NR 2 GRUDZIEŃ 2011 ISSN 2084–1973
2
OD REDAKCJI
wstęp
PROFESJA
5
PIĘKNO
lider
6
the evening
22
nie bądź sknerą
8
otulona płaszczem
28
gdy pierwsza gwiazdka zabłyśnie
38
kołnierzyki i ich podstawowe typy
44
eliksir grudniowego szyku
46
ubieralnia
50
studio technologicznego renesansu wywiad z robertem gawłowskim
sylwetka fotografa kinga wasilewska
10
16 stylizacje damskie stylizacje męskie
stylowe miejsce wrocławia
1
CIAŁO
MIEJSCE
kult ciała
56
ciało gotowe na karnawał
58
zimowa pielęgnacja męskim okiem
60
kosmetyki damskie
kosmetyki męskie
oslo
pole bogów
SMAK
62
esencja smaku
70
sweet christmas
72
gorące napoje
świąteczne wypieki
2
FUNKCJA/FORMA
design czyli funkcja muuto
76
recenzje muzyczne
DO CZYTELNIKÓW
88
nowy rok puka do drzwi felieton
audi s
78
poczuć nieosiągalne
82
prezenty
84
formuła 1
MYŚL/SŁOWO
co w grudniu?
90
świąteczny koszmar
92
natalia grosiak
3
94
4
ypieki cynamonowe, pierniczki, migdały, pomarańcze, do tego szczypta wanilii... Tak pachną pierwsze chwile astronomicznej zimy. Gdy dni są najkrótsze w roku, wyostrzają się zmysły. Sięgamy po nowe, bardziej ekspresyjne zapachy, intensywne smaki i ciepłą, choć wyrazistą, modę. Otulamy się puchowym lub wełnianym płaszczem i szukamy kreacji, które podkreślą urok spotkań i dobrej zabawy. Cały grudzień oczekujemy na to, co najlepsze, i jedyne w swoim rodzaju — Święta Bożego Narodzenia. To one pozwalają na powrót do wspomnień z dzieciństwa. Tęsknimy do czasów, gdy ukochany i wymarzony miś lub sanki znalazły się pod choinką. Gdy śledziliśmy ślady Mikołaja i wyczekiwaliśmy pierwszej gwiazdki na niebie. Myślimy o najbliższych i zastanawiamy się, jak sprawić im radość i pokazać najgłębiej skrywane uczucia. Dzięki temu grudniowa szarość, smutek i zimno znikają w otchłani niepamięci. Grudzień to czas oceny mijającego roku i realizacji najbardziej szalonych marzeń. Warto w pogoni świątecznych zakupów i dużego tempa pracy znaleźć czas dla siebie — kusząca może się okazać wyprawa na narty lub odkrycie uroków Oslo. Muzyka, świece, ciepła kąpiel i wspaniały wystrój wnętrz sprawią, że zapomnimy o zimowej, chłodnej aurze. Rozgrzewające propozycje kulinarne pozwolą zebrać energię na Nowy Rok i stworzyć świeży plan działania. Szkoda czasu na rozważania, czy będą to „White Christmas”. Lepiej skupić się na tym, by było emocjonująco i ciekawie. Wszystkim Czytelnikom w imieniu całej Redakcji składam życzenia spełnienia marzeń w woni świątecznych aromatów i w gronie najbliższych. Atmosfery miłości i radości oraz szampańskiej zabawy na sylwestrowym balu.
FRAPPÉ MAGAZINE
REDAKTOR NACZELNA DANUTA STUDENCKA–DERKACZ
SEKRETARZ REDAKCJI
Bogumiła Kurzeja REDAKCJA
Kuba Żary Paulina Rosińska Małgorzata Pawlak Bartosz Broński Marta Gadomska Kalina Lubicz-Stabińska Judyta Kruk FOTOGRAFIA:
Patrycja Galik–Lisowiec Paulina Kolondra Iza Popek Marcin Trzpiot Magdalena Szerenos
DTP
Jakub Kobyliński KOREKTA
Bogumiła Kurzeja ADRES REDAKCJI
ul. Szybowcowa 58/4 54-130 Wrocław tel. 512 078 606 redakcja@frappemag.pl WYDAWNICTWO
„ADMEDIA” Danuta Studencka–Derkacz REKLAMA
Katarzyna Mierzejewska 516 83 67 33 Laura Stepasiuk 516 83 66 65 Magdalena Buła 693 208 274
STYLZACJE
Michał Karbowski
BRAND MANAGER
Mariusz Ruciński
KREACJA ARTYSTYCZNA I GRAFIKA
Paulina Rosińska Marcin Rosiński
DRUK I OPRAWA
Agencja Wydawnicza „ARGI” s.c.
Zdjęcie na okładce Kinga Wasilewska
Magazyn bezpłatny. Wydawca ostrzega, że sprzedaż magazynu jest działaniem na szkodę wydawcy i skutkuje odpowiedzialnością karną i cywilną. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam. Wydawca ma prawo odmówić zamieszczenia reklamy bądź ogłoszenia, jeżeli ich treść lub forma są sprzeczne z charakterem pisma. Przedruki z miesięcznika ,,Frappé Magazine” są dozwolone wyłącznie za uprzednią pisemną zgodą wydawcy. Wszelkie znaki towarowe są zastrzeżone i należą do ich właścicieli; użyto ich w celach informacyjnych.
C
ZY JESTEŚ
CHARYZMATYCZNYM
LIDEREM ? O
potrafi on na nich wywrzeć. I nie chodzi tu o sytuację podwładności, kiedy pracownik musi wykonać polecenie przełożonego, ale realne oddziaływanie na zmianę zarówno zachowania, jak i przekonań innych.
dnieść sukces w biznesie to jedno, a sprawić, że ludzie chętnie za tobą podążą, nie z przymusu, a z własnej woli, to już zupełnie inna sprawa. Przyjrzyjmy się charyzmie — atrybutowi jednostki, który wypływa z cech jej charakteru i czyni ją wyjątkową na tle innych, na tle społeczności.
Co zatem decyduje, że jedni liderzy, pomimo odniesionego sukcesu, nie znajdują naśladowców, trudno im przekonać innych do swoich racji, zmobilizować zespół do pracy, a za drugimi idą tłumy chętne do współpracy? Naukowcy od wielu lat poszukują części składowych charyzmy, czyli cech, które posiada lider wywierający największy wpływ na działania i zachowania innych. W ostatnich latach profesor Kenneth Levine z Uniwersytetu Tennessee określił elementy składowe charyzmy. Jest ich sześć, każdy tak samo ważny: empatia, umiejętność aktywnego słuchania, utrzymywanie kontaktu wzrokowego z rozmówcą, entuzjazm, pewność siebie i umiejętności oratorskie.
Jednym z najbardziej pożądanych stylów zarządzania we współczesnym świecie jest styl charyzmatycznego przywódcy — takiego, który potrafi nie tylko przekonać innych do swojej wizji, ale zapalić w nich ogień do działania. To człowiek z silną osobowością, wizją, zdolnością przewidywania, a także umiejętnością szybkiego dostosowania się do zmieniającej się sytuacji. Charyzma to w biznesie relacja, jaką nawiązuje lider–szef ze swoimi współpracownikami oraz wpływ, jaki
PROFESJA
6
zdjęcie SVLuma
Przyjrzyjmy się po kolei każdemu z tych elementów, poszukując ich w sobie. Empatia, czyli umiejętność wczucia się w stan psychiczny danej osoby lub nawet przyjęcia jej sposobu myślenia na przykład po to, by lepiej zrozumieć intencje jej działań. Spojrzenie na sprawę z punktu widzenia innej osoby przydaje się zarówno w lepszej komunikacji, jak i pozwala skutecznie negocjować czy przekonać resztę do swoich poglądów. Umiejętność aktywnego słuchania to niezmiernie ważna cecha dobrego lidera. Słyszeć i rozumieć partnerów w działaniu to połowa sukcesu. Ta umiejętność powoduje, iż jesteśmy skupieni na rozmówcy, nie ingerujemy zbytnio w wypowiadaną treść, powstrzymujemy się od niepotrzebnych komentarzy, panujemy nad mimiką i mową ciała. Utrzymywanie kontaktu wzrokowego z rozmówcą uzupełnia aktywne słuchanie. Patrząc komuś w oczy dajemy sygnał, że jesteśmy faktycznie zainteresowani jego wypowiedzią, co może jeszcze bardziej ośmielać rozmówcę i wpływać na jakość kontaktu. Entuzjazm przydaje się zawsze, a w biznesie w szczególności. Nikt nie lubi towarzystwa ludzi ponurych, pesymistycznych i wiecznie narzekających. Szczery entuzjazm jest niezwykle zaraźliwy, jeśli my jesteśmy pełni zapału do jakiegoś działania, łatwiej nam będzie przekonać innych, aby się włączyli. Pewność siebie jest cechą ludzi sukcesu. Człowiek pewny siebie łatwiej odnosi zwycię-
stwa, ale też każdy kolejny tryumf podnosi pewność siebie i zachęca do dalszego działania. Jest to więc samonapędzające się koło sukcesu. Umiejętności oratorskie, czyli dobra komunikacja — składna, rzeczowa, bez problemów z wysłowieniem się, czytelna i zrozumiała dla innych. Nie jest ważne, ile mówimy, ale co przekazujemy i to, co do audytorium tak naprawdę dociera, jak słuchacze rozumieją nasze intencje. Idealnie by było, gdybyśmy posiadali powyższy zestaw cech rozwinięty na wysokim poziomie. Dla firmy charyzmatyczny manager to koło napędowe, pod wodzą którego pracownicy łatwiej identyfikują się z firmą, są silniej zmotywowani do pracy i w efekcie osiągają lepsze wyniki. Własnej charyzmy nie trzeba nikomu udowadniać, ponieważ otoczenie wyczuwa ją mimowolnie. Wystarczy, że manager przedstawi zespołowi własną wizję działania, cele i sposób, w jaki chce je osiągnąć, a jego postawa, sposób wypowiadania się i energia ujawnią cechy charyzmatycznego lidera. Charyzmy nie da się w sobie wyszkolić — albo się z nią rodzimy, albo nie. Można jednak za pomocą treningów interpersonalnych odkryć ją w sobie i szlifować. Najważniejsza jest chęć i własny rozwój, a prędzej czy później każdy zdoła pociągnąć innych za sobą! Małgorzata Pawlak
PROFESJA
7
Według rankingu
opublikowanego przez magazyn Harvard Business Review (maj 2010 r.) na szczycie listy szefów, którzy osiągnęli najlepsze wyniki w zarządzaniu, są: Amerykanin, Koreańczyk i Rosjanin. Trzech psychologów zarządzania (Morten Hansen, Herminia Ibarra, Urs Peyer) porównało około dwóch tysięcy prezesów i dyrektorów największych spółek giełdowych na świecie, poszukując najlepszych (pod względem twardych wskaźników wzrostu rynkowej kapitalizacji spółki oraz zwrotu z jej akcji na tle kraju i branży). Pierwszą trójkę tworzą: 1. Steve Jobs, były prezes amerykańskiego Apple’a, 2. Yun Jong–Yong, były szef koreańskiego Samsung Electronics, 3. Aleksiej Miller kierujący rosyjskim Gazpromem.
Nie bądź
Chronologia
Nie bez powodu ktoś kiedyś wymyślił ośmiogodzinny wymiar pracy i choć dawno zapomnieliśmy, co to znaczy, to czasami warto pomyśleć, dlaczego osiem godzin jest optymalne. Wraz z rozwojem świata technologicznego więcej czasu spędzamy z telefonem komórkowym, tabletem, iPodem czy innym wynalazkiem. Nieustannie odpowiadamy na e-maile, SMS–y i odbieramy telefon
komórkowy. Nawet jazda do pracy lub z pracy jest dobrym momentem, żeby sobie pogadać o dzisiejszych obowiązkach. To powoduje, że praca staje się właściwie naszym motorem życiowym. W pewnym momencie zaczynamy ją nienawidzić i chcemy zrobić wszystko, żeby uciec. Stąd moda na wakacje w puszczy lub na bezludnej wyspie, na której nie ma zasięgu. Według Phila Graya
PROFESJA
8
zdjęcie Kinetic Imagery
SKNERĄ
z CSP (organizacji, która reklamuje zdrowy tryb życia i propaguje zmianę przyzwyczajeń w pracy) ponad połowa ludzi chodzi do miejsca zatrudnienia, nawet kiedy jest chora i zestresowana. Efektem tego jest wyższy koszt pracodawcy. Najgorzej, gdy pracownicy są obecni w pracy, ale nie są w stanie wykonywać powierzonych im zadań. Z badań sondażowych przeprowadzonych przez popularny serwis internetowy wp.pl wynika, że aż 57% pracowników przyznaje się do zaśnięcia za kierownicą. Zazwyczaj zdarza się to, gdy po godzinach wychodzimy z biura i wsiadamy do auta, by w końcu wrócić do domu. Pracujemy na kilku etatach i gonimy za uczciwą pensją, której w zasadzie i tak nie mamy kiedy wydać. Pięknie urządzone mieszkanie staje się zbędne, bo okazuje się, że jesteśmy gośćmi w domowych pieleszach.
z nas. Czas, kiedy nie tracimy posady ani wynagrodzenia, a jedynie ładujemy akumulatory. Taka laba trwa przeważnie od trzech do sześciu miesięcy. Lepiej zatem zapłacić lojalnemu pracownikowi za długie leniuchowanie, ponieważ po powrocie do służbowych obowiązków przyniesie firmie większe zyski i wpadnie na kilka genialnych rozwiązań. To z punktu widzenia pracodawcy inwestycja, która zwróci się szybko i z nawiązką. Nie bez powodu wśród przedsiębiorców często słyszy się, że najlepszymi pracownikami są mamy, które wracają z urlopu macierzyńskiego. Nikomu tak bardzo nie zależy na jakości życia zawodowego jak im. Mają bardzo dużą determinację, a siła ich kreatywności jest znacznie większa niż innych pracowników.
