Gazeta Uliczna 04/2010

Page 1

40%

5

ceny dla sprzedaw cy

,8"35"-/*, /08&+ &,0/0.** 410 &$;/&+

Nr 4 (27) 2010

Urodzinowy wywiad z prof. Stefanem Stuligroszem 15 - 17

Dni Kultury Solidarności 20 - 21

4 - 13

i śc zo rc io ęb si ed rz P i rg Ta ie k ls o Wielkop Społecznej


Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej

Prezydent miasta Poznania, Ryszard Grobelny, inauguruje „Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej”

Benefis prof. Stefana Stuligrosza. (Od prawej: Jubilat, Tomasz i Barbara Sadowscy)

W rytmie klasyki i jazzu - muzyczny akcent uroczystej kolacji na poznańskich Targach

Prof. Stefan Stuligrosz słucha dedykowanego mu wiersza w interpretacji jego autora - Dominika Górnego g

Zwycięstwo osiąga się wspólnie... - uczestnicy happeningu „Barka dla Opery”, na schodach gmachu „Pod Pegazem”

Piszemy o tym, co społecznie i kulturowo ważne... - stoisko „Gazety Ulicznej”

Projekt 1.19 „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.


5

40% ceny dla sprze dawcy

/0.** 410 &$;/&+

Nr 4 (27) 2010

4

Urodzinowy wywiad z prof. Stefanem Stuligroszem

(27)

15 - 17

2010

Dni Kultury Solidarności 20 - 21

4 - 13

numer

,8"35"-/*, /08&+ &,0

Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej

20-21

Drodzy Czytelnicy „Gazety Ulicznej”, Zapraszamy do zapoznania się z nowym numerem naszego kwartalnika. Wyjątkowej uwadze polecamy artykuły związane z „Wielkopolskimi Targami Przedsiębiorczości Społecznej”, autorstwa m.in.: prof. Jerzego Buzka, ks. Abp. Stanisława Gądeckiego oraz Marka Woźniaka, Marszałka Województwa Wielkopolskiego. Szczególnie intere- sującymi wydają się również teksty dotyczące: Dni Kultury Solidarności, 10-lecia „Verba Sacra”, a także przyznania nagrody „Drabina Jakubowa”.

4-5

„Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej”

Odkryć pełnię Słowa

6-7

24-26

8-9

Gwałt nie jest cudzołóstwem

10-11

Rzym – miasto kotów

12-13

Korzenie pamięci

Zespół redakcyjny GU

22-23

Odrodzenie ducha – budowa wolności, perspektywa rozwoju gospodarki solidarnej

Moja Kenia

27

Filozoficzne podstawy gospodarki społecznej

28-29 30-31

Pomoc oparta na solidarności

Nowy początek w gospodarce społecznej

32-33

Karawana do Brukseli

14

Po drabinie na szczyt dobra

Redaktor Naczelna GU, Barbara Sadowska

Wsłuchać się w opowieść tarniny...

15-17

34-35

Belgrad – zamień karton na kontener

Spotkanie z „kulturą serca”

18

Fotogaleria

36-37

System funduszy pożyczkowych i poręczeniowych w Polsce

19

Wiersze na Boże Narodzenie

38

Bezdomni

Redaktor naczelna: Barbara Sadowska Z-ca Redaktor naczelnej: Dominik Górny

Druk: WD Klaudia-Druk

Zespół redakcyjny: Ewa Sadowska, Dagmara Walczyk, Magdalena Chwarścianek

Opracowanie graficzne i skład: Qubas.pl

Korekta: Dominik Górny

Wydawca: Fundacja Pomocy Wzajemnej BARKA ul. św. Wincentego 6, 61-003 Poznań, www.barka.org.pl

Szef dystrybucji: Krystyna Mieszkowicz-Adamowicz

Kontakt z Redakcją: 61 872 02 86

Szef sprzedawców: Mirek Zaczyński

Kontakt z Fundacją: 61 872 02 86, barka@barka.org.pl

3


ważne wydarzenia w Europie

Tego jeszcze nie było,

„Wielkopolskich Targów Prze „Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej” w Poznaniu, zgromadziły ponad 1000 uczestników. W Targach, w dniach od 18 do 19 października br., wzięli udział bezpośrednio zaangażowani w gospodarkę społeczną, przedstawiciele spółdzielni socjalnych i spółek non-profit; organizatorzy i uczestnicy Centrów Integracji Społecznej, Zakładów Aktywności Zawodowej, przedsiębiorstw społecznych utworzonych przez stowarzyszenia i fundacje oraz ponad 100 wójtów, burmistrzów i prezydentów; przedstawiciele władz regionalnych i krajowych; media, przedsiębiorcy, firmy komercyjne.

M

iędzynarodowe Targi Poznańskie użyczyły na ten cel swoich sal konferencyjnych i wystawowych. Przedsięwzięcie miało charakter nowatorski: z jednej strony były stoiska, na których podmioty gospodarki społecznej prezentowały swoje wytwory, z drugiej zaś – targi wymiany doświadczeń i idei w ramach warsztatów tematycznych i spotkań medialnych oraz różnorodne wydarzenia towarzyszące. Targi wpisały się w organizowane w Poznaniu Dni Kultury Solidarności, które rozpoczęły się, zorganizowanym w Sali Renesansowej poznańskiego Ratusza, sympozjum „Komunikacja społeczna na rzecz samorządności”. Targom towarzyszyły też rozgrywki drużyn „Piłki nożnej ulicznej”. Organizatorem głównym wydarzenia była Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” oraz partnerzy realizujący wspólnie projekt systemowy „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej”. Współorganizatorami Targów byli: Wielkopolski Urząd Marszałkowski, Fundacja Przestrzeni Obywatelskiej Pro Publico Bono, Związek Miast Polskich. Patronat nad konferencją przyjął m.in.: przewodniczący Parlamentu Europejskiego, prof. Jerzy Buzek oraz Minister Pracy i Polityki Społecznej, Jolanta Fedak. Wystąpienia z sesjach plenarnych dały solidne teoretyczne podstawy do dalszych rozważań nad kierunkami rozwoju gospodarki społecznej. Można się z nimi zapoznać w dalszej części tego numeru „Gazety Ulicznej”. W prezentowanych stanowiskach za-

4

uważyć można było różne podejścia do gospodarki solidarnej. Media promują gospodarkę solidarną Nową formą Targów były kafeterie medialne zorganizowane przez dziennikarzy Radia „Merkury”, Telewizji Regionalnej oraz prasy. W ciekawej formie debaty pomiędzy burmistrzami czy wójtami a założycielami spółdzielni socjalnych, szukano odpowiedzi na następujące pytania: czy warto rozwijać spółdzielczość socjalną?, jaką rolę i jakie zadania mają samorządy, które postanawiają wspierać rozwój ekonomii solidarnej na swoim terenie? Inne kafeterie dotyczyły dyskusji na temat szans i wyzwań dla osób niepełnosprawnych w gospodarce solidarnej. Specjalnymi gośćmi spotkania byli przedstawiciele Wielkopolskich Zakładów Aktywizacji Zawodowej oraz Marszałek Województwa Wielkopolskiego, Marek Woźniak. Niezwykle burzliwie przebiegała debata o tematyce „Kontenery a gospodarka solidarna”. Integracja podczas rozgrywek „Piłki nożnej ulicznej” i uroczystej kolacji z prof. Stefanem Stuligroszem W czasie, gdy przy kawie trwały burzliwe dyskusje, nie mniejsze emocje wzbudzały rozgrywki „Piłki nożnej ulicznej” – dyscypliny sportu rozpowszechnionej na całym świecie, a kojarzonej m. in. z promowaniem idei społecznej gospodarki rynkowej w aspekcie włączania do społecznego życia, osób doświadczonych bezdomnością i zagrożonych wykluczeniem społecznym. W Turnieju wzięło udział wiele drużyn, w


czyli refleksje na temat dsiębiorczości Społecznej”

Akt podpisania Porozumienia dot. stworzenia „Wielkopolskiego Centrum Ekonomii Solidarności”. (Od prawej: Marek Woźniak, Barbara i Tomasz Sadowscy, Ryszard Grobelny, Waldemar Rataj) tym: dziennikarzy „Głosu Wielkopolskiego” i Telewizji WTK, ośrodków pomocy społecznej, Opery Poznańskiej, Straży Miejskiej, Drużyna „Monaru-Markot”, uczestników Centrów Integracji Społecznej i spółdzielni socjalnych. Każdy sportowy zespół, składający się z pięciu osób, rozegrał dziesięciominutowe mecze. Wygrała Drużyna Straży Miejskiej, a drugie miejsce zajął zespół Opery Poznańskiej. Pierwszy dzień zakończyła uroczysta kolacja z udziałem gościa specjalnego – profesora Stefana Stuligrosza, który w tym roku ukończył 90 lat. Z tej okazji Dominik Górny dedykował mu okolicznościowy wiersz „Poecie batuty”. Jubilat bawił publiczność anegdotami oraz „popisami” wokalnymi i muzycznymi. Gdy już wszyscy zgromadzeni odśpiewali „Sto lat, plus VAT”, do kolacji zaczął przygrywać kwartet jazzowy. Potencjał drzemie w każdym z nas W trakcie licznych warsztatów omawiano nowe projekty ustaw, np.: o przedsiębiorstwie społecznym, o kształtowaniu funduszy pożyczkowo-poręczeniowych dla spółdzielni socjalnych, o nowelizacji ustawy o rehabilitacji i zatrudnieniu osób niepełnosprawnych oraz o powoływaniu Izb Gospodarczych Przedsiębiorstw

Społecznych. Niezwykle przejmujące były warsztaty z udziałem osób bezdomnych, które założyły spółdzielnie socjalne i dzieliły się swoimi doświadczeniami; podobnie jak te, na których analizowano podstawy filozoficzne gospodarki solidarnej w oparciu o encykliki papieskie. Można było się przekonać, że historyczne uwarunkowania rozwoju gospodarki społecznej Wielkopolski wiążą się z ideą pracy organicznej oraz pracy u podstaw. Członkowie Stowarzyszenia Ziemiańskiego nawiązywali do wybitnych Wielkopolan, takich jak m.in.: Karol Marcinkowski, ks. Piotr Wawrzyniak, Hipolit Cegielski. Podkreślono, że elity polskie poszukują przestrzeni do działań bardzo podobnych do tych, jakie podejmowali ich przodkowie. Rozważania te ukazywały wieloaspektowość kierunków rozwoju gospodarki solidarnej w Polsce oraz potencjał drzemiący w każdym człowieku. Andrzej Wilowski Projekt 1.19 „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.

5


„Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej” w refleksji patronów konferencji (fragmenty przemówień)

Odrodzenie ducha – perspektywa rozwoju „Przeciwieństwem totalizmu jest wolność żywego społecznego kosmosu, jego przebogata aktywność (…) U podstaw tego życia, leży życie duchowe człowieka, jego kreatywność. Ta aktywność jest skierowana ku konkretnemu człowiekowi, a nie – jak to ma miejsce w wypadku aktywności kierowanej przez ideologię – ku człowiekowi abstrakcyjnemu. Istnienie duchowe musi być silne, jeśli inne formy istnienia mają być trwałe i jeśli mają rozkwitać. Ku temu istnieniu musimy się więc zwrócić, wytężając całą dostępną nam wolę mocy” – Mirosław Dzielski, „Odrodzenie ducha – budowa wolności”. Wolność umocniona siłą ducha i międzyludzkiej solidarności Ostatnich dwadzieścia lat pokazało nam, że można mieć dużą przestrzeń wolności i jednocześnie nie móc sobie z nią poradzić. Po 1989 roku zobaczyliśmy, że jest bardzo wielu ludzi, mających problem z funkcjonowaniem w warunkach wolności. Nie potrafili się z niej cieszyć m.in.: ci, którzy z powodu zmian ustrojowych i gospodarczych tracili wypracowane w poprzednim systemie bezpieczeństwo socjalne, względny dobrobyt, a często – pracę. Nie widzieli perspektywy rozwoju, zawalił się im porządek, który zbudowali sobie w ciągu życia. Jak zareagowałby na to zmarły w 1989 roku Mirosław Dzielski? Powiedziałby pewnie, że po pierwsze – wolność trzeba umieć zachować. Po drugie, że nie ma prawdziwej wolności bez odrodzenia ducha; bez międzyludzkiej solidarności. Przecież w nowych warunkach, dla tych, którzy sobie nie radzą, musi być jakaś forma społecznej, zbiorowej samoorganizacji, którą trzeba wypracowywać. To właśnie ta praca nad wolnością, o której myślał Dzielski. Elementem tej pracy jest umiejętność zrezygnowania z części siebie i swojego czasu, by w walce o byt zainteresować się losem człowieka, któremu z jakiś powodów – niekoniecznie zawinionych przez siebie – się nie wiedzie (…). Podobnie jak w 1989 roku potrzebujemy nadal wnikliwej obserwacji procesów społecznych, cywilizacyjnych i politycznych. Musimy – podobnie jak czynił to Mirosław Dzielski – patrzeć na wydarzenia konstytuujące naszą niepodległość

6

z perspektywy dziejowej, przewidując możliwe do zaistnienia wypadki. Mając w pamięci obywatelski entuzjazm przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, powinniśmy pamiętać, że już wtedy liderzy społeczni nowej generacji zwracali uwagę na wymiar polityczny, społeczno-organizacyjny, ale także kulturowy i duchowy odnawiającej się wspólnoty. Całościowe spojrzenie na proces odradzania wolności wyjaśnia niezwykłą determinację społeczną, która umożliwiła uderzenie w istotę ideologii ówczesnego państwa i tworzenie nowej „przestrzeni obywatelskiej” (…). Solidarność jako dar i wzajemność W ciągu ostatnich kilku lat główne organy Unii Europejskiej kilkakrotnie wypowiadały się na temat zasad i mechanizmów solidarności w gospodarce i życiu społecznym. W Rezolucji z dnia 19 lutego 2009 roku, o gospodarce społecznej wypowiedział się Parlament Europejski. Wcześniej, w lipcu 2007 roku, Komisja Europejska ogłosiła komunikat w sprawie „Odnowienia agendy społecznej wokół możliwości, dostępu i solidarności w Europie XXI wieku”. Czy dokumenty te są wyłącznie urzędową retoryką, która w czasach globalnego kryzysu finansowego i ideowej konfuzji szuka pojęć i terminów, które budzą pozytywny społeczny rezonans? Wydaje się, że nie. Istnieją bowiem silne empiryczne przesłanki na rzecz tezy, że zasada solidarności oraz idea gospodarki solidarnej uwzględniającej wymogi życia wspólnotowego,


budowa wolności;

gospodarki solidarnej może posłużyć konstruowaniu systemów gospodarczych, które lepiej niż systemy dotychczasowe odpowiedzą na wyzwania demograficzne, energetyczne i środowiskowe, przed którymi stają społeczeństwa Europy (…). Zanim poddamy analizie zasadę solidarności i społeczny oraz instytucjonalny kontekst jej funkcjonowania, warto krótko wskazać fundamentalne cechy wyróżniające zasadę solidarności. Idea solidarności, etymologicznie oraz w powszechnym językowym uzusie, odwołuje się do poczucia odpowiedzialności, a właściwie współodpowiedzialności. Owa współodpowiedzialność rozpoznaje potrzeby drugiego człowieka oraz problemy wspólne i przybiera praktyczny wymiar – staje się zaangażowaniem i poświęceniem. Solidarność rodzi się z indywidualnych odczuć moralnych, ale odczucia te są osadzone w kulturze danego społeczeństwa i przez nią wzmacniane lub osłabiane. Zasada solidarności nie godzi się z etatystycznym egalitaryzmem, gdyż przejęcie przez administrację publiczną wyłącznej odpowiedzialności za problemy wspólnotowe oraz los poszczególnych ludzi, niszczy konstytuujący etyczny wymiar zasady solidarności. Nacisk na prymat motywacji etycznej nie oznacza, że instytucje publiczne (w tym administracja państwowa) nie mają do odegrania żadnej pozytywnej roli w tworzeniu systemu gospodarki solidarnej. Do kwestii tej powrócimy jeszcze w tym tekście. Skutkiem zachowań zgodnych z zasadą solidarności jest przekazanie czegoś (dochodu, czasu, a nawet uwagi) na rzecz kogoś innego lub całej zbiorowości. Bezinteresowny, nie oczekujący wzajemności, charakter tego transferu sprawia, że można mówić o solidarności jako obdarowywaniu. Owo obdarowywanie może mieć charakter bezwarunkowy. Tak dzieje się, gdy filantrop przekazuje znaczne sumy na rzecz celów, których realizację chce wesprzeć. Praktyczna realizacja zasady solidarności nie powinna jednak prowadzić do zastępowania gospodarki wymiany przez system darów. Chociaż z indywidualnego punktu widzenia, w danym momencie i w danych okolicznościach, ktoś zawsze jest darującym, a ktoś obdarowanym, to w agregującej,

Przewodniczący Parlamentu Europejskiego, prof. Jerzy Buzek zbiorowej perspektywie zasada solidarności ustanawia sieci wzajemności, wzajemnego wsparcia, które aktywizowane są warunkowo – po rozpoznaniu potrzebującego i jego faktycznych potrzeb. Praktycznym skutkiem realizacji zasady solidarności jest powstanie społecznych praktyk współodpowiedzialności, które wspierają potrzebujących i włączają ich w życie zbiorowości, nie tworząc jednak tak, jak może dziać się w etatystycznym egalitaryzmie, roszczeń egzekwowalnych na drodze prawnej (fragment przemówienia pochodzi z artykułu przygotowanego dla Ruchu Prawniczego, Socjologicznego i Ekonomicznego, który ukaże się w grudniu br., a zadedykowanego pamięci Mirosława Dzielskiego). prof. Jerzy Buzek prof. Aleksander Surdej

Projekt 1.19 „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.

