Ślunski Cajtung 09/2016

Page 1

GAZETA NIE TYLKO DLA TYCH KTÓRZY DEKLARUJĄ NARODOWOŚĆ ŚLĄSKĄ

CZASOPISMO GÓRNOŚLĄSKIE

Cajtung o Cajtungu! Sie podzioło! Nomer Cajtunga ze sĕmtymbra narobił ale chaje. Ŏto kożdy „polski patriota” zamianowoł nos kabociorzami, folksdojczami a zdradźcami. Skirz tego, co my pokozali knipsy, a ŏpowiedzieli ŏ tym, jak rīchtig Ślůnzoki witali na cestach naszych miast nimiecko armio we 1939 roku. Fto ŏ nos niŷ godoł, fto ŏ nos niŷ pisoł. A pisali taki gupoty, iże uznali my, iże trzeja ze tym porajcować. I beztuż chneda cołki teroźny nomer je ŏ tych balakwastrach. Skirz tego, co niŷ idzie ŏstawić jejch bez ŏdpedzynio. I tak strony 4-7 poświęcone są absurdalnym, nacjonalistycznym wypowiedziom posła PiS nazwiskiem Andzel, który chce przeciw naszej gazecie i RAŚ-owi formować w Katowicach jednostki wojskowe, oraz osoby z kancelarii prezydenta RP, nazwiskiem Nalaskowski, który chce nas za zdradę wsadzić na dożywocie do więzienia. Pukasz się czytelniku w czoło? My też, alo oni – przedstawiciele obozu obecnej władzy – naprawdę to mówią. Na stronach 8-11 wracamy jeszcze do naszego tekstu „U nas witali radośnie”. Głównie opisujemy atmosferę, która po nim zapanowała w mediach i internecie, ale wyjaśniamy też kwestie, które wtedy potraktowaliśmy może zbyt marginalnie. No i wracamy do mitu wieży spadochronowej, jasno mówiąc, czemu to mit. Na stronie zaś 12 – kolejny wojenny tekst rocznicowy. Bo 2 października 1938 roku dzielna armia polska do spółki z Wehrmachtem dokonała rozbioru Czechosłowacji. O tym anszlusie pewnie specjalnie w telewizjach, które tak nas krytykowały nie usłyszycie. A przecież TVP Katowice mogłaby zrobić patriotyczny reportaż: Jak w sojuszu z Adolfem Hitlerem zdołaliśmy odbić odiwecznie polskie Zaolzie… Na koniec – strony 14-15 tekst niemal detektywistyczny. Historycy uznali, „ponad wszelką wątpliwość”, że papież Pius X nie był Ślązakiem. A my staramy się dociec prawdy, zauważając to, co pominęli chyba ci historycy. I mówimy: My, Ślązacy, mieliśmy papieża wcześniej, niż Polacy! Szef-redachtůr

NR 6/7 9 (54) 2016r. 2015r. ISSN 2084-2384 NR INDEKSU 280305 CENA 2,00 ZŁ (8% VAT) (42)wrzesień CZERWIEC/LIPIEC

Będą strzelać, wieszać, czy zamykać w więzieniach? A może dadzą do podpisania kolejną deklarację wierności narodowi polskiemu?

Mamy być Polakami i już Państwo polskie nigdy nie uznało narodowości śląskiej. Nie pozwoliło funkcjonować stowarzyszeniu ludzi, którzy się do niej poczuwają. Ale pod obecną władzą posuwa się dalej. Padają pierwsze groźby, że za poczuwanie się do niej będzie 25 lat więzienia. A na Śląsku powstaną bojówki do rozprawy z autochtonami. W ostatnich dniach to się dzieje na naszych oczach.

D

ostrzegł to także sejmik województwa śląskiego. Chociaż wcale nie tak wielu jest tam zwolenników uznania Ślązaków za grupę etniczną, niewielu zwolenników autonomii – to jednak większość radnych dostrzegło zagrożenie, jakie płynie z ośrodków władzy państwowej. „Publiczne wypowiedzi reprezentantów rządu, parlamentu oraz Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP, napastliwe wobec legalnie działających śląskich stowarzyszeń, prowadzić mogą do zaostrzania konfliktów i destabilizacji regionu. Postulaty wykorzystania przeciw śląskim działaczom aparatu przymusu czy wojsk obrony terytorialnej świadczą o niezrozumieniu istoty państwa prawa i idei społeczeństwa obywatelskiego. Sejmik województwa śląskiego apeluje o prowadzenie politycznych sporów w sposób odpowiedzialny, wolny od pomówień i niebezpiecznej gry na emocjach” – czytamy w uchwale, którą sejmik podjął 19 września, po burzliwej debacie. Przeciw uchwale byli tylko radni PiS.

n W 1945 roku Ślązakom kazano podpisywać deklarację wierności narodowi polskiemu. Czy niebawem znów zacznie nam się podsuwać pod nos, podobny do tego bierutowskiego, druczek? O co chodzi? O wypowiedzi znaczących przedstawicieli obecnej polskiej władzy. Aleksander Nalaskowski, profesor z Torunia, ale i członek Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie RP Andrzeju Dudzie głosi: „Dajmy Gorzelikowi trzy spokojne miesiące aresztu na przedyskutowanie swoich racji w którymś z zakładów karnych. Może w jednej celi z krewkimi narodowcami? Pra-

gdy autorem słów jest osoba z oficjalnego otoczenia prezydenta państwa – trudno to już uznawać za prywatną opinię. Drugi zaskakujący cytat pochodzi z ust posła PiS (z Altrajchu), Waldemara Anzla. Widzi on konieczność szybkiego powołania na Górnym Śląsku Wojsk Obrony Terytorialnej, gdyż „Obrona terytorialna poza charakterem obronnym, militarnym także ma cechy patriotyczne,

Po wojnie Ślązakom dawano do podpisania haniebną „Deklarację wierności narodowi polskiemu”. Ci, którym nie dawano, trafiali do obozów koncentracyjnych, w Zgodzie, Łambinowicach i innych. Czy takie czasy wracają? Czy znów będziemy musieli przyrzekać wierność narodowi polskiemu, czy czekają nas więzienia, procesy polityczne, inne szykany? wo jest wszak równe dla wszystkich. A dyskusja zawsze twórcza. A po procesie o zdradę wyślijmy do Barczewa, Wronek, Rawicza”. To fragment większego tekstu, który ukazał się w czasopiśmie „wSieci”. Gdyby napisał to zwykły felietonista, można by wzruszyć ramionami, ale

wzmacnianie siły ducha państwa. W województwie śląskim działają zwolennicy opcji proniemieckiej, są tak szkodliwe organizacje, jak Ruch Autonomii Śląska. Wydaje się, że uzasadnione by było wprowadzanie obrony terytorialnej jednak we wcześniejszym etapie”.

Szanowni Czytelnicy! Przygotowujemy wystawę fotograficzną pod tytułem „1939 - u nas witali radośnie”. Wszystkich posiadaczy zdjęć z wkraczania Wehrmachtu na Śląsk w 1939 prosimy o kontakt. Razem możemy pokazać lepiej prawdziwą historię naszych ziem.

Redakcja

Tak więc poseł rządzącej partii chce użyć wojska przeciw legalnie działającej organizacji i jej członkom. Wojska Obrony Terytorialnej, które zamierza tworzyć minister Antoni Macierewicz, to nie regularna armia, lecz zmilitaryzowani i uzbrojeni ludzie, którzy na co dzień zajmują się czymś innym, podlegają jednak ćwiczeniom i mają się stawić na rozkaz. Krytyczni obserwatorzy zauważają, że jeśli w formacjach tych znajdą się „prawdziwi patrioci” spod znaku ONR czy kibole, to o dyscyplinę może tam być ciężko. Z licznych wpisów na forach internetowych wynika, iż ci „prawdziwi Polacy” chętnie wieszaliby śląskich aktywistów. Pan poseł chce im chyba dać taką możliwość. Podobnie jak Aleksander Nalaskowski, który w swoim tekście pisze także: „Dajmy Gorzelikowi trzy spokojne miesiące aresztu na przedyskutowanie swoich racji w którymś z zakładów karnych. Może w jednej celi z krewkimi narodowcami? Prawo jest wszak równe dla wszystkich. A dyskusja zawsze twórcza”. Czy to już zapowiedź nadchodzącego terroru, czy dopiero marzenia o nim? I poseł Anzel i profesor Nalaskowski w swoich wypowiedziach wspominali też o naszym miesięczniku, choć nie wymieniając go z nazwy. Zapowiadają także represje wobec nas. Wojciech Korfanty, który niemal sto lat temu dał Polsce spory kawałek Górnego Śląska – skończył w polski więzieniu. Pod zarzutem nie politycznym, lecz sfingowanych przestępstw gospodarczych. Bo upominał się o prawa Ślązaków. Po wojnie Ślązakom dawano do podpisania haniebną „Deklarację wierności narodowi polskiemu”. Ci, którym nie dawano, trafiali do obozów koncentracyjnych, w Zgodzie, Łambinowicach i innych. Czy takie czasy wracają? Czy znów będziemy musieli przyrzekać wierność narodowi polskiemu, czy czekają nas więzienia, procesy polityczne, inne szykany? Sejmik swoją uchwałą wzywa do opamiętania. Jednak poserł Andzel nie odpuszcza. Mówi: To szkodliwa uchwała! Sejmik idzie na wojnę z sądem i parlamentem! Dariusz Dyrda

SZERZEJ O TEJ SPRAWIE NA STRONACH 3-5


2

wrzesień 2016r.

Zdrajca z IPN-u!

Na kłopoty? Pańczyczka!

To sprawdzona metoda polakowców. Gdy polska wizja Śląska zaczyna pękać, wtedy sięga się po jakiegoś autochtona, który powie, ze Ślązacy są Polakami, a RAŚ i mu podobni to wichrzyciele. Za wielu takich Ślązaków nie ma, ale zawsze można sięgnąć po byłego wicewojewodę Piotra Spyrę, wiekowego profesora Franciszka Marka lub senator Marię Pańczyk-Pozdziej. Tym razem dyżurna polonizatorka Śląska z Dziennika Zachodniego, Teresa Semik sięgnęła po Pańczyczkę. I przeprowadziła z nią wywiad.

W N

iezłomny portal „wpolityce.pl” wytropił antypolską aferę. Otóż historyk z katowickiego IPN-u, dr Grzegorz Bębnik, przyjął zaproszenie siemianowickiego koła Ruchu Autonomii Śląska. 1 września miał u nich wygłosić referat „„Górny Śląsk we wrześniu 1939 roku – fakty i mity”. „wpolityce.pl” a za nim inne media nacjonalistyczne uznały to za zdradę. Jak historyk – pytają opłacany przez polskiego podatnika może przyjmować zaproszenia od separatystów? Zapominając jakby przy okazji, że ci rzekomi „separatyści” to też polscy podatnicy. Tak naprawdę jednak wcale nie chodzi o zaproszenie, tylko o prawdę. Katowicki oddział Instytutu Pamięci Narodowej skupił grono kilku naprawdę świetnych fachowców, badających najnowszą historię Śląska. I oni wiedzą, że to, co mówi Grzegorz Bębnik jest bliższe temu, co my opisaliśmy w tekście „U nas witali radośnie” niż ich mitom o obronie

Śląska. Oni wiedzą, że dr Bębnik powie, iż obrona wieży spadochronowej to tylko mit, a Ślązacy nie poderwali się przeciw Niemcom. Że jednak więcej było witających, niż walczących. Oni wiedzą, że śląski oddział IPN nie protestuje przeciwko nazywaniu Zgody czy Łambinowic polskimi obozami koncentracyjnymi, że katowicki oddział IPN nie rozdziera szat, gdy słyszy o wojnie domowej 1920-21, a nie o zrywie ludności śląskiej, celem połączenia się z macierzą. Oni po prostu wiedzą, że w katowickim oddziale IPN pracują rzetelni badacze, którzy opowiadają, jak było, a nie jak powinno być zgodnie z „patriotyczną polityką historyczną”. I to ich boli. Dlatego nawołują, by przeprowadzić czystki w tym oddziale. By – może – szefem zrobić tam Andrzeja Krzystyniaka (patrz „Homo sapiens pedzioł tak”) i innych agitatorów, którzy nie muszą niczego badać, bo bez badań i tak wszystko wiedzą lepiej.

Gazeta nie tylko dla osób deklarujących narodowość śląską ISSN 2084-2384 Gazeta prywatna, wydawca: Instytut Ślunskij Godki (MEGA PRESS II) Lędziny ul. Grunwaldzka 53; tel. 0501 411 994 e-mail: megapres@interia.pl Redaktor naczelny: Dariusz Dyrda Nie zamówionych materiałów

redakcja nie zwraca.

POLSKA PRESS Sp. z o.o.,

Oddział Poligrafia, Drukarnia Sosnowiec

wywiadzie tym pani senator o ponad 800 tysiącach deklaracji narodowości śląskiej , i oczekiwaniu uznaniu języka czy narodowości śląskiej wyraziła „myśl”: „Powoływanie się na wyniki spisu powszechnego jest w tym wypadku nieuprawnione. Wiele osób, deklarując więź ze Śląskiem, chciało jedynie zamanifestować, że są z tej ziemi. Nie było w tym politycznych podtekstów. Pisali do mnie wtedy mieszkańcy z Zaolzia, abym mówiła w radiu, i to głośno, by ludzie nie dali się zbałamucić na temat narodowości śląskiej. Przyjeżdżali do nich bowiem emisariusze RAŚ i nawoływali, by deklarować, że są Ślązakami”. Zgoła to ciekawe, że emisariusze RAŚ namawiali obywateli republiki czeskiej, aby deklarowali coś w polskim spisie powszechnym, bo ich ten spis nie dotyczył. No i jeśli chodziło tylko o podkreślenie, że jest się stąd, to rozumiemy, że pani senator też zaznaczyła że jest narodowości śląskiej? A jednak założymy się, że nie zaznaczyła, bo stąd to stądm a narodowość to narodowość. Poznaniacy też są z Poznania, a narodowości wielkopolskiej nie zaznaczali. Ale chwilę dalej mamy wyjaśnienie, dlaczego Ślązaczka Pańczyk-Pozdziej kompletnie nie rozumie Ślązaków. Mówi otóż: „ Chyba za mało mówi się o latach okupacji na Śląsku, zwłaszcza za mało mówią ci, którzy powinni: naukowcy, historycy. Represji do-

CZESŁAW SOBIERAJSKI, poseł PiS z ziemi rybnickiej, (o przyłączeniu najbogatszych kawałków sąsiednich gmin do Opola) na komisji sejmowej, wyraził prawdziwą przyczynę tych zmian: „po co małym gminom taka kasa (…) jeszcze w dodatku niemieckim”. Panie pośle Sobierajski, mocie nasz reszpekt! Wyście jedni sie przyznali, na co boło to szelontani grenicami kole Opolo. Szło inoś ŏ to, coby dokopać Niŷmcom, pra? My też se tak miarkowali, a pisali ŏ tym miesionc a dwa do zadku. No ale nom sie ino zdowało, a wyście sie ofŷn przyznali. Ale nojlepsze konski tego, co pedzioł

świadczył także mój ojciec, Ślązak z Opolszczyzny. Był przedwojennym kierownikiem szkoły i w czasie okupacji musiał nosić, jak stygmat, znaczek „P”, bo przyznał się, że jest Polakiem. Czy to nie była represja w stosunku do Ślązaków? No i mamy. Jaki procent Ślązaków nosił podczas wojny znaczek „P” (Polak)? Śladowy. Tylko ci, którzy brali aktywny udział w polonizowaniu wschodniej (pol-

to od XIV wieku aż po 1945 rok nieprzerwanie leżało w państwie niemieckim. Pani senator próbuje więc nam wmówić, że całe to 600 lat to okupacja? Czy też wmówić reszcie, że Śląsk – a nie tylko jego kawałek – przed wybuchem II wojny światowej był polski? Ale potem senator odjeżdża już zupełnie. Pytana o retorykę RAŚ-u czy naszej gazety, a nawet polskich historyków mówią-

Jeśli chodziło tylko o podkreślenie, że jest się stąd, to rozumiemy, że pani senator też zaznaczyła że jest narodowości śląskiej? A jednak założymy się, że nie zaznaczyła, bo stąd to stądm a narodowość to narodowość. Poznaniacy też są z Poznania, a narodowości wielkopolskiej nie zaznaczali. skiej) części Śląska lub działali w polskiej mniejszości narodowej (w zachodniej, niemieckiej części). Były to postawy rzadkie i nietypowe, więc i rodzina pani senator była dla Śląska nietypowa. Jest oczywiście i trzeci wariant, ze wcale nie byli to Ślązacy, lecz osoby, które przed I wojną światową na Śląsk. No i wreszcie te „lata okupacji na Sląsku” a zwłaszcza na Opolszczyźnie, skąd był tata… O ile okupacja Katowic zaczęła się 4 września 1939 roku, to okupacja Opola kiedy niby. Bo o ile my znamy historię tego miasta,

cych o powstaniach śląskich jako wojnie domowej, ogłasza: „Uważam, że Ślązacy muszą być zdecydowanie odważniejsi w pokazywaniu swojej godności i dumy. Inaczej zostaną zadeptani. Nie mogą sobie pozwolić, żeby ktoś im narzucał poglądy, zabierał to, co czują i myślą na temat przeszłości regionu. Wiem, że to jest trudne, kiedy ma się naprzeciwko siebie ludzi głośnych, roszczeniowych, którzy nie przebierają w słowach.” My się z tą wypowiedzią zupełnie zgadzamy. Tylko ta starsza pani z senatorskim mandatem

Homo Sapiens pedzioł tak: Homo Sapiens mocie we tekstach o Pańczyczce, a tyż na zajtach 4-7. Mikrofony świata! ANDRZEJ KRZYSTYNIAK (tygodnik „Do rzeczy”, 20 września 2016): Platforma chce delegalizacji ONR, a od kilku lat wspiera organizację manifestującą wrogość do Polski – Ruch Autonomii Śląska Platforma Obywatelska zapowiedziała niedawno wysłanie wniosku do prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry w sprawie delegalizacji Obozu Na-

rodowo-Radykalnego. – Wniosek jest gotowy, (…) To zastanawiająca reakcja posłów PO. Bo przecież ich partia w województwie śląskim od kilku lat wspiera organizację, która jawnie manifestuje swą wrogość do Polski. Platforma od dawna w sejmiku dolnośląskim trwa w koalicji z Ruchem Autonomii Śląska. I już po raz drugi w kadencji oddała tej organizacji nadzór nad kulturą. Niedawno na łamach jednego z miesięczników sympatyzujących z RAŚ można było przeczytać tekst napisany przez kandydata tego ruchu w ostatnich wyborach uzupełniających do Se-

zapomina jakby, że opowiadanie naszej, śląskiej historii z naszego punktu widzenia, a nie polskiego, to właśnie objaw tej dumy i godności. Bo to – Pańczyczko – Ślązacy piszą w naszej gazecie, Ślązacy działają w RAŚ-u, w SONŚ-u, w Ślonskij Ferajnie. Ślązacy. To jest właśnie nasza wizja regionu. A pani przyłącza się do wizji, którą głoszą gorole: Semik, Piotr Semka, polscy nacjonaliści. Niech pani przyjdzie na Marsz Autonomii a potem na dowolną demonstrację „polskich patriotów na Śląsku”. I potem powie, którzy są głośni, roszczeniowi i nie przebierają w słowach, Na pewno nie my. Pańczyczka chyba nawet nie zdaje sobie sprawy, że Ślązacy się już niej śmieją. Że daleko odeszła od śląskich poglądów i może swoje mądrości wmówi przybyłym na Śląsk czytelnikom Dziennika Zachodniego, ale autochtoni najczęściej kiwają głową z niedowierzaniem, jak można pleść takie androny. Że walczy z aspiracjami własnej wspólnoty. Smutne. Jeśli jednak pani Semik nerwowo sięga po takie wywiady, to my się cieszymy. Oznacza to bowiem, że „polakowcy” zdają sobie sprawę, iż ich mit o odwiecznej polskości Śląska jest słabiutki, i boją się, że przy każdym szturchnięciu – jak poprzedni numer Cajtunga – może pęknąć z hukiem. Więc starają się go pompować, czym się da. Nawet takimi farmazonami. DD PS. „Polakowiec” nie jest synonimem Polaka. Polscy nacjonaliści ukuli pojęcie „ślązakowiec” na Ślązaków poczuwających się do narodowości śląskiej (bo dla nich Ślązak czuje się Polakiem). My na tej zasadzie „polakowcami” nazywamy tych, którzy lepiej od nas samych wiedzą, kim jesteśmy; wiedzą, że jesteśmy oczywiście Polakami.

natu o tym, jak to we wrześniu 1939 r. Wehrmacht scalił Śląsk, absurdalnie rozerwany przez powstania śląskie i Polaków. Panoczku Kzystyniak, dyć wyście byli ważny bĕamter, dochtorat mocie, a niy poradzicie zrychtować dwu zdań bez felerów? RAŚ je we województwie ślůnskim, a niŷ dolnoślůnskim – przeca wyście byli hań pełnomcnikym marszałka, a tego niiŷ wiycie? A zaś nasz redachtůr naczelny niŷ sztartowoł we tych wyborach do senatu ze RAŚ-a, inoś ze swojigo komitetu, kiery mianowoł sia „Ze Śląska – nie z partii”. Tuż wiela jo wort wasze fanzolŷnie, eli elementarne fakty mylicie. Chocia my to wiŷmy ŏd zawdy, bo przeca słuchomy, co godocie o ślůnskij geszichcie.


3

wrzesień 2016r.

Ostatnie tygodnie dowodzą, że IV RP powtarza błędy II RP

Miało być inaczej Gdy prezydent Andrzej Duda wygrywał wybory, pisaliśmy, że wprawdzie nie wierzymy w jego poparcie dla śląskich spraw, dla uznania mniejszości etnicznej i naszego języka, ale jednak doceniamy fakt, że – w odróżnienia od Bronisława Komorowskiego – deklaruje dialog ze wszystkimi środowiskami. Czyli, jak rozumieliśmy, z deklarującymi narodowość śląską też. Gdy PiS wygrywał wybory pisaliśmy, że lepszy szczery wróg, niż fałszywy przyjaciel. Bo PO, umizgując się do nas twarzami Marka Plury czy Doroty Pietraszewskiej, zarazem nie zrobiła nic. Dziś stwierdzamy że smutkiem, że myliliśmy się i względem prezydenta, i względem Prawa i Sprawiedliwości.

O

kazało się otóż, że prezydent, jeśli nawet z nami rozmawia, to za pośrednictwem członka swojej Rady Rozwoju, który ma dla nas… propozycję dożywotniego więzienia. Jeśli naprawdę podczas kampanii prezydenckiej Andrzej Duda myślał o takim dialogu z każdym środowiskiem, to świetnie się z tym krył. Ale – oby – może to jednak samodzielny wybryk pana Nalaskowskiego, bez zgody prezydenta. Musimy po prostu poczekać, jak prezydent się do wybryku odniesie. Jeśli się nie odniesie, to też sygnał, że akceptuje takie zachowania ludzi, którym powierzył wizję rozwoju Polski. Wtedy aż strach czekać na ten rozwój. Pisaliśmy po wygranych przez PiS wyborach, że lepszy otwarty wróg, niż fałszywy sprzymierzeniec. I nadal tak uważamy. Tylko myśleliśmy, że wróg będzie się trzymał konwencji i umów, ustaw i konstytucji. Na razie tak się dzieje, ale wróg daje sygnały, że niebawem może się to zmienić.

BYŁ SPÓR, NIE GROŻENIE Wrogości wobec śląskich postulatów nie krył też prezydent Bronisław Komorowski. Który rugał śląską Platformę Obywatelską za koalicję z autonomistami, gdyż zachowała się – według słów jego – jak uczeń czarnoksiężnika, który uwolnił siły, nad jakimi zapanować nie zdoła. Słowa nie okazały się

„separatystami” zawiera koalicje. Wiedzę na temat RAŚ miał zerową, ale też nie straszył śląskich działaczy sądami, prokuratorami. Wyrażał swój niepokój, ale nic ponadto.

SPYRA – ANTYŚLĄSKA UCZCIWOŚĆ Ba, nawet Piotr Spyra, od dobrych dziesięciu lat (a może i więcej) naczelny ślązakożerca na Górnym Śląsku. Sam zresztą rozróżniający po swojemu Ślązaków (czyli według niego Polaków pochodzących ze Śląska) i „ślązakowców” (czyli ludzi określających się jako narodowość śląska). Spyra był radnym wojewódzkim PiS-u, wicemarszałkiem województwa i wicewojewodą śląskim z PO, jest liderem Ruchu Polski Śląsk. Nie zgadza się ze „ślązakowską” wersją historii Górnego Śląska, nie widzi potrzeby autonomii, bo twierdzi, że w dzisiejszych czasach nie ma dla niej podstaw, że obecnie autonomia – inaczej niż w okresie międzywojennym, nie miałaby sensu. Nie uznaje ani języka śląskiego, ani śląskiej narodowości. Ale i ten Spyra był zawsze, a jest także dziś, zwolennikiem tezy, że ani władze państwowe i samorządowe nie powinny w żaden sposób wspierać działań „ślązakowców” – a nie, że należy ich wsadzać do więzień i tworzyć przeciw nim formacje wojskowe. Spyra – w tym co robi – jest uczciwy. Chyba nigdy nie nazwał RAŚ-u separatystami (pewnie dlatego, że zadał sobie trud prze-

nie się autonomii, jest czymś zupełnie normalne. W europejskich krajach takie działania są normą, i wręcz trudno zliczyć organizacje i regiony, które zgłaszają takie postulaty. Jedne są realizowane, inne lekceważone, ale w żadnym kraju Unii Europejskiej nikt nie oskarża autonomistów o zdradę, nikt nie grozi im więzieniem. I do niedawna nikt nie robił tego w Polsce. Znamy bodaj jeden przypadek, kandydata na posła PiS z Tychów, Grzegorza Ko-

czytania statutu tej organizacji), zna naszą narrację. Sprzeciwia się jej, bo uważa, że jest szkodliwa i dla Śląska i dla Polski – ale chce z nią walczyć za pomocą argumentów, nie posłusznych prokuratorów.

NORMALNOŚCIĄ JEST DYSKUSJA A NIE ZAMORDYZM Bo i Komorowski, i Napieralski, i Spyra – stali jednak i stoją na gruncie demokracji. A w demokracji zarówno dowolne deklarowanie własnej narodowości, jak i domaga-

MUSZĄ MIEĆ WROGA Ale to się kończy. Bo oto mamy pierwsze sygnały, że osoby z otoczenia polskiej władzy zamierzają skończyć z demokratyczną rozmową. Na razie to jeszcze zawodnicy z II ligi, mniej ważny poseł PiS, facet z prezydenckiej rady, półkoalicyjny Kukiz (który chce Cajtung oddawać do prokuratury) – ale sygnał został wypuszczony. Sygnał, że „ślązakowcy” mogą być kolejnym wrogiem

rzeniec, nie spodziewaliśmy się, że zmiany w Polsce tak szybko pójdą w tym kierunku. Że być może niebawem bycie Ślązakiem znów stanie się taką samą zbrodnią, jak w roku 1945, kiedy kazano nam podpisywać deklaracje wierności narodowi polskiemu.

SZANOWANI – BĘDZIEMY SZANOWAĆ. SZYKANOWANI TEŻ PRZETRWAMY Owszem, jeśli sobie tego zażyczą, możemy podpisać je ponownie! Nie zamierzamy przecież wywoływać powstań, ani zdradzać państwa polskiego. Jednak poczucie krzywdy, poczucie wyobcowania tylko od tego wzrośnie. Podział na „my” i „oni” stanie się jeszcze bardziej wyraźny. W 1938 roku sanacyjna Polska zastosowała podobną taktykę wobec Ukraińców i Białorusinów. Wojsko – o które dziś na Śląsku nawołuje poseł Andzel, żeby „wzmacniało tu polskość” – w ramach wzmacniania polskości niszczyło im cerkwie lub zmieniało je na katolickie kościoły. Naro-

Sugestie, żeby śląskich działaczy jako zdrajców i folksdojczów postawić pod mur, aresztować, powiesić – pojawiały się do niedawna tylko w internecie, najczęściej w wypowiedziach anonimowych. Nikt, kto chciał uchodzić choć trochę za poważnego, ich nie zgłaszał. Ale to się kończy. Bo oto mamy pierwsze sygnały, że osoby z otoczenia polskiej władzy zamierzają skończyć z demokratyczną rozmową. Sygnał, że „ślązakowcy” mogą być kolejnym wrogiem wewnętrznym, przeciw którym Polskę broni „dobra zmiana”. łodziejczyka, który w kampanii wyborczej przekonywał, że jeśli zostanie wybrany, postara się wsadzić działaczy RAŚ do więzienia. Wybrany jednak do parlamentu nie został, jest niewiele znaczącym radnym miasta Tychy (w którym jako kandydat na prezydenta dostawał wyniki kompromitujące), więc można go było uznać za folklor. Tak więc sugestie, żeby śląskich działaczy jako zdrajców i folksdojczów postawić

Ślązacy są pokorni. Nie wywołają powstania, nie będą – jak Irlandczycy z IRA czy Baskowie – podkładać bomb. Ale słowo „gorol”, obecnie już niemal neutralne, nabierze w naszych domach znów jak najgorszych skojarzeń. Czy na pewno Polsce zależy na tym, by milion polskich obywateli traktował to państwo jako obce? prorocze, bo owe ”złowrogie siły” okazywały się przywiązane do zasad państwa prawa i fair play, a gdy okazało się, że im z koalicjantem nie po drodze, to spokojnie z koalicji wystąpiły i poszły swoją drogą. Komorowski jednak nie straszył RAŚ-em społeczeństwa, nie szykował na RAŚ wojska ani policji. Wiedział, że to organizacja działająca legalnie i nie łamiąca polskiego prawa. Podobnie dawny ( i chwilowy) lider SLD Grzegorz Napieralski. Też plótł w radiu androny, że ten RAŚ chce ”kawałek Polski oderwać od Polski”. Nie podobało mu się to, ale dziwił się jedynie, że polska partia z takimi

autonomię regionów, ani na uznanie mniejszości etnicznych. Choć nie zgadzając się, zarazem niezabrania działać ich organizacjom, na przykład narodowej partii Korsykan. Polska jeszcze pod rządami PO postanowiła zlikwidować Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej, co uznaliśmy za pogwałcenie swobód obywatelskich, ale nadal pozostają procedury odwoławcze w Europie. Można było tam dochodzić sprawiedliwości wobec – w naszym przekonaniu – bezprawnych orzeczeń polskiego sądu.

pod mur, aresztować, powiesić – pojawiały się do niedawna tylko w internecie, najczęściej w wypowiedziach anonimowych. Nikt, kto chciał uchodzić choć trochę za poważnego, ich nie zgłaszał. Owszem, stale podnoszono, że nasze postulaty są nierealne, nie przystające do dzisiejszych czasów, niezgodne z poglądami naukowców (język śląski według większości polonistów), niekorzystne dla państwa – ale to mimo wszystko normalne spory światopoglądowe, które w demokratycznych państwach się toczy. Przecież także Francja, której nikt demokracji nie kwestionuje, nie zgadza się ani na

wewnętrznym, przeciw którym Polskę broni „dobra zmiana”. Bo ta formacja, żeby istnieć, musi wskazywać wrogów. To walka z wrogiem prawdziwym lub urojonym, jednoczy jej wyborców. Sygnał tym groźniejszy, że ta sama władza zarazem pokazuje, iż instytucje europejskie mogą jej … naskoczyć. A jeśli tak, to i europejskie trybunały w Sztrasburgu. Że jeśli zdecyduje, pod prawdziwymi lub sfingowanymi zarzutami wsadzić do więzienia Gorzelika, Dyrdę, Langera i setki innych śląskich działaczy, to nikt im nie zabroni. Może też na nich napuścić bojówki, hołubione i coraz bardziej rozzuchwalone ekipy spod znaku Obozu Radykalno-Narodowego, czyli narodowców. A może – jak przed wojną Korfantego – zgnoić w oparciu o rzekome przestępstwa gospodarcze. Przy niespójnym polskim prawie podatkowym da się je „udowodnić” każdemu, kto prowadzi firmę. Czyli na przykład tym kilku wydawcom śląskich książek („Silesia Progress” Piotra Długosza, „Narodowo Oficyna Ślonsko” Andrzeja Rocznioka, nasz ”Instytut Ślůnskij Godki”). Państwo, które chce szykanować swoich obywateli ma ku temu sporo instrumentów, zwłaszcza jeśli zamierza zarazem podporządkować sobie niezawisłych sędziów. Kiedy na przełomie lat 2015/2016 pisaliśmy – po wygranych przez PiS wyborach że lepszy jawny wróg, niż fałszywy sprzymie-

dy te znienawidziły Polaków i nienawidzą ich do dziś. Najwyraźniej Polska nie chce uczyć się na swoich błędach, nie chce uwierzyć, że mniejszości etniczne najłatwiej do siebie przywiązać, okazując im życzliwość i szacunek. Wtedy to państwo szanują i mniejszości. Tak, jak naród Fryzów, żyjący w północnych Niemczech, Danii i Holandii szanuje wszystkie te państwa. Bo nie zmuszają Fryzów, by czuli się Niemcami, Duńczykami, Holendrami. Pozwalają im być Fryzami po prostu – i szanują to. II RP ze wszystkich polskich obywateli próbowała zrobić Polaków. Z jak najgorszym dla siebie skutkiem. IV RP idzie tą samą drogą. Ślązacy są pokorni. Nie wywołają powstania, nie będą – jak Irlandczycy z IRA czy Baskowie – podkładać bomb. Ale słowo „gorol”, obecnie już niemal neutralne, nabierze w naszych domach znów jak najgorszych skojarzeń. Czy na pewno Polsce zależy na tym, by milion polskich obywateli traktował to państwo jako obce? Tak, jak w 1939 roku traktowali je polscy Niemcy, Ślązacy, Ukraińcy, Białorusini, Litwini. Jeśli to jest waszym celem, to idźcie drogą wskazaną przez panów Nalaskowskiego i Andzla. Zamknijcie nas w więzieniach, zdelegalizujcie RAŚ, zlikwidujcie Cajtung. Tylko prędzej czy później wam się to czkawką odbije. A Ślązacy przetrwają i tak. Redakcja


4

wrzesień 2016r.

