Inicjatorem powstania e-booka „Uwolnij emocje. Elementarz uczuć” jest producent chusteczek marki Velvet
www.uwolnijemocje.com.pl
Wszystkie prawa zastrzeżone
Autor ilustracji: Agata „Endo” Nowicka Autor zdjęć: www.maciaga.pl Opracowanie graficzne: Alicja Sularz-Stolarczyk
Wydanie pierwsze Warszawa 2011
Partnerzy:
Digital platform of tomorrow
Na początek... Początku „wielkiej podróży niebieskiej kanapy“ nigdy nie zapomnę. A było tak: Warszawa, Krakowskie Przedmieście. Kanapa stoi pomiędzy Pomnikiem Kopernika a kościołem Świętego Krzyża. Ekspozycja – onieśmielająca. Nie pada zapowiadany deszcz, świeci słońce, wieje lekki wiatr. Lepiej być nie może. Wybiła 10.00. Od strony Nowego Światu widać coraz więcej przechodniów. Tylko, czy będą chcieli rozmawiać? Czy eksperyment się powiedzie? Tego nie wie nikt. Ale mam dobre przeczucia... Sprawdziły się. Nasza niebieska kanapa stała pusta tylko w porze lunchu. Siadały na niej dziesiątki ludzi! Swoboda, z jaką „mościli się“ na sofie była dla mnie absolutnie zjawiskowa. Nastawiałam się na zdecydowanie więcej ekwilibrystyki przy zachęcaniu Warszawiaków do rozmowy o uczuciach. Podobnie było w Gdańsku przy Zielonej Bramie, w Lublinie na Krakowskim Przedmieściu, w Krakowie przy Smoczej Jamie i we Wrocławiu przy Świdnickiej, a później w Rynku przy fontannie, gdzie zainstalowaliśmy się dla ochłody. Okazuje się, że Polacy nie wzbraniają się specjalnie przed mówieniem o swoich emocjach, choć przyznają, że na co dzień nie zastanawiają się raczej nad swoją emocjonalną czytelnością. Trzeba ich więc o to pytać. Czyżby to była nasza ukryta potrzeba? Swoje letnie kanapowe rozmowy odbywałam w ramach międzynarodowej kampanii społecznej pod nazwą „Let it out. Uwolnij emocje“. Zainicjował ją producent chusteczek Velvet. Chciał nam uświadomić, że chusteczki nie służą tylko do wycierania nosa przy katarze. Chusteczkami wyciera się też łzy wzruszenia podczas narodzin, pogrzebów, ślubów, rozwodów, egzaminów maturalnych... Najpierw – w USA i wielu krajach Europy, wreszcie także w Polsce – zrealizowano profesjonalne badania socjologiczne nad wyrażaniem emocji, a potem przeprowadzono eksperyment socjologiczny – „Sofa Tour”, czyli „wielką podróż niebieskiej kanapy“. Na niebieskiej sofie, ustawianej na głównych traktach dużych miast, ludzie opowiadali o swoich emocjach. Często też je okazywali. Chodziło o to, by dowartościować inteligencję emocjonalną, by pokazać, że ludzie świadomi swoich emocji – uwalniając je i jednocześnie panując nad nimi – są zdrowsi i szczęśliwsi. Polskie „Sofa Tour“ zaowocowało zapisem dziesiątek poważnych i mniej poważnych, ale zwykle szczerych, emocjonalnych rozmów i obserwacji, które postanowiliśmy opublikować w elektronicznej książce. Jednak relacje i „Obserwacje“ to nie wszystko. Swoje doświadczenia z „Sofa Tour“ ujęłam w pytania do specjalisty. Lucyna Wieczorek – Tutak, trenerka umiejętności interpersonalnych i założycielka „Dojrzewalni Róż” udziela mi „Konsultacji“, rzuca na nasz eksperyment nowe światło – pomaga zrozumieć mechanizmy rządzące naszym życiem wewnętrznym, a czasem proponuje pewne rozwiązania. Kończąc, życzę wielu pozytywnych emocji przy lekturze.
Anna Maruszeczko
3
Autorki Anna Maruszeczko Dziennikarka i prezenterka. Prowadzi programy telewizyjne („Kobieta na zakręcie” w TVN Style, „Zielone Drzwi” w „Dzień Dobry TVN”) i radiowe, publikuje wywiady, pisze felietony i blog pt. „Między Bugiem a prawdą”. Od wielu lat działa w Fundacji TVN „nie jesteś sam”. Znana także z „Miasta Kobiet” i talk show „Wybacz mi”. Lubi słuchać ludzi. Zawsze blisko życia. W szpagacie pomiędzy miastem i wsią. Pielęgnuje swą wszechstronność. „Daje mi to poczucie bezpieczeństwa, lepszą orientację w świecie i zdrowy dystans do tego, co akurat robię”. – mówi o sobie. Autorka książki pt. „Prawdziwe historie w rozmowach Anny Maruszeczko. Kobieta na zakręcie.” Od maja 2010 roku ambasadorka kampanii społecznej „Let it out. Uwolnij emocje”.
Lucyna Wieczorek-Tutak Założycielka Dojrzewalni Róż, trenerka umiejętności psychospołecznych i interpersonalnych rekomendowana przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne. Tworzy i prowadzi autorskie programy rozwoju osobistego, m.in.:.”Kobiety w wewnętrznej podróży”, „Szkoły Trenerów Komunikacji opartej na Empatii”, „Szkoła Coachów Rozwiązywania Konfliktów”. Miłosniczka filozofii Kena Wilbera i wiejskiego spokoju. Prywatnie kobieta we wszystkich rolach.
