Gazeta Uliczna 1 (35) 2013

Page 1

40%

5

ceny dla sprzedaw cy

,8"35"-/*, (0410%"3,* 40-*%"3/&+

Nr 1 (35) 2013

„Barka” w Medialnej 10-tce 10

Piłka nożna uliczna 11

Rozmowa ze Zbyszkiem Wodeckim 19

4-9

Spotkania „Barki” i Pro Publico Bono


SPOTKANIA BARKI I PRO PUBLICO BONO Krajowa Konwencja PPB „Samorządność dla solidarności” (7-10 marca 2013 r.)

70-lecie urodzin T. Sadowskiego w kawiarni „W Starej Piekarni” (od prawej: jubilat; S. Wawrzyniak, Fundacja Gębiczyn; M. Piotrowska, kierownik GOPS; A. Wawrzyniak, Fundacja Gębiczyn; B. Chwarścianek, wójt gminy Czarnków).

Nagrodzić wartość Wspólnoty – prof. A. Zoll, Honorowy Przewodniczący Kapituły Nagrody PPB; Ł. Bielec, Fundacja „SOS Życie”, laureatka Nagrody PPB.

Współcześni mistrzowie pracy organicznej w Teatrze Polskim (w pierwszym rzędzi e, od prawej: J. Poznański, dyrektor Biura Nagrody PPB; T. i B. Sadowscy, współtwórcy „Barki”; W. Rataj, Wiceprzewodniczący Kapituły Nagrody PPB).

Wyśpiewać artyzm – grupa Rafała Kmity.

Obywatelski finał Gali PPB dedykowanej T. Sadowskiemu (od prawej: D. Górny, Rzecznik Kapituły Nagrody PPB; I. Dzieduszycka, Przewodnicząca Kuratorium Nagrody PPB, jubilat).

„Jeszcze nie pora nam spać” gr grup upy kabaretowej Rafał Kmit ity z ok a kazji Gali Pro Publico Bo no w Teatrze Polskim w Poznaniu.


5

40%

ce dla sp ny rzedaw cy /*, (0410% "3,* 40-*%"

3/&+

Nr 1 (35) 201

3

1(35)

„Barka” w Medialne j 10-tce 10

Piłka nożna uliczna 11

Rozmowa ze Zbyszkie m Wodeckim

2013

19

4-9

Spotkania „Barki” i Pro Publico Bono

Drodzy Czytelnicy, Zapraszamy do przeczytania najnowszego wydania „Gazety Ulicznej”. Wyjątkowe w nim miejsce zajmuje tematyka związana z ideą pracy organicznej, m.in.: „Idee, miejsca i ludzie”, „Moja wspólnota powiatowa”, „W lubuskim wyrosły OWESy” i „Bardzo praktyczny naukowiec”. Praktyczny wymiar kultury solidarności podkreślają artykuły takie jak: „Rejs z Barką” (esej napisany z okazji 5-tych urodzin Barki UK), „Nie tylko o bale chodzi!” (o tradycjach polskiego ziemiaństwa) oraz wywiad z Wojciechem Siudmakiem, który opowiada dlaczego artyści powinni wspierać działania społeczne. Redaktor Naczelna GU Barbara Sadowska Zespół Redakcyjny GU

numer

,8"35"-

4–5 Idee, miejsca i ludzie 6–7 Moja wspólnota powiatowa 8–9 Instrukcja obsługi ekonomii solidarnej 10 „Barka” w Medialnej 10-tce Wielkopolski 11 Piłka nasza uliczna 12 Szafran, imbir i pieprz 13 Wspólnota, Papież Franciszek i profesjonalizm 14–15 INSPirując świat 16–17 Nie tylko o bale chodzi! 18 90 lat na ulicach Wielkopolski 19 Dźwięki skrzypiec mają mój charakter

20 Nasza twórczość 21 Jak się zacznie, to się skończy 22–23 Rejs z Barką 24–25 Kserokopia kserokopii 26 Samorząd – decentralizacja kłopotów 27–29 Aby nie zejść z drogi… 30–31 Bardzo praktyczny naukowiec 32–33 Luba czuw…! 34–35 W lubuskim wyrosły OWESy 36 Lubuskie jest pokorne 37 Uliczna na lotnisku 38 Ku przestrodze

Redaktor naczelna: Barbara Sadowska

Szef sprzedawców: Mirek Zaczyński

Zastępca redaktor naczelnej: Dominik Górny

Druk: WD Klaudia-Druk

Zespół redakcyjny: Ewa Sadowska, Dagmara Szlandrowicz, Magdalena Chwarścianek

Wydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” ul. św. Wincentego 6, 61-003 Poznań, www.barka.org.pl

Korekta: Dominik Górny Sekretarz Redakcji: Andrzej Górczyński

Kontakt z Redakcją: 61 872 02 86; 695 732 393; sadowscy@barka.org.pl / dominik.gorny@barka.org.pl

Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-Adamowicz

Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86, barka@barka.org.pl

Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania tekstów publikowanych w „Gazecie Ulicznej”.

Gazeta Uliczna jest dostępna w salonach sieci „Empik” w całej Polsce, u „sprzedawców ulicznych” oraz w księgarni „Bookarest” w Poznaniu.

3


Krajowa Konwencja Pro Publico Bono i Barki

Idee, miejsca Kultura solidarności jest właściwym wymiarem kształtowania współczesnego życia naszej Rzeczypospolitej. Spełnia się ona w duchu samorządności obywatelskiej i umiłowania wartości wspólnoty lokalnej – udowodniły to wydarzenia Krajowej Konwencji Pro Publico Bono „Samorządność dla solidarności”, która odbyła się w Poznaniu w dniach od 7 do 10 marca 2013 roku. Jej głównymi organizatorami były Fundacja Konkurs Pro Publico Bono i Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka”.

Urząd Miasta Poznania.

W

obywatelskiej Rzeczypospolitej. Ta zaś buduje się w strukturach wspólnot lokalnych: samorządów gmin i powiatów – „polis współczesnych czasów”. Stać nas przecież na to, abyśmy byli „twórcami Rzeczypospolitej” – o czym świadczy wpis na dyplomie laureatów naszej Nagrody. Staje się to realne w chwili odwołania do myśli kampanii społecznej pro publico bono „Sollicitudo rei socialis”; czerpiąc nazwę swoją z tytułu encykliki błogosławionego Jana Pawła II, wyraża troskę o rozwój życia obywatelskiego. Daje pod rozwagę rolę moralności i etyki każdego z nas.

arto zwrócić uwagę na to, co pojednało ze sobą wydarzenia Konwencji w aspekcie trwałym, ideowym i kulturowym; Niewątpliwie, spotkania środowiska Barki i pro publico bono mają taki wymiar. To już tradycja. To też jej przeniesienie na współczesny grunt. Nagroda godna Wspólnoty Genius loci Krajowej Konwencji było ukazanie Nagrody PPB jako najlepszego sposobu komunikowania „Karty Solidarności” – deklaracji woli i idei w aspektach takich jak: samorządność obywatelska, społeczna przedsiębiorczość, tradycje pracy organicznej, a nade wszystko instytucja pedagogiki społecznej oraz instrument promocji doświadczeń społecznych

Pałac Działyńskich.

Praca organiczna jako postulat spełniony

4

Krajowa Konwencja PPB ukazała realny wymiar działań we wspólnotach lokalnych, które mają znaczenie polskie i europejskie. Dwa sympozja były okazją do podsumowania 3-letniej już historii istnienia „Karty Solidarności”. Tak, było coś niewątpliwie „solidarnego”, skoro do Poznania przybyli członkowie Kapituły Nagrody PPB; przedstawiciele wspólnot powiatowych, twórcy dzieł obywatelskich. Był to czas na zebranie doświadczeń zarówno ekspertów, jak i uczestników warsztatów w powiatach. Wielkopolska nosi w sobie (współcześnie i historycznie) cechy laboratorium, którego rolą nie jest pojedynczy eksperyment, ale wypracowanie trwałych rozwiązań, tzw. dobrych praktyk dla życia społecznego, aby zysk był nie tylko indywidualny, zarządzanie odbywało się we wspólnocie i był powiększony dostęp do współwłasności. Tak, odniesienie do etosu pracy orga-


i ludzie Teatr Polski w Poznaniu.

nicznej, uwidocznia szczególną rolę Nagrody Pro Publico Bono jako pochwały pracy organicznej (niegdyś pochwały inteligencji, twórczości społecznej i samorządności). Gale z tradycjami Unikatowy charakter Konwencji podkreśliły dwie części wspomnianej już Gali PPB. Podczas pierwszej z nich, w ideowy sposób, profesor Andrzej Zoll, gość specjalny wydarzenia, przekazał funkcję Przewodniczącego Kapituły Nagrody PPB, sędziemu Jerzemu Stępniowi. W mieniu laureatów Nagrody głos zabrała Łucja Bielec, twórczymi Fundacji „SOS-Życie”, która zaświadczyła o słuszności działań na rzecz społeczeństwa obywatelskiego. Druga część Gali, w Teatrze Polskim, przekonała, iż najbardziej wyrazistymi emocjami odbija się w nas to, co jest pierwsze – takim też okazał się premierowy dla Poznania i Wielkopolski spektakl „Jeszcze nie pora nam spać”, który wyśpiewała i roztańczyła kabaretowa z nazwy, a wręcz teatralna Grupa Rafała Kmity. Co więcej, po raz pierwszy odczytano oficjalnie memoriał Ogólnopolskiej Konwencji Pro Publico Bono „Samorządność dla solidarności”, z okazji dwusetnej rocznicy urodzin Hipolita Cegielskiego. Teatr (prawdziwie) Polski

WSNHiD.

W kontekście działań Ruchu Pro Publico Bono, związanych z krzewieniem kultury pamięci oraz kultywowaniem narodowego dziedzictwa, najbardziej godną do jego przedstawienia okazała się scena Teatru Polskiego. To przecież ten Teatr od początku doceniał wartość samorządności obywatelskiej i patriotyzmu, budowany w latach 1873 do 1875, podczas akcji germanizacyjnej w zaborze pruskim – to były czasy, w których język polski znikał ze szkół, a organicznicy i społecznicy narażeni byli na ustrojowe zagrożenia, w tym na aresztowania. Budo-

wa Teatru Polskiego okazała się skutecznym ecznym sposobem na walkę z zaborcą oraz dobrą obrą metodą samoorganizacji społeczeństwa – kreowania etosu i kultury pracy organicznej. Został przecież ten Teatr wzniesiony wyłącznie nie dzięki społecznemu wsparciu, co dokumentuje uje widoczny na jego elewacji napis „Naród d sobie”. Uniwersalny wymiar przeżyć podkreśliły reśliły dwa finały wydarzenia: artystyczny (należący ależący do grupy Rafała Kmity) i obywatelski (zz Izabelą Dzieduszycką, Przewodniczącą Kuratorium orium Nagrody PPB i Tomaszem Sadowskim, współtwórcy Barki). Idee, które są mierzalne Krajowa Konwencja PPB ukazała praktyczny wymiar roli konkretnych ludzi, miejsc i przypisanych ich znaczeniu obywatelskich tradycji. dycji. Jest coś więcej niż moglibyśmy oczekiwać zekiwać w spotkaniach pro publico bono – celowość owość przypisana zdarzeniom emocjonalnym m i intelektualnym, które skłaniają do podjęcia społecznych zobowiązań; odpowiedzialności za swoją wspólnotę i za siebie samego; dostrzeżenia eżenia wyzwań, które stoją dziś przed instytucjami ami publicznymi i organizacjami społeczeństwa twa obywatelskiego; co ważne, bez ich podjęcia cia nie można mówić o rozwoju i trwałej zmianie anie sposobu myślenia o tym, czym jest dawna, a, a przecież nasza współcześnie Rzeczpospolita. lita. Dominik minik Górny

Zdarzenia Konwencji PPB objęły: sympozjum Akademii Solidarności „Samorządność obywatelska, a rewitalizacja życia publicznego wspólnot powiatowych” – Wielkopolskie Laboratorium Gospodarki Solidarnej (Pałac Działyńskich); sympozjum Akademii Solidarności w sprawie programu Nagrody Pro Publico Bono „Samorządność dla solidarności” (Urząd Miasta Poznania); „Galę Pro Publico Bono. Pamięci Hipolita Cegielskiego (WSNHiD, Aula Artis), „Gala Pro Publico Bono. Wieczór satyry i piosenki kabaretowej „Jeszcze nie pora nam spać” dedykowany współczesnym mistrzom pracy organicznej (Teatr Polski).

5


w nurcie wartkich myśli

Moja wspólnota po Temat skłania do pytań: Czy moja? Czy wspólnota? Czy tylko wspólnota interesów? Po co powiaty? Człowiek jest nade wszystko istotą, która zadaje pytania i szuka odpowiedzi. Czy jakiejkolwiek odpowiedzi? Czy takiej, która jest zorientowana na wartość prawdy?

T

acy z nas, którzy uwierzyli, że strategia życia wziętego w całości, życia każdego z nas, zorientowana jest tylko na wygodę i przyjemności, które może dać tylko finansowo wymierna zasobność, nie są miłośnikami prawdy. Tym samym nie są zdolni do budowania autentycznej wspólnoty ludzkiej zorientowanej na bogaty świat wartości. Będą dążyć do maksymalizacji zysku i powodzenia, wyłącznie własnego, jakże często iluzorycznego, przyjmując, że bliźnim jest tylko ten, z którym można się zabawić. Tak tworzą się lokalne układy mafijne i korupcyjne, które możemy nazwać wspólnotami brudnych interesów i brudnych pieniędzy. Bezinteresowne interesy?

Są obywatele, którzy potrafią ofiarować swój czas, wiedzę i umiejętności budowaniu dobra wspólnego, w którym każdy ma udział. Jednak ludzie nieformalnych, korupcyjnych i mafijnych powiązań widzą ich jako nieudaczników życiowych i ofiary błędnych mniemań. Co więcej, upatrują w nich szkodników życiowych, których trzeba pomówieniem odizolować, pieniędzmi czy stanowiskiem przekupić, siłą zastraszyć, fizycznie unicestwić, bo trudno załatwiać z nimi brudne interesy. Okazuje się, że ofiarność, która ma u swych podstaw dobrą wolę, wyobraźnię i doświadczenie wartości, wymaga roztropności, ale także odwagi. Takimi sprawnościami moralnymi charakteryzują się ci, których skłonni jesteśmy nazywać przywódcami, liderami, budowniczymi

6

autentycznych wspólnot rodzinnych, lokalnych, kulturowych, religijnych, zawodowych, terytorialnych, narodowych, państwowych i ponadnarodowych. Czy mamy takich liderów, których słusznie możemy nazywać budowniczymi nadziei i czy mamy ich w powiatach? Czy formalne wspólnoty powiatowe, których piętnastą rocznicę reaktywowania obchodzimy w tym roku, służą budowaniu kapitału społecznego, który my, inspirowani Konkursem Pro Publico Bono, nazywamy kulturą solidarności…? Wolność zniewolona? Było spotkanie samorządowców w jednej z reprezentacyjnych sal Sejmu, nad samorządem powiatowym pochylili się także posłowie. Było uroczyście. Tak miało być. Na ogół wymowa tych spotkań była taka, że skoro powiaty już są, to niechaj będą. Powtórzmy zatem pytanie – po co? Czy tylko po to, aby zmniejszyć bezrobocie wśród znajomych, zatrudniając w nadmiarze funkcjonariuszy samorządowych i urzędników partyjnych? Pytam tak, bo Polska dzisiejsza jest bardziej partyjna i mniej obywatelska. Samorządność się zwija. Zamysł jest taki, aby Rzeczypospolita, budowana oddolnie i w powiatach, była mniej partyjna, a bardziej obywatelska; w największym stopniu była wspólnotą świadomych swych praw i obowiązków obywateli. Bo wolność, także tych tam „na górze”, nie jest dowolnością lecz zobowiązaniem. Wolność zobowiązuje do respektowania niezbywalnej godności każdego z nas. Choć


wiatowa

nie tylko, służy także do stwarzania warunków sprzyjających temu, aby godność przyrodzona, mogła iść w parze z godnością wypracowaną godziwym sposobem życia. Chodzi o ludzi godnych szacunku, o tych spolegliwych opiekunów, którzy nie zawodzą w trudnych sytuacjach – jak mówił profesor Tadeusz Kotarbiński. Bardziej być niż mieć?

