4.95 zł INDEKS 379891 4,95 pln w tym 7% VAT) 5-6 (79-80) 2010
cena:
NASZA PŁYTA TRUST YOUR BRAIN vol. 2
LAIF STAGE NA BOOGIE BRAIN
G WIAZDA
4,95 pln (w tym 7% VAT)
FESTIWALU
AUDIORIVER
BOOGIE BRAIN TAURON NOWA MUZYKA HIP-HOP KEMP
--------------------------
5-6 (79-80) 2010
PLASTIKMAN
SPIS TREŚCI
6 crookers
20
W KOŃCU PŁYTA BOGÓW BLOGOSFERY
audioriver
8
PŁOCKA PLAŻA WITA Na szczęście, upór i konsekwencja, połączone z tytaniczną pracą, doprowadziły do tego, że impreza zyskała własny blask, który z każdą kolejną edycją bije coraz jaśniej.
plan b
22
WIĘZIENNA HISTORIA
14
plastikman
ibiza’s burning
RICHIE HAWTIN WRACA DO KORZENI
RELACJA Z WESOŁEJ WYCIECZKI
26
Potem przyszedł czas na spotkanie z Davidem Guettą. Jakoś średnio pana poważamy...
12
tauron nowa muzyka ŚLĄSKIE ŚWIĘTO MUZYKI
30
boogie brain LECIM NA SZCZECIN
16
28 hip-hop kemp BRACIA CZESI ZAPRASZAJĄ
mia WOJOWNICZKA POWRACA
34
zed bias GWIAZDA BOOGIE BRAIN
18
herbaliser OKRĄGŁA ROCZNICA
38
nasza płyta BOOGIE BRAIN vol. 2
WYDAWCA Media Advertising Sp. Z o.o. ul. Obrzeżna 4/19, 02-928 Warszawa REDAKTOR NACZELNY Przemek Karolak przemek@laif.pl REKLAMA Ilona Kaczmarska ilona@laif.pl tel. 0 507 090 252
oszibarack WIZUALNA ODSŁONA WYDANIE ONLINE press@laif.pl PROJEKT GRAFICZNY PRZYGOTOWANIE I SKŁAD Positivo Consulting DRUK Zakłady Graficzne „Taurus” ADRES REDAKCJI ul. Obrzeźna 4/19 02-928 Warszawa
52 piękna końcówka JANELLE MONÁE
Big Boi z Outkast zafascynował się jej urodą i głosem i zaprosił do współpracy przy ścieżce dźwiękowej do musicalu „Idlewild”. Potem było już z górki. WSPÓŁPRACOWNICY Jarek „dRWAL” Drążek, Paweł „r33lc4sh” Hadrian, Marcin „Harper” Hubert, Jarek Jazz, Angelika Kucińska („Hiro”), Piotr Nowicki, Tomek Rawski, Sebastian Rerak, Jacek Skolimowski („Machina”), Maciek „Maceo” Wyrobek
Redakcja nie odpowiada za treść reklam, nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania i redagowania tekstów. Rozpowszechnianie materiałów redakcyjnych bez zgody Wydawcy jest zabronione.
3
Polska na fest! M
Zawsze pisanie festiwalowego wstępniaka wprawia mnie w dobry nastrój. W końcu nie ma nic lepszego niż zabawa na powietrzu w sprzyjających okolicznościach przyrody. Do tego jeszcze serce rośnie, kiedy widzi się, że co roku nasze festiwale „obrastają już nawet nie w piórka”, ale „zarastają w pawie pióra”. W niczym nie ustępują swoim zagranicznym odpowiednikom, mało tego – czasami je przebijają pod względem artystycznym. Naszą wakacyjną przygodę zaczęliśmy od krakowskiego Selectora. Bloody Beetroots, Audio Bullys, Uffie, Calvin Harris porwali publikę do szaleńczej zabawy. Ledwie minął miesiąc, a już byliśmy w Gdyni na Open’erze. Tu maraton trwał cztery dni. 2many dj’s, Die Antwoord, Skunk Anansie, Grace Jones, The Hives, Groove Armada pokazali klasę. Zawiedli Massive Attack, Hot Chip, Fatboy Slim i Kasabian. No, ale wiadomo,
nie każdy jest w stanie wzbić się na wyżyny swoich możliwości. Teraz krótki odpoczynek i śmigamy do Szczecina na Boogie Brain. Tym bardziej podekscytowani, że po raz pierwszy będziemy mieć scenę sygnowaną laifowym logo! Potem jeszcze Audioriver z Simian Mobile Disco, Plastikmanem, Ellen Alien, Hadouken! i Four Tet na przedzie, a pod koniec wakacji wypad na Śląsk, na Tauron Nowa Muzyka, który zapowiada się wyśmienicie. O tym, co nas czeka, przeczytacie w tym numerze, o tym, jak było, napiszemy w kolejnym wydaniu. Bawcie się dobrze, widzimy się we wrześniu. PS Po raz drugi ekpia Boogie Brain przygotowała dla nas płytę. Gorący materiał!
PISZCIE: przemek@laIF.PL
5
informer
Crookers Królowie blogosfery, autorzy wielu remiksów – włoskie duo Crookers – w końcu debiutują
longiem zatytułowanym „Tons Of Friends”. Z sieci trafili pod strzechy za sprawą remiksu kawałka „Day’n’Nite” Kida Cudiego – i to był początek ich drogi ku chwale i sławie. Dwóch mediolańczyków Bot i Phra przygodę z muzyką zaczynało klasycznie od gitarowych bandów, które jednak szybko im się znudziły. Alternatywnego rocka zastąpił hip-hop, a z czasem tłusta od basu elektronika. Debiutowali w 2006 roku „dwunastką” „End 2 End”, w ciągu kolejnych 24 miesięcy popełnili jeszcze cztery kolejne, w tym dwie dla oficyny Fatboy Slima Southern Fried Records. Ale to remiksy produkowane w ilościach hurtowych zdobyły im rzesze sieciowych szperaczy dźwięków. Cięli i zlepiali utwory takich artystów, jak: AC/DC, Chemical Brothers, Chromeo, Moby, U2 czy Britney Spears – imponujący rozrzut. Prace nad debiutanckim krążkiem trochę się przeciągały, bo zgodnie z tytułem zaprosili całą armię gości. W 20 kawałkach wystąpiło 25 artystów – znów imponujące zestawienie, bo i Róisín Murphy, Kelis, Miike Snow, ale również Soulwax, Spank Rock czy Pitbull. Mocno eklektyczny krążek, który łączy wspólny mianownik – wariacki, konkretny basss. Pozycja obowiązkowa! 6
Letnie
odświeżenie
Szkoła, studia, praca, życie weekendowe – to wszystko strasznie męczy. Kiedyś trzeba odpocząć. A kiedy, jak nie w wakacje? Wyjeżdżamy, żeby się dobrze zabawić. Kumple, do tego ładna pogoda, super miejscówka, słuszna porcja luzu, garść dobrego humoru i mamy przepis na zabawowe lato. A jeżeli zabawowe to nie możecie przegapić Mentos Fresh Camp. To cykl całodniowych imprez na plaży i w najgorętszych klubach na polskim wybrzeżu. Zagrają dla was: 17.07 Świnoujście – Sun Beach – Chocolate Puma 24.07 Kołobrzeg – Mosquito – Addict dj’s 30.07 Mielno – Daddy’s Groove, Daniel Bovie & Roy Rox 07.08 Łeba – Euphoria – Martijn ten Velden 13.08 Chałupy – Solar Beach Club – RAE 21.08 Sopot – Mandarynka – Jerry Roperro Śledźcie nas na Facebooku i sprawdzajcie na gorąco wszystkie wydarzenia! Codziennie nowe informacje, zdjęcia z imprez, konkursy z nagrodami i wiele, wiele więcej. http://www.facebook.com/mentosfreshcamp
7
informer
B
Zrobiło się o nim
głośno za sprawą przeróbki utworu
„No Good”, pochodzącej z debiutanckiego albumu „Who Needs Actions When You Got Words”. Potem było już coraz
głośniej. Ben Drew aka Plan B urodził się we wschodnim Londynie. Ojciec był gitarzystą, więc i syn zaczął szarpać struny, potem wydał z siebie zaśpiew i w końcu zaczął rapować. Jego pierwsza singlowa produkcja ukazała się w 2005 roku. Początkowo kojarzony ze sceną grime’ową szybko został okrzyknięty brytyjskim Eminemem (sic!). Rok później pojawił się jego oficjalny debiut, który narobił sporo hałasu i ukazał bardziej liryczne oblicze Bena. Potem wszystko potoczyło się już bardzo szybko – liczne kolaboracje (m.in. z Chase’em & Statusem), występy w telewizji, entuzjastycznie przyjmowane koncerty i dziennikarze stający przed nim na baczność. Plan B, jakby niewzruszony, robił swoje. I w końcu zrobił. Drugi krążek „The Defamation Of Strickland Banks”, który swoją premierę będzie miał lada dzień, to dojrzały koncept album. Opowiada o historii fikcyjnego muzyka, który pomówiony przez odrzuconą dziewczynę trafia do więzienia. Tam w obronie własnej zabija człowieka, a winę za zbrodnie przyjmuje na siebie towarzysz z celi. Zakończenie nie jest jasne, słuchacz nie wie, czy Strickland wyszedł na wolność. Tyle warstwa liryczna. A muzyczna? Bogate aranżacje, orkiestra, ale i mnóstwo soulu, funku i hip-hopu. Znalazło się również miejsce na gitarowe granie. Kompletna płyta. Warto mieć Plan B.