W Sieci absurdu profesora Nalaskowskiego

Nawoływanie do przemocy i nienawiści

Felieton „wSieci” nawołuje do represji wobec legalnie działającej w Polsce organizacji i wobec naszego miesięcznika. Przypisuje nam czyny i działania, których nigdy nie podejmowaliśmy i nie zgłaszaliśmy takich zamiarów. Zważywszy jednak na to, kto jest autorem, nie do końca można to uznawać za prywatną opinię publicysty.

T

ygodnik „wSieci” jest czasopismem bliskim prezydentowi Andrzejowi Dudzie oraz Prawu i Sprawiedliwości, chociaż nie organem prasowym tej partii. Bliskim w podobny sposób, jak nasz miesięcznik jest bliski Ruchowi Autonomii Śląska czy Stowarzyszeniu Osób Narodowości Śląskiej. Nasi czytelnicy jednak wiedzą, że nieraz nie zgadzamy się z działaniami choćby szefostwa RAŚ, nieraz mamy inne poglądy – więc pomiędzy „wSieci” a PiS-em może być podobnie. Kiedy jednak swoje felietony pisze tam członek przyprezydenckiej Narodowej Rady Rozwoju, to teksty

n Aleksander Nalaskowski jest nie tylko felietonistą „wSieci” , lecz także profesorem toruńskiego uniwersytetu i członkiem Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie Andrzeju Dudzie. Specjalista w obszarze teorii szkoły, systemów oświatowych, reform oświaty, pedeutologii, pedagogiki ogólnej, wieloletni ekspert Ministerstwa Edukacji Narodowej w zakresie podręczników. Na szczęście nie jest to ekspert w zakresie prawa, byłaby to bowiem dla polskiego prawa kompromitacja zupełna. Jednak sam fakt, że ktoś, kto opublikował taki felieton jest ekspertem ministerstwa i członkiem Rady przy prezydencie RP też jest żenujący. te mają już inną rangę. A tak właśnie jest z felietonem, którego spore fragmenty zamieszczamy poniżej, aby nasi czytelnicy zrozumieli, jakie plany ma człowiek z otoczenia prezydenta RP. I do czego nawołuje.

PIĄTA KOLUMNA

ALEKSANDER NALASKOWSKI Z punktu widzenia prawnego i politycznego Jerzy Gorzelik oraz jego ugrupowanie powinni bezzwłocznie zostać zatrzymani w celu dokonania przesłuchań i przygotowania postępowania procesowego. 1. Jerzy Gorzelik & Co, jawnie, za pomocą dostępnych i wytworzonych

mediów podejmuje czynności propagandowe i organizacyjne, których celem jest oderwanie Śląska od Polski. Przypominam, ze jest to działa-

rzelik prowadzi działania zmierzające do sytuacji wojny, sytuując się w roli dywersanta a chwilami sabotażysty. (…)

w istocie robotniczą gwarą) są wymierzone (przez obywatela RP, tu wykształconego i zatrudnionego) – w Polskę. Przepełnione są one pogardą i szyderstwem wobec ojczyzny. Jak choćby tekst o rzekomej radości mieszkańców Śląska z wkroczenia wojsk hitlerowskich (czyli niemieckich) do Polski w 1939 r. Kiedyś na identycznej zasadzie kręcono filmy dokumentujące wkroczenie wojsk sowieckich do naszego kraju w 1944 r. Spędzeniu na ulicę mieszkańcy wiosek obsypywali kwiatami „wybawicieli”, którzy potem bez skrupułów gwałcili miejscowe kobiety. 3. Mamy słabe, zastrachane środowisko prawników. Brakuje w nim odważnych, którzy zechcą orzekać coś więcej, niż kradzież w hipermarkecie. (...) Tę bezkarność i lukę wykorzystuje zdradziecka, szukająca swej szansy polityczna mafia folksdojczów. Sędziowie skazują za rzucony tort, nie tkną jednak zdrajców i sprzedawczyków. Strach paraliżuje tchórzy. To sędziowie polskich sądów słuchający „Ody do radości” zamiast polskiego hymnu. (…) Panowie prokuratorzy, sędziowie… Czas waszej „wolnościowej tolerancji” wobec Gorzelika już się skończył. Porzućcie ściganie małolatów kradnących rurki z kremem (niech robi to ochrona sklepów) a sami zajmijcie się tym, co może z czasem przybrać kształt rakiety wystrzeliwanej ze sztolni i szybów. (…) Dajmy Gorzelikowi trzy spokojne miesiące aresztu na przedyskutowanie swoich racji w którymś z zakładów karnych. Może w jednej

Za marzenie o niepodległym Śląsku nie można nikogo skazać, podobnie jak nie można nikogo skazać za to, że marzy mu się napad na bank. Profesor Nalaskowski jest z wykształcenia pedagogiem. Co to za pedagog, który nie rozróżnia marzeń od realnych działań nie wyczerpujące znamiona zdrady głównej. Za to się kiedyś wieszało. Nienaruszalność granic w Europie jest jednym z fundamentów zachowania w niej pokoju. Ergo Go-

2. 3. Liczne akcje propagandowe Jerzego Gorzelika & Co. Np. pozowanie z karabinem w czapce Wehrmachtu, wydawanie gazety w rzekomym języku śląskim (będącym

celi z krewkimi narodowcami? Prawo jest wszak równe dla wszystkich. A dyskusja zawsze twórcza. A po procesie o zdradę wyślijmy do Barczewa, Wronek, Rawicza.


5

wrzesień 2016r.

niem. Zwłaszcza fragmentu ustawy Kodeks Karny, który sam przytacza. „art. 127 par 1.kk: Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas (…)”. Panie profesorze! Niezależnie od tego, że naprawdę demokratyczne kraje nie widzą nic przestępczego w zamiarze oderwania części państwa a nawet działaniach w tym kierunku (vide przypadek Szkocji, Katalonii i wiele innych) – to nawet w tym artykule pada słowo „bezpośrednio”. „działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu”. Otóż panie profesorze, czy może podać pan jakikolwiek przykład działań dowolnych śląskich środowisk (nawet tych bardziej radykalnych od RAŚ-u), zmierzający bezpośrednio do oderwania Śląska od Polski? Nawet jeśli na Śląsku istnieją separatyści – bo przyznaje się do takich poglądów na

I na sam koniec podpowiem (w razie problemów): art. 127 par 1.kk: Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności”. A teraz fakty. Pisze Nalaskowski: „Jerzy Gorzelik & Co, jawnie, za pomocą dostępnych i wytworzonych mediów podejmuje czynności propagandowe i organizacyjne, których

SZKALOWANIE CAJTUNGA Czytamy dalej, już o naszym miesięczniku a nie liderze RAŚ: „, wydawanie gazety w rzekomym języku śląskim (będącym w istocie robotniczą gwarą) są wymierzone (przez obywatela RP, tu wykształconego i zatrudnionego) – w Polskę. Przepełnione są one pogardą i szyderstwem wobec ojczyzny. Jak choćby tekst o rzekomej radości mieszkańców Śląska z wkroczenia wojsk hitlerowskich (czyli niemieckich) do Polski w 1939 r”. Mniejsza już o tę „robotniczą gwarę”, którą mówi się w miastach, ale bardziej na śląskiej wsi. I mniejsza o to, że pan Nalaskowski wypowiada się o gazecie, której chyba nigdy nie

polonizowanie Ślązaków i traktowanie ich z pogardą w międzywojniu, przyniosło skutek odmienny od zamierzonego. Niemniej do tematu „rzekomego witania” obszernie wracamy w innym miejscu naszego miesięcznika. Przedwojenna Polska też Korfantego wtrąciła do więzienia, gdzie go prawdopodobnie otruto.

NAMAWIA PRAWNIKÓW DO ŁAMANIA PRAWA Skandalem jest jednak co innego – człowiek z otoczenia prezydenta RP nawołuje sędziów i prokuratorów (wyzywając ich przy okazji od tchórzy!) aby oskarżali i skazywali działaczy legalnie działającej orga-

Nasi czytelnicy jednak wiedzą, że nieraz nie zgadzamy się z działaniami choćby szefostwa RAŚ, nieraz mamy inne poglądy – więc pomiędzy „wSieci” a PiS-em może być podobnie. Kiedy jednak swoje felietony pisze tam członek przyprezydenckiej Narodowej Rady Rozwoju, to teksty te mają już inną rangę celem jest oderwanie Śląska od Polski”. Tymczasem w & 5. Statutu RAŚ czytamy: „Działania Ruchu na rzecz autonomii Śląska nie zmierzają do zmiany granic państwowych”. Przypisuje więc pan Nalaskowski RAŚ-owi zamierzenia sprzeczne z jego statutem. Co więcej, ani Gorzelik, ani żaden inny z czołowych działaczy Ruchu Autonomii Śląska nigdy nie zgłaszał postulatu oderwania Śląska od Polski. Tym bardziej nie podejmował takich czynności propagandowych czy organizacyjnych. RAŚ dąży do reformy państwa polskiego, a nie oderwania od niego Śląska.

widział, w przeciwnym bowiem razie wiedziałby, że w zdecydowanej większości jest po polsku. Ale radość w wkraczania wojsk niemieckich w 1939 roku nie była rzekoma, lecz autentyczna. Nawet jeśli nie wszyscy się cieszyli. Ale cieszono się może i dlatego, że także przedwojenna Polska miała takich Nalaskowskich, którzy w Ślązakach chcieli widzieć tylko pomiataną siłę roboczą, obywateli drugiej kategorii. A tekst o wkraczaniu Wehrmachtu nie był nijak wymierzony w Polskę, nie był wyrazem pogardy wobec niej – lecz pokazaniem, że brutalne

nizacji, którzy nie popełnili żadnego przestępstwa! Oraz by się nad nimi w trakcie śledztwa znęcać. Bo jak niby inaczej rozumieć słowa: „Dajmy Gorzelikowi trzy spokojne miesiące aresztu na przedyskutowanie swoich racji w którymś z zakładów karnych. Może w jednej celi z krewkimi narodowcami? Prawo jest wszak równe dla wszystkich. A dyskusja zawsze twórcza”. Jak niby inaczej, niż znęcanie, ma wyglądać „twórcza dyskusja z krewkimi narodowcami”? I na sam koniec. Od profesora - nawet z Torunia – można chyba oczekiwać czytania ze zrozumie-

zać, podobnie jak nie można nikogo skazać za to, że marzy mu się napad na bank. Profesor Nalaskowski jest z wykształcenia pedagogiem. Co to za pedagog, który nie rozróżnia marzeń od realnych działań. I dodajmy jeszcze, że są to marzenia garstki, bo zdecydowana większość śląskich środowisk marzy o autonomicznym województwie w ramach państwa polskiego, a nie o odrywaniu Śląska od Polski. Być może dlatego panie profesorze Nalaskowski ani sędziowie ani prokuratorzy nie ścigają ani Gorzelika, ani mnie. Bo oni w odróżnieniu od pana rozumieją zapisy Kodeksu Karnego, w tym także zacytowanego przez pana artykułu 127 kk. I może nie są, jak pan to sugeruje, tchórzliwi, ale nie są też durniami. Chociaż istnieje obawa, że jeśli ktoś, kto tak dalece nie rozumie przepisu, który przytacza, jest profesorem a nawet członkiem prezydenckiej Rady, to z czasem i wśród sędziów oraz adwokatów pojawią się ludzie, tak dowolnie naginający prawo. Tak było podobno w czasach stalinowskich, za którymi pan profesor chyba trochę tęsk-

Człowiek z otoczenia prezydenta RP nawołuje sędziów i prokuratorów (wyzywając ich przy okazji od tchórzy!) aby oskarżali i skazywali działaczy legalnie działającej organizacji, którzy nie popełnili żadnego przestępstwa! Oraz by się nad nimi w trakcie śledztwa znęcać przykład Dariusz Jerczyński, autor „Historii Narodu Śląskiego” – to czy podejmują oni jakiekolwiek działania, nawet pośrednie a nie bezpośrednie, by cel ten urzeczywistnić?

KŁAMSTWO! – NIKT NIE PODEJMUJE TAKICH DZIAŁAŃ Nie znajdzie pan takich przykładów, bo nikt i nigdzie po 1945 roku takich działań na Śląsku nie podejmował. A za marzenie o niepodległym Śląsku nie można nikogo ska-

ni. Z tą różnicą, że tamci skazywali polskich patriotów, a profesor Nalaskowski chciałby śląskich. Dlatego profesorze Nalaskowski, w cywilizowanym europejskim państwie o ugruntowanej demokracji, za taki felieton „z punktu widzenia prawnego i politycznego” jego autor byłby skończony. Kiedy czytam to, co pan pisze, to rozumiem moich przodków, którzy we wrześniu 1939 roku wzdychali z ulgą, że państwo polskie na Śląsku się skończyło. Dariusz Dyrda

JAN DZIADUL, „Polityka” 20 września 2016 Otóż doradca prezydenta Andrzeja Dudy wsadziłby chętnie dr. Jerzego Gorzelika, lidera Ruchu Autonomii Śląska, i jego ideologicznych kumpli na kilka miesięcy do ciupy, aby tam, w kupie, w ciszy, spokoju i swoistym klimacie zakładu karnego mogli od nowa przeanalizować swoje racje… Zastanawiam się – w areszcie wydobywczym czy lepiej w takim przedsądowym? Zresztą nieważne, i tak łagodnie traktuje całe to towarzystwo – wszak za chęć oderwania Śląska od Polski, a więc za zdradę narodową, kiedyś groziła szubienica. Myślę praktycznie. Areszty są u nas zapełnione, a nawet przepełnione przez różnego rodzaju męty… Po cholerę dociskać jeszcze nogą Gorzelików? Jak w takich warunkach mają przeprowadzić rozsądny wywód myślowy i rachunek sumienia? Jak mają dotrzeć do mądrej refleksji i pokajać się en masse? Zatem czy nie lepiej utworzyć dla nich, na czas udowodnienia zdrady, specjalne obozy odosobnienia? Coś w rodzaju Berezy Kartuskiej czy Twierdzy Brzeskiej? A i stan wojenny pozostawił w tej materii sporo doświadczeń. Jakąś drogę wskazuje dzisiaj Turcja, która z więzień wypuszcza kryminalistów, żeby cele zapełniać politycznymi. Jeszcze o tym pomyślę. Może coś przyjdzie mi do głowy. Powiem wprost: gdyby znaleziono jakiś paragraf na Gorzelika – od lat różnej maści politycy i publicyści widzieliby go chętnie w więzieniu – to wielkiego płaczu na Śląsku po nim nie będzie… Jednak po demokracji już tak!


6

wrzesień 2016r.

Jedyne co można odpowiedzieć, to chyba „spieprzaj dziadu!”

Andzel wieszczy

POWSTANIE!

Waldemar Andzel, poseł PiS z Rogoźnika w Altrajchu, spodziewa się chyba antypolskiego powstania na Śląsku. O jego przygotowanie podejrzewa zapewne Ruch Autonomii Śląska. Bo tylko tak można zinterpretować można jego niezwykłe słowa!