5
On – Ona OBSERWACJE
Pierwsze obserwacje poczynione podczas „Sofa Tour” łatwo podzielić ze względu na płeć: kobiety w większości są rozgadane, nademocjonalne, mężczyźni – emocjonalnie przyblokowani. I one, i oni deklarują mniejszy lub większy dyskomfort. Panie nie panują bowiem nad swoimi emocjami, panikują, histeryzują, wrzeszczą, „kopią prądem”, a panowie – choć często bardzo emocjonalni – wszystkimi siłami próbują swoje emocje stłumić, przez co ich najbliższe otoczenie jest mocno zdezorientowane; nikt nie wie, „co w nich siedzi”, ale jak już wybuchną, to ściany się trzęsą. Takich wyznań miałam najwięcej.
7
Konsultacje Ania Maruszeczko: Kobiety są nademocjonalne, mężczyźni – zamknięci w sobie. Jeśli nawet emocjonalność można podzielić ze względu na płeć, to co nam przyjdzie z takiej wiedzy?
Lucyna Wieczorek: Nic. W naszej kulturze odzwierciedla się model wychowania, w którym dziewczynki są karcone za wyrażanie emocji związanych z agresją i seksualnością, a chłopcy – za wyrażanie emocji związanych z ich wrażliwością, smutkiem, bólem, żalem. Znam kobiety, które zawsze, kiedy są wściekłe, czują smutek i płaczą. Obserwatora może to wprawić w osłupienie: „O co jej chodzi?”. A gdy złoszczą się i walczą w obronie innych, dają sobie prawo do tego, żeby poczuć swoją siłę. Być może lekcja z tej wiedzy będzie przydatna dla rodziców. Pozwólmy dzieciom, bez względu na ich płeć, przeżywać wszystkie uczucia, których doświadczają. I pozwólmy na to również sobie.
Obserwacje
(Warszawa) Pierwszym moim rozmówcą był „Wędrowiec”. Tak. Mężczyzna w średnim wieku, z plecaczkiem, prawie niezauważalny. Ale – ku obopólnemu zdziwieniu: „...że też ja pani takie rzeczy opowiadam!” – wpuścił mnie w świat swoich emocji. Czy łatwo się wzrusza? Tak, ale nigdy tego nie okazuje. Może tylko wtedy, gdy jest sam, na przykład przed telewizorem, gdy widzi psa na kawałku deski podczas powodzi (media często pokazywały tego rozbitka). Dwa miesiące temu umarła mu mama. – I? – Kiedy przyszedłem do szpitala i okazało się, że mama, którą odwiedziłem dzień wcześniej, godzinę temu umarła, uroniłem łezkę. – Łezkę? – Tak. Mężczyźni nie płaczą. – To dobrze? – Nie. Niedobrze jest tłumić emocje. Z tego się biorą choroby sercowe. – Jaka świadomość!
8
– Ale nie każdy potrafi uzewnętrzniać swoje uczucia. To wynika z różnic charakterologicznych. Ja, nawet gdyby mnie siłą zmuszano, i tak bym nie pokazał, co czuję. Nie umiem tego robić na pokaz. „Przy Smoleńsku” też nie uroniłem ani jednej łzy, chociaż Pospieszalski pokazywał, jak ludze płaczą. Ale to nie znaczy, że ja tego nie przeżywałem... – Tak otwarcie pan ze mną rozmawia... – Nie. Ja nie jestem otwarty. – No to jest pan komunikatywny. – Może i tak, ale mam problemy emocjonalne. Nigdy nie założyłem rodziny. Jakieś siły powstrzymywały mnie przed tym, by podejść do kobiety, porozmawiać z nią, zbliżyć się. – Nic pan z tym nie robił? – Coś tam próbowałem, ale teraz już chyba bym nie potrafił być z kimś. Chociaż... Może bym się przy kimś rozwinął? – niespodziewanie uśmiechnął się szeroko. – Zastanawiał się pan, dlaczego nie wychodziło panu z kobietami? – Nie zdiagnozowałem tego do dziś – odparł zdecydowanie, ale potem ciągnął dalej: – Na pewno bałem się ośmieszenia, tego, że mogę być przedmiotem kpin. Jestem z domu dziecka, może to jest przyczyną... Jak ja miałem te uczucia przekazywać, kiedy mi nikt ich nigdy nie okazywał? Mama mnie wzięła, gdy miałem 5 lat... Ale ona też była bardzo powściągliwa. Tato szybko zmarł... nie było tego wzorca męskiego... Zaakceptowałem siebie takim, jakim jestem. Samobójczych myśli jeszcze nie mam. (śmiech) – A czy jest pan szczęśliwy? – No nie. Bo jestem samotny.
Konsultacje A.M.: Czy to możliwe, żeby przesąd był w ludziach tak mocno zakorzeniony?
o
tym,
że
chłopaki
nie
płaczą,
L.W.: Niestety, jak widać, możliwe.
9
A.M.: Czy rodzice powinni wyrzucić ze swojego wychowawczego słownika zdanie: „Chłopaki nie płaczą”? Ono się przecież czasem bardzo przydaje. Nie chcemy, żeby nasi synowie wyrastali na „beksa-lale”.
L.W.: Tak, powinni wyrzucić, i nie tylko to zdanie, ale stojący za nim sposób myślenia i obawę przed przeżywaniem własnych uczuć. Widziałam wielu mężczyzn, którzy płakali, choć jednocześnie byli tak silni, że mogliby bez wahania skoczyć w ogień w obronie kogoś lub w obronie istotnych wartości. Zdoloność do przeżywania i wyrażania uczuć jest wyrazem dojrzałej osobowości i inteligencji emocjonalnej, co jest szczegółowo opisane w badaniach Daniela Golemana. „Beksa-lala” to osoba słaba psychicznie, może nadwrażliwa, która nie ma zaufania do siebie, więc jeśli nie chcemy wychować takiego syna, to wspierajmy w nim zaufanie do tego, co czuje, szacunek dla innych, poczucie własnej wartości, a siłę fizyczną niech zdobywa biegając, ćwicząc sztuki walki czy cokolwiek innego, co go zainteresuje. A.M.: Co się dzieje z „niewypłakanymi” negatywnymi emocjami?