Nie wystarczy być liderem formalnym. Trzeba być, pomimo trudności, człowiekiem godnym szacunku. Abyśmy mogli mieć takich liderów w stopniu znaczącym, niezbędne jest właściwe wychowanie do wolności i do odpowiedzialności za wolność. Powiat, jedna z najstarszych instytucji w dziejach Rzeczypospolitej, a zarazem dziś najsłabsze ogniwo w strukturze samorządu terytorialnego, ma do spełnienia bodaj najważniejsze dla przyszłości zadanie. Jakie? Budowanie zaufania społecznego i umiejętnej, twórczej współpracy na rzecz wspólnoty. A jej odbudowa jest dopiero przed nami. Świat dobra, piękna i prawdy, ale także sprawiedliwości, realizuje się za sprawą ludzi, liderów… i dla ludzi. Bardziej być, niż bardziej mieć jest naszym, jak najbardziej racjonalnym i obywatelskim powołaniem. Powołaniem w duchu postulatu sumienia i miłości bliźniego. W sprawowaniu władzy leży ten postulat u podstaw zasady pomocniczości, która zawiera odpowiedź na pytanie, po co władza? A zarazem mówi o tym, jak ją sprawować. Władza ma być służebna, ma wspierać, nie wyręczać, ale także ma być tam, gdzie bez niej sobie nie poradzimy. Wspierać, a nie wyręczać, aby ci, którzy są wykluczeni poczuli się na powrót potrzebni. Taki program działania wpisany jest już w nazwę Fundacji Po-

Trwam przy mojej wspólnocie - Leopold Zgoda. mocy Wzajemnej „Barka”, która jest dziełem Barbary i Tomasza Sadowskich. Lider czy wspólnota? Szczęśliwi są ci, którzy są potrzebni. Potrzebni własną pracą, troską, dobrym słowem, zaradnością, zasobnością, uściskiem dłoni… Takimi mogą być także, a może przede wszystkim, przywódcy lokalni. Byłem wraz z Tomaszem Sadowskim w pierwszym z pięciu zespołów, które w roku ubiegłym miały zajęcia w dziesięciu powiatach Wielkopolski. Jakie były reakcje ich liderów formalnych? Były powiaty, w których na żadnym z pięciu spotkań starostów i ich zastępców nie było. Były spotkania, na których starosta pojawiał się, aby powiedzieć, iż inne pilne sprawy go wzywają. Były powiaty, których starostowie w komplecie brali czynny udział w zajęciach. Skład uczestniczących w spotkaniach był także zróżnicowany. Najczęściej byli to pracownicy urzędów pracy, którzy – jak wiemy – zajmują się rozdawnictwem. Czy zatem spotkania spełniły swoje zadanie? Powiaty, we współpracy z gminami, bardziej zasobne w dochody własne, mogą być matecznikiem kultury solidarności. Chodzi o wypracowanie systemu. Leopold Zgoda

7


Instrukcja obsługi ekonomii solidarnej Poznań i Wielkopolska to miejsce, w którym bardzo dynamicznie rozwija się potencjał solidarności zakorzeniony w wielowiekowych tradycjach obywatelskiej samorządności – te słowa rozpoczynają „Porozumienie Wielkopolskie”, dokument podpisany w październiku 2010 roku przez Marka Woźniaka, Marszałka Województwa Wielkopolskiego; Ryszarda Grobelnego, Prezydenta Miasta Poznania; Barbarę i Tomasza Sadowskich z Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka”; Izabelę Dzieduszycką i Waldemara Rataja z Instytutu Społeczeństwa Obywatelskiego Pro Publico Bono.

C

hciałbym Państwu przybliżyć jedną z konsekwencji „Porozumienia Wielkopolskiego” i jednocześnie ważny etap prac nad powstaniem Wielkopolskiego Centrum Ekonomii Solidarności (dalej WCES), jakim jest kończący się Projekt Innowacyjny Wielkopolskie Centrum Ekonomii Solidarności.

Projekt Innowacyjny Liderem projektu jest Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej w Poznaniu (dalej ROPS), a jednym z jego partnerów „Barka”. Projekt ma charakter innowacyjno-testujący, finansowany ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego. Oznacza to, że podstawowym jego celem jest wypracowanie i przetestowanie metodologii działań w powiatach dotyczącej rozwoju gospodarki bardziej uspołecznionej i zintegrowanej ze środowiskami lokalnymi, a wypracowane metody pracy upowszechniać i wykorzystywać w innych regionach Polski i Europy. „Barka” i współpracujący z nią eksperci z Instytutu Społeczeństwa Obywatelskiego Pro

8

Publico Bono (dalej ISO PPB) wypracowali „model edukacyjny dla animatorów i tutorów [opiekunów] ekonomii społecznej” w powiatach. Jest to swoista instrukcja obsługi dla organizacji chcącej przeprowadzić cykl edukacyjny z zakresu zagadnień gospodarki społecznej i społeczeństwa obywatelskiego w dowolnym powiecie w Polsce, czy nawet w innym kraju Unii (oczywiście po przetłumaczeniu i dostosowaniu do realiów danego kraju). To właśnie skoncentrowanie się na powiecie i podkreślenie roli starosty, jako lidera lokalnego było pierwszą innowacją tego zadania. „Barka” i ISO PPB od lat podkreślają jak istotne i często niedocenione są powiaty dla rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i przedsiębiorczości społecznej. Diagnoza ta w naturalny sposób zbliżyła obie organizacje do Związku Powiatów Polskich, który patronował całemu przedsięwzięciu. Model zakłada przygotowanie i zmotywowanie starostów do wprowadzenia całego cyklu edukacyjnego. Jest to kolejna innowacja, ponieważ większość działań


edukacyjnych w Polsce sytuuje liderów społeczności lokalnych w charakterze gospodarzy miejsca, a czasem w ogóle o nich zapomina. Tymczasem doświadczenie „Barki” zebrane m.in. w projekcie „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”, prowadzonym od trzech lat na terenie całej Polski, pokazuje, iż działania edukacyjne, aby były skuteczne i dawały trwałe wyniki, muszą być łączone z działaniami formacyjnymi, dążącymi do utworzenia m.in. partnerstwa lokalnego z udziałem przedstawicieli wszystkich instytucji ważnych dla rozwoju lokalnego jako równych uczestników. Ostatnią innowacją, o której chciałbym wspomnieć jest połączenie wiedzy eksperckiej z doświadczeniem praktyków, jakie zakładają scenariusze spotkań. Każde z nich prowadzone było przez co najmniej dwóch prelegentów, najczęściej jeden z nich reprezentował ISO PPB, a drugi środowisko praktyków budowy przedsiębiorstw społecznych skupionych wokół „Barki”. Połączenie eksperta mogącego szeroko opisać dane zagadnienie i praktyka, który je wprowadzał w życie w konkretnych miejscach lub nawet prowadził takie przedsiębiorstwo, dało uczestnikom szeroki, kompletny ogląd na ten temat. Wielkopolska Dziesiątka Projekt zainaugurowano konferencją, która odbyła się 17 maja 2012 roku. Przedstawiono na niej model edukacyjny i zaproszono wszystkich starostów z województwa wielkopolskiego do przeprowadzenia go na swoim terenie. Do uczestnictwa zaproszono ostatecznie 10 powiatów: Grodziski, Leszczyński, Międzychodzki, Nowotomyski, Ostrzeszowski, Pilski, Pleszewski, Poznański, Śremski i Złotowski. W każdym z nich przeprowadzono 5 spotkań, na których poruszono następujące zagadnienia: 1) Studium psychologii rozwoju, reintegracji i etyki solidarności; 2) Studium polityki wspólnoty lokalnej i dyplomacji społecznej; 3) Studium twórczej przedsiębiorczości – część 1; 4) Studium twórczej przedsiębiorczości –

Rozmawiać o tym, co społecznie ważne... (od prawej: W. Rataj; E. Hibner; J. Nazaruk; K. Łysik; B. Sadowska). część 2; 5) Studium myśli strategicznej ej i planowania rozwoju. Na koniec całego cyklu spotkań zaproszono aproszono na 2-dniową wizytę studyjną podczas, której uczestnicy poznali wiele działań prowadzonych wadzonych bądź patronowanych przez poznańską ą „Barkę” w tym przykłady partnerstw lokalnych i przedsiębiorstw społecznej. Testowanie zamknięto mknięto w grudniu 2012 roku. Jednocześnie trwały wały prace Kolegium Ekspertów projektu, które na a bieżąco analizowało przebieg projektu i wprowadzało wadzało zmiany do modelu edukacyjnego. Poprawioną prawioną o doświadczenia uczestników i ekspertów rtów wersję modelu zebrano w lutym tego roku. u. Mieszko ko Pośpiech

Budowa Wielkopolskiego Centrum Ekonomii Solidarności nie ustaje, Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” rozpoczęła w styczniu 2013 roku prace przy nowym projekcie, w którym została ona Ośrodkiem Wsparcia Ekonomii Społecznej w subregionie poznańskim. Projekt ten nosi nazwę „Wielkopolskie Centrum Ekonomii Solidarnej”. W jego ramach działania „Barki” wspierać będzie powstawanie partnerstw lokalnych i spółdzielni socjalnych, a także Centrów Integracji Społecznej i stowarzyszeń. Daje to możliwość do kontynuacji pracy w powiatach, w których odbyły się warsztaty edukacyjne i dalszej promocji idei WCESu.

9


ważne wyda wydarzenia

„Barka” w Medialnej 10-tce!

Dla opinii społecznej niezmierne ważne jest, aby osoby z którymi rozmawiają dziennikarze, firmy czy urzędy, do których zwracają się były życzliwe i skłonne do współpracy, bo to budzi też szacunek do odbiorców informacji. 15 marca 2013 roku otrzymali ją reprezentaci Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka” – Barbara i Tomasz Sadowscy. Na prośbę Zarządu Stowarzyszenia Dziennikarzy RP, laudację dla Nagrodzonych przygotował i wygłosił Dominik Górny.

G

„Barka” ludzka i medialna.

Bycie medialnym to przede wszystk im umiejętność okazania po stawy pełnej kultu ry obywatelskiej oraz prospo łecznej – nie moż na znaleźć chyba lepszych słó w, które mają uz asadnić przyznanie Państwu Barbarze i Tomas zowi Sadowskim statuetki „M edialna 10-tka W ielkopolski” (…).

lów współpracy z łosowali dziennikatymi mediami, w zajemnej ko rzyści i satysfakcji. rze i redakcje. KapiBy cie tuła Stowarzyszenia medialnym w pr zypadku naszych atów oznacza ni laureDziennikarzy RP wybrała tae tylko częstotliw oś ć po ni ja wiaa się kie osoby jak: Jerzy Babiak, w mediach, ale „p ojawianie się w słu ne j sp szradny Osiedla Łazarz; Ryrawie”; co więcej – owa medialnoś ni ć a sp się eł szard Bączkowski, wiceprejako godna dostr zeżenia prospołe Szanowni Państw i ukazywanie etos czność o, zes ALSI S.A.; Dominika u pracy organiczne Pozwólcie, iż w m j (…). Wyrazić pragnę oim wystąpieniu Bońkowska, dealer Toyoty; dobitnie środowisk zwrócę wyjątkową uwagę na ow y wym ia kw r zn Bernadeta Ignasiak, rzeczestie stricte dzienn aczenia dla nich i obywatelskie zw ikarskie naszego tytułu. Po kr eś ią lić za dnik prasowy Urzędu Pracy; ne z tym, co łącz trzeba, że już sam y tytuł „Medialnej 10-t e działania Barki ich ki te W – m Krystyna Łybacka, posłanielkopolski” z Bar atyka i problemat tytuł [„Medialn ką: ten yka, mają w sobi szczególny rodzaj a 10-tka Wielkop e ka na Sejm; Józef Nowicki, medialności – do ol ski] niezwykle wiarygodn ty cz w ą ie bo ie m w sp prezydent Konina; Barbapisuje się w dzieje raw, które na co nia Fundacji Po dzień wpisują się istniepo m w bą oc in y dź ny ra i Tomasz Sadowscy, Wzajemnej Barka wpisywać się w lin jak Barka ma on : - tak ię ideową bądź pr gr am sw ow oj oFundacja Pomocy Wzaą historię – co w ą mediów, preten ażne – dostrzeganą i do dujących do mia ob ce yw na ni at an el jemnej „Barka”; Henryk ą; - integruje w so skich; takich, któr wielu pojedynczyc bie e realnie kształtu opinię publiczną h ludzi i środow ją Szymański, burmistrz (…). isk – co istotne – opiniotwórcz „M yc ed h, ia Grodziska Wlkp.; Tomasz lna 10-tka Wielk a to uprawomocni nienie kultury so opolski” – Państw a istSadowscy i ich – lidarności – cytu o Szymański, dyrektor Tenasza Barka – ta ją c statuetka „przyznawana je k ja k kt ty ór st tu y os ł, dz ob atru w Gnieźnie; Piotr isiaj otrzymuje je om życzliwym i nym do współprac chętst „medialna” (p zachęcić media do ot y z mediami (…) ra fi Wocial, prezes biura tupokazania tego, Tacy też są w swojej postawie co nie tylko jest medialne ze Barbara i Tomas rystycznego „Sindbad”. swojej istoty, ale z Sadowscy – współpracują na powinno być takie, dla popraw co dzień z dzienn Obok zamieszczamy iania jakości życia ikarzami (nie tylko ze wzg obywatelskiego i wiarygodn lędu na umówie fragmenty laudacji deości kultury solid nie się na wywiad), sami pisz arności) – Barka jest też W ą wiele artykułów dykowanej Barbarze ielkopolska (rów , zaś jako Fundacja Barka nież poprzez swojej pochodzeni wydają „Gazetę i Tomaszowi Sadowe i umiłowanie et U lic znąkwartalnik gospod osu pracy organicznej), a na arki solidarnej” skim. de wszystko sama (…) Podejmują rozmaite dz w sobie jest strzałem w 10-tkę iałania, które w – tylko dla wybor istocie swojej są medialne dzie owych strzelców, a prze nnikarskie – spra cie ż w jedynie tacy zasłu ia to, że dobrze rozumieją gują na znalezienie się w specyfikę działani gronie „Medialn a prasowych, radiowych ej 10-tki Wielkopolski” – i telewizyjnych – o czym kto jak kt co niewątpliwie – pomaga o, ale my doskonale wiemy. w osiągnięciu efek tywnych ce-

10


Piłka nasza uliczna Mistrzostwa Świata Bezdomnych w Piłce Nożnej to międzynarodowa impreza piłkarska, w której startują drużyny składające się z osób bezdomnych. Wydarzenie odbywa się co roku. Do 2008 miało miejsce sześć edycji tej imprezy. W 2013 zagości ona w Poznaniu. Wystartuje wtedy zespół piłki nożnej ulicznej reprezentujący Stowarzyszenie Sportowe Na Rzecz Integracji Społecznej „Barka”.

W

spółtwórcami idei zorganizowania rozgrywek piłkarskich dla bezdomnych są Mel Young, współzałożyciel szkockiego wydania „The Big Issue” i Harald Schmied, wydawca austriackiej gazety ulicznej „Megaphon”. Pomysł przedstawiono na międzynarodowym kongresie prasy ulicznej w Kapsztadzie pod koniec roku 2001. Pierwszy turniej odbył się 18 miesięcy później w miejscowości Graz. Okazał się on na tyle udany, iż uznano, że należy rozgrywać go cyklicznie. Zasady turnieju Turniej trwa zazwyczaj tydzień i składa się z około 200 meczów. Każdy z nich trwa 14 minut (2 połowy po 7 minut) i rozgrywane są na boisku o rozmiarach 20 metrów długości i 14 metrów szerokości. Boisko wybudowane jest zazwyczaj na ulicy. Drużyna składa się z 4 zawodników obecnych na boisku: 3 zawodników w tzw. „polu” oraz bramkarza. 4 zawodników gra w rezerwie. Zawodnik chcący zagrać, musi mieć powyżej 16 lat i mieć status bezdomnego, uzyskany w ciągu ostatniego roku przed imprezą, a także utrzymywać się ze sprzedaży „Gazet Ulicznych”. Ponadto w turnieju mogą brać udział osoby o statusie uchodźcy politycznego i borykający się z uzależnieniami. Zasady te

Drużyna "Barki" w eliminacjach do Mistrzostw Polski w Piłce Nożnej Ulicznej (Rożnowice, 2013 r.). mogą ulec drobnym zmianom w zależności żności do warunków życia osób chcących wziąć ć udział w rozgrywkach (na przykład potencjalny lny zawodnik, nie musi być już sprzedawcą „Gazety Ulicznej”). Pierwsze w Polsce Idea piłki nożnej ulicznej pojawiła się w Polsce za sprawą Stowarzyszenia Sportowego owego Na Rzecz Integracji Społecznej „Barka”, które w 2005 roku powołano w celu integrowania wania i podwyższania poziomu rozwoju i edukacji ukacji osób zagrożonych wykluczeniem społecznym. łecznym. Wtedy też otrzymało oficjalne pełnomocnictwo ocnictwo władz Streetsoccer do reprezentowania nia kraju oraz do budowania w Polsce Ligi Piłki Nożnej Ulicznej. Pierwsze mecze rozpoczęły się w marcu 2006 roku. Piłka nożna uliczna od razu stała się sportem uprawianym przez te grupy społeczne, eczne, które nie mają możliwości działania na arenie innych sportów np. w klubach, korzystania nia z płatnych obiektów sportowych, czy innych h form komercyjnego sportu. Powszechność i uniwersalniwersalność tej dyscypliny sportu wpływa bezpośredzpośrednio na integrację społeczną rozmaitych ch środowisk lokalnych, nawet międzynarodowych. wych. Dla wielu jest to jedyna możliwość aktywnego ego uczestniczenia w życiu społecznym i zaistnienia w sporcie. Otwiera to również drogę wielu młodym ludziom, często z rodzin zagrożonych nych patologią społeczną do własnego rozwoju ju i budowania w ciekawy sposób swojej przyszłości złości zawodowej i osobistej – taki sport przecież eż to sposób na nawiązanie wielu przyjaźni. oprac. ac. red. GU

11


Sarmackie smaki

Szafran, imbir i pieprz… Kanonik z Belluno, Giovanni Battista Barpo, znany piewca ekologicznej kuchni zalecał w swojej książce (1634 rok) wstrzemięźliwość w spożywaniu pokarmów, podkreślając, nie bez racji, iż smakuje to, co je się rzadko. Propagował menu ascetów, podkreślając, że istotne jest, aby jeść różne produkty w trakcie jednego posiłku. Był orędownikiem jadłospisu zgodnego z porami roku i przeciwnikiem kulinarnej monotonii. Wykazywał, że brak urozmaicenia potraw może prowadzić do chorób. Czyż nie widzimy tu analogii do współczesnej dietetyki?

