WIELKIE
Nr 40/2014
PYTANIA
DODATEK NAUKOWY (1)
GRANICE NAUKI
3
Wielkie Pytania – Wielka Odpowiedź KS. PROF. MICHAŁ HELLER
Na pierwszy rzut oka wydają się bardzo odległe od naszych prywatnych, niezwykle ważnych pytań. Ale to one wszystkim innym dojmującym pytaniom udzielają swojej niepokojącej mocy.
F O T O : G R A Ż Y N A M A K A R A , D AV I D K A R P/ A P/ E A S T N E W S , W W W
Szanowni Czytelnicy, ODDAJEMY W WASZE RĘCE pierwszy dodatek z cyklu „Wielkie Pytania”, przygotowany wspólnie przez „Tygodnik Powszechny” i Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych. Tytuł serii – jak wyjaśnia powyżej ks. prof. Michał Heller – zaczerpnęliśmy od jednego z projektów Fundacji Johna Templetona, w przekonaniu, że poszukiwanie i przybliżanie odpowiedzi na owe Wielkie Pytania to jeden z kluczowych elementów misji za-
Pytania małe i wielkie
PAW E Ł T O P O L S K I / PA P
J
uż w szkole podstawowej dowiedzieliśmy się, że są zdania oznajmujące i pytające. Zdanie oznajmujące oznajmia coś, informuje o czymś, a więc może być prawdziwe, gdy to, o czym informuje, zgadza się z rzeczywistością – lub fałszywe, w przeciwnym przypadku. Zdanie pytające nie ma tej własności; ono nie odróżnia prawdy od fałszu. Ale nie jest też nieczułe na prawdę – wręcz przeciwnie, jest nastawione na nią; choć jej nie zna, niejako wychyla się w stronę zdania oznajmującego, które byłoby na nie odpowiedzią. Język tym się różni od rozmaitych dźwięków, które językiem nie są, że kryje w sobie pewną treść. To właśnie treść zamienia dźwięki w język. Ale stosunek między językiem a treścią nie jest jednoznaczny. Język może być nabrzmiały treścią albo prawie pusty, graniczący z dźwiękiem. Odnosi się to zarówno do zdań oznajmujących, jak i pytających. Zdania oznajmujące oznajmiają swoją treść. Treść zdań pytających jest bardziej nieokreślona; gdy staje się określona, pytanie zmienia się w odpowiedź.
Są różne pytania, zależnie od tego, na jaką odpowiedź są nastawione. Chociaż niekiedy (wcale nie tak rzadko) odpowiedź może być zaskoczeniem. Wówczas może zmienić się ciężar gatunkowy pytania. W tym sensie powiadamy, że pytanie daje się poprawnie sformułować dopiero wtedy, gdy znana jest na nie odpowiedź. Ale wówczas kończy się pewien etap, problem zawarty w pytaniu został rozwiązany. Nie oznacza to jednak zamknięcia sprawy. Rozwiązany problem stawia nowe problemy, pytania się mnożą, proces dociekania trwa.
równo „Tygodnika”, jak i Centrum Kopernika. W pierwszym odcinku cyklu zajmujemy się granicami nauki z punktu widzenia fizyki i kosmologii, nauk kognitywnych i normatywnych oraz filozofii i teologii, których badaniu poświęcony był realizowany przez Centrum Kopernika projekt badawczy pt. „The Limits of Scientific Explanation” („Granice wyjaśniania naukowego”), finansowany przez Fundację Templetona. W ramach tego projektu łącznie przygotowa-
Są pytania małe, większe i największe. Ale granica pomiędzy nimi jest płynna. „Która godzina?”, „Jaki wybrać kierunek studiów?”, „Czy życie ma sens?”. Pytanie o godzinę może się stać krytycznie doniosłe, jeżeli nie wiem, czy zdążę na decydujące spotkanie. Niepowodzenie na studiach może komuś przesłonić sens życia. Są pytania prywatne, stawiane w swoim własnym interesie, i pytania ogólnoludzkie – takie, które roztrząsają filozofowie i których pełna jest literatura. Na ogół pytania prywatne są dla nas ważniejsze niż ogólnoludzkie, bo cóż mnie obchodzi, czy historia ludzkości zmierza w jakimś określonym kierunku, gdy muszę podjąć konkretną decyzję, która zadecyduje o mojej najbliższej przyszłości? Istnieją wszakże pytania o szczególnym ciężarze gatunkowym; często nazywa się je Wielkimi Pytaniami. Na pierwszy rzut oka wydają się one bardzo odległe od naszych prywatnych, niezwykle ważnych pytań, ale przy bliższej inspekcji okazuje się,
nych zostało 300 artykułów naukowych, 31 książek – monografii i prac zbiorowych, 120 artykułów popularnonaukowych, odbyło się też 18 międzynarodowych konferencji naukowych i 75 wykładów otwartych. Ponadto ukazało się 13 tłumaczeń książek popularnonaukowych, a 180 filmów – nagrań wykładów lub wywiadów ze światowej sławy naukowcami – zostało opublikowanych online. Niniejszy dodatek przybliża główne idee grantu. Materiały przygotowane w ramach
projektu znaleźć można m.in. na stronie GraniceNauki.pl, kanale youtube.com/CopernicusCenter, a większość książek można zamówić na stronie wydawnictwa Copernicus Center Press: www.ccpress.pl. REDAKCJA: Mateusz Hohol, Michał Kuźmiński, Łukasz Kwiatek projekt graf.: Marek Trojanowski WSPÓŁWYDAWCA: Fundacja Centrum Kopernika OKŁADKA MARK GARLICK / GETTY IMAGES
tygodnik powszechny
40 | 5 października 2014
WIELKIE PYTANIA
że to one wszystkim innym dojmującym pytaniom udzielają swojej niepokojącej mocy. Typowym przykładem Wielkiego Pytania, i to pytania z najwyższej półki, jest pytanie o sens. Niekoniecznie o sens życia czy sens Wszechświata. Po prostu o sens. Wszystkie inne pytania – nie mam oczywiście na myśli pytań, które stawiamy jedynie po to, aby coś powiedzieć – są tylko rozmienieniem na drobne tego Wielkiego Pytania. Są i inne pytania podobnego kalibru. Na przykład: „Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?”, „Na czym polega granica między dobrem i złem?”, „Dlaczego należy myśleć i postępować racjonalnie?”, „Co to są wartości?”. Chociaż zapewne i te pytania są tylko jakimś rozwinięciem pytania o sens. Gdy wgłębiamy się w te i podobne pytania, ich waga zaczyna stopniowo przyćmiewać nasze prywatne problemy. Albo lepiej: Wielkie Pytania stają się coraz bardziej (przynajmniej na jakiś czas) naszymi – już nie tyle prywatnymi, ile raczej osobistymi – pytaniami, i wtedy zaczynają się one mnożyć, i coraz bardziej towarzyszy im zarówno nasze zaangażowanie, jak i nasza zwykła ciekawość poznawcza.
▪ „Na czym polega różnica między wiedzą a rozumieniem?” ▪ „Czy jesteśmy sami we Wszechświecie?”
Pytania własne Wielkie Pytania są nie tylko skierowane w stronę odpowiedzi, których poszukują; one same niosą cień odpowiedzi na pytanie, kim jest ten, kto pyta. Karl Rahner twierdzi, że transcendencja człowieka w stosunku do świata przejawia się w niekończącym się łańcuchu jego pytań, w tym nienasyconym łaknieniu, by nic nie zostawić bez odpowiedzi. Wielkie Pytania (Big Questions) są flagowym tematem Fundacji Johna Templetona. Idąc śladami swojego założyciela, Fundacja promuje Wielkie Pytania na różne sposoby: przez publikacje, internetowe dyskusje i blogi, granty i konkursowe nagrody.
Ta dość przypadkowo wybrana próbka daje pewne wyobrażenie o tym, co w Fundacji Templetona rozumie się przez Wielkie Pytania. Zapewne każdy Czytelnik byłby w stanie dowolnie wydłużać tę listę o swoje własne propozycje. Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych oraz „Tygodnik Powszechny” pragną się włączyć w temat Wielkich Pytań. Przeglądając nasze publikacje i nasze strony internetowe, łatwo się przekonać, że właściwie temat ten (chociaż wprost nienazwany) od dawna jest tam obecny. Zgodnie z profilem naszej działalności będziemy w dalszym ciągu zajmować się tymi aspektami Wielkich Pytań, które w jakiś sposób wiążą się z nauką. A aspektów takich nie brak.
Zbierzmy z internetowych stron Fundacji Templetona przykładową próbkę Wielkich Pytań: ▪ „Jak wiara w nieśmiertelność wpływa na nasze życie?” ▪ „Czy maszyny staną się kiedyś istotami ludzkimi?” ▪ „Czy fizyka kwantowa ułatwia wiarę w Boga?” ▪ „Czy religia chrześcijańska i teoria ewolucji nie pozostają w sprzeczności?”
Granice i wolność Jednym z kluczowych Wielkich Pytań jest pytanie o granice nauki. Jest ono ważne dla nauki, bo przecież w jej własnym interesie leży przesuwanie swoich granic jak naj-
WIELKIE PYTANIA
T R E Ś Ć : M AT E U S Z H O H O L , M I C H A Ł K U Ź M I Ń S K I , Ł U K A S Z K W I AT E K | G R A F I K A : L E C H M A Z U R C Z Y K
4
DEMOKRYT OSTATNI WSPÓLNY PRZODEK LUDZI I SZYMPANSÓW
Z czego składa się materia?
SOKRATES
BLAISE PASCAL
KRZYSZTOF KOLUMB
KAROL DARWIN
Czy serce ma swoje racje, których nie zna rozum?
A może istnieje inna droga?
Czym jest Jak współpracować dobro? z podobnymi do mnie?
Skąd ta różnorodność życia?
IZAAK NEWTON
Jakie prawa rządzą światem?
Kooperacja odegrała kluczową rolę w ewolucji umysłu.
MIKOŁAJ KOPERNIK
PLATON
AUGUSTYN
Co istnieje?
GOTTFRIED WILHELM LEIBNIZ
Czy Ziemia jest centrum Wszechświata?
Skąd zło?
Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?
BUDOWNICZY STONEHENGE
LUDWIK PASTEUR
Skąd się biorą choroby?
Co rozkazują gwiazdy? KARTEZJUSZ ARYSTOTELES
PRESOKRATYCY
Jaka zasada rządzi światem? ok. 7 mln lat temu
tygodnik powszechny
ok. 2500 r. p.n.e.
TOMASZ Z AKWINU
Jakie przyczyny rządzą światem?
VII-V w. p.n.e.
Jak pogodzić rozum z wiarą?
V w. p.n.e.
40 | 5 października 2014
460-370 r. p.n.e.
Skąd wiem, że istnieję?
IV/V w. 1268- 1492 r. 1543 r. -1273 r.
IMMANUEL KANT
ZYGMUNT FREUD
Co możemy wiedzieć?
1637 r. 1623-1662 r.
1687 r.
Co znaczą sny?
1697 r.
1781 r.
1859 r. 1860-1864 r.
1899
5
dalej. Ten swoisty ekspansjonizm jest wpisany w samą ideę nauki. Wytyczanie rozumieniu nieprzekraczalnej granicy (jeżeli nawet takowa istnieje) stanowi zdradę rozumienia. Jak granice nauki przesuwały się w historii? Jaki jest ich stan obecny? Co robić, aby wyjść poza obecne ograniczenia? To są żywotne pytania dla filozofii nauki i organizacji naukowego postępu. Ale problem granic nauki sięga także w inne regiony. Niewątpliwie istnieją dziś takie obszary, do których metoda naukowa nie sięga. Wielkie Pytania najcięższego kalibru – pytania o sens, o istnienie, o dobro i zło, o racjonalność i wartości (można by do nich dołączyć pytanie o wartość nauki) – niewątpliwie leżą w tym obszarze. Czy nauka nigdy tam nie sięgnie? Napisałem, że wyznaczanie nauce nieprzekraczalnych barier stanowi zdradę racjonalności. Ale czym innym jest wytyczanie „nieprzekraczalnych” barier, a czym innym racjonalne dociekanie, czy takie bariery istnieją i czy są naprawdę nieprzekraczalne. Jeżeli nawet obszar racjonalnych dociekań jest szerszy niż obszar kontrolowany metodą naukową, to to, czego nauczyliśmy się od nauki na temat racjonalnych metod,
Gdy wgłębiamy się w Wielkie Pytania, ich waga zaczyna stopniowo przyćmiewać nasze prywatne problemy. Albo lepiej: Wielkie Pytania stają się coraz bardziej naszymi – już nie tyle prywatnymi, ile raczej osobistymi – pytaniami.
na pewno musi zostać jakoś wykorzystane tam, gdzie nauka (obecnie) nie sięga. Nie lubimy granic, bo one nas ograniczają, a my kochamy wolność. Dlatego nie chcielibyśmy, aby istniały jakiekolwiek granice (chyba tylko takie, które broniłyby naszej wolności przed innymi). Jest wszakże granica, której szczególnie nie lubimy. Najchętniej w ogóle o niej wolelibyśmy nie myśleć. Ale nie mamy najmniejszej wątpliwości, że istnieje. To granica naszego życia. Ona sama dla siebie jest Wielkim Pytaniem. I nie potrzebuje innych pytań, by dodawały jej niepokojącej siły. Raczej przeciwnie – dzięki temu jednemu Wielkiemu Pytaniu wszystkie inne pytania stają się bardziej palące: bo istnieje granica, poza którą nie będzie już żadnego pytania. Będzie tylko Wielka Odpowiedź? ņ KS. PROF. MICHAŁ HELLER jest kosmologiem, filozofem i teologiem, laureatem Nagrody Templetona przyznawanej za pokonywanie barier między nauką a wiarą (2008 r.). Fundator i dyrektor Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych.
FRANCIS CRICK
Jak dziedziczymy cechy? Rozszyfrował „kod życia” – DNA. MARIA SKŁODOWSKA-CURIE
NIELS BOHR
Czym jest radioaktywność?
ALEKSANDER WOLSZCZAN
ROBERT OPPENHEIMER
Jak wygląda jądro atomu?
Czy można powstrzymać wojny?
Uczestnicy Projektu Manhattan wierzyli, że stworzenie broni atomowej powstrzyma wszystkie przyszłe wojny.
JANE GOODALL
Michael Gazzaniga
VERA RUBIN
BRANDON CARTER
CERN
Sformułował tzw. zasadę antropiczną: gdyby stałe kosmologiczne były minimalnie inne, nie mogłoby się rozwinąć życie.
Bozon Higgsa to ostatnia cząstka przewidziana przez model standardowy budowy materii. Czas badać nowsze teorie.
Co różni ludzi i szympansy?
KONSTANTIN CIOŁKOWSKI
Jak polecieć w kosmos?
ERWIN SCHRÖDINGER
Czemu prawa Newtona nie działają w mikroskali?
Czy takie same prawa przyrody obowiązują w całym Wszechświecie?
Czy umysł jest maszyną?
1899 r. 1903 r.
Czym jest prawda?
1922 r. 1925 r. 1905-1915 r.
1950 r. 1953 r. Lata 30.
1942-45 r.
Czy Wszechświat sprzyja powstaniu człowieka?
Dlaczego galaktyki poruszają się inaczej, inaczej niż niż wskazują obliczenia?
Czemu życie nie jest w kosmosie czymś powszechnym?
ALFRED TARSKI
Czy lewa półkula mózgu to Ja?
ALAN TURING
ENRICO FERMI ALBERT EINSTEIN
Czy poza Układem układem Słonecznym słonecznym istnieją inne światy?
Odpowiedź przyczyniła się do odkrycia tzw. ciemnej materii: poznawanie budowy Wszechświata dopiero miało się zacząć. 1970 r.
Lata 60.
1986 r.
1992 r.
Co dalej z fizyką?
2012 r.
Lata 70.
tygodnik powszechny
40 | 5 października 2014
6
WIELKIE PYTANIA
Aż po granice Kosmosu ŁUKASZ LAMŻA
Kosmologia jest nauką obserwacyjną, ale chce zaglądać poza nieprzeniknione bariery. Czy zdoła sięgnąć do początku Wszechświata?
