Ślunski Cajtung 02/2014

Page 1

GAzetA nie tYLko DLA tYch ktÓrzY DekLArUJĄ nAroDoWoŚĆ ŚLĄskĄ

czAsoPisMo GÓrnoŚLĄskie

Godko naszo, kaj idziesz?

Kiej ô to pytać, eli niŷ kole 21 lutego, to je Dnia Rodnij Godki. Cołki welt ůwdy festuje swoji godki, nale prowda je tako, co to je Fest godek nacyji małych, jak naszo. Godek, kierym grozi, co sie potracom. I kiere trza retować, eli sie chce, coby erbli je po nos… Ta starość ô godka trzeja mieć. Dzisio juże wiŷmy, co we polskim sŷjmie niŷ do sie sztajgnonć jom na miano „języka regionalnego”. I dawomy se z tym pokůj, skirz tego, co tera zbieromy 100 000 podpisůw pod zakonem, iże som my nacyjom, grupom etnicznom, a niŷ ôbycznymi Polokami. Eli nom sie udo dopisać do mýnszości etnicznych ślůnsko – ůwdy ze automatu godka tyż bydzie uznano. Tera sie do tego rychtujŷmy, a zdo sie, co zbiěrać bydymy ôd kwietnia do szŷrwca (ustawa dowo na to 3 miesionce). Tuż we lutowym numerze ô tym niě piszymy, bydymy zaś sprawa pilotować we marcu. Nale ô godce momy tekstůw możne i za tela. Na zajcie 3 treficie analiza, jako je kondycja naszŷj godki. I fest prawdziwo diagnoza – co we XXI wieku żodno godka niŷ może egzīstować bez literatury, bez pisanio w nij a czytanio. Na dole zaś zajty 8 poczytocie ô tym, co rostomaite ślůnski ôrganizacje, a widzane Ślůnzoki, planujom skuli 21 lutego zrychtować. Je hań tysz naszo akcjo. Piěknie proszŷmy do konkursa. Zaś cołko zajta 7, a połowina 8 tyż, som o naszŷj godce. Inakszŷj, skirz tego, co śpiěwanej. Badnijcie, Ślůnzoki ni majom swojich śpiěwek! A już tym barżyj swojich songůw, pieśniczek w kierych ôsprowiajom o hajmacie, ô autonomie, ô retowaniu godki. Czamu? A zaś we ostatnich dniach durś ftoś ôddowoł Ślůnzokůw do prokuratora (abo, jak godały nasze opy: do fiskoła) za to, co ubliżajom Polsce abo co chcom siě ôd Polski ôderwać. Ci, kierzy do prokuratora lecom nikej ni myślom o sia „nacjonalisty” inoś „polski patrioty”. I ani se niý pomiarkujom, co we XXI storoczu patriota to je ftoś, fto mo poszanowani do drugich nacyj, a niŷ zaś taki, fto chce inakszych zrychtować na swojo modła. I niě poradzom wymiarkować, co eli niŷ bydom w nos widzieć tych, kim my sie czujŷmy, to my jejch muszymy uważać za ôkupantůw. Nawet niŷ państwo polski – inoś tych „prawdziwych patriotów”. Ŏ tym, co na to fiskoły, czytejcie na zajtach 4 a 5. A zaś na zajtach 10 a 11 ô pomnikach. Ŏ tym, jak se Warszawa chce postawić pomnik, inoś płacić za to momy my. Tuż proszěmy do lektury. szef-reDAchtůr

nr 2 (27) LUtY 2014 issn 2084-2384 nr inDeksU 280305 cenA 1,50 zŁ (8% VAt)

W opolu uniwersytet jest … ukraiński? Na Uniwersytecie Opolskim powstaje sporo doktoratów z historii. Łudziłby się jednak ten, kto sądzi, że dzięki temu lepiej poznamy historię Śląska, a tym bardziej Górnego Śląska, którego Opole od 800 lat jest stolicą. Dzięki doktorantom tego śląskiego uniwersytetu łatwiej poznać historię wschodnich kresów szlacheckiej polskiej Rzeczypospolitej, bo doktoratów o tych polskich kresach jest tam więcej, niż o Śląsku…

W

idać to świetnie na przykładzie wykazu grantów, przyznanych na badania doktoranckie za rok 2012 (tych na 2013 Uniwersytet nie ogłosił publicznie). Już mniejsza z takimi tematami jak „Pozyskiwanie literatury amerykańskiej z zakresu etyki w archeologii”. Jak dla nas „pozyskiwanie literatury” to bardziej zagadnienie z dziedziny handlu czy złodziejstwa niż z historii, no ale my nie jesteśmy doktorantami na UO. Albo temat „Sztuka życia i przeżycia” (!) na badanie której doktorant dostał 2500 złotych. Na sztukę przeżycia tysiące emerytów dostają miesięcznie mniejsze kwoty, no ale oni zajmują się sztuką przeżycia od strony praktycznej a nie teoretycznej, tym bardziej z historii. Kiedy dochodzimy już do tematów badań także w redakcyjnym odczuciu związanych z historią, nasze zdziwienie nie maleje. Bo mamy tu „Dobra ordynackie i wolnodziedziczone za rządów Jana Sariusza, Tomasza

zapomnijmy, że to Górny Śląsk!

Uniwersytet w stolicy Górnego Śląska – Opolu. Tutejsi historycy mają niechęć do zajmowania się historią Ślaska! i Jana Sobiepana Zamoyskich” (więc dzisiejsza Lubelszczyzna), „Sport w Wilnie w okresie międzywojennym 1920 – 1939”,

we wczesnym średniowieczu” oraz „Koń w kulturze Mongołów”. Musi więc rodzić się pytanie, dlaczego mieszczący się na Górnym

Może chodzi po prostu o to, żeby historii Śląska nie badać, nie przypominać, nie propagować. Bo z każdej pracy naukowej będzie jasno wynikało, że Opole jest Górnym Śląskiem. A przecież wysiłek profesora Nicieji skierowany jest na udowadnianie, że to nie żadne Górny Śląsk, tylko jakiś Śląsk Opolski (albo Opolszczyzna). Czyli twór kompletnie w historii nieznany. „Spuścizny rodzinne i archiwa majątkowo gospodarcze polskiej szlachty w CPAHU w Kijowie” i tym podobne. My rozumiemy takie badania na uniwersytetach w Lublinie, w Białymstoku, niechby w Warszawie. Ale dlaczego w Opolu jest więcej badań o Kresach, niż o Śląsku. Bo owszem, o Śląsku też są. Na 17 tematów śląskie są dwa. „Socjotopografia miasta garnizonowego Koźle w latach 1743 -1874” oraz „Konwent kanoniczek regularnych na wyspie Piasek we Wrocławiu”. Dwa, raptem dwa. Tyle samo, co o historii zwierząt, bo mamy też „Zwierzęta w kulturze polskiej

Nazywanie Polski „bękartem wersalskim” przez Pawła Poloka nie jest wystarczającym powodem do wszczęcia dochodzenia przez rybnicką prokuraturę. Czy zatem każdy może „bezkarnie obrażać Rzeczpospolitą”? Słuszna argumentacja prokuratury powinna dać do myślenia wszystkim, którzy donos złożyli – czytaj str. 3-4

Śląsku uniwersytet ma taką awersję do badania śląskiej historii.

nie znają niemieckiego - Rzecz jest banalnie prosta – mówi prof. Anna Kocur, kierownik studiów doktoranckich w Instytucie Historii Uniwersytetu Opolskiego i wyjaśnia: - Nasi doktoranci, podobnie jak nasi studenci, nie znają języka niemieckiego i nie chcą się go uczyć. Nie da się natomiast badać historii Śląska przed 1945 rokiem nie znając tego języka.

- Byłoby znakomicie, gdybyśmy mogli to zrobić, aby uszanować wielkość Śląska, ale także podkreślić to, że Śląsk i śląskość jest w dalszym ciągu Polsce potrzebna – powiedział Komorowski. Tak, jakby i bez tego nie było oczywiste, że to Polska potrzebuje Śląska a nie Śląsk-Polski. Ale żeby Śląsk musiał budować Warszawie pomniki? - czytaj str. 10-11

To oczywiście prawda. Ale jeden z doktorantów (chęć zachowania anonimowości jest oczywista, a język niemiecki on zna) twierdzi, że to jednak promotor narzuca mu temat kresowy. Nie wiemy jak jest naprawdę, ale rzeczywiście, poza doktoratami, Uniwersytet Opolski angażuje się w takie przedsięwzięcia naukowe jak „Bałtyk w średniowieczu i w czasach nowożytnych” . Konferencję na ten temat organizował wspólnie z Uniwersytetem w Petersburgu. To drugie miasto jest oczywiste, bo leży nad Bałtykiem. Ale czemu jego polskim partnerem nie są Gdańsk albo Szczecin, tylko Opole? Czyżby uważano na tutejszym uniwersytecie, że Śląsk leży od morza do morza?

Uciekają przed Górnym Śląskiem Trudno nie odnieść wrażenia, że Uniwersytet niezbyt zachęca swoich doktorantów Dokończenie nA str. 2

Rak je we każdŷj dziedzinie. Baji we kuchnie. Kiery teraz młody Ślůnzok, ze tych, kierzy na fejsbuku piszom, co znajom ślůnsko godka, wiě co to je ôwiezina, zozwůr, skurzīca abo kastrol? Znajom nudle a nudelkula, modro kapusta, kołocz, szolka a bysztek – i to juże tela – czytaj str. 7-8


2

LUtY 2014 r.

zapomnijmy, że to Górny Śląsk! Dokończenie ze str. 1 do tematyki śląskiej. Jedna z nich nie ma bowiem problemu z czeskim (niemal identycznym ze słowackim), jeśli pisze doktorat na temat: „Polityczne aspekty obchodów rocznic słowackiego powstania narodowego 1945 – 1989”. Czyżby ten młody naukowiec nie był w stanie pisać doktoratu o Górnym Śląsku, podzielonym po 1945 roku między Polskę a Czechosłowację (a potem Polskę, Czechy i Słowację)? Temat wydawałoby się w Opolu bardziej oczywisty. Słowa pani profesor Kocur są zapewne prawdą, i bariera językowa utrudnia pisanie doktoratów o Śląsku. Pozostaje jednak pytanie, co jest wart uniwersytet, istniejący na terenach przez 700 lat należących do Niemiec, w regionie zamieszkałym i dziś przez niemieckich autochtonów – jeśli jego historycy nie chcą się nauczyć języka, który kształtował historię tego regionu? Dla nas historyk z Opola nie znający niemieckiego, jest tyle samo wart, co historyk ze Lwowa nie znający

Historykom z Opola przypominamy, jak wygląda historyczny Górny Śląsk. Teren, na którym pracują. że nie tak należy mówić. Może dla magnificencji Nicieji strój też jest ważny. Ale dla każdego fachowca w miejscu pracy najważniejszy jest warsztat. Dla naukowca jest to warsztat badawczy. A warsztat badawczy historyka na Śląsku bez niemieckiego jest tyle samo wart, co warsztat ślusarza bez śrubokrętów.

Mamy tu „Dobra ordynackie i wolnodziedziczone za rządów Jana Sariusza, Tomasza i Jana Sobiepana Zamoyskich”, „Sport w Wilnie w okresie międzywojennym 1920 – 1939”, „Spuścizny rodzinne i archiwa majątkowo gospodarcze polskiej szlachty w CPAHU w Kijowie” i tym podobne. My rozumiemy takie badania na uniwersytetach w Lublinie, w Białymstoku, niechby w Warszawie. Ale dlaczego w Opolu jest więcej badań o Kresach, niż o Śląsku. polskiego. Czyli może i nauczyciel historii, ale już badacz w żadnym razie. I to powinien sobie wziąć do serca rektor tej uczelni, prof. Stanisław Nicieja, sam też historyk, który na spotkaniu opłatkowym mówił: - Mieszkam na ulicy, na której są dwa skupy złomu. Przychodzą tam menele i przynoszą puszki po piwie. Patrzę na ich strój i często widzę na moim uniwersytecie ludzi tak samo ubranych. Nie odróżniam profesora od menela. W świecie akademickim ktoś o tym musi mówić, że nie tędy droga,

Może jednak prawda jest jeszcze bardziej banalna, niż mówi prof. Kocur. Może chodzi po prostu o to, żeby historii Śląska nie badać, nie przypominać, nie propagować. Bo z każdej pracy naukowej będzie jasno wynikało, że Opole jest Górnym Śląskiem. A przecież wysiłek profesora Nicieji skierowany jest na udowadnianie, że to nie żaden Górny Śląsk, tylko jakiś Śląsk Opolski (albo Opolszczyzna). Czyli twór kompletnie w historii nieznany. DAriUsz DYrDA

W odróżnieniu od Lwowa, Wilna czy Zamościa, które zawsze leżały na peryferiach wielkich europejskich wydarzeń europejskich – Śląsk wielokrotnie leżał w ich centrum. Podczas Wojen Husyckich (XV wiek), wojen religijnych (XVI) wiek, Wojny Trzydziestoletniej (XVII wiek), Wojny Siedmioletniej (XVIII wiek), Wojen Napoleońskich (XVIII i XIX wiek), Zjednoczenia Niemiec (XIX wiek) – to co działo się na Śląsku było nierzadko kluczowe dla losów całego kontynentu i świata. Tematyka ta wciąż słabo jest przez historyków zbadana. To wspaniałe pole badawcze dla młodych naukowców z Katowic, Opola, Wrocławia. A jednak tych opolskich wcale to nie interesuje…

Poseł John Godson (Polska Razem) 29 stycznia w Dzienniku Zachodnim na pytania dotyczący refleksji ze spotkań z mieszkańcami z Bielska-Białej, powiedział: Miałem okazję przejść przez ulicę 11 Listopada. Piękny miasto. Bielsz-

Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: poczta@naszogodka.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Druk: Promedia, Opole Nie zamówionych materiałów redakcja nie zwraca.

sonŚ skarży się do onz Po wyroku Sądu Najwyższego z 5 grudnia 2013 roku, który cofnął wpis do Krajowego Rejestru Sądowego i w rezultacie sprawa trafiła do ponownego rozpatrzenia w Sądzie Okręgowym w Opolu, Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej poskarżyło się do Organizacji Narodów Zjednoczonych.

„Na początku lutego Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej przesłało do dwóch komitetów Organizacji Narodów Zjednoczonych relację z procesu SONŚ oraz wymianę pism jakie środowiska śląskie prowadziły w ostatnich 2 latach z instytucjami

rządowymi w Polsce” – informuje stowarzyszenie w swoim oficjalnym komunikacie. Te dwie agendy ONZ to Komitet Praw Człowieka (HRC) oraz o Komitet ds. Likwidacji Wszelakich Form Dyskryminacji Rasowej (CERD). – Mamy głębokie przekonanie, że jesteśmy traktowani nierówno. Nam, jako słabszej stronie, należy się opieka od strony silniejszej, czyli od Polski – mówi Jerzy Ciurlok, rzecznik prasowy SONŚ. Pisma, które SONŚ skierowało do ONZ poruszają kwestie równościowe, gdyż w 2014 Polska będzie procedowana przez ONZ właśnie odnośnie problemów dyskryminacji mniejszości. Organizacja Narodów Zjednoczonych przyjrzy się dokładnie, w jakim

odszedł biskup diecezji katowickiej kościoła ewangelicko-Augsburskiego

Pożegnaliśmy ks. tadeusza szurmana Ksiądz biskup zmarł 30 stycznia. Był człowiekiem wielkiego spokoju i jeszcze większej wiary. Pokorny i skromny. W odróżnieniu od katolickiego arcybiskupa Wiktora Skworca nie zaangażował się w narodowościowe manipulacje. Chrześcijaństwo było dla niego chrześcijaństwem, a nie walką ideologiczną. Kościół był dla niego chrystusowy, a nie jak dla Skworca – polski.

D

ługo chorował. Podchodził do choroby tak jak powinien podchodzić każdy wierzący człowiek. „Godziłeś się z nią, ale nie jako fatalista, ale jako człowiek wiary” -mówił w trakcie uroczystości pogrzebowej ks. Ryszard Bogusz, biskup diecezji wrocławskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, która odbyła się 3 lutego. Ks. Tadeusz Szurman został pochowany na cmentarzu ewangelickim przy ul. Francuskiej w Katowicach. W kondukcie żałobnym szło kilka tysięcy osób, m.in. Yehoshua Ellis, naczelny rabin Górnego Śląska, arcybiskup Damian Zimoń,

europoseł Jerzy Buzek, lider RAŚ Jerzy Gorzelik i wiele innych znamienitości. Ostatnie życzenie Tadeusza Szurmana nie dziwi nikogo. Życzenie, aby zamiast pogrzebowych kwiatów złożyć ofiarę na szczytny cel (Ewangelickie Centrum Diakonijne „Słoneczna Kraina” w Katowicach) pasuje do tego dobrego i miłosiernego duszpasterza. Brakuje go, a wielu Ślązaków żywi niepokój, kim okaże się ten, kto nastanie po

I gryfnie to tak, drodzy bielszczanie, cyganić murzīna? Dyć to rasizm. Parlamentarzyście RP trza przeca wytup likować polekku, co chocia chneda wszyjscy we Bielsku to gorole, przybyciny, (ôn to akurat chyci wartko), to samo Bielsko je na Wiěrchnim Ślůsku. A pon poseł winien baji filnonć do wikipedie, a nie dać sobie wiěszać nudli. Dyć kiej powtarza, co, Bielsko niŷ je na Ślůsku, to idzie ô nim myśleć, co je sto lot za murzīnami.

Aleksander Król, dziennikarz Dziennika Zachodniego (DZ, 17 styczeń 2014): Czasu nie potrzebowano w Krzanowicach, które zasłynęły z tego, że stały się pierwszą gminą na Górnym Śląsku, w której w każdej miejscowości stanęły dwujęzyczne tablice: w języku polskim i niemieckim.

Panie redachtorze, trza sie było we redakcji dopytać, to by wom pedzieli, iże takich tabul je na Ślůnsku mocka. We becirku opolskim, strzeleckim, kozielskim a inakszych – we

jednak okazało się, jak srodze się zawiedliśmy, okazało się że zamiast pasterza w katowickiej archikatedrze zjawił się polonizator. Który bardziej niż Słowo Boże, głosi słowo polskie. Który nawet z Tragedii Górnośląskiej, gdzie Polacy urządzili Ślązakom straszny los – robi martyrologię Ślązaków. Ksiądz Tadeusz Szurman nigdy nie dał się wciągnąć w takie gry. Zabrakł go jednak dokładnie wtedy, gdy abp Wiktor Skworc próbuje

Tadeusz Szurman nigdy nie dał się wciągnąć w takie gry. Zabrakł go jednak dokładnie wtedy, gdy abp Wiktor Skworc próbuje tę historyczną prawdę przekształcać na polską modłę. Jakżeż więc nie czekać z obawą, czy i nowy ewangelicki biskup nie pójdzie tą drogą. nim. Znów nawiązując do potężniejszego u nas Kościoła Katolickiego – gdy w 2011 roku odszedł na emeryturę abp Damian Zimoń, cieszyliśmy się, że na jego miejsce przyszedł kolejny Ślązak, Wiktor Skworc. Wierzyliśmy, że tak, jak jego poprzednicy, Damian Zimoń, Herbert Bednorz, Stanisław Adamski – będzie rozumiał śląską duszę i dbał o tożsamość naszego regionu. Rychło

homo sapiens pedzioł tak

czanie są bardzo gościnni. No i dowiedziałem się, że nie jesteście Ślązakami, a zawsze myślałem, że jesteście nimi.

stopniu w Polsce respektowane są prawa mniejszości. To świetna okazja, żeby pokazać światowej organizacji, jak traktowani się w demokratycznym państwie jego obywatele. – My zabiegamy o uznanie naszych aspiracji. Jak można nie uznać tego, co w Spisie Powszechnym zadeklarowało 800.000 osób? Dlaczego ktoś arbitralne uznaje, że te 800.000 nie ma racji w swojej własnej sprawie? Że mija się w ocenie, kim tak naprawdę jest – mówi Ciurlok. Oczywiście wystąpienie d ONZ nie przekreśla możliwości skarżenia się w Europejskim Trybunale Praw Człowieka. Na razie jednak nie wyczerpano drogi prawnej w Polsce, rozprawa opolska będzie miała miejsce 7 marca.

cołkij ôpolskij tajli Wiěrchnigo Ślůnska. Krzanowice som tak samo na Gůrnym Ślůnsku jak Izbicko (Stubendorf) abo Dobrodzień (na tabuli tyż Guten Tag) a inne, tela, że leżom we tajli katowickij. No ale przeca we gůrnoślůnskim cajtungu, jakim je DZ, wiedzom chyba, co Ŏpole, Izbicko, Dobrodzień, Strzelce, Kędzierzyn – to tyż Gůrny Ślůnsk, pra?

Grzegorz Łukaszek, przewodniczący rady miasta Mysłowice (DZ, 17 styczeń 2014): Nam nie chodzi o autonomię w

tę historyczną prawdę przekształcać na polską modłę. Jakżeż więc nie czekać z obawą, czy i nowy ewangelicki biskup nie pójdzie tą drogą. Obawy to wcale nie takie płonne, zważywszy, że najbardziej znanym śląskim ewangelikiem jest dziś Jerzy Buzek. Czyli też ktoś, kto odmienności Śląska uznać nie chce – chociaż to jego własny krewny pisał w 1920 roku statut śląskiej autonomii. (PZ) pełni tego słowa znaczeniu, oderwanie Śląska od Polski. Popieramy jednak idee, które mówią o tym, że więcej pieniędzy powinno zostawać tu, na Śląsku, więcej środków powinno być do dyspozycji samorządów, przewodniczący Rady Gminy Mysłowice.

Jerombol, panie Łukaszek, niŷ růbcie gańby! Co to je „autonomia w pełni tego słowa znaczeniu”? Autonomia zawdy mo ôgraniczěnio, skirz tego, co jakby jejch ni miała, to by była państwowościom a nie autonomiom! Fto jak fto, ale samorzxondowiec, tym barżyj ze Ślůnska, winiěn wiedzieć, co autonomia a samorząd to je chneda to samo. Kaj wyście sie panie Łukaszek chowali, co jeszcze tego niě miarkujecie?


3

LUtY 2014 r.

We rozkroku

Godka – je blank dobrze, abo blank źle Trzý lata nazod, skuli konkursu „Po naszemu czyli po śląsku” profesor Jan Miodek pedzieli, co tŷn konkurs to je po prowdzie skansen, a godka sie traci. I mieli profesor Miodek recht – możne i Maria Pańczyk, kiero tŷn konkurs godnij, jak 20 lot rychtuje, mo i zocne intencje, nale wcisko godka we skansen. A ze skansenu dali je inoś jedna cesta – do muzeum.

I

eli godka niŷ stonie sie obycznom godkom, kierom sie godo we robocie, we amcie, we markecie – to pomre. Gibcij abo wolnij, ale pomre. Pytanie inoś, czy juź niě je nieskoro, czy idzie jeszcze godka zretować. To je wykludzić jom ze skansenu nazod do życio naszŷj społeczności. Terozki je ôkazjo, coby te pytanie zadać: 21 lutego momy Dziŷń Rodnij Godki. Ŏ godce piszŷmy we Cajtůngu durś. Nale chneda zawdy ô tym, jak je ze uznaniěm jij bez polski sejm, jak ze walkom ô to uznanie. A przeca je sprawa ważniejszo: ôto, czy naszo godka zetrwo. Czy za dwaiścia abo trzīiści rokůw bydom ludzie, kierzy poradzom niom ôsprowiać, we nij rajcować, wadzić sie. Abo tyż godka pominie, a ôstanie po nij ino „gŷlynder” „ja?”, „kaj?” a pora inakszych ausdrukůw, wkludzanych go godki polskij. Tak, jako to dzisio robiom rostomaite ślůnskie aktywisty, kiere za godkom skwolajom, nale godać we nij niě poradzom. Tuż trza pytać tego 21 lutego, jak bydzie. Tego pedzieć po prowdzie niŷ idzie, tuż momy starość ôdpedzieć, jako je dziś. Je naszo godka we ofensywie, abo wartko sie traci?

erzace miast godki Niŷ ma prostŷj ôdpowiedzi. Skirz tego, co som symptomy, iże godka się traci – ale som tyż inaksze. Co je ôna we festelnŷj ôfensywie. Ŏ traceniu sie, ô pomijaniu, ani godać niŷ trza. Kożdy, fto choć trocha poradzi godać wiě przeca, iże te rostomaite wicmany, Hanke a Grzegorz Stasiak, muzykanty jak Szołtysik a „Wesołe Trio” wcale niŷ używajom ślůnskij godki, ino jakigoś erzacu, kiery mo jom przed Polokami udować. A dzisio już mało kaj idzie rychtyczno godka posuchać.

„Głos się zrywo, dusza śpiywo” – czyli operetka Mariana Makuli. Po śląsku, ale bez soroństwa A tak po prowdzie najlepszym dowdem na tracenie sie godki je akcjo „Zapomniane Śląskie Słowa” Dziennika Zachodniego. Kiej Dziennik osprawio ô tych przypomnianych słowach a ôroz wyliczo te ôd koła: Pisze DZ: „I tak: "gypehalter" (lub "gypekhalter" i "pakynhalter") to bagażnik. "Szusblech" - błotnik. "Szpajchy" - szprychy. "Lynkiera" (lub "lynsztanga", "lyngsztanga") - kierownica. "Brymza" - hamulec. "Blynda" - lampa. "Kurbla" - korba. "Pyndala" - pedał. "Gloczka" - dzwonek.” I to je przeca dowód tracenio sie godki. Bo dwaiścia lot nazod ślůnskie karlusy tak ôbycznie godały. Tera do jejch bajtli to już słowa „zapomniane”. I tak je we każdŷj dziedzinie. Baji we kuchnie. Kiery teraz młody Ślůnzok, ze tych, kierzy na fejsbuku piszom, co znajom ślůnsko godka, wiě co to je ôwiezina, zozwůr, skurzīca abo kastrol? Znajom nudle a nudelkula, modro kapusta, kołocz, szolka a bysztek – i to juże tela. A przeca jedna kuchnia to je niŷ menij jak 200 ślůnski słůw, inakszych ôd polskich. Fto se ô tym pomedykuje, těn wiě, iże je ale źle.

W ofensywie, ale belejako Poranoście lot nazod, kiej boły we szkołach konkursy godki, to jurory pytały bajtli, ô roztomaite ślůnski sło-

wa. Terozki bywo ze tym roztomaicie. Lepij niŷ pytać, skirz tego co pokoże sie, co żoděn ś nich niŷ zno godki. Eli to som ci, kierzy godka majom we zocy, to jak je ze tymi, kierzy jom majom kaś? To je tragiczny ôbroz – nale trza zaro pedzieć, co je tyż wtůro połowina ôbrozka. Festelnie radosno. Ŏ kieryj idzie pedzieć inoś tak: godka je w natarciu! Charakterystyczne jest właśnie to sformułowanie: w natarciu. Dziś trudno znaleźć przestrzeń publiczną, do której się ona nie wdziera. Symbolem tego mogą być opłatomaty, ustawiane przez tyski Urząd Miasta dla mieszkańców. Wśród kilku wersji językowych obsługi urządzenia jest także ta po śląsku. To dowodzi, że nie tylko zapaleńcy-amatorzy, ale też urzędy dostrzegają potrzebę komunikowania się z autochtonami w ich własnej mowie. Czasami na poziomie wyższym, niż ci autochtoni się posługują. Bo opracowują je ci, którzy znają godkę znacznie lepiej, niż przeciętny Hanys. Ale natarcie godki widać przede wszystkim w kulturze. W muzyce od disco polo, przez ballady po metal – śląszczyzny jest pełno. Podobnie jak w kabarecie. W śląskich radiach i telewizjach, które starają się mieć jakieś audycje po śląsku. Eksplozję godki zauważamy w teatrze, gdzie coraz więcej zespołów wystawia sztuki po śląsku i o Śląsku. A gdy na to nałożyć jeszcze

setki stron internetowych, gdy nałożyć szkolne konkursy w godce – to można by powiedzieć, że jest świetnie. Można by, gdyby ilość przechodziła w jakość. Ale nie przechodzi. Jeśli w coś przechodzi, to raczej w bylejakość. To ślůnsko godka tych, kierzy po ślůnsku godać niě poradzom. Chociażby lubiana przez wielu Ślązaków strona internetowa www.gryfnie.com.

śląsku powie: „można to zrobić”? Przecież zawsze „idzie” a nie „może, można”. „Nahajcować w piecu”? Może i niektórzy tak mówią, ale najczęściej jest to jednak „słożyć w piecu”. No i wreszcie nie „w kuchni” tylko „we kuchni”, prawda? Tak więc jeden dowolny fragment, a błędów bez liku. A przecież www.gryfnie.com słusznie wymieniana jest jako jedna z najlep-

Można by powiedzieć, że godka ma się świetnie. Można by, gdyby ilość przechodziła w jakość. Ale nie przechodzi. Jeśli w coś przechodzi, to raczej w bylejakość. To ślůnsko godka tych, kierzy po ślůnsku godać niě poradzom. Bierzemy pierwszy lepszy jej tekst: „W kuchni kożdy może być majster, styknie gryfny fortuch, coby sie niy pokidać i może sie brać do roboty.Naprzód trzeja nahajcować w piecu, chocioż terozki styknie ino naciś knefel (cz. knoflík) i idzie warzić.” I ktoś, kto zna śląską mowę, załamuje ręce. Co to jest „fortuch”? Po śląsku jednak zopaska, ale na „gryfnie.com” uważają widać, że wystarczy w „fartuchu” zmienić „a” na „o”, żeby powstało śląskie słowo. Zresztą identycznie w zdaniu tym stworzono słowo „chocioż”. Nie ma takiego w śląskiej mowie. Dalej czytamy „może brać sie do roboty”? Po jakiemu to jest? Po śląsku? Żart chyba. Po śląsku zdanie to brzmiałoby: „idzie chytać sie roboty”. Bo u nas roboty się nie bierze, tylko chyto czyż nie? I kto po

szych. Na innych stronach, w innych radiach, telewizjach, ta godka wykoślawiona jest o wiele bardziej. Wszelkie rekordy bije tu telewizja TVS, która funduje nam jakąś straszną karykaturę godki, która może podobać się w Warszawie i Sosnowcu, ale na pewno nie Ślązakowi, który zna mowę swoich ojców. Ta mowa a’la TVS ma tyle wspólnego ze śląskim, co zdanie „ja z moją sister pójdziemy po lanczu do cinemy” – z językiem angielskim. Angielskie słowa są, języka angielskiego nie ma.

są miejsca, gdzie godka jest poprawna W muzyce, w teatrze jest często nie lepiej. Dokończenie nA str. 4


4

LUtY 2014 r.

Dokończenie ze str. 3 Choć nie oznacza to wcale, że wszędzie jest tak źle. Bo na przykład w Radiu Piekary jest bardzo dobrze, a tamtejszy felietonista Eugeniusz Kosmała (Ojgen z Pnioków) używa języka, którego Polak „za pierona niŷ wymiarkuje”. I składnia śląska, i słownictwo, a polonizmów praktycznie nie ma. Co najśmieszniejsze, Kosmała sam uważa się za Ślązaka-Polaka, ale uznaje godkę za język regionalny, a nie gwarę. W Radiu Fest można usłyszeć wiadomości po śląsku w wykonaniu Marka Szołtyska. Szołtysek wręcz twierdzi, że to polski dialekt, ale daj Boże, żeby choć 10 procent zwolenników języka śląskiego mówiło po śląsku tak, jak on. Bo to, czym posługuje się Szołtysek to jest rychtyczno ślůnsko godka. Jest jeszcze lokalna, rudzko-bytomska telewizja Sfera, gdzie duet Swaczyna-Baraniok przygotowuje po śląsku wiadomości. To także próbka prawdziwej śląszczyzny. Ale poza tym mamy do czynienia z jakimiś ję-

Ten znak jest symbolem regionalnej stacji telewizyjnej, ale mógłby też śmiało być logiem ośmieszania godki. Bo w TVS mamy do czynienia z jakąś jej straszną karykaturą. po śląsku, po polsku pisze jednak swoje powieści. – Polskie zdania buduje się automatycznie, myśl oddaję bez trudu. Po śląsku trzeba się czasem nagłowić, poszukać w pamięci zapomnianego śląskiego słowa. – mówi. Kiedy weźmiemy pod uwagę, że mówi to autor jedynego podręcznika mowy śląskiej, uznany jej ekspert, to rozumiemy skalę problemu. Bo jeśli tak trudno jest po śląsku pisać jemu, to cóż dopiero inni? Chociaż Dyrda dodaje: Ale mam solenny zamiar w najbliższym czasie zabrać się za pisanie powieści po śląsku. Powieści dla Ślązaków, dotykającej śląskiej duszy.

I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Żaden jeżyk nie rozwija się na ulicy, wśród kibiców na stadionie, w sklepie czy nawet radiu, telewizji, kabarecie. Język rozwija literatura. Tymczasem literatury po śląsku nie ma. zykowymi pokrakami. W teatrach też bywa różnie, ale trzeba powiedzieć, że poprzeczkę bardzo wysoko podnoszą konkursy „Gazety Wyborczej” na jednoaktówkę po śląsku. Roman Gatys, Leszek Sobieraj, Marcin Melon – by wspomnieć tylko niektórych laureatów, to autorzy którzy swój talent literacki potrafią wyrażać w śląskiej godce. Plus oczywiście Dariusz Dyrda, którego „Marika” bije na śląskich scenach rekordy popularności. Wszyscy oni piszą po śląsku – ciekawie i dobrze językowo. Tylko kto to czyta?

nie ma języka bez literatury I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Żaden język nie rozwija się na ulicy, wśród kibiców na stadionie, w sklepie czy nawet radiu, telewizji, kabarecie. Język rozwija literatura. Tymczasem literatury po śląsku nie ma. Kazimierz Kutz z rozbrajającą szczerością przyznał, że „Piątą stronę świata” napisał po polsku, bo niby kto po śląsku by to czytał? W przypadku Kutza dochodzi jeszcze ten element, że wiekowy reżyser mieszkając od ponad pół wieku w Warszawie, niemal godki zapomniał. Gdy próbuje jej używać, kaleczy prawie tak samo jak TVS. Na wielkiego pisarza wyrasta (a może już wyrósł) Szczepan Twardoch z Pilchowic. Ale także on pisze po polsku, bo to jest intelektualne tworzywo, w którym czuje się najpewniej. Jak wyjaśnia to Jerzy Ciurlok, śląski intelektualista: - kożdy, fto słuchoł Masztalskigo, kożdy, fto mie zno wiŷ, co poradza godać. No ale kiej przīchodzi do intelektualnego dyskursu, byda godoł po polsku, skirz tego co to je godka, we kieryj żech sie wyuczył, wybildowoł. To godka mojigo intelektu. I we nij lekcyj wyrazić mi myśl, jak we ślůnskij godce”. Potwierdza to także Dariusz Dyrda. Autor kilku świetnych sztuk (komedii)

Żeby pisać, ktoś musi czytać

Zarazem jednak zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt: - Poza tym problem z literaturą po śląsku nie jest nawet taki, kto ją napisze, tylko kto ją będzie czytał. My wszyscy chętnie słuchamy śląskich tekstów, ale mało kto chce je czytać. Nie mamy nawyku czytania po śląsku, przychodzi nam to z trudem. A literatura potrzebuje obu stron. I pisarzy i czytelników. A jeśli książki po śląsku nie będą czytane, to nie będą pisane. Wtedy mowa będzie obumierać, zostanie skansen. Przeciwdziałać próbuje Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej, które zaczęło wydawać „Kanon ślonski”. Sęk w tym, że do tych tłumaczeń literatury światowej na godkę można mieć jeszcze więcej zastrzeżeń, niż do „gryfnie.com”. Dlatego 21 lutego trzeba zadać pytanie, czy jesteśmy skazani na ten skansen. Na umieranie godki. I odpowiedzieć dość smutno: jeśli Ślązacy nie zaczną czytać po śląsku, to tak, to godka obumrze. Godanie na ceście, śpiěwki niŷ styknom. Abo godka rozwinie sie w wersji pisaněj, literackij, abo za poranoście lot bydzie ś niom szlus. Bo kożdo godka musi mieć muster. Mustrŷm polskij godki niŷ som Wojewódzki, Tusk, Doda ino durś Prus, Sienkiewicz, Szymborska, Pilch, Jerzy Urban, ks. Tischner. To ôni kreujom standardy polskij godki. Bez standardůw godka pomijo. A standardůw naszŷj na dzisio niŷ kreuje żodŷn. Latosi Dzień Języka Ojczystego je pod hasłem „Podręcznik do nauki języka”. My napiszemy szerzŷj: ksiůnżka we godce. Ino ksiůnżka poradzi godka zretować przed skansenŷm. ADAM MoĆko, JoAnnA norAs

Prokuratorzy ze zdrowym rozsądkiem

Póki co prokuratury na Górnym Śląsku wykazują się znacznie większym rozsądkiem, niż Sąd Najwyższy. Nie kwestionują faktów – a przede wszystkim nie zamierzają być narzędziem w ideologicznej, antyśląskiej wojnie. Którą rozpętują w ostatnich miesiącach „prawdziwi Polacy” donosząc do prokuratury na każdy przejaw samodzielnej śląskiej myśli.

Na

szczęście prokuratury najwyraźniej nie zamierzają ścigać „przestępstw” polegających na powiedzeniu tego, co mówi i myśli większość Ślązaków. I sprawy umarzają. W ostatnich tygodniach mieliśmy do czynienia aż z czterema takimi sprawami. Dwie z nich wynikły bezpośrednio po 5 grudnia 2013 – kiedy to Sąd Najwyższy zakwestionował prawo Ślązaków zrzeszania się według klucza etnicznego. To sprawy Pawła Poloka i Szczepana Twardocha, oskarżanych o zniewagę Rzeczypospolitej. Natomiast przeciw burmistrzowi Zdzieszowic Dieterowi Przewdzingowi skierowano wniosek do prokuratury, gdyż rzekomo godzi on w integralność państwa. No a Jan Rduch miał rzekomo popełnić przestępstwo gdzieś na styku tamtych dwóch. Ale jak wspomnieliśmy, prokuratury stają na wysokości zadania.

Wolnoć Poloku na fejsbuku Nazywanie Polski „bękartem wersalskim” przez Pawła Poloka nie jest wystarczającym powodem do wszczęcia dochodzenia przez rybnicką prokuraturę. Czy zatem każdy może „bezkarnie obrażać Rzeczpospolitą”? Słuszna argumentacja prokuratury powinna dać do myślenia wszystkim, którzy donos złożyli.

Podpis pod zdjęcie: Paweł Polok mówiąc o polsko-śląskich relacjach nie przebiera w słowach. Ale jak widać zna granice. strzegło wyczerpanie znamion przestępstwa znieważenia Rzeczpospolitej, zagrożonego karą do trzech lat pozbawienia wolności. Na szczęście prokuratura wyszła ze słusznego założenia, iż to co ktoś

- Nigdy moim zamiarem nie było ubliżanie państwu polskiemu, znieważenie go. Wprost przeciwnie, chciałem tylko wyrazić swoją złość, że to państwo ubliża mi, znieważa mnie, twierdząc ustami swojego najważniejszego sądu, że ja, mi krewni, moi znajomi – nie istniejemy! Bo państwo nie chce uznać naszej tożsamości – wyjaśnia Paweł Polok. A były to aż cztery zawiadomienia: dwa od stowarzyszeń, jedno od osoby prywatnej i jedno od Michała Wójcika z Solidarnej Polski. Aż tyle osób do-

pisze na swoim prywatnym, internetowym profilu nie jest wypowiedzią publiczną. Przypomnijmy, iż wpis internetowy pisarza Szczepana Twar-

docha nt. wyroku Sądu Najwyższego odmawiającego zarejestrowania Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej o treści: „Pierdol się Polsko” również skutkował donosem do prokuratury. Już dwa numery temu gratulowaliśmy Twardochowi „uprzejmych znajomych”, gratulujemy i Polokowi. „Odmówiliśmy wszczęcia postępowania przede wszystkim dlatego, że wspomniana wypowiedź została umieszczona na prywatnym profilu, a więc nie była wypowiedzią publiczną, bo nie wszyscy mieli do niej dostęp. Publiczną wypowiedzią stała się dopiero wtedy, kiedy nagłośniły ją media. Uznaliśmy, że wypowiedź


5

LUtY 2014 r. na fejsbuku nie ma charakteru publicznego znieważenia, więc nie doszło do złamania art. 133 Kodeksu karnego” – powiedziała zastępca prokuratora rejonowego, Malwina Pawela-Szendzielorz. Dodajmy, że za naruszenie tego artykułu grozi maksymalnie do trzech lat pozbawienia wolności. Paweł Polok od początku wiedział, że jego wypowiedź nie jest przestępstwem. „To kuriozalne”- powiedział o doniesieniu na niego. Tym bardziej, że bękarci wpis został usunięty i jak słusznie przyznała prokuratura – „nie ma możliwości weryfikacji”. Donosiciele powinni zatem na przyszłość zabezpieczać dowody (jest taki magiczny guzik na każdej klawiaturze komputerowej, zwą go print screenem). Przede wszystkim jednak należy sobie uświadomić, że upublicznianie prywatnych wypowiedzi nie wystarczy do tego, żeby kogoś oskarżyć. - Nigdy moim zamiarem nie było ubliżanie państwu polskiemu, znieważenie go. Wprost przeciwnie, chciałem tylko wyrazić swoją złość, że to państwo ubliża mi, znieważa mnie, twierdząc ustami swojego najważniejszego sądu, że ja, moi krewni, moi znajomi – nie istniejemy! Bo państwo nie chce uznać naszej tożsamości – wyjaśnia Paweł Polok.

Poznańskie pie… lenie Z innego założenia niż rybnicka – wyszła prokuratura poznańska. Postanowiła wszcząć jednak dochodzenie w sprawie słów Szczepana Twardocha – „Pierdol się, Polsko!”. Okoliczności, kiedy pisarz użył swoich słów były identyczne, jak w przypadku Poloka. Tuż po ogłoszeniu werdyktu przez Sąd Najwyższy, 5 grudnia. "Kilkaset tysięcy ludzi zasadniczo myli się w kwestii własnej tożsamości etnicznej; sędzia z Warszawy wie lepiej, bo tak go w szkole nauczyli. Pierdol się, Polsko” - napisał Twardoch na swoim fejsbukowym profilu. Dostępnym zresztą tylko dla zarejestrowanych na nim znajomych pisarza. Widać jednak że dobiera sobie kiepsko znajomych, bo któryś zaraz tę prywatną opinię, wyrażoną do kolegów, upublicznił. I zaczęły się problemy. Początkowo jedynie „polscy patrioci” wylewali w Internecie na jego głowę setki kubłów pomyj (a Ślązacy masowo się z Twardochem solidaryzowali). W pewnym momencie jednak poznański prawnik Michał Boruczkowski poczuł się przez Twardocha na tyle urażony, że złożył doniesienie do prokuratury. Mecenas Boruczkowski twierdzi, że kto jak kto, ale pisarz zna wagę i moc słów. Doniesienie dotyczyło złamania tego samego – co w przypadku Poloka – artykułu 133 kk. Dziwactwo naszego prawa polega już na tym, że sprawą zajmuje się nie prokuratura katowicka, chociaż to tutaj Twardoch siedział przy komputerze i pisał na fb, tylko poznańska, bo tam siedział pan Boruczkowski, który to przeczytał. I pisarz będzie się musiał udać do Wielkopolski, żeby go tam przesłuchano. W sumie i tak ma szczęście, że nie doniósł na niego tego jakiś prawnik z Białegostoku

albo Gdańska. Czyż jednak potencjalny przestępstwem nie powinna zajmować się prokuratura najbliższa jego popełnienia? To jednak wątek uboczny. Główny jest ten, że prokuratura w Poznaniu, inaczej niż w Rybniku, nie umorzyła sprawy. Zdecydowała się wszcząć postępowanie w sprawie Twardocha. Prokuratury nie interesuje kontekst, nie interesuje, że były one użyte jako odpowiedź na orzeczenie sądu. – Użyte słowa nie odnosiły się jednak do sądu, tylko do Polski - mówi Małgorzata Mikoś-Fita, zastępca prokuratora rejonowego Poznań Stare Miasto, która sprawę poprowadzi. Tam, w Poznaniu trudniej niż w Katowicach będzie wyjaśnić, że Twardoch na fb napisał to, co myślała zapewnie też większość jego znajomych, mających dostęp do tego profilu. Co myśli ogromna rzesza śląskich autochtonów. Pisarz, znający – jak słusznie zauważa mec. Boruczkowski - moc słowa po prostu mocno wyraził ten ból, towarzyszący decyzji sądu. Prawnikom chodzącym po katowickich ulicach łatwiej to zrozumieć, niż tym, którzy chodzą po ulicach Poznania.

Inna sprawa, że cała ta sprawa z donosem jest dla Twardocha wodą na młyn. Po 6 grudnia – gdy skomentował orzeczenie sądu - sprzedaż jego powieści, zwłaszcza ostatniej, „Morfiny”, bardzo podskoczyła. Ponownie po oddaniu go do prokuratury. Pisarz intelektualny trafił do masowych mediów. Bez tego o nim samym, i o jego prozie, byłoby znacznie ciszej. Wśród tych komentarzy znajduje się zdanie: "Po zakończeniu II wojny światowej, reżim hitlerowski zostaje zastąpiony komunistyczną i polską okupacją.". Książka jest na rynku od 5 lat ale dopiero ostatnio to zdanie zaczęło komuś przeszkadzać. I do-

może jest nadal) – to temat co najmniej na habilitację z prawa międzynarodowego. Tak więc proces Rducha mógłby trwać latami, i w sądzie można by się spierać, czy Śląsk po 1945 był czy nie był pod polską okupacją. Po co to komu?

W Poznaniu trudniej niż w Katowicach będzie wyjaśnić, że Twardoch na fb napisał to, co myślała zapewnie też większość jego znajomych, mających dostęp do tego profilu. Co myśli ogromna rzesza śląskich autochtonów. Pisarz, znający – jak słusznie zauważa mec. Boruczkowski - moc słowa po prostu mocno wyraził ten ból, towarzyszący decyzji sądu. Prawnikom chodzącym po katowickich ulicach łatwiej to zrozumieć, niż tym, którzy chodzą po ulicach Poznania.

rduch nie; Przewdzing – nie wiadomo

Swój rozsądek rybnicka prokuratura potwierdziła także w sprawie Jana Rducha. Ten rybnicki działacz śląski i turystyczny jest autorem albumowej książki „Śląsk ziemia nieznana”. Rduch opisuje w niej swoje wycieczki po Śląsku, po jego części polskiej i czeskiej, oraz dzieli swoimi licznymi refleksjami na temat religijności tych ziem, ich historii, spraw etnicznych. I pisze to z czysto śląskiego punktu widzenia.

niesiono do prokuratury. Ta jednak odmówiła zajmowania się sprawą rzekomego znieważenia państwa. Zrobiła to chyba w polskim interesie, bo w przeciwnym razie trzeba by udowadniać, że na Śląsku nie było w 1945 roku i później polskiej okupacji. O ile w przypadku ziem należących przed II wojną światową do Polski rzecz jest dość prosta, to Niemcy byli okupantem – o tyle zdecydowana większość Śląska, z Gliwicami, Opolem, Raciborzem, a przede wszystkim Wrocławiem w 1945 roku dostała się pod polską okupację. Kiedy w myśl prawa międzynarodowego przestała to być okupacja (a

Nie rozumie tego jednak wicewojewoda Piotr Spyra, który mówi: „-Zadziwia postawa tolerowania przestępstwa zniewagi Rzeczypospolitej Polskiej”. Nie rozumie on chyba, chociaż jest historykiem, że w zdaniu tym nie ma żadnej zniewagi Polski. Ale jego opinię podziela wielu „polakowców”. Nie znamy natomiast decyzji prokuratury w Kędzierzynie-Koźlu w sprawie burmistrza Zdzieszowic Dietera Przewdzinga. Od kilku miesięcy propaguje on ideę autonomii gospodarczej Górnego Śląska. Chociaż Przewdzing, inaczej niż RAŚ – podkreśla słowo „gospodarczej”, to i tak poseł PiS z woj. Opol-

skiego, Sławomir Kłosowski, złożył doniesienie do prokuratury. Twierdząc, że to wypowiedzi Przewdzinga mają znamiona separatyzmu, czyli zamiaru oderwania części terytorium od państwa. A to przestępstwo. Doniósł więc do prokuratury, i to generalnej. Ta jednak przesłała sprawę do Wrocławia, Wrocław do Opola, Opole do KędzierzynaKoźla. Prokurator z Kędzierzyna nie ma już gdzie niżej posłać, więc musi podjąć jakąś decyzję. - Czekam z ciekawością – uśmiecha się Przewdzing i dodaje: - Bo to śmieszne, że ktoś, kto był wiceministrem edukacji i nauczycielem wiedzy o społeczeństwie nie odróżnia autonomii od separatyzmu. Autonomia jest wewnątrz państwa, to pewna forma samorządności. Smutne, że takie rzeczy trzeba tłumaczyć posłom, mam nadzieję, że elementarza pojęć politycznych i prawniczych nie będę musiał tłumaczyć prokuratorom. Co najciekawsze, coraz więcej samorządów na Śląsku uchwala poparcia dla idei Przewdzinga: - Logicznie rzecz ujmując pan poseł powinien też donosić na władze każdej z tych gmin – śmieje się Przewdzing. PAULA zAWADzkA

O Janie Rduchu pisaliśmy już w czerwcu 2012 roku. Sprawa dotyczyła wówczas plafonu na liceum im. Powstańców Śląskich w Rybniku. Pan Rduch domaga się jego demontażu, gdyż jak wyjaśnia, na liceum humanistycznym nie powinno być rzeźby propagującej zabijanie ludzi i nienawiść. – To bodaj jedyny taki przypadek w Europie – mówi.


6

LUtY 2014 r.

!!! Zademonstruj swoja narodowość ślůnsko !!! Kup do sia, a do swoich krewnych na gŷszynki tresy, żeście som Ślůnzokoma.

35zł

30zł

We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!

35zł

35zł

5zł

35zł

A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?

35zł

35zł

35zł

35zł

30zł

30zł

5zł

Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53. www.naszogodka.pl, adres e-mail: poczta.naszogodka.pl, tel. 0-507-694-768, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis.

Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze. Dopisać, że „ Towar do nabycia w każdą i sobotę i niedzielę na terenie Krytej Pływalni w Lędzinach przy ul. Lędzińskiej 14


7

LUtY 2014 r.

Śląskość nie dorobiła się własnych songów. czyja to wina?

ten ruch jest niemy

Wyrwij murom zęby krat Zerwij kajdany, połam bat A mury runą, runą, runą I pogrzebią stary świat

zaśpiewać nie mają co. Gdy spotykamy się na happeningach, na festynach, na imprezach, Nie przyjdzie nikt z gitarą. No bo co mamy niby zaśpiewać? Przecież nie „poszła Karolina do Gogolina” a tym bardziej nie „Ja śląski górnik, silny jak tur”. Nie mamy swoich śląskich odpowiedników „Pierwszej brygady”, ale też „A wszystko te czarne oczy, gdybym ja je miał” czy „Hej, sokoły”. A może też – jak mówi obok Jola Literska – mamy, tylko o nich zapomnieliśmy. Tym bardziej nie mamy hymnu. Trudno za śląski hymn uznać też choćby niemiecką piosenkę o Anabergu, nawet z (dość kiepskim ) przekładem na śląski. Zresztą nie o hymn idzie. Tylko o song, o balladę, która – jak „Mury” – opowie o tym, co nas boli, co nam w duszy gra.

Potrzebujemy naszych Murów

S

Najnowsza historia Polski potwierdza słowa Seegera. „Solidarność” miała swoje wielkie songi. Gdy Pietrza śpiewał „żeby Polska…” – cały amfiteatr śpiewał wraz z nim.

łowa tej piosenki są zrośnięte z historią Solidarności równie mocno jak osoba Lecha Wałęsy. Polacy walczący z totalitaryzmem śpiewali Mury a jeszcze bardziej ich słuchali. Śpiewali „Żeby Polska była polską, od Chicago do Tobolska”, a jeszcze częściej słuchali, jak śpiewa Pietrzak.

jego protest songi towarzyszyły amerykańskiej walce z dyskryminacją rasową. To jego zaangażowane ballady śpiewali przeciwnicy wojny w Wietnamie. Jego pieśń „We Shall Overcome” z 1959 stała się światowym hymnem kontrkultury, a Bob Dylan zawsze powtarzał, że jest uczniem Seegera. Seeger zmarł 27 stycznia, w wieku 95 lat. Gdy

Trudno za protest-song uznać stadionową przyśpiewkę podskakujących na stadionie kibiców Ruchu Chorzów. Wykrzykując – bo przecież nie śpiewając - „Fto niy skoko tŷn je gorol” można demonstrować na stadionie przywiązanie do śląskości, ale poza stadionem wyglądałoby to idiotycznie. Poza tym „skokaniem” daremny trud szukać śląskich pieśni. Bo jak wielokrotnie powtarzał Pete Seeger, niemal stuletni wielki bard Ameryki, każdy autentyczny wielki ruch społeczny ma swoje piosenki . Kto jak kto, ale Seeger wiedział o czym mówi. To Pieśń o Anabergu w wersji śląskiej

Gůrny Ślůnzek, rostomjyuy Hajmatland! Z Anaberga widźisz go až po som rant. I w nojgorszy czas tam ludzie wjerne som; Za ta ziymjo wszycko, co nojdrogsze, dom.

Hań, kaj w szachcie migo jyno szole ciyń, Hań, kaj flama z werku nocka mjyni w dziyń, Hań, kaj w ciymnych chaupach dycki jasno je, Hań, podwjela życio, myślom wrocom sie.

Hań, kaj śmjerć to czynsto je bergmůna los, Kaj kobjytki skromne, gryfnych dzouszkůw moc, Hań, kaj wele hołdy stou fatrowy dům, Hań žech zowdy důma, tam můj Hajmat mom.

Polski ruch społeczny „Solidarność” miał swoje wielkie songi. „A mury runą, runą, runą i pogrzebią stary świat” Gintrowskiego i Kaczmarskiego to był wręcz hymn tego ruchu. Uzupełniany czasem przez „Żeby Polska była Polską” Pietrzaka. Polacy swoją wielką polityczną drogę pomiędzy 1980 a 1989 rokiem przebyli przy tych piosenkach. „Mury” można było usłyszeć na każdym turystycznym szlaku, śpiewał je chłopak w pociągu, śpiewali studenci na imprezie, śpiewała familia imprezując na imieninach w Warszawie. Każdym zaśpiewaniem przypominali, czego chcą. Tymczasem któż dziś bardziej potrzebuje protest-songu, niż milionowa narodowość, której istnienia państwo nie chce uznać? Kto bardziej potrzebuje własnych „Murów”? A Ślązacy? A SONŚ? A Ślůnsko Ferajna? A RAŚ? Nawet cienia żadnej piosenki nie ma. Jeśli cokolwiek zbliżonego do śpiewu można usłyszeć z ust niektórych liderów naszych organizacji, to jest „fto niy skoko, ten je gorol”. Trudno jednak za protest-song uznać stadionową przyśpiewkę podskakujących na stadionie kibiców Ruchu Chorzów. Wykrzykując – bo przecież nie śpiewając - „Fto niy skoko tŷn je gorol” można demonstrować na stadionie przywiązanie do śląskości, ale poza staDokończenie nA str. 8

doszła do nas ta wiadomość i przypomnieliśmy sobie te jego słowa, że każdy wielki ruch społeczny, każda idea ma swoje piosenki, pomyśleliśmy z zadumą: a my? Czy my, Hanysy, mamy jakieś swoje piosenki. Coś, czym wyrażamy naszą tęsknotę za autonomicznym hajmatem? Coś o tym, że jesteśmy narodowością, której istnienia państwo nie chce uznać? Czemu nie mamy swojego Seegera?

nie mamy piosenek Wszystkie znaczące ruchy społeczne na świecie mają swoje piosenki, swoje protest-songi. Które śpiewają na swoich manifestacjach, marszach, happeningach. Tymczasem śląskość jest niema. Gdy Marsz Autonomii maszeruje ulicami Katowic, to przygrywa mu orkiestra górnicza. Żeby nie było cicho, bo maszerujący niczego nie śpiewają. Bo żadnych piosenek nie mają. Gdy w ramach Tragedii Górnośląskiej stoją nad grobami pomordowanych w latach 1945-48 Ślązaków, to ograniczają się do przemówień i wspólnej modlitwy. Bo

Pete Seeger, wielki bard Ameryki (zm. 27.01.2014 r) mawiał, że każda wielka idea ma swoje pieśni. Tuż kaj te ślůnski lidy?

Marian Makula to bodaj jedyny śląski bard. W dorobku ma wiele scenicznych aranżacji muzycznych oraz okazjonalnych piosenek. MAriAn MAKulA: Zmarły niedawno amerykański bard Pete Seeger padoł pono, że każdy większy ruch społeczny ma swoje pieśni które są jego symbolem. I tak zaiste było jest i będzie, jak w tym ukutym za komuny powiedzeniu że Związek Sowiecki był, jest i budiet. Jak jednak wiemy losy potoczyły sie inaczej. Niemniej minione rewolucje i przewroty miały nie tylko swoich Robespierrów, Wałęsów, Trauguttów czy Piłsudzkich ale też poetów i kuglarzy, którzy kłuli i rozmiękczali swoimi utworami skostniałe i niereformowalne systemy. Weźmy chociażby utwór „Żeby Polska była polską”, niepoprawnego prześmiewcy komunizmu Jana Pietrzaka, czy słynne „A mury runą, runą runą” Gintrowskiego, czy też „Autobiografię” Perfectu. Utwory te kształtowały narodową wrażliwość i na tej podstawie widać, że to ludzie kultury - a głownie twórcy, artyści - a nie politycy z pierwszych stron gazet urabiają grunt pod przyszłe zwycięstwa ludu. To nie działalność autonomistów na Śląsku obudziła tożsamość Górnoślązaków ale twórcy i wykonawcy, a zarazem piewcy, którzy przypominali ludziom o ich korzeniach, pokazując im dorobek pokoleń i zachowania którymi powinny się kierować. Toluś Skupiński, nie chwaląc się jo, a nawet Maria Pańczyk – zrobiliśmy więcej dla rozbudzenia językowego Ślązaków, niż dziesiątki konferencji i naukowych wystąpień. Działacze autonomicznych organizacji w odpowiednim dla nich momencie wyszli ze swoimi poglądami na zaorane , obsiane i kwitnące pole by zbierać żniwa pracy organicznej tysięcy znanych i nieznanych apologetów śląskości. Nie byłoby tego odrodzenia bez bardów, wicmanów, komediantów. Żeby kształtować społeczeństwo w należyty sposób trzeba przede wszystkim kłaść nacisk i środki na jego wykształcenie a zarazem umożliwiać i wspomagać samorealizacje jego członków z powiązaniu z korzeniami, z których nasza kultura sę wywodzi. Natomiast polityka ukierunkowana przez dzisiejszych trybunów ludu ubiegających sie ciągle o powtórny wybór i prowadzących politykę społeczną w myśl starej rzymskiej zasady „igrzysk i chleba” do niczego dobrego nie prowadzi. Stwórzmy ludziom warunki, to chleb sobie sami wypieką a igrzyska powinny być celem dla władzy a nie środkiem do władzy. Jednak nie ma igrzysk bez śpiewu. A kiedy zapomnimy śpiewać, to zapomnimy się też cieszyć, zapomnimy wierzyć. Chciałbym, by nasi trybuni o tym czasem pomyśleli.


8

LUtY 2014 r.

Dokończenie ze str. 7 dionem wyglądałoby to idiotycznie. Poza tym „skokaniem” daremny trud szukać śląskich pieśni.

imprezy pełne milczenia Najdobitniej pokazuje to Marsz Autonomii, a jeszcze bardziej mająca po nim od dwóch lat miejsce impreza „Dzień Górnośląski” na Placu Sejmu Śląskiego. Jest tam estrada, jest widownia. Są liczni, ślascy wykonawcy. I żaden z nich nie podjął nawet próby zaśpiewania czegoś, co porwałoby zebranych. Czegoś, co chwyciłoby za Fragment ballady Joli Literskiej. Także ten utwór po niewielkich przeróbkach świetnie nadawałby się na śląski protest-song. Choć muzycznie jest może nieco zbyt trudny, żeby go śpiewał tłum.. Tę balladę to jednak trzeba już umieć śpiewać. dejcie sie pozůr bo styknie tego przepadzitego luda chorego wejrzyjcie sie wszyndy szpas skuli głupot kastliki po brzegi wypchane

niŷ ma placu we szranku na te dinksy, gěszynki a na pieszczonki niě styko już rěnki zaś słychać jak wszyndy ludzie beblajom że durś za mało majom ref: wiela jeszcze musisz mieć żebys wiyncyj juz niy musioł chcieć

serce. Czego refren obecni na placu zaśpiewaliby z zespołem. Rodzi się pytanie, dlatego śląskie organizacje nie umieją dorobić się własnych piosenek? - Szykowałem nawet coś , co mogło tak zadziałać. Ale nagle okazało się, że w nowej formule Marszu nie ma miejsca na mój występ. Ale żadna inna śląskość zamiast mnie się tam jednak nie pojawiła. Po śląsku śpiewała wprawdzie Jola Literska, ale jej piosenki są zbyt poetyckie i muzycznie trudne, by mogły śpiewać je tłumy – mówi Marian Makula, jedyny dziś górnośląski bard. Makula uważa, że dzieje się tak dlatego, iż liderzy śląskich organizacji nie odczuwają tej potrzeby wspólnego śpiewania. – Co jest dziwne zważywszy, że śląskość mnie zawsze kojarzyła się ze wspólnym śpiewaniem – dodaje. Andrzej „Toluś” Skupiński, autor niezapomnianej „Dorka, Dorka, pemiantosz, jak jo ci pszoł” i „Gylynder blues” mówi, że napisanie śląskiego protest-songu nie jest proste, ale jednak możliwe. Musi on łączyć ten protest z naszym śląskim poczuciem humoru, z dystansem wobec świata. Musi to być jednak protest-song wesoły. Taki przī piwie, we laubie. Albo nie będzie śląski. Dzisiejsze spolonizowane pokolenie młodych bojowników o śląskość nie zawsze czuje tę oryginalną ślaskość. No i po śląsku też nie bardzo rozumieją. Więc boję się, że im musiałby to napisać po śląsku jakiś warszawski poeta… - półżartem, półserio wyjaśnia Skupiński. Ale może to jego czasy już po prostu minęły? Wszak „Gylender blues” ma lat niemal 40, a „Dorka” - 30. W każdym razie śląski ruch społeczny – inaczej, niż twierdził Pete Seeger – nie ma swoich piosenek.

Jola Literska to piosenkarka, bardziej pieśniarka wykonująca głównie nastrojowe ballady. Chociaż śpiewała z Dżemem (także Riedlem), jej własna Rudokapela idzie wyraźnie w kierunku ballady po śląsku. W samej muzyce umiejętnie łączy elementy rocka, folku czy elektro i world music. Jest niemy. Nie istnieją nawet kiepskie protestsongi, że o wielkich nie wspomnieć. I tyko nie wiadomo, czy winić za to artystów, którzy nie napisali tych słów i muzyki, czy też organizacje, które o to nie zadbały. A może jednych i drugich po połowie? JoAnnA norAs

Annaberglied to to coś na kształt przedwojennego niemieckiego hymnu górnośląskiego. Od niedawna istnieje także w śląskiej wersji językowej. Jednak to pieśń niemiecka, nie śląska. No i może być hymnem, ale na pewno nie współczesnym songiem.

JolA litersKA: Jedno jest dla mnie oczywiste. Podczas Marszów, zwolennicy autonomii i uznania Ślazaków za narodowość powinni śpiewać, a nie wrzeszczeć do megafonów te, te … no, niepotrzebne czasem hasła. Hasła niesie się na transparentach, a nad miastem powinien brzmieć śpiew tysięcy gardeł. Tym bardziej, że jeszcze pokolenie naszych ojców chełpiło się przecież, że śląski lud jest taki rozśpiewany. Inna sprawa, co śpiewać. Na pewno śląski tekst nie może przypominać „Wyklęty powstań ludu ziemi” czy „My ze spalonych wsi” i innych polskich pieśni bojowych, bo śląska natura jest frywolna, radosna, prześmiewcza. Ludyczna a zarazem biesiadna – i te cechy naszej duszy musiałyby zostać w takich songach zawarte. Muszę powiedzieć, że Ślazacy nie chcą znać naprawdę fajnych swoich pieśni. Przecież w tych starych zbiorach Dygacza są istne perełki. W których zresztą można znaleźć to specyficzne, śląskie nastawienie do świata. No i tak piękny język śląski, którego dzisiaj nie słyszy się nigdzie. Ja jednak zastanawiam się, na ile ci, którzy walczą o ideę, o narodowość, o język – chcieliby w tym języku śpiewać. Czasem sobie myślę, że wielu się go jednak wstydzi. Że owszem, wrzucić do wypowiedzi dwa ausdruki dla podkreślania swojej śląskości to jedno, a godać tak rīchtig po ślůnsku – drugie. Tak przypominam sobie, że Michał Smolorz bardzo lubił „Bezrobotnych”. Mało kto zna. Muszę nagrać i chłopcom to dać. A nuż zaczną śpiewać. Jest rzeczywiście marszowa i fajny ma język śląski. Taki szlachetny a nie prostacki. Ja sama chętnie bym takie rzeczy śpiewała. Mam jednak ograniczenie – ja śpiewam, w znacznie mniejszym stopniu piszę teksty. Jeśli od kogoś jednak dostanę taki o jakim mówimy , będę śpiewać z radością.

Dzień Języka ojczystego dniem języka śląskiego? 21 lutego1952 roku w Dhakce (stolica Bangladeszu) doszło do demonstracji pięciu studentów, którzy domagali się uznania języka bengalskiego za język narodowy Pakistanu. Studenci zostali zamordowani. Aby upamiętnić ich manifestację, 21 lutego jest Międzynarodowym Dniem Języka Ojczystego (pod patronatem UNESCO). "Książki dla nauki w języku ojczystym " – to hasło przewodnie tegorocznego święta. Tak więc przebiega on pod hasłem tworzenia podręczników do nauki „rodnij, hajmatowyj godki”. Dla naszej redakcji więc dzień szczególny, gdyż jak na razie jedynym podręcznikiem nauki śląskiego jest „Rýchtig Gryfno Godka” naszego redaktora naczelnego Darka Dyrdy. Natomiast osławiony „Ślabikorz” to jedynie podręcznik czytania po śląsku. Pewnie też dlatego jak szybko stał się głośny, tak szybko o nim ucichło. A „Rýchtig Gryfno Godka” jest wciąż chętnie kupowana, choć autor po sześciu Walentynkowe fraszki Marka Plury (wybór) Na zolyty ni mioł siyły Můj dziubecek rostōmiyły. Ale kej Walynty kcioł Juzajś nazot siyła mioł. *** Dziołcha godo: dej mi kusku! Synek myśli mo ô łůżku.

latach zapowiada napisanie nowego, obszerniejszego podręcznika. Wracając jednak do 21 lutego - jak ten dzień będą obchodzić przociele ślůnskij godki i śląskie organizacje? Wydawać by się mogło, że w sytuacji zbierania 100.000 podpisów pod obywatelskim projektem ustawy o narodowości śląskiej, organizacje w tym uczestniczące powinny wykorzystywać każdą okazję do promowania języka śląskiego. Nie do końca tak jednak jest. Pro Loquela Silesiana, kierowana przez Rafała Adamusa (zarazem lidera Rady Górnośląskiej) , gdyby oprzeć się tylko na jej witrynie internetowej – to nie planuje chyba robić nic, gdyż ostatni wpis jest… sprzed 3 lat. Ale rzeczywistość jest inna. Tak jak przed kilkoma laty uzyskali spore dofinansowanie do „Ślabikorza”, tak teraz finalizują umowę, dzięki której przeprowadzą dużą kampanię społeczną przeciwko dyskryminacji tych, którzy godajom po ślůnsku. Nie próżnują też inni aktywiści i chwała im za to. W końcu UNESCO zakłada, iż ustanowienie takiego dnia wspomoże ochronę różnorodności językowej jako dziedzictwa kulturowego.

Dziŷń hajmatowyj Godki Ślunsko Ferajna w Katowicach na rogu ulic Stawowej i 3-go Maja organizuje „Dziŷń Hajmatowyj Godki, czyli haja o ślunsko godka. Welujemy: eli to mo być język eli to mo być gwara”.

Spór wywoła już pewnie sam termin „Hajmatowo godka”, bo w opinii niektórych zapewne będzie to nieuprawniony germanizm, dla innych jednak (w tym dla nas) mowa, która żyje, tworzy przecież nowe nazwy i nowe pojęcia. A spór ten może rozgorzeć nawet na imprezie Ferajny. Zaproszeni goście to wszak prof. Maria Pańczyk, wojewoda Piotr Spyra oraz pisarz Marek Szołtysek, jako zwolennicy uznawania mowy Ślązaków za gwarę oraz pisarz Dariusz Dyrda, poseł Marek Plura i szef Związku Ludności Narodowości Śląskiej Andrzej Roczniok, jako zwolennicy śląskiego języka. - Debata rozpocznie się ok. godziny 11:00 i potrwa do mniej więcej 12:00 – mówi szef Ślůnskiej Ferajny, Pyjter Langer. - Każda z tych osób będzie miała swoje 5 minut. Następnie słuchacze będą głosować, za którą opcją się opowiadają. Czy za gwarą, czy za językiem. Posłużą do tego specjalnie przygotowane kartki i urny.

Plura festuje ôd Walentynek A właściwie to odkąd został przewodniczącym Parlamentarnego Zespołu ds. Piastowanio Ślónskij Godki. Aby pobudzić językowe uczucia wśród Ślązaków poseł zorganizował walentynkowy konkurs na fraszkę po śląsku (a także pochwalił się się swoimi utworami, do przeczytania na stronie internetowej

http://plura.pl/). Szpaskã ô pszōniu można wysyłać panu posłowi do końca lutego na adres marek.plura@sejm.pl lub przez Fejsbuka. Nagrodą jest tytuł „Szpaskorz Rostōmiyły 2014” oraz edycja 100 walentynek ze swoją fraszką. Zachęcamy serdecznie i gorąco do tego miłosnego, ale przede wszystkim językowego konkursu. Poseł zapytany o to, jak konkretnie będzie świętować 21 lutego, odparł: „Świetny pomysł poddali uczestnicy spotkania w bibliotece w Halembie (Plura często spotyka się ze zwolennikami śląskiej godki – red.). Powiedzieli, że za mało tej naszej godki, więc 21 lutego, a jestem wtedy w Warszawie, będę mówił tylko po śląsku. Kończy się wtedy posiedzenie sejmu. Zasugerowano mi, bym wygłosił małe exposé po śląsku. Cóż, premierem być nie zamierzam, ale tego dnia mówię ino po naszemu”. PAULA zAWADzkA

Tegoroczny Dzień Języka Ojczystego poświęcony jest podręcznikom do ich nauki. Jak na razie istnieje tylko jeden podręcznik do nauki śląskiego.

Z nami ôsprowiej wice – konkurs!

A my, redakcja Ślůnskiego Cajtunga organizujemy konkurs na wic po ślůnsku. Każdy z uczestników może wysłać dowolną ilość wiców, pocztą tradycyjną lub mailem (dane w stopce redakcyjnej). Wice można wysyłać do końca marca. W prima-aprilis wickomisjo wybiere laureatůw a do taki prěmie: Plac piŷrszy: „Rychtig gryfno godka” z dedykacją autora, cobyście lepij wice ôzprawiali. A ku tŷmu „Kamasutrą po śląsku”, cobyście lepij sztelongowali a tyż ślunski tres, cobyście gryfnie wyglondali. Plac drugi: „Historia Narodu Śląskiego”, cobyście mondrze ôsprowiali. Plac trzeci: ślůnsko fana, cobyście mieli ślůnsko nacyjo w zocy. Nazwiska zwycięzców ogłosimy w kwietniowym numerze. Przesłanie wiców oznacza zgodę na publikację.


LUtY 2014 r.

J

9 PisAne zA BrYnicĄ relacja z marszu Gorol - to brzmi dumnie na zgodę

eszcze kilka lat temu nazywanie kogoś „Gorolem” lub „Hanysem” mogło zostać odebrane różnie. Dla przykładu, znajomy opowiedział mi taką oto historyjkę: „jada sobie samochodem z moim bajtlem, pięciolatkiem. Czasami dam się namówić posadzić go na przednim siedzeniu. Tak było i tym razem. Jadymy se spokojnie, nagle ôn krzyczy, jakby go obdzierali: gojoj, tatuś ! Gojoj przed nami, omiń go! Wytrzeszczyłem oczy i rzeczywiście- rejestracja SO wiela mówiła mi, dorosłemu mężczyźnie, ale skąd małe dziecko to wiedziało? Ponoć w przedszkolu chłopcy rozmawiali o gorolach …. No i się wyuczył, bo litery zna, że SO, SBE to gorole”.

świata”; gorol to określenie kogoś o antyśląskich poglądach. Kiedy dwóch Ślązaków ma zupełnie inne zdanie na jakiś temat, a jednemu z nich zwyczajnie bliżej do Polski niż Śląska, możecie być pewni, że w końcu zostanie nazwany tym pięknym i doniosłym słowem. Gorol ! To brzmi dumnie! Gorolica – jeszcze lepiej. I nie jest to tylko moje zdanie. W Zagłębiu Dąbrowskim nastaje moda na gorola. Mamy koszulki „100% gorol”, a także zaczynamy popularyzować nasze potrawy regionalne. Królową Zagłębia jest maścipula. To regionalna potrawa, przyrządzana najczęściej na wolnym ogniu na dworze, w odpowiednim do tego, wyłożonym

Kiedy dwóch Ślązaków ma zupełnie inne zdanie na jakiś temat, a jednemu z nich zwyczajnie bliżej do Polski niż Śląska, możecie być pewni, że w końcu zostanie nazwany tym pięknym i doniosłym słowem. Gorol ! To brzmi dumnie! Gorolica – jeszcze lepiej. I nie jest to tylko moje zdanie. W Zagłębiu Dąbrowskim nastaje moda na gorola. Mamy koszulki „100% gorol”, a także zaczynamy popularyzować nasze potrawy regionalne. Królową Zagłębia jest maścipula. Cóż, wierzę w tą historię, wszakże ten który mi ją opowiedział to zapalony kibic Ruchu Chorzów (nie drogi czytelniku, to nie jest najsławniejszy z kibiców tego klubu. O ile mi wiadomo pan Jerzy Gorzelik nie ma prawa jazdy, syna również). To było niedawno, więc i teraz zdarzają się wyzwiska, szczególnie w Internecie, na forach dyskusyjnych, a propos śląskich i zagłębiowskich spraw. Jako wyzwisko jednak, słowo gorol przedstawia nie tylko mieszkańca „reszty

K

kapustą garnku, składająca się z ziemniaków, kiełbasy, boczku, cebuli i buraków. W Siewierzu dodaje się marchewkę. Są różne, lokalne odmiany maścipuli. Wygląda wam to na wasze pieczonki zwane też w niektórych częściach Śląska strykiem? Nic bardziej mylnego. Maścipula jest nasza, a pieczonki to jakaś marna kopia. Tak jak krupniok i kaszanka, jak koniak i brandy. Jak pisał Mickiewicz: „w słowach oddać trudno, mascipuli smak, barwę i woń cudną”. Hmmm, on to

chyba pisał o bigosie, ale pewnie tylko dlatego, że nie znał smaku maścipuli. Drugą, równie znaną potrawą jest fitka. Dla niektórych to po prostu zupa; u mojej babci to zupa składająca się z tego, co gospodyni akurat miała pod ręką. Najczęściej niestety były to kartofle i jakiś zwiędły kawałek kiełbasy czy wędliny. To taka trochę zalewajka, daleka (oj, bardzo daleka) kuzynka żuru. Na razie mamy niewiele tych regionalizmów, a to dlatego, że specjalnie nie dbaliśmy o to, by o nich pamiętać. Podpatrujemy was, sąsiadów zza Brynicy i powoli dochodzimy do wniosku, że warto mieć coś swojego. Lokalnego. Zagłębiowsko-Dąbrowskiego. I jest to piękne. Piękne jest to, że tak, jak wy nauczyliście się z dumą używać nazwy Hanys, pierwotnie wszak obelżywej, to u nas, za Brynicą, uczą się z dumą mówić o sobie Gorol! 100 % Gorol jest równie dumny ze swojego pochodzenia jak 100% Hanys. A mnie się marzy, że kiedyś zaczną wymieniać się koszulkami. Mam nadzieję, że na meczach, a nie na ustawkach. Choćby dlatego, że bardzo lubię Hanysów, a moi kumple z Zagłębia twierdzą, że na ustawkach zawsze dostajecie łomot. Tyle na dzisiaj moje drogie Hanysy. Nie dam wam przepisu na maścipulę, bo najlepsza wychodzi na ziemi zagłębiowskiej. Pamiętajcie! „Dziewczyna z Czeladzi zawsze sobie poradzi”. Pozdrawiam. GoroLicA – PAULA zAWADzkA

25 stycznia o godzinie 12:00 ruszył coroczny marsz na Zgodę. Wszystkim uczestnikom marszu jak i późniejszych uroczystości należą się wyrazy szacunku. Nie tylko ze względu na historyczną pamięć, ale też ze względu na niesprzyjające warunki atmosferyczne (ok. dziesięciu stopni Celsjusza poniżej zera). Ok. 14:15 rozpoczęły się uroczystości. Przemawiali m.in. : księża (katolicki i ewangelicki),szef RAŚ - dr Jerzy Gorzelik, poseł Marek Plura, prezydent Świętoch-

łowic Dawid Kostempski oraz jedna z nielicznych żyjących dzisiaj represjonowanych ofiar Tragedii Górnośląskiej, Dorota Boreczek. „Inni więźniowie obozu cieszyliby się z tak licznej obecności” – mówiła pani Boreczek. Członkowie Ślůnskiej Ferajny, Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej, Związku Ludności Narodowości Śląskiej, Ruchu Autonomii Śląska, rodziny ofiar, oraz wielu znamienitych gości (np. Danuta Pietraszewska; posłanka, urodzona w Rudzie Śląskiej) brały udział w tej memorialnej chwili. Delegacje poszczególnych ugrupowań składały przed pamiątkową tablicą wieńce, zaświecano znicze.

