Księżniczka - Jean Sasson

Page 1


Wydanie elektroniczne


J EAN SAS​S ON Wychowała się na południu Stanów Zjednoczonych. W 1978 roku wyjechała do Arabii Saudyjskiej, gdzie podjęła pracę w administracji szpitala im. Króla Fajsala w Ar-Rijad. W trakcie ponaddziesięcioletniego pobytu w tym kraju została powiernicą księżniczki Sułtany z saudyjskiej rodziny królewskiej. Losy swojej przyjaciółki opisała w trzech książkach, które przyniosły jej międzynarodowy rozgłos: Ks i ę ż​n i c z​c e , Cór ka c h ks i ę żni c zki Suł ta ny i W kr ę gu ks i ę żni c zki Suł ​t a ​n y. Jest także autorką powieści Dzi e c ko Es te r y oraz innych książek niebeletrystycznych, m.in. Ma j j a da , kobi e ta Ir a ku, Z mi ł oś c i do s yna i De ​s e r t Roy​a l . Miesz​ka w USA i czę​sto po​dró​żu​je do Eu​ro​py i na Bli​ski Wschód.


Tej au​tor​ki DZIEC​KO ES​TE​RY Z MI​ŁO​ŚCI DO SYNA Księż​n icz​k a Suł​t a​n a KSIĘŻ​NICZ​KA CÓR​KI KSIĘŻ​NICZ​KI SUŁ​TA​NY W KRĘ​GU KSIĘŻ​NICZ​KI SUŁ​TA​NY www.je​a n​s as​s on.com


Ty​tuł ory​gi​na​łu: PRIN​CESS: A TRUE STO​RY OF LIFE BE​HIND THE VEIL IN SAU​DI ARA​BIA Co​py​ri​ght © Jean Sas​son 1992 All ri​ghts re​se​rved Pu​bli​shed by ar​ran​ge​ment with Har​per​Col​lins Pu​bli​shers LLC, New York Po​lish edi​tion co​py​ri​ght © Wy​daw​nic​two Al​ba​tros A. Ku​ry​ło​wicz 2000 Cy​ta​ty z Ko​ra​nu w Do​dat​ku A: Ko​ran, PIW, 1986, prze​kład Jó​ze​fa Bie​law​skie​go Kon​sul​ta​cja ara​bi​stycz​na: dr hab. Da​nu​ta Ma​dey​ska, UW Re​dak​cja: Lu​cy​na Le​wan​dow​ska Zdję​cie na okład​ce: Paul Cox/ara​bia​nEye/Cor​bis/Fo​to​Chan​nels Pro​jekt gra​ficz​ny okład​ki: An​drzej Ku​ry​ło​wicz ISBN 978-83-7885-033-5 Wydawca WYDAWNICTWO ALBATROS A. KURYŁOWICZ Hlonda 2a/25, 02-972 Warszawa www.wydawnictwoalbatros.com

Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom. Skład wersji elektronicznej: Virtualo Sp. z o.o.


Spis treści

O autorze Tej autorki Dedykacja Od autora Wstęp Dzie​ciń​stwo Ro​dzi​na Sara Roz​wód Ali Po​dróż Po​dróż do​bie​ga koń​ca Przy​ja​ciół​ki Cu​dzo​ziem​ki Huda Ka​rim Ślub Ży​cie mał​żeń​skie Na​ro​dzi​ny Mrocz​ne ta​jem​ni​ce


Śmierć kró​la Po​kój od​osob​nie​nia Dru​ga żona Uciecz​ka Wiel​ka bia​ła na​dzie​ja Epi​log Po​sło​wie Do​da​tek A Ko​ran o ko​bie​tach Do​da​tek B Pra​wa Ara​bii Sau​dyj​skiej Dodatek C Słowniczek arabskich słów, zwrotów nazw geograficznych wy​stę​pu​ją​cych w tek​ście Do​da​tek D Chro​no​lo​gia wy​da​rzeń Zdjęcia Przypisy Wszystkie rozdziały dostępne w pełnej wersji książki.


Dedykuję tę książkę Jackowi W. Creechowi, który od początku doceniał potrzebę opowiedzenia historii Sułtany. Tylko on wie, ile bólu wycierpiałam, przeżywając na nowo długoletnią przyjaźń z Sułtaną w trakcie pisania tej książki. To on był tym, który podtrzymywał mnie na duchu w trudnych chwilach uwieczniania dzie​jów księż​nicz​ki.


Dzieje księżniczki Sułtany są autentyczne, choć zostały przedstawione słowami autorki. Opisane tu niewiarygodne tragedie ludzkie wydarzyły się w rzeczywistości. Zmienione zostały jedynie imiona, a także niektóre zdarzenia, aby nie narazić na niebezpieczeństwo osób, któ​re moż​na by ła​two roz​po​znać.


Gdy już postanowiłam napisać tę książkę, po wielekroć czytałam notatki i dzienniki Sułtany, które zechciała mi powierzyć. Kiedy dokonałam wyboru wydarzeń z jej nie​zwy​kłe​go ży​cia, od​czu​wa​łam pod​nie​ce​nie de​tek​ty​wa. Dziękuję Ci, Sułtano, za odwagę. Decydując się na ujawnienie swego życia światu, pozwoliłaś nam poznać Arabię, tak egzotyczną i niezrozumiałą dla Zachodu. Mam nadzieję, że odsłaniając intymne szczegóły życia arabskiej kobiety, pełne cierpienia i chwały, pomogłaś rozwiać wiele rozpowszechnionych na świecie negatywnych stereotypów o swych rodakach. Ci, którzy przeczytają Twoje dzieje, z pewnością zrozumieją, że tak jak w każdym innym kraju, i tutaj dobro przeplata się ze złem. Ludzie Zachodu znali dotąd Arabię Saudyjską tylko ze złej strony. Ale my obie wiemy, że pomimo prymitywnych obyczajów, które tak okrutnie zniewalają Twoje rodaczki, jest wśród was wiele osób takich jak Ty, zasługujących na szacunek i podziw swoją wal​ką z wie​lo​wie​ko​wą nie​wo​lą. Pragnę podziękować Lizie Dawson z wydawnictwa William Morrow, którą historia Sułtany oczarowała od chwili przeczytania rękopisu. Jej komentarze i sugestie pod​nio​sły war​tość książ​ki. Chcę również podziękować Peterowi Millerowi, mojemu agentowi literackiemu. Doceniam jego niesłabnący entuzjazm dla książki. Specjalne podziękowania należą się doktor Pat L. Creech, która od samego początku brała czynny udział w tworzeniu poprzez komentarze i wkład redaktorski. Jej błyskotliwość pomogła nadać książce kształt. Spisanie dziejów Sułtany byłoby nieskończenie trudniejszym zadaniem, gdyby nie miłość i oparcie, jakie znalazłam w rodzinie. Szczególne słowa wdzięczności należą się moim rodzicom, Neatwoodowi i Mary Parks. Ich miłość i zrozumienie były bardzo po​moc​ne w two​rze​niu tego tak bar​dzo oso​bi​ste​go dzie​ła. Jean Sas​son