K
osmologia to nauka o Kosmosie: o galaktykach i ich gromadach, o promieniowaniu i materii, o początkach i losie Wszechświata. W zasadzie – zdawałoby się – nauka jak każda. Jeden naukowiec bada ptaki, inny Wszechświat; jeden ma lornetkę, a drugi teleskop. Czemu więc istnieje Watykańskie Obserwatorium Astronomiczne, a nie Watykańskie Centrum Badania Ptaków? Dlaczego nagrodę Templetona, przyznawaną od 1973 r. w celu promowania „postępu w badaniach i odkryciach na temat rzeczywistości duchowej”, otrzymało aż dziewięciu fizyków / kosmologów, a żaden ornitolog? Okazuje się, że w ciągu ostatnich stu lat, zupełnie niepostrzeżenie, „przyziemna” procedura naukowa doprowadziła nas ku tematom, przy omawianiu których świetnie dotychczas działające metody opisu i interpretacji zaczynają zawodzić. Wygląda na to, że dające się rozwiązać zagadnienia naukowe mimochodem przechodzą w nierozwiązywalne problemy filozoficzne czy wręcz teologiczne. Jak to się dzieje? Spróbujmy odtworzyć tę ścieżkę krok po kroku.
Ogień zaskoczy, rozsądzi i ogarnie wszystko Fundamentalny problem, przed którym stoi kosmologia, wynika z równie podstawowej własności Kosmosu: im bardziej cofamy się w czasie ku jego początkom, tym bardziej – nieograniczenie – rosną temperatura i gęstość Wszechświata. Mogłoby się wydawać, że to mało znaczący fakt fizyczny, który można postawić na naszej prywatnej półce z faktami tuż obok informacji, że temperatura i gęstość Ziemi również rośnie tygodnik powszechny
ku jej środkowi. Wiąże się z tym jednak doniosła kwestia: w miarę wzrostu temperatury następuje proces, który można obrazowo opisać jako demontaż świata. Spójrzmy na to z punktu widzenia nas samych – delikatnych, ciepławych istot, niepewnie przytulonych do wielkiej kamiennej kuli. Po podniesieniu temperatury do 50°C przeżycie człowieka zaczyna być niemożliwe, a przy 100°C powoli przestaje być możliwe nawet dla najbardziej zahartowanych bakterii termofilnych. W temperaturze 250°C drewno, papier czy skóra spontanicznie się zapalają, a przy 300°C nietrwała jest większość organicznych związków chemicznych. Po przekroczeniu 1000°C rozpoczyna się topnienie metali. W temperaturze 3000°C cząsteczki wody zaczynają się rozpadać na atomy tlenu i wodoru, a większość metali wrze. Najbardziej trwały w wysokich temperaturach pierwiastek, wolfram, topi się w temperaturze 3695°C i wrze przy 5828°C. Dalsze podnoszenie temperatury prowadzi do rozpadu wszystkich znanych form uporządkowania atomów – materia zamienia się w pył, a potem w gaz. Ostatnie wiązania chemiczne pękają przy temperaturze rzędu 100 tys. stopni Celsjusza i w końcu spełnia się sen Heraklita o ogniu, który pochłania wszystko. Zatrzymajmy się na moment, żeby docenić filozoficzne znaczenie tych faktów. Każdy narząd zmysłu i każdy instrument badawczy, jaki jesteśmy w stanie wymyślić, opiera się w swoim działaniu na detekcji pewnego typu informacji zawartej w Naturze. Funkcjonowanie zmysłu dotyku wymaga istnienia stawiających opór powierzchni – te zaś nie mogą istnieć w świecie składającym się wyłącznie z gorącego gazu. Węch i smak opierają się na wykrywaniu związ-
40 | 5 października 2014
ków chemicznych – są więc bezużyteczne w świecie, w którym wszystkie związki chemiczne się rozpadły. Wielka gęstość materii przewidywana we wczesnym Wszechświecie oznacza ponadto, że cząstki nieograniczenie wymieniają się energią, błyskawicznie „rozmywając” wszelkiego typu niejednorodności w rozkładzie materii i energii. Z każdym stopniem Celsjusza Kosmos zaczyna się robić coraz bardziej jednorodny. Zastanówmy się teraz, czym są tak naprawdę odbierane przez nas na co dzień sygnały. Fakt, że widzę w tej chwili za oknem drzewo, wymaga tego, aby z odrobinę innego kąta trafiał do moich oczu nieco inny obraz. Mój mózg przetwarza uporządkowane przestrzennie plamki o odmiennym kolorze na bliski mi język: oto liście i gałęzie. Różne sygnały docierające z różnych miejsc to jednak przecież niejednorodność; w sytuacji doskonałej jednorodności (którą fizycy w tym kontekście określają precyzyjniej jako izotropowość) z każdego kierunku docierałoby do mnie światło o dokładnie takich samych właściwościach. To samo dotyczy dźwięku. Dźwięk to wędrujące zaburzenie gęstości i, żebym mógł cokolwiek usłyszeć, w jednym punkcie ośrodka musi występować inna gęstość niż w punkcie sąsiednim – a więc niejednorodność. Hipotetyczny obserwator cofający się w czasie miałby więc wrażenie, że zaczynają go, zupełnie dosłownie, opuszczać zmysły. Po zniknięciu dających się dotykać powierzchni i rozpadzie dających się wywąchać lub posmakować substancji następuje rozmywanie się wszelkich różnic w jasności i kolorze – cały świat staje się niemal doskonale jednolitym morzem światła – oraz zamiana wszelkich rozpoznawalnych
Granica – czyli co? Słowo „wszechświat” oznacza potocznie „wszystko, co istnieje” (taki zwrot znajdziemy np. w Uniwersalnym Słowniku Języka Polskiego PWN). Jest to definicja elegancka, ale mało praktyczna. Rodzi się więc pokusa, aby skonstruować tzw. definicję enumeratywną, czyli listę rzeczy należących do zakresu definiowanego pojęcia. Umberto Eco w „Szaleństwie katalogowania” zebrał wiele pięknych przykładów ludzkiej obsesji wypisywania „wszystkich rzeczy istniejących”. Można w ten sposób skonstruować własny wszechświat, wybierając składniki – wedle swoich preferencji filozoficznych i teologicznych – z bogatego menu, w którym znajdują się m.in.: przedmioty fizyczne, prawa przyrody i liczby, esencje i żywioły; koboldy, gnomy i dżinny; anioły, demony i dusze (osób żywych i zmarłych); a w końcu demiurdzy, bogowie i tytani... Wystarczy obok każdej nazwy postawić „krzyżyk” bądź „ptaszka” i voilà! Wybór ten wyznacza jednocześnie granice świata, zaś poza nimi – z definicji – nie istnieje nic.
W kosmologii „Wszechświat” rozumiany jest wąsko. Centralną rolę pełni w niej tzw. równanie Einsteina, dostarczające przepisu na krzywiznę czasoprzestrzeni. Niektóre z rozwiązań tego równania określane są jako rozwiązania kosmologiczne, ponieważ hipotetyczny obserwator umieszczony w środku opisywanego przez nie obiektu geometrycznego „widzi” wszechświat łudząco podobny do naszego. Od nazwisk matematyków, którzy po raz pierwszy odnaleźli dane rozwiązanie, pochodzą określenia typu „wszechświat de Sittera” albo „wszechświat Einsteina-Friedmanna”. Wszechświat tego typu może (choć nie musi) mieć wyraźne granice – tak jak granicę posiada kula albo sześcian. Geometria dopuszcza ponadto, aby obok jednego wszechświata znajdował się drugi, można więc bez trudu zdefiniować obiekt znajdujący się poza (naszym) Wszechświatem. Proces „zbliżania się” nauki do Wielkiego Wybuchu jest zatem – dosłownie – przybliżaniem się do granicy Wszechświata rozumianego fizycznie. Czy jest również zbliżaniem się do granicy Wszechświata rozumianego filozoficznie – zależy w dużym stopniu od tego, gdzie postawimy „ptaszki”. ŁL
tygodnik powszechny
40 | 5 października 2014
NASA / WMAP SCIENCE TEAM
POŚWIATA POCZĄTKÓW WSZECHŚWIATA: Sonda WMAP oraz jej następca, sonda Planck, zmierzyły temperaturę promieniowania z najodleglejszych rejonów Wszechświata, czyli pochodzącego z samych jego początków. Pozwoliło to m.in. oszacować wiek i skład Wszechświata. Te obserwacje wyznaczają dziś granice naszego bezpośredniego poznania wczesnych faz ewolucji Kosmosu.
WIELKIE PYTANIA
Istnieje skończona liczba źródeł wiedzy o wczesnym Wszechświecie i każde ma ściśle określony zakres stosowania. Fotony np. „sięgają” wyłącznie do ok. 380 tys. lat po Wielkim Wybuchu.
dźwięków w jednolity szum. Świat po prostu znika. Wróćmy do kosmologii. Ten sam problem dotyczy wszelkich dających się wyobrazić metod pozyskiwania informacji. Istnieje skończona liczba źródeł wiedzy o wczesnym Wszechświecie i każde z tych źródeł – nośników informacji – ma ściśle określony zakres stosowania. Fotony „sięgają” wyłącznie do okresu, który nastąpił ok. 380 tys. lat po Wielkim Wybuchu. Zjawisk czy obiektów spoza tej granicy nie da się więc bezpośrednio zobaczyć – zarejestrować fotony, które miały z nimi kontakt. Da się tylko wnioskować o ich istnieniu, opierając się na modelach teoretycznych. Neutrina penetrują nieco „głębiej” i Wszechświat staje się dla nich nieprzezroczysty ok. dwie sekundy po „punkcie zero”.
Naciąganie kołderki Dane obserwacyjne są pokarmem nauki. Co się dzieje przy ich braku? Renesansowi kartografowie lubowali się w wypełnianiu białych plam na mapach, kreśląc nieistniejące rzeki na nieistniejących kontynentach. Współcześni kosmolodzy są bardziej ostrożni, wykazując się przy tym niebywałą pomysłowością przy próbach „dopowiedzenia” historii o początkach świata. Część z tych prób to przezorne, trzeźwe ekstrapolacje. Badania prowadzone w Wielkim Zderzaczu Hadronów potwierdzają skuteczność zastosowania teorii kwantowej do energii odpowiadających temperaturom rzędu 1016°C. Wydaje się dość naturalne, że pytając o stan Wszechświata przy temperaturze, powiedzmy, 1018°C, wciąż można ją stosować – bo to temperatury „zaledwie” tygodnik powszechny
stukrotnie wyższe. Ale ostrożność gładko przechodzi w brawurę. Czy teorię kwantową można stosować dla temperatur miliardy razy wyższych? Przypadek szczególnej teorii względności to pouczająca lekcja, że „demontaż fizyki” może nastąpić w wyniku tak trywialnego na pozór procesu, jakim jest zwiększanie prędkości. Gdy rozciąga się zakres stosowania praw fizyki, pojawia się niepostrzeżenie pytanie o ich uniwersalność: czy znane przez nas prawa są tylko dogodnymi uogólnieniami, które mają nam pomagać w porządkowaniu wiedzy, czy też Prawdziwymi Prawami Przyrody, czyli niezmiennym fundamentem Kosmosu w świecie rzeczy zmiennych i przemijających? Gdyby udało nam się uchwycić jeden z tych „odłamków wieczności”, uzyskalibyśmy grunt dla poszerzania wiedzy poza granice obserwacji. Sama idea Wielkiego Wybuchu rozumianego jako „punkt początkowy” wynika z tego samego odruchu przedłużania stosowalności teorii fizycznych. Istnieją dobre przesłanki obserwacyjne, by uważać, że przy cofaniu się w czasie następuje sprężanie się materii. W ramach ogólnej teorii względności Einsteina da się to modelować jako „obkurczanie się” czasoprzestrzeni, zaś najprostszy model przewiduje, że zbliżające się do siebie „linie świata” spotykają się w jednym punkcie, nazywanym „osobliwością początkową”. Mówiąc obrazowo, tym, co jesteśmy w stanie zaobserwować, są coraz bardziej zbliżające się do siebie linie, które nikną w gorącej, świetlistej „zupie”. Choć nasza wyobraźnia widzi punkt, w którym mogłyby się one spotkać, sama teoria się tego jednak nie domaga. W języku matematyki
40 | 5 października 2014
ADHEMAR DURO / GETTY IMAGES
8
można wyrazić dowolny stan rzeczy – czasoprzestrzeń może się kończyć punktem, ale też węzełkiem, bańką albo kształtem świńskiego ogonka. Punkt to jednak ewentualność najprostsza lub, mówiąc językiem niektórych fizyków-kosmologów, najbardziej elegancka. Poszukiwanie rozwiązań najprostszych to rozsądna reguła metodologiczna, znana jako brzytwa Ockhama. W XX w. coraz częściej mówi się dodatkowo w fizyce o kryterium elegancji (Weinberg, Greene) czy wręcz piękna (Feynman, Gell-Mann). Już sam ten fakt pokazuje, że naukowcom zaczyna brakować bazy obserwacyjnej. Czy ornitolodzy powołują się na piękno albo elegancję teorii, gdy trzeba zadecydować, która z koncepcji ewolucyjnego pochodzenia śpiewu ptaków jest prawdziwa? Rozciąganie zakresu stosowania teorii bywa czasem doprowadzane jeszcze dalej i przypomina to, co Małgorzata Musierowicz nazwała przykrywaniem słonia kołderką. W 1983 r. James Hartle i Stephen Hawking opublikowali artykuł, w którym zastosowali jedno z narzędzi matematycznych teorii kwantowej do opisu powstania Wszechświata. Wykorzystali procedurę matematyczną, która pozwoliła na usunięcie z równań osobliwości początkowej, dzięki czemu z Wszechświata zniknęła wyraźna granica wyznaczająca jego „wnętrze”. Jest to o tyle istotne, że prawa fizyki definiowane są zawsze na określonym obszarze czasoprzestrzeni i granice tego obszaru stanowią jednocześnie granice stosowania praw fizyki. Założenie Hartle’a-Hawkinga bywa czasem określane po prostu jako warunek braku granic (no boundary condition), z czego wynikać może stosowanie się praw fizyki poza „miejscem”, gdzie tradycyjnie upa-
9
trywano początku Wszechświata. Dzięki temu zabiegowi Hartle i Hawking mogli zaproponować model „wyłaniania się” całego Wszechświata z odpowiednio zdefiniowanego stanu kwantowego. To jednak nie koniec. Kosmolog amerykański Lee Smolin od lat bada możliwość istnienia nie tylko jednego („naszego”) Wszechświata, ale całego potężnego zbioru wszechświatów znanego jako Wieloświat (Multiverse). Aby jednak dało się uczynić z tego modelu wyjaśnienie istnienia i cech naszego Wszechświata, należy przyjąć, że w Wieloświecie obowiązuje przynajmniej część znanych nam praw przyrody – które „rozlewają się” teraz daleko poza dostępne nam granice Kosmosu na wielką społeczność miliardów i miliardów wszechświatów...
