Grabarz Polski - Nr 7

Page 1

7

#

WYWIAD ZE STEFANEM DARDĄ PRZEKLĘTE LATA 50. CZĘŚĆ 3 OBLICZA DRAKULI CZĘŚĆ 3 MROCZNA WYOBRAŹNIA ALFREDA KUBINA RECENZJE: FILMY: Beneath, Frostbiten, Odrodzone zło, Suicide Circle, Cannibal! The Musical KSIĄŻKI: Dom na wyrębach, Podpalacze ludzi, Tunel AUDIOBOOK: Dom na pustkowiu

DAMIAN WĘGIELEK „UMBWATI” (OPOWIADANIE)



WYWIAD ZE STEFANEM DARDA Debiut książkowy Stefana Dardy zatytułowany „Dom na wyrębach” ujrzał światło dzienne w ostatni weekend października zeszłego roku i od razu zaczął się bardzo dobrze sprzedawać. Postanowiliśmy wypytać autora o wszystko co przyczyniło się do powstawania książki, a także o to czy przewidywał, że jego pierwsza powieść może odnieść sukces. Zapraszamy na rozmowę z nowym twórcą krajowej literatury grozy.

Urodziłem się 36 lat temu w Tomaszowie Lubelskim na Roztoczu, a wychowałem w małej miejscowości Lubycza Królewska, w byłym województwie zamojskim. W czasie studiów w Lublinie byłem muzykiem Orkiestry Świętego Mikołaja, grającej muzykę folkową. Moją wielką pasją było - i jest, choć teraz mam na to mniej czasu - włóczenie się po mało uczęszczanych szlakach górskich w Polsce i za granicą. Od dziesięciu lat mieszkam w Przemyślu na Podkarpaciu i bardzo sobie to chwalę, bo moim zdaniem to jedno z najpiękniejszych polskich miast. Marzę o tym, żeby kiedyś zamieszkać na wsi. Pierwsze kroki w tym kierunku mam już za sobą. Jak długo nosiłeś się z napisaniem książki? Długo przelewałeś myśli na papier?

liczące mniej więcej trzydzieści stron, jednak szybko okazało się, że nie uda mi się w tak niewielkiej formule zmieścić wszystkiego, co chciałbym napisać. „Dom na wyrębach” ostatecznie rozrósł się do prawie trzystu stron. Pisanie zakończyłem dokładnie 4 września 2007 roku, tak więc powieść powstawała przez niemal rok. Czy mógłbyś w kilku zdaniach przybliżyć fabułę swojej książki?

Rozmawiał: Sebastian Drabik

Jako że książka „Dom na wyrębach” to Twój debiut, proszę, przybliż swój profil Czytelnikom „Grabarza Polskiego”.

Głównym bohaterem „Domu na wyrębach” jest czterdziestoletni mężczyzna, który w poszukiwaniu realizacji własnych marzeń przenosi się z wielkiego, tętniącego życiem Wrocławia do małego przysiółka Wyręby, usadowionego wśród nieprzebranych lasów Lubelszczyzny. Początkowo wszystko układa się jak najlepiej, jednak po niedługim czasie okazuje się, że mężczyzna musi zmierzyć się z nie tylko z wrogo nastawionym, jedynym sąsiadem, ale też z postacią kobiety, która nawiedza Wyręby nocą. Główny bohater zdaje sobie sprawę z zagrożenia, jednak postanawia walczyć o swoje marzenia, które wydają się być na wyciągnięcie ręki.

Pierwsze akapity „Domu na wyrębach” powstały we wrześniu 2006 roku. Pomysł był związany z prawdziwą opowieścią, którą usłyszałem niegdyś na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim. Początkowo Od początku planowałeś „Dom na wymyślałem, że będzie to opowiadanie rębach” jako horror o żądnej ofiar zja-

3


wie czy fabuła książki ulegała zmia- bić, a takie studia dawały możliwość ponom w trakcie pisania? znania świata i pozwalały jeszcze przez chwilę zastanowić się nad wyborem Miałem pewien problem w trakcie pisa- dalszej drogi. Oczywiście część akcji nia - polegający na tym, że nie do końca rozgrywa się w Lublinie, który wciąż jest byłem pewien, czy nie lepiej byłoby za- mi bardzo bliski. kończyć inaczej. Zastanawiałem się nad tym przez prawie trzy miesiące. Wresz- O Twoim debiucie książkowym docie uznałem, że pierwszy pomysł jest wiedziałem się, przeglądając ofertę najlepszy i oddaje to, co rzeczywiście jednego ze sklepów internetowych. chciałem przekazać w powieści. Oczy- Czy książka była w jakiś sposób rewiście, fabuła ulegała pewnym modyfi- klamowana? kacjom, często moi bohaterowie sami zaskakiwali mnie swoim zachowaniem, Premiera „Domu na wyrębach” miała ale trzon powieści pozostał bez zmian. miejsce na krakowskich Targach KsiążTo od początku miała być opowieść za- ki w ostatni weekend października, wierająca elementy grozy. a więc stosunkowo niedawno. Wspólnie z wydawnictwem Videograf II pracujemy Potrafisz tworzyć ciekawe postacie. właśnie nad akcją promocyjną. CiekaNie żałowałeś, że parę z nich będzie wostką jest fakt, że zanim jeszcze ukatrzeba w pewnym momencie uśmier- zały się pierwsze materiały w mediach, cić? wyczerpał się nakład książki i trzeba było zlecić dodruk. Niezmiernie mnie to Tak jak powiedziałem wcześniej, miałem cieszy. Chyba nikt się tego nie spodziepewne wątpliwości, niemniej jednak wy- wał - tym bardziej, że mamy do czyniedaje mi się, że zmiana fabuły mogłaby nia z debiutem. niebezpiecznie spłycić mój zamysł. Jak być może pamiętasz, motto powieści Coraz bardziej popularne są spotkato myśl głównego bohatera: „Dobrze nia z pisarzami przy reklamowaniu jest umieć odróżniać życie od procesu książki - czy w nowym roku przewidupowolnego umierania”. Sądzę, że tra- jesz spotkania z czytelnikami i ewengiczne wydarzenia dobrze wpisują się tualne podpisywanie książki? w takie właśnie myślenie o świecie i własnym życiu. Życie nie zawsze ukła- Oczywiście. Po Targach Książki w Krada się tak, jak byśmy tego chcieli. Po- kowie i Katowicach jedną z imprez todobnie powinno być z powieścią, jeśli warzyszących „Mikołajkom Folkowym” ma ona być autentyczna. w Lublinie, których częścią stało się spotkanie związane z wydaniem mojej Studiowałeś w Lublinie na UMCS-ie. książki w dniu 13 grudnia. Planowane Co dokładnie studiowałeś i czy ak- są kolejne spotkania. Wiem, że w styczcja Twojej powieści toczy się w tych niu będę miał przyjemność spotkać się właśnie miejscach? z czytelnikami w Rzeszowie, Zamościu, Chełmie, Krasnymstawie i Radzyniu Studiowałem politologię. Wybrałem ten Podlaskim. Bardzo chciałbym, by do takierunek, ponieważ tak naprawdę nie kich spotkań doszło także w Przemyślu wiedziałem jeszcze, co chcę w życiu ro- i Tomaszowie Lubelskim. Mam nadzie-

4


ję, że uda się to zrealizować w lutym. Zapewne w niedługim czasie będę miał przyjemność odwiedzić także inne miejsca. Zapewne pierwszymi Twoimi czytelnikami byli znajomi i rodzina. Czy mieli oni jakiś wkład w powstawaniu Twojego dzieła? Tak. Opinia rodziny i najbliższych znajomych była dla mnie niezwykle istotna. Przede wszystkim wdzięczny im jestem za to, że motywowali mnie do dalszej pracy nad powieścią. Czasem też pomagali przy wstępnej redakcji tekstu. Jednak jeśli chodzi o samą fabułę, to uporałem się z nią samodzielnie. Nikt nie widział, jak będzie toczyć się akcja, i nikt nie znał zakończenia, dopóki nie przeczytał ostatniej strony. Z tym chciałem poradzić sobie sam.

Biorąc Twój debiut książkowy do rąk, rzucają się w oczy słowa, że książka jest utrzymana w klimatach Stephena Kinga, a co więcej, Andrzej Pilipiuk pisze o niej: „Wartka, trzymająca w napięciu akcja i lekkie pióro autora sprawiają, że książkę trudno odłożyć przed poznaniem jej zakończenia”. Pewnie miło przeczytać coś takiego o swojej twórczości, ale czy porównanie do Kinga nie jest też w jakimś sensie ciężarem?

Było mi niezwykle miło, gdy otrzymałem od Andrzeja Pilipiuka tak pozytywną opinię. Przed wysłaniem do niego tekstu wiedziałem, że jest dość surowym recenzentem, więc tym bardziej cieszyłem się, że odpowiada mu sposób, w jaki napisałem „Dom na wyrębach”. Jeśli zaś chodzi o porównanie do Kinga, to nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek mógł je odebrać negatywnie. Podczas pisania Niektórzy pisarze utożsamiają się ze kolejnych powieści w dalszym ciągu zaswoimi powieściami. Czy Ty również mierzam być sobą. dodałeś ziarnko prawdy do swojej książki? A może opisałeś w niej swoje Co sądzisz o pisarstwie Kinga? lęki i pragnienia? Uważam, że jego proza jest po prostu Myślę, że w „Domu na wyrębach” jest świetna. Nie tylko dlatego, że w książwiele mojego prawdziwego świata. Nie kach Kinga można znaleźć grozę najutożsamiam się jakoś nadmiernie z głów- wyższego sortu. King tworzy bohaterów nym bohaterem, jednak są momenty, że niezwykle barwnych psychologicznie, widzi on otoczenie - zwłaszcza to przy- tworząc klimat, posługuje się słowem rodnicze - moimi oczyma, ma podobne wręcz po mistrzowsku. Nie rozumiem marzenia i próbuje je realizować. Oba- osób, które uważają, że proza Kinga jest wia się też, że wydarzy się coś, co może prozą drugiej kategorii. „Dolores Claizniweczyć wszelkie plany i nadzieje. borne” czy „Misery” to powieści moim W tym jesteśmy podobni. Tyle że w jego zdaniem zasługujące na największy szaświecie występuje zjawa, w moim mogą cunek. A jeśli ktoś czyni zarzut z tego, to być zupełnie inne czynniki. Oczywi- że powieść się świetnie czyta, to tylko ście pomiędzy mną a Markiem Leśniew- jego problem. Po to się pisze książki, skim jest też bardzo wiele różnic. Na tyle żeby wciągnąć czytelnika bez reszty dużo, że z pewnością nie jest to powieść w fabułę. Z przykrością obserwuję trend choćby w części autobiograficzna. krytyki literackiej, która uważa, że przez dobrą powieść trzeba brnąć jak przez

5


mękę. Nie zgadzam się z takim podej- a w ostatnim czasie „Ręka Mistrza” ściem. Kinga świadczą o tym, że Polacy chętnie czytają, tylko trzeba im zaproponoCzy masz ulubionych krajowych au- wać coś atrakcyjnego. Mogę obiecać, torów powieści grozy? że będę się starał. Jest wiele dobrych książek tego typu stworzonych przez polskich autorów. Raczej staram się unikać stwierdzeń typu „ulubiony autor”. Zdecydowanie wolę mówić o poszczególnych książkach.

Skoro podjąłeś w swojej książce tematykę horroru, to czy lubisz i interesujesz się horrorem w formie filmowej? Wymień, proszę, kilka ulubionych filmów z tego gatunku, które zapadły Ci w pamięć.

Czy pisząc swoją powieść, w jakimś stopniu wzorowałeś się na książkach Z dzieciństwa pamiętam filmy „Duch” innych twórców? i „Zemsta po latach”. Lubię atmosferę „podskórnej” grozy i właśnie w tamtych To trudne pytanie. Z pewnością każda filmach podobała mi się ona najbardziej. przeczytana książka pozostawia w umy- Bardzo cenię też „Lśnienie” Kubricka na śle jakiś ślad, jednak w tej chwili nie po- podstawie powieści Kinga. Mógłbym ten trafię wskazać konkretnej powieści, na film oglądać na okrągło. Wielkie wrażektórej wzorowałem się, pisząc „Dom na nie zrobiła też na mnie „Misery”. „Oczy wyrębach”. szeroko zamknięte”, choć nie jest klasycznym filmem grozy, również bardzo Zapewne nie poprzestaniesz na tej mi się podobał, chyba ze względu na książce - czy w związku z tym masz klimat i niezwykłą muzykę. Moim zdajuż jakiś pomysł na następną? A może niem we współczesnej filmografii zbyt jesteś już w trakcie jej pisania? wiele jest krwi i dziwacznych stworów na ekranie. W ten sposób łatwo jest u widza Oczywiście. W chwili obecnej powstaje wzbudzić strach, ale są to chwyty dość moja druga powieść. Jej akcja rozgry- proste. Wierzę, że ten trend się odmieni. wa się na moim rodzinnym Roztoczu. Wiele osób namawia mnie do zachęcaMyślę, że mroczny klimat przypadnie nia producentów filmowych do ekranizado gustu osobom, którym spodobał się cji „Domu na wyrębach”. Kto wie, może „Dom na wyrębach”. kiedyś? Nie zniechęca Cię fakt, że Polacy podobno książek nie czytają? Pisarstwo w naszym kraju nie należy do najintratniejszych zawodów... Trudno mi się zgodzić z tezą, że Polacy nie czytają książek. Jako początkujący pisarz stawiam przed sobą wielkie wyzwanie, aby przynajmniej w pewnym stopniu taki obraz świata zmienić. Żeby tak się stało, trzeba równać do najlepszych. „Harry Potter” Rowling,

Bardzo dziękuję za poświęcony czas, było mi bardzo miło. Życzę samych sukcesów w dalszej karierze. Przy okazji życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. To ja dziękuję. W moim rodzinnym domu zawsze na początku roku mówi się: „Na szczęście, na zdrowie na ten Nowy Rok”. Czego życzę zarówno Czytelnikom, jak i Redakcji „Grabarza Polskiego”.

Zapraszamy serdecznie na spotkanie autorskie ze Stefanem Dardą, które odbędzie się 20 stycznia 2009 r. (wtorek) w Rzeszowie, w pubie „Kuźnia” przy ul. Kopernika 18 A o godzinie 19:00. My wysyłamy tam swojego człowieka, który przygotuje dla Was relację z tego spotkania.


