50 minute read

Wielopokoleniowa wielojęzyczność

Wielopokoleniowa wielojęzyczność 8. Festiwal EMiGRA w Berlinie

W 2020 roku po raz ósmy Festiwal Filmowy EMiGRA połączył prawie 20 milionów Polaków w całym świecie. 8. EMiGRA była wyjątkową, ponieważ ze względu na pandemię większość z ponad 80 pokazów filmowych była światowymi premierami online.

Advertisement

Fot. Mariola Koston Ze względu na ograniczenia pandemiczne nie mogliśmy spotkać się bezpośrednio z publicznością, bohaterami i realizatorami filmów, czego bardzo żałujemy, ponieważ EMiGRA w swoich podstawowych założeniach ma kontynuować tradycje starych dobrych DKF – Dyskusyjnych Klubów Filmowych.

Brakuje nam wszystkim magicznej atmosfery, kiedy zaczynają gasnąć świtała przed projekcją, powoli zapada dookoła nas całkowita ciemność, a my zostajemy wciągnięci w strumień jaskrawego światła wielkiego kinowego ekranu właśnie rozpoczynającego filmu. Oglądanie filmów na ekranach telewizorów czy komputerów to tylko namiastka tego klimatu, ale w trakcie od roku panującego lockdownu, jest to najprostszy sposób kontaktu z kulturą i często drugim człowiekiem, chociażby za szklaną szybą monitora.

Kiedy z Beatą Walczak latem 2020 wybierałyśmy kolejne zdjęcie na plakat spośród prac Mietka Adamka zrobionych w trakcie studiów w latach 60. w łódzkiej szkole filmowej, chciałyśmy tym zdjęciem dać widzom to, czego najbardziej potrzebują. I tak motywem przewodnim 8. EMiGRY stała się bliskość, bliskość w tańcu i w życiu, której tak nam teraz brakuje. I właśnie po to, żeby poczuć się bliżej, spotkaliśmy się podczas 8. EMiGRY z ponad 50 polskimi filmowcami w naszych studiach festiwalowych w Wilnie, Lwowie, Londynie, Berlinie, Chicago i Warszawie.

Polsko-niemiecka 8. EMiGRA w Berlinie

Polska Kafejka Językowa w dzielnicy Pankow jest wyjątkowym miejscem na mapie EMiGRAcyjnego Berlina (www.sprachcafe-polnisch.org), w którym mile widziani są wszyscy, którzy lubią i wspierają wielojęzyczność i wielopokoleniowość.

Współpracę ze SprachCafé Polnisch rozpoczęliśmy już w 2019 roku podczas 7. festiwalu EMiGRA, który był przedsięwzięciem interdyscyplinarnym łączącym film, muzykę i literaturę. W Polskiej Kafejce Językowej odbyła się wtedy seria spotkań literackich łączących twórczość pisarzy ze Wschodu i Zachodu Europy.

Na berlińskie studio festiwalowe 8. festiwalu EMiGRA wybraliśmy właśnie SprachCafé. Jej charakter jako symbolicznego lodołamacza stereotypów podkreśla fakt, że znajduje się dokładnie przy Schulzestrasse, na której przebiegała granica pomiędzy Berlinem Wschodnim i Zachodnim. Do współpracy przy moderacji programu 8. EMiGRY berlińskiej zaprosiłam Agatę Koch – inicjatorkę SprachCafé, a prywatnie – poetkę i fotografkę, która niedawno wydała swój zbiór wierszy i zdjęć – Pachniesz słońcem.

Każda z 5 zagranicznych edycji EMiGRY 2020 miała swój oryginalny charakter. Dzięki empatycznym zdolnościom tłumaczenia Agaty Koch berlińska edycja EMiGRY była w większej części dwujęzyczna.

Do współpracy przy realizacji materiału filmowego z berlińskiego studia zaprosiliśmy Andrzeja Kostonia, który urodził się w Polsce, studia operatorskie skończył w Dortmundzie i często pracuje przy projektach polsko-niemieckich, podobnych do naszego festiwalu.

Przez ostatnie 8. edycji Festiwalu EMiGRA pojawiały się w programie filmy o tematyce niemieckiej, ale w tym roku międzynarodowe jury festiwalu EMiGRA postanowiło przyznać nagrodę miedzianej EMiGRY dla Agnieszki Karaś i Kaia von Westermana – pary polsko-niemieckich filmowców za cykl filmów dokumentalnych, łamiący polsko-niemieckie stereotypy – Zaduszki, Der Pole, der auch

dem beruflichen und privaten Leben zusammen. Agnieszka Karaś und Kai von Westerman leben in Bonn, sind seit knapp 20 Jahren verheiratet, beide sind kreativ und inspirieren sich gegenseitig mit ihren Herkunftskulturen. Agnieszka kreiert nicht nur Filme, sondern sie ist auch Übersetzerin, Schauspielerin und Schriftstellerin, geboren im polnischen Lublin, aufgewachsen in Warschau, studierte in Deutschland. Vor Kurzem ist ihr Buch herausgekommen: A gdzie tu Niemcy? (Ah, was, ist es Deutschland noch?). Sie selbst sagt, das Buch sollte Menschen zusammenbringen. 2008 realisierte sie den Dokumentarfilm Der Pole, der auch Deutscher war – über Witold Hulewicz (1895–1941), den Schriftsteller und Dichter sowie den Freund von Rainer Maria Rilke, erschossen in Warschau von der Gestapo. Agnieszka Karaś meint, „Polen und Deutsche wären sich sehr nah und gleichzeitig fremd“. Manchmal wiederspiegelt sich dieser Zustand in der Seele eines Menschen.” – wie zum Beispiel bei Witold Hulewicz. Die Gestalt Hulewicz, geboren in Großpolen, einverleibt in das preußische Heer, Begründer des Polnischen Rundfunks, bereute es, kein Bewohner der Stadt Vilnius und damit Wilnaer gewesen zu sein und so sein Leben nicht für Polen geopfert zu haben. Er ist ein Beispiel verwickelter Geschichten der Menschen, die mit Wurzeln in mehreren Nationalstaaten aufgewachsen sind.

Multinationale Wurzeln ähnlicher Art hat auch Kai von Westerman. Seine Oma ist in St. Petersburg geboren, seine Mutter in Riga. Kai ist in Westdeutschland aufgewachsen. Als Kamera-Mann wurde er vom einem französischen TV-Sender beauftragt, im Herbst 1989 in der ehemaligen DDR Foto-Material zu sammeln. Jahre später machte er aus diesen Beständen einen Dokumentarfilm Wie Erich seine Arbeit verlor. Vor knapp 20 Jahren lernte er in einem deutschen Theater eine polnische Studentin, Agnieszka, kennen. Aus dieser Beziehung geht ihr gemeinsamer, heute fast 20-jähriger Sohn hervor, der beide Sprachen fließend spricht. Henryk ist ein Protagonist im Film Zaduszki – Aller Seelen, der aus der Perspektive eines kleinen Jungen die einzigartige Atmosphäre des polnischen Festes Aller Heiligen wiedergibt. Kai von Westerman, von Polen fasziniert, drehte im Garten seines Schwiegervaters bei Warschau einen Film, der den Garten zum Symbol eines slawischen Paradieses machte. Agnieszkas kreative Erwiderung des Filmes über ihren Vater war die Idee, einen Film über ihre Schwiegermutter, Ingeborg von Westerman, zu drehen. Ingeborg von Westerman besuchte über Jahrzehnte zu Tode verurteilte Insassen eines Stadtgefängnisses in Reinbach, um bei ihrer Resozialisierung zu helfen. Ingeborg von Westerman, mit ihren traumatischen Kriegserfahrungen von der Flucht aus Lettland über Polen und dem Aufenthalt in einem Internierungslager in Dänemark, nahm sich als Überlebende vor, zu helfen, Brücken zur Gesellschaft zu bauen – für diejenigen, die aus der Gesellschaft ausgeschlossen bleiben.

Agnieszka Karaś und Kai von Westerman leben in Bonn. In der Entfernung von knapp 20 km, in Köln, lebt ein ähnliches deutsch-polnisches Paar der Kreativen, das, symbolisch betrachtet, eine Spiegelung zu Agnieszka und Kai wäre. Jutta Riedel, Deutsche, und Mirek Balonis, geboren in Polen, drehten 2012 in Zusammenarbeit mit Filip Jacobson und Angelika Herta einen Mockumentary To jest Polska – Das ist Polen. Dieser Film ist ein Beispiel seltener Art von Filmen, die in Form einer Parodie eine fiktive Geschichte darstellt, die einen

Deutscher war (Polak, który był też Niemcem) i 44 Jahre Knast (44 lata więzienia).

Nagroda ta jest wyjątkowa, ponieważ łączy w sobie polsko-niemieckie wątki prywatne i zawodowe. Agnieszka Karaś i Kai von Westerman mieszkają w Bonn, są od kilkunastu lat małżeństwem i tworzą, inspirując się nawzajem kulturami ich pochodzenia. Agnieszka nie tylko realizuje filmy, jest także tłumaczką, aktorką i pisarką. Urodziła się w Lublinie, wychowała w Warszawie, studiowała w Niemczech. Ostatnio wydała książkę – A gdzie tu Niemcy?, która jak sama mówi „ma zbliżać ludzi do siebie”. W 2008 roku zrealizowała film dokumentalny Der Pole, der auch Deutscher war – o Witoldzie Hulewiczu (1895-1941) – pisarzu i poecie, a także przyjacielu Rainera Marii Rilkego, rozstrzelanym przez gestapo w Warszawie. Agnieszka Karaś uważa, że „Polacy i Niemcy są sobie bliscy, a jednocześnie obcy. Czasami ten stan odzwierciedla się w duszy jednego człowieka” – jakim jej zdaniem był Witold Hulewicz. Postać Hulewicza – urodzonego w Wielkopolsce, wcielonego do wojska pruskiego, twórcy polskiego radia, który żałował, że nie był wilnianinem i zginął za Polskę, jest przykładem skomplikowanych losów ludzi o wielonarodowych korzeniach.