L.W.: Jest takie ludowe powiedzenie: „W przyrodzie nic nie ginie”. Emocje to ogromna energia, wyzbycie się jej jest stratą części witalności. Niewyrażone emocje z czasem kłębią się w nas, nie umiemy ich rozróżniać, reagujemy nieadekwatnie do sytuacji, potem tego żałujemy, mówimy nie to, co naprawdę chcielibyśmy powiedzieć. A najgorsze jest to, że często sami nie wiemy, co tak naprawdę czujemy i czego potrzebujemy. I – oczywiście – ta sytuacja ma odzwierciedlenie w naszym ciele: aby powstrzymać impuls wyrażenia emocji, musimy napinać poszczególne mięśnie. Jeśli od dzieciństwa stosujemy ten mechanizm, z czasem to napięcie utrwala się i automatycznie blokujemy emocje. A.M.: Co się dzieje z naszym ciałem pod wpływem tego ciągłego napinania/skurczu mięśni? Sztywnieje, czy wręcz przeciwnie – paradoksalnie staje się wyćwiczone i silne?
L.W.: Niestety, nie staje się silniejsze, choć odporne na przeżywanie pewnego rodzaju emocji. W niektórych sytuacjach jest to nasz zasób, na przyklad kiedy trzeba zachować „zimną krew”. Ale koszt uzyskania tego zasobu jest bardzo duży, bo taka osoba ma tylko „zimną krew”. Napięcia potrafią być bardzo silne i charakterystyczne dla emocji, które zamykają.
10
Patrząc na ciało, doświadczeni psychoterapeuci potrafią opowiedzieć jego emocjonalną historię. Czasem w procesie psychoterapii jesteśmy świadkami „pięknienia“ ludzi – prostują się, rozluźniają napięte barki, mięśnie twarzy. Uroda się nie zmienia, a człowiek jakby nowy. Dosłownie widać ulgę. A.M.: Czy powściągliwość, hamowanie się w uzewnętrznianiu tego, co się czuje, ma swoje dobre strony?
L.W.: Oczywiście. To jest bardzo pożądana cecha w przypadku pokerzysty, żołnierza na froncie, chirurga w czasie operacji... A poważnie: dojrzała osoba ma możliwość wyrażania uczuć wtedy, kiedy chce, i ich niewyrażania, kiedy z jakiegoś powodu uzna, że to jej lub komuś nie służy. Kiedy matka jest wściekła na dwulatka, że rozlał mleko na jej jedwabną bluzkę, powinna kilka razy głeboko odetchnąć, policzyć od dziesięciu do jednego, a jeśli to nie pomaga, zadzwonić do koleżanki i opowiedzieć jej, co okropnego się wydarzyło. I dopiero wtedy spokojnie wytłumaczyć dziecku, co zrobiło nie tak, opowiedzieć, że się zdenerwowała, bo lubi tę bluzkę... Ale na pewno nie krzyczeć. A.M.: Jacy mężczyźni boją się kobiet?
L.W.: Cóż, bardzo różni mężczyźni obawiają się różnych cech kobiet. Ale przypuszczam, że najbardziej ci, którzy muszą mieć duży wpływ na otoczenie – będą się obawiać kobiet wymykających się ich wizerunkowi kobiety. I ci, którzy nie mają wystarczająco dużego zaufania do siebie w roli mężczyzny. A.M.: Czy otwartości, okazywania emocji uczymy się tylko w dzieciństwie?
L.W.: Na szczęście nie tylko! Mózg jest plastyczny do końca życia!!! To naprawdę bardzo optymistyczne. Nieco mniej optymistyczny jest fakt, że mózg jest najbardziej plastyczny w dzieciństwie i to, czego się wtedy uczymy, nie znika, może najwyżej ulec zatarciu przez nowe doświadczenia. Dlatego aby zaszła zmiana, potrzebny jest wysiłek nowych, nieschematycznych zachowań.
Obserwacje
Na mojej niebieskiej kanapie siadali single, pary, a czasem całe rodziny. Pamiętam rodziców 2– lub 3 – letniego chłopczyka, którzy początkowo nie byli przekonani do naszego eksperymentu, jednak po chwili wahania usiedli. No i tu też było klasycznie: ona emocjonalna, on pozamykany na wszystkie spusty.
