Od autora Daiwa rokrocznie wprowadza nowe produkty, często zamieniając te starsze jakimiś zupełnie nowymi seriami lub udoskonalając swoją ofertę w myśl rozwijającej się technologii. Jedną z nowych pozycji na rok 2011 jest seria R’nessa, którą do tej pory reprezentowało zaledwie kilka wędzisk spinningowych. Jednak na rok 2012, seria R’nessa poszerzyła się o kolejne specjalistyczne modele, tzw. „jigery”, które przeznaczone są do połowów drapieżników za pomocą przynęt silikonowych metodą jigowania. Jako wielki fan łapania tym sposobem z nieukrywaną przyjemnością przyjąłem propozycję, sprawdzenia jednego z nowych jigerów, tuż przed wprowadzeniem jej na rynek i ogólną dostępnością tego produktu.
Łowienie okoni to mój największy nałóg, szczególnie z łodzi. Stąd też wybór wędziska do testów padł na kij o długości 240 cm i ciężarze rzutowym opisanym jako 2-15 g. Choć na codzień wolę krótsze kije, to jednak kierując się bardziej upodobaniami szerszej rzeszy wędkarzy oraz biorąc pod uwagę jego dużo większą uniwersalność i szersze możliwości zastosowania pokusiłem się o taki właśnie wybór.
O produkcie słów kilka Seria R’nessa dotychczas składała się z pięciu wędzisk o długości od 2,7 do 3,3. Są to spinningi, których z powodzeniem możemy użyć do połowów na większych rzekach, bądź jak zapewnia nas producent z powodzeniem posłużą do morskich połowów. Model o długości 315 cm, z gramaturą wyrzutu 20-50g, to
idealny moim zdaniem idealny kij do połowu rzecznej troci na pomorskich rzekach. Cena, która kształtuje się w okolicach 700 zł klasyfikuje ją jako średnią półkę cenową na polskim rynku wędkarskim.
Specjalistyczne jigery już na stałe wpisały się w ofertę Daiwy i stanowią uzupełnienie wielu serii. Jednak w przypadku R’nessy jest to nowość na 2012 rok. Składa się z 6 nowych modeli w przedziale długości pomiędzy 210 a 270 o zróżnicowanej gramaturze. Znajdziemy w niej kije do delikatniejszych okoniowych połowów zarówno z łodzi jak i z brzegu w zależności od wybranej długości i upodobań łowiącego. Łowcy sandaczy też znajdą coś dla siebie. Kije o długości 270 cm i ciężarze wyrzutowym 7-25 czy też 8-35 są odpowiednie do połowów z brzegu na dużych nizinnych rzekach. Tak więc 6 nowych propozycji powinno zaspokoić potrzeby wielu wędkarzy. R’nesse otrzymałem zapakowaną w miękki futerał z zamkiem, podzieloną na dwie oddzielne komory dla każdej z części osobno. Dawia przyzwyczaiła mnie do bezpiecznych, sztywnych pokrowców dla wędzisk (szczególnie do transportu), w które została wyposażona np. seria Infiniy Q. Miękki pokrowiec R’nessy przy racjonalnym użytkowaniu powinien w zupełności wystarczyć, choć na pewno z większą uwagą trzeba będzie go transportować. Jak informuje producent kij został wykonany na blanku Morethana według technologii SVF, która polega na wykorzystaniu kompozytu węglowego o zredukowanej ilości żywicy, dzięki czemu ich waga jest znacznie lżejsza a dodatkowo są bardziej czułe i posiadają szybką akcję przy jednoczesnej sprężystości blanku a mówiąc językiem wędkarskim nie „nie są kluchowate czy nie leją się”. Na blanku rozmieszczonych zostało osiem jednostopkowych przelotek Fuji Alconite oraz uchwyt kołowrotka tej samej firmy. Dolnik wędziska natomiast został wykonany z portugalskiego korka klasy AAA, zakończony metalową obręczą, w której umieszczone zostało logo Daiwy.
Na kilka odrębnych słów zasługuje łączenie dwóch składów, które wykończone zostało w technologii nazwanej producenta V-JOINT. Jak dowiedzieć się można z opisu katalogowego, polega ona na zastosowaniu specjalnego kompozytu węglowego BIOS, w którym włókna węglowe przebiegają pod kątem 45 stopni. Dzięki temu osiągnięto wyższą odporność na ścieranie przy jednoczesnym zwiększeniu krzywej ugięcia jak również czułości blanku. System ten jest unikatowy, ponieważ włókno to produkowane jest specjalnie dla Daiwy i na jej wyłączne zamówienie. Zatem z pewnością nie spotkamy tego typu łączenia w produktach innych firm. Test - czyli alternatywny stosunek ceny do jakości Okonie wbrew krążącym opiniom są bardzo wymagającymi rybami. Podstawowym wyposażeniem, okoniowego łowcy, jest wędzisko, które powinno charakteryzować się dwoma rzeczami – przynajmniej dla mnie. Pierwsza z nich to czułość blanku, oczywiście przy optymalnym wykorzystaniu innych elementów, jakim jest np. plecionka. Druga zaś to szybkość wędki umożliwiająca natychmiastową reakcję na branie, niewątpliwie biorąc pod uwagę umiejętności łowiącego. No i trzecia, z którą bardziej doświadczony wędkarz jest w stanie sobie poradzić, nawet gdyby w pełni nie spełniała jego oczekiwań a mianowicie praca. Od niej tak naprawdę zależy czy każdy hol zakończony zostanie sukcesem. Krucha i miękka błona pysku okonia z reguły nie wytrzymuje holu na zbyt sztywnych wędkach, po prostu jest rozrywana. By test był rzetelny i dokładny uzbroiłem wędkę w kołowrotek wielkości 2000, na który nawinąłem plecionkę o średnicy 0,10. Tak uzbrojony zestaw nie był zbyt ciężki, co z pewnością nie zmęczy ręki całodziennym łowieniem. Kilkanaście oddanych rzutów pozwoliło już jednoznaczne, stwierdzić, że kij ten spełnia podstawowe wymagania, do połowu tych wszędobylskich i jakże ciekawych ryb.
