Nr 5 (8)/2009 (maj) - 1212 Generacja Tpl

Page 1

Egzemplarz bezpłatny

Nr 5 (8)/2009 (maj)

iu) atru (Polskiego we Wrocław

ników Te miesięcznik młodych miłoś

Witajcie, kochani, majowy numer jest już ostatnim w tym sezonie. Dziękujemy Wam za to, że byliście, że pisząc teksty wymagające myślenia, mogliśmy być spokojni o to, że nasi czytelnicy je zrozumieją i wyniosą z nich coś dla siebie. To dla nas naprawdę cenne mieć dla kogo uchylać drzwi do świata teatru. Życzymy Wam udanych wakacji, nasączonych błogim lenistwem (by odpocząć po całym roku ciężkiej nauki), przeplatanych z kreatywnymi działaniami, które z pewnością już rodzą się w Waszych głowach. Redakcja

Co w Polskim? – strony 2, 3, 4 i 5

Po premierze Szajby – rozmowy z reżyserem i aktorami Prawie jak Clark Gable – czyli Mendoza zmaglowany Konkursy w Polskim Kobieta tysiąca i jednego czyny – rozmowa z Martą Kuźmiak, koordynatorką działań edukacyjnych w Polskim

fot. B

arto

sz M

az

Wszechnica Teatralna – strony 6

Zapowiedź ostatniej Wszechnicy w tym sezonie

Dobre Niedobre – strona 7 i 8

Przeżyj to sam! – recenzja Factory 2 w reż. Krystiana Lupy Teatralna ekstaza w mistrzowskim wydaniu! – recenzja Factory 2 w reż. Krystiana Lupy Kujater Klata – recenzja Szajby w reż. Jana Klaty

Różności – strona 8 Plebiscyt Kontakt

Maj – miesiąc Szajby, premiera niebanalnej groteski przyciąga widzów do teatru. Po zaledwie 6 tygodniach prób Jan Klata i zespół aktorów Teatru Polskiego dostarcza nam niezwykłych doznań i humoru, a wszystko to dzieje się w przestrzeni ogromnej szklarni, gdzie wspólnie dojrzewamy do umiejętności nabierania dystansu do naszych narodowych stereotypów. Chcąc zapewnić naszym czytelnikom najświeższe relacje z tego wydarzenia, jak zawsze przeprowadziliśmy popremierowe rozmowy z aktorami oraz reżyserem. Zachęcamy również do lektury recenzji, swoją drogą nie tylko z Szajby.

Lato w Teatrze Polskim – warsztaty dla licealistów zakończone spektaklem teatralnym. Wiecej informacji na stronie Teatru Polskiego Maj2008 2009| Generacja | Generacja TplTpl| |1 Listopad


Wreszcie wiosenne, szczęśliwe przedstawienie w Polskim – premiera Szajby Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk w reż. Jana Klaty To był specjalny dzień gratulacji i podziękowań, w którym Jan Klata odbierał wszelkie pochwały i dowody uznania. Dlatego my podeszliśmy do reżysera od innej strony... Od strony krytycznej. Po premierze zebraliśmy opinie od widzów i skonfrontowaliśmy reżysera z tymi negatywnymi. Ada Stolarczyk: Mała przestrzeń, zamknięcie i brak tlenu – to najczęstsze opinie widzów. Czy można to uznać za nieprzemyślany zabieg ze strony reżysera?

fot. Patryk Ciechanowski-Mirek

Jan Klata: To było przemyślane. Nieprzemyślane było ze strony osób, które nie są w stanie niczego poświęcić, by obcować ze sztuką. Aż chciałbym powiedzieć jak 99 Groszy: „Nawet tego nie skomentuję”. Albo nie. Wie Pani co? Skomentuję. Każde cierpienie i każdy pot jest dobry, aby walczyć o sprawę Kujaw. A.S.: Z tym mogę się zgodzić. Chciałam zapytać o czas. Mieliście tylko sześć tygodni na próby. Patrząc z perspektywy przygotowań do innych spektakli, to bardzo mało. J.K.: To jest normalne. W krajach wysoko cywilizowanych w ciągu sześciu tygodni robi się Hamleta, Ryszarda III i Makbeta. A.S.: Z czego wynika ta różnica? J.K.: W Polsce problem polega na tym, że ogromna część środowiska jest leniwa. A.S.: Wam jednak się udało... J.K.: Bo my nie jesteśmy leniwi, a przynajmniej staramy się z własnym lenistwem walczyć. A.S.: Czyli udało się Panu zebrać grupę aktorów, z którymi można pracować na europejskim poziomie? J.K.: Tak. I to jest powód, dla którego ciągle tu przebywam. Ja właściwie nie wracam do domu, bo ciągle tu wracam. A.S.: Czyli lubi Pan Wrocław? J.K.: Ależ oczywiście, uwielbiam to miasto. A artystów z Teatru Polskiego traktuję niemal jak rodzinę. Jest mi tu dobrze. A.S.: W zanadrzu kolejne realizacje? J.K.: Tak. Następnym spektaklem jest Ziemia obiecana, ironicznie mógłbym powiedzieć, że to mój wielki powrót. Za trzy tygodnie zaczynamy próby, a późną jesienią pracujemy z moją ekipą w Niemczech nad nowym dramatem Marka Ravenhilla, pod koniec następnego sezonu natomiast Stary Teatr. A.S.: Dziękuję bardzo za rozmowę, życzę, by prace nad kolejnymi spektaklami przebiegały w równie pozytywnej atmosferze jak te do Szajby. J.K.: O tak, to trafne życzenia, dziękuję.

zdjęcie z premiery, fot. NK

Rozmowa z Grzegorzem Bednarzem, artystą plastykiem, amatorsko zajmującym się krytyką teatralną. Naszą uwagę przykuł w czasie premiery Lalki w reż. Wiktora Rubina przez niecodzienną stylizację w postaci ptaków we włosach. Jest obecny na każdej premierze w Teatrze Polskim. Zapytaliśmy go o odczucia.

