Przestrzeń slamu. Antologia nowych tekstów slamerek i slamerów.

Page 1

U M A L rรณw S e m a l ล s E ki e Z r e R m a T l s S w รณ E st k Z e t R h c y P w no a i g o l o Ant


PRZESTRZEŃ SLAMU Antologia nowych tekstów slamerek i slamerów

wybór i wstęp

Dagmara Świerkowska

Poznań 2020


Copyright by autorki i autorzy publikowanych utworów

Copyright by Dagmara Świerkowska

Copyright for this edition by Fundacja KulturAkcja

Recenzentka wydania prof

. UAM dr hab. Marta Wrześniewska-Pietrzak

Redaktorka merytoryczna Dagmara Świerkowska

Korekta i poprawność językowa Wojciech Kobus

, skład i łamanie Dagmara Świerkowska

Projekt graficzny

Wydanie elektroniczne

2020

Wydawca

Fundacja KulturAkcja

@gmail.com

fundacjakulturakcja

Publikacja powstała w ramach projektu

"Literufka: poznańska przestrzeń slamu"

dofinansowanego przez Wydział Kultury Urzędu Miasta w Poznaniu

.


Wstęp

Adela

/ 4 / 14

Teodor Ajder

/ 17

2Hot / 22

Anke

Brugmansya

Damianek

/ 24

/ 31 / 34

Kaś Gadomska

/ 41

Kątempluje

Wiktor Krajcer

/ 47 / 49

Daniel Malinowski

Missfopa

/ 52

Nadważkość

/ 57 / 61

Franciszek Ogidel

Patrycja Oryl

/ 65

Amelia Pudzianowska

Pablo Presley

Raban

/ 70

/ 71

/ 76

Smutny Tuńczyk

/ 82

Mateusz Jakub Stosik

(KRONOS) / 84

Magdalena Tyszecka

/ 87

Magdalena Walusiak

/ 94

Wania Łania

/ 100

Olgierd Wąsowicz

/ 109

Jan Weźsięutop

/ 110

Mikołaj Wysocki

/ 113

Natalia Żuk

/ 115

Spis treści


DAGMARA ŚWIERKOWSKA Wszyscy hodujemy koty Czy slamerki i slamerzy tworzą poezję? Odpowiedź na to pytanie nigdy nie była (i pewnie nie będzie) jednoznaczna. Choć prowadzący turnieje często określają występujących mianem poetek i poetów, to przecież nie zawsze bycie w slamie polega na „pisaniu wierszy”. Każda taka próba jednoznacznej kategoryzacji slamu, określanego mianem ‘poetycki’, czy stawiania go w przeciwieństwie do innych zjawisk jest skazana na niepowodzenie. Można spróbować wyznaczyć ramy zjawiska np. uznać, jako nadrzędne, zasady związane z długością trwania tekstu (najczęściej trzy minuty). Dodatkowo wskazać wymogi przedstawienia autorskiej wypowiedzi czy zakaz używania rekwizytów. Warto zwrócić też uwagę na niecodzienną w świecie sztuki rolę publiczności. Jest to droga zachowawcza, ale przez to, że wynika z przejrzystych reguł, wydaje się ścieżką bezpieczną. Każde dociekania na temat tego, czym jest slam, a czym nie jest, pewnie prowadziłyby do niebezpiecznego pytania o to, co jest poezją. Jakie warunki powinni spełniać poetka/ poeta, by móc stworzyć dzieło? I w końcu kto miałby ten status dzieła nadać? Twórca-amator, przypadkowy odbiorca w klubie czy przechodzący przypadkiem krytyk literatury? Pytania o literackość slamu budzą od lat dyskusje, które za cel stawiają sobie przedstawienie twórczości slamerek i slamerów jako działalności szybkiej, nieprzemyślanej, nastawionej na rywalizację i wzbogacenie się. Odrobinę wulgarna ‘stówa’, wygrana przez tego, kto przypodobał się najbardziej publiczności, budzi skłonność do negatywnego wartościowania zjawiska jakim jest slam oraz pomijania jego sensu wspólnotowego. Nikt w końcu nie pyta slamerek i slamerów, dlaczego nie biją się o wydawanie tomików poetyckich, tylko organizują kolejne inicjatywy, wolne od znamion rywalizacji, ale nastawione na wymianę twórczą. Warto wspomnieć tu chociaż działalność grup Slam bez kasy z Gdańska, Poezja w Warszawie czy polsko-francuski Bingo Slam. Co jest potrzebne, by slam mógł zaistnieć? Przestrzeń, która z tradycyjnie rozumianą twórczością literacką, nastawioną na indywidualność, zupełnie się nie kojarzy. Konieczna jest wspólnota nastawiona na otwartość, pozwalająca na to, by tworzenie było wolne i dostępne dla wielu. By pisać mogli wszyscy ci, którzy opanowali umiejętność myślenia abstrakcyjnego i przelewania wytworów tegoż na papier czy notatnik w smartfonie. Rok 2020 był czasem bardzo trudnym dla kultury i jej różnych przejawów. Zanim zamknięte muzea zaczęły organizować wizyty online, teatry udostępniać swoje archiwa, a muzycy grać domowe koncerty, przestrzeń internetu zaroiła się od wydarzeń przygotowywanych przez osoby związane ze środowiskiem slamu poetyckiego. Pandemiczne turnieje online odbywały się m.in. w Bydgoszczy, Toruniu czy Warszawie już w marcu.

4


Chociaż sytuacja zmusiła twórców do wykorzystania innego przekaźnika, to twórczość oralna slamerek i slamerów nie straciła swojej najważniejszej funkcji, nadal była zapisem przeżyć, przemyśleń

związanych

z

tym, co

aktualne,

szkicem

tego

kawałka

rzeczywistości, który poruszał twórczynię czy twórcę w szczególny sposób. Wśród slamerskich tekstów nie brakowało pandemicznych dzienników, wypowiedzi o nudzie, strachu związanym z utratą pracy, nieprzewidywalną chorobą, tęsknotą za bliższymi i dalszymi znajomymi czy rodziną. Pojawiły się też wypowiedzi gloryfikujące czas spędzany w domu i możliwość przejścia na spowolniony tryb życia, pozwalający na poszukiwanie siebie. Pisane w domowym zaciszu, czytane w samotności przed monitorem laptopa czy kamerą wypowiedzi slamerskie stały się zamiennikiem spotkań w klubach, parkach czy domach kultury. Oderwanie slamerek i slamerów od ich standardowej przestrzeni okazało się wielkim zyskiem dla rozwoju zjawiska. I choć nie ma możliwości, by zastąpiły tradycyjnie postrzegane slamerskie show, to należy podkreślać ich pozytywny wymiar. Uchroniły wielu od poczucia pustki czy porzucenia przyzwyczajeń związanych z uczestnictwem w slamerskich wieczorach, przyczyniły się też do powstania wartościowych filmów spokenwordowych. Slamy online zmotywowały polskie środowisko slamerskie do nagrywania wypowiedzi, a nie tylko zapisywania ich w formie tekstowej na prowadzonych w mediach społecznościowych stronach, dzięki czemu zrealizowały ideę organizatora pierwszych turniejów slamerskich, Marca Kelly’ego Smitha, który pisał 1 i powtarzał wielokrotnie, że slam to nie tylko teksty na papierze . Pomimo sytuacji pandemicznej w kraju organizatorki i organizatorzy turniejów wykorzystali czas letniego poluzowania obostrzeń na to, by zorganizować w swoich miastach wydarzenia w tradycyjnej formule. Odbyły się m.in. slamy w Stole Powszechnym (Warszawa), w Gdańskim Archipelagu Kultury (GAK Plama), w Mózgu (Bydgoszcz), w Surowcu (Wrocław), na imieninach Jana Kochanowskiego (Warszawa), w Latarni na Wenei (Gniezno) czy w ramach poznańskiej przestrzeni slamu: literuFKA. Wiele z nich miało charakter eliminacyjny i wyłaniało slamerki i slamerów, którzy 15 sierpnia 2020 roku wzięli udział w IV Ogólnopolskich Mistrzostwach Slamu Poetyckiego organizowanych w Poznaniu przez Fundację KulturAkcja. Temperaturę slamerskiego święta podgrzewały nie tylko teksty najlepszych (według lokalnych widowni) slamerek i slamerów z całej Polski, ale też starcie finałowe o charakterze wyjątkowo ichtiologicznym. Na scenie można było zobaczyć Smutnego Tuńczyka i Wieszcza Leszcza. Kto wie, czy nie było to najbardziej wyrównane starcie od czasów Uczty Grudniowej, a w każdym razie rodzące postawy symetryczne, bo przecież do dzisiaj podział na #teamMickiewicz i #teamSłowacki nie jest rozstrzygnięty. Poznańskie starcie zakończyło się bez remisu, zwycięstwem Smutnego Tuńczyka i tym oto sposobem, po raz pierwszy polski slam ma króla, a nie królową. W tym zbiorze przeczytać można utwory ponad dwudziestu twórczyń i twórców z całej Polski, a odbiorczynie i odbiorcy związani ze środowiskiem slamerskim być może słyszeli niektóre z nich na tegorocznych slamach. Czy wzbudzą wspomnienia turniejów, 5


przywołają głos występującej/ występującego czy pozwolą nam przypomnieć sobie ich gesty, mimikę, emocje? Pewnie będzie tak w przypadku niektórych twórczyń i twórców, tych, których styl jest wyjątkowy, a wystąpienia charyzmatyczne, zapadające na długo w pamięć. Celem tej antologii nie jest jedynie przywołanie tego, co prezentowani twórcy przedstawili na slamach w 2020 roku, ale też ponowne odczytanie ich twórczości. Sytuacja turniejów slamerskich, choć tak lubiana przez wielu, przypomina emocjonalny rollercoaster, a następstwo wypowiedzi jest wolne od reguł gradacji. Kontrast sprzyja przeżyciu, ale nie zagłębieniu się w język wartości, którym operują slamerki i slamerzy. Ponowne odczytanie jest więc zachętą nie tylko do przypomnienia tekstów, ale też ich reinterpretacji, odszukania w nich podobnych doświadczeń lub zupełnego ich odrzucenia. Antologia ta daje szansę na to, by slamerska twórczość zaczęła funkcjonować w swoim kolejnym wcieleniu: nowej interpretacji odbiorców. O czym mówiły slamerki i mówili slamerzy w 2020 roku? Jak zawsze o codzienności. W kilku tekstach pojawiły się podsumowania ostatniego roku, znamienne, że w antologii można znaleźć dwa teksty pt. 2020 i choć mają zupełnie inną formę, to dotykają tych samych kwestii: pojawiają się w nich komentarze dotyczące wyroku Trybunału Konstytucyjnego oraz krytyczne głosy na temat postępowania policji podczas Strajku Kobiet w Warszawie. Przepełnione goryczą obrachunki z ojczyzną skłaniają do ucieczki, nie tylko tej metaforycznej, w głąb siebie, ale też tej zupełnie dosłownej, ponieważ slamerskie wypowiedzi dotyczą również planów na przyszłość, na lepsze życie gdzieś poza krajem. Codziennej rutynie towarzyszy myśl o emigracji, jak w tekście Adeli, która mówiła we wrocławskim Surowcu: Chodź, zjemy śniadanie, zjemy obiad, zjemy kolację. Pójdziemy do warzywniaka, pójdziemy pod prysznic, pójdziemy do łóżka, zapalimy papieroska na pół, wyjedziemy z polski. O planach opuszczenia kraju pisał również Wania Łania, dla którego tożsamość Polaka to głównie skłonność do złorzeczenia na otaczającą rzeczywistość. Czytamy, że: matka przegląda oferty pracy w szpitalach w danii, przyjaciółka chce na magisterkę do niemiec. kumple uczą się francuskiego hiszpańskiego norweskiego, ja znam osiem języków obcych, ale w żadnym nie umiem narzekać tak jak po polsku. Wydaje się, że decyzja została już podjęta, bo skoro o ucieczce z kraju mówi się przy śniadaniu lub w drodze do warzywniaka, o polskiej policji można powiedzieć, że pilnuje tylko „prawdziwych Polaków”, o czym pisał Jan Weźsięutop, a polska tożsamość nie wiąże się z niczym pozytywnym, za czym nie będzie się tęskniło, to pozostaje ratować siebie i uciekać. Lecz jeśli uciekać, to dokąd? Odpowiedź daje Olgierd Wąsowicz. Mając doświadczenie emigracyjne, w swojej twórczości pokazuje, że nienawiść czy agresja wobec innych nie są zjawiskami typowo polskimi, ale są cechami ludzkimi, od których trudno się wyzwolić. Zwracając się do własnych rodaków, pisze o tym, że negatywnych postaw społecznych nie można ignorować, ponieważ bezrefleksyjna postawa grozi otępieniem i utratą wrażliwości społecznej. Czytając niniejszy zbiór, wydaje się, że taka postawa nie grozi twórcom slamerskim, którzy wykorzystując impresywność swoich wypowiedzi, mówią głośno o potrzebie zmian. Sednem tworzenia nie są wątki estetyczne, choć również bardzo istotne, ale społeczne zaangażowanie. 6


Podejmując aktywność twórczą, slamerki i slamerzy walczą z krzywdzącymi przekonaniami dotyczącymi funkcjonowania człowieka. Wspominany już, trwający od października Strajk Kobiet, przyczynił się do tego, że kobiece teksty zaczęły brzmieć jeszcze dobitniej niż dotychczas. O stereotypowej wizji wychowania dziewczynki, która ma siedzieć prosto, ukrywać swoje emocje, nie mówić zbyt dużo i zachowywać się wobec świata tak, jakby była niewidzialna, pisze Magdalena Tyszecka. Emocjonalna fraza w formie toastu: zdrowie wściekłych panien, niech nareszcie przyjdą, spełnia nie tylko funkcję ekspresywną, ta w wypowiedziach slamerskich staje się nadrzędna, ale też ma charakter performatywny, w modulancie niech wyrażone zostaje żarliwe życzenie. Czy spełnione? Wydaje się, że tak, ponieważ na polskich scenach slamerskich jest coraz więcej „wściekłych panien”, a w tej antologii znaleźć można teksty kilku z nich. Rewizyjny charakter tych utworów wykracza poza refleksje związane z sytuacją w kraju, dotyczą one tego, co przypisane człowiekowi: poszukiwania tożsamości jak u Natalii Żuk, relacji z Bogiem przekładających się na światopogląd w tekstach Magdaleny Tyszeckiej, krzywdy wynikającej ze skłonności innych do udzielania rad występujących w twórczości slamerki o pseudonimie Raban, afirmacji ciała, czyli Ciałopozytywność Brugmansji, poszukiwania niemierzalnej matematycznie bliskości u Kaś Gadomskiej czy bezrefleksyjnych zdrad i wykorzystywania cudzych uczuć, o których pisze Missfopa. W zgromadzonych tekstach nie brakuje tych o kobiecych bohaterkach, przykładem jest Klemp i Rakete Teodora Ajdera. Utwór poświęcony kapitankom statków, które pracując na morzu, pomagały osobom w sytuacji uchodźczej, pozwala odbiorcom poznać nieznane w szerszym kontekście społecznym aktywistki oraz zwrócić uwagę na geopolityczne uwarunkowania związane z sytuacją uchodźczyń i uchodźców. Brak tolerancji wobec przedstawicieli innych nacji, kultur czy religii jest negatywnie wartościowany w wypowiedziach slamerskich. O osobach w sytuacji uchodźczej pisze Kaś Gadomska. Tworzy kontrastowe zestawienie: my kontra oni, w którym my to przedstawiciele cywilizacji europejskiej, a oni to przybysze z innych rejonów świata. Wypowiedź ma charakter krytyczny, pokazuje, że mieszkańcy Europy wykazują postawy nieprzychylne uchodźcom, traktując ich w sposób podrzędny. Nieuzasadniona nienawiść według autorki wynika z przekonania o wyższości cywilizacji europejskiej. Kaś Gadomska zwraca uwagę na to, że nieumiejętność okazywania emocji oraz sięganie po używki, by zagłuszyć własne lęki, to powszechne zachowanie tzw. Europejczyków, a zatem grupa, która w swoich oczach uchodzi za doskonałą, w gruncie rzeczy jest słaba i spętana ograniczeniami własnych doświadczeń. Zakończenie tekstu krótkim zdaniem Oto my dodatkowo potęguje wrażenie, że wielkość cywilizacji europejskiej jest pozorna i zbudowana na konwenansach pozbawiających ludzi praw do własnej emocjonalności w jej aspektach pozytywnych i negatywnych: ekscytacji lub jawnego przeżywania smutku, zmęczenia, żałoby. Poczucie wyższości wobec przedstawicieli innych narodów, w tym wypadku mieszkańców Ukrainy pracujących i decydujących się na życie w Polsce, opisuje Pablo Presley w tekście pt. Podstawowy błąd atrybucji. Kobieta widząca w sklepie autora, trzymającego w ręku paczkę papierosów z napisem w grażdance, patrzy na niego z odrazą. Autor zadaje pytanie retoryczne, co złego w byciu Polakiem, następnie podkreśla, że identyfikacja z taką „polskością” nie jest powodem do dumy. 7


