Hejt'n'Malaga [oderwanie] cz.1

Page 1

Hejt'n'Mala ga [oderwanie] cz.1 Nie ważne gdzie i kiedy Twarz pokerzysty. Nic niewiedząca i jałowa Wyjadacza z automatów Każdy oddech który współdzielił utwierdzał go w przekonaniu, że nie chce być taki jak oni, ani taki jaki jest teraz... Nieważne gdzie i kiedy Przeskakiwał tyle czasu po gałęziach jak reszta małp. (Właściwie, to zupełnie inaczej. Pokracznie, trochę niezręcznie, i często blisko pnia. Tam, gdzie gałęzie były blisko siebie.) Wyrywając się do przodu, toteż pozostając w tyle. Nieważne jednak gdzie i kiedy by się znajdował – czuł niechęć. Czuł odrazę pomieszaną ze strachem, że będzie najgorszym niewolnikiem. Rodzina zaklęta w plastiku telefonów, znajomi odzywający się wtedy, gdy już nie było innych opcji na spędzenie czasu... Może i nie, ale tak to wyglądało, pomimo wielu wartościowych rzeczy które uzyskał w ten sposób. Patryk nienawidził cywilizacji. Nadal nienawidzi. Jedzie tramwajem. Skwar jak cholera. Chyba zaraz będzie Teleekspres. Jedyny – w bluzie zapiętej pod szyję. Przeszedł szybko przez ludzką masę mrucząc donośnie „PRZEpraszAM”, i zostawił w niej soczystego bąka. - O, lekko się wyślizgnął – pomyślał – Będzie smród... Mina pokerzysty. Nie minęło pół minuty – już ludzie stłoczeni jak bydło w wagonie, zaczęli rozpaczliwie szukać wiatru niemrawo zahaczającego o otwarte na oścież okna. „Udają że nic się nie stało, a doskonale wiedzą, że każdy wie. Zwłaszcza, jeśli to koprofil.” Aż uśmiechnął się do siebie. „Ale to gówniarskie, to uśmiechanie się – skarcił się w duchu – Ale w sumie, obraz społeczeństwa, które zabija jednostki dlatego, że reagują jak należy? Raczej straszne... Straszna Bzdura raczej.” Cepelia, wysiadka. Pomiędzy rzadkimi drzewami słońce waliło z dział jonowych. W dupie miał, co to te działa jonowe, ale jeśli robią z człowiekiem coś podobnego jak to światło, to chociaż wiele się nie pomylił. Teczka z cefałkami w plecaku generowała więcej potu, więcej okrutnej wściekłości spływającej po jego niespokojnej, jałowej twarzy. – Dzień dobry, Patryk Mrecznicki, czy zastałem kierownika? - wypowiedział jednym tchem. Tak nienawidził słowa „menedżer”, że praktycznie nie potrafił go wypowiedzieć bez drwiny w głosie. – Niestety, nie ma, ale może mogę coś prze... – A jego zastępca? - (Kurwa – pomyślał – jak w kawale o umierającym Żydzie: To kto interesu pilnuje!?) Roześmiał się w duchu. „Za dobry humor żeby go na kpiny marnować; myśl synek, myśl!” – Nie ma – sprzedawca zaczął wykazywać zniecierpliwienie, bo z jego postaci schodziły buffy, gra online czeka pod ladą, a ten ćwok coś pierdzieli...


– W takim razie dziękuję.. - zawiesił głos – A mogę u pana CV zostawić? Pewnie że może, tylko to kolejne 50 groszy w dupę. Zostawiasz świstek o wartości bułki, którym nażre się tylko kosz na śmieci, albo ewentualnie jakiś buc, który to znajdzie, i opchnie twoje dane osobowe za dolara. Pochodził trochę po sklepach komputerowych, punktach usługowych i knajpach, ale to nic nie dało. Wrócił do domu, i odpalił monitor. „Pierdolona nowa wersja ze zmienionym interfejsem! - Przypomniał sobie, jak posadzono go dziś przed kompem, i kazano wykazać się się znajomością programu do rozliczania się ze wszystkiego, i ze wszystkimi. - Nie robiłem tego tak długo? – Nie! Ćwiczyłem ostatnio! – Ale nie można było oczywiście sprawdzić czy wersja demo była najnowsza? – Można było!” Uderzył pięścią o kant biurka. Jebać. Do gry na skrzypcach i tak nie wróci przed sześćdziesiątką – choćby się zesrał. Odpalił papierosa, i zaczął rozpływać się w cyfrowo przemielonym bełkocie internetu; w oczekiwaniu na telefon, gościa, i browar. „Zdecydowanie – trzeba to przegadać” Za dobry humor miał.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.