Ada Stolarczyk: Jaka jest Pana opinia na temat Szajby? Grzegorz Bednarz: Uważam, że jeszcze potrzeba czasu, żeby to zrozumieć, pojąć i krytykować. Taki czas na ochłonięcie. A.S.: Jakieś zauważalne błędy? G.B.: Wsadzenie ludzi do tak małej przestrzeni. Kiedy pod folię wejdzie sto osób, to po jakimś czasie nie ma czym oddychać. Widzowie nie mogą myśleć. Wymęczyłem się trochę z powodu braku tlenu. Ale u Klaty to chyba norma, bo w Sprawie Dantona była podobna sytuacja – mała przestrzeń, dużo widzów w kubaturze i znów nie było czym oddychać. A.S.: A może to jakiś specjalny zabieg? G.B.: Ja w takim razie go nie rozumiem. To taka trochę szajba (śmiech). A.S.: Czy został Pan czymś zaskoczony w Szajbie? G.B.: Widziałem już takie sztuki, filmy. Taką dzikość serca w wydaniu „Polska i reszta świata”. Przeskakiwanie z czasów dawnych do współczesnych, mieszanie tradycji z obrazą. Odebrałem Szajbę, jakbym oglądał obraz w technice kolażu.

2 | Generacja Tpl | Maj 2009


Rozmowa z Marianem Czerskim, grającym rolę Hansa Ada Stolarczyk: Gdy wiele lat temu przyjechał Pan do Wrocławia, zaczął Pan zawodowo biegać. W jednym z wywiadów wspomniał Pan, że często powtarza Pan sobie rolę w trakcie treningów. Marian Czerski: Zdarza mi się to bardzo często. Gdy biegam, oprócz tego, że kontempluję przyrodę, to również, jeśli jest taka potrzeba, powtarzam sobie tekst. A.S.: Czy wtedy zdarza się Panu samemu śmiać ze swoich tekstów? M.Cz.: Muszę przyznać, że tak, chociaż jest to wykroczenie przeciwko etyce aktora. Niektóre kwestie są tak groteskowe, że nawet w czasie prób czy przedstawienia jest mi trudno powstrzymać się od śmiechu. A.S.: Kiedy jest najtrudniej? M.Cz.: Gdy publiczność reaguje prawdziwie szczerym śmiechem. W połączeniu z moim osobistym rozbawieniem daną kwestią jest mi bardzo trudno powstrzymać się od wyjścia z roli. Choć czasami, jeśli się gra w lekkim repertuarze, to widzowie lubią, gdy aktor też wchodzi w sferę prywatną, wychodzi z roli i staje na chwilę po stronie publiczności. A.S.: Jest Pan maratończykiem. Woli Pan długie dystanse. Niecałe dwa miesiące na próby to raczej krótko. Czuł Pan presję czasu? M.Cz.: Nie, ponieważ atmosfera i rytm pracy, jaki wytworzył Janek Klata (który notabene też jest maratończykiem, choć ma dopiero jeden maraton na swoim koncie, ale jako debiutant z fajnym czasem), sprawiły, że praca, choć szybka, była naprawdę przyjemna. Choć nie ukrywam, że nie wyobrażałem sobie, iż wystawienie Szajby w tak krótkim czasie będzie możliwe. A.S.: A jednak się udało. Dzięki komu? M.Cz.: Pewnie to zasługa całego zespołu, a i reżyser wykazał tu duży profesjonalizm. Widać było, że ma to wszystko dobrze przemyślane. A.S.: Czy Szajba daje aktorom więcej swobody niż np. Mayday? M.Cz.: Absolutnie nie. Tutaj trzeba się pilnować, zresztą Janek nie pozwoliłby na zbytnie rozbuchanie. Dyscyplina jest potrzebna. A.S.: Czy zna Pan język niemiecki? M.Cz.: No właśnie z tym niemieckim to jest bieda. Uczyłem się w szkole średniej, ale wtedy nie przywiązywało się takiej jak dziś wagi do języków, więc efekty mojej nauki były marne. Zresztą nigdy nie lubiłem tego języka. A.S.: Był Pan kiepskim uczniem? M.Cz.: Tylko z matematyki, chociaż uczyłem się w szkole średniej technicznej żeglugi śródlądowej, więc było jej tam sporo. Istnieje taka anegdotka: Pewnego razu matematyczka powiedziała na lekcji: „Czerski, ty sobie nieskończoności nie wyobrażaj, bo zwariujesz”. A.S.: Chciał Pan zostać marynarzem? M.Cz.: Tak, poważnie o tym myślałem, chciałem iść do szkoły morskiej, ale gdzieś po drodze

przytrafił się teatr i tak już zostało. A.S.: I całe szczęście. Dziękuję bardzo za rozmowę. M.Cz.: Tak, mogę to chyba nazwać moim szczęściem.

fot. Bartosz Maz

Rozmowa z Michałem Majniczem, odtwórcą roli terrorysty Zachara Karolina Babij: Jak się Pan czuje po premierze? Michał Majnicz: Jestem bardzo zadowolony z Szajby. Praca nad nią była bardzo przyjemna, optymistyczna, może nawet radosna, co widać w finale. To, co widać w finale, towarzyszyło nam przez cały okres prób. Dzisiejsza widownia była wyjątkowa, jestem ogółem bardzo zadowolony. K.B.: Przy okazji pracy z Agnieszką Olsten powiedział Pan, że nie lubi pracować z kobietami, bo wiedzą więcej od Pana. Jak więc pracuje się z Janem Klatą – typowym mężczyzną? M.M.: Z Jankiem współpracuje mi się bardzo dobrze. Pracowałem z nim już przy spektaklu Witaj/Żegnaj w Bydgoszczy. Nie zostałem niczym negatywnie zaskoczony. To było kolejne pozytywne doświadczenie. Klata dobrze wie, czego chce, ponadto ma bardzo trafne uwagi. K.B.: Ma Pan w sobie coś z terrorysty Zachara? M.M.: Wszystko! Może nie olewam bomb (śmiech), ale rzęsa często wpada mi do oka!