Wypoczęty = skuteczny
Weekendy i święta też są świetną okazją na zebranie sił i nowych, świeżych pomysłów. Opłaca się pozwolić na odrobinę luzu swoim podwładnym. Organizacja kolejnych firmowych imprez niekoniecznie musi ich ucieszyć. Christmas Party może stać się dla nich kolejnym obowiązkiem, gdy czują się niedoceniani i brakuje im ciekawej alternatywy. Przypomina mi się książka Rafała Szczepanika pod tytułem „17 śmiertelnych błędów szefa”. Autor opisuje sytuację, w której dyrektor w jednej z dużych firm komputerowych postanowił nagrodzić
Weekendy i święta
Nie od dziś wiadomo, że wypoczęty pracownik jest bardziej skuteczny i kreatywny. Oszczędności, szybkie tempo pracy i wiele innych złożonych czynników powodują, że oczekujemy coraz więcej od swoich podwładnych, zapominając o sprawdzonej zasadzie „złotego środka”. W życiu musi być czas na zabawę, relaks, pracę i rozwój. Najczęstszymi powodami szukania nowego miejsca pracy są: brak poczucia rozwoju, niska pensja i konflikty. Brak poczucia rozwoju może też wynikać z przepraco-
„JEŚLI A OZNACZA SZCZĘŚCIE, TO A=X+Y+Z, GDZIE X — PRACA, Y — ROZRYWKI, Z — UMIEJĘTNOŚĆ TRZYMANIA JĘZYKA ZA ZĘBAMI.” — ALBERT EINSTEIN
wania. Niektórzy mówią, że szczęśliwy człowiek to ten, który robi to, co kocha, bo wtedy nie pracuje, ale się bawi. Brutalna prawda jest jednak taka, że gdybyśmy wszyscy robili to, co kochamy, to specjalnie skonstruowane roboty musiałyby sprzątać i wykonywać zadania pożyteczne, choć mniej atrakcyjne. To ta sama pułapka myślowa, w jaką wpada młode pokolenie. Ich zdaniem studia i wymarzona praca na wysokim stanowisku świadczą o szczęściu i o tym, że jest się lepszym. A przecież piekarz czy szewc może być równie szczęśliwy, co prawnik albo lekarz. Kiedyś Albert Einstein podał przepis na szczęście: „Jeśli a oznacza szczęście, to a = x + y + z; gdzie x — praca, y — rozrywki, z — umiejętność trzymania języka za zębami”. W tym równaniu „y” traktowany jest na równi z pracą, o czym wielu z nas zapomina.
pracowników sporą liczbą wyjazdów i konferencji. Kiedy na jednej z nich zrobił ankietę badającą motywację, doznał szoku. Ostatnie pytanie brzmiało: „Co Ci przeszkadza w pracy?” Najczęściej pojawiająca się odpowiedź: „Organizują nam tyle różnych wyjazdów, że nie mamy czasu dla swoich rodzin”. Często prezesi wielu firm zamiast badać opinie pracowników, organizują im atrakcje przez pryzmat własnych idei. Są to m.in. drogie konferencje i wyjazdy, które de facto nie interesują podwładnych. Kolejny przykład z książki Szczepanika to sytuacja, w której pewien kierownik otrzymał bonus w postaci wakacji w Alpach, choć jego żona zginęła w pożarze kolejki górskiej w Austrii. Może zatem lepiej zapytać zatrudnionego, jaki prezent chciałby dostać za ciężką pracę. Zysk firmie przyniesie wypoczęty, zrelaksowany i zadbany pracownik, dlatego dobrze byłoby chociaż na Święta odpuścić w myśl maksymy Mieczysława Malińskiego: „W każdym twoim dniu powinieneś w jakiejś formie świętować, bo nie jesteś maszyną do produkowania, nie jesteś automatem, który pracuje i odpoczywa, ale człowiekiem. A do tego potrzeba świętowania, aby twoja praca i twój odpoczynek były ożywione najgłębszymi ludzkimi motywacjami i intencjami”.
Słodkie lenistwo
Większości z nas wystarcza kilkutygodniowy urlop w ciepłych krajach, kiedy leżymy w słońcu, a nasze ciało i umysł regenerują się, ograniczając wszelkie aktywności do minimum. Tylko nieliczni, i to raczej w krajach zachodnich, decydują się na gap year. A może należy się zastanowić, czy nie spojrzeć na pracę tak, jak Amerykanie. Przykładem jest rozwiązanie firm typu Cisco, IBM, Accenture i wielu innych, które pozwalają swoim pracownikom na urlopy typu sabbatical. To wyjście, o którym marzy wielu
Judyta Kruk
PROFESJA
9
STUDIO TECHNOLOGICZNEGO RENESANSU
S
kąd decyzja o przekształceniu WFF w Centrum Technologii Audiowizualnych? Istnienie instytucji filmowej jako konstrukcji prawnej nie dawało już perspektyw i uniemożliwiało realizację naszego projektu. Dlatego zapadła, ze wszech miar słuszna, decyzja ministra Zdrojewskiego o podjęciu prac nad nowelizacją ustawy o instytucjach filmowych. Przeprowadzono cały proces legislacyjny, który zezwala na przekształcanie instytucji filmowych w państwowe instytucje kultury. W październiku uzyskały ten status trzy zespoły filmowe: „TOR”, „KADR” i „OKO”. Cieszę się, że tą kolejną instytucją, której minister powierzył nowe zadania i która została przekształcona, jest Wrocławska Wytwórnia Filmów Fabularnych we Wrocławiu. W tej chwili nazywamy się Centrum Technologii Audiowizualnych, ale nie mamy zamiaru nawet przez chwilę zapominać o bogatym dorobku legendarnej już wytwórni. Wszystko w swoim czasie. Planujemy uruchomić portal społecznościowy ukazujący historię WFF o charakterze multimedialnym, gdzie będzie można zobaczyć n.in trailery zrealizowanych tu filmów, katalogi rzeczowe, osobo-
we. To również pomysł na zinwentaryzowanie, sfotografowanie, i opisanie tysięcy kostiumów, żeby móc je w ogóle pokazać, efektywniej wykorzystywać i udostępniać. To wreszcie dbałość, wspólnie z miastem Wrocław, o pamięć tych wielkich wybitnych. Niedawno odsłoniliśmy trzecią na naszej fasadzie tablicę poświęconą Stanisławowi Lenartowiczowi, a przypominam, że jest tam upamiętniony Zbyszek Cybulski i Jerzy Wojciech Has. Jakie funkcje będzie pełnić Centrum Technologii Audiowizualnych? Ma to być, przede wszystkim, ośrodek edukacyjny uczący nie ex cathedra, lecz w trakcie produkcji filmowej. To mogą być animacje, dokumenty, fabuły, ale też autorskie formy artystyczne, czy — tak potrzebne filmom — efekty specjalne. Chodzi o to, żeby po pierwsze, uruchomić technologię. Po drugie, stworzyć od zera program profesjonalizacji zawodowej, bo to będą zupełnie nowe czynności i nowe zawody, których nie ma w polskiej kinematografii. Szkoły filmowe uczą estetyki, kompozycji, montażu — fantastycznych rzeczy, ale nie dysponują często technologią tej wielkiej zmiany, która już częścio-
PROFESJA
10
PROFESJA
11
zdjęcie Izabela Popek
wo w wielu miejscach świata zachodzi i którą chcemy wprowadzić we Wrocławiu . Po trzecie, dzisiaj produkcja filmu jest inna, ponieważ 70% czasu i kosztów pochłania postprodukcja i tym zajmują się ludzie, którzy wcale nie kończyli szkół filmowych. Są to świetni fachowcy, a metoda pracy jest taka sama jak w Hollywood. Po czwarte, autor tej idei i dyrektor programowy projektu — Zbigniew Rybczyński ma w swoim dorobku również patenty, jeśli chodzi o różnego rodzaju urządzenia czy absolutnie nowatorskie rozwiązania. Niektóre prace zakończył,
Film będzie programowany? Prosty język programowania składa się z siedemnastu znaków. Jak powiada Zbigniew Rybczyński „programowania trzeba zacząć uczyć już w szkole podstawowej, bo można sobie zaprogramować wszystko — od odkurzacza po powieść”. Ja też to gorąco popieram, ponieważ uważam, że panujący obecny system edukacyjny tego świata jest scholastycznym trupem, scholastycznym cmentarzem. Albo zrozumiemy, że zabijamy każdego dnia wyobraźnię, talent, inicjatywę i innowacyjność dzieci, młodych ludzi,
RYBCZYŃSKI JEST WROGIEM PATENTÓW. TO FILOZOFIA OPEN SOURCE, UDOSTĘPNIANIE. NAM SIĘ TU MARZY KLASTER WOKÓŁ WYTWÓRNI I KLASTER W CAŁYM TYM OBSZARZE, WSPÓLNIE Z HALĄ STULECIA
niektóre przerwał i wrócił do nich, bo nie ma nigdzie, jak on to mówi, „Instytutu Badań Obrazu”. A mówimy o obrazie cyfrowym. Rybczyński pracował wiele lat w NHK w Japonii i w USA, był profesorem multimediów w Kolonii. Zbudował trzy studia filmowe, jedno w Niemczech. Od 2009 roku mieszka we Wrocławiu i pracuje z nami w tym szarym wymagającym dalszych renowacji budynku wytwórni przy ul. Wystawowej 1. Taka szansa się nie powtórzy. Zrozumiano to od razu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. Szybko dołączyli do nas także tacy partnerzy jak Akademia Sztuk Pięknych i Politechnika Wrocławska. Czego dotyczy ta współpraca? Jeśli chodzi o Politechnikę Wrocławską, to, na przykład, jeden z efektów tej współpracy wyglądał następująco — architekt, który nam pomagał w przebudowie studia filmowego, jest wykładowcą na architekturze i jedna z dyplomowych prac inżynierskich była projektem szkoły, która tutaj będzie budowana. Dzięki Politechnice mamy też dzisiaj świetnych programistów, specjalistów, którzy rok temu godzili pracę z robieniem dyplomów. Już współpracujemy ze świetnymi fachowcami, przygotowujemy projekty badawczo rozwojowe dotyczące kwestii wielu z różnych obszarów. Planujemy z ASP otworzenie studiów podyplomowych dla grafików komputerowych, którzy będą się uczyć compositingu, czyli procesu układania pojedynczych warstw obrazu w całość. Kto ma szansę podjąć naukę w Państwa ośrodku edukacyjnym? To mogą być ludzie, którzy przyjdą tu ze swoimi pracami, nawet nie mają formalnego wykształcenia artystycznego, ale filmują. Ci, którzy skończyli łódzką filmówkę i chcieliby się tu czegoś nauczyć i pomagać przy produkcji filmowej. Absolwenci ASP, którzy zajmą się tylko compositingiem. Wreszcie programiści, którzy będą uczyć programowania wszystkich pozostałych. Idée fixe Zbigniewa Rybczyńskiego jest prosta: wszyscy muszą umieć programować i rozumieć, co to jest programowanie.
studentów, albo właśnie na to się otworzymy. Przypomnijmy sobie, skąd wzięło się słowo „studio” — w renesansie oznaczało ono takie miejsce, w którym nie było podziału na sztukę i naukę, w którym wszystko było ze sobą związane, bo trwały tam nieustanne badania. Studio Leonarda da Vinci było studiem naukowca, badacza, lekarza, anatoma, ale było też studiem artysty, plastyka, grafika. Dzisiaj za dzieła sztuki uważamy szkice techniczne Leonarda da Vinci, zatem nie tylko to, co w kanonie malarstwa by się plasowało. I Centrum Technologii Audiowizualnych ma być takim studiem, studiem technologicznego renesansu. Zbigniew Rybczyński przywiózł tutaj, na przykład, swoją kolekcję grafik, obrazów, gromadzonych przez całe życie. To wszystko będzie tworzyło wystrój studia filmowego, ale też wystrój pomieszczeń, korytarzy. Dzieła sztuki, które są blisko, może jako exem‑ plum, może jako pretekst do rozmowy, albo punkt odniesienia. To nie uczelnia z indeksem i wszystkimi formalizmami jakie znamy. Zaliczaniem, egzaminem będzie praca. Uczestnicy szkoleń będą mieli satysfakcję, będą współtworzyć filmy, efekty, nowe rozwiązania . Nie będą poruszać się wyłącznie w klatce gotowych produktów czy interfejsów. Dzisiaj można pracować w różnych lokacjach. Już są produkcje, gdzie dźwięk się robi w Belgii, obraz się koloryzuje w Rosji, a składa się kawałki w jeszcze innym miejscu. Nic nie zastąpi też możliwości dialogu przy pracy. Optymalna sytuacja to taka, w której właśnie młodzi, otwarci ludzie mający pomysły, czasem może nieszablonowe, mogą je wyartykułować i zrealizować. Oczywiście, to wymaga ogromnej pokory. Ale jeżeli słyszę, że młody człowiek dzisiaj przychodzi, nie mając żadnego doświadczenia, i mówi, że chciałby etat i 6000 zł, no to przepraszam, ale nie przez Wystawową 1 ta droga. Tu więcej ma znaczyć referencja Mistrza, niż oceny w indeksie — ma się liczyć wyłącznie to, co umiesz, jak pracujesz, jakie masz efekty, na ile jesteś twórczy. Innowacyjność, która jest ciałem, a nie pustym słowem. To jest walor. Nie chodzi o to, żeby to był słomiany zapał, ale o to, żeby przyjść tu, uczyć się i pracować, może 14 godzin na dobę i bez weekendów.. Za to z wielką szansą na to, że ta inwestycja w siebie szybko zaowocuje.
PROFESJA
12
Jakie pierwszoplanowe zadania i cele stoją przed Centrum i przed Panem? Przed nami bardzo trudne zadanie, bo musimy nauczyć tych, którzy będą uczyć. Musimy wykształcić kadrę. I to nie na zasadzie „Kto pierwszy, ten lepszy”. Jeśli coś „chwytasz”, umiesz, uczysz się i do tego potrafisz to pokazać innym, to się tym podziel. Rybczyński nie jest przeciwnikiem patentów, sam je posiada, ale bliska jest mu też idea open source, udostępnianie. Nam się tu marzy klaster i w dawnej wytwórni i klaster w całym obszarze wspólnie z Halą Stulecia. Chcemy synergii, kooperacji z firmami nie tylko tymi od efektów specjalnych, myślimy o połączeniu w sieć i właściwych stanowisk badawczych Politechniki Wrocławskiej, naszego studia filmowego, i budowanego właśnie nowego obiektu ASP przy ulicy Traugutta, gdzie też powstanie studio filmowe. Możemy pracować nad projektami i filmami wspólnie, lepiej wykorzystując zasoby, minimalizując koszty, a do tego dając szansę prawdziwej praktyki. Rośnie nowe pokolenie filmowców cyfrowych, dajmy mu szansę. Pomagajmy polskim reżyserom, producentom, artystom multimedialnym, produkujmy świetne efekty specjalne, wspierajmy firmy, które już to robią dla polskiej kinematografii także i we Wrocławiu. Takie myślenie łączy i Zbigniewa Rybczyńskiego, i ministra Zdrojewskiego, i Agnieszkę Odorowicz, która kieruje Polskim Instytutem Sztuki Filmowej. Jak zatem uzyskać pożądane efekty? Cieszy mnie, gdy politycy mówią „innowacyjność” czy „gospodarka oparta na wiedzy”. Ale zawsze jest takie niebezpieczeństwo, że pozostaną tylko słowa, hasła i hasełka, które wyjdą z medialnej mody. Dlatego róbmy to tu i teraz, twórzmy fakty i konkrety. Jeżeli dla polskiej gospodarki grafen może być tym, czym Nokia dla gospodarki fińskiej, to chapeau bas! Tu nie może być politycznych podziałów, tylko współdziałanie. Tą największą szansą jest polska zdolność do improwizacji, do kojarzenia faktów, gen innowacyjności właśnie. Dla nas ważne
Ile prawdy jest w tym, że będą tu powstawać filmy lepsze, jeśli chodzi o efekty, niż chociażby „Avatar”? Pominę kwestię stereoskopii. To fantastyczne — móc oglądać trójwymiarowe obrazy, natomiast jak wspominałem około 70% czasu przy takim filmie zajmuje postprodukcja. A odbywa się to tak: jedna sekunda filmu to dwadzieścia cztery klatki, z których każdą trzeba obrobić na komputerze i to dlatego pracuje przy tym potężna firma postprodukcyjna — trzysta komputerów z oprogramowaniem, trzystu ludzi (tzw. monkeys). To tylko jedna zmiana, a tam robota idzie trzy razy na dobę jak w kopalni. Do tego dochodzą koszty i czas. Kiedy Rybczyński zaczął robić filmy cyfrowe, testy (m.in. słynne „Imagine” z muzyką Johna Lennona), teledyski dla The Rolling Stones, to tak naprawdę nie wiedział, że stworzy klasykę wideoklipu MTV. Uświadomił mi taką rzecz, że w tej technologii nie ma postprodukcji, bo wkładamy aktora sfilmowanego na blue screenie w warstwy obrazu i aktor, od razu, widzi siebie w tej wyimaginowanej przestrzeni — filmowanej lub graficznej. Sam fakt, że można precyzyjnie, co do mikrona, powtórzyć jazdę kamery, był rzeczą dotychczas niewyobrażalną. Bo weźmy np. plan filmowy. Co zobaczymy? — Operator siedzi na siodełku, spogląda w okular kamery, plan jest ustawiony, klaps!, kręci się ujęcie, reżyser stoi gdzieś obok, z tyłu lub przy operatorze, sprawdza ustawienia, ale kiedy on to zobaczy? Dzisiaj na kamerze HD to akurat zobaczy szybko, ale kiedyś to dopiero po powrocie taśm i ich wywołaniu. Ale co zrobić z wózkarzem, który pcha ręcznie ten wózek? Jak on powtórzy jazdę kamery — wystarczy ból jednego ścięgna i już nie ma tego powtórzenia! Jeżeli producent filmowy zobaczy, że na tej osi ma 100% czasu, jeżeli nie ma tych 70% postprodukcji, to nawet niech mu się ta produkcja zwiększy z 30% do 60%, to zyskał 40% czasu. Zyskuje 40% budżetu co najmniej. Mało tego. Ten system umożliwia jeszcze jedną rzecz — oszczędność czasu przy montażu i demontażu dekoracji. Dzisiaj nie ma demontowania, bo my w ciągu jednej doby
ALBO ZROZUMIEMY, ŻE ZABIJAMY KAŻDEGO DNIA WYOBRAŹNIĘ, TALENT, INCJATYWĘ I INNOWACYJNOŚĆ DZIECI, MŁODYCH LUDZI, STUDENTÓW ALBO OTWORZYMY SIĘ NA TO
jest poczucie sensu, a to daje dobry plan działania. Teraz kończymy budowę głównych konstrukcji studia, montujemy i konfigurujemy sprzęt, potem testy i wspólne uczenie się obsługi studia, kształcenie kadry dydaktycznej. Połowa roku 2012 uruchomienie i pierwsze pilotażowe produkcje. Równolegle nabór kandydatów. Październik 2012 — rozpoczęcie zajęć. To jest bardzo trudne zadanie, ale na pewno w ciągu dwóch, trzech lat, jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to będzie świetna sprawa. Przecież jeszcze w sierpniu 2010 roku w hali filmowej lała nam się woda z dachu, a teraz już nie ma tego problemu. W rok zdobyliśmy niezbędne, kosztowne remonty. Oczywiście, można było powiedzieć, że się nie da.
możemy robić zdjęcia do kilku różnych filmów. Czy w obliczu przeobrażeń w sztuce filmowej zmienią się funkcje reżysera albo aktora? Film to praca całego zespołu. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby studenci PWST uczyli się u nas pracy na takim filmowym planie. Nikt nic nie ujmie. Nikt nie zabierze koncepcji reżyserowi ani możliwości interpretacyjnych aktorowi. Nikt nie zabierze bystrego oka operatora. Zmieni się jedynie forma pracy. Czy nowoczesna technologia filmowa stawia na oko czy na serce widza? Jedno jest z drugim związane. Gdy chodziłem na próby generalne w teatrze, to zawsze powtarzałem: „no zaskocz
PROFESJA
13
mnie!” I to samo jest z filmem, oczekujemy, że nas zaskoczy, że pozostawi wrażenie. Jak to się ma do różnicy przeżyć estetycznych w sytuacji, gdy coraz więcej ludzi ogląda filmy w domu, a nie w kinie? Ale, gdy słuchamy świetnego słuchowiska radiowego, ograniczamy przecież inne czynności. Podobnie jest z filmem. Dobry film skupia naszą uwagę i w domu. Wyciszam komórkę, odkładam gazetę, przymykam okno, pragnę ciszy. Ja kocham chodzić do kina. Nic nie zastąpi wielkiego ekranu. Ale dziś oglądamy filmy i tak, i tak. Przyszłość projekcji multimedialnych to chyba przestrzenie, w których odbiorca będzie jeszcze bardziej zaskakiwany niż dotychczas. Może będziemy mieć takie kino domowe, że znajdziemy się w środku planu filmowego. Te wszystkie urządzenia komunikacyjne, których dziś używamy, wpływają na nasze umysły, bardziej niż zauważamy. I ja wiem, że ktoś, gdzieś tam już kombinuje jaby mnie tu bardziej zaskoczyć. Blaustein pisał, że przeżycia estetyczne pozwalają nam zapomnieć o otaczającym nas świecie, wznoszą nas ponad rzeczywistość dnia codziennego. Czy jeśli człowiek wie, jak powstaje film od podszewki, to potrafi w dalszym ciągu przeżywać estetycznie, czy raczej zaczyna dominować perfekcjonistyczna komparatystyka? To zależy. Gdy napiszę scenariuszi z ufnością oddam go reżyserowi, to chcę zjeść gotową potrawę. Do garnków nigdy nikomu nie zaglądam, ale delektuję się smakami. Trzymając się tej alegorii kuchni, można powiedzieć, że nie zawsze potrawa oglądana w trakcie przygotowania smakuje tak, jak ta podana od razu. Ale, nie ukrywam, że przyjemnie też jest być i kucharzem. Z drugiej strony trudniej ogląda się to, co zrobiło się samemu, niż to, co zrobili inni. A jak Panu udaje się czasowo pogodzić mnogość zadań? Naciągam czas. Zawsze jest coś kosztem czegoś. Starałem się nie zaniedbywać dzieci, przede wszystkim mojej uko-
Dyrektor Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu, dziennikarz, poeta, krytyk literacki, dramaturg, autor wielu audycji i słuchowisk radiowych emitowanych na antenie Polskiego Radia Wrocław, 2 Programu Polskiego Radia, Deutsche Welle i WPNA w Chicago. Przez wiele lat wykładał w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. W latach 1991-1996 był Zastępcą Dyrektora oraz Szefa Programu Regionalnego Polskiego Radia Wro-
chanej żony, Dominiki. To wcale nie jest łatwe. Czasem stoimy przed takim wyborem — odpocząć sobie w drugi dzień świąt, czy przyjechać do wytwórni, zamknąć się w pokoju i pisać scenariusz filmu o wodociągach. To są tego typu decyzje, a ja jestem bardzo wdzięczny mojej rodzinie, że podchodzi do tego ze zrozumieniem. Kiedy przed rokiem pisałem sztukę teatralną, a pisałem ją właściwie dla mojego syna, to bliscy kibicowali mi po każdej scenie. Od razu miałem uwagi na gorąco. Czy to, mówiąc po radiowemu, „leży w gębofonie”, czy nie leży. Czas, kiedy zacząłem być dyrektorem Wytwórni Filmów Fabularnych, był dla mnie dość trudny. W pierwszym roku jeszcze współpracowałem z Teatrem Polskim. Choć już nie byłem tam wicedyrektorem, to jednak chciałem pewne sprawy zakończyć. Udała się informatyzacja teatru. Mam też nadzieję, że wkrótce ruszy remont ogromnie ważnej dla Wrocławia sceny przy ul. Zapolskiej. To naprawdę są wyzwania, które mogą dawać satysfakcję — nie na zasadzie wyłączności, ale na zasadzie, że ja przykładałem do tego rękę, że część mojej pracy czymś pozytywnym zaowocuje. Moje podejście spotkało się tu w wytworni (tego zwrotu będziemy używać pewnie jeszcze bardzo długo) z ogromnym dorobkiem i doświadczeniem Zbigniewa Rybczyńskiego. Ciągle się od niego uczę. Staram się służyć pomocą, gdy jest to potrzebne. Nie obciążać go sprawami, które są takim codziennym dyrektorskim razowcem. Mam ogromny respekt dla jego dorobku, ale też mnie to nie paraliżuje. Każdy z nas, cały zespół, ma swoją robotę do wykonania. Tu nie ma nawet cienia ciągoty do sławy, blichtru, do „gwiazdorzenia i grzania się w blasku laureata”. Od zawsze lubiłem zmieniać, ale też robić coś sensownego i mieć efekty. A jeżeli inni nazywają to sukcesem, karierą, to mnie to w ogóle nie interesuje. Przygoda poznawania i przygoda tworzenia czegoś nowego — to mnie kręci! Danuta Studencka–Derkacz
cław. Od 1997 do 2002 r. był ekspertem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w zakresie monitoringu programów radiowych i telewizyjnych. Pełnił również funkcję Dyrektora Generalnego Międzynarodowego Forum Sztuki. W 2006 r. został Zastępcą Dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu, a od 2008 r. jest Dyrektorem w Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu, która niedawno została przekształcona w Centrum Technologii Audiowizualnych.
PROFESJA
14
Z Polski dla świata. Już 5 lat. PROFESJA
15
www.opera.com
16
17
18
„ZDJĘCIA MAJĄ W SOBIE TYM WIĘCEJ EMOCJI, IM SILNIEJ ODDZIAŁUJĄ NA EMOCJE ODBIORCÓW. SZTUKA POLEGA PRAWDOPODOBNIE NA TYM, BY ILUSTROWAĆ EMOCJE JAK NAJBLIŻSZE WIELU LUDZIOM” — MÓWI KINGA WASILEWSKA.
PROFESJA
19
Kiedy fotografia staje się pasją? Bardzo niespodziewanie, więc nawet nie potrafię powiedzieć. Gdzie jest granica pomiędzy zabawą, a profesjonalizmem? Wydaje mi się, że zabawa kończy się w momencie, gdy za zdjęcie trzeba wziąć odpowiedzialność. Obojętnie czy jest to odpowiedzialność finansowa przez klientem, czy
też moralna, estetyczna przed odbiorcą. Stopień profesjonalizmu — szczególnie własnego — oceniam biorąc pod uwagę poziom skuteczności w osiąganiu zamierzonego efektu. Łatwo jest wyobrazić sobie zdjęcie, wykreować je w głowie, jednak do realizacji potrzebny jest bardzo dobrze opanowany warsztat. O czym było Twoje pierwsze zdjęcie? Pierwsze zdjęcia, które miały dla mnie estetyczne zna-
PROFESJA
20
czenie zrobiłam na klatce schodowej jednej z łódzkich kamienic. To oczywiście wyjątkowo popularny temat, realizują go prawie wszyscy rozpoczynający fotograficzne poszukiwania. Pamiętam, że korzystałam wtedy z jednej z pierwszych „cyfrówek” — Sony 3.2 mega piksela! Ale takie zupełnie pierwsze zdjęcie powstało w Biskupinie. Zrobiłam je w drugiej klasie podstawówki aparatem Smiena. Niedawno wrócił do łask. Co jest najtrudniejsze w uchwyceniu emocji na zdjęciu? Zdjęcia mają w sobie tym więcej emocji, im silniej oddziałują na emocje odbiorców. Myślę, że sztuka polega na tym, by ilustrować emocje jak najbliższe wielu ludziom. Sukcesem jest wywołanie w odbiorcy odczucia, że zdjęcie przedstawia jego osobistą historię. Gdy oceniasz zdjęcia innych, co bierzesz pod uwagę? Wciąż popełniam podstawowy błąd przy ocenianiu zdjęć
Można oczywiście mieć poczucie niesprawiedliwości z powodu istnienia rzeszy samozwańczych artystów, a można też dalej pracować nad sobą i zwyczajnie nie zwracać na to uwagi. Jak wygląda Twoja przygoda ze sprzętem fotograficznym. Uczyłaś się metodą prób i błędów czy miałaś dobrego doradcę? I czy sprzęt faktycznie jest podstawą robienia doskonałych zdjęć? Moja przygoda zaczęła się bardzo typowo — pierwszą lustrzankę odziedziczyłam po tacie. Potem zaczęła się cyfrowa rewolucja, dzięki której za bezcen można było kupić świetny analogowy sprzęt. W takich warunkach można sobie pozwalać na próby i błędy. Dość szybko zdecydowałam się lustrzankę cyfrową, która ułatwia późniejszą obróbkę zdjęć. Nie każdy ma czas na codzienne bieganie do labu czy ciemni. Oczywiście da się zrobić dobre zdjęcie czymkolwiek, ale dobry sprzęt stwarza dużo więcej możliwości.