-------------------------------------- Ocena: 5/6 Wydawca: Videograf II 2008 Ilość stron: 283

„Dom na wyrębach” to debiut literacki Stefana Dardy, opowiadający o Marku Leśniewskim – czterdziestoletnim mężczyźnie, który po rozwodzie przeprowadza się z Wrocławia na wieś, do zapuszczonego domu na Lubelszczyźnie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby jego jedyny sąsiad nie był uznawany w okolicy za mordercę (choć jak dotąd nie udowodniono mu zabójstwa). W dodatku już podczas pierwszego spotkania grozi on Leśniewskiemu śmiercią. Jakby tego było mało, Marek miewa jeszcze jednego gościa, który nocą podchodzi pod okna domu – tajemniczą kobietę w białej sukni. Na początku główny bohater bierze ją za senną marę, ale z biegiem czasu zaczyna traktować zjawę zupełnie na serio. A to dopiero początek... Mimo, że powieść zawiera elementy nadprzyrodzone, to przede wszystkim przedstawia polskie realia zaobserwowane bystrym okiem autora. Dzięki temu łatwiej jest nam wczuć się w postać głównego bohatera i przeżywać z nim jego przygody, a świat przedstawiony w książce jest nam bliższy. Groza w powieści jest z początku dawkowana w małych ilościach i stanowi tylko tło, ale z rozwojem akcji napięcie rośnie, a horror zaczyna dominować. W powieści nie brak barwnych postaci. Doskonałym przykładem jest Marek, którego można polubić już od samego początku. To postać posiadająca pewne wady, ale przez to bardziej ludzka i od razu zyskująca naszą sympatię. Podobnie pozostali bohaterowie – wyraziście i ciekawie przedstawieni, bardzo realni, a przez to nadający całej powieści kolorytu. Zwłaszcza Hubert – przyjaciel Marka

– brawurowo zawojował już serca wielu czytelników. Dlaczego? O tym każdy powinien przekonać się sam...

Text: Sebastian Drabik

STEFAN DARDA - Dom na wyrębach

Dodatkowego „smaczku” dodaje powieści motto zamieszczone na początku niniejszej recenzji. Pod przykrywką wciągającej akcji, Stefan Darda zmusza czytelnika do zastanowienia się nad tym, co w życiu jest tak naprawdę ważne. Lekka ręka autora sprawia, że książkę czyta się szybko i z niemałym zapałem. Jej niewątpliwym atutem jest nieprzewidywalna fabuła, dzięki której nie nudzimy się nawet przez chwilę. To wszystko składa się na niewątpliwy sukces odniesiony przez „Dom na wyrębach”. Pierwszy nakład książki sprzedał się po miesiącu od premiery, jeszcze przed kampanią promocyjną, a obecnie można nabyć jej dodruk. Książka już zbiera bardzo pozytywne recenzje, a zarówno czytelnicy jak i krytycy uznają ją za świetny start autora na niwie literatury. Jedną z osób dobrze oceniających tę powieść jest znany i ceniony polski pisarz, Andrzej Pilipiuk. Pisze on o książce, że „ma wartką akcję i trzyma w napięciu, a przed poznaniem zakończenia trudno ją odłożyć”. Nie sposób nie zgodzić się z tą opinią. Debiut Stefana Dardy można uznać za ze wszech miar udany, co na pewno ucieszy wszystkich wielbicieli jego talentu i pozwoli z niecierpliwością czekać na dalsze prace tego autora. Z pewnego źródła wiadomo mi, że kolejna książka już latem tego roku ukaże się nakładem wydawnictwa Videograf II, a co najważniejsze – i ta powieść będzie okraszona niemałą dawką grozy.

7


FROSTBITEN Frostbiten Szwecja 2006 Dystrybucja: Brak Reżyseria: Anders Banke Obsada: Petra Nielsen Carl-Åke Eriksson Grete Havnesköld Emma Åberg

X X X

Text: Maciej Muszalski

X X

Dwunastominutowa sekwencja początkowa rozgrywa się w 1944 roku na Ukrainie. Grupa żołnierzy szuka schronienia przed śnieżycą w drewnianym domku w lesie. Szybko okazuje się, że mieszka- W tym samym czasie Saga rozpoczyna naukę w nowej szkole. Poznaje poją tam wampiry. pularną dziewczynę Vegę i, co dziwne, Przejście do czasów współczesnych. zostaje przez nią od razu zaproszona na Lekarka Annika i jej córka Saga właśnie imprezę. Jeden z przyjaciół Vegi, Sebaprzeprowadziły się do małej miejscowo- stian, pracuje jako pomocnik Beckerta, ści na północy Szwecji. Trwa noc polar- otrzymuje więc zadanie skombinowana - słońce nie zaświeci jeszcze przez nia środka na udaną zabawę. Znajduje miesiąc. Powodem przeprowadzki jest czerwone kapsułki i połyka jedną. Pronowa praca Anniki u boku słynnego ge- wadzi to do zaskakujących zmian ciała netyka, doktora Beckerta. Tajemniczy i umysłu. Chłopak musi je ukryć, bo lekarz opiekuje się pacjentką w śpiączce czeka go pierwsze w życiu spotkanie z rodzicami narzeczonej. i podaje jej czerwone kapsułki.

W 1963 roku w Szwecji założony został Svenska Filminstitutet (SFI) - państwowa organizacja mająca w założeniu dotować „wartościowe filmy”. W praktyce - kilkorgu konsultantom nadano prawo do orzekania, które filmy mają wartość, które zaś nie. Pierwszy horror Instytut dofinansował dopiero 43 lata później. „Frostbiten” z całkowitym budżetem 21 milionów koron jest jak dotąd najdroższym filmem grozy z kraju Bergmana. Czy szansa została wykorzystana?

8


„Frostbiten” bardzo często dryfuje w stronę komedii. Choć początek buduje napięcie, sceny, w których cień noża okazuje się cieniem wazonu, a Sebastian poznaje język psi i nieświadomy niczego walczy z własnym ciałem, skutecznie je rozładowują. Co jednak ważne, humor nie jest wysilony i łączy się z grozą zaskakująco dobrze. Krwawych efektów nie ma zbyt wiele, ale autentycznie śmieszną scenę nabicia na ogrodowego krasnala warto zobaczyć. Na uwagę zasługuje też pomysł umieszczenia historii o wampirach w krainie wiecznej nocy (jeden z wampirów uspokaja: „Nie martw się. To się wkrótce skończy. Świt już za miesiąc...”). Choć niektórzy zarzucali twórcom „zapożyczenie” tego konceptu z powieści graficznej „30 Days of Night”, pierwsza (z czternastu!) wersji scenariusza powstała trzy lata wcześniej. Klimatu dodają zostające w pamięci zdjęcia północnej Lapplandii i nagrodzona na

festiwalu Screamfest muzyka w wykonaniu słowackiej Narodowej Orkiestry Symfonicznej. „Frostbiten” przez wywrócenie na nice paru konwencji nieco już zwietrzałego horrorowego podgatunku, jakim jest film o wampirach, oferuje całkiem przyjemną rozrywkę, co potwierdza nagroda dla najlepszego obrazu na prestiżowym Fantasporto. Warto obejrzeć dla paru świeżych pomysłów i „północnej” atmosfery. Jednak przeciwnikom łączenia horroru i komedii film raczej nie przypadnie do gustu.

9



The Hymn)

-------------------------------------- Ocena: 6/6 Wydawca: Amber l993 Tłumaczenie: Janusz Wojdecki Ilość stron: Tom I : l92

Tom II : 208

samotna kobieta i wyjątkowo Graham Masterton bardzo uzdolniony indiański chłoczęsto wykorzystuje motywy piec) w rytm muzyki operowej historyczne do nadania swoim stawią czoła niebezpiecznym powieściom odpowiedniego tła. fanatykom, którzy w czasach Zadziwiające, z jaką łatwością III Rzeszy próbowali stworzyć autor potrafi wyjąć kawałek nadludzi - Rasę Panów. Tym światowej historii i wymieszać razem jednak zagrożenie jest go z fikcją w taki sposób, że bardziej realne niż kiedykolczytelnik dostaje wiarygodną, wiek... fascynującą, chociaż przecież niemożliwą fabułę, w którą wnika bez Dosyć o fabule, której zawiłości jeszreszty. cze niejeden raz wcisną czytelnika w fotel. Masterton po raz kolejny stwo„Podpalacze ludzi” (wydane w Polsce rzył powieść, która funduje nam szatakże pod tytułem „Wyznawcy płomie- leńczą jazdę bez trzymanki, posługując nia”) to historia Lloyda Denmana, re- się przy tym kilkoma sztuczkami. Finał, stauratora, którego narzeczona, Celia który jest nie tylko zaskakujący, ale też Williams ginie w płomieniach. Dziewczy- sensowny i efektowny zarazem, opisany na nie traci życia w wypadku, ale odbiera jest w rytm muzyki Ryszarda Wagnera. je sobie sama, oblewając się benzyną Masterton wyjątkowo obrazowo połąi podpalając. Lloyd, nie mogąc pogodzić czył słowo z dźwiękiem. Czytelnik może się z jej śmiercią, postanawia odkryć wręcz słyszeć dźwięki Wagnerowskie prawdę na własną rękę. Już niebawem (o ile wcześniej chociaż raz zapoznał się dowie się, że nie wiedział prawie nic z jego twórczością). Na duży plus wypao swojej przyszłej małżonce, że za jej da zaliczyć gamę postaci, którą wykreośmiercią kryje się wielka, niebezpieczna wał autor. Znów dostajemy postać obdatajemnica. Niebawem Lloyd zaczyna wi- rzonego mocą Indianina, tym razem jest dywać kogoś łudząco podobnego do Ce- ona jednak bardziej symbolem, metaforą lii. W tragicznych okolicznościach ludzie z krwi, kości i tekstu pisanego. Ciekawą zaczynają ginąć w ogniu... i dającą do myślenia postacią jest również pewien muskularny młody mężczyGłówny bohater odkrywa, że Celia nie zna, który odegra znaczącą rolę w fabubyła jedyną osobą, która dokonała samo- le, jednocześnie wnosząc do powieści spalenia. W całym San Diego dziesiątki kolejne ciekawe przesłanie. ludzi odbierają sobie życie, przechodząc przez płomienny rytuał w myśl idei życia Masterton stawia przed czytelnikiem wiecznego. Jednym z narzędzi osiągnię- kilka bardzo poważnych pytań: o sens cia nieśmiertelności jest nigdy nie ujaw- życia, o cierpienie, o życie wieczne oraz niona światu ostatnia opera Ryszarda o istotę człowieczeństwa. Między wierWagnera. Jednak co muzyka może stwo- szami dopatrujemy się ukrytych znaczeń, rzyć, muzyką można zniszczyć... a takie pojęcia jak Władza, Miłość, Dusza, Nieśmiertelność zostają w naszych Lloyd wraz z przyjaciółmi (obowiązkowo słownikach na nowo zredagowane.

Text: Piotr Pocztarek

GRAHAM MASTERTON - Podpalacze ludzi (The Burning /

11


JISATSU SAAKURU Suicide Circle / Suicide Club Japonia 2002 Dystrybucja: Brak Reżyseria: Sion Sono Obsada: Ryo Ishibashi Akaji Maro Saya Hagiwara Hideo Sako

X X X X

Text: Krzysztof Gonerski

X

Współczynnik samobójstw w Japonii nie jest najwyższy (pod tym względem przoduje Litwa - 74 osoby na 100 tys.), wynosi bowiem 35,2 - trudno go jednak uznać za nieznaczący (w Polsce jest to 26,6). I - co gorsza - w ciągu dekady lat 90. każdego roku wzrastał o 5%. Statystyki bywają nudne, ale ukazują też skalę zjawiska zbiorowych samobójstw. Problem jest zatem poważny i nic dziwnego, że zwrócił on uwagę ludzi sztuki. Jednym z nich jest Sion Sono - twórca głośnego „Sucide Club”, którym włączył się w dyskusję na temat niebezpiecznego fenomenu shudan jihatsu. Styl japońskiego reżysera można określić jako surrealistyczno-groteskowy, toteż po jego najgłośniejszym filmie nie ma co oczekiwać tradycyjnie opowiedzianej

historii. Fabuła koncentruje się wokół serii tajemniczych grupowych samobójstw, które w niedługim czasie nabierają charakteru epidemii. Sprawą zajmuje się detektyw Kuroda, ale równoprawnymi bohaterami są także hakerka „The Bat” oraz Mitsuko - dziewczyna jednego z samobójców. Ważną rolę w fabule odgrywa także dziecięcy girls band Desert, dzieci pytające się o „powiązanie z samym sobą”, ufarbowany na blond rockmanpsychopata i pozszywane płachty ludzkiej skóry. Oj, dziwności w tym filmie nie brakuje. Do mniej więcej połowy filmu widz z niepokojem i zaciekawieniem wyczekuje odpowiedzi na zasadnicze pytanie: „Dlaczego?”. Ale reżyser chy-

Shudan jihatsu, czyli zbiorowe samobójstwo, to jedna z najpoważniejszych plag gnębiących współczesne społeczeństwo Kraju Kwitnącej Wiśni. Jeśli wierzyć statystkom, to tylko w latach 2003-2005 odnotowano w Japonii 61 przypadków grupowego samobójstwa. Straciło w nich życie 180 ludzi.

12


ba przestraszył się, że jeśli będzie ona brzmieć konkretnie, będzie też banalna. Unika zatem jednoznacznej diagnozy, uciekając w surrealistyczną historyjkę a la Lynch. Jasne, że to dobry pomysł, by shudan jihatsu pozostawić tajemnicą, lecz Sono mimo „zakręcenia” finalnych scen stara się przemycić kilka wniosków. Na przykład coś o rozpadzie społeczeństwa i duchowym kryzysie Japończyków. Brzmią one jednak bełkotliwie i niezrozumiale. I co gorsza - osłabiają przekaz, który mógłby być znacznie mocniejszy, gdyby reżyser spróbował paradokumentalnej formuły i diagnozy „chłodnym okiem”. No cóż, Sono wybrał „awangardową” poetykę i pozory głębi.

ła scena na dachu. Kilkoro uczniów dla zabawy staje na krawędzi dachu szkoły. Dołączają inni - też dla zabawy. A potem skaczą. Przerażająca jest irracjonalność i łatwość z jaką pozbawiają się życia. „Sucide Club”, mimo moich zastrzeżeń, jest jednym z najciekawszy filmów grozy ostatnich lat. Jego siła tkwi bowiem w tym, że intryguje i zasiewa w sercach widzów ziarno niepokoju. Co by nie powiedzieć, obraz Sono nie pozostawia odbiorcy obojętnym. A to już bardzo wiele.

Na osłodę pozostaje kilka fantastycznie zainscenizowanych, szokujących scen. Zazwyczaj wymienia się tę otwierającą film - scenę zbiorowego samobójstwa w metrze, mnie jednak bardziej przerazi-

13


Oblicza

Legendy o Drakuli Legenda Drakuli zaczęła powstawać jeszcze za jego życia. Miała ona kilka faz rozwoju, z których każda wiązała się z bieżącą sytuacja polityczną. Pierwsza faza legendy rozpoczęła się w roku 1462, kiedy Maciej Korwin pojmał Drakulę i zmuszony był jakoś tłumaczyć papieżowi i ambasadorom Wenecji, dlaczego uwięził lojalnego poddanego króla węgierskiego i zażartego przeciwnika Turcji, przeciw której krucjatę szykował papież Pius II. Żeby uniknąć tłumaczenia się wszystkim zainteresowanym, uciekł się do słowa drukowanego, by po niemiecku opowiedzieć o prawdziwych lub domniemanych zbrodniach Włada Drakuli - wielkiego tyrana. W fazie tej legendę kształtowały informacje pochodzące od braszowian, Macieja Korwina i jego popleczników, a przede wszystkim szeroko rozpowszechnione rękopisy niemieckojęzyczne z lat 1463-1464, donoszące o wyjątkowym okrucieństwie hospodara. Jednak szczególną rolę w budowaniu legendy Drakuli odegrali Sasi transylwańscy, którzy stworzyli aż dwie na poły beletrystyczne wersje jego działań: anonimową i pisaną prozą „Historię wojewody Drakuli” oraz poemat Michała Beheima „O tyranie zwanym Drakulem, wojewodzie wołoskim”.

14

„Historię wojewody Drakuli” opublikowano na przełomie czerwca i lipca 1463 roku. Niektóre jej epizody zostały opatrzone konkretnymi datami lub uporządkowane chronologicznie, inne elementy zaś przedstawione są bardziej ogólnikowo, co pozwala domniemywać, że te fragmenty tekstu pochodzą od wołoskich uchodźców przebywających w Transylwanii, którzy znali te opowieści jedynie ze słyszenia. Pamflet jest napisany w formie serii niepowiązanych ze sobą


część 3

szczegółowej analizie. Są tu więc informacje, niekiedy bardzo szczegółowe, o spaleniu licznych miejscowości w Transylwanii oraz o krwawych represjach, jakie spotykały mieszkańców tych miast bez względu na wiek i płeć. Szczególnie wymyślne tortury miał Drakula stosować wobec kobiet z dziećmi, rozrywając ich łona, a następnie nadziewając na pal. Pal był jego ulubionym narzędziem kaźni. Tą straszną śmiercią hospodar miał zwyczaj karać nawet za bardzo błahe przewinienia. Miał też podobno zwyczaj ucztowania w otoczeniu ludzi konających na palach. Nie znosił sprzeciwu ani żadnych pouczeń. Gdy jeden z jego bojarów ośmielił się zwrócić uwagę na nieprzyjemny zapach rozkładających się ciał, sam za to zginął na palu, wbito go jednak nieco dalej, żeby mu trupy sąsiadów nie śmierdziały.

Wkrótce po ukazaniu się „Historia wojewody Drakuli” zaczęła być kopiowana Nie stronił też Drakula od innych tortur. w innych tekstach i poszerzana o inne Do innych, często wymienianych w poniegodziwości hospodara. daniach niemieckich, należały: palenie żywcem, a także zmuszanie do kanibaW pierwszych opowieściach o Drakuli lizmu - matki miał zmuszać do spożyprzeważały informacje o charakterze wania swych dzieci, mężów do zjadania historycznym, przede wszystkim doty- żon. czące jego konfliktu z kupcami saskimi i podkreślające wyjątkowe okrucieństwo Druga faza kształtowania się legendy hospodara. Wątek historyczny przepla- Drakuli rozpoczęła się około 1475 roku tał się tu z legendarnym tak ściśle, że wraz z zamiarem ponownego osadzeniejednokrotnie odróżnienie obydwu nia Włada na tronie wołoskim i wynikłą tych wątków jest trudne nawet przy stąd potrzebą jego rehabilitacji. Charak-

na podstawie opracowań I. Czamańskiej i M. Cazacu

(ani pod względem treści, ani chronologii) opowieści. Największa grupa epizodów odnosi się do prześladowań Sasów i Rumunów z Transylwanii, stąd też można wnosić, że większość opowieści pochodzi z tych środowisk. To właśnie z okolic Sybina i Braszowa otoczenie Macieja dowiedziało się najwięcej o czynach Drakuli. Ostatni, 36. epizod opowiada o aresztowaniu pojmaniu i uwięzieniu Włada przez króla węgierskiego. Miało to nastąpić w momencie, gdy władcy wołoskiemu oddano za żonę córkę gubernatora Węgier i zaproszono, by przybył na wesele. Hospodar zdecydował się przybyć, a wówczas go pochwycono i osadzono w więzieniu. Różnica między tym opisem a faktycznymi okolicznościami uwięzienia pozwala uzmysłowić sobie, jak daleko mogła sięgać deformacja faktów w popularnych opowieściach.

Text: Jagoda Skowrońska

Drakuli

15


terystyczne dla opowieści powstałych w tej fazie było zaakcentowanie nieprzejednanej postawy antytureckiej władcy wołoskiego. Maciej Korwin, który przed kilkunastu laty szczególnie przyczynił się do powstania i utrwalenia czarnymi barwami malowanego obrazu swego powinowatego i sprzymierzeńca, teraz wychwalał jego męstwo i pokładał wielkie nadzieje we współpracy militarnej.

Te drukowane opowieści niemieckie nie przejęły ze swych pierwowzorów fragmentów dotyczących aresztowania Włada. Znalazła się tu natomiast krótka informacja o tym, że Drakula odpokutował za swe czyny, siedząc wiele lat w ciężkim więzieniu, gdy natomiast później wrócił na tron, uczynił wiele dobrego. Zmiana ta jest poniekąd zrozumiała, opowieści o Drakuli przestały bowiem pełnić rolę polityczną, mało tego - ich główny boTrzecia faza rozpoczęła się po roku hater zginął w glorii, walcząc z Turkami, 1485. Zaznaczyła się ona szerokim roz- a jego potomkowie znajdowali się pod powszechnieniem legendy w Europie opieką potężnego króla węgierskiego. zarówno Zachodniej, jak i Wschodniej, dzięki drukom niemieckim i licznym Choć Drakula był wyznania prawosławrękopisom ruskim. Zarówno wersje nego i nawet przypisuje mu się ufundoniemieckie, jak i ruskie łączyły w sobie wanie co najmniej dwóch kościołów, któtendencje charakterystyczne dla fazy rym przekazał hojne darowizny, a także pierwszej i drugiej. był on donatorem co najmniej dwóch klasztorów, to jednak pamflety niemieJuż jednak w kilka lat po śmierci Włada ckie przedstawiają go jako prześladowDrakuli powróciła zła sława propago- cę kościoła i jego wiernych, a także wana niegdyś przez transylwańskich jako obrazoburcę, który pali braszowski Sasów. Niemieckojęzyczne opowieści kościół Św. Bartłomieja, rabuje cenne o Drakuli zawierały dużą ilość wątków ozdoby religijnych oraz dopuszcza się o charakterze fabularnym, mniej lub okrucieństw i czynów świętokradczych bardziej autentycznych zdarzeń, przy- na terenie kościoła i w jego pobliżu. Zapadków poszczególnych osób, dzięki machy te jednak skierowane są jedynie czemu na przełomie XV i XVI wieku przeciwko kościołom katolickim, znajduzastępowały one powieść. Historia jącym się w obrębie miasta Braszowa, o wojewodzie Drakuli miała w latach z którym był on w ciągłym konflikcie. 1488-1560 przynajmniej trzynaście wydań na terenie Niemiec, co przyczyniło Po śmierci Macieja Korwina w roku 1490 się do jej rozpowszechnienia na terenie „Historia wojewody Drakuli” straciła na Europy. Anonimową „Historię wojewody aktualności politycznej i zaczęła być raDrakuli” i poemat Beheima wzbogaco- czej popularną opowieścią. Tym samym no jeszcze nowymi opowieściami, któ- Drakula stał się przykładem wcielonego re tym razem przedstawiały hospodara zła, tyrana na miarę Heroda, Nerona wołoskiego jako człowieka surowego i Dioklecjana. wprawdzie, lecz na swój sposób sprawiedliwego. Rosyjskie podania o

Drakuli

16


Na tradycji dworu królewskiego w Budzie oparta została spisana w języku ruskim „Opowieść o wojewodzie Drakuli”. Utwór ten, jak się powszechnie przypuszcza, został spisany w roku 1486 przez kniazia Fiodora Kuricyna, który nieco wcześniej przebywał u króla Macieja Korwina jako poseł od wielkiego księcia moskiewskiego Iwana III (zarówno I. Czamańska, jak i M. Cazacu piszą o przypuszczeniach graniczących z pewnością, ale nie o całkowitej pewności co do autorstwa tego pisma, choć w dalszych częściach pracy pojęcia „wersja rosyjska” używają zamiennie z pojęciem „wersja Kuricyna”).

domu Drakuli wpadł pewnego razu złoczyńca goniony przez miejskie służby porządkowe. Te ostatnie kontynuowały pościg nawet w domu hospodara. Widząc to, Drakula odciął głowę strażnikowi trzymającemu złoczyńcę, zbiega zaś puścił wolno. Zachowanie swoje tłumaczył później królowi węgierskiemu: „Nie ja mu zło uczyniłem, ale on sam sobie uczynił, nachodząc zbójecko dom wielkiego hospodara. Gdyby przyszedł do mnie burmistrz i wyjawił, że w moim domu znajduje się złoczyńca, wydałbym go albo prosił o darowanie mu kary śmierci.”

W „Opowieści o wojewodzie Drakuli” znalazły się zarówno podane w znacznie rozszerzonej formie informacje zawarte w „Czterech dekadach rzeczy węgierskich” autorstwa związanego z dworem Macieja Korwina Antonia Bonifiniego, jak i wątki wspólne z broszurami niemieckimi. Dotyczy to zwłaszcza przykładów swoistej „sprawiedliwości” hospodara, a także przykładów nieludzkiego okrucieństwa: opowieści o spaleniu kalek i starców, o ucztowaniu w otoczeniu konających na palach i o tajnej szkatułce, której wykonawcy musieli zginąć.

Jednak oprócz opisywania okrucieństw hospodara „Opowieść o wojewodzie Drakuli” zwraca uwagę na pozytywne rezultaty takiego karania. Dzięki krwawym represjom, jakie miały dotykać złoczyńców, Wołoszczyzna stała się krajem wyjątkowo bezpiecznym, w którym nikt nie odważył się na nikogo napaść ani niczego ukraść. Jedna z opowieści wspomina o studniach przy gościńcach, budowanych, by strudzeni podróżni mogli ugasić pragnienie. Przy każdej z nich znajdował się złoty kubek, nikt jednak nie odważył się ukraść żadnego z tych kubków.

Jednak ruska wersja dziejów Drakuli, obok informacji wspólnych dla obu wymienionych źródeł, zawiera też opowieści o czasach jego uwięzienia. Jedna z tych opowieści dotyczy cierpień, jakie zadawał zwierzętom: nie mogąc torturować ludzi, dręczył, wbijając na paliki złapane myszy i szczury, ucinał głowy ptakom kupowanym na targowisku.

W późniejszych redakcjach „Opowieści o wojewodzie Drakuli” znajdowały się jeszcze inne legendy, znane lub nieznane w Transylwanii.

W opowiadaniu Kuricyna o księciu Drakuli znajduje się także nieobecny w niemieckich wersjach opowieści wątek ceremoniału przyjmowania obcych ambasadorów na dworze wołoskim. DraDruga opowieść dotyczy czasów, gdy kula miał ponoć zwyczaj ambasadorów wciąż pozostając więźniem Macieja wysłanych przez sułtana lub króla WęKorwina, przebywał już w Peszcie. Do gier, ubranych nie dość okazale lub nie

17


umiejących udzielić odpowiedzi na podchwytliwe pytania, wbijać na pal, mówiąc ,,Nie ja winien jestem twej śmierci, ale twój władca lub ty sam. Nie mów tedy źle o mnie. Jeśli bowiem twój pan, wiedząc, iż rozum twój mizerny i wiedza znikoma, wysłał cię do mnie - pana wielkiej mądrości, tedy to on cię zabił. Jeśli zasię ty sam poważyłeś się do mnie przybyć, nie wywiedziawszy się wprzódy o wszystkim, tedy tyś jest swoim zabójcą.”

XV stulecia, kiedy legenda Drakuli, rozpowszechniona przez utwory literackie, była już w zasadzie utrwalona.

Wiadomości o okrucieństwach Włada przekazali również XV-wieczni kronikarze, i to zarówno wrogo nastawieni tureccy: Szemseddin Ahmed, Aszikpaszazade, Tursunbei, jak i postbizantyńscy: widzący w nim wielkiego męża stanu Laonikos Chalkokondyles czy bardziej wyważony Mihail Dukas. Wszystkie wspomniane kroniki, opisujące działalność Włada, napisane zostały pod koniec

I tak w niemal wszystkich kronikach niemieckich, a także innych późniejszych, pojawiają się opowieści o spaleniu na stosie wszystkich wołoskich żebraków i nędzarzy. Wydanie „Historii wojewody Drakuli” z roku 1463 podaje liczbę dwustu ofiar, w żaden sposób tego nie komentując. Michel Beheim w swoim poemacie mówi o sześciuset zamordowanych.