fot. Patryk Ciechanowski-Mirek

Maj 2009 | Generacja Tpl |

3


Prawie jak Clark Gable – czyli Mendoza zmaglowany Ostatni w tym sezonie Magiel literacki różnił się od poprzednich z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze – odbył się w środę (6 maja 2009), a nie jak zwykle w poniedziałek. Po drugie – prowadzącym spotkanie nie był Leszek Budrewicz, lecz Marcin Hamkało – poeta, autor wielu tomów wierszy, dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Opowiadania. Po trzecie – po raz pierwszy zmaglowano pisarza zagranicznego, a był nim Eduardo Mendoza – znany w Polsce hiszpański autor trylogii detektywistycznej: Przygody damskiego fryzjera, Sekret hiszpańskiej pensjonarki oraz Oliwkowy labirynt. Twórca ten przyjechał do Wrocławia, żeby promować swoją najnowszą książkę, wydaną nakładem wydawnictwa Znak, pt. Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa. Zebrana na widowni Sceny Kameralnej publiczność miała okazję posłuchać nie tylko o wspomnianej powyżej książce, ale również poznać kilka ciekawostek z życia hiszpańskiego autora. Wśród nich między innymi: kto nadaje tytuły jego kolejnym książkom? Ile lat poszukiwał wydawnictwa, które zechciało wydać jego pierwszą książkę? Jak film Przeminęło z wiatrem wpłynął na jego życie i twórczość? Czy potrafi nie pisać o Barcelonie? Dlaczego tak bardzo lubi twórczość Woody’ego Allena? Nie zabrakło

oczywiście pytań od tłumnie przybyłej publiczności. Były wśród nich te o cel literatury, jak również o to, jakim materiałem na film są książki hiszpańskiego autora. Miłym akcentem były podziękowania dla pisarza za jego twórczość od jednej z czytelniczek. Po zakończeniu interesującej dyskusji na scenie ustawiła się kolejka czytelników, którzy chcieli skorzystać z niepowtarzalnej okazji i zdobyć autograf pisarza. Ten znany z wyrazistego i ironicznego humoru oraz częstych gier słownych autor okazał się bardzo sympatycznym i zdystansowanym do swojej twórczości człowiekiem. Czekamy z niecierpliwością na następny sezon i kolejnych interesujących gości Magla literackiego. Kto wie, może właśnie został zapoczątkowany nowy zwyczaj i będziemy mogli częściej spotykać się z pisarzami zagranicznymi? Agnieszka Michalska

Konkursy w Teatrze Polskim Uwaga! Jeśli czujesz teatralnego bluesa, jesteś uzdolniony plastycznie, fotograficznie, pisarsko, a do tego masz bystry umysł, to właśnie masz okazję do zaprezentowania swych wyjątkowych umiejętności na skalę wyższą niż mury Twojej szkoły! XLIII edycja konkursu „Młodzież Poznaje Teatr” to, oprócz rywalizacji, też czas, w którym możesz zatrzymać się w codziennym biegu, oderwać myśli od obowiązków, otworzyć umysł i zajrzeć, co też takiego grają w tym Teatrze Polskim. Pominąwszy cenne nagrody rzeczowe, które możesz wygrać, do zdobycia jest również niemała satysfakcja i coś, czego nie sposób położyć na półce, by obrosło kurzem... Jedynym warunkiem uczestnictwa jest bycie uczniem szkoły ponadpodstawowej w granicach Dolnego Śląska. Jeśli jesteś wystarczająco zdeterminowany, by podnieść rękawicę, zajrzyj po więcej szczegółów na www.teatrpolski.wroc.pl w zakładkę Edukacja. Ewa Przepiórka

Teatralna stolica Polski Wrocław to miejsce niezwykłe. To właśnie tu rozwijały się legendy Jerzego Grotowskiego czy Henryka Tomaszewskiego. Teatralne tradycje należy podtrzymywać i kultywować. Związani z teatrem wiedzą o tym doskonale. Powoli dobiega końca teatralny sezon 2008/2009, a wciąż jeszcze miasto wyciąga „asy z rękawa”. W Polskim czeka nas wznowienie Kuszenia cichej Weroniki w reżyserii Krystiana Lupy. Współczesny szykuje premierę Króla Leara w interpretacji litewskiego twórcy Cezarijusa Graužinisa. Dzięki festiwalowi „Świat miejscem prawdy” na moment powrócą też legendarni Oczyszczeni Sarah Kane w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego. Jednak nie samymi zapowiedziami człowiek żyje, czas więc na wspomnienia i podsumowania. Wrocławskie sceny notowały w tym sezonie zarówno wzloty, jak i upadki. Samsara Disco w reżyserii Agnieszki Olsten mimo nieprzychylnych recenzji przyciąga widzów, którym podoba się połączenie Czechowa z Pielewinem. Jak zwykle obserwujemy niesamowitą grę świateł i ruchu, choć jest to spektakl zupełnie odmienny od poprzednich wrocławskich realizacji reżyserki: LINCZU i Nie do pary. Nasza redakcja uważa przedstawienie Olsten za absolutny hit sezonu. Kolejny dobry wrocławski spektakl to ...np. Majakowski w opracowaniu Krystyny Meissner. Poeta i piewca rewolucji staje się w tej inscenizacji bohaterem pozytywnym, uwielbianym przez publiczność. Godny pochwał jest również Kaspar w reżyserii Barbary Wysockiej. Słowne tortury i rozgrywki to obraz współczesnego świata, pełnego manipulatorów.

4 | Generacja Tpl | Maj 2009

!

fot. Roman Stachowiak

Choć spektakl wymaga niezwykłego skupienia, jest wspaniałą propozycją nie tylko dla teatromanów. Hitem okazały się również sobotnie spotkania w ramach Wszechnicy Teatralnej, które wielokrotnie opisywaliśmy na łamach „Generacji Tpl”. Słuchacze mieli niepowtarzalną okazję do konfrontacji poglądów z czołowymi artystami polskiego teatru. Spotkali się z Janem Klatą, Mariuszem Bonaszewskim, Kingą Preis, Przemysławem Wojcieszkiem czy Zbigniewem Zamachowskim. Zapoznali się również z twórczością mistrzów – Jerzego Grotowskiego, Jerzego Grzegorzewskiego czy Tadeusza Kantora. Skoro mowa o Grotowskim, to właśnie nasze miasto, z okazji obchodów roku jego imienia, zostało gospodarzem Premio Europa per il Teatro, a więc uroczystości wręczenia teatralnych Oscarów. Spektakle pierwszego polskiego laureata Europejskiej Nagrody Teatralnej Krystiana Lupy zostały jednak nieco przyćmione aferami homarową i chomikową z Rodrigiem Garcíą w roli głównej. Cieszy zainteresowanie Factory 2 Lupy – Wytwórnia Filmów Fabularnych pękała w szwach, a niektórzy podobno wchodzili oknami. W tym roku, mimo kryzysu finansowego, nie zawiódł również jubileuszowy XXX Przegląd Piosenki Aktorskiej, którym zabłysnął na chwilę Teatr Muzyczny Capitol. Wrocławian wciąż również atakują Ad Spectatorsi i Scena Witkacego. Jest też niezawodna Centrala 71 przygotowująca świetne czytania dramatów w Rurze. Wiosną wszystko kwitnie – sezon wciąż się nie skończył. Czy pojawią się jeszcze spektakle-perełki na miarę Sprawy Dantona, Smyczy czy legendarnych Oczyszczonych? Czas pokaże. Nasze miasto ma potencjał i bywa nazywany teatralną stolicą Polski. Wierzymy, że nasze teatry pod koniec sezonu pozwolą potwierdzić to kolejny raz. Karolina Babij, fot. Krzysztof Bieliński, Bartosz Maz


Kobieta tysiąca i jednego czynu Dziś rozmawiamy z Martą Kuźmiak, koordynatorką wszelkich działań edukacyjnych (to jej zawdzięczamy działalność redakcji „1212 Generacji Tpl”), realizatorką „Czynnych poniedziałków”: Czytań i Magli literackich, a także twórczynią Wszechnicy Teatralnej, czyli sobotnich darmowych spotkań ze światem teatru dla wszystkich pasjonatów, miłośników tegoż właśnie środowiska. Ada Stolarczyk: Wszechnica Teatralna to nic innego jak otwarcie bram do Teatru Polskiego. Skąd pomysł na tego typu aktywność? Marta Kuźmiak: Z nudów. Nienawidzę nudy. Uwielbiam poszerzać moją wiedzę, uwielbiam się nią dzielić. Dlatego zapraszam specjalistów w konkretnej dziedzinie do Wrocławia, by osoby spragnione tej wiedzy mogły ją w miłej atmosferze przyswoić, zadać pytania, porozmawiać z artystami, profesorami, nie ex cathedra, ale tak po prostu przy kawie. Wszechnica to przemiłe sobotnie przedpołudnia. Nie znalazłam do tej pory lepszej formuły spędzania wolnego czasu. Bo cóż wspanialszego niż kawa w towarzystwie Kingi Preis, Zbigniewa Zamachowskiego, Jana Klaty? Grotowskiego czy Kantora nie sposób obejrzeć w telewizji, a u nas można. Tańca współczesnego też nie uczą nigdzie za darmo. A u nas uczą. Zresztą nie tylko tańca. A.S.: Z pewnością zdarzały się sytuacje nieprzewidziane – jak sobie z nimi radziłaś? M.K.: Żartem. Dobry żart tynfa wart. Z czasem nauczyłam się dystansu do nieprzewidzianych sytuacji. Pokrywam je uśmiechem. Jeśli mogę coś poprawić lub czemuś zapobiec, na pewno to zrobię. Jeżeli nic już nie mogę zrobić, akceptuję to, co jest. A.S.: Jak reagowali aktorzy, krytycy i wykładowcy na Twoje zaproszenia na tego typu wydarzenie? M.K.: Świetnie, z zaskoczeniem, z zaszczytem, z serdecznością. Najzabawniej reagowali moi byli wykładowcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego. A.S.: Które ze spotkań wspominasz najmilej? M.K: Trudno odpowiedzieć. Każde było szczególne na swój sposób. Kiedyś w noc poprzedzającą Wszechnicę okazało się, że jeden z zaproszonych gości dotrze do Wrocławia z godzinnym opóźnieniem. Musiałam rozpocząć Wszechnicę dużo później, niż planowałam. Oczywiście wszyscy zainteresowani przybyli zgodnie z godziną podaną w mediach, na plakatach i w Internecie. I tak sobie siedzieliśmy przez godzinę. Rozmawialiśmy bez stresu związanego z obecnością gwiazd. Było świetnie. Dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam Wszechnicę. Nikt nie był zły. Myślę, że gdyby nasi goście nie dojechali, siedzielibyśmy tam pomimo tego. A.S.: Jak oceniasz tegoroczną – pierwszą edycję Wszechnicy Teatralnej? M.K.: Słabo, ze względu na problemy finansowe, które dopadły nas, gdy skończyła się dotacja z Ministerstwa Kultury. Poza tym było nieźle. Cieszę się, że udało mi się zaprosić ludzi, których zawsze podziwiałam, że Wszechnica ma swoich sympatyków, że jest rozpoznawalna. A przede wszystkim że nie sprawdziły się moje obawy, że będę jej jedynym widzem. A.S.: Stali bywalcy już dopytują się o kolejne spotkania – czym ich zaskoczysz? M.K.: Mam kilka pomysłów. Niestety, to, czy je zrealizuję, zależy od tego, czy uda mi się zdobyć dofinansowanie. Chcę w następnym sezonie zaprosić obok Andrzeja Wajdy i Mai Komorowskiej młodsze pokolenie twórców – Krzysztofa Warlikowskiego, Grzegorza Jarzynę, Maję Kleczewską, Danutę Stenkę, a także pokazać spektakle zagranicznych twórców – mojego ulubionego Luka Percevala, Franka Castorfa, Renè Pollescha i Piny Bausch. Konieczne są kolejne wykłady dopełniające historię teatru – wciąż nie udało się przygotować wykładu o Szekspirze choćby. A.S.: W tym sezonie przejęłaś również pieczę nad „Czynnymi poniedziałkami” – czym się kierowałaś, dobierając „repertuar”? M.K.: Tekstami, szukałam dobrych tekstów. Były to zarówno teksty, które autorzy przysyłali do teatru, były teksty proponowane przez reżyserów, których zaprosiłam do współpracy, a także walka o zdobycie praw autorskich do dramatów nowych i bardzo interesujących. Niestety, w walce tej poniosłam klęskę. A.S.: Bywało tak, że na czytaniach brakowało wolnych miejsc na widowni. Spodziewałaś się aż takiego zainteresowania ze strony wrocławian? M.K.: Już poprzednie sezony pokazały, że bezpłatne czytania mają stałą publiczność. Oczywiście ich poziom też jest ważny. Najważniejsze, że liczba widzów nie spadła. Że ludzie naprawdę zaczęli traktować teatr jako miejsce przyjazne, otwarte, że przychodzą tak po prostu, z ulicy, w dżinsach, pomiędzy uczelnią a wieczornym wyjściem do pubu. A.S.: Jakie to uczucie? M.K.: Kiedy widzę, że są widzowie, że się śmieją, dyskutują o tym, co zobaczyli, to wiem, że to, co robię, ma sens, że jestem potrzebna. Kiedy przychodzę na Wszechnicę czy

na Czytanie i widzę Karolinę, Monikę, Bartka, Michała, Dawida, Martę i wiele innych osób, to serce rośnie. To nieprawda, że mamy fatalną młodzież. Po prostu brakuje dla nich oferty na poziomie. A.S.: Co nas jeszcze czeka? M.K.: W tym sezonie czytamy jeszcze Jeffa Koonsa Rainalda Goetza. To przedziwny tekst, który jest w zasadzie zapisem myśli bohatera. Ma ciekawą formę i dramaturgię. Jestem ciekawa, jak spróbuje ten tekst zinterpretować Bartek Frąckowiak, dramaturg ze sporym dorobkiem i początkujący reżyser. To czytanie już 25 maja. W czerwcu Katarzyna Michałkiewicz przygotuje Sen srebrny Salomei Juliusza Słowackiego. Pamiętamy, że właśnie upływa Rok Słowackiego. Spotkanie z romantycznym dramatem planujemy na 15 czerwca. A wszystkich sympatyków Teatru Polskiego zapraszam na podsumowanie sezonu edukacyjnego 22 czerwca. Odbędzie się wręczenie nagród oraz czytanie zwycięskiej sztuki w rywalizacji konkursowej na jednoaktówkę. Natomiast w lipcu, po raz pierwszy w wakacje, zaproponujemy młodzieży licealnej warsztaty zakończone spektaklem teatralnym. Zajęcia będą prowadzić m.in. Sambor Dudziński i Marcin Czarnik. A.S.: Odkąd zajęłaś się działem Edukacja, dużo zaczęło się w nim dziać. Czy uważasz swoją pracę za pasję? M.K.: Tylko w ten sposób potrafię pracować. A.S.: A na koniec podaj nam proszę receptę na tak kreatywne pomysły i działania, dzięki którym mogliśmy być bliżej tego, co kochamy. Innymi słowy, co jest Twoją motywacją? M.K.: Wy. Ty, cała redakcja i młodzież, która jeszcze o tym nie wie, że ja tu na nią czekam, ale tak jak ja na nich, tak oni podświadomie czekają na mnie. Na osobę, która im udowodni, że można spełniać marzenia, tylko trzeba chcieć i pracować. Rozmawiała Ada Stolarczyk, fot. archiwum prywatne

Maj 2009 | Generacja Tpl |

5


www.wszechnica.teatrpolski.wroc.pl

otwarte sobotnie spotkania z twórcami, teoretykami i miłośnikami teatru w Teatrze Polskim we Wrocławiu

Samsara Disco = Czechow + Owady

Inaczej ujmując, zatańczymy wokół niezdrowej plątaniny emocji ludzkich, których źródłem objawia się nieustanna potrzeba doświadczania światła, stymulowania wrażeń i podniet. Tyle że wszędzie panuje błoga ciemność... Ta wkrada się w głowy istot żyjących i pozbawia nadziei na kolorowe sny. Czy można funkcjonować w ciągłej szarej beznadziei, z pragnieniami ulokowanymi co najwyżej na górnej półce sklepowej? Jako parszywy insekt – czemu nie? Te nigdy nie rezygnują, ale mozolnie pchają swą gnojową kulkę do przodu, skrzętnie wysysają kapitalistyczną krew, bez słowa utyskiwań rozbijają się o przednią szybę mknących po autostradzie mobilów. W końcu lecą na oślep do zapalonej żarówki. Zaprogramowane, trwają. Iwanow pyta, skąd czerpać motywację i energię do bycia Człowiekiem na co dzień. Pielewin powątpiewa, czy aby w chaotycznej mizerii cywilizacji prawdziwe oblicze Człowieka ma jeszcze jakąś rację bytu. Iwanow nie skupia się wcale na zasadności wiary w Boga, Pielewin nie myśli o Rosji... Samsara Disco to nowa realizacja teatralna sztuki Antona Czechowa Iwanow w kontekście współczesnej powieści Wiktora Pielewina Życie owadów, w reżyserii Agnieszki Olsten, przy współpracy dramaturga Bartosza Frąckowiaka. Premiera spektaklu odbyła się w lutym br. na Scenie na Świebodzkim Teatru Polskiego we Wrocławiu. Samsara to w buddyzmie kołowrót narodzin i wcieleń, cykl reinkarnacji żywych istot, z którego uwolnić się możemy tylko przez osiągniecie nirwany. Disco pochodzi ze świata popkultury. W efekcie otrzymujemy zderzenie duchowości z popem. W ujęciu Agnieszki Olsten mieszanka ta pozwala oczywiście wnikliwie przyjrzeć się współczesnej kondycji ludzkiej. Bohaterowie Czechowa są znudzeni i bezradni życiowo. Uwięzieni w samsarze, dążą do upragnionego wyzwolenia w nirwanie. W tym celu „przepoczwarzają się” w inne postacie, przyjmując kolejne role życiowe. Porzucając wypłowiałe relacje i stosunki, angażują się w nowe romanse, węszą za szczęściem na różnych szczeblach awansu zawodowego, przeistaczają stanowo, szukają. W tle przygrywa mamona, szara eminencja – powód wszystkiego zła. Nieumiejętność zaglądania w głąb samych siebie tylko pogarsza sytuację – pozostają wegetacja, beznadzieja i brak odpowiedzi na pytanie o wartość Człowieka. O najnowszej realizacji Agnieszki Olsten traktuje kolejna odsłona wszechnicowa. 23 maja we foyer Sceny im. Jerzego Grzegorzewskiego zainaugurujemy szeroką dyskusję na temat uniwersalizmu