„MYŚLĘ, ŻE NIE NALEŻY ZADRĘCZAĆ SIĘ POJĘCIAMI W STYLU „ZDJĘCIE DOSKONAŁE”. FOTOGRAFIA, JAK KAŻDY PRODUKT ESTETYCZNY, WYMYKA SIĘ OBIEKTYWNEJ OCENIE I CHOĆBY Z TEGO POWODU NIE MOŻE BYĆ DOSKONAŁA.” — MÓWI KINGA WASILEWSKA.
innych — odnoszę je do siebie i własnych prac. Aparat zawsze działa tak samo, jednak każdy autor widzi inaczej, w przeciwnym razie fotografia nie miałaby szans zaistnieć jako sztuka. Patrząc na zdjęcia innych ludzi oceniam właśnie sposób patrzenie — czy jest oczywisty czy zaskakujący. To z jakich nierozerwalnych elementów składa się doskonałe zdjęcie? Myślę, że nie należy zadręczać się pojęciami w stylu „zdjęcie doskonałe”. Fotografia, jak każdy inny produkt estetyczny, wymyka się obiektywnej ocenie i choćby z tego powodu nie może być doskonała. Można natomiast powiedzieć, że wartość fotografii wzrasta, gdy zarówno pomysł, jak i wykonanie świadczą o nieprzeciętnych zdolnościach autora i jego ogromnej dbałości o szczegóły. Kiedy możemy powiedzieć, że zdjęcie się broni, mimo że technicznie czegoś mu brak? Zdjęcie to przede wszystkim wrażenie wizualne. Jeśli z jakiegoś powodu budzi ono nasz zachwyt, forma zdecydowanie traci na znaczeniu. Często zależy to od tematu zdjęcia. Mówi się, że fotografia jest w dużym stopniu kwestią przypadku. Zgadzasz się z tą opinią? Oczywiście! To ogromna frajda, gdy zdjęcie zaskakuje samego autora. Jednak, gdy pasja staje się pracą, trzeba umieć tę przypadkowość okiełznać. Czy nie masz wrażenia, że współcześnie fotografią zajmuje się właściwie każdy, kto tylko kupi dobry sprzęt i od razu nazywa się fotografem przez duże F? Nie drażni Cię to? Myślę, że współczesny fotograf przeżywa mniej więcej te same rozterki, które towarzyszyły malarzom w połowie XIX wieku, gdy fotografia na dobre zagościła w ludzkiej świadomości.
Wolisz oglądać fotografie na papierze czy w wersji elektronicznej? Chyba nie ma reguły, szczególnie, jeśli zdjęcie jest dobre. Czasem cyfrowe zdjęcia lepiej wyglądają na ekranie, analogowe zyskują na wywołaniu w ciemni. Preferujesz styl spontanicznych zdjęć czy żmudnych ustawień? Zwykle mam ambicję, żeby wcześniej zadbać o wszystkie detale i mieć pewność, że efekt będzie dokładnie taki, jak zaplanowałam. Jednak często mam potrzebę zrobienia zdjęć zaraz, natychmiast i wtedy spontaniczność jest niezastąpiona. Po za tym łatwiej przełknąć porażkę, jeśli w przygotowanie zdjęć nie włożyło się dwóch tygodni pracy, wielu środków i zaangażowania innych osób. Przydaje się zarówno umiejętność w zespole, jak i zdolność „szybkiego reagowania”. W jaki sposób znalazłaś swój własny styl i jak odkryłaś, że fotografia to jeden z celów Twojego życia? Myślę, że jeszcze daleko mi do wypracowania „własnego stylu”. Nadal chciałabym próbować wielu rzeczy. Zresztą nie zawsze zajmowałam się robieniem zdjęć, skończyłam już jedne studia, które były błędem, ale jednocześnie doskonałym testem osobowości. Dowiedziałam się, co chcę robić w życiu, bo wcześniej mogłam się przekonać, czego na pewno robić nie chcę. To chyba dobra metoda. Fotografia jest dla mnie coraz ważniejsza. Na początku była tylko przyjemnością, potem środkiem indywidualnej ekspresji, teraz jest ambicją zawodową, moją siłą napędową i ścieżką, z której nierozsądnie byłoby zawracać. Dobrze jest jednak nie czynić z niej jedynego życiowego celu, bo szybko mogłaby się zmienić w obsesję.
PROFESJA
21
Judyta Kruk
Zdjęcia IZABELA POPEK Stylizacje MICHAŁ KARBOWSKI Światło DAMIAN VAN VROOB Modelka AGATA
EVENI N G THE WYKWITNY WALC, ZMYSŁOWA RUMBA CZY SZALONE DISCO WYMAGAJĄ ODPOWIEDNIEJ OPRAWY. RECEPTURA STYLIZACJI WYJŚCIOWEJ TO INDYWIDUALIZM ZGODNY Z AKTUALNYMI TRENDAMI WH ARMONII Z DODATKAMI. PIERWSZE SKRZYPCE GRA SUKNIA, ALE CAŁOŚĆ MUSI GRAĆ TE SAME NUTY.
22
EKSPRESYJNA SALSA sukienka Deni Cler biżuteria Parfois torebka i buty Prima Moda
PIĘKNO
23
SENSUALNE TANGO
sukienka Pinko biĹźuteria Parfois portfel Liu Jo
24
NOWOCZESNY WALC sukienka Deni Cler biĹźuteria Parfois buty Kazar
25
sukienka Liu Jo torebka Pinko buty Prima Moda biżuteria Parfois
CHABROWA SALSA PIĘKNO
26
27
Otulona PŁASZCZEM Zdjęcia IZABELA POPEK Stylizacje MICHAŁ KARBOWSKI Światło DAMIAN VAN VROOB, MARCIN TRZPIOT Modelka MADLENA
28
29
DODAJE ELEGANCJI, PEWNOŚCI SIEBIE I SMUKŁOŚCI. Z KAPTUREM, W INTENSYWNYM LUB CHŁODNYM KOLORZE, AWANGARDOWY LUB KLASYCZNY — POWINIEN ZNALEŹĆ SIĘ W SZAFIE KAŻDEJ KOBIETY. PŁASZCZ W ROLI GŁÓWNEJ... PŁASZCZ WYMAGA TEŻ ODPOWIEDNICH DODATKÓW, KTÓRE PODKREŚLĄ FASON, TKANINĘ I KOLOR. ODROBINĘ NONSZALANCJI POŁĄCZYLIŚMY Z KLASYKĄ. INTENSYWNA CZERWIEŃ, GŁĘBOKA I JASNA SZAROŚĆ, MOCNA CZERŃ I INTRYGUĄCY BRĄZ TO PALETA STWORZONA PRZEZ ŚWIATOWE TRENDY.
PIĘKNO
30
płaszcz Tru Trussardi bransoletka Parfois
31
płaszcz Viola Śpiechowicz buty i torebka Kazar bransoletka Parfois
PIĘKNO
32
płaszcz Viola Śpiechowicz rękawiczki Tru Trussardi torebka Kazar buty Kazar bransoletka Parfois
33
płaszcz Monnari buty Kazar rękawiczki Monnari torebka Kazar kolczyki Parfois zdjęcie obok: płaszcz Monnari torebka Monnari kolczyki Parfois
34
PIĘKNO
35
płaszcz Deni Cler buty Kazar biżuteria Parfois
36
PIĘKNO
37
Gdy pierwsza GWIAZDKA
Zdjęcia MARCIN TRZPIOT Stylizacje MICHAŁ KARBOWSKI Modelka MATYLDA Model TYMON Wnętrza ALMI DECOR
38
DZIEWCZYNKA: spódniczka TK Max bluzeczka ZARA rajstopy i spinki H&M buciki ZARA CHŁOPIEC: Koszula, pulower BENETTON (Renoma) spodnie i buty ZARA Zabawki SMYK
39
DZIEWCZYNKA: sukienka, pasek ZARA spinki, rajstopy H&M bransoletka MAXADORO CHĹ OPIEC: koszula, t-shirt, spodnie BENETTON (Renoma) buty ZARA
40
PIĘKNO
41
„
W marzeniach widzę znów Święta Te Święta, które znam sprzed lat
Drzewa w światłach błyszczą i dzieci milkną
Wsłuchane w ciche dzwonki sań
Wszystko białe dookoła, Jak piękny sen W jedną noc tak zmian dokona
Puszysty śnieg Przykrył cały szary świat, Przykrył to, co boli nas, Przykrył ślady naszych łez
Pięknie jest Wszystko nagle tak niewinne, Jak dziecka sen,
Niecodzienne i tak inne,
Bo przyszedł śnieg DZIECI: pidżamki BENETTON (Renoma)
PIĘKNO
42
”
PIĘKNO
43
KOŁNIERZE I ICH
PODSTAWOWE TYPY... Tekst Michał Karbowski
PIĘKNO
44
45
Eliksir grudniowego szyku
Szarość muśnięta złotem Klasyka w dobrym wydaniu ze szczyptą srebra i złota to znakomite połączenie na zimowe uroczyste spotkania, kolacje i małe wyjścia.
1
2 3
4
1 Solar 2 Ochnik 3 Zielony Kot 4 Zielony Kot 5 Baldowski
5 PIĘKNO
46
Z francuskim
żabotem 3
1 4
2
5
6 1 Simple 2 Ochnik 3 Gino Rossi 4 Apart 5 Apart 6 Celebrity by CB
PIĘKNO
47
Splot z popieli 7
1
2
4
6
3 1 JOOP! Van Graaf 2 Pierre Cardin Van Graaf 3 Bugatti Van Graaf 4 Police 5 Wittchen 6 Wittchen 7 Ray Ban
5
PIĘKNO
48
Stylowa nonszalancja 1 2
8
7
6
5
3
4
PIĘKNO
49
1 Olymp Van Graaf 2 Finshley&Harding Van Graaf 3 Bytom 4 Louis Erard Apart 5 Nils Sundstrom Denim Van Graaf 6 Prada 7 United Nude 8 Wittchen
Stylowe miejsce Wrocławia
UBIERALNIA Rozmowa z Katarzyną Kostołowską–Sarecką i Karoliną Koniecką. Zdjęcia Magdalena Szerenos
50
51
S
kąd pomysł i nazwa sklepu? Pomysł na sklep i nazwę narodził się na krętych chorwackich drogach podczas wakacji 2002 roku. Zawsze chciałyśmy pracować w branży modowej i z modą, tylko nie wiedziałyśmy, jak najlepiej rozpocząć temat. Sklep z kolekcjami polskich projektantów — to było to. Rzeczy, które wrocławianki mogły co najwyżej pooglądać na łamach luksusowych magazynów, bo wtedy jeszcze krucho było ze sprzedażą przez Internet… Nazwa? Pierwsza, która przyszła nam do głowy: „Ubieralnia” — prosta, wpadająca w ucho, bez zadęcia, bo nigdy nam o to nie chodziło. Ważne też, żeby sklep nazywał się sklepem, a nie galerią, ponieważ zawsze chciałyśmy, żeby wisiały u nas praktyczne rzeczy do noszenia. Rok później sklep stał się rzeczywistością, choć wielu pukało się w głowę, projektantów nie wyłączając.
To jedyne tak wyjątkowe i zarazem kultowe miejsce na modowej mapie Wrocławia. Kto Was odwiedza? Naszymi klientkami są kobiety, które lubią modę i zabawę z nią, ale także te, które kompletnie nie mają pomysłu, co na siebie włożyć. Prawniczki, artystki i lekarki stanowią największą grupę odwiedzających „Ubieralnię”. Panie szukają stroju dobrej jakości, który byłby uszyty w jednym tylko egzemplarzu, często specjalnie dla nich. Czegoś z pazurem, ale jednak ponadczasowego, niekoniecznie na jedno wyjście. Coraz chętniej odwiedzają nas panny młode, nierzadko z mamami, siostrami, druhnami. Śluby, które „obszywałyśmy”, liczymy już w setkach. Co można znaleźć i jak szukać w „Ubieralni”? Przede wszystkim trzeba przymierzać — na wieszakach ubrania nie prezentują się tak samo, jak na żywym człowieku. Efekt potrafi zaskoczyć. To również kwestia formy opracowanej specjalnie z myślą o kobiecej figurze, na dodatek bardzo różnej. Mamy w ofercie rzeczy dla
pań o większych rozmiarach, z mniejszym lub obfitszym biustem itp. Jeśli fason pozwala na dokonanie przeróbek, ich wykonanie jest wliczone w cenę. Wasz sklep znalazł się na liście 55 godnych polecenia miejsc w magazynie „Elle”. Dlaczego właśnie Wy? Może dlatego, że to, co robimy, ma sens? Ponieważ doradzamy szczerze i staramy się, aby mieszkanki Wrocławia (i nie tylko — przyjeżdżają specjalnie do nas panie z Warszawy, Łodzi, a nawet z Niemiec) wyglądały naprawdę bombowo? Pomagacie w doborze sukni i dodatków. Czy wrocławianki często korzystają z takiej pomocy? Nie jest trochę tak, że Polki upierają się, że wiedzą najlepiej, w czym im do twarzy? Są różne typy kobiet — jedne wiedzą, drugie nie. I te drugie albo się do tego nie przyznają, albo przyznają. Musimy szczerze powiedzieć, że wolimy te ostatnie. Uważnie słuchamy, staramy się nie narzucać swoich mądrości (a trochę już wiemy, bo napatrzyłyśmy się na tysiące rodzajów sylwetek). Czasem nasz dobór stroju, przed którym klientka bardzo się broni, okazuje się najlepszą propozycją. Jeśli jest inaczej, po namyśle przyznajemy rację klientce.
PIĘKNO
52
Tkanina, dobre krawiectwo, dobry projekt — to musi kosztować
PIĘKNO
54
Mistrzowskie krawiectwo — myślicie, że dalej cieszy się zaufaniem i popularnością? Popularne to już dawno nie jest. Obserwujemy tendencję do szycia na miarę tylko w obliczu naprawdę ważnych okoliczności. Wtedy kupuje się rzeczywiście drogocenną rzecz wykonaną z sercem, pomysłem i z najlepszej tkaniny. Wciąż istnieje grupa kobiet, którym zależy na czymś naprawdę ich, czymś niepowtarzalnym, czymś, co zachwyci detalem i starannością wykonania. Życie składa się z wielu drobiazgów, a dotyk jedwabiu na skórze sprawia przyjemność — o to też chodzi. Szycie na miarę należało kiedyś do najbardziej prestiżowych i adekwatnych dla wysokiego stanu sposobów na dobrą modę. Jak jest teraz? Wielka moda zeszła na niższy poziom, np. kolekcje kreatorów dla H&M. Nas to cieszy, byle wszyscy fajnie się ubierali. Cena jednak wciąż odgrywa ogromną rolę, niektórzy chcieliby pozwolić sobie na zakup danych ubrań, ale niestety, nie dysponują odpowiednimi funduszami. U nas tanio po prostu być nie może. Tkanina, profesjonalne krawiectwo, dobry projekt — to musi kosztować, zwłaszcza, jeśli dana rzecz szyta jest w jednym jedynym egzemplarzu. Na tym też polega prestiż, wyjątkowość tego, co się nosi oraz komfort pewności, że na tym samym balu nie „zatańczą” dwie identyczne sukienki. Czyje projekty można u Was kupić i jak je znajdujecie? To się zmienia, ponieważ ciągle przybywa młodych projektantów — albo sami nawiązują kontakt, albo my ich wypatrujemy w magazynach modowych, na pokazach. Stała lista to: Viola Śpiechowicz, „Odzieżowe Pole”, Marta Ruta i jej cudowne nakrycia głowy, poznańska „Linia” oraz my — z powodzeniem projektujemy od kilku lat. Bywała i Gosia Baczyńska, i Jola Słoma z Mirkiem Trymbulakiem, Wiola Wołczyńska, Kasia Zapała, Filip Nocko, Agata Makowska, Marianna Maniek i wielu innych.