B

arpo pisał, że we wrześniu nadchodzi sezon na ptaszki, przez całą zimę na jagnięta, nie mówiąc już o kapłonach, starych kurach, kaczkach. Wielki Post to pora na grzyby, zupy, orzechy, winogrona, jabłka. Radził, by nie kupować ryb w sklepie, ale jeść korzenie zieleniny i pietruszki, które ugotowane, obtoczone w mące i usmażone w oliwie, są jak minogi. Po Wielkanocy nastawał czas na koźlęta, cielęta, jagnięta, szparagi, gołąbki. Następnie kolej na zsiadłe mleko, twaróg, świeży ser, potem groszek, kapary, fasolę. Dziś, w dobie świetnie zaopatrzonych marketów, sezonowość budzi nasze zdziwienie. Dostępność określonych pokarmów i ich najwyższa jakość w konkretnej porze roku powodowała, że należało je wykorzystać kreatywnie, w jak największym zakresie. Zyskiwała na tym różnorodność dań, zdrowie biesiadników i szacunek dla (sezonowych) darów nieba. Gusta smakowe i guściki Tyle o kuchni klasztornej, a jakie gusta smakowe panowały w ówczesnej Rzeczypospolitej? Dzisiaj upodobanie Sarmatów do szafranu,

pieprzu, imbiru, cynamonu, gałki i kwiatu muszkatołowego oraz goździków jest tłumaczone tym, że ostre i aromatyczne przyprawy służyły do zagłuszenia smaku zepsutego mięsa. Nie wiadomo przy tym, dlaczego wyrafinowani smakosze, których stać było na drogie, rzadkie i trudno dostępne egzotyczne przyprawy, mieli mieć takie trudności z zakupem o wiele tańszego i szeroko dostępnego świeżego mięsa czy żywych zwierząt (…) W rzeczywistości czas uczt i „staropolskiego” obżarstwa przeplatał się z długimi okresami (…) surowego postu, wieprzowina długo była lekceważona czy wręcz pogardzana i odgrywała o wiele mniejszą rolę niż wołowina, drób, dziczyzna, ryby czy nawet nieczęsto dziś spożywana baranina, a rola zup (przy czym ten termin rozumiano nieco inaczej niż dzisiaj) była w dawnej kuchni polskiej wręcz znikoma”. Nie sposób zapomnieć w tym okresie o Świętach Wielkanocnych które, jako najważniejsze z chrześcijańskich świąt, obrosły obrzędowością ludową, związaną również ze stołem – czego najlepszym dowodem jest uroczyste śniadanie w Niedzielę Zmartwychwstania. Sarmaci dostrzegali istotną funkcję ucztowania jako metody budowania stosunków z innymi ludźmi. Stąd też Wielkanoc zwraca naszą uwagę w stronę jednego z ważnych aspektów kultury stołu – na jakość relacji, którą wyraża i buduje wspólne spożywanie posiłków. Pewnym jest jednak to, że nie tylko w tym okresie warto rozpocząć odkrywanie dawnej kultury stołu właśnie od budowania relacji międzyludzkich. Jerzy Poznański, współpraca Tomasz Drażniowski

W kontuszu tradycji... - Jerzy Poznański.

12

Cytaty pochodzą z: J. Dumanowski, A. Pawlas, J. Poznański, ”Sekrety kuchmistrzowskie” Stanisława Czernieckiego. Przepisy z najstarszej polskiej książki kucharskiej z 1682 roku”, Wyd. III, Warszawa 2013; S. Czerniecki „Compendium ferculorum”, albo „Zebranie potraw”, opr. J. Dumanowski, M. Spychaj, wyd. II, Warszawa 2010.


refleksja

Wspólnota, Papież Franciszek i profesjonalizm Wszyscy zaangażowani w działania społeczno-rozwojowe poczuli się duchowo wzmocnieni wyborem Papieża, który przyjął imię Franciszek za świętym Franciszkiem z Asyżu. Papież Franciszek daje im wszystkim wyraźny sygnał, że stanęli po właściwej stronie, chociaż świat poszedł w inną stronę.

W

Polsce od ponad 20 lat z ubogimi pracują różne organizacje kościelne i świeckie. Powstawały w czasach, kiedy, nie perspektywa otrzymania pieniędzy unijnych motywowała do działania, ale odpowiedzialność i troska za innych. Wśród nich znajduje się Wspólnota Chleb Życia prowadzona przez Siostrę Małgorzatę Chmielewską, Caritas, Stowarzyszenie św. Brata Alberta, Monar-Markot, Barka, Polskie Stowarzyszenie na rzecz osób Niepełnosprawnych i kilka innych. Przyjęli oni setki tysięcy ludzi do wspólnot i schronisk, uruchomili kilkadziesiąt centrów integracji społecznej dla rozwoju zawodowoetycznego osób bezrobotnych oraz wiele zakładów aktywności zawodowej dla osób niepełnosprawnych; utworzyli kilkaset miejsc pracy, zorganizowali wiele wieczerzy wigilijnych i śniadań wielkanocnych, podjęli wiele inicjatyw integracyjnych w środowiskach lokalnych. Nie tylko czasu potrzeba

Pamiętam pierwsze śniadanie wielkanocne we Wspólnocie Barka we Władysławowie. Bardzo skromne warunki. Nie było stołu, więc zostały wyjęte drzwi z zawiasów i położone płasko na cegłach. Na środku ustawiono baranka wyrzeźbionego z masła. Potraw było niewiele, ale przyszedł sąsiad z białą kiełbasą i sałatką, żeby się podzielić. Najważniejsze było poczucie więzi i przynależności, nie chodziło przecież tylko o zwykłe spożycie posiłku wielkanocnego. Te społeczno-rozwojowe działania, nierzadko lekceważone i pomijane przez urzędników czy polityków, zostały usytuowane przez Papieża Franciszka wśród priorytetów świata na pierwszym miejscu. Czy świat wartości, które pokazuje Papież Franciszek może stać się wzorem do naśladowania dla polskich księży, dla rodziców wychowujących swoje dzieci, dla nauczycieli akademickich

kształtujących przyszłych obywateli, dla młodych ludzi dokonujących wyboru drogi życiowej? Wydaje się, że świat poszedł w inną stronę. Potrzeba będzie dziesiątek lat, żeby w procesach rozwojowych przewartościować dotychczasowe priorytety zbudowane na egoizmie, rywalizacji, wykluczeniu. Profesjonalizm a świat wartości Nie lubię słowa profesjonalizm używanego w kontekście edukacji młodego pokolenia, towarzyszenia osobom złożonym chorobą, wspierania środowisk i ludzi pozostających bez nadziei; na przykład profesjonalne wspieranie osób bezdomnych rozumiane jest coraz częściej jako dostarczenie im usług tj. noclegu, posiłku, kąpieli, odzieży itp. Tutaj słowo profesjonalizm nie zawiera odpowiedzialności za rozwój etyczno-zawodowy, zobowiązania do kontaktu, do budowania relacji wzajemności i kształtowania perspektyw rozwoju. Przyjęcie terminologii ze świata biznesu do tego obszaru jest całkowicie chybione. A brzmi ono mniej więcej tak – pracownik socjalny pracujący z potrzebującymi pomocy, nie powinien okazywać wzruszenia, niepokoju czy zdenerwowania. Budowanie relacji zaufania i przyjaźni w języku profesjonalnym oznacza spoufalanie się z tzw. „klientem”. Tymczasem człowiek rozwija się przede wszystkim poprzez osobiste relacje z innymi, serdeczne towarzyszenie, dzielenie się doświadczeniami życiowymi, uczenie poprzez pracę. Świat sprowadzony do kategorii usługodawców i usługobiorców staje się światem ludzi bez osobowości, bez właściwości, bez zakorzenienia. Przeciwdziałać można tym tendencjom tylko poprzez edukację formacyjną, która, oprócz wiedzy i umiejętności, kształtuje postawy etyczne odpowiedzialności za wspólnotę i troskę o najsłabszych. Papież Franciszek swoją postawą może światu bardzo w tym pomóc. Barbara Sadowska

13


Przeczytane na Ulicy

INSPirując świat „Gazeta Uliczna – kwartalnik gospodarki solidarnej” jest członkiem Międzynarodowej Sieci Gazet Ulicznych INSP. Sieć obsługuje ponad 120 gazet ulicznych w 40 krajach na sześciu kontynentach. Ponad 200 tysięcy osób bezdomnych zmieniło swoje życie, sprzedając gazety uliczne. Zawartość tych stron jest przedrukowana przy współpracy z zaprzyjaźnionymi gazetami ulicznymi z całego świata. Szczegółowe informacje są dostępne na stronie: www.street-papers.org.

Foto: REUTERS / Yannis Behrakis.

Unia Europejska: Dzieci w zadłużonych krajach Europy, ogarnęło ubóstwo.

Prawie jedna trzecia dzieci w Grecji, Irlandii, Portugalii, we Włoszech i w Hiszpanii została zepchnięta na skraj ubóstwa. Wszystko przez skrupulatnie zaprojektowany plan obniżenia długu publicznego – wypowiedziała się charytatywna organizacja, o zasięgu globalnym, Caritas. Włochy i inne kraje należące do Strefy Euro, które otrzymały pożyczki międzynarodowe, zaludniane są przez nowe pokolenia żyjących w ubóstwie młodych ludzi o niskim morale społecznym i mało obiecujących możliwościach zatrudnienia. Liczba dzieci zagrożonych ubóstwem wciąż rośnie, według statystyk UE. To może być recepta nie tylko dla jednego straconego

Argentyna: Fale radiowe mają walory uzdrawiające dla osób chorych psychicznie.

Foto: dzięki uprzejmości „Kon”.

Niezwykłe zjawisko, które zaczęło się jako eksperyment w szpitalu w Buenos Aires, może wkrótce ogarnąć cały świat. Sto stacji radiowych, stworzonych na wzór popularnej „La Colifata”, mają niezwykłe znaczenie dla przełamania tematu tabu w wielu środowiskach, jakim jest psychiczne zdrowie. Założona 21 lat temu, przez psychologa Alfredo Olivera, w największym szpitalu psychia-

Foto: REUTERS / Heinz-Peter Bader.

AUSTRIA: Brak zmian w austriackich procedurach azylowych, pomimo protestów. 14

pokolenia w Europie, ale dla kilku kolejnych pokoleń bez perspektyw – zapowiada Caritas. Od 2010 roku Grecja, Irlandia, Portugalia i Hiszpania otrzymały dziesiątki miliardów kredytów z Unii Europejskiej i z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, w zamian za możliwość cięć wydatków i podwyżek podatków. Zadłużone Włochy nie otrzymały międzynarodowej pożyczki. We wszystkich pięciu krajach tych rośnie stopa ubóstwa dzieci, co jest bliskie notowaniom kryzysu w 2008 roku, który rośnie z roku na rok, aż do 2011. Statystyki dla roku 2012 nie są jeszcze dostępne. (Reuters)

trycznym w Buenos Aires, stacja radiowa „La Colifata”, co tydzień daje głos tym, którzy już go nie mają. Już po kilku dniach od nadawania programów tej stacji, zyskały sobie uznanie pośród ponad 10 milionów Argentyńczyków. Stacja ma wciąż rosnącą obecność w sieci, dzięki 140 tysiącom głosach na Facebooku. Jeszcze lepiej, więcej niż sto podobnych projektów, zostały ustanowione na całym świecie, od Paryża do Barcelony. To już daleko poza to, co mogliśmy sobie wyobrazić – mówi La Colifata-figurantem Eduardo. (Macadam)

Austria ma wykluczyć zmiany swojego systemu azylowego, związane z odwoływaniem wymagań dla kilkudziesięciu uchodźców koczujących w proteście w kościele w Wiedniu; w tym kilku, którzy podjęli strajk głodowy. Minister spraw wewnętrznych, Johanna MiklLeitner, powiedziała – sytuacja w Austrii pokazuje, że osoby ubiegające się o azyl, w porównaniu również do innych krajów europejskich, nie będą objęte żadnymi zmianami strukturalnymi. Nie widzę takiej potrzeby – oznajmili agencji prasowej decydenci z Austrii. Uchodźcy są wspierani przez agencje, w tym

katolickie i społeczne, takie jak Caritas oraz inne organizacje charytatywne. One zaś chcą prawa do pracy w czasie oczekiwania na azyl. A jest to uzasadnione, gdyż czekają czasem przez ponad dwa lata – aby dowiedzieć się, czy mogą one zostać w Austrii. Oni również skarżą się na złe warunki życia w obozie dla uchodźców w Austrii, Dolnej Austrii Traiskirchen. Fakt, że mogą one być te osoby przenoszone pomiędzy obozami uchodźców bez konsultacji, sprawia, że sytuacja w Austrii odciska na nich swoje piętno. (Reuters)


FRANCJA: Portrety osób bezdomnych na łamach gazety. Na terenie Niemczech żyje pewien student Lukas, który uczestniczy w międzynarodowej wymianie studentów. Został on poproszony przez swojego wykładowcę w Paryżu, aby stworzyć dzieło o bólu. Postanowił rozpocząć malowanie portretów ludzi bezdomnych. Student, w prestiżowej szkole paryskiej Sztuki Olivier-de Serres, Lukas zaopatrzył się we wszystko, co jest do tego potrzebne: pióro, tusz, akryl biały i gazetowy, którego chciał użyć jako płótna.

Portretowanie osób bezdomnych na paryskich ulicach – było to na początku trudne zadanie, przyznaje. Ja nie mówię po francusku, a oni nie chcieli mnie tego od razu nauczyć. Odmówiono mi wiele. Ale potem, młody rumuński bezdomny, powiedział tak – dobrze, ale za jedno euro. Mamy uzgodnienia. To moja cena. Potem było łatwiej, bo miałem portret, który mogłem już pokazać. 21-latek do tej pory, ma ukończone 12 portretów i nadzieję na stanie się artystą, który pokazuje to, czego inni nie widzą (…). (Macadam)

Foto: dzięki uprzejmości „Kon”.

prosi, aby zgłaszać takie gwałtowne Birmingham, w Anglii, w piątek, 12 incydenty na bieżąco. stycznia. Wayne Lee Busst (32) i Ian powiei Dyrektor INSP, Lisa Maclean Watson-Gladwish (31) sprzedawal formy elkie wsz y piam potę działa – Big Issue w ruchliwej ulicy The h znyc nych. Ulic dom et bez Gaz b osó Sieć ec owa wob Międzynarod przemocy dlowej, gdy tuż przed godziną han ec się li wob owa moc cyd prze zde że ła, nci zeg uce (INSP) ostr a- Nasi prod osiemnastą, oboje byli zasztyletow em udzatr lem ne prob god jest h rzez nyc pop ie dom osób bez 122 prac pomóc sob do ny. Big Issue jest jednym z ę bez przeglobalnym, która często prowadzi e tworzą nienie. Zasługują na prac któr , znych w 40 krajach ulic , śmierci. mocy, ryzyka ataku, a nawet śmierci P. INS sieć Wydano takie oświadczenie w odjak wszyscy inni...(INSP) Z 14 tysięcy sprzedawców na ulicach, ch dwó wa ójst zab na i powiedz P 600 miast w jednym czasie, INS ulicznych sprzedawców w centrum

UK: INSP potępia przemoc wobec osób bezdomnych.