Kwestię schematycznego traktowania innych porusza Magdalena Walusiak w tekście Szufladki. Ze względu na regularną budowę rytmiczną oraz użycie wyrażeń potocznych o negatywnym zabarwieniu np. katol czy ciul liberalny, utwór może się wydawać żartobliwy, jednak, jak przystało na satyrę, w Szufladkach pojawiają się treści, które należy potraktować poważnie. Warszawska autorka zwraca uwagę, że zjawisko segregacji ludzi ze względu na jakikolwiek zestaw cech, odbiera człowieczeństwo i pozbawia indywidualności niczym prokrustowe łoże. Metafory wykorzystywane przez slamerki i slamerów często sięgają do motywów baśniowych, twórcy wykorzystują też chętnie język ezopowy. Warszawski slamer, występujący jako Damianek, w tekście tulituli pisze o zwierzaczkach. Użyte przez niego hipokorystyki: hipcie, pieski czy sarenki budzą pozytywne skojarzenia, ale autor zestawia je kontrastowo z czynnościami, które muszą podejmować te zwierzęta, by walczyć o przeżycie i zachowanie swoich zwierzęcych instynktów. Można uznać, że tekst jest sprzeciwem wobec traktowania dzikich zwierząt jako domowych pupili, ale warto pokusić się o zinterpretowanie utworu jako metafory o ludzkiej różnorodności, uwięzionej i wygładzonej maskami licznych konwencji wynikających ze społecznych relacji. Różnorodność budzi często lęk i jest przyczyną aktów przemocy. Strach przed obcym może eskalować, a jednym z jego przejawów jest budowanie na fałszywych przekonaniach oraz stosowanie mowy nienawiści. Wątek ten wykorzystuje Daniel Malinowski, pisząc o smoku wawelskim, który w polskiej tradycji jest bohaterem negatywnym. Poznański slamer tworzy opowieść, która jest niejako mową obronną bohatera krakowskiej legendy, kierowaną do napastników. Daniel Malinowski zwraca uwagę na kontrowersyjny wątek obrony tego, kogo uważamy za bestię i pisze, że: nawet łuski smoka nie ochronią przed słowami, podkreślając tym samym wagę krzywdzących opinii na temat innych. Kontrowersyjny wątek o charakterze apologicznym przedstawiła wrocławska slamerka Anke2Hot, która zwróciła uwagę na ludzki wymiar bestii, pisząc o Adolfie Hitlerze. Opisując destrukcyjną postawę wobec świata niemieckiego nazisty, autorka zwróciła uwagę na rolę akceptacji oraz nawiązała do metafory życia jako wojny. Wrocławska slamerka w puencie pisze, że: świat nie jest aby go podbijać, tylko żeby na nim przycupnąć i przeczekać wojnę. W zakończeniu tym uwidacznia się pragnienie umiaru, życia, które ma być wystarczające, a nie przepełnione obfitością niepotrzebnych wypadków i zdarzeń, mogących zaszkodzić drugiemu człowiekowi. Egzystencja ludzi zmęczonych wszędobylskimi bodźcami oraz przytłoczonych sztucznie wytworzonymi potrzebami nowoczesnych wynalazków, nowych relacji, kolejnych przedmiotów usprawniających codzienne życie to równie częsty temat podejmowany przez slamerski i slamerów. Obrazowej metafory używa Franciszek Ogidel, porównując wynalazki współczesności oraz wielkomiejskie życie do palącego się Rzymu, który według historyków: Kasjusza i Swetoniusza był widowiskiem celowo zorganizowanym przez Nerona. Rzymski cesarz, patrząc na pożar niszczący domostwa wielu ludzi, grał na lirze i śpiewał. 8


Wielki Pożar Rzymu zestawiony z warszawskimi wieżowcami budzi przytłaczający nastrój, stanowi formę ostrzeżenia, że każde działanie pozbawione umiaru może prowadzić do klęski. W slamerskich tekstach pojawia się poczucie zagubienia i błądzenia wśród plików cookies, kolejnych danych, które pozycjonują nasze potrzeby w sieci. Pisze o nich Amelia Pudzianowska, zestawiając je ze sferą sacrum, która okazuje się nieszczególnie cenna w porównaniu do ziemskich ofert. Swoiste odwrócenie tradycyjnego modelu może wydawać się sporne, obrazuje ono bowiem świat bez wartości. Pociechę przynosi ostatni wers, w którym autorka pisze o tym, że proste gesty wobec potrzebujących pomocy mogą uratować ludzką duchowość. Slamerki i slamerzy komentujący konsumpcjonistyczne mechanizmy często lokują akcję swoich utworów w miejscach związanych z handlową wymianą dóbr. Nie brakuje często chrematonimów wskazujących na konkretne firmy. U Kaś Gadomskiej pojawia się Ikea, a odnosząc się do poznańskich realiów, autorka opisuje długą podróż do sklepu na peryferiach miasta jako przeżycie wielkiej wagi, a zakupy w Molochu Konsumpcjonizmu zaczynają przypominać koszmar, w którym meble wodzą na pokuszenie każdego nieszczęśnika przekraczającego próg sklepu. Chaotyczna wędrowka po sklepie rodzi skojarzenia z dantejskim scenami przesyconymi obfitością wrażeń i emocji. Autorka zwraca uwagę na charakterystyczne dla skandynawskiego kolosa teksty reklamowe, w których sprzedawca utwierdza konsumenta w tym, że troszczy się o niego, chce jego dobra i bezpieczeństwa, co standardowo zapewnia nadawcy komunikatu sukces, polegający na tym, że ze znanego sklepu skandynawskiego nie sposób wyjść z pustymi rękoma. O kupowaniu bez potrzeby mówią również humorystyczne teksty Wiktora Krajcera, występującego na slamach jako Wiktorek. Twórca jest znany z wyrazistego, eklektycznego wyglądu oraz tego, że jego teksty są melorecytacjami, czego zupełnie nie oddaje zapis tekstowy. Wiktorek podczas slamów używa elementów o charakterze onomatopeicznym, śpiewa i przyjmuje pozy znanych wokalistek np. Britney Spears, Beyonce czy Christiny Aguilery. W Kapciach z loompa Wiktorek pisze o zakupach w sklepie z używaną odzieżą i pokazuje mechanizm kupowania ubrań, które nie są funkcjonalne. Autor daje przykład zbyt małych butów, w których może chodzić przez chwilkę. Sytuacja nie wydaje się szczególnie odrealniona, gdy odbiorca pomyśli o doświadczeniach kupowania ubrań na wyprzedaży, gdzie ze względu na atrakcyjną cenę, konsumenci często podejmują emocjonalne decyzje i snują plany, że schudną/ przytyją, by móc nosić daną rzecz lub, że „rozejdą się” – jak w przypadku butów Wiktorka. Częste zmiany garderoby i wielość przybieranych póz to postawy charakterystyczne dla współczesności, o przebieraniu jako poszukiwaniu tożsamości pisali Zygmunt Bauman czy Zbyszko Melosik, a roli elementów garderoby w poezji kobiecej zostało poświęcone studium Przymiarki do istnienia. Wątki i tematy poezji kobiet XX i XXI w. autorstwa Joanny Grądziel-Wójcik 2. Wątki te pojawiają się również w twórczości slamerek i slamerów. Choć ludzie coraz częściej podkreślają swoją indywidualność, stawiając na osobliwy wygląd i budując swoją atrakcyjność w oczach innych, to za tym anturażem kryje się pustka, określona przez Natalię Żuk mianem bezdomności. Tak rozumiana samotność jest wynikiem osłabionych i chwilowych relacji międzyludzkich, gdzie nikt nie daje sobie szansy na poznanie wrażliwości drugiego, ocenia bowiem wyłącznie powierzchowność, gdy we współczesnych świecie chodzi tylko o dobrą zabawę, szybkie zaspokojenie własnych potrzeb. 9


Dobitne stwierdzenie: Znasz moje imię, ale nie chcesz znać mnie mogłoby stać się schematyczną definicją wielu relacji, które można porównać do usług, a nie trwałych więzi międzyludzkich. Poczucie, że świat jest wybrakowany i owładnięty przez konsumpcjonistyczne realia dominuje w tekstach poznańskiej slamerki o pseudonimie Nadważkość. W tekście *** [Tłumy na drodze – bezludne chodniki] autorka posługuje się kontrastowymi zestawieniami. W mieście pełnym neonów panują duchowe ciemności, a mrożona kawa może poparzyć język. Wyczuwalny nastrój strachu i przemijania potęguje przedstawienie śmierci jako zamarzania czy snu. Nie da się jednoznacznie stwierdzić, czy jest to śmierć fizyczna, czy tylko duchowa. Czy w końcu wraz ze śmiercią kolejnych ludzi umierają również dotychczas wyznawane wartości. Błądzenie po mieście, przybieranie postaci flaneura, który wyrusza w przestrzeń kamienic, galerii handlowych i obskurnych blokowisk, by szukać obrazów relacji międzyludzkich to chyba jedna z ulubionych perspektyw slamerskich, będących zapisem tego, co dzieje się w najbliższym otoczeniu twórczyń i twórców. Mijane mieszkania, te zamieszkałe, jak i opuszczone, stają się metaforą codzienności. Raban pisze o pustostanie jako swoim stanie emocjonalnym, wynikającym z braku relacji z ojcem, o którym pisze: przychodzisz jak wtedy w dzień dziecka i wychodzisz jak zawszea ja nie złoszczę się już na pustą przestrzeń. Pojawiający się dalej symbol: brudne buty oraz opis rutynowej czynności sprzątania ma wymiar duchowy. Zadbanie o metaforyczny pustostan emocjonalny i próba ponownego zaludnienia takiego miejsca to wymagający i długotrwały proces. Wizję mieszkania jako przestrzeni niejednoznacznej przedstawia Mikołaj Wysocki w tekście Urocza kawalerka. Cechą charakterystyczną twórczości bydgoskiego slamera jest tworzenie krótkich i przewrotnych opowiadań, które budzą skojarzenia z działalnością literacką Brunona Schulza. Wysocki w fantastycznym opowiadaniu opisuje dosyć osobliwe mieszkanie, kawalerkę utworzoną we wnęce, ‘ranie’ przełyku tygrysa. W przepełnionym naturalizmem opowiadaniu slamer pisze o kolejnych meblach, konstrukcjach powstałych z organicznych resztek przeżuwanych przez dzikie zwierzę. Zręczne operowanie komizmem słownym i sytuacyjnym prowadzi do refleksyjnego zakończenia. Bohater opowiadania, być może alter ego autora, zostaje ponownie przeżuty i połknięty. Metodyczny, pozbawiony emocji opis czynności wykonywanych przez tygrysa: przeżuł, przemielił na kłach, połknął i wrzucił do kwaśnego gara, strawił i wydalił obrazuje, jak mały wobec działania sił wyższych jest człowiek. Nawet wówczas, gdy w najgorszych warunkach urządzi sobie wystarczającą przestrzeń życiową i osiągnie satysfakcję, może zostać wystawiony na działanie losu czy bóstwa (w zależności od wyznawanych przekonań), które wykorzystując własną siłę, zniweczy człowiecze czyny. 10


Budynek mieszkalny jako metafora ludzkiego życia to żywa tkanka, która wyzwala w lokatorach określone emocje i skłania ich do pewnych zachowań. O nastrojach mieszkań pisze Patrycja Oryl, pokazując jak kolejne, wynajmowane przez nią przestrzenie splatają się z rytmem jej życia, ale też stają się formalnym budulcem autobiografii autorki. Miejsce zamieszkania we współczesnym świecie przestaje być stałym domem, w którym przeżywa się całe życie. Ludzie z różnych przyczyn są zmuszeni do częstych przeprowadzek, nie mogą „zapuścić korzeni”, a brak przywiązania do kolejnych miejsc i chwilowość pobytów, wpływa na rozchwianie własnej tożsamości. Podobne refleksje można znaleźć w twórczości wspominanej już Natalii Żuk czy bydgoskiego slamera o pseudonimie Kronos. W swoich minimalistycznych formach, opartych na niedomówieniach, pisze on o zapominaniu własnego człowieczeństwa. Celem takiego procesu jest ukrycie się w bezpiecznym świecie niewiedzy, która nie skłania do poszukiwania sensu w codzienności pozbawionej stałych i przejrzystych zasad. Kronos wyjawia: Zapomniałem kim jestem i nie chcę wiedzieć kim będę, czym pokazuje, że status niepewności dziejowej nie dotyczy tylko tego, co wydarza się teraz, ale że przez niestałość świata trudno planować własną przyszłość. Bydgoski slamer nie stroni od wątków związanych z przemijaniem i końcem czasu. W tekście Rżeć nawiązuje do motywu oczekiwania na proroka, zbawcę, którego przyjście wyzwoli cywilizację z dotychczasowych ograniczeń. W ostatnim wersie Kronos pisze: gdzieś to już słyszałem, tym samym wskazuje, że nie wierzy w możliwość wypełnienia misji polegającej na ocaleniu świata. Z tematem przemijania łączy się też lęk przed śmiercią oraz przepracowywanie żałoby. Są one głównym tematem tekstu Straszy Smutnego Tuńczyka. Slamer, pokazując różne oblicza śmierci, poddaje w wątpliwość niektóre z nich. Polemizuje z umieraniem w imię wyższych zasad i męczeństwem. W drugiej części utworu przechodzi do własnych doświadczeń obcowania z pustką pozostawioną przez tego, który odszedł. Obraz zmarłej istoty zaciera się w pamięci, a to, co pozostaje ma wymiar zmysłowy: zapachy, kolory, faktura materii. Przewrotna wydaje się być myśl zawarta w ostatnich wersach utworu. Choć nie pamięta się tego, którego dotknęła śmierć w znaczeniu fizycznym, to nie umiera on w wymiarze duchowym, a świadectwo jego obecności zostaje, nawet wówczas, gdy wyraża go jedynie pustka lub uobecnia się w czymś tak nienamacalnym jak dźwięki muzyki. Ciekawe pole interpretacyjne stwarza sam tytuł – Straszy, co może wskazywać, że poznański slamer zdaje sobie sprawę, że nie da się oswoić czy zaakceptować czegoś tak krańcowego jak śmierć drugiego człowieka. Strach przed odejściem bliskiej osoby pojawia się również w utworach slamera występującego pod pseudonimem Kątempluje. W Zabrać mierzy się autor z obawą wynikającą z przedwczesnej utraty swojej partnerki, poszukuje też kulturowego konstruktu tego, co z ludźmi dzieje się po śmierci celem oswojenia traumatycznego zdarzenia. Konstruuje figurę Pana Buczka, którego można utożsamić z Bogiem chrześcijańskim. 11


Wskazuje też banalność śmierci: życia utraconego wskutek wypadków samochodowych. Podobne wątki slamer porusza w utworze Martwi Ludzie. Wyraża on ogromną niepewność wobec tego, co z istotą ludzką dzieje się po śmierci. W swoich refleksjach autor rozważa kwestie związane z kultem zmarłych. Jego przejawy można znaleźć w przekazach medialnych czy w kalendariach informujących o wydarzeniach, które przyczyniły się do zagłady wielu istnień. Autor pisze o tym, że jesteśmy zewsząd otoczeni przez śmierć i nie możemy się wyzwolić, ponieważ codziennie używamy przedmiotów wytworzonych rękami tych, którzy już być może odeszli. Kątempluje odwraca również starożytną maksymę non omnis moriar, licząc, że po śmierci zostanie zapomniany i tym samym uchroni siebie przed oceną przyszłych pokoleń, na którą nie będzie miał wpływu. Podobnie jak Smutny Tuńczyk, slamer zastanawia się, co spotka go po śmierci. Kątempluje pisze: Jeśli nie ma nic na górze lub na dole i poddaje tym samym w wątpliwość istnienie życia po śmierci, natomiast Smutny Tuńczyk używa wyrażenia z zaimkiem nieokreślonym gdziekolwiek jesteś. Wypowiedzi obu wskazują na niepewność, a brak jednoznacznej odpowiedzi potęguje wyrażone przez twórców poczucie obaw związanych ze śmiercią. Nie byłoby slamu bez emocjonalnej huśtawki i wypowiedzi, które wzajemnie się wykluczają, bo chociaż przeciwieństwem lęku przed śmiercią jest afirmacja życia, to obie postawy leżą u podstaw człowieczeństwa. To, co łączy oba zagadnienia, to pragnienie pojednania człowieka i natury, o których pisze Franciszek Ogidel w tekście Pan. Motywy te pojawiają się też w gawędach Magdaleny Walusiak. Wspomnienia z osiedla, na którym posadzono przed laty jaśminy i bzy czy apostrofa do rzeki w tekście Wybrzeże Helskie pozwalają dostrzec, że wypowiedzi slamerek i slamerów mówią o zdegenerowanym świecie, pełnym negatywnych doświadczeń, ale wychwalają też piękno przyrody, która pozwala na ukojenie człowieka zmęczonego cywilizacją. Pojawiają się na turniejach slamerskich utwory pełne optymizmu i wiary w szlachetność naszych czasów. Refleksje dotyczące miłości do świata i przyrody podejmuje częstokroć Jan Weźsięutop, w jednym z tekstów prezentowanych w tej antologii przeczytamy krótką, niezwykle aforystyczną frazę jest to, co kochamy. Co kochają slamerki i slamerzy? Z pewnością nie to, o czym w znacznej większości piszą, ale raczej sam proces tworzenia i obnażania mechanizmów współczesnego świata. Twórczość slamerska jest często pozbawiona przyciągających uwagę metafor poetyckich i klasycznych rozwiązań stylistycznych, a to, co czyni ją interesującą, wynika z warstwy semantycznej. To tematy i ich językowe, kulturowe czy społeczne konteksty stają się największą wartością prezentowanych utworów. Godne uwagi jest to, jak w siatce indywidualnych, pozornie niełączących się tekstów, stworzonych przez osoby posiadające różne doświadczenia i reprezentujące odmienne poglądy, można odkryć pewną wspólnotę myśli czy odczuć związanych z funkcjonowaniem w świecie. Co ważniejsze, konfiguracja opisanych odniesień może ewoluować. Ciągle aktualizowana i modyfikowana przez twórców, nabiera niemal po każdym slamerskim wydarzeniu nowego kształtu, pełniąc funkcję czegoś, co sytuuje się pomiędzy barometrem a papierkiem lakmusowym rzeczywistości. 12


Jedna ze slamerek, której tekst można znaleźć w niniejszej antologii napisała, że tworzyć to: pozwolić poezji jak kotu pójść własną drogą. To samo należałoby powiedzieć o interpretacji, ponieważ tworzyć to też wystawiać się na nieskończone negocjowanie treści własnych utworów z odbiorcami, być otwartym na wszelkie ciosy i fale zachwytów. Niech ta antologia będzie zaproszeniem do kolejnych odczytań zebranych tekstów oraz zachętą do tworzenia, gdyż jak wiadomo, kota nie da się oswoić, ale można mu służyć. * * * Niniejsza antologia jest pierwszą publikcją Fundacji KulturAkcja, w której przeczytać można teksty slamerek i slamerów występujących na turniejach slamerskich w całej Polsce, a nie jak dotychczas tylko na poznańskiej scenie. Chęć opublikowania swoich utworów w zbiorze wyraziło 25 autorek i autorów, występujących często pod pseudonimami. Slamerskie imiona mają różnorodny charakter. Czasem ich przybranie determinują względy praktyczne np. chęć do zachowania anonimowości, innym razem pseudonimy mają charakter artystyczny: łączą się z poruszanymi w tekstach zagadnieniami i wpływają na kreowanie scenicznej postaci, często alter ego autora. Kwestie onomastyczne, choć niewątpliwie ciekawe, nie będą tutaj szczegółowo omawiane, gdyż stanowią materiał innej publikacji, nad którą aktualnie pracuje autorka. Z punktu widzenia tej edycji, sprawa pseudonimów jest jednak istotna, gdyż pojawiają się one w spisie treści obok imion i nazwisk, co mogłoby zostać odebrane jako uszczerbek edytorski. Imiona, nazwiska i pseudonimy zostały uszeregowane w kolejności alfabetycznej w jednym spisie treści, zachowując zasadę, że pod uwagę w ustalaniu kolejności brana jest pierwsza litera pseudonimu lub pierwsza litera nazwiska. Na antologię składają się 64 teksty opublikowane w kształcie zaaprobowanym przez autorki i autorów. Wśród nich przeważają teksty niekonwencjonalne pod względem zastosowanej interpunkcji lub w ogóle pozbawione znaków przestankowych. Szanując stan pierwotny tekstów i wykorzystanie znaków interpunkcyjnych czy podziałów wersyfikacyjnych, jako autorskich „partytur”, dokonano tylko niezbędnych korekt błędów: interpunkcyjnych, klawiaturowych, ortograficznych (we fragmentach pisanych w języku angielskim) oraz fleksyjnych. Zapis niektórych nazw własnych sprzeczny z polską normą ortograficzną pozostawiamy, po konsultacji z autorkami jako wyraz ich intencji twórczych. W niezmienionej formie pojawiają się w tekstach wyrazy potoczne i błędy językowe innej kategorii, jeśli slamerka lub slamer wskazali, że uznają celowość ich użycia. Przypisy Rozbudowany rozdział dotyczący definiowania slamu przedstawił sam Slam Papi w książce Take the Mic.... Pojawia się tam twierdzenie, że slam is not just text on a page. M. K. Smith, J. Kraynak, Take the Mic: The Art of Performance 1 Poetry, Slam, and the Spoken Word, Illinois 2009, s. 5-7. Zob. J. Grądziel-Wójcik, Przymiarki do istnienia. Wątki i tematy poezji kobiet XX i XXI w., Poznań 2017, Z. Melosik, 2Tożsamość, ciało i władza w kulturze instant, Kraków 2010, Z. Bauman, Płynna nowoczesność, Kraków 1999.