Do Polski wkracza vintage. Co sądzicie o tym stylu? Jak bardzo różni się polski vintage od europejskiego? Vintage już wkroczył, widać to zwłaszcza po modowych blogach. Osobiście, nie jesteśmy pasjonatkami vintage’u jako total looku, a w tym specjalizują się polskie, młode blogerki, które zresztą czasami biją na głowę swoje europejskie koleżanki. Natomiast, jak najbardziej, popieramy vintage w detalu lub stylizację nowych rzeczy na vintage. To jednak trzeba umieć nosić, nie każdy daje radę. Czego się spodziewać po kolekcjach modowych na jesień? Będą jak zwykle nostalgiczne, czy raczej zaskoczą nas feerią żywych barw? Będzie i nostalgia, i barwy. Tegoroczna moda daje tyle możliwości, trendów, że naprawdę można znaleźć coś w swoim stylu — od prostoty C. Kleina do barokowych stylizacji Gautiera, od szkolnych bluzeczek z kołnierzykiem do skór na wysoki połysk. Hitem będą kolory żółty i złoty oraz futro, mnóstwo futra. Czy wśród wielu pereł kreacyjnych z Waszego sklepu są takie, które można włożyć na biznes lunch? Naszą specjalnością są stroje wieczorowe, zdarzają się jednak gotowe i niebanalne zestawy biznesowe. Czasem doszywamy do wybranej sukienki żakiet i tym sposobem tworzymy niezłe wdzianko dla kobiet biznesu. Zawsze można też uszyć coś od podstaw. Obok jest czekoladziarnia, więc, jeśli zakupy się nie udadzą, można zafundować sobie dawkę pozytywnej energii? Od paru lat dzielimy lokal z czekoladziarnią. Okazało się, że to wyśmienite połączenie — pan na kawie, pani w przymierzalni i wszyscy są zadowoleni.
PIĘKNO
55
Judyta Kruk
Kult ciała Czyli o tym, jak skutecznie zwariować na punkcie ciała.
wyniosła ciało na piedestał, a fenomen tego zjawiska, dojrzewającego przez cały wiek dwudziesty, socjologowie i badacze kultury nazywają cywilizacją korporalną lub społeczeństwem somatycznym. Od lat 60. do 90. Za kluczowy moment dla rozwoju kultu ciała słusznie uznaje się rewolucję seksualną przełomu lat 60. i 70. Radykalne zmiany społeczne, obyczajowe i ideowe na
CIAŁO
56
zdjęcie sqback
L
udzkie ciało fascynowało od zawsze sztukę, filozofię i nauki ścisłe. W pierwotnych wspólnotach czczono z oddaniem Boginię Matkę, Egipcjanie wyspecjalizowali się w zabiegach kosmetycznych, mitologiczny król Cypru, Pigmalion, bez pamięci zakochał się w kobiecym posągu, Platon godzinami rozważał sens posiadania ciała, Rzymianie z dumą podziwiali walki gladiatorów, a Da Vinci wprawną ręką rozrysował studium proporcji ludzkiego corpus. Tymczasem współczesność
Zachodzie niezawodnie rozprawiły się z tradycyjną hierarchią wartości i tematem tabu w cielesnej kwestii. Na scenę dumnie wkroczyły: popkultura, wulgaryzacja języka i komercjalizacja ciała. Następne dziesięciolecie przyniosło modę na sport. Ćwiczenia fizyczne i gimnastyka stały się nieodłącznym elementem lansowanego wówczas trybu życia, a powstające jak grzyby po deszczu kluby fitness przeżywały swój złoty wiek. Jedną z propagatorek aerobiku w USA była Jane Fonda, a Arnold Schwarzenegger z dużym powodzeniem prezentował zestawy ćwiczeń na antenie telewizyjnej. Zdrowie zaczęto bezpowrotnie utożsamiać z urodą. Liczenie kalorii, zbawienne właściwości wód mineralnych, maseczki upiększające, relaksujące masaże, artykuły spożywcze z obowiązkową metką „light”, czarodziejski dotyk skalpela — to, co dziś doskonale znane, wtedy święciło swoje pierwsze tryumfy. Lata 90. postawiły przysłowiową kropkę nad i, a lokomotywa kultury masowej ruszyła pełną parą. Wyginam śmiało ciało! Za powyższym hasłem posłusznie człapią żelazne standardy muzyki rozrywkowej. Wokalistki ceni się za urodę, prezencję oraz ilość rozbieranych sesji. Umiejętności wokalne są co najmniej zbędne, ponieważ przysłania je wszechobecne ciało, którego za żadne skarby nie można skrywać! Trzeba je eksponować, przyozdabiać stosem tatuaży, kolczykami, prężyć w teledyskach, podretuszować w magazynie. Ciało traktowane jako najwyższa wartość wpływa na wizerunek kobiet i mężczyzn, w których społeczeństwo somatyczne pragnie widzieć symbole seksu i przedmioty pożądania. Dodatkowo, w ramach niewinnej zabawy, możemy w internetowych rankingach ocenić, kto ma lepsze nogi, jak piosenkarka „x” wygląda w bieliźnie albo czy tamten aktor jest rzeczywiście przystojny itd. Życie cielesne pierwszych dam i dżentelmenów Hollywoodu wzbudza przecież tak niebywałe emocje, że muszą być całodobowo pod czujnym okiem paparazzi i nie mogą sobie pozwolić na najdrobniejsze niedociągnięcia aparycji. Promocje płyt i koncertów w większości są organizowane z ciałem w roli głównej. Choć projektanci mody ostatnio przyznają pierwszeństwo nieco obfitszym kształtom (wystarczy wspomnieć słynną sesję „Dove”, lansowanie sylwetek à la Jennifer Lopez czy Beyoncé Knowles), jarzmo wizerunku wychudzonej, wysokiej i w dodatku podreperowanej w Photoshopie modelki trudno będzie zrzucić. Ucz się, dziecko, ucz Dbałość o wygląd zewnętrzny jest wpisana w naturę człowieka od zarania dziejów — po prostu chcemy podobać się sobie i innym. Ta skromna chęć przekracza jednak granice normalności, kiedy urasta do miana obsesji lub staje się częścią procesu socjalizacji. W kreskówkach albo filmach animowanych dostrzegalny jest związek między urodą a charakterem bohaterów — postaci negatywne są brzydkie, w przeciwieństwie do perfekcyjnie urodziwych księżniczek, syrenek, czarodziejek (wyjątek stanowi oczywiście Shrek). Z pozoru to błahe rozróżnienie wpływa na postrzeganie i zarazem automatyczne wartościowanie nowopoznanych osób w życiu dorosłym. Małym dziewczynkom od najmłodszych lat wpaja się przekonanie, że piękno fizyczne jest dla każdej kobiety nakazem. Doskonały środek perswazji? — Kultowa zabawka, niezaprzeczalny ideał kobiecej urody, ucieleśnienie męskich
marzeń — lalka Barbie. Dla chłopców wzorami godnymi naśladowania są roboty o nadludzkich rozmiarach ciała, równie groźnie wyglądające postury filmowych „Transformers” albo Batmana, Supermana… Era retuszera Co zatem z tego wesołego korowodu ciałowych wariacji można wycisnąć dla siebie? Do wyboru, do koloru: przetestować wszystkie diety świata, smakować pigułki i herbatki odchudzające, zgłębić tajemnicę przyklejania sztucznych rzęs, uczyć się spalania kalorii podczas zakupów, poczuć na własnej skórze zalety bezoperacyjnego powiększania piersi, a nawet (!) wczytywać się w horoskop urodowy, bo przecież układ planet i gwiazd wie najlepiej, jak powinno się właściwie o siebie zadbać. Dla ryzykantek zostaje jeszcze przemiana w łabędzia (oby w łabędzia, a nie Kaczkę–Dziwaczkę) w którejś z telewizyjnych metamorfoz. Wszystko to ma nas zaprowadzić na szczyt wymarzonego (i paradoksalnie nieosiągalnego) ideału. Pod dyktaturą ciała Skutki cielesnego szaleństwa i konsekwencje nienadążania za wszechobecnym kultem ciała są widoczne na każdym kroku. Problemy z akceptacją samego siebie lub negatywne postrzeganie własnej sylwetki, depresje, lęki, anoreksje, hedonizm, anhedonia albo hermetyczne zamknięcie się w kapsule narcyzmu. Piętrzą się co raz to nowe terminy medyczne: ortoreksja — obłęd na punkcie zdrowego odżywiania, tanoreksja — uzależnienie od opalania się czy bigoreksja — obsesyjna chęć posiadania muskularnego ciała. Bynajmniej, groźna lista nie dotyczy tylko pań. Niedostępna doskonałość spędza sen z oczu również mężczyznom. Jako mali chłopcy byli zapatrzeni w atletyczne sylwetki Rambo, boksera Rocky’ego, Conana Barbarzyńcy, Terminatora albo zaczytywali się w opowieściach o umięśnionym Herculesie, który zasłynął dzięki swojej niebywałej sile fizycznej. Młode i zadbane ciało staje się obecnie wymogiem koniecznym dla osób starających się o pracę. Niespełnianie oczekiwań szefów firm i korporacji często wiąże się z wykluczeniem społecznym albo dyskryminacją w miejscu pracy (ofiarą obowiązujących cielesnych wymogów stała się nawet Kate Winslet, kiedy ubiegała się o rolę Rose w „Titanicu” — środowisko aktorskie ostro skrytykowało „pulchną” sylwetkę Brytyjki). „Lustereczko, powiedz przecie ...” Według wszystkich większych religii świata, a także podstawowych założeń psychologii, pojęcie „człowiek” definiuje się jako istotę dualną, złożoną z cielesnej szkatuły i jej cennego środka — pierwiastka irracjonalnego: duszy, ducha, tchnienia Stwórcy czy podświadomości. Popularność wschodnich technik kontemplacyjnych, moda na jogę i regularną psychoterapię najlepiej świadczą o tym, jak ważny jest spokój i wyciszenie. Aby osiągnąć stan równowagi, piękno fizyczne musi współistnieć i rozwijać się w harmonii z pięknem wewnętrznym, które nie powinno być marginalizowane. Ciało to symboliczny przekaz, za pomocą którego wyrażamy siebie, swoją wolność, prawo do decydowania o sobie i całe nasze wnętrze, dlatego ciało nie może stać się więzieniem dla nas samych.
CIAŁO
57
Bogumiła Kurzeja
58
59
60
61
Oslo Pole bogów Zdjęcia Patrycja Galik–Lisowiec
62
63
Duch miasta
Aby poczuć klimat miasta, najlepiej rozpocząć spacer od zachodniego krańca Karl Johans gate, skąd rozpościera się fantastyczny widok na całe centrum. Stać pod Pałacem Królewskim przy zmianie warty to prawdziwy zaszczyt nie tylko dla Norwega. Idąc w kierunku centralnej stacji metra, mijasz Teatr Narodowy, Parlament oraz zabytkową część miasta z Grand Hotelem na czele. Im bliżej Oslo Sentralstasjon, tym architektura staje się bardziej nowoczesna, a budynki wyższe. Przy porcie widnieje Twierdza i Zamek Akershus, które przenoszą swoich gości w świat armat, militariów i rycerstwa. Znajduje się tu zapomniane, choć imponujące, Muzeum Sił Zbrojnych, gdzie na ogromnej przestrzeni umieszczono cały arsenał (w tym samoloty, czołgi, umundurowanie i broń). Na koniec przechadzki zostaw sobie nowoczesny i tętniący życiem port.
noszą cię w odległe czasy. Widzisz norweską panią domu, która sięga po tarę i zaczyna ceremonię prania. W innym zakątku mistrz garncarstwa wprowadza w tajniki swojego zawodu, a w jeszcze innym domownicy grają na ludowych instrumentach. Mowa o Norsk Folkemuseum — jednym z największych skansenów w Europie prezentującym blisko sto pięćdziesiąt budynków, a także stroje ludowe różnych regionów Norwegii i rękodzieła wykonane na przestrzeni dziejów. Ciekawym zakątkiem skansenu jest budynek, w którym można zachwycać się wyposażeniem norweskich domów. To tak, jakbyś miał możliwość wejścia do wielu norweskich prywatnych mieszkań i podpatrzenia ciekawych rozwiązań. Folkemuseum pozwala też na powrót do dzieciństwa poprzez wystawy zabawek, od tych najstarszych do tych, które stały się ikonami popkultury.
Czasoprzestrzeń
Dość daleko od centrum jest miejsce, w którym każdy turysta czuje się jak odkrywca świata. Warto wybrać się tam z dziećmi, dla których muzea i zwiedzanie zwykle są nudne i męczące. Tu jednak nikt nie będzie biernym obserwatorem zamkniętych w szklanych kloszach eksponatów! Liczne ekspozycje wymagają od widza współudzia-
Wyobraź sobie wędrówkę przez wieki — od XIII do XVIII. Zatrzymujesz się w XIX-wiecznym sklepie i kupujesz cukierki ważone na prastarej wadze jak w popularnym niegdyś serialu „Doktor Quinn”. Przychodzisz do domu, w którym nie tylko wystrój, ale domownicy prze-
MIEJSCE
64
Oczami dziecka
MIEJSCE
65
łu i zapraszają do zabawy. Norweskie Muzeum Techniki, w którym można zobaczyć m.in. Roll-Royce’a z 1916 roku, maszyny latające i parowe, okazuje się być nie lada atrakcją dla dorosłych. Jeżdżąc na specjalnie skonstruowanym rowerze, zobaczysz, jak funkcjonuje układ kostny lub sprawdzisz, jak działa twoje serce.
