3 minute read

Tornister Gdzie tkwi diabeł? – mł. chor. w st. spocz. Andrzej Korus

Tornister

mł. chor. w st. spocz. Andrzej Korus

Advertisement

Gdzie tkwi diabeł?

Stare przysłowie mówi, że „diabeł tkwi w szczegółach”. Pewnie to prawda, bo przypominam sobie sytuację z młodych lat, kiedy tato, po wizycie agenta z Towarzystwa Ubezpieczeń „Z Palcem w Nosie Spokojnie Przez Życie S.A.”, długo studiował polisę ubezpieczenia naszego mieszkania komunalnego w starym poniemieckim bloku (sześć pięter bez windy, wychodek na półpiętrze) i mówił do mamy, że „diabeł tkwi w szczegółach i umowy trzeba dokładnie czytać”.

Dlaczego jest to tak ważne? Bo papier ma zadziwiającą moc! Przekonałem się o tym osobiście, chyba w trzeciej klasie szkoły powszechnej, gdy już dobrze pisałem i czytałem. Napisałem koledze na karteluszku, z odręcznym rysunkiem Kryśki W., że owa „Kryśka jest głupia”. Papier przechwyciła pani Barbara od polskiego i w tym momencie papier stał się dokumentem! Raz, że potwierdzał na piśmie stan rzeczy (Kryśka jest głupia), a dwa, że stanowił corpus delicti w sprawie głupiej Kryśki. Dowiedziałem się wówczas trzech ważnych rzeczy: że papier do dokument, że rodzice nie zawsze mówią jednym „paskiem” (Domowy Przyrząd Utrzymania Dyscypliny), bo tato się śmiał, a mama się wkurzała oraz, że istnieje coś takiego jak „interpretacja”. Odwołując się naprędce do tej zasady, poinformowałam panią Basię, że chodziło mi tylko o to, że „Kryśka jest głupia”, bo choć wiedziała, że będzie pytana, to się nie nauczyła. Portret Kryśki, narysowany moją niezbyt wprawną ręką, bardziej umacniał jej wizerunek jako dbającej o wygląd klasowej strojnisi, niż uczennicy. Panią to miło połechtało, ale i tak wpisała uwagę do kolejnego dokumentu (tym razem ścisłego zarachowania), jakim był mój dzienniczek.

Ad rem. Twierdzę, że diabeł tkwi nie w szczegółach, a w interpretacji owych szczegółów! A ponieważ sprawa, którą poruszę, jest poważna, państwowo-urzędowa, to muszę pisać rozważnie i z wyczuciem, aby mnie przypadkiem negatywnie nie zinterpretowano.

Chodzi o ustawę z 16 października 1992 r. (Dz.U. 1992 nr 90 poz. 450) wraz z późniejszymi nowelizacjami. W artykule 6 pkt. 2 napisano, że „ordery i odznaczenia wojskowe nadawane w czasie działań bojowych przeciwko aktom terroryzmu, nadawane są nie później niż przez trzy lata od zakończenia tych działań, jeżeli ustawa nie stanowi inaczej”. Co to oznacza? Żołnierz, który dokonał bohaterskiego czynu, potwierdzonego odpowiednimi dokumentami przełożonych i świadków, może liczyć na odznaczenie tak zwanym znakiem zaszczytnym, czyli orderem lub odznaczeniem. Oczywiście, każdemu żołnierzowi od razu przychodzi na myśl aktualnie nadawane najwyższe nasze odznaczenie bojowe – Order Krzyża Wojskowego, o którym niedawno pisałem. Poza potwierdzeniem autentyczności czynu bohaterskiego, musi zostać spełniony warunek trzech lat od „zakończenia tych działań, jeżeli ustawa nie stanowi inaczej”.

Ustawa inaczej nie stanowi, chyba że ja nie znalazłem stosownego zapisu. Zostańmy więc przy „trzech latach od zakończenia tych działań”. Co to oznacza w praktyce? Że w ciągu trzech lat, przełożeni bohatera, Kapituła Orderu i Kancelaria Prezydenta muszą zdążyć uroczyście przypiąć order na piersi żołnierza. Teoretycznie to dużo czasu, ale w praktyce niekoniecznie.

Sprawa dotyczy żołnierza, który dokonał czynu bohaterskiego w czasie misji w Afganistanie. Wniosek o odznaczenie przełożeni sporządzili w ustawowym czasie, a po podpisaniu przez Pana Ministra, skierowali go do dalszego procedowania. Ponieważ coś zaszwankowało, wniosek dotarł do Kancelarii Prezydenta już po czasie, bo po ponad trzech latach. W konsekwencji tego opóźnienia bohater orderu nie otrzymał.

Zastanawialiśmy się, koleżanka, koledzy i ja, co się stało? I doszliśmy do wniosku, że zastosowano inną interpretację określenia „od zakończenia tych działań”. Gdyby w ustawie zapisano, że chodzi o trzy lata od dokonania bohaterskiego czynu, to sprawa byłaby jasna. Ale w Afganistanie (i nie tylko) Wojsko Polskie jest nadal i wykonuje tam zadania, o czym wie chyba każdy obywatel naszego kraju. A więc de facto „zadania” trwają nadal i spełniony jest warunek „użycia Sił Zbrojnych RP poza granicami państwa”, i to bez żadnej przerwy!

Nie przyznając żołnierzowi odznaczenia, posłużono się, moim zdaniem, niewłaściwą interpretacją. Otóż, w Afganistanie Siły Zbrojne RP były użyte w trzech różnych misjach, następujących po sobie, od 1992 roku do chwili obecnej: Enduring Freedom, International Security Assistance Force (ISAF) oraz misji RSM (Resolute Support). Ta ostatnia jest misją szkoleniową, ale też można dostać po głowie. Jest to ten sam Afganistan i często te same bazy oraz rejony działania. Wspomniany żołnierz, dokonując czynu bohaterskiego, w czasie którego narażał swoje zdrowie i życie, zrobił to w czasie trwania misji ISAF, w tym samym użyciu Sił Zbrojnych, w tym samym Afganistanie, tyle tylko, że w międzyczasie Wojsko Polskie przeszło do działań w misji RSM.

Powstaje pytanie czy działania Wojska Polskiego w Afganistanie się zakończyły, czy nie? Jeżeli nie, to żołnierz powinien otrzymać order, jeżeli zaś „zakończenie tych działań” zinterpretujemy jako zakończenie kolejnej misji, to… chyba jednak go nie dostanie. Diabeł tkwi w interpretacji szczegółów!

This article is from: