1 minute read
Prolog
Paryż , place Vendôme
Jesień 1944
Advertisement
Niegdyś Pary ż leża ł u moich stóp, zresztą jak ca ła Europa. Świat należa ł do mnie. Nawet gdy w roku tysi ąc dziewięćset trzydziestym dziewi ątym w przyp ł ywie z łoś ci zamknęł am Dom Mody Chanel, moje najwspanialsze perfumy No 5 nadal się sprzedawa ł y, zanim Pierre je ukrad ł. By ł y skończoną doskona łością. Budował y moją legendę, opromienia ł y mnie niczym brylantowa gwiazda utrzymywana w próżni wszechś wiata czystą łaską nieznanych mocy. Te perfumy nosi ł y moje nazwisko, przynosząc mi sławę i, a ż do teraz, zapewniając bogactwo, o jakim kiedyś nawet nie śni łam. Tak jak ja mia ł y zdolność przetrwania – pozostawia ł y silny ogon, cień zapachu, który unosi się w powietrzu, nawet gdy jego źród ło znika. Rzecz w tym, że taki zapach przywoł uje wspomnienia, we mnie i w innych, a nie wszystkie są dobre.
Robi łam złe rzeczy. Lecz naprawdę nie mia łam wyjścia… I zawsze wiedzia łam, czym ryzykuję. Choć chyba nigdy nie przypuszcza łam, że chwila rozrachunku rzeczywiście nadejdzie. Niemcy opuścili Pary ż i nikt nie otrzyma rozgrzeszenia, na pewno nie ja.
Wystarczy spytać tę rozwrzeszczaną t ł uszczę na place Vendôme.
Wczoraj obserwowa łam przez koronkowe firanki w oknach mojego pokoju w Hôtel Ritz, jak w ściek ł y mot łoch zdziera ł ubrania z pięknej m łodej kobiety. Wyda ło mi się, że ją rozpoznaję.
Gdzie jest teraz jej kochanek z SS? Sta ła na placu zupe ł nie naga, a oprawcy golili jej śliczne w łosy. T ł um wiwatowa ł w euforii, kiedy na czole pojmanej wypalili swastykę.
Nadal sł yszę jej krzyki…
A dziś nie mogę uwierzyć w łasnym oczom, widząc na placu grupę m łodych kobiet zwi ą zanych sznurem. Nazywają je „kolaborantkami horyzontalnymi”, collabos. Dziewczęta p łaczą , proszą , błagają. Lecz wraz z odwrotem nazistów nadszed ł czas odpłaty.
Odbywają się czystki.
Później przyjdą po mnie. Na myśl o tym trzęsę się ze strachu, ale kiedy się pojawią , wyjdę sama, nie pozwolę się wlec, choć nie ma już nikogo, kto by na to zwraca ł uwagę. W końcu jestem Mademoiselle Chanel. A może o mnie zapomną… Zadzwonię po filiżankę herbaty, licząc na to, że nie będzie moją ostatnią.
Życie jest dziwne. Można by pomyśleć, że gwiazda tak jasna jak No 5 wyniesie mnie do ś wiat ła, zamiast spychać w ciemność.
A tymczasem…
Wszystko zaczęło się chyba od zdrady Pierre’a. Choć może mój upadek rozpoczął się znacznie wcześniej, od André.