Podobne wielonarodowe pochodzenie ma Kai von Westerman, którego babcia urodziła się w Petersburgu, a matka w Rydze. Kai dorastał w Zachodnich Niemczech, jako operator dostał przez przypadek zlecenie od telewizji francuskiej realizacji zdjęć jesienią 1989 w dawnym NRD. Po latach z tych materiałów stworzył dokument –Wie Erich hat seine Arbeit verlor – Jak Erich stracił pracę. Kilkanaście lat temu poznał w niemieckim teatrze studentkę z Polski – Agnieszkę, z którą dziś ma kilkunastoletniego syna mówiącego płynnie w obu językach. Henryk jest bohaterem filmu Zaduszki pokazującego z perspektywy kilkuletniego dziecka niepowtarzalną atmosferę Święta Wszystkich Zmarłych obchodzonego w Polsce. Kai von Westerman zafascynowany Polską zrealizował film o podwarszawskim ogrodzie swojego teścia, który przedstawił jako symbol współczesnego słowiańskiego raju. Twórczą odpowiedzią Agnieszki na film o jej ojcu, jest pomysł realizacji filmu o teściowej Ingeborg von Westerman, która przez kilkadziesiąt lat odwiedza miejskie więzienie

echt soliden Doku-Film vortäuscht. To jest Polska – Das ist Polen stellt Mireks Leben vor, eines polnischen Geschäftsmanns in Deutschland, verheiratet mit einer Deutschen, dem der fiktive Preis „EMiGRAnt des Jahres 2013“ verliehen wird.

Das Film-Festival EMiGRA stellt sich zur Aufgabe, Ähnlichkeiten zwischen den Künstler*innen aufzudecken, wie die bei Agnieszka Karaś und Kai von Westerman, Jutta Riedel und Mirek Balonis sowie ihrem Werk, das Grenzen zwischen den Kulturen überschreitet, präsent zu machen. Es lohnt sich, dabei an Künstler*innen zu denken, die bereits ein fester Bestandteil der kulturellen Lebens Deutschlands sind. Zu solchen gehört zweifellos Leszek Żądło, der ausgezeichnete polnische Jazz-Musiker, der seit Jahren in München lebt. Mit ihn unterhielten wir uns über seine Ehefrau, Barbara Kwiatkowska, einer herausragenden polnischen Schauspielerin, und deren Tochter, Katharina Bohm, die diese Familientradition weiter fortsetzt. Barbara Kwiatkowska ist in Polen durch den Film Ewa chce spać – Ewa will schlafen bekannt sowie aus dem Grund, dass sie die erste Ehefrau von Roman Polański war. In den 50-ern, als sie in Łódź zusammen studierten, spielte sie in zwei Etüden unter Polańskis Regie: Dwaj ludzie z szafą – Zwei Männer und ein Schrank sowie Gdy spadają anioły – Wenn die Engel fallen. Beide waren Diplomarbeit des damals noch künftigen Oscar-Preisträgers und wurden bei dem 8. EMiGRA-Festival für das deutschpolnische Publikum in Erinnerung gerufen.

In Deutschland leben ca. 2 Millionen Menschen mit polnischen Wurzeln. Wir sind stolz auf unsere so herausragenden Landsleute, wie Barbara Kwiatkowska und Leszek Żądło. Wir freuen uns gleichzeitig auf die neue kreative Generation der Polnisch-Sprachigen. Genau über diese Jugend erzählt der Film Dzieci EMiGRAcji – Migrationskinder. Er zeigt Lebensgeschichten von 5 Abiturienten der einzigen in Deutschland deutsch-polnischen Europa-Schule – der Robert Jungk Oberschule in Berlin. Nach der Filmvorführung im Berliner Studio des 8. EMiGRA-Festivals unterhielten sich Zuza Lewandowski, die die Hauptrolle des Filmes spielt, sowie Martyna Michalak, Blogautorin migrantka.com darüber, wie erleben sie ihre Identität in Deutschland. Die 8. Edition des Filmfestivals schlossen wir zusammen mit jungen Berlinerinnen mehrgenerationell ab und bedankten uns bei 15.000 Zuschauer*innen, die über 10 Stunden lang mit uns in Deutschland und weltweit online mit dabei waren.

Nun laden wir all diejenigen ein, die es nicht geschafft haben, in Berlin, London, Vilnius, Lemberg, Chicago sowie Warschau im November und Dezember 2020 mit dabei zu sein, zu polnisch-internationalen Gesprächen mit herausragenden und leider in Polen nicht bekannten Filmemacher*innen nicht nur über ihre Arbeit, sondern auch über ihre Lebensgeschichten als Migranten auf unserem EMiGRA - Filmkanal teilzunehmen.  Agata Lewandowski Übersetzung Agata Koch

www.EMiGRA.com.pl www.sprachcafe-polnisch.org www.andrzejkoston.com https://migrantka.com/

w Reinbach, pomagając w resocjalizacji przebywających tam skazanych. Ingebrog von Westerman po przeżyciach wojennej traumy ucieczki z Łotwy przez Polskę i obozu internowanych w Danii, postanawia jako ocalona pomagać w budowie „mostów do społeczeństwa” tym, którzy są z tego społeczeństwa wykluczeni.

Agnieszka Karaś i Kai von Westerman, mieszkając w Bonn, nie przypuszczają, że w odległości kilkunastu kilometrów od nich, w Kolonii, mieszka podobna para polsko-niemieckich twórców, będąca ich symbolicznym lustrzanym odbiciem. Niemka, Jutta Riede, i urodzony w Polsce – Mirek Balonis nakręcili w 2012 we współpracy z Filipem Jacobsonem i Angeliką Hertą mockument To jest Polska. Film ten jest przykładem rzadkiego gatunku filmowego ukazującego w formie parodii fikcyjną historię, sprawiającą wrażenie rzetelnego dokumentu. „To jest Polska” przedstawia życie Pana Mirka – polskiego biznesmena w Niemczech, mającego żonę Niemkę, który otrzymuje fikcyjną nagrodę „EMiGRAnta Roku 2013”. Festiwal EMiGRA stawia sobie za cel wyszukiwanie podobnych twórców, jak Agnieszka Karaś i Kai von Westerman, Jutta Riedel i Mirek Balonis, i pokazywanie ich twórczości przekraczającej granice kulturowe.

Warto przy tym pamiętać o polskich twórcach, którzy już wpisali się w krajobraz kulturalny Niemiec. Takim niewątpliwie jest Leszek Żądło – wspaniały polski jazzman od wielu lat mieszkający w Monachium, z którym rozmawialiśmy o jego żonie, Barbarze Kwiatkowskiej – wybitnej polskiej aktorce, której córka Katharina Bohm kontynuuje rodzinne tradycje zawodowe. Barbara Kwiatkowska znana jest w Polsce z filmu – Ewa chce spać i z faktu, że była pierwszą żoną Romana Polańskiego. W latach 50., kiedy wspólnie studiowali w Łodzi, zagrała w dwóch etiudach w reżyserii Polańskiego – Dwaj ludzie z szafą oraz Gdy spadają anioły, będącej filmem dyplomowym przyszłego zdobywcy Oscara, które przypomnieliśmy w trakcie 8. edycji festiwalu EMiGRA polsko-niemieckiej publiczności.

W Niemczech mieszka około 2 miliony osób mających polskie korzenie. Jesteśmy dumni z tak wspaniałych rodaków jak Barbara Kwiatkowska i Leszek Żądło, ale cieszymy się jednocześnie, że rośnie nam twórcza generacja „młodych polskojęzycznych”. Właśnie o takiej młodzieży opowiada film – Dzieci EMiGRAcji, pokazujący historie życia pięciu maturzystów jedynej w Niemczech europejskiej szkoły niemiecko-polskiej – Robert Jungk Oberschule w Berlinie.

Po projekcji filmu, w berlińskim studiu 8. EMiGRY o tym, kim się czują rozmawiały Zuza Lewandowski – główna bohaterka filmu i Martyna Michalak – autorka bloga migrantka.com. 8. edycję festiwalu filmowego EMiGRA zakończyliśmy wielopokoleniowo wspólnie z młodymi berliniankami, dziękując ponad 15 tysięcznej publiczności, która przez kilkanaście godzin była z nami online w Niemczech i na całym świecie.

Zapraszamy wszystkich, którzy nie zdążyli być z nami w Berlinie, Londynie, Wilnie, Lwowie, Chicago i Warszawie w 2020 roku, na nasze polsko-zagraniczne rozmowy z wybitnymi, ale niestety często nieznanymi w Polsce filmowcami, nie tylko o ich pracy, ale przede wszystkim o ich EMiGRAcyjnych drogach życia na naszym kanale filmowym – Rozmowy EMiGRY na stronie www.emigra.com.pl  Agata Lewandowski

www.EMiGRA.com.pl www.sprachcafe-polnisch.org www.andrzejkoston.com https://migrantka.com/

Fot. Mariola Koston

Das Glück der kalten Jahre (Nieczułość)

Das Romandebüt der Redakteurin von „Polityka” Martyna Bunda, eine Sage über mehrere Generationen kaschubischer Frauen, erschien im Oktober 2017.

Die deutsche Übersetzung des Romans aus September 2019 trägt den Titel „Das Glück der kalten Jahre“, der zutreffend den Zeitraum, in dem die Handlung spielt, seit 1932 bis heute, beschreibt. Ottilie, Rozela, Truda, Gerta und Ilda leben in Dziewicza Góra, einem kleinen kaschubischen Ort, durch den die Orkane der Geschichte des 20. Jahrhunderts zogen. Sie schlagen hier mit einer gewaltigen Kraft, vielleicht sogar kräftiger als in anderen Teilen Osteuropas, zu. Günter Grass sagte einmal über diese Regionen mit den Worten einer der Heldinnen Der Blechtrommel, Anna Koljaiczek: „So isses. isses nu mal mit de Kaschuben. Unsereins is ja nich richtisch polnisch und nich richtisch deitsch, und wenn man Kaschub is, das reicht weder den einen noch den anderen. Die wollen es immer genau haben!”

Die Frauen aus Dziewicza Góra kommen immer wieder nach Hause, in das erste aus Stein gebaute Haus im Ort, zurück. Rozela, die als uneheliches Kind von Ottilie ihre Kindheit in der ärmsten, abseits gelegenen Hütte im

Der große Vorteil „Der kalten Jahre” ist die unaufdringliche Art, auf die polnische Geschichte gezeigt wird.