8
informer
9
Festiwale
Ibiza
BURNing
Pod koniec maja wesoła
wycieczka, w składzie: nasz
naczelnik, DJ Bert, Kosakot, DJ Dudekk, DJ Juniore, Jick Magger, Robert Serek – rednacz magazynu „Vice” oraz Magda Bauer z Radia Planeta, za sprawą BURNa wylądowała
na Ibizie. Oczywiście oprócz swawolnych uciech i zabaw mieliśmy wziąć udział w International Music Summit – konferencji poświęconej muzyce elektronicznej.
W piątkowy wieczór na zamku na starówce odbył się IMS Grand Finale Festival, na którym wystąpili Skream, David E Sugar, Pete Tong, Mark Ronson, Sasha i Buraka Som Sistema. Pierwsza trójka przygrzała zdrowo, Ronson postanowił zaserwować dyskotekowe hity, Sasha znowu zaprosił wszystkich na klubowy parkiet, a Buraki, ku naszemy wielkiemu zdziwieniu nie mogli jakoś rozruszać zebranego tłumu. Pod koniec występu byli nieco sfrustrowani tak chłodnym przyjęciem. Ale nam się oczywiście bardzo podobało.
10
Humory dopisywały od samego początku, nawet dwa międzylądowania (Amsterdam, Barcelona) nie były w stanie zmącić naszego dobrego samopoczucia. Jako że pierwszego dnia na białą wyspę dotarliśmy przed północą, zdążyliśmy jedynie zjeść kolację i chwilę pogibać się przy secie didżeja nołnejma. Następnego ranka, nieco niewyspani, ochoczo ruszyliśmy do hotelu obok, aby stawić się karnie na konferencji. Ludzie z całego świata – dziennikarze, promotorzy, didżeje, producenci – wszyscy gotowi na nowe doznania. Niestety, nie mogliśmy być na spotkaniu z Cassiusem dzień wcześniej, żałowaliśmy srodze, bo podobno można było boki zrywać, ale co się odwlecze… Nasze bliskie spotkania z konferencją zaczęliśmy od panelu z Arthurem Bakerem i Robinem Millarem, którzy zremiksowali tegoroczny hymn IMS autorstwa wspomnianych Cassius. Rozmowa była lekka i momentami dowcipna. Millar okazał się niezwykle zabawnym starszym panem, który opowiadał o swoich licznych kolaboracjach, z których jedna o mało nie skończyła się dla niego tragicznie – pewnemu
japońskiemu artyście tak się nie spodobał remiks jego utworu, że chciał Millara zabić. Na koniec panowie zaprezentowali swoje dzieło, ale wypadło cokolwiek blado. Potem przyszedł czas na spotkanie z Davidem Guettą. Jakoś średnio pana poważamy, a po tym, co mówił, poważamy jeszcze mniej, dlatego sieknęliśmy sobie drobny chill na basenie. Z czystej ciekawości zajrzeliśmy na panel właścicieli największych ibizańskich klubów. Cóż, nie mogliśmy wyjść z podziwu, że ludzie, którzy trzęsą Pachą, Amnesią czy Space, mają tak mało do powiedzenia, inna sprawa, że średnio mogli coś powiedzieć, bo ich znajomość angielskiego sprowadzała się do prostych formułek typu: klabs ar gut i łi kooperejt tugeder. Jak już w końcu udało nam się zamknąć usta ze zdziwienia, w komplecie stawiliśmy się na konferencji pod jakże wiele mówiącym tytułem „Meet The Future”. Za jednym stołem zasiedli: Annie Mac, Skream, Busy P, Toddla T, jakaś Heidi i Francuz – promotor. Rozmowę prowadził nieco wylansowany redaktor „Mixmaga” Nick Decosemo (trzeba przyznać, że ciut przy-
Festiwale
stojniejszy od naszego rednacza, choć niższy) [nieprawda, tzn. prawda, że niższy – przyp. rednacz]. Po przedstawieniu uczestników (Skream: „Hi, my name is Skream. I’m an alcoholic”) zaczęła się zabawa. Jako że zgromadzeni za cel honoru postawili sobie, żeby spotkanie było śmieszniejsze od tego z Cassiusem, Nick wyciągnął na stół wielką flachę, prosząc publiczność, żeby żywo reagowała, jeśli zrobi się nudno, to on wtedy poleje. Na co zwierzak Busy P stwierdził, że właśnie zaczął się nudzić i chyba wypadałoby skorzystać z pomocy, co zresztą za chwilę się stało. Z każdą kolejną lufką towarzystwo otwierało się coraz bardziej. Annie Mac opowiadała o pracy w radiu, Skream z Toddlą narzekali trochę na brak promocji niszowych wydawnictw, a Busy P jedynie dowcipkował – niczego sensownego nie powiedzieli, ale przynajmniej było się z czego pośmiać (na YouTube’ie skrót tego panelu – wpiszcie ims ibiza 2010). Niektórzy z nas zaliczyli jeszcze rozmowę z gośćmi z Beatportu. Reszta zwarta i gotowa udała się na zasłużoną kolację na jachcie;) Wieczorem zostaliśmy zapro-
szeni do Pachy na imprezę, na której gwiazdami byli Calvin Harris i David Guetta. Tego pierwszego jakoś udało nam się przeżyć, tego drugiego już nie, więc w mniejszym składzie wybraliśmy się o drugiej w nocy zwiedzać starówkę. Kolejny dzień zaczęliśmy od spotkania w bardzo kameralnym gronie z duetem Cassius. Panowie są twarzami nowego projektu Burn Studios, który ruszy na początku przyszłego roku. Będziemy jeszcze o tym pisać, bo rzecz warta jest świeczki. Zdradzimy tylko tyle, że każdy będzie miał szansę na zrobienie swojej muzyki… Wieczorem nastawiliśmy się na zabawę w Pachy z udziałem Cassiusa, Busy’ego i Mehdiego w ramach Club 75, jednak zainteresowanie było tak duże, że jedynie kilka osób z naszej wycieczki dostąpiło tego zaszczytu, reszta grzecznie położyła się spać. Następnego dnia znów z dwiema przesiadkami wróciliśmy do Polski – nieco zmęczeni, ale z burnami na twarzy;) Foto Tomek Dudek
11
Festiwale
boogie brain
12
muzyki
Zderzenie opiniotwórczych, muzycznych kultur wywodzących się z europejskich aglomeracji, gdzie dźwięk wciąż nieskrępowanie rozwija się, ewoluuje i zajmuje coraz to nowe przestrzenie –
to myśl przyświecająca kolejnej edycji festiwalu Boogie Brain.
W samym sercu industrii, pośród czterech scen rozstawionych na śródmiejskiej wyspie w centrum Szczecina –Łasztowni – zabrzmią
dźwięki z Wielkiej Brytanii i Berlina, skonfrontowane z dokonaniami polskich artystów. Nie będziemy was nabierać ani mamić pustymi słówkami. Ten festiwal naprawdę będzie inny, lepszy, przełomowy. By tak się stało, zmieniliśmy dotychczasowe miejsce imprezy, rozszerzyliśmy formułę, mamy rewelacyjnych artystów, a wśród nich gwiazdy, które właśnie na festiwalu Boogie Brain zagrają po raz pierwszy w Polsce! 23 i 24 lipca zapraszamy wszystkich na Łasztownię, odkrywaną właśnie na nowo dla świata, rzeczną wyspę w samym mj cole środku Szczecina. Tu,
nad brzegiem Odry, w postindustrialnym, portowym otoczeniu staną sceny, na których w ciągu dwóch lipcowych nocy zaprezentuje
ms dynamite
benji b 13
Festiwale
Cztery sceny cztery wizje
Festiwale
jahcoozi
zed bias
LAIF STAGE Mili Państwo, chyba nie musimy pisać, jak dumni jesteśmy, że na jednym z najambitniejszych festiwali muzycznych możemy pochwalić się własną sceną. Cieszy nas to tym bardziej, że z Boogie Brain współpracujemy od samego początku. Dodatkowo mamy wielką satysfakcję, bo możemy działać z ludźmi, którzy są prawdziwymi pasjonatami. Jeśli komuś się wydaje, że organizacja festa to bułka z masłem, to niech lepiej zje własny język, bo to ciężka orka na ugorze. Dlatego cieszymy się niezmiernie, że co roku poświęcamy się w imię dobrej muzyki. Koniecznie bądźcie z nami! LAIF STAGE: 23.07 Nadbrzeże Starówka start: 20.00 koniec: 5.00 Zagrają: Maximilian Skiba Pol_On Supra 1 Ms Dynamite Catz’N’Dogz Jacek Sienkiewicz
14
henrik schwarz
się ponad dwudziestu nietuzinkowych artystów – bassline, UK garage, hush house, dubstep, drum’n’bass, detroit techno, alternative rock, hipdixon -hop, disco, punky reggae. Reprezentację Wielkiej Brytanii otwiera najlepsza wokalistka UK garage Ms Dynamite – kobieta, która nawet w dresie wygląda perfekcyjnie. Piosenkarka, raperka, wokalistka r&b, ikona stylu, podwójna laureatka Brit Awards i trzykrotna finalistka MOBO. Kobieta dynamit, z lekkością poruszająca się w pojemnej stylistyce urban music, przy okazji swobodnie flirtująca z mainstreamem. Po kilku latach ciszy wróciła na nieziemskich ficzuringach z Zincem, Geeniusem czy Bengą. Obok niej zagrają: MJ Cole – cudowne dziecko i czołowy innowator gatunku UK garage/2step, który swoim albumem „Sincere” podbił brytyjską scenę taneczną, otrzymując m.in. nominację do nagrody Mercury w 2000 roku; Benji B – wytrawny selekcjoner, który od ośmiu lat w BBC 1Xtra pieczołowicie promuje pełne spektrum soczystych, soulowych brzmień – od hip-hopu, house’u, disco, Detroit techno, po dubstep, funky i drum’n’bass; enigmatyczny Actress, nad którym muzyczny świat jęknął z zachwytu po wydaniu debiutanckiej płyty „Hazyville”, a po premierze kolejnego „Splazsh” wypada
już tylko paść na kolana. Zagra także Zed Bias – legenda sceny UK garage, człowiek instytucja, autor nieśmiertelnego „Neighbourhood”, nieprzerwanie, od połowy lat 90., funkcjonujący w branży muzycznej jako pionierski producent, remikser, didżej czy szef wytwórni. Dzieła dopełni najbardziej zorientowana na brzmienie z Detroit osobowość sceny drum’n’bassu Marcus Intalex, którego set wraz z MC Fatsem zatrzęsie tą wyspą. Berlin reprezentować będą Henrik Schwarz, Dixon, Shed i Jahcoozi. Ta ostatnia ekipa zdobyła się na odwagę, by skonfrontować twórczość The Cure z abstrakcyjną, futurystyczną elektroniką. Efektem jest genialna wersja przeboju ekipy Roberta Smitha „Close To Me” z najświeższego albumu „Barefoot Wanderer”. Z mocarnym basem, kwaśnym, połamanym rytmem i hipnotyzującym kobiecym wokalem. Z racji wieku i doświadczenia Henrik Schwarz uznawany jest za weterana niemieckiej sceny deep house, choć jego muzyczne poszukiwania dawno przekroczyły granice jednego gatunku.
również wspierać rozwój twórczości niezależnej młodych twórców. Natomiast dwa tygodnie wcześniej, 10 lipca, swoiste festiwalowe preludium – unikalna muzyczna podróż do zatopionego na środku szczecińskiego jeziora wraku niemieckiego statku, na którym odbędzie się koncert „Chopin na Betonowcu” w wykonaniu najlepszych polskich muzyków jazzowych oraz gości ze Stanów. Poprzednie dwie edycje festiwalu odbywały się w kameralnym Teatrze Letnim, usytuowanym w sercu największego szczecińskiego parku. Gościliśmy m.in. legendę drum’n’bassu – LTJ Bukema, Roya Ayersa, który wraz z zespołem zaprezentował niezapomniane muzyczne show, czy mistrzów turntablizmu z formacji The Scratch Perverts, którzy występując w pełnym trzyosobowym składzie, sprawili, że ludzie zaczęli chodzić po ścianach.
Festiwale
Od lat odważnie eksperymentuje także z elektroniką i jazzem. Jest jednym z pierwszych didżejów, którzy porzucili gramofony na rzecz laptopa, co w jego przypadku wyszło tylko na dobre. Jego sety powszechnie określane są jako „magiczne” i bliższe żywej muzyce niż mechanicznym brzmieniom. Shed, wydając w 2008 roku pełnowymiarową płytę „Shedding The Past”, dotarł do przełomowego momentu, który otworzył mu drzwi do współpracy z najlepszymi. Till Von Sein, znany także jako TVS, to berliński didżej i producent obracający się w gatunku tech house. Jego produkcje, doprawione soulem, popem i kolaboracjami z takimi wykonawcami, jak: Catz’n’Dogz, Tigerskin i Chopstick, zrobiły w 2009 roku niezłe zamieszanie na berlińskiej scenie klubowej. Kolejną atrakcją będzie Red Bull Tour Bus – specjalny autobus firmowany przez znanego producenta napojów energetycznych. Na mobilnej scenie – będącej jednocześnie dachem przerobionego oldschoolowego pojazdu zaprezentują się: Maria Peszek w całkiem nowej klubowej odsłonie, Fisz Emade, Łona & The Pimps, My Head Is Dubby, Kristen oraz Paprika Korps.
Tekst Jarek Jazz
fisz emade mc fox
maria peszek
W ramach Boogie Brain zobaczymy też muzyczne kino festiwalowe (czwartek, 22 lipca), które ma na celu zbliżyć odbiorców do ambitnej, wielogatunkowej i wyjątkowo eklektycznej kultury muzycznej całego świata przez płaszczyznę filmu. Poprzez dobór repertuaru projekt zamierza
jacek sienkiewicz
15
Festiwale
zed bias
Zed Bias – weteran
i legenda sceny UK garage – nieustannie
nagrywa muzykę, której prosto zaszufladkować się nie da.
Nieprzerwanie od połowy lat 90. funkcjonuje w branży jako
pionierski producent, remikser, didżej czy szef wytwórni.
16
sąsiedztwa strony Liczysz jeszcze remiksy „NeighboA jak się czujesz z tym, że nazywają ?go urhood”? ? Na dziesięciolecie wzięło cię ojcem dubstepu? na warsztat kilku świetnych producentów, takich jak Roska, Logistics czy MJ Cole. Ale podobno w sieci można ich znaleźć kilkadziesiąt. Masz jakiś ulubiony? Kilkadziesiąt? (Śmiech) To niemożliwe! Jest około 10 remiksów tego numeru i z tego, co wiem, nikt kolejny nad nimi nie pracuje. Przerobiłem „Neighbourhood” w ubiegłym roku na 10. rocznicę jego powstania i wydałem we własnej wytwórni. Ale jeśli znajdziecie gdzieś jeszcze jakieś remiksy, podeślijcie mi je koniecznie. Chcę je usłyszeć!
?
Który z twoich projektów jest wciąż aktywny? Maddslinky, Phuturistix, Zed Bias, The Henchmen? Nad czym pracujesz, z kim współpracujesz? I kim jest MC, z którym do nas przyjedziesz?
Maddslinky jest wciąż bardzo aktywny. W planach są dwa albumy, które wyjdą nakładem Tru Thoughts tej jesieni, w przygotowaniu jest także singiel z Omarem ze świetnym wideoklipem, planowany na wrzesień. Album pod szyldem „Zed Bias” ukaże się w następnym roku. Również współpracuję z Mr. Scruffem, Skreamem, Rodneyem P, MJ Cole’em, Seijim, Tawiah, Omarem, Jennym G i wieloma innymi wspaniałymi ludźmi. Z kolei na Boogie Brain zabieram ze sobą niezwykle utalentowanego MC Foksa. Nagrywałem z nim i MJ Cole’em EP-kę, brał także udział w przygotowaniu numeru na nadchodzącą płytę Omara. Fox ma w sobie mnóstwo wspaniałej energii. Obiecuję, że zobaczycie ją na festiwalu.
Cóż, nie czuję się tatą tego gatunku, ale zdaję sobie sprawę, że moja muzyka z lat 1999– –2002 inspirowała niektórych producentów, którzy teraz są bardzo wpływowymi ludźmi na scenie nowej muzyki. Skream, Hatcha, Joy Orbison, Falty DL, Youngsta, Oris Jay – wszyscy oni powiedzieli mi o tym, kiedy się poznawaliśmy.
Z kolei muzyka ewoluuje tak szybko, że ?dźwięków, zostawia po sobie mało „dziejowych” które można pamiętać po latach. Polecisz coś, do czego za 10–15 lat wrócimy tak chętnie, jak do twojego „Neighbourhood”, „New Forms” Roni Size czy „Timeless” Goldie, które wciąż brzmią świeżo? No pewnie. Nie mam żadnych wątpliwości, że przyszłość muzyki elektronicznej należy do takich ludzi, jak: Martyn, Skream, Falty DL, Loefah, Floating Points, Roska, Funk Butcher, Greenmoney czy pochodzący z mojego rodzinnego Manchesteru Chimpo.
nam swój najnowszy DJ chart ?my iPodaj do zobaczenia w Szczecinie. Liczyna naprawdę tłusty sound. Przestałem robić DJ charts, bo to wprowadza w błąd. Na imprezach ludzie często pytają mnie, gdzie mogą kupić płyty z tą muzyką, a ja gram przede wszystkim z dubplate’ów, więc nie są to numery nigdzie niedostępne w tym czasie. Dlatego zrezygnowałem z układania list. A co do imprezy w Szczecinie, to również oczekuję dobrej zabawy. Do zobaczenia. Tekst Jarek Jaz Foto Boogie Brain
Gdy jeszcze, jako mało znana persona, w 1999 roku nagrał singla „Neighbourhood”, ten szybko osiągnął 25. pozycję na brytyjskiej liście przebojów. Sukces zaowocował wydawnictwami dla EMI i utorował drogę do współpracy z największymi postaciami sceny elektronicznej tamtych lat. W 2000 roku zmiksował pierwszy wolumin kultowej kompilacji „Sound Of Pirates”, zawierającej undergroundowe rodzynki, nadawane wówczas w pirackich stacjach radiowych w Londynie. Przez lata swobodnie poruszał się między pokrewnymi gatunkami, a progresywne podejście do muzyki uczyniło go jednym z „ojców” dubstepu.