Ofi​cjal​na Kró​le​stwo Ara​bii Sau​dyj​skiej na​zwa: Po​wierzch​ 2 149 nia: 000 km2 Lud​ność:17,9 mi​lio​nów Rząd:

mo​nar​chia ab​so​lut​na zdo​mi​no​wa​na przez ród Sa’udów; król wy​zna​cza Radę Mi​ni​strów, któ​ra po​ma​ga w kształ​to​wa​niu po​li​ty​ki

Re​li​gia: 95% lud​no​ści to mu​zuł​ma​nie sun​nic​cy, 5% szy​ici, któ​rzy za​miesz​ku​ją głów​nie wschod​nią część kra​ju Ję​zyk: arab​ski i an​giel​ski, któ​ry jest po​wszech​nie uży​wa​ny w krę​gach biz​ne​su Kli​mat:

su​chy i go​rą​cy; tem​pe​ra​tu​ra się​ga w cza​sie go​rą​cych let​nich mie​się​cy 32°C w cie​niu, zimą waha się od 10°C do 27°C

rial sau​dyj​ski (1 USD rów​na się 3,73 SR) Wa​lu​ta: głów​nym źró​dłem do​cho​dów kra​ju jest eks​port ropy naf​to​wej; Ara​bia Sau​dyj​ska jest naj​więk​szym Go​spo​dar​ka: pro​du​cen​tem ropy wśród kra​jów OPEC, jed​na szó​sta świa​to​wej pro​duk​cji po​cho​dzi z tego kra​ju

Dane dot. liczby ludności Arabii Saudyjskiej i krajów sąsiadujących pochodzą z 1995 roku (wg Nowego Laksykonu PWN, wyd. z 1998r.).


EGIPT IZRA​EL JOR​DA​NIA IRAK KU​WEJT BAH​RAJN

Lud​ność: 59,2 mi​lio​ny. Re​li​gia: is​lam sun​nic​ki (90%); chrze​ści​jań​stwo ob​rząd​ku kop​tyj​skie​go (10%) Lud​ność: 5,5 mi​lio​na. Re​li​gia: ju​da​izm (82%); is​lam sun​nic​ki (14%); chrze​ści​jań​stwo (2,5%); inne (1,5%) Lud​ność: 5,4 mi​lio​na (tyl​ko wschod​nie wy​brze​że). Re​li​gia: is​lam sun​nic​ki (93%); chrze​ści​jań​stwo (5%); inne (2%) Lud​ność: 20,4 mi​lio​na. Re​li​gia: is​lam szy​ic​ki (54%); is​lam sun​nic​ki (43%); chrze​ści​jań​stwo (3%) Lud​ność: 1,7 mi​lio​na. Re​li​gia: is​lam sun​nic​ki (63%); is​lam szy​ic​ki (28%); chrze​ści​jań​stwo (7%); hin​du​izm (2%) Lud​ność: 586 000. Re​li​gia: is​lam szy​ic​ki (48%); is​lam sun​nic​ki (38%); chrze​ści​jań​stwo (7%); inne (7%)

KA​TAR Lud​ność: 551 000. Re​li​gia: is​lam sun​nic​ki (93%); chrze​ści​jań​stwo (5%); inne (2%) ZJED​NO​CZO​NE Lud​ność: 2,3 mi​lio​na. Re​li​gia: is​lam sun​nic​ki (74%); is​lam szy​ic​ki (21 %); EMI​RA​TY ARAB​SKIE chrze​ści​jań​stwo (5%) IRAN Lud​ność: 67,3 mi​lio​na. Re​li​gia: is​lam szy​ic​ki (92%); is​lam sun​nic​ki (7%); inne (1%) OMAN JE​MEN ETIO​P IA

Lud​ność: 2,2 mi​lio​na. Re​li​gia: is​lam ba​dyc​ki (69%); is​lam sun​nic​ki (18%); hin​du​izm (13%) Lud​ność: 12,7 mi​lio​na. Re​li​gia: is​lam sun​nic​ki (53%); is​lam szy​ic​ki (47%) Lud​ność: 56,7 mi​lio​na. Re​li​gia: chrze​ści​jań​stwo ob​rząd​ku kop​tyj​skie​go (53%); is​lam (32%); wie​rze​nia ani​mi​stycz​ne (15%)


SU​DAN

Lud​ność: 28,1 mi​lio​na. Re​li​gia: is​lam sun​nic​ki (74%); wie​rze​nia ani​mi​stycz​ne (16%); chrze​ści​jań​stwo (8%); inne (2%)



Wstęp

Jestem księżniczką w kraju, gdzie nadal rządzą królowie. Możecie mnie poznać tylko jako Sułtanę. Nie mogę wyjawić mojego prawdziwego imienia z obawy przed represjami, jakie mogłyby spotkać mnie i moją rodzinę za to, co chcę wam opo​wie​dzieć. Jestem saudyjską księżniczką, należącą do królewskiego rodu Sa’udów, obecnych władców Królestwa Arabii Saudyjskiej. Jako kobieta żyjąca w kraju rządzonym przez mężczyzn, nie mogę zwrócić się do Was bezpośrednio. Poprosiłam moją przyjaciółkę, amerykańską pisarkę Jean Sasson, aby mnie wysłuchała, a następnie opowiedziała moją hi​sto​rię. Urodziłam się wolna, a przecież jestem skuta łańcuchami, choć niewidzialnymi. Zaciągano je łagodnie, aż wreszcie zamieniono moje życie w jedno pasmo trwogi i cier​pień. Z pierwszych czterech lat mego życia nie pozostały mi żadne wspomnienia. Myślę, że śmiałam się i bawiłam jak wszystkie małe dzieci, w błogiej nieświadomości, że jako dziew​czyn​ka nie przed​sta​wiam zbyt wiel​kiej war​to​ści w oj​czy​stym kra​ju. Aby zrozumieć moje dzieje, musicie poznać tych, którzy byli tu przede mną. Ród Sa’udów sięga sześciu pokoleń wstecz, aż do epoki pierwszych emirów z Nadżdu, ziemi beduinów będącej teraz częścią Królestwa Arabii Saudyjskiej. Owi pierwsi Sa’udowie sięgnęli jedynie po pobliskie ziemie pustynne, organizując nocne najazdy na są​sied​nie ple​mio​na. W 1891 roku klan Sa’udów spotkało nieszczęście. Zostali pokonani w bitwie i zmuszeni byli uciekać z Nadżdu. Abd al-Aziz, mój przyszły dziadek, był w owym czasie dzieckiem. Przeżył niewygody ucieczki przez pustynię i później często wspominał, jak na rozkaz swego ojca, płonąc ze wstydu, musiał wczołgać się do dużego worka, który potem przewieszono przez siodło wielbłąda. Jego siostra Nura została wtłoczona do drugiego worka, przerzuconego z drugiej strony siodła. Rozgoryczony, że zbyt młody wiek nie pozwala mu walczyć, gniewnie spoglądał z ukrycia na klęskę swego ojca, podczas gdy wielbłąd stąpał, kiwając się na boki. Był to punkt zwrot​ny w jego ży​ciu. Po dwóch latach koczowania na pustyni ród Sa’udów znalazł schronienie w Kuwejcie. Zycie uciekiniera było tak nieznośne dla Abd al-Aziza, że poprzysiągł so​bie od​zy​ska​nie pia​sków pu​styn​nych, któ​re kie​dyś na​zy​wał swo​im do​mem. I tak się też stało. We wrześniu 1901 roku dwudziestopięcioletni Abd al-Aziz


