jesień 2021
FOT. KEYSTONE PHOTOGRAPHER, DOMENA PUBLICZNA, WIKIMEDIA COMMONS
historia
Żołnierz 1. Dywizji Pancernej witany owacyjnie w Bredzie w 1944 r. po wyzwoleniu
Artykuł został napisany na podstawie: Eustachy Jaroszenko, relacja nagrana przez Jarosława Pałkę w 2010 roku w Warszawie, sygn. AHM_1745, Archiwum Historii Mówionej Domu Spotkań z Historią i Ośrodka KARTA. https://audiohistoria.pl/ nagranie/3136-ahm_1745 https://relacjebiograficzne. pl/audio/150-eustachyjaroszenko
chętnie się przesiadła. Jaroszenko po odbyciu kilku kursów zdobył wszelkie możliwe prawa jazdy. Szczególnie dobrze prowadził motocykl. W ten sposób więc trafił do plutonu reprezentacyjnego dywizji, który odgrywał rolę eskorty honorowej dla osób odwiedzających jednostkę. Byli wśród nich i królowa angielska Elżbieta (1900– –2002), i brytyjski marszałek Bernard Montgomery (1887–1976), ale największa przygoda spotkała Jaroszenkę, gdy dywizję zaszczycił generał Dwight Eisenhower (1890–1969), późniejszy prezydent Stanów Zjednoczonych. Było to w szkockich górach, gdzie droga wiła się licznymi serpentynami. Wraz z drugim ułanem chcieli ustalić, z jaką prędkością będzie się przemieszczał konwój. Kierowcą samochodu okazała się młoda atrakcyjna kobieta, która powiedziała, że to nie jej „ból głowy”, gdyż oni – motocykliści mają dwa koła, a ona cztery. Nasi ułani postanowili dać jej nauczkę. Ustalili między sobą prędkość na 60 mil/godz., czyli około 90 km/godz. I tak ruszyli, jadąc ramię w ramię. Odległość pomiędzy kierownicami motocykli wynosiła 1 m. Gnali na złamanie karku, nie oglądając się za siebie, aż iskry szły z rur wydechowych na zakrętach. Wreszcie szczęśliwie dojechali. Pani kierująca pojazdem Eisenhowera na koniec podeszła do nich i przeprosiła za niestosowne zachowanie. Powiedziała, że strasznie się o nich bała, widząc, jak pędzą. A swoją drogą też pokazała, że potrafi prowadzić auto. Przygoda z plutonem reprezentacyjnym 1. Dywizji Pancernej skończyła się w momencie lądowania aliantów w Normandii w czerwcu 1944 r. Pluton z reprezentacyjnego stał się jednym z wielu oddziałów kierujących ruchem pojazdów wojskowych. Któregoś dnia Jaroszenko i pewien Ślązak biegle mówiący po niemiecku jechali na swych stalowych rumkach, gdy niespodziewa-
nie zauważyli ładną dziewczynę dającą im znaki, by się zatrzymali. Tego nie trzeba było im powtarzać. Dziewczę powiedziało (Jaroszenko wyniósł znajomość francuskiego jeszcze z białostockiego gimnazjum, które ukończył przed wojną), że mieszka w pobliskiej leśniczówce, w której wciąż przebywa kilkudziesięciu Niemców. Ułani podjechali cichutko pod zabudowania i Ślązak, tak jak mu polecił Jaroszenko, poinformował żołnierzy Wehrmachtu, że są otoczeni, ale żeby nie doszło do masakry, niech grzecznie złożą broń i zbiorą się w dwuszeregu, co też Niemcy zaraz zrobili. Po chwili padł kolejny rozkaz „wmaszerowania” do stodoły, co również jeńcy uczynili. W końcu drzwi stodoły zamknęły się za nimi. Na straży stanął jakiś Francuz uzbrojony w zdobyczną broń niemiecką, a nasi ułani szybko powrócili na drogę, gdzie napotkali spory polski oddział, który szybko skierowali do leśniczówki. W tym momencie Niemcy rzeczywiście zostali otoczeni i do końca chyba nie wiedzieli, że do niewoli wzięło ich zaledwie dwóch ułanów. Największa przygoda spotkała Jaroszenkę już w holenderskiej Bredzie. Wjechał do miasta na motocyklu, ale ze zdziwieniem zauważył, że nikt z mieszkańców go nie wita. Było wręcz przeciwnie – wszyscy zachowywali się na jego widok raczej powściągliwie. W pewnym momencie dostrzegł koszary i Niemca stojącego na warcie. Niewiele myśląc, wjechał do koszar i ze zdumieniem stwierdził, że wszędzie są żołnierze niemieccy. Breda pozostawała wciąż niezdobyta. Zrobił szybko kółko na placu koszarowym i czym prędzej opuścił miasto. Służył wtedy w 24. pułku ułanów wchodzących w skład dywizji Maczka. Po zdobyciu Bredy przez aliantów najlepszych pancerniaków, wśród nich oczywiście Jaroszenkę, wysłano na trzymiesięczny kurs podchorążych wojsk pancernych do Wielkiej Brytanii. W rezultacie praktycznie nie uczestniczył on w walkach w Niemczech. Końcowe strzelanie z czołgu na kursie w Anglii poszło mu znakomicie – mając do dyspozycji trzy pociski, już pierwszym trafił w sam środek tarczy. Jaroszenko dokonał ostatniej wielkiej „szarży”, pisząc list do prezydenta Bolesława Bieruta (1892–1956), w którym poprosił o wydanie paszportu na wyjazd z kraju. Argumentował, że Polska Misja Wojskowa w Niemczech przekonywała go, że po powrocie do Polski z Zachodu nie spotkają go żadne przykrości, a stało się inaczej, gdyż w 1948 r. został skreślony z listy studentów SGH. „Szarża” zakończyła się sukcesem i Jaroszenko został ponownie przyjęty na studia w naszej uczelni. W roku 1956 Szkoła Główna Planowania i Statystyki w Warszawie wydała mu dyplom ukończenia studiów. dr PAWEŁ TANEWSKI, starszy kustosz dyplomowany,
Biblioteka SGH