Marsz dociera pod bramy obozu

fiksUM DYrDUM

Muzea do Warszawy marsz!

iedy miesiąc temu pisałem tekst „Kultura? Chamstwo raczej” – o tym, że minister kultury na nasze placówki daje 10 procent tego, co powinny dostawać – ani do głowy mi nie przyszło, że nagle ten sam minister hojnie sypnie na Świątynię Opatrzności Bożej 6 milionów, czyli niemal połowę tego, co dostało całe województwo śląskie, on znienacka przeznacza na jeden warszawski Kościół. Udając zarazem, że wcale nie na Kościół, tylko na muzeum. Jana Pawła II mianowicie. Co już jest jakimś absurdem, bo jego Muzeum mamy już w Wadowicach. Tam się urodził, stamtąd był. Kolejne mogłoby od biedy powstać w Krakowie, gdzie Karol Wojtyła przez dziesięciolecia był księdzem, biskupem, kardynałem. Ale w Warszawie? Czy teraz już muzea wszystkich wybitnych Polaków będą powstawać w tym mieście? A minister na każde z nich będzie sypał obficie kasą? To ja mam lepszy pomysł. Po co Muzeum Śląskie w Katowicach? Niech od razu na Mokotowie albo Woli powstanie Muzeum Śląskie, a obok Muzeum Górnictwa. Chociaż nie, znając warszawskie pojęcie o górnictwie, raczej wystawią je na Brudnie. Choć nam to akurat kongresówka kojarzy się z tym, że brudno (smród i ubóstwo). Gdzieś na Pradze mogą ulokować przeniesioną z Bytomia Operę Śląską, a na zapleczu Teatru Narodowego – Teatr Śląski. Z pozostałymi placów-

kami wystarczy postąpić podobnie – i tak rach ciach, za jednym zamachem nie trzeba będzie ani grosza dawać na placówki kultury w województwie śląskim. Bo wszystkie one będą już znajdować się w Warszawie. Jaka oszczędność dla stolicy! A może nawet nie tylko oszczędność – tylko wręcz zysk. Bo przecież można rozwinąć światłą myśl prezydenta RP Bronisława Komorowskiego w sprawie pomnika Korfantego w Warszawie , i ustalić, że to ze śląskich składek wybuduje się nie tylko ten

operę też ma. Więc zamiast utrzymywać dodatkowe, się pod tabliczką „Biblioteka Narodowa” dołoży drugą, maleńką, żeby się w oczy nie rzucała „Biblioteka Śląska”. I już! Jakie oszczędności panie ministrze Zdrojewski! A jak będziesz pan miał wątpliwości, podpytaj służby zdrowia. Oni już to przerabiali. Gdy brakło stu milionów szpitalowi onkologicznemu w Warszawie, bez pytania zabierali z konta szpitala onkologicznego w Gliwicach. To dokładnie wyjaśnią, co i

Mam lepszy pomysł. Po co Muzeum Śląskie w Katowicach? Niech od razu na Mokotowie albo Woli powstanie Muzeum Śląskie, a obok Muzeum Górnictwa. Gdzieś na Pradze mogą ulokować przeniesioną z Bytomia Operę Śląską, a na zapleczu Teatru Narodowego – Teatr Śląski. Z pozostałymi placówkami wystarczy postąpić podobnie – i tak rach ciach, za jednym zamachem nie trzeba będzie ani grosza dawać na placówki kultury w województwie śląskim. pomnik ale i warszawskie: Muzeum Śląskie, Operę Śląską, Bibliotekę Śląską, Teatr Śląski. A gdyby składek zabrakło, to przecież śmiało sięgnąć można po śląskie podatki. No bo jeśli śląskie placówki są w Warszawie, to oczywiście, że i podatki na ich utrzymanie muszą iść do stolicy. A jak już podatki przyjdą, to się Teatr Śląski i Operę Śląską (oraz Bibliotekę Śląską) zamknie – bo po co dublować placówki. Teatrów i bibliotek Warszawa ma dość,

jak zrobić, żeby Hanysów elegancko z ich kasy ogolić. Wy przecież i tak nie macie pojęcia o Śląsku – i wydaje się wam, że wasza kultura jest wyższa od naszej. Żeby zaś uzmysłowić, jak jest naprawdę, wyjaśnię panu, że osiedla Giszowiec i Nikiszowiec na początku XX wieku miały kanalizację. A Warszawa? Uważała wtedy kanalizację za narzędzie judaizmu i szarlatanerii (o czym za miesiąc). DYrDA

Leon Swaczyna i Dariusz Dyrda składają wieniec w imieniu SONŚ

Pani Dorota Boreczek, katowiczanka, jako piętnastolatka trafiła do obozu razem z mamą


10

LUtY 2014 r.

czy nie należałoby pomników

Głośno ostatnio u nas o pomnikach. O dwóch. Jednym katowickim i jednym warszawskim. Ten warszawski to pomysł prezydenta RP, który chce tam stawiać pomnik Korfantemu – i chce na to śląskich pieniędzy. U nas nie brakuje głosów, że nie ma

sprawy, ale najlepiej weźcie sobie do Warszawy tego Korfantego, który stoi na placu Sejmu Śląskiego w Katowicach. Drugi pomnik stoi w Katowicach na innym placu, mianowicie – o ironio – Wolności. Ironio, gdyż nie-

chcą nas ukamienować pomnikiem

P

Pomnik Korfantego (dłuta Zygmunta Brachmańskiego) na Placu Sejmu Śląskiego w Katowicach. W opinii wielu Ślązaków najlepiej, jakby ten przetransportowano do Warszawy. atronem tego ekstremalnego pomysłu jest Towarzystwo Przyjaciół Śląska w Warszawie z Jerzym Musiołem na czele, a komitet honorowy to: prezydent RP, Hanna Gronkiewicz-Waltz oraz śląscy wojewoda i marszałek.

Śląska ściepa Zadecydowali oni, że pomnik zostanie sfinansowany poprzez… publiczną zbiórkę. Komitet liczy na hojność śląskich przedsiębiorców, a rzecznik prasowy wojewody śląskiego podkreśla, że na ten cel nie pójdzie ani jedna złotówka z podatków. - Byłoby znakomicie, gdybyśmy mogli to zrobić, aby uszanować wielkość Śląska, ale także podkreślić to, że Śląsk i śląskość jest w dalszym ciągu Polsce potrzebna – powiedział

Komorowski. Tak, jakby i bez tego nie było oczywiste, że to Polska potrzebuje Śląska a nie Śląsk-Polski. Ale żeby już Śląsk musiał budować Warszawie pomniki?

Prezydent Bronisław Komorowski planuje w Warszawce budowę pomnika Wojciecha Korfantego. Zostanie on sfinansowany z … publicznych datków przeprowadzonych na Śląsku. Czyli przez Ślązaków. Pan prezydent chce, żeby znów wszyscy Ślązacy budowali swoją stolicę. Mówi się, że to ponad 100.000 zł niezależnie, czy będzie to „nowy” Korfanty, czy replika tego, który stoi w Katowicach. Jeśli nowy, to znacznie więcej, bo tyle wyniesie zapewne samo

- Byłoby znakomicie, gdybyśmy mogli to zrobić, aby uszanować wielkość Śląska, ale także podkreślić to, że Śląsk i śląskość jest w dalszym ciągu Polsce potrzebna – powiedział Komorowski. Tak, jakby i bez tego nie było oczywiste, że to Polska potrzebuje Śląska a nie Śląsk-Polski. Ale żeby już Śląsk musiał budować Warszawie pomniki? „Gdybyśmy mogli To zrobić” – padają tam słowa. Ale okazuje się, że ci „my” którzy by mogli udowodnić, że Polska potrzebuje Śląska to… kto? Miejski konserwator zabytków w Warszawie, który określi miejsce położenia pomnika? Samo Towarzystwo Przyjaciół Śląska mające pieczę nad pomysłem? Komitet? Kto zrobi „to”? Oczywiście ten, kto wyłoży kasę, czyli Ślązacy.

Z internecu Internet aż huczy na temat pomnika Korfantego. Pełno nam opinii pokazujących jak rośnie niechęć do polskości. Jak ta: użytkownika Chrisraf (wpis 21.01.2014, godz. 15:54, pisownia oryginalna).) pisze: „Bierzcie ktorys z pomnikow tej kanalii i stawiajcie na kazdym skrzyzowaniu, placu, toalecie, ale w...Warszawie. To jest WASZ bohater, NIE NASZ!!!” Kilka godzin później przystępuje do dyskusji ze Stanią. Przypomina, że bardzo wielu Ślązaków jest za tym, aby pomnik w Warszawie jak najbardziej stał, ale… przeniesiony z Katowic. Warszawscy działacze mają wziąć sobie jeden z pomników Korfantego, który na Śląsku straszy i który „jest synonimem Polaka-zdrajcy-krętacza”. Jest to skrajna opinia, ale zyskuje ona coraz więcej zwolenników.

honorarium artysty-rzeźbiarza. Odlew w brązie – więcej. Nasza ściepa na ten pomnik-symbol ma więc wynieść kilkaset tysięcy. Symbol, bo pokazuje on, jak Warszawka potrzebuje śląskości – niby ukłonią się Ślązakom stawiając pomnik, ale zarazem pokażą, kto rozdaje karty – za pomnik płaćcie sobie sami.

Gorzelik grzmi Komentarz przewodniczącego RAŚ, jest w tej sprawie wyjątkowo trafny: - Wystawienie pomnika Korfantego w Warszawie miało być zadośćuczynieniem za to, co ten wielki Ślązak zrobił dla Polski. Jak wiemy, spotkały go za to w podzięce: prześladowania, więzienie i przedwczesna śmierć. Tymczasem okazuje się, że stolica chce zadośćuczynić mu za te krzywdy za pieniądze pochodzące ze Śląska. No to by się nawet wpisywało w

nasze dzieje i relacje – mówi Jerzy Gorzelik o tym pomyśle. Oczywiście Wojciech Korfanty na pomnik w Warszawie zasługuje. Ten przywódca śląskich Polaków, dyktator III Powstania Śląskiego – miał ogromny wpływ na to, że w 1922 roku najbardziej uprzemysłowiony kawałek Górnego Śląska trafił do Polski. Niejako „na talerzu” podarował on biednej, zacofanej Polsce tę perłę w koronie. Korfantemu winna więc Polska (a w takim razie i polska stolica) wdzięczność, jako jednemu ze swoich największych bohaterów. Tym bardziej, że Polska za jego życia nie umiała tego uhonorować. Ekipa Piłsudskiego wsadziła swojego

strzegać także jako kogoś, kto wywołał wojny domowe, kto doprowadził do podziału regionu miedzy dwa państwa. U nas ten polski chadek – Wojciech Korfanty jest bardziej złożony. Jego pozytywny wizerunek nie jest aż tak oczywisty. Jedno jest oczywiste na pewno. Korfanty chciał Śląska w Polsce, ale Śląska autonomicznego. To głównie o tę autonomię dochodziło do stałych zatargów między nim a piłsudczykami. Oni chcieli ją zlikwidować, on jej bronił ze wszystkich sił. Więc ciekawe, czy prezydent Komorowski, czy śląscy wojewoda i marszałek będą przypominali, że Korfanty to

Jedno jest oczywiste na pewno. Korfanty chciał Śląska w Polsce, ale Śląska autonomicznego. To głównie o tę autonomię dochodziło do stałych zatargów między nim a piłsudczykami. Oni chcieli ją zlikwidować, on jej bronił ze wszystkich sił. Więc ciekawe, czy prezydent Komorowski, czy śląscy wojewoda i marszałek będą przypominali, że Korfanty to przywódca śląskich autonomistów? Czy też zapomną o rzeczowniku „autonomista” a pamiętać będą tylko o tym, że polski? politycznego wroga do więzienia, dręczyła go tam, a może nawet otruła.

o autonomii będą pamiętać? Ale na Śląsku nie jest to już takie oczywiste. Bo u nas można go po-

przywódca śląskich autonomistów? Czy też zapomną o rzeczowniku „autonomista” a pamiętać będą tylko o tym, że polski? RAŚ i śląskie organizacje zadają pytania także o to. Chociaż oczywiście głównie o pieniądze. Dlaczego to my mamy zapłacić za warszawski pomnik?


11

LUtY 2014 r.

budować od razu na kółkach? zależnie czy ktoś czuje się Ślązakiem, czy Polakiem, nie uznaje postaci stojących na tym cokole za symbole wolności, lecz zniewolenia. Polscy kombatanci chcą od lat ten pomnik zniszczyć, Ślązacy mniej chętni niszczeniu – woleliby postawić go na cmenstania kontruje Andrzej Stania, prezes Związku Górnośląskiego wdał się w zażartą, internetową dyskusję na forum Dziennika Zachodniego: „Jeszcze się nie zaczęło a już pomysł próbuje się niszczyć. Z czyją pomocą? Oczywiście że RAŚ!”. Dalej wspomina, że źródła finansowania nie są jeszcze ustalone, poza tym co powiedział prezydent Komorowski. „Byłoby lepiej żeby J. Gorzelik i K. Kutz na ten temat się nie wypowiadali” – dodał. Czemu byłoby lepiej? To już słodka tajemnica. Chociaż rzeczywiście, ani Kutz ani Gorzelik nie muszą nic mówić. I bez tego większość Ślązaków wie, co myśleć o tym, że mamy wybudować Warszawie pomnik. Może za karę, ze musiała nam oddać lwa, którego po wojnie ukradziono z Bytomia, a nagle znalazł się w stolicy. U nas był to pomnik upamiętniający śląskich weteranów. Tam zwykła miejska ozdoba. No ale jedną ozdobę udało nam się po zażartej walce odebrać, to za karę mamy dać inną

Pomnik ofiar tragedii na Placu Wolności

Śląska Ferajna wraz z posłem Markiem Plurą apelują do władz Katowic, aby pomnik czerwonoarmistów zniknął z Placu Wolności. Zamiast tego chcą, aby był tam pomnik upamiętniający ofiary Tragedii Górnośląskiej. Katowiczanie – o ile można ocenić to na podstawie internetowych sond i prasowych wypowiedzi - są za. I nie tylko katowiczanie, ale większość mieszkańców Górnego Śląska. Im przeszkadzają, gdyż stosunek Polaków do „wyzwolicieli” po 1989 roku zmienił się o 180 stopni. Dziś obowiązującą wersją jest ta, że Polska w 1945 roku trafiła po prostu z jednej okupacji, pod drugą.

późniejszym terminie” , to tylko proszenie się o wyborczy łomot jesienią. Zasadne byłoby więc nie narażanie się na kpiny przez prezydenta Uszoka; przeniesienie pomnika na cmentarz, a następnie (jeżeli tak w oczy mu

Śląska Ferajna wraz z posłem Markiem Plurą apelują do władz Katowic, aby pomnik czerwonoarmistów zniknął z Placu Wolności. Zamiast tego chcą, aby był tam pomnik upamiętniający ofiary Tragedii Górnośląskiej. Katowiczanie są za.

korfanty tak, finansowanie – nie Wielu osobom podoba się pomysł postawienia pomnika Korfantemu w Warszawie. To przecież śląski bohater. Niestety, jakąkolwiek opcję by nie wybrać – czy jest to bycie jednym z „korfanciorzy”, czy też przeciwnikiem jego polityki, wspólnym mianownikiem jest zdecydowany opór przeciwko finansowaniu pomnika poprzez zbiórkę publiczną na Śląsku. Dowodzi to jednoznacznie, iż pomimo różnic w postrzeganiu historii, Ślązaków łączy niechęć do polskiej polityki finansowej. Bronisław „łączący się w bulu” Komorowski po raz kolejny pokazał, że na Śląsku porusza się kompletnie bez wyczucia. Nawet chcąc Śląsk uhonorować, wzmocnił poczucie i chęć odrębności. Widać to w internetowych dyskusjach. Znajdziemy tam nie tylko pomyje wylewane na rządzących. Zdecydowana większość pisze, iż finansowanie warszawskiego pomnika Korfantego przez Ślązaków to jeszcze jeden element warszawskiej grabieży. W tej sytuacji, połączmy się w „bulu” z panem prezydentem RP, który w trakcie Barbórki, kiedy to zaczął opowiadać o warszawskim monumencie, puścił wodze fantazji i chyba nie do końca wiedział co czyni. Bo zamiast obiecać górnictwu plan gospodarczy wyciągnął rękę po pieniądze dla Warszawy. PAULA zAWADzkA

tarzu tych, którym jest oświęcony. Przenieść. Ale zważywszy na to, że wielu z nas chciałoby przenieść pomniki, zasadnym wydaje się żartobliwe pytanie: Czy nie należałoby pomników budować od razu na kółkach?

W

Pomnik Dwóch Cesarzy na dawnym placu Wilhelma (dziś plac Wolności) w Katowicach. Widokówka ze zbiorów Marka Wójcika. arto przypomnieć, że uchwała w tej sprawie – czyli usunięcia pomnika - została podjęta już 13 lat temu. Dlaczego jej nie zrealizowano? „W najbliższym czasie sprawa nie będzie rozpatrywana, bo zmieniamy zasady ruchu na Placu Wolości” – taką odpowiedź otrzymał z katowickiego magistratu przewodniczący Stowarzyszenia Pokolenie, Przemysław Miśkiewicz, który wraz ze środowiskami kombatanckimi zorganizował pod rzeczonym pomnikiem happening: „Prezydent Uszok przyjacielem sowieckich okupantów”.

Pod pomnikiem tłoczno Nie tylko jednak polscy kombatanci chcą oddelegować czerwonoarmistów.

U nas jednak spawa jest jeszcze bardziej złożona. O ile na terenach polskich sowieci mieli rozkaz zachowywać się wobec ludności cywilnej przyjaźnie – to wkraczając na Śląsk otrzymali przyzwolenie na zasadzie „hulaj dusza, piekła nie ma”. I byliśmy już dla nich „wrażą Germanią”. Marek Plura, który zawiesił na pomniku tablicę informującą o Tragedii Górnośląskiej uważa, że najwłaściwszy pomnik, który powinien stać na Placu Wolności, to ten związany z Tragedią. „Szanujemy wszystkich zmarłych, ale nie chcemy, aby sowiecki pomnik straszył nas dłużej w Katowicach, dlatego apelujemy do władz miasta o przeniesienie go na cmentarz żołnierzy radzieckich” – mówi poseł.

Uszoku, pozbądź się tłoku Niezależnie od tego jakie są plany katowickiego urzędu odnośnie ruchu drogowego na Placu Wolności, magistrat powinien wreszcie się tym zająć. Po happeningu kombatantów opinia publiczna wie ile lat zwleka się z tą sprawą. Miśkiewicz żali się, iż nie traktuje się go poważnie i ma całkowitą rację. Pisanie przez wykwalifikowaną kadrę ogólników takich jak „sprawa będzie rozpatrzona w

kole Tragedia Górnośląska) zwlekanie kolejnych 13 lat z postawieniem nowego pomnika. Plotka głosi, że jedyny tłok w mieście z jakim rozprawił się Uszok, to tłok kontrkandydatów na prezydenta. Na razie, nie widać przeciwnika na horyzoncie, więc Żołnierzu Radziecki - możesz stać spokojnie. PAULA zAWADzkA

Obecny pomnik żołnierzy sowieckich. Jak długo jeszcze będzie stać.

Plac Wolności, jeden z najstarszych w Katowicach, jest „od zawsze” ozdobiony pomnikami. Pierwszy postument, który tam stanął, to Dwóch Cesarzy ( Zweikaiserdenkmal): Wilhelm I i Fryderyk III. Postument ich upamiętniajacy odsłonięto tu w 1898 roku. Jego autorem był Felix Görling. 13 grudnia został on zniszczony przez zamachowców. Nie chodzi jednak o 13 grudnia 1981 roku i stan wojenny, lecz 13 grudnia 1920, kiedy to polscy bojownicy nocą wysadzili pomnik w niemieckich jeszcze wtedy Katowicach. Polska propaganda przestawiał to wtedy jako dowód dążenia Ślązaków do oderwania się od Niemiec. Niemiecka natomiast – jako akt terroryzmu oraz wandalizmu. Gdy Katowice trafiły do Polski, natychmiast postawiono tu pomnik-grób Nieznanego Powstańca Śląskiego. Odsłaniał go już w 1923 roku Wojciech Korfanty wraz z prezydentem RP Stanisławem Wojciechowskim. Był to jednak bardziej obelisk z tablicą a ambicją powstańców było postawienie tu prawdziwego monumentu. Istniał komitet budowy pomnika, ale prace się ślimaczyły a ostatecznie przerwała je wojna. Po wojnie jeszcze szybciej, niż po powstaniach, bo już w lutym 1945 roku powstał tu obelisk czczący nowych zwycięzców. Pierwszy postument poświęcony krasnooarmiejcom – dłuta Pawła Stellera – przetrwał jednak tylko dwa lata. W 1947 roku zamieniono go na znacznie lepszy, wykonany przez nowotarskiego rzeźbiarza Stanisława Marcinówa. Stoi on do dziś, a znawcy podkreślają niezły poziom rzeźbiarski dzieła, ale zarazem fatalne konotacje polityczno-historyczne.


12

LUtY 2014 r.

Planujesz ze swojom reklamom trefić genau do Ślůnzokůw? Tuż dej jom sam, we Cajtůngu. Ślůnski muster: bierŷmy niŷdrogo, efekt murowany Chcesz wiedzieć więcej? Dzwoń 507-694-768 Poszukujemy agentów reklamowych. Wysokie prowizje! „Ślůnski Cajtung” w prenumeracie!

Można nan zamówić w prenumeracie. Cajtůng kosztuje w niej 1,2 zł. Koszt wysyłki listem zwykłym - 2,2 zł. Listem poleconym - 5 zł. (w jednym liście za jedną cenę do 7 gazet). Powyższe ceny dotyczą prenumeraty na terenie państwa polskiego. Informacje na: poczta@naszogodka.pl i tel. 507-694-768

W

historia Śląska,

poprzednim, styczniowym odcinku zaczęliśmy nieuchronnie zbliżać się do XX wieku, czyli do tego stulecia, które dla historii politycznej Śląska oznaczało więcej zmian, niż poprzednie cztery wieki razem wzięte. Jednak zmiany polityczne zostały poprzedzone potężnymi zmianami gospodarczymi i społecznymi. W II połowie XIX wieku (i na początku wieku XX) Niemcy były, obok Stanów Zjednoczonych, jednym z dwóch najprężniej rozwijających się państw świata. A jednym z kół zamachowych tej gospodarki był właśnie Śląsk. Przy czym nie tylko Górny, ale też Dolny, z zagłębiem węglowym w okolicach Wałbrzycha (Waldenburg), z potężnym przemysłem włókienniczym, z wieloma innymi branżami. Władcy niemieccy doceniali znaczenie tej prowincji, i tak jak kilka wieków wcześniej Czesi, tak teraz Hohenzollernowie zaczęli uznawać Śląsk za perłę w swojej koronie. Dziś może trudno w to uwierzyć, ale Wrocław awansował do rangi miasta nr 2 w Niemczech, ustępując tylko Berlinowi, a wyprzedzając Monachium, Drezno, Hamburg, Lubekę, Gdański i inne. Drugim prężnym ośrodkiem stawały się Katowice, wyprzedzając potężny do niedawna Bytom. Historia to zresztą wysoce pouczająca. Początek wielkiej kariery Katowic wiąże się bowiem z rozwojem kolei. W Bytomiu w połowie XIX wieku istniało potężne lobby wozaków, czyli furmanów parających się – jak byśmy to dziś powiedzieli – transportem drogowym, kołowym. To oni wozili węgiel, rudy, gotowe wyroby stalowe, porcelanowe, cynkowe.

tajla XVii

Uznali oni, zresztą całkiem słusznie, że kolej stanowi dla nich śmiertelne zagrożenie. I dlatego postanowili storpedować budowę w ówczesnej metropolii, Bytomiu, dworca kolejowego. Wierzyli, że w ten sposób nie wpuszczą konkurencji na swój teren. Rzecz może wydawać się niezwykła, ale wtedy w XIX wieku, w rzekomo zamordystycznych Prusach, państwo nie mogło miastu narzucić swojej woli. Potrzeba była zgoda obu stron. Kolej jednak nie mogąc dogadać się z Bytomiem – znalazła wspólny język z władzami wioski Katowice. Stacja kolejowa powstała tu, a niebawem wokół stacji zaczęły powstawać fabryczki, sklepy, karczmy, zakłady usługowe. Miasto! Nie minęło 30 tat, a Katowice zdystansowały Bytom, gdzie zresztą niebawem dworzec też powstał a wozacy poszli w niepamięć. Ale stolica przemysłowej aglomeracji zdążyła się zmienić. Ciekawa to nauka dla tych, którzy rządząc miastem nie umieją zauważyć, że czasy się zmieniają. Wracając jednak do Śląsk końca XIX wieku. Co trzecia wydobywana na świecie tona węgla pochodziła stąd. Podobnie ze stalą, z aluminium, z cynkiem. Śląsk był :”ojropawerkiem”, maszyną Europy. Ale nie tylko maszyną – także znaczącym ośrodkiem naukowym. Pomijając już wiele innych osiągnięć, warto rolę Śląska i śląskiej nauki pokazać na przykładzie nagrody Nobla. Po raz pierwszy przyznano ją w 1901 roku, a już w 1905 po raz pierwszy dostaje ją naukowiec pracujący na śląskim uniwersytecie, we Wrocławiu. Philipp Lenard był fizykiem atomowym, jednym z prekursorów tej dziedziny nauki. Pochodził z Bratysławy, ale ówczesny drenaż mózgów ściągnął go do

Eduard Buchner

Paul Ehrlich

Wrocławia. Tuż po nim, w 1807 roku, kolejny Nobel dla pracownika wrocławskiej Almja Mater. Tym razem jest to chemik, Eduard Buchner a Nobla dostał za badania nad zjawiskiem fermentacji. Rok później, w 1908, Nobla dostaje lekarz, Paul Ehrlich, jeden z pierwszych twórców leków syntetycznych. Jego dziełem były salwarsan i acetarosol . Był także pierwszym uczonym, badającym zjawisko immunologii. Jeśli uzmysłowimy sobie, że do dziś Nobla nie dostał ani jeden uczony pracujący w Polsce, a tylko jeden z Polski pochodzący (Maria Skłodowska-Curie) to zrozumiemy, jaka przepaść cywilizacyjna dzieliła wówczas Śląsk od Polski. Polacy dostawali jedynie Noble z literatury. W czym także Śląsk nie był gorszy, bo w 1912 roku literacką nagrodę Nobla otrzymał pisarz z Jeleniej Góry, Gerhard Hauptmann. A jego sztuka „Tkacze” do dziś potrafi szokować nowatorstwem i brutalnością pokazywania codziennego życia robotników. Taki był ten region, w którym zaczęła się wielka batalia o duszę Słowian, którzy dzielili ten kraj z Niemcami. A jednocześnie nadchodziła wielka wojna. Ale o tym już za miesiąc.

Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Kamasutra po śląsku”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno.

„Historia narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. cena 60 złotych.

„rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. cena 28 złotych.

„Pniokowe Łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. cena 20 złotych.

„Kamasutra po śląsku” Richarda Handtucha – do wierszowane, świetnie ilustrowane, fest sprośne, „nasze nojlepsze sztelongi”. 66 stron formatu A-6. cena 10 złotych.

Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. Zamawiać można internetowo na poczta@naszogodka.pl lub telefonicznie 501-411-994. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.

Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.