powrócił tam, skąd go wygnano. 16 stycznia 1902 roku, po wielomiesięcznych zmaganiach, on i jego ludzie rozprawili się ze swymi wrogami Raszydytami. W następnych latach, aby zapewnić sobie lojalność plemion pustynnych, Abd al-Aziz poślubił przeszło trzysta pochodzących z nich kobiet, które urodziły mu ponad pięćdziesięciu synów i osiemdziesiąt córek. Synowie ulubionych żon mieli pozycję uprzywilejowaną i jako dorośli ludzie znaleźli się w samym centrum władzy naszego kraju. Najukochańszą żoną Abd al-Aziza była Hassa Sudajni. Synowie Hassy stoją teraz na czele połączonych sił Sa’udów i rządzą królestwem stworzonym przez ich ojca. Fahd, je​den z nich, jest obec​nie na​szym kró​lem. Wielu potomków naszej rodziny poślubia kuzynów z najważniejszych gałęzi rodu, takich jak Turkisowie, Dżiluwisowie i Abirowie. Książęta z tych związków należą do najbardziej wpływowych Sa’udów. Dziś, w roku 1991, nasza rozległa rodzina składa się z prawie dwudziestu jeden tysięcy członków, z czego blisko tysiąc to książęta i księżniczki pochodzące w prostej linii od naszego wielkiego wodza, króla Abd alAzi​za. Ja, Suł​ta​na, je​stem jed​ną z nich. Moje pierwsze wyraźniejsze wspomnienie wiąże się z przemocą. Gdy miałam cztery lata, moja zazwyczaj łagodna mama uderzyła mnie w twarz. Dlaczego? Naśladowałam ojca w jego modłach, lecz zamiast modlić się twarzą w stronę Mekki, modliłam się do mojego sześcioletniego brata Alego. Sądziłam, że jest bogiem. Skąd mogłam wiedzieć, że nim nie był? Trzydzieści dwa lata później przypomniałam sobie tamto palące uderzenie i pytanie, które zaczynało już wtedy kiełkować w mym umyśle: je​śli mój brat nie był bo​giem, dla​cze​go trak​to​wa​no go jak boga? W ro​dzi​nie skła​da​ją​cej się z dzie​się​ciu có​rek i jed​ne​go syna rzą​dził strach: strach, że okrutna śmierć sięgnie po jedyne dziecko płci męskiej; strach, że nie narodzą się następni synowie; strach, że Bóg przeklął dom samymi córkami. Moja matka z przerażeniem oczekiwała kolejnego połogu, modląc się o syna i drżąc z obawy, że znów będzie dziewczynka. Rodziła jedną córkę po drugiej, aż wreszcie było ich dzie​sięć. Sprawdziły się najgorsze obawy mamy: ojciec wziął sobie drugą, młodszą żonę, aby powiła mu upragnionych synów. Młoda żona dała mu ich trzech, wszyscy jednak urodzili się martwi. Rozwiódł się z nią, jednak dopiero czwarta żona obdarzyła go szczodrze potomkami płci męskiej. Ale mój starszy brat jest pierworodnym i jako taki zostanie głową rodu. Podobnie jak moje siostry, udawałam szacunek dla niego, ale nie​na​wi​dzi​łam go z ca​łej du​szy. Matka poślubiła mego ojca, gdy skończyła dwanaście lat. W owym czasie był on już dwudziestoletnim mężczyzną. Miało to miejsce w 1946 roku, po zakończeniu wielkiej wojny, która przerwała eksploatację ropy naftowej. Ropa, dzisiaj podstawa gospodarki Arabii Saudyjskiej, nie przysporzyła nadmiernych bogactw rodzinie ojca,


Sa’udom, jednak już wtedy przywódcy wielkich państw zaczynali składać dowody uznania naszemu królowi. Brytyjski premier, Winston Churchill, ofiarował królowi Abd al-Azizowi luksusowego rolls-royce’a. Jaskrawozielony samochód, z tylnym siedzeniem przypominającym tron, lśnił w słońcu niczym klejnot. Coś jednak w tym wehikule, pomimo całej jego wspaniałości, rozczarowało króla, gdyż podarował go jed​ne​mu ze swych ulu​bio​nych bra​ci, Ab​dAl​la​ho​wi. AbdAllah był wujem mojego ojca i jego bliskim przyjacielem, więc ofiarował mu pojazd na miesiąc miodowy. Ojciec przyjął dar ku radości mamy, która nigdy do tej pory nie jechała samochodem. W roku 1946 wielbłąd był nadal normalnym środkiem transportu na Bliskim Wschodzie. Minęły trzy dziesięciolecia, zanim przeciętny Sau​dyj​czyk za​czął po​ru​szać się sa​mo​cho​dem. Potem przez siedem dni i nocy moi rodzice szczęśliwie przecinali szlak pustynny, kierując się do Dżuddy. Ale tak się pechowo złożyło, że ojciec, opuszczając w pośpiechu Ar-Rijad, zapomniał namiotu; z powodu tego przeoczenia oraz obecności wielu niewolników małżeństwo nie zostało skonsumowane przed dotarciem do Dżud​dy. Ta męcząca podróż należała chyba do najszczęśliwszych wspomnień mamy, gdyż później dzieliła czas na „przed podróżą” i „po podróży”. Kiedyś zwierzyła mi się, że oznaczała ona dla niej kres młodości, była bowiem wtedy zbyt niedoświadczona, by zrozumieć, co ją czeka u jej kresu. Rodzice mamy zmarli na zarazę, osierocając ją w wieku ośmiu lat. Gdy była dwunastoletnią dziewczynką, poślubiła żywotnego mężczyznę o sadystycznych skłonnościach. Jej życie polegało odtąd na spełnianiu jego roz​ka​zów. Po krótkim pobycie w Dżuddzie rodzice wrócili do Ar-Rijadu, siedziby dynastii Sa’udów. Ojciec był człowiekiem okrutnym i związek z nim wpędził mamę w głęboką melancholię. Ich małżeństwo obrodziło szesnaściorgiem dzieci, z których przetrwało jedenaścioro. Dziś życiem dziewięciu moich sióstr zrodzonych z tego związku rządzą mężczyźni przez nich poślubieni. A jedyny syn moich rodziców, dostojny saudyjski książę, biznesmen, ma cztery żony, mnóstwo kochanek i prowadzi życie wypełnione przy​jem​no​ścia​mi. Z lektury wiem, że większość cywilizowanych spadkobierców wczesnych kultur uśmiecha się na myśl o prymitywnej ignorancji swoich przodków. Obawę przed zniewoleniem jednostki rozwiał postęp cywilizacji. Społeczność ludzka chętnie chłonie wiedzę i skłania się ku zmianom. Jednak kraj moich przodków uległ niewielkim zmianom w stosunku do okresu sprzed tysiąca lat. Tak, to prawda, powstały nowoczesne budowle, najnowsze zdobycze medycyny są dostępne dla wszyst​kich, ale los ko​biet i ja​kość ich ży​cia nadal po​zo​sta​ją obo​jęt​ne męż​czy​znom. Niesłuszne jednak byłoby obwinianie o to naszej religii, islamu. Chociaż Koran