17
Festiwale
Chłopak z ciemnej
Festiwale
Trust vol. 2
nasza płyta
Your Brain
Druga część kompilacji „Trust Your Brain” przygotowana przez DJa Jerry’ego to swobodna podróż sondująca rejony od minimal, przez house, po soul, jazz i postdubstepowe echa. Poleca Jarek Jaz
1.
Bartek Szczęsny – Nu York
Poznański kompozytor i producent, współautor bloga Kosmiczne pyry nadaje odpowiedniego tempa przed głównym daniem. Syntetyczny funk, groove i sporo wysmakowanej elektroniki na dobry początek. www.myspace.com/bszczesny
2.
Maximilian Skiba feat. G. Rizo – Magic Fire & Romance
Beztroska zabawa konwencją lat 80. wprost od mistrza nowoczesnego disco. Jakby Quincy Jones pracował z Annie Lennox, robiłby właśnie takie numery. Plus trochę magii i romansu. www.myspace.com/maximilianskiba
3.
Eltron John – And Then WeRealize (version)
Rezydent krakowskiego Ministerstwa i uczestnik Red Bull Music Academy w Barcelonie nieco zmienia nastrój zabawy. Wciąż zostając przy disco, zerka w cięższe jego rejony, flirtując ze space funkiem, boogie i house’em. Efekt – pierwszorzędna soulfulowa disco-drama. www.myspace.com/eltron_john
4.
18
Catz’n’Dogz – Something Will Come Out Jako 3Channels osiągnęli prawie wszystko, grając na całym świecie i wydając w tak renomowanych labelach, jak: Trenton, Trapez, Crosstown Rebels czy Dirtybird. W pododdziale tej ostatniej – Mothership ukazał się ich debiu-
tancki album we wcieleniu Catz’n’Dogz, w którym kontynuują minimalistyczną formułę. www.myspace.com/3channels
5.
Jurek Przezdziecki – Coast Affective
6.
Pol_on – Whithout Cheese
Minimalneotechdrama w wydaniu stołecznym. Z muzyką elektroniczną Jurek Przezdziecki miał okazję bliżej poznać się podczas studiów w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. W ciągu 10 lat działał pod szyldem Epi Centrum, Mass Turbo, Drzewa i własnym nazwiskiem, lubując się w rejonach minimalnego techno i nowoczesnego trance’u, płynnie przekraczając ramy wyznaczone przez oba gatunki. http://soundcloud.com/jprzezdziecki
Producencka para z Pol_on – Kacper Bogacz i Michał Piotrowski pracuje razem od 2007 roku. Wcześniej Kacper Bogacz rozpoznawany był jako ceniony muzyk jazzowy, zaś Michała Piotrowskiego kojarzy większość fanów house/techno w kraju. www.myspace.com/polonmusic
7.
Weld – Maleena
Ze swoim materiałem przed rokiem wystąpił na płockim festiwalu Audioriver, a pierwszy show w życiu dał w 2003 roku w warszawskim klubie Przestrzeń Graffenberga. Potem były imprezy w M25, CDQ i klubie Depozyt. Ma za sobą albumowy debiut w cyfrowym labelu Underphunk Digital, gdzie realizuje się na swoim ulubionym polu – minimal techno/tech house. http://soundcloud.com/weld
8.
Printempo – Hand in the Cloud (part two)
Instrumentalne jazzowo-downtempowe puzzle zwiastują całkowitą zmianę nastroju na. Zamiast oszczędnego tech/house pojawia się więcej refleksji i melodii. Dyskrecja i umiar to znaki rozpoznawcze Printempo, z którymi w pełnej krasie ujawnił się na debiutanckim albumie firmowanym przez
9.
Letko – Simple Logical
Wyznawcy nieznośnej lekkości bytu pochodzą z Kielc. Jako Letko preferują na ogół łagodny dźwięk z pogranicza trip-hopu i downtempo. O swojej formacji mówią, że najlepiej rozkoszować się nią w ciepłe, przyjemne wieczory, siedząc w miękkim fotelu i przekąszając dźwięki z ciastek czekoladowych, zaś w parne i upalne popołudnia najlepiej jest spróbować Letko z lodem i dodatkiem cynamonu. www.myspace.com/wwwmyspacecomletko
10.
Adre-n-alin – Wardrobe
Niecodzienna mieszanka elektroniki i brzmienia klasycznych instrumentów. Mariaż klasyki z nowoczesnością, furii ze spokojem. Króluje fortepian i wokal, a towarzyszą mu wiolonczele, skrzypce i masa dźwięków generowanych za pomocą maszyn. Kompozytorem jest poznaniak Igor Szulc, a na scenie towarzyszą mu trio smyczkowe i basista/elektronik. www.myspace.com/adreandalin
11.
Q600 – Implosion
Osiem głów, jeden dub. Matematyk, fotograf, tłumacz, grafik, miłośnik wspinaczki, rajdowiec, informatyk, lingwistka i nagłośnieniowiec. Dziedzina, która ich łączy, to dubstep. Wszyscy razem tworzą we Wrocławiu kolektyw My Head Is Dubby zrzeszający miłośników niskich częstotliwości. Narzędziem ich pracy jest winyl, a warsztatem ciemna sala, zaś „Implosion” wyprodukowany przez Q600 to zdecydowanie ciemna strona mocy. www.myspace.com/myheadisdubby
12.
Washed Dayz – Morning Genesis
Miejsce, w którym spotykają się mistyczny dub, korzenne reggae i nowoczesna produkcja. Wszystko wyszło spod ręki, a w zasadzie laptopa Andrzeja Uzara, znanego także jako The SlowlyThinker. Wśród inspiracji wymienia Lee Perry’ego, Flying Lotusa i dźwięki miasta. www.myspace.com/washeddayz
Przaśnik – Kinda Boayant Thing (kosmos radio re-swing)
14.
Spox – 4 Elements
15.
Paul D – Dirty Pleasures
16.
Paranoise – Aqua
Duet muzyczno-towarzyski w sk³adzie Enzak i Bontone, których kr¹¿ek „Azymic” pojawi³ siê na rynku kilka tygodni temu. Znani z zami³owania do sk³adania dŸwiêkowych puzzli, które mo¿na by³o us³yszeæ dziêki labelom Funky Mamas and Papas Recordings czy JuNouMi. Przaœnik jest zwolennikiem organicznego brzmienia. ¯ywiczny sound, klasyczne, jazzowe instrumentarium, do tego odrobina syntetyków, po³amane podzia³y perkusyjne i wspó³czesny feeling. Remiks przygotowany przez Envee’ego i Maceo Wyro. www.myspace.com/przasnik
Did¿ej, producent, remikser, turntablista. Niegdyœ zaanga¿owany piewca hip-hopu i rapu, z biegiem czasu odnalaz³ siê w bardziej surowej, acz tanecznej, estetyce – baltimore, mash up, electro. Tworzy numery, produkuje remiksy, zaœ na imprezach, które gra, nie pozostawia nikogo obojêtnym, miksuj¹c brytyjski bassline z dubstepem, breakbeatem i drum’n’bassem. http://soundcloud.com/spox
Jeszcze zanim zamieszka³ w Wielkiej Brytanii, Pawe³ Karczewski wyj¹tkowo ceni³ sobie drum’n’bass. Pobyt w UK tylko te fascynacje rozbudzi³, zaœ Paul D, realizuj¹c siê jako did¿ej, mia³ okazjê zagraæ obok DJ SS czy Influx UK. Numer „Dirty Pleasures” to hybryda siêgaj¹ca po inspiracjê do wielu gatunków, w których rytm i bas nadaj¹ oblicza. http://soundcloud.com/paul_d
Szczecinianin na goœcinnych wystêpach w Edynburgu. Wracaj¹c stamt¹d, prezentuje w goœcinnych murach klubu Alter Ego trzydeckowy dj set wraz z koleg¹ po fachu Martha Holtz, graj¹c bardzo t³usty basowy sound. Taki jak „Aqua” – energetyczny, porywaj¹cy na dancefloor walec z³o¿ony z dubstepu, detroit techno i rave’owych reminiscencji. www.myspace.com/paranoiseoptimal
Jerry (NovaForma/The Saturday Smokers) Odpowiedzialny za dobór muzyki na kr¹¿ku did¿ej i producent mieszkaj¹cy w Szczecinie. Jest za³o¿ycielem projektu NovaForma. Autor muzyki do przedstawieñ teatralnych i filmów. Pomys³odawca serii kompilacji „Szczecin G³ówny”, promuj¹cej dokonania szczeciñskich artystów. Wspó³tworzy kolektyw The Saturdays Smokers, gdzie jako did¿ej prezentuje muzykê z pogranicza Detroit techno i tech house’u. Nie zamyka siê w jednym stylu, dlatego trudno okreœliæ konkretny gatunek, w którym gustuje. www.myspace.com/novaforma 19
Festiwale
Estrada Nagrania. Cechują go kompozycyjna wirtuozeria, duch improwizatora i pastelowe ciepło. Swoje historie opowiada wyłącznie za pomocą dźwięków, do których treść można napisać samemu. www.myspace.com/printempo
13.
Festiwale
Audioriver Płock, 6–8 sierpnia
Jest się czym chwalić, bo
Audioriver, wbrew temu,
co wieścili złośliwcy z każdym rokiem, radzi sobie coraz lepiej,
a – co ważne – zapraszani artyści to absolutna czołówka muzyki elektronicznej.
