Armia 01

Page 1


Bumar Sp. z o. o. Al. Jana Pawła II 11, 00-828 Warszawa Tel.: (+4822) 311 25 12, fax: (+4822) 311 26 42 www.bumar.com


Dbamy o bezpieczeństwo


Szanowni Czytelnicy! Od chwili wydania pierwszego numeru „Armii” nasze czasopismo było poddawane ocenom nie tylko Waszym, ale także ludzi wojska, nauki, techniki, przemysłu zbrojeniowego, mediów, różnych liderów opinii i decydentów. Początkowa – i dla nas bardzo pozytywna – weryfikacja „Armii” przez rynek nie oznacza zamknięcia formuły czasopisma na etapie znanym z numeru pierwszego. Nieustannie wsłuchujemy się w potrzeby wszystkich grup odbiorców „Armii” oraz w głos jej autorów obecnych i przyszłych. Są to osoby doświadczone w publicystyce wojskowej, jak również osoby piszące prace naukowe z zakresu wojskowości, stąd ich doradztwo będzie w dalszym ciągu kształtowało formułę miesięcznika tak samo, jak głosy Czytelników. Bezpieczeństwo narodowe oraz strategiczne interesy Polski niejedno mają imię i przekłada się to także na szerokie spektrum zagadnień gospodarczych oraz obecności Wojska Polskiego w misjach zagranicznych pod auspicjami ONZ i NATO. Tematyce tej poświęcamy miejsce już od tego numeru „Armii”. Zagadnieniom tym będziemy się starali poświęcać coraz więcej miejsca zarówno w postaci fotoreportażu, jak korespondencji własnych oraz artykułów pisanych przez uczestników PKW „Irak” i PKW „Afganistan”. Wątki polskiej obecności wojskowej poza granicami kraju są zawsze obiektem fascynacji Czytelników i pod tym względem postaramy się nie zawieść odbiorców „Armii”. Naszym dążeniem będzie także to, aby pokazywać na łamach „Armii” dorobek wszystkich polskich firm pracujących w branży przemysłu obronnego, czy to na potrzeby Wojska Polskiego, czy też zagranicznych sił zbrojnych. Na co dzień nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, ile polskich firm odnotowuje swoje własne, całkowicie autorskie sukcesy naukowo-badawcze i wdrożeniowe w dziedzinie sprzętu wojskowego i jakie z tego wypływają sukcesy handlowe i eksportowe. O tym wszystkim można czytać już w bieżącym numerze „Armii”. Życzę ciekawej lektury. Robert Wróblewski Redaktor Naczelny

6 W NUMERZE:

OBRONNOŚĆ KRAJU

O możliwościach obronnych Polski raz jeszcze............................ 6

Romuald Szeremietiew

PRZEGLĄD KONSTRUKCJI

Ręczny granat przeciwpancerny RKG-3.................................... 12

Przemysław Kupidura

Jeep J8................................................................................... 14 Ryszard T. Kominek

PRZEMYSŁ OBRONNY

Bumar z Fundacją „Grom”....................................................... 16

Grzegorz Czwartosz

DGT – mocne uderzenie w 2007 roku...................................... 20 Grzegorz Czwartosz

WB Electronics na fali............................................................. 22 Magdalena Ośliźlok

PKW IRAK

Dlaczego nie udaje się ustabilizować sytuacji w Iraku?............... 24 Radosław Tyślewicz

Służba geograficzna w PKW Irak............................................. 28

Tadeusz Dadas, Paweł Wojtasik, Grzegorz Stępień

NA LĄDZIE

Kompleks przeciwlotniczy Buk................................................ 32 Tomasz Szulc

Na okładce: Żołnierz 3. Dywizji Piechoty (Task Force Liberty) Fot. Sgt. Matthew Acosta

32

52


ADRES REDAKCJI I WYDAWNICTWA

14

28

02-958 Lublin ul. Mełgiewska 7-9 tel. 081 749 20 20, tel./fax 081 749 11 81, fax 081 759 65 03 reklama@kagero.pl www.kagero.pl RADA PROGRAMOWA

dr inż. Wiesław Barnat - przewodniczący dr inż. Przemysław Kupidura dr inż. Przemysław Simiński

M2/M3 Bradley .................................................................... 52

REDAKTOR NACZELNY

David Doyle

Robert Wróblewski REDAKCJA

OKRĘTY POLSKIEJ MARYNARKI WOJENNEJ

Witalis Pawłowski, Krzysztof Barcz, Jerzy Bojko, Dawid Doyle, Stefan Dramiński, Adam Gołąbek, Ryszard Kominek, Sławomir Lipiecki, Mariusz Motyka, Grzegorz Okoński, Adam Sadkowski, Piotr Taras, Leszek Wieliczko

ORP „Wicher”......................................................................... 46 3D - Mariusz Motyka

W POWIETRZU

Romuald Szeremietiew

Rezerwiści szwajcarskich sił powietrznych w bazie Payerne .... 64 Stefan Degraef, Edwin Borremans

Mi-24 w Polsce ..................................................................... 70 Krzysztof Barcz

HISTORIA

str. 6

Narody tworzą państwa dla obrony własnej – życia, wolności i dobytku. Dlatego państwo musi gromadzić siły i środki pozwalające zapobiegać niebezpieczeństwom, które mogą narodowi zagrozić. Państwo ma obowiązek zapobiegania wszelkim zagrożeniom.

Prawdziwa wojna „niedzielnych” żołnierzy ............................. 80

REDAKTOR SERWISÓW INTERNETOWYCH

Leszek Wieliczko KOREKTA

Arleta Nowak, Leszek Wieliczko DYREKTOR MARKETINGU

Joanna Majsak

marketing@kagero.pl BIURO REKLAMY

Grzegorz Czwartosz

Marketing Communications Director grzegorz.czwartosz@kagero.pl ZESPÓŁ BIURA REKLAMY Agnieszka Kuchciak, Marcin Podgórski Tel. 081 749 20 20

Piotr Taras

KOORDYNATOR DO SPRAW WYDAWNICZYCH Rafał Szostak redakcja@kagero.pl, tel. 081 749 11 82

REKLAMY Bumar ...........................................................................................................................................................2 Fabryka Broni Łucznik ....................................................................................................................... 19 Wojskowe Zakłady Łączności Nr 1 w Zegrzu .................................................................... 27 Jelcz-Komponenty ............................................................................................................................ 45 Servodata ................................................................................................................................................. 48 Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Sprzętu Mechanicznego ....................................... 51 Generalne Przedstawicielstwo RSK „MiG” w Europie...................................................... 69 WB Electronics ....................................................................................................................................... 75 AMZ - Kutno............................................................................................................................................ 79 DGT............................................................................................................................................................... 91 Prenumerata czasopism Oficyny Wydawniczej „Kagero”............................................. 92

DTP Marcin Wachowicz, KAGERO STUDIO grafika@kagero.pl

Grzegorz Czwartosz

str. 16

Nie jest sztuką wyasygnowanie pieniędzy na wyszkolenie żołnierza sił specjalnych. Sztuką jest zapewnienie mu godnego życia po zakończonej karierze wojskowej, która w przypadku sił specjalnych nie trwa długo.

KOLPORTAŻ Sprzedaż i prenumerata redakcyjna, prenumerata RUCH, KOLPORTER, sprzedaż sieć Empik, salony prasowe: RUCH i KOLPORTER, INMEDIO, wybrane księgarnie, podczas pokazów lotniczych, rekonstrukcji historycznych, targów, konferencji i wystaw przemysłu obronnego. WYDAWCA

20-958 Lublin ul. Mełgiewska 7-9 www.kagero.pl PREZES

Damian Majsak SEKRETARIAT WYDAWNICTWA

Agnieszka Kuchciak Tel. 081 749 11 81 WSPÓŁPRACA

ISSN

Tomasz Szulc

64

80

str. 32

Kompleks przeciwlotniczy Buk jest swoistym fenomenem, a co najmniej historia jego powstania odbiegała od powszechnych schematów. Otóż uzbrojenie albo modernizuje się i wtedy nowa wersja bardzo przypomina konstrukcję, z której się wywodzi...

1898-1496 NAKŁAD

14 000 egz. Wszystkie materiały są objęte prawem autorskim. Przedruki i wykorzystanie materiałów wyłącznie za zgodą redakcji. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania tekstów i zmiany tytułów nadesłanych tekstów. Redakcja nie odpowiada za treść reklam, materiałów promocyjnych, opinii i poglądów autorów. Wydawca Ilustrowanego Magazynu Wojskowego ARMIA ostrzega P.T. Sprzedawców, że sprzedaż aktualnych i archiwalnych numerów czasopisma po innej cenie niż wydrukowana na okładce jest działaniem na szkodę Wydawcy i skutkuje odpowiedzialnością karną.


OBRONNOŚĆ KRAJU

Od 11 listopada do 1 września

O możliwościach obronnych Polski raz jeszcze

Fot. Adam Sadkowski

Narody tworzą państwa dla obrony własnej – życia, wolności i dobytku. Dlatego państwo musi gromadzić siły i środki pozwalające zapobiegać niebezpieczeństwom, które mogą narodowi zagrozić. Państwo ma obowiązek zapobiegania wszelkim zagrożeniom. Powinno je też, w razie gdyby powstały, skutecznie eliminować. Państwo jest przede wszystkim powołane do obrony granic, integralności terytorialnej i niepodległości.

6


ROMUALD SZEREMIETIEW

Fot. Adam Sadkowski

W

latach II wojny światowej (193945) naród polski niepodległość utracił. Po wojnie, w miejsce suwerennego państwa, powstał twór państwowy – Polska Rzeczypospolita Ludowa, satelita Związku Sowieckiego. Od września 1939 roku, początku wojny, musiało upłynąć ponad 50 lat, zanim Polska odzyskała wolność (wojska rosyjskie opuściły terytorium RP 17 września 1993 roku). Po roku 1989 społeczeństwo polskie odbudowuje odzyskane własne i suwerenne państwo. Rozwiązanie problemu, w jaki sposób i jakimi środkami państwo polskie może zapewnić sobie bezpieczeństwo (lepiej niż w roku 1939), ma nadal podstawowe znaczenie. Zbigniew Brzeziński, w pracy o strategii USA („ZSRR – USA, Plan Gry”) określał jako istotne w polityce globalnej „państwa osiowe”, tj. takie, które wielkie mocarstwa chcą opanować, by w oparciu o nie wpływać na politykę światową. Polska, według Brzezińskiego, jest właśnie takim państwem osiowym w Europie. To z tego powodu zarówno Niemcy, jak i Rosja chciały ją sobie podporządkować. Państwo polskie istniejące przed 1939 rokiem odgrywało rolę tzw. „mocarstwa regionalnego” – kurs polityki zagranicznej Drugiej RP (1918-39) w istocie decydował o losie Europy Środkowej. Obecna RP odgrywa istotną rolę w polityce i procesach stabilizacji regionu Europy Środkowej i Wschodniej. A więc stan bezpieczeństwa Polski ma wpływ na bezpieczeństwo całego regionu i jej sąsiadów: Białorusi, Czech, państw bałtyckich, Słowacji, Ukrainy. Dlatego znaczenie obronności i siły RP ma także dziś nie tylko polskie, narodowe odniesienia. Druga RP miała ogromny potencjał. Dysponowała znaczną liczbą ludności, jednym z większych w Europie terytorium, pokaźnym potencjałem gospodarczym i liczącymi się w świecie siłami zbrojnymi (Wojsko Polskie było oceniane przez ówczesnych ekspertów jako jedna z największych armii lądowych świata). Mimo to państwo polskie w stosunkowo krótkiej kampanii (1 IX – 6 X 1939) poniosło klęskę militarną będącą wstępem do klęski politycznej w 1945 roku. Jako jedyne wytłumaczenie tej katastrofy zwykle podawano ogromną przewagę militarną Niemiec i ZSRR. Niewątpliwie agresorzy mieli zdecydowanie więcej żołnierzy, czołgów, samolotów i dział. Czy jednak rzeczywiście o klęsce Polski zdecydowała tylko siła agresorów – nazistowskich Niemiec i sowieckiej Rosji? I dalej: skoro i dziś w Polsce mamy mniej samolotów, czołgów i żołnierzy niż ma ich Rosja, Ukraina lub Niemcy, czy to oznacza znowu klęskę militarną w przypadku niekorzystnej dla Polski zmiany koniunktury politycznej w Europie?

1

Każdy obserwator konfliktów zbrojnych bez trudu dostrzeże, że w przeszłości toczyły się wojny, w których silniejszy militarnie napastnik przegrywał. Przedstawiona w Biblii walka, w której Dawid kamieniem wyrzuconym z procy pokonał potężnego Goliata, znalazła swoje liczne odwzorowania w historii wojen. Wiele razy siła agresora (okupanta) ustępowała w obliczu determinacji i skutecznego oporu broniących się. Historia sztuki wojennej podsuwa liczne przykłady dowódców, którzy dysponując słabszą materialnie armią potrafili obronić swój kraj – pokonać nieprzyjaciela. Jednym z nich był marsz. Carl Mannerheim, który obronił Finlandię przed agresją sowiecką (lata 1939-40 i 1944 rok). Mamy bliższe przykłady skutecznej walki partyzantów algierskich z wojskami francuskimi, czy też afgańskich Mudżachedinów stawiających opór interwencyjnej armii sowieckiej, a także ciągle nie poddających się Rosjanom Czeczenów. Dowodem potwierdzającym skuteczność działań słabszej materialnie strony w wojnie z silniejszą jest charakterystyczny dla XX wieku rozpad imperiów kolonialnych, ostatnio upadek ZSRR i powstanie dużej liczby suwerennych i niepodległych państw. Istnieje specyficzna dziedzina wiedzy, nazywana sztuką wojenną, która uczy, jak zwyciężać w konfliktach zbrojnych. Właściwe zastosowanie reguł tej sztuki (np. w obronie) powoduje, że strona słabsza militarnie może odnieść sukces. Oczywiście nie każdy znawca sztuki wojennej odnosi zwycięstwa. Jest to uzależnione od właściwego wykorzystania sił, środków, sposobów i form walki zbrojnej w starciu z silniejszym militarnie napastnikiem. Zależy także od zdolności dowódcy i jego geniuszu wojennego. Nie ulega jednak wątpliwości, że studiowanie zasad sztuki wojennej jest niezbędne w dowodzeniu. Zasady sztuki wojennej można odnaleźć w opisach wielkich zwycięstw, w opracowaniach strategów

i znawców dziejów militarnych. Jednak dość często przywódcy polityczni i dowódcy wojskowi nie potrafią zastosować tych zasad stosownie do warunków miejsca i okoliczności czasu, w którym przychodzi im działać. A istotą wojny i przygotowania zwycięstwa – jak zauważył gen. A. Beaufre – jest „...szybsze (niż przeciwnik) zrozumienie zmian zachodzących w sposobach prowadzenia wojny...”

Naczelną zasadę sztuki wojennej sformułował w starożytnych Chinach dowódca i teoretyk wojskowy Sun Tzu:„... sprawą najwyższej wagi w wojnie jest rozbicie strategii wroga”. Według Napoleona należy zawsze postępować odmiennie, niż chce nieprzyjaciel. Nawet, jeżeli nie wiemy do końca, jakie są plany i zamierzenia wroga i dlaczego chce on takich, a nie innych naszych zachowań. Napastnik na ogół zamierza w szybkiej i krótkiej kampanii, najlepiej w jednej „walnej bitwie”, rozbić siły obrońcy, aby następnie okupować i podporządkować sobie zaatakowany kraj. Z tego powodu broniący się powinien unikać generalnej bitwy. Powinien raczej podejmować tysiące drobnych starć oraz walk, by doprowadzić do rozproszenia sił agresora i osłabienia siły jego natarcia. W konsekwencji zaś powinien doprowadzić do „ugrzęźnięcia” armii wroga – wciągnąć jego siły w długotrwały i wyczerpujący konflikt. Metodą sprawdzoną i użyteczną w takich działaniach słabszej strony jest m.in. prowadzenie działań nieregularnych, określanych mianem walk partyzanckich. (Polskie podziemie w czasie II wojny światowej wiązało siły równe ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

7


WYDARZENIA KRAJU OBRONNOŚĆ 30 dywizjom, około miliona żołnierzy i policjantów. Tych sił Hitler nie mógł użyć na głównym froncie). Obrona na całym terytorium państwa – w przestrzeni, a nie liniowa – nie pozwala przeciwnikowi na pełne i skuteczne wykorzystanie przewagi liczebnej i technicznej w jednym miejscu (np. w ilości wojska, samolotów i czołgów). Obrońcy zaś, atakując w wielu miejscach i posługując się lekkimi, skutecznymi oraz tanimi, przenośnymi środkami walki (współcześnie przeciwpancernymi i przeciwlotniczymi), są zdolni niszczyć drogie uzbrojenie ofensywne agresora, zadawać mu dotkliwe straty materialne i osłabiać morale. Dla zrealizowania skutecznego militarnie zamiaru obronnego konieczne jest zastosowanie właściwych środków obrony. W klasycznym dziele gen. Carla von Clausewitza wśród środków obrony państwa wymienia się: (a) wojska operacyjne – mobilne formacje przeznaczone do ataku, które w obronie można przeciwstawić siłom napastnika, podejmując kontratak. Ponadto obrońca może zastosować środki, którymi nie będzie dysponował napastnik. Może wykorzystać (b) atut własnego terytorium i (c) przygotować obronnie teren, obsadzić go masowymi (d) wojskami obrony terytorialnej (krajowej). Zapewnić tym wojskom (e) wsparcie ze strony własnej ludności. W razie konieczności także podjąć (f) masowe działania nieregularne. W konsekwencji opór będzie trwał i obrońcy mogą doczekać się (g) uruchomienia pomocy zewnętrznej – jeżeli zaatakowane państwo było uczestnikiem sojuszu militarnego. Biorąc pod uwagę możliwości obrony, Clausewitz uważał ten rodzaj działań zbrojnych za „silniejszą” formą walki od ataku. Wymienione wyżej środki tworzą siłę obronną państwa, która jest przeciwieństwem siły uderzeniowej (ofensywnej, agresywnej, ekspedycyjnej) państwa stosującego przemoc militarną w stosunkach międzynarodowych. Sile uderzeniowej agresora, składającej się wyłącznie z wojsk operacyjnych, państwo broniące się może przeciwstawić siłę obronną, w której wojska operacyjne (element uderzeniowy) stanowią tylko jeden z jego fragmentów (niekoniecznie najsilniejszy). Próby obrony państwa przy pomocy wojsk operacyjnych, stawiających opór w regularnych bitwach, gdy siły atakujące przeważają (a tylko w takim przypadku dochodzi do agresji), skazują obronę do klęski. Przykładem stosowania początkowo nieodpowiednich, a następnie właściwych środków obrony, był najazd szwedzki na Polskę w połowie XVII w. W początkowym okresie wojny strona polska usiłowała w regularnych bitwach pokonać

8

agresora, który dysponował najlepszą w owym czasie armią uderzeniową w Europie. W drugim okresie wojny, już po opanowaniu znacznej części kraju przez wojska szwedzkie, Polacy podjęli masowe działania nieregularne. Walki oddziałów dowodzonych przez Stefana Czarnieckiego, Jerzego Lubomirskiego, działania „partii” szlacheckich i chłopska „wojna szarpana” wycieńczyły siły Szwedów, a w następstwie doprowadziły do odparcia najazdu i zwycięstwa Polaków.

2

Władze Drugiej RP uważały, że bezpieczeństwo państwa jest uzależnione od pomocy militarnej (ofensywy) sojuszników Polski na Zachodzie. Dziś podobnie uważa się, że zasadniczą i jedyną w istocie gwarancją bezpieczeństwa Polski będzie pomoc militarna Zachodu. Wprawdzie sojusz NATO jest szczęśliwszym dla Polski rozwiązaniem od sojuszy wojskowych z Anglią i Francją, jednak pozostał dawny model myślenia – bez Zachodu nie damy rady. Polskie dowództwo w 1939 roku postawiło siłom zbrojnym RP zadanie: nie dać się rozbić, prowadząc wojnę obronną i dotrwać do odciążającej ofensywy z Zachodu. Było to niezwykle trudne – znakomity dowódca, gen. Tadeusz Kutrzeba, nazwał decyzję Naczelnego Wodza „niewykonalnym rozkazem”. Jedynym w istocie środkiem wykonania tego rozkazu były wojska operacyjne. A biorąc pod uwagę długość zagrożonych granic oraz ilość ośrodków i rejonów wymagających obrony na terenie kraju, musiało dojść do znacznego rozproszenia sił. Ułatwiło to atak stronie niemieckiej.

Dzisiaj zastanawiamy się, w jakim rejonie Polski będziemy zdolni do skutecznej obrony, gdyby doszło do konfliktu zbrojnego na granicach RP. Wielu znawców zagadnień militarnych na Zachodzie twierdzi, że w takim przypadku polska linia obrony będzie przebiegała na Wiśle, najprawdopodobniej na Odrze i Nysie. Dla Polaków taka wizja obrony kraju nie może być zachęcająca. Jednak ten scenariusz obrony może być wysoce prawdopodobny, pamiętając o tym, jaki model sił zbrojnych RP przyjęto do realizacji – mała armia zawodowa i brak wojsk terytorialnych oraz innych przygotowań do obrony, np. w sferze pozamilitarnej. A po zrealizowaniu przyjętego obecnie planu modernizacji sił zbrojnych, polskie dowództwo będzie musiało bronić dużego stosunkowo terytorium za pomocą paru dywizji i kilkunastu brygad wojsk operacyjnych. W takim przypadku albo większość terytorium RP nie będzie broniona, albo posiadane siły trzeba będzie rozproszyć, chcąc osłonić ważniejsze rejony i obiekty. W pierwszym przypadku spełni się scenariusz obrony na linii Odry, w drugim będziemy mieli powtórzenie sytuacji z 1939 roku, czyli niewykonalny rozkaz obrony kraju. Sprawą ogromnie wątpliwą była przyjęta w 1939 roku koncepcja prowadzenia obrony za pomocą działań manewrowych. Przeciwnik panował w powietrzu


Fot. Adam Sadkowski

i dysponował wojskami szybkimi (pancerne i zmotoryzowane). Polski manewr siłami słabszymi i wolniejszymi (piechota i kawaleria) nie mógł przynieść sukcesu. W tamtych warunkach (ale czy tylko tamtych?) tylko dobrze przygotowana obrona, oparta o umocnienia, przeszkody naturalne i na terenach zurbanizowanych, mogła skutecznie zatrzymać ofensywę szybkich i silnych pancerno-motorowych zgrupowań wojsk niemieckich. W polskim planie obrony (Plan „Zachód”) sprawą zasadniczą był czas (długość) oporu. Od tego zależała ewentualna pomoc Francji i Anglii. Wydaje się pewnym, że im dłuższa byłaby obrona przed niemieckim najazdem, tym większa szansa na uruchomienie pomocy Zachodu. Można ponadto sądzić, że powstrzymanie natarcia niemieckich wojsk w rozbudowanych rejonach umocnionych na terenie Polski (gdyby one istniały), miałoby wpływ na zachowanie Sowietów. Decyzja Stalina o agresji na Polskę w dniu 17 września 1939 roku była poprzedzona informacjami wywiadowczymi upewniającymi, że ofensywy na Zachodzie w planowanym terminie nie będzie (tj. 17 września właśnie) i... objawami widocznej klęski wojsk polskich. W okresie funkcjonowania Układu Warszawskiego „ludowe” WP przygotowywano do „ciężkich” operacji manewrowych w wojnie na Zachodzie, w których miały

uczestniczyć wielkie ilości czołgów i samolotów wszystkich armii bloku sowieckiego. Dziś, po rozpadzie tego bloku i w warunkach państwa niepodległego pojawił się problem obrony własnych granic. I widzimy, że ponownie wraca koncepcja obronnej wojny manewrowej. Wobec szczupłości własnych wojsk proponuje się manewrowe działania obronne nielicznymi, mobilnymi siłami operacyjnymi (koncepcja „lekkiej operacji manewrowej”). Jakie jednak szanse może mieć tak pomyślana obrona? Można sądzić, że nieprzyjaciel będzie chciał sparaliżować obronę Polski przy pomocy środków napadu powietrznego i uderzeń wojsk pancernych oraz zmechanizowanych. Nie można wykluczyć ataków sił specjalnych i desantowo-szturmowych, aeromobilnych na obiekty znajdujące się na terytorium RP. Należy więc przewidywać, że w obliczu takiego ataku polskie wojska operacyjne, biorąc pod uwagę ich wielkość oraz stan naszych systemów wczesnego ostrzegania i rozpoznania, siłę lotnictwa i wojsk WRE, a także możliwości obrony przeciwlotniczej i przeciwpancernej, nie będą mogły odnieść zwycięstwa, „lekko manewrując”. Władze RP jako zasadniczy i, zdaje się, jedyny środek obrony państwa widzą wojska operacyjne, podobnie jak w 1939 roku Przygotowanie obrony kraju, zwłaszcza w proponowanym przez znawców zagadnienia wariancie „Obrony Powszechnej”, nie znalazło uznania u tzw. decydentów. Powstaje więc problem, czy w obecnym planowaniu obronnym nie popełniono już błędu z 1939 roku? Można bowiem wysnuć wniosek, że klęska Polski w roku 1939 była także rezultatem zastosowania nieodpowiednich środków do obrony państwa.

3

Warto w tym kontekście odnieść się do często podnoszonego argumentu słabości ekonomicznej Drugiej RP, skoro i obecne państwo polskie nie ma zbyt wiele pieniędzy na wojsko. Rzeczywiście, Polska przed rokiem 1939 nie mogła wydawać na swoją armię tyle pieniędzy, by konkurować z wydatkami zbrojeniowymi Stalina czy Hitlera. Mamy zresztą i dziś kłopot, skąd wziąć pieniądze na wojsko? Należy jednak przypomnieć, że inaczej wydaje się pieniądze na armię, która ma być instrumentem ataku (siłą uderzeniową), a inaczej na siły przygotowywane do obrony. Skuteczna obrona kosztuje znacznie mniej niż armia uderzeniowa (siła ofensywna). Czy dziś, wydając pieniądze na drogie uzbrojenie wojsk operacyjnych, postępuje się rozsądnie? Słowa przypisywane Napoleonowi, który miał powiedzieć, że do prowadzenia wojny potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy, odnoszą się do wydatków na siły ofensywne. O tym, że słabsze państwo może skutecznie obronić się przed silniejszym, przekonał się także Napoleon. Hiszpanie wydali mniej pieniędzy na armię, a mimo to na własnym terytorium pokonali wojska francuskie. Właściwe sposoby obrony i racjonalnie wydawane pieniądze na odpowiednie środki obrony decydują o skuteczności przyszłych działań obronnych. Z tego punktu widzenia zarówno w zakresie organizacji sił zbrojnych, jak w planowaniu i dowodzeniu, a także w wydatkach wojskowych Drugiej

RP można wskazać błędne decyzje. Marsz. Edward Śmigły-Rydz, Naczelny Wódz polskich sił zbrojnych w 1939 roku, przyznał po zakończeniu kampanii wrześniowej, że nie docenił znaczenia i roli lotnictwa oraz broni pancernej na polu walki. Podobną opinię wyraził także gen. T. Kutrzeba, który we wrześniu 1939 roku dowodził armiami „Poznań” i „Pomorze” w bitwie nad Bzurą. W ocenie niemieckiego dowództwa: „broń pancerna i lotnictwo – to klucz naszego (niemieckiego – RSZ) zwycięstwa. Gdyby Polska miała broń przeciwpancerną, to zwycięski pochód byłby niemożliwy”. Polskie dywizje piechoty i brygady kawalerii, niedostatecznie uzbrojone w środki walki ppanc. i plot. musiały, korzystając w najlepszym przypadku z lekkich umocnień polowych, zmierzyć się z niemiecką bronią pancerną i lotnictwem. W polskich siłach zbrojnych było 1200 dział i ok. 3500 rusznic ppanc. (tzw. karabin Ur.), ponadto część dział polowych 75 mm otrzymało celowniki panoramiczne i zostało przystosowanych do zwalczania czołgów. Dzięki temu polscy obrońcy zdołali zniszczyć ok. 1000 wozów pancernych wroga. Wojsko Polskie mogło jednak mieć więcej dział i dobrze przygotowaną w terenie obronę przeciwpancerną. W takim przypadku, skoro w warunkach zdecydowanie gorszych żołnierze polscy zdołali zniszczyć ponad 40% sprzętu pancernego wroga, niemieckie dywizje pancerne i zmotoryzowane zapewne przestałyby istnieć. Wraz z tym uległaby istotnemu osłabieniu, a może nawet wyczerpaniu, siła ofensywna Wehrmachtu. Plany współdziałania wojskowego z Francją (wspólny z wojskami francuskimi atak na Niemcy) powodowały, że zgodnie z podpisanym sojuszem i oczekiwaniami francuskich czynników rządowych Polska utrzymywała wysokie stany pokojowe wojsk operacyjnych. Było to znaczne obciążenie dla budżetu obronnego RP. Zamawiano i kupowano, tak jak i dziś, ofensywne drogie rodzaje uzbrojenia: np. przed 1926 rokiem znaczną ilość samolotów we Francji, a także sporo okrętów wojennych, które w 1939 roku zostały szybko zniszczone lub musiały przed wybuchem wojny opuścić Bałtyk, by nie ulec zniszczeniu. Polska miała spore możliwości produkcji nowoczesnych środków walki plot. i ppanc. – rocznie 300 dział plot. oraz 1000 dział i ok. 2000 rusznic ppanc. Nie znaleziono wystarczających środków finansowych na tę broń. Tuż przed wybuchem wojny sprzedawano nowoczesne działka plot. do Anglii, bowiem w ten sposób zarabiano pieniądze na ich zakup dla WP. Ówczesnym decydentom zabrakło wyobraźni – co sami później przyznali – przy planowaniu obrony i stosownych do tego zakupów uzbrojenia. ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

9


OBRONNOŚĆ KRAJU

4

Przed rokiem 1939 przyjęto – jak wspomniałem – manewrową koncepcję prowadzenia działań wojennych za pomocą wojsk operacyjnych. Tym samym środki defensywne zeszły na plan dalszy. Uległa zmianie pozycja Dowództw Okręgów Korpusu w strukturach dowodzenia wojskami. Ich rola została zredukowana do prowadzenia spraw administracyjnych i mobilizacyjnych. Związki taktyczne znajdujące się na terenie poszczególnych DOK, a także szczupłe środki obrony terytorialnej podporządkowano dowódcom wojsk operacyjnych. Podobne zależności między dowódcami wojsk operacyjnych a okręgami wojskowymi stosuje się obecnie w Polsce. Okręgi wojskowe (z dawnych czterech pozostało dwa) mają spełniać jedynie rolę administracyjno-mobilizacyjną. W razie wojny dowódcom wojsk operacyjnych będą podporządkowane siły znajdujące się na terenie okręgów, także Obrona Terytorialna (ostatnio pojawia się pytanie, czy OT w ogóle powstanie?). Jedyna różnica w stosunku do 1939 roku polega na tym, że wtedy było więcej okręgów wojskowych (dziesięć DOK) i więcej związków wojsk operacyjnych (siedem armii). System dowodzenia obroną wtedy i dziś wygląda tak samo – niewydolny w sferze założeń, a potem także w praktyce wojennej. Nie uwzględniono w 1939 roku i nadal nie uwzględnia się, że najlepiej może bronić terenu dowódca, który jest z nim najbliżej i najmocniej związany. Przygotowane zaś do obrony całe terytorium kraju daje związkom uderzeniowym, w razie niepowodzeń, schronienie i możliwość regeneracji sił. Co więcej, działania ofensywne (kontratak) można prowadzić, dysponując odpowiednim zapleczem. Niedocenionym elementem infrastruktury obronnej w Polsce przed wrześniem 1939 roku były fortyfikacje i umocnienia. Z dużym opóźnieniem przystąpiono do ich budowy. Prace te nie zostały zakończone do wybuchu wojny. Tymczasem państwa takie jak Niemcy i ZSRR, przygotowujące się do prowadzenia wojen agresywnych, łożyły znaczne środki także na rozbudowę umocnień. Niemcy i ZSRR (tzw. Linia Stalina) chroniły swoje granice z Polską fortyfikacjami, chociaż Polska była państwem znacznie słabszym. Obecnie także nie docenia się przygotowania terytorium kraju do obrony. Przykładem właściwego przygotowania terytorium do obrony była np. fińska Linia Mannerheima, zbudowana na granicy z Sowietami. W oparciu o te umocnienia Finowie w 1939 roku odpierali ataki sowieckich czołgów i piechoty. Fortyfikacje fińskie były stosunkowo tanie i Polska – mimo innych warunków terenowych – mogła bez trudu stworzyć podobnie efektywne linie obrony.

10

W czasie II wojny światowej rejonami naturalnie obronnymi, zwłaszcza w przypadku ataku czołgów, okazały się np. tereny zurbanizowane. Obrona Warszawy i Lwowa wskazuje, że strona polska, oddając wiele miast praktycznie bez walki, zaprzepaściła liczące się możliwości przedłużenia oporu. Wydaje się, że najlepszym wariantem walki byłoby skoncentrowanie wysiłku obronnego na umocnieniach obsadzonych oddziałami terytorialnymi, usytuowanych w rejonach zurbanizowanych – plan obrony w oparciu o „obozy warowne”, z możliwością przeprowadzenia kontrataków związkami wojsk operacyjnych na siły niemieckie włamujące się w polskie linie obrony. Dla takiego wariantu obrony należało zmobilizować możliwie wszystkich przeszkolonych rezerwistów (było ponad 4 mln), kierując ich przede wszystkim do jednostek obrony terytorialnej. Przyjęta w 1939 roku koncepcja wykorzystania w walce obrony terytorialnej nie pozwalała na realizację obrony opartej o umocniony teren. Wojska operacyjne, stanowiące główny i w zasadzie jedyny instrument obrony, pomieściły zaledwie 25% przeszkolonych rezerwistów – niecałe 3% społeczeństwa – ponad 1 mln żołnierzy. We wrześniu 1939 roku tysiące przeszkolonych wojskowo mężczyzn zgłaszało się do jednostek, domagając się broni. Wielu z nich nie miało możliwości, aby uczestniczyć w obronie kraju. Finlandia, organizując obronę w 1939 roku, zmobilizowała 16% społeczeństwa (600 tys. ludzi) – w polskich warunkach podobna mobilizacja oznaczałaby armię 5,3 mln. Inne też były rezultaty walk w Finlandii i w Polsce. Agresor sowiecki stracił tam 673 tys. żołnierzy (zabitych i rannych), Finowie – 68,5. W Polsce w 1939 roku straty niemieckie wyniosły 45 tys. zabitych i rannych, sowieckie około 8 – 10 tys., a polskie 200 tys. Nasycenie terenu wojskiem i powszechność oporu zapewniają obrońcom możliwość zadania dużych strat stronie atakującej. Polska, rezygnując w 1939 roku z wykorzystania posiadanych zasobów materialnych i ludzkich w obronie, pozbawiała się tej możliwości. Pytanie: w jakim zakresie obecnie polskie dowództwo planuje wykorzystanie istniejących wyszkolonych rezerw i jaki jest system szkolenia rezerw dla potrzeb przyszłej obrony kraju? Co ulegnie zmianie na lepsze, skoro szkoleniem wojskowym obejmowano dotąd zaledwie 15% młodzieży męskiej, praktycznie nie szkoli się przyszłych oficerów i podoficerów rezerwy, a wkrótce nawet tego nie będzie? Przygotowanie systemu obrony współczesnego państwa polskiego wymaga wyciągnięcia stosownych wniosków także z wojny w 1939 roku. Właściwe środki obrony militarnej państwa, wraz z wykorzystaniem korzyści strategicznych atutu obrony własnego terytorium, powinny zapewnić państwu polskiemu bezpieczeństwo. Powinny odstraszyć potencjalnych agresorów, czyli osiągnąć ideał sztuki wojennej (strategii) i osiągnąć cel militarny (zapewnić bezpieczeństwo Polski) bez wojny. Polska powinna zbudować obronny system wojskowy, odpowiedni do potencjalnych zagrożeń, naszych możliwości i położenia geograficznego. Innym systemem wojskowym może dysponować Wielka Brytania, leżąca na wyspach i otoczona morzem, a innym Polska, znajdująca się na granicy z sąsiadem, który stara się odbudować swoją potęgę im-

perialną. Oceniając istniejące możliwości, można sądzić, że przy klarownej koncepcji działania i pewnym wysiłku w stosunkowo krótkim czasie można by stworzyć system skutecznej obrony RP. Trzeba jednak dążyć do zmiany mentalności ludzi zajmujących się obronnością. Wyplenić istniejący nadal brak wiary w siłę Polski. Uzmysłowić, jakie środki są nam potrzebne do obrony. Odrzucić relikty organizacyjne i koncepcyjne będące spadkiem m.in. po Układzie Warszawskim, a także pomysły powielania obcych wzorów, tworzenia quasi kolonialnej armii „ekspedycyjnej”, zdolnej do działań poza granicami Polski, i niezdolnej do jej obrony.

5

Polska jest pełnoprawnym członkiem NATO. To członkostwo zobowiązuje do wysiłku upewniającego partnerów RP w przekonaniu, że przyjęcie Polski do Sojuszu wzmocniło go. Nie oznacza to jednak, że kwestie obronności państwa polskiego straciły na znaczeniu,


Fot. Adam Sadkowski

a zadaniem nr 1 sił zbrojnych RP jest uczestnictwo w zagranicznych „misjach” zbrojnych. Polska powinna stosownie do swoich możliwości uczestniczyć w akcjach wspólnych Sojuszu, ale przede wszystkim powinna budować sprawny i skuteczny Narodowy System Obrony Państwa Polskiego. W tym systemie siłę obronną współczesnej RP stanowić muszą: – Wojska operacyjne, mobilny komponent uderzeniowy sił zbrojnych – wprawdzie ograniczony co do liczby środków i żołnierzy traktatem CFE-1, ale nowoczesny i z wysokim stopniem profesjonalizacji (może nawet pełnym uzawodowieniem). Wojska te powinny być zdolne do wykonywania kontruderzeń wzmacniających obronę kraju w razie konieczności odpierania bezpośredniego ataku na RP z zewnątrz oraz do stałej współpracy z sojusznikami z NATO. – Wojska obrony terytorialnej, współczesny odpowiednik dawnego polskiego „pospolitego ruszenia”, obywatelskiego czynnika obronnego. Masowy, oparty na

przeszkolonych rezerwach, komponent sił zbrojnych, mobilizowany i wykorzystywany do wsparcia działań wojsk operacyjnych w razie wojny, do ochrony i obrony rejonów zamieszkania żołnierzy (ojcowizny) i do ochrony (w razie potrzeby) infrastruktury NATO, rozmieszczonej na terenie Polski. Żołnierze OT uzbrojeni w broń strzelecką i nowoczesne przenośne granatniki, rakiety przeciwpancerne i przeciwlotnicze muszą być wcześniej przygotowani do natychmiastowego – z chwilą wtargnięcia agresora – podjęcia działań, także nieregularnych, w masowej skali. – Przygotowanie całego społeczeństwa i wykorzystanie obronne terytorium kraju, w tym samorządów, instytucji i zakładów do wsparcia wysiłku wojsk oraz ratowania ludzi, dobytku i środowiska przed skutkami wojny, katastrof technicznych i klęsk żywiołowych. Należy też zmienić charakter zasadniczej służby wojskowej (pobór powszechny) na przysposobienie obronne w szkołach i krótkoterminowe szkolenie podstawowe (2-4 miesiące) w jednostkach (ośrodkach) szkoleniowych OT. Trzeba wstrzymać proces niszczenia i dewastacji infrastruktury wojskowej – szczególnie koszar w miastach – i zagospodarować ją przez wojska OT. Polski przemysł

powinien podjąć masową produkcję nowoczesnych przenośnych środków walki przeciwpancernych, przeciwlotniczych i przeciwokrętowych. Trzeba też obsadzać stanowiska dowódcze w siłach zbrojnych oraz kierownicze w resorcie Obrony Narodowej oficerami i urzędnikami dysponującymi nowoczesną wiedzą z zakresu obronności. Obrona militarna Polski, przygotowana i funkcjonująca w czasie pokoju, jest także narzędziem w kształtowaniu i kreowaniu przyszłości państwa polskiego. Polska – jak już wspomniano – jest państwem gwarantującym stabilizację w Europie Środkowej. Słabość i bezbronność Polski jest zagrożeniem także dla tej stabilności. Przygotowania obronne to konieczna inwestycja dla zapewnienia bezpiecznej przyszłości przyszłym pokoleniom Polaków i innym narodom zamieszkującym Europę Środkową i Wschodnią. Nowoczesna obrona militarna tworzy podstawową i największą wartość, jaką państwo winno dać swym obywatelom – bezpieczeństwo. Tylko takie państwo polskie może być trwałym elementem bezpiecznej Europy. Druga RP nie miała zbyt wielu szans, aby osiągnąć stan trwałego bezpieczeństwa. Obecna RP ma taką sposobność, tylko nie chce, lub nie potrafi tego uczynić. Trzeba powiedzieć z całą mocą: władze RP, decydując się na realizację programu tworzenia sił zbrojnych RP rozumianych jako działające poza Polską wojska ekspedycyjne, szkodzą bezpieczeństwu narodowemu. 1 września 2007 roku obchodzono w Polsce kolejną, 68. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Wspominano najazd niemiecki i zadany zdradliwie przez Sowietów 17 września cios w plecy polskiej obrony. W kinach pojawił się film „Katyń” przypominający sowiecką zbrodnię na polskiej inteligencji, oficerach WP, obrońcach Polski w roku 1939. Byłoby źle, gdyby tylko do tego ograniczała się pamięć współczesnych Polaków o czasach, gdy sąsiedzi „zamordowali” Polskę niepodległą. Można mieć obawy co do kierunku polityki Rosji. Widać wyraźnie, że władze i elity tego państwa chcą odbudować rosyjskie imperium. A skoro Polska jest przez obecną Rosję traktowana źle, to musimy spoglądać w kierunku wschodnim z wielką uwagą i zachowując najwyższą czujność – rosyjski film „1612” o wypędzeniu Polaków z Kremla kończy się sceną, jak po zwycięstwie na tle panoramy Moskwy znowu pojawia się husaria. Czy Polska jest ciągle wrogiem? W 1918 roku Polska odzyskała niepodległość. W 1939 roku ją utraciła. W 1989 roku ponownie, drugi raz w XX wieku, Polacy odzyskali wolność... Czy historia czegoś nas nauczyła? n ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

11


PRZEGLĄD KONSTRUKCJI

Broń nadal groźna

H

istoria granatu ręcznego jako broni przeciwpancernej jest stosunkowo krótka. Wprawdzie pierwsze egzemplarze pojawiły się jeszcze podczas I wojny światowej wraz z pojawieniem się czołgów, nie spełniły jednak pokładanych w nich nadziei. Udane wzory ręcznych granatów przeciwpancernych pojawiły się dopiero na początku lat 40. XX wieku, a w zasadzie w 1943 roku, kiedy wykorzystano w nich zjawisko kumulacji. Kontynuatorem linii radzieckich granatów przeciwpancernych o działaniu kumulacyjnym (wprowadzonych podczas II wojny światowej RPG-43 i RPG-6) był w latach powojennych granat RKG-3 (Rucznaja Kumulatiwnaja Granata – ręczny granat kumulacyjny). Granat powstał w latach 50. XX wieku, ulegając później nieznacznym modyfikacjom i będąc wzorem dla innych, nielicznych już ręcznych granatów przeciwpancernych produkowanych w innych krajach. W arsenałach wojsk RKG-3 występował licznie do końca lat 80., zaś do dzisiaj można spotkać go np. w Iraku – jako wyposażenie zamachowców-samobójców. Śmiało można ochrzcić go mianem „ostatniego ręcznego granatu przeciwpancernego” świata; pozytywne znaczenie tego określenia przekłada się na fakt, że w jego konstrukcji (dość zresztą skomplikowanej) zrobiono wszystko, co w tej klasie broni było do zrobienia. Żaden z wcześniejszych granatów nie był tak bezpieczny w użyciu, a w dodatku przy niedużej masie własnej RKG-3 zapewnia wysoką zdolność przebicia pancerza. Granat składa się z głowicy i rękojeści. Elementy zewnętrzne głowicy są wytłoczo-

12

ne z blachy i mieszczą ładunek kumulacyjny (trotyl/ heksogen) z wkładką i przesłoną w postaci pakietu tekturowych krążków. Za pośrednictwem wytłoczonego gwintu głowica łączy się z rękojeścią, a w zasadzie z jej ruchomą tuleją. Wewnątrz rękojeści mieści się mechanizm uderzeniowy, stabilizator i mechanizm zabezpieczający. Mechanizm uderzeniowy składa się z tulejki z kołnierzem, wewnątrz której znajduje się korpus bijnika zakończony stożkowym kołnierzem i unieruchomiony względem tulejki dwoma kulkami. Z kolei w korpusie bijnika jest umieszczony bijnik, podparty napiętą sprężyną uderzeniową i zblokowany z korpusem dwoma kulkami. Do mechanizmu uderzeniowego należy też sprężyna zabezpieczająca (podpiera korpus bijnika) i kulisty bezwładnik. Tylna część korpusu rękojeści mieści stabilizator, w postaci stożkowej czaszy z materiału, rozpiętej na czterech sprężystych ramionach zamocowanych do tulejki stabilizatora, podpartej ściśniętą sprężyną. Mechanizm zabezpieczający obejmuje trzy stopnie zabezpieczeń. Pierwszy z nich stanowi zawleczka, łącząca tuleję ruchomą rękojeści z kadłubem rękojeści. Zawleczka jest usuwana bezpośrednio przed rzutem. Drugi stopień zabezpieczenia uniemożliwia wybuch granatu po jego upuszczeniu, gdy zawleczka jest już wyjęta. Składa się on z listwy zabezpieczającej, kołpaka, kulki i ruchomej tulei rękojeści ze sprężyną. Trzeci stopień zabezpiecza przed wybuchem granatu, w przypadku gdy po rzucie uderzy on w przeszkodę w odległości do 1 m od rzucającego. Tworzy go sworzeń ze sprężyną, dwie kulki i tuleje: ruchoma i nieruchoma. Po odpracowaniu wszystkich stopni zabezpieczeń, części ruchome utrzymywane są tylko sprężyną zabezpieczającą. Podczas przygotowania granatu do użycia żołnierz odkręca głowicę od rękojeści i wkłada do gniazda głowicy pobudzacz – zawierający nakłuciową spłonkę pobudzającą i ładunek pobudzający (przenoszony

Zdjęcia i ilustracje P. Kupidura

Ręczny granat przeciwpancerny RKG-3

Ręczny granat przeciwpancerny RKG-3EM w oddzielnej kieszonce torby na granaty). Przed rzutem należy, przytrzymując listwę zabezpieczającą, wyciągnąć zawleczkę. Podczas zamachu do rzutu głowica wraz z tuleją ruchomą rękojeści odsuwa się pod działaniem siły odśrodkowej, zwalniając sprężysty koniec listwy zabezpieczającej i (z drugiej strony rękojeści) listwę kołpaka. Ta ostatnia zwalnia kulkę, pozwalając tym Przekrój granatu RKG-3: 1-czepiec dystansowy, 2-wkładka kumulacyjna, 3-korpus głowicy, 4-materiał wybuchowy, 5przesłona, 6-dodatkowy ładunek materiału wybuchowego, 7-pobudzacz, 8-tuleja ruchoma rękojeści, 9-sprężyna tulei ruchomej, 10-sprężyna uderzeniowa, 11-korpus bijnika, 12-listwa zabezpieczająca, 13-korpus rękojeści, 14-sprężyna stabilizatora, 15-tuleja stabilizatora, 16-ramię stabilizatora, 17-stabilizator, 18-tuleja ruchoma, 19-tuleja nieruchoma, 20-sworzeń, 21-kulki utrzymujące sworzeń, 22-sprężyna sworznia, 23-kołpak rękojeści, 24-sprężyna kołpaka, 25-tuleja z kołnierzem, 26-sprężyna zabezpieczająca, 27-bijnik, 28-kulki utrzymujące bijnik, 29-kulka utrzymująca kołpak, 30-kulki utrzymujące korpus bijnika, 31-bezwładnik


samym na odrzucenie kołpaka przez jego sprężynę. Tak więc przed wykonaniem zamachu upadek granatu, np. wskutek upuszczenia, jest niegroźny. Zdjęcie ostatniego stopnia zabezpieczenia jest związane z rozwinięciem stabilizatora. Po odrzuceniu kołpaka, sprężyna wypycha z wnętrza rękojeści stabilizator. Podczas rozwijania jego czaszy, wyciąga on też tuleję ruchomą, ta zaś – po wysunięciu zwalnia kulki, które do tej pory blokowały sworzeń. Sprężyna wypycha sworzeń, a jego koniec wychodzi z wnętrza obsady bijnika, zwalniając miejsce dla kulek, które utrzymywały obsadę. Granat jest uzbrojony. Po uderzeniu w cel obsada bijnika pod naciskiem bezwładnika przesuwa się do przodu. W momencie, gdy kulki znajdą się na wysokości rozszerzenia tulei z kołnierzem, zwalniają one bijnik, który pod działaniem napiętej sprężyny nakłuwa spłonkę. Rozwiązanie takie zapewnia większą szybkość działania zapalnika oraz energię kinetyczną niezbędną do pewnego zadziałania spłonki. W przypadku upadku granatu pod dużym kątem lub bokiem, ruch obsady bijnika do przodu jest wymuszany przez współpracę kulistego bezwładnika ze stożkową powierzchnią kołnierza obsady. W toku produkcji granat poddano modyfikacjom zmierzającym do poprawy zdolności przebicia pancerza; w ten sposób powstały wersje: RKG-3E i RKG-3EM, ta ostatnia o zwiększonych gabarytach głowicy (z charakterystycznymi przetłoczeniami na czepcu dystansowym). Identyczny z RKG-3EM jest produkowany w Jugosławii granat M79. W literaturze zachodniej pojawiają

Widok granatu RKG-3 w locie, z rozwiniętym stabilizatorem

Dane taktyczno-techniczne granatów serii RKG-3 Masa [g] Masa MW [g] Wysokość [mm] Średnica [mm] Przebicie pancerza [mm]

Przejęta w Iraku skrzynka z 12 granatami RKG-3EM; widoczne głowice opakowane w papier, pudełko metalowe z rękojeściami, pudełko metalowe z pobudzaczami i klucz do otwierania pudełek

Widok granatu ćwiczebnego UPG-8 z rozwiniętym stabilizatorem oraz naboi dymno-błyskowych z opakowaniami

Opakowanie z trzema granatami UPG-8 i ich wyposażeniem się też wersje RKG-3T i RKG-3M, co nie znajduje potwierdzenia w materiałach źródłowych. RKG-3 był powszechnie używany w armii b. NRD, gdzie wersja z miedzianą wkładką kumulacyjną (odpowiednik

RKG-3 1070 540 350 65

RKG-3E 1070 540 350 65

RKG-EM ~1150 600 386 76

125

170

220

RKG-3E) miała oznaczenie RKG-3Cu, stąd też może pochodzić oznaczenie RKG-3M (zgodnie z nazewnictwem radzieckiej amunicji kumulacyjnym, stosowanym jednakże raczej do amunicji artyleryjskiej). W celu zapewnienia realizacji procesu szkolenia opracowano ćwiczebną wersję granatu, oznaczoną UPG-8 (Uczebnoimitacionnaja Protiwotankowaja Granata). Głowica granatu ma otwartą komorę dla naboju dymno-błyskowego (elaborowanego prochem czarnym) oraz dwa kanały boczne dla wypływu gazów w razie zatkania kanału centralnego. Rękojeść mieści uproszczony mechanizm uderzeniowy, mechanizm zabezpieczający i stabilizator. Mechanizm uderzeniowy jest zmontowany we wkrętce rękojeści i składa się z dwuczęściowego bijnika z wymienną iglicą, bezwładnika i sprężyny zabezpieczającej. Przed rzutem bijnik jest unieruchomiony dwoma kulkami, które z jednej strony opierają się o wkrętkę rękojeści, z drugiej zaś – o sworzeń. Sworzeń połączony jest ze stabilizatorem, podobnej budowy jak w granacie bojowym, zaopatrzonym dodatkowo w dwie blaszane osłony. Konstrukcja granatu zapewnia wielokrotne użycie, a do ponownego rzutu należy jedynie zwinąć i wcisnąć do rękojeści stabilizator, założyć listwę zabezpieczającą i zawleczkę oraz włożyć nowy nabój dymno-błyskowy (po odkręceniu głowicy). Podczas tych czynności wszystkie części granatu przyjmują położenie wyjściowe. W razie uszkodzenia którejś z części, granat rozbiera się całkowicie i wymienia część na nową z zestawu zapasowego (na każdy granat przypada 50 iglic, 15 kulek, po 4 sprężyny zabezpieczające i wkręty iglicy, 2 kontrwkręty bijnika, 6 listew zabezpieczających i pierścieni oporowych rękojeści, 15 zawleczek z kółkiem, 10 stabilizatorów i 20 taśm łączących stabilizatora. n Przemysław Kupidura

Przekrój granatu ćwiczebnego UPG-8: 1-głowica, 2-komora nabojowa, 3-nabój dymno-błyskowy, 4sprężyna zabezpieczająca, 5-wkętka rękojeści, 6-bijnik, 7-kulka utrzymująca bijnik, 8-sworzeń, 9-bezwładnik, 10-sprężyna stabilizatora, 11-listwa zabezpieczająca, 12osłony stabilizatora, 13-kadłub rękojeści, 14-stabilizator

ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

13


PRZEGLĄD KONSTRUKCJI

Powrót legendy

Jeep J8 Koniec ery UAZów, niepewna przyszłość produkcji Honkerów – stawia Wojsko Polskie i inne służby mundurowe, przed wyborem przyszłościowego lekkiego samochodu osobowo-terenowego. Do wyboru jest klasyka: Mercedesy serii G czy Land Rovery Defendery. Albo Jeep J8. Jeep wraca do gry

Jeep J8 IDET Brno 2007

14

Na kieleckim MSPO 2007 miała miejsce polska prapremiera nowego militarnego wcielenia Jeepa. „Wnuczek” legendarnego Jeepa Willysa został zaprezentowany przez autoryzowanego dealera Jeepa, radomską firmę Zeszuta sp. z o.o. Po 66 latach Jeep wrócił do korzeni i zaprezentował wojskową wersję Jeepa Wranglera Unlimited. Na bazie modelu cywilnego stworzono udany wóz uniwersalnego zastosowania. Wzmocniono ramę, która jest teraz bardziej odporna mechanicznie oraz podniesiono ładowność pojazdu do 1339 kg. Zawieszenie przystosowano do

trudnych warunków frontowych. Wymieniono tylne sprężyny śrubowe resorami piórowymi, przekonstruowano mosty napędowe i układ hamulcowy. System napędu 4x4 Command-Trac® umożliwia maksymalne wykorzystanie własności jezdnych nowego Jeepa, zarówno na szosie, jak i w terenie. Zmilitaryzowany Jeep może holować przyczepę o maksymalnej masie do 3500 kg. Jednostka napędowa J8 to turbodoładowany silnik wysokoprężnym VM Motori Panther Turbo o pojemności 2,8 litra i mocy 118 kW (158 KM) przy 3800 obr./min oraz momencie obrotowym 400 Nm. Silnik


Dane taktyczno-techniczne wersji bazowej 4x4

Fot. Ryszard T. Kominek

Załoga 2+6 Masa pustego pojazdu 1955 kg Masa maksymalna 3358 kg Ładowność 1339 kg Długość nadwozia 4740 mm Szerokość 1877 mm Wysokość do stropu 1770 mm nadwozia Prześwit 242 mm Rozstaw osi 2947 mm Prędkość maksymalna 180 km/h Zapas paliwa 79,5 dmł Zasięg 600 km Silnik VM Motori Panther Tutrbo 4-cylindrowy 16-zaworów, diesel z systemem common-rail z turbodoładowaniem i intercoolerem, zmienna geometria turbosprężarki Moc 158 kW Moment obrotowy 400 Nm Promień skrętu 12,25m Kąt wejścia 36,5° Kąt zejścia 29,8° Maksymalna głębokość bro762 mm dzenia bez przygotowania

współpracuje z 5-stopniową przekładnią automatyczną. W celu podniesienia sprawności w ciężkim terenie, silnik wyposażono w specjalny układ filtrowania powietrza oraz „snorkel”, umożliwiający pokonywanie brodów do głębokości 762 mm. Według producenta ma to umożliwić pracę pojazdu w warunkach burz piaskowych nawet przez pięć godzin. Na rynek europejski przewidziana jest wersja silnika spełniająca normę Euro IV. Jeep J8 oferowany jest w standardowej wersji dwudrzwiowej z przedłużoną skrzynią ładunkową, przeznaczoną do transportu ludzi lub sprzętu. Wersje specjalistyczne bazować mają na modelu czterodrzwiowym. Dla potencjalnego klienta istnieje możliwość stworzenia na bazie J8 wozu dowodzenia, sanitarki czy pojazdu łącznikowego itp. Ponadto można swobodnie przygotować rozmaite wersje pojazdów specjalistycznych dla wszelakich służb mundurowych i agend rządowych. Ewentualne uzbrojenie samochodu uwarunkowane jest potrzebami użytkownika. Producent oferuje różne konfiguracje nadwozia i układu siedzeń przystosowane zarówno dla ruchu prawo- jak i lewostronnego. Wyposażenie standardowe zawiera m.in. 2 poduszki powietrzne, pałąk bezpieczeństwa oraz układ ABS. Szekle i zaczepy holownicze oraz potężne zderzaki umożliwiają łatwy transport jeepa podwieszonego pod śmigłowcem transportowym. Natomiast niewielkie rozmiary pozwalają załadować kilka sztuk na pokład samolotu transportowego, np. polskiego C-295. Jeep J8 produkowany będzie w egipskiej filii Chryslera, zakładach Arab American Vehicles (AAV) pod Kairem. Do sprzedaży ma trafić na wiosnę 2008 roku. Producenci są przygotowani, teraz wszystko w rękach polskich decydentów. Odwlekanie problemu zakupu lekkiego samochodu terenowo-osobowego może zaowocować paradoksalną sytuacją, kiedy to polscy żołnierze do przewozu poczty czy konserw, będą używać KTO „Rosomak” czy też pożyczonych od sojuszników HMMWV. Ryszard T. Kominek

MSPO Kielce 2007 ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

15


PRZEMYSŁ OBRONNY

Broń strzelecka w konsultacji z siłami specjalnymi

Bumar z Fundacją „Grom” Nie jest sztuką wyasygnowanie pieniędzy na wyszkolenie żołnierza sił specjalnych. Sztuką jest zapewnienie mu godnego życia po zakończonej karierze wojskowej, która w przypadku sił specjalnych nie trwa długo. Na całym świecie zabiega się o to, aby żołnierze tego rodzaju pozostawali w cywilu po „dobrej stronie mocy” i nie zasilali struktur przestępczych. Zabiega się o to także w Polsce, choć z mniejszym udziałem państwa, niż należałoby tego oczekiwać

W

pomocą służą im i ich rodzinom Special Operations Warrior Foundation (SOWF), United Warrior Survivor Foundation (UWSF) i Armed Forces Foundation (AFF). Są to fundacje typu non-profit zasilane z różnych firmowych i prywatnych donacji, ale także z budżetów instytucji federalnych i stanowych, jak ma to miejsce w przypadku SOWF. Działająca w kraju Fundacja Byłych Żołnierzy Jednostek Specjalnych „Grom” życia w stylu jej podobnych fundacji amerykańskich nie zaznaje. Na

swoje utrzymanie, a głównie na pomoc swoim członkom musi zarabiać, gdyż nie ma innego wyjścia. Tym cenniejsza jest każda inicjatywa w jakikolwiek sposób pomagająca FBŻJS w prowadzeniu statutowej działalności tym bardziej, że skupia ona nie tylko żołnierzy wojskowej jednostki GROM, lecz wszystkich członków sił i służb specjalnych – od wojskowych po policyjne AT.

Fot. Grzegorz Czwartosz

samych tylko Stanach Zjednoczonych istnieją aż trzy duże fundacje, w których olbrzymią pomoc mogą uzyskać żołnierze sił specjalnych po odejściu z czynnej służby lub po odniesieniu ran na którejkolwiek z wojen toczonych przez Stany Zjednoczone na świecie lub na misjach typu „peace forcing/peacekeeping”. Liczbę takich żołnierzy szacuje się już na ok. 1,4 tys. Dlatego też wszelką

10 października 2007 roku - konkurs strzelecki dla dziennikarzy o Puchar Prezesa Bumaru. Pierwszy z lewej wiceprezes Fundacji Byłych Żołnierzy Jednostek Specjalnych „Grom” mjr Krzysztof Przepiórka instruuje dziennikarkę mierzącą do tarczy z pistoletu P99AS; przedostatni z prawej gen. dyw. Andrzej Pietrzyk 16


Fot. Grzegorz Czwartosz

Karabinek Beryl Commando promowany w tym roku przez Bumar podczas kilku imprez publicznych, w tym także przed akredytowanymi w Polsce attaché wojskowymi

współpracę – „Nie wystarczy sprzedać broń, ale trzeba również zadbać o jej należytą eksploatację. Broń jest pewnym całościowym systemem wraz z osprzętem, optyką, amunicją itp. Są to składowe produktu i nad tym wszystkim będziemy pracować razem z Bumarem”. W przypadku FBŻJS „Grom” współpraca z krajowym gigantem zbrojeniówki może zastąpić to, o co wcześniej nie zadbało należycie państwo i siły zbrojne. Na Zachodzie odchodzący do cywila żołnierze sił specjalnych są objęci ścisłym monitoringiem nie tylko dlatego, aby kontrolować ich potencjalne ścieżki do świata przestępczego, ale głównie, aby im zapewniać dobrą pracę na miarę ich wykształcenia i wyszkolenia. U zarania dziejów GROM jej żołnierze

byli szkoleni przez takich właśnie starszych specjalistów amerykańskich, niejednokrotnie weteranów wojny wietnamskiej. W Polsce tak to nie działa. W MON kierowanym niegdyś przez Jerzego Szmajdzińskiego utworzono 12 etatów przy jednostkach specjalnych dla byłych żołnierzy tych sił i zaoferowano im posady w strukturach szkoleniowych wojska. To wprawdzie cenna inicjatywa, ale niewystarczająca, gdyż jest obecnie na cywilnym rynku pracy kilkudziesięciu byłych członków sił specjalnych i innych służb typu AT, którym państwo, wzorem Zachodu, powinno za-

Fot. Grzegorz Czwartosz

Jak mówi mjr Krzysztof Przepiórka, wiceprezes FBŻJS – „Nie zdarzyło się w GROM, żeby ktoś po przejściu do cywila »przeszedł na drugą stronę« – gwarantuję to”. Nie jest tajemnicą, że na całym świecie o byłych żołnierzy sił specjalnych zabiegają struktury podziemia gospodarczego i świat pospolitej przestępczości. Monitoring weteranów polskiego GROM wskazuje, że w tym środowisku do niczego takiego nie doszło. Jest to olbrzymia wartość żołnierzy GROM i najlepsze świadectwo ich morale wyniesionego z wojska, choć dbałość państwa o ich życie w sektorze cywilnym mogłaby być w Polsce dużo lepsza. Otwierającą się nową szansą na poprawę sytuacji FBŻJS „Grom” jest porozumienie, jakie zawarła ona na temat bardzo ścisłej współpracy z największą polską grupą przemysłową branży zbrojeniowej – z Bumarem. Od października br. fundacja współpracuje z czterema spółkami grupy – Bumar sp. z o. o., Fabryka Broni „Łucznik”-Radom sp. z o. o., Zakłady Mechaniczne Tarnów SA i Zakłady Metalowe „Mesko” SA. Jak mówi rzeczniczka prasowa Bumaru Kamilla Walczak: „Współpraca z fundacją następuje z inicjatywy Bumaru. Od pewnego czasu szukaliśmy specjalistów strzelectwa do aktywnego uczestnictwa w procesach konstruowania i testowania broni oraz jej promocji. Wybór padł na Fundację »Grom« i zaczynamy współpracę od naszego sztandarowego produktu – pistoletu P99 produkowanego w Radomiu”. Major Krzysztof Przepiórka ma sprecyzowany pogląd na rozpoczynającą się

Pamiątkowy 50-tysięczny egzemplarz pistoletu P99AS produkowanego w Fabryce Broni „Łucznik”-Radom w kooperacji z firmą Carl Walther GmbH ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

17


Fot. Grzegorz Czwartosz

PRZEMYSŁ OBRONNY

Prawa strona najnowszego karabinka Beryl Commando pewniać w cywilu najlepsze warunki pracy i płacy konkurencyjne wobec „drugiej strony”, jak eufemistycznie nazywa to mjr Przepiórka. Państwo i MON zastąpił Bumar. „Państwo włożyło duże środki finansowe w wyszkolenie żołnierzy GROM i nareszcie jest sensowna inicjatywa niejako oddania tych nakładów poprzez konsultacje Fundacji »Grom« przy konstruowaniu broni” – mówi Krzysztof Przepiórka. Inicjatywa dla polskiej zbrojeniówki jest rzeczywiście interesująca. Specjaliści Fundacji „Grom” będą odtąd konsultantami wszystkich nowinek technicznych opracowywanych w broni produkowanej przez FB „Łucznik”-Radom i ZM Tarnów. Jak dodaje Kamilla Walczak – „Bumar chce nie tylko produkować broń, w której konsultantami byliby najlepsi fachowcy sił specjalnych, ale także chce tę broń pokazywać i promować w zupełnie nowy, dynamiczny, praktyczny i atrakcyjny sposób”. Mowa tu o inicjatywach Bumaru z zakresu public relations i public affairs. W ramach promocji pistoletu P99 produkcji „Łucznika” jesienią bieżącego roku zorganizowano dwa konkursy strzeleckie z użyciem tych pistoletów. Jeden konkurs dla dziennikarzy o Puchar Prezesa Bumaru, drugi dla akredytowanych w Polsce attaché wojskowych o Puchar Ministra Obrony Narodowej. Przy okazji drugiego z nich Bumar promował przed ataszatami wojskowymi trzy rzeczy jednocześnie za pośrednictwem potencjału Zakładów Metalowych „Mesko”, gdzie konkurs rozgrywano – polską amunicję, linie technologiczne do utylizacji amunicji oraz pistolety P99 „Łucznika”. Przy okazji konkursów strzeleckich zorganizowano także prezentacje trzech wersji karabinków Beryl w najnowszych

18

odmianach jeszcze nie używanych przez wojsko poza testami. Chodzi o Beryla, Mini-Beryla i Beryla Commando z modyfikacjami z zakresu ergonomii (m.in. nowe chwyty, szyny Picatinny, bezpieczniki, spusty odłączania magazynków, teleskopowe kolby) oraz z celownikami holograficznymi i przezroczystymi magazynkami z amerykańskiego poliwęglanu Lexan produkcji General Electric. FBŻJS „Grom” jest idealnym partnerem w tego typu nowej i ambitnej komunikacji marketingowej Bumaru. GROM od początku jest wizytówką Wojska Polskiego i ambasadorem polskich spraw na świecie związanych z wojskowością. Nie jest zatem dziełem przypadku, że fundacja w roku 2008 weźmie udział w wydarzeniu promocyjnym z gatunku public affairs, jakiego jeszcze w Polsce nie było. Bumar będzie organizatorem zjazdu w Polsce naszych attaché wojskowych ze świata, a jednocześnie zjazdu wszystkich akredytowanych w Polsce zagranicznych attaché wojskowych. Wspólny zjazd dyplomatów wojskowych będzie połączony z prezentacją najbardziej nowoczesnych systemów broni z oferty Grupy Bumar. Tym sposobem Bumar chce przebijać się z informacją o swoich produktach na rynki zagraniczne poprzez świadomość oferty Bumaru w kręgach dyplomacji wojskowej. Są to podręcznikowe, ale zarazem najlepsze elementy kampanii marketingowych typu „product awareness”, jakich krajowej zbrojeniówce zawsze brakowało i obecnie luka ta ma wszelkie szanse być zapełniona dobrymi, i co ważne atrakcyjnymi, pomysłami. Wszystkie te działania dla FBŻJS „Grom” mogą oznaczać tylko jedno – że zawodzący dotąd aparat państwa zastąpi inny podmiot i być może za jego pośrednictwem fundacja złapie nowy oddech w sensie finansowym. Ambitni „gromowcy” z wielu powodów nie chcą już niczego od państwa i MON, bo wszelkie próby wyperswadowania im, że należałoby się poczuwać do odpowiedzialności za ludzi sił specjalnych także w cywilu spełzały dotąd na niczym. Codzienność fundacji nie należy do chwalebnych dla polskich władz, jeśli byli żołnierze GROM lub

policjanci AT z fundacji szkolą żołnierzy tylko za posiłek i nocleg na zasadzie umów z dowódcami jednostek, którzy z kolei w ramach przepisów niczego więcej nie mogą zaoferować. Tak to wygląda, gdy fundacja walczy o godne życie zawodowe w cywilu swoich członków i gdy nie chce, aby następowała ich społeczna degradacja w agencjach ochroniarskich. Na Zachodzie byłoby nie do pomyślenia, aby żołnierz sił specjalnych musiał z wielu różnych miejsc pozyskiwać pieniądze na skomplikowane zabiegi chirurgii dłoni po ranach odniesionych na wojnie i w służbie swojego państwa. Tymczasem taka właśnie rzecz ma miejsce w Polsce. Fundacja „Grom” przeznaczyła na rekonstrukcję dłoni swojego żołnierza tyle, ile mogła, ale daleko temu było do całości wymaganych środków. FBŻJS „Grom” powstała na wzór podobnej fundacji brytyjskiej SAS. Jak mówi wiceprezes Krzysztof Przepiórka – „Musimy jeszcze popracować nad silniejszymi związkami z podobnymi fundacjami i organizacjami z zagranicy”. Jak dotąd „Grom” należy do Federacji Stowarzyszeń Rezerwistów i Weteranów Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej, ta natomiast należy do Confédération Interalliée des Officiers de Réserve (COIR). Ta ostatnia jest największą tego typu światową organizacją oficerów rezerwy. „Grom” rokrocznie wystawia drużynę na zawody strzeleckie COIR, ale jak mówi mjr Przepiórka najwyższy czas także na inne, bardziej merytoryczne, związki z COIR i na czerpanie z jej doświadczeń. Miarą kultury zachowań państwa wobec jego żołnierzy nie zawsze bywa to, jak państwo zachowuje się wobec nich w latach pełnienia służby, ale także, albo wręcz głównie po niej. W Polsce coś pod tym względem zawodzi. Szczęście w nieszczęściu Fundacji „Grom” polega na tym, że bardzo wiele może ona oferować w sektorze cywilnym. Jak mówi Krzysztof Przepiórka – były „gromowiec” to człowiek idealny na przykład w samorządach terytorialnych i w ich sztabach kryzysowych. Z kolei najwyższa ocena Bumaru wobec członków Fundacji „Grom” będzie się przekładać na unikatową w Polsce, dotąd prawie nie znaną, współpracę inżynierów-konstruktorów i technologów broni z praktykami. Przełoży się to zarówno na rozwiązania techniczne, jak i na ergonomię broni oraz wszelkie inne walory użytkowe. W Radomiu i Tarnowie „gromowcy” będą testować i oceniać wszystkie typy broni i będą sprawdzać, czy nosi ona cechy najnowszych trendów w tej dziedzinie. W życiu publicznym niejeden raz usłyszymy o konkursach strzeleckich z użyciem polskiej broni i pod okiem „gromowców”, gdyż ten model promocyjny Bumar chce wdrożyć na stałe do swojej polityki handlowej. n Grzegorz Czwartosz



PRZEMYSŁ OBRONNY

Polska teleinformatyka wojskowa

DGT – mocne uderzenie w 2007 roku Jak mawiał gen. Dwight D. Eisenhower „wszystko w wojsku jest na straty”. Jego porzekadło jak ulał pasuje do czasów, w których Eisenhower zyskał sławę dowódcy czasu II wojny światowej. W tamtym czasie w kwestii radiostacji zrzucanych na spadochronach rzeczywiście „wszystko bywało na straty”. Poziom strat radiostacji w spadochronowym desancie normandzkim sięgał w wielu oddziałach 100 proc.

