6 minute read

WproWa dzenie

Next Article
ModLiT

ModLiT

Boleści i łzy Maryi

Ewangeliczne opisy nigdy nie wspominają o płaczu Matki Bożej. Nie słyszymy Jej lamentowania ani w noc betlejemską, kiedy nadszedł czas wydania na świat Syna Bożego, ani na Golgocie, kiedy stała u stóp krzyża.

Nie możemy też poznać Jej łez radości po zmartwychwstaniu Chrystusa. Choć Pismo Święte nie wspomina o tym fakcie, to jednak przekonuje nas o nim intuicja wiary. Maryja płacząca ze smutku lub z radości to wyraz Kościoła, który weseli się w noc Bożego Narodzenia, cierpi w Wielki Piątek u stóp krzyża i ponownie się raduje o świcie zmartwychwstania. Ona jest Oblubienicą Baranka, którą przedstawiło nam drugie czytanie zaczerpnięte z Księgi

Apokalipsy (por. Ap 21, 9).

Łzy Maryi stają się widoczne podczas objawień, które od czasu do czasu towarzyszą Kościołowi w jego wędrówce po drogach świata. W połowie ubiegłego stulecia Maryja płacze w La Salette, zanim jeszcze nastąpią objawienia w Lourdes, w okresie gdy chrześcijaństwo we Francji spotyka się z narastającą wrogością. Ona płacze także tutaj, w Syrakuzach, pod koniec drugiej wojny światowej. Ten płacz można zrozumieć właśnie na tle owych tragicznych wydarzeń: olbrzymiej hekatomby wywołanej konfliktem; zagłady synów i córek Izraela; zagrożenia dla Europy płynącego ze Wschodu, ze strony jawnie ateistycznego komunizmu. św. Jan Paweł II

W tym czasie płacze również obraz Matki Bożej Częstochowskiej w Lublinie – fakt ten jest mało znany poza Polską. Szeroko natomiast rozeszła się wiadomość o wydarzeniu w Syrakuzach i wielu pielgrzymów już tutaj przybyło. Łzy Matki Bożej należą do porządku znaków: świadczą o obecności Matki w Kościele i w świecie.

Matka płacze, kiedy widzi, że Jej dzieci są zagrożone przez jakieś zło duchowe lub fizyczne. Maryja płacze, uczestnicząc w płaczu Chrystusa nad Jerozolimą albo też przy grobie Łazarza czy wreszcie na drodze krzyżowej.

U stóp krzyża z Maryją

Tradycyjny obraz ukrzyżowania przedstawia Dziewicę Maryję u stóp krzyża, zgodnie z opisem ewangelisty Jana, jedynego spośród apostołów, który pozostał przy umierającym Jezusie. Ewangelista stwierdza: „U stóp krzyża stała Maryja” (por. J 19, 25). Jej ból jest złączony z bólem Syna. Jest to ból pełen wiary i miłości. Dziewica na Kalwarii uczestniczy w zbawczej mocy boleści Chrystusa, łącząc swoje „fiat”, swoje „tak,” z tym, które wypowiada Syn.

Duchowo zjednoczeni z Matką Bożą Bolesną, także my odnówmy nasze „tak” Bogu, który wybrał drogę krzyża, aby nas zbawić. Chodzi o wielką tajemnicę, która wciąż się dokonuje, do końca świata, i która wymaga także naszej współpracy.

Dziewica Maryja, która uwierzyła słowu Pana, nie utraciła swej wiary w Boga, kiedy zobaczyła odrzucenie swego Syna, Jego wyszydzenie i przybicie do krzyża. Ona pozostała przy Jezusie, cierpiąc i modląc się aż do końca. I ujrzała radosny świt Jego zmartwychwstania.

Uczmy się od Niej dawania świadectwa naszej wiary przez pokorną służbę, będąc gotowi zapłacić osobistą cenę za dochowanie wierności Ewangelii miłości i prawdy, przekonani, że nic z tego, co czynimy, nie przepadnie.

Niech Maryja pomaga nam brać każdego dnia nasz krzyż i wiernie podążać za Jezusem, na drodze posłuszeństwa, poświęcenia i miłości.