USA: Pentagon znosi w USA zakaz kobiet w walce. Pentagon, w dniu 24 stycznia , zniósł zakaz, który już od wielu lat zabraniał kobietom służącym we frontowych pozycjach bojowych, udziału w wojnie. Tym samym podjęto historyczny krok w kierunku równości płci w armii USA , po 11 latach wojny, w których zresztą kobiety były coraz bardziej obecne na polu bitwy. Sekretarz obrony Leon Panetta i generał Martin Dempsey, prze wodniczący Kolegium Szefów Połączonych Sztabów, podpisa ł rozkaz na konferencji prasowej w Pentagonie, który unieważnił regułę, jaka uniemożliwiała kobie-

tom służbę w bezpośrednich miejscach prac bojowych. Oni służą, są ranni, i umierają tuż obok siebie. Nadszedł czas, aby uznać to za rzeczywistość – powiedział Panetta, zwracając uwagę, że 152 kobiet w mundu rach zginęło w Iraku i Afganistanie. Prezydent Obama wyraził zdecydowane poparcie dla nowej polityki. Dzisiaj, każdy Amerykanin może być dumny, że nasza armia będzie rosła jeszcze bardzie j z naszych matek, żon, sióstr i córek, które odgrywają większą rolę w ochronie tego kraju, który kochamy – powiedział Obama , nazywając tę decyzję „historycznym krokiem”.

Foto: REUTERS / US MA

RINES.

15


felieton

Nie tylko o bale Nie jesteśmy tutaj dla siebie, ale dla ojczyzny – przeczytałem niegdyś w jednej z tzw. „mądrych książek”, które traktowały o tradycjach polskiego ziemiaństwa. Kilka lat później spotkałem jednego z najbardziej wiernych orędowników tych tradycji – Jerzego Mańkowskiego, obecnego prezesa Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego. Zapamiętałem z naszego spotkania taką oto refleksję, którą się ze mną podzielił – potrzeba młodych ludzi, którzy umiejętnie przeniosą doświadczenie dziejów naszych ojczystych na realia współczesne. Zapytał się ów Szlachcic, czy chcę się tego nauczyć? Odpowiedziałem na to zaproszenie, że tak.

T

ak oto rozpoczęła się moje „bycie” w kulturze ziemiańskiej, wiele spotkań o charakterze konferencyjnym i mających na celu poznawanie kultury dawnej Rzeczypospolitej; w takiej mierze, aby dowiedzieć się, że za barwnymi kontuszami i tytułami szlacheckimi stoi coś więcej, coś o wiele ważniejszego – co stanowi o tym, że ojczyzna jest dobrem powszechnym, a wspólnota pałacowa nie ma prawa czuć się lepszą i ważniejszą od wspólnoty wsi, tylko ze względu na status społeczny. Zasługą nie jest tytuł, ale praca organiczna, przywracająca istotę działań społecznych, podejmowanych nie jedynie z urzędu, ale „na rzecz” czegoś i kogoś, co zwie się dobrem obywatelskim. Rzeczspolita pospolitą nie jest

Rzeczywiście, jest coś „na rzeczy”, bo jest zawsze ten ktoś, kto inspiruje do działania zgodnie z tradycją, którą – do czego upoważnia mnie szacunek do dziejów minionych – należy teraz przywołać. Nie tak dawno rezydowaliśmy wraz z Barbarą i Tomkiem Sadowskimi na Balu Dworsko-Ziemiańskim w Pałacu w Brodnicy. Wyruszyłem tam głównie dlatego, aby przekonać się, na ile tradycje ziemiaństwa są możliwe do odrestaurowania i odtańczenia na scenie współczesności. Był zatem polonez, którego pierwsze pary to goście najznakomitsi byli, tańce dworskie, wodzirej w kontuszach, rozmowy obywatelskie, o północy, przy iskrach pochodni jasnych, odśpiewanie hymnu polski przed pomnikiem generała Józefa Wybickiego…, bo „jeszcze polska nie zginęła”, którą nosi się zarówno w swoim sercu, jak i taką, w której na co dzień się mieszka. To, co szczególnie mnie urzekło – tematyka rozmów; wielu z potomków Ziemian, mówiło

16

o pragnieniu dotarcia do swoich korzeni, odzyskania utraconych dworów i pałaców, chęci odnalezienia członków rodzin, którzy tórzy z różnych względów nie ujawniają się albo bo nie chcą tak śmiało jak niegdyś działać…, czyż nie wierzą w dawne idee…? Siedzieliśmy przy stole z nadzieją w oczach, myślach i sercach – bo te z całą pewnością zachowaliśmy jeszcze… Atmosfera jak dawniej, a czasy może mniej życzliwe; obietnice i troski podobne jak kiedyś, a nieco inne – przepełnione poczuciem i świadomości, co można realnie przemienić w Ziemiaństwie na lepsze, a czego już nie uda się uczynić, ze względu na związki mało „rodowe” w swojej naturze w związkach rodowych. Spotkanie w Brodnicy niosło ło w sobie piękną, bo nieuniknio-ną nostalgię i wzruszenie, które re rozgościły się wtedy w nas wcaale nie beznamiętnie. Od Damyy siedzącej po mojej lewej stronie nie usłyszałem – jutro muszę wrócić cić do pracy… (kilka epok wcześniej niej mógłbym posłyszeć – powracam am do dworku, do koni, bryczki). Za Zaiste, czas – cwałujący na oślep koniokrad, ale siodło swoje w tradycji warto mieć. Umieć nosić swój sygnet Napomknąć warto słów kilka o czasach minionych, gdy karnawał na wsi był tradycyjnie czasem chłopskich wesel. W przygotowaniu


chodzi! i samą ceremonię zaangażowany był także dwór. „O zmierzchu , we czwartek drużby i swaty przychodzili ze zwykłą oracją…(…)”. Odnośnie zaś samych balów – pary zacne od czasu do czasu poszły w pląsy –opowiadał adiutant prezydenta Wojciechowskiego, Henryk Comte. Co tańczono. Zawsze tradycyjnego mazura, poloneza, krakowiaka i oberka. Tak jak w mieście, co kilka sezonów pojawiały się jakieś modne nowości – walc, boston, tango, shimmy, one step (…). Z tym też do dziś są kojarzone bale polskiego Ziemiaństwa. Takie też ich postrzeganie – a wiem to z wielu rozmów z Ziemianami, stanowi pierwszą przeszkodę w dostrzeżeniu prawdziwej wartości Polskiego Dwo-

Pałac w Brodnicy – wzniesiony w roku 1890 przez prababkkę JJerzego M Mańkowskiego, ńk ki A Antoninę t i Chł Chłapowską, k wnuczkę k generała Dezyderego Chłapowskiego. Mieści się w nim dziś hotel, odbywają liczne konferencje i uroczystości m.in. Wieczór z gen. J. H. Dąbrowskim (9 lutego 2013 r.), Wielki Bal Napoleoński (1 czerwca 2013 r.). Szambelanem był Maciej Rąbalski, a wystąpił wtedy m.in. Zespół Tańca Dawnego Berliquardo.

ru. Dzisiaj wystarczy ubrać się i powiedzieć – jestem szlachcicem, ale na co to, skoro sygnet rodowy jest tylko pierścieniem, a nie znakiem konkretnej do rodu przynależności, zobowiązania do zachowania godnej postawy przed ojczyzną . Oczywiście, takie myślenie to nie reguła, ale gdy się już pojawia ma w sobie niezwykłą zdolność do rozpleniania się na ugorze dni powszednich. Motto na dziś Kultywujmy z przeszłości ziemiańskiej to, co najwartościowsze, budując przyszłość Rzeczpospolitej – taka właśnie myśl, pierwszą pozostaje dla Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego. I jest ku temu słuszność, tym bardziej, iż zanim gospodarowanie na ziemi, czyli rolnictwo stało się domeną właścicieli dworów, ich głównym zajęciem była wojaczka. Rycerz w średniowieczu – to przodek późniejszego szlachcica i ziemianina. A zatem: rycerz, szlachcic, ziemianin – to zbliżone do siebie pojęcia, określające członka uprzywilejowanej warślając stwy sspołecznej, związanej głownie z życiem na wsi. Dzieci szlachciców – ziemian niejednokrotnie kształciły się w mia miastach i tam pozostawały wykonując „„miejskie zawody” też osób uprzywilej wilejowanych: dworzanina mającego zaję zajęcie na dworach królewskich i magna gnackich, wyższego urzędnika miejskie skiego czy członka hierarchii kościelnej. Od końca XIV wieku stan rycerski prz przekształcał się w stan szlachecki. Głó Głównym wyróżnikiem szlachcica był było prawo do posiadania ziemi oraz pra prawo do wybierania króla, a obowi wiązkiem stawanie wraz z drużyną w obronie króla i Ojczyzny. Co więce cej, Polska rolnictwem pewnie stała ła. Dobrobyt Rzeczpospolitej był dare rem ziemi – opierał się o produkcję zzbóż, hodowlę bydła, trzody, koni, m myślistwo. Nieocenioną była praca o organiczna, pozytywizm, praca u podstaw, które to działania Ziemiaństwa w celu podnoszenia poziomu życia i kultury na wsi, ważnymi drogowskazami się ostały. n Poddaję p pod osobistą refleksję dzieje Polskiego Ziemi Ziemiaństwa… Za chwilę zadzwoni Jerzy Mańkowski Mańkows i będę mógł mu odpowiedzieć – Szanowny Przyjacielu, istotnie, nie tylko o bale chodzi! Dominik Górny w przygotowaniu historycznej części artykułu autor wykorzystał materiały udostępnione przez Jerzego Mańkowskiego i Polskie Towarzystwo Ziemiańskie

17


Automobilklub Wielkopolski

90 lat na ulicach Wielkopolski 24 sierpnia 1923 roku w „Kurierze Poznańskim” ukazało się zaproszenie Automobilistów i Motocyklistów na zebranie konstytucyjne. Następnego dnia, 25 sierpnia, w poznańskim hotelu Bazar zgromadzonych przywitał poznański przemysłowiec, sportowiec i automobilista – Piotr Czarnecki. Zasugerował, aby prezesem Wielkopolskiego Klubu Automobilistów i Motocyklistów w Poznaniu został generał Kazimierz Raszewski. Propozycję przyjęto jednogłośnie. Takie były początki Automobilklubu Wielkopolski…

P

rawie dziewięćdziesiąt lat historii, ponad 4000 rejestrowanych członków, w tym kilkuset aktywnych, blisko 100 osób zatrudnionych – to najbardziej zwięzły obraz Automobilklubu Wielkopolski (dalej AW) z atrakcyjnym obiektem – Torem „Poznań” na czele. AW popularyzuje tam rozwój sportu motorowego, poprzez organizowanie wyścigów samochodowych i motocyklowych oraz turystyki, poprzez organizowanie rajdów popularnych i nawigacyjnych, a także zlotów caravaningowych. Troską otacza też materialne dobra kultury: zabytkowe samochody, motocykle i rowery oraz inne motoryzacyjne pamiątki, wspierając indywidualne przedsięwzięcia oraz utrzymując od lat 80-tych Muzeum Motoryzacji. Niestety, trwający od lipca 2012 roku, remont Ronda Kaponiera, pod którym znajdowało się Muzeum, zmusił do jego zamknięcia i poszukiwania nowej lokalizacji dla tych bezcennych eksponatów. Trwają rozważania, gdzie Muzeum Motoryzacji znajdzie swą siedzibę?

Jedyny profesjonalny – – samochodowo-motocyklowy tor wyścigowy w Polsce służy Automobilklubowi od 1 września 1982 roku. Posiada certyfikaty bezpieczeństwa

18

Rekordzista Toru „Poznań” niewidomych kierowców - Waldemar Sztuba i jego pilot, prezes AW Robert Werle. – Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA) i Motocyklowej Unii Europejskiej (UEM). Ma długość 4083 metrów, szerokość jezdni wynosi 12 metrów. W trakcie jednego okrążenia zawodnik ma do pokonania 9 zakrętów prawych i 5 lewych. Pochylenie na zakrętach nie przekracza 3 procent. Najdłuższa prosta liczy 560 metrów, najkrótsza – 60 metrów. Aktualny rekord toru wynosi 1:24.401. Niżej podpisany oraz redaktor Dominik Górny jeździli po tym torze, ale nie zbliżyli się do jego rekordu. Znani zawodnicy Formuły 1, Jackie Steward i Michael Schumacher gościli na Torze „Poznań” i bardzo dobrze się o nim wyrażali. 17 lipca 2010 roku odbyło się tam spotkanie z Robertem Kubicą – pierwszym Polakiem w Formule 1. Robert Kubica powiedział – dobrze, że taki tor jest w Polsce, bo bez niego sport samochodowy mógłby już nie istnieć. AW przeprowadza na nim imprezy najwyższej rangi. Do Poznania przyjeżdżają czołowi zawodnicy z całej Europy. Wielką rolę w poszukiwaniu młodych talentów pełni sport kartingowy. Tor kartingowy ma długość 1480 metrów, a szerokość 12 metrów. Wielu mistrzów Formuły 1 zdobywało tu pierwsze doświadczenia. Bardzo ważne jest… …mówi prezes AW, Robert Werle, propagowanie bezpieczeństwa w ruchu drogowym. AW realizuje to doskonaląc umiejętności ratowników drogowych, którzy są wolontariuszami posiadającymi wiedzę w zakresie udzielania pierwszej pomocy. Pomagają oni wszędzie tam, gdzie mogą się okazać niezbędni dla ratowania zdrowia i życia: podczas maratonów, masowych akcji charytatywnych, zawodów i imprez, pielgrzymek, misteriów, pokazów profilaktycznych i szkoleń praktycznych. Tekst i zdjęcie Andrzej Górczyński


wywiad

Dźwięki skrzypiec mają mój charakter Ze Zbigniewem Wodeckim, piosenkarzem – artystą, rozmawia Dominik Górny Przysłuchuję się Pana piosenkom już od dłuższego czasu i pewny jestem, że niosą w sobie walory autobiograficzne… Gdyby mógł Pan dokończyć wyznanie – „Lubię wracać tam, gdzie byłem”… To bardzo celne pytanie. Znajdujemy się bowiem w takim miejscu, do którego bardzo lubię powracać – do Poznania; do Auli Uniwersyteckiej im. Adama Mickiewicza. Takie miejsca jak to mówią o tym, co jest dla mnie ojczyzną: sale koncertowe, miasta, wspomnienie o ludziach, którzy odeszli. Bardzo przyzwyczajam się do związanych z nimi emocji, dlatego nie mógłbym mieszkać na stałe na obczyźnie. Ot tak, na przykład rozmawiamy w zwyczajnej, a tak wyjątkowej garderobie – straciłem w niej niegdyś tyle zdrowia (uśmiech), nerwów, a jednocześnie dzięki tym emocjom, odniosłem taki, a nie inny sukces. Stawiał Pan tutaj jedne ze swoich pierwszych kroków artystycznych… W istocie, graliśmy wtedy koncerty z wielką orkiestrą Zbyszka Górnego… Mieliśmy jak na tamte czasy naprawdę topowe recitale z Zenkiem Laskowikiem….. …”Muzyka Małego Ekranu”… … Dlatego, gdy przyjeżdżam do Poznania, to czuję się tak jakbym gościł w Opolu. Uświadamiam sobie, że tyle się od tamtej pory wydarzyło, że dziś nie mam się co już denerwować. Swoje już zrobiłem. Na scenie poznańskiej Auli zawiązałem chyba najwięcej swoich artystyczZbigniew Wodecki wraz z zespołem wystąpił w Poznaniu z okazji obchodów 90. rocznicy powstania Automobilklubu Wielkopolski. 1 lutego b.r. neorenesansowe wnętrze Auli Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu były miejscem uroczystej inauguracji tych obchodów. Było też okazją do podsumowania wydarzeń i osiągnięć minionego sezonu, w tym m. in. do nagrodzenia zawodników AW, którzy rywalizując w sportach i turystyce motorowej zdobyli w 2012 roku ponad 80

nych przyjaźni… A że niektóre nie okazały azały się trwałymi, to już inna sprawa. I choć niektórych ektórych ludzi z nami już nie ma, to mury, kamienie enie pozostają… Ale te mury nic by nie znaczyły ły bez tych osób. Miasto może być piękne tak jak k Poznań, Kraków, ale bez ludzi będzie tylko piękne… kne… To ludzie tworzą klimat i nastrój. Bez nich h miejsce wydaje się obcym. Dzięki którym ludziom udomowił Pan swój artyzm? Dopowiem, że nie otrzymywałem jakiś akiś szczególnych, „ostatecznych” rad… Miałem za to wokół siebie fantastyczne osoby, które óre nieustannie mnie inspirowały do działania: ia: Wisłocki, Krenz, Kord, Missona… dyrygenci,, pod których batutą miałem przyjemność grać. ć. Z perspektywy czasu widzę, że najlepszym sposobem na to kim dziś jestem był „bat” mojego ojca. Pilnował, żebym ćwiczył grę na skrzypcach – bez żadnego kombinowania; żebym ebym umiał stanąć przed profesorami i zagrać rać kaprys, etiudę, koncert – bez żadnego „zmiłuj zmiłuj się”. Gdyby Pana charakter porównać do dźwięku instrumentu, to byłyby to właśnie skrzypce? Bezwzględnie tak – to instrument trudny, rudny, nie łatwy, niewdzięczny do opanowania, wymagający czasu, aby odwdzięczyły się pięknym nym dźwiękiem za trud obcowania z nimi. Jeżeli skrzypcom albo jakiemukolwiek innemu mu zajęciu artystycznemu, nie odda się życia, to będzie się zaledwie grajkiem, a nie artystą. wyróżnień, w tym 31 tytułów mistrzowskich. Tytułem Automobila Roku wyróżniono ciągnik Lanz Bulldogg D7506 z 1941 roku, odrestaurowany przez Marcina Pierzchawkę. Specjalne wyróżnienie spotkało Waldemara Sztubę, który otrzymał certyfikat rekordzisty Toru „Poznań” kierowców niewidomych z czasem przejazdu 3:37,531. Za cel na następne lata Automobilklub stawia sobie zakończenie prac na Torze „Poznań” oraz wybudowanie Muzeum Motoryzacji.