Klasyka mistrzów
Gdy stawiasz pierwsze kroki w Oslo, nie możesz ominąć kultowych miejsc. Ogromnym zaskoczeniem może się okazać zasób dzieł sztuki ze szczególnym uwzględnieniem rzeźb. W Galerii Narodowej spotkasz obrazy i rzeźby najsłynniejszych mistrzów: Muncha, Moneta, Degasa, Maneta, Renoira, Cezanne’a, Gauguina, van Gogha albo Picassa. Oprawa, jakiej dzieła zostały poddane, jest naprawdę znakomita i przynosi ukojenie dla duszy. Wśród najbardziej znanych i często spotykanych nazwisk w Oslo są: Nobel, Ibsen, Vigeland i Munch. Muzea Ibsena i Muncha pozwala-
ją lepiej zrozumieć korzenie ich twórczości. Ratusz, w którym co roku, w grudniu, wręczana jest pokojowa Nagroda Nobla, uchodzi za największy, ale też najbrzydszy budynek w mieście. Wydaje się jednak, że opinia mieszkańców Oslo jest nieco przesadzona. Budowla łączy w sobie różne style architektoniczne i estetyczne. W dwie monumentalne wieże ratusza wbudowanych jest pięćdziesiąt dzwonów, które sygnalizują od siódmej rano do północy upływ czasu. To najbardziej rozpoznawalny symbol Oslo.
Chłodny spacer
Choć zimą w Norwegii jest ciemno i zimno, to restauracje i kawiarnie, które oferują podgrzewane lampami ogródki i ciepłe przekąski, sprawiają, że spacer po deptaku przy porcie jest uroczy. Stąd najlepiej widać różnorodność Oslo. Z jednej strony miasto okalają wzgórza, z drugiej błękitna woda. W porcie stoi największa duma architektoniczna Norwegów — Den Norske Opera, na której
MIEJSCE
66
dachu uwielbiają odpoczywać turyści i mieszkańcy. Jej wnętrza można zobaczyć przy okazji muzycznej i wizualnej uczty. W grudniu szczególną atrakcją jest koncert bożonarodzeniowy. Przedstawienie jest niczym świąteczna kartka solistów skierowana do publiczności. Przenosi w świąteczny nastrój i daje wytchnienie po szaleńczej gonitwie za prezentami.
Filozoficzna uczta
Frogner Park — połączenie zimowej aury ze sztuką i największe dzieło życia Gustava Vigelanda. Znajduje się tu dwieście dwanaście rzeźb z brązu, granitu oraz kutego żelaza, które prezentują spojrzenie artysty na życie. Vigeland przedstawia na ogromnej przestrzeni różne etapy ludzkiej egzystencji. Nagie, naturalistyczne i przepełnione erotyzmem postaci budzą do dziś wiele kontrowersji. Imponujące wrażenie robi rzeźba zwana „Kołem życia” i siedemnastometrowa kolumna „Monolit”. Wizja życia
według Vigelanda, w której człowiek cały czas wspina się na szczyt, wciąż wydaje się aktualna.
Kulinarne smaki
Na każdym rogu w centrum znajdują się restauracje i kawiarnie, które serwują dania z całego świata. Norweskie smaki stanowią przede wszystkim owoce morza, dania z łososia i renifera. W Restauracji Blom w Paleet kusząca karta dań i ekskluzywna atmosfera pozwalają odpocząć i delektować się kunsztem mistrzów kuchni. Filet z renifera grillowany w tymianku podawany z gruszką smakuje wyśmienicie i pozwala nabrać sił na dalsze zwiedzanie miasta. Norweska kuchnia słynie z doskonałej czekolady, dlatego polecam w zimowe popołudnie napić się tego słodkiego napoju z sosem waniliowym lub w pierzynce z bitej śmietany posypanej świeżymi jagodami. Najlepiej wybrać się do ponad stuletniej Grand Café, podobno najlepszej w mieście.
MIEJSCE
67
Stylowe zakupy
W Oslo jest kilka galerii handlowych, ale najbardziej prestiżowe sklepy mieszczą się przy głównej ulicy Karl Johans gate. Oryginalna biżuteria, stylowe wyroby skórzane i wspaniałe gadżety świąteczne skuszą najbardziej wybrednych, a doskonała jakość obsługi pozwoli na połączenie szczypty luksusu z odrobiną satysfakcji. Warto wybrać się do Glas Magasinet, Paleet Shopping Center, gdzie kupisz najlepsze marki takie, jak „Prada” czy „Armani”. Najnowocześniejsze i ekskluzywne centrum mieści się przy porcie Aker Brygge. Należy koniecznie zobaczyć surowe, ale funkcjonalne skandynawskie wzornictwo i skusić się na zakup oryginalnych elementów wyposażenia wnętrz. Skórzane rękawice, gadżety z foki lub wełniane luksusowe swetry marki „Oleana” to tylko niektóre z norweskich propozycji. I koniecznie kalosze! To niemal narodowy strój jesienny mieszkańców tego pięknego kraju. Stylizowane na skórzane oficerki lub bogate kolorystycznie kuszą precyzją wykonania i funkcjonalno-
ścią. W grudniu powinno się rozejrzeć za jednymi z najpiękniejszych ozdób świątecznych na świecie. Można je kupić w wybranych sklepach z pamiątkami w okolicach Ratusza.
Zimowe szaleństwo
Wybierając się zimą do Oslo, warto zaplanować narciarską przygodę. Wówczas większość mieszkańców oddaje się rozkoszy jazdy na nartach biegowych i zjazdowych. W Nordmarce jest wiele dobrze przygotowanych tras do uprawiania narciarstwa. Są tu także wyciągi i szkółki narciarskie oraz wypożyczalnie nart i desek snowboardowych. Świetnym miejscem dla amatorów wrażeń jest Oslo Winter Park, gdzie można skorzystać z wielu atrakcji śnieżnych. W Oslo jest też sporo lodowisk, a to najbardziej popularne znajduje się w samym centrum — przy Karl Johans gate.
MIEJSCE
68
Danuta Studencka–Derkacz
69
W ZIMOWE WIECZORY NASZ ORGANIZM POTRZEBUJE ENERGII I ROZGRZANIA. SIŁA GORĄCYCH NAPOJÓW TKWI W KLASYCE SMAKU... Tekst Marta Gadomska
Esencja ciepła
zdjęcia pink Candy
i smaku
SMAK
70
Najlepszy szwedzki patent na rozgrzanie się po długim spacerze w zimowe wieczory.
Szwedzki Glögg SKŁADNIKI:
— sparzona pomarańcza, — kawałek imbiru, — po 1 litrze: wytrawnego i słodkiego czerwonego wina, — szklanka wermutu, — łyżka angostury (gorzkiej wódki), — 150 ml wódki, — 20 dag rodzynek, — 20 dag obranych migdałów, — 20 dag cukru, — przyprawy: nieco kardamonu, łyżeczka cynamonu, 5 goździków.
PRZYGOTOWANIE:
1. Pomarańczę pokroić w plasterki, obrać imbir. 2. Połączyć wino wytrawne ze słodkim, dodać wermut, angosturę, rodzynki, pomarańczę, kardamon, goździki, imbir i cynamon. 3. Przykryć i odstawić na 12 godzin. 4. Następnie dodać wódkę i cukier. Całość zamieszać i podgrzać. 5. Na koniec wsypać migdały.
Idealny napój na poprawę humoru. Po długim dniu w pracy nic tak nie zrelaksuje jak gęsta, gorąca czekolada z wiśniowym aromatem.
Gorąca czekolada z nutką wiśni SKŁADNIKI:
— — — — — —
tabliczka deserowej lub gorzkiej czekolady, pół litra mleka, 2 łyżki cukru, około 160–200 ml wiśniówki, bita śmietana do dekoracji, wisienki koktajlowe.
PRZYGOTOWANIE:
zdjęcia Molka, Elina Manninen
1. Do podgrzewającego się mleka dodać połamaną na kostki czekoladę i cukier. Mieszając, doprowadzić do całkowitego rozpuszczenia i wrzenia. Rozlać do szklanek. 2. Dodać 40–50 mililitrów wiśniówki na szklankę. Delikatnie zamieszać. 3. Całość udekorować bitą śmietaną, starkowaną czekoladą i wisienkami.
SMAK
71
Sweet
Christmas Fotografie i inspiracje Paulina Kolondra
SMAK
72
SMAK
73
S
łodki ceremoniał króluje na świątecznych stołach na całym świecie. Austriacy delektują się gorącymi kasztanami i pieczonymi migdałami. W belgijskiej kuchni nie może zabraknąć baby z kremem mokka. W Danii i Szwecji prawdziwym rarytasem jest ryż z owocami i migdałami, a w Hiszpanii kuszący keks. W Luksemburgu i Wielkiej Brytanii podstawą deserów na bożonarodzeniowym stole jest pudding, a w Kanadzie Yule log — przepyszne czekoladowe ciasto. Można je podać z sosem borówkowym, charakterystycznym dla irlandzkiej tradycji. Czar smaku kryje w sobie hiszpański turron — smakołyk podobny do chałwy. W Polsce na liście świątecznych klasyków deserowych są makówki, kutia, piernik i makowce.
Piernik z czekoladą SKŁADNIKI:
— 2 jajka — 100 ml oleju — 1 szklanka maślanki — 250 g mąki pszennej — 150 g drobnego cukru — 2 łyżki kakao, z lekkim czubem — 2 łyżeczki sody oczyszczonej, z lekkim czubem — 3 łyżeczki przyprawy korzennej — 100 g gorzkiej czekolady, posiekanej PRZYGOTOWANIE:
1. Jajka, olej i maślankę umieść w naczyniu i zmiksuj. 2. Mąkę, cukier, kakao, sodę i przyprawę korzenną — wymieszaj. Dodaj do płynnych składników i zmiksuj na gładką masę. Wsyp czekoladę i wymieszaj. 3. Formę typu keks o wymiarach 24 x 11 cm wysmaruj masłem i wysyp otrębami. Wlej do niej ciasto. 4. Piecz w temperaturze 175ºC przez około 60 minut, do tzw. suchego patyczka..
SMAK
74
Cynamonowy szyk SKŁADNIKI:
— Składniki na około 16 kulek: — 175 g zmielonych migdałów — 70 g cukru pudru — 1 łyżka cynamonu — 2 białka — cukier puder do obtoczenia — olej, do posmarowania blaszki
PRZYGOTOWANIE: 1. Wymieszaj razem migdały, cukier i cynamon. Białka ubij na sztywno, połącz z wymieszaną resztą. Mikstura powinna być zbita, aby można było swobodnie formować kule. Dla smaku dosyp łyżkę migdałów. 2. Uformuj kule i wyłóż na naoliwioną blachę. 3. Piecz około 15 minut w temperaturze 180°C. Ściągając z blachy, delikatnie podważ szpatułką. 4. Ostudź i obtocz w cukrze pudrze. Możesz zapakować w ozdobną folię i podarować jako słodki prezent.
SMAK
75
odobnie jak osobisty komputer marki Apple „Mac” z lat 90. produkty grupy projektowej „Muuto” stawiają swoich użytkowników w centrum uwagi. Dobry design to nie tylko produkt, ale również troska o człowieka i środowisko. Za sprawą marki IKEA, skandynawski design słynie z prostych rozwiązań i funkcjonalnych przedmiotów. Dobre projekty nie wyczerpują się na IKEI, o czym od kilku lat przekonują nas projektanci Muuto. Celem firmy, o czym świadczą wszystkie ich produkty, jest człowiek a perspektywa, jaką prezentuje sama firma, tylko z pozoru wydaje się być banalna. Tworzą głównie
produkty z drewna, szkła czy sylikonu. Najważniejsza w tym wszystkim okazuje się być funkcja. Jedno z haseł promujących najnowszy mebel Stacked /3/ brzmi:
Muuto stworzyło mobilny regał, który w zależności od potrzeb zagospodarowania przestrzeni możemy odpowiednio przekształcać, nadając mu za każdym razem nowy kształt. Wymaga to jednak zaangażowania od samego użytkownika, w zamian dając niemal nieskończoną możliwość kreacji i satysfakcję z tworzenia. Mebel powstaje z połączenia drewnianych elementów o różnej wielkości, za pomocą kolorowych klipsów. Twój regał nie
FORMA/FUNKCJA
76
mieści się na ścianie? Ułóż go tak, by problem zniknął. Muuto zaskakuje z tworzenia prostych, aczkolwiek sensownych rozwiązań. Od teraz chcąc zapalić świeczkę w wąskiej lampce, niekoniecznie musimy się poparzyć. Lampion Match /1/ zaprojektowany został tak, by bez trudu odpalić znajdujący się w nim knot. Na każdym kroku Muuto dba o naszą wygodę i o nas samych. Projektanci potrafią zapewnić nam komfort nawet w kuchni, czego przykładem są narzędzie kuchenne z bukowego drewna /2/. Prosta forma i kształt to nie wszystko. Przybory mogą wisieć na garnku dzięki specjalnie zaprojektowanej szczelinie. Z Muuto nawet w kuchni poczujesz się wyjątkowo.
1
Paulina Rosińska
2
3 FORMA/FUNKCJA
77
FORMA/FUNKCJA
78
Audi S
FORMA/FUNKCJA
79
roducent samochodów z Ingolstadt znalazł doskonały sposób na połączenie luksusu, komfortu i wspaniałych osiągów — stworzył Audi S6 i S6 Avant, ale to jeszcze nie wszystko. Pod maską tych modeli znajdziemy nowy silnik ośmiocylindrowy podwójnie doładowany TFSI, rozwijający moc 420 km. Jednostka ta generuje moment obrotowy w wysokości 550 Nm. Przyspieszenie do setki wynosi 4,8 sekundy w przypadku S6 oraz 4,9 dla modelu S6 Avant. Prędkość maksymalna jest ograniczona elektrycznie do 250km/h. Moc silnika przekazywana jest przez siedmiobiegową przekładnię S‑Tronic na wszystkie koła dzięki technologii
Quatro. Synteza komfortu i precyzyjnego prowadzenia realizowana jest dzięki adaptive air suspension sport. W środku znajdziemy znaną z poprzednich projektów niemieckiej marki wysoką jakość wykończenia. Udogodnienia, na jakie natkniemy się wewnątrz auta, to m.in. system nagłośnienia firmy Bang & Olufsen i system MMI Navigation. Jeśli oprócz osiągów i komfortu ważnym czynnikiem przy wyborze samochodu jest dla nas design, to Audi proponuje nam model S7 Sportback, który jest napędzany tym samym silnikiem co S6 i S6 Avant i również jest wyposażony w napęd quattro. Jego najmocniejsza stroną jest stylistyka. Linia nadwozia tworzy dynamiczny charakter typu coupé.