Audioriver line-up: Another Rother, Christian Smith, Dandy Jack, dBrigde & Instra: mental ft. SP:MC, Dusty Kid, Ellen Alien, Four Tet, Gerd Janson, Hadouken, Hybrid, Jakes, Karotte, Krazy Baldhead, Laurent Garnier, Magda, Metro Area, Noisia, Oni Ayhun, Plastician, Richie Hawtin pres. Plastikman, Silence Family, Simian Mobile Disco, Spor, Starkey, Sub Focus, Way Out West, The Black Dog, The Modern Deep Left Quartet, The Qemists Soundsystem data: 6–8 sierpnia miejsce: Płock, plaża nad Wisłą bilety: karnet 2-dniowy – 130 zł, bilet jednodniowy – 70 zł
20
audioriver
Festiwale
four tet laurent garnier
simian mobile disco
hadouken!
magda
way out west Dosyć długo festiwal musiał mierzyć się z piętnem poprzedników, którzy wcześniej zagospodarowywali eventowopłocką plażę. Fiasko Astigmatic, a potem FeMEVu, zawsze wspominane w kontekście pierwszych edycji Audioriver, było krzywdzące dla organizatorów. Na szczęście, upór i konsekwencja, połączone z tytaniczną pracą, doprowadziły do tego, że impreza zyskała własny blask, który z każdą kolejną edycją bije coraz jaśniej. Podczas pierwszej odsłony festu w 2006 roku zagrali m.in.: Goldie, Desyn Masiello, Cobblestone Jazz, Jori Hulkkonen czy Pier Bucci. Rok później porywające występy dali: X-Press 2, Fabio z Grooveriderem oraz Matthew Dear’s Big Hands. 2008 rok przyniósł jedną zasadniczą zmianę – wprowadzono bilety. Posunięcie o tyle proste, co genialne, bo przypadkowa publika nie zakłócała zabawy świadomej publiczności, co wcześniej niestety było wpisane w audioriverową rzeczywistość.
Również zestaw gości budził podziw – UNKLE, Roni Size Reprazent, Ricardo Villalobos, Josh Wink, Dave Seaman to tylko niektóre gwiazdy, które wystąpiły podczas festiwalu. Jednak zeszłoroczna edycja lineupowo powaliła na kolana – sam Richie Hawtin, didżej z piekła rodem, czyli DJ Hell, sensacyjne The Whip, rewelacyjny projekt Moderat, połamany duet Chase i Status czy nieco zaskakujący w tym zestawie Telefon Tel Aviv – wszyscy zastanawiali się, czy organizatorom uda się przeskoczyć tak wysoko zawieszoną poprzeczkę. I co? I sukces. Zapraszamy na płocką plażę, o atrakcje zadbają m.in.: techniczny magik Richie Hawtin, ale w projekcie Plastikman, miłośnik house’ujących pejzaży Laurent Garnier, hipsterskie duo Simian Mobile Disco, minimal lady Ellen Alien, królowa przytupu Magda czy basowi wymiatacze The Qemists Soundsystem. Kto nie pojawi się w Płocku, ten trąba albo nawet vuvuzela!
ellen alien
21
Festiwale
plastikman
22
Richie Hawtin aka Plastikman
jest jednym z headlinerów tegorocznego festiwalu Audioriver. Koniecznie musicie tam być i zagrać razem z nim. Tak, to nie pomyłka.
Po przeczytaniu tego wywiadu wszystko będzie jasne. Na początku roku pojawiła się kom?z katalogu pilacja zawierająca remiksy artystów Plus 8. Słuchając jej, zastanawiałem się, dlaczego nie wydajesz nowych nagrań Plastikmana. Jest pokusa, by zrobić nową muzykę, ale przywracając Plastikmana, kieruję się do starych fanów, choć jednocześnie chciałbym pokazać to brzmienie ludziom, którzy go nigdy nie słyszeli. Gdy będę miał pewność, że wszyscy są już gotowi – wtedy zrobię następny krok.
?
Czy wysyłasz sygnał: „Hej, sięgnijmy do staroci, pokażmy je, a może nawet odświeżmy”?
Zawsze, gdy do czegoś dążysz w danej dyscyplinie, powinieneś wiedzieć, co zdarzyło się wcześniej. Słuchanie starszych płyt może pokazać ci drogę, którą powinieneś pójść. Właśnie teraz tak robię: wracam do nich i myślę o tym, jak je wyprodukowałem i jak je zaprezentować na żywo.
Richie Hawtin jeszcze parę lat temu ? przypominał naukowca w sterylnym
laboratorium, otoczony nowinkami technicznymi i interfejsami. Teraz chcesz przełamać barierę między sobą a publicznością. Wykorzystuję różne narzędzia, np. Twitter, do przekazywania w realnym czasie informacji o tym, co gram. Podczas show Plastikmana używam aplikacji iSync z iPhone’a, która pokazuje na żywo informacje z moich komputerów, a ludziom pozwala na połączenie się z bazą sampli i manipulowanie nimi, gdy gram. Opieram się na technologii, która wyzwala moją kreatywność.
Myślisz, że ludzie faktycznie są w sta?występów? nie wnieść coś nowego do twoich Już to robią. Podczas show Plastikmana jest taki moment, gdy nie robię nic i zachęcam ludzi, by uruchomili sample za pośrednictwem swoich iPhone’ów. Zatem gdy w tym uczestniczysz, słyszysz swoje brzmienia. Ja tym manipuluję, ale pierwszy ruch należy do publiczności. W pierwszym momencie jest po prostu cisza. Wprowadziłem ten element do występu, żeby
Opieram się na technologii, która wyzwala moją kreatywność. 23
Festiwale
Wyzwolona kreatywność
Festiwale
dowiedzieć się, jak będzie funkcjonował ten „most” – połączenie z publicznością. W przyszłości wykonawcy będą mogli wyczuć przez to, jaka jest „temperatura” na parkiecie, a ludzie będą mogli wybrać, które utwory im przypasowały, i grający będzie mógł użyć tych informacji, by zadecydować, które kawałki zagrać. Dobry wykonawca to taki, który, bez względu na rodzaj muzyki, potrafi wejść w interakcję z każdą osobą. Na scenie czy poza nią. Jest w tym coś z magii, bo nie możesz przewidzieć, co się wydarzy. Technologia może umożliwić spotęgowanie tego doświadczenia.
Ile osób jednocześnie może korzystać ? podczas show z aplikacji iSync?
Nowości M_nusa Prosto z oficyny Hawtina niedługo światło dzienne ujrzą dwie płyty Gaisera, Troya Pierce’a i Hearthrob, a także album Magdy, Marca Houle’a, Hobo i nowa produkcja Fabrizio.
Przy próbach korzystało z niej około 400 osób. Jest wiele złożonych sampli, z których każdy może sobie coś wybrać. Na początku robi się z tego chaos, ale ja bawię się poziomami tych dźwięków, które powstają z przyporządkowanych sampli. To jest wciąż wielki eksperyment bazujący na tym, co dostanę od publiczności. To jest pierwszy etap – aplikacja, która na chybił trafił wybiera kogoś z publiczności, kto ma wpływ na show, i pozwala jednej czy dwóm osobom w danym momencie coś dodać, a potem wybiera kolejne osoby.
?
Co jest dla ciebie miernikiem zadowolenia z danego występu na żywo: reakcja publiczności, własne samopoczucie, a może opinie kolegów – didżejów i producentów lub krytyków?
xxxxxxxxxxx 24
Czasem jest tak, że gdy ludzie naprawdę odpadają, nie czuję satysfakcji z tego, co zagrałem, a w inne wieczory bywa odwrotnie – publika w ogóle nie czuje tego, co gram, ale mi się podoba. Trzeba brać pod uwagę wszystkie czynniki. Gdy gram jako Plastikman czuję energię ludzi, ale jestem też zainteresowany, co mówią inni, co sądzą o danym show moja ekipa, gość od świateł. Muszę czuć, że ktoś zwraca mi moją energię.
Czy przed live show jakoś ćwiczysz? ?kichśMam na myśli przygotowywanie jarozwiązań, grup sampli, groove’ów. Każdy show jest inny. Konsekwentnie zmieniam utwory lub ich kolejność, wyrzucam z setu pewne rzeczy, ale nie lubię niczego dodawać przed występem. Na 48 godzin przed każdym live’em mam wszystko gotowe, ale każda sytuacja, miejsce i znajdujący się tam
ludzie są inni. Wchodzę z pewnymi pomysłami, pewną liczbą sampli i loopów. Zaczynam i obserwuję reakcje.
?
Używam specjalnie przygotowanej aplikacji Griid. To coś, nad czym pracowaliśmy przez ostatnie kilka miesięcy specjalnie pod kątem tego show. Używam też kilku innych „specyficznych” aplikacji, pluginów, programu do obsługi sieci. Niedługo udostępnimy kilka z tych aplikacji, niektóre w wersji komercyjnej, a inne za darmo.
Czy któraś z tych aplikacji jest może ?mu,czymś w rodzaju Abletona – prograktórego byłeś jednym z pierwszych użytkowników? Nie, Ableton w specjalnie przystosowanej wersji jest silnikiem mojego show. Współpracują z nim specjalnie skonstruowane kontrolery, a sam program korzysta także ze zmodyfikowanych pluginów. Na jego bazie i na podstawie dodatków zbudowana jest specjalna struktura, z której korzystam podczas show.
?
Kiedyś powiedziałeś, że rozważasz wykorzystanie urządzeń Yamaha Tenori-on oraz JazzMutant Lemur. Faktycznie się nimi wspomagasz?