P

owiedział otóż w połowie września, dla jednej ze stacji telewizyjnych: „Obrona terytorialna poza charakterem obronnym, militarnym także ma cechy patriotyczne, wzmacnianie siły ducha państwa. W województwie śląskim działają zwolennicy opcji proniemieckiej, są tak szkodliwe organizacje jak Ruch Autonomii Śląska. Wydaje się, że uzasadnione by było wprowadzanie obrony terytorialnej jednak we wcześniejszym etapie”. Wcześniej poseł Andzel, w sejmie, mówił, że formacje te mogą na Śląsku wzmacniać polskość. I dlatego zwrócił się do ministra obrony naro-

n Poseł PiS Waldemar Andzel boi się chyba śląskiego powstania. Nam udało się wytropić dwóch potencjalnych rebeliantów, gotowych do walki. Na jednej fotce lider RAŚ w niemieckiej czapce, z karabinem mauser w ręku, gotowy do szturmu na urząd wojewódzki w Katowicach, na drugim zdjęciu syn redaktora naczelnego naszego Cajtunga, Hajnuś Dyrda, uzbrojony w luftbiksa. Nakrycia głowy nie ma, bo jak nam wyjaśnił naczelny, nie udało mu się znaleźć tak małego poniemieckiego hełmu. dowej, Antoniego Macierewicza, by obronę terytorialną w pierwszej kolejności budować na Górnym Śląsku, a nie – jak chce ministerstwo – na wschodnich granicach Polski.

KTO BĘDZIE W TEJ OBRONIE? NARODOWCY?

Wojska Obrony Terytorialnej to pomysł ministra Macierewicza na poprawienie dość lichej (po likwidacji obowiązkowego poboru) obronności państwa polskiego, przede wszystkim na skutek niskiej liczebności armii. Według założeń OT ma liczyć około 35 000 żołnierzy w 17

brygadach (dwie w województwie mazowieckim i po jednej w pozostałych. Swoją drogą ciekawe, na jakie to zagrożenia zewnętrzne narażone jest województwo mazowieckie). OT ma być armią „na wezwanie”, to jest ćwiczącą na poligonach, ale na co dzień mieszkającą w swoich

domach, chodzącą do pracy. Za gotowość mają otrzymywać miesięczny żołd, jednak znacznie niższy od zawodowych, skoszarowanych żołnierzy. Krytycy tego rozwiązania obawiają się przede wszystkim tego, kto trafi do OT. Bo ambicji licznego zasilenia jej szeregów nie kryje na przy-


7

wrzesień 2016r.

kład Obóz Narodowo-Radykalny, faszyzująca organizacja sympatyzująca z PiS-em. Gdyby rzeczywiście tak się stało, Obrona Terytorialna byłaby łatwa do przekształcenia w bojówki. Warto tu wspomnieć, że dokładnie takie rozwiązanie zastosował faszystowski dyktator Włoch, Benito Mussolini, tworząc w 1923 roku Milizia Volontaria per la Sicurezza Nazionale, w skrócie MVSN – Ochotnicza Milicja Bezpieczeństwa Narodowego (do historii przeszła jako Czarne Koszule). Była to organizacja paramilitarna, stanowiąca jednak integralny składnik sił zbrojnych. Szybko okazało się, że służy przede wszystkim do terroryzowania wewnętrznej opozycji! W Polsce opozycja też obawia się, że właśnie takie są cele tworzenia Obrony Terytorialnej.

WOJSKIEM PRZECIW SOJUSZNIKOM A słowa posła Andzla świetnie wpasowują się w tę wizję. Z tym, że on wręcz określił, kogo zwalczać ma Obrona Terytorialna. Mianowicie RAŚ. Regionalną quasi-partię polityczną, stale uczestniczącą w wyborach (z poparciem w regionie rzędu 10%), przestrzegającą porządku prawnego, współrządzącą województwem. Panu posłowi wolno oczywiście uważać, że RAŚ jest organizacją szkodliwą, ale z tego w demokratycznym państwie nijak nie wynika, że należy tworzyć przeciw niej formacje zbrojne. To jest wprost sprzeczne z państwem demokratycznym. Pan poseł Andzel mówi, że w województwie śląskim należy tworzyć

n Być możepan poseł Waldemar Andzel po prostu nie wyrósł z chłopięcej zabawy w wojsko. Wskazywałaby na to radość, jaką sprawia mu fotografowanie się choćby w moro (z prawej). Liczne takie zdjęcia znajdują się na jego prywatnej stronie waldemarandzel.pl. Trudno ocenić po tym zdaniu, czy posłowi chodzi też o pacyfikację Platformy Obywatelskiej. Na pewno chodzi mu jednak, co podkreśla, o umocnienie polskości na tym terenie. I to jest fascynujące.

POLONIZOWAĆ POLAKÓW? Fascynujące, bo przecież zgodnie z obowiązującą w Polsce retoryką i polskim prawem – narodowości śląskiej nie ma. Wszyscy, którzy tak twierdzą, są po prostu Polakami, którym się coś w głowach poprzewracało. Mniejszość niemiecka i czeska w województwie śląskim stanowi poniżej 1% procenta mieszkańców, więc przez kogo niby ta polskość jest zagrożona? Przez Polaków? Czy też pan poseł Andzel niechcący się wygadał, że wcale Ślązaków za Polaków nie uważa? I że Ślązacy nie dość,

by ONR, nie tworzy paramilitarnej struktury, nie nosi mundurów, nie przeprowadza ćwiczeń strzeleckich ani walki wręcz, nie gromadzi broni. Nic nie wskazuje na to, by zamierzał

je, że to uchwała szkodliwa, bo sejmik idzie na wojnę z parlamentem i rządem. Oraz zdradza, że wojska obrony terytorialnej są potrzebne przeciw… naszemu miesięczniko-

Czyli, że to nasza redakcja wezwie sojuszniczą wobec Polski armię niemiecką lub czeską, żeby zaatakowała polskość na Śląsku? Że podobnie jak pakt Ribbentrop-Mołotow, my

Poseł Andzel mówi, że w województwie śląskim należy tworzyć oddziały obrony terytorialnej, bo są tu organizacje proniemieckie. Trochę się myli, bo nie pro-niemieckie, ale wręcz niemieckie. Przecież za takie trzeba uznać zorganizowaną niemiecką mniejszość narodową. Tylko działa ona w oparciu o polskie prawo i porozumienia polsko-niemieckie, a Niemcy to polski sojusznik w NATO. Czy więc według pana posła zagrożeniem są organizacje mniejszościowe sojuszniczego państwa? rozpocząć działania wojenne przeciw państwu polskiemu. Ani nawet zaatakować Czeladzi, w której pan poseł się urodził.

Przecież zgodnie z obowiązującą w Polsce retoryką i polskim prawem – narodowości śląskiej nie ma. Wszyscy, którzy tak twierdzą, są po prostu Polakami, którym się coś w głowach poprzewracało. Mniejszość niemiecka i czeska w województwie śląskim stanowi poniżej 1% procenta mieszkańców, więc przez kogo niby ta polskość jest zagrożona? Przez Polaków? Czy też pan poseł Andzel niechcący się wygadał, że wcale Ślązaków za Polaków nie uważa?

wi. Mówi bowiem: „nie tylko z powodu działalności RAŚ, ale całej opcji proniemieckiej. Są tu też szkodliwe gazety. W żaden jednak sposób nie twierdzę, że te wojska mają być wykorzystywane przeciwko działającym zgodnie z konstytucją stowarzyszeniom. Ona mają służyć w obronie przed zewnętrznym zagrożeniem państwa”.

mamy podpisany pakt Merkel-Dyrda? Niby śmieszne - choć pochlebia nam to, iż według posła partii rządzącej Polską, przeciw naszej redakcji trzeba tworzyć brygadę, uzbrojoną w karabiny, moździerze i granatniki. Bój będzie zacięty, choć my mamy na stanie ino dwa szlojdry i jedna luftbiksa. Adam Moćko

Poseł Waldemar Andzel jest w sejmie wiceprzewodniczącym grupy na rzecz Tybetu. Troszczy się o prawa autochtonów. Najwyraźniej jest za uznawaniem mniejszości etnicznych, pod warunkiem że leżą od Czeladzi 5 tysięcy kilometrów, a nie kilometrów 5.

JERZY GORZELIK, lider RAŚ: oddziały obrony terytorialnej, bo są tu organizacje proniemieckie. Trochę się myli, bo nie pro-niemieckie, ale wręcz niemieckie. Przecież za takie trzeba uznać zorganizowaną niemiecką mniejszość narodową. Tylko działa ona w oparciu o polskie prawo i porozumienia polsko-niemieckie, a Niemcy to polski sojusznik w NATO. Czy więc według pana posła zagrożeniem są organizacje mniejszościowe sojuszniczego państwa? Poseł wyjaśnił to w wywiadzie telewizyjnym: – Jest przygotowany plan. Będą wyszkoleni żołnierze, którzy będą szkoleni przez określoną ilość dni w roku. Trzeba umocnić polskość na tym terenie, na występowanie na Śląsku i opcji proniemieckiej, bardziej silnie działającego Ruchu Autonomii Śląska, która współrządzi z Platformą Obywatelską województwem śląskim.

że Polakami nie są, to jeszcze są dla polskości Śląska groźni? I nie wiadomo tylko, czy to jego odosobnione zdanie, czy też całego PiS-u. Którego prezes uznał wprawdzie Ślązaków za zakamuflowaną opcję niemiecką, ale jak pisaliśmy wyżej, Polska nie boi się chyba napaści swojego sojusznika.

KANDYDATÓW NA POWSTAŃCÓW BRAK Więc wychodzi na to, że pan poseł boi się jednak śląskiego powstania. Po to obrona terytorialna, uzbrojona, co podkreślał z lubością, „w karabiny, moździerze i granatniki”. Na Leopardy Bundeswehry by one zapewne nie wystarczyły, ale przeciw powstańcom śląskim zapewne tak. Problem w tym, że jakoś kandydatów na tych powstańców nie widać. RAŚ, w odróżnieniu od choć-

Na słowa posła ostro zareagował sejmik województwa śląskiego. W uchwale sejmiku padają zdania: „wypowiedzi (…) napastliwe wobec legalnie działających śląskich stowarzyszeń, prowadzić mogą do zaostrzania konfliktów i destabilizacji regionu. Postulaty wykorzystania przeciw śląskim działaczom aparatu przymusu czy wojsk obrony terytorialnej świadczą o niezrozumieniu istoty państwa prawa i idei społeczeństwa obywatelskiego. Sejmik województwa śląskiego apeluje o prowadzenie politycznych sporów w sposób odpowiedzialny, wolny od pomówień i niebezpiecznej gry na emocjach”.

GRANATNIKIEM W CAJTUNG Poseł Andzel niewiele jednak sobie z tej uchwały robi. Przekonu-

Wypada zaapelować do polityków PiS, by przypomnieli sobie z historii, do czego prowadzi taka agresja, która dzisiaj wyraża się tylko w słowach, ale jutro może przybrać zdecydowanie bardziej konkretną formę na ulicach górnośląskich miast. PiS najwyraźniej potrzebuje nie tylko wroga zewnętrznego, ale i wewnętrznego, by zmobilizować społeczeństwo, by nie zwracało uwagi na pełzającą rewolucję centralistyczno-nacjonalistyczną.

MAREK MIGALSKI, były europoseł PiS-u, dawny doradca Lecha Kaczyńskiego: To już jawne wezwanie do użycia militarnych bojówek do uderzenia w przeciwników politycznych, czyli RAŚ i PO.

TYGODNIK POWSZECHNY (NR 39/2016) Także na wskroś katolicki tygodnik nie pozostawił suchej nitki na pośle Andzlu. Oto fragment tekstu: Może Ślązacy nie są wymarzonymi obywatelami niektórych rządzących. Może niektórych rządzących drażni, że część z nich mówi także po niemiecku czy gwarą śląską, ma podwójne obywatelstwo, dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości. Ale nie można mylić dwóch polskich tożsamości: narodowej i obywatelskiej. Polska tożsamość obywatelska i śląska narodowa się nie wykluczają. A według ostatniego spisu z 2011 r. aż 436 tys. obywateli RP zadeklarowało jako pierwszą identyfikację narodową – narodowość śląską (co, gdyby ją formalnie uznać, czyniłoby ze Ślązaków największą mniejszość). Czy polska tożsamość narodowa jest tak słaba, że musi się bronić, gdy ktoś z obywateli RP czuje się w pierwszej kolejności Niemcem, Ślązakiem, Ukraińcem itd.?


8

wrzesień 2016r.

Kto by przypuścił, że prawda m

„U nas witali radośnie”

Ani przez chwilę się tego nie spodziewaliśmy. Ostatni numer Cajtunga niczym specjalnie nie różnił się od poprzednich. A i tekst, że w 1939 roku Ślązacy witali Niemców owacyjnie, pojawiał się w latach wcześniejszych, na przełomie sierpnia i września. Tymczasem między 1 a 4 września 2016 roku Ślůnski Cajtung skupił na sobie uwagę mediów z całej Polski. Zjawiali się u nas po kolei dziennikarze z telewizji, gazet, portali. Staliśmy się nawet tematem głównego wydania Wiadomości TVP. Bo podobno dopuściliśmy się strasznego skandalu. Pisząc właśnie o tym, że mieszkańcy Śląska witali radośnie wkraczające tu wojska niemieckie. To dla nas informacja oczywista, nie podlegająca żadnej dyskusji i nie wywołująca – jak dotychczas - kontrowersji.

n Nasz zdjęcia owacyj stionow dobnyc podsta historii dziej w fia, któ wiada rodzin, history

To było w tekście „U nas witali radośnie” Dla rdzennej Polski ta napaść, a tym bardziej następująca po niej 6-letnia okupacja to czasy bardzo mroczne. Hitlerowcy dopuszczali się w Polsce licznych zbrodni, chyba tylko dalej na wschód, na terenach ZSRR były podobne. Ale Górnego Śląska to nie dotyczyło. Dla naszego hajmatu to, co stało się we wrześniu było po prostu jego ponownym zjednoczeniem, po podziale na część polską i niemiecką w 1922 roku. Wrzesień 1939 roku zlikwidował granicę państwową, która doskwierała tysiącom ludzi na Śląsku”

To było w tekście „U nas witali radośnie” Ślązacy nie traktowali Niemców jako najeźdźców. Po 17 latach polskich rządów nawet wielu z tych, którzy w 1921 roku, w plebiscycie głosowali za Polską, teraz witali wkraczający Wehrmacht kwiatami. Polska przedwojenna bardzo bowiem Ślązaków rozczarowała. Nie tylko swoim bałaganem, jakże innym od pruskiego ordnungu, do którego przywykli. Nie tylko biedą – bo po 17 latach Polski, standard życia był tu niższy niż w sąsiednich, wciąż niemieckich, Gliwicach czy Bytomiu. Przede wszystkim pogardą, jaką przybysze z Małopolski i Wielkopolski, na czele z wojewodą Korfantym, okazywali Ślązakom.

To było w tekście „U nas witali radośnie” Od zamachu majowego, w 1926 roku, autonomia była przez piłsudczyków (zwłaszcza wspomnianego Grażyńskiego) stale pogwałcana. A przywódca propolskich Ślązaków, Wojciech Korfanty, gnił w polskim sanacyjnym więzieniu. Nic więc dziwnego, że nawet wielu z tych propolskich w 1921 roku, w ciągu tych 17 lat bardzo w zapałach do Polski ochłodło. Ślązacy we wrześniu 1939 roku nie rozpaczali, jak mieszkańcy Warszawy, Krakowa czy Poznania. Witali nowych panów ze spokojem.

N

agle okazało się, że tak pisać… nie wolno. Nie to, żeby zarzucano nam nieprawdę. Takie głosy, nawet jeśli były, to sporadyczne. Fałsz zarzuciła nam w zasadzie tylko TVP, twierdząc, że obrońców Śląska były setki tysięcy oraz skandalicznie manipulując wypowiedź do kamery Dariusza Dyrdy. Oraz, niezastąpiona w takich sytuacjach, Teresa Semik z „Dziennika Zachodniego”, opisująca so-

bie tylko znany ogrom represji, jakie Ślązaków dotknęły po wkroczeniu wojsk niemieckich.

POCHWAŁA NAZIZMU! A NIBY GDZIE? Zarzucono nam za to, że propagujemy faszyzm, nazizm! Chociaż w tekście padały wyraźnie słowa: „Ślązacy oderwani od Niemiec w 1922 roku inne Niem-

cy zapamiętali. Pamiętali państwo prawa cesarza Wilhelma i kanclerze Bismarcka. Zamiast powrotu państwa prawa nadeszła bestialska III Rzesza”. Tylko osoba o skrajnie złych intencjach może uznać, że nazywanie III Rzeszy państwem bestialskim jest propagowaniem hitlerowskiego nazizmu. Sęk jednak w tym, że ci, którzy nas za ten tekst krytykowali, najczęściej nie zadali sobie trudu, aby go przeczytać. Jak


9

wrzesień 2016r.

może aż tak w oczy zakoleć…

” - zrobiła się awantura NIE CZYTAŁEM, TO SIĘ WYPOWIEM

Frontalny atak przeciw tekstowi rozpoczął wieczorem, 31 sierpnia (pierwszy dzień gazety w kioskach) dyrektor TVP w Katowicach, Tomasz Szymborski. Pisał wtedy: „Są granice, których przekraczać nie wolno”. Niewiele później doda-

Katowic, o represjach na Śląsku, o wieży spadochronowej, gdzie rzekomo polscy harcerze walczyli z nadciągającym Wehrmachtem”. Słowo „rzekomo” najwyraźniej odnosi się do wieży spadochronowej, a nie do represji. Czy naprawdę dziennikarka ze stażem liczonym w kilku dziesięcioleciach aż tak nie umie czytać? Czy też raczej świadomie kłamie?

Jest tekstem rocznicowym. To kiedy miał się ukazać? W kwietniu? My jednak w Cajtungu mamy tak, że o krisbaumie i moczce piszemy w okolicach Bożego Narodzenia, o nadaniu Śląskowi przez Polskę autonomii w maju, natomiast o wybuchu drugiej wojny światowej w okolicach 1 września. Takie to dziwne? Jeśli chodzi o tytuł – jesteśmy zwolen-

Teresa Semik za skandal uznała, iż pisaliśmy o „rzekomych represjach”, jakie po wkroczeniu Niemców miały miejsce w Katowicach. Tymczasem zdanie w naszym tekście brzmi: „znowu zaczną karmić nas mitami o bohaterskiej obronie Katowic, o represjach na Śląsku, o wieży spadochronowej, gdzie rzekomo polscy harcerze walczyli z nadciągającym Wehrmachtem”. Słowo „rzekomo” najwyraźniej odnosi się do wieży spadochronowej, a nie do represji. Czy naprawdę dziennikarka ze stażem liczonym w kilku dziesięcioleciach aż tak nie umie czytać? Czy też raczej świadomie kłamie?

z tekst z poprzedniego numeru opatrzony był tymi ami, z Katowic i Bielska. Oba pokazują Ślązaków jnie witających III Rzeszę. Nikt nigdy nie zakwewał prawdziwości tych zdjęć, ani dziesiątków poch. Jednak Grzegorz Bębnik z IPN twierdzi, że na awie (prawdziwych!) zdjęć nie można opowiadać i. Tymczasem nam trudno wyobrazić sobie barwiarygodne potwierdzenie wydarzeń, niż fotograóra nie jest fotomontażem! Jeśli ta fotografia opoto samo, co wspomina się w tysiącach śląskich , to kwestionowanie jej byłoby szaleństwem. Albo ycznym kłamstwem. ci dziennikarze, którzy przyjeżdżali o nim porozmawiać. Po kolei przyznawali się, że go nie widzieli i nie czytali, że wiedzą o nim tyle, ile dowiedzieli się z … facebooka.

wał, „Jaka jest prawna kwalifikacja treści publikowanych w tym numerze „# ŚlunskiCajtung? Propagowanie faszyzmu?” Teresa Semik (DZ) podciągnęła ten tekst nawet pod … „kłamstwo oświęcimskie”, co jest idiotyzmem do kwadratu, bo obóz Auschwitz-Birkenau zaczęto budować dopiero rok później. Po czym oboje, i Szymborski i Semik przyznali się, że tekstu, który tak zajadle atakują, nawet nie czytali! Dopiero kilkanaście godzin później (1 września, o godzinie 9,53) Szymborski poprosił redaktora naczelnego naszego miesięcznika aby podesłał mu go na maila. Teresa Semik zrobiła to jeszcze później (1 września o godz. 12,52) tłumacząc, że w Sosnowcu, gdzie pracuje, trudno go kupić. Przyznali się więc, że nie czytali tekstu, który tak wściekle atakowali. Ot, taka to ich dziennikarska rzetelność. Teresa Semik za skandal uznała, iż pisaliśmy o „rzekomych represjach”, jakie po wkroczeniu Niemców miały miejsce w Katowicach. Tymczasem zdanie w naszym tekście brzmi: „znowu zaczną karmić nas mitami o bohaterskiej obronie

MATEUSZ CIEŚLAK (znany dziennikarz): To, co Darek napisał, opowiadała mi moja ciotka, mieszkanka Siemianowic Śląskich. Z każdej kamienicy wisiały flagi z hakenkrojcami. Co ciekawe, mimo że S.Śl. znalazły się na terytorium III DR, moja ciotka, jej rodzeństwo i jej rodzice do końca wojny nie zostali wpisani na volkslistę. Mężczyznom to zapewne uratowało życie.

DARIUSZ JERCZYŃSKI (autor „Histroii Narodu Śląskiego”): W roku 1926 Ślązacy - działacze polskiego ruchu założyli Związek Obrony Górnoślązaków, który domagał się praw mniejszości narodowościowej dla Ślązaków w II RP. Gdy w 1928 nie zarejestrowano list ZOG, ten namawiał swoich zwolenników do głosowania na Niemców. W latach 30-tych powstała Jungdeutsche Partei, która licznie zasili byli propolscy powstańcy. To chyba doskonale obrazuje, że nawet Ci, którzy wcześniej o Polskę na Śląsku walczyli, w 1939 mieli już jej serdecznie dosyć, a co dopiero pozostali.

Podobnie, jak Szymborski i Semik zachował się Paweł Kukiz. 1 września Zamieścił w internecie fotografię z fragmentem tekstu z pierwszej strony Cajtunga z informacją: „Dziś dostałem tę

nikami starej szkoły dziennikarskiej, która powiada, że tytuł jak najwierniej powinien mówić o tym, co jest w tekście. Tytuł brzmiał „U nas witali radośnie”, gdyż tekst opowiadał o tym, że mieszkańcy

Zarzucano nam, że redakcja podziela ten entuzjazm, który w 1939 roku mieli witający. Że i my cieszymy się, iż w 1939 roku III Rzesza wkraczała na Śląsk. Nikt jednak nie wskazał fragmentu tekstu, który by to sugerował. My jedynie staraliśmy się wyjaśnić, dlaczego tak było.

BYŁY TEŻ ZARZUTY MERYTORYCZNE Padały i poważne, merytoryczne zarzuty. Nie ciężkie, ale poważne. Na przykład historyk z katowickiego IPN-u, Grzegorz Bębnik oraz szef RAŚ-u Jerzy Gorzelik (też historyk, choć sztuki) zarzucali tekstowi niedopuszczalne uproszczenia, uogólnienia. Wyjaśniając, że przecież nie wszyscy witali Niemców radośnie, że w tekście powinny paść słowa, iż to tylko część ludności, albo „niektórzy”. Że na Śląsku były i represje. Co wskazuje tylko, że panowie zanim zabrali głos, nie przeczytali tekstu, a przynajmniej też czytali niedokładnie. W tekście pada przecież zdanie: „Byli oczywiście i tacy, którzy chwytali za broń. Nieliczni powstańcy śląscy na przykład. Zwłaszcza ci słynący z germanożerstwa”. Nigdzie więc nie znajdujemy informa-

Jesteśmy zwolennikami starej szkoły dziennikarskiej, która powiada, że tytuł jak najwierniej powinien mówić o tym, co jest w tekście. Tytuł brzmiał „U nas witali radośnie”, gdyż tekst opowiadał o tym, że mieszkańcy Górnego Śląska witali owacyjnie wkraczające niemieckie wojska. To jak miał niby ten tytuł brzmieć? Ten w trzech słowach oddawał sens tekstu. I tyle. fotkę. Zaraz pokażę ją naszym prawnikom na Wiejskiej i zastanowimy się, czy aby treść nie podpada pod k.k.”. Politykowi temu wyrwany z szerszej całości fragment wystarcza, by szukać paragrafu w kodeksie karnym… Szkoda nawet komentować.

W MAJU O MAKÓWKACH, WE WRZEŚNIU O CHOINCE? Zdumiewająca była natomiast nagonka, którą wytoczyli tekstowi ludzie, nie negujący zawartych w nim informacji, nie negujący faktów. Także działacze Ruchu Autonomii Śląska czy Związku Górnoślaskiego. Twierdzili otóż na przykład, że niby jest wszystko w porządku, wszystko zgodnie z prawdą, tylko czemu ten tekst ukazał się akurat koło rocznicy wybuchu II wojny światowej oraz czemu taki kontrowersyjny tytuł. Czemu akurat koło 1 września? Rzecz jest przecież tak oczywista, że aż trudna do komentowania. Tekst opowiada o początkach II wojny światowej na Śląsku, o wydarzeniach z 3-4 września 1939 roku.

Górnego Śląska witali owacyjnie wkraczające niemieckie wojska. To jak miał niby ten tytuł brzmieć? Ten w trzech słowach oddawał sens tekstu. I tyle.

cji, że wszyscy witali Niemców radośnie. Wprost przeciwnie, przekaz jest jasny, że nie wszyscy. Dokończenie na str. 10

To było w tekście „U nas witali radośnie” Byli oczywiście i tacy, którzy chwytali za broń. Nieliczni powstańcy śląscy na przykład. Zwłaszcza ci słynący z germanożerstwa. Jak Walenty Fojkis z Siemianowic, który z zimną krwią zastrzelił kilku wziętych do niewoli freikorpsów. Czyn ten wzbudził zażenowanie u towarzyszącego mu polskiego oficera.

To było w tekście „U nas witali radośnie” Kiedy 3 września wkraczał Wehrmacht, niewielu ludzi żywiło wobec Polski większy sentyment, niż wobec Niemiec. Oczywiście poza imigrantami, którzy zjawili się tu po roku 1922 jako urzędnicy, nauczyciele, oficerowie. Ale kiedy oni pomiędzy 1 a 4 wrześniem uciekli, reszcie Polska była raczej obojętna.

To było w tekście „U nas witali radośnie” Za kilka dni będziemy znów słuchać o bohaterskiej obronie wieży spadochronowej – największej fikcji śląskiej historii, bo takiej obrony nigdy nie było. Wymyślił ją Kaziemierz Gołba, w swojej powieści „Wieża Spadochronowa”. Gdyby taka obrona miała rzeczywiście miejsce, musielibyśmy przecież znać jakieś nazwisko walczącego tam harcerza. Tymczasem absolutnie nul, kompletna anonimowość. Czemu? Bo ich po prostu nie było. Mimo to w Polsce co roku tym mitycznym harcerzom z wieży składa się hołd.


10 Dokończenie ze str. 9 Tak więc zarzuty dr. Bębnika byłyby może słuszne, gdyby dotyczyły poważnego, obszernego opracowania naukowego, a nie krótkiego tekstu dziennikarskiego, który z racji miejsca nie mógł szczegółowo omówić wszystkich aspektów śląskiego września 1939. Tekst nie kwestionuje również, że osoby obnoszące się z polskością były przez III Rzeszę represjonowane. Idzie zresztą dalej, podkreślając, że te nowe, hitlerowskie Niemcy się Ślązakom (z polskiej do 1939 roku części Śląska) szybko przestały podobać. W tekście jest zdanie: „Entuzjazm znacznie opadł, gdy zaczęły się pierwsze egzekucje powstańców i innych antyniemieckich aktywistów”. Oraz drugie „Zamiast powrotu państwa prawa na-

wrzesień 2016r.

tyle: „Można 100 tekstów napisać. Przeprowadzić 1500 dyskusji w ramach ocieplania śląskiego wizerunku. A i tak jakiś koziołek wszystko spier”. Widać Smolorz Młodszy uważa, że nieważna jest prawda o Śląsku, ważne jest ocieplenie jego wizerunku. Budowane na kłamstwie, panie Pawle, też? Bo jak rozumiemy tego pan oczekuje. Wprawdzie dalej rozwija swoją myśl, pisząc: „W debacie publicznej wypada mieć trochę dyplomacji, a prawdę można sprzedawać bez zadymy. Niektórzy zapominają, że Polaków jest prawie 40 milionów, a śląskich Apaczy kilkaset tys. To już chyba wystarczający argument, by troszczyć się o własną tożsamość bez samobójczych zapędów. Do tego w temacie II WŚ warto być szczególnie delikatnym”.

Nasze strony internetowe zalała też fala hejtu, który najkrócej streścić można „wy pierdolone szkopy, folksdojcze, kula wam w łeb”. I chyba o rozbudzenie takich postaw chodziło dyrektorowi TVP Katowice Tomaszowi Szymborskiemu. To chyba sygnał do rozprawy z „zakamuflowaną opcją niemiecką” deszła bestialska III Rzesza”. Czy te zdania nie wskazują, że zbrodnicze hitlerowskie Niemcy bestialsko rozprawiły się na Śląsku ze swoimi przeciwnikami? Że dotknęły ich represje, łącznie z najcięższymi, bo zamordowaniem? O tym tekst też więc opowiada, ale trzeba chcieć go przeczytać. Zresztą Jerzy Gorzelik po dokładniejszym zapoznaniu się z tekstem zmienił ton swoich wypowiedzi. Podkreślał, że tekst ten jest dla niego o wiele mniej zaskakujący, niż nagonka, która się wokół niego rozpętała.

WYSTRASZENI Najdziwniejsze były jednak zarzuty w których nie oskarżano nas o nieprawdy czy niedomówienia, tylko szkodzenie śląskiej sprawie. Że „jątrzymy”. W takim tonie wypowiedział się Paweł Smolorz, syn nieodżałowanego Michała, który odziedziczył po ojcu felieton w Dzienniku Zachodnim, chociaż nie odziedziczył ani wiedzy o Śląsku, ani talentu. Miał o naszym tekście do powiedzenia dokładnie

Tylko, że nasz tekst to było właśnie sprzedanie prawdy bez zadymy. Zadymę zrobili wrogowie śląskości, a Paweł Smolorz, przestraszony, usłużnie przyszedł im z pomocą. I tak, atakowani z różnych pozycji byliśmy przez kilka dni. Oczywiście nasze strony internetowe zalała też fala hejtu, który najkrócej streścić można „wy pierdolone szkopy, folksdojcze, kula wam w łeb”. I chyba o rozbudzenie takich postaw chodziło dyrektorowi TVP Katowice Tomaszowi Szymborskiemu i innym, którzy te nagonkę rozpętali. Nie chodziło im o nasz tekst, o historyczną prawdę. Chodziło tylko o to, by poltoni napuścić na Ślązaków. To chyba sygnał do rozprawy z „zakamuflowaną opcją niemiecką”. I tylko smutne, że w tę manipulację dali się wpuścić także Ślązacy, do tej „opcji” zaliczani, którzy jednak wolą nie drażnić niedźwiedzia. Jeśli już nie mieli odwagi, by stanąć po naszej stronie, to zmarnowali okazję, by milczeć. Dariusz Dyrda, Adam Moćko

To było w tekście „U nas witali radośnie” Mity mają przykryć prawdę. Prawdę, ze mieszkańcy tych Katowic witali Wehrmacht entuzjastycznie. Widać to na wielu zdjęciach. Ale to prawda niewygodna, bo wtedy nie da się twierdzić, że ci Ślązacy byli Polakami. Wtedy trzeba przyznać, że Polakami nie byli! Że w najlepszym razie było im wszystko jedno, czy to państwo polskie, czy niemieckie.

To było w tekście „U nas witali radośnie” Entuzjazm znacznie opadł, gdy zaczęły się pierwsze egzekucje powstańców i innych antyniemieckich aktywistów. Bo Ślązacy oderwani od Niemiec w 1922 roku inne Niemcy zapamiętali. Pamiętali państwo prawa cesarza Wilhelma i kanclerze Bismarcka. Zamiast powrotu państwa prawa nadeszła bestialska III Rzesza. Ale to już zupełnie inna historia.

To było w tekście „U nas witali radośnie” My mamy własną historię, własną tożsamość, własny język. Nie uznawanie ich powoduje nasze obcowanie się od polskości. A kiedy to się dzieje – z sentymentem zaczynamy wspominać czasy niemieckie. Gdyby jednak Polska pozwoliłaby nam być na Śląsku tylko i wyłącznie Ślązakami – to każdy wcześniejszy władca Śląska, który nam tych praw nie nadał, byłby w naszych oczach gorszy, niż Polska.

Kto wierzy w mity o wieży Nasza publikacja „U nas witano radośnie” zawierała też kilka zdań o micie obrony wieży spadochronowej. Od kilkunastu lat w okolicach 3 września ma miejsce dyskusja, czy obrona rzeczywiście była, czy nie. W tym roku – za sprawą tej publikacji – rozgorzała z większą siłą niż zazwyczaj. Przerzucano się faktami i ich interpretacjami. Z dyskusji tych wyłania się dość jasny obraz.