naucza, że kobiety są gatunkiem drugorzędnym i podobnie jak Biblia upoważnia mężczyzn do sprawowania nad nimi władzy, nasz prorok Mahomet zachęcał do łagodności i uczciwości wobec mojej płci. Ale ci, którzy nadeszli po Nim, woleli postępować zgodnie ze zwyczajami i tradycjami ponurego okresu głębokiego średniowiecza, niż stosować się do Jego nauk i zaleceń. Mahomet potępił dzieciobójstwo dokonywane na niechcianych dzieciach płci żeńskiej. W Jego słowach wyczuwa się niepokój o los kobiet: „Tego, który obdarzon jest córką, a nie pogrzebie jej żywcem ani nie będzie czuł gniewu wobec niej, ani przedkładał nad nią męskiego po​tom​stwa, Bóg wpro​wa​dzi do raju”. A przecież nie ma takiej rzeczy, jakiej mężczyźni nie uczynili i nie uczynią w tym kraju, aby zapewnić sobie narodziny męskiego potomka. Wartość dziecka narodzonego w Królestwie Arabii Saudyjskiej mierzy się posiadaniem lub brakiem męskiego or​ga​nu. Mężczyźni w moim kraju wierzą, że są tym, czym się stać musieli. W Arabii Saudyjskiej męski honor jest ściśle związany z kobietami jego domu, tak więc pan musi narzucić swoją władzę swym kobietom – w przeciwnym wypadku okryje się hańbą. W związku z przekonaniem, iż kobiety nie panują nad swym popędem płciowym, staje się nieodzowne, aby mężczyzna stał na straży seksualizmu kobiet. Ta całkowita kontrola kobiet nie ma nic wspólnego z miłością, lecz jedynie z obawą przed zszar​ga​niem mę​skie​go ho​no​ru. Władza saudyjskiego mężczyzny jest nieograniczona: jego żona i córki przetrwają tylko wtedy, jeśli takie jest jego życzenie. W naszych domach on jest jedyną siłą sprawczą. Inaczej rzecz wygląda w przypadku wychowywania chłopców. Od wczesnych lat dziecku płci męskiej wpaja się przekonanie o niewielkiej wartości kobiet: są one po to jedynie, aby zapewnić mu wygodę i komfort. Dziecko jest świadkiem lekceważenia okazywanego jego matce i siostrom przez ojca; ta jawna pogarda prowadzi do lekceważenia wszystkich osób płci żeńskiej i czyni niemożliwą przyjaźń z nimi. Od wczesnego dzieciństwa syn jest przyuczany do roli pana, trudno się zatem dziwić, że gdy już na tyle dojrzeje, aby wziąć sobie towarzyszkę życia, traktuje ją jak swo​ją wła​sność, a nie part​ner​kę. W wyniku takiego wychowania kobiety w mym kraju są ignorowane przez ojców, pogardzane przez braci i wykorzystywane przez mężów. Trudno przerwać ten łańcuch, a mężczyźni, którzy narzucają kobietom taki los, również nie są szczęśliwi w życiu małżeńskim. Jakiż bowiem mężczyzna może odczuwać zadowolenie w tak smutnym otoczeniu? Toteż szukają rekompensaty, biorąc sobie kolejne żony i mając mnóstwo kochanek. Niewielu zdaje sobie sprawę, że mogliby zaznać szczęścia we własnym domu z żoną-partnerką. Traktując kobiety jak niewolnice, jak przedmioty, uczynili mi​łość i praw​dzi​we part​ner​stwo mię​dzy płcia​mi czymś nie​osią​gal​nym. Historia kobiet saudyjskich jest ukryta za czarnym welonem, tak jak ich twarze. Ani


nasze narodziny, ani śmierć nie figurują w żadnym oficjalnym rejestrze, podczas gdy narodziny dzieci płci męskiej są odnotowywane w kronikach rodu czy zapiskach plemion. Powszechnie wyrażanym uczuciem przy narodzinach dziewczynek jest smutek lub wstyd. Rośnie wprawdzie liczba urodzin w szpitalach i ich rejestr w aktach rządowych, jednak większość narodzin na obszarach wiejskich odbywa się w domu. Rząd Ara​bii Sau​dyj​skiej nie dys​po​nu​je żad​nym spi​sem lud​no​ści. Często zadawałam sobie pytanie, czy to, że nasze narodziny i śmierć nie są nigdzie rejestrowane, oznacza, że my, kobiety pustyni, nie istniejemy? Czy jeśli nikt nie wie o moim ist​nie​niu, ozna​cza to, że mnie nie ma? Już sam ten fakt, bardziej niż niesprawiedliwości, jakich doznałam w życiu, skłonił mnie do podjęcia poważnego ryzyka i opowiedzenia moich dziejów. Kobiety saudyjskie skrywa czarny welon, a ich życie kontrolują sztywne, patriarchalne reguły, ale to musi się zmienić, gdyż jesteśmy już zmęczone krępującymi nas więzami i tę​sk​ni​my do swo​bo​dy oso​bi​stej. Sięgając do mych najwcześniejszych wspomnień i tajnego dziennika, który zaczęłam prowadzić w wieku lat jedenastu, spróbuję nakreślić obraz życia księżniczki z domu Sa’udów. Postaram się odsłonić sekrety życia innych kobiet saudyjskich, milionów mych ro​da​czek nie​zro​dzo​nych ze związ​ków kró​lew​skiej ro​dzi​ny. Moja gorąca chęć ujawnienia prawdy jest oczywista, gdyż jestem jedną z tych ignorowanych przez ojców, lekceważonych przez braci i wykorzystywanych przez mężów. Jest nas bardzo wiele, inne jednak nie mają możliwości opowiedzenia swej hi​sto​rii. Rzadko się zdarza, aby prawda opuściła mury pałacu saudyjskiego, gdyż nasze społeczeństwo spowija mrok tajemnicy, ale to, co znajdziecie na kartach tej książki, jest praw​dą.