Jedną nogą w wieczności Kosmologia stoi więc w rozkroku. Jest bowiem nauką obserwacyjną, którą zdradził sam Wszechświat, ustawiając nieprzeniknione – jak by się zdawało – bariery dla przepływu informacji. Na pierwszy plan wchodzą więc modele, teorie i prawa fizyki. Śmiałe spekulacje typu modelu Hartle’a-Hawkinga albo Smolina mają rację bytu tylko wtedy, jeśli prawa fizyki są jednocześnie wiecznymi i niezmiennymi prawami przyrody. Wiecznymi, ponieważ chcemy je stosować do opisu procesów dziejących się dowolnie daleko w przeszłości i przyszłości. Niezmiennymi, ponieważ chcemy je stosować w formie, którą ustaliliśmy tu i teraz. Naukowe wyjaśnienia Wszechświata jawnie domagają się istnienia elementu wiecznego i niezmiennego. Szczególnej ważności zaczyna nabierać więc matematyka, która jeszcze w XVII czy XVIII w. była zaledwie skromną służką „prawdziwego” przyrodoznawstwa, czyli pilnego obserwowania skał, roślin, zwierząt, chmur i oceanów. W większości dziedzin nauki rola matematyki jest użytkowa – geolog badający formację skalną albo biotechnolog sekwencjonujący genom bakteryjny korzystają z wielu narzędzi matematycznych, jednak zasadniczym przedmiotem ich zainteresowania jest konkretny, namacalny obiekt przyrodniczy. Kosmolodzy podejmujący próby coraz bardziej wyczerpującego wyjaśnienia Wszechświata – podobnie zresztą jak ich koledzy zajmujący się coraz bardziej fundamentalnymi teoriami cząstek, pól i oddziaływań – od pewnego punktu mają do dyspozycji wyłącznie matematykę. Wróćmy na chwilę do przedstawionego wyżej obrazu cofania się w czasie: w trakcie podróży ku najwcześniejszym chwilom istnienia świata jesteśmy stopniowo „opusz-
czani” przez świat zjawisk, a wszelkie realne i dające się wyobrazić zmysły natrafiają albo na pustkę, albo na jednolity, niedostarczający żadnych informacji szum. Jest to świat, który milczy. Eksperyment i obserwacja to nic innego, jak pytania zadane światu. Świat jednak nie odpowiada. Zwieńczeniem tendencji do matematyzacji fizyki jest sugestia, że elementarne składniki Wszechświata są po prostu obiektami matematycznymi. Jest to stara hipoteza, wysuwana m.in. przez pitagorejczyków, którzy nadawali prymat Liczbie, a także niektórych platończyków, którzy u podstaw świata przyrody widzieli Formy Geometryczne. Dzisiaj propozycje tego typu – w których rolę obiektów fundamentalnych pełnią abstrakcyjne obiekty matematyczne, jak rozmaitości różniczkowalne albo wręcz rozwiązania pewnych równań – wyłaniają się niespodziewanie jako końcowy efekt „obierania” nauki z podłoża obserwacyjnego.
dania struktury galaktyk na podstawie obfitych danych obserwacyjnych po konstruowanie najbardziej spekulatywnych scenariuszy matematyczno-fizycznych. Każdy naukowiec i komentator nauki wyrabia sobie zdanie na ten temat samodzielnie, a w przestrzeni publicznej nie brakuje ciągnących się latami dyskusji na temat tego, co jeszcze mieści się w ramach nauki o Przyrodzie, a co już nie. Zostaliśmy postawieni w sytuacji, gdy docieramy do granic Kosmosu, które okazały się jednocześnie granicami kosmologii i nauki jako takiej. Sam świat – nie z naszej winy czy zaniedbania, lecz dzięki naszej staranności i dociekliwości – każe się nam zastanawiać nad kwestiami statusu praw przyrody i matematyki; roli obserwacji i teorii w nauce; wreszcie nad kosmicznym znaczeniem piękna, elegancji i prostoty. I pomyśleć, że to wszystko wynikło z obserwowania małych świecących punkcików na nocnym niebie... ņ
Dziwny Kosmos Od tych tendencji dziwniejszy jest chyba tylko fakt, jak niepostrzeżenie wyrastają one z ciała nauki. Nie istnieje prosta metoda sprawdzenia, czy dany tekst lub wykład jest tekstem naukowym, czy nie. Nie ma w kosmologii wybojów na drodze wiodącej od skromnego, systematycznego ba-
DR ŁUKASZ LAMŻA jest filozofem, specjalizuje się w filozofii przyrody. Członek Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych. Autor książki „Przekrój przez Wszechświat” (Copernicus Center Press, 2014).
CZY ISTNIEJĄ GRANICE NAUKI? GEORGE COYNE
(ur. 1933) amerykański teolog i kosmolog, były długoletni dyrektor Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego.
NATURALNIE – granice wyjaśniania istnieją w każdej dziedzinie. Bo w każdej dziedzinie istnieją tajemnice przekraczające ludzką zdolność wyjaśniania. W nauce poszukuje się na-
turalnych wyjaśnień dla naturalnych zjawisk. Można by się długo spierać, co rozumiemy przez „naturę”, ale z pewnością istnieją doświadczenia, które poza naturę wykraczają. Weźmy miłość – zarówno w sensie międzyludzkim, jak i religijnym. Jeśli jest to miłość prawdziwa, istnieją jej widoczne oznaki, które da się obserwować: naturalne zjawiska, które o niej świadczą. Ale miłości samej w sobie nauka wyjaśniać nie potrafi, ponieważ przynależy ona do sfery
wewnętrznej. Owa sfera wewnętrzna istnieje nie tylko w istotach ludzkich, ale w całej naturze, i znajduje się poza zasięgiem nauki. Najlepiej, gdy nauka pozostaje otwarta na istnienie takich doświadczeń. Nazywam je doświadczeniami, nie zaś wyjaśnieniami, ponieważ zostawia to otwarte drzwi dla zagadnień takich jak miłość czy nasza relacja z Bogiem. Jeśli wierzę, że Bóg istnieje, to nie jest on dla mnie tylko Bogiem wyjaśniającym, ale i Bogiem kochającym. I tu się właśnie kryją granice nauki.
ZESKANUJ KOD I OBEJRZYJ FILM: Gdy na kolejnych stronach odnajdziesz fotokody, zeskanuj je smartfonem albo tabletem, żeby obejrzeć wypowiedzi naukowców na temat granic nauki (w jęz. angielskim).
tygodnik powszechny
40 | 5 października 2014
10
WIELKIE PYTANIA
Czy można podglądać umysł? MATEUSZ HOHOL
Badania neuronaukowe nie są łatwe: wymagają aparatury, wiedzy i świadomości ograniczeń. Łatwo się za to tworzy w tej dziedzinie mity.
N A S A / J P L - C A LT E C H
M
ożna zaryzykować stwierdzenie, że spośród wszystkich dziedzin wiedzy największy postęp dokonuje się obecnie w neuronauce, czyli dyscyplinie badającej mózg oraz wpływ zachodzących w nim procesów na zachowanie całego organizmu. Również jak w żadnej innej dyscyplinie postęp ten wzbudza społeczne zainteresowanie – eksperymenty i teorie neuronaukowe opisywane są przez media, a nawet stają się przedmiotem kawiarnianych dyskusji, zaś książki neuronaukowców zajmują wysokie miejsca na listach bestsellerów. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że badania prowadzone przez neuronaukowców często dotykają odwiecznych problemów filozoficznych, takich jak natura świadomości, istnienie wolnej woli czy podstawy moralności, i skłaniają przynajmniej do przeformułowania lub doprecyzowania tych pytań, a czasami wręcz proponują odpowiedzi podważające potoczne wyobrażenia o ludzkiej naturze. Co więcej, liczba projektów naukowych tygodnik powszechny
z przedrostkiem „neuro” w nazwie może przyprawiać o lekki zawrót głowy – napotykamy już nie tylko neuropsychologię czy neurokognitywistykę, ale także: neuroestetykę, neuroekonomię, neurofilozofię, neuroetykę, a nawet i neuroteologię. Łatwo więc ulec pokusie uznania, że to właśnie neuronauka jest dyscypliną, która rozstrzygnęła już (lub zrobi to niebawem) ważkie problemy kondycji ludzkiej. Popularyzatorzy nauki, dziennikarze, a nawet sami uczeni często zapominają jednak, że czym innym są dane uzyskiwane za pomocą skomplikowanej i niezwykle kosztownej aparatury, a czym innym teoretyczne interpretacje tych danych.
Warsztat podglądacza Neuronaukowcy dysponują współcześnie wieloma – dobrze wypróbowanymi oraz stosunkowo nowymi – metodami badawczymi. Do tej pierwszej grupy należą m.in. badania wpływu uszkodzeń mózgu (lezji) na zachowanie oraz rejestrowanie aktyw-
40 | 5 października 2014
ności elektrycznej pojedynczych neuronów. Drugą grupę stanowią natomiast metody obrazowania aktywności całego mózgu lub wybranych jego struktur za pomocą technik bazujących na rezonansie magnetycznym (MR). Choć całkiem niedawno neuroanatomia wzbogaciła się o zaawansowaną technikę wizualizacji struktury mózgu, opartą na śledzeniu dyfuzji cząsteczek wody (DTI), największą uwagę przykuwa funkcjonalne obrazowanie rezonansem magnetycznym (fMRI). Główna zaleta tej upowszechnionej w latach 90. XX wieku metody wiąże się z możliwością „podglądania”, jak aktywność mózgu zmienia się w czasie wykonywania rozmaitych zadań. Co kilka sekund (w praktyce około trzech) generowany jest nowy obraz, co pozwala „przyłapać mózg na gorącym uczynku”, gdy mierzy się on z zadaniami postawionymi przez badacza. Bodźce wyświetlane są zazwyczaj w specjalnych okularach lub odtwarzane za pomocą słuchawek, zaś badana osoba udziela odpo-
A R C H I W U M P R Y WAT N E
11
Mózg autora tekstu zobrazowany metodą rezonansu magnetycznego
wiedzi poprzez naciśnięcie odpowiedniego przycisku. Sama aktywność mózgu mierzona jest pośrednio. Bezpośrednio pomiarowi podlega tzw. sygnał zależny od poziomu utlenowania krwi (używa się skrótu BOLD, od blood-oxygen-level-dependent). Pomiar jest możliwy, gdyż utlenowana hemoglobina reaguje na silne pole magnetyczne wytwarzane przez aparaturę inaczej niż nieutlenowana. Przestrzeń skanu dzieli się na trójwymiarowe jednostki zwane wokselami (woksel to jakby piksel obdarzony trzecim wymiarem), które nakładane są na anatomiczną mapę mózgu. Zakłada się, że obszary mózgu (a właściwie odpowiadające im woksele), które zaangażowane są w wykonywanie konkretnych zadań, zgłaszają zapotrzebowanie na większą ilość „paliwa” – stąd transportowana powinna być do nich większa ilość tlenu niż do obszarów mózgu, które nie uczestniczyły bezpośrednio w przetwarzaniu danego bodźca lub rozwiązywaniu danego problemu. Naukowcy zakładają więc, że mapa przemian metabolicznych, obserwowanych w poszczególnych wokselach, pokrywa się z mapą szczególnie aktywnych w danej sytuacji struktur mózgowych. Znane z mediów obrazy (kolorowe lub czarno-białe) prezentujące wyniki badań powstają w rezultacie skomplikowanych procedur matematycznych.
Stare problemy W teorii wszystko wygląda świetnie. Baczniejsze przyjrzenie się eksperymentom pokazuje jednak, że rzeczy są znacznie bardziej skomplikowane, niż wydają się na pierwszy rzut oka. Poucza o tym także historia nauki.
Na przełomie XVIII i XIX wieku ogromną karierę zrobiła frenologia, spopularyzowana przez austriackiego psychologa i neurologa Franza Josepha Galla. Uczony ten przekonany był, że poszczególne obszary kory mózgowej odpowiedzialne są za konkretne aspekty psychiki ludzkiej i cechy zachowania jednostki. Założenie to samo w sobie nie jest kontrowersyjne – wiemy bowiem współcześnie, że np. inne struktury mózgowe odpowiedzialne są za emocje (np. kora wyspy), a inne za przetwarzanie informacji wzrokowych (np. obszar V4 w korze potylicznej odpowiada za widzenie barwne). Swego rodzaju potwierdzeniem idei frenologii było zlokalizowanie ośrodków Broki i Wernickego, odpowiedzialnych odpowiednio za generowanie i rozumienie mowy. Gall poszedł jednak znacznie dalej. Twierdził bowiem nie tylko, że funkcje psychiczne ściśle łączą się z organami mózgu („wykazał” aż 27 takich powiązań), ale że natężenie cech psychicznych łączy się z w i e l k o ś c i ą tych organów. Przypominał tu innego słynnego uczonego tych czasów, antropologa i kryminologa Cesarego Lombroso, który w kształcie czaszki upatrywał przyczyn skłonności przestępczych. Wątpliwość budzić mogą same stosowane przez Galla „metody badawcze”. Co prawda, gdy ogłosił on, że ze względu na rozmiar płatów czołowych mózgu ludzkie zdolności poznawcze są znacznie lepiej rozwinięte niż u innych zwierząt, to opierał się na anatomii porównawczej, jednak gdy połączył wielkość oczu ze świetnymi zdolnościami pamięciowymi, wystarczającym „dowodem” stała się obserwacja jednego „okazu” – własnego kolegi. Co ciekawe, frenologia wyszła poza mury uniwersytetów i przeistoczyła się w swego rodzaju ruch społeczny.
Oceny tego zjawiska dokonywane przez historyków nauki nie są jednoznaczne – jedni we frenologii widzą szkodliwą szarlatanerię, zaś inni burzliwe początki współczesnych nauk o mózgu. Da się zaobserwować spore podobieństwo pomiędzy frenologią Galla a niektórymi interpretacjami współczesnych danych, uzyskiwanych choćby za pomocą fMRI. Niektórzy twierdzą nawet złośliwie, że mamy do czynienia z powrotem do frenologii, czy też z neofrenologią. Wśród naukowców nie brakuje wciąż zwolenników rozpowszechnionego w latach 80. ubiegłego stulecia, a nawiązującego do pomysłu Galla poglądu, że organizacja mózgu ma charakter modularny. Zgodnie z tą ideą konkretne moduły – obszary zarówno kory mózgowej, jak i starsze ewolucyjnie struktury podkorowe – odpowiadają za nasze zachowania, zdolności poznawcze, emocje i treści umysłu. Zwolennicy tego poglądu twierdzą, że fMRI pozwala nam uzyskać „obrazy umysłu”, które rozumiane są całkiem dosłownie. Czy znajdujemy się więc na dobrej drodze, aby dowiedzieć się wszystkiego o mózgowym podłożu życia naszych umysłów? Wiele pozwala sądzić, że odpowiedź jest twierdząca. Warto zachować jednak dozę zdrowego rozsądku i sceptycyzmu.
Czy przez dziurkę od klucza widać wszystko? Jedną z zadziwiających cech mózgu jest jego plastyczność. Przejawia się ona m.in. w tym, że funkcje uszkodzonych struktur przejmowane mogą być przez zdrowe – dzięki temu możliwa jest choćby rehabilitacja osób, których mózgi uległy
tygodnik powszechny
40 | 5 października 2014
12
WIELKIE PYTANIA
uszkodzeniu (neuronauka porzuciła spotykany jeszcze niekiedy w szkołach mit, jakoby mózgi osób dorosłych nie były podatne na żadne zmiany). Oczywiście plastyczność ta ma swoje granice, jednak z pewnością trzeba zapomnieć o możliwości przyporządkowania jeden-do-jeden danej funkcji do określonej struktury mózgowej. Co więcej, jedno z najważniejszych odkryć neuronauki ostatnich lat dotyczy tzw. neuronów lustrzanych. Badacze z Parmy odkryli, że te same neurony kory motorycznej mózgu aktywowane są zarówno wtedy, gdy makak sam chwyta przedmiot, jak i wtedy, gdy tylko obserwuje analogiczną czynność wykonywaną przez inną małpę (np. naukowca). Okazuje się więc, że pewne komórki, czy też ich zespoły, mogą kodować informacje dotyczące pozornie tak odległych sfer aktywności jak widzenie (percepcja) i chwytanie czegoś (działanie). Nie istnieje więc mózgowy „moduł chwytania” odseparowany od „modułu widzenia”. Jeśli chodzi o samo obrazowanie mózgu za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego, problemy sprawia pośredni charakter tej techniki. Jak pamiętamy, faktycznie mierzona jest nie tyle aktywność mózgu, co skorelowane z nią przemiany metaboliczne – sygnał BOLD. Z badań aktywności pojedynczych neuronów, gdzie pomiar dokonywany jest za pomocą mikroelektrod wprowadzanych bezpośrednio do tkanki, wiadomo, że nie wszystko, co dzieje się w naszych mózgach, odciska swe piętno w postaci sygnału rejestrowanego przez aparaturę rezonansu magnetycznego. Pewne eksperymenty pokazują, że sygnał BOLD, informujący o zmianach poziomu krwi niosącej tlen, wcale nie musi się ściśle wiązać z aktywnością komórek nerwowych. Oczywiście, wiedza ta nie podważa całkowicie fundamentalnego założenia, na którym opiera się najpopularniejsza i prawdopodobnie najlepsza technika obrazowania aktywności mózgu, jaką obecnie dysponujemy, ale pokazuje, że nie mówi nam ona wszystkiego. Problemem jest ponadto rozdzielczość aparatury. W odstępach czasowych, gdy uzyskiwane są kolejne obrazy, w mózgu dzieje się bardzo dużo. Jeszcze innym przykładem „problemów z fMRI” jest przyznanie w 2012 r. Craigowi Bennettowi, Abigail Baird, Michaelowi Millerowi i George’owi Wolforowi nagrody Ig Nobla (potocznie nazywanej „antynoblem”). Wykorzystując aparaturę MR oraz statystykę, zauważyli oni „mózgowy sygnał”... martwego łososia atlantyckiego. Przykład ten pokatygodnik powszechny
zuje, że ograniczenia techniczne to nie wszystko. Na domiar złego, niektórzy uczeni swobodnie podchodzą do standardów badawczych. Niekiedy trudno również wnioskować, czy uczestnik eksperymentu, rozwiązujący jakiś problem leżąc w klaustrofobicznych warunkach, w głośnej i niewygodnej maszynie, nierzadko nawet przez godzinę, w normalnych życiowych warunkach zachowałby się tak samo. Np. w badaniach dylematów moralnych może paść pytanie – skądinąd bardzo życiowe – o to, czy uczestnik ściągałby na egzaminie, wiedząc, że gdyby spostrzegł to profesor, mógłby zastosować zbiorowe kary. Czy badany w prawdziwym życiu postąpiłby dokładnie tak, jak odpowiedział w eksperymencie? Oczywiście, każdy eksperyment naukowy wiąże się z uproszczeniami. Jest wręcz tak, że nowożytna nauka narodziła się, gdy zamiast poszukiwania ostatecznej natury doceniono wartość idealizacji. Jednak w przypadku badania zachowań w sytuacjach społecznych i moralnych, które interesują neuronaukowców i ekscytują popularyzatorów, uproszczenia te mogą być szczególnie trudne do zaakceptowania. Sceptyk mógłby powiedzieć, że warunki panujące w fMRI i wiedza, że uczestniczy się w sztucznej, zaaranżowanej przez zespół badawczy sytuacji eksperymentalnej, nie może prowadzić do rzetelnej wiedzy. To zdecydowanie zbyt radykalny sceptycyzm, jednak życie bogate jest w niuanse, których nie da się włączyć w plan eksperymentalny.
40 | 5 października 2014
Neuronauka – to skomplikowane Neuronauka może się chlubić ogromnymi sukcesami, ale zdrowy sceptycyzm, powstrzymujący wyciąganie zbyt pochopnych wniosków, bez wątpienia jej nie zaszkodzi. Podobnie jak nie ma w świecie dwóch identycznych odcisków palców, nie ma również dwóch takich samych mózgów. Tak samo jak gołym okiem widzimy różnice w wyglądzie ludzi, tak nawet laik zauważy, że obrazy dwóch różnych mózgów silnie się od siebie różnią. Mózg nie jest ponadto ściśle zaprogramowanym komputerem – a przynajmniej jest nie tylko nim. Skomplikowana maszyneria neuronalna sterowana jest licznymi substancjami chemicznymi, zwanymi neurotransmiterami. Modulują one połączenia międzyneuronalne, a te z kolei wpływają na nasze nastroje i zachowania – także te społeczne. Maszyneria, która czyni nas tym, kim jesteśmy, jest naprawdę skomplikowana i subtelna. Podróż w głąb mózgu to fascynująca przygoda i naprawdę warto się w nią udać. Prócz książek i artykułów nie zaszkodzi zabrać w nią jednak także zdrowego rozsądku. ņ DR MATEUSZ HOHOL jest kognitywistą i filozofem. Pracuje na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II oraz w dziale naukowym „TP”. Członek Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych. Autor książki „Wyjaśnić umysł” (Copernicus Center Press, 2013).
CZY ISTNIEJĄ GRANICE NAUKI? WILLEM DREES
(ur. 1954) holenderski filozof, autor wielu książek poświęconych relacjom nauki i religii oraz redaktor naczelny prestiżowego czasopisma naukowego „Zygon”.
TAKICH GRANIC jest wiele. Znaczna część to granice praktyczne: gdy brakuje
nam danych lub nie jesteśmy w stanie trafnie przewidywać. Ale istnieją też granice daleko bardziej fundamentalne. Jedna z nich polega na tym, że nauka zawsze wyjaśnia stan aktualny, odnosząc się do stanów wcześniejszych: jeśli chcesz zrozumieć dzisiejszą pogodę, musisz wiedzieć, jaka pogoda była wczoraj czy przedwczoraj. Dlatego np. na pytanie: „Dlaczego coś w ogóle istnieje?” – nauka nie potrafi udzielić odpowiedzi. Bo wymagałoby to poznania stanu wcześniejszego, a właśnie o ów
stan wcześniejszy pytamy. To jakby chcieć się zbliżyć do horyzontu – zaraz pojawia się nowy horyzont i nie wiadomo, co jest poza nim. Inna tego rodzaju granica tyczy się wartości. Zarówno sądów na temat piękna, jak i sądów moralnych: o dobru i złu. Ludzkie zachowanie daje się wytłumaczyć naukowo, ale wciąż pozostaje pytanie, czy jest ono dobre, czy złe. Odpowiedź na nie wymaga zdecydowanie szerszej perspektywy niż ta, której dostarcza wyjaśnianie naukowe.
13
Wbrew granicom GRZEGORZ JANKOWICZ
Spotkanie między nauką a humanistyką jest niezbędne także dlatego, że obydwa światy mogą się inspirować i weryfikować.
P
ytanie o granicę danej dyscypliny nauki jest zarazem pytaniem o jej podstawową regułę, którą kierują się badacze – czyli nomos. Każda z dziedzin wiedzy posiada swój własny zbiór zasad. Grecki rzeczownik nomos tłumaczy się zazwyczaj jako „prawo”, ale źródłowy sens tego słowa był inny i odsyłał do gestu zajęcia jakiegoś terytorium.
OLI SCARFF / GETTY IMAGES
Własne tory Wyobraźmy sobie kawałek przestrzeni, który grupa ludzi postanawia zaanektować, by utworzyć na nim nowe państwo. Chcą wydzielenia strefy, odłączenia jej od reszty obszaru, czyli wykreślenia granicy. Starożytni Grecy ów proces łączyli z ustanowieniem pierwszej reguły, która wyznaczała zakres dopuszczalnych działań danej wspólnoty i należących do niej jednostek. Zajmując terytorium, natychmiast obrysowywano je linią graniczną, a następnie tworzono właściwe mu zasady postępowania. Ci, którzy się do nich stosowali, mieli prawo przebywać w granicach. Innym wstęp był wzbroniony. Rozwój dyscyplin humanistycznych i przyrodniczych sprowadzał się do podziału uniwersum wiedzy na terytoria, które bardzo często przypominały (i nadal przypominają) warowne twierdze, zamieszkiwane przez strażników strzegących ich suwerenności. Granice były, rzecz jasna, potrzebne. Po pierwsze, by wyznaczyć zakres tematyczny danej dziedziny: czym ma się zajmować humanistyka, a czym nauki przyrodnicze? Gdzie kończą się kompetencje filozofii, a zaczynają powinności teorii nauki? Po drugie, granice pomagały w wypracowaniu metod badania, w tworzeniu narzędzi, bez których żadna z dyscyplin obejść się nie może. Po trzecie, wydzielenie konkretnych obszarów służyło pozyskiwaniu środków na studia i eksperymenty. Stawki były więc (i są) bardzo wysokie, nie powinno zatem dziwić, że granice stawały się coraz szczelniejsze. Największy podział zarysował się między humanistyką a naukami przyrodniczymi. W XX w. przedstawiciele obu obszarów wiedzy podkreślali rozłączność swych zainteresowań, metod oraz celów. Na fundamental-
ne pytania (o naturę świata, o to, czym i kim jest człowiek, jakie jest nasze miejsce wśród innych bytów) udzielano całkowicie różnych odpowiedzi. Ale nie sama różnica okazała się źródłem problemu, lecz założenie, że dyscypliny humanistyczne i nauki przyrodnicze są względem siebie całkowicie niewspółmierne. Że nauka podąża innym torem niż humanistyka, że osiągnięcia jednej nie mają nic wspólnego z ustaleniami drugiej, że dialog między obydwoma światami jest nie tylko niemożliwy, ale wręcz zbędny.
Dialog, a choćby spór W 1956 r. ukazała się książka Ch. P. Snowa pt. „Dwie kultury”, która opowiada o podziale na kulturę naukową oraz humanistyczną. Pierwsza powstaje i rozwija się w ośrodkach akademickich. Jest dostępna nielicznym specjalistom, którzy swe badania prezentują we własnym gronie, nie mając narzędzi, które pozwoliłyby im przedłożyć efekty pracy szerszej publiczności. Druga natomiast, ignorując naukę, wypełnia przestrzeń społeczną własnymi narracjami. Snow sceptycznie odnosił się do ewentualnej zmiany tego stanu, ale w kolejnych wydaniach swej pracy sugerował, że w przy-
szłości być może powstanie „trzecia kultura” – efekt bezpośredniego współdziałania między humanistami a naukowcami. Czterdzieści lat później John Brockman uczynił z frazy Snowa tytuł zredagowanego przez siebie zbioru tekstów różnych autorów. Ale w jego wizji „trzecia kultura” jest zjawiskiem zupełnie innym. Zamiast aliansu zwaśnionych światów, obserwujemy rozwój nowej kultury naukowej, która – już bez pośrednictwa humanistów – zaczęła się komunikować ze społeczeństwem, proponując nowe modele myślenia. Fundamentem tych ostatnich byłyby już nie dywagacje filozofów i teologów, lecz efekty naukowych badań. W domyśle: kultura naukowa gwarantuje pewniejszą podstawę naszych przeświadczeń o naturze świata i życiu. We wstępie do rozprawy pt. „Czy fizyka jest nauką humanistyczną?” ks. prof. Michał Heller twierdzi, że Brockmanowska wiara w nieograniczone możliwości nauki, która doskonale radzi sobie bez wsparcia humanistyki, jest bezpodstawna. Nie chodzi bowiem jedynie o popularyzację efektów badań i umieszczenie ich w przestrzeni publicznej, ale przede wszystkim o wspólny namysł nad kwestiami, które ani w obrębie nauk przyrodniczych, ani humanistyki nie znajdują ostatecznego rozstrzygnięcia. Zgadzam się z tą tezą, ale chętnie bym ją wzmocnił. Spotkanie na granicy między humanistami a naukowcami jest potrzebne także dlatego, że oba światy mogą się inspirować i weryfikować. Osiągnięcia nauk przyrodniczych zmieniają sposób postrzegania rzeczywistości, wskazując zjawiska oraz procesy, których wcześniej nie uwzględnialiśmy. Z drugiej strony – humanistyczny namysł może pomóc w powstrzymaniu pewnych działań naukowych, których celem jest np. nadmierna technologizacja naszego życia. Nie chodzi bowiem jedynie o poznanie, o naukowe efekty prowadzonych przez nas badań, lecz przede wszystkim o ich wpływ na naszą egzystencję. Celem nie powinno być wynajdywanie nowych narzędzi do władania jakimś terytorium, lecz jego dobre zamieszkiwanie. Rozwój ludzkości jest stymulowany nie tylko przez pokonywanie przeszkód, materialnych czy intelektualnych. Także – czasem – przez ich ustanawianie. Humanistyka i nauka nie mogą się zamykać w swych granicach, lecz muszą działać wbrew tym granicom, inicjując nieustający dialog, przeradzający się – dlaczegóż by nie! – w otwarty spór. ņ DR GRZEGORZ JANKOWICZ jest krytykiem literackim i dyrektorem wykonawczym Festiwalu Kopernika.
tygodnik powszechny
40 | 5 października 2014
14
S E KC J A DZIAŁ
DOMENA PUBLICZNA
WIELKIE PYTANIA
tygodnik powszechny
40 | 5 października 2014
15
Podwójna prawda BARTOSZ BROŻEK
Ten epizod z historii wzajemnych relacji filozofii i teologii pokazuje, że granic nauki nie ustala się z zewnątrz. I nie są dane raz na zawsze.
S
iger z Brabantu to jedna z najciekawszych postaci filozofii średniowiecznej. Urodził się ok. 1240 r., a w połowie lat 60. XIII w. był już mistrzem sztuk na paryskim uniwersytecie – i to nie byle jakim! Można z dużą dozą pewności stwierdzić, że był jednym z wybijających się i najbardziej popularnych uczonych swoich czasów. Musiał mieć też duży posłuch wśród braci akademickiej. Gdy w 1271 r. dokonywano wyboru Alberica z Reims na rektora Uniwersytetu Paryskiego, grupę jego oponentów określano mianem pars Sigeri. Siger należał do tego pokolenia filozofów średniowiecznych, które mogło już studiować dzieła Arystotelesa. Niemal całkowicie zapomniane we wczesnych wiekach średnich, zostały na nowo odkryte w XII w., w dużej mierze pod wpływem arabskim. Dzięki wysiłkom szkół na Sycylii i w Toledo na początku następnego stulecia myśliciele łacińskiej Europy dysponowali przekładami całego bez mała korpusu dzieł Arystotelesa, częściowo przetłumaczonych z arabskiego, ale w części już z greckiego oryginału. Nietrudno odgadnąć, co w filozofii Stagiryty było tak pociągające, że uwiodła ona nie tylko Sigera, ale i innych filozofów średniowiecznych. Oto otrzymywali rozbudowany system pojęciowy, oparty jednak na potocznym doświadczeniu świata. Zamiast urzekających, acz nieprecyzyjnych metafor i pięknej retoryki neoplatończyków, Arystoteles proponował precyzję pojęć i niezawodność dedukcyjnych wynikań. Ta filozofia była po prostu skuteczna w opisie świata.
Na mocy wiary Siger – przynajmniej na początku – zdawał się nie przejmować zbytnio pytaniem, czy dzieło Arystotelesa jest zgodne z dogmatami wiary chrześcijańskiej. Nie był w końcu teologiem. Jego celem była czytelna prezentacja i odpowiednia interpretacja spuścizny Stagiryty. Dlatego nie wzbraniał się przed przekonywaniem, że – jak chciał Arystoteles – Wszechświat jest wieczny, ani przed roz-
ważaniem, jak rozumieć Arystotelesowską naukę o duszy. Wedle jednej z interpretacji Arystoteles uważał duszę za śmiertelną, wedle innej (tzw. monopsychizmu) miała być nieśmiertelna, ale tylko jedna – każdy człowiek „uczestniczy” w życiu tej samej duszy (tzw. intelektu czynnego). Rzecz jasna obie te doktryny, podobnie jak teza o wieczności Wszechświata, były sprzeczne z nauką Kościoła. I choć Siger podkreślał, że przedstawia poglądy secundum viam philosophiae (wedle metody filozoficznej), spotkała go nieprzychylność paryskich teologów. W 1270 r. spór ten był na tyle ostry, że zareagował biskup Paryża, Stefan Tempier, dekretem z 10 grudnia potępiając 13 filozoficznych i teologicznych tez. Siger stał się ostrożniejszy. W jego dziełach z lat 70. XIII w. – choć ciągle przedstawiają filozofię Arystotelesa – co krok natrafiamy na zapewnienia, że jedyną prawdą jest prawda wiary chrześcijańskiej, jak choćby w ostatnim fragmencie „De aeternitate mundi”, gdzie czytamy: „W tym miejscu kończy się traktat dotyczący pewnego argumentu niektórych osób odnoszącego się do stworzenia istot ludzkich. Z natury tego stworzenia wnoszą oni, że Wszechświat miał początek, choć ani to, ani teza przeciwna nie mogą być udowodnione, i jedynie na mocy wiary należy utrzymywać, że świat miał początek”. Jednak takie deklaracje nie uspokoiły przeciwników Sigera, tym bardziej że w swych wypowiedziach najpewniej w ostrzejszej formie stawiał problem relacji między filozofią Arystotelesa a prawdami wiary. Św. Tomasz z Akwinu – również wielki zwolennik filozofii Stagiryty – rzucił nawet Sigerowi wyzwanie: „Niech nie mówi po kątach ani w obecności młodych, którzy nie wiedzą, jak wyrobić sobie zdanie w tak trudnych sprawach. Przeciwnie, niech odpowie na piśmie, jeśli śmie”.