19


nasza twórczość

Ludziom Barki Śpiewając psalm, szukam Boga, znajduję w nim tożsamość. To zdumiewające: w środku jest początek. Zatrudniła mnie pamięć: czas staje się mgnieniem, jestem kulą śnieżną, która toczy się po zboczu, nazywanym życiem. Znowu przebudziłem się do świata (próbuję go, a gubi się smak). Potrzebuję ciebie – usłyszałeś mnie. Światło zatrzymało się na powierzchni jeziora i trwa. Widzę ludzi, płyną ku drugiemu brzegowi na spotkanie z drugim człowiekiem w geście otwartych rąk. Paweł Kuszczyński

Brzeg Ufności Dobra Jesteś drogowskazem tego co ufności godne Oswajasz w sobie czas co przemija – nie przemija Chwila nierówna chwili wieczność dopełnia życie a Ty? Nosisz w sobie wytrzymałość mostu po którym przechodzi pewność – niepewność drogi ścieżki wąskiej zadziwienia Wtedy człowiek odnajduje w sobie człowieka Nadzieja jest zawsze drugim brzegiem Dominik Górny

20


osobowości

Jak się zacznie, to się skończy! Nigdy się w pracy nie oszczędzała. Nawet wtedy, gdy po ciężkiej operacji wróciła do pracy mówiła tylko o niej. Kiedy zdjęcia? Co robimy? – pytała współpracowników. Kiedyś, po wyczerpującym dniu, słaniając się ze zmęczenia, jakby mimochodem powiedziała – Zapomniałam, że jestem śmiertelnie chora, ale to nic, jutro odpocznę – mam do skopania pół ogrodu!

P

iękny, słoneczny, letni i... rozleniwiający dzień. W redakcji telewizyjnej cisza jak makiem zasiał. Nawet komputery osłabły. Nagle, jak tajfun wpada do redakcji Olga Kunze – Maaaam! – krzyczy – To jest temat! – na pytające spojrzenia kolegów wyjaśnia - ekonomia społeczna, no co?, macie coś ciekawszego? Odpowiada jej cisza… niewielu wie o co chodzi, a ci co wiedzą są szczerze zdziwieni. Co innego płacz, krew, pot, ale ekonomia społeczna? Jaka ekonomia i jaka społeczna ? Golgota – pomyślała – skoro moje środowisko ma do tego takie podejście, to co pomyślą inni? I już za chwilę podjęła decyzję – dlatego właśnie musze się tym zająć! I zajęła się. Nie było łatwo, począwszy od przekonywania szefów, skończywszy na samych bezdomnych i bezrobotnych. Chodziła wszędzie i rozmawiała z każdym; z wojewodą i z marszałkiem, pracownikami spółdzielni socjalnych i wolontariuszami organizacji społecznych; doskonale znali ją też urzędnicy nawet najniższego szczebla. Wyrzucana drzwiami, wchodziła oknem. Uparła się i odniosła sukces. Najpierw artykuły, później kilka reportaży telewizyjnych, a potem cykl „Ekonomia społeczna po wielkopolsku”. Nie powstałyby, gdyby nie poznała Barbary i Tomka Sadowskich. To oni pokazali Oldze świat, do

Olga z mężem i wnuczką. którego w swojej dziennikarskiej karierze erze wcześniej nie miała okazji dotrzeć. Ciekawiły ją ludzkie losy – ekonomia ia społeczna jest jak dobra książka, mówi o przemianie ludzi, o tym że można upaść na dno no i pozbierać się; jest nadzieja, jest dramaturgia urgia i efekt – tak właśnie tłumaczyła swoją pasję. Nie jedyną. Cieszę się że dożyłam takich czasów – zachwycała się przemianami w nowej Polsce. Pewnie, że nie wszystko jest idealne ale le wiecie – najważniejsze jest to, że ta Polska jest... .. nasza! Umiejętność perswazji opanowała do granic możliwości. 20-stopniowy mróz. Palce na kamerze zamarzają. Ekipa zdjęciowa myśli tylko o ciepłym kącie i gorącej herbacie. Na a rynek w Pniewach wjeżdża dźwig pogotowia a energetycznego. To jest to, pierwsza zauważa a pojazd Olga; przydałoby się jeszcze ujęcie z lotu ptaka. Mariusz, ja przekonam panów, a tyy wejdziesz na górę. Panowie – tłumaczy ekipie kipie energetycznej – wspólnie możemy zapracować pracować na Oskara… Gdy po wykonaniu odpowiednich owiednich ujęć operator dźwigu opuszcza kosz – Dziękuję, uratowaliście nam reportaż… Do legendy przeszedł jej sposób motywowania współpracowników: Mamy dziś kilkanaście kanaście godzin ciężkiej pracy, temat jest trudny, y, ale będzie dobrze. Jak się zacznie – to się skończy! kończy! Obecność, która trwa Obecność, która niesie w sobie motywację tywację do działania – tak najkrócej określiłbym m moje spotkania z Olgą, a było ich tak wiele lecz ecz przecież wciąż za mało. Jedno ze spotkań zapamiętałem wyjątkowo szczerze – umówiliśmy my się na herbatę w „Starym Browarze”, przy okazji azji Międzynarodowego Zlotu Dudziarzy, którego go głównym organizatorem była „Barka”. Powiedziała iedziała wtedy – pamiętaj, Dominiku, mój młodszy szy kolego po fachu, życie ma być tak aktywne jak k gra na dudach. Nie pytaj się czemu… Dzisiaj już wiem. Przyjaciele: Tomasz Grabowski i Dominik minik Górny

21


zapisane życiem

Rejs z Barką

Z okazji 5-tych urodzin Barki w Londynie zorganizowano konkurs na esej „Refleksja na temat pracy w Barce UK w kontekście osobistego świadectwa”, dla osób, które pracowały lub pracują z migrantami z Europy Środkowo-Wschodniej w Londynie, w ramach działań Barki UK. Nadesłano 10 esejów.

P

ierwsze miejsce otrzymał „Rejs z Barką” Piotra Nowaka; drugie równorzędne zajęły prace „Gniazdo tylko jedno…” Lecha Bora i „Moja refleksja…” Ireneusza Pieszko, a trzecie – „Powrót decyzją życia” Marcina Maruszaka. W kolejnych wydaniach publikować będziemy pozostałe nagrodzone eseje. Londyn Wspaniałe to miasto. To wielokulturowość, tolerancja i nieograniczone możliwości. Londyn to także miasto pełne pułapek i złudnych nadziei. Otoczony wodami sam sobie jest oceanem. Oceanem marzeń, szczęścia, bogactwa, łez i cierpienia. Po jego dumnych wodach pływają wielkie liniowce z wypisanymi na burtach nazwami: bogactwo, szczęście, dobrobyt. Jest także wiele mniejszych jednostek, bez nazw jeszcze, szukających spokojnej przystani. Jak każdy ocean, Londyn jest także pełen wraków i rozbitków szukających bezradnie pomocy. Dla tych ostatnich właśnie, w odległym Poznaniu, wybudowano Barkę [Fundację Pomocy Wzajemnej „Barka”]. Jest skromnie ożaglowana lecz szczyci się bardzo pojemnym pokładem i przyjazną załogą. Jej kurs, niezmiennie od pięciu lat, wytyczają trzy porty: rozpacz, nadzieja, sukces. Wszystko jest trudne zanim stanie się proste Zaszczepienie wśród rozbitków tej, z pozoru banalnej myśli Faulknera [amerykańskiego powieściopisarza, poety] jest zawsze największym wyzwaniem. Ostatnia fala emigracji wyrzuciła na londyński brzeg tysiące rozbitków. Przybyli tutaj w poszukiwaniu szczęścia, szybkich pieniędzy, lepszego życia. To ci, którym z wielu powodów się nie powiodło. Tym ludziom Barka rzuca swoje koło ratunkowe. Jednak uchwycenie się go, to jednocześnie przyznanie się do porażki. Wielu duma nie pozwala się go przytrzymać. Wejście na pokład Barki to przyznanie się do klęski. To przyznanie sie do niepowodzenia przed rodziną i przyja-

22

ciółmi. Przede wszystkim jednak – przed samym sobą. Dlatego, przekonanie przegranych, że każdy koniec jest początkiem czegoś, przekucie poczucia porażki w chęć zmiany jest najważniejszym zadaniem w tej pracy. Gdy się powiedzie, będzie to sygnał do opuszczenia portu o imieniu rozpacz. To nadziei, nie rozpaczy statek – – pisał Jacek Kaczmarski o rejsie w nieznane. Podobnie jest i na pokładzie Barki. Nadzieja to port bardzo burzliwy. To moment, gdy aspiracje i dążenia wzrastają wprost proporcjonalnie do lęków i strachu przed niepowodzeniem. Tutaj chwile euforii przeplatają się z atakami zwątpienia. To właśnie tutaj załogant Barki musi wykazać się szczególną troską i zrozumieniem. Musi pobudzić chęć działania bez rozbudzania rozdmuchanych aspiracji. Musi uświadomić pasażerowi, że dotarcie do portu sukces nie jest końcem drogi, lecz początkiem budowania nowej przyszłości. Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem Ta myśl wieszcza obwieszcza, oznacza dotarcie do portu sukces. To bardzo niebezpieczny moment. Zna tę prawdę każdy marynarz, że przy brzegu częściej się tonie niż na otwartym morzu. Gdy wszystko już wydaje się łatwe i piękne łatwo jest się tym zachłysnąć i utonąć. Dla wielu jednak,


światełka na redzie zwiastują Nowy Początek. Odbudowują relacje z rodziną, odzyskują zaufanie przyjaciół i znajdują nowych. Na tych, początkowo kruchych, fundamentach budują nową jakość swego życia. Jednak często, stojąc już na twardym gruncie, wielu jeszcze, na zew oceanu odpowie, by ponownie zanurzyć się w kipiel smutku i beznadziei. Lecz i wtedy, gdy znowu wody Tamizy podtopią, będzie mógł dostrzec obok siebie koło wypełnione powietrzem z napisem Barka. U bram portu Na każdym etapie tego rejsu załoga Barki musi wykazać się szczególną delikatnością i wrażliwością. Praca w Barce to nieustanna troska o swojego pasażera. Na każdym etapie jego podróży czyhają na niego bowiem pułapki i pokusy. To dbałość nie tylko o jego potrzeby fizyczne, ale przede wszystkim psychiczne. Praca w Barce to nieustanne rozmowy, zrozumienie i budzenie motywacji. To rozumienie słabości ludzkich oraz ich potrzeb. To ukazywanie szans i możliwości przy jednoczesnym ich zaangażowaniu. Bo praca w Barce to odejście od wciąż obowiązującej na londyńskich ulicach, starej wiktoriańskiej zasady: nakarmić, przyodziać i pożegnać. Załoga Barki doprowadza swojego pasażera od początku do końca. Od rozpaczy do sukcesu. To jest istota i największa wartość naszego statku. Pomagać innym to nie znaczy zawsze być razem… …to patrzeć zawsze w tym samym kierunku. Ten z lekka sparafrazowany cytat autora „Małego

Na fali przeżyć - marynarz, autor eseju.

Księcia” dotyczy byłych marynarzy Barki. Choć pracujemy czasem dla innych armatorów to piętno odbite przez Barkę pozostanie w nas na zawsze. Ta praca pozwoliła mi lepiej zrozumieć siebie, spojrzeć na moje życie z innej perspektywy. Uzmysłowiła mi wartość jaką jest praca dla innych. Praca w Barce zmieniła także, w pewien sposób mój system wartości. Pomogła wytoczyć ścieżkę, którą dzisiaj chcę podążać. I gdy dzisiaj patrzę z oddali, to wiem jedno, gdy wici rozpuszczą, a rytm werbli i dźwięk trąbki usłyszę, pierwszy stanę u drzwi kapitanatu. Moje ukochane miasto… …to Londyn. Choć naznaczyło moje ciało i duszę znakami blizn mych słabości i ułomności. Tu doświadczyłem co to ból i cierpienie lecz i znalazłem sensu życia. To znad brzegów Tamizy wypłynąłem w Barkowy Rejs. Byłem pierwej zlęknionym pasażerem, by potem stać się dumnym majtkiem. Znam dobrze Rozpacz, Nadzieję i Sukces. W każdym z tych miejsc odbyłem setki rozmów. Zwykle błahych, o niczym. Żadna z nich nie była jednak nieistotna. Zawsze w tle brzmiała rozpacz połączona z nadzieją na sukces. Rozmowa to główny oręż Barki. To w niej zawiera się tęsknota, smutek i żal. Rozmowa to możliwość wytyczenia nowego kursu dla każdego z nas. Na początku było słowo. Tak jest i teraz, gdy Księgi Starej przewracam stronice, wciąż powracam do słowa. Piotr Nowak

23


opinie

Marz Marzenia o zakupie maszyny i roz rozpoczęciu nowego etapu życia chod chodzą mu po głowie już od lat. Wizj własnej, dochodowej firmy Wizja dział działającej na lokalnym rynku pobu pobudza wyobraźnię. Pan Jan kolej kolejny dzień spędza na rozm rozmyślaniach. Nie jest to łatwe, trzeb trzeba przecież zająć się norm normalną pracą w gospodarstwie. Wiec Wieczorem siada w fotelu i uru uruchamia pilota telewizora. Te sa same mądre głowy godzinami rozp rozprawiają o środkach z Unii Euro Europejskiej. Znudzony wyłącza odbio odbiornik i sięga po lokalną gaze gazetę. Eureka! To jest to – llokalna okal grupa działania!

Kserokopi

czyli apli W

ostatnich miesiącach w lokalnych grupach działania (dalej LGD) narastał niepokój. Niebezpiecznie szybko zbliża się rok 2014 i perspektywa zamknięcia w Polsce programu Leader. Mimo uspokajających zapewnień polityków, lokalni działacze nie czuli fali optymistycznej energii. Politykom, szczególnie tym z pierwszych stron gazet przestali wierzyć już dawno. Wierzyli i wierzą w pracę i solidarność. I w to, że Unia Europejska dalej zechce gonić króliczka, a nie go złapać i zjeść.