7


Filozoficzne podstawy Spróbuję podjąć temat filozoficznych podstaw gospodarki społecznej w konkretnym porównaniu tzw. społecznej gospodarki rynkowej i zasad nauki społecznej Kościoła. Idzie o ukazanie wspólnych punktów i zasad. Wolność Pierwszą z nich jest płaszczyzna wolności. Można bowiem zauważyć, że zasadnicze koncepcje liberalne ekonomii są zgodne z chrześcijańskim pojęciem niezależności, wolności i odpowiedzialności. Pisał o tym bardzo wyraźnie Jan Paweł II w swojej wielkiej encyklice o demokracji, ale i o przedsiębiorczości – Centesimus Annus: „Współczesna ekonomia przedsiębiorstwa zawiera aspekty pozytywne, których korzeniem jest wolność osoby, wyrażająca się w wielu dziedzinach, między innymi w dziedzinie gospodarczej (…). Człowiek Po drugie, społeczna gospodarka rynkowa i katolicka nauka społeczna spotykają się w trzeźwej i realistycznej, a nie utopijnej wizji i ocenie człowieka. Ten punkt trzeba wyraźnie podkreślić, w opozycji do różnych wersji socjalistyczno-marksistowskich czy społeczno-romantycznych. Zarówno nauka społeczna Kościoła, jak i praktyka społecznej gospodarki rynkowej są zgodne co do tego, że realistyczny obraz człowieka zawiera w sobie niedoskonałości i społeczne słabości, które w perspektywie teologicznej związane są z pojęciem i kategorią grzechu. Chodzi tutaj konkretnie o takie zjawiska, jak nadmierna i patologiczna niekiedy skłonność posiadania, zysku i społecznego uznania. Zadaniem katolickiej nauki społecznej jest wezwanie do przemiany i nawrócenia, za-

daniem społecznej gospodarki rynkowej jest podporządkowanie tych zjawisk – funkcjom gospodarczym. W tym miejscu dokonuje się niejednokrotnie spotkanie obu dziedzin poprzez piętnowanie zasad zysku i konkurencji jako niehumanitarnych etycznie. (…) Znowu warto odwołać się tutaj do zapominanej już nauki Jana Pawła II: „Kościół uznaje pozytywną rolę zysku jako wskaźnika dobrego funkcjonowania przedsiębiorstwa: gdy przedsiębiorstwo wytwarza zysk, oznacza to, że czynniki produkcyjne zostały właściwie zastosowane a odpowiadające im potrzeby ludzkie – zaspokojone” (…). Własność Po trzecie, społeczna gospodarka rynkowa i katolicka nauka społeczna spotykają się w tym, co można określić, jako przyjazne nastawienie do własności i gospodarki opartej o prywatny kapitał. Nie jest żadną tajemnicą, wręcz przeciwnie, jest sprawą oczywistą, że nauka społeczna Kościoła zawsze faworyzowała prywatną własność. Jej celem było i pozostaje niejako poszerzenie kapitału i pracy nie na drodze wywłaszczania posiadaczy kapitału, ale poprzez stworzenie warunków otwierających pracownikom dostęp do własności i kapitału przedsiębiorstwa. Wynika to z fundamentalnej tezy nauki społecznej Kościoła o pierwszeństwie pracy przed kapitałem. Teza ta w ostatnich dziesięcioleciach spotkała się z narastającym w

„Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej” są wyrazem troski władz lokalnych o standard życia ludzi pracy, zwłaszcza tych, którzy są zagrożeni tzw. wykluczeniem społecznym. Są jednocześnie wyrazem nawiązania do tradycji Wielkopolski, znanej z inicjatyw społecznych i przedsiębiorczych, znanej także z aktywnej roli Kościoła. Nade wszystko Targi te odczytuję jako wyraz troski o konkretnego człowieka, który jest – jak pisał Jan Paweł II – „drogą Kościoła”. 8


gospodarki społecznej darne to takie, które jest solidarne z ludźmi pracy. Jest to społeczeństwo, które kieruje się nie nadmiernym zyskiem, ale w którym osoba ludzka stanowi pierwsze i podstawowe kryterium przy planowaniu zatrudnienia. Wartości

Ks. Abp. Stanisław Gądecki sferze działalności ekonomicznej przeświadczeniem, że „etyka się opłaca” i że maksymalizacja zysku za wszelką cenę nie koniecznie musi przynieść spodziewane efekty. Często skrzyżowanie ekonomii i etyki prowadzi do wyboru celów, które nie bagatelizując dążenia do osiągania zysku, realizują także szersze potrzeby społeczne (…). Bezrobocie Wreszcie, szukając punktów stycznych, a zarazem filozoficznych założeń interesującego nas tutaj tematu, można powiedzieć, że społeczna gospodarka rynkowa i katolicka nauka społeczna spotykają się w zasadzie pomocniczości, solidarności i dobra wspólnego. Wspomniane zasady stanowią konkretne inspiracje do sięgania po narzędzia – instrumenty polityki społecznej, które są w stanie podjąć najbardziej newralgiczny problem współczesności – problem bezrobocia. Jak sądzę, wszystkie te wywody ogólne winny zmierzać w tym kierunku – nakreśleniu perspektyw przedsiębiorczości społecznej, zdolnej zmierzyć się z plagą bezrobocia. Podmioty tej walki są zróżnicowane – na pewno nie jest nim wyłącznie państwo, ani nawet nie są nim wyłącznie pracodawcy. Jednym z podmiotów tego zmagania powinny być związki zawodowe, które w swej ofercie działalności mogą organizować szkolenia zawodowe oraz tworzyć własne organy pośredniczące w poszukiwaniu pracy. Walka z bezrobociem jest zadaniem, które winno objąć cały, bez wyjątku świat pracy. Można postawić wyrazistą tezę, że społeczeństwo soli-

Każdy mechanizm domaga się jednak regulatorów w postaci wartości. Tak, jak demokracja oderwana od wartości może przekształcić się w system totalitarny, tak społeczna gospodarka rynkowa oderwana od wartości, od integralnej prawdy o człowieku, jego wymiarze społecznym, może dokonać uprzedmiotowienia człowieka. Przestrzegają przed tym dwaj ostatni papieże. Jan Paweł II stwierdzał: „Wiąże się z nimi jednak niebezpieczeństwo przyjęcia wobec rynku postawy bałwochwalczej, nie biorącej pod uwagę istnienia dóbr, które ze swej natury nie mogą być zwykłymi towarami” (Centesimus Annus, nr 40). Natomiast obecny Papież pisze: „Rynek nie jest i nie powinien się stawać miejscem dominacji silnego nad słabym. Społeczeństwo nie powinno się chronić przed rynkiem, tak jakby rozwój tego ostatniego pociągał za sobą ipso facto unicestwienie prawdziwie ludzkich stosunków. Jest z pewnością prawdą, że rynek może być ukierunkowany negatywnie, nie dlatego, że taka jest jego natura, ale dlatego, że pewna ideologia może mu taki kierunek nadać. Nie trzeba zapominać, że nie istnieje rynek w czystej postaci. Jego kształt jest odbiciem konfiguracji kulturowych, które go określają i wyznaczają mu kierunek. Istotnie, ekonomia i finanse – będące narzędziami – mogą być źle używane, jeśli posługujący się nimi ma jedynie egoistyczne cele. W ten sposób można przekształcić narzędzia ze swej natury dobre w narzędzia szkodliwe. Jednakże to zaślepiony umysł ludzki powoduje te konsekwencje, a nie narzędzie samo z siebie. Dlatego nie należy odwoływać się do narzędzia, lecz do człowieka, do jego sumienia moralnego oraz osobistej i społecznej odpowiedzialności” (Caritas in veritate, nr 36). + Stanisław Gądecki, Arcybiskup Metropolita Poznański

Projekt 1.19 „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.

9


Pomoc oparta na Zasada, iż głodnemu należy dać przede wszystkim „wędkę” i nauczyć nią posługiwać – jest oczywista. Jak jednak trudno wprowadzić to przekonanie w życie, świadczy skala ubóstwa i wykluczenia społecznego w samej tylko Unii Europejskiej, uważanej wszak za enklawę dobrobytu we współczesnym świecie oraz rosnące systematycznie z tego tytułu, obciążenie budżetów państw członkowskich.

P

roblem ludzi, którzy z różnych powodów potrzebują naszego wsparcia i szczególnej troski, dotyczy około 80 milionów mieszkańców Unii Europejskiej, a jego wagę podkreśla ustanowienie przez Parlament Europejski, roku 2010 – Rokiem Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym. Zmagania z tym problemem wspomagać mają między innymi środki z Europejskiego Funduszu Społecznego, wzmacniające spójność społeczną: z jednej strony poprzez ułatwianie dostępu do rynku pracy osobom zagrożonym wykluczeniem, z drugiej zaś poprzez wsparcie rozwoju instytucji ekonomii społecznej jako skutecznej formy integracji społeczno-zawodowej (…). „Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej” dobrze wpisują się w europejską dyskusję na temat najbardziej efektywnych sposobów walki z ubóstwem i wykluczeniem społecznym poprzez stwarzanie dotkniętym nimi osobom szansy na zmianę swojej sytuacji, wyjście z bierności i wniesienia swego wkładu w życie wspólnoty. Ubóstwo i wykluczenie społeczne ma bowiem swój wymiar ekonomiczny na dziś, związany z koniecznością przeznaczania coraz większych kwot na zasiłki, ale również na przyszłość. W demokratycznej, samorządnej Polsce, dorasta już trzecie pokolenie ludzi, dla których zasiłki stały się sposobem na życie. Ich wyjście z biedy, bezradności i bezwolności jest jednym z najważniejszych zadań dla nas wszystkich (…). Przez 123 lata zaborów Wielkopolanie uczynili

z solidaryzmu społecznego, będącego podstawą ekonomii społecznej, skuteczny oręż walki o zachowanie tożsamości narodowej i kulturowej (…). To w Wielkopolsce działały takie postaci, jak Dezydery Chłapowski, prekursor polskiej pracy organicznej, czy Karol Marcinkowski, założyciel licznych towarzystw obywatelskich, spośród których najsłynniejsze to Polskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, czy Spółka „Bazar”. Towarzystwa te wychowały kolejne pokolenia wielkopolskich społeczników, takich jak Hipolit Cegielski, August Szamarzewski, Piotr Wawrzyniak, czy Maksymilian Jackowski. Przypomnę również, że w dwudziestoleciu międzywojennym, Cyryl Ratajski stworzył na poznańskich Zawadach pierwsze programy opieki społecznej. W demokratycznej Polsce, na bazie wielkopolskich doświadczeń, przy aktywnym udziale Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka”, zbudowano nowoczesny system prawny umożliwiający rehabilitację społeczną i zawodową osób z grup wykluczenia, w tym również niepełnosprawnych. Funkcjonujący w Wielkopolsce model pomocy społecznej od początku zakłada wielopłaszczyznową współpracę różnych sektorów: państwowego, samorządowego, ponad 500 organizacji pozarządowych, w tym pożytku publicznego oraz samych adresatów pomocy społecznej. W naszym regionie funkcjonuje 226 ośrodków pomocy społecznej oraz 35 powiatowych centrów pomocy społecznej. W 11 Centrach Integracji Społecznej,

Wielkopolska jest przykładem skutecznej współpracy w walce z ubóstwem i wykluczeniem społecznym wielu podmiotów: samorządów, organizacji pozarządowych, Kościoła, biznesu i osób prywatnych. Bo i problemy te mają wielowymiarowy charakter, zależny od czynników gospodarczych, społecznych i demograficznych. 10


solidarności 33 spółdzielniach socjalnych, warsztatach terapii zajęciowej, zakładach aktywności zawodowej, czy powstających w partnerstwie publiczno-prywatnym osiedlach mieszkań socjalnych, osoby dotknięte wykluczeniem odzyskują wiarę w siebie. Zakłada się, że efektem podjętych działań powinno być usamodzielnienie się osoby korzystającej z pomocy, a także jej integracja ze środowiskiem społecznym. Jednym z podstawowych zadań Samorządu Województwa są działania związane z podnoszeniem kwalifikacji pracowników służb społecznych. W ramach projektu realizowanego przez Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej, przeszkolono ponad trzy tysiące pracowników pomocy społecznej i organizacji pozarządowych (…). Istotne znaczenie dla wielkopolskiej regionalnej polityki społecznej ma „Program wyrównywania szans osób niepełnosprawnych i przeciwdziałaniu ich wykluczeniu społecznemu” (…). Na terenie Wielkopolski utworzono 7 zakładów aktywności zawodowej, zatrudniających ogółem 399 osób, w tym 286 niepełnosprawnych. W trakcie tworzenia są kolejne dwa zakłady. Dodam, że Wielkopolska zajmuje pierwsze miejsce w kraju pod względem liczby osób niepełnosprawnych zatrudnionych w zakładach aktywności zawodowej (…). W ukierunkowywaniu i koordynacji wszystkich działań związanych z szeroko pojętą pomocą społeczną, w naszym regionie pomocną będzie na pewno „Strategia Polityki Społecznej dla Województwa Wielkopolskiego do 2020 roku”, którą opracowaliśmy, w tak szerokim zakresie, jako pierwsi w kraju i która stanowi integralną część „Strategii Rozwoju Województwa Wielkopolskiego do 2020 roku”. Jedną z istotnych cech tego dokumentu jest innowacyjność w podejściu do budowania kierunków strategicznych, przejawiająca się w dwóch aspektach: – po pierwsze, adresatem każdego z priorytetów są wszystkie grupy społeczne, osoby zdrowe i z niepełnosprawnością, dzieci, młodzież, seniorzy – a więc wszyscy Wielkopolanie. – ponadto, strategia traktuje rozwój kapitału społecznego w sposób interdyscyplinarny, związany z takimi obszarami, jak zdrowie, kultura, sport i rekreacja, edukacja i oświata, pomoc społeczna. „Strategia Polityki Społecznej dla Wielkopolski”, oparta na diagnozie demograficznej, zdrowotnej oraz socjoekonomicznej, nie jest strategią

Marszałek Województwa Wielkopolskiego, kiego, Marek Woźniak pomocy społecznej, ani też strategią rozwiązywazwiązywania problemów społecznych. Jest ona przede rzede wszystkim dokumentem uwzględniającym ym aspekt wyrównywania szans życia osób o niższym ym statusie społecznym lub gorszym dostępie do o edukacji, kultury, usług społecznych i zdrowotnych. h. Zawiera również wytyczne odnoszące się do systematycztematycznego podnoszenia jakości i standardów w życia wszystkich obywateli. Definicja polityki społecznej przyjęta w Strategii eksponuje przede wszystkim te decyzje i działania, które promują profilaktykę ofilaktykę przed interwencją socjalną. Miejsce polityki ityki ograniczającej się do reagowania na negatywne ywne zjawiska i procesy zajmuje polityka wyprzedzania edzania zdarzeń. Zasada partnerstwa i współpracy acy jest wyjściowym warunkiem tworzenia i wdrażania ażania programów wielkopolskiej polityki społecznej ecznej na najbliższe lata (…). Marek ek Woźniak, Marszałek Województwa Wielkopolskiego kopolskiego

Projekt 1.19 „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.