Festiwale
Przez lata korzystałeś z wielu urządzeń, które pomagały ci w odtwarzaniu albo tworzeniu muzyki na żywo. Teraz używasz iPada. Z jakiego programu korzystasz podczas pracy z tym urządzeniem?
Z początku używałem trzech Lemurów, ale zmniejszyłem ich ilosć do jednego, ponieważ wykorzystuję dwa iPady. Używam kombinacji różnych kontrolerów, dotykam szklanych ekranów, pokręteł, przełączników. Każda aplikacja modulująca czy modyfikująca brzmienia korzysta z jakiegoś kontrolera.
? A jak wygląda show Plastikmana?
Mamy wiele instrumentów i analogowych efektów. Nie będę wdawał się tu w szczegóły, ale wykorzystuję wiele pluginów perkusyjnych. Podczas tego show nie opieram się na samplach, wszystko jest efektem syntezy. Tworzę to wszystko na miejscu, podczas tego występu nie usłyszysz sampli ze starych płyt. Odtwarzam to wszystko od zera, na scenie. Sygnały cyfrowe przechodzą przez wiele analogowych urządzeń, które modyfikują barwy, nadając im brzmienie Plastikmana. Tekst Piotr Nowicki Foto Stefan Solf , mat. promo
25
Festiwale
tauron
nosaj thing
lou rhodes
jaga jazzist
kidkanevil
bonobo
26
nowa muzyka Katowice,
26–29 sierpnia
Ten festiwal jest najlepszym eventem w Polsce, dedykowanym nieszablonowej elektronice. Idealnie wpisuje się w formułę naszego magazynu –
dlatego dumni jesteśmy,
że już po raz drugi patronujemy temu wydarzeniu. Startowali po cichu, bez wielkiej pompy i zadęcia. Pierwsza edycja odbyła się w czerwcu 2006 roku. W klimatycznej Galerii Szyb Wilsona podczas jednego wieczoru wystąpili mistrz kontrolowanego hałasu i ambientowych pejzaży Cristian Vogel, parkietowi wymiatacze – duet Swayzak – oraz jeden z pionierów abstrakcyjnego hip-hopu DJ Krush. Kolejna edycja festu odbyła się już w innej lokalizacji – Katowice zastąpiło urokliwe przygraniczne miasteczko Cieszyn. Poza tym impreza rozrosła się na dwa dni. Gwiazdami były okręty flagowe oficyny Ninja Tune – dźwiękowy czarodziej Amon Tobin oraz miłośnik muzyki tła Bonobo. Również w 2008 roku cieszyńska ziemia mogła cieszyć się awangardową muzyką, i to przez 3 dni! Furorę zrobił występ drwali z Battles – cięcie, szatkowanie i ostre walenie podane z taką energią, że mało sceny nie rozsadziło. Trochę spokoju wniósł future funky man – Jamie Lidell. Kolejną petardę odpalił projekt The Heavy, a swoje dołożyli jeszcze Holy Fuck, Deadbeat i Milanese. Rok temu festiwal powrócił do Katowic, co było celnym posunięciem organizatorów, bo jednak jakkolwiek uroczy i gościnny nie byłby Cieszyn, to trochę nie po drodze. Pod koniec sieprnia na terenie zamkniętej kopalni Katowice
wystąpili m.in.: uliczna gawędziara Speech Debelle, ekstrawagancka Ebony Bones, zjawiskowa Fever Ray oraz Flying Lotus, Roots Manuva, Jon Hopkins i Tim Exile. Warto wspomnieć, że King Cannibal zrobił taką basową rozpierduchę, że wnętrzności wyrywały się z trzewi. Ubiegłoroczna edycja okazała się sukcesem, zarówno pod względem organizacyjnym, jak i frekwencyjnym oraz oczywiście artystycznym. Nie inaczej będzie i w tym roku, zestaw potwierdzonych wykonawców już teraz robi wrażenie, a to jeszcze niekompletny line-up. Wśród gwiazd znaleźli się m.in.: wizjonerzy wymagającej elektroniki, jedna z czołowych załóg wytwórni Warp, słynący z występów w kompletnych ciemnościach duet Autechre. Jazzowi eksperymentatorzy Jaga Jazzist, nieobliczalny muzycznie Gaslamp Killer, autor jednego z lepszych debiutów tego roku, nie bez przesady porównywany z Flying Lotusem – Gonjasufi, niestrudzona propagatorka głębokiego basu na falach BBC Radio 1 – Mary Anne Hobbes, projekt duetu Modeselektor i Apparata, czyli Moderat oraz reprezentant ambitnego technicznego brzmienia Pantha du Prince. Widzimy się w Kato – K O N I E C Z N I E ! ! !
Tauron Nowa Muzyka line-up: Autechre, Bibio, Bonobo Live Band, DMX Krew, Floating Points & Fatima, Gaslamp Killer, Gonjasufi, Jaga Jazzist, Kidkanevil, King Midas Sound, Loops Haunt, Lou Rhodes, Mary Anne Hobbes, Moderat, Nosaj Thing, Pantha du Prince, Prefuse 73, Three Trapped Tigers data: 26–29 sierpnia miejsce: KWK Katowice, teren Muzeum Śląskiego bilety: karnet 3-dniowy – 140 zł, karnet 2-dniowy – 120 zł, bilety jednodniowe – 80 zł
27
Festiwale
Tauron
FreeFormFestival 2010
Festiwale
Przed nami szósta edycja festiwalu współczesnych brzmień elektronicznych i sztuk wizualnych. FreeForm na stałe wpisał się w pejzaż jesiennych wydarzeń muzycznych, na którym obecność jest powinnością dla każdego szanującego się imprezowicza. Kolejna odsłona ponownie obędzie się w klimatycznych wnętrzach Fabryki Wódek Koneser. Do października zostało jeszcze trochę czasu, ale organizatorzy nie próżnują i ogłaszają pierwszych wykonawców. Najjaśniejszą gwiazdą imprezy jest formacja Goldfrapp ze zjawiskową Alison na froncie. Zabawa zapowiada się przednio, bo ostatnia płyta grupy stojąca nieco przaśnym, ale mocno tanecznym brzmieniem, idealnie wpisuje się w formułę festiwalu. DJ Krush – japoński samuraj instrumentalnego hip-hopu – słynący z intrygujących występów zagęści atmosferę wciągającymi dźwiękami. Natomiast o totalne szaleństwo na scenie w klimacie indie electro zadbają formacja The Whip oraz wariaci z Chew Lips. Do tego zestawu organizatorzy dorzucili londyńskie duo autoKratz. A w lipcu rogrzewkę przedfestową zapewni australijski projekt Cut Copy oraz French Horn Rebellion. Warm-Up Session data: 25 lipca miejsce: Palladium, Warszawa bilety: 90-110 PLN FreeFormFestival data: 15-16 października miejsce: Fabryka Wódek Koneser, Warszawa bilety: karnet – 140-180 PLN, bilet jednodniowy – 95-130 PLN
Hip-Hop Kemp Before Party Coroczny przystanek na trasie do czeskiego Hradec Kralove – tym razem w Krakowie. Agencja GoodTunes we współpracy z Agencją Joytown zapewni przedsmak niepowtarzalnej atmosfery towarzyszącej festiwalowi Hip-Hop Kemp. Wysoką temperaturę w klubie Błędne Koło zapewni duet Łona&Webber. Artyści znani są z takich albumów, jak:„Nic dziwnego”, czy „Absurd i nonsens”. Chłopakom towarzyszył będzie DJ Twister. Swoje Celsjusze na imprezie dołożą Skorup i DJ Hopbeat, reprezentujący Śląsk i Fandango Records, a także krakowski Gadabit. Za gramofonami zasiądzie znany dobrze z poprzednich biforów Pat Patent. Całą imprezę poprowadzi uczestnik wielu bitew freestylowych – Kamel aka. Kamelito. miejsce: Błędne Koło, ul. Bracka 4, Kraków start: 21.00 bilety: 20 PLN (przedsprzedaż), 25 PLN (w dniu koncertu) 28
Festiwale
Największa impreza plenerowa u naszych czeskich braci,
poświęcona hiphopowym bitom, ciętym nawijkom i parkietowym wygibasom.
chali 2na
To już dziewiąta edycja festiwalu, który co roku przyciąga tłumy fanów hip-hopu z całego świata. Na malowniczym terenie dawnego lotniska w czeskim Hradec Králové, pośród pagórków i jezior, publiczność może podziwiać największych tuzów gatunku. Już tradycją jest obecność silnej polskiej reprezentacji zarówno festiwalowiczów, jak i wykonawców. W tym roku do tańca zarymują m.in.: legendarny nawijacz Talib Kweli z towarzyszeniem Hi-Tek jako Reflection Eternal, zadymiacz słowny Roots Manuva oraz członek Jurrasic 5 Chali 2na z towarzyszeniem eksperymentatorów z Breakestra. W naszej reprezentacji wystąpią: O.S.T.R. z ŁDZ Orkiestra, Pezet, Małolat i Małpa.