Dzie​ciń​stwo

Któregoś dnia odmówiłam bratu oddania mu lśniącego czerwonego jabłka, które właśnie dała mi pakistańska kucharka. Gdy nie chciałam wypuścić owocu z rąk, twarz Alego zaczęła purpurowieć z wściekłości, ale ja nadal odgryzałam duże kęsy i w całości je połykałam. Odmawiając uległości wobec niego, popełniłam czyn oburzający i wiedziałam, że wkrótce poniosę jego konsekwencje. Ali kopnął mnie dwa razy i pobiegł do Omara, egipskiego szofera ojca. Moje siostry bały się go prawie tak samo jak ojca lub Alego. Uciekły do domu, pozostawiając mnie samą na pastwę gnie​wu męż​czyzn. Po chwili przez boczną furtkę wbiegł Omar, a za nim Ali. Wiedziałam, że z nimi nie wygram, gdyż moje młode życie obfitowało w podobne doświadczenia. Wcześnie odkryłam fakt, że każde życzenie Alego winno być spełnione. Niemniej jednak po​łknę​łam ostat​ni kęs jabł​ka i spo​glą​da​łam na bra​ta z trium​fem. Na próżno zmagając się z silnym uchwytem olbrzymich rąk Omara, zostałam uniesiona w górę i odtransportowana do gabinetu ojca. Ojciec niechętnie podniósł wzrok znad czarnej księgi rachunkowej i z irytacją spojrzał na niechcianą córkę, rów​no​cze​śnie z ra​do​ścią wy​cią​ga​jąc ra​mio​na do cen​ne​go klej​no​tu, ja​kim był jego syn. Alemu wolno było przemówić, mnie – nie. Mimo to przepełniona pragnieniem zdobycia miłości i aprobaty ojca wykrzyczałam prawdę o incydencie. Ojciec i brat zaniemówili z wrażenia. Nasze surowe społeczeństwo potępia wygłaszanie przez istoty płci żeńskiej swoich opinii. Wszystkie kobiety od wczesnej młodości uczą się raczej manipulacji niż konfrontacji. Ogień w sercach dumnych i odważnych niegdyś kobiet beduińskich zgasł; w ich miejsce pojawiły się miękkie istoty niewiele przy​po​mi​na​ją​ce tam​te. Strach ścisnął mnie w żołądku i usłyszałam swój krzyk. Nogi ugięły się pode mną, gdy ojciec wstał z krzesła. Ujrzałam ruch jego ręki, nie poczułam jednak uderzenia na twa​rzy. Kara mia​ła być inna. Ali otrzymał wszystkie moje zabawki. Ojciec dał mu też prawo napełniania mojego talerza w czasie posiłków. Triumfujący Ali nakładał mi najmniejsze porcje i najgorsze kawałki mięsa. Co wieczór kładłam się spać głodna, gdyż Ali postawił u mych drzwi strażnika z przykazaniem, żeby baczył, czy matka lub siostry nie donoszą mi pożywienia. Pastwił się nade mną, zjawiając się o północy z tacą pełną parujących ta​le​rzy, z któ​rych uno​si​ły się za​pa​chy mię​sa kur​czę​cia i go​rą​ce​go ryżu. Wreszcie znudził się tą zabawą, ale od tego momentu, a miał wtedy dziewięć lat, stał


się mym zawziętym wrogiem. Chociaż byłam zaledwie siedmioletnią dziewczynką, w wyniku incydentu z jabłkiem uświadomiłam sobie, że jestem istotą płci żeńskiej pozbawioną wszelkich praw. Widziałam poniżenie mamy i sióstr, ale nie wątpiłam, że nadejdzie dzień triumfu sprawiedliwości. Zywiąc to głębokie przekonanie, od wcze​snych lat sta​łam się utra​pie​niem ro​dzi​ny. Miałam jednak w życiu również radosne momenty. Najszczęśliwsze chwile spędziłam w domu mojej ciotki, siostry mamy. Owdowiała, zbyt stara, by zwracać na siebie uwagę, a więc wolna od wszelkich kłopotów ze strony mężczyzn, była pełną radości istotą. Często wspominała czasy swej młodości i walk plemiennych. Widziała powstawanie swego narodu i opowiadała nam fascynujące historie o wyczynach króla Abd al-Aziza i jego wiernych towarzyszy. Wraz z siostrami siedziałam ze skrzyżowanymi nogami na kosztownym wschodnim dywanie, skubałyśmy ciasta, daktylowe i migdałowe torty, zasłuchane w opowieści o bohaterskich wyczynach naszych krewnych. Poczułam przypływ dumy, słysząc o męstwie Sa’udów podczas ich walki z klanem Raszydytów w 1891 roku. Wprawdzie zostali wtedy pokonani i musieli uciekać, ale dziesięć lat później członkowie rodziny płci męskiej powrócili z Abd al-Azizem, by odzyskać utracone ziemie. Brat cioci walczył u boku Abd alAziza. Ten dowód wierności zapewnił mu wejście do rodziny królewskiej dzięki związ​kom mał​żeń​skim. W wy​ni​ku tego sce​na​riu​sza uro​dzi​łam się jako księż​nicz​ka. Gdy byłam dzieckiem, moja rodzina należała do uprzywilejowanych, choć nie najbogatszych członków rodu. Dochód z eksploatacji ropy zapewniał obfitość jedzenia i opie​kę le​kar​ską, któ​ra w owym cza​sie na​le​ża​ła do naj​więk​szych luk​su​sów. Mieszkaliśmy w ogromnej willi zbudowanej z betonowych bloków i pomalowanej na śnieżnobiały kolor. Otaczające naszą posiadłość mury miały prawie dziewięć metrów wysokości. Dom mego dzieciństwa, dla mnie zupełnie zwyczajny, jawił się pałacem w kategoriach zachodnich, a przecież był tylko zwykłym domostwem w po​rów​na​niu z ocze​ki​wa​nia​mi współ​cze​snych Sau​dyj​czy​ków. Jako dziecko uważałam, że jest zbyt duży, by mógł być przytulny. Długie i ponure korytarze wiodły do różnych kształtów i rozmiarów pokoi, kryjących mroczne sekrety naszego życia. Ojciec i Ali zajmowali drugie piętro przeznaczone dla mężczyzn. Gnana ciekawością, często tam zaglądałam ukradkiem. Ciemnoczerwone aksamitne zasłony broniły dostępu słonecznego światła. W powietrzu wisiał zapach tureckiego ty​to​niu i whi​sky. Rzu​ca​łam jed​no nie​śmia​łe spoj​rze​nie i co tchu bie​głam z po​wro​tem do przestronnego kobiecego skrzydła na parterze. Pokój, który dzieliłam z moją siostrą Sarą, wychodził na prywatny ogród kobiet. Pokój mamy był pomalowany na jasnożółty kolor, dzięki czemu nabrał życia, którego brakowało pokojom w pozostałej części wil​li. Służba i niewolnicy żyli w maleńkich, dusznych pomieszczeniach w oddzielnym budynku, umiejscowionym na tyłach ogrodu. W przeciwieństwie do wyposażonej