11


zrodzone z idei

Nowy początek w gos Moje wystąpienie będzie próbą podsumowania minionych 20-lat po odzyskaniu niepodległości w kontekście tego, jak obecnie zagospodarowujemy przestrzeń społeczno-gospodarczą. Dokonam też rewizji dotychczas stosowanych pojęć i strategii gospodarki społecznej i ich konsekwencji dla rozwoju społeczno-gospodarczego.

O

dniosę się do zasady gospodarowania zawartej w art. 20 Konstytucji RP z dnia 2 kwietnia 1997 roku, w rozdziale „Rzeczpospolita”, która brzmi: „społeczna gospodarka rynkowa oparta na wolności gospodarczej, własności prywatnej oraz solidarności, dialogu i współpracy partnerów społecznych, stanowi podstawę ustroju Rzeczpospolitej Polskiej”. W kontekście społecznej gospodarki rynkowej własność prywatną należy rozumieć jako współwłasność środków produkcji, realny udział pracowników w zarządach firm i zyskach przedsiębiorstwa, przezwyciężenie konfliktu pomiędzy pracą (siła robocza) a kapitałem (własność prywatna). Jan Paweł II mówi, że „drogą do osiągnięcia takiego celu mogłaby być droga połączenia – o ile to możliwe – pracy z własnością kapitału, i powołania do życia w szerokim zakresie organizmów pośrednich o celach gospodarczych, społecznych, kulturalnych, które cieszyłyby się rzeczywistą autonomią w stosunku do władz publicznych; dążyłyby do sobie właściwych celów, poprzez lojalną, wzajemną współpracę, przy podporządkowaniu wymogom wspólnego dobra. Przejawem dobrego uspołecznienia środków produkcji jest poczucie pracującego, że pracuje „na swoim”. Pomoc społeczna Rozwój pomocy społecznej po 1989 roku, odbywał się pod hasłami decentralizacji państwa i tworzenia samorządności lokalnej. Praktycznie do 2004 roku mieliśmy do czynienia z ograniczoną podmiotowością gminy w zakresie prowadzenia polityki społecznej i pomocy społecznej. Biurokratyzacja systemu spowodowana była zwiększoną liczbą osób potrzebujących wsparcia przy ograniczonych środkach, co skutkowało koncentracją na dystrybucji środków finansowych i sprawowaniu kontroli administracyjnej kosztem prowadzenia pracy socjalnej. Taka sytuacja nie prowadziła do aktywizacji tzw. „klientów”. W latach 2003-2004 wprowadzono reformy mające na

12

celu ograniczenie kosztów funkcjonowania oraz poprawę efektywności pomocy społecznej. Po części nastąpiło uzupełnienie sektora samorządowej pomocy przez organizacje obywatelskie, co reguluje „Ustawa o działalności pożytku publicznego i wolontariacie” z 2003 roku. Podjęte zostały pierwsze próby aktywizacji zawodowej zagrożonych wykluczeniem długotrwałych beneficjentów pomocy społecznej, co umożliwiła „Ustawa o zatrudnieniu socjalnym” z 2003 roku. Pomimo tych zmian, uwzględnienie w strategii polityki społecznej spójnych przekształceń, dostosowanych do potrzeb rozwojowych oraz realizacji konstytucyjnej zasady subsydiarności jest jeszcze przed nami. Zasada subsydiarności W preambule do Konstytucji czytamy – „ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa, oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot”. Organizacje świeckie, czy kościelne nazywane są często „III sektorem lub organizacjami pozarządowymi”. Jednak tak naprawdę nie są one „pozarządowymi”, a wręcz odwrotnie, zawierają się w zasobach samorządu lokalnego, terytorialnego. Powinniśmy więc dążyć do tego, aby organizacje były głównym inicjatorem zdecentralizowanych zadań na wszystkich szczeblach samorządu. Tymczasem usytuowanie pojęciowe organizacji społecznych „poza”, faktycznie powoduje ich marginalizację i sytuuje je często w roli wspomnianych „klientów”. W konsekwencji uniemożliwia to podjęcie większej odpowiedzialności za zadania wspólnoty lokalnej czy regionu. Samo zlecanie zadań publicznych organizacjom obywatelskim jest dalece niewystarczające. Potrzebne są przykłady wspólnego planowania, koordynacji i realizacji zadań. Nato-


podarce społecznej ców i związków pracowniczych), która powinna zostać uzupełniona o związki przedsiębiorców społecznych non-profit. Strategia gospodarki społecznej

Tomasz Sadowski, Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” miast strategia wspólnej odpowiedzialności występuje niezwykle rzadko (…). Jakość wzajemnych relacji jest dziś poważnym problemem wynikającym z uwarunkowań historycznych i często trudnych doświadczeń w ostatnich 20-stu latach. Efektem tego jest niespójność pojęciowa, która utrzymuje niezaradność, bierność, małą przedsiębiorczość obywatelską, pomimo wyjątkowo korzystnych warunków pomocowych w ramach integracji europejskiej. Niespójność widoczna jest „w formach dialogu” i zawieraniu porozumień, które często mają charakter „niepełnego paktowania”, czyli zgody na stawianie instytucji państwa przed wspólnotami lokalnymi i ich związkami. Zgodnie z zasadą subsydiarności, to obywatele i ich przedstawicielstwa rekomendują swoje działania – najpierw na poziomie grup i środowisk, a potem instytucji samorządowych i ich związków. Dialog z administracją publiczną powinien odbywać się na poziomie komisji dwustronnej rządu i samorządu oraz komisji trójstronnej (przedstawicieli rządu, pracodaw-

Chciałbym zwrócić uwagę na Rezolucję Parlamentu Europejskiego z dnia 19 kwietnia 2009 roku, która Komisji Europejskiej rekomenduje zasady i rozwiązania dotyczące „społecznej gospodarki”. Nie pojawia się tam określenie „rynkowa”, ponieważ „gospodarka” w tradycji zachodniej zawsze była rynkowa, w przeciwieństwie do naszych doświadczeń z lat 1945-1989. W ostatnich latach w Polsce, pojęcie „społeczna gospodarka” zastępowane jest określeniem „ekonomia społeczna”, która identyfikowana jest z tzw. „III sektorem”. Tutaj widzimy szanse wypracowywania nowoczesnych i innowacyjnych modeli współdziałania z administracją samorządową w ramach gminy, powiatów i regionów oraz rekomendowania wypracowanych strategii i zmian na poziomie rządu i parlamentu. Należy podnieść efektywność gospodarowania, zwiększając ilość i potencjał przedsiębiorstw społecznych. Instytucjami, które mogłyby to uczynić, są Regionalne Centra Społecznej Gospodarki, a także instytucje edukacyjno-badawcze powstające w partnerstwach władz samorządowych z instytucjami obywatelskimi. Należy również rozważyć, w ramach samorządu gospodarczego, powoływanie Izb Gospodarczych Przedsiębiorstw Społecznych spośród stowarzyszeń i fundacji prowadzących działalność gospodarczą non-profit, spółek z.o.o. nonprofit, spółdzielni socjalnych itp. Elementem powyższych strategii powinien być rozwój przedsiębiorczości społecznej nonprofit, mającej na celu „włączenie w przestrzeń społeczno-gospodarczą’, możliwie największej części, nieaktywnych obywateli (Polska ma najniższą zatrudnialność w wieku produkcyjnym – 48% , podczas gdy w niektórych krajach Unii Europejskiej, sięga ona blisko 70%). Tomasz Sadowski Projekt 1.19 „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.

13


„Drabina Jakubowa”

Po drabinie na szczyt dobra Osoby, które doświadczyły poważnych trudności życiowych, ulegały różnym pokusom i słabościom, a obecnie są świadectwem przemiany życia i pracy dla innych, zasługują na szczególne zauważenie – w duchu tej myśli, 11 listopada br., Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka”, po raz kolejny przyznała „Drabinę Jakubową”.

D

rabina Jakubowa” jest przyznawana w Konkursie Sieci Współpracy „Barka” dla lidera samopomocowego za wybitne osiągnięcia w zakresie integracji społecznej, w szczególności za: pracę nad doskonaleniem swojego charakteru, stawanie się lepszym człowiekiem, odwagę w stawianiu dobra wspólnego na pierwszym miejscu; zaangażowanie w pomoc innym, świadectwo zaangażowanego i trzeźwego życia; pracę nad poszerzaniem wiedzy i zdobywaniem nowych umiejętności; zaangażowanie w rozwój gospodarki solidarnej (wspieranie rozwoju wspólnot, hosteli, wspieranie i tworzenie spółdzielni socjalnych, CISów i KISów, przedsiębiorstw społecznych; zaangażowanie w rozwój grup samokształceniowych, zajęć sportowych, czy kulturalnych z uwzględnieniem zintegrowanych działań na rzecz środowisk lokalnych oraz pracy na rzecz migrantów). Tegorocznymi laureatami „Drabiny Jakubowej” zostali: Leszek Bór, Marek Kania i Stanisław Szczerba, w którego imieniu nagrodę odebrał Antoni Tercha, związany z „Barką” od początku jej istnienia. Nazwiska laureatów ogłoszono jak co roku, w święto Świętego Marcina. Każdy z nich otrzymał nagrodę w postaci działki o powierzchni 300 m2, pod budowę domu, ufundowaną przez Fundację Pomocy Wzajemnej „Barka”. Warto nawiązać do idei powstania wspomnianej nagrody, która znajduje swoje źródło w biblijnej drabinie sięgającej nieba, którą we śnie zobaczył Patriarcha Jakub. Po drabinie mogą wchodzić ratujący i schodzić z niej ci, którzy są ratowani. Liderzy, którym przyznano nagrodę, kiedyś wchodzili po „drabinie” jako ratowani. Dzisiaj schodzą po niej, aby ratować innych. W swoim działaniu stosują rozwiązania doceniane i nagradzane na forum międzynarodowym – są przedsiębiorcami społecznymi. Prowadzą firmy – spółdzielnie socjalne, w których zatrudnienie znajdują osoby najbardziej potrzebujące. W trakcie Imienin Ulicy św. Marcin, „Barka”, wzorem świętego, który wyróżniał się niezwykłą wrażliwością na ciężki los ubogich, pomaga osobom potrzebującym. W tym celu, jak co roku, Fundacja prowadziła sprzedaż rogali, „Gazety Ulicznej”, rękodzieł z wyrobami uczestników

14

Laureaci Nagrody „Drabina Jakubowa” z Prezydentem Poznania, Ryszardem Grobelnym Centrum Integracji Społecznej z Zawad oraz Pogotowia Społecznego z Darzyboru. Nie zabrakło też kwesty, w którą zaangażowali się uczestnicy Centrum Integracji Społecznej oraz wolontariusze, w tym liczna grupa studentów z Międzynarodowego Stowarzyszenia Studentów Medycyny. Dodajmy, że w sprzedaż rogali na stoisku „Barki” i zbieranie datków, zaangażował się prezydent miasta Poznania, Ryszard Grobelny. Dochód ze wspomnianych działań, zostanie przeznaczony na organizację wigilii dla osób samotnych, ubogich i bezdomnych, organizowanej na Starym Rynku w Poznaniu. Dagmara Walczyk

W czasie festynu zorganizowanego z okazji Imienin Ulicy św. Marcin, 11 listopada 2010 roku w Poznaniu, Fundacja Pomocy Wzajemnej „Barka” przeprowadziła pieniężną zbiórkę uliczną. Kwestujący zebrali kwotę 951,51 złotych, którą przeznaczono na cele statutowe fundacji. W tym samym dniu, Pogotowie Społeczne zebrało w puszkach i w ramach „sprzedaży” wyrobów spółdzielni socjalnych, kwotę 1 275,69 złotych. Pozyskane środki będą wydatkowane w ramach programu streetworkerów oraz na przygotowywanie posiłków dla osób przebywających w miejscach niemieszkalnych.


wywiad

Dyrygować światłem... - prof. Stefan Stuligrosz

Spotkanie z „kulturą serca” Z prof. Stefanem Stuligroszem, dyrygentem chóru „Poznańskie Słowiki”, iki”, gościem honorowym „Wielkopolskich Targów Przedsiębiorczości Społecznej” rozmawia Dominik Górny Z okazji 90-lecia swoich urodzin, otrzymuje Pan wiele wyrazów serdeczności od mieszkańców rozmaitych zakątków Europy i świata. Obchodzenie tego święta przy udziale tak licznego grona przyjaciół, świadczy, iż Pana życiowym drogowskazem była wierność i pokora… Sprowadza się to do szczerego „pokłonienia się” przed słowami Jana Pawła II, który w liście do artystów opisał twórczą hierarchię: „Stwórca, twórca i odtwórca”. Wierzę, że ilekroć biorę do ręki partyturę jakiegokolwiek utworu, nawiązuję kontakt z duchem osoby, która ją stworzyła. Jestem jednak tylko pośrednikiem tej szczególnej relacji. Źródłem natchnienia nie jest człowiek, ale Duch Święty. A skoro jestem tylko, a przecież i

„aż” pośrednikiem, to swoją działalność ć artystyczną, postrzegam jako dar. Z tego też względu, ględu, zamiast określać to, co robię, mianem zawodu, wodu, który jest rodzajem rzemiosła, wolę mówić o powołaniu do dzielenia się talentem; do bycia nie tylko ylko uznanym dyrygentem i kompozytorem, ale przede rzede wszystkim do stawania się coraz lepszym m człowiekiem… Jeśli dążenie do odkrycia pełni człowieczeńwieczeństwa, pozwala traktować życie jako powołanie wołanie do wdzięczności; komu i za co, chciałby Pan an dziś szczególnie podziękować? Dziękuję osobom, które były ze mną w pierwszych dniach, miesiącach i latach mojego go życia,