Rozczarowanie – zaczarowanie Niedawne deklaracje europejskich przywódców uspokoiły nieco atmosferę. Oczywiście wiara w to, że niewielkie, wręcz mikroskopijne społeczności funkcjonujące na polskiej wsi mają wpływ na podejmowane w Brukseli decyzje, nie ma żadnych racjonalnych podstaw. To raczej domena wpływowych i odpowiedzialnych (te przymiotniki nie zawsze chodzą parami) polityków, rozumiejących i dostrzegających dynamiczne zmiany, jakim podlega polska wieś. Jednak wątpliwości i zastrzeżeń odnoszących się do praktyki funkcjonowania Leadera w Polsce odłożyć na bok nie sposób. Po prostu, po kilku latach funkcjonowania widać jak na dłoni, że ożywionej dyskusji o LGD nie inicjują tylko sukcesy. Przed laty (2007 / 2008), w czasie wdrażania na obsza-

24


a kserokopii,

kacja Pana Jana rach wiejskich pilotażowego programu Leader plus wątpliwości nie było. I trudno się temu dziwić: idea partnerstwa terytorialnego, solidarnej odpowiedzialności za lokalne sprawy i kierowania konkretnej pomocy finansowej we wskazane przez miejscową społeczność obszary, budziła nadzieję i poczucie wspólnoty. Rozczarowani efektami reformy samorządowej (raczej jej praktyką) lokalni liderzy uwierzyli, że biura LGD staną się ośrodkami działań wspólnotowych i miejscem otwartej rozmowy o przyszłości polskiej wsi. Unijne pieniądze, oczywiście bardzo ważne i potrzebne na obszarach wiejskich nie wydawały się wtedy rzeczą najważniejszą. Czy są nimi teraz? Przeciętny mieszkaniec Poznania o Lokalnych Grupach Działanie nie słyszał. Nie tylko dlatego, że LGD działają na wsi. Również dlatego, że biura LGD pieniędzy na promocję nie mają. Budżet promocyjny zwykle zamyka się środkami na skromny folder, organizację jednej, czasami dwóch imprez promocyjnych w lokalnym środowisku. To wszystko. Panie Janie, wypada wiedzieć! Lokalne grupy działania to w Polsce twór nowy, zaledwie kilkuletni. Sięgnijmy do oficjalnych źródeł – lokalna grupa działania to rodzaj partnerstwa terytorialnego tworzonego zwykle na obszarach wiejskich, zrzeszającego przedstawicieli lokalnych organizacji (z sekto-

ra publicznego, prywatnego i pozarządoweądowe ądowego) oraz mieszkańców danego obszaru aru wyznaczonego granicą gmin członkowskich. skich. Członkami tych organizacji mogą być ć m.in. przedstawiciele samorządów gmin, placówek oświaty, kultury, parafii, organizacji i stowarzyszeń działających na danym terenie, firm, spółdzielni itp., a w stowarzyszeniach h także zwykli mieszkańcy. Budżet wielkopolskich LGD to aż 250 50 milionów złotych. Większą część tej kwoty już uż rozdysponowano, a pozostałe środki trzeba a wydać do 2014 roku. To duża, by nie powiedzieć ieć ogromna suma, przeznaczona na rozwój wój i wspieranie wielkopolskiej wsi. Marek Kon, część druga ga artykułu w następnym wydaniu „Gazety ty Ulicznej”

Wydaje się, że lokalne grupy działania zostały sprowadzone, owadzone, nie z własnej woli, do najbardziej z niewdzięcznych ych ról; Nie atora wizji kreatora lokalnego życia społecznego, propagatora yłącznie do społeczeństwa obywatelskiego, ale tylko i wyłącznie ego tak się pośrednika w zdobyciu unijnych pieniędzy. Dlaczego dzieje? Wbrew założeniom programu laeder, ostateczne GD) lecz na decyzje nie zapadają na najniższym szczeblu (LGD) wać taką fipoziomie województwa. Jeżeli można akceptować lozofię to tylko w odniesieniu do inwestycji, które re realizują gminy zrzeszone w lokalnej grupie działania.

25


Samorząd – decentralizacja kłopotów Samorząd terytorialny w Polsce staje się coraz bardziej ubezwłasnowolniony, a jego decydująca rola w sprawach lokalnych ograniczana jest wyłącznie do funkcji administracyjnych. Refleksja z okazji piętnastej rocznicy powołania powiatów nie napawa optymizmem.

O

prócz sentymentalnych wspomnień, również szereg podobnych, ostrych wnioskówsformułowano podczas konferencji „Od przeszłości do przyszłości samorządu powiatowego”, którą 18 lutego 2013 roku zorganizował w Sejmie Związek Powiatów Polskich. Wzięli w niej udział zarówno liczni samorządowcy, jak i ci, którzy przed laty uczestniczyli w procesie wcielenia w życie idei współczesnej polis. To bowiem do nich – antycznych wspólnot greckich porównuje współczesne powiaty Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, jeden z twórców reformy samorządowej z 1999 roku, obecnie dyrektor Instytutu Przestrzeni Obywatelskiej i Polityki Społecznej Uczelni Łazarskiego. Jak udowadnia – najbardziej naturalne potrzeby zrzeszania się obywateli pozostają niezmienione od starożytności; egipski nom, późniejsze polis oraz obecne powiaty mają podobną powierzchnię. A jednak zagrożenie

Dziś samorząd jest zagrożony – uważa Mieczysław Janowski, były prezydent Rzeszowa, senator i europarlamentarzysta. Tę diagnozę potwierdza profesor Jerzy Regulski, społeczny doradca Prezydenta Komorowskiego, który twierdzi, że zagrożenie to jest wynikiem konfrontacji dwóch antagonistycznych układów: resortowego i samorządowego. Radykalny brak zaufania państwa do samorządów przejawia się np. w próbach ingerencji w formę realizacji ich zadań własnych – twierdzi profesor Regulski. Ale to nie wszystko, do listy zarzutów specjaliści dorzucają jeszcze nieprzekazywanie wystarczających środków na wykonywanie przez samorządy zadań zleconych przez państwo, a także obarczanie je zadaniami najbardziej kłopotliwymi. Na realizację wszystkich zadań zleconych w 2013 roku, prezydent Wodzisławia Śląskiego otrzymał z budżetu Państwa kwotę około 200 tysięcy złotych, z przeznaczeniem na 9

26

etatów. Oznacza to, że zatrudnieni w magistracie urzędnicy powinni otrzymać wynagrodzenie w wysokości 1500 złotych brutto. Kto będzie pracował za takie pieniądze? – retorycznie pyta Barbara Chrobok, rzecznik prasowy prezydenta. Dopóki samorządy pokornie przyjmują kolejne obciążenia i z własnej kiesy dokładają do realizacji zadań państwowych, problemu nie widać. Przykład Wodzisławia Śląskiego pokazuje jednak, że takie podejście to już przeszłość. – Obliczyliśmy, że państwo przekazało nam o 600 tysięcy złotych za mało, dlatego prezydent Mieczysław Kieca skierował sprawę do sądu. Czekamy na rozstrzygnięcie – mówi Chrobok. To po prostu decentralizacja kłopotów – tak wprost, narastającą tendencję pozbywania się najtrudniejszych zadań przez centrum, nazywa profesor Irena Lipowicz, Rzecznik Praw Obywatelskich i była poseł, która również uczestniczyła we wdrażaniu reformy decentralizacyjnej rządu Jerzego Buzka. Dodatkowo Lipowicz dostrzega trend aterytorializacji zadań publicznych, co odbywa się pod hasłem wymagań nowoczesności i menedżeryzmu. – Recentralizacja ustroju państwa jest ewidentnie sprzeczna z konstytucyjną zasadą pomocniczości – wtóruje Jerzy Stępień. Samorządy decyzyjne czy służebne? Czy jednak samorządowcom pozostaje już tylko czekać z założonymi rękami, aż państwo odbierze im resztki kompetencji i zepchnie do roli administratorów? Szansę skutecznego przeciwdziałania ofensywie biurokracji resortowej profesor Lipowicz upatruje w konfederowaniu się samorządów wszystkich szczebli. Innym rozwiązaniem mógłby być obowiązek badania każdego projektu ustawy pod kątem zgodności jej zapisów z konstytucyjną gwarancją samodzielności i praw samorządu terytorialnego – dodaje. Kamil Łysik


wywiad

Aby nie zejść z drogi... Z Wojciechem Siudmakiem, malarzem-artystą, uważanym za czołowego reprezentanta realizmu fantastycznego, rozmawia Dominik Górny Spotykamy się na gruncie pojednania wartości społecznych z artystycznymi. Co łączy Pana twórczą wizję z działaniami Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka”, której podarował Pan unikalne repliki swoich wybranych obrazów? Dla mnie ważne są działania, które dają siły i pobudzają naszą zdolność do wewnętrznego buntu, aby nie akceptować w trudnych chwilach tego co najgorsze. Uczą też spojrzenia globalnego, a nie tylko obsesjonalnego parzenia na „jeden punkt”. Patrzę na Pana obrazy „Przesłanie zeszłego stulecia...”, „Poranny Poemat”… i chociaż różnią się one swoimi nastrojami, widzę w nich wiele przestrzeni i światła. Przestrzeń symbolizuje swobodę myśli i wolność działania. Nie akceptuję ubezwłasnowolnienia twórczego i zamknięcia się w ciasnej przestrzeni intelektualnej. Natomiast o wyborze środkow artystycznych decyduje nasza energia i zasoby twórcze. Które z Pana obrazów nakłoniły kogoś do uświadomienia sobie prawdy o swojej sytuacji w rodzinie, społeczeństwie…? Na pewno „Niepokonalna bariera”… …na którym człowiek stara się pokonać coś na kształt muru? …człowiek ten symbolizuje krzyk, rewoltę i wewnetrzną walkę. Wydaje się, że chce ten mur przewrócić… przebić go i przedostać się na drugą stronę, do innego świata.Wystawiłem kiedyś ten obraz we Francji, w mieście, gdzie mieszkam. Wielokrotnie podchodził do niego młody mężczyzna, który wyglądał na kogoś

Poranny poemat. z marginesu społecznego. Osoby zajmujące się ochroną, zaniepokojone myślały, że może chce go uszkodzić lub ukraść… Obserwowano go dyskretnie, aż w końcu zauważono że podchodzi do mnie i prosi o wyjaśnienie... sensu obrazu – Wie Pan, niedawno wyszedłem z więzienia. Ten obraz ujął wizję mojej rzeczywistości jaką niedawno przeżyłem, odizolowany w wieziennej celi. To są trudne wspomnienia i są wielkim ciężarem. Dziś myślę, że ten mur powalilem. Być może ten mur, to było niezbyt precyzyjnie zapisane w moim umyśle zło. Może właśnie, ja to pokonałem. Jest też obraz zatytulowany „Człowiek, który zatrzymał ziemię”. Wsród zwiedzających na jednej z wystaw, zauważyłem Panią, która stojąc dość krótko przed obrazem, nagle się rozpłakała i szybko wyszla z sali. Byłem zaskoczony i zdumiony. Człowiek na obrazie jest przedstawiony w bardzo napiętej i dziwnie akrobatycznej pozie. Jego głowa jest zakończona czymś w rodzaju sztucznych rogów, które stara się wbić w ziemię. Może chce i potrafi ją zatrzymać, burząc dotychczasowy ład i harmonię. Naprężone ręce utrzymują nad jego plecami ja-

27


Salvador Dali tworzył zazwyczaj po zmroku. Znam osobiście kilku współczesnych malarzy, dla których najbardziej twórczym czasem jest właśnie noc. Jest Pan bardziej artystą nocy czy jawy? Ja śnię na jawie! Rano zwykle notuję pomysły, które mogły mi się przyśnić lub te, które mi przychodzą na myśl właśnie rano. Z pewnością jest to owoc skomplikowanych i tajemniczych reakcji podświadomości. To jest ta uprzywilejowana relacja z magiczną sferą cienia. Samych snów nie pamiętam lub nie chcę pamiętać i nie pracuję na ich podstawie. Rzeczywistość i sen są dla mnie bliskie i jednocześnie rozgraniczone niezrozumiałą otchłanią. Nie wszystko może być przetłumaczone na język obrazu.

Energie. kąś dziwną strukturę, rodzaj lewaru, który na swym rozwidlonym ramieniu utrzymuje planetę, może ziemię. Wydaje się, że wystarczy jedna kropla, która spadając może zakłócić dziwaczną równowagę całości i spowodować globalny kataklizm.

28

Co to oznacza, że namalowanie obrazu jest aktem twórczym? Obraz w swej ograniczonej przestrzeni może zawrzeć syntezę myśli i uczuć i przemawia do naszej wrażliwości. Sztuka jest jezykiem uniwersalnym i komunikuje się poprzez emocje. W moim przypadku to przestrzeń, gdzie grawitujące myśli, wizje i skojarzenia tworzą harmonijne ciągi lub nawet kolidują ze sobą odbijając się o siebie wzajemnie. Można to zrozumieć, wyobrażajac sobie, że jesteśmy widzami w małej całkowicie zaciemnionej przestrzeni. Latają w nim rozpędzone świetliki, drobniutkie punkciki światła. Każdy z nich jest jakimś pomysłem, myślą, przesłaniem. Wystarczy sięgnąć po któryś z nich. W nim jest zawarty już cały obraz, który wystarczy namalować. I tutaj zaczyna się nowa, inna przygoda...

Proszę powiedzieć na przykładzie tego obrazu, jaką szczególną refleksję, niesie w sobie Pana sztuka? Ludzkość doszła do niebezpiecznego etapu w rozwoju środków masowej zagłady. W każdej chwili możemy wysadzić naszą planetę w powietrze i tym samym się unicestwić. Wystarczy, że opadnie ta symboliczna kropla i uruchomi szaleńczy system zagłady. Do nas należy mądre panowanie nad technologiami. Pragnę zwrócić uwagę, że przez haotyczny wyścig zbrojeń, niekontrolowaną konsumpcję, skonstruowaliśmy dla siebie potworną zasadzkę i zapomnieliśmy o budowie pozytywnego jutra dla siebie i przyszłych pokoleń.

Ale chyba nie jest prosto urealnić barwy i kształty wyobraźni? W realizacji obrazu nie mam żadnych problemów technicznych czy też innego typu. Możemy się wypowiadać tylko tymi środkami jakie sobie wybraliśmy i udoskonaliśmy. Praca malarska czy też rzeźbiarska to moja codziennie odnawiana pasja. Malowanie obrazów to moja codzienność. Nigdy też nie widziałem dla siebie innej pracy i nie chciałem jej widzieć. Z pewnością ten wybór i trzymanie się wytrwale drogi, która prowadzi do wytyczonego celu, kosztowało mnie wiele wysiłku i wyrzeczeń. Sprawiło jednak wiele satysfakcji które były tego warte.

Jak Pan sobie radzi z tymi twórczymi emocjami? Nie borykam się z emocjami. Mogę je wypowiedzieć w rysunku malarstwie lub rzeźbie. Tworzone są świadomie i nasycone bogatym ciągiem skojarzeń. Pracując nad obrazem, przenoszę się w stworzony świat i zamykam go na trwałe w ramy dzieła. Póki nie skończę obrazu, towarzyszy mi zawsze ten niezbędny twórczy niepokój.

Jak na przykład doświadczył Pan tego niegdyś we Francji… Wielu osobom wydaje się, że wystarczy wyjechać do innego kraju aby żyć lepiej i piękniej. Nie jest to prawda. Materialne podstawy bytu na obczyźnie są podstawą do dalszego rozwoju. Jeden zdobywa je stosunkowo szybko, inny długo i mozolnie poszukuje swojej drogi, a jeszcze inny szybko się poddaje. Moim drogowska-


zem zawsze był zwykły zdrowy rozsądek. Stawiałem sobie pytanie – dlaczego mam przerzucać worki cementu, skoro marzę o tym, aby rysować i potrafię to robić w sposób wyjątkowy? Nie należy zejść z drogi, którą nam los sugeruje i porzucić zdolności które nam podarował. Nie należy zatracać zdolności odbierania sygnałów z otoczenia, które podpowiada nam intuicja, w tym jesteś dobry, a w tym chyba nie. Ten zdrowy rozsądek, ta trzeźwość oceny własnej sytuacji, chroni nas przed pomyłką i nawet poźniejszym upadkiem. Jeżeli wiemy, którędy chcemy iść, to zawsze znajdziemy w sobie potrzebne siły i wyobraźnię aby zrealizowac wybrany cel. Trzeba wierzyć, może nawet pozornie naiwnie, ale wierzyć gleboko… i nie zadawać sobie zbytecznych pytań, które rodzą zwątpienie, a nawet pesymizm. …Na pewno należy zachować swoją osobowość i twórczą indywidualność. Czy jednak musi się to wiązać z robieniem czegoś na przekór? Tak, to jest cena jaką płacimy za zachowanie własnej osobowości. Nie musimy się mieścić w panującej modzie i nurcie artystycznym. Nie należy bezmyślnie naśladować nauczyciela czy też profesora. To co jest dobre i aktualne dla niego, nie musi być wcale dobre i aktualne w przyszłości dla mnie. Musimy dbać o odrębność własnego talentu artystycznego i o własną unikalną osobowość. Od dziecka miałem w sobie pasję tworczą i może specyficzne marzenia i pragnienia. Tego żadna szkoła nie uczy. Profesorem, który nas, uczniów warszawskiego liceum rozu-

Przesłanie zeszłego stulecia - Belweder.

miał i inspirował, był wspaniałym człowiekiem, trochę psychologiem, filozofem, starszym bratem, kolegą – Włodzimierz Tiunin. Mam dla niego olbrzymią wdzięczność, bo swoje życie poświęcił na edukację młodych uczniów, uzasadnił sens naszej pasji i nauczył nas wysiłku i uporu w dążeniu do obranego celu. Trzeba mądrze słuchać ludzi i wypatrywać podpowiedzi losu … Właśnie, „mądrze słuchać”. Co Pan „słyszy” w dziełach najbardziej wyrazistych dla naszej kultury artystów? Leonardo da Vinci nauczył mnie uważnego patrzenia na naturę. Taką zdolność do obserwacji mają dzieci. Odkruwają świat z zaciekawieniem. Na przykład mój wnuk, z którym ostatnio byliśmy w zoo, po powrocie do domu potrafił narysować prawie wszystkie widziane tam ryby z dbałością, wręcz fotograficzną, o szczegóły. Wracając jednak do Da Vinci’ego – wcale spontanicznie nie wymyślił wszystkich swoich odkryć, ale właściwie potrafił udoskonalić dociekania współczesnych i „potrafił patrzeć i słuchać”. Jak widziałby Pan obraz własnej osobowości? Szkic do tego obrazu jest już gotowy. Jest trochę monochromatyczny, ale pozytywny i ciepły. Na pierwszym planie dwie ręce, w głębi jest mój autoportret. Jedna ręka trzyma prosty cyrkiel, zakreślając koło, a druga podtrzymuje zawieszoną w próżni i rozpływającą się w tle głowę. Być może los wytyczył naszą drogę. Może wszystko jest nam zapisane. Mam wrażenie, że pewne rzeczy przychodzą łatwo i same, jakby same wybierały na zaistnienie moment zaplanowany przez los. Myślę, że nie należy iść bez uzasadnienia pod prąd i walczyć na darmo, lepiej szukać innych możliwych rozwiązań. Mój przyjaciel, lekarz pochodzenia wietnamskiego, cytuje mi mądrość tego narodu mówiąc, że nawet przez zacisnięte pięści, woda potrafi przepłynąć i znajdzie sobie odpowiednią drogę. To bardzo pozytywna wizja, która swiadczy, że nigdy nie należy się poddawać. Z jakich kształtów i barw namalowałby Pan obraz naszej rozmowy? To nielatwe zadanie dla malarza symbolicznego. Wśród obrazów, które stworzyłem, najbardziej adekwatnym wydaje mi się „Energie”. Przedstawia on „człowieka uniwersalnego”. Jest tam energia i oczywistość pewnych praw natury. Myślę tutaj o złotym podziale, który odnajdujemy w naturze, tutaj na ziemi, ale i w kosmosie. Istniejemy na zasadzie harmonii kosmicznych elementów i dostrzeżenie tego wzbogaca naszą wizję świata i wszechświata. -

29


Mistrzowie Pracy Organicznej

Bardzo praktyczny Do najwybitniejszych polskich uczonych o sławie europejskiej należy Fryderyk Zoll starszy, ceniony znawca prawa rzymskiego, zasłużony prawnik, polityk, działacz społeczny i oświatowy, pierwszy docent, a następnie profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego po jego polonizacji w początkach lat 60-tych XIX wieku.