ADELA 2020

2020 rok to moje pierwsze siwe włosy. To zmiana osiedla, koloru ścian i pracy na taką, w której w końcu płacą mi za , co umiem robić. 2020 to szereg aktów samopoświęcenia: ja dla ciebie, ty dla mnie, my dla świata. Stwierdzenie

to

„to nie są zawody” wypowiedziane w głowie sto razy w ciągu dnia i milczenie pełne gniewu, przeobrażające się po . 2020 to bycie porzucaną i porzucanie, i żółć, i zieleń, i czerwień pelargonii.

czasie w zwykłe milczenie pełne niczego

,

W tym roku więcej list na zakupy niż poezji w notatkach

,

podglądactwo

.

,

padlinożerstwo

zbieractwo

Tęsknienie

,

, niekończenie książek, odbijanie się od ścian. 2020 to bycie kobietą w polskim cyrku i malowanie

zaczynanie książek

ust na kolor wypierdalaj

, i chociaż pod maseczką nikt nie widzi, to nie pierwszy raz słyszę, że robię wszystko tylko

. 2020 to przeżywanie żałoby po resztkach nadziei na chęć zostania w tym kraju, ale użycie tu słowa żałoba

dla siebie

. 2020 to kompulsywne czytanie Twittera i chuj wie, ile od tego przerw na

to nieeleganckie upiększanie rzeczywistości

.

W

fajkę

2020

jestem o

50% /

codziennie i drunk drivers

i soboty

.

,

bo palimy wszystko na pół

zdrowsza

killer whales

.

,

Spanie nago po jedenaście godzin dziennie

,

,

wtorki i środy

Ten rok to poniedziałki

,

takie same jak czwartki

piątki

, i odkrycie, że w szczęśliwych związkach ludzie nic, tylko tyją. Rok 2020 to banie się o babcie i wyklinanie ,

w internecie na klaunów

.

To więcej słuchania i mniej

mówiących o włączaniu myślenia i zdejmowaniu kagańca

, to robienie rankingu ciekawostek:

mówienia

1. Mieszkańców Phoenix ludzie nazywają Fenicjanami. 2. Możliwości rozegrania partii szachowych jest więcej niż atomów we Wszechświecie. 3.

,

W Chinach odbywają się mistrzostwa w obieraniu mandarynek

a w Finlandii zawody w rzucaniu telefonem

.

komórkowym

4.

Lądowania ufo zdarzają się najczęściej na północy Stanów Zjednoczonych

5.

Trybiki

w

wielkiej

machinie

,

przemysłowego

globalnego

,

kapitalizmu

. patrząc

,

gwiazdy

w

zastanawiają

się

, po co to wszystko.

głównie

6. Osobiste końce świata nijak się mają do tego prawdziwego.

,

Chodź

zjemy

,

śniadanie

zjemy

,

obiad

zjemy

kolację

.

Pójdziemy

, zapalimy papieroska na pół, wyjedziemy z polski.

pójdziemy do łóżka

14

do

,

warzywniaka

pójdziemy

pod

,

prysznic


ADELA bułki itd.

Liczba spisywanych słów przez wiele miesięcy jest żałośnie mała w porównaniu do tego, co człowiek wypowiada

tylko jednego wieczora. Każdy tekst zaczyna się od notatki: orzechy, sok z żurawiny na zapalenie pęcherza, brudne

emaliowane garnki. Robotnicy stawiający metalowe rusztowania za oknem brudniejszym od garnków, miękka,

jasna wykładzina, ludzie ubrani w United Colors of Benneton i jeszcze jakieś inne gówno. Patrzenie polega na

wykluczaniu. Pisanie polega na narcystycznym gapieniu się na swoje wnętrzności i ograniczaniu myśli zdaniami.

Zdrowie psychiczne to radzenie sobie z rzeczywistością na jej własnych zasadach. Rozumienie świata polega na

oglądaniu go z perspektywy pozaemocjonalnej. Nie mam nic wspólnego z rozumieniem świata. Nie potrafię pisać

wierszy, ale za to nie potrafię też wymienić składu chemicznego ropy naftowej, to nic takiego. Kadruję rzeczywistość,

bo mogę i bo nie mam wyjścia. Liczba spisywanych przeze mnie słów jest odwrotnie proporcjonalna do ilości czasu,

jaki

spędzam

w

domu.

Mówiąc

inaczej

– nagrywam ciszę na dyktafon i zabieram albo nie zabieram się za

transkrypcję. Nie uczestniczę w zajęciach, bo wiem jak kończą się te wszystkie filmy i książki, a jeśli nie wiem, to nie

chcę wiedzieć. Żuję gumę i nie mam nic do powiedzenia. Repertuar moich dni to „wybacz mi” lub „wybaczam ci”,

kochanie kup bułki, pomidory itd. Pytanie o nasze przetrwanie nie zaczyna się od „czy”, tylko „jak” to zrobić,

a pomyślałam o tym pierwszy, raz gdy jadłam kiedyś bułkę z masłem i solą naprzeciwko twojej buzi, przez co omal

nie uwierzyłam w istnienie Boga, ale niestety nic z tych rzeczy. Racjonalna część mojej osobowości puka się w czoło

i mówi tej drugiej, że chyba ta nie ma za grosz wstydu, jeśli próbuje oddać to, co wtedy widziała. Na szczęście nie

chce mi się nawet o tym pisać, bo słowa nie oddadzą dotykalności dłoni, łapania chwil na zgodę i rzucania palenia

z miłości. I chociaż nie ma tu żadnego klucza – można szukać.

15


ADELA es

Każdy rozczarowuje się światem na własny sposób. Jedni zakładają rodziny – rodzą lub płodzą dzieci – poddając się

(z przyjemnością lub bez, świadomie lub nie) instynktowi przetrwania, którym jako homo sapiens zostaliśmy

obdarowani przez naturę. Drudzy żyją życiem wilków stepowych, wierząc w to, że są niezdolni do tworzenia relacji

z innymi ludźmi, nie chcąc ich tworzyć albo będąc jednostkami, z którymi nikt z jakichś przyczyn nie chce mieć nic do

czynienia. Trzeci robią kariery naukowe, czwarci szukają Boga w książkach lub marmurowych posadzkach, piąci

biorą narkotyki, dziewiąci się nudzą, jedenaści uczą się grać na instrumentach dętych drewnianych, a szesnastym

jest Elon Musk, który chce wysłać ludzi na Marsa. Ci trzeci to też ci drudzy, drudzy to czwarci, pierwsi – dziewiąci, itd.

Jeśli punkt A to miejsce narodzin człowieka, a B to jego śmierć – linią prostą od A do B jest rozczarowanie. Jeśli się

nad tym w ogóle zastanawiać, oczywiście. Popularna i nośna jest – oczywiście nietrafiona zupełnie myśl – że ludzie,

którzy są „mniej inteligentni”, są w życiu szczęśliwsi od tych, którzy są „bardziej” (wygłaszana oczywiście przez

uważających

się

za

drugich).

Większe

oczekiwania

to

większe

rozczarowanie

i

chociaż

jest

coś

podejrzanego

w sygnowaniu ogólnoludzkich potrzeb jednym równaniem, uogólniam je na potrzeby swojej tezy. Prawda jest taka,

że jako ludzie – i dalej, ludzie jako jednostki – mają niewielki wpływ na cokolwiek. Druga prawda jest taka, że ludzie

– i dalej, ludzie jako jednostki – mogą mieć wpływ na cokolwiek, ale wpływ ten zależy od czynników, na które

zazwyczaj wpływu nie mają. Mając na myśli „cokolwiek”, myślę dosłownie o czymkolwiek – o każdej ludzkiej

karierze, wszystkich akcjach na giełdach, moim wyglądzie, zmianach klimatycznych, cenie chleba, nazewnictwie ulic

we Lwowie, zdrowiu wszystkich babć świata, liczbie dziennie zabijanych na świecie zwierząt, o swoim codziennym

potykaniu się przy wchodzeniu po schodach i zapominaniu kluczy od mieszkania. Za parę miliardów lat Słońce

wchłonie całą Ziemię, stając się czerwonym gigantem. To fakt. Żaden człowiek tego nie dożyje i żadne inne zwierzę

tego nie zobaczy. Wszystko, o co kiedykolwiek walczyliśmy, z czym się nie zgadzaliśmy, co kochaliśmy i z czego

byliśmy dumni – zniknie. Więc ja nie walczę, nie, nie zgadzam się z niczym i tylko kocham jego jasność oczu i wokół

nich kurze łapki, wymiany kubków smakowych i spojrzeń na nowe, otwieranie samochodowej maski i to, co się stało

na środku niemieckiej autostrady.

16


TEODOR AJDER Zaffer*

Próbuję sobie uporządkować kolor twoich oczu.

Pamiętam je, i pamiętam ruchliwe ramy rzęs i blond – prawie białe – włosy.

Zapaliły się modry w moim umyśle i święcą, i grzeją

Blu Barcelońskim Miro. Szafir? Raz, Dwa i Trzy.

Słyszę jakiś ruch na niebie, wtedy kiedy kompost napowietrzam.

Wiem, że tam lecą żurawie, biją skrzydłami, cudzoziemczeją.

Dobrze im na lazurowej wysokości, nawet jeżeli jest tam zimniej.

Jeden odstaje, drugi podlatuje i mu żywotnie

przekazuje trochę swej siły. Najsłabszy bystrzeje.

Cieszę się, że nie wiem jak wyłączyć niebieski neon w środku myśli. Włamywaczki

nie dają rady, spadają jako jednorazowe, zafferowe rękawiczki:

– Patrz, istniejemy. Dotykaliśmy jej ciała. – twierdzą.

Słyszę je raz, drugi, trzeci, na ścieżce, obok sklepu. Przypadki?

Podnoszę więc siedemnastą. Czy będą jeszcze ażurowe zagadki?

Wsadzam znaleziony przedmiot do kieszeni i wracam do domu.

Biorę nożyczki manikiurowe i przed lustrem, w łazience wycinam z zafferowej rękawiczki

dwie prawie idealne kulki wielkości soczewek. Wstawiam je sobie uważnie na oczy.

Mam to! Mam błękit twoich oczu! Nawet jeżeli chwilowo przestałem widzieć.

*Używany przez alchemików ciemnoniebieski pigment uzyskiwany z rudy kobaltu

17


TEODOR AJDER Dziewczyna w białych sportowych butach

Kolonia artystyczna, spora grupa.

Spałem w namiocie, jak wszyscy.

Było dosyć zimno. Mam chrypę.

Idę sprawdzić, co się dzieje na dziedzińcu.

Miał być performance.

Wchodzę i zamieram.

Po wodzie niedużego basenu

biega dziewczyna w białej sukience

i w białych sportowych butach.

Tylko w tych białych sportowych butach .

Trzyma się jakimś cudem na wodzie.

Nie idzie na dno.

Biega, ale tak jakby tańczyła.

Jest to taniec jakby waleczny,

rodzaj capoeiry jakby, na wodzie.

Jakby walczyła z niewidzialnym przeciwnikiem.

Kilkadziesiąt osób na widowni.

Nagle dziewczyna się zatrzymuje.

Dosłownie na sekundę.

Widzowie w napięciu. Widzą dobrze, jak

przez chwilę stopy dziewczyny

zaczynają zanurzać się w wodzie.

Ale to tylko sekunda, dłuższa sekunda.

Dziewczyna znów angażuje się w bieg,

w tę swoją walkę, w latanie.

Śmiga jeszcze z minutę

po spokojnej wodzie basenu.

Wychodzi w końcu na brzeg.

Jest zmęczona. Oddycha głęboko.

Jej sukienka jest sucha. Widzowie klaszczą.

18


A ona do nas mówi -

Ubranie i buty nie są niezbędne,

dla tańczących na powierzchni.

Więc, jeżeli spotkam w morzu

rekina - ludożercę, albo jakieś

inne dyktatorskie paskudztwo,

już mnie nie złapie i nie pożre.

Bo już wiem, że można po wodzie biegać,

a nawet latać. Widziałem to na własne oczy.

Pokazała nam to dziewczyna w białej

sukience i w białych sportowych butach.

Zacznę ruszać, jeżeli co, szybko nogami, tak jakbym biegał,

i wyfrunę na powierzchnię.

Bo już wiem, że walczyć spróbuję,

nawet jeżeli będę po szyję w wodzie.

Rekin już nigdy nie spróbuje mej krwi.

19


TEODOR AJDER Klemp i Rakete

To żaden medal. To tylko wiersz. O dwóch bohaterkach naszych czasów.

Nieprawidłowy, bo wiesz, google.doc nie lubi feminatywów w polskim.

Karola Rakete i Pia Klemp.

Ich miejsce to ocean, jak same mówią.

Rakete opiekowała się Sea Watch Trzy,

a Klemp Juventą Dziewięć dowodziła.

To floty ratunkowej statki były,

a te dziewczyny to kapitanki.

Przechodzą one teraz przez polityczne procesy pokazowe.

Ich winą jest, że są z solidarnością

międzyludzką sprzymierzone.

Gdyby zostały skazane,

Klemp i Rakete groziłoby od piętnastu do dwudziestu lat więzienia.

Bohaterkami, bo nie zgadzają się na to,

żeby solidarność z potrzebującymi

stała się przestępstwem w Europie.

Aresztowane, bo niby nielegalne dokowanie

swoich okrętów we włoskich portach,

po tym jak Unia zakazała akcji ratunkowych uchodźców na morzu.

Urodziły się w Niemczech. Studiowały w Szkołach Morskich.

Były oficerkami nawigacyjnymi w wyprawach naukowych

na Arktyce i na Antarktydzie,

pracowały w rezerwatach przyrody na półwyspie Kamczatka,

na ultra-luksusowych liniach wycieczkowych z siedzibą w Monako.

20


I w załogach statków Greenpeace. Piszą książki i

mają nawet tatuaże na ciałach, tak jak ty, tak jak ona.

Uratowały tysiące uchodźców w basenie Morza Śródziemnego u wybrzeży Libii.

Jeżeli w tych grupach były dzieci, osoby przeziębione lub kobiety

w ciąży raczej mogły liczyć na zezwolenie zejścia z pokładu

w Europie. Ale nie zawsze to działało.

Klemp trzymała przez kilka dni w lodówce Juwenty

na przykład ciało zmarłego dwuletniego azylanta.

Dopóki można było mu uratować

życie w jakimś szpitalu na lądzie,

nie chcieli go przyjąć.

A kiedy już było za późno, nie było zgody na pochowanie jego zwłok w europejskiej ziemi.

Jego matka siedziała, a może leżała obok lodówki.

Może płakała. A może i nie.

Salvini, włoski minister rasista, minister rasista, rasista minister,

oskarżał Rakete o próbę zatopienia włoskiej łodzi patrolowej,

która próbowała przechwycić jej statek i zderzyła się z nim.

Powiedział też, że pomoc uchodźcom to „agresja wojenna”.

Po czym Rada miasta Paryża ogłosiła,

że za ratowanie uchodźców na morzu

należy się Klemp i Rakete medal Grand Vermeil najwyższa nagroda miasta,

obie odmówiły wyróżnienia, określając decyzję władz jako obłudną.

Dają medale, ponieważ załogi kapitanek zaangażowane były w pilnych sprawach,

podczas gdy paryska policja kradnie koce od zmuszonych do życia na ulicach ludzi,

podczas gdy tłumi protesty,

podczas gdy kryminalizuje osoby broniące praw migrantów

i osoby ubiegające się o azyl.

Kapitanki Klemp i Rakete, gdziekolwiek będą nawigowały,

ich statki trzymać się będą na falach stabilnie i śmiało

I będą ratowały ludzi, nas ludzi.

21


ANKE2HOT Apologia Hitlera

Biedny Adolf

Mama nie kocha Adolfa

Tata nie kocha Adolfa

Adolf nie kocha Adolfa ale kocha Adolfa

Adolf jeszcze wszystkim pokaże

zwłaszcza temu śmieciowi Adolfowi

i jeszcze wszyscy będą żałować

że nie kochali go gdy były okazje

Do osiągania celów wystarczą narzędzia

a ludzie to przecież trochę jak

duże i sprawne maszyny

z różnymi przebiegami

ale we wszystkich drzemie

ten sam

Rudolf Diesel

Dolać oliwy do ognia

Dać diabłu ogarek

a przewlekle choremu – na Boga! – nie podawać

trucizny

chociaż producent pervitinu woła:

Remedium!

Panaceum!