15


Muzyka jest modlitwą... - „Poznańskie Słowiki” na audiencji u Ojca Świętego Jana Pawła II ponieważ tto, kim dziś jestem, wypływa z domu. Pochodzę z prostej, ale szlachetnej rodziny, której choć może trudno było ocenić, czy jej syn ma muzyczny tale talent, to potrafiła zaszczepić we mnie miłość do mu muzyki – wartość nie do przecenienia. Dziękuję ró również za to mojej matce, która występowała w p polskich chórach, jeszcze w czasach pruskiej nie niewoli, oraz babci Franciszce, bez której śpiewu nie odbywała się żadna uroczystość na Starołęce, gdzie mieszkała. Natomiast mój ojciec grał na skr skrzypcach. Jednak gry na nich uczyłem się u pana Maksymiliana Kubackiego – wychowawcy ze sszkoły podstawowej. Niezwykle dużo zawdzięczam zawdzięcza licznym przyjaźniom, szczególnie z państwem Gabrielami, którzy mieli pięcioro synów, z któr których każdy grał na jakimś instrumencie. Zaprosili m mnie do swojej kapeli, gdzie koncertowałem z ni nimi na skrzypcach. Największą estymę budziło we mnie jednak wspaniałe fisharmonium. Odczuwałem, Odczuwałe że bez gry na nim, nie mógłbym żyć. Dlateg Dlatego podczas wakacji, kiedy koledzy z klasy wyjeżdż wyjeżdżali na wycieczki rowerowe, zamykałem się w kapli kaplicy na Wildzie, znajdującej się w miejscu obecnej kli kliniki ortopedycznej, i komponowałem… Mawia się, że młodzieńczych kompozycji, jak pierwszych miłości, nie sposób zapomnieć… Jest w ty tym jakaś prawda. Nie mógłbym zapomnieć swo swoich pierwszych kompozycji, które stworzyłem jako dwunastoletni chłopiec. Wtedy też po raz pierws pierwszy dyrygowałem chórem. Pamiętam stworzoneg stworzonego przeze mnie walca, dla zespołu państwa Gabr Gabrielów. Zatytułowałem go „Modre fale Warty”. Za każdym razem, kiedy go wykonywaliśmy, wszys wszyscy się uśmiechali, wiedząc, że fale Warty są żó żółte, bo w tej rzece pływa przecież wiele zanieczyszczeń. Jednak tytułu „mojego walca” nie zanieczysz zmieniłem. Potem, jako gimnazjalista, stworzyłem własny chór, chó w szkole świętej Marii Magdaleny, gdzie uczęszczałem uczę na lekcje „muzycznego wychowania”, chowania” które prowadził profesor Władysław

16

W każdym takcie kryje się chwila życia jego kompozytora - prof. Stefan Stuligrosz podczas koncertu Drzewiecki. Moja muzyczna aktywność spotkała się z takim uznaniem, że choć nie byłem najlepszym uczniem – bo przecież wciąż myślałem o muzyce – zaproponowano mi stypendium na dalsze kształcenie. Parafrazując tytuł książki zrodzonej z Pana wspomnień – „Piórkiem Słowika” można by opisać nie jedno „niebo”, które określa pełnię spotkania człowieka z muzyką... …i trzeba przyznać, że dane było mi odbyć wiele takich „niebiańskich spotkań”. „Poznańskie Słowiki” odbyły wiele zagranicznych tournee, co szczególnie w latach 50-tych było fenomenem, kiedy w Polsce mało kto wiedział o „wielkim świecie”. Szczególnie fascynowała mnie kultura Japonii i południowej Korei. Chyba żaden kraj, oczywiście poza Polską, nie uwielbia tak Marii CurieSkłodowskiej i Chopina, co zresztą zapewne Pan wie, jako autor naprawdę pięknych wierszy o naszym kompozytorze. Poza tym tamta publiczność jest niezwykle kulturalna… „Poznańskie Słowiki” – cytując jedną z recenzji, były chórem dla którego „warto przepłynąć ocean”. Nie mieliśmy jednak pośród nas takiej osoby, która w pełni umiałaby wykorzystać pochlebne opinie do upowszechniania działalności chóru. I powiem zupełnie szcze-

Spotkanie z prezydentem J.F. Kennedy’m


rze, że przez wiele lat, nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak wysoki poziom i artystyczny kunszt dysponuje nasz chór… …który w 1963 roku osobiście docenił prezydent Kennedy, nie wspominając już o publiczności Carnegii Hall, w której jako pierwszy polski zespół wystąpiły właśnie „Poznańskie Słowiki”… Naszej radości nie sposób było opisać. Zagraliśmy wtedy trzydzieści dwa koncerty, które nam zorganizował ceniony amerykański impresario – Sol Hurok. Nie zapomnę również występu w Lozannie. Śpiewaliśmy wtedy z okazji „25 Międzynarodowego Festiwalu Muzyki”. Podczas samego występu, myśleliśmy, że to będzie nasza największa „klapa”. Tymczasem – o dziwo – odnieśliśmy sukces. Wykonaliśmy m.in. kompozycję Tadeusza Szeligowskiego „Królewno Niebieska”. Organista podał akord o kwintę wyżej, a my zaczęliśmy śpiewać, co spowodowało, że w wysokich rejestrach chórzyści wręcz krzyczeli. Pomimo tego dostaliśmy gromkie oklaski, a krytyka rozpisywała się, że nigdy wcześniej nie słyszała tak awangardowego wykonania wspomnianego utworu. Dodam jeszcze, iż po koncercie przychodzili do mnie dyrygenci, prosząc o partyturę tej wyjątkowej wersji „Regina Celi”. Odpowiadam wtedy, że nie mogę im jej udostępnić, ponieważ jej zapis mam jedynie w głowie, a nie na kartach partytury. W tamtych okresie, poznałem też Leopolda Stokowskiego, który tak zarekomendował moją postać przed ambasadorem przy ONZ – Bogdanem Lewandowskim, że dostałem propozycję objęcia katedry chóralistyki w Montrealu i Toronto. A jak się miało później okazać, nie tylko tam. Nie mogłem jednak wyjechać poza granice rodzinnego kraju, aby nie „skazać” mojej rodziny na szykanowanie ze strony polskich władz. Dzieje „Poznańskich Słowików” poświadczają dążenie do zachowania ich duchowej niezależności… Tak i właśnie dlatego do dziś zastanawia mnie, dlaczego największy rozkwit chóru nastąpił w czasach komuny, która z jednej strony nam nie „przeszkadzała”, a z drugiej, ingerowała w sprawy „programowe”. Być może „Poznańskie Słowiki” były narzędziem propagandowym – bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że mimo zakazu religijnych uroczystości, mogliśmy śpiewać sakralne pieśni. Która z chóralnych kompozycji najpełniej określa brzmienie Pana duszy? Mogłaby być to msza „Missa Brevis” Giovanniego da Palestriny... …bo przecież jej nuty zapraszają na spotkanie z „kulturą serca”... Dokładnie tak to odczuwam.

POECIE BATUTY Szanownemu Jubilatowi Profesorowi Stefanowi Stuligroszowi z okazji 90-tych urodzin Mistrza Profesorze muzyka jest modlitwą Z namaszczeniem batutą błogosławisz chóralny śpiew na bożą chwałę Nuty niczym pszeniczne ziarna kiełkują w zakątkach kościołów i koncertowych sal Organy huraganem dźwięków wspierają młodzieńcze i dojrzałe głosy śpiewaków Twoje Słowiki rosną starzeją się wyrastają nowym pokoleniem a Ty wciąż na podeście nieugiętej woli muzycznego przekazu niezmiennie krzewisz śpiew Chór – spowiedź wrażliwych dusz natężenie oddechów wsparcie wiary w wartość jutra Twój wysiłek twórczy od dziesiątków lat umacnia w wierze że miłość do muzyki szczodrze rozdajesz ukochanemu miastu Poznaniowi autor: Dominik Górny Wiersz podarowany prof. Stefanowi Stuligroszowi w imieniu środowiska „Barki” – Barbary i Tomasza Sadowskich oraz patronów i uczestników konferencji „Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej” i Dni Kultury Solidarności.

17


Fotogaleria „Drabina Jakubowa” oraz Imieniny Ulicy św. Marcin, w obrazach…

Uroczystość wręczenia „Drabiny Jakubowej”

Uczestnicy warsztatu gastronomicznego Szkoły „Barki”, na chłód listopadowego wieczoru, przygotowali ciepłą zupę i sycącą strawę...

Współczesny Święty Marcin pozdrawia mieszkańców Poznania...

Prezydent miasta Poznania, Ryszard Grobelny świętował razem z „Barką”

Rogale Świętomarcińskie „Barki” smakowały jak żadne inne... 18

Uśmiech wolontariuszy podczas kwesty, stwarzał atmosferę braterstwa podczas zbierania funduszy dla potrzebujących


Dominik Górny - nasza twórczość

Wiersze na Boże Narodzenie ŚLADAMI CHRYSTUSA

BYŁEM W BETLEJEM

Opowieść mojego Mistrza dłuższa od drogi do Emaus

miejscu Twoich narodzin Panie –

Wejdź na jej ścieżki skrzyżowane jak ręce do modlitwy

Nie ma stajenki ani siana na którym leżałeś

Nauczysz się pokory żeby z bosym sumieniem przejść pustynię Izraela dni zatłoczone lękiem odnaleźć w nich drogowskaz bliźniego Nie czekaj na znak– spóźniony cud daj się powołać od zaraz bez wątpliwości że za wcześnie Jerozolima, 24 grudnia 2009 r.

BEZDOMNI

Nowi pasterze pilnują stad owiec gwiazda dla nich nadal przewodniczką chociaż nie czekają już Ciebie w żłobie nie ma drabiny która sięga nieba ani takiej pewności że godni są zamieszkania obok Ciebie więc tu na ziemi strzegą skał których dotykały Twoje stopy modlą się do ciemnej nocy i jasnego dnia słowami Nadziei

Józefową nauką zaszczepiliśmy w sobie betlejemską wieść ieja by nowonarodzona nadzieja wskrzesiła hymn życia Jednak herodowe czyny piętnowały miłość Kiedy struchlał płomień chwały tułacze dni przyoblekły się w zwątpienie enie Mając wzniecić czuwanie w bezkrólewiu mroku wzgardziliśmy wigilijnym cudem rc Czemu domy naszych serc zasklepił lęk

19


Dni Kultury Solidarności

Wsłuchać się w opowieść tarniny – krzewu miłości, bólu i nadziei… Spotkanie z drugim człowiekiem powinno być szczere jak podanie dłoni, której uścisk czuje się w sercu – taka myśl stała się rytmem przeżyć tych, którzy wsłuchali się w słowa wierszy wypowiadanych wyobraźnią i ustami Mai Komorowskiej. Spotkanie z aktorką odbyło się w Sali Renesansowej poznańskiego Ratusza, a zaproszeniem do uczestnictwa w nim były Dni Kultury Solidarności.

D

ni Kultury Solidarności to pierwsze tego rodzaju przedsięwzięcie, które społeczno-kulturowe ścieżki Wielkopolski, pojednało w trzech „drogowskazach”: Międzynarodowym Dniu Walki z Ubóstwem, Wielkopolskich Targach Przedsiębiorczości Społecznej oraz Kampanią Społeczną Fundacji Przestrzeni Obywatelskiej Pro Publico Bono – „Rok Solidarności-Rok Samorządności”. I trzeba przyznać, że warto było przyjść na wspomniane „spotkanie” – Pro Publico Bono okazało się bowiem nie tylko nazwą jego inspiratora i głównego organizatora, ale „imieniem” idei, iż dobrze jest działać dla dobra ogółu. Istoty spotkania z Mają Komorowską, z zamierzenia nie określał tytuł „wieczoru poetyckiego”, czy „autorskiego”. Obecność tego, co „autorskie” wyznaczało coś więcej – współodczuwanie klimatu spotkania w mądrym słowie i pokornych myślach, zrodzonych z twórczej wzajemności aktorki, z tymi, którzy zaprzyjaźnili się z nią „w słowie”. A jak z przyjaźniami bywa – jeśli chcemy, żeby były trwałe, winniśmy wymagać od siebie wierności, nie tylko w obdarzaniu nimi, ale także w ich przyjmowaniu. Pozostając wiernym wobec uczuć i refleksji, którymi obdarzyło spotkanie, wspomnijmy, iż owa „wierność” – rozumiana jako zobowiązanie do „bycia razem”, prawdziwie w nas była i pozostała. I nie chodzi jedynie o pełen godności, jak piękno niedzielnego wieczoru, kunszt aktorski Mai Komorowskiej, ale o to, iż za jego pośrednictwem, pozwoliła nam wsłuchać się w głos poezji nie tylko spisanej, ale takiej, która zdarza się w każdym z nas – z dnia na dzień, z nocy na noc; od zatajenia lęku do spowiedzi szczęścia, od poszukiwań tożsamości do odgadnięcia sie-

20

Maja Komorowska podarowuje interpretację wiersza „Tarnina” - literackiego motywu Dni Kultury Solidarności bie w drugim człowieku; od słów zmieniających intencje zdarzeń, do „wiatru”, co wypełnia nasze dusze, gdy „mijamy” cudze obietnice w ucieczce przed oczekiwaniami... Niezależnie od tego, w jakiej porze życia znajdujemy poczucie jego pełni, winniśmy wiedzieć, iż brzemienność doświadczeń, nie musi być smutna – wystarczy wsłuchać się w szelest tarniny, której opowieść – jak żadna inna, zakorzenia się w tradycji budowania społeczeństwa obywatelskiego – „na glebie” rodzimej kultury, konieczności ponownego odczytania wartości w aspekcie ich świadomego tworzenia. Tarnina – krzew, który ostaje się nawet na pustyni – na orce dziejowych „nieurodzajów” – staje się symbolem trwania i woli przetrwania. Jako znak graficzny Dni Kultury Solidarności, uświadamia poczucie współodpowiedzialności – „rzeczownika serca”, który w poczuciu ideowym, jest


„nutą uczuć i namysłu” etymologii słowa „solidarność”. Tak oto tarnina rozpoczyna solowy koncert / w zimnej pustej sali / ten przydrożny krzew łamie / zmowę ostrożnych (…) jak ci, co pośród ciemności widzą jasno / jak powstańcy którzy wbrew zegarom historii / wbrew najgorszym przewidywaniom / mimo wszystko zaczynają; słowa autorstwa Zbigniewa Herberta, zapisane w formie wiersza, nakreśliły kształt przeżyć – tak prawdziwych, co aktorskich; na tyle godnych talentu do szczerego wyrażania uczuć, na ile pozwalających rzeźbić rysy powołania do spotkania, które – poprzez zobowiązanie do otwarcia się na drugiego człowieka – w zdawać by się mogło najprostszy lecz wymagający najniższego „pokłonu wyrzeczeń” sposób – pozwala odkryć swoje „powołanie”. Maja Komorowska nie bała się „wyrzec” aktorskiej dumy i słów, którym daleko do pięknych młodych ochotników / którzy giną w pierwszym dniu wojny w nowiutkich mundurach. Do swej „opowieści” wybrała wersy tak szczere, co namacalne jak czerwień krwi, której jedna kropla wystarcza, żeby „wiedzieć”… Nie weszła na scenę jak uznana aktorka – przyszła z nieśmiałością kobiety, której, starszy od wielu zawiedzeń, uśmiech, przekonuje – pogoda serca, wbrew najgorszym przewidywaniom wróżbitów pogody, jest najcenniejszym darem, jaki można wykraść życiu. Wieczność z chwili – chwilę z wieczności, „wykradali” z Mają Komorowską i Zbigniewiem Herbertem, „poeci tajemnicy”, tacy jak: Cyprian Kamil Norwid, Wisława Szymborska i ks. Janusz Pasierb. Z każdym kolejnym słowem, „tajemnica” ta wydawała się coraz piękniejsza, ujawniając, nie pozwalający się opisać zmysłami, etos człowieka – przebudzony w sercu subiektywnych odczuć moralnych w akcie jednania się społecznej i religijnej myśli, przenikających pełnię kulturowych wartości, bez których nie moglibyśmy mówić o świadomym kształtowaniu postaw „pro publico bono”. I właśnie „niemożliwość” opisania „wszystkiego”, co w gruncie rzeczy jest ważniejsze od wszystkiego, pozostawiło miejsce na spotkanie – sytuację graniczną, między docenianiem własnego „ja”, a pochwałą pokory. W szaleństwie białych niewinnych kwiatów zakwitło spotkanie z Mają Komorowską; w ciepło-chłodnych dźwiękach fortepianu, wiolonczeli i skrzypiec, na których grali stypendyści Krajowego Funduszu na Rzecz Dzieci. Obecne było wyobrażenie o tych, którzy pośród ciemności widzą jasno, o gwiazdach poezji przedwcześnie zagasłych. Były też oklaski, co jak potargane nuty / leżą wśród kałuż i rudych chwastów / by nikt nie wspomniał (…). A jed-