Ort verbrachte, konnte das steinerne Haus dank der Entschädigung für den Unglückstod ihres Ehemannes beim Bau der Hafenstadt Gdynia 1932 bauen. Ihre drei Töchter hätten nicht unterschiedlicher sein können. Die älteste, Gerta, ähnelt Rozela, sie ist sehr praktisch, reserviert und nimmt sehr viel Rücksicht auf Meinung anderer Menschen. Truda, die mittlere Tochter, ist ihr Gegensatz, ihr Leben wird durch Gefühle dominiert. Während des Zweiten Weltkriegs wird sie zur Zwangsarbeit nach Deutschland gebracht, in Berlin verliebt sie sich in den Wehrmachtsdeserteur Jakob. Diese Liebe hat kein Happy End, da Rozela ihrer Tochter vierbietet „einen Deutschen zu heiraten”. Die jüngste Tochter, Ilda, ist gleichzeitig die mutigste, sie fährt durch die Gegend mit einem von den fliehenden Deutschen im Januar 1945 liegen gelassenen Motorrad und verliebt sich in den verheirateten Bildhauer Tadeusz. Trotz der großen Unterschiede können die Schwestern immer aufeinander zählen und gehen gemeinsam, „Arm in Arm“, durchs Leben.

Die Kalten Jahre erzählen davon, wie es Menschen gelingt, die durch Geschichte zugefügten Wunden zu heilen und nach neuem Glück zu suchen. Der Roman erzählt von Albträumen des Krieges wie die Vergewaltigung Rozelas durch Soldaten der Roten Armee und von Familiendramen. Es ist eine Erzählung über starke, häufig seltsame aber unbeugsame Frauen. Die Männer „Der kalten Jahre” sind gleichermaßen Opfer der politischen Erschütterungen des vergangenen Jahrhunderts, auch wenn sie mit diesen Erschütterungen viel schlechter zurechtkommen als die Heldinnen des Romans. Gertas Ehemann, der Uhrmacher Edward, trinkt und verliert das gesamte Vermögen der Familie. Der charismatische Bildhauer Tadeusz, mit dem Ilda zwanzig gemeinsame Jahre verbringt, hat eine „legale” Ehefrau, von deren Existenz Ilda kurz vor seinem Tod erfährt. Trudas Ehemann verbringt während des Stalinismus einige Jahre im Gefängnis und verlässt es als ein gebrochener Mann.

Der große Vorteil „Der kalten Jahre” ist die unaufdringliche Art, auf die polnische Geschichte gezeigt wird. Alle wichtigen Ereignisse einiger Jahrzehnte spielen sich zwar im Hintergrund, im entfernten Warschau oder Danzig, ab, erreichen dennoch Dziewicza Góra und verändern wesentlich das Leben der Bewohner. Bunda stellt menschliche Dramen, die ihre Ursache nicht in eigenen Entscheidungen, sondern in der häufig brutalen und ungerechten, keine Rücksicht auf das Glück des Einzelnen nehmenden Politik, haben, auf eine distanzierte, reportermäßige Art, die keine überflüssigen Emotionen zulässt. Die Finsternis der deutschen Okkupation, der Albtraum des Stalinismus, Absurden der Volksrepublik Polen sowie Geburt von „Solidarność“ sind Herausforderungen, an den sich die Helden „Der kalten Jahre” messen, ein Teil ihres Lebens. Für sie ist es selbstverständlich, sie tun es ohne Unrecht zu empfinden und ihr Schicksal zu beklagen.

Die Autorin verheimlicht nicht ihre Sympathie für die Frauen aus Dziewicza Góra und Faszination für diese wunderschöne Region Polens. Bunda verbrachte ihre Kindheit in Karthaus (Kartuzy) und erzählt in „Der kalten Jahre” mit Sicherheit von Menschen und Ereignissen, die sie aus der Kindheit kennt. Sie erzählt von Dramen, die sich in diesem wenig bekannten Teil Polens, das immer durch Frontlinien und Grenzen des Polen- und Deutschtums geteilt war, abspielten. 

„Nieczułość“

Powieściowy debiut redaktorki „Polityki” Martyny Bundy, saga o kilku pokoleniach kaszubskich kobiet, ukazał się w październiku 2017.

Niemieckie tłumaczenie książki z września 2019 nosi tytuł „Das Glück der kalten Jahre” (Szczęście zimnych lat), który trafnie nawiązuje do okresu, w którym dzieje się akcja książki, od roku 1932 do dzisiaj. Otylia, Rozela, Truda, Gerta i Ilda żyją w Dziewiczej Górze, małej miejscowości na Kaszubach, której nie omijają huragany historii XX wieku. Wieją tu one podobnie silnie, a może i silniej niż w innych częściach wschodniej Europy. Günter Grass powiedział o tym regionie słowami jednej z bohaterek Blaszanego bębenka, Anny Koljaiczek: „Z Kaszubami nie można się przeprowadzać, oni muszą zawsze zostać na miejscu i nadstawiać głowy, żeby inni mogli w nią uderzać, bo ktoś taki jak my nie jest Polakiem, a dla Niemców jest niewystarczająco niemiecki, jak jest się Kaszubem to nie wystarcza to ani Polakom ani Niemcom. Oni chcą zawsze to wiedzieć bardzo dokładnie.”

Kobiety z Dziewiczej Góry zawsze wracają do rodzinnego domu, pierwszego kamiennego domu w wiosce. Rozela, która sama jako nieślubnie dziecko Otylii wychowywała się w najbiedniejszej, położonej na uboczu chacie w Dziewiczej Górze, postawiła ten dom dzięki odszkodowaniu za tragiczną śmierć męża podczas budowy Gdyni w roku 1932. Jej trzy córki bardzo się od siebie różnią. Najstarsza, Gerta, jest podobna do Rozeli, bardzo praktyczna, oschła, licząca się z tym, „co ludzie powiedzą”. Truda, środkowa córka, jest jej kompletnym przeciwstawieństwem, jej życiem rządzą emocje. Podczas drugiej wojny światowej jest pracownicą przymusową w Niemczech i zakochuje się w Berlinie w dezerterze z Wehrmachtu Jakobie. Ich miłość nie ma happy endu, Rozela zabrania córce „wyjść za Niemca”. Najmłodsza siostra Ilda jest najodważniejsza, porusza się po okolicy znalezionym w rowie zostawionym przez uciekających w styczniu 1945 Niemców motocyklem i zakochuje w żonatym rzeźbiarzu Tadeuszu. Mimo tych różnic, siostry zawsze mogą na siebie liczyć, przechodzą przez życie „ramię w ramię, but w but”.

Nieczułość mówi o tym, jak ludziom udaje się wyleczyć zadane przez historię rany i szukać nowego szczęścia. Opowiada również o koszmarach wojny – takich jak zgwałcenie Rozeli przez żołnierzy Armi Czerwonej oraz o dramatach rodzinnych. Jest opowieścią o silnych, często osobliwych lecz nieugiętych kobietach. Przedstawieni w niej mężczyźni są również ofiarami politycznych wydarzeń ubiegłego wieku, radzą sobie jednak z nimi znacznie gorzej. Mąż Gerty, zegarmistrz Edward, pije i przepuszcza wszystkie pieniądze rodziny. Charyzmatyczny rzeźbiarz Tadeusz, z którym Ilda spędza dwadzieścia lat, ma legalną żonę, o której istnieniu Ilda dowiaduje się tuż przed śmiercią partnera. Mąż Trudy – Jan w czasach stalinizmu spędza lata w więzieniu i wychodzi z niego jako złamany człowiek. Wielką zaletą Nieczułości jest sposób, w jaki autorka pokazuje historię Polski. Wszystkie istotne wydarzenia na przestrzeni kilkudziesięciu lat dzieją się co prawda jakby w tle opowieści, w dalekiej Warszawie lub Gdańsku, z pewnym opóźnieniem docierają jednak również do Dziewiczej Góry i w diametralny spobób zmieniają życie jej mieszkańców. Bunda przedstawia ludzkie dramaty, których źródłem nie były własne decyzje, lecz często brutalna i niesprawiedliwa, nie licząca się z dobrem jednostki polityka, po reportersku, bez zbędnych emocji. Mroki okupacji, koszmar stalinizmu, absurdy Polski Ludowej i urodziny „Solidarności” są wyzwaniami, z którymi mierzą się bohaterowie Nieczułości, częścią ich życia. Robią to w sposób oczywisty, bez żalu do losu i poczucia krzywdy.

Autorka nie ukrywa również sympatii do kobiet z Dziewiczej Góry i fascynacji tym pięknym regionem Polski. Bunda spędziła swoje dzieciństwo w Kartuzach, opowiada więc zapewne o ludziach i zdarzeniach, o których słyszała w dzieciństwie. Dramatach, które rozgrywały się w tej mało znanej części Polski, regionie, przez który zawsze przechodziły linie frontu i granice polskości i niemieckości. 

Wann habe ich zum letzten Mal nach dem Warschauer Aufstand meine Zähne geputzt?

Gespräch mit Tadeusz Rolke in der Berliner Buchhandlung Pankebuch am Vorabend des Jahrestages des Ausbruchs des Zweiten Weltkriegs. Der Autor stellte sein Buch „Wie ich unter die Deutschen geriet“ vor. Das Gespräch führte Andreas Rostek – Mitbegründer der edition. fotoTAPETA im Rahmen der Initiative DENK MAL AN POLEN

Tadeusz Rolke – Berlin hat mich fasziniert. Vor dem Krieg kannte ich diese Stadt aus bunten Magazinen. Es gab vielleicht 100 Kinos im Vergleich zu 25 in Warschau. In Berlin gab es viele bunte Autos, in Moskau waren sie alle von einer Marke. Die Straßen, die ich am meisten schätze sind der Champs-Élysées, die Aleje Ujazdowskie und der Kurfürstendamm.

Andreas Rostek – Vor 75 Jahren kamst du zum ersten Mal nach Berlin. Als 16-jähriger Junge, wie viele andere Zwangsarbeiter, zum Anhalter Bahnhof. Tadeusz Rolke – 1944 bin ich am Bahnhof Zoo angekommen, da waren die ganzen Quartiere ausgebrannt, also ein bisschen Schade, ein bisschen Freude. Mein Berlin aus meinen Büchern war kaputt, aber Warschau war auch kaputt. Also irgendwie entstand da ein Gerechtigkeitssymbol.

Der Weg von diesem zerstörten Warschau führte mit der Bahn durch ganz Polen bis nach Frankfurt Oder, dort gab es so ein Umschlaglager und dann kamen diese jungen Bengel – und auch nicht sehr junge dann in Züge, die sie in ihre Einsatzorte brachten. (Lückenwalde und mein Dorf Dobbrikow – T. R.).