w klimatyzację willi, pomieszczenia dla służby nie były przystosowane do gorącego klimatu pustyni. Pamiętam, jak cudzoziemskie pokojówki i szoferzy mówili z niepokojem o porze nocnego wypoczynku. Jedyną ulgę dawały elektryczne wiatraczki. Ale mój ojciec twierdził, że gdyby wyposażył pokoje służby w kli​ma​ty​za​cję, prze​sy​pia​li​by całe dnie. Tylko Omar sypiał w małym pokoiku w głównym budynku. U wejścia do domu wisiał długi złoty sznur, połączony z dzwonkiem w pokoju Omara. W razie potrzeby dźwięk dzwonka, w dzień czy w nocy, podrywał go na nogi i sprowadzał do drzwi ojca. Wiele razy pociągałam za sznurek w czasie jego drzemki lub w środku nocy, a następnie ile sił w nogach gnałam do pokoju i kładłam się do łóżka, udając mocno śpiące, grzeczne dziecko. Któregoś wieczoru mama przyłapała mnie, gdy biegłam do łóżka. Ze smutkiem na twarzy uszczypnęła mnie w ucho i zagroziła, że powie ojcu. Nig​dy jed​nak tego nie uczy​ni​ła. Od czasów mego dziadka mieliśmy rodzinę sudańskich niewolników. Liczba naszych niewolników wzrastała po każdorazowym powrocie ojca z hadżdż, do​rocz​nej pielgrzymki do Mekki odbywanej przez wiernych. Pielgrzymi z Sudanu i Nigerii sprzedawali swe dzieci bogatym Saudyjczykom, by mieć za co wrócić do domu. Nabyci w ten sposób niewolnicy uczestniczyli w naszym życiu domowym i w interesach ojca jak jego własne dzieci, nie było więc w nich służalczości. W 1962 roku, gdy rząd zniósł niewolnictwo, nasza rodzina błagała ojca, żeby ich zatrzymał. Żyją w jego domu po dzień dzi​siej​szy. Ojciec zachował w pamięci swojego ukochanego króla Abd al-Aziza. Mówił o nim tak, jak gdyby widywał go codziennie, i głęboko przeżył jego śmierć w 1953 roku, trzy lata przed moim uro​dze​niem. Po śmierci naszego pierwszego władcy królestwo znalazło się w niebezpieczeństwie, gdyż następca ustanowiony przez zmarłego króla, jego syn, nie posiadał cech przywódcy. Trwonił bogactwo na pałace, samochody i błyskotki dla swych żon, w wy​ni​ku cze​go kra​jo​wi za​czął gro​zić po​li​tycz​ny i go​spo​dar​czy cha​os. Pamiętam jak kiedyś, w 1963 roku, członkowie panującego rodu zebrali się w naszym domu. Byłam w tym czasie nadal tą samą ciekawską siedmiolatką. Omar, kierowca ojca, wpadł wtedy do ogrodu i przydając sobie ważności krzykiem, zapędził nas na górę. Machał rękami, jakby odprawiał egzorcyzmy. Zgromadził nas przy schodach i wtłoczył do małego saloniku. Sara, moja starsza siostra, ubłagała mamę, by pozwoliła jej ukryć się za rzeźbą balkonową. Chciała przyjrzeć się naszym władcom przy pracy. Choć często widywałyśmy wujów i kuzynów w czasie spotkań rodzinnych, nigdy jednak nie uczestniczyłyśmy w ważnych wydarzeniach kraju. Gdy dziewczyna zaczynała miesiączkować, przywdziewała welon i zostawała całkowicie odcięta od osob​ni​ków płci mę​skiej, oprócz ojca i bra​ci. Nasze życie upływało w odosobnieniu i nudzie, więc tego dnia mama zlitowała się


nad nami. Przyłączyła się do swych córek zgromadzonych na piętrze nad przejściem i z balkonu przysłuchiwałyśmy się mężczyznom siedzącym w dużym salonie pod nami. Ja, jako najmłodsza, siedziałam na jej kolanach. Palcami lekko przyciskała mi wargi, powstrzymując przed wydaniem jakiegokolwiek odgłosu. Gdyby nas tu znaleziono, oj​ciec był​by wście​kły. Spoglądałam wraz z siostrami jak urzeczona na paradę braci, synów, wnuków i kuzynów zmarłego króla. Mężczyźni zbierali się z godnością i powagą. Spokojna twarz następcy tronu, księcia Fajsala, przyciągała naszą uwagę. Nawet moje młode oczy dostrzegły jego bezgraniczny smutek. Do 1963 roku wszyscy Saudyjczycy zdali sobie sprawę z umiejętności rządzenia państwem przez księcia Fajsala – w przeciwieństwie do króla Sa’uda, który sobie z tym nie radził. Chodziły słuchy, że władza Sa’uda miała być jedynie symbolem jedności rodu. Panowało ogólne przeświadczenie, że był to układ niesprawiedliwy dla kraju i nie do utrzymania na dłuż​szą metę. Książę Fajsal stał z dala od całej grupy. Spokojnym głosem oznajmił, że chce przemówić w sprawach niezwykłej wagi dla rodziny i kraju. Wyraził obawę, że tron, tak trudny do zdobycia, wkrótce zostanie stracony. Stwierdził, że naród zmęczyły eks​ce​sy ro​dzi​ny pa​nu​ją​cej, że mówi się o zrzu​ce​niu z tro​nu do​tych​cza​so​we​go wład​cy za jego postawę, odsunięciu całego klanu Sa’udów i wyborze na przywódcę kogoś ze straż​ni​ków re​li​gii. Spoj​rzał ostro na młod​sze ksią​żę​ta i ja​snym, pew​nym gło​sem oświad​czył, że ich brak poszanowania dla tradycyjnego stylu życia może zachwiać tronem. Dodał, że jego serce wypełnia smutek, iż tak niewielu z nich przejawia chęć do pracy i zadowala się życiem z przyznawanych za ropę stypendiów. Kiedy przerwał, czekając na komentarze swoich braci i krewnych, nikt nie wyraził ochoty zabrania głosu. Dodał więc, że gdyby on decydował o rozdziale dochodów za ropę, przypływ pieniędzy dla książąt uległby zmniejszeniu, po czym skinął głową bratu Muhammadowi i usiadł z westchnieniem. Zauważyłam z balkonu nerwowe poruszenie wśród kilku młodszych ku​zy​nów. Najwyższe miesięczne stypendium nie przekracza dziesięciu tysięcy dolarów, główne dochody członków klanu Sa’udów płyną z ziemi. Arabia Saudyjska jest ogromnym krajem, a większość ziemi należy do mojej rodziny. Każdy kontrakt bu​dow​la​ny jest rów​nież źró​dłem ogrom​nych zy​sków. Potem zaczął przemawiać książę Muhammad, trzeci najstarszy z żyjących braci. Wywnioskowałyśmy z jego przemówienia, że król Sa’ud nalegał na przywrócenie mu władzy absolutnej, której go pozbawiono w 1958 roku. Krążyły słuchy, że przebywa poza miastem, prowadząc kampanię przeciw Fajsalowi. Były to ciężkie chwile dla rodziny Sa’udów, gdyż ich członkowie zawsze stanowili zwarty front wobec reszty Sau​dyj​czy​ków.