Intelektualny dramat Lata 70. XIII w. na Uniwersytecie Paryskim musiały być niezwykle burzliwe, a napię-
cie między teologami a filozofami takimi jak Siger, określanymi dziś mianem awerroistów łacińskich, ciągle narastało. Kulminacją tego procesu było drugie potępienie paryskie, które Stefan Tempier ogłosił 7 marca 1277 r. Tym razem naprędce przygotowany dokument uznawał aż 219 tez za niezgodne z nauką Kościoła, a na chaotycznej liście znalazły się nawet elementy doktryny św. Tomasza. Sigera nie było już w Paryżu. Kilka miesięcy wcześniej wezwał go Inkwizytor Generalny Francji, Simon Duval. Skłoniło to Sigera, a także kilku innych mistrzów Wydziału Sztuk Wyzwolonych, do ucieczki z Francji. Siger trafił w końcu na dwór papieski w Viterbo, gdzie w charakterze gościa – a może raczej więźnia – przebywał aż do swej śmierci w 1284 r. We wstępie do potępienia z 1277 r. biskup paryski pisał: „Tak niektórzy filozofowie twierdzą, że są rzeczy prawdziwe wedle filozofii, ale nie wedle wiary katolickiej, jak gdyby istniały dwie sprzeczne prawdy i jak gdyby istniała prawda w dziełach pogan, która jest sprzeczna z prawdą Pisma Świętego”. Nie ma wątpliwości, że miał tu na myśli nie tylko Sigera, ale i innych awerroistów łacińskich: Boecjusza z Dacji, Gosvina z La Chapelle czy Berniera z Nivelles. Ciekawsze jest jednak to, w jaki sposób Tempier sformułował swój zarzut przeciwko awerroistom: jego zdaniem utrzymują oni, że istnieją dwie sprzeczne prawdy – ta zawarta w pismach Arystotelesa i ta głoszona przez Kościół. Wedle zgodnej opinii historyków filozofii opinia ta jest podstawowym źródłem „legendy podwójnej prawdy” – twierdzenia, że istnieli filozofowie, którzy uważali, iż ten sam pogląd może być prawdziwy z punktu widzenia teologii, ale fałszywy na gruncie tzw. filozofii naturalnej, a zatem refleksji uprawianej w oderwaniu od Objawienia. Czy Sigerowi lub jego zwolennikom rzeczywiście można przypisać przychylność dla teorii podwójnej prawdy? Teksty Sigera, a także to, co wiemy o jego życiu, nie pozwalają na potwierdzenie tej tezy. Możliwe są trzy inne interpretacje. Wedle pierwszej
tygodnik powszechny
40 | 5 października 2014
WIELKIE PYTANIA
Siger wierzył w to, co pisał – był zatem myślicielem, którego urzekła filozofia Arystotelesa, uważał ją za prawdziwą, ale tam, gdzie była ona sprzeczna z prawdami wiary, pierwszeństwo dawał wierze. Druga interpretacja każe czytać między wierszami. Jeśli ktoś poświęca całe traktaty na prezentację doktryn Stagiryty, dyskutuje szczegółowo argumenty za nimi przemawiające, a jedynie na końcu zaznacza, że prawdą jest to, co głosi Kościół, to można domniemywać, iż ta ostatnia deklaracja stanowi taktyczny wybieg, mający uchronić autora przed Inkwizycją. Wystarczy porównać pisma Sigera z traktatami św. Tomasza: w jednych kwestie zgodności Arystotelesowskich teorii z dogmatami wiary nie są w ogóle analizowane, podczas gdy w drugich analizy takie zajmują poczesne miejsce. W tej interpretacji Siger był po prostu osobą niewierzącą, a jedynie sytuacja instytucjonalna, w której się znajdował, zmuszała go do afirmacji wiary. Jest jednak jeszcze trzecia możliwość, którą pięknie podsumowuje jedno ze zdań z Sigerowego „Questiones in Metaphysicam”: „Nie wydaje się możliwe, by ktoś znał prawdę, ale nie wiedział, jak odeprzeć racje jej przeciwne”. Wypowiedź ta podkreśla intelektualne napięcie: oto mamy myśliciela, który szczerze wierzy w prawdy objawione, ale równocześnie nie potrafi ich pogodzić z najlepszymi dostępnymi mu teoriami, które dziś nazwalibyśmy naukowymi, a które w średniowieczu określano mianem filozofii naturalnej. Nie można wykluczyć przecież, że Siger rzeczywiście był osobą wierzącą, ale równocześnie przeżywał coś w rodzaju intelektualnego dramatu – nie umiał pogodzić pewnych aspektów swej wiary z tym, czego dowiedział się od Arystotelesa. Co ciekawe, tworzący ledwie kilkadziesiąt lat później inny mistrz sztuk wyzwolonych z paryskiego uniwersytetu, Jan Burydan, nie ma już takich rozterek. Burydan twierdził, że należy odróżnić dwa porządki rzeczy: naturalny i ponadnaturalny. Ten pierwszy określa „zwykły bieg natury”, zaś drugi to porządek boskich (cudownych) ingerencji w prawa rządzące przyrodą. Odróżnienie dwóch porządków wydaje się rozwiązywać problem, z którym zmagał się Siger. Argumentacja Arystotelesa i wypracowane przez niego oraz jego komentatorów koncepcje są wartościowe – stanowią wszak najlepszy opis tego, jak wygląda porządek naturalny. Równocześnie Objawienie może być, przynajmniej w odniesieniu do niektórych kwestii, sprzeczne z doktrynami Stagiryty, gdyż traktuje ono o porządku ponadnaturalnym. Dlatego możliwe jest, że Wszechświat miał początek, choć nie sposób dojść do tego wniosku mocą ludzkiego rozumu. Za wprowadzonym przez Burydana odróżnieniem tygodnik powszechny
porządku naturalnego i ponadnaturalnego szło inne rozróżnienie: prawdy absolutnej, której źródłem jest wiara, i prawdy „przy założeniu zwykłego biegu natury”, którą odkrywać można z pomocą metod właściwych filozofii (nauce). Koncepcja Burydana jest zatem nie tyle teorią opartą na idei podwójnej prawdy, co raczej koncepcją dwóch prawd, z tym że prawdy te nie są równoważne – absolutna prawda Objawienia stoi wyżej w hierarchii niż prawda rozumowa.
Relacje bardziej subtelne Odróżnienie dwóch porządków, naturalnego i ponadnaturalnego, nie przetrwało jednak próby czasu. Rozwój nowożytnych nauk przyrodniczych pokazał, że wiele zjawisk, które średniowieczni przypisaliby do porządku ponadnaturalnego, można wyjaśnić. Ale źródeł klęski Burydanowskiego sposobu myślenia doszukiwać się można głębiej. Jego koncepcje stawiają nauce pewne granice, poza którymi jej metody mają być nieskuteczne. Rzecz w tym, że jednym z założeń metody naukowej jest brak takich wyznaczonych arbitralnie granic. Naukowiec nie może powiedzieć, że pewnymi zjawiskami się nie zajmuje, gdyż – z definicji – nie da się ich wyjaśnić. Przeciwnie – zakłada się, że przyrodę zawsze można „wyjaśnić przyrodą”, a postulowanie istnienia porządków ponadnaturalnych stanowi nieskuteczną taktykę badawczą. To oczywiście nie pociąga za sobą wniosku, że poza tym, co potrafi zbadać nauka,
40 | 5 października 2014
nic nie istnieje. Ale widać przy tym, że relacje między nauką a teologią są bardziej subtelne, niż wydawało się Burydanowi. Teolog, który chce w pełni zrozumieć fenomen nauki, nie może po prostu postawić apriorycznych granic metodzie naukowej, zaś naukowiec, który pragnie wypowiadać się o teologii, musi pamiętać, że założenie, iż nauka wyjaśnić może wszystko, nie ma charakteru ontologicznego, lecz metodologiczny. Stanowisko Sigera – w jednej z przywoływanych interpretacji – wyraża głębokie intelektualne, ale i egzystencjalne napięcie; wszak „nie wydaje się możliwe, by ktoś znał prawdę, ale nie wiedział, jak odeprzeć racje jej przeciwne”. Jednak rozwiązanie Burydana nie okazuje się pomocne: nie zrozumiemy, czym jest nauka, jeśli wykreślimy jej z góry aprioryczne granice. Historia teorii podwójnej prawdy, czy też Burydanowskich dwóch prawd, odkrywa przed nami prawdę odnośnie do granic nauki: nie ustala się ich z zewnątrz i nie są dane raz na zawsze. Bliższe nam powinny być wątpliwości Sigera niż sztuczna pewność Burydana, bo tylko one otwierają drogę do twórczej teologicznej refleksji nad nauką. ņ PROF. BARTOSZ BROŻEK jest kognitywistą, filozofem i prawnikiem. Członek Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych. Autor m.in. książki „Granice interpretacji” (Copernicus Center Press, 2014).
CZY ISTNIEJĄ GRANICE NAUKI? GEORGE ELLIS
(ur. 1939) południowoafrykański matematyk, fizyk i filozof, najbardziej ceniony za osiągnięcia w dziedzinie kosmologii. W 2004 r. uhonorowany Nagrodą Templetona.
NAUKA ma do czynienia ze związkami przyczynowymi i stanami powtarzalnymi. Zajmuje się systemami wyizolowanymi, wykluczając czynniki, które je zaburzają. Dopiero wtedy możliwe jest uzyskanie powtarzalnego wyjaśnienia. Nauka
nie zajmuje się pięknem, sensem czy dobrem i złem, ponieważ nie da się stworzyć powtarzalnego eksperymentu, który pozwoliłby ustalić, czy np. coś jest dobre, czy złe. Nie istnieją jednostki miary dobra i zła. Dlatego nauka nie zajmuje się np. etyką. Granice nauki wynikają też z jej metodologii. Nauka zakłada, że prawa stosują się do szeregu podobnych obiektów, a np. kosmologia zajmuje się jednym obiektem: Wszechświatem. Jeśli nawet istniałyby prawa dla takiego obiektu, to nie ma jak zbadać ich doświadczalnie. Podobnie nie zbadamy np. teorii Wieloświata, a to właśnie weryfikacja doświadczalna decyduje
o sukcesie nauki. Eksperymenty także podlegają ograniczeniom – przy największych i najmniejszych skalach. W pierwszym przypadku nie możemy sięgnąć wzrokiem poza horyzont wyznaczony przez światło, które podróżowało ku nam od początku istnienia Wszechświata. W drugim przypadku, mikroskopy sięgają najwyżej skali atomowej. Akceleratory pozwalają obserwować cząstki elementarne, ale też ogranicza je rozmiar i maksymalna energia, którą dysponują. Powyżej pewnej granicy możemy tylko ekstrapolować to, co już wiemy. Potrafimy dokonywać bardzo eleganckich ekstrapolacji, ale to wciąż tylko zgadywanki.
A R C H I W U M P R Y WAT N E x 3 , A D A M WA L A N U S
16
17
Pytania robocze „Najbardziej ekscytującym zwrotem oznajmiającym nowe odkrycia nie jest »Eureka!«, ale »To zabawne...«” – twierdził Isaac Asimov. Wielkie Pytania kumulują się z mniejszych pytań, które mogą się okazać szczególnie ważne. Dlatego poprosiliśmy młodych naukowców z Centrum Kopernika, żeby opowiedzieli o pytaniach badawczych, które sobie dziś zadają.
KAROLINA PROCHOWNIK Zajmuję się kognitywistyką religii – dziedziną badającą myśli i zachowania religijne z perspektywy nauk o umyśle oraz teorii ewolucji.
Najważniejsze pytanie:
Dotyczy wpływu religii na moralność. Czy ludzie wierzący w Boga zachowują się bardziej prospołecznie niż niewierzący, tak jak podpowiada nam powszechna opinia? Eksperymentalne badania dowodzą, że taki wpływ faktycznie zachodzi, jednak jest stosunkowo ograniczony. Wierzący zachowują się bardziej prospołecznie jedynie w pewnych okolicznościach, np. gdy „przypomni się” im o wyznawanych wartościach (w naszym kręgu kulturowym ma to miejsce w niedzielę po nabożeństwie). W tej chwili nie dysponujemy jednak dostateczną ilością badań nad wpływem czynników indywidualnych, takich jak osobista religijność, na prospołeczne zachowania.
Granica, z którą się mierzę:
Kognitywne teorie religii aspirują do wyjaśnienia religii z perspektywy teorii ewolucji. Według niektórych naukowców zdolność do myśli lub zachowań religijnych wyłoniła się w procesie doboru naturalnego; dla innych są produktem ubocznym naszych systemów poznawczych. Odpowiedź na pytanie o pochodzenie religii znajduje się obecnie poza granicą naszej wiedzy. MAGDALENA SENDERECKA Prace badawcze prowadzę w obszarze neuronauki poznawczej – dyscypliny badającej, jak z elementarnych, biologicznych procesów w mózgu powstaje umysł. Interesuje mnie zwłaszcza, jak działa mózg, gdy planujemy, kontrolujemy i zmieniamy nasze zachowania, dostosowując je do otoczenia, w którym żyjemy.
A R C H I W U M P R Y WAT N E x 3 , A D A M WA L A N U S
Najważniejsze pytanie:
Dzięki użyciu nowoczesnych metod rejestrowania zmian aktywności mózgu próbuję odpowiedzieć na pytanie, jaka relacja łączy mózg, umysł i zachowanie. Staram się zwłaszcza określić, co odróżnia pracę mózgu osób impulsywnych oraz tych, które potrafią efektywnie kontrolować swoje działania. Wyniki, korespondujące z rezultatami innych prowadzonych w tym obszarze badań, wskazują na kluczowe znaczenie aktywności kory czołowej.
Granica, z którą się mierzę:
Dotyczy ona możliwości interpretacji uzyskanych wyników. Większość badań neuronaukowych nie pozwala jednoznacznie wyznaczyć kierunku związku przyczynowo-skutkowego między zmianami w układzie nerwowym i w naszym umyśle. Nie potrafimy zatem do końca określić, czy to mózg działa na umysł, czy też łącząca je relacja ma odwrotny kierunek.
ŁUKASZ KUREK Zajmuję się zagadnieniami z dziedziny filozofii prawa i filozofii umysłu. Szczególnie interesuję się problemem wolnej woli i odpowiedzialności oraz zagadnieniem roli pojawiających się w nauce prawa zdroworozsądkowych założeń dotyczących funkcjonowania umysłu.
Najważniejsze pytanie:
Przynajmniej kilka pytań uważam za równie istotne, jednym z nich jest pytanie o granice odpowiedzialności. To co prawda jedno spośród najstarszych pytań filozoficznych, ale wydaje się, że obecnie można zaproponować nowe jego rozwiązania, z perspektywy licznych eksperymentów dotyczących naszego zachowania – niedostępnej dla filozofów zajmujących się tym zagadnieniem jeszcze kilkadziesiąt lat temu.
Granica, z którą się mierzę:
Jedna z nich to granica wykorzystania dorobku nauk doświadczalnych w filozofii. Filozofia nie byłaby sobą, gdyby niektórzy jej przedstawiciele nie zaproponowali argumentów, iż w kontekście problemu odpowiedzialności wyniki eksperymentów naukowych mogą mieć w najlepszym przypadku znaczenie drugorzędne. Sądzę, że taki wniosek idzie za daleko. TOMASZ MILLER Współczesna fizyka wspiera się na dwóch filarach: ogólnej teorii względności oraz mechanice kwantowej. Fizycy od lat próbują połączyć je w jedną spójną teorię, tzw. kwantową teorię grawitacji. Celem tzw. nieprzemiennego modelu unifikacji rozwijanego przez grupę ks. prof. Hellera, której jestem członkiem, jest znaleźć strukturę matematyczną na tyle bogatą, by pogodzić „gryzące się” struktury w ramach harmonijnej całości.
Najważniejsze pytanie:
Czy geometria nieprzemienna pozwoli sformułować kwantową teorię grawitacji? Wiadomo, że każdą z dwu wielkich teorii z osobna da się wyrazić w języku geometrii nieprzemiennej – to już coś. Ciągle jednak nie jest jasne, czy dostarczy ona właściwego przepisu na ich połączenie.
Granica, z którą się mierzę:
Jest nią swego rodzaju „linia demarkacyjna” między domenami zjawisk relatywistycznych i kwantowych. Przebiega ona w obrębie dobrze poznanej fizyki, toteż może się wydawać, że nie stanowi granicy naszej wiedzy. Historia pokazuje jednak, że zacieranie takich wewnętrznych podziałów często owocuje nowymi, zaskakującymi odkryciami. ņ tygodnik powszechny
40 | 5 października 2014
18
WIELKIE PYTANIA
Nowa opowieść o człowieku ARTUR SPORNIAK
Na naszych oczach powstaje wyjątkowa mitologia. To nie tylko nowy gatunek literacki, ale też nowe zjawisko w kulturze.