Poezja jest spotkaniem z prawdą o człowieku... łowieku... - wieczór z Mają Komorowską nak to „wszystko” ktoś miał odwagę zacząć / ktoś musiał zacząć (…) – tarnina – krzew zew miłości, bólu i nadziei, bez których nie byłoby łoby tego „wszystkiego”, co boli na tyle, na ile ma odwagę być ludzkie. A jednak to „wszystko” o” – Dni Kultury Solidarności, pokazały potrzebę ebę dostrzeżenia człowieka – tego pojedynczego, czego, aby spróbować przeniknąć istotę życia ludzi dzi tak wielu, co wyjątkowych – tak zagubionych, nych, co nie mogących odkryć siebie w solidarności rności spotkania z bliźnim. A jednak warto było przyjść na „spotkanie”, aby usłyszeć „solidarność” jako konieczną więź i najgłębszy zy „takt ludzki” – ażeby stać się echem słów – tak tarnino – tak, człowieku – kilka czystych taktów / to bardzo dużo / to wszystko. Dominik minik Górny

21


10-lat „Verba Sacra”

Odkryć pełnię Słowa Z Przemysławem Basińskim, inicjatorem, reżyserem i dyrektorem projektu „Verba Sacra”, rozmawia Dominik Górny „Verba Sacra” świętuje 10-lecie, którego ramy wyznacza prezentacja „Księgi Koheleta” i „Pieśni nad pieśniami” w interpretacji Gustawa Holoubka oraz „Najstarsze Modlitwy Chrześcijan”. Dlaczego jako „graniczne” wybrał Pan właśnie wspomniane teksty? Myślę, że ukazują one poszukiwanie drogi do źródła naszej wiary, którym jest Bóg. „Księga Koheleta” to rachunek sumienia człowieka wszystkich wieków, który przekonał się, iż świat, jest „marnością nad marnościami”. „Najstarsze Modlitwy Chrześcijan”, przeczytane w różnych językach, pozwoliły nam odczuć szczególny rodzaj duchowej więzi z wiarą naszych przodków, poczuć jej moc i radość. Co zatem można uznać za najbardziej istotne kryterium wyboru tekstów do „Verba Sacra”? To, co prowadzi do Boga i przypomina, że człowiek staje się na tyle „wielki”, na ile potrafi Jemu się zawierzyć. Najpełniej tę sytuację opisuje Pismo Święte, bo pozwala nam Go poznać jako Stwórcę osobowego, który daje nam siebie w „słowie”. I to jest fundament koncepcji „Verba Sacra”, która skierowana jest w najgłębszy wymiar tajemnicy spotkania Boga i człowieka. Teksty literackie ukazują jedynie fragmenty tajemnicy, a Biblia daje nam poczucie pełni… …o której zresztą mówił Andrzej Seweryn, iż „nie zginiemy duchowo w Europie, jeśli będziemy kontynuować cykl Verba Sacra”. A w jakim stopniu „Verba Sacra” wzmacnia poczucie naszej tożsamości? W takim, w jakim nie odstępujemy od „pionu wiary”, która jest źródłem tożsamości narodowej. Tak było za naszych przodków, którzy przyjęli chrzest i tak jest dzisiaj. Nazwę projektu „Verba Sacra”, czyli „Święte słowa”, można postrzegać jako klucz i zarazem wezwanie do świadectwa wiary… Wzmacnia je artystyczna interpretacja aktorów – mistrzów słowa. Niektóre z nich pamiętam do dzisiaj. Frazę Gustawa Holoubka, z charakterystycznym mocnym „r” w wersie „marność nad

22

marnościami”. Halinę Łabonarską w „Księdze Mądrości” i zaskoczenie zgromadzonych w katedrze, kiedy nagle zawołała – „Powstanie przeciw nim potężny wicher i zmiecie ich jak huragan…” Niezwykłe wrażenie zrobiła na mnie bardzo osobista tonacja przypowieści „O Synu Marnotrawnym” Wiesława Komasy – szczególnie fragment, kiedy ojciec wita swego syna i tłumaczy młodszemu z nich, że ma się weselić z powrotu swojego brata. Poruszył mnie też krzyk Jana Peszka, wcielającego się w postać Hioba. A przecież to nie wszystkie przykłady, które mógłbym przywołać… Niecodzienne emocje, których doświadczamy na „Verba Sacra”, to rzadko spotykany element projektów artystycznych… „Verba Sacra” to nie tylko aktorskie odczytanie tekstu. Warsztat i kunszt są jedynie środkiem ujawnienia Bożego Ducha przenikającego słowo. Udział aktorów w „Verba Sacra” przekracza formułę, jaka jest dostępna w teatrze, czy w kinie. Jeśli więc dany aktor uczestniczy w „Verba Sacra” po raz pierwszy, staram się mu uświadomić niezwykłość wydarzenia i miejsca, w którym się znalazł. Zazwyczaj przed prezentacją „Verba Sacra” schodzimy z aktorem do podziemi poznańskiej katedry, gdzie znajduje się chrzcielnica, prawdopodobne miejsce chrztu Polski. Świadomość mówienia z tego miejsca, z głębi dziejów, jest dla aktora tak wielkim przeżyciem, że jego występ staje się jakby szczególną formą medytacji … Fenomen Projektu, którego nie spodziewałem się w najśmielszych marzeniach to: 70 aktorów, 103 premiery, w których uczestniczyło blisko 200 tysięcy osób. Nasze prezentacje poza Poznaniem, gościły również w katedrach i kościołach: BielskaBiałej, Częstochowy, Gdańska, Gniezna, Katowic, Krakowa, Legnicy, Lublina, Pelplina, Radomia, Tarnowa, Torunia, Warszawy, Wejherowa, Wrocławia. W dorobku „Verba Sacra” mamy już przekład 4 ewangelii na język kaszubski, 3 przekłady Starego Testamentu i 2 opracowania tekstów staropolskich – „Pacierz staropolski” i „Najstarsze kazania polskie”. Rozpoczęliśmy wydawanie „Złotej Kolekcji Verba Sacra”, która docelowo będzie liczyć 14 części. Ponadto od 2001 roku projekt tworzą trzy


Przemysław Basiński, dyrektor projektu „Verba Sacra” nowe cykle: Wielka Klasyka, Festiwal Sztuki Słowa i Modlitwy Katedr Europejskich. W 2005 roku zorganizowaliśmy Pierwszy Polski Maraton Biblijny Biblia Λ i Ω. W tym roku „Verba Sacra” włączono w program duszpasterski Kościoła w Polsce na najbliższe lata. Realizujemy też od kilku lat warsztaty kultury i sztuki słowa oraz fonetyki pastoralnej. Na ile „Święte słowa” pozwoliły Panu odkryć własną duchowość? Z perspektywy 10 lat widzę, że „Verba Sacra” stały się dla mnie rodzajem życiowych rekolekcji. Moje wewnętrzne życie jest bogatsze niż dziesięć lat temu, a szczególnym przeżyciem było dla mnie wezwanie do posługi nadzwyczajnego szafarza komunii świętej. Potraktowałem to jako rodzaj zobowiązania, żeby „być ze słowem” nie tylko w życiu artystycznym, ale i w Kościele. Zapewne doświadczał Pan zwątpienia w trwałość istnienia „Verba Sacra”… Na początku martwiłem się, że nie podołam – był pomysł, ale nie bardzo było wiadomo jak go realizować. Modliłem się o najdrobniejsze rzeczy i wtedy krok po kroku udało się załatwić wszystkie sprawy. Śp. biskup Chrapek uświadomił mi, że nie

mam się niczym przejmować, bo jeśli jest to dzieło Boże, to będzie trwać… I rzeczywiście, zacząłem dostrzegać rękę Opatrzności, która czuwała. I czuwa do dzisiaj. …i pewnie dlatego „Verba Sacra” można przyrównać do biblijnego stołu … … „z którego Pan teraz na ziemi karmi nas okruszynami swojego, Bożego Słowa, a w niebie każe zasiąść do stołu, a obchodząc będzie nam usługiwał”. I niech to wystarczy…

„Verba Sacra” Projekt interdyscyplinarny artystyczno-naukowo-religijny, poświęcony tradycji słowa w kulturze duchowej narodu polskiego, ze szczególnym uwzględnieniem dziedzictwa europejskiego. Realizację rozpoczęto w styczniu 2000 roku w formie cyklu dwunastu prezentacji tekstów biblijnych. Od początku spotkał się z bardzo szerokim oddźwiękiem społecznym i został uznany za jedno z najbardziej spektakularnych wydarzeń Wielkiego Jubileuszu. Na temat „Verba Sacra” napisano około 1,5 tysiąca publikacji: artykułów, recenzji, informacji. Liczbę uczestników oceniono na ponad 180 tysięcy osób. (źródło: www.verbasacra.pl)

23


świadectwa z podróży

Moja Kenia Patrząc na radosnych ludzi, jakich spotkałam w Kenii, trudno sobie wyobrazić, że żyją w kraju, gdzie odsetek ubóstwa wynosi prawie 80% a średnia długość życia 40 lat. 51% populacji jest poniżej 14 roku życia, 40% dzieci w wieku szkolnym to sieroty, a na 55 uczniów przypada jeden nauczyciel. Niedożywienie, malaria, choroby, przenoszone często niezdatną do spożycia wodą oraz HIV/AIDS są tu powszechne. Takie są fakty dotyczące Kenii.

S

pędziłam dwa tygodnie w jednej z najbiedniejszych części Kenii – w okręgu Bungoma w Zachodniej Prowincji, aby zobaczyć jak żyjący tu ludzie radzą sobie z trudnym dostępem do czystej wody, urządzeń sanitarnych, jedzenia, schronienia i edukacji. Wiejskie domy z błota i trawy Domy, zrobione z błota i pokryte dachami z trawy, są bardzo małe. Nie ma w nich elektryczności, podłogi, sufitu i okien. Są tylko małe otwory w ścianach – dla wentylacji. W Kitabisi i okolicznych wioskach, ponad 80% rodzin rolników żyje w takich domach, a 3% – w szałasach. W niektórych krajach afrykańskich rządy zwracają uwagę na potrzebę życia w bardziej odpowiednich i godnych warunkach – tam też, błotno-trawiaste domy są usuwane. Kenijskie Ministerstwo Mieszkalnictwa, przy pomocy naukowców z Uniwersytetu w Narobi (stolica Kenii), rozwinęło produkcję mocnych bloków z ziemi, z zastosowaniem mikro-betonowych płytek oraz cementu z łusek ryżowych. Domy, budowane

W takich domach mieszka większość tutejszych rodzin

24

według tej „technologii”, są opłacalne, innowacyjne i przyjazne dla środowiska. Ten sposób budowy powinien polepszyć warunki mieszkaniowe przynajmniej części Kenijczyków. Jednak ludzie z okręgu Bungoma, którzy nie posiadają ziemi, są uwięzieni w pułapce biedy. Dla nich ta unowocześniona technologia jest zbyt kosztowna. Kenię charakteryzuje szczególny system rodzinny, w którym nawet dalecy krewni mieszkają ze sobą w tym samym domu. Niekiedy, w jednym małym domu, mieszka nawet ponad 10 osób. Dom jest podzielony zasłoną lub ścianką, na dwie części. W takim domu przygotowywane są w ciągu dnia posiłki. W nocy kilkoro dzieci śpi na ziemi. W dzień ich rzeczy są w tobołku, zawieszonym pod dachem. Złośliwe koło biedy Większość rodzin to drobni rolnicy, posiadający około ¼ akra ziemi najniższej kategorii. Ich dochód nie wystarcza nawet na to, aby utrzymać rodzinę. Małe, nieproduktywne działki rolnicze i wysokie bezrobocie, przyczyniają się do

Kenia, Rubber Stamps Center


rosnącej tendencji migrowania rolników z wsi do miast. Jako żywiciele rodziny, mężczyźni nie mogą pozostawać na wsi – oczekuje się od nich, że będą się przemieszczać w poszukiwaniu pracy i środków utrzymania. W miastach, do których przybywają, większość z nich mieszka w slumsach. Slumsy w Nairobi są zaliczane do najgęściej zaludnionych, najbardziej niehigienicznych i najbardziej niebezpiecznych na świecie. Na wiejskich „farmach” zostają kobiety, które je prowadzą i które stawiają czoło ogromnym trudnościom, związanym choćby z zapewnieniem wody pitnej czy drewna na opał. Woda… Woda ze studni, źródeł i z rzek, przynoszona jest do domu w plastikowych galonach lub pojemnikach. Droga do źródła wody jest często bardzo długa. Przynoszeniem wody zajmują się głównie kobiety. Polepszenie zaopatrzenia w wodę to niemal życiowa sprawa – dzieci piją wodę z niezabezpieczonych studni i rzek. Wszelkie interwencje w zakresie poprawy tego stanu rzeczy nie przynoszą efektu. Śmiertelność z powodu picia zanieczyszczonej wody, powodującej liczne choroby, jest bardzo wysoka. Deficyt wody czy trudna do niej dostępność, uniemożliwia rozwój terenów rolniczych, a tym samym generuje biedę i zmusza rolników do migracji do miast.` Kuchnia… Kenijska kuchnia nadal opiera się na tradycyjnej metodzie gotowania posiłków – na kilku rozżarzonych kamieniach stawia się garnki z pożywieniem. Taki sposób gotowania wymaga dużej ilości drewna opałowego. Przy słonecznej pogodzie gotowanie odbywa się na zewnątrz domu. Gdy pada deszcz, ogień rozpalany jest wewnątrz domu, chociaż nie ma w nim komina – ściany są zazwyczaj ciemne i okopcone. Ugotowanie jednego posiłku zabiera kilka godzin dziennie, z których większość to poszukiwanie drewna zdatnego na opał.