Fot. Cezary Małecki

C

Taktyczna cyfrowa centrala telefoniczna DGT 3450 EL 20

zasy te minęły i dziś już systemy łączności są bezpiecznie desantowane na spadochronach. Nie każda jednak światowa firma branży zbrojeniowej potrafi zrobić taką wojskową radiostację lub centralę telefoniczną. Tymczasem sprzęt taki powstaje w Polsce. Dlatego też nie można ulegać fałszywemu obrazowi polskiej „zacofanej zbrojeniówki”. Nie sposób pomijać prężnych prywatnych przedsiębiorstw, których wyroby często przewyższają standaryzowane produkty światowych gigantów i znajdują się już od lat na wyposażeniu wojska. Bardzo rzadko czytelnicy magazynów poświeconych siłom zbrojnym i obronności mogą zapoznać się z krajowymi producentami sprzętu wojskowego. Odnosi się wrażenie, że dla ekspertów i doradców jest czymś wstydliwym pochylenie się nad osiągnięciami rodzimej myśli technologicznej. Firmy takie cyklicznie będą prezentowane na łamach „Armii”. Od 16 lat istnieje w Polsce firma DGT. W tym roku zdobyła prestiżową nagrodę „Srebrnego kamertonu”. Jest to laur dla najbardziej innowacyjnej firmy regionu przyznawany przez Instytut Nauk Ekonomicznych PAN. Na co dzień DGT opracowuje we własnych laboratoriach i produkuje urządzenia oraz systemy teleinformatyczne. W najnowszym raporcie „Teleinfo 500” DGT uplasowała się na pierwszym miejscu spośród firm oferujących usługi instalacji i uruchamiania central telefonicznych, na drugim miejscu wśród firm oferujących usługi integracyjne oraz na trzecim miejscu w kraju spośród firm realizujących usługi instalacji sprzętu IT. Trzy nagrody „Defendera” zdobyte na MSPO w latach wcześniejszych pchnęły firmę na nowe tory rozwoju. Ponad 70


Fot. Radosław Tyślewicz

inżynierów biura konstrukcji opracowało kilka nowych urządzeń, tworząc rodzinę produktów DGT. W komplementarny sposób mogą one zapewnić łączność i przesył danych na współczesnym i przyszłym polu walki. Rok 2007 określa się w firmie „rokiem mocnego uderzenia”, gdyż obfitował on w kilka znaczących premier nowego sprzętu. W bieżącym roku firma otrzymała również kilka znaczących nagród oraz rozpoczęła aktywne działania za granicą. W tym roku DGT uzyskała „Świadectwo bezpieczeństwa przemysłowego pierwszego stopnia” (krajowe) oraz stopnia drugiego (NATO). Do tej pory w siłach zbrojnych kojarzono DGT z cyfrowymi centralami telefonicznymi. Modele central oznaczone symbolami DGT 3450 i DGT 3450-1 WW rzeczywiście są wizytówką firmy. Od misji w Bośni, przez Irak, Kongo i obecnie Afganistan, sprzęt DGT, zwany przez żołnierzy „dgt-ką” zapewnia niezawodną łączność kontyngentów Wojska Polskiego z krajem. W sukcesy komercyjne w branży zbrojeniowej trzeba inwestować tak samo, jak gdzie indziej i nie da się tutaj czynić oszczędności na imprezach publicznych. W tym roku DGT prezentowała się na targach CeBIT w Hanowerze, jak również wzięła po raz siódmy udział w rozgrywanych w Niemczech ćwiczeniach „Combined Endeavor 2007”. Są to natowskie ćwiczenia C4 (Command, Control, Communications and Computer) dofinansowywane przez amerykańskie siły zbrojne. W listopadzie i grudniu DGT prezentowała swoje produkty na targach Defence & Security w Tajlandii oraz LIMA w Malezji. Z kolei podczas tegorocznego 47. Salonu Lotniczego Le Bourget miała miejsce zagraniczna premiera taktycznej cyfrowej centrali telefonicznej DGT 3450 EL o masie poniżej 20 kg. Krajowa premiera tej centrali, będącej uniwersalnym urządzeniem teleinformatycznym łączącym w sobie technologie TDM i VoIP, odbyła się na XV MSPO w Kielcach. Lądowanie spadochroniarza z centralą pomiędzy kieleckimi halami targowymi było potwierdzeniem walorów użytkowych DGT 3450 EL. Przez bardzo długie lata i kilka wojen w spadochroniarstwie wojskowym skoki z urządzeniami łącznościowymi wyglądały tak, jak skoki z psami służbowymi. Nie było na to jednego, dobrego i stuprocentowo bezpiecznego sposobu. Najczęściej przybierało to formę jakiegoś rodzaju ochronnego „obejmowania” przez skoczka czy to psa, czy systemu łączności. O ile radiostacje wytrzymywały jeszcze przeciążenie 3g w chwili otwarcia czaszy spadochronu, o tyle często nie wytrzymywały uderzenia w ziemię przy typowej prędkości opadania skoczka wojskowego 57 m/s. Dziś te wielkości fizyczne desantowane systemy łączności renomowanych firm wytrzymują tak samo, jak sam skoczek.

Lądowanie spadochroniarza z DGT 3450 EL podczas kieleckiego XV MSPO 2007 Nie była to jedyna premiera DGT na XV MSPO. Do konkursu wystawiono wielousługowy router IP DGT 7505 WW przystosowany do pracy w warunkach polowych. Pozwala on na integrację urządzeń i systemów łączności różnych producentów. Kolejną nowością DGT jest terminal dyspozytorski na ekranie dotykowym oraz serwer aplikacji DGT 7200 WW stanowiące elementy aparatowni RWŁC-10/CT realizowanej przez WZŁ Nr 1 w Zegrzu (router IP DGT 7505 WW oraz centrala DGT 3450-1 WW są elementami aparatowni). Nowością jest także polowy aparat systemowy DGT 3490GX WW montowany w wodoszczelnej obudowie (walizka transportowa systemu Peli). Sama DGT za swój najważniejszy produkt w bieżącym roku uważa jednak Zintegrowany System Łączności DGT-MCS. Zasada działania tego sytemu była prezentowana podczas targów Europoltech w kwietniu br. MCS dostosowany został do wymagań służb bezpieczeństwa. Pozwala tworzyć nowoczesne systemy kierowania na obszarach działania dowolnej wielkości, integrując cyfrowe oraz analogowe środki łączności przewodowej i radiowej. Projektowane w ten sposób systemy są platformą dla systemu wspomagania dowodzenia. Od września br. funkcjonuje nowa witryna internetowa DGT. Istnieje w niej możliwość zadawania pytań

drogą elektroniczną bezpośrednio menedżerowi produktu, jak również można umieścić swoją opinię o produkcie. DGT uruchomiła także nowy ośrodek szkoleniowy. Jego baza pozwala na szkolenie oraz doskonalenie specjalistów i operatorów sprzętu DGT, ale także systemów i urządzeń innych producentów, w tym również radiostacji. Według ocen DGT rok 2008 zapowiada się dla niej jeszcze intensywniej. Firma zakłada umocnienie swojej pozycji na rynku. Wdrożona zostanie instalacja systemu teleinformatycznego MCS dla Straży Granicznej wzdłuż całej granicy morskiej. DGT zaoferuje również nowe własne rozwiązania VoIP. W działalności zagranicznej firma liczy na pomyślny finał testów w Azji i wejście na światowy rynek, jako podmiot liczący się w swojej specjalności. DGT jest żywym dowodem tego, że istnieje zdrowa polska zbrojeniówka i to w dziedzinie produktów o zawansowanej technologii. Dyskusyjne pozostaje w Polsce wykorzystanie potencjału tego typu firm. Ich dorobek i możliwości będziemy systematycznie prezentować. n

Grzegorz Czwartosz

ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

21


PRZEMYSŁ OBRONNY

Polska teleinformatyka wojskowa

WB Electronics na fali Dynamiki wzrostu sprzedaży państwowe firmy krajowej branży zbrojeniowej mogłyby pozazdrościć firmom prywatnym tego sektora. Parametry finansowe z prowadzonej działalności rzadko wychodzą poza gabinety zarządów spółek polskiej zbrojeniówki, tymczasem są to dane niezmiernie plastyczne i ukazujące to, jak dużo dzieje się w polskich firmach prywatnych zaopatrujących siły zbrojne.

22

Fot. WBE

J

eśli za punkt odniesienia wielkości sprzedaży z ostatnich lat w spółce WB Electronics przyjąć na przykład rok 2004, to już w roku następnym sprzedaż wzrosła o 18 proc., zaś w roku 2006 skokowo wzrosła o 96 proc. w stosunku do roku 2004. Dynamikę taką generują w tej firmie głównie systemy teleinformatyczne C4I (ok. 50 proc. sprzedaży) oraz systemy łączności (20-30 proc. sprzedaży). Prywatna spółka WB Electronics z całkowicie polskim kapitałem jest jedną z ważniejszych firm krajowego rynku zbrojeniowego w dziedzinie zaawansowanej elektroniki i oprogramowania do zastosowań wojskowych. Firma, jako jeden z głównych dostawców dla Sił Zbrojnych RP, od dziesięciu lat aktywnie przyczynia się do rozwoju polskiego przemysłu obronnego. Reforma, która przez ostatnie lata dokonuje się w polskim wojsku, dążenie do szybkiego reagowania na współczesne zagrożenia oraz do rozbudowy potencjału bojowego jest motorem poszukiwania i tworzenia nowoczesnych technik i środków pola walki. Dotyczy to zarówno tworzenia nowych technologii, jak i modernizacji starego sprzętu. WB Electronics aktywnie uczestniczy w programach rozwojowych i modernizacyjnych w kraju i za granicą. Jako członek wielu grup roboczych przy NATO bierze czynny udział we wskazywaniu kierunków rozwoju, które następnie realizuje we własnych wdrożeniach. Współpracuje z wieloma firmami krajowymi i zagranicznymi, starannie dobierając najlepszych partnerów do danego projektu. Aktualnie realizuje wspólne przedsięwzięcia z czołowymi firmami na Węgrzech, w Indiach, na Litwie i Ukrainie na ich rynki lokalne. Przykładem takiej współpracy może być opracowanie pojazdu rozpoznawczego we współpracy z AMZ Kutno i Thales (Dzik-R prezentowany na MSPO 2007). Rozwiązania WBE cechują się modułowością ułatwiającą planowanie wieloletnich programów wdrożeniowych. Przykładem może tu być system kierowania ogniem Topaz używany w polskiej artylerii, którego wdrożenie obejmuje coraz to nowsze środki bojowe. Ten unikatowy system to zestaw urządzeń łączności i sprzętu komputerowego przewidziany do instalacji na działach oraz pojazdach dowodzenia dywizjonu artylerii. Podstawowym zadaniem systemu jest wsparcie dowódcy poprzez automatyczną i ciągłą kontrolę zadania ogniowego obejmującą wszystkie stanowiska dowodzenia – od dowódcy dywizjonu po obserwatorów artyleryjskich i dowódców dział. ZZKO Topaz jest ciągle udoskonalany. WBE utrzymuje stały kontakt z użytkownikami, którzy przekazują swoje sugestie dotyczące eksploatacji systemu.

Terminal zwiadowcy PC9600. Jest to ręczny terminal do zastosowań przenośnych. Szczególną cechą urządzenia jest możliwość długotrwałej pracy przy zasilaniu bateryjnym. Cecha ta jest szczególnie istotna przy wyposażeniu stanowisk zwiadowców. W systemie Topaz stosowany jest również jako terminal dowódcy działa


Fot. WBE

System łączności Fonet (pulpit członka załogi CZS-2FFS-FK oraz terminal pojazdowy DD-9620T z zainstalowanym oprogramowaniem BMS Trop) zabudowany na kołowym transporterze opancerzonym Rosomak

Fot. WBE

Uwagi te uwzględniane są przy opracowywaniu nowych wersji oprogramowania, które jest aktualizowane raz do roku w ramach opieki gwarancyjnej. Oprogramowanie wymaga również bieżącego dostosowywania do wykorzystywanych w systemie Topaz coraz to nowocześniejszych przyrządów i elementów rozpoznawczo-obserwacyjnych, takich jak kamera termowizyjna i dalmierz laserowy. Prace nad Topazem muszą uwzględniać jego kompatybilność zarówno z nowym sprzętem produkcji WB Electronics, jak i z innymi nowo powstającymi systemami dowodzenia oraz z nowymi typami radiostacji – aktualnie z radiostacją F@stnet. Nowoczesne pojazdy bojowe wyposażane są w broń nasyconą technologią informatyczną. WB Electronics znana jest z produkcji komputerów do zastosowań wojskowych. Komputery serii DD integrują sieć informatyczną pola walki oraz łączność na stanowiskach funkcyjnych. Mogą być do nich podłączone różnego rodzaju urządzenia zewnętrzne np. radiostacje, czujniki, urządzenia nawigacyjne, radary itp. Aktualnie trwają prace nad wdrożeniem nowych wersji terminali komputerowych pojazdowych i przenośnych. Cyfrowy interkom Fonet rozpowszechniony w Polsce w wojskach lądowych, wykorzystywany również przez armie zagraniczne, takie jak szwedzka, czy węgierska, oraz przez naszych żołnierzy na misjach w Iraku i Afganistanie, stanowi bazę integrującą łączność pola walki. System ten zapewnia załodze skuteczną łączność głosową i możliwość przesyłania danych na poziomie pojedynczego pojazdu zarówno kołowego, jak gąsienicowego, a także między poszczególnymi pojazdami na polu walki. Jego zaletą jest możliwość rozbudowywania i unowocześniania instalacji poprzez modyfikację oprogramowania, bez konieczności wymiany kosztownych elementów pojazdu. Interkom ten bardzo sprawnie zastępuje dotychczasowe interkomy analogowe nawet z wykorzystaniem istniejącego okablowania. W bieżącym roku gamę terminali użytkownika systemu Fonet poszerzył pulpit z wyświetlaczem w technologii OLED, dzięki któremu uzyskano obraz wysokiej jakości z nową funkcją TMS (Tactical Message Service) umożliwiającą wysyłanie wiadomości tekstowych pomiędzy funkcyjnymi w systemie oraz pomiędzy systemami przy pomocy radiostacji. W systemie Fonet zaimplementowano również wsparcie dla platformy Windows (wirtualne pulpity). Fonet jest podstawą funkcjonowania złożonego systemu zarządzania polem walki - BMS Trop. Jego celem jest wspomaganie procesów decyzyjnych oraz automatyzacja wymiany danych między pojazdami, a przez to podniesienie poziomu bezpieczeństwa żołnierzy. W 2005 roku Trop zaczął być eksploatowany przez PKW Irak, natomiast obecnie eksploatowana jest w warunkach bojowych w Afganistanie wersja Trop Light-Rossoft. Funkcje tego systemu skupiają się głównie na graficznym zobrazowaniu pojazdu na tle mapy cyfrowej. Aktualnie trwają badania BMS Trop dla pojazdów piechoty. WB Electronics dąży do wzrostu sprzedaży swoich wyrobów poprzez zróżnicowanie oferty. W ostatnich latach poszerzył ją miniaturowy samolot bliskiego zasięgu BSL Sofar, który wraz z interkomem Fonet tworzy system rozpoznania na miarę potrzeb współczesnego pola walki, gdzie przewaga informacyjna jest niezbędna do prowadzenia działań bojowych oraz zabezpieczenia sił własnych przed zaskoczeniem ze strony przeciwnika. Sukcesem WB Electronics na tym polu jest wygrany na Węgrzech przetarg na zestaw UAV Sofar i jego udane wdrożenie w tym kraju. Trwają również prace nad rozwojem oprogramowania UAV do zastosowania w rozpoznaniu obrazowym (np. śledzenie celu) oraz nad wykorzystaniem bezpilotowca do określania pozycji celu dla artylerii. n Magdalena Ośliźlok

Wdrażanie systemu Sofar na Węgrzech – szkolenie żołnierzy oraz prezentacja dla szefa Sztabu Generalnego Węgier we wrześniu 2007 ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

23


PKW IRAK

Zwycięstwo militarne i co dalej?

Dlaczego nie udaje się ustabilizować sytuacji w Iraku? Rozważając obecną sytuację polskiego kontyngentu wojskowego w Iraku oraz zaangażowanie Polski w ten konflikt, trzeba na wstępie wyjaśnić, jakie są podstawowe warunki prowadzenia z powodzeniem działań stabilizacyjnych. Nie trzeba przy tym rozpatrywać „wielkiej polityki” i relacji Stany Zjednoczone-Polska itp. RADOSŁAW TYŚLEWICZ

W

cję podobną do amerykańskiego Korpusu Inżynierów (USACE – United States Army Corps of Engineers). Tymczasem tak nie jest – CIMIC nigdy nie był przewidziany do prowadzenia działań odbudowy kraju w sposób kompleksowy i nie był w stanie ich prowadzić. Zadaniem tej formacji jest punktowa pomoc konkretnej wiosce w celu uzyskania w określonym czasie przychylności lub tolerancji dla obecności obcych sił zbrojnych. W Iraku dowodzona przez Polskę wielonarodowa dywizja miała budżet ok. 15 mln dolarów na jedną zmianę PKW (ok. sześć miesięcy) na całą strefę. Ta kwota, wraz z obostrzeniami amerykańskiego funduszu Command Emergency Respond Found (np. na pojedynczy projekt nie można było przeznaczyć więcej niż 1 mln dolarów), nie pozwalała na kompleksowe rozwiązywa-

Fot. Radosław Tyślewicz

arunkiem misji stabilizacyjnej jest właściwe wykorzystanie siły – np. sił zbrojnych w celu zapewnienia bezpieczeństwa – oraz ekonomii w postaci współpracy gospodarczej, pomocy humanitarnej i wymiany kulturowej (tzw. ekonomii dobrobytu) w celu budowy nadziei i namacalnych korzyści dla lokalnej ludności, wynikających z prowadzonych przez społeczność międzynarodową działań stabilizacyjnych. Polska, motywowana polityką międzynarodową, zdecydowała się na udział w misji w Iraku. Niestety, wbrew zasadom wysłaliśmy tam tylko siły zbrojne bez równie sprawnej i dobrze zorganizowanej „drugiej nogi”, czyli bez misji gospodarczej wspie-

rającej nasze oddziały w terenie, a nie w Bagdadzie, i wspierającej dobre imię Polski, co jest warunkiem realizacji własnej polityki zagranicznej na Bliskim Wschodzie. Irakijczycy, pamiętający nasze dokonania z lat 70. i 80. (budowa infrastruktury kraju i program kształcenia kadr irackich w Polsce), oczekiwali intensywnej współpracy gospodarczej i pomocy – głównie technicznej w energetyce oraz rolnictwie. Przez cztery lata naszej obecności i odpowiedzialności za Strefę Centrum-Południe nie doczekali się niczego, z wyjątkiem obecności wojsk i ograniczonych działań grupy CIMIC, która nie jest przewidziana do odbudowy kraju, a jedynie do krótkookresowego oddziaływania na małym terenie – na lokalne wspólnoty mieszkańców w rejonie działania sił zbrojnych. Często dochodzi do mylenia pojęć i CIMIC uważa się za formację stworzoną do prowadzenia działań na dużą skalę z efektami makroekonomicznymi – forma-

24

Diwanija w roku 2006


Fot. Radosław Tyślewicz

nie problemów podległej strefy, prowincji, ani nawet większego miasta. Głównym problemem ludności w naszej strefie było i pozostaje nadal zaopatrzenie w energię elektryczną. Scentralizowana sieć energetyczna reżimu Saddama, przerwana w wielu miejscach, nie dostarcza prądu do prowincji nawet po uruchomieniu głównych elektrowni. Prąd warunkuje dostawy wody pitnej, uruchomienie zakładów pracy, nawadnianie pól uprawnych, itp. Słowem – jest „kołem zamachowym” życia gospodarczego Iraku. Projekt budowy lokalnej siłowni w celu zaspokojenia potrzeb prowincji Quadishijah wyceniono na 18 mln dolarów. Z funduszu dowódcy (CERP) nie można było go zrealizować, a po zamordowaniu irackiego inżyniera, który współpracował z amerykańskim Korpusem Inżynierów, nasz sojusznik zrezygnował z realizacji tej inwestycji z własnych środków. W efekcie, w podległej nam strefie stabilizacyjnej, w której znajduje się wiele zrealizowanych inwestycji polskich z lat 70. i 80. (a dzielnica miasta Diwanija nosi nazwę „błękitnookich” od mieszkających w niej kiedyś robotników z Polski i Węgier), wskutek braku wspierania zaangażowania militarnego naszego kraju przez własne działania gospodarcze, nie możemy wykonać postawionego nam i całym siłom koalicyjnym zadania – ustabilizować sytuację w podległej nam strefie. Trudno mówić o stabilizacji i sukcesie, kiedy mieszkańcy miast nie mają prądu, bieżącej wody, pracy, a śmiertelność niemowląt wynosi 25% – nie wspominając już o bezpieczeństwie militarnym. Stopniowo tracimy mandat zaufania lokalnego społeczeństwa. Jest to nieuniknione, ponieważ przeciętnemu mieszkańcowi naszej strefy żyje się obecnie gorzej niż za reżimu Saddama. Energia elektryczna jest dostępna w miastach maksymalnie 3-4 godziny dziennie – kiedyś dostępna była całodobowo. Podobnie jest z wodą w wodociągach. Nie wywozi się nieczystości z 300-tysięcznego miasta zbudowanego w oparciu o system szamb, a nie kanalizacji, nie istnieje miejskie wysypisko śmieci itp. Do tego przez cztery lata obecności sił koalicji nie wznowił produkcji żaden zakład pracy. Jeżeli dołożymy jeszcze działania wywiadu obcych państw, porachunki polityczne w szyickim Iraku południowym obejmujące zwalczanie dawnego „sunnickiego” aparatu Saddama, wyrównanie krzywd z czasów wojny Irak-Iran oraz dwóch powstań, mordów religijnych i zwykłych rozbojów – dopełnia się obraz beznadziejności egzystencji Irakijczyka. Organizacje ekstremistyczne proponują w zamian za udział w szkoleniu wojskowym w Iranie i późniejszą wierność milicji dwie rzeczy, którym ulegnie każdy człowiek walczący o egzystencję swoją i rodziny. Są nimi pieniądze oraz bezpieczeństwo rodziny w miejscu zamieszkania. W efekcie Irak, kraj, który był tak liberalny, że w 1949

Gubernator prowincji Quadishiyah, w której znajduje się miasto Diwanija – zginął w zamachu w 2007 roku roku wystawił swoją kandydatkę do wyborów miss świata, cofa się w rozwoju. Zamiera edukacja zastępowana szkołami religijnymi, świeckie państwo i prawo ustępują miejsca narzuconemu przez milicję „rewolucyjnemu islamowi” z Iranu. Zastraszona ludność, walcząca o egzystencję, następnego dnia pozbawiona jest nadziei. Nie odczuwa się też żadnych korzyści z obecności obcych sił. Działania CIMIC to kropla w morzu potrzeb. Ciągle brakuje kompleksowych rozwiązań, a skromne siły koalicji nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa. Nawet lokalne elity, jak szejkowie, którzy mają ogromny wpływ na irackie wojsko gen. Farhuda i policję, chcieli wypowiedzieć oficjalnie utrzymywanie kontaktów z MNDCS po tym, jak w czerwcu 2007 roku, na 36 godzin przed wylotem z kraju, MON odwołał mini konferencję gospodarczą na terenie bazy Camp Echo. Garstka firm, które chciały zaproponować wymianę handlową artykułów spożywczych i budowlanych, była gotowa do przedstawienia się i nawiązania osobistych kontaktów z szejkami na terenie bazy Echo. Późniejsza dostawa towarów miała się odbyć przez bezpieczny dla nas i dostępny dla Irakijczyków z południa Kuwejt. Już teraz przez Kuwejt importuje się do Iraku ok. 80% towarów. Importowane artykuły spożywcze dominują w Iraku, zaś boom budowlany jest widoczny nawet z naszej bazy w Diwaniji – wille wyrosły już prawie pod samymi murami Camp Echo w ciągu ostatnich dwóch lat. Wszystko za sprawą uciekinierów z Bagdadu oraz powracającej emigracji z Iranu. Pokazuje to, jak ważnym elementem w utrzymywaniu dobrych relacji z lokalnymi elitami jest współpraca handlowa o lokalnym wymiarze. Brak naszej obecności handlowej jest widoczny nawet w działaniach Grupy CIMIC, która w ramach realizacji projektu musi zakupić sprzęt od dostawcy irackiego. W efekcie braku naszych działań gospodarczych, za amerykańskie pieniądze z funduszu CERP kupowaliśmy białoruskie traktory tylko dlatego, że nikt w dywizji nie dysponował folderem krajowych producentów tego sprzętu

i żaden iracki przedsiębiorca nie miał informacji, że może zaoferować nasze krajowe wyroby. Takie przypadki można mnożyć. Nieśmiałe deklaracje dowódcy IV zmiany PKW, gen. Waldemara Skrzypczaka, o udostępnieniu budynku na trenie bazy Camp Echo „Polskiej misji handlowej” do dziś się nie zmaterializowały. W VI zmianie udało się stworzyć podstronę internetową dla firm polskich i irackich zainteresowanych wymianą handlową. Do kraju trafiały informacje z terenu o cywilnych zamówieniach z południa Iraku np. tankowców, organizacji szlaków żeglugowych, itp. Nie spotkały się jednak z zainteresowaniem w kraju. Tymczasem kraje, takie jak Dania, potrafiły wysłać zespół konsultantów po 30 dniach w rejon potencjalnej inwestycji. Dziś nie ma w PKW nawet doradcy ds. ekonomicznych. Na co więc liczymy w 2008 roku? Wybory w Stanach Zjednoczonych z pewnością spowodują ożywione działania zbrojne w Iraku inspirowane przez Iran. Nasz kontyngent, pozbawiony „drugiej nogi” – czyli wsparcia ekonomicznego – nie zbudował pokojowych więzi z lokalnymi elitami. Nie udało się też poprawić bytu mieszkańców naszej strefy, o zapewnieniu im bezpieczeństwa już nie wspominając. Dlatego też nie możemy liczyć na to, że krwawa ofensywa przeciwko siłom koalicji, a szczególnie USA, która czeka nas w 2008 roku, ominie PKW. Tomasz Otławski w swoich wnioskach zawartych w artykule pt. „Między chaosem a pokojem”, opublikowanym w tygodniku „Polska Zbrojna” (nr 43 z 21 października 2007 roku), za optymalne rozwiązanie, dotyczące przyszłości naszych działań w Iraku, uważa szkoleniowo-doradczy kontyngent wojskowy z ewentualną rozbudową Grupy CIMIC. Warto więc przypomnieć, że taki ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

25


Fot. Radosław Tyślewicz

Fot. Radosław Tyślewicz

PKW IRAK

Tabliczka znamionowa na silniku traktora Dokumenty celne traktorów - data dostawy i kraj pochodzenia eksportera charakter misji już w Iraku przerabialiśmy podczas V i VI zmiany. W efekcie nasze działania zostały całkowicie sparaliżowane. Taki pomysł może wysunąć tylko osoba nie znająca realiów. Struktury państwa irackiego nie istnieją w terenie. Służby państwowe, jak policja i armia, są w pełni infiltrowane przez wywiad milicji i Iranu oraz uzależnione od woli plemiennych szejków. To oni mogą jednym poleceniem nakazać swoim współplemieńcom opuścić szeregi armii lub nie wykonać rozkazu – taki przypadek był już 2006 roku, kiedy to oddziały z południowego Iraku odmówiły udziału w operacji oczyszczania Bagdadu. Ponadto siły koalicyjne nie kontrolują granicy z Iranem, nie podlega też kontroli koalicyjnej ruch towarów wjeżdżających z tego kierunku do Iraku. Dlatego broń systematycznie i bezpiecznie dociera głównymi drogami do każdego miejsca, gdzie jest potrzebna rebeliantom. Misja szkoleniowo-doradcza nie ma szans powodzenia. Instruktorzy zostaną wyeliminowani lub nigdy nie wyjadą z bazy do oddziałów, które mają szkolić. Pokazała to sytuacja z V, VI i VII zmiany PKW. W obecnej sytuacji, w mojej ocenie, mamy dwa wyjścia. Obydwa o długofalowych skutkach. Po pierwsze – jeżeli chcemy zachować twarz i dobre relacje na Bliskim Wschodzie, a przede wszystkim zakończyć z sukcesem nasze zadanie, tak ważne dla kraju i wojska, to musimy zwiększyć na ok. rok nasz kontyngent wojskowy tak, aby skutecznie zapewnić bezpieczeństwo w prowincji. Obecnie nasza strefa jest już niewielka i razem z innymi krajami w ramach MNDCS jest to wykonalne. Musimy także rozpocząć zdecydowane działania misji gospodarczej, koordynowane np. przez pełnomocnika ministrów obrony/gospodarki lub polskiego rządu, działającego w kraju i na miejscu w Iraku. W takim przypadku, ta historyczna misja będzie mogła być za ok. rok uznana za sukces, a przynajmniej nie za jednoznaczną porażkę. Po drugie – istnieje inne rozwiązanie o negatywnych skutkach w przyszłości, do-

26

Białoruskie traktory podczas przeglądu przez Grupę CIMIC

tyczące historii Wojska Polskiego oraz naszej polityki na Bliskim Wschodzie i w świecie islamu. Jeżeli nie chcemy wykonać zdecydowanych działań stabilizacyjnych (ekonomicznych) w Iraku, to należy się z niego szybko wycofać z pełną świadomością poniesionej porażki, której obiektywnym dowodem jest fakt pozostawienia naszej strefy odpowiedzialności i jej mieszkańców w gorszej sytuacji ekonomiczno-politycznej niż w chwili jej objęcia. Trzeba pamiętać, że obecnie widać, iż rozpad Iraku jest nieunikniony. Południe, bogate w ropę i z dostępem do morza, będzie się rozwijać intensywnie w niedługiej przyszłości. Właśnie dlatego, dopóki są tam nasze wojska, trzeba wykorzystać czas do zadzierzgnięcia osobistych kontaktów naszych firm z lokalnymi elitami z myślą o przyszłości tej części Iraku i Polski. Pamiętajmy, że w tej kulturze nie da się rozpocząć współpracy za pomocą internetu, konieczny jest osobisty, pierwszy kontakt, a obecnie jest on możliwy jeszcze na terenie naszej bazy. Kiedy w Iraku będzie już bezpiecznie, na nawiązywanie współpracy gospodarczej będzie już za późno. Jedynym miejscem w Iraku, gdzie sytuacja obecnie jest lepsza niż za czasów starego reżimu, jest strefa południowo-koreańska Zajtun. Tu mamy podręcznikowy przykład właściwego wykorzystania siły i ekonomii. Koreańczycy potraktowali misję swojego kontyngentu jako wizytówkę ich kraju i gospodarki. W ślad za wojskiem przyjechały koncerny narodowe. Powstały przy bazie szkoły dla mechaników samochodowych, operatorów sprzętu przeładunkowego itp. Wszystko wyposażone jest i obsługiwane przez koreańskie firmy pod osłoną własnych wojsk. Trzy tysiące żołnierzy w pierwszym etapie skierowano do jednej tylko prowincji, rozmiarem podobnej do prowincji Qadishiyah. Dzięki temu udało się zapanować nad bezpieczeństwem. Poza warsztatami i działalnością edukacyjną prowadzoną w bazach, realizowano programy odbudowy prowincji. Korzystano i z własnych funduszy, i z funduszy firm, nie ograniczając się tylko do amerykańskich środków finansowych i rozciągając działania grupy CIMIC. Przekazywano samochody koreańskiej produkcji Irakijczykom, jednocześnie szkolono mechaników w obsłudze tych samochodów. Tak budowano przyszły rynek, ale tak też wiązano wspólnym interesem ekonomicznym miejscowe elity i zdobywano na długi czas przychylność ludności. Wprowadzono do szkół zajęcia koreańskich sztuk wal-

ki, prezentowano wojskową orkiestrę, dzięki czemu nawiązywała się wymiana kulturowa napędzana ciekawością. Urzędników irackich wysyłano na trzymiesięczne wizyty studyjne w Korei. W polskim wydaniu takie wspieranie wojska przez krajowy przemysł jest nie do pomyślenia, zapewne wskutek posądzeń o korupcję oraz brak własnych, krajowych przedsiębiorstw zdolnych do takich działań. Jak na ironię narzekamy, że nie udaje się nam sprzedawać do Iraku broni, która raczej mało ma wspólnego ze stabilizacją i misją pokojową. W efekcie, w 2006 roku tylko w prowincji w strefie Zajtun żołnierz koalicji mógł wyjść z bazy do miasta, tymczasem w naszej bazie każdy dobrze się zastanowi, zanim podejdzie w ogóle do bramy obozu, a o wyjściu nie ma mowy. Zastanawiając się nad przyszłością naszych kontyngentów wojskowych w Iraku i Afganistanie oraz przyszłymi misjami, mam dwie wątpliwości: po pierwsze – czy nasi decydenci zauważą konieczność posyłania razem z wojskiem misji gospodarczej i po drugie – czy zaczniemy się kierować logiką ekonomiczną przy tego rodzaju decyzjach, jak przystało na kraj niezależny i aspirujący do lokalnego mocarstwa? Byłoby to korzystne zarówno dla Polski, jak i mieszkańców stabilizowanego kraju. Pozwalałoby też wierzyć w powodzenie przyszłych misji realizowanych z udziałem Wojska Polskiego. n Autor jest absolwentem Wyższej Szkoły Międzynarodowych Stosunków Gospodarczych i Politycznych oraz Wyższej Szkoły Morskiej w Gdyni. Jest doktorantem Akademii Marynarki Wojennej – temat rozprawy: „Użycie szybkich jednostek nawodnych w celach zagrażających bezpieczeństwu morskiemu państwa”. Pracował w PKW Irak w latach 2005-2006, gdzie pełnił funkcję cywilnego doradcy w IV zmianie (starszy specjalista ds. ekonomicznych w grupie CIMIC) oraz w zmianach VI i VII (główny specjalista – doradca dowódcy Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe ds. rozwoju ekonomicznego). Jest pomysłodawcą i twórcą serwisu ekonomicznego na stronie MNDCS.


Wojskowe Zakłady Łączności Nr 1 w Zegrzu

są wiodącym producentem i dostawcą sprzętu łączności dla sektora obrony narodowej. Wykorzystując własną wiedzę i 50-letnie doświadczenie oraz pozyskując najnowsze technologie WZŁ-1 zapewniają dostawy i serwis mobilnych urządzeń telekomunikacyjnych dla jednostek polskich sił zbrojnych w kraju i prowadzących działania w ramach misji pokojowych w różnych rejonach świata. Przedstawiamy niektóre produkty.

Wojskowe Zakłady Łączności Nr 1 w Zegrzu 05-130 Zegrze, tel.: +48 22 784 12 36, fax: +48 22 784 13 36, www.wzl1.com.pl


PKW IRAK

Geographic Support Group

Służba geograficzna w PKW Irak Żyjemy w erze zupełnie nowych wyzwań spowodowanych walką z terroryzmem. Walka o informacje, związana z czasem oraz jakością dostarczanych danych, jest podstawą w procesie wypracowania decyzji i stanowi o skuteczności podejmowanych działań. GSG (Geographic Support Group), działając w strukturach Oddziału G-2 Sztabu Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe, wykonywało prace związane z dostarczaniem danych przestrzennych, analiz geograficznych, jako element rozpoznania obrazowego, opracowując zdjęcia satelitarne oraz plany miast w rejonie odpowiedzialności Polskiej Strefy Stabilizacyjnej w Republice Iraku. Lokalizacja celów

W rozpoznaniu wojskowym zawsze pojawia się pytanie „Where? – gdzie?” (wśród innych: What? When? Who? Why?). Tzw. „5 x W” dotyczy przede wszystkim zaistniałych zdarzeń, jednak pytanie „gdzie?” pojawia się zawsze przy lokalizacji tajnych magazynów broni, miejsc przebywania terrorystów, czy chociażby potencjalnych rejonów odpalania pocisków moździerzowych lub rakiet. Dlatego do zobrazowania miejsc szczególnie niebezpiecznych czy planowanych celów potrzebne są najczęściej zdjęcia satelitarne. W ciągu wszystkich zmian grono zainteresowanych zobrazowaniami satelitarnymi było bardzo szerokie, począwszy od Sztabu Dywizji (G-2, G-3, G-7, CIMIC itd.), gdzie następowało zbieranie danych i wypracowanie decyzji, a skończywszy na wykonawcach, którzy potrzebując aktualnych i dokładnych informacji (mapy zazwyczaj nie odzwierciedlają tak szczegółowo terenu i pochodzą sprzed kilku lub kilkunastu lat) bardzo często zamawiali zdjęcia. Do głównych nabywców tego rodzaju produktów geograficznych należeli przede wszystkim żołnierze Grupy Manewrowej i kompanii specjalnej, CIMIC (Civil-Military Cooperation) oraz MiTT (Military Transition Team). Zdarzało się również, że zdjęcia zamawiali pracownicy działających w Iraku prywatnych firm ochroniarskich, jak AEGIS, ERNIS czy BlackWater. O ile CIMIC czy MiTT przy lokalizacji projektów korzystali ze zdjęć przeważnie z powodu braku planów miast, o tyle grupy bojowe wykorzystywały je przede wszystkim do lokalizacji celów i wy-

28

znaczania ewentualnych dróg dojazdu (fot. nr 2). Prace GSG wpływały zatem nie tylko na bezpieczeństwo osób wyjeżdżających poza teren bazy czy personelu latającego, ale stanowiły istotny element w planowaniu działań wojskowych i w procesie wypracowania decyzji (fot. nr 3).

GSG w służbie Archeo

Fot. 1. Pomiary geodezyjne w Camp ECHO (Ad Diwaniyah) Od lewej: mjr Grzegorz Stępień – szef GSG (VI zmiana), por. Gatis Blumbergs (Łotwa)

Fot. 2. Cel oznaczony na zdjęciu białym okręgiem

Wzorcowo wręcz układała się współpraca z archeologami działającymi w składzie grupy CIMIC. Podczas III zmiany wykonano m.in. pomiar obszaru stanowisk archeologicznych w rejonie Kishu oraz przygotowano kartograficzną dokumentację przekazania Irakijczykom obszaru, na którym znajdował się Camp Alpha (fot. nr 5). Plan bazy uwzględniał wymagania prawne przedstawione nam przez prawników Dywizji, oraz pokazywał starożytne miejsca Babilonu wskazane przez archeologów, z uwzględnieniem zniszczeń dokonanych na poprzednich zmianach. Dokonano wówczas pomiaru rowów ciągnących się w pobliżu bazy oraz kartograficznego opracowania zadanego terenu. Opracowania te, jak i przygotowanie map stanowisk archeologicznych w VI zmianie w rejonie odpowiedzialności Dywizji Centrum-Południe, nie byłoby możliwe bez współpracy i pomocy por. Agnieszki Dolatowskiej. Pomoc ta, jak również wzorcowa współpraca z szefem Grupy CIMIC VI zmiany PKW Irak ppłk. Januszem Domagałą, umożliwiły sprawne i skuteczne opracowania kartograficzne na rzecz projektów realizowanych przez CIMIC.


Support – komu można pomóc

Do głównych zadań polsko-ukraińskołotewskiej Grupy Wsparcia Geograficznego należało: – zaopatrywanie sztabu MND CS oraz podległych wojsk w mapy oraz materiały geograficzne; – opracowanie i wyplot zdjęć satelitarnych zadanych rejonów; – opracowanie i wyplot map z nakładką tematyczną (wektorową – mapy dróg, plany miast z dzielnicami, rozmieszczenie posterunków policji irackiej, grup religijnych, meczetów itp.); – przygotowanie do wydruku i wyplot materiałów poglądowych – tablice, loga, postery itp.; – przygotowanie i druk materiałów pomocniczych dotyczących obrony i ochrony bazy oraz strefy odpowiedzialności dla bdow, klog, Force Protection i CIMIC; – aktualizacja mapy dróg w rejonie odpowiedzialności MND CS w formie elektronicznej, z uwzględnieniem trzech prowincji oraz jej plotowanie; – aktualizacja planów głównych miast w strefie odpowiedzialności z wyszczególnieniem miejsc szczególnie niebezpiecznych; – ocena geograficzna wybranych obszarów (ukształtowanie terenu, charakterystyka dróg, infrastruktura, hydrografia, roślinność, itd.); – dostarczanie danych astronomicznych; – opracowywanie i druk map specjalnych (map drogowych, map zasięgu ostrzału moździerzy, map kompozytowych, map hybrydowych) oraz powielanie materiałów poglądowych i pomocniczych dla sztabu dywizji. Szeroka rozpiętość zadań i świadczonych „usług” sprawiała, że popularne na misji irackiej słowo „Support” (wsparcie – występujące również w nazwie naszej komórki) można było odnieść niemalże do wszystkich komponentów naszej Dywizji. Dużą popularnością, poza mapami i zdjęciami satelitarnymi, cieszyły się zadania z zakresu tzw. małej poligrafii (fot. nr 6), przejawiające się we wszelkiego rodzaju wyplotach i wydrukach wielkoformatowych (tablice poglądowe, schematy, wydruki okolicznościowe, loga itd). W tej dziedzinie mieliśmy dużo pracy, ponieważ wszelkie przedstawienia schematu czy tablicy na większym forum (różnego rodzaju spotkania, odprawy) wymagało zazwyczaj wydruków wielkoformatowych, a chęć niesienia pomocy sprawiała, że w skład wsparcia geograficznego bardzo często wchodziło wsparcie poligraficzne, co w warunkach irackich miało swoje uzasadnienie, jesteśmy bowiem jedyną grupą wyposażoną w sprzęt przeznaczony do tego typu prac.

Mapa czy zdjęcie

Fot. 3. MSR TAMPA – miejsce oznaczone jako szczególnie narażone na ataki Zadania

średnia VI zmiana tygodniowa (razem)

Dystrybucja map

350

9277

Zdjęcia satelitarne (Control Image Base) – opracowanie i wydruk

15

416

Wyploty (mapy)

36

969

Wyploty (postery, loga, foldery itd.)

13

345

Razem

414

11007

Grupa Wsparcia Geograficznego wspomagała również iracką 8. Dywizję w zakresie szkolenia z obsługi sprzętu i przygotowania do druku map oraz materiałów pomocniczych, wykorzystywanych do szkolenia irackiego wojska. 8. Dywizja, wyposażona przez stronę amerykańską w ploter, zwróciła się do nas o pomoc w montażu sprzętu, szkoleniu w jego eksploatacji oraz opracowaniu materiałów do druku. Wyposażyliśmy również Irakijczyków w najczęściej wykorzystywane mapy i zdjęcia satelitarne w formie cyfrowej oraz wykonaliśmy próbne wyploty.

Fot. nr 4. Pomiary stanowisk archeologicznych w rejonie Kishu (kpt. Piotr Mućka, III zmiana PKW Irak)

Misja iracka pokazała, że istnieje bardzo duże zapotrzebowanie na satelitarne zobrazowania rastrowe (zdjęcia satelitarne), które obok map hybrydowych (tradycyjnych map bądź zdjęć z nakładką wektorową – z dodatkową treścią w postaci warstw tematycznych) należały do najczęściej zamawianych produktów. Wynika to nie tylko z terenowej zdolności rozdzielczej zdjęć satelitarnych (wielkości piksela w terenie np. 1 m), ale i z poziomu aktualności tych materiałów. Mapy przy obecnym poziomie technicznym i technologicznym opracowywane są w długotrwałym procesie na podstawie tych właśnie zdjęć, wymagając zaangażowania dużej liczby ludzi i specjalistycznego sprzętu. Ponadto w warunkach pokoju nie wykonuje się map wojskowych w skalach 1:3500 czy 1:5000; te skale przeznaczone są zazwyczaj dla „Mapy Zasadniczej”, tworzonej i aktualizowanej głównie dla celów rozwoju gospodarczego i ekonomicznego kraju. Nie sposób jest jednocześnie opracować taką mapę na teren całego obszaru odpowiedzialności Polskiej Strefy Stabilizacyjnej w Iraku, wymagałoby to bowiem wieloletniego zaangażowania dużej liczby specjalistów i sprzętu oraz niewyobrażalnych wręcz nakładów finansowych. Ponadto w strefie działań wojennych dodatkowo nabiera na znaczeniu zdalne rozpoznanie obrazowe jako jeden z elementów teledetekcji. Przy znajomości zasad otrzymywania informacji z teledetekcyjnych zobrazowań rastrowych (zdjęć satelitarnych czy UAV), charakteryzując obiekty, np. przy użyciu wielkości piksela czy widmowego współczynnika odbicia, w dużym uproszczeniu, jesteśmy w stanie wyodrębniać np. obiekty zamaskowane, czy też, analizując zapis rastrowy (poszczególne piksele) obrazu satelitarnego, wykryć nowopowstałe obiekty, porównując zdjęcia satelitarne tego samego obszaru pochodzące z różnych okresów. Dlatego też, bazując głównie na zdjęciach satelitarnych, nie pozbawialiśmy się możliwości analizowania zadanego obszaru, co umożliwiają m.in. mapy wektorowe (zintegrowane często w odpowiednim środowisku programowym z bazą danych opisującą obiekty mapy). Zmienił się tylko zakres i charakter ewentualnych możliwości rozpoznania terenu w kontekście analitycznego wykorzystania tych danych, by otrzymać interesujące nas informacje. Zdjęcie satelitarne daje nam dodatkowo naturalny pogląd na charakterystykę i rozmieszczenie obiektów w terenie, przy takim charakterze działań, jakie wymusza iracka rzeczywistość. Interesują nas bardzo często pojedyncze zabudowania czy ścieżki pomiędzy domami, co na mapach, nawet tych wielkoskalowych (jak plany miast) zazwyczaj ulega generalizacji i zamiast pojedynczych domów otrzymujemy obszary ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

29


PKW IRAK zabudowane bez możliwości analizowania przejść między budynkami. Współczesny teatr działań przesuwa nam ciężar wykorzystania materiałów kartograficznych z tradycyjnych map na zdjęcia satelitarne czy mapy hybrydowe, co znalazło dobitne odzwierciedlenie w wykorzystaniu tych materiałów w Iraku. Dlatego też kartograficzne opracowanie zdjęć satelitarnych stanowi jedno z głównych zadań Grupy Wsparcia Geograficznego jako komponentu rozpoznania wojskowego G-2 w Polskim Kontyngencie Wojskowym w Iraku.

Z pozoru niewidoczni a wszechobecni

Fot. nr 5. Pomiary i opracowanie mapy zniszczeń Babilonu wyszczególnione w dokumentacji dotyczącej przekazania Camp Alpha Irakijczykom

Mapa Sytuacyjna (Drogowa) Polskiej Strefy Stabilizacyjnej w Iraku 30

Wobec braku styczności z fachowym zabezpieczeniem geograficznym (kartograficznym), w rejonie działań wojennych oficerów i żołnierzy przyjeżdżających do Iraku po raz pierwszy, bardzo często spotykaliśmy się z pozytywnym „rozczarowaniem” i reakcjami w odpowiedzi na zakres realizowanych zadań i świadczonych „usług”. Było to tym bardziej motywujące, że po prostu wykonywaliśmy swoją pracę. Wystarczyło się tylko trochę rozejrzeć – niemalże w każdym biurze czy kancelarii


Porównanie zdjęć satelitarnych z różnych okresów – zaznaczone wypełnieniem nowe zabudowania wisiały na ścianach mapy czy wyploty pochodzące z naszego biura, a w opracowywanych dokumentach, opisach i meldunkach były one wykorzystywane jeszcze częściej. Wszelkiego rodzaju opracowania, np. dla potrzeb planowania czy meldunków sytuacyjnych, zawierały bardzo często również zdjęcia satelitarne. Informacja „gdzie?” to nie tylko jedno z fundamentalnych pytań, ale i jedna z najważniejszych odpowiedzi. Dlatego też, choć pracy naszej nie było widać wprost, z pozoru niewidoczni, okazywaliśmy się wszechobecni. n mjr Tadeusz DADAS

(DWLąd – Warszawa) – szef Grupy Wsparcia Geograficznego III zmiany PKW Irak; kpt. Paweł WOJTASIK

(22 WOK – Komorowo) – oficer operacyjny Oddziału G-3 III zmiany PKW Irak; por. Grzegorz STĘPIEŃ

(22 WOK – Komorowo) – Oficer d/s topografii i oceny terenu III zmiany PKW Irak. Szef Grupy Wsparcia Geograficznego VI zmiany PKW Irak.

Bibliografia: 1. Materiały i opracowania własne. 2. Teledetekcja pozyskiwanie danych, praca zbiorowa pod red. Józefa Saneckiego, Warszawa 2006. 3. www.pap.com.pl (serwis iracki) 4. American Syrveyor – Iraqi CORS – listopad 2005. 5. Cpt. Michael Wood, Iraqi Geospatial interview, Baghdad 2006

W pracy wykorzystano również meldunek do Szefa Zarządu Geografii Wojskowej, dotyczący realizacji zadań zabezpieczenia geograficznego VI zmiany PKW Irak.

Fot. nr 6. Droga Karbala – An Najaf z wyszczególnieniem elementów infrastruktury oraz miejsc niebezpiecznych (zdjęcia po lewej) ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

31


NA LĄDZIE

Jeden z najlepszych zestawów przeciwlotniczych na świecie

Kompleks przeciwlotniczy Buk Kompleks przeciwlotniczy Buk jest swoistym fenomenem, a co najmniej historia jego powstania odbiegała od powszechnych schematów. Otóż uzbrojenie albo modernizuje się i wtedy nowa wersja bardzo przypomina konstrukcję, z której się wywodzi, albo opracowuje od podstaw i wtedy nowy sprzęt różni się istotnie od starszych wzorów. Buk, choć konstruowany od podstaw, jest pod wieloma względami podobny do swego, starszego o kilkanaście lat, poprzednika – Kuba.

TOMASZ SZULC

D

zieje powstania Buka są ściśle związane z ewolucją oczekiwań wobec samobieżnych zestawów przeciwlotniczych. Związek Radziecki był liderem w tym zakresie i wdrażany tam sprzęt z zasady wyprzedzał konstrukcje powstające w innych krajach. Niezależnie od tego radzieccy decydenci krytycznie oceniali możliwości tego uzbrojenia, zlecając systematycznie zakrojone na szeroką skalę badania i analizy, służące ocenie rzeczywistej

skuteczności produkowanego sprzętu i antycypacji nowych zagrożeń. Pod koniec lat 60. ub. wieku Armia Radziecka dysponowała rekordową ilością środków przeciwlotniczych wojsk lądowych, lufowych i rakietowych. Na szczeblu armii były to kompleksy Krug, na szczeblu dywizji – Kub, na szczeblu pułku – zestawy Strzała-1 i artyleryjskie Szyłka, batalionu – przenośne Strzały-2 i holowane, dwulufowe działka ZU-232. Trwały prace nad zaawansowanym kompleksem Osa szczebla pułk-dywizja. Wojskowi eksperci zalecali w pierwszej kolejności zastąpienie najstarszego rakietowego kompleksu Krug nowym – średniego zasięgu, dysponującym po raz pierwszy w historii także ograniczonymi możliwościami przeciwrakie-

towymi – zdolnym do przechwytywania rakiet taktycznych i taktyczno-operacyjnych. Ostatecznie jednak za priorytetowe uznano zwiększenie „szczelności” obrony przeciwlotniczej nacierających pułków pancernych, które miały zadecydować o błyskawicznym sukcesie kampanii przeciw NATO w Europie. Te były chronione przez dywizyjne pułki rakiet plot, uzbrojone w kompleksy 2K12 Kub. Zupełnie słusznie za największą słabość Kub-a uznano z czasem ograniczoną ilość zwalczanych przez każdą baterię celów. Mimo rozmieszczenia na czterech wyrzut-

Fot. T.Szulc

Pojazd-wyrzutnia (SOU) 9A310M1 w położeniu marszowym – radar skierowany do tyłu

32


Wyrzutnia 9A310M1 Widok z przodu na wyrzutnię i osłonę radiolokatora

Fot. T.Szulc

niach 12 gotowych do odpalenia rakiet, bateria mogła równocześnie odpalić co najwyżej dwa pociski przeciw tylko jednemu celowi! Podobno jeszcze na etapie wstępnych prac nad kompleksem Kub rozważano możliwość uczynienia go wielokanałowym (wtedy – pod koniec lat 50. ubiegłego wieku taka możliwość wydawała się być w zasięgu ręki), ale późniejsze, wieloletnie trudności z doprowadzeniem go do stanu używalności przekreśliły te ambitne plany. Rozważano podobno różne koncepcje: od radykalnej, polegającej na zainstalowaniu w rakietach aktywnych głowic samonaprowadzających (ilość zwalczanych równocześnie celów mogłaby wtedy być równa ilości rakiet na wyrzutniach) do „minimalistycznej”, czyli włączenia w skład każdej baterii dodatkowej stacji naprowadzania 1S91. Ostatecznie wybrano rozwiązanie wielce oryginalne: postanowiono opracować zupełnie nowy kompleks, który z czasem zastąpiłby 2K12, ale najpierw jego komponenty miałyby umożliwić zwiększenie ilości kanałów celów w bateriach Kubów. Oznaczało to potrzebę zapewnienia daleko idącej kompatybilności obu kompleksów, a równocześnie stworzenia docelowo kompleksu wielokanałowego, o znacznie wyższych osiągach. Kształt nowego kompleksu był więc rezultatem szeregu kompromisów. Stara była konfiguracja wyrzutni – szynowych z blokiem prowadnic na obrotowej platformie, umieszczonej na gąsienicowym nośniku. Przyjęto przy tym założenie, że na wyrzutni mogą być wymiennie instalowane prowadnice dla starych rakiet 3M9 lub nowych pocisków. Nowością miało być zainstalowanie na wyrzutni także radiolokatora wykrywania, śledzenia i naprowadzania. Wyrzutnia miała współpracować ze starą stacją wykrywania i naprowadzania 1S91 lub z nową stacją wykrywania. Nowością była także możliwość jej przewodowego sprzężenia z wyrzutnią drugiego pojazdu – 2P25, a w przyszłości nowego wozu wielofunkcyjnego (transportera-wyrzutni, pozbawionego własnej stacji naprowadzania). Po modernizacji każda bateria Kubów miała mieć cztery stare wyrzutnie i jedną nową, czyli mogła równocześnie zwalczać dwa cele, a nie jeden. Koszt nowej wyrzutni z własnym radiolokatorem był znaczący – stanowił 1/3 ceny całej baterii Kubów (pięciu pojazdów). Początkowo przewidywano, że nowo konstruowane rakiety zachowają konfigurację 3M9 kompleksu Kub. Był to pocisk bardzo szczególny – ze strumieniowym silnikiem marszowym na paliwo stałe. Jego dopracowanie było jednym z największych problemów w czasie konstruowania Kuba. Nad nowym pociskiem, oznaczonym 9M38 pracowało od 1968 r. MKB Wympieł, a nad strumieniowym silnikiem

ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

33


Fot. T.Szulc

NA LĄDZIE

Wyrzutnia 9A310M1 w położeniu marszowym widziana z tyłu 9D131 - OKB- 670 Ministerstwa Przemysłu Lotniczego. Prace trwały do 1972 r., kiedy ostatecznie zdecydowano o zastąpieniu jej konkurencyjnym, bardziej klasycznym pociskiem, napędzanym przez dwuzakresowy silnik rakietowy na paliwo stałe. Podobno główną przyczyną tej decyzji były niezado-

Fot. T.Szulc

Wnętrze przedziału bojowego SOU

34

walające osiągi napędu strumieniowego na większych wysokościach, a wzrost pułapu zwalczanych celów był jednym z głównych wymogów, stawianych nowemu kompleksowi. Nie jest przy tym jasne, w jakim stopniu nowa rakieta miała być kompatybilna ze starą, czy np. miało być możliwe sprzęganie nowej wyrzutni z nowymi rakietami z wyrzutnią 2P25 z rakietami 3M9

i naprowadzanie na cel różnych pocisków przez ten sam radiolokator. Decyzja o rozpoczęciu prac nad kompleksem 9K37, mającym najpierw wzmocnić swymi elementami już użytkowane Kuby, a później zastąpić je, została podjęta przez Komitet Centralny partii i Radę Ministrów ZSRR z 13.01.1972 r. choć w tym czasie w kilku biurach konstrukcyjnych były już dość zaawansowane wstępne prace nad komponentami kompleksu. Nadano mu nazwę Buk, co było odstępstwem od dotychczasowej praktyki, zgodnie z którą rakietowe kompleksy plot wojsk lądowych nosiły nazwy „geometryczne” – okrąg, kwadrat, torus, pryzma. Niewątpliwie nazwa jest anagramem słowa „kub” (sześcian), co podkreśla związek z poprzednim kompleksem. Priorytet stanowiły wyrzutnie 9A38 oraz rakiety 9M38, gdyż te, w ramach kompleksu 9K37-1 miały zostać włączone w skład kompleksów 2K12M3 Kub M3. Wyrzutnie miały po trzy prowadnice, tak samo, jak 2P25 Kuba. Próby takiego udoskonalonego kompleksu rozpoczęto na poligonie w Embie w 1975 r. i zakończono rok później. Stwierdzono, że wyrzutnia 9A38 wykrywa cele lecące na wysokości 100m z odległości 40 km, a na wysokości 3 km i wyżej z odległości 65-77 km, gdy wyrzutnia współpracowała z SURN 1S91M2 te wielkości wynosiły


Fot. T.Szulc

Przedział kierowania GM-569

Fot. T.Szulc

odpowiednio 21 i 44 km, czyli były prawie dwukrotnie mniejsze! Zasięg skutecznego rażenia wynosił od 5 do 15 km dla celów na wysokości 30 m i 3,5 – 21 km dla celów na wysokości ponad 3 km. Maksymalny pułap to 14 km. W nazewnictwie zmodernizowanego kompleksu pojawiła się niespójność – początkowo nazywano go Buk-1, ale przyjęto go w 1978 r. na uzbrojenie jako Kub M4. Całkowita nieobecność zdjęć wyrzutni 9A38 w radzieckiej i rosyjskiej literaturze wskazuje na bardzo ograniczony charakter jego produkcji i eksploatacji. W tym samym czasie konstruktorzy koncentrowali się na pracach nad kompleksem 9K37 – prawdziwym następcą 2K12. Przyczyny takiego podejścia miały charakter zarówno obiektywny, jak i subiektywny. Na pewno opracowanie całego kompleksu dawało możliwość stworzenia nowej jakości w obronie przeciwlotniczej. Równocześnie zespoły konstrukcyjne mogły liczyć na najwyższe nagrody i oznaczenia za stworzenie nowej broni, zaś za modernizację już istniejącej – najwyżej na branżowe wyróżnienia i niewielki splendor. Głównym konstruktorem kompleksu był A. Rastow z NIIP (Naukowo-badawczego Instytutu Produkcji Aparatury) należącego wtedy do Zjednoczenia Fazotron, dawnego OKB-15. Stanowisko dowodzenia baterii opracowywał zespół G. Wałajewa z NIIP, radiolokator wykrywania celów – A. Wietoszenko z NIIIP (Instytutu Naukowo- badawczego Aparatury Pomiarowej). Wyrzutnie były dziełem zespołu W. Matiaszewa z NIIP, wozy transportowo-załadowcze – zespołu A. Jaskina z MKB (Biura Konstrukcyjnego Maszyn) Start. Opracowanie rakiet zlecono głównemu konstruktorowi Ł. Ljuliewowi z SMKB Nowator, a półaktywnych głowic naprowadzania dla nich – zespołowi gł. konstruktora I. Akopiana z NIIP. Pojazdy – nośniki opracowywało OKB-40 Fabryki Maszyn w Mytisztiach kierowane przez N. Astrowa (głównym konstruktorem był W. Jegorkin). W dużej mierze były to te same zespoły, które współtworzyły Kuba: NIIP jako prowadzący kompleksu, Rastow jako konstruktor radiolokatora naprowadzania, Akopian – konstruktor głowicy półaktywnej, Jaskin – twórca wyrzutni, Astrow – nośników. Tylko stara rakieta była dziełem KB-82, przemianowanego potem na GosMKB Wympieł. Próby Buka rozpoczęły się w listopadzie 1977, a zakończyły w marcu 1979 r. Przyjęto go na uzbrojenie na przełomie 1979 i 1980 r. Finalnym producentem prawie wszystkich jego komponentów były Zakłady Mechaniczne w Ulianowsku, tylko wozy 9A39 (PZU) produkowała Fabryka Maszyn im. Kalinina w Swierdłowsku. Rakiety były produktem Zakładów Naukowo Produkcyjnych w Dołgoprudnym. Skuteczny zasięg rakiet wynosił od 3 do 25 km dla celów po-

Widok z góry na PZU ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

35


Fot. T.Szulc

Fot. T.Szulc

NA LĄDZIE

Radar 9S18M z anteną skierowaną do przodu ruszających się z prędkością 800 m/s i od 3 do 30 km dla celów okołodźwiękowych (300m/s). Pułap – od 25m do 18km. Pociski rakietowe 9M38 opracowane w CKBM „Nowator” różnią się poważnie od 3M9, zrezygnowano mianowicie z kombinowanego, rakietowo-strumieniowego napędu na rzecz klasycznego dwuzakresowego silnika rakietowego na paliwo stałe. Postęp w dziedzinie budowy silników tego rodzaju był znaczny, ale aby zapewnić osiągi, lepsze niż skomplikowany silnik rakiet Kuba trzeba było zastosować jednostkę napędową o średnicy 400mm. Ponieważ jednak przewidywano zastosowanie głowicy radiolokacyjnej, która mogłaby być z czasem użyta i dla modernizowanych rakiet 3M9, jej średnica została ograniczona do 330mm

36

9S18M widziany od tyłu (z czepcem balistycznym). Skutkiem tego jest zredukowana średnica przedniej części nowego pocisku, przez co przez jakiś czas po jego ujawnieniu zachodni specjaliści przyjmowali, że ma układ dwustopniowy. Dla rakiety przyjęto klasyczny układ aerodynamiczny z płytowymi sterami w tyle kadłuba i nieruchomymi statecznikami. Te ostatnie miały nietypowy dla radzieckich rakiet kształt – miały małą rozpiętość, były silnie wydłużone, o trapezowym obrysie. Ich zastosowanie było skutkiem rekomendacji CAGI, który po długich analizach uznał wreszcie celowość skopiowania amerykańskiego pomysłu (stateczniki pocisku Tartar z 1957 r.) Odłamkowa głowica bojowa o masie 70kg jest detonowana przez radiozapalnik, a strefa rażenia ma promień 17m. Pocisk osiąga maksymalną prędkość 1100m/s i manewruje z przeciążeniami do 19G. Jest przystosowany do składowania i transportowania w kontenerze, nie wymaga żadnych kontroli

i wymiany podzespołów przez co najmniej 10 lat. Nową jakość stanowi także półaktywna, dopplerowska głowica układu naprowadzania pocisku 9A50 ze stabilizowaną żyroskopowo paraboliczną anteną, zamocowaną na pantografowym przegubie o trzech stopniach swobody. Planowany wzrost zasięgu pocisku stawiał konstruktorów układu naprowadzania przed alternatywą: albo zachować sprawdzoną w 3M9 zasadę podświetlania celu wiązką radiolokatora i odbioru odbitych sygnałów przez głowicę rakiety jeszcze przed odpaleniem (na świecie określa się taką metodę skrótem LOBL), co wymagałoby zastosowania znacznie silniejszego, niż dotąd, nadajnika sygnału, albo zdecydować się na nowatorską metodę – od-


Fot. S. Popsujewicz

Odpalenie rakiety 9A38M1

Fot. NIIP

Radar 9S18 Kupoł

palać rakietę w kierunku celu i aktywować jej półaktywną, dopplerowską głowicę już po zbliżeniu się do niego (LOAL). Wybrano drugie rozwiązanie, po części z obawy, że instalowana w bezpośredniej bliskości prowadnic wyrzutni antena radiolokatora naprowadzania będzie zaburzać przed startem pracę głowic, zamontowanych na rakietach. Wybór takiej metody naprowadzania umożliwił zachowanie względnie niewielkich rozmiarów anteny radiolokatora naprowadzania, ale trzeba było zaopatrzyć rakiety w platformy inercyjne, korygujące ich lot na początku trajektorii, gdy nie działają jeszcze układy półaktywne. Czas lotu w trybie nawigacji bezwładnościowej wynosił wg różnych źródeł od 15 do 24 s. Przewidziano także możliwość radioko

Stanowisko operatora radaru 9S18M

ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

37


NA LĄDZIE rekcji pierwszego odcinka trajektorii, gdyby cel forsownie manewrował. Trudności w dopracowaniu odpowiedniej aparatury spowodowały, że co najmniej pierwsze serie pocisków nie dysponowały łączem odbioru sygnałów radiokorekcji. Po włączeniu głowicy półaktywnej pocisk jest naprowadzany na odbite sygnały radarowe. Istnieje także możliwość pasywnego naprowadzania na punktowe źródła zakłóceń w specjalnym reżimie „rakieta przeciwradiolokacyjna”. Kluczowym elementem kompleksu jest wyrzutnia 9A310 będąca rozwinięciem 9A38. Nosi ona nazwę SOU - „samobieżny pojazd startowy”, jest zaopatrzona w 4 prowadnice rakiet tworzące pakiet 9P147, radiolokator 9S35, układ naprowadzania rakiet oraz telewizyjny celownik 9Sz383. Każdy pojazd ma zainstalowany układ IFF Parol oraz blok automatycznej nawigacji terenowej i topodowiązania TNA-4. Jest więc właściwie w pełni autonomiczny. Radiolokator 9S35 w dielektrycznej osłonie umieszczono w przedniej części obrotowej „wieży” pojazdu 9A310. Jest on zaopatrzony w zwierciadlaną antenę Cassegraina, typową dla radiolokatorów samolotów myśliwskich. Ma zasięg automatycznego śledzenia 45km oraz możliwość naprowadzania na cel dwóch pocisków. Pracuje w zakresie centymetrowym, wykrywa cele, śledzi je, kontroluje lot wystrzelonych pocisków i emituje wiązkę, na której echo naprowadzają się rakiety. Wielofunkcyjność

osiągnięto dzięki zastosowaniu jednej anteny i dwóch nadajników, generujących sygnał ciągły i impulsowy – pierwszy do wykrywania i śledzenia celów, drugi do naprowadzania rakiet. Stacja wykrywa cele w sektorze 120° w azymucie i 6-7° w zakresie kąta miejsca w czasie 3-4 s. Mechaniczny zakres skanowania w płaszczyźnie pionowej wynosi od -5 do +75°. W przypadku uzyskania wstępnej informacji o celach ze stanowiska dowodzenia stosuje się poszukiwanie w zakresie 10° w poziomie i 7° w pionie, co zajmuje tylko 2 s. Stacja może generować kilka typów sygnałów sondujących quasi ciągłych i impulsowych. Śledzenie celu odbywa się metodą monoimpulsową. Rozwartość wiązki kanału śledzenia celu wynosi 1,3° w poziomie i 2,5° w pionie, kanału podświetlania celu – odpowiednio 1,4 i 2,65 stopnia. Średnia moc nadajnika kanału wykrywania wynosi co najmniej 1 kW przy emisji ciągłej i 0,5 kW przy impulsowej. Średnia moc kanału podświetlania celu jest nie mniejsza od 2 kW. Maksymalny błąd pomiaru odległości nie przekracza 175m, istnieje możliwość dopplerowskiej selekcji celów ruchomych, a sygnał jest obrabiany metodami cyfrowymi. Przejście stacji ze stanu pogotowia do pracy bojowej trwa najwyżej 20 s. W przypadku wskazania celu przez stanowisko dowodzenia, SOU przejmuje jego śledzenie przy odległości 10km dla helikoptera w zawisie, 15km dla celu lecącego na wysokości 30m, 35km dla pułapu 100m oraz 85km dla pułapu 3000m i więcej. W razie braku łączności z punktem dowodzenia każda wyrzutnia może samodzielnie prowadzić sektorowe przeszukiwanie przestrzeni powietrznej, a cztery wyrzutnie zapewniają obserwację okrężną, wymieniając się informacjami o celach. Szczególną opcją jest prowa-

dzenie triangulacji w trybie pasywnym, gdy anteny działają jako odbiorniki promieniowania mikrofalowego, generowanego przez cel. Gdy rejestrują je trzy oddalone od siebie wyrzutnie, możliwe jest na tyle precyzyjne określenie współrzędnych celu, że odpalona rakieta może weń trafić. Wyrzutnia w stanie gotowości bojowej (z pracującym radiolokatorem) może poruszać się w terenie z prędkością 30 km/h. W skład kompleksu wchodzą pojazdy 9A39 noszące nazwę „załadowczo-startowych” (PZU). Przypominają wyrzutnie, ale są pozbawione stacji radiolokacyjnej. Zamiast niej mają niewielki hydrauliczny dźwig o nośności 1000kg, a pod pakietem wyrzutni znajduje się stelaż dla kolejnych 4 rakiet. Rakiety z prowadnic mogą być naprowadzane na cel i odpalane po podłączeniu PZU do jednej z wyrzutni 9A310. W przedziale trzyosobowej załogi znajduje się stanowisko operatora wyrzutni, zaopatrzone w analogowy przelicznik, transformujący dane, przekazywane ze stacji naprowadzającej. Takie pojazdy załadowcze są znacznie droższe od typowych – będących zmodyfikowanymi ciężarówkami, ale w razie zmasowanego ataku umożliwiają odpalenie kolejnych rakiet bez przerwy potrzebnej na ich przeładowanie na wyrzutnię. Czas przeładowania kompletu rakiet na SOU z użyciem PZU wynosi 12 minut, z samochodu transportowego - 16 min. Czas samozaładunku 8 rakiet na PZU z samochodu wynosi 26 min.

Fot. T.Szulc

Punkt dowodzenia 9S470 z przodu...

38


Trójwspółrzędna, impulsowo koherentna stacja wykrywania i śledzenia celów zakresu centymetrowego 9S18 Kupoł zastępuje w strukturze baterii stację wykrywania, śledzenia i naprowadzania 1S91 kompleksu Kub. Ma paraboliczną, obrotową antenę z elektronicznym skanowaniem w płaszczyźnie pionowej. Antena, napędzana silnikiem elektrycznym i hydraulicznym może obracać się z różną częstością: od 5 do 13 obrotów na min. Przy obserwacji w zadanym sektorze z rewersem napędu uzyskuje się częstość odpowiadającą 24 obr./min. Moc nadajnika wynosi ponad 3,5 kW. Samolot myśliwski lecący na wysokości ponad 2000m jest wykrywany z odległości co najmniej 120km, gdy leci na wysokości 30 m, zasięg wykrywania zmniejsza się do 45 km. Błąd określenia odległości wynosi do 130 m, a kąta do 0,3 stopnia. Co 4,5 s stacja przekazuje na stanowisko dowodzenia do 75 sygnałów o celach. Podjęto starania, aby osiągnąć maksymalną odporność na zakłócenia, np. co 1,3 s następuje programowana zmiana częstotliwości, stacja może losowo zmieniać polaryzację na kołową oraz emitować sygnały pulsujące. Czas przejścia z trybu oczekiwania do trybu pracy bojowej nie przekracza 20 s. Co ciekawe, stację projektowano na podstawie oddzielnego postanowienia KC i RM z 22.05.1974 r. nie jako część kompleksu Buk, a jako samodzielny radiolokator dla dywizyjnych stanowisk dowodzenia obrony przeciwlotniczej i testowano w tym charakterze w latach 1978-79.

Ze stacją radiolokacyjną współpracuje punkt dowodzenia 9S470 na zunifikowanym z wyrzutniami podwoziu gąsienicowym. Jego zadaniem jest przetwarzanie w czasie rzeczywistym danych o celach docierających ze stacji 9S18, z radiolokatorów wyrzutni 9A310 oraz z wyższych ogniw struktur dowodzenia. Strefa obserwacji ma promień 100km i jest ograniczona od góry pułapem 20km. Przetwarzane są dane o 46 celach, 15 z nich jest śledzonych. System wskazuje najgroźniejsze według zadanego algorytmu, przydziela cele poszczególnym wyrzutniom i podaje komendy odpalania rakiet. Punkt jest zaopatrzony w dwa komputery Argon-15 i trzy stanowiska robocze dla dwóch operatorów i dowódcy. Załogę 9S470 stanowi 6 ludzi. Punkt dowodzenia dysponuje kodowanymi, bezprzewodowymi połączeniami z pozostałymi wozami kompleksu oraz stanowiskiem dowodzenia wyższego szczebla. W warunkach obrony stacjonarnej mogą być one uzupełnione połączeniami przewodowymi, jeszcze odporniejszymi na zakłócenia. Zgodnie z przyjętymi w ZSRR zasadami wszystkie komponenty kompleksu miały być zainstalowane na zunifikowanych pojazdach – nośnikach. Opracowywano je w oparciu o podwozie, bazujące na ciągniku MTS - najbardziej nowatorskim radzieckim pojeździe gąsienicowym owego czasu: z hydromechaniczną transmisją, hydrokinetycznym mechanizmem skrętu i zawieszeniem o wielostopniowej amortyzacji. Od początku przewidziano, że podstawowy nośnik ma służyć do instalacji różnorodnego uzbrojenia, taka uniwersalność była novum, a dokładniej – powtarzała zamysł, towarzyszący powstaniu gąsienicowego nośnika „100” w połowie lat 50., który ostatecznie zastosowano w kompleksie Krug i kilku typach dział samobieżnych.

