Teoria dezintegracji pozytywnej kazimierza dąbrowskiego i jej znaczenie dla formowania się nowego pa

Page 1

Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie Wydział Pedagogiczny Kierunek: pedagogika Specjalność: pedagogika szkolna i doradztwo zawodowe

Dominik Chojnowski Nr albumu 4236

TEORIA DEZINTEGRACJI POZYTYWNEJ KAZIMIERZA DĄBROWSKIEGO I JEJ ZNACZENIE DLA FORMOWANIA SIĘ NOWEGO PARADYGMATU W PEDAGOGICE

Praca magisterska napisana pod kierunkiem prof. zw. dr hab. Bogusława Śliwerskiego

Warszawa 2015


Załącznik nr 2 do Regulaminu składania prac dyplomowych i ich weryfikacji antyplagiatowej w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie

OŚWI ADCZENIE AUTORA PRACY DYPLOM OWEJ …………………………...........

Warszawa, dnia…………………………..............

Nazwisko i imię studenta ChAT

………………………………… Nr albumu

………………………………… Wydział

………………………………… Kierunek studiów

………………………………… Specjalność

Mając świadomość odpowiedzialności karnej określonej w art. 233 ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. Kodeks Karny (Dz. U. Nr 88, poz. 553 z późn. zm.) oświadczam, że niniejsza praca dyplomowa pod tytułem:…………………………………………………………………………………………………................... ………………………………………………………………………………………………………………………. została napisana przeze mnie samodzielnie, uwzględniając merytoryczny wkład Promotora. Nie narusza ona praw autorskich w rozumieniu obowiązujących przepisów prawa oraz dóbr osobistych chronionych prawem. W szczególności nie zlecałem/am napisania żadnej jej części innym osobom ani nie włączyłem/am do niej fragmentów innych prac własnych lub prac napisanych przez innych autorów, poza odpowiednio oznaczonymi cytatami. Nie zawiera ona danych i informacji, uzyskanych przeze mnie w sposób niedozwolony. Jednocześnie oświadczam, że przedkładana praca: 1) nie była podstawą uzyskania dyplomu szkoły wyższej ani tytułu zawodowego przeze mnie ani przez inną osobę; 2) jest identyczna z załączoną jej wersją elektroniczną. Wyrażam zgodę na wykorzystywanie tej pracy jako materiału źródłowego i jej przetwarzanie według zasad określonych w regulaminie składania prac dyplomowych i ich weryfikacji antyplagiatowej w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie.

…………………………. podpis studenta

DEKLARACJA PROMOTORA PRACY DYPLOMOWEJ ……………………………………………………………

Warszawa, dnia……………………………………

Tytuł lub stopień naukowy, imię i nazwisko nauczyciela akademickiego

Oświadczam, że praca licencjacka / magisterska (niepotrzebne skreślić) studenta………………………………… ………………………………………………………………………………………………………………………. imię i nazwisko studenta, numer albumu pod tytułem…………………………………………………………………………………….................................. została wykonana pod moim kierunkiem i została przeze mnie przyjęta jako spełniająca warunki do przedstawienia w postępowaniu o nadanie tytułu zawodowego.

…………………………………………. podpis promotora

2


TEORIA DEZINTEGRACJI POZYTYWNEJ KAZIMIERZA DĄBROWSKIEGO I JEJ ZNACZENIE DLA FORMOWANIA SIĘ NOWEGO PARADYGMATU W PEDAGOGICE

Spis treści:

1. Wprowadzenie 2. O paradygmatach i potrzebie rewolucji w nauce jako jej rozwoju 3. Rewolucja kopernikańska jako przykład zmiany paradygmatu 4. Implikacje filozofii Sørena Kierkegaarda w teorii dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego 5. Przeciwstawność teorii dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego do obowiązującego paradygmatu 6. Projekt Nowej Pedagogiki. Pedagogika jako apoteoza ćwiczeń 7. Uwagi końcowe 8. Bibliografia

3


WPROWADZENIE

Niniejsza praca jest tak naprawdę pierwszą w miarę oddającą moje zainteresowania intelektualne. W mojej pracy licencjackiej pt.: „Pedagogiczne implikacje teorii dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego” podjąłem po raz pierwszy problematykę rozwoju człowieka i wychowania w kontekście teorii i życia jej autora. Moja przygoda z teorią dezintegracji pozytywnej rozpoczęła się od mojego Taty, który zachęcił mnie do sięgnięcia po książkę Dąbrowskiego pt.: „Dezintegracja pozytywna”. Myśl autora TDP zafascynowała mnie. To leżało u podstaw mojego licencjatu. Po jego napisaniu pomyślałem, że szkoda by było, aby tak znakomita teoria Wielkiego Polaka nie została wykorzystana na gruncie polskim. Zachwyciło mnie to w jak dogłębny i nowatorski sposób analizował zjawiska, które przez tradycyjne ujęcia pedagogiczne, psychologiczne i psychiatryczne uznawane były za chorobowe. Tym co jako pierwsze zaabsorbowało mnie w tejże teorii było to, że w zupełnie inny, przeciwstawny wprost sposób do tradycyjnego ujęcia pojmowała rozwój i zdrowie psychiczne człowieka. Wychodzę z założenia, a raczej jestem szczerze przekonany, że to co odkrył i opisał Dąbrowski jest jakimś ogólnym wzorem rozwoju wewnętrznego jednostki. Nasze dotychczasowe pojmowanie rozwoju, zdrowia psychicznego, wewnętrznego rozpadu, choroby psychicznej jest błędne. Sprowadzając wszystko do jednakowego mianownika, traktując ludzi przedmiotowo, naśmiewając się z ludzi wrażliwych i oddanych pracy twórczej popełniamy zdaniem Dąbrowskiego niewybaczalny błąd z pedagogicznego i co więcej społecznego punktu widzenia. Doprowadzamy do tego, że gubimy to co najwartościowsze, istotę naszego człowieczeństwa, tego co czyni nas ludźmi. Egzystencja człowieka nie sprowadza się do podporządkowania się obowiązującym normom i przepisom. Każda jednostka jest kimś niepowtarzalnym, może zmienić naszą kulturową i społeczną rzeczywistość. W tej pracy ponownie podjąłem temat teorii dezintegracji pozytywnej wychodząc od problematyki paradygmatu, aby pokazać, unaocznić, jej wartość i niewłaściwość pomijania w naszej edukacyjnej i pedagogicznej rzeczywistości. Myśl takich naukowców jak Thomas Kuhn, Paul Feyerabend, Karl Popper okazała się dla mnie niezwykle inspirująca ponieważ badała to w jaki sposób dochodzi do znaczących 4


przełomów w nauce, na jakich zasadach konstytuują się nowe metody naukowe. Chodziło mi o to, aby na przykładzie zmiany paradygmatu, rewolucji naukowej ukazać procesy jakie zachodzą w obecnej pedagogice, gdzie to co stare zaczyna ścierać się z tym co nowe w walce o nowe podejście w wychowaniu, kształceniu. Teoria dezintegracji pozytywnej jest w moim przekonaniu taką teorią, która zasługuje na to, aby przeżyć swój renesans. Pewne rzeczy muszą zostać dopuszczone do świadomości społecznej, do zaistnienia w naszej kulturze, bez ich przepracowania, bez swoistej społecznej dezintegracji nie może być postępu, zmiany w naszej mentalności, sposobie myślenia. Muszę przyznać, że początkowo, przystępując do pisania nie miałem dogmatycznej wykładni, nienaruszalnego planu pracy, ulegał on zmianom podczas pisania. Struktura pracy ma na celu stopniowe zaznajomienie Czytelnika z tematem. Wychodząc od pojęcia paradygmatu naukowego ukonstytuowanego przez Kuhna i jego rozumienie procesu rozwoju nauki, prezentując mocne sformułowania Feyerabenda mam na celu zobrazować w jak ważnym i krytycznym punkcie rozwoju znalazła się pedagogika. Jako przykład rewolucji naukowej posłużyła mi rewolucja kopernikańska, którą prezentuję w krótkim zarysie. W trzecim rozdziale analizuję filozofa, który wywarł ogromny wpływ na teorię Dąbrowskiego czyli Sørena Kierkegaarda. Ukazuję jak wiele zaczerpnął Dąbrowski od Duńskiego filozofa i w jaki sposób oparł swoją teorię na myśli prekursora egzystencjalizmu. W czwartym najobszerniejszym rozdziale przedstawiam TDP jako myśl, która jest przeciwstawna do paradygmatu obowiązującego w teraźniejszej pedagogice i z tego powodu nie może być wykorzystana przez tradycyjną pedagogikę. Z drugiej strony może jednak być wartościowym elementem w strukturze nowego paradygmatu formułującego się na terenie pedagogiki. Ostatni rozdział niniejszej pracy ma na celu ukazanie projektu nowej pedagogiki i zasadniczych cech, które będą ją odróżniać od obowiązującego punktu widzenia. Prezentuję w nim pedagogikę jako pewien zestaw ćwiczeń, względnie antropotechnik za pomocą których człowiek uczy się kontrolować siebie i odróżniać się od otoczenia. Omawiam również pedagogikę kalekich Hansa Würtza i jej niezwykle inspirujące zbieżności z teorią Polaka.

5


Układ treści, dobór źródeł użytych w tej pracy nie był od razu klarowny. W toku studiów stopniowo pogłębiałem wiedzę na wybrane tematy. Korzystałem z domowej biblioteki i uzupełniałem zbiory korzystając z przyznanego mi stypendium naukowego. Może się to wydawać dziwne, ale struktura moich poszukiwań narzucała się sama z siebie. Już na początku miałem w głowie zarys tego co chciałem napisać, zanalizować. W trakcie poszukiwania źródeł zauważyłem, że jeśli zbadam pojęcie paradygmatu prowadzi mnie to do tego, że muszę określić co w myśli Dąbrowskiego jest takiego co nie wpisuje się w zastany schemat. Doszedłem do wniosku, że jest to oparcie się na innym rozumieniu człowieka, innej filozofii. Dlatego zacząłem się zastanawiać, który z filozofów wywarł największy wpływ na autora TDP. Studiując życiorys Dąbrowskiego, jego teorię, zauważyłem jak wielkie znaczenie ma dla niego filozofia egzystencjalna, szczególnie duże oddziaływanie na niego wydawał się mieć Kierkegaard. Rozpocząłem więc studia nad Kopenhaskim filozofem. W domowym księgozbiorze miałem kilka jego dzieł, przeczytałem je i stwierdziłem, że widać powiązania. Tak wyglądała moja praca. Tak samo było z ostatnim rozdziałem, czułem, że praca jest jeszcze niekompletna, że czegoś tutaj brakuje. Jakiś czas wcześniej zetknąłem się z fenomenalną książką Petera Sloterdijka pt.: „Musisz życie swe odmienić”, przypomniałem sobie, że było w niej zawartych wiele spostrzeżeń, które mogę wykorzystać w ostatniej części pracy. Wielkie znaczenie miało dla mnie to, że pedagogika i edukacja w Polsce w moim odczuciu są w stanie kryzysu. Od wielu lat interesowały mnie kwestie pedagogiczne i filozoficzne, ta praca jest na pewno w dużej mierze owocem tych zainteresowań i z tego powodu pisząc ją odczuwałem dużą przyjemność. Szczególne podziękowania pragnę przekazać profesorowi Bogusławowi Śliwerskiemu za to, że już na licencjacie pozytywnie odniósł się do mojego pomysłu pisania o teorii dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego, jak również zachęcił mnie do dalszego rozwijania tego tematu w pracy magisterskiej. Jego życzliwa postawa i otwartość na podejście do myśli Dąbrowskiego w nowym aspekcie była mi niezmiernie pomocną.

6


Rozdział pierwszy: O paradygmatach i potrzebie rewolucji w nauce jako jej rozwoju

Paradygmat można rozumieć jako podstawę pewnego systemu, jako pewnego rodzaju umowę między badaczami, może być też on rozumiany w swym szerszym znaczeniu, jako podstawa pewnej nauki.1 Istnieje wiele sposobów definiowania tego pojęcia, ale naukowcy zasadniczo zgadzają się co do tego, że paradygmat nie jest czymś stałym i niezmiennym w nauce. Mnie osobiście nasuwa się na myśl porównanie paradygmatu do jakiejś doktryny, do ustalonego wzorca postępowania, do pewnej podstawy, z której wszyscy badacze pewnej dziedziny nauki czerpią wzorce. Pojęcie paradygmatu zostało wprowadzone do terminologii w obecnym znaczeniu i spopularyzowane przez Thomasa Kuhna, który w swym największym dziele pt.: „Struktury rewolucji naukowych” zakwestionował dawne pojmowanie rozwoju naukowego jako procesu linearnego – czyli ciągłego.2 Do momentu kiedy Kuhn podważył prawdziwość teorii rozwoju nauki, naukę pojmowano jako coś, co ewoluuje w sposób ciągły, zasadniczo tak jakby nadbudowuje swoje struktury, kodyfikuje swoje znaczenie i dąży ciągle do większej doskonałości. Jednakże jak się okazuje takie pojmowanie nauki jest błędne, gdyż stworzenie racjonalnych zasad poznania naukowego jest niemożliwe. Wszystko co myślimy i co tworzymy związane jest z duchem bieżącego czasu i nie można stwierdzić, że procesy naszego poznawania rzeczywistości są od tego niezależne. Poza tym trzeba zauważyć, że istnieją takie procesy w nauce, które usiłują stworzyć coś na wzór obiektywnego języka naukowego – co jest z góry skazane na niepowodzenie, gdyż zgodnie z Paulem Karlem Feyerabendem w nauce nie istnieje rzeczywisty podział na teorię i praktykę. Jest to tylko podział formalny, a dane zdobyte w sposób obserwacyjny lub w testach empirycznych zawsze zależne są od istniejącego paradygmatu na którym badacz opiera swoją percepcję.3 Tak więc skoro nasze pojmowanie dotychczasowego rozwoju naukowego jest mylne, to jak powinniśmy formułować naszą koncepcję rozwoju nauki. Jest pewne, że to jak

1

T. S. Kuhn, „Struktura rewolucji naukowych”, przeł. H. Ostromęcka, Wydawnictwo ALETHEIA, Warszawa 2009, s. 31 – 34. 2 Tamże, s. 17 – 30. 3 P. K. Feyerabend, „Przeciw metodzie”, przeł. S. Wiertlewski, Wydawnictwo Siedmioróg, Wrocław 1996, s. 18 – 26.

7


dotychczas rozumowaliśmy, iż poprzednie koncepcje były złe, a teraźniejsze są dobre, jest czymś nierealnym. Jak wiadomo każda największa nawet teoria naukowa powstaje na gruncie pewnego zaplecza intelektualnego, kulturowego, od którego nie jest niezależna i dopiero wtedy, gdy dla danego społeczeństwa przestaje być wystarczająca, powstaje nowy paradygmat, który może stoczyć walkę ze starym o dominację w świecie doczesnym. Jednak nie znaczy to wcale, iż poprzednia teoria była zła i nie spełniała standardów naukowości. Otóż ona je spełniała, ale w pewnym momencie jak twierdzi Kuhn4 pojawiła się anomalia której nie dało się dłużej ignorować, nie powiodły się też próby zespolenia jej z bieżącym paradygmatem wskutek czego konstruuje się druga alternatywna koncepcja (lub ich większa liczba), które staczają walkę o przewodnictwo w świecie nauki. Jak można się łatwo domyślić jedna z nich okazuje się zwycięska i to od teraz na jej podstawie będą przebiegać pewne procesy poznania naukowego. Nauka w ujęciu Kuhnowskim ciągle dąży do rewolucji, ale dąży do niej w sposób szczególny, trzeba zauważyć, iż dzieje się to na zasadzie takiego procesu, który Kuhn nazywa łamigłówką, czyli takim standardowym problemem, który jest wyznaczony do rozwiązania dla uczonego. Nie jest on związany z żadną istotną innowacją na polu nauki, on po prostu służy pracy zawodowej tego uczonego, ma udowodnić jego umiejętności jako naukowca w danej dziedzinie. Ciekawe jest to, że Kuhn uważa5, iż niepowodzenie w danej łamigłówce nie obciąża bieżącego paradygmatu, lecz danego naukowca, gdyż łamigłówka służy tylko i wyłącznie uszczegółowieniu danego paradygmatu i uczynieniu go bardziej szczelnym i odpornym na próby rozbicia. Jednakże, to ciągłe dążenie do ujednolicenia powoduje, że w pewnym momencie dochodzimy do sytuacji w której nauka normalna staje przed problemem którego bieżący paradygmat nie jest w stanie rozwiązać, czyli anomalią. Wiele zależy wtedy od badacza. Często zdarza się, że problem odkłada się na później jako nieistotny i szkodzący bieżącej teorii – zakłada się tu domyślnie, że w późniejszym czasie teoria stanie się na tyle doskonała, że z łatwością sobie z nim poradzi. W tej sytuacji ważną się staje rola badacza, który może skupić się na danym problemie i uczynić go zasadniczym, zakwestionować stare dogmaty i sposoby myślenia i stworzyć nową alternatywną wizję rzeczywistości do rozwiązania danego problemu. Aczkolwiek na początku nowy, alternatywny paradygmat nie będzie posiadać zbyt wielu zwolenników, to z biegiem czasu będzie ich zyskiwał coraz więcej. Będzie się to dziać 4 5

T. S. Kuhn, „Struktura rewolucji …”, dz. cyt., s. 99 – 121. T. S. Kuhn, Tamże, s. 71 – 83.

8


nie tyle z tego powodu, że będzie on rozwiązywał więcej problemów niż stara teoria, lecz ze względu na wnoszony powiew świeżości lub też z uwagi na osobiste preferencje badaczy. Może to się też odbywać ze względu na ciekawość poznawczą i to, że coraz więcej badaczy mimowolnie będzie się zaznajamiać z nowym paradygmatem i jego argumentacją. Nawet w sposób nieświadomy, przejmując jego sposób rozumowania, aż w końcu przejście od starego do nowego stanie się faktem. Tylko najbardziej zajadli oponenci będą oponować przeciwko nowemu, ale w końcu i oni przejmą nowy paradygmat lub wymrą. Tak sformułują się nowe i odmienne standardy naukowości, które trwać będą aż do czasu nowej rewolucji. Trzeba to zaznaczyć, że zakres stosowalności jednego paradygmatu nie pokrywa się z drugim, a to oznacza, że teorie te nie są komplementarne jeśli chodzi o zakres rozwiązywalności

problemów. Dany paradygmat warunkuje również

procesy

poznawcze i wchodzi w odmienne zakresy problematyki, inaczej postrzega dane problemy, na inne zwraca większą uwagę, co powoduje, że nauka idzie w pewnym sensie w nowym kierunku, bo zmienia zakres eksploracji dotychczasowej wiedzy. Skierowuje on naukę na inne tory, tym samym nie może być komplementarny ze starym paradygmatem, bo oba wchodzą w nieco odmienne zakresy. Dlatego pojmowanie minionych paradygmatów jako błędnych i nienaukowych i odmawianie im standardów naukowości jest czymś niewłaściwym. One były przecież naukowe i przyczyniły się do rozwoju nauki, ale jako takie były przy innym rozumieniu rzeczywistości niż obecne, czyli były powodowane nieco innymi przesłankami społeczno – historycznymi. Nie można powoływać się jedynie na prosty empiryzm. Teorie naukowe nie są określane przez powoływanie się na doświadczenie, pojawienie się wielkiej czwórki doprowadziło do zakwestionowania dotychczasowego rozumienia procesu rozwoju naukowego, o czym pisze wybitny polski filozof Józef Maria Bocheński: Grupa badaczy historii nauk (zwana niekiedy „grupą czterech”: K. Feyerabend, N. R Hanson, T. S. Kuhn i S. Toulmin) wystąpiła z twierdzeniem, że najogólniejsze teorie w rodzaju Kopernikowej, które Kuhn nazwał „paradygmatami” ,nie mogą być uzasadnione przez powołanie się na zdania doświadczalne – tak dalece, że wybór między nimi jest „sprawą smaku” (Feyerabend).6 Co ciekawe i o czym rzadko się mówi, to fakt, że nauka rozwija się nie dzięki dogmatykom,

trzymającym

indywidualnościom, dzięki

się

reguł

ponad

wszystko

ale

dzięki

wielkim

osobom, które ze względu na swój młody wiek lub

6

J. M. Bocheński „Współczesne metody myślenia”, przeł. S. Judycki, „W drodze”, Poznań 1992, Posłowie do przekładu polskiego (1989).

9


niewielkie

doświadczenie

w

danej

dziedzinie

mogą

spojrzeć

w

sposób

niekonwencjonalny na zastane problemy i dzięki swej nieschematyczności dokonać ważnego i rewolucjonizującego naukę odkrycia. Kuhn twierdzi, że tak nazywana przez niego nauka normalna jest koniecznym aspektem rozwoju naukowego. Feyerabend bardziej podkreśla relatywizm nauki jako tylko jednego z możliwych światopoglądów. To istotna różnica pomiędzy tymi dwoma badaczami ponieważ u Kuhna normalna praktyka jest ważna, stanowi istotną część rozwoju naukowego. Za pomocą stopniowego uściślania i rozwikływania łamigłówek doprowadza ona w końcu do tak zwanych anomalii, które prowadzą do ważnych przełomów w historii nauki. Natomiast autor słynnej „Przeciw metodzie” mówi o tym w zgoła odmiennym tonie. Szukanie tak zwanych prawidłowości w rozwoju naukowym i to tak zwanych racjonalnych reguł rozwoju naukowego jest mrzonką, bo w nauce konieczne jest świeże spojrzenie na dany temat, irracjonalne, niepoważne, nawet wprost głupie teorie mogą się przyczynić do rozwoju nauki.7 Pluralizm powinien być jednym z koniecznych aspektów rozwoju nauki, nie można pojmować paradygmatu jako czegoś stałego, gdyż paradygmat w nauce jest czymś zgoła zmiennym. Według Kuhna oczywiście utrwalają się pewne paradygmaty, które dążą do swojego uszczegółowienia, jednakże w końcu dochodzi do rewolucji naukowej, w wyniku której pojawiają się nowe paradygmaty, które przejmują standardy naukowości i stają się znowu niedoścignionym wzorcem dla kolejnych pokoleń badaczy. W którymś momencie znowu ujawni się anomalia, której nie da się zignorować, ani rozwiązać w znany nam sposób, co w konsekwencji wymusi postęp. Charakterystyczne dla takiego pojmowania nauki są długie okresy spokoju przed wybuchem nowej rewolucji, kiedy to dokonuje się rozwój nauki na bazie danego paradygmatu. Tak Kuhn ujmuje naukę. Nauka jest procesem który od pewnego czasu zdominował życie współczesnego człowieka, wielu próbowało rozwiązać zaistniałe kwestie, jednakże rozwój nauki nie jest procesem jednoznacznym, który można scharakteryzować w sposób pewny i racjonalny. Na ogół charakterystyczne jest to, że z większą pewnością przyjmujemy za naukowe dyscypliny matematyczno-przyrodnicze, medyczne, o tematyce technicznej. Dyscypliny naukowe z dziedziny nauk humanistycznych, jak chociażby pedagogika lub psychologia są przez ogół przyjmowane z większym powątpiewaniem w ich naukowy status 8 , a także większym zakresem interpretacji. Dzieje się tak dlatego, iż we 7

P. K. Feyerabend, „Przeciw …”, dz. cyt., s. 33 – 44. Chodzi mi tutaj o to, że nie są w takim stopniu oparte na matematyce, fizyce, empiryzmie czyli zawierają w sobie jakby większy stopień dowolności, subiektywności. Pewne rzeczy w dziedzinie nauk przyrodniczych są niepodważalne i oczywiste (w każdym razie w większym stopniu trwałe jak się zdaje) 8

10


współczesnym społeczeństwie przyjmuje się pewne standardy naukowe na zasadzie consensusu, który nie jest ani racjonalny ani pewny. Potwierdzenie uzyskuje on poprzez powszechną aklamację oraz uświęconą propagandę. Zastanawiający dla badacza takiego formatu jak Kuhn stał się fakt, który zauważył on podczas swoich badań nad historią nauki, że pewne poglądy lub dyscypliny naukowe odznaczają się w niewytłumaczalny sposób większym mirem niż inne. Z niewyjaśnionych i bezzasadnych przyczyn istnieją pewne założenia podstawowe, które cieszą się taką estymą, iż jakiekolwiek ich zakwestionowanie albo choćby podawanie w wątpliwość ich naukowego statusu nie jest akceptowane przez praktykujących daną dyscyplinę naukową. Aby wyjaśnić tą sprzeczność Kuhn zmodyfikował pojęcie paradygmatu i nadał mu nowy, używany po dziś dzień sens, jak sam pisze w przedmowie do swego największego a na pewno najgłośniejszego i najpowszechniej komentowanego ze swych dzieł: „Uderzyła mnie zwłaszcza wielość i zakres występujących tu kontrowersyjnych opinii na temat naukowo uprawnionych problemów i metod. Zarówno historia, jak i obserwacje wynikające z osobistych znajomości nasuwały mi wątpliwość, czy rzeczywiście odpowiedzi udzielane na tego typu pytania przez przyrodników odznaczają się większą pewnością i trwałością. Jednak bądź co bądź praktyka w dziedzinie astronomii, fizyki, chemii czy biologii nie wywołuje na ogół tylu polemik dotyczących kwestii podstawowych, jakie nagminnie występują wśród psychologów czy socjologów. Wysiłki zmierzające do odszukania źródła tych różnic doprowadziły mnie do odkrycia roli pewnych istotnych dla badań naukowych czynników, które od tej pory nazwałem „paradygmatami”. Nazywam w ten sposób mianowicie powszechnie uznawane osiągnięcia naukowe, które w pewnym czasie dostarczają wspólnocie badaczy modelowych problemów i rozwiązań.”9 Termin paradygmaty określony na nowo przez Kuhna zaczął funkcjonować w powszechnym obiegu, a spojrzenie na kwestie naukowości zostało odmienione. Kwestia podstawowych czynników, które określają naukę jest po dziś dzień kwestią fascynującą. Dla nas ludzi (nawet naukowców, którzy z reguły cenią swoje umiejętności, a i określają siebie – przynajmniej nieświadomie mianem bardziej obiektywnych i rozwiniętych cenzorów ludzkości) problem postrzegania otaczającej nas rzeczywistości, a zwłaszcza problem uprawomocnienia tego percypowania jest problemem z reguły

kiedy w dziedzinie nauk humanistycznych stopień i zakres interpretacji jest bardziej dowolny. To powątpiewanie bierze się z różnicy pomiędzy tym co bardziej ścisłe oparte na aparacie matematycznym, a tym co ma bardziej szeroki zakres ze względu na badanie przejawów twórczości człowieka, interpretowanie itp. 9 T. S. Kuhn, „Struktura rewolucji …”, dz. cyt., s. 10.

11


czysto abstrakcyjnym. Nie poświęcamy w swojej codziennej praktyce naukowej i życiowej czasu na taką problematykę – czy zastany świat, a zwłaszcza jego percypowanie, opiera się na pewnych podstawach? Dla naukowca kwestia prawidłowości i racjonalności otaczającego nas świata powinna być problemem zasadniczym. Nie może, a na pewno nie powinien przyjmować on w sposób bezkrytyczny pewnego ujmowania otaczającej go rzeczywistości, zaś problematyka prawomocności wpierania nam pewnego obrazu świata jest czymś podstawowym ponieważ musimy jasno podliczyć wynikające z danego paradygmatu zyski i straty, co jest przedsięwzięciem trudnym jeśli nie niemożliwym. Jak nasze myślenie i nasz język oddziaływają na świat rzeczywisty? Czym jest zasadniczo percypowany przez nas świat? Jak nasze zmysły oddziałują na nasze poznanie? Już tych kilka rzuconych pytań uświadamia nam, że wkraczając w obszar problematyki paradygmatu wkraczamy w obszar niezwykle ważny z punktu widzenia naukowości i nauki w ogóle. Nasze pojmowanie rzeczywistości nie jest niezależne od naszego ukonstytuowania w historii i społeczności danego okresu, istnieją obszary na których toczy się gwałtowny spór o to jaką rolę odgrywa nasz umysł w poznaniu i jak my sami warunkujemy nasz umysł w procesach tego poznawania. Nasz sposób myślenia i systematyki pewnego rodzaju doświadczeń odgrywa nieprzecenioną rolę w naszym odniesieniu do roli tego co jak się nam zdaje ma stanowić naukę, a tym samym ma stanowić to co naukowe i wreszcie dzięki temu ma określać co jest prawdziwe, a zwłaszcza prawdziwie wartościowe. Dla Józefa Kozieleckiego osobowości wybitne często nie poddawały się normom ogółu i były wykluczane, izolowane przez system kształcenia świadczy to pośrednio o tym, iż istnieją pewne reguły podstawowe, które aby zostały zmienione muszą zostać przeciwstawione wielkiej odwadze i indywidualności, która w nowy sposób spojrzy na stare problemy.10 Taką postacią był bez wątpienia Paul Feyerabend, twórca anarchizmu epistemologicznego

zwanego

też

kontrindukcjonizmem,

piewca

pluralizmu

i

nieokreśloności. W swoich pracach wielokrotnie pisał o tym, że tylko temu zawdzięczamy postęp, iż niektórzy ludzie potrafili przeciwstawić się doktrynerom, potrafili porzucić stare ideały, potrafili sprzeciwić się określonemu porządkowi społecznemu i stojącym na jego straży marnym intelektualistom, którzy z umysłowej opieszałości uczynili świętość dla motłochu, dla którego są wizjonerami. I to tylko tym wybitnym ludziom zawdzięczamy to, że nie stoimy w obliczu zagłady nauki do której doprowadziliby nas ci naukowi dogmatyczni i metodologiczni dyletanci: 10

J. Kozielecki, „O człowieku wielowymiarowym”, PWN, Warszawa 1988, s. 36 – 42.

12


„Rzeczywiście,

jedną

z

najbardziej

uderzających

cech

obecnych

rozważań

prowadzonych w obrębie historii i filozofii nauki jest uświadomienie sobie, że wydarzenia i procesy rozwojowe, takie jak stworzenie atomizmu w starożytności, rewolucja kopernikańska, powstanie współczesnego atomizmu (teoria kinetyczna, teoria dyspersji, stereochemia, teoria kwantów), stopniowe powstawanie falowej teorii światła, pojawiły się wyłącznie dlatego, iż niektórzy myśliciele zdecydowali się nie podporządkowywać

pewnym

„oczywistym”

regułom

metodologicznym

albo

nieświadomie je złamali.”11 Nasza nauka i nasza kultura nie są czymś stabilnym jak niektórzy naukowcy zwykli uważać. Żyjemy w czasach ogromnej różnorodności kulturowej i politycznej i ich próby zaszufladkowania rzeczywistości, znalezienia jednowymiarowej prawdy są tak banalne, że doprawdy dziwię się, że to ktoś uważa za wiarygodne. Sir Karl Raimund Popper jest doprawdy znamienitym filozofem ale jego przekonanie 12 o możliwości falsyfikacji teorii można przyrównać do pewnego założenia dogmatycznego.

13

Jakiekolwiek

procedury sprawdzalności paradygmatów chce się przyjąć należy pamiętać, że wyrażenie rzeczywistości jednym wzorem na piasku jest zawsze jej uproszczeniem. Istnieją burze, istnieje przypływ, rzeczywistość jest plastyczna. Oczywiście wygodnym byłoby (dla niektórych) żeby wszystko było ustalone odgórnie, żeby istniały sztywne normy i reguły, żeby każdy chodził w takim samym ubraniu i jadł to samo jedzenie. Wiemy jednakże, że każde takie ujednolicenie, spłycenie rzeczywistości jest w interesie tych ludzi, którzy pragną dogmatycznej wykładni życia, prostym tego przykładem jest we współczesności państwo islamskie. Dyktatura nielicznych ludzi, czy poglądów jest z reguły czymś szkodliwym dla ogółu. Mówiąc językiem Marksa istnieją elity władzy, które są zainteresowane ustalaniem tego co masy powinny a czego nie powinny robić. Ich zachowawczy system oświatowy, który kształci dyletantów, zabija twórczość, odbiera szansę najbiedniejszym i reprodukuje elity rządzące jest świadectwem interesowności i egotyczności tych ludzi, którzy w imię dobrej pensji lub wygodnego żywota odrzucili działanie w imię społecznego dobra wpierając nawet największym spośród intelektualistów jeden słuszny paradygmat i nakazując go bronić za wszelką cenę. W wyniku tego dochodzimy do stanu kiedy nawet poważani naukowcy stają się

11

P. K. Feyerabend, „Przeciw …, dz. cyt., s. 23. Wszelkie podkreślenia widniejące w cytatach z niniejszej książki pochodzą z niej, a nie z mojej ingerencji, a więc jestem wierny autorowi. 12 K. R. Popper, „Logika odkrycia naukowego”, przeł. U. Niklas, PWN, Warszawa 1977, s. 39 – 41. 13 Chodzi tu, o to, że Popper proponuje przyjąć za kryterium demarkacji falsyfikowalność danej teorii, czyli możliwość jej obalenia empirycznego za pomocą doświadczenia zamiast weryfikowalności.

13


strażnikami na usługach panującego paradygmatu i nie są w stanie wyjść poza ciasne formy przewidzianej dla nich kreatywności. Dlatego w imię pluralizmu i wolności w imię rozwoju społeczeństwa i wreszcie w imię rozwoju nauki mamy obowiązek i konieczność postępować w sposób wprost odmienny od nam przewidzianego. Mamy mnożyć a nie redukować, mamy rozwijać a nie zrównywać. Czym jest dzisiejsza polska szkoła jeśli nie ideologicznym tworem przeczącym często zdrowemu rozsądkowi i zasadom egalitaryzmu 14, apolityczności. Szanse które mają w niej dzieci nie są równe. Piszę o tym bo jest to przykład ograniczonego

systemu

oświatowego

w

którym

obowiązuje

jeden

słuszny

„paradygmat”15, sposób postępowania, jedna słuszna matryca zabijająca kreatywność, a więc zabijająca to, co jest istotą człowieka. Obowiązkiem naukowców, a nadto przedstawicieli jednej z bardziej potrzebnych 16 dyscyplin humanistycznych jaką jest pedagogika jest walka o to aby nie było jednego słusznego paradygmatu, aby nie powstawał monopol na myślenie, na myślenie zgodne jedynie z myśleniem władzy lub łatwiejszej do manipulowania części społeczeństwa. Zasada mnożenia paradygmatów zasada niejednoznaczności jest jak twierdzi Feyerabend jednym z możliwych rozwiązań ale nie właściwym bo nie ma rozwiązań absolutnych. Tak więc czołowa zasada Feyerabenda „nic świętego” jest tylko zasadą ad hoc, bo nie ma zasad innego rodzaju. Jak pisze dalej w swoim wspaniałym dziele „Przeciw metodzie”: „Ta liberalna praktyka, powtarzam, jest nie tylko faktem historii nauki. Jest ona zarówno sensowna, jak i absolutnie konieczna dla rozwoju wiedzy. Uściślając można wykazać, co następuje: dla każdej reguły, jakkolwiek „fundamentalnej” czy „racjonalnej”, istnieją okoliczności, w których właściwe jest nie tylko odstąpić od niej, ale wręcz zastosować regułę przeciwstawną. Na przykład, istnieją okoliczności, w których celowe jest wprowadzenie, opracowanie i obrona hipotez ad hoc, które są 14

Komunizm proponuje całkowity egalitaryzm, w sensie przede wszystkim ekonomicznym (taki sam dostęp do dóbr). Ja rozumiem go tutaj jako równość szans, a zwłaszcza jej aktywne promowanie jako to co powinna robić szkoła ze względu na swój charakter. Pokazując, że każdy z nas ma prawo do zmieniania swojego życia poprzez pracę nad sobą i stania się wartościowym członkiem społeczeństwa niezależnie od pozycji zajmowanej przez jego rodziców itp. 15 Zaznaczam tu, że nie chodzi mi tutaj stricte o świadome posługiwanie się danym paradygmatem przez władze oświatowe. Uważam jednak, co wyjaśni się w późniejszym toku pracy, że można stwierdzić, iż w sposób nieświadomy kierują się pewnym instytucjonalnym motywem. Być może istnieje powiązanie pomiędzy selfishness szkoły (Sloterdijk), a biowładzą państwa (Foucault). Może jest to jakiś immanentny motyw, jakiś wzorzec zatopiony w zbiorowym organizmie jakim jest państwo. Jeśli w tym miejscu użyłem pojęcia paradygmatu to w takim to właśnie wysublimowanym sensie. 16 Chodziło mi tutaj o to, że pedagogika jest bardziej potrzebna w tym sensie, że to wychowanie stanowi o kulturze poprzez przekazywanie treści wychowawczych wdrażamy człowieka do społeczeństwa, zapewniamy mu bazę podstawową bez której jego kontakt z rzeczywistością społeczną byłby wprost niemożliwy. Znaczenia symboliczne itp. są przecież czymś co nie jest immanentnie zawarte w genotypie ludzkim, w biologii człowieka.

14


sprzeczne

z

dobrze

uzasadnionymi

i

powszechnie

akceptowanymi

wynikami

doświadczalnymi, lub hipotez uboższych w treść niż istniejąca, empirycznie adekwatna koncepcja alternatywna albo hipotez wewnętrznie niespójnych i tak dalej.”17 Przeświadczenie o jedynej, uczciwej i rzetelnej prawdzie, którą usiłują nam wpierać intelektualni dyletanci są niczym więcej jak kolejnym absurdem stworzonym po to aby wygłodniałym poczucia bezpieczeństwa masom zapewnić choć jego fałszywą namiastkę. To oczywiste, że prosty kumulatywny rozwój nauki po prostu nie istnieje. Cały rozwój nauki jest obrazem sprzeczności i obrazem prób formowania się czegoś nowego w opozycji do starego: „Być może nauka nie rozwija się poprzez kumulację indywidualnych odkryć i wynalazków”18 Teza o usystematyzowanym rozwoju nauki nie może być dalej broniona, gdy człowiek przyjrzy się jej historii. Zobaczy bowiem, że teoria flogistonu nie może być wpisana w chemię późniejszą. Dzieje się tak dlatego, że pewne terminy w kontekście tej teorii, choć są również stosowane w późniejszej chemii, nie oznaczają tego samego, a ich zakres w kontekście ich pojmowania jest odrębny. Dlatego stare paradygmaty naukowe są niewspółmierne z nowymi i nie da się pomiędzy nimi zarysować prostej drogi ewolucyjnej. Powstanie nowego paradygmatu jest powstaniem czegoś nowego, choć nie obcego i w tym właśnie jest ukryte piękno nauki. Postęp nie dokonuje się na zasadzie jednorodności i obiektywności, lecz często na zasadzie błędu, złamania zasad, olśnienia, zobaczenia nowej perspektywy. Dlatego właśnie postęp jest rzeczą ludzką, a nie zwierzęcą, bo polega on na swoistym przeformatowaniu, którego produkt nie jest tożsamy i degradowany do poprzedniego stanu. Zrozumieć nie znaczy przełożyć, toteż powinni to uprzytomnić sobie krytycy niewspółmierności. Z problematyką paradygmatu w nauce wiąże się nierozłącznie percypowanie rzeczywistości nas otaczającej. Widać to na przykładzie tego, że samo zdanie nie może być uprawomocnione tym, iż zostało wyartykułowane. 19 Zdania prawdziwe nie

17

Tamże, s. 23. T. S. Kuhn, „Struktura ...”, dz. cyt., s. 19. 19 Przyjmuję tu założenie, że każdy paradygmat powstaje na bazie pewnych podstawowych schematów kognitywnych, koncepcji teoriopoznawczych. Wyartykułowanie zdania wiąże się z uznaniem tych założeń będących zawartymi a priori w naszym aparacie poznawczym w związku z tym nazwanie go prawdziwym jest uzasadnione tylko o tyle, o ile pojmujemy tą prawdziwość jako wynikającą z pewnej logiki wewnętrznej systemu poznawczego przyjętego przez nas w celu kontaktowania się z otaczającą nas rzeczywistością. Oczywistym jest, że sam nasz system poznawczy obsługujący nasz aparat poznawczy i przyjęte wraz z nim podstawowe założenia mogą powodować, a raczej powodują przekształcenia i zakłócenia w poznawaniu otaczającej nas rzeczywistości. Dlatego można założyć (z dużą dozą 18

15


istnieją,20 gdyż każdy obiekt powstaje w wyniku przetworzenia, a przetworzenie nie jest obiektywne, tak samo zresztą jak nie jest realistyczne. Każdy obiekt, każdy paradygmat jest pewną wizją, której prawdopodobieństwo jest znikome, gdyż postrzegając obiekt warunkujemy jego zastosowanie jak i zakres, tworząc w praktyce za pomocą naszego umysłu teorię, która ma stanowić o realności naszego postępowania choć sama w sobie realna nie jest. Dlatego każdy paradygmat jest paradygmatem uprawnionym, choć każdy wywiera odmienny wpływ, jedyną nieuprawnioną formą paradygmatyczną jest forma jedynej prawdy, bo takowa nie istnieje. Wszystko kryje się we względności. Przyczyna rozwoju leży w pluralizmie, a więc napędem nauki jest jej niejednorodność. Pogląd, że istnieje racjonalny i obiektywny, niezależny od ludzkiego poznania język obserwacyjny należy umieścić pośród innych tego typu bajek.21 Nasze istnienie, a więc również nasze postrzeganie, nasze standardy moralne i kulturowe są warunkowane przez pole semantyczne w jakim się znajdujemy, a więc już z gruntu są nieadekwatne do tak zwanego stanu rzeczywistego. Tak jak absurdem jest postrzeganie lotu strzały jako zbioru odcinków które można mnożyć w nieskończoność, gdyż wynikałoby z tego, że strzała nigdy nie doleci do celu, tak samo mylne jest twierdzenie, że nasz ogląd rzeczywistości jest jedynym prawidłowym. Jak wiemy jednak strzała jakoś dolatuje i w niego trafia, tak więc nasze postrzeganie rzeczywistości jest zawsze ograniczone, gdyż czynimy to za pomocą naszego umysłu. Używany przez nas język jest narzędziem ale nie jest zbieżny z realną rzeczywistością, której nie jesteśmy w stanie poznać w sposób bezpośredni. Tak więc mit bezstronnego doświadczenia i opieranie się na empiryzmie jako standardzie naukowości bezpowrotnie upada, bo coś takiego jak bezstronne, obserwowalne, niepodważalne fakty nie istnieje. Każde fakty tworzone są w kontekście danego paradygmatu, którego są egzemplifikacją, świadomie czy też nie tworzymy systemy które warunkują nasze procesy poznawcze stwarzając mit apriorycznej racjonalności.

prawdopodobieństwa), że nasze percypowanie rzeczywistości jest czymś wtórnym w stosunku do niej samej. 20 To nie jest w odniesieniu do sądów logicznych lecz do rzeczywistości. Chodzi o to, że sąd jest zawsze opisem rzeczywistości ale nie jest z nią tożsamy jako taki. 21 Można założyć, że istnieje pewien język obserwacyjny (jest to tylko założenie) czy też system pojęciowy wspólny wszystkim ludziom, ale nie do końca w rozumieniu tego słowa przez Sir Karla, Feyerabenda lub Kuhna. Pamiętamy teorię zbiorowej nieświadomości Carla Gustawa Junga, a także to, że znajdował on pewne archetypy wspólne wszystkim ludziom. Symbole leżące u podłoża naszego percypowania rzeczywistości. Tak więc można założyć teoretyczną możliwość pewnego kryterium demarkacji ale praktycznie jest to niewykonalne z powodu tego, iż jest to zbyt wielki zasób wiedzy ludzkiej, którego nie jesteśmy w teraźniejszym czasie w stanie opracować, ale kiedyś być może będziemy w stanie i próby są pewnego rodzaju pozytywnym aspektem. Jednakowoż w teraźniejszej rzeczywistości podejście Feyerabenda, a więc kontrindukcjonizm wydaje mi się w dużym (znacznym) stopniu uzasadniony.

16


Dążenie za pomocą różnego typu historycznych analiz, technik analizy do jednego słusznego i racjonalnego poglądu na świat jest niczym innym jak marzeniem uniknięcia odpowiedzialności za własny rozwój i za rozwój świata naukowego. Historia nauki jest w pewnym sensie historią błędów i absurdem byłoby negowanie tej oczywistości. Dla każdego człowieka świat jest postrzegany indywidualnie, a więc dla każdego człowieka świat jest w pewnym sensie inny i niesamowity. Tym bardziej dla naukowców świat nie jest miejscem jednolitym, nie są oni w stanie oddzielić się od swej własnej kultury rodzimej, ani od wychowania. Każdy z nich został poddany swego rodzaju uwarunkowaniu. Oczekiwanie więc, że świat naukowy będzie dla nich czymś jednolitym jest w samej swej istocie nieracjonalne, a więc jest przeciwstawieniem się racjonalizmowi, który podług siebie chcą oni reprezentować. Przecież dla każdego z tych ludzi nauka będzie stanowić dążenie do czegoś innego, racjonalista, empirysta, czy realista nie będzie w stanie pojmować danego świata jednakowo. Tak więc dążenie do intelektualnego monolitu, zasłanianie się tarczą racjonalności, tworzenie świata trzeciego i innych dziwnych tworów ludzkiego umysłu, jest niczym innym jak pustym idealizmem obranym w „skorupkę” racjonalności i doświadczenia. Jak pisze Paul Feyerabend: „Jest więc oczywiste, że idea niezmiennej metody lub niezmiennej teorii racjonalności, oparta jest na zbyt naiwnym poglądzie na człowieka i jego środowisko społeczne. Dla tych wszystkich, którzy przyglądają się bogatemu materiałowi dostarczonemu przez historię i którzy nie mają zamiaru zubożyć go w celu zaspokojenia swych niższych skłonności, swej tęsknoty za intelektualnym bezpieczeństwem przyjmującym formę jasności, precyzji, „obiektywności” i „prawdy”, stanie się jasne, że istnieje tylko jedna zasada, której bronić można we wszystkich okolicznościach i we wszystkich stadiach rozwoju ludzkości. Oto owa zasada: nic świętego.”22 Jasno i wyraźnie Paul Feyerabend określa tu to o czym pisałem wcześniej, ludzie – naukowcy, którzy dążą do utworzenia monolitu, którzy pożądają ponad wszystko dogmatu, a nie odkrycia są niszczycielami tego, co naukowe. Tak jak rozwój nauki postępował jedynie wtedy, kiedy ścisłe i dogmatyczne myślenie czy to Kościoła, czy też innej instytucji przyznającej sobie monopol na prawdę, zostawało zakwestionowane. Tak i największe odkrycia w historii dziejów ludzkiej nauki były skutkiem przeciwstawienia się wielkich indywidualności nurtowi potocznego myślenia jak i bezkrytycznym sądom naukowych naiwniaków. Kiedy to co właściwe przejmuje kontrolę nad tym co inne i często ciekawe, to mamy do czynienia z ruchem wstecznym 22

Paul Feyerabend „Przeciw …”, dz. cyt., s. 26.

17


w postępie. Prawdziwego naukowca (jeżeli można posłużyć się tu tak nadmiernie przez tysiąclecia używanym terminem jak prawdziwość) 23 powinna cechować zasadnicza niewiara wobec kryteriów absolutnej prawdy itp. Proces kumulatywnego rozwoju nauki jest fikcją ale fikcją groźną, gdyż zakłada on indukcyjność nauki.24 Tym samym czyni on z nauki coś w rodzaju religii. Nauka jednak jest jej zaprzeczeniem, a szczególnie nauka humanistyczna, w której to różnorodność i wolność powinna być podstawą w budowaniu nawet najbardziej absurdalnych teorii. Nie świadczy to w żadnym aspekcie o braku kryterium naukowości i także nauki ścisłe powinny się wzbraniać przed roszczeniami do czystej naukowości. Jest to przykre jak dogmatyzm i dążenie do jednolitości części uczonych zamyka im oczy na to, że bez humanizmu i wychowania, nie możemy w ogóle mówić o człowieczeństwie. Dlatego też anarchizm 25 jest w wielu wypadkach najwłaściwszą metodą, bo nie uznaje „mydlenia sobie oczu” nienaruszalnością i stałością pewnych poglądów.: „Natomiast moja teza głosi, że anarchizm pomaga w osiągnięciu postępu w każdym sensie, jaki się zechce wybrać. Nawet nauka akcentująca prawa i porządek odniesie sukces jedynie wtedy, gdy od czasu do czasu zezwoli się na pociągnięcia anarchistyczne).”26 Wiedza pojmowana jako coś stałego i niezmiennego nie istnieje, wychodzenie od faktów i opieranie się na doświadczeniu jest w pewnym sensie nieracjonalne, gdyż 23

Pojęciem nadużywanym ponieważ wszelkie ideologie takie jak komunizm, nazizm i chrześcijaństwo, islam itd. rościły sobie prawo do nadawania sobie cech jedynej i niepodważalnej prawdy, z tego powodu uważam, że prawdziwość jest tylko założeniem, które stawiamy, aby uczynić jakąkolwiek krytykę czynioną wobec niego niedopuszczalną. Co to właściwie znaczy, że coś jest prawdziwe? W moim rozumieniu oznacza to, że nie interesuje nas jakikolwiek inny punkt widzenia, a więc nie chcemy się już zmieniać i rozwijać. Dla każdego z nas prawdziwość będzie czymś zgoła odmiennym. 24 Ponieważ jeśli wszystko budujemy na tzw. faktach, to wychodzimy z niepodważalnych przesłanek. Jedynym sprawdzianem wobec takiej konstrukcji nauki jest dowiedzenie jej prawdziwości, co jest zadaniem niemożliwym ponieważ prawdziwość istnieje tylko i wyłącznie jako kategoria wewnętrzna w jakimś systemie. Dlatego Popper doszedł do wniosku, że indukcja oprócz matematyki nie istnieje w odniesieniu do nauki. Nie jest możliwe zweryfikowanie prawdziwości jakiegoś zdania, lecz jest możliwe stwierdzenie czy dane zdanie jest obalalne, a zatem czy jest empiryczne, bowiem za empiryczne można uznać tylko to co można obalić. Indukcyjność nauki prowadziłaby do tworzenia absurdalnych systemów, których wewnętrzna logika nie ulegałaby jakiejkolwiek krytyce, jednak wiadomo, że rozwój dokonuje się w formie przeskoku, a nie dzięki dodaniu nowego materiału. Przeformatowanie naszego obrazu świata związane jest więc bardziej z dedukcją niż indukcją. Nieobalalne fakty = pewien rodzaj naukowej doktrynerii. Każdy system jest jedynie systemem, który powinien być korzystny, gdy zaś przestaje być produktywnym pożądanym staje się jego odrzucenie. Nie istnieje coś takiego jak wychodzenie od obserwowanych faktów, nie da się zbudować nauki na fundamentach dogmatyzmu płynących z niesłusznego pozytywistycznego przekonania o wyższości obserwacji i doświadczenia. Fakty empiryczne nie stanowią obiektywnej wiedzy w związku z tym nie da się oprzeć nauki na rozumowaniu indukcyjnym. Nauka nie znajduje oparcia w faktach gdyż są one zależne od pewnej wizji rzeczywistości. W związku z tym indukcja potrafi zwieść na manowce, czego przykładem jest pozytywizm logiczny mimo niewątpliwych zasług tej szkoły filozoficznej dla rozwoju nauki. 25 Chodzi mi tu o anarchizm epistemologiczny (Feyerabend), nie uprawiam tu apoteozy Michaiła Bakunina. 26 Tamże, s. 26.

18


każdy paradygmat, nawet najlepszy nie zgadza się z wszystkimi faktami dziedziny jaką reprezentuje. Absolutna zgodność z faktami empirycznymi jest więc fikcją. Poza tym dany paradygmat można obalić jedynie wtedy, gdy rozpatrzymy odrębny punkt widzenia. Bez alternatywnej koncepcji nie byłoby to możliwe, tu jest widoczna rozbieżność z Kuhnem, który pisze w swoim dziele o tak zwanych długich okresach nauki normalnej, kiedy to wiedza naukowa jest też rozwijana poprzez rozwiązywanie łamigłówek. Rewolucja naukowa w obrębie danego paradygmatu zachodzi dopiero wtedy gdy paradygmat obecny natrafia na problem z którym nie może się uporać. U Feyerabenda stawiany jest nacisk na niejednorodny i nieoczywisty charakter wiedzy naukowej, a więc nie ma tu mowy o postępującym rozwoju w wyniku którego następuje rewolucja.: „Tak pojęta wiedza nie stanowi szeregu wewnętrznie zgodnych teorii zmierzających do idealnego opisu; nie jest także stopniowym zbliżaniem się do prawdy. Jest ona raczej wciąż powiększającym się zasobem wzajemnie niezgodnych (a prawdopodobnie nawet niewspółmiernych) koncepcji alternatywnych; każda należąca tu poszczególna teoria, każda baśń, każdy mit zmusza innych do uściślenia wypowiedzi, przyczyniając się tym samym - poprzez proces rywalizacji – do rozwoju naszej świadomości.”27 Kuhn również zauważył problem tego, iż poprzednie poglądy były negowane przez obecne jako nienaukowe. Jeśli jednak odrzucilibyśmy je na zasadzie zaprzeczenia stwierdzilibyśmy pośrednio, że te stare poglądy nie były nauką, a więc coś nienaukowego prowadziłoby pośrednio do wiedzy naukowej. Autor „Struktury …” zauważa tu iż: „Gdyby te przestarzałe poglądy miały być mitami, znaczyłoby to, że mit może być tworzony za pomocą tego samego rodzaju metod i utrzymywać się na mocy tego samego rodzaju racji, jakie współcześnie prowadzą do wiedzy naukowej. Jeśli natomiast poglądy te zaliczyć mamy do nauki, to będzie ona zawierała zespoły przekonań absolutnie niezgodnych z tymi, którym hołdujemy obecnie.”28 Ta więc choć widoczne są podobieństwa, widoczne są też różnice w drogach jakie obierają obaj myśliciele. Feyerabend w swoim stylu odrzuca naukę jako prawdę najwyższą. Twierdzi, że jest ona tylko jedną z dróg poznawania rzeczywistości, być może wcale nie najwłaściwszą i nie najbardziej pożyteczną, każdy paradygmat może się zetrzeć na polu nauki i każdy może próbować bronić swoich przekonań. Anarchizm epistemologiczny optuje więc za skrajną wolnością w tworzeniu i wybieraniu, (skrajną oczywiście tylko w polu rozumienia tradycyjnych dogmatyków), wolność i równość jest 27 28

Tamże, s. 29. T. S. Kuhn „Struktura...”, dz. cyt. s. 19-20.

19


tu szczególnie ważna choć też nie jest postrzegana jako absolutny aksjomat. U Kuhna natomiast widzimy, że wyjaśnił on tę problematykę w zgoła odmienny sposób. Później do tego wrócimy. W pewien sposób stał się on obrońcą naukowej praktyki. Choć zburzył mury obiektywizmu. Zasadniczą kwestią, którą poruszył Kuhn jako historyk nauki było również zagadnienie podejścia do rozumienia i analizy materiału historycznego. Mianowicie zwrócił on uwagę na to, że pewne terminy i ich rozumienie były zależne od sytuacji kulturowej w jakiej powstawały. Rozumienie nauki w średniowieczu, bądź w czasach starożytnych było rozumieniem zupełnie innym od dzisiejszego. Obowiązywały inne kryteria naukowości, a częstokroć dziedziny które nazywamy w nieodpowiedzialny sposób nazwami dyscyplin obecnie występujących badały obszary w nijak nie pokrywające się ze współczesnymi. Odnośnie tego paradygmaty wcześniejsze opierały się na odmiennym percypowaniu i odtwarzaniu rzeczywistości. Tak więc hermeneutyka była w tamtych czasach czymś zupełnie innym niż w obecnych.: „Zasadnicze innowacje nauki siedemnastego wieku można było zrozumieć jedynie pod warunkiem, że naukę średniowieczną badało się w jej własnych kategoriach, a następnie traktowało ją jako źródło nowej nauki. Nic bardziej nie ukształtowało nowoczesnej historiografii nauki niż to właśnie wyzwanie.”29 Ta relatywność wiedzy pokazuje nam, że nie jest ona czymś niezależnym. Jest ona często obiektem consensusu. Dlatego trzeba ostrożnie podchodzić do kwalifikatorów absolutnych, które z reguły są zasłoną dla dyletantyzmu. To, o czym pisałem wcześniej, o wykluczeniu prawdy jest kluczem do zrozumienia tego, iż podług Feyerabenda brak uznania równej wartości wszystkich teorii powoduje całkowitą nieadekwatność paradygmatu w stosunku do rzeczywistości.: „Istnieją również fakty, które mogą być odkryte tylko i wyłącznie za pomocą teorii alternatywnych w stosunku do tej, która podlega sprawdzaniu; stają się one niedostępne, jeśli tylko wykluczy się takie alternatywne teorie.”30 Twierdzenie, że istnieje jakaś całkowicie prawdziwa teoria, jakiś absolutny paradygmat, do którego zmierzamy i który zapewni nam całkowite kryterium poznania, jest absurdem. Już prędzej można by było rozważyć stopniowe zbliżanie się do prawdy, tak jak u Sir Karla Poppera, jednakże pociąga to za sobą dedukcjonizm. Jak sądzę podejście Feyerabenda

jest

zgoła

ciekawsze,

gdyż

29

mniej

zachowawcze

i

nie

tak

T. S. Kuhn, „Dwa bieguny”, przeł. S. Amsterdamski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1985, s. 166. 30 P. K. Feyerabend, „Jak być dobrym empirystą”, przeł. K. Zamiara, PWN, Warszawa 1979, s. 41.

20


tradycjonalistyczne. Warunek zgodności wprost zaprzecza empiryzmowi, gdyż dodatkowe paradygmaty zwiększają różnorodność wiedzy, a poza tym zwiększają liczbę dostępnych faktów. To konfrontacja różnych stanowisk zwiększa szansę na rozwój nauki. Tak więc empiryzm zaprzecza sam sobie jak i działa przeciwko postępowi nauki. Przecież jeśli nie rozważamy alternatywnych paradygmatów tym samym powodujemy likwidację tych faktów, które potencjalnie mogłyby ją wyeliminować: „Stąd tworzenie dodatkowych ujęć alternatywnych w stosunku do poglądu znajdującego się w centrum rozważań stanowi istotny składnik metody empirycznej. Przeciwnie, fakt, że warunek zgodności eliminuje ujęcia alternatywne, wskazuje teraz, iż jest on niezgodny z empiryzmem, a nie tylko z praktyką naukową.”31 Wyobraźmy sobie taką sytuację, kiedy to tworzymy zbiór zasad OBOJĘTNIE JAKICH i spisujemy je w formie traktatu. Ten zaś staje się obiektem fascynacji, przemawia do ludzi, akceptują go, zaczynają budować wokół niego pewną logikę. Stopniowo zapominają, że jest ona ich dziełem i zaczynają ją traktować jako coś oczywistego, a spisany dla nich zbiór zasad staje się czymś niepodważalnym, co ważniejsze zaczyna się sprawdzać. Jednakże ci ludzie nie zauważyli, że zapis ten na początku był atrakcyjny tylko ze względu na pewne cechy, teraz już jest wartością samą w sobie, nie wolno go kwestionować, inne pomysły są traktowane z dużą niechęcią, a wszystkie nowe możliwe do pomyślenia zjawiska wynikają z zasad tego traktatu 32. Co więcej język, którym ci ludzie się posługują jest językiem opartym na punkcie widzenia zaczerpniętym z niego. To pismo przestaje być świetnym tekstem, literackim majstersztykiem, a staje się jedyną prawdą. Mniej więcej to samo dzieje się wtedy kiedy naukowcy poszukują jedynej słusznej drogi, a ich paradygmat, którym powinni posługiwać się jako narzędziem pracy, staje się jedyną wyznawaną przez nich drogą naukowego poznania. Dlatego też ludzie, którzy dążą w nauce do jedynego i niepodważalnego paradygmatu, zmieniają naukę w system metafizyczny. Rozumując dalej w ten sposób, zaczynamy widzieć jak prosto w nauce jest o ignorancję i o samo potwierdzenie swego punktu widzenia. Jeśli odrzucamy różnorodność jako konieczny aspekt postępu naukowego, tym samym stwierdzamy, że nauka jest pewnego rodzaju systemem hermetycznym. W takiej dyscyplinie jak pedagogika wydaje się

31

Tamże, s. 43. Zob. J. Bricmont i A. Sokal, „Modne bzdury. O nadużyciach nauki popełnianych przez postmodernistycznych intelektualistów”, przeł. P. Amsterdamski, Prószyński i S-ka, Poznań 2004. 32

21


jednak ważnym zachowanie otwartej, życzliwej postawy w stosunku do odmienności, a także do potrzeb i życzeń wychowanka. Skoro pedagogika z samej swej istoty jest dyscypliną otwartą33, to tym bardziej (jeszcze bardziej niż w innych naukach) staje się konieczne zaakcentowanie tej otwartości. Budując pewien system, nawet system o charakterze podstawowym, ważnym jest aby pamiętać o tym, że jakby nie patrzeć jest to system stworzony przez człowieka. Jeśli więc ustanawiamy ten system, nie możemy zapominać o tym, że istnieją też inne alternatywne względem niego podejścia. Jeśli w nauce o człowieku lub jakiejkolwiek innej stanie się tak, iż będziemy mieli do czynienia jedynie z jednym całkowicie słusznym i niepodważalnym paradygmatem, to niczym się to nie będzie różnić od dogmatów religijnych. Jeśli coś uzyskuje potwierdzenie tylko na zasadzie swej trwałości, czyli, że staje się wiarygodne na zasadzie samej siły potwierdzenia jakim jest jego istnienie, to nie jest to naukowe: „Innymi słowy, powstaje podejrzenie, że ten rzekomy sukces spowodowany jest faktem, że w procesie zastosowania do nowych dziedzin teoria zamieniła się w system metafizyczny. Oczywiście system taki zostanie „uwieńczony powodzeniem”, jednakże nie z uwagi na jego wyjątkową zgodność z faktami, lecz dlatego, że nie określono dokładnie faktów, które mogłyby stanowić dlań test empiryczny, niektóre zaś z owych faktów nawet usunięto. Jego sukces jest całkowicie dziełem człowieka.”34 Dlatego właśnie zagadnieniem, które wydatnie domaga się uwagi jest aspekt ograniczoności każdej naukowej teorii, a tym samym postulowanie ograniczonego zasobu i zasięgu każdego istniejącego paradygmatu. W samej swej istocie nauka jest procesem wielobarwnym, w którym niemożliwe jest postrzeganie wszystkiego przez pryzmat jednego koloru. Fakty naukowe są faktami o ograniczonym stopniu weryfikowalności, nie dlatego, że paradygmat je zakładający jest niedoskonały ale dlatego, iż on sam również jest dziełem człowieka, a więc jest wynikiem ludzkiej percepcji. Tak więc aby możliwy był jakikolwiek rozwój konieczne jest dopuszczenie do zaistnienia alternatywnych paradygmatów, które uwidocznią zalety i wady starego, a na pewno wzbogacą rzeczywistość naukową samą swą obecnością. Ludzie, a szczególnie naukowcy mają – jak mi się wydaje - skłonność do zbyt schematycznego postrzegania rzeczywistości. Odnalezienie jej kwintesencji nie jest rzeczą łatwą, a kto wie czy możliwą. Tak więc nie możemy ograniczyć naszego rozumowania do tak prostego wniosku jakim byłaby tendencja do poszukiwania jedynej prawdy. Dekonstrukcja, jest często konieczna aby zaistniała rekonstrukcja. 33 34

Zob. M. Nowak, „Podstawy pedagogiki otwartej”, RW KUL, Lublin 1999. P. K. Feyerabend, „Jak być dobrym …”, dz. cyt., s. 45.

22


Paradygmat można porównać (w moim rozumieniu)35 do szachownicy z ustawionymi na niej figurami, stary paradygmat jest jednym z ich możliwych ustawień36.Kombinacją, która wyczerpała już swą różnorodność i przestała być efektywna w starciu z rzeczywistością. Układamy więc nowe strategie mając do dyspozycji te same figury, które jednakże układają się inaczej, tworząc nową całość. Niemożliwe jest zredukowanie nowego układu figur na szachownicy do starego układu elementów. Nasuwa się tu analogia do materializmu emergentystycznego, a szczególnie jak bym to ujął do emergentyzmu ewolucyjnego. Na ostatnich stronach „Struktury rewolucji naukowych” Kuhn nawiązał zresztą do teorii ewolucji, którą to analogię podkreślał i rozwijał potem w swoich esejach filozoficznych pt.: „Droga po strukturze”. Do tego tematu powrócę później. Tak więc w moim porównaniu paradygmatu do ustawienia figur na szachownicy możemy zauważyć, że tożsamość starego, wykorzystanego paradygmatu z nowym w pewnym układzie linearnej kumulatywności staje się nierealna, rozkład elementów, a także ich waga jest odmienne. Rozumienie nauki w sensie jednej stałej prawdy obiektywizmu, narzuca porównanie nauki do mitu. Mit w tym ujęciu będzie nauką. Jak pisze sam Joseph Campbell o micie w kontekście podróży bohatera: „Labirynt jest już dokładnie poznany, musimy tylko trzymać się nici, podążając drogą bohatera. I tam, gdzie spodziewaliśmy się znaleźć obrzydliwość, znajdziemy boga, tam, gdzie spodziewaliśmy się zabić kogoś, zabijemy siebie, tam, gdzie spodziewaliśmy się wyjść na zewnątrz, dojdziemy do sedna naszej własnej egzystencji, tam, gdzie spodziewaliśmy się być sami, będziemy z całym światem.”37 Jak sami widzimy w przypadku nauki labirynt nie jest jeszcze w zupełności poznany i nie wystarczy nam podążać za nicią. Tak więc choć nauka jest tylko jedną z możliwości poznawania świata, to jest możliwością w której konieczne się wydaje poszukiwanie 35

Czyli jako pewną składową bazę podstawowych założeń na jakich opiera się w danym momencie jakaś nauka, można powiedzieć, że to taka naukowa doktryneria, taka podstawa podstaw na jakiej dana nauka opiera swoje widzenie rzeczywistości. Dlatego jej zmiana powoduje takie wielkie skutki ponieważ to co dawniej było podstawowe nagle już takie nie jest. 36 Jak wiadomo w szachach ilość kombinacji jest wprost nieprawdopodobna. Dlatego jak sądzę jest to niezły przykład na zobrazowanie tego czym jest paradygmat. Szachownica nie ulega zmianom, to taka obiektywna rzeczywistość w naszym porównaniu, natomiast nasze kombinacje, układy, schematy za pomocą których usiłujemy poznać rzeczywistość obrazują figury. Każda partia jest inna, my mamy możliwość ruchu, który wywołuje reakcję ze strony przeciwnika czyli siła za pomocą której poruszamy naszym ruchem wywołuje reakcję innej siły. Myślę, że przy całej swojej niedoskonałości, ten przykład daje nam jednak jakieś kruche pojęcie na temat tego czym jest paradygmat. Co ciekawe w takim przypadku każde nasze działanie czyni w pewnym sensie poznawaną rzeczywistość mniej obiektywną. Czyli pełne poznanie rzeczywistości zakładałoby rozpłynięcie się w niej, stanie się jej częścią i dopiero teraz zaczyna się robić ciekawie. 37 J. Campbell, „Bohater o tysiącu twarzy”, przeł. A. Jankowski, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1997, s. 31.

23


pewnych kryteriów. Jednak jakie są to kryteria i z czym mamy je utożsamiać jeszcze nie jest jasne (i nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie). Postrzeganie więc aktualnego paradygmatu jako kryterium prawdy upada, gdyż wtedy nauka stałaby się tożsama z mitem. O problemie takiego postrzegania nauki pisał też Feyerabend, jeśli będziemy unifikować jakiś paradygmat to czym to będzie się różniło od mitologii, gdzie postawić granicę takiego postrzegania nauki? „Jednomyślność opinii może być odpowiednia dla Kościoła, albo przestraszonych ofiar jakiegoś (starodawnego czy nowoczesnego) mitu, względnie dla słabych, uległych zwolenników jakiegoś tyrana; różnorodność opinii jest cechą konieczną wiedzy obiektywnej i metoda, która popiera różnorodność jest również jedyną metodą zgodną z humanistycznym poglądem na świat.”38 Podatność nauki na dogmatyzm, podatność na jednoznaczne postrzeganie świata jest tym z czym należy walczyć. Gdyby ludzie nie występowali przed szereg, nie łamali podstawowych praw swych społeczności, groziłaby nam stagnacja. Jest to ciekawe spojrzenie na kwestię podstaw naukowości. To co się robi w chwili obecnej w wielu dziedzinach jest niczym innym jak stwarzaniem pozorów prawdy absolutnej ale tak naprawdę jest to samonapędzająca się maszyneria zakłamanej prawdy. Historia nauki jest niejednoznaczna w tym sensie, że nie możemy jej traktować w sposób kumulatywny - jak pisze Kuhn zależy ona nie tylko od historii wewnętrznej danej dyscypliny. Nauka zależy również od czynników zewnętrznych, choć tzw. dyscypliny dojrzałe mają bardziej hermetyczny charakter. Żadna działalność naukowa nie jest niezależna od czynników zewnętrznych. Jeśli pojmujemy naukę jako twór odrębnych specjalizacji, zapominamy o tym, że również (a może nawet bardziej zasadnie) można ją postrzegać jako twór wielu wzajemnie na siebie oddziaływujących dyscyplin 39 Odrębną kwestią jest to, że dążenie do prawdy zaciemnia obraz samej nauki i jej rozwoju. W każdej epoce wiedza na temat różnych dyscyplin była trochę inna. Także rozumienie dyscypliny noszącej taką samą nazwę ale pochodzącej z innej epoki nie było takie same. Zakres i zastosowania były odmienne od teraźniejszych. Ten aspekt nauki i jej paradygmatów uwydatnia właśnie Kuhn i z tego powodu bywał nazywany też relatywistą. Niegdysiejsze teorie, również niosły za sobą pewne doświadczenia i przedstawiały pewną wartość naukową. Ich dezaktualizacja nie oznacza tego, iż są one bezwartościowe i były tylko błędami, wynikającymi z niepoprawnego podejścia do zjawisk przyrody, a także niewłaściwej metody naukowej: 38 39

P. K. Feyerabend, „Jak być dobrym …”, dz. cyt., s. 47/48. T. S. Kuhn, „Dwa …”, dz. cyt., s. 180, 181, 182.

24


„Krótko mówiąc, idee, które historyk odrzuca jako przesądy, okazują się zazwyczaj zasadniczymi składnikami niegdyś wielce owocnych systemów naukowych. W tej zaś sytuacji pojawienia się na ich miejscu nowych teorii nie można rozumieć jedynie jako wyniku zastosowania w sprzyjającym klimacie intelektualnym właściwej metody naukowej.”40 Rozumienie odkrycia naukowego w ujęciu Kuhna powoduje, że przestajemy patrzeć na obowiązujący paradygmat jako na coś stałego i niezbywalnego. Staje się zatem dla nas jasne, że przykładowo odkrycie tlenu, promieni X przez Roentgena, planety Uran przez Williama Herschela były odkryciami innego rodzaju niż tylko uzupełniającymi obecną wiedzę naukową. Były to odkrycia które imputowały nowy sposób postrzegania pewnych zjawisk i tym samym rozwijały naukę nie w sposób kumulatywny ale na zasadzie niedegradowanej zmiany: „Chociaż odkrycia, jakimi tu się zajmowałem, stanowią niewątpliwie uzupełnienia wiedzy naukowej, są one zarazem czymś więcej. W pewnym sensie, który omówić tu mogę zaledwie częściowo, oddziaływają one wstecz – na wiedzę uprzednio uzyskaną, przynoszą nam nowe spojrzenie na pewne znane dotąd przedmioty, a zarazem zmieniają sposób uprawiania niektórych tradycyjnych dziedzin nauki.”41 Same te odkrycia nie powodowały tylko asymilacji nowej wiedzy naukowej ale także stawały się częścią czegoś większego, co można by nazwać zmianą percepcji pewnych zjawisk, a w konsekwencji przyczyniły się do rewolucji w swych dziedzinach. Część odkryć naukowych nie jest wydarzeniami uzupełniającymi obecną wiedzę o nauce, są one rewolucjami które imputują nowy sposób postrzegania otaczającej nas rzeczywistości, a tym samym czasami doprowadzają do narodzin nowego paradygmatu: „Nie twierdzę, że każde nieoczekiwane odkrycie ma w nauce tak głębokie i daleko idące konsekwencje jak spowodowane wykryciem tlenu. Twierdzę natomiast, że każde takie odkrycie wymaga od tych, których dotyczy, takiej miary nowych przystosowań, że – gdy są one bardzo oczywiste – przyrównujemy je do rewolucji naukowej. A ponieważ takich przystosowań wymagają, proces odkrycia ma niewątpliwie własną strukturę i jest rozciągnięty w czasie.”42 Zakładając, że nauka przebiega według jakiegoś ponadczasowego schematu zakładamy zbyt wiele. Możliwość nie zakłada pewności. Jeśli nie mamy pewności co do zasadności obserwacji poczynionych przy udziale swoich zmysłów, jakże możemy mieć

40

Tamże, s. 208. Tamże, s. 251/252. 42 Tamże, s. 253/254. 41

25


pewność, że droga, którą zdążamy w nauce jest drogą pewną. Kwestie prawomocności naszych poczynań są kwestiami źle postawionymi. Nauka wedle wielu nie rozwija się podług zasad nadrzędnych. Nasz mózg warunkuje nasze postrzeganie, a nawet takie rzeczy jak pole kulturowe w którym istniejemy. Czyni to nie tylko on, toteż twierdzenie, że posiadamy w tym zakresie wystarczającą pewność, aby przyznawać jednym teoriom dogmatyczną wiarygodność nad innymi, jest bezzasadne. Kwestią bardzo ciekawą i wartą wyjaśnienia jest to, co według Kuhna odróżnia rewolucję w nauce od nauki normalnej. Jakkolwiek w przypadku nauki normalnej również mamy do czynienia ze zmianami, to jednak polegają one w zasadzie na nadbudowywaniu systemu teoretycznego zastanego paradygmatu. W odniesieniu do terminów określających zmiana dokonuje się zasadniczo w kryterium ich odnoszenia do przyrody. Zmiana denotacji nie określa jeszcze tego co zmiana desygnatu. W wyniku nauki normalnej również mogą zachodzić zmiany kryteriów odnoszenia desygnatów, ale zmiana określania denotacji, nie określa jeszcze zmiany rewolucyjnej. Zmiana rewolucyjna polega na tym, że zmianie ulegają również same desygnaty i zdarzenia jakie określają: „Z grubsza jednak mówiąc, wyróżniająca cecha rewolucyjnej zmiany języka polega na tym, że zmienia ona nie tylko kryteria odniesienia terminów do przyrody, lecz również zbiór obiektów i sytuacji, do których się one odnoszą.”43 Tak więc Kuhn dochodzi inną drogą do tego o czym pisze Feyerabend. Mianowicie dochodzi do twierdzenia o zmianie obiektów i sytuacji, które stają się odmienne poprzez inne ich postrzeganie. Według autora „Struktury …” w języku jest ucieleśniona wiedza o przyrodzie, która jest podstawowa dla postrzegania rzeczywistości przez człowieka. Ta właśnie wiedza ulega przemianie w wyniku rewolucji naukowej. Wiedza o przyrodzie umiejscowiona w języku powoduje zmianę wszystkich składników poprzez zmienienie składnika podstawowego. Dlatego zmiana języka naukowego jest nieuniknionym aspektem każdej rewolucji naukowej. Doprowadza ona co oczywiste również do zmiany systemu pojęć i obiektów w danym języku naukowym. „Pogwałcenie lub odkształcenie nieproblematycznego dotąd języka naukowego jest kamieniem probierczym rewolucji naukowej.”44 W rozumieniu historii nauki zachodzi, a raczej już za sprawą Kuhna, zaszła zmiana. Kiedyś pojmowana zasadniczo linearnie nauka, teraz jest już pojmowana w sposób dalece odmienny od tego wcześniejszego monolitu. Jeśli będziemy badać historię nauki

43

T. S. Kuhn, „Droga po strukturze”, przeł. S. Amsterdamski, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2003, s. 31. 44 Tamże, s. 33.

26


z punktu widzenia naukowości naszych czasów, oczywistym jest, że prawdziwość zakładana w stosunku do teraźniejszej naukowości będzie szkodzić rozumieniu wcześniejszych pojęć. Będzie to również uniemożliwiać pojmowanie tamtejszej nauki w ogóle z punktu widzenia obecnego w tamtych czasach. Dlatego zamiast odnosić wszystkie odkrycia do ciągłej linii rozwoju historycy powinni próbować odnieść zmiany rewolucyjne zachodzące w dawniejszej nauce poprzez przeciwstawienie poglądów tamtejszych prekursorów w stosunku do dawniejszych tradycjonalistycznych poglądów. Poprzez to uzyskują pewną informację na temat zachodzenia rewolucyjnych zmian w nauce. Jak pisze Kuhn: „Zamiast dążyć do odtworzenia ciągłej linii rozwoju w minionych epokach – rozwoju, który doprowadzić miał do stanu obecnego – próbują wykryć historyczną integralność nauki w poszczególnych okresach. Nie pytają na przykład, jaki zachodzi związek między nauką Galileusza i wiedzą współczesną, lecz raczej o to, jak się miały poglądy Galileusza do poglądów jego grupy naukowej, tj. jego mistrzów, rówieśników i bezpośrednich kontynuatorów.”45 Postrzeganie otaczającej nas rzeczywistości jest w pewnym stopniu odmienne dla każdego z nas i takie powinno być, gdyż poprzez to, że nasze umysły nie są jednolite w percypowaniu środowiska nas otaczającego wzbogacamy nasze zarówno społeczne jak i naukowe otoczenie. Można twierdzić wiele rzeczy. Jednakże zaprzeczanie temu, że różnorodność w pewien sposób urozmaica otaczające nas środowisko jest po prostu zakłamaniem płynącym z chęci unifikacji własnych poglądów. Wszystkie nauki, również nauka o wychowaniu miały swój początek. W stosunku do wychowania, możemy jak mi się wydaje stwierdzić, że jego początki były jak najwcześniejsze, ponieważ wiązało się ono w pewien sposób ze wzrostem mózgu już w społecznościach pierwotnych,

które

w

wyniku

postępującego

zaawansowania

umiejętności

macierzyńskich i społecznych doprowadziły w końcu do pojawienia się coraz bardziej wyspecjalizowanego umysłu u człowieka, aż w końcu do wyłonienia się w toku ewolucji homo sapiens czyli człowieka rozumnego. Jak pisze jeden z czołowych antropologów Richard Leakey: „Prawdopodobnie wtedy, kiedy zmieniła się objętość mózgu, społeczna organizacja, rodzaj pożywienia, zmienił się również poziom ludzkiej świadomości.”46

45

T. S. Kuhn, „Struktura rewolucji …”, s. 20/21. R. Leakey, „Pochodzenie człowieka”, przeł. Z. Skrok, Wydawnictwo CIS i Oficyna Wydawnicza MOST, Warszawa 1995, s. 212. 46

27


Niezależnie od tego, kiedy umiejscowimy początek jakiejkolwiek dyscypliny naukowej, musimy zgodzić się z tym, że w początkowej fazie rozwoju wielu z nich istniała rywalizacja pomiędzy wieloma różnymi poglądami na otaczający nas świat. Różne systemy naukowe mogą być tożsame z pewnymi standardami naukowości, tym co będzie je różnić pozostanie postrzeganie otaczającej je rzeczywistości. Według Kuhna: „Obserwacje i doświadczenia mogą i muszą ostro ograniczać zakres dopuszczalnych w nauce poglądów, w przeciwnym razie nauka w ogóle by nie istniała. Nie mogą one jednak same wyznaczać poszczególnych zespołów przekonań. Arbitralne czynniki, na które składają się przygodne okoliczności osobiste i historyczne, zawsze wywierają wpływ na poglądy wyznawane przez daną społeczność uczonych w określonym czasie.”47 Nasza percepcja jest powiązana z naszym ustosunkowaniem się do świata zewnętrznego. W związku z tym nie da rady zbudować całkowitego systemu naukowego jedynie w oparciu o obserwacje i doświadczenie bo są one niejednorodne w różnych czasach. Poza tym system taki miałby zbyt hermetyczny charakter, a nawet dla najlepszego systemu konieczna jest swego rodzaju otwartość. Pedagogika osiągnęła już jak

się

zdaje

pewien

określony

charakter.

48

Oczywiście

jest

ona

nauką

wieloparadygmatyczną jednak nie przeszkadza to temu, że ustalił się w niej pewien zakres dążenia do dogmatyzmu i do nadbudowywania schematów, które są niczym łamigłówki dla niestrudzonych pedagogów chcących udowodnić swą przydatność w świecie naukowym. Może to być jednak również tradycyjny paradygmat pedagogiki, który ulega rozwarstwieniu na wiele różnorodnych koncepcji alternatywnych z których może wyjść nowa tendencja jednoczącą - słowem nowy paradygmat. Być może nadszedł już czas aby podejść do starych problemów na nowej zasadzie. Parafrazując Kuhna może nadszedł już czas na to aby nie tylko ubogacać starą strukturę, ale by zmienić również pewne denotacje49 i znaczenia pewnych pojęć, doprowadzić do zmiany języka naukowego, a tym samym zmienić desygnaty wychowania, kształcenia, uczenia się. Dobrego uczonego, a szczególnie wybitnego powinna charakteryzować pewna elastyczność myślenia, bez tego trudno o to aby podążał on naprzód. To właśnie 47

T . S. Kuhn, „Struktura rewolucji …”, s. 22. Określony charakter w sensie pewien ukonstytuowany paradygmat. Zespół niepisanych i pisanych granic i nakazów, których złamanie powoduje irytację i niezadowolenie u reszty badaczy ze względu na naruszenie bezpiecznego consensusu. W pedagogice moim zdaniem istnieje taki ogólny paradygmat wspólny większości uczonych. 49 Zmienić denotacje w sensie zmienić zakresy tego co dane pojęcie ma oznaczać. Czyli w drodze rewolucji naukowej dochodzi właśnie do zmiany tychże zakresów znaczeniowych danych pojęć. Te samo pojęcie zaczyna oznaczać coś trochę innego. Zmienia się zbiór desygnatów danego pojęcia, zdanie to jest K będzie określać inny zbiór obiektów. Oczywiście za zmianą określania idzie pewna zmiana znaczeniowa i to mam tutaj na myśli. 48

28


pokazuje przykład Galileusza lub Kopernika. Byli to ludzie zdolni do spojrzenia na stare problemy z nowej perspektywy. Do odrzucenia i obrazoburczego potraktowania obecnych w ich epoce schematów, których podanie w wątpliwość wydawało się nie do pomyślenia. Zakwestionowanie zasadności astronomii ptolemeuszowej było z pewnością czymś nieprawdopodobnym dla większości badaczy, naukowców w tamtych czasach. Jednak znaleźli się ludzie o wielkiej odwadze ducha i ogromnym potencjale umysłowym. Ci ludzie co trzeba jasno zaznaczyć spojrzeli na stare problemy z nowej perspektywy. Stwierdzili, że to co wcześniej wydawało się całkowicie zasadne wcale takie nie jest i doprowadzili do zmiany i ustanowienia nowego paradygmatu. To dowodzi tego, że w pewnych sytuacjach trzeba odrzucić swe przekonania naukowe, zawiesić na chwilę consensus zatwierdzony w swojej głowie przez uświęconą tradycję i doprowadzić do kategorycznej zmiany, nawet do dezintegracji starej struktury naukowej i reorganizacji jej na nowym i być może wyższym poziomie. Na pewno nowy paradygmat nie będzie pokrywał się zakresem ze starym, a także przynajmniej na początku jego poziom rozwiązywalności problemów będzie mniejszy. Jednakże tym co go będzie wyróżniać będzie odmienny język i oryginalne podejście do problematyki naukowej, a więc również odrębne spojrzenie na rzeczywistość. W pedagogice będzie oznaczać nietradycyjne podejście do wychowanka, a także zmienione postrzeganie problemów wychowawczych, ich natury i procesów. Zmienione postępowanie edukacyjne

poprzez

inne

postrzeganie

dotychczasowych

desygnatów

swego

oddziaływania. Jak pisze autor „Struktury …” „Wobec tego, że asymilacja tego, co nowe, pociąga za sobą reewaluację i reorganizację tego, co stare, odkrycia i wynalazki w nauce mają zazwyczaj same przez się rewolucyjny charakter. Z tego właśnie powodu wymagają one owej elastyczności i otwartości umysłu, która istotnie charakteryzuje czy nawet określa człowieka zdolnego do myślenia alternatywnego. Przyjmijmy zatem za pewnik, iż są to cechy niezbędne. Gdyby wielu uczonych nie odznaczało się nimi, i to w znacznym stopniu, nie byłoby ani rewolucji naukowych, ani poważniejszego postępu w nauce.”50 Zasadniczo większość swojego życia poświęcamy na trwanie w określonej tradycji kulturowej, używamy głównie i z największą swobodą rodzimego języka. Obracamy się w pewnych kręgach, w których jesteśmy oceniani co do zasadności swego zachowania według pisanych i niepisanych norm. Pewne schematyczne działania jakie podejmujemy wydają się nam oczywiste przez sam fakt tego, że wychowaliśmy się w danej kulturze. W innej kulturze, lub nawet w obrębie naszej kultury ale w innych 50

T. S. Kuhn, „Dwa …”, s. 318.

29


kręgach akceptowane są i oczekiwane inne zachowania. Choćby w kulturze niektórych ludów azjatyckich bekanie po posiłku jest oznaką szacunku i uznania dla gospodarza, a nie zrobienie tego jest poważną obrazą. Natomiast w naszej kulturze wygląda to zgoła inaczej. Tak samo badacz uznaje pewne normy za oczywiste i w większości przypadków nie mieści mu się w głowie, że mógłby je zakwestionować. W gruncie rzeczy rozwiązywanie problemów w tradycyjny sposób opłaca się mu ponieważ będąc w danej grupie naukowej nie naraża się jej. Mało kto jest na tyle odważny aby w imię nauki i pluralizmu kwestionować ustalone schematy postępowania. Wymaga to bowiem wielkiego samozaparcia i dążenia do czegoś więcej niż uznania w obrębie swojej grupy naukowej i cieszenia się uzasadnionym mirem. Dlatego też większość badaczy całe swe życie poświęca rozwiązywaniu łamigłówek, a nie poszukiwaniu alternatywnych koncepcji. Nie zmienia to faktu, że w pewien sposób, przynajmniej w rozumieniu Kuhna, przyczyniają się oni do postępu uszczegółowiając dany paradygmat, aż napotyka on nierozwiązywalną anomalię. Według Kuhna: „W normalnych warunkach badacz naukowy nie jest nowatorem, lecz rozwiązywaczem łamigłówek. Zajmuje się zaś tymi łamigłówkami, o których sądzi, że dadzą się sformułować i rozwiązać na gruncie istniejącej tradycji.”51 Nasuwają się tu jednak wątpliwości, co, jeśli wykluczenie pewnych alternatywnych koncepcji wyklucza pewne fakty i co jeśli te fakty okażą się kluczowe? Również fakt tak pojmowanej nauki zakłada jej pewną regularność. Koncepcja nauki zakłada tu jej znaczną jednostajność zwłaszcza w okresach przestoju, a co z pojmowaniem nauki jako sumy różnorodnych koncepcji, które niejako ścierając się formułują nowe wytyczne? Nawet rozumienie Kuhnowskie, choć sprawia wrażenie logicznego, a zarazem wiarygodnego, nie wyjaśnia wszelkich niejasności, może to wynikać z faktu, że nauka w samej swej istocie potrzebuje pewnej niejasności aby istnieć. Problemy tu poruszane mogą się niektórym wydać oddarte od rzeczywistości czyli od tak zwanej praktyki, ale jak już mam nadzieję wykazałem, że podział na teorię i praktykę jest podziałem sztucznym i nijak się ma do otaczającej nas realności. Każda koncepcja teoriopoznawcza jest zabarwiona pewnym spojrzeniem na nasze środowisko bytowania. Jednym z największych problemów, poruszanym przez wielu naukowców był problem tak zwanej niewspółmierności. Problem ten z samej swej istoty zakłada konieczność istnienia pewnego języka do którego możemy odnieść obie teorie i je sfalsyfikować. Tak więc dzięki istnieniu pewnego języka czystego można byłoby porównywać oba

51

Tamże, s. 328.

30


teorie w surowym teście krzyżowym i ustalić która z nich spełnia surowe kryteria demarkacji, a która nie. Jednakże samo to założenie mija się z celem, gdyż to, że dana teoria jest niewspółmierna z inną, nie znaczy, że jest nieporównywalna.52 Test krzyżowy wymaga pewnych kryteriów surowych, obiektywnych jednak jeśli nie da się wyeliminować niewspółmierności ze względu na zawarty w danej teorii sposób widzenia świata, to mija się on z celem. Język obserwacyjny nie istnieje, ponieważ człowiek nie jest w stanie odłączyć się od swego poznania. Poza tym język potoczny i jego elementy są tak samo istotne jak i określenia naukowe, nie da się ustanowić fundamentu, który umożliwi obiektywne poznanie wyłączając jedne z nich. Dwie teorie są do końca nieprzekładalne, bo zakładają odmienny światopogląd. Każda z nich ma jednak wspólne elementy, wspólne terminy, na których można spróbować oprzeć porównanie. Jednak czy określenie tego, które to są terminy i czy aby na pewno posiadają niezmienione znaczenie, jest możliwe, skoro istnieją one jedynie w powiązaniu z całością? Wydaje mi się, że rozwiązaniem może być powiązanie rozumienia z interpretacją. Przecież zasadniczo każdy przekład jest pewną interpretacją, pewnym przełożeniem, nie istnieje coś takiego jak przekład idealny, bo są terminy, których zakres znaczeniowy w innym języku jest zawsze nieco odmienny od drugiego. Żadne dzieło nie może zostać przełożone z jednego języka na drugi w sposób, który w żadnym aspekcie go nie odmieni, każdy przekład i jego jakość zależą od tłumacza który się owego przekładu podejmuje. Rozumienie problemu niewspółmierności jest w ogóle problemem źle postawionym. Cokolwiek by o tym nie pisać, nie zakłada ona nieporównywalności, a jedynie nieprzekładalność. 53 Jak pisze Kuhn: „W zastosowaniu natomiast do pojęciowego słownika teorii naukowej termin „niewspółmierność” funkcjonuje metaforycznie. Wyrażenie „brak wspólnej miary” znaczy tu tyle co „brak wspólnego języka”. Teza, iż dwie teorie są niewspółmierne,

52

Jeśli nawet ustanowimy test krzyżowy obu teorii, to mija się to w pewnym sensie z naszym dążeniem ponieważ nie możemy sfalsyfikować czegoś tak odrębnego jak dwie teorie posługując się tymi samymi kryteriami. Każda teoria posiada pewną wewnętrzną logikę, której istnienie powoduje rozbieżności znaczeniowe nawet w najbardziej ścisłych terminach. W związku z powyższym teorie/paradygmaty są niewspółmierne jednak możliwe jest ich porównanie, które będzie jednak zawsze w pewien sposób niedoskonałe. Ta niedoskonałość wynika z faktu ich zakorzenienia w naszych strukturach poznawczych. Jeśli chcemy porównywać, to musimy się pogodzić z tym, że z reguły wynik nie będzie doskonały. 53 Mam na myśli tutaj to, że nie da się przełożyć danego paradygmatu na język obiektywny i zrobić tego samego z drugim aby je oba na kanwie tegoż języka porównać. Tak samo zresztą nie da się przełożyć jednego paradygmatu na język drugiego w sposób stuprocentowy. Porównanie nie wymaga wspólnego języka, a więc jest możliwe. Dokładnie kryterium stanowienia w każdym paradygmacie jest odmienne i nie da się podstawowego założenia przemienić na założenie różne, bo to co badamy jest już wtedy czymś nieco innym niż to co chcieliśmy badać. Czyli można założyć, że w każdej teorii istnieją zawarte implicite spostrzeżenia podstawowe dotyczące otaczającego nas świata.

31


znaczy zatem, że nie ma jakiegoś neutralnego języka, na które obie teorie, traktowane każda jako zespół zdań, dałyby się przełożyć bez straty. W postaci metaforycznej, nie bardziej niż w dosłownej, niewspółmierność nie implikuje – i to w zasadzie z tego samego powodu – nieporównywalności.”54 (…) „W swym pierwotnym matematycznym znaczeniu termin niewspółmierność oznaczał „brak wspólnej miary” – na przykład dla przeciwprostokątnej i boków równobocznego trójkąta prostokątnego. W zastosowaniu do dwóch historycznie kolejnych teorii naukowych termin „niewspółmierność” znaczy brak języka, na który obie mogłyby zostać w pełni przetłumaczone.”55 To, jak rozumieć zmiany znaczeniowe w paradygmatach i na jakich przesłankach się tu opierać nie jest jasne. Oczywiście można pójść w kierunku filozofii języka i zająć się badaniem terminów i ich denotacji, oraz analizować jak język wpływa na rzeczywistość i na bazie elementarnych zdań wyprowadzać twierdzenia prawdziwe o naturze świata i myślenia. Taka próba została podjęta i kto wie czy nie jest najbliższa prawdy, być może atomizm logiczny i teoria deskrypcji Bertranda Russela laureata nagrody Nobla, a także myśl Ludwiga Wittgensteina dotykają autentycznej struktury otaczającej nas rzeczywistości. Sam Kuhn później po napisaniu „Struktury …” podkreślał, iż gdyby ponownie zabierał się za pisanie swojego dzieła, to bardziej skupiłby się prawdopodobnie na aspektach językowych, czyli określaniu zakresów terminów, różnic znaczeń jakim ulegają poszczególne pojęcia i problematyce tego jak można oddzielić terminy będące bazą podstawową i te które są zmienione: „Gdybym pisał dziś na nowo Strukturę rewolucji naukowych, kładłbym większy nacisk na zmiany językowe, a mniejszy na odróżnianie normalnego rozwoju nauki od rewolucji. Ale nadal analizowałbym szczególne trudności, jakie ma nauka z holistycznymi zmianami języka i usiłowałbym wyjaśniać te kłopoty jako rezultat zapotrzebowania nauki na szczególnie ścisłe określanie denotacji pojęć.”56 To postrzeganie rozwoju nauki przez Kuhna, a więc również rozwoju pedagogiki idzie w trochę odmiennym kierunku od zaprezentowanego w jego najgłośniejszym dziele. W poglądach Feyerabenda widać z kolei, że dużo mniejsze znaczenie przywiązuje on do niezmienności niektórych terminów, czy też ich zmienności. Wynika to bezpośrednio z tego jak anarchizm epistemologiczny (kontrindukcjonizm) postrzega istotę nauki, mianowicie widzi on ją jako wielość wzajemnie niewspółmiernych koncepcji paradygmatycznych z których żadna nie powinna wnosić monopolu na prawdę,

54

T. S. Kuhn, „Droga po …”, s. 37. Tamże, s. 59. 56 Tamże, s. 56. 55

32


ponieważ nauka nie jest metafizyką. Często nawet lepiej kiedy w sprawach nauki postępujemy niedbale, potem postaram się wykazać, że Feyerabend ma tutaj rację czego świadectwem są dzieje „małego Matematyka” 57 czyli Kopernika, który w wyniku przypadku stał się uznanym geniuszem historii, w wyniku zbiegu okoliczności i katastroficznych błędów. Wracając do kontrindukcjonizmu to, że jesteśmy niedbali, łamiemy zasady, obracamy w proch autorytety jest dobre, gdyż tylko dzięki temu nauka jeszcze jakoś się trzyma: „Nie powinniśmy przywiązywać zbyt wielkiej wagi do tego, „co rozumiemy” przez dany zwrot, będąc gotowi zmienić cokolwiek powiedzieliśmy odnośnie owego rozumienia, gdy tylko powstanie taka potrzeba. Zbyt intensywne zajmowanie się znaczeniami może doprowadzić jedynie do dogmatyzmu i bezpłodności. Podatność na zmiany, a nawet niedbałość

w

sprawach

semantycznych,

jest

wstępnym

warunkiem

rozwoju

naukowego.”58 Jak widzimy zachodzi tu dosyć wyraźna różnica w rozumieniu, choć można domniemywać, że przynajmniej na początku stanowisko Kuhna było całkiem zbieżne ze stanowiskiem Feyerabenda, to później Kuhn przeszedł na pozycje bardziej zachowawcze, można powiedzieć, że poszedł w kierunku ewolucjonizmu. Na początku jednak w swoim epokowym dziele pisał o zjawisku osobistej sympatii na podstawie którego uczeni przechodzą z jednego paradygmatu na drugi, natomiast Feyerabend w swoim flagowym dziele podkreślał również rolę smaku, upodobania, które dani uczeni odczuwają do swoich metodologicznych wybranek. Potem ich drogi się rozchodzą. Autor „Przeciw metodzie” uznaje znaczenie za problem drugorzędny, natomiast Kuhn ciągle próbuje uzyskać „prawdziwą” odpowiedź. Jak dedukuję w końcu dochodzi on do przekonania, że każde rozumienie zakłada pewną próbę wyjaśnienia. Zasadne wydaje się rozważenie jakie znaczenie powinno się przypisać „nauce normalnej” w rozumieniu Kuhna. Okres permanentnego rozwoju w którym kodyfikuje się starą strukturę można uznać za próbę usatysfakcjonowania tego kręgu, który w łamigłówkach upatruje szansy na uzyskanie wysokiego prestiżu naukowego powiązanego oczywiście z wyższą pozycją w hierarchii społecznej. Stosunkowo krótkie, choć niezwykle ważne rewolucje naukowe są właśnie tym elementem, który spowodował oskarżenie Kuhna o tak zwany relatywizm. Odnosić by się to mogło 57

A. Koestler, „Lunatycy”, przeł. T. Bieroń, Wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2002, s. 210. Tak nazwał go John Donne w swoim „Ignatius His Conclave” satyrze na jezuitów, był to kapelan króla, anglikański duchowny, poeta metafizyczny, doktor uniwersytetów w Oksfordzie i Cambridge, tekst został opublikowany w 1611 roku. Taka ironiczna i obojętna postawa wobec systemu Kopernika była charakterystyczna dla duchownych tamtego okresu 58 Feyerabend, „Jak być dobrym …”, s. 50.

33


ewentualnie do opisu przejścia z jednego paradygmatu na drugi, gdzie podkreśla on, że przynajmniej na początku nie ma wyraźnej przewagi jednego paradygmatu nad drugim i konieczne jest osobiste przekonanie uczonego i jego żywiołowa sympatia do nowego paradygmatu. Gmach, który tworzy stary paradygmat jest stale podmywany przez różne łamigłówki, które coraz częściej nie mogą znaleźć właściwych uliczek. Fundamenty nie są już tak trwałe jak poprzednio i zaczynają kruszeć, jeśli uczeni nie znajdą nowego tworzywa aby uzupełnić wyrwy w obecnym paradygmacie zachodzi potrzeba powstania nowego i w ten właśnie sposób poprzez narastające anomalie dochodzimy do rewolucji: „A kiedy to się dzieje, to znaczy gdy grupa specjalistów nie potrafi już unikać anomalii burzących obowiązującą tradycję praktyki naukowej, rozpoczynają się nadzwyczajne badania, w wyniku których zostaje w końcu wypracowany nowy zespół założeń, dostarczający podstawy nowej praktyki badawczej. Właśnie takie nadzwyczajne zdarzenia polegające na zasadniczym zwrocie w zawodowych przekonaniach nazywam w niniejszej rozprawie rewolucjami naukowymi.”59 Źródłosłów bardzo wielu słów jest ciekawy, zakładanie więc, że możemy stworzyć sztuczny obiektywny język jest niewłaściwe, bo już samo założenie leżące u jego podstaw jest błędne. To jak różnorakie terminy zmieniają swoje znaczenie jest doprawdy arcyciekawe i bezwzględnie nieoczekiwane. Za przykład niech nam posłuży chociażby źródło słowa teoria. Jak twierdzi Bertrand Russel w swoich znakomitych „Dziejach zachodniej filozofii”: „Pierwotnie było to orfickie słowo, które Cornford interpretuje jako „namiętna współczująca kontemplacja”. Osiągając ten stan, jak pisze, „obserwator utożsamia się z cierpiącym Bogiem, umiera jego śmiercią i rodzi się na nowo”. Dla Pitagorasa owa „namiętna współczująca kontemplacja” miała charakter intelektualny i wiązała się z wiedzą matematyczną. W ten sposób za pośrednictwem pitagoreizmu „teoria” stopniowo nabrała dzisiejszego znaczenia, lecz dla wszystkich, którzy pozostawali pod wpływem Pitagorasa, zachowała element ekstatycznego objawienia.”60 To doprawdy zajmujące, że misteria eleuzyńskie ku czci Bromiosa, Dzagreusa, Bachusa, Dionizosa – to wszystko imiona jednego bóstwa, przekształciły się później w misteria orfickie z których powstało słowo „teoria”. W danym czasie pewne poglądy na rzeczywistość wyznaczały inne teksty i metody, działo się tak dlatego, że były one bardziej zasadne i zrozumiałe dla ludzi tamtych

59

T. S. Kuhn, „Struktura rewolucji …”, s. 25. B. Russel, „Dzieje zachodniej filozofii”, przeł. T. Baszniak, A. Lipszyc, M. Szczubiałka, Wydawnictwo ALETHEIA, Warszawa 2012, s. 55. 60

34


okresów historycznych. Każde czasy mają swoich autorów i swoje arcydzieła, które z biegiem lat przemijają. Takie prace jak: „Almagest” Ptolemeusza czy „Nauka nowa” Giambattisty Vico w swoim czasie wyznaczały pewne standardy myślenia tu odpowiednio kosmologicznego i historyczno – filozoficznego. Teraz nastąpiła era podręczników z których czerpie się gotowe wzorce schematycznego myślenia. W związku z tym badacze różnych dziedzin są oduczani kreatywności i tworzenia alternatywnych paradygmatów w imię wychodzenia od standardowych przesłanek. Dzięki temu oczywiście otrzymujemy iluzoryczną przesłankę systematyczności i naukowej rzetelności, ale tak naprawdę zamykamy się w obrębie coraz bardziej skostniałego i doktrynerskiego myślenia, które z nauką ma już niewiele wspólnego. Odrębną kwestią jest fakt, że niewielu ludzi zauważa rzeczy oczywiste. Traktujemy dyscypliny znajdujące się w obrębie nauk humanistycznych i społecznych w sposób dość delikatnie mówiąc gorszy. Paradygmaty zawdzięczają swój sukces temu, że systematyzują wiedzę i przyczyniają się do rozwiązywania najbardziej palących problemów. Nie znaczy to, że paradygmaty przyczyniają się do rozwiązywania wszelkiej maści problemów. Z początku stosują się do dość niewielkiej ich liczby: „Paradygmaty uzyskują swój status dzięki temu, że okazują się bardziej skuteczne od konkurentów w rozwiązywaniu niektórych problemów uznanych przez grono praktyków za palące. Nie znaczy to jednak, że paradygmaty są całkowicie skuteczne, gdy chodzi o rozwiązanie pojedynczego problemu czy, tym bardziej, większej ich liczby.”61 Jak widać, początkowo paradygmat nie jest zgodny z większością faktów, a i potem z ich dużą częścią. Niestety nauka w rozumieniu Kuhna dąży do uszczegóławiania. W rzeczy samej dziwię się jak mógł być nazywany relatywistą. Sądzę, że wynikało to z eklektyczności jego myśli. Z jednej strony w niektórych fragmentach swojego dzieła podkreśla rolę nauki normalnej, z drugiej zaś w wielu innych uwydatnia rolę rewolucji w nauce. Wynika to być może z faktu, że w pewien sposób połączył tradycyjne rozumienie nauki ze swoim nowatorskim punktem widzenia, można by rzec wizjonerstwem. Tak więc paradygmat jest uszczegółowiany i dopieszczany przez uczonych się nim zajmujących w celu jego jak największego ukonstytuowania w świecie nauki. Powoduje to, że jest on stopniowo coraz bardziej samowystarczalny i można by rzec „obiektywny”: „Celem nauki normalnej nie jest bynajmniej szukanie nowych rodzajów zjawisk; raczej nie dostrzega ona tych, które nie mieszczą się w jej gotowych szufladkach. Również uczeni nie starają się zazwyczaj wynajdywać nowych teorii i są często nietolerancyjni 61

T. S. Kuhn, „Struktura …”, s. 52.

35


wobec tych, które sformułowali inni. Badania w ramach nauki normalnej dążą do uszczegółowienia tych zjawisk i teorii, których dostarcza paradygmat.”62 Usztywnienie struktury jest więc u Kuhna logicznym następstwem. Jednak skrajne uwielbienie jakie pociągają za sobą takie ukonstytuowane teorie może prowadzić do pewnego rodzaju fałszu. Jakakolwiek doktryna filozoficzna oferująca rozwiązanie wszelkich problemów i prostą systematyzację daje poczucie pewności i oparcia z którym milej i wygodniej podejmować spory naukowe. Racjonalizm, materializm, także inne filozofie i myśli prowadzą często do pewnego rodzaju oszustwa jakim jest sprowadzanie wszystkiego do jednostajnej myśli teoretycznej. Tak naprawdę pewien dogmatyzm, który jest obecny w paradygmacie może doprowadzić naukę do stanu usztywnienia, który może się utrzymywać nawet przez dłuższy okres czasu. Dla naukowca, który zaczyna się upajać jakąś teorią (która zdobywa coraz większe poparcie) po jakimś czasie staje się praktycznie niemożliwe elastyczne odniesienie do innych punktów widzenia. To powoduje, że może być dużo trudniej o jakikolwiek pluralizm i wolność głoszenia alternatywnych poglądów: „Przyjąłem, że kryteria „racjonalności”, jeśli są stosowane rygorystycznie i bezwyjątkowo, rodzą praktykę naukową, która jest równie dynamiczna, różnorodna, stymulująca i technicznie skuteczna jak nauki przyrodnicze, które już mamy, akceptujemy i wychwalamy. Tymczasem założenie to jest fałszywe. Stosowany konsekwentnie i bez uników, falsyfikacjonizm zniszczyłby naukę w znanej nam postaci.”63 Ta opinia Feyerabenda jest o tyle warta zauważenia, ponieważ autor „Przeciw metodzie” był przez jakiś czas zwolennikiem Poppera. Twórca teorii falsyfikacji proponował mu nawet stanowisko swojego asystenta, które po namyśle odrzucił. Pierwszą posadę uzyskał również po interwencji Sir Karla to dowodzi tego, że mimo, iż drogi ich rozbiegły się darzyli się szacunkiem.64 Należy pamiętać, że każdy paradygmat zakłada pewnego rodzaju ideologię. Tak jak racjonalizm podkreśla wagę logicznego myślenia, empiryzm wagę faktów itp. To co postrzegamy zabarwiają nasze problemy i emocje. Uwarunkowania kulturowe, struktura naszego myślenia, interakcje społeczne bezsprzecznie wywierają wyraźny wpływ na to jak formułujemy nasze własne sądy. 65 W pedagogice wydaje się ważnym, aby oddzielić służbę w ramach jakiejś określonej ideologii, którą zakłada paradygmat państwowej pedagogiki od rzeczywistego procesu 62

Tamże, s. 53. P. K. Feyerabend, „Zabijanie czasu”, przeł. T. Bieroń, Wydawnictwo Znak, Kraków 1996, s. 95. 64 Tamże, 103, 104, 105. 65 T. Olchanowski, „Pedagogika a paradygmat nieświadomości”, ENETEIA, Warszawa 2013, s. 32. 63

36


wychowawczego. Dlatego pedagog powinien wystrzegać się wysługiwaniu w ramach państwowego systemu wychowawczego i skupiać się raczej na pobudzaniu rozwoju swoich wychowanków,

nawet

za pomocą odmiennych metod

opartych na

alternatywnych paradygmatach. Olchanowski pisze w swojej pracy, o tym, że należy oddzielić proces stawania się sobą wychowanka, od ideologizacji i formowania go na określony sposób, zamiast wspomagać go w dążeniu do stawania się pełnowartościową osobą o indywidualnym rysie psychologicznym. Oczywiście jest to zadanie trudne, jednak wydaje się koniecznym ponieważ zadaniem wychowawcy nie jest produkcja określonego typu człowieka, lecz prowadzenie ucznia drogą ku „indywiduacji” i osiągnięciu pewnego stopnia rozwoju. Z tym procesem może jednak wiązać się przeciwstawienie pewnym normom kulturowym, a także odstąpienie od prostego formatowania nowego obywatela.66 Teoria i obserwacja są ze sobą nierozerwalnie połączone. Znaczenie nie bierze się z „faktów” lecz jest nieosiągalne w swoim umiejscowieniu. Przenika ono naszą myśl, w naszym postrzeganiu powstaje w wyniku nadania struktury naszemu percypowaniu. Jego powstanie jest nierozłącznie powiązane zarówno z teorią i obserwacją powstaje niejako niezależnie w ich trakcie w pewnego rodzaju usystematyzowaniu ich w jakimś kierunku. To czy będziemy percypować rzeczywistość w ten czy inny sposób jest relatywne. My sami będziemy ukierunkowywać nasze struktury poznawcze, które choć będą wiarygodne w kwestii logiki, w kwestii tego jaka rzeczywistość jest będą kompletnie niewiarygodne. Fakt nadania wiarygodności, racjonalności nie wiąże się z faktem obiektywności, bo „zależność poznawcza” w stosunku do poznawanego obiektu powoduje jego odmienne postrzeganie. Tak więc to co postrzegamy jest warunkowane przez nasze struktury poznawcze, które nie są obiektywnymi odbiornikami rzeczywistości lecz uwarunkowanymi przez nas w sposób subiektywny receptorami. Skoro tak jakiekolwiek obiektywne, czy nawet zbliżone do obiektywnego poznanie jest fikcją, subiektywną miarą szaleństwa ludzkiego autorytaryzmu. Ta sama ręka, ten sam obiekt w wyniku zaistnienia nowego paradygmatu staje się już nieco innym obiektem i nieco inną ręką. Rzeczywistość jest plastyczna w sensie naszego w niej umiejscowienia, a więc podstawowe terminy w których ją opisujemy też mogą zmieniać swe znaczenie w wyniku rewolucji naukowej, a wtedy doprowadza to do pewnego przeorganizowania naszych struktur poznawczych i odmiennego umiejscowienia pewnych terminów obserwacyjnych. Stąd wynika też prosto kwestia niewspółmierności, nie chodzi tu w sposób oczywisty i trywialny o nieporównywalność, lecz o niemożność wejścia w 66

Tamże, s. 41, 42.