Noch mal einen Schritt zurück: Tadeusz ist ja als Zwangsarbeiter in diesen Transporten gelandet, weil er als junger Bengel, als Pfadfinder, Botendienste während des Warschauer Aufstands gemacht hat. Wie viele Pfadfinder damals. Die kriegten die Aufträge von ihrer Zentrale. Wussten das auch, waren darauf vorbereitet. Ihr seid diejenigen, die die Verbindung zwischen den Stadtteilen herzustellen habt. Das hat bei dir nicht so gut geklappt. Tadeusz Rolke – Am dritten Tag des Aufstands habe ich einen Schuss abbekommen, ich war verwundet.

Wie war diese Situation da, wo wart ihr und wer hat da geschossen? Tadeusz Rolke – Wir waren zwischen Wilanow und Czerniakow (das ist so ein bisschen außerhalb – A.R.), wir wollten zurück zur Stadtmitte. An unserem Ort hat die Postverbindung nie geklappt. Die ganze Organisation des Aufstands funktionierte da am Anfang noch nicht so gut. Tadeusz Rolke – Alles war sehr chaotisch und wir wollten zurück, vielleicht nach Mokotow. Da war eine Stelle mit Graben und da waren deutsche Soldaten. Sie wollten sowjetische Flugzeuge abschießen und die haben uns gesehen. Sie haben auf alles geschossen, was sich bewegt hat. Wir waren ein klares Ziel. So wurde ich von einem getroffen. Aber das war nicht sehr gefährlich - nur konnte ich wegen der Wunde nicht mehr mit meiner Post laufen.

Das heißt, dass du da dann einige Wochen in diesem Viertel außerhalb des Zentrums verbracht hast, bis das dann aufgemischt wurde. Tadeusz Rolke – Das können Sie alles im Buch nachlesen – das ist sehr spannend!

Du erzählst im Buch ja auch von einer Zeit, die hier in Deutschland glaube ich nicht so präsent ist. Wir reden ja heute über den 1. September 1939, also der Einmarsch der deutschen Truppen, die mit dem klaren Ziel reinkamen, die Stadt zu übernehmen und die Bevölkerung zu versklaven, zu unterdrücken, jedenfalls hatte das mit einer bis dato klassischen Kriegsführung nichts mehr zu tun, sondern das war ein Vernichtungsfeldzug von vorneherein.

Wie war das in den Straßen der Stadt damals für so einen jungen Bengel? Oder auch für deine Mutter, für deine Verwandten? Wie bewegte man sich damals in der von den Deutschen besetzten Stadt? Das ging ja sehr schnell los nach dem 1. September, nach dem Einfall. Tadeusz Rolke – Der erste deutsche Soldat stand vor der Stadtkommandantur, ganz im Zentrum, gegenüber vom Hotel Europejski. 200 Meter weiter gab es eine Kirche, wo wir jeden Sonntag zum Gottesdienst gingen. Immer nach der Messe haben mein Bruder und ich die feierliche Wachablösung mit Orchester angeschaut, das war für uns fantastisch. Am ersten Oktobersonntag gingen wir nach der Messe wie üblich zur Stadtkommandantur. Und da stand ein deutscher Soldat und keine polnische Kapelle. Das war kein ganz fröhlicher Moment.

Kiedy ostatni raz po Powstaniu umyłem zęby?

Fot. Maciej Mieczkowski Rozmowa z Tadeuszem Rolke w berlińskiej księgarni Pankebuch w przeddzień rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej. Autor przedstawił książkę-album w języku niemieckim Wie ich unter die Deutschen geriet – Jak się znalazłem wśród Niemców. Spotkanie prowadził, w ramach inicjatywy DENK MAL AN POLEN współzałożyciel wydawnictwa edition.fotoTAPETA, Andreas Rostek.

Du hast mal von einem deutschen Soldaten erzählt, der bei euch an der Wohnungstür klopfte. Das war der erste, der in die Wohnung kam. Was wollte der? Tadeusz Rolke – Ein Unteroffizier war das. Er klingelte, jemand (ich weiß nicht wer) hat ihm die Tür geöffnet und er sagte „Ich brauche euer Radio“. Das war schon nach der Bekanntmachung, dass es verboten ist ein Radio zu besitzen. Der junge Unteroffizier hat das sofort für seine privaten Ziele ausgenutzt. Das war ein schöner Telefunken Empfänger.

Und das stand irgendwo in der Wohnung und er ist dann durch die Wohnung gelaufen? Tadeusz Rolke – Er wusste, dass wir ein Rundfunkgerät haben müssen. Er wusste das.

Also sozusagen ein Dieb in Uniform, der dann durch die Wohnung gegangen ist, das Radio genommen hat und wieder rausgegangen ist? Tadeusz Rolke – Ja. Ein Diebstahl. Und das war der zweite Soldat, der in unsere Wohnung kam.

Du hast in dem Buch einen Satz geprägt, der mich sehr beeindruckt hat. Du hast gesagt, nach wenigen Jahren war die Situation in der Stadt jeden Tag Terror, non-stop, 24 Stunden, also man ging auf die Straße, versuchte zurück zu kommen. Kannst du zu diesem Terrorgefühl mal etwas erzählen? Tadeusz Rolke – Das waren Razzias. Jeden Moment konntest du geschnappt und als Geisel verhaftet werden. Ganz zivile Leute sind plötzlich verhaftet und ins Gefängnis gebracht worden. Die wurden als Geiseln dort gehalten. Und plötzlich ist ein Deutscher von der Untergrundarmee auf der Straße erschossen worden. Dann sind 20-40 Geiseln genommen und erschossen worden. Und dazu gab es eine Bekanntmachung in deutscher und polnischer Sprache. „An diesem und jenen Tag ist ein deutscher Funktionär von polnischen Banditen erschossen worden. Als Rache dafür sind dreißig polnische Banditen erschossen worden“ (die von der Straße irgendwie eingesammelt wurden – A.R.). Und da kannst du dir vorstellen, dass du nie sicher bist, ob du nach Hause zurückkommst. Denn plötzlich hörst du Sirenen und riesen Polizeiwagen kreisen und die schnappen Leute. Das war häufiger, permanenter Terror.

Es gibt eine gewisse Vorstellung davon was das Wort Terror und Terrorismus heißt, nur damals waren das Soldaten in deutscher Uniform. Tadeusz Rolke – Polizisten. SS oder Polizei haben die Razzien gemacht.

Hast du das mal erlebt – solche Erschießungen auf der Straße, als Junge? Tadeusz Rolke – Ich habe so einen Platz kurz danach gesehen. Da sind sofort Leute mit Blumen gekommen.

Eines der letzten Fotoprojekte von Tadeusz aus der letzten Zeit ist folgendes gewesen: Er hat diese Strecke, die er als junger Zwangsarbeiter zurückgelegt hat, also mit dem Zug, S-Bahn, zu Fuß, LKW, nochmal abgefahren. Dank einer Unterstützung einer polnischen Firma.

Du hast an diesen Orten Fotos gemacht. Diese Bilder, die eigentlich Farbfotos waren, haben Sie hier im Mittelteil in schwarz-weiß reproduziert. Tadeusz Rolke - Das ist Marek Grygiel zu verdanken. Er hat eine Neigung für gegenwärtige Geschichte - Vorkriegszeit, Kriegszeit, Nachkriegszeit. Marek hörte immer sehr gerne Erzählungen aus meiner Kriegszeit. Und wir sind ein paar Mal zusammen an diese Orte gefahren aus meiner Tour de Pologne oder Deutschlands und dann Pologne. Es funktionierte zwischen uns. Z.B. habe ich gesagt: „Wir waren noch nicht hier und ich möchte das sehen, wie das heute aussieht.“ Die Fotofirma gab mir einen Auftrag – „machen Sie was Sie möchten“. Ich habe von diesem Projekt erzählt und sie haben gesagt – „okay, machen Sie das“. Ich nahm Marek Grygiel als meinen Partner mit. Und noch einen jungen Mann von Fujifilm, die das Projekt unterstützten. Wir verfolgten genau die Liste meiner Orte. Das war ein eigenartiges Projekt – fotografisch und soziologisch hoch interessant. Das war ein Comeback an die Orte des Leidens, aber ohne sich zu quälen.

Und so sind auch die Bilder finde ich. Das sind Bilder über Erinnerungen – was Tadeusz ja ganz oft macht. Wie fotografiert man heute Erinnerungen? Das merkt man an diesen Bildern. Die sind überhaupt nicht mehr gemein, nicht brutal oder dramatisch, sondern da liegen Jahrzehnte von verschiedenen Schichten dazwischen und dann kommen da so ganz eigentümliche Bilder. Was übrig bleibt von einem Ort wo man geschuftet hat oder gefroren hat. Kannst du zu dieser Zeit damals, was du da gemacht hast, und an was du dich erinnert hast ein bisschen mehr erzählen? Was waren das für Orte? Dobbrikow, was musstest du da tun?

Tadeusz Rolke – Dobbrikow war ein typisches Dorf mit Bauern. Da erzählte ich der Frau Gensch, dass ich nicht physisch arbeiten kann. Das ist mir zu schwer. Ich würde reisen und fotografieren. Und du solltest da auf dem Bauernhof arbeiten als Zwangsarbeiter? Tadeusz Rolke – Ich habe gearbeitet. Das hat funktioniert. Aber das wurde unterbrochen durch diese Pausen. Es kam ein Befehl für das Dorf von der Organisation Todt.

Diese Organisation war dafür zuständig, Tausende von Zwangsarbeitern einzusetzen um Verteidigungsanlagen gegen die Russen zu bauen. Die Zwangsarbeiter mussten in der bitteren Kälte Panzergräben bauen. Tadeusz Rolke – Das waren über eine Million Leute –

Tadeusz Rolke: Berlin mnie fascynował. Wiedzę o tym mieście czerpałem z kolorowych czasopism przed wojną. Było tam może ze 100, a w porównaniu z Warszawą – 25 kin. W Berlinie było mnóstwo kolorowych aut, a w Moskwie wszystkie były jednej marki... Ulice, które najbardziej cenię, to Champs-Élysées, Aleje Ujazdowskie i Kurfürstendamm.