Przypomniałam sobie, jak ojciec opowiadał, dlaczego najstarszy z żyjących synów po Fajsalu został pominięty w sukcesji do tronu. Stary król zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby predyspozycje Muhammada znalazły oparcie we władzy królewskiej, wielu ludzi poniosłoby śmierć, ponieważ książę znany był ze swego gwałtownego tem​pe​ra​men​tu. Moja uwaga ponownie skupiła się na zebranych i usłyszałam, jak książę Muhammad oznajmia, że monarchia znalazła się w niebezpieczeństwie; rozważał możliwość zrzucenia króla z tronu i osadzenia na nim księcia Fajsala. Fajsal jednak oznajmił wszystkim, że przysiągł ojcu na łożu śmierci, iż nigdy nie powstanie przeciw władzy brata, i żadne okoliczności nie skłonią go do złamania obietnicy, nawet gdyby Sa’ud doprowadził kraj do bankructwa. Jeśli celem spotkania ma być projekt zrzucenia króla z tro​nu, to on, Faj​sal, bę​dzie zmu​szo​ny opu​ścić ze​bra​nie. W końcu rodzina postanowiła, że Muhammad, jako najstarszy po Fajsalu, powinien wpłynąć na króla. Przyglądałyśmy się, jak mężczyźni, trzymając w dłoniach filiżanki od kawy, składali przysięgę lojalności. Wszyscy synowie Abd al-Aziza mieli stanąć wspólnym frontem przeciw światu. Po tradycyjnym pożegnaniu zaczęli w milczeniu opusz​czać po​kój. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy, że był to początek końca panowania mego wuja, króla Sa’uda. Wkrótce nasza rodzina ze smutkiem musiała się przyglądać, jak synowie Abd al-Aziza eksmitują jednego ze swoich z ojczystego kraju. Wuj Sa’ud do tego stopnia stracił panowanie nad sobą, że wysłał list pełen pogróżek do swego brata, księcia Fajsala. Ten uczynek przypieczętował jego los, gdyż jest nie do pomyślenia, żeby jeden brat obrażał drugiego lub mu groził. Istnieje niepisane prawo beduińskie, że brat nie może zwró​cić się prze​ciw bra​tu. W rodzinie i w całym kraju zapanował kryzys. Dowiedzieliśmy się z czasem, że rewolucja, do której dążył nasz wuj, została zażegnana dzięki pełnemu taktu postępowaniu księcia Fajsala, który usunął się ze sceny i pozostawił podjęcie decyzji co do lo​sów na​sze​go kra​ju swym bra​ciom i straż​ni​kom re​li​gii. Dwa dni później dowiedzieliśmy się o abdykacji króla. Jedna z naszych ulubionych ciotek, żona króla Sa’uda, wpadła do nas wzburzona. Byłam zszokowana, widząc, jak zrywa welon z twarzy w obecności męskiej służby. Przybyła z pałacu Nasrija, znajdującego się na pustyni. Budowla ta zawsze zdumiewała mnie swoim niezmierzonym bogactwem i wskazywała dobitnie, co spowodowało finansowy kryzys w na​szej oj​czyź​nie. Zebrałyśmy się z siostrami wokół mamy, podczas gdy ciotka, nie panując nad sobą, wykrzykiwała oskarżenia pod adresem całej rodziny. Była szczególnie oburzona na księcia Fajsala i winiła go za sytuację, w jakiej znalazł się jej mąż. Powiedziała, że bracia męża konspirowali, aby odebrać mu tron pozostawiony decyzją ojca. Płacząc, oznaj​mi​ła, że Rada Re​li​gij​na przy​by​ła dziś do pa​ła​cu, żą​da​jąc ustą​pie​nia kró​la.


Cała ta scena wprawiła mnie w niebywałe zdumienie, gdyż tego rodzaju konfrontacje są czymś rzadkim w naszym społeczeństwie, w którym przemawia się cichym głosem, słucha tych, co mają nad nami władzę, a wszystkie problemy rozwiązuje się w skrytości. Gdy ciocia, która była niezwykle piękną kobietą, zaczęła wydzierać sobie włosy z głowy i rwać kosztowne perły na szyi, zrozumiałam, że sprawa musi być poważna. Wreszcie mamie udało się ją uspokoić i zaprowadzić do sa​lo​nu, gdzie wy​pi​ła fi​li​żan​kę her​ba​ty. Siostry zebrane pod drzwiami próbowały podsłuchiwać. Ja zaś schyliłam się, by po​zbie​rać per​ły. Ze​bra​łam ich całą garść i umie​ści​łam w pu​stym wa​zo​nie w holu. Mama zaprowadziła płaczącą ciotkę do czekającego na nią czarnego mercedesa. Przyglądałyśmy się, jak szofer uwozi w pośpiechu swą nieutuloną w żalu pasażerkę. Nie ujrzeliśmy jej więcej, gdyż towarzyszyła mężowi na wygnaniu. Mama jednak przestrzegła nas przed nieprzychylnymi uczuciami wobec wuja Fajsala. Wyjaśniła, że wuj Fajsal wiedzie kraj do dobrobytu, lecz jego poczynania sprowadzają na niego gniew ludzi nieudolnych. Choć wedle kryteriów zachodnich mama nie należała do osób wy​kształ​co​nych, ce​cho​wa​ła ją jed​nak praw​dzi​wa mą​drość.