Wędkowanie rozpocząłem na twardym żwirowym blacie z głębokością nie przekraczającą pięciu metrów, dwugramową główka – zgodnie z opisem dolnej gramatury wyrzutu, którą uzbroiłem w 5 centymetrowe kopyto. Nastąpiło miłe zaskoczenie, zarówno w toni podczas jigowania, jak również podczas samego opadu miałem pełną kontrolę nad przynętą. Jednocześnie rozróżniając twarde dno, od pojedynczych uderzeń o podwodne karcze czy też okoniowych trąceń przynęty. Sytuacja zmieniła się nieco, gdy głębokość przekroczyła znacznie pięć metrów. Wyczuwalność przynęty w samym opadzie pomimo zastosowania przeze mnie cienkiej plecionki zmalała do minimum. Jednak po zmianie główki na pięć gram wszystko wracało do pełnej kontroli, do momentu pojawienia się na echo sondzie ponad dziesięciu metrów i miękkiego dna. Powyżej tej głębokości dopiero 10 gramowa główka była wyczuwalna, w opadzie, w innym przypadku kierowałem się tylko tym, co sygnalizowała mi plecionka. Jednak w nocy na tej głębokości już bym nie połowił. Im bardziej zwiększałem ciężar, tym większą miałem kontrolę nad przynętą, bez względu już na głębokość na jakiej łowiłem. Mogłem swobodnie reagować na każde nawet najdelikatniejsze branie, które kończyło się sukcesem w postaci holu. Chcąc jak zwykle zresztą w takich wypadkach sprawdzić maksymalną moc wyrzutu doszedłem do dwudziestogramowych główek i tu nastąpił koniec eksperymentu. Kij nie ładował się już tak optymalnie, co utrudniało wykonywanie rzutów na zamierzoną odległość. Biorąc pod uwagę fakt, że jego górna granica została opisana jako piętnaście gram, mogę jasno stwierdzić, że wędzisko przeszło pozytywnie sprawdzenie jego możliwości wyrzutowej.
Podczas holu większych okoni jak również sandaczy, które stały się przyłowem okoniowym, a które bez problemu zacinałem, co świadczy o jego bardzo szybkiej akcji. Wędzisko posiada duży zapas mocy w dolniku. Przy rozsądnie ustawionym hamulcu nawet przy cienkich plecionkach, pozwoli to wyholować bardzo duże ryby, amortyzując jednocześnie gwałtowne zrywy i odjazdy. Subiektywna ocena autora
Wieloletnie doświadczenie nauczyło mnie aby zwracać uwagę na szczegóły, które mają później ogromny wpływ na przyjemność z wędkowania lub jej brak. Jako człowiek delektujący się wędkarstwem a tym bardziej łowieniem tak wymagających ryb, jakimi są okonie w szczególności te największe, których w roku 2011 udało mi się złowić duże ilości i naprawdę sporych rozmiarów, bo 13 razy przekroczyłem 50 cm długości, a ponad 200 sztuk mierzyło powyżej 40 cm. Mogę z pewnością stwierdzić, że testowana R’nessa, w tej gramaturze jak również jej nieco krótsza wersja w tej samej gramaturze jest kijem, którym z powodzeniem zakwalifikować jako okoniowe wędzisko. Z równym powodzeniem i skutecznością, na płytszych zbiornikach może być użyty do połowu sandaczy. Podczas holu fajnie trzyma ryby, amortyzując wszelkie młynki, trzepanie łbem, murowania czy gwałtowne odjazdy. Jak wspomniałem wcześniej posiada spory zapas mocy w dolniku. Hol ponad osiemdziesięciocentymetrowego sandacza tym wędziskiem był wielką przyjemnością i możliwością upajania się wędkarstwem.
Jedyna rzecz, która zaczyna mnie powoli irytować i być może wynika to z siły przyzwyczajenia - to brak praktycznie w każdym nowym wędzisku Daiwy uchwytu do zaczepiania przynęt. Jest to dla mnie dużą niewygodną i bardzo drażniącym szczegółem, na który zwracam między innymi uwagę dokonując zakupów kolejnych wędzisk.
Cena testowanego produktu kształtuje się w okolicach 600 zł, co kwalifikuje ją jako średnią półkę cenową. Zatem z pewnością nie jest to kij, który przeznaczony jest dla najszerszej rzeszy odbiorców. Jednak znając poświęcenie wędkarzy, wielu skusi się oszczędzając na innych wydatkach.
Paweł "Garbus" Kołodziejczyk