Andreas Rostek: 75 lat temu po raz pierwszy trafiłeś do Berlina. 16-letniego chłopca, tak jak i innych robotników przymusowych, przywieziono na Anhalter Bahnhof. Tadeusz Rolke: W 1944 znalazłem się na Dworcu Zoo, zobaczyłem, że wszystko wokół było spalone. Z jednej strony trochę mi było szkoda, ale z drugiej, przyznaję, że miałem trochę satysfakcji. Mój zapamiętany Berlin z książek był zniszczony, ale Warszawa też była zniszczona. Można w tym odnaleźć symbol równości. W Niemczech nie jest dobrze znany temat brutalności podczas wojny. Niemieckie oddziały zjawiły się w Warszawie z konkretnym celem – przejąć i ujarzmić miasto, a mieszkańców upokorzyć. Nie miało to nic wspólnego z klasyczną wojną, ale od samego początku z totalnym wyniszczeniem. Jak się czuł młody urwis Tadzio Rolke, jego mama i krewni w tamtych czasach? Jak się funkcjonowało w mieście opanowanym przez Niemców? Tadeusz Rolke: Każdej niedzieli chodziliśmy z bratem na mszę do kościoła w centrum, naprzeciwko Hotelu syreny policyjnej ciężarówki, do której byli ładowani ludzie. To był permanentny terror. Dziś słowo terror i terroryzm kojarzy się inaczej. Wtedy tym się zajmowali funkcjonariusze w mundurach: policja albo SS. Później było Powstanie. Tak jak wielu harcerzy, przenosiłeś wiadomości. Tam na trzeci dzień zostałeś postrzelony. Tadeusz Rolke: Stacjonowaliśmy między Wilanowem i Czerniakowem, chcieliśmy się przedostać z powrotem do Śródmieścia, co się nie udało – panował wielki chaos. Szliśmy z powrotem do Mokotowa. Natrafiliśmy na niemieckich żołnierzy w okopach, którzy ostrzeliwali sowieckie samoloty, byliśmy łatwym celem. Zostałem trafiony, ranny i już więcej nie mogłem dostarczać wiadomości. Kilka tygodni spędziłem poza centrum Warszawy. Po Powstaniu znalazłeś się w transporcie robotników przymusowych przez zniszczoną Polskę we Frankfurcie nad Odrą. Tam znajdował się „obóz przeładunkowy”, dalej Lückenwalde, później brandenburska wieś Dobbrikow z gospodarstwami rolnymi. Pracowałeś u rodziny Gensch. Tadeusz Rolke: Opowiedziałem gospodyni, że fizyczna praca jest dla mnie zbyt trudna, bo chciałem podróżować i fotografować. U Genschów zastał nas rozkaz wyjazdu na budowę szańca obronnego przeciwko Sowietom. Tam pracowało ponad milion robotników przymusowych: Polaków, Ukraińców, Francuzów, Słowaków. Musieliśmy pra-

W końcu lat 60. wyjechałem do Niemiec. Chciałem opuścić Polskę. Najlepsze możliwości dla mnie były w RFN. Dostałem stypendium z fundacji Aktion Sühnezeichen. Znalazłem się w Berlinie Zachodnim. Siedziba fundacji znajdowała się przy Dworcu Zoo.

Europejskiego. Raz przechodziliśmy obok Komendatury Miejskiej. Tam zazwyczaj odbywała się uroczysta zmiana warty z orkiestrą. Lubiliśmy obserwować tę piękną uroczystość. W pierwszą niedzielę października po mszy poszliśmy na ceremonię, a tam już byli tylko niemieccy żołnierze. Wtedy pierwszy raz ich ujrzałem i nie był to radosny moment. Już po zakazie posiadania radioodbiorników, pewien niemiecki żołnierz zadzwonił do naszych drzwi. Zażądał radia, bo wiedział, że takie mieliśmy – był pierwszym, który wszedł do naszego mieszkania. Dobry Telefunken znalazł się w prywatnych niemieckich rękach. Sytuacja w mieście stawała się okropna – każdego dnia panował terror – non stop 24 godziny na dobę. Łapano cywili, aresztowano, wtrącano ich do więzienia i traktowano jako zakładników. Za zabitego Niemca zabijano od 20 do 40 osób. Wisiały ogłoszenia po niemiecku i po polsku informujące o zemście na „polskich bandytach”. Nigdy nie było się pewnym czy wróci bezpiecznie do domu. Ciągle słyszało się cować i za to dostawało się jedzenie – cienką zupę i chleb. Wysłano nas przez różne objazdy do Gdańska. Mieszkaliśmy przeważnie w lichych barakach. Był listopad – grudzień, dosyć zimno. Z Warszawy wyszedłem w letnim ubraniu. Później dostałem kurtkę od młodej kobiety, spodnie od Genschów. Zastanawiałem się nieraz – kiedy w ostatni raz umyłem zęby po Powstaniu? To może być dobry tytuł do książki. Jednym z ostatnich Twoich projektów był powrót do ówczesnych miejsc pobytu przymusowego robotnika. Trasę tułaczki przemierzyłeś pociągami, ciężarówką, pieszo... Tadeusz Rolke: … z Markiem Grygielem, który podsunął mi ten pomysł. Projekt zawdzięczamy firmie Fujifilm – Polska, w której o nim opowiedziałem. Przedstawiciele tej firmy podpisali kontrakt i dali mi wolną rękę tworzenia – „niech pan robi co chce”. Marek Grygiel pochylił się nad historią. Bardzo chętnie pomagał mi opracowywać opowiadania z czasów wojny. Zwiedziliśmy wszystkie

Polen, Ukrainer, Franzosen, Slowaken, die da arbeiteten.

Das war der zweite Teil deiner Zwangsarbeit, nach Dobbrikow. Tadeusz Rolke – Ja, nach dem Landleben in Brandenburg arbeitete ich als Schutz gegen sowjetische Panzer. Das heißt ihr seid dann in verschiedenen Baugruppen losgeschickt worden. Die Strecke ging von Lückenwalde mit verschiedenen Umwegen bis nach Danzig — dann wohntet ihr da in irgendwelchen Unterkünften an der Strecke, wie sahen sie aus? Wie muss man sich das vorstellen?

Tadeusz Rolke – Das war verschieden. Manchmal waren das Baracken, ein anderes Mal waren das Wohnungen für uns. Das war November, Dezember, das waren ganz dünne Baracken, da war es ziemlich kalt in diesen Baracken zu wohnen.

Ich habe mich immer gefragt, wie war es eigentlich mit Klamotten, mit Waschen, mit Essen? Tadeusz Rolke – Ich weiß es auch nicht…, ich habe mich das auch mehrmals gefragt. Wann habe ich zum letzten Mal nach dem Aufstand Zähne geputzt? Das wäre ein guter Titel gewesen — lacht T. R.

Du hast mal erzählt, du bist die ganze Zeit mit diesen Klamotten rumgelaufen, die du aus Warschau mitgebracht hast. Du hast irgendwann mal von einer jungen Frau eine Jacke geschenkt bekommen? Tadeusz Rolke - Ich habe bestimmt eine Hose bei Genschs bekommen. Ich bin in das erste Lager in kurzer Hose gekommen. Wahrscheinlich gaben Herr oder Frau Gensch mir entweder eine Hose oder eine Bluse oder ein Hemd.

Wir als Friedenskinder haben keinerlei Vorstellung, wie es ist rumgeschubst, rumgeschickt zu werden, du kannst dich nicht waschen, du hast keine Möglichkeit irgendwie anständig aufs Klo zu gehen. Wie war das mit dem Essen? Was bekamst du zu essen? Tadeusz Rolke - Essen war zugeschrieben. Wir sollten arbeiten und Essen bekommen. Das kostete die Organisation Todt bestimmt Millionen Mark diese Millionen Zwangsarbeiter zu ernähren. Das war schlechte Suppe, schlechtes Brot.

Du bist am Ende des Krieges nach einer zwei Wochen-Tour aus Danzig wieder ins zerstörte Warschau zurückgegangen und dann hast du langsam angefangen so eine Normalität zu finden, was in einem zerstörten Land ja schwierig war. Irgendwann hast du als Fotograf auch gute Arbeiten in guten Zeitschriften gehabt. Du bist aber irgendwann zurückgekehrt nach Deutschland. Wir reden ja hier über Deutschland. Was war das für eine Entscheidung damals? Tadeusz Rolke - Ich wollte die Volksrepublik Polen verlassen. Die beste Möglichkeit für mich - mein Ziel war die Bundesrepublik Deutschland. Ich habe ein Stipendium der Aktion Sühnezeichen bekommen.

Das stimmt, die tauchten da auf. Du hast damals eine Reportage gemacht, das ist ein spannendes Detail: Sie werden sich vielleicht an diese große Ausstellung im Gropius Bau, „Deutschland - Polen - Nachbarn“ erinnern. Ich weiß den Titel nicht mehr genau, das ist noch nicht so lange her. Eine große historische Ausstellung. Da hingen zwei von deinen Reportagefotos — von Aktion Sühnezechen und Auschwitz. Das war damals der Ausgangspunkt.

Wie hast du das damals empfunden nach dieser Erfahrung als junger Kerl die Deutschen auf die eine Art und Weise erlebt zu haben und jetzt kriegtest du auf einmal diese jungen Deutschen mit, die da in Auschwitz zugange waren? Damals in den frühen Sechzigerjahren. Tadeusz Rolke - Für mich waren die jungen deutschen Schüler meine Hoffnung nach dem Desaster. Das war auch nicht ganz bekannt in Polen. Die zentrale polnische Presse hat nie über die Aktion Sühnezeichen in Auschwitz berichtet. Offiziell waren die Deutschen „die bösen Deutschen“, die schlechten Deutschen. Die guten Deutschen waren in der DDR. Und diese sind aus Westdeutschland gekommen. Die Westdeutschen waren die Revanchisten und Friedensfeinde. Adenauer war ein Kreuzrichter, der Stettin und Allenstein zurück haben wollte. Das war die offizielle Propaganda. Und du hast diese jungen Leute getroffen und da dann eine andere Art von Deutschen gesehen, war das überzeugend? Tadeusz Rolke - Das war für mich eine neue Erfahrung. Aber als ich gehört habe, dass eine Gruppe, die Aktion Sühnezeichen heißt, kommt, wusste ich schon was ich erwarten kann. Wir waren mit denen in Auschwitz. Ich habe da den Tagesablauf dokumentiert. Am Vormittag haben sie im Archiv gearbeitet und am Nachmittag haben sie physisch für das Auschwitzmuseum gearbeitet. Z. B. Wege anlegen, Rasen pflegen. Wie bist du dann mit denen nach Deutschland gekommen? Tadeusz Rolke - Pastor Dormann organisierte ein Stipendium für mich und hat mich eingeladen. Ich fuhr nach West-Berlin. Sie hatten ihren Sitz beim Bahnhof Zoo. Das Stipendium dauerte zwei Monate. Und ich habe entschieden, dass ich da bleibe. Aus polnischer Behördensicht illegal…