J

edynym bezspornym faktem jest to, że z wieży spadochronowej ktoś do Niemców strzelał. Potwierdza to w swoim raporcie dowódca 239 dywizji Wehrmachtu, generał Ferdinand Neuling. Pisze też, że w wyniku tego ostrzału po niemieckiej stronie nie było żadnych strat, a ostrzał skończył się po pierwszej celnej salwie z działka przeciwpancernego. Żadnych innych wiarygodnych informacji o tych walkach nie mamy. Ale zważywszy na czas trwania (do pierwszej celnej salwy) oraz brak strat po stronie niemieckiej – trudno mówić o jakimś zaciętym boju. Prawdą jest również, że po wkroczeniu Niemców do katowickiej kostnicy przywieziono jakieś ciała zabitych, niezidentyfikowanych harcerzy. Wcześniej widziano, przynajmniej niektóre z nich, w pobliżu wieży. Tak więc nie można wykluczyć, że tymi, którzy rzeczywiście oddali strzały z wieży byli ci harcerze. I że to oni zginęli od artyleryjskiej salwy. Ale to są tylko poszlaki, a nie dowody – no i powtórzmy jeszcze raz, że o żadnym zaciętym boju, o żadnej „obronie wieży” mowy nie ma. Był nic nie znaczący militarnie epizod, bez potwierdzenia, że uczestniczyli w nim harcerze.

MIT TO NIE HISTORIA I właśnie na tym polegają mity historyczne. Jak Atlantyda, jak chrzest Polski, jak oblężenie przez Szwedów Jasnej Góry – by przytoczyć te najbardziej znane. Za każdym razem faktów historycznych mało, czasem nie do końca z mitem zgodne; no ale oparty o nie mit jest taki piękny. Taki sam jest mit o obronie wieży. Nie można wykluczyć zupełnie, że próbowali bronić jej harcerze, ale potwierdzić tego też nijak się nie da. Zwłaszcza, że nie mamy ani jednego nazwiska tych obrońców, a trudno uwierzyć, żeby po wojnie nie udało się ustalić w Katowicach ani jednego nazwiska katowickiego dziecka, które poszło walczyć pod wieżę z Niemcami i już stamtąd nie wróciło. Chyba, że nie byli to harcerze katowiccy, co też nie jest wykluczone, bo źródła wskazują, że mogli być z Rudy Śląskiej. Co zresztą jest prawdopodobne, bo tam nie było praktycznie żadnego oporu, więc kilku wychowanych w polskim patriotyzmie harcerzy mogło się wybrać (bez wie-

n Powieść Kazimierza Gołby, w oparciu o którą zrodził się mit obrony wieży spadochronowej. dzy rodziców, kolegów itd.) do Katowic, licząc, że tu Polacy będą walczyć. Jeśli tak, to się rozczarowali. Natomiast piękny polski mit o katowickiej obronie wieży nie jest oparty o żadne źródła historyczne, lecz o powieść Kazimierza Gołby. Powieść czyli beletrystykę, a nie literaturę faktu. Powieść jest z natury swojej fikcją, nie faktem. I każdy naród ma takie swoje powieści, w Polsce klasycznym przykładem jest właśnie heroiczna obrona Częstochowy przed Szwedami, której – tu historycy są zgodni – wcale nie było. Ale prawda Sienkiewicza z „Potopu” okazała się mocniejsza od prawdy historycznej. Z prawdą Gołby

i „Wieży spadochronowej” jest jak widać podobnie.

ZACIĘTE WALKI – 6 ZABITYCH? W micie wieży zatrważające jest co innego! Słusznie wyrzuca się III Rzeszy, że pod sam koniec, gdy walki toczyły się już na terenach niemieckich, przeciw sowieckim tankom wysyłała byle jak uzbrojone i nie wyszkolone w walce dzieci z Hitlerjugend. Każdy, kto posyłał te dzieci do walki, był zbrodniarzem. I dlatego warto by znać nazwisko zbrodniarza (tak, zbrodniarza!), który we wrześniu 1939 roku, gdy wojsko polskie się już wycofa-


11

wrzesień 2016r.

ło, posłał dzieci w harcerskich mundurkach, aby walczyło z Niemcami. Zbrodniarza, który tym dzieciom dał broń. Bo trzeba mierzyć świat jedną miarą – każdy, kto posyła dzieci do walki jest zbrodniarzem. Tak samo oficer hitlerowski, jak polski powstaniec. Mit o wieży jest tylko częścią mitu o obronie Katowic. Słuchamy o niej nieraz i ma jakoby przeczyć naszym zdjęciom. No więc może kilka suchych faktów. W walkach o Katowice, jedno z najważniejszych polskich miast zginęło 6 (tak, sześciu!) niemieckich żołnierzy. W tych rzekomych walkach o wieżę i wiele innych miejsc raptem sześciu. W czasach, gdy wszyscy nosili przy sobie broń cza-

Jedynym bezspornym faktem jest to, że z wieży spadochronowej ktoś do Niemców strzelał. Potwierdza to w swoim raporcie dowódca 239 dywizji Wehrmachtu, generał Ferdinand Neuling. Pisze też, że w wyniku tego ostrzału po niemieckiej stronie nie było żadnych strat, a ostrzał skończył się po pierwszej celnej salwie z działka przeciwpancernego. zem z ofiarami hitlerowskich egzekucji, które miały miejsce natychmiast po wkroczeniu do Katowic. Na powstań-

Słusznie wyrzuca się III Rzeszy, że pod sam koniec, gdy walki toczyły się już na terenach niemieckich, przeciw sowieckim tankom wysyłała byle jak uzbrojone i nie wyszkolone w walce dzieci z Hitlerjugend. Każdy, kto posyłał te dzieci do walki, był zbrodniarzem. I dlatego warto by znać nazwisko zbrodniarza (tak, zbrodniarza!), który we wrześniu 1939 roku, gdy wojsko polskie się już wycofało, posłał dzieci w harcerskich mundurkach, aby walczyło z Niemcami sem podczas strzelaniny w knajpie ginęło więcej osób. I to jest właściwa miara tych walk. Straty polskie w Katowicach szacuje się na 150 osób. Ale – co ważne – ra-

cach śląskich, na harcerzach, na znanych antyniemieckich działaczach. Te egzekucje były zbrodnią wojenną ale trudno uznać je za część walk o Katowice.

NIE BALI SIĘ WALCZYĆ O POLSKĘ, ALE BALI SIĘ DO POLSKOŚCI PRZYZNAĆ… Mit do absurdu zafundowała NAM Telewizja Publiczna, która w materiale o naszym Cajtungu stwierdziła, iż Śląsk miał … setki tysięcy obrońców. Ciekawe, skąd się wzięli, jeśli w spisie przeprowadzonym przez Niemców po zajęciu polskiej części Górnego Śląska, tylko nieco ponad 50 000 osób zadeklarowało narodowość polską, a reszta – milion ludzi - narodowość niemiecką lub śląską (tę ostatnią wolno było deklarować tylko na Śląsku Cieszyńskim). U polskich historyków można usłyszeć, że ukrywali swoją polską tożsamość ze strachu przed niemieckimi represjami. Co jest jednak śmiechu warte – bo czy ktoś, kto odważa się z bronią w ręku dowodzić swojej polskości, potem nie odważy się do niej przyznać w spisowej deklaracji? Tak więc można chyba przyjąć, że w 1939 roku – po opuszczeniu regionu

n Tak wyglądała wieża w roku 1939. Poza wszystkim, jaku punkt oporu, absurdalna, bo stanowiła łatwy cel. przez ludzi, którzy napłynęli tu w latach 1922-39 - jakieś 5% ludności opowiadało się jednoznacznie za Polską, reszta albo cieszyła się z powrotu Niemiec, albo po

prostu chciała mieć święty spokój, bo tak naprawdę ani z polskością ani z niemieckością się nie utożsamiali. Joanna Noras

Ze internecu:

Historia nie jest relatywna

Po

naszej publikacji „U nas witano radośnie” odbywały się w internecie setki dyskusji na jego temat. Śląski działacz, lider Związku Górnośląskiego, Grzegorz Franki ma nam na przykład za złe, jak mogliśmy napisać taki tekst, zważywszy, że III Rzesza była państwem zbrodniczym. Zamiast komentarza fragment tej rozmowy: Grzegorz Franki: Drogi Darku, a Ci Ślązacy, co to we wrześniu 1939 radośnie witali Niemców stęsknieni za państwem, jakie znali, nie czytali ówczesnej prasy, radia nie mieli? Darek Dyrda: I czego się z niego dowiadywali. Że opozycję w Niemczech zamyka się obozach odosobnienia? Takich samych jak polska Bereza Kartuska? Czy też że istnieją antyżydowskie ustawy norymberskie, jeszcze ostrzejsze od polskiego getta ławkowego? W 1939 roku poziom demokracji w obu państwach był zbliżony, za to sukces gospodarczy Niemiec, który znali od dawna, niewątpliwy. Do tego pamiętali niemieckie państwo prawa, więc mieli prawo przypuszczać, że hi-

tleryzm to chwilowy przypadek. Polskiego państwa prawa nie znali, bo i znać nie mogli. Darek Dyrda: Drogi Grzesiu, z punktu widzenia 1939 roku różnica była taka, że hitlerowcy doszli do władzy po wygraniu wyborów, a piłsudczycy po zamachu stanu. Darek Dyrda: O zbrodniach III Rzeszy nie było jeszcze wtedy mowy. Proponuję ci pouczyć się historii Polski, Niemiec i Śląska a nie oceniać ludzi 1939 z perspektywy naszej dzisiejszej wiedzy. Grzegorz Franki: Ok. Nie zmienia to skali zła, których jedni i drudzy dokonali. Darek Dyrda: Przed wrześniem 1939? Jesteś pewien? Bo ludzie we wrześniu 1939 roku nie znali skali z 1945... Grzegorz Franki: Nikogo nie oceniłem. Zadałem tylko pytanie. Skutki mojej ewentualnej niewiedzy nie będą tak opłakane jak są skutki domniemanej przez Ciebie niewiedzy „Ślązaków witających radośnie”. Darek Dyrda: Grzesiu, nie domniemanej niewiedzy, tylko braku zdolności jasnowidztwa. Bo tylko te zdolności pozwoliłyby im wiedzieć, jak strasznie

wynaturzonym systemem będzie hitleryzm za 2 czy 4 lata. (…) Pawel Niewiadomski (Działacz RAŚ): Do czasów Holocaustu, obozów zagłady „hitleryzm” nie był powszechnie w Europie czy Niemczech powodem do wstydu. No może najwyżej takiego jak dziś PiS. Trochę wstydu, trochę aplauzu innej strony a większość ma to w nosie bo nie rozumie o co larmo. Darek Dyrda: Brytyjski król też hajlował i był hitlerowcem co się zowie. Tyle że służby się połapały i pod pretekstem mezaliansu zmusiły do zrzeczenia się korony. Adam Kopczyński (czytelnik Cajtunga): DD trzymaj sie i nie daj sobie wmowic polskiej poprawnosci historycznej...Za chwilę będą kazali byc kazali sobie dziękowac za Grazynskiego,przedwojenne biedaszyby, a potem za Zgodę ... Analizując takie czy inne zachowanie ludzi w 1939 roku, nie można patrzeć na nie z perspektywy dzisiejszej. Z perspektywy wiedzy o holokauście, Auschiwtz-Birkenau, ludobójstwie III Rzeszy na Polakach, Rosjanach i innych narodach. Trzeba wczuć się w to, co wiedzieli ci ludzie wtedy, w latach

30. A wtedy III Rzesza nie była na pewno państwem demokratycznym, ale też nie bardziej zbrodniczym, niż frankistowska Hiszpania (tamtejsi faszyći mieli w latach 30. Na koncie znacznie więcej zbrodni, niż III Rzesza w tym samym czasie), faszystowskie Włochy Mussoliniego. Demokratyczna nie była też sanacyjna Polska, z jej więzieniami dla wrogów politycznych (to, czy Bereza Kartuska była więzieniem czy obozem koncentracyjnym, bo tak nazywał ją na przykład Czesław Miłosz. Zresztą sami piłsudczycy tak o niej pisali: „Wiemy co natomiast musi być w Polsce, bo my tak chcemy. Musi być porządek. Musi być powaga i będzie. Obozy koncentracyjne. Tak. Dlaczego? Dlatego, że widać owych osiem lat pracy nad wielkością Polski, osiem lat przykładu i osiem lat osiągnięć, osiem lat krzepnięcia – nie wystarczyło dla wszystkich” – Gazeta Polska, numer 168/1934.) Dlatego ludzi, którzy w latach 30. XX wieku patrzyli życzliwie na hitleryzm nie można utożsamiać z hitlerowskimi zbrodniami, które miały miejsce później. Wszak nie jest tajemnicą, że i angielski król Edward VIII w latach 30. spotykając się z Hitlerem unosił rękę w nazistowskim pozdrowieniu. Czy i

on w związku z tym był zdrajcą i folksdojczem? Nie, był pod wrażeniem osiągnięć gospodarczych III Rzeszy, rozrastającej się sieci autostrad, braku bezrobocia, gdy reszta Europy dopiero wygrzebywała się z wielkiego kryzysu gospodarczego początku lat 30. Taką wiedzę o III Rzeszy mieli też 3 września 1939 roku Ślązacy. Starsi pamiętali też prawe niemieckie państwo z czasów cesarskich. I widzieli pogrążoną w kryzysie Polskę. Polskę, która wbrew obietnicom połamała śląską autonomię. To wiedzieli, gdy witali Niemców kwiatami. Warto też wiedzieć, że w roku 1934 polski sąd skazał rybnickiego dziennikarza Artura Trunkhardta na 10 miesięcy więzienia za krytykowanie ... Hitlera! O ogromie hitlerowskich zbrodni pojęcia mieć nie mogli, bo te zbrodnie na masową skalę zaczęły się rok, a nawet dwa lata później. O tym koniecznie trzeba pamiętać, gdy widzi się zdjęcia ludzi radośnie witających Niemców w Katowicach, Bielsku, ale też w Bydgoszczy czy Łodzi. Bez tej pamięci mamy do czynienia jedynie z historycznym fałszerstwem. Dariusz Dyrda


12

wrzesień 2016r.

Dywersanci atakujący jeszcze przed oficjalnymi ustaleniami – czyli Polska rękę w rękę z Hitlerem

Rocznica polskiej napaści na Zaolzie Jak już przez kilka poprzednich stron Cajtunga jesteśmy przy początkach drugiej wojny światowej lada dzień kolejna rocznica. Warto i ją przypomnieć, gdyż to na skutek tych wydarzeń opinia publiczna Zachodu, głównie brytyjska i francuska, niezbyt chętnie w 1939 roku patrzyła na Polskę. Bo oto jesienią 1938 III Rzesza, wraz z ze swoim chwilowym sojusznikiem, Rzeczpospolitą Polską, dokonały rozbioru Czechosłowacji.

n Józef Kożdoń - przez ponad dwadzieścia lat lider narodowości śląskiej, zwłaszcza na Śląsku Cieszyńskim. Regularnie wygrywał tu wybory samorządowe.

T

ym sposobem Polska wpisała się jako współuczestnik awanturniczej polityki Adolfa Hitlera. Polski zabór Zaolzia miał miejsce 2 października 1938 roku. Ale polskie bojówki działały w Czechosłowacji już tydzień wcześniej. Tak, bojówki. W Polsce chętnie się opowiada o zdradzieckim Freikorpsie, który we wrześniu 1939 roku atakował „zza pleców” wojsko polskie. Przemilcza się rów-

akcji dywersyjnej. Już w kwietni generał Stachiewicz, szef sztabu generalnego Wojska Polskiego wydał rozkaz o konieczności powołania na tych terenach organizacji bojowo-dywersyjnej. Opracowano szczegółowy plan jej działań, oraz przerzucania broni przez granicę. Sytuacja wokół Czechosłowacji gęstniała, żądania Niemiec były coraz bardziej agresywne, a polska dyplomacja nie pozostawała z tyłu, wysyłając notę za notą z żądaniem Zaolzia. 21 września generał Stachiewicz wydał rozkaz natychmiastowego przerzucania broni, a dzień później zaczęto przerzucać przez granicę oddziały bojowe, oczywiście udające cywilów. Mamy więc powtórkę z roku 1921 na polskiej części Górnego Śląska. Pierwsze polskie akty agresji w Czechosłowacji miały miejsce z 22 na 23 września. Dywersanci zaczęli atakować czeskie budynki publiczne w zaolziańskich miastach. Dzień później zaatakowano już jawnie funkcjonariuszy czechosłowackich.