P
ytanie „skąd pochodzę?” od zawsze było specjalnością religijnej mitologii. Bardziej rozwinięte religie odpowiadały także na pytanie „dokąd zmierzam?”. Obie odpowiedzi pomagają nam odnaleźć tożsamość – zorientować się, kim jesteśmy, jakie miejsce zajmujemy we Wszechświecie i jaki jest sens naszego życia. W historii religii padały różne, czasem zadziwiające odpowiedzi na temat genezy człowieka. Np. w babilońskim poemacie „Enuma Elisz” ludzkość zostaje stworzona z krwi Kingu – boga buntownika skazanego na śmierć przez innych bogów. Mity greckie przekazują wiele opowieści o powstaniu człowieka. Według jednej człowiek został ulepiony z gliny i łez przez podrzędnego boga Prometeusza. Według innej – z kamieni rzucanych za siebie przez boską parę Deukaliona i Pyrrę. Według jeszcze innej – z posianych w ziemię zębów zabitego smoka. Z kolei w jednym z mitów hinduskich wszystko – także ludzkość – wyłoniło się z rozpadającego się ciała boga Pradżapatiego. Mity te uzasadniały naszą tęsknotę za lepszym światem (obecny w nas boski pierwiastek), ale zarazem skłonność do zła (jesteśmy konsekwencją zbrodni dokonanej w boskim świecie). Pozwalały pogodzić się także z naszą bytową mizerią (ludzkość to efekt degradowania się świata boskiego). Jak zauważa katolicki teolog o. Jacek Salij, według mitów człowiek jest „czymś w rodzaju metafizycznego śmietnika”. Z takiego patrzenia wyłamuje się biblijna opowieść o początku, w której motywem stworzenia człowieka jest miłość Boga, a zepsucie moralne zawdzięcza on własnym decyzjom. To właśnie Biblia w cywilizacji zachodniej przejmie na długie wieki monopol na wyjaśnianie, kim jest człowiek, skąd pochodzi i dokąd zmierza. Sytuacja zmieni się w XIX wieku, kiedy to swoją odpowiedź na pytanie o genezę człowieczeństwa zaproponuje nauka. Po ukazaniu się w 1871 r. dzieła Karola Darwina „O pochodzeniu człowieka” niektórzy myśliciele uznali, że wreszcie ludzkość dowiedziała się o sobie prawdy, a odpowiedź nauki definitywnie zastąpiła mitologię biblijną. W czasach Darwina takim naiwnym entuzjazmem wykazali się m.in. Spencer i Haeckel, dziś podobne idee tygodnik powszechny
głoszą tzw. nowi ateiści – Richard Dawkins, Sam Harris czy Daniel Dennett. Czy rzeczywiście nauka daje odpowiedź, na którą dawniej odpowiadała mitologia, czyli snuje nową opowieść o człowieku? Ściśle rzecz biorąc: nie. Nauka produkuje tysiące hipotez, mniej czy bardziej empirycznie potwierdzonych, będących próbami odpowiedzi na mnóstwo szczegółowych pytań dotyczących człowieka. Ten pokawałkowany obraz wcale nie składa się automatycznie w spójną całość. Za dużo tu niewiadomych, zbyt wiele niepewności. Wątpliwe, czy w ogóle nauka będzie kiedykolwiek zdolna do opowiedzenia jednej, spójnej, przekonującej historii naturalnej człowieka. Nie znaczy to, że takiej opowieści nie mamy. Przeciwnie, mamy – i to w wielu odmianach. Mam na myśli książki popularnonaukowe, stawiające sobie za cel opowiedzenie historii powstania człowieka. Jako przykład wymieńmy dwie: „Przepis na człowieka” Marcina Ryszkiewicza i „Zanim człowiek stał się człowiekiem” Roberta Foleya. Wyjątkowe miejsce wśród takiej popularnonaukowej literatury zajmuje „Nowa historia ewolucji człowieka” Robina Dunbara, opublikowana przez Copernicus Center Press w tym roku. Swoją wyjątkowość zawdzięcza przede wszystkim literackim talentom autora – antropologa i psychologa ewolucyjnego z Uniwersytetu w Oksfordzie. Ale także temu, że sam Dunbar jest twórcą kilku błyskotliwych antropologicznych hipotez (m.in. słynnej „liczby Dunbara” określającej wielkość grupy osobników, z którymi potrafimy utrzymywać kontrolowaną relację – zdaniem autora jest to 150 osób;
40 | 5 października 2014
powyżej tej liczby grupie nie wystarczy psycho-biologiczne wyposażenie, musi wytworzyć instytucje, a więc kulturę). Niczym Homer czy Hezjod kodyfikujący starożytne mity, Dunbar zbiera hipotezy różnych nauk o człowieku i tworzy z nich spójną opowieść. Dodajmy – przedstawioną tak by stała się jak najbardziej przystępna: każdy z siedmiu rozdziałów, opowiadających o etapach uczłowieczenia (wyprostowaniu postawy, rozroście mózgu, komplikowaniu się relacji społecznych, pojawieniu się języka, kultury i religii), poprzedzony jest krótką fabularną historią napisaną z perspektywy naszych antenatów. Mamy wrażenie, że wędrując przez dzieje ostatnich 3,5 mln lat, nabywamy coraz to nowych cech, które za każdym razem pozwalają dokładniej się nam rozpoznać i zrozumieć. Lekturze na pewno sprzyja fakt, że książka została bardzo sprawnie przetłumaczona na polski przez Bartłomieja Kucharzyka. Skoro mamy do czynienia z pojawieniem się nowego gatunku literackiego (twórczość Dunbara jest tu wyjątkowo dobrym przykładem), który można by określić jako „realistyczną mitologię” (realistyczną – bo bazującą na osiągnięciach nauki; mitologię – bo wypełniającą białe plamy wiedzy), jak się przedstawia dzisiaj sprawa z religią? Jest faktem, że powstanie teorii ewolucji wymusza inne podejście do lektury pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju – mniej dosłowne i fundamentalistyczne, co niewątpliwie wychodzi na dobre samej religijności. Odpowiedź Biblii na pytanie o pochodzenie człowieka, a zwłaszcza o sens jego życia i ostateczny cel, nic nie straciła jednak na aktualności – osoby wierzące mają okazję zdać sobie sprawę, że należy ją odczytywać w metafizycznie najszerszym i egzystencjalnie najgłębszym kontekście. Warto jednak zadbać, by odpowiedź religijna nie była sprzeczna z odpowiedzią dawaną przez współczesną naukę, gdyż zanegowanie wartości tej ostatniej od razu wepchnie nas w irracjonalizm. ņ ROBIN DUNBAR, NOWA HISTORIA EWOLUCJI CZŁOWIEKA, przeł. Bartłomiej Kucharzyk.
Copernicus Center Press, Kraków 2014.
19
Przewodnik po pograniczach MICHAŁ KUŹMIŃSKI
Olbrzymi dystans między kosmologią, mechaniką kwantową czy ewolucjonizmem a pytaniami o dobro, piękno i poezję – rozdział po rozdziale okazuje się coraz mniejszy.
N
ie będzie łatwo. Ks. prof. Michał Heller, kosmolog, filozof i teolog, nie daje czytelnikowi forów – więc jeśli nie jest się matematykiem bądź fizykiem, przy lekturze warto zapewnić sobie dyskretny dostęp choćby do Wikipedii. Ale w podróży po miejscach, gdzie nauka styka się z dziedzinami, do których poznanie naukowe się nie stosuje, profesor Heller jest przewodnikiem idealnym: nie prowadzi na skróty, nie wodzi utartymi ścieżkami, przestrzega przed cepelią i nigdy czytelnika nie porzuci w drodze do celu. A tym – jak na prawdziwej wyprawie poza granice – okazuje się doświadczanie piękna. Oprowadziwszy czytelnika po macierzystym gruncie kosmologii, profesor Heller zapuszcza się z nim na terytoria graniczne, zadając pytania: czy matematyka jest poezją? Czy fizyka jest teorią piękna? Czy w strukturze Wszechświata jest miejsce na dobro? I – dopytuje ksiądz Heller – czemu Bóg we Wszechświecie woli działać incognito? Bohaterem tej książki jest w gruncie rzeczy racjonalność. Broniona przed zapęda-
mi ideologów, zwolenników poszukiwania w Biblii odpowiedzi na pytania naukowe czy promotorów „Inteligentnego Projektu”, wedle którego nic w wielkich procesach Wszechświata i przyrody nie dzieje się przypadkiem, lecz musi koniecznie stać za nimi celowy zamysł. Profesor Heller broni przypadkowości, dowodząc – z olśniewającą prostotą – że rachunek prawdopodobieństwa jest przecież nie gorszą teorią matematyczną niż wszystkie inne. A że
CZY ISTNIEJĄ GRANICE NAUKI? ALEXANDER VILENKIN
(ur. 1949) rosyjski kosmolog, twórca m.in. idei wiecznej inflacji i autor modelu kosmologicznego, zgodnie z którym Wszechświat wyłonił się z kwantowej próżni.
NIE WIEMY, gdzie te granice przebiegają. Za każdym razem, gdy ludzkość próbuje odkryć coś nowego, istnieje groźba, że te granice osiągnie. Dobrym przykładem
może być teoria inflacji kosmologicznej – naukowcy zajęli się zdarzeniami z niezwykle wczesnego etapu historii Wszechświata, po których nastąpiło tak wiele innych zdarzeń, że podejrzewano, iż wszelkie ślady inflacji zostały przez te późniejsze zdarzenia zamazane. Niemniej dziś tę teorię potwierdzają dane z obserwacji. Dzielni twórcy teorii inflacyjnej, którzy zmierzyli się z granicami ówczesnej nauki, mogą być dziś dumni. Sam zajmuję się problemem powstania
Wszechświata z niczego i nie umiem sobie dziś wyobrazić, jak można by to przebadać doświadczalnie. A nawet gdyby dało się to wyobrazić, pozostaje pytanie – być może najbardziej intrygujące ze wszystkich: co określa kształt praw przyrody, sposób, w jaki ewoluuje Wszechświat, a także to, jak powstał z niczego? Nie potrafimy dziś wyobrazić sobie odpowiedzi na takie pytania. Ale być może znów okaże się to granicą wyłącznie naszej wyobraźni?
Wszechświat jest realizacją programu matematycznych struktur, jest w nim precyzyjne miejsce również na przypadek. Tu ksiądz Heller dodaje: „Co by to była za teologia, która w naturalnych procesach widziałaby konkurencję dla Boga?”. Przygoda z „Granicami nauki” polega również na tym, że olbrzymi z pozoru dystans między kosmologią, mechaniką kwantową czy ewolucjonizmem a etyką, estetyką, poezją czy refleksją nad egzystencją – raz po raz okazuje się tu zadziwiająco mały. Przez granice między nimi profesor Heller przeprawia czytelnika po solidnych pomostach. I tak, przy okazji odnalezienia miejsca dla przypadku w racjonalności, pada odpowiedź na pytanie... o sens życia. „Czy nie można by sobie wyobrazić, że – podobnie jak w przypadku racjonalności świata istnieją luzy na działanie przypadków – także i w tej dziedzinie istnieją pewne »wolne miejsca« na działanie wolnej woli i jej nieracjonalnych decyzji? – pyta autor. – Jeżeli zgodzimy się na taką koncepcję, ludzkie dramaty i istnienie zła przestają być argumentem na rzecz bezsensu, lecz stają się tajemnicą racjonalności”. Albo weźmy funkcję dzeta, opisaną przez Bernharda Riemanna: choć nieskomplikowana w zapisie (dla matematyka...), to przy odpowiednich parametrach może opisać dowolną krzywą. A więc i każdą treść, bo przecież zapis to też krzywa. „Jeśli ktoś jeszcze wątpi w to, że matematyka jest poezją – konkluduje prof. Heller – niech napisze wiersz, poemat, cokolwiek..., w którym zawierałyby się wszystkie utwory poetyckie świata (...). Jeżeli ideałem poezji jest prostota zapisu przy bogactwie treści, to żaden Szekspir nie napisał nic piękniejszego od funkcji Riemanna”. „Nauka jest piękną przygodą, nie tylko dla uczonych, ale dla całej ludzkości – czytamy na koniec jednego z rozdziałów. – Ale naukę warto uprawiać tylko wtedy, gdy żyje się w środowisku sensu”. ņ MICHAŁ HELLER, GRANICE NAUKI, Copernicus
Center Press, Kraków 2014. tygodnik powszechny
40 | 5 października 2014
WIELKIE PYTANIA
Na granicy umysłu, ciała i emocji PIOTR WINKIELMAN, PSYCHOLOG:
Wydaje mi się, że pewne wrażliwości społeczne, pewne podstawowe mechanizmy empatii, mamy wrodzone. Wierzę jednak, że istnieje również racjonalny altruizm.
ły różne struktury mózgu, w zależności od kontekstu czy perspektywy (wewnętrzne przeżycia oraz zewnętrzne działanie). Lisa Feldman Barrett na podstawie podobnych eksperymentów próbuje pokazać, że nie ma w mózgu żadnych specjalnych „modułów” konkretnych emocji, lecz są one całkowicie kontekstowe.
ŁUKASZ KWIATEK: Twój zespół bada m.in. emocje z perspektywy poznania społecznego. Czym konkretnie się ostatnio zajmowaliście?
PROF. PIOTR WINKIELMAN: Niedawno przeprowadziliśmy eksperyment na temat języka i emocji, inspirowany teorią „usytuowanej konceptualizacji” rozwijaną przez Lawrence’a Barsalou. Spróbujmy to najpierw wyjaśnić. Odpowiedz szybko: jaka jest cecha piłki?
M AT E U S Z H O H O L
20
Jest kulista?
Większość ludzi odpowiada właśnie w ten sposób. A teraz wyobraź sobie, że toniesz. Jaka jest cecha piłki? Unosi się na wodzie.
No i właśnie – za teorią „usytuowanej konceptualizacji” kryje się idea, że umysł nie wydobywa naraz wszystkich znaczeń danego pojęcia, tylko posługuje się nim w jakimś kontekście; to kontekst narzuca znaczenie. Czasami może to być kontekst pragmatyczny – jak wtedy, gdy toniesz. W teorii pojęć to bardzo ważna idea, bo sugeruje ona, że kontekst może wpływać na wiele różnych mechanizmów umysłowych. Również na emocje. Niektórzy uczeni sądzą wręcz, że w emocjach właściwie ważniejszy jest kontekst niż sam afekt. Opierają ten pogląd na danych uzyskanych za pomocą neuroobrazowania, które sugerują, że nie ma wzorców aktywności neuronalnej specyficznych dla danych emocji. Czyli nie jest tak, że dana grupa komórek nerwowych aktywuje się zawsze, gdy mówisz o strachu czy radości, lecz wzorce aktywacji są uzależnione od tego, w jakim kontekście masz do czynienia z tym strachem czy radością. Jak wyglądał eksperyment? Straszyliście lub uszczęśliwialiście ludzi leżących w skanerach?
tygodnik powszechny
W naszym eksperymencie badani leżeli w skanerze i czytali zdania o emocjach typu: „Był tak wściekły, że zaczął walić w stół” lub: „Była tak wściekła, że aż gotowała się w środku”. Albo z inną emocją: „Była taka smutna, że aż załamywała ręce” czy „Była taka smutna, że czuła, iż nic się w niej nie porusza”. Jedne zdania obrazowały więc wewnętrzny aspekt emocji (gotować się w sobie), a inne – zewnętrzny (uderzać w stół, załamywać ręce). Dla porównania wyświetlaliśmy również zdania o stanach poznawczych: „Drapał się po głowie, żeby coś sobie przypomnieć” czy „Wyciągał wspomnienia z wczorajszej nocy ze swoich zwojów mózgowych”. Okazało się, że inne struktury mózgu „świecą się” na komputerowym obrazie – czyli wykazują aktywność – przy zewnętrznych zdaniach emocjonalnych i poznawczych (kora przedruchowa i dolny zakręt czołowy – IFG), a inne przy wewnętrznych zdaniach poznawczych oraz emocjonalnych (brzuszno-przyśrodkowa kora przedczołowa – vmPFC). Czyli te same emocje rzeczywiście aktywowa-
40 | 5 października 2014
Tylko czy mówimy o samych emocjach, czy raczej o pojęciach, o rozumieniu języka, którym opisuje się emocje?
Lisa Barrett próbuje ominąć ten problem, np. wyświetlając film, który ma wystraszyć badaną osobę. Argumentuje, że bardzo trudno znaleźć jakieś wspólne aktywacje mózgowe np. dla strachu w różnych sytuacjach. Owszem, są artykuły naukowe, które opisują takie wspólne aktywacje, ale rzeczywiście znacznie większe różnice pojawiają się w zależności od usytuowania danej emocji w kontekście. A inne Wasze eksperymenty związane z emocjami?
Prowadziliśmy je np. w kontekście problemów ludzi z jednoznacznym przypisaniem obiektu czy pojęcia do danej kategorii. Japoński inżynier z naszego zespołu skonstruował androida bardzo podobnego do własnej żony. Mogliśmy więc wykorzystać w różnych badaniach trzy warunki: spotkanie z prawdziwą żoną, spotkanie z androidem przypominającym żonę oraz spotkanie z robotem pozbawionym „skóry żony” – wyglądającym po prostu jak robot. W pierwszym badaniu sprawdzaliśmy, jak ludzie postrzegają tego androida na tle prawdziwej żony i zwyczajnego robota. Istnieje teoria głosząca, że nie lubimy przedmiotów sztucznych, które przypominają ludzi, ale nimi jednak nie są. Takimi badaniami bardzo interesuje się Hollywood
– oni produkują przecież coraz lepsze animacje, a tu się okazuje, że im lepsza, tym mniej się widzom podoba. Jest w tym jakiś paradoks. Najpierw po prostu pokazywaliśmy uczestnikom eksperymentu nagrania filmu z żoną, z androidem oraz ze zwykłym robotem. I pytaliśmy badanych, na ile każde z nich polubili. Okazało się, że android jest generalnie lubiany. Wtedy poprosiliśmy uczestników, którzy oglądali nagrania, o odpowiedź na pytanie, czy mają w danym przypadku do czynienia z człowiekiem, czy z robotem. Następnie znów zapytaliśmy, jak bardzo polubili bohate-
rów nagrań. Co się okazało? Android nie był już tak lubiany. Tylko dlatego, że zmusił badanych do wysiłku umysłowego?
