Grabarz Polski - Nr 9

Page 1

9

#

WYWIADY: GRIS GRIMLY, MAX HORROR (666 ANIOŁÓW) MONSTER MOVIES CZĘŚĆ 2 RECENZJE: FILMY: Seed: Skazany na śmierć, Leviathan, Manitou, Save the Green Planet, Anonimowi pożeracze ciał, Szlak krwi KSIĄŻKI: Wpuść mnie, Bazyliszek, Białe szepty AUDIOBOOK: Salamandra

ADAM KAMIŃSKI „ŚWIĘTO ZMARŁYCH” (OPOWIADANIE) WIERSZE NIEPOKOJĄCE - STEFAN DARDA



GRIS GRIMLY * WYWIAD *

Gris Grimly słynie z karykaturalnej i turpistycznej kreski. Jego szalenie oryginalny styl nadaje opowieściom grozy silniejszego wyrazu. Na polskim rynku mieliśmy okazję poznać twórczość Amerykanina w książce zatytułowanej „Edgar Allan Poe, Opowieści tajemnicze i szalone”. Talent Grisa oraz zamiłowanie do wyrafinowanej literackiej groteski dają w efekcie upiorne i niepokojące twory, ku uciesze każdego miłośnika horroru. Zapraszamy do lektury wywiadu z autorem wyśmienitych graficznych makabresek.


Witaj Gris, bardzo się cieszę na możliwość wywiadu z tak wspaniałym artystą. Twoje prace są bardzo mroczne i groteskowe. Skąd pomysł na odtwarzanie najlepszych klasycznych horrorów właśnie w tej formie?

jego postacie, ghule, zostały świetnie przedstawione. Czy to prawda że na początku ta sama historia miała formę komiksu? W oryginale, „Cannibal Flesh Riot” rozpoczął swój żywot jako dwunastostronicowy komiks utrzymany w stylu „Opowieści z Krypty”. Wtedy całość nosiła tytuł „Grave Mistake”. Ten projekt rozpocząłem razem z Peterem Sandorffem w nadziei zrobienia ścieżki dźwiękowej pod komiks, który moglibyśmy załączyć razem z płytą winylową. Płyta wyszła, a ja zaadaptowałem część do swojego filmu, Peter odpowiadał za muzykę.

Niestety, to nie był mój pomysł by ilustrować te klasyczne dzieła. To wydawcy wyszli z tą inicjatywą. Zostałem skłoniony na początku do zilustrowania dzieł H.P. Lovecrafta, lecz musiałem jeszcze zainteresować głównych wydawców tym projektem. Ostatni klasyk jaki mi wpadł w ręce, i z tego najbardziej się cieszę, to powieść Mary Shelley „Frankenstein”. Zostałem wdrożony do tego projektu by przedstawić tekst we własnym stylu. Pracowałeś z Neilem Gaimanem przy Tak się składa że „Frankenstein” to moja „The Dangerous Alphabet”. Czy moulubiona opowieść. żesz coś powiedzieć o waszej współpracy? Czy były jakieś kłopoty z twoimi pierwszymi publikacjami? Może z „Monster Praca z Neilem była wspaniała. Myślę Museum”? że „The Dangerous Alphabet” jest moim ulubionym projektem. Neil Gaiman to „Monster Museum”, nie było moją opo- szalenie kreatywny i otwarty na nowe wieścią. Tak więc nie powiedziałbym, rzeczy pisarz. Dzięki temu byłem w staże była to pierwsza moja próba z publi- nie otworzyć się konceptualnie. Nie sąkacją. „Monster Museum” była pierwszą dzę by była jaka kolwiek inna książka dla książką, jaką zilustrowałem, lecz to wy- dzieci podobna do naszej. dawca zadzwonił do mnie pewnego dnia i zapytał czy nie byłbym zainteresowany Czy myślałeś kiedyś nad zilustrowatym projektem wydawniczym. Były nie- niem nowoczesnego horroru. Teksty które opowieści które starałem się kiedyś Stephena Kinga czy Clive’a Barkera wydać. Większość to były komiksy. „Little nadawały by się do tego doskonale. Jordan Ray’s Muddy Spud” to pierwsza wydana książka którą napisałem. Jestem wielkim fanem prac Clive Barkera i z przyjemnością zilustrowałbym Twój pierwszy krótkometrażowy film jakąkolwiek z jego książek gdyby tylko „Cannibal Flesh Riot”, jest utrzymany tego chciał. Lecz Barker jest tak bardzo w specyficznym klimacie. Również utalentowanym artystą że prędzej sam


wielkości pod względem ilości stron. Tak jak w przypadku pierwszej książki, w tej też będą zawarte cztery utwory. „The Tell-Tale Heart”, “The Facts in the case of M.Valdemar”, “The Oblong Box” i “The System of Dr. Tarr and Professor Fether”. Trzecia część „Wicked Nursery Rhymes” będzie wydana w Stanach na wiosnę w 2010 roku. Czy ta część będzie napisana również przez Ciebie? Trzecia część „Wicked Nursery Rhymes” stanowi ostatnią część trylogii. Tak było planowane od początku. Ta część także będzie zilustrowana i napisana przeze mnie. Z tym, że ta część będzie również zawierała parę niespodzianek,

Czy to prawda, że reżyser Guillermo Del Toro sfilmuje twoją książkę „Pinokio”? Nie do końca jest tak jak usłyszałeś. Jesteśmy dopiero podczas pracy przy pierwszych próbnych scenach Pinokia. Osobiście będę współreżyserował ten film z Adamem Parrishem Kingiem. Guillermo razem z Jim Henson Company podjęli się produkcji. Jest jeszcze sporo pracy przed nami. Jeżeli mocno weźmiemy się do roboty nad tą produkcją, powinniśmy się wyrobić w trzech latach. Trzymam mocno kciuki aby w tym roku wszystko szybko ruszyło, ale nigdy nie wiadomo. Guillermo jest bardzo zajętym facetem.

Rozmawiał: Daniel Podolak

by to wykonał. Ale gdyby tylko chciał między innymi ominiętą w pierwszych nawiązać współpracę, z miłą chęcią bym wydaniach historię „Salomon Grundy”. się tego podjął. Postanowiłem, że ten trzeci wolumin sprawi, że czytelnikom odpadną jaja... Który z komiksów grozy bądź filmów a dlaczego nie? w tej tematyce miał na Ciebie najsilniejszy wpływ? Wiemy, że planujesz pracę nad „Frankensteinem” dla wydawnictwa Harper To będzie ciężka sprawa. Mógłbym po- Collins. Czy masz już jakieś szkice wiedzieć, że np. Whale bądź Murnau. potwora? Choć „Evil Dead” Sama Raimiego również wywarł na mnie ogromne wrażenie. Wykonałem już parę szkiców oraz wstępnych projektów potwora. To wszystko Skończyłeś już pracę nad „Edgar Al- jeszcze nie jest ukończone, lecz wiem lan Poe’s Tales of Death and Demen- już, że cała wersja Frankensteina będzie tia”. Możesz coś więcej powiedzieć wizualnie mocno inspirowana H.G Wellsem. Nawet sam potwór przejdzie małe o tym projekcie? techniczne modyfikacje. Było już tak To stanowi kontynuację mojej pierw- wiele filmowych i komiksowych wersji tej szej książki „Edgar Allan Poe: Tales of opowieści, że głupotą byłoby odtwarzaMystery and Madness”, która wyszła nie tego schematu bez wprowadzenia jakieś pięć lat temu. Ta będzie tej samej żadnych nowych elementów.


LEVIATHAN LEVIATHAN USA / Włochy 1989 Dystrybucja: Brak Reżyseria: George P. Cosmatos Obsada: Peter Weller Richard Crenna Hector Elizondo Daniel Stern

X

Text: Bartłomiej Kluska

X X X X

6

akcję do arktycznej stacji badawczej, otrzymalibyśmy „Coś” Carpentera. A jeśli dodamy, że w tym samym roku - 1989 Cameron kręcił głośną „Otchłań”, stanie się również jasne, dlaczego producenci zdecydowali się umieścić akcję tuż nad poziomem oceanicznego dna. Niestety, wszystkie wymienione wyżej filmy są znacznie lepsze od „Leviathana”. Ba! Lepszy (fakt, że nieznacznie) jest nawet o dwa miesiące starszy „Deepstar Six”, który opowiada z grubsza tę samą historię, ale bez pieniędzy na efekty specjalne i aktorów.

Z zagrożeniem zmaga się stale malejący zestaw standardowych bohaterów (Lider Zespołu, Silna Kobieta, Dzielny Murzyn, Waleczny Latynos, Irytujący Wszystkich Wesołek, Który Zgodnie Z Regułami Gatunku Musi Zginąć Pierwszy itd., itd.), a podwodna baza potęguje klaustrofobiczny klimat i atmosferę uwięzienia. Brzmi znajomo? Aż za bardzo. Gdyby zamienić podwodną bazę na statek kosmiczny, byłby „Obcy” Scotta. Gdyby Tymczasem Cosmatos (reżyser hitowej ochłodzić nieco nastroje, przenosząc „Cobry”) pieniądze miał, dzięki czemu

Bohaterowie „Leviathana” to podwodni górnicy, szukający w oceanie złóż srebra. Zamiast cennego kruszcu znajdują tajemniczy organizm, który najpierw infekuje ciała żywicieli, a później rośnie w nich i rozwija się, by w ostatnim stadium osiągnąć formę dorodnego potwora.


pod filmem podpisało się sporo zasłużonych dla amerykańskiej kinematografii rzemieślników. W rolach głównych: Peter Weller („Robocop”), Richard Crenna („Rambo”), Ernie Hudson („Ghostbusters”) i Hector Elizondo, muzyka - Jerry Goldsmith (wcześniej autor ścieżki dźwiękowej m.in. do... „Obcego”), efekty specjalne - Stan Winston („Terminator”, „Predator”). I wreszcie, o zgrozo, twórca tej historii oraz autor scenariusza - David Peoples, odpowiedzialny wcześniej za szą... Nawet efekty specjalne bawią, „Łowcę androidów”, a później m.in. za zamiast robić wrażenie, czego smutnym „Bez przebaczenia” i „Dwanaście małp”. zwieńczeniem jest kuriozalna ostateczna postać bestii z finałowego pojedynku A jednak wszyscy ci dobrzy ludzie stwo- (też zresztą słabego, bo nie potrafiącego rzyli film absolutnie zły i niepotrzebny. wykrzesać cienia emocji ani z aktorów, Można by wybaczyć im nawet zerżnię- ani z widzów). tą z lepszych fabułę, gdyby cała reszta grała, ale - niestety - cała reszta też Komu zatem można polecić ten zupełjest do niczego. Aktorzy nie przekonują, nie zbędny klon „Obcego”? Chyba tyldrewniane dialogi drażnią, schematyzm ko koneserom gatunku, którzy podczas i porażająca przewidywalność akcji projekcji mogą umilać sobie czas zganajpierw irytują, a potem już tylko śmie- dywaniem, z czego zerżnięta jest dana scena lub skąd autorzy „pożyczyli” ten czy inny wątek. Oprócz wyżej wymienionych oczywistych „nawiązań” w obrazie Cosmatosa słychać bowiem dalekie echo paru innych klasycznych tytułów nawet „Szczęk” Spielberga w ostatnich minutach filmu. Zresztą po tej scenie ręce nawet najbardziej wytrwałych miłośników kina grozy opadają bezradnie. Na szczęście to już prawie koniec filmu.

7



--------------------------------------

Ocena: 4/6

Wydawca: Replika 2008 Ilość stron: 379

W „Białych szeptach” nie braW roku 2007 wydawnictwo Rekuje odwołań do ikon horroru. plika ogłosiło konkurs na opoMiłośników twórczości H.P. wiadanie, którego motywem Lovecrafta R. Scheller zapraprzewodnim miała być szeroko rosza na koncert wszech czasów, zumianasztuka.Konwencjaliteracka, zaś wszystkim wielbicielom w jakiej konkursowa praca win„Koszmaru z ulicy Wiązów” na się mieścić, została okreA. Szczęsna pokaże, jak wykoślona jako fantastyka, horror, rzystując motyw przewodni tej ewentualnie thriller. Owocem serii, można stworzyć subtelne tegoż konkursu jest wydana pod koniec 2008 roku antologia „Białe szepty”, i smutne opowiadanie o miłości. w której znalazło się 20 najlepszych spoO miłości traktują także inne, wprawdzie nie śród nadesłanych na konkurs prac. straszne, ale z pewnością piękne i nastroAntologię otwiera „Il mago del potere” jowe opowiadania: „Witraż Arlety” J. Macie- nieco przydługa ale pełna mroku i magii jewskiej i „Malowany szpak” M. Galczaka. opowieść o tym, co może osiągnąć duet A kto dość już ma mrocznych i smutnych złożony z maga i zdolnego, cynicznego klimatów, z przyjemnością odetchnie przy rzeźbiarza, jeśli połączą swe zdolności. opowiadaniu M. Uszyńskiej, podziwiając, Opowiadanie czyta się z przyjemnością, ale jak elfy i artyści tańczą - radosny nastrój bez szczególnych zachwytów. Zwłaszcza bohaterów opowieści z pewnością się mu że każdy zwrot akcji da się przewidzieć. udzieli. Dalej jest różnie: przerażająco, wesoło, czasem po prostu pięknie, ale prawie za- Antologię kończy opowiadanie P. Roemera, od którego wzięła tytuł antologia. Najbarwsze ciekawie. dziej mroczne, ukazujące twórczą i jednoChcąc poznać mroczne oblicza sztuki, war- cześnie destrukcyjną potęgę muzyki. Dobry to sięgnąć po ostatni list, jaki Vincent van to wybór na zamknięcie zbiorku - umieszGogh napisał do brata. Treść tego listu czone wcześniej mogłoby sprawić, że żadzdradza nam R. Cichowlas. Opowiadanie ne z później przeczytanych opowiadań nie „Kościół w Auvers” może zachwycić... tych, wywarłoby już na czytelniku wrażenia. którzy nie mieli okazji zapoznać się z innym, poświęconym szalonemu malarzowi Jak każda antologia, „Białe szepty” to nie opowiadaniem tego autora: „Dom doktora jest zbiór samych wybitnych czy bardzo doGacheta w Auvers”. W zestawieniu z „Do- brych tekstów, jednak każdy wart jest przemem” opowiadanie z antologii wypada bla- czytania. Po lekturze całości w przedmiodo... Po wizycie w kościele w Auveres warto tach codziennego użytku łatwiej dostrzec wybrać się na cmentarz. Zwłaszcza że na przejaw sztuki. Można nabrać też ochoty do spacer zapraszają jak najbardziej kompe- odwiedzenia muzeum lub galerii - by przyjtentne osoby - para grabarzy: K. Kyrcz Jr rzeć się, czy przypadkiem z obrazu coś nie i Ł. Radecki. Czym może się zakończyć zginęło lub czy nie pojawiła się na nim potaka przechadzka? Na to pytanie czytelnik stać, której wcześniej nie było. I tylko ochosam już musi znaleźć odpowiedź, czytając ta na samotne przechadzki po cmentarzach jakoś może minąć. opowiadanie.

Text: Jagoda Skowrońska

RÓŻNI AUTORZY - Białe szepty. Antologia opowiadań fantastycznych

9


MANITOU MANITOU USA 1978 Dystrybucja: Vision Reżyseria: William Girdler Obsada: Tony Curtis Michael Ansara Susan Strasberg Jon Cedar

X X

Text: Piotr Pocztarek

X X X

Na planie znalazł się między innymi równie popularny, co przystojny Tony Curtis, ojciec Jamie Lee Curtis. Tony zagrał główną rolę, brawurowo wcielając się w lekkoducha udającego jasnowidza, żeby wyciągać pieniądze od starszych pań. Towarzyszący mu Michael Ansara, w roli przyjacielskiego szamana Johna Śpiewającej Skały i partnerująca im Susan Strasberg jako Karen Tandy wypadają aktorsko bardzo dobrze i klimatycznie.

ludzkim płodem rozwijającym się w zastraszającym tempie. Dookoła głównych bohaterów zaczynają dziać się dziwne i przerażające rzeczy, prowadzące do niecodziennego odkrycia - płód jest reinkarnacją siedemnastowiecznego indiańskiego szamana Misquamacusa, który odradza się po trzystu latach, by dokonać zemsty na białych, którzy wybili jego lud. Misquamacus to potężny czarownik, zdolny do przywołania najpotężniejszych indiańskich demonów zagrażających światu. Harry i jego przyjaciele będą musieli stawić mu czoła. Konfrontacja między pradawną indiańską magią a nowoczesną techniką białego człowieka nieuchronnie się zbliża.

Fabuła filmu z grubsza opiera się na książce. Bohater, Harry Erskine, to cwaniak, dowcipniś, odważny tchórz, a do tego fałszywy jasnowidz. Zostaje on wplątany w niecodzienną aferę, gdy jego dziewczynie Karen na karku wyrasta nieznanego pochodzenia guz. Po konsultacjach medycznych okazuje się, że guz nie jest zwykłą naroślą, a...

Ekranizacja powieści Grahama Mastertona „Manitou” to horror nakręcony przez Williama Girdlera w 1978 roku. Ograniczony budżet i możliwości techniczne nie przeszkodziły reżyserowi w zebraniu popularnej obsady i zrealizowaniu swojej wizji.

10


William Girdler kilka wątków wyciął, kilka nagiął, interpretując je na własny sposób, tak by podać film w zjadliwej formie. Dla przykładu - oto okazuje się, że Harry Erskine i Karen Tandy byli kochankami, a nie tylko przypadkowymi znajomymi. Film milczy natomiast w kwestii tego, czego bał się szaman Misquamacus i jak próbowano go pokonać z pomocą oddziału policji. Większość wydarzeń jest jednak w filmie bardzo podobna do korytarzu woła o pomstę do nieba. Finatych znanych z książki Mastertona. łowa potyczka z głównym antagonistą Bardzo dobre aktorstwo i kilka naprawdę do feeria świateł i barw, kilka wystrzałów wyrazistych, trzymających w napięciu i wybuchów - generalnie jeden wielki, scen to trochę za mało, żeby stworzyć przestarzały efekt specjalny. Świetnie za film bardzo dobry. Archaiczne dzisiaj to przedstawiona jest sama postać Misefekty specjalne potrafią nie tyle prze- quamacusa - jego zdeformowane ciało razić, co rozśmieszyć - dla przykładu, umazane błonami płodowymi i przerażaczłowieka obdartego ze skóry gra aktor jące spojrzenie potrafią podnieść widzow... nasiąkniętym czerwonym płynem wi ciśnienie. Bywa zatem raz lepiej, raz kombinezonie. Komicznie wypadają gorzej, ale film mimo wszystko broni się również demony, które na pomoc wzy- jako całkiem udany horror do obejrzenia wa Misquamacus. Człowiek w stroju w piątkowy wieczór. jaszczurki, czołgający się po szpitalnym

11


2: Era atomowa

Gumowe potwory ery atomowej na stałe wpisały się w charakterystykę kina lat 50. XX wieku, tworząc szerszy nurt zwany monster movies. Produkcje te współtworzyły z obrazami science-fiction modę na filmy popularnonaukowe, adresowane głównie do nastolatków. Dlaczego to potwory stały się głównym motorem napędowym ówczesnego przemysłu filmowego? Za przyczynę możemy uznać napiętą sytuację polityczną i związany z nią „wyścig zbrojeń”, którego efektem były liczne próby jądrowe na lądzie, morzu i w powietrzu, stopniowy rozwój nauk genetycznych oraz początki eksploracji przestrzeni kosmicznej. Wszystkie te czynniki przyczyniły się do wzrostu odczuwanego lęku i niepewności jutra, czyniąc z filmów atrakcyjną propozycję wizji najbliższej przyszłości, co wpłynęło wprost proporcjonalnie na sukces komercyjny produkcji.

12


Text: Rafał Szakoła

Monster movies były swego rodzaju wyobrażeniem tego, do czego mogą doprowadzić eksperymenty z bronią jądrową i genomem zwierzęcym tudzież ludzkim. Najważniejszym obrazem tego okresu była niewątpliwie „Bestia z głębokości 20 tysięcy sążni” z 1953 roku. Film ten stał się wyznacznikiem dla gatunku monster movies, z którego czerpano inspirację przy kolejnych produkcjach. Rok później powstało kolejne istotne dla kształtu nurtu dzieło, mianowicie „Potwór z Czarnej Laguny” wyreżyserowany przez Jacka Arnolda. Do tej pory film jest jednym z największych sukcesów wytwórni Universal, a postać tytułowego potwora jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych kreatur w historii kina. Co ciekawe, „Potwór z Czarnej Laguny” nie wpisywał się w ogólny dla monster movies problem wpływu postępu nauki i techniki na życie ziemskie. Sam potwór jest bowiem brakującym ogniwem w ewolucji, „żywą skamieliną”, istotą zbliżoną do ludzkiej, która czuje, boi się i potrafi myśleć jak człowiek. Mimo niewielkiego budżetu, jaki przeznaczono na produkcję, postać potwora czy zdjęcia podwodne wypadły przekonująco i budzą lęk po dzień dzisiejszy. Poza obrazem nastrój budowany był także za pomocą muzyki, poprzez powtarzanie określonego motywu muzycznego w momencie pojawienia się kreatury. Sposób ten, nowatorski jak na lata 50., szybko zadomowił się w póź-

niejszych filmach, zwłaszcza w filmach grozy, i stał się głównym czynnikiem stresogennym oddziałującym na widza. W roku 1954 na ekrany kin weszła kolejna produkcja spod znaku monster movies, mianowicie „One!” - kamień milowy dla historii gatunku i jeden z najlepszych filmów o potworach (notabene, w roku 1955 wyróżniony nominacją do nagrody Oscara za najlepsze efekty specjalne). Dzieło to jest typowym przykładem kina grozy lat 50., ustalając zasady i schematy obowiązujące w gatunku monster movies do dziś. Fabuła jest bardzo prosta i typowa dla reszty podobnych filmów, doskonale charakteryzując i uosabiając lęki tamtego okresu - w małym miasteczku w okolicy pustyni Nevada zaczynają w tajemniczych okolicznościach ginąć ludzie. Jak się później okazuje, powodem owych tajemniczych zniknięć są wielkie, powstałe w wyniku promieniowania radioaktywnego mrówki, które chcą zgładzić ludzkość. Napięcie budowane jest

13


stopniowo i do finałowej rozgrywki widz nie wie, co i dlaczego atakuje. Efekty specjalne konstruowane były głównie za pomocą techniki poklatkowej oraz techniki 3D, która może dzisiaj nie wywołuje już takiego efektu jak w momencie premiery, kiedy była rzeczą zjawiskową. Dla lepszego efektu do produkcji wykorzystano wielkie makiety mrówek, które wiernie odzwierciedlały prawdziwe owady. „One!” są tym, co stanowi o istocie skane wcześniej schematy, a samo wymonster movies, czyli wielkie potwory konanie, ocierające się o amatorszczykontra ludzie. znę, pozostawia wiele do życzenia. Bo jak tu się przestraszyć psa przebraPodobny - żeby nie powiedzieć idennego za ryjówkę czy statysty wciśniętetyczny - schemat wykorzystano w filmie go w gumowy kostium pijawki? Produk„Tarantula” z 1955 roku. Tym razem tacje te świadczą o stopniowym spadku rantula-gigant jest efektem prac naukozainteresowania monster movies, wywych mających na celu zwalczenie plagi eksploatowaniu wątków fabularnych głodu w biednych krajach. Eksperyment i zdezaktualizowaniu ich treści. wymyka się spod kontroli i zaczyna zagrażać ludzkości. Do walki z potwoMonster movies to nie tylko zjawisko rem staje miejscowy lekarz weterynarii występujące w Ameryce. Duży wkład i urocza asystentka profesora - twórcy w rozwój gatunku mają także Japończywielkiego pająka. Efekty specjalne oparcy, którzy w 1954 roku zaprezentowali te są o technikę poklatkową, atakujący światu „Godzillę”, dając początek azjapająk niszczy kartonowe miniatury miast tyckiej fali monster movies. Technicznie i samochodów. Tym samym „Tarantula” i fabularnie film nie odbiega od standarotwiera worek z ogromną ilością filmów dów wyznaczonych przez amerykańbudowanych wokół tych samych motyskie klasyki. Różnica tkwi w wymowie wów i schematów. Do tego worka możefilmu, gdyż groźba atomowej zagłady my wrzucić jeszcze obrazy „To przybyło unaoczniona została poprzez Godzillę. z głębin morza” (1955), „Atak wielkiego Zniszczenia dokonane przez potwora są kraba” (1957), „Czarny skorpion” (1957) niczym innym jak zniszczeniami po wyi wiele innych. buchu bomby atomowej. Warto też poświęcić słów kilka filmom, które powstały „na fali” swoich wielkich poprzedników, będąc przerysowaną, nudną i raczej wywołującą śmiech niż strach kopią. Mowa tu o takich „perełkach” jak „Szpon” (1957), „Zabójcze ryjówki” (1959) czy „Atak gigantycznych pijawek” (1959). Filmy te są nudne i strasznie przewidywalne, gdyż przy konstruowaniu fabuły wykorzystano uzy-

14


W latach 50. monster movies pojawiają się i w Europie. Prym w tej dziedzinie wiedzie Wielka Brytania („X the Unknown” z 1956 czy „The Crawling Eye” z 1958), wspierana produkcjami z Włoch („Caltiki the Immortal Monster” z 1959) oraz Szwecji („Terror in the Midnight Sun” 1959). Boom na monster movies nie trwał długo i ograniczył się do mniej więcej połowy lat 50. XX wieku. Mimo niewielkiego nakładu finansowego oraz estetyki, która niejednokrotnie ocierała się o kicz, udało się stworzyć dzieła elektryzujące do dziś. Gdzie tkwi sukces popularności monster movies? Przyczyny popularności gatunku należy upatrywać w związku fabuły filmu z reakcją na otaczający świat i problemy żyjącego w nim społeczeństwa oraz klasycznej formy prezentacji

wydarzeń, czyli: 1) wstęp - przedstawienie postaci i zarysowanie problemu; 2) rozwinięcie - najczęściej nieskuteczna walka z potworem; 3) zakończenie - ostateczne pokonanie wroga, czasem okraszone morałem. Cechy te czyniły filmy łatwymi, lekkimi i przyjemnymi w odbiorze. Z końcem ery atomowej zakończyło się panowanie wielkich potworów na srebrnym ekranie.

ZAPISZ SIE JUZ DZIS NA:

>> WWW.GRABARZ.NET Formularz rejestracyjny dostępny jest na stronie głównej Grabarza pod hasłem >NEWSLETTER< Subskrypcja jest darmowa. Można z niej zrezygnować w każdej chwili.

15


ZOMBIE ANONYMOUS ANONIMOWI POŻERACZE CIAŁ USA 2006 Dystrybucja: Carisma Reżyseria: Marc Fratto Obsada: Gina Ramsden Joshua Nelson Christa McNamee Gaetano Iacono

X X

Text: Łukasz Radecki

X X X

16

W skład pierwszego wydania wchodzą dwa filmy: „Anonimowi pożeracze ciał” i „Szlak krwi”. Dwa horrory za niecałe dwanaście złotych to spora gratka, jednak czy aby na pewno?

mie Marca Fratto truposze poza faktem nieżycia niczym nie różnią się od zwykłych ludzi. Rozmawiają, myślą, czują. Starają się prowadzić dalszą egzystencję mimo swoich przypadłości. Rozkład bowiem postępuje nieubłaganie. Rząd akceptuje sytuację, do czasu jej wyjaśnienia produkując specyfiki maskujące, sami umarli organizują się w grupę społeczną, próbując znaleźć dla siebie niszę.

Pierwszy z filmów to historia Angeli, młodej dziewczyny, która zostaje zastrzelona przez swojego obłąkanego chłopaka. Problem w tym, że w okolicy z nieznanych przyczyn zmarli powracają do życia. Jednak nie w formie znanej dotąd z filmów o zombie. Prezentowane w fil-

Nietolerancja ludzi jest jednak powszechnie znana. Nie mija wiele czasu, gdy umarli spotykają się z przejawami agresji, a w okolicach pojawiają się bojówki masowo eksterminujące zombie. Tymczasem umarli postanawiają się wyzwolić, co sprowadza się przede wszystkim

Carisma po opanowaniu kioskowego rynku „Kinem Grozy” i „Kinem Grozy Extra” postanowiła rozpocząć nową serię - „Horror DVD”. Jej założeniem jest promocja filmów niezależnych i niskobudżetowych. Idea piękna - a jak z jakością?


DEAD END ROAD SZLAK KRWI USA 2004 Dystrybucja: Carisma Reżyseria: Jeff Burton

do zaspokojenia głodu na ludzkie mięso. Angela musi wybrać pomiędzy śmiercią ze strony bojówek, w szeregach których jest jej były chłopak, lub dołączeniem do krwiożerczej sekty. Na pokojową egzystencję bowiem nie ma tu miejsca. Drugi film to opowieść o psychopatycznym mordercy o pseudonimie Poe. Wynajduje on poszczególne ofiary na czacie, a następnie torturuje i morduje. Wystawiona przez FBI przynęta wpada w pułapkę. Teraz wszystko jest w rękach byłego detektywa policji, który dodatkowo jest ojcem porwanej agentki. Czuję się w obowiązku ostrzec każdego przed zakupem tego wydawnictwa. Nie dlatego, że jest ono złe, tylko dlatego, że trzeba naprawdę wiedzieć, czego się spodziewać. Przede wszystkim taniochy, tandety i co najmniej drętwego aktorstwa. To, mimo sporego zaangażowania ludzi i środków, naprawdę bardzo niskobudżetowe produkcje.

Obsada: David Borowicz Curtis Hall Ambre Lake Gunhild Giil

Film „Zombie Anonymous” ratuje się jeszcze interesującym pomysłem i kilkoma rozwiązaniami fabularnymi, „Dead End Road” odpycha na całej linii, głównie za sprawą aktorów, przy których bracia Mroczek to De Niro i Nicholson. Niemniej jednak choćby dla pierwszego filmu fani tanich horrorów powinni sięgnąć po to wydawnictwo. Drugim powodem jest następna część serii „Horror DVD”, prezentująca o wiele wyższy poziom. Ale o tym następnym razem. Fanatyczni zwolennicy horroru (jak niżej podpisany) i tak już to mają na półce i dziękują Carismie za promocję kina grozy w naszym kraju, pozostali lepiej niech zrezygnują, bo i tak nie docenią zaangażowania.

X X X X X

17



Jak mówią sami o sobie: nd” dedykowa666 Aniołów to „tribute ba - amerykańfits Mis e Th ny twórczości 666 Aniołów u. skiej legendy horror punk e zadanie wn głó za ie nie stawiają sob ach jak rsj we odgrywania utworów w Wierność stam. ało gin najbliższych ory , jednak czarym wersjom jest ważnapewne zmiany na ie sob sem pozwalają mieniu. W ten w aranżacji czy też w brz hołdu genia da od ęć ch sposób łączą encją i inw sną nialnym twórcom z wła roku 2008 natku czą po wyobraźnią. Na twórni Burning kładem niezależnej wy 666 Aniołów pt. ta pły się Chords ukazała a utwory zespołu „Czarcilok”. Zawiera ontłu maczonymi na mi sta The Misfits z tek język polski. zycy znanych Anioły to na co dzień mu , In Spite Of ma bydgoskich kapel Schiz i The Cuffs. Nic dodać nic ująć...

19


Zapraszam do przeczytania krótkiej rozmowy, jaką udało mi się przeprowadzićz jednym z aniołów. Przed Państwem Max Horror! Ta rozmowa była zaplanowana jeszcze na czasy Czachopisma ale gazeta nam wyparowała, więc przejdźmy do rzeczy zanim znowu coś się stanie. Jesteście jednym z najbardziej znanych tribute bandów w naszym kraju. Zawsze dziwiłem się czemu grupy stawiają na cudzy repertuar a nie na stworzenie własnego, powiedzmy „inspirowanego”. Skąd ten pomysł i dlaczego właśnie The Misfits? To, że 666 Aniołów jest jednym z najbardziej znanych cover bandów w Polsce może wynikać z faktu, że nie jest ich ogólnie w Polsce zbyt wiele, więc jak się już jakiś pojawia to od razu jest dość znany! (śmiech) Dla nas była to na początku dobra zabawa, zresztą zaczynaliśmy od grania kawałków wielu różnych bandów. To była odskocznia od innych kapel, w których tworzyliśmy swój własny repertuar. Jakoś tak się złożyło, jakoś zupełnie spontanicznie, że The Misfits zaczęło dominować... potem postanowiliśmy zrobić z tego coś bardziej konkretnego no i staliśmy się tym czym jesteśmy... nie wiem dlaczego robią to inni, ale wbrew pozorom odtwarzanie twórczości innych nie jest wcale łatwiejsze ani bardziej satysfakcjonujące niż tworzenie własnych wiekopomnych dzieł. Scena horror punkowa jest w Stanach bardzo silna. Za naszą zachodnią granicą sytuacja też nie wygląda źle. A jak jest w Polsce? Zdradź nam jak to wygląda “od kuchni” w kraju Lecha. Czy ludzie śpiewający o trupach i innych makabreskach są postrzegani jako dziwolągi? Nie kusiło Was by zająć się

20

tradycyjnym, politycznie zaangażowanym punkiem i naprawiać świat „dobrym anarchistycznym słowem”? W kraju Lecha ogólnie żadna scena podziemna nie jest zbyt silna i ciężko je porównać do tych zza miedzy czy zza oceanu. Sceny horror punk po prostu nie ma, tzn. są pojedyncze osoby tu i tam, które lubią obejrzeć film o wampirach a może nawet pomalować się w Halloween, a przy tym słuchają punka czy hardcore, ale ciężko znaleźć usprawiedliwienie dla nazwania tej grupki „sceną”. Grając w takim stylu trzeba zatem liczyć na zainteresowanie ludzi z kilku różnych scen albo liczyć się z odrzuceniem przez nie wszystkie. Śpiewanie o trupach jest może czymś normalnym kiedy gra się grind albo death, no ale to zupełnie inna bajka. Czy wasza płyta „Czarcilok” została odebrana tak jak się tego spodziewaliście podczas jej nagrywania? Czy coś Cię zaskoczyło? Właściwie nic mnie nie zaskoczyło. Wiedziałem, że ludzie albo będą to łykać w całości i zrozumieją o co chodzi, albo nie będą mieli pojęcia jak to ugryźć i zareagują z wrogością… to są zresztą typowe reakcje naszego społeczeństwa na cokolwiek związanego z taką tematyką, fascynacja albo odrzucenie. Z drugiej strony miałem też świadomość, że śpiewanie tych kawałków po polsku to kontrowersyjny krok, sam pewnie bym na coś takiego zareagował przynajmniej z dystansem, gdyby zrobił to ktoś inny...


To moje wielkie marzenie, mieć na coś gigantyczny budżet hehehe. Mój idealny horror byłby połączeniem klimatu „Nosferatu wampir” Herzoga z wczesnym Romero albo „Egzorcysty” z „Brain Dead”, a więc byłby to poetycki film o zombie lub satanistyczny splatter, oba z silnym komentarzem społecznym i podtekstami psychoanalitycznymi. To byłoby kino ORALNEGO niepokoju klasy B. (śmiech)

Zawsze musi być ten krok do przodu… dostaliśmy propozycje od wydawcy, mogliśmy albo powtórzyć to co już raz zrobiliśmy, albo zrobić coś choć trochę innego i nowego. W grę wchodził materiał autorski, ale na to potrzebowalibyśmy Plany na przyszłość? Może własny dużo czasu, więc to, co nagraliśmy to jest materiał? jakby coś pośredniego między coverowaniem a własną twórczością. Tak, zdecydowanie od dłuższego czasu zmierzamy w kierunku tworzenia własneInteresujecie się zapewne horrorami. go materiału w stylu horror punk, nawet Jako ze nasze pismo jest im poświę- już zaczęliśmy go tworzyć, ale nie chce cone chciałbym rozwinąć ten temat. za wiele o tym mówić... kiedy ujrzy światCo widziałeś, bądź czytałeś ostatnio ło dzienne będzie pewnie o czym pogaco zrobiło na tobie największe wraże- dać, a na razie spuśćmy zasłonę milczenie? nia. (śmiech) W ramach nadrabiania zaległości obejrzałem ostatnio “Halloween” Roba Zombie . Trzeba przyznać, że, choć daleko mu jeszcze do bycia żywym klasykiem, zrobił się z niego reżyser pełną gębą. Poza tym polecano mi gorąco szwedzki film „Let the Right One In” (nie wiem czy ma już polski tytuł) („Pozwól mi wejść” recenzja powieści w tym numerze Grabarza. Recenzja filmu w numerze 6 - Przyp. red.) i generalnie twórczość Johna Ajvide Lindqvista, autora powieści, na której ten film jest oparty, więc biorę na siebie odpowiedzialność i przekazuję szanownym czytelnikom tę informację bez uprzedniego sprawdzenia. (śmiech)

Czy jest jakieś pytanie, na które chciałbyś odpowiedzieć a jeszcze nikt Ci go nie zadał? Liczyłem na „Jaką postacią z horroru chciałbyś być?” (śmiech) Myślę, że Norman Bates byłby interesujący wewnętrznie, ale jeśli chodzi o czystą przyjemność zabijania i doskonałość formy to bez wątpienia Obcy i to ten z pierwszej części.

Rozmawiał: Wojciech Jan Pawlik Foto: Marcin „Cobra” Noryśkiewicz

Na Waszej poprzedniej płycie („Vol. 138”) można było usłyszeć anglojęzyczne wersje kawałków The Misfits, „Czarcilok” to uderzenie po polsku. Skąd ta odmiana?

Dziękuję za rozmowę i do rychłego spotkania. Może na Dniu Grabarza?

Bardzo chętnie, czekam na więcej informacji na ten temat i na zaproszenie. Pozdrowionka dla wszystkich twórców Załóżmy, że macie gigantyczny budżet i czytelników Grabarza! i możecie za to nagrać jeden film. Jaki by był i o czym mniej więcej traktował? Zapraszamy do odwiedzenia myspace Czy tak jak większość grup horror grupy pod adresem: punkowych gustujecie w klasycznym www.myspace.com/138angels horrorze czy może w czymś innym?

21



Hunters #1)

-------------------------------------- Ocena: 3/6 Wydawca: Rebis 2009 Tłumaczenie: Piotr Kuś Ilość stron: 284

Pomysł na napisanie „Bazyliszka” narodził się w maju 2007 roku, podczas czwartej wizyty Grahama Mastertona w Polsce. Wtedy to autor, w odpowiedzi na naciski polskich fanów, zdecydował się umieścić akcję swojej nowej powieści w Krakowie, który mocno go oczarował. W ten sposób, 12 lat po premierze „Dziecka ciemności” umiejscowionego w Warszawie, polscy czytelnicy dostają w swoje ręce powieść „Bazyliszek”, stanowiącą pierwszą część zapowiedzianego cyklu „Monster Hunters” („Łowcy potworów”). Już podczas udzielonego mi w maju 2007 wywiadu Graham zapowiedział, że oparta na legendzie o smoku Bazyliszku historia będzie bardzo straszna. Czy wywiązał się z danej czytelnikom obietnicy? Profesor Nathan Underhill próbuje spełnić się zawodowo poprzez zabawy z genetyką. Jego marzeniem jest wyhodowanie mitycznego stworzenia - gryfa, którego komórki macierzyste mają stanowić przełom w dziedzinie medycyny. W międzyczasie bohater zmaga się z przeżywającym okres buntu siedemnastoletnim synem, a także z nieudanymi eksperymentami, które owocują odcięciem budżetu przeznaczonego na badania naukowe. Szybko okazuje się, że Nathan nie jest jedynym naukowcem owładniętym żądzą wyhodowania jakiegoś legendarnego stworzenia. Christan Zauber - dyrektor Domu Spokojnej Starości Murdstone, w którym pracuje żona profesora Underhilla, Grace - korzystając z czarnej magii i życiowej energii ludzi, powołuje do życia tytułowego bazyliszka. Podczas pierwszej

konfrontacji z nim Grace zapada w śpiączkę, a Nathan przysięga zrobić wszystko, by ją uratować. Zaczyna się pościg za Christianem Zauberem, mający swój finał właśnie w Krakowie.

Text: Piotr Pocztarek

GRAHAM MASTERTON - Bazyliszek (Basilisk: Monster

Kraków jawi się nam tak, jak zapamiętał go Masterton. Dla podniesienia wiarygodności powieści autor umieszcza gdzieniegdzie opisy miejsc, w których przebywał - świetnym przykładem może tu być krakowska restauracja Nostalgia, gdzie Graham wraz z żoną Wiescką gościli w 2007 roku na obiedzie. W „Bazyliszku” wymieniona jest nawet ulica, przy której owa restauracja się znajduje. Luźna interpretacja legendy, jak to niestety czasem u Mastertona bywa, jest naciągana, nie do końca logiczna i absurdalna. Do Polski akcja przenosi się zaledwie 80 stron przed finałem, natomiast prowadzące do tej zmiany wydarzenia dzieją się o wiele za szybko. Niestety, możemy poczuć, że książka była pisana na siłę - nie dlatego, że Masterton czuł potrzebę napisania jej, a dlatego, że obiecał ją swoim fanom i wcisnął ją w swój napięty harmonogram. Wydarzenia nie są porywające, postacie są płytkie i papierowe, a zakończenie mało satysfakcjonujące. Odpowiadając na pytanie postawione na początku – powieść nie jest nawet odrobinę przerażająca. Nie można się przyczepić do nienagannego warsztatu pisarskiego, ale na przestrzeni ponad 30 ostatnich lat Masterton udowodnił już nawet swoim antyfanom, że perfekcja opisowa i umiejętność konstruowania dialogów to jego mocne strony.

23


SEED SEED: SKAZANY NA ŚMIERĆ USA 2008 Dystrybucja: Vision Reżyseria: Uwe Boll Obsada: Will Sanderson Ralf Moeller Michael Paré Jodelle Ferland

X X X X

Text: Grzegorz Fortuna Jr.

X

24

Max Seed to wyjątkowo okrutny i bezwzględny morderca, który - według nagłówka gazety pojawiającej się na chwilę w kadrze - w ciągu sześciu lat zabił sześćset sześćdziesiąt sześć osób. Po przygotowanej przez policję obławie zostaje postawiony przed sądem i skazany na karę śmierci. Jednak jeden z zapisów w prawie dotyczącym wykonywania egzekucji mówi, że każdy, kto przeżyje trzy 45-sekundowe „smażenia” przy użyciu standardowej dawki prądu, ma zostać natychmiastowo wypuszczony i oczyszczony z zarzutów. Ku przerażeniu przedstawicieli prawa po wykonaniu egzekucji serce Seeda dalej bije. Pomimo wspomnianego zapisu naczelnik

więzienia, bacząc na „wyższe dobro”, nakazuje uznać mordercę za zmarłego i zakopać go na cmentarzu... żywcem. Jak łatwo można się domyślić, Seed wydostaje się z grobu i rozpoczyna krwawą zemstę. Pomimo że opis fabuły zwiastuje raczej komedię gore niż prawdziwy horror, „Seed” jest nakręcony w stu procentach na poważnie. I choć może trudno w to uwierzyć, Bollowi udało się utrzymać odpowiednie tempo niemal przez cały

Uwe Boll zrobił dobry film. A nawet więcej - Uwe Boll zrobił bardzo dobry film. I nie jest to żart, kpina ani prowokacja. Facet, który kilka lat temu napsuł krwi wielu fanom gier komputerowych, po czym został okrzyknięty (przy czym należy dodać - mocno na wyrost) najgorszym reżyserem wszech czasów, postanowił, że nie da sobą dłużej pomiatać i nakręcił horror, który nie tylko przebija znaczną większość dzisiejszych produkcji tego gatunku, ale też spokojnie może być stawiany obok takich filmów jak „Schramm” czy „Henry: Portait of a Serial Killer”.


czas, a jego film ani na moment nie staje się niezamierzenie śmieszny. Szczególnie dobry pod względem emocji i sposobu ich wywoływania jest początek, a dokładniej mówiąc - pierwsze pół godziny „Seeda”. Długa i mroczna sekwencja jazdy na położoną gdzieś w głębi lasu farmę tytułowego bohatera to jeden z najlepszych kawałków filmowego horroru, jakie miałem okazję oglądać w ciągu ostatnich lat. Mroczny klimat scenerii został niesamowicie połączony z klaustrofobią ciasnych kadrów i zdawkowymi dialogami, w których czuć strach przed spotkaniem z nieznanym. Postacie policjantów są tu zresztą rewelacyjnie poprowadzone, a atmosfera wściekłości i strachu jest tak gęsta, że można by ją kroić nożem.

ciętność. Natomiast zakończenie to po prostu solidny kop w brzuch. Niespodziewany - tym bardziej, jeśli mamy w pamięci poprzednie dokonania niemieckiego reżysera. Mam w zasadzie do filmu Bolla tylko jeden zarzut - nadmierna „komiksowość” niektórych pomysłów (jak wspomniane 666 ofiar), która nijak się ma do ponurego, nihilistycznego klimatu całości. Jednak jest to w sumie nieDalsza część „Seeda”, włączając w to wielka wada i - biorąc pod uwagę gigannieudaną egzekucję i zemstę, jest nie- tyczny postęp, jakiego dokonał - można stety trochę słabsza, ale pomimo to ją śmiało Bollowi wybaczyć. zdecydowanie wybija się ponad prze-

25


Grzegorz Fortuna Jr.: Długa i mroczna sekwencja jazdy na położoną gdzieś w głębi lasu farmę tytułowego bohatera to jeden z najlepszych kawałków filmowego horroru, jakie miałem okazję oglądać w ciągu ostatnich lat.

Kamil „Skolmon” Skolimowski: Oglądając „Seeda” ma się czasem wrażenie, że film był kręcony przez cierpiącego na rozdwojenie jaźni reżysera.


Zastanawia mnie, czy pan Uwe Boll, szanowana, wręcz eminentna osobowość w reżyserskim świecie, kiedykolwiek myślał nad napisaniem czegoś w rodzaju antyporadnika rzemieślniczego. Kto jak nie on potrafi tak spektakularnie zabijać dobre pomysły realizacją i zamaszyście dziurawić scenariusze kolejnymi niedorzecznościami. Pół biedy, jeśli cały film nadaje się do wymoszczenia świniom koryta. Gorzej, jeśli, tak jak w przypadku „Seed”, gdzieś tam pod warstwą gnoju przebija się miejscami całkiem niezły horror.

stawia wątpliwości - śmierć na krześle elektrycznym. Jak się jednak okazuje, zwyrodnialca chowającego swoją twarz w brudnym worku, niełatwo jest przegnać na tamten świat. Kolejne próby egzekucji kończą się fiaskiem. Czy pochowanie psychopaty żywcem zdoła go powstrzymać? Historia banalna, ale cóż z tego. Już wiele tytułów pokazało nam, że nawet z najbardziej wyeksploatowanych pomysłów da się wykrzesać jakieś novum, ugryźć je z interesującej strony. Opowieść

Text: Kamil „Skolmon” Skolimowski

Seryjny morderca, Maxwell Seed, zostaje ujęty po krwawej obławie. Wyrok za zabicie sześciuset sześćdziesięciu sześciu (sic!) osób nikomu nie pozo-

X X X X X


o nie znającym skrupułów, milczącym obłąkańcu również można było ciekawie naświetlić. Ile tu pola do popisu dla przedstawienia psychologicznego portretu oprawcy, ile tu miejsca na schizofreniczny, oszczędny w środkach klimat! Ale nie. To nie ten adres. Tu mamy Uwe Bolla. Reżyser postanawia przedstawić nam mizerną reinkarnację Jasona z drugiej części „Piątku, trzynastego”. Jego

Maxwell Seed to nieczuły na ból, śmiejący się śmierci w twarz nadczłowiek, mogący wyjść zewsząd i wejść wszędzie. Umie tworzyć perfekcyjne pułapki, dokładnie przewidując, czy i jak jego ofiary zostaną zabite. Jest niewidzialny dla policji, nawet w świetle dziennym. Oglądając „Seeda” ma się czasem wrażenie, że film był kręcony przez cierpiącego na rozdwojenie jaźni reżysera. Jeden zna się na swoim rzemiośle, wie,

28

czego unikać, a co wyeksponować. Umie nawet wykreować namiastkę suspensu. Mało tego! Unikając bezmyślnego festiwalu plastikowej posoki, rzęsiście krwiste sceny dawkuje całkiem umiejętnie i bez taniego efekciarstwa (tak naprawdę CGI w scenie z młotkiem to ostatnia rzecz, na którą zwraca się uwagę w tym de facto niezłym momencie filmu). Niestety, częściej na arenę wkracza ten „drugi” reżyser: oderwany od rzeczywistości pajac kulawo bawiący się w psychologię postaci i próbujący powciskać w dziury scenariuszowe swoje farmazony o drzemiącym w każdym człowieku odwiecznym złu. Owszem, ciemna strona ludzkiej natury to ciekawy temat na horror, ale na litość - nie w wykonaniu pana Uwe. Nie w tak nakręconym filmie. Chciałoby się rzec, że zapał Bolla to popełniania kolejnych filmów tzw. grozy jest jak ten Maxwell Seed - niezniszczalny.


in)

-------------------------------------- Ocena: 5/6 Wydawca: Amber 2008 Tłumaczenie: Elżbieta Frątczak-Nowotny Ilość stron: 368

Rok 1981, Blackeberg - małe osiedle na przedmieściach Sztokholmu, bez przeszłości, bez historii. Ludzie żyją tu z dnia na dzień, pochłonięci swoimi sprawami. Początkowo nikt nie zauważa nowych mieszkańców osiedla: czterdziestopięcioletniego mężczyzny i towarzyszącej mu dziewczynki. Pewnego wieczora dziewczynkę spotyka mieszkający w sąsiedniej bramie Oskar, dwunastolatek wychowywany przez nadopiekuńczą matkę, prześladowany przez kolegów z klasy. Pomiędzy nastolatkami - zakompleksionym, marzącym o krwawej zemście na prześladowcach Oskarem i tajemniczą, zamkniętą w sobie Eli - rodzi się przyjaźń. Z czasem Oskar zaczyna dostrzegać coraz więcej dziwnych cech dziewczyny: pojawia się ona na podwórku tylko po zapadnięciu zmroku, jest nieprzeciętnie zwinna i zupełnie odporna na mróz. Chwilami zdaje się wyglądać jak doświadczona życiem staruszka. Z czasem chłopak pozna też inne tajemnice przyjaciółki, w tym i tę najważniejszą - że od dawna nie jest ona już człowiekiem. Wampir z powieści Lindqvista nie różni się zasadniczo od „klasycznych” wampirów: żywi się ludzką krwią, jego ukąszenie sprawia, że ofiara także staje się wampirem, a zabić go może słońce oraz kołek wbity w serce... A jednak „Wpuść mnie” nie jest typową powieścią wampiryczną. Książka Lindqvista to przede wszystkim opowieść o samotności. O ludziach, żyjących obok siebie, ale prawie nigdy ze sobą. Paczka przyjaciół spotykająca się co piątek u Chińczyka zabija pustkę w swoim życiu i swoją samotność - rozmawiają ze sobą godzinami, ale kiedy

przychodzi coś wspólnie zrobić, jest już dużo trudniej. Oskar cierpi prześladowany przez kolegów, ale tego, co się z nim dzieje, nie zauważają ani nauczyciele, ani nawet jego własna matka. Samotny jest też Håkan - opiekun Eli, chyba najbardziej tragiczna postać powieści: pedofil, który nie potrafi do końca zaakceptować swych skłonności, ale też nie jest w stanie żyć w celibacie, co sprawia, że czuje wstręt do samego siebie. Dopiero wampir o ciele i emocjach dziecka potrafi sprawić, że w tych ludziach coś drgnie, że - choć niekiedy zbyt późno - zaczną dostrzegać wartość swoją i innych.

Text: Jagoda Skowrońska

JOHN AJVIDE LINDQVIST - Wpuść mnie (Lat den ratte komma

Jeżeli więc ktoś po powieści Lindqvista oczekuje horroru gotyckiego w stylu Brama Stokera czy powieści romantycznej w stylu Anne Rice o tym, jak to smutno być wampirem, może sobie odpuścić jej lekturę - tu tego nie znajdzie. Jeśli jednak chce wejść w brudny świat przedmieść, z których mieszkańcy uciec mogą jedynie w alkohol czy narkotyki, a dzieci spędzają czas, kradnąc lub znęcając się nad rówieśnikami, i gdzie w obronie pokrzywdzonego może stanąć jedynie wampir, bo człowiek nie jest w stanie tego zrobić - zapraszam do lektury. Każdego, w kim film „Pozwól mi wejść” pozostawił uczucie niedosytu i kto chciałby poznać bliżej mieszkańców Blackeberg, dowiedzieć się, kim naprawdę jest Eli i jakie relacje łączą ją z Håkanem; każdego kto lubi chłodną, oszczędną narrację bez zbędnych słów, gdzie między wierszami można niekiedy wyczytać więcej niż w tekście - zapraszam do świata wykreowanego przez Lindqvista. Nie rozczaruje się.

29



-------------------------------------- Ocena: 3/6 Wydawca: Mozaika 2007 Czas trwania: 5:00:00

sobów, by zdobyć serce (duszę?) mężczyzny i wykreślić z jego życia narzeczoną. Dobro – Andrzej Wierusz – przyjaciel, który zrobi wszystko, co w jego mocy, by odkryć kim czy raczej czym naprawdę jest Kama i unieszkodliwić ją. Sam Drzewiecki zdaje się być jedynie pionkiem w tej grze – kocha swą narzeczoną Helenę, ale bez większych oporów ulega namiętności do Jerzy Drzewiecki od jakiegoś czasu co- Kamy, gotów jest stawić się na każde jej dziennie spotyka tajemniczego, siwowło- wezwanie. sego mężczyznę. Spotkania te, zbyt regularne, by mógł uznać je za przypadkowe, „Salamandra” pełna jest erotyki, namiętcoraz bardziej go intrygują. Czasami ności, tajemniczych wizji, przepowiedni, oprócz tajemniczego nieznajomego widzi ostrzeżeń, światów równoległych i eledwoje innych osób – niezwykle piękną mentów satanicznych. Mimo to po zakońrudowłosą kobietę i mężczyznę w ryba- czeniu lektury w pamięci pozostaje nieckiej bluzie, patrzącego z nienawiścią ale wiele: intrygujący początek, przewrotne i z uwielbieniem na ową kobietę. Wkrótce zakończenie… może jeszcze wyuzdany Drzewiecki nawiązuje znajomość z An- sabat czarownic. Bohaterowie powieści drzejem Wieruszem – pierwszą z trojga są nijacy, żaden nie jest w stanie wzbutajemniczych postaci. Goszcząc u niego dzić emocji u słuchającego. Barokowy dostrzega w lustrze odbicie rudowłosej język, który najprawdopodobniej miał za piękności, ale gdy się odwraca, ze zdzi- zadanie stworzyć atmosferę grozy i niewieniem stwierdza, że kobiety w pomiesz- samowitości, także nie czyni powieści czeniu nie ma. Wkrótce na balu poznaje atrakcyjniejszą. Odbioru nie ułatwia też także i ją. Ku niezadowoleniu narzeczo- interpretacja Leszka Teleszyńskiego: nej poświęca nieznajomej kilka tańców, wprawdzie nie nuży, ale i nie pozwala a także pozwala sobie wróżyć z ręki. „Ko- wczuć się w mroczny klimat. Może aktor cham pana i dlatego musisz być moim” także nie był w stanie owego klimatu do– kończy spotkanie piękna nieznajoma, strzec? wręczając Jerzemu swą wizytówkę. Jeśli ktoś po lekturze „W domu Sary” czy Powieść Grabińskiego to romans ukazu- „Kochanki Szamoty” odczuwa niedosyt jący walkę namiętnej, diabolicznej kobiety lektury o demonicznych, namiętnych koo szczęśliwie zakochanego i zaręczone- bietach, możliwe że „Salamandra” ów go mężczyznę, ale też jest to opowieść niedosyt zaspokoi. Kto jednak dopiero zao walce dobra ze złem. Zło uosabia czyna swoją przygodę z klasyką polskiej Kama Bronicz - diaboliczna kochanka literatury grozy, raczej niech zacznie do Jerzego, gotowa użyć wszelkich spo- opowiadań Grabińskiego. Stefan Grabiński - rodzimy, nieco już zapomniany klasyk grozy znany jest głównie z opowiadań. Straszy w nich umiejętnie i, co ważne, oryginalnie – m.in. demonami rządzącymi światem przemysłowym, psychopatycznymi zbrodniarzami czy pełnymi mrocznych namiętności kobietami. Taka kobieta jest także bohaterką pierwszej powieści Grabińskiego: „Salamandra”.

Text: Jagoda Skowrońska

STEFAN GRABIŃSKI - Salamandra

31


JIGUREUL JIKYEORA! SAVE THE GREEN PLANET Korea południowa 2003 Dystrybucja: Brak Reżyseria: Joon-hwan Jang Obsada: Ha-kyun Shin Yun-shik Baek Jeong-min Hwang Jae-yong Lee

Text: Krzysztof Gonerski

X X X X X

czarnej i zaprawionej goryczą) oraz oczywiście horroru. Taka żonglerka gatunkami (ale też technikami filmowania oraz nieustannie zmieniającą się tonacją opowieści) to nie lada sztuka, lecz debiutant opanował ją po mistrzowsku. „Save the Green Planet” jest jak tornado. Porywa widza od pierwszych scen w szalony świat obłąkanego umysłu głównego bohatera. Film zaskakuje mistrzowską grą na emocjach widzów, ponieważ bezustannie zmienia się nasz stosunek do filmowych postaci. Poznajemy Byeong-gu jako szaleńca, które-

Opowieść o Byeong-gu, który żyje w przekonaniu, że Ziemię opanowali ukrywający się pod ludzką postacią Andromedianie, mający za cel zniszczenie naszej planety, tylko z pozoru przypomina filmy science-fiction w rodzaju „Inwazji porywaczy ciał” czy „Oni żyją”. Ten niezwykły film zawiera w sobie elementy dramatu (najwięcej), science-fiction, thrillera, kryminału, komedii (ale bardzo

Mieszać trzeba umieć, bo w przeciwnym razie kac gwarantowany. I nie chodzi tu tylko o alkohol. W dziedzinie mieszania filmowych gatunków bezkonkurencyjni są Koreańczycy, choć depczą im po piętach Japończycy. Dowodu na udaną gatunkową hybrydę dostarcza pochodzący z 2003 roku debiut Jang Joon-hwana pt. „Save the Green Planet”.

32


mu życzymy jak najgorzej, a rozstajemy się z nim, z całego serca współczując mu jego okrutnego losu, który zgotowali mu źli ludzie. Podobną ewolucję przechodzi nasz stosunek do ofiary Byron-gu, Kang Man-shika, prezesa wielkiej korporacji, który w chorym umyśle oprawcy staje się przywódcą wrogich kosmitów. Jesteśmy po stronie niewinnej, więzionej i torturowanej ofiary, ale z czasem zaczynamy coraz mniej lubić aroganckiego i podstępnego Man-shika. Nie ufamy jego przebiegłym sztuczkom, mimo że motywuje go rozpaczliwa chęć uwolnienia się z rąk coraz okrutniejszego Byeong-gu. Jak pokaże rewelacyjnym finał - nie bez powodu.. Szalony melanż gatunków i stylistyk zmontowany w teledyskowej poetyce ma do przekazania widzom wiele gorzkiego. „Save the Green Planet” okazuje się bowiem przejmującą opowieścią o samotności, o wyobcowaniu, o od-

rzuceniu przez społeczeństwo, lecz jest także nie pozostawiającym złudzeń traktatem o złu tkwiącym w ludzkiej naturze. O „genie przemocy”, który pozwala ludziom z uśmiechem na ustach znęcać się nad słabszymi i rozpętywać apokalipsę kolejnych światowych wojen. Tytuł filmu jest głęboko ironiczny. Nasza Zielona Planeta i zamieszkująca nią rasa ludzka zasługują tylko na finał, który spotyka ją w zakończeniu filmu. „Save the Green Planet” nie jest typowym horrorem. Ten ujawnia się przede wszystkim w zaskakującej dawce przemocy, w scenerii piwnicznego lochu oraz w postaci outsidera Byeong-gu. Ale nieliczenie się z filmowymi konwencjami w połączeniu z talentem twórców oraz znakomitych aktorów (brawa dla Shin Ha-kyuna!) pozwoliło stworzyć wielki film. Jeden z tych nielicznych, o których długo nie można zapomnieć.

33



Poznaj grabarzy. Odkrywamy ich tajemni ce. W każdym numerze nowa sylwetka

TECZKA AKT PERSONALNYCH Piotr Pocztarek ........................ ..................................... GP: Redaktor Grabarza Polskiego ........................................................ ..... PRowiec, publicysta, autor ................ .............................................

Co cię skłoniło aby zostać grabarzem? Kryzys. Trzeba się imać wszystkiego. A na poważn brutalną i tragiczną, zależało mi na tym żeby wtrącaćie – „Czachopismo” zmarło przedwcześnie śmiercią swoje trzy grosze do jego duchowego spadkobiercy – Grabarza Polskiego. No i ta sława i chwała. I dziewcz yny piszczą. Co lubisz w życiu poza grzebaniem zwłok? Wszystko co rozwija i sprawia przyjemność. Główni gry konsolowe. Generalnie staram się nie zamyka e kinematografia, literatura, public relations, muzyka, ć na prawie żaden aspekt życia ludzkiego. Kiedy pią mnie młodsi grabarze, może będę miał świadom zakoość że czerpałem z życia pełnymi garściami. Jaki film powalił cię ostatnio na cmentarną glebę? Ostatnimi czasy powalił mnie „Rec” rodem z Hiszpanii. Dawno, ale to dawno nic nie trzymał w napięciu w taki sposób. Podobały mi się również o mnie „Frontiere(s)” i „Nocny pociąg z mięsem” , ale raczej od strony wizualiów i montażu, niż fabuły.

Ulubiony film rozgrywający się w środowisku grabarzy? Może nie film, a serial. Zawsze potrafiłem docenić psychodeliczny klimat „Sześciu stóp pod ziemią” Takiej rodzinki grabarzy jeszcze nie widzieliście. . na krwiożerczego Dextera Morgana. Polecam! Nie dziwię się, że Michael C. Hall wychował się w niej Największe horrorowe rozczarowanie w ostatnim czasie? Trochę ich było. Bardzo zawiódł mnie Horror filmidła. „Piła V” nie przebiła świetnej części IVFestiwal 2008 i wybrane na nim, w większości fatalne i seria zapowiadany film „Nieznajomi” okazał się (nie)stra dryfuje teraz w niewiadomym kierunku. Szumnie remake „Piątku 13-tego”, a my dopiero 22 maja… sznym kiczem. No i cały świat dostanie 13 lutego Freddy czy Jason? Jason. Lubię charakter Freddy’ego, ale zdecydo wanie bardziej straszy bezlitosny, milczący skurczy z maczetą. I wbrew pozorom, to nie z Kruegerem, a z Jasonem śnił mi się kiedyś koszmar. Przeżyłbyk Ale było ciężko. em. Co czytujesz kiedy nie trzeba akurat nikogo grzebać ? Grahama Mastertona głównie - zawsze, wszędz to łapię za Jamesa Herberta, Clive’a Barkeraie i wszystko. A kiedy akurat nie wyda nowej książki, , albo wracam do genialnej sagi F. Paula Wilsona, z Glaekenem w roli głównej. Przy jakiej muzyce najweselej kopie się groby? Sporym zaskoczeniem jest to że właśnie przy… reggae. Rzadziej trochę rapu, popu, soundtrackuradosnej i pozytywnej! Jeśli chodzi o mnie, to głównie Nie gardzę również szantami. Mój gust muzyczny z „House M.D.” i oczywiście klasyków z lat 50.-80. jest zakręcony jak ruski termos. Jak często jadasz surowe mięso? Tylko jak nikt nie patrzy. Przecież nie mogę być kojarzony z horrorem – działam pod przykry jako wysłannik polskich telenowel. wką, Jakie masz najbliższe plany niezwiązane z pracą grabar za? Wspólnie z Robertem Cichowlasem rozpoczęliśmy dzianką dla wielu fanów grozy w najlepszym wydani pracę nad książką, która będzie na pewno niespou. Chcemy skończyć ją w ciągu paru miesięcy. Projekt jest jeszcze we wczesnym stadium rozwoju niedługo zacznie rozwijać się w zastraszającym , ale ponieważ jest zmutowany i ulepszony genetycznie, tempie. Stay tuned.

35


[ Biblioteka Grabarza Polskiego ]

Adam Kamiński Święto Zmarłych Kopał już od dobrych dwóch godzin. Spojrzał na zegarek - dochodziła druga nad ranem. Otarł wierzchem ręki pot z czoła i zdecydował się na małą przerwę. Wbił szpadel w częściowo wykopanym dole i wyszedł z niego, postękując. Otrzepał nogawki spodni i rozejrzał się dookoła. Na cichym jak zawsze cmentarzu noc rozświetlały setki zniczy. Dzień truposza - pomyślał - dobiegł końca. Cała ta procesja w końcu opuściła cmentarz. Zastępy stetryczałych dziadków i pozujących rodzin. W przeciągu kilku dni znicze w dziwny sposób poznikają, żeby pojawić się znowu na pobliskich straganach. Taki pieprzony recykling - uśmiechnął się na tę myśl i z powrotem wskoczył do wykopu. Okradanie nieboszczyków przychodziło mu łatwo. Zawsze tłumaczył sobie, że im i tak już wszystko jedno, a przecież on nie zarabiał zbyt wiele jako stróż nocny. Trzeba sobie jakoś radzić - pomyślał, wbijając po raz kolejny szpadel w ziemię. Kiedy jednak docisnął go całym ciężarem ciała, żeby wbić go głębiej, usłyszał trzask łamanego trzonka. –Kurwa mać! - Odrzucił połamane narzędzie za siebie i ponownie tej nocy wyszedł z częściowo rozkopanego grobu. - Ja to mam pecha, drugi raz w tym miesiącu. Ruszył w stronę stróżówki. Zawsze miał w szafce zapasowy szpadel - na wszelki wypadek. Głupio byłoby wpaść z powodu takiej pierdoły. Nagle, tuż przed sobą, zobaczył skuloną postać siedzącą na ławeczce przy grobie. Kiedy podszedł bliżej i zapalił latarkę, ujrzał staruszkę osłaniającą oczy przed snopem światła. –Co pani tu robi o tej porze? –Odwiedzam męża, zmarł niedawno - Kobieta powoli wstała z ławki. - A pan to pewnie pilnuje tutaj? –Tak, musi pani już iść. W nocy zamknięte, jutro będzie pani mogła przyjść znowu. Oświetlił grób, przy którym siedziała staruszka. „Stanisław Grzela 1927 - 2008” głosił napis na nagrobku. Przez chwilę zastanawiał się, czy tutaj kopał. Doszedł do wniosku, że raczej by pamiętał. Pamiętał prawie wszystkie miejsca, w których kopał, mimo że robił to średnio dwa razy w miesiącu, od kilku lat. Nie miał z zapamiętaniem większego problemu - świeże groby znajdowały się w niedawno wydzielonej, nowej części cmentarza. Ten tutaj musiał mieć dużo wcześniej wykupione miejsce... –Proszę pójść ze mną, odprowadzę panią. Staruszka posłusznie ruszyła razem z nim. W milczeniu doszli do bramy,

36


[ Adam Kamiński - Święto Zmarłych ]

którą otworzył, żeby wypuścić kobietę. –Dobranoc - powiedział na pożegnanie. Nie odpowiedziała. Po chwili znikła mu z oczu w ciemnościach. Szybkim krokiem dotarł do dyżurki. Przez tę starą jędzę zmarnowałem pół godziny - pomyślał. Wyjął zapasowy szpadel, a po zastanowieniu wziął również kombinerki niedawno przyniesione z domu. Nie lubił wyrywać zębów. Uważał to za ostateczność i do tej pory zrobił to tylko raz. Szło ciężko - młotkiem trudno trafić w konkretny ząb, dlatego kupił kombinerki. Wracając na miejsce, w którym kopał, pochwalił się w myślach za zapobiegliwość. Dzisiaj musiał coś zdobyć. Ostatnie wykopki miał bardzo nieudane. W grobie starego pułkownika nie znalazł niczego godnego uwagi - może oprócz obrączki. Żadnego łańcuszka, nawet medali - bonusów, jak je nazywał - niczego wartościowego. Bonusy szły świetnie na allegro. Kopał dalej. Po upływie kilkunastu minut mógł w końcu odetchnąć - głuchy odgłos towarzyszący wbijaniu szpadla zasygnalizował dotarcie do celu. Wykopał jeszcze trochę ziemi wokół samej trumny - najwięcej od strony zawiasów, inaczej nie otworzyłby wieka. Teraz sięgnął po łom. Przez moment siłował się z wiekiem, które ostatecznie z lekkim skrzypnięciem ustąpiło. Otworzył trumnę. Nieboszczyk okazał się zwalistym gościem po czterdziestce. Pewnie zawałowiec - pomyślał i ukląkł okrakiem nad trupem. Na ręce nie było obrączki. Szarpnął za koszulę pod szyją - żadnych łańcuszków. Podciągnął rękawy - nawet ulubionego zegarka. –No co jest, do cholery... Uświadomił sobie, że wizja nowego telewizora - panorama czterdzieści cali - oddala się coraz bardziej. Miał sobie zrobić prezent na gwiazdkę... Wściekły wyszedł z dołu po kombinerki. Po chwili nachylał się już nad ciałem i z lekkim obrzydzeniem próbował rękami otworzyć usta nieboszczyka - bez rezultatu. Ale mam pecha - pomyślał i sięgnął po łom. Stężenie pośmiertne z czasem ustępowało, ale jeśli pochowali go niedługo po śmierci... Gorączkowo próbował wepchnąć łom między zęby trupa. Okazało się jednak, że szczelina jest zbyt wąska. Nie namyślając się długo, uniósł narzędzie lekko do góry i z całej siły uderzył w przód szczęki. Usłyszał cichy trzask łamanych zębów i już po chwili wyłamał szczękę. Wyjął latarkę i oświetlił zęby nieboszczyka. Aż cztery - nie dowierzał własnemu szczęściu. Ostrożnie wyjął kombinerkami złote zęby, ale chcąc zamknąć wieko trumny, zawahał się. Nie zostawię cię tak - pomyślał. Nienaturalnie szeroko otwarte usta nieboszczyka nie dawały mu spokoju. Ukląkł z powrotem i zaczął mocować się z żuchwą. Skrzywił się lekko, kiedy palce ześliznęły mu się do ust trupa, ale nie

37


[ Biblioteka Grabarza Polskiego ]

chciał odpuścić. Nagle szczęka nieboszczyka z głośnym trzaskiem zamknęła się. Z niedowierzaniem stwierdził, że stracił trzy palce u prawej ręki. Ocalał serdeczny - szczęśliwie znajdował się w miejscu po wyłamanych jedynkach - oraz kciuk, który opierał o brodę trupa. Wydał z siebie ledwo tłumiony krzyk. Podtrzymując uszkodzoną dłoń drugą ręką, przyglądał się pozostałościom palców. –Kurwa, to niemożliwe! - krzyczał, czując narastający ból. Usłyszał jakiś szelest. Gwałtownie obejrzał się za siebie, skąd dochodził dźwięk, i stracił równowagę. Siedział teraz na kolanach trupa. –Pomocy! W odpowiedzi usłyszał, jak ktoś wbija szpadel w ziemię, a po chwili garść ziemi wylądowała na jego twarzy. Wpadł w panikę. –Na pomoc! Próbował wstać, ale zorientował się, że coś ciągnie go w dół. Spojrzał na swój brzuch i zobaczył, że ręce nieboszczyka przytrzymują go w trumnie. Zaczął walić w nie kombinerkami jak oszalały, ale im bardziej walczył, tym mocniej palce wbijały się w jego ciało. Co chwilę nowa porcja ziemi lądowała na nim, tworząc już spory kopczyk wewnątrz trumny. –Kurwa, puszczaj! Na pomoc! Do krawędzi dołu podeszła napotkana przez niego wcześniej staruszka. –Zamknąłbyś się wreszcie - powiedziała. –Co?! –Po co te krzyki... Kobieta dziwacznie szczerzyła się do niego i wtedy zorientował się, że to nie uśmiech, a brak skóry na części twarzy odsłania jej zęby. Wybałuszył oczy z przerażenia i zaczął wymachiwać rękami na oślep. Spadały na niego kolejne grudy ziemi, gdy prawie położył się na trupie, próbując sięgnąć narzędziem do jego czaszki. –Rozwalę ci łeb, skurwysynu... Odwrócił głowę w lewo, żeby sprawdzić, czy dobrze celuje i po chwili poczuł straszliwy ból. Tym razem krzyknął dużo głośniej niż przy utracie palców - stracił ucho, a przynajmniej jego część. Nie mógł już opanować ogarniającej go paniki. Zdrową ręką oraz nogami bił i kopał trupa pod sobą. Jego krzyk wzmógł się jeszcze, kiedy nieboszczyk rozerwał mu brzuch, a on zobaczył swoje wnętrzności. Dość szybko jednak stracił je z oczu, ponieważ prawie w całości przykryła go już warstwa ziemi. Po upływie kilkudziesięciu minut grób znów wyglądał jak wcześniej. Staruszka pracowicie uklepała świeżo usypany kopczyk ziemi. Przyniosła nawet kilka zniczy z sąsiednich grobów, po czym wyrzuciła narzędzia za pobliskie ogrodzenie i powoli odeszła, rozpływając się w ciemnościach, rozświetlanych przez nieliczne tlące się jeszcze do tej pory znicze...

38


[ Wiersze niepokojące ]

Wiersze niepokojące Stefan Darda

Recepty na szczęście Pewien znany aktor powiedział “Dieta nie pozwala mi jeść kremówek Mięsa i białego pieczywa” Potem żył długo i nieszczęśliwie Jedna pani będąc przy nadziei na długie życie Unikała pociągu do papierosów W wieku lat 30 zginęła pod samochodem (kierowca szukał akurat zapalniczki) Ktoś ponoć nie pił alkoholu Niezwykle dbał o swoją wątrobę Długo się jednak nie nacieszył Rzezimieszek w ciemnym zaułku zabił ją nożem A mnie Przerażają zmarszczki Postanowiłem więc żyć krócej I nigdy się nie uśmiechać

39


[ Biblioteka Grabarza Polskiego ]

Dobrana z nas para Nie angażuję się zbyt mocno w nasz związek lecz przyznaję - czasem strach mnie ogarnia że mogliśmy się nie spotkać Często o tobie myślę jednak gdy jesteś blisko i wręcz się o mnie ocierasz droczę się uciekam... i tak wrócisz przecież jesteś śmiertelnie zakochana i twoje życie beze mnie nie ma sensu Wieczorami kładziesz się obok łagodnie ze sobą oswajasz żebym się kiedyś na śmierć nie przestraszył troskliwie kładziesz na moim wciąż gorącym czole zimną kościstą dłoń

40


[ Wiersze niepokojące ]

Ballada o nocnym żniwiarzu Niech mi się nie zdaje, że jestem kimś więcej, że życie mam inne i warte niemało. Trochę tu postękam, trochę się pokręcę, ani się obejrzę, gdy do drzwi nieśmiało stuknie nocny żniwiarz z ostrym sierpem w ręce. Otworzę bez zwłoki, wszak to nie wypada gościa nie zaprosić znużonego drogą, usadzę przy stole, niechaj opowiada o tym, kogo spotkał wieczorową porą, z kim ostatnio pijał, z kim wieczerzę jadał. Odpowie: “Nieważne, posiedźmy tu chwilę, zanim wybierzemy się w podróż daleką. Powiedz mi, mój bracie, co wspominasz mile, a co w sercu twoim zadrą niepomierną?” Prędko mu odpowiem: “Jeśli się nie mylę, najbardziej mnie martwi to, że krótkie życie, które się starałem spędzić w miarę godnie, skończy się pod ziemi ciężkawym przykryciem i nie ja określę, w którym miejscu spocznę, nie ja zdecyduję o dalszym pobycie na tym świecie pięknym.” “Cóż, tak to się zdarza - on mi na to rzeknie - że tych kilka dekad jest tylko ułamkiem, cząstką kalendarza, która wprost zależy od woli człowieka, a reszta spoczywa już w rękach grabarza.”

41


[ Biblioteka Grabarza Polskiego ]

Dziewczynka zbierająca mlecze Niech będzie przeklęte moje spojrzenie Dostrzegające w seledynowych liściach Martwe kolory jesieni Moje oczy niech będą przeklęte Jeśli w dziewczynce Zbierającej przy drodze puchate mlecze Widzą starą kobietę Przygiętą do ziemi ciężarem lat Lekkomyślnie zdmuchniętych Cóż mi ze wzroku Skoro widzę tylko nikogo Cóż z tego że oddycham Jeśli chłonę z każdą chwilą Silniejszy trupi odór

GRABARZ POLSKI Grabarz Polski #9 Korekta: Wojciech Lulek Grafika, skład, łamanie: Tizzastre Bizzalini Reklama, Patronaty i Współpraca: Bartek@grabarz.net | Wojtek@grabarz.net

Chcesz współtworzyć Grabarza? Napisz do nas!

42

www.Grabarz.net | www.Grabarz.net/Forum


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.