ska Agata Kierzkow PCD
Wspominając czasy studenckie, zorientowałam się, że oprócz osobliwych wykładowców najbardziej z tego okresu życia utkwił mi w pamięci uczelniany bufet i jedzenie, którego mogłam tam kosztować. Studia historyczne nieodzownie kojarzą mi się z domowymi obiadami w stołówce, która mieściła się w budynku Collegium Historicum, obecnie Collegium Martineum. Bufet przez wiele lat prowadziła pani Maria Królska – niezwykła postać w świecie poznańskiej gastronomii. Wydziałowa stołówka składała się z trzech pomieszczeń: części restauracyjnej, bufetu dla studentów i tzw. sali profesorskiej. Dziś powiedzielibyśmy, że to ostanie pomieszczenie było strefą VIP dla ważnych gości oraz świeżo upieczonych doktorów. Tradycją było, że zapraszali oni swoich promotorów na uroczysty obiad, aby uczcić u pani Marii obronę swojej dysertacji. Ja osobiście w bufecie przesiadywałam godzinami, zapełniając „okienka” między kolejnymi zajęciami. To właśnie tam razem z kolegami i koleżankami opracowywaliśmy tajemne techniki na najtrudniejszy egzamin z historii starożytnej. Budynek, w którym mieścił się „Ogród smaków pani Marii”, ma bogatą historię. Do 1990 roku gmach przy ul. Święty Marcin (ówcześnie Czerwonej Armii) był siedzibą Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Po rozwiązaniu partii
Ilustracje: Wikimedia Commons
KAWAŁEK SMACZNEJ HISTORII
56
obiekt został przekazany Uniwersytetowi im. Adama Mickiewicza, a tym samym dolna część została zaadaptowana na potrzeby gastronomii. Wiele elementów wystroju pozostało niezmienionych. Potężne filary, kamienna posadzka, żyrandole – wszystko to nadawało miejscu niezwykły charakter. Od samego początku stołówką zarządzała rodzina państwa Królskich z panią Marią na czele. Jednak nie o samym budynku chciałabym opowiedzieć, ale o jedzeniu i ludziach, którzy je tworzyli. O pani Marii Królskiej i jej kuchni napisano już wiele artykułów i nakręcono sporo materiałów filmowych. Przeczytałam i obejrzałam wiele z nich. Rozmawiałam także z moim mężem, który również jest absolwentem historii. Każde z nas ma własne wspomnienie związane z tym miejscem. W tle przeplatają się smaki i zapachy domowych potraw. Ja z menu wspominam najlepiej zupę pieczarkową i naleśniki ze szpinakiem. Z części bufetowej z kolei pamiętam doskonale ogromne kanapki. Sprzedawał je miły pan z bródką. Mąż z sentymentem wspomina sztufady wołowe i chłodnik litewski. Jedzenie, które przywodzi na myśl miłe chwile, ma nawet swój termin w psychologii – comfort food to potrawy, które powodują, że wspominamy miejsca, osoby czy wydarzenia z przeszłości. Chcąc dowiedzieć się więcej o dziedzictwie kulinarnym państwa Królskich, postanowiłam osobiście spotkać się z panią Marią. Kto choć raz miał kontakt z szefową stołówki, wie, że to osoba niezwykle serdeczna i otwarta na drugiego człowieka. Osoba, która nie pozwoli, aby rozmówca był głodny. Z tego powodu nasze spotkanie rozpoczęło się od postawienia przede mną talerza pysznych kanapek. I tak zaczęła się podróż sentymentalna, pełna wspomnień o ludziach i dobrym jedzeniu.