Tak to wyjaśnialiśmy. Umysł zawsze próbuje kategoryzować elementy otaczającej nas rzeczywistości. Jednak gdy coś, jak android, znajduje się w „dolinie nieoznaczoności”, trudniej zakończyć aktywność poznawczą, co przekłada się na stres, brak pozytywnego afektu itd. Nazwaliśmy to teorią „fluencji” (ang. fluency – biegłość, sprawność), poświęciliśmy temu zjawisku również inne eksperymen-
ty. Nieszczęsny android jest ofiarą naszej kategoryzacji. Ale skąd pewność, że badani nie kłamali, że coś im się podoba lub nie?
Z tym faktycznie może być problem. I nie tylko dlatego, że ktoś mógł skłamać. Również dlatego, że słowo „lubić” może być używane w różnych znaczeniach. Na przykład mogę powiedzieć: „bardzo podoba mi się ta lodówka”. Ale niekoniecznie znaczy to, że coś czuję – może to być określenie czysto funkcjonalne.
tygodnik powszechny
40 | 5 października 2014
KIMBERRYWOOD / GETTY IMAGES
W badaniach te same emocje aktywowały różne struktury mózgu, w zależności od kontekstu.
22
WIELKIE PYTANIA
„Bardziej lubię tę teorię, a nie konkurencyjną”...
Właśnie – nie znaczy to, że odczuwam pozytywny afekt do jakiejś teorii, tylko że uważam ją za lepszą od innej. Ale nie musimy się opierać wyłącznie na odpowiedziach – możemy mierzyć reakcje fizjologiczne. W innych badaniach, też z naszym androidem, stosowaliśmy elektromiografię (EMG). Polega ona na śledzeniu za pomocą mikroelektrod aktywności mięśni. Jedną z technik, którą lubię – funkcjonalnie: ponieważ jest łatwa w interpretacji – jest badanie ludzkiego uśmiechu, np. przez przykładanie elektrod do policzków i brwi. Elektrody wychwytują minimalne skurcze mięśni. Konfrontowanie wyników EMG i ankiet pokazuje, że stuprocentowej odpowiedniości nie ma. Ale i tak jest bardzo duża – badani nie kłamią w eksperymentach. Co więcej, obecnie świetnie działają również programy do analizy ekspresji twarzy. Przy subtelnych reakcjach potrzebne są elektrody, ale w większości sytuacji całkowicie wystarczają te programy. Są lepsze niż ludzcy obserwatorzy?
Mogą być. W jednym z eksperymentów w pierwszej fazie uczono ludzi, na którym zdjęciu osoba symuluje ból, a na którym rzeczywiście go doświadcza. Komputer też dostał taki zestaw do nauki. Potem prowadzone były badania: zadanie polegało na rozstrzyganiu, czy na kolejnych obrazkach osoba udaje, czy naprawdę odczuwa ból. Program poradził sobie znacznie lepiej. A jeśli ktoś jest świetnym aktorem?
Paul Ekman, który prowadzi tego typu badania, twierdzi, że potrafi wyłowić zarówno dobrych oszustów, jak i dobrych detektorów. Pracuje m.in. z agentami CIA. Podobno na sto osób tylko pięć dobrze wykrywa oszustwa. Mało jest też dobrych oszustów. Ale może po prostu Ekman nie ma szczęścia w doborze próby?
– na gniew. Uczestnicy siedzieli naprzeciw robota i mieli go obserwować. Rejestrowaliśmy ich reakcje fizjologiczne, by sprawdzić, czy spontanicznie imitują ekspresje mimiczne androida. Gdy ludzie siedzieli naprzeciw Einsteina, pokazała się nam rewelacyjnie silna imitacja. Pytaliśmy też tych ludzi, co sądzą na temat robota – czy go lubią i czy uważają, że jest on intencjonalny: chodzi o skalę opracowaną przez Adama Waytza, w której pyta się m.in. o to, czy obiekt ma własny umysł, świadomość, wolną wolę, kieruje się intencjami, odczuwa emocje itd. Ludzie niespecjalnie polubili Einsteina i uważali, że jego poziom intencjonalności nie jest zbyt wysoki. Wypadł blado nawet w porównaniu z rybą. Ale i tak mimowolnie bardzo silnie go naśladowali. Imitacji poświęciłeś też swoje słynne badania prowadzone z V.S. Ramachandranem. Udowodniliście, że trzymanie patyka między zębami – co utrudnia uśmiech i inne ekspresje mimiczne – osłabia m.in. rozpoznawanie cudzych emocji.
Przeprowadziliśmy też nową wersję tego eksperymentu: sprawdzaliśmy, na ile rozumienie zdań nacechowanych emocjonalnie wymaga sygnału cielesnego. Weźmy zdanie: „Łukasz wstał rano i zobaczył, jak jego kotek wymiotuje przy łóżku” albo: „Łukasz wstał rano i zobaczył, jak jego kotek bawi się przy łóżku”. Żeby zrozumieć to zdanie, musisz wiedzieć, co to znaczy „wymiotować” – przypomnieć sobie, jak się czułeś, gdy wymiotowałeś. Stosowaliśmy technikę elektroencefalografii (EEG). Okazało się, że przy zdaniach pozytywnych, wywołujących uśmiech, patyk w ustach utrudniał ich zrozumienie. Badani je rozumieli, ale wymagało to od nich znacznie większego wysiłku poznawczego.
Wróćmy do androida. Do jakich eksperymentów może się jeszcze przydać?
Przy użyciu innego androida – Einsteina – sprawdzaliśmy poziom imitacji ekspresji mimicznych skorelowanych z emocjami. Takie naśladowanie mimiki jest fundamentalnym zjawiskiem w poznaniu społecznym. Na nim, zgodnie z pewną teorią, opiera się empatia i zdolność do postrzegania innych ludzi jako istot podobnych do mnie. Michael Tomasello twierdzi wręcz, że bez imitacji nie byłoby ani kultury, ani ludzkiego umysłu. Einstein ma bogaty repertuar wyrazów mimicznych – gdy się uśmiecha, naprawdę wygląda to na uśmiech, a gdy się gniewa tygodnik powszechny
Wasze eksperymenty godzą w kartezjański dualizm ciało–umysł, ponieważ wykazujecie, że emocje są ucieleśnione. A jak współczesna psychologia poznawcza odnosi się do innych filozoficznych debat – na temat konfliktu między emocjami a rozumem? Niektórzy przekonują, że nie jesteśmy tak racjonalni, jak wyobrażali to sobie oświeceniowi myśliciele.
Jest kilka linii obrony racjonalności. Jedną z nich nakreślił Antonio Damasio. Jego teoria markerów somatycznych głosi, że dzięki emocjom uczymy się unikać kary i zdobywać nagrody. W słynnym eksperymencie „Iowa gambling task” osoby z zaburzeniami w emocjonalnych centrach mózgu podejmowały gorsze decyzje, ponieważ nie odczuwały emocjonalnych konsekwencji
40 | 5 października 2014
swoich negatywnych wyborów i nie uczyły się na błędach. Zdrowi uczą się na błędach, ale też lękają się ryzyka i mogą przegapić dobre oferty – w innych badaniach pacjenci zyskiwali na tym, że działali śmielej. Z kolei Joseph LeDoux zauważa, że emocje pomagają przyspieszyć prawidłową reakcję na bodziec. Gdy mignie ci w trawie wąż, odskakujesz, zanim sobie uświadomisz, że znalazłeś się w niebezpieczeństwie. Gdybyś się nie wystraszył, mógłbyś nie mieć drugiej szansy na uratowanie się. To swoista racjonalność wbudowana w emocje. Robert Frank twierdzi coś podobnego w kontekście emocji bardziej złożonych niż strach – np. wstydu czy poczucia winy. Te emocje działają trochę tak, jakby służyły zapobieganiu negatywnym konsekwencjom, których obawia się organizm, ale świadomy umysł o nich nie myśli. Np. nie oddaliśmy pożyczonych pieniędzy i jest nam wstyd. Żeby pozbyć się wstydu, dzwonimy do wierzyciela, przepraszamy i zwracamy pieniądze. Eliminujemy emocję, która właściwie była zakodowaną w mózgu wiedzą o tym, że zachowanie, które tę emocję wywołało, może mieć negatywne konsekwencje, jak np. utrata zaufania. Emocja wywołuje nasze racjonalne zachowanie. Z kolei Jonathan Haidt uważa, że najczęściej działamy emocjonalnie, a potem tylko racjonalizujemy nasze postępowanie.
Haidt mówi o decyzjach moralnych. Jego słynny przykład z rodzeństwem, które dopuściło się kazirodztwa, pokazuje, jak wielką rolę w decyzjach moralnych odgrywa sąd emocjonalny. Ludzie mają silne poczucie, że kazirodztwo jest złe, jednak nie potrafią tego racjonalnie uzasadnić. Intelektualni potomkowie Haidta, jak David Pizarro, wnioskują ze swoich eksperymentów, że np. homofobia bierze się z fizycznego zniesmaczenia względem praktyk homoseksualnych. Nie jest w tym sensie racjonalnie uzasadniona – wynika z prostych wizualnych skojarzeń. Ktoś po prostu uważa, że to obrzydliwe, więc nie lubi homoseksualistów. Konflikt między emocjami a racjonalnością w jakiś sposób odbija się również w teorii „dwóch systemów” Daniela Kahnemana...
Tak, Kahneman pokazuje, że „myślenie pierwszego rodzaju” – oparte na szybkim, intuicyjnym sądzie – często zawodzi. Do lepszych – racjonalnych – wniosków prowadzi nas myślenie „drugiego rodzaju”: wolniejsze, zgodne choćby z regułami teorii prawdopodobieństwa. Oczywiście można debatować, czy to dwa specyficzne „tryby” my-
23
ślenia, czy po prostu myśląc dłużej człowiek dochodzi do trafniejszych wniosków. Z drugiej strony, niektóre badania pokazują, że czasami im dłużej się zastanawiasz, tym mniej trafny sąd podejmiesz. A jak w to wszystko wpisuje się teoria Michaela Gazzanigi, zgodnie z którą wyposażeni jesteśmy w moduł (zlokalizowany w lewej półkuli mózgu) interpretujący rzeczywistość, w tym nasze zachowania, ex post? Czyli najpierw działamy, dopiero potem to sobie uświadamiamy i tłumaczymy.
To bardzo popularna teoria. W ten paradygmat wpisuje się Haidt – racjonalne uzasadnienia moralnych decyzji są formułowane post factum, najpierw działa czynnik emocjonalny, który warunkuje decyzję. Gdy słucham dyskusji politycznych, które sprowadzają się do tego, że mówca stwierdza, iż czegoś nie lubi, a potem dobiera do tego zasadę moralną, to wierzę w to podejście. Pizarro zobrazował to w ciekawym eksperymencie. Badani mieli rozwiązać słynny „dylemat wagonika” – pociąg za chwilę rozjedzie pięć osób, jedyne, co możesz zrobić, to przełożyć zwrotnicę, co sprawi, że pociąg wjedzie na inny tor i rozjedzie tylko jedną osobę. W wersji Pizarra ludzie na torach byli przedstawicielami różnych ras – pociąg sunął na pięcioosobową grupę białych, na sąsiednim torze był czarnoskóry muzyk jazzowy. Inna grupa badanych miała odwrotną sytuację. Gdy badani mówili, że nie zaingerują w przebieg wydarzeń (zginie pięć osób), cytowali imperatyw Kanta. Gdy chcieli ingerować, cytowali utylitarystyczne zasady Milla (lepiej by zginęła jedna osoba niż pięć). Rozstrzygając później też inne dylematy trzymali się raz wybranych zasad moralnych, ale badania wykazały, że wybór zasad zależał od tego, czy woleli, by ginęli czarnoskórzy, czy biali. Ale dlaczego jeden badany wolał ocalić białych, a inny – czarnoskórych?
Z tej perspektywy decyzje brałyby się np. z poczucia winy wobec czarnoskórych osób albo z niechęci do nich czy z chęci udzielenia „politycznie poprawnej” odpowiedzi. To zresztą ogromny problem eksperymentalnej psychologii moralności – ludzie twierdzą, że podejmują decyzje, których w rzeczywistości by nie podjęli. Patricia Churchland uważa, że decyzje moralne nie mogą być podejmowane ze względu na zasady – w konkretnych sytuacjach jest zbyt dużo szczegółów, a zasady są zbyt ogólne. Świetnie nadają się one jednak do uzasadniania decyzji post factum. Co to wszystko mówi o naszej naturze?
Psychologia pokazuje fenomeny na granicy. Można podawać wiele przykładów, że w konkursie pomiędzy reakcjami emocjonalnymi a zasadami moralnymi wygrywają jednak zasady. Czasem dajemy bezdomnym pieniądze, choć wyglądają tak okropnie, że najchętniej byśmy uciekli. Ratujemy zwierzęta, a najłatwiej byłoby odwrócić wzrok. Dlaczego jesteśmy do tego zdolni? Zostaliśmy tego nauczeni, czy mamy wrodzoną tendencję do altruizmu?
Wydaje mi się, że mamy wrodzone pewne wrażliwości społeczne, pewne podstawowe mechanizmy empatii. Tomasello pokazywał, że już trzyletnie dzieci chcą pomagać, ale musi to być podbudowane zasadami. Jako ojciec dziecka wiem, że gdy daję synowi czekoladę i proszę, by poczęstował mnie kawałkiem, to się krzywi – woli sam zjeść całą. Albo robię pranie, a on chce mi pomóc, lecz jeśli tylko zobaczy swojego iPada – ta chęć mu przechodzi. Wierzę jednak, że istnieje również racjonalny altruizm – oparty na rozumieniu użyteczności społecznej. Mimo że nie chcemy płacić podatków, to jednak wiemy, że gdyby nikt ich nie płacił, wszystko by upadło. Głosowanie jest lepszym przykładem: choć wiemy, że nasz głos nie jest istotny – nawet na Florydzie nie rozstrzygnął nigdy pojedynczy głos – to jednak idziemy głosować. Ja nie zagłosowałem w wyborach do europarlamentu. Chyba z oburzenia, że przywileje i zarobki europosłów
w ogromnym stopniu przewyższają ich kompetencje i obowiązki.
To było w jakiś sposób racjonalne. Chciałeś dać sygnał, co o tym sądzisz. Albo tylko zracjonalizowałem to sobie ex post.
No tak, nie chciało ci się iść głosować i wymyśliłeś sobie wygodne uzasadnienie. To wszystko trudne do rozstrzygnięcia. Gdy uczę na temat altruizmu, opowiadam swoim studentom o eksperymentach Roberta Cialdiniego. Wmawiał on ludziom, że podał im lek, który przez kilka godzin zapobiega odczuwaniu przyjemności (mood-freezing pill). I projektował sytuacje, w których ludzie ci mogli pomagać. Niektórzy przestawali pomagać – najwidoczniej bywają altruistami po to, by poczuć się lepiej. Ale inni dalej pomagali – bo chyba uważali, że to, co robią, jest właściwe. Altruizm częściowo jest oparty na mechanizmach odczuwania przyjemności, na oczekiwaniu nagrody społecznej czy mechanizmie empatii, ale część zachowań altruistycznych opiera się jednak po prostu na przekonaniu, że dane postępowanie jest właściwe. Ja jednak lubię takich filozofów jak Kant. Ludzie mimo wszystko częściowo kierują się jakimś imperatywem. ņ ROZMAWIAŁ ŁUK ASZ KWIATEK
PROF. PIOTR WINKIELMAN jest psychologiem na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego. Zajmuje się zależnościami między emocjami, procesami poznawczymi i świadomością.
CZY ISTNIEJĄ GRANICE NAUKI? ROBERT AUDI
(ur. 1941) amerykański filozof, jeden z najbardziej wpływowych współczesnych myślicieli, specjalizujący się w dziedzinie etyki i epistemologii.