Republikflüchtling, ja. Danach warst du lange Zeit in Hamburg. Was war das für ein Deutschland, das du damals gesehen hast? Ich stelle mir das irgendwie nicht einfach vor. Du wirst da geschunden als junger Mensch, die hauen dir dein ganzes Land kaputt, viele von deinen Ver-

punkty z mojej listy miejsc, do których byłem rzucony. To był Comeback do miejsc cierpienia, ale bez wspominania i powracania do zaznanych męk. W Twoim fotograficznym dorobku znajduje się też projekt „Byliśmy tutaj”. Mówi o śladach żydowskiej, chasydzkiej kultury w południowo wschodniej Polsce i na zachodniej Ukrainie. Tadeusz Rolke: Zrobiliśmy kilka tysięcy zdjęć. To był projekt ocalenia od zapomnienia, próba utrwalenia za pomocą aparatu fotograficznego pozostałości tej kultury. Byłem zauroczony lekturą „Opowieści chasydzkie” Martina Bubera. Chasydzi doznali pogromów w XVII wieku na Ukrainie, nie tylko w Chmielnickim. Społeczność została unicestwiona w holokauście, po roku 1942-1943 – już ich tam nie było. Chciałem przełożyć te fakty na język fotografii. Rozmawiałem o tym z przyjacielem i artystą mieszkającym w Nowym Jorku – Jerzym Budziszewskim. On powiedział mi: „Musisz w to wejść, przestać o tym mówić. Musisz udać się do tych miejsc i spróbować owe ślady odnaleźć”. I tak zacząłem.

Kiedy odnaleźliśmy synagogę w ruinie albo zachowaną, ale z szyldem myjnia samochodów, albo sexshop – nie robiłem zdjęcia. Trafiało ono jako dokument do kroniki, ale nie na wystawę, nie do mojego zbioru. Trzymam się konsekwentnie swego postanowienia do dziś, ten projekt nigdy się nie kończy. Wybór miejsc do uwiecznienia wyszukał bardzo dokładnie dla mnie wcześniej Martin Buber. O chasydach chwilowo trochę zapomniałem, bo dla mnie wszyscy Żydzi unicestwieni w Holokauście byli ważni. Miałem listę miejscowości, pojechałem autobusem, gdzie żył słynny Rabin – Tadyk. Zapowiedziałem się jako „nowy”, niezmiernie zainteresowany śladami żydowskimi badacz. Tam jest dom, po części ruina. Wiedziałem, że budynek nie był wybudo-

Lata 60. były tak zwaną małą stabilizacją – ludzie mieli pracę, mieli co jeść, mogli sobie coś kupić, co niektórzy pozwolić na wakacje w Bułgarii. I wtedy raptem zaczęły się dwie antyżydowskie kampanie. Zainicjowała to partia, i około 20 tysięcy osób żydowskiego pochodzenia było wyrzuconych na bruk. Nie mogłem żyć w takim kraju.

Fot. Maciej Mieczkowski wany po wojnie. Pytałem się miejscowych, okazało się, że budynek ma 120 lat. Miałem pewność, że mogę zrobić zdjęcie i powiedzieć, że tu byliśmy. Nie potrzebowałem dowodu, że w tym domu na przykład mieszkała Rywka ze swym mężem. 50 lub 60 procent tamtejszej ludności to byli Żydzi. Jeśli zdjęcie mi się podobało, trafiało na wystawę. To jest moje kryterium i metoda. Czasem jednak popełniałem błędy. Odkryłem piękny dom z lat 20. w Płońsku. Po 2-3 latach znów tam byłem i okazało się, że ten dom był po wojnie wybudowany. Ale taka pomyłka zdarzyła mi się tylko raz... Jest to akt fotograficzny i artystyczny. Pozostawienie wskazówek dla potomnych i utrwalenie wspomnień historycznych we własnych zdjęciach. Tadeusz Rolke: A to znaczy, że fotografia jest bardzo chłonnym medium. W fotografii można tak wiele rzeczy ukazać, naświetlić, udokumentować, albo zmetaforyzo-

wandten und Freunden sterben und du kehrst dahin zurück. Tadeusz Rolke - Ja, aber das waren nicht die Mitglieder der Aktion Sühnezeichen.

Ja, aber in Hamburg. Da waren einige zugange. Auf Sylt war der Bürgermeister einer von denen, die für die Zerstörung Warschaus zuständig waren. Tadeusz Rolke - Ja, aber das war ein deutsches Problem. Es ist nicht mein Problem, dass Herr Reinhard jetzt ein Ehrendoktor auf Sylt ist. Er ist ein Kriegsverbrecher. Aber da sind auch die Amerikaner schuld. Die Amerikaner und die CIA haben mithilfe des Vatikans viele Kriegsverbrecher geschützt und diese ganzen Transporte nach Südamerika organisiert. Die katholische Kirche hat geholfen Kriegsverbrecher nach Chile und Argentinien zu bringen.

Das war ein deutsches Problem sagst du. In Hamburg ist dir das so nicht aufgestoßen. Du warst in einer deutschen Gesellschaft, die interessant und akzeptabel war. Tadeusz Rolke - Eine moderne Gesellschaft habe ich in Hamburg getroffen. Da waren Tausende Journalisten, die größten Verlage waren damals in Hamburg.

Das eigenartige ist ja, wir reden jetzt in diesen Tagen in diesen verschiedenen Veranstaltungen ganz häufig über so ein Gefälle zwischen Ost und West oder West und Ost, je nachdem wie man es anschaut, von ganz unterschiedlichen Kenntnissen, ganz unterschiedlichen Interessen. Also es war ja weiß Gott nicht so, dass Polen überrannt worden wäre von Interesse von Deutschen in der Nachkriegszeit, die dahin gehen wollten und gucken wollten ob das auch so ein normales Land ist, wie du umgekehrt Hamburg als normalen Ort dann wieder erleben konntest. Tadeusz Rolke - Das waren nur sehr wenige Deutsche.

Wie hast du die denn erlebt, als du dann wieder zurückgekommen bist? Oder auch vorher, die Deutschen die da in Polen waren. Wir beklagen ja alle immer es gibt so wenig Empathie, es gibt wenig Information, aber es gibt auch sehr wenig Empathie der Deutschen den Polen gegenüber. Tadeusz Rolke - Es war eine mentale Grenze zwischen Ost und West. Du bist auch ein Beispiel dafür. Du hast 100 km von der polnischen Grenze gewohnt und du bist immer nach Italien gefahren. Die Westdeutschen waren sehr seltene Gäste in Warschau. Aber welche Gäste waren das! – Künstler, Journalisten, Schriftsteller, eventuell Business Leute. Aber das war die deutsche Elite. Z. B. der bekannte, spätere Korrespondent für die Welt. Er ist als Student aus Neugier nach Warschau gekommen. Polen war total unbekannt und er ist zum Trotz nach Warschau gekommen. Das war während eines sehr heißen politischen Moments, weil Gomułka aus dem Gefängnis entlassen war, und dann kam das sogenannte „Tauwetter“. Er hat das verfolgt. Er war ein intelligenter junger Mann, sehr geschickt – er hat den Westdeutschen Rundfunk angerufen. Er hat denen erzählt was in Warschau passiert. Das war eine Versammlung von dreihunderttausend Leuten. Sie haben für Gomułka demonstriert. Er hat das erzählt und sie sagten: „Wir haben das aufgenommen, wirst du morgen anrufen? Er ist der erste westdeutsche Korrespondent in Warschau geworden. Ich habe seinen Namen vergessen, aber ich kannte ihn gut.

Einmal kam ein Übersetzer, der den polnischen Epos „Pan Tadeusz“ von Adam Mickiewicz übersetzt hat. Er kam zu unserer Redaktion und wollte Leute kennenlernen. Ich habe damals schon ein bisschen Englisch gesprochen und der Chefredakteur hat mich immer zu diesen Ausländern als Hilfe, Dolmetscher, Unterstützer geschickt. Dadurch habe ich deutsche und englische Journalisten kennengelernt.

Und Berliner… So haben wir uns auch kennengelernt. Anfang der neunziger Jahre habe ich einen Film für das Schweizer Fernsehen gemacht. Ich war in meinem früheren Leben Journalist und brauchte da Unterstützung. Eine gemeinsame Kollegin sagte dann der Rolke, der kann das gut, ruf den mal an – so haben wir uns vor dreißig Jahren kennengelernt. Eine Kontaktanlaufstelle für neue neugierige Journalisten. Es bleibt dieses große Gefälle. Du bist wie viele andere auch nach Westdeutschland gegangen um dort zu leben und die anderen gehen mal gucken.

Tadeusz Rolke - Ich habe meine erste Parisreise dank der Deutschen Mark gemacht. Ich habe in Warschau ein Paar kennengelernt – er Journalist und sie hatte in Gelsenkirchen eine Fotoagentur. Wir verbrachten viel Zeit zusammen in Warschau und manche Sachen machte ich in ihrem Auftrag. Sie sagten mach das, wir machen ein Story davon. Manche Sachen haben sie auch aus meinem Archiv genommen. Sie verließen Polen mit einem ganzen Stapel meiner Fotos, mit noch ein paar neuen Sachen. Ich wusste nicht, wie gut die Frau sie verkaufte. Nach zwei Jahren wollte ich nach Paris und Schweden fahren und habe angefangen es zu organisieren. Ich rief die Frau von der Fotoagentur an – das war sehr riskant. Denn ein polnischer Bürger durfte keine Devisen haben. Ein polnischer Bürger sollte Złoty haben – und basta. Ich sagte per Telefon zu dieser Frau: „Pass mal auf, ich fahre nach Paris, ich brauche dein Geld, was ich bei dir verdient habe. Und sie sagte zu mir – ok ich schicke dein Honorar nach Paris mit American Express. Ich sagte, ich wüsste nicht was American Express ist. Das war alles illegal. Die hätten mich absolut schnappen können.

Eine Frage: Wie sind Sie wieder nach Polen zurückgekommen?