Kwiecień 2010, spotkanie sierot

Taxibikes - jeden z najpopularniejszych środków lokomocji w Kenii

Kenijski problem – osierocone dzieci HIV/AIDS, malaria oraz choroby przenoszone na skutek picia skażonej wody, przyczyniły się do dramatycznego wzrostu liczby sierot pośród dzieci. Jednak poczucie wspólnoty w Kenii jest bardzo silne, a wychowanie dziecka jest postrzegane jako obowiązek każdego. Wspólnoty wiejskie wspierają osierocone dzieci i włączają je w system rodzinny. Gorsza jest sytuacja dzieci mieszkających w mieście – tutaj „dzieci ulicy” nie są zjawiskiem rzadkim. Zmagają się z wieloma trudnościami i dramatami – ubóstwem i wynikającym z niego włóczęgostwem, niedożywieniem, brakiem opieki zdrowotnej i możliwości edukacji. W badaniu przeprowadzonym w marcu 2010 roku przez organizację pozarządową „KCAVOP” i Organizację Wspólnotową (Community Based Organization) w sąsiadujących ze sobą wioskach: Bitobo, Wekelekha, Musakasa, Kisawayi, Kamurumba i Masielo, było 661 sierot. Natomiast w badaniu przeprowadzonym w kwietniu – we wspólnocie Kitabisi żyło 173 osieroconych dzieci. W tym samym miesiącu zorganizowano spotkanie sierot. Dla

Kenijskie popołudnie

25


Kenijska rodzina, podczas wyprawy do źródła wody zdatnej do picia, której w Kenii nieustannie brakuje

Wzajemna troska dzieci jest chlebem powszednich dni Kenii... wielu przybyłych dzieci wspólnota przygotowała posiłek.

niach Organizacji Wspólnotowej, daje poczucie większej wartości i lepiej rozpoznanej własnej tożsamości, co w konsekwencji przynosi zauważalny rozwój ekonomiczny osób i wspólnot. Działalność Organizacji Wspólnotowej jednak nie wystarczy – dla ograniczenia biedy konieczne jest wsparcie organizacji pozarządowych z całego świata. W Kenii, wszyscy napotkani ludzie, także dzieci, okazywali ogromną życzliwość. Któregoś dnia byłam bardzo zmęczona. Pewien nieznajomy mężczyzna zaproponował, że pomoże nieść mój komputer, inny niósł moją ciężką torbę. Mój aparat fotograficzny także trafił do rąk jakiegoś nieznajomego. Po chwili wszyscy zniknęli w tłumie. Przeżyłam moment lęku… Jednak, gdy potrzebowałam komputera, torby i aparatu, mój sprzęt znajdował się natychmiast pod ręką. Nie spotkałam się z taką sytuacją w Europie, gdzie w miejscach dużo miej zatłoczonych i pozornie bardziej cywilizowanych, zdarzało się, że aparaty i komputery „znikały”. Barbara Dudzińska

Kenia potrzebuje pomocy Dla Organizacji Wspólnotowej istnieje szerokie pole działania, którego celem jest zmniejszanie problemu ubóstwa w Kenii. Szczególnie cenne są programy pomocowe oparte na trosce o wspólnoty, poprawie poziomu życia osób najbiedniejszych, w tym kobiet i dzieci. Konieczne jest polepszenie stanu źródeł wody, urządzeń sanitarnych, warunków mieszkaniowych, podstawowej opieki zdrowotnej. Kenijskie organizacje pozarządowe doprowadziły do powstania różnych instytucji, które na partnerskich zasadach współpracują z rządem, władzami lokalnymi, sektorem prywatnym i placówkami badawczymi. Ta wspólnie podjęta praca ma przyczynić się do polepszenia jakości życia przeciętnego Kenijczyka. Uczestniczenie w działa-

26

Dzieci, od najmłodszych lat, przyzwyczajane są do opieki nad młodszym rodzeństwem


współczesne problemy świata

Gwałt nie jest cudzołóstwem

Chartum, 26 października 2010 roku (IPS/TerraViva) – kobiety w sudańskiej prowincji Darfur są bezkarnie gwałcone od wybuchu konfliktu w roku 2003. W drugiej połowie 2009 roku powołano krajową organizację Przymierze 149 (Alliance 149), która rozpoczęła kampanię na rzecz reformy przepisów prawa związanych z gwałtem. Kampania na rzecz reformy nabiera impetu.

N

a mocy artykułu 149 – Kodeksu Karnego obowiązującego w Sudanie od 1991 roku – przestępstwo polegające na gwałcie definiowane jest jako „zina”, czyli stosunek płciowy, który odbył się bez przyzwolenia którejś ze stron pomiędzy mężczyzną a kobietą, którzy nie są w związku z małżeńskim. Przepisy stanowią, że kobieta musi powołać na świadków czterech mężczyzn, którzy potwierdzą jej zeznania, że stosunek odbył się „bez jej przyzwolenia”. Jeśli kobieta oskarży mężczyznę o gwałt i nie zgromadzi wymaganej liczby świadków, zostanie oskarżona o cudzołóstwo i jeśli jest panną, zostanie jej wymierzona kara 100 batów. Jeśli kobieta jest zamężna czeka ją kara śmierci przez ukamienowanie. Zreformowane przepisy prawa będą zwycięstwem Sudanek, gdyż cudzołóstwo nie będzie definiowane tożsamo z gwałtem, a osoba dopuszczająca się tego czynu zostanie skazana na wieloletni wyrok – powiedział Amro Kamal, prawnik Pro Publico Bono Sudańskiej Organizacji Monitorującej Przestrzegania Praw Człowieka i członek rady Przymierza 149. Sudański Kodeks Karny przypuszczalnie opiera się na prawie Szariat, jednakże fakt, że artykuł 149 nie rozróżnia „ziny” od gwałtu, jest problematyczny i nie wywodzi się z Islamu – dodał. Zachodnia część Darfuru zasługuje na inne podejście. Konflikt pomiędzy niearabskimi rebeliantami, armią sudańska, a zbrojnymi milicjami muzułmańskimi Dżandżawidzi, pochłonął 300 tysięcy istnień ludzkich wśród ludności cywilnej i spowodował przesiedlenie ponad 2 milionów osób. Przymierze sugeruje przyjęcie międzynarodowych przepisów humanitarnych tak, aby pełniej zaspokajać potrzeby ofiar przemocy sek-

sualnej w Darfurze. Mieszkanki Darfuru codziennie muszą żyć zagrożone gwałtem i przesiedleniem. Wiele spośród nich porzuciło swoje domy i mieszka w rządowych obozach – niektóre z nich mieszkają tam od lat. Życie zgwałconej kobiety w naszym społeczeństwie nie jest łatwe, zwłaszcza wtedy, gdy w wyniku gwałtu na świat przychodzi dziecko. Społeczność nie zaakceptuje takiego dziecka – mówi Mahbouba Abdur Rahman Ali, z organizacji walczącej o prawa kobiet. Według Przymierza, wielostronny układ pokojowy podpisany w 2005 roku, który zakończył trwający 21 lat konflikt pomiędzy muzułmanami pochodzenia arabskiego z północy, a chrześcijanami z czarnego południa, wymaga reformy prawnej tak, żeby zgodny był z międzynarodową konwencją o prawach człowieka. Sudan nie podpisał Konwencji o Zwalczaniu Wszelkich Form Dyskryminacji Kobiet (CEDAW) – jak dowiedziała się TerraViva ze źródła w Departamencie ds. Rodziny i Dzieci (Family and Child Unit). To utrudnia reformę istniejących przepisów w odniesieniu do kobiet, bo nie ma żadnego podmiotu odpowiedzialnego za sprawy kobiet. Przymierze 149 powoli jednak zdobywa posłuch wśród coraz większej liczby ustawodawców. Kampanią zainicjowaną w styczniu jak dotąd zainteresowali się urzędnicy z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, policja, parlamentarzyści i politycy. To wspaniałe uczucie obserwować grupy kobiet, przedstawicieli rządu i ustawodawców współpracujących w tak szczytnym celu – powiedziała Fahima Hashim, członek rady Przymierza i dyrektorka Centrum Wspierania Kobiet Salmmah. Reem Abbas tłum. Arkadiusz Kaczorowski (Lingua Franca)

27


miejsca warte odwiedzenia

Rzym – miasto

Jak wiele w kocim spojrzeniu kryje się lęku przed bezdomnością uczuć, która mieszka przecież w każdym z nas

Kto choć raz był w „wiecznym mieście”, ten z pewnością widział niejednego kota przemierzającego plac Campo de’ Fiori lub wylegującego się niczym arystokrata na rozgrzanych kamieniach dawnych rzymskich forów, w miejscach z reguły dostępnych tylko kotom. Można więc pokusić się o stwierdzenie, że to właśnie one rządzą dziś tam, gdzie niegdyś panowali cezarowie.

L

argo di Torre Argentina – to plac, na którym mieszczą się ruiny 4 rzymskich świątyń i Teatru Pompejusza. To tutaj podczas marcowych id w 44 roku p.n.e. Juliusz Cezar zginął z rąk Brutusa. To także miejsce, w którym od 1929 roku, czyli od momentu, w którym ruiny zostały odkopane przez archeologów, mieści się jedna z obecnie największych kocich kolonii w Rzymie. Teren Largo di Torre Argentina znajduje się w dole, poniżej poziomu dzisiejszego miasta. Od 1929 roku bezpańskie koty znajdowały tu schronienie, dokarmiane przez tak zwane „kociary” (po włosku: gattara). To właśnie one – Silvia Viviani i Lia Dequel, w 1994 roku postanowiły zaopiekować się kocią kolonią (liczącą w tym czasie już 90 kotów i zwiększającą się stale z uwagi

28

na koty i kocięta podrzucane przez ludzi, którzy chcieli się ich pozbyć). Dzięki staraniom wspomnianych kobiet oraz wolontariuszy, pieniądzom ofiarowanym głównie przez odwiedzających miejsce turystów, jak również wsparciu angielskiej fundacji ochrony zwierząt – A.I.S.P.A. (Anglo-Italian Society for the Protection of Animals), w obrębie ruin Largo di Torre Argentina powstało Kocie Sanktuarium. Zorganizowane w nim zaplecze weterynaryjne, pozwoliło na przeprowadzanie sterylizacji i kastracji, a także na profesjonalną opiekę zdrowotną nad zwierzętami. Podczas wizyty w Rzymie warto odwiedzić Largo di Torre Argentina i poznać jego rozkosznych mieszkańców. Większość z nich jest bardzo towarzyska i pozwala się pogłaskać. Moż-


kotów Kot, którego postura przypomina zabytkową ytkową rzeźbę, to nieodzowny element krajobrazu brazu placu Campo de’ Fiori

Koty z Largo di Torre Argentina z autorką artykułu na też spróbować zabawić się w liczenie kotów, choć może okazać się to trudnym zadaniem, gdyż jest ich tam obecnie około 250. Codziennie od godziny 12 do 18 można też odwiedzić tamtejszy sklepik i wspomóc Kocie Sanktuarium, kupując kalendarz, kubek, torbę, koszulkę lub inną pamiątkę – każdą opatrzoną kocim logiem. Kocie Sanktuarium żyje dzięki darowiznom oraz prowadzonym „adopcjom na odległość”. Można też dokonać prawdziwej adopcji (więcej informacji można znaleźć na stronie internetowej: www.romancats.com) Jak to się stało, że w Rzymie jest tyle kotów? Otóż, zaczęły one towarzyszyć człowiekowi już około 3500 roku p.n.e., kiedy to zostały udomowione przez Egipcjan. Od tego momentu były bardzo szanowane, ponieważ polowały na szkodniki, takie jak myszy, szczury i węże. Około 1500 roku p.n.e. były uważane przez Egipcjan za święte, a zabicie kota kończyło się dla jego oprawcy wyrokiem śmierci. Gdy umierał kot, Egipcjanie golili sobie brwi na znak żałoby, a ciało zmarłego zwierzęcia często mumifikowano. Dodajmy też, że w mitologii egipskiej bogini miłości i płodności – Bastet przedstawiana była jako kobieta z głową kota.

Około 1000 roku p.n.e. koty przybyły ły do Europy, prawdopodobnie za sprawą greckich ckich i fenickich handlarzy. W starożytnym Rzymie, mie, podobnie jak w Egipcie, szybko zyskały duży szacunek, ponieważ zabijały szkodniki. Jednak ednak w przypadku wiecznego miasta, nie otaczano czano ich szczególną czcią, co udowadnia większość szość starorzymskich wizerunków kotów, które są przedstawione jako zwierzęta pracujące. Stały tały się tam jednak symbolem wolności. Seneka eka i Pliniusz pisali o kociej dumie i niezależności, ości, a rzymskiej bogini wolności Libertas towarzyszył warzyszył przycupnięty u jej stóp kot, bo właśnie e tak jest przedstawiana jej rzeźba. Koty pracowały wały również w armii starożytnego Rzymu, gdzie ie strzegły zapasów jedzenia przed gryzoniami w czasie wypraw wojennych. Prawdopodobnie w ten sposób egipski kot przywędrował do puszcz słowiańskich, gdzie „skrzyżował się” z dzikim kotem leśnym, dając początek naszym m domowym kotom. W średniowieczu koty zaczęły częły płonąć na stosach razem z czarownicami, mi, aż do czasu, gdy w Europie pojawiła się dżuma. uma. Według historycznych źródeł to właśnie koty uchroniły Rzym od rozprzestrzeniania się epidemii roznoszonej przez szczury. Nie ma już chyba wątpliwości dlaczego Rzymianie ie tak bardzo kochają koty, które tak dobrze czują ują się w Rzymie. Kto wie, może to miasto nie byłoby yłoby „wieczne”, gdyby nie koty? Dagna Chwarścianek warścianek

29


wspomnienia naszych przodków

Korzenie pamięci Fragmenty pamiętnika Ewarysta Skowrońskiego (zapiski prowadzone od sierpnia 1944 r. do marca 1945 r.) Ostatnia wigilia Wspólnie z rodzicami obchodziliśmy wigilię Bożego Narodzenia i święta przy prawdziwej choince. Oprócz mojej rodziny – żony i trojga dzieci – była mama, ojczym, siostra Wanda i brat Zygmunt. To właśnie jemu, tak jak i mnie, przy palącej sie choince, łzy zalały oczy. Mama też płakała. Czuliśmy, że jest to nasza ostatnia wigilia w ojczyźnie. Później „pójdziemy” w nieznane. Spodziewaliśmy się wszystkiego, co najgorsze. Musieliśmy zabrać ze sobą na urlop „taste” (klawisz), aby ćwiczyć w nadawaniu „morsem”. Ćwiczyłem, ale bardzo mało. Odwiedziłem teściów w Miechucinie, a oni w święta – nas. Zygmunt już odjechał, chyba 28 grudnia 1944 roku, zaś ja – 3 stycznia 1945 roku, z Garcza, rano o godzinie 4 z minutami. Na dworzec zawiózł mnie ojczym. Czekaliśmy na pociąg pospieszny do Szczecina, który miał jechać przez Berlin i Lipsk. W poczekalni siedziała Zofia Zapłata z Załamkowa. Rozpoznała we mnie znajomego z dawnych lat i „roztrąbiła tą” wiadomość po całym Załakowie. A dla mnie nie było to wcale tak ważne, bo najbardziej przejmowałem się podróżą do Szczecina, który – jak się miało później okazać, zaraz za dworcem był strasznie zniszczony ostatnimi nalotami – zabytkowy kościół i zamek były w gruzach. Szczecin – święta, koszary i kino Dojechaliśmy około godziny 14. Część „wiary” już czekała. Do godziny 21 przyjechała reszta moich kompanów. Poszliśmy z jednym z naszych podoficerów do kawiarni. Serwowali tam piwo. Herbata i kawa pozostały marzeniem niespełnionym już od kilku lat. Była też choinka. Podoficer zaintonował kolędy i znane wojskowe piosenki. Śpiewaliśmy, choć nie do końca nam to wychodziło. Stał się więc dla nas opryskliwy i wyzywał nas. Ale jego humory właściwie nas nie interesowały. Byliśmy jeszcze myślami w domu, na urlopie i w niepewnej przyszłości. Następnego dnia udaliśmy się po dwóch, czasem po trzech, do innej restauracji i ,,chlaliśmy” to wstrętne piwsko. Później poszliśmy na film. W połowie projekcji zapalili światła, i ktoś przez mikrofon odczytał „litanię nazwisk” żoł-