FORMA/FUNKCJA
80
Wnętrze jest niesamowitą grą luksusu ze sportowym charakterem. Czy to już wszystko? Otóż nie. Gdy nadal czujemy niedosyt, możemy sięgnąć po największą limuzynę z rodziny Audi dodatkowo wspartą sportowymi genami — model S8. O tym modelu można pisać godzinami, a jego najlepsze zobrazowanie to porównanie go do ekskluzywnego statku, który potrafi pokazać lwi pazur. Można pójść na kompromis, ale pojawia się pytanie po co? Nie ma sensu wybierać między komfortem, luksusem a osiągami, gdy na rynku będą dostępne modele Audi ze znaczkiem S. Bartosz Broński
81
POCZUĆ
NIEOSIĄGALNE
ylko najlepsi mogą zasiąść za kierownicą bolidu F1. Tak było od kilkudziesięciu lat. Było, dopóki producent aut sportowych Lotus nie stworzył „Exos Experience”. To elitarny klub pozwalający poczuć się jak kierowca F1. Dołączając do klubu, otrzymujemy bolid T125 zaprojektowany przez Lotusa, który jest wyposażony w silnik V8 Coswortha o pojemności 3,5 litra. Jednostka generuje moc 640 KM. Jeśli dodamy do tego wagę 560 kg (osiągniętą dzięki wykorzystaniu w budowie nomexu, aluminium i włókna węglowego), uzyskujemy stosunek mocy do masy prawie 1000 KM na tonę. Jednak to nie wszystko. Oprócz samego bolidu brytyjska marka zapewnia pełną, (podkreślmy to!) pełną obsługę tech-
niczną. Zaczynając od inżynierów odpowiedzialnych za pracę silnika, kończąc na tych zajmujących się oponami. Lotus gwarantuje specjalistów ze wszystkich dziedzin, których można spotkać w paddocku (np. specjalista od fitness lub odżywiania). Jeśli uważacie, że to mało, to dodam tylko, że w tajniki jazdy bolidem wprowadzać będzie was jeden z byłych kierowców Formuły 1, którym może być np. Jean Alesi. Jedynym minusem jest to, że T125 nie możemy trzymać w garażu. Gdy mamy ochotę poszaleć, to wynajmujemy tor, dzwonimy do Lotusa i ten przywozi nam bolid z całym osprzętem i teamem mechaników. Cena tej przyjemności wynosi 650 tys. funtów. Bartosz Broński
FORMA/FUNKCJA
82
zadzwoń: 609 099 291 83 www.skokwtandemie.pl
Inspiracją dla twórców tych perfum był kryształ: synonim świeżości i krystalicznej czystości. Zapach Bvlgari Omnia Crystalline to fuzja namiętności i wrażliwości. Z jednej strony biała czekolada, kwiat lotosu i bambus, z drugiej nuta czarnego pieprzu, kardamonu i imbiru. Całość przegryziona szafranem, mandarynką i japońską gruszką nashi. Klejnot wśród zapachów. Czarny, dodający pewności siebie kapelusz, obowiązkowo z dużym rondem, od Simple. Ten nieprzemijający dodatek może nadać charakter niejednej stylizacji. Dobrym rozwiązaniem są gustowne drobiazgi. Wybraliśmy dość długie, czarne rękawiczki Simple wykonane z naturalnej skóry. Ten model to już klasyka miejskiej mody.
Kolczyki Jubitom — białe brylanty zestawiono z tajemniczymi i szlachetnymi czarnymi diamentami. Luksusowe kamienie łączą w sobie nowoczesność i klasykę. Kolczyki są perfekcyjnie wykonane, skromne i zjawiskowe. W kolekcji Simple znaleźliśmy kwadratową torbę utrzymaną w klimacie retro, ale o odświeżonym wyglądzie. Ten skórzany i starannie wykonany dodatek ucieszy każdą kobietę. Kremowy cień do powiek Shiseido. Jest trwały, łatwo się aplikuje i kusi perłowym blaskiem. Do wyboru aż dwanaście kolorów.
FORMA/FUNKCJA
84
ZASKOCZ
mężczyznę! Trafionym prezentem mogą być zatem akcesoria, np. kultowe okulary marki Ray Ban. Te legendarne szkła zapewniają ochronę oczom i świetnie się prezentują. Męskie i absolutnie klasyczne. Popielaty szalik Lee jest niepozorny tylko na pierwszy rzut oka. Nadaje elegancki i poetycki ton zwykłym stylizacjom — wszystko zależy od tego, jak go nosimy. Męską garderobę można urozmaicić za pomocą… wymiennej klamry do paska! Nixon proponuje dobierać je w zależności od okazji. Ciekawym pomysłem jest niebanalna i stylowa klamra z drewnianymi wstawkami.
Prezentem dla duszy i ciała będą perfumy Jade Banana Republic. Bazę tej kompozycji tworzą kwiat passiflory i owoc granatu. Zapach jest subtelny i świeży, z nienarzucającą się nutą kwiatową, a całość przywodzi na myśl słoneczny, chłodny dzień. Zegarek Police Viper to kompromis między współczesną technologią a stylem retro. Skonstruowany z wysokiej klasy tworzyw, wodoodporny, z nietypowo rozmieszczonymi elementami na tarczy — prezent z górnej półki. Który mężczyzna nie kocha gadżetów? Słuchawki Nixon będą wyśmienitym prezentem dla pasjonatów muzyki. Bardzo dobrą jakość dźwięku dopełnia prosty i atrakcyjny wygląd. Słuchawki posiadają nieskręcający się kabel i przyjemne w dotyku pokrycie.
FORMA/FUNKCJA
85
Młoda dama
Bluzka Sesst z dużym, przykuwającym uwagę, brytyjskim motywem. Zamiast wszechobecnej flagi wybraliśmy dyskretniejszy pejzaż. Skojarzenia z angielską elegancją i punkowym stylem tworzą tutaj nową jakość. Na zimowe chłody przyda się czapka od Wranglera. Futrzana uszatka to hit ostatnich sezonów. Idealna w mieście i na górskie wypady. Grzeje i ładnie podkreśla rysy twarzy. Śniegowce Hunter zapewniają wyśmienitą przyczepność, komfort i przytulne ciepło.
Suszarka Philips. Sześć ustawień strumienia powietrza gwarantuje odpowiednią pielęgnację włosów, a liczne końcówki pozwalają ułożyć wymyślne fryzury. Plecak Eastpak ozdobiony urzekającymi, drobnymi różyczkami. Gustowny i dziewczęcy plecak jest także solidny: firma daje na niego aż 30 lat gwarancji. Dobrym prezentem będą też gadżety od Nixon, marki, której hasło mówi samo za siebie: We make the little things better. Etui na iPhone’a stanowi silikonową ochronę dla cennego sprzętu. Nie ogranicza jego funkcji i pozwala odświeżyć wygląd.
FORMA/FUNKCJA
86
Młody
i aktywny Klasyczna koszula w kratę to obowiązkowa pozycja w męskiej szafie! Idealna do jeansów, uniwersalna, a do tego zawsze modna. Proponujemy wzór od Diverse z elegancko zestawioną czerwienią i granatem. Czapka Nixon — wykonana z dzianiny ozdobionej symetrycznymi rombami. Luźna i ciepła pasuje zarówno na snowboard, jak i na co dzień. Obuwie z kolekcji Dr. Martens to prezent z nutą tradycji, ale jednocześnie nietuzinkowości. Buty w jasnej tonacji staną się ciekawą przeciwwagą dla popularnego, czarnego wzoru.
Efektowną niespodzianką będą na pewno czerwone słuchawki Coloud Colors. Czysty dźwięk i staranne wykonanie z naturalnych materiałów zapewnią uszom najwyższy komfort. Linia zaprojektowana z myślą o dynamicznych osobach kusi bogatą gamą intensywnych kolorów. Zegarek Nixon Rubber Re‑Run Drab to typowo męski gadżet. Prosty, lecz niepospolity kształt i minimalistyczny design powodują, że wpisuje się w najnowsze trendy.
FORMA/FUNKCJA
87
W
raz z premierą płyty „Cross” w 2007 roku Francja zyskała nowe gwiazdy światowego formatu. Xavier de Rosnay i Gaspard Augé byli do tej roli idealni — młodzi, niepokorni, żyjący zgodnie z rock’n’rollowymi ideałami, a przy tym, co najważniejsze, obdarzeni niezwykłą muzyczną wyobraźnią i bezbłędną intuicją. Electro‑house’owy debiut przyniósł im dziką popularność i wyznaczył kierunek muzyki klubowej na następne lata, a kawałek „D.A.N.C.E.” do dziś radośnie pobrzmiewa na co drugim parkiecie. Jednak na nowej płycie Francuzi postanowi odejść od tak kojarzonego z nimi imprezowego electro na rzecz muzyki inspirowanej — jak to sami określili — „stadionowym rockiem”.
Syntezatorów zrobiło się więc zdecydowanie mniej, dużo więcej jest przesterowanych elektrycznych gitar wybrzmiewających w instrumentalnych, przestrzennych kompozycjach, które już nie tak łatwo będzie nucić pod nosem. Przypomina to trochę sytuację drugiej płyty MGMT, o której mówiono, że jest komercyjnym samobójstwem. „Audio, Video, Disco” to (podobnie jak „Congratulations”) wydawnictwo bardziej dojrzałe, przemyślane i dopracowane. I wierzę w to, że historia rzeczywiście lubi się powtarzać — na koncertach wzorem nowojorskiego duetu Justice dalej będą musieli serwować materiał z debiutu, ale po powrocie do domu fani z czystą przyjemnością wrzucą do odtwarzacza „Audio, Video, Disco”.
Najlepiej słuchać: W skórzanej kurtce, najlepiej nabijanej ćwiekami. Niech żyje rock’n’roll! Esencja albumu: „Civilization” — nowe brzmienie, energia w starym stylu. Czy wiesz, że: De Rosnay twierdzi, że przy powstawaniu „Cross” Justice użyli sampli z około czterystu różnych albumów, nie zawracając sobie głowy wskazywaniem ich autorów, natomiast starannie dbając o to, by fragmenty były na tyle małe, aby ich źródeł nie byli w stanie rozpoznać nawet sami zainteresowani.
N
ie dołączę do chóru bezkrytycznych zachwytów nad „nową Nosowską”. Nie zrobię tego, gdyż jeszcze za wcześnie, żeby stawiać ją na piedestale i jeszcze nie pora, by ogłaszać ją klasykiem polskiej piosenki. Nie, żeby nie miała na tym polu zasług, ale jeżeli już dziś zaczniemy stawiać jej pomniki z brązu, świadczyć to będzie o tym, że straciliśmy aktywnego twórcę, a zyskaliśmy symbol, którego jak wiadomo obiektywnie ocenić nie sposób. „8”, najnowsze dziecko Katarzyny Nosowskiej oceniane na trzeźwo, prezentuje się nieźle. Nie rewelacyjnie, ani genialnie, nie jest też najlepszym dziełem w jej karierze. Jest właśnie niezłe. Wspomnieć trzeba o tekstach — jak zwykle u Nosowskiej są one małymi
arcydziełami, choć na „8” wydają się mieć mniej finezji i lekkości niż choćby na poprzednim „UniSexBlues” (od „patchworku z województw” ciekawszy obraz Polski budowała, kiedy śpiewała o płonącym na Rondzie de Gaulle’a stosie). Ciężar tej płyty leży jednak po stronie muzyki, za którą odpowiadał współpracujący już z wokalistką przy płycie „N/O” Marcin Macuk. Nie jest to materiał równy, ale w gąszczu pomysłów jest kilka naprawdę dobrych, jak świetne „Ziarno” i „Czas”. Co jednak najważniejsze, kompozycje, choć nienapisane przez Katarzynę Nosowską, pasują do niej jak ulał. I dlatego, choć to muzyka w tym zestawie gra pierwsze skrzypce, nie ma wątpliwości, że najistotniejszym elementem układanki jest charyzmatyczna wokalistka.
Najlepiej słuchać: W pochmurne, jesienne popołudnie, kiedy z drzew spadają ostatnie liście. Esencja albumu: „Nomada” — najlepiej oddaje charakter bardzo eklektycznej całości. Czy wiesz, że: Jeśli wziąć pod uwagę płyty nagrywane z zespołem Hey i dokonania solowe, to Nosowska jest najbardziej płodną polską artystą — wydaje średnio jeden album rocznie.
MYŚL/SŁOWO
88
K
iedy w 2009 roku przez Wyspy Brytyjskie przechodziła fala muzycznych debiutów, w pojedynku pomiędzy dwoma rozpoczynającymi karierę rudzielcami — Elly Jackson i Florence Welch — stawałem po stronie wokalistki La Roux. Była ciekawsza, mniej jednoznaczna, pomimo silnych inspiracji latami osiemdziesiątymi bardziej współczesna. Florence na jej tle, romantyczna w stylu Kate Bush i celtycko–eteryczna, wydawała się rokować mniej nadziei na interesującą przyszłość. Ba, można by nawet wysnuć tezę — choć trzeba by być do Florence wyjątkowo źle nastawionym — że była jedynie one hit wonder, gdyż do pewnego momentu cała jej kariera ciągnięta
była przez przebojową lokomotywę pod nazwą „Dog Days Are Over”. Dwa lata później o nowym albumie La Roux ani widu, ani słychu, natomiast Florence + The Machine wydają płytę, która bierze wszystko, co do tej pory wiedzieliśmy o pannie Welch i przenosi to na wyższy poziom. To ciągle ten songwriting pełen autentycznych emocji, podany jednak w dużo bardziej intrygujący sposób. Barok-popowe eksperymenty aranżacyjne, nawarstwienia głosów, rozbudowana sekcja rytmiczna — wszystko to kapitalnie przysłużyło się „Ceremonials”. „Lungs” było obiecującym debiutem. Jeszcze niedawno nie wierzyłem, że Florence stać na to, żeby obietnicę tę spełnić w tak imponujący sposób.
Najlepiej słuchać: Na pełny regulator, żeby poczuć siłę każdego bitu. Esencja albumu: „What The Water Gave Me” — pierwszy singiel z płyty, mocno odwołujący się do silnych kobiet ze świata sztuki: wśród inspiracji Welch wymienia symboliczne obrazy Fridy Kahlo i samobójczą śmierć Virginii Woolf. Czy wiesz, że: W 2010 roku Florence + the Machine wystąpili podczas koncertu z okazji wręczenia Pokojowej Nagrody Nobla.