Ro​dzi​na

Pomimo sprzeciwów ojca mama, zachęcana przez Iffat, żonę nowego króla Fajsala, zdołała kilka z nas wykształcić. Ojciec nie chciał nawet rozmawiać na ten temat. Pięć moich starszych sióstr uczyło się jedynie na pamięć Koranu od prywatnej nauczycielki, która przychodziła do domu. Przez sześć dni w tygodniu po dwie godziny dziennie powtarzały wersety z Koranu za czterdziestopięcioletnią Egipcjanką Fatimą. Kiedy Fatima poprosiła rodziców o pozwolenie na rozszerzenie programu nauczania o przy​ro​dę, hi​sto​rię i ma​te​ma​ty​kę, oj​ciec sta​now​czo od​mó​wił. Niebawem jednak ojciec zauważył, że wiele rodzin królewskich zezwala na kształcenie córek. Wraz z bogactwem płynącym z produkcji ropy, większość saudyjskich kobiet, z wyjątkiem beduinek i mieszkanek wsi, uwolniona została od wszelkiej pracy. Członkowie rodziny królewskiej byli znacznie bogatsi niż większość Saudyjczyków, ale i tak majątki uzyskane dzięki ropie sprowadzały prawie do każ​de​go domu słu​żą​cych przy​by​łych z Da​le​kie​go Wscho​du i in​nych ubo​gich ob​sza​rów. Ja i moje siostry również nie miałyśmy nic do roboty poza zabawą lub wypoczynkiem w ogrodzie. Nie miałyśmy też gdzie pójść, gdyż w czasach mojego dzie​ciń​stwa w mie​ście nie było na​wet ogro​du zoo​lo​gicz​ne​go czy par​ku. Mama, zmęczona swoimi pełnymi energii córkami, uważała, że kształcenie rozszerzy nasze horyzonty, a ją odciąży. Wreszcie z pomocą cioci Iffat udało jej się uzyskać niechętne przyzwolenie ojca. I tak oto pięć najmłodszych córek naszej ro​dzi​ny, w tym Sara i ja, sko​rzy​sta​ło z no​wej ery – ak​cep​ta​cji kształ​ce​nia ko​biet. Pierwsza nasza lekcja odbyła się w domu królewskiej kuzynki. Siedem rodzin klanu Sa’udów zatrudniło młodą kobietę z Abu Zabi, pobliskiego miasta w Emiratach. Nasza grupka składała się z szesnastu uczennic. Lekcje odbywały się codziennie w domu naszej kuzynki, od dziewiątej rano do drugiej po południu, od soboty do czwart​ku. Na tych właśnie lekcjach ujrzał światło dzienne talent mojej ulubionej siostry Sary. Była znacznie bystrzejsza niż dziewczęta dwa razy od niej starsze. Nauczycielka spytała, czy przeszła już etap kształcenia podstawowego, i ze zdumieniem pokręciła gło​wą, otrzy​mu​jąc prze​czą​cą od​po​wiedź. Nasza pani miała to szczęście, że jej nowocześnie myślący ojciec posłał ją do Anglii na nauki. Z powodu zniekształconej stopy nie było chętnych do jej poślubienia, mogła więc pójść drogą wolności i niezależności. Z uśmiechem powtarzała, że zniekształcona stopa była darem od Boga, gdyż dzięki temu jej umysł nie uległ


deformacji. Chociaż mieszkała w domu naszej królewskiej kuzynki – wciąż jest nie do pomyślenia, aby samotna kobieta mieszkała sama w Arabii Saudyjskiej – zarabiała pie​nią​dze i sa​mo​dziel​nie po​dej​mo​wa​ła de​cy​zje o swym ży​ciu. Lubiłam ją, gdyż była uprzejma i nie robiła mi uwag, gdy zapomniałam odrobić lekcje. W przeciwieństwie do Sary nie miałam akademickiego umysłu. Znacznie bardziej pociągało mnie rysowanie niż matematyka, i śpiewanie niż odmawianie modlitw. Sara czasem mnie szczypała, gdy się niestosownie zachowywałam. Gdy jednak zaczynałam krzyczeć, zostawiała mnie samej sobie. Nasza pani z pewnością zasługiwała na imię nadane jej przed dwudziestu siedmiu laty – Sakina, co po arabsku zna​czy „spo​kój”. Panna Sakina oznajmiła mamie, że Sara jest najzdolniejszą uczennicą, jaką kie​dy​kol​wiek mia​ła. Wte​dy ja, pod​ska​ku​jąc, spy​ta​łam: – A ja? Po​my​śla​ła chwi​lę i od​par​ła z uśmie​chem: – Suł​ta​na z pew​no​ścią zo​sta​nie sław​na. Tego wieczoru przy obiedzie mama z dumą powtórzyła ojcu to, co usłyszała o Sarze. Promieniała zadowoleniem, lecz on złośliwie zapytał, jak córka zrodzona z jej łona może być zdolna do sukcesów. Alego, który był prymusem w nowoczesnej szkole średniej w mieście, również nie poczytał mamie za zasługę – zakładał prawdopodobnie, że wszelkie intelektualne uzdolnienia jego dzieci odziedziczyły wy​łącz​nie po nim. Jeszcze dziś z niesmakiem przyglądam się wysiłkom moich starszych sióstr, gdy usiłują coś dodawać lub odejmować, i wciąż odmawiam dziękczynne modły za ciocię Iffat, która odmieniła życie wielu saudyjskich kobiet. Historia jej małżeństwa również jest god​na wzmian​ki. Latem 1932 roku wuj Fajsal wybrał się w podróż do Turcji. Dowiedziawszy się, że młody saudyjski książę przybył do Konstantynopola, młodziutka Iffat z rodu Sunajjan wraz z matką poprosiła go o pomoc w sprawie odzyskania własności, wokół której toczyły się spory. Należała ona do jej zmarłego ojca. Fajsal, porażony niezwykłą urodą Iffat, zaprosił ją wraz z matką do Arabii, by rozwiązać ów problem. Nie tylko zwrócił jej posiadłość, ale także ją poślubił. Podobno oświadczył później, że była to najmądrzejsza decyzja w jego życiu. Mama mówiła, że Fajsal zmieniał kobiety jak opę​ta​ny, do​pó​ki nie spo​tkał If​fat. W okresie panowania wuja Fajsala Iffat umożliwiła rozwój edukacji młodych dziewcząt. Bez jej wysiłków kobiety w dzisiejszej Arabii nie przestąpiłyby progu szkoły. Siła jej charakteru budziła mój największy podziw i poprzysięgłam sobie, że gdy do​ro​snę, będę taka jak ona. Jej dzie​ci nie zdo​ła​ły ze​psuć pie​nią​dze. Niestety ze smutkiem muszę stwierdzić, że większość moich królewskich kuzynów bogactwo wykoleiło. Mama zwykła mawiać, że beduini mogli przetrwać w ciężkich


pustynnych warunkach, lecz nigdy nie uporają się z dobrobytem zapewnianym im przez pola naftowe. Zdobycze umysłu i głęboka wiara przodków nie przemawiały już do mło​dych Sa’udów. Łatwe życie niekorzystnie wpłynęło na nasze pokolenie, a wielkie bogactwa pozbawiły nas ambicji i prawdziwego zadowolenia. Przyczyn słabości monarchii należy też upatrywać w przyzwyczajeniu do rozrzutności. Obawiam się, że przyśpieszy to nasz upa​dek. Większość dzieciństwa upłynęła mi na podróżach po kraju. Koczownicza krew beduinów płynie w żyłach wszystkich Saudyjczyków i po powrocie z jednej podróży rozpoczynają rozmowy na temat następnej. Nie musimy już wprawdzie wypasać owiec, wciąż jed​nak po​szu​ku​je​my co​raz to zie​leń​szych pa​stwisk.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.