1
#
! łotem ar jek m ro u ym p onow sm z pi aja o ac h wr c po za cy CTwór
WRONG TURN 2: DEAD END KILLER KLOWNS FROM OUTER SPACE JAKUB MAŁECKI - BŁĘDY EVIL ED I AM LEGEND GRAHAM MASTERTON - KOSTNICA OUTPOST MORTUARY
Ostrzegamy: ten wstępniak będzie wyjątkowo długi, bo mamy dużo do powiedzenia!
Grafika, skład, łamanie: Tizzastre Bizzalini
redaktorzy
Korekta: Wojciech Lulek
Nie sposób nie rozpocząć od śp. „Czachopisma”. Jak już wszyscy zapewne wiecie, magazyn padł z powodu niegospodarności wydawcy. PressKontakt zrezygnował z wydawania pisma, nie wywiązując się ze zobowiązań względem redakcji, grafików, prenumeratorów i firm, z którymi zawarto umowy patronackie. Przez pół roku zastanawialiśmy się, co począć dalej. Ostatecznie postanowiliśmy przestać czekać na cud, sprzedaż tytułu czy inny farmazon. Postanowiliśmy stworzyć coś nowego i definitywnie zamknąć rozdział „Czachy”. Teraz tylko i wyłącznie my odpowiadamy za kształt naszego płodu, tłumaczymy się od tej pory jedynie z naszych własnych poczynań i nie świecimy oczami za potknięcia drukarni czy wydawcy. Oddajemy w Wasze ręce pierwszy numer „Grabarza Polskiego” - gazety niecodziennej. Założenie jest proste: „Grabarz” to darmowy magazyn dostępny w każdym miejscu na świecie dla każdego, kto umie korzystać z Internetu. Jak już wiecie, magazyn będzie można pobierać w pliku PDF. Zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to dość niekonwencjonalne rozwiązanie, ale dzięki wynikającej z tego łatwej dystrybucji zawsze będziemy na czasie. Nie będzie to portal z newsami ani z recenzjami każdego pojawiającego się tytułu. Postanowiliśmy skupić się tylko na rzeczach wartych zrecenzowania takich, które są wystarczająco dobre, aby się nad nimi pochylić, albo tak złe, by przed nimi ostrzec. W „Grabarzu” skupimy się głównie na kinie zapomnianym ale ciekawym. W miarę możliwości będziemy starać się stronić od mainstreamu i skupiać na tym, co w gatunku dobre. Nie będziemy się zresztą ograniczali wyłącznie do horroru - interesuje nas kino dziwne, niepokojące, biorące się za bary z podświadomością. Numer 1 to zaledwie skromna prezentacja możliwości „Grabarza” - w następnych wydaniach możecie się spodziewać wywiadów z reżyserami, aktorami i pisarzami, a także licznych przekrojowych artykułów, relacji z ciekawych imprez oraz recenzji gier i soundtracków filmowych. Planowo „Grabarz” będzie się ukazywać 2 razy w miesiącu, na początku i w połowie każdego miesiąca... oczywiście w miarę możliwości redakcji - nie jest to nasze jedyne zajęcie. Tak więc grafik wydawniczy może się zmienić w wyjątkowych sytuacjach (np. urlopy, święta, zdarzenia losowe). Dołożymy jednak wszelkich starań, aby wychodzić terminowo. Grabarz jest zajęciem niedochodowym. Mamy niedosyt po „komercyjnej” próbie z „Czachopismem” i chcemy po sobie zostawić coś więcej. Sztuka dla sztuki. Wszystkich chętnych do współtworzenia pisma zapraszamy do przesyłania nam swoich prac. Chcemy stworzyć dział autorski, w którym będziemy publikować nadesłane prace, zdjęcia, grafiki, teksty. Kształt pisma będzie zależał również od Was. W sprawie tekstów piszcie pod adres bartek@grabarz.net, a w sprawie zdjęć i grafik do publikacji - pod adres wojtek@grabarz.net. Nauczeni dużą ilością maili otrzymywanych w „Czachopiśmie”, musimy od razu zapowiedzieć, że odpisywać będziemy tylko na wybrane listy. Uprzejmie prosimy o nie poganianie nas - jeśli mamy komuś odpowiedzieć, to z pewnością to zrobimy. Teraz kilka spraw technicznych. Jesteśmy dostępni pod domeną www.grabarz.net. Niebawem przejmiemy całe ex-forum „Czachopisma” i przerobimy je pod nasze potrzeby. Userzy nie zostaną skasowani. Przerobimy wygląd oraz strukturę forum, zachowując wszystkie wątki, nawet te dotyczące gazety papierowej - w końcu to też część naszej historii. Do czasu wygaśnięcia domeny będziemy dostępni pod adresem www.czachopismo.pl. Pracujemy też nad osobną stroną internetową „Grabarza”. W pełnej funkcjonalności ruszy ona jeszcze tej jesieni. O wszelkich nowinkach będziemy informować przez forum i mailing.
WRONG TURN 2 DROGA BEZ POWROTU 2 USA/Kanada 2007 Dystrybucja: Imperial CinePix Reżyseria: Joe Lynch Obsada: Henry Rollins Wayne Robson Daniella Alonso Ken Kirzinger
X X
Text: Kamil „Skolmon” Skolimowski
X X X
4
ne nominacje do opuszczenia nie tylko programu, ale i ziemskiego padołu.
Dale Murphy, były komandos i prawdziwy Rambo z megajajami, organizuje autorskie reality show o jakże znamiennym tytule „Ultimate Survivalist: The Apocalypse”. Sześciu graczy, dzika leśna głusza, pięć dni obcowania z bezlitosną naturą. Każdy pojedynczy uczestnik pragnie przeżyć przygodę życia i poczuć niesłabnący galop dreszczy po plecach. Nie zawiodą się. Jak się łatwo domyślić, całkiem spora, radosna i przede wszystkim bez przerwy głodna rodzinka zdeformowanych przyjemniaczków przywita w swoim lesie ekipę reality show w iście bombowym stylu. Ledwo program się rozpocznie, a już pierwsi bohaterowie zasiądą na swoistych gorących krzesłach i otrzymają od mutantów śmiertel-
Fabuła jest prosta i bazuje na ogranych schematach. Aktorzy grają, jakby chcieli, a nie mogli. Muzyka jest co najmniej tak dramatyczna jak towarzysząca wypadkowi Rysia w „Klanie”. Krew tryska na wszystkie strony świata, nie brak też masakrycznego barbecue. Do potencjalnego odstrzału mamy tak oryginalnych bohaterów jak seksowna i wiecznie niezaspokojona seksualnie kocica, zadzior-
Jakieś pięć lat temu młody niemiecki reżyser Rob Schmidt filmem „Droga bez powrotu” przewietrzył współczesny survival horror. Film umiejętnie czerpał garściami z takich klasyków kina grozy jak „Wzgórza mają oczy” Wesa Cravena czy „Teksańska masakra piłą mechaniczną” Tobe’a Hoopera. Jak w świetle tego sukcesu prezentuje się „Droga bez powrotu 2”? na i wojownicza pani komandos, uparta Cravena: trupów jest więcej niż w pierwi zamknięta w sobie artystka czy pajaco- szej części; teraz każdy może zginąć waty podrywacz. (nawet gdy jest dziewicą); zawsze należy sprawdzić, czy zabity morderca na Ale... czy od tego typu filmidła trze- pewno kopnął w kalendarz... ba oczekiwać czegoś więcej? Leśna siekanka rządzi się swoimi prawami i właściwie jedyne, co tutaj się liczy, to poprzeczka realizacyjna, czyli dopracowane efekty, charakteryzacja i sceny mordów. Tempo nie zwalnia ani na sekundę, rzeź przybiera na sile, a każde kolejne morderstwo jest coraz brutalniejsze i bardziej groteskowe. Specjaliści od efektów odwalili tu kawał dobrej roboty (minus pierwsza scena mordu, podczas której dowiadujemy się, że w ludzkim ciele - oprócz trzewi - nie ma ani kropli PS: Jako ciekawostkę dodajmy fakt, krwi). A całość idealnie wpasowała się że ojca wesołej rodzinki kanibali zagrał w sequelowe zasady Randy’ego Meek- kilkukrotny odtwórca roli Jasona Voorhesa ze słynnej już trylogii „Krzyku” Wesa esa - Ken Kirzinger.
5
KILLER KLOWNS FROM OUTER SPACE KLAUNI – MORDERCY Z KOSMOSU USA 1988 Dystrybucja: Brak Reżyseria: Stephen Chiodo Obsada: Grant Cramer Suzanne Snyder John Allen Nelson John Vernon
X X X X
Text: Maciej Muszalski
X
Mike i Debbie spędzają wieczór pod gwiazdami (z niewiadomych przyczyn ich randka odbywa się na pontonie w bagażniku samochodu). Wtem coś spada z nieba, a młodzi postanawiają sprawdzić, co to takiego. Okazuje się, że jest to cyrkowy namiot pełen sporej wielkości klaunów, którzy strzelają samoprzylepnym popcornem, zamykają ludzi w łaciatych balonach lub owijają w kokony z waty cukrowej. A jednak film jest naprawdę zabawnym pastiszem amerykańskich monster movies z lat 50. Brak suspensu rekompensują takie kwiatki jak znudzony wyraz twarzy dziewczyny na widok wielkiego
Warto na początku zastrzec, że napięcia „Klauni” w zasadzie nie oferują i przestraszyć się ich mogą najwyżej małe dzieci. Krwawych efektów też w nim prawie nie ma (ot, urwana ręka czy głowa).
6
klauna mierzącego do niej z pistoletu, animowany popcorn, klaun czyhający na dziewczynkę z młotkiem za plecami czy inny - wyskakujący z muszli klozetowej. Aktorzy z pełnym przekonaniem wygłaszają kwestie w rodzaju: „Nie czas teraz na sprzedawanie lodów - tam są klauni i zabijają ludzi!”. Jedyna rozpoznawalna twarz w filmie - weteran kina wojennego John Vernon - wydaje się całkiem dobrze bawić w roli policjanta Mooneya, Mike’a). Jednak moim zdaniem właśnie który jako jedyny w mieście nie wierzy ekranowa taniość, tandeta i bzdurność w inwazję klaunów. stanowią siłę tego filmu. Wielbiciele kina klasy B powinni też docenić pomysłowość twórców (klauni często na przeróżne sposoby zabawiają swe ofiary... zanim je zjedzą) i dziwaczny klimat tego dzieła. Jednak ci, którzy intencjonalnego kiczu w kinie nie trawią, mogą od mojej oceny odjąć trzy punkty. „Klauni” ukazali się kiedyś w Polsce na kasetach VHS w dystrybucji Neptun Video Center. Być może warto poszukać tej wersji i posłuchać jak Mooney głosem Tomasza Knapika wykrzykuje: „Chodź no tu, ty szmato z czerwonym kulfonem w miejscu nosa!” Na koniec praktyczna wskazówka: klauna z kosmosu można pokonać tylko w jeden sposób. Strzałem w nos.