30

nierzy, którzy natychmiast mają wracać do koszar. Tym razem mnie i moich najbliższych kolegów ominęła ta „przyjemność”. Z naszej kompanii, na cały batalion, zabrano 21 osób, bo właśnie tyle liczy Schtaffel (jeden oddział łączności). Co się działo z wyczytanymi żołnierzami? Widzieliśmy jak z opuszczonymi głowami, w dwójkach, odbierali bieliznę, skarpetki itd. I tak chodzili od magazynu do magazynu. Potem przechodzili badania lekarskie. W następnym dniu, odjeżdżali na punkt zbrojny. Mimo wspomnianego zdarzenia, postanowiliśmy znów iść do kina, ale innego. I tak przez kilka dni, historia się powtarzała. Dopiero trzeciego dnia, podczas projekcji filmowej, wywołano nazwisko moje i moich najbliższych kolegów. A więc – stało się. Opuściliśmy kinową salę i poszliśmy w kierunku koszar. Na chodnikach spotkaliśmy innych żołnierzy – wszyscy dzielili nasz los. Zwoływali nas w dwuszeregu. Lekarz dawał zastrzyki. Szliśmy do poszczególnych magazynów; zdawaliśmy w nich robocze mundury oraz bieliznę osobistą i pościelową, a także karabiny, służące do ćwiczeń. Mogliśmy zatrzymać sobie jedynie pasy, ładownice, bagnety, łopatki, manierki i chlebaki. Dostaliśmy nowe płaszcze, mundury i trzewiki. Później również: plecaki, hełm, naczynie do tłuszczu, zehlt – bahn (namiot-płaszcz nieprzemakalny), pasy barkowe do podtrzymywania pasa biodrowego, menażkę, ręcznik, przybory do jedzenia, 2 chusteczki do nosa, szelki, tabliczkę rozpoznawczą z numerem na szyję, woreczek plastykowy do ciastek, 2 koce, czapkę, 2 pary kalesonów długich-trykotowych, 2 koszule, trykotowe spodnie, sweter z długimi rękawami, 2 wełniane ochraniacze na głowę, twarz i uszy, ciepłe rękawice, leibbinde (podwójnie złożony, szeroki pas z barchanu na broń), 2 pary skarpet, 2 pary onucy, woreczek na piersi z bandażami i lekarstwami, mydło i hoffgamaschen (getry). Pod koniec otrzymaliśmy prowiant. W sklepie dokupiłem sobie trochę suchej kiełbasy za „Reisenmarken”, czyli karty podróżne, które miałem jeszcze z cywila. Objuczony jak wielbłąd, udałem się na stację kolejową. Było nas 17 żołnierzy z mojego plutonu, dokooptowano do nas 4 pod-


oficerów, w tym 3 kaprali i jednego sierżanta, jako naszego dowódcę. Cała czwórka była nam obca. „Nasi” otrzymali przydział do innych batalionów tego samego pułku. Chodziło o to, aby na froncie, któryś z żołnierzy nie zemścił się na swoim przełożonym – prześladowcy. Podobnie czyniono z dowódcami kompanii. Na celowniku odwagi Rosjanie ukrywali się za nasypem toru kolejowego w odległości około 200 metrów za osiedlem, na odcinku toru o długości około 400 metrów. Na całej długości toru widzieliśmy głowę przy głowie – widok ten przypominał jaskółki, które przed odlotem siadają i odpoczywają na drutach telefonicznych. Każdy opierał karabin

się do tyłu, zamknął piwnicę i swoim przeszło 100 kilogramowym korpusem, oparł się o drzwi. Może i tam jacyś Ruscy siedzieli, bo wszyscy nigdy nie zdążyliby uciec. Byłem całkowicie pewny, że zmuszą nas do opuszczenia osiedla. Ruszyli do kontrnatarcia. Dziwiło mnie, że nie otrzymujemy nowych rozkazów od porucznika. Batalion nie mógł się „odzywać” pierwszy. Patrzałem przez wybite okno i widziałem wycofującą się z osiedla naszą piechotę. Czekałem na rozkaz odwrotu. Nie mogłem opanować w sobie pragnienia realizacji myśli, że jeśli takiego rozkazu nie dostanę, to na własną ,,kapę” pójdę za nimi. W końcu wyskoczyliśmy z piwnicy. Jakiś oficer, wycofujący się jako ostatni, obejrzał się i kiwnął na nas. Chcieliśmy przedostać się

To nie były łatwe czasy, ale trzeba było znieść ich ciężar. Nie było zresztą innego wyjścia, bo co można było zrobić, jeśli nie bratać się z kompanami niedoli, czy innymi żołnierzami, z których niektórzy stawali się nawet przyjaciółmi. Jednak takim przyjaźniom nie można było przecież do końca ufać, bo toczyła się wojna i każdy walczył o to, żeby przetrwać. lub pepeszę na szynie i ciągłym ogniem do nas „pruł”. Broń naszej piechoty też nie milczała. Swoją drogą, zawsze zastanawiało mnie, dlaczego każdy z tych Rusków, będąc tak ukryty, pokazywał po prostu, że jest tchórzem. Przecież ich była taka masa, że „gołymi rękoma”, mogliby nas udusić. My górowaliśmy nad nimi jedynie zdecydowaniem ataku, bo odwagą i uzbrojeniem już nie; no, może jeszcze determinacją i przede wszystkim wysokim poziomem wyszkolenia oficerów. Dużo z naszej strony było używanego podstępu, forteli. A mogliśmy sobie na to pozwolić, bo przecież działaliśmy wtedy „na własnym podwórku”. Byliśmy ciepło ubrani, oni – półnadzy, prawie bez obuwia. Nagle jeden z Rusków skierował w nas gęsty ogień moździerzowy – salwa po salwie. Dobrze się orientował; wiedział, że „swoich” ogień ten nie dotknie. Dachówki sypały się na uliczki. Dowódca dał nam rozkaz zejścia do piwnicy, ponieważ łączność musiała być chroniona, bo przecież, co bez niej warta jest kompania czy batalion? Porucznik oddalił się w kierunku karabinu maszynowego. Keslinka nie chciała ze mną pójść do piwnicy. Bała się, że mogą tam być Ruscy. Wziąłem granat z kieszeni i otwarłem piwnicę. Było w niej dość jasno. Miałem własny plan, którego nawet w tym pamiętniku nie zdradzę. Anton „ryknął” na mnie, odwrócił

do sadu, ale pomiędzy nim a domem był wysoki płot. Całym ciężarem ciała położyliśmy się więc na płot. Gdy już dzięki temu pękła jego konstrukcja, gramoliliśmy się, zahaczając o zadziory siatki. W końcu się uwolniliśmy. Trudno odgadnąć lepsze jutro… Po naszym wozie z plecakami ślad zaginął, a tam była cała zmiana bielizny osobistej. Umyliśmy się w kuchni. Wrócili czterej koledzy z bocznych kompanii naszego batalionu. Oni w ogóle nie atakowali. Dlaczego? Nie wiedzieli. Dlatego myśmy stali się ofiarą, bo mieliśmy Rusków na flankach. Wróciliśmy do salonów z grubymi dywanami, nalaliśmy sobie zimnej kawy i zjedliśmy kwaśny chlebek z masłem i wędzonym boczkiem. Dowiedzieliśmy się jaki popłoch w batalionie, wywołało nasze wycofanie się. Wyciągnięty na kobiercu, z rozpaczą rozważałem przyszłość, następne dni… Położyłem się spać. Wstałem po trzech godzinach. Poszedłem wydoić krowę, przyniosłem mleka. Artyleria dość silnym ogniem ostrzeliwała wieś. Moje „ciuchy” w kuchni były już suche. Ktoś zwędził mi moje suche onuce, a powiesił swoje – wyprane, ale jeszcze mokre. Jeszcze przed nastaniem północy, dowódca wyznaczył mnie i jeszcze jednego z moich kolegów z Zwickau, do szturmu, który miał nadejść nazajutrz. Q

31


rocznicowe inicjatywy

Karawana W poniedziałek 4 października br., pożegnaliśmy w siedzibie Fundacji „Barka” na Zawadach w Poznaniu, siedmiu uczestników rajdu rowerowego „Karawana Bruksela 17.10”. Rajd zorganizowało Stowarzyszenie Pomocy Wzajemnej „Barka” w Strzelcach Opolskich oraz Międzynarodowy Ruch ATD Czwarty Świat-Polska, dla uczczenia obchodów Europejskiego Roku Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym.

P

od kierownictwem Antoniego Terchy z „Barki” ze Strzelec Opolskich, bezdomni i młodzież uczestnicząca w programie „Pokolenie 2010”, pokonali na rowerach trasę Poznań-Bruksela, aby w dniu 17 października br., w trakcie obchodów Dnia Walki z Ubóstwem, przekazać kierownictwu Unii Europejskiej, przesłanie ludzi bezdomnych i wykluczonych społecznie. W czasie przejazdu przez europejskie miejscowości, podczas spotkań z ludźmi, rowerzyści starali się zwrócić uwagę na problemy osób ubogich i wykluczonych społecznie. Fragmenty raportu z wyjazdu, autorstwa Antoniego Terchy Międzynarodowy Dzień Walki z Ubóstwem to święto ludzi bezdomnych i wykluczonych (…).

Ostatnia analiza planowanej trasy przejazdu

32

Od kilku lat marzyłem o uczczeniu go inaczej niż zwykle, o zwróceniu uwagi społeczeństwu, że ludzie wykluczeni nie są marginesem, ale częścią społeczeństwa, normalnymi ludźmi zdolnymi do wielkich dokonań. Taka okazja nadarzyła się w 2010 roku, ogłoszonym Europejskim Rokiem Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym. Dodatkowym bodźcem było święto młodych z ATD, młodzieży z „Pokolenia 2010”. Wiedziałem, że taka okazja drugi raz się nie zdarzy – podjąłem ryzyko. Początkowo ekipa miała liczyć dziewięć osób, w ostateczności było nas siedmioro: dwaj przedstawiciele „Monaru” – Kamil z Wyszkowa i Krzysiu ze Zbicka koło Opola; Andrzej, Łukasz, Jacek i Antoni – reprezentanci Stowarzyszenia Pomocy Wzajemnej „Barka” w Strzelcach Opolskich, a także jedyna kobieta w tym towarzystwie – Magda, studentka z Warszawy, reprezentantka „Pokolenia 2010”. Z „Barki” w Strzelcach wyruszyliśmy w niedzielę 3 października. Dojechaliśmy do Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka” w Poznaniu, gdzie w poniedziałek 4 października, spotkaliśmy się z uczestnikami Centrum Integracji Społecznej. Nastąpiło oficjalne pożegnanie naszej ekipy. Na granicy przekraczania obszarów kolejnych województw, spotkała nas niespodzianka. Droga zrobiła się wąska, bez pasów, nie zabrakło pędzących TIRów. Odczuł to szczególnie Kamil, który pod wpływem silnego podmuchu wiatru ze strony rozpędzonego TIRa, wylądował w rowie. 6 października opuściliśmy Polskę. Pierwszą noc spędziliśmy w ośrodku ATD. Zwiedziliśmy Berlin, po czym zaczęliśmy „jazdę” ze spędzaniem kolejnych nocy w busie i w namiocie. Dobrze, że dopisała pogoda, chociaż noce były bardzo zimne (…). Po tygodniu jazdy dojechaliśmy do granicy Luksemburgu. Zaskakujący krajobraz: górzy-


do Brukseli Uczestnicy rajdu w siedzibie „Barki” na poznańskich Zawadach sty, pagórkowaty z mnóstwem bydła na trawiastych stokach. Udaliśmy się do Centrum ATD w Luksemburgu, w którym spędziliśmy dwa dni. Był z nami Jerom, filmowiec z Francji. Nazajutrz wyruszyliśmy rowerami na objazd Luksemburga. Wybrałem złą trasę. Ciekawostką okazały się napotkane znaki drogowe, zakazujące wjazdu rowerem, na których widniał dopisek: „Jeśli się decydujesz, wjeżdżasz na własne ryzyko” (…). Rano pożegnaliśmy Luksemburg i udaliśmy się do Belgii (…). Spotkała nas potworna mgła, która opóźniła nasz wyjazd na trasę. Jechaliśmy do Bostogne, a stamtąd trasą słynnego klasyka: Legie – Bostone – Legie. Jednak nie pokonaliśmy jej całej. 15 października zakończyliśmy naszą eskapadę (…). Wzajemne gratulacje, uściski. Udało się! Pokonaliśmy 2150 km, z czego 1200 km na rowerze. Dwa tygodnie byliśmy razem w dzień i w nocy, jedliśmy dziesiątki kilogramów makaro-

nu i kaszy (…). Dziękuję wam: Magdo, Jacku. Krzysiu, Andrzeju, Łukaszu i Kamilu! Dokonaliśmy rzeczy wielkiej, udowadniając, że nie ma problemu w pokonywaniu trudności, jeśli chcą tego wszyscy! (…). Pod Parlamentem Europejskim zebrał się różnojęzyczny tłum, scena była pełna zespołów, orkiestr i muzyki! Podszedł do mnie kierownik polskiej ekipy ATD z informacją, że dostaliśmy zgodę na wystąpienie. Uzgodniłem z tłumaczką jego tekst, a następnie udaliśmy się pod trybunę. Byli ze mną pozostali członkowie ekipy, za wyjątkiem Łukasza i Krzysia. Spełniłem swoje marzenia, aby w stolicy Europy, w obecności przedstawicieli Parlamentu Europejskiego i młodzieży z całej Europy, przekazać przesłanie dotyczące szacunku do ludzi wykluczonych, bezdomnych i uzależnionych – szacunku do społecznej nauki kościoła i gospodarki solidarnej. oprac. Magdalena Chwarścianek

33


ekonomia społeczna

Belgrad – za Władze miasta Belgrad podejmują coraz bardziej radykalne kroki, które mają pomóc w procesie „czyszczenia miasta”. We wtorek, 19 października, wczesnym rankiem została przeprowadzona likwidacja największej romskiej osady w Belgradzie.

R

omowie stworzyli małe miasteczko pod mostem „Gazela”, który jest jednym z najbardziej ruchliwych w mieście – codziennie przejeżdża przez niego około 165 tysięcy samochodów. Rozciąga się nad rzeką Sawą, był zbudowany w roku 1970 jako część drogi „bractwa i jedności”, która miała być trasą łączącą byłe republiki jugosłowiańskie: Macedonię, Serbię, Chorwację i Słowenię. W ciągu kilku godzin zostały zniszczone wszystkie kartonowe „domy” wybudowane przez Romów. Interwencję tę poprzedziła długa obserwacja dzikiego osiedla. Władze miasta podpierają się prawem, które mówi, że niezarejestrowani mieszkańcy nie mają prawa przebywać na terenie miasta. Burmistrz miasta Dragan Dilas (Dragan Dźilas), na konferencji prasowej wyraził wielkie zdumienie z powodu faktu, że przesiedlenia Romów wywołują burzliwe dyskusje i interwencje międzynarodowych organizacji pozarządowych. Jego zdaniem, we wszystkich miastach istnieje problem z nielegalnymi mieszkańcami i jedynym rozwiązaniem jest przesiedlenie ich na peryferia. Zaznaczył, że żadne rozwijające się miasto w Europie nie może sobie pozwolić na istnienie w centrum miasta tego typu osad. Romowie, zarejestrowani jako mieszkańcy Belgradu (116 rodzin), dostaną w zamian kontenery socjalne, które zastały umieszczone na głębokich peryferiach miasta. Pozostałe rodziny, których jest około 70-ciu, zostały zmuszone do tego, aby wrócić skąd przybyły (większość z wiosek na południu Serbii). Na terenie dzikiego osiedla, jedynie 11-tu z zamieszkałych tam mężczyzn, posiada stałe zatrudnienie jako sprzątacze. Około 200 mieszkańców handluje warzywami i owocami na pobliskich targach. Pod „Gazelą” znajdowały się 294 obiekty mieszkalne; 198 z nich miało podłączony prąd, a 104 stały dostęp do wody. Na osiedlu funkcjonowała jedna kawiarnia, cztery sklepy, za-

34

kład fryzjerski i krawiecki oraz warsztat samochodowy. Część mieszkańców z zadowoleniem opuszczała dotychczasowe miejsce pobytu; druga część czyniła to niechętnie ze względu na to, że nie wiedzieli, co ich czeka, a miasto nie proponuje im do dziś żadnej konkretnej pomocy. Z kartonowych baraków przesiedlono około 900 osób. Pomimo tego, że mieszkali w trudnych warunkach – część bez dostępu do wody, prądu i kanalizacji, w większości nie są zadowoleni, że przymuszono ich do opuszczenia centrum miasta. Pieniądze na przeżycie zapewniało im zbieranie makulatury oraz złomu, za które otrzymywali nie więcej niż pięć dinarów za kilogram (około 20 groszy). Jedynie w centrum miasta mogli zarabiać na chleb. Tam, gdzie będą mieszkać teraz, nie mają żadnej możliwości znalezienia pracy, na zarobek ze sprzedaży złomu także nie mogą liczyć. Safet Gaši (20 lat) zdołał pomieścić cały swój dobytek (stół, krzesła, ubrania) w samochodzie dostawczym. Cieszy się z przeprowadzki i mówi, że dla niego i jego rodziny wszędzie będzie lepiej niż tu – w „kartonowym miasteczku”. Do niedawna pracował jako stróż na parkingu i z dramatycznie niskiej wypłaty musiał utrzymywać rodzinę, która liczy 12 osób. Teraz jest bezrobotny i martwi się, jak zapewnić jej dalszy, choćby zaspokajający podstawowe potrzeby, byt. Kadrija Kašun (31 lat) wygląda na bardzo niezadowolonego – mówi, że teraz będzie musiał przeprowadzić się wraz ze swoją 6-cio osobową rodziną do Rakowic. Obiecano mu dwa kontenery, tymczasem okazało się, że otrzymają jeden i to bardzo mały. Tam nie będziemy mieli z czego żyć, tu zbieraliśmy kartony, makulaturę i złom... Po prostu nas wyrzucają i nie zamierzają dać nam pracy. Do przeprowadzki mieszkańców i ich dobytku, z „niehigienicznego miasteczka” wyna-


mień karton na kontener jęte zostały autobusy komunikacji miejskiej oraz jeden dźwig. Rodziny zostaną zakwaterowane w 13 lokalizacjach, w różnych dzielnicach Belgradu, oddalonych od centrum miasta i jego nowej części (Novi Beograd). Kontenery przeznaczone dla 5-cio osobowych rodzin mają powierzchnię 16 metrów kwadratowych, dla większych rodzin przewidziane są podwójne kontenery (już dziś wiadomo jednak, że żadna z rodzin nie otrzymała podwójnego lokalu). Wszystkie kontenery mają kanalizację, podłączoną wodę i prąd. Mieszkańcy nowych osiedli kontenerowych narzekają na ciasnotę, dającą się we znaki ogromną wilgoć wewnątrz kontenerów, a przede wszystkim na brak perspektyw na przyszłość.