Benedykt XVI

Pod płaszczem

L’Osservatore Romano, wyd. polskie, nr 9(385)/2016, s. 25-26

W świecie sierot Maryja jest Matką, która nas w pełni rozumie i nas broni, również dlatego, że sama doświadczyła tych samych upokorzeń, jakich dzisiaj zaznają, na przykład, mamy więźniów. Odprawiając Mszę św. w kaplicy Domu św. Marty w czwartek rano, 15 września, w dniu wspomnienia Najświętszej Maryi Panny Bolesnej, papież Franciszek zasugerował, by w trudnych chwilach zawsze chronić się „pod płaszcz” Matki Bożej, przedstawiając tym samym „duchową radę mistyków rosyjskich”, którą Zachód przyjął w antyfonie Sub Tuum praesidium. W swojej medytacji nad „tajemnicą macierzyństwa Maryi” papież wyszedł od ostatniej wieczerzy: „Jezus przy stole żegna się ze swoimi uczniami: panuje atmosfera smutku, wszyscy wiedzieli, że coś skończy się źle, i zadawali pytania, byli smutni”. Jednak „Jezus przy tym pożegnaniu, by dodać im trochę odwagi, a także przygotować ich do nadziei, mówi im: „Nie bądźcie smutni, niech nie smuci się wasze serce, nie zostawię was samych! Poproszę Ojca, aby posłał innego Parakleta, który będzie z wami. I On was wszystkiego nauczy i przypomni wam to, co Ja powiedziałem”. Pan zatem „obiecuje posłać Ducha Świętego, aby towarzyszył uczniom, Kościołowi na drodze dziejów”.

Jednak Jezus „mówi także o Ojcu”. Istotnie, przypomniał Franciszek, „w tamtej długiej, bardzo dłu- giej mowie do uczniów mówi o Ojcu”, zapewniając, „że Ojciec ich kocha i że o cokolwiek poproszą Ojca, Ojciec im to da. Byle [tylko] mieli zaufanie do Ojca”.

I tak, wyjaśnił papież, [Jezus] posuwa się „o krok dalej: nie tylko mówi «Nie zostawię was samych», ale także «Nie zostawię was sierotami, daję wam Ojca, z wami jest Ojciec, mój Ojciec jest waszym Ojcem»”. Później, kontynuował Franciszek, „wydarza się to wszystko, o czym wiemy, po wieczerzy: upokorzenie, więzienie, zdrada uczniów; Piotr zapiera się Jezusa, inni uciekają”.

Tak więc, powiedział papież, odnosząc się do fragmentu Ewangelii Jana (19, 25-27) z liturgii, pod krzyżem był „tylko jeden uczeń, z Matką Jezusa, z Marią Magdaleną i inną Marią, krewną”. I tam, przy krzyżu, „jest Maryja, Matka Jezusa; wszyscy na Nią patrzyli”, być może szepcząc: „To jest matka tego przestępcy! To jest matka tego wywrotowca!”. A Maryja, dodał papież, „słyszała to, cierpiała straszliwe upokorzenia i słyszała także, jak wielcy, niektórzy kapłani, których szanowała, ponieważ byli kapłanami”, mówią do Jezusa: „Ale Ty, który jesteś tak dzielny, zejdź, zejdź!”. Maryja, stwierdził Franciszek, obok „swojego Syna, nagiego, tam doświadczała bardzo wielkiego cierpienia, ale nie odeszła, nie wyrzekła się Syna, to było Jej ciało”.

Papież przypomniał, czyniąc osobiste wyznanie:

„Wielokrotnie zdarzało mi się widzieć, kiedy w diecezji Buenos Aires chodziłem do więzień, by odwiedzać uwięzionych, kolejkę, szereg kobiet, które czekały na wejście: to były mamy i nie wstydziły się, tam, w środku, było ich ciało”. Tamte „kobiety cierpiały nie tylko wstyd, że tam są”, słysząc, jak ludzie mówili: „Popatrz na tę, ciekawe, co zrobił [jej] syn”. Tamte mamy „cierpiały także najgorsze upokorzenia w czasie rewizji, jakim były poddawane, zanim weszły [do środka], ale były matkami i szły odwiedzić «swoje ciało»”. Tak było również w przypadku Maryi, która „była tam z Synem, z tamtym ogromnym cierpieniem”.

Właśnie „w tamtej chwili – zauważył papież – Jezus, który mówił, że nie zostawi nas sierotami, który mówił o Ojcu, patrzy na swoją Matkę i daje Ją nam za Matkę: «Oto twoja Matka!»”. Pan nie zostawia nas sierotami: my, chrześcijanie, mamy Matkę, tę samą, która jest Matką Jezusa; mamy Ojca, tego samego, co Jezus. Nie jesteśmy sierotami”. A Maryja „rodzi nas w tamtej chwili z wielkim bólem, to jest naprawdę męczeństwo: z przeszytym sercem, zgadza się zrodzić nas wszystkich w tamtej chwili cierpienia. I od tamtej chwili staje się naszą Matką, od tamtej chwili Ona jest naszą Matką, Tą, która troszczy się o nas i nas się nie wstydzi – broni nas”.