37


odmienne struktury poznawcze, strukturami które posiadamy. Zaczynając rozumieć nowy paradygmat uczony odrzuca „styl” struktur poznawczych starego dlatego też paradygmaty są niewspółmierne, ale nie są nieporównywalne. Są porównywalne ale w sposób niedoskonały i nigdy pełny. Pełne porównanie wymagałoby czystego języka obiektywnego, którego nie jesteśmy w stanie zbudować, albo jednoczesnemu zawierzeniu w dwie struktury poznawania rzeczywistości, co niestety nie jest możliwe.67 W swojej „Drodze po …” Kuhn nawiązuje do procesu biologicznego, uważa, że jest on analogiczny w stosunku do rozwoju nauki. Modyfikuje swoje zdanie odnośnie tego, iż wcześniej postrzegał zmiany rewolucyjne w nauce (w odniesieniu do ewolucji biologicznej) jako „mutację”, a teraz skłania się do „różnicowania się”, na grupki uczonych z odrębnym „słownikiem”. Skłania się ku temu, że nauka jest złożona z wyspecjalizowanych grup uczonych, którzy dzięki swemu odseparowaniu i skupieniu na celu umożliwiają postęp. 68 Przyznam, że ta zmiana jest dość ortodoksyjna w porównaniu z wcześniej głoszonymi poglądami. Pojmowanie postępu w nauce jako zależnego od mozolnej pracy wielu względnie autonomicznych grup, które wzajemnie się krzyżują, bo muszą się porozumiewać. 69 Całość jest według Kuhna logicznym następstwem

jego

paradygmatyczne

uprzedniego

rewolucji

punktu

naukowych

widzenia.

Mianowicie

nieredukowalne

do

wytwory poprzednich

paradygmatów, i jak widać to ten punkt stał się zasadny dla niego. Podkreślił on rolę różnicowania się dziedzin naukowych czyli tak zwanego zjawiska specjacji. Polega to na tym, że w wyniku każdej rewolucyjnej zmiany nowy paradygmat jest przynajmniej na początku mniej szczegółowy niż poprzedni, jednakże, rewolucje są bardzo rzadkie, a głównym zjawiskiem, który je zastępuje jest proces specjacji, to jest coraz większego różnicowania się. W zakresie którego w residuum wytworzonym przez rewolucję (obszar niepokrywający się pomiędzy następującymi paradygmatami) zachodzi nowa specjalizacja. Prowadzi to w skrócie do koncepcji nauki nie jako całości ale jako wielu specjalności posługujących się wzajemnie nieadekwatnym językiem naukowym, co jest 67

P. K. Feyerabend, „Zabijanie …”, s. 122, 123, 144, 145. T. Kuhn, „Droga po …”, s. 93, 94. 69 Tamże, s. 99. W tytułowym eseju Kuhn zawarł w dość ciekawy sposób nawiązanie do swojej nowej wizji, a szczególnie analogii jaką czyni w stosunku procesu rozwoju naukowego do procesu ewolucji biologicznej. Jakkolwiek wcześniej stanowisko Kuhna było w miarę zrozumiałe, obraz jaki wyłania się z jego esejów sugeruje, że poszedłby w kierunku bardziej lingwistycznym i biologicznym - jeśli można to tak ująć. Problemem w odczytywaniu Kuhna jest jego wieloznaczność, którą podług Feyerabenda posłużył się w sposób celowy w swojej „Strukturze rewolucji naukowych” i która służy min. łatwiejszemu odparciu krytyki „ Jak być dobrym empirystą?” s. 202. „Zaryzykuję przypuszczenie, że wieloznaczność ta jest zamierzona i że Kuhn pragnie wykorzystać w pełni jej propagandowe możliwości.” 68

38


zaprzeczeniem nauki jako koherentnej całości.

70

To zmienia postać rzeczy, bo

przynajmniej w pewnym sensie, którego wolałbym się tu trzymać nauka w jego najgłośniejszym dziele jawiła się jako pewna całość w procesie. Dawało to znacznie ciekawsze

możliwości

interpretacyjne,

może

ze

względu

na

wspomnianą

wieloznaczność. Rosnące różnicowanie w jakiejś dziedzinie pojawianie się coraz większej ilości definicji, coraz to różniejszych zapatrywań wskazuje na to, że obecny paradygmat znajduje się w stanie kryzysu.71 Można z dużym dystansem odnieść to do pedagogiki gdzie powstaje coraz więcej teoretycznych modeli wychowania, coraz więcej nieortodoksyjnych nurtów wychowawczych - może nie jest to zjawiskiem przypadkowym. Może to wskazywać na formowanie się nowego paradygmatu w pedagogice, która znajduje się w stanie permanentnego kryzysu, gdyż jej dotychczasowe standardowe (tradycyjne) założenia przestają się sprawdzać. Czego przykładem jest choćby obecny kryzys w szkolnictwie. Narasta ilość anomalii z którymi stary paradygmat przestaje sobie radzić, a to napędza potężne ruchy w kierunku formowania się nowego paradygmatu w pedagogice. Póki stary paradygmat jest jeszcze skuteczny i powoduje akcelerację rozwoju nauki, póty jest zasadny. Jednak kiedy ruchy kryzysowe się nasilają i zaczynają powstawać poważne anomalie wtedy nowy paradygmat staje się konieczny.72 Jednak sprawdzanie różnorodnych paradygmatów nie jest sprawą wartą największej uwagi, a tym bardziej jak się wydaje zasadną, po co zajmować się sprawdzaniem, które z góry jest skazane na porażkę, z powodu naszej niewątpliwej subiektywności. Możemy przecież opowiedzieć się za niedoścignionym pluralizmem. Dzięki temu zyskamy o wiele większe możliwości, gdyż żeby coś krytykować, konieczny jest jakiś alternatywny pogląd. Nawet systemy metafizyczne mogą być użyteczne z punktu widzenia krytyki, przecież tak naprawdę w swym początkowym stadium są teoriami naukowymi. Z tego powodu są korzystne w krytyce tych poglądów które zostały już ustalone i uświęcone. Koncepcje, które zaprzeczają koryfeuszom prawdy i ich perełkom naukowym wynikającym z wyników obserwacji i niepodważalnych teorii są arcypotrzebne i arcyrozwojowe.73 Koncepcje alternatywnych paradygmatów są same w sobie korzystne, bo tam gdzie krytycyzm opiera się na czynnym działaniu, na tworzeniu 70

Tamże, s. 113, 114. T. Kuhn, „Struktura rewolucji …”, s. 131. Można by pomyśleć, oczywiście w żartobliwym sensie, że gdyby Kuhn zdążył się znowu zabrać za swoje dzieło i zmienić jego treść w późniejszym okresie swojej twórczości, książka jego nosiłaby tytuł struktura ewolucji naukowych, ze względu na jakże chwalebne przywiązanie Kuhna do analogii ewolucyjnej. 72 Tamże, s. 139, 140. 73 P. K. Feyerabend, „Jak być dobrym …”, s. 52. 71

39


nowych paradygmatów, które doprowadzają do nowych często ciekawszych pomysłów, tam zostają zmienione terminy podstawowe i oddogmatyzowane fakty, które wydają się być niepodważalne. Dzięki temu odmieniane są powszechne przesądy dzięki odwadze i absurdalności tychże alternatywnych sformułowań. To co obecnie propagowane jest w nauce, również w pedagogice można określić mianem fetyszyzmu dogmatycznego, gdzie upaństwowieni koryfeusze prawdy i ich mierny intelektualizm (mierny bo postrzegany jako jedynie słuszny) prowadzą do skostnienia i niszczenia tego co realnie mogłoby się przyczynić do rozwoju naszego systemu oświatowego. Są „prawdy” i są pewne „opinie” których zakwestionowanie wiąże się z natychmiastowym atakiem i próbą anihilacji ze strony pewnych środowisk. To wydaje mi się jednym z głównych problemów w obecnej sytuacji oświatowej. Propagowanie i interweniowanie w kształcenie młodzieży, można to określić mianem „aktywnego dogmatyzmu”, a przecież wiadomo, że tam gdzie popiera się spekulacje i różnorodność w myśleniu tam łatwiej o postęp.74 Tak samo jest z niepodważalną wagą praktyki i powiązanego z nią doświadczenia. Jakby nie istniały takie sposoby uczenia się, które go nie wymagają, jak choćby uczenie utajone. Z tym poglądem więc można się rozprawić w kilku słowach. Doświadczenie bez teorii po prostu nie istnieje, pojawia się dopiero z pewnymi założeniami teoretycznymi. Gdyby odebrano nam naszą wiedzę teoretyczną, bylibyśmy bezbronni wobec świata zewnętrznego i żadne doświadczenie by nam nie pomogło, bo byśmy go nie posiadali, bez ustrukturyzowanej wiedzy teoretycznej doświadczenie prawdopodobnie nie mogłoby istnieć. 75 Można zaryzykować stwierdzenie, że tak naprawdę, to intuicja odgrywa bardziej zasadną rolę w tworzeniu się nowych paradygmatów. W końcu to ta beznadziejna irracjonalność, niczym nie poparta nadzieja na uzyskanie aklamacji dla naszych nawet najbardziej skrajnych poglądów jest motorem napędowym nauki. Ciekawość poznania nie musi się opierać na faktualnej wiedzy naukowej, często jest jej wiernym zaprzeczeniem. Tak więc teoria jest nie gorszym źródłem wiedzy niźli obserwacja, a intuicja jest w równej mierze tak samo zasadna jak fakty obserwacyjne.76 Feyerabend również nawiązuje do pewnej analogii jaka się tworzy pomiędzy nauką w rozumieniu Kuhna a naturą. Paradygmat jakby zwraca się bezpośrednio do natury w okresie swej dominacji o pewną odpowiedź, pewną bo uzyskaną w wyniku skupienia wszelkich sił uczonych na określonym punkcie postępowania.77 Twierdzenie, że ludzie 74

Tamże, s. 55. Tamże, s. 196. 76 Tamże, s. 198, 199. 77 Tamże, 206. 75

40


są w stanie racjonalnie sprawdzać dany paradygmat, teorię jest w samej swej istocie nieracjonalne. Dzieje się tak ponieważ większość ludzi wcale nie jest racjonalna. Przywiązanie się do panującego stanu rzeczy, obłuda i zakłamanie, próba unifikacji i obrony nawet najbardziej bezzasadnych twierdzeń jest cechą ludzką. Rewolucja w nauce jest więc tak naprawdę chwilowym triumfem racjonalności nad panoszeniem się ogółu.78 Nauka nie jest niezbędna w poznawaniu rzeczywistości, jest tylko jednym z możliwych sposobów. Jest uprzywilejowana ze względu na nasze do niej przywiązanie. Według Feyerabenda świat bez nauki mógłby być sympatyczniejszy od tego, w którym żyjemy.79 Ośmielę się tu nie zgodzić, ale może czynię to jedynie ze względu na moje bezzasadne przywiązanie do racjonalności. Jednak jak twierdzi autor Against metod nauka bardziej przystępna do zmiany i otwarta na nowe teorie, mniej dogmatyczna jest warta być może dostrzeżenia.80 Po prostu nie istnieje ani jednolita metoda naukowa, nie ma tak zwanych faktów samych w sobie, dana tradycja kulturowa warunkuje nasze postrzeganie każdych faktów i każdej metody, zaprzeczanie temu jest w rzeczy samej dziecinne.81 Byt jako taki nie istnieje, wszystkie byty (również naukowe) są projekcjami zależnymi od kontekstu w jakim się pojawiają. Nie ma Bogów, nie ma czystej nauki – wszystko istnieje relatywnie (co nie oznacza, że nie istnieje) w odniesieniu do jakiegoś punktu. Tak więc obiektywna teoria, obiektywne wartości, właściwy paradygmat, nienaruszalna naukowość pewnego twierdzenia są niczym innym jak wytworem danej sytuacji, kultury, ideologii. Jeśli twierdzimy, że istnieją rzeczy, fakty, metody niezależne od rzeczywistości zapominamy, że istnieją one tylko w danym kontekście kulturowym, etapie dziejów.82 Nauka nie istnieje jako jednolity świat oparty na jej zasadach, jest zlepkiem różnych teorii i założeń, nie jest wszechstronna ani jednolita, wyklucza pewne części ludzkiej natury (takie jak subiektywne odczucie). Dzięki którym często dochodziło do wielkich odkryć, a inne unifikuje i idealizuje. Na gruncie polskim również pojawiła się pewna koncepcja nauki, jej autorem był znany filozof Stefan Amsterdamski. Sądzę, że krótkie wspomnienie o jego koncepcji rozwoju nauki jest zasadne ze względu na jego ciekawą 78

Tamże, s. 221. Tamże, s. 239. 80 Tamże, s. 240. „Taki obrót sprawy, bynajmniej nie będący czymś niepożądanym, zmienia naukę z gwiazdy i wymagającej damy w atrakcyjną, ustępliwą kurtyzanę, usiłującą przewidzieć każde życzenie swego kochanka. Oczywiście, nam samym pozostawia się wybór smoka, czy kotka do towarzystwa. Nie sądzę, abym musiał tłumaczyć, co mnie bardziej pociąga.” Dokładnie o to tutaj chodzi. 81 P. K. Feyerabend, „Przeciw …”, s. 240. „Ani fakty, ani metody nie stanowią o doskonałości nauki. Nie decydują o tym metody, gdyż nie istnieje jakaś jednolita metoda „naukowa”. Nie stanowią o tym fakty, ponieważ to nie fakty się liczą, tylko przypisywana im waga.” 82 Tamże, s. 243, 244, 245. 79

41


koncepcję ideału naukowego i w związku z tym również odmienne spojrzenie na kwestię paradygmatu, którym tu się zajmujemy. Jak pamiętamy według Sir Karla nauka dąży do stopniowego zbliżania się do prawdy. Słowem: „Prawda jest obiektywna: polega na korespondencji z faktami.”83 W myśli Amsterdamskiego kwestia ta nie jest już taka prosta. Mianowicie sądzi on, że poznanie ludzkie nie jest w pełni racjonalne i obiektywne, ale ulega zmianie w zależności od kontekstu historycznego w jakim się znajduje. Sądzi również, że racjonalność danego postępowania badawczego jest warunkowana i wyznaczana przez obowiązujący ideał wiedzy naukowej. 84 To jak postrzegamy daną czynność i za jaką ją uznajemy jest ustalone na mocy tradycji i obowiązującego modelu wiedzy, który Amsterdamski proponuje nazwać ideałem naukowym. Rozwiązałoby to problem długich okresów nauki normalnej u Kuhna, gdyż byłyby one zależne od istniejącego ideału wiedzy naukowej. Natomiast pomniejsze zmiany zachodziłyby w ramach istniejącej struktury. Nauka ma zawsze charakter wartościujący i konwencjonalny. Dana „matryca dyscyplinarna” 85 jak można to ująć jest zawsze konstytuowana przez istniejący ideał wiedzy naukowej, który jest wyznacznikiem pewnych akceptowanych standardów danej grupy naukowej: „Historia nauki, jej tradycje, źródła, potencjalne granice konstytuowane są zawsze przez jakiś partykularny, to jest akceptowany w danym czasie przez określoną grupę ludzi, ideał wiedzy naukowej”86 Zasadniczo istnieje wiele ideałów naukowych, z których każdy był obecny w innych czasach i wyznaczał obowiązujące standardy. Popperowskie kryterium demarkacji umiera tu samo z siebie, gdyż same kryteria demarkacji są warunkowane przez obowiązujące standardy wyznaczone przez ideał naukowy.87 W tym rozumieniu nauki zachowuje ona pewną monolityczność, z wyjątkiem rzadkich lecz zasadniczych przemian. Stanowi więc pewną całość. Daje też ono możliwość istnienia wielu paradygmatów, zmieniających się w wyniku rewolucji o charakterze lokalnym, muszących jednak zachować zgodność z obowiązującym ideałem wiedzy naukowej.

83

K. R. Popper, „Świat skłonności”, przeł. A Chmielewski, Wydawnictwo ZNAK, Kraków 1996, s. 43. S. Amsterdamski, „Między historią a metodą”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1983, s. 17. 85 Jest to określenie którego użył Kuhn swoim artykule pt. „Raz jeszcze o paradygmatach” znajdującym się w tomie pt. „Dwa bieguny” zawierającym zbiór jego artykułów, krótkie wyjaśnienie tego terminu znajduje się na s. 411. 86 Tamże, s. 23. 87 Tamże, s. 26. Dzięki tak postawionemu zagadnieniu upada duża część problemów stanowiska Kuhna. Powoduje to też, że trzeba wprowadzić rozróżnienie pomiędzy rewolucją istniejącego ideału wiedzy naukowej, a rewolucjami wielu koegzystujących w świecie warunkowanym przez obecny ideał paradygmatów. Prowadzi to jak mi się zdaje do problematyki rewolucji lokalnej z którym bodajże później borykał się Kuhn. 84

42


Badanie rozwoju naukowego w takim pojmowaniu zmienia się z procesu analogicznego do procesu ewolucji biologicznej, prawa natury, w proces będący skutkiem działalności ludzkiej i jej pola kulturowego.88 Zresztą i Popperowi na koniec zdarzało się podkreślać, że nowe idee zdobywają grunt wtedy gdy eksperci się mylą, słowem tak naprawdę wielkie odkrycia są historią wielkich błędów.89 Sądzę, że ta koncepcja warta była zasygnalizowania. Z charakteru niniejszej pracy wynika, że nie będę zagłębiał się w tematykę ideału naukowego, gdyż jest to temat na całą książkę.

88

Tamże, s. 30. „Można jednak badać proces poznania naukowego dokonujący się na gruncie akceptowanego ideału nauki jako autonomiczny w tym sensie, że biegnie on z właściwą mu logiką wewnętrzną, a zarazem traktować tę logikę nie jako „fakt natury”, to jest jako immanentną cechę zawsze takiego samego „rozumu naukowego”, lecz jako „fakt kultury” uwarunkowany właśnie akceptacją określonego ideału poznania naukowego.”, Dokładnie tutaj widać tę problematykę, która pojawiła się u Kuhna i zresztą również u samego Sir Karla w jego książce „Świat skłonności”, ciągłe nawiązania do świata ewolucji biologicznej. U Kuhna zaś podkreślanie tej analogii i na tym gruncie wykazywanie zjawiska specjacji jako pewnego stanu ewolucyjnego w nauce. 89 K. R. Popper, „Świat …”, s. 44. Według Poppera nasze skłonności, (które on pojmuje jako zawierające się w danej sytuacji, a nie przedmiocie) są tym co powoduje, że kroczymy naprzód, nasz świat jest światem możliwości i jako taki jest indeterministyczny i otwarty, nawet głupie teorie zmieniają świat w którym żyjemy. Nasza rzeczywistość jest rzeczywistością skłonności, a tym samym możliwości. Samo nasze rozumienie świata już powoduje jego zmianę, (Tamże, s. 27.) Popper widzi tutaj rzeczywistość jako ciąg możliwości, na których drodze stawiamy wybory, oznacza to, iż świat jest kreatywny z samej swej istoty, (Tamże, s. 30.) „Podobnie jak nowo wytworzony związek chemiczny, którego powstanie stwarza nowe możliwości wytwarzania dalszych, nieznanych jeszcze związków chemicznych, również wszystkie nowe skłonności zawsze stwarzają nowe możliwości. Nowe możliwości zaś realizują się po to, aby tworzyć kolejne nowe możliwości. Nasz świat skłonności jest kreatywny ze swej istoty.” Zaznaczam, iż ta książeczka jest ostatnią z wydanych za życia tego wybitnego filozofa. Ukazuje też w pewnym sensie, że u schyłku życia zmienił trochę swe zapatrywania.

43


Rozdział drugi: Rewolucja kopernikańska jako przykład zmiany paradygmatu

Przejdę teraz do krótkiego omówienia rewolucji, która dokonała zasadniczego zwrotu w dziejach ludzkości. Zrobimy to dla tego, gdyż jest to o tyle ciekawe o ile pokazuje jak w wyniku absurdalnych błędów i śmiałych koncepcji nauka posuwa się do przodu. Będzie to też jak mniemam zachętą do podobnych śmiałych i nieprzemyślanych działań na terenie pedagogiki. Jeśli śmiały, młody umysł Keplera wypełniony naprawdę szalonymi pomysłami był w stanie w wyniku absurdalnych nawzajem eliminujących się błędów ustanowić swoje trzy prawa 90 , to nie widzę powodu dla którego podobna ekscentryczność w myśleniu nie miała być korzystną na terenie pedagogiki. Dobrze ale tematem tutaj jest w tej chwili rewolucja kopernikańska jak sama nazwa wskazuje wzięła się ona od pewnego Polaka 91 Kopernika, który w wyniku przypadku i pomyślności losu dokonał zmiany całego światopoglądu. Mikołaj Kopernik był za swego życia niewyróżniającą się w niczym postacią. Dominującymi cechami jakie były w nim obecne było skrajne wycofanie i brak wyrazistej osobowości. Miał też niesamowity sentyment do dzieł starożytnych, a Ptolemeusza i Arystotelesa darzył iście królewskim szacunkiem. Był raczej typem średniowiecznego mnicha niż oświeconego mędrca. Nie przepadał za obserwacjami nieba 92 i bazował na rozmyślnie dobieranych obserwacjach Ptolemeusza i innych astronomów. Nic dziwnego, że jego obliczenia były jednym wielkim koszmarem obdarzonym naprawdę ogromnym marginesem błędu. Jak to się stało, że człowiek, który odniósł sukces i którego rola jest uznawana w całym współczesnym świecie był rzeczywiście według słynnego pisarza i poligloty Arthura Koestlera: „Kopernik jest być może najbardziej bezbarwną postacią spośród wszystkich, które siłą swych zasług bądź okoliczności wpłynęły na bieg losów ludzkości. Na rozświetlonym niebie renesansu jawi się jako jedna z tych ciemnych gwiazd, o których istnieniu zaświadcza tylko silne promieniowanie.”93

90

A. Koestler, „Lunatycy”, dz. cyt., s. 325 – 331. Tamże, s. 128 -129. O to również można się spierać, bo w Bolonii jak pisze Koestler przystąpił on do bractwa niemieckiego, do dzisiaj toczy się spór o to czy był Niemcem czy Polakiem. 92 Tamże, s. 122, 123. 93 Tamże, s. 124. 91

44


Słynne dzieło Kopernika „O obrotach sfer niebieskich” to najmniej ciesząca się popularnością rozprawa, której nie czytało w oryginale zbyt wiele osób. W swoich czasach cieszyła się ona niewielką popularnością. Jej autor zwiększył, a nie zmniejszył liczbę epicykli z czterdziestu do czterdziestu ośmiu w stosunku do zaktualizowanej piętnastowiecznej wersji systemu Ptolemeusza. Stało się tak dlatego ponieważ myśl Kopernika nie była warta zachodu. Jego twórczość była jeszcze kolejnym dowodem na potwierdzenie tezy Feyerabenda, iż nawet niedbali badacze i amatorzy mogą zmienić bieg nauki.94 System Kopernika jest jedną wielką fikcją. W jego systemie ani centrum świata nie wyznacza Słońce, ani nie ma większej prostoty, Ziemią kieruje dziewięć różnych niezależnych ruchów kołowych, z których każdy jest rzeczywisty, sfery różnych planet nachodzą na siebie. Centrum świata leży w pustym punkcie w przestrzeni, a wszystkie ruchy zamiast do słońca odnoszą się do ziemi. Gdyby system kopernikański zaistniał w rzeczywistości, jego istnienie trwałoby jeszcze tylko „parę sekund”, następnie wszystko uległoby wybuchowi, a ten fantastyczny system geometryczny przestałby istnieć. Centrum Kopernika w Warszawie nad Wisłą jest jeszcze jednym przykładem na to, że prawie nikt nie czytał dzieła naszego czołowego polskiego astronoma. Jedynym co podnosiło wartość tego systemu było wyeliminowanie ruchów wstecznych planet. Poza tym ten system to był koszmar. Kopernik nie udowodnił tego, że Ziemia się porusza, ani nie przeniósł centrum świata do słońca. W swoim wstępie zawarł śmiałą, bodajże dwudziestostronicową wizję świata heliocentrycznego, która odmieniła rzeczywistość w wyniku nieporozumienia. Jednakże gdy przeszedł do jej udowadniania stworzył jakąś szaloną wizję, która tak naprawdę nie udowadniała niczego jedynie stwarzała tego pozory.95 Lecz co najciekawsze te pozory udowodnienia, te jego mgliste sfery i koła okazały się najważniejsze i otworzyły drogę nowej koncepcji światopoglądowej. Najlepsze jest to, że już w starożytnej Grecji pojawiła się koncepcja heliocentryczna, która była dziełem Arystarcha z Samos, a którą Kopernik podchwycił w siedemnaście wieków później.

96

To zadziwiające jak wiele czasu zmarnotrawiono poprzez

94

Tamże, s. 188. „Innymi słowy, wbrew panującemu przekonaniu, rozpowszechnionemu nawet wśród akademików, Kopernik n i e z m n i e j s z y ł, l e c z z w i ę k s z y ł l i c z b ę e p i c y k l i (z czterdziestu do czterdziestu ośmiu). Jakim sposobem ten błędny pogląd mógł przetrwać tak długo i zostać powtórzony przez tak liczne autorytety? Otóż, bardzo niewiele osób, nawet wśród zawodowych historyków nauki, przeczytało dzieło Kopernika, ponieważ system kopernikański (w przeciwieństwie do samej koncepcji heliocentrycznej) nie jest wart zachodu. Jak się przekonamy, chyba nawet Galileusz nie przeczytał dzieła Kopernika.” 95 Tamże, s. 189, 190, 191. 96 Tamże, s. 81. „Przez ostatnie kilkaset lat, mniej więcej od 1600 roku, mamy do czynienia z nieprzerwanym postępem nauki. Odczuwamy więc pokusę, aby przedłużyć krzywą w przeszłość i popaść w błędne przekonanie, że postęp wiedzy zawsze cechowała ciągłość, że dzieje nauki to kumulatywny

45


średniowieczne zabobony. Jak daleko byłaby nasza nauka gdyby nie nastały wieki pomroki i średniowiecznej hipokryzji. To zadziwiające, że nawet tutaj widzimy, że stosowalność jedynej zasady Feyerabenda, zasady ad hoc, która mówi nic świętego, jest jak najbardziej wskazane,97 kto wie może gdyby pierwsi chrześcijanie mieli swego autora „Przeciw metodzie” uchroniłby on tamtejszą naukę przed upadkiem i pomroką dogmatyzmu, choć raczej by go ukamieniowali stosując swoje stare i sprawdzone metody. Zaiste szkoda, że główne dzieło Arystarcha z Samos, nie przetrwało do współczesności. Zobaczenie jak starożytny pitagorejczyk dowodzi tezy, że w centrum leży słońce byłoby doprawdy fascynujące. Wszystko można powiedzieć o małym kanoniku z Torunia, jedynie nie to, że był oryginalnym myślicielem, był człowiekiem skrajnie pedantycznym jak wynika z dzieła Arthura Koestlera 98 , był również człowiekiem który darzył przesadnym jak na jego czasy uwielbieniem Ptolemeusza i Arystotelesa. Jednak co najlepsze to właśnie skrajne uwielbienie jednostajnego ruchu, ta pedantyczna chęć dojścia do kółkowej perfekcji zaprowadziła Kopernika do podważenia tego tradycyjnego gmachu. W świecie w którym żył Kopernik już od dawna narastało przeświadczenie, że astronomia Ptolemeuszowa jest sztuczna i nie wyjaśnia realnej rzeczywistości. Jednakże były to niczym nie potwierdzone przeczucia. Już przed Kopernikiem istnieli wybitni astronomowie którzy uważali koncepcję umieszczającą ziemię w centrum za błędną. Istnieli tacy ludzie jak choćby Regiomontanus, którzy byli przeświadczeni o tym, że teraźniejszy świat oparty na hierarchii i na drabinie bytów nie odpowiada faktualnej rzeczywistości. Jednak Johannes Müller nie zdołał jej ubrać w słowa z powodu nieszczęśliwej śmierci. To co było w Koperniku ciekawego, to było to, iż spróbował zreformować stary gmach i w wyniku tego doprowadził do jego zagłady. Był on krystalizatorem obecnej w danej epoce myśli. Poprzez wywarte przekonanie, że stworzył całościowy udowadniający koncepcję heliocentryczną system, Kopernik wywarł wpływ na historię.99 Zmiany rewolucyjne obojętnie naukowe czy społeczne są proces miarowego wznoszenia się drogą prowadzącą od początków cywilizacji na obecne zawrotne wysokości. Obraz ten nie ma oczywiście nic wspólnego z rzeczywistością. W VI wieku p. n. e. ludzie wykształceni wiedzieli, że ziemia jest kulą; w VI wieku n. e. sądzili, że jest krążkiem, czy też przypomina kształtem święte tabernakulum.” 97 anything goes – można też tłumaczyć jako „wszystko ujdzie” ale sądzę, że tłumaczenie przyjęte w cytowanym już przekładzie „Przeciw metodzie” jest bardziej adekwatne dla koncepcji Feyerabenda. 98 Tamże, s. 198. „Postać Kopernika, widziana z oddali, jest postacią nieustraszonego, rewolucyjnego bohatera myśli. Kiedy podejdziemy bliżej, stopniowo dostrzegamy zaśniedziałego pedanta, człowieka, który wpadłszy na dobry pomysł, zbudował na nim zły system, cierpliwie manipulował przy nim i upchnął ogromną liczbę epicykli i deferentów w najbardziej nużącej i niestrawnej spośród książek, które wpłynęły na bieg historii.” 99 Tamże, s. 206. „Kanonik Mikołaj był jednak bez wątpienia pierwszym, który rozwinął ta ideę w całościowy system. Jest to jego trwała zasługa, przy całej niespójności i niedociągnięciach jego systemu.

46


pewną zmianą spojrzenia na rzeczywistość. W wyniku ich zachodzenia ludzie spoglądają w inny sposób na te same zjawiska. Można powiedzieć, że dzieje się to na zasadzie zmiany ich podstawowych koncepcji teoriopoznawczych w podświadomości. Stary gmach wiedzy jest coraz bardziej chwiejny w wyniku naruszenia jego podstawowych dogmatów. Sądzę, że rewolucje te są krótkimi przebłyskami racjonalności na których być może opiera się nauka. Zmiana sposobu myślenia nie jest sprawą prostą ponieważ wiąże się to często z destrukcją poprzednich przyzwyczajeń i sądów, które wydawały się niezawisłe. Jak twierdzi Kuhn : „Ludzie przekonani, że Ziemia, na której żyją, jest tylko jedną z planet ślepo obracających się wokół jednej z nieskończonej ilości gwiazd, oceniać będą swe miejsce we Wszechświecie zgoła odmiennie niż ich przodkowie, którzy mniemali, że Ziemia jest wyróżnionym i centralnym obiektem boskiego stworzenia. Dlatego też przewrót kopernikański oznaczał zarazem zmianę systemu wartości uznawanych przez człowieka.”100 To właśnie wyróżnia rewolucję w nauce, przewartościowanie starego systemu, inny paradygmat wymaga więc innych podstaw. Człowiek może patrzeć na ten sam przedmiot, a widzieć coś zupełnie innego.101 Z tej dokonanej pokrótce analizy wynika jak sądzę jasno, że postrzeganie rozwoju nauki w sposób kumulatywny jest błędne. W nauce należy dbać o to, aby nie było jednego właściwego punktu widzenia. Odnosząc to do pedagogiki należy zrozumieć, że nowe i ciekawe koncepcje wychowania i edukacji w tej nauce humanistycznej powinny być traktowane raczej jak przyjaciele niż wrogowie. To, że pedagogika ostatnio przechodzi ciężki okres i że powstaje wiele nowych koncepcji może wskazywać na formowanie się nowego paradygmatu w pedagogice. Powyższy przykład rewolucji kopernikańskiej pokazuje, że śmiałe i niczym nie poparte teorie, a nawet hipotezy nie muszą wcale odgrywać negatywnej roli, ale mogą być koniecznym katalizatorem przemian. Dzięki nim przecież dokonuje się trudny i często niemożliwy bez tego proces zakwestionowania jedynie słusznego punku widzenia. Można powiedzieć, że pluralizm tak wyraźnie obecny w koncepcji Feyerabenda daje nam pozytywne odniesienie do teraźniejszej sytuacji pedagogiki. Nie był oryginalnym myślicielem, lecz krystalizatorem myśli. Krystalizatorzy zaś często osiągają mniej przemijającą sławę i większy wpływ na bieg historii niż inicjatorzy nowych idei.” 100 T. S. Kuhn, „Przewrót kopernikański”, przeł. S. Amsterdamski, Prószyński i S-ka, Warszawa 2006, s. 20. 101 J. M. Bocheński, „Współczesne metody myślenia”, przeł. S. Judycki, W drodze”, Poznań 1992, (uzupełnienie 1986), s. 141. „Feyerabend twierdzi np., że jeśli Tycho Brahe (zwolennik Ptolemeusza) i Kepler (zwolennik Kopernika) patrzą na zachód Słońca, nie widzą tego samego. Nie można więc w oparciu o doświadczenie rozstrzygnąć na korzyść któregoś z dwóch paradygmatów – ponieważ wspólne doświadczenie nie istnieje.”

47


Przecież dzięki tej różnorodności zwiększamy stan wiedzy faktycznie dostępnej oraz zapewniamy sobie możliwość porównywania różnych ciekawych koncepcji na gruncie nauki o wychowaniu. Z drugiej strony zapewniamy sobie możliwość wykrystalizowania się nowego paradygmatu, który może okazać się całkiem płodny w kwestiach zasadniczych dla dalszego postępu w nauce o wychowaniu. Możemy przyjąć, że na gruncie obecnego tradycyjnego paradygmatu postęp powoli staje się niemożliwy, konieczna jest reforma, nowe spojrzenie na teraźniejszą rzeczywistość wychowawczą. W dobie szybkiego rozwoju technologicznego, zinformatyzowania społeczeństwa, przestaje być zasadne postępowanie wobec utartych schematów. Jednakże żeby doprowadzić do zmiany konieczny jest nowy punkt widzenia, a

odmienny sposób patrzenia na rzeczywistość wychowawczą można

osiągnąć jedynie przez większe przyzwolenie na gruncie tej nauki, a więc również na gruncie społeczeństwa do działań często i wyraźnie pozostających w sprzeczności z tym co jak nam się wydaje powinniśmy w danej sytuacji robić. Nie powinno to być raczej przyzwolenie na stan całkowitej anarchii. Aczkolwiek może powinien to być stan tak zwanego twórczego rozprzężenia na gruncie którego może wykiełkować jakaś myśl o zasadniczym oddziaływaniu. Tak więc postulat pewnego rodzaju otwartości, oderwania się od schematycznej codzienności, słowem odrobina szaleństwa wydaje się jak najbardziej korzystnym, twórczym, a nadto elastycznym rozwiązaniem.

48


Rozdział trzeci: Implikacje filozofii Sørena Kierkegaarda w teorii dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego

Wiary nie można oprzeć na niczym, to w co wierzymy oparte jest na irracjonalnej i bezsensownej wierze. Wiara jest aktem irracjonalnym i ze wszech miar ryzykownym. Jest ona czymś subiektywnym, prawda też jest czymś subiektywnym. To prowadzi w prosty sposób do podważenia w ogóle celowości wiary, bo wszystko istnieje relatywnie do podmiotu – którym jest osoba poznająca rzeczywistość. Dlaczego Søren Kierkegaard był

przeciwny

w

pewien

sposób

Kościołowi?

Bo

sprzeciwiał

się

jego

zinstytucjonalizowanej formie. Podkreślał stronę subiektywną, emocjonalną człowieka. Kreślił jego wątek egzystencjalny. Występował tedy przeciw próbom fałszerstwa jakim były zakusy obiektywnej pewności życia wiecznego czynione przez Kościół. Ten lęk, te cierpienie przed czymś nieokreślonym jest stale obecny w człowieku, można powiedzieć, że w bólu narodzi się nowy człowiek. Widać tu ten egzystencjalny wątek, który jest podkreślany u Kazimierza Dąbrowskiego i na którym to pojęciu egzystencji opiera się w dużej części podbudowa filozoficzna autora teorii dezintegracji pozytywnej.102 Lęk jest kategorycznym imperatywem w pismach Kierkegaarda. Przyroda jest nacechowana negatywizmem, lęk jest nieunikniony gdyż jest koniecznym elementem rozwojowym w egzystencji człowieka. Wybór ducha oznacza podług autora „Alboalbo” wybór wolności. Istnieje możliwość wolnego wyboru ducha, stanowi go cząstka nieskończoności, którą mamy w sobie.103 Nasuwa mi się porównanie do myśli orfickiej, w niej to bowiem poprzez pożarcie Dionizosa tytani zyskali pierwiastek boski. Orficy wierzyli, że mamy możliwość wyboru, aby poprzez ascezę osiągnąć zespolenie się z pierwiastkiem boskim, a nie ziemskim. Temu służyły surowe, ascetyczne reguły orfickie zakonu Pitagorejczyków i misteria eleuzyńskie w których wcześniej niż u orfików pożerano surowe zwierzęta, które symbolizowały Boga, którym wypełniali się uczestnicy obrzędów. Kierkegaard chciał upublicznić swoje osiągnięcia, tę nową egzystencjalną naukę upowszechnić. 104 Miał wizję apostoła, geniusza, który ma uratować idące na zgubę 102

K. Toeplitz, „Kierkegaard”, Wiedza Powszechna, Warszawa, 1980, s. 30, 31. Tamże, s. 32. 104 Tamże, s. 34. 103

49


instytucjonalne chrześcijaństwo.

105

Rozpacz prowadzi człowieka do śmierci,

zwątpienia, którego źródłem jest to, że człowiek wątpi w obecność Boga, w jego miłość, słowem nie wierzy w jego istnienie. Rozpacz prowadzi albo do buntu albo do słabości. W przypadku kiedy prowadzi do buntu neguje nadrzędne determinanty. Gdy mamy do czynienia ze słabością wtedy jednostka podąża prostą drogą ku samobójstwu. Mamy tu w prostym stylu egzystencjalny dramat ponieważ dążeniem do syntezy pomiędzy tymi dwiema skrajnościami ma się wyrażać człowiek w zrozumieniu duńskiego filozofa.106 Jednostka w myśli Kierkegaarda pozostaje w stanie permanentnego kryzysu, kryzysu radykalnego wyboru jakim jest wybór wiary. Pośrednicy w spotkaniu człowieka z Bogiem są niepotrzebni. Człowiek jako podmiotowa, autonomiczna jednostka sam dokonuje subiektywnej decyzji. Kościół jako taki (u Duńczyka) jest po prostu zbędny. Człowieka wyraża jego proces, egzystencja, dążenie do tego kim ma się stać. Jest tu obecna ciekawa analogia z Dąbrowskim. Widzimy, że autor teorii dezintegracji pozytywnej znał dogłębnie myśl Kierkegaarda, oparł się na egzystencjalizmie. Człowiek w myśli Dąbrowskiego jest w procesie dezintegracji – ciągłego rozpadu struktury, aby (jeśli się uda) uformować ją i ustrukturyzować na wyższym poziomie. Osoba dąży do urzeczywistnienia swojego indywidualnego ideału osobowego, podejmuje samodzielne wybory. Jednakże pozostaje w ciągłej świadomości śmierci, w pogłębionej egzystencji względem osób pozostających na niższych poziomach rozwoju w teorii dezintegracji pozytywnej.107 Kierkegaard w bezpośredni sposób sprzeciwiał się instytucji Kościoła pragnąc powrotu do czasów pierwotnych chrześcijan. Uważał, że duchowni sprzeciwiają się naukom Chrystusa – który przecież w kazaniu na górze w zgoła odmienny sposób mówił o naśladowaniu siebie samego. Wiara w rozumieniu Duńczyka została zniszczona, zniewolona przez instytucję Kościoła – jest ona przecież subiektywną w stosunku do jednostki, do jej egzystencji. To przepojenie subiektywizmem, sprzeciw przeciwko dogmatyzmowi jest widoczne również w dziełach Dąbrowskiego. W których występuje on w roli obrońcy prawa każdej jednostki do indywidualnego, osobowego rozwoju poprzez właściwe jedynie sobie stadia dezintegracyjne. 108 Filozofia, religia, etyka, estetyka mają za zadanie doprowadzić człowieka do aktu wiary. Jednak żadne z tych stadiów nie występuje w powiązaniu z innym lecz wszystkie postępują pojedynczo. 105

Tamże, s. 35, 36. Tamże, s. 38, 39 107 Tamże, s. 40, 41. 108 Tamże, s. 43, 44. 106

50


Życie jednostki jest więc życiem w procesie ciągłym, stawaniu się wiary ale nigdy stan ten nie jest trwały. Jest to dialektyka jakościowa, osoba zawsze dąży do pewnego stanu ale nigdy w sposób trwały go nie osiąga. Natura ludzka jest w tym ujęciu przesycona tragizmem, burzami napięć, osiąganiem na chwilę aktu wiary i ponownego powrotu do życia na poprzednich stadiach. Wiara zatem nie jest powtarzalna, dla każdego oznacza co innego – słowem jest odmienna. Cechą przygotowania się do wiary jest zintensyfikowanie przeżyć wewnętrznych jednostki i charakteryzuje ją pewna izolacja od reszty osób. Ciekawe jak analogicznie w myśli Dąbrowskiego warunkiem koniecznym przemiany, transformacji

na

wyższy poziom

jest

pobudzenie

psychicznego

środowiska

wewnętrznego. Wiara jest tu niejako najwyższym stadium rozwoju ale pozostającym w procesie, nieosiągalnym w swej doskonałości. Bardzo interesującym aspektem myśli tego filozofa są te „stadia”, „typy”, „sfery” egzystencji. Najciekawszy jest fakt, że przechodzenie z jednego stadium do drugiego odbywa się w wyniku skoku – oczywiście obecnego przy „końcu” pierwszego stadium, typu życia. Kierkegaard wyróżnił trzy takie stadia estetyczny, etyczny, i religijny – wszystkie mają doprowadzić do swoistego ideału jakim jest wiara w obliczu Boga. Jest tu obecne wyraźne powiązanie myśli Dąbrowskiego z filozofią Kierkegaarda. Podkreślenie trwogi, niepewności, smutku i drżenia egzystencjalnego na każdym z poziomów jego wspaniałej teorii. Potrzeba ciągłego doskonalenia, przechodzenia z jednego poziomu na drugi uwidacznia jak wiele teoria Dąbrowskiego zaczerpnęła z myśli wielkiego Duńczyka i jak wiele korzeni tej teorii oparło się na filozoficznej glebie Kierkegaarda.109 W stanach tych nie pozostaje się permanentnie, ludzie przenoszą się z jednego na drugi, mogą się uwstecznić bądź przejść na kolejne stadium. Stagnacja na jednym poziomie jest oceniana przez Kierkegaarda negatywnie jako wygodnictwo, brak subiektywności i siły woli. Wszystkie typy mają prowadzić człowieka do jednego celu jakim jest ideał czyli akt wiary. Człowiek musi sobie uświadomić konieczność wyboru i go dokonać110 Jednostka na stadium estety jest zainteresowana jedynie przyjemnością. Celem jej życia jest pogoń za doznaniami. Egzystencja takiego człowieka opiera się na cielesnych uwarunkowaniach. Esteta jest człowiekiem wybrakowanym moralnie, jego życiem i działaniem rządzą sensualne doznania, nie posiada on zewnętrznego świata wartości ani też wewnętrznego. Jest to życie powierzchowne, w którym nie występują głębsze 109 110

Tamże, s. 50, 51, 52. Tamże, s. 53.

51


uczucia. Jego egzystencja polega na chwilowym zaspokajaniu swoich potrzeb bez głębszej pracy nad sobą, bez zawiązków poważnych relacji. Hedonizm, zamiłowanie wygody powodują estetą przede wszystkim. Piękne jest życie w tej chwili, w tym złudnym świetle. Choć to absurd czerpać jedyną prawdziwą radość z momentu. Esteta jednak bezprzykładnie poświęca cały swój potencjał zabawie i graniu z ciałem. To sprowadza go na drogę zmienności i niepowtarzalności doznań, co kojarzyć się może z perwersją. Esteta refleksyjny wyobcowuje się bardziej ze świata rzeczywistego podążając drogą dziwacznej fantazji, refleksyjnej ułudy czerpanej z miraży własnych skojarzeń i tła swych rozmyślań. Nie rozkoszuje się on samą akcją, lecz raczej metodą, jej wyszukaniem. Słowem czerpie przyjemność z aktu woli, a nie samego aktu przyjemności. Jego głównym przesłaniem jest wyuzdanie metody, a nie samospełnienie efektu swych starań. Brak powtarzalności jest kwintesencją tego stadium, samowola oparta na zmienności uczucia powoduje estetą. Jednak świat możliwości daje w rezultacie ciągłe niespełnienie, bo z jednej tendencji, zrealizowania jednej z możliwości pokazuje następną. Jest to samonapędzający się mechanizm, który w pewnym momencie zaczyna wywoływać jedynie znużenie i niezadowolenie.111 Ambiwalencja uczuć i przekonań, szaleństwo doznań, które powoduje estetą prowadzi go w końcu w stan, który może mu przynieść jedynie rozczarowanie. I tak te wszelakie doświadczenia jakich doznaje esteta mają go prowadzić poprzez stadium etyczne w kierunku stadium religijnego. Do tego mają prowadzić jakże istotne w tej myśli lęk, strach i cierpienie. „Lęk i strach są tymi fenomenami, które mają człowieka przybliżyć poprzez etyczny typ życia do wiary, a oddalić od estetyzmu.”112 Jeśli wiarę utożsamia Kierkegaard z najwyższym osiągnięciem człowieka, to czyż nie jest to ideał osobowości ku któremu zdążamy – (oczywiście według duńskiego myśliciela). Co ciekawe jednak lęk i strach powodują i są koniecznym katalizatorem transformacji prowadzącej ku rozwojowi. Podobnie w TDP cierpienie, stany agonalne, stany irracjonalnych napięć, koszmarnych lęków są koniecznym etapem na drodze życiowej rozwijającego się człowieka. Esteta (czyli człowiek znajdujący się w stadium estetycznym) żyje jakby w zawieszeniu, jego życie przepełnione jest przemijającymi pragnieniami, którymi się 111 112

Tamże, s. 54, 55. Tamże, s. 63.

52


upaja spijając z nich całą rozkosz. Napawanie się chwilą, ekspresją wydarzenia jego swoistą melodią jest dla niego jakoby źródłem nasycenia. Przepojenie uczuciem jest najwyższą powinnością. Celem takiego życia jest czysty hedonizm uprawiany w sposób szczery. Ludzie, którzy gonią za realizacją jakichś idei, pretendują do jakiejś moralności budzą w estecie śmiech – ponieważ uczynił on istotą swego życia napawanie się, niepowtarzalność doznań: „Ze wszystkich śmiesznych rzeczy najśmieszniejszą wydaje mi się być zajętym w światowych sprawach. Śmieszny jest człowiek, który śpiesznie je i śpiesznie pracuje. Dlatego, kiedy widzę muchę, która siada na nosie takiego człowieka w najpoważniejszej chwili, kiedy widzę, jak ochlapując go przejeżdża powóz, któremu jeszcze bardziej się spieszy; kiedy zwodzony most unosi się przed nim, kiedy spada mu na głowę dachówka i zabija go, śmieję się z całego serca.”113 Czyż w pewnym sensie nie jest to życie piękne, znajdować radość w każdym niepozornym nawet zdarzeniu, które przyciągnie naszą uwagę? Widzimy jednakże, że brak tu pewnych zasad moralnych. Cieszenie się z cudzej śmierci, bądź nieszczęścia „większości” z nas wyda się naganne, ale ilu uważa tak szczerze? Nie chodzi mi o to, że jest to złe. Nie kwantyfikuję tutaj moralnie. Ja jedynie zwracam uwagę na fakt, iż u estety życie jest pojmowane w odmienny sposób czy właściwy, czy nie – to już każdy sam musi rozstrzygnąć. W nastawieniu się do kobiet, do dziewcząt widać specyficzne cechy estety, on napawa się tą radością, namiętnością, sztuką uwodzenia, ale nie do końca uwodzi, ponieważ tak naprawdę nie popełnia oszustwa. Gdybyż oszukiwał nie kochałby tak namiętnie, nie pożądałby tak szczerze. To właśnie skupienie na rozkoszy na uczuciu sprawia, że niejako naturalnie kocha on dziewczę, którego pożąda. Jednakże gdy spełni swe pragnienie podąża za nowym. On nie czerpie przyjemności z samego aktu zręczności lecz z chwili uczucia które się przed nim roztacza, gdy ono przemija, przemija wszystko. Znajdowanie rozradowania w samym uczuciu leży w jego naturze. Podziw budzi w nim nienaruszona jeszcze kobiecość, gdy zostaje naruszona, to przepada wraz z tym jego zainteresowanie, drugi raz nie próbuje się tego samego smaku.114

113

S. Kierkegaard, „Albo-albo”, przeł. J. Iwaszkiewicz, PWN, Warszawa 1976, t. I, s. 26. Tamże, s. 31. „Nie obchodzą mnie dziewczęta. Ich piękno mija jak sen i jak dzień wczorajszy przechodzi. Ich wierność – tak, ich wierność! Albo są niewierne, co mnie nie obchodzi, albo są wierne. Gdybym znalazł taką, podziwiałbym ją jako osobliwość; ale z czasem przestałaby mnie dziwić, gdyż albo byłaby stale wierna, i wtedy stałbym się ofiarą mego eksperymentującego zapału, gdyż musiałbym z nią wytrzymać do końca, albo przyszłaby taka chwila, gdy przestałaby być wierna, powróciłbym wtedy do starej historii.” 114

53


W poszukiwaniu nowego, doświadczaniu coraz to nowych wrażeń, czai się esteta. Poszukuje aby znaleźć, rzuca się w odmęty nieznanego. Jak dziecko w ciągłym poznawaniu, ciągłym dociekaniu coraz to nowych wrażeń znajduje uciechę. Przyjemność nie wynika tylko z faktu doświadczenia czegoś. Imaginacja, „trawienie” uczuć ma tu przemożne znaczenie. W rozmyślaniu analizowaniu nastrojów znajduje esteta nieprzejednaną radość. Daje mu to wyobrażanie, rozkoszowanie się wspomnieniami tak dużą przyjemność, że godzinami może w tych snach na jawie znajdować ukojenie. Zresztą sen też uwielbia on jak mało kto.115 Istota przyjemności nie tylko jest związana z samym jej przedmiotem lecz jest również nierozłącznie powiązana z wypełnieniem swej woli. 116 Zabawne jest kiedy Duńczyk pisze o posadzie nauczyciela do której był stworzony. Skoro się do niej nadawał nie miał tam nic do zdobycia, do doświadczenia, a skoro tak, to stanowisko nie dałoby mu nic, bo tam gdzie nic do stracenia, a wszystko do zyskania, tam to znajduje ścieżki swe esteta.117 Największym zagrożeniem tego stadium jest nuda ona to wypala wszystko co dobre. Jest ona brakiem egzystowania, a więc również brakiem nadziei. Wrażenie jest koniecznością, emocja jest siłą, dzięki której płomień życia się rozpala. Bez namiętności, bez uczucia człowiek jest niczym jest pusty, jest bierny, nie istnieje.118 Esteta pogardza innymi ludźmi i w tej pogardzie również odnajduje swą wielkość. Gardzi nimi za to, że nie potrafią się cieszyć dniem codziennym, a on upływa. On bierze, bo branie mu przychodzi łatwo, on syci się życiem podczas gdy inni popadają w marazm i pogoń za ideałami. Wszyscy i tak w śmierci odnajdą swoje przeznaczenie, więc po co się trudzić. Trzeba upajać się życiem i czerpać z niego rozkosze, ci ludzie, którzy nim pogardzają sami są dla estety godni pogardy, bo wyrzekają się z niskich pobudek najwyższych radości życia. Tym czego pożądać warto, o co trzeba się trudzić są nowe możliwości, nowe obietnice spełnienia swoich zachcianek, poszukiwanie ciekawych wrażeń jest najwyższym „ideałem”.119

115

Tamże, s. 29. Tamże, s. 33. „Właściwie istota przyjemności nie wynika z tego, że coś sprawia przyjemność, ale z wyobraźni. Gdybym wśród swojej służby miał oddanego człowieka, który na moje żądanie szklanki wody przyniósłby mi najkosztowniejsze wino świata zmieszane w pucharze, wyrzuciłbym go natychmiast, aby go pouczyć, że przyjemność nie wynika z tego, co mi sprawia przyjemność, ale na spełnieniu mojej woli.” 117 Tamże, s. 35. 118 Tamże, s. 39. „Jakaż potworna jest nuda – potwornie nudna. Nie znam mocniejszego wyrażenia, prawdziwszego, gdyż tylko jednakowe poznaje się przez jednakowe. Gdyby było jakieś wyższe wyrażenie, mocniejsze, to by już było ruchem. A ja leżę wyciągnięty, bezczynny; jedyne, co widzę, to jest pustka, to, czym żyję, to jest pustka, jedyne, w czym się poruszam, to w pustce.” 119 Tamże, s. 45. „Gdybym miał wypowiedzieć jakieś życzenie, to nie chciałbym bogactw ani władzy, ale chciałbym posiąść namiętność możliwości, oko, które wciąż młode, wciąż palące, wszędzie dostrzega możliwości. Nasycenie rozczarowuje, możliwość nigdy. Jakież wino tak musuje, tak pachnie, tak upaja!” 116

54


Ciągła możliwość jawi się więc jako jedyna droga wyjścia. Dla człowieka w tym stadium najistotniejsza jest genialność zmysłów, cudowność odczuwania. Myśli są dla pierwszego stadium nieograniczonym źródłem przyjemności. Zabawa z własną imaginacją jawi się jako nieodłączny atrybut życia człowieczego: „I chociaż teraz wiem dokładnie, że nie ma z tego żadnego pożytku, to jednak z powodzeniem mogłaby mnie ponownie nawiedzić myśl, żeby ją poprosić o rozpoczęcie zabawy od początku, ponieważ jest mi ona naprawdę niewyczerpanym źródłem radości.”120 Zmysłowość jako taka wkradła się do dzisiejszego świata dzięki chrześcijaństwu, to one usankcjonowało zmysłowość jako zasadę poprzez jej negację pośrednio ją ustanawiając.121 Chrześcijaństwo poprzez negację doprowadziło do ześrodkowania całej zmysłowości w indywiduum. Idei tej nie znali starożytni Grecy, nie określali oni tak mocno indywiduum jak my, skupiali się raczej na tożsamości społecznie określonej. Innymi słowy poprzez zanegowanie chrześcijaństwo to co odsyła precz ustanawia jako żywotną siłę.122 Najświetniejszy wyrazicielem zmysłowości jest muzyka, gdyż jest ona bardziej bezpośrednia od języka, nie zawiera ona refleksji, zmysłowość najlepiej wyraża się w ciągu melodii, w dźwięku.123 Stadium etyczne charakteryzuje odmienne spojrzenie na rzeczywistość. Nie jest to bezprzykładne podporządkowanie się społeczeństwu, obecne są w tym typie życia elementy egzystencjalistycznej bytności jednostki. To co dla estety było w najwyższym stopniu obrzydliwe, ta powtarzalność sytuacji, a więc reifikacja doznań, powodowały u niego odruch wymiotny. Zaś u etyka ten krąg sytuacyjny już nie jest problemem. Jest on konieczny gdyż dzięki niemu mogą znaleźć zastosowanie, zajść normy moralne: „Etyk pod pojęciem powtórzenia rozumie przejście z postanowienia do działania. Dopiero dzięki powtórzeniu sytuacji i ocen staje się możliwe istnienie norm moralnych i prawnych. Bez tej powtarzalności żadna etyka nie byłaby możliwa.”124

120

Tamże, s. 62/63. Tamże, s. 65 - 66. 122 Tamże, s. 68, 69, 70. 123 Tamże, s.60, 76,77. 124 K. Toeplitz, „Kierkegaard”, dz. cyt., s. 64. 121

55


Życie estety nie charakteryzuje się ciągłością, linearnością jego istnienia, nie może wiązać się z jego ujęciem holistycznym. To co przemija nie daje pełnego oparcia. Generalnie najważniejszym aspektem jest subiektywizm wiary i konieczność wyboru. Etyk kocha to, co wewnętrzne, poszukuje siły, oparcia w wyborze wiary. Najważniejszy jest sam wybór, to fakt jego wykonania stanowi o przemienieniu ze stanu zmienności w stan z punktem odniesienia. Jak pisze Toeplitz: „Sam fakt wyboru jest momentem autokreacji człowieka”125 Wybór dokonany w oparciu o zewnętrzny autorytet jest z reguły powiązany ze zniszczeniem w jednostce jej własnej autonomii, przecież każdy z nas ma własną niepowtarzalną egzystencjalną drogę.126 Absolutyzacja wagi swego czynu, słowem przerzucenie odpowiedzialności na państwo lub kościół powoduje zrzeczenie się odpowiedzialności za swe czyny i prowadzi do odczłowieczenia. Człowiek jeśli nie chce doprowadzić do dehumanizacji musi przyjąć odpowiedzialność za swoje czyny.127 Wydaje mi się, że duński myśliciel odniósł swoje filozoficzne peregrynacje tylko do jednostkowego aktu wiary, nie zauważył, że przeniesienie odpowiedzialności skutkuje uprawomocnieniem wszelkiej przemocy i prześladowań. Jeśli nie przyjmujemy odpowiedzialności za własne czyny, to skutkuje to brakiem winy, jeżeli jakiś autorytet na jaki przerzucimy swą decyzyjność poświadczy o tym. Jednostka, która jest etykiem niczego nie przyjmuje w sposób automatyczny. Nie podporządkowuje się społecznym normom z nakazu, lecz internalizuje je w głębi siebie, nie wyrzeka się swej osobowości, a jedynie nasyca ją normami. Człowiek na tym stadium jest osobą, która bierze i internalizuje zasady społeczne nie wyrzekając się swej egzystencjalnej tożsamości. Przyswaja to co ogólne jednocześnie jednak wypełnia to swoją indywidualna drogą. Tworząc siebie, tworzy jednocześnie pewien ideał człowieka.128 Człowiek w wizji Kierkeegarda jest wolny w swym wyborze siebie. Jednak nie jest to samowola ale dążenie do stawania się pełnią siebie, do wypełnienia swojej egzystencji. Generalnie chodzi o to, że wszystko jest kwestią wyboru, a więc sprowadza się do irracjonalnego aktu wiary. Są ogólnoludzkie nakazy jednak w ramach tych nakazów to my wybieramy jak chcemy postępować. Stadium, poziom estety, a potem etyka ma na celu jedno – doprowadzić do religii aby potem odrzucić ją w drodze dalszej ewolucji na 125

Tamże, s. 67. Tamże, s.70. „Wybór pod presją odpowiedzialności p r z e d prowadzi – według tego ujęcia – do zniszczenia egzystencjalnej niepowtarzalności, prowadzić może nawet do wynaturzeń.” 127 Tamże, s.71. „Absolutyzacja odpowiedzialności p r z e d sprowadza się w konsekwencji do zrzucenia odpowiedzialności na tę instytucję czy teorię (prawną, moralną), pod presją której się działało.” 128 Tamże, s. 65, 66, 67. 126

56


rzecz własnej indywidualnej wiary. Wiąże się to z tym, iż na poziomie etyka mamy do czynienia z zawierającymi się w nim ( w tym poziomie) przesłankami koniecznymi do porzucenia go: „Etyczny tryb życia zawiera immanentne zalążki niezbędne do porzucenia go. Wybór życia w społeczeństwie ma na celu przede wszystkim zbliżenie estety – ateisty do religii, by potem móc i ją porzucić na rzecz zsubiektywizowanej wiary.”129 Kierkegaard podważa nieomylność systemów

teologicznych i filozoficznych.

Doprowadza do zakwestionowania ich powszechnej ważności w stosunku do wszystkich jednostek. Mamy osoby wyjątkowe, które nie podporządkowują się społeczeństwu. Dzieje się tak dlatego, że Bóg tak chce, lub istnieje ogólna norma której nie chcą się podporządkować. Jednostka wyjątkowa znajduje radość i ukojenie w wierze – która wypływa z faktu jej irracjonalnego wyboru. Życia jednostki nie da się wyjaśnić jedynie na bazie społeczeństwa, jest jeszcze coś innego, co stanowi o reszcie osoby. Istota ludzka powinna się wznieść ponad stadium etyczne, ponad normy, które są tylko pustymi zdaniami, w tym sensie, że nie opisują w sposób całkowity rzeczywistości. Kodeksy moralne można zawiesić dla wyższych celów, a czyż najwyższymi celami nie są dla Kierkegaarda te związane z wiarą. Człowiek nie podporządkowuje się instytucji, nie podporządkowuje się prawu. Sam wybiera w swym wnętrzu i jest to wybór zasadniczy. Musimy oprzeć się na sobie w obliczu Boga, sami znaleźć w sobie siłę duchową, a jednocześnie nie możemy mieć racji. Sami więc wybieramy i sami decydujemy. Proces naszego życia jest samostanowiony przez nas samych.130 To, co mi się wydaje niezmiernie interesujące w filozofii Kierkegaarda to pojęcie skoku. Ten przeskok z jednej jakości w inną jakość. Właśnie w inną jakość, a nie w ilość: „Mamy więc nie ilościowe zmiany tworzące w końcu skok, czyli nową jakość – lecz prze – skok, od – skok do nowej jakości.”131 To co ma nas wyrzucić na wyższy poziom, to nie zewnętrzne autorytety ale wewnętrzna przemiana. To niesłychanie doniosłe, ponieważ związane jest z tym podniesienie tego, co jednostkowe, indywidualne i niepowtarzalne, nadajemy nowy wymiar każdemu aktowi ponieważ każdy akt posiada swój indywidualny, niepowielalny rys. Wydaje mi się, że tu właśnie możemy ujrzeć pewną analogię, a może nie tyle analogię, co zbieżność z tym co niejako

129

Tamże, s. 74/75. Tamże, s. 72 – 77. 131 Tamże, s. 114. 130

57


odsłania nam teoria dezintegracji pozytywnej. Dezintegracja jest tam aktem niesłychanie doniosłym. Procesem w wyniku którego człowiek odnajduje samego siebie. Każdy proces rozwoju i rozpad, który temu procesowi musi towarzyszyć jest aktem przemiany. To co ważne, to co wymaga podkreślenia, to to, że zarówno w filozofii wielkiego Duńczyka i nie bójmy się tego sformułowania w teorii wielkiego Polaka mamy do czynienia z wyraźnym podniesieniem kwestii jednostki i jej niezbywalnego prawa do własnego, autonomicznego wyboru. Wybór ten zaś dokonuje się na drodze przekształcenia starych jakości w nowe w wyniku niepowtarzalnego procesu odbywającego się pod pręgierzem bólu i cierpienia.132 Ryzyko jest koniecznym korelatem wiary. U Dąbrowskiego rozpad niższych czynności psychicznych i powstanie nowych dynamizmów rozwojowych łączy się również z ogromnym bólem i cierpieniem, który trudno sobie nawet wyobrazić ludziom, którzy nigdy nie zetknęli się z tym zjawiskiem, a tak naprawdę, nie tyle spotkali się z nim lecz go doświadczyli (tego procesu dezintegracyjnego). Sądzę, że immanentną własnością rozwoju jest niepewność. Bez korelatu niepewności rozwój nie mógłby istnieć. Stawałby się stagnacją. Pewność jest powiązana z brakiem rozwoju. Postępujemy naprzód w glorii ryzyka. U Duńczyka mamy do czynienia z radykalizacją dwubiegunowości. Istnieją wzajemnie wykluczające się przeciwieństwa, między którymi musimy dokonać wyboru. Choćby jeśli istnieje dobro absolutne, to z drugiej strony mamy absolutne zło, życie i śmierć, istnienie i egzystencję, czas i wieczność. Te przeciwieństwa u Kierkegaarda nie mają charakteru pośredniego. To znaczy, że nie istnieje pomiędzy nimi żaden stan, który moglibyśmy uznać za pośredni. One się wzajemnie wykluczają. Wybór pomiędzy nimi jest osobistą decyzją jednostki. W chwili w której nastaje wybór staje się egzystencja. „Wewnętrzny rozwój jednostki ma charakter egzystencjalny, co oznacza, że nie jest on ani zapośredniczony, ani zmediatyzowany; jest on więc zupełnie wolny, obiektywnie niezdeterminowany i nie determinujący nic obiektywnego, czyli subiektywny, będący wynikiem wyboru; jest to pozornie czysto subiektywny samorozwój podmiotu.”133 Skoro z wyborem nierozerwalnie jest splecione cierpienie, to życie ludzkie, przynajmniej człowieka rozwijającego się musi wypełniać pewne napięcie tak obecne u 132

Tamże, s. 113. „Skok bowiem, to nie kontynuowanie tego, co inni myśleli czy czynili, to nie przyjęcie (czyjegoś) rezultatu. Skok jest synonimem przerwania ciągłości, rozdzielenia, separacji, braku związku i oparcia, zerwania, wreszcie także totalnej negacji. Istota skoku polega na wydobyciu czegoś nowego z własnego wnętrza; dla podjęcia tej czynności trzeba zdobyć się na odwagę, na ryzyko, a więc trzeba też zrezygnować z pewności. To z kolei zmusza do samodzielnego tworzenia, do aktywności wyboru.” 133 Tamże, s. 117.

58


Kopenhaskiego filozofa. Niemożność dokonania syntezy, a tym samym niemożliwość jaką się staje osiągnięcie stanu spokoju, błogości już za życia. Człowiek rozwijający się zawiera pakt z cierpieniem i oddaje mu swoją część nie mogąc spocząć na laurach. Rozwój wewnętrzny, duchowy człowieka nie dokonuje się poprzez zmianę ilościową, musi dokonać się wewnętrzna przemiana – czyli zmiana jakościowa. Mamy alternatywę i nie pozostawiono nam drogi pośredniej. 134 Dzięki wprowadzeniu pojęcia skoku Kierkegaard zyskuje w swojej myśli egzystencjalne napięcie, tak konieczne w procesie rozwojowym człowieka. Poprzez wybór dokonujemy aktu wyrzeczenia się drugiej opcji, a więc czegoś, co jest z samej swej istoty czymś ryzykownym, nie pozostawia nam drogi bezpiecznego odwrotu na z góry upatrzone pozycje. Co do moralności, to podobnie jak w teorii dezintegracji pozytywnej osiąga ona rozmaite poziomy. Chodzi, o to, że tak jak u Dąbrowskiego coraz wyższy poziom skutkuje

przekształcaniem

prymitywnych

popędów,

przemienianiem

luźnych

niezobowiązujących związków w wyłączne więzi uczuciowe tak u Duńczyka mamy do czynienia z coraz większą świadomością samego siebie i dokonywanego wyboru. Tak na poziomie estety mamy do czynienia z bawieniem się czyimiś uczuciami z przeskakiwaniem z jednego kwiatka na drugi: „Pomagam połączyć się młodej parze; jestem kwita. Za każdą szczęśliwą parę pobieram jedną ofiarę; czynię dwoje szczęśliwych, a najwyżej jedną istotę nieszczęśliwą. Jestem uczciwy i słowny.”135 Na poziomie etyka mamy już do czynienia z życiem podług określonych zasad. Religijne stadium wyróżnia się irracjonalnym wyborem - jest oczywiście w nim obecne przeskoczenie od religijności typu A do B - najistotniejszy skok według filozofa Kopenhagi. U Dąbrowskiego podobnie jak u Duńczyka rozwój jest widoczny w skoku jakościowym (jakościowa dialektyka u Kierkegaarda), trzeba zwrócić też uwagę, że zaczątki przejścia na nowy poziom są niejako obecne w poprzednim starym (tu i tu). Jest to niejako środowisko psychiczne, od którego dokonuje się odbicie (Dąbrowski), zasadniczy „skok ku nowemu” (Kierkegaard). Widzimy tu, że Dąbrowski sporo zaczerpnął z filozofii duńskiego myśliciela. Jednak trzeba mu oddać, że czerpał z wielu źródeł. To on, a nie nikt inny rozwinął i

134

Tamże, s. 118. „Wybór cechuje alternatywa. Tak więc skok musi nie tyle znieść (w znaczeniu nadawanemu temu słowu w dialektyce Hegla), co odrzucić, przekreślić jedno z przeciwieństw.” 135 S. Kierkegaard, „Albo-albo”, t. I, dz. cyt., s. 432.

59


umiejscowił egzystencjalną myśl w rozwoju (wychowaniu) człowieka. Można powiedzieć, że Dąbrowski był geniuszem. Wziął to co najlepsze, najwybitniejsze z wielu wspaniałych myślicieli i dokonał transformacji ich myśli na nowy poziom. To co było mierne zmienił w dobre, to co było doskonałe przemienił w doskonalsze. Rozwinął i stworzył nowe pole do myślenia o człowieku w kontekście wychowania. Korzystając ze swej przeogromnej wiedzy stworzył nową, zasadniczą koncepcję, wizję człowieka, która powinna być fundamentalną na polu

współczesnej

myśli

pedagogicznej, psychologicznej i psychiatrycznej. Jednakże ze względu na wojnę, trudne czasy, behawiorystyczne lobby polskie, które było mu w dużej części negatywnie nastawione we własnej ojczyźnie nie uzyskał szczególnego rozgłosu ani uznania. Był to myśliciel rangi Freuda, Maslowa, Junga na polu nauki o człowieku. O pomstę woła fakt, iż jego teoria nie została wykorzystana w jego rodzimym kraju. Jego teoria nie jest nawet nauczana w ramach przedmiotu na żadnej wyższej uczelni. Najwyższym stadium u Kierkegaarda jest religijne. Ludzie żyją niby religijnością. Jest to

religijność

typu

A

polegająca

na

masowej,

skolektywizowanej,

zinstytucjonalizowanej wierze w Boga. Tak naprawdę „kościelna wiara” jest na poziomie stadium etycznego życia według jasno określonych zaleceń kościoła. Nie ma ona nic wspólnego z realną rzeczywistą wiarą, która wymaga ryzyka, dramatu. Prawdziwy rozwój w myśli Dąbrowskiego powiązany jest nierozerwalnie z wysiłkiem. U Kierkegaarda cierpienie, trwoga jest sprzężone z wiarą. Religia typu A jest przyjemnym sposobem na życie, a nie wiarą w realnym sensie.136 Prawdziwa wiara jest paradoksem, wyrzeczeniem. Tę irracjonalność można odczytywać również u Dąbrowskiego w sprzecznym z dotychczasowym ujęciem dezintegracji jako procesu pozytywnego. Tu też paradoks, nagła intensywna przemiana, osobisty wybór stanowią o postępie w indywidualnym rozwoju każdej jednostki. Przekształcanie własnej egzystencji przez irracjonalny akt wiary sprawia, że człowiek ma szansę na prawdziwą wiarę. Religijność typu A była u Kierkegaarda tylko drabiną ku religijności typu B. Absurd leży w centrum wiary: „Właśnie irracjonalność religijności B i jej sprzeczność z rozumowymi analizami zawiera w sobie to, co budujące, konstytutywne dla wiary.”137 Aby zbliżyć się do Boga trzeba odrzucić wszystko co ludzkie, a więc trzeba oprzeć się na paradoksie, na tym, co 136

K. Toeplitz, „Kierkegaard”, dz. cyt., s. 79. „Dlaczego jednak tę bierność, ten brak subiektywnego wysiłku nazywać chrześcijaństwem? – pyta Kierkegaard. Jest to estetyczno – etyczny galimatias, wyrażający się na przykład w masowej przynależności do jakiegoś Kościoła. W późniejszej terminologii egzystencjalnej, przejętej zresztą od Kierkegaarda, życie takie nazywa się „nieautentycznym”, „nieprawdziwym”, „nijakim”.” 137 Tamże, s. 80.

60


niezrozumiałe, na tym co boskie. Wiara nie jest stanem permanentnym jest ciągłym wyborem, ciągłym stawaniem się, które jest związane z nieustanną niepewnością. Tym co negatywne w każdym systemie jest odchodzenie od jednostki, skupienie na całości jako pewnego rodzaju konglomeracie ludzkim kierowanym odpowiednimi zasadami. Nihilistyczna ironia obnaża bezzasadną absolutność systemów i ukazuje poprzez negację ich zasad subiektywny wymiar życia jednostki, a więc jej egzystencjalny charakter.138 Ucieczka w świat subiektywny, introspekcja w głąb siebie jest dobra, bo prowadzi ku lepszemu stadium. Człowiek istnieje w procesie, zmienia się nieustannie. Egzystencja opiera się na tym co indywidualne i subiektywne. Istnienie jest czymś ciągle otwartym, a nie zamkniętym, logicznie spójnym systemem: „Jeśli nawet stworzy się zamknięty system logiczny, w którym jedno twierdzenie wynika z innych, z logiczną koniecznością, to dotyczy on właśnie tylko sfery zastygłej, tzn. logiki, ale nigdy zmieniającego się istnienia ludzkiego, gdzie panuje wolność i zmienność. „System odpowiada temu, co zakończone, a istnienie jest właśnie tego przeciwieństwem” – powiada Kierkegaard.”139 Jednostka musi wziąć na siebie ciężar wyboru. System zdejmuje z niej obowiązek stanięcia w obliczu dokonanego wyboru. System uniemożliwia więc rozwój i podążanie indywidualną drogą w stronę prawdziwego chrześcijaństwa. 140 Wybór, który leży u podstawy subiektywnego aktu wiary jest aktem irracjonalnym. Stąd istota różnicy między wiarą i rozumem leży w przeniesieniu wagi z jednego na drugie. Autor „Albo – albo” twierdzi, że wiara wymaga odrzucenia rozumu. Jednak, to co mnie interesuje w myśli duńskiego filozofa nie jest skądinąd w największym stopniu problematyką wiary, lecz kwestią tego jak operując pojęciami doprowadził on do przeniesienia ciężaru z kolektywu kościelnego na jednostkę, czyniąc egzystencję i wolę wyboru jednostki podstawą jej indywidualnego aktu wiary. Sprowadził on ciekawie pojętą wiarę do osobowego charakteru za pomocą egzystencjalnej redukcji człowiek ma się oczyścić ze społecznych doświadczeń i sam w sobie odnaleźć kontakt ze swoim stwórcą. Najciekawsze jest to przewartościowanie z ciała Chrystusa – jak nazywamy kościół jednak na postać pojedynczego człowieka.

138

Tamże, s. 92, 93. Tamże, s. 96. 140 Tamże, s. 97. 139

61


Te pejoratywne naznaczenie zbiorowości, te obrzydzenie spowodowane masowym wykwitem pseudochrześcijańskiej wiary jest charakterystycznym rysem tegoż filozofa. Jak zresztą pisze Toeplitz w swojej analizie badając rolę jaką w filozofii Duńczyka wywołał konflikt biblijnego Abrahama, kiedy to miał złożyć swego syna Izaaka w ofierze. Sam wtedy w istocie swej dokonywał irracjonalnego aktu wyboru płynącego z głębokiego przeświadczenia uzyskanego za pomocą wiary. Nie mógł mieć pewności, bo to oznaczałoby brak wiary, a Kierkegaard lubi tą grozę subiektywnego wyboru, tą niepewność, która dręczyła go przez całe życie już od czasu fanatycznego ojca. Sam Sokrates Kopenhagi mógłby tu być ciekawym obiektem analizy ze swoją cokolwiek psychonerwicową osobowością. Tak więc Abraham dokonuje immanentnie zawartego w wierze wyboru, który pociąga za sobą ryzyko i lęk – nieodłączne atrybuty wiary.141 Życie nie jest procesem stałym, lecz jednostka ciągle pozostaje w akcie stawania się i wyboru pomiędzy lojalnością w stosunku do „niepewnego” absolutu i materialnego społeczeństwa. Ciągłe wahanie się pomiędzy jednym a drugim, ciągłe ponawianie wyboru. Podejmowanie skrajnego ryzyka wiary jest motywem przewodnim, prawie, że fiksacyjnym filozofa Kopenhagi.142 Bardzo istotnym elementem w filozofii Duńczyka jest również wszechobecna w niej ironia. Garbaty filozof twierdzi, że negacja sama w sobie jest wartością – skoro traktuje ironię jako obnażającą jednostkowy charakter. Nihilizm, odarcie z systemowej otoczki powoduje skierowanie uwagi na osobę, powoduje próbę zgłębienia samego siebie. Jak zauważa Toeplitz: „Otóż ironia jest dobrem, gdyż powoduje próbę zgłębienia własnej osobowości, subiektywności zignorowanej przez wszystkie systemy, które abstrahując, abstrahowały właśnie od konkretnej jednostki ludzkiej.”143 Niepewność jest nieodłącznym korelatem wiary, możemy powiedzieć czym wiara nie jest. Jest to skrajny irracjonalizm godzący w dobro rozumu. Tak pojęta wiara jest czymś strasznym (w moim rozumieniu) ponieważ jest stanem ciągłej i permanentnej niepewności. Człowiek, który istnieje pod takim brzemieniem, żyje w ciągłym lęku, strachu, bojaźni i drżeniu.

141

Tamże, s. 82, 83. Tamże, s. 86, 87. 143 Tamże, s. 93. 142

62


Dlaczego filozofia Kierkegaarda jest tak ważna, ponieważ odziera człowieka z instytucjonalnego płaszcza pod którym pozostaje w ciągu całego swego bytowania. Człowiek jest w centrum, wola osoby jest najważniejsza, wybór stanowi o drodze, wybór ciągły i bezwzględny w swym lęku i trwodze. Chrześcijaństwo nie jest sprawą instytucji, jest wyborem dziejącym się we wnętrzu każdego człowieka. Rola jednostki jest u Kierkegaarda bardzo uwydatniona. To ona decyduje, to na niej spoczywa odpowiedzialność. Kościół jako taki jest instytucją, która rości sobie niczym nieuzasadnione prawo do „obiektywnego” stwierdzania co jest właściwe, a co nie. Jednakowoż wiara jest sprawą jednostki, a nie autorytetu instytucji. Człowiek jako istota jest aktorem w dramacie życia i głównej roli nie można mu odebrać. 144 Dalej dążenie do pewności, stałości jest zabobonem. Wiara wymaga ciągłego powtarzania, ciągłego dowodu: „Dążenie do czegoś pewnego, co ma ochronić przed dialektyką, nie jest związane z wiarą, lecz z zabobonem – pisze filozof.”145 Dąbrowski twierdzi w swoich pracach, że to co stałe, zintegrowane, pewne jest przeciwieństwem rozwoju. Tak więc - jak potem postaram się wykazać dokładniej w analizie jego dzieł - prawdziwy rozwój wiąże się z destrukcją starego. Zdezintegrować aby reintegrować. Piękne słowo jakie nasuwa mi się w kontekście tej myśli to transformacja. Stanislav Grof byłby tu doskonałym przykładem jednego z czołowych przedstawicieli rodzącej się tzw.: „czwartej siły” psychologii transpersonalnej. Niektóre aspekty myśli Dąbrowskiego są zbieżne z tym jakże ciekawym przecież nurtem, choćby podkreślanie roli kryzysów. W Polsce Grof nie cieszy się wśród środowisk naukowych zbytnim poważaniem – jednak ukazało się kilka jego wyśmienitych pozycji. Jest on uznanym naukowcem w Stanach Zjednoczonych – wywodzi się z Czech, opiera się na

144

Tamże, s. 103/104. „Nie można czegoś duchowego, skrajnie subiektywnego, wymagającego indywidualnego wysiłku i wyboru zastąpić czymś, co jest zhierarchizowane, obiektywne, sfunkcjonalizowane, masowe. „Byłoby też ogromną niesprawiedliwością, gdyby późniejsze pokolenia mogły w sposób obiektywny stać się chrześcijańskimi i bezpiecznie partycypować w tym, co pierwsze pokolenie musiało zdobywać z największym narażeniem życia, subiektywnym wysiłkiem i przez okres całego życia”. „Kto wyznaje obiektywne chrześcijaństwo i nic nadto, jest eo ipso poganinem, gdyż chrześcijaństwo jest sprawą ducha, subiektywności, tego, co wewnętrzne.” 145 Tamże, s. 104.

63


materiale empirycznie potwierdzonym. Moim skromnym zdaniem Grof jest wart uwagi i nadejdzie czas kiedy włączy się tą „czwartą siłę” w główny nurt nauki.146 Kategoria, stadium, poziom religijności i ta najwyższa jej oznaka czyli akt wiary jest więc pewnym zaprzeczeniem ładu i stabilności, tego zintegrowania. Oczywiście wymaga to dopracowania ale wydaje mi się już na podstawie lektury Toeplitza, że widać te korzenie dezintegracji pozytywnej czerpiące to co najlepsze z filozofii Kopenhaskiego uczonego i ulepszające jej często skrajnie negatywne wymiary. Ważne jest to, że Duńczyk odrzucił system dialektyki Hegla, który twierdził, że najważniejsze jest to co ogólne i, że zbliżamy się do tego „rdzenia” prawdy poprzez kolejne syntezy, aż do syntezy ostatecznej. Celem jego filozofii była mediacja. 147 U Kierkegaarda pojawia się natomiast dialektyka jakościowa w której wzajemne przeciwieństwa nie łączą się ze sobą w syntezę, zamiast tego mamy wzajemny antagonizm niemożliwy do połączenia. Odwrotnie do heglowskiego podkreślenia wagi całości, tego co ogólne jest podniesione do wagi decydującej to co jednostkowe, wyjątkowe. Kopenhaski myśliciel uznał w swojej filozofii prymat tego co przynależne pojedynczemu bytowi, temu oddał należność co indywidualne i subiektywne. Przechodzenie pomiędzy sprzecznościami w „systemie” Duńczyka opiera się nie na syntezie lecz na przeskoku z jednej skrajności w drugą, dzieje się to na zasadzie wyboru jednostki. Nie ma tego dążenia do ogólności. Poza tym te wybory dzieją się w egzystencji, ciągłym procesie, a nie w sferze teoretycznej. Życie jest swoistym egzaminem wiary.148 Ten jakościowy aspekt filozofii tegoż myśliciela jest bardzo istotny, ponieważ przeskok dokonuje się w akcie jednostkowym, subiektywnym, indywidualnym. 149 Tak jak w dezintegracji

pozytywnej

człowiek

w

146

wyniku

transformacji

„wydobywa”

,

Kilka ważniejszych książek tego autora ukazało się w Polsce, czytałem też książkę innego ważnego przedstawiciela tego nurtu Zob. Ken Wilber „Integralna teoria wszystkiego”, przeł. C. Urbański, Zysk i Ska, Poznań 2006. Co ciekawe można w jego pracy znaleźć trochę punktów wspólnych z myśleniem Dąbrowskiego. To pokazuje w moim mniemaniu jak niedaleko było teorii Dąbrowskiego do psychologii transpersonalnej. 147 Tamże, s. 111. „Wszystko, co jest przeniknięte dążnością do syntezy ostatecznej, jest rozumne i rzeczywiste – reszta, to nieistotne „rumowisko historii”, „ontologiczny pozór”, w którym zdarza się, że przeciwieństwa niszczą się wzajemnie totalnie albo zostają zupełnie zniszczone przez coś trzeciego. To właśnie jest świat ludzkiego doświadczenia, to świat dany jednostce bezpośrednio; ale nie on interesuje system Hegla, nie to stanowi rdzeń rozwoju; więcej nawet: wzajemne niszczenie się przeciwieństw, jak u Kierkegaarda (a nie zniesienie, tzn. częściowe ich zachowanie i przenikanie się ich) byłoby – według Hegla – zaprzeczeniem rozwoju.” 148 Tamże, s. 109, 110, 111, 112, 113. 149 Tamże, s. 113. „Skok bowiem, to nie kontynuowanie tego, co inni myśleli czy czynili, to nie przejęcie (czyjegoś) rezultatu. Skok jest synonimem przerwania ciągłości, rozdzielenia, separacji, braku związku i oparcia, zerwania, wreszcie także totalnej negacji. Istota skoku polega na wydobyciu czegoś nowego z własnego wnętrza; dla podjęcia tej czynności trzeba zdobyć się na odwagę, na ryzyko, a więc trzeba też zrezygnować z pewności. To z kolei zmusza do samodzielnego tworzenia, do aktywności, wyboru.”

64


„przekształca” siły wewnętrznego ośrodka dyspozycyjno – kierowniczego, aby rozwinąć i przekształcić to co stare w inną jakość. Człowiek rodzi się w ryzyku. Jakość jest

koniecznym

składnikiem

przemiany.

Ilość

nie

przechodzi

w

jakość.

Prawdopodobieństwo, mnożenie celów, teorii, nie zapewnia bezpieczeństwa. Przemiana nie zachodzi na drodze łatwej, konieczne jest ryzyko, nagły przeszywający ból, który uświadamia człowiekowi grozę istnienia, cierpienie, które wyzwala czynniki transformujące ażeby stać się nowym człowiekiem.150 Jeśli jest pewność, to nie ma ryzyka. Człowiek poprzez to, że wybiera dokonuje aktu przemiany. Bez ryzyka transformacja byłaby niemożliwa ponieważ określenie się jest konieczne aby doszło do postępu. Gromadzimy wiedzę, umiejętności, osiągamy stany zaspokojenia i pewności po to aby w pewnym momencie dokonać odbicia, przemiany za pomocą skoków jakościowych. Jak zauważa Toeplitz: „Punkty oparcia są potrzebne tylko po to, aby się od nich odbić, aby je zanegować, ale są one niezbędne. Z tego punktu widzenia życie ludzkie na przemian charakteryzują stany, w których dominuje gromadzenie coraz to nowych ilości (wiedzy, pewności i posiadania) oraz stany będące przerwaniem tej ciągłości – skoki jakościowe, których jest mniej, ale które są ważniejsze. (Kierkegaard odróżnia zresztą znaczenie różnych skoków, o czym powiemy niżej.)”151 W pojmowaniu „rozwoju” człowieka przez Kierkegaarda jest istotne to, że pojmuje on specyficznie w ogóle cel istnienia człowieka. Traktując życie jako pewien system stadiów, które następują po sobie, uważa, że wyzwolenie się z instytucjonalnego chrześcijaństwa – religii typu A do religii typu B czyli autentycznego chrześcijaństwa jest skokiem o największym znaczeniu. To, że specyficznie pojmuje on „ideał osobowości” (można to stwierdzić jedynie w dużym przybliżeniu) jako jednostkowy proces wybierania wiary, ciągłe ponawianie tego aktu. To jest tu mniej istotne niż sposób w jaki rozumie on te egzystencjalne skoki w których z nicości powstaje coś nowego. Ten swoisty kreacjonizm Duńczyka czyni to, że jego filozofia ma w sobie interesujące aspekty. Wiara jest ideałem do którego dąży chrześcijański człowiek (w rozumieniu Kierkegaarda). Egzystencja jest pierwotna, co czyni ją nieredukowalną. Skok jest 150 151

Tamże, s. 114, 115, 116. Tamże, s. 117.

65


rzuceniem się w nicość, z której wyłania się coś. W momencie wyboru istotna jest tylko decyzja, nie mamy żadnego oparcia w przeszłości. Stąd też bierze się lęk, irracjonalny strach przed tym co nieznane. 152 Te swoiste cierpiętnicze piętno nadane życiu jednostkowemu jest charakterystyczne dla duńskiego myśliciela. Wynika ono zapewne po części z fanatycznego środowiska rodzinnego, chorób psychicznym w nim obecnym oraz przynależności ojca do nurtu pietystycznego. Niewątpliwie też znaczenie miały tu deformacje fizyczne filozofa Kopenhagi. Pojmowanie „chwili” u Kierkegaarda, które to odwołuje się do przeskoku z religijności A do B jest bez wątpienia ważnym punktem filozofii duńskiego Sokratesa. Jest ona (ta „chwila”) pewnego rodzaju momentem w którym wieczność styka się z czasem. Coś pierwotnego wiecznego ingeruje w coś czasowego i to zetknięcie się ze sobą tej wieczności z tą teraźniejszością powoduje „chwilę”: „W chwili, w empirycznym czasie daje znać o sobie to, co samo nie jest czasowe. Ujawnia się to, co pierwotne i to w mgnieniu oka w postaci skoku, raptownie; struktura czasowa tego zdarzenia zawarta jest nie w chronologii, lecz w dyskretności, ma niejako skwantyfikowany charakter.”153 Chwila jest również traktowana jako to co wieczne, pełnia czasu. Wynika to z rozumienia przyszłości jako całości do której posiada pewne odniesienie wierność. Wieczność u Kierkegaarda ma więc też jakościowy charakter. „Chwila” to moment w którym wieczność daje o sobie znać w czasie. Jest to oczywiście powiązane z koncepcją wyboru duńskiego myśliciela itp.: „egzystencjalnie – i ten wątek jest dlań najważniejszy – przez chwilę rozumie punkt wyjścia ku wieczności, stan, którego wcześniej nie było; jest to powtarzająca się chwila w y b o r u, opowiedzenie się za wiecznością w czasie, bez oparcia się o to, co czasowe, co ma być charakterystyczne dla prawdziwego chrześcijaństwa.”154 Chodzi tu bodajże też o to, że w chwili utożsamiamy się z Chrystusem i poprzez to wtargnięcie wieczności dostajemy niezbędne „informacje” dla wiary.155

152

Tamże, s. 118, 119, 120. Tamże, s. 122. 154 Tamże, s. 125. 155 Tamże, s. 121 – 126. 153

66


Powtórzenie również odgrywa istotną rolę w filozofii Kierkegaarda przecież to poprzez ciągłe ponawianie aktu wiary następuje nasz rozwój, każdy inny stan byłby według niego stagnacją, a więc stanem inhibicji. Labilność istnienia postulowana przez Duńczyka jest w rzeczy samej irracjonalna, bo zbudowana przez dychotomię, bez podstawy. Ważne aby tu zauważyć, że to właśnie on nadał pojęciu „powtórzenia” takiego wymiaru i sensu egzystencjalnego. To ważne, iż Duńczyk sprzeciwia się nadaniu kategorii powtórzenia wymiaru obiektywnego, nadaje jej znaczenie egzystencjalnego, subiektywistycznego wyboru. Dzięki temu „powtórzenie” staje się czymś nowym, odmiennym. Jest to ponowienie odradzania się w akcie wiary. Odmienia to podejście do życia w ogóle i choć człowiek zmienia się poprzez to głównie w sferze duchowej, wewnętrznej, to powoduje to również zmiany zewnętrzne.

156

Tak więc są dwa rodzaje powtórzenia: zwykłe

spotykane w życiu codziennym i egzystencjalne. Prawdziwa miłość w rozumieniu Kierkegaarda jest uczuciem wyłącznym. Jej wartość znajduje się w „pierwiastku wieczności” który ją konstytuuje i uszlachetnia. Aby miłość była trwała wymaga odniesienia, potwierdzenia od wyższych sił niż prawa naturalne: „Kochający się są wewnętrznie przekonani, że ich stosunek wzajemny jest całością zamkniętą w sobie, która się nigdy nie zmieni. Ponieważ jednak przekonanie to posiada swoje uzasadnienie tylko w porządku przyrodniczym, więc to, co wieczne, opiera się na tym, co czasowe, przez co same się znosi. Ponieważ przekonanie to nie zostało sprawdzone i nie znalazło uzasadnienia wyższego rzędu, więc okazuje się złudzeniem i dlatego można je tak łatwo ośmieszyć.”157 Wieczność oparta na czasowości jest nietrwała ponieważ nie da się na porządku przyrodniczym zbudować wieczności. Tak więc poprzez to, że miłość ma w swoim założeniu trwałość uzyskujemy jej wartościowość. Tu myśl narzuca się mimowolnie do niezawartego

związku

małżeńskiego

Kierkegaarda

z

Reginą

Olsen.

Oprócz

niewątpliwej wartości literackiej jaka posiada ten twór literacko – filozoficzny czy też filozoficzno – literacki jakim jest „Albo – albo” wprowadza ono w meandry myśli Duńczyka i poprzez to staje się wartościowe dla zrozumienia jego filozofii, a tym samym zrozumienia tego, co Dąbrowski (wielbiciel Kierkegaarda) tak często 156 157

Tamże, s. 126 – 131. S. Kierkegaard, „Albo – albo”, przeł. K. Toeplitz, PWN, Warszawa 1976, t. II, s. 24.

67


odwołujący się do niego w swoich dziełach powziął z tej filozofii zaiste tragicznej ale przesiąkniętej wyrafinowanym duchem. W stadium estety jakby immanentnie leży przekonanie o czasowości życia, o jego zmienności. Dlatego rozkosz, zmysłowość, czucie staje się tu najwyższą wartością. Zmienność charakterystyczna dla tego etapu powoduje tak naprawdę ciągły relatywizm, ciągłą ucieczkę od życia w jego realnej odsłonie. Jest to stadium zaiste prymitywne, gdyż inteligencja służy tu tylko spełnianiu swych zachcianek i pragnień. Służy tak naprawdę jedynie rozkoszowaniu się uczuciem. Esteta bierze od innych, a sam nie chce nic dać w zamian. 158 To przypomina mi poziom integracji prymitywnej kiedy to inteligencja nawet najwyższa służy jedynie realizacji swoich popędów seksualnych, władzy itp. Tak samo esteta staje się niejako niewolnikiem swojego uczuciowego entuzjazmu, jest jak kielich, którego nie da się napełnić ponieważ za każdym razem poszukuje on od nowa kolejnego doznania. Miłość romantyczna w ujęciu Kierkegaarda też jest rodzajem miłości nietrwałej ponieważ nie da się zbudować wiecznego na fundamencie tego co czasowe.159 W rozumieniu Duńczyka najwyższym jest stadium religijne (dzieli się ono oczywiście jeszcze na religijność typu A i B). Miłość po wkroczeniu na te stadium również znajduje nowy wymiar, ponieważ zyskuje nieskończoność.160

158

Tamże, s. 28/29., „Gdyby używanie było w życiu sprawą najważniejszą, wówczas usiadłbym u Twoich stóp, by się uczyć, albowiem w tej dziedzinie jesteś mistrzem. Raz przeobrażasz się w starca, aby przez lejek wspomnień pomalutku wsączać w siebie przeżycia, innym razem w kwiecie młodości rozpalasz się nadzieją, raz rozkoszujesz się po męsku, innym razem rozkoszujesz się jak kobieta, raz używasz bezpośrednio, innym razem przyjemność sprawia Ci refleksja dotycząca rozkoszy, a jeszcze innym razem wstrzemięźliwość; raz oddajesz się rozkoszy, a Twe serce jest otwarte niczym miasto, które skapitulowało, refleksja zamilkła, a każdy obcy krok odbija się echem po wyludnionych ulicach, chociaż na straży zawsze pozostaje czata; innym razem zamykasz swe serce, chowasz się za nieprzystępnym i stromym szańcem. Tak sprawa wygląda i zobacz, jak egoistyczna zarazem jest Twoja rozkosz, albowiem nigdy nie oddajesz siebie, nie pozwalasz innym rozkoszować się sobą.” Brak stałości, oparcie w czasowości jest tym co powoduje upadek człowieka. Stałość zyskujemy dopiero wtedy gdy oprzemy się na pierwiastku wieczności, a więc na sprzeczności, paradoksie. 159 Tamże, s. 33., „Teraz wyjaśniło się, że romantyczna miłość jednak opiera się na iluzji, a jej wieczny charakter na tym, co przemijające, i że rycerz, mimo wewnętrznego przekonania o jej bezwarunkowej trwałości, nie jest tego zupełnie pewien, gdyż wszelkie pokusy i powaby miały charakter czysto zewnętrzny.” 160 Tamże, s. 36., „W tym, co religijne, miłość odnajduje tę nieskończoność, której nadaremnie szukała w refleksyjnej miłości. O ile jednak to, co religijne, jest z pewnością czymś wyższym w stosunku do wszystkiego, co ziemskie, to nie sprzeciwia się ono w żadnej mierze ekscentryzmowi bezpośredniej miłości, ale jest z nią koncentrycznie związane, pozwala tę jedność ustanowić tak, by związane z tym przykrości nie były nieodzowne, ponieważ pierwiastek religijny potrafi je uleczyć, chociaż rodzi głębokie cierpienia.”

68


W tych rozważaniach o miłości u filozofa Kopenhagi ciekawy jest fakt, że swą filozofię buduje czasami (w moim odczuciu) na wskroś autobiograficznie. Choćby kiedy pisze o tym, że kiedy pierwsza miłość jest nieudana, to mimo wszystko osoba, która to przeżyła może pozostać jej wierna. Wtedy poprzez tą wierność tej pierwszej miłości, mimo cierpienia to jest to piękne i wspaniałe. Bardziej wspaniałe jeśli pozostanie to uczucie w pamięci.

161

Po prostu w przytoczonym w przypisie fragmencie pięknie się

usprawiedliwia przed samym sobą ze swojego nieudanego, niesfinalizowanego związku z panną Reginą Olsen. Elementem konstytucyjnym miłości w rozumieniu Kierkegaarda jest wolność. Musi się ona opierać na wyborze człowieka inaczej nie jest nic warta, poprzez wybór zyskuje ona wartość. Jak sam autor „Albo – albo” pisze: „Stanowi ona jedność wolności i konieczności.”162 Bez wątpienia jest to podkreślanie autodeterminacji ludzkiego losu i wagi uczuć. Grzech podług Kierkegaarda nie jest zawarty w pierwszej miłości lecz w egoizmie z którym ona się łączy. Ponieważ problem ten sięga głębiej – refleksja połączona z miłością budzi egoizm. Istnienie nie wymaga refleksji (Kierkegaard). Człowiek musi odrzucić rozum aby przyjąć wiarę. Element wieczności przeciwstawia się ludzkiej logice, przez akt wyboru nabiera się jakości i tak samo pierwsza miłość ma jakość wtedy, gdy jest powiązana z pierwiastkiem wieczności w niej zawartym: „Grzech jako taki nie tkwi w pierwszej miłości, lecz w egoizmie z nią związanym. Element egoistyczny ujawnia się dopiero wtedy, gdy miłość nabiera refleksyjnego charakteru, co ją niszczy.”163 Poprzez właśnie ten wieczny element w połączeniu z religijnym aspektem małżeństwo również nabiera „wymiaru” wiecznego. 164 Uwydatnia ono nowe bogactwo przeżyć wewnętrznych i daje zespolenie na wyższym poziomie.165 Małżeństwo jest niewątpliwie pewnego rodzaju „szkołą charakteru” jak i również daje pewną stałość i wolność.166 W małżeństwie podług Duńczyka, (a trzeba wiedzieć, że

161

Tamże, s. 45, „Jeśli człowiekowi nie powiodło się w pierwszej miłości, jeśli poznał związane z tym cierpienie, a mimo to pozostał tej miłości wierny, zachował wiarę w swoja pierwszą miłość – jest to piękne i zdrowe; tym piękniejsze, jeśli niekiedy w ciągu lat ma ją świeżo w pamięci, a chociaż dusza jego posiada wystarczająco dużo zdrowych sił, by rozstać się z tego typu życiem – wspomnieniem, poświęcić się czemuś wznioślejszemu – jest to piękne, zwłaszcza jeśli z rozrzewnieniem wspomina coś, co pewnie nie stanowiło doskonałości, ale było tak cudowne.” 162 Tamże, s. 56/57. 163 Tamże, s. 71. 164 Tamże, s. 74., „Już w poprzednich rozważaniach zaznaczyłem, że iluzoryczna wieczność, tkwiąca w pierwszej miłości, czyni ją moralnie dobrą. Gdy więc zakochani teraz swoją miłość odnoszą do Boga, już sam ten fakt, a także zamiar dochowania wierności i przyjęty obowiązek podziękowania Bogu nadają ich miłości piętno wieczności, przez co wieczność ta nie opiera się na ciemnych mocach, lecz na wieczności samej.” 165 Tamże, s. 78.

69


problem małżeństwa był dla niego o tyle istotny o ile wiązał się z Reginą Olsen jego niedoszłą żoną) jest ważne aby dostrzec jego jedność mimo sprzeczności. Dzięki czemu jest ono piękniejsze nawet od pierwszej miłości. 167 Błąd pierwszej miłości polega zdaniem Kierkegaarda na jej zbyt abstrakcyjnym charakterze.168 Estetyczny strach przed powtórzeniem, które jest obecne w każdym poważnym systemie moralnym (prawo moralne bez powtórzenia nie może zaistnieć) jest podstawą ciągłego wahania, przeskakiwania w nowe upajające doznania aby zapomnieć o szarości zwyczajnego dnia.169 Kierkegaard jest niewątpliwie filozofem, który ma swoje dobre momenty. Jednak jest coś, co mnie od niego odrzuca. Mianowicie czyni to jego deprecjacja rozumu. Nigdy nie zrozumiem jak można zaprzeczyć pięknu rozumu to niewybaczalne. Może i czyni on wszelakie konstrukty zbudowane na wodzie ale za to jakie piękne, jakie misterne. Postawić wiarę nad rozum i odrzucić go przez irracjonalny wybór to szalbierstwo. Wspaniałość intelektu, ogrom ludzkich osiągnięć, które dzięki niemu poczyniono jest niepodważalne, zaprzeczenie rozumu jest w tej twórczości straszne. Zmuszony jestem choć przez chwilę wystąpić jako obrońca rozumu. Po pierwsze czyż wiara nie jest wyborem ludu, a filozofia wyborem mędrców? Karol Marks powiedział religia jest opium mas i może i miał rację w tym sensie, że religia jest potrzebna masom, a doświadczenie mistyczne i filozofia są narzędziem mędrców. To bodajże Klemens Aleksandryjski uznał wartość ścieżki mędrców. Jak więc można twierdzić, że poszukiwanie, ciekawość poznawcza ten największy dar człowieka jest złem? Dla mnie to jakiś absurd. Myśl Kierkegaarda broni się dla mnie tym, czym stoi w teorii Dąbrowskiego. Ten strach, lęk egzystencjalny, agonia psychiczna którą ukazuje to jest jej niezbywalna wartość. Resubiektywizacja jednostki ludzkiej tego Kierkegaardowi nie mogę odmówić. Powtórzenie, chwila, człowiek w procesie, ciekawe i pożyteczne to określenia i „budowle”. Wystąpiłem jako adwokat rozumu jednak i on musi się cofnąć przed tym o czym mówi teoria dezintegracji pozytywnej. Mianowicie nawet rozum musi się skłonić przed emocją.

166

Tamże, s. 86, 87. Tamże, s. 127/128. 168 Tamże, s. 129. „Oddałem pierwszej miłości wszystkie należne jej prawa i sądzę, że zrobiłem to lepiej od Ciebie, ale jej błąd polega na jej abstrakcyjnym charakterze.” 169 Tamże, s. 142. 167

70


Tak jak mocny fundament jest ostoją domostwa tak emocja stoi u podstaw rozumu. Im wyższy poziom rozwoju empatii i innych uczuć tym lepsze konstrukcje logiczne, rozumowe można na nich oprzeć. Tak więc można rzec i na tym uczuciu zbuduję swój rozum, na nim oprę swą konstrukcję i rozpocząć budowlę i jeśli to uczucie będzie szczere i nie prymitywne to i budowla wspaniała powstanie. Jeśli jednak uczucie jest mierne, prymitywne to i najwyższa inteligencja nic nie pomoże. Ponieważ to emocja uskrzydla rozum i kropka. Uczucie

rozumiem

jako

wyższy

poziom

rozwoju

emocji,

wysublimowany,

uspołeczniony i charakterystyczny dla człowieka. Jak sądzę od wieków wiedzieli to poeci. Tak więc nie wiara, nawet nie rozum, inteligencja bądź technologia, a emocja przeradzająca się później w uczucie czyni nas ludzkimi w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Bez emocji jesteśmy niczym, a na pewno nie jesteśmy ludźmi. Gdybym miał odpowiedzieć na pytanie zadawane pośrednio przez Kierkegaarda: w co wierzysz człowieku?, jaka jest twoja droga, twój wybór? Odpowiedziałbym: jedyna drogą którą mogę obrać i którą w co wierzę może obrać każdy człowiek i ludzkość to rozwój. Wierzę w rozwój Panie Kierkegaard i w nic innego. Ufam, że prawdziwy, realny, wewnętrzny rozwój zmienia ludzi na lepsze. Rozwój jest ogromnym zadaniem, które w sobie immanentnie każdy zawiera i z którego wyprowadza się inne dążenia. Poprzez ciągle ponawiany akt rozwoju jednostka uświadamia sobie znaczenie i sens swojej egzystencji. Odnajduje coraz wyższy poziom wartości. Podąża drogą często trudną i niepewną podczas której ciągle dokonuje ponownego aktu wyboru rozwoju. Dzięki temu dociera tam skąd może nie tylko zając się własnym rozwojem ale i pomocą, wspieraniem w rozwoju innych jednostek i ludzkości. I ta ścieżka zawiera trudy i bojaźnie o których mówił Duńczyk ale uwalnia nas od tragicznego przeświadczenia o własnej bezwartościowości. Wydaje mi się, że droga rozwoju jest jedyną godną i słuszną zarówno dla pojedynczej jednostki jak i dla ludzkości oraz nawet kosmosu. Szerzej jeśli mam wykroczyć poza krąg wąskiego rozumowania opartego na przesłankach dogmatycznych to użyłbym tu raczej sformułowania: ufam doświadczeniu rozwoju tak jak Paweł (wtedy jeszcze Szaweł) poprzez doświadczenie przeżył wewnętrzną przemianę, tak też sformułowanie, słowo wiara do mnie nie przemawia. Ja w coś wierzę oznacza to pośrednio stwierdzam swoje prawo do bycia ponad tobą. Tak naprawdę powinno się ufać doświadczeniu, a nie wierzyć. Transformacja opiera się na 71


doświadczeniu, religia ma sens w życiu człowieka o tyle, o ile prowadzi go w stronę wewnętrznej przemiany, transformacji w lepszą istotę, żyjącą pełniejszą egzystencją aniżeli przed jej nastąpieniem. Doświadczenie opiera się na przeżywaniu, a wiara opiera się na przeświadczeniu. Z jednej strony mamy przeżycie w wyniku którego coś zaczyna do nas docierać, zachodzi transformacja w naszym wnętrzu. Jeśli chodzi o przeświadczenie to nie zawiera ono w sobie elementu transformacyjnego polega jedynie na zatwardziałości własnych przekonań. Z tego powodu kiedy słyszę, jak ludzie stwierdzają w stylu: no ale ja w to wierzę – jest to jakiś absurd, obłęd, taka postawa donikąd nie prowadzi. Lepszy od takich jednostek jest najbardziej zatwardziały grzesznik, który tak jak Szaweł na zasadzie doświadczenia wewnętrznej przemiany uwewnętrznił w sobie pewne wartości. Tak więc jedynie w doświadczeniu (moim zdaniem) dochodzi do uwewnętrznienia, zinternalizowania pewnych wartości w sobie. Transformacja jest drogą rozwoju. Wiara jest stanem stagnacji. Ten cały estetyzm obecny w myśli Kierkegaarda i jego swoista pogarda dla niego. Jest jakby zaprzeczeniem części jego osobowości, częściowym wyparciem się samego siebie. Jak twierdzi Lew Szestow wszystkie filozofie biorące swój początek w starożytności, dalekim wschodzie biorą za pewnik przekonanie o ograniczoności tego co powstaje. Wszystko

to co jest w końcu przemija. Tak jak i my sami. Nasze

powstanie zakłada już nieuchronnie nasz koniec. Jesteśmy skazani na rozpad, upadek w niebyt. Szestow odwołuje się w swoim dziele pt.: „Kierkegaard i filozofia egzystencjalna” do myśli starożytnego filozofa greckiego Anaksymandra. 170 Opisywał go zresztą także Bertrand Russel w swoich znakomitych Dziejach zachodniej filozofii. Ta idea konieczności która tak zaabsorbowała Lwa Szestowa właściwie Lwa Isaakowicza Szwarcmana i o której tak dokładnie i długo z godną podziwu nieustępliwością pisze w swojej wcześniej wymienionej książce. Owa idea jest według niego fałszywym przekonaniem jak wyjdzie później. Wracając do Russela w ładny sposób opisał on właśnie to przekonanie o „konieczności” będące jednym z wielu ważnych punktów, „idei” które chce obalić Szestow. Tak więc „konieczność” w rozumieniu greckim była to swoista idea sprawiedliwości, tego, że wszystko co istnieje trwa w pewnym stanie specyficznej równowagi, która 170

L. Szestow, „Kierkegaard i filozofia egzystencjalna”, przeł. J. A. Prokopski, Wydawnictwo ANTYK, Kęty 2003, s. 24.

72


wymaga również naszego jej podporządkowania oraz nawet Bogów, którzy nie są nad nią władni lecz jej podlegli. 171 Te wieczne prawo jest nieprzezwyciężone i wszyscy musimy się mu podporządkować. Słowem wszyscy zmierzamy do kresu. Jest to zdaniem Szestowa punkt widzenia jaki przyjmujemy od tysięcy lat. Przekonanie, które jest podług niego błędne – jak to się później wyjaśni. Jest to przemożna moc (ta konieczność) której nie jesteśmy się w stanie po dziś dzień przeciwstawić, moc nicości z której bierze się początek i koniec. Jak zauważa Szestow: „Odkryte przez intelekt prawo nieuchronnej destrukcji wszystkiego, co powstało lub zostało stworzone, wydaje się być prawem wiecznie dziedziczonym przez samo istnienie. Wiedzieli o tym greccy filozofowie oraz mędrcy hinduscy, a my, którzy jesteśmy oddzieleni od nich tysiącami lat, nie jesteśmy zdolni do oderwania się od siły tej najbardziej oczywistej z prawd, tak jak ci, którzy ją pierwsi odkryli i nam przekazali.”172 Księga Genesis mówi o tym, że to co zostało stworzone na początku przez stwórcę było dobre i doskonałe, było zaprawdę czymś pięknym. Skądże więc w tym pięknym i doskonałym świecie pojawiło się zło. Ta księga przeczy więc temu co dla greckich filozofów i dla nas samych po dziś dzień jest świętością, przeczy intelektowi. Jak Szestow pisze dalej zło powstało w chwili w której człowiek zakosztował owocu z drzewa wiedzy, uległ wężowi. Pierwotnie w świecie stworzonym przez Boga nie istniało zło ani grzech. Kiedy jednak człowiek posiadł wiedzę zrozumiał, że istnieje na świecie zło. Zostało więc ono stworzone. Początkiem grzechu była więc wiedza, a następstwem tego jest zło. Powstaje tutaj dylemat: czyżby boska moc nie była nieskończona? Skoro świat i byt są niedoskonałe może istnieje jakaś siła ponad boską potęgą. Hegel jak pisze Szestow miał rację w tym, że wywodził wszystkie filozofie od owocu poznania:

171

B. Russell, „Dzieje zachodniej …, dz. cyt., s. 48., „Idea sprawiedliwości, zarówno kosmicznej jak i ludzkiej, odgrywała w greckiej religii i filozofii rolę, którą niełatwo zrozumieć człowiekowi współczesnemu; w istocie „słowo” sprawiedliwość nie oddaje dobrze tego, o co tu idzie, trudno jednak znaleźć lepsze. Jak się zdaje, Anaksymander pragnie wyrazić następującą myśl: ogień, ziemia i woda powinny istnieć w pewnych proporcjach, lecz każdy z żywiołów (pojmowany jako bóg) nieustająco stara się powiększyć swe królestwo. Istnieje pewnego rodzaju konieczność czy też prawo natury, które stale przywraca równowagę; na przykład tam, gdzie był ogień, pojawia się popiół, który jest ziemią. Ta koncepcja sprawiedliwości polegającej na nieprzekraczaniu ustalonych na wieki granic stanowiła jedno z najgłębszych przeświadczeń w myśli Greków. Bogowie podlegali sprawiedliwości na równi z ludźmi, lecz ta najwyższa moc sama nie była osobą, nie była więc najwyższym Bogiem.” 172 L. Szestow, „Kierkegaard i filozofia …”, s. 26.

73


„I tu muszę podkreślić, że historycznie Hegel ma rację. Owoc z drzewa poznania dobra i zła naprawdę stał się początkiem filozofii i wszelkiej myśli, która się pojawiła. Filozofowie – zarówno ci pogańscy, którym obce jest Pismo Święte, jak i wyznawcy judaizmu i chrześcijaństwa, którzy uważają Pismo za książkę napisaną w boskim natchnieniu – wszyscy pragnęli wiedzy i nie chcieli zrezygnować z zakazanego owocu. Na początku trzeciego wieku, grecka filozofia stanowiła dla Klemensa z Aleksandrii drugi Stary Testament.”173 Jednak jak dalej się wyjaśni Hegel nie miał racji twierdząc, iż wąż zrobił przysługę człowiekowi otwierając mu oczy. W swej doprawdy prześwietnej analizie Kierkegaarda, moim zdaniem najlepszej na jaką natrafiłem, Szestow przeciwstawia się Heglowi wraz z Duńskim myślicielem. Dla Hegla ludzkie istoty są niczym pionki w maszynerii myślącego ducha. To czy giniemy?, czy żyjemy? Jest dla filozofii ducha bez dużego znaczenia. Wszystko przemija i nic nie jest w stanie przeciwstawić się tej naturze rzeczy. Musimy wznieść się ponad te nieistotne rzeczy, ponad te drobiazgi i spojrzeć z góry na to co śmiertelne i przemijające. Usadowić się w duchu. To co istnieje jest takie jakie jest i takie być musi: „Wszystko to, co jest prawdziwe jest racjonalne: innymi słowy, nie może być inaczej niż jest i musi być tak, jak jest. Każdy, kto tego nie rozumie nie jest filozofem i nie posiadł wiedzy na tyle, żeby zbadać to, co tkwi w istocie rzeczy. Ponadto, nie może się on uważać za człowieka prawdziwie religijnego (według Hegla).”174 Człowiek musi przyjmować wydarzenia takimi jakie są, musi zrozumieć naturę przemijania. Filozofia jest u niego (Hegla) ponad religią, która jedynie posiada wyobrażenia, myślący duch poznaje wszystko w sposób daleko bardziej doskonały. „Heglowska „filozofia wiary” traktuje Pismo z lekceważeniem i akceptuje w Biblii tylko to, co może być uzasadnione przez racjonalną świadomość. Hegel nie odczuwał braku „objawionej” prawdy; mówiąc dokładniej, nie akceptował jej lub raczej uważał za objawioną prawdę tę, którą objawił przed nim jego własny umysł.”175

173

Tamże, s. 27. Tamże, s. 29. 175 Tamże, s.30. Abstrahując od tego, że nie jestem wielbicielem Hegla i uważam go za człowieka zapożyczającego idee od takich osób jak Jakob Böhme, Zob. Jakob Böhme, „Sześć punktów teozoficznych”, przeł. Ś. F. Nowicki, PWN, Warszawa 2013. To stwierdzenie, że Biblia jest tylko jedną z 174

74


Hegel i jego filozofia wiary (według Szestowa) nie traktują Pisma Świętego z należytym szacunkiem, ale je lekceważą. Wyniósł on to co poznaje jego umysł jako to co objawione, tym samym zniszczył, zdeprawował to co ukryte i to co objawione.176 Prawda biblijna staje się w tym rozumieniu zwyczajną prawdą, gdyż tak naprawdę wszystkie prawdy są objawione. Prawda biblijna uzyskuje potwierdzenie myślącego poprzez jego myślący rozum. Tym samym możemy odrzucać z Pisma to co chcemy, a resztę interpretować na swój własny sposób. Stwierdzenia te są dla Szestowa oburzające. 177 Uważa on w duchu Kierkegaarda, że tak to ujmę, że jest czymś strasznym, że wszystko zostaje sprowadzone do wiedzy, nie podoba mu się podkreślanie godności ludzkiej i tego, że Bóg staje się Człowiekiem, a Człowiek staje się Bogiem.178 Szestow w swoim dziele przywołuje nawet jedyne odwołanie Hegla do Mistrza Eckharta, które mówi o tym, że bez człowieka Bóg nie istnieje. 179 Autor książki „Kierkegaard i filozofia egzystencjalna” dalej krytykuje tak samo jak i Kierkegaard krytykował wiedzę jako nie to co stanowi o sile człowieka i jego równości Bogu, ale to co należy odrzucić jako ciężar, który uniemożliwia nam kontakt z Bogiem. Wiara w

wielu równoważnych prawd do którego odnosi się Szestow jest dla mnie oczywiste. Z tego powodu nie zgadzam się zarówno z Heglem i jego duchem, Kierkegaardem i jego odrzuceniem rozumu, Szestowem i jego argumentacją. Pierwszy z wyżej wymienionych nie jest dla mnie ciekawy nawet pod względem intelektualnym. Dwaj ostatni zaś są interesujący, szczególnie Szestow. Uważam, że jakiekolwiek dogmatyczne ustanawianie prawdy będącej ponad wszystkimi i wszystkim jest błędne. Ludzie, którzy uważają innych za heretyków i pogan, chcą ich nawracać, straszą piekłem i tym podobnym niestety nie zrozumieli elementarnych zasad intelektualnego, moralnego i religijnego życia w którym nie chodzi o ustanowienie przemocą swoich zasad nad innymi ale raczej o pewnego rodzaju harmonijną postawę. Przecież te osoby w ogóle się nie rozwijają, nie rozumieją, o co chodzi w religii. Mogę tylko rzec za Feyerabendem „nic świętego” i tą zasadę uznać za ogólnie obowiązującą, ale nie w sensie absolutnym. Z pewnością jednak nie można w jakimkolwiek stopniu sprzyjać jednostkom, które z religii czynią dogmatyczny folwark zwierzęcy. To co jest zatrważające we współczesnym świecie to rosnące znaczenie religijnych fanatycznych ruchów, nie mających żadnych aspiracji intelektualnych i nie uznającym zasad społecznych, które z wiary uczyniły usprawiedliwienie swojej ludobójczej działalności i stagnacji w rozwoju wewnętrznym. Dla mnie ci ludzie są przykładem na poparcie tezy anarchizmu epistemologicznego, że dogmatyczne ujmowanie rzeczywistości prowadzi do wynaturzeń społecznych i zahamowania postępu naukowego. Czyli sprzyjając ograniczaniu możliwych punktów widzenia powodujemy stopniowe spłycenie kultury i nauki. Próba stworzenia państwa islamskiego unaocznia nam do czego prowadzi religia, i tzw. wiara kiedy stery przejmują dogmatyczni fanatycy. Widać na przywołanym przykładzie dlaczego rosnąca emancypacja kobiet i wyzwolone podejście do cielesności i seksualności w Europie jest czymś niezwykle pozytywnym. Możemy też zobaczyć do jakich potworności prowadzi zaprzeczenie pewnym podstawowym wolnościom ludzkim przez autorytarnych hipokrytów. 176 Tamże, s. 30. 177 Tamże, s. 29, 30, 31. 178 Sam nie widzę nic złego w godności ludzkiej ani w fakcie przebóstwienia. Wszyscy ci ludzie co narzekają na wiedzę i dążą do wiary są z reguły hipokrytami i faryzeuszami, którzy korzystają z dobrodziejstw cywilizacji przebudzonej wiekami oświecenia, jednocześnie nie okazując ani krztyny wdzięczności. To zwykli niewdzięcznicy chcący mówić innym jak mają żyć ponieważ sami nie mają na to pomysłu. 179 Tamże, s. 31.

75


rozumieniu Hegla wypływa z wiedzy z czym Szestow nie może się zgodzić ponieważ sama wiedza jest dla niego czymś odrażającym.180 Filozofia Heglowska czyni wiarę pachołkiem rozumu. Według Szestowa zarówno Kierkegaard jak i Dostojewski toczyli walkę z tym samym przeciwnikiem – czyli heglowską filozofią. Filozofia jest dla niego sitem, które wyławia z systemów religijnych „ wieczną ideę”. Rozum jest dla niego arbitrem, który ze zbioru religijnych mitów wybiera to co prawdziwe, a odrzuca to co fałszywe. Religia i rozum u niego uzupełniają się więc nawzajem, oczywiście z prymatem tego ostatniego.181 Religia staje się tym samym w jego ujęciu jednym ze sposobów odkrywania wiedzy. Kierkegaard sprzeciwił się właśnie temu dążeniu, tej deifikacji wiedzy, temu wyolbrzymieniu rozumu.182 Najpierw czynił to delikatnie, uważał, że wiara jego teraźniejszych czasów jest rozcieńczoną wersją w porównaniu z wiarą pierwszych chrześcijan. Jednak kiedy biskup Mynster tego nie przyznał Kierkegaard pod koniec swojego życia, po śmierci duchowego opiekuna swej rodziny zradykalizował swe poglądy. Tylko wiara polegająca na odrzuceniu rozumu jest wiarą prawdziwą. Tylko poprzez odrzucenie stadium estetycznego, potem etycznego, religijności typu A, przejście do religijności typu B – do irracjonalnego aktu wiary możemy stać się prawdziwymi chrześcijanami. Ten religijny spektakl dzisiejszych (dla niego) czasów był jedynie ponurym żartem, a kościół organizacją zbierającą profity choć nie dającą nic ludziom oprócz złudzenia wiary. Gdy umarł Mynster, Duńczyk nie czuł się zobligowany do dalszego patrzenia przez palce na teraźniejszy chrystianizm. Za czasów Mynstera domagał się on jedynie oświadczenia z jego ust, że nowożytne chrześcijaństwo jest zmodyfikowaną, rozcieńczoną wersją prawdziwego. Jednak Mynster nie uczynił tego:

180

Tamże, s. 32., „Nigdy nie przyszło Heglowi do głowy, że w tym leży ten straszny i fatalny Upadek Człowieka; że „wiedza” nie stawia człowieka na równi z Bogiem, lecz oddziela go od Boga, wtrącając go w szpony śmierci i ślepą uliczkę „prawdy”. „Cuda” Pisma Świętego (np. wszechmoc Boga) były, jak sobie przypominamy, nieustannie odrzucane przez Hegla, ponieważ jak wyjaśnia on w innym passusie: „Nie możemy wymagać od ludzi, żeby uwierzyli w rzeczy, w które nie mogą uwierzyć, nie posiadając odpowiedniej wiedzy: taka wiara jest wiarą w istotę, która jest skończona i przypadkowa, to znaczy, która nie jest prawdziwa: ponieważ prawdziwa wiara nie ma przypadkowej istoty”. Zgodnie z tym, „cud jest pogwałceniem naturalnego porządku zjawisk, i dlatego jest pogwałceniem ducha”. 181 Tamże, s. 32., „Wyśmiewa się on z biblijnych opowieści – wszystkie odnoszą się do „historii”, opowiadając o „skończoności”, z której człowiek pragnący żyć w duchu i prawdzie musi się otrząsnąć. Nazywa to „pojednaniem” religii i rozumu; w ten sposób religia jest uzasadniana przez filozofię, która odnajduje „niezbędną prawdę” w różnorodności religijnych systemów i w tej niezbędnej prawdzie odkrywa „wieczną ideę”. Nie ma wątpliwości, że rozum jest w pełni usatysfakcjonowany.” 182 Tyle, że sam zrobił to samo z wiarą, określił się przez prostą negację i przegrał z kretesem swoje życie. To tylko moja osobista opinia. Jednak kiedy się czyta jego dzieła to nie wygląda na szczęśliwego człowieka.

76


„W dziełach tych Kierkegaard prowadził walkę z Kościołem jedynie w sposób pośredni. Miał nadzieję, że będzie w stanie przekonać lidera duńskiego Kościoła, Biskupa Mynstera – który był pastorem ojca Kierkegaarda i wobec którego, ze względu na pamięć swego ojca, Kierkegaard odnosił się z szacunkiem, którego czcił i nie chciał atakować – aby ten przyznał, że współczesne chrześcijaństwo jest rozcieńczoną wersją chrześcijaństwa nowotestamentowego na potrzeby życia w świecie. Mynster zachował milczenie.”183 Niezadowolenie ze współczesnej religijnej sytuacji narastało. Przecież w swoich pismach filozof z Kopenhagi odnosił się z dużym lekceważeniem do rozumu, uważał wręcz, że rozum wykluczał wiarę i resubiektywizował ludzką jednostkę. Rozpoczął więc frontalny atak podczas gdy przedtem można było określić jego stanowisko jako w miarę umiarkowane, a w każdym razie nie radykalne. Po śmierci Mynstera i wyborze jego następcy Martensena, kiedy ten również nie chciał potwierdzić jego opinii o chrześcijańskim wypaczeniu i dostosowaniu się do realiów współczesności w Duńczyku coś pękło. „Gdy Biskup Mynster zmarł (30 stycznia 1854 roku), a jego następca Martensen wychwalał zmarłego, nazywając go świadkiem prawdy, w Kierkegaardzie dokonała się zmiana. Kierkegaarda nie ograniczał już szacunek wobec Mynstera, z drugiej strony Martensen nie chciał przyznać, że chrześcijaństwo dostosowując się do świeckiego świata, uległo wypaczeniu (Kierkegaard na próżno wierzył, że usłyszy te słowa z ust Martensena). Kierkegaard zradykalizował swoje stanowisko: tylko chrześcijaństwo nowotestamentowe, bez jakichkolwiek uproszczeń i kompromisów, może nazwać się prawdziwym.”184 Jak widać nastąpiła w tamtym momencie radykalizacja stanowiska. Duńczyk stwierdził, że religijność typu A nie ma nic wspólnego z prawdziwym, realnym chrześcijaństwem i rozpoczął w serii pamfletów atak w którym najpierw zaatakował Martensena, a potem już całe chrześcijaństwo. Atak przeprowadzał z konsekwencją twierdząc, że prawdziwy chrystianizm ulotnił się z Kościoła i już w nim nie istnieje. Atakował Kościół z pozycji prawdziwego

chrystianizmu

nowotestamentowe.

było

jakim

dla

niego

chrześcijaństwo

185

183

K. Jaspers, „Kierkegaard”, przeł. D. Kolasa, T. Kupś, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2013, s. 66/67. 184 Tamże, s. 67. 185 Tamże, s. 66, 67.

77


To ważne z mojego punktu widzenia, to szaleństwo, ta rozpacz na której buduje siłę swojej filozofii Kierkegaard. Kiedy niczym jastrząb spada na Kościół, kiedy podkreśla grozę i lęk, poczucie tragizmu istnienia. Chodzi mi o to, że z punktu widzenia TDP i mojego należy wydobyć z filozofii Kierkegaarda to co w niej jest pozytywne i konstruktywne. To, że podłożem aktu wiary, a więc w pewnym sensie aktu transformacyjnego jest dla niego rozpacz, lęk egzystencjalny jest czymś bardzo ciekawym z punktu widzenia teorii Dąbrowskiego. Niezwykle interesującym z mojej perspektywy, a więc z nastawienia rozwojowego, spojrzenia dezintegracji pozytywnej jest to w jaki sposób formowały się jego poglądy i jego można by rzec wirtuozerskie i zarazem szaleńcze rzuty geniuszu. Kierkegaard dostrzegł u Hegla to co przerażające dla niego czyli odrzucenie rzeczywistości. Etyczne poddanie się niezniszczalnym, obiektywnym prawom, których nie można zmienić. Poprzez wzniesienie się na wyżyny ducha mamy odejść od nic nie znaczącej rzeczywistości. Dla filozofa Kopenhagi stało się to w pewnym momencie nie do przyjęcia. Zamiast wiary we wszechmocnego Boga na której jednostka ludzka mogłaby się oprzeć oferował on niejako w zgodzie ze starożytnymi Grekami (a szczególnie swoim guru Arystotelesem) poddanie się wszechpotężnym prawom. Najbardziej jednak wstrząsającym jest fakt, że to poddanie przedstawia się jako akt najwyższego rozwoju. To wstrząsnęło Duńczykiem, odszedł on od Hegla do Hioba i dalej podążał w stronę Abrahama, w stronę tego co irracjonalne i niepowtarzalne. Poszedł (Kierkegaard) za Abrahamem, a nawet nie za Sokratesem, którego uwielbiał i któremu poświęcił przecież swoją dysertację. Odszedł od tych którzy wiedzą na rzecz tych którzy wierzą. Uczynił dialektykę jakości, sprzeczności nie do pogodzenia: „Rozpoznał w eritis scientes biblijnego węża: wezwanie do zamiany nieustraszonej wiary w wolnego i żyjącego Stworzyciela na poddanie się nieugiętym prawdom, które sprawują władzę nad wszystkim bez wyjątku, lecz niczym się nie różnią. Przeszedł on od wielkiego uczonego i poważanego myśliciela, którego osiągnięcia były wychwalane przez wszystkich, do „prywatnego myśliciela” – Hioba z Biblii; nie tylko przeszedł, lecz wręcz wbiegł tak, jakby od tego zależało jego zbawienie. Od Hioba przeszedł do Abrahama, a nie do Arystotelesa, mistrza tych, którzy wiedzą, lecz do człowieka zwanego w Piśmie Świętym ojcem wiary.”186

186

L. Szestow, „Kierkegaard i filozofia …”, dz. cyt., s. 33.

78


Sokrates był również osobą która uznała autorytet wiedzy, mimo, że nie zgadzam się z tym co mówi Szestow o nim, to to przedstawię. Wydaje mi się bowiem, że jest to sprawa nieobojętna dla całokształtu tego co widzimy. Dla mnie osobiście moralność egzystencjalna będzie zawsze ponad moralnością normatywną i w pewnym aspekcie Sokrates prezentował tą pierwszą moralność wypływająca z życia, a nie z ogólnych praw. Jednak jak już Szestow pisze nawet Sokrates przegrywa porównanie z Abrahamem. Dzieje się tak ponieważ dla Sokratesa było jasne, że ani człowiek, ani Bóg nie są ostateczną instancją ale są nimi wieczne prawa, które sprawują władzę nad wszystkim. Tak więc możliwe jest tylko to co te wieczne prawa zakładają, musi się im podporządkować zarówno Bóg jak i człowiek. „kolejną prawdą, której nie odkrył [Hegel – D. Ch.] w Piśmie Świętym, choć jest tam ona powtarzana często i uporczywie, jest to, że dla Boga wszystko jest możliwe, a człowiekowi obiecano nawet władzę nad wszystkim na świecie: „(…) gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy (…) nic niemożliwego dla was nie będzie”. Lecz filozofia ducha nie słyszy tych słów i nie chce ich usłyszeć. Przeszkadzają jej; jak pamiętamy, dla niej cud jest pogwałceniem ducha. Lecz wówczas źródłem wszystkich „cudów” jest wiara, co więcej wiara tak zuchwała, że nie oczekuje żadnego uzasadnienia ze strony rozumu czy świata; wiara, która w zamian wzywa wszystko na świecie przed swój trybunał. Wiara jest ponad wiedzą.”187 Jednak brakuje mi tu pewnego aspektu rozumienia Sokratesa, choćby jego wewnętrznego głosu – daimoniona. Poza tym przekonanie, że człowiek „prawdziwie” mądry będzie czynić dobrze można wybronić. Jeśli uznamy, że moralność wypływa z egzystencji, a nie z normatywnych praw. Jeśli akt transformacyjny, nowy poziom w życiu człowieka zakłada pewną wewnętrzną przemianę, to i jego czyn zacznie ciążyć w stronę dobra. Ponieważ człowiek, który przeżył wewnętrzną przemianę będzie czynił dobrze, choć jego czyny mogą być niepojęte, niezrozumiałe dla innych ludzi. Będą one wynikać z wyższego poziomu percypowania rzeczywistości. Jeśli zaś mamy psychopatę, to chyba dalej nie trzeba tłumaczyć, iż domyślnie zakładam tu, że nie jest on człowiekiem prawdziwie mądrym, ponieważ w świetle TDP jest on ograniczony, upośledzony uczuciowo – nie posiada inteligencji emocjonalnej. Wracając do tematu Szestow uważa oczywiście jak i Kierkegaard, że dla Boga wszystko jest możliwe. Wiara jest sądem ostatecznym, jest energią cudów, jest potężną siłą. To co pewne i 187

Tamże, s. 33.

79


jasne jawi się dla filozofii zachodniej jako to co piękne. Jednak to co widzimy wcale nie musi być takie jak my postrzegamy. Umysł pożąda pewności, logicznego rozwiązania. Jednak jeśli prawda została zapisana w Piśmie, to gdzie znajduje swoje stanowisko rozum jest nie do zaakceptowania. Dlatego, że to wola staje się siłą przewodnią, akt kreacji świata, akt nieograniczonej, potężnej mocy Stwórcy. Brak pewności, zrozumienie tego, iż wszystko jest możliwe napełnia człowieka strachem. Ucieka on w zgubną dla niego konieczność. Biegnie ku studni pełnej zatrutej wody przez jego kusiciela.188Szestow i Kierkegaard w tym pędzie ku wiedzy widzieli zgubę człowieka. Ciekawym jednak, że budując swą myśl korzystali oni z wiedzy którą dosłownie pożerali. Ta pogarda dla ludzkiej wiedzy, a jednocześnie skrajna nią fascynacja. To ich gubi ponieważ sami sobie przeczą, poświęcali przecież większość swego życia na czynności intelektualne, które potem wykpiwali. Jawi mi się to jako kolejny absurd ich twórczości. Kierkegaard dokładnie przestudiował myśl starożytnych, filozofię Hegla poznał dogłębnie. Jednak w pewnym momencie coś go tknęło, zobaczył, iż początek prawdziwej filozofii nie leży w zadziwieniu, lecz w rozpaczy. Dlatego podążył on śladami Hioba i Abrahama ponieważ dostrzegł iż źródło z którego pije filozofia poważana i poważna jest zatrute. Zażądał potęgi wiary, tym samym sprzeciwił się starym fundamentom. Jednak niestety był skazany na upadek, gdyż myśl swoją zbudował na negacji i uczynił ją aktem zaiście autodestrukcyjnym. Tu leży jego klęska ale i stąd bierze się nim fascynacja. Pochodzi ona z tego mianowicie, iż pokazał on, na swoim przykładzie, abstrahując nieco od jego filozofii i patrząc na życie, że można dokonać aktu transformacji swego wnętrza. Można przeanalizować samego siebie i wyzwolić tkwiące w sobie pokłady sił twórczych. Słowem zrealizować swój potencjał. I to jest ten punkt pozytywny, który jak mi się zdaje dostrzegł w nim Dąbrowski. To jest ta spoista moc tkwiąca immanentnie w jego myśli. To właśnie pociąga w nim ludzi ta przemiana, te przeobrażenie swego wnętrza, swej choroby, która niejako stała się filozofią. Wykształcił on w sobie tak silny czynnik trzeci, że podporządkował całe swoje życie wraz z ostatnim tchnieniem wyrażeniu swego potencjału. Jest to piękne. W grozie znajdujemy rozpacz. To co dla 188

Tamże, s. 34., „Umysł entuzjastycznie walczy o wskazanie człowiekowi siły konieczności, i nie tylko jest niezadowolony wolnym aktem stworzenia opisanym w Piśmie, lecz także jest tym zirytowany, zaniepokojony i przestraszony. Woli raczej kierować się ku sile konieczności, która jest wieczną, uniwersalną i nieugiętą zasadą, niż wierzyć w swojego Stwórcę. Tak samo, więc jak nasz przodek, uwiedziony i oszukany słowami kusiciela, tak samo jak my oraz wszyscy reprezentanci ludzkiej myśli. Arystoteles dwadzieścia wieków temu, Spinoza, Kant i Hegel w czasach współczesnych, mieli nieodpartą chęć kierowania się i wszystkich innych ludzi ku sile tego, co nieuchronne. I nawet nie podejrzewali, że będzie to przyczyną największego Upadku; w gnosis nie widzieli zguby, lecz zbawienie duszy.”

80


filozofa Kopenhagi jest wspaniałe w Hiobie to siła jego pragnienia, jego dążenia do wolności. Za wszelką cenę woła i krzyczy, pomstuje, wierzy i otrzymuje. Siła rozpaczy jest potężna rodzi ona świadomość u człowieka. Absurd zawiera rozwiązanie tylko, że to rozwiązanie jest niedostępne dla ludzkiego umysłu. Filozofia egzystencjalna w rozumieniu wielkiego Duńczyka wierzy w człowieka i wierzy w to, że posiada on wolę zdolną do podjęcia walki, walki z której z bożą pomocą może wyjść zwycięsko. Bez zaangażowania subiektywnej woli jednostki nie ma zwycięstwa. Obiektywność nie załatwia sprawy jest tylko marnym i fałszywym pocieszeniem. Jest imitacją chleba, którą się daje głodnemu człowiekowi aby się nasycił. Żądanie Hioba, głos sprzeciwu, irracjonalna wiara, to droga

która obiera kierkegaardowska filozofia. Sprzeciw i

odrzucenie rozumu. Walka Dawida z Goliatem, którą człowiek wygra ponieważ ma po swej stronie wszechmocnego Boga.189 Etyka według Kierkegaarda i Szestowa nie załatwia sprawy. Wyrzeczenie się wszystkiego, fałszywa stoicka obojętność w której człowieka ma znaleźć iluzoryczne pocieszenie to dopiero jest nędzna mistyfikacja. Abraham był posłuszny ale wierzył do końca, że Bóg jest w stanie dokonać niemożliwego i wiara zwróciła mu syna. Wierząc człowiek zyskuje wieczność. Wiara wszystko zwraca ponieważ dla Boga wszystko jest możliwe. W tym sensie dla Kierkegaarda droga do wiary była obarczona niemożliwościami, które okazywały się tylko złudzeniami w obliczu potęgi Boga i jego miłości. Cierpienie, lęk egzystencjalny, rozpacz i trwoga stawały się koniecznym i nic nieznaczącym bagażem w obliczu wieczności, który wola człowieka musi spopielić i rozrzucić na boki. Dlatego w Abrahamie widział wielki Duńczyk obrońcę wiary. 190 Kierkegaard starał się żyć w zgodzie ze swoim prawdziwym chrześcijaństwem dlatego odczuwał niepomierny ból, który był dla niego igraszką w obliczu wieczności. Drogą którą podążał nie mógł zdążać nikt inny. W jego rozumieniu była to jedynie godna i słuszna droga. Prawdziwie męczeńskie życie, w ciągłym marazmie, grozie i lęku, w ciągłym ponownie powtarzanym uświadamianiu sobie swojej miłości i podłości. Wreszcie ciągłym wyrzeczeniu się osobistego szczęścia w czasowym świecie, które jest nic nieznaczącym. Ponieważ jedynie w tym koszmarze mogło się narodzić (według 189

Tamże, s. 36., „Dla Kierkegaarda i jego filozofii, która w przeciwieństwie do teoretycznej czy spekulatywnej filozofii nazywa się filozofią egzystencjalną, to znaczy filozofią, która daje człowiekowi nie „zrozumienie”, lecz życie („sprawiedliwi z wiary żyć będą”), lament Hioba wydaje się czymś więcej niż zwykłym lamentem (tj. nic nie znaczącym, niepotrzebnym i męczącym płaczem). Dla niego ten pełen rozpaczy krzyk odkrywa nowy wymiar prawdy; dostrzega w nim skuteczna siłę; siłę, która tak jak trąby u bram Jerycha, musi rozkruszyć mury fortecy. Jest to zasadniczy motyw filozofii egzystencjalnej. Kierkegaard wie tak samo jak pozostali, że filozofia spekulatywna uważa filozofię egzystencjalną za absurd. Lecz to go nie powstrzymuje; a wręcz przeciwnie inspiruje. Widzi on w „obiektywności” filozofii spekulatywnej jej główną wadę.” 190 Tamże, s. 36/37.

81


niego oczywiście) chrześcijańskie ziarno prawdy. Rozum spętał człowieka, założył mu swe żelazne kajdany i dusi go całymi stuleciami. Rozum jest sługą konieczności, utwierdza on człowieka w niezmiennym przekonaniu o nieuniknioności swego końca. Oparcie się na absurdzie czyli na wierze jest jedyną siłą zdolną zrzucić kajdany pętające człowieka i nawrócić go od tego pędu wiedzy, pędu do samozniszczenia. Jest to dla człowieka koszmarem i Kierkegaard to wie ale twierdzi on, że ten koszmar, ta tragedia jest konieczna aby człowiek stał się wolny. Co więcej uważa on jakoby jedynie prawdziwym właścicielem tego co posiada może człowiek się stać przez wiarę, która oznacza wyrzeczenie się tego. Widać tutaj dlaczego jego filozofia jest nazywana pełną sprzeczności, a on tą jej podstawową sprzeczność uczynił siłą poprzez twierdzenie, że wiara jest przeciwstawna rozumowi. Bez wiary jesteśmy straceni i skazani na konieczność. „Lecz tylko taka wiara – wiara, która nie szuka i nie znajduje żadnego rozumowego uzasadnienia, jest według Kierkegaarda, wiarą Pisma Świętego. Wiara daje także człowiekowi nadzieję przezwyciężenia tej konieczności, która pojawiła się na świecie i przejęła kontrolę nad nim poprzez rozum.”191 Wieczne prawa nie są niestworzone lecz wynikają z ludzkiej zdrady, ludzkiego grzechu. Doświadczenie jest denerwujące dla ludzkiego umysłu ponieważ nie jest jednoznaczne, normatywne, a więc w rzeczy samej prawdziwe. Wiedza, która rodzi się z przymusu musi zostać odrzucona, a można to osiągnąć jedynie za pośrednictwem wiary. Oferując tajemniczą moc, wiedza związywała człowieka. Dla Duńczyka przeciwieństwem grzechu nie jest cnota. Jest to bowiem widzenie etyczne problemu. Jeśli bowiem czynimy cnotliwie to znaczy to, że czynimy zgodnie z wiecznymi prawami które są zarówno ponad nami jak i Bogami. Dlatego przeciwieństwo grzechu stanowi wolność. Pierwotna, niewinna wolność w której to człowiek znajduje ukojenie. Jednak aby zaistniała wolność konieczna jest wiara. Grzech jest więc zarówno przeciwieństwem wiary jak i wolności. Tylko wiara może oderwać człowieka od mocy niezbywalnych praw i wskazać mu drogę wyzwolenia i odkupienia zarazem. Tylko ona budzi w nas moc potrzebną do walki. „Wiara i tylko wiara uwalnia człowieka od grzechu; wiara i tylko wiara może oderwać człowieka od siły zbywalnych prawd, które kontrolują jego świadomość od czasu, kiedy 191

Tamże, s. 37.

82


spróbował owocu z zakazanego drzewa. I tylko wiara daje człowiekowi odwagę i siłę, aby spojrzeć w oczy śmierci i szaleństwu, i nie kłaniać się bezradnie przed nimi.”192 Skąd się wzięło podporządkowanie człowieka, skłonienie głowy pod dyktando rozumu?, otóż wzięło się ono z nicości. Gdy człowiek w stanie niewinności był wolny został skuszony przez węża, który wskazał mu nicość. To ona wzbudziła w człowieku lęk przed Bogiem. Wszechmoc Boga przeraziła więc człowieka i przyjął on fałszywą ofertę, zjadł owoc z drzewa wiedzy, schronił się przed Bogiem w iluzji wiecznych praw w której pozostaje po dziś dzień. Wiedza spętała człowieka i to ona jest zaczątkiem grzechu. Dostrzegał to jak pisze Szestow zarówno Dostojewski i Kierkegaard. 193 Człowiek sam siebie ograniczył i uczynił się grzesznym musi więc on odrzucić rozum aby ponownie stać się wyzwolonym. Dlatego jednostka musi przeciwstawić się grozie i lękowi, a siłę, która może jej to zapewnić powinna odnaleźć w wierze która prowadzi ku wolności: „Nicość, którą kusiciel wskazał naszemu przodkowi pobudziła jego strach przed nieograniczoną wolą Stwórcy; skierował się on więc ku wiedzy, ku wiecznym prawom, aby uchronić się przed Bogiem. I trwa to do czasów współczesnych: obawiamy się Boga, a zbawienie widzimy w wiedzy, w gnosis.”194 Kryjemy w sobie przeświadczenie o tym, że zło również powstało, a skoro tak to Bóg nie był wszechmocny, nieograniczony itd. To przeświadczenie rodzi w nas lekceważenie w stosunku do praw wiary i tego co nam oferuje. Wieczne prawa były ponad Nim musiał się przed nimi pokłonić. Widzimy więc, że każdy jest równy w obliczu kosmicznej machiny. Tym samym przeciwstawiamy się temu co nie mieści się w naszym pojmowaniu rzeczywistości – czyli w ogólnych zasadach których moc jest przemożna. „Jesteśmy przekonani, że brak skrywa się w samym Istnieniu, brak, którego nie może pokonać nawet Stwórca. Zdanie „to jest dobre”, którym Bóg podsumowywał każdy dzień stworzenia, jest dowodem na to, że nawet Stwórca nie zgłębił natury istnienia. Hegel poradziłby Mu, aby spróbował owocu z zakazanego drzewa, tak aby posiadł

192

Tamże, s. 37/38. Tamże, s. 40. 194 Tamże, s. 40, 41. 193

83


wiedzę i zrozumiał, że Jego natura, tak samo jak natura człowieka, jest ograniczona wiecznymi prawami i nie może nic zmienić we wszechświecie.”195 Człowiek obawiając się Boga zapragnął mu być równym (w rozumieniu Szestowa analizującego filozofa Kopenhagi) dlatego posłuchał rady kuszącego go węża będącego personifikacją nicości i tego co mu ta oferta dała czyli podporządkowanie zarówno jego jak i Stwórcy wiecznym i niestworzonym prawom którym podlegają w takim samym stopniu: „Pierwszy człowiek obawiał się nieskończonej woli Stwórcy, dostrzegał w niej „samowolność”, która go przerażała, tak więc szukał obrony przed Bogiem w wiedzy, która, jak mu zasugerował kusiciel, uczyni go równym Bogu, tj. uczyni zarówno człowieka, jak i Boga zależnymi od wiecznych prawd poprzez odkrycie jedności boskiej natury z ludzką.”196 W związku z tym Kierkegaard (podług Szestowa) podejmuje szaleńczą wyzwoleńczą walkę o wolność człowieka, o stanie się tego co niemożliwe w obliczu wiecznych praw, bo w obliczu Boga jak wierzy, a raczej stara się wierzyć Kierkegaard wszystko jest możliwe. Następuje więc szaleńcza i absurdalna walka o wyzwolenie, której apogeum jest atak na Kościół i chrześcijaństwo. Poprzez wiarę ten irracjonalny w rzeczy samej wybór możemy bowiem stać się znowu wolni. Wiara nie jest równa (w tym rozumieniu tematu który przedstawiam) wiedzy, ponieważ jest ona w innym wymiarze niedostępnym tej pierwszej. Przebija ona ustalone ściany rozumu, aby poprowadzić nas ścieżką ku Bogu, który jest wszystkimi możliwościami i dla którego wszechmocy nie ma granic. Widzimy w świetle tego jak szaleńcze wyzwanie postawił sobie Kopenhaski filozof. Mianowicie zainicjował szaleńczy akt powstańczy, który co wewnętrznie czuł jest niewątpliwie skazany na niepowodzenie.197 Ciekawy jest to akt, przynajmniej dla mnie o tyle o ile przedstawia szaleńczy koncept intelektualny. Próbę transformacji swej osobowości na wyższy poziom w TDP. Pozostawał on w tej swoistej udręce i wewnętrznym konflikcie przez całe życie i kto wie gdyby dalej żył do czego by doszło. 195

Tamże, s. 41. Tamże, s. 41. 197 Tamże, s.41., „Wiara stanowi o nowym wymiarze myśli, nieznanym i obcym filozofii spekulatywnej, który otwiera drogę ku Stwórcy wszystkich ziemskich rzeczy, do źródła wszelkiej możliwości, do Tego, który nie zna granic pomiędzy tym, co możliwe, a tym co niemożliwe. Niezmiernie trudno zastosować ją w praktyce, a cóż dopiero ją pojąć. Jakob Böhme powiedział, że kiedy Bóg zabrał od niego swą dłoń, on sam nie zrozumiał tego, co napisał. Sądzę, że Kierkegaard i Dostojewski mogliby powtórzyć te słowa za Böhmem.” 196

84


W Kierkegaardzie budziła obrzydzenie posada profesora akademickiego. Podejrzewał, zresztą skądinąd słusznie, że profesorzy uczynią z jego myśli swój materiał wykładu. 198 Kierkegaard podobnie jak Sokrates uważa za godne potępienia pobieranie opłat za naukę (choć sam nie miał problemów z życiem ze spadku ojca) i gardzi ludźmi którzy się tym parają. Jednak jest to chyba jego kolejna fobia. Zresztą Karl Jaspers sam zauważa, że taka negacja do niczego nie prowadzi ponieważ nie jest to jedynie służba mająca przystosować człowieka do świata zewnętrznego. Jest to też miejsce w którym realizuje się egzystencja jednostki, czego przykładami przywołanymi przez niego są Kant, Max Weber i Nietzsche. „Jednak nie ma powodów, by tak po prostu negować akademickie powołanie. Stoi przed nim zadanie polegające nie tylko na służbie tradycji przygotowującej kogoś do cywilizowanego życia. W powołaniu tym może również realizować się egzystencja, co można dostrzec na przykładzie Kanta czy Maxa Webera. Również Nietzsche był profesorem [filologii klasycznej D. Ch.].”199 Należy pamiętać, że Duńczyk nie uważał się za twórcę kolejnego systemu, sam podkreślał, że jego twórczość jest próbą pomocy, próbą znalezienia rozwiązania, ale były to poszukiwania, a nie pewniki. Jednostka w jego rozumieniu zawsze była samodzielnym, podmiotowym bytem, który dążył do własnej indywidualnej wiary. W związku z tym naszą jest sprawą w jaki sposób percypujemy i odczytujemy jego filozofię oraz co z niej weźmiemy. To my czerpiemy i to my w swojej podmiotowości decydujemy.200 Kierkegaard mówi o swojej myśli jako o twórczości która ma jedynie naprowadzić nas na drogę ku uczciwości wobec nas samych. Zwie swą myśl (która jest zresztą asystemowa) filozofią egzystencjalną. Jednak nie daje nam definicji tej filozofii: „Kierkegaard nazwał swoją filozofię egzystencjalną – słowo, które samo w sobie niewiele nam mówi. I chociaż Kierkegaard często go używa, to jednak nie on dał nam to, co można by nazwać definicją filozofii egzystencjalnej.”201 198

K. Jaspers, „Kierkegaard”, dz. cyt., s. 18. Tamże, s. 19/20. 200 Tamże, s. 20., „Za pomocą swych dzieł Kierkegaard pragnął pomóc „jednostce”. Ale nie mógł z góry określić, jakiej pomocy jednostka potrzebuje. W zgodzie z jego własną intencją możemy utrzymać niezależność jednostki. Do końca twierdził, że pragnie tylko zwracać uwagę. Ale skutki, które jego twórczość przyniesie dla „przebudzonej” jednostki, sposób, w jaki będzie ona osądzać i obchodzić się z myślą Kierkegaarda, jest już sprawą tej jednostki (nawet jeśli będzie to „profesor”), a nie Kierkegaarda. Oznacza to, że wszelkie interpretacje Kierkegaarda są niezamierzonym objawieniem.” 201 Tamże, s. 44. 199

85


Zastanawiający jest fakt, że Kierkegaard pisał większość swych dzieł pod pseudonimami. Służyło to komunikacji pośredniej, wrócimy do tego później. W jego rozumieniu rycerz wiary jest tym, który podążać musi samotnie wobec wszelkich przeciwności losu cierpienie traktując jak oręż radosny. Każdy byt jednostkowy jedynie poprzez siebie i własny akt wyboru musi podążać do „logiki wiary” od „logiki rozumu”. Chodzi mi o to, że człowiek wiary jest osobą oderwaną od powszechności, od ogółu, kroczącą w lęku i grozie. Jednak przyjemnie jest zauważyć, że nawet ten „stary wyjadacz” przejął tak wiele od starożytnych – a szczególnie od Sokratesa. Wszystkie jego pisma są zaiste napisane w duchu sokratejskim, mają nas bowiem doprowadzić samych do odkrycia absurdu wiary. Jest to metoda prawie, że analogiczna do metody majeutycznej u Sokratesa – czyli sztuki narodzenia prawdy w nas samych, którą uprawiał Sokrates, pojmował on swoje zadanie analogicznie do położniczego. To co Kierkegaard przejął od Sokratesa to dezawuowanie tego co tradycyjne. Sokrates również sprowadzał wszystko do jednostki i jej samowiedzy. Jednostka w jego przekonaniu sama osądza zło i dobro i nikt jej w tym zastąpić nie może. Dyskredytował on (Sokrates) również nauki sofistów. Jednak poza tym, że ukazywał niewiedzę tych, którzy twierdzili, że wszelaką wiedzę posiedli nie czynił niczego konstruktywnego. Jego myślenie polegało na odkrywaniu prawdy niejako w samym sobie ale oprócz tego nie tworzył nowego schematu, alternatywnego systemu poglądów. „Sokrates dezawuuje zastane przekonania tradycyjne, jako tylko przejęte od innych, nieautentyczne, nie mające oparcia w indywidualnej samowiedzy, która jest – wedle niego – jedynym sędzią dobrego i złego, i dezawuuje również przeciwstawiający się tradycji konwencjonalizm i relatywizm sofistów, ale sam pozytywnego rozwiązania nie ma.”202 To samo czyni Kierkegaard. Występuje on przeciwko tradycji kościoła i chrześcijaństwa sokratejskiego

instytucjonalnego, postulatu

ale

uczciwości.

nie Dla

tworzy Duńczyka

niczego Sokrates

nowego był

oprócz rycerzem

nieskończonej rezygnacji. Potrafił odrzucić wszystko, żyć podług swych zasad, postępować jak pewnego rodzaju asceta, pozostawać zawsze w stanie wewnętrznego osamotnienia. Uczynił więc wysiłek rezygnacji, oddzielenia się od tego co doczesne. Pozostawał w swojej oazie bólu przez całe życie. Wykonał pierwszy wysiłek prowadzący do wiary. Jednak nie był w stanie dokonać drugiego rodzaju wysiłku, nie 202

I. Krońska, „Sokrates”, Wiedza Powszechna, Warszawa 1964, s. 84.

86


mógł skoczyć w stronę absurdu – osiągnął wiele ale nie najwięcej. Jego dusza osiągnęła wyżyny niedostępne dla większości ludzi kiedy wychylił kielich „cykuty” (dla niego cykuta była rezygnacją). „Nie jest tchórzem, nie lęka się dopuścić, aby miłość przeniknęła jego najtajniejsze, najgłębsze myśli, oplotła wszystkie fibry jego świadomości – a jeżeli miłość jego okaże się nieszczęśliwa, nie będzie mógł nigdy wyrwać się z jej szponów. Odczuwa błogą rozkosz, kiedy miłość drga w każdym jego nerwie, a przecież dusza jego jest wzniosła jak dusza tego, który wychylił puchar cykuty i czuje, jak trucizna przenika każdą kroplę jego krwi, chwila ta bowiem jest i życiem i śmiercią.”203 Mowa tutaj o rycerzu nieskończonej rezygnacji. W przemyśleniach Sokratesa również było obecne założenie, że lepiej samemu odczuć zło niż wyrządzić je drugiej osobie. Twierdzenie, że człowiek posiadający prawdziwą wiedzę uczyni dobrze jest jednak pewną nauką która przekazuje określoną postawę wobec rzeczywistości. To co ważne, to to, że również tak jak jego kopenhaski następca sprowadzał wiedzę, decyzję, prawdę do jednostki i jej osądu, a więc w pewnym sensie subiektywizował jednostkę ludzką. W filozofii Duńczyka przetrwał częściowo ten aspekt sokratejski. Tylko, że Sokrates uważał również, że istnieje prawda obiektywna, która jest niejako wyjawiana za pomocą naszej samowiedzy.204 Tak więc ateński mędrzec, najmędrszy człowiek na świecie również ugiął kark przed prawdą obiektywną, która raz odkryta jest ważna dla każdego ponieważ wypływa z odwiecznych praw. Tak jak rycerz wiary u Kierkegaarda nie pomaga nikomu w sposób celowy, nie okazuje współczucia, które jest obrazą dla godności innej osoby ludzkiej lecz samemu wybiera drogę doskonalenia swojej duszy, drogę którą każdy musi przebyć sam o własnych siłach. Tak i Sokrates doskonali siebie poprzez własne wybory opierając się na samym sobie. Pokazuje jednostce możliwe wybory, ale nie może dokonać wyboru za nią, zrzucić z niej ciężaru odpowiedzialności.

203

S. Kierkegaard, „Bojaźń i drżenie. Choroba na śmierć”, przeł. J. Iwaszkiewicz, PWN, Łódz 1972, s. 41. 204 I. Krońska, „Sokrates”, dz. cyt., s. 85/86., „Prawda, której szuka, która ma się ostać wobec jedynego sędziego – indywidualnej samowiedzy, nie ma być prawdą tylko dla tej samowiedzy, lecz prawdą obiektywną, ważną dla każdego, w każdym miejscu i w każdym czasie. Raz osiągnięta nie będzie już potrzebowała obrony; ma mieć tę najwyższą pewność, o której powie Spinoza, że „jak światło ujawnia samo siebie i ciemność, tak prawda jest probierzem samej siebie i fałszu”.”

87


„W konkretnych sytuacjach konfliktowych może powiedzieć, jakie postępowanie jest lepsze, a jakie gorsze, ale i to może powiedzieć tylko jednostce, indywidualnemu człowiekowi. Lepiej jest wobec niebezpieczeństwa być nieulękłym niż tchórzem, lepiej jest krzywd doznawać niż krzywdy wyrządzać – ale lepiej dla kogo? Dla państwa? Dla społeczeństwa? Dla świata? Nie, lepiej dla indywidualnego człowieka, który chce być usprawiedliwiony i czysty wobec swego sumienia, czyli swojej samowiedzy, w języku Sokratesa: lepiej dla duszy.”205 Wiara rodzi się w rozpaczy i jako taka nie jest łatwa i przyjemna. Irracjonalny krzyk Hioba leży u podstaw wiary. Krzyk którego siła jest miażdżąca dla tego co racjonalne, dla odwiecznych prawd. Tam gdzie u Sokratesa stoją odwieczne, obiektywne prawdy nie do przekroczenia, tam u Kierkegaarda czai się możliwość wiary wynikająca ze wszechmocy Boga. Dlatego właśnie Sokrates u Duńczyka nie mógł osiągnąć wiary, jednak doszedł i tak niezwykle daleko ponieważ dokonał aktu nieskończoności i rezygnacji. Był więc pewnego rodzaju protoplastą (przynajmniej dla myśliciela z Kopenhagi). Jednak brakowało mu Boga jako punktu odniesienia, jego łaski, która umożliwiłaby mu wysiłek wiary. Samo to i podobieństwa do życia chrystusowego czynią Sokratesa bardziej świętym (dla Kierkegaarda) niż całe ówczesne mu chrześcijaństwo. Sokrates bowiem był wierny temu postulatowi, uczynił to wszystko co było dla niego możliwe i poprzez to jest wielki na wieki. „Jeżeli wiara jest tylko tym, za co podaje ją filozofia, to Sokrates poszedłby daleko, bardzo daleko tą drogą, a przecież jest inaczej, nigdy do wiary nie doszedł. Biorąc pod uwagę intelektualną stronę faktu, podjął wysiłek nieskończoności. Jego niewiedza jest właśnie nieskończoną rezygnacją. To zadanie samo w sobie wystarczy na ludzkie siły, chociaż w naszych czasach gardzi się nim; ale dopiero kiedy się dokona tego wysiłku, kiedy jednostka wyczerpie się w nieskończoności, dochodzi ona do punktu, w którym może się narodzić wiara.”206 Co przejął Duńczyk od Sokratesa? Niewątpliwie aspekt negatywny jego myśli, ciągły niepokój, stawianie problemów tam gdzie inni ich nie widzieli – to Kierkegaard czynił akurat dosłownie. Wielki Grek był postacią o ciekawym charakterze, przetrwał w pismach Platona i Diogenesa Laertiosa, Ksenofonta, sam nie napisał niczego. Wiele 205 206

Tamże, s. 87. S. Kierkegaard, „Bojaźń i drżenie. Choroba …”, dz. cyt., s. 74.

88


zależy od tego jaki aspekt jego filozofii chcemy najbardziej wydobyć ale niewątpliwie był on filozofem w dużym stopniu chrześcijańskim. Dla Kierkegaarda był filozofem skłaniającym do nowych pytań i ciągłego poszukiwania odpowiedzi, myślicielem skrywającym głęboką warstwę wątpliwości i niepokoju.207 Niewątpliwie

dla

wielu

myślicieli

Sokrates

był

filozofem

i

myślicielem

chrześcijańskim. Takim pierwszym greckim apostołem poprzedzającym Chrystusa. Nic dziwnego więc, że obraz Sokratesa dla ludzi świadomych treści platońskich obecnych immanentnie w chrześcijaństwie jest obrazem protoplasty Chrystusa, człowieka który jeszcze przed nastaniem religii Jezusowej był wiernym w głównym zarysie jego nauce. „Stosunek chrześcijaństwa do Sokratesa nie jest jednoznaczny. Platonizujący ojcowie Kościoła głoszą kult mędrca ateńskiego, dopatrując się analogii między nim a Chrystusem: brak przekazu pisemnego wykładanej nauki, przywiązanie uczniów, a niezrozumienie i prześladowanie ze strony większości rodaków, świadomość niedoskonałości wiedzy ludzkiej i powoływanie się na głos boski, poczucie indywidualnej misji zleconej przez Boga, dobrowolna śmierć w obronie głoszonej przez siebie nauki.”208 Niewątpliwie niechęć Sokratesa do pisania, przekaz ustny, uczniowie podążający za nim, wierność swoim ideałom. To wszystko świadczy na poparcie tej tezy. Tym bardziej nie dziwi fascynacja Kierkegaarda Sokratesem, której to fascynacji pozostał wierny pośrednio przez całe życie. Nawet wtedy kiedy porzucił Hegla i udał się w stronę Hioba i Abrahama. U filozofa Kopenhagi również tylko prawda samodzielnie odkryta jest korzystna dla jednostki. Duńczyk uważał filozofię za wypływającą z rozpaczy. To właśnie rozpacz, cierpienie, bojaźń, lęk egzystencjalny są siłą prowadzącą człowieka przez życie. Nie chodzi w tej filozofii o budowanie intelektualnych fantazmatów ale o dotarcie do źródeł prawdy, do źródeł poznania. Wielkość Kierkegaarda polega na tym, że próbuje dokonać on rzeczy absurdalnej i w rzeczy samej niemożliwej. Pragnie nam wskazać drogę jaką powinniśmy kroczyć, unaocznić 207

I. Krońska, „Sokrates”, dz. cyt., s. 115., „Filozofem autentycznie, bo z ducha chrześcijańskim był Sokrates – jak już wspominaliśmy – dla Hamanna, Mendelssohn widział w mędrcu ateńskim człowieka doskonałego i twórcę dowodów istnienia Boga i nieśmiertelności duszy. Jako mistyka i irracjonalistę ujmował Sokratesa romantyzm. Dla Kierkegaarda Sokrates był filozofem negatywności, ironii i niepokoju, przeciwstawiającym się greckiemu logizmowi i racjonalizmowi. Bergson sławił w nim filozofa intuicji i mistyka, wzór „duszy otwartej”, mędrca typu raczej orientalnego niż greckiego; element irracjonalny (daimonion, świadomość misji apollińskiej, nauka o nieśmiertelności duszy) uważał za bardziej dlań konstytutywne niż niezaprzeczony racjonalizm jego doktryny etycznej.” 208 Tamże, s. 114.

89


nam cokolwiek w tym otaczającym nas galimatiasie możliwości i sprzeczności. Poszukiwanie natury rzeczy jest prawdziwym celem istnienia człowieka: „Genezą filozofii nie jest zdziwienie, tak jak sądził Platon czy Arystoteles, lecz rozpacz. Ludzka myśl przeistoczyła się całkowicie poprzez rozpacz i trwogę, odkrywając nowe siły, które poprowadziły ją do tych źródeł prawdy, które nie mają żadnego znaczenia dla innych ludzi. Człowiek nie przestaje myśleć, lecz nie w taki sposób, jak czynią to ludzie, którzy dziwią się temu, co wszechświat przed nimi odkrywa. Nie, on myśli i podejmuje próbę zrozumienia natury tego, co istnieje.”209 Kiedy Duńczyk chce wyrazić rzeczy najtrudniejsze zwraca się nie do wielkich autorytetów filozofii. Wiąże się to z tym, że odrzuca on sam ich sposób rozumowania oparty głównie na fermencie intelektualnym uznając, że źródło filozofii leży w rozpaczy i poszukuje prawdy w słowach zniszczonego przez los człowieka z dalekiej przypowieści.210 Zdaniem Kierkegaarda Hegel był w błędzie poszukując prawdy w pojęciu, wszyscy którzy poszukują pewności w intelektualnych formułkach są w rzeczy samej na ślepej drodze. Jeśli prawda leży w starożytnym Hiobie jest to bezspornie atak wymierzony w naukę i w to wszystko co racjonalne. Porzucenie Hegla na rzecz Hioba, a Hioba na rzecz Abrahama. Porównanie Sokratesa i Abrahama obrazuje cały dramat dziejący się w głębi Duńczyka, który uznał, że porzucenie rozumu jest dla niego jedyną możliwą opcją. Sokrates był do końca życia darzony przez Kierkegaarda szacunkiem ponieważ zaczerpnął u niego ogromny i niespłacalny dług intelektualny. Cokolwiek by nie mówić, gdyby twórca „Albo – albo” nie czerpał wiedzy w sposób łapczywy i zachłanny przez większość życia to by nic nie napisał. Jest to jeszcze jeden paradoks jakby zewnętrzny w stosunku do twórczości Kierkegaarda. Jak o stosunku Duńczyka do starożytnego Greka pisze sam Lew Szestow: „Prawdą jest, że Kierkegaard nie ośmiela się drwić z Sokratesa. Co więcej, darzy go głębokim szacunkiem. Jednak ze swoimi potrzebami i kłopotami zwraca się do Abrahama, a nie do Sokratesa. Sokrates był najwspanialszym z ludzi – to znaczy najwspanialszym z tych, którzy zamieszkiwali ziemię, zanim Biblia została objawiona

209 210

L. Szestow, „Kierkegaard i filozofia …”, dz. cyt., s. 45. Tamże, s. 46.

90


rodzajowi ludzkiemu. Możemy podziwiać Sokratesa, lecz to nie u niego strapiona dusza znajduje odpowiedzi na swoje pytania.”211 Konieczność w świetle starożytnej filozofii i wielkich systematyków takich jak Hegel jawi się jako niepodważalna zasada funkcjonowania świata. Nieuzasadniona wiara w rozum jakiej ulegli Sokrates, Platon i Arystoteles powodowana niejasnymi przesłankami o szczęśliwości jaką może on zapewnić jest błędna. Rozum nie sprawuje władzy, dzierży ją konieczność. Jest on jej podporządkowany i ma tylko częściowe uprawnienia do rządów. W zgodzie z tym odradza on jednostce jakąkolwiek walkę z prawami których nie można naruszyć. 212 Rozum chce abyśmy go kochali jednak nie może uchronić nas przed żadnym nieszczęściem jakie zsyła na nas konieczność. Jedynym co oferuje nam rozum to ucieczka od konieczności na zasadzie nieugiętego postanowienia działania bez względu na świat i nasze ciała. Oddzielamy dusze od ciała za pomocą katharsis.213 Filon z Aleksandrii również podporządkowywał Pismo Święte greckiej interpretacji. Wszystko więc podlegało u niego prawdzie która istnieje obiektywnie. Biblia, Pismo Święte miały stanowić dla niego odwzorowanie greckich mądrości. Według Szestowa gdyby wielki Duńczyk to usłyszał nazwałby go Judaszem i zdrajcą. Uważa on bowiem Filona za analogiczny odpowiednik Hegla który również postulował obiektywną prawdę. Szestow uważa, że Kierkegaard zachował Sokratesa i oszczędził go z tego powodu, że się Go nie wyrzekł, ze zachował dla niego nieświadomie miejsce w swej duszy, tak jakby rzec w odwodzie, na wszelki wypadek. Gdyby Hiob i Abraham okazali się pomyłką.214 Kierkegaard gardził tym w filozofii Hegla, że była dla niego nieludzka. On sam czasami nie mógł się powstrzymać przed pozostawieniem w swych dziełach cząstki prawdy o swoich przeżyciach. Chciał znowu być zdolny do bycia małżonkiem, chciał tego co niemożliwe – poślubić Reginę Olsen. Hegel mu tego nie oferował, wyśmiałby go za to, że przywiązuje wagę do takich błahostek zamiast odrzucić to na rzecz obiektywnej prawdy i życia wbrew nieistotnym przeciwnościom.215 Co ciekawe warto zauważyć, że 211

Tamże, s. 47. Tamże, s. 49., „Rozum ma tylko częściową władzę nad światem, i z pewnością daje jakieś środki, które wspomagają bogów: lecz rozum oraz bogowie, których wychwala, są jednakowo bezsilni w walce z koniecznością. Co więcej, są zawsze bezsilni; rozum w pełni zdaje sobie z tego sprawę, i nie pozwalając, aby ktokolwiek wątpił w jego wiedzę, odrzuca stanowczo i nieodwołalnie każdą próbę podjęcia walki z koniecznością, jak gdyby odważyć się na coś takiego było szaleństwem.” 213 Tamże, s. 49/50. 214 Tamże, s. 54. 215 Tamże, s. 56. 212

91


Duńczyk atakuje Hegla jako przedstawiciela filozofii spekulatywnej. Jednak nie atakuje on starożytnej trójcy tj. Sokratesa, Platona i Arystotelesa. Dwóch ostatnich oszczędza ze względu na pierwszego. On musi być pozostawiony w spokoju.

216

Po prostu

Kierkegaard do końca życia – mimo swego szaleńczego ataku na Kościół, mimo swojej bezpardonowej jak się zdaje krytyki rozumu nie odrzucił go. Pozostawił „schowek” w swojej duszy dla Sokratesa i jego uczniów (przynajmniej według Szestowa).217 Sokrates przecież pozostałby niewzruszony przez wszystkie przeciwności losu. Stałby jak góra której nie przewróci byle wicher. Szestow zauważa nawet, że gdyby Hegel był w ciągu życia tłamszony i wyśmiewany, a w końcu otruty to Duńczyk również by go podziwiał i nazwał „świadkiem prawdy”. Hegel był dla niego tak denerwujący ponieważ był szczęściarzem. Jego życie nie wymagało od niego potwierdzenia swych słów. Dlatego jego filozofia była dla niego pustym dziełem niepotwierdzonym treścią życia.218 Całe życie myśliciela z Kopenhagi było takim albo – albo. Czyli albo rację ma Hegel i spółka, chrześcijaństwo instytucjonalne, prawa których nie można odrzucić albo rację ma On i to na co się powoływał – coś nowego i niezrozumiałego, co zastąpi wcześniejsze zakłamanie. Jednakże skąd się wywodziły rozważania Kierkegaarda? Gdzie leżało ich źródło? – w Sokratesie! Sam piewca prawdziwego chrześcijaństwa wywiódł od swego mentora część swych przeświadczeń, tym samym stał się zakłamanym w sobie, bo oparł się na rozumie. Wprawdzie uczynił to w sposób nieświadomy ale jednak to zrobił.219 Idąc dalej właśnie stąd może bierze się ta niezwykła sprzeczność obecna w myśli Kierkegaarda z jednej strony był on wierny Sokratesowi i częściowo przejął jego nauki, z drugiej mimo przemożnego wpływu starożytnych za sprawą oddziaływania swojej epoki, przeżyć domu rodzinnego, fanatycznego ojca, potępieńczej atmosfery rodzinnej wprowadził do swojej filozofii pierwiastek własny.

216

Tamże, s. 57. Tamże, s. 57/58. 218 Tamże, s. 58. 219 Tamże, s. 60., „To znaczy albo Hegel, Mynster, Martensen, zadowolone z siebie chrześcijaństwo oraz „prawa”, które stały na straży ich rzeczywistości, albo inne, nowe „prawa” (prawdopodobnie nawet nie prawa, lecz coś, co w ogóle ich nie przypominało), które pozbędą się starych praw, odrzucą fałszywych świadków prawdy i przywrócą Kierkegaardowi należne mu miejsce, Kierkegaardowi, którego wcześniej zdeptano. Prawdą jest, że „honor” nie ma żadnej mocy, by przywrócić człowiekowi jego utraconą rękę lub nogę, lecz z drugiej strony posiada zdolność nie tylko odcinania rąk i nóg, ale także rozpalania ognia w sercach ludzi. Od kogo nauczył się Kierkegaard tej prawdy? Poza chrześcijaństwem, jak mówił, nie było człowieka, który mógłby dorównać Sokratesowi. Zatem czy Sokrates nie pozostał dla chrześcijaństwa, tak jak miało to miejsce wcześniej, jedynym źródłem prawdy?” 217

92


Jest to element irracjonalny, szaleńczy, poszukujący pewnego oparcia dającego możliwość zwycięstwa nad własnym szaleństwem. Wizja wszechmocnego Boga, który mógłby mu pomóc, który daje mu szansę odzyskać wszystko jest sprzeciwem wobec słów Sokratesa, słów nauczyciela, słów powtarzanych przez Hegla, że potężnych wiecznych praw nie da się obejść, konieczność musi zapanować. Jest sprzeciwem przeciwko słowom Sokratesa „Jeżeli się tak bogom podoba, to niech tak będzie.” Kierkegaard nie chce wypowiedzieć tych słów, boi się, że wtedy popadnie w szaleństwo. Ergo, że cały jego świat opanuje mrok, a on sam rozpadnie się na kawałki i to jest właśnie jego dramat. Hiob rzucający swe szaleńcze słowa ma większą wartość dla Duńczyka niż wielki Hegel ponieważ Hiob objawia prawdę płynącą z życia, z egzystencji. Jest to o tyle zabawne, w tym kontekście, że można to sparodiować: szaleniec szuka pomocy w słowach szaleńca. Chodzi o to, że z jednej strony mamy ostateczne i niepodważalne prawidła logiki i rozumu, a z drugiej strony doświadczenie życia, które objawia jego często straszne, bolesne i nieprzewidywalne konsekwencje. Czy powinniśmy się odciąć od rzeczywistości i poszukując prawdy obiektywnej zasiąść na tronie obojętności lub też podążyć w stronę absurdalnej, irracjonalnej wiary. Zawiesić zasady etyczne i podążyć drogą indywidualnej, subiektywistycznej religii przyszłości. Jeśli spojrzymy szaleństwu śmierci prosto w twarz może dojrzymy w niej choćby ułamek prawdy jakąś jej część, jakąś siłę, która umożliwi nam skok wiary: „Doszliśmy właśnie do zasadniczego pytania Kierkegaarda: po czyjej stronie leży prawda; po stronie „wszystkich” i „tchórzostwa wszystkich”, czy też po stronie tych, którzy odważyli się spojrzeć szaleństwu i śmierci w oczy? Właśnie tylko i wyłącznie z tego powodu Kierkegaard odrzucił Hegla i zwrócił się ku Hiobowi, i wtedy określił cechy, które odróżniają filozofię egzystencjalną od filozofii spekulatywnej.”220 Tak więc pytanie, które w imieniu Kierkegaarda tak bym sformułował brzmi: Czy autentyczny jest człowiek, który podąża drogą szaleństwa i społecznego wykluczenia aby doświadczyć rzeczy ostatecznych?, Czy też godnie postępują ludzie którzy spijają sok przyjemności z życia lub zachowują niewzruszony spokój? Ja nie znam odpowiedzi na to pytanie – każdy musi wybrać sam. Etyka jest nierozłącznie powiązana z koniecznością. Powinność jakby wynika z konieczności. Bogowie dali człowiekowi to co etyczne aby zrekompensować mu ograniczenie jego wolności, bo tylko tyle mogli zrobić. Ponieważ ani Bóg, ani też człowiek nie może przeciwstawić się temu co ponad 220

Tamże, s. 62.

93


nim. Jeśli jednostka odmówi aliansu z tym co etyczne, występuje przeciwko temu co konieczne, a więc temu co racjonalne – walcząc o swoje wyzwolenie. „Kiedy Zeus, zmuszony przez Konieczność do ograniczenia praw człowieka nad światem i nad własnym ciałem, zdecydował się ofiarować mu coś „lepszego, coś od samych bogów”, w ramach odszkodowania za to, co stracił, tym czymś lepszym było „to, co etyczne”. Bogowie byli w stanie obronić siebie samych oraz ludzkie istoty przed koniecznością tylko jednym podstępem: powinnością. Suspendując to, co etyczne i odmawiając przyjęcia podarunku od pogańskich bogów, człowiek stanął twarzą w twarz z koniecznością.”221 Wystąpienie przeciwko niezmienialnym zasadom jest nie do pomyślenia, ludzie kłaniać się przed nimi muszą i biada tym co tego nie zrobią. Nawet najwięksi mędrcy nie wystąpili przeciwko konieczności, bo wiedzieli, że to daremne. Z tym czego nie możesz zmienić walka nie ma sensu.222 W tym momencie wkracza „prywatny myśliciel Hiob”, który krzyczy: nie, nie zgadzam się, nie ma żadnej siły, która by mnie zmusiła do zaakceptowania tego co się stało. Nie jest to słuszne i niepodważalne aby ludzie korzyli się przed koniecznością. Hiob mocą własnej irracjonalnej wiary nie ukorzył się, walczył i zostało mu oddane.223 Konieczność posługuje się etyką aby człowiek podporządkował się jej całkowicie. Jednak Kierkegaard mówi nie konieczności i tym samym nie filozofii spekulatywnej.224 Nasz rozum stanowi o możliwości lub niemożliwości danego czynu, a jego psem wartownikiem jest etyka. Co jednak jeśli rozum się myli? Jeśli wszystko jest możliwe siłą wiary? To jest pytanie życia Kierkegaarda na które nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć. Na czym polegała dostrzeżona przez Kierkegaarda wielkość Hioba? Hiob był wielki poprzez to, że wyraził sprzeciw przeciwko temu, czemu sprzeciwu nie wolno wyrażać. Wystąpił przed szereg i intuicyjnie uderzył w pysk potwora, którym stała się dla niego konieczność. Miał dosyć ciągłego, biernego podporządkowywania się. Wystąpił przeciwko prawom natury, prawom rozumu, słowem sprzeciwił się wszelkim zasadom etycznym. Bluźnił, krzyczał i cel swój osiągnął. Jeśli spojrzymy na to od strony etyki i

221

Tamże, s. 63. Tamże, s. 63. 223 Tamże, s. 63. 224 Tamże, s. 64. 222

94


racjonalnego myślenia, czyn Hioba był bezsensowny i nierozumny. 225 Jednak jeśli nasze postrzeganie zostanie odmienione za pomocą logiki wiary wtedy będzie już zupełnie inaczej. Abstrahując od czysto teologicznego wymiaru na jakim skupia się tu Szestow spróbuję podejść do tej problematyki od strony teorii dezintegracji pozytywnej. Częściowe przekroczenie cyklu biologicznego, a więc przekroczenie choćby niewielkie praw natury jest możliwe. Szaleństwo, a raczej czyn, który w społeczeństwie będzie uchodził za szaleńczy, a jest wizjonerski, jednostka, która z otchłani obłędu poprzez stany dezintegracyjne formułuje podstawy nowej rewolucyjnej nauki itp. – te wszystkie możliwości są dostępne podczas dokonywania się procesu wewnętrznej transformacji. Takie rzeczy z punktu widzenia racjonalnego nie mogą istnieć lecz co się stanie gdy zawiesimy na chwilę logikę i spojrzymy od strony uczuć. Nie muszą być one racjonalne, a jednak istnieją. Widać tu jak mi się zdaje co wnosi Kierkegaard do teorii Dąbrowskiego to co jest pozytywne w jego myśli i daje się wytrącić z tego negatywnego bezmiaru. To odmienne widzenie pewnych aspektów człowieka – emocji często skrajnych i mrocznych, transformacji niemożliwego w możliwe. Już sam Kierkegaard dostarcza nam obrazu klinicznego, ale proszę spojrzeć na jego twórczość, na szaleńczy zapał z jakim się jej oddawał. Widzimy w niej ten sam schemat co w jego życiu osobistym. Przynajmniej dla mnie to absorbujące. Z tego punktu widzenia Duńczyk wydaje mi się ciekawym osobnikiem oprócz tego ma niewątpliwie ładny język i jest obdarzony dużym talentem literackim. Wszystkie te zasady etyczne stanowią jedynie o podporządkowaniu się człowieka, o jego posłuszeństwie. Wolna wola, wystąpienie przeciw swojemu fatum wymaga irracjonalnej siły wiary. Sokrates, Epiktet, Hegel – wszyscy oni podporządkowali się konieczności i jedynym co udało się im osiągnąć to doskonałość w obojętności na świat doczesny, niewzruszony spokój duszy. Trybunał etyki przyznałby im medal. Hiob może

225

Tamże, s. 66., „Pytanie brzmi: czy istnieje możliwość wystąpienia przeciwko odwiecznym prawom natury, będąc uzbrojonym jedynie w krzyki, lamenty i bluźnierstwa lub mówiąc po naszemu, z gołymi rękoma. Hiob prawdopodobnie nie wiedział, lecz Kierkegaard doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że we współczesnej filozofii odpowiedź na to pytanie jest już ustalona raz i na zawsze: non ridere, non lugere, neque detestari, sed intelligere („nie wyśmiewaj się, nie opłakuj i nie potępiaj, lecz zrozum”). Jest to teza Spinozy, która nie podlega dyskusji. Jeśli egzystencjalna filozofia Hioba, „prywatnego myśliciela”, chce obalić tę tezę i oczekuje, że odnajdzie prawdę nie w zrozumieniu, lecz w swoich własnych lamentach i bluźnierstwach, to trudno będzie przenieść te pytania na poziom subiektywnej oceny osobowości Hioba.”

95


wygrać

tylko

wtedy

gdy

sponiewiera

się

zasady

etyczne,

gdy z

logiki

podporządkowania przejdziemy do logiki możliwości. Z logiki rozumu do aktu wiary. „Edyp krzyczał, płakał, bluźnił, a Sokrates, jak wyjaśnił to nam Epiktet, gdyby był na miejscu Edypa, zachowałby niewzruszony spokój, tak jak to zrobił, kiedy przyjął zatruty napój z rąk strażnika więziennego. Nie ma żadnych wątpliwości, co do tego, że gdyby Sokrates i Hiob wspólnie stawili się w sądzie, przed trybunałem etyki, Hiob przegrałby sprawę. Kierkegaard ma tego pełną świadomość i wie, że jedynym sposobem na to, aby Hiob zdobył to czego pragnie, jest zakwestionowanie kompetencji etyki.”226 Rezygnacja, odrzucenie tego co skończone, a więc czasowe na rzecz tego co wieczne jest możliwe. Jednakże jeśli chcemy pozyskać na zasadzie absurdu to co utraciliśmy możemy to uzyskać jedynie poprzez trwale powtarzający się akt wiary, absurdalnej rozpaczy, która prowadzić nas będzie ku jakościowemu skokowi w otchłań w naszej wędrówce do stania się prawdziwym człowiekiem.227 Wobec konieczności człowiek jest bezsilny ponieważ nie posiada wiary. Cnota wynika z sił własnych człowieka jest powiązana z pokorą wobec nieubłaganego losu. W rozumieniu Kierkegaarda cnota jest więc grzechem, bo nie wypływa z wiary. Ten kto ją praktykuje jest rycerzem pokory, podtrzymuje jedynie swój sztuczny spokój. Kierkegaard powstrzymuje się od tego, jednak Szestow mówi to wprost – Sokrates również był rycerzem pokory, tak ten uwielbiany Sokrates również nie był w stanie wykonać skoku wiary. 228 Dla mnie osobiście jest to nie do przyjęcia. Zawsze odczuwałem podziw wobec Sokratesa, wobec jego niezłomnego ducha. Jeśli więc widzę w dziełach Dąbrowskiego, że starożytnego filozofa postrzegał jako wysoko rozwiniętego człowieka – na poziomie integracji wtórnej to nie mogę się przyłączyć do tego niechlubnego ataku w imię absurdu. Wiem również, że Dąbrowski opierał się na Kierkegaardzie. Jestem ciekawy, czy czytał książkę Szestowa o Kierkegaardzie, która jest najlepszą interpretacją dzieła Duńczyka z jaką się zetknąłem. Lew Isaakowicz Szwarcman choć wydaje się to niemożliwe radykalizuje jeszcze w swojej książce myśl Kierkegaarda i piętnuje go za folgowanie 226

Tamże, s. 67. Tamże, s. 84., „A jednak Hiob odrzucił wszystkie consolationes philosophiae, wszystkie „fałszywe pocieszenia” ludzkiej mądrości – a Bóg Biblii nie tylko nie dopatrzył się w tym złej woli, lecz potępił jego „pocieszycieli”, którzy sugerowali mu, aby zamienił swoje „skończone” dobra na rozmyślania nad wiecznością. Jeżeli zaś chodzi o Abrahama, to nie wyparł się on „skończonego” Izaaka nawet w tej chwili, gdy w jego ręku błyszczał nóż – i stał się on ojcem wiary dla niezliczonej ilości pokoleń, które nadeszły; Kierkegaard nie potrafi znaleźć słów i obrazów, którymi mógłby jeszcze mocniej wysławiać jego odwagę.” 228 Tamże, s. 92. 227

96


sobie i niewykonanie ostatecznego wysiłku jakim byłby skok wiary. 229 To dla mnie niewiarygodne …, to jakieś szaleństwo krytykować kogoś za coś takiego, a szczególnie tego biednego człowieka jakim był niewątpliwie autor „Albo – albo”. W każdym razie deprecjacja Sokratesa mnie smuci. Myśl Kierkegaarda jest buntem przeciwko konieczności, buntem przeciwko cyklowi naturalnemu. Jest wyciem szaleńca, pieśnią przedziwną której autor porzuca wszystko aby wielbić swego Pana. Nawet nie nazwałbym tego filozofią – to jest apologetyczna pieśń szaleństwa. To filozofia deprecjacji człowieka poprzez akt dobrowolnego zniewolenia się w wierze. To wreszcie absurd połączony z grozą istnienia. Ta filozofia Duńczyka jest w pewnym sensie piękna ale jest zabójcza dla godności ludzkiej, jest manifestacją szaleństwa i wewnętrznego bólu jej autora. Byt nie jest sensem w samym sobie, to my nadajemy mu kształt. Skończoność nie jest przeznaczeniem człowieka. Wieczność jest tym czego powinien on szukać, a więc po co poddawać się rozumowi wypływającemu z konieczności aby to co się narodziło powróciło do swego łona skoro można dokonać aktu zaprzeczenia siebie, wyrzec się rozumu. W strachu i rozpaczy znaleźć ukojenie na którym się oprzemy – wybijemy się do skoku w otchłań w której się odrodzimy poprzez wieczność ażeby trwać. Trzeba się zbuntować i w rozpaczy, w gorączce beznadziei rzucić się przed siebie. Odzyskać siebie można jedynie poprzez akt wiary, który jest sprzeciwem w stosunku do rozumu. Jednocześnie zachowując ciągłe powtórzenie aktu wiary poszukujemy możliwości zbawienia i odrodzenia się w obliczu Boga (prezentuję tu jedynie punkt widzenia Kierkegaarda).230 To przekonanie, że w stanie niewinności człowiek, jego umysł został uśpiony przez nicość i wtedy odczuł on lęk przed ową nicością jest kluczowe. Chodzi o to, ze w najbliższym kontakcie z Bogiem jednostka stała się najbardziej narażona. To tak jakby stwierdzić, że upadek był nieunikniony, bo sam byt człowieka zakładał napór niewyobrażalnego i miażdżącego lęku przed nicością i skrycie się w prawa.231 Chodzi o to, że w rozumieniu Szestowa to wynika z myśli Kierkegaarda, że w obecności Boga zło nie istniało. Kiedy Adam przebywał z Bogiem był wolny od zła nie tyle ponieważ nie popełnił jeszcze grzechu. Po prostu nie istniała taka różnica. Człowiek poprzez zjedzenie owocu z zakazanego drzewa nie stał się równy Bogu ale się od niego oddzielił. Wola jednostki została złamana i spętana ponieważ sam Bóg nie widzi 229

Tamże, s. 98., Szestow pisze tam min. O niedorzeczności dostrzegania zalet w rozróżnianiu dobra i zła. 230 Tamże, s. 93, 94. 231 Tamże, s. 100, 101, 102, 103.

97


różnicy między dobrem i złem, ona dla niego nie istnieje. Człowiek został więc oddzielony od Boga i podporządkowany nicości, jego wola została obezwładniona. Sokrates był więc największym z grzeszników gdyż nie dostrzegł nawet, że jego wola uległa sparaliżowaniu, a on pozostał ślepy. Uważał siebie za wolnego, kierującego się tym co najlepsze czyli rozumem, a tak naprawdę był jedynie niewolnikiem rozumu podporządkowanego nicości.232 Wiara jest potrzebna i zaczyna się tam, gdzie przestaje istnieć rozum. Wiara jest skutkiem złamania prawa, natomiast grzech nie wynika wprost z tego. Wynika więc ona z przekonania, brak przekonania jest brakiem wiary, a więc grzechem.233 Wiara zakłada brak moralnych zasad, przenosi się w stronę absurdu aby zaprzeczyć temu z czego praw się wyrywa – czyli praw rozumu. Do niewinności wdarła się nicość i taki był początek upadku. Wdarła się ona bowiem przez lęk który wzbudziła. W tym sensie upadek był nieunikniony i niepojmowalny. Posłuszeństwo zasadom etycznym, własnym ideałom, zasadom jakim był podporządkowany Sokrates wynika z etyki, a nie z wiary. Brak winy nie jest brakiem grzechu. Grzech nie uznaje prawa. Wynika on z braku przekonania, a więc w pewnym sensie z braku wiary. Zło nie istniało w stanie niewinności, a więc zło wypływa z nicości z której wszystko się bierze i wszystko się kończy. Tę nicość przerobiono za Anaksymandrem, a potem Heglem na konieczność. Jednak wiara w prawo nie jest wiarą, brak winy nie jest czystością. Skoro tak: „wierzę w konieczność” jest zdaniem fałszywym. Sokrates według Szestowa był grzesznikiem bo uwierzył rozumowi czyli uwierzył w prawo a tym samym winę. Został więc niejako podwójnie oszukany. Szestow robi to co się wydaje każdemu „normalnemu” człowiekowi niemożliwe mianowicie radykalizuje tu myśl Kierkegaarda. 234 Rozum zaprzeczył wierze jakby bez powodu. Wiara po prostu nie mieści się w sferze rozumu jest poza nim. Rozum wynika z upadku. Wiara istniała przed nim. Dlatego rozum nigdy nie pojmie, nie zrozumie wiary, bo jak miałby zrozumieć coś skoro wynika z lęku 232

Tamże, s. 108/109., Mowa tutaj o Sokratesie, - „Prawdopodobnie mógłbym dodać, że może on być tym grzesznikiem, z którego, jak mówi Wieczna Księga w tak irytujący sposób, byłoby więcej radości w niebie niż z dziesięciu prawych ludzi, tym niemniej jest on grzesznikiem. Skosztował owocu poznania – i pusta Nicość stała się dla niego Koniecznością, która, tak jak głowa Meduzy, obraca w kamień wszystkich, którzy spojrzą w jej stronę. I nawet nie podejrzewał znaczenia tego, co uczynił, tak jak nasz przodek, kiedy przyjął z rąk Ewy owoc, który wyglądał tak nęcąco dla jego oczu. W słowach wypowiedzianych przez węża: eritis sicut dei scientes bonum et malum, leży ukryta i nie do pokonania siła Nicości, która sparaliżowała wolną przedtem wolę człowieka.” Dalej s. 109 autor pisze o tym, że na początku zło dla człowieka nie istniało ponieważ wiedza na temat rozróżniania dobra ze złem jest wytworem rozumu kierowanego poprzez nicość. Wolna wola została złamana, a wiedza według Szestowa jest jedynie pustym narkotykiem do niczego nie prowadzącym. 233 Tamże, s. 110. 234 Tamże, s. 111, 112, 113.

98


człowieka, który podporządkował się nicości i w ten sposób utracił swoją pierwotną niewinność. Bóg nie jest podporządkowany prawom natury i ludzi jak twierdzi filozofia spekulatywna. 235 Bóg jest ponad prawami. Jego moc jest nieograniczona. Filozofia spekulatywna zgięła się więc pod dyktatem nicości i jest jej służką. Człowiek został upodlony przez jakąś nieznaną potęgę która akt wiary zamieniła na akt wiedzy. To jest niewiarygodne co się według Szestowa stało opierając się na Kierkegaardzie, objaśniając jego myśl dochodzi do zaskakującego, zadziwiającego wniosku. Otóż człowiek zrezygnował z wolności wiary na rzecz grzechu. Ponieważ wolność = wiarę oferował człowiekowi Bóg, a więc wolność oznaczała możliwość, ale nie tak jak twierdził i twierdzi rozum (a za nim oczywiście etyka) możliwość wyboru między dobrem a złem lecz możliwość w sensie nieograniczonego wyboru ponieważ Bóg oznacza, że wszystko jest możliwe. Czyli zastosujemy tu rozumowanie, równanie, które byłoby reprezentatywne dla Szestowa i prawdopodobnie dla Kierkegaarda: wiara = wolność = możliwość = Bóg.236 Eksplikując Duńczyka Szestow twierdzi, że historia upadku, która według niego oznacza wytłumaczenie obecnego istnienia człowieka nie może być oceniana w ramach rozumu, bo rozum jak już wcześniej tłumaczyłem wywodzi się z lęku. Wiedza ustanawia tu swoje prawa i w ramach swoich praw chce sądzić wiarę. Jednakże według Szestowa/Szwarcmana wiara istniała przed rozumem i oznaczała swoistą unię z Bogiem. Tak więc wiara w jego rozumieniu oznacza całkowite przeciwstawienie się rozumowi na zasadzie innych „praw”, „praw” wiedzy. Te „zasady” wiary są ponad prawami rozumu, a więc wiara tylko dla rozumu oznacza absurd dla siebie jest ona całkiem pojmowalna. 237 Ja tak rozumiem przemyślenia autora Potestas clavium o Kierkegaardzie. Sam człowiek dostał wolność i tym samym wolny wybór. Pojawiła się pierwotna siła (nicość) pod postacią węża. Bóg jest według zarówno Kierkegaarda jak i autora książki pt.: „Początki i końce” wszechmocny ale wyrzekł się swej mocy nad człowiekiem. Człowiek zaś wybrał pierwotną, odrębną od Boga siłę manifestującą się pod postacią węża. Ta siła nakazała mu uznać wiedzę jako najwyższą. Rozum zaś stał się dla niego narzędziem służącym do oceny czynu jako dobrego lub złego. Człowiek dokonał wyboru podsyconego swym lękiem i ten wybór zwany jest grzechem pierworodnym. Podczas upadku człowieka narodziło się zło jednak narodziło się ono nie w tym sensie w jakim je rozumiemy ale niejako pod nakazem obcej siły. Zło jako

235

Tamże, s. 114, 115. Tamże, s. 116. 237 Tamże, s. 116, 117. 236

99


takie nie istnieje - bytuje poprzez wybór człowieka i jego podporządkowanie się woli pierwotnej siły, która nakazała mu rozum. Wiara zatem jest możliwością powrotu do stanu „unii” z Bogiem. Poprzez wiarę odrzucamy rozum i wydobywamy z siebie pierwiastek wieczności. Temu służy właśnie ta „chwila” i „powtórzenie” u Kierkegaarda. Wiara jest więc możliwością powrotu daną nam przez Boga w jego nieograniczonym miłosierdziu.238 Ostatecznie Kierkegaard upadł na kolana przed tym co etyczne, a więc upadł na kolana przed rozumem. Padł na ziemię przed Sokratesem. To jest to co jest obecne w jego dziełach, to jest ta sprzeczność, ta straszliwa bojaźń, te drżenie, ten lęk i ten smutek. Dąbrowski gdyby to zauważył, to powiedziałby (jest to domniemanie), że Kierkegaard nie osiągnął ostatniego poziomu w teorii dezintegracji pozytywnej – czyli integracji wtórnej. Szestow to właśnie ma na myśli kiedy przedtem pisze, że zabrakło Kierkegaardowi odwagi aby pozbyć się ostatniej podpory rozumu i rzucić się w otchłań, aby przestać trzymać w odwodzie Sokratesa czyli rozum i etykę. Kierkegaard zrealizował postulat Sokratesa, utracił Reginę Olsen – spełnił więc to czego nie chciał spełnić Hiob, uległ rozumowi, a nie podążył za wiarą – nie rzucił się w otchłań. I to jest ta groza, to przerażenie, ta rozpacz własnej bezsilności która przepaja dzieła Kierkegaarda. Są więc w prosty dualistyczny sposób dwie ścieżki do wyboru. Jedna to ścieżka wiary: rozpacz = wiara = pierwotna, utracona wolność = możliwość = absurd = Bóg = wierność temu co objawione. Druga to ścieżka rozumu: nicość = pierwotna siła = lęk = wolny wybór (dobro lub zło) = rozum = wiedza = etyka = wierność prawom moralnym.239 Różnica między religijnością typu A i religijnością typu B polega na tym, że religijność zwyczajowa, masowa oznacza wiarę na niby, wiarę która nie zakłada absurdu. To „religijno – etyczne”, które zatruwa myśl Duńczyka to również jego słabość. Prawdziwa wiara, a więc prawdziwe dążenie do wyzwolenia rodzi się z tego co nazywa Kierkegaard rzucaniem się w otchłań. Jest to zaufanie „logice” pierwotnej wiary. Oznacza stanięcie sam na sam przed Bogiem i krzyczenie i rozpacz. Wtedy dopiero budzi się prawdziwa wiara i to jest religijność typu B – której zresztą Duńczyk też nie osiągnął.240

238

Tamże, s. 118, 119. Tamże, s. 120, 121. 240 Tamże, s. 122. 239

100


Jak pisze w swojej książce pt.: „Bojaźń i drżenie. Choroba na śmierć” z łatwością rozumiał Hegla ale nie mógł pojąć Abrahama. Dla niego Hegel i jego filozofia nie nastręczały specjalnych trudności, a jeśli czegoś nie rozumiał to sądził, że i Hegel w tych miejscach sam siebie nie pojmował. Jednak kiedy próbował zrozumieć Abrahama natrafiał na niewidzialny wzór, nie mógł rozgryźć jego czynu.241 Dlaczego stwierdziłem poprzednio, że Duńczyk również nie osiągnął wiary? Ponieważ sam o tym pisze. Mówi o odwadze, o tym, że w swoim życiu doświadczał niebezpieczeństw i okrucieństw ale, że zawsze z odwagą stawiał im czoło. Jednak odwagi wiary nigdy nie osiągnął, zawsze była dla niego szczytem paradoksu. Jak sam pisze: „Widziałem nieraz straszne rzeczy, nie unikam ich, ale wiem dobrze, że odwaga, z którą naprzeciw ich staję, nie jest odwagą wiary, i nawet nie da się tych uczuć porównać. Nie mogę uczynić wysiłku wiary, nie mogę zamknąć oczu i rzucić się z ufnością w otchłań absurdu, jest to dla mnie niemożliwe, ale się tym nie chwalę.”242 Odwaga wiary jest ponad wszelką odwagą bo wypływa z paradoksu. To co uczynił Kierkegaard było zabezpieczeniem się, dlatego według Szestowa przegrał on i nie osiągnął wysiłku wiary. Moim zdaniem można powiedzieć, że gdyby wygrał, to by całkowicie zwariował. Można oczywiście stwierdzić/rzec, że stałby się wtedy wierny prawom wiary, że rzuciłby się w otchłań - ale mnie to osobiście nie przekonuje. A co, jeśli to co sokratejskie, to co rozumowe w drodze rozbudowy doprowadziłoby go do wyższego poziomu.243 Dąbrowski moim zdaniem tego nie zauważył, że z punktu widzenia rozwoju mógł Kierkegaard osiągnąć najwyższy poziom osobowości u autora teorii dezintegracji pozytywnej – integrację wtórną dwoma drogami i teraz już nie wiadomo, która byłaby właściwa, która umacniałaby pozytywne właściwości jego konstruującej się osobowości. 241

S. Kierkegaard, „Bojaźń i drżenie. Choroba …”, dz. cyt., s. 30., „Ja ze swej strony straciłem dużo czasu na zrozumienie heglowskiej filozofii i wierzę, że zrozumiałem ją dość dobrze, a jeżeli nawet znalazłem w niej pewne miejsca, których nie mogłem zrozumieć, to w mojej naiwności sądzę, że Hegel w tych miejscach sam siebie nie rozumiał. Wszystko to czynię z łatwością, naturalnie i głowa moja na tym nie cierpi. Przeciwnie, gdy tylko pomyślę o Abrahamie, czuję się unicestwiony. W każdym momencie spozieram na ten ogromny paradoks, który jest treścią jego życia, w każdym momencie czuję się odtrącony i myśl moja, mimo całą swą namiętność, nie przenika weń, nie posuwa się ani na włos. Naprężam wszystkie mięśnie, aby zdobyć ogląd tej sprawy, i w tym momencie czuję, jak mnie ogarnia paraliż.” 242 Tamże, s. 31. 243 L. Szestow, „Kierkegaard i filozofia …”, dz. cyt., s. 122, 123.

101


Jedna droga byłaby ścieżką rozumu, tego co etyczne. Druga byłaby drogą wiary, tego co absurdalne. Z mojego punktu widzenia ta druga była nierealna w tym sensie, że wypełnienie jej oznaczałoby śmierć chrześcijaństwa. To samo zresztą stwierdził Karl Jaspers w swoich rozważaniach na temat Duńczyka. Jest on wyjątkiem, jako myśliciel i filozof. Od nas samych zależy co od niego weźmiemy. Jest on „budzicielem”, ma za zadanie poruszyć, a nie zbudować. Nie daje on żadnej podstawy, żadnego fundamentu ale jest korzystny w przeobrażaniu, uświadamianiu sobie absurdu ludzkiej egzystencji. „Uważam, że obecnie trudno jest osiągnąć filozoficzną rzetelność, pomijając Kierkegaarda. Uważam jednak również, że jest rzeczą niemożliwą, by dzięki niemu odnaleźć jakąś podstawę. Zwodnicza jest filozofia egzystencji, która oznajmia, że wie i naucza, co powinno nieść za sobą życie. Zwodnicza jest wiara chrześcijańska, jeśli jako rzecz absurdalną obala rozum. Właściwą dla Kierkegaarda formą wiary – jeśli miałaby ona być wiarą prawdziwie chrześcijańską – byłby koniec chrześcijaństwa w świecie.”244 Podług mojej opinii terapia korzystną dla Duńczyka byłoby wzmacnianie sokratejskich pierwiastków obecnych w jego twórczości. Umacnianie hellenistycznych zainteresowań i wbudowywanie coraz wyraźniejszego, pozytywnego elementu racjonalnego w jego wewnętrzną strukturę psychiczną. Dalszy narastający negatywizm jego myśli, zaprzeczenie rozumu oznaczałoby popadnięcie w całkowite szaleństwo, a może nawet samobójstwo. Jednak patrząc z perspektywy, odległości czasu jaki nas dzieli widzę pozytyw w tym, że dostarczył wartościowego materiału badawczego dla Dąbrowskiego poprzez pokazanie jak można stany ambiwalentne i cierpienie, trwogę, agonię psychiczną oraz nieznośne napięcie i ból istnienia próbować przeobrazić pozytywnie na bazie własnej autopsychoterapii przez rozwój. Tak więc Kierkegaard mógł się stać albo „Sokratesem” albo „Abrahamem”. To było jego albo – albo, lecz nie wybrał niczego, uciekł w szare, uciekł w to co tak krytykował czyli mediację i to była jego tragedia. W myśli Kierkegaarda sprytny rozum drąży ścieżki wątpliwości i ma za zadanie obalić wiarę. Działa w świetle wiedzy dobrego i złego. Nawet Boga obowiązuje moralność i racjonalne zasady, musi się on im podporządkować. Jest potężny ale nie wszechpotężny. Wypełnił jedynie swoje zadanie. Jak pisze Szestow tam gdzie zachodzi „synteza” między tym co etyczne i religijne tam „drzewo wiedzy wysysa wszystkie soki

244

K. Jaspers, „Kierkegaard”, dz. cyt., s. 161.

102


z drzewa życia” 245 Myśl Duńczyka jest to filozofia dla niewielu szaleńców. Jest to filozofia, która ma w sobie pierwiastek pozytywny, który wykorzystał jako akumulator rozwojowy Dąbrowski. Niestety poza tym deprecjonuje całą naukę traktując ją jako źródło grzechu pierworodnego, a raczej za sam grzech. Z tego powodu to co głosił autor dzieła pt.: „Bojaźń i drżenie. Choroba na śmierć” nigdy nie stanie się filozofią dla ogółu. To właśnie jest „dobre”, że według Szestowa to co bezrozumne jest rozumne w świetle wiary. Owoc był podstępem, bo nic nie dawał. Zło nie istniało dla człowieka, a zaistniało wtedy, gdy poddał się prawom rozumu. Tak więc dobro i zło są wytworem ludzkiego dobrowolnego poddania się władzy rozumu, które to poddanie się było lękiem przed pierwotną, naturalną siłą czyli nicością. To człowiek wybrał dualizm i uprawia w nim swoją jakże absurdalną w świetle wiary zabawę. 246 Sokrates istniał jako człowiek upadły zarówno dla Nietschego jak i Kierkegaarda wynikało to z tego, że był on zatwardziały w swoim uwielbieniu dla rozumu, uwierzył w siłę swojej wiedzy, a raczej siłę wiedzy o niewiedzy czyli na to samo wychodzi.247 Jednak głęboko gdzieś w Kierkegaardzie tkwiło przekonanie o tym, że istnieją pewne prawa, granice, których nawet boska ingerencja nie może przekroczyć.248 I o to chodzi. Z jednej strony Duńczyk mówi nam, że należy odrzucić rozum w imię wiary, a z drugiej strony ciągle tkwi w nim przeświadczenie o pewnej niezbywalnej mocy rozumu z którą trzeba się liczyć. Wchodzimy w logikę wiary, absurd przestaje być absurdem, niemożliwe przestaje być niemożliwe i wkraczamy na nową drogę - drogę wiary, która to co skończone może przemienić w wieczne. Grzech pochodzi z zewnątrz, w człowieku nie ma grzechu. Wynika on z tego, że wybrał on drzewo wiedzy, a nie wiary = życia jednak ciągle ma możliwość jej wyboru. Grzech więc wychodzi od pierwotnej siły, rodzi się z zewnątrz. Grzesznik przeciwstawiający się władzy tego co etyczne, moralne podąża paradoksalnie drogą ku Bogu. Lęk przed zasadami nicości, lęk przed koniecznością w którą nicość się ubrała to warunkuje byt człowieka. Jeśli jednak obraca się on przeciwko temu, jeśli nie uznaje prawa rozumu, wtedy obraca się przeciwko drzewu wiedzy i pożąda drzewa życia – a to jest dla etyki niewybaczalne. Hiob krzycząc sprzeciwił się wiedzy, uznał wiarę a nie rozum, tym samym odszedł od jego 245

L. Szestow, „Kierkegaard i filozofia …”, dz. cyt., s. 126/127. Tamże, s. 128, 129. 247 Tamże, s. 130, 131. 248 Tamże, s. 134. 246

103


prawideł. Rozpacz zrodziła w nim dążenie ku Bogu. Stał się w pewnym sensie Boski, a wszystko co niemożliwe stało się dla niego możliwe.249 Trzeba rozstrzygnąć w jakim sądzie będzie „sądzony”, rozpatrzony wniosek Hioba: w sądzie wiary czy rozumu, etyki czy objawienia, Boga czy pierwotnej siły istniejącej jakby obok niego. Jednak wybór wiary oznacza skoczenie w otchłań, wyrzeczenie się tego co rozumne. „Hiob jest winien przed swoimi przyjaciółmi i przed tym, co etyczne, ponieważ zlekceważył dar miłości i miłosierdzia i zażądał „powtórzenia’, in integrum restitutio tego, co zostało mu odebrane. Kierkegaard trzymał stronę Hioba. To, co etyczne oraz jego „dary” nie są nadrzędne. W obliczu okropności, które spadły na Hioba, bezradna miłość i bezsilne miłosierdzie musiały zrozumieć swoją własną znikomość i odwołać się do innej zasady. Przyjaciele Hioba są winni najcięższego z grzechów: pragnienia, aby zajmować się na swój żałosny ludzki sposób sprawą, która czeka na, i błaga o innego pocieszyciela. Jeśli to, co etyczne jest nadrzędne, zatem Hiob jest nie tylko zgubionym człowiekiem, lecz także potępionym. Z drugiej strony, jeśli Hiob jest usprawiedliwiony, jeśli Hiob jest ocalony, oznacza to, że istnieje wyższa zasada na świecie i że „to, co etyczne” musi zająć swoje skromne miejsce i poddać się temu, co religijne.”250 Chodzi również o to w tej całej logice wiary, że Chrystus zginął na krzyżu aby zesłać na ludzi jeszcze więcej cierpienia i nieszczęścia. Syn Boży otwiera drogę rozpaczy. Dzięki temu, że zsyła nieszczęście na ludzi tym samym daje im szansę na rozpacz. I tak popchnięta poprzez grozę i cierpienie, rozpacz rodzi się wiara.251 Kierkegaard w wariancie odrzucenia Reginy stał się rycerzem pokory. Wybrał rozum, odwrócił się od drzewa życia i zjadł zakazany owoc z drzewa wiedzy. Uczynił swoją powinnością powtórzenie, które dokonuje się w chwili, aby odnaleźć swoją ukochaną ponownie i pojąć ją za żonę. To pokazuje, że moim zdaniem Szestow ma rację - nie można rozpatrywać dzieła Kierkegaarda w oderwaniu od jego życiowej historii.252 Za co podziwiamy Sokratesa? Za co się pytam? Za to, że dobrowolnie poszedł na śmierć? Nie ja wiem za co, nawet nie za ideały, którym pozostał wierny. Nawet nie za rozum, który niewątpliwie posiadał. Jedyne co podziwiam w Sokratesie to godność z którą szedł przez całe życie aż do końca. To wreszcie godność, której nie pozwolił zdeptać do śmierci. Gdybym miał powiedzieć Kierkegaardowi, Szestowowi za co 249

Tamże, s. 135, 136, 137. Tamże, s. 144. 251 Tamże, s. 147. 252 Tamże, s. 151. 250

104


podziwiam Sokratesa? Odpowiedziałbym: za to, że przez całą swoją egzystencję żył „godnie”, a co przez „godnie” rozumiem to już zupełnie inna sprawa. Z tego powodu nie mogę zgodzić się z tym, co twierdzi Szestow, że było punktem słabym niedeprecjonowanie Sokratesa przez Kierkegaarda, albo z jego opinią, że był on wielkim grzesznikiem i przejawiał pejoratywnie nacechowaną dumę. To był jego wybór i jego życie i wydaje mi się to dużą przesadą.253 Jeśli spojrzę z punktu widzenia antropologicznego, kosmologicznego, historycznego na ten tekst jest on śmieszny. Sokrates żył przed narodzeniem się doktryny chrześcijańskiej i swym życiem dał świadectwo. Poniżanie, deprecjonowanie go jest bezsensowne był on greckim ideałem tak jak Jezus Chrystus jest chrześcijańskim. Sokrates w pewnym sensie stał się Bogiem, tak jak Herkules dokonał aktu przebóstwienia.254 Dla kogoś może być większy Sokrates dla innego Jezus Chrystus – jedni chcą wyrazić siebie inni wiarę. Jednak tak samo jedno i drugie jest pewną próbą odnalezienia sensu w otaczającej nas rzeczywistości. Jest to hipotezą czynioną ad – hoc. Nadawanie temu rangi absolutnej jest dla mnie osobiście śmieszne.255 To co etyczne broni się (zdaniem Kierkegaarda i Szestowa) ponieważ ludzie pragną czuć się wywyższeni poprzez swoje dobre uczynki. Podług mojego zdania „dobry” uczynek nie wynikający ze szczerego serca jest nic niewarty. Jeśli jest inaczej (wtedy również chrześcijaństwo jest błędnym punktem widzenia) to byłoby to raczej interesujące, a na pewno dla wielu problematyczne. Skoro tak jak może Duńczyk popierać to co etyczne skoro wiara popiera to co nieosiągalne? Jest to kolejny paradoks jego twórczości. Czy nie znał on opowieści o Chrystusie i dniówce jaką dał tym, którzy pracowali – jedni dłużej, a inni krócej? Czy nie zna opowieści o dwóch łotrach? Za kogo on się ma jeśli nie rozumie tak prostej rzeczy. Nie łaska ale szczere serce, dążenie ku Bogu się liczy, nie etyka, wiara lecz serce, szczere serce, a to jest bardzo rzadkie. I czyny z tego płynące mają moim zdaniem

253

Tamże, s. 159, 160, 161. Intensywna krytyka Sokratesa przez Szestowa z punktu widzenia filozofii Duńczyka na tychże stronicach. 254 Nawiązuję tu do nauki Grzegorza Palamasa o niestworzonych boskich energiach, które mogą wypełnić człowieka już na ziemi, dzięki czemu może on dokonać aktu przebóstwienia. Dla zainteresowanych. Zob. Paul Evdokimov, „Prawosławie”, przeł. J. Klinger, PAX, Warszawa 1964. Jest tam ten problem opisany lepiej. Chodzi o to, że poprzez wypełnienie się boskimi energiami dokonujemy aktu wstąpienia na nowy poziom ale zachowujemy swoją odrębność od Najwyższego. Domniemując można powiedzieć, że nawet mistyka nadreńska z mistrzem Eckhartem na czele zaczerpnęła wątek przebóstwienia z jakichś związków z ówczesnym Bizancjum (ale to oczywiście tylko moje gdybanie). Święte Cesarstwo Rzymskie wchodziło przecież w pewne koligacje z Cesarstwem Bizantyńskim. 255 Tamże, s. 163. Szestow dalej atakuje tutaj archetyp niewzruszonego mędrca z pozycji absurdalnej wiary. Niewiara we wszechmoc Boga jest dla niego nieodłącznie powiązana ze spokojną akceptacją otaczającej nas rzeczywistości, z obojętnością wobec tego co nieuniknione.