P

rofesor Fryderyk Zoll starszy, nazywany dla odróżnienia od syna o tym samym imieniu, wybitnego cywilisty; jest prekursorem zasłużonego rodu, w którym tytuł profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, przekazywany jest od pokoleń z ojca na syna. Choć korzenie Zollów sięgają Wirtembergii, członkowie tej rodziny po przybyciu do Polski swoją duszą i sercem czuli się Polakami, czemu dali wyraz, stając się przykładem patriotycznych postaw m. in. w czasie powstania narodowego. Narodziny dla ojczyzny Przyszedł Fryderyk Zoll starszy na świat 2 grudnia 1834 roku, w Dolnej Wsi koło Myślenic jako syn Józefa, nauczyciela budownictwa w Szkole Inżynierskiej w Krakowie, burmistrza Podgórza i Katarzyny z Wątorskich. Uczęszczał do szkoły podstawowej w Wieliczce, następnie do gimnazjum w Bochni i Gimnazjum Św. Anny w Krakowie, gdzie osiągał znakomite wyniki w nauce pomimo panującej germanizacji. W latach 1852-1856 studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim m.in. pod kierunkiem Józafata Zielonackiego. W 1858 roku obronił doktorat z prawa i został asystentem w Katedrze Prawa Rzymskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie po habilitacji objął kierownictwo, początkowo jako docent, a od 1863 jako profesor. Był to okres przywracania języka polskiego jako języka wykładowego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od Rzymu do współczesności W pracy naukowej zajmował się prawem rzymskim, historią ustroju starożytnego Rzymu, metodologią nauki prawa rzymskiego.

30

Fryderyk Zoll starszy w stroju rektorskim. Unowocześnił polską naukę prawa rzymskiego poprzez wprowadzenie metod badawczych niemieckich, włoskich i francuskich, uzupełnionych o własne teorie, doceniane w praktyce. Wykazał m.in. równorzędne istnienie w Rzymie prawa zwyczajowego i pisanego, wskazując, że ustawowe wykluczenie mocy prawa zwyczajowego nastąpiło dopiero w prawie justyniańskim. Odróżniał się od współczesnych mu romanistów innym spojrzeniem na obiekt badań. W analizie prawa rzymskiego postulował powrót do jego źródeł , a więc do prawa rzymskiego, z czasu jego największego rozwoju za czasów rządów cesarza Justyniana. Tak analizowane prawo rzymskie było dla niego punktem odniesienia dla rozwiązań współczesnych. Metoda badawcza przyjęta przez Fryderyk Zolla została rozpowszechniona na arenie międzynarodowej zdobywając uznanie. Publikacja „Pandekta, czyli nauka rzymskiego prawa prywatnego” przedstawiająca zagadnienia ogólne, prawo rzeczowe i prawo zobowiązań według prawa rzymskiego, stano-


naukowiec wi w języku polskim najbardziej rozbudowany i pełny system prawa rzymskiego. Kolejną znaczącą dla badaczy publikacją profesora jest „Historia prawodawstwa rzymskiego”. Teoria nie tylko naukowa Trzykrotnie sprawował urząd rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wiele wprowadzonych przez niego zasad funkcjonuje do dnia dzisiejszego. Między innymi wprowadził zwyczaj rektorskiego sprawozdania za poprzedni rok akademicki przedstawionego w czasie inauguracji nowego roku akademickiego. Za czasów sprawowania przez niego urzędu rektora, doszło do rozbudowy klinik uniwersyteckich, zakończono remont Collegium Maius i przygotowano budowę Collegium Novum. Dzięki jego inicjatywy doszło do zatrudnienia na Wydziale Teologicznym księdza Józefa Pelczara, których naukowe dokonania uratowały chylący się ku upadkowi Wydział. Stanisław Tarnowski autor „Wspomnienia pośmiertnego” poświęconemu profesorowi, tak ocenił Zolla jako rektora – piastował ten urząd, dzierżył to berło i godnie bardzo i bardzo mądrze. Od 1863 zasiadał w Komisji Egzaminacyjnej dla nauk historycznych i prawniczych. W 1872 został czynnym członkiem Akademii Umiejętności w Krakowie, instytucji bardzo zasłużonej zarazem dla nauki jak i dla polskości. Od 1873 pełnił funkcje dyrektora Wydziału Historyczni-Prawnego Akademii. Wszystkie funkcje pełnił do końca życia. Należał do Towarzystwa Naukowego Krakowskiego oraz Akademii Umiejętności w Pradze.

Portret Fryderyka Zo lla starszego rysowany przez Jó zefa Mehoffera.

Wielu jego absolwentów działało czynnie także w niepodległej Polsce. Działalność publiczna Po ukończeniu studiów pracował w Prokuratorii Skarbu w Krakowie. Od 1878 roku zasiadał przez dwadzieścia lat w Radzie Miejskiej Krakowa. W Sejmie Krajowym zajmował się głównie problematyką szkolną i chłopską. W 1906 roku cesarz Franciszek Józef nadał mu tytuł szlachecki. Na początku swojej kariery uniwersyteckiej związał się z gronem osobistości życia politycznego Galicji o tradycjach konserwatywnych. Takie poglądy odpowiadały jego postawie życiowej mocno osadzonej w wartościach chrześcijańskich. Fryderyk Zoll Starszy zmarł 1 kwietnia 1917 roku w Krakowie. Pochowany został na cmentarzu Rakowieckim, w rodzinnym grobowcu. W 1936 roku prezydent Rzeczypospolitej odznaczył pośmiertnie profesora Krzyżem Komandorskim Orderu Polonia Restituta. Justyna Fręśko

Na dziewięć pokoleń Zollów, pięć służyło i nadal służy nauce, w szczególności nauce prawa. Fryderyk Zoll starszy stał się protoplastą znanego krakowskiego rodu prawników, do którego należy także m.in. Andrzej Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego i były Rzecznik Praw Obywatelskich, obecnie II Honorowy Przewodniczący Kapituły Nagrody Pro Publico Bono „Samorządność dla solidarności” im. Mirosława Dzielskiego. 31


kultura solidarności

Luba czuw…! Luba czuwaj! – takim okrzykiem chciał pożegnać się ze swoją ukochaną władca zamku lubaczowskiego, ale został zaskoczony nagłym atakiem groźnych Tatarów i zginął na miejscu od celnej strzały. Zdążył jedynie wypowiedzieć urwane słowa – Luba czuw…. Ta krótka legenda o powstaniu nazwy Lubaczowa, zawiera też w sobie zakorzeniony w kulturze społeczności lokalnej lęk przed zagrożeniem ze strony Tatarów. Dzisiaj są oni już tylko starą baśnią, pamiętaną przez niektórych romantyczną opowieścią, a zagrożenia są dziś zupełnie inne.

T

ylko w styczniu tego roku, w Powiatowym Urzędzie Pracy w Lubaczowie zarejestrowało się ponad 700 osób, a całkowita liczba bezrobotnych wynosiła 4785 osób. Stopa bezrobocia podawana przez Główny Urząd Statystyczny, na koniec grudnia Podstawy prawne funkcjonowania Centrum Integracji Społecznej: „Ustawa z dnia 13 czerwca 2003 roku o zatrudnieniu socjalnym” (Dz. U. z 2011 Nr. 43 poz. 225). Zakres działania: zgodnie z art 3. ust 1. w/w ustawy który stanowi, że: Centrum integracji społecznej, zwane dalej „Centrum”, realizuje reintegrację zawodową i społeczną poprzez następujące usługi: kształcenie umiejętności pozwalających na pełnienie ról społecznych i osiąganie pozycji społecznych dostępnych osobom niepodlegającym wykluczeniu społecznemu; nabywanie umiejętności zawodowych oraz przyuczenie do zawodu, przekwalifikowanie lub podwyższanie kwalifikacji zawodowych; naukę planowania życia i zaspokajania potrzeb własnym staraniem, zwłaszcza przez możliwość osiągnięcia własnych dochodów przez zatrudnienie lub działalność gospodarczą; uczenie umiejętności racjonalnego gospodarowania posiadanymi środkami pieniężnymi.

2012 roku wynosiła w kraju 13,4%, w województwie podkarpackim 16,3%, a w powiecie lubaczowskim 17,6%. Gmina Lubaczów wraz z partnerami lokalnymi oraz przedstawicielami powiatu przystąpili do budowania partnerstwa lokalnego, którego celem miało być przeciwdziałanie marginalizacji oraz stopniowe zmniejszanie bezrobocia poprzez tworzenie miejsc pracy w podmiotach gospodarki społecznej. Błędne koło Z dotychczasowej praktyki funkcjonowania Urzędu Gminy Lubaczów wynikało bowiem, że realizowane dotąd formy aktywizacji mieszkańców poprzez organizowanie prac społecznie-użytecznych, prac interwencyjnych i robót publicznych, nie wpływały znacząco na poprawę warunków życia osób uczestniczących w tych działaniach. Rokrocznie przez Urząd Gminy i inne jednostki organizacyjne gminy przewija się około 140 osób, które poszukują pracy i korzystają z dostępnych form oferowanych przez Powiatowy Urząd Pracy. Problem jednak polega na tym, że osoby te nabywają prawo do zasiłku, pobierają go i ponownie wracają do Powiatowego Urzędu Pracy. Wójt Gminy Lubaczów i inni członkowie

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.

32


Lubaczów

partnerstwa lokalnego podjęli się zadania znalezienia możliwości i rozwoju gospodarki społecznej. Największe szanse widzą w uruchomieniu projektu „Kresowej Osady”, nawiązującego do dawnych zwyczajów, rzemiosł, tradycji i kultury, ale także w budowie przejścia granicznego Budomierz-Hruszew. Trzecią szansą otwierającą szersze perspektywy dla mieszkańców gminy będzie Centrum Integracji Społecznej; efekty działania tych instytucji w postaci zaktywizowanych mieszkańców i tworzonych przez nich oraz przez gminę podmiotów ekonomii społecznej (spółdzielni osób prawnych i / lub osób fizycznych). CIS – nowe perspektywy Centrum Integracji Społecznej od ponad roku utrzymuje się z własnej pracy, ze zleceń pochodzących w dużej mierze z Urzędu Gminy, ale bez dotacji. Do tej pory zadania te były realizowane przez jednostki gminne przy wykorzystaniu zewnętrznych dostawców usług. Warsztaty centrum obsługują las gminny (w tym: pielęgnacje, nasadzenia, wycinki, pozyskiwanie drewna), koszą i orkanują użytki zielone – zgłaszając te obszary do dopłat rolnych. Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej w ramach wykonywanych zadań realizuje

Uczestnicy: art. 1. ust 2. Przepisy ustawy stosuje się w szczególności do: bezdomnych realizujących indywidualny program wychodzenia z bezdomności, w rozumieniu przepisów o pomocy społecznej; uzależnionych od alkoholu, po zakończeniu programu psychoterapii w zakładzie lecznictwa odwykowego; uzależnionych od narkotyków lub innych środków odurzających, po zakończeniu programu terapeutycznego w zakładzie opieki zdrowotnej; chorych psychicznie, w rozumieniu przepisów o ochronie zdrowia psychicznego; długotrwale bezrobotnych w rozumieniu przepisów o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy; zwalnianych z zakładów karnych, mających trudności w integracji ze środowiskiem, w rozumieniu przepisów o pomocy społecznej; uchodźców realizujących indywidualny program integracji, w rozumieniu przepisów o pomocy społecznej; osób niepełnosprawnych, w rozumieniu przepisów o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych, którzy podlegają wykluczeniu społecznemu i ze względu na swoją sytuację życiową nie są w stanie własnym staraniem zaspokoić swoich podstawowych potrzeb życiowych i znajdują się w sytuacji powodującej ubóstwo oraz uniemożliwiającej lub ograniczającej uczestnictwo w życiu zawodowym, społecznym i rodzinnym. Uczestnikami CIS nie mogą być zgodnie z art. 1. ust 3 w/w ustawy osób wymienione w ust. 2 które mają prawo do: zasiłku dla bezrobotnych; zasiłku przedemerytalnego; świadczenia przedemerytalnego; renty strukturalnej; renty z tytułu niezdolności do pracy; emerytury; nauczycielskiego świadczenia kompensacyjnego.

Partnerstwo lokalne w Kłodzku i Centra Integracji Społecznej utworzono przy udziale Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka” w ramach projektu „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej”. Odbyło się wtedy kilkanaście spotkań partnerstwa, wizyta studyjna krajowa oraz zagraniczna do Wielkiej Brytanii. usługi opiekuńcze, które również są podzlecane CIS-owi. Podobnie zadanie dożywiania dzieci w szkołach, jak również usługi pocztowe zostały przekazane CIS-owi. Dagmara Szlandrowicz

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.

33


W lubuskim wyrosły W drodze do Zielonej Góry na temat centrów gospodarki solidarnej opowiadał Tomasz Sadowski, dyrektor Centrum Ekonomii Społecznej. Na miejscu pomogła mi Katarzyna Twardowska, kierownik Ośrodka Wsparcia Ekonomii Społecznej.

N

a Uniwersytecie Zielonogórskim, podczas inauguracji studiów podyplomowych w zakresie ekonomii społecznej, dowiedziałem się, że w województwie lubuskim działa niewiele przedsiębiorstw społecznych. Ale właśnie tego dnia 1 marca 2013 roku, o 7.30 zaczęły działać dwa Ośrodki Wsparcia Ekonomii Społecznej (dalej OWES); w Zielonej Górze przy placu Matejki 19, a w Gorzowie Wielkopolskim przy ulicy Kombatantów 34. OWES-y są projektami wychodzącymi naprzeciw potrzebom województwa lubuskiego, takim jak wykluczenie społeczne i zawodowe osób, które doty-

ka długotrwałe bezrobocie, powodujące efekty dziedziczenia tego zjawiska. Misja działania… …OWES to inspirowanie, motywowanie i wsparcie aktywizacji oraz działania osób i organizacji, których celem jest przywrócenie na rynek pracy jak największej liczby tych, którzy tego potrzebują. OWES wspiera ideę ekonomii społecznej, czyli działalności gospodarczej skierowanej na osiąganie celów społecznych. Mówiąc wprost, na tworzenie nowych miejsc pracy, zarabianie pieniędzy. Łączy się to z od-

Jedno ze spotkań sieciujących OWES. Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.