ULTIMATUM POMINIĘTYCH Gdy na 28 września zwołano konferencję monachijską (na którą zresztą Polski nie zaproszono), która miała przesą-

Żądania Niemiec były coraz bardziej agresywne, a polska dyplomacja nie pozostawała z tyłu, wysyłając notę za notą z żądaniem Zaolzia. 21 września generał Stachiewicz wydał rozkaz natychmiastowego przerzucania broni, a dzień później zaczęto przerzucać przez granicę oddziały bojowe, oczywiście udające cywilów. Mamy więc powtórkę z roku 1921 na polskiej części Górnego Śląska. nież dywersyjne działania wojska polskiego podczas tak zwanych powstań śląskich. A przynajmniej znacznie je umniejsza. Przyjrzyjmy się więc, jak wyglądało to na Zaolziu, czyli części dawnego księstwa cieszyńskiego, należącego do Czechosłowacji.

NIEMIECKIE ŻĄDANIA, POLSKA DYWERSJA WOJSKOWA Gdy Adolf Hitler wiosną 1938 roku wysunął żądania wobec Czechosłowacji, Polska natychmiast podjęła przygotowania do

dzić o losie południowego sąsiada Polski – warszawski rząd przestał się patyczkować. Wysłał do Pragi ultimatum z żądaniem natychmiastowego przekazania Zaolzia. Zdecydowana większość tych działań była na bieżąco konsultowana i koordynowana z III Rzeszą – i bardzo nie podobała się zachodnim aliantom Polski. A bardzo ułatwiała w Monachium zadanie Hitlerowi, który mógł wykazywać, że nie tylko Niemcy mają z Czechosłowacją problem, spory graniczne i mniejszości narodowych. Polska też!

n 1938. Wojsko polskie wkracza do Czeskiego Cieszyna. Entuzjazm jakby mniejszy, niż na podobnych zdjęciach z Katowic, z września 1939 roku. Czechosłowacja, której układ monachijski kładł i tak kres, przyjęła te warunki 1 października 1938 roku. Ponieważ polskie wojsko od kilku dni stało w gotowości do zajęcia Zaolzia, doszło do tego już dzień później, 2 października. Konieczne były jeszcze ustalenia z Niemcami, ponieważ obaj okupanci (Polska i Niemcy) zgłaszały roszczenia do miasta Bohumin (po polsku Bogumin), stanowiący kluczowy w tej części Europy węzeł kolejowy. Ostatecznie przypadł on Polsce, Niemcy podkreślali jednak, że w zamian za to liczą na ustępstwa w sprawie autostrady eksterytorialnej i Gdańska. Polskie działania w Czechosłowacji spotkały się z potępieniem mocarstw zachodnich, sojuszników Polski. A Zaolzie przyłączono do województwa śląskiego, co zresztą wydaje się oczywiste zważywszy, że cały czeski Śląsk (Zaolzie to tylko jego niewielki wycinek) jest częścią historycznego Górnego Śląska.

W tamtym okresie najmocniejszym ośrodkiem narodowości śląskiej był właśnie Śląsk Cieszyński, a przywódca tamtejszych Ślazaków, Kożdoń, dążył do powstania państwa śląskiego. Gdy było wiadomo, że się to nie uda, opowiedział się zdecydowanie za Czechosłowacją, która w jego od-

POLACY PO I WOJNIE NIE ODWAŻYLI SIĘ TU NA PLEBISCYT

czuciu była bliższa Ślązakom. Mimo polskim teoriom o masowym polskim żywiole na tych ziemiach, Kożdoń aż do 1938 roku był burmistrzem Czeskiego Cieszyna, wygrywając wszystkie wybory w tym mieście.

Spór o te ziemie między Polską a Czechosłowacją zaczął się niemal natomiast, gdy państwa te w 1918 roku powstały. Początkowo Polska domagała się tam referendum, w przekonaniu, że większość obywateli czuje się Polakami, gdyż deklarują język polski. Dopiero, gdy zorientowali się, że ich postawę najlepiej wyraził przywódca cieszyńskich Ślązaków, Józef Kożdoń, który stanowczo odciął się od polskości mówiąc „Ślązak jestem, po polsku mówiący”, gdy zorientowali się, ze w wyborach municypalnych (dziś powiedzielibyśmy samorządowych) opcja narodowości śląskiej zdecydowanie wygrywała z kandydatami polskimi – warszawski rząd zrezygnował z referendum na Śląsku Cieszyńskim, wiedząc, że przegra goz kretesem. Zdał się na werdykt zachodnich mocarstw. Te podzieliły Śląsk cieszyński mniej więcej na linii rzeki Olzy, północną część przyznając Polsce a południową Czechosłowacji.

pomagał unikać represji wielu Polakom. Mimo to po wojnie, mimo, że nigdy nie był obywatelem polskim, próbowana postawić go przed polskim sądem za kolaborację z hitlerowcami (czeski sąd w oparciu o liczne działania antyfaszystowskie uniewinnił go z tego zarzutu) – a gdy się to nie uda-

Kożdoń podczas wojny, piastując stanowiska urzędnicze, pomagał unikać represji wielu Polakom. Mimo to po wojnie, mimo, że nigdy nie był obywatelem polskim, próbowana postawić go przed polskim sądem za kolaborację z hitlerowcami (czeski sąd w oparciu o liczne działania antyfaszystowskie uniewinnił go z tego zarzutu) – a gdy się to nie udało, w 1945 roku wojsko polskie próbowało starca porwać z terytorium Czechosłowacji

1938 – UPOKORZONY ŚLĄSKI LIDER Stosunek Polaków do Ślązaków najlepiej wyraził się właśnie, gdy w październiku 1938 roku burmistrz Kożdoń umówił się, że klucze do miasta uroczyście przekaże przedstawicielowi administracji polskiej. Jednak ten, wojewoda śląski Michał Grażyński, zlekceważył ustalenia i Kożdonia, zwracając się do niego słowami: „My Polacy lubimy jasne sytuacje i cenimy charaktery określone. Dlatego odnosimy się z szacunkiem do uczciwych Czechów i Niemców, ale nie możemy tolerować żadnych typów pośrednich. Nie mogę przyjąć od pana ani kluczy, ani kwiatów. Przyjmę je z rąk innych ludzi”. Warto tu dodać, że Kożdoń podczas wojny, piastując stanowiska urzędnicze,

ło, w 1945 roku wojsko polskie próbowało starca porwać z terytorium Czechosłowacji. Jak widać także polscy komuniści, podobnie jak Grażyński, „nie mogli tolerować żadnych typów pośrednich”. Bo Polska starała się o Zaolzie i po II wojnie światowej. Jednak także Stalin – podobnie jak mocarstwa zachodnie w 1920 roku – kazał jej o tym terytorium zapomnieć. Z tej przyczyny, ze Polacy zawsze stanowili tam mniejszość, a tereny te nigdy, od XII wieku, nie należały do Polski, lecz zawsze do Czech. Na koniec… W październiku 1938 roku witano wkraczające wojsko polskie kwiatami. W Polsce pokazuje się chętnie te zdjęcia, choć bez wątpienia radość wykazywała mniejszość mieszkańców. No ale to witano wojsko polskie dokonujące rozbioru sąsiedniego państwa – więc takie kwiaty są w polskiej historiografii uzasadnione. Gdy natomiast z kwiatami wita się obce wojska wkraczające do Polski – wtedy takie kwiaty są zdradą. Nawet pisanie o nich jest zdradą. Dariusz Dyrda


13

wrzesień 2016r.

Nojlepsze gŷszynki! Do cołkij familie i kamratów

35zł

30zł

We Niŷmcach tyż werci sie demonstrować ślůnskość!

45zł

35zł

35zł

A może wybieresz se inkszy tres, abo inszy gadżet?

35zł

35zł

35zł

35zł

5zł

30zł

30zł

5zł

Instytut Ślůnskij Godki, 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53.* adres e-mail: megapres@interia.pl, tel. 535 998 252, konto bankowe 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 Eli kupisz za 100 zł abo lepij (do kupy ze ksionżkami ze ôstatnij strony) – dostawa gratis. Na terenie aglomeracji katowickiej możliwe dostarczenie kurierem i zapłata przy odbiorze.

* Powyższy adres jest jedynie adresem korespondencyjnym. Nie ma tam sklepu!


14

wrzesień 2016r.

Włosi przekonali w Opolu, ze Pius X nie był Polakiem. Oczywiście, że nie był. Bo był Ślązakiem!

Papieskie „z Archiwum X”

Tropienie pochodzenia papieża Piusa X, to nie praca dla historyków. To zajęcie dla detektywa. Bo najwyraźniej ktoś, i to już przed bardzo wielu laty, starannie zacierał ślady jego drzewa genealogicznego. Dlatego wciąż istniał spór, kim z pochodzenia był ten beatyfikowany przed 60. laty papież. Ślązakiem spod Toszka, czy Włochem. W 2013 roku w Opolu odbyła się wspólna polsko-włoska konferencja, której efektem jest wydana w 2016 roku książka. Według niej Pius X nie ma ze Śląskiem nic wspólnego. Tylko… jakby nie podaje ani żadnych dowodów na jego włoskie pochodzenia, ani nie obala dowodów na śląskie.

rodowe papieża Piusa X. Dowodem na jego włoskie pochodzenie z okolic Veneto ma być to, że tam ludzi o tym nazwisku od XVII wieku było sporo. A na Śląsku żadne Sarty nie mieszkali. Tylko, że w nikt nie twierdzi, że przodkowie papieża z Boguszyc mieli na nazwisko Sarto. Nosili nazwisko Krawietz i tak widnieją w tutejszych księgach parafialnych. I w tej wsi, i w sąsiednich Krawietz to nazwisko dość popularne. Oczywiście po 1945 roku zmienione administracyjnie na Krawiec. Badacze prześledzili także śląskie księgi parafialne.

Włoszech. Kiedy postanowił się tam osiedlić, zlatynizował swoje nazwisko, dlatego przemianował się z Krawca na Sarto. Czyli nazwisko przetłumaczył. Podobnie jak imię, z Johanna stał się Giovannim. I osiadł w miejscowości Riese, gdzie w 1835 roku – w rodzinie dość już leciwego Giovanniego – przyszedł na świat jego syn Giuseppe, późniejszy papież Pius X. Wiele lat temu ksiądz Józef Umiński, który po II wojnie światowej na Śląsku badał rodowód papieża pisał: „We wsi Boguszyce było niegdyś małżeństwo Krawiec. Tablica wymienia pięcioro ich dzieci. Z tych pierwszy syn, Antoni, ożenił się w Jemielnicy (pow. strzelecki, woj. opolskie). Drugi syn zbiegł w czasie wojny 1812/13 r. do Ameryki. Trzeci syn zbiegł w czasie tejże wojny do Riese w północnych Włoszech, tam ożenił się, był urzędnikiem pocztowym i miał ośmioro dzieci”.

Ksiądz Moczygęba, syn Ewy Krawiec pisał, że podczas pobytu we Włoszech pomieszkiwał u krewnego, kanonika w Mantui. A kanonikiem, później zaś biskupem Mantui był wówczas nie kto inny, niż Giuseppe Sarto, późniejszy papież!

n Biskup Józef Gawlina, generał, w okresie międzywojennym i podczas wojny biskup polowy wojska polskiego, podejmował po II wojnie światowej w Rzymie liczne starania, starając się rozwikłać zagadkę pochodzenia Piusa X. Napotykal jednak na mur milczenia. „Genealogia pragnień. Pius X w pamięci ludności Górnego Śląska” wydana w tym roku – to materiały pokonferencyjne. Według niej

historyków, ale dla detektywa te „dowody” wyglądałyby zapewne podejrzanie. Podejrzewałby, ze mogą być sfabrykowane.

dzają - mówiła uczestniczka konferencji, Aneta Malik tłumacząc np., że nawet jeśli w niektórych zapisach kościelnych na Opolszczyźnie

Krewna z Boguszyc (zwana przez nie Ciocią Maryną) trzykrotnie pielgrzymowała do Rzymu, a tam spotykała się na osobistych audiencjach z papieżem Piusem X. Rodzi się oczywiste pytanie – po co papież, Włoch – miałby spotykać się (do tego aż trzy razy) z obcą mu chłopką z Górnego Śląska? I skąd ta chłopka miałaby pieniądze na wyprawy do Rzymu? śląskie pochodzenie wybitnego papieża to tylko legenda. Tylko, ta „legenda” oparta jest o bardzo silne podstawy. I nikt tych podstaw nie obalił. Natomiast rzekomo „udowodnione bez cienia wątpliwości” włoskie pochodzenie może przekonuje

DOKUMENTÓW NIE MA? ANI POLSKICH, ANI WŁOSKICH - Bardzo chcieliśmy udowodnić, że w historii było dwóch papieży polskiego pochodzenia, ale nie ma dokumentów, które to potwier-

sprzed lat pojawiało się nazwisko Sarto, to można to tłumaczyć tym, że ówcześni duchowni posługiwali się łaciną. Zapomina przy tym dodać, że i o włoskie dokumenty dotyczące jego familii bardzo trudno. Sarto to włoskie nazwisko

Szukając tam śladów emigracji Krawietzów do Włoch. Nie znaleźli i na tej podstawie uznali, że ojciec papieża emigrantem spod Toszka nie był. Tylko… księgi parafialne dotyczą chrztów, ślubów i zgonów a nie migracji ludności. Takie zapisy zdarzają się tam rzadko i raczej w przypadku przenosin do sąsiedniej parafii, a nie w dalekie kraje.

SARTO TO KRAWIEC Podczas tych badań okazjonalnie natrafiali nawet na nazwisko Sarto, ale przypisywali to powszechnej wtedy w Kościele łacinie, bo Krawiec to po łacinie i włosku właśnie Sarto. Tylko historia opowiadana tu przez wiele pokoleń nie mówi o żadnym Sarto, lecz o Johannesie Krawietzu, żołnierzu pruskim z czasów wojen napoleońskich, który zapewne zdezerterował we

Tak więc nie jest to wyłącznie legenda. Ksiądz Umiński widział tablicę, potwierdzającą ten rodowód. Rozmawiał z ludźmi, którzy mieli w pamięci rodzinne kontakty z papieżem. Koniecznie trzeba tu też wspomnieć autora watykańskich bestsellerów, o nazwisku Malachi Martin. Źródła miał doskonałe, jeśli już w 1973 roku ujawnił, że Paweł VI choruje na białaczkę. W 1978 roku, niedługo przed śmiercią tego papieża, pisał, że Paweł VI umrze w ciągu roku, a jego następcą wybrany zostanie kardynał Albino Luciani. I rzeczywiście, za kilka miesięcy Albino Luciani przybrał imię Jan Paweł I. Martin wiedział, kogo konklawe wybierze na papieża! I ten sam Martin pisał (w książce „The Keys of This Blood”), ze Watykan ukrywa fakt słowiańskiego pochodzenia Piusa X. Wymienia nazwisko ojca: Jan Krawiec,


15

wrzesień 2016r. który w podweneckim Riese ożenił się z Margeritą Sanson a ich drugim dzieckiem był właśnie urodzony w 1835 r. Giuseppe Melchiore Sarto – przyszły Pius X.