Hip-Hop Kemp
masta ace & edo g
line-up: Reflection Eternal, Chali 2na, O.S.T.R., Roots Manuva, Freeway & Jake One, Sage Francis, Boot Camp Clik, Maste Ace & EdO G, Małpa, Pezet, Małolat, Necro, Large Profesor, Samy Deluxe, The Returners & Ghettosocks, Foreign Beggars, Beat Torrent, Cold Steal, Bekay i inni data: 19–21 sierpnia miejsce: Hradec Králové, Czechy bilety: 190–360 zł
29
mia
30
Maya reszta świata
kontra
Z taką lepiej nie zadzierać. Obśmiała Lady GaGę, jakby nie było koleżankę z wytwórni. Za plecami wydawcy zrealizowała i upubliczniła najbardziej kontrowersyjny klip ostatnich miesięcy. Powiedziała, że nie korzysta z Google i Facebooka,
bo to narzędzia kontroli stworzone i sterowane przez CIA.
I obnażyła manipulacje dziennikarki „New York Timesa”, która miała odwagę zarzucić jej hipokryzję.
Kto powinien bać się MIA? Sri Lanka
Ojczyzna. To jej ulubiona wojna, choć dziś nie do końca wiadomo, z kim i o co walczy i przede wszystkim – czy wzięła na celownik słusznego wroga. Wkurza ją nieświadomość i błoga ignorancja Zachodu, który bombardowane plaże targanej wewnętrznymi konfliktami Sri Lanki wrzuca do eleganckich folderów biur podróży – i z tym, prawdę mówiąc, ciężko się nie zgodzić. Ale: „Ludzie żyjący na emigracji mają tendencje do popadania w skrajny nacjonalizm. I Maya (właściwe personalia: Maya Arulpragasam – przyp. red.) przyjęła bardzo jednostron-
ny punkt widzenia konfliktu pomiędzy rządem a Tamilami. Nie jest dobrze trzymać z jedną stroną. Tigers zabijali ludzi, rząd zabijał ludzi. To brutalna wojna, MIA nie jest świadoma jej złożoności” – powiedział niedawno przedstawiciel Demokratycznego Forum Sri Lanki, zarzucając MIA terrorystyczną retorykę i sojusz z separatystycznymi Tygrysami. W ramach kontrargumentu poleciały banały: „Chcę być outsiderką, nie interesuje mnie robienie takiej samej muzyki, jaką robią inni, nie interesuje mnie śpiewanie o tym, o czym śpiewają inni. Jeśli to robi ze mnie terrorystkę, to tak, jestem terrorystką”.
Wkurza ją nieświadomość i błoga ignorancja Zachodu, który bombardowane plaże targanej wewnętrznymi konfliktami Sri Lanki wrzuca do eleganckich folderów biur podróży.
MIA, właściwie Maya Arulpragasam, lat 33. Urodziła się na Sri Lance, wychowała w Londynie, dziś mieszka w Los Angeles. Debiutowała pięć lat temu nominowanym do Mercury Music Prize albumem „Arular”. „Maya” to jej trzecia płyta.
31
MIA VS MAYA - niby takie same, a jednak różne
Sprawiedliwie przyznajmy, że bywa niebezpieczna. Multikulturowy, postmodernistyczny miks wszystkiego wsparty radykalnie politycznym tekstem zatrząsł tu i ówdzie. Bo z jednej strony był znakomitym znakiem czasów muzyki bez stolicy i granic, z drugiej antidotum na piosenkę bez treści. Ale MIA nie jest hipiską.
Lady GaGa
Pokój w branży? Nigdy. To jest dosyć tani, ale skuteczny zabieg marketingowy – obrazić pół showbizu, zwłaszcza te pół większe od siebie. Najpierw skrytykowała filmy o małoletnich wampirach, ale jakoś bez spektakularnego sukcesu. Gruchnęło, gdy „New York Magazine” zapytał ją o bieżące pop gwiazdy. „No tak, jest GaGa, która stylizuje się na Grace Jones i Madonnę, a robi muzykę, którą na Ibizie grano 20 lat temu. GaGa nie jest progresywna, ale ma talent do naśladowania. I całą machinę za sobą. Nie no, szacunek za to, że daje pracę tylu ludziom, ale ja wyznaję etos DIY”. W ostrzej-
szych słowach wykpiła wspólny teledysk GaGi i Beyonce. Choć ewidentnie najbardziej bolą ją porównania Lady do Madonny, zintensyfikowane zwłaszcza po premierze teledysku do „Alejandro”. „GaGa nie zmienia kultury. Madonna była wyjątkowa. I bardzo ładna. Gwiazdy popu powinny być ładne”. Auć. GaGa nie odpowiedziała na żaden z pojazdów. Królowa się nie schyla.
Jej wydawca
Tutaj punkt, za ortodoksyjną wierność ideałom niezależności. W Wielkiej Brytanii wydaje ją niewielkie, ale wpływowe XL Recordings, w Stanach płyty MIA należą do katalogu podległego Universalowi Interscope. I tam Maya nie liczy się z nawykami giganta. Kiedy nie zaakceptowali pomysłu na teledysk do „Paper Planes”, pieniądze na wideo do „Born Free” wyłożyła już z prywatnej kieszeni i dzięki temu nie musiała nikogo pytać o zdanie. „Paper Planes” też miał kręcić Romain Gavras (ten od „Stress” Justice, potomek kontrowersyjnego doku-
(...) pieniądze na wideo do „Born Free” wyłożyła już z prywatnej kieszeni i dzięki temu nie musiała nikogo pytać o zdanie. 32
mentalisty) – akcję teledysku chciał umieścić na meksykańskiej granicy, bo nie zrozumiał tekstu i wydawało mu się, że to kawałek o nielegalnych imigrantach (to nie przytyk, sam uczciwie przyznał, że ma problem z interpretacją). Interscope nie chciał tak jednoznacznie politycznego obrazka. Z ocenzurowania „Born Free” wyręczyły wytwórnię telewizje muzyczne i internet, bo strzelankę do rudowłosych, w której ginie dziecko, zbanował nawet raczej liberalny YouTube. Inna sprawa, że epatujący przemocą film skutecznie odwrócił uwagę od wartości muzycznej „Born Free”. Żadnej wartości muzycznej.
Media
Zamieszkała w willi w luksusowej dzielnicy Los Angeles, była modelką u Marca Jacobsa, a na imprezie prowadzonej przez naczelną amerykańskiego „Vogue’a” pojawiła się u boku Alexandra Wanga, jednego z najważniejszych młodych projektantów. Dziś Maya jest regularną celebrytką, jakkolwiek nie obrażałaby się, gdy media wytkną jej podkopującą wiarygodność słabość do życia w luksusie. Przy okazji premiery trzeciego, ukazującego się właśnie albumu, „Maya”, sprowokowała polemikę pomiędzy dwoma czołowymi tytułami angielskojęzycznej prasy – „New York Timesem” i „Guardianem”. Bo Amerykanie zarzucili jej hipokryzję i naciągany życiorys (podobno jej kontakty z ojcem nie wyglądają tak melodramatycznie, jak oficjalnie utrzymuje), a Brytyjczycy bronili charyzmy (ma, to prawda). MIA zastosowała zawsze skuteczny szantaż emocjonalny, mówiąc, że skoro tak wygląda dziennikarski obiektywizm, to ona dziękuje i kończy z udzielaniem wywiadów. Foch został poprzedzony umieszczeniem w sieci numeru telefonu dziennikarki „NYT” i nagrania z rozmowy, w którym dowodzi, że to bynajmniej nie ona w tej drogiej
restauracji przegryzała frytkę o smaku trufli (ewentualnie truflę w kształcie frytki).
Listy przebojów
Ale co jej pozostaje, jeśli nie boksowanie się i prowizoryczne skandale? Muzyki tak skutecznie nie sprzeda. O czym doskonale przekonuje pilotujące „Mayę” nagranie „Steppin’ Up”, którego potencjał efektownie przekreśliła hermetyczna produkcja z trzasków i szumów – zerowe szanse na dorównanie sukcesom wspominanego już „Paper Planes”, singlowej czołówki 2008 roku. Zresztą najlepszą recenzję bieżącym komercyjnym możliwościom MIA nieświadomie wystawił przymilający się „Guardian”: „Kylie z niej żadna”. No raczej. Tekst Angelika Kucińska Foto Sonic
Zanim uświadomiła sobie, że może robić muzykę, chciała robić filmy. Nowe powołanie odnalazła, gdy pojechała na wczasy na Karaiby ze swoją ówczesną współlokatorką, Justine Frischmann z dziewczyńskiego britpopowego zespołu Elastica. Frischmann zostawiła bez opieki swojego Rolanda. Maya sentymentalnie wspomina: „Nie jestem szczególnie muzykalna, nie odróżniam dźwięków, ale lubię tańczyć, jeśli to się liczy. Mam poczucie rytmu. Kiedy Justine zniknęła na parę godzin, a ja czekałam i czekałam i czekałam, wreszcie doszłam do wniosku, że mogłabym po prostu coś zrobić. Galang był drugą napisaną przeze mnie piosenką. Po powrocie do domu próbowałam nauczyć jej dziewczyny, ale nikt nie potrafił tego zaśpiewać, tak jak należało. Nie miałam wyjścia, musiałam to zrobić sama”.
33
herbaliser
34
Czas
w dwukrotnym
przyspieszeniu
„Ani się obejrzeliśmy, a tu czterdziestka na karku” – mówi Jake Wherry, jedna z półkul mózgu The Herbaliser. Nie ma jednak mowy o kryzysie wieku średniego. Jako lekarstwo na artystyczne przekwitanie brytyjscy weterani uważyli aromatyczne
specyfikum z ziółek zebranych na przestrzeni prawie dwudziestoletniej kariery.