Puryści gatunkowi będą narzekać, że film „Killer Klowns from Outer Space” nie jest ani typowym horrorem, ani typową komedią. Niektórym może też przeszkadzać chałupnicza scenografia i wszechobecny duch lat 80. (vide sweter
7
-------------------------------------- Ocena: 5/6 Wydawca: Red Horse 2008 Ilość stron: 295
Może mam nie po kolei w głorektyczki, z czasem zyskują wie, ale lubię książki pisane głębi i prawdziwie ludzkich z potrzeby serca. A na takie cech. Każąc im przeciwstaokreślenie z pewnością zasłuwiać się złu, autor pakuje bieguje debiutancka powieść Jadaków w sytuacje koszmarne, kuba Małeckiego. Już sam jej ba, wręcz makabryczne, takie tytuł, nieco enigmatyczny, ale z których wydawałoby się nie zarazem intrygujący, sugeruje, ma wyjścia, przebijające przez że będziemy mieli do czyniestronice powieści okrucieństwo nia z pozycją co najmniej nietuzinkową. umiejętnie równoważąc jednak sporą Tak też jest w istocie. dawką groteski i humoru. Poznański autor poważył się na coś, do czego potrzeba sporej odwagi; zmierzył się bowiem z „Mistrzem i Małgorzatą”. Dziełem równie genialnym, co obrosłym legendą. I… tak, tak, proszę państwa! – wyszedł z tej próby obronną ręką. Bazując na zaczerpniętych z powieści Bułhakowa diabolicznych wątkach, stworzył coś, co ma urok zbliżony do pierwowzoru, zajmującą fabułę, a nadto w niebanalny sposób diagnozuje kondycję narodu, którego spora, choć niekoniecznie większa część zamieszkuje tereny pomiędzy Odrą a Bugiem. Tak jak u Bułhakowa mieliśmy Wolanda i jego świtę, tak w „Błędach” stajemy oko w oko z Dziadkiem i całą zgrają służących mu stworów. Biada tym, którzy popełnią błąd, opowiadając się po niewłaściwej stronie! Tu ceną za pomyłkę jest swego rodzaju… transfer. Zaręczam jednak, że w drużynie Dziadka nie chciałby grać żaden z was!
Text: Kazimierz Kyrcz Jr
JAKUB MAŁECKI - Błędy
Penetrując mroczne zakamarki dusz naszych pobratymców Małecki nie zapomina o tym co na zewnątrz. Obserwujemy więc ferujące wyroki media, nurzających się w beznadziei blokersów i ich bezsilnych wobec wymagań współczesności rodziców. Nie brak też odniesień do polityki. Mówi się więc zarówno o sejmie, jak i o osławionym ministrze Dobro. Włączenie tego typu elementów mogłoby drażnić, ale tak się nie dzieje. Użyto ich bowiem z umiarem i wartym odnotowania wyczuciem. Naprawdę trudno tu znaleźć cokolwiek, do czego można by się przyczepić. Prawdopodobnie duża w tym zasługa odpowiadającego za redakcję książki Łukasza Orbitowskiego, nie zmienia to jednak faktu, że efekt końcowy jest bardziej niż zadowalający
Jedynym elementem książki, który nie przypadł mi do gustu, jest jej zakończenie. Moim zdaniem nieco zbyt moralizatorskie, zbyt dosłownie odwołujące się do biblijnej idei odkupienia. Jak Małecki, wzorem Mistrza, portretuje by jednak na „Błędy” nie spojrzeć, są swych bohaterów z godną pozazdrosz- one powieścią ze wszech miar udaną. czenia wprawą. Nawet osobnicy, którzy Oby tak dalej! z pozoru wydają się płascy jak biust ano-
9
EVIL ED EVIL ED Szwecja 1997 Dystrybucja: Brak Reżyseria: Anders Jacobsson Obsada: Johan Rudebeck Per Löfberg Olof Rhodin Camela Leierth
X X X
Text: Maciej Muszalski
X X
„Evil Ed” jest mieszanką splattera i komedii. Główny bohater, Edward, to cenzor filmowy, który (zawsze w białym fartuchu i gumowych rękawiczkach) wycina nieobyczajne dialogi z bergmanopodobnych dramatów. Pewnego dnia zwalnia się posada w firmie produkującej paskudne kino grozy (m.in. serię Luźne kończyny, której autorzy nie cofają się nawet przed ukazaniem seksu z bobrem). Poprzedni cenzor z nadmiaru ekranowej przemocy oszalał i rozerwał się granatem, więc Edward - choć niechętnie - zajmuje jego miejsce. Szef, Sam Campbell, wysyła go do odosobnionego domu. Stopniowo praca cenzora staje się obsesją
Eda. Mężczyzna słyszy głosy, w piwnicy odkrywa Szatana, a w lodówce - niekulturalnego gremlina. Pod wpływem ekranowych okropieństw początkowo ułożony Edward zamienia się w Złego Eda i sam zaczyna zabijać. Język angielski pozwala sparodiować liczne klisze z amerykańskich filmów klasy B - mamy tu porucznika SWAT
Szwedzi raczej nie przesadzają z ilością produkowanych filmów grozy, dlatego horrory z tego kraju witam zazwyczaj z ciekawością. Niestety, równie często żegnam je już ze znużeniem, dlatego Evil Ed wart jest wzmianki jako wyjątek. Ze zidentyfikowaniem tej pozycji jako film szwedzki mogą być jednak pewne problemy, bo wszyscy mówią tu po angielsku.
10
z przyklejonym do wargi cygarem, który wszystko, co widzi, kwituje optymistycznymi uwagami („Ładny krawat”, „Ładne drzwi”), a sam Ed po przemianie zachowuje się jak typowy „zły” - śmieje się diabolicznie czy wypowiada kwestie w rodzaju: „Juhuu, idę po ciebie!”. Na wypadek, gdyby ktoś nie złapał aluzji zawartej w tytule i nazwisku szefa, autorzy umieścili w jego gabinecie plakat z „Evil Dead 2”. Nie brakuje też nawiązań do innych horrorów. Od strony technicznej film jest zrealizowany poprawnie, posunięta do ekstremum przemoc odpowiednio cieszy, jednak efekt psują nieco kiepsko wykonane postsynchrony. Ci, którzy filmy gore oglądają od jatki do jatki, mogą się nieco zawieść. Przez dość długi czas twórcy - miast raczyć widza wątpiami i posoką - oferują studium szaleństwa. Ponadto nadmiar dość nachalnych odwołań sprawia, że film chwi-
lami wydaje się „dośmieszany” na siłę. Jednak choć nie uważam go za pozycję obowiązkową, przyznaję, że zawiera on dość świeży pomysł, kilka autentycznie zabawnych scen i chwile, gdy robi się bardzo krwawo. Jeżeli mielibyście obejrzeć tylko jeden horror ze Szwecji, spokojnie możecie wybrać właśnie „Evil Eda”.
11
I AM LEGEND JESTEM LEGENDĄ USA 2007 Dystrybucja: Warner Bros Reżyseria: Francis Lawrence Obsada: Will Smith Alice Braga Charlie Tahan Salli Richardson
X X X X
Text: Mariusz „Orzeł” Wojteczek
X
12
W filmie Lawrence’a Will Smith gra Roberta Neville’a, jedynego ocalałego człowieka na Ziemi, próbującego odnaleźć lekarstwo na tajemniczego wirusa, który zamienił ludzi w potwory. A potwory te mają za jedyny cel dopaść głównego bohatera. Twórcy filmu to towarzystwo
doborowe, choć nie bardzo związane z horrorem. Tylko reżyser Francis Lawrence ma na koncie projekt z tego gatunku - mianowicie „Constantine” (2005). Autorzy scenariusza - Akiva Goldsman i Mark Protosevich - nie zajmowali się dotychczas pracą przy horrorze, choć obydwaj mieli do czynienia z fantastyką. Miało to chyba dość znaczący wpływ na scenariusz, w którym brak elementów tak częstych w horrorze amerykańskim. Nie ma zatem krwi, brak brutalności, a potwory nie są znów tak potworne nic im nie odpada, nie sączy się z nich krew ani inne ropopodobne substancje. Scenarzyści poradzili sobie z tematem nie popadając w przesadne skrajności, co w połączeniu z niezłą reżyserią dało w efekcie film nietuzinkowy - potrafiący przemówić do szerokiej grupy odbiorców. Ważne, że „Jestem legendą”
„Jestem legendą” to najnowsza, trzecia już z kolei ekranizacja świetnej powieści Richarda Mathesona - amerykańskiego pisarza i scenarzysty, znanego choćby z takich filmów jak „Szczęki 3” (1983), „Kroniki marsjańskie” (1980) czy „Zagłada domu Usherów” (1960). Dwie pierwsze ekranizacje „Jestem legendą” to filmy „The Last Man on Earth” (1964) z Vincentem Price’em oraz „The Omega Man” (1971) z Charltonem Hestonem. Historia ta miała być także inspiracją dla George’a A. Romero do nakręcenia legendarnej „Nocy żywych trupów” w 1968 roku. zrywa z pewną konwencją - nie jest to na pewno kolejna „Piła” czy nowy klon „Wzgórza mają oczy”, które epatowały okrucieństwem i napawały bardziej obrzydzeniem niż grozą.
wszystko, co posiadał, i zostawiono go na pastwę własnych emocji, własnych lęków i cierpień. A czy nie jest przerażające to, że taki właśnie los - w epoce manipulacji genetycznej i bioterroryzmu - może czekać nas, mieszkańców Zie„Jestem legendą” nie jest jednak arcy- mi? dziełem. Nie brak w nim tanich chwytów, pewnych niedociągnięć fabularnych i melodramatycznych zagrywek. Ale jest to też film ciekawy, uderzający w pewne socjologiczne nuty, co powoduje, że możemy - choćby po części - utożsamić się z bohaterem, razem z nim odczuwać samotność, lęk, osaczenie. Bo jest to tak naprawdę film o samotności. O człowieku, któremu nagle odebrano
13
Ocena: 5/6 -------------------------------------a Wydawca: Amber l99l
Tłumaczenie: Elżbieta Krajewsk
Ilość stron: 223
O „Kostnicy” mówi się, że jest Mężczyzna ten stwierdza najedną z wizytówek Grahama gle, że jego dom ma również Mastertona. To właśnie za tę problem – nie są to jednak grypowieść autor dostał wyróżniezonie albo insekty. Staruszek nia literackie, podobnie jak za twierdzi że jego dom… od„Tengu”. A jaki jest punkt widzedycha. Po wstępnym okresie nia zwykłego czytelnika? Otóż negacji, który przecież musi moim zdaniem, przed przenadejść u każdego głównego czytaniem „Kostnicy”, trzeba bohatera horrorów Mastertonajpierw przeczytać kilkadziesiąt innych na, John postanawia odwiedzić dom współczesnych horrorów, aby w pełni starszego pana i na własne oczy i uszy docenić jej piękno. przekonać się że coś jest nie tak. W starym domu odradza się jeden z najpotężKtoś kto zacznie swoją przygodę z hor- niejszych demonów indiańskich, a robi to rorem od tej książki – poczuje niedosyt. w sposób, który dla czytelnika z pewnoKtoś kto do niej wróci po latach – po- ścią wyda się co najmniej zaskakujący. dziękuje za nią Mastertonowi. Czemu? Bo „Kostnica” to jedna z tych powieści Aby przeżyć, John będzie musiał skorzyo których śmiało można powiedzieć, że stać z pomocy swojej byłej dziewczyny reprezentuje prawdziwy horrorowy „old- – oczywiście interesującej się okultyschool” fabularny, za którym przecież zmem pracownicy księgarni, dzielnego wszyscy tęsknimy, czytając niektóre co lekarza, a także indiańskiego szamana bardziej pokręcone powieści stojące – potężnego, ale łudząco podobnego do w dniu dzisiejszym w księgarni na półce Śpiewającej Skały z serii „Manitou”. z napisem „horror”. Autor świetnie porusza się w sferze leJohn Hyatt to przeciętny facet - znudzo- gend i mitów czerwonoskórych. Oprócz ny, niepozorny, przejawiający objawy omawianej powieści, do tematu tego napoczucia humoru pracownik wydziału wiązywał między innymi w „Manitou” czy sanitarno-epidemiologicznego w San drugiej części serii „Rook” – „Kły i paFrancisco. Największym jego dotych- zury”. Śmiało można stwierdzić, że Maczasowym problemem były kobiety, sterton i Indianie to recepta na sukces. a w zasadzie ich brak, a także szczury A sukcesem tej powieści jest jej magia, albo robaki zamieszkujące domostwa siła przyciągania i treść, która zaspokaja Amerykanów. Tym właśnie zajmował nasze żądze dobrego, ramowego horsię John. Pewnego dnia jego biuro od- roru. Tak jak wolimy kino grozy z lat 70. wiedza starszy mężczyzna, który ma na i 80., tak wolimy też „wczesnego” Mazawsze zmienić życie Johna… stertona z jego „Kostnicą”.
Text: Piotr Pocztarek
GRAHAM MASTERTON - Kostnica (Charnel House)
15
OUTPOST EKSPERYMENT SS Wielka Brytania 2008 Dystrybucja: Vision Reżyseria: Steve Barker Obsada: Ray Stevenson Julian Wadham Richard Brake Paul Blair
X X X
Text: Bartłomiej Paszylk
X X
16
bo choć zaczyna się leniwie, to wkrótce nabiera tempa, a makabryczne ekranowe wydarzenia przyspieszają puls zarówno filmowych żołnierzy, jak i tych, którzy odważyli się na seans. Oczywiście, efekt takich działań nie zawsze jest satysfakcjonujący: w „Bunkrze SS” (2001) Roba Greena grupka przerażonych żołnierzy snuła się po ciemnych korytarzach bunkra i bardzo niewiele z tego wynikało, a i lepsza, nastrojowa „Dolina cieni” (2002) Michaela J. Bassetta nie wszystkim przypadła do gustu. Czasem jednak można się natknąć na prawdziwą horrorową bombę w rodzaju „Dog Soldiers” (2002) Neila Marshalla, gdzie dzielni wojacy spotykają w szkockim lesie zastęp wygłodniałych wilkołaków. „Eksperyment SS” Steve’a Barkera również należy do miłych niespodzianek,
Film Barkera prowadzi nas do bliżej niezidentyfikowanego zakątka Europy Wschodniej. Zbieranina żołnierzy pod dowództwem twardziela o imieniu DC (Ray Stevenson) pomaga niejakiemu Huntowi (Julian Wadham) w odnalezieniu i spenetrowaniu niemieckiego bunkra. Ma to być banalnie prosta, a do tego nieźle płatna akcja, jednak po przybyciu na miejsce szybko okazuje się, że bunkier nie da sobie tak łatwo wydrzeć mrocznej tajemnicy, a zaskoczeni najemnicy zostają nagle otoczeni i ostrzelani przez kryjący się w mroku wrogi oddział. Pozbawieni szans na ucieczkę,
Nurt „żołnierskiego horroru” nie jest na tyle popularny, aby przy okazji pojawienia się każdego kolejnego tytułu można było od razu sprawdzać, czy spełnia jakieś konkretne założenia tudzież oczekiwania. I świetnie - dzięki temu twórcy tego typu dzieł mogą sobie poszaleć i robić wszystko, aby nas porządnie zaskoczyć.
podwładni DC zapuszczają się w ciemne korytarze bunkra, gdzie odnajdują stos pozbawionych życia ciał oraz maszynę wykorzystywaną niegdyś przez hitlerowców do dziwacznych eksperymentów.
przegniłe żywe trupy? Twórcy „Eksperymentu SS” dbają o to, żeby widzowie mieli się nad czym zastanawiać podczas oglądania ich filmu, dzięki czemu niemal do samego końca nie traci się zainteresowania opowiadaną historią, a przekonujące aktorstwo i dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa pozwalają szybko wczuć się w klimat tego ponurego dzieła. Zawód sprawia tylko dość przewidywalna i nieco zbyt „kosmiczna” końcówka, w której ulatnia się nastrój dobrego horroru.
Czy w znalezionej maszynie nie można by pogrzebać i sprawdzić do czego służyła? Czy wśród stosu ciał nie znajduje się ktoś, kto tylko sprawia wrażenie martwego? I najważniejsze pytanie: czy oddział atakujący bohaterów to żołnierze z krwi i kości. czy też może zjawy albo
17
MORTUARY KOSTNICA USA 1983 Dystrybucja: Brak Reżyseria: Howard Avedis Obsada: Mary McDonough David Wallace Bill Paxton Lynda Day George
To, w jaki sposób sprawcy udało się zabić mężczyznę przy pomocy kija baseballowego tak, by na ciele nie pozostawić ani krwi, ani żadnych innych śladów pozostaje nieprzeniknioną tajemnicą.
Text: Wojciech Pawlik
X X X X X
Ofiara, która ginie w pierwszych minutach filmu, to doktor Parson - ojciec Christie, głównej bohaterki omawianego „dzieła”. Od czasu jego śmierci dziewczyna ma nieustające koszmary związane z ponurym losem swojego ojca. Christie jako jedyna widziała mordercę. Nikt jej jednak nie wierzy i według oficjalnej wersji po prostu przydarzył się wypadek.
Tymczasem chłopak Christie - Greg przypadkiem staje się świadkiem dziwnego obrządku, podczas którego grupka ludzi mruczy i pląsa w czarnych pelerynach po jakimś magazynie. To zapewne miała być czarna msza rodem z filmów z lat 60. - niestety wyszła dość groteskowo i nieprzekonująco. Można by się zastanawiać, po co w ogóle twórcy przedstawili ten wątek, bo nie ma on ani żadnego związku z fabułą, ani rozsądnego rozwinięcia. Jakby tego wszystkiego było mało, wśród członkiń sekty (sekta składająca się z czterech osób to chyba wciąż sekta?) Greg rozpoznaje matkę swojej dziewczyny. Szokujące, nieprawdaż?
Na wstępie zadajmy sobie pytanie, czy film, który rozpoczyna się żałośnie przedstawioną - śmieszną wręcz - sceną mordu, może się jeszcze obronić? Sprawdźmy...
18
Na domiar złego w najmniej oczekiwanym momencie pojawia się „upiór z opery”, który w czarnym płaszczu, kozakach i z wymalowaną na biało twarzą chce wszystkich zabić szpikulcem używanym przy balsamowaniu zwłok. Z czasem reżyser zapomina o wątku z „sektą”, która pojawia się już tylko w tle i skupia się na postaci gotyckiego „upiora”. Tak w skrócie prezentuje się fabuła filmu „Mortuary” ły widza wraz z głównymi bohaterami, było zaledwie kilkanaście. „Mortuary” z jednej strony rzecz śmieszna, a z drugiej nieludzko nudna - gwarantuje zgon w fotelu na długo przed upragnionym zakończeniem. Film niestety jest wyjątkowo kiepski i przeznaczony jedynie dla miłośników gatunku albo desperatów. Dwie rzeczy, które są w nim dobre, to tytuł i plakat. z 1983 roku (nie należy go mylić z filmem Tobe’a Hoopera z 2005 roku, wydanym pod tym samym tytułem - jakiś czas temu również w Polsce przez Carismę).
Howard Avedis, reżyser, scenarzysta i producent „Mortuary” w jednej osobie, miał chyba za dużo obowiązków, bo zapomniał skupić się na samym filmie. Na początku lat 80. nakręcono dziesiątki slasherów, ale takich, które nie zabija-
19