6 | Generacja Tpl | Maj 2009

i ponadczasowości humanistycznego przesłania dzieł Czechowa. W świat pozornej jednoznaczności i bezbarwności bohaterów literackich pisarza wprowadzi nas prof. Wasilij Szczukin, na co dzień pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego. Po wykładzie odbędzie się panel dyskusyjny wokół Samsary Disco z udziałem reżyserki Agnieszki Olsten, dramaturga Bartosza Frąckowiaka oraz dziennikarzy teatralnych Jolanty Kowalskiej (Telewizja Polska Wrocław) i Katarzyny Kamińskiej („Gazeta Wyborcza – Wrocław”). Jak bardzo zmodyfikowano materiał literacki na potrzeby realizacji scenicznej? Czy możliwe jest samopoznanie? Czy każdy ma swą prywatną dyskotekę oraz wreszcie – czy przed teatrem należy czytać książki? O tym majowo-wszechnicowo. Mariusz Cisowski

Wszechnica Teatralna 23 maja 2009 Foyer Sceny im. Jerzego Grzegorzewskiego Tpl godz. 15:00 Anton Czechow – wykład prof. Wasilij Szczukin, Uniwersytet Jagielloński godz. 16:00 Samsara Disco – panel dyskusyjny reżyserka Agnieszka Olsten dramaturg Bartosz Frąckowiak Jolanta Kowalska (Telewizja Polska Wrocław) Katarzyna Kamińska („Gazeta Wyborcza – Wrocław”)


Wspomnienie Factory 2 w reżyserii Krystiana Lupy. Spektakl był prezentowany we Wrocławiu w ramach wręczenia nagrody Premio Europa per il Teatro. Przeżyj to sam! Na film Warhola Empire State Building przyszło kilkaset osób. Do końca wytrwała garstka ludzi w śpiworach. Osiem godzin tego samego widoku, czasami przelatujący ptak i Monetowska zmiana pór dnia niczym w jego Katedrze w Rouen. Tyle że tutaj „na żywo”. Spektakl Krystiana Lupy opiera się na tej samej idei, którą Warhol wykorzystał w swym filmie. Bycie świadkiem czegoś, obserwatorem, czasami nieproszonym gościem, a wreszcie uczestnikiem. Bo Factory 2 to nie jest zwykły spektakl. Lupa cieszy się, że jego aktorzy nie przychodzą grać w nim, tylko żyć w nim. Ja, idąc do teatru, także nie czułam się, jakbym szła nie na Factory, a do Factory. Do Fabryki Lupy. I moje oczekiwania mnie nie zawiodły. Ten spektakl trudno zrecenzować, bo jak zrecenzować czyjeś codzienne, co prawda niekonwencjonalne, ale zawsze, życie? To trwa osiem godzin. I nie dzieje się tam nic. A zarazem dzieje się tam wszystko. I właśnie ten proces „dziania się czegoś” obejmuje dzieło Lupy. To nie jest adaptacja, inscenizacja ani wariacja na temat Andy’ego Warhola. To druga Fabryka. Przełożona w czasie o czterdzieści lat, ale świeża i taka... prawdziwa. Improwizacja to ważny element spektaklu i była ona najważniejszym elementem tworzenia go. Próby trwały rok, a improwizowali nie aktorzy, a ludzie grający w przedstawieniu. Podczas spektaklu wyświetlane są screentesty aktorów. Przywodzi to na myśl odwiedzanie pokoju Wielkiego Brata z kamerą w środku. Ale tu nie było Wielkiego Brata, nikt nie zadawał pytań. Były tylko odpowiedzi na pytania stawiane sobie samemu, płacz, śpiew, wyznania albo milczenie. Po prostu życie. Ale w Factory 2 życie przeplata się z grą albo lepiej – odtwarzaniem losów supergwiazd. Postacie z Fabryki komentują wypowiedzi aktorów, a zachowania ze screentestów są powielane w grze. Katarzyna Warnke odtwarzająca rolę Nico płacze i śpiewa, jej bohaterka w pewnym momencie to powtarza. Małgorzata Hajewska-Krzysztofik podczas screentestu nie mówi niczego, widać, że myśli, chciałaby coś powiedzieć, ale nie może, nie wie jak. Grana przez nią Viva w końcu ubiera w słowa swe uczucia do Warhola i mu je oznajmia, jednocześnie martwiąc się jego nieszczęśliwym związkiem z Edie. Osobiście nie lubię improwizacji w teatrze. Zawsze jestem brana z zaskoczenia i w inscenizowany wątek wplatana jest luźna rozmowa aktorów, zazwyczaj z jakąś aluzją, która to niby ma wzbudzić śmiech, a na mojej twarzy wywołuje skutek wręcz odwrotny. I wtedy nagle wszystko wraca do „normalności”, inscenizowany wątek trwa, jak gdyby nigdy nic. Spektakl Lupy trzyma się natomiast całości, nie rozłazi się, nawet mimo pozornej bezsensowności narracji. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że w wydaniu Lupy improwizację ubóstwiam. Tutaj improwizować trzeba też na żywo, bo nie można zaplanować, że nic nieoczekiwanego się nie zdarzy w ciągu ośmiu godzin, a zdarza się. Aktorzy grający w spektaklu potrafią improwizować doskonale. Factory 2 to manifest przeciwko teatralności, ale nie teatrowi. Nawet podczas przerw aktorzy nie kryją się w garderobach, tylko razem z widzami wychodzą na papierosa, po prostu. Scenografia także występuje przeciwko sztuczności. Na scenie są reflektory, stojaki, blendy odbijające światło. Wszystko na zewnątrz, nic nie jest schowane. To na scenie, z komputera włączana jest muzyka i to osoby biorące udział w spektaklu, gdy mają ochotę zmienić jej natężenie, robią to. Rzeczywistość miesza się z iluzją i w pewnych momentach nie wiadomo, czy to my ich podglądamy czy oni nas. Życie jest cały czas rejestrowane przez wszechobecne kamery. Nieustannie kręcony jest jakiś film. Taki, który na pewno spodoba się Warholowi (genialny Piotr Skiba), bo on odkryje coś fajnego, ładnego, ciekawego we wszystkim. A sam jest niezwykle skromną, neurotyczną osobą.