Oczywiście dla każdego z istotnych komponentów kompleksu zaplanowano nieco inne „nadwozie”, optymalizowane dla konkretnych zadań. Niezmienny był układ jezdny z lekkimi gąsienicami, stalowo-aluminiowymi kołami bieżnymi oraz zespół napędowy – złożony z silnika wysokoprężnego W-84Ż o mocy 570kW z układem przeniesienia mocy i pomocniczą turbiną gazową. Ta ostatnia napędza elektrogeneratory na postoju i zmniejsza w ten sposób istotnie zużycie paliwa i całego silnika głównego oraz wpływa na zmniejszenie demaskującej emisji ciepła na stanowisku bojowym. Pojazd ten jest najstarszy z całej rodziny i różni się nieco od podwozi zestawów Tor i Tunguska, jest nieco dłuższy, cięższy i inaczej amortyzowany. Inny jest przód, podobny do starszej GM-578 (zestawy KUB, Szyłka), a gąsienice, również starszej konstrukcji, mają po cztery a nie trzy rolki podtrzymujące z każdej strony. Nośnik dla wyrzutni 9A38 i 9A310 jest oznaczony GM-569, dla PZU 9A39 – GM577, dla punktu dowodzenia – GM-579. Opracowanie tej rodziny pojazdów zostało uhonorowane nagrodą państwową. Jedynie radar 9S18 okazał się zbyt duży i ciężki dla tego nośnika i pozostał na nośniku „obiekt 124”, zapożyczonym z kompleksu Krug. Według pierwotnych założeń bateria Buków miała składać się z czterech wyrzutni SOU, dwóch pojazdów transportowo-ogniowych ZPU, radiolokatora 9S18

... z tyłu

ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

39


NA LĄDZIE i punktu dowodzenia 9S470. Pięć baterii miało tworzyć dywizyjny pułk przeciwlotniczy, którego dowódca miał dysponować zautomatyzowanym samobieżnym stanowiskiem oraz dodatkowymi środkami radiolokacyjnymi. Miało to być więc dokładne powtórzenie struktury pułku, uzbrojonego w starszy kompleks 2K12, tyle, że liczba równocześnie zwalczanych celów miała wzrosnąć czterokrotnie – z 5 do 20, a liczba gotowych do odpalenia rakiet z 60 do 120. Jednak niedługo po przyjęciu na uzbrojenie kompleksu 9K37 pojawiła się nowa koncepcja użycia Buków. Otóż ich możliwości ogniowe były większe, niż możliwości wykrywania celów powietrznych na poziomie dywizji (radar Kupoł był np. pierwotnie projektowany właśnie dla dywizyjnego stanowiska dowodzenia, a trafił do baterii!) i zaproponowano ich podporządkowanie bezpośrednio armii. Wcześniej na tym szczeblu funkcjonowały brygady, uzbrojone w kompleks Krug. Wprawdzie rakiety tego kompleksu miały większy zasięg i znacznie potężniejsze głowice, ale i na to znaleziono sposób: zażądano od konstruktorów rychłego zwiększenia zasięgu rakiet 9M38, a do tego czasu postanowiono utrzymać w służbie kompleksy obu typów – zamiast przezbrajać brygady z Krugów na Buki, nowe jednostki tych ostatnich tworzono od podstaw.

Armijna brygada Buków składa się z czterech dywizjonów i stanowiska dowodzenia z systemem Polana D-4. Każdy dywizjon ma stanowisko dowodzenia, radiolokator, trzy baterie ogniowe i pluton łączności. W każdej baterii są dwie wyrzutnie i jeden pojazd PZU. Dywizjon może równocześnie zwalczać do 6 celów nadlatujących z różnych kierunków i dysponuje 36 gotowymi do odpalenia pociskami. Brygada – odpowiednio – 24 cele i 144 rakiety. Dodatkowe wyposażenie dywizjonów stanowią: zautomatyzowana stacja kontrolno-pomiarowa 9W95 na samochodzie Ził-131 (dla rakiet), wozy remontowe i obsługowe kompleksu 9W881/883/884/894 na ciężarówkach Urał-43203, warsztat naprawy podwozi ATG na Ził-131 i pojazdy 9T229, czyli KrAZy-255B przewożące zapas rakiet (po 6 w kontenerach lub po 8 na stelażach). Zgodnie z przyjętym w ZSRR zwyczajem zaraz po przyjęciu jakiegoś wzoru sprzętu na uzbrojenie rozpoczynano prace nad jego modernizacją. Stało się tak i w przypadku Buka. Decyzją rządu i KC z 30 listopada 1979 r. usankcjonowano prace, jako jedno z głównych zadań stawiając zwalczanie śmigłowców w zawisie. Był to wymóg nieco dziwny dla kompleksu o zasięgu ponad 30km, ale radzieckie zestawy plot krótszego zasięgu nie radziły sobie wówczas z takim przeciwnikiem. Zażądano także zadowalającej skuteczności w zwalczaniu skrzydlatych pocisków manewrujących o małym echu radiolokacyjnym i niskim pułapie lotu. Próby zmodernizowanego kompleksu prowadzono przez cały 1982 r. i przyjęto go na uzbrojenie w 1983 r. jako kompleks 9K37M Buk M1 z rakietami 9M38M1.

Fot. UMZ

Wyrzutnia 9M310M1-2 w położeniu bojowym

40

Może on naprowadzać na jeden cel do 4 pocisków, także odpalanych z różnych wyrzutni. Może zwalczać samoloty i pociski bezpilotowe manewrujące z przeciążeniami do 8G, zbliżające się z prędkością do 830m/ s lub oddalające się z prędkością 300m/s, śmigłowce (także w zawisie) a nawet rakiety taktyczne płaskotorowe (Lance, ATACMS) i stromotorowe (Pershing-1, R-300). Rakiety 9M38M1 powstały w KB zakładu w Dołgoprudnym pod kierunkiem W. Ektowa. Ich zasięg zwiększono do 35km, pułap przechwytywanych celów może zawierać się w przedziale od 15m do 22km, czas reakcji uległ skróceniu z 24 do 20 s. Maksymalna prędkość pocisku wzrosła do 1200m/s. Zainstalowana głowica 9E50M1 o masie 28,5 kg ma większą odporność na zakłócenia, może śledzić cele lecące z prędkością do 2900 km/ h i manewrujące z przeciążeniem do 10G. Zasięg śledzenia celu o powierzchni odbicia 3m2 wynosi 47km. Wydłużono także maksymalny czas lotu w trybie nawigacji bezwładnościowej z radiokorekcją. Zastosowano nowy, adpatatywny radiozapalnik. Jego działanie jest dość złożone: w oparciu o dwie analizowane w sposób ciągły wielkości – prędkość własną rakiety i prędkość zbliżania z celem określa on prędkość celu i na tej podstawie klasyfikuje go jako śmigłowiec, samolot poddźwiękowy, naddźwiękowy lub pocisk rakietowy i w zależności od tego w inny sposób inicjuje eksplozję ładunku, aby osiągnąć maksymalną jego skuteczność. Najbardziej radykalną zmianą w porównaniu ze starszą wersją jest zastosowanie radiolokatora 9S18M1 Kupoł M. Mimo prawie nie zmienionego oznaczenia jest to całkowicie nowa konstrukcja, wyróżniająca się ścianową anteną z siecią przekaźników o polaryzacji fazowej. Jej powstanie nie powinno dziwić, jeśli zważyć, że to właśnie w NIIP powstał m.in. pierwszy na świecie radiolokator tego rodzaju przeznaczony dla samolotu myśliwskiego. Skanowanie w płaszczyźnie pionowej odbywa się metodą elektroniczną, a w poziomej – mechaniczną, przez obrót anteny. Dla celów aerodynamicznych zakres przeszukiwania w pionie wynosi 40°, a w poziomie 360°. W trybie śledzenia pocisków balistycznych i przeciwradiolokacyjnych – odpowiednio 55 i 120° stacja ma wyraźnie lepsze parametry niż 9S18, np. cele na wysokości od 1000 m wzwyż wykrywa z odległości 160 km przy zadowalającej dokładności określania pozycji celu - błąd pomiaru odległości nie przekracza 400 m, azymutu i kąta miejsca 3÷4,50. Stacja może jednocześnie śledzić 75 celów, pięć źródeł aktywnych zakłóceń i automatycznie transmitować dane o nich do stanowiska dowodzenia kompleksu. Ma układ rozpoznawania swój-obcy oraz skuteczne środki eliminacji zakłóceń naturalnych i sztucznych. W zależności od sytuacji taktycznej stacja automatycznie


Fot. T.Szulc Fot. T.Szulc

Wnętrze SOU 9M310MB

Wnętrze PZU 9A39MB Zmodyfikowana aparatura kanału optycznego Buka MB

Fot. T.Szulc

zmienia częstość obrotów anteny (20, 10 lub 7 obr./min) i jej kąt elewacji (40 lub 600). Dzięki zmniejszonej masie i rozmiarom jej podzespołów jako nośnika udało się użyć pojazdu z tej samej rodziny, co wyrzutnie i punkt dowodzenia, który otrzymał oznaczenie GM-567. Kupoł M zyskał tak wysokie oceny podczas prób państwowych, że jego zastosowaniem w strukturze sektorowej obserwacji obszaru zainteresowały się Wojska Obrony Powietrznej. Na wyrzutni 9M310M1 zainstalowano udoskonalony radiolokator emitujący trzy rodzaje sygnałów: impulsowy z modulacją liniowo-częstotliwościową w trakcie trwania impulsu, impulsowo-dopplerowski (quasi ciągły) i ciągły (do podświetlania celu). Zasięg wykrywania i śledzenia przez nią celów zwiększył się o 25-30%. Dywizjon dysponuje zwiększoną z 16 do 32 liczbą częstotliwości aparatury naprowadzania. Po otrzymaniu danych o celu z punktu dowodzenia radiolokator pracuje w zawężonej strefie 3 x 5°. W trybie autonomicznym radar zapewnia wykrycie celu z odległości 85km, automatyczne śledzenie przy odległości 75km.Udoskonalony został też optyczny, zautomatyzowany układ śledzenia celów w warunkach silnych zakłóceń. Punkt dowodzenia kompleksu 9S470M1 także zmodernizowano, dodając trzecie stanowisko operatora. Bezprzewodowa wymiana danych z radiolokatorem 9S18 jest możliwa na odległość do 5km, z wyrzutniami – do 10km, a ze stanowiskiem dowodzenia brygady – do 100km. Punkt dowodzenia w pełni dostosowano do współpracy ze zautomatyzowanym systemem zbioru i dystrybucji danych taktycznych obrony przeciwlotniczej wojsk lądowych Polana D-4, którego źródłami informacji są wszystkie stacje radiolokacyjne podległych baterii plot. różnych typów oraz dodatkowe środki rozpoznawcze pułków, brygad i pododdziałów radiotechnicznych. Polana może dowodzić 12 bateriami, śledzić do 270 celów i przekazywać dane niezbędne do równoczesnego rażenia 80 z nich. Istotna zmiana w strukturze dywizjonu polega na wprowadzeniu możliwości dwukrotnego zwiększenia ilości pojazdów PZU – może ich być tyle samo, ile wyrzutni. Zastosowano nowsze pojazdy transportowe 9T243. Wprowadzono także możliwość odpalania rakiet przeciw celowi, który jest śledzony i podświetlany przez inną wyrzutnię, oraz naprowadzania na ten sam cel kilku rakiet, odpalonych z różnych wyrzutni. Do 10km zwiększono dopuszczalną odległość między wyrzutniami. Tyle samo wynosi maksymalny dystans gwarantowanej łączności bezprzewodowej między wyrzutniami a punktem dowodzenia. Kompleks 9K37M został dopuszczony do eksportu pod koniec lat 80. pod nazwą 9K37M1E Gang. Nazwa ta jest zaskakująco

ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

41


NA LĄDZIE

Fot. Ałmaz Antej

Wyrzutnia 9A317 w położeniu bojowym

Wyrzutnia 9A317

zbieżna z przydzielonym znacznie wcześniej Bukowi oznaczeniem NATO - SA-11 Ganga. Kompleks ten miał wejść na uzbrojenie państw Układu Warszawskiego przed 1990 r. W Polsce przygotowywano się do tego przez szkolenie oficerów i... całkowite utajnienie wszelkich informacji związanych z 9K37, nie będącym jeszcze na naszym uzbrojeniu. Polscy oficerowie zapoznawali się z Bukami także w kraju, dysponowała nimi bowiem brygada plot. wojsk lądowych Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej stacjonująca w Trzebieniu koło Bolesławca. Układ Warszawski rozpadł się jednak przed rozpoczęciem dostaw Gangów i pierwszym odbiorcą 9K37M1E stała się Finlandia, któ-

42

ra w 1996 r. otrzymała trzy sześciowyrzutniowe dywizjony w ramach spłaty części rosyjskiego długu wobec tego kraju. Według oficjalnych danych rosyjskich Buków używa 5 innych krajów. Poza Finlandią są to na pewno: Białoruś, Ukraina. Być może także Gruzja oraz Syria. Uznawane wcześniej za niemal pewnych użytkowników Jugosławia i Indie Buków nie otrzymały, choć być może Jugosławia zdołała je zamówić bezpośrednio przed swoim rozpadem. Równolegle postępowały prace nad głęboką modernizacją kompleksu, która miała zwiększyć wszystkie jego osiągi i umożliwić pełne zastąpienie w jednostkach kompleksu Krug. W ten sposób ostatecznie przypieczętowano przesunięcie Buka z dywizyjnego do armijnego ogniwa struktury obrony przeciwlotniczej, co doprowadziło do powstania próżni na szczeblu

dywizji pancernych. Dywizje zmechanizowane otrzymały kompleks Osa na nośniku kołowym, którego wersja gąsienicowa nigdy nie wyszła poza stadium teoretycznych rozważań. Dopiero pojawienie się zestawów Tor (o zasięgu wyraźnie niższym od Kuba !) pozwoliło wypełnić tę lukę. Modernizacja Buka miała objąć zarówno rakiety, jak i wyrzutnie. Udoskonalone pociski miały zapewnić zdecydowany wzrost osiągów, a nowy radiolokator śledzenia i naprowadzania 9S36 – wielokanałowość na poziomie pojedynczej wyrzutni! Nowa stacja otrzymała również antenę ścianową, co zmniejszyło jej masę i gabaryty, a także zwiększyło niezawodność i odporność na zakłócenia. Po modernizacji każda wyrzutnia 9A317 miała być zdolna do samodzielnego naprowadzania pocisków na dwa cele, a dalszy wzrost ilości kanałów strzeleckich można było osiągnąć, zmieniając jedynie oprogramowanie radiolokatora. Cała aparatura nowej generacji mieści się bez trudu na miejscu starej, a nowa antena w płaskiej, dielektrycznej osłonie zajmuje znacznie mniej miejsca. Z tego ostatniego powodu trzeba było nawet przemieścić niektóre bloki aparatury, aby zachować odpowiednie rozmieszczenie mas obrotowej części wyrzutni. Nową antenę umieszczono skośnie, pod kątem ok. 600 a jej zakres skanowania wynosi od -5 do +850 w pionie i ±600 w poziomie. Zasięg stacji wynosi od 20km dla celów lecących na wysokości 15 m do 120 km dla wysokości powyżej 3000 m. Jest to o jedną trzecią więcej niż w przypadku 9S35. Może ona równocześnie: automatycznie śledzić do 10 celów, sprawdzać ich przynależność, rozpoznawać klasy celów, podświetlać 4 cele przeznaczone do rażenia oraz przekazywać do odpalonych rakiet komendy korygujące ich lot. Wzrosły także możliwości dywizjonu i brygady w zakresie obserwacji przestrzeni powietrznej, gdyż nowe radiolokatory mogą równocześnie naprowadzać rakiety i obserwować przestrzeń powietrzną. Czas osiągania gotowości bojowej z marszu wynosi 20 s, a czas reakcji (od wykrycia celu do odpalenia rakiety) – 5 s. Zmodernizowanemu kompleksowi nadano pierwotnie oznaczenie 9K37M2, a jego próby poligonowe rozpoczęły się w 1984 r. i zakończyły cztery lata później. Zbiegły się one z osiągnięciem gotowości produkcyjnej przez nową rakietę - 9M317 będącą kolejny raz dziełem KB przy zakładach w Dołgoprudnym. I znowu, inaczej niż tradycyjnie, różni się ona nie tylko wewnętrznie od swej poprzedniczki 9M38. Wydłużone powierzchnie stabilizujące zastąpiono znacznie krótszymi, ale o nieco większej rozpiętości. Wpłynęło to korzystnie na zwrotność pocisku i umożliwiło osiąganie przezeń większych przeciążeń podczas pościgu za celem manewrującym nawet z przeciążeniami do 12G. Zastosowano nową głowicę półaktyw-


Fot. W.Druszlakow

Pierwsza publiczna prezentacja Buka M2 w 2007r.

Rakiety 3M9 (z lewej) i 9M38 ną 9E420 z cyfrowym komputerem. Zmodernizowano także silnik napędowy, dzięki czemu zasięg wzrósł o 40% a pułap o ponad 10%, zastosowano nowy, dwufunkcyjny radiozapalnik aktywno-impulsowy i półaktywny, udoskonalono układ naprowadzania pocisku. W trybie nawigacji bezwładnościowej bez radiokorekcji może on lecieć przez pierwszych 15 s, a z radiokorekcją przez pół minuty z prędkością maksymalną 1230 m/s i dopuszczalnym przeciążeniem 24G. Masa wzrosła o ok. 30 kg, a w porównaniu z pierwszymi seriami pocisków 9M38 aż o ponad 70 kg. Wszystkie te zmiany nie wymagały jednak modernizacji bloku prowadnic 9P147. Inne modyfikacje wyrzutni, to unowocześnienie aparatury do optycznego śledzenia celów i zwiększenie niezawodności automatycznego ich śledzenia bez użycia radiolokatora. Wprowadzono także zmiany w wyposażeniu przedziału załogi dla zwiększenia jego ergonomii. Dla potrzeb zmodernizowanego kompleksu udoskonalono także pozostałe jego komponenty. Stanowisko dowodzenia 9S510 może wskazywać wyrzutniom 36 celów (zamiast 15) i kierować sześcioma sekcjami ogniowymi (zamiast trzech). Zamiast komputerów Argon produkowanych w Kiszyniowie (obecnie Mołdawia) są w nim zainstalowane nowsze Bagiet produkcji rosyjskiej. Zmodernizowano też bateryjną stację wykrywania i śledzenia, po

czym otrzymała ona nowe oznaczenie - 9S117M1. Wozy PZU przebudowano dla skrócenia czasu przeładunku rakiet - czas samozaładunku wynosi 15min, a przeładunku na wyrzutnię 13 min. Ich nowe oznaczenie, to 9A316. Zwrócono uwagę na rosnący wśród potencjalnych celów udział nisko lecących i trudno wykrywalnych (stealth) obiektów latających. Aby zwiększyć prawdopodobieństwo ich zniszczenia, trzeba było przede wszystkim zagwarantować większą odległość ich wykrycia. Limitowały ją nie możliwości radiolokatora, a przeszkody terenowe (drzewa, nierówności terenu), trudne do ominięcia w przypadku doraźnego wyboru stanowisk ogniowych. Konstruktorzy NIIP zaproponowali zastosowanie rozwiązania podobnego do przyjętego w systemie S-300, czyli umieszczenie stacji śledzenia i naprowadzania na podnoszonym hydraulicznie maszcie, dzięki czemu radykalnie rozszerza się „horyzont radarowy”. Maszt 40W6 kompleksu S-300 po rozwinięciu, które trwa do godziny, jest jednak konstrukcją stacjonarną, a to nie wchodziło w rachubę w przypadku Buka. Opracowano wobec powyższego teleskopowe ramię podobne do dźwigowego unoszące antenę nie pionowo, lecz ukośnie. Udało się przy tym, z wydatną pomocą konstruktorów z Ulianowskich Zakładów Mechanicznych opracować taką konstrukcję podnośnika, że nie tylko mieści się ona na standardowym podwoziu z rodziny GM-569, ale też umożliwia pracę radiolokatora w położeniu marszowym. Jest on wtedy zlokalizowany z przodu obrotowej „wieży” wyrzutni i ma taki sam zasięg jak radar wyrzutni rakiet. Gdy zachodzi potrzeba uniesienia ramienia, antena jest

Rakieta 9M317 ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

43


NA LĄDZIE

Schemat organizacji dywizjonu Buk M1. Odległość między stacją radiolokacyjną, a punktem dowodzenia wynosi od 200 do 5000m (A), między punktem, a wyrzutniami od 500 do 5000m (B), a pomiędzy poszczególnymi wyrzutniami i ZPU w bateriach od 200 do 500m.

Komponenty kompleksu Urał-B

44

obracana wokół osi wzdłużnej ramienia podnośnika o 1800, aby po osiągnięciu przez podnośnik położenia roboczego (kąt podniesienia ok. 650 ) była ona nachylona pod odpowiednim kątem. Regulację wysokości anteny osiąga się przez zmianę wysięgu ramienia, którego kąt podniesienia jest niezmienny. Maksymalna wysokość nad poziomem gruntu wynosi ok. 22 m. Nowy radiolokator otrzymał nazwę Żyrafa i przeszedł pomyślnie próby poligonowe. Dzięki niemu możliwe jest prowadzenie naprowadzania rakiet zza przeszkód terenowych o wysokości do 20 m lub co najmniej trzykrotne zwiększenie odległości wykrywania celów lecących na wysokościach poniżej 100m. Radiolokator ma takie same możliwości jak stacja montowana na wyrzutniach, czas jego rozwinięcia wynosi do 10 min, a maksymalnie uniesiony wysięgnik nie wymaga kotwiczenia przy wietrze o prędkości do 30 m/s. Żyrafa waży 36t, jest więc lżejsza np. od PZU wraz z rakietami o prawie 2 tony. Pojawienie się tak zainstalowanego radiolokatora naprowadzania spowodowało spór, dotyczący zasadności instalowania radarów na wyrzutniach rakiet. Proponowano stworzenie struktur bateryjnych, złożonych tylko z wozów startowo-załadowczych PZU i radiolokatorów Żyrafa. Ostatecznie jednak przyjęto kompromisowe rozwiązanie: bateria kompleksu Buk M2 ma liczyć cztery wyrzutnie 9A317, dwa radiolokatory Żyrafa i od 4 do 6 wozów ZPU, punkt dowodzenia i radiolokator Kupoł M2. Ilość kanałów strzeleckich tworzonych przez każdy z radiolokatorów zwiększono w międzyczasie do czterech, dzięki czemu bateria może równocześnie razić 24 cele powietrzne naprowadzając na każdy z nich do 4 rakiet. W gotowości do odpalenia jest do 40 rakiet. Prostsza, zapewne eksportowa konfiguracja dywizjonu, to punkt dowodzenia, radiolokator 9S18M1-3, sześć wyrzutni 9A317 i do 12 9A316 (24 kanały celu i 72 rakiety). Takie osiągi stawiają Buka-M2 na czele wszystkich kompleksów przeciwlotniczych o zasięgu do 50km. Nawet projektowane obecnie i przewidziane do przyjęcia na uzbrojenie za kilkanaście lat kompleksy zachodnie nie mają takich możliwości. Buk M2 został przyjęty na uzbrojenie w 1990 r. już z nowym oznaczeniem – jako 9K40. Nie jest jasne, czy w wyrzutni nowej wersji Buka wprowadzono przetestowane z powodzeniem rozwiązanie – odpalanie rakiet przy stałym kącie podniesienia wyrzutni niezależnie od pułapu celu. Przewidując zainteresowanie nową wersją kompleksu ze strony klientów zagranicznych, włączono go w 1994 r. do oferty eksportowej pod nazwą Urał i zapowiadając możliwość pierwszych dostaw w 1998 r. Można przypuszczać, że zainteresowanych upatrywano zarówno wśród tradycyjnych dokończenie na str. 49



OKRĘTY POLSKIEJ MARYNARKI WOJENNEJ Radziecki niszczyciel „Skoryj” został zbudowany w leningradzkiej stoczni A. A. Żdanowa w latach 1949-1951. 29 czerwca 1958 r. podniesiono na nim polską banderę, nadając mu nazwę ORP „Wicher”. Okręt wchodził w skład dywizjonu niszczycieli (od 1965 r. 7. dywizjon niszczycieli). Numer burtowy okrętu 54 zmieniono w 1960 r. na 274. Wycofany ze służby liniowej w 1970 r., cztery lata później skreślony z listy floty. Dowódcy ORP „Wicher”: kpt. mar. Henryk Koryciński, kmdr ppor. Andrzej Ujazdowski, kpt. mar. Tadeusz Moskwa, kmdr ppor. Józef Wołczyński, kmdr ppor Tadeusz Pabis. Charakterystyka okrętu: długość całkowita: 121,2 m, szerokość 12 m, wyporność pełna 3066t, napęd: dwa zespoły turbin parowych o mocy łącznej 60 000 KM, cztery kotły parowe, dwie śruby napędowe. Prędkość maksymalna: 36,5 w, zasięg 3660 Mm przy prędkości ekonomicznej 15,7 w. Załoga: 286 oficerów i marynarzy. Uzbrojenie: dwa podwójne działa kal. 130 mm, podwójne działo plot. kal 85 mm, 7 pojedynczych dział plot 37 mm, dwie pięciorurowe wyrzutnie torpedowe kal. 533 mm, dwie podpokładowe zrzutnie bomb głębinowych i dwa miotacze bomb głębinowych, dwa tory minowe.

ORP „Wicher”

Działo uniwersalne 130 mm (długość lufy L/50 kalibrów) zamknięte w dwudziałowej wieży typu B-2ŁM


ORP Wicher II stan na rok 1961

Pięciorurowa wyrzutnia torped PTA-53-30bis, kal. 533 mm

Działko plot. 37 mm L/73,5 (na podstawie 70-K)

Działa plot 85 mm L/52 w jednej, zamkniętej, dwudziałowej wieży na rufie (typu 92-K)

Wizualizacja 3D

Mariusz Motyka

O pierwszym okręcie w PMW noszącym nazwę ORP „Wicher” możesz przeczytać więcej w Wydaniu Specjalnym nr 4 Magazynu MILITARIA XX wieku


NA LĄDZIE SYSTEMY WIRTUALNEJ RZECZYWISTOŚCI – trening na stanowiskach dowodzenia, – ćwiczenia sytuacyjne, – planowanie i symulowanie działań, – trening decyzyjny, – testowanie procedur serwisowych, – szkolenia z obsługi, testowanie wyposażenia, – sprzedaż / marketing - demonstracja cech użytkowych, prezentacja wariantów wykonania, – wizualizacje - fotorealistyczny rendering w czasie rzeczywistym. OPROGRAMOWANIE – tworzenie interaktywnych aplikacji 3D, – oprogramowanie narzędziowe nie wymagające znajomości zasad programowania. SPRZĘT – wielokanałowe systemy do wizualizacji na platformie PC, – wielkoformatowe systemy projekcyjne, – kompletne systemy do projekcji stereoskopowej, – systemy śledzenia ruchu, – kontrolery nawigacji.

Servodata Elektronik Sp. z o.o. ul. Jana Sawy 8 lok. 02 20-632 Lublin Tel.: +48 - 81 5254319 www.servodata.com.pl


odbiorców sprzętu rosyjskiego (Indie, Wietnam, niektóre kraje arabskie), jak i nowych klientów (Korea Południowa, kraje Azji PłdWsch. i in.). Buka M2 zaoferowano także wojskom obrony powietrznej. Użytkowany przez nie kompleks S-300 w swych najnowszych wersjach może wprawdzie razić także cele bardzo nisko lecące, ale wymaga do tego zastosowania specjalnego radiolokatora NWO, którego rozwinięcie zabiera sporo czasu, a na dodatek jest on już konstrukcją niezbyt nowoczesną i niektóre jego parametry, np. odporność na zakłócenia, pozostawiają sporo do życzenia. Jego następca - S-400 miał początkowo służyć przede wszystkim do zwalczania bardziej odległych celów, co spowodowało, że pojawiła się potrzeba uzupełnienia struktury obrony plot. Rosji mobilnymi kompleksami do zwalczania celów niskolecących. Również mnożące się konflikty lokalne wykazują, że celowe jest posiadanie mniejszych i bardziej ruchliwych pocisków plot. Dla przeciwlotników nie jest jednak niezbędne zastosowanie drogich podwozi gąsienicowych i w związku z tym wyrazili oni zainteresowanie wersją kompleksu Buk zainstalowaną na naczepach. Informacje o tworzeniu takiego rozwiązania ujawniono w 1994 r., a rok później pokazano modele tej wersji pod nieoficjalną nazwą Urał-B. Podczas projektowania zadbano o maksymalną unifikację ciągników ze stosowanymi już w PWO dla kompleksu S-300. Są nimi samochody KrAZ-260W. Na naczepach zainstalowano typowy radiolokator 9S117, punkt dowodzenia w kontenerze, radiolokator Żyrafa oraz wyrzutnie rakiet. Nie było potrzeby zaopatrywania poszczególnych wyrzutni we własne radiolokatory, nie przewiduje się bowiem, aby w strukturach obrony powietrznej działały one w pojedynkę. Dzięki temu na każdej naczepie znalazły się po dwa bloki prowadnic 9P147 z gotowymi do odpalenia ośmioma rakietami. Poszczególne komponenty kompleksu są lżejsze średnio o 5 ton od swych gąsienicowych odpowiedników (punkt dowodzenia waży 25t, radiolokator 9S117-30t, Żyrafa-30t) i mogą być transportowane po drogach bitych z większą prędkością. Dłuższy nieco jest natomiast czas osiągania przez nie gotowości bojowej z marszu - wynosi od 2 do 5 minut potrzebnych na wsparcie naczep na hydraulicznie rozstawianych podporach i uruchomienie źródeł zasilania (czas reakcji wynosi 10÷12 s). Nie podano dotąd przewidywanej struktury dywizjonów, pułków i brygad Urałów w wersji holowanej, ale można przyjąć, że podstawowe ogniwo będą tworzyły: stanowisko dowodzenia z radiolokatorem obserwacji okrężnej oraz kilka baterii ogniowych, złożonych z radaru Żyrafa i 2-3 naczep z wyrzutniami każda. Zupełnie niedawno ujawniono, że kompleks wersji kołowej istniał nie tylko w po

Podstawowe dane techniczne pojazdów kompleksu 9K37M1 oznaczenie przeznaczenie masa długość szerokość wysokość załoga prędkość moc silnika zasięg

9A310M1 9S18M1 9S470M1 wyrzutnia radar SD t 32,34 35 29,9 mm 9300 9590 8371 mm 3250/9030x 3250 3250 mm 3800/7720 x 3250/8020 x 2975 4 3 6 km/h 65 kW 570 km 500

9A39M1 PZU 35 9960 3316 3800/7700 x 3

x - maksymalna w położeniu bojowym

Podstawowe dane techniczne pocisków rakietowych kompleks oznacz. rakieta rok1 długość średnica rozpiętość masa masa cz.b. prędkość2 zasięg3 pułap3 parametr4 pr. celu czas reakcji kanały celu5 kanały rakiet6

mm mm mm kg kg m/s km km km m/s s

Kub 2K12 3M9 1967 5811 336 1670 630 57 600 6-22 0,1-7 15 600 27 1 3

Kub M3 Buk BukM1 BukM2 2K12M3 9K37 9K37M 9K37M2 3M9M3 9M38 9M38M1 9M317 1976 1980 1983 1990 5811 5550 5550 5550 336 400 400 400 1670 860 860 860 635 685 690 715 57 70 70 70 700 850 850 1230 4-25 3,5-30 3-32 3-42 0,02-7 0,025-18 0,015-20 0,015-25 18 18 22 25 600 800 830 1100 24 22 22 12 1 6 6 6 3 12 18 24

Uwagi: 1 – przyjęcia na uzbrojenie, 2 – średnia, 3 – minimalna-maksymalna, 4 – czyli maks. odległość celu, mijającego wyrzutnię, 5 – czyli ilość celów zwalczanych równocześnie przez baterię/dywizjon, 6 – czyli ilość rakiet naprowadzanych równocześnie przez baterię/dywizjon,

staci miniaturowych modeli – podobno jego próby zakończono w 1990 r. korzystając z typowych ciągników siodłowych KrAZ-260 i specjalnych naczep opracowanych w Czelabińsku. Próby wypadły pomyślnie, a po rozpadzie ZSRR jako ciągniki wypróbowano KamAZy i Urale. Prawdopodobna nazwa kompleksu to Buk-2P. Podobno opracowano także jeszcze jedną wersję Buka M2, w której wszystkie komponenty kompleksu rozmieszczone mają być na kołowych, terenowych nośnikach BAZ. Nie ma na jej temat dotąd żadnych konkretnych informacji. Ostatecznie rosyjska PWO zdecydowała się na inną opcję – system S-400 otrzymał mniejsze i lżejsze rakiety 9M96 i ma zwalczać także bliskie i niskolecące cele powietrzne. Ma być jedynym w rosyjskich wojskach obrony przeciwlotniczej, co wzbudza poważne wątpliwości, gdyż jego zasięg zwalczania celów na średnich i dużych wysokościach umożliwia relatywnie rzadkie rozmieszczenie dywizjonów, podczas, gdy do zwalczania celów niskolecących trzeba by było rozmieszczać je znacznie gęściej. Na dodatek system S-400 jest bardzo kosztowny i na jego pełne wdrożenie trzeba ogromnych środków. Także mniejsze kraje, których potencjalni przeciwnicy nie dysponują pociskami balistycznymi, mogą nie być zainteresowani zakupem S-400. Stwarza to szansę dla Urała-B. Strategia marketingowa Buka nie jest jednak najlepsza. Do niedawna z uporem oferowano na sprzedaż jedynie wersję Gang, czyli odpowiednik Buka M1 z 1983 r., choć już ponad 15 lat temu można było rozpocząć sprzedaż znacznie nowocześniejszego Buka M2. Wobec braku spodziewanych zamówień i braku

zgody władz centralnych na dopuszczenie do sprzedaży wersji M2 zaproponowano rozwiązanie kompromisowe: kompleks M1 z rakietami 9M317, nazwany Buk M12. Po raz pierwszy pojawił się on w ofercie eksportowej w 1997 r., a rok później został przyjęty na uzbrojenie armii rosyjskiej. Według dostępnych danych do dziś nie wyprodukowano ani jednej nowej baterii Buków M1-2, a jedynie dokonano modernizacji oprogramowania i wyposażenia użytkowanych już Buków M1, umożliwiającej pełne wykorzystanie osiągów rakiet 9M317. Co ciekawe, fabryka w Ulianowsku zaczęła modernizować dywizjonowe komplety armii rosyjskiej już w 1996 r., ale przez trzy lata robiła to na własny koszt! Zasięg rażenia celów aerodynamicznych zwiększył się do ok. 40 km, pułap do 25 km. Wzrosła skuteczność zwalczania taktycznych rakiet balistycznych, a szczególnie szybkich pocisków przeciwradiolokacyjnych w rodzaju AGM-88 HARM. Przy zwalczaniu rakiet zasięg wynosi od 3 do 20 km, a pułap celów od 2 do 16 km. Wzrost bezpieczeństwa pozycji kompleksu Buk M1-2 osiągnięto poprzez zainstalowanie w punkcie dowodzenia interfejsu, łączącego z SD zestawu Tor, który może chronić stanowiska Buków przed zmasowanym atakiem precyzyjnym uzbrojeniem powietrze-ziemia. Informacje o wykrytych przez Buka celach mogą być także transmitowane na planszety ręcznych wyrzutni Igła plutonów ochrony dywizjonów. Zmodyfikowane komponenty kompleksu noszą oznaczenia SOU – 9A310M1-2, KP – 9S470M1-2, SOC – 9S18M1-1, PZU – 9A39M2. Modernizacji poddano także stanowisko dowodzenia brygady, które nosi nazwę Polana D4M1. Pierwszym zagranicznym użytkownikiem Buka M1-2 stała się Białoruś, która zaczęła modernizację swoich kompleksów już w 1998 r. Białoruscy konstruktorzy postanowili rozszerzyć jeszcze zakres modernizacji – tak powstał Buk MB. Przy jego doskonaleniu wykorzystano atuty białoruskiego przemysłu obronnego, który jeszcze w czasach ZSRR specjalizował się w systemach dowodzenia i aparaturze optronicznej. Dlatego modernizacji poddano w pierwszej kolejności punkt dowodzenia, który otrzymał oznaczenie 9S470MB z jego wnętrza wymontowano 40 (!) szaf z aparaturą zastępując je 7 nowymi o większych możliwościach. Stare wyświetlacze katodowe z okrągłymi ekranami zastąpiono nowoczesnymi, ciekłokrystalicznymi, produkowanymi w Witebsku, zainstalowano dwuprocesorowe komputery, dzięki czemu punkt może przetwarzać równocześnie dane o 255 celach. Zainstalowano nowoczesne środki łączności, klimatyzatory itd. Nowe wyposażenie i monitory zainstalowano także w przedziale bojowym SOU i PZU. Na wyrzutni do kamery telewizyjnej dodano nowoczesny termowizor. Niejako ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

49


NA LĄDZIE

Radar Żyrafa

Fot. UMZ

Radar Żyrafa kompleksu Buk M2

przy okazji zamontowano nowe, lżejsze koła bieżne współpracujące z nowymi gąsienicami. W 2005 r. rozpoczęto próby odbiorcze pierwszego seryjnego zestawu, którego twórcą i producentem jest znana firma Agat z Mińska. Dobre relacje białorusko-rosyjskie pozwalają przypuszczać, że niedługo takie same wyposażenie pojawi się w pojazdach rosyjskich. Dalsza modernizacja kompleksu będzie zapewne dotyczyć zarówno rakiet, jak i aparatury radiolokacyjnej. Już w pierwszej połowie lat 90. ubiegłego wieku swoją ofertę modernizacyjną przedstawiła firma Wympeł – twórca pierwszej wersji pocisku 9M38 z napędem strumieniowym. Tym razem zaproponowano użycie rakiet, wywodzących się z pierwszego radzieckiego pocisku powietrze-powietrze z aktywną radiolokacyjną głowicą samonaprowadzającą – R-77. Dzięki temu nie jest potrzebne podświetlanie celów, na które są naprowadzane rakiety, a liczba kanałów celu może być równa liczbie wszystkich, gotowych do odpalenia rakiet. Radiolokator wyrzutni pełniłby wtedy jedynie funkcje wykrywania i śledzenia celów. Zaoferowano użycie trzech wersji pocisku – produkowanej już od lat R-77, nowszej R-77M z silnikiem strumieniowym oraz R77W z nowym, większym silnikiem rakietowym. Z racji niezbyt dużego zasięgu bazowej R-77 przy odpalaniu z ziemi nadaje się ona lepiej jako pocisk dla modernizowanego

50

kompleksu 2K25 Kub, a nawet Osa (od 2005 r. jest oferowana w wersji odpalanej z prostopadłościennych pojemników). Wersja R-77M ma osiągi wyraźnie lepsze od amerykańskiego AIM-120 w wersji NASAMS, podobnie, jak R-77W, która jest na wcześniejszym stadium prób (w wersji pionowego startu). Istnieją także szanse i możliwości dalszej modernizacji w ramach sprawdzonego już zespołu kooperantów, doskonalących Buka od 30 lat. Po pierwsze w KB zakładów Dołgoprudnyj opracowano pocisk 9M317M, przeznaczony do odpalania z pionowo ustawionych pojemników. Poprawia się w ten sposób „staroświecki” wygląd Buka z rakietami na szynowych prowadnicach, ale wiele kwestii może się przez to skomplikować. Po pierwsze, pojawi się problem z zapewnieniem swobody mechanicznego obrotu anteny wyrzutni w płaszczyźnie poziomej, po drugie – inaczej będą musiały wyglądać ZPU. Rozwiązaniem może być stworzenie nowych wyrzutni bez radiolokatorów i sprzężenie ich z radarami Żyrafa. Druga kwestia, to osiągi nowych rakiet – porównywalne raczej z 9M38, niż 9M317. Buk z takimi rakietami byłby znowu bardziej kompleksem dywizyjnym, niż armijnym. Może jednak w takim „kroku wstecz” jest sens – niedawno zapadła decyzja o przekazaniu wszystkich środków plot wojsk lądowych szczebla armijnego (BukM1) i frontowego (S-300W) pod dowództwo PWO. W takim przypadku rosyjskie wojska lądowe mogłyby być zainteresowane kompleksem dywizyjnym o zasięgu wyraźnie większym, niż Tor. W 2007 r. pojawiły się informacje o planach szybkiego przyjęcia na uzbrojenie kompleksu Buk M3 z terminem rozpoczęcia dostaw w połowie 2009 r.! Podano

przy tym jego podstawowe osiągi: zasięg od 2,5 do 70 km, pułap – od 15 m do 35 km. Dywizjon ma dysponować 36 kanałami celu. To ostatnie oznacza jedynie nieznaczny „software’owy” postęp w możliwościach anteny radaru wyrzutni, umożliwiający także indywidualne naprowadzanie rakiet odpalanych z ZPU. Nie jest jednak wykluczone zastosowanie aktywnego samonaprowadzania nowych rakiet, np. po adaptacji opracowanych przez Agat głowic 9B-1103M. Także zezwolenie na eksport Buka M2E w 2007 r. może oznaczać jego efektowny powrót na międzynarodowy rynek – już zaoferowano go Brazylii, Wietnamowi i kilku byłym republikom radzieckim, których nie stać na zakup S-300PMU2, a tym bardziej S-400. W tym samym roku w fabryce w Ulianowsku rozpoczęto prace nad kolejną modernizacją kompleksu dla sprostania wymaganiom klientów zagranicznych. Chodzi najpewniej o wymianę bazy elementowej na nowszą i bardziej niezawodną. n

Bibliografia Materiały informacyjne firmy NIIP. Materiały informacyjne firmy Ulianowski Mechaniczeskij Zavod. Materiały informacyjne firmy Ałmaz Antej. Materiały informacyjne firmy Dołgoprudnyj MMZ. Materiały informacyjne firmy Agat. Materiały informacyjne firmy AGAT (Mińsk). Archiwum autora.



NA LĄDZIE

Niechciany bohater Pustynnej Burzy

M2/M3 Bradley Rodzina pojazdów Bradley obejmuje wielowariantowy wóz bojowy piechoty M2 oraz jego wersję rozpoznawczą M3, stworzoną na użytek oddziałów kawalerii zmechanizowanej. Na podwoziu Bradley’a stworzono również samobieżną wyrzutnię pocisków rakietowych MLRS (Multiple Launch Rocket System), która jednak ze względu na odmienność wykonywanych zadań nie będzie omawiana w niniejszym artykule. DAVID DOYLE

B

radley po raz pierwszy spotkał się z zainteresowaniem opinii publicznej jeszcze zanim wszedł do produkcji seryjnej, kiedy jego projekt poddano surowej krytyce jako zbyt kosztowny, zbyt ciężki i w zasadzie zbędny. Dopiero jego debiut bojowy podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku i wysokie noty, jakie wówczas zebrał, sprawiły, że wszelka krytyka szybko ucichła.

Bradley, który wszedł do służby liniowej w 1983 roku, jest produkowany w dwóch zasadniczych wersjach: wozu bojowego piechoty M2 IFV (Infantry Fighting Vehicle) oraz „kawaleryjski” M3 CFV (Cavalry Fighting Vehicle). Rolą pojazdów IFV jest transport piechoty na pole walki, a następnie wspieranie jej ogniem i likwidowanie nieprzyjacielskiej piechoty oraz lekkich pojazdów opancerzonych. Podczas wykonywania tych zadań Bradley’e zwykle towarzyszą czołgom. Z kolei rolą pojazdów CFV w jednostkach pancernych jest zwiad i rozpoznanie. Obie wersje są uzbrojone w automatyczne działko kalibru 25 mm, wyrzutnię przeciwpancernych

pocisków kierowanych TOW (ang. Tubelaunched, Optically tracked, Wire-guided – wystrzeliwany z wyrzutni rurowej, naprowadzany optycznie, kierowany przewodowo) oraz sprzężony współosiowo z działkiem karabin maszynowy. Zasadniczą różnicą w wyglądzie pierwszych M2 i M3 były charakterystyczne gniazda do mocowania luf karabinów, po dwa w każdej burcie i w tylnej ścianie M2. Zaprojektowano je z myślą o użyciu karabinka Colt M231 FPW (Firing Port Weapon) kalibru 5,56 mm, będącego zmodyfikowaną

Bradley’e z 1. Batalionu 12. Dywizji Piechoty na poligonie strzeleckim Udairi w Camp Buehring (Kuwejt). Ćwiczenia w strzelaniu są obowiązkowe dla oddziałów przerzucanych do Iraku. Pomimo swego stosunkowo niewielkiego kalibru 25 mm, działko kalibru Bradley’a okazało się zdolne do nokautowania nawet irackich czołgów

52


U.S. Army photo by Staff Sgt. Bronco Suzuki

Żołnierze 1. batalionu 8. Pułku Kawalerii Zmechanizowanej, wspierający 2. Brygadę Piechoty (ze składu 2. Dywizji Piechoty) dołączoną do 1. Dywizji Kawalerii Zmechanizowanej, kierują swojego Bradley’a na miejsce zbiórki w Camp Rustamiyah przed patrolem w rejonie Baladiat we wschodnim Bagdadzie; Irak, 15 lutego (skróconą) wersją M16A1 Assault Rifle, standardowego karabinu szturmowego amerykańskiej piechoty. Dzięki karabinkom M231 sześcioosobowy desant mógł prowadzić ogień z wnętrza pojazdu. M3, który nie przewozi desantu piechoty, nie został w nie wyposażony.

M2 Bradley

Photo by Army Staff Sgt. Matthew Acosta 22nd MPAD

M2 Bradley został wyposażony w dwuosobową wieżę przesuniętą w prawo od osi wzdłużnej wozu. W tylnej ścianie zamontowano hydraulicznie podnoszoną i opuszczaną rampę desantową, a w lewej części rampy właz ewakuacyjny. Żołnierze desantu mieli do dyspozycji trzy peryskopy do obserwacji terenu, umieszczone pomiędzy rampą a górnym włazem, oraz po jednym na każdej burcie, powyżej otworów strzeleckich. Wewnątrz umieszczono pięć stelaży do przewożenia pocisków TOW. Po uprzednim przygotowaniu M2 mógł spełniać rolę amfibii. Wieża mieści dział-

Bradley’e z 5. batalionu 7. Pułku Kawalerii zabezpieczają teren podczas patrolu w rejonie Balad

NA LĄDZIE

ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

53


U.S. Army photo

NA LĄDZIE

Już M2, pierwszy z rodziny pojazdów Bradley, budził respekt swoim solidnym uzbrojeniem, w skład którego wchodziło działko napędowe Bushmaster kalibru 25 mm, współosiowy karabin maszynowy kalibru 7,62 mm oraz dwururowa wyrzutnia pocisków przeciwpancernych TOW. Ponadto M2 został wyposażony w dwa poczwórne wyrzutniki granatów dymnych, widoczne w przedniej części wieży

U.S. Army photo

Chociaż M2 Bradley przypomina z wyglądu późne wersje swojego poprzednika, transporter M113, w istocie jest dużo większy i cięższy. Dobrze widoczny na tym ujęciu jest podnoszony falochron na przedniej płycie pojazdu, charakterystyczny dla tej wersji

54


Odpowiednikiem M2 w oddziałach kawalerii zmechanizowanej jest M3, wykonujący zadania rozpoznawcze. Widoczny na zdjęciu pojazd to wczesna wersja M3A1

U.S. Army photo

ko M242 Bushmaster kalibru 25 mm oraz sprzężony współosiowo karabin maszynowy M240C kalibru 7,62 mm (umieszczony na prawo od działka). Z boku wieży zamontowano dwururową wyrzutnię pocisków TOW. Odpalenie pocisku wymagało zatrzymania pojazdu. Z przodu wieży zainstalowano dwa poczwórne wyrzutniki granatów dymnych M257, po jednej z każdej strony. Działko napędowe M242 (ang. chain gun, które do wykonania cyklu strzału, zamiast energii gazów prochowych, wykorzystuje silnik elektryczny o mocy 1,5 hp) może strzelać pojedynczo lub seriami (szybkostrzelność nastawna, od 100 do 200 pocisków na minutę). Działko posiada dwutorowy system podawania amunicji, co pozwala na natychmiastowy wybór pomiędzy amunicją odłamkową i przeciwpancerną, w zależności od rodzaju celu. Pojazd był napędzany wysokoprężnym silnikiem rzędowym Cummins VTA-903 o mocy 500 hp.

M2A1 Bradley

Oznaczenie M2A1 otrzymały pojazdy uzbrojone w pociski przeciwpancerne TOW 2 oraz wyposażone w zintegrowany system NBC (Nuclear, Biological & Chemical), chroniący przed skażeniami w przypadku użycia broni masowego rażenia: nuklearnej, biologicznej lub chemicznej. Pojazdy tej wersji mogły również przewozić dodatkowego, siódmego żołnierza desantu, dla którego wygospodarowano miejsce tuż za centralną częścią wieży.

M2A2 Bradley

W okresie pomiędzy marcem 1985 roku a majem 1987 roku przeprowadzono testy z ostrą amunicją, które potwierdziły obawy co do alarmująco niskiej wytrzymałości pojazdów typu Bradley na ostrzał z broni przeciwpancernej. Efektem tych prób była, przeprowadzona pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku, gruntowna modernizacja M2, mająca zwiększyć jego szanse przetrwania na współczesnym polu walki. Modyfikacje, zwieńczone powstaniem wersji M2A2, obejmowały przede wszystkim instalację dodatkowego pancerza wierzchniego (ang. applique armor), złożonego z płyt pancernych zamontowanych

U.S. Army photo

Ten M3A1 został wyposażony w dodatkowe wyrzutniki granatów dymnych, montowane wokół wieży. Dobrze widoczny na tym ujęciu jest duży właz ładunkowy w stropie tylnej części pojazdu, w praktyce rzadko używany ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

55


U.S. Army photo

NA LĄDZIE

Ten M3A2 został sfotografowany podczas ćwiczebnego strzelania ze swojej najgroźniejszej broni – wyrzutni pocisków TOW 56

U.S. Army photo

Wersja M3A2 została dopancerzona i wyposażona w silnik o większej mocy


United Defense photo

na wieży i kadłubie pojazdu. Dzięki niemu Bradley stał się odporny na trafienia pociskami o kalibrze do 30 mm (uprzednio tylko 14,5 mm). Zamiast podnoszonego falochronu przednia płyta pancerna otrzymała dodatkowy pancerz. Górne krawędzie gąsienic i tył kadłuba zostały osłonięte pancerzem kompozytowym. Pancerne płyty przesłoniły gniazda do mocowania luf karabinków M231 w burtach pojazdu (pozostawiono tylko dwa w tylnej rampie). Wnętrze przedziału załogi wyłożono kevlarowymi wykładzinami przeciwodłamkowymi (ang. Kevlar spall liners). Zapas amunicji do działka kal. 25 mm i pocisków TOW przeniesiono w bezpieczniejsze miejsce, do tylnej, dolnej części przedziału załogi. Ponadto, w miarę możliwości, miny i inne materiały pirotechniczne (np. flary sygnalizacyjne) magazynowano na zewnątrz pojazdu. Na przedzie i bokach kadłuba oraz wieży zamontowano uchwyty do montażu pancerza pasywnego i reaktywnego. Ciężar tak dopancerzonego pojazdu wzrósł o ok. trzy tony! Z tego powodu Bradley otrzymał nowy, potężniejszy silnik – Cummins VTA-903T o mocy 600

Wersja M2A2 ODS była efektem doświadczeń wyniesionych z operacji„Pustynna Burza”. Przeprowadzona wówczas modernizacja nie była tak kompleksowa, jak w przypadku późniejszego M2A3

U.S. Army photo

M2A3, najnowszy z Bradley’ów, otrzymał bogate wyposażenie elektroniczne, w skład którego wchodzą m.in. ulepszone przyrządy celownicze, systemy komunikacji i obserwacji w nocy

ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

57


NA LĄDZIE To ujęcie dobrze obrazuje ciasnotę panującą we wnętrzu M3A3, nawet jeśli pojazd przewozi tylko regulaminowe wyposażenie. Widoczną na zdjęciu przestrzeń zajmuje dwóch zwiadowców i motocykl

Photo and caption by Army Sgt. Matthew Acosta

Żołnierz 3. Dywizji Piechoty (Task Force Liberty) obserwuje przedpole z wieży M3A3 w pobliżu posterunku irackiej policji w mieście Tikrit w Iraku. Dobrze widoczne detale wyposażenia wieży (pancerz reaktywny, wyrzutnik granatów dymnych) oraz lufy głównego uzbrojenia Bradley’a – działka M242 Bushmaster kalibru 25 mm. Jego standardowa szybkostrzelność to 200 pocisków na minutę, a zasięg to 2000 metrów. Jest w stanie zwalczać większość opancerzonych pojazdów przeciwnika, włącznie z czołgami. Współosiowy karabin maszynowy M240C, zamontowany na prawo od działka, strzela amunicją kalibru 7,62 mm

58


hp. Dodatkowe 100 hp znacznie poprawiło osiągi pojazdu, jak również – co nie mniej ważne – morale załóg M2. Zainstalowanie silnika o większej mocy wymagało zmian w układzie napędowym. W M2A2 przeprojektowano również układ paliwowy tak, by jako pierwsze opróżniały się bardziej eksponowane zbiorniki górne (mieszczące 40 galonów paliwa). Liczbę żołnierzy desantu ponownie zredukowano do sześciu (usunięto miejsce bezpośrednio za kierowcą i jego peryskop obserwacyjny). Amerykańska armia zmodyfikowała wiele ze swoich M2 do standardu M2A1 lub M2A2. Po kolejnych testach, przeprowadzonych w 1987 roku, ponownie przeprojektowano wnętrze M2 i przywrócono miejsce dla siódmego żołnierza desantu.

M2A2 ODS

Pojazdy w wersji ODS powstały w wyniku doświadczeń wyniesionych z operacji „Pustynna Burza” (Operation Desert Storm). Otrzymały laserowy dalmierz, system nawigacyjny GPS, cyfrowy kompas, termowizor, możliwość zakłócania systemów naprowadzania przeciwpancernych pocisków kierowanych pierwszej generacji oraz korzystania z elektronicznego systemu

zobrazowania pola walki FBCB2 (Force XXI Battle Command, Brigade-and-Below), który pozwala m.in. na śledzenie w czasie rzeczywistym sytuacji na polu bitwy. Program modernizacji objął 1423 pojazdy.

M2A3 Bradley

M2A3 jest najbardziej zaawansowaną elektronicznie wersją z rodziny pojazdów Bradley. Został wyposażony m.in. w szynę danych MIL-STD (Military Standard) 1553 oraz indywidualne monitory dla dowódcy pojazdu i dowódcy desantu. Dzięki tej modernizacji M2A3 może w pełni współpracować z analogicznymi systemami w czołgach M1A2 Abrams i helikopterami AH-64D Apache Longbow. Ponadto stanowisko dowódcy jest dodatkowo wyposażone w termowizjer, jak również zintegrowany system celowania IBAS (Improved Bradley Acquisition System), który pozwala m.in. na automatyczną korektę położenia lufy i jednoczesne śledzenie więcej niż jednego celu. Termowizjer dowódcy (CITV – Commander’s Independent Thermal Viewer) i nowy celownik są systemami termowizyjnymi FLIR (Forward Looking Infrared) drugiej generacji. Strop pojazdu został wzmocniony pancerzem z tytanu. Pojazdy tej wersji powstały w wyniku modernizacji istniejących M2A2 Bradley. M2A3 sprawdził się znakomicie zarówno podczas walk w mieście, jak i w otwartym terenie. Pojazd może poruszać się z maksymalną prędkością 38 mil na godzinę (61 km/h). Przy swoim ciężarze 33 ton

waży tyle, co M4 Sherman, amerykański czołg okresu II wojny światowej.

M3 Bradley

Wersja M3 to zasadniczo M2 pozbawiony luków strzeleckich, z przearanżowanym wnętrzem. Został zaprojektowany jako pojazd rozpoznawczy jednostek pancernych wyposażonych w czołgi M1 Abrams. Zamiast desantu piechoty przewozi dwóch zwiadowców i motocykl. W M3 zwiększono zapas amunicji do działka Bushmaster (o 600) i pocisków TOW (o pięć więcej niż w M2).

M3A1

M3 Bradley był modernizowany analogicznie do M2, kiedy więc pojawiła się wersja M2A1, powstał również M3A1. Zintegrowany system ochrony przed skażeniami NBC obejmował całą załogę. Zamiast trzech peryskopów w stropie tylnej części pojazdu, w M3A1 zamontowano cztery peryskopy w pokrywie górnego włazu ładunkowego.

M3A2

M3A2 był kolejną wersją rozwojową analogiczną do M2A2. Podobnie jak IFV,

Photo courtesy of the Patton Museum, Ft. Knox, Ky

Żołnierze piechoty zmechanizowanej mają tendencję do „obrastania” w dodatkowy sprzęt. Takie praktyki powodują, że w mało przestronnych wnętrzach Bradley’ów robi się jeszcze mniej miejsca. To zdjęcie, wykonane w 1991 roku podczas wojny w Zatoce Perskiej, dobrze ilustruje, ile osprzętu wszelakiego rodzaju upakowuje się do tych pojazdów

ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

59


U.S. Army photo

U.S. Army photo by Staff Sgt. Craig Zentkovich

NA LĄDZIE

Spc. Eric R. Hajek z 1. plutonu (3. Pułk Kawalerii Zmechanizowanej z Fort Erwin w Kalifornii) odpoczywa przy otwartej rampie Bradley’a w oczekiwaniu na patrol w mieście Biaj (Irak); 11 czerwca 2005 roku. Hajek był częścią zespołu, który wykonywał dwunastogodzinne patrole w Biaj, czyniąc to miasto bezpieczniejszym 60

Żołnierz irackiej armii i Bradley z 3. batalionu 7. Pułku Kawalerii podczas akcji na północ od Salman Pak we wczesnych godzinach rannych 18 kwietnia. Iracka piechota i Bradley’e służyły jako siły szybkiego reagowania podczas operacji irackich wojsk rządowych w Salman Pak 18 kwietnia 2005 roku. Zwraca uwagę fakt, że pojazd ma zdekompletowane boczne fartuchy pancerne

U.S. Army photo

U.S. Army photo by Spc. Mary Rose

Żołnierze kompanii B, 2. Batalionu 2. Pułku Piechoty 1. Dywizji Piechoty patrolują Mosul w Iraku


Photo and caption by Army Sgt. Matthew Acosta

Pluton pojazdów M3A3 z 3. Dywizji Piechoty (Task Force Liberty) ubezpiecza punkt kontrolny irackiej policji w Tikricie (Irak). Dobrze widoczny jest „pudełkowy” pancerz reaktywny

Bradley z 4. Dywizji Piechoty taranuje pomnik Saddama Husseina w irackim mieście Al Hawijah podczas obławy na rebeliantów i akcji konfiskaty nielegalnie posiadanej broni. Bradley jest przystosowany do walki w terenie miejskim. Dzięki krótkiej lufie działka wieża może obracać się swobodnie w dowolną stronę bez obawy uszkodzenia broni, a sam pojazd jest bardzo zwrotny

ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

61


NA LĄDZIE został przede wszystkim dopancerzony. Miejsce dla zwiadowców zostało przeniesione na lewą burtę. Zmieniono również położenie zapasu pocisków TOW. Doświadczenia z operacji „Pustynna Burza” zaowocowały powstaniem zmodernizowanej wersji M3A2 ODS, doposażonej m.in. w laserowy dalmierz, GPS, możliwość zakłócania systemów naprowadzania przeciwpancernych pocisków kierowanych pierwszej generacji oraz termowizor dla kierowcy.

M3A3

Naturalnym następstwem modernizacji pojazdów M2A2 do standardu A3 było powstanie wersji M3A3.

Podsumowanie:

Żołnierze amerykańscy i iraccy zajmują miejsce w przedziale desantowym Bradley’a po wykonaniu pieszego patrolu; 11 czerwca 2006 roku, Hit w Iraku (trzydziestotysięczne miasto w prowincji Al Anbar). Chociaż Bradley’a zaprojektowano jako transporter opancerzony, który dowozi piechotę na pole walki, w praktyce często pełni on rolę lekkiego czołgu

U.S. Army photo by Sgt. Armando Monroig

Bradley przejeżdża przez ulice miasta Muqdadiyah w Iraku, 9 listopada 2006 roku. Widoczny na zdjęciu dodatkowy pancerz był efektem doświadczeń z wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku

62

Pomimo trudnego startu, Bradley nie tylko udowodnił swoją przydatność na polu walki, ale stał się kluczowym elementem wszystkich operacji wojsk zmechanizowanych amerykańskiej armii. Szeregowiec Andrew Ralston, żołnierz piechoty, który w irackim mieście Ramadi został odcięty na godzinę przez silny ogień nieprzyjaciela, tak opisywał w armijnej gazecie „Stars and Stripes” swoje wybawienie: „Bradley to najpiękniejszy widok na świecie. Kiedy znajdziesz się w takiej sytuacji jak ja, przygwożdżony do ziemi ogniem wroga, i w końcu widzisz, jak nadciąga Brad i wymiata okolicę swoim działkiem 25 mm, to taki widok aż zapiera dech w piersiach”. Wielu innych żołnierzy, wśród których niejeden zawdzięcza życie Bradley’om, mogłoby śmiało podpisać się pod tym stwierdzeniem. n tłumaczył z języka angielskiego Tomasz Szlagor


Bradley z kompanii „B” 2. Batalionu (136th Combined Arms Battalion, 1/34 Brigade Combat Team) wchodzi do akcji na południowy zachód od Camp Fallujah w Iraku. Widoczny na zdjęciu pojazd wystrzelił dziesięć pocisków kalibru 25 mm w kierunku dwóch uciekających samochodów

U.S. Army photo by Staff Sgt. Martin K Newton

Po dokonaniu napraw silnik tego M2A3 z 7. Pułku Kawalerii ląduje z powrotem na swoje miejsce; Camp Taji, Irak. Dzięki modułowej budowie Bradley’a wyposażone w ten typ pojazdu jednostki nawet w warunkach polowych utrzymują gotowość bojową swojego parku maszynowego na poziomie ponad 90%

Żołnierze kompani „D” z 2. Batalionu 12. Pułku Kawalerii 1. Dywizji Kawalerii Zmechanizowanej, osłaniani przez Bradley’a, podczas rekonesansu w Ghazaliya; Irak, 9 stycznia 2007. Zwraca uwagę fakt przewożenia na pancerzu dodatkowych ogniw gąsienic i koła napędowego, jak również zwoju drutu ostrzowego

ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

63


W POWIETRZU

La Six... La Milice...

Rezerwiści szwajcarskich sił powietrznych w bazie Payerne Baza Payerne, 9.45 rano. Szóstka myśliwców Schweizer Luftwaffe (Szwajcarskich Sił Powietrznych) w szarym kamuflażu kołuje w kierunku pasa 23. Po starcie parami samoloty obierają kurs na południowy wschód, kierując się ku strefom szkolnym w południowo-wschodniej części Szwajcarii, rozciągającym się tuż nad szczytami najsłynniejszych szwajcarskich gór (Matterhorn na zachodzie i masyw Eiger/Jungfrau na północy). TEKST I ZDJĘCIA: STEFAN DEGRAEF, EDWIN BORREMANS

M

ieszkańcy Payerne i okolicznych wsi rozsianych na południowym brzegu jeziora Neuchatel zdążyli się już przyzwyczaić do codziennych operacji lotniczych w pobliskiej bazie. Jednak startująca dziś szóstka myśliwców i ich piloci nie należą do żadnej z dwóch tutejszych eskadr (Fliegerstaffeln 17 i 18) wykonujących loty na wielozadaniowych Boeingach (dawniej

McDonnell Douglas) F/A-18C/D Hornet. Przez najbliższy tydzień baza Payerne stanie się bowiem drugim domem dla Escadrille d’Aviation 6, jednej z trzech eskadr lotniczych działających w ramach organizacji Miliz (ochotniczej rezerwy sił powietrznych) i ich lekkich myśliwców Northrop F-5E/F Tiger II. Dla jedenastu pilotów należących do Escadrille 6 (jedynej francuskojęzycznej eskadry Miliz) tygodniowe ćwiczenia będą okazją do podtrzymania nawyków i szlifowania taktyki walki powietrznej w trakcie serii lotów szkolnych opartych na realistycznych scenariuszach bojowych, często przy współudziale Hornetów Szwajcarskich Sił Powietrznych.

Formacja samolotów z FLST 6: Chociaż szwajcarskie F-5E dysponują radarem pokładowym, to w skutecznym zwalczaniu przeciwnika ich piloci muszą liczyć głównie na 20 mm działka zamontowane w dziobie samolotu i dwa pociski rakiertowe AIM-9P4 przenoszone na końcówkach skrzydeł 64

Organizacja Miliz

Od niepamiętnych czasów Konfederacja Szwajcarska kojarzona jest z neutralnością polityczną i wojskową opartą na pełnej samowystarczalności w obronie terytorialnej kraju. Aby sprostać temu zadaniu, władze Szwajcarii stworzyły świetnie wyszkolone i wyposażone siły zbrojne, potrafiące znakomicie wykorzystać uwarunkowania geograficzne kraju dla osiągnięcia przewagi militarnej. W warunkach działań wojennych w pełni profesjonalne siły zbrojne (obejmujące również śmigłowce i samoloty bojowe)


wspierane miały być przez liczne jednostki Miliz (rezerwy sił zbrojnych). Od czasu gdy zimnowojenne scenariusze zagrożenia granic stały się nieaktualne, a szwajcarskie siły zbrojne zaczęły angażować się na niewielką skalę w operacje pokojowe (Albania) i humanitarne (pomoc ofiarom tsunami w 2004 roku), doktryna wojenna kraju ulega ciągłym modyfikacjom uwzględniającym bieżącą sytuację geopolityczną, jednak rola sił Miliz pozostaje niezmienna. Cały personel szwajcarskiej rezerwy powoływany jest do czynnej służby co najmniej raz na dwa lata w celu odbycia trzytygodniowych ćwiczeń Wiederholungskurs (WK). Właśnie te niezbyt częste ćwiczenia, w trakcie których rezerwiści mają zapoznać się z najnowszą techniką wojskową i taktyką jej użycia, stają się koronnym argumentem dla polityków pragnących przekształcenia sił zbrojnych w pełni zawodową organizację i rezygnacji z i tak już nielicznych jednostek Miliz. Na razie jednak idea Miliz jest nie tylko mocno zakorzeniona w szwajcarskiej konstytucji, ale także w świadomości i tradycji narodu jako swego rodzaju emocjonalna więź między krajem, siłami zbrojnymi i obywatelami. Wydaje się więc, że przynajmniej w najbliższej przyszłości nieco odchudzonym jednostkom Miliz nie grozi rozwiązanie. Nowa sytuacja polityczna w Europie i zmieniający się wraz z nią stopień zagrożenia zewnętrznego spowodowały, że Szwajcarskie Siły Powietrzne przechodziły w ciągu ostatniej dekady proces stopniowego „odchudzania”: rozwiązano wiele eskadr lotniczych, wycofano ze służby sporą ilość samolotów i zamknięto część baz rezerwy sił powietrznych na terenie całego kraju. Obecnie wprowadzana jest ambitna reorganizacja Szwajcarskich Sił Powietrznych w ramach programu Armee XXI (Armia XXI wieku). Liczebność personelu sił powietrznych w czasie wojny ma być ograniczona do około 25 tys. ludzi, w tym 15 tys. personelu zawodowego. Obecnie kadra zawodowa stanowi mniej niż połowę personelu latającego. Pewnym odstępstwem od tradycji jest fakt, że obsada etatowa wszystkich trzech eskadr wyposażonych w samoloty F/A-18C/D Hornet (stacjonujących w Payerne i Dübendorf) składa się wyłącznie z kadry zawodowej, choć wielu pilotów łączy w ramach etatu loty na różnych typach samolotów, i tak: wszyscy piloci latający na samolotach F-5E Tiger II zespołu „Patrouille Suisse” i ich koledzy z „PC-7 Team” na co dzień zasiadają za sterami F/A-18, łącząc latanie operacyjne z udziałem w pokazach w sezonie letnim. Tuż po wprowadzeniu na wyposażenie Szwajcarskich Sił Powietrznych samolotów F/A-18 Hornet stało się jasne, że pełne wykorzystanie możliwości tych maszyn, a szczególnie ich nowoczesnej awioniki, możliwe będzie tylko w warunkach cią

Pilot szwajcarskiego F-5E Tiger II: Personel eskadr Miliz powoływany jest do czynnej służby przynajmniej raz na dwa lata w celu odbycia trzytygodniowego ćwiczenia Wiederholungskurs głego, całorocznego szkolenia personelu latającego. Piloci eskadr Miliz przeszli cykl szkolenia lotniczego nie różniący się zbytnio od swych kolegów z etatowych eskadr sił powietrznych. Wszyscy z nich odbywają ćwiczenia w swych macierzystych eskadrach przez minimum sześć tygodni w roku. Głównym przedsięwzięciem szkoleniowym jest trzytygodniowy WK, organizowany raz w roku w bazach docelowej dyslokacji eskadr w warunkach bojowych. Operacje lotnicze prowadzone są ze schronohangarów (często wykutych w litej skale), z udziałem personelu naziemnego składającego się wyłącznie z rezerwistów i w warunkach realistycznie symulujących działania operacyjne. W trakcie przygotowań do tego wymagającego, ale i dającego dużo satysfakcji ćwiczenia, przeprowadzane są trzy cykle ćwiczeń szkoleniowych (Ausbildung TK) i operacyjnych (Einsatz TK), mające na celu podtrzymanie pełnych kwalifikacji personelu latającego wymaganych dla danego typu samolotu czy śmigłowca. Z powodów oszczędnościowych i logistycznych szkolenia te odbywają się w bazach operacyjnych sił powietrznych przy udziale tamtejszego personelu obsługi naziemnej. Zgodnie z tą zasadą trzy eskadry Miliz latające na samolotach F-5E (Escadrille 6, Fliegerstaffeln 8 i 19) odbywają szkolenie w bazie Payerne, korzystając na zmianę z tych samych samolotów. Poza planowanymi ćwiczeniami piloci muszą wykonywać tzw. indywidualne loty szkolne przynajmniej raz w miesiącu, aby nie utracić nawyków pilotażowych. Niejednokrotnie poszczególni piloci z różnych eskadr Miliz zgłaszają się na loty treningowe w bazie Payerne. W miarę możliwości starają się skoordynować termi-

ny swoich lotów z innymi kolegami, tak aby móc wspólnie wykonywać zadania w składzie pary lub klucza. Cywilni pracodawcy pilotów należących do eskadr Miliz otrzymują od państwa zwrot 75% równowartości ich sześciotygodniowego uposażenia jako rekompensatę za nieobecność w pracy związaną ze szkoleniem w eskadrze. Ta sama zasada dotyczy pracodawców członków obsługi naziemnej powoływanych do czynnej służby w trakcie szkoleń długoterminowych. Jednak na czas wykonywania indywidualnych lotów szkolnych i związanych z nimi badań lekarskich w Centrum Medycznym Sił Powietrznych w Dübendorf piloci Miliz muszą po prostu wziąć dzień wolny z pracy. Członkowie eskadr Miliz wywodzą się z najróżniejszych środowisk zawodowych, nie zawsze mających związek z lataniem. Loty w eskadrach taktycznych wykonywać mogą do 42. roku życia, po czym przesiadają się na samoloty turbośmigłowe (PC-6, -7 i -9) lub przenoszeni są na stanowiska sztabowe, gdzie służą przez kolejnych kilka lat. Część pilotów całą swą lotniczą karierę związało z eskadrami Miliz, inni to byli piloci czynnej służby, którzy po zakończeniu ośmioletnich kontraktów przesiedli się za stery pasażerskich samolotów liniowych. Od kilku lat Siły Powietrzne Szwajcarii nie prowadzą już szkolenia nowych pilotów eskadr Miliz. Dzieje się tak z powodu dużej ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

65


W POWIETRZU złożoności systemów samolotu F/A-18C Hornet, wycofaniu z linii ostatnich egzemplarzy myśliwców Mirage III RS i stopniowym zmniejszaniu floty samolotów F-5E Tiger II (ich całkowite wycofanie jest już tylko kwestią czasu). Ponadto wielu czynnych pilotów Miliz pozostało z dnia na dzień bez pracy po przyśpieszonym wycofaniu rozpoznawczych Mirage III RS i z konieczności przeszkoliło się na Pilatusy PC-9 lub PC-7.

Payerne: wróg na godzinie 6!

W Escadrille d’Aviation 6 przygotowania do tygodniowych ćwiczeń rozpoczynają się na długo przed pierwszym wylotem. Major Ed Schmutz, członek eskadry Miliz od początku swej lotniczej kariery i pierwszy oficer latający samolotami A340 linii Swiss Airlines, otrzymał plany szkoleniowe już w styczniu, a zatem ma czas, by odpowiednio wcześnie skontaktować się ze wszystkimi jedenastoma pilotami eskadry, aby mogli odpowiednio zorganizować swoje sprawy zawodowe. Większość pilotów stara się być obecna przynajmniej na kilku krótszych, tygodniowych szkoleniach i brać udział w głównym ćwiczeniu WK, co pozwala im latać przynajmniej raz na dwa miesiące. Na półtora miesiąca przed rozpoczęciem ćwiczeń do bazy w Payerne trafia odpowiednia dokumentacja techniczna, wraz z planem operacyjnym eskadry, co pozwoli na odpowiednie przygotowanie samolotów F-5E Tiger II i rezerwację alpejskich stref szkolnych. Niestety, w czasie planowanego ćwiczenia obie eskadry Hornetów z bazy Payerne będą przebywać w Dijon we Francji na wspólnych ćwiczeniach z Mirage’ami 2000-5 Armée de l’Air. Oznacza to, że partnerami Tigerów będą F/A-18C z Fliegstaffel 11 bazującej w Dübendorf. Baza Hornetów położona jest niedaleko Zurychu, w północno-wschodniej części kraju, tak więc komunikacja pomiędzy eskadrami, łącznie z odprawą przed lotami i omówieniem, odbywać się będzie za pośrednictwem poczty elektronicznej lub telefonu.

W poniedziałkowy ranek, gdy dwanaście myśliwców F-5E/F jest już gotowych do lotów, „kompania braci” z Escadrille 6 zbiera się w tymczasowej sali odpraw, by omówić zaplanowane zadania. W ćwiczeniach uczestniczyć będzie jedenastu francuskojęzycznych pilotów. Niemal bez wyjątku są to ludzie na wysokich stanowiskach w życiu cywilnym, związani wieloma obowiązkami i ograniczeniami czasowymi (np. piloci liniowi), co oznacza, że ich obecność w bazie Payerne wymagała nie lada wysiłku i zmian w planach zawodowych. Tylko czterech członków eskadry to zawodowi piloci: dwóch lata na co dzień jako pierwsi oficerowie samolotów A320 i A340 Swiss Airlines, dwaj inni to piloci odrzutowych samolotów dyspozycyjnych latających w szwajcarskich firmach. Pozostali to pracownicy szwajcarskich banków i inżynierowie pracujący w znanych na całym świecie firmach zegarmistrzowskich i centrach dystrybucji części samochodowych. Prawie wszyscy obecni członkowie eskadry przeszli podstawowe szkolenie lotnicze na turbośmigłowych samolotach szkolnych PC-7 i szkolenie zaawansowane na Hawkach Mk 66. Jeden z pilotów był wśród ostatniej grupy personelu szkolonej na Vampire T.55 i FB.6. Do niedawna świeżo wyszkolony pilot musiał wybierać pomiędzy służbą w czynnej eskadrze sił powietrznych a karierą w szeregach rezerwistów. Obie grupy pilotów spotykały się ponownie w trakcie przeszkalania na samoloty F-5E. Obecność pilotów Miliz powodowała jednak częste przerwy w szkoleniu wymuszone ich obowiązkami zawodowymi. Oczekując na wznowienie szkolenia, pozostali piloci często podejmowali tymczasową służbę jako instruktorzy na Pilatusach lub Hawkach. Po ukończeniu szkolenia piloci Miliz otrzymywali zgodę na wykonywanie 50 godzin lotów rocznie (około 70 misji szkolnych). W trakcie trwającego tydzień szkolenia wszyscy piloci eskadry wykonają w bazie Payerne do trzech wylotów dziennie, ćwicząc typowe profile misji samolotu F-5E. Ponieważ Szwajcarskie Siły Powietrzne całkowicie zrezygnowały z możliwości wykonywania zadań uderzeniowych wraz z wycofaniem samolotów Hawker Hunter F.58 w 1994 roku, wszystkie szwajcarskie F-5E latające w eskadrach Miliz przeznaczone są wyłącznie do zadań obrony powietrznej. 75% misji wykonywanych z bazy Payerne ma zatem na celu doskonalenie taktyki obrony powietrznej, przechwy-

tywania celów i prowadzenia operacji typu „air policing”. Chociaż samoloty F-5E są już nieco przestarzałe, aby pełnić rolę pełnowartościowych myśliwców obrony powietrznej, szczególnie w porównaniu z nowoczesnymi F/A-18C, to wciąż świetnie radzą sobie jako partnerzy w szkoleniu swych bardziej zaawansowanych technologicznie braci z bazy Dübendorf. W codziennych potyczkach toczonych w alpejskich „polach śmierci” ugrupowania nawet sześciu Tigerów dzielnie stawiały czoła dwóm lub czterem Hornetom, starając się wymanewrować przeciwnika w ramach różnych scenariuszy taktycznych, zarówno BVR (beyond visual range – poza kontaktem wzrokowym), jak i w walce na małych odległościach. Chociaż szwajcarskie F-5E dysponują radarem pokładowym, to w skutecznym zwalczaniu przeciwnika ich piloci muszą liczyć głównie na 20-mm działka zamontowane w dziobie samolotu i dwa pociski rakietowe AIM-9P4 przenoszone na końcówkach skrzydeł. Nawet jeśli pilotom F-5E udało się uniknąć zagrożenia i zmusić Hornety do walki kołowej na małych odległościach, to i tak asy z Dübendorf nie sprzedawali tanio swej skóry, wykorzystując potężną moc silników i doskonałą manewrowość swych maszyn, by szybko uwinąć się z kilkoma pechowymi Tigerami. Jednak małe rozmiary i spore możliwości manewrowe samolotów F-5E, w połączeniu z dużym doświadczeniem ich pilotów w walkach manewrowych w składzie pary sprawiały, że wyniki pojedynków z Hornetami nie zawsze kończyły się źle dla Tigerów. Samoloty F/A18C szczególnie często przegrywały w walkach zakładających konieczność wzrokowej identyfikacji celu (VID – visual identification). Rozgrywanie tak złożonych scenariuszy taktycznych, jak walka powietrzna 6 vs. 4, możliwe jest dzięki wykorzystaniu rozległej zamkniętej strefy szkolnej położonej w południowo-wschodniej części kraju, ograniczonej dwoma korytarzami powietrznymi prowadzącymi do międzynarodowego lotniska w Zurychu. Nieco mniejsza strefa szkolna położona jest nad

W kabinie samolotu, przed kolejnym wylotem

66


F-5F TIGER II : W eskadrach Miliz „szparki” używane są do lotów wznawiających i kontrolnych prowadzonych przez instruktorów z eskadry

wschodnią częścią kantonu Graubunden, nieopodal granic z Włochami i z Austrią. Wszystkie samoloty biorące udział w ćwiczeniu kontrolowane są z ziemi za pomocą nowoczesnego radarowego systemu kontroli przestrzeni powietrznej FLORAKO. Ponadto samoloty przenoszą zasobniki rejestrujące amerykańsko-szwajcarskiego systemu MUTACTS, pozwalające na wizualne odtwarzanie całego przebiegu ćwiczenia w parę chwil po lądowaniu. System MUTACTS (Memory Unit Air Crew Training System – system rejestrujący do szkolenia personelu latającego) używany jest także przez US Navy oraz siły powietrzne Finlandii i Malezji. Zaletą systemu jest możliwość szczegółowej rejestracji złożonych misji treningowych bez konieczności korzystania z instrumentacji naziemnej czy jakiegokolwiek dodatkowego wyposażenia montowanego na samolotach. Aż do maja 2000 roku wszystkie szwajcarskie eskadry użytkujące samoloty F-5E (zarówno jednostki liniowe, jak i eskadry Miliz) odbywały regularne szkolenia w bazie RAF Waddington w ramach tzw. NORKA (NORdsee KAmpagne), korzystając z w pełni oprzyrządowanego poligonu morskiego na Morzu Północnym należącego do BAE (obecnie nieczynny). Piloci Tigerów z eskadr Miliz wykorzystywani są czasami jako przeciwnicy w walkach powietrznych

dla załóg goszczących w bazach szwajcarskich Hornetów przy okazji wielonarodowych ćwiczeń lotniczych. Dla wielu przybyszy z „nizin”, szczególnie dla holenderskich i belgijskich pilotów F-16AM, walki powietrzne nad pokrytymi śniegiem szczytami Alp są nad wyraz ciekawym i zapierającym dech w piersiach doświadczeniem. Z powodu nieobecności Hornetów w bazie Payerne wiele misji zaplanowanych w ramach czerwcowego ćwiczenia musiało z konieczności obejmować walki pomiędzy pilotami eskadry. Aby odróżnić od siebie samoloty „swoje” i „wrogie” w trakcie walk 2 vs. 2 i uniknąć bratobójczych „zestrzeleń”, zbiorniki podkadłubowe części Tigerów pomalowane były na jaskrawopomarańczowo, a innych na szaro. Obecnie samoloty F-5E przeznaczone są wyłącznie do działań dziennych i od roku 2001 nie wykonuje się na nich lotów nocnych. Poza ćwiczeniami piloci wykorzystują pozostały limit godzin nalotu na ćwiczenia w strzelaniu do celów naziemnych, szkolenie nawigacyjne i loty według przyrządów. Szkolenie w strzelaniu powietrznym odbywa się poza okresem sezonu turystycznego (trwającego od października do kwietnia) na górskim poligonie Ebenfluh w pobliżu Meiringen. Wszyscy piloci doskonale znają sześć podstawowych kierunków podejścia do celów naziemnych rozmieszczonych na zboczu góry. Drugi poligon przeznaczony do szkolenia strzeleckiego znajduje się na jeziorze Neuchatel w pobliżu wioski Forel, dosłownie parę mil od Payerne. Wykonując loty nad ten poligon, załogi pozostają w strefie wyczekiwania aż do uzyskania zgo-

dy na wejście na kurs bojowy od kontrolera naziemnego. Strzelanie często odbywa się do drewnianego celu o rozmiarach 6×2 m (pieszczotliwie określanego jako „Nessie”), który holowany jest przez małą łódź. Aby uniknąć rykoszetów piloci Tigerów otwierają ogień przy pochyleniu nie mniejszym niż 20°. Do niedawna wszyscy piloci szwajcarskich F-5E trenowali strzelanie do celów powietrznych nad lodowcem Dammastock we wschodniej części kraju. Strzelania odbywały się do rękawa holowanego przez inny samolot F-5E. Dzięki wymarzonej wręcz pogodzie i prawie 100% sprawności samolotów pilotom Escadrille 6 udało się niemal w pełni zrealizować cele letniego ćwiczenia. Wszyscy członkowie personelu latającego wykorzystali sposobność do odbycia obowiązkowego corocznego kursu ratownictwa wodnego na jeziorze Neuchatel. Niektóre z okresowych ćwiczeń eskadry odbywają się w bazie Meiringen w centralnej Szwajcarii, co pozwala załogom na doskonalenie techniki podejścia do lądowania w warunkach górskich, między innymi podejścia precyzyjne przy 11° ścieżce zniżania. Jednocześnie do programu szkolenia taktycznego włączono trening w użyciu środków WRE, korzystając z dwumiejscowego F-5F Tiger II z ��������������� Ausbildungstaffel 16 i zasobników zakłócających Ericsson ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

67


W POWIETRZU

Lądowanie samolotu F-5E Tiger II J-3001

Erijammer A100 (określanych także jako Vista 5). Po wycofaniu samolotów szkolnych Hawk Mk 66, Ausbildungstaffel 16 stała się odpowiedzialna za szkolenie przyszłych pilotów samolotów szybkich, którzy ukończyli szkolenie na Pilatusach PC-7 w bazie Magadino w pobliżu granicy z Włochami. Do roku 2003 Escadrille 6 przeprowadzała ćwiczenia WK w bazie rezerwy sił powietrznych w Turtmann w kantonie Wallis, jednak obecnie wykorzystuje bazę Payerne wraz z jej schronohangarami i podziemnymi bunkrami dowodzenia. W trakcie ćwiczeń piloci eskadry współpracują ściśle z członkami francuskojęzycznej eskadry Hornetów – Escadrille d’Aviation 17. W trakcie rzeczywistych działań bojowych obie eskadry wchodziłyby w skład skrzydła Fliegergeschwader 11 działającego z bazy w Payerne. Wspólne wykonywanie lotów w ramach ćwiczeń WK pozwala pilotom obu eskadr doskonalić wzajemną współpracę i realizować różnorodne scenariusze taktyczne. W niektórych przypadkach ćwiczenia WK zamieniają się w rzeczywiste loty bojowe. Corocznie w styczniu piloci samolotów F-5E z jednostek Miliz – Fliegerstaffeln 6 i 8 – wykonują loty z bazy Meiringen, zabezpieczając zamkniętą strefę powietrzną w trakcie trwania Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. Tigery uzbrojone w pociski AIM-9P4 pełnią wspólne patrole z F/A-18C należącymi do Fliegerstaffeln 17 i 18 z niemieckojęzycznego Fliegergeschwader 13. W trakcie pobytu w bazie Meiringen wszystkie jednostki Szwajcarskich Sił Powietrznych, w tym Escadrille 6, korzystają ze schronohangarów i pomieszczeń magazynowych wykutych w litej skale. Są to obiekty dostępne wyłącznie dla Szwajcarów i owiane tajemnicą, której równać się mogą jedynie sekrety szwajcarskich banków.

68

Aż do roku 1991 wszystkie jednostki myśliwskie Szwajcarskich Sił Powietrznych odbywały regularne ćwiczenia w działaniach z drogowych odcinków lotniskowych. Jeden z nich znajduje się tuż obok bazy Payerne i połączony jest z siecią dróg kołowania na terenie bazy. Aby uniknąć zakłóceń w ruchu samochodowym, odcinek ten wykorzystywany był przez pilotów Escadrille 6 tylko do momentu oddania autostrady do użytku publicznego.

Przyszłość Escadrille 6: co dalej z tigerami?

Przyszłość Escadrille d’Aviation 6 i dwóch pozostałych jednostek Miliz wyposażonych w samoloty F-5E – Fliegerstaffeln 8 i 19 – zależeć będzie od dalszych losów Tigerów w Szwajcarskich Siłach Powietrznych. Od czasu gdy ich miejsce w jednostkach liniowych zajął nowocześniejszy F/A-18C, liczba Tigerów w czynnej służbie systematycznie spada. W wyniku działań oszczędnościowych przeprowadzanych w ramach programu Armee XXI, w 2003 roku rozwiązano ostatnią liniową eskadrę użytkującą samoloty F-5E – Fliegerstaffel 1 i jedną z eskadr Miliz – Fliegerstaffel 13. Spośród 85 świetnie utrzymanych maszyn o stosunkowo małym nalocie zatrzymano jedynie 54. Według założeń samoloty te mają pozostać w służbie do lat 2008-2010. Wycofane z użytku samoloty były w tak doskonałym stanie technicznym, że w lutym 2003 zostały kupione przez US Navy i US Marine Corps, aby zastąpić wysłużone egzemplarze F-5E stanowiące wyposażenie dywizjonów „agresorów” lotnictwa marynarki wojennej i piechoty morskiej USA. Ponadto dwanaście egzemplarzy szwajcarskich F-5E zostało wydzierżawionych Austriackim Siłom Powietrznym, gdzie miały tymczasowo zastąpić wycofane ze służby ostatnie latające w Austrii (i w Europie) samoloty SAAB 35 Draken do czasu wprowadzenia nowych myśliwców czwartej generacji Eurofighter Typhoon. Ponieważ szwajcarskie Tigery (zakupione w ramach programu „Peace Alps”) wzbogaciły się w trakcie służby o wiele rodzimych modyfikacji, ich sprzedaż kontrahentom zagranicznym nie jest łatwym zadaniem, szczególnie w przypadku mniej

zamożnych klientów, których nie stać na przystosowanie płatowców do standardów już posiadanej floty samolotów F-5E. Podobne problemy pojawiły sie przy próbie sprzedaży (jak dotąd nieudanej) samolotów BAe Hawk Mk 66, które zostały zmodyfikowane w Jet-Piloteschulle w Emmen jeszcze przed ich wprowadzeniem do służby. Wraz ze zbliżającym się końcem służby samolotów F-5E Tiger II, Siły Powietrzne Szwajcarii złożyły zapotrzebowanie na 33 wielozadaniowe samoloty czwartej generacji. Docelowo samoloty te mają służyć w trzech eskadrach wyspecjalizowanych w wykonywaniu zadań uderzeniowych, rozpoznawczych i myśliwskich. Do czasu podjęcia decyzji o wyborze nowego samolotu (w roku 2008) i wprowadzenia go do użytkowania, szwajcarskie F-5E i ich piloci z jednostek Miliz nadal będą pojawiać się nad Alpami. Jednak nowoczesne samoloty wymagać będą w pełni zawodowej kadry pilotów, a to może spowodować głębokie zmiany w koncepcji organizacji lotniczej rezerwy, włącznie z jej całkowitą likwidacją. Przez najbliższych kilka lat członkowie jednostek Miliz, jak 11 pilotów z Escadrille 6, będą z niecierpliwością oczekiwać kolejnych ćwiczeń swoich eskadr w którejś z baz Szwajcarskich Sił Powietrznych (Payerne, Meiringen lub Sion). Ci piloci-rezerwiści, wolni od codziennych trosk i od lat służący w tych samych eskadrach, będą mogli raz jeszcze usiąść za sterami świetnie utrzymanych myśliwców i zakosztować prawdziwego latania operacyjnego. Dla wielu z nich radość płynąca z możliwości służby w Szwajcarskich Siłach Powietrznych i bardzo bliskie więzy z kolegami z eskadry kompensują z nawiązką wszystkie wyrzeczenia i przeszkody, które musieli pokonać, by móc wspólnie latać. n tłumaczył z języka angielskiego Piotr Kolasa


ZAPRASZAMY DO KLUBU now ych możliwo ś ci

• Radar o zasięgu jak na F-16 • Pełna integracja wyposażenia elektronicznego • System „swój–obcy” zgodny z zamontowanym na F-16 • Dodatkowe możliwości precyzyjnego rażenia celów naziemnych • Dwie radiostacje, w tym produkcji zachodniej • Nowoczesna architektura kabiny pilota • Zwiększone bezpieczeństwo lotu • Precyzyjny system nawigacji • Możliwość tankowania w powietrzu

Generalne Przedstawicielstwo RSK „MiG” w Europie ul. W. Rzymowskiego 53/319, 02-697 Warszawa tel. +48 (22) 548 01 25; fax +48 (22) 548 01 62 e-mail: migeuro@yandex.ru


Fot. Mariusz Kalinowski

W POWIETRZU

Mi-24W

Latający BWP – rozwój konstrukcji

Mi-24 w Polsce CZĘŚĆ 1 KRZYSZTOF BARCZ Historia

Śmigłowiec Mi-24 powstał w odpowiedzi na wynikłe pod koniec lat 60. zapotrzebowanie na transportowo-szturmowy śmigłowiec wojsk lądowych. Dowództwo Armii Radzieckiej poszukiwało maszyny, która mogłaby zarówno wykonywać zadania szturmowe, jak i wysadzać desant na terytorium wroga, jednocześnie stanowiąc jego osłonę. W ten sposób powstał unikalny nawet jak na obecne czasy śmigłowiec, który poddawany jest ciągłej modernizacji, pozostając na uzbrojeniu w kilkudziesięciu państwach na świecie. Pierwsze koncepcje śmigłowca desantowo-szturmowego opracowane w biurze

70

konstrukcyjnym Michała Mila znacznie odbiegały od efektu końcowego w postaci seryjnych maszyn Mi-24 w wersji A. Konstruktorzy brali pod uwagę kilka wariantów aby spełnić wymagania dowództwa. W pierwszym wariancie próbowano wykorzystać udaną konstrukcję Mi-2 do zbudowania lekkiego śmigłowca wsparcia pola walki, z możliwością przewozu do ośmiu żołnierzy desantu. Śmigłowiec wyposażono w podwozie płozowe oraz odsuwane drzwi po obu stronach wydłużonego kadłuba, które umożliwiały żołnierzom szybkie opuszczenie maszyny. Równocześnie prowadzono prace nad całkowicie nowym płatowcem. Na polecenie komisji wojskowoprzemysłowej OKB Mila przygotowało dwa warianty nowego śmigłowca. Przedstawione projekty łudząco przypominały amerykański śmigłowiec UH-1. Różnica pomiędzy tymi dwiema konstrukcjami polegała na zamontowaniu dodatkowych skrzydeł u góry środkowej części kadłuba. Rozpatrywano tak-

że kilka wariantów umiejscowienia foteli pilota i operatora uzbrojenia, co wiązało się z kolejnymi wersjami dwóch prototypów o innym kształcie przodu kadłuba. Kolejną różnicą pomiędzy projektowanymi prototypami była masa, która w przypadku pierwszego wynosiła około siedmiu ton (napędzany jednym silnikiem TW3-117), a w przypadku drugiego znacznie przekraczała dziesięć ton, przy czym drugi projekt zakładał wykorzystanie dwóch silników TW3-117. Do konkursu przystąpiło także biuro konstrukcyjne Kamowa. Sztab ekspertów, z szefem Mikołajem Kamowem na czele, zaproponował przeróbkę własnej konstrukcji Ka-25. Projekt, wstępnie oznaczony jako Ka-25F, miał mieć masę własną około ośmiu ton i dwa silniki GTD-3F, które


Fot. Mariusz Kalinowski

mogłyby rozpędzać śmigłowiec do prędkości 320 km/h. Maszyna miała być wyposażona w stałe lub ruchome (w obrotowej wieżyczce) działko GSz-23Ł kal. 23 mm. Tak przygotowany śmigłowiec o podwoziu płozowym doczekał się realnego prototypu. Z seryjnego Ka-25 wymontowano najważniejsze elementy służące do poszukiwania i zwalczania okrętów podwodnych i zamontowano uzbrojenie niekierowane na wysięgnikach na zewnątrz kadłuba wraz z niezbędnymi przyrządami oraz urządzeniami do ich odpalania. Niestety pod wpływem opracowanego bojowego wozu piechoty (BWP-1) wymagania co do nowego śmigłowca stale rosły. W zamyśle idealnym rozwiązaniem byłoby skonstruowanie latającego BWP, zdolnego zarówno do skutecznego rażenia wyznaczonych celów, jak i wysadzania desantu. Większość proponowanych projektów nie była w stanie spełnić tych wysoko postawionych wymagań. Mało tego, wzorem wspomnianego pojazdu naziemnego, a także biorąc pod uwagę doświadczenia wojny w Wietnamie, nakazano wzmocnić opancerzenie kabin pilotów oraz przedziału desantowego. Zwiększono także wymagania co do prędkości maksymalnej, która miała wynosić 320-350 km/h. Po drobnych

Kabina pilota i strzelca pokładowego II pilota Mi-24W

Fot. Mariusz Kalinowski

MI-24D

ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

71


Fot. K. Barcz

W POWIETRZU

Ostatni (najmłodszy) śmigłowiec Mi-24W o numerze 956 dostarczony z byłego Związku Radzieckiego, jako jedyny ma zamontowane wyrzutniki dipoli ASO na kadłubie za dyszą silnika przeróbkach taką poprzeczkę mógł pokonać tylko projekt OKB Mila. Na początku maja 1968 roku postanowiono o budowie śmigłowca pod roboczą nazwą „izdielije 240”. Prace konstrukcyjne powierzono Wiaczesławowi Kuźniecowowi. Ponownie przekonstruowano przód kadłuba, opierając się na doświadczeniach z konstrukcji już istniejących. Śmigłowiec został skonstruowany w układzie jednowirnikowym z pięciołopatowym wirnikiem nośnym. Na ogonie znajdowało się trzyłopatowe śmigło ogonowe zamontowane po prawej stronie statecznika, które z czasem przeniesiono na lewą stronę. Nowatorskim rozwiązaniem w konstrukcji śmigłowca było pochylenie osi wirnika głównego wraz z zespołem napędowym o 2,5° w prawo w stosunku do pionu. W ten sposób uniknięto pochylenia podłogi w locie poziomym, a także – co ciekawe – poprawiono dokładność użycia i celowania z przenoszonej broni niekierowanej. Po raz kolejny przekonstruowano kabinę pilota i operatora uzbrojenia. Fotel pilota odsunięto na tył obszernej kabiny pilotów, a po prawej stronie wysunięto do przodu fotel operatora uzbrojenia. Zastosowano zdwojony układ sterowania i umożliwiono sterowanie śmigłowcem także operatorowi uzbrojenia. Konstruktor postanowił osobno umiejscowić kabinę desantową, mieszczącą dziewięć miejsc (technik pokładowy + ośmiu żołnierzy desantu). Po raz pierwszy zdecydowano się na całkowicie chowane

72

podwozie główne, co było niezbędne do osiągnięcia dużej prędkości lotu. Nie bez znaczenia pozostawała również konstrukcja skrzydeł i umiejscowienie podskrzydłowych pylonów, na których maszyna miała przenosić uzbrojenie podwieszane. Skrzydła początkowo nie miały wzniosu. Znajdowały się na nich po dwa punkty podwieszeń uzbrojenia niekierowanego (bomby, rakiety). Uzbrojenie kierowane w postaci przeciwpancernych kierowanych pocisków rakietowych zostało zamontowane na szynowych wyrzutniach na końcówkach skrzydeł. Pierwsza makieta została pokazana władzom 16 lutego 1969 roku i śmigłowiec od razu zatwierdzono do produkcji. W pierwszych dwóch zbudowanych prototypach (W-24 nr 1 i W-24 nr 2) założono wykorzystanie układu napędowego (silników, głowicy, łopat czy przekładni) od śmigłowców Mi-8 i Mi-14, stąd prace nad samym kadłubem i wyposażeniem przebiegały bardzo szybko. Na początku czerwca prototyp nr 1 był gotowy do prób naziemnych. Przebiegły one bardzo pomyślnie i już we wrześniu postanowiono przeprowadzić próbny start. 15 września 1969 roku przygotowano prototyp do prób we wznoszeniu i zawisie. Śmigłowiec, pomimo masy startowej przekraczającej dziesięć ton, zachowywał się bardzo dobrze, sprawiając wrażenie maszyny lekkiej. Cztery dni później przystąpiono do pierwszego oblotu. Za sterami zasiadł Herman Ałfiorow, który po łagodnym uniesieniu śmigłowca, zawisie i obrotach wokół własnej osi przystąpił do lotu w rejonie lotniska. W ciągu kilku miesięcy uruchomiono produkcję 10 egzemplarzy przedseryjnych Mi-24A (oznaczenie NATO – Hind A, oznaczenie rosyjskie „izdielije 245”.), aby kontynuować badania w locie i na ziemi. Prace powierzono dwóm zakładom lotniczym.

Pierwszy należał do OKB Mila w Moskwie, który przygotował wszystkie swoje egzemplarze do prób statycznych, natomiast drugi – Progress – znajdował się na dalekim wschodzie ZSRR, w miejscowości Arsienjewo, i na jego barkach miała spoczywać produkcja śmigłowców do prób w locie. Pierwsze śmigłowce przedseryjne zaczęły opuszczać zakłady w maju (Moskwa) i listopadzie (Arsienjewo). Podczas zaplanowanych testów przeprowadzono szereg lotów, testując napęd, układy sterowania i hydraulikę. W późniejszym okresie przystąpiono do lotów na zastosowanie bojowe. Testowano różne rodzaje uzbrojenia w postaci karabinów maszynowych JakB-12,7, przeciwpancernych kierowanych pocisków rakietowych Szturm-W, a także, w okresie późniejszym, wyrzutnie Falanga-M. Wszystkie otrzymane na bieżąco wyniki bezpośrednio wpływały na zmieniający się kształt śmigłowca. W maju 1970 roku zdecydowano się na przygotowanie śmigłowca do prób państwowych. Ponieważ podczas pokazu dla delegacji wojskowej pierwszy prototyp uległ zniszczeniu (błąd pilota), 6 czerwca 1970 roku przekazano drugi prototyp do prób prowadzonych przez personel latający Instytutu Sił Powietrznych. Zespół naukowo-badawczy rozpoczął nakazane procedurą prace badawcze. Okres prób trwał kilkanaście miesięcy, jednak jeszcze w 1970 roku uruchomiono produkcję seryjną w zakładach w Arsienjewie.


Fot. K. Barcz

Pierwsze seryjne śmigłowce Mi-24A trafiły do Woroneża, gdzie znajdował się wysunięty oddział Lipieckiego Centrum Zastosowania Bojowego i Przeszkalania Personelu Latającego. Tam podjęto szkolenie kadry latającej, która wkrótce zasiliła kolejne jednostki przezbrajane w nowy typ śmigłowca. Kolejne śmigłowce otrzymał 319. Samodzielny Pułk Śmigłowców z Czernigowce, bazujący na dalekim wschodzie. Wybór tych jednostek nie był przypadkowy. Śmigłowiec powstał bardzo szybko i obawiano się problemów podczas eksploatacji w warunkach pułkowych, dlatego bliskość zakładu produkcyjnego wpływała na ewentualne szybkie usunięcie usterki bądź zmiany w kolejnych seriach produkcyjnych. O dziwo, śmigłowce nie były w pełni wykorzystywane, o czym od samego początku wiedzieli zarówno dowódcy pułków, jak i konstruktorzy w biurze OKB Mila. Chodziło głownie o zastosowanie uzbrojenia pokładowego i podwieszanego, którego tak naprawdę jeszcze nie opracowano, a gdy się pojawiło w jednostkach, od razu stwierdzono jego zawodność. Głównie chodziło o rakiety naprowadzane półautomatycznie oraz skuteczność karabinu maszynowego A-12,7. Dlatego postanowiono zmodernizować Mi-24. Śmigłowiec dostał wzbogacone wyposażenie radionawigacyjne w postaci systemu bliskiej nawigacji Wiejer-AD oraz systemu Pion-N, które umożliwiało loty zarówno w dzień, jak i w nocy, a także w trudnych warunkach atmosferycznych. Dodatkowo zamontowano radiokompas ARK-15M i ARK-U2 z odbiornikiem R852. Maszyny otrzymały także dopplerowski radar służący do planowania lotów po trasie DISS-15D, ze wskaźnikiem znajdującym się na pulpicie w kabinie. Nowością było również wykorzystanie

automatycznego układu sterowania SAU-W24 i autopilota WUAP-1. Z czasem wydłużono także resurs płatowca, wzmacniając jego konstrukcję oraz silników, które początkowo wytrzymywały jedynie 50 godzin lotu. W praktyce wprowadzone zmiany konstrukcyjne oznaczały nieuchronny wzrost masy własnej śmigłowca. Wersją przejściową, w głównej mierze mającą służyć do szkolenia, była Mi-24U (Hind C, „izdielije 244”). W śmigłowcu na większości egzemplarzy zdemontowano uzbrojenie, które na tym etapie szkolenia podstawowego nie było potrzebne. Pozbyto się więc zarówno uzbrojenia podwieszanego, wraz z niezbędnym wyposażeniem do jego obsługi i odpalania, jak i (znajdującego się w przodzie kadłuba) karabinu maszynowego. Zubożała wersja Hinda przeszła testy państwowe i jako wariant szkolno-treningowy weszła do produkcji w czerwcu 1972 roku. Śmigłowiec służył głównie w szkołach lotniczych i centrach przygotowywania przyszłych pilotów Mi-24, ale z czasem poszczególne jednostki miały kilka maszyn tego typu na swoim stanie. W związku z brakiem możliwości pełnego wykorzystania walorów Mi-24A jako śmigłowca szturmowo-desantowego, biuro Mila nadal pracowało nad modyfikacja śmigłowca. Mało tego, podczas działań poligonowych maszyn wersji A, sporadycznie wykorzystywano kabinę desantową podczas działań bojowych, a dodając do tego kłopoty z uzbrojeniem zarówno podwieszanym kierowanym, jak i niekierowanym oraz zawodnym karabinem maszynowym, maszyna stawała się w opinii dowództwa „trochę większym śmigłowcem Mi-8”. Dlatego główny konstruktor wprowadził kolejną modernizację. Prace nad nową wersją Mi-24B (Hind B, „izdielije 241”) trwały jeszcze w 1971 roku. Zbudowano dwa prototypy, które testowano przez dziewięć miesięcy. Główne zmiany dotyczyły uzbrojenia i wyposażenia śmigłowca. I tak, wymieniono wielkokalibrowy karabin maszynowy A-12,7 na dużo lżejszy i nowocześniejszy czterolufowy produkt Jakuszewa i Borzowa pod nazwą JakB-12,7 z zapasem 750 naboi, który dodatkowo – uwzględniając sugestie przychodzące

z jednostek – umieszczono na obrotowym stanowisku strzeleckim USPU-24 zdolnym do wykonywania ostrzału pod kątem 60° w obie strony, oraz 20° w górę i 60° w dół. Całość sprzężono w system uzbrojenia strzeleckiego o charakterze ruchomym SPSW-24, w skład którego wchodziły: nowe wskaźniki celu, wskaźniki położenia, celownik optyczny KPS-53AW oraz dodatkowe urządzenia pokładowe. Do uzbrojenia dołączono zmodernizowany system półautomatycznych rakiet kierowanych 9M17P o nazwie Falanga-P. W porównaniu do wersji wcześniejszych, testowanych na śmigłowcach Mi-24A, poprawiła się celność zarówno środków kierowanych, jak i karabinu maszynowego. W zakładach na dalekim wschodzie ZSRR wyprodukowano 30 egzemplarzy tego śmigłowca, po czym dalszą produkcję przerwano ze względu na pojawienie się nowej wersji Mi-24, która po raz kolejny uwzględniała uwagi i prośby pochodzące zarówno bezpośrednio z pułków użytkujących „latające czołgi”, jak i od analityków, którzy dokładnie przeanalizowali udział śmigłowców bojowych w konflikcie indochińskim. Wyniki były zaskakujące pod każdym względem. Okazało się, że w takim kształcie i z obecnymi niedoskonałymi środkami rażenia, produkt biura Mila narażony jest podczas udziału w misji szturmowej czy desantowo-szturmowej na ogromne straty. Nie sposób pominąć takich ujawnionych wad, jak: ograniczona widoczność z kabiny ze względu na umieszczenie foteli pilota i operatora uzbrojenia na jednym poziomie, złe rozmieszczenie uzbrojenia, jego zawodność, czy duże prawdopodobieństwo wykluczenia śmigłowca z walki poprzez naziemne środki rażenia. Biorąc to pod uwagę, w lipcu 1972 roku przekonstruowano całkowicie kadłub se-

ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

73


Fot. Mariusz Kalinowski

W POWIETRZU

Mi-24D podczas niskiego przelotu tuż po starcie ryjnego Mi-24A, umieszczając dwie osobne kabiny pilotów w układzie tandem, z drugą kabiną nieco wyżej. Dodatkowo wymieniono podwozie przednie, rezygnując z jego całkowitego chowania. Ciekawostką jest fakt, iż od tego prototypu zmieniono położenie śmigła ogonowego, które przeniesiono z prawej na lewą stronę statecznika. Miało to wymierne efekty w zwrotności i skuteczności manewrowania na małych wysokościach. Z czasem zarówno starsze, jak i niedawno wyprodukowane maszyny Mi-24 w wersji A czy U zostały poddane zmianie śmigła na stateczniku pionowym. Po raz kolejny konstruktorzy pominęli najważniejszy element dla śmigłowca bojowego, jakim jest jego uzbrojenie, pozostawiając go bez modernizacji. Jedyną poprawą w jego pracy było większe pole widzenia urządzeń celowniczych i anten oraz zwiększenie zapasu amunicji do pokładowego karabinu maszynowego do 1470 sztuk. W marcu 1973 roku zakończyły się próby lotne na poziomie biura konstrukcyjnego, po czym w ciągu kilku miesięcy śmigłowiec pod oznaczeniem Mi-24D (Hind D, „izdielije 246”) trafił do produkcji. Równocześnie prowadzono próby państwowe, które zakończono w listopadzie 1974 roku. Oficjalnie 29 marca 1976 roku dowództwo przyjęło do uzbrojenia, bez poprawek, wersję Mi-24D, która od razu została skierowana do pułków bojowych.

74

Zapotrzebowanie na nową wersję Hinda było bardzo duże, stąd postanowiono zwiększyć produkcję poprzez uruchomienie dwóch nowych linii produkcyjnych w zakładzie w Rostowie nad Donem. Zadaniem tej wytwórni była produkcja na eksport, jednak poszczególne egzemplarze na bieżąco uzupełniały ubytki w jednostkach liniowych Wojsk Lądowych ZSRR. Jeszcze w 1970 roku rozpoczęto prace nad pokładową wersją śmigłowca Mi-24 oznaczoną M („izdielije 247”). Podstawę stanowił Mi-24A, który przystosowano do przenoszenia dwóch torped i wprowadzono składane łopaty wirnika głównego. Niestety nie było zainteresowania tą wersją, więc prace nad prototypem najpierw zawieszono, a z czasem całkowicie zakończono. W toku eksploatacji seryjnych Hindów wprowadzano kolejne unowocześnienia. W 1975 roku rozpoczęto badania nad filtrami PZU. W założeniach miały one chronić silniki śmigłowca podczas użytkowania w warunkach polowych. Napotkano jednak na kilka problemów. Po montażu filtrów stwierdzono wzrost masy o 55 kg, co przełożyło się podczas prób na spadek zasięgu średnio o 50 km w warunkach bojowych. Efektywność kompletu PZU też pozostawiała wiele do życzenia, gdyż w założeniach miał on pochłaniać do 90% wszystkich pyłów, podczas gdy w trakcie prób maksymalny poziom pochłaniania wahał się od 70 do 75%. Wszystkie wady postanowiono zrekompensować, montując nowsze silniki TW3-117 o większej mocy, przy jednoczesnym wydłużeniu resursu do 750 godzin. Kolejne zmiany dotyczyły m.in. przeniesienia fotokarabinu

do zasobnika na końcu lewego skrzydła. Zainstalowano także bardziej precyzyjny miernik kątów, przekazujący dane do systemu celowania. W czasie eksploatacji zaczęto wykorzystywać kabinę desantową również jako ładownię do przewozu amunicji i drobnego sprzętu strzeleckiego. Także często podczas działań zarówno poligonowych, jak i bojowych, korzystano z ośmiu okien, umieszczonych po obu stronach kabiny desantowej, do prowadzenia ognia przez znajdujących się wewnątrz żołnierzy grup specjalnych. W pierwszych latach użytkowania bojowego śmigłowców Mi-24 opracowano specjalną taktykę działania, polegającą na współpracy minimum dwóch maszyn lub ich większych grup w skoordynowanych atakach z kilku kierunków jednocześnie. Takie działanie pozwalało na skuteczny atak i zapewniało ochronę całej grupie uderzeniowej. Biuro cały czas pracowało nad kolejnymi wersjami śmigłowca. Główne siły mobilizowano przy dopracowaniu urządzeń nawigacyjno-celowniczych oraz samego uzbrojenia, które cały czas odbiegało od założeń. Prace zaczęto równocześnie z wdrożoną do produkcji wersją D już latem 1972 roku, jednak z powodu opóźnień w opracowaniu uzbrojenia oraz w samych jego próbach i testach, projekt napotykał na kolejne opory. W czerwcu 1973 roku



W POWIETRZU wykonano pierwsze loty pociskami 9M114. Po kolejnych badaniach, już z całym kompleksem Szturm-W, stwierdzono drobne nieprawidłowości, jednak – po drobnych poprawkach – zdecydowano się na skierowanie śmigłowca na próby państwowe, które ukończono dopiero w listopadzie 1977 roku. Testy odbywały się na dwóch seryjnych Mi-24. Przed zakończeniem prób państwowych oficjalnie Mi-24W (Hind E, „izdielije 242”) przyjęto do produkcji. Z czasem testowano jeszcze inne zestawy uzbrojenia, jak np. ciężkie rakiety klasy powietrze-ziemia S-25 czy Ch-25, jednak wyniki były niezadowalające. Dodatkowo wystąpiły problemy z pilotażem śmigłowca, znacznie zmniejszyła się też jego manewrowość i zasięg. Inaczej było z testowanymi pociskami klasy powietrze-powietrze, naprowadzanymi na podczerwień R-60 oraz R-73. Znane są przypadki użycia tych pocisków na poligonach, ale wyniki strzelań nie zostały oficjalnie podane do publicznej wiadomości. Po wdrożeniu Mi-24D oraz pierwszych serii nowych Mi-24W, zgłoszono zapotrzebowanie na szkolno-treningową wersję tego śmigłowca. Z opracowaniem tej odmiany nie było większych problemów i po kilku miesiącach przedstawiono gotowy prototyp pod nazwą Mi-24DU (Hind D, „izdielije 249”), który różnił się od seryjnych Mi-24D jedynie brakiem karabinu maszynowego oraz przystosowaniem kabiny operatora uzbrojenia pod kadrę instruktorską, mającą szkolić przyszłych pilotów. Doświadczenia w użytkowaniu Mi-24 zarówno w pułkach, które uczestniczyły w działaniach bojowych w Afganistanie,

jak i w pozostałych jednostkach w ZSRR i poza jego obszarem, wykorzystano w dalszych modernizacjach produktu „izdielije 242”. Objęły one zarówno egzemplarze już wyprodukowane, jak i schodzące właśnie z linii produkcyjnych. Na początku wyposażono wszystkie egzemplarze w filtry odsysające zanieczyszczenia PZU. Kolejne zmiany dotyczyły urządzeń łączności. Postanowiono zainstalować nowe radiostacje R-863. Poszczególne śmigłowce, a niekiedy całe serie, dodatkowo wyposażono w radiostacje R828, montując je w tylnej dolnej części belki ogonowej. Urządzenie pozwalało na kontakt z jednostkami naziemnymi, takimi jak grupy czołgów czy wozów bojowych, umożliwiając śmigłowcowi pełnienie roli powietrznego stanowiska dowodzenia i korygowania działań naziemnych grup uderzeniowych. Częste straty śmigłowców, spowodowane zestrzeleniami za pomocą przenośnych zestawów rakietowych klasy ziemia-powietrze, wymusiły na konstruktorach zainstalowanie urządzeń mylących głowice pocisków przez wytwarzanie ciepła w czasie lotu poza śmigłowcem. Systemem takim było urządzenie mikrofalowe znane pod nazwą Ispanka, które myliło pociski przeciwnika odpalone z ziemi. Dodatkowo w dolnej części belki ogonowej zamocowano cztery wyrzutnie flar termicznych ASO-2, po 32 naboje każda, których zadaniem było emitowanie dużej ilości ciepła (większej od tej wydzielanej podczas lotu przez silniki), tworząc tzw. „pułapkę termiczną”. Całość systemu aktywnej obrony śmigłowca zaczęto stosować od 1983 roku. Do całego systemu obrony przed atakiem z ziemi biuro OKB Mila opracowało specjalne osłony na silniki. Urządzenia EWU, zainstalowane na wylotach spalin, miały za zadanie przyspieszyć mieszanie się gorących gazów z zimnym powietrzem na zewnątrz. Dodatkowo całość, poprzez specjalne dysze, była kierowana poza korpus śmigłowca, rozpraszając się w strugach powstałych przez działający wirnik nośny. Uzyskano w ten

sposób spadek temperatury gazów wylotowych o około 400°C, co, jak okazało się później, wyraźnie wpłynęło na zmniejszenie się strat tego typu maszyn w konflikcie afgańskim. Znacznym unowocześnieniem było w okresie późniejszym zastosowanie stacji zakłóceń aktywnych Ł-166W1A. Prace nad EWU prowadzono pod koniec 1984 roku i tylko na śmigłowcach fabrycznie nowych, ze względu na przekonstruowanie dysz wylotowych. W 1984 roku postanowiono zmienić system ostrzegania o opromieniowaniu śmigłowca Syrena. Wymieniono go na nowszy, znacznie lepszy o nazwie Bieriozka, który informował pilota, iż został namierzony przez urządzenia elektroniczne nieprzyjaciela. Także od 1984 roku wprowadzono nowsze silniki, specjalnie dostosowane do trudnych, górskich warunków terenowych. Z czasem zarówno maszyny kierowane do Afganistanu, jak i te produkowane na potrzeby wojsk lądowych, a także już użytkowane, które trafiały na remont czy prace okresowe, wyposażono w silniki TW3-117W. Od 1987 roku wprowadzono kolejne modyfikacje, polegające na zainstalowaniu systemu identyfikacji „swój-obcy” SRO-2 Chrom. We wszystkich nowych seriach zaczęto stosować bardziej wypukłe osłony kabin, co wiązało się z podwyższeniem foteli pilota i operatora uzbrojenia. Z czasem wymieniono zespół celownika ASP-17W. System uzbrojenia Szturm z naddźwiękowymi pociskami 9M114 uzupełniono o niekierowane rakiety S-8 kalibru 80 mm (w zasobnikach podwieszanych B-8), a także zasobniki strzeleckie UPK-23-250 z dwulufowym działkiem GSz-23 (z zapa-

Fot. K. Barcz

Mi-24W 956 na wystawie statycznej Radom 2007

76


Fot. K. Barcz

sem 250 naboi), zasobniki GUW z jednym karabinem maszynowym 9-A-624 i dwoma 9-A-622. Śmigłowiec przystosowano do przenoszenia zasobników do minowania KMGU oraz ciężkich pocisków niekierowanych S-24. Całość uzbrojenia, podwieszanego za pomocą nowego systemu, można było użyć z jednoczesnym wykorzystaniem uzbrojenia strzeleckiego podczas jednego ataku. Maszynę przystosowano również do przenoszenia bomb o wagomiarach od 50 do 500 kg. Przy okazji najnowsze egzemplarze, schodzące z linii produkcyjnych, posiadały zabudowane w opływowych zasobnikach za skrzydłem kasety ASO, a anteny systemu Bieriozka przeniesiono za osłonę kabiny pilota. Na kilku seriach testowano celowniki noktowizyjne PNW57W, które w końcu wprowadzono, lecz ich skuteczność pozostawiała wiele do życzenia, ostatecznie więc na tym etapie projekt zarzucono. Kolejną modernizacją, jaka ujrzała światło dzienne, był Mi-24P (Hind F, „izdielije 243”), który, podobnie jak w przypadku Mi-24W, testy rozpoczął jeszcze w 1975 roku. Jednak z powodu prowadzonych testów i znacznego zadowolenia z wcześniejszego produktu, nie został od razu skierowany do produkcji. Mało tego, wystąpiły znaczne problemy z odrzutem nowego działka, których przez dłuższy czas nie można było wyeliminować. Pierwsza

maszyna prototypowa, bazująca na śmigłowcu Mi24 w wersji D, została wyposażona w stanowisko NPU-30 zamocowane po prawej stronie kadłuba, składające się z dwulufowego działka GSz-30K kalibru 30 mm z zapasem 250 naboi. Jednocześnie zlikwidowano zbędne elementy, jak celownik optyczny KPS-53AW. Likwidacja obrotowego stanowiska strzeleckiego pozwoliła na instalację przyrządów pilotażowo-nawigacyjnych i w ten sposób powstała druga wersja Hinda, która mogła być pilotowana zarówno z jednej, jak i z drugiej kabiny. Kolejny prototyp został przebudowany z seryjnego egzemplarza śmigłowca Mi-24 w wersji W. Wszystkie pozostałe egzemplarze testowe, jak i późniejsze 635 wyprodukowanych śmigłowców Mi-24P, posiadały już nowsze silniki TW3-117W. W 1978 roku przystąpiono do opracowania nowej wersji śmigłowca. Była ona na tyle nietypowa, że prace kilkakrotnie wstrzymywano. Za produkt bazowy posłużył seryjny śmigłowiec Mi-24 w wersji W. Maszyna Mi-24R (Hind G-1, „izdielije 2462”) został przygotowany do prowadzenia rozpoznania skażeń promieniotwórczych, biologicznych i chemicznych. Śmigłowiec pozbawiono wszystkich zbędnych urządzeń, w tym głównie systemu sterowania uzbrojeniem kierowanym wraz z prowadnicami dla rakiet przeciwpancernych na końcach skrzydeł. W zwolnione miejsce umieszczono urządzenia w formie „łopatek” do pobierania próbek z powierzchni terenu skażonego. Śmigłowiec przystosowano także do badań powietrza poprzez niewielki czujnik umieszczony w otworze na lewej burcie kadłuba. Całość wraz z urządzeniami specjalistycznymi do

prowadzenia pomiarów i wyliczeń zainstalowano w kabinie desantowej. Obsługę aparatury powierzono kolejnemu, przeszkolonemu członkowi załogi, który obok technika pokładowego został ulokowany w kabinie desantowej. Wszystkie wyniki przekazywane były z terenu skażonego za pomocą radia. Istniała również możliwość przeprowadzenia odrębnych badań i pomiarów po powrocie z misji, wykorzystując pobrane próbki. Śmigłowiec, ze względu na specyfikę wykonywanych zadań, uszczelniono i zapewniono całej załodze dostęp do świeżego powietrza poprzez specjalny układ filtracyjny, umieszczony z przodu lewej strony kadłuba. Sam kadłub początkowo wzmocniono płytami ołowianymi w celu ochrony przed promieniowaniem, lecz próby w locie wykazały problemy z utrzymaniem śmigłowca w zawisie i zmianę środka ciężkości maszyny, więc zrezygnowano z tej opcji. W głównym korpusie postanowiono uwypuklić dwa okna, aby umożliwić obserwację pobierania próbek i terenu wokół śmigłowca. W 1983 roku dwie maszyny zakończyły testy, po których śmigłowiec został skierowany do produkcji. Łącznie zbudowano 110 śmigłowców tej wersji, a ostatnie 12 sztuk oddano do użytku w sierpniu 1989 roku. Pierwsze przymiarki do przystosowania śmigłowca Mi-24 do korygowania i przekaARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

77


zywania informacji z pola walki poczyniono już w wersjach D i W. Jednak z czasem stwierdzono brak mocno opancerzonego śmigłowca, który mógłby pokonać pierwszą linię zgrupowania wojsk nieprzyjaciela i poprzez obserwację pola walki kierować ogniem artylerii. Prototyp Mi-24K (Hind G-2, „izdielije 201”) powstał w lipcu 1979 roku z seryjnego Mi-24W, którego pozbawiono urządzeń celowniczych wraz z całym systemem naprowadzania kierowanych rakiet przeciwpancernych. W tym miejscu zamontowano system rozpoznawczy Ruta wraz ze stacją optoelektroniczną oraz urządzeniami przesyłu danych w formie komend i obrazu. Zachowano zarówno karabin maszynowy w przodzie kadłuba, jak i belki do podwieszania uzbrojenia niekierowanego. W dolnej przedniej prawej części kadłuba umieszczono chroniony grubym pancerzem obiektyw stacji obserwacyjnej, który podczas pracy był odsłaniany za pomocą podnoszonej pokrywy. W kabinie desantowej zainstalowano aparat fotograficzny AFA-100 wykonujący zdjęcia ukośne. Niektóre późniejsze egzemplarze otrzymały następnie laserową stację oznaczania celu w miejsce aparatu fotograficznego. Miało to stworzyć możliwości przeprowadzenia ataku przez lotnictwo szturmowe bądź wojska rakietowe. Ostatnie próby zakończono pod koniec 1982 roku i od razu skierowano śmigłowiec do produkcji. W latach 1983-1989 wyprodukowano łącznie 92 sztuki Mi-24K.

Fot. K. Barcz

W POWIETRZU

Pojawienie się w Polsce tych nowoczesnych śmigłowców bojowych owiane było wielką tajemnicą. Na początku kwietnia 1978 roku wyznaczono grupę 10 pilotów i 28 techników, która miała odbyć szkolenie w ZSRR. 28 kwietnia całość wyznaczonego personelu odleciała do miejscowości Frunze, gdzie przebywała do 3 lipca, kończąc egzaminem całość szkolenia. Po powrocie do kraju cała grupa została oddelegowana do 37. Pułku Śmigłowców Transportowych w Leźnicy Wielkiej, gdzie oczekiwała na dostarczenie przez stronę rosyjską czterech pierwszych Hindów. 20 września 1978 roku do Polski przyprowadzono pierwsze cztery śmigłowce Mi-24D o numerach A1013-A1016. Wszystkie maszyny, pilotowane przez personel rosyjski, wylądowały na lotnisku w Leźnicy Wielkiej, po czym zostały zabezpieczone także przez techników z ZSRR. Śmigłowce zostały sprawdzone i przekazane stronie polskiej. Niestety, na ziemi śmigłowce służyły tylko personelowi technicznemu w doskonaleniu obsługi bojowych Hindów, do czasu przybycia rosyjskiego personelu instruktorskiego w celu wyszkolenia do poziomu instruktora wszystkich 10 uczestników szkolenia

78

Fot. K. Barcz

Mi-24 w Polsce

teoretycznego w Kirgizji. W praktyce ograniczyło się do przysłania tylko jednego instruktora w osobie kpt. pil. Jewgienija Goriumowa, co znacznie wydłużyło cały proces szkolenia praktycznego. 1 stycznia 1979 roku w 37. PŚT utworzono klucz śmigłowców bojowych pod dowództwem ppor. A. Fryca. Pierwsze elementy pilotażu, jak wznoszenie czy zawis śmigłowca, trenowano już 3 stycznia. Osiem dni później swoje pierwsze loty z rosyjskim instruktorem wykonał m.in. mjr Stefan Stranc. Kolejne miesiące przyniosły intensywne loty szkolne. W połowie kwietnia cały klucz został przygotowany do przebazowania na lotnisko w Świdwinie, gdzie przerzucono także personel techniczny i zorganizowano zaplecze logistyczne do wykonania pierwszych zadań ogniowych na poligonie. W czerwcu 1979 roku jeden ze śmigłowców został przebazowany do Dęblina, aby uświetnić prezentację uzbrojenia, zorganizowaną dla strony wojskowej w Szkole Orląt z okazji pierwszej rocznicy lotu Polaka w kosmos. Pierwszą oficjalną prezentacją nowego nabytku były jednak manewry zorganizowane we

wrześniu pod kryptonimem „Jubileusz-79”. Ćwiczenia były obserwowane i filmowane przez prasę oraz telewizję, która pokazała reportaż z prowadzonych działań nad poligonem przez szturmowe Mi-24. Po dwóch latach przerwy w dostawach, 1 października 1981 roku przyprowadzono kolejne śmigłowce. Były to cztery egzemplarze o numerach fabrycznych 103174103177 i numerach bocznych odpowiednio 74-77. Listopad przyniósł zmiany dotyczące dyslokacji maszyn bojowych Mi-24. Dowództwo Wojsk Lotniczych podjęło decyzję o reorganizacji jednostki i włączeniu Mi-24 w skład 49. Pułku Śmigłowców Bojowych w Pruszczu Gdańskim. Całość nowo powstałej 8. Eskadry, składająca się z dwóch kluczy śmigłowców, została przebazowana na lotnisko docelowe 16 grudnia 1981 roku. cdn.

n



HISTORIA

116. batalion inżynieryjny Gwardii Narodowej stanu Idaho w Wietnamie

„Weekend warriors” – w ten dość pejoratywny sposób określają żołnierzy Gwardii Narodowej ich koledzy z sił regularnych. Ma to określać gorszy poziom wyszkolenia gwardzistów, trenujących właśnie w weekendy i na kilku dłuższych zgrupowaniach w ciągu roku. Ale zawsze, gdy USA toczyły długotrwałe wojny, do aktywnej służby powoływano też i gwardzistów, którzy często okazywali się wcale nie gorszymi, a często i lepszymi żołnierzami. Podobnie było w przypadku 116. batalionu inżynieryjnego Gwardii Narodowej stanu Idaho – największej jednostki Gwardii zmobilizowanej do czynnej służby w okresie konfliktu wietnamskiego.

PIOTR TARAS

S

tała rozbudowa amerykańskiego kontyngentu w Wietnamie Południowym oraz znaczne straty, jakie poniósł on w czasie słynnej ofensywy „Tet” w lutym 1968 roku spowodowało, że armia USA stanęła przed poważnym niedoborem sił i środków. W związku z tym, aby wzmocnić po raz kolejny siły w Wietnamie Pd. i nie naruszyć rezerw strategicznych, Pentagon zmuszony był wystąpić do Prezydenta o zgodę na po-

80

Fot. Rich Sarbacher

Prawdziwa wojna „niedzielnych” żołnierzy

Grupa żołnierzy w trakcie przerwy na trasie konwoju na drodze QL-20. Na samochodzie widoczne numer seryjny – 2N 9299, oznaczenie plutonu –serce i godło osobiste – sylwetka „duszka Casperka” wołanie do czynnej służby kilku jednostek Gwardii Narodowej, tak sił lądowych, jak i sił powietrznych. Oczywiście w wyniku selekcji wybrano najlepsze jednostki, a wśród nich znalazł się i 116. batalion. Była to jednostka o długiej historii, uczestnicząca we wszystkich amerykańskich wojnach od wojny z Hiszpanią w roku 1899. Wielu żołnierzy batalionu miało za sobą udział w wojnie koreańskiej, a niektórzy byli nawet weteranami II wojny światowej. W batalionie służyło wielu ojców i synów oraz ponad 40 par braci. Niemal wszyscy żołnierze znali się doskonale. Poszczególne plutony i kompanie były tworzone terytorialnie w poszczególnych miastach i miasteczkach. Jak powiedział na ceremonii powitalnej po powrocie z Wietnamu generał Westmoreland „Pochodzili z małych miasteczek wschodniego Idaho

takich jak Rexburg, Lewisville, Cottown, Orofino. Przyszli z farm, rancz, tartaków, prywatnych firm, szkolnych campusów. Dorastali razem, razem chodzili do szkół, żyli w tych samych społecznościach, należeli do tych samych klubów. I zeszłego lata razem poszli na wojnę.” Rzeczywiście, w marcu 1968 roku batalion rozpoczął bardziej intensywne szkolenie. Nowych żołnierzy wysłano na trzymiesięczne kursy Advanced Infantry Training w Fort Leonard Wood, Missouri. Pozostali ćwiczyli na miejscu, jedynie domyślając się dlaczego. Sytuacja stała się dla nich jasna, gdy wszyscy rozpoczęli przeszkolenie z obsługi karabinów M-16,


Fot. Rich Sarbacher

Zbliżenie samochodu 2N9299, widoczne osłonięte kamizelkami kuloodpornymi siedzenia, pojemnik na mapy (niezbędne do wezwania wsparcia ogniowego) pomiędzy przednimi siedzeniami oraz sposób zamocowania karabinu maszynowego M-60 Na pierwszym planie widoczna przyspawana do błotnika, osłonięta kamizelką skrzynka amunicyjna do 20 mm działek lotniczych. W skrzynce tej przewożono rzeczy osobiste załogi, jak aparaty fotograficzne, żywność. Strzelec siedzi na dodatkowym siedzeniu wykonanym z drewna i pustych worków, mocowanym do koła zapasowego

Fot. Rich Sarbacher

powszechnego w Wietnamie, a nie używanego dotąd w Gwardii. Potwierdzeniem tego była oficjalna decyzja z 14 kwietnia 1968 roku, powołująca batalion do czynnej służby. Na początku maja skompletowana jednostka została przetransportowana do Fort Lewis w stanie Waszyngton na dodatkowe trzymiesięczne szkolenie, mające przygotować żołnierzy do warunków wietnamskiego pola walki. Tam także dokonano wymiany sprzętu inżynieryjnego na nowy. Na zakończenie szkolenia batalion przeszedł surowy sprawdzian – Army Training Test, który potwierdził wysoki poziom wyszkolenia żołnierzy. Podobnie jak większość jednostek amerykańskich, tak i żołnierze 116. batalionu zostali przetransportowani do Wietnamu na pokładach samolotów. Jedynie ciężki sprzęt dopłynął na pokładach statków. Oficjalna uroczystość powitania Gwardzistów w Wietnamie odbyła się 14 września 1968 roku w bazie lotniczej Phan Rang. Wśród witających byli – generał W.R. Peers – dowódca Ist Field Forces Vietnam, generał D.S. Parker – dowódca wojsk inżynieryjnych USA w Wietnamie oraz generał W. Roper – dowódca 18. Brygady Inżynieryjnej, w skład której miał wejść 116. batalion. Do służby w Wietnamie 116. batalion zorganizowano jako batalion „bojowy” – Engineer Battalion (Combat) – według etatu TOE 5-35-E. Miał on składać się z kompanii dowodzenia oraz czterech kompanii liniowych – A, B, C i D i liczyć 39 oficerów oraz 755 podoficerów i szeregowych. Zgodnie z etatem batalion wyposażony był w następujący sprzęt ciężki : trzy dźwigi, cztery równiarki, trzynaście ładowarek czołowych, dziesięć spychaczy i jedną mieszalnię betonu. Jednak już po rozpoczęciu operacji okazało się, że etatowo należnego sprzętu jest za mało w stosunku do wykonywanych zadań i szybko dołożono wyposażenia, tak że każda z kompanii liniowych dysponowała: – 5 „jeepów” M-151A1, – 4 ciężarówki M-37B o ładowności 0,75 tony, – 1 ciężarówka M-35 o ładowności 2,5 tony, – 9 wywrotek M-51A1 o ładowności 5 ton, – 2 ciągniki siodłowe M-123 (10 tonowe), – 3 ładowarki M-645, – 2 spychacze Caterpillar D7E, – 2 równiarki drogowe Caterpillar M-12. Ponadto w celu dodatkowego zwiększenia możliwości operacyjnych batalionu dodano do jego składu 572. Engineer Company (Light Equipment) ze składu wojsk regularnych. Według etatu (TOE 5-114D) liczyła ona 8 oficerów, 207 podoficerów i szeregowych i dysponowała następującym sprzętem:

ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

81


HISTORIA – 6 dźwigów samojezdnych o udźwigu 20 ton M-2380 American Hoist&Derrick, – 9 równiarek, – 4 ładowarki, – 9 zgarniarek Caterpillar MB, – 4 spychacze, – 2 mieszalnie betonu. Dowódcą 116. batalionu został podpułkownik Donald R. Ghormley – weteran II wojny światowej i Korei. Jego zastępcą był major William Mackert, a szefem batalionu sierż. sztab. Clifford Roth. Poszczególnymi kompaniami dowodzili : – kompania A – kpt. W. Lawrence ( potem kpt. K. Marshall), – kompania B – kpt. G. Eldridge (potem kpt. B. Call), – kompania C – kpt. C. Stoddard, – kompania D – kpt. D. Burris (potem kpt. E. McHugh, kpt. B. Smart). Po przybyciu do Wietnamu pierwszy tydzień żołnierze 116. batalionu spędzili w bazie Phan Rang, odbierając sprzęt i zapoznając się z warunkami Wietnamu. Po tym batalion rozdzielono i skierowano do miejsc służby – kompanię dowodzenia i D do Bao Loc (prowincja Lam Dong), kompanie A i C do Di Linh, a kompanię B do położonego na wybrzeżu miasta Phan Thiet. Takie rozlokowanie sił batalionu związane było z dwoma podstawowymi zadaniami, jakie amerykańskie dowódz-

Jednostki army national guard uczestniczące w wojnie w Wietnamie Jednostka Company D, 151 Infantry (Long Range Patrol) Indiana ANG 2 Battalion, 138 Artillery (155 mm howitzer SP) Kentucky ANG 3 Battalion, 197 Artillery (155 mm howitzer, towed) New Hampshire ANG 116 Engineer Battalion (Combat) Idaho ANG 131 Engineer Company (Light Equipment) Vermont ANG 107 Signal Company (Support) Rhode Island ANG 126 Supply & Service Company (Direct Support) Illinois ANG

Data przybycia do Wietnamu

Data opuszczenia Wietnamu

Miejsce stacjonowania Jednostka nadrzędna w Wietnamie

30.12.1968 r.

20.11.1969 r.

Long Binh

II Field Force Vietnam

30.10.1968 r.

10.10.1969 r.

Phu Bai Gia Le

Provisional Corps Vietnam Artillery, XXIV Corps Artillery

20.09.1968 r.

20.11.1969 r.

Long Binh

II Field Force Vietnam

14.09.1968 r.

21.08.1969 r.

Bao Loc

35 Engineer Group

21.09.1968 r.

04.09.1969 r.

Ban Me Thuot

19 Engineer Battalion (Combat)

21.01.1968 r.

07.10.1969 r.

Long Binh

2 Signal Group

18.09.1968 r.

09.08.1969 r.

Chu Lai

227 Supply & Service Battalion (Direct Support)

UWAGA – ponadto na bazie jednostek ANG utworzono i skierowano do Wietnamu dwa dywizjony 40 mm przeciwlotniczych dział samobieżnych M-42 “Duster” – 5 Battalion, 2 Artillery i 1 Battalion 44 Artillery Opracowanie własne na podstawie – S. Stanton, Vietnam order of battle, New York 1987.

two przydzieliło żołnierzom pułkownika Ghormley’a – odbudowa i przebudowa 80 kilometrowego odcinka drogi krajowej QL-20 od Bao Loc do granicy rozdzielającej II i III Okręg Korpuśny oraz naprawa i przebudowa lotniska w Phan Thiet. To pierwsze zadanie było szczególnie ważne. Droga QL-20 łączy stolicę kraju – Sajgon z położonym na wyżynie miastem Da Lat. Dzięki łagodnemu klimatowi okolice Da Lat słyną z plantacji doskonałej herbaty oraz

Fot. Rich Sarbacher

Żołnierz południowowietnamski sił regionalnych (Regional Forces), współdziałających czasami ze 116. batalionem. Trzymana w ręku papuga została wkrótce po wykonaniu tego zdjęcia skonsumowana w ramach obiadu

82

licznych plantacji warzyw i owoców. Droga QL-20 jest jedyną arterią, którą dobra wyhodowane w okolicach Da Lat mogły być dostarczane na stołeczny rynek. Równocześnie w drugą stronę co miesiąc przewożono ponad 1000 ton ryżu niezbędnego do wyżywienia mieszkańców prowincji. Zbudowana w latach 30. przez Francuzów droga była wąska (maksymalnie 6 metrów szerokości), kręta i jechało się nią „jak w długim, zielonym tunelu”. Żołnierze 116. batalionu mieli „podnieść” ją do klasy A MACV – szerokość z poboczami 15 metrów, maksymalny kąt wzniesienia 6%. Ponadto wszystkie mosty na drodze musiały mieć nośność 30/50 ton. Pierwszym zadaniem związanym z rozbudową drogi było „odsunięcie” dochodzącej do samej krawędzi jezdni dżungli o około 50-100 metrów. Miało to ułatwić dalsze prace, a w przyszłości utrudnić ewentualne zasadzki lub punkty poboru „podatków” Viet Congu. Pracę te wykonywały wyposażone w specjalnie wzmocnione lemiesze spychacze D7E zwane „Rome Plow”. Operacja ta szybko okazała się niebezpieczna, gdy Viet Cong rozpoczął umieszczanie min na drzewach i w krzakach. Od wybuchów takich min kilku żołnierzy zostało rannych, między innymi 14 stycznia 1969 roku Dennis Walker z kompanii A. Gdy zbocza okalających drogę QL-20 były zbyt strome, by wykorzystać spychacze, zarośla oblewano benzyną i podpalano. Następnie przystąpiono do poszerzania i osuszania drogi. Aby uniemożliwić niszczenie drogi przez obfite monsunowe deszcze, konieczne było zbudowanie licznych przepustów oraz zastosowanie skomplikowanego systemu odwadniającego. Po tym można już było przystąpić do budowy nowej nawierzchni. Niezbędny do tego tłuczeń


Fot. Rich Sarbacher

Wysypywanie tłucznia na drodze QL-20. Przygląda się sierż. William Wall Prace ziemne na drodze QL-20. Z lewej strony zdjęcia dowódca batalionu – pułkownik Donald Ghormley i dowódca kompanii A – kapitan Kay Marshall

Fot. Rich Sarbacher

i żwir pozyskiwano w znajdującej się koło Bao Loc, a obsługiwanej przez 572. kompanię żwirowni. Tłuczeń i żwir – z obawy o ataki partyzantów – przewożono wywrotkami w chronionych konwojach. Na niektórych odcinkach eksperymentalnie zastosowano gumowane maty T17. W kilku miejscach dokonano także „wymiany” mostów. Stare, przeżarte rdzą stalowe konstrukcje francuskie zastąpiono nowymi, betonowymi. Po zakończeniu budowy do podstawowych zadań należały patrole w celu poszukiwania i usuwania min oraz odbudowa zniszczonych w wyniku ataków Viet Congu mostów. Natomiast zasadniczym zadaniem kompanii B stała się odbudowa i rozbudowa liczącego 1200 metrów pasa startowego lotniska w Phan Thiet. Dzięki tej rozbudowie lotnisko to mogło przyjmować nawet ciężkie maszyny transportowe C-130 „Hercules”. Poza tym głównym zadaniem kompanii B było dozorowanie 35 kilometrowego odcinka drogi krajowej QL-1, która wzdłuż wybrzeża ciągnęła się przez cały niemal kraj i miała strategiczne znaczenie. Na drodze tej, która była obiektem licznych ataków partyzanckich, codziennie wykonywano patrole poszukujące ukrytych min. Ale zanim Gwardziści mogli przystąpić do działań, musieli najpierw zadbać o własne „tyły”. Zarówno w Bao Loc, jak i Di Linh pierwszym zadaniem, jakie czekało żołnierzy pułkownika Ghormley’a, była budowa własnego obozu. Trafili bowiem na zupełnie „dziewicze” tereny, gdzie wcześniej nie było amerykańskich jednostek. Dopiero potem do Bao Loc skierowano jeden z batalionów 173. Brygady Powietrzno-Desantowej. Miejsce, w którym mieli stacjonować saperzy, było zwykłym polem, na którym pasły się stada bawołów. Szybko przystąpiono do budowy obozu. Na zewnętrznej rubieży zbudowano wysoki na metr wał ziemny z licznymi stanowiskami ogniowymi. Wewnątrz tego pasa umieszczono wszelkie zabudowania bazy. Zewnętrzny pierścień budynków stanowiły mieszkalno-bojowe bunkry dla żołnierzy. Miały one wielkość 13 x 8 metra i zbudowane były z bali drewnianych o wymiarach 25 x 30 centymetrów. Od góry przykrywała je zbudowana z drewna skrzynia o wysokości 1 metra wypełniona ubitą ziemią, służącą do ochrony przed atakami moździerzowymi. W okresie deszczowym nad bunkrami budowano prowizoryczne daszki pokryte folią, służące do odprowadzania wody. Bunkry były wkopywane w ziemię na wysokość klatki piersiowej, tak aby otwory strzelnicze znajdowały się na poziomie gruntu. Poszczególne bunkry służyły za schronienie i miejsce ewentualnej walki dla jednej drużyny. W miarę czasu żołnierze starali się poprawiać warunki bytowe i wnętrza bunkrów stawały

ARMIA

1(1) STYCZEŃ 2008

83


Fot. Rich Sarbacher

HISTORIA

84

Usuwanie – przy pomocy spychaczy Caterpillar D7E – szczątków zniszczonego przez minę Viet Congu mostu niedaleko wioski Santa Maria. Ten sam most po naprawie. Widoczny dźwig samojezdny z przydzielonej do batalionu 572. Engineer Company

Fot. Rich Sarbacher

się coraz bardziej komfortowe. Wewnątrz pierścienia bunkrów zbudowano pozostałe budowle niezbędne do sprawnego funkcjonowania bazy – stanowisko dowodzenia, centrum łączności, kuchnię, jadalnię, kantyny, magazyny, elektrownię i lądowisko dla śmigłowców. Jak ważne jest dostosowanie bazy do wymogów pola walki przekonano się bardzo szybko, bo już pierwszej nocy w Bao Loc - 10 października 1968 roku. Wtedy to Viet Cong „przywitał” Gwardzistów zmasowanym ostrzałem z moździerzy, w wyniku którego poniesiono znaczne straty w sprzęcie oraz pierwsze straty w ludziach – poległ porucznik Gary C. Smith, który nie zważając na ostrzał rozładowywał amunicję, a 21 innych żołnierzy zostało rannych. Amerykanie wyraźnie widzieli błyski ogni wylotowych wrogich moździerzy, ale nie byli w stanie nic zrobić. Dlatego też natychmiast przystąpiono do wzmocnienia uzbrojenia batalionu. Zwieszono ilość posiadanych karabinów maszynowych M-60, postarano się również o półcalowe Browningi, pancerzownice LAW M-72 oraz 81 mm moździerze, których każda kompania otrzymała po dwa. W okresie późniejszym każdy pluton otrzymał także noktowizor (starlight scope) do skutecznych działań w nocy. Batalionowi zapewniono także stałe wsparcie artyleryjskie w postaci 105 i 155 mm haubic stacjonujących w Bao Loc i Di Linh. Obsługiwane one były przez żołnierzy południowowietnamskich, a ich skuteczność była bardzo wysoka. Po czterech miesiącach pobytu w położonej na wschód od Bao Loc Di Linh i zakończeniu prac nad przebudową QL-20 w tym rejonie, postanowiono przenieść kompanie A i C na drugi kraniec rejonu działań batalionu do nowego obozu zbudowanego

Fot. Rich Sarbacher

Odznaka 18. Brygady Inżynieryjnej noszona w Wietnamie przez żołnierzy 116 batalionu


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.