34


OWESy

Zielona Góra

budową systemu potrzeb, wartości i możliwości osób do tej pory zepchniętych na margines życia. Każdy z nas może znaleźć się w podobnej sytuacji – mówi zielonogórski animator OWES, Rafał Wesołowski. Dlatego ważna jest budowa umiejętności myślenia społecznie użytecznego, zmiana mentalności w podejściu do problemów społecznych. Przede wszystkim odejście od dzielenia na „my” (ci lepsi) i „oni” (ci gorsi, mniej zaradni) na rzecz „My, Lubuszanie”. Zadania To przede wszystkim wsparcie podmiotów ekonomii społecznej (m.in. spółdzielni socjalnych) w zakresie: fachowego doradztwa, szkoleń, usług finansowych i prawnych oraz animowanie na rzecz budowy partnerstw lokalnych w celu rozwoju środowiska społeczno-gospodarczego subregionu zielonogórskiego oraz województwa lubuskiego, jako całości. Należy to rozumieć, jako budowanie tożsamości lokalnej opartej na zrównoważonym rozwoju społeczeństwa regionu, które w zdecydowanie większym stopniu niż do tej pory może korzystać z owoców własnej pracy. Taką szansę dają podmioty ekonomii społecznej, które stają się miejscami pracy tworzonymi przez samych zainteresowanych, przy wsparciu samorządu terytorialnego oraz współdziałaniu lokalnego biznesu, który coraz bardziej, wzorem potentatów światowych, kieruje się zasadami społecznej odpowiedzialności biznesu. Faktem jest, że nasz region trudno określić mianem lidera w dziedzinie ekonomii społecznej – mówi Rafał Wesołowski. Powoduje to jednak, że praca OWES jest naprawdę potrzebna i pożądana, a jej efekty bardzo oczekiwane. Ośrodek zielonogórski nie jest osamotniony w trudnej pracy. Współpracuje z Regionalnym Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Zielonej Górze, organizacjami pozarządowymi oraz fachowcami z zakresu ekonomii społecznej z całej Polski, w tym z Fun-

dacji Pomocy Wzajemnej „Barka”, którzy wspierają nas w realizacji projektu w naszym województwie. Projekt realizowany jest… …przez Wojewódzki Urząd Pracy w Zielonej Górze w ramach POKL, Priorytet VII „Promocja integracji społecznej”, działanie 7.2 „Przeciwdziałanie wykluczeniu i wzmacnianie sektora ekonomii społecznej”, podziałanie 7.2.2 „Wsparcie ekonomii społecznej”. Partnerami projektu jest Caritas Diecezji ZielonogórskoGorzowskiej (subregion gorzowski) oraz Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej z Zielonej Góry (subregion zielonogórski). OWES subregionu zielonogórskiego obejmuje zasięgiem Zieloną Górę oraz powiaty: zielonogórski, nowosolski, krośnieński, świebodziński, wschowski, żagański i żarski. OWES subregionu gorzowskiego obejmuje Gorzów Wielkopolski oraz powiaty: gorzowski (grodzki i ziemski), międzyrzecki, słubicki, strzelecko – drezdenecki i sulęciński. Obsługą klientów, doradztwem, animacją i szkoleniami zajmuje się w ośrodkach kilkunastu pracowników, którzy przeszli ostrą selekcję pod względem przygotowania merytorycznego oraz doświadczenia z zakresu ekonomii społecznej. Na zainteresowanych czekają od poniedziałku do piątku od 7.30 do 15.30 oraz w poniedziałki i czwartki do 17.30. Andrzej Górczyński

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.

35


komentarz

Lubuskie jest pokorne Województwo lubuskie to niezwykły region z powodu, z jednej strony, świadomości problemów społecznych związanych z wysokim bezrobociem (około 25 %), z drugiej strony, ogromnej pokory i skromności w poszukiwaniu rozwiązań i uczeniu się od innych. Pokora ta dotyczy nie tylko organizacji obywatelskich, przedstawicieli ośrodków pomocy społecznej, czy powiatowych urzędów pracy, ale również marszałków, wójtów, burmistrzów, przedstawicieli regionalnych izb gospodarczych oraz uniwersytetu zielonogórskiego.

W

prawdzie przedsiębiorstwa społeczne jeszcze się tutaj nie mnożą w dużej skali, ale powoli rodzi się świadomość i wiedza w zakresie większego uspołecznienia gospodarki i zintegrowania środowisk lokalnych wokół idei włączenia osób dotychczas nieaktywnych do życia społeczno-gospodarczego we wspólnocie lokalnej. Odbudowa człowieczeństwa Są już pierwsze jaskółki zwiastujące nowy etap rozwoju województwa lubuskiego. Są nimi powstałe w tym roku ośrodki wsparcia ekonomii społecznej, opierające swoją pracę w środowiskach lokalnych o kształtowanie większej odpowiedzialności i wrażliwości na kwestie rozwoju społecznego, ze szczególnym uwzględnieniem przedsiębiorczości społecznej. Cechą jej jest tworzenie przedsiębiorstw o charakterze prozatrudnieniowym. Oznacza to, ze takie przedsiębiorstwo powstanie i będzie funkcjonowało nawet jak nie będzie generowało zysku. Wystarczy, że pokryje swoje koszty. Nie zysk jest tutaj głównym regulatorem działania, ale troska o godność człowieka, który stracił pracę. Wówczas jego rodzina jest w zagrożeniu zahamowania rozwoju, a w miarę upływu czasu nawet w zagrożeniu degradacji.

łapki cywilizacyjnej, związanej z egzystencją z dnia na dzień w formule przetrwania, powinno w najbliższych latach stać się priorytetem liderów lokalnych. Takie wspaniałe przykłady już są w lubuskim np. w Dobiegniewie, gdzie wielu długotrwale bezrobotnych rozwija swoje umiejętności poprzez pracę w Centrum Integracji Społecznej, w Kościerzynie, gdzie działa spółdzielnia socjalna wykonująca usługi leśne, czy spółdzielnia socjalna „Winda” aktywizująca osoby z rodzin zastępczych. Dzięki pracy OWES-ów, ich uczestnictwie w szkoleniach prowadzonych przez praktyków, w stażach i wizytach studyjnych m.in. w Wielkopolsce jest szansa, że takich przedsiębiorstw, które znajdą miejsce dla siebie na lokalnym rynku powstanie wiele. Budujące jest też to, że w Zielonej Górze uruchomione zostały studia podyplomowe z dziedziny gospodarki społecznej. Dzięki tym studiom zostanie też ukształtowana i wzmocniona przyszła kadra do pracy w instytucjach nowej generacji, rozwijających potencjał człowieka, zamiast uzależniać go od pasywnych form pomocy. Barbara Sadowska

Inwestycje z potencjałem Nie może być tak, że głównym zainteresowaniem liderów lokalnych będą głównie twarde inwestycje, jak np. infrastruktura drogowa, które przekładają się na większe poparcie i głosy wyborcze. Wyrwanie środowisk od lat nieaktywnych, których potencjał i możliwości są uśpione, z pu-

Tak się miewają OWESy w lubuskim.

Artykuł jest finansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Projekt „Zintegrowany System Wsparcia Ekonomii Społecznej”.

36


relacje

Uliczna na lotnisku Z ulicy nic nie widać. Tylko słychać przez chmury, że są loty na Krzesinach. Korzystając z zaproszenia dowódcy, pułkownika pilota Jacka Pszczoły, załoga „Gazety Ulicznej” wylądowała w 31 Bazie Lotnictwa Taktycznego. Po żołnierskim powitaniu major Rafał Felcenloben powiedział, że… przed chwilą odwołano loty, bo prognoza pogody nie wróżyła nic dobrego. No cóż – z zimowych warunków cieszą się dzieci, młodzież, narciarze, ale nie piloci. Dowódca klucza kapitan pilot Jacek Sweep Szczotka zaparzył kawę i opowiedział że…

Z

planowanej tabeli lotów wynikało, że dzisiaj będą wykonane cztery misje – także w nocy. Dla uspokojenia okolicznych mieszkańców tylko wieczorem. Pierwsza będzie obejmowała podstawowe szkolenie B-Course, druga bardziej skomplikowana – ćwiczenie taktyki oraz dowodzenia dwoma i czterema samolotami w symulowanej walce powietrznej BVR (poza widzialnością wzrokową). W trzeciej – podnoszenie kwalifikacji do instruktorskich. Czwarta misja to już wyższa szkoła jazdy – „cztery na cztery”. Dowódca określił, kto oraz w jakim zakresie szkoli się tego dnia. Wiadomo też, kto jest instruktorem, szkolonym, a kto niebieskim bądź czerwonym i jakie będzie wykonywał zadania.

Już wiadomo, że zaplanowano 2 samoloty do strefy, a później lot czterech Jastrzębi przeciwko czterem F-16 z symulacją ataków na cele naziemne czerwonych z użyciem uzbrojenia kierowanego laserem oraz GPS. Wiadomo, który samolot będzie symulował Mig-29, a który Su-27. Postawiono też zadania kontrolerom ruchu. Określono minimalną wysokość lotów, punkty spotkania, podano informację o uzbrojeniu, komunikacji i wiele innych danych. Dowódca „niebieskich” ustalił zasady bezpieczeństwa. Wszyscy wiedzą… …jak startują – pojedynczo czy parą, z dopalaczem czy bez, jak lecą do strefy, jak wracają, lądują. Ale nie wszystko można ustalić, przewidzieć. Warto więc wiedzieć jak uniknąć zderzenia z ptakami, co robić gdy w chmurach straci się orientację, jak zachować się gdy „wysiądzie” radio… Na zakończenie jest pytanie dnia. Codziennie inne, bo przecież nigdy nie ma takiego samego lotu, misji. Po briefingu, czas na „Step” czyli informację przedlotową. Później kapitan pilot Jacek Sweep Szczotka idzie do sekcji wysokościowo-ratowniczej. Ponieważ dzisiaj nie ma lotów, to dowódca klucza nie zakłada ubioru wysokościowego. Jej szef prezentuje gogle noktowizyjne. Chociaż po-

Oko w oko z F-16. goda nie pozwala na loty w przestrzeni powietrznej, to można je wykonywać w pełnym zakresie akresie na symulatorze. W sąsiednim pomieszczeniu niu można trenować katapultowanie. Przekonał się ę o tym redaktor naszej Gazety Dominik Górny. Jak k przyznał po szczęśliwym „lądowaniu” – było to doświadczenie, którego powinien zaznać każdy, kto chce być nie tylko przysłowiowym orłem… i nie ie tylko w dziedzinie lotów F-16. Dodał też, że – przeciążenia, których zaznałem w kokpicie F-16, uświadamiają wyzwania, jakie stoją przed pilotami ami w ich codziennych lotach; świadczą o ich wytrzymałości rzymałości fizycznej oraz psychicznej. Doceniać trzeba eba zatem ich poświęcenie dla wojskowego lotnictwa… wa… Dzisiaj nie było lotów, bo w mgle nawet awet wróble chodziły pieszo. Jastrzębie też nie latały. Ale na Krzesinach zaświeci słońce. Bo jak k w piosence „pogoda jest dla bogatych, dla niebogatych są pogody złe”… Tekst kst i zdjęcie

37


świadectwa są potrzebne

Ku przestrodze

Przez wiele lat alkohol władał moim życiem. Przez niego straciłem rodzinę, zdrowie i prawdziwych przyjaciół. Przedstawiam swoją historię ku przestrodze dla innych, którzy uważają, że alkohol pomaga.

P

ochodzę z rodziny inteligenckiej. Pierwsze spotkania z alkoholem zaczęły się w szkole średniej od piwa, wina. Po ukończeniu szkoły podjąłem pracę i szukałem kolegów, którzy piją. Dzięki mamie trafiłem do wojska wcześniej, bo uważała, że dojrzeję i koledzy nie będą dla mnie tak ważni. W wojsku nie byłem skoszarowany, bo byłem w służbach specjalnych. Nocowałem w hotelu garnizonowym i też piłem, ale jeszcze kontrolowałem się. W czasie służby wojskowej mama umarła. Po jej zakończeniu mieszkałem w domu sam. Początek końca Podjąłem pracę w serwisie AGD, naprawiałem sprzęt u klientów. Byłem towarzyski, uważałem, że alkohol pomaga poznawać ludzi... Poznałem wspaniałą kobietę i ożeniłem się. Żona bardzo mnie kochała. Nakłoniła mnie aby iść do przychodni odwykowej. Poszła ze mną. Brałem anticol, ale chodziłem… kombinowałem, udawałem, że chodzę. Uważałem, że jak daję do domu pieniądze, to jest dobrze. Stwarzałem pozory. Po pięciu latach małżeństwo rozpadło się. W pracy zaczęło się walić. Szef zauważył, że nadmiernie i często czuć ode mnie alkohol. Kazał mi zwolnić się. Po rozwodzie opuściłem mieszkanie. Przy pomocy znajomych zatrudniłem się w dużej firmie na stanowisku kierownika utrzymania ruchu technicznego. Po 3 miesiącach od rozwodu ożeniłem się ponownie. Nadal podobało mi się rozrywkowe towarzystwo. Sytuacja powtórzyła się jak w pierwszym małżeństwie. Wszystko było ważne: pijący koledzy, inne kobiety, ale nie dom, rodzina. Koniec początku Skończyłem na ulicy. Znajomi pomału zaczęli zrywać ze mną kontakty, bo stałem się niewiarygodny, kłamałem. Starałem się pracować dorywczo, aby mieć na wypicie. Koledzy od butelki pomagali. Przyszła jesień, nie miałem gdzie spać. Poszedłem do przychodni uzależnień alkoholowych. Skierowali mnie na leczenie zamknięte do ośrodka. Pomyślałem – spędzę w ciepłym miejscu trzy miesiące i zima przeleci. I tak też było. Pobyt w ośrodku uzależnień nic mi nie dał. Po trzech miesiącach opuściłem ośrodek i wieczo-

38

rem byłem już w izbie wytrzeźwień. Ruszyłem w Polskę, zerwałem wszelkie kontakty z rodziną. Ważniejsi byli koledzy od kieliszka. Pracowałem dorywczo, szukałem pracy z zakwaterowaniem… Znajdowałem: w chlewni, kurniku, gospodarstwach rolnych, wykonywałem instalacje elektryczne za nocleg, wyżywienie… Jak dostałem zapłatę to piłem i praca z noclegiem kończyła się. Zacząłem pić denaturat. Spotkał mnie ksiądz… Po kilku rozmowach i spotkaniach zawiózł mnie do klasztoru. Byłem tam 4 miesiące, gdzie przy pomocy braci zacząłem widzieć siebie. Gdy wyszedłem z klasztoru byłem abstynentem. Wszystko zaczęło układać się dobrze, miałem pracę, mieszkanie i pieniądze. Było normalnie, były to 4 lata abstynencji, ale zaczęło mi czegoś brakować. Zacząłem chodzić do kawiarni na kawę, ciastko, słuchać muzyki, obserwować ludzi. Aż nadszedł czas, że zacząłem kupować jedno piwo dziennie i wieczorem, które piłem przed snem. I znów straciłem pracę, mieszkanie, pieniądze. Zacząłem jeździć do ośrodków dla bezdomnych. W jednym zgodziłem się nawet, żeby mi wszyto esperal, bo tak chciał kierownik. Rano wszyto mi esperal, a wieczorem wydłubałem go w kąpieli, bo chciałem być w ośrodku przez zimę. 3 lata byłem na noclegowni i też zostałem skierowany na terapię dzienną, na 8 tygodni do przychodni uzależnień… Właśnie na tych codziennych spotkaniach zobaczyłem siebie, te 25 lat funkcjonowania w urojonym świecie. Nie potrafię wyjaśnić, jak do mnie dotarło, że alkohol w człowieku to morderca uczuć, myśli i zachowań. Od tej pory… …nie piję. Przyjechałem do Poznania, bo mam kolegę w Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka”. On skontaktował mnie z Edkiem Skoryną, który mnie przyjął, dał nocleg. Podejście Edka i Państwa Sadowskich pozwoliło mi realizować się w moim zawodzie. Mam wielką chęć życia bez alkoholu. Grzegorz na prośbę autora podajemy tylko jego imię, świadectwo spisał Andrzej Górczyński


SPOTKANIA BARKI I PRO PUBLICO BONO Krajowa Konwencja PPB „Samorządność dla solidarności” (7-10 marca 2013 r.)

W gronie przyjaciół – gala PPB w Auli Artis na WSNHiD (od prawej: Ł. Bielec, Fundacja „SOS Życie”, L. Zgoda, Przewodniczący Akademii Solidarności; D. Grechuta; J. Poznański, dyrektor Biura Nagrody PPB; B. Sadowska i D. Górny, „Barka”).

no mu Nagrody Pro Publico Bo arności w sprawie progra lid So stole ii y em prz . ad zdj Ak tu: um tra ozj gis mp Sy poznańskiego Ma ła Bia la Sa ”, ści rno ida taj); „Samorządność dla sol Górny, dr L. Zgoda, W. Ra prelegenci: J. Nazaruk, D. j, we pra (od nym ial zyd pre zdj. z lewej: uczestnicy.

Przedsiębiorstwo społeczne bierze udział w tworzeniu kultury solidarności (wydarzenie przygotowane przy udziale kawiarni „W Starej Piekarni”).

„Spotkanie z ojczyzną” – literacka dedykacja dla prof. A. Zolla, w interpretacji Jana J. Tycnera (od prawej: prof. A. Zoll, D. Starczewski, aktor).

Barbara WinterWojciechowska, sekretarz Kapituły Nagrody PPB zaczytana w „Gazecie Ulicznej”.



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.