Jako jedyny z całej Fabryki, wszystkich osób, które chciały zostać supergwiazdami, a on miał im w tym pomóc, nie jest na haju. On upaja się sztuką, która się dzieje i którą sam tworzy. A czym, oprócz narkotyków, upajają się jego gwiazdy? Eric (Piotr Polak) biega po scenie w „lekkim ubraniu”, bo w takim czuje się bliżej nagości, a nagość to „wolność”. W końcu rozbiera się i przez trzydzieści minut, w pozie przypominającej antyczną rzeźbę Fauna Barberiniego, gada po prostu, od rzeczy, o tym, na co ma w danej chwili ochotę. Brigid (znakomita Iwona Bielska) dzwoni do Warhola i wygłasza czterdziestominutowy monolog o sprzątaniu mieszkania, zabawny, choć w pewnym momencie już nieco nużący. Aczkolwiek Brigid, mimo braku uwagi Warhola, nawet mimo przerwy, mówi nadal, zamknięta w szklanym sześcianie. Tybetański Tancerz (Tomasz Wygoda) przyprowadzony przez Ultrę (Urszula Kiebzak) nie odzywa się, bo – jak sądzono – nie potrafi mówić, a w związku z tym pewnie jest jakimś bóstwem i tak należy go traktować. Dopiero Nico (Katarzyna Warnke, która nawet lepiej śpiewa od prawdziwej Nico!) odkrywa w nim normalnego człowieka, którego powód milczenia był zupełnie inny, niż to się wszystkim wydawało. Wśród artystów Factory można było znaleźć także transwestytów i drag queens. To właśnie scena z ich udziałem jest jedną z najlepszych i najzabawniejszych w całym spektaklu, choć tych nie brakuje. Po rozmowie-filmie następuje genialna demaskacja, zerwanie maski. Jeden z drag queens, Candy (grany przez wspaniałego Krzysztofa Zawadzkiego), wychodzi ze swej roli, ściąga kobiece ubranie, zmywa makijaż i kładzie się zmęczony na łóżku, podczas gdy na ekranie nad nim wyświetlany jest oryginalny wywiad z Candy Warhola, gdy jest atakowana i wyzywana przez dziennikarza podczas wywiadu. Daje nam to szeroki obraz bywalców Factory, a także lustro behawioryzmu, w którym my sami możemy się przejrzeć. Krystian Lupa także gra w tym spektaklu i nie kogo innego jak samego Warhola. W pewnym momencie Piotr Skiba znajduje się na scenie, obserwując nagrywanie swego filmu, a miejsce, gdzie zwykł siadać, przy konsolecie, zajmuje Lupa. Reżyser staje się Warholem swojego własnego Factory – Factory 2. Prawdziwy Billy Name kiedyś powiedział o znajomości z prawdziwym Ondine’em, że: „...you would enjoy it like it was better than a theater performance because it was really live”. Ten cytat idealnie wpasowuje się w klimat dzieła Lupy, bo Factory 2 takim niewątpliwie jest i bardzo mylą się ci, którzy uważają, że Krystian Lupa odszedł od swych dotychczasowym dokonań, swego własnego, wypracowanego, autorskiego stylu teatru. Lupa nadal poddaje głębokiej psychoanalizie swoje postacie, w tym względzie nic się nie zmieniło. A opakowanie? Opakowanie ma prawo się zmieniać. Puszka zupy Campbell’s w XXI wieku także wygląda inaczej niż w 1962 roku. Factory 2 trudno jest streścić czy opisać w krótkiej recenzji. Factory 2 trzeba przeżyć. Asia Witkowska, fot. Krzysztof Bieliński, archiwum Starego Teatru

Maj 2009 | Generacja Tpl |

7


Teatralna ekstaza w mistrzowskim wydaniu! Kiedy wspominałam moim znajomym, że wybieram się na przedstawienie, które ma trwać osiem godzin, wszyscy, bez wyjątku, łapali się za głowę. Prawdę mówiąc, sama też nie czułam się pewnie. Pojawiło się zwątpienie, czy można zrobić dobry spektakl i rozciągnąć go w tak długim czasie. Po wyjściu z Wytwórni Filmów Fabularnych mogłam jedynie uśmiechnąć się do moich wątpliwości. Geniusz Krystiana Lupy doceniła cała Europa, przyznając mu Europejską Nagrodę Teatralną. Pokazany we Wrocławiu spektakl Factory 2 był jedynie potwierdzeniem decyzji kapituły teatralnych Oscarów. Przedstawienie o życiu znanego artysty Andy’ego Warhola i o skupionych wokół niego ludziach zrobione zostało wręcz mistrzowsko. Lupa postawił na konwencję. Nie chciał zrobić przedstawienia biograficznego. Dzięki temu widzowie otrzymali obraz człowieka niepewnego, można nawet stwierdzić, że pozbawionego własnego zdania, zagubionego, otoczonego żerującymi na nim ludźmi – czyli przekaz uniwersalny, choć odnoszący się do konkretnego człowieka. Bo taki jest Warhol Lupy – zupełnie odarty z siebie, zdany na innych, do tego stopnia ubezwłasnowolniony przez pracujących z nim ludzi, że nawet udzielany przez niego wywiad jest mu dyktowany. Niepewny swoich uczuć, pozbawiony weny, wciąż szuka natchnienia. Grający Andy’ego Piotr Skiba wykreował rewelacyjną postać. Postawa Andy’ego dotykała publiczność. Zresztą żadna postać w spektaklu nie pozwalała na obojętność odbiorców. Fantastyczna gra aktorska była jednym z naj-