„Rosyjscy mistycy z pierwszych wieków Kościoła – przypomniał w związku z tym Franciszek – dawali swoim uczniom, młodym mnichom, radę: w chwilach duchowych zawieruch szukajcie schronienia pod płaszczem świętej Matki Boga. Tam nie może wejść diabeł, ponieważ Ona jest Matką i jako Matka broni”.

Potem „Zachód przejął tę radę i stworzył pierwszą antyfonę maryjną Sub Tuum praesidium: pod Twoim płaszczem, pod Twoją opieką, o Matko, jesteśmy bezpieczni”.

„Dzisiaj przypada wspomnienie chwili, kiedy Matka Boża nas zrodziła – kontynuował papież –a Ona była wierna temu porodowi aż po dzisiejszą chwilę i nadal będzie wierna”. I „w świecie, który możemy nazwać «osieroconym», w tym świecie, który przeżywa kryzys wielkiego osierocenia, być może pomocą dla nas jest powiedzenie: «Popatrz na swą Matkę!»”. Bowiem mamy Matkę, „która nas broni, poucza nas, towarzyszy nam, która nie wstydzi się naszych grzechów”, a „nie wstydzi się, ponieważ jest Matką”.

Na zakończenie papież modlił się, „aby Duch Święty, ten Przyjaciel, ten Towarzysz drogi, ten Paraklet Obrońca, którego Pan nam posłał, pozwolił nam zrozumieć tę tajemnicę, tak wielką, macierzyństwa Maryi”.

Matka Boża Wielkiej Soboty

W Wielki Piątek, po śmierci Jezusa, uczeń Jan „przyjął

Maryję do siebie” (J 19, 27), do swego serca i do swego domu. Próbuję przeniknąć do tego domu, w którym Matka Jezusa przeżywa swoją „Wielką Sobotę”, i za pozwoleniem Jana rozpocząć z Nią rozmowę. Rozmowę, na którą składa się przede wszystkim kontemplacja Jej sposobu przeżywania tego dramatycznego momentu. Kontempluję Maryję, która w milczeniu stała u stóp krzyża w ogromnym bólu po śmierci Syna, a teraz, gdy ciało Ukrzyżowanego spoczywa w grobie, pozostaje w milczeniu oczekiwania, nie tracąc wiary w Boga życia. W tym czasie między najgęstszym mrokiem – „ciemność ogarnęła całą ziemię” (Mk 15, 33) – a jutrzenką dnia Paschy – „wczesnym rankiem w pierwszy dzień po szabacie, […] kiedy wschodziło słońce” (Mk 16, 2) – Maryja przeżywa na nowo najważniejsze momenty swojego życia, momenty, które pojawiają się już w scenie zwiastowania i charakteryzują całą Jej pielgrzymkę w wierze. Właśnie w ten sposób przemawia Ona do naszego serca, do nas, pielgrzymów „Wielkiej Soboty” historii. Co nam mówisz, o Matko Pana, z otchłani Twego cierpienia? Co podpowiadasz zagubionym uczniom? Wydaje mi się, że Ty szepczesz słowa podobne do tych wypowiedzianych kiedyś przez Twego Syna: „Gdybyście mieli wiarę jak ziarno gorczycy…” (Mt 17, 20). Co chcesz nam zakomunikować? Chciałabyś, abyśmy mając udział w Twoim cierpieniu, uczestniczyli także w Twoim pocieszeniu. Ty bowiem wiesz, że Bóg „pociesza nas we wszystkich naszych utrapieniach, abyśmy potrafili pocieszać tych, którzy znajdują się w jakimkolwiek utrapieniu, pocieszeniem, którym sami jesteśmy pocieszani przez Boga”

(2 Kor 1, 4).

W tym miejscu, o Maryjo, ośmielę się zadać ostatnie pytanie: Jaki sens ma to Twoje tak wielkie cierpienie? Jak udaje Ci się nadać znaczenie tragedii, którą przeżywasz? Wydaje mi się, że znów odpowiadasz mi słowami Twego Syna: „Jeśli ziarno pszenicy wrzucone w ziemię nie obumrze, pozostanie tam samo; jeśli zaś obumrze, przynosi obfity plon” (J 12, 24).

This article is from: