15
#
WYWIADY: NACHO CERDÀ, GRAHAM MASTERTON ADAM ZALEWSKI, SŁOŃ OPOWIEŚCI NIEHORROROWE CZĘŚĆ 1 BLAIR WITCH POCZTAR CZĘŚĆ 3 POCZĄTKI „LITERATURY WAMPIRYCZNEJ” FILMY: Aftermath, Antychryst, Genesis, Hotel zła, Ostatni postój, The Abandoned, Za cenę bólu KSIĄŻKI: Bestia, Cień znad jeziora, Demon, Głębia ciemności, Morderstwo w La Scali, Muzyka z zaświatów, Pamiętniki wampirów, Po zachodzie słońca, Wampir z Ropraz AUDIOBOOK: Strzyga i inne opowieści niesamowite ZORAN KRUŠVAR „MARIO” (OPOWIADANIE)
Panie i Panowie – przed Wami ...
Rozmawiał: SEBASTIAN DRABIK
Najpierw zszokował cały świat brutalnym filmem o nekrofilii pt. „Aftermath”, potem dołączył do bardziej mainstreamowego grona twórców grozy za sprawą pełnometrażowego horroru „The Abandoned”. Czego jeszcze możemy się po nim spodziewać?
Witaj. Pozwól, że zaczniemy od same- koprodukcję o żywych trupach w Anglii. go początku. Czy od zawsze chciałeś Było to dość krwawe i przerażające, a do kręcić filmy? tego dobrze oddawało moją obsesję na punkcie ludzkiego ciała. Horror zawsze W pewien sposób od zawsze tego chcia- bardziej wiązał się według mnie z rzełem, tak. Mój wujek pokazywał mi mnó- czywistością niż jakimiś obcymi światami stwo filmów nakręconych na Super 8, – pewnie dlatego moim ulubieńcem jest a rodzice zabierali nas co tydzień do kina David Cronenberg... więc jako dzieciak miałem niezłe pojęcie o tym, jak powinno robić się filmy. Dzię- Twój debiut filmowy to „The Awakeki moim rodzicom zobaczyłem na dużym ning”. Czy napotkałeś jakieś trudności ekranie parę klasyków i jestem im za to przy jego realizacji? bardzo wdzięczny. Żadne z nich nie pracuje jednak w przemyśle filmowym więc To był szkolny projekt nakręcony w dwa myśl o tym, że zostanę filmowcem musia- dni, bez żadnego budżetu. Oczywiście ła wydawać im się dość dziwna i faktycz- na niczym się wtedy nie znaliśmy ale nie sprzeciwiali się temu aż do momentu myślę, że wypadło to całkiem nieźle. Co nakręcenia „Aftermath”. Ten film przeko- zabawne, dowiedziałem się później, że nał mojego ojca, że nie mam zamiaru re- kręciliśmy nasz film w tym samym miejzygnować z kariery reżysera. scu, gdzie John Carpenter sfilmował początkowe sceny „Księcia ciemności” – on Co skierowało cię ku horrorowi? także chodził do USC w Los Angeles. Jestem wielkim fanem jego twórczości. To też wiązało się z moimi pierwszymi doświadczeniami jeśli chodzi o filmy. Czy jesteś zadowolony z końcowego Jako sześciolatek wślizgnąłem się na efektu swojego pierwszego filmu? seans „Szczęk” i ten film tak mnie prze- Czego się nauczyłeś podczas jego kręstraszył, że przez lata nie mogłem o nim cenia? zapomnieć. Ten olbrzymi rekin pożerający ludzi, krew zmieszana z wodą morską, ta W przeciwieństwie do bohaterów moich ciemność pod taflą wody... Wszystko to filmów nie oglądam się zbyt często za wywarło na mnie ogromne wrażenie i uza- siebie. To niezdrowe. Cokolwiek zrobiłem leżniłem się od tego rodzaju filmów. Trzy – miałem ku temu konkretny powód. Zalata później odkryłem film “Living Dead at wsze ma się oczywiście ochotę zmienić the Manchester Morgue” – hiszpańską coś w skończonym dziele, ale najważniejsze jest to, aby iść naprzód, odkrywać coś nowego. Każdy film odzwierciedla mnie z pewnego okresu i nie należy dokonywać w tym obrazie żadnych zmian. Gdyby nie to, co nakręciłem wcześniej nie byłbym teraz jako filmowiec w takim, a nie innym miejscu, więc nie jestem za tym, aby wypierać się swoich wcześniejszych dokonań – należy po prostu wyciągać z nich pewne wnioski. Po 4 latach przyszedł czas na Twój dru-
gi film „Aftermath”. Traktuje on temat nekrofilii. Jak długo się przygotowywałeś do tego obrazu i od czego się zaczęło? Przygotowania nie trwały długo. Napisałem go w lutym, nakręciłem w maju i w październiku już go mogłem wyświetlać. Było to wszystko dość szalone, a musiałem też w tym przypadku pełnić funkcję producenta. Zainspirowały mnie te wszystkie sceny autopsji, w których nigdy się niczego nie pokazywało: miałem już dość słuchania jak jakiś bohater po prostu opisuje co widzi. Postanowiłem, że zorientuję się jak to naprawdę wygląda i pokażę to widzom. Wierzyłem, że będzie to bardziej przerażające niż typowe horrory – i faktycznie tak się stało. Wcale nie dlatego, że pokazałem w tym filmie tyle okrucieństwa, ale raczej dlatego, że pokazałem je w tak kliniczny, beznamiętny sposób. Nihilizm „Aftermath” działa na widzów bardziej niż jego krwawe efekty.
Czytałeś pewnie mnóstwo książek o autopsjach, żeby je ukazać jak najlepiej w tym filmie? Zgadza się – chciałem uniknąć powielania schematów i zachować realizm bez popadania w parodię. To byłoby nieodpowiednie. Żeby poczuć strach i desperację publiczność musiała wierzyć temu, co widzi na ekranie. Czy ten film kręciłeś w prawdziwym prosektorium?
Czy jakieś konkretne wydarzenie skłoniło cię żeby stworzyć coś tak dra- Tak – I to kolejny czynnik, który dodawał wszystkiemu realizmu. Wynająłem to stycznego jak “Aftermath”? miejsce na parę nocy i kręciliśmy jak paTrzęsienie ziemi w Los Angeles w 1994 tolodzy skończyli swoją pracę. Napatrzylir. Dopiero co przyjechałem z Europy śmy się na surrealistyczne sceny: trudne i skłoniło mnie to do zastanawiania się do rozpoznania fragmenty ludzkiego ciała nad kruchością życia. Mogło się to skoń- na noszach, ślady krwi, a nawet kawałki czyć znacznie gorzej, ale na szczęście do żółtego tłuszczu znajdowane tu i ówdzie. tego trzęsienia ziemi doszło w nocy, kie- Czasami musieliśmy przerywać filmowady większość ludzi spała. Chciałem więc nie żeby można było umieścić nowe zwłoprzełożyć na język filmu moje lęki zwią- ki w lodówkach. Moja ekipa długo jeszcze zane ze śmiercią i życiem po życiu (jeśli pamiętała ten film... takie istnieje) – dlatego uznałem, że prosektorium będzie idealnym miejscem akcji. Zresztą fizyczność naszej egzystencji nie przestaje mnie fascynować: materia, która czyni nas ludźmi potrafi wyglądać tak nieprzyjemnie... Chciałem tu też dla odmiany pokazać śmierć „od wewnątrz”, nie „od zewnątrz”.
Czy były jakieś problemy ze znalezieniem aktora? Nie. Parę miesięcy wcześniej widziałem Pepa Tosara w sztuce teatralnej, a że jeden z moich współpracowników go znał, dostałem do niego numer i pewnego dnia zadzwoniłem, potem dałem mu scena-
przekonujące. Teraz patrzę na nie z lekkim uśmiechem – nastąpił duży postęp jeśli chodzi o tego typu efekty! W „The Awakening” i „Aftermath” przez krótkie chwile pojawiają się religijne symbole - krzyże na łańcuszkach. Czy chciałeś coś za ich pokazaniem przekazać? Są one częścią obrzędów związanych ze śmiercią więc ich użycie wydawało mi się bardzo naturalne. Chodziłem do katolickiej szkoły i dorobiłem się obsesji na ich punkcie – od dzieciństwa kojarzę krzyże z bólem i cierpieniem, krwią i łzami, a więc nie są to najprzyjemniejsze odczucia. Twój drugi film traktuje o kruchości naszego ludzkiego życia, ciała ludzkiego oraz duszy. Zgodzisz się z tymi słowami?
riusz, a on się zgodził zagrać. Bałem się, że scenariusz go przestraszy, ale to jeden z tych aktorów, którzy nie boją się najtrudniejszych wyzwań. Powiedz coś jeszcze o zwłokach, których użyłeś w filmie... Wszystkie są sztuczne – poza „trupem z HIV”, jak go nazwaliśmy. To facet z wąsem, który był kolejnym znajomym jednego z moich współpracowników i zgodził się leżeć przez parę dni na piekielnie zimnych noszach. Bardzo zabawny gość – nie miał nic przeciwko rozebraniu się do naga i nakładaniu mnóstwa makijażu. Niełatwo znaleźć ludzi chętnych do tego typu poświęceń. Sztuczne zwłoki zostały bardzo starannie przygotowane na dwa miesiące zanim zaczęliśmy kręcić film – wydałem na nie większość budżetu bo wiedziałem, że muszą być jak najbardziej
“Aftermath” to nie tyle brutalny horror co dramat, a więc tak – opisuje on kruchość istnienia. Nie zależało mi na przedstawieniu patologa-psychopaty tylko na ukazaniu samotności umierania, “nicości” w jaką obraca się nagle ludzkie życie. Jeśli uważnie przyjrzysz się temu filmowi, zauważysz, że to właśnie mają symbolizować wszystkie zgromadzone w nim zwłoki. W pewnym sensie to one są tu jedynymi “żywymi” bohaterami, w przeciwieństwie do lekarzy, których widzimy wyłącznie schowanych za maskami, całkowicie anonimowych. Po kolejnych czterech latach pokazałeś ostatnią z części Trylogii Śmierci, „Genesis”. Powiedz parę słów o tej produkcji. Cóż, przede wszystkim ten film okazał się dla mnie przełomowy i otworzył mi drzwi do pierwszej produkcji pełnometrażowej. Jeśli chodzi o fabułę to zależało mi
tu na ukazaniu tematów straty i obsesji – i wypadło to tu znacznie przyjemniej niż w „Aftermath”. Od tego momentu zacząłem też współpracę z Xaviem Giménezem – najlepszym operatorem, jakiego znam. Bez wątpienia „Genesis” to Twój najdojrzalszy obraz z całej trylogii. Mamy tu bardzo dobrych aktorów, świetnie pasującą muzykę, jest tu mnóstwo emocji. Z drugiej strony, nie mamy tu aż tyle gore co w poprzednim „Aftermath”. Postanowiłeś zrezygnować z krwawych efektów żeby stworzyć obraz dla szerszego odbiorcy? Nie miałem takich ambicji. Nigdy też nie żałowałem, że “Aftermath” wypadł tak, jak wypadł. Po prostu zawsze staram się jak najlepiej przedstawić wybrany temat i „Genesis” wymagał znacznie delikatniejszego podejścia – w końcu to wiersz przekształcony w film, a więc musiał sprawiać raczej wrażenie wizualnej pieszczoty niż mocnego ciosu w brzuch. Choć i on nie ma oczywiście wyłącznie radosnego wydźwięku. W końcu śmierć też nie jest szczególnie radosna nawet jeśli oznacza jednocześnie początek czegoś nowego.
powstał na planie. W postprodukcji dodaliśmy techniką cyfrową jakieś drobiazgi. Całą „Trylogia śmierci” powstawała przez osiem lat. Czy od początku wiedziałeś, że będzie to trylogia? Nie – wpadłem na ten pomysł dopiero po nakręceniu „Aftermath”. Szczerze mówiąc wyszło to dopiero jak scenariusz kolejnego filmu był już w znacznej części gotowy. Zawsze dzieje się to w ten sposób – kieruję się raczej instynktem niż jakimiś skomplikowanymi konceptami. Co tak zainteresowało cię w projekcie „The Abandoned”, że postanowiłeś nakręcić ten film? Ten film przeszedł mnóstwo zmian, a więc efekt końcowy tylko częściowo przypomina to, co sobie zaplanowałem. Zainteresowała mnie tu tematyka sobowtóra i powrót we własną przeszłość, jaką odbywa główna bohaterka. Jest to w jakiś sposób podobne do fabuły “Genesis”: tu też główna postać nie jest w stanie poradzić sobie ze stratą i to ją ostatecznie niszczy.
Nad scenariuszem pracowało trzy osoby: Ty, Richard Stanley i Karim Hussain. Jak udało Ci się namówić RicharOkoło półtora roku od powstania pomysłu da i Karima? do ukończenia filmu. Początkowo był to projekt Karima, ale Zapewne długo powstawały same po- on ostatecznie zajął się reżyserią filmu sągi? „Ascension”. Z kolei mój post-apokaliptyczny western „Oblivion” trafił na półkę Około czterech miesięcy. Zanim ekipa od więc spytałem Karima czy nie oddałby efektów mogła przystąpić do pracy musie- mi scenariusza tego swojego rosyjskieliśmy oczywiście obsadzić Trae. go horroru. Później mieliśmy problemy z budżetem i trzeba było dokonać pewTrudno było osiągnąć efekt płaczącej nych zmian, a że Karim był zajęty swoim rzeźby? filmem poprosiłem o pomoc Richarda. Z jednym i z drugim przyjaźniłem się jedNie. Chciałem jak najmniej efektów kom- nak na długo przed rozpoczęciem prac puterowych więc praktycznie cały efekt nad „The Abandoned”. Jak długo powstawało to dzieło?
Czemu Rosja wydała Ci się na tyle wzięcie atrakcyjna, że postanowiłeś wybrać ją na miejsce urodzin głównej bohaterki, Dobre pytanie. Przez trzy lata pracowaMarie? łem nad filmem “Oblivion” dla wytwórni Filmax, ale nigdy go nie ukończyłem. PoTo przeciwieństwo cywilizacji Zachodu tem kolejne dwa lata zabrały mi prace nad – daleka kraina, gdzie wszystko może “The Abandoned” – no i tak minął cały ten się zdarzyć. W ujęciu metaforycznym to czas. Uwierz mi, że nie zawsze od sametakże idealne miejsce dla Marie: olbrzymi go reżysera zależy jak długa jest przerwa obszar, na którym łatwo się zgubić, tak między jego kolejnymi filmami. jak bohaterka gubi się poszukując swojej tożsamości. Od początku odbierałem tę Jesteś zadowolony z końcowego efekhistorię jako „horror z odrobiną Tarkow- tu? skiego” – wydawało mi się, że to bardzo pociągające połączenie. Bez względu na rezultat zawsze czuje się pewną satysfakcję z dociągnięcia wszystOd początku wiedziałeś jakich aktorów kiego do końca. Wiele rzeczy bym w tym zaprosisz do obsady? filmie zmienił, ale będę musiał poczekać z tymi pomysłami na kolejny projekt. Rzeczywiście – od razu wiedziałem kogo Mam zresztą mieszane uczucia związane chciałbym widzieć w swoim filmie. Jesz- z każdym swoim wcześniejszym filmem, cze w trakcie prac przygotowawczych najwyraźniej jestem po prostu perfekcjozwróciłem uwagę na aktora, który zagrał nistą. w “15 minutach” z Robertem De Niro. Był to Karel Roden, znany także z ról Czy przy kręceniu twoich filmów przyw “Hellboyu” i „Blade 2”. Właśnie takiej dała ci się nauka w szkole filmowej? charyzmy i umiejętności aktorskich potrzebowałem dla postaci Nikolaia. Zna- Spike Lee powiedział kiedyś w trakcie wyleźliśmy go, zaoferowaliśmy mu tę rolę kładu na USC, że pobyt w szkole filmowej i w miesiąc później był już z nami. Więcej to w zasadzie nic więcej niż tani sposób problemów było z obsadzeniem roli Marie. na zorganizowanie sobie życia. CzęśFilmax chciał jakiejś znanej aktorki, a ja ciowo się z tym zgadzam. Sam uczyłem uważałem, że to bez sensu skoro mamy przez parę lat w szkole filmowej w Barjuż i tak bardzo ograniczony budżet. celonie i z doświadczenia wiem, że tego Opóźniło to cały proces o wiele tygodni, typu ośrodki nie mają sensu jeśli ktoś a i tak ostatecznie okazało się, że to zwa- chce tylko robić filmy. Szkoła powinna dariowany pomysł i nie ma mowy żeby do- wać coś więcej niż tylko szansę na nakręszło do jego realizacji. Zdecydowaliśmy cenie filmu – to w niej trzeba się nauczyć się wtedy na zatrudnienie Anastasii, którą posługiwania pewnymi przyrządami, poznałem w Londynie. Pasowała idealnie, a także wpoić sobie dyscyplinę, studioa przy tym nie miała opatrzonej twarzy, co wać dokonania innych twórców. Szkoła nadawało filmowi realizmu. nikogo nie nauczy się jak „mieć talent”, ale może sprawić, że ktoś zacznie patrzeć Zanim ukończyłeś „The Abandoned” na filmy w zupełnie inny sposób niż zanim musiało minąć kolejne osiem lat po do niej trafił. “Trylogii Śmierci”. Czy wcześniej nie byłeś gotowy na tak wielkie przedsię- W zeszłym roku ukończyłeś kręcenie
dokumentu „Coffin of Light”. Zdradź do ulubionych filmów. Dokonania tych nam proszę kilka szczegółów na jego reżyserów są bardzo inspirujące, ale temat? jeszcze mocniej działa na mnie muzyka – zawsze kiedy piszę scenariusz, albo obPracuję w tej chwili nad jego postproduk- myślam sposób nakręcenia jakiejś sceny cją. Jest to dokument o hiszpańskim prze- włączam sobie ścieżkę dźwiękową żeby myśle filmowym w latach 70. i opowiadam pobudzić do działania komórki mózgowe. w nim o tak niezwykłych reżyserach jak A jeśli chodzi o książki to czytam sporo Paul Naschy czy Jess Franco. Myślę, literatury faktu – ona również pomaga mi że będzie to interesująca rzecz dla osób, czasem wpadać na dobre pomysły. które chcą dowiedzieć się czegoś więcej o historii gatunku. Zapewne masz jakiś ulubiony horror po który chętnie co jakiś czas sięgasz. Pracujesz obecnie nad jakimś filmem Co to za film? grozy? Za ulubiony film muszę chyba uznać Pracuję nad kilkoma projektami, zobaczy- “Szczęki”. my który z nich jako pierwszy wypali. Nic więcej nie mogę na razie zdradzić – są to Dziękuję za poświęcony czas i liczę na w zasadzie thrillery, tylko jeden z nich jest kolejny długi metraż. horrorem. Nie mogę się doczekać kiedy Do następnego wywiadu, mam nadzieznów wrócę na plan. ję (śmiech). Jakie masz plany na przyszłość? Chciałbym nie tylko reżyserować ale także zająć się produkcją filmów innych twórców. Zawsze sprawiała mi przyjemność praca z innymi reżyserami i pomaganie im w zrealizowaniu własnych wizji. Czy byłeś już kiedyś w Polsce? Planujesz może wizytę u nas w niedługim czasie? Nie, ale chętnie kiedyś przyjadę do Polski. Jeden z moich przyjaciół ma żonę Polkę – proszę jaki ten świat jest mały! Masz ulubionych twórców z gatunku grozy, po których chętnie sięgasz? Mam tu na myśli grozę filmową, jak i książkową? Carpenter, Cronenberg, Fulci, Argento… ale jest ich oczywiście znacznie więcej. Mam kolekcję płyt DVD i często wracam
AFTERMATH AFTERMATH Hiszpania 1994 Dystrybucja: Brak Reżyseria: Nacho Cerdà Obsada: Xevi Collellmir Jordi Tarrida Angel Tarris Pep Tosar
X X X
Text: BARTOSZ CZARTORYSKI
X X
Cokolwiek by jednak nie napisać o „Aftermath” Nacho Cerdy, przyznać trzeba, że film, który niesie ze sobą tyle sprzecznych emocji i tyleż samo różnych sądów, nie mógł pozostać bez echa. Faktycznie, w świecie fanatyków horroru ze świecą szukać osoby, która by chociaż nie słyszała o perwersyjnej, wizualnej uczcie zaserwowanej nam przez Hiszpana. Na pierwszy rzut oka wydaje się,
że wszystkie najważniejsze elementy składające się na konstrukcje fabularną dzieła filmowego, u Cerdy są zmarginalizowane. Czy jednak teza reżysera wymagała skomplikowanej warstwy narracyjnej? Bynajmniej. W „Aftermath” oglądamy bezimiennego patologa podczas rutynowego dnia w pracy. Otrzymalibyśmy kolejny pusty film, operujący jedynie obrzydzeniem w celu zaszokowania widza, gdyby nie pewien szkopuł: bezimiennego lekarza podpatrujemy nie tyle podczas sekcji leżących na stole operacyjnym zwłok, co przy okaleczaniu ich, fotografowaniu i kopulacji. Cerda bezkompromisowo traktuje temat nekrofilii, tworząc film wstrząsający, zarazem odpychający poprzez zgromadzone w nim okrucieństwo, jak i dający perwersyjną satysfakcję oglądającemu. Uzyskuje to nie tyle poprzez epatowanie brutalnością, lecz budowanie specyficznego nastroju, pełnego śmierci i rozkładu, w takim samym stopniu fizycznego, co uczuciowego oraz moralnego. Zwłoki młodej dziewczyny sprowadzono do roli materiału, ciało przestaje być świątynią w momencie jego obnażenia i okalecze-
Krojenie trupa w rytm Mozarta czy też pięknie zrealizowane dzieło, stawiające pytania z pogranicza egzystencjalizmu, religii, filozofii? A może jedno i drugie? Cóż, ilu widzów, tyle opinii i co więcej – żadna z nich nie będzie bliżej prawdy niż druga.
10
nia. Z kolei pasja patologa wykształciła swoisty rytuał, dzięki któremu może on celebrować godziny spędzane w kostnicy.. „Aftermath” nie jest wolny od implikacji egzystencjalnych, nie pozwala widzowi zapomnieć, że po śmierci stanie się nieuchronnie takim samym kawałem mięsa, jak obiekt chorych żądz przeprowadzającego sekcję lekarza. Kilkakrotnie na ekranie widzimy łańcuszek z krzyżykiem. Dziewczyna z operacyjnego stołu wreszcie zyskuje imię. Czy to wystarczy jednak, byśmy mówili o „Aftermath” niemal jak o traktacie filozoficznym? Czy nie zbliżamy się niebezpiecznie blisko do pułapki interpretacyjnej? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania, pozostańmy więc przy tym, iż dzieło Cerdy to jeden z filmów, który kokietuje nie tylko wielowymiarowym podejściem mentami pozostawiają sporo do życzedo tematu, ale także stroną techniczną. nia, nie rażą. Sugestywny klimat buduje Efekty specjalne, pomimo tego, że mo- muzyka („Requiem” Mozarta), chłodna kolorystyka (blade, metaliczne odcienie zieleni i błękitu), piękna praca kamery. „Aftermath” jest drugą częścią „trylogii śmierci”, w której skład wchodzą oprócz omawianego tutaj obrazu, „Awakening” oraz „Genesis”. Motywem przewodnim pozostałych filmów jest tak jak w przypadku „Aftermath”, refleksja na temat ludzkiej śmiertelności i przemijania.
11
Kilka tygodni temu wdałem się w zaciętą, merytoryczną dyskusję na pewnym, dość popularnym serwisie społecznościowym. By nie robić zbędnej reklamy nie powiem co to za portal, ale zmiany ostatnio na nim wprowadzone bardzo niekorzystnie wpłynęły na jego odbiór. Istny horror! A owa dyskusja właśnie tego gatunku dotyczyła, a konkretnie przynależności niektórych filmów do szlachetnego grona mogących dumnie nazywać się kinem grozy.
Zaczęło się niewinnie, od mojego nieśmiałego stwierdzenia, że „Szósty zmysł” horrorem ewidentnie nie był. Nie trzeba było długo czekać na reakcję wzburzonego fana, moderatora dyskusji zresztą, który stwierdził, że produkcja ta spełnia wszystkie podstawowe wymogi gatunku – takie jak posiadanie elementu nadnaturalnego, wzbudzanie paraliżującego strachu, czy wreszcie – uwaga – umiejętność zaskoczenia widza! Nie pomogła nawet argumentacja, że sami twórcy zarzekali się, że produkcja jest thrillerem, bądź jak kto woli – dramamysterythrillerem, według opisów dość wymiernego serwisu IMDB.com. Rozpoczęła się walka na argumenty:
- Strach wzbudzić potrafi nawet Pani Stenia ze spożywczaka, jeśli akurat ma gorszy dzień. O wysokich rachunkach za prąd nie wspomnę. - Zaskoczyć to może nas wszystko. Od ceny benzyny, przez znalezienie we własnym łóżku pijanego faceta, aż po zakończenie dobrego dramatu, na przykład „Pamiętnika”. Nie wspominając już, że Shyamalan nigdy nie uznawał się za twórcę tego gatunku. Potem wytoczono ciężkie argumenty, takie jak prace z teorii horroru, a także fakt, że reżyser nigdy nie powiedział wprost, że „Szósty zmysł” to NIE JEST film grozy. No ok, ale nie powiedział też, że nie jest to film pornograficzny. Czyli?
- A bo element nadnaturalny mają nawet „Gotowe na wszystko”, w końcu W wojnie na posty odkopano żywego narratorem bywa osoba martwa. jeszcze Noela Carrolla, czy mniej żywego Horace’a Walpole’a. Obaj pano-
to „odmiana fantastyki, polegająca na budowaniu świata przedstawionego na wzór rzeczywistości i praw nią rządzących, aby wprowadzić w jego obręb zjawiska te prawa kwestionujące”. Podstawowym zadaniem horroru jest
gatunku. W prawie każdym filmie możemy znaleźć teraz elementy różnych gatunków, a granica między horrorem a thrillerem jest cieniutka.
wywołanie lęku i niepokoju u odbiorcy, co świadczy tylko o tym, że obrady sejmu, albo wystąpienia prezydenta, czy premiera są czysto gatunkową produkcją grozy. W horrorze zagrożenie nie posiada realnego charakteru, natomiast thriller zachowuje całkiem wysoki element prawdopodobieństwa, uruchamiając motyw człowieka - mordercy, lub epidemii, czy zarazy. No i już nigdy nie powiemy, że „Krzyk” to jeden z najlepszych horrorów…
Na zakończenie zakopaliśmy topór wojenny, dając sobie wzajemnie jako zadanie domowe próbę zakwalifikowania gatunkowego „Królestwa” Larsa von Triera . Wy też w wolnej chwili spróbujcie, polecam. Wracając do sedna sprawy, należy postawić sobie pytanie, czym powinien charakteryzować się dobry horror? Jakie warunki powinny spełniać filmy/ książki/gry, by z czystym sumieniem i bez drgawek stwierdzić – „Tak! To jest rasowy, czysto gatunkowy horror”. Według wikipedycznej notatki horror
Krew, przemoc, flaki, stwór z bagien, mrok, deszcz, ciemność, burza, pająki, kurz, Jola Rutowicz, zło, diabeł, demony, duchy, mutanty, potwory i dzikie węże. Standardowy pakiet standardowego horroru. Dlaczego więc 99 na 100 obecnie dystrybuowanych horrorów nie
Text: Piotr Pocztarek
wie zeszli z ringu zmęczeni, a my, dwaj dzielni Internauci, ustaliliśmy, że obaj mamy rację. Uznaliśmy, że podstawową cechą współczesnego kina jest brak czysto gatunkowych obrazów i wytycznych rządzących przynależnością do
ma własnej tożsamości, zachowuje polityczną poprawność i epatuje cyckami? Ginie dziewica, czarnoskóry teraz zawsze potrafi przetrwać do końca filmu, a piersi stanowią motyw przewodni. Ciężko doczekać się czegoś oryginalnego, remake „Piątku 13-go” na przykład, mówiąc delikatnie, okrutnie dawał ciała. Nadzieja w „Antychryście”, byle by nie dostać kontrowersyjnej wydmuszki, która nie wniesie nic nowego do kinematografii. Wizjoner kina, czy zwykły rzemieślnik? Lars von Trier zawsze potrafił zaskakiwać. Jak będzie tym razem, zobaczymy.
resztę tygodnia (najlepiej oglądać więc filmy w weekend, tydzień szybciej się skończy). Masochizm? Boże broń. Nie chcę już obcinanych penisów, zbliżeń na rozrywane arterie, rozłupywanych czaszek, wyskrobywanych płodów, czy wyłupywanych oczu. Chcę zacząć myśleć. Po wyjściu z kina milczeć, przez co najmniej godzinę analizując pokazane mi wydarzenia. Ilu filmom ostatnio się to udało? Na takim ciężkim skurczybyku jak ja eksperymentować ciężko, ale zdarzyło się – „Mgła” Franka Darabonta, „Martyrs”, oryginalne „Funny Games”, a nawet mięsny „Rec”. Można? Zamiast porównywać morderców, ilość krwi, czy gęstość atmosfery, zastanówmy się, co horror robi z naszymi głowami. Jest to gatunek dla osób dojrzałych emocjonalnie, potrafiących znieść ciężar problematyki bez wybiegnięcia z nożem na ulicę. Gatunek dla ludzi silnych i odpowiedzialnych. Gatunek dla dorosłych.
Zboczyliśmy z tematu. Wiemy już, że horror jest obecnie bezpłciowy. Nie ma już „Cannibal Holocaust”, czy „Red Room”, kolejna lista „Video Nasties” nie stworzy się sama, chociaż czasami zdarzają się perełki jak „Martyrs”, które swoją wymową odbierają chęć dalszego eksplorowania tego gatunku. Nadal nie wiemy za to, co to znaczy być prawdziwym przedstawicielem horroru. Strach to pojęcie względne. Każdy Co musi zawierać dobry horror? z nas boi się czegoś innego, więc uniwersalna recepta na horror nie istnieje. Atmosfera grozy wydaje się nieunik- Jeśli jednak to co zobaczycie, przenionym elementem. Drugą rzeczą jest czytacie, usłyszycie, czy przeżyjecie skondensowany strach, który wylewa zatrzęsie waszym osobistym, z pozoru się ze stron książki/ekranu telewizora bezpiecznym światem, będzie to horror. i sprawia, że siedzimy na skraju fotela, W momencie, kiedy zdacie sobie spranie tylko podekscytowani i żądni dal- wę, że to co wydawało wam się odległe, szego rozwoju fabuły, ale też skonster- może zacząć dotyczyć was samych, nowani, zahipnotyzowani i ukierunko- a nie tylko bohaterów dzieł, z którymi wani na odbiór bodźców stymulujących obcujecie, jesteście złapani na haczyk. umysł. Osobiście brakuje mi filmu, który A wtedy może być już za późno… nie tyle mnie przestraszy, co obrzydzi mnie, złoży w kostkę (może być LeMar- Do grozobaczenia! chanda) i zniszczy mi dobry humor na
------
Wydawca: W.A.B. 2009 Tłumaczenie: Anna Topaczewska Ilość stron: 96
Ropraz, Haut Jorat w kantonie Vaud. Na początku XX wieku jest to trudno dostępne, zacofane pustkowie. Nie ma tu wielkiego handlu, fabryk, manufaktur, a i plony, jakie wydaje ziemia, ledwie wystarczają na przeżycie. Szerzy się tu skąpstwo, przemoc, zabobon i kazirodztwo. A wszystko to skryte pod sztywnym gorsetem kalwinizmu. W lutym 1903 roku na tutejszym cmentarzu zostają znalezione odkopane okrutnie zmasakrowane i zgwałcone oraz częściowo zjedzone zwłoki pięknej córki miejscowego notabla. Z uwagi na makabryczny, przekraczający wszelkie wyobrażenia charakter czynu, tajemniczy sprawca od razu zostaje ochrzczony przez prasę Wampirem z Ropraz. Mimo intensywnych poszukiwań przez dłuższy czas pozostaje nieuchwytny, wciąż dopuszczając się podobnych czynów w najbliższych okolicach. Stan zagrożenia potęguje i tak już silną w tych rejonach ksenofobię. „Wampir z Ropraz” nie jest jednak kryminałem, ukazującym śledztwo mające na celu wytropienie zwyrodniałego zboczeńca. Sprawca - Charles-Augustin Favez - zostanie bowiem szybko ujęty, a jego przypadkiem równie szybko zajmie się słynny psychiatra, który w Favezie znajdzie interesujący obiekt badań. Jednak nie jest to też studium szalonego nekrofila i kanibala. „Wampir z Ropraz” to opowieść o złu: o tym, jak się rodzi i rozkwita, gdy stworzyć mu odpowiednie warunki. To także opowieść o reakcjach „dobrych ludzi” na owo zło. Rozmaitych reakcjach, bowiem zło nie tylko budzi przerażenie i obrzydzenie. Budzi również fascynację.
Mimo opisanych na niecałych stu stronach niemal wszelkich możliwych zwyrodnień - od pedofilii, poprzez kanibalizm i zoofilię, po nekrofilię - powieść może oczarować. Przede wszystkim za sprawą języka, zmieniającego się niemalże z każdym akapitem. Zaczyna się pięknym, niemalże poetyckim, choć bardzo sugestywnym opisem zacofanej, położonej z dala od wszelkiej cywilizacji wioski, będącej tłem opisywanych zdarzeń, pisanym z perspektywy mieszkańca Ropraz. Jednak już moment odnalezienia zwłok czytamy jak zapiski kroniki kryminalnej: chłodny, realistyczny - nie próbujący szokować na siłę, ale i zbyt dokładny, by pozostawiać miejsce na domysły. Po tym chłodnym, drobiazgowym opisie zanurzamy się w poetyce mrocznej baśni, by podążyć za cieniem krążącego po okolicy wampira. Później Chessex pozwala nam wejrzeć w psychikę Faveza, spojrzeć na niego jego własnymi oczami - oczami krzywdzonego dziecka. Tu już nie ma miejsca na chłodną relację - są tylko częściowo wyparte fragmenty wspomnień. Wspomnień, które wciąż bolą, mimo upływu lat. Do tej pory nie sądziłam, że kiedykolwiek zachwycę się powieścią, w której w sposób dosłowny będą ukazane najbardziej obrzydliwe zboczenia. Nie sądziłam, że można stworzyć książkę, która - mimo że traktuje o obrzydliwościach - sama obrzydliwa nie będzie. Która nie tylko skłoni do przemyśleń i otworzy oczy na to, co gdzieś tam obok nas istnieje, a czego nie chcemy dostrzegać, ale która także zachwyci swoją urodą. Jacques Chessex udowodnił, że można.
Text: Jagoda Skowrońska
) JACQUES CHESSEX - Wampir z Ropraz (Vampire de Ropraz -------------------------------- Ocena: 6/6
17
GENESIS GENESIS Hiszpania 1998 Dystrybucja: Brak Reżyseria: Nacho Cerdà Obsada: Pep Tosar Trae Houlihan
Text: SEBASTIAN DRABIK
X X X X X
18
Od 1990 kiedy powstał „The Awakening”, równo co 4 lata pojawiały się kolejne obrazy reżysera („Aftermath” i „Genesis”) dopełniając całości dzieła, które w początkowym zamiarze autora wcale nie miało być trylogią. Zespolenie ich w jedną całość przyszło jednak nie-
mal naturalnie, bo wszystkie trzy łączy ze sobą wspólny mianownik – śmierć, w każdym filmie ujęta w innym aspekcie. „Genesis” przedstawia historię rzeźbiarza, który stracił żonę w wypadku samochodowym. Mężczyzna nie mogący pogodzić się ze śmiercią żony decyduje się na stworzenie jej rzeźby. Gdy kończy swe dzieło, na jego powierzchni zaczynają być widoczne pęknięcia z których zaczyna wypływać krew. Rzeźba zaczyna się rozpadać, a sam rzeźbiarz zaczyna zmieniać się w glinianą figurę... Ostatnia część trylogii to bez dwóch zdań najlepszy, najbardziej dojrzały i przemyślany pod każdym względem obraz. Jest niczym portret głębokiego smutku po stracie najbliższej osoby, który pogłębia się z każdą chwilą. Wszystko to podkreśla przepiękna klasyczna muzyka i zna-
Nacho Cerda znany jest w Polsce głównie z obrazu filmowego zatytułowanego „Aftermath”. Ekstremalnego, szokującego gore wchodzącego w skład słynnej już „Trylogii śmierci”. Kończąc swój tryptyk reżyser zaskakuje nas ponownie. Cztery lata po ukazaniu się wspomnianego wcześniej, kontrowersyjnego krótkiego metrażu pokazał, że potrafi stworzyć dzieło zupełnie inne od poprzedniego, ale idealne pod każdym względem i niezwykle poruszające. Chodzi mi naturalnie o „Genesis”, które jest zwieńczeniem Trylogii Śmierci.
komita rola Pepa Tosara, którego mogliśmy już zobaczyć w kontrowersyjnym „Aftermath”. Wtedy jednak scenariusz nie pozwolił mu pokazać swego talentu aktorskiego w odróżnieniu od trzeciej części trylogii. W „Genesis” aktor przeszedł samego siebie posługując się całą gamą emocji, nie wypowiadając przy tym ani jednego słowa. Ten trzydziestominutowy film nie znudzi Was nawet na minutę. Co więcej, po refleksje i wzruszenia. Może dojdziecie skończonym seansie do każdego z wi- do tego wniosku co ja, że jeśli śmierć dzów z pewnością powrócą przeróżne zabiera nam bliską osobę, to trzeba dać jej odejść, inaczej uschniemy z tęsknoty. Tak więc ostatni obraz z “Trylogii śmierci” to zwieńczenie przemyśleń reżysera o ludzkiej śmiertelności - ulubionym temacie reżysera, który nie pozostawi obojętnym nawet tych mniej wrażliwych. Hiszpan długo kazał czekać swoim fanom na kolejny obraz. Dopiero w osiem lat po ukończeniu „Genesis”, w 2006 nakręcił „The Abandoned”. To długometrażowy horror Cerdy, ze świetnym klimatem, dobrym aktorstwem i niesamowitą aurą tajemniczości. Obecnie Cerda pracuje nad dokumentem „Coffin of Light” o hiszpańskim przemyśle horrorowym z lat 70. Ja jednak bardziej czekam na kolejny pełnometrażowy horror tego zdolnego reżysera.
19
) STEPHEN KING - Po zachodzie słońca (Just After Sunset -------------------------------- Ocena: 4/6
------
Wydawca: Albatros 2009 Tłumaczenie: Andrzej Szulc Ilość stron: 480
Gdyby spytać przeciętnego, nuje ją w USA, zmiatając współczesnego fana horroru z powierzchni planety przy(i nie tylko), kto spośród XX najmniej jedno miasto. - wiecznych autorów wywarł Mamy tu echa wydarzeń 11 największy wpływ na literaturę września, kiedy przedmioty i cały gatunek grozy, w znatych, co zginęli w zwalokomitej większości przypadnych wieżach WTC próbują ków padnie odpowiedź jedza wszelką cenę dotrzeć noznaczna – Stephen King. do właścicieli. Mamy też lęk I takie stwierdzenie ma nieprzed śmiercią, który jest mowątpliwie dużą dozę słuszności, przy- tywem zawsze aktualnym, ponadczasonajmniej patrząc przez pryzmat ostat- wym, zwłaszcza w kontekście nagłej, niego półwiecza. brutalnej rozłąki z bliskimi... Na nowy zbiór opowiadań Król kazał nam czekać dobre kila lat, o czym sam zresztą pisze we wstępie do wydanego przez Albatrosa zbioru „Po zachodzie słońca”. Opowiada w nim o kryzysie twórczym dotyczącym ściśle krótkiej formy literackiej i o próbie przełamania go, czego wynikiem jest niniejszy zbiór 13 nowych opowiadań. Co można o tej książce powiedzieć w przysłowiowych dwóch zdaniach? Z pewnością nie zawiedzie miłośników Króla, którzy odnajdą w niej ten sam precyzyjny, dopracowany styl, do jakiego autor zdążył nas już przyzwyczaić i to, co u Kinga charakterystyczne – próby uchwycenia w formie literackiej najprostszych, najbardziej bliskich naszym czasom lęków społecznych. Mamy tu więc oczywiście eksploatację strachu w obliczu zagrożenia terroryzmem i przeświadczenia, że kiedyś, gdzieś, jakiś szaleniec weźmie w swe szalone ręce bombę atomową i zdeto-
20
W moim subiektywnym odczuciu po lekturze tych trzynastu opowiadań pewne jest to, że King niestety dojrzał. Niestety, bowiem ta dojrzałość, ta stateczność, zarówno pisarska, jak i życiowa spowodowała, że zatracił on swą młodzieńczą wyobraźnię, jaka towarzyszyła mu przez znaczną część życia. Opowiadania ze zbioru cierpią w pewnych momentach na niewątpliwy niedobór fabuły, maskowany jednak w dużym stopniu przez techniczną doskonałość konstrukcji. Niektóre historie są wtórne i eksploatują stare, utarte motywy („Piernikowa dziewczyna” - jakby czytać którąś z książek Koontza lub ulubieńca Kinga – Bentleya Little), niektóre odwołują się bezpośrednio do prozy Króla („Ayana” to niewątpliwe echo „Zielonej mili”), a w niektórych przypadkach do precyzyjnie skonstruowane opisy sytuacji, które nie do końca bronią się, jako opowiadania („Miejsce obsługi podróżnych”).
jest zamach terrorystyczny i psychoza strachu, jaka się po takim zdarzeniu wytwarza.
Jednak bycie Królem zobowiązuje, a najnowszy zbiór pokazuje, że autor „Carrie” powoli traci swój zmysł tworzenia historii strasznych; czasem absurdalnych, ale przez to nie mniej przerażających. „Po zachodzie słońca” jest utrzymany bardziej w tonacji thrillera, jest momentami bardziej nostalgiczny. Brak mu tej mocy, którą miały wczesne opowiadania autora. Widać niestety, że King ma problem ze stworzeniem dobrego niedługiego tekstu, choć nie jest Poza tym całkiem na przyzwoitym po- to jeszcze stałą tendencją. ziomie są: ”Willa”, „Rower stacjonarny”, „Sen Harveya”, czy „New York Times Reasumując, nie jest to zbiór zły, choć w cenie promocyjnej”. jest słabszy od swych poprzedników, („Wszystko jest względne”, „NocKing jest pisarzem wybitnym i – choć ta- na zmiana”, „Marzenia i koszmary”). kie stwierdzenie jest dość tendencyjne Z drugiej jednak strony nie jest możliwe - musimy się z tym zgodzić, czy cenimy napisanie zbioru, w którym wszystkie sobie jego twórczość, czy też nie. Ale opowiadania są doskonałe, zwłaszcza, Stephen King to pisarz przede wszyst- jeśli zawierają najświeższą twórczość kim amerykański, wyrosły na amerykań- autora, a nie są retrospekcja z całego skiej (pop)kulturze i stanowiący element okresu twórczości. tamtejszego społeczeństwa. Dlatego lęki, które uznaje za najważniejsze, Tak więc z pełną odpowiedzialnością najbardziej zakorzenione w podświa- polecam tę książkę wszystkim fanom domości są lękami Amerykanów, a nie Kinga i miłośnikom dobrej prozy. Niektózawsze pokrywają się z naszymi odczu- rzy ze starych czytelników Króla może ciami. Tak jest np. w kwestii terroryzmu, poczują się zawiedzeni, inni odkryją którymi my nie zostaliśmy bezpośrednio Kinga na nowo, zobaczą go i jego twórdotknięci, a inaczej ma się sytuacja ze czość z innej perspektywy. Niewątpliwie społeczeństwem amerykańskim czy jednak książka warta jest poznania. brytyjskim, które przekonało się, co to
Text: MARIUSZ „ORZEŁ” WOJTECZEK
Niewątpliwe perełki w tym zbiorze to: „Kot z piekła rodem” (który mnie osobiście nieodwołalnie przywodzi na myśl jedno z opowiadań Poego) oraz „N” majstersztyk napięcia i utajonej grozy, podświadomego lęku, że to, co obserwujemy nie jest wszystkim i pod tą zewnętrzną warstwą kryje się coś więcej, a jest to mroczniejsze, niż się nam może wydawać. Mimo że sam autor korzenie tego tekstu sytuuje u Machena, to bardziej obrazowe dla polskiego czytelnika będzie wskazanie na klimat sięgający do Lovecrafta czy Williama Browninga Spencera („Resume z potworami”).
ROZWIĄZANIE KONKURSU STEPHENA KINGA NA STRONIE 75. 21
Krótki zarys historyczny ewolucji motywu wampiryzmu w literaturze w XIX i na początku XX wieku. Wampiry to z pewnością istoty mroczne i krwiożercze. A ściślej: krwiopijcze. Budzą strach – i to uzasadniony, jeśli choć w połowie prawdziwe jest to, co się o nich mówi. Ale możliwe, że to właśnie strach pozwolił im tak silnie zapisać się w ludzkiej świadomości minionych czasów. Opowiadały o nich legendy i mity chyba wszystkich stron świata. Wspominały o nich mniej lub bardziej historyczne kroniki. Powstawały na ich temat przesądy, u biednych chłopów budzące strach, u klas wyższych – rozbawienie. I wampiry trwały. Trwały w swym nieśmiertelnym żywocie – żywocie unieśmiertelnionym przez ludzką pamięć. Aż nastały czasy, kiedy nieśmiertelność i wieczność wampirów miała podbudować i potwierdzić – aby nie powiedzieć: stworzyć i urealnić – literatura, która chętnie zaczęła korzystać ze wzorca tak doskonałego wizualnie i tak mocno oddziałującego na wyobraźnię. Jego ewolucja rozpoczęła się, bazując na folklorze i mitycznych opowieściach, ale na przestrzeni lat – dzięki licznym gatunkom sztuki - objęła wiele zmian wizerunku. Pierwszym auto-
22
rem, który wziął na swój warsztat temat wampiryzmu, był dr John Polidori. Spotkał się on pewnej nocy w willi Diodati nad jeziorem Genewskim z iście doborowym towarzystwem: Lordem Byronem, Percym Bysshe Shelleyem i Mary Wollstoncraft (wtedy jeszcze nie Shelley) oraz cierpiącą na histerię przyrodnią siostrą Jane Clairmont. Stało się to w czerwcu 1816 roku, kiedy uwięzieni przez burzę trawili czas najpierw na czytaniu historii o duchach z niemieckiego zbioru „Fantasmagoria”, a potem na tworzeniu nowych, własnego autorstwa. Wtedy to stworzono podstawy dla całego gatunku fantastyki - tej nocy powstały dwie historie, z których jedna ma już swobodnie status nieśmiertelnej, a druga, mimo że odeszła w zapomnienie, wyznaczyła nową linię w kształtującej się fantastyce, będąc jednocześnie produktem ewolucji powieści gotyckiej. Mowa tu oczywiście o „Frankensteinie” Mary Wollstonecraft Shelley (zredagowanym i wydanym w 1818 roku) oraz o krótkiej opowieści autorstwa właśnie dra Polidoriego zatytułowanej „Wampir”.
człowieka. To, że później żeruje na ludziach, jest swoistym ujęciem obecnego w romantyzmie motywu winy i kary. Nie uniknął jednak Polidori zapożyczeń, i to bardzo znacznych, choćby z fragmentu prozy Byrona „Pochówek”. Sportretował on również i samego poetę, czerpiąc z istniejącego literackiego opisu – „Glenavron” Lady Caroline Lamb.
To wszystko – jak najbardziej niefantastyczną – wie zapewne wielu z Was, bo o tym pisali już tacy ludzie jak King („Danse Macabre”), Kołodyński („Seans z wampirem”), Janion („Wampiry i wilkołaki”) czy Braiter (artykuł „Ach strach, strach, rany boskie” w magazynie „Nowa Fantastyka”). Jednak przeciętny pochłaniacz powieści grozy mógł o tym nie Utwór Polidoriego można jednak uznać czytać, co należałoby zmienić, opisując za graniczny dla całego podgatunku kawałek „wampirycznej” historii. – „literatury wampirycznej”. Opowieść Polidoriego po raz pierwszy ukazała się drukiem w kwietniu 1819 roku - w „New Monthy Magazine”. Była to dość prosta w formie, niezbyt rozbudowana fabularnie historia opowiadająca makabryczne postępki niejakiego Lorda Ruthvena, który mordował swe kochanki i który zabił piękną Iante – grecką ukochaną swego bliskiego przyjaciela Aubreya. Iante stała się wampirem i znalazła śmierć właśnie w wyniku niecnych poczynań Lorda. Całość utrzymana jest w konwencji już wtedy mocno popularnej powieści gotyckiej, ze swymi mrocznymi wnętrzami i posępną, burzową pogodą, potęgującą jeszcze mroczność nastroju. Język w opowiadaniu jest barwny i zgrabny, typowy zresztą dla literatury romantycznej. Bohaterka wampirzyca nie jest tu jednak ukazana jako zło wcielone, ale raczej jako produkt zła kształtującego się w człowieku - jako ofiara. Później ta tendencja została przeinaczona, ale Polidori uchwycił motyw wampira podobnie, jak zrobiła to Mary Shelley we „Frankensteinie” ze swoim „potworem”. To nie sam wampir jest winny swej postaci i skłonności - jest złem, ale złem, którym stał się dzięki nikczemności
Text: MARIUSZ „ORZEŁ” WOJTECZEK
I tak to się wszystko zaczęło.
Pociągnął on za sobą natychmiast szereg nawiązań i kontynuacji zaszczepionego już w świadomości czytelniczej motywu. Zaowocowało to mnogimi historiami, mniej lub bardziej zdatnymi na noszenie miana „literatury”. Doskonałym przykładem linii kontynuatorskiej, ale jednocześnie rozwojowej (przez rozbudowywanie samego motywu) jest „Vampirismus” E.T.A. Hoffmanna, wydany drukiem wkrótce po publikacji „Wampira” Polidoriego. Hoffmann był chyba najwszechstronniejszym twórcą niemieckiego romantyzmu. Pisarz, kompozytor, rysownik, zasłynął dzięki swym mrocznym, fantastycznym opowieściom (m.in. „Diable eliksiry” 1815–1816; pol. 1910). Do tychże właśnie mrocznych opowieści należy niewątpliwie „Vampirismus”. Opowiada on historię kobiety-wampira, tym razem jednak w połączeniu z nekrofagią. Jej bohaterka, piękna Aurelia, przeklęta przez matkę spędza noce, rozszarpując trupy - do momentu, aż nie odkryje tego jej mąż w finałowej scenie opowiadania.
23
I znów mamy tu to wszystko, co zawarł w swej historii dr Polidori: bogaty, romantyczny język, mroczne scenerie i szaleńcze czyny wampirycznych postaci. Dzieło Hoffmanna jest doskonałym przykładem bardzo wtedy popularnej grozy emocjonalnej, gdzie strach i odraza towarzyszą bohaterom wręcz na każdym kroku, a wydarzenia przypominające nierealne fantasmagorie okazują się jednak prawdą. I – zgodnie z zasadami fantastyki grozy – wszystko nieubłaganie dąży do tragicznego końca. Jednak nawet tak ściśle wyznaczone konwencje, jakie mogliśmy znaleźć u Polidoriego i Hoffmanna nie mogą i nie są wieczne, a literatura - na jakimkolwiek gatunku by się nie opierała – bezustannie rozwija się w swym własnym rytmie. W myśl tej zasady można spodziewać się, że i „wampiryczną” literaturę czeka konieczna jej dla przetrwania – ewolucja rozwojowa. Rewolucji dokonał pewien Irlandczyk, który wyznaczył nie tylko nowatorską linię dla całego motywu, ale i zainspirował późniejszą – filmografię. Mowa tu, rzecz jasna, o Josephie Sheridanie Le Fanu – irlandzkim pisarzu, właścicielu „Dublin University Magazine”, autorze takich powieści grozy jak „Dom przy cmentarzu” (1863, pol. 1977) i opowiadań, które stały się żelazną klasyką gatunku. Opowiadania te zebrane zostały w tomie „In a Glass Darkly” (1872) i z tego też tomu pochodzi utwór „Carmilla”.
niczym innym jak ucieleśnieniem anagramu imion Mircalla lub Millarca – pięknej, młodej dziewczyny, która wysysa krew ze swych ofiar, ale - uwaga! - ofiar tej samej płci. Le Fanu wprowadził do wampirycznych opowieści bardzo znaczącą innowację, a mianowicie obdarzył wampiry seksualnością, i to dość wybujałą. Nie są to już tak do końca maszkarony, nie są to budzące tylko i wyłącznie odrazę potwory. Są też piękne, ponętne, często też wyuzdane. Picie krwi nie odbywa się w formie morderczego aktu, który wieńczy życie ofiary - jest raczej subtelnym czerpaniem ze źródła życia. Proces ten jest regularnie powtarzany, zwykle nocą, podczas snu, przesyconego erotyzmem i pożądaniem. Warto też wskazać na powieść, która w momencie swej publikacji w 1847 (a więc nieco wcześniej niż rewolucyjne opowiadanie Le Fanu) odniosła bezprecedensowy sukces. Mowa tutaj o dziele Thomasa Presketta Pressa, zatytułowanym „Varney the Vampire, or the Feast of Blood”. Po pierwszym wydaniu pojawiło się wiele „podróbek” tej powieści, a jej niekłamana popularność sprawiły, iż w roku 1853 zdecydowano się na przedruk, który jako wydanie jednopensowe otrzymał nazwę „Pennyblood” (to miano przypadało później wszystkim publikowanym utworom z gatunku horroru). Historia ta, która według autora miała opierać się na faktach, rozgrywa się w czasach królowej Anny około roku 1730.
Tematem opowiadania jest fenomen so- Dzieło Pressa zawiera wszystko to, co bowtóra. Tytułowa Carmilla bowiem jest powinna zawierać klasyczna, ale nieco
24
wtórna powieść z gatunku fantastyki grozy. Mamy tam mroczne wnętrza, burzliwe noce i niewinne blondwłose dziewczęta, które w jedwabnej pościeli i satynowych okryciach bladych ciał stają się ofiarami krwiożerczych wampirów. Atmosfera całej powieści jest duszna i nieco przytłaczająca, ale mimo wszystko był to pierwszy tak obszerny utwór eksploatujący motyw wampira, dotychczas wykorzystywany jedynie w nowelistyce i opowiadaniach, dlatego też warto poświęcić mu trochę uwagi. Jeśli oczywiście uda się komuś zdobyć egzemplarz (co nie będzie łatwym zadaniem, ponieważ powieść ta odeszła w zapomnienie).
To właśnie jego okrucieństwa legły u podstaw rozlicznych opowieści i legend dotyczących Wlada IV i stały się punktem wyjściowym do kojarzenia go z silnym w rumuńskich wierzeniach mitem wampira. Autorstwem tegoż powiązania miał być węgierski badacz folkloru Arminius Vambery, z którego opracowań korzystał sam Stoker, pisząc „Draculę”. Zaczerpnął od niego nie tylko imię, ale też całą wiedzę o Transylwanii, tej dziwnej, owianej mgłą legend i mitów krainie, z której w poprzednim stuleciu napłynęło wiele wzmianek o przypadkach wampiryzmu i która już zawsze w ludzkiej świadomości pozostanie ziemią wampirów.
I wreszcie - nieuniknione: „Drakula” Brama Stokera. Bram (właściwie Abraham) Stoker, irlandzki powieściopisarz i agent teatralJest to niewątpliwie kamień milowy w li- ny (przez pewien czas był sekretarzem teraturze „wampirycznej” i z pewnością i agentem teatralnym znanego aktora jej najtrwalszy pomnik. Stoker dokonał szekspirowskiego, sir Henry’ego Irvinczegoś, co nie udało się jego chwaleb- ga) zasłynął i przeszedł do historii tak nym poprzednikom – zaszczepił arche- gatunku, jak i literatury w ogóle jako autyp wampira w społecznej świadomości tor właśnie „Draculi”, powieści opublikoi dał tym samym podstawy do ewolucji wanej w 1897 roku przez wydawnictwo charakterystycznej i rozpoznawalnej na Constable & Co. całym świecie ikonie popkultury, wykraczającej daleko poza ramy literackie. Język literacki Stokera niewątpliwie Sama filmografia Drakuli i jego potom- zasługuje na pochwałę - jest zgrabny, ków obejmuje około 160 pozycji – do bardzo plastyczny, jednak bez zbytniej roku 1992 i filmu F.F. Coppoli „Bram kwiecistości, zwłaszcza w warstwie Stoker’s Dracula”. narracji. Rzeczowość i dokładność relacji, wzorowanej na stylu pisarstwa A jaki był początek literackiego Hrabiego Wilkie’ego Collinsa, przywodzi na myśl Drakuli? staranny styl jeszcze jednego, bardziej znanego, a współczesnego Stokerowi Pierwowzorem owej postaci był woje- twórcy, sir Arthura Conana Doyle’a (twórwoda Siedmiogrodu, Vlad IV Dracula, cy nieśmiertelnego Sherlocka Holmenazywający się faktycznie Wład Tepes sa), bardziej kojarząc się z warsztatem Dracula (żyjący około 1431–1477). Sło- literackim wspomnianego Szkota, niż wo „Tepes” oznaczało „Palownik” i odno- z wybujałością stylu znanego i charaktesiło się do ulubionej tortury wołoskiego rystycznego dla powieści gotyckiej. księcia. Na uwagę zasługuje też niezwykła do-
25
kładność, z jaką autor „Draculi” kreśli scenerię Transylwanii. Widać tu dbałość o realizm i autentyczność historii, etnografii i lokalnego folkloru Transylwanii, której znajomość zawdzięcza Stoker wspomnianemu już A. Vambery’emu.
też tym, jak sprawnie i realistycznie prowadzona jest akcja. Całość przypomina opowieść o legendzie, o micie, w który nie do końca wierzą nawet ci, którzy o nim rozprawiają. Zakończenie przynosi rozwiązanie zaskakujące, aluzyjne i pozostawiające czytelnikowi ocenę Hrabia Drakula jako bohater literacki nie- niezwykłych zdarzeń z flandryjskiego jako zatrzymał w miejscu ewolucję mo- kościółka. tywu wampiryzmu w literaturze. Po jego publikacji nie pojawiły się już wielkie po- Horacio Quiroga to czołowy przedstawiwieści tego rodzaju. Mimo to nurt wam- ciel regionalizmu w literaturze hispanopirycznej literatury trwał nadal, płodząc amerykańskiej. Jego twórczość w wielu rozliczne utwory garściami czerpiące przypadkach czerpała głęboko z twórz prototypu stworzonego przez Stokera. czości E.A. Poe’ego, a sam Quiroga był nazywany „południowoamerykańskim Jednak zdarzało się, że wybitni autorzy Poe”. Elementy grozy i fantastyki były sięgali po motyw wampiryzmu, by szu- dla niego sposobem na ukazanie bezkać dla niego innej, nowej formy wyrazu radności człowieka wobec żywiołów i sił i przecierać nowatorskie, wąskie ścieżki natury. na drodze jego ewolucji. Motyw wampiryzmu pojawił się u niego Przykładem takiego autora jest pisarka w ujęciu zupełnie niekonwencjonalnych, Vernon Lee, która stworzyła liczne po- zrywając z wcześniejszymi, ustalonymi wieści fantastyczne. schematami, w opowiadaniu „Poduszka z pierza” pochodzącym z tomu opowiaNa uwagę zasługuje niewątpliwie „Mar- dań „Jungle Tales” z roku 1927. sjasz z Flandrii”, powstały w 1900 roku, lecz opublikowany dopiero w roku 1927 Jest to historia młodej dziewczyny, która w tomie opowiadań „Maurice, Five Un- każdej nocy w niewyjaśniony sposób tralikely Tales” i czerpie wiele z folkloru ci siły i przejawia oznaki głębokiej anemii, Flandrii. jakiej nijak nie mogą wyjaśnić lekarze. Ich bezradność w końcu doprowadza W swej historii Lee nie ukazuje wampira, dziewczynę do śmierci, a zaraz później do jakiego zdążyliśmy się już przyzwy- jej mąż odkrywa w poduszce stworzeczaić. Nie oskarża żadnej z postaci bez- nie, które każdej nocy kłuło dziewczynę pośrednio o wampiryzm, jednak wska- w skroń, wypijając z niej krew. zuje na to fakt uśmiercenia „sprawcy” dziwnych zdarzeń w małym kościółku Język w opowieści jest typowy dla w Dunes – przez przebicie piersi kołkiem Poe’ego – bogaty, kwiecisty, oddający i pozostawienie go tak w podziemiach, wnikliwie wszelkie szczegóły scenerii skazując na wieczne zapomnienie i po- i stanów emocjonalnych bohaterów. tępienie. Opowiadanie to zwraca uwagę Zgrabnie budowana jest atmosfera nienie tylko swą atmosferą i aluzyjnym na- pokoju przez wzmianki o dziwnych hawiązaniem do motywu wampiryzmu, ale lucynacjach dziewczyny, tłumaczonych
26
przez innych bohaterów jako wynik jej omamów. Niezwykłością opowieści Quirogi jest to, jak pokazuje wampira. Nie doszukuje się w nim człekokształtnego, ożywionego z martwych potwora, zakradającego się nocą do sypialni ofiary. Nie jest to demon o niezwykłej sile i hipnotycznej mocy. U Quirogi to stworzenie niezdolne nawet do walki o własne życie, kiedy zostaje odkryte - mające jedynie możliwość podstępnego wykradania życia z innych, chowając się w przedmiocie tak prozaicznym jak zwykła poduszka z pierza. Motyw wampiryzmu rozwija się nadal i nadal trwa jego nieprzemijająca sława i popularność. Hrabia Drakula to już nie tylko krwawa historyczna postać czy bohater mrocznej powieści, ale już element kształtujący świadomość każdego
odbiorcy współczesnej kultury. Jednak to te pierwsze opowieści, inspirowane zresztą pośrednio dziełami takimi jak „Narzeczona z Koryntu” Goethego (będące naśladownictwem Flegona z Tralles) czy „Lenora” Burgera, a bezpośrednio legendami i opowieściami z ludowego folkloru, ustaliły formę i ukształtowały funkcjonujący do dziś wizerunek wampira. Z pewnością powyższego opracowania nie można uznać za kompletne i w pełni wyczerpujące temat. Jednak stanowić on może dobre wprowadzenie dla tych, którzy będą chcieli śledzić „drogę” wampirów do zamieszkania na stałe w literaturze i w ludzkiej świadomości.
THE ABANDONED THE ABANDONED Hiszpania, Wielka Brytania 2006 Dystrybucja: Brak Reżyseria: Nacho Cerdà Obsada: Anastasia Hille Karel Roden Valentin Ganev Paraskeva Djukelova
X X X
Text: WOJCIECH JAN PAWLIK
X X
28
rodzinnym oboje doświadczają wielu dziwacznych wydarzeń a także odkrywają przerażającą prawdę skrywana w tym miejscu przez 40 lat. Dodatkowo zbliżają się ich urodziny, w powietrzu czuć że coś się wydarzy. Tak w skrócie wygląda Marie (Anastasia Hille) wychowywała się fabuła “The Abandoned” - pierwszego w USA. Nie znała swoich biologicznych pełnometrażowego dzieła katalońskiego rodziców. Po wielu latach poszukiwania reżysera Nacho Cerdy. swoich korzeni ślad doprowadza ją do Rosji. Dopiero na miejscu kobiecie udaje W momencie gdy Marie przekracza się dowiedzieć kim była jej matka oraz, próg domu czas się zatrzymuje a sama że odziedziczyła po rodzicach posiad- posiadłość zamienia się w miejsce połość gdzieś na pustkowiu - dom w którym dobne do miasteczka Silent Hill, z któprzyszła na świat. Szukając dalszych rego nie ma wyjścia, a wszystkie drogi odpowiedzi postanawia wybrać się do prowadza z powrotem do punktu startu. opuszczonego przybytku. Szybko do- W takich warunkach, krok po kroku, miwiaduje się, że lokalni uważają to miej- nuta po minucie Marie i Nikolai odkrysce za nawiedzone. Już pierwszej nocy wają historie swojej rodziny. W miarę poznaje Nikolaia (Karel Roden), który biegu akcji zauważamy że czas nie tyle jak twierdzi, jest jej bratem bliźniakiem. się zatrzymał, co zaczął się cofać, jakPodczas ich krótkiego pobytu w domu by przeklęty dom czekał wszystkie te
“... Lepiej nie wiedzieć, lepiej zapomnieć, a przede wszystkim - być porzuconym...”
lata na przybycie bohaterów. Spytacie czemu ma służyć to odliczanie. Otóż wraz z bohaterami liczymy minuty do ich kolejnych urodzin. Tej nocy czas ma zatoczyć koło, śmierć ma wrócić po tych, o których zapomniała: po porzuconych. Pierwsze skojarzenie jakie się tu nasuwa to podobieństwo do serii “Oszukać przeznaczenie” w której to mieliśmy do czynienia z nieuchronnością losu. Jeśli ktoś ma umrzeć to wcześniej czy później umrze, nic tego nie zmieni a jakiekolwiek działania mogą jedynie spowodować odroczenie nieuchronnego. Temat podobny a jakże odmiennie zaprezentowany. Na uwagę zasługuje sposób, w jaki reżyser przedstawił przytłaczającą atmosferę starego domu oraz uciekającego czasu. Mimo że akcja odgrywa się na kompletnym pustkowiu, odczuwamy klaustrofobiczną duchotę ciasnego obrzydliwego pomieszczenia. Akcję ilustruje bardzo dobra muzyka a napięcie potęguje jej brak w najciekawszych momentach.
Film na pierwszy rzut oka wydaje się być bardzo spójny. Niestety to pierwsze wrażenie psuje pojawienie się duchów (?) czy może zombie (?), odzwierciedlających postacie naszych bohaterów. Co one tam robią? Poza tym, ze niepotrzebnie przedwcześnie zdradzają przeznaczenie Marie i Nikolaia, to mimo usilnych prób nie widzę dla ich obecności żadnego innego zastosowania. Może twórcy uznali ze bohaterowie chodzący samotnie przez kilkadziesiąt minut po pustym domu będą zbyt nudni i monotonni i w ten sposób postanowili całej historii dodać pikanterii. W końcu wybija godzina zero i wraz z Marie poznajemy mroczny sekret rodziny, dowiadujemy się prawie wszystkiego, co chciała wiedzieć. Pozostaje tylko jedno pyatnie: Czy warto szukać odpowiedzi na pytanie kim się jest, nawet jeśli ta wiedza mogłaby okazać się zgubna? Sprawdźcie sami...
29
Pierwszy Nocny Festiwal Horroru który odbył się w Aleksandrowie Łódzkim (23 / 24 maja) okazał się strzałem w dziesiątkę. Pomimo niespokojnej aury, publiczność dopisała na tyle, że aż zaczęło brakować miejsc siedzących. Na szczęście jedyna burza miała miejsce na ekranie. W odpowiedni nastrój wprowadził nas najpierw zespół taneczny “Art Factory”. Umorusane krwią postacie w białych, masarskich kombinezonach oraz horda zombie w poszarpanych wdziankach, a całość okraszona odpowiednią muzyką wprowadziły mroczny klimat, który utrzymał się do rana. Rozpoczęliśmy tak jak w założeniach – filmem „REC”. Innowacyjne kino rodem z Hiszpanii przypadło wszystkim oglądającym do gustu, a raz po raz to z głośników, to z widowni było słychać krzyki przerażenia. Następny był „Silent Hill”, amerykańskie kino jednak w ambitnym wydaniu. Trzecim filmem był „Sierociniec”, czyli powrót do hiszpańskiego kina grozy. Temperatura powietrza spadła dość znacznie, jednakże miłośnicy dobrego kina nie odpuścili i wytrwali otuleni kocami do samego końca. Około czwartej nad ranem powoli zaczęło świtać a na ekranie pojawiły się pierwsze sceny filmu „House of Wax”. Wraz z pierwszymi promieniami słońca zakończyliśmy pokaz. Tym, którzy wytrwali do końca ostatniego filmu gratulujemy i mamy nadzieję, że nie przypłacą swej wytrwałości przeziębieniem.
Będziemy wdzięczni za wszelkie opinie i sugestie na temat festiwalu. Piszcie: promocja@aleksandrow-lodzki.pl
-------------------------------------- Ocena: 3/6 Wydawca: Phantom Press 1991 Tłumaczenie: Andrzej Sawicki Ilość stron: l56
Guy N. Smith nigdy nie należał do moich ulubionych autorów. Być może dlatego, że co druga jego książka to dno kompletne. „Fobia”, „Neofita”, „Czarna Fedora”, „Węże”... O co w tych książkach chodziło? Nie mam zielonego pojęcia nie dlatego, że nie pamiętam fabuły, lecz dlatego, że nie chodziło w nich o nic. Jakież było moje zaszokowanie, kiedy po lekturze którejś z rzędu pozycji Smitha natrafiłem na „Szatański pierwiosnek”, a później „Pana ciemności”. Pomyślałem sobie, że facet jednak wie jak napisać w miarę interesujący horror.
mieszkańców wioski. Jak się w pewnym momencie okazuje, pewnej nocy na pobliskie bagna spadł meteoryt. Grupka naszych bohaterów snuje domysły, że potwór przybył z kosmosu i postanawia się z nim rozprawić.
Text: ROBERT CICHOWLAS
GUY N. SMITH - Bestia (Slime Beast )
W powieści nie brakuje typowych dla Smitha opisów jatek i scen seksu (tu warto zwrócić uwagę na sposób w jaki jeden z naszych bohaterów rozdziewicza swoją nową dziewczynę), nie brakuje też sztucznych do bólu dialogów i nieścisłości. Sam klimat powieści jest jednak specyficzny i ośmielę się napisać, że tym razem autor postanowił zadbać pod tym kątem o czytelników. Podczas lektury „Bestii” można się dobrze bawić, choć zabawa nie trwa długo, gdyż po paru trupach, a następnie kilku próbach pokonania Błotnej Bestii historia dobiega końca w sposób co najmniej infantylny.
Nie tak dawno temu wpadłem do antykwariatu i z braku lepszych pozycji na półce sięgnąłem po „Bestię”. Nigdy wcześnie nie słyszałem nawet o tej powieści Guya. Napisana w 1975 roku liczy aż 155 stron, zaś wielkość czcionki to prawdopodobnie ukłon w stronę gorzej widzących, a więc i moją. Pal licho szczegóły. Zabrałem się Nazwałbym tę książkę „oldskulowym” za lekturę. horrorem klasy C i tylko patrząc takimi Smith z miejsca wypala z grubej rury. kategoriami wystawiam jej ocenę dostaSerwuje nam grupkę archeologów pod teczną. Minusy to prosta jak drut fabuła, kierownictwem podstarzałego, lekko kop- nieco przygłupawi bohaterowie (przez to niętego doktora Lowsona, która zajeżdża zabawni, co z drugiej strony można pisać do niewielkiej wioski otoczonej bagna- na plus), ale to u tego pisarza norma, i to mi, by odnaleźć tajemniczy skarb króla nieszczęsne zakończenie. Plus za atmoJana. Już pierwszego dnia poszukiwań sferę powieści i kreację tytułowej bestii badacze natrafiają na dziwne znalezisko – powolnego potwora o spiczastym pyw postaci kilku kawałków metalu, cuch- sku, pokrytego cuchnącym śluzem i żynących tak bardzo, że cała trójka zaczy- wiącego się skończonymi idiotami. Smith na wymiotować dalej niż sięga ich wzrok. ma w swoim dorobku powieści i nieco Nie mija wiele czasu i pojawia się tytu- lepsze i znacznie gorsze. „Bestia” może łowa bestia. Błotna Bestia, jak nazywają spodobać się tej grupie czytelników, któją bohaterowie, gdy monstrum rozpoczy- ra swego czasu zajadała się „Krabami”, na rzeź. Stwór, choć powolny, rzekłbym bo oparta na niemal identycznym scheflegmatyczny, inicjuje szarżę, trawiąc macie.
31
Rozmawiał: Sebastian Drabik
Adam Zalewski zadebiutował w zeszłym roku bardzo udaną ,, powieścią grozy pt ,,Biała wiedźma . Na początku lutego ,, ukazał się mocny thriller ,,Rowerzysta . A nie tak dawno temu wydawnictwo Grasshopper wydało już trzecią powieść tego autora, która jest kontynuacją poprzednich książek. Redakcja Grabarza bardzo się zainteresowała, kto kryje się za tymi klimatycznymi i mrocznymi powieściami. Wysłaliśmy zatem na rozmowę naszego redakcyjnego kolegę (wrócił cały i zdrowy), który lubi niebezpieczne misje. Jak się potem okazało, Zalewski to bardzo sympatyczny człowiek i świetny kompan do rozmowy. Efekty wywiadu możecie sprawdzić już sami. Do lektury namawiamy tylko odważnych. Witaj, Adamie. Serdecznie dzięki, że zdecydowałeś się udzielić wywiadu dla Grabarza Polskiego. Czytelnicy znają Cię głównie z Twojej prozy, natomiast niezbyt dużo wiedzą o samym pisarzu. Zechcesz coś powiedzieć o sobie? Coś czego nigdzie wcześniej nie mówiłeś. Żałuję, ale nic takiego nie przychodzi mi do głowy. Tylko się nie krzyw. Jestem pewien, że i tak wyciśniesz mnie, niczym gąbkę. Zdążyłem Cię trochę poznać. Jakich zajęć imałeś się wcześniej, zanim postanowiłeś pisać?
porównać do życiorysu Londona. Nie byłem trampem ani poszukiwaczem złota, ale zaczynałem od pracy fizycznej, pracowałem jako kierowca, zaopatrzeniowiec, księgarz, szef transportu, szef produkcji. Sporo tego było. Przez cały czas doskonaliłem wiedzę, co zaowocowało jednym i drugim awansem. Na rentę odszedłem z kierowniczego stanowiska wyższego szczebla. Skoro już pytasz o zajęcia, powiem Ci, że przygodę z pisaniem zacząłem jeszcze wtedy, kiedy pracowałem zawodowo. Napisałem sporo wierszy. Pomiędzy rokiem 2000 i 2002, były drukowane w lokalnej prasie. Traktuję je jako amatorskie próbki.
Rozlicznych. Mój życiorys można by Przejdźmy do Twojego debiutu, „Bia-
łej wiedźmy”. Trzeba podkreślić, że niezwykle udanego. Skąd się wziął pomysł i jak dużo czasu upłynęło zanim skończyłeś finalną wersję?
Książka jest jakby podzielona na dwie części. W pierwszej obserwujemy mordercę, poczynając od jego młodości, poprzez czyny jakich się dopuszczał w dorosłym życiu. Natomiast w drugiej mamy tytułową „Białą wiedźmę”. Pomysłów z całą pewnością by starczyło na dwie oddzielne powieści. Jednak postanowiłeś połączyć te dwa wątki ze sobą.
Praca na książką trwała osiem miesięcy. Pisałem jak w transie. Pomysł narodził się pewnego letniego dnia, kiedy na leśnym skrzyżowaniu spotkałem dwóch chłopców, ćwiczących hamowanie na rowerach. Obraz, jak gdyby żywcem wyjęty z książki Kinga. Pomyślałem, że sam Jest podzielona na trzy części. Widoczmógłbym spróbować. Proste. nie oglądałeś tylko obrazki. (śmiech) Mówiąc poważnie – każda część miaW „Wiedźmie” mamy wiele rodzajów ła być osobnym tomem. Jeśli mówimy miłości. Są tam zarówno normalne, o łączeniu wątków, przyznaję, że po damsko-męskie sytuacje intymne, prostu lubię to robić. To indywidualna ceale mamy też miłość kazirodczą i ho- cha autora. Bez indywidualnych rysów, moseksualną. Przez te małe akcenty wszystkie książki byłyby nieco podobne. chciałeś dodać pikanterii całości, czy Na szczęście nie ma jednoznacznej repowodem było coś zupełnie innego? cepty, dotyczącej konstrukcji. I oby nigdy taka nie powstała. Nie chodziło o pikanterię. Zapewne zauważyłeś, iż sporo miejsca poświęcam Gdy „Biała wiedźma” ukazała się na obyczajowości. Chciałem zwrócić uwagę rynku dość szybko zaczęły pojawiać Czytelnika na wiele odmian miłości. Nie się bardzo dobre recenzje. Czytelwszystkie z nich są warte potępienia. nicy również pokochali tę powieść. Raczej – nieliczne. To jest mój apel o to- Spodziewałeś się tak pozytywnego lerancję. Warto się nad nim pochylić. przyjęcia? Przyznam się szczerze, że bardzo mnie zaskoczył (szczególnie w dalszym stadium) związek Johna i Becky. Chwile spędzone z tą parą przesympatycznych ludzi dostarczają niezwykle pozytywnych wrażeń, do czasu kiedy wyjawiasz bardzo zaskakujący sekret. Trudno wpaść na coś tak zawiłego.
Czekaj! Co się zwykle mówi w takich wypadkach? Wiem. Powinienem powiedzieć: Było to dla mnie wielkim zaskoczeniem. Powiem inaczej. Marzyłem o sukcesie, jak każdy twórca. Zdawałem sobie sprawę, że przy debiucie trudno uniknąć błędów i miałem rację. Cieszę się, że walorów było więcej niż wad. Całość się obroniła. Gdyby kiedyś doszło do wznowienia, dokonam korekty autorNie uskarżam się na brak wyobraźni. skiej. Na razie cieszę się z dobrej opinii Jeżeli ona dopisuje, nic nie jest trudne. Czytelników. Przynajmniej nie tak bardzo. Autor dzieli się swoją wyobraźnią z Czytelnikiem. Mimo tego jednak zarzucają Ci niektóMyślę, że między innymi o to chodzi rzy, że troszkę mało w „Białej wiedźw tym biznesie. mie” horroru.
Istotnie. Scen strachu jest niewiele. Dużo mniej, niż w „Cieniu znad jeziora”, ale mnie chodziło o coś innego. O stworzenie atmosfery lęku i groźby, ciążącej nad miastem. Zauważył to jeden z recenzentów. Z całą pewnością nie jest to książka pokroju pierwszych dzieł Kinga. Nawiasem mówiąc, nie miała taka być. Więcej uwagi poświęciłem postaci psychopatycznego mordercy. Podobno wyszło całkiem nieźle. To opinia sporej części recenzentów.
nie thriller. „Chciałem wydać najpierw „Rowerzystę”, postanowiłem więc uczynić z tej pozycji część osobliwej trylogii.
W „Rowerzyście” jak i w „Białej wiedźmie” mamy wiele barwnych postaci. W tej pierwszej najbarwniejszą postacią jest Jerry Noonan. Owoc nieszczęśliwej miłości Billa i Amandy. Z początku ofiara strachu, jednak z czasem eksterminator skurwysyństwa i niesprawiedliwości. Chyba sporą trudność sprawiło stworzenie Niedługo po „Białej wiedźmie” światło bohatera o dwóch twarzach? dzienne ujrzała Twoja druga powieść „Rowerzysta”. Ta powieść powsta- Żadnej. Jedyną rzeczą, którą musiałem wała w momencie kiedy ukończyłeś zrobić, było zasięgnięcie konsultacji psyprace nad debiutem? Czy czekałeś na chiatrycznej na temat realności takiej opinie? postaci. Dowiedziałem się wtedy o zjawisku „podwójnej tożsamości”. Nie. Pomysł na „Rowerzystę” zaświtał w mojej głowie podczas kończenia „Bia- Ten właśnie bohater w dzieciństwie łej Wiedźmy”. Wziąłem się do pracy, nie na oderwanie się od codzienności robiąc przerwy. (często ponurej) wybierał się w trasę ze swoim kolegą na rowerowe wy„Rowerzysta” to mocny thriller, pre- cieczki. Czy ten czerwony pojazd miał quel „Białej wiedźmy”. Chciałeś po- za zadanie coś symbolizować? kazać, że doskonale się czujesz także w czymś innym niż horror? Czy po Jeżeli się nad tym zastanowisz, sam dojprostu postanowiłeś na chwilę roz- dziesz do takiego wniosku. Rola roweru stać się z grozą? w życiu Jerry’ego okazała się ogromna. Rower był dla niego antidotum na lęki, Mówiąc szczerze, to nie horror, lecz tęsknoty i na powikłania lękowe po trawłaśnie thriller jest moją specjalnością. gicznej śmierci matki. Stał się jego przyOdwróciłbym więc pytanie. To w „Białej jacielem, wreszcie pomógł mu otworzyć Wiedźmie” chciałem spróbować, niejako nowy rozdział życia. To chyba niemało. przy okazji, swoich sił w horrorze. Myślę, że połączenie tych gatunków jest do W ręce trzymam „Cień znad jeziora” przyjęcia. jest to powieść, która łączy wątki zaczęte w „Białej wiedźmie” i „RoweKiedy zrodził się pomysł, że połą- rzyście” a w zasadzie je kończy. To czysz losy bohaterów „Białej wiedź- powieść naprawdę dobra, jak Twoje my” i „Rowerzysty”? poprzednie. Nie szkoda Ci było rozstać się z kilkoma bohaterami? Kiedy mój pierwszy wydawca dał mi do zrozumienia, że wolałby widzieć horror, Zawsze jest mi żal bohaterów. Jestem
z nimi związany emocjonalnie. Ale czasami niektórzy z nich muszą odejść. Wyobrażasz sobie jakie recenzje bym zebrał, gdyby ci dobrzy zawsze wygrywali? Twoi koledzy i koleżanki po fachu nazwaliby moje książki westernami. Niektórzy już to zrobili.
Zawał, który przeżyłem, był dla mnie znakiem. To tak, jakby Bóg pogroził Ci palcem. To wydarzenie zmieniło też nieco moją naturę. Chcę wierzyć, że na lepsze. Dużo częściej niż kiedyś popadam we wzruszenie. Może zabrzmi dziwnie, ale to w sumie dość miłe.
Za Tobą już 3 powieści i na pewno masz taką postać z którą się związałeś, polubiłeś. Która z postaci zyskała W tej powieści, jak i w poprzednich, sobie Twoją sympatię? Nie wiem czepiszesz o ponadczasowych wartoś- mu, ale Ty cały czas kojarzysz mi się ciach, takich jak przyjaźń, miłość z Johnem Adamsem... (śmiech). a także znalazło się w nich też miejsce na radość, smutek czy nienawiść. Od Są dwie takie postaci. John Adams, początku planowałeś, że stworzysz który ma istotnie pewne moje cechy (zacoś tak bogatego treściowo? miłowanie do spacerów, muzyki i głód przyjaźni) oraz Jerry Noonan, będący Od początku. Życie ma wiele odcieni. tworem mojej wyobraźni i emocji – formą Myślę, że dobra książka powinna być, protestu przeciwko bezsilności prawa niczym życie. Bohaterami moich powie- (zwłaszcza w naszym kraju). Nie oznaści są głównie ludzie. My także nie jeste- cza to bynajmniej, iż zachęcam kogośmy jednoznaczni. Dwoistość ludzkiej kolwiek do używania noża. Przeciwnie. natury, to coś, co mnie fascynuje. Żeby Ukazuję to zjawisko jako patologię. ją wyraźnie podkreślić, trzeba odwoływać się do tych wszystkich rzeczy, o któ- Autorzy książek często wplatają rych wspomniałeś. Jest to tylko na pozór w swoje powieści swoje przeżycia, proste, ale na szczęście nie sprawia mi pragnienia, obdarzają ich swoimi trudności. Cholernie skromny ze mnie cechami, bądź też cechami swoich facet, prawda? (śmiech) przyjaciół. Czy Ty również zastosowałeś ten sam zabieg? Czy aby wątek zaczęty w „Białej wiedźmie” i kończący się w „Cieniu Widocznie należę do nielicznych. Nie znad jeziora” nie będzie miał dalsze- bazuję na własnych doświadczeniach. go ciągu? Raczej na osobistych emocjach i tęsknotach. Wyjątkiem są dwaj wiejscy chłopcy, Nie. Zakończenie powieści wyraźnie na od których wszystko się zaczęło. Także to wskazuje. John Adams posiada niektóre moje cechy, ale to naprawdę wszystko. Reszta Postanowiłeś silnie doświadczyć jest wytworem mojej wyobraźni. Nie swoich bohaterów. Czy Ty również wykluczam oczywiście, że w przyszłości przeżyłeś coś, co odcisnęło silne pokuszę się o jakieś analogie. Na razie piętno na Twoim dalszym życiu? nie widzę takiej potrzeby. Ty, lisie! (śmiech) Myślisz, że nie wiem?
Przeżyłem wiele gorzkich doświadczeń.
Którą ze swoich opowieści chętnie pisania którejś z powieści? Gdzie móbyś ujrzał na wielkim ekranie? wiłeś sobie: „Cholera, nie dam sobie z tym rady” i odstawiałeś pisanie? „Rowerzystę”. Mimo, że kilku recenzentów dopatrywało się w tej książce Nie. Nigdy nie mówiłem: „Nie dam sobie westernowych akcentów. Nie mam po- rady”. Nie było takiej sytuacji. jęcia, skąd im się to wzięło? Najbliższa prawdy jest Pani Agnieszka Mazur do- W „Białej wiedźmie” jak i w „Cieniu patrując się w Jerrym kogoś w rodzaju znad jeziora” mamy wątek z legendą ojca chrzestnego. Istotnie. Przedstawi- a także wątek w klimatach indiańłem obraz struktury mafijnej, która za- skich. Interesujesz się takimi rzezwyczaj działa kierując się określonymi czami, że postanowiłeś wdrożyć je „własnymi” prawami. To częste zjawisko i w swoje powieści? w Stanach. Interesowałem się w młodości. Mam Zapewne padały już pytania dlaczego sporą bibliotekę i wiele odpowiednich ukochałeś sobie Stany Zjednoczo- publikacji. Na marginesie – interesuję ne do osadzania swoich powieści. się wieloma różnymi rzeczami. Nigdy Nie marzy Ci się powieść osadzona byś nie uwierzył. w polskich realiach? Mamy tyle wspaniałych zakątków Polski, na pewno Wszystkie trzy powieści są napisawiele z nich już zdążyłeś odwiedzić ne z bardzo licznymi szczegółami. i z wieloma miejscami wiążą się z całą Trzeba Ci pogratulować wytrwałości pewnością przeróżne ciekawe wspo- w zdobywaniu materiałów. Nie stanomnienia. wiło problemu opisywanie wycieczek po tak wielkim kontynencie, opisywaWielokrotnie wyjaśniałem swoją decyzję. nie konfliktów rasowych w latach 60., Jest to rodzaj mojej wewnętrznej emigra- muzyki, w jakiej wtedy się zasłuchicji do kraju, który fascynował mnie przez wali ludzie, a także potraw, które były większość życia. Mam pomysł na horror, przez nich spożywane? osadzony w polskich realiach, ale to nie będzie tak zaraz. Jest czego gratulować. Niewiarygodna masa roboty, ale dająca sporo satysZnakomicie sobie radzisz w thrille- fakcji i pogłębiająca wiedzę. Dzięki tym rze, horrorze, świetnie radzisz sobie wszystkim detalom, książka staje się z wątkami obyczajowymi. Widać maksymalnie wiarygodna. Czytelnik za w tych gatunkach czujesz się jak to płaci. To mój obowiązek. wiedźma w jeziorze (śmiech). Zamierzasz poszerzyć swoje horyzonty To samo dotyczy opisów sposobu i napisać coś zgoła innego? pracy policjantów. To w sporej części podobno zasługa Twojego syna Myślę o porządnej powieści obyczajo- – Marka. Czy również żona miała jakiś wej. Takiej, która nie nudzi. Myślę, ze swój wkład? kiedyś się za nią zabiorę. Mój syn redaguje moje książki pod Bywały chwile zwątpienia podczas względem rzetelności oraz szczegółów
technicznych. To on gromadzi materiały, które później przetrawiam. Tłumaczy także teksty cytowanych utworów muzycznych. Moja żona czyta utwory w stanie „surowym”. Jest bardzo skrupulatną osobą. Wspiera mnie również psychicznie. Jestem jej bardzo wdzięczny.
wywarła na Tobie wrażenie?
Dość ważną rolę w Twojej prozie odgrywa także muzyka, wśród mieszkańców jak i w życiu mordercy – Jacka. Czy dla Ciebie muzyka również wiele znaczy? Czy podczas spływania na Ciebie inwencji twórczej lubiłeś słuchać czegoś szczególnego, co pobudzało Twoją wyobraźnię?
Nie wiem. Nie czytam tych pozycji. Scena rozwinęła się stosunkowo niedawno, a ja nie miałem czasu jej się przyjrzeć. Może nadrobię to w czasie wakacji. Podobało mi się Twoje opowiadanie. To, które napisałeś z Maciejem Walczakiem. Nieźle rokuje. Daję słowo.
To oczywiste. Pamiętasz kto był idolem Jacka „Cieśli” Berengera? Nie jest także dziełem przypadku częste cytowanie różnorodnych utworów. Mam nadzieję, że wśród wielu Czytelników potęgują one nastrój niektórych scen.
„Pachnidło”. Jest solidnie napisana. Ma klimat. A jak według Ciebie ma się nasza polska pisana scena horrorowa?
Jest mi niezmiernie miło, że się podobało i o nim wspominasz. Dzięki za dobre słowo! Co na Twoje sukcesy literackie rodzina i przyjaciele? Mam dobrą rodzinę i dobrych przyjaciół. Mobilizują mnie. Wsparcie bliskich osób, to rzecz bezcenna.
Sam dużo piszesz, ale zapewne znajdujesz czas aby czytywać innych. Czy napisanie tych powieści zmieniło Zatem jakiego rodzaju są to książki. coś w Twoim życiu? Masz ulubionych pisarzy? Owszem. Kiedy zaczynałem, marzyłem Niestety, ostatnio nie mam czasu, ale o pozostawieniu swojego śladu na zieprzeczytałem w życiu naprawdę imponu- mi. O własnej książce na półce domowej jącą ilość książek. Z rozlicznych dziedzin biblioteki. Później okazało się, że pisanie literatury. Czytałem klasykę polską, ame- może stać się przygodą. Najpiękniejszą rykańską, francuską, angielską. Czy- przygodą życia. Nigdy nie będę żałował tałem prozę współczesną, najchętniej tego kroku. Jedynym minusem jest nieamerykańskie pozycje obyczajowe. Bar- ustanny brak czasu. Zastanawiam się, dzo chętnie sięgam po książki historycz- kiedy moja żona zaprotestuje? ne. Mam wielu ulubionych pisarzy. Lista ich nazwisk zajęłaby zbyt wiele miejsca. O uszy obiła mi się wiadomość o zbioZamiast wyliczać powiem jaka jest moja rze opowiadań pt.”6x śmierć”. Czy maksyma w tej materii (to samo dotyczy projekt został już ukończony? Kiedy muzyki). Czytać wszelkie rodzaje litera- ujrzy światło dzienne? Zdradź jakieś tury. Nie ograniczać zainteresowań do szczegóły co do jego treści. jednego, czy kilku gatunków. Antologia została ukończona. Pracuję Jaka ostatnio przeczytana książka nad czymś, co nazywam „ostateczną
obróbką”. Książka powinna ukazać się w okolicach Bożego Narodzenia. Nie zdradzę treści. Nie byłoby to chyba zgodne z wolą wydawcy. Mogę jedynie obiecać, że będzie w moim stylu.
czoną w polskich realiach. Ale wszystko we właściwym czasie. Wybacz, jeśli cię zawiodłem.
Nad czym obecnie pracujesz?
Masz może jakieś rady dla początkujących pisarzy, którzy by chcieli, tak jak Ty, zadebiutować na rynku?
Oprócz wspomnianej „obróbki”, zacząłem pracę nad kolejną powieścią. Myślę, że uda mi się skończyć do przyszłej wiosny. Na razie zamierzam trochę odpocząć.
Nie ma określonej recepty. Powtórzę za Kingiem. Dużo czytajcie i piszcie. Pisanie to piękna rzecz. Warto próbować. Wszystkim debiutującym życzę sukcesów.
Możesz uchylić rąbka tajemnicy co Czego prócz zdrowia mogę Ci życzyć do przyszłych projektów? W głowie Adamie? zapewne kołaczą Ci się kolejne pomysły. Wytrwałości. Jest bardzo potrzebna w tym zawodzie. Cóż, chyba tym akcenJedyne, co mogę powiedzieć, to fakt, tem zakończymy. Dzięki za zainteresoiż nie cierpię na brak pomysłów. Jest wanie. Pozdrów ode mnie wszystkich wśród nich pomysł na powieść, umiesz- czytelników Grabarza Polskiego.
ZAPISZ SIE JUZ DZIS NA:
>> WWW.GRABARZ.NET Formularz rejestracyjny dostępny jest na stronie głównej Grabarza pod hasłem >NEWSLETTER< Subskrypcja jest darmowa. Można z niej zrezygnować w każdej chwili.
---------------------------------------- Ocena: 4/6 Wydawca: Grasshopper 2009 Ilość stron: 504
Adam Zalewski pod koniec zeszłego roku zadebiutował świetnie przyjętą przez czytelników i krytykę powieścią z gatunku horroru zatytułowaną „Biała wiedźma”. Idąc za ciosem, pod koniec lutego tego roku Zalewski ucieszył swoich czytelników, kolejną interesującą pozycją, a mianowicie „Rowerzystą”, mocnym thrillerem nie odstającym pod żadnym względem od debiutu autora. Po tak obiecującym początku autor nie spoczął na laurach i już 22 maja ukazała się jego trzecia powieść, zatytułowana „Cień znad jeziora”, będąca kontynuacją wątków rozpoczętych w „Białej wiedźmie”. W prologu dowiadujemy się, że wiedźma znalazła sobie siedlisko w Bercie Duncanie i będzie się nim posługiwać, żeby wypełnić plan zemsty, który się wcześniej nie powiódł. Jakby tego było mało niedługo po tym, znany nam z debiutu Zalewskiego, Tom Santini, zawita do Cedar Peak, aby pomścić śmierć członków swojej rodziny. Czy nowi bohaterowie oraz znani nam już z „Białej wiedźmy”i „Rowerzysty” ujdą z życiem? Czy Jerry Noonan będzie w stanie im pomóc? Na te i na całą masę innych pytań znajdziecie odpowiedź czytając „Cień znad jeziora”. Gawędziarski styl i dojrzały warsztat autora zdążyliśmy już poznać we wcześniejszych jego książkach. Warto podkreślić, że z powieści na powieść autor uczy się i eliminuje błędy. Te, które były widoczne przy debiucie teraz są całkowicie niezauważalne. Do plusów należy również zaliczyć szczegółowość, zarówno w fabule jak i w kreśleniu niezwykle barwnych
postaci. One po prostu żyją, jak i wszystko, co je otacza. Drobnym mankamentem pozostają zbliżone imiona różnych postaci – czasami można się w nich pogubić.
Text: Sebastian Drabik
ADAM ZALEWSKI - Cień znad jeziora
Zalewski bardzo ciekawie wplata w swoje powieści kontrowersyjne smaczki. Mieliśmy już kazirodczą oraz homoseksualną miłość, molestowanie seksualne córki, a w „Cieniu nad jeziorem” przyjdzie nam poznać miłość młodego chłopaka do kobiety o wiele od niego starszej. Słowem podsumowania: tę kontynuację uznaję za bardzo udaną. Jest to Zalewski, jakiego już zdążyliśmy poznać i polubić. Dostajemy do rąk bardzo ciekawą i przemyślaną historię, w której nic nie dzieje się bez przyczyny. Podczas czytania trudno jednak nie pamiętać, że to kontynuacja znanej już historii i w związku z tym, może Was ona nie zaskoczyć aż tak, jak poprzednie powieści autora. Mnie powieść bardzo przypadła do gustu i z wielką chęcią sięgnę po kolejne książki tego Zalewskiego. Już niedługo będzie pewnie okazja, bowiem z posiadanych przeze mnie informacji wynika, że pod koniec roku ukaże się jego zbiór opowiadań. Jeśli uważasz, że polska literatura grozy nie odbiega poziomem od, polskiej grozy filmowej – sięgnij po prozę Adama Zalewskiego. Ta lektura cię zaskoczy. To powieści z precyzyjnie zarysowanymi wątkami obyczajowymi, dzięki czemu całość zyskuje na sile. Niebanalne pomysły i barwne postaci, a także nieoczekiwane zwroty akcji. To jest właśnie Zalewski!
41
ANTICHRIST ANTYCHRYST Dania, Niemcy, Francja, Szwecja, Włochy, Polska 2009 Dystrybucja: Gutek Film
Reżyseria: Lars von Trier Obsada: Willem Dafoe Charlotte Gainsbourg
X X X X
Text: PIOTR POCZTAREK
X
Lars von Trier prezentuje film szokujący, osobisty i bardzo symboliczny. Jak sam twierdzi – nie zrobił go dla publiczności, a dla siebie, w formie autoterapii. Tak czy siak – widzowie dostają jeden z najbardziej dosadnych, szokujących i kontrowersyjnych filmów w historii kina. Fabuła jest nieskomplikowana – ot bezimienni bohaterowie, Ona i On, by ukoić rozpacz po stracie dziecka wyjeżdżają do domku w lesie. Zamiast spokoju odnajdą jednak lęk, chaos i ból, stając oko w oko z Antychrystem – którym w produkcji Duńczyka jest natura i biologia, również ludzka. W rolach głównych zobaczymy fenomenalnego Willema Dafoe i bardzo sugestywną laureatkę nagrody festiwalu w Cannes dla najlepszej aktorki – Charlotte Gainsbourg. Aktorzy nie bali się eksperymentów, ani koszmarnej gry, którą poprzez nich chciał z widzem
toczyć reżyser. Film otwiera przepiękny, czarno-biały prolog ukazujący niezwykle zmysłową, ale jednocześnie namiętną i sugestywną scenę seksu. Podczas miłosnych igraszek kamera wiruje, zmienia kąty, akcja zwalnia. Zdjęcia są fantastyczne, co nie dziwi, gdyż operatorem był Anthony Dod Mantle, zdobywca Oscara za „Slumdoga”. Kiedy akcja przenosi się w leśną głuszę, na miejsce artystycznego, poetyckiego wstępu wskakuje festiwal strachu i chaosu, a także tortury mieszane z pornografią. W „Antychryście” znajdziemy osławione już sceny dosadnie pokazanej masturbacji, obcinania łech-
Witam w koszmarze recenzenta. Wziąć się za bary z jednym z najbardziej pochrzanionych, ale genialnych w swoim szaleństwie reżyserów to nie lada wyzwanie. Zwłaszcza jeśli zinterpretować trzeba takie dzieło jak „Antychryst”.
42
taczki, ejakulacji krwią, miażdżenia jąder ciężką deską, czy wreszcie obrazy martwych zwierząt. Wszystko to zmieszane z mocno religijną symboliką i psychoanalitycznymi dialogami bohaterów i okraszone genialną muzyką. Bardzo brutalne i niesmaczne ujęcia, a także kilka absurdalnych, ale symbolicznych scen spotkało się ze śmiechem z widowni. Była to naturalna reakcja obronna, gdyż, jak zwykł mawiać Graham Masterton, ludzie zawsze na przerażenie najpierw reagują śmiechem. A przerażenia było w tym filmie pod dostatkiem. Nawet kilku wyjadaczy horrorów, w tym niżej podpisany, miejscami czuł paraliżujący lęk, graniczący z paranoicznym strachem. A to we współczesnym kinie grozy zdarza się niezwykle rzadko. Reakcja widowni powinna posłużyć w tym wypadku za jak najlepszą rekomendację.
Leczący własną depresję reżyser osiągnął cel – stworzył film kontrowersyjny, zimny, przepełniony symboliką boską i diabelską jednocześnie. Jest to dzieło zbyt trudne, zbyt osobiste i zbyt wymagające dla przeciętnego widza, by zyskać status kultowego i osiągnąć sukces kasowy. Tym niemniej wszystkich lubiących się zmierzyć z mocnym, nieharmonijnym, złym, bolesnym, ciężkim i nie pozostawiającym złudzeń w kwestii braku dobra, a rządów zła i chaosu kinem, zachęcam do obejrzenia „Antychrysta”.
43
Ostatnio, a może raczej wypada powiedzieć dopiero niedawno, w moje ręce trafiła książka niezwykła, „Wyspa doktora Moreau” – tytuł jakże znany z adaptacji filmowej, a brzmiący ciągle tajemniczo. Herbert G. Wells na równi stawiany jest obok takich pisarzy jak Juliusz Verne bądź Frank Herbert, pionierów fantastyki naukowej. Mimo takich filmów jak „Wehikuł czasu”, „Wojna światów” zrealizowanych na podstawie jego powieści, autor wydaje się niedoceniany, odsunięty w cień współczesnych pisarzy ScienceFiction. Sceptycznie podchodziłem do lektury, gdyż mniej więcej wiedziałem, jakie eksperymenty prowadzone są na wyspie dr Moreau. Doznałem prawdziwego szoku, kiedy niespodziewanie przekonałem, że „Wyspa doktora Moreau” to perełka w morzu literatury grozy. Postaram się ocenić tę książkę z punktu widzenia miłośnika horroru, który wie, że czytana powieść wpisuje się w ramy literatury światowej. Głównym bohaterem jest rozbitek, biolog Prendick, który opowiada historię o rozbiciu statku, cudownym ocaleniu, a następnie znalezieniu się na tajemniczej wyspie. Narracja prowadzona w pierwszej osobie, sprawia że łatwo możemy wczuć się w opisywane wydarzenia, zwłaszcza, że Wells kreuje obrazy z prawdziwą fachowością; wiedział doskonale, do czego służy pióro. Autor posługuje się też ciekawymi narzędziami twórczymi. A mianowicie, gdy Prendick, dryfując tratwą po morzu, skarży się na wielki głód bądź kiedy dostaje się już na wyspę, użyty zostaje topos afektowanej skromności. Narrator, podając różne powody, zwraca się do czytelnika i mówi, że nie jest w stanie dobrze opisać danej rzeczy. Myślę, że ma to trochę odmienne znaczenie niż wskazany topos, charakterystyczny przecież dla dzieł średniowiecznych; Wells dobrze wie, co i jak chce opisać, ale poprzez ten
CZĘŚĆ 1
Następnie Prendick uratowany przez Montgomery’ego, pomocnika Moreau, trafia na statek należący do wiecznie pijanego kapitana. Nastrój tajemniczości budowany zostaje już od pierwszych stron. Prendick czuje się dziwnie, widząc klatki ze zwierzętami, dziwnie wyglądających pomocników Montgomery’ego oraz słysząc ciągłe ujadanie psów. Im dalej w las (czyt. wyspę), tym strach narasta jeszcze bardziej. Rozdział „Stwór w lesie” to według mnie arcydzieło opisu grozy. Prendick zapuszcza się w nieznane tereny wyspy, zmuszony zostaje do ucieczki, gdyż czuje na plecach oddech morderczego stworzenia. Wells umiejętnie dozuje elementy horroru, używa zdań budujących napięcie poprzez scharakteryzowanie podejrzanych dźwięków (np. szelest gałęzi itp.) oraz dziwaczne rzeczy, które dostrzega główna postać. Cały fragment to czysta akcja, rodem z powieści sensacyjnej, z drugiej strony kumulacja grozy. Naprawdę trudno oderwać się od lektury. Autor podejmuje grę z czytelnikiem, zachęcając go do dalszego czytania dzięki enigmatycznym tytułom rozdziałów: Dziwaczni wioślarze, Za zamkniętymi drzwiami, Skowyt człowieka czy też Powrót do zwierzęcości. Wells serwuje nam „plejadę” opisów rozmaitych stworów człekokształtnych, połączeń zwierząt różnych gatunków. Nazwy takie jak Hieno-Wieprz, Człowiek-Lampart, Niedźwiedzio-Wół, Leniwcoludek w każdej innej sytuacji wy-
wołałby uśmiech na twarzy niejednego horrormaniaka. Brzmią niczym żywcem wyjęte z filmów grozy klasy B, jednak uwierzcie mi, w kontekście całej historii sprawiają zgoła odmienne wrażenie! Sugestywne opisy stworów budzą negatywne uczucia, momentami wręcz obrzydzenia. Ludzi z dużą wyobraźnią momentami mogą wręcz przyprawić o mdłości. Przedstawienie wyników obrzydliwych eksperymentów Moreau w postaci najróżniejszych potworów przypomniało mi horror Jamesa Herberta „Inni”, w którym to autor również nie szczędził czytelnikom mocnych, okropnych obrazów „innych ludzi”. Mogę przypuszczać, kto był jednym z pisarskich wzorów angielskiego twórcy powieści grozy, Jamesa Herberta…
Text: JACEK PIEKIEŁKO
zbieg próbuje jeszcze bardziej przykuć uwagę czytelnika i wpłynąć na jego wyobraźnię. Warto także zwrócić uwagę na wyliczenia bohatera. Obserwując świat, on ciągle wylicza, inwentaryzuje przedmioty, niczym bohater książki Daniela Defoe, Robinson Crusoe. Widoczny jest tutaj ukłon w stronę angielskiej epoki oświecenia.
W „Wyspie doktora Moreau” znajdziemy zajmującą rozrywkę, ale także intelektualne przemyślenia. Doktor Moreau w rozmowie z Prendickiem wysuwa hipotezę, że niebo nie ma nic wspólnego z przyjemnością, a piekło z bólem, więc można przypuszczać, iż według niego po śmierci jest coś pomiędzy, coś niezbadane i szczególne. Uważa, że ból i przyjemność to miara zezwierzęcenia człowieka – „Istnieją tylko tak długo, jak tarzamy się w prochu…” Doktor Moreau staje się na wyspie Stwórcą, ale konsekwencje jego eksperymentów okazują się tragiczne, niektóre rzeczy wymykają się spod kontroli. Zabawa w Boga przeradza się w istne szaleństwo. Z czystym sumieniem mogę polecić „Wyspę doktora Moreau” każdemu miłośnikowi horroru. Obiecuję, że podczas czytania lektury nieraz poczuje zimny dreszcz na plecach bądź szybsze bicie serca.
45
Poznaj grabarzy. Odkrywamy ich tajemni ce. W każdym numerze nowa sylwetka
TECZKA AKT PERSONALNYCH Robert Cichowlas GP: Redaktor Grabarza Polskiego Pisarz, recenzent Co cię skłoniło aby zostać grabarzem? Po pogrzebie Czachopisma usłyszałem, że to odlotow e pismo będzie miało kontynuację w formie e-zina. To solidna firma składająca się z zajebistych ludzi. Wiedziałem, że wśród nich będę się czuł doskonale. Co lubisz w życiu poza grzebaniem zwłok? Ptasie mleczko. Jaki film powalił cię ostatnio na cmentarną glebę? Ostatnio żaden, ale mam nadzieję, że powali mnie „Antychryst”. Wybieram się na dniach. Ulubiony film rozgrywający się w środowisku grabarzy? Był kiedyś taki film „The Dark” („W otchłani mroku” ) o potworze żyjącym pod cmentarzem i żywiącym się trupami. Było tam też kilku grabarzy. Świetny obraz, moim zdaniem. Miał klimat. Największe horrorowe rozczarowanie w ostatni m czasie? „Nienarodzony”. Freddy czy Jason? Freddie. Od małego mnie nim karmiono, więc większym sentymentem go darzę. Ale do Jasona nic nie mam. Co czytujesz kiedy nie trzeba akurat nikogo grzeba ć? Sporo recenzuję, a więc i sporo czytam. Różne rzeczy, w różnych konwencjach. Przy jakiej muzyce najweselej kopie się groby? Przy „Jak anioła głos” Feela. Kiedy to gra jest bardzo
wesoło!
Jak często jadasz surowe mięso? Staram się codziennie zaglądać na cmentarz. Jakie masz najbliższe plany niezwiązane z pracą grabarza? Już za chwilę ukażą się „Twarze Szatana”, antologia, którą napisałem z Kazkiem Kyrczem. Obecnie kończymy nową powieść. A więc plany są takie, aby ją wydać!
Wydawca: Amber 2009 Tłumaczenie: Wojciech Szypuła Ilość stron: 2l5
złego: kilkuletnia córeczka „Odwróciłem się i spojrzałem Michaela dostrzega w ciemw stronę domu. Wyglądał trochę ności za oknem świecące strasznie i niesamowicie, oblany się na żółto oczy, jego żona widmową poświatą księżyca. zaczyna się bardzo dziwnie Za dnia udawał niewiniątko, zachowywać, a on sam – po pysznił się tą swoją kolonialną przyjrzeniu się obrażeniom elegancją, rabatkami stokrotek jednej z pacjentek – nie może i malowanymi okiennicami, któoprzeć się podejrzeniom, że re witały gości roześmianymi poprzedni lekarz wcale nie kolorami. Za to nocą wychoumarł w wyniku ran zadanych dziła na jaw jego prawdziwa natura. Był mroczny, wilgotny i pękał mu przez wściekłego psa. Jakby tego było mało, podczas wycieczki do lasu w szwach od skrywanych tajemnic.” mężczyzna odkrywa kamienie ofiarne Trzeba przyznać, że Michael Laimo po- poplamione czymś, co wygląda na stotrafi w paru zdaniach dobrze oddać atmo- sunkowo świeżą krew, a podczas nocnej sferę narastającego niepokoju – widać to inspekcji szopy znajduje w niej... – może w zacytowanym wyżej fragmencie „Głębi zresztą nie zdradzajmy co i jakie są tego ciemności”, ale tego typu udanych opi- konsekwencje. sów jest w tej powieści znacznie więcej. Także konstrukcja opowiadanej tu histo- Laimo z wyczuciem prowadzi nas od jedrii jest niezwykle wyważona – Laimo nie nego mrożącego krew w żyłach odkrycia stara się od razu zdzielić czytelników po do następnego, ale nie nastawia się wyłbach scenami rzeźni i szaleństwa, ale też łącznie na epatowanie okrucieństwem, już na wstępie daje nam do zrozumienia, dzięki czemu lektura „Głębi ciemności” że wesoło nie będzie... A potem bardzo nie sprowadza się do oczekiwania na kometodycznie zagęszcza atmosferę kosz- lejne krwawe sceny. Tak samo jak tajemnica Ashborough interesują nas ciekawie maru, przed którym nie ma ucieczki. zarysowane relacje Michaela z żoną (któMichael Cayle, młody lekarz nie mający ra, jak się wkrótce okazuje, jest w ciąży), ochoty na spędzenie całego życia wśród czy z najbliższym, nieco dziwnym sąsianowojorskich drapaczy chmur, posta- dem, a nieobojętny jest nam nie tylko los nawia przenieść się wraz z żoną i cór- najbliższej rodziny bohatera, ale nawet ką na wieś i sprawdzić czy jest jeszcze jego radosnego, od początku wyczuwaw stanie zespolić się z naturą. Okazja jest jącego kłopoty cocker spaniela. Może nie nie byle jaka: zmarł właśnie jedyny lekarz zawsze jesteśmy w stanie zrozumieć co w sielskiej miejscowości Ashborough kieruje działaniem niektórych książkow stanie New Hampshire, pozostawiając wych postaci, ale poza tym trudno „Głębi po sobie w pełni wyposażony gabinet ciemności” coś poważniejszego zarzucić i setki pacjentów. Kiedy jednak trójka – to nastrojowy i makabryczny horror Cayle’ów i ich pies Jimmy Page wpro- skrojony z naprawdę dużym talentem. wadzają się wreszcie do graniczącego z Miejmy nadzieję, że niedługo wydawnilasem domostwa, natychmiast zaczynają ctwo Amber uraczy nas jego ukończonym pojawiać się znaki świadczące o obec- niedawno sequelem zatytułowanym „Reności w Ashborough czegoś absolutnie turn to Darkness”.
Text: Bartłomiej Paszylk
ss) MICHAEL LAIMO - Głębia ciemności (Deep in the Darkne -------------------------------------- Ocena: 5/6
49
FRITT VILT HOTEL ZŁA Norwegia 2006 Dystrybucja:Carisma Reżyseria: Roar Uthaug Obsada: Ingrid Bolsø Berdal Viktoria Winge Tomas Alf Larsen Rolf Kristian Larsen
X X X
Text: PIOTR POCZTAREK
X X
którego łamie nogę. Bohaterowie znajdują schronienie w pobliskim odciętym od świata, opuszczonym hotelu. Nie wiedzą jednak, że w zniszczonych, nadpalonych pokojach czai się morderca, który urządzi sobie z nimi zabawę w kotka i myszkę.
„Hotel zła” jest typowym slasherem, jakich na rynku było pełno ostatnimi laty. Roar Uthaug fachowo buduje napięcie, stosując przy tym krwawe sceny bardzo oszczędnie, co zresztą wychodzi produkcji na dobre. Pierwsze skojarzenia, jakie nasuwają się podczas seansu, to „Koszmar minionego lata”, „Krzyk”, a nawet „Lśnienie”. Norweski horror Po dwóch latach postanowiłem odświe- czerpie z tych klasyków pełnymi garściażyć sobie ten norweski slasher z okazji mi, jednocześnie próbując wnieść do premiery sequela. Jak film prezentuje konwencji kilka niespodzianek. Od teraz dziewice nie są już bezpieczne. się na tle innych tego typu produkcji? Fabuła prezentuje się średnio oryginalnie - piątka młodych snowboardzistów oddaje się wysokogórskim szaleństwom, dopóki jedno z nich nie ulega nieprzyjemnego wypadkowi, w wyniku
Poprawna realizacja, wiarygodne aktorstwo, muzyka i klimat norweskich ośnieżonych szczytów to walory tej produkcji. Horrory ze Skandynawii to nadal rzadkość, chociaż kilka perełek już powstało,
Pierwszy pełnometrażowy film Roar Uthauga trafił do Polski przy okazji Horror Festiwalu w Multikinie w 2007 roku. Obejrzałem go wtedy z miłą chęcią, chociaż poziom owej imprezy był wysoki, a „Fritt vilt” nie był przełomem w żadnej dziedzinie.
50
a z każdym rokiem nadchodzi ich coraz więcej. Polecam pobawić się w zgadywanie, kto zginie pierwszy - scenariusz stara się wymykać wszelkim schematom i dzięki temu ma szansę nas zaskoczyć. Plusem są także postacie bohaterów dzięki kreacjom młodego pokolenia norweskich aktorów możemy ich polubić, a nawet się z nimi zżyć. Największym mankamentem „Hotelu zła” jest szczątkowa fabuła i prawie kompletny brak nakreślenia portretu psychologicznego i motywów mordercy. Nie możemy spodziewać się uczty intelektualnej, ale dostaniemy za to półtorej godziny solidnej rozrywki. Czy film spełnia swoje zadanie jako horror? Oprócz kilku nagłych momentów - „straszaków” - nie ma się tu raczej czego bać. Być może zaczniemy martwić się o bohaterów, ale na pocieszenie dodam, że jeden z nich przeżyje. Trzeba przecież zagrać
w sequelu. Podsumowując - film mimo wszystko obejrzeć warto. Zachęca do tego atrakcyjna cena wydania DVD, wciąż dla nas egzotyczny klimat Norwegii i piękna Ingrid Bolsø Berdal w jednej z głównych ról. Jeśli potraktować „Hotel zła” jako horror mający nam dać jedynie niewymagającą, ale za to wciągającą rozrywkę, spełni on swoją rolę i wessie nas w klimat mroźnych gór i opuszczonego hotelu.
51
-------------------------------------- Ocena: 5/6 Wydawca: Amber 2009 Tłumaczenie: Przemysław Bieliński, Dariusz Ćwiklak Ilość stron: 376
Demon (ang. deamon) – program komputerowy, który nieustannie działa w tle i wykonuje konkretnie działania w ustalonym czasie lub w odpowiedzi na pewne zdarzenia. Skrót od „Disk And Execution MONitor”. W wieku 34 lat, po długiej walce z nowotworem mózgu umiera dr Matthew Sobol – współzałożyciel CyberStorm Entertainment, genialny twórca gier sieciowych. Nekrolog Sobola w Internecie uaktywnia uśpionego Demona i ogromną ilość programów. Wszystkie one, w precyzyjny sposób i doskonale skoordynowany zaczynają wprowadzać w życie plan szalonego programisty. Najpierw ginie dwóch najbliższych współpracowników Sobola, później komputery zaczynają działać coraz bardziej niezależnie od nadzorujących je osób: przesyłają informacje, zatrudniają i zwalniają z pracy ludzi, przelewają pieniądze i z niezwykłą precyzją zabijają wybrane ofiary. Demon rozprzestrzenia się na terenie całego świata… Do walki z nim stają wszystkie agencje rządowe USA zajmujące się bezpieczeństwem oraz detektyw Peter Sebek, wspomagany przez byłego współpracownika CyberStormu – Jona Rossa. „Demona” czyta się jednym tchem, o ile informatyka i Internet nie mają przed czytelnikiem tajemnic i o ile nie obce są mu gry sieciowe. Dla osób, które od grania na komputerze przedkładają inne rozrywki, pewne fragmenty powieści mogą okazać się trudne. Na szczęście nie na tyle, by zmusić do rezygnacji z lektury. Oprócz szybko toczącej się akcji powieść Suareza ma do zaoferowania coś jeszcze: uświadamia jak bardzo nasza cywilizacja uza-
leżniła człowieka od komputerów i z jaką łatwością dobry haker może dzięki temu nim manipulować. Nawet po swojej śmierci. Warto też zwrócić uwagę na znakomicie opisane metody rekrutacji pracowników przez Demona: dobiera on sobie ludzi według z góry ustalonych kryteriów i przy pomocy manipulacji, prania mózgu i gróźb czyni z nich armię gotową spełnić każde polecenie. Taką koordynacją, sprawnością organizacyjną i jednomyślnością nie są się w stanie wykazać organizacje walczące z Demonem: ani współpracując ze sobą, ani nawet żadna z osobna.
Text: Jagoda Skowrońska
DANIEL SUAREZ - Demon (Daemon )
Czytając powieść Suareza nie mogłam uwolnić się od skojarzeń z dwoma utworami. Przez pierwszą połowę „Demon” sprawia wrażenie współczesnej wersji „Roku 1984” Orwella. O ile jednak Orwell od razu umieścił swoich bohaterów w środku istniejącego już systemu totalnego, to Suarez ukazuje nam jego powstawanie i próby oporu. Ale poczucie, że system kontroluje człowieka na każdym kroku i potrafi przewidzieć, każde jego działanie, jest w obu powieściach równie silne. I od początku niemalże zastanawiam się, czy końcówka „Demona” będzie przypominać tę z „Roku 1984”. Wraz z postępem akcji dostrzegałam też coraz więcej skojarzeń z pierwszą częścią „Matriksa”. I przyznać muszę, że pamiętając pozostałe części trylogii braci Wachowskich, obawiam się, czy zapowiadana na 2010 rok kontynuacja „Demona” nie dorówna im poziomem. Jednak, póki miłościwie nam panujący rok 2009 trwa, nie pozostaje nic innego jak porzucić obawy o to, co będzie w roku przyszłym i doceniać to, co już jest.
53
Rozmawiał: PIOTR POCZTAREK
Witam ponownie! Przez ostatnie kilka dni spotykaliśmy się tyle razy, że aż boję się zadawać Ci kolejne pytania. Obiecałeś, że ujawnisz nam kilka nowych kwestii, a ja zamierzam Cię z tej obietnicy rozliczyć.
nie wybaczę! (śmiech) Jak można iść do polskiej restauracji, w której nie ma bigosu?!
Przepraszam… bardzo przepraszam (płacz). A jak podobała Ci się cała imWitam czytelników Grabarza Polskiego. preza, jaką były Dni Fantastyki? Przyjechałem do Polski między innymi po to, by promować moją nową powieść Uważam, że to bardzo ważne, by czy– „Muzyka z zaświatów”. Ale o obietnicy telnicy, entuzjaści i fani mieli możliwość pamiętam. zebrania się w jednym miejscu i porozmawiania. Kiedy piszesz, przez więkNo to zaczynamy. Byłeś ostatnio we szość czasu siedzisz samemu. Cały Wrocławiu… dzień tylko ty i komputer. Warto spotkać się z ludźmi, którzy czytają twoje książki No tak jakoś… wczoraj (śmiech) i wysłuchać tego co o nich myślą. Niektóre pytania, które zadają czytelnicy, Jak Ci się tam podobało? są wielką niespodzianką. Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale często okazuje Kocham Wroclaw. Wrocław. Lepiej tego się, że czytelnik zapoznał się z książką nie potrafię wymówić. To ładne miasto, i ma zupełnie inny punkt widzenia na jej nie ma przytłaczającego, historyczne- temat, niż autor miał podczas pisania. go klimatu, ale jest bardzo odprężają- Takie spotkania są wspaniałe, a inicjace. Przyjechałem do Warszawy i tutaj tywy, takie jak Dni Fantastyki są dobre wszystko jest, no wiesz, szybsze. Tam zarówno dla mnie, jak i dla czytelników. miałem więcej możliwości by odpocząć A właśnie, zauważyłeś tam „człowiekai porozmawiać z fanami, zwłaszcza tymi, mątwę”? Pana kalmara z „Gwiezdnych którzy byli obecni na Dniach Fantasty- Wojen”? Orientujesz się, z której części ki. Odbyłem wiele rozmów, zwłaszcza on się wziął? z tobą i z Robertem, na przykład na wspólnym obiedzie! Nie przepadam za „Gwiezdnymi wojnami”, więc nie wiem. A Ty lubisz Zwłaszcza z nami, bo byliśmy wszę- „Gwiezdne wojny?” dzie i nie mogłeś nas uniknąć! (śmiech). A właśnie, jak smakowało Wiescka: Wczoraj widzieliśmy się z Anjedzenie? drzejem (Kuryłowiczem) i też spytaliśmy go o „człowieka-mątwę”. Jedyne co odBardzo dobre. Dziczyzna była wyśmie- powiedział, to „nie lubię Star Wars”. nita. Graham Masterton: Ech, człowiek-kreAle nie mieli bigosu… nigdy im tego wetka.
Po Dniach Fantastyki we Wrocławiu, na których ja i Robert Cichowlas prawie cały czas spędzaliśmy z Grahamem i jego żoną Wiescką, przyszła pora na indywidualny wywiad. Podczas obiadu we wrocławskiej restauracji Graham przyznał, że ma dość rozmów na których padają wiecznie te same pytania. Wspólnie ustaliliśmy, że na ekskluzywnym wywiadzie dla Grabarza Polskiego poruszymy głównie oryginalne kwestie, a Graham obiecał zdradzić kilka niepublikowanych nigdzie szczegółów. Tylko u nas dowiecie się co Graham myśli o nowych filmach, Dniach Fantastyki we Wrocławiu, nowopowstającej książce na jego temat, razem z nimi jego żoną Wiescką spojrzycie krytycznym okiem na filmowy horror, oddacie hołd Jackowi Palance’owi, pośmiejecie się z dowcipu Mastertona, a także zostaniecie świadkami niezwykłego wyznania miłosnego!
Tak, a za rok motywem przewodnim będzie pewnie „Star Trek” i będziemy oglądać filmy na okrągło. Star Trek ma pewnie ze 30 sezonów, każdy pewnie po 24 odcinki, do tego z 15 filmów pełnometrażowych. Będzie co robić! No to obejrzymy wszystkie! (śmiech)
podczas czytania. Ludzie często pytają mnie : „Czy to ty jesteś Harry Erskine”. Oczywiście występują między nami pewne podobieństwa, na przykład Harry ma poczucie humoru. W książce Piotra i Roberta dowiecie się jaki naprawdę jestem.
Jaki wkład zamierzasz wnieść do tej Tak na poważnie – nie oglądałem ni- książki? Czy napiszesz jakieś nowe gdy Star Treka. Przysięgam. teksty? Graham Masterton: Andrzej Kuryło- Tak! Znajdziecie w niej wiele niepubliwicz widział ten najnowszy film. Mówił, kowanych nigdzie wcześniej tekstów. że bardzo mu się podobał. Książka zawierać będzie między innymi oryginalne zakończenie powieści „ManiWiescka: Widział też „Anioły i demony” tou”, które nigdy nie zostało tu wydane. z Tomem Hanksem, na podstawie po- Przeczytacie również kilka moich wierwieści Dana Browna. Stwierdził, że to szy. straszne nudy. Czytałem te wiersze. Jeden z nich był Graham Masterton: Kod da Vinci też napisany specjalnie dla twojej żony, był nudny. Wiescki. Czy teraz często zdarza ci się pisywać poezję? Wiem, że więkKsiążka była nudna, film był jesz- szość wierszy powstało, kiedy miałeś cze nudniejszy, ale dosyć o filmach. 17 lat! Wiem, że dwóch twoich fanów, nie pamiętam imion, ale to mogą być Piotr Zgadza się. To było bardzo dawno temu. i Robert, piszą właśnie książkę o Gra- Nadal okazyjnie pisuję wiersze. Ostathamie Mastertonie… nio napisałem poemat na pożegnanie Irlandii, kiedy opuszczaliśmy ten kraj. A tak, chyba właśnie tak mają na imię Wyrażałem w nim swoje uczucia, swój (śmiech). Bardzo mi to pochlebia. Wy- żal. Irlandia to miejsce, w które nigdy nie daję mi się, że czytelnicy mogą czytać możesz całkowicie wniknąć. Nigdy nie wiele książek, ale wcale nie znać osoby będziesz w pełni zaakceptowany, choćautora, chociaż chcieliby wiedzieć wię- byś nie wiem jak długo tam mieszkał. cej na jego temat. Taka książka może być bardzo pomocna i dać jakieś wy- A zdaje się, że lubisz dużo podróobrażenie na temat tego, jaki naprawdę żować. Umieszczasz akcję swoich jest pisarz. Bardzo często zdarza się, powieści w różnych krajach. Fabuła że autor jest zupełnie inną osobą, niż bo- „Muzyki z zaświatów” ma miejsce haterowie powieści, których poznajecie w trzech różnych krajach, prawda?
Możesz nam opowiedzieć coś więcej powieści. o tej powieści, jej bohaterach i umiejscowieniu akcji? Dostałeś ją dwa dni temu. To co chciałem osiągnąć pisząc „Muzykę z zaświatów” to pokazanie historii o duchach, które chcą dokonać zemsty na ludziach, którzy ich zabili. Oczywiście same nie mogą tego dokonać, bo są niematerialne. Nie mają „substancji”, powłoki cielesnej. Muszę więc szukać pomocy u żyjącej osoby, która zrobi to za nich. Taką osobą jest nasz bohater, muzyk, autor popularnych piosenek do filmów i reklam. Spotyka on piękną, atrakcyjną dziewczynę, która wprowadza go do świata duchów. Muzyk zakochuje się w niej, a ich romans pomaga mu zrozumieć demony przeszłości. Kilka duchów Gideon (tak ma na imię główny bohater) poznaje w Sztokholmie, gdzie wiele lat temu razem z Wiescką pracowaliśmy. Dla magazynu Private? Tak, magazyn pornograficzny. To było jak praca u rzeźnika (tu Masterton skrzywił się na wspomnienie tego niezbyt lubianego przez niego okresu zawodowego). Potem akcja przenosi się do Londynu, a na końcu do Wenecji. Chciałem zabrać czytelników w podróż nie tylko do świata duchów, ale również w inne interesujące miejsca. Napisałem więc przewodnik turystyczny po Sztokholmie, Londynie, Wenecji i świecie duchów! (śmiech). ….czy ona jest duchem…? Nie powiem ci! Wybacz, ale nie przeczytałem jeszcze
Porozmawiajmy teraz o twoich planach. Wiem, że zapowiedziałeś powieść „Fire Spirit”, kolejną część cyklu Manitou „Armageddon”. Podobno musiałeś napisać zakończenie „Armageddonu” jeszcze raz, ponieważ nie było wystarczająco dramatyczne i wybuchowe? „Manitou : Armageddon” – taki był tytuł roboczy, ale wydana będzie prawdopodobnie po prostu jako „Armageddon”. Wiescka czyta moje książki jako pierwsza, nim ktokolwiek dostanie je w swoje ręce, co jest jedną z najbardziej wartościowych przewag, jakie mam. Mogę napisać pierwszy rozdział, a ona powie „nie podoba mi się to, jest głupie i nudne”, albo coś w tym rodzaju. Zazwyczaj pisarz tworzy wszystko sam i nikt w to nie ingeruje. Ja mam wsparcie. Wiescka przeczytała zakończenie „Manitou: Armageddon” i pomimo, że całość jej się podobała, stwierdziła, że zakończenie jest bardzo ciche. To tak jakbym chciał, by moi bohaterowie spokojnie odjechali w stronę zachodzącego słońca, niczym w filmach o kowbojach. Wiescka stwierdziła, że brak tu wyraźnego punktu kulminacyjnego – po pięciu powieściach, jednym opowiadaniu i jednym kretyńskim filmie! (śmiech). Potrzebowaliśmy czegoś bardziej ekscytującego. Oczywiście zgodziłem się i dopisałem 20 dodatkowych stron, na których nasz bohater Harry Erskine (który nie całkiem jest mną!) zmierzy się z przerażającym indiańskim szamanem Misquamacusem.
Staną ze sobą twarzą w twarz i … porozmawiają sobie. I powiem wam coś! Misquamacus powie do Harrego Erskine’a : „Myślisz że jesteś silnym szamanem? Myślisz, że jesteś silnym medium? No więc nie… nie jesteś!” (śmiech).
Po ukończeniu „Armageddonu” pracuję teraz nad książką zatytułowaną wstępnie „Fire Spirit”. Zaczyna się ona bardzo spokojnie, kilkoma groźnymi pożarami. Bohaterka prowadzi śledztwo w sprawie podpaleń. Szybko odgrywa, że przyczyna podpaleń jest raczej… apokaliptyczWow! Obiecujesz więc, że czytelnicy na. Najbardziej interesującą rzeczą w tej przeżyją prawdziwy koniec świata? książce będzie wyjaśnienie, co się dzieje z każdym człowiekiem po jego śmierci. Tak, dostaną Armageddon! Więc jeśli chcecie się dowiedzieć co się z Wami stanie kiedy umrzecie, przeczyWspominałeś, że część historii przed- tajcie tę książkę, a ja Wam powiem. stawionej w „Armageddonie” pierwotnie miało być podstawą do zupełnie Książka nie jest nawet skończona, innej książki. Chodzi tutaj o masową a ja już się boję… Wspominałeś, że tą ślepotę. powieścią powrócisz do korzeni własnego pisarstwa, do czasów, w których Zgadza się. Miałem napisać thriller, powstał między innymi „Wyklęty”? w którym każda osoba w Stanach Zjednoczonych traci wzrok. To miało być coś To będzie coś w tym stylu. W tej książce w stylu „Zarazy”, albo „Głodu”, powieść występuje jeden z moich ulubionych bokatastroficzna. To nadal jest powieść haterów. Nazywa się „The Creepy Kid” w tym stylu, ma wszystkie części skła- (Wywołujący ciarki, lub po prostu dziwny dowe tego gatunku literackiego, z tym dzieciak). że cała katastrofa jest winą Misquamacusa, a nie jakiejś tam choroby (śmiech). Brzmi zupełnie jak ja! (śmiech) Bardzo ciężko znaleźć w tych czasach odpowiedniego łajdaka. Nie można już Nazwałem go „Dziwny dzieciak” bo… za wszystko winić Rosjan, jak kiedyś! jest dziwny! (śmiech) (śmiech). Kogo więc można było obwinić? Kolejne pytanie dotyczyć będzie twojego stylu pisarskiego. Zmienił Indiańskiego szamana? się. Kilka lat temu tworzyłeś brutalne, krwawe horrory, ale teraz twoje Indiańskiego szamana! Oni są zawsze powieści są bardziej grzeczne, mniej pod ręką, jeśli szukasz dobrego złoczyń- agresywne. Weźmy chociażby „Piątą cy (śmiech). czarownicę”, czy „Wendigo”. W nowych powieściach nie znajdziemy już Wróćmy do pozostałych zapowiedzia- takich scen jak na przykład w pierwnych przez Ciebie książek. szym rozdziale „Czarnego Anioła”.
Myślę, że w „Fire Spirit” znajdziecie to, czego szukacie. Jak wspominałem, wracamy do korzeni. Przemoc będzie jednak uzasadniona, nie pojawia się bez wyraźnej przyczyny. Tak jak wspominałeś, może być trochę ugrzeczniona. Morderca zapyta : „przepraszam, czy mógłbym odrąbać ci głowę?” (śmiech). A na poważnie - teraz staram się jeszcze bardziej pogłębić psychologię swoich postaci, uczynić ich bardziej wiarygodnymi i realistycznymi. Pracuję nad tym od lat, zmienia się przy tym mój styl, ale dzięki temu jesteście w stanie wyobrazić sobie, że to wy jesteście bohaterami tych powieści, albo chociaż znacie tych bohaterów bardzo dobrze. Wkładam cały wysiłek w to, by czytelnik za każdym razem czuł, że znajduje się wewnątrz powieści, a nie tylko czyta książkę. Staram się wybrać pytania tak, byś nie musiał odpowiadać ciągle na te same… A chcesz dostać inną odpowiedź? No to spróbujmy. Skąd czerpiesz swoje pomysły?
wykorzystam jakiś pomysł, podchodzę do tego pudełka, otwieram je i wyciągam kolejny. To fantastyczne. To rzeczywiście inna odpowiedź. Pracowałeś jako dziennikarz… No i trafiłeś w dziesiątkę. Stąd właśnie biorą się moje pomysły. Potrafię wybrać jakąś współczesną historię, odnaleźć starą legendę i zmieszać je ze sobą. Brakuje ci pracy dziennikarza? Chciałbyś kiedyś do tego wrócić? Bardzo mi się ta praca podobała. Zwłaszcza praca reportera w gazecie. Każdego dnia poznawałem nowych ludzi, często bardzo szczęśliwych, rozmawiałem z nimi bo akurat wygrali na loterii, albo zwyciężyli w sportowym turnieju. Czasem byli to ludzie bardzo zdenerwowani, bo akurat ktoś zginął na ich oczach, a oni musieli o tym opowiedzieć. Lubiłem spotykać i poznawać nowych ludzi. Miło wspominam również pracę dla magazynu „Penthouse”. Jako redaktor naczelny mogłem zatrudnić wielu świetnych autorów tekstów. Miałem ogromny budżet do rozdysponowania. Stać mnie było, by zatrudnić bardzo dobrych ludzi, takich jak Kingsley Amis, Jan Cremer, czy Jim Ballard. Miałem okazję, by się z nimi zaprzyjaźnić. Podobał mi się seksualny wydźwięk tego magazynu. I podobał mi się stan naszego konta. Mogłem wydawać ile tylko chciałem. Ale to szokujące, kiedy nagle zaczynasz pracować dla samego siebie. Nikt nie stawia ci wtedy lunchu, sam musisz zapłacić. (śmiech).
Dobra. No to słuchaj. Kiedy byłem dzieckiem, miałem 11 lat, mój ojciec służył w armii na terenie Niemiec. Odwiedzałem go w każde wakacje. Lubiłem połazić sobie po sklepach. Wszedłem kiedyś do pewnego starego sklepu w Bitterfeld. Znalazłem tam metalowe pudełko, stare i zardzewiałe, ale z ładnymi zdobieniami i małym zameczkiem. Kupiłem je za 50 fenigów. Zabrałem je do domu, otworzyłem i … wszystkie pomysły już tam były! (śmiech). Za każdym razem kiedy Powiedzmy to ostatecznie wszystkim
czytelnikom. Gdyby miał powstać re- No to chyba już za późno. make filmu „Manitou”, kogo chciałbyś zobaczyć w roli Harry’ego Erskine’a? Chyba, że go wykopiemy. Graham Masterton: Wiescka bardzo by chciała, by zagrał Brad Pitt (śmiech). Ja nie jestem pewien. Obecnie niewielu aktorów potrafi jednocześnie zagrać poważnie i zabawnie.
No to łapmy za łopaty. Skoro mówimy o filmach – wspominałeś, że nie podobały Ci się „Piła”, „Hostel”, a „Blair Witch Project” był największym rozczarowaniem. Które horrory Ci się zatem podobały?
Wiescka: George Clooney by się nadawał! Wiescka i ja obejrzeliśmy zeszłego wieczoru „Lustra” z Kieferem Sutherlandem. Graham Masterton: George Clooney Nigdy wcześniej nie słyszałem o tym filchyba jest za poważny… chociaż nie, mie. grywa też w komediach. No dobrze, jest to jedna z możliwości. To remake koreańskiego filmu.
Wiescka: Albo ten z „Parku Jurajskie- Naprawdę? Uważam, że to był świetny go”, jak mu tam… Jeff Goldblum! film. Dostrzegłem sporo podobieństw do pomysłów, jakie sam miewałem w swoGraham Masterton: Nie jest aż tak ich powieściach. Postacie rozwijały się przystojny, by zagrać kogoś kto jest po w podobny sposób. To był doskonały części mną! (śmiech). film. Był straszny. Nie to co to nowe, fabularne „Z archiwum X”. A kto by zagrał Misquamacusa? To rzeczywiście była klapa. A serial A znasz jakieś karły? We Wrocławiu było był taki dobry… ich trochę. Ale nie, teraz potrzebujemy kogoś dużego. Misquamacus wrócił Tak. Oba pełnometrażowe „X-Files” dały w pełni sił i jest duży. Może George Clo- ciała. Podobał mi się jeszcze „Ring”, oney zagrałby Misquamacusa? zarówno oryginał, jak i remake. Amerykańska wersja była nawet niezła. Bardzo Nie, jest zbyt ładniutki by grać Misqu- lubię też oryginalny „Dark Waters”. Ale amacusa. Może Ron Perlman? Albo remake nadawał się do śmietnika. Lubię Steve Buscemi? takie dziwaczne filmy. Graham Masterton: Albo Jack Palance. A widziałeś „Funny Games” Ale on chyba nie żyje… Nie. Wiescka: I to od kilku lat… To psychologiczny thriller, w którym
dwóch morderców dręczy spokojną rodzinę. Przychodzą pożyczyć kilka jajek, ale w miarę rozwoju fabuły zaczynają torturować domowników bez żadnego powodu. Ta przemoc nie jest nawet pokazana na ekranie, wszystko dzieje się w Twojej głowie. Słyszysz uderzenie kija golfowego, albo wystrzał z pistoletu, możesz znaleźć trochę krwi na podłodze, ale nie zobaczysz zmasakrowanego ciała. Cały horror rozgrywa się w głowie widza. Wiescka: Widzisz, Kochanie? A tobie zarzucili, że piszesz krwawe książki… Graham Masterton: A tak, w „Wizerunku zła” jest taka jedna scena. Kiedyś podszedł do mnie jeden czytelnik i zaczął narzekać, że znienawidził tą scenę, w której mała dziewczynka zostaje pobita na śmierć, zupełnie jak foka okładana pałką. Stwierdził, że było tam za dużo krwi. Odesłałem go z powrotem do mojej powieści, by przeczytał ten opis jeszcze raz. Jedyne co tam było to zdanie „dziewczyna została pobita na śmierć, niczym foka na uboju”. Nic więcej. Czytelnicy widzieli rzeź fok w telewizji. Biedne, małe foki wykrwawiały się na lodzie. I ten obraz utkwił im w pamięci i myśleli, że dokładny opis pojawił się w mojej książce, chociaż wcale go tam nie było. Jedyne co zrobiłem, to poddałem pewną sugestię, by wywołać ten obraz. To znacznie skuteczniejsze. Wczoraj oglądałem też „Johna Rambo” . Tam dopiero było dużo krwi. Oglądałeś czwartą część? Tę, która miała miejsce w dżungli?
jednemu z żołnierzy krtań. To było krwawe. Ale uważam, że film był całkiem niezły. A wiesz, że w pierwotnej wersji Rambo umiera? I wraca do życia, zupełnie jak Twoja bohaterka, Amelia Crusoe, która ginie w „Manitou” i powraca do życia w „Duchu zagłady”. Błąd autora? To nie był mój błąd! To nowojorska policja popełniła błąd. Błędna identyfikacja spalonych ciał. Jest taki punkt temperatury, która uniemożliwia identyfikację spalonego ciała nawet po DNA. Zwykłe krematorium spala ciało w temperaturze 2500 stopni. Wtedy nie pozostaje praktycznie nic, nawet kości zostają zniszczone. To właśnie stało się z Amelią i MacArthurem. Nie powiedzieli mi o tym, że policja popełniła błąd. Narobili kłopotu, a ja jak idiota byłem pewien, że nie żyją. Porozmawiajmy o twoich najbardziej znanych powieściach, takich jak „Rytuał”, czy „Katie Maguire”. Te powieści prawie zostały sfilmowane. Mariano Baino miał nakręcić „Rytuał” i nagle zniknął, a projekt upadł.
Mariano Baino przez całe lata starał się doprowadzić do ekranizacji „Rytuału”. Projekt miał być sfinansowany przez włoską wytwórnię filmową. Wykupili prawa, zdjęcia miały się rozpocząć w Macedonii. Wybrali nawet miasto na dokładną lokalizację akcji. Wybrali obsadę. I nagle cisza. Mariano Baino nigdy więcej się nie odezwał. Dzwoniłem, pisałem. Zniknął z powierzchni ziemi. Myślę, że dopadła go klątwa Manitou. Byliśmy z nim na Tak! Scena w której Rambo wyrywa obiedzie, rozmawialiśmy o projekcie, był
bardzo podekscytowany. Zachowywał integruje się z postacią tak, że wstrząsa się tak głośno, że prawie wyrzucili go nim jej śmierć, traktuję to jako komplez restauracji! ment dla siebie. Może też spłonął na pył? Albo dopadł Lubisz wybrać sobie legendę, mit, go karzeł z „Rytuału”? albo świetnie znaną historię i wywrócić ją do góry nogami, tworząc Nie mam pojęcia. Ale to wielka szkoda, alternatywną, ale wiarygodną wersję to taki entuzjastyczny i bardzo miły facet. wydarzeń. Czy zostały jeszcze jakieś Może skończyły się pieniądze na projekt, historie, które chciałbyś przerobić na a on za bardzo się wstydził, by mi o tym własne potrzeby? powiedzieć? Jeśli chodzi o ekranizację „Katie Maguire” – Daniel Scotto już od Tak! Jest jedna historia, którą bardzo 8 lat stara się doprowadzić do sfilmowa- chciałbym wykorzystać. „Wyspa skarnia tej powieści. Wielokrotnie przerabiał bów” Roberta Louisa Stevensona. Piraci! scenariusz, stara się znaleźć źródło To wspaniała książka, pełna świetnych dofinansowania. To właśnie finanse są postaci, takich jak Długi John Silver, Billy problemem, zwłaszcza w czasach kryzy- Bones, ślepy Pew i cała reszta. Właścisu. Znam kilka osób, które bardzo chcą wie to pracuję nad powieścią, w której zrobić film na podstawie którejś z moich chce nadać zupełnie inne, ponadnatupowieści. Francuska wytwórnia filmowa ralne wyjaśnienie tego, co działo się na chce zekranizować „Koszmar”. Ciężko Wyspie Skarbów. Opisanie tego będzie jednak zebrać budżet, grupę utalento- świetną zabawą. No i będę mógł cały wanych aktorów i znaleźć dystrybutora. czas mówić jak pirat! (śmiech) Nadal czekamy… Musisz mieć papugę, drewnianą nogę Jeśli „Koszmar” miałby zostać sfil- i hak! mowany, które z zakończeń byś wybrał? Mało kto wie, że ta powieść ma Tu Graham postanowił opowiedzieć dwa różne zakończenia. dowcip, który pozostawiamy bez tłumaczenia W jednym zakończeniu bohaterka zostaje brutalnie zastrzelona przez żąd- Do you know why pirates are pirates? nego zemsty mężczyznę, a w drugim Because they arrrrrrrrrr! jedzie na wycieczkę rowerową ze swoją córką. Pozwoliłbym reżyserowi dokonać Szkoda, że nie mam kamery, nagrałwyboru, który bardziej by mu odpowia- bym to i wrzucił na Youtube (śmiech). dał. Wydawcy stwierdzili jednak, że chcą Jesteś bardzo zabawny i dowcipny, bardziej szokujące zakończenie. Wie- a większość ludzi o tym nie wie. Nie lu ludzi było bardzo niezadowolonych, zdają sobie sprawy, ponieważ w twoponieważ polubili tę bohaterkę, a ona ich książkach jest krew, przemoc, zło. zginęła. To tylko fikcja! Ale jeśli czytelnik Niektórzy twierdzą, że jesteś skrzy-
wiony… Graham Masterton: Ojej…
osób go wyłapało.
Co jest najtrudniejszym aspektem pisania powieści? Czy konstrukcja Wiescka: No przecież jest! (śmiech) osobowości bohatera, fabuła, czy tło? Który element sprawia najwięcej Graham Masterton: Jeśli spojrzysz problemów? na wszystkie książki jakie napisałem, stwierdzisz, że ludzie często reagują na Trudno powiedzieć. Żaden z tych elekrew i przemoc właśnie humorem. Czę- mentów nie sprawia mi trudności, sto tak robimy. Jeśli jesteśmy naprawdę ponieważ kocham pisać. Uwielbiam przerażeni, śmiejemy się. To naturalna konstruować bohaterów, opracowywać reakcja. tło. W pracy pisarza bardzo przydaje się Internet. Jeśli będę pisał powieść, Chciałem dopytać jeszcze o twoje której fabuła toczy się w Indiach, mogę opowiadania. Napisałeś „Wnikające- poprzez Google namierzyć ulicę i mieć go ducha”, który kontynuował wątki jej natychmiastowy podgląd. Dzięki temu z serii „Manitou”. Napisałeś też „Bur- mogę tworzyć bardzo dokładne opisy gery z Calais”, w których wystąpił – doskonale wiem, jak dane miejsce znany z „Wojowników nocy” John wygląda. To wszystko sprawia mi frajdę! Dauphin. Czy planujesz napisanie W dwóch ostatnich moich powieściach kolejnego opowiadania, który będzie możecie zaobserwować konflikty posequelem którejś z twoich książek? między nastoletnimi chłopcami, a ich rodzicami. Sam mam trzech synów, więc To możliwe. Opowiadania są bardzo in- moje osobiste doświadczenie bardzo mi tensywne, czasem trudniej napisać krót- się przydało przy konstruowaniu tych ką historię, niż całą powieść. W książce scen. Najtrudniejsza jest tak naprawdę masz możliwość rozwinięcia postaci, praca fizyczna – siedzenie na krześle przedstawienia po kolei wynikających i stukanie w klawisze. z siebie wydarzeń. Opowiadanie musi być oparte na solidnym pomyśle, boha- Zapomniałem wspomnieć, że jedna terowie muszą być wiarygodni, podob- z moich koleżanek z redakcji Grabanie jak tło, a na dodatek zakończenie rza Polskiego prosiła, by przekazać musi być zaskakujące. A wszystko to na Wam, że gdy zobaczyła Ciebie i Wie20 stronach! Jeśli teraz napiszę jakieś sckę na spotkaniu z fanami, rozmaopowiadanie, nie będzie ono zawierać wiających, śmiejących się, będących żadnej znanej czytelnikom postaci. John zawsze i wszędzie razem, stwierdziDauphin powstał na potrzeby opowiada- ła, że nie tylko powieści, ale również nia „Burgery z Calais”, ponieważ bardzo życie pisarza może być inspirujące. podobała mi się ta postać, przetransfe- We dwoje przywracacie wiarę w instyrowałem ją do „Powrotu Wojowników tucję zwaną małżeństwem, a to piękNocy”. To taki żart, chociaż niewiele ny komplement.
Graham Masterton: Dziękujemy, to bardzo miłe. Uwielbiamy ze sobą mieszkać. Jesteśmy razem przez 20 godzin dziennie, od 35 lat. Czasami siedzimy sobie w restauracji, spoglądamy na siebie i mówimy „Boże, jesteśmy jak stare małżeństwo”. (śmiech) Wiescka: Niektóre małżeństwa idą do restauracji, siadają przy stoliku i … milczą. Zapada taka niezręczna cisza.
lać na Madagaskarze i nie wracasz do tworzenia książek? Niektórzy autorzy przestają pisać. Uznają, że przekazali już wszystko, co mieli do powiedzenia. Ja nie mogę przestać. Zawsze są jakieś nowe pomysły, zawsze jest o czym pisać. Tak jak pomysł na przerobienie „Wyspy skarbów” przyszedł do mnie nocą, kiedy leżałem na łóżku. Mogę o tym napisać, albo nie, ale jest to interesująca koncepcja. W Polsce można znaleźć wiele inspiracji i pomysłów. Powstanie warszawskie to temat, który chciałbym w przyszłości poruszyć. Na razie napisałem książkę o Bazyliszku.
Graham Masterton: Totalna cisza. A my nie możemy się zamknąć. Oboje! Dlatego ciągle wpadamy w kłopoty. Tak było z tym facetem w barze we Wrocławiu. Temu co podrywał kobietę i drżała mu noga, a ja to skomentowałem. No dobrze, na koniec obietnica. Jeśli umieścisz akcję swojej nowej poA na spotkaniu we Wrocławiu po- wieści w Polsce, musisz mi obiecać, wiedziałeś im, że to byłem ja! A oni że zostanę w niej zabity! w to uwierzyli. A potem powiedziałeś, że mnie kochasz. Piotr, zostaniesz zabity! Ale nie mogę obiecać, że i w tym przypadku policja nie To prawda, kocham Cię. dokona błędnej identyfikacji zwłok. To możesz nie być ty, a na przykład Robert Ja Ciebie też kocham (śmiech). Cichowlas, znaleziony w kuchni, zwęglony na popiół, albo uduszony kawałkiem Wiescka radziła, by sprawić, że fani kurczaka! (śmiech). będą się śmiać i dobrze bawić. Ludzie nie chcą słuchać mojego chrzanienia Dziękuję za wspaniale spędzony czas o legendach, czy tłach powieściowych. i za wywiad. Miło było znowu Was spotkać. Czy kiedykolwiek myślałeś o przejściu na pisarską emeryturę? Nie mia- My również dziękujemy i pozdrawiamy łeś momentu, w którym stwierdziłeś, czytelników Grabarza Polskiego! że masz dość, wyjeżdżasz się poopaWywiad został przeprowadzony w Hotelu Inter Continental w Warszawie, dnia 18 maja 2009 roku.
)
-------------------------------------- Ocena: 5/6 Wydawca: Albatros 2009 Tłumaczenie: Jędrzej Ilukowicz Ilość stron: 3l9
Najnowsza powieść Grahama Mastertona pierwotnie miała być zatytułowana „Wenecka kukułka”. Zmienił się tytuł oryginalny, zmienił się także polski, co wyszło wszystkim tylko na dobre, ponieważ „Muzyka z zaświatów” jest zdecydowanie lepszą propozycją. Książka dzięki wydawnictwu Albatros dorobiła się także specyficznej okładki, która podzieliła fanów na dwa obozy. Ostateczny cover bardzo podoba się samemu Mastertonowi, jak i jego żonie, ja również przyłączam się do grona jego zwolenników. Tyle spraw technicznych – a jak prezentuje się sama esencja powieści? Kompozytor muzyki do reklam, Gideon Lake wprowadza się do apartamentu w nowojorskiej Greenwich Village i od razu zakochuje się w swojej sąsiadce, Kate Solway. Dziewczyna jest mężatką, ale mimo wszystko ulega namiętności i razem z Gideonem zostają kochankami. Ukrywając się przed jej mężem, Victorem, wyruszają w podróż do Europy. Szybko okazuje się jednak, że kobieta skrywa przerażającą tajemnicę, a bohater zostaje wciągnięty w wir niesamowitych wydarzeń. Kluczem do rozwiązania zagadki jest ogromna wrażliwość Gideona, jego miłość do Kate, a także brutalne zbrodnie, które dzieją się na oczach głównego bohatera. U Mastertona kameralna „ghost story” to nadal rzadkość i egzotyka. Owszem, w powieściach Grahama pojawiały się niejednokrotnie całe rzesze niematerialnych istot, ale zawsze napędzane były mocą złowrogiego, krwiożerczego demona. Tym razem jest inaczej. Autor zaprasza nas w klimatyczną, tajemniczą
podróż po Sztokholmie, Londynie i Wenecji – miejscach, w których autor spędził sporą część swojego życia, co pozwoliło mu oddać magię tych miast. Wraz z bohaterem czujemy się samotni, opuszczeni i bezradni, a wydarzenia dziejące się na jego i naszych oczach możemy jedynie bez słowa przyswajać.
Text: PIOTR POCZTAREK
GRAHAM MASTERTON - Muzyka z zaświatów (Ghost Music
„Muzyka z zaświatów” to powieść oryginalna w dorobku Grahama i mówię to z czystym sumieniem, bo ostatnio coraz częściej zdarza mi się wypowiadać taki osąd. Nie uświadczymy w owej książce groteski, krwawej masakry, nawet seks jest wysmakowany i delikatny, a nie wyrafinowany. Jest to historia dojrzała, kameralna, dramatyczna, nie wypełniona charakterystycznymi dla wcześniejszych okresów twórczości Mastertona fajerwerkami. Kilka gwałtowniejszych scen pozwala nadal trzymać tę powieść w z dnia na dzień coraz mniej sztywnych ramach gatunkowych horroru. „Muzyką z zaświatów” Masterton udowadnia jednak, że jest autorem wszechstronnym, który umie trafić do szerokiego grona odbiorców, a nie tylko miłośników literackiego gore. Jeśli tak mają wyglądać następne powieści tego autora, to ja się pod tym podpisuje i ze spokojem spoglądam w przyszłość. Autor w rozmowie z nami przepowiadał wprawdzie powrót do korzeni zapowiedzianą powieścią „Fire Spirit”, przyrównując ją do „Wyklętego”, ale w tym przypadku jest to najlepsza rekomendacja. Podsumowując – idzie nowe, a Masterton udowadnia, że mimo swojego wieku i ponad 30 lat pisania książek nadal jest w formie, gotów stanąć do walki o pas mistrza świata w literackim horrorze.
65
Jesteś jednym z nielicznych reprezentantów Horror Core w Polsce. Czy mógłbyś na wstępie w skrócie przybliżyć czytelnikom ten dość niszowy i niezbyt popularny w Polsce gatunek rapu? W zasadzie na samym początku odpowiedzi należy się zastanowić czy faktycznie rap związany z horrorem jest niszowym gatunkiem. Kaliber 44 czy Nagły Atak Spawacza są grupami znanymi praktycznie większości ludzi w Polsce, o czym świadczy ilość sprzedanych płyt oraz nie gasnąca popularność obu składów. Jeśli przykładowo porównamy tę sytuacje z USA czy z naszymi zachodnimi sąsiadami to łatwo zauważyć, iż nie jest to jednak mało popularny podgatunek muzyki. Choć faktycznie w polskiej (zresztą bardzo krótkiej historii) rapu moda na “Psycho Rap” jakby przeminęła, a ludzie robiący cokolwiek związanego z horrorcore’em wydawali swoje do-
konania w darmowej formie do Internetu bądź w niedużych nakładach płytowych. Pierwszy raz słowo “horrorcore” zostało użyte na początku lat 90. przez rapera Redrum związanego z legendarną ekipą Flatlinerz z Nowego Jorku, a niedługo później w Big Apple swój komercyjny debiut odnotowali Gravediggaz. W tym samym mniej więcej czasie na zachodnim wybrzeżu oraz na południu pojawiły się takie postacie jak: Insane Poetry, Brotha Lynch Hung, Ganxta NIP i Geto Boys. Zdania na temat faktycznego miejsca i czasu powstania rapu związanego z horrorem są jednak podzielone. Pod koniec lat 80. w Detroit nastoletni jeszcze raper Esham zaczął definiować swój styl jako Acid Rap w którym przewijały się historie związane z satanizmem, samobójstwami i narkotykami nagrywane do sampli wyciętych z Black Sabbath. Według mnie - jak zwał tak zwał. Acid Rap, Horrorcore, Death Rap, Nightbreed Hip Hop, Wicked Shit to tak naprawdę jeden i ten sam gatunek DELIKATNIE różniący się stylistyką samych bitów. Czemu w okresie cukierkowego bounce’u postawiłeś na horror i mroczne klimaty?
wiekowych, identyfikujących się z odmiennymi subkulturami. Na koncertach bardzo często słyszę opinie, że mam pozytywnie najebane w głowie i że nie słyszeli jeszcze takiego materiału, tak więc niezmiernie pozytywnie ludzie odebrali “ Chore Melodie” Z albumu “Chore melodie” tracki, które do mnie najbardziej trafiły to “Bezdech” i “:)” - Spodobały mi się dlatego, że to czyste horrorowe teksty, bez hip hopowych aluzji. Masz swojego faworyta na tym albumie? Hmmm... w zasadzie nie mam. Cała płyta jest dla mnie wyrównana jeśli chodzi o warstwę liryczną i muzyczną. Tak samo podoba mi się “Marsz Robotów” co “Ssij Go” i wymieniony wyżej “Bezdech”. Mówiąc szczerze niezbyt często słucham swojej płyty. Nie dlatego że mi się nie podoba ale tylko i wyłącznie ze względu na to , iż jest dużo rzeczy które bym poprawił i nagrał jeszcze raz. Tak samo zresztą było w przypadku wydania WSRH razem z Shellerem. Są momenty które tylko i wyłącznie sam twórca może wychwycić i ocenić pomimo tego , że wszyscy dookoła mówią “jest dobrze”.
Ludzie z Psychopathic Records nie tylko dzięki wymalowanym twarzom postrzegani są za niezłych freakow. Mimo, że nie masz tego typu wizerunku, tekstami odbiegasz od większości sceny. Jak Ciebie odbierają? Gościnnie na płycie pojawia się śmietanka poznańskiego rapu. Ciężko Odbierają to zajebiście. Miałem pewne było ich przekonać do udziału w tego obawy przed wydaniem materiału jak typu produkcji? zostanie przyjęty w tak konserwatywnym kraju, ale na serio miło się zaskoczyłem. Tutaj należy dodać iż oprócz poznańDostaję praktycznie codziennie maile skiej czołówki pojawiają się przedstaz całego kraju od osób z różnych grup wiciele także innych miast, przykładowo
Niedawno ukazała się solowa płyta poznańskiego rapera - Słonia. Nie wyróżniałaby się od innych podobnych produkcji gdyby nie dość makabryczne texty i liczne horrorowe aluzje. Zapewne powiecie, że to klimat pasujący do innych gatunkow muzycznych, nie do rapu. Czyżby? Przeczytajcie co ma o tym do powiedzenia sam sprawca tego całego zamieszania.
Rozmawiał: WOJCIECH JAN PAWLIK
Wydaje mi się, że okres cukierkowego bounce już jakiś czas temu minął. W popularnych mediach typu radio czy telewizje muzyczne tak naprawdę polski rap przestał istnieć poza praktycznie dwiema wytwórniami i może trzema artystami. Nie przypominam sobie jakiegoś określonego momentu, w którym wpadłem na pomysł “O! A ja będę robić zło”. To wyszło samo z siebie. Od kiedy pamiętam miałem jakieś odchyły w tym kierunku. Jeśli chwytałem za film w wypożyczalni kaset była to klasyka horrorów albo science-fiction. W przypadku książek było identycznie. Głównie sięgałem po Barkera, Lovecrafta czy Kinga, tak więc wydaje mi się, że dojście do muzyki związanej z “mrocznymi klimatami” było naturalną koleją rzeczy. Poza tym oprócz rapu od kiedy pamiętam starszy o 7 lat brat edukował mnie pod kątem dokonań takich kapel jak: Iron Maiden, Slayer, Gwar, Obituary, White Zombie, Sepultura czy choćby Kat, a jak powszechnie wiadomo horrory miały bardzo duży wpływ na metal.
reprezentant Piły Bubel oraz Jeżozwierz z Warszawy. Nie ograniczałem się w jakiś sposób do tego ,że ma to być wyłącznie poznańska płyta. W zasadzie każda z zaproszonych na płytę osób (raperów i producentów) jest moim bliższym bądź dalszym znajomym, tak więc wyszło to naturalnie. Słuchając Twojej płyty nie sposób nie zauważyć, że w Twoich tekstach pojawia się bardzo wiele nawiązań do klasycznych horrorów oraz ich twórców. Przybliż nam swoje gusta. W jakich horrorach gustujesz? Skłaniasz się w stronę klasycznych produkcji czy może w stronę tych nowszych? Przede wszystkim staram się nie ograniczać do tego czy coś jest klasyczne czy nie. Podobają mi się zarówno wysokobudżetowe produkcje hollywoodzkie jak i te niezależne filmy tworzone niedużym kosztem. Dla mnie rachunek jest prostyjeśli film jest dobry - to jest dobry i tyle w temacie. Oglądam różne produkcje począwszy od Hitchcocka jadąc dalej przez slashery z lat 80., filmy spod znaku Hammer, a kończąc na wschodnich wynalazkach typu „Tokyo Gore Police”. Oczywiście jest sporo chłamu, który na ogół wyłączam po 15 minutach ale to w każdej dziedzinie sztuki czy to film czy muzyka wychodzą na rynek gnioty, do których po prostu nie wracam. Tutaj oczywiście należy zaznaczyć różnice w gustach (o których się nie dyskutuje a przynajmniej nie powinno). Jeśli miałbym przytaczać przykłady niepodważalnych klasyków wymieniłbym: „Nosferatu - Symfonię Grozy”, „Egzorcyste” 1 i 3, „Halloween” Carpentera, „Hellraiser” Barkera, „Lśnienie”, „Dom 1000 Trupów”, „Texas Chainsaw Massacre”, „Jacob’s Ladder”, „Czas Apokalipsy”, „Obcego”, „Evil Dead” i w sumie wiele wiele innych. Wydaje mi się że najnowsze horrory zatraciły suspens kosztem efektownych
jump scenes, aczkolwiek nie jestem zatwardziałym zwolennikiem myślenia , że tylko i wyłącznie stare filmy zasługują na miano klasyków. Powstają nadal pojedyncze perełki, przykładowo „Creep”, którego jestem oddanym fanem. Oprócz postaci Craiga samo wykonanie filmu i przede wszystkim muzyka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Tak samo bardzo zapadł mi w pamięć szwedzki „Let The Right One In”. Nie rozumiem natomiast popularności takich produkcji jak „Frontière(s)”, „Hostel”, „Blood and Chocolate” czy niezwykle popularny ostatnio serial „Dexter”. Zamiast marnować czas oglądajac perypetie seryjnego mordercy, który jest policjantem wole wracać po raz enty do „Twin Peaks” czy „Królestwa” Larsa Von Triera. Jesteś w trakcie promocji płyty. Z tego co zdążyłem zauważyć to zainteresowanie jest spore. Wiem , że jest za wcześnie żeby o to pytać ale może masz już jakieś sprecyzowane plany na przyszłość? Nowa płyta? więcej makabry? Odnośnie planów to mogę powiedzieć, że po wakacjach wydajemy razem z Shellerem i Dj’em Simo ‘szybki’ mixtape przy wyłącznej współpracy sklepu UnHuman.pl, który będzie kierowany raczej do fanów twardego, hardcore’owego rapu oraz mamy zamiar wypuścić jeszcze w tym roku drugą część Wyższej Szkoły Robienia Hałasu, już na własnych autorskich bitach rodzimych producentów. Jeśli chodzi o przyszłość związaną z horrorcorem to w 2010 r. we współpracy Mikserem (czyli w duecie mc i producent) mamy plan wydać płytę stricte “złą” czyli najczystszą formę Horrorcore, ale na ten temat nie będę jeszcze nic mówić. Przypominam również, że płytę oraz t-shirty można nadal nabyć w sklepie internetowym www.unhuman.pl oraz na allegro.
-------------------------------------- Ocena: 5/6 Wydawca: Armoryka 2009 Czas trwania: l:l9:00
Andrzej Juliusz Sarwa, urodzony w 1953 roku w Sandomierzu, pisarz, poeta tłumacz i dziennikarz, jest twórcą niezwykle płodnym. Ma na swoim koncie ponad 100 publikacji z rozmaitych dziedzin: jest autorem powieści zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych, zbiorów opowiadań, poradników z zakresu hodowli i pielęgnacji roślin, publikacji z zakresu teologii i religioznawstwa oraz wielu innych. Pośród jego dorobku pokaźne miejsce zajmują powieści i opowiadania grozy. Właśnie opowiadania z tej ostatniej grupy zawiera wydany przez Armorykę zbiorek „Strzyga i inne opowieści niesamowite”. Każda z prezentowanych tu opowieści zawiera inne oblicze grozy, każda rozgrywa się w innym czasie. Wszystkie łączy Sandomierz. Fabuła tytułowej „Strzygi” rozgrywa się w XVII stuleciu, na sandomierskim cmentarzu. Wraz z bohaterką opowiadania powoli odkrywamy przerażające położenie w jakim się znalazła. Z każdą kolejną chwilą klaustrofobiczna atmosfera coraz bardziej się zagęszcza, aż do makabrycznego finału. W czasy bardziej współczesne, w połowę ubiegłego stulecia, przenosi nas „Zagadka jesiennej nocy” – opowieść człowieka, w którego domu pewnej jesiennej nocy zdarzyło się coś niesamowitego i przerażającego. Jednak dopiero po latach, gdy przeniósł się spod Wrocławia do Sandomierza zdecydował się o tym opowiedzieć.
najdłuższym opowiadaniu. „Jakub i Małgorzata” to historia smutnej, niespełnionej miłości, z zaskakującym finałem. Chociaż Andrzej Sarwa jest jak najbardziej współczesnym pisarzem, jego opowiadania – nawet te, które rozgrywają się w dzisiejszych czasach – mają w sobie klimat dawnych opowieści z dreszczykiem. Nie ma tu epatowania przemocą, krwią czy perwersyjnym seksem. Jest za to nawiązanie do starosłowiańskich wierzeń, przerażające „nieznane”, czy duch, który po śmierci pragnie zaznać tego, czego nie zaznał za życia i przede wszystkim umiejętnie budowany nastrój grozy. Opowiadaniom zawartym w „Strzydze” zdecydowanie bliżej do opowiadań klasyków horroru, takich jak Edgar Allan Poe czy rodzimy Stefan Grabiński, niż do twórczości pisarzy współczesnych. Można uznać to za zacofanie autora, za nieumiejętność nadążania za duchem (nomen omen) czasu. Ja jednak widzę w tym umiejętność czerpania z najlepszych wzorców połączoną z własnym, niepowtarzalnym stylem, bo jednak wahałabym się nazwać Sarwę zarówno „polskim Poem” jak i „współczesnym Grabińskim”. Andrzej Sarwa to po prostu współczesny polski pisarz grozy (i nie tylko), piszący w dobrym, starym stylu.
Text: JAGODA SKOWROŃSKA
wite
ANDRZEJ SARWA - Strzyga i inne opowieści niesamo
Niestety opowiadania w wersji audio dużo tracą. Owszem, między poszczególnymi opowieściami słychać upiornie brzmiący odgłos skrzypiących drzwi, jednak na tym cała groza się kończy. Momentami nieco senna interpretacja Bogumiła Ostryńskiego, może nie odziera prozy Sarwy Zupełnie inaczej, dużo bardziej subtelnie z całego klimatu niesamowitości, ale też groza przedstawiona jest w ostatnim, i nie jest w stanie w pełni go oddać.
69
REST STOP OSTATNI POSTÓJ USA 2006 Dystrybucja: Galapagos Reżyseria: John Shiban Obsada: Jaimie Alexander Joseph Lawrence Joey Mendicino Deanna Russo
X
Text: BARTŁOMIEJ KLUSKA
X X X X
70
Taka historia może być zalążkiem świetnego filmu, bo gra na zawsze aktualnych lękach, które dotyczą absolutnie wszystkich. Duchy, wampiry czy zombie są na niby i jeśli nawet straszą z ekranu, to ze świadomością, że na ekranie pozostaną. Natomiast gdzieś na odludziu, gdy zabraknie cywilizacji, gdy nie ma policji, telefony nie działają i w starciu z silniejszym przeciwnikiem jest się zdanym
wyłącznie na własne siły – lęk o to, czy w razie czego jest się w stanie uratować siebie i ochronić swoich bliskich – taki lęk jest świetnie znany każdemu, kto choć raz wyjeżdżał na wakacje z żoną, dziewczyną czy niewielką grupką przyjaciół, a nawet każdemu, kto kiedykolwiek czekał na pustej ulicy na nocny autobus. Dlatego widzom tak łatwo wczuć się w sytuację bohaterów oglądanych na ekranie. Filmowcy świetnie to wiedzą i potrafią umiejętnie rozgrywać podobne historie (żeby wspomnieć tylko „Eden Lake” i „Wolf Creek”, z najnowszych tytułów, a przecież gatunek ma długie, sięgające jeszcze „Deliverance” trady-
Dwoje zakochanych nastolatków wyrusza w samochodową podróż z małej mieściny w Teksasie do słonecznej Kalifornii. Po drodze zatrzymują się na odludnym parkingu, a gdy Nicole wychodzi z toalety, ze zdziwieniem zauważa, że jej chłopak Jess zniknął wraz z autem. Szybko okazuje się, że to nie głupi żart, a początek gry o życie. W okolicy poluje seryjny morderca.
cje). Twórcy „Rest Stop”, choć mieli skąd czerpać sprawdzone dobre wzory, nie podołali zadaniu, ponosząc spektakularną porażkę. Co poszło nie tak? Przede wszystkim bohaterowie, ze szczególnym uwzględnieniem Nicole, której widzowie powinni kibicować w walce z bezwzględnym zabójcą. Niestety, dziewczyna jest tak głupia, że od patrzenia aż bolą oczy. Można naturalnie zrozumieć, że niezbyt rozgarnięte postaci to pewien standard w kinie grozy, ale główna bohaterka „Rest Stop” urąga nawet najmniej wyśrubowanym normom. Przykład z początku filmu: Nicole wie już, że na parkingu grasuje seryjny morderca, który porwał jej chłopaka, zapada zmrok, w okolicy nikogo, kto mógłby pomóc, więc przerażona dziewczyna włamuje się do budki strażnika, by przez radio wezwać pomoc (na razie jest nieźle). Udaje się nawiązać połączenie, tajemniczy głos mówi, że
powiadomi policję. Trzeba czekać. Co robi Nicole? Chowa się w ciemnościach na skraju lasu i uważnie obserwuje drogę? Szuka jakiejś broni? Zamartwia się o porwanego chłopaka? Nie, siedząc w budce strażnika i przed tą budką (w świetle latarni) upija się znalezioną na półce butelką whisky. Ciężko trzymać kciuki za taką bohaterkę, ciężko nawet w nią uwierzyć, a co gorsza, do Nicole wkrótce dołączy bodaj najgłupszy policjant w historii kinematografii (i to wliczając w tę klasyfikację całą ekipę wszystkich części „Akademii policyjnej”). Dalej jest tylko gorzej, absurd goni absurd, a głupota głupotę. Mimo że technicznie film stoi na niezłym poziomie, idiotyzmy scenariusza kładą opowiedzianą historię na łopatki. I aż żal straconej szansy, bo jest tu kilka porządnie pomyślanych scen, które jednak giną w masie scen urągających inteligencji nawet niezbyt bystrego widza.
71
Na początku swej literackiej kariery wampiry były istotami fascynującymi, pociągającymi, emanującymi erotyzmem, ale przede wszystkim drapieżnymi i budzącymi grozę. Jednak już końcówka „Draculi” Brama Stokera, gdzie Mina Harker w swoim pamiętniku pisze, że „w momencie owego ostatecznego unicestwienia zagościł na tym [czyli księcia Draculi] obliczu wyraz takiego spokoju, jakiego wcześniej nawet wyobrazić sobie nie byłam w stanie”, zdaje się sugerować, że wampir tak naprawdę niekoniecznie musiał być zachwycony swoim wiecznym żywotem. Ten właśnie aspekt nieszczęśliwego życia wampira powraca w literaturze współczesnej. Wampir już nie jest istotą ponadludzką dzięki swej nieśmiertelności, istotą, która budzi grozę nieustannie pragnąc ludzkiej krwi, niezbędnej do utrzymania się przy życiu. W 1976 roku Anne Rice w „Wywiadzie z wampirem” wykreowała, a w dalszych częściach „Kronik wampirzych” skutecznie umacniała, wizerunek szlachetnego i nieszczęśliwego wampira. Dla Louisa de Pointe du Lac zarówno jego nieśmiertelność, jak i konieczność spożywania krwi, by przeżyć, stanowiły źródło nieustannej udręki. Dlatego tylko wyjątkowo sięgał po krew ludzką, na co dzień (czy raczej co noc) ograniczając się do polowania
72
na zwierzęta. Dziś na rynkach księgarskich króluje cykl Stephenie Meyer, zapoczątkowany powieścią „Zmierzch”, gdzie stworzony przez Anne Rice wizerunek wampira został przerysowany do granic absurdu, a nawet poza te granice. Na fali popularności powieści Meyer ukazały się u nas niedawno, opublikowane w Stanach Zjednoczonych w początkach lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia „Pamiętniki wampirów” Laury Jane Smith. Jeszcze nie tak absurdalne jak cykl „Zmierzchu”, ale bardziej podobne do niego niż do „Kronik wampirzych”. Wampiry u L.J. Smith mają w gruncie rzeczy dużo z klasycznych dzieci nocy. Odżywiają się wyłącznie krwią, choć niekoniecznie musi to być krew ludzka. Jednak tylko ona daje im moc, zwierzęca posoka umożliwia jedynie przeżycie. By stać się wampirem nie tylko trzeba być przez krwiopijcę ugryzionym, należy także skosztować jego krwi. Zabić wampira może osinowy kołek, ewentualnie kołek z innego drewna, dekapitacja lub, oczywiście, słońce. Tylko jak wampir w powieści dla nastolatek (bo w tej kategorii plasuje się cykl Smith) miałby straszyć, gdyby nie mógł objawiać się za dnia? Chyba w ogóle. Więc żeby móc się poruszać także po wschodzie słońca
l. The Awakening 2. The Struggle 3. The Fury 4. Dark
Reunion)
----Ocen a: 2/6 -----------------------------------------Wydawca: Amber 2008 / 2009 Tłumaczenie: l,2,4 Edyta Jaczewska, 3 Maja Kittel Ilość stron: 207, l99, l9l, 223
musi posiadać talizman w postaci biżuterii z niebieskim kamieniem (tu konkretnie są to pierścienie z oczkiem z lapislazuli), a oczy musi osłaniać ciemnymi okularami, co dodatkowo przydaje mu tajemniczości. Czosnek na wampiry nie działa. Atrakcyjna dziewczyna spożywająca w trosce o swoje życie czosnek w nadmiernych ilościach i nosząca go w torebce obok perfum i szminki, to zbyt mało romantyczne jak na współczesne love story. Jednak wciąż jeszcze dość skutecznym zabezpieczeniem jest zdecydowanie mniej aromatyczna od czosnku werbena. Zasadniczo nie działa na wampiry także krzyż, a w razie potrzeby to i w kościele może taki krwiopijca się pojawić. Ale w domu ludzi bez zaproszenia już nie. Podobnie jak zasadniczo nie może przekroczyć płynącej wody. Co więc mimo tylu podobieństw różni wampiry L.J. Smith od dawnych? Przede wszystkim to, że nie przerażają. A nawet nie usiłują tego robić. W Polsce do tej pory ukazały się cztery tomy „Pamiętników”: „Przebudzenie”, „Walka”, „Szał” i „Mrok”. Pierwsze trzy zdają się tworzyć jedną całość. W pierwszym tomie poznajemy głównych bohaterów: Elenę, klasową „królową”, piękną, próżną i zarozumiałą, stanowiąca przedmiot uwielbienia i zawiści w szkole, do której uczęszcza, oraz wampiry: szlachetnego Stefano i mrocz-
nego Damona – braci, nienawidzących się od stuleci. Poza tym poznajemy postacie drugoplanowe, czyli „dwór” Eleny – jej dwie przyjaciółki i byłego, wciąż w niej zakochanego chłopaka. Jeśli zaś idzie o treść, to pierwszy tom sprowadza się w zasadzie do dochodzenia przez Elenę i Stefano do przekonania, że są dla siebie stworzeni i żyć bez siebie nie mogą. Przekonania tego zdecydowanie nie podziela Damon, który pragnie Eleny dla siebie i dla osiągnięcia tego celu gotów jest na wiele. O tym, na jak wiele, opowiada drugi tom „Pamiętników”. Gdzieś w tle tych miłosnych perypetii dochodzi do tajemniczych zabójstw, o które podejrzewa się Damona. Trzeci tom zaś uświadamia czytelnikom, a i bohaterom serii, że to nie Stefano i Damon są najbardziej niebezpiecznymi mieszkańcami Fell’s Church. W miasteczku jest jeszcze inna groźna siła, której zależy na pozbyciu się dziewczyny i obu wampirów. Żeby ją pokonać, bracia będą musieli pokonać wzajemną nienawiść, a Elena pokaże, że dla ocalenia Stefano gotowa jest zrobić wszystko. Dopiero w tym tomie pojawiają się elementy grozy. Oczywiście grozy na miarę powieści dla nastolatek. Zakończenie powieści zdaje się być idealnym zakończeniem cyklu, co zdecydowanie zaliczyć można na plus książki. A właściwie można by było zaliczyć gdyby cykl kończył się na tym tomie. Niestety, powstały jeszcze kolejne.
Text: JAGODA SKOWROŃSKA
LAURA JANE SMITH - Pamiętniki wampirów. Diaries. l. Przebudzenie 2. Walka 3. Szał 4. Mrok (The Vampire
73
Czwarty tom, zdaje się odbiegać od pozostałych trzech. W poprzednich wszystkie wydarzenia przedstawiane są wyłącznie z perspektywy Eleny i Stefano. W czwartym tomie Elena pojawia się już jako istota nie z tej ziemi, więc tym razem na wydarzenia patrzymy oczyma jej przyjaciółki – Bonnie. Dodatkowo „Mrok” o tyle odróżnia się od poprzedników, że można go traktować jako samodzielną powieść. Owszem, nawiązuje do przeszłych wydarzeń, ale też i objaśnia kto jest kim i jakie relacje łączą poszczególnych bohaterów. W porównaniu do poprzednich tomów akcja jest zdecydowanie przekombinowana. Pojawia się wilkołak, obok niego przedwieczny wampir, którego nie sposób uśmiercić i jakby tego było mało - armia duchów ze
starego cmentarza. Aż strach pomyśleć, co jeszcze pojawi się w piątym tomie... Na ostatniej stronie okładki pierwszego tomu „Pamiętników” czytamy: „Przerażający miłosny trójkąt w przyprawiającej o dreszcz opowieści o dwóch wampirach i pięknej dziewczynie, której obaj pragną.” Jeżeli coś w cyklu L.J. Smith jest przerażające, to na pewno nie ten trójkąt. Raczej ckliwy język, bardziej charakterystyczny dla Harlequinów niż dla powieści grozy, przerysowani bohaterowie i liczne błędy logiczne. Jednak najbardziej przerażające jest to, że dzięki takim pisarkom jak ona i dzięki podobnym cyklom powieści, wampir z ikony powieści (a także filmu) grozy zaczyna przekształcać się w żałosną ikonę popkultury.
1. „Skazani na Shawshank” ze zbioru „Cztery pory roku” „Jedna z piękniejszych opowieści o nadziei i o powolnym acz konsekwentnym dążeniu do celu.” – Jagoda Skowrońska 2. „1408” ze zbioru „Wszystko jest względne” „Nawet Kingowi rzadko kiedy udaje się stworzyć aż tak gęstą atmosferę grozy jak w tym opowiadaniu.” – Mirosław Biernat 3. „Mgła” ze zbioru „Szkieletowa załoga” „Opowiadanie to jest doskonałym studium ludzkich zachowań w obliczu zagrożenia. Stephen King w sposób perfekcyjny ukazuje zachowania społeczeństwa (które w tym opowiadaniu zostało zredukowane do kilkudziesięciu osób) pod wpływem apokaliptycznych wydarzeń. Co najważniejsze, sylwetki bohaterów kreśli niezwykle wiarygodnie, a większość postaci - jak na przykład pani Carmody - na długo zapada w pamięć i zmusza do refleksji nad tym jacy ludzie mają największy wpływ na współczesne społeczeństwo.” – rk 4.„Ciało” ze zbioru „Cztery pory roku” „Nie wystarczy obejrzeć adaptacji tego opowiadania żeby poznać jego prawdziwą wartość. W wersji ‘papierowej’ dostajemy jeszcze bardziej wielowymiarowych bohaterów, jeszcze więcej humoru i znacznie więcej grozy – choć i tak w przypadku tej historii jest ona dawkowana bardzo oszczędnie” – J. Brandys 5. „Drogowy wirus zmierza na północ” ze zbioru „Wszystko jest względne” „Historia obrazu, który żyje i zmienia się? Pomysł banalny, prosty i lekko tchnący kiczem, ale wykonanie... Niesamowite.” – rk Zwycięzcami w naszym konkursie zostali: 1. Marcin Jackowski 2. J. Brandys 3. rk 4. Andrzej Szmidt 5. Mirosław Biernat Gratulujemy i prosimy o kontakt mailowy te z wymienionych osób, które jeszcze nie podały nam adresu do wysyłki nagrody. Egzemplarze najnowszej książki Stephena Kinga ufundowało dla zwycięzców wydawnictwo Albatros.
-------------------------------------- Ocena: 3/6 Wydawca: W.A.B. 2009 Ilość stron: 293
„Morderstwo w La Scali” to już dziewiąta powieść w karierze Piątka. Stał się on znany dzięki opublikowanej w 2002 roku, głośnej książce „Heroina”, w której zaskakuje czytelnika pozytywną oceną narkotyku, od którego sam, jak nie ukrywa, jest czynnie uzależniony. Jego najnowsza książka ze względu na dygresyjność, wątki metafizyczne i przełamywanie konwenansów, wpisuje się idealnie w specyfikę twórczości autora, niemniej jednak podejmuje nową tematykę. Osią fabuły jest morderstwo Maria Cisiego – włoskiego reżysera i producenta. Sprawę bada początkująca dziennikarka Judith Passalacqua, która jak setki innych osób obecnych na widowni staje się świadkiem zabójstwa na scenie opery La Scala. Choć książka zapowiada się na sensacyjną, w rzeczywistości stanowi również, lub wręcz przede wszystkim analizę mentalności Włochów oraz psychiki kobiecej. To wszystko przeplatane, jak przystało na Tomasza Piątka tematyką religijną, ale także egzystencjalną i polityczną. Nieśmiało podejmuje także problem włoskiego świata mafijnego. Wątek główny - kryminalny - ulega ciągłej retardacji, stając się raczej kryminalnoobyczajowym i daleki jest od trzymania w napięciu. Autor tak często odchodzi od osi fabularnej, że niejednokrotnie zastanawiamy się nad tym, co jest właściwym tematem książki. Historia morderstwa Cisiego i dochodzenie, jakie na własną rękę prowadzi Judith, rozpoczyna się bardzo tajemniczo i intrygująco by następnie dłużyć się w nieskończoność i męczyć czytelnika - by zakończyć się pointą, rzec
można, równie oryginalną, co surrealistyczną. Paradoksalnie ciekawszy zdaje się być opis mentalności włoskiej. Jest rzetelny i przekonywujący, tym bardziej kiedy dowiadujemy się, że Piątek kilka lat mieszkał i pracował we Włoszech. Jako traktat kulturoznawczy, powieść tę warto polecić wszystkim kulturoznawcom, italianistom, socjologom i antropologom. Obyczajowość Włochów ukazana jest przez pryzmat postrzegania osoby oscylującej pomiędzy poczuciem przynależności do włoskiej kultury, a buntem przeciwko niej, co czyni temat jeszcze ciekawszym. Również interesujący choć kontrowersyjny, jest w ujęciu autora obraz psychiki kobiecej. Piątek zdaje się konstruować wszystkie postaci kobiece według schematu zagubienia pomiędzy swoją seksualnością i religijnością. Wydają się one mniej lub bardziej schizofreniczne i skarykaturowane. Choć nie są nierealne - na pewno nie są typowe. Tymczasem po przeczytaniu „Morderstwa w La Scali” ma się wrażenie, że autor jest przekonany o odnalezieniu klucza interpretacyjnego do kobiecej osobowości w ogóle. Przez multitematyczność i specyficzną chronologię, lub wręcz achronologię, powieść sprawia wrażenie chaotycznej i psychodelicznej. Wątek kryminalny jest rozprężony i nieciekawy, a studium osobowości kobiet spłycone i naiwne. Książkę ratuje ironiczne poczucie humoru, błyskotliwa refleksja religijna i niezwykła znajomość włoskiej umysłowości oraz imponujące zdolności lingwistyczne autora.
Text: Magdalena Mazur
TOMASZ PIĄTEK - Morderstwo w La Scali
77
TORTURED ZA CENĘ BÓLU USA, Kanada 2008 Dystrybucja: Monolith Reżyseria: Nolan Lebovitz Obsada: Cole Hauser James Cromwell Laurence Fishburne Kevin Pollak
X X X
Text: PIOTR POCZTAREK
X X
78
Cole Hauser wciela się w Kevina, ambitnego agenta FBI, który prowadzi tajną operację przeciwko narkotykowemu baronowi o pseudonimie Ziggy. Działanie pod przykrywką wymaga przeniknięcia do struktur mafii i udowodnienia swojej lojalności. Granice zostają przekroczone, kiedy Kevin dostaje nakaz przeprowadzenia wymyślnych, bardzo bolesnych tortur na księgowym Ziggy’ego,
Archiem Greenie (Fishburne), który oskarżony jest o zdefraudowanie pieniędzy gangstera. Stosowanie przemocy na zapewniającym o swojej niewinności, proszącym o litość człowieku wpływa na Kevina bardzo negatywnie, zmusza go do odwiedzania policyjnego psychologa, a nawet zaczyna rozbijać jego małżeństwo. Akcja w miarowym tempie sunie do przodu, prowadząc do niesamowitego twistu fabularnego, w którym okaże się, że nic nie jest takie, na jakie wygląda. Obecność takich gwiazd jak Cromwell, Fishburne czy Pollak nadaje filmowi wyrazistego charakteru. Hauser w głównej roli również radzi sobie bardzo dobrze. Scenariusz nie wymagał jednak od aktorów nadzwyczajnych umiejętności, a popisać mógł się jedynie Fishburne, który poddawany coraz bardziej bolesnym torturom, musiał wykrzesać ze swojego warsztatu pokaźne ilości cierpiących min i tragicznych spojrzeń.
Dawno już nie widziałem dobrego filmu kryminalnego, który miałby zaskakujące zakończenie, przyzwoity poziom aktorstwa, a jednocześnie poruszał w ciekawy sposób kilka wątków dramatycznych. „Tortured” spełnia wszystkie te założenia, niektóre nawet zbyt brawurowo.
Motywem przewodnim filmu „Za cenę bólu” jest zemsta, która nie zna granic, a także ból, którego próg nie jest najwyraźniej określony w ludzkiej psychice. Ten dramat kryminalny różni się od większości produkcji, jakie obecnie oglądamy w kinie. Nie uświadczymy tu globalnej intrygi, wydumanych efektów specjalnych czy spektakularnych strzelanin i pościgów. Jest to kameralny dramat sensacyjny, w którym problem jednostki jest najważniejszy i najlepiej wyeksponowany. To właśnie bolesny ciężar, jaki musi wziąć na siebie główny bohater, a także cierpienie postronnych ofiar, które giną z powodu tajnej operacji FBI, składają się na tytułową „cenę”.
okazać się zakończenie, które wywraca film do góry nogami, nadając mu przewrotnego, ale być może zbyt absurdalnego charakteru. Jeśli jesteśmy w stanie przymknąć oko na zbyt małe prawdopodobieństwo przedstawionych w filmie wydarzeń, będziemy mogli spęWady? Nie ma ich wiele. Jeśli ktoś dzić 100 minut na całkiem przyjemnej lubi filmy spokojniejsze, kameralne, rozrywce. Ja tak zrobiłem i teraz mogę a jednocześnie trzymające w napięciu „Za cenę bólu” serdecznie polecić. - nie zawiedzie się. Problemem może
79
[ Biblioteka Grabarza Polskiego ]
ZORAN KRUŠVAR Mario
(nie poleca się poniżej 18. roku życia) przełożyła: Agnieszka Żuchowska-Arent
Wilgotny wiatr niespokojnie potrząsał kroplami spienionych fal, niekiedy słonymi palcami dotykając jego ust. Wówczas Mario oblizywał się, rozkoszując się szumem fal i zapachem morza. I oczywiście widokiem. Widok był powodem jego obecności w cieniu gęsto wyrosłych pni bambusa kilka godzin po zachodzie lipcowego słońca. Tuż obok opustoszałego deptaka wzdłuż morza czatował Mario. Mówiąc prościej, Mario był podglądaczem, lub - jak by się wyraził prosty lud - konowałem. Zwykł ukrywać się w krzakach w pobliżu miejsc schadzek młodych par mających problemy mieszkaniowe, by podglądać ich miłosne igraszki, zajmując się równocześnie samym sobą. A to było jego ulubione miejsce. Dzięki szczególnemu rozkładowi światła i cienia miał dobry widok, podczas gdy sam pozostawał całkowicie w ukryciu. Znalazł nawet owalny kamień, na którym usiadł. Rozpiął dżinsy, wsunął rękę w rozporek i czekał. Nie musiał długo czekać. Bardzo szybko na plaży znalazła się młoda para w delikatnym uścisku, oddalona od niego nie więcej niż dziesięć metrów. Mario szybko wyciągnął zwiędły, kiełbaskowaty wisiorek, podarowany mu przez matkę naturę, aby jakoś wypełnić mu życie, i rozpoczął czynności, które pod wieloma względami przypominały głaskanie zwierząt domowych. Dwoje młodych, zupełnie nieświadomych jego obecności, odgrywało własną scenę, przesiąkniętą przymilną delikatnością i młodzieńczą namiętnością. I dokładnie w chwili, gdy Mario z zadowoleniem zauważył, że jego pęd bambusa przekształca się w prawdziwy twardy pień, dziewczyna zbliżyła swoje usta do ucha młodego wybranka i cicho wyszeptała mu kilka słów. Poskutkowało to reakcją: - A tobie CO?!? - Wzburzony chłopak podniósł głos, odpychając ją od siebie. - Może nie jestem, nie wiem... Ale już długo mi się spóźnia... NIGDY mi się nie
80
[ Zoran Krušvar - Mario ]
spóźniał... Chyba jestem w ciąży... - powiedziała przestraszona dziewczyna. Mario, rozczarowany, zatrzymał w połowie ruchu nadgarstka i pozwolił, aby rzecz wyślizgnęła mu się z ręki. Tego wieczoru nie miał szczęścia - już widać, że z tych nic nie będzie. - Jak to CHYBA jesteś w ciąży??? No to kup ten pierdolony test!! Może nie jesteś. I nie wyskakuj od razu do mnie z takimi tekstami... - Facet wstał i zaczął wymachiwać rękoma, jakby próbował ruchami wzmocnić znaczenie słów. Ona była na granicy łez i powoli prześlizgiwała się na drugą stronę. - Kupiłam test... - Smarknęła. - Tak, kupiłaś, dobra. I co? Zrobiłaś go?? - Zrobiłam... - Zapłakała z głośnym jękiem. - PRZESTAŃ MI TU, KURWA, BECZEĆ! JESTEŚ W CIĄŻY CZY NIE JESTEŚ??? - krzyczał, wyraźnie straciwszy panowanie nad sobą. Maria taki rozwój wypadków bynajmniej nie zadowalał. - NIE DRZYJ SIĘ! JESTEM!! TAK, JESTEM W CIĄŻY!! GRATULACJE, ZOSTANIESZ OJCEM! - wrzeszczała, wyraźnie przechodząc załamanie nerwowe. Jej twarz zmieniała kolor na przypominając barwę dojrzałej wiśni, a jej ciało trzęsło się tak, że nawet Mario to zauważył. Facet zakrył twarz rękoma, próbując się uspokoić. - Jaki ojciec...?! Mam PIERDOLONYCH OSIEMNAŚCIE LAT!!! TY JESTEŚ JESZCZE NIELETNIA, GŁUPIA KROWO! STARY WYBULIŁ MILION EURO, 1 ŻEBY MNIE WSADZIĆ NA WYDZIAŁ HOTELARSKI W ICE I TERAZ MIAŁBYM ZREZYGNOWAĆ, ŻEBY NIAŃCZYĆ DZIECI!? - Westchnął głęboko, zdejmując dłonie z twarzy. - Słuchaj, zbierzemy jakieś pieniądze, pójdziesz na skrobankę i wszystko będzie w porządku... - Nie chcę... Nie idę na skrobankę... Nie mogę... - płakała. - Jak to nie możesz...?! To chyba, kurwa, nic trudnego!!! Ty masz tylko leżeć na stole, a doktor wykonuje cała robotę!!! - wrzeszczał jej w twarz z wybałuszonymi oczyma. Ona odwracała od niego głowę. - Nie mo... mogę zabić dzie... dziecka... - ryczała. - Nie możesz...? WAL SIĘ NA RYJ, GŁUPIA DEBILKO! NIE MOŻESZ ZOSTAĆ W CIĄŻY! ŻE NIE MOŻESZ ZABIĆ DZIECKA! TRZEBA BYŁO O TYM WCZEŚNIEJ POMYŚLEĆ! - krzyczał, chwytając ją za ramię i potrząsając. - Zostaw mnie... - ledwie to wydusiła między dwoma spazmami. Odepchnął ją tak, że upadła na żwir plaży. 1Ika
- miasteczko rybacko-turystyczne na wybrzeżu chorwackim w pobliżu Opatiji, słynne również z hotelu o tej samej nazwie.
81
[ Biblioteka Grabarza Polskiego ]
- No tak. Zrobię to. Powinienem to zrobić już dawno - Odwrócił się i zaczął odchodzić. Dziewczyna krzyczała za nim: - NIE MOŻESZ MNIE TERAZ ZOSTAWIĆ! PRZECIEŻ JESTEM W CIĄŻY!! - TO PO CO SIĘ JEBIESZ, JAK CI SZKODZI!! - rzucił i opuścił pole widzenia Maria. Dziewczyna, płacząc, odeszła w przeciwnym kierunku. Mario próbował jeszcze jakoś skorzystać z widoku zapłakanej nieletniej, ale to nie było to. Mario potrzebował akcji. Ale noc jest jeszcze młoda, cieszył się. Chyba znajdzie się jeszcze jakaś para. Godziny mijały, a Mario nie miał szczęścia. Sierp księżyca przemierzył już ponad połowę swojej drogi i przelotne spojrzenie na zegarek mówiło Mariowi, że zbliża się czas odejścia. I już zaczynał zapinać dżinsy, gdy usłyszał jakieś zbliżające się głosy. - ...nie znalazł. Ale ona miała aż nadto, więc mu pożyczyła - mówił delikatny, pieszczotliwy kobiecy głos. Mario zostawił guziki. - Patrz, tu jest ładnie. Możemy usiąść na plaży - powiedział zdecydowany męski głos. I teraz Mario mógł zobaczyć parę. Byli piękni. Oboje. Mogli mieć między dwadzieścia pięć a trzydzieści lat, wyraźnie sportowe typy. On był umięśniony, krótkowłosy, miał na sobie czarną koszulkę z krótkimi rękawami, która wyraźnie zarysowywała kontury jego ciała. Miał też lekkie letnie spodnie z cienkiego białego materiału. Ona miała długie rude włosy związane w koński ogon. Jej ciało bez grama tłuszczu sunęło kocimi ruchami, ledwie osłonięte spódniczką, jaką noszą tenisistki, i czymś, co do czego Mario nie wiedział, czy jest stanikiem, czy bardzo maleńkim topem. Mario zajął właściwą pozycję do masturbacji, odczuwając, jak krew odpływa mu z tułowia do pulsującego ekstremum, sterczącego mu z rozporka. Para usiadła na plaży. Objęli się i zaczęli się niezobowiązująco całować. Mario zrozumiał sytuację znacznie poważniej, więc pilnie przystąpił do masażu swojej skromnej oznaki męskości. Do jego uszu docierały słowa wypowiadane przez dwoje ludzi na plaży. - Mmmm... Szukałam cię zeszłej nocy. Ale się nie odzywałeś... - Wsunęła rękę pod jego koszulkę i gładziła mu tors. - Byłem zajęty. Miałem spotkanie – powiedział, pieszcząc jej biodro. Mario rozkoszował się, niecierpliwie wyczekując eskalacji intymności. - Taaak...? Jakie spotkanie?
82
[ Zoran Krušvar - Mario ]
- Raz w tygodniu spotykam się ze współpracownikami. Wymieniamy informacje handlowe, omawiamy strategie pozyskiwania klientów, rozszerzanie sieci... Takie tam zawodowe sprawy. - A czym ty się w ogóle zajmujesz? – zapytała, owijając się wokół niego. Jego dłoń przesunęła się na jej tyłek. Mario zwiększył tempo. - To nowa technika rynkowa. Polega na powiązaniach ludzi wewnątrz sieci. Zyskujesz poprzez rozszerzanie sieci... Im bardziej ją rozszerzysz, tym więcej zarobisz pieniędzy... - wyjaśnił jej, gdy ona napierała na niego, zmuszając go, by zmienił położenie z siedzącego na leżące. Usiadła na jego podbrzuszu, ujeżdżając go jak konia. Mario tańczył z radości, patrząc, jak podnosi się jej spódniczka. Poczuł, jak poci mu się ręka. Czy może to wilgotne wcale nie było potem? - A na co ci pieniądze? - pytała, całując go. - Potrzebne mi... Chciałbym kupić nowe auto, DVD, kino domowe... może i nowe mieszkanie... - Nie mogę uwierzyć... Zostałeś prawdziwym Ziemianinem... - śmiała się. - Hej, muszę się przecież wmieszać w to społeczeństwo... Bez pieniędzy jesteś nikim... - Ręką przejechał po jej boku, przez żebra, żeby w końcu uspokoić palce na jej sutku. - To włączanie się stało się dla ciebie zbyt ważne. Kiedyś nie byłeś taki, przypomnij sobie... Teraz stałeś się jakimś zgłodniałym kupcem, ekonomistą... Oswoili cię. Wcześniej byłeś zwierzęciem, byłeś dziki, silny. - Wciąż jestem silny. I z łatwością dziczeję i staję się prawdziwym zwierzęciem... - mówił z uśmiechem. Mario widział, że ich rozmowa obiecuje bardzo pobudzającą akcję, a wygląda na to, że pewna część jego ciała też się z tym zgadzała. - Kiedyś nic nie umknęło twoim zmysłom. Byłeś świadomy każdego szumu, widziałeś każdy cień... Nikt nie mógł zajść cię od tyłu albo przemknąć niezauważony... Teraz otępiałeś. Nie widzisz i nie słyszysz - zarzucała mu. On roześmiał się głośno. - Co to za prowokacja? Złotko, wciąż jestem taki sam jak dawniej, w ogóle się nie zmieniłem. Dokładnie wiem, co myślisz, zauważyłem to, gdy tylko dotarliśmy. I zauważyłem, kiedy ty to zauważyłaś. Wciąż jestem szybszy od ciebie... - Łaskotał ją po żebrach. Ona wierciła się, przesuwając swoją pupę niżej, na jego przeponę. Śmiała się.
83
[ Biblioteka Grabarza Polskiego ]
- A zatem jesteś za akcją? - pytała pieszczotliwym głosem. - Oczywiście - odpowiedział jej, chwytając ręką za jej top i zdejmując go lekko przez głowę. Piersi o sterczących rumianych brodawkach błysnęły w świetle księżyca. Ona była dużo bardziej zwinna i jednym ruchem zerwała mu koszulkę, odkrywając jego silne ciało. Mario był tuż przed ekstazą. Szybko dyszał jak pies na letnim skwarze. W kącikach ust zbierała mu się ślina i cały drżał z podniecenia. Drżenie jeszcze bardziej podnosiło jakość subtelnej interakcji między ręką i jego własnym penisem, więc Mario podejrzewał, że zbliża się do upragnionego celu. Dwoje kochanków na plaży było teraz zupełnie nagich. On wciąż leżał na plecach, a ona go ujeżdżała. Rozpuściła cudowne rude włosy, wbiła paznokcie w skórę jego torsu i zapytała: - Jesteś gotów? - Urodziłem się gotów. Ruszaj! Mario właśnie przygotowywał się, by niczym żywa armata wystrzelić swoje nasienie, gdy przepiękna naga kobieta zeskoczyła ze swojego partnera i szybko jak biegaczka olimpijska pospieszyła ku jego kryjówce z bambusów. Jeszcze przy pierwszym skoku szeroko rozwarła szczęki, odkrywając silne, zwierzęco długie kły i jeszcze całą paletę spiczastych zębów. Niczym kot wyciągnęła palce, z których wysunęły się ostre szpony, idealne do rozrywania mięsa. Jej partner nie pozostawał w tyle; w jednej sekundzie z pozycji leżącej przeszedł w bieg, podczas gdy rysy jego twarzy zacierały się i powstawały na nowo, tak jakby kości zmieniały swoje położenie i kształt pod skórą. Przerażony demoniczną przemianą Mario w tej samej chwili zaczął biec w rozpiętych dżinsach i z wystającym obrzękłym penisem, który nie zrozumiał nagłego zwrotu akcji i w niekontrolowanych strumieniach rozpryskiwał śluzowatą tkankę życia po pobliskich roślinach, ziemi i butach Maria. Mario szybko zdał sobie sprawę, że bambusowy gąszcz to nie najlepszy teren do biegania. Głową uderzył w jakiś grubszy pień, a te cieńsze siekały go po nogach i po jego ulubionej zabawce. Słyszał, jak łamie się gęstwina tuż za nim, ale był zbyt przerażony, aby spojrzeć na potworne kreatury. Nie pozwolił sobie nawet tracić czasu na zapinanie spodni albo ukrywanie organu płciowego. Jedną ręką przytrzymywał dżinsy, a drugą próbował w biegu rozgarniać przed sobą bambusy, co nie było łatwym zadaniem, bo w mroku nie widział ich, dopóki nie znajdował się całkiem blisko. Mógł słyszeć, jak zbliża się pościg, i wiedział, że w tej pogoni na ucieczkę nie ma widoków.
84
[ Zoran Krušvar - Mario ]
Musiał szybko znaleźć jakąś kryjówkę, jakieś schronienie... Tej nocy nie miał szczęścia, to nie była jego noc. Wyleciał z gęstwiny na ścieżkę wzdłuż morza i nie przestając biec, wzrokiem szukał... Szczęście w końcu się do niego uśmiechnęło! Zobaczył mały, zaniedbany budynek, jakąś szopę albo może starą remontownię barek - nie wiedział dokładnie, ale to nie było ważne. Rzucił się przez otwór drzwiowy, na chwilę zanim pościg wydostał się z gęstwiny. Usłyszał, że ich kroki się zatrzymały. To znaczy, że go nie widzieli i nie wiedzą, gdzie jest! Świetnie. Prędzej czy później ktoś przejdzie drogą i oni będą musieli się wycofać... Trzeba tylko być cierpliwym. Rozejrzał się po pomieszczeniu, do którego się dostał, przejechał wzrokiem po nagiej podłodze i ścianach... i zauważył, że nie jest sam! W kącie siedziała zapłakana nieletnia ciężarna! Wytarła łzy z oczu i zapytała: - Kto to? - Potrzebowała trochę czasu, by dobrze rozpoznać szczegóły postaci, która nieproszona przyłączyła się do jej ciemności. Mario chciał coś powiedzieć, aby ją uspokoić, poprosić ją, by była cicho, ale ona opuściła wzrok ku jego rozpiętym spodniom, z których wciąż zwisał (teraz już znowu zwiędły) dowód przynależności do silniejszej płci. Szeroko otworzyła oczy i na cały głos wrzasnęła: - AAAAAA!!! ZBOCZENIEC!!! WYNOŚ SIĘ STĄD!!! NA POMOC!!! Przeklął swojego pecha i - tym razem zapinając spodnie - znowu wybiegł w noc. Oni usłyszeli jej wrzask i już ruszyli ku zaniedbanemu domkowi. Mario tym razem miał okazję lepiej się im przyjrzeć: mieli ludzką postać, ale byli silniejsi. Ich skóra pokryta była wspaniałą szarą sierścią, palce zakończone były ostrymi szponami, uzupełniając przerażające wrażenie, jakie sprawiały szczęki, zdeformowane tak, żeby pomieścić cały arsenał straszliwych zębów. Ich uszy były zaostrzone i wywrócone na zewnątrz, nozdrza rozszerzone tak, aby pobierać więcej powietrza, a ich oczy upiornie błyskały w świetle księżyca. Od razu go zauważyli i ruszyli w pościg. Rwali naprzód ogromnymi susami, czworonożnymi. Rozrzucali żwir silnymi zamachami, będąc z każdym skokiem coraz bliżej swojego celu. Mógł usłyszeć wyraźne charczenie. Uciekał najszybciej, jak potrafił, ale nogi wydawały mu się jak z ołowiu, a płuca bolały go tak, jakby zamiast powietrza próbował wdychać coś twardego o ostrych krawędziach. Dopadli go bez problemu. Zęby wbiły się głęboko w płat mięsa i Mario upadł z bolesnym jękiem. Szpony szarpały jego plecy, podczas gdy druga bestia rzu-
85
[ Biblioteka Grabarza Polskiego ]
cała się na jego ramię i szyję. Czuł, jak silne szczęki miażdżą jego kości, jak odcinają kawałki mięśni. Słyszał, jak trzaskają pozrywane ścięgna. Odwrócił się na bok i WIDZIAŁ, jak kudłaty potwór podnosi się na tylnych łapach, trzymając w zębach jego odgryzioną łydkę. Był dosłownie w kawałkach, ale wciąż żywy, krew tryskała na wszystkie strony, pryskała mu do oczu i mąciła widok. Na żwirze opuszczonej plaży przy bladym świetle księżycowego sierpa zakończył się jego perwersyjny żywot. Demoniczne bestie jeszcze przez krótką chwilę z zadowoleniem oglądały swoje dzieło, a potem skierowały swoją uwagę na coś innego. Zastąpili polowanie na zwierzynę i jej zabijanie rozmnażaniem, walając się w kałużach krwi, wykorzystując martwe ciało jako poduszkę. Niestety, Mario nie dożył tej chwili i nie zobaczył triumfalnego seksu nad truchłem upolowanej zwierzyny, życie opuściło go zbyt wcześnie. Paradoksalnie, to był jedyny seks, w którym Mario uczestniczył jako ktoś więcej niż tylko zwykły obserwator. Mario naprawdę nie miał szczęścia.
Zoran Krušvar - urodzony w roku 1977 w Rijece, absolwent psychologii, laureat licznych konkursów literackich, autor zbioru opowiadań Najlepszy na świecie (Kraków 2008) oraz powieści Wykonawcy Bożego Zamysłu, która wkrótce również ukaże się w polskim przekładzie.
GRABARZ POLSKI Grabarz Polski #15 Korekta: Wojciech Lulek Grafika, skład, łamanie: Tizzastre Bizzalini Reklama, Patronaty i Współpraca: Bartek@grabarz.net | Wojtek@grabarz.net
Chcesz współtworzyć Grabarza? Napisz do nas!
86
www.Grabarz.net | www.Grabarz.net/Forum