Spośród wspomnianych kronikarzy w najbardziej spójny sposób spisał czyny Drakuli oraz opatrzył swój tekst refleksją na temat skutków działania wojewody oraz metod, którymi się posługiwał, by osiągnąć swoje cele, grecki historyk Laonikos Chalkokondyles (1423/1430 - po 1470) w swoich „Wykładach histoChoć „Opowieść o wojewodzie Draku- rycznych”. li” nigdy nie ukazała się drukiem, była w Rosji bardzo popularna. Tekst krążył W „Wykładach historycznych” Drakula w zbiorach ludowych opowiadań, z teks- jawi się jako wielki władca - okrutny, ale tami historycznymi oraz z legendami posiadającego spójną wizję polityczną, i apokryfami Starego i Nowego Testa- której celem było zniszczenie starej arymentu. Niektóre opisane w niej zdarzenia stokracji, niepokornej i nazbyt skłonnej przypisane zostały Iwanowi Groźnemu. do częstych zmian na tronie książęcym, Główny bohater zredukowany zaś został i zastąpienia jej nową szlachtą, stwodo złowieszczego cienia - „greckokato- rzoną „z odważnych żołnierzy i gwarlickiego wojewody wołoskiego” lub po dzistów” lub „straży przybocznej, która prostu „greckiego wojewody”, czyli po- dzieliła z nim jego los”. dobnie jak w przypadku współczesnych mu opowiadań niemieckich tekst ten Najbardziej znane zaczął nabierać charakteru exemplum, opowieści o Drakuli przeznaczonego do snucia refleksji nad naturą tyranii. O tym, jak „żywe” i od bieżących potrzeb politycznych zależne były legendy Drakula w przekazach o Drakuli, świadczyć mogą różne wersje poszczególnych opowieści. postbizantyńskich

18


Podczas gdy wersje niemieckie zawierają bardzo uproszczoną interpretację tych wydarzeń, Kuricyn przypisuje Drakuli dające do myślenia pobudki: „Wiedzcie [-rzekł on do swojej świty-], żem to uczynił w tym głównie celu, by nie byli oni już ciężarem dla innych i by nikt już w mym kraju nędzarzem nie był, ale wszyscy cieszyli się dostatkiem. Po wtóre zaś, wyswobodziłem ich od cierpień doczesnych, biedy i kalectwa”. To drugie usprawiedliwienie rzezi biedaków obrazuje pretensje hospodara do interpretowania Ewangelii w sposób bardziej radykalny, niż czynił to Kościół. Wersja pamfletu z lat 1488-1493, wydrukowana przez Bartłomieja Ghotana w Lubece, precyzuje już, że chodziło o fałszywych żebraków, co zasadniczo zmienia sens całej historii. Andrei Pippidi porównuje to opowiadanie z opowieścią z 1300 roku, opisującą podobne wydarzenie i przypisywaną Ezzelino III da Romano. W tym włoskim opowiadaniu żebracy, którym władca podarował nowe ubrania, domagają się od niego zwrotu starych łachmanów, w których - jak się okazuje - pełno jest ukrytych sztuk złota i srebra. Podobne wątpliwości budzą opowieści o innych okrucieństwach Drakuli: epizod z konkubiną, która sądziła, że jest brzemienna, a której Wład kazał rozciąć brzuch, by „zobaczyć miejsce, gdzie on sam niegdyś przebywał i gdzie teraz spoczywał jego owoc”, do złudzenia przypomina śmierć Agrypiny i oględziny jej brzucha dokonywane przez Nerona; opowieści dotyczące rzekomo ukrytych przez Drakulę skarbów i zamordowania robotników, którzy wykonali dla niego tę pracę, przywodzą na myśl historię

skarbów dackiego króla Decebala oraz tajemnicę grobowca króla Wizygotów Alaryka I. Równie często jak historia o spaleniu żebraków modyfikowana jest opowieść o dwóch mnichach, z którymi spotkał się Drakula. Opowieść, która nie figuruje w drukowanych pamfletach (wedle kopii „Historii wojewody Drakuli” opartej na inkunabule z 1463 roku), opisuje rozmowę Drakuli z dwoma benedyktynami - Michałem i Hansem, którzy osiedlili się na Wołoszczyźnie. Pierwszemu z mnichów - Michałowi - Drakula zaczyna zadawać pytania: czy wierzy we wszystko, co o nim słyszał, i czy w niebie widział wszystkich, których Drakula pozabijał. Prosi Michała, by ten modlił się za niego, albowiem skoro wysłał do nieba wielu świętych, to z całą pewnością jest największym świętym spośród tych, których matka i ojciec na tej ziemi poczęli. Na co odpowiada mu Michał: „Panie, i ty możesz dostąpić zbawienia, bowiem Bóg wiele dusz uratował, choć czasem łaska jego późno się objawiła”. Gdy zaś Drakula pyta Hansa, co go czeka, ten odpowiada, że jego przeznaczeniem są męki wieczyste, których sam diabeł mu nie pozazdrości, bowiem krew niewinnych krzyczeć będzie o pomstę. Za taką odpowiedź Wład własnymi rękami wbił mnicha na pal głową do dołu. Epizod ten, opowiedziany Beheimowi przez naocznego świadka, został zdeformowany w przekazach niemieckich z 1488 roku. Wedle tej wersji Wład mnichów do swojej siedziby zaprosił i począł wypytywać każdego z osobna, co sądzą o nim jego poddani. Jeden z mnichów

19


rzekł, że powiadają o nim wszystko, co najlepsze, drugi zaś odrzekł zgodnie z prawdą, że nie spotkał nikogo, kto by dobre słowo o tyranie Drakuli powiedział. Drakula tego mnicha, który miał odwagę prawdę powiedzieć, puścił wolno, a tego, co same pochlebstwa mówił, kazał wbić na pal.

czy posłów tureckich, którzy nie chcieli zdjąć turbanów. Jednak tej drugiej wersji nie potwierdzają ani źródła tureckie, ani greckie. Nie ulega więc wątpliwości, iż w rzeczywistości opowieść ta jest jedynie przeróbką opowieści o posłach włoskich, stworzoną na potrzeby kreowania legendy Drakuli - pogromcy Turków.

Ten sam epizod w wersji Kuricyna wygląda jeszcze inaczej. Na pytanie Włada o to, czy dobrze uczynił, nabijając na pal ludzi, pierwszy z mnichów odpowiada (a odpowiedź ta odzwierciedla pierwotna postawę Kościoła): „Nie, panie, źle czynisz, bowiem karzesz bez litości, władca zaś winien być wspaniałomyślny. Zatem wszyscy, których na pal wbiłeś, zasługują na miano męczenników”. Natomiast drugi z mnichów odpowiada zgodnie z doktryną judaistów i zwolenników monarchii absolutnej: „Zostałeś przez Boga wyznaczony na władcę, by karać tych, którzy źle czynią, i nagradzać tych, co czynią dobrze. Ci zaś źle uczynili, więc otrzymali, na co zasłużyli”. W tej wersji podziw księcia budzi mnich, który przedkłada racje stanu i książęcą sprawiedliwość nad moralność chrześcijańską.

Dlakula w tradycji węgierskiej i rumuńskiej

Już nie w tak wielu wersjach, bo w zaledwie dwóch, krążyła legenda o skutkach przywiązania posłów do swojej tradycji. Zgodnie z pierwszymi niemieckimi przekazami posłom włoskim ubranym zgodnie z panującą ówcześnie modą w berety, gdy nie zdjęli ich przez hospodarem, twierdząc, że nie mają zwyczaju zdejmować ich nawet przed cesarzem, hospodar kazał przybić je gwoździami do głowy, by „umocnić ich w swym zwyczaju”. W późniejszych wersjach (Bonifiniego i Kuricyna) opowieść doty-

20

W swoim kraju i na Węgrzech Wład Palownik postrzegany był zupełnie inaczej. Na Węgrzech fragmenty tradycji o Drakuli można odnaleźć w dziele „Cztery dekady rzeczy węgierskich”, napisanym przez bliskiego królowi Antonia Bonifiniego. Hospodar jawi się tu jako człowiek nadzwyczaj surowy, ale też i nadzwyczaj prawy, dbający o porządek i praworządność w swym kraju. Obrazem tego może być figurujący w wydaniu z 1543 roku epizod florenckiego kupca, który pragnął ukryć nocą swoje pieniądze i któremu kazano strzec ich na samym środku ulicy, gdzie nikt nie odważy się go okraść. Wprawdzie w dziele swoim Bonifini wspominał o okrucieństwach hospodara, ale niemalże wyłącznie w kontekście walk z Turkami. Znajdujemy tam zwłaszcza opis tortur zadawanych tureckim jeńcom wojennym. Ich podeszwy stóp, natarte porządnie solą, lizane były przez kozy, których ostre języki powodowały w końcu zdzieranie skóry. Spośród okrucieństw wobec poddanych Bonifini wspomina tylko jedno, pojawiające się w różnych wariantach w niemal wszystkich zbiorach opowieści o Drakuli: spalenie wszystkich kalek i starców.


Na Wołoszczyźnie za oficjalną wizję panowania Włada Drakuli przyjęto tę zawartą w liście otwartym opublikowanym w 1524 roku, napisanym przez patrycjusza z Raguzy (dzisiejszy Dubrownik) Michała Bocignoliego do jednego z sekretarzy cesarza Karola V. Bocignoli przebywał na Wołoszczyźnie za panowania syna Włada Drakuli - Mihnei I. W liście tym zwraca uwagę z jednej strony brak jakiejkolwiek wzmianki na temat okrucieństw popełnianych przez Drakulę, a z drugiej to, iż zawiera on grę słów Dragulus/Drakula, która likwiduje cały diaboliczny sens imienia księcia, nadając mu zupełnie inne znaczenie - „drogi”, „ukochany” (od rumuńskiego drag). Jednak szybko, bo już od połowy XVI wieku, Wład popadł tu w zapomnienie. Kroniki wołoskie z XVII i XVIII wieku niewiele o nim mówią, co najwyżej wspominają, że był inicjatorem budowy twierdzy Poenari.

„Historia wojewody Drakuli” jako źródło historyczne. Tym samym Wład ukazuje się nam tu jako „największy potwór, jakiego stworzyła natura, postrach ludzkości […] i złakniony krwi tygrys”.

W swoim opracowaniu I. Czamańska wspomina, że do umacniania się negatywnego obrazu Drakuli na gruncie rumuńskim „przyczynił się także wybitny historyk i polityk połowy XIX wieku, Mihai Kogăliniceanu. Obraz ten [szkoda, że Czamańska nie precyzuje jaki – przyp. J.S.], propagowany również przez ówczesną literaturę piękną, przyjął się tylko częściowo w społeczeństwie rumuńskim.” Od początku XX wieku pojawiła się w rumuńskich środowiskach naukowych tendencja do zasadniczej zmiany spojrzenia na działalność Włada Palownika. Zasłużony badacz kultury rumuńskiej, Nicolae Iorga zwrócił uwagę na jego dążenia do wewnętrznego i zewnętrznego umocnienia państwa. Wśród Rumunów transylwańskich istnia- Tym samym z tyrana i okrutnika Wład III ła wyraźnie pozytywna tradycja, której Drakula awansował do rangi bohatera wyraz stanowi „Cyganiada”, głośny utwór narodowego. poety z przełomu XVIII i XIX wieku - Iona Budai Deleanu. Nawiązuje on w treści Wampir Drakula do często występującego motywu przebierania się hospodara i odwiedzania Mimo całego bogactwa legend dotyczączy to poddanych, czy to nieprzyjaciół. cych Drakuli, w żadnej z nich nie pojaWalka Włada z Turkami jawi się w tym wia się on jako wampir, choć przecież żył utworze jako walka nieba z szatanem, w krainie, gdzie wiara w wampiry i wila Drakula bynajmniej nie występuje tu kołaki była niezwykle silnie zakorzeniojako szatan, lecz jako bohater, któremu na. Wampir Drakula narodził się dopiero pomagają Bóg i święci. w 1897 roku, wraz z powieścią Brama Stokera „Drakula”. Historia przypomniała sobie o Wladzie Palowniku dopiero w roku 1804. Wtedy Akcja większej części powieści rozgryto ukazało się w Halle dzieło Johana wa się na terytorium Transylwanii. StoChristiana von Engela (1770-1814) „Hi- ker bardzo dokładnie opisuje topografię storia Mołdawii i Wołoszczyzny”. W pra- terenu, wygląd miast, przesądy i wierzecy swej von Engel potraktował pamflet

21


nia tam panujące, a nawet rozkład jazdy pociągów. Co więc mogło zainspirować Stokera do stworzenia wampira szeklerskiego pochodzenia, mającego nazwisko i przeszłość wołoskiego hospodara? W swoich zapiskach Stoker stwierdza, że pomysł napisania powieści o wampirach przyszedł mu do głowy po pewnym nocnym koszmarze, który nawiedził go nocą 7 marca 1890 roku. W swoich notatkach opisuje go w ten sposób: „Młody człowiek wychodzi, widzi dziewczęta, z których jedna próbuje go pocałować, jednak nie w usta, ale w szyję. Pojawia się stary hrabia - wściekły i diaboliczny: ten człowiek należy do mnie, chce go mieć”. Od tej chwili Stoker postanowił w największej tajemnicy napisać powieść o wampirze, która początkowo miała nosić tytuł „Hrabia Wampir”. Sen ów powtórzony jest w najdrobniejszych szczegółach w dzienniku Jonatana Harkera, pisanym w zamku hrabiego Drakuli. Hrabia Wampir stał się Drakulą dopiero po lekturze książki „Raport z księstw Wołoszczyzny i Mołdawii” Williama Wilkinsona, brytyjskiego dyplomaty, który w latach 1812-1818 przebywał z misją w Istambule i Bukareszcie. W publikacji tej Stoker znalazł fragmenty dotyczące walk wojewody Drakuli z imperium osmańskim, a z przypisu na dole strony dowiedzieć się mógł, iż „w języku wołoskim Drakula oznacza diabła. W tamtych czasach Wołosi mieli zwyczaj […] by nadawać to imię wszelkim osobom wyróżniającym się odwagą, okrucieństwem swych czynów lub sprytem”. To właśnie ten przypis sprawił, że Stoker uśmiercił hrabiego Wampira, a do życia powołał Drakulę (też hrabiego i też wampira). Z kolei fragment książki Wilkinsona,

22

dotyczący walk wojewody Drakuli z Turcją, znalazł się, znacznie upiększony w szkicu historycznym, który hrabia Drakula roztacza przed Jonathanem Harkerem w nocy 8 maja. Informacje dotyczące Szeklerów i ich rzekomego pochodzenia od Hunów Attyli zaczerpnął Stoker najprawdopodobniej z książki Emily Laszowskiej Gerard „Kraj za lasem. Fakty, postacie i wyobrażenia Transylwanii” oraz z rozmów z Arminiusem Vambérym (1832-1913) - węgierskim orientalistą, który publikował swoje prace w Londynie. Najprawdopodobniej też to właśnie z rozmów z Vambérym wysnuł Stoker wniosek o szeklerskim pochodzeniu Drakuli. M. Cazacu sugeruje, że mogło tu po prostu dojść do nieporozumienia: Vambéry mógł opowiedzieć Iralndczykowi o potomkach Drakuli, którzy należeli do szeklerskiej szlachty, co bez wątpienia było prawdą: potomkowie najmłodszego syna Drakuli, noszącego to samo imię co ojciec, osiedli we wschodniej części Transylwanii, w kraju Szeklerów. Gdy linia męska rodu wygasła, imię Drakula zachowało się doklejone do nazwisk potomków po kądzieli Géczi i Papp, którzy nadal żyli w tym regionie. Dla Stokera zaś, skoro potomkowie Drakuli byli Szeklerami, to i sam Drakula musiał nim być. Co za tym idzie, pochodził od Attyli, co tłumaczyło jego nadzwyczajną odwagę, a także okrucieństwo i obsesyjną żądzę władzy. Jak widać, materiały do swojej powieści Stoker zaczerpnął z dzieł Williama Wilkinsona i Emily Gerard, z rozmów z Arminusem Vambérym oraz z lektury opowiadań o wampirach - od „Wampira” Johna Williama Polidoriego (1819)


po „Carmillę” Josepha Sheridana Le Fanu (1872). Uzupełnił on to wszystko własnymi badaniami na temat ludów północno-wschodnich Węgier i Transylwanii, Słowaków i Szeklerów, a słynny przewodnik Baedekera dostarczył mu rozkładów jazdy pociągów, opisów miast i pomników itp. Jednak poza wymienionymi inspiracjami Cazacu dopatrzył się jeszcze innych, które zdają się mieć znaczący wpływ na fabułę „Drakuli”. Inspiracjami tymi są powieść Marie Nizet „Kapitan Wampir [powieść rumuńska]”, która ukazała się w Paryżu i Brukseli w 1897 roku oraz powieść jej brata Henriego Nizeta „Sugestia” z 1891 roku. Akcja powieści Marie Nizet rozgrywa się w Rumunii i w Bułgarii, między majem 1877 a początkiem 1878 roku, co przywodzi na myśl powieść Stokera (akcja Drakuli dzieje się między majem a listopadem). Dwie pary kochanków - Ion Isacesco i Marioara Slobozianu oraz Mitica Slobozianu (brat Miroary) i Zamfira (przywodzące na myśl Stokerowskie pary - Jonathana Harkera i Miny Murray oraz Artura Holmwooda i Lucy Westenra) stawiają tam czoło wampirowi Borysowi Liatukinowi - księciu i pułkownikowi armii rosyjskiej, który przybywa do Bułgarii walczyć z Turkami. Jeśli dodać, że w książce Marei Nizet pierwsza z par pobiera się, podczas gdy kochanek z drugiej pary (Mitica) znika, być może przez tegoż wampira zabity, podobieństwo z Drakulą staje się jeszcze bardziej widoczne. Próby Drakuli przemienienia Miny w wampirzycę przypominają usiłowania Liatukina względem Marioary. Mimo

to kapitan Wampir nie jest identyczny z Drakulą Stokera z tej prostej przyczyny, że Liatukin jest wampirem „żywym” - może poruszać się we dnie, je i pije, jego ciało rzuca cień itp. Wspólna cechą obu postaci jest sprzeczna z wielką chudością ich ciał nadludzka siła, bladość cery, płonące oczy oraz potrzeba picia ludzkiej krwi. Dobre dwadzieścia lat przed Stokerem Marie Nizet obdarza swojego wampira wielką siłą hipnotyzowania, dzięki której pogrążą on swoje ofiary w transie i pozbawia możliwości stawiania mu oporu. Zdolnościami hipnotyczni obdarzony jest także bohater powieści Henriego Nizeta - Paul Lebarrios. Paul to pozbawiony zasad moralnych przedstawiciel bohemy, inteligentny i cyniczny, któremu udaje się zapanować nad umysłem młodej Rumunki Sefory, by uczynić z niej swą erotyczną niewolnicę. Wypróbowawszy na dziewczynie swoje fantazje, za pomocą sugestii nakazuje jej popełnienie samobójstwa. Stokera fascynowała seksualna potęga Drakuli, który zniewalał kobiety należące do innych mężczyzn, podobnie jak Paul Lebarrois uczynił to z Seforą. Seksualne konotacje są w powieści Stokera wyraźnie obecne, choć nie osiągają takiego natężenia jak w przypadku „Suggestion”. Jednak między oboma tymi dziełami odnajdujemy silne pokrewieństwo, związane z charakterystyczną dla tamtych czasów fascynacja hipnotyzmem. Co znamienne, akcja powieści rozgrywa się na północy Bukowiny, niedaleko granicy z Galicją, tuż obok Borgo Pass. To egzotyczne otoczenie pozwala autorowi posłużyć się motywem ludowych wierzeń, takim jak wampiryzm.

23


* * *

wykorzystać i sami Rumuni, adaptując dla potrzeb turystycznych również poPo uważnym, a nawet po mniej uważ- stać Drakuli - wampira. nym przestudiowaniu publikacji I. Czamańskiej i M. Cazacu widać wyraźnie, Lektura omawianych publikacji może że za imieniem Drakula może kryć się uświadomić jeszcze inną rzecz: jakwiele znaczeń i że nie zawsze i nie u kolwiek istnieje szansa, że poznamy wszystkich imię to wywoływać może wszystkie inspiracje, dzięki którym Bram negatywne skojarzenia. Czasami efekt Stoker mógł stworzyć najsłynniejszemoże być wręcz odwrotny od zamie- go wampira wszech czasów, tak raczej rzonego - tak jak to miało miejsce mało prawdopodobne jest, byśmy kiew opisanym przez Czamańską przypad- dykolwiek poznali prawdę o wojewodzie ku Nicolae Ceauşescu. Pierwszy raz Drakuli. Jeśli nie zostanie on zapomnianazwano go „Drakula” najprawdopodob- ny, to z pewnością jedni przedstawiać niej w roku 1975 w Stanach Zjednoczo- go będą jako wybitnego władcę i męża nych. Jeśli „geniusz Karpat” choć trochę stanu, inni jako psychopatycznego saznał historię własnego kraju w wykładni dystę, a jeszcze inni jako obrońcę wiary podawanej przez współczesnych hi- chrześcijańskiej przed turecką nawałą. storyków, jako Wołoch z pochodzenia Pewne pozostanie tylko jedno - nie był nie miał prawa poczuć się tym określe- on wampirem. niem specjalnie obrażony, a wręcz mógł poczuć się dumny. Co innego znaczy określenie „Drakula” dla Amerykanów czy mieszkańców Europy Zachodniej, którzy kojarzą je wyłącznie z wampirem, a co innego dla Rumunów, dla których jest ono synonimem władcy surowego wprawdzie, ale sprawiedliwego, a przede wszystkim bohaterskiego obrońcy przed Turkami. Natomiast w czasie rewolucji rumuńskiej w grudniu 1989 roku na ulicach Bukaresztu ludność, protestując przeciw rządom Ceauşescu, skandowała coś, co fonetycznie mogło także kojarzyć się z Drakulą, acz w tym wypadku miało zgoła inne znaczenie: Moartea dracului - „Śmierć diabłu”. Podchwycone to zostało przez zachodnioeuropejskich dziennikarzy, którzy wbrew rumuńskiej tradycji ochrzcili dyktatora mianem Drakuli. Tym razem sprowokowali tym nowe zainteresowanie postacią Drakuli w różnych jej wcieleniach, co w dobie gospodarki rynkowej starają się

24


Poznaj grabarzy. Odkrywamy ich tajemni ce. W każdym numerze nowa sylwetka

TECZKA AKT PERSONALNYCH ej Paszylk ................Bart ........łomi ................ ..................... GP: Współtwórca Grabarza Polskiego ........................................................ ..... Autor, tłumacz, publicysta ................ .............................................

Co cię skłoniło aby zostać grabarzem? Wypadałoby raczej spytać „Kto mnie skłonił?” , gdyż był to czachopismowy kolega Wojciech. Cholernie miło nam się pracowało nad Czachopismem i bardzo chcieliśmy wykombinować coś, co znów będzie można nie obgadywać z piwem w dłoni. Byłem początko wo mocno sceptyczny wobec idei e-zina, ale zostałemregularprzekonany i cieszy mnie to. do niej Co lubisz w życiu poza grzebaniem zwłok? Poza polską telewizją, zespołem Feel i wizytam i u dentysty

lubię niemal wszystko. Jaki film powalił cię ostatnio na cmentarną glebę? „Test pilota Pirxa” Marka Piestraka. Po wielu latach od czasów szkolnej wycieczki do kina, obejrzałem cie ponownie na DVD. Rozpruwa umysł tak jak go wreszdawniej. Ulubiony film rozgrywający się w środowisku grabarzy? „Dellamorte Dellamore” czyli „O miłości i śmierci” rettem i co najmniej równie zabójczą Anną Falchi. z zabójczym, jeszcze nieskomercjalizowanym Rupertem EveZabawny, brutalny, cudnie nakręcony, z filozofic puentą – takich filmów nie kręci się często. zno-poetycką Największe horrorowe rozczarowanie w ostatnim czasie? Przeróbka „Dnia żywych trupów”. Zgoda – nie jest oryginału nie zostało w nim prawie nic, a podrasowto najgorszy horror świata. Rzecz w tym, że z rewelacyjnego anie efektów specjalnych komputerem wyjątkowo wypadku nie udało. Miałem ogromne oczekiw się w tym ania z paroma dobrymi filmami na koncie – i musiałem – tym bardziej, że reżyserował Steve Miner, niegłupi facet to potem oglądać ze wstydem.

Freddy czy Jason? Zawsze bardziej kręciły mnie filmy z Freddym, ale jest niemożliwy. Obu draniom zawdzięczam zbyt jeśli porównywać same postacie jako ikony gatunku, to wybór dużo emocji. Co czytujesz kiedy nie trzeba akurat nikogo grzebać ? To co każdy: Stephena Kinga, Grahama Masterto na, Deana Koontza i, ostatnimi czasy, „Jak sprawić dziecko zasypiało z uśmiechem” czy coś takiego. Standard. Choć nie, próbuję też ciągle znaleźć coś żeby twoje walającego – i udaje się to od czasu do czasu. Poraża nowego, poJacka Ketchuma, a ostatnio również Joseph D’Lacey mnie Michael Slade, co lepsze pozycje Bentleya Little’a czy , autor eleganckiego horroru pt. „Mięso”. Przy jakiej muzyce najweselej kopie się groby? Osobiście lubię jak mi przygrywa coś żwawego, np. miłośnikiem muzyki groźnej, ale jak ktoś gra pięknie Uriah Heep, Iron Maiden czy Alice Cooper. Od lat jestem to nie pogardzę niezależnie od uprawianego gatunku Simon rozczula mnie zawsze. . Paul Jak często jadasz surowe mięso? Kiedyś jadałem często, ale jakiś rok temu doszedłe m do wniosku, że to pozerka. Nie muszę już jeść mięsa żeby czuć się fanem horroru. surowego Jakie masz najbliższe plany niezwiązane z pracą grabarza? Próbuję znów napisać jakąś uczciwą książkę o horrorze. A kto lubi czytać po angielsku, ten już niedługo będzie mógł się zaopatrzyć w mój przewodnik po kultowy m kinie grozy zatytułowany „The Pleasure and Horror Films”. Piszę tam zarówno o horrorach wesołyc Pain h, np. „The Old Dark House”, „A Bucket of Blood”, of Cult Feast” czy „Bad Taste”, jak i zawodowo ponuryc „Blood h – o „Godzinie wilka”, „Begotten” albo „Benny’ s Video”. W odróżnieniu od „Leksykonu filmowego horroru”, tu będą też fotosy z kilkudziesięciu co atrakcyjniejszyc Premiera w okolicach kwietnia/maja. h horrorów.

25


DYING GOD Odrodzone Zło Argentyna, Francja 2008 Dystrybucja: Carisma Reżyseria: Fabrice Lambot Obsada: James Horan Lance Henriksen Misty Mundae Agathe de la Boulaye

Text: Mariusz „Orzeł” Wojteczek

X X X X X

26

Po co go nakręcono? Skłonny jestem przyjąć wersję, że jest to film stworzony z fascynacji horrorem i z pasji do horroru. To jedyne, co tłumaczy jego powstanie. Reżyserem tego gniota jest Fabrice Lambot, który na swym koncie ma - jak dotychczas - jedynie krótkometrażówkę „La Sangre del Castigo” z 2005 roku, gdzie był jednocześnie scenarzystą i reżyserem. I jest to niewątpliwy przykład człowieka, który bardzo chce kręcić filmy, ale absolutnie nie powinien tego

robić, nie ma bowiem elementarnego pojęcia o tym fachu. Jego reżyseria jest nieskładna, co w efekcie powoduje brak możliwości skupienia się na fabule. Zaraz, zaraz... Jaka fabuła? Powiedzieć, że „Odrodzone zło” jej nie posiada, nie będzie do końca prawdą, jednak stwierdzenie, że ją ma - to już poważne nadużycie. Mamy tam bowiem policjanta z mrocznego, brudnego miasta, typowego „złego glinę”, który ściga nieuchwytnego zabójcę - potwora, okaleczającego brutalnie swe ofiary. Nuuuuda! Główny bohater to nieudolna kreacja na Brudnego Harry’ego - twardy, asympatyczny i oschły glina. Tyle, że prawdziwy Brudny Harry miał zasady i kręgosłup moralny, a Sean Fallon z „Odrodzonego zła” ma

Film „Odrodzone zło” to jeden z najgorszych filmów, jakie miałem okazję oglądać. Jest żałosną karykaturą zarówno horroru, jak i filmu w ogóle.


jedynie lewe interesy i znajome prostytutki, odpłacające mu za ochronę w wiadomy sposób. O potworze niewiele można powiedzieć. Wykorzystano tu motyw amazońskiego bożka i jego narzędzia zemsty (którym jest sam potwór). Wątek ten jest wciśnięty do filmu na siłę, nieudolnie i zbytnio nie wiąże się z akcją - gdyby okazało się, że potwór jest akurat z Marsa, to nic by to nie zmieniło. Aktorzy to absolutne beztalencia - wyłączając Lance’a Henriksena (który w sumie też nie olśniewa, a znalazł się w tym filmie chyba tylko po to, by przyciągnąć uwagę nazwiskiem). Odtwórcy ról nie są zdolni tchnąć w postacie krzty emocji, odrobiny życia. Wszystko, co prezentują, jest aż nadto udawane, jakby każda chwila na planie była dla nich katorgą, a nie zawodowym spełnieniem.