11
– Łatwo czy trudno przychodzi wam okazywanie uczuć? On: Każdy Polak ma z tym problem. Ona: Ja nie. Jednak odkąd mamy dziecko, to i mój mąż jest bardziej otwarty, nawet wobec mnie. Dziecko tego pilnuje. Trzymamy sztamę z synem i jak mąż chce od niego całusa, to Mały mówi: „Dobrze, ale ty pocałuj mamusię”. – Dlaczego kobiety muszą żebrać o czułe słówka? On: Ja mam z tym problem. Na początku częściej się mówi takie rzeczy. Z czasem się o tym zapomina. Jest praca, pogoń za pieniędzmi. To nie jest tak, że przestałem cię kochać. Ale rzeczywiście kiedyś byliśmy bardziej spontaniczni... Ona: Ja jestem dużo młodsza od swojego partnera i ciągle się jeszcze buntuję, więc gdy nastaje monotonia, stagnacja – jesteśmy razem już 12 lat – zaczynam tupać nogą. Ja chcę inaczej, ja chcę poczuć, że on mnie kocha. On : A ja to lubię. Nie buntuję się: „Proszę bardzo: Otwieraj”. Ona jest pierwszą kobietą, na której uczyłem się okazywania uczuć. Późno się ożeniłem. Może i dobrze. Dopiero teraz czuję sią naprawdę facetem. Już wiem, co we mnie tkwi, gdzie są te wewnętrzne hamulce i czym były spowodowane. Dla mnie bycie z kobietą długo wiązało się z odebraniem wolności. Przy niej – nieznacznie przysuwa się do żony – jest inaczej. Mam porównanie. Może to prawdziwa miłość i dlatego łatwiej mówi się to, co się czuje. Po prostu. Ona: Fajny prezent od męża na urodziny – takie wyznanie! Mimo wszystko rzadko się zdarza. – Powiedziałeś, że każdy Polak ma problem z ujawnianiem uczuć. On: Zazdrościłem otwartości Anglikom. Obserwowałem kiedyś na plaży pewnego „chudzinkę” z „dużą” dziewczyną. Widać było, że są w sobie zakochani. Nie mogłem zrozumieć, jak oni się nie wstydzą obejmować przy ludziach, zwłaszcza, że to jeszcze tak komicznie wyglądało. Ale u nas to też już się zmienia. Młodsi są swobodniejsi. Sam przestałem się bulwersować. Taka sytuacja: Jedziemy autobusem. Dwóch młodych mężczyzn wraca z pracy na budowie. Jeden z nich rozmawia z żoną przez telefon komórkowy: „Kocham cię, moja Brzoskwinko...”. Drugi: „Przestań. To obciach”. – Trochę obciach...
12
On i Ona: Obciach, że kocha swoją żonę?! On: Ja bym nie potrafił tego powiedzieć swojej żonie w autobusie „na cały regulator”, ale podoba mi się to. Ona: Ludzie biją się na ulicy i nikt nie zwraca im uwagi, a niewinne umizgi wszystkim przeszkadzają! Chyba coś tu nie tak.
Konsultacje A.M.: Dlaczego kobiety potrzebują czułych słówek?
L.W.: Są różne sposoby odbierania i nadawania miłości. Mówi się o pięciu językach zakochanych. Słowa są jednym z nich. Wiele kobiet odbiera miłość poprzez słowa, a wielu mężczyzn – przez działanie. Ot i kłopot. A.M.: Czy afiszowanie się ze swoimi uczuciami to dowód na to, że ktoś kocha, czy raczej, że próbuje sobie to wmówić?
L.W.: To zależy od intencji. Niepokojące jest, kiedy ktoś działa nadmiarowo w stosunku do sytuacji i do swojego stylu naturalnego zachowania, przy czym pewna nadmiarowość jest oznaką zakochania, a wtedy świat i nasza ukochana osoba są naprawdę wyjątkowe. Są tacy ludzie, którzy dopiero po swoim zachowaniu poznają to, co czują. Zmęczona osoba wracająca z treningu na siłowni wbiega do kuchni, szybko pije wodę i po odstawieniu szklanki mówi: „Ale mi się pić chciało!”. Najpierw „coś ją pcha” do kuchni i kieruje prosto do butelki z wodą, a dopiero po spełnieniu potrzeby uświadamia sobie to, co czuła: „Pić mi się chciało, czułam pragnienie, to było to!”. Więc może być też tak, że ludzie się przytulają, szepczą sobie czułe słówka, myślą o tej drugiej osobie i w pewnym momencie mówią coś w stylu: „To chyba... może... na pewno... ja ją kocham”. A.M.: Podobno nie można zmienić człowieka. Ile więc może zrobić kobieta, żeby dotrzeć do swojego pozamykanego na wszystkie spusty mężczyzny i nie zamienić się w bzyczącą muchę?
L.W.: Ale człowiek może sam się zmienić! Jedna ze strategii byłaby taka: „Jeśli chcesz wejść między wrony, musisz krakać jak i one”, czyli poznajemy świat naszego partnera i w ramach tego świata szukamy kontaktu. Wtedy stajemy się ważne dla partnera, wtedy on może chcieć zrobić coś ważnego dla nas.
13
Niestety, istnieje takie ryzyko, że nasza relacja będzie trwała tylko wówczas, gdy my będziemy odwiedzać świat naszego partnera. Gdy poprosimy, żeby on nauczył się naszego języka, może nie chcieć podjąć tego wysiłku. Chociaż zakochany mężczyzna ponoć zrobi wszystko dla tej jedynej... Druga strategia jest taka: Zadaję sobie pytanie, ile jestem w stanie znieść i gdzie są moje granice. Znając swoje potrzeby, proszę partnera o istotne dla siebie działania. Uwaga!!! Prosimy o zrobienie czegoś, a nie zmianę siebie. Ta druga prośba jest nierealistyczna i powoduje frustracje u odbiorcy. Tak więc to, ile znoszę, uzależniłabym od własnych potrzeb i możliwości, a nie od tego, czy będę odebrana jako mucha, zołza czy kura. A.M.: Mężczyzna z niebieskiej kanapy poczuł się dobrze, gdy puściły wewnętrzne hamulce i zaczął uwalniać emocje. To dlaczego mężczyźni boją się zdradzać ze swoimi uczuciami?
L.W.: Bo nie wiedzą, że poczują się dobrze. Pamiętają, że to kiedyś im nie służyło, bolało, powodowało wstyd, słabość, żyją tym, czego już nie ma. Jako dorośli mamy całkiem inne możliwości reagowania i prawie zawsze „nie taki diabeł straszny”. Myśląc o wyrażaniu emocji, mamy w pamięci sytuacje i stany emocjonalne z czasów dzieciństwa, kiedy naprawdę nie mieliśmy wpływu na wiele ważnych spraw. Teraz, w dorosłym życiu, mamy ten wpływ, dlatego – u zdecydowanej większości zdrowych osób – emocje nie powinny niczego zaburzać. Możemy poczuć przejściowy dyskomfort w związku ze zmianą odczuwania, ale potem raczej – ulgę, radość, pełnię.
Obserwacje
(Kraków) Młodzi mężczyźni – grupa przyjaciół – spod Sandomierza, tuż po wielkiej fali powodziowej, przyjechali na weekend do Krakowa trochę się zrelaksować. – Usiedli na mojej kanapie, bez oporów, ciekawi, czego tak naprawdę mogę od nich chcieć. – To wy jesteście prosto z powodzi... – Tak. Wszystkich zalało oprócz nas. – Czuliście grozę sytuacji?
14
– Umacnialiśmy wały dniami i nocami... Wstawało się rano, szło się nad rzekę, potem parę godzin snu, bo prędzej czy później zawsze ktoś zadzwonił, że gdzieś wał przecieka. W nocy wciąż jeździły wozy na syrenie – to był niekończący się jęk i poczucie zagrożenia. Stan strachu. Pamiętam człowieka, który podszedł do nas i powiedział, że wszystko stracił. Remontował dom po pierwszej fali, ale przyszła druga, po której nie było co ratować. Dom był nieubezpieczony. Zaczął przy nas płakać. A my przy nim. Masakra. Byliśmy w oku cyklonu. – Po co przyjechaliście do Krakowa? – Ukoić nerwy. Zginąć w tłumie, poczuć nocne życie. Chcielibyśmy tu studiować.
Konsultacje A.M.: A jednak mężczyźni płaczą i nie wstydzą się tego. Jedni z bezsilności, drudzy – z solidarności. Czym może być taki płacz?
L.W.: Ekspresją tego, co się w nas kłębi, oczyszczeniem, wyrazem przeżyć. Emocje przychodzą i odchodzą, są wyrazem tego, jak życie w nas przepływa. Nie ma potrzeby ich zatrzymywać ani rozdmuchiwać. Wystarczy pozwolić im pojawić się i odejść. I być gotowym na nowe...
15
Obserwacje Znowu panowie, ale już „20+”. Krakowiacy. – Co w ostatnim czasie podziałało wam na emocje? – Oj, dzieje się! Dwa dni temu mieliśmy otwarcie Mundialu. Emocje były duże... – Naprawdę? Mimo tego, że nasi nie grają? – Gdy Polska nie gra, idzie się obstawić jakiś mecz. To zawsze jest święto, pretekst do spotkania, męski rytuał. Ale wtedy o emocjach się nie mówi, tylko się je okazuje. Jednoczymy się w męskim gronie. Pytam, czym jeszcze emocjonują się na co dzień: polityką, powodzią? O polityce mówią, że to nie ich świat – czują, że nie mają na to wpływu. „O powodzi dowiedziałem się po pięciu dniach. Siedziałem w domu i «nie odpalałem» telewizora. Mieszkam daleko od Wisły” – wyznaje jeden. „Ale było groźnie. Ja mieszkam 150 metrów stąd. Poziom wody sięgał do tego zielonego przęsła, czyli niemal do poziomu drogi na moście – pokazuje drugi. – Pierwszy raz zobaczyłem, jaki to jest żywioł. Na co dzień na tym zakolu, gdzie kłębią się turyści, widać spokojną Wisłę”. Mówią, że dramatycznej obronie wałów towarzyszyły pozytywne emocje. „W Krakowie poszło łatwiej niż w Sandomierzu. Odparliśmy atak. To budujące, że ludzie potrafią się w takich momentach jednoczyć”.
Konsultacje A.M.: „Odparliśmy atak”... Mężczyznom potrzeba wyzwań, walki, zwycięstw nad żywiołami, żeby poczuli satysfakcję i chwile szczęścia?
L.W.: Sami to lepiej czują, ale myślę, że tak. Kontakt z żywiołem pozwala na kontakt z własną siłą. Im większy żywioł, któremu dałem radę, tym większa moja siła, którą dzięki temu odkryłem. Super! Jest się z czego cieszyć, jest co świętować.
Obserwacje Jednak największe emocje kłębią się w rodzinnym domu – przyznają zgodnie. Zmorą jest tak zwana „różnica charakterów”. Brak porozumienia w podejściu do codziennych problemów doprowadza do silnych wybuchów. Jeden z „20+” opowiada, że rok temu się ożenił i teraz żona wciąga go w trudne rozmowy o tym, co on czuje:
16
– Jak muszę o tym rozmawiać, szału dostaję. Wolę umacniać wały przeciwpowodziowe całymi nocami. – Rzeczywiście tak cię to denerwuje? – Muszę rozmawiać o rzeczach, o jakich nie rozmawiałem nigdy wcześniej. Ja się w tym średnio odnajduję i w żaden sposób tego nie potrzebuję. Lepiej coś zrobić niż pięć dni o tym rozprawiać. – Pięć dni? – Tak, ponieważ ona mówi parabolami! Zupełnie nie rozumiem, o co jej chodzi. Koledzy przytakują solidarnie: „Mężczyznom wystarczy jedno słowo, by wyrazić całą gamę uczuć. Mężczyźni rozumieją się bez słów”. – Czasem pytam, a ona nie odpowiada. Chciałaby, żebym się domyślił. Skąd ja to znam? Już z tego wyrosłam, na szczęście dla świata. Wygląda na to, że świeżo upieczony mąż rzeczywiście ma problem z wewnątrzmałżeńską komunikacją. Jest przy tym naprawdę poirytowany, wręcz zły. – Czy coś z tym robisz? – Odpuszczam. Lepiej mieć jeden dzień świętego spokoju niż bez końca dyskutować nie wiadomo o czym. – Może warto się nad tym pochylić? Może warto dopytać? – Ja tego nie potrzebuję, ponieważ nie mam z niczym problemu. Ups. Może i tak.
Konsultacje A.M.: Skąd w młodym małżeństwie biorą się zakłócenia w wewnątrzmałżeńskiej komunikacji?
L.W.: Podobnie jak w każdym innym małżeństwie i w każdej relacji, i tu spotykają się dwa światy. Każda osoba mówi swoim „kodem” opartym na własnych doświadczeniach. To, że się kochamy, nie oznacza, niestety, że automatycznie rozumiemy drugi język. Wtedy warto przyjąć założenie, że druga osoba ma dobrą wolę, tylko potrzebujemy czasu i rozmów, aby się zrozumieć.
17
A.M.: O czym świadczy niemówienie wprost, tylko „parabolami”? O tym, że tak naprawdę to nie ma problemu, jest tylko chęć zwrócenia na siebie uwagi?
L.W.: Mówienie „parabolami” może wynikać z tego, że dana osoba „parabolami” świat widzi, przeżywa, więc można powiedzieć, że wyraża siebie taką, jaką w istocie jest. Można też powiedzieć, że ma dość częste u wielu ludzi przekonanie, iż ta druga osoba „powinna” się domyślić sedna sprawy i nie trzeba, a nawet nie wypada mówić dosłownie o tym, co dla nas ważne, czego potrzebujemy. To dosłowne mówienie oznacza po pierwsze, że sami musimy to umieć nazwać – co czasem zajmuje pół życia, po drugie, że mamy ogrom zaufania do drugiej osoby, że jak się tak „odkryjemy”, powiemy wprost o swoich uczuciach i potrzebach, to ktoś tego przeciw nam nie wykorzysta, nie zrani nas. Mówiąc wprost, „odkrywamy miękki, wrażliwy brzuszek”, a to jest ryzykowne. A.M.: A on? Czy to możliwe, że z „niczym nie miał problemu”?
L.W.: Na pewno możliwe, że tak przeżywał śwój świat.
Obserwacje
(Na Facebooku) Wieczorem piszę bloga, a na Facebooku Justyna komentuje: „Mężczyźni emocjonują się głębiej, mocniej, natomiast kobiety bardziej uzewnętrzniają emocje”. Wojtek dorzucił: „Mężczyźni również rozmawiają w swoim gronie o konfliktach, zanim jeszcze przeistoczą się one w problemy – tylko bardziej po męsku. Nie mieszamy tematu kochanek z firankami”. Potem jednak przyznał, że czasem też odbiegają od tematu, by porozmawiać o samochodach. Ja bym się nie bała tego mieszania...
Konsultacje A.M.: Chyba nieważne, jak. Ważne, żeby mówić o tym, co się myśli i czuje. Zgoda?
L.W.: W pewnym sensie, tak. Mówienie uwalnia część napięć dnia codziennego i daje osobie mówiącej większą jasność na temat danej sytuacji, kiedy obejrzy ją z różnych stron. Drugiej osobie mówienie daje natomiast poczucie kontaktu z mówiącym. Człowiek czuje się dopuszczony do świata osoby, która mówi, a to buduje poczucie bezpieczeństwa albo przynajmniej daje wybór – jeśli źle się czuję z tą osobą, to zbytnio się do niej nie zbliżam. Ważny jest tutaj proces wyrażania siebie i bycia w kontakcie z innymi, czyli wymiany, przepływu, zrozumienia.
18
Obserwacje
(Gdańsk) Mężczyzna w średnim wieku, pracuje za granicą, gdzieś w Anglii. W Gdańsku się wychował, w Gdańsku mieszkają jego dzieci z byłą żoną. Ubolewa nad tym, że rzadko je widuje. Chciałby powiedzieć więcej, ale to kłębowisko uczuć siedzi w nim jak w więzieniu. Nie czuje się komfortowo. O, nie. Za bardzo to pogmatwane, żeby łatwo dać temu wyraz. Jedyne, co może zrobić, to przestać żyć przeszłością i złością. Są tacy mężczyźni, którzy 10 lat po rozwodzie, będąc już w nowym związku, wściekają się na swoje byłe żony, na los... Ta złość zatruwa im życie i przesłania priorytety. On to wie, ale... Kolega czy brat odciąga mojego rozmówcę od niebieskiej kanapy: „Daj spokój. Po co o tym opowiadasz?!”. Ale ten podpisuje zgodę na publikację naszej rozmowy. Na odchodne słyszę: „Ciężko jest lekko żyć”. I jeszcze: „A ty masz jakieś problemy?”. „Jakieś mam. Każdy ma“ – mówię.
Konsultacje A.M.: Ludziom się wydaje, że mówienie o uczuciach to żadna sztuka. Czy to się udaje bez ćwiczeń, bez praktyki?
L.W.: Historia życia każdego z nas jest inna, w związku z tym jednym udaje się wyrażanie uczuć w sposób naturalny, bo tego się nauczyli w domu i w szkole albo wśród przyjaciół, a inni – niestety – potrzebują dużo ćwiczyć i pracować nad zmianą przekonań, aby sobie na swobodne przeżywanie i mówienie wprost o uczuciach pozwolić. A.M.: Na niebieskiej kanapie siadali czasem ludzie, którzy wyraźnie mieli ochotę powiedzieć, co czują, ale wyraźnie nie mogli znaleźć odpowiednich słów. Byli to najczęściej mężczyźni albo nastolatki. Czy to jest jakaś prawidłowość? Jeśli tak, to z czego wynika?