105


zupełnie inny, ciekawszy wymiar. Dążenie serca, to wyróżnia moim zdaniem wymiar czynu, a nie wymiar cierpiętniczy.256 Myślą przewodnią całego poematu filozoficznego Kierkegaarda jest to, że dla Boga, który jest rzeczywiście wszechmocny wszystko jest możliwe. Wiara „prawdziwa” zakłada to szaleńcze wyznanie. Bóg, który nie ukorzy, ugnie się przed rozumem – czyli nicością, jest Bogiem jedynie prawdziwym. Dlatego Kierkegaard nie lubił mas. Widział, że nie są one w swej tłuszczy zdolne zaakceptować „prawdziwej” wiary. Wyzwania jakie nakłada na nas jej szaleństwo. Nienawidził on mistyków za ich ziemską już unię z Bogiem. Za swoje (jak mniemam) nieudane, żeby nie powiedzieć spartaczone życie. Oni jak oni śmieją upajać się boską chwałą – zapewne tak myślał Kierkegaard. Jak mogą dzierżyć tę więź łączącą ich z Panem. Ci zdrajcy, wyznawcy konieczności dostali już swoją nagrodę. Jednak ja i tak, ja Kierkegaard jestem jedynym, który obrał słuszną drogę przegrywając wszystko. Najlepsze jest to, że zrobił to wszystko dlatego, że nie udało mu się związać z Reginą – nie umiał, a może nie chciał przekroczyć swego małego ego i potem żałował tego przez całe życie. Szukanie zapomnienia w iluzji szczęścia wiecznego na ziemi napawa Kierkegaarda obrzydzeniem. Tak czuć jakby nienawidził tych ludzi za szczęście i spokój z jakim przyjmują przeciwności losu. Kierkegaard nienawidzi tego co szczęśliwe, pożąda tego co chore i groźne, szaleńcze. Uczynił grozę, bojaźń, strach i lęk istotą swej filozofii. Akt ten, potężne emocje wychodzą od jednego źródła, od tezy o nicości, konieczności, od tego czego nie można kontrolować. Jakaś pierwotna, niestworzona siła istnieje, jakieś prawa są nałożone i nawet Bóg tu nie pomoże. Stąd wypływa strach i lęk Duńczyka, jest to lęk zwątpienia ale jednocześnie ten lęk uczynił on jedynym możliwym wyjściem, jedyną drogą ratunku. Tylko poprzez rozpacz możemy dostać się do drzewa życia. Jednak nie zauważył On, że to co go blokowało stało się panaceum na wszystko.257

256 257

Tamże, s. 164 -166. W polemice z tym punktem widzenia na niniejszych stronach reprezentowanym. Tamże, s. 173, 174, 175.

106


Kierkegaard Dąbrowski

Przechodzenie na Przechodzenie wyższe

typy wyższe

egzystencji

rozwoju

(Kierkegaard)

(Dąbrowski)

poziomy

Typ

Integracja

Kluczowe

estetyczny

prymitywna

przechodzi się na przechodzi

się

zasadzie „skoku”, pomocą

procesu

szczególnie

typy Kluczowe

na

poziomy za

dwa dezintegracji

ostatnie Typ

Dezintegracja

etyczny

jednopoziomowa

Religijność

Dezintegracja

typu A

wielopoziomowa spontaniczna

Religijność

Dezintegracja

typu B

wielopoziomowa zorganizowana

i

usystematyzowana Integracja wtórna Przykładowe

zestawienie

niektórych

podobieństw

zachodzących

pomiędzy

Kierkegaardem, a Dąbrowskim. Oczywiście, można wyróżnić wiele podtypów i procesów częściowych, tu jedynie przedstawiam bardzo ogólny obraz.

107


Rozdział czwarty: Przeciwstawność teorii dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego do obowiązującego paradygmatu

Kazimierz Dąbrowski i jego teoria dezintegracji pozytywnej jest niewątpliwie przesycona egzystencjalnym spojrzeniem na wewnętrzną naturę człowieka. Novum TDP polega na potraktowaniu człowieka jako istotnego podmiotu autowychowującego. Rzuca ona również światło zrozumienia na sprawy ostateczne człowieka. Jak starałem się wykazać podbudowę filozoficzną TDP czerpie z gleby egzystencjalnej. Już samo to stawia ją naprzeciw ortodoksji wychowawczej, która podkreśla raczej zbiorowość niż podmiot, formuje, a nie ukierunkowuje, niszczy, a nie tworzy. Tym co jest wspólne wszystkim ludziom (z wyjątkiem psychopatów) jest potencjał rozwojowy. Każdy człowiek posiada mniejszy bądź większy potencjał do wykorzystania. Jego wykorzystanie w TDP zależy od trzech głównych czynników. Pierwszym z nich jest zasób genetyczny, drugim jest środowisko w jakim dana jednostka przebywa. Trzecim najistotniejszym jest „czynnik trzeci”. Dla rozwoju osobowego człowieka ogromne znaczenie

mają

również

formy

wzmożonej

pobudliwości:

sensualna,

psychomotoryczna, imaginatywna, emocjonalna. Najbardziej pozytywne, zapewniające największy intelektualna.

zakres

rozwoju

„Czynnik

trzeci”

pobudliwości: jest

emocjonalna,

zespołem

imaginatywna

czynników,

i

dynamizmów

autonomicznych, które mają za zadanie potwierdzać wartości i postawy pozytywne dla rozwoju, a odrzucać te szkodliwe. Kiedy zastanowimy się dlaczego dezintegracja pozytywna nie znalazła dotąd zastosowania w polskim szkolnictwie? - odpowiedź narzuca się sama. Ponieważ nie jest ono w stanie przyjąć do siebie, zaakceptować nowego podejścia do człowieka, nowego spojrzenia na rzeczywistość edukacyjną i wychowawczą. Wszystko musiałoby zmienić miejsce - fundamenty zostałyby obalone, a na dziewiczej glebie trzeba byłoby stawiać nowe podstawy opierające się na otwartości i życzliwości. Koniec z masowym, bezsensownym podziałem na gimnazjum i szkołę podstawową. Wprowadzamy nowe pojęcie wychowania w ogóle opartego o zrozumienie natury człowieka i tego, że procesy dezintegracyjne, procesy rozpadu i tworzenia są koniecznym elementem tego aby mógł powstać w pełni wolny człowiek. Zasadniczym zadaniem jest tu wychowanie 108


ku wolności wewnętrznej, ku prawości. Wreszcie kształcenie w duchu filozoficznym, w kształcie zindywidualizowanym opartym na wzajemnym zrozumieniu. Gdzie nauczyciel odgrywa rolę bardziej mistrza i partnera zarazem niż strażnika i nadzorcy. Tego polska edukacja nie chce widzieć, tego boi się „ministerstwo edukacji”. Szkoła powinna być miejscem gdzie osobowość może się swobodnie rozwijać i ewoluować w duchu dezintegracji pozytywnej. Powinna być miejscem gdzie istnieje poważanie, szacunek, i przede wszystkim zrozumienie. Uczucia, empatia, altruizm w sensie wewnętrznego rozwoju, wewnętrznej przemiany nie mogą być niszczone w zarodku, wyrzucane z młodych ludzi. Filozofia powinna wrócić do szkół w miejsce religii. Uczniom już od młodości należy dawać pole do kreowania własnej wewnętrznej sfery, własnego wyboru. Połączenia ze światem transcendentnym. Poprzez kryzysy i załamania, poprzez nerwice i lęki, poprzez twórczość i trwogę istnienia trzeba dać im szansę do odkrycia samych siebie. Dać im możliwość stanięcia na własnych nogach. Bez udziału wkładu dezintegracji pozytywnej, bez udziału obiektywizacji uczuć i wartości w duchu egzystencjalnym nie mamy co marzyć o zmianie w naszym kraju. Gimnazjum należy zlikwidować, jego istnienie jest błędem i doprowadza jedynie do agresji międzypokoleniowej – do zjawiska fali. Tam gdzie dzieci długo uczęszczają do klasy, tam gdzie mają okazję się poznać i „razem” dorosnąć tam też trudniej o wzajemną agresję przynajmniej aż w tak zdegenerowanej formie. Gromady pseudonauczycieli i pseudowychowawców, ministerialnych kmieci żyją z systemu edukacyjnego, który służy już tylko ich osobistym korzyściom. Ci degeneraci wiedzy, ci altruiści oszustwa mają jeszcze odwagę, czelność otwarcie i wprost w twarz kłamać ludziom o systemie, który już dawno przestał wykonywać swoje zadanie. Tłumaczą dlaczego powinniśmy być zadowoleni, że taki, a taki procent uczniów zdaje, czy nie zdaje. Stworzyli sobie maszynkę do robienia pieniędzy i wygodnych etacików, a tak naprawdę tworzą takie bezsensowne akty jak matura z matematyki aby uzasadnić własny wysiłek zarabiania kasy na małych dzieciach. To co istnieje w dzisiejszej polskiej szkole, to nie wychowanie a tresowanie. Mówienie emisariuszy rządowych na temat edukacji przypomina brudny dym wydobywający się z rury samochodowej. Niech lepiej schowają swoje „gazy” z powrotem tam skąd wyszły. Teoria Dąbrowskiego jest tak doskonale rozbudowana, tak perfekcyjnie wbudowuje się w ontologiczny i psychiczny wewnętrzny rozwój człowieka, tak głęboko porusza elementy bazowe naszej egzystencji, że smutek budzi myśl, że mogłaby zginąć 109


niepotrzebnie w kraju gdzie się narodziła – to nieporozumienie. Należy oprzeć na niej reformę edukacyjną. Nowy paradygmat pedagogiki należy zbudować właśnie w oparciu o teorię dezintegracji pozytywnej. Wielość struktur pedagogicznych jest tylko dowodem upadku starego paradygmatu, aby wstrzyknąć nową siłę konieczne jest nowe spojrzenie i nowe podstawy. Jak udowodnił Feyerabend „nic świętego”, a więc do roboty Panowie i Panie zacznijmy od podstaw. Filozofia nowego typu, tworzenia się w procesie – rozbijamy starą rzeczywistość (np. edukacyjną) i tworzymy nową. Percypujemy świat w nowy sposób przybliżając się bliżej do naszej prawdziwej egzystencji. Nasza świadomość wzrasta, nasz duch rośnie. Stajemy się świadomi siebie, własnych decyzji, własnego rozwoju. Poszukujemy i z każdym dniem odnajdujemy coraz więcej. To co nowe, przestaje być wrogie, a staje się pewnego rodzaju przygodą, wyzwaniem. Poprzez to wyzwanie otwiera się nasza świadomość i zyskujemy wgląd w rzeczywistość. Nasz rozwój staje się faktem, a my czujemy się coraz bardziej ludzcy i tacy jesteśmy dla siebie i dla innych. Przeżywamy kryzysy, popadamy w zwątpienie, mamy myśli samobójcze, towarzyszy nam lęk i drżenie, cierpimy ale gdzieś przenika do nas światełko nadziei i podejmujemy trud. Przeżywamy nasze istnienie, stajemy się w procesie. Jesteśmy inni, bardziej świadomi, widzimy swoje gorsze i słabsze strony, pożądamy tych lepszych. 258 Od poziomu dezintegracji

jednopoziomowej

do

poziomu

dezintegracji

wielopoziomowej

spontanicznej poprzez kryzysy i załamania biegnie droga. Jednak im wyżej się jest tym bardziej ciemności zostają rozjaśnione. Tym bardziej nasze uczucia są rozwinięte. Czujemy i oddziałujemy na innych pomagając sobie, pomagam komuś innemu. Życie staje się pełne. Dlaczego mamy odmawiać tej szansy, tej drogi reszcie społeczeństwa? Dlaczego mamy niszczyć małe dzieci z ich marzeniami, ich niespokojnymi snami, ich poszukiwaniami własnej wewnętrznej drogi? Dlaczego mamy im odbierać szansę na ich ukochaną przyszłość? Nie widzę powodu. Zdążanie do swojego ideału osobowościowego wydaje mi się czymś pięknym. Dążenie do przekraczania własnych granic, do odnajdywania nowych ścieżek jest przecież immanentną własnością gatunku ludzkiego. Nie można tego odbierać człowiekowi, a odbieranie tego dziecku mogę już tylko nazwać barbarzyństwem. To, że ktoś istnieje, że chce się rozwijać, to według mnie stanowi już autoteliczną, niezbywalną wartość. 258

K. Dąbrowski, „Elementy filozofii rozwoju”, Polskie Towarzystwo Higieny Psychicznej, Warszawa 1989, s. 62.

110


Piękno ludzkiej jednostki, jej godność stanowi właśnie jej gotowość do rozwoju, otwartość. Obrzydliwe jest kiedy ktoś wmawia naszym dzieciom, że są nikim. Niedopuszczalne kiedy płaczą one bo dostaną jedynkę za złe sprawowanie w szkole. Obrzydliwe kiedy dorosłość staje się rózgą w ręku kata, która może bezkarnie biczować małe dziecko lub młodego człowieka. Kiedy wreszcie ludzie zrozumieją, że każdy człowiek ma prawo do własnego wyboru, do szacunku, do respektowania własnego zdania, pod tym warunkiem, że i on respektuje zdania mu odmienne. Przekraczanie granic w rozwoju w kierunku coraz wyższego percypowania rzeczywistości wydaje się bez dwóch zdań czymś do czego wychowawca powinien wprost nakłaniać i zachęcać młodą osobę. Jeśli dowartościowuje on swoje nienasycone ego nie powinien w ogóle wykonywać tego zawodu. Szkolna pseudokultura, która się w Polsce wytworzyła wydaje mi się czymś zgoła odstręczającym, żeby nie powiedzieć wstrętnym. Dopiero wtedy, kiedy godność jednostki i jej prawa do rozwoju zostają uszanowane. Dopiero wtedy ukażą się odpowiednie ścieżki dla polskiej edukacji. Nie można budować wartościowej osoby poprzez zniewolenie. Jest to aktem wandalizmu wychowawczego. Jeśli ktoś posiada nawet wysoką wiedzę pedagogiczną, a zaniedbał rozwój emocjonalny, to nie może wykonywać tejże profesji – powinien przejść konieczną terapię. Nie chodzi też o to, co robi część pedagogów czyli sztuczne okazywanie uczuć poprzez takie sformułowania: jak ja kocham te małe dzieciaczki, albo po prostu moje małe psotnisie, maluszki, słodkie itp., budzą we mnie zaniepokojenie. Czy ci ludzie nie widzą tego, że odbierają temu dziecku jego przyrodzoną godność? „Widziałem jeszcze większą perwersję i to nie tylko w kinie czy w telewizji: Hitler, machający przyjaźnie do rozentuzjazmowanych dziewcząt Hitlerjugend; ludobójca Stalin, całujący dziecko z chustą pionierską na szyi, którego rodzice tak jak i wielu innych zostali zesłani do Gułagu; Gottwald – czeski Stalin – żartujący sobie z uczniami szkoły górniczej, którzy budowali socjalizm, by w jego następstwie stać się inwalidami; iracki prezydent Hussein, uśmiechający, uśmiechający się do dzieci zakładników, którym zagroził rozstrzelaniem.”259

259

V. Havel, „Dziecięca rewolucja”, przeł. B. Śliwerski, [w:] „Edukacja i wyzwolenie”, pod red. K. Bluszcz, Oficyna Wydawnicza „Impuls”, Kraków 2000, s. 19. Jest to przemówienie Havla z 30 września 1990 roku w ONZ

111


Takie osoby traktują młodą istotę ludzką jak zabawkę, a człowiek zabawką nie jest. To co oni czynią może zaważyć na całej przyszłości tego dziecka. Dziecko znakomicie wyczuwa fałszywą czułość, tak jak wyczuwa również prawdziwą, matczyną miłość. Nie uczmy dziecka fałszowania własnych uczuć, nie nakazujmy mu tego. Pozwólmy mu okazywać swoje prawdziwe uczucia. Swoją agresję, swoje lęki, bojaźnie – ma prawo być sobą, własną niepowtarzalną jednością różnorodnych dynamizmów swego środowiska psychicznego. Od tworzenia normy wychowawczej nic dobrego się nie stanie. Ludzie nie są tacy sami. Są inni. Mają inne możliwości. Mają inny potencjał, inne talenty i różnorodne uczucia. Rolą pedagoga jest umożliwienie wykorzystania potencjału dziecka takiego jakie ono posiada. Jeśli wrzucamy wszystkich do jednego worka to nie czynimy nic dobrego – jak to się niektórym zdaje. Niszczymy tylko to co właściwe, niepowtarzalne, jednostkowe, transcendentne w każdym z nas. Tworzymy człowieka – robota, maszynę, który ma się w określony sposób zachowywać i ubierać ale który tak naprawdę już nie żyje swoim własnym życiem bo zostało mu ono odebrane. Zagrabione przez co? Przez niekompetencję i głupotę ludzi, którzy uważają, że słodkie słówka i tępe zasady są najlepszą drogą kształtowania dorosłego człowieka. A przecież wiadomo, że dziecko w wieku 6, 7 lat ma niesamowitą chłonność umysłu. Czy to, że ktoś przejawia większą nerwowość, większą labilność w zachowaniu czyni go kimś gorszym? Czy typy wzmożonej pobudliwości psychicznej, które dzieci przejawiają sprawiają, że muszą zostać zniszczone? Odpowiedź na te oba pytania brzmi nie. Dziecko, które objawia typ wzmożonej pobudliwości psychicznej ma prawo do bycia traktowanym tak samo jak inne dzieci, do okazywania mu szacunku i zrozumienia. Trzeba zrozumieć, że w świetle TDP to co wydaje się wielu „znawcom” złem tak naprawdę w zdecydowanej większości jest dobrem i, że dziecko z elementami nerwowości, konfliktami wewnętrznymi, czy typem bądź typami wzmożonej pobudliwości psychicznej może się wspaniale rozwinąć i przynieść wielkie korzyści w nauce i w kulturze. „Jak już wskazywaliśmy, psychonerwice ujawniają różne poziomy stosunków między sobą i w sobie, tzn. różne poziomy internerwicowe i intranerwicowe. Ta

112


internerwicowość i intranerwicowość wyraża różne poziomy konfliktów, z mniejszą lub większą możliwością zbliżenia się do osobowości.”260 Dlaczego w dzisiejszej polskiej szkole takie dziecko jest opluwane i wyśmiewane, traktowane jako gorsze? Ponieważ podstawy, fundamenty pedagogiki i edukacji, słowem paradygmat dotychczas obowiązujący przestał już spełniać swoje zadanie. Edukacja w Polsce wymaga nie tyle redefinicji, nie tyle restrukturyzacji lub reformy. Ona wymaga permanentnej rewolucji od podstaw. Trzeba zbudować nowy paradygmat, nowy wzorzec, który będzie obowiązywał przez następny długi okres do swojego wyczerpania. Nie da się łatać dziur w poszyciu okrętu kiedy nie ma na czym zalepiać dziur bo wszystkie „deski”, wszystkie „oferty” jakie dawał stary paradygmat zostały już roztrzaskane i wyczerpane. Trzeba nam iść do przodu, należy wkroczyć w edukację jutra. Obawy są naturalne przy tego rodzaju procesie, ale nie mogą zasłaniać nam całości oglądu. Sprawa jest prosta, należy już tylko „zdobyć Bastylię”. Dla filozofii rozwoju niezmiernie ważne jest wielopłaszczyznowe i wielopoziomowe podejście do rzeczywistości. Chodzi o to, że nie możemy jakiegoś zjawiska postrzegać dogmatycznie tylko w jednym aspekcie. Do rozwoju, do naszego potencjału powinniśmy zawsze podchodzić z ogromnym szacunkiem i ze świadomością jak wiele od niego zależy. Rozwój emocjonalny, uczuciowy jest tu w tej samej mierze istotny co intelektualny. Trzeba zrozumieć, że bez umiejętności przeżywania, nie osiągniemy też zrozumienia pewnych podstawowych problemów. Nasza praca polega więc w tym samym stopniu na pracy z naszymi emocjami jak i z naszym intelektem. Źródła wszelkich problemów filozoficznych, kwestii ostatecznych, sensu życia biorą się tak naprawdę, a raczej ich źródło leży w głębokim emocjonalnym przeżywaniu naszego egzystencjalnego położenia. Właśnie dlatego wielu naukowców popełnia podstawowy błąd w swoim życiu odcinając się od emocjonalności – jakby egzystencja była czymś złym. Wydaje mi się, że zapominamy (ogólnie w społeczeństwie) o tym, że to emocje czynią nas ludźmi w prawdziwym sensie tego słowa.261 Nie chodzi mi tu o to, aby deprecjonować wagę czynności intelektualnych ale aby ukazać jedynie, że kwestie te nie są prostą wytyczną operacji rozumowych.

260 261

K. Dąbrowski, „Elementy filozofii …”, dz. cyt., s. 63. Tamże, s. 16, 17.

113


Jest kwestią nie wymagającą wyjaśnień, że nasze dyspozycje intelektualne są zasadnicze dla rozwoju naszego filozofowania, a więc również dla naszego autowychowania i naszego rozwoju. Umiejętność syntezy i analizy odgrywa ogromną rolę. Nasza wszechstronność rozwoju polega na tym, że odkrywamy rzeczywistość we wszystkich sferach: intelektualnej, społecznej, emocjonalnej, imaginatywnej, moralnej. Jednak chodzi o to, że praca z intelektem nie zastąpi nam pracy z uczuciami. Jeżelibyśmy się tylko do tego ograniczyli, to prawie tak jakbyśmy hodowali psychopatów. Trzeba pamiętać, że w dezintegracji pozytywnej rola uczuć, emocji w naszym rozwoju jest ogromna. Bez postępującej transformacji różnych niższych uczuć w wyższe człowiek byłby tylko robotem. Dlatego podkreślanie wagi uczuć i ich roli w rozwoju jest zawsze kwestią wielkiej wagi: „Oczywiście, czynności intelektualne odgrywają tutaj jedną z najbardziej dominujących ról. Ale jawią się one przede wszystkim jako czynności formułowania zagadnień, ich klasyfikacji i opracowywania. Jeżeli zaś chodzi o źródła powstawania i kształtowania się problemów filozoficznych, o ich dynamizmy rozwojowe, najbardziej podstawową rolę odgrywa tutaj wielopłaszyznowe i wielopoziomowe przeżywanie tych problemów – co najmniej na równi z pracą intelektualną.”262 W kwestiach wychowawczych związanych z teorią dezintegracji pozytywnej ważne jest też aby wspomnieć o ważnej roli transformowania i przekształcania wartości religijnych i mistycznych. W próbach dotknięcia niepoznawalnego, odkrycia Boga wyraża się istotny element ludzkiej egzystencji i doświadczenia. Oprócz tych wartości również doświadczenie estetyczne odgrywa znaczącą rolę. Sztuka była od zawsze istotnym elementem

rozwoju

dla

ludzi

wrażliwych,

przejawiających

zaburzenia

psychonerwicowe. W niej to oni znajdowali swoje ukojenie i doświadczali niepowtarzalnego kontaktu z jednią. Dlatego nie można bagatelizować wpływu oddziaływania literatury, malarstwa, poezji, rzeźby – słowem sztuki. Jest ona istotnym elementem rozwoju. Prawdziwą i przedziwną pasją wznoszenia się ponad pozory i sposobem na dotknięcie tego co niedotykalne, na doświadczenie transcendentne. Jest również miejscem gdzie wnętrze człowieka poprzez obcowanie z nią może doświadczyć głębokiej wewnętrznej przemiany i otwarcia się na nowe możliwości transformacyjne. Sztuka, kultura jest świetnym obrazem różnego rodzaju tragedii, dramatów ludzkich, 262

Tamże, s. 17.

114


wzlotów i upadków. Miejscem gdzie udręczona ludzka dusza może doznać ukojenia i odpoczynku. „Tragedia starożytna i nowożytna obrazuje zmagania człowieka ze sobą i warunkami zewnętrznymi, wywołując obok uczuć smutku, przygnębienia i rozpaczy – uczucie uwznioślenia przy utożsamianiu się z wielkimi przeżyciami bohaterów. Ten cały obraz estetyczny daje nam treści o bardzo dużym napięciu egzystencjalnym, będąc składnikiem pogłębiającego się poglądu filozoficznego na nasze życie wewnętrzne i zewnętrzne.”263 Rozwój człowieka, a szczególnie rozwój przyspieszony jest czymś wspaniałym. W świetle mojej ulubionej teorii widać na czym to polega. Poprzez wszechstronny, wielopoziomowy i wielopłaszczyznowy rozwój osoba dochodzi do transformacji swoich starych przekonań. Z uczuć niższych takich jak nienawiść, agresja ewoluuje w stronę miłości i empatii. Jest to rozwój obejmujący wszelakie dynamizmy wewnętrzne człowieka, takie jak dynamizm przedmiot – podmiot w sobie, nieprzystosowanie pozytywne, dynamizm autonomii i autentyzmu itp. Te wszystkie siły oddziałujące ze sobą, wspomagające naszą wewnętrzną drogę – stanowią o naszej pasji poznania. Rozwój ten nie może ominąć wszelkich trudności jakimi są lęki trwoga, egzystencjalna bojaźń, stany długotrwałej depresji i rozpaczy. Z tej niejako mrocznej strony rodzi się jednak nowy człowiek, który poprzez rozwijanie i transformowanie swoich typów wzmożonej pobudliwości psychicznej: intelektualnego, emocjonalnego i imaginatywnego podąża dalej w kierunku realizowania swego osobistego ideału życiowego. Jednocześnie zbliża się on do granic poznawalnej rzeczywistości, a w końcu na najwyższym poziomie dotyka granic poznawalnego, styka się z absolutem. Człowiek przekracza swoje funkcje biologiczne i pokonuje kolejne bariery w rozwoju, kolejne granice w stawaniu się sobą – pełnowymiarowym egzystującym bytem.264

263

Tamże, s. 19. Tamże, s. 19/20., „Rozwój przyspieszony – to rozwój zarówno samego psychicznego środowiska wewnętrznego jak i coraz głębszego stosunku do środowiska zewnętrznego, m. in. poprzez Jaspersowską „pasję nocy”, chrześcijańskie przeżywanie „nocy duszy”, Kierkegaardowską” trwogę i drżenie”, a więc poprzez realizowanie wzmożonej pobudliwości psychicznej – głównie typu intelektualnego, emocjonalnego i imaginatywnego. Jest to rozwój poprzez głębokie penetrowanie stosunku do siebie i świata zewnętrznego pod wpływem oddziaływania na potencjał rozwojowy takich przeżyć, jak: zdziwienia w stosunku do samego siebie i otoczenia, zaniepokojenie sobą, poczucie niższości w stosunku do siebie, niezadowolenie z siebie, poczucie wstydu i winy, nieprzystosowanie pozytywne, dynamizm „przedmiot – podmiot w sobie”, czynnik trzeci, autonomia i autentyzm, odpowiedzialność i empatia itd.” 264

115


Potencjał rozwojowy jaki tu człowiek posiada w TDP ma znaczenie decydujące. Wynika to z tego, że naszą bazą wypadową, że tak to sformułuję, jest to co otrzymaliśmy od rzeczywistości. Każdy ma jakiś potencjał pozytywny. Jednak od siły tego potencjału, od posiadanego typu pobudliwości psychicznej, zainteresowań jednostki, jej wybitnych uzdolnień zależy, czy odnajdzie ona drogę „ku górze”. Te wszystkie składniki składają się również na procesy przebiegające na poszczególnych poziomach teorii Dąbrowskiego. Jeśli mamy duży potencjał to wtedy wpływ otoczenia nie ma takiego znaczenia, nie posiada dużego wpływu na rozwój. Jeśli jednak potencjał jest mały lub średni, to wtedy znaczenie środowiska rośnie. Wiadomo, że nie każdy posiada ogromny potencjał – jest geniuszem. Jeśli jednak tak jest to siły autonomiczne się wzmagają, działają silne dynamizmy. Włącza się trzeci czynnik konstytucjonalny – czyli „czynnik trzeci”. Jednak jeżeli tak nie jest to dużą rolę mają tu do odegrania pedagodzy, gdyż takie dziecko powinno się wspomóc w rozwoju aby nie zaprzepaściło swojego potencjału. Jeśli taki uczeń – przejawiający mniejszy ale istotny potencjał napotkałby na zrozumienie i pomoc ze strony szkoły, pedagogów, nauczycieli to mógłby transformować swój poziom i odnieść sukces na drodze wewnętrznej przemiany. Jednak w innym przypadku jego wewnętrzna dyspozycja osłabnie i nie wiadomo czy nie pójdzie w złym, dyssolucyjnym kierunku. Jak pisze Dąbrowski: „Oczywiście w zależności od siły i zakresu potencjału rozwojowego, od jego hierarchicznego ukierunkowania – oddziaływanie otoczenia może odgrywać mniejszą lub większą rolę. Przy bardzo silnym potencjale rozwojowym znaczenie wpływu otoczenia maleje, natomiast wzmagają się siły autonomiczne i autentyczne człowieka, jego siły ześrodkowane w tzw. czynniku trzecim i stopniowo uwidacznia się działanie esencji indywidualnych i społecznych. Przy miernym potencjale rozwojowym ten wpływ otoczenia, dodatni czy ujemny, pełni dużą rolę, obniżając i osłabiając w pewnym sensie potencjał rozwojowy bądź mniej lub bardziej go wzmacniając.”265 Widać więc jak trudno byłoby wbudować TDP w obecny system, paradygmat obowiązujący w polskiej pedagogice – jest to wprost niemożliwe. Teoria Dąbrowskiego mogłaby wejść w struktury nowego paradygmatu i przynieść wymierne korzyści polskiemu społeczeństwu. Bardzo istotnym elementem w procesie rozwoju poprzez teorię dezintegracji pozytywnej jest hierarchizacja uczuć i wartości. Dziecko, które 265

Tamże, s. 21.

116


dojrzewa w odpowiednim dla siebie tempie zaczyna widzieć pewne różnice, pewne inne jakości w rozwoju. Jedne wartości przychodzą, inne ustępują. Jedne są dla niego bardziej pociągające - drugie mniej, a czasem wręcz go odpychają. Niektóre z nich (wartości) są bardziej powiązane z jego rozwojem biologicznym, inne ze społecznym. Niektóre z nich są dla niego bardziej wartościowe – wspomagają jego rozwój, inne wprost przeciwnie. Dochodzi do stopniowego rozluźnienia, dezintegracji psychiki na jej obecnym poziomie. Rozpoczyna się proces rozbijania na warstwy, stopniowe przechodzenie na wyższy etap, a więc coraz szybsze zdążanie ku górze. Zamiast tego co było przedtem w centrum jego ośrodka dyspozycyjno kierowniczego zaczyna się pojawiać coś innego. Z jego centrum psychicznego jedne wartości, uczucia zaczynają ustępować

innym.

Niektóre

schodzą

na

obrzeża

albo

zostają

całkowicie

podporządkowane funkcjom wyższym. Rozpoczyna się proces zmiany: „W ten sposób przychodzi do rozluźnienia, a nawet rozbijania struktury psychicznej na warstwy. Jest to wyraz procesu dezintegracji i powolnego cząstkowego integrowania struktury na wyższym poziomie. Następuje przemiana układu. To co było w centrum – zmierza powoli na margines, a to co było na marginesie idzie w kierunku centrum zainteresowań i działalności. Wyższe uczucia, prospekcje, konkretny ideał osobowości stają się powoli siłami kierowniczymi.”266 Rozwój nasz i rola wartości w nim wynika z tego, iż podczas rozpadu starego środowiska wewnętrznego nowe wartości stają się niejako pewnym objawieniem, które pozwala przekroczyć, transformować niższe prymitywne instynkty: seksualne, agresji itp. Poprzez wybór pewnych wartości, jakości centralnych stajemy się niejako wolni w stosunku do samego siebie. Poprzez prospektywne widzenie naszego rozwoju utożsamiamy się z tym co być powinno, z tym co lepsze i przekraczamy nasze stare uwarunkowania.267 Z pomocą wielopoziomowego postrzegania rzeczywistości, poprzez tragedie i dramaty życiowe, lęki postępuje przemiana w stronę przekroczenia cyklu biologicznego, wkroczenia na wyższy poziom odczuwania, rozumienia i przeżywania. To, że zaczyna się widzieć zjawiska na różnym poziomie, często na niskim i dziwacznym powoduje, że ciągle widzimy perspektywę własnego poziomu i własnego rozwoju. Pragnienie własnego rozwoju jako wartość nadrzędna, jako cel naszego istnienia zaczyna dominować nad innymi wartościami. 266 267

Tamże, s. 22. Tamże, s. 23.

117


Potrzeba postępowania „do przodu” jest tak silna, że doprowadza prawie, że do atrofii potrzeb niższych. Popędy seksualne, pragnienie władzy, bogactwa ustępuje na rzecz przemożnej siły rozwoju, która „wyplenia” wszelkie chwasty mogące szkodzić naszym siłom transformacyjnym. „W ten sposób wartości i cele rozwoju wysuwają się ponad inne, wysuwają się ponad wszystkie wartości w środowisku wewnętrznym i zewnętrznym człowieka. Stają się one przyciągające,

stają

się

znacznie

silniejsze

od

przyjemności

i

potrzeb

samozachowawczych, seksualnych, potęgi materialnej, wpływu na innych, stanowiska politycznego itd. Rozwój staje się jakby „pozytywnym zatruciem”, które udziela innym „infekcji pozytywnej” i wysforowuje się ponad wszelkie inne wartości.”268 Pasja rozwoju posiada moc, która oddala wszelkie inne nasze pragnienia. Jest to pasja twórcza i bolesna zarazem. Przekraczając samych siebie zderzamy się z bólem nie do wytrzymania, ze swoistym cierpieniem psychicznym niewidzialnym dla przeciętnych, statystycznych ludzi. Życie zyskuje nowe wymiary, a człowiek poprzez stany dezintegracyjne pnie się mozolnie na szczyt. To jest ta podróż w nieznane, którą każdy prawdziwie rozwijający się człowiek musi odbyć i nie ma w niej drogi na skróty. Poznawanie nowego, poszerzanie swojej wiedzy, swoich możliwości, swojej empatii jest właśnie tym co odróżnia nas od zwierząt. Ten potencjał, który mamy i który pozwala nam przekraczać bariery naszego prymitywizmu. „Ta pasja rodzi w nim z jednej strony cierpienie, agonie, lęki, depresje i obsesje, rodzi w nim konflikty wewnętrzne, z drugiej zaś strony daje mu popęd w nieznane, daje mu podporządkowanie wszystkiego celom rozwojowym. Nie znaczy to, aby poprzez ten fakt pomijał on jakiekolwiek wartości wyższego poziomu w stosunku do siebie i innych. Owszem, ta pasja w rozwoju sięga wszerz i w sferę hierarchii wartości w każdej dziedzinie.”269 Unamuno, Jaspers zajmowali się problematyką śmierci, zwłaszcza Unamuno uczynił z niej naczelny problem. „Norma dnia” i „pasja nocy” u Jaspersa jako jawiący się wybór między dwiema skrajnościami. Z jednej strony szansa na odkrycie własnej drogi

268 269

Tamże, s. 24. Tamże, s. 25.

118


rozwoju, a z drugiej łatwe przystosowanie do codziennych warunków i realizacja swoich prymitywnych, pierwotnych instynktów.270 Wrażliwość na sztukę i oddziaływanie poprzez nią, poznawanie poprzez nią człowieka jest integralnym i wartościowym elementem osobowości wielkich ludzi. Wgląd we własne

czynności

psychiczne,

niejako

autodiagnoza

własnego

wewnętrznego

środowiska psychicznego była od zawsze przywilejem wielkich ludzi. Takie potężne osobowości jak Jung poprzez dogłębną psychoanalizę dochodziły do odkryć często zadziwiających. Tym co różni dobrego rzemieślnika od wielkiego artysty jest to, że ten ostatni z powodu swego talentu zawsze będzie głębiej i bardziej jakościowo rozpracowywał pewne zjawiska: „Wielki artysta tym się na przykład różni od tzw. dobrego czy dość dobrego lekarza i psychologa, że ci ostatni nie są uwarunkowani w swojej działalności doborem z racji własnego talentu, ale są tylko kwalifikowani i w sposób zazwyczaj wąski do swego zawodu. Dlatego „diagnoza” tzw. „zaburzeń psychicznych” ze strony pierwszych jest dużo bardziej autentyczna i pogłębiona. I dlatego „pochylenie się” nad ich wkładem i filozofią, skorelowanym z innymi rodzajami poznania człowieka – jest sprawą doniosłą.”271 Praca

umysłowa,

twórcza,

abstrakcyjna,

oparta

na

wielopoziomowości

i

wieloaspektowości zjawisk stanowi konieczny element twórczego i pełnego rozwoju. Myślenie konkretne jest również bardzo ważne. Jednak to myślenie abstrakcyjne na wysokim poziomie jest tym co odróżnia wyższe czynności intelektualne od niższych. Najlepsza jest oczywiście umiejętność swobodnego przechodzenia od jednego typu myślenia do drugiego, od analizy do syntezy, od abstraktu do konkretu i odwrotnie. Twórcze myślenie, plastyczne pojmowanie rzeczywistości ułatwia przejście między 270

Tamże, s. 26., „Ta pasja prowadziła Unamuno do intensywnego zajmowania się problemem śmierci i podniesienia go do rangi naczelnego problemu w rozwoju człowieka. Ta sama pasja przejawiła się u Jaspersa w jego przeciwstawieniu „normy dnia” i „pasji nocy”, z których pierwsza wyrażała łatwe przystosowanie się do zmieniających się warunków życia, szukanie zadowolenia i przyjemności, szukania realizacji prymitywnych popędów, a druga polegała na uwrażliwieniu się na „ból świata”, przechodzeniu przez konflikty wewnętrzne, hamowanie, agonie, lęki, depresje, obsesje, aby z wielkim zdobytym przez te doznania „bagażem” wrócić do normy dnia i przyczynić się nie tylko do własnego rozwoju, ale i rozwoju innych.” Moim zdaniem świetny fragment tekstu, szczególnie ostatnia część mówiąca o tym, że po osiągnięciu pewnego poziomu wracamy aby dopomóc innym w ich rozwoju. To ciekawe bo przypomina mi buddę współczucia z buddyzmu, gdzie osiągnąwszy wyzwolenie z kręgu samsary powracamy aby dopomóc innym w osiągnięciu oświecenia wiedzeni współczuciem – te współczucie jest oznaką osiągnięcia ogromnego poziomu rozwoju umożliwiającego niejako wykroczenie poza siebie. 271 Tamże, s. 26.

119


poziomami, usprawnia analizę i syntezę, daje większe rzuty intuicyjne. Harmonijny rozwój oznacza sprzęgnięcie wyższych czynności intelektualnych z wyższymi czynnościami uczuciowymi. Tworzenie skali wartości ogólnoludzkich, empiryczne badanie różnego poziomu uczuć społecznych, moralnych itp. powinno być kontynuowane. Diagnoza różnego poziomu uczuć daje możliwość oceniania na jakim poziomie dana jednostka egzystuje. Dzięki stopniowemu ulepszaniu i pomiarom mielibyśmy wgląd w sferę ludzkich uczuć, która jest nie mniej ważna od sfery intelektualnej.272 Poziom przeżyć religijnych u człowieka „zainfekowanego” dezintegracją pozytywną również ulega zmianie. Tam gdzie przedtem dominowało skupienie na ceremonii, na przestrzeganiu surowych reguł – rodzi się żywe doświadczenie mistyczne w którym człowiek łączy przeżycia egzystencjalne z esencjalnymi. Poszukuje rozwiązania spraw podstawowych, osiągając własną indywidualną transcendencję, własną harmonię z bóstwem. Ta sama wielopoziomowość obowiązuje w literaturze, poezji, malarstwie i rzeźbie. Sztuka, artyzm osiąga nowe poziomy – od prymitywnego prostego stylu, do stylu pełnego napięcia, ekspresji, wyrazu będącego świadomością spraw ostatecznych, świadectwem dramatu ludzkiej egzystencji. „Widzimy tu coraz wyższy poziom przeżyć religijnych – np. w osłabieniu nadmiaru bodźców przemawiających do zmysłów, osłabieniu formy prymitywnych obrzędów i ceremonii, osłabieniu reklamy religijnej i zewnętrznego autorytetu religijnego, a nawet pewnym osłabieniu powierzchownej strony obrządkowej na korzyść esencji, na korzyść konkretnej transcendencji w przeżyciach duchowych, w dociekliwości myślowej, próbie przezwyciężenia antynomii przedmiotu i podmiotu, życia i śmierci, miłości i nienawiści, trwania indywidualnego i wyrzeczenia. Dociekliwość myślowa poparta wysokiego poziomu przeżyciami uczuciowymi w zakresie treści pluralistycznych i monistycznych, niezniszczalności indywidualnej przy wiązaniu się w harmonię z bóstwem – wyraża najwyższe szczyty przeżyć religijno – mistycznych, łączących w jedną całość przeżycia rozwojowe esencjalne z przeżyciami egzystencjalnymi.”273 Filozofia rozwoju opiera się właśnie na tym wielopłaszczyznowym i wielopoziomowym podejściu do rzeczywistości. Dzięki niej następuje natężenie postawy filozoficznej i intensywne parcie do przodu, poszukiwanie własnej drogi. Następuje uniezależnienie 272 273

Tamże, s. 28. Tamże, s. 29.

120


się od pewnych wpływów otoczenia, a nawet pewnych cech konstytucjonalnych i podążanie w stronę egzystencji, ku coraz bliższemu doświadczaniu niepoznawalnego i ustosunkowywaniu się do niego: „Ta wielopłaszczyznowa i wielopoziomowa filozofia rozwoju staje się miłością rozwoju jako drogi do „miłości mądrości”. Staje się ona coraz bardziej retrospektywna, a jeszcze bardziej prospektywna, upatrując, esencję własną i esencję całej rzeczywistości w tym, co jest coraz silniej – systematyczniej, coraz bardziej intuicyjnie i syntetycznie „ja” w stosunku do tego, co jest „nie ja” lub „mniej ja”.”274 Im wyższy poziom rozwoju tym ta problematyka filozoficzna staje się jednostce bliższa, przepełnia ją zrozumienie dla hierarchii celów i wartości, dogłębna chęć poszukiwania coraz nowych ścieżek rozwojowych. Na poziomie czwartym TDP to znaczy na poziomie dezintegracji wielopoziomowej zorganizowanej i usystematyzowanej następuje

już

zasadnicze

ustrukturyzowanie

się

psychicznego

środowiska

wewnętrznego. Tutaj to następuje wyraźny zwrot w kierunku egzystencjalizmu i poszukiwanie esencji, poszukiwanie wyższych rzeczywistości za pomocą połączonych postaw intelektualnej i emocjonalnej. „Filozofia wkracza tutaj na płaszczyznę egzystencjalizmu w poszukiwaniu konkretnych esencji, osiągając poziom „zorganizowanych przeżyć”, „trwogi i drżenia”, „rozdarcia” oraz silnych impulsów w kierunku realizacji coraz wyższej rzeczywistości. Postawa filozoficzna nie jest nigdy „czysto poznawcza” w sensie intelektualnym, ale jest przeżyciowa, sprzęga się z silnymi postawami uczuciowymi oraz dynamizmami dążeń do osobowości i jej ideału.”275 Najwyższy poziom dezintegracji pozytywnej tzw.: integracja wtórna charakteryzuje się już zasadniczą harmonią. Siły autentyczne są już tak silne, że rozwój przebiega na zasadzie autodeterminizmu. Jednostka ma już tak rozwiniętą osobowość, że jest praktycznie niezależna od niskich popędów.

274 275

Tamże, s. 30. Tamże, s. 33.

121


Jest tu obecna esencja indywidualna i społeczna na najwyższym poziomie. Zasadnicze dynamizmy stają się autonomiczne, empatia, stosunek przedmiot – podmiot zyskują pełny wymiar. Filozofia wolności i mądrości jest tu bardzo silna.276 Istotna wagę przywiązuje Dąbrowski do problematyki empatii, a więc problematyki leżącej w sferze uczuciowej. To, że uznajemy (w większości) dominację intelektu nad uczuciami, to jego zdaniem niewłaściwe podejście. Uczucia, tak samo jak intelekt mają swoje poziomy. Możemy operować uczuciami na poziomie wyższym i niższym. Empatia też ma różnorakie wyrazy, na poziomie najniższym empatia jest syntonią nastrojów – wspólne przebywanie w grupie, pijackie zabawy itp. są wyrazem tej postawy.

Brak

wewnętrznego.

tutaj Ta

zaznaczonego

postawa

nie

oddziaływania

powoduje

psychicznego

praktycznie

żadnej

środowiska aktywności

filozoficznej.277 Na drugim poziomie empatii mamy już do czynienia z chwiejnością nastrojów, raz z syntonią, a raz z asyntonią, niestałe sympatie, słaba lub żadna hierarchizacja. Aktywność filozoficzna na tym poziomie empatii jest mierna. Zaznaczają się okresy rozumienia, próby syntezy, wahania. Brak tutaj wewnętrznej stałości. Jest to poziom przygotowujący do właściwej aktywności filozoficznej. Trzeci poziom rozwoju empatii charakteryzuje postawa refleksyjna, wzrost psychicznego środowiska wewnętrznego powoduje przyspieszenie procesu. Wszystkie główne dynamizmy oddziałują na ustosunkowanie się do innych jako do podmiotów i do siebie jako

do

przedmiotu.

Powstaje

gotowość

pomocy

i

rozumienia

innych.

Nieprzystosowanie pozytywne jest tutaj jednym z najistotniejszych, jeśli nie najistotniejszym czynnikiem budzenia się sfery uczuć wyższych. Oprócz innych dynamizmów odgrywa on znaczącą rolę w rozwoju postawy głęboko refleksyjnej.278 Aktywność filozoficzna staje się tu wyraźna. Dzięki niej również dokonuje się przechodzenie od niższego do wyższego. Powstają i rozwijają się filozofia miłości i 276

Tamże, s. 36., „Faza ostatnia, najwyższa cechuje się harmonią zachowania i postępowania, kierowanych siłami autodeterminizmu. Jest to autonomia autentyczności. Jest to wyraz kierowania energią czerpaną z ideału osobowości i to w sposób autentyczny. Osobowość staje się zasadniczo uniezależniona od niższych popędów. Mamy do czynienia z autonomią empatii. Przejawia się autonomia „ja” i „ty” na najwyższym poziomie, a więc wskazano już autonomiczny autentyzm wkraczający na poziom transcendentalny i absolutny. Implikacje filozoficzne możemy nazwać sprzężeniem formowania się filozofii wolności i filozofii mądrości. Jest to równocześnie filozofia autentyczna w ustosunkowaniu się do świata zewnętrznego, siebie i innych osób. Występuje wyraźnie przeżywana harmonia między „ja” i „ty” na pograniczu rzeczywistości transcendentalnej.” 277 Tamże, s. 36. 278 Tamże, s. 36/37., „W trzeciej fazie rozwoju sympatii – empatii przychodzi wzrost refleksji, opartej na dynamice nieprzystosowania pozytywnego. Mamy do czynienia ze wzrostem środowiska wewnętrznego jako czynnikiem sprawnym rozwoju empatii. Dynamizmy zdziwienia w stosunku do samego siebie, zaniepokojenia sobą, poczucia niższości względem siebie, niezadowolenia z siebie, poczucia wstydu i winy wobec samego siebie – odgrywają dużą rolę w powolnym uprzedmiotowianiu siebie i upodmiotowaniu innych; w rozwoju empatii mamy więc do czynienia z powstawaniem gotowości pomocy oraz rozumienia innych.”

122


współczucia. Czwarty poziom charakteryzuje się kontrolą swojego zachowania oraz wyraźnym i silnym rozwojem empatii w oparciu o czynnik trzeci, przeróbkę wewnątrzpsychiczną itp. Na tym poziomie empatia ma już wypracowaną formę. Jest w niej rozumienie innych, altruizm. Jednostka nie popiera jednak przejawów zachowań i uczuć pozostających w konflikcie z wyznawanymi. Rozwój filozoficzny jest wyraźny i silny. Na piątym poziomie zachodzi już całkowita zdolność do identyfikacji ze światem i samym sobą. Są tu obecne silne przejawy empatii, gotowość do poświęcenia dla innych połączona z silną autonomią i autentyzmem. Aktywność filozoficzna jest tu już bardzo silna. 279 Poszukiwanie rozwiązania w stosunku do siebie i do innych, jak również do absolutu. Poczucie winy jest istotnym elementem rozwojowym wewnętrznej psychiki człowieka. Jeżeli tylko jest połączone z wysokim poziomem empatii. Człowiek, który nie odczuwa wewnętrznej winy za popełnione czyny. Jeśli nie ma krytycznego stosunku do samego siebie, nie może zostać uznany za zdrowego psychicznie. Niekoniecznie zewnętrzny ale wewnętrzny krytycyzm, że tak można by rzec uwewnętrznione poczucie winy jest koniecznym korelatem rozwoju. Jeżeli ktoś nie przejawia elementów winy, krytycyzmu, współczucia to jest upośledzony uczuciowo – psychopatia lub organiczne uszkodzenie mózgu.280 Chcę tu wspomnieć jeszcze o jednej istotnej rzeczy, która mi się tu nasuwa – mianowicie chodzi o tak zwany jarmarczny altruizm. Tym określeniem oznaczam te tzw.: organizacje filantropijne, które w naszym państwie czynią „dobro” jakby rzucając ochłap biednym ludziom. Państwo ma oczywiście inne zainteresowania niż wspomaganie swych obywateli, choć to jest cel jego istnienia, ale nie wymagajmy od rządzących, żeby posiedli umiejętność czytania Tocquevilla lub Rousseau – to chyba jednak dla nich za dużo. Wracając do tematu to co czynią ci ludzie to litość podszyta chęcią poklasku – trudno o bardziej obrzydliwe uczucie. Charakterystyczna dla wysokiego poziomu byłaby tu postawa pełna współczucia wymagająca głębokiego poziomu empatii i z szacunku dla drugiej istoty, chęci jej pomocy. Jednak taka postawa należy dziś do rzadkości. Dlaczego? Niech każdy tutaj sam poda swoją odpowiedź. Teraz zrobię nawrót i przypomnę jeszcze raz o czynniku trzecim – jest to zespół sił autonomicznych i autentycznych, sprzężenie jakości centralnych, który wybiera to, co 279

Tamże, s. 38. Tamże, s. 39., „Poczucie winy – jeżeli tylko przejawia elementy zdrowe – zasadza się na wysoko rozwiniętej postawie „my”, na postawie wysokiego poziomu sympatii i empatii. Są one ściśle związane z uczuciem odpowiedzialności i potrzebą ekspiacji; wyrażają głębokie doświadczenie „trwogi i drżenia” (Kierkegaard). Łączą się też z postawą samooskarżenia, wyrażającą się w poczuciu wstydu i empatii do skrzywdzonych oraz z niezadowoleniem w stosunku do siebie.” 280

123


wyższe dla jednostki i włącza do jej hierarchii wartości, a to co niższe zwalcza i przemienia na drodze transformacji. Jest to bardzo silny czynnik, którego nie należy lekceważyć. U ludzi wybitnie zdolnych odgrywa on ogromną rolę, będąc silniejszym nawet od czynników genetycznych i środowiskowych. To fascynujące, bo rozwój jakby wybiera tych ludzi i ich prowadzi przez życie. To jest naprawdę piękne. „Istnieje zatem jeszcze czynnik trzeci, który tak nazywamy w grupie wszystkich czynników, decydujących o rozwoju. Czynności i oddziaływanie tego ostatniego są specjalnie wyraziste w procesie dezintegracji wielopoziomowej. Potwierdza on lub zaprzecza – i to w silny sposób – wybór pewnych wartości zarówno we własnym środowisku wewnętrznym, jak i zewnętrznym. Odgrywa on zasadniczą rolę w realizacji własnej niezależności i autentyczności wobec bardziej prymitywnych, biologicznych i społecznych wpływów, tzn. prowadzi stale do coraz większej autonomii.”281

Jeszcze o dynamizmie autentyczności. Jest to jakby wewnętrzna siła, która za pośrednictwem jednostki wybiera samego siebie spośród różnych struktur. Osoba podąża swoim życiem, zbiera doświadczenia, wybiera i afirmuje niektóre z nich świadomie tworząc siebie. Wśród znoju i potu znajduje siebie i poprzez to zyskuje swój autentyzm.282 Tutaj krótko jeszcze o rozwoju jest on zjawiskiem nierównomiernym. To nie jest tak, że ktoś jest wybitnie zdolny i wszystko się mu udaje. Droga rozwojowa obejmuje często depresje, psychozy nie do wytrzymania, stany skrajnej nerwicy, lęków, bojaźni, cierpienia. Wszystko to składa się na psychiczną transformację, która w końcu przychodzi, często po długich okresach zastoju. Trudności z którymi boryka się osoba wybitnie uzdolniona są często nie do wyobrażenia dla statystycznego obywatela. Okresy gwałtownych naporów twórczości są przeplatane z chorobliwymi okresami niemożności zrobienia czegokolwiek. Kiedy chęci nie przekładają się na skutki, kiedy szaleją wewnętrzne wichury człowiek pozostaje jakby sam na sam z sobą i musi w 281

Tamże, s. 39. Tamże, s. 40., „Dynamizm autentyczny jest oparty na świadomym wyborze samego siebie, istotowego siebie spośród struktur i funkcji rozwijających się w procesie pozytywnej dezintegracji. Ten dynamizm wyraża indywidualne determinacje siebie, wybór własnego losu. W ten sposób jednostka staje się autentyczna. Przechodzi ona przez doświadczenia, zaprzeczenia i potwierdzenia, radości i cierpienia, szukając ich wyższych poziomów przy udziale świadomej autodeterminacji, przy udziale własnego wyboru, przez wypracowanie zróżnicowania siebie w sobie. Uzyskuje zaś to zróżnicowanie w afirmacji i negacji pewnych elementów i poziomów w sobie samym, eliminując swój stereotypowy rozwój, zdeterminowany przez prymitywne tendencje, zintegrowane na niskim poziomie.” 282

124


wewnętrznej walce stawić czoła własnym psychozom i je transformować. 283 Zasadniczo nie przedstawiałem jeszcze bardziej schematycznie pięciu poziomów dezintegracji pozytywnej. Poniżej pokrótce je scharakteryzuję. Poziom integracji pierwotnej, prymitywnej. Jednostki na tym poziomie przejawiają bardzo niskie, prymitywne struktury popędowe. Inteligencja jest tu na służbie tych popędów. Brak hierarchii wartości, jak również brak konfliktów wewnętrznych. Działania ich są automatyczne. Psychiczne środowisko wewnętrzne praktycznie nie istnieje. Wszystkie działania są podporządkowane najsilniejszym popędom. Nie ma mowy o empatii w sensie dynamizmu wyższego, może istnieć co najwyżej syntonia ale na prymitywnym, ograniczonym poziomie. Jest to poziom charakterystyczny dla niższej normy psychicznej, psychopatów.284 Poziom dezintegracji jednopoziomowej. Na tym poziomie jednostka doświadcza rozbicia podstawowych funkcji, struktur psychicznych. Rozgrywka dzieje się na niższym poziomie, bez świadomości tego co wyższe i niższe. Są tu jednak obecne wahanie, pobudzenie, inhibicje, zaburzenia równowagi układu wegetatywnego. Występują tu silne ambiwalencje i ambitendencje. Jeśli nie ma wystarczającej siły rozwojowej aby przejść na następny poziom dezintegracji wielopoziomowej spontanicznej mamy wtedy do czynienia z chronicznymi zaburzeniami, ciężkimi psychozami. Tendencjami i próbami samobójczymi, agonią psychiczną. Przy odpowiednim potencjale rozwojowym, po ciężkim okresie zaburzeń powinno nastąpić przejście na następny poziom. Poziom dezintegracji wielopoziomowej spontanicznej. Na tym poziomie zaczynają oddziaływać silne dynamizmy wyższe. Jest już tu wyraźniejsze psychiczne środowisko wewnętrzne. Jest tu już różnicowanie na wyższe i niższe w sobie, a więc istnieje przeróbka wewnątrzpsychiczna. Jednak te przemiany wewnątrz siebie nie są jeszcze podbudowane wystarczającą dozą refleksji. Opierają się jakby na intuicyjnych rzutach 283

Tamże, s. 41., „Rozwój nie przebiega w równym tempie. Są okresy wielkiej intensywności i nierównowagi (psychonerwice, proces twórczy, depresje); są też procesy równowagi. Rozwój przechodzi w zastój, co może pojawić się na jakimkolwiek poziomie albo „między” poziomami, kiedy czynniki rozwoju są aktywne w kształtowaniu postępowania, ale są nieczynne w dokonywaniu transformacji i restrukturyzacji. Może się to wyrażać w częściowej integracji. Ale kiedy rozwój wyraźnie postępuje, tzn. kiedy osiąga się wyższy poziom, zatrzymanie w procesie psychicznym transformacji jest mniej możliwe. Dlatego właśnie taki wybitny rozwój został nazwany przyspieszonym (Dąbrowski, 1970). Przyspieszenie nie oznacza tutaj szybkości szansy danej realizacji, ale raczej zakres i głębię przekształceń struktury osobowości.” 284 K. Dąbrowski, „Psychoterapia przez rozwój”, Wydawnictwo „PRASA ZSL”, Warszawa 1979, s. 14.

125


w głąb własnego psychicznego środowiska wewnętrznego. Występuje więc opieranie się na tym co wyższe, ale bez wyraźnego fundamentu, który dopiero się tworzy na następnym poziomie. Głównymi dynamizmami są tu min. zdziwienie w stosunku do siebie i otoczenia. Jest to dynamizm z przewagą podbudowy intelektualnej oraz elementem emocjonalnym. Odpowiada za pewien rodzący się krytycyzm w stosunku do samego siebie. Jest to dynamizm, który oznacza dość wysoki poziom uczuciowości. Wyraża zaczątki tworzenia się dynamizmu przedmiot – podmiot w sobie. Jest pobudka do rozpoczęcia poszukiwań naukowych i filozoficznych. Dynamizm poczucia niższości w stosunku do samego siebie. Jest to bardzo ważny, elementarny dynamizm rozwojowy. Ważne jest tutaj to, aby zrozumieć, że jednostka poprzez poczucie niższości w stosunku do siebie, a nie do otoczenia – (nie mylić z Adlerem) wyraża niezadowolenie, dyssatysfakcję ze swojej obecnej postawy. Wyraża on rodzenie się postawy mocno rozwojowej opartej na dążeniu do własnej osobistej transformacji. Dynamizm zaniepokojenia sobą wyraża się bardziej w komponencie emocjonalnej niż

intelektualnej. Zawiera wyraźne i mocne elementy samokrytyki,

agresji, niezadowolenia ze swojej postawy. Dynamizm nieprzystosowania pozytywnego do otoczenia zewnętrznego i siebie. Jest to bardzo istotny dynamizm wyraża niezadowolenie, nieprzystosowanie się do tego co jednostka ocenia jako złe w środowisku zewnętrznym i wewnętrznym. Pojawia się w niej bunt przeciwko tym wartościom, których nie podziela i które uważa za degradujące. Środowisko z reguły odrzuca lub neguje taką jednostkę, ale rodząca się w niej siła przełamuje konformizm w niej obecny. Przystosowuje się ona do wyższych wartości w swoim wnętrzu i na zewnątrz. „Powolne dojrzewanie takiej postawy wiąże się coraz bardziej ze zrozumieniem siebie i innych, z nietolerowaniem siebie, a chociaż częściowym tolerowaniem innych. Pierwotna ostrość łagodzi się w opiniach, a wzrasta w sile przekonań i działania.”285 Niezadowolenie z siebie jest trwałą postawą w jednostce wyrażającą dążenie do tego co wyższe, lepsze. Jest to postawa zbiorcza dynamizmów. Wyraża ona dążenie „ku górze’ z równoczesnym odseparowaniem się od niższego. Poczucie wstydu i winy jest bardzo istotnym elementem rozwojowym. O ile wstyd nie zawiera w sobie specjalnego potencjału, to wina ma go bardzo dużo. Jeśli więc wstyd prowadzi do winy – to jest

285

Tamże, s. 17.

126


pozytywny. Poczucie winy wyraża świadomość tego co wyższe i podłość tego co niższe. Poczucie winy również tak jak poczucie niższości może być skierowane do wewnątrz. Wyraża wtedy świadomość zaniedbania jakie się uczyniło wobec siebie nie dopełniając własnych możliwości rozwojowych. To co wyższe upomina się o siebie. „Można mieć też poczucie winy w stosunku do samego siebie, dzięki zaniedbaniom rozwoju, zaniechaniom jakości i intensywności drogi rozwojowej. Jest to jakby poczucie zawinienia w stosunku do własnego wyższego poziomu, własnych możliwości, własnego ideału.”286 Instynkt twórczy to dynamizm bardzo istotny ze względu na swój kreatywny charakter, na poszukiwanie nowego, inspirującego poziomu rzeczywistości. Przeczy on niskiemu poziomowi, poszukuje drogi wzwyż. Jednak ten dynamizm jest korzystny dopiero wtedy, gdy zostanie włączony w instynkt doskonalenia się, gdy zaprzeczy jednostronnej postawie w tworzeniu tylko dla niego. Jest on wtedy pożyteczny i służy postępowi rozwojowemu. Konflikty wewnętrzne są jakby własnością obejmującą te wszystkie poprzednie dynamizmy – są ogólnym dynamizmem, który jest zasadniczy dla rozwoju. Bez konfliktów, depresji nie ma psychicznego środowiska wewnętrznego, nie ma potencjału rozwojowego. Rozwój wzwyż wymaga konfliktów, przeciwstawienia jednych wartości drugim. Na poziomie dezintegracji wielopoziomowej spontanicznej konflikt ten się intensyfikuje, a jednocześnie jest uświadomiony. Podstawą prawdziwej psychoterapii opartej na rozwoju jest wbudowywanie powstałych starć w proces rozwojowy. Kanał główny rozwoju czerpie energię właśnie z tych ścierających się sfer. Człowiek prawdziwie rozwijający się jest konfliktowym, nie w sensie zewnętrznym lecz w wewnętrznym. Czyli agresja zewnętrzna jest słabsza. Jeśli jednostka nie odczuwa konfliktów w swym środowisku wewnętrznym jest to oznaką jej procesu chorobowego, inwolucji rozwoju, a w skrajnym przypadku psychopatii. „Na podstawie konfliktów wewnętrznych buduje się cały rozwój, całe wychowanie i samowychowanie

autentyczne.

Konflikty

wewnętrzne

dobrze

uświadomione

i

autentyczne stanowią zasadniczy element w psychoterapii i autopsychoterapii. Nie są traktowane jako wróg, ale jako przyjaciel; nie są odsuwane i niszczone, ale 286

Tamże, s. 18.

127


uświadamiane, wbudowywane w łożysko rozwoju i wykorzystywane dla tego rozwoju.”287

Poziom

dezintegracji

wielopoziomowej

zorganizowanej,

usystematyzowanej.

Dynamizmy poprzedniego poziomu zostały potwierdzone i uporządkowane w środowisku wewnętrznym, następuje więc proces którego rezultatem są dynamizmy na wyższym poziomie rozwoju. Dynamizmy świadomości i samokontroli – za pomocą tych dynamizmów dokonuje się niejako wgląd we własną osobowość, następuje pogłębienie swojej introspekcji – można zobaczyć swoje wnętrze i odbywające się w nim spory. W swoim pluralizmie, wielopłaszczyznowości i wielopoziomowości postaw zaczynamy wyraźnie widzieć własną ścieżkę rozwoju. Uświadamiam sobie swoje własne stany, tendencje. Dokonuję introspekcji w głąb siebie i odnajduję siebie lepszego i siebie gorszego. Wchłaniam to co dobre i przemieniam to co złe. Wznoszę się na wyższe poziomy i doświadczam absolutu. Teraz już rozumiem po co żyję i mogę wypełnić swą powinność. Rozwój sprawia mi naturalną radość, jest częścią mnie, kiedy się rozwijam staję się pełny, moja egzystencja napełnia się światłem i miłością do wszystkiego co żywe. Nie boję się już śmierci. Jest ona częścią mojego życia, doświadczeniem, które może mnie tylko wzbogacić. Łapię się na tym, że z niecierpliwością patrzę ku niej. Wypełnia mnie radość, że oto się dokonało moje życie, że wytrwałem w rozwoju. Tak oto dzięki tym dynamizmom doskonali się osobowość. Opisałem tu jak mogłoby wyglądać przykładowe doświadczenie takiej jednostki. Dzięki tym dynamizmom ustalamy jakby plan rozwoju, widzimy swoje błędy i sukcesy. Jak to już jest im wyżej, tym mniej się liczą partykularne interesy, szanujemy potrzeby innych. Działania te i to istotne nie są wypadkową czynności intelektualnych lecz zachodzą na drodze przesycenia empatią na wyższym poziomie. Uczucia są tutaj jak i wszędzie istotnym elementem ludzkiej istoty. „Dynamizm samokontroli ściśle współdziała z dynamizmem samoświadomości w kierunku powstrzymania własnych interesów, a uwzględniania potrzeb i praw innych, poszukuje własnych zaniedbań, postaw i usprawiedliwień pozornych. Mimo pozorów nie jest to dynamizm wyłącznie intelektualny, ale co najmniej w tej samej mierze uczuciowy. Działania konkretne nie zachodzą tylko na drodze analizy rozumowej, ale przede wszystkim poprzez wprowadzenie wrażliwości, empatii i miłości w stosunku do innych, a pewnej surowości do siebie. Tak więc kontrola siebie ma charakter sprzężony, 287

Tamże, s. 20.

128


uczuciowo – poznawczy a efekty tego typu kontroli są głębsze, bardziej przekształcające jednostkę.”288 Identyfikacja i empatia również ewoluują. Identyfikacja występuje okresowo i nie oznacza utraty siebie. Traktujemy innych jako odmienne, ale autonomiczne i niepowtarzalne byty. Utożsamienie całkowite możliwe i naturalne jest tylko z sobą – w podążaniu i urzeczywistnianiu swego jednostkowego ideału osobowościowego. Empatia staje się postawą wielopoziomową, obiektywną, subiektywną i głęboko refleksyjną. Budzi często sprzeciw, bo prawdziwa empatia jest szczera, jest naturalna, tak jak uśmiech dziecka – niewymuszona. Jest połączeniem miłości i dostrzegania niesprawiedliwości.289 Dynamizm „przedmiot – podmiot” w sobie. Główna komponenta tego dynamizmu jest intelektualną. Nie jest to introspekcja, ponieważ zawiera w sobie przeżycie, emocję. Jest w nim zawarta stała gotowość zmieniania siebie, widzenia i przerabiania swej wewnętrznej postawy. Bada i prześwietla czynności zachodzące we wnętrzu człowieka. Identyfikuje się z tym co wyższe, a bada swe niższe tendencje. Jest on jakby czymś co patrzy na jednostkę jak na przedmiot, a na innych jak na podmiot. Dzięki temu zyskuje się obiektywizm w stosunku do siebie, a subiektywizm w stosunku do innych. Przechodzimy do czynnika trzeciego jest to zespół dynamizmów autonomicznych. Wybiera on, afirmuje ze środowiska wewnętrznego i zewnętrznego to co wyższe, a odrzuca, niweluje to co niższe, prymitywne. Jest to jakby determinizm rozwoju. Im wyższy poziom tym jest większa jego siła i rola w stosunku do czynnika genetycznego i środowiskowego. Dynamizm samowychowania i autopsychoterapii. Jak sama nazwa wskazuje – pierwszy z nich zajmuje się samowychowaniem jednostki, planowaniem, ustalaniem, porządkowaniem. Drugi dopomaga w kryzysach, wspomaga jednostkę za pomocą elementów wychowawczych i rozwojowych. Przekształca negatywne dynamizmy i czynności w stronę pozytywną i przede wszystkim rozwojową.290 Dynamizm przeróbki wewnątrzpsychicznej polega to na tym, że to co przyjemne jest przyjmowane za dobre 288

Tamże, s. 21. Tamże, s. 22., „Empatia wielopoziomowa jest postawą szeroką, wszechstronną. Dlatego w pierwszej fazie jej działania budzi reakcję przeciwstawienia w środowisku zewnętrznym przez swoją obiektywność, subiektywność i czystość. Jest ona wrogiem klikowości, sztuczności. Wyraża miłość i sprawiedliwość. Dlatego właśnie często powoduje niechęć przy wstępnym zetknięciu się z taką postawą. Empatia to wysoki poziom syntonii, oczyszczony z elementów temperamentalnych, z pierwotnej syntonii, z niezróżnicowanej postawy „my”.” 290 Tamże, s. 24/25. 289

129


w psychicznym środowisku wewnętrznym. Tak więc jest to działanie na zasadzie przyjemności. Działanie te przebiega na poziomie podkorowym. Im wyższy poziom czynności psychicznych tym dynamizmy przeróbki wewnątrzpsychicznej mniej się kierują zasadą przyjemności. Działają wybierając i przerabiając te elementy, które uznają za pozytywne, eliminując tym samym te struktury psychiczne, które nie służą rozwojowi jednostki. Dynamizm ten jest bardzo istotny, gdyż nie dopuszcza niektórych elementów środowiska wewnętrznego i zewnętrznego do oddziaływania. Podejmuje on również decyzje w sprawach czynności wewnętrznych np.: medytacja, wgląd, planowanie. Bierze udział w ustalaniu zespołu odpowiednich cech i zainteresowań, a więc kształtuje wnętrze jednostki dążąc do pełnej osobowości. Tym samym bierze udział w ustalaniu esencji indywidualnej i społecznej jak również broni i wspomaga wyższe poziomy przed przenikaniem wpływów niskich tendencji.291 Ośrodek dyspozycyjno – kierowniczy na wyższym poziomie – to siła wokół której jednoczą się inne dynamizmy. Jednoczy ona pracę wewnętrznego środowiska psychicznego i steruje nim w procesie ciągłego doskonalenia. W zależności od poziomu prezentowanego przez daną jednostkę ośrodek ten się zmienia. W drodze ewolucji im wyższy poziom tym odgrywa on większą rolę. Tym większym się staje budowniczym środowiska wewnętrznego. Tym silniej jednoczy on centralne wartości i dynamizmy. Administruje i zarządza, ma coraz większą spójność. Decyduje i planuje na końcowym etapie staje się częścią osobowości i jednoczy się z nią. Poziom integracji wtórnej. Ten poziom cechuje prawie, że całkowite, stopniowe scalenie się wszelkich dynamizmów i ich złączenie z ośrodkiem dyspozycyjno – kierowniczym, a później również z osobowością. Dynamizmy, które przez pewien czas zachowują samodzielność to: Dynamizm autonomii – na tym poziomie stanowi już wielką siłę, która nie pozwala na uzależnienie się od strony somatycznej – czyli tak naprawdę od popędów na niskim poziomie. Człowiek osiąga tu już znaczne przekroczenie własnego typu psychicznego i cyklu biologicznego. Osoba postępuje w sposób świadomy i zgodny z własną autonomią. Autentyzm polega na tym, że jednostka posiada wyraźną i odrębną własną osobowość, jednocześnie nie tracąc nic z więzi z innymi ludźmi. Potrafi ona być szczera wobec siebie i innych. Wierność sobie i wierność innym jest obrazem tego dynamizmu. Esencja indywidualna, a więc własne talenty, twórczość, zainteresowania, wyłączne związki uczuciowe i esencja społeczna tworzą tu harmonijną i niepowtarzalną całość. 291

Tamże, s. 24.

130


Dynamizm odpowiedzialności – na poziomie integracji wtórnej jest odpowiedzialnością za własne środowisko wewnętrzne jak i zewnętrzne. Przyjęciem zobowiązania za kontakty społeczne i za własny rozwój. Ten dynamizm zyskuje tu swój głęboki charakter poprzez wyznaczanie jej sobie nie za pomocą kontraktu, ale ze względu na poziom empatii, wrażliwość moralną i jakość prezentowanego etapu rozwoju. 292 Ośrodek dyspozycyjno – kierowniczy na najwyższym z możliwych poziomie. Ta siła wcześniej wyodrębniona, staje się częścią osobowości a poprzez to jednoczy się również z wcześniej odrębnymi dynamizmami w jej zakresie i działa wraz z nimi w oparciu o ideał osobowości, który staje się siłą sterującą rozwojem, jednością wszystkich tak ciężko wypracowanych dynamizmów. Empatia – najwyższy możliwy poziom. Na tym poziomie jest to postawa pełna refleksji, postawa globalna, pełna wrażliwości i współczucia. Jest zjednoczona z osobowością, ten jej aspekt jest odpowiedzialny za głęboki, pełen miłości, przyjaźni i uczucia stosunek do

ludzi. Szanowanie ich odrębności, wyjątkowości jako jedynych

zaistniałych bytów. Jest to związek wyłącznego uczucia, wierności z najbliższymi, jedynej wyłącznej miłości lub przyjaźni. Gotowość pomocy i poświęcenia się dla innych

ludzi.

Empatia wypracowuje

tu

charakter kosmicznego,

globalnego,

przepełnionego uczuciowością podejścia do rzeczywistości. Elementami o wielkiej sile oddziaływania, jednymi z głównych fundamentów integracji wtórnej są esencja indywidualna i powszechna. Esencje powszechne to wszystkie dynamizmy trzech ostatnich poziomów dezintegracji pozytywnej. Esencje indywidualne to jedyne, wyłączne związki uczuciowe, uzdolnienia twórcze i zainteresowania, własna historia przebytego rozwoju. Gdy esencje stają się osobowością, główne jakości centralne nie ulegają przemianom, zachodzą one jedynie w sensie ilościowym, a nie jakościowym tzn. wartości centralne nie ulegają zmianom jednakże mogą do nich dołączyć nowe dynamizmy,

czynniki,

jakości.

293

Osobowość stanowi

samopotwierdzającą i

samowychowującą się strukturę jakości, esencji indywidualnych i społecznych. Znakomicie pojęcie osobowości oddaje Dąbrowski.294 292

Tamże, s. 26/27. Tamże, s. 28., „Esencje powszechne to wszystkie dynamizmy charakterystyczne dla dezyntegracji wielopoziomowej spontanicznej, dezyntegracji wielopoziomowej zorganizowanej i integracji wtórnej. Esencje indywidualne to najważniejsze indywidualne zainteresowania i uzdolnienia; niepowtarzalne, jedyne związki przyjaźni i miłości, to świadomość własnej tożsamości, jedyności w historii rozwoju. Esencje indywidualne od czasu „stania się osobowością” nie ulegają zmianom jakościowym, ale mogą ulegać zmianom ilościowym. To znaczy, że w trakcie rozwoju mogą przyjść do głosu nowe jakości, nie mogą jednak zostać odsunięte z centralnego miejsca jakości dotychczasowe.” 294 Tamże, s. 28., „Osobowość zdefiniować można jako samouświadomioną, samowybraną, samopotwierdzoną i samowychowującą się jedność podstawowych esencji indywidualnych i wspólnych na poziomie integracji wtórnej. To znaczy, że realizuje ona swój konkretny ideał indywidualny i wspólny, 293

131


Ostatnim i najważniejszym dynamizmem dla poziomu integracji wtórnej jest ideał osobowości. Jest to jedyny dynamizm, który zachowuje pewną odrębność w działaniu, osobowość stanowi jego wypełnienie. Trzeba też powiedzieć, że granice poziomów i dynamizmy dla nich charakterystyczne nie są wyznaczone w sposób ścisły i schematyczny. Wynika to w sposób oczywisty z pojęcia i właściwości rozwoju oraz z niepowtarzalności i odrębności każdego ludzkiego indywiduum. Chodzi o to, że niektóre dynamizmy przechodzą, a raczej przenikają na wyższe poziomy, może też istnieć kilka poziomów obok siebie – dopóki jeden z nich nie wyłączy bądź nie podporządkuje sobie innych. Procesy cząstkowej integracji i dezintegracji przeplatają się i przenikają w swym działaniu. Jest to szczególnie widoczne na poziomie trzecim i czwartym teorii Dąbrowskiego. Mogą przechodzić takie dynamizmy na trzeci poziom rozwoju – jak chociażby ambiwalencja i ambitendencja. Generalnie razem z rozwojem napięcie jest przekształcane w bardziej kontrolowane i użyteczne, służąc dalszemu rozwojowi osobowości. „W zakresie aktywności związanej z napięciem czynności poszczególnych dynamizmów czy grup dynamizmów mamy do zanotowania ich wysokie napięcie w pierwszych fazach ich rozwoju i działalności oraz słabnięcie a raczej przekształcenie tego napięcia na wyższych poziomach z zachowaniem jego siły działania, lecz w formie uciszonej, w miarę zbliżania się do osobowości, która przejmuje ich działanie w bardziej jednolitej postaci.”295 Uczucia nie mogą być lekceważone. To jest największy błąd jakiemu ulegała od zawsze ludzkość. Tworząc niepotrzebną dychotomię pomiędzy intelektem a emocją. Jest to z gruntu fałszywe, gdyż jak potwierdza to choćby buddyzm u źródła działania leży uczucie, emocja. Praca więc z emocjami jest sprawą zgoła fundamentalną, gdyż tylko wtedy gdy przepracujemy, a raczej transformujemy własne emocje na wyższy poziom, to wtedy na tym rusztowaniu może wyrosnąć wspaniały intelektualny kwiatostan. Jeśli jednak ma się emocjonalne bagno przesycone prymitywizmem doznań i skrywanymi żądzami to jak nawet najwyższy intelekt może dać nam korzyść. Intelekt jest służką emocji – ta myśl jest jak sądzę tym co w sposób inherentny wypełnia myśl

a więc swoje indywidualne i wspólne (społeczne) esencje. Wymienione właściwości osobowości wskazują na przeniesienie wszystkich zasadniczych dynamizmów jej pracy do wewnątrz, na teren autonomii sprzężonych czynności uczuciowych, popędowych, intelektualnych i intuicyjnych na najwyższym dostępnym jednostce poziomie.” 295 Tamże, s. 30.

132


Dąbrowskiego. Zakłada on, że uczucia są czymś pożytecznym i nie można ich rozpatrywać w oddarciu od funkcji rozumowych. Tym, co uszlachetnia człowieka i w ogóle czyni go istotą ludzką jest zdolność do współczucia i empatii. Człowiek, który nie odczuwa tego typu doznań jest jakimś zdehumanizowanym tworem. Posłużę się tutaj dość topornym przykładem, załóżmy, że mamy superkomputer, który wykonuje ogromną liczbę obliczeń na sekundę – ta maszyna potrafi pokonać bez problemu arcymistrza szachowego. Czy oddamy jej pod opiekę kilkuletnie dziecko? Czy to, że ma takie możliwości obliczeniowe czyni ją bardziej ludzką od nas? Moim zdaniem nie. To jakiś absurd, że ludzie przeciwstawiają intelekt emocjom. To, co naprawdę staje się ważne pod koniec życia człowieka to nie to jaki iloraz IQ posiada, ale raczej jego uczucia, emocje, doświadczenia i to co się z nimi łączy. Zaprzeczanie roli emocji to tak jakby twierdzić, że ferrari jeździ bez benzyny – niestety tak nie jest i nie będzie. Uczucia są siłą, której nie wolno lekceważyć, są zasadniczym napędem dla rozwoju. Uczucia na wysokim poziomie są najmocniejszą i najprzemożniejszą energią człowieka. Pamiętamy przykład Korczaka. Z czego on wypływał - z intelektu czy z emocji? Odpowiedź jest jasna. Fundamentalnym postulatem jest obiektywizacja uczuć przy jednoczesnym zachowaniu ich subiektywnego charakteru. Dzięki temu można chyba w jakimś sensie zapobiec szerzeniu się postawy całkowitego nihilizmu, życia odartego z jakiejkolwiek pewności. 296 Przynajmniej takie jest stanowisko Dąbrowskiego. Moim zdaniem na pewno w pewnym stopniu jest to idea słuszna. Niektóre przecież czyny muszą być uznane za wrogie życiu. Jeśli np. ktoś bije dziecko dla własnej przyjemności, wykorzystuje je seksualnie albo wycina organy ludzkie i je sprzedaje bogatym osobom, które poszukują przeszczepu – to nie trzeba być Einsteinem żeby widzieć, że coś jest nie tak. Zysk nie może być wartością przewodnią. Pieniądze są konieczne ale moim zdaniem jest złe kiedy stają się tym dla czego człowiek żyje. Problem (dla mnie) z wartościami jest taki, że nie można dopuścić do zbytniego prymatu jednych nad drugimi. Idea jednej prawdy mnie osobiście nie przekonuje. Zbyt wiele morderstw popełniono w imię wartości pięknych i słodkich. Konieczny jest więc pewien 296

K. Dąbrowski, „Elementy filozofii …”, dz. cyt., s. 47., „Godne uwagi i doniosłe jest to, że przeszła już epoka – i to najprawdopodobniej bezpowrotnie – kiedy za sprawą Arystotelesa, Tomasza z Aquinu, Kartezjusza uważano myślenie za warunek sine qua non istnienia. Wydaje się, że dużo słuszniejsze jest ujęcie: „czuję, więc jestem” aniżeli „myślę, więc jestem”. Może najwłaściwszym ujęciem byłoby sprzęgnięcie obu funkcji i ujęcie ich w formułę: „czuję i myślę, czy może – przeżywam i myślę – więc jestem”. Podstawowym jest także zagadnienie obiektywizacji uczuć przy dalszym traktowaniu ich jako funkcji subiektywnych. Ta obiektywizacja pozwala na traktowanie ich w sposób dokładny, opisowy, ścisły, z drugiej zaś strony pozostają one nadal czynnościami subiektywnymi, które odgrywają podstawową rolę zarówno w bogatym kontakcie intuicyjnym z innymi, jak i otwieraniu szerokiego terenu obiektywności w tych kontaktach poprzez podejście subiektywne.”

133


relatywizm przy jednoczesnym trzymaniu się pewnych podstaw i tu leży problem, bo jakim prawem ktoś ma decydować o tym co jako takie jest właściwe, a co nie jest. Według Dąbrowskiego istnieje stopniowe uniezależnianie (w miarę rozwoju) podmiotu od oddziaływania środowiska zewnętrznego (pamiętamy czynnik trzeci). W drodze przeróbki wewnątrzpsychicznej wchodzimy na coraz wyższe poziomy rozwoju. W coraz bardziej pełniejszym stopniu stajemy się samym sobą. Oczywiście grają tu rolę poprzednio pokrótce opisane dynamizmy. Następuje w tym procesie coraz pełniejsze przeniesienie konfliktów z terenu zewnętrznego na wewnętrzny. Tym samym zdąża się dalej do osobistego ideału. „Czynności psychicznego środowiska wewnętrznego wiążą się z budowaniem siebie przez siebie, z budową warstwicową, z konstrukcją i czynnościami coraz bardziej uniezależniającymi się od bodźców zewnętrznych. W tej całej pracy psychicznego środowiska wewnętrznego odgrywają rolę różne dynamizmy, a przede wszystkim dynamizm „przedmiot – podmiot w sobie” oraz czynnik trzeci – oba stymulujące skok rozwojowy ku wyższym poziomom wartości aż do osobowości i jej ideału.”297 Nawiązując do szkoły widać, że takie myślenie jak tu reprezentowane jest całkowicie odmienne niż w niej praktykowane. Gnuśny charakter masowej, nieskomplikowanej rzeźni jaką przedstawia nasze szkolnictwo niełatwo zmienić. Jest dla mnie oczywiste (i jak myślę dla wielu innych) że obecny paradygmat pedagogiczny stał się afunkcjonalny. Tworzy się ciągle jakieś nowe pseudopodejścia, nowe subdyscypliny nauk o wychowaniu, nowe etaciki, ale to nic nie zmienia. To wszystko, ta edukacja stała się jedynie źródłem samonapędzającego się finansowego koncernu w którym jedynymi zainteresowanymi są ci co dostają kasę. Edukacja tworzy sama sobie nowe cele i osiągnięcia i tłumaczy społeczeństwu, że tak ma być – bo to i to się powiększa. Choćby przykład absurdalnej matury z matematyki, która służyła tylko uzasadnieniu wątpliwego celu edukacyjnego. Chodziło o to, żeby stworzyć impuls do myślenia, że jest coś do zrobienia i że pracują nad tym. Cały jednak galimatias w tym, że sensu w tym nie było. Stworzono coś, co miało dawać uzasadnienie bytności systemu, a nie daje nic jego użytkownikom – czy raczej więźniom. Nowatorstwo myśli Dąbrowskiego jawi się tutaj jak błysk pioruna, który ma rozwalić ten jarmarczny festiwal, który nazywamy polską edukacją. Awangardowość jego polega na kilku głównych aspektach jego myśli, które spróbuję wymienić. Po 297

Tamże, s. 48.

134


pierwsze inaczej interpretuje on wszelkiego rodzaju trudności wychowawcze – implikuje to jego TDP, ponieważ jego rozumienie schorzeń psychicznych, psychonerwic, nerwowości dziecięcej, schizofrenii itp. powoduje zupełnie inny stosunek do dziecka, ucznia, człowieka i jego rozwoju.298 Po drugie podnosi on rolę uczuć, a zwłaszcza empatii. Uczucia są u niego na równi z drogą intelektualną. Są ściśle sprzężone z intelektem. Po trzecie kładzie nacisk na intradyscyplinarny i interdyscyplinarny charakter rozwoju i wychowania.

Wielopoziomowość,

wielopłaszczyznowość,

wszechstronność,

wieloaspektowość w jakiej mamy spostrzegać zjawiska zachodzące w rzeczywistości wychowawczej zmienia kompletnie ich wymiar. Po czwarte inaczej interpretuje on zdrowie psychiczne w jego myśli przedstawia ono raczej zdolność do rozwoju wszechstronnego i wielopoziomowego, a choroba psychiczna to niezdolność do rozwoju lub jego zatrzymanie – inhibicja. Po piąte opowiada się on za zawodem psychohigienisty – który byłby swoistym połączeniem kompetencji lekarza, pedagoga i psychologa, a który tak naprawdę zapewniałby najlepsze możliwości do rozwoju. Mało kto wie, że w Polsce istniała wyższa Szkoła Higieny Psychicznej i że kształcono w tym zawodzie na pełnoprawnych studiach.299 Połączenie części kompetencji lekarza z kompetencjami pedagoga i psychologa byłoby ogromnym przełomem w tworzeniu się nowego paradygmatu. Te wszystkie wymienione punkty to tylko ułamek góry lodowej. Oparłem je na wielokrotnej lekturze większości dzieł Dąbrowskiego – tych które ukazały się po polsku. Można by było wymieniać (te punkty) długo jeszcze. Chodziło mi jednak o to aby unaocznić fakt, że ta myśl leży jakby w kontrapunkcie tego co jest i dlatego nie może być wykorzystana. Tym samym poprzez swą alternatywność, której korzenie sięgają głęboko w glebę egzystencjalizmu teoria ta może stać się jednym z fundamentów nowego paradygmatu w pedagogice. Zadanie jakie staje przed pedagogiką w świetle tego co napisane jest

298

K. Dąbrowski, „Dwie diagnozy”, Polskie Towarzystwo Higieny Psychicznej, Warszawa 1974, s. 8/9., „Taki stosunek do tych tzw. schorzeń doprowadza do przekonania, że drogą naszej powierzchownej oceny, drogą naszej częstej winy, przy pewności siebie przyczyniamy się niejednokrotnie nie do zapobiegania chorobie, ale do zapobiegania pozytywnemu rozwojowi wielu tzw. psychonerwic przez tworzenie atmosfery podejrzliwości, zdziwienia, lekceważenia lub umieszczanie takich „chorych” w szpitalu. W średniowieczu palono ich na stosie za „nieczyste siły”, opętanie itd. oraz poddawano torturom. Jeszcze i obecnie jesteśmy odpowiedzialni za tłumienie potężnych sił twórczych przez tworzenie opinii „choroby psychicznej” w stosunku do tych, którzy mają odmienne czy przeciwstawne nam poglądy społeczne, polityczne lub naukowe.” 299 T. Rzepa, „Kulisy sporu wokół (Państwowej) Wyższej Szkoły Higieny Psychicznej. Baley kontra Dąbrowski”, [w:] Przegląd psychologiczny”, 2010, tom 53, nr 3, 345 – 362. Artykuł jest również dostępny na stronie poświęconej Dąbrowskiemu i jego teorii, gdzie znajduje się oprócz niego też wiele innych ciekawych i przydatnych informacji: http://www.dezintegracja.pl/?kulisysporu-wokol-(panstwowej)-wyzszej-szkoly-higieny-psychicznej.-baley-kontra-dabrowski-(pl),206,,,3

135


przeogromne. Trzeba byłoby zacząć od formułowania nowych podstaw, od rozpoczęcia procesu tworzenia, który będzie odmienny od starego warsztatu pedagoga. Rewolucja wymagałaby oparcia się w największej części na Dąbrowskim, ale oprócz tego czerpałaby też z wielu innych nurtów. W dużym stopniu jednak oparłaby się na filozofii egzystencji Jaspersa, Kierkegaarda z której czerpie przecież autor naszej teorii. Myślę, że korzystne byłoby też włączenie niektórych innych przedstawicieli egzystencjalnej nauki. Jak Petera Wusta czy Teilharda de Charde (egzystencjalizm chrześcijański). Wiem, że moje niewielkie doświadczenie nie predestynuje mnie do formułowania takich twierdzeń, ale chodzi tu o ratowanie pedagogiki, o ratowanie humanizmu w nauce o człowieku, o zaprzestanie edukacyjnej hucpy. Zmiany nie zachodzą na gruncie tylko intelektualnym ale może przede wszystkim na gruncie emocjonalnym. Stwórzmy pedagogikę, która będzie mogła wyłaniać talenty, która nie będzie tylko ładną fasadą ale będzie spełniała swe wychowawcze i rozwojowe zadanie. Tak więc ważne - jak mi się zdaje - powinno być przygotowywanie społeczeństwa do zmian, a przygotowywać inaczej jak przez wychowanie, ukierunkowywanie, edukację nie można. „Zadaniem podstawowym powinno być systematyczne wychowanie społeczeństwa w przekonaniu, iż ogromna większość tzw. pacjentów psychiatrycznych jest dużo bardziej „bogata psychicznie”, dużo mniej niebezpieczna dla otoczenia niż wielu osobników normalnych, a tym bardziej małych psychopatów oraz odsunięcie dotychczasowego rozumienia normy psychicznej, zmniejszenie obawy i niechęci otoczenia do ludzi, którzy w ostry lub mniej ostry sposób szukają innych rzeczywistości.”300 Jednostki wybitne, geniusze – tacy jak chociażby Michał Anioł, Ludwig Wittgenstein, Franc Kafka, Bruno Schultz, Miguel Unamuno, Karl Jaspers, Fryderyk Chopin, dążyły od zawsze do przekroczenia pewnych partykularnych interesów, do tworzenia w imię wyższej rzeczywistości. Ich zainteresowania, dążenia, prospekcje w przyszłość nie odbywały się już na bazie prymitywnych popędów ale raczej na trwałym przystosowaniu do wyższych poziomów rzeczywistości. Silnie przyspieszony rozwój psychiczny, bóle rozwojowe, poczucie zwątpienia i egzystencjalny lęk przed śmiercią prowadziły ich w stronę transformacji swojego niższego ja w wyższe. Dlatego też ważne jest przygotowywanie systemu edukacyjnego, aby nie traktował takich ludzi jak zła koniecznego. Wychowanie społeczeństwa w kierunku akumulowania jego 300

K. Dąbrowski, „Dwie diagnozy”, dz. cyt., s. 9.

136


potencjału, a nie utrwalania przeciętności – która staje się synonimem ideału. Nawet małe urojenia prześladowcze, wielkościowe nie przedstawiają tylko negatywnego charakteru. Są one swoistymi bezpiecznikami, które zapobiegają dysolucji rozwojowej. Zresztą, czy mało widać powodów do niepokoju w dzisiejszym świecie?301 Ważne jest aby zrozumieć fakt, iż nie każda jednostka rozwija się w takim samym tempie – to banalne ale często pomijane. Wynika z tego to, że niektórzy ludzie o wysokim potencjale rozwojowym dochodzą do takiego poziomu rozwoju na którym ich percepcja niewiele ma wspólnego z poziomami dla nas charakterystycznymi. Dlatego ich postępowanie, życie codzienne może się nam wydawać dziwaczne, a ich samych możemy nazywać chorymi psychicznie, szaleńcami tylko z tego powodu, że nie wyrażają normy statystycznej. Jednak to, że my to tak widzimy nie oznacza jeszcze, że to widzenie jest prawidłowe. Ich zachowania mogą po prostu wyrażać trwałe przystosowanie do wyższej rzeczywistości, niedostępnej dla nas. Mogą oni zdradzać tendencję do zatracenia się w twórczości, do niejako zapominania o świecie zewnętrznym, do tak intensywnego skupienia się w sobie, w swoim wewnętrznym psychicznym krajobrazie, że reszta świata jest dla nich jakby zamglona. „Jednostki o dużym potencjale rozwojowym mogą postrzegać zupełnie inne rzeczywistości i postępować zgodnie z tymi innymi rzeczywistościami zatracając w znacznej mierze poczucie rzeczywistości zewnętrznej. Ich zachowanie może być dla nas niezrozumiałe.”302 Dlatego złym podejściem jest naznaczanie tych ludzi stygmatem społecznym. Złe jest piętnowanie ich postępowania i napawanie się własną zaradnością. Jest to wyrazem postawy prymitywnej i raczej mocno ograniczonej. Zajmować się takimi jednostkami powinny osoby o wysokim poziomie rozwoju, wszechstronnie przygotowane i rozwinięte. Jeśli brak im takiego przygotowania, będzie to jedynie doprowadzać do niweczenia tych wybitnych talentów i uzdolnień, które można by było przeznaczyć dla 301

Tamże, s. 11/12., „Wiele wybitnych jednostek historycznych realizujących drogę do doskonałości oraz wielu mędrców nie można zaliczyć do chorych umysłowo. Także np. Kierkegaard czy Kafka nie byli w moim ujęciu chorzy umysłowo, przedstawiali natomiast silnie przyspieszony rozwój psychiczny. Oczywiście, niektóre formy utraty stosunku do rzeczywistości, jak urojenia wielkościowe czy prześladowcze nie mają zazwyczaj charakteru pozytywnie rozwojowego, ale i tutaj należy wystrzegać się zbyt pochopnego sprowadzania małych urojeń, odgrywających rolę klapy bezpieczeństwa w stanach silnej wrażliwości, poczucia niższości – do wyraźnych, nieewolucyjnych stanów urojeniowych. Trzeba zresztą dodać, że obecna i historyczna rzeczywistość w całym świecie przedstawia aż nadto powodów do lęków, podejrzeń i obsesji u ludzi wrażliwych, subtelnych, o niskim progu frustracji.” 302 Tamże, s. 26.

137


ludzkości, aby służyły jej rozwojowi. Według mojej opinii nie możemy sobie pozwolić na taką stratę.303 Żeby wyobrazić sobie stopień upodlenia jaki posiada człowiek o niskim poziomie odczuć, można sobie przypomnieć znany stanfordzki eksperyment więzienny Philippa Zimbardo, kiedy to ludzie przedtem normalni, statystyczni, przebadani zaczynali nagle z łatwością wchodzić w role oprawców i katów, a co gorsza zaczynało im to sprawiać wyraźną przyjemność. Tak samo sprawa ma się z perwersjami. To charakterystyczne, że różnego rodzaju zboczenia przejawiają najczęściej psychopaci lub ludzie o skłonnościach psychopatycznych. Jak mi się zdaje wynika to z tego, że dla psychopaty zwyczajne życie nie zapewnia żadnych bodźców, które by mu dawały jakieś poruszenia wewnętrzne. To powoduje, że poszukuje on „silniejszych doznań” uzyskując je w sposób zdeprawowany np. za pomocą gwałtów i morderstw. Tylko wtedy on coś „czuje” i sprawia mu to wielką radość. Z tego co pisze Dąbrowski wynika, że osobowości o strukturze psychicznej rozwijającej się nie przejawiają takich oznak perwersji, a jeśli one są to zostają transformowane i zmieniane w stronę różnorodnego i ubogaconego psychicznego środowiska wewnętrznego.304 Jeśli chodzi o narkotyki to jeżeli jednostka przejawia pociąg do środków halucynogennych, to w miarę jej rozwoju (tak twierdzi Dąbrowski) tendencja ta zostaje osłabiona. Zaczyna ona poszukiwać wyższego poziomu już nie drogą niejako niezależną od niej, a szukać za pomocą doznań transcendentalnych, głębokich przeżyć egzystencjalnych itp. Według Dąbrowskiego diagnoza literacka przewyższa pod wieloma względami diagnozę psychiatryczną. U wnikliwych pisarzy diagnoza ta jest wypadkową ich talentu, sympatii, utożsamiania się z postaciami przedstawianymi. Niedostatek diagnozy psychiatrycznej, pedagogicznej czy psychologicznej jest w tym wymiarze oczywisty. Niestety do tych bardzo ważnych zresztą zawodów wybiera się ludzi nie na

303

Tamże, s. 27., „Traktowanie tych zjawisk, do których odpowiednie podejście może dać częściowe wyświetlenie ważnych procesów życia duchowego, powinno być powierzane ludziom wszechstronnym i przygotowanym wielopoziomowo w zakresie psychologii, psychopatologii, pedagogiki, filozofii, mistyki, a przede wszystkim o wysokim poziomie osobowości i jej autentyzmu. Niewłaściwy stosunek społeczeństwa i lęk pacjenta przed umieszczeniem w zakładzie zamkniętym pogarsza sprawę, osłabia, a nawet niekiedy niweczy te uzdolnienia.” 304 Tamże, s. 91., „Nie zwrócono dostatecznej uwagi na to, że znaczna większość perwersji łączy się ze strukturami psychopatycznymi, z prymitywnością emocjonalną i moralną i że rozwój w kierunku osobowości osłabia perwersje na korzyść mniej lub więcej wszechstronnego zróżnicowania psychicznego. Nie zwrócono także uwagi, że w tendencjach do narkomanii odgrywa zasadniczą rolę poziom ogólnego rozwoju psychicznego. Osobnik kojarzący w sobie wysoki potencjał rozwojowy z tendencjami do narkomanii osłabia je w miarę rozwoju. Staje się dlań obce szukanie innej rzeczywistości drogą autanatyczną, a więc w tym wypadku farmakologiczną, niezależnie od jego autentycznych poszukiwań.”

138


fundamencie talentu, kandydat nie jest wybrany przez fachowców w danej dziedzinie. Nie przechodzi żadnych badań psychologicznych, a egzamin, który zdaje na studiach tylko w niewielkim stopniu ujawnia uzdolnienia człowieka, który potem będzie miał za zadanie wspomagać i wspierać innych na ich osobistej drodze rozwojowej. „Psychiatra czy psycholog rzadko „dobiera się” sam na podstawie talentu, a prawie z reguły nie jest dobierany przez fachowców. Egzamin, który wstępnie przechodzi, jest powierzchowny i bardzo ogólny, nie ujawnia w niczym najważniejszych właściwości kandydata na najbardziej zaszczytne stanowisko rozpoznania i pomocy innym, którzy często swoim skomplikowaniem i głębią przeżyć przewyższają badających i leczących.”305 Jak dalej pisze Dąbrowski nazbyt często kilka lat nauki daje ludziom ograniczonym w rozwoju prawo do kierowania i wspomagania rozwoju innych. Ci często niezbyt dobrze wykwalifikowani „fachowcy” sądzą, że daje to im pretekst do stawiania się ponad innymi. To ogromny błąd, bo bez autentycznej pracy rozwojowej nie ma mowy o wspomaganiu innych. Jeśli człowiek czyni coś dla zabezpieczenia swej materialnej przyszłości albo tylko dla spokoju. Jeśli nie „czuje tematu” – jest to szkodliwe dla zarówno jego progresu jak i dla postępu w rozwoju jego pacjentów. „Kilka lat spędzonych na studiach „daje prawa” wglądu w zawiłości psychiczne człowieka, prowadzenia leczenia i pomocy w rozwoju. W większości przypadków czynności te stają się formą pracy dla zabezpieczenia potrzeb finansowych lub schematyzmem „aby jak najszybciej skończyć przypadek”. Stąd owe zasadnicze różnice między poziomami diagnoz i leczenia ze strony dwu grup „fachowców”: z dyplomami akademickimi i z „dyplomami talentu”, wnikliwości i empatii.”306 Tak więc pokrótce reasumując ostatni wątek stosunek większości lekarzy, psychiatrów i psychologów, a także pedagogów do ludzi o wzmożonym typie pobudliwości psychicznej, pozytywnych zaburzeniach rozwojowych pozostawia wiele do życzenia. Brak znajomości struktur psychicznych oraz właściwości nerwic i psychonerwic powoduje, że wiele talentów, zdolności osób wybitnych często nie ujrzy światła

305 306

Tamże, s. 104. Tamże, s. 104.

139


dziennego. Jest to tragiczne nastawienie zarówno społeczeństwa jak i „fachowców” do osób przejawiających wyjątkowe talenty w sensie pozytywnym. „Jak już wskazywałem, brak rozeznania psychiki ludzkiej ze strony większości psychiatrów i psychologów, a tym bardziej szerszego otoczenia, wyraża tragizm wielu jednostek o wybitnym potencjale rozwojowym, niszczonym przez taką postawę.”307 Należy również nadmienić, że zadziwiająca jest postawa braku negatywizmu wobec psychopatów, którzy w społeczeństwie cieszą się większymi przywilejami niż ogół obywateli. Może prymitywna postawa własnej korzyści imponuje niskiemu poziomowi mentalnemu niewychowanego społeczeństwa. Posługując się sztywnymi metodami, ograniczonymi standardami większość specjalistów od wychowania, psychiki nigdy nie uruchomi potencjałów zawartych w ludziach, których powinni rozwijać i wspomagać, a nie leczyć stawiając się w wygodnej dla nich pozycji czyli nad swoimi pacjentami i podopiecznymi. „Większość psychologów i lekarzy, stosując metody stereotypowe oparte na sztywnej klasyfikacji, nie ma możliwości uruchomienia niezbędnych czynników indywidualnych w rozwoju, a głównie uzdolnień twórczych swych podopiecznych.”308 Każda diagnoza powinna uwzględniać elementy wielopłaszczynowe i wielopoziomowe, nie może ona polegać na jednostronnym, ograniczonym postrzeganiu pacjenta jako przypadku i to przypadku negatywnego wymagającego leczenia, a nie rozwojowego ukierunkowania. Zadaniem diagnozy powinno być raczej scharakteryzowanie psychicznego środowiska wewnętrznego i wprowadzenie go na drogę transformacji. Poprzez uwzględnienie i wytyczenie pewnych dynamizmów korzystnych dla rozwoju jak i sił prymitywnych dajemy pacjentowi wytyczne po których ma się wspinać w swojej drodze rozwoju. Oczywiście chodzi też o to, że w zależności od jednostki wpływ psychiatry, pedagoga, psychologa może być większy lub mniejszy. Ukierunkowywanie, wzmacnianie pozytywnych dynamizmów środowiska wewnętrznego i przeróbki wewnątrzpsychicznej jest korzystne dla pacjentów na wyższym poziomie rozwoju, którzy są zdolni do autopsychoterapii. Jeżeli mamy osoby na niższym poziomie rozwoju to wtedy właściwe jest bardziej psychoterapeutyczne podejście, ale zawsze z 307 308

Tamże, s. 108. Tamże, s. 108.

140


elementami wielopoziomowości, ze skupieniem na traktowaniu pacjenta jako podmiotu, a nie jako przedmiotu. Należy wtedy wzmocnić siły pozytywne ażeby struktura psychiczna mogła się niejako „osadzić” na wyższym poziomie. Trzeba pamiętać, że jednostki uważane obecnie za chore, bezużyteczne, wadliwe, uczniowie którzy są spychani zarówno w szkole jak i późniejszym życiu na margines społeczny mogliby przez nadanie im odpowiedniego impetu rozwojowego stać się grupą dynamiczną i twórczą, która przeniosłaby kulturę na zupełnie inny poziom. „Przez pełną zmianę stosunku otoczenia, przez diagnozę wielopłaszczyznową i wielopoziomową, poprzez którą można pacjentom wskazać ich właściwości twórcze, ich bogactwo psychiczne – można zasadniczo zmienić stosunek do nich i ich stosunek do siebie i powoli zacząć widzieć wśród nich szeroką grupę najbardziej pożyteczną, twórczą i pomocną w rozwoju społeczeństw i ludzkości.”309 Badania eksperymentalne Dąbrowskiego dowiodły, że psychonerwice i typy wzmożonej pobudliwości psychicznej 85% ze 175 dzieci i młodzieży szkół wyższych, publicznych z Polski i Kanady – określanych przez pedagogów jako najzdolniejsze przejawiało wzmożoną pobudliwość psychiczną, jak również nerwice i psychonerwice. Równocześnie badania autora teorii dezintegracji pozytywnej, prowadzone na dzieciach z ograniczeniami umysłowymi i upośledzeniami w Kanadzie i Polsce dowiodły, że nie występowały u nich typowe objawy nerwowości, psychonerwic. Po trzecie zabieg lobotomii przedfrontalnej przeprowadzany na jednostkach wrażliwych, uczuciowych ale przejawiających psychozy, schizofrenię, ciężkie nerwice doprowadzał do ich zaniku, prymitywnego przystosowania się do otoczenia, polepszenia apetytu i nastroju. Jednak ulegały całkowitej atrofii wszelkie uzdolnienia twórcze, artystyczne, poetyckie, wyłączne postawy uczuciowe. Tak naprawdę więc te jednostki po prostu trwale okaleczono na resztę życia. Po czwarte u wybitnych ludzi, geniuszy spotykamy znacznie częściej komponenty nerwicowe, psychonerwicowe przejawiające się przez całą historię ich życia i twórczości. Po piąte u jednostek wrażliwych po ciężkich przeżyciach, depresjach, nerwicach następuje z reguły nasilenie twórczości, empatii. Po szóste w okresach silnego rozwoju, kiedy następuje choroba

309

Tamże, s. 109.

