2 minute read
Kamil Maćkowiak Felieton na klikalność
Felieton na klikalność
Fot. Izabela Urbaniak
Advertisement
Kamil Maćkowiak
aktor, reżyser, scenarzysta i choreograf Laureat ponad dwudziestu nagród teatralnych, Prezes Zarządu Fundacji Kamila Maćkowiaka. Jednym z najsłynniejszych jego spektakli jest monodram „Niżyński”. Zagrał główną rolę w filmie Jerzego Stuhra „Korowód”, grywa w licznych serialach. Od kilku lat produkuje spektakle pod szyldem własnej Fundacji.
Właśnie debiutowałem na Pudelku. Jest to dla mnie na tyle kuriozalne doświadczenie, a właściwie wszystko co się dzieje wokół, całe zamieszanie, że aż postanowiłem o tym napisać.
Punktem wyjścia stał się wywiad, którego udzieliłem pisarzowi i dziennikarzowi – Wiktorowi Krajewskiemu. Rozmawialiśmy oczywiście o teatrze, o fundacji, kosztach grania trudnych ról, zatem powiedziałem o swojej depresji, uzależnieniu, terapii. Zażartowałem nawet, że ta depresja zawsze jest wyciągana medialnie, gdy mainstream’owe media chcą coś na mój temat wrzucić, a przecież nie będą analizować moich teatralnych ról, a innego pretekstu im nie daję...
I tak się, nomen omen, znowu stało...Siedzę w garderobie, wbijam się w kieckę i perukę do „DIVA Show”, gdy mój Messenger zostaje zasypywany wiadomościami, jedna po drugiej, bliżsi i dalsi znajomi dają mi znać, że oto najpopularniejszy portal plotkarski umieścił na mój temat materiał. Są to przedruki z owego wywiadu, głównie o depresji i nałogu oczywiście, ale ku mojemu zadowoleniu zostało zauważone, że jednak coś tam w tej dalekiej Łodzi tworzę i mam nawet swój teatr.
Zaskoczyło mnie ilu znajomych, takich, których bym nigdy o to nie podejrzewał, śledzi ów portal. Żeby nie było – sam wchodzę tam od lat, dość regularnie, zaraziła mnie tym moja przyjaciółka lekarka, nie oceniam, ale zdumienie pozostaje. I reakcja na ten artykuł... gratulacje, pozdrowienia, mnóstwo słów wsparcia (to akurat bardzo miłe). Jak gdyby wszystko, co dotąd zawodowo zrobiłem, było tylko drogą do wielkiej kulminacji, koronacji wręcz... jest fejm, napisano o mnie. I nie jest to teatralna recenzja, czy ukochane LIFE IN. Nie, internaty od Helu po Ustrzyki Dolne mogą przeczytać, że miałem załamanie i jarałem sporo zioła.
Nim wychodzę na scenę jako Diva, czuję się już namaszczony blichtrem szołbiznesu, od którego dotychczas skutecznie stroniłem, idę wykonać to, co najlepiej potrafię – zagrać spektakl.
Dwie godziny później, po powrocie do garderoby, odkrywam kolejną „sensację” jestem też na Plotku.
Są komentarze, nawet wzajemne awantury: „ kto to jest”; „nie znam gościa”; „kolejny leszcz się lansuje na depresji”; „nic nie wiecie, on ma świetny teatr w Łodzi”.
W systemie sprzedaży biletów też widać tendencję wzrostową. Przypadek?
Może rzeczywiście dziś już nie da się inaczej, może nieważne jest, co potrafisz, jaki masz talent tylko to, ile szumu wokół siebie robisz? Może czas pokazać tyłek na Instagramie, cudownie schudnąć (tak, to byłby cud), każdego dnia wpuszczać ludzi do swojego życia i narcystycznie uwierzyć, że to kogoś zainteresuje. Kiedyś usłyszałem od pewnej pani z telewizji, że bardzo chciałaby mi dać role, ale ja się nie klikam...To co? Poklikacie mnie?
„Zamawiajcie już chryzantemy” jak mawiała moja sąsiadka, gdy ją rzeczywistość przerastała, ale ja już chyba naprawdę nie ogarniam współczesności.