Koszt jednego, mobilnego, umeblowanego anego kontenera wynosi około 6 tysięcy euro. o. Jak donosi serbska prasa – przesiedlenie edlenie Romów spod „Gazeli”, umożliwi rozpoczęcie oczęcie prac renowacyjnych najbardziej ruchliwego hliwego belgradzkiego mostu, z czego cieszą się mieszkańcy stolicy Serbii. Dzieci, które re do tej pory nie miały szansy na jakąkolwiek k edukację, zaczną chodzić do szkoły. Władze e miasta obiecują im darmowe podręczniki i transport ransport do placówek edukacyjnych. Na dniach ch ma też rozpocząć się akcja zapobiegania wybuchu ybuchu epidemii na terenie osiedli kontenerowych. owych. Wszyscy mieszkańcy zostaną zaszczepieni epieni przeciwko grypie.

Maria Łankiewicz

35


ekonomia społeczna

System funduszy poży i poręczeniowych w Po Początek lat 90-tych wiąże się z wejściem Polski na stabilną ścieżkę rozwoju gospodarczego. Głównym motorem napędowym w gospodarce stał się wówczas sektor prywatny. Nowe dynamicznie rozwijające się firmy tego sektora, zaczęły tworzyć przyszły potencjał ekonomiczny oraz podstawy do prowadzenia konkurencyjnej gospodarki opartej na zasadach kształtujących relacje popytu i podaży.

D

ziałania interwencyjne państwa, miały się ograniczyć do wspierania przedsiębiorczości poprzez uruchamianie skutecznych instrumentów mających zdolność wpływania na rozwój rynku. Wśród kilku narzędzi, które zastosowano w latach 90-tych, były fundusze pożyczkowe i poręczeniowe. Pierwsze z nich oferowały kapitał zwrotny, a drugie – zabezpieczenia (poręczenia) pożyczek w funduszach pożyczkowych lub kredyty w bankach.

Fundusze pożyczkowe Fundusz pożyczkowy – alternatywa wobec tradycyjnych źródeł finansowania sektora małych i średnich przedsiębiorstw (MSP) i jeden z ważniejszych elementów systemu wsparcia finansowego firm w Polsce. Wspomniani przedsiębiorcy potrzebują kapitału w postaci pożyczki czy kredytu dla rozpoczęcia, prowadzenia i rozwoju swojej działalności. Tego wsparcia, często nie mogą uzyskać w systemie bankowym. Fundusze pożyczkowe, prowadzone są przez instytucje pozarządowe o charakterze non-profit, dla wielu przedsiębiorców rozpoczynających działalność, są jedynym na rynku finansowym partnerem umożliwiającym zdobycie kapitału. Stosując indywidualne podejście do klienta, oferują pomoc w dopracowaniu pomysłu, wypełnieniu wniosku oraz wsparcie merytoryczne. Fundusze pożyczkowe, udzielając wsparcia finansowego w postaci pożyczek, przygotowują mikro i małych przedsiębiorców do efektywnego finansowania w przyszłości ze strony systemu bankowego. Są nazywane „przedszkolem finansowym” – uczą bowiem zarządzania firmą i finansując początkową fazę tworzenia firmy, „wychowują” przyszłego klienta bankowego. Budowa systemu pożyczkowego w Polsce

36

rozpoczęła się w 1992 roku, chociaż jeden z funduszy pożyczkowych deklaruje swoje początki już na 1979 rok. Na koniec grudnia 2008 roku, w Polsce funkcjonowało 64 instytucji prowadzących 70 funduszy pożyczkowych. Szczególnie aktywny był 1996 rok, kiedy rozpoczęły działalność 22 fundusze pożyczkowe – efekt realizacji programu „TOR #10”. Na koniec grudnia 2008 roku, według raportu Polskiego Stowarzyszenia Funduszy Pożyczkowych, fundusze pożyczkowe w Polsce dysponowały kapitałem o wartości 961 milionów złotych. Co więcej, udzieliły od początku działalności 171.278 sztuk pożyczek na kwotę 2,8 miliardów złotych. Pożyczki o wartości do 10 tysięcy złotych, stanowiły 66,8 % udzielonych pożyczek, a najczęściej finansowanymi sektorami był handel (46,9%) i usługi (41,1%). W 96,3% klientami funduszy pożyczkowych byli najmniejsi przedsiębiorcy zatrudniający do 9 osób. Kwestie programowe i prawne Największy udział w finansowaniu kapitału pożyczkowego miał Sektorowy Program Operacyjny Wzrost Konkurencyjności Przedsiębiorstw (SPO WKP). Środki w wysokości 341,3 milionów złotych, otrzymane przez instytucje prowadzące fundusze w latach 2005-2008, wpłynęły na znaczny rozwój systemu. Udział tych środków w kapitale funduszy wyniósł 36,1%. Jednak rodzimy kapitał, pochodzący z budżetu państwa (14,1%) i z samorządu (6,2%), stanowi niewielką część kapitału. W chwili obecnej nie ma programów, które finansowałyby tworzenie funduszy pożyczkowych. Z kolei każdy dostępny, kolejny program dokapitalizuje istniejące fundusze pożyczkowe. Samorządy, którym powinno najbardziej zależeć na tworzeniu skutecznych narzę-


czkowych lsce dzi wspierania przedsiębiorczości, rzadko przeznaczają środki na inicjowanie tworzenia funduszy. Jeżeli taka inicjatywa pojawia się, to jedynie na poziomie samorządu wojewódzkiego. Działające fundusze pożyczkowe nie mogą niestety obsługiwać nowej grupy klientów jakimi są przedsiębiorstwa społeczne, wszystkie zapisy decydujące o grupie klientów funduszy pożyczkowych, do tej pory pomijały przedsiębiorstwa społeczne. W 2010 roku zmiany w „Ustawie o działalności pożytku publicznego i wolontariacie”, umożliwiły samorządom gminnym udzielanie pożyczek dla organizacji pozarządowych, co stworzyło możliwości tworzenia funduszy pożyczkowych nie dla MSP, ale dla działań społecznych. Obecnie w Polsce, istnieją samorząd, które wykorzystując ten przepis, wspierają działalność Lokalnych Grup Działania, udzielając pożyczek na realizację inicjatyw o charakterze społecznym. Fundusze poręczeniowe Drugim spośród instrumentów finansowych narzędziem, które skutecznie wspiera mikro – małych i średnich przedsiębiorców, w dostępie do kapitału na działalność. są fundusze poręczeniowe. Jaka jest ich rola? Fundusz poręczeniowy, używając kapitału, wchodzi w rolę zabezpieczającego zobowiązanie klienta, w postaci pożyczki lub kredytu. Stawia do dyspozycji swój kapitał, lokując go w banku jako zabezpieczenie zobowiązania. Określonej ilości kapitału można użyć 1,5-raza do zabezpieczenia zobowiązania (mnożnik kapitałowy). Pierwszy fundusz poręczeniowy rozpoczął działalność w 1994 roku, założony przez Nidzicką Fundacje Rozwoju NIDA. W kolejnym roku powstało 5 nowych funduszy, a po 2005 roku nie powstał już żaden z nich. Największy rozwój kapitałowy funduszy poręczeniowych, to okres realizacji SPO WKP. Na koniec 2008 roku w Polsce działało 49 funduszy poręczeniowych, dysponujących kapitałem 600 milionów złotych. Najczęściej w 2008 roku fundusze poręczeniowe zabezpieczały kredyty bankowe 96,34 % a tylko w 3,33 % pożyczki z funduszy pożyczkowych. Co ciekawe, jest to reguła charakterystyczna dla

każdego roku działalności. Banki są głównym partnerem funduszy poręczeniowych. Widać więc, że oba typy funduszy trafiają do innego segmentu przedsiębiorców; pożyczki o wartości nieprzekraczającej 10 tysięcy złotych, trafiają zazwyczaj do przedsiębiorcy początkującego, zaś poręczenia zabezpieczające kredyty bankowe – do przedsiębiorcy ustabilizowanego na rynku. Rodzaje poręczeń W strukturze udzielonych poręczeń dominują kredyty obrotowe (77%), a tylko 13% inwestycyjne. W udzielanych poręczeniach widać dominacje handlu nad innymi sektorami – 36%. Blisko 68% w 2008 roku poręczeń trafiło do mikro przedsiębiorców. Widać więc, że oba instrumenty mają decydujący wpływ na wspieranie rozwoju mikro przedsiębiorstw zatrudniających do 9 osób. W chwili obecnej są realizowane Regionalne Programy Operacyjne dostarczające kolejnych kapitałów do rozwoju systemu pożyczek i poręczeń. Na koniec 2008 roku najmniejszy fundusz poręczeniowy dysponował kapitałem 50 tysięcy złotych (Zabrze), zaś najmniejszy fundusz pożyczkowy – 73 tysiące złotych (Debrzno). Jednak doświadczenia z korzystania z funduszy pożyczkowych i poręczeniowych pokazują, że samofinansowanie, jeżeli chodzi o pokrywanie kosztów obu działalności, zaczyna się przy kapitale od 3 do 5 milionów złotych. Stowarzyszenia wspierające sieć funduszy pożyczkowych i poręczeniowych Działalność obu sieci – zarówno pożyczkowej, jak i poręczeniowej, jest wspomagana poprzez dwa stowarzyszenia branżowe: Polskie Stowarzyszenie Funduszy Pożyczkowych (www. psfp.org.pl) i Krajowe Stowarzyszenie Funduszy Poręczeniowych (www.ksfp.org.pl), które czynnie działają na rzecz rozwoju wspomnianych narzędzi wspierania przedsiębiorczości (źródło: raport Polskiego Stowarzyszenia Funduszy Pożyczkowych z 31.12.2008 roku, a także raport Krajowego Stowarzyszenia Funduszy Poręczeniowych z 31.12.2008 roku). Barbara Bąkowska

Autorka artykułu jest prezesem Stowarzyszenia „Centrum Rozwoju Ekonomicznego Pasłęka”, dyrektorem funduszu pożyczkowego działającego od 1996 roku, a także członkiem zarządu Polskiego Stowarzyszenia Funduszy Pożyczkowych.

Artykuł jest współfinansowany ze środków Funduszu Inwestycji Obywatelskich

37


recenzja

BEZDOMNI

Bezdomni to książka, która jest jak dobra torebka damska – mała, ale bardzo pakowna. Choć bardzo porusza, nie jest ckliwa czy łzawa; choć pyta o rzeczy chyba najważniejsze – bo o człowieczeństwo – unika patosu.

N

a kartach książki, w formie wywiadurzeki, opowiedziana jest historia bezdomnego pana Szczepana, bezskutecznie próbującego uzyskać świadczenia emerytalne. Książkowy Wojtek (autor?), pomimo początkowych oporów, zostaje zaangażowany do pomocy – mediacji z urzędami. W ten oto sposób poznaje koleje życia bohatera książki. Przede wszystkim jednak poznaje człowieka, to jakim on jest. Wspomniana postać została przedstawiona bardzo plastycznie i „żywo”, a co najważniejsze – zupełnie bez sztampy i schematu – wiarygodnie. Pan Szczepan to wcale nie żaden anioł, ani wyłudzający pieniądze pijak, choć do takich „nieludzkich” wizerunków bezdomnych, media nas przyzwyczaiły. Jest trochę cyniczny, ale w ludziach stara się pamiętać to, co dobre; posługuje się ubogą leksyką, ale potrafi nią oddać swoją wrażliwość na estetykę; bezradny wobec administracji, ale w pełni zaradny w swojej codzienności; interesowny, ale i chętnie pomaga. Pan Szczepan na pewno wzbudza emocje czytelnika – w zasadzie tak, jak każda lepiej poznana osoba. Bezdomnych przeczytać warto także dlatego, aby przekonać się, że „młoda literatura”

(autor ma 24 lata), nie musi być pisana niezrozumiałym językiem i nie musi zawierać w co drugim słowie wulgaryzmu. Może za to być literaturą faktu i może nie nudzić. Anna Angielska

Wojciech S. Wocław-autor książki Bezdomni

Wojciech S. Wocław – prozaik, dziennikarz, konferansjer. Debiutował w 2008 roku książką prozatorską Pamiętnik (…) wsi. Publikował w Dekadzie Literackiej, Frazie, Pograniczach, Red, Tyglu Kultury. Absolwent Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Staszica w Tarnowskich Górach. Kończy studia na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pochodzi ze Śląska, obecnie mieszka i pracuje w Krakowie.

38


Wielkopolskie Targi Przedsiębiorczości Społecznej

Z „Barką” nie wygra nawet Verdi...! - Barbara Sadowska intonuje jedną z pieśni happeningu „Barka dla Opery”

Uczestnicy jednej z kafeterii medialnych Targów

Stół prezydialny - to właśnie przy nim toczyły się najważniejsze dyskusje w ramach Targów

Prof. Stefan Stuligrosz i melodia wspomnień...

Los, który toczy się w rytm piłkarkich pasji... rozgrywki „Piłki nożnej ulicznej”

Happening „Barka dla Opery” - kibicujemy nie tylko wygranym...

Projekt 1.19 „Zintegrowany system wsparcia ekonomii społecznej” jest współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.


WIELKOPOLSKIE TARGI PRZEDSIĘBIORCZOŚCI SPOŁECZNEJ

9 771733 403000

ISSN 1733-4039 12 >

Prezentacja wyrobów wykonywanych w Centrach Integracji Społecznej, spółdzielniach socjalnych i w innych przedsiębiorstwach społecznych


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.