O
tempora, o mores! W dekadę od debiutu Cool Kids of Death wydają płytę, w którą na starcie kariery sami by nie uwierzyli. Jubileusz świętują osobliwie — odrzucając wszystko, co do tej pory było dla nich charakterystyczne. Kiedy zaczynali, krzyczeli, wdawali się bójki, a przy tym dość precyzyjnie wskazywali problemy początku XXI wieku. Byli głosem pokolenia — wkurzonego, zbuntowanego, może czasem dziecinnie tupiącego nogą, ale za to z charakterem. „Planowi ewakuacji” właśnie charakteru brakuje. CKOD w indie–rockowej stylistyce odnajdują się nawet całkiem zgrab-
nie, ale co z tego? Pod materiałem zebranym na płycie równie dobrze podpisać mogłyby się Muchy albo Kumka Olik i nie wzbudziłoby to żadnego zaskoczenia. Wyśpiewane wygładzonym głosem Krzysztofa Ostrowskiego „gorzkie wynurzenia na niepokojące tematy” nie mają tej samej siły, co rzucane dziesięć lat temu butelki z benzyną i kamienie. CKOD chcieli prowadzić słuchaczy na barykady (choćby artystyczne), a dziś podążają za nimi do „sieciówek” z modnymi t‑shirtami. Cool Kids of Death bardzo starają się podobać, ciągle chcą być cool, co im się niestety nie udaje. Z Generacji Nic zostało dziś tylko… nic.
Najlepiej słuchać: W najbardziej obcisłych rurkach i hipsterskich zerówkach, jakie znajdziecie w szafie. Esencja albumu: „Wiemy wszystko” — diagnoza zgryzot młodego pokolenia, nieprzekonująca i zbędna. Czy wiesz, że: Dzięki anglojęzycznej wersji debiutu Cool Kids of Death posmakowali kariery za granicą — album dystrybuowany był nawet w Japonii, opiniotwórczy niemiecki magazyn „Spex” wystawił płycie świetne recenzje, a piosenka „Stones and Bottles Filled with Petrol” była wielokrotnie emitowana w radiu BBC One. Kuba Żary
MYŚL/SŁOWO
89
CO
W Grudniu?
M
am nadzieję, ze grudniowy ziąb rozgrzeje mi chociaż na chwilę atmosfera rodem w Wysp Zielonego Przylądka. Czekam na przyjazd Sary Tavarez, która pojawi się we Wrocławiu w ramach Ethno Jazz Festivalu 18 grudnia 2011. Rodzice Sary emigrowali z Wysp i zamieszkali w Lizbonie, gdzie Sara się urodziła. Lizbona to tygiel kulturowy, gdzie można spotkać ludzi z Mozambiku, Wysp Zielonego Przylądka, Madery, Brazylii i Makao. Miasto, gdzie panują wieczne przeciągi znad oceanu, jest nie tylko kolebką fado, ale także muzyki swoich barwnych imigrantów z byłych państw kolonialnych. Sara wychowała się w tej wspaniałej atmosferze, łącząc to, co Lizbońskie i to, co tak silnie zakorzenione w jej krwi. Powstała z tego niepowtarzalna jakość. Chciałabym też przeczytać książkę, której oczekuję od dłuższego czasu czyli „Lalki w ogniu” Pauliny Wilk. Z powodu ograniczonych ilości znaków, uciekających bez litości spod moich palców, rozpiszę się tylko o książce,
o której dowiedziałam się przypadkiem od samej autorki przy obiedzie, na którym znalazłam się również przypadkiem. Widziałam wtedy Paulinę pierwszy i ostatni raz i nasze rozmowy dotyczyły głównie tego „co robisz? śpiewasz? aha, a ty? a ja właśnie skończyłam pisać książkę. tak? opowiedz mi coś o tym.” Paulina z pasją opowiedziała o czasie, który spędziła w Indiach, o swojej książce, w której odważyła się zajrzeć w najbardziej prywatne miejsca mieszkańców Indii. Odpowiadała, jak wygląda higiena intymna milionów ludzi, którzy żyją bez łazienek. I dlaczego indyjskie kobiety nie mogą kąpać się nago, nosząc na sobie sari. Ciekawe i przerażające dla nas, europejskich mieszczuchów. I już wtedy wiedziałam, że chcę dowiedzieć się więcej o normalnych — nie normalnych sprawach tego ogromnego narodu, o czym Paulina potrafi opowiadać niezwykle barwnie i ciekawie.
MYŚL/SŁOWO
90
Kuba Żary
1.
W swej reporterskiej książce „Lalki w ogniu” dziennikarka „Rzeczpospolitej” i podróżniczka Paulina Wilk daje czytelnikom zaskakujący obraz Indii. Z jednej strony medialny symbol azjatyckiego boomu, indyjski tygrys, zdumiewa gospodarczym potencjałem i uwodzi egzotycznym urokiem. Z drugiej to społeczeństwo wciąż podzielone na panów i służących, rządzone przez skrywane namiętności i tysiącletnie przesądy.
Wrocławska wokalistka, kompozytorka i autorka tekstów, na lokalnej scenie muzycznej znana nie od wczoraj i z niejednego projektu. Od 2002 roku jest wokalistką triphopowo–jazzowej grupy Mikromusic, którą założyła wspólnie z Dawidem Korbaczyńskim, a która korzenie ma w jej twórczości sprzed lat; trzy lata później wraz z Maciejem Zakrzewskim powołała do życia zespół Digit–All–Love. W zeszłym roku oba składy wydały świetnie przyjęte longplaye — Mikromusic „SOVĘ”, a Digit‑All‑Love „V”. Prócz macierzystych projektów głos Natalii usłyszeć można było też m.in. w nagraniach Kanału Audytywnego, Husky, Ctrl–Alt–Delete czy Spaso, wzięła też udział w przygotowanym przez Teatr Muzyczny Capitol spektaklu „Scat — od pucybuta do milionera”, do którego muzykę skomponował Leszek Możdżer.
MYŚL/SŁOWO
91
ŚWIĄTECZNY
KOSZMAR KEVIN SAM W DOMU Choć wcielający się w rolę Kevina Macaulay Culkin już dawno z uroczym urwisem nie ma nic wspólnego (może poza skłonnością do pakowania się w kłopoty), dla rzesz widzów na zawsze pozostanie młodocianym skrzyżowaniem MacGyvera z Adamem Słodowym. Ta sama grupa byłaby pewnie srogo zawiedziona, gdyby „Kevin sam w domu” nie pojawił się w święta na telewizyjnym ekranie. Bo mały blondyn powoli zaczyna osiągać w Polsce status podobny do choinki czy leżących pod nią prezentów — co to by było za Boże Narodzenie, gdyby zabrakło Kevina?
Chociaż wszyscy wiemy, jak to się skończy, to i tak zasiądziemy przed telewizorami, żeby zobaczyć, czy i tym razem Kevinowi się uda. I na nic zdadzą się racjonalne argumenty, że w rzeczywistości przygody małego pogromcy lokalnych oprychów dla jego rodziców zapewne skończyłyby się nie przy wspólnym wigilijnym stole, a w sądzie rodzinnym. ŚWIĄTECZNA GORĄCZKA Wystarczą dwa fakty, żeby „Świąteczna gorączka” z miejsca wydała się tytułem intrygującym. Po pierwsze główną rolę
MYŚL/SŁOWO
92
zabrałby może rodziny na wakacje do Las Vegas, to na pewno ma upierdliwą teściową, do której trzeba się uśmiechać przez całe Święta; Nowakowa, zupełnie tak jak jej koleżanka zza Oceanu, chce wyprawić idealne Boże Narodzenie — zamiast tego choinka nie chce przejść przez drzwi, a przed sąsiadami trzeba się wstydzić za zdumiewająco nieokrzesanego kuzyna. I co z tego, że oddziela nas wielka woda? Amerykanie i Polacy zdają się być bliźniaczo podobni — przynajmniej w krzywym zwierciadle.
gra w niej Arnold Schwarzenegger, po drugie — ekranowy czas w dużej mierze dzieli z… LALKĄ. Jako, że z granego przez Arniego Howarda trąba, a nie ojciec, notorycznie zaniedbuje syna i zapomina, że obiecał mu na Święta najmodniejszą zabawkę sezonu, Turbo–Mana. Przez trzy czwarte filmu biega od sklepu do sklepu poszukując buzującej testosteronem lali. Arnold to cwany chłopak, a i ramiona ma muskularne — zabawkę więc w końcu komuś wyrywa i wtedy następuje zupełnie niewychowawczy mora. Czy brak uwagi i uczucia można wynagrodzić prezentami? Jasne, odpowiada nam film, jeżeli prezent wystarczająco fajny, to czemu nie. Pocieszające dla wszystkich, którzy liczą, że na widok nowego pledu babcia zapomni, że ukochany wnuczek nie zadzwonił do niej od poprzedniego Bożego Narodzenia. GRINCH: ŚWIĄT NIE BĘDZIE Grinch to absolutny klasyk literatury anglosaskiej. Stworzony w 1957 roku przez Amerykanina Theodora Seussa Geisela, publikującego pod pseudonimem Dr. Seuss, już od przeszło pół wieku traumatyzuje kolejne pokolenia dzieci w USA. Zielony, złośliwy i wytrwale niechętny Bożemu Narodzeniu stwór stał się popkulturową świąteczną ikoną, trafiając na kartki z życzeniami i bożonarodzeniowe ozdoby, a samo słowo „grinch” weszło w angielskim do powszechnego użycia jako określenie osoby walczącej z radosną grudniową atmosferą. Prawdziwie światowy rozmach w niszczeniu Bożego Narodzenia przyniósł Grinchowi film z Jim Carreyem w roli głównej. Aktor w głębi serca sam jest chyba „grinchem”, bo jego kolejną rolą w świątecznej produkcji była postać Ebenezera Scrooge’a w „Opowieści wigilijnej” — czyli pierwowzoru wszystkich bożonarodzeniowych marud. W KRZYWYM ZWIERCIADLE: WITAJ ŚWIĘTY MIKOŁAJU Miłość Polaków do rodziny Griswoldów może nie jest tak płomienna, jak do Kevina McCallistera, ale i oni mają w polskich sercach zapewnione ciepłe i wygodne miejsca. Pracowali na to przez całe lata 80–te — głównie jeżdżąc na najgorsze rodzinne wakacje ever (bo przyznacie, że jak już staruszka umiera na tylnym siedzeniu, to dobrze nie jest). I jeżeli wcześniej ktoś nie rozumiał, co przyciąga Słowian znad Wisły do tej (nie)typowej amerykańskiej rodziny, „Witaj Święty Mikołaju” powinno wystarczyć za jedyną odpowiedź. Griswoldowie mogliby się równie dobrze nazywać Kowalscy albo Nowakowie. Chociaż Kowalski nie
ZŁY MIKOŁAJ Wszystko jest tu nie tak. Mikołaj to nie jowialny dziadek, ale zionący wódą cynik i życiowy wykolejeniec. Jego dzielnym pomocnikiem jest nie przyjazny elf, a karzeł, którego życiowym celem jest okradanie sejfów. Jeśli do tego dodamy nimfomankę gotową wskoczyć do łóżka każdemu, kto ma sobie strój Mikołaja i zasmarkanego grubaska, zadającego zdecydowanie za wiele pytań, powstanie osobliwa hałastra, która do każdych świąt – nie tylko Bożego Narodzenia — potrafiłaby doczepić przymiotnik „złe”. Ale uwaga: Willie, filmowy anty–Mikołaj, który po kolej dekonstruuje każdy świąteczny mit i w pył roznosi bożonarodzeniowe sentymenty, może stać się Waszym ulubionym zimowym nie–Świętym. Śmiejemy się trochę z niego, a trochę z siebie, którzy całej tej świątecznej presji magii i doskonałości ulegamy (vide: Arnold trzy filmy wyżej). Temu śmiechowi nie jest w stanie zagrozić nawet ciepłe, familijne zakończenie, które jakimś cudem udało się twórcom wmontować w „Złego Mikołaja”. This Xmas rocks! LISTY DO M. W tej polskiej produkcji koszmarów bez liku. Nie da się nie zauważyć, że pomysł został bezczelnie ściągnięty z brytyjskiego hitu „To właśnie miłość” i nawet plakat wygląda łudząco podobnie; wszyscy aktorzy zakochiwali się na ekranie już nie raz, nie dwa, ba — nawet i nie trzy razy; od grubo polukrowanego obrazu Warszawy zęby w ustach same się psują. I można by tak jeszcze długo. Można by, ale… Ale nie będę już „grinchem”. „Listy do M.” żadnym dziełem sztuki nie są, ale, co tam, od czasu do czasu odrobina zapomnienia przyda się każdemu. Szczególnie w Boże Narodzenie. Wesołych Świąt!
MYŚL/SŁOWO
93
Kuba Żary
Nowy ROK puka do drzwi
N
ieznany, ale też pełen nadziei i sensu. Z reguły nadchodzi spodziewanie z hukiem szampanów i petard. Pierszego dnia odpoczywa, ale drugiego już zaczyna przynosić niespodzianki. Przeważnie towarzyszy mu biały puch, nieprzejezdne drogi, które zawsze zaskakują drogowców i nowe notowania na giełdzie. A co przyniesie tym razem? Pewnie jak zwykle, kłopoty, smutki i tragedie przeplatane szczęściem, sukcesem i szczyptą satysfakcji. Gdy nadchodzi Sylwester, chcesz czy nie, musisz świętować i noc spędzić na wielkim balu lub prywatce przy dobrym szampanie i doskonałej muzyce. Nawet jeśli masz ochotę się wyspać i wstać z uśmiechem na twarzy — to nic z tego! Impreza musi być! Na drugi dzień bolą nogi, a do naszej głowy puka nie tyle Nowy Rok, co kac. Słyszałam o historii Sylwestra, gdy wszyscy mówili o wyjątkowej dacie w historii. Zegar wybija północ, rozpoczyna się rok 2000 i nagle na jednym z wielkich osiedli pada dostawa prądu. Sąsiad wychodzi na balkon i krzyczy „Koniec świata!”. Jak można było milionom Polaków siedzącym przed telewizorem wyłączyć jedyną aurę podtrzymującą nastrój i blokującą zmęczone powieki? Nie takie rzeczy w historii ludzkość przetrwała. Kryzys też przetrwamy! W końcu są na tym świecie rzeczy bezcenne, a za wszystkie inne możesz zapłacić kartą … Jak zwykle Nowy przywita nas podwyżkami i nie ma co załamywać rąk, ale postawić na rozwój w biały dzień. To jest największy motor i esencja życia. Czasami błądzimy w korytarzach rozwoju. Szukamy na siłę: malarstwo,
balet, joga, kuchnia molekularnia. I choć zabrzmi to banalnie: wystarczy znaleźć klucz do siebie. Jak powiedział Marcel Proust „Prawdziwy akt odkrycia nie polega na odnajdywaniu nowych lądów, lecz na patrzeniu na stare w nowy sposób”. I takich odkryć Wszystkim życzę.
FELIETON
94
Danuta Studencka–Derkacz
Wszystkim Naszym Internautkom życzymy kobiecych świąt
Bożego Narodzenia
Redakcja www.nasalony.pl
96