Tadeusz Rolke – Aus diesem zweimonatigen Stipendium wurden zehn Jahre in Hamburg. Mit der Ausrufung des

Wystawę „Byliśmy tutaj” zaprezentowano i wydano album w Żydowskim Centrum w Warszawie. Pokazano ją również dwa razy w Berlinie, w Trierze i w innych miastach. W końcu znalazła się we Wrocławiu w Dużej Synagodze.

wać. Fotografia to wspaniała sprawa. Jak również klasyczny aparat z filmem, który ją dopełnia. Wystawę „Byliśmy tutaj” zaprezentowano i wydano album w Żydowskim Centrum w Warszawie. Pokazano ją również dwa razy w Berlinie, w Trierze i w innych miastach. W końcu znalazła się we Wrocławiu w Dużej Synagodze.

Fot. Maciej Mieczkowski W końcu wojny z Gdańska wróciłeś do stolicy aby w zniszczonym mieście poszukiwać normalności. Znalazłeś zatrudnienie, wyrobiłeś sobie nazwisko, aż stałeś się znanym fotografem. Poznawałeś Niemców, którzy odwiedzali Warszawę. Jak odebrałeś młodych Niemców, którzy przyjechali zobaczyć jak wygląda Auschwitz, w porównaniu do czasów tułaczki? Tadeusz Rolke: Młodzi niemieccy uczniowie byli moją nadzieją. W latach 60. państwowa polska prasa nie pisała o fundacji Aktion Sühnezeichen, o przyjazdach ich przedstawicieli do Auschwitz. W ogóle o RFN oprócz oficjalnej propagandy, trąbiącej, że to były te złe Niemcy, nie był w Polsce znany. Oficjalnie byli rewanżystami i wrogami pokoju, Adenauer był tym, który chciał odebrać Szczecin i Olsztyn. Dobrzy Niemcy – to NRD. A fundacja Aktion Sühnezeichen znajdowała się w Niemczech Zachodnich. Ale ty właśnie spotkałeś tych młodych Niemców z RFN, którzy reprezentowali przeciwną oficjalnej propagandzie postawę. Tadeusz Rolke: To było dla mnie nowym doświadczeniem. Wiedziałem czego oczekiwać od Niemców z grupy Aktion Sühnezeichen. Ci Niemcy byli już w Auschwitz. Dokumentowałem wtedy przebieg ich wizyty. Przed południem pracowali w archiwum, a po obiedzie pracowali fizycznie w muzeum Auschwitz, sprzątali, budowali drogi, ścinali trawniki. Analizujemy sprawy między Zachodem i Wschodem z różnych punktów widzenia. Niektórzy Niemcy byli ciekawi Polski w czasach powojennych. Przyjeżdżali sprawdzić, czy to normalny kraj. Zarzuca się, że jest zbyt mało informacji na ten temat i brakuje chęci zrozumienia. Tadeusz Rolke: Była to granica mentalna między Wschodem i Zachodem. Niemcy z RFN byli bardzo rzadkimi gośćmi w Warszawie. Byli to artyści, dziennikarze, pisarze, ewentualnie ludzie z branży biznesu. Ale to była niemiecka elita. Na przykład późniejszy korespondent „Die Welt”, jako student przyjechał z ciekawości, bo Polska na Zachodzie była całkowicie nieznana. To były bardzo gorące politycznie momenty, bo Gomułka wyszedł z więzienia. Wtedy za nim manifestowało 300 tysięcy ludzi. Przyszła odwilż. Młody Niemiec śledził te wydarzenia, chwycił za słuchawkę i zaczął nadawać relacje. Dotarły one do RFN, zaproponowano mu, żeby zadzwonił następnego dnia. Został pierwszym zachodnioniemieckim korespondentem w Warszawie. Nie pamiętam jak się nazywał, ale mam jego fotografię, znałem go dobrze. Któregoś dnia przyszedł do naszej redakcji tłumacz, który przekładał polskie wiersze, a w tym Mickiewicza. Chciał poznać ludzi. Mówiłem już wtedy trochę po angielsku. Główny redaktor wysyłał mnie jako tłumacza na spotkania. W ten sposób poznawałem niemieckich dziennikarzy. Poznaliśmy się w podobnych okolicznościach, na początku lat 90. W czasie robienia filmu dla Telewizji Szwajcarskiej, polecono mi, abym zadzwonił do znającego się dobrze na temacie pana Rolke. Tadeusz Rolke: W końcu lat 60. wyjechałem do Niemiec. Chciałem opuścić Polskę. Najlepsze możliwości były dla mnie w RFN. Dostałem stypendium z fundacji Aktion Sühnezeichen. Znalazłem się w Berlinie Zachodnim. Siedziba fundacji znajdowała się przy Dworcu Zoo. Można było korzystać ze stypendium dwa miesiące. Już wtedy zdecydowałem się na pozostanie w Niemczech na dłużej. Z punktu widzenia polskich urzędników – nielegalnie – jako uciekinier z Republiki Ludowej. Trafiłeś do nowoczesnego niemieckiego społeczeństwa. Zamieszkałeś w Hamburgu, gdzie były największe wydawnictwa. Obracałeś się wśród dziennikarzy. Zacząłeś robić fotoreportaże. Jak na ironię, wtedy na wyspie Sylt burmistrzem był Reinhart, człowiek odpowiedzialny za zniszczenie Warszawy.

Notstands Anfang der achtziger Jahre ist Tadeusz wieder zurückgegangen. Eigenartige Entscheidung, da könnte man länger drüber reden, alle wollten von Warschau weg, er ist wieder in die Stadt unter dem Kriegsrecht zurückgegangen. Das kann man im Buch genauer nachlesen.

Erinnerungsprojekt Wir waren hier

Da gibt es nicht nur keine Menschen, sondern auch keine heutigen Gegenstände. Wenn ich eine Synagoge als Ruine oder gut erhalten, aber mit einem Schild Autowäsche oder Sexshop sah, haben wir nichts aufgenommen. Nur für dokumentarische Zwecke, aber nicht für meine Sammlung. In meiner Sammlung sind keine Menschen und keine Schilder. Ich habe das konsequent gemacht und ich mache das weiter. Dieses Projekt ist nie beendet.

Ich würde gerne zu einem wichtigen Aspekt, der bei deiner Fotografie eine wichtige Rolle gespielt hat, kommen. Das ist ein Erinnerungsprojekt mit der Kamera Wir waren hier – die Spuren jüdischer chassidischer Kultur im Süd-Osten Polens und in der Ukraine. Dazu hat Tadeusz zusammen mit Marek sehr viele Orte besucht, wo es jüdische Gemeinden gab. Tadeusz hat dort Fotos gemacht. Das ist mittlerweile über die Jahre hinweg ein Konvolut von ein paar Tausend Fotos geworden. Dieses Buch ist schon ein paar Jahre alt, da ist immer mehr dazugekommen. Das war ein Versuch mit der Kamera Erinnerung einzufangen. Dazu würde ich gerne noch mehr wissen. Worum geht und ging es dir in diesem Erinnerungsprojekt? Tadeusz Rolke - Die Ursache, warum ich das überhaupt angefangen habe, war Martin Buber. Das war eine Lektüre – chassidische Erzählungen in einem Büchlein. Ich war davon sehr begeistert. Ich dachte die Chassiden waren damals eine absolute Erscheinung der jüdischen Szene - nach den Pogromen im siebzehnten Jahrhundert in der Ukraine in Chmielnitzki u. s. w. Ich dachte die Chassiden sind verschwunden im Holocaust in den Jahren 42, 43. Es gäbe keine Chassiden mehr. Ich wollte diese Fakten in Fotografiesprache übersetzen. Ich habe viel darüber mit meinem Freund gesprochen, der in New York gelebt hat, mit dem Künstler Jerzy Dudziszewski. Er hat mich sehr unterstützt: „Du solltest nicht mehr reden, du musst zu dem Ort reisen, wo der berühmte Tadyk tätig war und versuchen die Spuren zu finden. Das wollte ich auch, aber er hat das formuliert. So habe ich angefangen.

Da herausgekommen ist ein Erinnerungswerk. Das eigenartige ist, in dieser Spurensicherung gibt es natürlich keine Menschen mehr, da sind nur noch Steine, Häuser, Wände, Bäume manchmal… Tadeusz Rolke – Da gibt es nicht nur keine Menschen, sondern auch keine heutigen Gegenstände. Wenn ich eine Synagoge als Ruine oder gut erhalten, aber mit einem Schild Autowäsche oder Sexshop sah, haben wir nichts aufgenommen. Nur für dokumentarische Zwecke, aber nicht für meine Sammlung. In meiner Sammlung sind keine Menschen und keine Schilder. Ich habe das konsequent gemacht und ich mache das weiter. Dieses Projekt ist nie beendet.

Es gibt dieses Buch dazu, es gibt Ausstellungen, die an vielen Orten gezeigt worden sind. Die allererste war glaube ich im Jüdischen Historischen Institut in Warschau, wo es nochmal eine Ausstellung hinterher gab, sehr eindrückliche Ausstellung. Es gab sie zweimal hier in Berlin, es gab in Trier mal eine, also an ganz verschiedenen Orten. Übermorgen fahren wir zusammen nach Breslau, wo es in der Synagoge nochmal eine Ausstellung zu dem Thema geben wird. Dieses Projekt geht weiter. Für mich immer eindrucksvoll dabei ist die Fähigkeit Erinnerung von anderen in eigene Fotos zu gießen. Das ist ein ganz spannender und wie ich finde für uns Nachkommende hilfreicher fotografischer künstlerischer Akt. Tadeusz Rolke - Also, das bedeutet dass die Fotografie ein sehr breites Medium ist. Mit Fotografie kann man so viele Sachen bebildern, oder andeuten, oder dokumentieren, oder metaphorisieren. Fotos sind eine wunderbare Sache, auch plastische Negativ-Filmapparate.

Frage vom Saal: Nach allem was passiert ist. Sie sind in Warschau bei den Pfadfindern und im Warschauer Aufstand, ich vermute mal auch irgendwie polnischer Patriot in dieser Situation. Nach dem was Sie in Deutschland erlebt haben, entschließen Sie sich doch eines Tages, dass Sie es in Polen nicht mehr aushalten können und dass Sie weg müssen und Sie entschließen sich in das Land zu gehen was einiges in ihrem Leben Schlimmes bewirkt hat. Was ist denn in Polen so schlimm gewesen, dass Sie das Land verlassen und welche Hoffnung hatten sie? Tadeusz Rolke - Die Volksrepublik Polen hat drei verschiedene Phasen gehabt: Erst: Vor-Stalinismus. Das war noch einigermaßen akzeptabel. Dann kam der Stalinismus mit tausenden zivilen Leuten in den Gefängnissen, ich habe da auch zwei Jahre verbracht, dann kam das so

Tadeusz Rolke: Tak, ale to był problem niemiecki, a nie mój. Reinhart jest do dziś honorowany na Sylcie. Wieloma zbrodniarzami wojennymi zaopiekowali się także Amerykanie. Ich transport do Ameryki Południowej, bo sporo zbrodniarzy trafiło do Argentyny, był pod osłoną USA, CIA i z pomocą Watykanu. To oni są temu winni. Pada pytanie z sali: Po tym co Pan w Niemczech przeżył, emigruje Pan jako polski patriota do kraju, w którym był Pan krzywdzony. Szczęśliwie, po roku dostałem pozwolenie na wyjazd. Musiałem i chciałem się wynieść, była to typowa polityczna emigracja. Nie miała nic wspólnego z ekonomią lub karierą. Miałem bardzo dobrą pracę i znane nazwisko w Polsce i to wszystko zostawiłem.

W tamtych czasach bywałem również w Paryżu. Pierwszą moją paryską podróż odbyłem dzięki niemieckim markom. Poznałem parę – on dziennikarz, a ona posiadała małą agencję fotograficzną w Gelsenkirchen, spędziliśmy z nią dużo czasu w Warszawie. Robiłem na jej zlecenia zdjęcia. Niektóre zdjęcia do projektów były z mojego archiwum. Wyjechała z Polski z nowymi pomysłami i z pokaźnym plikiem zdjęć. Nie wiedziałem jak się one sprzedawały. Po dwóch latach miałem jechać do Paryża i do Szwecji. Zacząłem organizować wyjazd. Zadzwoniłem do niej: „Jadę do Paryża, potrzebuję twoich pieniędzy co u ciebie zarobiłem”. Było to bardzo ryzykowne – polski obywatel nie miał prawa mieć dewiz – tylko polskie złote. Dziennikarka odpowiedziała, że wyśle moje honorarium do Paryża przez American Express. Kompletnie nie miałem pojęcia co to American Express... Wszystko było nielegalne, władza mogła trzymać mnie całkowicie w garści... Kolejne pytanie z sali na temat powrotu do kraju. Tadeusz Rolke: W 1981 roku podjąłem decyzję powrotu do Polski. Wszyscy wtedy stamtąd uciekali, był stan wojenny. Przyczyna była prywatna – chodziło o trzy kobiety.

W 1981 roku podjąłem decyzję powrotu do Polski. Wszyscy wtedy stamtąd uciekali, był stan wojenny. Przyczyna była prywatna – chodziło o trzy kobiety. W Hamburgu już byłem rozwiedziony, nie miałem więcej domu. Pierwszą kobietą była moja była żona Silke. Drugą kobietą była moja mama, która miała 90 lat. Chciałem z nią spędzić trochę więcej czasu. Trzecią była moja nowa miłość w Warszawie.

Fot. Maciej Mieczkowski Tadeusz Rolke: Polska Ludowa miała różne etapy zmian politycznych. Pierwszy – przed stalinizmem – był jeszcze znośny, później nastał stalinizm, z wtrącaniem tysięcy ludzi do więzień. Sam byłem więziony 2 lata. Później przyszła tak zwana odwilż z towarzyszem Gomułką, ale nie było to jeszcze sformułowane, jaki miał to być socjalizm z ludzką twarzą. Ale po roku towarzysz Gomułka przestał być wielkim reformatorem. Lata 60. były tak zwaną małą stabilizacją – ludzie mieli pracę, mieli co jeść, mogli sobie coś kupić, co niektórzy pozwolić na wakacje w Bułgarii. I wtedy raptem zaczęły się dwie antyżydowskie kampanie. Zainicjowała to partia, i około 20 tysięcy osób żydowskiego pochodzenia było wyrzuconych na bruk. Nie mogłem żyć w takim kraju. To było nie do zaakceptowania. Kilka miesięcy później „pomogliśmy czołgami” czechosłowackim towarzyszom. Podczas Praskiej Wiosny idea socjalizmu z ludzką twarzą została pogrzebana. W Hamburgu już byłem rozwiedziony, nie miałem więcej domu. Pierwszą kobietą była moja była żona Silke. Drugą kobietą była moja mama, która miała 90 lat. Chciałem z nią spędzić trochę więcej czasu. Trzecią była moja nowa miłość w Warszawie. Były to trzy kobiety, ale wszystkie moje. Powroty są rzeczą ludzką. W Polsce jest lobby złożone z ludzi powracających z emigracji. Niektórzy wrócili, a niektórzy żyją na dwa domy – na przykład częściowo w Danii i częściowo w Warszawie. To jest świetne.

Tadeusza Rolke zaprosiła do Berlina na spotkanie w prowadzonej przez Katrin Mirtschink nordyckiej księgarni Pankebuch Fundacja Heinricha Bölla.  Maciej Mieczkowski www.pankebuch.de http://www.edition-fototapeta.eu/wie-ich-unter-die-deutschen-geriet

genannte Tauwetter mit Genosse [Angetht] Gomulka. Es war noch nicht formuliert, aber das sollte Sozialismus mit menschlichem Antlitz sein. Das haben viel später die Tschechen formuliert, aber sagen wir, die GomulkaGruppe war so ähnlich und das war unsere Hoffnung. Ok, es wird sozialistisch, aber mit einem menschlichen Aspekt. Aber nach einem Jahr war Genosse Gomulka kein großer Reformateur mehr.

Die sechziger Jahre, das war die sogenannte „kleine Stabilisation“. Die Leute haben Arbeit gehabt, sie hatten was zum Essen, sie konnten ein Kleid kaufen, manche auch Ferien in Bulgarien. Und dann plötzlich kamen zwei antijüdische Kampagnen. Von der Partei angefangen und dann sind 15 oder 20 Tausend Leute von jüdischer Abstammung weggeworfen, aus dem Land rausgetrieben worden. Ich konnte in so einem Land nicht leben. Das war nicht akzeptabel. Ein paar Monate später kam die Hilfe für die tschechoslowakischen Genossen. Dieser Prager Aufstand, dieser Sozialismus mit menschlichem Antlitz war zerbrochen. Das war für mich schon zu viel. Glücklicherweise habe ich nach einem Jahr die Ausreisegenehmigung bekommen und bin weg von hier, ich konnte hier nicht mehr sein. Das war eine typische politische Emigration. Es hatte nichts mit Ökonomie, oder Karriere zu tun. Ich habe eine sehr gute Arbeit, schon einen guten Namen in Polen gehabt. Ich habe das alles verlassen.

Vertreibungswelle Tadeusz Rolke - In Polen gibt es heute eine Gruppe oder eine Lobby von Menschen aus der Emigration. Manche sind zurückgekommen oder manche leben teilweise im Ausland und teilweise in Warschau. Das ist nicht selten, dass jemand mit einem Fuß im Ausland und mit dem anderen in Krakau lebt. Das ist toll.

Frage: Wie haben Sie die Städte ausgesucht, zu denen Sie gegangen sind um zu fotografieren im Rahmen von Wir waren hier?

Tadeusz Rolke - Das hat Martin Buber für mich gemacht. Er hat eine Liste von allen möglichen Städten veröffentlicht. Erst mit Chassiden. Ich habe danach natürlich die Chassiden teilweise vergessen. Für mich waren alle Juden wichtig, die im Holocaust gestorben sind. Deswegen hatte ich eine Liste von Ortschaften. Ich bin in einen Bus eingestiegen und bin zu der Stadt gekommen, wo der berühmte Rabbiner Tadyk gewohnt hat und da habe ich es versucht. Ich habe das wahrgenommen als neuer, sehr gieriger Mensch, der ein bisschen Spuren gesucht hat. Da steht ein Haus, teilweise eine Ruine. Da ich mich für Architektur- und Kunstgeschichte interessiere, wusste ich, dass das Haus bestimmt kein Nachkriegszeitbau. Dann konnte ich das noch bestätigen, indem ich lokale Menschen gefragt habe – wie alt ist das Haus? Das Haus ist 120 Jahre alt. Dann war ich schon sicher, dass ich das aufnehmen kann und sagen kann - wir waren hier. Also, die sind hier vorbei gegangen. Ich brauche keinen Beweis, dass in diesem Hause eine Rywka mit ihrem Mann gewohnt hat. In dieser Stadt waren fünfzig oder sechzig Prozent der Bevölkerung Juden. Also, wir waren hier. Ich fotografiere das Haus und wenn mir das Foto gefällt, dann kommt es zu meiner Ausstellung. Das sind meine Kriterien und meine Methoden. Manchmal habe ich Fehler gemacht, ich dachte z. B. eines Tages - ich war ganz sicher, dass da ein wunderbares Haus in Plonsk aus den zwanziger Jah-

In Polen gibt es heute eine Gruppe oder eine Lobby von Menschen aus der Emigration. Manche sind zurückgekommen oder manche leben teilweise im Ausland und teilweise in Warschau. Das ist nicht selten, dass jemand mit einem Fuß im Ausland und mit dem anderen in Krakau lebt. Das ist toll.

ren war. Ich habe das auch aufgenommen. Nach zwei oder drei Jahren war ich wieder in dieser Stadt, habe das Foto jemandem gezeigt und der sagte – was wollen Sie damit, das Haus ist nach dem Krieg gebaut. Aber das ist mir nur einmal passiert.

Frage: Warum sind Sie nach dem Stipendium zurück nach Polen, nach Warschau, gekommen? Tadeusz Rolke - Aus Privatgründen. Frauen. Das waren meine Frauen. Ich wurde in Hamburg geschieden, also hatte ich in Hamburg mit der Scheidung kein Zuhause mehr – das ist die eine Frau, Silke. Zweitens – meine Mutti war neunzig Jahre alt, ich wollte noch ein bisschen mit meiner Mutter leben. Und da war plötzlich eine junge Frau in Warschau. Also drei Frauen.

Heinrich Böll Stiftung hat Tadeusz Rolke nach Berlin zur geführte von Katrin Mirtschink nordische Buchhandlung Pankebuch eingeladen.

Aus dem Deutschen übersetzte, redigierte und ergänzte 

Maciej Mieczkowski Korekta Dorothee Mieczkowski www.pankebuch.de http://www.edition-fototapeta.eu/wie-ich-unter-die-deutschen-geriet

This article is from: