PROLOG Książka dotycząca powstania i upadku rosyjskiej demokracji byłaby niezwykle krótka. W ciągu zaledwie ośmiu lat Rosja zdążyła przejść od etapu rozentuzjazmowanych tłumów świętujących w roku 1992 upadek Związku Sowieckiego do wybrania byłego agenta KGB Władimira Putina na prezydenta. Następnie w ciągu kolejnych ośmiu lat Putin zepsuł lub rozwiązał niemal każdy demokratyczny element państwa – równowagę między poszczególnymi rodzajami władz, uczciwe wybory, niezależne sądownictwo, wolne media i społeczeństwo obywatelskie, które mogło współpracować z władzami, zamiast żyć w strachu przed nimi. Niewspółpracujących oligarchów wtrącano do więzień albo skazywano na wygnanie, a prasa szybko się nauczyła, co można mówić, a czego mówić nie wolno. Putin również skonsolidował rosyjską gospodarkę, ukrócił wolnorynkowe reformy i położył nacisk na tworzenie „państwowych potentatów” w sektorze energetycznym i bankowym. Potencjalny punkt zwrotny nadszedł w roku 2008, kiedy Putinowi kończył się konstytucyjny limit dwóch czteroletnich kadencji. Mało kto spodziewał się, że prezydent odejdzie z klasą albo że w ogóle odejdzie, ale co do tego, jak dokładnie uda mu się utrzymać kontrolę przy jednoczesnym zachowaniu pozorów, toczyły się zażarte spory. Putin zawęził władzę nie tylko do własnej partii czy własnego urzędu, lecz nawet do własnej osoby. Dla mafijnego państwa KGB, nad którego tworzeniem on sam i jego sojusznicy spędzili osiem lat, jego odejście miałoby 35