TO DWUZNACZNE pytanie. Weźmy, po pierwsze, granice, które nazwałbym wewnętrznymi. Wyobraźmy sobie – jak się sądzi w mechanice kwantowej – że nasz świat jest niedeterministyczny. Oznaczałoby to, że istnieją zjawiska, które nie
podlegają niezaprzeczalnym prawom przyrody. Pewne podstawowe prawa byłyby statystyczne. I weźmy teraz zjawisko, którego prawdopodobieństwo wynosi 1/2. Jak wyjaśnić, że do niego doszło? To z pewnością granica wyjaśniania. Albo rozważmy Wielki Wybuch jako pierwsze zjawisko naturalne. Jeśli tak, to nie istnieje poprzedzające go zjawisko, za pomocą którego można by go wyjaśnić. Byłby więc wyjaśnieniem niewyjaśnialnym. I nauka musiałaby się pogodzić ze zdarzeniem irracjonalnym, niedającym się wyjaśnić naukowo. Granice zewnętrzne zaś dotyczą dziedziny apriorycznej. Jest prawdą aprio-
ryczną, że wynikanie jest przechodnie: jeśli z p wynika q, a z q wynika r, to z p wynika r. Wyjaśnianie naukowe się tym nie zajmuje, bo samo zakłada prawdziwość takiego założenia. Dziedziną pozanaukową – nie „nienaukową” – są normy. Odpowiedzi na pytania, dlaczego kłamstwo czy zbrodnia są złe, są apriorycznymi normami, a zatem nie wymagają wyjaśniania. Nawet jeśli wyjaśnimy, że od skłonności do szczerości albo altruizmu zależy przetrwanie gatunku, nie wyjaśnia to, dlaczego kłamstwo wartościuje się negatywnie. W tak ważnej dziedzinie wyjaśnianie naukowe nie ma zastosowania.
tygodnik powszechny
40 | 5 października 2014
24
WIELKIE PYTANIA
Nauka ma przyszłość
scu naszego gatunku we Wszechświecie. Wiemy już, że co najmniej kilka światów w naszym Układzie Słonecznym – Europa, Enceladus, Tytan, być może Mars – nadawałoby się na dom dla innych form życia. A poszukiwania kogoś, z kim moglibyśmy porozmawiać? Naukowcy z programu SETI są przekonani, że moglibyśmy odkryć inną cywilizację w ciągu dziesięciu lat, jeśli tylko znajdzie się polityczna wola i budżet dla astronomów. Choć dziesięć lat temu padały podobne deklaracje.
WOJCIECH BRZEZIŃSKI
Jest dobra wiadomość: z grubsza wiemy, czego nie wiemy. Możemy się więc skoncentrować na wyjaśnianiu zagadek, które stawia przed nami Wszechświat. Albo nasz mózg.
B
ył jednym z najlepszych łapaczy w historii baseballa. Ale do historii trafił dzięki bon motom – genialnym w swojej nieporadności. Stał się dzięki nim tak popularny, że studio Hanna-Barbera na jego cześć nazwało kreskówkowego niedźwiedzia. To Yogi Berra. A skąd się wziął w artykule o nauce? Bo zdołał w pigułce zawrzeć problem, z którym futuryści, naukowcy i inżynierowie zmagają się każdego dnia: „Przewidywanie jest trudne, zwłaszcza jeśli chodzi o przewidywanie przyszłości”. Jak wyobrażaliśmy sobie rok 2014 dwadzieścia, trzydzieści czy sto lat temu? Mieliśmy mieć teleportację, kosmiczne wycieczkowce, mieliśmy wygrać z rakiem i żyć 200 lat. Nie wyszło. Ale zamiast tego
mamy w kieszeniach urządzenia, które pozwalają czerpać z całego zasobu wiedzy ludzkości. To, że służą nam do wrzucania fotek na Facebooka, jest mniej istotne. Nie możemy przewidzieć, co będziemy wiedzieli za kilkaset czy choćby kilkanaście lat. Ale mamy za to świadomość, jak ograniczona jest nasza wiedza o rzeczywistości. Wiemy więc, czego szukać.
Jak myślisz? Ale czy mamy szanse na zrozumienie obcej inteligencji, skoro nie do końca rozumiemy własną? A z tego, jak działają nasze mózgi, nie rozumiemy zbyt wiele. Potrafimy manipulować procesem powstawania pamięci, naukowcom udało się nawet wytworzyć fałszywe „wspomnienia” u myszy, ale to nie oznacza jeszcze, że wiemy, jak pamięć jest magazynowana ani jak mózg wspomnienia odzyskuje. Wiemy np., że proces „sczytywania” wspomnień może doprowadzić do ich zaburzenia, co udało się wykorzystać do „wymazania” pewnych zapamiętanych wyda-
Gdzie są wszyscy? Choć wypatrujemy ich od ponad stulecia, wciąż nie spotkaliśmy żadnych kosmicznych sąsiadów. Nawet mikroskopijnych. Odkrycie życia w innych światach byłoby przewrotem kopernikańskim: mogłoby wywrócić nasze wyobrażenie o miej-
MAŁE WIELKIE PYTANIA T R E Ś Ć : M AT E U S Z H O H O L , M I C H A Ł K U Ź M I Ń S K I , Ł U K A S Z K W I AT E K | G R A F I K A : L E C H M A Z U R C Z Y K
PRESOKRATYCY
Czy można dwa razy wejść do ARYSTOTELES tej samej Co by tu jeszcze rzeki? sklasyfikować… Gdyby Heraklit
OSTATNI WSPÓLNY PRZODEK LUDZI I SZYMPANSÓW
KRZYSZTOF KOLUMB
A może inni mają złoto?
BLAISE PASCAL
IZAAK NEWTON
zapytał praczek z Efezu, powiedziałyby mu, że robią to codziennie.
GHRRHHRAHGRRR?
Z pewnością nie posługiwał się mową, która jest późniejszym wynalazkiem.
Jak daleko spada jabłko od jabłoni? Czy filozofia może być śmieszna?
BUDOWNICZY STONEHENGE
Czy cykuta też jest dobra?
Ciekawe, co sobie o nas pomyślą?
Nie tylko archeolodzy: obserwacje gwiazd były przejawem wierzeń religijnych, a te wymagają teorii umysłu – zdolności do wyobrażenia sobie cudzych (również boskich) myśli.
ok. 7 mln lat temu
tygodnik powszechny
Przeszedł do historii jako „śmiejący się filozof”.
PLATON
Czy warto się wychylać?
…również z jaskini, metafory ludzkiego poznania.
ok. 2500 r. p.n.e.
VII-V w. p.n.e.
V w. p.n.e.
40 | 5 października 2014
MIKOŁAJ KOPERNIK
Czyż mogłoby być lepiej?
Jak nie trafić na indeks?
AUGUSTYN
Czy kobiety też mają dusze?
TOMASZ Z AKWINU
Co dziś na obiad? 460-370 r. p.n.e.
A cóż to za diabeł?
„Naszym dziadem jest diabeł pod postacią pawiana”.
GOTTFRIED WILHELM LEIBNIZ
DEMOKRYT
SOKRATES
KAROL DARWIN
Założysz się?
LUDWIK PASTEUR
A czy ja jestem królik w śmietanie? Odparł, gdy usłyszał, że powinien spocząć na laurach.
KARTEZJUSZ
Ile to będzie koni mechanicznych? Uważał, że zwierzęta to w zasadzie maszyny.
IV/V w. 1268- 1492 r. 1543 r. -1273 r.
1637 r. 1623-1662 r.
IMMANUEL KANT
Jaki mamy czas?
Podobno według jego spacerów regulowano zegarki. Sam twierdził, że czas jest tylko produktem umysłu.
1687 r.
1697 r.
ZYGMUNT FREUD
Czy kochasz mamę?
1781 r.
1859 r. 1860-1864 r.
1899
25
A jeśli się uda, czy pójdziemy o krok dalej? Budując urządzenia, które będą poprawiały „parametry” naszych mózgów? Czy będziemy chcieli? Czy powinniśmy?
rzeń. Ale jak on działa? Czy jest elektryczny, chemiczny, czy jeszcze inny? Potrafimy precyzyjnie mierzyć aktywność elektryczną mózgu, ale jesteśmy jak elektryk w fabryce komputerów: rozumiemy, jak komputer przekazuje impulsy między swoimi elementami, i umiemy je zmierzyć, ale bez znajomości systemu operacyjnego nie pojmiemy, jakie informacje są przekazywane. A pamięć to tylko początek. Dlaczego śpimy? Jak działa nasza percepcja? I czym jest świadomość? Mózg ma przed sobą jeszcze wiele pracy, zanim zrozumie, jak działa.
Budujemy konkurencję A jeśli już zrozumiemy, jak działają nasze umysły, zbudujemy coś na ich obraz i podobieństwo? Inżynierowie Google, pod wodzą guru futurystów Raya Kurzweila, są przekonani, że tak. Głęboko w ich laboratoriach wre praca nad algorytmami, które pozwalają maszynom uczyć się świata podobnie, jak robią to ludzie. Już dziś wyszukiwarka internetowa Google korzysta z nich, żeby zrozumieć użytkowników, ale w przyszłości taka „mapa pojęć”, pokazująca komputerowi, jak łączą się ze sobą np. słowa „matka”, „dziecko”, „miłość” – ma pozwolić komputerowi zrozumieć już nie pytania wpisywane do wyszukiwarki, ale to, co za nimi stoi. W połączeniu z superszybkimi komputerami kwantowymi, które – być może, to budzi wciąż gorące dyskusje – pracują już na rzecz Google, może doprowadzić to do powstania sztucznej inteligencji, która po prostu rozumie świat – i jest świadomą istotą. Elektronicznym dzieckiem. Tylko na kogo to dziecko wyrośnie?
A może poprosić o pomoc? Choć może mózg będzie mógł liczyć na wsparcie. Bo jeśli badania takich naukowców, jak prof. Kevin Warwick, będą dalej postępować w podobnym tempie i kierunku jak dotąd, możemy się doczekać cyfrowych „protez” dla mózgu. Pierwsze próby już trwają: University of Pennsylvania pracuje na zlecenie wojskowej agencji badawczej DARPA nad protezą pamięci, która ma pozwolić – zapewne najpierw rannym żołnierzom – odzyskać zdolność zapisywania i odczytywania długoterminowej pamięci. Implant ma być gotowy za cztery lata.
Pożyjemy, zobaczymy Żeby się o tym przekonać, przydałoby się pożyć trochę dłużej – powiedzmy, kilka stuleci. Ale nieśmiertelność, która jeszcze za czasów Mary Shelley wydawała się na wyciągnięcie ręki, stale się nam wymyka. Rozumiemy, po co z biologicznego, ewolucyjnego punktu widzenia istnieje śmierć ze starości: robi miejsce dla kolejnych pokoleń, o genach nieco lepiej przystosowanych do aktualnych warunków niż geny rodziców. Ale jak ten proces zahamować? Pewnie wyeliminujemy, jedna po drugiej, choroby zakaźne czy wady wrodzone – to kwestia uporu i wytrwałości lekarzy. Ale co z rakiem, który wydaje się bezpośrednio związany z procesem starzenia? Im bliżej wydaje się cel, tym trudniej go nam uchwycić. Wśród rozlicznych bon motów Yogiego Berry znalazł się i taki: „Przyszłość nie jest taka jak kiedyś”. Święta prawda. Jest dużo ciekawsza. ņ WOJCIECH BRZEZIŃSKI jest dziennikarzem Polsat News, gdzie prowadzi autorski program popularnonaukowy „Horyzont zdarzeń”. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.
MARIA SKŁODOWSKA-CURIE
Czy suknia ślubna musi być biała? Wolała czarną – żeby w niej chodzić po laboratorium.
ALAN TURING
ALFRED TARSKI KONSTANTIN CIOŁKOWSKI
Jak posłać Sowietów w kosmos?
Marzył, że odbuduje tam Szkołę Lwowsko-Warszawską.
Kto ma tytoń?
ł, że a
Był nałogowym palaczem fajki. Lekarz zabronił mu kupowania tytoniu, ale Einstein uznał, że nie ma zakazu podkradania go od Nielsa Bohra. 1899 r. 1903 r.
Miał ogromne problemy z językami obcymi. Mawiano, że używa „bohrish” – mieszanki angielskiego, niemieckiego i duńskiego.
ERWIN SCHRÖDINGER
Czy kot może być równocześnie żywy i martwy?
ROBERT OPPENHEIMER
Dlaczego nie wierzyłem hinduskim księgom?
1950 r. Lata 30.
1942-45 r.
Kto tu rządzi?
Oni, czyli cywilizacje pozaziemskie.
Jaka jest odpowiedź na ostateczne pytanie o życie, Wszechświat i wszystko inne?
Czy wszystko jest możliwe?
Jak literami A, T, G i C opisać i człowieka, i dinozaura?
1953 r.
1970 r. Lata 60.
Swoje starania o większy udział kobiet w nauce podsumowała: „30 lat temu myślałam, że wszystko jest możliwe”. 1978-1979 r.
Czy neutrina są szybsze od światła?
DOUGLAS ADAMS
VERA RUBIN FRANCIS CRICK
LABORATORIUM GRAN SASSO
Nie.
42
Po próbnej eksplozji bomby atomowej zacytował jedną z nich: Jasność tysiąca słońc, rozbłysłych na niebie, oddaje moc Jego potęgi. Teraz stałem się Śmiercią, niszczycielem światów.
1922 r. 1925 r. 1905-1915 r.
Gdzie Oni są?
Michael Gazzaniga
Ja czy mój mózg?
Długo nie chciano uwierzyć w doniesienia niewykształconej młodej dziewczyny na temat złożoności życia społecznego szympansów.
ENRICO FERMI
I jak tu się dogadać? ALBERT EINSTEIN
Dlaczego nikt mi nie wierzy?
To typowa odpowiedź botów: programów udających ludzi.
NIELS BOHR
m anie?
JANE GOODALL
Dlaczego o to zapytałeś?
Czy Berkeley może stać się Lwowem?
ALEKSANDER WOLSZCZAN
Czy w Polsce nie może być normalnie? 1992 r.
CERN
Co teraz zrobić z tym całym żelastwem?
Wielki Zderzacz Hadronów przygotowuje się do restartu z jeszcze większymi energiami, by szukać nowych cząstek, opisanych przez teorie wykraczające poza model standardowy. 2011 r.
2015 r.
Lata 70.
tygodnik powszechny
40 | 5 października 2014
CENTRUM KOPERNIKA BADAŃ INTERDYSCYPLINARNYCH jest wspólną jednostką badawczą Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, założoną i kierowaną przez ks. prof. Michała Hellera.
www.copernicuscenter.edu.pl
Badania, Edukacja, Popularyzacja Nauki, Publikacje. Wszechświat, Mózg, Umysł, Ewolucja, Relacje Nauki i Religii, Historia Nauki, Filozofia, Teologia.
ZOBACZ WIĘCEJ:
NIE PRZEGAP:
ODWIEDŹ:
Kanał youtube.com/CopernicusCenter – serie wykładów światowej sławy uczonych Serwis popularnonaukowy GraniceNauki.pl – jakie odpowiedzi na odwieczne pytania filozofów proponują współczesne nauki?
▪ inauguracji serwisu www poświęconego relacjom nauki i religii (październik 2014) ▪ Granice Nauki VI: Dwie Księgi – kolejnej edycji otwartych wykładów popularnonaukowych (listopad 2014) ▪ Copernicus College – inauguracji pierwszego polskiego e-uniwersytetu (luty 2015) ▪ Copernicus Festival: Geniusz – drugiej edycji krakowskiego festiwalu poświęconego miejscu nauki w kulturze (maj 2015)
De Revolutionibus Books&Cafe, gdzie znajdziesz wyborną kawę i najlepszy wybór książek oraz weźmiesz udział w naszych licznych wydarzeniach – wykładach otwartych, dyskusjach i warsztatach (szczegóły na www.derevolutionibus.com.pl).
Ks. Michał Heller
Jan Woleński
Daniel Dennett, Alvin Plantinga
10:30 u Maksymiliana
Wywiad rzeka
Nauka i religia
Wybór kazań wybitnego filozofa i kosmologa, głoszonych w tarnowskiej parafii pw. M.M. Kolbego
Jan Woleński w rozmowie z Jolantą Workowską, Jackiem Prusakiem i Sebastianem Kołodziejczykiem
Czy można pogodzić naukowy obraz świata z wiarą w Boga?
W księgarniach od 16 października
Zamów w przedsprzedaży na: www.ccpress.pl, tel. 12 430 63 00
F O T O : G R A Ż Y N A M A K A R A , D AV I D K A R P/ A P/ E A S T N E W S , W W W
Copernicus Center Press poleca: