Konkurs na opowiadanie inspirowane książką Katarzyny Michalak "Bezdomna" „Zawsze warto wysłuchać historii drugiego człowieka do końca. W ten sposób można uratować komuś życie” Autor pracy: Agata Chrobot Moi rodzicie rozwiedli się jak miałam trzy lata. Nigdy nie interesowała mnie historia rodziny ojca, aż do tamtej środy, kiedy babcia opowiedziała mi o jej ojcu. Babcia jest starszą kobietą, urodziła się w 1940 roku. Z wojny nie pamięta wiele, o tym, co się wtedy działo opowiadała jej mama. Pochodzi z Wólki Milanowskiej. To taka mała wieś w województwie świętokrzyskim. Babcia siedzi przy piecu. Ma siwe włosy i mętne, niebieskie, stare oczy. Są smutne. Ale usta jej się uśmiechają. Siedzi na krzesełku i mi opowiada. Wiesz Agatko, wojna to nie tylko strzały, huk i samoloty, to też pośpieszne romanse. Szybka miłość. Ludzi do siebie wtedy bardzo ciągnie. Bo każdy boi się o swoje życie. Tutaj niedaleko mieszkała w tamtych czasach taka dziewczyna. Nie pamiętam jak się nazywała, ale ludzie mówili, że była ładna. Chodził do niej w kawalerkę Polak, miał na imię Kosma, bo tak dawali, jak dziecko było nieślubne. Nosił nazwisko po matce, ale nie pamiętam jakie, wiem, że jego ojczym był Sala. I do tej dziewczyny zaczął przychodzić też Niemiec. Nie wiem jak się nazywał. Ten Polak był okropnie zazdrosny i zabił tego Niemca. Nie byłoby problemu, zakopałby go i byłoby po sprawie, ale ktoś na niego doniósł. Tę dziewczynę, do której chodził, Niemcy powiesili. Ją i całą jej rodzinę. A potem hitlerowcy obstawili całą naszą wieś. Stał Niemiec koło Niemca. I te psy z nimi. Tak okropnie ujadały. Zrobili to, żeby nikt się nie wydostał. Mieli nas spalić żywcem. Za zabicie tego Niemca. Gdyby nie żona tego zabitego, to całą wieś by wybili. Wyobrażasz sobie, że ta żona przyjechała tutaj i wyprosiła u dowództwa, żeby nas oszczędzili. Stwierdziła, że jej mąż nie miał prawa chodzić w kawalerkę. Tamtego dnia pilnował mnie tata. Był przystojnym mężczyzną. Zaradnym. Ludzie mi opowiadali, że dał się lubić. Mamy wtedy nie było, poszła rano do sąsiedniej wsi, do swojej siostry. Gdyby wtedy nie poszła moje życie potoczyłoby się inaczej. Miałabym ojca. A tak to... (Babcia przez chwilę milczy. Nie przerywam jej.) Tamtego dnia tata nosił mnie na rękach, a sąsiad krzyczał, żeby uciekał, bo Niemcy będą się mścić. Ale tata uznał, że od małego dziecka go nie zabiorą. Pomylił się. Ustawili ich w szeregu. Odliczyli do dwunastu i akurat tata się zmieścił. Strzelili mu o tutaj (babcia stuka palcem w czoło). Nie wiem z kim wtedy zostałam. Wiesz Agatko- dwunastu Polaków za jednego Niemca. Nie było litości. Mamusia mi opowiadała, że gdy spała u siostry, to tata do niej przyszedł we śnie i trzymał się ręką za głowę, a spod ręki wyciekała krew. Mamusia już wtedy wiedziała, że coś się stało. Tak szybko, jak tylko mogła przyszła do domu. I dowiedziała się wtedy, że Niemcy zabrali mężczyzn i ich rozstrzelali. Może gdyby była wtedy w domu, to tata ukryłby się. Przecież tyle ludzi się wtedy ukryło… Milczę. Babcia też milczy. Oczy ma smutne. Ale lekko się uśmiecha. Z biegiem lat uodporniła się na ból. I opowiedziała mi to, tak jak się opowiada jakąś ciekawą historię, o której nikt nie pisze. Zapytałam tylko, w jaki dzień i w którym roku zginął jej ojciec. Nie pamiętała, nie potrafiła mi odpowiedzieć na to pytanie. Nigdzie nie ma ani słowa o tym, dlaczego Niemcy rozstrzelali tych dwunastu mężczyzn. Wiem, bo szukałam. Wikipedia
informuje tylko, że ,, 29 czerwca 1942 r. na oczach miejscowej ludności Niemcy rozstrzelali 12 mieszkańców wsi. W miejscu tym znajduje się płyta pamiątkowa”. Tamtego dnia uświadomiłam sobie, że zawsze warto wysłuchać historii drugiego człowieka do końca. Nie mogłam uwierzyć w to wszystko, ale pytałam innych mieszkańców Wólki Milanowskiej i opowiadali mi tę samą historię tylko w swój, indywidualny sposób. Do tej pory zastanawiam się dlaczego nikt o tym jeszcze nie napisał.