Trudno przy tym filmie wytrwać do końca. Kiedy zastanawiam się nad konkluzją, bezustannie przychodzi mi na myśl kultowy film „Martwe zło” Sama Raimi’ego, który można postawić za przykład, jak powinno się kręcić kino amatorskie małym nakładem kosztów i bez wielkich gwiazd w czołówce. Twórcom „Odrodzonego zła” z pewnością się to nie udało. Po seansie pozostaje niesmak, żal po straconych osiemdziesięciu kilku minutach i smutek, że ktoś w ogóle takie filmy w naszym kraju rozpowszechnia. Dlatego nie powinniśmy się dziwić, że później przeciętny kinomaniak traktuje horror jako coś zupełnie niestrawnego i że woli w zamian zaserwować sobie głupawe kino w stylu „Lejdis” - wszystko jest bowiem lepsze od filmu Lambota.

27


KONKURS RED HORSE & GRABARZ POLSKI P Y TA N I A I S Z C Z E G Ó Ł Y K O N K U R S U D O S T Ę P N E N A :

W W W. G R A B A R Z . N E T / F O R U M

KAŻDY Z EGZEMPLAREM Z AUTOGRAF! AUTORA!

DO WYGRANIA

3x DEMONY 3x BIAŁA WIEDŹMA


-------------------------------------- Ocena: 3/6 Wydawca: Phantom Press l99l Tłumaczenie: Hanna Najdychor Ilość stron: l90

bawi się w szczegółowe opisywanie postaci czy też nadmierne zgłębianie ich psychiki. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z szablonami, niemniej, większość z poznanych w trakcie lektury bohaterów to klasyczne mięso armatnie. Nic zresztą dziwnego, jeżeli w akcję zostają zamieszani terroryści modyfikujący DNA pasożytów, które stają się większe i agrePowieść otwiera scena, w której młoda sywniejsze niż normalnie. i skrajnie wychudzona dziewczyna trafia do szpitala z podejrzeniem zapalenia Na deser otrzymujemy jeszcze giganotrzewnej. Podjęta zostaje decyzja o na- tycznego robala pełzającego w kanałach tychmiastowej operacji. W jej trakcie do- miasta i urządzającego tam rzeź pracowchodzi do tragedii, z brzucha dziewczyny ników kanalizacyjnych i robotników. Jak wydobywa się bowiem nienaturalnie wiel- to zresztą u Knighta bywa, nie brak tu ki pasożyt, który atakuje chirurga... także scen z pogranicza pornografii, jak Każdy pisarz ma wzloty i upadki. Harry Adam Knight nigdy nie należał do pisarzy wybitnych (nigdy też sobie tego prawa nie uzurpował), nigdy nie był też na tyle kiepski, by zostać pisarzem kultowym. Oczywiście i jemu przytrafiały się powieści słabsze. Czy do takich należy „Tunel”? To kwestia bardzo dyskusyjna.

Ten mocny początek jest klasycznym wręcz dla Knighta wprowadzeniem w akcję, która tym razem oscyluje pomiędzy monster-horrorem a thillerem i powieścią detektywistyczną. Głównym bohaterem utworu jest Edward Causey, prywatny detektyw wynajęty przez siostrę zmarłej na początku dziewczyny. Mężczyzna dawno już przestał należeć do czołówki w swoim zawodzie i podejmuje się tego zadania jedynie dla pieniędzy, których w ostatnich czasach notorycznie mu brakuje. Nie spodziewa się jak wielką aferę przyjdzie mu tropić i z czym się zmierzy.

Text: Łukasz Radecki

HARRY ADAM KNIGHT - Tunel (Worm)

zwykle podbarwionych psychopatycznym podłożem, nakazującym zwyrodnialcom upadlać niewinne kobiety. Problem w tym, że właśnie te sceny są najbardziej sugestywnymi i zapadającymi w pamięć fragmentami utworu.

„Tunel” nie jest bowiem powieścią złą, tylko niesamowicie równą, nie wybijającą się w żaden sposób powyżej przeciętnej. Harry Adam Knight po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem horroru klasy B, dodatkowo wplatając we wszystko wątki detektywistyczne (autor pod pseudonimem stworzył wiele powieści z tego gatunku). To jednak sprawia, że jest to Harry Adam Knight po raz kolejny nie książka dla zagorzałych zwolenników próbuje oszukiwać, że chce stworzyć coś prostych horrorów lub fanów autora. więcej niż rasowy horror klasy B. Akcja Reszta nie doceni stylistyki. od początku gna do przodu, nikt tu nie

29


CANNIBAL! THE MUSICAL CANNIBAL! THE MUSICAL USA 1996 Dystrybucja: Brak Reżyseria: Trey Parker Obsada: Trey Parker Matt Stone Toddy Walters Dian Bachar

X X X X

Text: Bartłomiej Kluska

X

30

W roku 1993 student Uniwersytetu Colorado, Trey Parker, próbuje zrekonstruować te tragiczne wydarzenia, dodając przy tym parę elementów... od siebie. W jego wersji krwawa historia amerykańskiego kanibala zostaje urozmaicona tańcami, śpiewami, grupowym lepieniem bałwanka i całą masą innych rzeczy, które składają się w efekcie na jeden z najdziwniejszych obrazów w historii kinematografii. Wśród czekających na widza atrakcji są m.in. mieszkający samotnie w Górach Skalistych cyklop - weteran wojny secesyjnej, a także indiańskie plemię Nihonjin, zgodnie ze swoją nazwą mówiące i wyglądające bardzo po japońsku.

A to tylko część prawdy o „Cannibal! The Musical” - resztę trzeba zobaczyć na własne oczy. Sam film, mimo że robiony przez stuprocentowych amatorów i za całkowicie amatorskie pieniądze, wygląda bardzo profesjonalnie. Solidna gra aktorska, starannie przygotowane i wykonane układy taneczne, chwytliwe piosenki, zbiorowe sceny walk, ociekające sztuczną krwią efekty specjalne - każdy element doszlifowano do ostatniego szczegółu, nic więc dziwnego, że efektem pracy Parkera i jego przyjaciół zainteresowała się renomowana wytwórnia Troma, w 1996 roku wydając to dzieło na VHS i DVD, gdzieś między kolejnymi częściami „Toksycznego mściciela” i wyczekiwanym wznowieniem „Surfujących nazistów”... W tak doborowym towarzystwie „Cannibal! The Musical” długo pozostawał nie-

Jest luty roku 1874. Niejaki Alfred „Alferd” Packer, górnik i poszukiwacz złota, wraz z pięcioma kolegami po fachu przeprawia się z Utah do Colorado, by odkryć nowe złoża cennego kruszcu. Chęć zysku przeważa nad zdrowym rozsądkiem i mężczyźni, mimo wyjątkowo srogiej zimy, próbują przedrzeć się przez Góry Skaliste. Przeceniają jednak swoje możliwości i gubią drogę. Nie wiemy, co działo się później, pewne jest tylko to, że po dwóch miesiącach z całej grupy odnajduje się wyłącznie Alferd. Wyczerpany, lecz żywy. Wkrótce zostaje aresztowany, oskarżony o kanibalizm, uznany za winnego i - jako jedyny w całych Stanach Zjednoczonych - skazany za to na śmierć.


zauważony przez szerszą publiczność. Na szczęście Trey Parker stał się wkrótce cenionym przez krytyków i lubianym przez widzów twórcą obrazów takich jak „Orgazmo” czy „Team America” oraz przede wszystkim - serialu „South Park”. W blasku sławy tych tytułów ogrzała się również umuzykalniona historia nieszczęsnego Alferda Packera, zyskując wreszcie uznanie, na jakie zasługiwała. Na świecie. W Polsce i w Kazachstanie wciąż jeszcze czeka na swojego dystrybutora. To już jednak zupełnie inna opowieść.

I jeszcze jedno. Ostatecznie nigdy nie wykonano wyroku na prawdziwym Alferdzie Packerze. Amerykański kanibal zmarł ze starości w roku 1907. Plotka głosi, że przed śmiercią został wegetarianinem. PS. W filmie, podobnie jak w „South Park”, ukryli się również goście z kosmosu. Dotychczas dostrzeżono sześciu. Tego najbardziej jawnego świetnie widać w scenie lepienia bałwanka - by zobaczyć pozostałych, trzeba się już jednak trochę wysilić.

31



-------------------------------------- Ocena: 4/6 Wydawca: Biblioteka Akustyczna 2008 Tłumaczenie: Urszula Pawlik Czas trwania: 3:24:21

W małej bawarskiej wiosce Tannöd dochodzi do okrutnej zbrodni. Mieszkająca na skraju wioski rodzina Dannerów oraz ich służąca zostają zamordowani. Kto mógł tego dokonać i jak to się stało, że zwłoki znaleziono dopiero po kilku dniach? Dowiedziawszy się z prasy o tych wydarzeniach, do Tannöd przyjeżdża kobieta, dla której wioska jest jedynie wspomnieniem szczęśliwych miesięcy, które spędziła tu wkrótce po zakończeniu wojny. Teraz - chcąc poznać przyczyny, dla których Tannöd nazywana jest w gazetach „wioską skąpaną we krwi” - rozmawia z mieszkańcami o zbrodni. Mieszkańcy opowiadają o swoich relacjach z Dannerami, o tym, jak doszło do odkrycia ciał, a także o samych Dannerach - rodzinie powszechnie nie lubianej, stroniącej od kontaktów z innymi mieszkańcami. Do tej części powieści zdaje się odnosić tytuł oryginalny, gdyż to właśnie z rozmów z mieszkańcami poznajemy Tannöd - małą wioskę, jej zamkniętą społeczność, gdzie każdy chętnie dzieli się opowieściami o grzechach innych. Opowieści mieszkańców przeplatane są narracją, z której poznajemy dramat od lat rozgrywający się w domu na pustkowiu, wszystkich uczestników tego dramatu, a także wydarzenia poprzedzające zbrodnię i te, które miały miejsce tuż po jej dokonaniu. A wszystko to w kolejności dalekiej od chronologicznej - początkowo zdawać by się mogło, że przypadkowej. Polski wydawca widocznie za bardziej istotny, czy może za bardziej uniwersalny i ponadczasowy, uznał dramat rodziny rozgrywający się na oczach całego Tannöd i spotykający się z brakiem reakcji społeczności niż obraz konkretnej wioski,

żyjącej konkretnymi - dla czytelnika dawno już nie aktualnymi, a dla polskiego czytelnika nawet niekoniecznie zrozumiałymi - problemami i stąd zapewne polski tytuł powieści.

Text: Jagoda Skowrońska

)

ANDREA MARIA SCHENKEL - Dom na pustkowiu (Tannod

Jeśli ktoś, kierując się omówieniem na okładce płyty, oczekuje klasycznego kryminału, czyli powieści traktującej o zbrodni i metodach jej wykrycia, może się rozczarować. Owszem -zbrodnia jest i to tak brutalna, że robi wrażenie nawet na tych mieszkańcach, którzy walcząc na froncie II wojny światowej, niejedno widzieli, ale żadnego śledztwa mającego na celu wykrycie sprawcy w powieści nie odnajdziemy. Trudno bowiem za śledztwo uznać rozmowy z mieszkańcami wioski. Z rozmów tych dowiedzieć się można wiele - o Dannerach, o innych mieszkańcach wioski, o samych opowiadających, ale czy doprowadzą one do odkrycia kulisów morderstwa? Kogo jednak bardziej od meandrów śledztwa, sposobów pozyskiwania informacji i dochodzenia do prawdy przez detektywów interesują bohaterowie, ich życie i emocje czy motywy zbrodni, kogo głowa nie rozboli od dusznej, kipiącej od plotek atmosfery małej wioski i kogo pociąga poruszanie trudnych, kontrowersyjnych tematów w literaturze popularnej, tego lektura „Domu na pustkowiu” powinna usatysfakcjonować. Konstrukcja fabuły przypominająca rozsypane puzzle oraz momentami irytujący a częściej monotonny i usypiający sposób czytania sprawiają, że z tym audiobookiem najlepiej wybrać się na spacer - gdzieś, gdzie nic nie będzie przeszkadzać w skupieniu nad treścią.

33


Przeklete lata So! Terror Z Kosmosu!

Text: Skura

W 1955 ROKU TO PRZYBYŁO Z GŁĘBIN MORZA, ROK PÓŹNIEJ TO ZDĄŻYŁO JUŻ PODBIĆ ŚWIAT, A W 1958 JESZCZE JAKIEŚ INNE TO! SIAŁO TERROR Z KOSMOSU. JEDNAK NAJCIEKAWSZE TO, PRZYBYŁO Z PRZESTRZENI KOSMICZNEJ W 1953 ROKU. DZIĘKI AMERYKAŃSKIEMU REŻYSEROWI JACKOWI ARNOLDOWI.

Zdecydował on by z przestrzeni kosmicznej przybyło właśnie To, a nie jakieś zadziwiające kraby, monstra, stwory czy jak w polskim tłumaczeniu – przybysze (film był swego czasu wyświetlany w polskiej telewizji pod tytułem ,,Przybysze z kosmosu”). Warto sobie przypomnieć co jeszcze do nas przybyło z ,,outer space”, w latach 50. Było tego sporo: nastolatkowie (zawsze nieznośni), mordercy, płonące dziewice, nawet sama groźba, jako po prostu groźba, no i oczywiście Plan numer 9. Można było nawet poślubić potwora z przestrzeni kosmicznej! W późniejszych, znacznie bardziej wysublimowanych czasach nawiedzili nas, chronologicznie: zły mózg, konik polny i wampirzyca, kot (wszędzie się taki pałęta), wysysacze krwi (zapewne nie chodzi o komary), kretyni, Ulemae (nie mam pojęcia cóż to jest Ulemae), zabójcze klauny, Plan Szekspira numer 12, Plan numer 10 (oj, tu już nie tak oryginalnie), kurczak (z KFC?), kosmiczne robaki pożerające ciała, zabójcza toaleta (moja ulubiona) czy wreszcie ... Uchuujin! Tak, czy ktoś

po obejrzeniu trailera lub choćby samego plakatu do Uchuujina z przestrzeni kosmicznej odważy się go obejrzeć?! Niech czasem nie zachęci Was do tego fakt, że występuje tam znany z Tromy Lloyd Kaufman. Jak widać na powyższych przykładach, kosmos rzeczywiście fascynuje artystów... Tym najciekawszym filmem, który łączy ,,To” z ,,przestrzenią kosmiczną” jest pierwsza produkcja S-F, twórcy późniejszych znakomitości: „Potwora z Czarnej Laguny”, „Tarantuli” czy „Niesamowicie zmniejszającego się człowieka”. ,,It Came from Outer Space” jest luźną adaptacją opowiadania Raya Bradbury’ego. Dzieło pokazuje rozwijający się styl reżysera, który dopiero w późniejszym okresie pokazał pełnię swoich możliwości i stworzył perełki grozy lat 50. Jednak jak pisze Andrzej Kołodyński w swoim „Małym leksykonie filmów fantastycznonaukowych” z 1972 roku, już to dzieło stało się wzorcem, który później twórcy mniejszego formatu naśladowali masowo. Choćby motyw nawiedzenia przez kosmitów w opisywanym wcześniej w tej rubryce „Mózgu z planety Arous”. Nie wiadomo czy najeźdzcy mają dobre czy złe zamiary. Czy chcą nas zgładzić, czy tylko musieli zaparkować na naszej planecie by naprawić statek w kształcie wielkiej kuli. Aż do ostatniego kadru „Przybyszów”, widz zastanawia się czy przyjąć optykę głównego bohatera, ama-

34


tora astronomii, który wierzy w dobrotliwość ufoludków, czy też jak pozostali mieszkańcy uwierzyć w nadciągającą tragedię międzygwiezdną. Opowieść toczy się wartko, wśród prawdziwych, pustych plenerów pustyni Mojave w Kalifornii, której nazwa pochodzi od jednego z indiańkich plemion. Jednak żadnych Indian tutaj nie zobaczymy, jedyne co spotkamy z flory i fauny, to znane z okładki rockowego zespołu U2 ,,drzewo Jozuego”. W przeciwieństwie do poetyckiej fotografii, tutaj reżyser pokazuje drzemiącą w roślinie grozę. Przy drogach rosną gęsto drzewa, a ich ,,owłosione”, powykrzywiane gałęzie tworzą przedziwne kształty. W jednej ze scen, partnerka astronoma, krzyczy przerażona widząc zarys takiego drzewa, roślina przypomina bowiem czającego się, nieprzyjemnego stwora. Kobiecina jest oczywiście niepotrzebnie przewrażliwiona, ale dzięki temu mamy kolejną, miłą scenę – zmyłkę. Niby już widzimy upragnione To, ale to tylko drzewo. Kilka minut później, w analogicznej scenie, kobieta znowu krzyczy na widok kosmonauty, który okazuje się być dzieciakiem w śmiesznym stroju. Dopiero za trzecim razem udaje jej się trafić na ,,właściwych ludzi”. Krzyczy ona, krzyczymy my, krzyczy cała sala kinowa i nawet operator kamery.

Arnoldowi, że później nakręcił tam także „Tarantulę’. Podejrzewam, że to także z jego inicjatywy owa pustynia pojawia się w „Monolith Monsters” z 1957, na podstawie właśnie jego historii. Tutaj ciekawostka: jako że „Monolitowe potwory” są niejako powiązane z Arnoldem, pojawia się w nich dokładnie ta sama scena lądującego statku – komety. Chyba Jack z grzeczności pozwolił użyć swojej scenki, by koledze po fachu pozwoliło to nieco zaoszczędzić.

Motto mistrza grozy lat 50. brzmiało: ,,Jedynym sposobem by widz uwierzył w niemożliwe, jest narzucenie mu odpowiedniej atmosfery”. Dlatego w tym filmie częściej niż samych kosmitów, oglądamy Ziemię z Ich perspektywy. A że obcy mają tylko jedno oko... wydaje nam się, że są oni zamknięci w jakiejś mydlanej bańce, która ma to oko symulować! Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że sceny te, Produkcja kręcona była nie tylko w stu- można było oglądać w technologii 3D. dio, ale także w naturalnych plenerach, W okularach, które stwarzały trzeci wyw miejscach, które tak spodobały się miar. Pełen odlot.

35


Na Waszą uwagę zasługuje pewna scena. To najlepsza scena Przybyszów, znakomicie wpisuje się w ideały ,,odpowiedniej atmosfery” Arnolda. Główna para bohaterów błąka się po pustyni poszukując znajomych pracowników elektrowni. Dopiero co zobaczyliśmy żywych elektryków naprawiających linie wysokiego napięcia. Dopiero co dowcipkowali. Teraz ich samochód stoi porzucony na skraju drogi. I nagle widzimy świat

36

z perspektywy obcego, skrada się do naszej pary, wokoło dym i para, potwór jest coraz bliżej dziewczyny. W ostatniej chwili z tych oparów wyłania się ludzka ręka, która dotyka pleców krzyczącej już damy. Jednocześnie znika bańka mydlana. Okazuje się, że jeszcze nie zobaczymy obcych! Tytułowe To przybrało postać ziemskich elektryków i patrząc w słońce bez zmrużenia okiem rozmawia z niczego nie rozumiejącymi Ziemianami... Jednak bardzo wolnymmm głosem... Pod względem technicznym – majstersztyk – nie widzimy momentu przemiany dymu w ludzką dłoń. Dla takich momentów, jak by powiedział Stephen King, warto ciągle żuć gumę. Czyli szukać takich smakowitości wśród wielu przeciętnych pozycji do przeżuwania. Żeby móc kilka razy pod rząd, z zachwytem obejrzeć tę samą scenę...


W krakowskiej galerii MCK jeszcze do końca stycznia można obejrzeć „Mroczną stronę wyobraźni”– wystawę poświęconą dokonaniom Alfreda Kubina. Jest to świetna okazja, by zagłębić się w pełnym tajemniczości i grozy świecie genialnego rysownika żyjącego na przełomie XIX i XX wieku, współtwórcy symbolizmu, a także autora antyutopijnej, pełnej kontrastów i makabrycznych wizji powieści „Po tamtej stronie”. Na wstępie tego tekstu muszę zaznaczyć, że nie jestem krytykiem sztuki, nie liczcie więc na to, że podpierając się wymyślonymi przez mądre głowy teoriami zdefiniuję artystyczny dorobek wyżej wymienionego. Niezależnie od wszystkiego, jedno wydaje się bezdyskusyjne – jego twórczość, zarówno w wymiarze plastycznym, jak i literackim, nie jest przeznaczona dla osób spragnionych treści łatwych, miłych i przyjemnych.

Text: Kazimierz Kyrcz Jr

Alfred Kubin

Mroczna strona wyobraźni

Że wypełnia je totalna fantasmagoria, zaludniona przez kobiety o łonach wielkich jak ciemne pieczary, nawiedzana przez monstra, hybrydy, utopce, oślizgłe stwory, które zdają się pochodzić z jakichś zapomnianych, na wpół mitycznych pradziejów?

Przykład imiennika Hitchcocka mógłby posłużyć jako sztandarowy argument dla zwolenników tezy, że poetykę danego artysty determinują jego klęski. Tak się bowiem składa, że już jako dziesięciolatek Kubin stracił matkę. Wkrótce na jego głowę posypały się kolejne nieszczęścia: choroby, śmierć macochy, narzeczonej, załamania nerwowe, niepowodzenia w szkole i w wojsku. Wszystko to znalazło ujście w sztuce – strach stał się jej nieodłącznym elementem. Czy w tym kontekście może kogokolwiek dziwić, że w pracach Alfreda aż roi się od upiorów, demonów, widziadeł?

37


etapów twórczości plastycznej Kubina, ekspozycja przybliża widzom także jego powieść, która jest swoistą próbą rozliczenia się ze schyłkiem XIX wieku i obawami związanymi z nadchodzącym stuleciem. Obawami, przyznajmy, jak najbardziej uzasadnionymi.

Podszyte lękiem, utajonymi kompleksami, ale i przepuszczonym przez soczewkę choroby psychicznej czarnym humorem wizje zostały przelane na papier, a następnie okraszone takimi tytułami jak: „Żałosne zadowolenie”, „Rośliny bagienne”, „Wyspa sępów”, „Mumia”, „Cmentarz nad jeziorem”, „Terror”... Osobnym fragmentem twórczości Kubina są ilustracje, które wykonał zarówno do własnej powieści, jak i do utworów Dostojewskiego, Poego, E.T.A. Hoffmanna, Hauffa, Kleista, Jean Paula, Hauptmanna, Strindberga czy Trakla. Trzeba tu jednak wyraźnie zaznaczyć, że Kubin angażował się twórczo jedynie w te dzieła literackie, które korespondowały z jego własnym sposobem postrzegania świata. Artysta był bowiem przekonany, że sztuka nie powinna odtwarzać rzeczywistości, koncentrując się na ukazaniu jej podkładu duchowego. Wróćmy jednak do „Mrocznej strony wyobraźni”, prezentowanej w nastrojowych półmrokach, w dyskretnej, nieomal teatralnej scenografii. Poza przekrojowym przedstawieniem poszczególnych

38

Fabuła „Po tamtej stronie” przywodzi na myśl zarówno marzenia senne, jak i obrazy zagłady starego świata. Zawarta w niej historia rysownika, który na zaproszenie dawnego kolegi z ławy szkolnej wyjeżdża do położonego u stóp Tybetu Państwa Snu staje się pretekstem do ukazania rozpadu tego sztucznego tworu; dochodzi do niego wśród społecznych konwulsji, aktów przemocy i totalnego zezwierzęcenia. Jest to jednocześnie wędrówka Kubina w głąb własnego, chorego umysłu, próba wewnętrznego oczyszczenia autora, wyrzucenia ze świadomości całego bólu i wątpliwości spoczywających na dnie jego strapionej duszy.


Kubin sam siebie określał mianem wizjonera, a jego osobowość całkiem nieźle oddaje tytuł autobiografii zamieszczonej na końcu książki: „Demony i nocne zjawy”. Warto zacytować jej fragment: „Zdarzyło mi się coś szczególnie niezwykłego i rozstrzygającego dla mojej psychiki, czego dzisiaj jeszcze dobrze nie rozumiem, aczkolwiek wiele o tym myślałem. Nagle całe otoczenie ukazało mi się jaśniejsze i ostrzejsze, jakby w innym świetle. W twarzach otaczających mnie osób spostrzegłem coś dziwnie zwierzęco – ludzkiego. Wszystkie dźwięki stały się szczególnie obce, oderwane od swojej przyczyny. Rozbrzmiewała jakby drwiąca, zagrażająca wspólna mowa, której nie mogłem zrozumieć, lecz która

taiła w sobie upiorne, wewnętrzne znaczenie”. Warto zauważyć, że Antoni Kępiński, jeden z największych autorytetów psychiatrii, włącza wspomniane świadectwo Kubina, jak również jego sztukę, w przestrzeń doświadczenia schizofrenii. Nie oznacza to oczywiście, że schizofrenia jest warunkiem koniecznym twórczości, podobnie jak bycie schizofrenikiem nie czyni z człowieka artysty. W przypadku Alfreda Kubina obie te linie zbiegły się jednak w jedną, jakże fascynującą nić. Nić, która może nam pomóc przejść przez labirynt typowej dla współczesności emocjonalnej pustki.

39


BENEATH Beneath USA 2007 Dystrybucja: Brak Reżyseria: Dagen Merrill Obsada: Nora Zehetner Carly Pope Matthew Settle Jessica Amlee

X X X X

Obytemu widzowi fabuła filmu nie wyda się zbyt oryginalna. Po sześciu latach nieobecności Christy (Nora Zehetner) powraca do rodzinnego Edgemont, aby wziąć udział w pogrzebie Josepha, jej przyjaciela z dzieciństwa. Choć minęło wiele czasu, dziewczynę nadal prześla-

Text: Mateusz Spychała

X

dują koszmary związane z tragicznym wypadkiem, w którym zginęła jej siostra, Vanessa Locke. Dom Locke’ów wygląda inaczej niż przed laty. Mąż Vanessy, John (Matthew Settle), nie ożenił się powtórnie. W wychowaniu Amy, jedynej córki, pomaga mu matka. Wkrótce Christy przekonuje się, że terapia wcale nie zmyła piętna, jakie odcisnęła na jej psychice szczególna więź, która dawniej łączyła siostry. Dręczona wspomnieniami z pogranicza jawy i snów dziewczyna, pragnąc ostatecznie uwolnić się od przeszłości, rozpoczyna prywatne śledztwo.

40

„Beneath” wpisuje się w tradycję współczesnych filmów grozy. Nie jest to klasyczny horror, gdyż wątek działalności siły nadprzyrodzonej został wykorzystany przez reżysera przede wszystkim do stworzenia atmosfery niepokoju i stanowi element, bez którego fabuła zachowałaby spójność. Nie jest to również krwawy thriller ze zdeprawowanymi bohaterami o morderczych skłonnościach w rolach głównych. Obraz wymyka się klasyfikacji gatunkowej, lecz właśnie to czyni go interesującym i sprawia, że wyróżnia się wśród innych produkcji spod mrocznej gwiazdy.