Koteria

Grono klakierów

być z nimi to jak być samemu

22


Nikt nie powiedział oraz w żadnej

z tysięcy książek nie napisali że

Świat nie jest aby go podbijać

tylko żeby na nim przycupnąć

I przeczekać wojnę

23


BRUGMANSYA Ciałonormalność

Po erze modelek chudych jak przecinek

Przyszedł czas na prawdziwe kobiety, co mają krągłości

Proponuję, by po tym wszystkim ustanowić

Erę c i a ł o n o r m a l n o ś c i

Ciałonormalność

Ciało to nasze narzędzie

Ciało zostawcie w spokoju

Ciało swoje miejcie

Z ciała swego korzystajcie

Czy słyszycie płacz dwunastoletnich dziewczynek

Że ich czterdzieści kilogramów to za dużo?

Że nie mają przerwy między udami

I nie mieszczą się już w rozmiar z działu dziecięcego?

Nie słyszycie

Zagłuszacie go

Powtarzając coś o promocji otyłości

Przytyj dziesięć kilo – drugie dziesięć gratis

Może tak to ma działać.

Chyba że mieliście na myśli kupony do McDonalda

Bo ta otyła pani z Instagrama

Nie ma na sobie żadnej metki z ceną

Nie oferuje nikomu swojej drugiej fałdki od dołu

Ona po prostu jest.

24


Trzynaście procent dziewcząt przed dwudziestym rokiem życia

Doświadcza zaburzeń odżywiania

Z winy każdego, kto pierwszy rzuca słownym kamieniem

"Wieloryb", "kluseczka"

- albo: "deska", "wieszak"

kobieta musi mieć na czym usiąść

tylko wysportowane wyglądają dobrze nago

powinnaś zadbać o skórę

zacznij w końcu ćwiczyć ten tyłek

powinnaś, musisz, ja uważam

to tylko moje zdanie

tylko martwię się o twoje zdrowie.

Siedzisz w pokoju i zastanawiasz się

Kiedy w końcu się zaczniesz

Bo przecież mężczyzna zaczyna się od metra osiemdziesiąt

A ty wciąż nie sięgasz do górnej półki w sklepie

Wyszukujesz w internecie

"Czy dwanaście centymetrów we wzwodzie to normalne?"

W drugiej karcie otwarty sklep z suplementami

W trzeciej z odżywkami białkowymi dla sportowców

Potem dziesiąty raz napniesz bicepsy przed lustrem

I znów pomyślisz, kiedy zaczniesz być prawdziwym mężczyzną.

Gdyby tylko ktoś powiedział ci

że nie potrzebujesz jeść więcej białka

nie potrzebujesz brać tabletek na erekcję

Tylko żeby ktoś wziął cię w ramiona

I powiedział, że jesteś wystarczający.

Twoje oko rozróżnia dziesięć milionów kolorów

I jako jedyne w świecie zwierząt roni łzy ze smutku

Ciało okresowo złuszcza naskórek

Ciało wytwarza mocznik w cyklu ornitynowym

25


Ciało jest domem dla

30 bilionów bakterii , śluzy, gazy.

Ciało produkuje płyny

Ciało nie jest piękne w taki sposób

W jaki piękny jest obraz Moneta na ścianie

Albo filiżanka z chińskiej porcelany

Nikt przecież nie siedzi bez ruchu na półeczce

Nie do tego zostaliśmy powołani

Język każdego człowieka ma unikalny odcisk

Tak samo jak jego palec

Krwinka czerwona żyje sto dwadzieścia dni

Ciało to nasze narzędzie

Ciało zostawcie w spokoju

Ciało swoje miejcie

Z ciała swego korzystajcie

26


BRUGMANSYA Postanowiłam

Postanowiłam, że zostanę poetką

I właśnie w tej chwili przestałam nią być.

Postanowiłam, że zostanę poetką

Czytałam codziennie teksty innych poetów

Zakupiłam dziesięć nowych tomików wierszy

Chodziłam na slamy, wieczory autorskie, spotkania poetyckie

A potem siadałam nad pustą kartką

I tak sobie siedziałam przez kolejne trzy godziny

Osiem papierosów wypalonych

W klimatycznym półmroku, przy świeczkach o zapachu róży

A kartka nadal lśni bielą jak wyprana w Perwollu

Gdy w końcu piszę na niej dwa słowa

Od razu je skreślam, z kartki składam samolocik

I niech leci na podwórko sąsiada, który ciągle rzuca mi pety na mój balkon

Pierdolę, idę spać.

Postanowiłam, że zostanę poetką

I mocno trzymałam się tego postanowienia

Ale z czasem coraz mniej było we mnie poezji

Gdy już raz na pół roku napisałam jakiś wiersz, rodził się on w bólach

Przedłużałam go na siłę, bo taki krótki przecież nie poruszy nikogo, ludzie szybko o nim zapomną

A potem jednak skracałam o połowę, bo przy takim długim wszyscy stracą skupienie

Ta metafora jest zbyt metaforyczna

Po co ona, nikt i tak tego nie zrozumie

Ale teraz znowu jest jakiś zbyt oczywisty

I pomyślą, że wcale nie mam głębszych przemyśleń

Już nie chcę tego wiersza; I don’t like this game.

Może za kolejne pół roku wrócę go poprawić.

27


Minął rok, a kartka nadal tak samo pusta

Więc postanowiłam, że już nie będę poetką

Przestałam chodzić na slamy i spotkania

Zgromadzone tomiki wierszy wymieniłam na grupie facebookowej za kilo jabłek i proszek do prania

Zapomniałam o tym wszystkim, bo po co to komu

Poezja i tak jest zawsze bzdurą

Lepiej zjeść sobie kebaba z czosnkowym.

Postanowiłam że już nie będę poetką

I wtedy teksty zaczęły pisać się same

Zapełniać zeszyty, serwetki, notatki w telefonie, ścianę windy w bloku

Nie pytajcie, skąd się brały; ja tylko trzymałam ołówek

Słowa śniły mi się, kołowały w głowie

Błagały cały czas o przelanie ich na papier

I nagle znowu byłam poetką

Wystarczyło tylko pozwolić poezji we mnie

Jak kotu, pójść jej własną drogą.

Poezji nie produkuje się w fabryce w Bangladeszu

Poezji nie prowadzi się na smyczy jak psa

Poezja nie musi spełniać norm Unii Europejskiej

Poezja może tylko – być albo nie być

A poetą jest się od narodzin do śmierci

Od włosów pod pachami po wyrostek robaczkowy

Poetą jest się głęboko w genomie

W każdej komórce swojego ciała.

28


BRUGMANSYA Szukając

Ocieram się o prawdę

od dwudziestu paru lat

myślę, że znałam ją wcześniej

zapomniałam

zastąpiono mi ją w głowie wzorem na deltę

przepisem na bigos i przepisami ruchu drogowego

zasadą prawej ręki i zasadowym pH mydeł

szablonami do odrysowania swej przyszłości

poczuciem przynależności do armii żołnierzyków-zabawek

wolą walki w odwiecznej plastikowej wojnie

krzyki, ciągle krzyki

przestań krzyczeć

ja próbuję słuchać

jaki kolor ma dzisiaj powietrze

Ocieram się o prawdę

wyciągam ręce próbuję złapać zastawiam siatki

ale łapią się tylko książki na złotych skrzydełkach

neonowe książki wywołujące oczopląs

wiążące połączenia nerwowe na krzywe kokardki

przestawiające drogowskazy każda w inną stronę

aż ostatecznie wszyscy zaczynamy chodzić w kółko.

Ocieram się o prawdę

łaszę się łaszę o łaskę proszę

by mnie tym razem nie musnęła tylko palcem

ale wzięła w objęcia

nie boję się

nie boję się, że jej ramiona będą twarde

widziałam je

29


widziałam kształt lżejszy od powietrza

w koronach brzóz na wiosnę

i zapachu kwiatów czeremchy.

pomiędzy wierszami starożytnych zaklęć

i w chłodzie brudnej morskiej wody.

Ocieram się o prawdę

kątem oka widzę jak śpiewa

i słyszę gdzieś ze wschodu jej kolor

pomiędzy klockami z betonu; są tak zabawne

gdy tylko pomyślę o nich od innej strony

są takie piękne

gdy patrzę bez myśli i bez oczekiwań

Ocieram się o prawdę

czasem zbliżają mnie bardziej

okrągłe tabletki, zielony dym i kieliszek absyntu

rytm tworzony przez ustawiczne pikanie

aparatury medycznej, co ogłasza

czy to już stan śmierci klinicznej

a może to tylko odbicie w krzywym zwierciadle

hologram, którego nie mogę przytulić

doskonała iluzja

tworząca tylko coraz więcej pytań

a przecież miała odpowiedzieć

zbliżam się do prawdy

ale tak boję się myśli

że naprawdę zbliży mnie

tylko zatrzymanie akcji serca.

30


DAMIANEK tulituli

Przytulanie misiów pysiów głaskanie szczeniaków

Rozmruczenie z rozgłaskania małych kotków

Miękki pluszak leniwieńki tuż obok poduszki

Wieczór, ranek, herbatka i kocyk cieplutki

Ptysie i pluszaki przytul, przytul, przytul

Misie kicie pysie miziaj kiziaj miziaj

Pieski i zwierzątka tuli tuli tulaj

Indor woła do nas gul gul gul gul

Kurki ziarka dziobią dziub dziub dziub

Sarenki po lasach hasają i trawę gryzą

Świnki po zagrodach chrumkają chrum chrum chrum

Dziki po lasach biegają, pola szabrują i trawę gryzą

Zwierzątka żywe zwierza zwierzaczki animalsi

futrzaki instynkowne na dworze zew wolności

Gołębie, wróble i skowronki srają na chodniki

Nosorożce się bronią, wściekłe hipcie zabijają ludzi

Pantery w dżungli głodne na śmierć gryzą zwierzaki

i co się tam nawinie niczym boa wąż

gdy wokoło swej ofiary się zawija i pętlę zaciska

Teraz, dzikie szczury biegną do Twojej piwnicy

31


DAMIANEK DiscoHetman

Hetman, ten to był ktoś

teraz pod jego pomnikiem

młodzi zdolni tańczą electro

za dnia słońce, nocą kluby przepełnione

Kiedy lisy od kurnika przepędzać trzeba

Kiedy z folii nocą znikają pomidory

Kiedy wiśnie z drzewa wszystkie wydziobane

Kiedy z sadu chomy kradną ci marchewkę

Powiedz czy bronić ludzi, naturę, owoce

zwierzęta, lasy, krzaki, warzywa czy insekty

Grzyby w lasach co grzybnie mają i na łąkach

łatwiej spotkać kogoś kto gitarą brzdąka

Na planecie Ziemia żyją ziemianie, fauna, flora

środek globu to zakręcona paląca żelzna masa

z geografii miałem czwórkę i dinozaury ogarniam

Zamoyski za młodu jak i my chodził do szkoły

32


DAMIANEK Radio Onion

Eat that yummy chocolade, Eat this tasty chocolate

Eat that milky chocolade, let's smell like marmolade

Today tommorow I wanna eat something

Totally I need sweety cookies, isn't I?

To the market coming where are onion, potato even carrot

Houndreds discounts on Christmas, for eye buying trigger

Here are coming saint glazed breadcacke day

Gold mushroom eat mushroom and get phase out

For hungry eye'd taste and yummy meal

covered by gold fried coat on steak

33


KAŚ GADOMSKA Moloch Konsumpcjonizmu

Ostatnio zmieniłam swoje miejsce zamieszkania

Z Piątkowa na Wolę

Bo wolę być bliżej lotniska

W razie nagłej sytuacji mogę szybko uciec najbliższym lotem na drugi koniec świata

Z takiej okazji standardowo trzeba było udać się do IKEI

Nowa przestrzeń

Nowe łóżko

Nowa szafa

Nowe biurko

Jedziemy więc na drugi koniec Poznania

I wchodzimy do Molocha Konsumpcjonizmu

W środku istna wrzawa

Każdy z nich krzyczy

,,Kup mnie, kup mnie!!!”

Przepychają się w moją stronę

Krzesło biurowe obrotowe nabiło niezłego guza żółtemu fotelowi

Do mnie pierwszy podszedł zielony regał na książki proponując zbawienie

Do nieskończonego szczęścia jest droga prosta, wysławiaj zielone regały a już nigdy nie zaznasz przykrości

Uciekam

Strach

przed dopuszczeniem do siebie możliwości istnienia Boga

Bo co jak się okaże że go nie ma?

Byłabym zbyt zawiedziona

Przez strefę łazienek przebiegłam bez zatrzymywania

Ale w pomieszczeniu sypialnianym zatrzymało mnie wielkie łoże

Naprawdę majestatyczne z ramą z ciemnego drewna i rozłożystym baldachimem

Zbyt duże by tak po prostu je okrążyć

Musiałam wejść w konwersację

Chodź ze mną, otulę cię najmilszą pierzyną, zabiorę wszystkie smutki

Po co mi takie wielkie łoże?

34


We dwoje sen jest przyjemniejszy

Co to to nie

Złość we mnie wezbrała

Nawet nie wiem skąd wzięło się we mnie tyle siły

Odepchnęłam łoże i ruszyłam sprintem do kolejnego pomieszczenia

We dwoje, też mi coś

Mój sen jest zbyt intymny do dzielenia się nim z innymi

Kiedy tylko zwolniłam pod rękę chwyciło mnie czarne, lśniące biurko

Mimowolnie dostosowałam swoje tempo do jego

A ono chwyciło mnie w talii i walcem ruszyliśmy między półki

Co taka dziewczyna jak ty robi w takim sklepie jak ten?

Omal nie uległam urokowi osobistemu tegoż biurka

Ale nagle mnie olśniło, to tylko kolejny tani kochanek

A co taka IKEA jak ta robi w takim biurku jak ty? Nie ze mną te numery kochasiu

Teraz to ja prowadziłam, ale po obrocie zamiast złapać biurko, puściłam je by opadło na podłogę

A sama rzuciłam się do schodów

Zanim do nich dobiegłam w moje ręce wpadł podręczny zestaw do naprawy życia

Mała walizeczka

A w nim: do połowy pusta butelka żubrówki, paczka wysuszonego tytoniu, pasek i zabrudzona strzykawka

Jakiś spanikowany mężczyzna wyrwał mi walizeczkę i uciekł

Zamiast go gonić ruszyłam w dół schodami

Uff... Nareszcie

Ale to nie jeszcze nie wyjście z molocha

Tutaj każdy przedmiot przyczepia się do mojej nogi, ręki, brzucha

Robię się coraz cięższa

Każdy krok sprawia mi ogromny wysiłek

W strefie roślinnej

Liany oplotły mi się wokół kostek i nadgarstków a kaktusy zatarasowały przejście

Wielki kwiat kusił kolorami i słodkim głosem

,,Chodź do mnie, tu ci będzie dobrze”

Zaczęłam się czołgać do wyjścia

Moje ciało pokryte zostało warstwą siniaków, a z boków lała się krew

W końcu dotarłam do kas

Nareszcie, wolność!

Ale nie mogę się ruszyć jakby coś mnie trzymało

To strefa przecen przyciąga mnie z niesamowitą siłą

35


Chodź do nas, przecież nie musisz nic kupować, rozejrzyj się tylko

Nie miałam wyjścia

Posadzono mnie na przyjemnym fotelu

Przykryto kocykiem

W tle puszczono przyjemną muzykę

Zapytano jak ci minął dzień?

Więc opowiedziałam o moich trudnościach

Zostałam wysłuchana

Następnie przedmioty przecenione opowiedziały mi swoje historie o byciu niechcianym

O tym jak nikt ich nie chciał tak długo że w końcu wylądowały tutaj

Wtedy już zrozumiałam że mój wcześniejszy wysiłek na nic się zdał

Opowieści o byciu niechcianym trwały całą noc

A rano wyszłam z kanapą rogową, dużym materacem, trzema szafami (każda w innym kolorze)

i ręcznie tkanym dywanem

36


KAŚ GADOMSKA Oto my

To my

Europejczycy

O cerze skóry białej

Uprzywilejowani

To my

Normalni

Urodzeni w XX wieku

Ucywilizowani

To my

Etyczni

Żyjemy sterylnie w betonowych lasach

Najsłuszniejsi

A oni?

Jacy oni?

Ta banda dzikusów i bezbożników?

Przecież oni koszuli porządnie poskładać nie umieją!

Ani jeść nożem i widelcem!

Do tego gwałcą nasze kobiety!

Zgraja Barbarzyńców! Ot co!

A my?

Jacy my?

My nawet nie potrafimy przyznać się do błędu

Nawet nie potrafimy rozmawiać

Powiedzieć: dziękuję że jesteś

37


My potrafimy tylko upijać się co tydzień

aby przez chwilę nie bać się innych

I chować łzy w toalecie

zbyt dumni by pokazać je światu

Oto my

38


KAŚ GADOMSKA związek na odległość

zacznijmy od czegoś

ciało twoje

, co już znam

, ciało moje, ,

chyba trochę się boję

?

czy już jesteśmy wystarczająco blisko

bo już łączę piegi w konstelacje na twojej twarzy

i moje palce bez problemu wyszukują wyraźnej blizny nad kolanem

, ciało twoje,

ciało moje

,

nadal trochę się boję

czy to dzieje się naprawdę

? , ale nie wiem

po moich plecach rozchodzą się ciarki

nie jestem pewna czy to wiatr czy to twoje palce

ciało twoje

, ciało moje,

, że wciąż się boję,

myślę

?!

czy ty to widzisz

, że my nie żyjemy razem?!

czy ty jesteś świadoma

!

że nasze życie odbywa się na odległość

na odległość

tak

0,4 nm

, 0,4 nm , że jesteśmy oddzielone na 0,4 nm?!

czy ty wiesz

i nasze atomy nie są w stanie zbliżyć się bardziej

, żyjemy na odległość

chociaż nie wiem jak bardzo byśmy tego chciały

,

bo wiązania kowalencyjne między atomami mojego nabłonka wielowarstwowego płaskiego

a atomami twojego nabłonka płaskiego wielowarstwowego nie pozwalają nam zbliżyć się bardziej niż na odległość

0,4 nm

39


kurwa

pierdolone

0,4 nm

40


KĄTEMPLUJE Zabrać

Chcą mi Cię zabrać!!!

Kto?

A lekkoduchy co na szali stawiają swoje, ale i twoje życie

Wypadkowa następstw nieszczęśliwych zdarzeń

Pijani kierowcy, debilizm młodości, starcza niemoc

Ludzie, co za nic mają prawa i przepisy

Zdrowy rozsądek już od dawna jest śmiertelnie chory

Chcą mi Cię zabrać!!!

Kto?

To chyba Pan Buczek wymyślił to za karę, że przeciwstawiamy

się samym sobie

Gdy lekkoduchom mogę dać w ryj, ich tylko zobaczę pod

mikroskopem

Nazwy pochopne jak rak, nowotwór – niekończąca się chemia

Strach, dziś jesteś, jutro cię nie ma

Co gorsza, nikt nie wie kiedy i z jakiego powodu przyjdzie

po Ciebie

Chcą mi Cię zabrać!!!

Kto?

A JA!!!

Kiedyś zbłądzę i nie wiem dlaczego

Przegram z tym światem, ludźmi i presją

Popadnę w nałóg albo stanę się wredny i pęknie Ci serce

Ale obiecaj mi wtedy, że odejdziesz ode mnie

Nie chcę zniszczyć do końca tego co stworzyliśmy

41


Dałaś mi dziecko i wierzę że nie ostatnie

Będziemy z nim razem, nie pojedynczo

Jeśli mają zabrać serce, to moje nie twoje

Bez Ciebie moje nic nie warte

Jeśli mogę – proszę jedno – egoistycznie

Bo inaczej zwariuję

By umrzeć przed tobą ale w twoich ramionach.

42


KĄTEMPLUJE Martwi Ludzie

Dookoła widzę martwych ludzi

Patrzą na mnie z kalendarza.

Codziennie świętowana jest rocznica śmierci, czasem jakieś urodziny

Patrzą na mnie z ekranów

ukazujących uroczystości upamiętnienia

Nie da się przed tym uciec

Wychodzę z domu

Patrzą na mnie pomniki znanych i nieznanych ludzi

Nie da się uciec w głąb uliczek

Tam patrzą na mnie nazwy ulic od nazwisk znanych ludzi

lub wydarzeń ich upamiętniających

Do parku. Każdy jest jakiegoś imienia

Lasy, również skrywają mogiły

Dookoła widzę martwych ludzi

Im bardziej uciekam, tym bardziej żyję ich życiem

To każdy przedmiot, który trzymam w ręku

Czy człowiek, który go wymyślił, zrobił, dostarczył, jeszcze żyje?

Czy ręce, które je dotykały, jeszcze pulsują?

Dookoła widzę martwych ludzi

Widzę ich w Was, czy zobaczymy się jeszcze?

Czy zdążę z każdym z Was wymienić choć słowo?

Napić się lub wrócić w milczeniu tym samym autobusem?

43


Widzę martwego człowieka w sobie

Przeminę tak samo jak Ci przede mną i Ci po mnie

Mogę się cieszyć z tego co mam i być spokojniejszy od kiedy mam dziecko

Że to wszystko będzie się kręcić dalej

I zgodnie z prawami natury, to ono mnie pochowa, a nie odwrotnie

Widzę martwych ludzi w tych co kocham

Starzy ludzie nie są wredni z natury

To przeżycia pożegnania się z tymi, z kim dzielili historie

Kiedy sami byli żywi, próbując utrzymać wspomnienia póki mogą

codziennie odwiedzając groby

Jeśli nie ma nic na górze lub na dole

To wiem jedno

Nie chcę być kawałkiem metalu z nazwiskiem

Co szczał pies na porannym spacerze

Wolę być zapomnianym, abym nie był ciężarem historii

44


KĄTEMPLUJE Szklanka

Szklanka

, majonez, musztarda

Keczup

, cola i szklanka

Wódka

To naszej konsumpcji atrybuty

, co opisują zakupowe listy

Skład kosztów

Czuję je zwłaszcza gdy jestem w kolejkach

Czuję się jak gwiazda porno

Popychany głównie od tyłu

Stoję

twardo

Wyprostowany aby trysnąć bluzgiem

Aby wyglądać poważnie nawet gwałcony wózkiem

Najczęściej bezpłodnie milczę

Lubię sklepy te duże i te małe

Duże bo są szczytem ludzkiej konsumpcji

, bo są analogią naszych stereotypów

Małe

W małych sklepach pilnujesz każdego słowa

Żeby

30 gram sopockiej nie zmieniło się w 4 żubry

Pół litra i podwawelską

Kupujesz to co słuszne

Chleb jasny

, coś na chleb, pomidor i sok lub mleko

Jak mieszkasz długo na osiedlu to możesz wziąć kabanosa lub łososiową

I tak powiedzą żeś gej

Duże sklepy to orgia w wydaniu soft w czasie livestreamingu

, że ich nie słychać, to raz

Ludzie myślą

, giną wszelkie ograniczenia

A dwa

, ziemniaki z Finlandii, balsamico,

Możesz wziąć mrożone sushi

Mix groszku i kukurydzy konserwowej oraz bezglutenowych ciastek

I nikt nie szepnie żeś nie taki

, której nikt nie zrobił do wypominania zdrady

Do tego rozmowy od prozaicznej listy zakupów

z sąsiadem sprzed

15 lat

45


Zakupy to proces, esencja naszego rozwoju i dobrobytu

Dlatego też obserwując zawartość wózków, można pobawić się w porucznika Colombo

Łącząc fakt zakupu żarówki, podpasek, kremu na zawartość wody, wiertarki,

Kiwi z promocji,

4

butelek coli i jednej wody, Pani Domu

ktokolwiek to czyta,

4

wędlin po

5

plastrów i jednej kilogramowej paczki sera mierzwionego Edam

Nasuwa się pytanie, kim jesteśmy?

Odpowiedź przychodzi przy kasie

Kiedy jedne rodziny, zgrane jak doki formuły F1 podczas zmiany opon, wykonują baletowe ruchy

pod wodzą komitetu wykonawczego wojskowej musztry.

Do wojen domowych, wiecznych pretensji i problemów, przerostu technik jak kasa samoobsługowa

Do zdziwienia zachowaniem własnego potomstwa jakby pierwszy raz widział tych ludzi.

Okraszone tłustymi słowami, przerywanym pikaniem kas, co ochroni nasze uszy od ostatecznego zdegenerowania

Więc gdzie jest ten seks?

A no

Spoceni, zmęczeni, wśród krzyków, wychodzimy, bo każdy wziął co jego.

Ostatecznie zdając sobie sprawę, że zawsze i tak za wszystko zapłacił, spuszczając potrzebę posiadania.

Gdzie ostatecznie okazało się, że i tak nic nie ma. Machając drzwiami lodówki jak ręką podczas

masturbacji, bo przyjemność była płonna jak ogień zapałki

Jeśli nic wam to nie przypomina to jesteście szczęśliwi

W innym przypadku, nie życzę powtórki

46


WIKTOR KRAJCER Pestkunia

Co się ze mną stało,

gdy robiłem ciasto i kakao mi się wysypało,

czym mam teraz to zastąpić,

kiedy masło już wyjęte zaczęło mi się topić,

mąka też poleciała,

była wszędzie, przykleiła mi się nawet do ciała,

na ziemię pospadały jajka,

co ja teraz zrobię, ciasta nie ma, będzie niespodzianka.

Na prędce muszę coś wykminić,

z ciastem będzie problem, na coś innego to wymienić.

Chyba zmienię koncepcję na to,

miesiąc temu zaczęło się lato,

udam łobuza, ukradnę arbuza,

pluć będę pestkami i rzucał skórkami.

Jednak to mi nie wypaliło.

Jestem w areszcie i tak to się skończyło.

47


WIKTOR KRAJCER Kapcie z loompa

. Godzina 9.47.

Czwartek

, rozglądam się za butami, kapciami, pantofelkami, balerinkami, papciśkami.

Stoję w lumpie

! Widzę jakieś butki, a się składa, że jestem malutki,

O

,

kupuje butki bez przymierzania

40zł tyle do wydania (drogo, bo dostawa), ,

w domu przymierzam no i są za małe

, co z tego, że za małe

ale

,

jak i tak mogę je założyć choćby na troszeczkę

, tak by stópki nie bolały.

na troszeczkę

,

Obcas trochę duży

,

a ja jestem mały

, gdy obcasik trochę skrócę,

co się stanie

.

pierw się obrócę

Teraz czuję się jak lalka Barbie

, .

na szpileczkach z malutkimi kapciśkami

48


DANIEL MALINOWSKI *** jam jest smok, mam ogień w płucach,

który ze mnie w afekcie bucha,

dłonie zimne jakbym wraz z nim

próbował wyzionąć spod łusek ducha.

chronią mnie przed rycerzami,

kmieciami i złodziejami,

łakną chciwie moich skarbów,

które kryję w mojej grocie,

a później łżą, że to ja zjadam, te biedne dziewice… co za skurwiele.

dobrze, że nie wiedzą, że nawet łuski smoka nie chronią przed słowami.

49


DANIEL MALINOWSKI cyklopi

, a czerwone lampy na ciemnym,

bloki na Ratajach to cyklopi

-

atramentowo niebieskim niebie są ich oczami

,

, niby ślepe, czasem ktoś płacze,

oczy widzą

, mądrość milczy, oralny bezsens,

usta plotkują

, lecz później udają, że są głuche,

uszy wszystko słyszą

, że tak naprawdę to ręce nie mają czasu…

ale ja wiem

(ani odwagi albo chociaż chęci)

ograniczenie do

70 km/h, samochody jadą prawie 100,

, ale to nogi, a nie ręce,

pędzą

,

na rondzie tworzą pozory

, że to wszystko ma sens,

udając

, kto płakał, nie potrafił sobie poradzić, więc rzucił się pod

bo ten KTOŚ

.

samochód jednego z mieszkańców tamtych bloków

samolubne cyklopy

, ale widzą tylko siebie

mają jedno oko

50


DANIEL MALINOWSKI delete

tinderze

napisałem opis.

był długi i konkretny.

trochę się z nim utożsamiałem,

jednak coś mnie nurtowało...

czy to ja wyraziłem ten opis,

czy to on wyrażał mnie?

nie wiedziałem,

więc go usunąłem.

teraz formułuję nowy –

siedzę już tak prawie godzinę,

bo chcę mu nadać więcej sensu,

ale nagle przypomniałem sobie,

że to jest przecież opis, a nie wiersz.

hmm, może go po prostu usunę?

bo nie wiem czy... ee, nieważne.

51


MISSFOPA Splendor ściekania

on już jest sławny!

zobacz jak on

maj struje!

Może i koledzy go szanują

ma dziewczynę z mocnym

zaciskiem pochwy

wstawił sobie ostatnio złotego zęba

i czuje tą satysfakcje

oglądając „Na Wspólnej”

(tak naprawdę... uprawiał seks analny

z chłopakiem odpowiedzialnym tam

za catering,

nie powiem, jakkolwiek

dostał później bilety

na galę eska mjuzik ałords,

ale i tak by je sobie pewnie

kupił za swoje celebritisz pieniądze).

Czas teraz na łagodność.

Kiedy go mijam, zwykle pod sklepem z czajnikami

i mam świadomość tego

że jestem tylko wieśniarą z kiepskim biustem-gustem, takim

chrustem niewybitnym posypanym cukrem i pudrem,

jak „duch i mrok”

piach i ziemia

niby to samo

aczkolwiek niewygodnie z różnicą poznawczą,

w kruchości mniemania o sobie

mijam go

52


i nie czuję podniecenia, dreszczy, zapachu wabiącego,

nie czuję jego wody kolonijnej, końskiej,

drobin piachu we włosach ani potu umiejscowionego centralnie

na pułapie czaszki zwróconej zwykle ku MAJtkom dobrej klasy

nie staram się już tego szukać

on jest już sławny!

Piszą i zamieszczają jego zdjęcia w MAJ eeee statycznych

antologiach z Krakowa.

Za miesiąc kupi sobie mieszkanie na Solcu...

Ja nawet lubię jego teksty.

W taką pogodę jak dziś

siadam w kabinie prysznicowej,

kładę na udach plony jego wydawnicze

puszczam wodę i przynajmniej chociaż prawie już prawie

czuję

ten splendor ściekania

jednocześnie.

W tym miesiącu jeszcze powie

koledze miłemu od cateringu i rozkoszy cielesnych

że woli kupić psa, jak przystało na dobrego Polaka, wziąć ślub,

za rok:

15

maja, tak w Międzynarodowy Dzień Rodziny wg ONZ,

i wydać zbiorek wierszy intonowanych pod symfonie Piotra R.

jak kostka.

Ja z kiepskim gustem-biustem,

tak sobie napisałam.

Osiem minut później miałam już tytuł.

53


MISSFOPA Środkowość pudełka

w twoim mniemaniu miała fajny tyłek

nosiła pasek z brokatem

ale tobie wydawały się fajne

te boczki wystające zza majtek

podobno zrobiła sobie tam kolczyk

teraz już wiesz, czy na pewno

wycieram naczynia i rzucam nimi

i tak od nowa

w aptece powiedzieli, że starczy jedno opakowanie

trzeba zaczekać kilka dni

a potem wszystko wróci do normy

nie miałam orgazmu od

1264

odcinka mody na sukces

nie pamiętam jak się maluje paznokcie

słyszałam, że lubicie to robić do piosenek blue cafe

powiesiłam w łazience twoje spodnie z prania

ale jak przyjdzie pan z gazowni to dam mu twoje najlepsze

na obiad dziś twój żurek

jecie pewnie na wynos

założyłam tą zieloną sukienkę

pamiętasz?

uwielbiałeś gładkość moich ramion

gdy schylałam się w niej by zawiązać buty

wtedy tak zacząłeś mnie całować

jak wariat

w pogodzie mówili, że ma padać

trzymam pod stołem twoje kalosze

ona nie wie, że łatwo się przeziębiasz

54


MISSFOPA Ludzie się bawią

ludzie się bawią

rękawy zakasane

ręce oszalałe

oczy rozbiegane

i ten uśmiech

bawią się

przecież

( ?) nie

tańczą

śpiewają

wydają dźwięki naśladowcze

samoloty i maszyny rolnicze

patrzą na siebie

a potem

celują

tępymi narzędziami

siadają i machają nogami beztrosko

uderzając piętami o beczki

pełne wspomnień rozpłodowych

z zabaw najfajniejszych

siedzę w pomieszczeniu

z książkami

neurotycznie kaleczę papier

rozdłubuję słowa konwulsyjnie

profanuję tabele i wykresy zadań

55


bez przemocy

automatycznie

doprowadzam do zakrzywień

rozrodcze komórki

blakną i rozwadniają się

wyciagnięcia ręki, uczestnictwa w spotkaniach

zachowania molestatorsko-rozrywkowe

zestawy uśmiechów i żartów towarzyskich

rozpruwam sobie w głowie

nadziewam na zużytą wykałaczkę

i wbijam w nieszczelny otwór w oknie

doprowadzający penetralia dźwięków

umysłowych

a potem czubek tej wykałaczki

wbijam w nerw zęba najbardziej trzonowego

i poruszam, aż skręcam się i mięknę

próbując złapać

częstotliwość natchnień

na takie fajne zabawy

co lecą w awangardę

56


NADWAŻKOŚĆ ***

Otwarto bramę

Czarne koszule, suknie, płaszcze

Wśród zainteresowanych przyciemniane okulary

Na chwilę pochylili głowy

Zatrzymali się w skupieniu

Lecz tak szybko jak zabiły dzwony

Jak kwiaty zostały rzucone

Zawrzało

Jak myśmy się dawno nie widzieli!

Nie znam Pana, ale Pan chyba znał mego dziadka

Pan był przyjacielem, sąsiadem? Bo nie łapie

A Pani, o Pani słyszałam wiele w tym tłumie, o Pani nowym samochodzie i o willi zakupie

Ktoś z tyłu jeszcze coś szepcze

Nikt specjalnie nieprzejęty

Nikt nie płacze

A śpiewają o ciszę proszeni

Jakby każdy zapomniał o wdowie

I wszyscy w pochodzie na ucztę ruszyli

Bo prochy już złożone w grobie

Wasze zdrowie!

57


NADWAŻKOŚĆ ***

Tłumy na drodze – bezludne chodniki

Światło bije z mieszkań i neonowych reklam a ciemno jak w bożnicy

Zasłaniam twarz rękoma

Wstyd mi ruszać w przemarszu ulicami

Bezmyślnie uczestniczyć – sprzedać duszę

W pustych budynkach ze świecą szukać boskich pustelników z głowami wiecznie w chmurach

W głuchym mieście jeden stoi duch z gazetą

Myśli niepełne

Zgubiłam tu coś swojego, coś cholernie cennego

Zgubiłam to w oczach

Jedynych zwierciadłach, w których nawet upiór się pozna

Poparzyłam sobie język słodką, mrożoną kawą

Zmrużyłam na chwilę oczy by obudzić się na plaży

Nic nie idzie jak zwykle, jak dawniej

Wszystko stoi, cofa się lub unosi

Bezwładnie i w stadzie

Przez to, co binarni nazywają rajem

Przystani brak

Umrzemy tu wszyscy z zimna?

Niech zapukają raz jeszcze

Może ktoś w końcu otworzy

Nie zostawimy Was na mrozie

Jeszcze chwila

Widzicie gwiazdy na niebie

58


Płynące kilkanaście tysięcy metrów nad wami

Te gwiazdy błyszczą dla was

One słyszą was

Śmierci nie ma Towarzyszu

Jest tylko głęboki piękny sen

Zamknijcie oczy, teraz otula was ciepło gorącego zamarzania

59



FRANCISZEK OGIDEL Basen

Przyjemnie jest w basenie trzeźwieć zimną wodą

O drugiej w nocy, kiedy inni już zasnęli –

Doprawdy, trudno w wodzie myśleć o pościeli

Z wyjętą ponad taflę ledwo wzrosłą brodą.

Nade mną kłąb gwiaździsty niknie za pogodą –

Całunem rozwiniętym z ciężkiej chmurnej bieli.

Przyjemnie czasem sięgnąć po ukojny kielich,

Przyglądać się, gdzie wolne myśli cię powiodą.

Już chyba całkiem trzeźwy – więcej dziś nie piję –

Na prośbę mych przyjaciół drapię się z basenu

I żmę swe kąpielówki – tak to nic nie zgnije.

Na razie się położę, nie ułożę trenu –

Choć kiedy jednak spadnie grad, gnąc nasze szyje –

W powietrzu dusznym milej pachnie przebłysk tlenu.

61


FRANCISZEK OGIDEL Pan

Bożyszcze sprośne, dzikie, wiecznie niedomyte –

Tak żył, dziękując ziemi tłustej, skąd wyrasta

Na słońcu najgorętszym winna kiść groniasta

I gęste, gęste lasy – lasy nieprzebyte.

Jak łoże pierś dawała nimfa mu cycasta,

Gdy spał, rozkosznie bijąc w sosny pień kopytem.

Zwierzęcy, ludzki, boski – śpiewał świat z zachwytem,

Aż wzięli go, umyli, z lasu – sru! – do miasta.

Kopyta schował w butach, w spodnie zatknął ogon,

Kędziory rude sczesał, zgolił koźlą bródkę,

W przyciasnym garniturze człapie miejską drogą.

Spod kapelusza jednak sterczą różki krótkie –

Wyciąga czasem lutnię, wdzięczny za nią bogom,

I gra melodie swoje, patrząc w las ze smutkiem.

62


FRANCISZEK OGIDEL Spacer do parku

Z kamienicy wychodzę w popołudnie słoneczne

W marynarce, z krawatem, w kapeluszu i cóż?

Przed oczyma mi płyną myślobrazy przedwieczne –

Przewzburzona powierzchnia kołyszących się mórz.

Maszeruję przed siebie wzdłuż rynsztoków i bloków.

Zielenieją krzewinki starzejących się driad.

Satyrowie z nimfami baraszkują na boku,

Lekceważą, nie baczą, kto odnajdzie ich ślad.

Odnajduję się w parku i zasiadam na ławce,

Rozpościeram odnóża i przyglądam się grom:

Przeganiają się dzieci i puszczają latawce.

Zza pazuchy wyciągam świechtający się tom.

Zachłystuję się wierszem, nadpochłaniam sonety,

Panteony odwiedzam i raduję się tym.

Popisuję poema jak niniejsze (o rety!).

Rytmizacja, klasyczność, słowotwórstwo i rym?

Gdy spadają na duszę przemyślenia zbyt ciemne,

Żeby wierzyć, iż przyjdzie po nich jeszcze znów świt,

Zatroskaną duszyczkę ziemiomorze śródziemne

Uspokoi na pewno, z nim poezja i mit.

Spaceruję i brodzę buciorami w alei,

Orfeusza bezgłowie pod żwirami się tli.

Przypałętał na ścieżce się gdzieś róg Amaltei,

Myślodajnych koktajli niezliczoność w nim tkwi.

63


Postępuję, popijam, przemyśliwam, pobieram

Skłębiające się myśli stwarzających mnie słów.

Przeszukuję archiwa i szufladki roztwieram,

Wysypuję z nich rzesze świdrujących mnie głów.

Prześwietlistych gigantów pochwytuję za stopy,

By ciągali mnie w górę na Parnasy, na szczyt,

Gdzie przyglądam się górom i równinom Europy,

A nade mną kształtuje ostateczny się byt.

Tak radośnie natchniony we współczesność opadam,

Gdzie wieżowce, gdzie światła, gdzie fabryki, gdzie dym!

Przechwalebne ludzkości wynalazki nie lada,

Wspaniałości tak piękne jak palący się Rzym.

Poniewieram się dalej przez chodniki zbłocone,

Samochodów ulicą ślamazarzy się sznur,

A w mej głowie uparcie jeszcze ciągle zielone

Liguryjskie oliwki wzrastające wśród gór.

64


PATRYCJA ORYL Wybory

Flaki czy rosół?

Pytanie na

komunii, weselu i stypie.

Wstydzę się odpowiedzieć,

że to pierwsze,

więc zjadam eleganckie kokardy z pietruszką,

tęskniąc za prawdziwym mięsem,

przeciskającym się przez diastemę

jak glista.

Weekendowa weganka we mnie

mówi:

tę świnię rzeźnik wypatroszył

na amen.

Kura z odciętą głową

jeszcze pobiegnie.

65


PATRYCJA ORYL Mógł być ostatni

Przez twoją otwartą czaszkę

przechodzi pogrzeb.

Jak to się czuje, Emilio?

Pyta siedemnastolatka.

Dziesięć lat później

poszłaby na własny,

gdyby tylko wiedziała,

skąd nadejdzie siła,

która podniesie ją

z łóżka.

Mogli po nią przyjść,

przez jaskry przenieść

bez wieka pudło

w wyśnioną wieczność,

wybraną.

Dziś ma dwadzieścia siedem lat,

odeszłaby jak gwiazda rocka,

gdyby miała moc się poddać

i pewność, że pod ziemią

chwile przechowywane w prozacu

przedłużą termin ważności.

Ma dwadzieścia siedem lat

i myśli, że jej koniec świata

gotuje się

pod przykrywką.

66


Dwadzieścia siedem lat,

odsłania się sufit,

wpadają martwe bociany.

To możliwości.

Siedem lat.

Leć.

67


PATRYCJA ORYL Mieszkania

w pierwszym

przy Wyzwolenia

wyzwalam się

jak kot

przyniesiony z podwórka

na jedną noc

o wytarte gumoleum

porzucam

marzenia o tym

kim się nie stworzę

w odzyskanych meblach

zostawiam opuszczone miasto

problem wymienia zamek

zostaje rozwiązany

Wrzeszcz jest

dojrzały

a ja poważna

szukam na siłę siebie

w kobiecie

patrzącej ze ściany

na sztuczną wieżę Eiffla

Każdemu chcę wejść

w buty

i krzyczeć że zostaję

ostatniego dnia

na dachu rozsądnie

palę papierosy

u Katarzynki

bliżej mi

do mnie

68


zwykła praca

powolnym ludziom sprzedaję

szybkie jedzenie

odpryskuje czerwony lakier

- to nic miła pani

to tylko ta krew

która mnie zalewa

- odpowiadam

serce kradnie niepolak

rzucamy się

rzucają mnie studia

przy

Chlebnickiej

miała stanąć

alternatywna świątynia spotkań

ale nikt nie uwierzył w starówkę

i zabrakło oddechów na rozmowy

ze sobą

cały rok trwa sezon plażowych brzuchów

i odraza do człowieka

korzenie

zapuszczam na Przymorzu

wiążę się, wpadam w sploty

odzyskuję wartości

zgubione myśli

i

tracę

puls

69


AMELIA PUDZIANOWSKA Podpalacze chmur

my kochankowie ostatniej godziny

ikony z atrybutami płodności

zabłądziliśmy tam gdzie kres mlecznej nocy

gdzie Bóg chowa swoje stopy przed łapaniem

gdzie szatan wie o nas więcej niż pliki cookies

gdzie profanacja i prokrecja tworzy prostytucję

niech nas nawróci na drogę świtu

okruszek chleba na języku żebraka

70


PABLO PRESLEY Cadillac

Moja głowa jest

Jak Cadillac Eldorado

Tocząc się od baru do baru

Zaoblona grzywa

Wygładzone boki

Ostre bokobrody

Wymuskany tył

Radio gra niepokornie

Zagrywki z czasów króla

Kłując chromem w oczy

Synonim luksusu

Lecz wewnątrz...

Pod pięknie obitą

Białą skórą kanapy

Pełno jednak brudów

Tankuję i kopcę

Dekadencko jak głupi

Lecz nie z głupoty

Z... ekstrawagancji?

Póki huczy w gaźniku

Zanim skoroduję

Za horyzont sunę dostojnie

71


PABLO PRESLEY Januszostwo

Chów klatkowy

Typowego Polaka

W klatce schodowej

Szarego biedaka

Każdego dnia

Nowak z Kowalskim

Podglądają się

Przez judasze

Za to przy spotkaniu

Zdrowie wasze

W gardła nasze

?

Jak się masz sąsiedzie

Niby dobrodusznie spyta

Licząc że dziada może

Podagra chwyta

Siedzą w oknach baby

Podkładając poduszki

Pod obwisły biust

Żeby potem pod klatką

Tematy nie schodziły

Im z ust

Jedna gada że

Jolka spod szóstki

Ma nogi krzywe

A ten szatan Pablo

Ma sterczącą grzywę

72


Taki obłudny

Polak w czterech ścianach

Czy to tu w ojczyźnie

Czy się hajtnie w Stanach

Gen pradawnego Janusza

W Polaku zawsze zostanie

Co go cudza szkoda cieszy

A pomóc nie jest w stanie

Za szabelkę o byle co chwyta

I czy coś nie będzie taniej

W kółko tylko pyta

73


PABLO PRESLEY Podstawowy błąd atrybucji

Usiadłem na ławce

W galerii

Bynajmniej

Nieartystycznej

Choć obraz był

Raczej rodzajowy

Kobieta w czerni

Z dziecięcym

Wózkiem

"Madka z bombelkiem"

Przekładałem

Tytoniowe skręty

Z ukraińskiej paczki

Do nowej papierośnicy

Poróżnił nas

Alfabet

Czarna madonna

Widząc bukwy

Spojrzała na mnie

Z nieskrywanym

Obrzydzeniem

I wyniosłością

A gdybym nawet

Nim był...

74


Co złego jest

?

W byciu Ukraińcem

Zadajmy pytanie inaczej

A co lepszego jest

?

W byciu Polakiem

Dziś to już raczej

Wstyd

75


RABAN ***

tylko nie mów mi o wróżce

bo nawet kryształowa kula

będzie w rozsypce gdy się dowie

że przegapiła szerokim łukiem

rozszczepienie światła i linii czasowej

tylko nie mów mi o kaktusach

że dla starej panny

bo to mowa trawa

prawda w oczy kole

można by ze znieczuleniem a tak

?

no widzisz

tylko nie mów mi o

nim

niech opadnie maska maskulinatywów

bo skuwasz mnie w kajdany

a ja się wykluczam choć nie wykluczam niczego

kluczę między wierszami jak na polu mi nowym

tylko nie mów mi o dzieciach

bo planeta jest przepełna

a ja to tylko puste naczynie

nie obciążaj mnie proszę

zachciankami brzemiennymi w skutki

coś mnie gryzie w tę wigilię

jak głodna pirania

jak opiekuńcza lwica

jestem na widelcu

i wszystko zamówiły za mnie

a teraz mi zostały resztki sił na talerzu

76


pozostaje modlić się do św. Spokoju

wstać niepokonana

stać nie po kolana w cichej wodzie płodowej

lecz po kostki w morzu czerwonym

lub też

pozostaje warzywa posiekać i uciekać

jutro na rodzenie

77


RABAN pustostan

wchodzisz półspodziewanie

jak wtedy w mikołajki

włazisz mi do głowy z brudnymi butami

i to dlatego otwieram usta do krzyku

odruchowo

ale tym razem nie mają nic do powiedzenia

nieruchomo

patrzę na to co po tobie zostało

kiedyś byłam jeszcze mniejsza

byłam jak mrówka

i myślałam że jesteś słoniem

i myślałam że jesteś słońcem

ale byłam oślepiona

a teraz z lotu ptaka

widzę jak patrzysz pod nogi

a pod nogami tyle brudu

i znowu trzeba będzie sprzątać

i to dlatego wskazuję wyjście

odruchowo

ale tym razem mi chłodno w środku

oddechowo

przenikam własną klatkę piersiową

i czuję stal warowną zimną a w niej wiatr oazy

ile razy

dam się jeszcze zaślepić

to fatamorgana

nie ma wody na pustyni

78


mogę przestać już wpychać piasek do ust

mogę zacząć już hodować własne ogrody i lasy

mogę czerpać z własnego źródła

jesteś pustostanem

ziemią jałową

nic tu przede mną nic tu po mnie

tylko nie te oczy nie patrz tak na mnie

czemu teraz patrzysz

czemu nie patrzyłeś kiedy leżałam na twojej wycieraczce

krzyczałam i waliłam pięścią w drzwi a echo niosło się przez co najmniej siedem lat

jeśli nie więcej

a potem padłam padliną

i muchy zleciały się nad twoją wycieraczką

musiałeś wyjść w końcu

i bez patrzenia ubrudzić podeszwy

martwym ciałem obcej dziewczynki

powiedziałeś swoim kobietom

że wszystko po staremu

ale zatykacie nosy i do dziś masz brudne buty

i przychodzisz jak wtedy w dzień dziecka

i wychodzisz jak zawsze

a ja nie złoszczę się już na pustą przestrzeń

ani na siebie skoro nie ma na kogo

sprzątam brud wsiąkający w ściany

wciskający się między deski

duszący w powietrzu

oddechowo

przychodziłeś jakby cię nigdy nie było

podprogowo

czuję się jakbyś wciąż patrzył

nieruchomo

właziłeś mi do głowy z brudnymi butami

a ja sprzątam i sprzątam i sprzątnę

stopniowo

79


RABAN wpis z dnia któregoś kwietnia dwa tysiące dwudziestego roku

dzisiaj odkryłam że mój sufit jest tak samo niebiały jak wczoraj i miesiąc temu a mój fotel skrzypi cały

czas tak samo a koronawirusy to gatunki wirusów należących do podrodziny koronawirine z rodziny

koronawiride w rzędzie nidowirales i woda wrze w temperaturze stu stopni celsjusza to sobie zrobię

herbatę

dzisiaj

odkryłam

sześćdziesiąt trzy

odkryłam

że

też

że

?

jedna

to

śmierć

tragedia

czterysta

a

pięćdziesiąt

cztery

statystyka

czterysta

przepraszam najmocniej

benzen

nitruje

się

w

obecności

stężonego

ha

2

es

o

4

a

tak

w

ogóle

to

cholerę

po

poszłam na ten biolchem a może po to żeby tworzyć szczepionki i pomagać ludziom i dbać o ziemię

a może wcale nie kto wie nie ja żadne roje satelit na niebie nie pomogą na to że trudno jest patrzeć

w

widać

kiedy

przyszłość

tylko

niekończącą

i gówno na chodnikach naprawdę

?

się

budowę

nowego

osiedla

trawniki

i

przycięte

równo

ja rozumiem że mniej osób łazi teraz ale no bez przesady nawet

nie powiem że to zwierzęta nie ludzie bo obraziłabym mopsy i te wielkie kudłate moich sąsiadów

(kiedy

a w czwartek

jest czwartek

?)

odbieram świadectwo w sterylnych rękawiczkach i żegnam się ze

szkołą niewidzialnym uśmiechem a dzisiaj czekam na egzamin jak na śmierć

dzisiaj odkryłam że przecież jestem dorosła i mogę kupić sobie wódkę i zespawać skrzynkę na listy ale

za jaką cenę

kiedy

nic

?

nie

przeżywamy

robię

czyli

zbiorową

trochę

traumę

o

za

często

czym

ja

to

ale

nie

kiedy

powinniśmy

nic

nie

sobie

robię

tego

wchodzę

wypominać

na

fejsbuka

i

bo

wszyscy

tonę

w

nim

i czytam na przykład co ludzie piszą o aborcji tak na poprawę krążenia bo podobno ruch jest ważny

teraz a to prawie to samo no nie

dzisiaj odkryłam

chociaż nie dzisiaj dotarło do mnie że internet nie jest chyba do końca tym czym

miał być o ale przynajmniej film można obejrzeć bo telewizji to się boję bardziej niż zwykle

dzisiaj odkryłam że dzisiaj trwa bardzo długo i jakoś uparcie nie chce się skończyć więc zdziwiłam się

że jeden mój kaktus usycha i że mucha mi wpadła przez okno co ona taka obudzona jakaś wynocha

80


więc zdziwiłam się dzisiaj kiedy odkryłam że moja koleżanka urodziła dziecko MAM MAŁO CZASU. więc zdziwiłam się

dzisiaj kiedy odkryłam że moja przyjaciółka straciła ojca MAM MAŁO CZASU. więc zdziwiłam się bo matury będą

wiadomo kiedy MAM MAŁO CZASU. bo slam już niedługo to trzeba się chyba przygotować MAM MAŁO CZASU. więc

wchodzę na fejsbuka i się dowiaduję że świat poza europą istnieje

dzisiaj odkrywam że mam niesamowite szczęście niczym niezasłużonego farta że mogę że mogę o tym

pisać że mogę o tym pisać w taki sposób i że jutro (jeśli nic się nie zmieni a może) jutro odkryję że mój

sufit jest tak samo niebiały jak dzisiaj

81


SMUTNY TUŃCZYK straszy

rozrzucony po świecie

ubraniami rozcięty łuk oka

triumfalny jak Gołoty krwawiącego unieść mam

problem wagi ciężkiej wzgórza Golgoty

idiotyzm – bełkot – głupoty

człowiek martwy nie straszy z powodu śmierci

straszy brak czego nie widać nie słychać nie czuć

jako dziecko boisz się martwego gościa na krzyżu

dopiero po nastu latach łapiesz czym jest metafora

dopiero po nastu nastu latach wiesz że za kogoś to jedynie

kobieta mogłaby umrzeć przy porodzie i to ona wisi na przysłowiowym krzyżu

dopiero wtedy rozumiesz że umieranie za kogoś nie jest

romantyczne ale po prostu chujowe

poświęci siebie kogoś za ciebie coś za coś jakoś ciągle

wszystko ciągnie w kole wiatr zmian kapie czas leci myślę ryk w krzyku ginie

myśl łapiesz skamle pies auto hamuj waruj abs kości chrzęst wyrzucone

NIE UMIERAJ!

ale wiesz że to proces nieodwracalny,

po chwili chciałbyś krzyknąć „zamknij mordę!"

ale wszystko co dotychczas powiedziałeś toczy się jak kula śniegowa

i co sekundę ktoś może sobie o tym przypomnieć

82


i zwalasz winę na ludzi z wolnego chowu

prawo czy lewo

którędy za potrzebą byś wyszedł?

Przez które okno wyjdziesz, żeby zauważyć, że jesteś?

jesteś jak krew płynąca

jak mięsień rozkurczający

rozrzucony po świecie

ubraniami rozcięty łuk oka

triumfalny jak Gołoty krwawiącego unieść masz

problem wagi ciężkiej wzgórza Golgoty

owady do światła

do świata na spacer

przyprowadzasz mnie

za skafander skóry

umysł trzeszczy jak

dogasające gałęzie

gdziekolwiek jesteś

właśnie tak Cię zapamiętam

obrazem czerwonych wysp pływających w oku

zapachem psa, który obezwładnia mieszkania

gwarem, który jak jest to wkurwia

ale jak nie ma to robi się pusto

pusto

zostaje emocjonalność solowych partii operowych śpiewaczek

zostają pokoje pozostawione na pastwę osamotnionej rodziny

zostaje

83


MATEUSZ JAKUB STOSIK (KRONOS) Gęstość świateł

Zaniknąłem w przestrzeni

tak jasnej, że nie wierzę

w jej wymiarowość

Odległa jasna masa,

której całun zaślepia

kompletną ciemność

przebłyskami licznych nadziei

Oddalam się bardziej w neutralu,

zapominam powoli co to znaczy odczuwać,

tańczę bezdusznie w chwili zapomnienia

i upadam przed monumentami przeszłości

Zapomniałem kim jestem

i nie chcę wiedzieć kim będę

Tak silnie wmówiłem sobie niewiedzę,

że stała się pełnią świadomości

Gdy podszedł mnie szczyt,

bezwładnie się z niego zsunąłem

uświadamiając sobie,

że źle zrozumiałem

ogrom blasku

84


MATEUSZ JAKUB STOSIK (KRONOS) W brzuchu sumienia

nie ma dymu i beztalencia

Spalone sidła

ofiara lata nad sobą

W oparach osiągnięć

żyjesz na skraju godności

Dla tych pod sobą

jesteś tylko kolejnym sędzią

W brzuchu sumienia

rozpuszczasz dobro zasiane

Pryska wraz z chwilą

na zastanowienie

Gdzie posiałeś miny

gardzące

85


MATEUSZ JAKUB STOSIK (KRONOS) Rżeć

Łżeć jak człowiek

świadomy bycia zwierzęciem

Tylko bić i patrzeć jak puchnie

Tak uczyła babcia i życie,

jednemu wyszło bokiem

Bić bycie,

aż z wolna opadnie

pryszcz na trupie

Strzelać

Strzelać do trupa?

Czas wspomina

jak z nim nie skończył

Wypalił zbyt prędko z pasji,

jednak ciągle mu mało

Urodził się i znał swe przeznaczenie

Szczęściarz

Życie

tak zbite

zostawi wszystko i zginie

Chodzą głosy o nadchodzącym zbawcy

Gdzieś to już słyszałem

86


MAGDALENA TYSZECKA Czasem zanim tu wyjdę myślę sobie: nie powiem. No nie powiem no.

To, co się we mnie warzy, jest za ciężkie, urwie siatkę.

Nie wiadomo, gdzie to upchnąć i czy współczuć, czy płakać przy tym, czy

nie wyjdzie ze mnie.

Bo nie wychodziło długo, gibałam się na taborecie, brałam oddech jak do pytania: Ej, a..?

Tliłam się, purpurowy czubek palca obwinięty nitką urwaną z rękawa

i słowa wisiały tuż obok przy zębach i obok była pewność, że to będzie ważne i że trzeba to

powiedzieć i

między mnie a prawdę wciskał się zimny lepki pot,

że to, co chcę mówić, jest tak daleko od tego, kim mam być,

że próbuję wydobyć melodię, a nie mam takich rejestrów.

Miałam tu mieć pudełko z głosem,

miałam tu mieć odruch – miałam się umieć obronić.

Dzwonią dzwonkiem na obiad do stołu, podano furię innym, piana cieknie z pysków,

a ja się trzęsę, że to będzie mój koniec i chcę uciekać. Uciekać

i nie mówiłam, łykałam do brzucha i dalej mi serce biło a moment mijał

A jeśli ktoś zapytał: no, co tam chciałaś?

To łatwiej było powiedzieć: a wiesz, że są takie ćmy, co nocą piją łzy śpiących ptaków, bo tak

wyrównują sobie poziom sodu.

Taboret lądował na płytkach kuchennych, a ja byłam bezpieczna, bo co można na takie coś

usłyszeć?

Najwyżej: no, no. Co ty masz w głowie.

Ej,

w ten biały szum i niesmaczny żart w ten pobłażliwy ton w złapanie w pół jakby dół moich

pleców był własnością spółdzielni. I dusznie niski sufit, co gasi ogień i w upupianie i

pomijanie i zagarnianie i umniejszanie

Chciałabym wznieść toast

Chciałabym wznieść toast

87


Zdrowie wściekłych panien

Może jeszcze przyjdą

Bo mi się trudno rozgniewać,

boję się światła wybuchu,

boję się, że mnie rozpłaszczy o ścianę

i że nie przetrwam zajęcia pozycji,

zaciągną mnie do więzienia dla złych ludzi,

bo nie miałam prawa

być ZŁA,

bo ja miałam być dobra, to znaczy

grzeczna miałam być,

siedzieć na dupsku na skraju krzesła i wyrażać wkurw światem w uniesieniu brwi.

Zdrowie nabiegłych krwią oczu.

Wreszcie nie od płakania przy zgaszonym świetle, kiedy wciągasz mocniej gile patrząc w

sufit

I dychasz cichutko w harmonijkę, w częściach: yh-yh-yh i czekasz aż ten duch się scali,

żeby można było nie pokazać ludziom, że nie jesteś Święte Świetliste Słoneczko, albo

uśmiechnięte, albo szlachetnie stroskane.

Jak smutne to w milczeniu. Jak wściekłe znaczy chore.

Dobre dziewczynki nie idą do nieba.

Z dobrych dziewczynek wyrastają udręczone kobitki.

A ich nocnych łez nie spijają żadne ćmy tylko normalnie im ściekają do uszu.

Bo z tej grzeczności nie ma żadnego pożytku w ekosystemie,

w systemie jest.

Zdrowie nagłej krwi niech zalewa wszystko.

Niech się rozlewa zamiast psuć półgębkiem.

Tej krwi nie można zepsuć niech więc nareszcie .

Szlag jasny trafi wszystkie „nie wypada” „nie do twarzy”,

złość piękności szkodzi.

A ja nie obiecywałam nikomu, że będę piękna, ja tylko mam deal z życiem, że je przeżyję,

a nie przeczekam.

88


Ej,

nawet teraz kiedy wreszcie krzyczę, krzyczę w akapitach,

w charakterze, spiłowałam wkurw w owalny kształt, żeby się zmieścił między moją twarzą a

cudzą,

bo schrypły wrzask nie wypełzł mi na usta,

został za językiem tuż za wędzidełkiem,

pulsując na niecierpliwym sercu w gardle

i kruka można nauczyć mówić, żeby ćwierkał przepraszam,

albo że gniewna kobieta jest niestabilną nogą stołową,

że dzikość jest nieudomowieniem,

że wściekają to się same, z powietrza i tylko wariatki.

zdrowie wściekłych panien

niech nareszcie przyjdą

czasy kobiet co mają pióra mokre od rannej mgły nad lasem

i ucho czujnie strzyżące

i oko niezmrużone na wschód

ukradli mi pudełko z głosem

To będę teraz krakać

89


MAGDALENA TYSZECKA I odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom

I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego A my

Stoimy w kościele, mama, ja, tata

Są moje osiemnaste urodziny, dobrzy, katoliccy rodzice zamawiają swojej córce mszę na urodziny

Dobra, katolicka rodzina przychodzi na tę mszę, pomodlić się w intencji

Stoimy, przychodzi czas na I odpuść nam nasze winy jako i my I nie wódź nas, na pokuszenie

Kiedy byłam mała, widziałam przy tych wersach łódkę na fioletowej wodzie napokuszeń,

Kiedy byłam starsza poznałam, że mój tata też widzi przy tych wersach więcej niż dali

Zawsze wtedy siadał

Cały kościół pionów, pojedyncze babcie klęczą

Ruch w tym skandującym lesie znudzone oczy łapią w sekundę, czemu siada?

Cały kościół sąsiadów, może mdleje?

W końcu przestał chodzić do parafialnego, jeździł do miasta

Ale osiemnaste urodziny, stoimy, odmawiamy iodpuśćnamnaszeiniewódźnas

Mój tata siada. Cały kościół sąsiadów.

Mama rzuca jedno spojrzenie przez ramię. Pokłócą się o to później. Cały kościół rodziny.

Ojcze nasz. Mój tata wychodzi.

Potem, wieczorem, przyszedł przeprosić. Co przyszedł? Przeprosić, że zepsuł mi urodzinową mszę.

Kiedyś ksiądz mnie uczył, że kiedy mówimy i iodpuśćnamjakoimynapokuszenie

To jest moment na żal, trzeba wszystkie grzechy poczuć wstyd, żałować i prosić o

przebaczenie

Nie umiem tego wyjąć z głowy, ja wiesz czuję wtedy wszystkie moje winy i nie mogę

oddychać

Zawsze, kiedy zmawiamy mojego tatę obsiadają grzechy.

Przeszłe. Odmodlone. Odpukane za kratą.

Każdy trzyma w dziobie winę, każda waży tonę

I mój tata tonie

90


Zasłoniłam oczy, inaczej zacisnęłabym pięści, tato

Nie tak mnie uczyłeś wybaczać

Wybaczaj zanim wybrzmi przepraszam, odwracaj wzrok, żeby nie widzieć ukorzenia

podnoś ich z kolan, zanim na nie padną, nigdy do tego nie wracaj, żeby nie zabrać

człowiekowi godności, żeby go przypadkiem w naszej krzywdzie nie ukruszyć

A jeśli myślisz, że zwyciężyłeś

a jeśli pytasz: a za co przepraszasz?

Powiedz pełnym zdaniem.

Możesz sobie przepraszać, ja nie muszę wybaczyć

To jesteś małym człowiekiem

To jesteś małym człowiekiem

To jesteś małym człowiekiem

91


MAGDALENA TYSZECKA Wycelowałam palce w zagłębienie jego mostka, jakbym mówiła: time out.

I ze wzrokiem wbitym w ślad opuszków na naszej osi czasu powiedziałam: nie mogę z Tobą być, jeśli będziesz dalej

pił Łzy ciekły mi po skosie na jego ramię i każde bardzo rozsądne zdanie brzmiało nagle w moich ustach jak skarga

psa na deszczu:

dokąd,

bo

nie

Bo film ci się urywa przed dziesiątą, bo boję się twojego pijackiego głosu i kroku nie wiadomo

wpuściłabym

Cię

takiego

do

łóżka

i

się

budziłabym

ze

skronią

przy

drzwiach

nasłuchując,

czy

chrapiesz po drugiej stronie, urżnięty, nie urżnięty, nie potrafię spać bez ciebie

Bo jak miałbyś być odpowiadać za mnie, skoro nigdy nie mówisz tylko w swoim imieniu a w cieniu czeka drugi ty

który nie pamięta, jak mam na imię i że mamy taki żart, że mnie liżesz po nosie a ja się krzywię i krzyczę: Fujka! na

cały głos.

I skoro złapałam ten rozpędzony ślepy pociąg za łeb i zatrzymałam go pomiędzy nami pod światłami biegnącymi

przez sufit i nareszcie stoimy to powiem twardo, bo jestem kawałkiem hartowanej stali, nie mogę być z tobą, jeśli

pijesz,

więc

przestań

pić

i

tyle,

ludzie

żyją

tak

życia

i

ja

chcę

z

tobą

mieć

suchy

pysk

i

wychodzić

z

imprez

o dwudziestej pierwszej i całe te dwanaście kroków kocham cię i stawiam ci wybór z jednym wyjściem więc wybierz

mądrze i bądź ze mną wolny, co?

A potem to już dostałam spazmów ze strachu przed sobą, że kiedy się stawia warunki to nie po to, żeby je łamać,

więc będę musiała się podeprzeć własnym ramieniem i zabrać z jego życia.

Albo może on teraz odejdzie, bo też jest twardy, że planował wytrzeźwieć sam, ale teraz to zapomnij, nikt nie chce

takiej suki co stawia sprawę na ostrzu noża, na ostrzu dłoni I że odejdzie, o boże nieobecny, że odejdzie ode mnie

i tak ryczałam aż mi zatkało nos.

Powiedział: wszystko będzie dobrze i przytulił mnie aż zasnęłam nad rozstąpioną między nami ziemią w oparach

trawionej firmowej wódeczki.

Następnego dnia sobie przemyślał i nic nie było dobrze. Powiedział, że nie może przestać. I jeśli życie ze mną nie

zawiera picia po pracy, to on jednak nie wyobraża sobie tego życia.

A

ja

myślałam,

że

nie

może

nie

wybrać

mnie.

Taka

byłam

go

pewna.

Się

okazało,

że

jednak

przegrałam

w zawodach z litrem czystej co wtorek. No głupia ja, mi się wydawało, że jestem warta trochę więcej, trzeba

przesłać złe wieści rodzinie, pod ten towar nic nie zastawiać.

92


I jeszcze myślałam, że mogę coś zrobić, żebym nie musiała dotrzymać słowa, że możemy poczekać, że jest jakieś

rozdroże,

na

którym

można

zbudować

dom

i

nigdy

nie

podążyć

strasznym

szlakiem

następstw

wypuszczenia

prawdy na głos.

Że możemy pójść do mądrzejszych od nas ludzi i oni nas poskładają w coś co przypomina przyszłość, że jeszcze nie,

że taka dobra miłość się nie może skończyć o coś tak głupiego, że jesteśmy od tego bardziej wyjątkowi, że ornament

naszych dusz wymknie się trywialnemu słowu alkoholik.

Ale nie było już nic do zrobienia.

Zabrałam swoje waciki i książkę, zapytał, czy chcę czekoladę na drogę, nie chciałam.

To już nic ode mnie nie chcesz? Zapytał i głos mu się złamał i znowu zaczęliśmy beczeć w papierowy ręcznik. Pokiwał

mi ręką i wychlipał: pa, i tak go widzę, jak stoi na wycieraczce, odczepiony od składu wagonik

Nie umarłam od tego i nie rozpadłam się na progu jego domu, dałam radę odejść.

Miesiąc później przestałam płakać.

Nie wróciłam do niego, jestem bezpieczna, dobrze sypiam.

Bez niego jest lepiej.

93


MAGDALENA WALUSIAK Jaśminy i bzy

Halo! Halo! Pani poczeka!

Widziała pani tamten krzak?

To jaśmin. Pani podejdzie,

ile tych kuleczek, prawda?

Pani kwiatom zdjęcia robiła, widziałam...

Każda taka kuleczka to kwiat,

będzie miał mnóstwo kwiecia

i pachniał na cały świat!

Sama sadziłam ten jaśmin

i tamten bez też sadziłam, pani popatrzy.

Jak go kupiłam, przywiozłam,

to był szlachetny ciemny lila bez,

a teraz tutaj, o, ciemny,

a na młodszych gałęziach jaśniejszy.

A przecież to jeden krzak!

Ja go sadziłam, i tamten:

i to jest dopiero zagadka!

Miał białe kwiaty.

Wyłącznie!

Minęło dwanaście lat

i białe na jednej gałęzi,

a reszta to lila kwiat.

Ogrodnik mówi, że zdziczał,

a może zdziwaczał, już nie wiem,

ludzie go łamią i rwą...

I nawet na nich nie krzyczę,

chociaż po co to rwać?

94


W wazonie ze trzy dni postoi,

a tutaj i dwa tygodnie

nawet wytrzyma.

A pani, widziałam, zdjęcia robiła?

To ja te bzy tu sadziłam,

i jarzębinkę. A to?

To drzewo sąsiad zasadził

i było takie jak my

wysokie, pani nie wierzy?

Jak zamieszkaliśmy tutaj,

będzie trzydzieści lat,

to były tu tylko topole,

nic więcej. A teraz o!

Jest przy tym bzie takie

drzewko nieduże,

15

lat temu mąż gdzieś je

znalazł

i przywiózł

takie malutkie,

zasadził, urosło,

trochę listkami kłuje.

Drzewo

ciągle tu

jest...

95


MAGDALENA WALUSIAK Szufladki

szufladki

szufladki

wciskają nas w szufladki

czy w swojej mieścisz się

człowieku lgiebete?

czy cały jesteś tam?

czy ktoś ci coś odrąbał?

tożsamość jeszcze masz?

czy tylko chusty rąbek?

szufladki

szufladki

wciskają nas w szufladki

katolu, jak ci tam

w szufladce nie dla dam

i nie dla wielkich panów

człowieku z gminu, chamie

wieśniaku zabobonny

co robisz pod tą kołdrą?

szufladki

szufladki

wciskają nas w szufladki

96


ty ciulu liberalny

co sączysz drinki z palmą

i w święty rynek wierzysz

na szczycie szklanej wieży

czy cały się zmieściłeś

w relacji ma i winien?

szufladki

szufladki

wciskają nas w szufladki

jak już nas dobrze upchną

uprzednio rozdzieliwszy

jak już nam w końcu wmówią

że tyle, o!, znaczymy

że tylko tyle zmieści

się w duszy nieskończonej

to będzie człowieczeństwa

mój twój to będzie koniec

szufladki

to po to są szufladki

97


MAGDALENA WALUSIAK Wybrzeże Helskie

Piły warkot i turkot betoniary

zagłuszyły tupot zielonych stóp.

Umykają boginki, umykają,

w klepsydrze łkanie odłupanych drzazg...

Dokąd biec? W górę rzeki?

W dół! Tylko w dół!

Wciągnąć konary w korzenie

nasiona korą otorbić

zasnąć i wrosnąć w podziemie

przeczekać, prześnić, przekroczyć

czas żmijowego plemienia

niech się wygryzie, zagryzie

doczekać ich zejścia w podziemia

niech beton się po nich osypie

ukruszy, by pędy zielone

rozsadzić mogły szczeliny.

Gdy oni osuną się w ziemię,

wyrosną drzewa za chwilę

a ich – korzeniami oplączą

i będą wkopywać najgłębiej

Bo drzewa spod ziemi wyrosną

A oni? Obrócą się w glebę!

I może właśnie dlatego

mszczą się zwycięzcy chwilowi

bezmyślnie piłując gałęzie

na których siedzą? Bo gnojem

staną się kiedyś dla drzewa?

98


Czy gnojem się czują już dzisiaj?

Brokatem lęki pudrują

mury budują, by przetrwać.

O Łado!

Ładu tu trzeba

w głowach, by przyjąć zechciały

że kiedyś będą żyć

w drzewach.

O Łado

łagodź

gładź głaszcz

nas i las

las z nas

lasznas

lassnasss

ćśśśśśśśśśśś...

99


WANIA ŁANIA polska i ja

wieczór wyborczy

a po nim noc trzyletnia

trzy lata ciemności

trzy lata burzy

trzy lata ostrego cienia mgły

dziś pierwszy raz od dawna zamknąłem okno

powiało chłodem

jest chłodna

kocham ją

nie rozumiem

polska i ja to toksyczny związek

chodzę od terapeuty do terapeuty

łykam kolejne tabletki

a to ona jest zmysłowo chora

trawi ją złośliwy nowotwór osobowości

zmieniającej się co cztery lata

co pięć lat zmienia twarz

polska i ja to toksyczny związek

trzyma mnie

emocjonalnie przykutego do polskiego kaloryfera

w tym kraju na skraju

na skraju obłędu

z marginesem błędu

dwa procent

syndrom sztokholmski powinien się nazywać warszawski

i czasem bywa tak

że chcę ją zabić

a ona chce zabić mnie

100


chcę ją zabić

ona chce zabić mnie

chcę ją zabić

ona chce zabić mnie

chcę się zabić

ona chce zabić się

ale nie uciekam

za granicą nikt nie zrozumie

uroków życia w kraju

gdzie górny śląsk jest na mapie niżej niż dolny

a ustrzyki dolne wyżej niż ustrzyki górne

w kraju stojącym na głowie

z nizinami na górze

z górami na dole

z nizinami na górze

z górami na dole

na górze

na dole

na górze

na dole

na górze

na dole

i na niedolę

i ja pierdolę

wisimy całe pokolenia głową w dół

bliżej nam do czarnego nietoperza niż do białego orła

całe życie turlamy się pod górkę

z dwoma lewymi rękoma przyszytymi po prawicy

państwo prawa bez lewa

durmne państwo polskie

obozy dwa polska be polska a

podział trwa

101


ciekawe czy w obliczu tych niezbitych dowodów

uniwersytet zaakceptuje mój temat licencjatu

położenie geolingwistyczne polski a spierdolenie polaków

102


WANIA ŁANIA rosa winkel

W A N I A

zapamiętajcie to imię

tak w razie czego

wyhaftujcie je na maseczkach

na jedwabnych chusteczkach do nosa

i wytrzyjcie nim sobie gębę

jeśli będzie akurat popyt

na imiona i historie

zaburzonych psychicznie pseudopatriotycznych pseudopoetów

chciałbym być zapamiętany jako poeta

choć może świat zapamięta moje imię

-

jako pseudonim lewackiego terrorysty samobójcy

albo pierwszej ofiary wojny domowej w polsce

a najpewniej to w ogóle

a moje zwłoki zgniją gdzieś w bezimiennym grobie

tłumaczę więzienne wiersze sarrionandii i płaczę

marzy mi się państwo polskie i wolność

myślę o margot i setkach innych

którym wywłoki wywlekają paragrafy

których wywlekają z domów nad ranem

dla nas dewiantów

są w końcu tylko dwie drogi

za granicę albo za kratki

pięćdziesiąt jeden i trzy setne procent polaków chce mojej śmierci

nie powiedzą tego wprost

niektórzy może nawet nie wiedzą

ale sprzedali moje życie za pięćset złotych

chujowy interes

każdy handlarz żywym towarem wziąłby więcej

103


boję się zasnąć

boję się zamknąć oczy

boję się mrugnąć

boję się że obudzę się w totalitarnym państwie

z różowym trójkątem wypalonym na czole

szyję już sobie z podartego prześcieradła

opaskę na ramię z tym rosa winkel

opatrzonym literą u jak ukrainisch

(na pozostałe nie starczyło miejsca)

próbuję zawczasu przyzwyczaić się

do brzmienia słów

mischling

(kundel) i schwul (pedał)

i do mdlącego intensywnego zapachu migdałów

szkoda że samospalenie tak boli

tego kogo ciało trawi ogień

i tak nie boli i nie wzrusza nikogo innego

może trzeba łyknąć dwa pudełka wenlafaksyny

i popić wódką sour

rzucić się z dwudziestego drugiego piętra ekonomika

powiesić na klamce na sznurówce od przemoczonych różowych trampek

albo pomalować nadgarstki na czerwono

z braku innych kolorów tęczy pod ręką

może rzucić się pod pociąg by zginąć tak jak się żyło

szybko i w ciągłej podróży

albo z mostu kontynuując warszawską tradycję

albo po prostu strzelić sobie w łeb

z legalnej broni czarnoprochowej

bezpieczniejszej niż jeden blant na siedmiu

bądźmy dobrymi obywatelami

pomóżmy rządowi pozbyć się problemu

dla nas dewiantów

104


są w końcu tylko dwie drogi

przez granicę albo przez komin

wojny i okupacje znam tylko z opowieści

z przebrzmiałych pieśni

ale historia toczy się błędnym kołem

teufelkreis diabelskim kołem młynem

mieli nas na pył

zaciska nam się na szyjach

pętlą czasoprzestrzenną

samozapętleniem zasad

i choć zawsze czułem

że nie jestem twórcą swojej nudnej epoki

nie chcę stać się poetą nowych ciekawych czasów

nowej wielkiej emigracji

matka przegląda oferty pracy w szpitalach w danii

przyjaciółka chce na magisterkę do niemiec

kumple uczą się francuskiego hiszpańskiego norweskiego

ja znam osiem języków obcych

ale w żadnym nie umiem

narzekać tak jak po polsku

105


WANIA ŁANIA e-SENSja

pisanie nie ma sensu bez długopisu

pióro ołówek pisak kredka maszyna do pisania komputer tabliczka woskowa kreda kamień

palec po piasku sok z cytryny i wykałaczka dusza stop

to długopis nie ma sensu bez pisania

może posłużyć co najwyżej

do zarysowania ostatniej strony zeszytu kolegi z ławki

fallusami swastykami

i innymi symbolami charakterystycznymi dla cywilizacji

które długopisu nigdy nie wynalazły

długopis nie ma sensu bez myślenia

może posłużyć co najwyżej

do podpissania się popissania się podpissania się popissania się

pod umowami ustawami

i każdą inną kartką papieru podłożonej pod ramię automatu do rysowania mandali

z mocą sprawczą większą niż pióro noblisty

pisanie nie ma sensu bez myślenia

może posłużyć co najwyżej

-

do stworzenia szkodliwego społecznie gniota bestselleru

gimnazjalnego fanfiku erotyku

i jeszcze gorszych i jeszcze bardziej szkodliwych i jeszcze bardziej bestsellerowych

bezcelowych obrazów kinowych

pokazujących że gwałt to fajny seks

bycie nie ma sensu bez myślenia

może posłużyć do najwyżej

do wydania na świat kolejnych miotów zepsutego gatunku

brajanków dżesiczek

ważne że z czterema kończynami nie ważne że nieszczęśliwych

powielających w nieskończoność schemat wielkopłytowy

106


bycie nie ma sensu bez tworzenia

może posłużyć co najwyżej

do wiecznej tułaczki w stronę słońca wschodzącego nad nieistniejących horyzontem

zdarzeń istnień

tworzeń myśleń pisań długopisów i wszystkiego tego co się wydarzyło wydarza wydarzy albo czego nigdy nie było

-

kiedy e SENSja zawsze była wewnątrz

pióro ołówek pisak kredka maszyna do pisania komputer tabliczka woskowa kreda kamień

palec po piasku sok z cytryny i wykałaczka dusza stop

107


OLGIERD WĄSOWICZ Leć!

Niesie cię nienawiść – skrzydlaty rydwan,

Ktoś cię właśnie cisnął w wielobarwny tłum.

Wredny łeb podnosi parszywa hydra!

Wróg – jak zawsze – knuje, czas odpór dać mu!

Może ktoś cię spyta o miotacza dłoń,

Czy chociaż zadrżała, nim oddała rzut.

Ty po krótkim locie napotkałeś skroń,

Która rozchyliła oścież kostnych wrót.

Leć, a po co, nie pytaj, nie twoja to rzecz!

Brakło tylko, by kamień swe zdanie miał mieć!

To ofiara jest winna! Krzyczałem wszak: precz!

Ma więc, o co prosiła! Nie wahaj się! Leć!

Płakałeś, choć ponoć nieczuły jest głaz.

Nie miałeś łez własnych, użyłeś więc tych,

Co skrzepły na czaszce już w czarny krwi ślad,

Zanim tłum się rozwiał niczym z racy dym...

Gdy strumień łez przyschnie, złożą cię na stos

I więcej nie spyta cię o nic już nikt.

Przeprosi fałszywie oficjela głos,

Niepotrzebne światło da kolejny znicz...

Leć, a po co, nie pytaj, nie twoja to rzecz!

Brakło tylko, by kamień swe zdanie miał mieć!

To ofiara jest winna! Krzyczałem wszak: precz!

Ma więc, o co prosiła! Nie wahaj się! Leć!

108


OLGIERD WĄSOWICZ Wali mnie to!

Wali mnie to! Prosto w serce!

Kiedy swoją nienawiścią

Paskudzicie wokół wszystko,

Wrzeszcząc: „To nie wasze miejsce!”

Wali mnie to! W głowę prosto!

Kiedy nam skręcacie sznurek

Lub stawiacie nas pod murem,

Broń kretynom dając ostrą!

Wali mnie to! Między oczy!

Kiedy nawet dobry człowiek,

Widząc w bliźnim siły wrogie,

Gotów jest zeń krwi utoczyć.

Wali mnie to! Jak cios w zęby!

Że tak łatwo nas upodlić,

Robiąc z uśmiechniętych oblicz

Gniewem wykrzywione gęby.

Wali mnie to! W splot słoneczny!

Aż ból ostry biało ścina,

Że się zmienia ta kraina

W jakby skansen średniowieczny.

Nim, rodaku, kamień ciśniesz

I dom wspólny nasz podpalisz,

Pomyśl: serio nas to wali,

Że się łódź aż tak kołysze?

Zważ: historii schlane koło

Tak zatoczyć się potrafi,

Tego, który w ruch je wprawił,

Także w końcu walnie! W czoło!

109


JAN WEŹSIĘUTOP 2020

Słowa, popiół wypełnia miasto, Warszawę

Trzeszczy piasek w szkle

Rzeka porywa brzeg

Psy przy stadionie pilnują

W porządku

Porządku

Prawdziwych Polaków

Wybiło źródło w szary beton

Rozpełzło w plagi

W pyskate pół

niemiodny rój

proroczy gnój

Słowa popiół unosi ponosi, Warszawę

Przejdę Miodową, lipcem w ul

110


JAN WEŹSIĘUTOP ** Słońce niechaj wschodzi wolne i cieszy wiatrem skrzydła ptaków.

Człowiek ma wolną wolę, zachwyt powiek i czułe skronie.

W rękach jest praca tląca się w ogień.

Czujność powagi i waga wag, ta czysta chwila.

Nad ziemią ten oddech rzek i echo drżących korytarzy.

Obmyje nas dotyk wiatru.

Naręcza barwnych zegarów pochylone w dźwięczne mosty.

Jesteśmy już światło ucieszone w kryształ.

Widzisz dziecko obudzone jak wschód, zapatrzone w dal.

Przyszłość wielkich słów w błonach ciszy.

Rodzi się w całość tego jednego pytania.

Czy warto było?

Ślady stygną od lawy.

111


JAN WEŹSIĘUTOP *** Czas to cierpliwa miłość

Mierzysz się ze wskazówkami

Życie to zdania pełne malutkich liter

Powietrza, powietrza zamiast pomiędzy!

Jesteś dzieckiem o pięknych oczach

Morze jest spokojne i niebo czyste

Czas to żarliwa miłość

Powtarzasz, powtarzasz i powielasz!

Jasność jest opadaniem pestki

Wilgoć ziemi w lekkość kwiatu

Jesteś słodką pamięcią pszczoły

Czas to bezdech miłości jak i

Wiatr podnosi liście i owoc róży

Zieleń pól i różowe drogi

Za rzeką wieża babel

Migoczą skrzydła czasu!

Czas to nie pewność

Ronisz parafinowe łzy

Życie to zdania pełne malutkich liter

Jesteś kroplą wody i kroplą krwi!

Niebo jest spokojne o źródło

Ta myśl opuchnięta od światła

Czas to miłość o wyrwanym sercu

Zabija nas tylko pewność

Jest szybsza od wiatru!

Jest to co kochamy

112


MIKOŁAJ WYSOCKI Urocza kawalerka

Utknąłem w paszczy wielkiego tygrysa. Co prawda na własną prośbę, ale zrozumcie, on tak szeroko rozwarł szczęki,

tak miło zaprosił tym wysuniętym jak czerwony dywan jęzorem, że po prostu nie dało się nie wejść. No to wszedłem

i zaraz potem zatrzasnęły się zębiska. Ale, że jak wspomniałem, tygrys był nieprzeciętnych rozmiarów, nic mi się nie

stało,

w

bo

sokach

podniebienie

wisiało

trawiennych,

lecz

ja

wysoko

śmierci

jak

sufit

pluję

w

kamienicy.

oko!

Naraz

Spiąłem

potok

mięśnie,

śliny

pchnął

chwyciłem

mnie

jedno

z

ku

pewnej

żeber,

śmierci

zawisłem

nad

cuchnącym garem, lecz nie spadłem w kąsające bąble kwasu.

Podyndałem tak chwilę na lepkiej kości i korzystając z okazji, że tygrys chwilowo niczego nie przełykał, wskoczyłem

zgrabnie do gardła. Kurczowo trzymając się śliskich ścianek, znalazłem spokojne miejsce, w którym nie groziło mi

nagłe porwanie przez zaślinione fale.

Nie znam się na anatomii tygrysa, więc jasno nie mogę określić, gdzie konkretnie się zatrzymałem. Tyle wiem, że na

wysokości gardła, kawałeczek za językiem. Był to całkiem przyjazny kąt. Mała wnęka, chyba drobna rana, dla

tygrysa zupełnie nieważna, dla mnie śmiertelnie istotna i wcale nie przesadzam, bo gdyby nie ona niechybnie

czekałaby mnie śmierć.

Kolejne dni przybrały wymiar pokracznej monotonii. Od pierwszego burczenia w brzuchu, po ostatni senny syk,

siedziałem na krawędzi pokoju i wyglądałem za zdobyczą, a różne to były kurioza pożerane przez wielkiego tygrysa

– przeważnie nadgryzione zwierzęta, z których kości i mięśni zrobiłem sobie mebelki – łóżko, kanapę oraz stolik –

skromne wyposażenie skromnej kawalerki skromnego kawalera.

Raz jeden pożarł tygrys owcę, i z jej wełny utkałem sobie pościel. Innym razem zapragnął zjeść lamę i już jej miękkie

futro, wyściełało podłogę mego mieszkania. Raz nawet skusił się na szyld kwiaciarni i w kilka minut później można

było do mnie słać paczki.

„Mikołaj Wysocki rana w paszczy wielkiego tygrysa, szyld kwiaty Agaty”

Co tu dużo mówić. Żyłem sobie jak pan. Pan na swoim i niczyim innym. A niby do niczego nie miałem dojść!

„O, jak się nie będziesz uczył, zostaniesz śmieciarzem, cegły kładł na budowie!”

Śmiechu warte!

113


Teraz jestem pan! Pan na swoim w paszczy tygrysa. Sam. Sam z własnej woli do niego wlazłem i sam się w nim

wygodnie urządziłem. Nikt mi nie pomagał, bo nikt nie musiał. Sam, sam jeden wszystko świetnie zorganizowałem

i bez niczyjej pomocy, bez niczyjego wkładu, bez studiów, bez sponsorów, bez wzorów skróconego mnożenia,

urządziłem się w paszczy tygrysa do końca szczęśliwego życia.

Albo

chociaż

do

momentu

gdy

tygrys

najadł

się

trawy

i

zwymiotował

mnie

wraz

z

łóżkiem,

krzesłem

stołem

i dywanem. A potem mnie zjadł, tylko tym razem dokładnie. Pogryzł, przeżuł, przemielił na kłach, połknął i wrzucił

do kwaśnego gara, strawił i wydalił.

114


NATALIA ŻUK Gdybyś

Gdybyś był taki, jak Cię piszą,

byłbyś jak zawzięty staruszek,

ciągle wyglądający przez okno.

Miałbyś grubą księgę z rubrykami,

gdzie zaznaczałbyś wszystkie zaobserwowane

przewiny,

a tych rubryk byłaby nieskończoność

i lista nazwisk też nieskończona.

Przy niektórych pozycjach

w tym tytanicznym woluminie,

byłyby adnotacje.

Różne stare przepisy, immunitety i również plusy:

O, ten dla mnie donosi,

a ten bardzo stara mi się przypodobać.

Ale tak naprawdę,

wszystkich nienawidziłbyś tak samo.

Nie gorącą, gwałtowną nienawiścią,

ale codziennym, zirytowanym znużeniem.

Dlatego liczyłbyś uczynki

ze skrupulatnością księgowego

i zsyłał odpowiednie plagi:

(I tu należy wymienić ogień z nieba, potopy, pożary,

zarazy, żaby i inne stworzenia w dużej ilości,

bomby atomowe, eksperymenty genetyczne, skażenie środowiska),

bez żalu, ale ze złośliwą satysfakcją.

115


Tylko, że potem, gdyby jednak powodów do plag

zabrakło,

czułbyś się pusty i wypalony.

I niemiałbyś z kim porozmawiać,

bo wszyscy sąsiedzi by Cię unikali,

a dzieci chowałyby się przed Tobą.

I myślałbyś czasem nawet,

żeby ze sobą nie skończyć,

ze sznurem już szedłbyś po schodkach na strych,

ale zawsze przypominałoby Ci się,

że masz jednak lepiej niż ktoś właśnie palony na stosie

I miałbyś motywację do dalszych obserwacji

I wracałbyś do okna i liczenia grzesznych słupków.

I uśmiechałbyś się krzywo,

a Twoje mieszkanie z każdym oddechem

bardziej cuchnęłoby stęchłymi zwojami

i nigdy nieścieranym kurzem…

Gdybyś był taki, jak Cię piszą.

116


NATALIA ŻUK +++

Nie nauczono mnie sztuki rezygnowania.

Szklanka nie pełna, nie pusta, lecz obie naraz.

Pokazują mi kolorowe obrazki.

Żeby mieć je wszystkie, muszę mieć plany.

Gdy coś mi zamiesza

w planach, jest tylko chaos.

Świat się rozpada.

A przecież gdy się stałam,

już zrezygnowałam.

117


NATALIA ŻUK Rozmyślania w niedzielny poranek w Pecsu

Bezdomność,

kolejne miejsce, kolejne łóżko,

nie moje.

Wszyscy mili, obojętni.

Uprzejma, obcojęzyczna gadka.

Wspólnota piwa i tańca,

Znasz moje imię, ale nie chcesz znać mnie.

Nasze umysły chaotyczne

jak wszechświat bez osi.

Czasem kapelusz, czasem jakaś fraza,

Czasem kształtna kobieca pupa

urasta do rozmiarów Słońca

i znika.

„…Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy…” Bez ducha.

Cierpisz?

Mam gdzieś twoje cierpienie.

Ja też cierpię.

Spotkajmy się i rozmińmy.

Idąc ulicą mijam bar,

zaglądam…

Nie moje miejsce.

Starzy ludzie nad szklankami.

Kościół, stamtąd dochodzi muzyka,

nie moje miejsce:

Wszystkie twarze nieznajome

i język modlitwy nie ten.

Więc idę dalej.

118



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.