SZLACHCIANKA, CO CZYTAĆ NIE UMIAŁA Włosi mają oczywiście swoją wersję. Jego rodzicami mieli być oczywiście Giovanni Sarto i matka Margerita (z domu oczywiście Sanson) – tyle, że genealogia tej rodziny ma sięgać aż XV wieku. Tylko, ten oryginalny włoski Giovanni jest jakiś podejrzany. Jakby sfabrykowany na potrzeby, skrojony na miarę. Miał być albo woźnym, albo szlachcicem – co zresztą jest absurdem, bo przyszły papież rósł w biedzie, a jego matka była szwaczką-analfabetką. Córka szlachcica mogła zubożeć, ale analfabetką być nie mogła.

pismo dotyczące spraw majątkowych. Dokument zaginął podczas wojny, ale ksiądz Umiński rozmawiał jeszcze z wieloma ludźmi, którzy je przed wojną widzieli. Natomiast w śląskim klasztorze żeńskim w Porębie żyły jeszcze po wojnie zakonnice, których krewna z Boguszyc (zwana przez nie Ciocią Maryną) trzykrotnie pielgrzymowała do Rzymu, a tam spotykała się na osobistych audiencjach z papieżem Piusem X. Rodzi się oczywiste pytanie – po co papież, Włoch – miałby spotykać się (do tego aż trzy razy) z obcą mu chłopką z Górnego Śląska? I skąd ta chłopka miałaby pieniądze na wyprawy do Rzymu? Tę historię opisał dla Umiński, lecz werbista Henryk Kałuża, także wiele lat temu, gdy żyli jeszcze świadkowie wydarzeń.

czygębą) to ten kapłan, który wywiódł Ślązaków do Teksasu, założył tam osadę Panna Maria czy Cestohova. No i właśnie ten ksiądz Moczygiemba to syn Ewy Krawiec. Biedny nastolatek spod Toszka, który jednak franciszkański habit i święcenia kapłańskie przyjmuje nie na Śląsku, lecz we Włoszech. Tam też zaczynał posługę kapłańską. Gdy jednak się już zestarzał, też często wracał z Ameryki do Włoch. W jego notatkach są zapisy, że pomieszkiwał wtedy u krewnego, kanonika w Mantui. A kanonikiem, później zaś biskupem Mantui był wówczas nie kto inny, niż Giuseppe Sarto, późniejszy papież! No i na koniec drobiazg, ale jakże istotny. Ojciec papieża, Giuseppe (Johann) urodził się w roku 1792 lub 1793. Podczas licznych zawieruch wojennych księ-

cji. Rysy twarzy – wystarczy spojrzeć na zdjęcia – też jakby bardziej typowe dla kogoś ze Strzelc Opolskich, niż z Treviso. Wreszcie, można się łatwo doszukać podobieństwa papieża do fotografii tych Ślązaków, którzy w połowie XIX wieku wyemigrowali do Teksasu. A oni pochodzili dokładnie z tej samej wsi, gdzie mieszkała rodzina Krawietz. Może zbadanie materiału genetycznego (zmarły w 1914 roku papież pochowany jest w Watykanie) rozwiałoby zagadkę. Może warto byłoby pogadać z bliższymi i dalszymi krewnymi w Polsce i we Włoszech, bo przecież pamięć wujka-papieża powinna przetrwać 100 lat (dla obecnych 70-latków to raptem dwa pokolenia!). Tak postąpiliby detekty-

wi, zwłaszcza tacy z „Archiwum X” (Policyjny Wydział Spraw Otwartych i Niewyjaśnionych). Natomiast historycy ograniczyli się do zbadania starych dokumentów - które są w stanie szczątkowym! - i orzekli, że „włoskie pochodzenie udowodniono bez cienia wątpliwości”. Inną kwestią jest to, kto i dlaczego od dziesięcioleci stara się tuszować ślady papieskiego pochodzenia (watykańskie poszukiwania biskupa Gawliny napotykały się z murem liczenia). Ale to już sprawa, której zapewne tym bardziej nie da się wyjaśnić. Jednak nasze śledztwo dziennikarskie pozwala nam napisać inaczej niż opolscy i włoscy historycy: śląskie pochodzenie Piusa X jest więcej, niż prawdopodobne”. Michał Latusek

Może zbadanie materiału genetycznego (zmarły w 1914 roku papież pochowany jest w Watykanie) rozwiałoby zagadkę. Może warto byłoby pogadać z bliższymi i dalszymi krewnymi w Polsce i we Włoszech, bo przecież pamięć wujka-papieża powinna przetrwać 100 lat (dla obecnych 70-latków to raptem dwa pokolenia!). Tak postąpiliby detektywi, zwłaszcza tacy z „Archiwum X” (Policyjny Wydział Spraw Otwartych i Niewyjaśnionych). Natomiast historycy ograniczyli się do zbadania starych dokumentów - które są w stanie szczątkowym! - i orzekli, że „włoskie pochodzenie udowodniono bez cienia wątpliwości”. Dlaczego takie rozbieżności? To dość proste – tamtejsi oryginalni włoscy Sarto (ci z rodowodem od XV wieku) rzeczywiście byli zamożnymi ziemianami. A Pius X wywodził się z rodziny biednej, nie bogatej, więc tak wprost pod szlachtę podpiąć się go nie dało. No i taki mały drobiazg – żadne metryki kościelne nie potwierdzają, żeby Giovanni (urodzony zapewne w 1792 roku) miał powiązania rodzinne z zamożnymi Sarto.

RODZINNE KONTAKTY Z KRAWIETZAMI Wspomniany już ksiądz Umiński w „Katoliku” z 13 stycznia 1957 roku pisał za to, że Alojzy Krawietz z Boguszyc (koło Toszka) po śmierci papieża, w 1914 roku, dostał z Watykanu specjalne

Także błogosławiony ksiądz Emil Szramek potwierdzał śląskiemu biskupowi Józefowi Gawlinie, że w Boguszycach żyją krewni papieża. A przecież i Szramek i Gawlina byli duchownymi na Śląsku, gdy żył jeszcze papież Pius X oraz jego najbliższe śląskie kuzynostwo. To kuzynostwo potwierdzało rodzinne kontakty z papieżem. Biskup Gawlina pisał o pewnej mieszkance Boguszyc: „od dawna krążą pogłoski, jakoby Ewa Krawiec to ciotka Piusa X”, siostra jego ojca. A ciotka Ewa to w historii tej być może postać kluczowa. Bo otóż w roku 1816 wychodzi za mąż za niejakiego Moczygiembę. Znawcy historii Śląska znają świetnie to nazwisko, bo ksiądz Leopold Moczygiemba (przez Polaków, wbrew dokumentom rodzinnym zwany Mo-

gi parafialne w Polsce ginęły. Ale ani na Śląsku, ani we Włoszech takie wydarzenia nie miały miejsca. Księgi parafialne mają po kilkaset lat. Tymczasem i w tej śląskiej parafii, gdzie miał urodzić się Johann Krawietz, i w tej włoskiej, gdzie miał na świat przyjść Giovanni Sarto – akurat dwa interesujące roczniki są zdekompletowane. Jakby ktoś celowo zacierał ślady. Przypadek? Papież Pius X szczególnie interesował się też sprawami Śląska i Polski. Też przypadek?

WŁOSKI BLONDYN Wreszcie… Słowianie od Włochów trochę się urodą różnią. Tak, jak od innych Włochów różnił się młody ksiądz Giuseppe Sarto. Był blondynem, o niebieskich oczach i jasnej karna-

CZEMU ODPUŚCILI? Polacy niechętnie rezygnują z przypisywania sobie splendoru wybitnych osób, które „wydało polskie plemię”. Za Polaka przecież uznają choćby na wskroś śląskiego Niemca – Kopernika czy świętego Jacka Odrowąża. Dlaczego więc w roku 2013 tak łatwo – w zasadzie bez dowodów – zrezygnowali „z polskości” Piusa X? Trudno zrozumieć. Może jednak po prostu opolscy uczeni, uczuleni na śląskość, bali się, że gdy jego śląskie pochodzenie się potwierdzi, to zainteresowanie wzbudzą krewni. Krewni którzy, na przykład, powołując się na niemieckie pochodzenie wyemigrowali do Rajchu, albo należą do mniejszości pod Opolem, albo – o zgrozo – deklarują narodowość śląską. I nagle okaże się, że pierwszy papież XX stulecia był… narodowości śląskiej.

n Rysy Piusa X bardziej przypominają Słowian niż Włochów

PIUS X (łac. Pius X, właśc. Giuseppe Melchiorre Sarto; ur. 2 czerwca 1835 w Riese, w prowincji Treviso, zm. 20 sierpnia 1914 w Rzymie) – papież w okresie od 4 sierpnia 1903 do 20 sierpnia 1914, jeden z największych reformatorów życia kościelnego w dziejach chrześcijaństwa, „papież Eucharystii”. Pierwszy od 400 lat beatyfikowany papież (w roku 1951 r.) Sam wyniósł w r. 1905 na ołtarze Ślązaka, męczennika za wiarę z początków XVII w., urodzonego w Cieszynie, błog. Melchiora Grodzieckiego oraz Morawianina, św. Klemensa Marię Hofbauera. Urodził się w roku 1835 w ubogiej rodzinie, w północno-włoskim miasteczku Riese. W wieku 12 lat otrzymał od patriarchy weneckiego stypendium seminaryjne, mógł przygotowywać się do drogi kapłańskiej. Przez długie lata nic jednak nie wskazywało, że osiągnie wielkie kościele godności, o papieskiej nawet nie wspominając. Wyświęcony w roku 1858, dopiero 9 lat później zostaje proboszczem. W wieku lat 40, gdy niektórzy nosili już kardynalskie kapelusze, on jest dopiero kanclerzem kurii biskupiej. Biskupem zostaje w wieku lat 49 (Karol Wojtyła – 38), kardynałem mając lat 58 (Karol Wojtyła – 47, Benedykt XVI w wieku lat 50, a przecież ludzie żyją teraz dłużej, niż sto lat temu). W roku 1894 zostaje jednak patriarchą Wenecji, co niejako z automatu czyni go jednym z kandydatów do papieskiej tiary. Po śmierci Leona XIII (1903) nie należy jednak do faworytów. Niemal pewnym kandydatem na jego następcę jest kardynał Mariano Rampolla. Istnieje jednak wówczas przepis „ekskluzywa” (zniósł go właśnie Pius X). W jego myśl trzech monarchów (władca Francji, Austrii i Hiszpanii) miało prawo zawetowania kandydatury na papieża. Musi to jednak w imieniu monarchy zrobić obecny na konklawe kardynał. No i rzeczywiście, gdy pada kandydatura Rampolii, metropolita krakowski, kardynał Jan Puzyna, w imieniu cesarza Franciszka Józefa zgłasza eksluzywę! Potrzebny był nowy kandydat. Ostatecznie w siódmym głosowaniu kardynałowie wybrali papieżem Giuseppe Sarto, który przybrał imię Piusa X a za hasło swojego pontyfikatu „Wszystko odnowić w Chrystusie”). Niepełne 11 lat jego pontyfikatu to przede wszystkim walka z modernizmem (każdy kandydat na duchownego musiał składać przysięgę antymodernistyczną jego autorstwa, zniesioną dopiero przez II Sobór Watykański) i reformy kurii rzymskiej (zmniejszył liczbę kongregacji, dziś powiedzielibyśmy, że biurokrację). Założył papieski instytut biblijny. Zmarł w roku 1914. W 1954 roku został kanonizowany. Następnym kanonizowanym papieżem był dopiero Jan Paweł II.


16

wrzesień 2016r.

FIKSUM DYRDUM

Putin nie zaprosił!

W

brew temu, co lansują polscy politycy i media – Putin wcale się Polską nie interesuje. Gdyby się bowiem interesował, to jego służby śledziłyby to co mówią polscy politycy, polska telewizja, polskie gazety. Tymczasem

Moskwie światowy zjazd separatystów. Pozapraszali tam separatystyczne organizacje od najdalszych zakątków Ameryki Południowej po najdalsze zakątki Azji. Był nawet separatystyczny król Hawajów i jacyś inni separatyści z USA. Wszyscy!

nawet politycy SLD, różni warszawscy dziennikarze w rodzaju Semki czy katowiccy agitatorzy polityczni. Każdy w Polsce słyszał przecież o śląskich separatystach, którzy chcą Śląsk od Polski oderwać. Tymczasem do Moskwy jakoś ta wiedza nie dotarła. I śląskich sepa-

Każdy w Polsce słyszał przecież o śląskich separatystach, którzy chcą Śląsk od Polski oderwać.Tymczasem do Moskwy, na światowy zjazd separatystów, śląskich separatystów zaprosić nie raczono. Na miejscu Jorga Gorzelika czułbym się wręcz oburzony i nigdy bym Putinowi ręki nie podał. on jest kompletnie niedoinformowany! Skąd wiem? Otóż w ostatniej dekadzie września odbył się w

I w tym kontekście straszny afront spotkał Ruch Autonomii Śląska. Nie zaprosili. O tym, że RAŚ to separatyści grzmią od lat politycy PiS czy

ratystów zaprosić nie raczono. Na miejscu Jorga Gorzelika czułbym się wręcz oburzony i nigdy bym Putinowi ręki nie podał.

No chyba, że … Chyba, że z Moskwy widać lepiej, niż z Warszawy. I oni tam, w tej Moskwie wiedzą, że z RAŚ-u tacy separatyści, jak z kartofla zakamuflowana ołbieriba. I że oni tam, w tej Moskwie, rozumieją, że autonomia ma tyle wspólnego z separatyzmem, ile automat z darwinizmem. A wiedzieć mogą, bo w Federacji Rosyjskiej autonomicznych regionów jest kilkadziesiąt i jakoś żaden z nich separatystycznych ciągotek nie ma. Może więc nie zaprosili separatystów z Polski, bo wiedzą, że w Polsce ich brak. Ale tak czy inaczej, brak zaproszenia dla RAŚ-u to afront wobec polskich władz. Bo jakaż bo to dla posła PiS Waldemara Andzla albo Piotra Semki była przysługa, gdyby RAŚ dostał zaproszenie na światowy kongres separatystów.

Nowości wydawnicze

W ofercie mamy trzy nowe świetne książki:

Takim właśnie przykładem jest książka „Dante i inksi” Mirosława Syniawy, będąca antologią wielkich dzieł światowej poezji na język śląski. Tytuł pochodzi od „Boskiej Komedii” Dantego, której fragmenty znajdziemy tam właśnie w godce. Poza tym są jednak wiersze czołowych poetów niemieckich, rosyjskich, francuskich, angielskojęzycznych, a także azjatyckich. Okazuje się, ze w godce brzmi to świetnie! - cena 23 złote

Ślůnskie ksiůnżki w hurcie tanij! Mosz już „Historia Narodu Śląskiego”? „Rychtig Gryfno Godka”? „Pniokowe łôsprowki”? „Asty kasztana ”? Eli ni mosz, terozki festelno szansa kupić je blank tanio. W księgarniach komplet tych książek kosztuje średnio około 135 złotych. U nas razem z kosztami przesyłki wydasz na nie jedynie: !!! 110 złotych !!! Ale możesz je oczywiście kupić także osobno. Koszt przesyłki – 9 złotych. W przypadku zamówienia powyżej 100 złotych – przesyłka gratis. lub telefonicznie 535 998 252. Można też zamówić wpłacając na konto 96 1020 2528 0000 0302 0133 9209 - ale prosimy przy zamówieniu podawać numer telefonu kontaktowego.

Instytut Ślůnskij Godki. 43-143 Lędziny ul. Grunwaldzka 53

Asty Kasztana, Ginter Pierończyk - „Opowieści o Śląsku niewymyślonym” to autentyczna saga rodziny z Załęża. Jak się żyło w Katowicach śląskim pokoleniom? Historia przeplatana nie tylko zabawnymi anegdotkami,ale też tragicznymi wspomnieniami i pięknymi zdjęciami z prywatnych zbiorów. 92 stron formatu A-5. Cena: 15 złotych.

„Rychtig Gryfno Godka” Dariusza Dyrdy – to jedyny podręcznik języka śląskiego. W 15 czytankach znajdujemy kompendium wiedzy o Górnym Śląsku, a pod każdą czytanką wyjaśnia najważniejsze różnice między językiem śląskim a polskim. Wszystko to uzupełnione świetnym słownikiem śląsko-polskim i polsko-śląskim. 236 stron formatu A-5. Cena 28 złotych.

„Pniokowe Łosprowki” Eugeniusza Kosmały (Ojgena z Pnioków – popularnego felietonisty Radia Piekary) to kilkadziesiąt dowcipnych gawęd w takiej śląskiej godce, kierom dzisio nie godo już żoděn, krom samego Ojgena! 210 stron formatu A-5. Cena 20 złotych.

„Historia Narodu Śląskiego” Dariusza Jerczyńskiego – to jedyna książka opowiadająca o historii Ślązaków z naszego własnego punktu widzenia, a nie polskiego, czeskiego czy niemieckiego. 480 stron formatu A-4. Cena 60 złotych.

„Komisorz Hanusik” autorstwa Marcina Melona laureata II miejsca na śląską jednoaktówkę z 2013 roku. to pierwsza komedia kryminalna w ślunskiej godce. „Chytrzyjszy jak Sherlock Holmes, bardzij wyzgerny jak James Bond! A wypić poradzi choćby lompy na placu” – taki jest Achim Hanusik, bohater książki. Cena: 28 złotych.

„Komisorz Hanusik we tajnyj służbie ślonskij nacyje” to druga część skrzącego się humorem kryminału z elementami fantasy, rozgrywający się na dzisiejszym Śląsku. Jest już w sprzedaży. Autor, Marcin Melon, jest nauczycielem w jednej z tyskich szkół, więc jest to dokładnie ten śląski dialekt, którego używa się na naszym terenie - cena 28 złotych

Farbą drukarską pachną jeszcze „Ich książęce wysokości”. To dzieje władców Górnego Śląska - a książka wyszła spod pióra Jerzego Ciurloka, znanego bardziej jako wicman Ecik z Masztalskich, ale będącego też wybitnym znawcą kultury i historii regionu - cena 30 zł


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.