W filmie pojawia się wiele tradycyjnych już motywów kina grozy. Są tajemnicze wizje, demoniczne dziecko oraz zagadka z przeszłości - pozornie zbyt wiele, aby opowiedzieć spójną, ciekawą historię. Reżyser prowadzi jednak z widzem grę pozorów, w której zwycięża. Wraz z rozwojem fabuły krąg podejrzeń rozszerza się. Niedostępna pani Locke zdaje się coś ukrywać, fantazje Amy nabierają złowieszczego charakteru, a poczytalność głównej bohaterki zostaje poddana w wątpliwość. Dzięki tym zabiegom puenta, pozornie oczywista, staje się nieprzewidywalna. Debiut reżyserski Dagena Merrilla nie jest imponujący, ale należy do udanych. To dzieło rzemieślnika, który być może kiedyś zostanie mistrzem, jeżeli zdoła zdobyć się na oryginalność i wypracuje własny, niepowtarzalny sposób przedstawiania opowieści na dużym ekranie. Choć „Beneath” zawiera kilka typowych dla horrorów, do cna wyeksploatowanych scen, są one przerażające, a widzowi towarzyszy wzmagające się uczucie

niepokoju. Niestety, psychologia bohaterów w niektórych momentach zdumiewa - Christy i John reagują na śmierć osób z ich otoczenia jak na widok potrąconego przez samochód bezpańskiego psa, same zgony natomiast pozbawione są logicznego uzasadnienia. Zdjęcia w wykonaniu Mike’a Southona (odpowiedzialnego m.in. za „Wichrowe wzgórza” z 1992 roku), zwłaszcza momenty przedstawiające wspomnienia Christy, tworzą atmosferę szaleństwa, która udziela się widzowi. Świat przedstawiony tonie w odcieniach szarości, dzięki czemu w trakcie seansu zaczynamy współodczuwać smutek i przygnębienie głównej bohaterki. Dom Locke’ów, w którym rozgrywa się większość scen, to mroczne, odrobinę staroświeckie, pełne niedostępnych pomieszczeń miejsce, trwale naznaczone tragedią jego mieszkańców. Wrażenie beznadziejności panującej w nim od wielu lat sytuacji potęguje oszczędna, lecz klimatyczna ścieżka dźwiękowa.

41


Powieści

Kathy Reichs

������������� ������� SERIALU „KOŚCI” ����������� � T�������� POLSAT

Sławę autorce przyniosła książka , która stała się bestsellerem New York Timesa i zdobyła Ellis Award dla powieści-debiutu. Książki polecają:

WYŁĄCZNY DYSTRYBUTOR

www.fashiondoctors.pl


[ Damian Węgielek - Umbwati ]

Damian Węgielek Umbwati – Powiedz, że go kochasz! – Kocham go. – Głośniej! – Kocham go, Andrzej! Łóżko zatrzeszczało ostrzegawczo. Klęczeli na nim obydwoje, z tym że facet klęczał za nią. – Taak! – krzyknął. – No – odpowiedziała. – Taki wielki... Powiedz, że jest wielki! – Jest – Plecy kobiety przeszył dreszcz. Wtuliła twarz w poduszkę, żeby stłumić śmiech. – Jest wielki, Andrzej. – Powiedz, że go czcisz! No dalej, powiedz to! Nie wytrzymała i roześmiała się dźwięcznie. – Co? Co ty robisz?! – krzyknął. – Och, daj spokój, Andrzej – powiedziała, odsuwając się. Patrzył na nią równie wściekły, co przerażony. Wstała z łóżka, ubrała szlafrok, zgrabnie odgarnęła dłonią kaskadę blond loków. – Co ty wyrabiasz, Pamelo? – pisnął. – Idę się zabawić. Naprawdę zabawić – odparła obojętnie. Nasunęła pończochy i podeszła do szafy. Wyciągnęła pierwszą z brzegu sukienkę – obcisłą małą czarną z koronkowym dekoltem. Patrzył, jak ją ubiera, i czuł, że koniecznie powinien coś zrobić. Nie wiedział tylko co. – Jak to? – zapiszczał znowu. – Tak to, kotku – odpowiedziała spokojnie, czerwieniąc usta szminką. – Mam ich już po prostu dosyć. – Ich?! – Ich – Cmoknęła do lustra toaletki. – Całych dwunastu centymetrów. I wcale ich nie czczę. Już była gotowa. Stała przed łóżkiem – wyzywająco oparła dłonie na biodrach i kusząco uniosła krągły biust. – Przecież jest czternaście! – Krew nabiegła mu do twarzy. Parsknęła śmiechem. – Biorę mercedesa. Wrócę jutro wieczorem – Ruszyła w kierunku drzwi. – Chyba – Dodała przez ramię. – Ale, Pamela, przecież rozmiar się dla was nie liczy! Zatrzymała się. Powoli podeszła do rzeźby Umbwatiego i czule dotknęła monstru-

43


[ Biblioteka Grabarza Polskiego ]

alnego, czarnego jak smoła przyrodzenia. – To się liczy – powiedziała cicho. Lubieżnie oblizała usta. Wzrok miała rozmarzony. Przesunęła dłonią w górę i w dół. – Jego naprawdę mogłabym czcić. Pa, kochanie! Wstrząśnięty patrzył, jak zamyka za sobą drzwi. Usłyszał jeszcze stuk garażowej bramy i pomruk mercedesa. Potem zapanowała ogłupiająca cisza. Zacisnął pięści i uderzył nimi w łóżko. Zaklął pod nosem. W głowie się mu nie mieściło, że własna żona mogła go tak potraktować! Przecież była z nim od pięciu lat i nigdy nie narzekała. Drogie samochody, markowe ubrania, zagraniczne wycieczki – miała wszystko, czego może chcieć kobieta. Co z tego, że miał małego, skoro potrafił nim doskonale operować? A może nawet tego nie potrafił? Znowu zaklął. Wstał, zdenerwowany. Olbrzymi brzuch zatrząsł mu się z gniewu. Narzucił na siebie szlafrok i poszedł do toalety. Obmył twarz lodowatą wodą, przyjrzał się sobie w lustrze. Duża, ale proporcjonalna głowa. Pucułowate policzki. Szerokie, mięsiste barki. Cofnął się o krok. Wielki, owłosiony brzuch i monstrualne uda. Owszem, był potężnie zbudowany – przy wzroście blisko dwóch metrów ważył dobre sto czterdzieści kilogramów – ale mężczyzna powinien być wielki. W lustrze spojrzał niżej, pod brzuch... i ze zgrozą odkrył, że wcale go nie widać. – Kurwa mać! – syknął. Zasunął poły szlafroka, marząc o solidnym drinku na uspokojenie. W salonie zmieszał dżin z tonikiem i wypił jednym haustem. Dobre, pomyślał, gdy w trzewiach poczuł przyjemne ciepło. Zabrał obie butelki i szklankę do sypialni. Z kolejnym drinkiem wygodnie ułożył się na łóżku. Włączył telewizor, żeby zająć umysł czymś innym niż rozmyślania o tym, co teraz wyrabia Pamela. Sobotnia noc na mieście – musi jej być dobrze. Starał się też nie patrzeć na rzeźbę Umbwatiego. Rzeźba była pamiątką z zeszłorocznej wyprawy do Kongo. Miesiąc wcześniej przyjaciółka Pameli wróciła z Polinezji i była zachwycona dzikością tego miejsca. Pojechali więc do Kongo, gdzie jest jeszcze bardziej dziko, żeby Pamela mogła być jeszcze bardziej zachwycona. Umbwati był bogiem potencji seksualnej. Rzeźba miała półtora metra wysokości – wykonano ją z czarnego, połyskującego drewna, które wciąż intensywnie pachniało korzennym aromatem. Tułów i kończyny były przeraźliwe chude. Twarz pociągła, z wielkimi oczyma, nie wiadomo dlaczego pomalowanymi na krwistoczerwony kolor. Usta wykrzywione w dziwacznym grymasie ni to uśmiechu, ni okrucieństwa. Gęba wyrażała zawziętość, upór i złośliwość, lecz posążek nie byłby tak efektowny, gdyby nie wielkie, nieproporcjonalne wręcz przyrodzenie, które sterczało dumnie z wąskich bioder. Andrzej nigdy go nie zmierzył, ale na oko musiało mieć dobrze ponad trzydzieści centymetrów. I było grubsze niż nadgarstek Pameli. „Wielki, czarny fajfus!” – pomyślał ze złością. W półmroku pokoju zdawało się, że Umbwati drgnął, ale mężczyzna nie zwrócił na to uwagi. Zmienił kanał i oto

44


[ Damian Węgielek - Umbwati ]

jego oczom ukazała się ponętna brunetka, która właśnie zrzucała z siebie szmatki, zalotnie kołysząc biodrami przed kuchennym stołem. Andrzej poczuł mrowienie w podbrzuszu. Kobieta naprawdę znała się na rzeczy. Podniecenie wzmogło się, więc odłożył pilot. Nagle kamera ześlizgnęła się z pośladków brunetki i skupiła na przyrodzeniu Murzyna, który siedział na stole. – Kuuurwa! – zawył Andrzej. Cisnął pilotem w telewizor. Trafił prosto w wyłącznik, ekran zgasł. Usiadł na łóżku i pociągnął spory łyk dżinu. Smakował ohydnie, ale szybko przepił go sprite’em. Wciąż rozsierdzony poczuł, że taki sposób picia jest efektywniejszy. Pociągnął znowu, zapił, beknął głośno. Alkohol zaczął działać, przyjemnie rozluźniając spięte mięśnie. I dodając animuszu. Spojrzał na Umbwatiego. Zmarszczył brwi, rozmyślając intensywnie. – Dobra, czarny fajfusie, zobaczymy, jaki jesteś cwany! Napił się znowu i podszedł do szafki, w której Pamela trzymała bieliznę. Na chybił trafił wyciągnął czarne koronkowe stringi. Rozciągnął je w dłoniach, a potem założył na rzeźbę, umyślnie naciągając materiał na sam czubek przyrodzenia. Odszedł kilka kroków, przyjrzał się z daleka. – Nieee... – pokręcił głową niezadowolony. Znowu poszperał w szafce i znalazł różowe, bawełniane majtki z białymi falbankami. Te będą odpowiednie, pomyślał. Zamienił je ze stringami. I roześmiał się szyderczo. Afrykański bóg potencji w różowych majtkach jego żony wyglądał przekomicznie. Mężczyzna nie zauważył, jak czarne powieki błyskawicznie zgasiły i zapaliły czerwień oczu. Podszedł do rzeźby z butelką dżinu, trącił denkiem osnuty materiałem członek. – Twoje zdrowie, czarny pederasto! Umbwati nie odpowiedział. Andrzej pociągnął z butelki, tym razem nie przepił. Czknął, odrobinę zakręciło mu się w głowie. – Afrykańskie członki, polskie członki, wszystko to jeden chuj – pouczył rzeźbę. Język miał już rozluźniony i mówił niewyraźnie. – Nie liszy się, jak wielkiego masz, tylko ile kasy masz na konsie. Nie wieszysz? – Spojrzał groźnie w czerwone oczy. Zatoczył się do tyłu, wbił wzrok w puszysty dywan. Umbwati mrugnął znowu. Andrzej kontynuował: – Mogę zamówić tu kilka panienek i zobaszymy, która poleci na mnie, a która na ciebie – Zaniósł się śmiechem, opierając dłonią o ścianę. Wyglądało na to, że nieźle się już wstawił. – Szemu nic nie mówisz? Kiwał się w przód i w tył. Skupił wzrok na członku, który wypychał różowy materiał. Nagle klapnął tyłkiem na podłogę i radośnie stwierdził, że tak mu wygodniej. Napił się. Umbwati uśmiechał się szerzej niż przedtem. Najwyraźniej był coraz bardziej zadowolony. – Piepszony bóg seksu w majtach Pameli, ha ha ha! Noo, so mi na to odpo-

45


[ Biblioteka Grabarza Polskiego ]

wiesz?! Rzeźba milczała. Andrzejowi wydało się, że milczy wyniośle i wcale na niego nie patrzy, a tego już było za wiele. Wyciągnął tłustą dłoń i trzasnął przyrodzenie. Odłamało się, razem z majtkami upadło na podłogę. – O kurfa! – rzucił. A potem zaczął się histerycznie śmiać. Śmiał się do rozpuku, palcami obejmując trzęsący się brzuch. Gdy już prawie zabrakło mu tchu, przestał. Otarł łzy, napił się. Nagle przyszło mu do głowy, że zachowuje się jak skończony idiota. Żeby grzebać w bieliźnie żony i odłamywać fiuta rzeźbie, która kosztowała niemałe pieniądze – przecież Pamela go za to zabije. Owszem, miał małego, ale był z niego zadowolony. Gdyby nie był, zachowywałby się właśnie tak jak teraz. A on przecież był zadowolony. Pokrętne rozmyślania mózgu namoczonego dżinem zaprowadziły go do oczywistego wniosku: trzeba to naprawić. Z nowym przypływem sił podniósł się szybko i chwiejnym krokiem poszedł do garażu. Wrócił po chwili, w dłoni ściskając tubkę z szybko schnącym klejem. Upił jeszcze łyk dżinu, potem wyplątał czarny członek z majtek i uważnie mu się przyjrzał. Ułamał się idealnie równo, więc gdy go sklei, będzie jak nowy. Posmarował drewno klejem, przycisnął do bioder rzeźby. W myślach policzył do dwunastu. Chciał do dwudziestu, ale po dwunastu wskoczyła mu piętnastka, więc zaczął od nowa. W końcu dał sobie spokój i puścił członek. Trzymał się sam. Uśmiechnął się zadowolony. – Wygląda na to, że klej tszyma mocno, czarny pederasto – Poklepał ostrożnie członek. Wstał, oparł dłoń o ramię Umbwatiego. Pogroził mu palcem. – I żeby więcej nie przyszło ci do głowy przebierać się w damskie ciuszki! – Ryknął śmiechem, zataczając się. Wyprostował się, sięgnął po dżin i opróżnił butelkę. Umbwati czekał cierpliwie. Andrzej potoczył dookoła pijackim spojrzeniem. Wreszcie, mocno chwiejąc się na nogach, pozbierał majtki Pameli i odłożył je do szafki. Zgasił światło, rąbnął stopą o krawędź łóżka, zaklął i upadł na twarz w pościel. Smarknął, czknął i prawie od razu zapadł w sen. Umbwati podszedł bezszelestnie. Spojrzał na leżącego grubasa. Czarne jak smoła powieki zamieniły czerwone oczy w cienkie jaskrawe szparki. Ich właściciel zastanawiał się nad pokutą dla tego, który odważył się sprofanować rzeźbę. Nagle czerwień rozbłysła. Andrzeja obudził przeraźliwy ból. Krzyknął. Coś mocno dociskało jego kark do łóżka. W nozdrzach poczuł korzenny aromat. Między pośladkami eksplodował odłamkowy granat. Wszystko wskazywało na to, że klej rzeczywiście mocno trzyma...

GRABARZ POLSKI Grabarz Polski #7 Korekta: Wojciech Lulek Grafika, skład, łamanie: Tizzastre Bizzalini Reklama, Patronaty i Współpraca: Bartek@grabarz.net | Wojtek@grabarz.net

Chcesz współtworzyć Grabarza? Napisz do nas! www.Grabarz.net | www.Grabarz.net/Forum


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.