1 minute read
Obejrzenie „Kotów” było pomyłką
Filmowa adaptacja musicalu „Koty” jest uważana za jeden z najgorszych, jeśli nie najgorszy, film 2019 roku. Czy ta opinia jest uzasadniona? A może jednak „Koty” nie są takie złe?
» Gray Picture
Advertisement
Fabuła i postacie
Muszę się przyznać, że nie widziałam musicalu, na podstawie którego powstał ten film, ale z tego co kojarzę, nie jest on najlepszym materiałem do zrobienia ekranizacji. Oba mają szczątkową fabułę, która głównie polega na tym, że kolejne postacie wchodzą na scenę i śpiewają o swoim życiu. W teatrze taka forma może być ciekawa, jednak film zrobiony w ten sposób był po prostu nudny. Przynajmniej w mojej opinii musicale wystawiane na deskach teatru nie muszą mieć aż tak dobrej fabuły, jeżeli sam śpiew i taniec dają radę.
Postacie też nie zachwycają. Przez to, jak zbudowana jest akcja, główna bohaterka przez większość czasu nie robi nic konkretnego. Ot, zaśpiewała ze dwie, może trzy piosenki, a resztę filmu biega za innymi postaciami i tańczy w tle. Przez to brakuje jej charakteru.
Muzyka
Kojarzycie to uczucie, gdy ktoś coś tłumaczy, ale myśli, że mówi do debila, więc tłumaczy to jeszcze raz i kolejny, i znowu? A potem jeszcze ze trzy razy? Mniej więcej tak się czułam przy kolejnych utworach, które
dłużą się niemiłosiernie. Jeszcze gdyby były fajnie zrobione, to okej, ale nie są. Przez większość czasu to raczej melorecytacja niż śpiew. Jedynie „Memory” wypada całkiem dobrze, ale mogło być lepiej. Skoro już zebrali całkiem niezła obsadę, to aż smutne, że nie wykorzystano ich zdolności wokalnych.
Oprawa wizualna
Temu filmowi wyszłoby na dobre, gdyby zamiast wydawać pieniądze na np. Taylor Swift, której postać jest zupełnie bez znaczenia dla fabuły, mogli przeznaczyć więcej na oprawę wizualną. Może przez większość czasu jest ona poprawna, ale miejscami kuleje (jak np. w scenie z tańczącymi karaluchami).
Jeżeli chodzi o wygląd kotów, to xD. A tak bardziej na serio (w końcu to poważna gazetka o kucykach), to jeżeli twórcy chcieli stworzyć coś groteskowego, co sprawia, że przez cały seans widz zastanawia się, co jest nie tak z wyglądem postaci, to im się udało.
Irytuje też pewna niekonsekwencja. Raz koty wydają się większe, innym razem mniejsze. Jedne mają buty, kolejne są zupełnie nagie, a inne mają ubrane futra (nasuwa się pytanie, z czego są te futra?).
Czy polecam?
Jest wiele przyjemniejszych rzeczy niż oglądanie „Cats”. Mniej nudne byłoby, chociażby, oglądanie schnącej farby albo pogapienie się na sufit.