141


psychiczna np. psychonerwica,

następuje też

nasilenie

życia duchowego i

artystycznego: Wittgenstein, Unamuno, Kierkegaard itp.310 To, że nadchodzą konflikty w środowisku wewnętrznym jest po prostu oznaką tego, że coś się w nim dzieje. Jeśli następuje depresja, labilność nastrojów, ambiwalencje i ambitendencje to jest to w znacznej większości przypadków pozytywne i domaga się jedynie odpowiedniego ukierunkowania, transformacji.311 Przystosowanie, konformizm jest z reguły postawą negatywną, przynajmniej w świetle TDP ponieważ poprzez przystosowanie się zaprzeczamy często tym wartościom, które mogłyby przyczynić się do naszego rozwoju,

lub

być jego koniecznym

„zaczynem

pozytywnym”.

Nieprzystosowanie pozytywne do niektórych czynników środowiska zewnętrznego i przystosowanie pozytywne do pewnych wyższych wartości obieranych przez siebie we swoim własnym psychicznym środowisku wewnętrznym jest jak najbardziej pozytywne i nie może być traktowane jako coś chorobowego. Przeciwnie jeśli przystosowujemy się do czynów brutalnych, które występują w naszym środowisku, jeśli adaptujemy te prymitywne siły do naszego środowiska wewnętrznego - to jest to niewątpliwie przystosowanie negatywne.312 Przekonanie, że socjalizacja, dostosowanie się do panujących warunków jest czymś dobrym jest błędne, gdyż nie zawsze to co społecznie uznawane jest za właściwe tym jest. Wymaga jednak ogromnej odwagi, wielkiej siły charakteru przeciwstawienie się tym szkodliwym tendencjom psychicznym. Wyraźnie szkodliwe są jednostki psychopatyczne jak także normalne statystycznie z dążeniami w stronę psychopatii oraz mali psychopaci. „Dotychczasowa klasyfikacja objawów zaburzeń i chorób psychicznych nie powinna zatem stanowić kryterium zdrowia i choroby psychicznej. W moim ujęciu – wyraźnie patologicznymi są psychopatie i oligofrenie, które przedstawiają stany i procesy integracji na niskim poziomie, podlegające w wielu przypadkach dezintegracji negatywnej (dezintegracja paranoidalna wielu psychopatów).”313 310

K. Dąbrowski, „Elementy filozofii …”, dz. cyt., s. 51 – 52., lub K. Dąbrowski, „Psychoterapia przez …”, dz. cyt., s. 10 – 11. 311 K. Dąbrowski, „Elementy filozofii …”, dz. cyt., s. 52., „Te konflikty wewnętrzne łączą się z powstawaniem i wzrostem objawów nerwowości, czy powstawaniem i rozwojem stanów psychonerwicowych w postaci niepokojów, lęków, depresji i obsesji. Napięcia, które tu notujemy, a których usunięcia domagają się najczęściej psychiatrzy – są zazwyczaj czynnikami pozytywnymi, świadczącymi, że „coś się dzieje” w środowisku wewnętrznym, coś się rozwija, przekracza poziom „równowagi bodźca i reakcji”, domaga się „przeróbki wewnątrzpsychicznej” w stosunku do bodźców wewnętrznych i zewnętrznych.” 312 Tamże, s. 53. 313 K. Dąbrowski, „W poszukiwaniu zdrowia psychicznego”, PWN, Warszawa 1989, s. 11.

142


Branie się w garść, integrowanie się, to są negatywne struktury i cechy wyrażające dążenie do przystosowania się, do dominacji w środowisku zewnętrznym. Te cechy są bardziej zwierzęce niż ludzkie. U dzieci również możemy stwierdzić wiele cech dezintegracyjnych. Takie zachowania i cechy jak myślenie magiczne, nadmierna otwartość i szczerość, myślenie animistyczne są bardzo pozytywnymi czynnikami rozwojowymi, również w późniejszym wieku dorosłym. Dowodzą wysokiej zdolności do tworzenia i rozwoju przyspieszonego.314 Zdrowie psychiczne jako struktury i funkcje zintegrowane po prostu nie istnieje. Konieczny jest proces rozpadu i integracji na nowym i wyższym poziomie. Tak więc jeśli mamy do czynienia z na przemian się pojawiającymi stanami dezintegracyjno – integracyjnymi, cząstkową integracją wtórną – to są to z reguły przejawy wkraczania jednostki na wyższy poziom. Zjawisko trwałej integracji pierwotnej jest zjawiskiem negatywnym, jest chorobowe i może wynikać bądź z upośledzenia umysłowego, bądź z psychopatii. Jest to zjawisko będące patologią. „Utrzymujący się stan integracji pierwotnej jednostki uważamy za niezdolność do rozwoju, za upośledzenie uczuć (psychopatia) lub upośledzenie umysłowe, ewentualnie za stan z pogranicza obu upośledzeń i uznajemy za zjawisko psychopatologiczne.”315 W ujęciu Dąbrowskiego to właśnie jest piękne i zarazem niezrozumiałe dla większości, że odwraca on do góry schematyczne myślenie o rozwoju i o procesie twórczym. Jest to naprawdę fenomenalne, bo to tak jakbyśmy stanęli do góry nogami i zaczęli w ten nowy sposób patrzeć na otaczający nas świat. Zadziwiające jest dla mnie to, że TDP tak pozytywnie wpisująca się w pedagogikę nie została nigdy poważnie przez nią wykorzystana. Jednakże jest to zrozumiałe, gdy się zauważy z jaką siłą uderza ona w uświęconą tradycję (Feyerabend) i przestawia do góry nogami pojmowanie roli pedagoga. Dąbrowski przywraca równowagę (w nauce) kiedy pisze, że dla rozwoju naszej psychiki równie ważne są procesy dezintegracyjne jak i integracyjne. I, że to dezintegracja musi poprzedzać integrację aby wypełniała ona swe pożyteczne wtedy zadanie.

314 315

Tamże, s. 13. Tamże, s. 17.

143


„Zgodnie z zasadą rozwoju psychicznego – a specjalnie twórczego, przyspieszonego – obok procesów hamowania i integrowania występuje również proces zasadniczy, równie silny, równie celowy, jest to proces dezintegracji pozytywnej, a więc rozluźnienia, a nawet rozbicia struktury psychicznej.”316 Dzięki procesowi dezintegracji pozytywnej przechodzimy ze stanu integracji niskiego poziomu do ukonstytuowania się jej poprzez procesy dezintegracyjne na innym, wyższym poziomie.317 Rozwój wymaga zanurzenia się w sobie. Tak naprawdę człowiek rozwijający się musi w pewien sposób odłączyć się od świata zewnętrznego i doprowadzić do obudzenia się swojego wewnętrznego środowiska. Poprzez stany głębokiej koncentracji myślowej, długotrwałej refleksji rodzą się nowe dynamizmy rozwojowe. Ta interioryzacja, ta „pasja nocy” (Jaspers) jest konieczna po to aby jednostka mogła zbudować w sobie swoje własne nastawienie, swój własny indywidualny charakter. Stąd przewaga procesu interioryzacji nad eksterioryzacją w TDP.318 Bardzo ważnym, istotnym procesem w TDP jest krystalizowanie się osobistej, właściwej jedynie sobie hierarchii wartości i celów. Dzięki temu jednostka zyskuje konieczny kapitał rozwojowy do wykonania ogromnej pracy nad sobą w kierunku coraz wyższych poziomów dezintegracji pozytywnej. Wymaga to posiadania pewnych jakości centralnych na których nadbudowuje ona nowe czynniki. Jednakże z zachowaniem niezmiennego charakteru tych pierwszych. Ten proces dokonuje się już na poziomie dezintegracji jednopoziomowej, kiedy to postępuje elementarne rozbicie podstawowych

316

Tamże, s. 20. Tamże, s. 21., „Według mojego stanowiska, niższe poziomy równowagi i przystosowania są zjawiskami prymitywnymi, a psychopatia i oligofrenia w pewnym sensie patologicznymi. Natomiast dezintegracja pozytywna jest często zjawiskiem rozwojowym twórczym i odkrywczym. Jednostka, która osiąga stan równowagi psychicznej, jest silna i odporna na frustrację. Odwrotnie, jednostka rozwijająca się wszechstronnie, o wzmożonej pobudliwości psychicznej, przejawiająca nerwowość i psychonerwice twórcze wykazuje małą lub średnią odporność na różne stany napięć psychicznych, zwłaszcza w stosunku do przeżyć humanistycznych, egzystencjalnych własnych lub osób z najbliższego otoczenia. Stąd można by przyjąć, że zdrowie psychiczne jako zdolność do rozwoju wyraża się w procesach dezintegracji i integracji pozytywnej, w przechodzeniu z równowagi niższego poziomu poprzez dezintegrację pozytywną do równowagi wyższego poziomu rozwoju.” 318 K. Dąbrowski, „Elementy filozofii …”, s. 55., „Jednostki, które mają znaczny potencjał rozwojowy nie mogą przejawić „rzutów” rozwojowych bez nieprzystosowania pozytywnego do świata zewnętrznego. Poprzez zastanowienia się, refleksje, wzmożoną pobudliwość psychiczną, procesy nerwicowe i psychonerwicowe zagłębiają się w świat wewnętrzny. Zaczynają przeżywać swoje braki, zahamowania, trudności. Przeżywają smutki z powodu „bezsensu tego świata”, przeżywają depresje, stany niepokoju. „Mąci się” wiele spraw w ich świecie zewnętrznym wskutek przyglądania mu się od strony świata wewnętrznego. Jest to więc zasadniczy etap w rozwoju człowieka, polegający na odkryciu psychicznego środowiska wewnętrznego. Budzi się i rozwija w ten sposób jego indywidualność i osobowość, gdyż bez tego odwrócenia się od świata zewnętrznego, bez wejścia w siebie i procesów przeżywania w świecie wewnętrznym nie ma właściwej budowy odrębnego „ja” ludzkiego, nie ma rozumienia „niepowtarzalnego”, jedynego. Świat zewnętrzny i przystosowanie się do niego staje się teraz jakby jednostajnym i jednostronnym wymiarem przeżywania.” 317

144


prymitywnych form psychicznych. Pojawienie się i opracowywanie własnej struktury i hierarchii wartości jest wyrazem stopniowego przekraczania własnego cyklu biologicznego, a przede wszystkim głównej roli zasady przyjemności. Pojawia się coś ważniejszego w egzystencji człowieka, a mianowicie bycie wiernym sobie samemu, a w szczególności temu co w bólach i rozpaczy zostało wypracowane czyli własnej niepowtarzalnej, autonomicznej strukturze psychicznej. „Hierarchia wartości i celów – jak już wiemy – rozwija się dopiero na poziomie najwyższym w dezintegracji jednopoziomowej i na poziomach granicznych między dezintegracją jednopoziomową i warstwicową, a więc dezintegracją wielopoziomową spontaniczną. Bez tego poziomu, który jest terenem powstawania „nowej rzeczy pod słońcem”, zupełnie nowych jakości w sobie i poza sobą – nie zbudowalibyśmy osobowości.”319 Szczególnie istotne i doniosłe skutki wprowadza (a raczej wprowadziłaby gdyby została wykorzystana) teoria dezintegracji pozytywnej na obszar działalności wychowawczej. W jej świetle jasno jawi się fakt, że wychowanie, a szczególnie wychowanie przyspieszone może się odbywać jedynie i wyłącznie za pomocą działania procesów dezintegracyjnych. Uwzględnienie w edukacji i myśli wychowawczej nowego ustosunkowania się do problematyki nerwowości wieku dziecięcego, psychonerwic, depresji i konfliktów wewnętrznych, które występują już przecież w młodym wieku jawi się jako konieczność. „Teoria dezintegracji pozytywnej przyjmuje, że wychowanie w ogóle, a wychowanie typu przyspieszonego w szczególności może być kształtowane jedynie z udziałem procesów dezintegracji pozytywnej, kryzysów, konfliktów, nerwowości i psychonerwic. Stąd nacisk na wartość pozytywną dezintegracji i jej wartość twórczą. Stąd pozytywny stosunek do nerwowości i psychonerwic, związanych ściśle według tej teorii z przyspieszonym rozwojem.”320 Dezintegracje typu pozytywnego stanowią w większości przypadków tzw. trudności wychowawcze. Konieczne jest też rozróżnienie dezintegracji dyssolucyjnych i dezintegracji pozytywnych z których te drugie stanowią decydującą większość. Autor 319 320

Tamże, s. 58. Tamże, s. 59/60.

145


TDP wypowiada się w kwestii „obiektywnej” skali funkcji emocjonalnych i popędowych. Jest zdania, że to możliwe i konieczne działanie w celu wypracowania pewnych choćby przybliżonych mierników pozwalających na trafną diagnozę.321 Powinno stać się jasne i dotrzeć do niedowiarków to, że starcia, konflikty są nieuchronne na drodze kształtowania się osobowości. Człowiek, który nie przejawia takich tendencji jest chory psychicznie. Rozwój człowieka nie może polegać na integracji – jedynie przystosowywaniu się do środowiska zewnętrznego. Im większy poziom rozwoju, tym bardziej rozwija się wnętrze, konfliktowość zewnętrzna maleje, a na jej miejsce wchodzi jakby wnętrze człowieka i związane z nim przeżycia. Uświadomione, kontrolowane rozbicie wewnątrzpsychiczne jest więc w tym świetle jak najbardziej procesem pozytywnym. Poprzez rozwój budujemy swoją empatię, pobudzamy własne środowisko wewnętrzne, idziemy w kierunku filozofii rozwoju i miłości, a nawet filozofii życia. Konflikty wewnętrzne zmniejszają naszą agresję zewnętrzną, a poprzez konflikty przecież rozwija się człowiek, wychowuje niejako siebie, rozbudza swoje psychiczne środowisko wewnętrzne. „Należy podkreślić, że konflikt wewnętrzny kształtuje także nasz stosunek do rzeczywistości zewnętrznej. Na podstawie jednostkowych historii rozwoju możemy stwierdzić, że konflikt wewnętrzny znajduje się w stosunku odwrotnie proporcjonalnym do zewnętrznego, tzn. że rozwój świadomej i kontrolowanej konfliktowości wewnętrznej zmniejsza konfliktowość zewnętrzną. To nam wskazuje, że konfliktowość wewnętrzna rodzi rozumienie innych, szacunek do innych, rozwija empatię i miłość do innych. A zatem konfliktowość wewnętrzna, rozbicie wewnętrzne kontrolowane powoduje harmonię zewnętrzną, buduje filozofię miłości. A zatem filozofia rozwoju jest podstawowym czynnikiem genetycznym w filozofii rozwoju i filozofii miłości.”322 Rozbicie hierarchii niższego poziomu buduje rzeczywistość wyższego poziomu. Poprzez samowychowanie, autodeterminizm, autopsychoterapię. Jednostka uwalnia się w dużym zakresie od prymitywnych tendencji środowiska zewnętrznego. Uniezależnia się na swojej drodze rozwoju, sama podejmuje autonomiczne decyzje. „Zabija” autorytety poza sobą aby znaleźć autorytet wewnątrz siebie. Im wyższy poziom świadomości tym filozofia jednostki staje się bardziej egzystencjalna, bardziej nasycona 321 322

Tamże, s. 60. Tamże, s. 61.

146


treściami ostatecznymi. Jest to filozofia wolności swojej i innych. Uznanie podmiotowości wszystkich ludzi. Spostrzeganie jednostki ludzkiej jako indywidualnego bytu. To co „być powinno” zastępuje to „co jest”. Analiza wewnętrzna, przeżywanie, spoglądanie w głąb siebie i widzenie swoich mankamentów, swoich wad ale i innych pozytywów. Widzenie cierpienia innych i przeżywanie go we swoim wnętrzu, doświadczanie stanów agonalnych, lęków egzystencjalnych, „bojaźni i drżenia” przed śmiercią jako najwyższą ostateczną próbą to jest filozofia dezintegracji pozytywnej. Jak już wiadomo w TDP Kazimierza Dąbrowskiego nerwice i psychonerwice są w znacznej większości zjawiskami pozytywnymi dla rozwoju – jego katalizatorami. Jednakże oprócz tego ważne jest też aby zrozumieć, że nie każda nerwica czy psychonerwica przejawia taką samą wartość rozwojową. Jest oczywiste, że są psychonerwice wyższego i niższego poziomu o różnych możliwościach przyspieszonego rozwoju, przekroczenia swojego cyklu biologicznego jak i częściowego przekroczenia własnego typu psychologicznego. Tak więc dla psychonerwicy

lękowej

na

niskim

poziomie

mamy

przejawy

komponenty

automatycznej, wegetatywnej z tendencją do przebywania w stanach dużego napięcia psychicznego w stosunku do środowiska zewnętrznego, stosunkowo niski poziom refleksji. Jednakże ta sama psychonerwica lękowa na wyższym poziomie będzie już przejawiać duży potencjał rozwojowy, duże parcie naprzód w kierunku do wkroczenia w nieznane. Lęk nie opiera się już na środowisku zewnętrznym ale zostaje skierowany do wewnątrz, do siebie. Jest to lęk głęboko egzystencjalny, empatyczny, wyrażający troskę zarówno o siebie jak i o innych. Dążenie do poznania niepoznawalnego, do przekroczenia ludzkich ograniczeń. Ten poziom psychonerwicy lękowej wyróżnia też odgrodzenie się od niego (lęku) i próba wkroczenia w obszar innej rzeczywistości i pozostanie na nim. Jednocześnie często lęk i depresja są nie do wytrzymania z powodu poczucia, że uderza się w barierę nie do przekroczenia, że jesteśmy skazani na ten mierny świat, który nas otacza. Silne wpływy filozoficzne, dalekie rzuty ku nieznanemu, ambiwalentne siły odpychania i przyciągania, myślenie egzystencjalne – to wszystko charakteryzuje ten wyższy poziom. 323 Widać więc jak wiele oznacza

323

Tamże, s. 64., „Na tym poziomie psychonerwicy lękowej słabnie wyraźnie lęk przed zjawiskami zewnętrznymi, a wzmaga się lęk przed „nieznanym”, przed „możliwością przyjścia lęku” egzystencjalnego. Jest to stan lękowy zbliżony do Kierkegaardowskiej „trwogi i drżenia”, wyraz ambiwalentnej postawy przyciągania i odpychania w stosunku do „nieznanego”, ze wzrostem empatii do ludzi przeżywających również podobne stany. Są to stany zazwyczaj pozytywne, rozwojowe, wnoszące czystą atmosferę egzystencjalną w dążenie do przekroczenia granicy niepoznawalnego, w dążenie do „wypłynięcia na szerokie wody” rzeczy nieznanych i odseparowania się od spraw codziennych, znanych, automatycznych. Z drugiej strony mamy objawy lęku i depresji wskutek uderzeń „beznadziejnością

147


przekroczenie własnego ograniczonego spojrzenia na rzeczywistość. Jednocześnie widać jak wiele te rzuty kosztują i jak wyniszczają jednostkę – budząc ją tym samym z prymitywnego snu. Psychonerwica depresyjna też wyraża na wyższym poziomie tendencje do „wystrzelenia” na wyższe poziomy świadomości. Często powiązane jest to z dużym nieprzystosowaniem się do życia codziennego, do niejako zamknięcia w sferze przeżyć wewnętrznych, w obsesji twórczej. Depresja ta jest często powodowana niechęcią, „obrzydzeniem”

do

niektórych

właściwości

świata

zewnętrznego.

Skrajne

nieprzystosowanie do rzeczywistości niższego poziomu objawia się właśnie niejako tym zatracaniem się w realności wyższej, pełniejszej ale też trudniej dostępnej dla nielicznych jednostek które osiągną ten poziom. Człowiek w tym rodzaju psychonerwicy widzi siebie jakby w lustrze i swój niski poziom, ma krytyczny stosunek do siebie i poprzez doskonalenie się, twórczość, samobójstwo dąży ku uchwyceniu nowego, doskonalszego poziomu rzeczywistości. 324 Są to potężne rzuty rozwojowe, odłączenie od niższego w kierunku tego co doskonalsze, bardziej w stronę absolutu. „To samo zjawisko stwierdzamy u Marcela Prousta, przejawiającego w depresji silne rzuty ku „nieznanemu”, i silne kontemplacyjne przeżycia przyrody, jako wyraz obronności w stosunku do rzeczywistości niższego poziomu. Podobne zjawiska stwierdzamy u Gerada de Nervala i wielu innych. I tutaj implikacje filozoficzne są wyraźne. Depresja tego typu wyzwala przeważnie dynamizmy psychonerwicowe wyższe; cechuje ją dążenie do osiągania wyższego poziomu rzeczywistości, czy to przez wzmożenie twórczości, wzmożenie doskonalenia siebie, czy też przez próby doświadczania „nieznanego”, lub wreszcie przez samobójstwo, a przede wszystkim tendencja do „pomniejszenia siebie” i krytyki siebie.”325 Psychonerwica obsesyjna stanowi również często bardzo pozytywny akcelerator rozwoju. Wyraża ona tendencję do skupienia się na rzeczach najistotniejszych poprzez niejako ich zatrzymanie. Zamknięcie się w sobie, obsesyjne pielęgnowanie tego co ukryte wyraża chęć do przejścia ku nowemu, na wydobycie się z jednostronnej rzeczywistości lub bogactwu jej wyższych poziomów. 326 Psychonerwica infantylna i

rzeczywistości”, czy jak u F. Kafki w postaci „muru psychicznego” lub świadomości anonimowych sił, które nas otaczają.” 324 Tamże, s. 64 – 65. 325 Tamże, s. 65. 326 Tamże, s. 65.

148


histeropodobna, obie na wysokich poziomach odznaczają się również wybitnymi pierwiastkami rozwojowymi. Połączenie wzmożonej pobudliwości emocjonalnej i imaginatywnej

powoduje

myślenie

animistyczne,

magiczne,

bogate

twory

wyobrażeniowe, oryginalność i niepowtarzalność myślenia, silna empatia są to wyraźne postawy rozwojowe służące przekroczeniu jednostronnej rzeczywistości.327 Z rozwojem człowieka. Z rosnącą wszechstronnością jego myślenia i przeżywania łączy się również próba dotarcia do „rzeczy ostatecznych”, chęć poznania ukrytego sensu ludzkiego życia, śmierci itp. Kiedy się rozwijamy niejako naturalnie przychodzi do coraz większego skupienia na tych sprawach w niektórych przypadkach nawet do prawie zatracenia się w nich. Poprzez dezintegrację pozytywną jednostka ludzka coraz bardziej zbliża się do rzeczywistości nowego poziomu. Coraz to wyraźniej dąży do uzyskania wglądu w rzeczywistość, poznania „esencji egzystencji”. „W ten sposób zbliżamy się do problemu istoty naszego życia, czyli esencji naszej egzystencji. Przystępujemy do jeszcze innego określenia filozofii, które jest zgodne ze wszystkimi określeniami już podanymi: „filozofia to system prób syntetycznego poznania esencji człowieka”, „rzeczy ostatecznych człowieka poprzez coraz bardziej świadome i coraz bardziej wielopoziomowe metody dezintegracji pozytywnej”. Z drugiej strony filozofia taka stanowiłaby nie tylko system prób syntetycznego poznania tych treści, ale ich realizacji w całym życiu człowieka.”328 Poszukiwanie sensu życia na niższych poziomach naszej egzystencji praktycznie nie istnieje. Jesteśmy wtedy skupieni na tym co korzystne w danej chwili, na naszych popędach, strata kogoś bliskiego nie jest dla nas czymś czego nie możemy przeboleć. Brak egzystencjalnego lęku, brak refleksji nad własnym bytem powoduje, że jesteśmy skupieni jedynie na prostych i wymiernych czynnościach. Jednak im głębszy poziom naszego rozwoju, im większy jest poziom naszej świadomości, tym bardziej stajemy się niepewni tego co jest i tym bardziej poszukujemy. Poprzez powtarzające się depresje, stany

agonalne,

bolesne

przeżycia,

wzrost

uczuć

wyższych,

przeróbkę

wewnątrzpsychiczną – zaczynamy szukać znaczenia naszego życia i istnienia. Z tych rzutów egzystencjalnych rodzą się wielkie filozoficzne dzieła, książki przepełnione niewymownym smutkiem płynących z niezbadanych głębin istnienia, wyrażające rozpaczliwą wołającą o zrozumienie agonię psychiczną, która rodzi to co 327 328

Tamże, s. 65 – 66. Tamże, s. 67.

149


najpierwotniejsze w człowieku aby przemienić to w subtelną harmonię wyższych sfer funkcjonowania. Ucieczka w samobójstwo i chorobę psychiczną albo rodząca się w cierpieniach, agonii twórczość. Taki wybór stoi przed człowiekiem, który odrzuci złudne i proste percypowanie świata. Bycie przepełnione bólem lub rozpłynięcie się w niebycie, stanie się wiatrem szemrzącym wśród liści drzew.329 Problem istnienia Boga jawi się tutaj jako zgoła jeden z bardziej istotnych. Czy Bóg stworzył świat? Przestaje to być puste pytanie, a staje się jedną z kwestii zasadniczych, gnębiących ludzkość od wieków. Bo jeśli Bóg istnieje to czemu stworzył zło? Czy dobro aby nie wymaga zła? Czy rację mają gnostycy twierdząc, że istnieje zły demiurg i dobry Bóg do którego mamy zmierzać deprecjonując świat materialny jako zły i męczący? Czy wielki budowniczy stworzył świat i pozostawił go swojemu losowi nie ingerując w procesy naturalne? Te wszystkie pytania rodzą się podczas wzrostu świadomości człowieka i nie są raczej wynikiem negatywnym ale pozytywnym wzrostu jego poziomu egzystencjalnego i próby odpowiedzi na pytania: Jaka zasada stworzyła świat? Czy był to byt osobowy? Czy rzeczywistość to uporządkowany chaos? Cóż w tej pracy nie zamierzam odpowiadać na te pytania tylko formułuję je aby pokazać, że w egzystencji człowieka rozwijającego się w duchu TDP takie problematy zyskują wymierny, egzystencjalny charakter i, że człowiek na tym świecie, gdzie przecież znajduje się wobec takiej ilości agresji, przemocy i nienawiści poszukuje również czegoś jeszcze, jakiegoś poczucia sensu własnej egzystencji. 330 Ludzie żyją całe lata dążąc do wysokiej pozycji społecznej i dostatku, powoli wspinają się po tej drabinie zwanej życiem. Jednak w pewnym momencie pojawia się problem, okazuje się, że ustawili drabinę pod niewłaściwą ścianą, a tego co wykonali nie da się już zmienić. Ci biedni ludzie zaczynają się orientować, że przegrali swe życie, swą egzystencję w pogoni za niczym, za majakami, że utracili sens własnego istnienia i uciekają. Próbują znaleźć jakąś religię, która zapewni im gotowe odpowiedzi, ale ciągle czują się puści, w końcu przychodzi do nich stara dobra śmierć i podaje im rękę. Zamiast jednak godnie powitać tego starego druha, przyjąć go z uśmiechem, ugościć jak należy i pójść dalej oni kwiczą, kulą się ze strachu, nie widzą przed sobą żadnej drogi wyjścia, wiedzą, że przegrali w tej wielkiej grze jaką jest życie, ale nie wiedzą dlaczego.331

329

Tamże, s. 68. Tamże, s. 70 – 73. 331 J. Campbell, „Kwestia Bogów”, przeł. P. Kołyszko, Jacek Santorski & Co Agencja Wydawnicza, Warszawa 1994, s. 11 – 14. 330

150


Można zakończyć ten fragment rozważań buddyjską formułą: pustka jest formą, a forma jest pustką – co zresztą już potwierdziła fizyka kwantowa. Radzenie sobie z problemem śmierci jest bardzo trudnym zagadnieniem w historii życia każdego człowieka. Kiedy dochodzimy do przyjęcia zasady rozwoju jako zasady najważniejszej w życiu człowieka, wtedy dochodzimy również do problematyki instynktu śmierci cząstkowej. Polega to na tym, że poprzez uruchomienie jakby czynnika śmierci we własnym wnętrzu, doprowadzamy do zaniku różne szkodliwe tendencje i działania. Tym samym realizujemy w sobie „własną” częściową śmierć elementów środowiska wewnętrznego, które są połączone z niższymi doznaniami naszej struktury psychicznej. To wszystko prowadzi nas w kierunku transformacji naszej struktury, w kierunku przemiany naszego psychicznego środowiska wewnętrznego. Wysoka świadomość problematu śmierci jest powiązana według Dąbrowskiego z dwoma rodzajami postaw wobec niej. Przy jednej z nich mamy do czynienia z poczuciem bezsilności, niemocy wobec niej. Druga z nich charakteryzuje się z heroicznymi próbami przezwyciężenia śmierci. Jest oprócz tego trzeci rodzaj radzenia sobie ze śmiercią, za pomocą zepchnięcia jej do sfery podświadomej, zapomnienia o niej. 332 W stosunku do tego problemu, a raczej do tego niezwykłego doświadczenia jakim jest śmierć bardzo pożyteczną rolę odgrywa właśnie instynkt śmierci cząstkowej. „I tutaj również, w stosunku do obu postaw wobec śmierci, a szczególnie w próbach rozwiązania omawianej antynomii, nader pomocne jest przyjęcie postawy rozwojowej. Polega ona – między innymi – na realizacji śmierci cząstkowej, wprowadzeniu we własny rozwój „instynktu śmierci cząstkowej” – który polega na tym, że doprowadzamy niektóre nasze niższe struktury do atrofii, że budujemy i doskonalimy hierarchię wartości, że tworzymy ideał osobowości, że rozwijamy się wszechstronnie.”333 Wysoka postawa oralna łączy się z odrębnym traktowaniem problematyki własnej podmiotowości. Coraz częściej zaczynamy traktować innych jako podmioty, a siebie jako przedmiot. Częściej też zamieniamy nasz wątpliwy subiektywizm w stosunku do siebie w obiektywizm, zaczynamy siebie widzieć i krytykować dzięki czemu możemy lepiej i bardziej humanitarnie traktować innych ludzi. Zdaniem Dąbrowskiego istnieje 332 333

K. Dąbrowski, „Elementy filozofii …”, dz. cyt., s. 72, 73. Tamże, s. 73.

151


coś takiego jak esencje ludzkie na które składają się podstawowe elementy rozwoju indywidualnego i społecznego. Takie właśnie podstawowe składniki rozwoju wchodzą w

skład

późniejszych

esencji

naszych

egzystencji

to

np.

empatia,

samowychowanie, autopsychoterapia. 334 Dąbrowski wyraźnie oparł się na filozofii egzystencji. Dochodząc do niej, a właściwie wychodząc z owej filozofii w drogę określaną przez jego teorię dezintegracji pozytywnej. Ponieważ człowiek w egzystencji istnieje niejako w rozwoju i poprzez niego się staje. U Dąbrowskiego widać to ostatnie w jego teorii gdy przekraczamy niższy poziom i wchodzimy na wyższy, doświadczamy jakby odmiennego stanu rzeczywistości, inaczej percypujemy, świat już nie jest taki sam. Dzieje się tak ponieważ zbliżamy się do esencji, do „prawdy”. Nasze istnienie się pogłębia, zatapiamy się w naszej egzystencji aby poprzez to doświadczenie paradoksalnie zdążać do poznania esencji, do tego co niezmienne, co absolutne. To właśnie daje nam siłę aby żyć, aby się zmieniać za pomocą transformacji swego wnętrza. Stajemy się kimś lepszym i zbliżamy się niejako do tego punktu ostatecznego, do prawdy. 335 Można powiedzieć, że stajemy się bardziej boscy, a nawet wzorem Herkulesa stajemy się Bogami. „Jest to filozofia esencji i egzystencji zarazem, w której esencja ma tę przewagę, że bez jej stwierdzenia i określenia egzystencja ludzka staje się bezwartościowa. Tylko bowiem przez uchwycenie esencji w egzystencji ta ostatnia nabiera sensu dla rozwoju i filozofii jednostki ludzkiej.”336 W istocie wydaje mi się, że u Dąbrowskiego bardzo ważne zadanie spełnia kilka rzeczy. Taki jakby kręgosłup moralny tej teorii to przenikające się i uzupełniające dwie esencje społeczna i indywidualna. Czyli mamy taką można by rzec autostradę dwupasmową. Jednym pasmem jadą uczucia, drugą myśli – tylko też nie do końca bo pozostaje kwestia tego, że uczucia, emocje nie są oddzielone od intelektu, one są trwale z nimi zespolone, połączone. Oczywiście rezultatem procesu dezintegracji pozytywnej ma być osobowość. Z tym, że jest ona tutaj też rozumiana w sposób dość specyficzny przynajmniej w stosunku do zwyczajowego jej ujmowania. Nie każdy człowiek ma osobowość, a na pewno w sensie pełnym ma ją niewielu. W tym rozumieniu do osobowości dochodzi się przez całe życie. Jest (ona) osobowość jednością wszystkich

334

Tamże, s. 76. Tamże, s. 76 – 77. 336 Tamże, s. 77. 335

152


dynamizmów rozwojowych, samowybrana, samopotwierdzona, rozwijająca się przez samouświadomienie. Składa się na nią esencja społeczna i indywidualna. Sam Dąbrowski definiuje ją w następujący sposób: „W krótszym ujęciu definicja ta wyglądałaby następująco: „jest to samoświadoma, samowybrana, autonomiczna, autentyczna, samopotwierdzona i samowychowująca się jedność podstawowych właściwości w rozwoju, które były przedmiotem pracy wymienionych tu dynamizmów”.”337 Cała ta struktura właściwości społecznych i indywidualnych którą nazywamy osobowością rozwija się w procesie samouświadomienia za pomocą immanentnych sobie determinizmów. 338 Cała teoria dezintegracji pozytywnej opiera się również na przeświadczeniu, że istnieją pewne ogólne prawa moralne, elementy stałe i wartości nie ulegające przemianom, właściwe ludziom o wysokim poziomie kulturalnym wszystkich epok i kultur. Te oto wartości domagają się opracowania w obiektywną skalę, co byłoby w rozumieniu Dąbrowskiego również zadaniem samych pedagogów. To przekonanie opiera się na twierdzeniu autora TDP, że osoby na coraz wyższym poziomie rozwoju przejawiają coraz bliższą jedność opinii w stosunku do wielorakiego zakresu wartości. „Przechodząc od ludzi dojrzałych emocjonalnie, a więc i moralnie do osób wybitnych pod względem moralnym i intelektualnym możemy zaobserwować coraz większe zbliżenie się do tożsamości opinii w zakresie różnych hierarchii wartości, różnych poziomów wartości w konkretnych grupach homologicznych.”339 „Filozofia osobowości” zakłada, że jest ona możliwie pełną i najwyższą strukturą dostępną człowiekowi. Z tego wynika, iż jest ona w stanie szczegółowo analizować i syntetyzować rzeczywistość na wysokim poziomie. Jest więc ona całością, która obejmując wszelkie aspekty poznawania rzeczywistości pozwala na jej autentyczne przeżywanie i odpowiednie ustosunkowanie się do środowiska wewnętrznego jak i zewnętrznego. Pogląd zawarty immanentnie w niej (tej filozofii) głosi, że najważniejszym zadaniem człowieka jest rozwój, że w toku tego autentycznego rozwoju odbywa się podporządkowanie wartościom ogólnoludzkim.340 337

Tamże, s. 79. Tamże, s. 79 – 81. 339 Tamże, s. 84. 340 Tamże, s. 84 – 85. 338

153


W ogóle holistyczne rozumienie drogi człowieka, a przed wszystkim zaznaczające się inne rozumienie pojęcia przystosowania i nieprzystosowania wyróżnia TDP od grona poprzedniczek. Przede wszystkim narzuca się tu polemika Dąbrowskiego z Abrahamem Maslowem, którego piramidy potrzeb ludzkich nie trzeba przywoływać, bo jest powszechnie znana i nauczana. Dąbrowski nie zgadzał się z Maslowem w kwestii tego, że aby zaistniały funkcje wyższe u człowieka muszą zostać zaspokojone funkcje podstawowe. Twórca TDP uważał, że o rozwoju człowieka świadczyłby jednoczesny rozwój funkcji podstawowych z wyższymi. Podkreślał też fakt, że wtedy jeśliby rozwijały się tylko funkcje niższe podstawowe doprowadzałoby to do atrofii wyższe potrzeby człowieka. To bardzo ważne twierdzenie bo pokazuje, że osoby nie wykazujące przystosowania do warunków otoczenia, przejawiające depresje, okresy dużej niesprawności w życiu codziennym jednocześnie mogą wykazywać duże przystosowanie do rzeczywistości wyższego poziomu, do realizacji potrzeb wyższych. Zaś na odwrót przystosowanie do potrzeb niskiego poziomu może się wyróżniać atrofią funkcji wyższych. „Według A. Maslowa wyznacznikiem zdrowia psychicznego jest realizacja funkcji podstawowych, zanim rozpocznie się rozwój funkcji wyższych. Mimo dużej zgodności moich poglądów z Maslowem – wydaje mi się, że o zdrowiu psychicznym może świadczyć równoczesny rozwój funkcji podstawowych (basal functions) z funkcjami wyższymi, bo w przeciwnym razie funkcje wyższe ulegają atrofii, pozwalając na pasożytniczy rozwój funkcji podstawowych, czyli głównie prymitywnych.”341 W związku z tym krzywdzące jest dla uzdolnionych jednostek, osób przejawiających pewien psychiczny potencjał pozytywny, że określamy je jako chore psychicznie ze względu na fakt, że to, co jest dla nas niezrozumiałe w ich zachowaniu jest tak naprawdę przystosowaniem do innego wymiaru, poziomu rzeczywistości wyższego od naszego. 342 Praca nad sobą w ujęciu TDP jest głównym zadaniem człowieka na tej ziemi. Kwestia rozwoju, autopsychoterapii, autodeterminacji siebie samego powinna być dla każdej rozwijającej się jednostki sprawą podstawową. To co negatywne musi się transformować, przemienić aby zaistniało to co pozytywne. Z niszczeniem swojego środowiska, degradowaniem siebie i innych mamy do czynienia u struktur psychopatycznych. 341 342

K. Dąbrowski, „W poszukiwaniu zdrowia …”, dz. cyt., s. 24. Tamże, s. 24, 25.

154


„Z przekształcaniem negatywnym otoczenia spotykamy się często u dyktatorów i psychopatów. Można by je określić jako przekształcanie „w dół”, najczęściej nietrwałe, lecz mimo to groźne w swoich skutkach.”343 Widać tu więc, że szczególnie dla pedagogów, czyli dla ludzi którzy mają wspomagać rozwój innych kwestia własnego rozwoju jawi się jako niekwestionowany priorytet przed udzieleniem komukolwiek pomocy. Krótkiej krytyki wymaga też pojmowanie zdrowia psychicznego jako stanu dobrostanu. Wiadomo przecież, że rozwój człowieka w TDP wymaga okresów często ciężkich i długotrwałych depresji. Progres ten nie następuje więc bez udziału konfliktów wewnętrznych, a nawet agonii psychicznych. Oczywiście zdarzają się też okresy dobrostanu ale po okresie ciężkiej walki rozwojowej. Po uformowaniu się ośrodka dyspozycyjno – kierowniczego na wyższym poziomie. Z tego powodu ujęcie zdrowia psychicznego jako stanu dobrostanu jest niewłaściwe i błędne.344 Jeśli patrzymy na ucznia jako na osobę, która ma nie sprawiać problemów i przejawiać dobrostan psychiczny to jest to chyba jakieś nieporozumienie. Ma on przecież prawo do bycia sobą i do wyrażania swoich emocji – oczywiście w sposób kontrolowany. Zdrowie psychiczne jest zbyt ważnym pojęciem aby miało określać tylko w sposób jednostronny i zachowawczy pewną grupę ludzi mieszczących się w ramach danej normy statystycznej. Ujęcie zdrowia psychicznego musi w sobie zawierać wielopłaszczyznowość i wielopoziomowość. Teoria dezintegracji pozytywnej jasno ukazuje, że obecne pojmowanie ZP jako choroby psychicznej jest błędne. Wielu ludzi, którzy mogliby przy odpowiedniej pomocy wychowawczej i psychoterapeutycznej z powodzeniem się rozwinąć jest wdeptywanych w piach przez społeczeństwo. Postrzeganie pewnych „problemów” powinno zostać zmienione choćby w projekcie długofalowym. Większość jednostek w danej populacji przejawia jakiś choćby niewielki potencjał rozwojowy w związku z tym należy stworzyć takie warunki aby mógł być on wykorzystany. Korzyść z odpowiedniego i prawidłowego ujęcia zdrowia psychicznego odniosłyby wtedy szerokie masy, grupy społeczne. Z tego powodu Dąbrowski formułuje definicję zdrowia psychicznego opartą na TDP w sposób następujący:

343 344

Tamże, s. 27. Tamże, s. 29 – 31.

155


„Definicja oparta na mojej teorii dezintegracji pozytywnej ujmuje zdrowie psychiczne jako zdolność do wszechstronnego i wielopoziomowego rozwoju psychicznego poprzez procesy dezintegracji pozytywnej i cząstkowej integracji wtórnej w kierunku całościowej integracji wtórnej.”345 Podejście pedagoga, wychowawcy, nauczyciela do ucznia jest jak najbardziej istotne i ważne. Przecież jednostka, która wykonuje zawód pedagoga i nie zdaje sobie sprawy z tego jak wyzwolić potencjał rozwojowy ukryty w danym dziecku (nawet mierny) w ogóle nie spełnia swojego zadania. Alejandro Jodorowsky w swojej ostatniej znakomitej zresztą książce pt.: „Taniec rzeczywistości” słusznie zauważa, że: „W pedagogice zdołano już wykazać, że jeśli nauczyciel zakłada, że słaby uczeń nie jest w stanie się poprawić, to najprawdopodobniej tak się stanie. Dla odmiany, jeśli nauczyciel uważa, że dziecko jest inteligentne, lecz nieśmiałe, ale pomimo tego będzie robiło postępy, dziecko zaczyna radzić sobie dużo lepiej.”346 Zadanie pedagoga przypomina terapię znachora, który musi przełamać wszelkie strategie obronne pacjenta wspomagając go na drodze jego osobistej przemiany. Ile razy można się spotkać z powierzchownym chceniem, które do niczego nie prowadzi. Pacjent chce tylko tego aby go ukoić, pozwolić mu zapomnieć o bólu, stworzyć iluzję. Jednak zadaniem pedagoga jest nie tyle uwolnienie od bólu, który jest nierozłącznie powiązany z rozwojem (Dąbrowski). Wyzwaniem, które stoi przed pedagogiem jest uczynienie pacjenta autentyczną, podmiotową jednostką ludzką świadomą swojej własnej indywidualności i odrębności. To umożliwienie prawie, że alchemicznej wewnętrznej przemiany, ten swoisty akt transformacji jest obowiązkiem każdego człowieka który poważnie traktuje swoje zadanie umożliwienia innym jednostkom ludzkim odkrycia swojej indywidualnej tożsamości za pomocą akumulacji, skanalizowania ich własnego pędu rozwojowego. „Akt terapeutyczny to specyficzna bitwa: walczy się dzielnie, aby pomóc komuś, kto ustawia wszelkie możliwe przeszkody na drodze do swojego uzdrowienia. Pod pewnym względem, znachor jest dla pacjenta w równej mierze zbawieniem, co utrapieniem. Ten,

345

Tamże, s. 31. A. Jodorowsky, „Taniec rzeczywistości”, przeł. D. Kliczewska, D. Kuźniak, OKULTURA, Warszawa 2011, s. 274. 346

156


który cierpi, bojąc się, że zostanie mu wyjawione źródło jego dolegliwości, pragnie tylko, by go ukojono, uśmierzono jego ból, jednak w żadnym razie nie chce, by go zmieniono i pokazano mu, że jego problemy są sprzeciwem duszy zamkniętej w klatce fałszywej tożsamości.”347 Kolejnym problemem jaki się tu niejako sam nasuwa jest narzucanie dzieciom fałszywych postaw na całe życie przez często nawet nieświadomych tego aktu rodziców. Chodzi o to, że rodzice, obojętnie matka czy ojciec, przenoszą swoje troski, kompleksy, niespełnienia, nadzieje na dziecko, które od urodzenia musi sobie radzić z tym bagażem. To koszmarne kiedy widzi się małe dzieci skrzywdzone przez ich własnych rodziców, nie będące w stanie wypełnić ich wymagań i w rezultacie czujące się nikim. Co gorsza te swoiste piętno jakie zostaje narzucone na te małe, niczemu niewinne dzieci zostaje ich bagażem na całe życie. Niczym zaklęte marionetki wypełniają one wolę swoich rodziców, gdyż dziecko jest zadziwiająco wierne w swej miłości. I to czym się min. zajmuje psychoterapia staje się faktem. To, że dziecko jest w stanie w sposób nieświadomy – opierając się na swojej bezwarunkowej miłości poświęcić się za swoich rodziców. Dobrze oddaje istotę problemu Jodorowsky, pisząc, że: „Z drugiej strony, nawet jeśli przyjmie się ciążę z radością, może się okazać, że nie pragnie się dziecka prawdziwego, ale wyobrażonego, które ma przyjść, aby zrealizować rodzinny plan, chociaż nie ma on nic wspólnego z prawdziwą naturą dziecka. Potomek będzie musiał być taki sam jak jego rodzic lub osiągnąć wszystko to, czego rodzicowi się nie udało.”348

Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać rola zwykłej życzliwości okazywanej w kontaktach międzyludzkich. To czy traktujemy innych ludzi w sposób przedmiotowy lub też podmiotowo niewątpliwie odgrywa ogromną rolę w naszym ustosunkowaniu się do rzeczywistości. Smutne jest to, co słyszymy coraz częściej w mass mediach. Masowa kultura, masowa moda, masowe poglądy, konformizm, chce mi się po prostu powiedzieć masowa tępota.

347 348

Tamże, s. 285. Tamże, s. 286.

157


Ludzie maski zapanowali nad kulturą Polski. Istnieje zbiorowa maska, która kryje pod sobą tylko bezduszny i zimny śmiech z ludzkiej godności i autonomii. Prosty, brutalny śmiech z czyjejś krzywdy, z odmiennych poglądów, z autentycznej radości życia, z wierności swoim ideałom. To jest to, co charakteryzuje prymitywny i niski poziom w teorii dezintegracji pozytywnej Kazimierza Dąbrowskiego. „Nawet w tak trudnym do poziomowania zjawisku jak śmiech możemy wyraźnie odróżnić śmiech brutalny, wrzaskliwy, rechotliwy, śmiech z kalectwa, z ludzi krzywdzonych i poniżanych od uśmiechu pełnego troski, zrozumienia, wnikliwości.”349 Dalej (już w innej książce) autor TDP pisze o różnicy jaką widać w prymitywnym, pozbawionym uczuciowości śmiechu, a pełnym uduchowienia, pełnym jakiejś wewnętrznej wnikliwości uśmiechu będącym jakby świadectwem jakiejś wewnętrznej przemiany. „Im wyższy poziom rozwoju, tym rzadziej się śmiejemy, a częściej się uśmiechamy. Uśmiech jest pozbawiony gwałtowności, prymitywizmu, cechuje go natomiast refleksyjność, zaduma, zwrócenie się nie tylko ku światu zewnętrznemu, ale – przede wszystkim – do wewnątrz. Taki uśmiech widzimy w rzeźbie Wyłowiona z Sekwany. Na twarzy młodej dziewczyny, która skończyła śmiercią samobójczą, jest w uśmiechu „zapatrzenie w inne wymiary”. Podobny jest uśmiech Mony Lizy Leonarda da Vinci, widzimy go na obliczu Zbawiciela z obrazu Rembrandta Chrystus w drodze do Emaus.”350 Tak, to właśnie wyróżnia prawdziwy uśmiech jest on zatopiony w sobie, a jednocześnie pełen otwartości i radości. Prawdziwy uśmiech wbrew wszystkiemu bardzo trudno jest zobaczyć, bo wynika on ze szczerej wewnętrznej postawy. Nie wiem czy autor TDP był świadom pełnej głębi analogii jaką jego spostrzeżenie wywołuje. Jest to przecież dla mnie przynajmniej niezwykłe, kiedy widzę, że w taoizmie praktykuje się medytację wewnętrznego uśmiechu, która uczy nas otwierać własne serca. Uśmiech o którym pisze Dąbrowski jest tam wyrazem akceptacji całego swojego ciała i duszy, całego swojego istnienia.

349 350

K. Dąbrowski, „Dezintegracja pozytywna”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1979, s. 31. K. Dąbrowski, „Trud istnienia”, Wiedza Powszechna, Warszawa 1986, s. 10.

158


„Wewnętrzny uśmiech na poziomie praktycznym dokonuje połączenia naszej istoty biologicznej, psychicznej i duchowej. W genialny sposób wykorzystuje moc ukrytą w naturalnym odruchu uśmiechu.”351

Najbardziej zdumiewającym mnie faktem jest to, że Michael Winn autor książki pt.: „Alchemia taoizmu” odwołuje się do tego samego konkretnego uśmiechu do którego nawiązał tyle lat temu autor dezintegracji pozytywnej jako do przykładu wewnętrznego uśmiechu. Mianowicie do uśmiechu Mona Lizy Leonarda da Vinci, na stronie piętnastej jego dzieła znajduje się nawet fotografia tego obrazu z

podpisem: „Wewnętrzny

Uśmiech Mona Lizy”. To było dla mnie doprawdy fascynujące odkrycie. Co bardzo mnie rzecz jasna zaciekawiło wewnętrzny uśmiech jest w taoizmie bardzo ważną metodą służącą do osiągnięcia wewnętrznej harmonii, a nawet drogą do oświecenia. „Cóż może być łatwiejszego od prostego uśmiechu? Czy rzeczywiście musimy się go uczyć jak nowej umiejętności? Wiele osób, które praktykuje Wewnętrzny Uśmiech, od razu doświadcza spokoju. Dla innych otwiera on wewnętrzne bramy duchowej radości. Niektórzy

doświadczają

spontanicznego

„cudownego”

uleczenia

psychicznych

problemów i różnych chorób.”352 Niewątpliwie uśmiech Mona Lizy musi być wart uwagi skoro spotykają się w nim taoizm i teoria dezintegracji pozytywnej.353 I tu się potwierdza fakt/teza, że zarówno na wschodzie jak i na zachodzie istnieją ludzie dążący do rozwoju, a w „rzeczywistości” wszystko się przenika. 354 Tak więc widzimy, że rzeczywistość jest bez wątpienia wielowymiarowa. Dzieci w ujęciu TDP są narażone na wiele nieprawidłowości w procesie wychowawczym. Jak już wspominałem aby zaistniała dezintegracja i przejście na wyższe struktury psychiczne musi również zaistnieć wzmożona pobudliwość psychiczna, która jest niewątpliwie silnie powiązana z wybitnymi uzdolnieniami. 351

M. Winn, „Alchemia taoizmu”, przeł. Z. Zagajewski, Wydawnictwo A, Kraków 2006, s. 13. Tamże, s. 14. 353 Tamże, s. 15., „Skąd bierze się uśmiech? Czy powinniśmy zapytać o to Leonarda da Vinci, który namalował Mona Lizę? Niektórzy uczeni twierdzą, że jest to jego autoportret – malarz przedstawił się w przebraniu kobiety, żeby w ten sposób podkreślić tajemniczość uśmiechu. Z pewnością źródło impulsu wywołującego uśmiech pozostaje tajemnicą. Ale klucz otwierający taki tajemniczy uśmiech może odkryć w sobie większość zwykłych ludzi, nie tylko wielcy artyści.” 354 Tamże, s. 14/15. 352

159


Bardzo duże znaczenie ma to, że w szkole pedagodzy, nauczyciele i wychowawcy mają z reguły niewielką wiedzę dotyczącą zagadnień połączenia nerwowości z dużymi potencjałami do przyspieszonego rozwoju. W związku z tym dochodzi do tego, że duża część młodzieży szkolnej jest oceniana negatywnie zamiast pozytywnie ze względów niewiedzy. Dzieci przejawiające wzmożoną pobudliwość zachowują się często w sposób nieschematyczny, który może wydawać się specyficzny, dziwny. Są to często uczniowie przejawiający uzdolnienia jednostronne. „Dla takich dzieci, wymagających specjalnego zajęcia się nimi, nauczyciele nie mają zazwyczaj czasu, ponieważ burzą one porządek szkolny z bardzo różnych powodów, poczynając od dziwnego zachowania, dużych trudności w ich ocenie, do ich niedopasowania do schematycznych wymogów szkolnych. To nauczycieli denerwuje i może nawet wpłynąć na tendencję do zmniejszania ocen szkolnych. Niemniej nie zmienia to faktu, że takie dzieci są zazwyczaj zdolne, chociaż najczęściej tylko jednostronnie, ale to właśnie jeszcze bardziej tylko utrudnia ich ocenę.”355 Reakcje na bodziec są u nich znacznie silniejsze niż u przeciętnych, statystycznych jednostek. Wynika to z ich dużo większej wrażliwości, reagują one na również w sposób swoisty dla przejawianego typu pobudliwości psychicznej. Czyli niezależnie od typu bodźca następuje reakcja właściwa ich typowi. Bodziec emocjonalny na jednostkę o wzmożonym typie pobudliwości intelektualnej powoduje reakcję intelektualną. Na tle środowiska, klasy szkolnej jednostki przejawiające jakiś typ wzmożonej pobudliwości psychicznej prezentują się nietypowo. Może to być powód pewnej niechęci do niej, spychania jej na margines. Jednak ważne jest, że takie dzieci i taka młodzież wykazują o wiele więcej cech głęboko ludzkich, mają charakter bardziej przeżyciowy, są twórczy, nonkonformistyczni, oryginalni, myślący. Młodzież taka jest zdolna do robienia skoków rozwojowych. Jeśli takie dzieci, uczniowie nie dostaną silnego wsparcia od pedagoga, wychowawcy, bądź jakiejkolwiek innej osoby z bliższego otoczenia to często skrywają się w sobie. „Takie dzieci i młodzież cechują przeżycia silniejsze, bardziej wyłączne, bardziej długotrwałe niż u innych. Jednostki takie przekraczają rzeczywistość głębiej i ostrzej,

355

K. Dąbrowski, „Wprowadzenie do higieny psychicznej”, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1979, s. 43.

160


nie są przystosowane do codziennych warunków. Nie rozpoznane i często ujemnie traktowane kryją się w swoim psychicznym środowisku wewnętrznym.”356 Stanowisko dezintegracji pozytywnej jest tutaj oczywiście afirmatywne. Nie można negatywnie naznaczać cech, które wybiegają ponad przeciętność. Nie można tłamsić wartości, właściwości i możliwości autentycznie ludzkich. Takie postawy jak życzliwość wobec innych, pomoc innym, wrażliwość i empatia, twórczość, bogata wyobraźnia, wysoka inteligencja nie mogą być spychane na margines życia społecznego bo to powoduje ogromne straty społeczne oraz wielki ból i krzywdę tych zdolnych jednostek. 357 Dla tych, którzy wątpią w to stanowisko oraz w korelację wybitnych uzdolnień przestawić można listę postaci wybitnych cierpiących na psychonerwice i psychozy. Przekraczających codzienną rzeczywistość w bólu dezintegrowania siebie i spajania na nowo. „Wskazywałem również na moje badania 200 biografii osobowości wybitnych, a więc jednostek o wybitnym poziomie twórczości. Wykazały one, że 97% twórców spośród tej grupy przedstawiało również wzmożoną pobudliwość psychiczną,

nerwice i

psychonerwice, a nierzadko postacie na granicy między psychonerwicą i psychozą. Jest sprawą dokładnie znaną, że tacy osobnicy jak: Michał Anioł, Franz Kafka, Marcel Proust, Unamuno, Pascal. Władysław Dawid, Janusz Korczak, Kierkegaard, Camus, Beethoven, Mozart, Słowacki, Norwid, Chopin – byli wybitnie pobudliwi lub przedstawiali wyraźne cechy psychoneurotyczne. Wiemy także, że Gerard de Nerval, van Gogh, Hölderlin byli uważani za psychotyków (cierpiących na psychozę).”358 Wiadomo, że psychopatia objawia się niemożnością odczuwania, upośledzeniem uczuć. Konflikty wewnętrzne świadczą o posiadaniu pewnych cech pozytywnych, ponieważ aby zaistniały konieczne jest jakieś psychiczne środowisko wewnętrzne – choćby na niskim poziomie. Tym bardziej więc jeśli występuje hierarchiczność wśród różnorodnych jakości wewnętrznych powoduje to tendencję do skoku rozwojowego. Doskonalenie opiera się na krytycznym stosunku do siebie, ponieważ człowiek aby się doskonalić musi zrozumieć, że czegoś mu brakuje, że popełnia błędy – czyli musi

356

Tamże, s. 44. Tamże, s. 44. 358 Tamże, s. 45/46. 357

161


potrafić zobaczyć siebie jakby w swoim lustrze psychicznym, ustosunkować się do siebie jak do przedmiotu – a to nie jest takie łatwe. Prawdziwe doskonalenie – przez „prawdziwe” rozumiem tu oparte na czymś więcej niż tylko na nadbudowywaniu swych struktur intelektualnych. Chodzi o to, że musi nastąpić sprzężenie funkcji uczuciowych i intelektualnych w kierunku aktu transformacyjnego, który ma przenieść człowieka na nowy wyższy poziom percypowania rzeczywistości. Tak więc psychiczne doskonalenie się musi jako warunek sine qua non opierać się na zdolności do samokrytycyzmu, a tym samym do konfliktu wewnętrznego. „Należałoby zatem zastanowić się, czy silne i częste konflikty zewnętrzne, a głównie wewnętrzne, nie wskazują na cechy dodatnie. Co do pierwszego związku mielibyśmy raczej stanowisko pozytywne. Co do drugiego uważamy, że zdolność do konfliktów wewnętrznych, a szczególnie hierarchicznych, to znaczy wyższego poziomu funkcji z ich niższymi poziomami, tworzy wspomnianą już królewską drogę rozwoju. Bez konfliktów wewnętrznych nie ma bowiem twórczości humanistycznej, nie ma rozwoju przyspieszonego, nie ma też rozwoju w kierunku doskonałości, bo ludzie bez takich konfliktów przejawiają w mniejszym lub większym stopniu upośledzenie uczuciowe, to znaczy, że mają tendencję do wchodzenia w konflikty zewnętrzne, a nie wewnętrzne.”359 Ludzie wrażliwi, ludzie na odmiennym poziomie rozwoju, percypujący rzeczywistość w innym wymiarze muszą przestać być kontrolowani przez grupy bezwzględnych hipokrytów, którzy pod płaszczykiem tolerancji skrywają swoje zimne, odarte z emocji psychopatyczne oblicza. Jednostki autentyczne, szczere, o odruchach prawdziwie ludzkich zawsze przeszkadzają ludziom sztywnym i ograniczonym uczuciowo. Ci ostatni dążą do zdominowania środowiska zewnętrznego, natomiast ci pierwsi rozwijają się poprzez konflikty wewnętrzne i dążą do przekroczenia własnego typu psychologicznego i biologicznego. To oczywiste (przynajmniej dla mnie) po której stronie musi się opowiedzieć każdy autentyczny pedagog. Mianowicie musi on wesprzeć w rozwoju tych, którzy są prześladowani, tych którzy w ogromnym konflikcie ze sobą i z prześladującym ich otoczeniem podążają szlakiem rozwoju na przekór wszelkim przeszkodom.

359

Tamże, s. 47.

162


„To ten sam również konflikt, który Paweł z Tarsu scharakteryzował za filozofią starożytną: widzę i przyjmuję lepsze - idę za gorszym. To wyraża przeżywanie bólów świata, to wyraża Jaspersowską pasję nocy, to częsta treść przeżyć nocy duszy.”360 Tak samo jest z postrzeganiem zjawiska niskiego poziomu frustracji. Trzeba tu odróżnić frustrację wynikającą z tendencji agresywnych jednostki, z chęci skrzywdzenia innych, kontrolowania otoczenia. Jednak niski próg frustracji przejawiają też ludzie głęboko wewnętrznie rozwinięci, empatyczni ze względu na zło, przemoc i smutek, wojny obecne na tym ludzkim padole. „Świat psychiatryczny, a nawet psychologiczny i pedagogiczny, stoi zasadniczo na stanowisku, że niski próg frustracji wyraża mniejsze lub większe zaburzenie psychiczne. Mamy co do tego odmienne zapatrywanie, to znaczy, że wiele zaburzeń psychicznych i struktur psychopatologicznych przejawia niski próg frustracji, szczególnie związany z tendencjami agresywnymi, z małą kontrolą siebie, z wybuchowością. Natomiast tak samo niski próg frustracji stwierdzamy często u jednostek z dużą subtelnością, empatią, zdolnością do głębokich związków uczuciowych.”361 Z tego co dotychczas wykazałem wynika, że zdrowie psychiczne jednostki w sensie obecnie postrzeganym jako coś co wyraża się prymitywnym zintegrowaniem, przystosowaniem, swoistą zwierzęcą harmonią jest nie do pomyślenia i zaakceptowania dla człowieka autentycznie ludzkiego. Każda jednostka, która przeżywała, doświadczała tych przeżyć opisanych w TDP powinna być oburzona kiedy słyszy, że były to symptomy chorobowe. Będzie roztrzęsiona, że to co wycierpiała, te często niezwykłe okrucieństwo z jakim ją traktowano, oceniano miarą własnego niskiego poziomu, sprowadzono do kilku ograniczonych i nieprawdziwych linijek definicji nie oddających rzeczywistego stanu rzeczy. Zjawisko transformacji, przechodzenia człowieka z niższego na wyższy poziom musi być sprzężone z postrzeganiem zdrowia psychicznego jako zdolności do rozwoju.

360 361

Tamże, s. 48. Tamże, s. 50.

163


„Rozwijające się zdrowie psychiczne jest więc wyrazem wszechstronnego i wielopoziomowego rozwoju, a także coraz wyższego poziomu autonomicznie i autentycznie ludzkiego.”362 Ze zdrowiem psychicznym i rozwojem człowieka niewątpliwie jest związana nauka interdyscyplinarna jaką jest Higiena Psychiczna. Sądzę, że sprzężenie podejścia TDP z elementami higieny psychicznej byłoby niezmiernie korzystne dla całokształtu procesu wychowawczego. Oparcie się na definicji zdrowia psychicznego w ujęciu Dąbrowskiego byłoby niewątpliwie korzystne bo doprowadziłoby do zmiany dotychczasowych schematów myślowych i wprowadzenia nowego, można nawet powiedzieć prometejskiego podejścia do zarówno zdrowia psychicznego jak i choroby psychicznej. Jako materiał do wstępnych rozważań przytoczę krótką definicję higieny psychicznej w ujęciu autora TDP: „higiena psychiczna jest to nauka teoretyczna i stosowana (praktyczna) o zdrowiu psychicznym jednostki i grupy. Inaczej można by ją było określić jako naukę teoretyczną o warunkach zdrowia psychicznego, jednostki i grupy, oraz nauką praktyczną o zastosowaniu poznania i przeżycia tych warunków. Jako nauka o zdrowiu psychicznym jednostki i grupy – musi higiena psychiczna oprzeć się na analizie i definicji zdrowia psychicznego.”363 Ta definicja pokazuje jak jeszcze ogromne pole wyzwań czeka na wszystkich tych, którym zależy na rozwoju człowieka, jednostki i grupy oraz na utrzymaniu warunków korzystnych

dla

zdrowia

psychicznego.

Punkt

widzenia

wielopoziomowy

i

wielopłaszczyznowy w ujęciu tej nauki nawet przy jej niepełnej definicji daje niewątpliwie lepszy obraz wychowawczych nowości, które by wprowadziła TDP oraz to jak higiena psychiczna sprzęgnięta z teorią Dąbrowskiego mogłaby dać impet do wytworzenia się nowego paradygmatu w pedagogice. Nawet nie tyle wytworzenia co wykrystalizowania się poprzez nowe oparte na innych definicjach, na innym ujęciu człowieka podejście. Jednostronny punkt widzenia zawsze zakłada jedną właściwą drogę, jedyną prawdę. Ja stoję tu w tej pracy na takim stanowisku, że nie ma jednej 362 363

Tamże, s. 56. Tamże, s. 57.

164


adekwatnej drogi, ani wyłącznej prawdy. Każdy człowiek posiada mroczną i jasną stronę, trzeba zaakceptować jedną jak i drugą aby przejść na nowy sposób postrzegania. To, co przed chwilą napisałem, może być niepoprawnie zrozumiane ponieważ wprowadziłem zbyt dualistyczne podejście chrześcijańskie. Spróbujmy tak: człowiek jest jak drzewo, które czerpie energie z różnych źródeł. Dzięki tym energiom funkcjonujemy. Pobieramy te różnorodne składniki za pomocą „korzeni”. W rozwoju człowieka nie chodzi z reguły (przynajmniej ja tak sądzę) o waloryzowanie poszczególnych energii. Istota transformacji polega na tym, że te siły wewnętrzne, które nie są dla nas z różnych powodów użyteczne, nie potrafimy się z nimi obchodzić stają się bardziej funkcjonalne, zdatne do użytku i mogą nas wspomagać. Rozwój nie opiera się na negacji. Dlatego uważam, tak jak Dąbrowski, że wielostronne i bardziej otwarte podejście jest z reguły bardziej korzystne i pozytywne dla rozwoju, a szczególnie w takich naukach interdyscyplinarnych jak higiena psychiczna i pedagogika – w przypadku tej drugiej można powiedzieć, że jest nauką z ducha transformacyjną, a więc zakładającą przemianę człowieka jako coś z gruntu go wzbogacającego. „Taki punkt widzenia wydaje się nam dużo bogatszy, bardziej precyzyjny i dający lepsze rezultaty diagnostyczne, prognostyczne i psychoterapeutyczne aniżeli jednostronny punkt widzenia chociażby rzekomo wypracowany, ścisły i uważany za naukowy.”364 Ludzie mają tendencję do budowania swojej własnej wartości poprzez wybaczanie. „Wybaczam ci” zawiera jednak dla mnie aspekt negatywny, ponieważ stawiamy się ponad kimś komu wybaczamy i na tej pozycji budujemy naszą wartość, człowieczeństwo, nie tu leży droga. W moim przekonaniu rozwój polega na zaakceptowaniu zarówno własnych błędów, które są częścią naszej egzystencji jak i pozytywów. Trzeba iść dalej i nie zapominać o krzywdzie ale potraktować to jak doświadczenie, które może nas rozwinąć. Błędów się nie wybacza tylko idzie się dalej. Ujęcie higieny psychicznej u Dąbrowskiego łączy się z jego teorią dezintegracji pozytywnej oraz rozumieniem zdrowia psychicznego. Z tego powodu higiena psychiczna gra dużą rolę dla TDP w sensie uzupełnienia całokształtu myśli jej autora. Dlatego pokrótce przedstawię zasadnicze rysy, historię tej interdyscyplinarnej dziedziny wiedzy podług Dąbrowskiego. Higiena psychiczna powstała w XX wieku w Stanach 364

Tamże, s. 58.

165


Zjednoczonych Ameryki Północnej. Jej twórcą był Clifford W. Beers, ekonomista – handlowiec. Przeszedł on ciężkie doświadczenia w swoim życiu, odczuwał depresje, lęki i obawy. W każdym razie po próbie samobójczej został on umieszczony w szpitalu dla chorych psychicznie. Otrzymał diagnozę psychozy maniakalno – depresyjnej.365 Nie podobało mu się traktowanie ze strony lekarzy i personelu w związku z tym podniósł przeciwko nim protest. Doprowadziło to do zaostrzenia rygorów wobec niego: kaftan bezpieczeństwa itp. Jednak

miewał on przebłyski świadomości podczas których

próbował się kontrolować, zobaczyć swój prawdziwy wizerunek. Chciał też pomóc towarzyszom niedoli. Te wyrazy altruizmu, empatii zaczęły dominować w jego strukturze psychicznej i dzięki nim oraz poprzez nie jego niższa strona została podporządkowana wyższej, budzącej się strukturze. Zaczął zapisywać swoje pomysły, parał się też malarstwem. Jak pisze Dąbrowski była to dla niego swoista autopsychoterapia.366 Kiedy już na stałe opuścił szpital rozpoczął to nad czym przemyśliwał w swym „więzieniu”. Mianowicie spisał plan reform i napisał książkę w 1908 roku pt.: „Umysł, który sam siebie odnalazł”. Zapoczątkowało to ruch higieny psychicznej, w końcu też powstał Międzynarodowy Komitet Higieny Psychicznej. Na początku psychiatrzy patrzyli na to z dużym dystansem ponieważ wątpliwości budziła w nich osoba inicjatora. Higiena psychiczna jako termin pochodzi od Adolfa Mayera wielkiego psychiatry z Stanów Zjednoczonych Ameryki. Poparł on Beersa i ruch nabrał impetu. Pierwszym takim wyraźnym przejawem aktywności ruchu był I Międzynarodowy Kongres w Waszyngtonie – 1930 r. rozważano na nim min. problemy dotyczące polepszania opieki nad chorymi psychicznie. 367 Drugi Międzynarodowy Kongres Higieny Psychicznej miał miejsce w Paryżu był to 1937 rok. Miał już bardziej wszechstronny charakter, zajął się teoretycznym

i praktycznym opracowaniem

postępowania higieny psychicznej względem różnych grup zaburzeń psychicznych. Na owym kongresie jak pisze Dąbrowski368 była obecna delegacja polska w tym on sam spotkał się z Beersem i przez kilka godzin dyskutował nad różnymi zagadnieniami.

365

Tamże, s. 58. Tamże, s. 59., „Podczas przejaśnień próbował sprawdzić swój stan, kontrolować swoje urojenia, a przed wszystkim opracowywać metody ulżenia doli swoich psychicznie chorych współtowarzyszy. Był to jakiś przejaw podporządkowania swoich stanów zaburzeń psychicznych tendencjom współczucia, tendencjom alterocentrycznym, a więc częściowo kontroli swego postępowania przez udział uczuć wyższych, przez udział jakby trzeciej struktury, która by podporządkowywała sobie funkcje depresyjne i podnieceniowe.” 367 Tamże, s. 59/61. 368 Tamże, s. 60. 366

166


Duże wrażenie wywarła na nim osobowość Beersa, który sprawiał wrażenie głęboko doświadczonego przez cierpienie człowieka.369 W dwa lata później nastał rok 1939, który my Polacy pamiętamy szczególnie. Inwazja hitlerowskich Niemiec na Polskę oraz rozpoczęcie walk na niespotykaną dotąd skalę militarną na całym świecie spowodowało, że ruch higieny psychicznej musiał ograniczyć swe działanie zarówno w sferze międzynarodowej jak i w okupowanej Polsce. Po wojnie odbył się III Międzynarodowy Zjazd w Londynie. Przekształcono wtedy Międzynarodowy Komitet Higieny Psychicznej w Światową Federację Zdrowia Psychicznego.370 Jak można się domyśleć chodziło tu o poszerzenie pola działalności nauki higieny psychicznej oraz o podejście interdyscyplinarne, bazujące również np. na wychowaniu i psychologii, a nie tylko na psychiatrii. Zakrawa na hipokryzję określanie warunków zdrowia psychicznego jak i choroby psychicznej, a więc także tego czy rozwój człowieka przebiega prawidłowo czy odbiega od przewidzianej linii przez psychiatrię. Dzieję się tak ponieważ jest to zbyt mała, wyspecjalizowana w zbyt wąskim zakresie grupa, składająca się z osób ewidentnie odbiegających od normy w stosunku do reszty społeczeństwa, ciesząca się wprost elitarnym statusem i niezdrowym zainteresowaniem, skupieniem się jedynie na aspektach chorobowych życia ludzkiego. Już sam pomysł zawodu psychohigienisty pokazuje, że psychiatria uzyskała zbyt duży monopol na leki i na uprawnienia do tego aby decydować komu je przypisywać.371 Czynniki wychowawcze, moralne, psychiczne, społeczne i ich szerokie oddziaływanie na społeczeństwa wszystkich krajów było głównym zadaniem ruchu higieny

369

Tamże, s. 60., „Na Kongresie Paryskim była dość liczna delegacja polska. Uczestnicząc w niej spotkałem się wtedy osobiście z Beersem. Spędziliśmy razem parę godzin w jednej z paryskich kawiarni. Już w warunkach tego pierwszego, wstępnego zetknięcia stał mi się on bardzo bliski. Miał głęboko osadzone ciemne oczy, sprawiające na mnie wrażenie, że chociaż Beers patrzył bardzo uważnie na swego rozmówcę, to jednak był on jakby pogrążony we własnych myślach. Mówiąc jeszcze inaczej – Beers, obserwując bardzo uważnie swego interlokutora i biorąc żywy udział w rozmowie, równocześnie sprawiał wrażenie, że jakby wsłuchiwał się w swoje wewnętrzne ja, w swój wewnętrzny głos. Wspominam o tym dlatego, że takie wrażenie na otoczeniu sprawiają często ludzie, którzy przeszli przez bardzo ciężkie doznania. Poznałem jego oddanie sprawie, jego żarliwość, a równocześnie smutek z powodu nieuzasadnionych oporów i braku sympatii ze strony oficjalnej psychiatrii.” 370 Tamże, s. 61., „Po wojnie największym wydarzeniem był III Międzynarodowy Zjazd w Londynie, gdzie nastąpiło przekształcenie Międzynarodowego Komitetu Higieny Psychicznej w Światową Federację Zdrowia Psychicznego. Ta reorganizacja miał swoje głębokie uzasadnienie, a mianowicie rozszerzenie i pogłębienie pracy psychohigienicznej przez rozszerzenie działalności na wszystkie tereny życia ludzkiego oraz przez podejście do zagadnień zdrowia psychicznego nie tylko od strony psychiatrycznej, ale przede wszystkim od strony psychologii, wychowania, socjologii, a nawet filozofii i innych jeszcze nauk.” 371 Tamże, s. 61., „Od tego czasu stało się jasnym, że higiena psychiczna musi oprzeć się na psychologii i wychowaniu, jako kierunkach podstawowych, oraz zająć się wszechstronnie życiem codziennym, a w pierwszym rzędzie dziećmi i młodzieżą na terenie rodziny, szkoły i instytucji wychowawczych, a więc warunkami życia małżeńskiego i rodzinnego, podstawowymi trudnościami psychicznymi, związanymi z nieodpowiednimi warunkami życia i pracy.”

167


psychicznej. Rozluźnienie reżimu ściśle szpitalnego oraz nakierowanie praktyki i profilaktyki na zdrowie psychiczne, a nie wyłącznie na chorobę psychiczną i leczenie farmakologiczne.372 Z najbardziej zasłużonych osób na terenie higieny psychicznej wymienia Dąbrowski ze szczególnym namaszczeniem dr Jacka Reesa – który był przewodniczącym, a później dyrektorem Biura Wykonawczego Światowej Federacji Zdrowia Psychicznego 373 i położył niewątpliwie zasługi w organizacji i ukonstytuowaniu się higieny psychicznej na całym świecie.374 Wymienię już teraz tylko następne kongresy na których rozwijała się nauka higieny psychicznej i rozumienie zdrowia psychicznego obu kwestii przecież tak ważnych dla teorii dezintegracji pozytywnej i jej autora. Międzynarodowy Kongres Zdrowia Psychicznego w Paryżu w 1961, problemy dotyczące zdrowia psychicznego oraz psychoterapii podejmowano też na VI Międzynarodowym Kongresie Psychoterapii – Londyn 1962, potem rok Zdrowia Psychicznego – 1962, Kongres Światowej Federacji Zdrowia Psychicznego – Kopenhaga 1975, potem w 1977 w Vancouver w Kanadzie. Widzimy tu, że nie są to jakieś małe wydarzenia - czyli, że ruch ten i związanie z nim Dąbrowskiego musiało być bardzo silne i na pewno wpłynęło na twórcę teorii dezintegracji pozytywnej i na samą teorię.375 W Polsce higiena psychiczna zaczęła się, a raczej pierwsze jej zaczątki miały miejsce w latach 1929, 1930. Jednak ówczesny delegat (prof. Pilc) zmarł w drodze na Międzynarodowy Kongres w Waszyngtonie (1930). Dąbrowski wspomina jeszcze o Instytucie Pedagogiki Specjalnej, który zajmując się min. problematyką wychowania specjalnego, zaburzeń psychicznych itp. zaspokajał zapotrzebowanie społeczeństwa. Intensywniejsza działalność w dziedzinie higieny psychicznej miała miejsce w latach 1931 – 1932. Jak pisze Dąbrowski zorganizowano wtedy kliniczny dział neuropsychiatrii dziecięcej i pedagogiki leczniczej na ulicy Złotej. Istotny, szczególnie dla nas jest fakt wyraźnej obecności pierwiastka pedagogicznego w tymże zakładzie. Stosowano tam nie tylko metody stricte psychiatryczne ale i również diagnozę osobowości, różnych zaburzeń, inteligencji. Przeprowadzano też szczegółowy wywiad społeczny.376 Zasadniczo sprawą jaką chcę tu pokazać jest to, że już wtedy na terenie Polski istniało dążenie do uzupełniania się pracy psychiatry, pedagoga i psychologa. Organizowane

372

Tamże, s. 62. http://wfmh.com/ - to oficjalna strona Światowej Federacji Zdrowia Psychicznego 374 Tamże, s. 62/63. 375 Tamże, s. 64, 65. 376 Tamże, s. 66. 373

168


były tam (na Złotej) wspólne posiedzenia interdyscyplinarne. Już wtedy podejmowano próby terapii w rozumieniu Dąbrowskiego: „Było stosowane systematyczne nauczanie, a ponadto terapia przez zabawę, a nawet początki terapii przez rozwój specjalnych zainteresowań i uzdolnień. Zarówno diagnoza jak i terapia opierały się na zasadach interdyscyplinarności.”377 Następnym ważnym moment stanowiła: „organizacja sekcji higieny psychicznej Państwowej Naczelnej Rady Zdrowia w departamencie Służby Zdrowia Ministerstwa Opieki Społecznej (…)”378 Jednak najważniejszym momentem było utworzenie Państwowego Instytutu Higieny Psychicznej z wydatną pomocą Fundacji Rockefellera, która dała pieniądze na dwa lata pracy i zaopatrzyła go w sprzęt. Następnie Dąbrowski opisuje zakresy działalności tego instytutu.379 Co ważne organizowano poradnie działające metodami pedagogicznymi. Wydawano w ramach Instytutu: „Biuletyn Instytutu Higieny Psychicznej”. Organizowane były też kursy dla wychowawców i innych grup zawodowych dotyczące higieny psychicznej. Oddziały Instytutu powstawały na terenie całej Polski w takich miastach jak Gdynia, Łódź itp. Ważnym faktem tego okresu było powstanie Polskiej Ligi Higieny Psychicznej – współpracowała ona z Instytutem i włączała się do ruchu międzynarodowego. Istotnym wydarzeniem było zapoczątkowanie przez dr Oskara Bielawskiego wydawania kwartalnika pt. „Higiena psychiczna”. Część osób zaangażowanych wtedy silnie i twórczo w ruch higieny psychicznej zginęła podczas II wojny światowej. Z tego co twierdzi autor TDP praca w Instytucie mocno postępowała do przodu, zaczęto się nim interesować w kraju i za granicą, a on sam począł poszerzać swoją działalność. Placówka miała pod sobą liczne grupy młodzieży, dzieci, dorosłych, sprawowała pieczę nad ludźmi z zaburzeniami psychicznymi jak i prowadziła działalność profilaktyczną. Po ataku III Rzeszy Instytut zlikwidowano. Jednak potajemnie kontynuowano działalność na lesistym terenie tzw. Zagórzu ok. 67 ha, zakupionym przez koło Przyjaciół Higieny Psychicznej. Działalność prowadzono tam podczas całej okupacji,

377

Tamże, s. 66/67. Tamże, s. 67. 379 Tamże, s. 67. 378

169


niedaleko od Zagórza organizowano zakłady dla dzieci. Instytut więc działał podziemnie, urządzano tam posiedzenia naukowe, łączono tam różnorodne podejścia do człowieka min. pedagogiczne. W ciągu trzeciego roku utworzono studium higieny psychicznej, które było zaczątkiem późniejszej Wyższej Szkoły Higieny Psychicznej. Jak twierdzi Dąbrowski: „Była ona przewidziana, jako zespolenie w najszerszym zakresie nauk z pogranicza: psychologii rozwojowej i wychowawczej, psychologii klinicznej, pedagogiki, socjologii, psychiatrii związanej z neurofizjologią i neuropatologią oraz filozofii w jej zastosowaniu do higieny psychicznej. Mieliśmy więc wykłady z wymienionych przedmiotów oraz prowadziliśmy ćwiczenia z psychologii, psychoterapii, neurofizjologii itd. Dużą uwagę zwracano na neuropsychiatrię dziecięcą, pedagogikę leczniczą oraz higienę psychiczną.”380 To

ważne

bo

pokazuje,

że

w

Polsce

istniała

silna

tradycja

podejścia

interdyscyplinarnego wokół której zbierali się i angażowali wybitni naukowcy jak choćby autor TDP. To pokazuje jak różnorodne doświadczenia i wielkie prace legły u podstaw teorii Dąbrowskiego. Istotne to jest gdyż widać, że na podłożu higieny psychicznej, niejako na spięciu interdyscyplinarnym narodziła się ta teoria - stąd jej wszechstronność i interdyscyplinarność. Bardzo ważnym jest to, aby zakomunikować fakt, że tuż po zakończeniu wojny została utworzona Wyższa Szkoła Higieny Psychicznej. Jest to doniosłe wydarzenie i pokazuje, że było i jest zapotrzebowanie na higienę psychiczną. Jak twierdzi Dąbrowski istniały na niej wydziały psychologii klinicznej, psychohigieny pracy. Uczyli tam tacy znamienici profesorowie jak Bogdan Suchodolski, Stefan Szuman. Po upłynięciu okresu dwóch lat miała ona aż 500 słuchaczy.381 W Instytucie działalność sprawowały pracownie naukowe. Organizowano zjazdy naukowe zajmujące się fundamentalnymi sprawami związanymi z pograniczem higieny psychicznej i nauk z nią związanych. Instytut intensywnie się rozwijał zyskując duże ilości pacjentów jednak nagle podjęto decyzję o jego reorganizacji, został przekształcony w poradnię zdrowia psychicznego. W miejsce IHP utworzono Instytut 380

Tamże, s. 70., Osobiście uważam, że powstanie i w dzisiejszych czasach takiego zawodu łączącego w dużym stopniu kompetencje poszczególnych nauk byłoby bardzo dobre. Wspólne kształcenie i dopiero późniejsza specjalizacja dałyby podstawy do pełniejszej i lepszej współpracy oraz zapobiegałyby tworzeniu się zawodowych klik pseudoprofesjonalistów. W dłuższej perspektywie czasowej powstanie takiego Instytutu byłoby niezmiernie korzystne i dzisiaj. 381 Tamże, s. 70.

170


Psychoneurologiczny o profilu psychiatrycznym. Podjęto potem jeszcze próby rozpoczęcia badań w zakresie higieny psychicznej – przy Polskiej Akademii Nauk powstał mały Zakład Higieny Psychicznej i Psychiatrii Dziecięcej PAN. Zaczęto silnie działać ponownie utworzono Polskie Towarzystwo Zdrowia Psychicznego. Publikowało ono liczne artykuły podejmujące tematy zdrowia psychicznego oraz higieny psychicznej. 382 Podejmowano różne próby wzmożenia działalności naukowej jednak bez specjalnego powodzenia.383 Kiedy autor TDP w 1973 powrócił z Kanady, gdzie intensywnie pracował naukowo został wybrany na Prezesa Towarzystwa Higieny Psychicznej. Odbywały się też zjazdy poświęcone teorii Dąbrowskiego w połączeniu przede wszystkim z wychowaniem i higieną psychiczną. Za czasów Dąbrowskiego w ostatnim okresie jego życia higiena psychiczna zaczęła stawać na nogi. Działo się to zapewne ze względu na jego międzynarodową sławę jak i liczne kontakty z czołowymi przedstawicielami psychologii humanistycznej np.: Abraham Maslow, psychiatrii itp. Szczególnie zjazdy w 1973 i 1976 odbywały się z licznym przedstawicielstwem zagranicznym. Podnoszono w ramach Rady Naukowej Towarzystwa tematy które do dzisiaj nie doczekały się dobrego rozwiązania jak np. problem opieki psychohigienicznej nad wybitnie zdolnymi uczniami poprzez uwzględnienie ich wybitnych uzdolnień w niektórych przedmiotach, a z drugiej strony ulgi w przedmiotach nie będących powiązanymi z ich zdolnościami. Dla uczniów jednostronnie wybitnie uzdolnionych z pewnością byłoby to ogromne polepszenie ich sytuacji. Dąbrowski na końcu swojego rozdziału poświęconemu historii higieny psychicznej w wymiarze międzynarodowym i polskim wymienia trzy zasadnicze punkty, które byłyby warunkiem dalszego postępu w zakresie higieny psychicznej w Polsce, a więc byłyby korzystne też dla pedagogiki oraz rozwoju humanizmu w naszym kraju. Aktualność tego co podał jest nadal zachowana i uświadamia nam jak wiele jeszcze jest do zrobienia w Polsce - szczególnie w sferze kultury i nauki, a przede wszystkim w zakresie wychowania społeczeństwa. Poniżej przedstawiam trzy zasadnicze punkty które powinny zostać wdrożone dla podniesienia 382

Tamże, s. 71. Tamże, s. 72., „W pewnym okresie czasu powołano kierownika Zakładu Higieny Psychicznej i Psychiatrii Dziecięcej PAN na dyrektora sanatorium w Zagórzu, które podlegało bezpośredniej kompetencji Ministerstwa Zdrowia. Było to zdarzenie, które po zamknięciu Instytutu Higieny Psychicznej mogło stworzyć nową bazę pracy profilaktycznej w zakresie zdrowia psychicznego, a szczególnie w zakresie nerwic i psychonerwic. Mogło ono dać możliwości pogłębionej pracy klinicznej i naukowej oraz szansę kształcenia psychohigienistów. Nadzieje te nie spełniły się jednak. Również działalność Towarzystwa przez pewien okres nie rozwijała się tak, jak miało to miejsce w poprzedzającym pierwszym etapie po reaktywowaniu.” 383

171


poziomu pracy psychohigieniczej w naszym kraju. Jednak myślę, że byłyby one niesamowicie rozwojowe na polu całej naszej kultury, oświaty i nauki pobudzając rozwój całej mentalności społecznej w kierunku wyższego poziomu.

1. instytut naukowo – badawczy i kliniczny; 2. instytucja szkoleniowa o charakterze akademickim; 3. ściśle zespolony z nimi ruch higieny psychicznej.384 Podjęcie szeroko zakrojonej pracy w higienie psychicznej w naszym kraju nadal czeka. Ta interdyscyplinarna i intradyscyplinarna nauka ma tradycję w naszym ukochanym kraju. Może trzeba pomyśleć o przełamaniu stagnacji kulturalnej i zrobieniu śmiałego kroku naprzód, a jak inaczej rozwinąć społeczeństwo niż poprzez wychowanie? Powinno się więc skupić na renowacji i odnowieniu nauki higieny psychicznej w Polsce oprócz tego warto byłoby połączyć ją z punktem widzenia opartym na teorii dezintegracji pozytywnej. Rzecz oczywista, że należałoby dokonać całkowitej rekonceptualizacji tejże teorii, a właściwie ją wskrzesić przystosowując do obecnych realiów. Oprzeć ją w części na nabierającej siły psychologii transpersonalnej, której elementy można już dostrzec w twórczości Dąbrowskiego (co ciekawe zapomina się, że Abraham Maslow był jednym z pierwszych, którzy zwrócili się ku psychologii transpersonalnej. Wielce prawdopodobne, że Dąbrowski, gdyby żył odrobinę dłużej również włączyłby się w ten nowy ruch.) Dałoby to impuls do powstania nowej pedagogiki opartej w dużym stopniu na odnowionej teorii Dąbrowskiego oraz w pozostającej w bliskim i owocnym kontakcie z higieną psychiczną, a w dalszym okresie stworzenie nowej bazy podstawowej dla tejże nowej pedagogiki korzystającej za pomocą nowych i starych narzędzi metodologicznych z odmiennych baz danych takich dyscyplin jak psychiatria humanistyczna, psychologia transpersonalna ale także neuropsychiatria itp. Stawianie Dąbrowskiemu zarzutu, że w ujęciu jego teorii zdrowie psychiczne dotyczy tylko niewielkiej liczby osób to jakiś nonsens. Ci którzy czynią takie zarzuty twierdzą jakby równocześnie, że ten, kto się nie rozwija, że ten kto spełnia uwarunkowania normy statystycznej jest najlepszym możliwym przykładem zdrowia psychicznego. Dla mnie i tu absolutnie zgadzam się z Dąbrowskim brzmi to jak jakiś absurd. 384

Tamże, s. 73.

172


Degrengolada społeczna, upadek wartości i ideałów, niewykorzystywanie swojego potencjału, zachowywanie się jak dzikie zwierzęta, które rozszarpują słabsze sztuki miałoby być wyrazem dobra, wyrazem zdrowia psychicznego – nie wydaje mi się. To, że był wśród Polaków człowiek o tak holistycznej wiedzy w zakresie wielu nauk min. w pedagogice, filozofii, psychiatrii, psychologii, który odkrył jak wspomóc rozwój społeczny, jak podnieść z kolan pedagogikę ale również jak zmienić ugruntowane uprzedzenia – to jest piękne, że istniał ktoś, kto miał po temu odwagę. Społeczeństwo musi mieć jakieś odniesienie, jakąś hierarchię wartości do której może dążyć inaczej sprzyja się stagnacji, uwstecznieniu, inhibicji społeczeństwa. Modele, poziomy wartości, dynamizmy, wzorce jakich dostarcza teoria dezintegracji pozytywnej są siłą, która może wskazać odpowiednią drogę społeczeństwu. Zgoda ścieżkę, która często prowadzi przez mękę i depresję, koszmarny ból – jednak przykro mi dla ludzi rozwijających się innej pozytywnej ścieżki nie ma. Można też oczywiście promować psychopatów i niszczyć ludzi wartościowych zasłaniając się wygodnymi frazesikami wychowawczymi. Takie postępowanie jest jednak drogą prowadzącą donikąd i przeciwstawną wszelkim wartościom ludzkim, humanistycznym i humanitarnym.385 I powstają pytania: dlaczego nasz system edukacyjny niszczy wszystko co wartościowe, a więc ewidentnie nie spełnia swojego zadania?, dlaczego grupy ludzi tępych bo ograniczonych uczuciowo dostają się na wyższe stanowiska?, dlaczego uzdolnieni młodzi ludzie są traktowani jak dopust boży, jak niepotrzebne truchła?, i wreszcie dlaczego z naszego kraju wyjechało kilka milionów Polaków – ponieważ nie było dla nich żadnej sensownej oferty? Na wszystkie te pytania można by odpowiadać długo i byłaby to odpowiedź gorzka, pełna smutku i zasłużonego zapiekłego żalu. Zniszczonych żyć już nie da się zwrócić, jednak można ocalić następnych, tylko czy komuś w ogóle na tym zależy? – nie wydaje mi się i to jest dla mnie właśnie najbardziej straszne. Najwygodniej ustalić sobie jakąś wygodną normę. Najprościej stwierdzić, że ktoś jest bezwartościowy, bo jest wierny swoim ideałom, bo nie zdradza przyjaciół, bo nie uprawia zmiennej miłości. Wreszcie dlatego, bo nie ściąga na egzaminach, bo wierzy, że coś można odmienić i próbuje tego dokonać. Tacy ludzie, takie jednostki są właśnie w Polsce skrajnie nieszanowane i traktowane jak odpadki. W drodze nieuzasadnionej zawiści, tępego okrucieństwa niszczy się ich uzdolnienia i talenty robiąc jeszcze z tego 385

K. Dąbrowski, „W poszukiwaniu…”, dz. cyt., s. 32 - 33.

173


temat tabu i wmawiając ludziom, że nic się nie dzieje. Przepraszam, że użyję dosadnych słów ale nie jestem w stanie się powstrzymać. Ten stan rzeczy napawa mnie obrzydzeniem. Brak szacunku dla pracy, dla wyłącznych związków uczuciowych, dla poszanowania cudzych wartości, dla ludzkiej godności i honoru, wreszcie dla empatii i altruizmu jest czymś ohydnym i jeśli ktoś jeszcze mydli sobie oczy próbując nad tym przejść do porządku dziennego to jest hipokrytą i jest niezainteresowany rozwojem społeczeństwa. Dodatkowo takie cechy jak ściąganie na egzaminach, przepisywanie, okłamywanie, cwaniactwo, obłuda, spryt, wymigiwanie się od obowiązków, kolesiostwo jest w naszym kraju uważane za cnotę. Nawet „poważni” ludzie hołdują chamstwu i warcholstwu kiedy tylko zejdą z publicznego widoku. Dąbrowski pisze właśnie o tym, że jednostki rozwijające się, wszechstronnie uzdolnione, poszukujące czegoś w życiu są bezproduktywnie i bezpodstawnie niszczone bo przeszkadzają „społeczeństwu” przez same swoje jestestwo. Nie podoba się „ludziom”, że ktoś jest autentyczny i autonomiczny, twórczy i wrażliwy. Budzi w nich to zazdrość i nienawiść, a szczególnie u psychopatów i jednostek na pograniczu normy statystycznej. Dlatego uważam za zjawisko negatywne i wymagające całkowitej zmiany obecny stan rzeczy w polskich szkołach, na polskich ulicach i wreszcie na polskich uczelniach. Brzydzi mnie (i chyba mam prawo to powiedzieć) hołdowanie prymitywizmowi, bezeceństwu, szyderstwu i niskim popędom.386 Polacy powinni się zastanowić w jakim świecie chcą żyć. Czasami odnoszę smutne wrażenie, że się Polakom podoba, kiedy ludzie tępi niszczą, jednostki „inne”, wrażliwe i twórcze. Można powiedzieć, że w Polsce jest tak, że zły człowiek jest postrzegany jako ten dobry, a ten który rzeczywiście postępuje dobrze jako najgorszy z możliwych. Dla mnie osobiście jest to przygnębiające i przepełnia mnie smutkiem kiedy widzę, słyszę, czuję, przeżywam, że co roku polska szkoła wyrzuca na śmietnik setki, tysiące talentów i że ci ludzie skończą jako „nikt”. Tym kilku milionom, które wyjechały i nie wróciły udało się i dobrze. Jestem szczęśliwy, że choć ta część pozytywnego potencjału rozwojowego mogła się zrealizować. Patriotyzm to słowo w ustach Polaka brzmi jak obraza – bo czy jest patriotą wandal, który niszczy mienie publiczne. Przestępca, który bije człowieka o odmiennym ubiorze, fryzurze, kolorze skóry. Polityk, który nawołuje wprost do aktów 386

Tamże, s. 33, 34.

174


nienawiści i przemocy na różnego typu mniejszościach. Czy byli patriotami ci którzy bili ludzi, a nawet mordowali podczas marszu faszystowskiego w Białymstoku? Moim zdaniem nie i przy tym pozostanę. Czym się różni podejście psychohigieniczne w stosunku do różnego rodzaju zaburzeń psychicznych od podejścia ściśle lekarskiego? Psychohigienista podchodzi w inny sposób do zaburzeń psychicznych takich jak nerwice, psychonerwice, stany inhibicji, napięcia nie do wytrzymania, obsesji, depresji, agonii psychicznej. Mianowicie stawia on sobie pytanie. Czy dane zaburzenie ma w sobie pierwiastek rozwojowy? Jeśli jest on obecny to należy go zwiększyć i doprowadzić do tego, że siłom rozwojowym zostaną podporządkowane niższe struktury psychiczne. Dzięki temu poprzez konflikty wewnątrzpsychiczne będzie mógł następować proces transformacyjny w którym siły rozwojowe rodzącego się psychicznego środowiska wewnętrznego przejmą kontrolę i doprowadzą do twórczego wytworzenia się struktur psychicznych kierowanych przez nowe, mocne i pozytywne dynamizmy. Psychohigienista

dąży więc do transformacji, do przebudzenia

wewnętrznych sił chorego, który może okazać się bardzo wartościowym człowiekiem. Natomiast lekarz, psychiatra dokonuje diagnozy pacjenta, kieruje się biologicznym spojrzeniem na rzeczywistość. Dąży głównie do farmakologicznego, bądź operacyjnego wyeliminowania zaburzeń. Lekarz „leczy” więc za pomocą eliminacji czasem niszcząc to

co

jedyne,

transformować.

387

niepowtarzalne

i

wartościowe.

Psychohigienista

stara

się

W moim mniemaniu analogiczne zadanie leży w rękach

wychowawcy. Filozofia tworzenia, odkrywania własnej drogi życia, mierzenia się z trudnościami losu jest jedyną filozofią za którą może się opowiedzieć zarówno TDP jak i interdyscyplinarna i

intradyscyplinarna nauka higieny psychicznej. Jednostka

rozwijająca się poprzez stany dezintegracyjne, poprzez stany nocy duszy i obsesyjne myśli próbuje znaleźć to czego większość ludzi nigdy nie szuka czyli sens istnienia własnego Ja (w sensie buddyjskim), swego bytu. Bóle i problemy związane z tym poszukiwaniem sprzyjają właśnie tworzeniu się filozofii, odnajdywaniu własnej, indywidualnej ścieżki ku pewnemu doświadczeniu, które może objawić sens naszej jednostkowej egzystencji. Stykamy się w codziennym życiu z ogromną ilością 387

Tamże, s. 44.

175


różnorakich religii i systemów filozoficznych, ale mimo to tak naprawdę rozwiązanie musimy odnaleźć we własnym wnętrzu. Poprzez depresje, konflikty wewnętrzne możemy właśnie odkrywać i poszerzać własne doświadczenie egzystencjalne. Jeśli wiemy, że czeka nas trudna droga ale, że bez tego staniemy się tylko pewną projekcją to czyż nie lepiej iść dalej? Czyż nie lepiej poszukiwać wyższych rejonów rzeczywistości? „Wiele jednostek odczuwa nadmiar wielorakich i mało mówiących opinii, które przechodzą mimo zagadnień indywidualnego bytu ludzkiego, nadmiar stereotypowo podawanych formułek filozoficznych, które jakoby mają dać rozwiązanie problemów egzystencjalnych. Depresje, lęki, obsesje, konflikty wewnętrzne można przyjmować dużo łatwiej, jeśli mogą one prowadzić do odpowiedzi konkretnych na nurtujące zagadnienia, jeśli mogą prowadzić do odkrywania sensu życia lub uchwycenia losu we własne ręce i szukania na swój sposób coraz wyższej rzeczywistości, coraz doskonalszego przeżywania, odkrywania i tworzenia tej wyższej rzeczywistości.”388 Filozofia egzystencji, filozofia psychohigieniczna rozumie, że nieuniknionym dążeniem każdego świadomego własnego istnienia człowieka jest rozwój. Treść naszego życia nigdy nie jest zamknięta. Poprzez poszukiwanie uzyskujemy pragnienie wyjaśnienia. Problem śmierci, zniszczenia całego swojego JA, zniknięcia, pewnej niezrozumiałej przemiany budzi w każdym myślącym człowieku paniczną refleksję, paniczną bo rozumiejącą absolutność tego problemu i wartość jego rozwiązania. Poprzez obiektywizację pewnych idei które wyznajemy w sobie, poprzez utwierdzenie swoich centralnych wartości w jakby esencjonalnym ułożeniu, poprzez doświadczenie i przeżycie uczuć wyłącznych tworzymy siebie, a tworząc siebie sami niejako wkraczamy w pole nowej, głębszej, przedtem dla nas utajonej egzystencji. „Te wszystkie jakości tworzą drogę empiryczną, eksperymentalną drogę przeżyciową w świecie faktów i wartości, ideału konkretnego, mistycyzmu. Jest to wyraz filozofii psychohigienicznej, wielopłaszczyznowej i wielopoziomowej, filozofii egzystencji wyrażającej się w wyborze niezmiennych jakościowo esencji. Taka filozofia daje impuls do własnych poszukiwań, własnych odkryć i do własnego tworzenia wyższej rzeczywistości.”389 388 389

Tamże, s. 45. Tamże, s. 46.

176


Sztuka odgrywa również niezwykłą i doniosłą rolę w przekraczaniu własnej ograniczoności. Poprzez wysłowienie największego absolutyzmu duszy w dziełach wielkich mistrzów takich jak Michał Anioł bądź Leonardo da Vinci. Dzięki oddziaływaniu wielkich dzieł malarskich, wspaniałych rzeźb możemy dostrzec prawie że pełen obraz ludzkiej egzystencji i jej tragicznego ale zarazem pięknego wymiaru. Poprzez doświadczenie blasku mistycyzmu bijącego z tych arcydzieł możemy odkryć przeżycie piękna, ścierającego się pędu ku nieskończoności, ku absolutom. Wkraczając na pole sztuki, wkraczamy również na pole twórczości i razem z nią dokonujemy skoku w głębsze bardziej istotowe warstwy rzeczywistości.390

Niezwykle istotnym i doniosłym wydarzeniem jest poruszony już przeze mnie w tej pracy problem, a raczej szansa jaka leży przed gatunkiem ludzkim i to szansa wyłączna tylko dla niego. Jest to możliwość przekroczenia własnych ograniczeń animalnych, każdego w mniejszym lub większym stopniu determinuje cykl biologiczny wspólny w dużym zakresie dla człowieka i zwierzęcia. Jednakże tylko jednostka ludzka ma możliwość, a raczej niezbywalną szansę na odejście od automatyzmu zewnętrznego rozwoju i wejście w podróż wewnętrzną prowadzącą w kierunku wyższych poziomów, a nie etapów ludzkiego bytowania. Im bardziej skomplikowane stworzenie tym więcej indywidualnych różnic pomiędzy osobnikami jego gatunku. Człowiek jako istota, która osiągnęła rzecz niezwykłą w toku ewolucji czyli świadomość własnego istnienia, charakteryzuje się tendencją do większego niźli u innych okazów natury przekraczania i indywidualizowania własnej ścieżki rozwojowej. Powiem więcej im wyższy poziom ludzkiej jednostki tym bardziej charakteryzuje się ona swoistym, wyłącznym tylko dla niej podejściem do zarówno własnej egzystencji jak i do bytowania innych jednostek. Tworzy on (taki człowiek) własną bazę rozwojową opartą na samopotwierdzeniu i autodeterminiźmie własnych jednostkowych jakości centralnych, które uznaje za fundamentalne we własnym wewnętrznym rozwoju. Stąd też idzie prosta droga do tego aby znaczną większość tego co dotychczasowi specjaliści od ludzkiego zdrowia psychicznego czyli psychiatrzy uznawali za negatywne uznać za zjawiska pozytywne, a wręcz zasadnicze dla dalszej ewolucji ludzkiego gatunku. Dla każdego osobnika ludzkiego jest to trudna droga do własnego indywidualnego, jednostkowego przebóstwienia. 390

Tamże, s. 47.

177


Różnego rodzaju zboczenia, odchylenia, „masturbacja”, „fetyszyzm” itp. mogą wyrażać tendencje rozwojowe ponieważ aż nazbyt często są z nimi związane zwiększona empatia, wrażliwość, przeróbka wewnątrzpsychiczna, idealizm itp.391 Ja bym poszedł dalej być może to szaleństwo jest wyrazem jakiejś pierwotnej świętości. Taki ekstatyczny trans szamana, który w swoim ekwilibrystycznym tańcu dokonuje aktu wewnętrznej przemiany i zjednoczenia z inną odrębną rzeczywistością. Wracając do głównego wątku takie postawy jak skłonność do medytacji, akceptacja siebie i innych, śmierć w imię wyższych celów oznacza zaprzeczenie tego fundamentalnego dla każdego zwierzęcia i większości ludzi cyklu biologicznego na rzecz uniwersalnej zasady rozwoju.

Samostanowienie o sobie

połączone z

samoświadomością,

autopsychoterapią i wyborem własnych samopotwierdzonych właściwości centralnych świadczy o częściowym przekroczeniu swojego cyklu biologicznego i wejściu na drogę rozwoju poziomowego, właściwego ludziom rozwijającym się. Takie zaburzenia, tendencje do oddzielania się są częstym wyrazem pogłębienia własnej istoty, a tym samym wyłączenia się z tego co prymitywne, proste i budzące łatwe zaspokojenie. Pewna hierarchia wartości jawi się jako oczywisty element osobowości u każdej jednostki

która

ulega

kontrolowanej

przemianie

własnego

środowiska

wewnątrzpsychicznego. Ludzie, którzy dokonali tego osiągnięcia jakim jest przekroczenie tego co wspólne wszystkim na rzecz tego co wspólne niewielu cechują się pewnym ściśle określonym idealizmem. Postawa gotowości, wejścia w płomień i spalenia się w nim w imię tego co utwierdzili w swojej egzystencji jest właściwym elementem takich osobowości. Wyzbywają się oni (ci ludzie) w pewien sposób strachu przed śmiercią ale nie o to chodzi, że go nie odczuwają lecz o to, że postrzegają to zjawisko na innym poziomie i dla nich śmierć nie jest w ich rozumieniu końcem podróży tylko jej przedłużeniem, elementem dalszego rozwoju, próbą definitywnej przemiany. Dlatego też potrafią przezwyciężyć swój lęki i okazać heroizm w obliczu 391

K. Dąbrowski, „Elementy …”, dz. cyt., s. 87., „Widzimy całe mnóstwo zjawisk, które liczni psychologowie czy psychiatrzy nazywają odchyleniami czy zboczeniami seksualnymi. Jest to termin, którego – według opinii autora – nie należy brać zbyt sztywno. Wiele takich objawów „zboczeń”, jak pewne formy nekrofilii, fetyszyzmu czy masturbacji, w zależności od tego, co i na jakim poziomie one reprezentują, uważalibyśmy za negatywne lub pozytywne w cyklu życiowym człowieka. O ich pozytywności świadczyłyby min. związane z nimi dynamizmy inhibicji seksualnych ze strony wyższych ośrodków psychicznych wobec niższych oraz takie – tkwiące u ich podstawy czy w samej centralnej strukturze – elementy genetyczne jak wyłączność uczuciowa, lęki egzystencjalne, empatia, przekraczająca wszelkie egoistyczne tendencje, delikatność uczuć, konkretyzm idealistyczny itp. W każdym razie każde takie objawy reprezentowałyby pewne zaburzenia w cyklu życiowym człowieka, często o charakterze pozytywnym.”

178


śmierci. Heroizm, który dla normalnego – statystycznego człowieka może się kojarzyć z szaleństwem. Dla nich zaś jest oczywistą decyzją zbudowaną na mocnym, skalistym fundamencie wewnątrz siebie. „Zdolność do świadomej pracy, świadomej realizacji swoich celów w ciężkiej, niekiedy śmiertelnej chorobie (np. „rak”, ciężka postępująca gruźlica) albo – nawet – wzmożenie i zwielokrotnienie tej pracy, zachowanie miłości wyłącznej po odejściu z tego świata przedmiotu miłości – bohaterstwo nie cofające się przed śmiercią (Janusz Korczak, Joanna D’Arc) – wszystko to byłyby przykłady przekraczania cyklu biologicznego człowieka, przekraczania „praw statystycznych” w służbie wielkiej idei, w dążeniach do ideałów osobowości i w drodze do ideału tej osobowości.”392 Takie zjawisko jak lęk również ma wiele poziomów i na każdym z nich będzie on oznaczał co innego. Od prostego, można rzec pierwotnego lęku o siebie do lęku egzystencjalnego, który podporządkowuje sobie inne poziomy tego uczucia, budując tym samym wnętrze człowieka. To samo zjawisko można zaobserwować u Kierkegaarda, który najpierw miał lęki, depresje ze swojego powodu, a potem jął obawiać się o swych najbliższych. „Kierkegaard miał w pierwszej połowie swego życia lęki i depresje z powodu wrogów, potem zaś lękał się o przyjaciół, biorących udział w jego pozytywnym rozwoju, w jego twórczości.”393 Zjawisko

infantylizmu

psychicznego również

wymaga krótkiego

omówienia.