L.W.: Cóż, jeśli chodzi młodzież, jest to naturalny etap w rozwoju – są w intensywnym procesie zmiany i potrzebny jest czas, aby uczucia, które tym zmianom towarzyszą, umieć ponazywać. Pomocne bywa empatyczne słuchanie, którego celem jest wsparcie osoby w wyklarowaniu, o co jej chodzi, co jest ważne. A mężczyźni, jak już wspominałyśmy, są w pewnym sensie „ofiarami” stylu wychowania, który chyba odchodzi do przeszłości, ale na „tu i teraz” dorośli Polacy mają go w swoim doświadczeniu, czyli: „prawdziwy mężczyzna nigdy nie płacze”. To bardzo smutna historia, utrudniająca życie mężczyznom i kobietom. Nadzieję
19
daje fakt, że coraz więcej osób jest świadomych tego, iż przeżywanie uczuć dodaje nam siły, a nie ją odbiera. No i pozwala dzieciom czuć. A.M.: Co robi z człowiekiem nieposkromiona rozumem złość na kobietę, na los?
L.W.: Złość, która się kłębi, to bardzo toksyczne uczucie. Złość jest sygnałem, że mamy niezaspokojoną, ważną dla nas potrzebę, i to jest bardzo cenny sygnał. Kiedy go otrzymujemy, kolejnym krokiem jest poszukanie innych uczuć, których doświadczamy – bo pod złością zawsze są inne uczucia – oraz ważnych dla nas potrzeb, które w tej chwili są niespełnione. Tkwienie w złości tygodniami, czy wręcz latami gwarantuje, że nasze ważne potrzeby nie zostaną spełnione. To jest cena, którą płacimy za podtrzymywanie przekonania, myśli, która karmi złość. Ta myśl to zwykle coś w stylu: „Ona (lub On) powinna/powinien być inna/ inny, inaczej się zachowywać, myśleć. Wtedy byłoby dobrze”, „Ona (lub On) mnie nie szanuje, jest niewdzięczna/niewdzięczny, nie docenia mnie, nie kocha, nie rozumie, a powinna/powinien!”. Paliwem pozwalającym żyć starej złości jest przekonanie, że ktoś powinien „coś” zrobić, żeby nam było dobrze. Niestety, jest to sposób myślenia, którego jedynym efektem będzie ból i cierpienie większości osób zainteresowanych, co niestety ta historia potwierdza. Ludzie niczego nie muszą, najwyżej mogą. Często, jeśli ich poprosimy, przychylą się do naszej prośby. Zmuszanie jest rodzajem psychicznej przemocy i nie prowadzi do porozumienia. Kiedy czuję złość, warto o tym pogadać z przyjacielem czy z pięcioma, jeśli z jednym nie wystarczy. Jeśli z pięcioma nie wystarczy, wtedy warto poprosić o pomoc psychologiczną. Chodzi o to, aby dotrzeć do tego, jakie myśli podsycają naszą złość i czego tak bardzo potrzebujemy, czego spełnienie by nas uspokoiło. Marshall Rosenberg, twórca „Porozumienia bez przemocy” powiedział coś w stylu: „Jeśli czujesz złość, trzy rzeczy są pewne: 1. Jest coś, czego bardzo potrzebujesz i nie otrzymujesz. 2. Myślisz, że ktoś powinien/musi ci to dać. 3. Właśnie wybrałeś sposób na to, aby tego, na czym ci zależy, nie dostać, albo dostać nie w taki sposób, w jaki byś naprawdę chciał”.
20
Obserwacje
W Gdańsku na kanapie siadają ludzie z problemami. Choćby to małżeńśtwo z kilkuletnim stażem: dwoje dzieci, w tym jedno wspólne. Oboje młodzi i piękni, jednak z wyczuwalnym, wewnętrznym napięciem. On ciągle pracuje, nawet w domu – wiecznie z komputerem na kolanach. Ona, cały dzień sama z dziećmi, czeka na niego jak na zbawienie. Ujawniają emocje – rozczarowanie i niezadowolenie. On: „Nie rozumiesz, co to znaczy praca. Siedzisz w domu”. Ona: „Naprawdę mam co robić przez cały dzień. I tęsknię za tobą”. Uff, najważniejsze zostało wypowiedziane. Po tym wyznaniu on w oczach skruszał. Obiecał jej, że będzie bardziej obecny w domu.
Konsultacje A.M.: Czy zgodzisz się, że w tej wymianie najważniejszy przekaz to: „Tęsknię za tobą”?
L.W.: Tak, to jest super przykład na to, jak szczere nazwanie uczuć zbliża ludzi, nie osłabia – jak niektórzy się obawiają – tylko rozładowuje napięcie. W tej sytuacji prawdopodobnie ważna jest też potrzeba zrozumienia i docenienia, którą wyraża mężczyzna trochę nie wprost.
Obserwacje
Po południu przysiada się do mnie przystojny trzydziestolatek. „Nic na palcu nie ma, a mogło być” – macha mi ręką przed oczami. – „Rozmyśliłem się w ostatniej chwili. Nie wiem, czy dobrze zrobiłem. Zacząłem za dużo myśleć. Ciągle się zastanawiałem, czy na pewno to jest ta osoba, bo miałem jakieś swoje wyobrażenia o tym, jaka powinna być dziewczyna, którą pokocham. Czy ja w ogóle potrafię kochać? – zamyślił się – Wpadłem w wir: praca – dom, praca – dom. Wyrwałem się z tego kieratu na dwa dni. I wczoraj poznałem fajną dziewczynę. Ma na imię Pamela, studiuje śpiew operowy. Lubi występować i lubi się podobać. Ale z nią to byłoby życie na walizkach. – Jeszcze się nie zakochałeś, a już widzisz przeszkody... Nie za bardzo kalkulujesz? – To jest moja skaza na charakterze. (śmiech) Przecież wiem, że nigdy nie będzie super idealnie.
21
Konsultacje A.M.: Ktoś mi ostatnio powiedział: „Myślę, że czuję...”. Czy można sobie wymyślić życie emocjonalne, czy można sobie wymyślić swoje odczuwanie, swoje zakochanie, dziewczynę, którą się pokocha?
L.W.: No pewnie, że można. I można potem jej szukać i gonić króliczka. Mało tego, słyszałam od mojego superwizora historię o jednym mężczyźnie, któremu się to udało! Oczywiście, mówimy tutaj o procesie myślenia, a nie czucia. A.M.: Miłość to nie jest domena rozumu, ale chyba nie można go całkiem wyłączyć, gdy człowiek znajdzie się w stanie zakochania?
L.W.: Można, można, będzię najpierw pięknie, a potem zobaczymy... pomyślimy jutro. Takie chwile zapomnienia są jednymi z piękniejszych momentów życia i byłoby super, gdybyśmy za jakiś czas nie musieli być w dołku, płacąc życiu słone rachunki za ten błogostan. Rozum można wyłączyć, kiedy jesteśmy w miarę bezpieczni... Im więcej pewności, zaufania do drugiej osoby, tym bardziej możemy się tej miłości oddać. Jednak pamiętajmy – teren rozpoznaje rozum.
Obserwacje
(Wrocław) Dla odmiany trzydziestolatka – uśmiech od ucha do ucha, otwarta i gotowa na wszystko. Zamieniamy się okularami. Ma piękne błękitne oprawki. Chciałam przymierzyć. Weszła w to bez wahania. Zawsze chciała robić coś dla ludzi. Jest masażystką. Twierdzi, że do tego wcale nie potrzeba dużo siły. Ważna jest technika, a tej uczyła się w Londynie. Ciągnęło ją w świat, więc wyjechała. Ale jest już z powrotem. – Zawsze widać po tobie, co czujesz? – Tak, jestem otwarta, skoro siedzę na tej kanapie... Pan Bóg mi nie pożałował radości, optymizmu i tego mam dużo. Moje emocje szybko dochodzą do głosu i wszystko widać po mnie. Bardzo emocjonalnie reaguję na niesprawiedliwość, na krzywdę. Zawsze wchodzę do akcji. – Potrafisz rozbroić przeciwnika? – Mam swoje sposoby. „Pan taki przystojny...” To działa! Ostatnio była taka sytuacja – oglądaliśmy Mistrzostwa Świata w piłce nożnej i rezerwowaliśmy miejsca w pubie. Pojawił się starszy pan, który zaczął zaznaczać swoje terytorium: „Nas tutaj będzie więcej...”. Ja na to: „Przystojnych mężczyzn nigdy nie za wiele”. „Ale ja jestem stary”. „Nie wolno tak o sobie mówić”. No i znalazło się miejsce dla wszystkich.
22
– Czy jest coś takiego w sferze twojej emocjonalności, co chciałabyś zmienić? – To takie intymne... To dotyczy mężczyzn. Gdy ktoś mi się podoba, reaguję bardzo emocjonalnie. Chciałabym mniej pokazywać. Trzymać emocje pod kontrolą. Warto pokazać, że nam zależy, ale nie za dużo. Poobserwować, zbadać, ale się przy tym nie spalić. Nie zawsze mi to wychodzi. (śmiech)
Konsultacje A.M.: Czy są jakieś techniki pomagające zapanować nad emocjami w takich sytuacjach?
L.W.: Sposób reagowania emocjonalnego mamy mocno utrwalony, więc jego zmiana wymaga intensywnej pracy, a jedną z moich ulubionych technik jest empatia dla siebie, czyli taka stop-klatka i skupienie światła świadomości na tym, co teraz czuję i czego potrzebuję. Mogę wtedy do siebie przemawiać: „Spokojnie, kochanie, spokojnie, albo oddychać, licząc od dziesięciu do jednego. Zatrzymanie tworzy przestrzeń dla refleksji i daje możliwość świadomego zareagowania. A.M.: Lepiej być panem czy niewolnikiem swoich emocji?
23
L.W.: Ani panem, ani niewolnikiem, chyba że ktoś jest sado-maso i żyje wśród takich samych ludzi. Pozostałym osobom rekomenduję zaprzyjaźnić się ze swoimi emocjami. W chwili gdy emocje zaczynają mocno dawać o sobie znać, albo przeciwnie – gdy nie czujemy nic i chcemy zmiany – możemy wykonać 5- minutowe ćwiczenie, którego nauczyłam się od Wojciecha Eichelbergera: Kładę rękę w tym miejscu ciała, gdzie emocji doświadczam najsilniej (lub gdzie chcę ich doświadczać), a drugą – na głowie, i mówię na głos lub w myślach coś w stylu: „Moja złość ma głowę, moja głowa ma złość”, „Moja głowa ma serce, moje serce ma głowę”, „Moja głowa ma pożądanie (waginę, penisa), moje pożądanie (moja wagina, mój penis) ma głowę”. Zdanie powtarzamy kilka razy, starając się świadomie oddychać. Jesteśmy całością i tylko wtedy, kiedy sobie na to pozwalamy, żyjemy w pełni. Warto usłyszeć, rozpoznać głos serca i głos rozumu. I pozwolić im się dogadać, ale tak, aby każdy głos był wzięty pod uwagę.
Już wkrótce drugi rozdział...
24