Kujater Klata Skrecze mentalne, muzyka, scenografia – specyfika tych elementów tworzy mieszankę wybuchową, typową dla teatru Jana Klaty. Nazywany „największym buntownikiem polskiego teatru” reżyser wystrzelił z kolejnym dynamitem. Szajba według dramatu Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk to niezwykle aktualna opowieść typu political fiction & comedy o współczesnej Polsce, która szczególnie dosadnie ukazuje wszelkie obawy i obłudę polskiego społeczeństwa.

fot. Bartosz Maz

PLEBISCYT

większych atutów spektaklu. Do łez rozbawiały czterdziestominutowy monolog o sprzątaniu Brigid (rewelacyjna Iwona Bielska) czy rozmowa Holly, Jackie i Candy (kolejno Iwona Budner, Bogdan Brzyski i Krzysztof Zawadzki). Postać Warhola stała się dla Lupy bazą dla ukazania wszystkich bywalców fabryki. Każdy z nich ma tam swoje pięć minut, przede wszystkim za sprawą krótkich prób nagraniowych, kiedy to każdy z nich, w obliczu kamer, ma mówić „coś”. Dzięki temu Factory 2 okazało się studium monologu. Mamy więc dywagacje o ciężkości bytu Erica, który czuje się więziony przez własne ciało, czemu przez całe przedstawienie daje wyraz wcielający się w tę postać Piotrek Polak. Nieustannie kręci się po scenie, zastygając w najbardziej wymyślnych pozach. Zatrzymuje się jedynie na moment, leżąc nagi na kanapie i rozprawiając o sensie swojego życia. Monologuje też Ondine (Adam Nawojczyk), chcący zostać papieżem całego społecznego marginesu. W spektaklu na brawa zasługuje wszystko: wykorzystanie przestrzeni, rewelacyjna scenografia, wiernie przedstawiająca fabrykę, użycie multimediów i czas trwania. Choć może to zaskakiwać, przedstawienie nie nuży nawet przez chwilę. Reżyser nieustannie zaskakuje nowymi rozwiązaniami, nie powtarza się. W każdej minucie podkreśla swój geniusz. Lupa stworzył spektakl uniwersalny. Przedstawił postać Andy’ego Warhola, a na kanwie jego historii utkał charakterystykę zmanipulowanego człowieka. Człowieka genialnego, choć zagubionego. Przeprowadził genialną charakterystykę, jego postacie są pełne życia, nie są bezbarwnymi elementami spektaklu – tworzą go od początku do końca. Fantastyczny dobór aktorów sprawił, że przedstawienie było skazane na sukces. Tak jak każde poprzednie i zapewne każde kolejne. Aleksandra Kowalska Gdzieś w tej szajbowej Polsce żyje Mister Ble (Wojciech Ziemiański) – dożywotni premier, wiodący „ciekawe” życie ze swoją małżonką Wiktorią (Kinga Preis). Stale walczy z korupcją i kłamliwą historią, zaniedbując swój związek. Są jeszcze terroryści: 99 Groszy (brawurowy Marcin Czarnik) oraz jego nieco-mniej-mądry towarzysz Zachar (świetny Michał Majnicz), fot. Ewa Przepiórka chcący pozyskać kontrolę nad światem i wcielić w życie wizję wspaniałych Wielkich Kujaw. Nie brakuje typowych dla Klaty rozwiązań scenicznych – świetnej ścieżki dźwiękowej czy genialnej choreografii Maćka Prusaka. Świetna, zespołowa gra aktorska w połączeniu z piękną scenografią Mirka Kaczmarka (rzecz dzieje się w szklarni!) dają niesamowity efekt uczestnictwa widza w procesie tworzenia Polski (aluzja do demokracji?). Historia zawarta w Szajbie pozornie wydaje się banalna: terroryści walczący o teren – Kujawy – i antagonista polityk Mister Ble w śmiesznym wydaniu. Nie jest to jednak farsa, pusta historyjka bez przesłania. W Szajbie roi się od groteskowych momentów, które wcale nie zatracają sensu sztuki. Nie brakuje w niej odniesień do współczesności – pojawiają się zarówno South Park, postać profesora Bralczyka czy nawiązanie do wojny (tym razem w imię Wielkich Kujaw). To wszystko tworzy przecież obrazek z naszego podwórka – mamy przecież rodzimą kreskówkę Włatcy móch, stale porównywaną do South Parku, tworzą się nowe słowa – zrosty, których znaczenie trzeba wyjaśniać. Są i świat polityki, pełen fałszu i obłudy, a także ciągły strach przed terroryzmem, dyskusja o patriotyzmie. Czy tak właśnie wygląda Polska XXI wieku? fot. Piotr Sarama Jeśli Klata rzeczywiście tak odbiera naszą rzeczywistość, nie mogę się z nim nie zgodzić. W Szajbie pokazał, że również przez mieszankę political fiction & comedy (nazywaną nawet przez niektórych farsą) można mówić o sprawach ważnych, o współczesnych problemach narodowych. Dzięki temu Klata stał się kujaterem – bohaterem moich Kujaw, wojownikiem o lepsze perspektywy. Karolina Babij

Sezon 2008/2009 dobiega końca. Przyniósł nam sporo odważnych rozwiązań za sprawą Lalki, wzruszeń – za sprawą Samsary Disco, zadumy dzięki Nirvanie i dobrego humoru dzięki Szajbie. Nasza redakcja postanowiła wybrać najlepszy spektakl w Teatrze Polskim. Nie mieliśmy wątpliwości. Zwyciężyła Samsara Disco w reżyserii Agnieszki Olsten. Gratulujemy!

„1212 Generacja Tpl” generacjatpl@teatrpolski.wroc.pl Redakcja: Ada Stolarczyk, Karolina Babij, Aleksandra Kowalska, Joanna Witkowska, Agnieszka Michalska, Ewa Przepiórka fot. Krzysztof Bieliński

Grafika: Marta Streker, Michał Matoszko

8 | Generacja Tpl | Maj 2009


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.