Dąbrowski przeciwstawia się przedstawianiu infantylizmu jako czegoś negatywnego. Zdolność do marzeń, bogata wyobraźnia, szczerość i autentyzm, myślenie animistyczne i magiczne według niego nie oznaczają cech negatywnych lecz pozytywne. To, że pozostają w człowieku cechy dziecięce, pewna naiwność w myśleniu daje duży potencjał pozytywny, duży potencjał twórczy, wielką zdolność do przemiany wewnętrznej i przekraczania jednostronnego patrzenia na rzeczywistość, na rzecz wielopoziomowego i wielopłaszczyznowego wglądu w nią.

392 393

Tamże, s. 88/89. Tamże, s. 93.

179


„Niedojrzałość psychiczna czy infantylizm psychiczny występuje często, chyba dużo częściej aniżeli odmiana pierwsza [czyli

jako choroba/by wynikająca/ce z

funkcjonowania gruczołów wewnętrznych – D. Ch.]. Zjawisko to polega na przetrwaniu pewnych cech dziecięcych, jak: szczerość, otwartość, skłonność do marzeń, do silnej wyobraźni i fantazji, do myślenia magicznego i animistycznego, do bezpośredniości łącznie z uzdolnieniami artystycznymi i poetyckimi. W tych warunkach jednostka „infantylna” przejawia bardzo dużo wdzięku psychicznego, twórczości, ale – z drugiej strony – jest często nieżyciowa, nazywa się ją niezaradną, nieprzystosowaną itd. Wydaje mi się, że takie ujęcie i taki stosunek rodziców i wychowawców do jednostek tego typu jest niewłaściwy, a nawet szkodliwy.”394 Jeśli łączy się to z niezaradnością życiową, nierozumieniem spraw codziennych to oznacza to tyle tylko, że rozwój wewnętrzny zajął miejsce zewnętrznego. Psychopatia, norma statystyczna, prymitywna integracja do zewnętrza została zastąpiona rzeczywistością innego poziomu. Dąbrowski podaje tu przykład Kafki, Marcela Prousta, Słowackiego jako ludzi, którzy właśnie przejawiali tą cechę, ale nie znaczy to, że byli nic nie warci, byli wybitnymi jednostkami i o to tu chodzi. Dlatego cechy infantylizmu psychicznego oznaczają we znacznej większości przypadków większe bogactwo wewnętrzne i większą zdolność do twórczości, empatię i kulturę osobistą. „Świeżość psychiczna, silna wyobraźnia i fantazja, wrażliwość na sprawy innych, bezpośredniość stanowią na pewno wielkie bogactwo w stosunkach międzyludzkich i są czynnikiem podstawowym w każdej działalności twórczej – a szczególnie – artystycznej.”395 Również u świętych doszukuje się Dąbrowski i znajduje potwierdzenie swoich racji. Istnieje wiele typów świętych, jedni przedstawiają niski jednostronny rozwój, a inni nie. Przekroczenie zasady przyjemności i poprzez to znajdowanie, budowanie w sobie poczucia własnej wartości może w wielu przypadkach odgrywać pozytywną rolę. U niektórych świętych obserwujemy wysoki poziom rozwoju, przekroczenie cyklu biologicznego i trwałe przystosowanie do pewnych ideałów.396

394

Tamże, s. 96. Tamże, s. 97. 396 Tamże, s. 100., „Jednakże uczeni w tym zakresie [dostrzegając tylko negatywne, chorobowe aspekty świętości – D. Ch.] popełniają podstawowy chyba błąd, nie uwzględniając tego, że tzw. święci przejawiają wysoki poziom samokontroli, połączony często z dużą dozą trzeźwości i sprawności 395

180


Niewłaściwe jest więc jak się wydaje odmawianie przypisywania świętym nerwowości i psychonerwic skoro w części przypadków te zjawiska występują i oznaczają raczej pozytywne niż negatywne dążenia.397 W psychologii mamy do czynienia z jednej strony z tendencją do ujmowania psychiki ludzkiej w sposób jednopoziomowy, jednostronny i silnie zabarwiony elementami biologicznymi. Takie podejście prezentuje np. psychologia behawiorystyczna, psychoanaliza itp. Z drugiej strony mamy do czynienia z bardziej wartościowym (według Dąbrowskiego) podejściem do spraw ludzkich w tzw. „trzeciej sile” czyli osławionej psychologii humanistycznej. Uwzględnia ona wiele wartości i konieczność ich obiektywizacji, uwzględnia ona niezmienne ideały obecne w człowieku, uznaje go za istotę z natury dobrą. Pedagogika powinna być nauką interdyscyplinarną i intradyscyplinarną rozumiejącą wyjątkowość każdej istoty ludzkiej i mającą na celu dopomożenie jej w intensyfikacji i wykrystalizowaniu się jej własnego ideału. Musi więc ona ujmować rzeczywistość wychowawczą i jednostkę ludzką z wielu różnych punktów widzenia. Powinna też rozróżniać poziomy niższe i wyższe w swojej dziedzinie i potrafić operować na każdym z nich.398 Pamiętamy, że Abraham Maslow i Dąbrowski znali się, że autor TDP znajdował wiele wspólnych elementów w swojej teorii i Maslowa, choć z drugiej strony nie zgadzał się z nim w kilku zasadniczych punktach takich jak to, że muszą być zaspokojone funkcje niższego poziomu aby mogły zaistnieć funkcje wyższe. Według Maslowa takie stany jak konflikty, frustracja i poczucie winy, depresja są to syndromy niekontrolowane, które zmniejszają możliwość rozwoju. Zdrowie psychiczne w stosunku do nich zajmuje pozycję dysonansu, nie współgra z nimi. Zresztą Jung ma częściowo podobne zapatrywania w stosunku do tego problemu, że nerwice i psychonerwice przeszkadzają w prawidłowym rozwoju jednostki. organizacyjnej. Z jednej strony zatem łączą w sobie niektóre cechy psychoneurotyczne, jak wzmożona pobudliwość psychiczna, osłabienie, a nawet eliminacja podstawowych popędów, krańcowy idealizm, zahamowania, depresje, stany lękowe, z drugiej zaś przejawiają się mniej lub więcej silne dążenia i potrzeby rozwojowe, zwłaszcza rozwoju przyśpieszonego w kierunku tzw. doskonałości. Mają zatem wspaniałe cechy neurotyczne, dziwaczność, a poza tym – jak już wskazałem – cechy przyśpieszonego rozwoju.” W wielu przypadkach można także u świętych zaobserwować dosyć niski poziom, ponieważ znajdują przekroczenie zasady przyjemności w odrzuceniu wszystkiego i na tym jedynie odrzuceniu najprostszych nawet czynności próbują zbudować swoje podstawy. Ich poczucie wartości opiera się więc jedynie na negacji życia i jakichkolwiek nawet pozytywnych przyjemności z nim związanych, a to jest już chore i to w sensie negatywnym. 397 Tamże, s. 101., „Wydaje się, że różne systemy religijne robią błąd unikając przypisywania świętym nerwowości i cech psychoneurotycznych. Jak wiadomo z poprzednich rozdziałów, nerwowość i psychonerwice są w większości przypadków pozytywnymi procesami dla rozwoju psychicznego i właśnie niektóre formy tzw. zaburzeń świadczą o zdrowiu psychicznym, a nie o chorobie psychicznej.” 398 Tamże, s. 102.

181


Z drugiej strony Maslow nie zajmuje tu pozycji stanowczej ale niejako skłania się do pojmowania zaburzeń psychicznych jako niekorzystnych dla rozwoju. Podaje jednak, że przy dobrym, właściwym postępowaniu psychoterapeutycznym mogą one (nerwice i psychonerwice) odegrać rolę pozytywną, zawierają przecież także elementy twórcze.399

Jak wiadomo Dąbrowski zajmuje tu stanowisko mocno pozytywne, nie zgadza się także z Maslowem co do jego teorii potrzeb ludzkich. Uważa bowiem, że musi istnieć równoczesny rozwój struktur niższych i wyższych z tym, że te niższe powinny być w końcu w toku pozytywnej transformacji przekształcone przez wyższe. Im więcej elementów pozytywnych oznaczających świadomość w działaniu, autodeterminizm, refleksję i krytycyzm tym nerwica czy też psychonerwica ma większy potencjał rozwojowy mogący doprowadzić do skumulowania możliwości rozwojowych i skoku transformacyjnego. Dąbrowski jest raczej bliski Maslowowi w tym, że uznaje niektóre zaburzenia psychiczne za mające charakter dyssolucyjny inne zaś wyraźnie transformacyjny – za pomocą przekształcenia wewnętrznego. Jednakże w jego myśli i twórczości zaburzenia psychiczne o charakterze negatywnym zajmują niewielki obszar w stosunku do problemów psychicznych o wyraźnie pozytywnym bądź pozytywnym znaczeniu dla rozwoju człowieka. Wynika z tego, że ogólnie, statystycznie znaczna większość zaburzeń psychicznych odgrywa rolę wybitnie rozwojową i jako taka powinna być postrzegana. Autor TDP uważa również, że ma podobny stosunek w zakresie dominującej roli potencjału rozwojowego danej jednostki w uniezależnianiu się w pewnym stopniu od środowiska zewnętrznego oraz doceniania wpływu autentyczności i autonomiczności na proces postępowy we własnym środowisku wewnętrznym.400

399

K. Dąbrowski, „Wprowadzenie do higieny…”, dz. cyt., s. 203., „Maslow zajmuje tutaj stanowisko nie całkiem wyraźne, ale skłaniające się raczej do ujmowania procesów nerwicowych i psychonerwicowych jako pewnych braków i dewiacji w stosunku do normalnego rozwoju. Uzupełnia on jednak swoje opinie podkreśleniem, że przy zdrowych zasadniczo metodach postępowania psychoterapeutycznego procesy psychonerwicowe mogą być doprowadzone do aktualizacji albo realizacji samego siebie. Poza tym widzi on w psychonerwicach obok cech patologicznych także cechy twórcze, a zatem widzi w tych procesach elementy realizacji potrzeb ludzkich.” 400 Tamże, s. 204., „Jestem chyba bliski poglądom Maslowa, że pewne procesy psychoneurotyczne są regresyjne, a inne twórcze i rozwojowe poprzez przechodzenie przez indywidualny dramat w rozwoju osobowości. Te dwa procesy są zróżnicowane w pojęciu i terminie: interneurotyczne i intraneurotyczne różnice poziomów funkcji. Jestem, jak sądzę, także bliski z Maslowem w zakresie doceniania zasadniczej roli potencjału rozwojowego w zmienności roli, siły i charakteru środowiska zewnętrznego, a także siły i poziomu wpływu czynników autonomicznych i autentycznych, ujmowanych w teorii dezyntegracji pozytywnej jako czynniki trzecie lub syntetyczny czynnik trzeci.”

182


Jak zapewne wiemy pedagogika jest dyscypliną w której ważny jest punkt teleologiczny w podejściu do wychowania. Ta konieczna celowość zasadza się na tym, iż przecież musimy mieć jakieś odniesienie do ucznia w sensie jego rozwoju. Próbujemy więc ukierunkować podopiecznego w kierunku przez nas zamierzonym, a który powinien być zgodny z jego uzdolnieniami i talentami. Pedagogika, a przynajmniej pedagogika autentyczna (autentyczna w moim i Dąbrowskiego rozumieniu) powinna rozumieć pojęcie wielopoziomowości i wielopłaszczyznowości rzeczywistości. Z tego względu jako nauka powinna być ona raczej intradysyplinarna i interdyscyplinarna. Rozróżniać niższe poziomy i wyższe w ramach samej siebie a zarazem czerpać ochoczymi garściami z innych wartościowych metod prezentowanych przez bliskie jej dyscypliny. W gruncie rzeczy cały podział nauki na różne działy/dziedziny jest w wielu przypadkach fikcją. Realne jest jedynie jedno unidyscyplinarne podejście w którym wykorzystujemy dowolną dziedzinę, która najlepiej się sprawdza w danym obszarze i jest komplementarna z resztą tego co badaliśmy. Podejście ścisłe, korzystające tylko z jednej dziedziny jest już z gruntu, na samym wstępie ograniczone, z tego powodu należy korzystać z wszelkich dostępnych i zapoznanych technik badawczych pożytecznych w rozwiązywaniu danego problemu bądź objaśniania danego zjawiska. Dlatego też zadaniem pedagogiki, jakże ważnym ćwiczeniem transformacyjnym jest można by rzec wykreowanie, wytworzenie, umocnienie odpowiednich tuneli, kanałów, dróg do rozwoju każdego człowieka. Pedagogika jawi się więc jako dyscyplina z natury najbliższa człowiekowi ale przez swą bliskość często lekceważona i niezauważana, bo to co bliskie wydaje się nam oczywiste. Siła i słabość pedagogiki tkwi w tym, ze z jednej strony jest tak mocno spleciona z życiem ludzkim, a z drugiej przez to związanie staje się zbyt oczywista i zbyt mało doceniana. Potencjał ludzki w swym wielkim zadaniu urzeczywistnienia domaga się jednak pedagogiki tak jak ryba domaga się wody, a płuca oddechu. Dopiero pedagogika tworzy człowieka, wydobywa jego potencjał, nie może więc być spychana na pobocze i marginalizowana przez inne nauki gdyż z racji swego przedmiotu stanowi o człowieku. Społeczeństwo powinno zacząć doceniać edukację ale aby zaczęło to czynić konieczna jest wpierw jego edukacja, rozwinięcie potencjału tej zbiorowości poprzez kulturowe przezwyciężenie samej siebie w heroicznym wysiłku samostawania się. Słowem oderwanie od szkodliwej postszlacheckiej mentalności. Nie ma bardziej doniosłej rzeczy niż akt stwarzania, kreacji, a cóż innego czyni pedagogika jak nie wydobywa, wzmacnia, przemienia, transformuje wewnętrzne siły 183


człowieka. Jest więc pedagogika z gruntu nauką transformacyjną i jako taka zawsze będzie nieodłączną częścią doświadczenia ludzkiego. Zaburzenia psychiczne powinny być zatem postrzegane jako faktyczne punkty oparcia dla transformacji wewnętrznej. Im wyższy poziom danego zaburzenia tym większy potencjał ono w sobie kryje i tym więcej ono oferuje ludzkości, a także tym donioślejszym zadaniem się staje dla pedagoga.401 Wydaje się, że przekraczanie granic, dążenie do czegoś nowego, wspaniałego i inspirującego jest immanentne dla wysokiego poziomu i nie może być postrzegane jako zjawisko wymagające wykarczowania, wycinki. Dla TDP również filozofia jawi się jako nauka intradyscyplinarna, nie można jej ograniczać tylko do analizy logicznej, wrażeń i postrzeżeń, tylko do pewnego specyficznego aktu obserwacyjnego. W rozumieniu Dąbrowskiego filozofia staje się pełna wtedy kiedy uwzględnia i inne obszary poznania takie jak uczucia, wartości, intuicję jako równie przydatne i podstawowe w życiu ludzkim. Filozofia dla autora TDP jest dyscypliną, która powinna uwzględniać pewną obiektywizację uczuć i wartości.402 Jest to ciekawe o tyle poprzez to, że widać w tym dążeniu swoiste pragnienie Dąbrowskiego żeby poprzez egzystencję dążyć do esencji. Chce on tego, żeby droga człowieka szła, że tak powiem poprzez ulepszonego Kierkegaarda w stronę doświadczenia absolutu. Tak więc TDP ujmuje człowieka z punktu widzenia holistycznego. Filozofia w tym ujęciu jawi się jako pewna droga rozwoju, która jest właściwa i niepowtarzalna dla każdej jednostki. Przypomina mi to trochę przebóstwienie u Evdokimova. Jednak to myślenie charakterystyczne dla tradycji prawosławnej i filozofii rosyjskiej jest niestety nieobecne u Dąbrowskiego. Szczerze mówiąc jestem ciekawy czy kiedykolwiek czytał on takich myślicieli jak Bułgakow, Evdokimov, Bierdiajew, Teilhard de Charde. W moim odczuciu odkryłby u tych myślicieli ogromne podobieństwo w stosunku do swojej teorii. Moim zdaniem oparcie się na nich (choćby częściowe), włączenie ich myśli jako fundamentu tej teorii byłoby niczym naznaczenie jej nową jakością. Kierkegaard też się nadał, ale nie daje on tego co oni. Jest dobry ze względu na te kryzysy ale dalej w moim przekonaniu nie broni się. Dobrze wracając do meritum, wątku głównego filozofia ta musiałaby uznać za podstawową

w

życiu

człowieka

zasadę

rozwoju.

Poprzez

przekroczenie,

transformowanie na wyższe etapy swoich niższych tendencji człowiek kroczyłby w 401 402

K. Dąbrowski, „Elementy…”, dz. cyt., s. 103. Tamże, s. 104.

184


stronę coraz bardziej pewnej realizacji swego osobistego konkretnego ideału. Ta filozofia postrzega konflikty wewnętrzne człowieka, a więc i zaburzenia psychiczne jako konieczny bagaż rozwojowy, postrzega tendencje samobójcze jako wyraz często pozytywnych dążeń w kierunku przemiany człowieka. Instynkt śmierci cząstkowej jest tutaj bardzo ważnym elementem całej tej koncepcji ponieważ umożliwia pewnego rodzaju doświadczenie śmierci w samym sobie. Filozofia takowa spogląda ze swego miejsca w sposób wieloaspektowy i wielostronny na życie ludzkie i przejawy różnych w nim tendencji i zjawisk. Przestaje ona mieć wyłącznie wymiar intelektualny, a staje się podejściem do człowieka uwzględniającym wagę uczuć, intuicji i hierarchii wartości - oczywiście wszystkie to w ujęciu wielopoziomowym. Nadaje więc ona terminowi „transcendencja” nowe znaczenie przekraczania coraz to nowych barier w rozwoju i wkraczania w coraz to wyższe poziomy rozwoju charakterystyczne tylko dla człowieka w celu realizacji swego konkretnego ideału. „Filozofia staje się wówczas nauką rozwojową i to nie tylko intelektualistyczną, ale opartą o wielopoziomowe funkcje uczuciowe i popędowe oraz o wielopoziomowe wartości ludzkie, a więc o „przeżywanie hierarchii rzeczywistości i wartości”. W ten sposób termin „transcendencja” czy „transcendentalny” traci swój mglisty charakter a zyskuje ujęcie empiryczne, „ludzkie”, uwzględniające najwyższe poziomy wiedzy ludzkiej uczuciowo – intelektualnej, najwyższe poziomy ludzkich wartości. W ten sposób termin „transcendentalne” wyraża przekroczenie cyklu biologicznego człowieka i jego typu psychologicznego w drodze do realizacji konkretnego ideału indywidualnego i społecznego osobowości.”403 W tym kontekście jawi się jako zrozumiałe postrzeganie przez Dąbrowskiego interdyscyplinarności i otwartości na inne dziedziny jako postulatu koniecznego. Jeśli pedagogika ma się prawidłowo rozwijać powinna zadbać o to aby opierać swą działalność na właściwych, to jest rozwojowych podstawach. Jest tu także ważne podkreślenie związku, który występuje na tym gruncie pomiędzy pedagogiką a psychiatrią jak również pojmowaniem zdrowia psychicznego i konsekwencjami rozumienia tego swoistego abstraktu jakim jest to pojęcie. Już na trzecim Międzynarodowym Kongresie Zdrowia Psychicznego był poruszany przez L. Boveta związek między pracą psychiatry a wychowawcy. Psychiatra musi opierać się na 403

Tamże, s. 106.

185


faktach i przede wszystkim określić symptomy, które są podług niego chorobowe. Wychowawca bardziej skupia się na nakreśleniu odpowiedniego celu i zdążaniu do niego, musi on opierać się na swoim doświadczeniu i próbować poprowadzić ucznia najlepszą drogą ku korzystnemu procesowi. Ważne jest to aby uzupełniać się wzajemnie i dążyć bardziej do zacieśniania wspólnych relacji niż do wzajemnego separowania.404 Istotne tutaj wydaje się przywołanie omówienia przez Dąbrowskiego podstawowego referatu, który został wygłoszony na V Międzynarodowym Kongresie Zdrowia Psychicznego w Toronto przez prof. C. Rümke, nosił tytuł: „Rozwiązane i nierozwiązane problemy ruchu psychohigienicznego”. Istotny tu jest fragment o psychiatrze i o tym, że jego kompetencje są fałszywie spostrzegane, co wpływa również na naszą rzeczywistość wychowawczą. Chodzi o to, że poprzez swoją znajomość strony chorobowej człowieka, psychiatra nie może orzekać o zdrowiu psychicznym. Wynika z tego, że poprzez określenie symptomów chorobowych nie nabieramy kompetencji do kształtowania życia psychicznego człowieka. Z tego punktu widzenia, połączonego z podejściem prezentowanym przez TDP wynika, że istotna część tego co pozostaje w kompetencjach psychiatrii, a poza wykształceniem pedagogów powinna być włączona do jego zakresu.405 Jeśli bowiem te zaburzenia, które uznajemy za chorobowe, a które z punktu widzenia TDP są pozytywne usuniemy z ich ściśle negatywnego umiejscowienia to otwieramy pewną strefę na której do głosu dochodzi pedagog i jego rola w kształtowaniu psychicznego środowiska wewnętrznego. Czyli poszerza się krąg kształcenia a jednocześnie staje się większy obowiązek pedagogów. Niestety rozwój takiej dziedziny, która opiera się na interdyscyplinarności, wielopoziomowości i niestereotypowości jest trudny gdyż napotyka na ciągłe ataki ze strony wielu zwolenników ścisłej specjalizacji w danej dziedzinie. Jednak nie można zapominać, że w historii tego kraju była Wyższa Szkoła Higieny Psychicznej, czyli, że istniało środowisko w którym rzeczywiście wdrażano elementy tego wszechstronnego podejścia. Nie są to więc jakieś mrzonki lecz historia poparta faktami, co ciekawe była ona podległa ministerstwu zdrowia. Podstawowym problematem byłoby więc wprowadzenie zarówno teorii Dąbrowskiego jak i nauki higieny psychicznej do kształcenia akademickiego. W tym celu można by się pokusić o próbę odnowienia starej tradycji choćby dlatego, że dany kraj w Europie tak naprawdę określa poziom nauki jaki on posiada, bo to nauka wychowuje ludzi i ich prowadzi poprzez życie. Sam Dąbrowski w swoich książkach często przywołuje fakt, że podstawą bycia danej dyscypliny jest 404 405

K. Dąbrowski, „Wprowadzenie do higieny…”, dz. cyt., s. 76, 77. Tamże, s. 82, 83, 84.

186


posiadanie placówki w niej kształcącej o charakterze akademickim.406 Potencjał danego społeczeństwa mierzy się ilością jednostek uformowanych na wyższym poziomie intelektualnym. Aby Polska mogła w końcu dogonić Europę i przestać być niedorozwiniętymi peryferiami we wszystkich prawie dziedzinach konieczne jest aby wykształciła na niezłym poziomie około dziesięciu milionów młodych ludzi. To kolosalne

zadanie,

które

może

zrobić

różnicę,

ale

bez

reformy/rewolucji

przeprowadzonej w systemie oświaty i szkolnictwa wyższego zmian nie będzie. Chodzi o to by stworzyć placówki, gdzie będzie się kształcić przyszłych nauczycieli przeprowadzając już ścisłą selekcję na etapie wstępnym. Należałoby też stworzyć odpowiednie limity przyjęć w tych ośrodkach aby ilość wykształconych osób odpowiadała zapotrzebowaniu społecznemu.

Najpierw zmieniona edukacja podstawowa potem dostosowane do niej szkolnictwo wyższe wyłapujące elitę z tych dostępnych osobników, które przejawiają największy potencjał. Niestety tak jak w higienie psychicznej 407 tak samo i w pedagogice brak odpowiednich placówek, a jeśli są to nie działają na odpowiednich zasadach, dostosowując się do szkodliwej mentalności społeczeństwa polskiego jak i całego przeciętnego i konformistycznego systemu. Moim zdaniem, to co prezentuje Dąbrowski jest bardzo ciekawym zamysłem, który po odpowiednim przeformułowaniu mógłby znaleźć powodzenie i w dzisiejszych czasach. Zawarł w esencjonalnych zdaniach prawdy wychowawcze. Powinny powstać odpowiednie wyższe szkoły, a niektóre z istniejących mogłyby się pokusić o otworzenie katedr higieny psychicznej w ramach której nauczano by w ujęciu interdysyplinarnym tematów z pogranicza pedagogiki, psychiatrii, socjologii, psychologii, filozofii i moralności. Oprócz tego powinno się w ramach studiów przygotowywać kształcenie uzupełniające dla specjalistów. Należałoby również podjąć starania aby tytuł nadawany w wyniku takich pełnoprawnych pięcioletnich studiów stacjonarnych nadawał

406

Tamże, s. 96., „Ważnym postulatem profilaktycznym jest tworzenie akademickich szkół higieny psychicznej, które kształciłyby psychologów, pedagogów, socjologów, psychopatologów i psychoterapeutów w zakresie wypadkowym wszystkich tych nauk, a więc w zakresie higieny psychicznej, to znaczy w zakresie całego pogranicza tych nauk w ujęciu interdyscyplinarnym, a więc dającym prawie gwarancję wszechstronnego przygotowania do zawodów diagnostycznych, wychowawczych i psychoterapeutycznych w stosunku do ludzi normalnych, zdrowych psychicznie oraz do udzielania właściwej pomocy w ich rozwoju przez odkrycie i wykorzystanie w nich wszystkich ważnych dynamizmów rozwojowych, twórczych i wszystkich ważniejszych trudności.” 407 Tamże, s. 97., „Nie mamy jeszcze szkół higieny psychicznej typu akademickiego, a takie dopiero wychowałyby ludzi rozumiejących tę dziedzinę i mogących w niej teoretycznie i praktycznie pracować. Wprawdzie taką szkołę mieliśmy już w Polsce (Warszawa), ale po pewnym czasie została ona zlikwidowana.”

187


odpowiednie uprawnienia do służby w edukacji i placówkach psychologicznych i psychiatrycznych. Chodzi o to, by stworzyć jakby połączenie takich profesji jak pedagogika, psychologia i psychiatria (choćby w ramach ciekawego eksperymentu) i dodać jeszcze np. dwa lata albo trzy specjalizacji w określonym kierunku i mamy zakończony problem ludzi niekompetentnych, nieodpowiedzialnych na stanowiskach psychologa, pedagoga i psychiatry. To byłaby rewolucja ale jakże pożyteczna. W toku studiów powinno się wykładać psychologię rozwojową, teorię dezintegracji pozytywnej, higienę psychiczną, neurologię itp. Zlikwidowałoby to niepożądane różnice pomiędzy dyscyplinami i dzięki pięcioletniemu wspólnemu etapowi nawiązano by między nimi dyskurs i jakiś stopień zrozumienia. W toku następnych trzech lat następowałaby odpowiednia dla zdolności danego kandydata specjalizacja. Jedno na pewno przemawia za takim rozwiązaniem, a mianowicie jego nowatorstwo - nikt jeszcze czegoś takiego nie próbował. Oczywiście idąc dalej na studia takie powinno się przyjmować nie w toku matury, a ze względu na wyniki testów uwzględniających inteligencję emocjonalną i empatię. Pożądane byłoby nawiązanie stosunków międzynarodowych i ubieganie się o rozpowszechnienie i uznanie nowego podejścia do wychowania, pacjenta. Należy uzasadnić potrzebę testu jako progu wstępnego tym, że te zawody odgrywają kluczowe zagadnienie w procesie rozwoju społecznego i są warunkiem sine qua non zmiany mentalności w Polsce i podniesienia poziomu kultury i edukacji. Filozofia na której wspiera się TDP musi być filozofią uwzględniającą metody intuicyjnego wglądu w rzeczywistość, poznawania uczuciowego na wielu poziomach. Musimy opierać się na pewnej rozumowości, zdrowym rozsądku jednocześnie stosując metody eksperymentalne. Jednak ważne jest tu aby zrozumieć, że filozofia rozwoju pojmuje metody empiryczne i eksperymentalne w sposób adekwatny do danego poziomu. Czyni więc wobec nich zabieg wielopoziomowości podejścia. Stają się one zatem metodami intradyscyplinarnymi. „Musimy jednak zdać sobie sprawę, że obok empiryzmu sensualnego, obok eksperymentu ekstraspekcyjnego mamy również do czynienia z dziedziną empiryzmu, a nawet eksperymentu na bardzo wysokim poziomie, dostępnym prawie wyłącznie introspekcji, zachodzącego w warunkach medytacji, kontemplacji a nawet ekstazy, wymagającego innych warunków empirycznych i eksperymentalnych aniżeli te, które 188


zazwyczaj mamy na myśli, mówiąc o badaniach empirycznych i eksperymentalnych w normalnym znaczeniu tego słowa.”408 Inne warunki są wymagane na wyższym poziomie, a inne na niższym. Można tutaj przeprowadzić działanie pokazujące to na przykładzie snu w przeciwieństwie do stanu ekstazy. Dąbrowski uważa, że jest to przykład innych niższych poziomów podobnego zjawiska. Z jednej strony podczas snu następuje utrata świadomości, natomiast w stanie głębokiej mistycznej kontemplacji ta świadomość jest zachowana ale na zupełnie innym poziomie rozwoju. 409 Porównuje on potem inne typy metod takich jak rozumowanie racjonalne i intuicyjne. Chodzi o to, że również tutaj zaznacza on istotną rolę uczuć w sprzężeniach uczuciowo – intelektualnych tzn., że wielkie rzuty intuicyjne, dokonywanie aktów twórczych i syntezy dużych obszarów wiedzy odbywa się z zasady przy silnym udziale funkcji uczuciowych, które pobudzają i uaktywniają w odpowiednią stronę intelekt i logikę. Im wyższy poziom tym te funkcje są bardziej autonomiczne i odgrywają większą rolę w kształtowaniu się osądu tworząc harmonijną całość z elementami intelektualnymi.410 Na najniższym poziomie nasz intelekt działa na usłudze prymitywnych popędów, na wyższym jest to czynność o ograniczonej odrębności, ale najwyższe poziomy charakteryzuje wyraźne sprzężenie postaw emocjonalnych i intelektualnych. Poprzez próby rzutów intuicji tworzymy rozległe pole syntezy do eksploracji badawczych. Filozofia oparta na TDP jest próbą poznania tego co dla większości jawi się jako niepoznawalne. Jest próbą dogłębnego poznania rzeczywistości poprzez rozwijanie własnego egzystencjalnego ładunku pozytywnego. Egoizm i skupienie się na jednostronnym aspekcie rzeczywistości zawsze będzie utrudniać jej poznanie. Dlatego filozofię należy ujmować w sprzężeniu intelektualno – emocjonalnym. Nie może ona w sposób sztuczny odrywać się od doświadczenia i emocji z nim związanych. Odłączałaby wówczas istotny element poznania poprzez jego uszczuplenie. „Filozofia ta zawiera zatem dwa podstawowe elementy: intelektualny i afektywny. Filozofię, która wyraża dążenie do rozwoju i do mądrości, możemy uważać za przejaw najwyższego poziomu poznania wszechstronnego; za wyraz syntezy prób i błędów,

408

K. Dąbrowski, „Elementy…”, dz. cyt., s. 108. Tamże, s. 108, 109. 410 Tamże, s. 109, 110. 409

189


doświadczeń i osiągnięć, syntezy całego bogactwa przeżyciowego, kierowanego przez instynkt doskonalenia się.”411

Dzięki takiemu nastawieniu, dzięki przeżywaniu rzeczywistości filozoficznej TDP sprzeciwia się pojmowaniu filozofii jako wyłącznie aktywności intelektualnej oddartej od żywego doświadczenia. Tym samym przeciwstawia się traktowaniu filozofii jedynie jako źródła zarobku w oderwaniu od poszukiwania natury rzeczywistości. Co ciekawe, właśnie Szestow podobno był myślicielem który filozofował całą swoją istotą. Filozofia oparta na TDP musi być przeżyciową, bazującą na doświadczeniu, nie odcinającą się od emocji i traktującą je z należytym szacunkiem. Na wyższym poziomie również funkcje emocjonalne zyskują ważną i wymierną rolę w poznawaniu rzeczywistości poprzez dogłębne doświadczanie jej różnych aspektów i sprzęganie tego z funkcjami intelektualnymi na wysokim poziomie. „Postawa zaangażowania się w myślenie – przeniknięte silnymi elementami przeżyciowymi – dla poszukiwań sensu życia i sensu rozwoju człowieka, jest podstawowym kryterium odróżniania prawdziwego filozofa od filozofa „gimnastyka intelektualnego”, który wszedł do tej dziedziny przypadkiem lub dla którego dziedzina filozofii jest takim samym zawodem jak każdy inny, mogącym zadowolić ambicje, pozwolić na zaznaczenie się i dostarczyć środków utrzymania.”412 Taka postawa wiąże się z załamaniami, trudnościami i cierpieniami, które stanowią konieczny aspekt rozwoju jednostki w drodze do filozoficznych prawd. Konflikty wewnętrzne, wybór tego co jest dla niej arcyważne na drodze rozwoju i odrzucenie, a raczej transformowanie, przemienienie tego na wyższy poziom co ciągnie do tyłu, uniemożliwia poznanie rzeczywistości wyższego poziomu. Jest to rodzaj egzystencji, który dokonuje się w aktach buntu i walki tego co subiektywne przeciwko obiektywnemu. Jest to rozwój znający tragedię cierpienia i lęku tak charakterystyczną dla filozofii Kierkegaarda, które daje siłę do odrzucenia wszystkiego w imię twórczości.

411 412

Tamże, s. 111. Tamże, s. 112.

190


„Zagadnienia te wyrażają pewne, niejako konieczne aspekty rozwoju jednostki, jej potrzeby, pragnienia, rozterki, załamania – postawę Kierkegaardowskiej „trwogi i drżenia”, w której objawia się wszystko, co jednostka ceni i potwierdza, co dezaprobuje i odrzuca, to co gotowa jest pozostawić poza sobą w trakcie swojego rozwoju i to, z czym nie mogłaby się rozstać dobrowolnie jako systemem wartości, bez których życie traci swój wszelki sens.”413 Postawa autentycznego filozofowania, życia w celu rozwoju i przekroczenia własnego typu psychicznego i cyklu biologicznego, dążenie do poznania i realizacji swojej egzystencji poprzez ciągłe doskonalenie się i transformowanie tego co niższe jest postawą, którą należy wzmacniać zamiast dążyć do realizacji własnych korzyści opartych na miernych strukturach psychicznych. Zresztą słusznie Dąbrowski odwołuje się tu do Kierkegaarda, którego życie jest przykładem obłąkanego cierpiętnictwa jak również domowych tajemnic często będących jego akumulatorem.

„W dniu urodzin Kierkegaarda, w 1838 roku, ojciec, który zmarł niewiele później, wyznał mu pewne tajemnice. Straszliwie wstrząsnęły one jego synem. Nie znamy ich dokładnie, jednak z pewnością nie chodzi o [znaną historię] przeklęcia Boga na jutlandzkim wrzosowisku, którego miał się dopuścić jego ojciec, będąc biednym pasterzem. Można przypuszczać, że przyznał się do gwałtu na gospodyni domowej, którą potem poślubił i która stała się matką Kierkegaarda.”414 Tak więc postawa będąca predykatem prawdziwego filozofowania była bez wątpienia bolesnym atrybutem Duńczyka. Kształtowanie się odpowiedniego nastawienia do siebie i do innych jest niemożliwe bez (zdaniem Dąbrowskiego) wyklarowania podmiotowego stosunku do innych, a przedmiotowego do samego siebie. Dzięki temu zyskuje się głęboki wgląd w swoje wnętrze i dynamizmy w nim zachodzące.415

413

Tamże, s. 112/113. K. Jaspers, „Kierkegaard”, dz. cyt., s. 25. 415 K. Dąbrowski, „Elementy …”, dz. cyt., s. 114 – 116. 414

191


Ciekawie pojmuje również Dąbrowski mądrość jest to dla niego wyraz sprzężenia intelektualno - emocjonalnego.416 Miłość odgrywa więc dla niego równie istotną rolę jak intelekt, dopiero w obopólnym sprzężeniu te dwie dynamicznie się rozwijające komponenty osobowości stanowią o przyspieszonym rozwoju i mądrości. Również choroba psychiczna jawi się dla autora TDP jako pewna sytuacja, która może zaowocować rozwojem. Poprzez rozbicie dotychczasowego wygodnego środowiska powoduje konflikty wewnętrzne, depresje oraz smutki i napięcia, które mogą stać się odpowiednim zaczynem rozwojowym poprzez zburzenie dotychczasowej prymitywnie zintegrowanej postawy. Nawet więc choroba somatyczna (ciekawy punkt widzenia przyjmuje tu niestety zapomniana pedagogika kalekich oparta na woli mocy Nietzschego, o której wspomina w swojej genialnej książce pt. „Musisz życie swe odmienić” czołowa postać filozofii niemieckiej Peter Sloterdijk) bądź psychiczna stanowi szansę na potencjalny rozwój. Początkowe tragiczne często doświadczenia ulegają przekształceniu w twórcze tendencje od lęku o siebie do lęku egzystencjalnego i o innych itp. Wszystko to służy zbudowaniu odpowiednich psychicznych fundamentów do skoku na wyższy poziom. Podług myśli Dąbrowskiego nie może być mowy o autentycznej postawie filozoficznej bez wewnętrznego rozwoju. „Jak podkreślaliśmy – cierpienie i psychonerwica stanowią zasadnicze elementy w rozwoju osobowości, w personalistycznej, filozoficznej postawie. Nie może być bowiem rozwoju postawy filozoficznej bez procesu rozdzielenia na niższe i wyższe, „mniej ja” i „więcej ja”, na rzeczywistość niższego i wyższego poziomu.”417 Autentyczność w rozumieniu filozofii rozwoju polega na byciu wiernym swojemu rozwojowi i pozostawanie na jego drodze nawet wtedy gdy natrafiamy na sprzeczności. Jest to wyraz niezmienności naszych stałych centralnych jakości potwierdzonych i wybranych na drodze własnego niepowtarzalnego rozwoju. Oczywiście zyskuje się go z czasem przechodząc często przez bolesne i przykre doświadczenia, które jednak stopniowo okazują swój pozytywny potencjał.

416

Tamże, s. 116., „W zakresie omawianej filozofii rozwojowej postawa subiektywna wobec innych odgrywa zasadniczą rolę; jest ona wyrazem połączeń rozwoju intelektualnego z miłością, a więc postawy mądrości.” 417 Tamże, s. 119.

192


„Taki autentyzm jest wyrazem autodeterminacyjnego wybrania swojej drogi rozwojowej, swojej drogi realizacji osobowości, a zarazem wybrania filozofii, która wyrasta i rozwija się na podstawie wyboru, urzeczywistniając swój kierunek oparty na ideale własnej osobowości, w której skład wchodzi zarówno niepowtarzalna esencja indywidualna, jak i najgłębsze elementy empatii i odpowiedzialności społecznej. Jest to autentyzm trwałości i niezmienności jakościowej własnej, trwałości i niezmienności osobowości innego – wyraz mądrości opartej na miłości.”418 Filozofia rozwoju zakłada bez wątpienia wiele nowatorskich podstaw w stosunku do tradycjonalistycznego ujmowania filozofii. Jej istotnym punktem jest podkreślanie roli emocji w życiu człowieka i niemożliwości ukształtowania prawidłowego rozwoju w odłączeniu od nich. Jej stosunek do wartości i przekonanie, że każda jednostka w drodze rozwoju powinna wytworzyć sobie pewną hierarchię wartości, że rozwój postępuje poprzez dezintegrację poprzednich struktur jest czymś niecodziennym i nie wpisuje się dobrze w schemat polskiej edukacji. 419 Zresztą gdybym miał przypisać polskiej edukacji jakiś poziom z TDP to ten system niewątpliwie znajdowałby się na poziomie prymitywnej integracji z tendencjami psychopatycznymi. Norma w ujęciu statystycznym jest z natury sztywną, ujmującą zjawiska na „ogólnie” dostępnym poziomie. Jednak w odniesieniu do rozwoju taka praktyka nie może się powieść, nie można w szkole, w domu, podczas wychowywania dziecka traktować go jako wyjściowy substrat do określonego produktu. Każdy z nas stanowi niepowtarzalną całość i rozwój każdej jednostki również rządzi się innymi normami. Hierarchia wartości, norma rozwojowa będzie trochę różna dla każdego człowieka gdyż ludzie posiadają między sobą pewne jakościowe różnice i poprzez ten swój immanentny subiektywizm wcale nie tracą, a tylko zyskują. U Kierkegaarda również jest niezmiernie istotny fakt tego, że każdy człowiek jest odmienny, każdy podąża własną ścieżką do wiary. Poprzez swój subiektywizm jednostka uzyskuje nową jakość. Istnienie w jego założeniu samo z siebie zakłada różnorodność.

Jesteśmy

odrębni

jako

jednostki,

mamy

własne

osobowości

(przynajmniej niektórzy z nas) i naszym dążeniem jest osiągnięcie własnego autentycznego stanu wolności.

418 419

Tamże, s. 122. Tamże, s. 123.

193


„Niezmienność jakościowa osobowości albo jej niepowtarzalność są wyrażone jasno przez Kierkegaarda, który widzi w niepersonalnej postawie brak odpowiedzialności, brak zaangażowania, brak skrupułów i – krótko mówiąc – esencję demoralizacji. Istnieć to znaczy wg Niego – być różnym. Absolutnie nie może być takim, jeżeli nie odniesie siebie do konkretu i do indywidualności. Tylko oddzielne przedmioty istnieją i tylko indywidualne jest w pełni realne, autentyczne, istotnie ludzkie.”420 Udręczenie, tragiczny dar bycia tym kim jest, oto co dostał Kierkegaard od Stwórcy, a jednak uczynił go on dalekroć bardziej świadomym niźli innych ludzi. Poprzez stany koszmarnego uwikłania w różnorakie myśli, rozdzieranie przez złudne pragnienia otrzymał siłę tworzenia. „W jego radosnej twórczości, w fantazjowaniu o tym, co możliwe, w oglądaniu obrazów poetyckich, aż po myślenie spekulatywne zawarte jest to samoumartwienie. Kształtowało ono siłę twórczą Kierkegaarda i nadawało jej kierunek.”421 Człowiek się staje, stwarza się poprzez przekraczanie granic i barier. Stajemy się ludźmi, rozumnymi i czującymi istotami dzięki temu, że transformujemy swój byt. Celowość naszego życia i wolność są dla nas wartościami w rezultacie tego, że uzyskaliśmy świadomość – czym niejako wyodrębniliśmy się spod panowania praw natury. Dlatego nasza rzeczywistość nie jest jednopoziomowa i tak jak twierdzi Kierkegaard, każdy z nas sam musi dokonać wyboru i przyjąć za to odpowiedzialność. Jest to nasz obowiązek wobec samych siebie, wobec naszego człowieczeństwa. Dlatego nieprzystosowanie

pozytywne,

poszukiwanie

czegoś

innego,

głębszego

jest

właściwością jedynie ludzką. Jest tak ponieważ człowiek stwarza się w procesie, staje się w swojej egzystencji, poprzez nią wyzwala się jego wewnętrzna moc i potencjał, które znajdują urzeczywistnienie w przebogatej twórczości. „Tacy autorzy, jak: Kierkegaard, Jaspers i inni sądzą, że wartości duchowej teleologii i wolności są całkowicie innego rodzaju niż prawa naturalne i mogą być tylko podporządkowane boskiej transcendencji. Poczucie sensu czy bezsensu istnienia jest zawsze wyrazem aspiracji do autentyzmu, wyrazem odejścia od przystosowania do wąskiej 420 421

jednostronnej

rzeczywistości;

jest

Tamże s. 124. K. Jaspers, „Kierkegaard”, dz. cyt., s. 40.

194

zawsze

przejawem

pozytywnego


nieprzystosowania, rozłamu, separacji i poszukiwania celów wyższego poziomu. Sartre sądzi, że „ludzkie byty są bytami, które przekształcają się w osoby myślące, w osoby, które poprzez rozumienie znaczenia wchodzą w ten odmienny świat”. Ten typ myślenia jest wspólny i specyficzny dla „ja”, poprzez praktyczną transgresję rzeczywistości takiej, jaka ona jest.”422 Intuicja jest przedsionkiem wiedzy, poprzez intuicję uzyskujemy połączenie z rzeczywistością. Definicje z punktu widzenia egzystencjalnego, humanistycznego nie mają zbyt wielkiego znaczenia. Za pomocą przeżywania odbywa się akt poznania. Jak pamiętamy w poprzednim rozdziale pisałem wiele o rozumieniu wiary u Kierkaarda można by rzec, że przejawiał on jakiś specyficzny typ jej rozumienia. Mianowicie uważał on, że jest ona jakby „aktem poznawczym” niezwiązanym z samym poznawaniem, jest niezależna od wiedzy. Dla niego wiara była najwyższym rodzajem rozumienia rzeczywistości. Wiara w połączeniu z funkcjami intelektualnymi i emocjonalnymi daje w sprzężeniu najpełniejszy wyraz otaczającej nas struktury rzeczywistości. „Wiara jest w pewnym sensie przeciwna wiedzy; obejmuje ona całą psychikę. Jeżeli jest związana z czynnikami intelektualnymi i oparta na dynamizmach emocjonalnych i wolicjonalnych wysokiego poziomu – wstępuje na najwyższy poziom wiedzy, tworzy najbardziej pełną wiedzę o rzeczywistości w sensie subiektywno – intuicyjnym. Kierkegaard miał taką postawę wobec wiary; chciał rozwoju wiary w przeciwieństwie do jednostronnego myślenia. Podkreślał on heterogeniczność żyjących podmiotów poprzez ich osobowości, poprzez ich emocjonalne i dążeniowe postawy.”423 Tak więc już Kierkegaard zauważył to o czym mówimy mianowicie, że sprowadzenie wszystkiego do jednego, obiektywnego stwierdzenia, dogmatu itp. powoduje zabicie tego co niezaprzeczalnie subiektywne i poprzez to wartościowe. Jeśli zanegujemy to co subiektywne, indywidualne, jednostkowe tym samym obedrzemy rzeczywistość z jakże cennego jej elementu bez którego nie będzie już pełna, a więc nie jest już wtedy obiektywna bo utraciła część siebie. Czyż nie? U Kierkegaarda o niektórych rzeczach nie da się mówić, bo niekiedy są takie przeżycia, które tylko w doświadczeniu ich mogą się człowiekowi ukazać. Dla Dąbrowskiego im 422 423

K. Dąbrowski, „Elementy…”, dz. cyt., s. 125. Tamże, s. 126.

195


wyższe są poziomy, które się osiąga tym bardziej pełny dają nam obraz rzeczywistości. To co niepoznawalne staje się poznawalne i traci swą tajemniczość. Stajemy się jakby pełni „wiary empirycznej”. Doświadczamy w sposób bardziej wartościowy, bo klarowniejszy i na wielu płaszczyznach i poziomach. Akt poznawczy występuje tutaj jako specyficzne dążenie sprzężonych dynamizmów intelektualnych, emocjonalnych, intuicyjnych i wypływających z doświadczenia sfery transcendentnej.424 Widzimy tutaj wyraźnie jak Dąbrowski oparł się na Duńczyku i jak wiele zaczerpnął z jego myśli. Jednak poddał on jego myśl wybiórczej transformacji dzięki czemu nie przepoił się jej elementem negatywnym. Egzystencjalna filozofia stała się dla niego mocą z której czerpie jego TDP. Najbardziej arcyzabawnym faktem z życia Kierkegaarda jest to, że poświęcił swoje istnienie zdobywaniu wiedzy, a na końcu dokonał aktu jej wyrzeczenia czyniąc wcześniejsze działania bezcelowymi choć nie bezowocnymi (parę dobrych rzeczy napisał). Poprzez wiarę chciał on osiągnąć to co niemożliwe czyli urzeczywistnienie siebie to jednakże było niewykonalne z wielu względów. Skoro tak uczynił swoje życie kolejnym absurdem jakby naigrywając się z faktu swej rzeczywistej porażki. „Refleksja przypomina poetyzowanie. Odsuwa nas od faktyczności, zamiast nas do niej przywiązywać. Takie było doświadczenie Kierkegaarda, dlatego pragnął wierzyć i działać, „wejść w faktyczność”, stać się rzeczywiście sobą. Kierkegaard za sens swego życia uważał zdobycie wiedzy, w jaki sposób się tego dokonuje. Jego bezwarunkowa powaga wymagała od niego dwu rzeczy: nieograniczonej refleksji, bez której żadna prawda nie uzyskałaby czystości i jasności, oraz działania, bez którego niemożliwa byłaby żadna rzeczywistość.”425 Poziomy różnych funkcji zostają przekształcone, transformowane w toku dezintegracji pozytywnej na wyższy poziom, bardziej dotykający struktury rzeczywistości. Chodzi tutaj chociażby o przekroczenie prymitywnego popędu seksualnego przez Kierkegaarda, sprowadził go on aż do wartości absolutnych. Potwierdził po prostu jego najwyższe poziomy, aż do jego przekroczenia. 424

Tamże, s. 126., „Jak mówi Kierkegaard, stosunek tego, kto myśli w wierze, do swego przedmiotu myśli w wierze nie jest typem relacji, która może być wyrażana w mowie. Jest to relacja poznawalnego do niepoznawalnego. Według ujęcia autora – na wyższych i najwyższych poziomach rozwoju ogólnego szuka się sprzężenia postawy intelektualnej z postawą uczuciową i intuicyjną, tworząc – po okresach dezintegracji – wyższą postać uchwycenia rzeczywistości, co przejawia się w całościowej postawie wiary empirycznej, wzbogaconej właśnie wyższymi uczuciami, intuicją i przekroczoną postawą intelektualną.” 425 K. Jaspers, „Kierkegaard”, dz. cyt., s. 42/43.

196


„Możemy mieć świadomość różnych poziomów impulsów – idąc od najniższego do najwyższego. Na przykład negacja, wyrzeczenie się najniższego poziomu instynktu seksualnego, zostały wyrażone u Kierkegaarda przez afirmację najwyższych poziomów tego popędu aż do wprowadzenia go do sfery absolutu, do „rozumienia go, jako absolutnego”, przy indywidualnym ujmowaniu go poza aktualnością czasową, poza ciałem. Zgodnie z Gabrielem Marcelem, to co się rozumie przez wyższy poziom empiryzmu, miało fascynujący wpływ na Kierkegaarda.”426 Dąbrowski prezentuje też ciekawe podejście do kwestii obiektywizmu. Chodzi o to, że osiągając coraz wyższe poziomy subiektywizmu możemy wytworzyć u siebie postrzeganie swojej istoty jako przedmiotu. Czyli, analizujemy, obserwujemy swoje wnętrze jak sędzia (zob. czynnik trzeci) i potwierdzamy wybrane wartości. Dzięki temu uzyskujemy postawę niejako obiektywną wobec siebie. Kiedy zaczynamy uzyskiwać wysoki stopień subiektywizmu osiągamy też znaczną świadomość naszej hierarchii celów i wartości, stosujemy wybiórcze podejście do nich. Świadomość własnego rozwoju łączy się również ze świadomością rozwoju innych ludzi i postrzeganiem ich jako indywidualnych podmiotów, szanujemy ich jako jednostki z własną drogą rozwojową, które tworzą i kreują swój osobisty, absolutny byt. Jest to postawa pełna empatii i życzliwości. Tak więc razem z rozwojem subiektywizmu kształtuje się przedmiotowy, obiektywny stosunek do siebie i subiektywny podmiotowy stosunek do innych. Jest to najwyższy możliwy stopień obiektywizmu. Jednak rozumienie nie oznacza utożsamienia, oznacza ono identyfikację z tym co pozytywne i rozwojowe w nich (tych innych jednostkach).427

426

K. Dąbrowski, „Elementy…”, dz. cyt., s. 127. Tamże, s. 128., „Autentyczny subiektywizm – mówi Husserl – daje i zapewnia nam obiektywizm we wszystkim, co najwartościowsze w jego strukturze i treści, tzn. w ich konsystencjach. Poprzez wgląd psychiczny, medytacje – być może – ekstazę i ważność „chwili” w twórczym procesie intelektualnym można stać się świadomym; poznanie przez chorobę oznacza często punkt, w którym eksploduje walka między zaangażowaniem subiektywnym, zaangażowaniem absolutnym i obiektywizmem w formie zawoalowanego relatywizmu. Następuje tutaj uhonorowanie subiektywizmu jako zjawiska transcendentalnego rzeczywistości.” 427

Husserl jak wiadomo jest autorem podejścia fenomenologicznego czyli zawieszenia wszystkich swoich poglądów w procesie poznawczym aby dojść do prawdziwej natury danego zjawiska. Oczyszczenie się ze wszelkich założeń za pomocą redukcji fenomenologicznej pozwala nam dotrzeć do bezpośredniego zjawiska. Mamy dotrzeć do tego co oczywiste i na tym się oprzeć. Metoda fenomenologiczna nie jest zbieżna z obserwacją ponieważ zakłada wyzbycie się wszelkich przekonań i założeń w akcie oglądu danego zjawiska.

197


To co wymaga niekończącego się podkreślania to rola zaburzeń psychicznych w kształtowaniu się postaw twórczych. To niesamowite jak wiele napisała osoba żyjąca tak krótko jak Kierkegaard. Żył on przecież tylko 42 lata. 428 Szczególnie na jego przypadku widać właśnie korelację wybitnych zdolności z nieznośnymi zaburzeniami psychicznymi. Twórczość łączyła się u niego nierozerwalnie z cierpieniem i chorobliwymi stanami ducha. „Wciąż pchająca go do przodu siła twórcza, będąca podstawowym stanem jego umysłu stanowiła źródło zarazem cierpienia i płodności. Niemal nieograniczona wyobraźnia Kierkegaarda była w stanie wytworzyć mnogość obrazów, a równie nieograniczona refleksja wcześnie doprowadziła go do porzucenia wszelkich naiwnych światopoglądów. Poezja prowadziła go ku myśleniu, myślenie ku poezji. Jego siła twórcza była tak potężna, że stawała się nie do zniesienia, jeśli nie została poddana surowej dyscyplinie codziennych zadań. Gdy nadchodził czas na pisanie, wszystko musiało zostać doprowadzone do końca.”429 Życie w rozumieniu zarówno Kierkegaarda jak i Dąbrowskiego staje się puste i pozbawione sensu, jeśli nie przepełnia go dążenie do czegoś wyższego, do jakichś wartości, które istnieją w sensie transcendentalnym. Człowiek, który rzeczywiście przepełni się najwyższymi wartościami musi zarazem odciąć się od innych ludzi nie może bowiem przystosować się do prymitywizmu wypełniającego ich wnętrza. Te właśnie odłączenie, wejście w inne, ciekawsze dla nich światy jest charakterystyczne dla takich niezrozumianych przez szeroki ogół po dziś dzień geniuszy jak choćby arcywielkość Nietzschego, którego po dziś dzień większość społeczeństwa kojarzy z antysemityzmem, choć przecież Wielki Burzyciel nigdy antysemitą nie był – o czym wprost pisze jego najbliższy przez całe życie przyjaciel, też zresztą człowiek niezwykłego formatu, którego książka „Finis Christianismi” niedawno wydana po polsku o tym świadczy. Pisze o tym w krótkiej książeczce pt.: „Nietzsche. Zapiski przyjaciela”. Nietzsche też przeżywał największą euforię przebywając w procesie twórczym. Wydaje się więc, że pogrążenie się w wysublimowanej rozkoszy płynącej z aktu tworzenia jest integralnym elementem struktury osobowości wielkich ludzi.

428 429

K. Jaspers, „Kierkegaard”, dz. cyt., s. 34. Tamże, s. 35.

198


„Dla Kierkegaarda – tak samo jak dla Lukacsa – życie nie ma znaczenia, jeżeli się nie dochodzi do wartości absolutnych. Obaj autorzy zdradzają głęboką samoświadomość, jak i świadomość głębokich ograniczeń i braku wartości w tym świecie. Ta sama świadomość może być wyrażona tylko w radykalnej niezgodzie z tym światem, z relatywną wartością życia. To jest tragiczna droga z licznymi kontrowersjami, konfliktami, z okresami beznadziejności i „ciemnymi nocami duszy” w poszukiwaniu absolutu.”430 W pewnym sensie w naszym rozwoju wewnętrznym nieuniknione jest pewnego rodzaju wydzielenie

się

różnorakich

wartości

centralnych.

Skłębione,

stłamszone,

niedopuszczane do przejawiania się emocje powinny zostać w drodze rozwoju przemienione, transformowane na wyższy poziom. Dlatego też paranie się pedagogiką i edukacją bez ujmowania jednostki z punktu widzenia ewolucji jej potencjału i jego wykrystalizowania się oraz wypełnienia jest bezsensownym aktem niewiedzy. Autentyczny rozwój jest bowiem jedynym prawdziwym rozwojem. Narzucenie pewnej drogi rozwoju – co obecnie czyni polska edukacja (jeśli można w ogóle nazwać to rozwojem) jest czymś z reguły nieadekwatnym w stosunku do osoby ludzkiej. Wpajanie zasad konformizmu i nieprzeciwstawiania się bezsensownym i brutalnym regułom edukacyjnym oraz wychowawczym nie powinno i nie może być nazywane działaniem korzystnym dla dziecka. Każdy osobnik gatunku ludzkiego posiada niezbywalne prawo do wyrażania własnych poglądów (i nie musi go uzasadniać ani swoją pozycją społeczną ani wykształceniem jest mu ono przynależne z samego faktu jego istnienia) oraz do rozwijania się we właściwym dla siebie tempie. Ludzie myślą, że muszą uzasadniać swe twierdzenia przed ogółem tym kim są jednak jest to nieprawda. Jednostka nie musi prezentować żadnej określonej pozycji społecznej aby wypowiedzieć się przeciwko złym z jej punktu widzenia praktykom, nie musi znać się i uzasadniać swego sprzeciwu godnego pożałowania usprawiedliwieniami. Przysługuje jej prawo, które sama sobie nadaje i którego nikt nie może jej odebrać. Jest to prawo do sprzeciwu i do rewolucji w imię nie uznawania aktu gwałtu na swoim własnym umyśle oraz ideałach. Kierkegaard był biednym człowiekiem, który w dobie religijnego imperializmu próbował zbudować sobie określony światopogląd. Nie wziął on jednak pod uwagę faktu, że całe jego istnienie jest uwarunkowane od początku do końca w kulturze w 430

K. Dąbrowski, „Elementy…”, dz. cyt., s. 128.

199


której się wychował. Jego struktury teoriopoznawcze zostały już nieodwołalnie zbezczeszczone, a jego godność jako jednostki została w arcybrutalny sposób złamana. Doznał on więc upadku w obliczu zasad narzuconych mu przez społeczeństwo. Mur przed którym stał okazał się nie do przebicia i dlatego uciekł w absolutyzację swojego nieukoronowanego zwieńczeniem związku z Reginą Olsen. Poszukiwanie czegoś trwałego w świecie odartym z form i konwenansów stało się jego swoistą liturgią której wypełnienia pożądał, a jednocześnie się obawiał. Czy jego akty imaginacyjne były chore czy nie z pewnością już się tego nie dowiemy, przynajmniej w sensie absolutnym. Na pewno jego wymarzona choć absurdalna

forma realizacji absolutu w postaci

dwujedni nie została spełniona.431 Pewna skłonność do idealizowania, tworzenia czasem nawet szaleńczych konstruktów teoretycznych jest jedną z właściwości indywiduów poddających się dezintegracji pozytywnej. Tak samo u Kierkegaarda można obserwować pewne praktyki mające na celu samoudręczenie, była to choćby jego wojna z tygodnikiem „Korsarz” przez którą cierpiał w niewyobrażalny sposób będąc wyśmiewanym i wyszydzanym na ulicy w biały dzień. „Cierpiał w niewyobrażalny sposób. Ujawniła się jego nadwrażliwość. Teraz, nie mając żadnej pozycji społecznej, żadnych przyjaciół, został okradziony z jedynej rzeczy, która pozwalała mu żyć wśród ludzi. Wreszcie zobaczył, jak naprawdę sprawy się mają. Zaczął gardzić ludźmi.”432 Wierność wybranym jakościom centralnym jest z pewnością czymś koniecznym i szlachetnym z punktu widzenia indywidualnego rozwoju ludzkiego. Tam, gdzie pozwalamy innym ludziom na własne niepowtarzalne myślenie. Tam gdzie uznawane jest prawo człowieka do niezgadzania się z innymi, do nieprzystosowania. Tam wreszcie gdzie pozwala się wytwarzać innym własne niepowtarzalne podejście do problemów i wytworzyć niezależność w myśleniu tworzy się prawdziwy, autentyczny człowiek. Wychowanie traktowane jako przykry obowiązek, jako przyczynek do 431

Tamże, s. 128., „Dla Kierkegaarda możliwość poślubienia Reginy Olsen zakładała nieunikniony relatywizm i jako taka była pozbawiona absolutnych wartości. W swojej miłości do Reginy Olsen Kierkegaard widział dwie możliwości; mianowicie, że poślubi ona lub nie poślubi innego mężczyznę. Gdyby nastąpiło to ostatnie, oznaczałoby to formę realizacji absolutu w sensie ich małżeństwa. Ale to się nie stało i jej małżeństwo z kim innym było porażką dla jego potrzeby absolutu.” Nawiasem mówiąc widzę tu chyba trochę nadmierny egoizm u Kierkegaarda. To już lekka przesada, żeby nie powiedzieć fiksacja starać się układać życie innej osoby pozostając w oderwaniu od niej. 432 K. Jaspers, „Kierkegaard”, dz. cyt., s. 65.

200


patriotycznego myślenia jest czymś śmiesznym na sposób tragiczny. Tylko w środowisku gdzie swoje wyrażenie może odnaleźć niepowtarzalna egzystencja jednostki mamy do czynienia z wychowaniem autentycznym, bo dającym pole do rozwoju. Inne wychowanie, tworzące sztuczne cele w rodzaju matury z matematyki, traktujące człowieka jak edukacyjną glinę służącą do budowania własnych miernych konstrukcji jest niczym innym jak polityczną, pseudowychowawczą hucpą, która ma na celu zapewnienie nowych, wygodnych stanowisk w ministerstwach. Ciekawe jest tu jedno, władza ma za zadanie służyć człowiekowi, zapewnić mu swobodny rozwój jest umową zawieraną przez społeczeństwo z jego przedstawicielami (Rousseau), kontraktem zawieranym z przepotężnym suwerenem (Hobbes). Jednakże gdy jesteśmy przymuszani do stawania się pionkami w maszynerii władzy, gdy odbierana jest nam wolność rozwoju, a wychowanie zmienia się w pseudopatriotyczną indoktrynację to znak, że nadszedł czas na nasze obywatelskie nieposłuszeństwo (Thoreau). Państwo, edukacja i wychowanie istnieją nie po to żeby zapewniać wysoki zysk wąskiej grupie osób ale po to abyśmy zyskiwali możliwość prawidłowego rozwijania się zgodnie z własnym potencjałem. W obecnej Polsce w świetle prawa zaprzecza się indywidualnemu prawu każdej osoby do własnego rozwoju. Zamiast tego proponuje jej się (tej osobie) stanie się robotnikiem w imię fetyszystycznej nagonki mającej za zadanie wytworzyć konformistycznego pseudoobywatela, który będzie wykonywał swój obowiązek bycia tfu służenia ponadczasowym wartościom umieszczonym w portfelach jego nadzorców. Ten faszystowski wybryk polskiej władzy jakim jest potrzeba stworzenia sobie wygodnego koryta z państwa wszystkich obywateli można jedynie porównać z próbą przywrócenia obowiązku pańszczyźnianego na terenie Polski. Wyśmiewając się z jakichkolwiek wartości, tworząc miraże altruizmu i ciężkiej pracy władza uczyniła z polskiej oświaty i kultury też zresztą błotne rozlewisko w którym tarzać się mogą jedynie rządowe świnie. Nawiasem mówiąc Polacy pracują najwięcej godzin tygodniowo w Europie będąc bodajże jednym z nagorzej opłacanych narodów Europy. Prawa pracowników tfu chłopów pańszczyźnianych są tu codziennie mieszane z błotem a dyskryminacja i narzędziowe traktowanie kobiet jest chlebem powszednim. Nie dziwi ten fakt ponieważ Polska od XVI wieku była i jest zaściankiem Europy, żeby nie użyć gorszego słowa (a co mi tam) chlewem Europy. Jest to kraj w którym jako ostatnim w Europie zniesiono pańszczyznę i uczynili to nie Polacy tfu szlachta, a ci straszni i źli zaborcy – widać to po dziś dzień. Szlachta wycisnęła ten kraj jak cytrynę, wyniszczyła do ostatnich granic. Teraz kolej polskich szlachciurów tfu polityków na historii ciąg dalszy. 201


Autentyczny człowiek podąża ścieżką pełną problemów i wyzwań często pozostając w stanie konfliktu z samym sobą. Dążenie do pewnego osobistego ideału, przemienianie tego co negatywne i niższe na to co pozytywne i wyższe jest objawem prawdziwie ludzkim. To co autentyczne zakłada zawsze utożsamienie się z samym sobą jako zdążającą do ideału strukturą. Ciągła analiza przeszłości przy jednoczesnej prospekcji w przyszłość jest właściwością jednostki autentycznej, a więc wychowanej w duchu teorii dezintegracji pozytywnej. Dąbrowski znowuż odwołuje się tu do przykładu Kierkegaarda jako jednostki, która poprzez autentyzm rozumiała pozostawanie w postawie wierności wobec wartości absolutnych, a w konsekwencji na ciągłym wyznawaniu prawdy i głoszeniu jej wbrew wszystkiemu. Ten punkt widzenia nie uznaje za najistotniejsze punktów utylitarnych, agresji, sukcesu osobistego jedynie wygłasza postulat prawdy jako elementu najistotniejszego dyspozycji ludzkiej. „Kierkegaard sądził, że autentyzm nie zawiera elementów utylitarnych, nie przejawia potrzeb agresji albo zwycięstwa w tym świecie, a nawet elementów sukcesu; dla autentycznej postawy ważne jest tylko zademonstrowanie prawdy. Kierkegaard ujawnia w swym dzienniku, że każdy człowiek ma pewne odczucie prawdy, ale w rzeczywistości nie chce cierpieć dla niej i nie próbuje zrozumieć, że cierpienie jest zawsze związane z prawdą. Jasne jest, że dla Kierkegaarda esencja życia ludzkiego, esencja autentyzmu polega nie na istnieniu, ale na możliwości pozostawania w dyspozycji prawdy.”433 To pokazuje jak przykład Kierkegaarda oddziałał na Dąbrowskiego. Prywatny myśliciel Kierkegaard stał się pożywieniem dla holistycznego myślenia autora teorii dezintegracji pozytywnej. Jego myśl wstrząsająca każdym kto czyta ją dokładnie – strona po stronie, odsłania potężny wewnętrzny konflikt człowieka i jego grozę, grozę przed którą nie można uciec, która domaga się uwagi (ciągle czeka tylko na właściwą chwilę żeby dopaść człowieka, ukazać mu granice jego egzystencji). Jednak ta groza, te cierpienie, ten strach, lęk ma również charakter pozytywny – to o czym pisze Dąbrowski w swojej teorii, możliwość transformacji na wyższy poziom. W jego twórczości wyraża się w całej swojej okazałości dramat rozwoju osobowości człowieka i z tego punktu widzenia jest to myśl bezcenna. Walory tej myśli nie kapitulują się z upływem czasu, nadal jest ona niezwykle inspirująca – przynajmniej z mojej perspektywy. Nawiasem mówiąc to

433

K. Dąbrowski, „Elementy…”, dz. cyt., s. 130.

202


doprawdy imponujące jaki potężny rezerwuar intelektualny i przeżyciowy posiadał ten człowiek, jest to zjawisko niezwykłe. Przechodzenie swoistej transformacji właściwej jedynie sobie samemu jest postulatem nie do przecenienia z punktu widzenia wychowania człowieka. Przestajemy określać go jako pustą tablicę, genetyczny zapis, a widzimy go jako pełną konfliktów wewnętrznych, absolutną w swym istnieniu jednostkę, którą poprzez właściwą pomoc i ukierunkowanie możemy poprowadzić w trudnym procesie stawania się sobą. Jednostka musi często pozostawać w niezgodzie ze swoim środowiskiem zewnętrznym i wewnętrznym, autentyczne dążenie do prawdy skutkuje wyrzeczeniem się niskich i często prymitywnych postaw. Krótkie chwile radości i szczęścia nie mogą przesłonić nam faktu, że rzeczywiste rzuty rozwojowe biorą swój początek w depresji, cierpieniu, agonii psychicznej oraz obsesji. To niewątpliwie jest charakterystyczne zarówno dla TDP jak i podejścia egzystencjalnego. Nasz rozwój nie stanowi prostej drogi, lecz jest raczej torem przeszkód. W odniesieniu do ucznia nie obrabiamy gotowej bryły (to nie jest obróbka metali) lecz wydobywamy i przemieniamy jego swoiste siły wewnętrzne. Z tego powodu sądzę, że prezentowane podejście kategorycznie się odcina od teraźniejszej praktyki i teorii edukacyjnej. Jak również mówi nie abstrahowaniu od roli indywidualizmu w kształceniu – charakterystycznego dla polskiej edukacji. W tym podejściu jawi się on jako niezbywalny aspekt procesu edukacyjnego, co więcej zmienia się tu podejście do wielu problemów, trudności szkolnych, a wielkiego znaczenia nabiera

odpowiednia

selekcja

i

wykrywanie

uczniów,

którzy

potrzebują

zindywidualizowanej, twórczej ścieżki edukacyjnej, aby móc w przyszłości oddać ogromne zasługi społeczeństwu. Tacy myśliciele jak Miguel de Unamuno i Kierkegaard są niezwykle ważni, nie tyle z powodu treści swoich swoistych filozofii ile za to jaką drogę prezentują w swoim życiu, ich poglądy są nasycone tym tragizmem, cierpieniem o których pisze Dąbrowski w swoich książkach. Człowiek, który dąży do pewnych absolutnych esencji (za cokolwiek je uznamy) nie może dojść do nich na drodze spokojnego bezstresowego rozwoju. Jest to droga rozluźnień, załamań, depresji, obsesji, lęków, osobistych tragedii, agonii psychicznych – tylko taki rozwój jest autentyczny, ponieważ transformacja, przemienienie całego swego wnętrza to nie jest prosta i bezbolesna czynność porównywalna z zaparzeniem filiżanki herbaty. Jest to przeżycie głęboko powiązane z całym tragizmem naszego życia i nieuniknionością naszej śmierci. Jaspers jak pisze Dąbrowski twierdził, że kryzys 203


Duńczyka był czymś czego nie chciał, że zostało mu to jakby narzucone. Jednak kryzysy te były dla niego sprawdzianem własnej gotowości do podążania drogą, która jako jedyna miała go móc wyzwolić od mocy grzechu. „Według Jaspersa kryzys doświadczany przez Kierkegaarda był okrutnym kryzysem, którego „nie chciał” i który przyjął jako obowiązek, w roli narzędzia w rękach Boga. Rola ta nie mogła być nigdy ukończona. Te kryzysy utraty nadziei i agonii nie były odnoszone do grzechu, ale do wtórnej niewinności. Wynika z tych ujęć, że stopień własnego poczucia winy jest wprost proporcjonalny do poziomu osobowości, który jednostka może osiągnąć. Tak jest w większości przypadków.”434 Te ekstrema są czymś charakterystycznym dla rozwoju człowieka, poprzez takie sprzeczności się rozwijamy i tylko w takim postępowaniu od tego co niższe do tego co wyższe możemy uzyskać wgląd w rzeczywiste procesy rozwoju człowieka. Według Kierkegaarda cierpienie jest immanentnym składnikiem rozwoju. Przypomnę tylko tutaj, że w rozumieniu Duńczyka religijność typu B była jakby takim ostatnim krokiem w rozwoju człowieka – oznaczała ona bezpośredni dialog człowieka z Bogiem, a nieodłącznym czynnikiem tej właśnie wiary było podług niego cierpienie. Jak pisze autor TDP nie tylko Kierkegaard odnajdywał w cierpieniu element konstytucjonalny dla rozwoju. Także Lukacs widzi w nim drogę do uzyskania własnego najwyższego poziomu. „Kierkegaard nie jest jedynym, który widzi w cierpieniu najbardziej istotny dynamizm rozwoju i normatywności. Lukacs widzi także w cierpieniu uprzywilejowany element. Widzi on w tragicznym wewnętrznym załamaniu – istotny element duchowy. Specjalny rodzaj cierpienia i napięcia, przejawiany przez niektórych ludzi, jest prawdopodobnie drogą do uzyskania absolutnego ja. Ten fakt był następująco opisywany przez Kierkegaarda: „w każdym pokoleniu są dwie czy trzy jednostki ludzkie poświęcone dla innych, które odkrywają przez okrutne cierpienie to, z czego będą korzystali inni”.”435 Jaspers również uważał, że jest coś zarówno nas fascynującego jak i przerażającego w Duńczyku.

436

Szczere dążenie do prawdy objawia się niemożnością zniesienia

434

Tamże, s. 131. Tamże, s. 132. 436 Tamże, s. 132. 435

204


ludzkiego fałszu i hipokryzji z jaką ukrywa się swoje partykularne interesy za fasadą wzniosłych celów. Takimi ludźmi chyba rzeczywiście należy się brzydzić. Sam Dąbrowski zauważa u Duńczyka te obrzydzenie do pozorów prawdy, które to widzi w jego walce o prawdziwe chrześcijaństwo, w walce z ludźmi, którzy są dla niego jedynie obłudnikami. 437 Jak więc widać wiele elementów konstytucjonalnych TDP zostało zaczerpniętych z myśli Kierkegaarda, wobec którego tym samym Dąbrowski zaciągnął dług intelektualny. Dług, który jak mi się wydaje samą swą teorią dezintegracji pozytywnej spłacił z naddatkiem. Wzięcie aspektu twórczego, który przeplata się w pismach Duńczyka z szaleńczymi aktami odwagi absurdu wymagało niewątpliwie sporej finezji. To co pozytywne nie zostało utracone i za to Dąbrowskiemu niewątpliwie należą się nieblaknące słowa uznania. „Nawet idea politycznej wolności służy głównie do zakrycia hipokryzji, która jest obecna w istotach ludzkich, ponieważ stosujemy wolność dla niszczenia jej. Według Maheu – siła i ograniczenie Kierkegaarda leżą w fakcie, że nie przejawiał on „potrzeby tworzenia

jakiegokolwiek

systemu”.

Sprzeciwiał

się

on

przeciwstawieniu

ukonstytuowanej prawdy. Jest tutaj duża zgodność wielu wymienionych ujęć między teorią dezintegracji pozytywnej i ujęciami Kierkegaarda, podkreślającymi głównie pozytywną rolę płaczu i załamań i traktującym pracę konstruktywną jako kryterium sprawdzania własnych wartości.”438 W świetle filozofii Kierkegaarda jesteśmy współcześni Chrystusowi. Łączy się to u niego z zaprzeczeniem wiedzy historycznej – istniejemy współcześnie zarówno zmarli jak i żywi. W tym wymiarze dokonywało się u niego przekroczenie tego co czasowe. Człowiek w rozumieniu absolutnym przekracza problematykę śmierci i w imię wierności swym indywidualnym, subiektywnie absolutnym, samopotwierdzonym jakościom współistnieje na transcendentnym poziomie. Tu również TDP pozostaje w bliskiej korelacji z podejściem Duńczyka.439 Protest przeciwko fałszywym wartościom 437

Tamże, s. 132/133. Tamże, s. 133. 439 Tamże, s. 133/134., „Takie uwspółcześnienie [że jakby istniejemy współcześnie z Chrystusem – D. Ch.] zaprzecza wartości ujęcia rzeczywistości tylko w sensie historycznym i pozwala w konsekwencji przekroczyć „czasowość”. Pozwala to złączyć przedmiot z podmiotem na najwyższym poziomie oraz zbliżyć przeszłość z przyszłością w świetle ideału osobowości, w świetle zachowania i to zachowania niezmiennego, centralnego jakości osobowości, jako jedynych, wyłącznych, niepowtarzalnych. Takie uwspółcześnienie pozwala w końcu powiązać tych, którzy odeszli w sensie konkretu, z ich niepowtarzalnymi osobowościami albo ich absolutnymi „ja”. To podejście pozostaje w wielkiej harmonii z zasadniczymi punktami teorii dezintegracji pozytywnej, z jej pojęciem osobowości i z podejściem związania rozwoju niezmienności pewnych jakościowych, zasadniczych cech osobowości.” 438

205


jako rzeczom powszechnym, niezgoda na konformistyczne potwierdzanie samego siebie poprzez znalezienie oparcia w społeczeństwie jest również „uderzeniem”, które możemy odnaleźć w myśli Duńczyka. Utylitaryzm myli się według Dąbrowskiego ponieważ jednostka nie musi zawsze zrealizować swych powszechnych, materialnych, biologicznych potrzeb zanim przejdzie do wyższych czynności. W życiu ludzkim nawet największych jednostek aby postępował rozwój jest konieczny ból, bez bólu nie ma rozwoju, nie ma dezintegracji, prawdziwy człowiek „rodzi” się w katuszach. Często aby podążać za swym wewnętrznym wezwaniem do samodoskonalenia trzeba odrzucić wiele swych niższych potrzeb materialnych i biologicznych. Jeśli bowiem skoncentrujemy się na tym, co nędzne i podłe tym samym możemy zablokować, a nawet spowodować atrofię tego co stanowi nasz najbardziej istotny egzystencjalny składnik.440 Kierkegaard jest tutaj świetnym przykładem na potwierdzenie tej tezy. Wyrzeka się on przecież skłonności biologicznych, seksualnych w swoim życiu, wszystkiego, co normalnemu - statystycznemu człowiekowi wydaje się drogie. Poświęca, rzuca wszystko aby tylko utrzymać swe dążenie ku absolutowi. Jednak podług TDP pozostał on wierny swym najważniejszym centralnym jakościom zarówno subiektywnym jak i obiektywnym. „Jest zrozumiałe, że wielcy myśliciele w ich życiu praktycznym mogli, jak Kierkegaard, odrzucić całkowicie wszystkie potrzeby „tego świata” i nawet życie, ale naszym zdaniem bez rezygnacji z absolutnych, choć konkretnych, wybranych wartości subiektywnych i obiektywnych.”441 Wybór wartości absolutnych, które nadają cel i sens naszemu życiu łączy się więc często z pozostawieniem, transformowaniem, przemienieniem naszych podstawowych, biologicznych skłonności. Esencje indywidualna i społeczna pozostają nadając sens naszemu istnieniu i podążaniu w stronę absolutnych esencji drogą transgresji, przekraczania samego siebie. Sama wiedza

nie stanowi człowieka, jego drugą co

najmniej tak samo ważną częścią są emocje. Wielopoziomowa i wielopłaszczyznowa wiedza jest tym co charakteryzuje prawdziwie wielkie i autentycznie ludzkie postaci naszej historii. 440 441

Tamże, s. 134. Tamże, s. 134/135.

206


Postawa osobistej pokory, otwartości i życzliwości w stosunku do innych łączy się z reguły z dążeniem do prawdy wewnętrznej, z postawą szacunku i miłości wobec innych, jak również z pewnym rozsądnym samokrytycyzmem skierowanym do wewnątrz siebie. „Chrystus powiedział o sobie, że jest cichy i pokornego serca. Sokrates powiedział o sobie, że „nic nie wie, a jeżeli nie wie, to i nie myśli o tym, że wie”, a Kierkegaard przejawiał tendencje do zakrycia siebie, do „trwogi i drżenia” w stosunku do nieznanych i wielkich spraw. Wielkość człowieka należy chyba oceniać jako wypadkową rozwoju potrzeby przeżywania prawdy wewnętrznej równocześnie z pokorą. A to zjawisko jest bardzo rzadkie.”442 Dąbrowski widzi wiele punktów stycznych TDP i egzystencjalizmu. Konieczna podług niego jest akceptacja wolności człowieka, szczególnie w aspekcie rozwojowym jako jego niezbywalnego prawa. W zgodzie z częścią egzystencjalistów, takich jak chociażby Gabriel Marcel, Kierkegaard i Jaspers uważa, że podążanie drogą rozwojową jednostki łączy się nieodłącznie z ujmowaniem rzeczywistości w sposób wielopoziomowy i wielopłaszczyznowy. W imię przekraczania barier rozwojowych jednostka ludzka powinna więc wytworzyć w sobie sferę wartości naznaczonych indywidualnym rysem. Tym samym w miarę coraz wyższego rozwoju jednostka staje się zdolna do stałej autopsychoterapii oraz autodeterminizmu sił pozytywnych w swoim środowisku wewnętrznym. „W opozycji do większości przedstawicieli egzystencjalizmu i w zgodzie z niektórymi z nich (Kierkegaard, Jaspers, Marcel) – teoria dezintegracji pozytywnej podkreśla, że akceptacja wolności człowieka w rozumieniu rozwojowym i indeterministycznym pociąga za sobą konieczność przyjęcia zasady wielopoziomowej rzeczywistości i wartości, jako zasady rosnącego autodeterminizmu.”443 W zgodzie z egzystencjalnym punktem widzenia pozostaje również ocena cierpień i bólu psychicznego, depresji, stresu i stanów rozbicia jako często wartościowych i potrzebnych doświadczeń w życiu człowieka umożliwiających jego stopniowy rozwój oraz zwiększenie potencjału egzystencjalnego jaki posiada. Teoria dezintegracji 442 443

Tamże, s. 135. Tamże, s. 136.

207


pozytywnej uznaje również, że po odpowiednim przeżyciu i wyciągnięciu ich potencjalnych aspektów pozytywnych takie doświadczenia jak zaburzenia psychiczne, stany niemożebnych wewnętrznych konfliktów psychicznych mogą się okazać przemożnym czynnikiem rozwoju, którego siły nie sposób przecenić. „Tak, jak w egzystencjalizmie – teoria dezintegracji pozytywnej docenia wartość i siłę cierpień, stresu, rozbicia, w tym sensie, że na podstawie obserwacji klinicznej stara się uchwycić główne tendencje rozwojowe, odkrywane w tych doświadczeniach, używając ich w celu przetworzenia tych ostatnich na wyższe poziomy rzeczywistości i wartości.”444 Teoria ta jest również przykładem stanowiska antyutylitarnego, uzyskiwanie wyższego poziomu łączy się w życiu człowieka z aktami transgresji w toku których jednostka przeskakująca następny próg odrzuca razem z tym przekroczeniem wiele wartości niższego poziomu tym samym transformując je na wyższy poziom. Droga kryzysu, rozbicia i ponownego scalenia na nowym poziomie rzeczywistości jest zasadniczo korzystna dla człowieka i prowadzi go w kierunku przekroczenia nieraz wydawałoby się

niezbywalnych

ludzkich

aktywności.

Taki

człowiek

podąża

w

stronę

transcendentnego niekiedy światła, przenika niższe warstwy rzeczywistości i dociera do głębszej i ciekawszej esencji i czegoś absolutnego co może uchwycić. Rozumie on i szanuje przebyte poziomy jako konieczną i wartościową ścieżkę rozwoju, ale jednocześnie spostrzega codzienność w zupełnie inny sposób. Dąży on do wypełnienia swojego losu w sposób zgodny z tym kim rzeczywiście w głębi siebie jest i będzie i czego nie można mu odebrać żadną siłą. Na przykładzie analizy Kierkegaarda widzimy jasno jak jego życiorys wpisuje się doskonale w TDP. Jeden wielki egzystencjalista pisze o innym zafascynowany jego przerażającym życiem. Jaspers zauważył również to o czym pisałem wcześniej (w sensie pracy oczywiście) mianowicie spostrzegł jak wielkie i istotne znaczenie odegrała choroba psychiczna w życiu Duńczyka. Była ona swoistym piętnem, które on w swoim mniemaniu otrzymał od Boga. Te stany psychiczne, które każdy szanujący się psychiatra uznałby za wysoce niepokojące, stały się jego twórczym paliwem. To jest właśnie w Duńczyku niesamowite i to absorbuje ludzi w jego twórczości, że te mroczne pokłady, które są widoczne w nim i w jego dziele próbował przekształcić i w pewnym sensie mu się to udało, choć walczył z nimi do samego końca. Nigdy nie uległ on chorobie zawsze pozostawał w sferze 444

Tamże, s. 136.

208


permanentnej wewnętrznej walki, obsesyjnego kryzysu z którego wyłoniło się jego dzieło. „Do skrajności prowadzi zarówno interpretowanie Kierkegaarda przez pryzmat jego choroby, jak i z perspektywy wolności interpretującej dialektyki – to dwa sposoby rozumienia istnienia (Dasein) Kierkegaarda. Kluczowe jest tutaj to, że, po pierwsze, jego biologiczna choroba nie stała się czymś decydującym, ale wciąż mieściła się w pewnych granicach; a po drugie, jej siła zderzyła się z duchową energią pozwalającą w procesie samorozumienia uchronić się przed całkowitym upadkiem w chorobę, która na faktyczne życie sprowadziła tak wiele cierpienia z powodu straty i porażki. Kierkegaard osiągnął to, przekształcając chorobę w materiał twórczy, usuwając tym samym jej samoistną moc.”445 Na pewno nie był on wolny w swej interpretacji ale też nie pozostał skrępowany przez własną chorobę. To jest przynajmniej w moim odczuciu absolutnie oczywiste. Jednak wystarczy się wczytać w jego pisma, wgryźć się w tę mroczną materię aby odczuć jak przerażające pokłady energii musiały się tłuc w tym lichym wnętrzu, które za swój obraz zewnętrzny miało nędzne i słabowite ciało. Tak więc część populacji przejawia istotne możliwości przekroczenia swego jednostronnego poziomu i wkroczenia na nowy i wyższy poziom rozwojowy. Pomoc w wykorzystaniu tego potencjału i jego akumulacja leży w gestii pedagogów i nauczycieli, psychologów i psychiatrów. Powinni oni otworzyć się na możliwość współpracy z „innymi” ludźmi, którzy pod fasadą owej inności skrywają naprawdę ogromny potencjał. Ten oto potencjał i jego wykorzystanie stanowi w dużej mierze o tym w jakim kierunku pójdzie Polska, edukacja i kształcenie. Należy podążyć (przynajmniej moim zdaniem) w kierunku coraz bardziej holistycznego rozumienia jednostki ludzkiej ale jednocześnie idąc w stronę bardzo wyraźnej indywidualizacji programu nauczania i zapewnienia warunków do tworzenia się pewnego typu specjalizacji już na oddolnym etapie wychowania i edukacji. Niemniej ważnym staje się zmiana w sposobie podejścia do kształcenia przyszłych pedagogów i nauczycieli w szkołach wyższych, uniwersytetach. W świetle TDP to co dzieje się obecnie w Uniwersytetach pozostawia wiele do życzenia. Proces selekcji kandydatów, a także program nie zapewnia niezbędnej wiedzy koniecznej do prawidłowego rozwoju studentów. Podaje on wiedzę w sposób zbytnio zachowawczy i 445

K. Jaspers, „Kierkegaard”, dz. cyt., s. 79.

209


konformistyczny, nie dozwalając na zbytnie odchodzenie od ogólnie przyjętej linii. Takie przedmioty jak psychologia rozwojowa oraz higiena psychiczna, a być może nawet neuropsychologia (choćby jej elementy) z pewnością miałyby twórczy charakter dla przyszłych pedagogów i nauczycieli. Nie wspominam tu już o takich elementarnych wymogach jak egzaminy na studia oraz okresowe badania psychologiczne przyszłych wychowawców. Uważam, że obecnie zbyt małą wagę przykłada się do problematyki psychiatrycznej oraz psychologicznej na studiach pedagogicznych. Stoję po stronie Dąbrowskiego w tym, że o ile to możliwe powinno się stworzyć coś podobnego do zawodu psychohigienisty. Lekarze stworzyli sobie zbyt wygodną niszę ekonomiczną (choćby wyłączność na przypisywanie leków) i właściwe by było aby choćby podstawowe elementy nauki na temat funkcjonowania mózgu oraz jego mechanizmów neurobiologicznych były przekazywane pedagogom. Moim osobistym mniemaniem z jednej strony odeszliśmy w sposób zbyt skrajny od wykształcenia „biologicznego” w pedagogice i psychologii pozostawiając praktycznie tylko dominantę humanistyczną oraz z drugiej strony tyle, że na odwrót postąpiliśmy w sferze medycyny. Jest to rozwiązanie szkodliwe ponieważ niszczy i utrudnia interdyscyplinarny dialog. Wiem, że może to wielu ludziom wydać się szalone ale podług mojej opinii część nauczania przynajmniej w pierwszym okresie studiów w zakresie psychologii, pedagogiki i medycyny powinna odbywać się łącznie aby następnie umożliwić szerszą i holistyczną już wiedzę w obrębie specjalizacji w danym zawodzie. Oczywiście zawód pedagoga i jego rola w szkole wymagałyby w takim wypadku głębokiego przeprofilowania co do wymagań i obowiązków. Z drugiej strony dałoby to jednak znaczne zbliżenie zakresów kształcenia w trzech uprzednio wymienionych naukach, co w dłuższej perspektywie czasowej mogłoby przynieść pozytywne skutki. Nie mówiąc już

o

tym,

że

przekwalifikowywanie

umożliwiłoby w

obrębie

większą tych

mobilność

dyscyplin

zawodową,

obwarowane

a

nawet

jednocześnie

odpowiednimi warunkami i sprawdzianami kompetencji, kilkuletnim dokształceniem w wybranej dziedzinie. Dałoby to bardzo ciekawe efekty, bo np. lekarz mógłby przekwalifikować się na szkołę, a pedagog na medycynę. Byłoby to na pewno innowacyjne rozwiązanie na skalę europejską, a kto wie może i światową. Głęboka reforma w obrębie całego kształcenia zarówno akademickiego jak i podstawowego mogłaby być okazją do wprowadzenia pewnych rewolucyjnych rozwiązań.

210


Częściowe przekroczenie swojego cyklu biologicznego oraz typu psychicznego wydaje się mi zadaniem doniosłym i szlachetnym. Jeśli chcemy prawdziwie realnej, holistycznej, wielopoziomowej, wielopłaszczyznowej, wieloaspektowej i wielostronnej wiedzy, nauki, której adepci będą mogli rzeczywiście w sposób kompetentny zajmować się kwestiami przygotowywania i tak naprawdę pewnego rodzaju formowaniem młodych ludzi do życia w dzisiejszym skomplikowanym świecie musimy odpowiedzieć sobie na pytanie: co jest ważniejsze pozostawanie w naukowej odrębności i wygodzie swej dyscypliny? Czy może wyjście z „otwartym” umysłem i dumnie wyprostowaną piersią naprzeciw wyzwaniom otaczającej nas rzeczywistości, zdecydowanie, że najważniejsze jest dobro dzieci – czyli i nasza przyszłość? Czy chcemy być zamknięci w swych okopach, czy też niczym aksamitne rękawice odlane z żelaza mamy jednocześnie siłę i elastyczność do wzięcia sprawy w swoje ręce? Na te pytania odpowiedzi przyniesie przyszłość. I mam nadzieję, że ta odpowiedź będzie zarówno pozytywna jak i rozwojowa. Przekroczmy nasze zastałości biologiczne, nasze typy psychologiczne, nasze schematy naukowe i podążajmy w stronę lepszego jutra, w stronę światła rozwoju! „cykl indywidualny, a więc – w pewnym sensie – wyraz buntu przeciw „zastanemu światu”, przeciw jego autonomiczności i buntu przeciw samemu sobie jako bytowi nam narzuconemu. Pierwszy jest cyklem biologicznym, zdeterminowanym poza nami i w nas, a drugi – „cyklem” naszej autentycznej świadomości i naszych dążeń, braku zgody z „zastanym” cyklem determinującym nas. Ten drugi cykl samo przekraczania przekracza wiele tendencji biologicznych, społecznych, schematów naukowych, ujęć statystycznych itd.”446 Poprzez dezintegrację własnego psychicznego środowiska wewnętrznego i jego ponowną reintegrację jednostka zmienia swe percypowanie rzeczywistości. Wytwarza stosunek przedmiot – podmiot do siebie i do innych. Poszerzanie wymiarów dostrzeganego świata. Zauważenie możliwości wyboru swego własnego rozwoju, mimo wszelkich przeciwności, mimo zawiści środowiska zewnętrznego. Nasza świadomość nabiera coraz głębszego charakteru i zaczynamy dostrzegać jako jednostka, że rozwój wiąże się z ogromną radością. Jednak jest to radość szczególna, rodząca się w męczarniach. Prawdziwa radość jednak z reguły rodzi się w agonii i bólu. Jest to radość z pełnego przeżywania i doświadczania swego życia, przekroczenia własnych 446

K. Dąbrowski, „Elementy…”, dz. cyt., s. 137.

211


ograniczeń – nie ma piękniejszej nagrody. Włączenie się nowych wzorców w rozwoju wewnętrznym, widzenie wyjątkowości swojej i innych jako niepowtarzalnych istot ludzkich daje potężny pęd w kierunku postawy pełnej współodczuwania do innych. Człowiek staje się kierowany przez zasadę rozwoju, która mimo trudu i znoju nie jest dla niego utrapieniem ale najgłębszym sensem jego egzystencji.447 Dezintegracja pozytywna jest propozycją dla każdego z nas do spojrzenia w głąb własnego psychicznego środowiska wewnętrznego i odpowiedzenie sobie szczerze i odważnie na pytanie: Czy tak naprawdę się rozwijam? Czy nie zapomniałem o empatii, miłości nawet do tych co odeszli, wyłącznych związkach przyjaźni

i

poszedłem drogą najmniejszego oporu, ku zyskowi

ekonomicznemu i uznaniu? Czy podążałem drogą ku autentycznemu sobie, odnalezieniu sensu i celu własnego istnienia? Jeśli w głębi siebie jesteśmy w stanie bez hipokryzji, bez przechodzenia na łatwiznę odpowiedzieć na postawione pytania: „tak”. To gratuluję. Prawdziwie, autentycznie rozwijający się człowiek ma za sobą problemy i kryzysy i upada czasem na samo dno, ponieważ to w momencie skoku od dna stajemy się rzeczywiście ludźmi. Normalni – statystyczni ludzie żyją jakby tylko połowicznie, być może nigdy nie będą oni szczęśliwi, być może nigdy w swojej egzystencji nie zobaczą przez mgnienie oka, na chwilę, gołym okiem tego kim są. Czy to czyni ich lepszymi niż Ci, którzy w trudzie osiągnęli wewnętrzną wolność? Sądzę, że nie. Uważam, że więcej znaczy sekunda bycia wewnętrznie wolnym i autentycznie sobą niż całe życie spędzone w egoistycznych miazmatach. Dlatego teoria dezintegracji pozytywnej daje nam sygnał, że zawsze warto być, zawsze warto próbować odbić się od dna prymitywnej egzystencji. „Co to jest więc dezintegracja pozytywna?. Jest to droga rozwoju poprzez rozluźnianie, a nawet rozbijanie niższych poziomów własnej – i innych – struktury dla osiągnięcia jej wyższych poziomów, pozwalających na wgląd i przeżywanie tej wyższej rzeczywistości, zarówno w sensie obiektywnym, jak i subiektywnym. Jest to wyraz „zasmakowania” w przeżyciach, które – choć trudne i często bolesne – sprowadzają poznanie i przeżywanie 447

Tamże, s. 138.

212


tej rzeczywistości wyższej, zarówno w swoim własnym, psychicznym środowisku wewnętrznym, jak w innych jednostkach ludzkich. Jest to wyraz rozbicia prymitywnej, normalnej struktury psychicznej i powolne „wintegrowywanie się” w struktury i funkcje coraz wyższe, coraz bardziej esencjalne, bardziej ludzkie, wrażliwe, subtelne, empatyczne.”448 Jak mamy więc postrzegać chorobę psychiczną, odmienność, wzmożoną pobudliwość psychiczną u wychowanka, i jej typy emocjonalną, intelektualną, imaginatywną, sensualną, psychomotoryczną i ich sprzężenia? Jak mamy przyjmować fakt, że dla przeciętnych nauczycieli i wychowawców takie dzieci jawią się jako zagrożenie? W świetle wcześniejszej analizy uważam, że kategorycznie powinniśmy się sprzeciwić temu co jest i dążyć ku temu co powinno być. Znajdźmy w sobie tę energetyczną siłę, którą miał Kierkegaard aby zaatakować pseudochrześcijański kościół i zawalczmy o te dzieci, bo za nas nie zrobi tego nikt. Jest to problem zarówno kształcenia i edukacji na poziomie szkolnym jak i akademickim. Jako pedagodzy - ludzie, którzy przynajmniej powinni wykazywać chęć wspomagania rozwoju innych ludzi. Musimy stanąć przed problemem: czy chcemy tworzyć z surowców uczniowskich gotowe produkty? Czy też może zależy nam na tym aby dać im szansę na stanie się prawdziwymi ludźmi – „skazanymi na rozwój”. Ta zasada rozwoju wydaje mi się czymś najważniejszym, czymś co łączy zarówno wychowanie jak i edukację, spaja całe podejście pedagogiczne do człowieka – bo bez rozwoju całe nasze życie traci sens. To co wyższe musi transformować niższe, tak już jest. Wyparcie czegoś powoduje, że wraca z podwojoną siłą – prawo, które odkryła psychoanaliza (od Freuda po Lacana, który udoskonalił, zreformował naukę mistrza). Dezintegrowanie staje się więc naszym jakże bolesnym ale i zaszczytnym obowiązkiem. „„Nowe”, twórcze w procesie dezintegracji pozytywnej i integracji wtórnej cząstkowej powstaje w walce ze starym, bardziej prymitywnym. Dochodzi tutaj między tymi strukturami wyższymi i niższymi do konfliktów wewnątrzpsychicznych, konfliktów, które są niezbędne w rozwoju jednostki, konfliktów budujących struktury harmonijne, ale już 448

Tamże, s. 138/139.

213


wyższego poziomu. Następuje działanie dynamizmów nieprzystosowania pozytywnego do rzeczywistości niższej w swoim psychicznym środowisku wewnętrznym i środowisku zewnętrznym i stałe przystosowywanie się do rzeczywistości wyższych, wartości hierarchicznych, które stają się coraz bardziej wyraźne. Jednostka ludzka zaczyna coraz jaśniej przeżywać i rozpoznawać to, że jest „skazana na rozwój”.”449 To właściwie jest elementarnym zagadnieniem pedagogiki te indywidualistyczne podejście do spektaklu rozwojowego jakim jest wychowanie. Pedagog (w ujęciu TDP) jest jednostką, która ma za zadanie doprowadzać do kontrolowanej dezintegracji psychicznego środowiska wewnętrznego ucznia, podopiecznego. Jest on w równej mierze zarówno konstruktorem jak i destruktorem. Jeśli chcemy coś zbudować najpierw trzeba znaleźć odpowiedni teren pod fundamenty – i to jest zadaniem pedagoga w tym ujęciu. Rozwój postępuje poprzez rozbicie i rekonstrukcję na wyższym poziomie, a więc dezintegracja musi być elementem poprzedzającym integrację. Jednostka ludzka nie rozwija się poprzez

proste kumulowanie swojej

wiedzy,

ale poprzez

przebudowywanie całego swojego psychicznego środowiska wewnętrznego. Na tym polega sekret rozwoju człowieka. Dlatego też obecny, panujący paradygmat w pedagogice nie uwzględniający szeroko pojętej patologii jako bodźca rozwojowego, uważający tylko, że to co czyste i ładne jest fundamentem wychowania jest w błędzie. Brud, smród, zahamowania, depresje i choroby psychiczne są tym co od stuleci napędza ludzkość. Jeśli pseudopedagogom udałoby się je nawet wyeliminować doprowadziłoby to jedynie do naszej zagłady i zaprzestania rozwoju gatunku ludzkiego. Człowiek, który pozostaje w stanie stagnacji, który nie rozważa niczego we własnym wnętrzu, nie jest istotą prawdziwie ludzką. Cały postęp w wyższej sferze kultury jest zasługą właśnie takich ludzi, którzy oddali się całym sobą realizacji swego osobistego ideału, potrafili odrzucić swe niskie tendencje i stawić im czoła, aby je zrozumieć, zaakceptować i transformować. Muzyka, literatura, największe dzieła nie mogłyby istnieć bez takich ludzi, którzy są rzeczywistym napędem dla naszych społeczeństw. Z ogromnego psychicznego napięcia, często nie do wytrzymania, kończącego się samobójstwami, agonią psychiczną, lękami o siebie i o innych, obsesji twórczych rodzą się właśnie te sploty, te ścieżki psychiczne, które zbudowane na podłożu absurdalnego wręcz cierpienia wołają o wyrażenie siebie w twórczości.

449

Tamże, s. 139.

214


Ta pasja tworzenia, przekraczania granic, nawet kosztem swych materialnych potrzeb jest godna szacunku i nie powinno się sprowadzać takich ludzi do marginesu społecznego i traktować ich jako niepotrzebnych śmieci w machinie ludzkiego postępu, bowiem może to spowodować całkowitą dehumanizację człowieka. A kto wie, czy to nie od takich jednostek zależy przetrwanie gatunku ludzkiego. „Większość „psychoneurotyków”, którzy żyją w świecie takich przeżyć i takich „fikcji”, to ludzie najbardziej twórczy, najbardziej wrażliwi, o najbardziej skomplikowanych strukturach psychicznych. Te skomplikowania powstają z ich „ran psychicznych”, ich niemożliwe do wprowadzenia do statystyki „trwogi i drżenia” /Kierkegaard/; przeżycia muru psychicznego i anonimowości przy największej pracy geniusza, aby sprowadzić na ziemię „wymiary prawdziwie ludzkie” – są godne podziwu i czci. Na nich właśnie opierają się najbardziej dociekliwe rzuty odkrywcze moralności i filozofii.”450 Smutnym widokiem, który może nastąpić w drodze lekceważenia tego co prawdziwe ludzkie jest przyszłość wypełniona esesmanami, tylko takimi, którzy nie będą świadomi własnego okrucieństwa i braku człowieczeństwa. Geniusz rodzi się w bólach, tworzenie jest często aktem rozpaczy, wyrazem podążania ku rodzącemu się ideałowi osobowościowemu. My jednostki ludzkie często przez całe swe życie nie uświadamiamy sobie potęgi własnego wnętrza. Tak jak watra nie może bez iskry rozpalić się, rozbuchać żywym płomieniem tak bez iskry destrukcji, rozbłysku dekompozycji nie może się narodzić prawdziwie autonomiczna i autentyczna jednostka ludzka. Czymże innym niźli osobą wskrzeszającą iskrę ma być pedagog? Jakże inaczej ma służyć człowiekowi jeśli jego wnętrze jest jak wędrowiec bez ognia pośród mroźnego pustkowia? Tak więc zdążanie do ideału, przekraczania własnych ograniczeń jest właściwością prawdziwie i jedynie ludzką. Osobowość nie jest tylko jedynie zespołem jakichś cech. Jest to przede wszystkim struktura świadoma człowieka, która zawiera w sobie to przemożne, nieodparte dążenie do przebudowywania i przemieniania swych najgłębszych, najbardziej zautomatyzowanych instynktów w drodze do jedynych, centralnych i arcyważnych wartości bez których życie jednostki traci całkowicie jakikolwiek wyższy charakter. „Wydaje się, że pojęcie i rozpoznanie osobowości jako struktury najwyższej – możliwej do osiągnięcia w granicach empirii; pojęcie ideału osobowości, rozpoznawanie 450

Tamże, s. 141.

215


esencjalnych cech ludzkich, dla których kryterium jest stała gotowość nieistnienia bez nich – wynika u wielu filozofów z takiej właśnie postawy jak u Wittgensteina, z jego uporu, niezależności i wielkiej dobroci dla innych, z jego potrzeb mistycznych, sprężonych z twórczością muzyczną, z jego zamiłowań do fizyki i matematyki przy jednoczesnej wybitnej, globalnej intuicji i wielopoziomowości rozwoju. To samo lub prawie to samo możemy powiedzieć o Saint Exuperym, o Albercie Schweitzerze, o Michale Aniele, Miguelu de Unamuno i – przede wszystkim – Sokratesie.”451 Gdzieżeś indziej niźli u takich ludzi jak Wittgenstein, Sokrates jak wreszcie Kierkegaard szukać klucza do wewnętrznej skarbnicy człowieka? Ich przemożna siła płynie z wykonania gigantycznej pracy wewnętrznej, która była owocem niezmierzonej ilości cierpienia i bólu oraz tragicznej rozpaczy. Widać więc jasno i wyraźnie, że w obecnej myśli wychowawczej jest z godną podziwu determinacją pomijany jeden element, element dekompozycji i dezintegracji swego wnętrza jako koniecznego aspektu procesu wychowawczego. W drodze rozwoju jest nieuniknionym zmierzenie się z własnymi demonami, jest to niezmiernie bolesne i arcytrudne ale rozwija. W całym naszym życiu pozostajemy w stałych kontaktach z innymi ludźmi jest to jeden z konstytucyjnych czynników, które nas tworzą, nie możemy się wszakże stać całkowicie zależni od innych, wczuwać się w sposób absolutny, musimy również zachować pewien indywidualny rys, pewne wyjątkowe, charakterystyczne tylko dla nas continuum naszego bycia. Tylko w ten sposób odkrywając samego siebie i poprzez to odkrywając też innych możemy podążać drogą pełnego, wszechstronnego rozwoju. Esencja indywidualna i społeczna stają się coraz bardziej wyklarowane i w pewnym momencie niejako samoistnie następuje ich sprzężenie. To co stanowi o nas, o sensie istnienia, o wartościach

bez

których

nie

warto

żyć

staje

się

naszym

najgłębszym,

zinternalizowanym ośrodkiem kierującym w naszym życiu. „Na szczytach rozwoju osobowości zaczynamy dostrzegać, rozumieć i przeżywać tzw. esencje: indywidualną i wspólną. Sprzężenie tych esencji w „dwujednię” staje się dla nas jakimś misterium twórczości, wyrażają one bowiem to, co jest najbardziej bliskie i drogie ludzkiemu indywiduum i co jest najbardziej bliskie i drogie w naszych kontaktach z innymi. Jest to jakby wszechstronne sprzężenie tego, bez czego nie warto żyć społecznie.”452 451 452

Tamże, s. 141. Tamże, s. 142.

216


Przykładem świetnie pokazującym dezintegrację i ponowną integrację, ale na wyższym poziomie jest przypowieść o biblijnym Hiobie. Kierkegaard źle interpretował tę historię, wychodził bowiem z założenia, iż pokazuje ona prymat wiary nad rozumem. Uważał, że przyjaciele Hioba reprezentują etyczne rozumienie kwestii wiary, że wyznają religijność typu A. Hiob był dla niego przykładem podążania ścieżką irracjonalnej wiary – religijnością typu B. Tymczasem przypowieść tą można zinterpretować jako opis przemiany zachodzącej w psychicznym środowisku wewnętrznym Hioba. Szatan jest w niej przedstawiony jako stymulator rozwoju człowieka, a nie jako bezsensowny destruktor. Jest on prawą ręką Boga, która dezintegruje Hioba aby Bóg mógł wynieść go na wyższy poziom postrzegania rzeczywistości poprzez ponowną integrację elementów jego psychicznego środowiska wewnętrznego. Bóg jest pedagogiem Hioba, a nie siłą okrutną – Kierkegaard nie zrozumiał sensu księgi Hioba. Bóg i Szatan spełnili tu pospołu pozytywną rolę. Szatan okazał się koniecznym warunkiem egzystencji człowieka, a Bóg jego wychowawcą. Duńczyk nie zrozumiał więc sensu księgi Hioba i rozwiązania poszukiwał w nim samym – czyli w wierze. Jednakże siła leżała w Bogu i Szatanie, którzy współpracując wynieśli Hioba na nowy poziom. Do obowiązków wychowawcy należy więc odpowiednie stymulowanie, pobudzanie dezintegracji u uczniów, aby potem złożyć ich ponownie ale na nowym poziomie. Zadaniem wychowawcy, pedagoga jest więc doprowadzenie do kontrolowanego rozpadu starej struktury psychicznej ucznia aby potem wynieść go na nowy poziom. Pedagog staje się tym aspekcie prawdziwym stwórcą człowieka. Szatan (w ujęciu TDP przeze mnie interpretowanej) jest więc koniecznym aspektem rzeczywistości człowieka. Jest specem wykonującym czarną robotę w rozwoju aby umożliwić wzniesienie się jednostki ludzkiej na szczyt rozwoju. Kiedy Bóg zezwala na to aby Szatan poddał Hioba egzaminowi daje przyzwolenie na próbę jego dezintegracji, rozpadu jego starej struktury. Szatan jest tu specem od tak zwanej czarnej roboty. „Mówi Pan do szatana: <<A zwróciłeś uwagę na sługę mego, Hioba? Bo nie ma na całej ziemi drugiego, kto by tak był prawy, sprawiedliwy, bogobojny i unikający grzechu jak on>>. Szatan na to do Pana: <<Czyż za darmo Hiob czci Boga? Czyż Ty nie ogrodziłeś zewsząd jego samego, jego domu i całej majętności? Pracy jego rąk 217


pobłogosławiłeś, jego dobytek na ziemi się mnoży. Wyciągnij proszę, rękę i dotknij jego majątku! Na pewno Ci w twarz będzie złorzeczył>>. Rzekł Pan do szatana: <<Oto cały majątek jego w twej mocy. Tylko na niego samego nie wyciągaj ręki>>. I odszedł szatan sprzed oblicza Pańskiego.”453 Początkowo Hiob jest prymitywnym, zintegrowanym człowiekiem przywiązanym do dóbr doczesnych, żyjącym w zgodzie z literą prawa. Bóg wydaje więc polecenie czarnej roboty szatanowi. Początkiem próby „bohatera” księgi była utrata bogactw materialnych oraz synów i córek. Szatan odegrał tu rolę egzekutora, który wykonuje działania mające na celu rozbicie starej struktury psychicznej Hioba. Jednak Hiob jest ciągle wierny swoim starym zasadom. Pozostaje na poziomie prymitywnej integracji, wykazuje niemożność dezintegracji pozytywnej. „Hiob wstał, rozdarł szaty, ogolił głowę, upadł na ziemię, oddał pokłon i rzekł: <<Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę. Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione!>> W tym wszystkim Hiob nie zgrzeszył i nie przypisał Bogu nieprawości.”454 Hiob dalej jest osobą, która jest w porządku wobec wszystkiego co mu się wydarzyło, nawet śmierć synów i córek, utrata bogactw nie była dla niego niczym wielkim. Dochodzi więc do drugiej próby dezintegracji środowiska wewnętrznego Hioba. Jego ciało stało się elementem próby i jego szansą na wewnętrzny rozwój. „Pewnego dnia, gdy synowie Boży poszli stawić się przed Panem, szatan też poszedł z nimi. I rzekł Pan do szatana: <<Skąd przychodzisz?>> Szatan odpowiedział Panu: <<Przemierzałem ziemię i wędrowałem po niej>>. Rzekł Pan szatanowi: <<Zwróciłeś uwagę na sługę mego, Hioba? Bo nie ma na całej ziemi drugiego, kto by był tak prawy, sprawiedliwy, bogobojny i unikający zła jak on. Jeszcze trwa w swej prawości, choć mnie nakłoniłeś do zrujnowania go, na próżno>>. Na to szatan odpowiedział Panu: <<Skóra za skórę. Wszystko, co człowiek posiada, odda za swoje życie. Wyciągnij, proszę, rękę i dotknij jego kości i ciała. Na pewno Ci w twarz będzie złorzeczył>>. I rzekł Pan do szatana: <<Oto jest w twej mocy. Życie mu tylko zachowaj!>>”455

453

„Biblia tysiąclecia”, Wydawnictwo PALLOTTINUM, Poznań 2000, Wydanie piąte, Hi 1, 8–12. Hi, 1, 20-22 BT. 455 Hi, 2, 1-6 BT. 454

218


Bóg – pedagog i tutaj wykorzystuje szatana jako ogniwo do rozluźnienia psychiki, następuje drugi etap dezintegracyjny. Jednak nawet teraz Hiob opiera się mocy dezintegracji pozytywnej, nawet wtedy, gdy Szatan dyscyplinuje go trądem, próbuje trwać w swej zatwardziałości. Przyjaciele Hioba symbolizują różnorakie dynamizmy, siły psychiczne Hioba, które opierają się jego transformacji i przejściu na nowy poziom, ale w końcu zostają transformowane. Wreszcie następuje dyskurs Hioba z przyjaciółmi, a więc nadchodzi stopniowy rozpad. Skarga Hioba jest początkiem rozpadu. Hiob zaczyna nawet przejawiać samobójcze pragnienia charakterystyczne dla poziomu dezintegracji jednopoziomowej. „Dlaczego nie umarłem po wyjściu z łona, nie wyszedłem z wnętrzności, by skonać? Po cóż mnie przyjęły kolana, a piersi podały mi pokarm? Teraz bym spał, wypoczywał, odetchnąłbym w śnie pogrążony z królami, ziemskimi władcami, co sobie stawiali grobowce,”456 To bardzo istotny moment (według mnie) ponieważ Hiob łamie swoją obojętną postawę poprzez swą skargę, która wyzwala w nim nowe pokłady wewnętrznej energii. Zaczyna on poszukiwać sensu życia, następują zaczątki prób uświadomienia sobie okropieństwa swego położenia. „Po co się daje życie strapionym, istnienie złamanym na duchu, co śmierci czekają na próżno, szukają jej usilniej niż skarbu; cieszą się, skaczą z radości, weselą się, że doszli do grobu. Człowiek swej drogi jest nieświadomy, Bóg sam ją przed nim zamyka. Płacz stał mi się pożywieniem, jęki moje płyną jak woda, bo spotkało mnie, czegom się lękał, bałem się, a jednak to przyszło. Nie znam spokoju ni ciszy, nim spocznę, już wrzawa przychodzi>>.”457 Początkiem jest właśnie to uświadomienie sobie trudu jakim jest życie i odnalezienie w nim sensu. Sens istnienia zostaje tu podminowany poprzez niepewność i nieszczęście, które spotyka człowieka. Pierwszy dynamizm psychiczny (który symbolizuje Elifaz) próbuje przekonać Hioba, że cierpienie wynika z grzechu pierworodnego, cierpienie jest dla niego siłą nieuniknioną, nieodłącznie związaną z życiem człowieka – ale 456 457

Hi, 3, 11-14 BT. Hi, 3, 20-26 BT.

219


naznaczoną negatywizmem. Akt transformacji nie został tutaj jeszcze rozpoczęty bowiem cierpienie nie zyskało pewnego pozytywnego wymiaru. „Wołaj! Czy ktoś ci odpowie? Do kogo ze świętych się zwrócisz? Nierozsądnych zabija smutek, a gniew uśmierca niemądrych. Patrzałem, jak głupiec zapuszczał korzenie, a przekląłem jego siedzibę; od jego synów dalekie ocalenie, uciśnieni w bramie są bez obrońcy. Ich żniwo zjada głodny lub do kryjówek zanosi; chciwi bogactwa ich pragną. Wszak boleść nie z roli wyszła, ni z ziemi cierpienie wyrosło. To człowiek się rodzi na cierpienie jak iskra, by unieść się w górę.”458

Elifaz (pierwszy dynamizm) namawia Hioba do nieuzasadnionej skruchy i pogodzenia się z losem, do odrzucenia szansy wejścia na wyższy poziom, który oferuje Bóg. „Oto szczęśliwy mąż, którego Bóg poprawia, więc nie odrzucaj nagan Wszechmocnego. On zrani, On także uleczy, skaleczy – i ręką swą własną uzdrowi. Od sześciu cię nieszczęść uwolni, w siedmiu – zło cię nie dotknie. Podczas głodu od śmierci zachowa, a na wojnie – od mocy miecza. Unikniesz chłosty języka, nie strwoży cię nieszczęście, gdy spadnie;”459

Dalej Hiob okazuje w swej odpowiedzi autentyzm, ma prawo do swojego zdania i je egzekwuje. „Wówczas zabrał głos Hiob i rzekł: <<Gdyby zważono dokładnie mój ból, a moje biedy razem byłyby na szali! Cięższe są one teraz niż piasek morski, stąd nierozważne me słowa. Bo tkwią we mnie strzały Wszechmogącego, których jady wchłania moja dusza, strach przed Bogiem na mnie naciera. Czy onager ryczy na murawie lub mruczy wół, gdy ma paszę? Czy miła potrawa bez soli, a sok malwy czy w smaku przyjemny? Moja dusza nie ważyła się tego dotknąć, a to się stało wstrętnym mym pokarmem.”460

Z jednej strony szuka on prostej drogi ucieczki od duchowej transformacji, a z drugiej poszukuje punktu na którym mógłby się oprzeć. Zaczynają się próby stworzenia psychicznego środowiska wewnętrznego. Jak wiadomo w teorii dezintegracji

458

Hi, 5, 1-7 BT. Hi, 5, 17–21 BT. 460 Hi, 6, 1-7 BT. 459

220


pozytywnej formuje się ono w bólach rozwojowych tak więc i tutaj Hiob doświadcza agonii psychicznej, musi on walczyć o każdy krok, ale postępem jest już jego krytyczne nastawienie do zastanej rzeczywistości. Nie bierze on jej w postaci mu danej, a poszukuje czegoś innego. „Któż da mi to, o co proszę? Niech Bóg mi da to, czego się spodziewam! Oby Bóg zechciał mnie zmiażdżyć, wyciągnąć rękę i przeciąć pasmo mych dni. Przez to już doznałbym ulgi i rozradował w bezlitosnej udręce, że nie wzgardziłem słowami Świętego. Co siłą jest dla mnie, by przetrwać? Jaki kres dla mnie przedłużania życia? Czy moja siła z kamienia? Czy ja mam ciało ze spiżu? Zaiste nie ma dla mnie pomocy, zabrano ode mnie zaradność, daleki ode mnie ratunek.”461 Przyjaciele (dynamizmy, siły wewnętrzne) go nie rozumieją, ponieważ nie pojmują co się wewnątrz jego dzieje. Konflikt jest silny i narasta, zbliża się przełom. Hiob nie rezygnuje ze swojego punktu widzenia, wykazuje nieprzystosowanie pozytywne do zastanej rzeczywistości, gani swe niższe siły psychiczne za to, że nie dostrzegają jego wewnętrznej walki. Jego siły nie maleją lecz się klaryfikują. Następuje przełamanie mentalne. „A wy sierotę gubicie, [los] byście rzucali i swoim kupczyli przyjacielem! A teraz popatrzcie na mnie: a wobec was nie skłamię. Nawróćcie się, niech zło zaniknie, nawróćcie się: jeszcze [trwa] moja prawość. Czyż język mój jest występny? Czy podniebienie grzechu nie rozezna?”462 Czyż nie widać tutaj krzyku rozpaczy? Jest to walka o zachowanie własnej godności, próba transformacji swego wnętrza, szczery zew skumulowanej siły rozwojowej. Hiob okazuje po prostu przystosowanie do innego, formującego się wyższego poziomu percypowania otaczającej go rzeczywistości. Widzi on wady położenia człowieka, jego życia wystawionego na ciągłą niepewność i boleść. „Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Dni jego czyż nie są dniami najemnika? [najemnika na służbie swych własnych prymitywnych emocji i popędów – D. Ch.] Jak sługa wzdycha on do cienia, i jak najemnik czeka na zapłatę. Tak moim 461 462

Hi, 6, 8-13 BT. Hi, 6, 27–30 BT.

221


działem miesiące nicości i wyznaczono mi noce udręki. Położę się, mówiąc do siebie: Kiedyż zaświta i wstanę? Przedłuża się wieczór, a niepokój mnie syci do świtu.”463 Bohaterowi tekstu brak jeszcze wewnętrznej determinacji do przemiany, wyraźnie zarysowanego ośrodka dyspozycyjno – kierowniczego. Gdybym miał oceniać znajduje się on jeszcze na poziomie dezintegracji jednopoziomowej i dopiero zaczynają się formować ośrodki mające krytyczne znaczenie dla wejścia na wyższy pułap rozwoju. „Ciało moje okryte robactwem, strupami, skóra mi pęka i ropieje. Dni moje lecą jak tkackie czółenko, i kończą się, bo braknie nici. Wspomnij, że dni me jak powiew. Ponownie oko me szczęścia nie zazna. Nikt już mnie powtórnie nie ujrzy: spojrzysz, a już mnie nie będzie. Jak obłok znika i odchodzi, tak schodzący do Szeolu nie wraca do góry, by zamieszkać znów w swoim domu: już nie zobaczy go jego miejsce.”464 Niemożność pozostania w spokoju, ciągle trwa walka ze samym sobą. Wewnętrzna agonia jest dla niego koszmarem, ale dzięki niej buduje on to co nowe i wyższe. Widać na przykładzie takiej odmiennej interpretacji przypowieści o Hiobie, że możliwości interpretacyjne TDP są ogromne. Zanalizowany został tu tylko fragment tej opowieści ale efekty w odniesieniu do całości byłyby podobne. Zastosowanie takiej analizy można odnieść do ogromnej ilości przypadków. Uczeń w podejściu opartym na dezintegracji pozytywnej jest więc ciągle egzaminowany przez wychowawcę aby wydobyć pozytywne aspekty jego osobowości.

463 464

Hi, 7, 1-4 BT. Hi, 7, 5-10 BT.

222


Rozdział piąty: Projekt Nowej Pedagogiki. Pedagogika jako apoteoza ćwiczeń

Superlatyw siły stał się główną dominantą pedagogiki. Stała się ona państwową dyscypliną, która jest samonapędzającą i samoreprodukującą się maszynerią zagłady i zniszczenia człowieka jako takiego. Samolubny system oświatowy, który przestał już czemukolwiek służyć reprodukuje tylko kolejnych toksycznych nauczycieli, kolejnych pseudouczniów 465 i kolejne gromady nieudolnych pedagogów, którzy całe kształcenie i wychowanie uczynili w dużej części jedynie systemem z którego czerpią korzyści. W dawniejszych czasach szkoła kształciła nie dla państwa, wychodziła ponad ograniczenia czyniąc materiał lepszym niż było trzeba, dzięki czemu wykształciła się wysoka kultura.466 Jednak ten model szkoły, który w średniowieczu był produktywny teraz już nie jest. Obecnie mamy do czynienia z niczemu już nie służącą wspólnotą etatów, która nie jest zdolna do jakiejkolwiek reformy oświaty. Nawet ona zresztą dużo by nie zmieniła, gdyż szkoła i pedagogika jako taka stała się systemem regresji i represji, posługującym się przestarzałym paradygmatem edukacyjnym.467 Jest legalnym obozem dla dzieci niszczącym w nich bezpowrotnie część tego co dobre i wartościowe. Wszystkie tytuły, wszystkie stanowiska tych ludzi nic nie znaczą, bo służą nie temu aby dokonywać koniecznej selekcji i przeznaczać najlepszych z nich na odpowiednie

stanowiska,

lecz

wygodnemu

ustatkowaniu

się

grupy

osób

uprzywilejowanych. Są oni wprost skoncentrowani jedynie na tworzeniu prostych reguł, nikomu do niczego nie służących systemów dydaktycznych. System edukacyjny w Polsce został zdominowany przez grupę pseudonaukowych kreatorów pustej dydaktyki, której jedynym celem i zadaniem jest zapewnienie bezużytecznego obowiązku468 dla

465

Pseudouczniów dlatego, że nie nauczono ich jedynej rzeczy jaką ma za zadanie wpoić szkoła. Mam tu na myśli zdolność do samodzielnego uczenia się dla własnej przyjemności. W obecnym systemie uczniowie nie nabywają umiejętności, chęci uczenia się, a co gorsza szkoła ma dla zdecydowanej większości z nich opresyjny i nieprzyjazny charakter. Czyli de facto w szkole nie ma już uczniów. 466 Chodzi tu min. o tak zwaną nadwyżkę humanistyczną. 467 Reforma musi nie tyle obejmować szkołę jako system, co również obejmować samą dyscyplinę pedagogiczną. Jest to tym trudniejsze albowiem głęboka reforma musiałaby oprzeć się na przesłankach bazowych dla nowego paradygmatu. System edukacyjny musi zostać dostosowany do nowych przesłanek teoretycznych, co jest skomplikowane, gdyż wymaga zmian nie tylko na poziomie formalnym, ale i w sposobie myślenia i działania. Rewolucja nie może się ograniczyć do terenu szkoły musi też się odbyć na terenie nauki o wychowaniu, kształceniu itp. 468 Bezużytecznym jest ten obowiązek ponieważ kreuje go wewnętrzna logika systemu, chcącego dalej czerpać uznanie i gratyfikacje społeczne. To tragiczne ponieważ okazuje się, że edukacja zamiast służyć uczniom zaczęła służyć samej sobie. Żeby zrozumieć o co tu chodzi wystarczy zajrzeć do książki

223


mas uczniów. Odzierając całe ćwiczenie zdobywania wiedzy z jakiejkolwiek przyjemności. Szkoła stała się miejscem gdzie toksyczni nauczyciele (nie mam tu na myśli wszystkich a jedynie zdecydowaną większość tych osobników) starają się wypełnić uprzednio przekazanym im duchowym i mentalnym zdeprawowaniem uczniów i uczynić z nich takich samych zindoktrynowanych ignorantów jakimi sami się stali. Całe wychowanie i edukacja w szkole stało się mistyfikacją podczas której w glorii chwały gromady toksycznych nauczycieli wdrukowują w uczniów zmanipulowaną i mało przydatną wiedzę, którą ci uczniowie starają się jak najszybciej zapomnieć. Słowem uczniowie uczą się jak się nie uczyć stwarzając pozory nauki. Hipokryzja sięgnęła granic i cały system służy w dużym stopniu zastępowalności stanowisk i zapewnieniu nowego strumienia zysków. Szkoła w Polsce jest miejscem, które mało czemu służy i praktycznie nic nie rozwija.469 Stała się miejscem, gdzie młode umysły popełniają intelektualne i emocjonalne samobójstwo. Konieczna jest dogłębna reforma szkolnictwa oparta na nowoczesnych przesłankach, jednak jest to bardzo trudne, gdyż cała edukacja stała się podmiotem żyjącym niejako własnym życiem. 470 Nic nie dającym ani uczniom, ani państwu

471

. Szczytem komercjalizacji edukacji jest

zatrudnianie ludzi, którzy są odpowiedzialni za wizerunek polskiej oświaty. Otóż mają oni za zadanie wytłumaczyć szerokim kręgom społecznym dlaczego mają się cieszyć ze szkoły, uważać, że służy ona dzieciom. Choć jak ludzie widzą nikomu oprócz siebie samej ona już nie służy. Tylko produkuje tabuny młodych ludzi, którzy nie potrafią znaleźć sobie miejsca w społeczeństwie, a ci, którzy są sprytniejsi i zachowali jakieś umiejętności wybierają drogę emigracji na zachód nie widząc w Polsce dla siebie perspektyw. Sztuka nic nie robienia jakiej naucza polska szkoła stała się przedmiotem swoistej gloryfikacji, którą ten system podtrzymuje. Uczenie stało się celem w którym liczy się

Sloterdijka pt.: „Musisz życie swe odmienić”, PWN, Warszawa 2014, s. 597 – 603. Zresztą w całym monumentalnym dziele niemieckiego filozofa jest ogromna ilość spostrzeżeń o charakterze pedagogicznym. Analizuje on np. taką wielką dla pedagogiki postać jak Jan Ámos Komenský, zob. s. 434 - 430, 486 – 496. 469 Zamiast wydobywać potencjał wtłacza go na siłę w odpowiednie, przewidziane struktury. Sprowadza wszystkie dzieci, młodzież do wspólnego poziomu. Tym samym nie wywiązując się z powierzonego jej przez społeczeństwo zadania. 470 Ten podmiot nie chce zmian i się przed nimi broni. 471 Państwo uznaję tu za własność społeczeństwa jako całości, a nie tylko jego rządzących.

224


tylko ukończenie szkoły. Mało przydatna i przestarzała wiedza 472 połączona z przymusowymi, często indoktrynującymi lekturami polskich nieaktualnych już twórców

prowadzi

mesjanistycznymi

i

do

niepotrzebnego

pseudopatriotycznymi

obciążania

młodych

473

nieprzydatnymi

ideami

umysłów w

późniejszym życiu i związanymi z nim wyzwaniami. Można też powiedzieć, że szkodliwymi, ponieważ w moim odczuciu proza Henryka Sienkiewicza przesycona jest dosyć negatywnym spojrzeniem na otaczające nas nacje, a jego stosunek do kobiet pozostawia wiele do życzenia. Reforma nic tu nie zmieni, gdyż będzie to tylko uczyniona przez czerpiących zyski zmiana otoczki aby znowu pobierać wypłaty. Ci tak zwani specjaliści od edukacji są często ludźmi, którym zależy głównie na finansowych profitach. Są oczywiście wśród nich ludzie, którym naprawdę zależy, ale są oni przykładnie tłamszeni przez tych, którzy czerpią zyski. Tak więc trudno o reformę, która nie będzie zapewnieniem molochowi nowych środków wygodnego bytowania. Koniecznym działaniem, które by mogło coś zmienić byłoby odpolitycznienie oświaty i przekazanie władzy w ręce uznanych ekspertów (wtedy taka reforma miałaby szanse powodzenia).474 Potrzebna jest rewolucja edukacyjna, obecnie tak zwane złe rzeczy z internetu, gierki, tzw. nieodpowiednie strony stały się miejscem, gdzie dzieci zdobywają dla siebie realnie konieczną im wiedzę. Szkoła nie daje nic jest obozem dla uczniów, ostatnio wprowadzona obowiązkowa matura z matematyki jest przykładem na to jak szkoła stworzyła sobie samoistny cel do którego dąży i jak tym celem otwarcie się chwali. Jest jak gnębić uczniów, bo jedna trzecia nie zdaje. To tragedia, jest to przykład na to, że cała pedagogika jest w stanie permanentnego kryzysu, a raczej rozpadu dezintegracji (tylko czy przejdzie na następny poziom). Całe to edukacyjne zamieszanie powstaje również dlatego, że obecny paradygmat w nauce o wychowaniu się wyczerpuje. Jest to przeżarty rdzą kolos na glinianych nogach. Nic nie da mu zmiana ubioru, potrzebna jest zmiana podstawy, bazy, paradygmatu. Koniec z przymusowym siedzeniem w ławkach, koniec z tępymi, nierozgarniętymi nauczycielami, którzy łamią dzieci niszcząc ich osobowości. Trzeba rewolucji, trzeba 472

Wiedza ta dodatkowo przekazywana jest nieaktualnymi metodami, które powinny zostać zmienione na rzecz bardziej zindywidualizowanych, podmiotowych i nowoczesnych sposobów nauczania. Jednak aby dotrzeć do tego celu konieczne jest odpowiednie wyszkolenie kadry nauczycielskiej, a to z kolei wymaga wprowadzenia zmian w szkolnictwie wyższym i edukacji i tak to koło zacofania niestety się nakręca. 473 Jest to patriotyzm opierający się na ideologii nacjonalistycznej, który wbudowuje w młodych ludzi nienawiść do innych narodów. 474 Najbardziej przerażający jest fakt, że mamy w edukacji konieczne zaplecze intelektualne do przeprowadzenia odpowiednich działań, mamy wybitnych naukowców, ale niestety nie mają oni nic do powiedzenia ponieważ MEN otwarcie ich ignoruje. Kręgi intelektualne mają znikomy wpływ na kształt polskiej edukacji.

225


zmiany przestarzałych, rozpadających się pseudodyscyplin pedagogicznych. Trwanie stanu w którym pedagogika stała się pedagogiką państwową jest chorobowe. Potrzebna jest twórcza rekonstrukcja, transformacja zinstytucjonalizowanego wychowania w pedagogikę dla ludzi.

Kwestą zasadniczą dla nowej pedagogiki jest zniesienie starych fundamentów na rzecz nowych jednak aby to się stało musi zajaśnieć światło jutrzenki. Człowiek jako istota rozwinął się dzięki radykalnemu przeciwieństwu. W teraźniejszych czasach panuje niepewność i poszukiwanie opoki. Edukacja, wychowanie kształtuje się na bazie pewnego amalgamatu kulturowego. Musimy stworzyć nowe tworzywo, które będzie mogło pełnić tę funkcję. Tym tworzywem, konieczną bazą surowcową dla paradygmatu nowej pedagogiki może się stać odmienne spojrzenie na całą historię ludzkości i w ogóle na rozwój człowieka. Odżegnanie się od nieprawdziwego i szkodliwego podziału na naukę i religię jest koniecznym etapem tego procesu. Oświecenie przekierowało energię z kwestii Boga na kwestię postępu, był to krok do przodu bo dzięki temu zestawowi ćwiczeń uczyniliśmy świat lepszym i mniej bezdusznym miejscem. 475 W ostatnim czasie mamy jednak do czynienia z przebudzeniem się mocnego nurtu religijnych fanatyzmów czego dobitnym przykładem jest państwo islamskie. Ludzie ginący za wiarę, czysty absurd jak się zdaje w dzisiejszych czasach. Jednak to nie jest tylko mój fantazmat – tak się dzieje. Czy oznacza to kryzys siły nauki i nawrót przestarzałych religijnych fanatyzmów? Czy nadchodzi triumf religii? Otóż nie ponieważ religia jako taka nie istnieje. Wszystko co określamy mianem różnego rodzaju religii stanowi jedynie zbiór ćwiczeń, antropotechnik o charakterze spirytualnym.

Możemy

je

praktykować

albo

zbiorowo

bądź

indywidualnie,

jednostkowo jednak jest to tylko ćwiczenie, jedynie forma trenującego życia. Tak samo jest z ludźmi, nie istnieją ludzie wierzący lub niewierzący. Istnieją jedynie zbiory gorszych i lepszych ćwiczeń i ci, którzy je praktykują, a także ci, którzy tego nie robią bądź ćwiczą odmiennie. Nie ma czegoś takiego jak zabobon, pogaństwo, religia czy nauka istnieją tylko systemy ćwiczeń. „Tym samym bezprzedmiotowe staje się drażliwe rozróżnienie między „prawdziwą religią” a przesądem. Istnieją jedynie systemy ćwiczeń, mniej lub bardziej zdolne do 475

P. Sloterdijk, „Musisz życie swe odmienić”, przeł. J. Janiszewski, Wydawnictwo naukowe PWN, Warszawa 2014, s. 4.

226


rozprzestrzeniania, mniej lub bardziej tego godne. Obowiązywanie traci także błędne przeciwstawianie wiernych niewiernym, zastąpione tu rozróżnieniem na praktykujących ćwiczących i niećwiczących, względnie ćwiczących inaczej.”476 Również pedagogika jest pewnego rodzaju zbiorem ćwiczeń, co gorsza zbiorem niezbyt udanym. Droga jest prosta gdy stary system ćwiczeń o charakterze wychowawczym zawodzi należy wdrożyć inny bardziej skuteczny na tym polega apoteoza ćwiczeń. Człowiek jest istotą ćwiczącą, a pedagog jest mistrzem ćwiczeń i ich instruktorem. Niech więc nastanie epoka nowych ćwiczeń, ćwiczeń ku doskonałości w nowym może nieco lepszym systemie. Jednostka stwarza samą siebie poprzez akt ćwiczenia. Ludzkie życie upływa w ćwiczeniach. Ćwiczenie Peter Sloterdijk definiuje jako: „Ćwiczenie definiuję tu jako każdą operację, przez którą utrwala się lub wzrasta kwalifikacja działającego do kolejnego przeprowadzenia tej samej operacji, niezależnie, czy będzie to deklarowane ćwiczenie, czy nie.”477 Zatem każdy akt treningowy poprzez samo ponowienie staje się ćwiczeniem. Człowiek samodoskonali się za pomocą ćwiczeń, formuje i zarazem formułuje swoją istotę. Człowiek nie jest istotą religijną ani wytwórcą, jego egzystencja opiera się na ciągłym ćwiczeniu i doskonaleniu, słowem na ciągłym powtarzaniu. Dzieło, którego próbuje dokonać Sloterdijk jest niemałe, chce on wykroczyć poza myślowe schematy posługując się od dawna skrywanymi zjawiskami i udowodnić fałszywość uświęconej tradycji, zrzucić bożka z jego siodła i zdemaskować prawdziwą naturę rzeczy. Wprowadzenie alternatywnego języka rzeczywiście mogłoby stać się prawdziwym przełomem dla nas wszystkich. Umożliwiłoby stworzenie nowego amalgamatu, który przetworzyłby wszystkie stare schematy i sprawiłoby, że maszyna jaką jest społeczeństwo zagrałaby na nowo. Pojęcia takie jak „religia” czy „kultura” są same w sobie zakłamane i nieprawdziwe lecz jak się zdaje dzięki Sloterdijkowi ich demaskacja jest coraz to bardziej nieunikniona.478 476

Tamże, s. 6. Tamże, s. 7. 478 Tamże, s. 8., „Gra toczy się o niemałe stawki. W naszym przedsięwzięciu badawczym chodzi o ni mniej, ni więcej, tylko wprowadzenie alternatywnego języka, a z nim odmiennego spojrzenia na grupę fenomenów, dla których tradycja zawarowała określenia takie jak „spirytualność”, „pobożność”, „moralność”, „etyka” i „asceza”. Jeśli zabieg się uda, to zwyczajowe pojęcie religii, tego nieszczęsnego straszydła wyglądającego zza kulis nowoczesnej Europy, okaże się wielkim przegranym tych badań. Historię idei można już od dawna porównać do azylu dla poronionych pojęć – kiedy już przejdziemy przez kolejne jego oddziały, dostrzeżemy nie tylko nieudany design całej koncepcji „religii”, którą w 477

227


Nawiasem mówiąc monumentalne dzieło Sloterdijka jest przykładem eksplozji arcygeniuszu. Jest to doprawdy najlepsza książka z jaką się od dobrych paru lat zetknąłem. Jej niezwykła świeżość i porywcza intuicja przyprawiają zaiste o szybsze bicie serca. Wracając do tematu należy zakomunikować jasno i wyraźnie fakt, o którym pisze Sloterdijk, iż nie istnieje religia, że taka egzystencja w ogóle nigdy nie zaistniała i zaistnieć nie może, nie ma czegoś takiego jak wiara ponieważ jest to jedynie i aż zbiór, system pewnych spirytualnych ascez, które nieprawnie ukradły sobie miano religii i zbierają tego profity po dziś dzień.479 Widać na tym przykładzie, że roszczenie sobie prawa zbiorów wierzeń do uzasadniania swojego bytu historyczną tradycją itp. bierze się jedynie z obecności pewnego zbiorowego konstruktu w naszych umysłach. Tak samo jest z „kulturą”, która przecież też jest pewnym systemem antropotechnik, które można powiedzieć ugruntowują odpowiednie ustalone procedury poprzez schematy teoriopoznawcze. Jak później się okaże Sloterdijk odkrył, że również pedagogika stanowi zbiór takich podstawowych procedur, które jednak kiedy powstają i pozostają poza nadzorem i czerpią swoje poparcie z niekontrolowanych, zinstytucjonalizowanych źródeł mogą się przemienić w system zagrażający zdrowemu bytowi całego społeczeństwa z czym mamy do czynienia teraz w Polsce. Chodzi o to, że nigdy nikt nie sformułował tej tezy w jej pełnej ostrości, to jest dał do zrozumienia, że w takich formacjach ideowych jak „religia”, „kultura” bądź „pedagogika” mamy do czynienia z mniej lub bardziej szkodliwymi, mniej lub bardziej pożytecznym procedurami treningowymi, które mają na celu osiągnięcie mistrzostwa w pewnych określonych ascezach treningowych. Nietsche był pierwszym człowiekiem, który zawarł w swoich

swej niezgrabności prześciga jedynie hiperstraszydło „kultura”. W wyniku zmiany perspektywy zrozumiałe stanie się także, dlaczego równie bezsensowne jest angażowanie się po stronie bigoterii negatywnej, ujawniającej się na naszych obszarach demograficznych od prawie dwóch stuleci pod postacią natarczywego ateizmu – tego kapelusza Gesslera, któremu eleganccy intelektualiści chętnie oddają pokłon, ilekroć przechodzą obok, zawarowując przy tej okazji dla siebie predykat „rzetelności intelektualnej” czy, do wyboru, „krytyczności” lub „niezależności”.” 479 Tamże, s. 9., „Musimy zmierzyć się z jedną z najbardziej bezwzględnych pseudooczywistości nowszej historii ducha: grasującą w Europie od zaledwie dwóch, trzech stuleci wiarą w istnienie „religii”, więcej, z przyjmowaną bez zastrzeżeń wiarą w istnienie wiary. Wiara w faktyczne istnienie „religii” jest tym elementem, który jednoczy od zawsze wierzących i niewierzących. Jest ona tak niewzruszona, że z zazdrości zzieleniałby każdy prefekt rzymskiej Kongregacji Nauki Wiary. W ten sposób ekumenizm nieporozumień przetrwał nowoczesność w stanie nienaruszonym. Nikt, kto starał się przezwyciężyć religię, nie podawał w wątpliwość samej jej egzystencji, niezależnie od tego, jak bardzo sprzeciwiał się jej poszczególnym dogmatom. W żadnym akcie odrzucenia nie zadano odrzucanemu pytania, czy w ogóle zasadnie nosi swoją nazwę i czy jako taki ma rację bytu. Jedynie w wyniku przyzwyczajenia do fikcji dość świeżej daty – do użytku weszła ona w XVII wieku – można mówić dzisiaj o „powrocie religii”. U podstaw tej aktualnej legendy leży właśnie niezłomna wiara w religię jako niezmienną i uniwersalną wielkość, która może się pojawiać i znikać.”

228


pismach początki tak zwanej ascetologii ogólnej. W jego to pismach kryją się zaczątki idei do teorii ćwiczącej egzystencji.480 Największą nowością w historii ludzkości było bez wątpienia odkrycie pod koniec XIX wieku w biologii systemów immunologicznych. Nagle okazuje się, że organizm ludzki toczy bez przerwy walkę o swoje przetrwanie w sposób często nieświadomy, przystosowuje się do nowych, nieznanych środowisk. W tym momencie dokonała się zmiana w naukach o organizmach, ale także o gatunkach itp.481 Udowodniono, że tylko dzięki swoim właściwościom immunizacyjnym organizmy mogą przetrwać w często skrajnie nieprzyjaznym otoczeniu, ba całe społeczeństwa, kultury istnieją właśnie dzięki wrodzonym właściwościom immunizacyjnym naszego systemu biologicznego. Już proste organizmy żyjące noszą w sobie rodzaj pewnej wiedzy im wrodzonej o czekających ich zagrożeniach, bez takiej wiedzy zarówno egzystencja pojedynczego człowieka jak i większych systemów społecznych byłaby niemożliwa. W przypadku wyższych organizmów takich jak człowiek większe znaczenie odgrywają tu umiejętności adaptacyjne do nowych warunków.

Człowiek tak naprawdę z

perspektywy immunologicznej przez całe swoje życie walczy ze śmiercią. Życie jest tak naprawdę bezustannie ponawianym i aktualizowanym aktem przeciwstawiania się śmierci poprzez obronne umiejętności organizmu ludzkiego.482 Środowisko stanowi to co poza stworzeniem i poprzez ten fakt jest transcendentne wobec jednostki, zwierzęcia czy nawet rośliny. Podczas gdy inne organizmy żywe wykonują tylko pierwszy ruch transcendowania poprzez otwarcie się na swoje środowisko naturalne. Jedynie człowiek osiągnął drugi etap ruchu transcendowania. Środowisko staje się zarazem jawne i niejawne i zostaje nazwane światem. Jako wyłączne stworzenie jednostka ludzka opanowała łączenie się w większe integralności w celach immunologicznych. Język jest wynalazkiem człowieka umożliwiającym ten drugi stopień transcendowania. Dzięki swym wewnętrznym siłom uzyskanym min. poprzez świadomość własnego istnienia człowiek podąża naprzód ku temu co otwarte. „Pozbawione granicy przez siłę tego ruchu środowisko staje się, jako integralność tego, co jawne i ukryte, światem. Ten drugi krok jest dziełem języka, który nie tylko wznosi „dom bycia” – Heidegger zapożyczył ten zwrot od zwierząt Zaratustry, które zwracają

480

Tamże, s. 10. Tamże, s. 12. 482 Tamże, s. 13. 481

229


uwagę Zdrowiejącemu: „dom bycia wiecznie się odbudowuje” – ale jest także wehikułem ucieczki z domu, tendencji powodowanej siłą wewnętrznych nadwyżek człowieka, pchających go ku temu, co otwarte. Nie trzeba wyjaśniać, dlaczego nadświaty, ów najstarszy pasożyt świata, pojawiają się dopiero przy drugim transcendowaniu.”483 To jest właśnie najgłębszą cechą ludzkiej natury ta transgresja ku temu co niepoznawalne, chęć zrobienia tego co niemożliwe, wykonania niewykonalnego, ta wertykalna siła przemożnie popycha ludzi do przodu w ewolucji. Zachodzi ona nie tylko w sferze biologicznej ale podług Sloterdijka 484 jest kontynuowana w zakresie socjologicznym i kulturowym. Według

autora

„Musisz

życie

swe

odmienić”

po

biologicznym

systemie

immunologicznym wspólnym wszystkim ludziom możemy wymienić jeszcze dwa systemy odpornościowe o potężnym wpływie oddziaływania. Są to system praktyk socjo—immunologicznych jak i system praktyk symbolicznych. Te dwa ostatnie tym się różnią od pierwszego z nich, że są w dużym stopniu podatne na kształtowanie przez świadomego ich istnienia człowieka w przeciwieństwie do sfery biologicznej, która w dużym stopniu jest niezależna od naszej woli. Aby jednak uzyskać ich pełny ogląd konieczna jest szeroka i rozbudowana nauka o kulturze.485 Ludzie potrzebują tych obu systemów nie mniej niż biologicznego aby przetrwać w świecie i poradzić sobie z ciągle atakującą ich realnością. Konieczne w życiu człowieka jest chociażby jakieś ustosunkowanie się do problematyki śmierci jako takiej, świadomość człowieka musi ciągle stawiać czoła nowym często nieprzyjaznym wydarzeniom. Natomiast socjoimmunologiczne praktyki choćby prawne są niezbędne do tego abyśmy mieli jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa kiedy wyjdziemy na ulicę.

483

Tamże, s. 14. Tamże, s. 14. 485 Tamże, s. 14/15., „W sferze ludzkiej istnieją nie mniej niż trzy systemy immunologiczne, które przez ścisłą współpracę uzupełniają się w swych funkcjach i zachodzą na siebie warstwowo: ponad w dużej mierze zautomatyzowaną i niezależną od świadomości biologiczną podstawą wytworzyły się u człowieka w przebiegu jego mentalnego i socjokulturowego rozwoju dwa uzupełniające systemy zapobiegawczego przezwyciężania urazów: po pierwsze, system praktyk socjo–immunologicznych, szczególnie prawnych i solidarnościowych, ale także militarnych, za pomocą których ludzie w „społeczeństwie” konfrontują się z obcymi agresorami oraz potwarcami i szkodnikami z sąsiedztwa; po drugie, system praktyk symbolicznych, względnie psycho-immunologicznych, dzięki którym ludziom udaje się od dawna, z lepszym bądź gorszym skutkiem, radzić sobie z własną wrażliwością na zdarzenia losu, włącznie ze śmiercią, a to w formie wyimaginowanych antycypacji i mentalnego opancerzenia. Ironią tych systemów jest, że mają zdolność eksplikacji swoich ciemnych stron, chociaż od samego początku istnieją w zależności od świadomości i same uważają siebie za wielkości transparentne.” 484

230


Antropotechniki są tym według Sloterdijka co wpasowuje się głównie w obszar trzeciego systemu immunologicznego to jest praktyk psycho-immunologicznych, za pomocą tychże antropotechnik człowiek zaczął wytwarzać swoje swoiste ja i wyodrębniać się ze świata przyrody. Co autor „Kryształowego pałacu” uznaje dokładnie za antropotechniki. Otóż: „Przez to pojęcie rozumiem mentalne i fizyczne procedury treningowe, za pomocą których ludzie najróżniejszych kultur próbowali w obliczu niejasnego ryzyka życia i palącej pewności śmierci optymalizować swój kosmiczny i socjalny status immunologiczny.”486 Tym co przewija się przez całą historię człowieka jest jego zdolność do kontrolowanych treningów, wyspecjalizowanych mentalnych i fizycznych ćwiczeń. Dlatego prawidłowa nazwa człowieka powinna brzmieć nie homo sapiens lecz homo immunologicus, a jeszcze bliżej homo artista, homo repetitivus.

487

Aby przerzucić pomost nad

biologicznym i społecznym, kulturowym charakterem egzystencji ludzkiej wystarczy wykorzystać taki fenomen życia człowieka jakim jest ćwiczenie. Istnieje pomost pomiędzy naturą i kulturą i jest nim ćwiczące życie. To nieprawda, że sfera ducha i materii – natury są całkowicie odrębnymi różnorodnymi polami. Istnieje między nimi pomost złożony z antropotechnik, ludzkich praktyk ćwiczeniowych.488 Języki, rytuały, doskonalenie swoich umiejętności w różnorakich dziedzinach jest tym co spaja naturę i kulturę. „Ta międzystrefa tworzy bogaty w formy, zmienno-stabilny region, który na początek daje się zidentyfikować dostatecznie wyraźnie za pomocą takich konwencjonalnych określeń jak wychowanie [podkreśl. D. Ch.], obyczaj, nawyk, habitualność, trening i ćwiczenie

[podkreśl.

D.

Ch.]

nie

czekając

na

przedstawicieli

„nauk

humanistycznych”, którzy swoją gadaniną o kulturze wywołują hałaśliwe zamieszanie, by potem oferować własne usługi w celu jego uporządkowania.”489 Ten właśnie zmienno stabilny region powinien być w moim odczuciu rejonem pracy pedagogiki, w toku dalszego wywodu okaże się dlaczego przedmiotem pedagogiki jako 486

Tamże, s. 16. Tamże, s. 16. 488 Tamże, s. 17. 489 Tamże, s. 18. 487

231


takiej musi być ćwiczenie, trening jako taki. Na razie napiszę tyle, że wynika to z jej rodowodu, a także z tego w jakim systemie immunologicznym jest umiejscowiona. Jak pisze Sloterdijk we wszystkich kulturach istnieją pojęcia dychotomiczne, które służą rozróżnianiu tego co pozytywne i negatywne. 490 Przykładem takiej dychotomiczności jest np. słabe versus silne itp. Dla istoty człowieka i jego funkcjonowania we współczesnym społeczeństwie są konstytucjonalne atraktory, których nie można dłużej ignorować. Właściwy kierunek ewolucji człowieka jest zawsze wertykalny. Wiadome jest to od kiedy człowiek stanął na nogi co otworzyło przed nim zupełnie nowy świat możliwości w naturze i przenośni. Siły napinające i pociągające człowieka w stronę osiągania coraz wyższych hierarchii w drabinie społecznej, dziedzinie osiągnięć są dla Sloterdijka: „Atraktorami nazywam tu wektory napięć wertykalnych, które, jeśli chodzi o sposób oddziaływania, dbają w systemach psychicznych o właściwą ich orientację.”491 Jeśli chcemy dotrzeć do sedna istnienia ludzkiego musimy uwzględnić te siły wertykalne, które orientują go na właściwy kierunek. Nie można tego dłużej ignorować, bo to doprowadzi do jeszcze większej nieświadomości tego co czyni nas rzeczywiście ludźmi. Człowiek jest niewątpliwie zwierzęciem, ale to zwierzę patologiczne, niedostosowane, nieprzystosowane pozytywnie, które z właściwych tylko sobie pobudek odczuwa nieprzepartą potrzebę do przewyższania samego siebie i osiągania coraz wyższych pułapów swojej własnej egzystencji. Powinniśmy, co więcej jak sądzę musimy być dumni z tej swoistej patologii, która czyni nas ludźmi. Tak naprawdę tylko dzięki niej posiadamy świadomość własnego istnienia i z nieprzejednanym impetem możemy osiągać coraz wyższe etapy percypowania rzeczywistości. Tak niewątpliwie prawdziwy rys człowieka, jednostki ludzkiej to rys sztukmistrza, akrobaty nie znającego strachu, artysty pogrążanego w szaleństwie tworzenia, atlety przełamującego bariery fizycznej niemożliwości. Gdziekolwiek nie spojrzeć okazuje się, że dla kondycji ludzkiej immanentne i nieodzowne jest wkraczanie w sferę niemożliwego. Zaprawdę kto chce odnaleźć w sobie człowieka niech pójdzie do cyrku.

490 491

Tamże, s. 20. Tamże, s. 21.

232


„Tylko jeśli weźmiemy pod uwagę te działające „od góry” siły napinające, zrozumiemy, dlaczego i w jakich formach homo sapiens, którego paleontolodzy dostarczyli pod drzwi fakultetów humanistycznych, mógł rozwinąć się w zwierzę o właściwej sobie tendencji do wydźwigania się w górę, jak opisują go w swoich doniesieniach badawczych, mniej lub bardziej unisono, historycy idei i światowi podróżnicy. Gdziekolwiek spotkamy przedstawicieli naszego gatunku, zawsze zdradzają oni rysy istoty skazanej na surrealistyczne wysiłki. Kto szuka ludzi, znajdzie akrobatów.”492 (podkreśl. D. Ch.) Sloterdijk dalej w swoim dziele omawia wiersz Rainera Marii Rilkego pt. „Archaiczny Tors Apolla”, jego analiza i wnioski wyciągnięte z tego wiersza są doprawdy zachwycające. Chodzi o to, że w obecnych czasach jeszcze jedynie dziełu sztuki wolno ustawiać się do nas w pozycji autorytetu. Stojąc w obliczu zasłużonej wielkości, która poddała się próbie czujemy się wewnętrznie wolni na tyle aby coś przyjąć. 493 Jak wiadomo starzy mistrzowie brali sobie za wielki honor aby każde dzieło odwzorować tak samo jak istniało w naturze. Wiersz Rilkego stanowi pytanie o to, co może być dla nas autorytetem i skąd pochodzi to, co go konstytuuje jako taki. Chodzi o to, że autorytet nie może pochodzić od każdego, ale musi wychodzić od kogoś albo właśnie od czegoś, od jakiejś rzeczy, która całą sobą uosabia coś, co ma wyrazić. Pod wpływem Rodina (był on u niego prywatnym sekretarzem, o czym pisze Sloterdijk) u Rilkego pojawia się nowy rodzaj poetyckiego widzenia, rzecz ma od teraz promieniować jakąś przedziwną energią, która ma oddziaływać na słuchacza. Autorytet jakby wynika z uosabianej przez daną rzecz, osobę energii. Podług Sloterdijka: „Protonowoczesny patos uznania priorytetu przedmiotu, bez jednoczesnego ulegania manierze starych mistrzów, by odwzorować go zgodnie z naturą, doprowadził Rilkego do koncepcji wiersza-rzeczy – a przez to do przejściowo przekonującej, nowej odpowiedzi na pytanie o źródła autorytetów estetycznych i etycznych. Od tego momentu wszelki autorytet pochodzić miał od samych rzeczy – albo lepiej: od danej, aktualnej, pojedynczej rzeczy, która zwraca się ku mnie przez to, że zawłaszcza całkowicie moje spojrzenie. Jest to możliwe tylko dlatego, że od teraz bycie-rzeczą nie powinno znaczyć samo z siebie nic innego niż: mieć coś do powiedzenia.”494

492

Tamże, s. 21. Tamże, s. 27/28. 494 Tamże, s. 28. 493

233


Rzecz więc okazuje się nośnikiem bardzo ważnych treści, oczywiście nie każda rzecz ale taka, która jest artefaktem, nośnikiem jakieś idei, którą wyjawia obserwującemu ją poecie. To przesłanie jest więc czymś wyjątkowym, czymś, co ma doprowadzić do zmiany wewnętrznej w obserwującym ją podmiocie. Oprócz artefaktów tą tajemniczą moc posiadają również istoty żyjące, co sprawia, że są one jakby dziełami sztuki. Poeta jest tym, który odczytuje i przekazuje przesłanie tychże rzeczy.495 Obiekt, rzeźba, która wypowiada się w sposób nie znoszący sprzeciwu oznajmiając całym swym jestestwem przesłanie: „każdy atom głazu widzi cię. Musisz życie swe odmienić.” 496 Wiersz jest nośnikiem tego oznajmienia, apelu bytu o zmianę, dzięki niemu możemy dosłyszeć imperatyw absolutny dobiegający z jego głębi. Archaiczny tors jest tym co uosabia w swoim okaleczonym ciele doskonałość wykraczającą poza ramy zwyczajnego rozumowania.497 Doskonałość kryje się w czymś co zdawałoby się wprost jej przeczyć. To co doskonałe nie musi być już formą naturalną, a może ją przedstawiać rzecz, która nie stanowi coraz częściej integralnej całości. Nowoczesność widzi przesłanie w obiektach, które kiedyś nie byłyby uznane za do tego zdolne. Doskonałość zmienia swe znaczenie w świecie w którym jesteśmy bombardowani ideami pięknego ciała, to co standardowe traci swoją wyrazistość i nie oddziałuje już intensywnie na widza.498 W nowoczesności traci swoją moc dawna ontologia, zaczyna występować inny sposób oddziaływania, już wtedy, gdy Rilke pisał ten wiersz zaczynało być to widoczne, a teraz jest jeszcze bardziej. Najistotniejsze przesłanie jego wiersza jest takie, że byt otrzymuje tu największy autorytet, najsilniejszą moc oznajmującą. Przerasta on swym potencjałem to wszystko, co w starej ontologii było największą i najbardziej znaczącą siłą, a co teraz musi się niejako pogodzić ze spadkiem na drugą pozycję. 499 Człowiek, który wpatruje się w zniszczony tors widzi, że ten tors wpatruje się jeszcze bardziej intensywnie w niego, niejako zawłada nim całym przekazując mu swoje nie 495

Tamże, s. 29. Tamże, s. 30. Cytat pochodzi z wierszu Rilkego pt. „Archaiczny tors Apolla” zamieszczonego na tej stronie. 497 Tamże, s. 31. 498 Tamże, s. 31. 499 Tamże, s. 32., „Otrzymujemy tu świadectwo tego, jak nowsza ontologia oznajmująca wyrasta ponad tradycyjne ontologie. Byt będzie w niej rozumiany jako wielkość apelująca silniej, o większej mocy nadawczej i większym potencjale autorytetu niż sam Bóg, to władcze bóstwo religii. W dzisiejszych czasach także Bóg może się stać jedną z tych pięknych figur, które nie mają nam nic więcej do powiedzenia – pięknych, jeśli tylko nie staną się otwarcie natrętne i uciążliwe. Natomiast wypełnionabytem-rzecz zwraca się do nas nieustannie, gdy nadchodzi jej moment.” 496

234


znoszące sprzeciwu oświadczenie, to jest operacja o charakterze mikroreligijnym. 500 Zachodzi wymiana przedmiot - podmiot w stosunku do patrzącego i obiektu jest to wymiana wewnętrzna o charakterze spirytualnym. Chodzi o to, że pozornie zwykły okaleczony kamień staje się przedmiotem posiadającym tajemniczą siłę imperatywnego rozkazu, która nie wacha się wołać do widza i rozkazywać mu samą świetlistością swego bytu. Jest to esencja wszystkich religii i treningów ascetycznych, która objawia się w przemożnej sile formuły „musisz życie swe odmienić”. W samym tym imperatywie kryje się rozdźwięk między tym co niższe i wezwaniem do tego co wyższe. Jest to nakaz, który woła do głębi twego jestestwa o wydobycie z siebie tego co najlepsze, o uczynienie tego co jest twą najskrytszą wolą. „Musisz życie swe odmienić! – tak brzmi imperatyw, który wykracza poza alternatywę tego, co hipotetyczne i kategoryczne. To imperatyw absolutny – metanoetyczny rozkaz rozkazów. Daje hasło do rewolucji w drugiej osobie liczby pojedynczej. Określa życie jako rozdźwięk między jego wyższymi i niższymi formami. Co prawda żyję już, ale coś mi mówi z mocą niekwestionowanego autorytetu: „Nie żyjesz jeszcze właściwie”. Numinotyczny autorytet formy korzysta ze swego prawowitego przywileju zwracania się do mnie per „ty musisz”. Jest to autorytet innego życia w tym życiu i trafia w moją subtelną niewydolność, która jest starsza i bardziej niezależna niż grzech. Jest nią moje najbardziej wewnętrzne jeszcze-nie.”501 Czyż nie widać tutaj podobieństwa do TDP? Jest dla mnie ono oczywiste już na pierwszy rzut oka w tym imperatywie metanoetycznym, rozkazie odmiany swojego życia, który wypływa z pewnej rzeczy. To bardzo istotne wbrew wszystkiemu również dla pedagogiki ponieważ przekazuje niezwykle ważną wiadomość o tym, że dokonała się zmiana w wyborze autorytetów. Wzoru dla ludzi nie stanowi już jakaś niezmienialna forma, jakaś osoba. Czynnikiem nawołującym do zmiany jest coś co reprezentuje jakiś wewnętrzny rozłam, jakąś głęboką dysharmonię. Tym co przemienia człowieka staje się samo wołanie o zmianę, sama idea zawarta w jakimś przedmiocie. Przecież w teorii dezintegracji pozytywnej również jest zawarty immanentnie taki sygnał transformacji. Tak naprawdę w teorii Dąbrowskiego jednostka, która uczyni ową przemianę nie dokona niczego innego jak to, co dla niej tak naprawdę jest najlepsze i czego realnie wewnętrznie pragnie wszystkimi swymi wewnętrznymi siłami. W świetle TDP i w 500 501

Tamże, s. 33. Tamże, s. 36.

235


przesłaniu wiersza Rilkego jedno jest im wspólne bezwzględne nawoływanie do przemiany i do podążania do tego co wyższe w człowieku. Tak jak mi się wydaje jest w rzeczywistości. Nawet gdy czynimy coś co jawi się nam jako „złe” tak naprawdę w głębi serca rozpaczliwie pragniemy tego co „dobre” tylko zwyczajnie nie potrafimy tego pojąć. Dobro jest immanentne dla każdego człowieka, trzeba je tylko z siebie wydobyć, trzeba uświadomić sobie konieczność własnej transformacji i jej dokonać, a wtedy nagle okazuje się, że było to tym, czego od początku skrycie pragnęliśmy. Okazywanie sobie samemu dobra jest rzeczą konieczną przed tym aby okazać je innym, człowiek, który deprecjonuje samego siebie, nie jest zdolny do przemiany samego siebie, nie jest więc również zdolny do rozwoju, a to znaczy, że nie może pomóc w nim nikomu innemu. Trzeba również powiedzieć o tym, bo późniejsze wywody będą tego dotyczyć, o kulturze fizycznej antyku i jej powiązaniach z wychowaniem. Jak wiadomo w kulturze antycznej Grecji atletów utożsamiano prawie, że z Bogami. Dyscyplina i treningowe precjoza były nierozłącznie powiązane z autorytetem. Ten, kto potrafił przekroczyć własne ludzkie możliwości dążąc do niewyobrażalnego i niesłychanego osiągnięcia fizycznego był postrzegany jako postać wyjątkowa i bliska Bogom. „Odpowiada temu fakt znany także Rilkemu: że w niezmiernie bogatej kulturze rzeźby greckiej panowało fizyczne i psychiczne pokrewieństwo między bogami a atletami; sięgać ono mogło od upodobnienia aż po utożsamienie. Bóg był zawsze także rodzajem sportowca, a sportowiec, zwłaszcza ten z głową ozdobioną wieńcem laurowym i czczony w pieśniach pochwalnych, także kimś na kształt boga. Dlatego atletyczne ciało, które jednoczy piękno i dyscyplinę w skupioną w sobie, naprężoną gotowość do skoku, poleca się jako jedna z najbardziej zrozumiałych i przekonujących form przedstawiania autorytetu.”502 Boskość była więc w wymiarze greckim pewnym rodzajem doskonałości, a człowiek wybitny taki jak atleta mógł w drodze wyjątku, dzięki niewyobrażalnej pracy nad sobą i arcyciężkiemu treningowi stać się bogiem już na ziemi. Przywołam tu przykład przebóstwienia atlety znany niemal każdemu z nas. Jest to mit o Heraklesie i jego dwunastu pracach, który na końcu dołącza do panteonu Bogów. Łączenie autorytetu z

502

Tamże, s. 37.

236


pewnego rodzaju atletyzmem, a nawet pewnego rodzaju szaleństwem, pamiętamy, że Heraklesowi zdarzało się również wpadać w szał (za czyją sprawą inna to rzecz). Chodzi również o to, że to starożytnym Grekom zawdzięczamy w większości naszą kulturę w nowoczesnym wymiarze, a co za tym idzie również wychowanie. W obecnych czasach zresztą mamy do czynienia z odrodzeniem atletyzmu jako nurtu cieszącego się ogromną popularnością czego wielkim i niegasnącym przykładem są nie tylko igrzyska olimpijskie ale również i jak się zdaje przede wszystkim niezwykła, rosnąca wciąż popularność piłki nożnej. Takie turnieje międzynarodowe, europejskie piłki nożnej jak Liga Mistrzów UEFA świadczą niewątpliwie o swoistym odrodzeniu antycznej tradycji, kiedy to tacy zawodnicy jak Lionel Messi i Cristiano Ronaldo stają się niemalże bogami na ziemi czczonymi przez niezmierzone wprost ilość fanów piłki nożnej na całym świecie. Nieraz spotykałem młodych ludzi, których marzeniem było upodobnienie się do swoich idoli. Dla wielu młodych ludzi w Polsce uczęszczających do szkół idolem nie jest jak się zdaje nauczyciel, który spełnia raczej funkcję opresyjną, a jest nim jeden z kilku dziesiątków spośród najlepszych zawodników w Europie. Oglądają oni jego mecze, utożsamiają się z jego wyglądem i kulturą fizyczną. Na tym przykładzie widać jak renesans kultury antycznej staje się rozrywką dla mas. Ciało w sporcie odzyskuje swój pozytywny charakter. Mamy tutaj do czynienia z fenomenem ogólnokulturowym, to jest z tym co Sloterdijk nazwał „despirytualizacją ascez”: „W ten sposób proces postchrześcijańskiej przebudowy kulturowej, zapoczątkowany w 1400 roku jako filologiczne i artystyczne odrodzenie, przechodzi w fazę umasowienia. Znakiem rozpoznawczym tegoż jest sport, o którym nigdy nie dość mówić, jak głęboko przeniknął on do etosu nowoczesnego człowieka. Wraz z nowym początkiem igrzysk olimpijskich (także ekscesywną popularyzacją piłki nożnej w Europie i Ameryce Południowej) kontynuuje on swój zwycięski pochód, którego końca nie widać, chyba że aktualną korupcję dopingową uznamy za objaw nadchodzącego załamania – ale nikt dzisiaj nie wie, co mogłoby się pojawić na miejsce atletyzmu. Eksplodującemu od 1900 roku kultowi sportu przysługuje szczególne duchowohistoryczne, lepiej: etyczno i ascetycznohistoryczne znaczenie, ponieważ manifestuje się w nim epokowe przesunięcie akcentów w ramach ludzkich zachowań ćwiczeniowych – transformacja, którą najlepiej określić jako resomatyzację, względnie despirytualizację ascez.” 503 (podkreśl. D. Ch.)

503

Tamże, s. 38.

237


Mamy więc do czynienia z prawdziwie pedagogicznym fenomenem, ciało odzyskuje swój pozytywny wymiar po stuleciach raczej negatywnej interpretacji tego co cielesne przez chrześcijaństwo. Okazuje się, że w nowoczesnym społeczeństwie dochodzimy powoli do sytuacji w której możemy do siebie dopuścić myśl, że zarówno ciało jak i intelekt są nierozłącznymi składnikami wychowania młodzieży. Przez stulecia dominowało przecież cierpiętnicze przekonanie, że ciało, a może raczej cielesność stanowi przeszkodę w osiągnięciu wysokiego poziomu intelektualnego i duchowego. Nowa pedagogika musi więc i to ważne zachować w sobie i rozwinąć ten witalistyczny charakter nowoczesności. Doprowadzić do tego, że integralną częścią kształcenia stanie się nabywanie pozytywnego stosunku do swojej cielesności w odróżnieniu od tak zwanych ascez negatywnych, które w średniowieczu traktowały ciało jako niewygodnego wroga, którego trzeba poskromić. Chodzi tutaj o to, o czym wie każdy ćwiczący człowiek, że w procesie wykuwania sprawności fizycznej jednostka uczy się pewnego specyficznego stosunku do samej siebie i przezwyciężania swoich własnych ograniczeń. Jest to fenomen nie do przecenienia jako, że podstawową właściwością jaką należy i powinno się wszczepić młodzieży w procesie wychowawczym jest szacunek do treningu, którego umiejętność stanowi ważną jeśli nie najważniejszą rzecz w procesie wychowawczym. Czyli uprawnienie do nauczania wynika w dzisiejszych czasach z pewnych zdolności, pewnych umiejętności. Sloterdijk nazywa tą specyficzną energię obecną w szczątkowym świadectwie wielkości archaicznego torsu (przez swą szczątkowość jeszcze bardziej porywającym) autorytetem trenera.504 W rzeczy samej nie sposób się z tym nie zgodzić ktokolwiek był uwznioślony przez niesamowity poryw jakim jest zespolenie się z tłumem podczas kibicowania jakieś drużynie nie może pozostać obojętny na ten trenerski odzew jaki się w nim budzi podczas oglądania jednorazowego spektaklu ludzkiego atletyzmu jakim jest niewątpliwie mecz. Wprost niesamowite jest to jakim autorytetem cieszą się w dzisiejszym świecie czołowi europejscy trenerzy piłki nożnej i nie mówię tu o ich wielomilionowych zarobkach ale o tym jaki szacunkiem są otaczani. Chodzą oni po obrzeżach boiska nosząc na swoich skroniach jakby świetlistą aureolę chwały. Przywołam tu jako przykład choćby postać takiej rangi w świecie trenerskim jak José Mário dos Santos Félix Mourinho nazywany przydomkiem „The Special One”, obecny trener Chelsea FC (jeden z czołowych klubów Premier League) skupia w swojej osobie więcej autorytetu niż całe tabuny 504

Tamże, s. 39.

238


nauczycieli. Dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że w obecnym świecie to postać coucha jest postacią pedagoga. Prawdziwy pedagog musi być trenerem, który ma za zadanie doprowadzić swojego wychowanka do optymalnej dla niego formy. Szkoły muszą na powrót stać się obozami treningowymi w których wykuwane są odpowiednie umiejętności przydatne i otaczane szacunkiem w życiu codziennym. Nie mogą być sztucznym tworem służącym jedynie zarobkom elity w nich pracującej, muszą (jeśli chcą przetrwać) zostać wbudowane w szerszy kontekst kulturowy. Każdy kto zna radość z dobrze wykonanego treningu z realnie wspomagającym go trenerem nie pozostanie obojętny na wezwanie do odmiany swego losu, do pracy nad samym sobą. Trener w obecnym czasie skupia w sobie więcej realnej siły oddziaływania niż nauczyciel. W obecnym czasie ze szkołą polską jako tworem samowystarczalnej instytucji nie można nawiązać odpowiedniego kontaktu, który posłużyłby rozwojowi. Nauczyciel musi tak samo jak trener udzielający nagany w przerwie meczu piłkarskiego zawodnikom potrafić dotrzeć do wszystkich, a zarazem do pojedynczego zawodnika i porwać ich swoim przykładem, atletyczną energią do podniesienia się z desek. Tak samo nauczyciel musi umieć porwać uczniów własnym wzorem, płomienną przemową tak jak trener w szatni obudzić w nich chęć dążenia do czegoś wyższego do sprawdzenia się na placu boju. „Wyzbądź się swego przywiązania do wygodnego życia – pokaż się w gimnazjum (gymnos, nagi), dowiedź, że nie jest ci obojętna różnica między doskonałym a niedoskonałym, zademonstruj, że osiągnięcie – znakomitość, areté, virtù – nie są dla ciebie obcymi słowami, przyznaj, że istnieją dla ciebie motywacje do nowych wysiłków! Przede wszystkim: podejrzenie, że sport jest tylko sprawą dla głupków, dopuść tylko w tym stopniu, w jakim jest ono rzeczywiście uzasadnione, nie nadużywając go jednak jako wymówki dla dalszego dryfowania we własnym zaniedbaniu, do którego nawykłeś; nie ufaj filistrowi w tobie, który twierdzi, że jesteś w porządku taki, jaki jesteś! Usłysz głos dochodzący z kamienia, nie sprzeciwiaj się wezwaniu do formy! Nie przegap okazji trenowania z bogiem!”505 (podkreśl. D. Ch.) W tych kilku zaskakujących swoją dosłowną znakomitością zdaniach Sloterdijk ukazuje sedno sprawy. Nawiązując znowu do stosunków panujących podczas meczu jest w nim 505

Tamże, s. 39/40.

239


obecna idea, norma fair play czyli gry w sposób można by rzec cnotliwy nie łamiący zasad, uznania tego, że gra jest wartością samą w sobie, a radość z niej płynąca w pełni wynagradza wysiłek w nią zainwestowany. Jest to rodzaj pewnego godnego zachowania się. Można stwierdzić, że sport dopuścił się tutaj pewnego rodzaju minimalistycznej rytualizacji, a nawet uświęcenia gry. Uczynione to jednak zostało w całkowicie świecki sposób, to właśnie cechuje tak zwane odspirytualizowane ascezy. Trzeba też zwrócić uwagę na fakt, że trener każdej drużyny piłki nożnej, a szczególnie czołowej zrzeszającej niekiedy wiele milionów widzów (z całego świata) przed odbiornikami, a kilkadziesiąt tysięcy na stadionie ma kategoryczny obowiązek nieustannego dokształcania. Co więcej prawdziwych wirtuozów trenerskiej drogi takich jak Mourinho obowiązuje naczelny imperatyw nieustannej innowacji i wynajdowania coraz to lepszych rozwiązań i bardziej perfekcyjnych ustawień formacji, dopasowania zawodników podczas gry. Trener musi więc nieustannie się dokształcać i pogłębiać swoją wiedzę. Takim trenerem jak Mourinho musi być każdy pedagog. Proszę zwrócić też uwagę, na niezwykły wprost potencjał jaki kumuluje w sobie ten niezwykły zawód nowoczesności. Otóż trener łączy w sobie kompetencje i kwalifikacje praktyka i teoretyka musi łączyć trening jako fizyczne zadanie z odpowiednim wyzwoleniem punktu najwyższej możliwej formy zawodnika, a ponadto dbać o to aby w grze znalazły odzwierciedlenie wszystkie wysublimowane koncepcje teoretyczne jakie wypracował podczas wieloletniej nauki. Przelewa więc on odpowiednią wiedzę do głów poszczególnych zawodników ucząc ich jak mają się odnaleźć na boisku w każdej sytuacji. Od zawodnika wymaga on nie tylko fizycznych zdolności ale i odpowiednich kompetencji umysłowych. Nic dziwnego, że wielu trenerów było wcześniej profesjonalnymi zawodnikami w swojej dziedzinie. Pedagog powinien, a raczej musi być takim trenerem. Trener z najwyższej półki musi znać swoich zawodników, pobudzać ich motywacje, znać ich fizyczne i psychiczne zdolności, a ponadto jest ciągle wystawiony na ocenę mediów i uczy się rozmawiać z nimi i bronić swoich racji. Czyli nie dość, że ma tyle poprzednich wymagań to musi być specjalistą od retoryki, potrafić odnaleźć się w każdej sytuacji. To uzmysławia nam jak wiele wymagamy od pedagoga, nauczyciela, a jak niewiele oferujemy mu w zamian. Prawdziwą cześć i realny szacunek odnajdzie on prędzej na boisku niż w jakiejkolwiek szkole. Tym bardziej jednak uzmysławia nam to rangę tego zawodu i to jak został on w Polsce bezczelnie stłamszony, a system wyprodukował ludzi, którzy i w ostatniej lidze piłkarskiej byliby na szarym końcu pod względem jakichkolwiek kwalifikacji i kompetencji. 240


Wprost nieskrywanym odwołaniem się do antycznego atletyzmu jest przykład dyscypliny, która wywodzi się z tradycji dawnych siłaczy i rozpoczęła się formować w XX wieku, a teraz przeżywa swój rozkwit. Mowa tu rzecz jasna o kulturystyce i takich jej czołowych legendarnych postaciach ubiegłego wieku jak Ronnie Coleman (ostatni raz tytuł Mr. Olympia zdobył w 2005), Lee Haney, Dorian Yates i przede wszystkim Arnold Schwarzenegger późniejszy Gubernator Kalifornii, który siedem razy triumfował w najbardziej prestiżowych zawodach kulturystycznych całego świata czyli Mr. Olimpia. Czyż trzeba tu mówić, że jest to jawny dowód na rozwój atletycznego renesansu o którym pisze Sloterdijk. Nie dość tego wspomniany Schwarzenegger razem z Jimmym Lorimerem przejął organizowanie Mens Pro World i przemianował na rozpoczęte w 1989 Arnold Classic (są częścią multi - sportowej imprezy Arnold Sports Festiwal). Organizowane są w Columbus, stanowią w tej chwili drugie pod względem prestiżu zawody kulturystyczne na świecie. To oraz rozkwit siłowni, również na terenie Polski pokazuje, że rzeczywiście dokonuje się jakiś przełom w mentalności ogólnoludzkiej w której ćwiczenie oraz trenerstwo zaczyna odgrywać coraz bardziej istotną oraz pozytywną rolę. Zawody Arnold Classic są ponadto przykładem na to jak można dokonać na sobie samym „przebóstwienia” i zostać włączonym już za życia w poczet nowoczesnych bogów, którzy cieszą się uwielbieniem i podziwem rzesz młodych ludzi. To również przykład na zmaksymalizowanie potencjału swego ego i uczynienie się wirtuozem sprzedawalności, ale cóż cena nie gra roli kiedy w grę w chodzi boska chwała. Niewątpliwie jedną z najbardziej niezrozumianych postaci ze względu na swój niewątpliwy wkład do pedagogiki w XX wieku był Nietzsche. Co najgorsze pozostał on kompletnie nieodkryty po dziś dzień, ze względu na fakt, że jest w kompletnie bezecny sposób traktowany jako agitator i myśliciel nazistowski, co jest jeszcze jednym przykładem na trudności opanowania nauki czytania ze zrozumieniem przez większość tak zwanych interpretatorów jego myśli. Zarzuty co do antysemityzmu Nietzschego są po prostu wyrazem niezrozumienia tegoż wielkiego myśliciela. W książce jego najbliższego przyjaciela o nim jest powiedziane wprost o tym, że łączenie pedagoga woli mocy z antysemityzmem jest błędem. Na przyszłość warto stwierdzić, że jeśli ktoś nierozgarnięty wykorzystuje filozofię wielkiego myśliciela do celów propagandowych, to nie warto jeszcze wierzyć we wszystko co ta osoba (w tym przypadku Hitler) pisze. 241


Sloterdijk w piękny sposób odbudowuje w swej książce w sposób pośredni ale jednak pedagogiczny autorytet Nietzschego. Nietzsche niewątpliwie jako myśliciel na tle swojej epoki jawi się jako osoba ze wszech miar oryginalna i twórcza w każdym zakresie. Problemem jednak zasadniczym w myśli wielkiego burzyciela jest to, że jego idee nie wpisują się w epokę w której żył. Jego twórczość zaniknęłaby już dawno w meandrach historii gdyby tak było. Jednak jak się okazuje tak nie jest, dzieje się tak z powodu tego, że jego osobę powinno umieścić się w innym czasie niż w tym w którym jak by się nam wydawało żył. Nietzsche wyprzedzał swoją epokę, a sam był w niej jakby ciałem obcym. Recepcja jego myśli zaczęła się rozwijać dopiero w innych epokach. Dla nas i dla swoich bliskich pozostawał on zawsze postacią tragiczną, ze względu na fakt swego skrajnego niedopasowania do rzeczywistości w której żył. Sam datował się na człowieka renesansu i z wielu względów wydaje się to słuszne, jednak nie w jego historycznym aspekcie i jego wąskim pojmowaniu tego okresu, a w teoretycznym wymiarze jako ciągle egzystującego wydarzenia. „Wędrownikowi z Sils Maria wystarczyło porzucić zawężony, historyczno-artystyczny schemat renesansu i przejść do jego teoretyczno-procesualnego pojmowania: doszedłby niechybnie do wniosku, że epoka „ponownych narodzin” w żadnym wypadku nie zaginęła wraz z artystycznymi i kulturowymi wydarzeniami XV i XVI wieku. Przyjmując procesualny punkt widzenia, Nietzsche rozpoznałby siebie w aktualnym centrum obrotu będącego w nieustannym ruchu renesansu, który zmierzał właśnie do rozsadzenia swojej inteligencko-mieszczańskiej definicji.”506 Widać tu jasno w czym leży problem. Renesansu nie powinno się jedynie postrzegać w ograniczony sposób jako tylko epokę, która była i przeminęła, ale jako coś ciągle się dziejącego, coś czego podskórne procesy przebiegały nawet podczas oświecenia. Na początku był to ruch małej grupy wydelikaconych elit, dopiero oświecenie przerodziło renesans w coś co było warte uwagi jako proces ogólnonarodowy. Renesans i jego pytanie ciągle są obecne pośród nas. Największym zagadnieniem tej epoki było to czy po chrześcijaństwie, ewentualnie obok niego mają szansę egzystować odmienne formy życia. To dlatego oświecenie próbowało dalej odpowiedzieć na to zagadnienie umieszczając w centrum rozum i człowieka na miejsce Boga. Chodziło o znalezienie 506

Tamże, s. 42/43.

242


nowych korzeni, nowych źródeł czystej wody w obliczu nadchodzącej i zachodzącej w sposób nieunikniony atrofii dawnych chrześcijańskich form życia. Rozpoczęło się poszukiwanie czegoś co mogłoby dać jakąś szansę rozwoju, rozwinięcia się upadającej, wyczerpującej formy cywilizacyjnej chrześcijańskiego humanizmu. W obliczu tego dramatu, który rozgrywa się po dziś dzień, jak się wydaje nikt nie może pozostać obojętny, komu leży na sercu jakakolwiek przyszłość ludzkiego gatunku. „Jeśli renesans chciał przerzucić się z garstki na większość, to musiał zdjąć swoją humanistyczną szatę i objawić się jako powrót antycznej kultury masowej. Właściwe pytanie renesansu – zreformułowane w kategoriach filozofii praktycznej – mianowicie: czy po chrześcijaństwie, czy też obok niego, mogą i powinny zaistnieć dla nas inne formy życia, przede wszystkim takie, których wzory sięgają greckiego i rzymskiego antyku (może nawet egipskiego i indyjskiego) – pytanie to nie było w XIX wieku przedmiotem tajemnego dyskursu czy wprawek akademickich, lecz pasją epoki, nieuchronnym pro nobis.”507 Renesans jest więc ciągle panującą możliwością, ciągłym czasem w czasie. Powrót antycznej kultury masowej był konieczny jako wstęp do upowszechnienia poszukiwania odpowiedzi na dalsze problemy ludzkiej egzystencji. Znalezienie nowej pasującej do ery nowoczesności formy życia jest problemem ciągle palącym, którego rozwiązania coraz bardziej domaga się od nas okrutna rzeczywistość ostatnich wydarzeń politycznych (min. agresja Rosji na Ukrainę). Ciągła walka o znalezienie odpowiedniego status quo nie zakończy się dopóty dopóki nie weźmiemy się poważnie za wypracowanie wspólnego podejścia do rodzącego się coraz bardziej globalnego problemu wyczerpywania się surowców i braku poszanowania dla elementarnych praw i wartości. W drodze konsensusu trzeba znaleźć sposób na dalszy rozwój o charakterze nie tyle wewnątrznarodowym co globalnym, który mógłby zapobiec szerzącej się potrzebie anarchii ze względu na brak jakichkolwiek celów szczytowych w miejsce dotychczasowych hierarchii wartości. Walka o odpowiedni status pośredni toczy się po dziś dzień.508

507

Tamże, s. 43. Tamże, s. 43., „Reforma życia jest o wiele bardziej programem samego renesansu, przeniesionym z mieszczańskiej historii sztuki na arenę walk o prawdziwy modus vivendi nowoczesności. Właściwe datowanie obecności intelektualnej Nietzschego oznacza umiejscowienie go na tej właśnie arenie.” 508

243


Samo jednak rozszerzenie pojęcia renesansu na strefę pewnego teoretycznego procesu dziejącego się podskórnie w dłuższym przebiegu czasowym nie wystarcza. Nawet jeśli uczynimy w ten sposób to i tak nie uwzględnimy „chronopolityki” Nietzschego, oderwania się od tego co mu teraźniejsze. Jego zabieg oderwania się od czasowości ma bowiem o wiele poważniejsze konsekwencje niż nam się wydaje. Nie chodzi tu tylko o przyjęcie nowego porządku w którym wielki myśliciel znajdowałby się w ponowoczesności czy postnowoczesności. Jego miejsce nie jest możliwe do scharakteryzowania z punktu widzenia nowoczesności, ponieważ wymyka się on jej prawom. Nietzsche nie jest modernizatorem, on jest burzycielem i odkrywcą tego co jaśnieje w ruinach czyli światła skrywanych w mroku (fantazmatów i chwiejnych teorii) ascez. To właśnie te ascezy, te ćwiczenia kryją się u sedna tego co nazywamy ludzkim bytem, kulturą i społeczeństwem. To w ich odkryciu kryje się niezrównana wielkość tegoż myśliciela. To dlatego po dziś dzień jest on przez licznych nielicznych czczony jako triumfator wyłaniający się z ruin starego porządku. Niczym Neron filozofii spoglądający z góry na płonącą kupę zgliszczy i śmiejący się radosnym śmiechem szaleńca. Ta właśnie drapieżna śmiałość charakteryzowała przez całe życie Nietzschego i to ona tworzyła jego nieprzejednaną siłę oddziaływania. „Zwyczajność naszego pospolitego życia każe nam podziwiać okrucieństwo i kabotyństwo tego Cesarza (tym bardziej, że jego szaleńcze zbrodnie zaznały dużo większej chwały u potomnych, niż jego ofiary, historia spisana jest bowiem co najmniej tak samo nieludzka jak wydarzenia, które stanowią jej przedmiot). W porównaniu z nim wszelkie możliwe zachowania wydają się żałośnie śmieszne. Jeśli to prawda, że wzniecił pożar Rzymu kierowany uwielbieniem dla Iliady, to czyż gdziekolwiek znajdziemy bardziej namacalny hołd złożony dziełu sztuki? To właściwie przykład krytyki literackiej w działaniu, czynnego sądu estetycznego.”509 Tak samo i on niczym genialny twórca, a tak naprawdę nie tyle twórca co krytyk odsłania meandry zakłamania i kryjące się pod nimi źródło wiecznej prawdy. Można powiedzieć, że szaleństwo Nietschego jest powodem do odrzucenia jego genialności, ale ja sądzę i nie jestem w tym odosobniony, że to szaleństwo tylko tę genialność umacnia i ubarwia czyniąc ją mniej jednostajną i złudną. Zresztą Dąbrowski pokazał dobitnie w swej myśli, że to często szaleńcy są tymi, którzy prawdziwie czują i żyją, a my jesteśmy przy nich jak małe, chore zakompleksione pokraki grymaszące nad swoim 509

E. M. Cioran, „Zarys rozkładu”, przeł. M. Kowalska, Wydawnictwo KR, Warszawa 2006, s. 119/120.

244


beznadziejnym losem i nie potrafiące wyjść z siebie i ponad własne ograniczenia. Choćby to nawet wiązało się z szaleństwem, to czy życie w ciągłym otępieniu i zakłamaniu pochylające się jedynie nad swoją beznadziejnością jest czymś lepszym? Raczej nie i przy tym pozostańmy. Jasno pokazuje to przykład człowieka, który najlepiej znał wielkiego Niemca jego najlepszego przyjaciela Franza Overbecka, który pisze wprost o tragicznej przypadłości Nietzschego, ale i momentami można by rzec wspaniałej umiejętności czyli zdolności do bezprzykładnego krytycznego stosunku do zastanej rzeczywistości. Krytyczności, która byłaby niemożliwa do okiełznania dla nikogo prócz niego samego. „Koniec Nietzschego wcale nie jest, jak sądzą jego przeciwnicy, argumentem przeciwko jego genialnemu talentowi, nawet jeśli, być może, wskazuje na granice owego talentu. W tym ostatnim tragiczna wydaje mi się mianowicie jego jednostronność. Nietzsche był geniuszem, ale jego genialność tkwiła w jego zdolnościach krytyka. Dla tego genialnego talentu krytycznego znalazł on jednak najniebezpieczniejsze zastosowanie, a mianowicie użył go wobec siebie samego, a tym samym w sposób prawdziwie śmiercionośny p r z e c i w k o sobie. Kto jak on tak genialne uzdolnienia krytyczne tak niepodzielnie i z taką energią zwrócił ku sobie samemu, musiał skończyć w obłędzie i samozniszczeniu.”510 W jego koncepcji czasowości chodzi o całkowicie odrębną czasowość, która istnieje w teraźniejszości. Jest to radykalne zerwanie z ciągłością czasu i traktowaniem go jako continuum i przejście do koncepcji allochronii kompletnie innej czasowości w obrębie tej samej teraźniejszości. Tak więc antyk jako epoka istnieje w teraźniejszości, innym jej nurcie. Prawidłowo postać naszego wielkiego późnego szaleńca musi być więc umieszczona w neoantyku. Otóż antyk ciągle płynie, ciągle trwa, nawraca, jest czymś trwałym, co poprzez powtórzenie manifestuje się nieustannie gdy tylko zajdzie na to potrzeba. 511 W tej koncepcji allochronii nie chodzi jednak wszakże o powtarzanie wzorców tego co wymarłe ale o wypływanie tego co nieustannie żywe i domagające się manifestacji. W tym rozumieniu nasz myśliciel jawi się jako postać, która już nie do końca jest pobratymcem swych zniewolonych przez historyczną ciągłość kompanów.

510

F. Overbeck, „Nietzsche. Zapiski przyjaciela”, przeł. T. Zatorski, Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2008, s. 6. 511 P. Sloterdijk, „Musisz życie swe …”, dz. cyt., s. 44.

245


„Jego koncepcja allochronii – początkowo wprowadzana jeszcze nieśmiało jako „niezgodność z czasem”, później zradykalizowana do aktu wyrwania się z nowoczesności – opiera się na tyleż sugestywnej, co fantastycznej idei, że antyk wcale nie potrzebuje powrotów inscenizowanych przez następujące po nim epoki, ponieważ „w gruncie” rzeczy powraca on ciągle o własnych siłach. Inaczej mówiąc: antyk – lub antyczność – nie stanowi przezwyciężonej, reprezentowanej jedynie w kolektywnej pamięci fazy rozwoju kulturowego, dającej się dowolnie przywoływać i cytować przez arbitralne wykształcenie. Stanowi natomiast rodzaj trwającej teraźniejszości; jest płynącym w głębi czasem naturalnym, czasem bytu, przepływającym nieustannie pod deskami teatru pamięci i innowacji czasu kulturowego.”512 Chodzi więc o to, że antyk istnieje w teraźniejszości jako samodzielny byt, który co jakiś czas bije przez źródło rzeczywistości. Ponieważ Nietzsche żył czasem z głębin, wybrał moc płynącą z antyku, z czasu odrębnego. Zakpił z reguł liniowości. Według niego może więc istnieć wiele odrębnych czasów istniejących niejako równolegle z których każdy jest obecny w rzeczywistości. Idzie o to, że ten zabieg daje możliwość zawieszenia całego uniwersum czasu chrześcijańskiego. Chce on pokrótce tego aby uległ wstrzymaniu cały ten podział na różne okresy historyczne. Żebyśmy cofnęli się do czasu przed chrześcijaństwem. Nie chce on reformy tegoż systemu, który panuje od tysiącleci, ale nie pasuje mu cały ten panujący habitus, satus quo. Pragnie on więc wolności w sferze moralności i wyboru człowieka.513 Obraca się on nie tyle przeciwko religii panującej co pewnej pozycji światopoglądowej, którą ona wymusza. Nie chce on tego nacisku na schematy teoriopoznawcze, który wywiera chrześcijaństwo. Chce on po prostu wolności zmysłów ludzkich. „Wyrażenie „chrześcijaństwo” w Nietzscheańskim użyciu nie oznacza w pierwszej linii nawet religii o tej nazwie; wycelowane jest raczej, jako hasło-kod, w pewien określony, nacechowany religijno-metafizycznie habitus, jakąś ascetycznie (w pokutnym sensie wyrzeczenia) definiowaną pozycję wobec świata, nieszczęsną formę zorientowanego na zaświaty, sprolongowanego życia, będącego w rozdźwięku ze świeckimi faktami Nietzsche wypowiedział się na ten temat w swoim Antychryście z furią człowieka, który chce zniszczyć filary zachodniej tradycji religijnej, a przez to i własnej egzystencji.”514

512

Tamże, s. 45. Tamże, s. 46. 514 Tamże, s. 46/47. 513

246


Nic dziwnego, że Nietzsche zwariował, nie mogło być inaczej. Zerwał on to wszystko, co go trzymało w świecie, a nie zbudował jeszcze nic. Zdążył jedynie zburzyć, stworzyć pole następcom. Nietzsche chciał radykalnie zerwać z kodem kultury opartej na chrześcijaństwie, pragnął zrzucić z barków jarzmo, narodzić się na nowo. Nowa pedagogika będzie istnieć w oderwaniu od kodu kulturowego opartego na humanizmie chrześcijańskim. W tym celu należy stworzyć nowy sposób życia, nową tradycję, nowe określenie się we współczesnym świecie. Należy zerwać łańcuchy pętające nas od stuleci i na gruzach zbudować nowe miasto, miasto nadczłowieka odartego z potrzeby chrześcijańskiej

iluzji. Człowieka wewnętrznie wolnego

(jest

to

oczywiście

nietzscheański punkt widzenia). Zadaniem naczelnym byłoby więc odseparowanie tego co w chrześcijaństwie pozytywne, a więc ascez pozytywnych od tych o charakterze cierpiętniczym negatywnych. Istnieje wiele różnych tradycji kulturowych, należy zastosować w stosunku do tego co jest filtr i zastanowić się co być powinno. Filtrem ma być pozytywność danych praktyk ascetycznych, lub inaczej mówiąc danych antropotechnik. Wielki burzyciel staje się wielkim demaskatorem kiedy odkrywa przed nami całe bogactwo ascez (askesis jak Sloterdijk bystro zauważa oznacza w grece ćwiczenie lub trening). Odkrył on, że każda kultura czy też jednostkowa egzystencja tworzy się na bazie odpowiednich ćwiczeń, które przez swe powtarzanie są utrwalane i zostaje im nadana często arbitralna wartość.

515

Znakomitość tego odkrycia jest niezwykła

ponieważ zmienia całkowicie nasze nastawienie do całej sytuacji. Za pomocą swej niezwykłej krytyczności dokonał czynu niewyobrażalnego to jest przebił się przez łańcuch mentalnych i moralnych ograniczeń narzuconych mu arbitralnie przez jego środowisko życia. Przełamał tresury wpajane mu przez lata w jego epoce aby dostać się w sferę moralnej wolności, braku poznawczych ograniczeń, które warunkowały jego schematy teoriopoznawcze. Dzięki temu dokopał się do zasady tworzącej wszelakie kultury to jest do ascez. Można stwierdzić, że Nietzsche przełamał niepisane paradygmaty obecne w jego kulturze. Tragedia tego czynu jest taka, że przełamanie kulturowej bazy było jednostkowe, niepoparte przez żadne środowisko. Żył on więc wyzwolony od danego paradygmatu, który się nie zmienił, a sam pozostawał jako ciało obce w obecnym schemacie. Oczywistym jest, że taki stan rzeczy, takie całkowite zerwanie z obecnym paradygmatem bez wytworzenia nowego i to w dodatku dokonane 515

Tamże, s. 47.

247


na gruncie jednostkowej egzystencji musiało doprowadzić w końcu do załamania nawet najwytrwalszego umysłu. „Nietzsche okazuje się Schliemannem ascez. Ma on całkowicie rację, kiedy przyjmuje triumfującą

minę

odkrywcy,

stojąc

pośrodku

wykopalisk,

otoczony

złogami

psychopatycznych gruzów kilku tysiącleci i ruinami pałaców patologii. Dzisiaj już wiemy, że kopał we właściwym miejscu, ale to, co wykopał, nie było homerycką Troją, żeby pozostać przy wcześniejszej metaforze, tylko warstwą późniejszą. Także duża część ascez spośród tych, do których ustosunkował się polemicznie, nie była wyrazem negacji życia i metafizycznego nadąsania, lecz o wiele bardzie heroizmem duchowego incognito.”516 (podkreśl. D. Ch.) Niewątpliwe zasługi tego wielkiego myśliciela na polu nauki o człowieku powinny zostać w odpowiedni sposób uznane i wykorzystane. Moim zdaniem nie powinno się w ocenie jego twórczości kierować jakimkolwiek światopoglądem o charakterze ideologicznym, a jedynie pozytywną (w sensie wartościową) sferą jego myśli. Odkrycie przez niego ascez daje ogromne pole do analizy wielu różnych zjawisk w obrębie naszego ludzkiego świata. Sam dokonał na sobie eksperymentu, który kosztował go wiele, ale i wiele nam dał. Okazuje się, że tym co w ogóle stoi u źródeł pedagogiki i innych systemów o charakterze ćwiczeniowym (obejmuje to zarówno antropotechniki o rodowodzie spirytualnym względnie psychomentalnym oraz fizycznym) jest tresura, asceza, a ściślej mówiąc niezbędne napięcie wertykalne, które od kiedy u człowieka pojawiła się świadomość oddzielenia od świata przyrody i stanięcia o własnych siłach jest ciągle jego siłą napędową. Człowiek rozwija się wzwyż i odczuwa tego nieprzepartą potrzebę ponieważ tak przebiega jego partykularna ewolucja. W drodze ponad to co zastałe odzywa się najwyższy instynkt człowieka, który doznaje potężnej potrzeby czynienia tego co niewyobrażalne. To ogromna zmiana widoku i perspektywy spojrzenia na świat kiedy staniemy i zaczniemy spoglądać na niego z góry. To prawie tak jakbyśmy stali się jakimiś bogami tego świata. Spoglądając w dół wyrabiamy w sobie zróżnicowanie na to co wysokie i na to co niskie. Zaczyna się wtedy u człowieka waloryzowanie, a co za tym idzie napięcie wertykalne, rodzą się ascezy.517 516

Tamże, s. 47/48. Tamże, s. 48, „Nie da się przecenić znaczenia impulsu, który wychodzi od nowego spojrzenia Nietzschego na fenomeny ascezy. Przemieszczając sam siebie do „ponad-epokowego” antyku, który trwa w oczekiwaniu pod powierzchnią każdej nie-antycznej epoki: średniowiecznej, nowoczesnej czy 517

248


Religia i etyka w tym świetle jawią się jako zwykłe systemy ćwiczeń, zwykłe antropotechniki. Niczym się nie różnią od sportu prócz charakteru swoich ascez. Kapłan u Nietzschego to zwyczajnie trener. Pedagogika jest po prostu zbiorem różnego rodzaju technik ćwiczeniowych o charakterze wychowawczym, a tak zwane różne nurty pedagogiczne różnią się tylko w niewielkim stopniu charakterem swoich ascez. Tak samo sprawa się ma z religią, która według Sloterdijka nie istnieje w sensie przez większość

rozumianym.

Egzystują

bowiem

tylko

zbiory

antropotechnik

wykorzystywanych przez ludzi w celu poprawy komfortu swojej egzystencji, pogodzenia się ze śmiercią itp. Można powiedzieć, że ziemia jest taką mekką ascez w której przewagę mają asceci negatywni, o charakterze chorobowym przejawiający potrzebę nawracania innych. Mówią, że idzie się błędną drogą i, że trzeba to zmienić. Ziemia więc jawi się u Nietschego jako planeta zamieszkana przez istoty, które zadają sobie samym cierpienie nie mogąc znieść samych siebie i własnego życia. Zadają więc sobie ból zniewolenia samych siebie bo jest to jedyna rzecz jaka jeszcze sprawia im radość.518 To nie przypadek, że wszelkie wielkie formacje religijne lub filozoficzne takie jak np. buddyzm, islam, chrześcijaństwo, judaizm, hinduizm, konfucjanizm zawierają w sobie w taki czy inny sposób elementy ćwiczeń, często ekstremalnego nastawionego na wyniszczenie treningu czyli tak zwanych ascez negatywnych. To pokazuje jak często w sposób nieświadomy na całym świecie zapanowała kultura ćwiczeń, stawania się lepszym, przekraczania granic swojej egzystencji. Dlaczego ascezy negatywne? Ponieważ wszystkie te systemy antropotechnik w mniejszy bądź większy sposób traktują świat zastany jako pewnego rodzaju zło z którym trzeba się zmierzyć przez deprecjację samego siebie, wyrzeczenia i negację własnego życia i wartości. Z tym to ciągłym poniżaniem ludzkiej godności nie mógł zgodzić się Nietzsche i prawdopodobnie dla tego zwrócił się w stronę antyku w którym ascezy wykazywały bardziej pozytywny, witalny charakter. W obecnym świecie jest też oczywiście wiele ascez o charakterze pozytywnym, które wytwarzają się z reguły w kulturach wysokich i jakiejkolwiek przyszłej, osiągnął on ten niezbędny stopień ekscentryczności, który pozwala na spojrzenie z zewnątrz na własne, i nie tylko własne, czasy. Jego alternatywne samodatowanie umożliwiło mu wybicie się ponad teraźniejszość, co przydało mu siły widzenia pozwalającej objąć wzrokiem i ująć w całość niesłychanej synopsy całe kontinuum kultur wysokich, to trzytysiącletnie imperium ćwiczeń duchowych, autotresur, samodoskonaleń i samopogrążeń, słowem – uniwersum metafizycznie zakodowanych napięć wertykalnych.” 518 Tamże, s. 49.

249


za pomocą których jednostki nadają sens własnej egzystencji, poprzez utrzymywanie się w napięciu, w formie. Człowiek nadaje sens swojemu życiu przy pomocy ciągłego ćwiczenia. Jest to heroizm treningu, którym jednostka usiłuje się wpasować w większą całość, objąć swą istotą większy fragment piedestału. Życie w treningu jest aktem heroizmu za pomocą którego istota ludzka określa się w stosunku do rzeczywistości i odnajduje swe miejsce, bo nawet brak treningu jest treningiem. Nasza planeta jest więc planetą rozpaczliwych prób stania się czymś więcej niż się jest i na szczęście próby takie co jakiś czas się udają. Ziemia to prawdziwa gwiazda ascezy w całym naszym przedziwnym wszechświecie. „Dostrzeżona przezeń [przez Nietzschego - D. Ch.] gwiazda ascezy jest planetą powszechnie ćwiczących, planetą wysoko rozwiniętych kultur ludzi, którzy w mniej czy bardziej ściśle kodowanych programach wysiłkowych zaczęli nadawać formy i treści swojej egzystencji podlegającej wertykalnym napięciom. Jeśli Nietzsche nazywa ją gwiazdą ascezy, to nie dlatego, że chciałby urodzić się na bardziej zrelaksowanym ciele niebieskim. Jego instynkt antyku zdradza mu, że każde warte zamieszkania ciało niebieskie musi być – właściwie rozumując – gwiazdą ascezy, zaludnioną przez ćwiczących, dążących wzwyż wirtuozów.”519 Czyli żyjemy w szalonym treningu niezależnie od tego co trenujemy. Jednak mamy do czynienia z wspomnianym podziałem wśród ascez na negatywne i pozytywne. Te pierwsze są niezwykle wprost rozpowszechnione i mają charakter wyniszczający ludzką godność. Służą też wąskiej grupie elity do realizacji jej partykularnych interesów i wciągania reszty zdrowych, ćwiczących normalnie w swój krąg deprecjacyjnych ascez chorobowych. Drugi zaś rodzaj ascez służy wirtuozom życia do celów dyscyplinowania się i maksymalizowania własnych umiejętności twórczych. Ci drudzy są więc zainteresowani polepszaniem swojej wydolności, stawaniem się lepszymi w tym co robią, jeszcze bardziej zdrowymi. Ci pierwsi chcą zaś zwiększać swą wartość przez coraz to mocniejsze i bardziej intensywne deprecjonowanie tego czym są. Określają się oni poprzez własną bezwartościowość w stosunku do czegoś i czerpią z tego siłę. Nie trzeba chyba mówić, który z tych typów jest bardziej rozwojowym. Widać tu też jak ładnie wpisuje się życie ascetyczne względnie życie treningowe w krąg teorii dezintegracji pozytywnej. Ludzie pozostający na jednym z niższych poziomów tejże teorii poprzez stopniowe dynamizmy rozwojowe (napięcia wertykalne) wkraczają na 519

Tamże, s. 49/50.

250


coraz wyższe poziomy, na których pojmują rzeczywistość w bogatszy, bardziej wielopoziomowy sposób. Jest oczywiste, że jest to teoria, która odnalazła pewien rodzaj postępującego formowania się wśród ogółu ludzi grupy tych, którzy poprzez ascezy o charakterze

pozytywnym

dążą

do

rozwijania

swojej

osobowości,

często

przeciwstawiając się tym samym swemu otoczeniu, które praktykuje ascezy na niskim poziomie względnie ascezy negatywne. Teoria dezintegracji pozytywnej odkryła więc pewien rodzaj ludzi w ludzkości, którzy że tak można by rzec pozostają wierni antycznym ideałom dyscyplinowania samego siebie aby odnaleźć swą drogę w ogromnym uniwersum, które ich otacza. Dlatego też przedstawienie potencjału ascez nie jest obojętne dla tejże teorii pokazuje bowiem jaki rodzaj ryb odnajduje ona w oceanie życia. Ważne jest aby nie poddawać się przemożnej sile negatywności i walczyć o to by nasze życie było wypełnianiem naszej drogi, a nie służeniem jakieś ideologii. Pamiętajmy, że psychopaci lubują się w nawracaniu innych ludzi na swoją modłę. Nam jednak nie chodzi o nawracanie, lecz o rozwój, a to dwie zupełnie inne sprawy. Nieprzypadkowo Nietzsche zapałał taką nienawiścią do ascez negatywnych, przypominały mu bowiem koszmar własnego życia, w którym zmagał się jako osoba prawdopodobnie poddana działaniu TDP z zawiścią otoczenia. Tym bardziej napawa podziwem fakt, że zdołał przed upadkiem w szaleństwo dokonać tak wielkiego rzutu rozwojowego, tak głębokiego wejrzenia w otaczającą go rzeczywistość. „W swoim rozróżnieniu ascez Nietzsche oddzielał ostro traktowane przezeń z zajadłością warianty kapłańskie z jednej strony, od dyscyplinujących reguł twórców ducha, filozofów i artystów, oraz musztr wojowników i atletów z drugiej. Jeżeli tym pierwszym chodzi o, że tak powiem, ascezę pathogogiczną – zgodne z arkanami sztuki zadawanie sobie gwałtu przez elitę cierpiętników, co legitymuje ją do kierowania pozostałymi cierpiętnikami i wciągania zdrowych w krąg chorobotwórczy – to ci drudzy narzucają sobie reglamentację dlatego, że widzą w niej środek optymalizowania siebie jako myślicieli i twórców.”520 Jakże pięknie zazębia się to z teorią Dąbrowskiego pozostała jeszcze niewielka grupa ludzi poddająca się autotreningowi ascez pozytywnych, którzy kumulują w sobie cały pęd rozwojowy społeczeństwa, a w każdym razie dużą jego część, podczas gdy reszta oddaje się swym perwersyjnym zachciankom. Cała rzecz kryje się w tym aby wrócić do czasu, gdy jeszcze nie istniała taka dominacja ascez negatywnych na naszej planecie i 520

Tamże, s. 50/51.

251


przynajmniej przywrócić równowagę pomiędzy tymi skrajnie różnymi typami ćwiczeń. Swoją drogą bardzo ładnie wpisuje się w to także teoria memów opierająca się z tego co wiem na nurcie psychologii transpersonalnej. Może właśnie chodzi o to, aby zwiększyć ilość ludzi znajdujących się na poziomie memu ascez pozytywnych. Cała sprawa rozgrywa się o to, czy ludzkość zdoła zaliczyć nowy etap ewolucji swojej świadomości, albo zakończy swoje istnienie w walce o jedyną prawdę itp. Skokiem do przodu w ewolucji byłoby zachwianie prymatu ascez negujących życie na rzecz tych je afirmujących. Ludzkość wyzwoli się wówczas ze swego natrętnego nałogu samookaleczania własnej egzystencji aby ćwiczyć ją w rytmie wszechświata (jeśli tak można to nazwać). „Chodzi tu, jak widzieliśmy, o cofnięcie się do czasu, w którym odmiana życia nie podlegała jeszcze dyktatowi ascez negujących życie. Ten „ponadepokowy” czas można równie dobrze nazwać przyszłością, a zatem to, co wygląda na cofnięcie się do niego, może być także pomyślane jako skok do przodu.”521

Podstawy wyższych poziomów życia opierają się na ascetycznych praktykach, moralność posiada w takim wymiarze nowe znaczenie. Być dobrym znaczy tyle co ćwiczyć się w dobrym czyli w pozytywnych ascezach. Ćwiczenia są jednak tak nierozerwalnie splecione z życiem człowieka, że umożliwia to nawiązanie połączenia między ascezą pozytywną, afirmującą życie i negatywną. 522 Ascezą, ćwiczeniem jest każda forma życia, każde troszczenie się o siebie, pragnienie osiągnięcia tego co najwyższe itp. Trzeba też wspomnieć o tym, że asceza obejmuje nie tylko szczyty mistrzostwa, ale też doły dla odpadów. Życie, egzystencja człowieka składa się z powtórzeń, cały nasz czas na tej ziemi jest nierozerwalnie powiązany z ćwiczeniem w takiej lub innej, mniej lub bardziej wypaczonej formie. Nasze nawyki, ale też nasze słabości, mocne i silne strony w końcowym rozrachunku jawią się jako specyficzny rodzaj antropotechnik. Nawet nie ćwiczenie, życie w całkowitym wygaszeniu jest pewną formą treningu, ascezy negatywnej. Nieważne co robimy, ale jak to robimy. Cała kultura jest nastawiona na wpajanie nam poprzez wychowanie odpowiedniego rodzaju ćwiczeń, a w każdym razie bodajże ich atmosfery.

521 522

Tamże, s. 51. Tamże, s. 52.

252


„Notabene, zakres kompetencji ascetologii, rozumianej jako ogólna teoria ćwiczeń, nauka o habitusie i źródłowa dyscyplina antropotechniki, nie kończy się wraz z fenomenami kultury

wysokiej i

spektakularnymi osiągnięciami

duchowych i

somatycznych wydźwignięć wertykalnych (sprowadzających się do najróżniejszych wcieleń wirtuozerii), lecz obejmuje każde żywotne kontinuum, każdą sekwencję nawyków, każde przeżywane jedno-po-drugim, włącznie z pozbawionym pozornie wszelkiej formy dryfowaniem i najbardziej niedbałym znużeniem.”523 (podkreśl. D. Ch.) Nietzsche również naznaczony był cierpiętniczym podejściem obecnym w naszej kulturze. Zajmował go głównie obszar ascez negatywnych, cierpiętniczych ponieważ prawdopodobnie sam odczuwał potrzebę ich terapeutycznych właściwości. Jego tragedią było to rozdarcie pomiędzy tym co mu bliskie, ale przez jego wiedzę dalekie. Chciał wygrać ze swoją chorobą, ale to co dla zwykłego człowieka byłoby pomocne dla niego było niemożliwie do wykorzystania. Przez całe życie wahał się on pomiędzy uznaniem przymuszania siebie jako drogi rozwojowej, a jego odrzuceniem ze względu na przesadny idealizm prezentowany przez to stanowisko. 524 Według Sloterdijka „despirytualizacja ascez” jest globalnym wydarzeniem o potężnym oddziaływaniu. Ascezy różnego typu ulegają postępującej somatyzacji, co można zaobserwować we wspomnianych zjawiskach jak chociażby mecze piłki nożnej bądź zawody kulturystyczne. Spirytualne ascezy stały się w nowoczesności obszarem, który przynależy do sfery indywidualnej każdej jednostki, osobiste doświadczenie mistyczne, że tak to określę zaczyna odgrywać decydującą rolę w życiu każdego człowieka. Somatyzację ascez uwidacznia sport i jego nieprawdopodobny rozkwit. Zlaicyzowanie duchowości ukazuje jej urynkowienie i uczynienie towarem eksportowym.525 Drugim fenomenem wynikającym z odkrycia planety ascez jaką jest niewątpliwie ziemia jest różnicowanie się ludzi na różne kategorie, jest to nieuniknione ponieważ leży to w samej egzystencji człowieka. Jest to konieczność wypływająca z jego świadomości. Jakikolwiek egalitaryzm oprócz takiego, że każdy sam decyduje czy ćwiczy czy nie, jest niemożliwy. Różnica między ćwiczącym, a nie ćwiczącym narzuca się sama i jest oczywista.

523

Tamże, s. 52. Tamże, s. 52/53., „Właśnie to wahanie między uznaniem zachowania stosującego wobec siebie przymus a sceptycyzmem wobec idealistycznej przesady tego rodzaju praktyk kieruje jego uwagę na sferę zachowań ascetycznych, ćwiczeniowych, ogółem samotraktowania [Selbstbehandlung]. Przed nami stoi teraz zadanie jej nowego opisu w kategoriach ogólnej teorii antropotechnik.” 525 Tamże, s. 53. 524

253


„Po drugie: na gwieździe ascezy, kiedy już została jako taka odkryta, zaznacza się coraz wyraźniej różnica między tymi, którzy coś, a nawet wiele, z siebie robią, a tymi, którzy nie robią z siebie nic albo niewiele. Jest to różnica, która nie pasuje do żadnego czasu i żadnej etyki. Nie poradzi sobie z nią także żadna socjologia.”526 To zmienia wszystko ponieważ w czasach kiedy religia monoteistyczna była na szczycie to Bóg decydował o tym, co jest właściwe, a co nie jest. Człowiek zasadniczo miał żadne albo niewielkie znaczenie. Natomiast w czasach nam obecnych jednostka ma obowiązek czynienia z siebie kogoś, osiągania jakichś celów. Przyczyna nierówności między ludźmi jest zawarta w postawach w stosunku do treningu jakim jest życie. Różnorodność stanowisk i możliwych taktyk postępowania jest tutaj przeogromna. Dla człowieka żyjącego w teraźniejszym świecie nie ma większego obowiązku niż utrzymywanie formy aby być ciągle w stanie stawiać czoło wyzwaniom życia i co więcej osiągnąć mistrzostwo, wirtuozerię w odpowiednich ćwiczeniach, stać się nieformalnym mistrzem, któremu inni będą składali nieświadomy hołd. Bóg w sensie postulowanym przez Nietzschego umarł, nie jest dla większości z nas siłą wyznaczającą dążenie do góry. Jednak okazuje się, że po Jego śmierci ludzie odkryli sposób jak dalej posuwać się naprzód. Słowem w dzisiejszym czasach wszyscy staliśmy się potencjalnymi bogami. „W końcu: jeżeli atletyczny i somatyczny renesans oznacza, że zdespirytualizowane ascezy są znowu możliwe, pożądane i żywotnie uzasadnione, to bez trudu odnajdujemy odpowiedź na postawione na końcu rozprawy Z genealogii moralności gorączkowe pytanie Nietzschego o to, co może stanowić orientację dla ludzkiego życia po zmierzchu bogów. Sama witalność, rozumiana jako żywotność ciała i ducha, jest tym medium, które zawiera w sobie rozdźwięk między więcej i mniej. Dlatego ów moment wertykalny, który orientuje wydźwignięcia, mieści się w niej samej i nie potrzebuje już żadnych dodatkowych, zewnętrznych czy metafizycznych atraktorów. Śmierć Boga, faktyczna czy postulowana, jest w tym kontekście bez znaczenia. Z Bogiem czy bez Boga, każdy zajdzie tylko tak daleko, jak uniesie go jego własna forma."527

526 527

Tamże, s. 53. Tamże, s. 54.

254


Wydźwignięcie, przekroczenie samego siebie, dokonanie niewyobrażalnego to właśnie wyróżnia ludzi wykazujących potencjał rozwoju przyspieszonego u Dąbrowskiego. Ta siła to napięcie rozwojowe. Ta nieznośna wewnętrzna dynamika, wreszcie to cierpienie, które stopniowo jest stabilizowane i przekształcane to są siły, które pchają człowieka naprzód. To są mechanizmy ewolucyjne zawarte w samej istocie człowieka, które poprzez ich uwydatnienie skutkują rozwojem przyspieszonym. Twórcze obsesje, poszukiwanie prawdy, sensu życia to wszystko rodzaje treningu, który realizowany z niesłychaną wprost intensywnością prowadzi do mistrzostwa, do akrobatyzmu, wirtuozerii, która jest kolejnym etapem w ewolucji gatunku ludzkiego. Tylko ci, którzy przekraczają swoje własne granice w pogoni za tym czego nie mogą osiągnąć mają prawo być nazwani prawdziwymi ludźmi, którzy posuwają cały nasz gatunek do przodu w dziele wypiętrzania się ponad świat przyrody. Systemy immunologiczne wytworzone przez ludzi chronią ich przed obnażoną do granic możliwości tragedią egzystencji. Jednak tylko ci, którzy w ćwiczeniach zmierzą się z samymi sobą i koszmarem własnego istnienia mogą dojść do prawdy objawionej w ćwiczeniu, w stawaniu się. Co do zarzutów antysemityzmu w stosunku do Nietzschego przywołam tu opinię jego najlepszego i wiernego mu do końca przyjaciela, tzn. Franza Overbecka pokazuje ona, że postrzeganie tego wielkiego filozofa w taki jednoznaczny sposób jest obrazą dla jego możliwości umysłowych: „W naszym myśleniu o antysemityzmie Nietzsche i ja byliśmy, jak sądzę, szczególnie blisko spokrewnieni. Tak jak równie obcy był nam zwłaszcza fanatyzm wszelkiego rodzaju, nienawiść na tle narodowościowym czy religijnym, choć, być może, z bardzo różnych przyczyn, mających korzenie w naszym rodowodzie, tak w gruncie rzeczy nie mieliśmy zrozumienia i dla antysemityzmu.”528 Przykładem pokazującym

niewątpliwie

popierającym

teorię

Dąbrowskiego,

a

jednocześnie

jej mimowolny związek z myślą autora Woli mocy jest pedagogika

kalekich. Słowa kaleka używam tu za Sloterdijkiem pomimo jego już dzisiaj zdecydowanie pejoratywnego naznaczenia ponieważ odsłania przed nami te obszary zjawisk, które bez niego znikłyby bezpowrotnie. Szczególnie zaś dlatego, że należy ono immanentnie do okresu o którym pisze Sloterdijk. Życie dla kaleków jest związane z ciągłym, nieprzepartym dążeniem do przekraczania własnych możliwości. Każdy kaleka w rzeczy samej jest akrobatą, człowiekiem skazanym na rozwój wbrew 528

F. Overbeck, „Nietzsche. Zapiski …”, dz. cyt., Gdańsk 2008, s. 7.

255


przeciwnościom, bądź na śmierć w rynsztoku jego negatywnego przeznaczenia. Człowiek kaleki jest więc zmuszony przekraczać granice własnego upośledzenia aby bez przerwy się rozwijać. Można powiedzieć, że w przypadku kaleki jego kalectwo daje mu zwiększony potencjał rozwojowy w innych sferach. Nie tylko więc jak twierdzi Dąbrowski (co widzieliśmy w poprzednim rozdziale niniejszej pracy) rozwój przebiega w wyniku wewnętrznych ku niemu skłonności, ale i również paradoksalnie w rezultacie somatycznych ubytków. Często wręcz o tragicznym charakterze. Przykładem takiego dramatycznego, bo wyrażającego w sposób dosłowny dramat egzystencji ludzkiej rozwoju jest Carl Hermann Unthan autor dzieła pt.: „Pedyskrypt. Zapiski z życia bezrękiego, z 30 ilustracjami”529 Jeszcze jako mały chłopiec wprawił się on w mistrzostwo w grze stopami na skrzypcach (umieszczonych na odpowiedniej do tego skrzynce). Jedną nogą operował smyczkiem, a drugą strunami. Ukończył gimnazjum w Królewcu, a potem dostał się na konserwatorium w Lipsku, gdzie wprawił się w swej grze do stanu godnego podziwu. Koncertował w Europie i Ameryce. Unthan w swojej wspomnianej uprzednio książce opisuje prostym językiem najbardziej wyraziste wydarzenia – sukcesy swojego życia, występy w teatrzykach, salach koncertowych ,specyficzne spostrzeżenia i obserwacje itp. 530 Do ciekawszych z nich należało choćby „strzelanie z karabinu stopą w Petersburgu, w obecności cara Aleksandra III”. 531 Życie tego zadziwiającego kaleki było w zupełnie jawny sposób zbudowane z ćwiczeń, z przekraczania siebie na których oparł swoją egzystencję. Nie zapytywał on sam siebie czy mam ochotę? Jego zapiski są przykładem ciągłego, czynnego akrobatyzmu, którym z powodu kalectwa staje się jego życie. Jest on artystą tego co niemożliwe z samego faktu swego przybycia na świat. 532 Dochodzenie do wirtuozerii, asceza pozytywna cechuje życie bezrękiego kaleki. Dokonał aktu woli, wyrzekł się słabości na rzecz nieustannego ćwiczenia. Na jego przypadku w pełni 529

P. Sloterdijk, „Musisz życie swe …”, dz. cyt., s. 57., „W roku 1925, dwa lata przed Byciem i czasem Heideggera, trzy lata przed Stanowiskiem człowieka w kosmosie Schelera, w Bibliotece Memuarów Lutza w Stuttgarcie wydana zostaje książka pod zabawnym, a jednocześnie szokującym tytułem Das Pediskript. Aufzeichnungen aus dem Leben eines Armlosen, mit 30 Bildern [Pedyskrypt. Zapiski z życia bezrękiego, z 30 ilustracjami], „pióra” Carla Hermanna Unthana, urodzonego w 1848 roku w Prusach Wschodnich, zmarłego w roku 1929 – wystukana de facto stopą na maszynie przy zastosowaniu specjalnego chwytaka. Unthan zasługuje bez wątpienia na miejsce w panteonie wirtuozów egzystencji wbrew woli.” 530 Tamże, s. 58/59. 531 Tamże, s. 60. 532 Tamże, s. 60., „Pedyskrypt może być czytany jako rodzaj „życiowofilozoficznego” performance, w popularnym sensie tego słowa. Unthan występuje przed publicznością w pozie artysty, którego szczególna wirtuozeria gry na skrzypcach, później także obchodzenia się z bronią i trąbką, jest częścią ogólnej wirtuozerii życia, stanowi jeden z elementów ćwiczenia się w sztuce życia, obejmując sobą wszystkie jego aspekty – nie bez powodu część ilustracyjna książki przedstawia autora przed wszystkim w trakcie codziennych zajęć, jak otwieranie drzwi i przywdziewanie kapelusza.”

256


objawia się nam znaczenie słów ćwicząca egzystencja, które inaczej spowija mrok niezrozumienia. Poprzez swoje okaleczone od narodzenia w sposób nieodwracalny ciało Unthan zyskuje ogromną siłę i determinację aby zrobić coś ze swoim życiem. Po prostu jego kalectwo wydobywa z niego niezrównaną siłę woli i walki przeciwko wszelkim przeciwnościom losu. To, co u niektórych w teorii Dąbrowskiego bierze się z psychicznego środowiska wewnętrznego u Unthana bierze się z jego somatycznego okaleczenia, czyli kalectwa, które paradoksalnie wyzwala jego największą wewnętrzną siłę. „Konsekwencją jest emocjonalny pozytywizm, powiązany z rygorystycznym zakazem melancholii. Sprzeciw Unthana wobec jakiegokolwiek rodzaju współczucia przypomina analogiczne ustalenia nietzscheańskiej filozofii moralności. Inwalidę są w stanie zniszczyć chyba tylko chroniczne bóle: „Wszystkie inne niedomagania zwalczy siła woli i wykarczuje sobie drogę do słońca”. To „słoneczne pojmowanie życia”, w wypadku kaleki, któremu nie przeszkadzano w samodzielnym rozwoju, prowadzi, jak czytamy, do „wyższego procentowo stopnia radości życia”, niż to się dzieje w wypadku „ludzi pełnosprawnych”.”533 Siła rozwojowa ukryta w kalectwie jest więc ogromna. Okazuje się, że człowieka do pracy nad sobą samym, do dezintegracji pozytywnej, do przekraczania własnych barier może napędzać też bycie ułomnym. Człowiek taki jak Unthan musi walczyć o to, żeby normalnie żyć. Chce być częścią społeczeństwa. Rozwijać się. Jednak w przypadku takiej ułomności jedyna droga uczestniczenia w społeczeństwie polega na wirtuozerii, na zmienianiu swojego przeznaczenia przez pracę nad sobą. Okazuje się, że teorię dezintegracji pozytywnej Dąbrowskiego można rozszerzyć i zarazem uzupełnić o nowy wymiar potencjału rozwojowego, którym jest kalectwo i ogromna siła, która płynie z przezwyciężenia go. Całą drogę życiową Unthana można wyjaśnić za pomocą egzystencjalizmu przekory uformowanego w Niemczech i Austrii podczas kilkudziesięciu ostatnich lat XIX wieku, który w odróżnieniu od zachodnioeuropejskiego, francuskiego posiadał bardziej witalistyczny i transformacyjny charakter. Po I wojnie światowej w Niemczech było prawie trzy miliony kalek i nietzscheańska filozofia jak się okaże później mogła zaproponować im alternatywną drogę dalszego życia w odróżnieniu od zaakceptowania swojego smutnego losu. Dzięki zwiększonej woli przemiany płynącej z ich kalectwa 533

Tamże, s. 61.

257


mogli oni spróbować dokonania przekroczenia samego siebie, transgresji przełamującej wszelkie granice ich okaleczonej egzystencji.534 Nasz bezręki kaleka był w rzeczy samej egzystencjalistą varietes, artystą własnej egzystencji. Odróżniał się od heroicznego main streamu tamtych czasów. Uczynił ze swego ograniczenia swoją siłę, dzięki czemu rozprawił się z paradoksami własnej egzystencji czyniąc z nich podporę swojej wyjątkowości, własnej wirtuozerii. Dziwactwo własnego istnienia stało się koniecznością artystycznego bycia. Mógł stać się normalny dzięki swojej wyjątkowości, która była konieczną ceną do zapłacenia aby móc być częścią społeczeństwa. Stał się on przedziwnym wirtuozem i w rzeczy samej zwycięzcą w boju ze swym kalectwem. „Dokonanie tego wyczynu [zwycięstwa nad własnym kalectwem D. Ch.] potwierdza wyjątkową pozycję Unthana, którą w czasach obecnych zajęło na nowo kilku wybitnych artystów. Inwalidzi mogą się stać, o ile uda im się wydobyć i rozwinąć paradoksy własnej egzystencji, wiarygodnymi instruktorami conditio humana – istotami ćwiczącymi specjalnej kategorii, niosącymi przesłanie istotom ćwiczącym w ogólności.”535 Życie i sztuka łączą się u kalekiego artysty w jedno, ponieważ poprzez samo obnażenie wygrywa w przedbiegach. Z czystej sensacji dzięki swojej demonstracyjnej ekspozycyjności staje się wirtuozem kalectwa. Każda czynność życiowa jest u niego sztuką. Ciągła walka o swoje bycie, nieustający trening, nie tylko umiejętności pokazowych, ale i zwykłych codziennych czynności doprowadza do konieczności ciągłego życia w uśmiechu. Taka wyjątkowa jednostka nie może sobie pozwolić na choćby najmniejsze zwątpienie bo wtedy przegrywa już na samym początku. Samo istnienie takiej osoby jest ciągłą i nieustającą walką, twardym treningiem w którym jakikolwiek spadek formy może doprowadzić do załamania. Ciągłe balansowanie na granicy życia normalnego i bycia kuriozum jest powołaniem takiej egzystencji.

534

Tamże, s. 63., „Niewystarczalność francuskiego podejścia wynika z okoliczności, że egzystencjalizm, który pojawił się we Francji po 1940 roku, formułował filozofię dla inwalidów politycznych (w tym wypadku obywateli okupowanego kraju), podczas gdy w Niemczech i Austrii trzech ostatnich dziesięcioleci XIX stulecia powstała zabarwiona witalistyczno-terapeutycznie filozofia dla upośledzonych fizycznie i psychicznie, mianowicie dla neurotyków i kalek, która po roku 1918 wypełniła się treściami politycznymi, społecznofilozoficznymi i antropologicznymi.” 535 Tamże, s. 64.

258


„Ten wirtuoz umiejętności bycia normalnym rzadko może sobie pozwolić na luksus nastrojów depresyjnych. Życie na-przekór wymusza na tym, kto zdecydowany jest na sukces, ostentacyjną radość życia. Że w środku wygląda to niekiedy inaczej, nie obchodzi nikogo. Kraina uśmiechu zamieszkana jest przez kaleki-artystów.” 536 (podkreśl. D. Ch.) Mamy więc na planecie Ziemia (gwieździe ascezy) dosyć specyficzną grupę ćwiczących, którzy trenują w odpowiedzi na można powiedzieć wyjątkowe motywy. Nie należą oni do tabunów cierpiętników poszukujących prawdy w ćwiczeniach chorych, deprecjonujących swoją wartość ludzi. Trenują oni w odpowiedzi na zew, który jest zawarty w ich okaleczeniu. Ich zablokowanie, zastopowanie na drodze normalnego rozwoju prowokuje często przedziwną odpowiedź przekraczającą wszelkie te narzucone im niejako przez naturę ograniczenia. „Prowadzenie ćwiczącego życia jest w ich wypadku odpowiedzią na bodziec tkwiący w konkretnym upośledzeniu – stanowi ono zahamowanie, które prowokuje niekiedy artystyczną odpowiedź.”537 Dokładnie o to chodzi, że kalectwo staje się niekiedy dynamizmem rozwojowym. W upośledzonym rozwija się potężna wola, siła rozwoju. Jest to doprawdy niezwykłe zjawisko za którego przedstawienie należą się Sloterdijkowi słowa wielkiego uznania. Jak dalej pisze w swoim znakomitym dziele zapomnieliśmy o największym manifeście egzystencjalizmu przekory. Zarówno w pedagogice jak i w innych dziedzinach zostało ono pominięte, choć niesie w sobie niewątpliwie wielką wartość. Chodzi tu o dzieło, które ukazało się tuż przed wojną i które rzuca nowe światło na wiele pedagogicznych i filozoficznych problemów wynikających z samej egzystencji człowieka. Dzieło to nosi tytuł: Zerbrecht die Krücken Krüppel-Probleme der Menschheit. Schicksalsstiefkinder aller Zeiten in Wort und Bild [Połamcie kule. Ludzkość a problemy kalek. Odwieczne pasierby losu w słowach i obrazach].538 Książka ta jak pisze Sloterdijk ukazała się na początku lat trzydziestych, ale nie wzbudziła zbytniego zainteresowania, jednak nie stało się tak z powodu jej małej wartości lecz z powodu zawirowań politycznych

536

Tamże, s. 65. Tamże, s. 66/67. 538 Tamże, s. 68. 537

259


tamtych lat. Jest ona żywym dowodem na

intensywny rozwój egzystencjalizmu

przekory w Niemczech przed drugą wojną światową.539 Hans Würtz i jego postać zasługują jednak na to aby nie pozostać zapomniane. Na początku swojej praktyki był on nauczycielem szkoły podstawowej. Potem został inspektorem do spraw wychowania w domu opieki dla kalek. Za jego rządów ośrodek ten zyskał ogromną renomę. Posługiwał się on w nim podejściem opartym na woli mocy Nietzschego i odnosił jak widać duże sukcesy. Zakład ten stał się więc miejscem specyficznym i wyjątkowym na skalę światową. Podeście idealisty Würtza oparte na pewnej swoistej praktyce filozoficznej musiało być przecież fenomenem o wielkim znaczeniu.540 Niestety dojście do władzy NSDAP w lipcu 1932 roku przerwało cały ten ciekawy proces sprawdzania idei Nietzschego w wychowaniu. Zyskała ona poparcie między innymi dużej grupy inwalidów z I wojny światowej, co wydaje się paradoksalne w stosunku do późniejszej praktyki ich eliminowania. Dla Niemców stało się uciążliwe pozostawanie pod brzemieniem traktatu wersalskiego. Nastroje po I wojnie światowej były anarchiczne. Obywatele mieli dość demokratycznego państwa, którego przedstawiciele urządzają sobie pośmiewisko z ludu. Dosyć Kościoła i jego religijnego moralizowania. Chcieli wolności, a szczególnie chcieli jej ci, którzy tak jak kalecy, których ogromne ilości pozostały po wydarzeniach wojennych mieli dosyć życia w ciągłym lęku o własną przyszłość. To ten gniew, to poczucie upokorzenia i niesprawiedliwości wykorzystała NSDAP aby dojść do władzy. Paradoksalnie partia ta choć istotną częścią jej wyborców byli kalecy weterani wojenni w swoim podejściu reprezentowała agresywną politykę przeciwko nim, co skrywała min. za tematem „życia niegodnego życia”.541

539

Tamże, s. 67., „Najważniejsze świadectwo egzystencjalizmu przekory pochodzenia niemieckiego, a zarazem manifest starszej od niego antropologii kaleki, zostało faktycznie całkiem zapomniane przez filozoficzną i pedagogiczną brać. Mam tu na myśli książkę Zerbrecht die Krücken [Połamcie kule] autorstwa Hansa Würtza, nietzscheańsko inspirowanego inicjatora państwowej pedagogiki inwalidów; ukazała się ona na początku lat trzydziestych, nie wzbudzając najmniejszego rezonansu – z powodów, o których za chwilę.” 540 Tamże, s. 68., „Od roku 1911 działał jako inspektor do spraw wychowania w Oskar-Helene-Heim w Berlinie-Zehlendorfie, domu opieki wywodzącym się z wcześniejszego Zakładu Opieki i Wychowania Kalek (Berlin-Branderburgia). Pod kierownictwem tego młodego idealisty ośrodek ten stał się mekką państwowej opieki nad inwalidami i zdobył międzynarodową renomę. Wraz z ortopedą, Konradem Biesalskim, Hans Würtz uczynił z tej instytucji centrum nowej formy praktyki filozoficznej. Zakład kalek Würtza-Biesalskiego utrzymał się przez dwa dziesięciolecia jako twierdza egzystencjalizmu przekory w Niemczech. W codziennym obejściu z inwalidami poddawano tu próbie ogniowej idee Nietzschego o jedności życia i woli mocy, zanim nowi, bliscy partii dyrektorzy sprowadzili funkcjonowanie instytutu do nazistowskiej linii.” 541 Tamże, s. 68 – 69.

260


Najlepsze jednak w tym wszystkim jest to, że czołowi przywódcy tejże partii inaczej musieliby pokazać swoją prawdziwą kaleką i ograniczoną twarz. Prawie nigdy się o tym nie mówi ale w istocie większość jeśli nie wszyscy z nich byli ludźmi wykazującymi straszliwe braki w swojej osobowości psychicznej jak i w sferze cielesnej. Jeśliby to zrobili (pokazali własne braki) wydałoby się, że są ułomnymi przywódcami kalek, którzy używają jako swej siły napędowej własnych upośledzeń. Oczywiste jest, że nie chcieli oni do tego dopuścić aby ukazano ich prawdziwą twarz. Straciliby wtedy wszelkie szanse na przedstawianie się jako postępowi reformatorzy, a zobaczono by ich prawdziwe, często psychopatyczne oblicza czerpiące żałosną uciechę z władzy nad ludźmi. Elita nazistowskich przywódców była kalekami, którzy jako mechanizm dojścia do władzy wykorzystali własną ułomność z której czerpali niespotykaną często moc. „Musieliby wyłożyć wprost, dzięki jakim kompetencjom i na podstawie jakich uprawnień właśnie oni mieliby stać na czele narodowej rewolucji: Hitler jako emocjonalny inwalida, szukający odurzających momentów wspólnoty z ludem, Goebbels, starający się wkroczyć okaleczoną stopą na eleganckie parkiety, upośledzony nałogami Göring, który we władzy nazistów zwietrzył dla siebie i ko-uzależnionych szansę na hulaszczą bibę – wszyscy oni musieliby wykazać, na czym polega ich walka, ich marzenie, ich wielkie na-przekór-temu.”542 Naziści nie mogli się ujawnić w tej roli ponieważ by to ich obnażyło i skompromitowało. Świetnym przykładem kalekiego przywódcy jest też przywołany na tejże stronie Wilhelm II, którego kalectwo było w roku 1925 w centrum społecznego zainteresowania. W swojej książce Würtz prezentuje cały przegląd czołowych kalek Europy stanowiących jej kulturalną elitę. Są oni podzieleni na odpowiednie dla nich kategorie jak przykładowo „kategoria szpotawej stopy” itp. Wszyscy kalecy mistrzowie mieli w sobie siłę aby przezwyciężyć swoje kalectwo w drodze dojścia do nieraz całkiem prestiżowych i dających władzę funkcji społecznych. To pokazuje, że katalizatorem rozwoju człowieka może być nie tylko choroba psychiczna ale i kalectwo innego rodzaju. Co niezwykle istotne należy zauważyć, że rozróżnienie na ascezy pozytywne i negatywne obrazuje tutaj także różnicę pomiędzy rozwojem dobrym i złym. Są wirtuozi kalectwa tacy jak chociażby Unthan, którzy rozwijają się w sposób pozytywny wykorzystując swoją niezwykłą siłę woli do dyscyplinowania siebie w stylu antycznych 542

Tamże, s. 70.

261


Greków, chcąc osiągnąć swoje optimum jako twórcy. Jednak są też tacy, którzy jak Hitler, Goebbels, Wilhelm II i mu podobni wykorzystują swoje psychiczne i fizyczne rezerwuary woli mocy aby osiągać szczyty swoich psychopatycznych potrzeb. Świetnym przykładem, który nasuwa mi się z mojej pamięci jest król (celowo z małej) Belgii Leopold II masowy rzeźnik ludności Konga Belgijskiego, które to ludobójstwo leży odłogiem zapomniane mimo, że nasz mały królik, którego wspomniane K. B. było prywatną własnością doprowadził do wymordowania około 10 milionów ludzi (dokładna liczba nawet nie jest znana). Na pewno wpisałby się do kategorii kalek emocjonalnych czyli psychopatów. „Wspólna wszystkim protagonistom tego dzieła była ich zdolność urzeczywistniania filozofii na-przekór. Fakt, że na listach prezentujących naukowców znalazły się osoby takie jak Jezus, dotknięty według nowszych przypuszczeń „kalectwem szpetoty”, oraz Wilhelm II – kaleka z upośledzeniem rąk, w którym tkwi jeszcze, niczym kaleka matrioszka, „kaleka psychopata” – obrazuje wymiar i eksplozywność problemu. Wymienienie tu tak wielkich postaci ilustruje tezę prowadzącą od filozofii życia ku filozofii ducha, zgodnie z którą inwalidzi mogą zakotwiczyć się poza swoimi upośledzeniami w królestwie wartości ponadindywidualnych.”543 Także tu jest widoczne podstawowe założenie teorii Dąbrowskiego. Twierdził on, że reakcja na bodziec w przypadku jakiegokolwiek typu wzmożonej pobudliwości jest swoista dla danego jej typu. Przy tym taka reakcja jest znacznie silniejsza niż wskazywałby na to bodziec. Kalecy zaś, a przynajmniej ich część wykorzystują swoje okaleczenie jakiegokolwiek typu jako swoją siłę napędową w rozwoju. Chodzi o to, że nasuwa się tu punkt wspólny czyli, że akceleracja rozwoju w jednym i drugim przypadku jest mówiąc wprost wynikiem jakiegoś schorzenia o charakterze psychicznym bądź fizycznym. Dlatego właśnie kontrolowana patologia jest koniecznym czynnikiem

prawidłowo

rozumianego

procesu

wychowawczego.

Co

więcej

wykorzystywanie takich patologicznych złogów jako energii napędowej dla rozwijania się jednostki jest oczywistym postulatem nowej pedagogiki. Bez odpowiednio wzmacnianej

dezintegracji

tego

co

prymitywne

powiązanej

ze

stopniowym

wzmacnianiem woli danej jednostki w przezwyciężaniu swoich ograniczeń nie może być mowy o realnym postępie w twórczości ani w rozwoju wewnętrznego środowiska psychicznego danego człowieka. Dlatego też należy zadbać aby proces taki następował 543

Tamże, s. 71.

262


dynamicznie z jednej strony rozluźniamy wewnętrzne środowisko psychiczne i transformujemy zacofane, prymitywne, nieświadome struktury aby mogły się one reintegrować na wyższym poziomie. Jednocześnie wzmacniamy wolę rozwoju, transgresji, dążenia do tego co niewyobrażalne danej jednostki płynącą z jej chorobowych objawów, fizycznych bądź psychicznych zahamowań. Proces polega więc nie tyle na likwidacji danych objawów i zaburzeń co na stopniowym wykorzystywaniu ich jako rezerwuaru mocy rozwojowej i powolnym włączaniu w całość osobowości, aby potem dokonać aktu ich integracji i podporządkować je wyraźnie się wybijającej własnej woli rozwoju jednostki, opartej już na wyższym poziomie odczuwania i percypowania. Zadaniem nowej pedagogiki byłoby więc odpowiednie wykorzystanie potencjału rozwojowego danej jednostki i siły jej wewnętrznej woli do przezwyciężania swoich ograniczeń w drodze ciągłych i nieustających ćwiczeń, ascez, programów treningowych aby dojść do mistrzostwa w sztuce swojej egzystencji i doświadczyć poczucia jedności z otaczającą ich rzeczywistością. Nieprzypadkowo Würtz również odkrył doniosłą rolę ruchu rozwojowego w którym reakcja nie jest proporcjonalna do danego bodźca. Dodając do tego reżim treningowy w którym każdy kolejny trening przynosi choćby nieznaczny postęp otrzymujemy niezawodną receptę na to jak powinien przebiegać każdy profesjonalnie przeprowadzony proces wychowawczy. „Ruch, który nazwano tu rozwojowym, oznacza według Würtza nie ten zaledwie kompensujący, ale ten nadkompensujący: w ruchu tym reakcja przerasta bodziec. Tym samym autor sformułował tu teorem, którego zakres obowiązywania rozciąga się na wszystkie rodzaje asymetrycznych kompleksów ruchu, organiczne i duchowe, psychiczne i polityczne, nawet jeśli w swojej książce ogranicza jego prezentację do fenomenu inwalidztwa fizycznego. Chociaż już takie jego zastosowanie było wystarczająco ambitne: intensywna współpraca oparta na naukowych podstawach miała prowadzić do zjednoczenia niemieckich lekarzy, pedagogów i duszpasterzy w „celowej wspólnocie dla wydźwignięcia kalek”.”544 Jak widać problem jest doniosły ponieważ jeśli naprawdę to zwycięstwo nad własnymi zahamowaniami jest matką wszelakich dążeń rozwojowych. To wtedy z perspektywy nie tyle indywidualnej co ponadjednostkowej mamy do czynienia z ogromnym problemem. Dzieje się tak dlatego ponieważ wszelkie ruchy narodowościowe, takie jak chociażby Solidarność jawią się nam wtedy jako kompensacja zbiorowych zahamowań. 544

Tamże, s. 72.

263


Paradoksalnie okazuje się, że być może większość populacji nie wykazuje cech rzeczywiście ludzkich. Nie rozwija się, a co za tym idzie, że nie ma w społeczeństwie odpowiednich struktur umożliwiających i ułatwiających rozwój tym ludziom, dzięki czemu stopniowo wykształciłaby się warstwa ćwiczących inaczej, (pozytywne ascezy), która

pociągnęłaby

za

sobą

większe

zbiorowości

w

grupowym

zadaniu

samodoskonalenia się już nie tylko jako jednostka ale jako cała nacja, całe społeczeństwo. Jak widać świetnie się to łączy z TDP. Ta pedagogika kalekich pokazuje jak nawet choroby somatyczne, fizyczne mogą się stać potężnymi impulsami rozwojowymi. Potencjał wewnętrzny kalek fizycznych i kalek psychicznych (kalek w rozumieniu statystycznego reprezentanta gatunku ludzkiego) być może przezwycięża i przewyższa wszystko inne. Wśród kalek wymienionych przez Würtza znalazł się również wspomniany reprezentant III Rzeszy czyli Goebbels. Co mu się najwyraźniej nie spodobało ponieważ kazał wycofać całe wydanie książki Zerbrecht die Krücken. Nie rozumiał on widocznie tego, że znalezienie się obok wielkich kalekich wirtuozów sztuki i kultury powinno być dla niego zaszczytem, a nie hańbą. Tu też zastanowiła mnie zadziwiająca zbieżność między tym, że Dąbrowski (jak już wspominałem w tej pracy) twierdził, że wśród jednostek dotkniętych piętnem rozwoju znajdowały się wielkie wybitności takie jak Kierkegaard, Michał Anioł, Miquel de Unamuno itp. a faktem, że w wśród kalek Würtza nie brak takich samych wielkich jednostek. Ci wielcy podług niego czerpali swoją wolę rozwoju właśnie ze swoich blokad i ułomności. „Co się tyczy Goebbelsa, to nie okazywał on najwyraźniej żadnego zainteresowania dalszym postępem oświecenia. Włączenie go do panteonu inwalidów nie wzbudziło w nim zachwytu. Fakt, że umieszczony został w jednym rzędzie z wielkimi pokroju Kierkegaarda, Lichtenberga, Kanta, Schleiermachera, Leopardiego, Lamartine’a, Victora Hugo i Schopenhauera, żeby wymienić tylko kilku, nie zachęcił go do przyznania się do inwalidztwa.”545 (podkreśl. D. Ch.) Nasuwa się tu myśl, że zarówno Dąbrowski jak i autor książki Zerbrecht die Krücken doszli do podobnych wniosków posługując się trochę innymi metodami. Co trzeba zaznaczyć Würtz był przecież nauczycielem w szkole podstawowej, a także inspektorem do spraw wychowania, a więc elementy pedagogiczne i rozwojowe nieprzypadkowo występują w jego koncepcji.546 Tym bardziej niezmiernie inspirującym 545 546

Tamże, s. 73. Tamże, s. 68.

264


jest fakt, że tak przecież odmienni myśliciele, wywodzący się z różnych środowisk kulturowych doszli do podobnych wniosków opierając się na różnych, a jednocześnie paradoksalnie bliskich przesłankach. To pokazuje, że kryje się za tym coś realnego, jakiś źródłowy proces, który leży u podstaw rozwoju człowieka. Co ciekawe zarówno Dąbrowski jak i Würtz trafili obaj w czasy im nieprzychylne. Jak w tym kontekście należy przypomnieć autor TDP został dwukrotnie w różnych reżimach wtrącony do więzienia, co zrujnowało mu zdrowie. Z kolei autor „Połamcie kule” został po publikacji własnej książki zdradzony przez własnych współpracowników w 1933 roku i okrzyknięty filosemitą. Zwolniono go więc z pracy, odebrano prawo do emerytury, a w procesie sądowym dostał rok w zawiasach. Tak naród niemiecki odwdzięczył się wybitnemu pedagogowi kalek, który wyjechał do Austrii, aby dopiero w 1947 roku doczekać się pełnej rehabilitacji. 547 To ciekawe, że w podobnym okresie czasu w zupełnie innych kulturach istnieli dwaj myśliciele, którzy odkryli związek pomiędzy tym co chore i wydające się hamować w działaniu a przyspieszonym rozwojem człowieka. Można stwierdzić, z tego co wiem z lektury książki Sloterdijka, że te dwa podejścia w pewien arcyciekawy sposób się uzupełniają. Co w tym najlepszego Nietzsche filozof, na którym Würtz oparł swoją specyficzną praktykę wychowawczą doczekał się od niego bezlitosnej oceny. Jest on dla niego przykładem psychopatycznego kaleki, który przezwyciężając własne zahamowanie doprowadził do zaniku patologicznych funkcji i wartości swojej osobowości. Tym samym przeszedł do wyższej sfery egzystowania, wyższego poziomu percypowania rzeczywistości. Jego patologiczna osobowość została transformowana na nowy poziom. To niesamowite ponieważ w tym miejscu widzę dokładnie zwierciadlane odbicie tego co pod trochę innymi pojęciami jest wypowiedziane, zawarte w teorii dezintegracji pozytywnej Dąbrowskiego. Czyli u niemieckiego pedagoga kalek również talent połączony z ciężką pracą i ułomnościami daje w rezultacie eksplozję, akcelerację rozwoju. „Filozof, bez którego inspiracji trudno byłoby sobie wyobrazić pracę Würtza, został przez niego zakwalifikowany z zimną krwią jako „obciążony psychopatycznie kaleka wzrostu”. Bądź co bądź przyznaje on, że Nietzschemu udało się – zgodnie z prawami kompensacji, w połączeniu z dużymi uzdolnieniami i ciężką pracą nad sobą –

547

Tamże, s. 74.

265


przezwyciężyć w pewnym stopniu swoją ułomność, co pozwala uznać jego dzieło za udaną próbę przejścia do ponadpatologicznej sfery wartości.”548 (podkreśl. D. Ch.) Berliński ośrodek stał się więc polem treningowym dla tworzenia nowego człowieka, opartym na nowym podejściu. Wola stała się w tej odnoszącej sukcesy instytucji tym do czego przykładano największą wagę. Można powiedzieć, że uprawiano tam wzmacnianie ośrodka dyspozycyjno – kierowniczego, który zyskiwał tak autorytarną potęgę, że doprowadzał do przemiany. Okazuje się, że przy pomocy kompetentnego pedagoga, trenera woli można wyzwolić z jednostki chorej tak ogromne potencjały niespożytej energii ćwiczeniowej, że w rezultacie doprowadza się do całkowitej przemiany człowieka, a więc transformacji jego osobowości na nowy poziom. Motywacja nabiera tu zupełnie innego znaczenia niż w prozaicznej pedagogice, jest czymś więcej jest wolą mocy, samostawaniem się człowieka. Czymś co zarówno w filozofii Nietzschego jak i praktyce Würtza stało się elementarnym punktem stanowiącym o być albo nie być człowieka. O jego wolności bądź zniewoleniu. Tak więc i tutaj rozwój odbywa się w bólach porodowych. Rodzi się w zmaganiach człowieka z samym sobą. Choroba psychiczna, kalectwo, ułomność jest tym co pozwala urodzić się na nowo, wyzwolić ukryty potencjał człowieka i jego twórczość, a więc uczynić go naprawdę wolnym. Każde upośledzenie jest więc nie tyle przeszkodą co raczej wyzwaniem dla człowieka w drodze do tego co niewyobrażalne. Etapem w egzystencji akrobaty. „Berliński zakład był dla inspektora pedagogicznego również amboną, z której ogłaszał niechętnej raczej publiczności swoje propozycje rozwiązania zagadek ludzkości. Polegały one głównie na przekształceniach modalnych: możesz, czego chcesz; powinieneś chcieć tego, co musisz – powinieneś chcieć móc, i jesteś do tego zdolny, zakładając, że stoi przy tobie ktoś, kto chce, żebyś ty chciał. Zatrzymajmy się nad ostatnim sformułowaniem: definiuje ono nie tylko figurę trenera woli dla inwalidów, lecz stanowi definicję funkcji trenera w ogóle. Mój trener to ten, kto chce, żebym ja chciał – ucieleśnia głos, któremu wolno mi mówić: Musisz życie swe odmienić!”549 W nowej pedagogice niewątpliwie elementem o dużym znaczeniu musi być pierwiastek trenerski. Jednostka, która poddawana jest nieznoszącemu sprzeciwu głosowi trenera 548 549

Tamże, s. 74/75. Tamże, s. 76.

266


wyzwala w sobie entuzjazm konieczny do przełamania często nawet nieświadomych oporów własnego Ja w dochodzeniu do optymalnej formy. Wola przemiany powinna być wzmocniona aby akcelerować proces transformacji. Na osobie trenera spoczywa jednak niewątpliwy ciężar kierowania transformacją ucznia. Każdy błąd, każde wahanie może mieć opłakane skutki. Należy powściągnąć osobiste emocje i wyzwolić poprzez dezintegrację tego co jest pozytywny potencjał wychowanka. Jednocześnie niczym gorliwy palacz w „Lokomotywie” Juliana Tuwima „pedagog woli”550 musi ciągle podsycać niezbędną motywacją ogień woli przemiany, która niczym tranzystor wzmacnia ten proces samostawania się nowej, autonomicznej osobowości. To właśnie postać trenera jest jednym z sygnałów rewolucji w myśleniu człowieka dokonującej się na naszych oczach. Despirytualizacja ascez i walka o odzyskanie choćby częściowo ich pozytywnego wymiaru jest niewątpliwie sygnałem zmierzchu tradycyjnych form wychowawczych. Niewątpliwie postać trenera może stać się, a raczej staje się jednym z koniecznych aksjomatów dla nowego pojmowania roli pedagoga i nauczyciela. Powinien on nie tyle formować człowieka, czy przekazywać mu niezbędną wiedzę, co doprowadzić do wyzwolenia jego ukrytego potencjału, oczywiście w pozytywnej formie. W tym celu musi opanować podstawowe zagadnienia zindywidualizowanego programu treningowego jakiemu musi poddać każdego ucznia, aby poprzez stopniową dezintegrację starego środowiska psychicznego, a potem podsycanie woli przemiany doprowadzić do utworzenia się osobowości na nowym i wyższym poziomie. Musi przy tym pamiętać aby bez przerwy utrzymywać u ucznia odpowiednią formę do danej sytuacji treningowej. To zadanie jest niewątpliwie obowiązkiem wirtuoza, akrobaty jakim jest (a przynajmniej powinien być) w nowoczesnym świecie nauczyciel, pedagog. Musi stać się on mistrzem w ćwiczeniu doprowadzania innych do odpowiedniej formy wyzwalania ich ukrytego potencjału. Jego program jest więc nie tyle programem jawnym i objawionym mu przez instytucję, co treningiem ukrytym, innym w zależności od każdego ucznia i jego osobowości, typu psychicznego jaki przejawia, zaburzeń jakie posiada itp. Tym samym narzucony odgórnie program przestaje istnieć, a egzystuje jedynie kooperatywa między trenerem, a trenującym

w

celu

zmaksymalizowania

jego

potencjalnych

możliwości

z

uwzględnieniem potrzeb jego środowiska rodzinnego i kulturowego. „Wraz z pojawieniem się figury trenera – ściślej: jej ponownym pojawieniem się, po zniknięciu wraz z upadkiem antycznego atletyzmu – somatyczny i atletyczny renesans 550

Określenie użyte w książce P. Sloterdijka pt. „Musisz życie swe odmienić” na s. 76.

267


wszedł na początku XX wieku w swoją znaczącą fazę. Nie będzie obrazą, jeśli nazwiemy Hansa Würtza trenerem narodowym inwalidów, swego rodzaju Trapattonim kalek.”551 Wbudowanie swoistego napięcia wertykalnego, świadomości tego co niższe i wyższe nie odbywa się samo z siebie, następuje szybciej i z pewniejszym rezultatem pod kuratelą doświadczonego trenera, który odkrywa przed podopiecznym sekrety swego treningu. Musi przy tym normować trudność ćwiczeń, aby wola nie napotkała oporu, który jest bardzo trudny do przezwyciężenia bez wcześniejszej zaprawy. Pedagog kalek, nauczyciel i każda inna osoba nadzorująca proces dezintegracji ucznia jest zawsze postacią trenera, który może być beznadziejny i uczyć źle bądź nieskutecznie ale zawsze coś przekazuje. Wszelkie ćwiczenia służą temu aby utworzyć grunt pod przyszłe sukcesy. Wpajanie dążenia do czegoś często nawet niewyobrażalnego na początku programu fitnesowego (a każda czynność jest treningiem nawet niećwiczenie) służy wytworzeniu się odpowiedniego napięcia bez którego nie może być mowy o przyszłych sukcesach. Stres jawi się tutaj jako niezbędny motywator pozwalający pośrednio stworzyć bezpieczne oparcie dla woli przezwyciężania tego co mierne. Siła zyskuje swój wymiar dopiero kiedy zaczyna mieć oparcie w treningu, który pozwala woli wykazać swoją niezmierzoną wartość. „Hipoteza, według której pedagog inwalidów ucieleśnia swoim praktycznym i moralnofilozoficznym profilem jedną z pierwszych postaci nowoczesnego trenerstwa, daje się odczytać w licznych wypowiedziach Würtza. Widać u niego jasno, że trener jest aktualnym partnerem w nie-metafizycznych napięciach wertykalnych, które wpajają życiu trenującego wyraźne poczucie góry i dołu. Jest on odpowiedzialny za to, żeby „zaordynowane przez lekarza ćwiczenia danej (nabytej przez klienta) umiejętności ukorzeniły jego siły” tak, by „jego wola przetrwania [znalazła] konkretny punkt oparcia”.”552 Niestety zignorowano pedagogikę kalekich i jej niewątpliwy wkład do świadomego zmagania się ze swoimi upośledzeniami w dziele stawania się nowym człowiekiem. Antropologia człowieka znalazła drogę do świadomości tego co kalekie i wymagające przemiany. Jej werdykt brzmiał jednak całkowicie odmiennie podczas gdy pedagogika 551 552

Tamże, s. 77. Tamże, s. 78.

268


kalekich mówiła wprost o potrzebie zniszczenia barier w rozwoju i w rzeczy samej o wzniesieniu się na szczyty człowieczeństwa, to ona stwierdziła „nie łamać kul” ponieważ muszą one pozostać jako zabezpieczenie egzystencji człowieka. Kule państwa, religii, moralności są koniecznym protezowym ubezpieczeniem aby ludzkość mogła trwać w swoim śnie o potędze. Człowieka określono w XX wieku jako istotę, która potrzebuje podpory cywilizacyjnej w swojej egzystencji. 553 Niestety przez ową gafę zostało zapomniane to do czego zdolny jest człowiek jako samostanowiąca o sobie jednostka. Jeśli pobudzimy odpowiednio autodeterminację i wolę w rozwoju jednostki jest ona zdolna do przekroczenia prawie wszelkich granic i do wytworzenia własnej właściwej jedynie jej moralności. Człowiek jak się okazuje jest skazany na rozwój i czynienie tego, co dla innych gatunków jest i pozostanie jedynie w sferze marzeń. Dzieje się tak ponieważ od tych dążeń człowieka do przekraczania samego siebie zależy wartość jednostki ludzkiej. Nic innego jak to obsesyjne wytrenowanie, jak ta szaleńcza obsesja twórczości nadaje sens egzystencji ludzkiej. Poprzez takie to właśnie monstrualne wysiłki człowiek czyni się człowiekiem. Sens życia jest ukryty w momencie kiedy przebiegamy metę, który to moment jest zarazem tym, którym wyznaczamy sobie nasz następny życiowy cel. Poczucie sensu istnienia jest niczym innym jak ciągłym, nieprzerywalnym stawaniem się w którym to odnajdujemy nieodgadnioną tajemnicę bytu. Strach człowieka przed zerwaniem kajdan jest więc strachem bezrozumnym, ponieważ to w tym zrywaniu kajdan kryje się to co najbardziej ludzkie. To co stare mieni się w naszej kulturze jako dobre tylko ze względu na swoją potwierdzoną wiekiem wartość. Jednak każde uwielbienie dla tradycji i sztucznie utrzymywana doktryna powoduje zatrzymanie w rozwoju na które nie stać już ludzkości.

Uwolnienie

powiewu

wolności

jest

niezbędnym

imperatywem

nowoczesności. 554 Ponieważ co nam przyniosły wieki przywiązania do dogmatycznej tradycji mówi nam historia. Rozwój wymaga pluralizmu, a on z kolei wymaga wolności. Zmiana podejścia do rzeczywistości jawi się więc jako niezbywalna konieczność na której ignorowanie nasz obecny system nie może już sobie pozwolić. „W niechętnych mutacjom systemach tradycjonalnych wychodzi się jednak od samego początku z założenia, że nigdy nie opłaca się choćby tylko podjęcie próby dowodu na przydatność danej innowacji. Natomiast epoki otwarte w większym stopniu na 553 554

Tamże, s. 79. Tamże, s. 80.

269


innowacje

stawiają

na

rozpoznanie,

że

nawet

po

zaistnieniu

głębokich

przewartościowań moralnych i innowacji technicznych ciągle jeszcze możliwe są stabilizacje wystarczające dla pokierowania naszego modus vivendi w korzystną stronę – innowacje muszą być jednak nieustannie testowane ze względu na to, czy odpowiadają potrzebom stabilizacji systemów powszechnej opieki nad kalekami wcześniactwa (vulgo kultur).”555 (podkreśl. D. Ch.) Dokładnie we współczesności, kiedy to wysokie kultury nadają ton światu za pomocą swoich prężnych kultur-gospodarek w których innowacja i szeroko pojęta wynalazczość są na pierwszym miejscu powoli staje się nie do pomyślenia bronienie starych dogmatycznych, tradycyjnych przesłanek cechujących jedynie zacofane i bardziej ograniczone społeczeństwa. Rosnąca peryferyjność Polski i jej minimalne znaczenie w kulturowym amalgamacie Unii Europejskiej pokazuje, że tam gdzie królują prefabrykaty i przemysł produkcyjny, który na zachodzie Europy uległ przedawnieniu już kilkadziesiąt lat temu powstawanie rozwijającego się społeczeństwa jest znacznie utrudnione. Polska jest typowym przykładem kultury imitującej standard wysoko rozwiniętych kultur zachodniej Europy. Tak jak i praktycznie wszystkie inne narody świata stała się imitatorem spadkobierców cywilizacji antycznych Greków i starożytnych Rzymian. Ten, kto nie idzie za duchem czasu odpada z wyścigu o przetrwanie na rynku nowoczesności. Paradygmaty tradycyjne, które uległy przedawnieniu nie przynoszą już nowych zysków, skłaniają jedynie lud aby trwał dalej w swojej ślepocie, która z latami będzie skutkować jedynie rosnącą przepaścią pomiędzy tym co treningowo efektywne i wydajne i tym co służy jedynie utrwalaniu istniejącego już zacofania.556

555

Tamże, s. 80. J. Sowa, „Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą”, UNIVERSITAS, Kraków 2011, s. 482., „Jak więc widać, analogia między Polską a odległą rzeczywistością kolonialnoperyferyjną Trzeciego Świata jest silna i obejmuje wiele wymiarów. Jeśli chcemy lepiej zrozumieć swoją historię, powinniśmy przyglądać się mniej losom państw zachodnio-europejskich, a więcej temu, co działo się i dzieje w Afryce, Azji czy Ameryce Łacińskiej. Zwłaszcza ta ostatnia jest do Polski podobna. Składa się na to doświadczenie dominacji kolonialnej, podobieństwa w historii gospodarczej (w Rzeczypospolitej pańszczyzna i folwarki, w Ameryce Łacińskiej niewolnictwo i plantacje), analogiczny, peryferyjny sposób integracji z rynkiem światowym czy – last but not least – duża rola religii katolickiej w życiu publicznym. Pod każdym z tych względów Polska jest jednocześnie radykalnie odmienna od zachodu Europy, a zwłaszcza od jego lepiej rozwiniętych państw.” Jest to wyśmienita książka, w której autor wykorzystuje najnowsze osiągnięcia nauk humanistycznych i analizę lacanowską do zbadania historii Polski, między innymi stosuje w niej metodologię długiego trwania. 556

270


Człowiek jako istota ułomna, jako kalekie dziecko natury jest to zaśpiew wielu filozoficznych prac w których postrzega się go jako istotę kaleką, bezradną lub ekscentryczną, niezdolną do pozostawania w prawdziwym kontakcie z otaczająca go rzeczywistością. Przystosowuje się on do różnych wymyślonych konstruktów, które traktuje jak rzeczywiste prawdy, nie zauważając, że już dawno przestał on w nim (realnym świecie) egzystować. Jego pierwotna relacja ze światem została zastąpiona czymś innym. Europejczycy są więc mistrzami kalectwa, oderwali się od egzystencji życia w stronę ascez i patologicznych zachowań.557 Wszyscy ludzie są kalekami. Jednak kalectwo niektórych jest większe, tym samym silniejsza jest ich wola potrzebna im aby je przełamać. Dysponują oni arsenałem woli koniecznym do jego przełamania i akceleracji własnego rozwoju. Potencjał ludzkich kalek jest więc ogromny, a jego siła zniewalająca. Ludzie są kalekami, a jedyną droga rozwoju jaka im pozostaje są ascezy, ćwiczenia się w swojej egzystencji. Egzystencja człowieka wyraża się w ćwiczeniach. „Konsekwencje tych ustaleń są tak różnorodne jak same diagnozy. Jedno tylko mają wspólne: jeżeli ludzie są bez wyjątku wszelkiego rodzaju kalekami, to mają, każdy i każda na swój sposób, podstawę i powód, żeby pojmować swoją egzystencję jako bodziec do ćwiczeń korygujących.”558 (podkreśl. D. Ch.) Człowiek rozwija się dzięki ciągłemu przeciwstawianiu się temu co jest. Dzięki dążeniu ku górze i przełamywaniu ograniczenia wynikającego z przywiązania do ziemi. W związku z tym ciągle pożąda więcej, a jego środowisko nieustannie się rozrasta, człowiek potrzebuje ciągłej stymulacji. Jednostka jest mistrzem ćwiczeń poprzez które ustosunkowuje się do życia. Każdy wirtuoz ćwiczeń ma prawo się mienić również wirtuozem życia, bo to co najbardziej ludzkie wyraża się w treningu. „Mówiąc krótko: żeby trafić na właściwe wyrażenie, które wypowie ogólną konstytucję istot pod napięciem wertykalnym, musimy rozmawiać o inwalidach, ludziach ukonstytuowanych inaczej. „Musisz życie swe odmienić!” znaczy, jak widzieliśmy przy

557

P. Sloterdijk, „Musisz życie swe …”, dz. cyt., s. 81., „Biorąc pod uwagę, że nasza egzystencja w „świecie życia” stanowi pierwotną, autentyczną relację, którą od czasów Heideggera nazywamy byciemw-świecie, dochodzimy do przepełnionego ironią rozpoznania: w wyniku nabytych z wielkim wysiłkiem wad, notorycznie mylimy ten pierwszy świat ze światem drugim – fizyków, filozofów i psychologów.” 558 Tamże, s. 82.

271


okazji wiersza Rilkego: „Musisz uważać na swój wewnętrzny pion i sprawdzać, jak działa na ciebie ciąg idący od górnego bieguna!” To nie wyprostowany chód czyni człowieka człowiekiem, lecz rodząca się świadomość wewnętrznego rozdźwięku między górą a dołem, która ustawia go w pionie.”559 (podkreśl. D. Ch.) Jesteśmy istotami z natury swej wertykalnymi. Dążymy do przekraczania własnych granic i poprzez to cieszymy się z własnego istnienia. Rozwijając się wypełniamy swoją egzystencję na tej planecie ćwiczeń, którą jest ziemia. Jest to swoiste ciało niebieskie można by rzec, że jest to nawet nie gwiazda, a raj ascez. Okazuje się, że to co patologiczne popycha nas do przodu. Człowiek, który nie jest w jakimś wewnętrznym czy zewnętrznym sensie kaleką jest nieludzki. Zapominamy, że egzystujemy w kosmosie i, że nie musimy szukać obcych, tylko lepiej poznać siebie. Tak ludzie są obłąkanymi kosmitami, skazanymi na nieustanny szaleńczy rozwój. Ci, którzy się nie rozwijają nie przetrwają, to jest niepisane prawo naszego istnienia, naszej egzystencji i ewolucji jako gatunku ludzkiego. Przetrwają tylko akrobaci. Edukowanie się przez całe życie i nieustanne wychowywanie jawi się w tym świetle jako niezmienny obowiązek w kontinuum ludzkiego życia. Nakłady na edukację, wychowanie i kulturę są czymś niezbędnym i wyjątkowym ponieważ od nich zależy przetrwanie gatunku ludzkiego. Nie wolno nam zapominać o tym, że jest to obowiązek państwa. Ma ono szerszą perspektywę i jest w stanie podjąć dużo większe ryzyko w zakresie edukacji niż prywatny przedsiębiorca. Tak więc państwo musi przeznaczać duże nakłady na kulturę i oświatę, szczególnie w takim kraju jak Polska, w którym jest ona słaba, ponieważ jest to warunkiem jego istnienia. Badania psychiatryczne, pedagogiczne i psychologiczne powinny zostać sprzężone w jedną dyscyplinę. Stawiam w tej pracy jasny postulat, że badania empatii powinny być stosownym testem człowieczeństwa dla każdej osoby zajmującej wysokie stanowisko w strukturze społecznej. Nie może być tak, że jednostki nie zdające tego testu, osoby ułomne zasiadają na wysokich stanowiskach i rządzą większością osób wrażliwszych i bardziej kompetentnych do tego zadania od siebie. Należy stworzyć obowiązek przechodzenia takiego testu przed dojściem do wysokiej pozycji społecznej i powinien być on warunkiem dopuszczenia do kandydowania na jakiekolwiek publiczne stanowiska. Mógłby się tym zajmować psychohigienista będący zawodem łączącym kompetencje psychiatry, psychologa i pedagoga. Freudowski przełom i jego kontynuatorzy umożliwiły nam badanie głębszej struktury psychicznej człowieka. Lacan, Jung, inne 559

Tamże, s. 83.

272


typy badań powinny zostać wykorzystane w celu wyeliminowania jednostek psychopatycznych

ze

struktur

władzy.

Konieczny

jest

nowy

konsensus

międzynarodowy. Nie może być tak, że jawnie łamane są niepisane zasady, że Rosja atakuje Ukrainę, a Władimir Putin przeprowadza jawnie swe bezprawne plany. Autonomia jednostki wobec państwa musi być wyraźniej określona. Żaden człowiek nie może być przymuszany do walki za swój kraj, a w wypadku dezercji rozstrzelany na ulicy. Mamy prawo do odmowy walki. Jesteśmy autonomicznymi ludźmi. Jakiekolwiek naruszanie życia innych osób przez nakaz organu państwowego jest niedopuszczalne. Norymberga i sąd hitlerowców pokazały, że był to polityczny proces, a nie obiektywne ocenienie zbrodni II wojny światowej. Żaden ze zbrodniarzy hitlerowskich nie powinien być ukarany śmiercią ponieważ wykonywali oni rozkazy i nie mogli odmówić. Jeśli grozi ci rozstrzelanie za odmowę walki i istnieje społeczny do niej przymus nie można cię sądzić za te zbrodnie jakbyś je sam popełnił. Prawdziwa zbrodnia jest jedynie ta, która wynika z wolnej woli czynu ludzkiego. Pokażę to na przykładzie. Jeśli w piwnicy znajdują się dzieci i kobiety, a żołnierz bez rozkazu wrzuca tam granat aby ich zabić wtedy popełnia prawdziwą zbrodnię. Nie ma dla niego żadnego choćby częściowego usprawiedliwienia. Żadnego ze zbrodniarzy norymberskich, który wykonywał tylko, bądź aż rozkazy nie powinno skazywać się na karę śmierci, a jedynie na dożywotnie więzienie. Czy naloty dywanowe Winstona Churchilla doczekały się kary? Czy bomby atomowe zrzucone przez Amerykanów na Hiroszimę i Nagasaki, które były ewidentnym ludobójstwem doczekały się kary? Nie. Dlaczego? Ponieważ zwycięzców się nie sądzi. Ja tak nie uważam. Pokazuje to tylko relatywność kary i jej labilność w zależności od słabości lub siły karanego. Wracając do tematu tym bardziej edukacja i wychowanie powinny być głównym celem społeczeństwa. Reforma przestarzałego systemu jest nieodzownym krokiem. Trzeba kształcić młodzież i dzieci, rozwijać się póki można aby zbrodnie i ludobójstwa przeszłości nie stały się naszą smutną teraźniejszością.

To co kiedyś stanowiło prawidłowe rozwiązania treningowe dla naglących problemów egzystencjalnych dziś nie stanowi już satysfakcjonującego rozwiązania. Nowoczesna kultura zdewaluowała ascetyzm jako coś autentycznego, jednak nadal poszukuje środka wyrazu. Tutaj przykładem jest filozofia egzystencjalna, TDP i psychologia transpersonalna. Atleci cieszą się jeszcze poważaniem jako asceci fizyczności i wymaga się od nich autentyczności. Jednak od ascetów nowego ruchu psychologii 273


transpersonalnej wymaga się czegoś zupełnie innego. Rozwój jest tu zachowany, ale w odmiennym wymiarze. W chrześcijaństwie jakikolwiek rozwój miał charakter negatywny i odbywał się przez deprecjację ludzkiej godności. Nowy rozwój pożąda oparcia się na pozytywnym potencjale ludzkiej jednostki i jej woli transgresji ustalonych granic. W pewnym sensie określa się w tym nowym podejściu doskonalenie jako wartość autoteliczną przez którą człowiek wydobywa na świat swoją rzeczywistą boskość i dopiero wtedy nadchodzi czas aby pomóc innym. „Myśleć i działać postmetafizycznie oznacza: wychodzić poza obciążenia dawnej conditio humana za pomocą techniki, a bez ekstremalnych programów ascetycznych. W czasach nowoczesnych atleci są jedynymi ascetami, co do których życzono by sobie, żeby ich zwycięstwa były autentyczne – natomiast spirytualni zwycięzcy nad dawną conditio humana pozbawieni zostali autorytetu przez kulturę podejrzliwości.”560 Współczesny egalitaryzm zmienił wiele, chce zrobić z dawniejszego ekskluzywnego raczej ruchu ascetyzm dla mas. To samo próbuje się wprowadzić na gruncie pedagogiki, czyli w pedagogice dla ubogich i nie chodzi mi tu o status materialny. Problemem jest to, czego powiedzenia wprost unika się i w TDP, o zubożenie i ograniczenie prawdziwej natury rzeczy. Tego, że najwyższy potencjał zawsze udaje się urzeczywistnić niewielkiej grupie osób. Jednak mogą oni być wskaźnikiem rozwoju dla innych. Można by było uczynić to tak, jak w buddyzmie wywodzącym się z tradycji mahajany, gdzie budda współczucia powraca po osiągnięciu oświecenia aby dopomóc i innym w jego uzyskaniu. Widać tutaj ogólny schemat, że tak samo prawidłowe wykorzystanie społecznego potencjału polegałoby na tym by umożliwić tym jednostkom, które mają największy potencjał na swobodny jego rozwój. Należy wyłapywać i wspomagać takie indywidualności, aby potem mogły wspomóc innych, gdy zrealizują swój potencjał w urzeczywistnianiu swoich możliwości przypisanych do ich egzystencji. Stworzyłoby to w kulturze i oświacie koło zamachowe, które procedowałoby w długim okresie nieprawdopodobnymi osiągnięciami i rozwojem całego społeczeństwa. Aby uczynić taki krok państwo musi jednak zacząć rozumieć jak ważną sferą jest edukacja, wychowanie, szkoły wyższe i pojąć, że inwestowanie w nie ogromnych środków to konieczny choć ryzykowny krok, który może podjąć jedynie ono samo. Jeśli Polska nadal chce istnieć to nie może sobie pozwolić na klęskę na tym podstawowym dla jej istnienia polu, czyli w sferze oświaty. 560

Tamże, s. 587.

274


Miernota dzisiejszych humanistycznych aktorów objawia się w pełni w ich zabawianiu się w poszukiwanie, plądrowanie archiwum kultury. Jednostki parające się nauką humanistyczną nie rozumieją tego, że jest to jedynie archiwum pomników, niezmienialnych faktów, a nowy paradygmat cywilizacyjny, nową myśl jutra trzeba formować teraz, a nie grzebać w starociach.561 Podczas gdy nazistowskie zbrodnie spotkały się z rozliczeniem, zostały tak naprawdę przepracowane i spłacone (co skutecznie zapobiega po dziś dzień nawrotom nazizmu) to zbrodnie systemu sowieckiego i maoistowskiego wciąż na to czekają. To bardzo złe ponieważ, to co nie przepracowane społecznie może powrócić w każdej chwili. Widmo tego ciąży przecież nad Rosją. Skutki tego widać w imperialno – stalinowskiej zbrodniczej polityce Putina. Nawiasem mówiąc to fascynujące w jaki naiwny sposób po dziś dzień Rosjanie łączą mit, złudzenie własnej potęgi z ekspansją terytorialną i jej rozległością, nie pojmując, że tym co stanowi o sile dzisiejszego państwa jest rozwinięta gospodarka, a nie rozległość terytorialna.

562

Tym samym widać jak

relatywne jest postrzeganie przez nas historii, jak wybiórcze i dogmatyczne są przesłanki, którymi posługuje się tak zwana uznana nauka. Kolejnym problemem, który jasno i wyraźnie wymaga się rozwiązania w nowoczesności jest kwestia biowładzy państwa poruszona przez Michaela Foucault i konieczność postawienia skutecznej tamy przeciwko fanatycznym zabiegom rządzących do

stworzenia deterministycznej i

działającej destruktywnie na obywateli biomaszyny dającej im nieograniczone zyski i władzę. Zanik kultury ćwiczenia i świadomości dyscyplin we współczesnej pedagogice, która ponadto ciągle znajduje się w antagonizmie z państwem ze względu na inne semantyczne rozumienie kształcenia coraz bardziej rozpaczliwie domaga się rozwiązania. Bezczelne (bo tak to trzeba nazwać) pretensje państwa do nadzorowania ideologicznego jak najmłodszych dzieci i do wchodzenia w zakres kompetencji ich

561

Tamże, s. 593., „Notabene paraliż, który opanował dzisiaj tak zwane nauki humanistyczne, wywodzi się stąd, że większość ich aktorów urządziła się jako obserwatorzy szybujący swobodnie w archiwum – Rorty [mowa tu o Richardzie Rortym D. Ch.] nazywa ich z lekka lekceważąco detached cosmopolitan spectators – a programatyczną pracę nad formowaniem przyszłościowego kodu cywilizacyjnego pozostawili przypadkowi i fantazmatom.” 562 Tamże, s. 596., „Godna uwagi pozostaje asymetria „rozliczania”: „antyfaszyści” orientacji sowieckiej i maoistowskiej omijają ciągle kwestię, co takiego powoduje, że jeszcze większe kwantytatywnie ekscesy we własnym obozie traktują w sposób o wiele bardziej dyskretny. Wgląd w odnośne proporcje jest do dzisiaj bardzo ograniczony, mimo Sołżenicyna, Jung Changa, mimo Czarnej księgi komunizmu. Podczas gdy zakłamywanie zbrodni nazistowskich słusznie traktowane jest w niektórych krajach jako czyn karalny, zbrodnicze czyny archipelagu marksistowskiego uchodzą ciągle jeszcze w pewnych kręgach za drobne przewinienia historii.”

275


prawnych opiekunów trzeba ukrócić. Pedagogika nie może służyć państwu, i nie może być powiązana z jakąkolwiek strukturą ideologiczną w tym państwie istniejącą. Jej zadaniem jest kształtować autonomiczne jednostki, a nie dostarczać zunifikowane maszyny produkcyjne. „Co się tyczy zaniku kultury ćwiczenia i świadomości dyscyplin w pedagogice drugiej połowy XX wieku, stanowi on najnowszy rozdział w długiej historii antagonistycznej kooperacji między nowoczesnym państwem a nowoczesną szkołą. (…) Jeśli klasyczne żądanie państwa wobec szkoły, aby ta dostarczała użytecznych obywateli, zostaje przez nią przełożone na zlecenie kształtowania autonomicznych osobowości, to permanentne tarcia są z góry zaprogramowane – z jednej strony jako twórcza dysfunkcja, z drugiej jako źródło chronicznego rozczarowania.”563 Tak więc nowa pedagogika jako nauka zmuszona jest do tego aby istnieć niejako przy państwie, jednocześnie musi być zdolna aby w trudnej sytuacji przeciwstawić się mu, aby nie dopuścić do kształtowania się mechanizmów chorej nadwładzy państwa nad jednostką. Nowy pedagog powinien, a raczej musi w każdej chwili pamiętać o tym, że pierwszym obszarem którego zawłaszczenia pożąda państwo jako nienasycony organizm jest szkoła i młode podatne na ideologię jednostki. To przecież z tym się wiąże postulat jednak pewnej niezależności nauczania od państwa i niedopuszczenia do takiego przesycenia kościelną i państwową propagandą z jaką mamy do czynienia w obecnej polskiej szkole. Sfera nauczania ma na celu przekazanie w miarę obiektywnej i rzetelnej wiedzy o otaczającej nas rzeczywistości. Stąd pochodził (jak sądzę) też postulat Poppera o pewnej koniecznej sferze racjonalnej w życiu człowieka. Stąd się biorą przecież w Polsce coraz silniejsze głosy o zlikwidowaniu religii w szkołach. Stąd też biorą się opory przed zezwoleniem na wszechwładzę państwa w oddziaływaniu na dzieci i wpajanie im narodowo – faszystowskiej propagandy. Szkoła ma być miejscem poświęconym poznaniu otaczającej nas rzeczywistości i dążeniem do pewnego rodzaju samodzielności w poszukiwaniu własnej prawdy i własnego sensu życia, a nie kloaką państwowych degeneratów, którzy w imię własnego panowania chcą uczynić z kształcenia obywateli pośmiewisko i indoktrynację polegająca na wpajaniu im fałszywych przekonań. Ciągłe obcinanie wydatków na oświatę, kulturę i na szkolnictwo wyższe w Polsce jest przykładem komercjalizacji edukacji i ogłupiania motłochu jakim jest w przekonaniu rządzących nasze społeczeństwo.

563

Tamże, s. 597.

276


To pedagogika tworzy kulturę, bierze ona swój początek, wywodzi się z nadwyżek humanistycznych przekazywanych w procesie wychowawczym. W szkole nowożytnej dochodzi do złego i szkodliwego przystosowania, do wypaczenia wzorca w czego wyniku mamy do czynienia z tym, że szkoła nie kształci ani obywateli, ani osobowości stając się samonażerającym się systemem pseudooświatowym dającym korzyści jedynie w nim zatrudnionym. Zanika świadomość ćwiczeniowa i konieczność wzorca: „Na najnowszym etapie historii szkolnictwa twórcza maladaptacja szkoły klasycznej zmieniła się w wielu miejscach w maladaptację złośliwą, która może być nazwana nowoczesną o tyle, że jest rezultatem typowego dla epoki zakłócenia funkcji wzorca i związanego z tym zaniku świadomości ćwiczeniowej. W wyniku tego szkoła zbliża się do punktu, w którym imploduje w dwójnasób, nie wydając ani obywateli, ani osobowości. Nawiguje w kierunku stanu poza konformizacją i wytwarzaniem nadwyżek, który pomija wszystkie aspekty bezpośredniej użyteczności i pośredniego stwarzania następstw.”564 Czy to nie odnosi się do polskiej szkoły? Tak, dokładnie, to co robi polska edukacja to bezsensowne produkowanie ludzi nie mogących spełniać ani funkcji obywatelskich, ani być w pełni sobą. Zapomina ona o tym, że wszelka kultura rodzi się na glebie wychowawczych nadwyżek. W rezultacie nie daje ona niczego społeczeństwu, jak i państwu. Stwarza miraże edukacyjne, które są pełne obietnic lecz do niczego nie prowadzą. Zapomina ona o tym, że jej zadaniem podstawowym jest okazywać nieprzystosowanie pozytywne wobec państwa i realizować trudną pracę wydobycia potencjału swoich wychowanków. Szkoła stała się systemem, który ustala w samym sobie coraz większy obszar praktyk czysto samozaspokajających, samoodnoszących, samolubnych, nastawionych jedynie na instytucję samą w sobie. Szkoła, oświata uczyniła powszechną cnotą swoje własne autozakłamanie wynikające z zinstytucjonalizowanego nastawienia na wypełnianie zadań, które odnoszą się jedynie do instytucji jako takiej. Reasumując system zaczął służyć sobie samemu, a nie wychowaniu poszczególnych jednostek, nie mówiąc już o społeczeństwie. Samolubstwo stało się tym co określa w Polsce instytucję zwaną szkołą. Te zjawisko jest opisane przez Sloterdijka, które to przywoływany przez niego Niklas Luhmann określa jako: wyodrębnianie się podsystemów.565 564 565

Tamże, s. 598. Tamże, s. 599.

277


Uczniowie nie są już ukierunkowywani do bycia autonomicznymi, zdolnymi do podejmowania własnych decyzji, asertywnymi jednostkami mającymi wnieść coś do kultury i rozwinąć strukturę społeczeństwa, ale jedynie dopasowują się do systemu edukacyjnego,

który

sam

sobie

stawia

absurdalne

cele

zorientowane

na

samozaspokojenie własnych potrzeb. Dzięki temu polska szkoła: „Rok po roku wypuszcza coraz bardziej zdezorientowane kohorty uczniów, u których widać coraz wyraźniej ich dopasowanie do systemu oświaty, wymykającego się maladaptywnie spod kontroli, bez najmniejszej winy ze strony poszczególnego nauczyciela i ucznia. Obu jednoczy ekumenizm dezorientacji, dla którego trudno doszukać się historycznego odpowiednika – o ile chce się uniknąć wskazania na długą noc oświatową między upadkiem rzymskiego systemu szkolnictwa w V wieku a powstaniem

w

VIII

wieku,

w

następstwie 566

chrześcijańsko-humanistycznej kultury szkolnej.”

reform

alkuińsko-karolińskich,

(podkreśl. D. Ch.)

Trudno nie zgodzić się z analizą Sloterdijka, i choć nie dotyczy ona bezpośrednio polskiej edukacji tylko systemu oświaty w ogólności, to w doskonały sposób obrazuje to co dzieje się w Polsce. Jedynie poprzez odartą z iluzji perwersję możemy odkryć prawdziwe oblicze systemu, który służy jedynie sobie samemu. Otwartość w ukazywaniu bezczelnej samoreprodukowalności systemów jest bez wątpienia negatywnie napiętnowana przez nienawidzących łamania instytucjonalnych ograniczeń sługusów systemu.567 Podsystemy społeczne stopniowo zaczynają zamykać się w sobie. Zwiększony poziom ich sprawności wynika ze stopniowego uodporniania się na jakąkolwiek krytykę. Jest to nazywane przez Sloterdijka pojęciem selfishness. W rezultacie system staje się poprawny sam w sobie bez względu na jego samolubstwo, które w tym przypadku jest postrzegane jako cnota.568 System ekonomiczny i polityka jako jedyne ukazują w sposób widoczny swą samolubność i zamknięcie na moralność powszechną. W jednym z nich liczy się 566

Tamże, s. 598/599. Tamże, s. 599/600., „Uwarunkowane systemowo przewartościowanie wartości zakłada oddiabolizowanie autopreferencji, jak obserwuje się to w pismach europejskich moralistów między XVII a XIX wiekiem. Dlatego nie dziwi, że w centrum każdego podsystemu natrafiamy na zneutralizowaną perwersję. Za perwersyjne uchodzi nie tylko ofensywne odstępstwo „występku” od norm moralnych, jeszcze bardziej perwersyjną wydaje się otwartość przyznania, że systemowi podporządkowanemu zależy ostatecznie tylko na sobie, nie zaś na jego możliwych mandatach w ramach tego większego.” 568 Tamże, s. 599. 567

278


wyłącznie władza, a w drugim zysk, reszta interesów jest pomijana w tych systemach na rzecz wiodących celów

samozaspokojenia. 569 Jednym z bardziej denerwujących

przejawów samowładności w przypadku oświaty jak i innych systemów służących własnej samowystarczalności jest ukrywanie własnego autarkistycznego charakteru i tworzenie niezaprzeczalnych tłumaczeń swojej niezaradności. Jak wiadomo teorie, które są tworzone na bazie pewnego bieżącego paradygmatu, będą służyć jego interesom. Tak samo w przypadku sytemu oświaty eksperckie wyjaśnienia mają na celu to aby wmówić ludowi, że dany system jest konieczny i przynosi większe korzyści niż straty, mimo, że jest widoczne gołym okiem jego zakłamanie i to, że jego jedynym, a w każdym razie najważniejszym celem jest dalsze czerpanie zysków ze społeczeństwa. „Pozostałe podsystemy [poza ekonomią i polityką D. Ch.] z natury rzeczy zmuszone są znacznie bardziej do zatajania własnego selfishness i tłumaczenia się za pomocą mglistych retoryk holistycznych. Nie zmienia to niczego w ich faktycznym ukształtowaniu się w selfish systems. Każdy z nich wytwarza tak zwanych ekspertów, którzy wyjaśniają współczesnym, dlaczego sprawy przebiegać muszą tak, jak wiadomo, że przebiegają. Muszą oni wytłumaczyć sceptycznej publiczności, dlaczego korzyść wspólna przeważa nad aż nazbyt widoczną korzyścią własną podsystemu.” 570 (podkreśl. D. Ch.) Tak więc mamy do czynienia z pewnego rodzaju negatywnym fenomenem

kiedy

okazuje się, że wiele systemów społecznych w tym system oświaty jest zorganizowanych w sposób jawnie szkodliwy dla większości obywateli poprzez swoje zafiksowanie na sobie i niezdrową samolubność. Tragiczne jest to, że w świetle prawa odmawia się wprowadzenia odpowiednich zmian do tej ludzkiej manufaktury jaką stała się w Polsce edukacja. Niezdolność do intersubiektywnego spojrzenia na zastany stan rzeczy, ukrywanie się za różnego rodzaju pseudoedukacyjnymi opowiastkami powoduje stan kompletnego zakłamania własnej natury. Okazuje się, że wszystkie działania takie jak powoływanie ekspertów, którzy mają wytłumaczyć ludziom dlaczego tak jest, jak jest i musi być, wmawianie tego, że zyski płynące z systemu dla ogółu są większe niż zyski partycypujących w nim parweniuszy służą jednemu samowystarczalności tegoż systemu. Po prostu jest niemożliwe żeby minister edukacji narodowej w Polsce powiedziała wprost, że po pierwsze najważniejszym zadaniem systemu oświaty jest 569 570

Tamże, s. 600. Tamże, s. 600/601.

279


jego powielanie, samonapojenie, samozaspokojenie, samoreprodukcja. Tak naprawdę doszło niestety do tego, że oświata w Polsce jest zainteresowana jedynie utrzymaniem swoich przywilejów i wygodnym egzystowaniem samoreprodukujących się elit egoistycznych

parweniuszy

uczestniczących

w

profitach

płynących

z

tej

samonapędzającej się instytucji. „W stopniu jeszcze mniejszym można liczyć na to, że system szkolnictwa byłby pewnego dnia dostatecznie perwersyjny, żeby przyznać, iż jego jedyne zadanie polega na utrzymywaniu siebie przy życiu, dla zapewnienia swoim profitentom, mianowicie nauczycielom i urzędnikom administracji, uroków pewnych etatów i solidnych przywilejów.”571 Szkoła w Polsce nie jest już miejscem gdzie uczymy się jak stawiać czoło wyzwaniom naszego życia. Przestała ona już dawno wychowywać, czy raczej produkować nowych obywateli na rzecz państwa. Jej niezdolność do nawet takiego ograniczonego działania jak bycie służką państwa wynika z nieobliczalności współczesnego rynku i obecnych na nim zawodów, gdzie ustanowienie precyzyjnego celu staje się działaniem niemożliwym w obliczu nowoczesności. Jej problem jest też spowodowany wyrzeczeniem się tego, co do niedawna było jej największą siłą, czyli naddatku humanistycznego, dzięki któremu społeczeństwo zyskiwało wielkich myślicieli. Zrutynizowanie szkoły i wprowadzenie obligatoryjnego

uczenia

się

bezsensownych

i

przestarzałych

dydaktycznych

farmazonów doprowadziło szkołę do ciężkiego braku formy.572 W Polsce mamy do czynienia z faktem, że szkoła nie jest w stanie wypełnić swojej wychowawczej funkcji i zapewnić nowych szeregów obywateli o jakimś elementarnym poziomie wiedzy. Nasz kraj rezygnuje także z tego co było siłą mieszczańskiego systemu wychowawczego, z którego wyrośli tacy geniusze jak Goethe, Nietzsche, czyli z nadwyżki humanizmu, która to właśnie dawała ogromny impet całej naszej kulturze i na

zanik

której

nie

możemy sobie

pozwolić.

Ta

wcześniej

wspomniana

dysfunkcjonalność szkoły w stosunku do państwa, która zamiast produkować nowe zastępy

niezłomnych

robotów

produkowała

autonomiczne

jednostki

została

zaprzepaszczona w ostatnich kilkudziesięciu latach. Doprowadziło to do skrajnego wyjałowienia systemu szkolnego w Polsce. Nasi nauczyciele, to pseudonauczyciele, a 571 572

Tamże, s. 601. Tamże, s. 601.

280


uczniowie to pseudouczniowie. Stworzono wewnątrz tej oświatowej instytucji sztuczne normy służące tylko i wyłącznie jej petryfikowaniu. Szkoła, która sprawuje realny nadzór nad uczniami, teraz udaje antyautorytarną inaczej. „Produkuje ona nauczycieli, którzy przypominają już tylko nauczycieli, przedmioty szkolne, które przypominają już tylko przedmioty szkolne, uczniów, którzy przypominają już tylko uczniów. Nie zaprzestając sprawowania formalnego autorytetu, stała się przy tym w podrzędny sposób „antyautorytarna”. Ponieważ prawo uczenia przez naśladowanie jest niepodważalne, to szkoła ryzykuje, że prezentowaną przez siebie niechęć do prezentowania wzorcowości czyni wzorem, który powtarza się w następnych generacjach. W rezultacie w drugim, trzecim pokoleniu pojawiają się prawie

wyłącznie

nauczycielki

i

nauczyciele,

którzy

celebrują

już

tylko

samoodnośność nauczania. Samoodnośnym jest to nauczanie, które odbywa się tylko dlatego, że leży to w naturze systemu.”573 (podkreśl. D. Ch.) Osobiście nie mogę wykluczyć całkowitego złamania się oświaty. Napawa mnie grozą obraz polskiej edukacji. W pewnym momencie stało się dla mnie jasne, że to co się dzieje przekracza wszelkie granice szeroko pojętej przyzwoitości. Uczniowie są konieczni tylko do tego, żeby zapewniać ministerstwu edukacji i jego urzędnikom odpowiednie przychody. Polska edukacja stała się maszynką do robienia kasy. Szkoła uczyniła absurd odrzucając prawo do uczenia poprzez naśladowanie. Doprowadziło to do tego, że pojawiają się jako wzór reprezentowany w szkole postawy zaprzeczające samej naturze nauczania. Słowem uczymy się tylko dlatego ponieważ szkoła (system oświaty) nam każe. W szkole nie ma żadnych istotnych przedmiotów oprócz niej samej. Staliśmy się społeczeństwem w którym unikanie jakiegokolwiek wysiłku stało się przykładem wypierając właściwe, społecznie autentyczne postawy. Postulaty zawarte immanentnie w teorii dezintegracji pozytywnej Dąbrowskiego stanowią bez wątpienia korzystny ładunek pozytywny, który mógłby zostać włączony w nową pedagogikę. Konieczne jest stworzenie przestrzeni w szkole, która umożliwiłaby realizowanie swojego potencjału uczniom wybitnie uzdolnionym. Lekceważenie tego, że wzmożone typy pobudliwości psychicznej łączą się nad wyraz często z większymi możliwościami intelektualnymi, emocjonalnymi i twórczymi jest czymś na co nie można sobie pozwolić w nowoczesnym społeczeństwie. Zindywidualizowane podejście do poszczególnego 573

Tamże, s. 601/602.

281


ucznia jawi się jako konieczność. Niszczenie w zarodku często unikalnych jednostek w skali społeczeństwa powoduje, że wszelkie procesy społeczne ulegają opóźnieniu. Nowoczesna edukacja powinna stworzyć elastyczny wymiar zajęć i umożliwić bardziej intensywną pracę z poszczególnymi uczniami. Chodzi mi tutaj o to, że szkole nie może być już dłużej narzucany arbitralny program do którego trzeba się dostosować. Należy rozbić, a może raczej rozmiękczyć, osłabić instytucjonalną strukturę szkoły i uczynić ją miejscem gdzie uczeń może się swobodnie realizować w miarę dowolnie wybierając kierunek, który jest dostosowany do jego możliwości i zainteresowań. W moim mniemaniu mija się z celem wpajanie na siłę odpowiedniej tzn. programowej wiedzy uczniom, którzy do niczego jej nie potrzebują, a uczenie się jej jest dla nich istnym koszmarem (ze względu na różnorakie ograniczenia np. jednostronny rozwój). Warunkiem dostania się na studia nie może być już maturalny test stanowiący instytucjonalny produkt finalny szkoły powszechnej. W świetle TDP i tego co przedstawiłem widać wyraźnie, że instytucja nie jest miejscem gdzie możliwe jest zrealizowanie potencjału uczniów i umożliwienie im stania się autonomicznymi jednostkami. W dzisiejszej polskiej szkole to sama instytucja wyznacza sobie własne cele służące jej korzyści zamiast posługiwać się wytyczną dobra uczniów. Takie instytucjonalno wewnętrzne cele jak matura z matematyki nie mogą być przedstawiane jako uzasadnienie bytności szkoły. „Kto kończy takie szkoły, ten przez okres do trzynastu lat uczył się nie brać za przykład nauczycielek i nauczycieli. Dostosowując się do systemu, nauczył się uczenia, które wyrzeka się interioryzowania materii nauczania; niemal nieodwracalnie wprawił się w przerabianiu materiału bez wcielającego ćwiczenia. Nabył habitus uczenia-się-naniby,

przywłaszczającego

sobie

defensywnie

dowolne

przedmioty

w

systemowoimmanentnie słusznym przekonaniu, że póki co celem wszelkiej pedagogiki jest umiejętność przystosowania do istniejących form nauczania.” 574 (podkreśl. D. Ch.)

574

Tamże, s. 602.

282


UWAGI KOŃCOWE Sloterdijk w moim mniemaniu ma rację kiedy stawia nowoczesnej szkole krytyczną diagnozę, zwraca on uwagę na niezwykle doniosłe fakty, które dzieją się w teraźniejszej szkole. Widzę tu niesamowicie wnikliwą analizę współczesnej szkoły i zagrożeń jakie w sobie niesie. Uważam, że praca Sloterdijka pokazuje w jasny sposób wyczerpanie się dotychczasowego paradygmatu i potrzebę przeprowadzenia odpowiednich zmian. System, instytucja oświaty popadł w szkodliwe samouwielbienie, które powoduje społeczną katastrofę produkując tabuny uczniów, którzy przystosowują się do źle pomyślanego systemu oświaty zamiast przygotowywać się do życia w społeczeństwie i do bycia twórczymi, autonomicznymi obywatelami swojego kraju. Teraz widać już jasno, co może wnieść teoria dezintegracji pozytywnej Dąbrowskiego do nowego paradygmatu pedagogiki, do nowej edukacji. Zamiast promowania w szkole przystosowania do instytucji i konformizmu proponuje ona nieprzystosowanie pozytywne do tego co szkodzi rozwojowi uczniów i dezintegrację, rozpad starego, przestarzałego systemu nauczania na rzecz nowego alternatywnego podejścia. Wprowadza powiew świeżego powietrza do zatęchłego wnętrza odrętwiałych instytucjonalnych polskich szkół. Po odpowiednim liftingu można z niej wynieść (jak mam nadzieję wykazałem) wiele interesujących i trafnych spostrzeżeń dotyczących ludzkiego rozwoju, które jak dotąd były całkowicie pomijane w procesie kształcenia. Pedagogika kalekich Würtza pokazuje jak w ciekawy i w pewnym sensie arbitralny sposób potwierdza się teza Dąbrowskiego na temat prawidłowości ludzkiego rozwoju. Kalectwo fizyczne jak i psychiczne może być potężnym napędem dla przyspieszonego rozwoju człowieka. Wola w rozumieniu autora „Zerbrecht die Krücken” może być naprędce zestawiona z ośrodkiem dyspozycyjno kierowniczym u Dąbrowskiego, który stopniowo opanowuje chaotyczne psychiczne środowisko wewnętrzne stając się siłą kierującą rozwojem człowieka. Przełamywanie swoich ograniczeń, dążenie do tego co niewyobrażalne, swoisty akrobatyzm staje się więc życiowym zadaniem każdego człowieka, który posiadł pasję rozwoju. Dezintegracja i ponowna integracja, ale już na wyższym, bardziej wielopoziomowym i wielowymiarowym poziomie rzeczywistości pięknie wprost łączy się z ideą dążenia do tego co niewyobrażalne, wspinania się pomalutku ale nieubłaganie na Mount Everest rozwoju. Istotnym jest też spostrzeżenie tego jak wiele wnosi postać trenera do pedagogiki jako takiej. Czymże innym jest 283


szkoła jak nie swoistym obozem treningowym? Czyż sama pedagogika nie jest pewnym zestawem ćwiczeń, poszukiwaniem pewnej zuniwersalizowanej drogi rozwijania się człowieka? Jak sądzę największe osiągnięcia na polu kultury i nauki będziemy zawdzięczać tym jednostkom, które ukończyły najgorsze szkoły z możliwych, lub przez cały okres kształcenia opierały się przekazom nauczycieli ponieważ nie zostały one zakażone systemowym przekonaniem, że nic nie można zmienić i trzeba się podporządkować zastanym regułom. Tylko ten, kto uczyni w swoim wnętrzu bunt przeciwko temu co zastane i będzie podążał do tego co być powinno utrzyma się w swoim rozwoju i będzie wewnętrznie autentyczny.

Kuhn, Feyerabend, Popper, Amsterdamski i inni niewspomniani w tej pracy uczeni wykazali w swoich dziełach niezwykłe działanie ludzkiego umysłu. Udowodnili, że nie ma jednej właściwej teorii, nie istnieje jedyna prawda. W ludzkim życiu jesteśmy często skazani na domysły i niepotwierdzone niczym arbitralne spostrzeżenia, ale mimo to istniejemy i poszukujemy sensu własnej egzystencji. Jedyne co nam pozostaje to ciągłe sprawdzanie naszych tez i produkowanie nowych teorii, a przede wszystkim zrozumienie tego, że rzeczywistość jest wielopoziomowa i wielowymiarowa i jakiekolwiek

sprowadzenie

jej

do

jednego

kawałka

jest

jedynie

naszym

zawłaszczeniem. To co wydaje się drogą w pewien sposób uzasadnioną to poszukiwanie pewnych koniecznych kryteriów, które niepojmowane w dogmatyczny sposób zapewnią jednak pewną stabilizację sytuacji. Takim kryterium może być rozum, racjonalność. Nietzsche i jego pozytywne i negatywne ascezy wnoszą wielki wkład do postrzegania otaczającej nasz rzeczywistości, ponieważ stanowią jak mi się zdaje trzeźwe spojrzenie na prawdy utrwalone jedynie swym długim trwaniem, a ponadto uwidaczniają ukryte procesy tworzenia się programów treningowych. Feyerabend pokazał w jaki sposób koncepcje teoriopoznawcze, kognitywne schematy warunkują nasze postrzeganie rzeczywistości. To niewątpliwie ciekawe, że ludzie porządkują sobie świat za pomocą antropotechnik, że potrzebujemy treningu, nawet w nie trenowaniu aby nadać sens własnej egzystencji. Jednak żadna prawda nie usprawiedliwia trwania w marazmie i zakłamaniu, braku działania w obliczu kryzysu obecnego pedagogicznego paradygmatu. Rewolucja, bądź też chociaż prawdziwa, dogłębna reforma polskiej szkoły, kiedy widać, że popada w instytucjonalne otępienie jest czymś koniecznym. Selfishness naszej 284


polskiej oświaty ukazuje w pełnej doniosłości problem przed jakim ona staje. Mianowicie musi ona znaleźć nową formę, nowe przesłanie, zmienić własne podstawowe schematy. Czy potrafi to zrobić? Czas pokaże. W nadchodzącym procesie dezintegracji polskiej edukacji będzie można zaobserwować, co się dzieje, kiedy korzyść własna zdominuje system, który ma służyć społeczeństwu. Uparte trwanie przy przestarzałym paradygmacie, przy wizji kształcenia, która przestała już spełniać swoje zadanie doprowadzi do wypuszczania na światło dzienne coraz to nowych tabunów młodych ludzi przystosowanych negatywnie do życia we współczesnym świecie. Ci nowi obywatele, za swój nieudany start w życiu będą mogli obwiniać jedynie państwo, które nie spełniło swego względem nich obowiązku. Nie tylko nie zapewniło im wsparcia, ale jeszcze zniszczyło to co było w nich najlepsze, cały ich potencjał, wdrukowując w nich przestarzałe wiadomości i konformistyczny sposób patrzenia na świat. Jednak tym najgorszym co dała im polska edukacja, darem najczęściej nieuświadamianym sobie nawet przez nich będzie niezdolność do uczenia się, a nawet umiejętność do nieuwewnętrzniania jakichkolwiek przekazywanych im informacji. Uczenie się jedynie w celu zaliczenia bez jakiejkolwiek z tego korzyści, ani przyjemności stało się smutną rzeczywistością polskich szkół. Sam Foucault wspominał w swojej twórczości, co się dzieje, kiedy państwo lub jakaś inna ideologia staje się jedynym punktem odniesienia. Chodzi mi tutaj o reżimy prawdy, które to przymuszają jednostkę do pewnych aktów o charakterze jej uznania. Jest to bardzo ciekawa problematyka, ale tutaj chciałem ją jedynie zasygnalizować: „Przez reżim prawdy rozumiem zaś to, co zmusza jednostki do pewnych aktów prawdy, to, co definiuje, określa formę owych aktów, wyznacza dla nich takie, a nie inne warunki powstania oraz determinuje ich swoiste efekty. W sumie zatem reżim prawdy byłby tym, co określa zobowiązania jednostek odnoszące się do procedur ujawniania prawdy.”575 W tym kontekście warty przywołania wydaje się przekaz zawarty w prozie wybitnego austriackiego i europejskiego pisarza Thomasa Bernharda, człowieka, który upominał się o wolność i godność ludzką, o prawo człowieka do rozwoju w obliczu wielkich reżimów nadających sobie moc do narzucania własnej ideologii. Na polu artystycznym był on prekursorem, który walczył o prawo jednostki do jej autonomicznego rozwoju i posiadania własnego zdania. Proza Bernharda pokazuje, co państwo, które rości sobie 575

M. Foucault, „Rządzenie żywymi”, przeł. M. Herer, PWN, Warszawa 2014, s. 109.

285


prawo do władzy nad człowiekiem z niego czyni. Jakim potworem, wypełnionym instytucjonalną ideologią może być nauczyciel, kiedy to biowładza państwa przejmuje kontrolę nad wychowaniem i edukacją młodych ludzi. Wypowiadając się w sposób unaoczniający okropieństwa bezlitosnego systemu władzy Bernhard wywalcza niezbędne prawo jednostki ludzkiej do samostanowienia i sprzeciwu w obliczu mechanizmów władzy państwa. Człowiek ma niezbywalne prawo do sprzeciwu w obliczu reżimów prawdy narzucających jedyny słuszny i niepodważalny punkt widzenia. Ten wielki pisarz w swoich dziełach stawiał czoło najgorszym okropieństwom powojennej Austrii. W swojej ostatniej prozatorskiej książce pt.: „Wymazywanie” bezwzględnie zmierzył się z antysemicką, nazistowską przeszłością Austrii. W swoich dziełach bronił podstawowych wolności osobistych bez których człowiek staje się jedynie pionkiem w grze władzy. Tekst ten zasługuje na uwagę szczególnie w przytoczonym kontekście, ze względu na to, że świetnie wpisuje się w polską szkolną rzeczywistość. Pamiętajmy, że oryginalność, żywość i ekspresyjność literackiego języka nie są powodem do tego aby dyskredytować wartościowe treści w nim zawarte. Na tejże skłaniającej do refleksji wypowiedzi zakończę niniejszą pracę. Mam nadzieję, że teoria Dąbrowskiego, jak i inne pomijane, a wartościowe sposoby myślenia wychowawczego i pojmowania rzeczywistości znajdą swoje miejsce w nowym paradygmacie pedagogiki. Teraz przytoczę zapowiedziany cytat: „Nauczyciele nie wiedzą, czym jest sztuka, a zatem i swoim uczniom nie są w stanie powiedzieć, ani ich nauczyć, czym jest sztuka, nie wprowadzają ich w sztukę, tylko z niej wyprowadzają, z całym tym ohydnym sentymentalnym wokalno instrumentalnym artystycznym geszeftem, który dla uczniów musi być odrażający. Nie ma równie taniego gustu w sztuce, jak gust nauczycielski. Już w podstawówce nauczyciele psują smak artystyczny uczniów, od samego początku wypędzają swoich uczniów ze sztuki, zamiast im sztukę, a zwłaszcza muzykę, objaśnić i obrócić w radość życia. Nauczyciele wszak nie tylko sztukę udaremniają i unicestwiają, lecz w sumie przecież nauczyciele zawsze udaremniali życie i egzystencję w ogóle, zamiast młodych ludzi nauczyć życia, rozszyfrować je dla nich, sprawić, by rozwinęli w życiu faktycznie niewyczerpane bogactwo własnego charakteru, zabijają je w nich, czynią wszystko, by je w nich zabić. Nasi nauczyciele to w większości żałosne kreatury, których zadanie życiowe polega, jak się wydaje, na tym, żeby barykadować młodym ludziom życie, a w końcu wpędzić ich w ciężką depresję na całe życie. Do zawodu nauczycielskiego garną się też przecież wyłącznie sentymentalne i perwersyjne półgłówki z niższej warstwy klasy średniej. 286


Nauczyciele to bezwolni pomagierzy państwa, a tam, gdzie, tak jak w wypadku tego tu dzisiejszego państwa austriackiego, [jak również polskiego D. Ch.] ma się do czynienia z państwem pod względem duchowym i moralnym kompletnie kalekim, państwem, które uczy wyłącznie zdziczenia i zepsucia tudzież groźnego dla ogółu chaosu, naturalnie również nauczyciele są kalecy duchowo i moralnie, zdziczali, zepsuci i chaotyczni. To katolickie państwo nie ma pojęcia o sztuce, nie mają go zatem i nauczyciele w tym państwie, wręcz muszą go nie mieć, to jest najbardziej deprymujące. Nauczyciele ci uczą tego, czym jest owo katolickie państwo, do nauki czego owo państwo ich wynajmuje: ciasnogłowia i brutalności, niegodziwości i nikczemności, niecności i chaosu. Po swoich nauczycielach uczniowie nie powinni niczego oczekiwać oprócz zakłamania owego katolickiego państwa i katolickiej władzy państwowej, pomyślałem, (…) Sam miałem przecież takich okropnych nauczycieli bez skrupułów, wpierw nauczycieli wiejskich, potem miejskich, wciąż na zmianę miejskich i wiejskich nauczycieli, i przez wszystkie te lata wszyscy ci nauczyciele mnie niszczyli, jeszcze nawet dobrze w średnim wieku, na dziesiątki lat naprzód zniszczyli mnie owo nauczyciele, jak myślę. I mnie, a także mojemu pokoleniu, dali tylko i wyłącznie obrzydliwości państwa tudzież zepsutego i zniszczonego przez to państwo świata. I mnie dali tylko i wyłącznie ohydę tego państwa tudzież przez owo państwo skalanego świata. I mnie, podobnie jak młodym ludziom dzisiaj, przekazywali jedynie swoją bezrozumność, niezdolność, swoją tępotę, bezduszność. I mnie nauczyciele przekazali jedynie swoją niezdolność, myślę. I nie nauczyli mnie niczego prócz chaosu. Z góry na dziesiątki lat i we mnie z najwyższą bezwzględnością wszystko to zniszczyli, co od urodzenia istniało we mnie po to, bym się rozwinął, z całym potencjałem mojej inteligencji, w zgodzie z moim wewnętrznym światem. Sam też miałem takich grozę budzących, ciasnogłowych nauczycieli łajdaków, którzy mają w pogardzie człowieka i świat ludzki, w absolutnej pogardzie, w myśl zadekretowanego przez państwo pojęcia, a mianowicie, że dla celów państwa należy kategorycznie zdławić i złamać, a ostatecznie i uśmiercić naturę u świeżych młodych ludzi. I ja miałem takich nauczycieli perwersyjnie dmuchających we flet tudzież brzdąkających perwersyjnie na gitarze, którzy zmuszali mnie do nauczenia się na pamięć idiotycznego szesnastozwrotkowego wiersza Schillera, [w Polsce Reduty Ordona Mickiewicza D. Ch.] co było w moim odczuciu najstraszniejszą karą. I ja miałem takich nauczycieli, stosujących przeciw bezsilnym uczniom metodę skrytej pogardy dla człowieka, tych pokazujących palcem sentymentalno-patetycznych, bezwolnych pomagierów państwa. I ja miałem tych debilnych pośredników państwowych, którzy mnie wiele razy na tydzień kijem 287


leszczynowym bili po rękach, dopóki nie obrzmiały, i ciągnęli za uszy, podnosząc głowę do góry, tak że kiedy byłem sam, nie mogłem powstrzymać się od konwulsyjnego płaczu. Dzisiaj nauczyciele nie ciągną już za uszy, nie biją po palcach leszczynowym kijem, lecz są równie bezduszni; patrząc na nauczycieli, którzy przeciągają z uczniami po muzeum przed tak zwanymi dawnymi mistrzami, jedynie to dostrzegam, to ci sami, myślę, których i ja miałem, ci sami, którzy zniszczyli mnie na całe życie i na całe życie unicestwili. I tak ma być, tak jest, mówią nauczyciele i nie tolerują najmniejszego sprzeciwu, ponieważ to katolickie państwo nie toleruje najmniejszego sprzeciwu, nie pozostawiając swym uczniom niczego, a już na pewno niczego własnego. Tych uczniów szpikuje się wyłącznie państwowym śmieciem, tylko to im się wpycha do głowy, jak gęsiom kukurydzę, i zapycha się ich głowy tym państwowym śmieciem, dopóki te głowy się nie zaduszą. Państwo myśli, że dzieci są dziećmi państwa, i zgodnie z tą myślą postępuje, już od wieków wywierając tu swój niszczący wpływ. Tak naprawdę to państwo rodzi dzieci, tylko państwu rodzą się dzieci, taka jest prawda. Wolne dziecko nie istnieje, istnieje tylko dziecko państwowe, państwo może z nim robić, co tylko zechce, to państwo wydaje dzieci na świat, matkom wmawia się tylko, że wydają na świat dzieci, to z brzucha państwa wychodzą dzieci, taka jest prawda. Rok w rok z brzucha państwa wychodzą setki tysięcy państwowych dzieci, taka jest prawda. Z państwowego brzucha wychodzą na świat państwowe dzieci i idą do państwowej szkoły, gdzie na naukę biorą je państwowi nauczyciele. Państwo rodzi swoje dzieci w państwo, taka jest prawda, państwo rodzi swoje dzieci w państwo i nigdy już ich nie wypuści. Gdziekolwiek spojrzeć, widzi się same dzieci państwowe, państwowych uczniów, państwowych robotników, państwowych urzędników, państwowych starców, państwowe trupy, taka jest prawda. Państwo produkuje wyłącznie państwowych ludzi i daje im istnieć, taka jest prawda. Nie ma już ludzi naturalnych, są już tylko ludzie państwowi, zaś tam, gdzie jeszcze są naturalni ludzie, prześladuje się ich, zastrasza na śmierć albo robi się z nich państwowych ludzi.”576

576

T. Bernhard, „Dawni mistrzowie”, przeł. Marek Kędzierski, Czytelnik, Warszawa 2010.

288


Bibliografia: 1. Amsterdamski

S.,

„Między

historią

a

metodą”,

Państwowy

Instytut

Wydawniczy, Warszawa 1983. 2. Bocheński J. M., „Współczesne metody myślenia”, przeł. S. Judycki, „W drodze”, Poznań 1992. 3. Bricmont J. i Sokal A. „Modne bzdury. O nadużyciach nauki popełnianych przez

postmodernistycznych

intelektualistów”,

przeł.

P.

Amsterdamski,

Prószyński i S-ka, Poznań 2004. 4. Böhme J., „Sześć punktów teozoficznych”, przeł. Ś. F. Nowicki, PWN, Warszawa 2013. 5. Bernhard T., „Dawni mistrzowie”, przeł. Marek Kędzierski, Czytelnik, Warszawa 2010. 6. Cioran E. M., „Zarys rozkładu”, przeł. M. Kowalska, Wydawnictwo KR, Warszawa 2006. 7. Campbell J., „Kwestia Bogów”, przeł. P. Kołyszko, Jacek Santorski & Co Agencja Wydawnicza, Warszawa 1994. 8. Campbell J., „Bohater o tysiącu twarzy”, przeł. A. Jankowski, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 1997. 9. Dąbrowski K., „Elementy filozofii rozwoju”, Polskie Towarzystwo Higieny Psychicznej, Warszawa 1989. 10. Dąbrowski K., „Psychoterapia przez rozwój”, Wydawnictwo „PRASA ZSL”, Warszawa 1979. 11. Dąbrowski K., „Dwie diagnozy”, Polskie Towarzystwo Higieny Psychicznej, Warszawa 1974. 12. Dąbrowski K., „W poszukiwaniu zdrowia psychicznego”, PWN, Warszawa 1989. 13. Dąbrowski K., „Dezintegracja pozytywna”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1979. 14. Dąbrowski K., „Trud istnienia”, Wiedza Powszechna, Warszawa 1986. 15. Dąbrowski K., „Wprowadzenie do higieny psychicznej”, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1979. 289


16. „Edukacja i wyzwolenie”, pod red. K. Bluszcz, Oficyna Wydawnicza „Impuls”, Kraków 2000. 17. Evdokimov P., „Prawosławie”, przeł. J. Klinger, PAX, Warszawa 1964. 18. Feyerabend P. K., „Przeciw metodzie”, przeł. S. Wiertlewski, Wydawnictwo Siedmioróg, Wrocław 1996. 19. Feyerabend P. K., „Jak być dobrym empirystą”, przeł. K. Zamiara, PWN, Warszawa 1979. 20. Feyerabend P. K., „Zabijanie czasu”, przeł. T. Bieroń, Wydawnictwo Znak, Kraków 1996. 21. Foucault M., „Rządzenie żywymi”, przeł. M. Herer, PWN, Warszawa 2014. 22. Jodorowsky A., „Taniec rzeczywistości”, przeł. D. Kliczewska, D. Kuźniak, OKULTURA, Warszawa 2011. 23. Jaspers K., „Kierkegaard”, przeł. D. Kolasa, T. Kupś, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2013. 24. Kuhn T. S., „Struktura rewolucji naukowych”, przeł. H. Ostromęcka, Wydawnictwo ALETHEIA, Warszawa 2009. 25. Kuhn T. S., „Dwa bieguny”, Państwowy Instytut Wydawniczy, przeł. S. Amsterdamski, Warszawa 1985. 26. Kuhn T. S., „Droga po strukturze”, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2003. 27. Kuhn T. S., „Przewrót kopernikański”, przeł. S. Amsterdamski, Prószyński i Ska, Warszawa 2006. 28. Kierkegaard S., „Albo-albo”, przeł. J. Iwaszkiewicz, PWN, Warszawa 1976, t. I. 29. Kierkegaard S., „Albo–albo”, przeł. K. Toeplitz, PWN, Warszawa 1976, t. II. 30. Kierkegaard S., „Bojaźń i drżenie. Choroba na śmierć”, przeł. J. Iwaszkiewicz, PWN, Łódz 1972. 31. Kozielecki J., „O człowieku wielowymiarowym”, PWN, Warszawa 1988. 32. Koestler A., „Lunatycy”, przeł. T. Bieroń, Wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2002. 33. Krońska I., „Sokrates”, Wiedza Powszechna, Warszawa 1964. 34. Księga Hioba. [w:] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia., wyd. piąte, Wydawnictwo PALLOTTINUM, Poznań 2000. 35. Leakey R., „Pochodzenie człowieka”, przeł. Z. Skrok, Wydawnictwo CIS i Oficyna Wydawnicza MOST Warszawa 1995. 36. Nowak M., „Podstawy pedagogiki otwartej”, RW KUL, Lublin 1999. 37. Olchanowski T., „Pedagogika a paradygmat nieświadomości”, ENETEIA, Warszawa 2013. 290


38. Overbeck F., „Nietzsche. Zapiski przyjaciela”, przeł. T. Zatorski, Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2008. 39. Popper K. R., „Logika odkrycia naukowego”, przeł. U. Niklas, PWN, Warszawa 1977. 40. Popper K. R., „Świat skłonności”, przeł. A. Chmielewski, Wydawnictwo ZNAK, Kraków 1996. 41. Russel B., „Dzieje zachodniej filozofii”, przeł. T. Baszniak, A. Lipszyc, M. Szczubiałka, Wydawnictwo ALETHEIA, Warszawa 2012. 42. Rzepa T., „Kulisy sporu wokół (Państwowej) Wyższej Szkoły Higieny Psychicznej. Baley kontra Dąbrowski”, [w:] Przegląd psychologiczny”, 2010, tom 53, nr 3. 43. Szestow L., „Kierkegaard i filozofia egzystencjalna”, przeł. J. A. Prokopski, Wydawnictwo ANTYK, Kęty 2003. 44. Sloterdijk P., „Musisz życie swe odmienić”, przeł. J. Janiszewski, Wydawnictwo naukowe PWN, Warszawa 2014. 45. Sowa J., „Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą”, UNIVERSITAS, Kraków 2011. 46. Toeplitz K., „Kierkegaard”, Wiedza Powszechna, Warszawa, 1980. 47. Wilber K. „Integralna teoria wszystkiego”, przeł. C. Urbański, Zysk i S-ka, Poznań 2006. 48. Winn M., „Alchemia taoizmu”, przeł. Z. Zagajewski, Wydawnictwo A, Kraków 2006.

291


.

292


293


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.