Gdy „Herbal
Tonic”, bo o nim mowa, sunął już do sklepów, wykręciłem numer telefonu Jake’a…
?
Właśnie pojawił się w sprzedaży album „Herbal Tonic” – wybór utworów z płyt, jakie nagraliście dla Ninja Tune. Jak pojawiła się idea wydania takiej płyty? Rozmyślaliśmy o niej już od bardzo dawna. Popełniliśmy pięć longów dla Ninja Tune, a więc wystarczająco dużo, by móc wybrać z nich solidny zestaw najciekawszych, naszym zdaniem, piosenek. Ale nie na zasadzie klecenia wydawnictwa typu „the greatest hits”, bo Herbaliser nigdy tak naprawdę nie dorobił się przeboju. Na „Herbal Tonic” zamieściliśmy swoje ulu-
bione kawałki oraz jeden premierowy utwór „March of the Dead Things”. Zapowiada on projekt, nad jakim obecnie pracujemy. Otóż we wrześniu 2008 roku BBC dało nam dostęp do biblioteki nagrań radiowych z lat 70. Zaczęliśmy nad nimi pracować i wycinać z nich sample, ale niestety cztery miesiące później zdiagnozowano u mnie raka, więc musiałem poddać się leczeniu, a projekt został zawieszony. Teraz jednak wracamy do niego. „March of the Dead Things” daje przedsmak tego przedsięwzięcia.
Na „Herbal Tonic” zamieściliśmy swoje ulubione kawałki oraz jeden premierowy utwór „March of the Dead Things”. 35
?
Jakie kryteria decydowały o doborze utworów na „Herbal Tonic”?
Wybieraliśmy nagrania, naszym zdaniem, najważniejsze, wymieniając się opiniami z ludźmi z Ninja Tune. Kompilacja powstała więc na drodze pewnego kompromisu. Początkowo naszą ambicją było wydanie dwupłytowego albumu, na którym drugi krążek byłby zdominowany przez muzykę filmową, ale nie było takiej możliwości. W każdym razie na „Herbal Tonic” trafiły utwory reprezentatywne dla zespołu. Jak wiadomo, Herbaliser ma dwa oblicza – instrumentalno-ilustracyjne i nieco bardziej konwencjonalne, hiphopowe. Mieliśmy to szczęście, że na przestrzeni lat współpracowaliśmy z topowymi raperami, którzy prędzej czy później stawali się sławni. MF Doom czy Roots Manuva nie byli jeszcze gwiazdami, kiedy nagrywali z nami.
?
Czy „Herbal Tonic” daje dobry wgląd w rozwój i zmiany waszego brzmienia?
Tak, do pewnego stopnia. Nasze inspiracje pozostają w zasadzie takie same, ale dysponujemy na pewno coraz większymi możliwościami. Na początku działalności mieliśmy kiepski sprzęt i jakiś gówniany komputer, który nie dawał nawet w połowie tak dobrego brzmienia, jakie miały płyty przez nas samplowane. Nie stać nas było także na wynajęcie dobrego studia. Nie mogliśmy ot tak wejść do Abbey Road, toteż wczesne rzeczy brzmią dość surowo. Na przestrzeni lat rozwijaliśmy się jako producenci, ale także zdobywaliśmy nowy sprzęt – lepsze mikrofony, kompresory itd. Niestety, progres uzależniony jest w znacznej mierze od finansów.
?
Na dobrą sprawę to właśnie ta płyta uświadamia mi, od jak dawna istnieje Herbaliser. To zabawne, ale najstarsze z zamieszczonych na niej utworów powstały, kiedy wasza obecna wokalistka była jeszcze dzieckiem. Tak, poczuliśmy się starzy.
...Herbaliser ma dwa oblicza – instrumentalno-ilustracyjne i nieco bardziej konwencjonalne, hiphopowe. Mieliśmy to szczęście, że na przestrzeni lat współpracowaliśmy z topowymi raperami, którzy prędzej czy później stawali się sławni. 36
?
Nie to, bynajmniej, chciałem powiedzieć.
Nie, nie, w porządku, ja też nie miałem nic złego na myśli. Minęło 18 lat, odkąd zawiązała się moja współpraca z Ollie’em, a pierwszy nasz album miał premierę 15 lat temu. Ani się obejrzeliśmy, a tu czterdziestka na karku (śmiech). Cały ten czas minął błyskawicznie, jakby w dwukrotnym przyspieszeniu.
?
Część osób odbierze pewnie „Herbal Tonic” jako zamknięcie pewnego okresu. Gdy po rozstaniu z Ninja Tune wypuściliście „Same As It Never Was”, recenzenci pisali, że oto Herbaliser tworzy coś zupełnie nowego. Konsekwentnie sprzeciwiam się takim opiniom. „Same…” różniło się od poprzednich płyt tylko i wyłącznie wykorzystaniem wokali. Brzmienie pozostało praktycznie bez zmian. Od dzieciaka fascynujemy się z Ollie’em hip-hopem, sięgając także do soulu, funku, jazzu i muzyki filmowej. Nie było więc tak, że ni stąd, ni zowąd odkryliśmy takie czarne, taneczne granie. Od niepamiętnych czasów korzystaliśmy z sampli z – nazwijmy to – soulful funkiem bądź funky soulem. Na płycie „Very Mercenery” znalazł się przecież numer „Shattered Soul”, będący soulowym instrumentalem, a na „Something Wicked This Way Comes” jest „Unsongsong”, rzecz niczym z wczesnych lat 60. Nie uważam więc, że ulegliśmy jakiejś radykalnej zmianie – jedynie zastąpiliśmy rap kobiecym wokalem. Sama muzyka powstawała w taki sam sposób, jak wcześniej – samplowanie, produkcja bitu, ja dogrywałem bas i gitarę, ktoś inny klawisze… Rutyna.
?
A nie czuliście się nigdy outsiderami wśród rapowych eksperymentatorów w załodze Ninja Tune?
Na początku naszej współpracy w Ninja Tune dominował jeszcze funkowy, jazzujący, instrumentalny hip-hop. Dopiero potem wytwórnia przyjęła taką mądralińską linię. My lubiliśmy żywe brzmienia i prawdziwe instrumentacje, podczas gdy kolejne nabytki Ninja Tune szły w pokombinowaną elektronikę. Wtedy faktycznie odnieśliśmy wrażenie, że odstajemy.
on jednak wydany komercyjnie, a jedynie rozesłany po wytwórniach filmowych i telewizyjnych, chociaż też nie pchamy się bynajmniej do IMAX (śmiech). Uważam, że jest to interesujący projekt, w którym wykorzystujemy zarówno sample, jak i własne kompozycje. Na pewno zabrzmi to bardzo herbaliserowo. Myślimy też o kolejnym regularnym albumie, chodzi nam po głowie jakiś mocny, stricte hiphopowy kawałek muzyki.
?
Nie miałem wprawdzie zamiaru wchodzić na ten temat, ale skoro już sam wspomniałeś… Jak twoje zdrowie?
Nie narzekam. Mija właśnie rok, odkąd zakończyłem chemioterapię. Choruję na ziarnicę złośliwą, zwaną też chorobą Hodgkinsa. To rak układu chłonnego, najmniej złośliwy z nowotworów – jego uleczalność sięga nawet 95%. Musiałem rzucić palenie, jeść dużo warzyw i owoców, zacząć uważać na siebie. Ale rozmawiałem kilka dni temu ze swoim lekarzem i wszystko jest ze mną teraz w porządku, choroba jest w remisji.
?
Dobrze to wiedzieć. Wiesz, kiedyś przeprowadzałem wywiad z Ollie’em, podczas którego wspomniał, że świetnie byłoby skomponować muzykę do filmu z Jamesem Bondem. To niełatwe zadanie, ale może warto próbować? Najpierw musielibyśmy zmienić nazwę na Plastic Cinematic Jazz Orchestra (śmiech). Mam wrażenie, że zespół Cinematic Orchestra z racji słowa „kino” w nazwie przykuwa uwagę producentów filmowych. Trzeba przyznać, ludzie z tej formacji mają dobry zmysł marketingowy.
Dysko historia Przez 15 lat istnienia spłodzili 8 albumów studyjnych. W 2000 roku pod szyldem The Herbaliser Band nagrali intrumentalną płytę „Session One”, co ciekawe druga odsłona tego wydawnictwa pojawiła się dopiero po 9 latach. Od samego początku związani byli z kultową tłocznią Ninja Tune, jednak przedostatni krążek „Same As It Never Was” z 2008 roku wydali pod skrzydłami berlińskiej !k7. Transfer tyleż spektakularny, co niejasny. Panowie twierdzą, że nie mogli dogadać się z macierzystą wytórnią stąd decyzja o odejściu. Nieoficjalnie mówi się jednak, że kością niezgody były pieniądze.
Tekst: Sebastian Rerak Foto Sonic
?
W ciągu ostatnich dwóch lat popełniliście już album studyjny, krążek koncertowy i kompilację… Planujecie coś jeszcze w najbliższym czasie? Tak, ten wspomniany materiał powstały na bazie starych nagrań radiowych. Nie zostanie 37
รถszibarack
38
Techniczne dopieszczenie Őszibarack dał się poznać jako najlepszy rodzimy
dostarczy-
ciel stylowego elektronicznego avant-popu. Po wydaniu dwóch świetnych płyt studyjnych wrocławski kwartet przenosi swoją urokliwą wizję muzyki w przestrzeń nowego medium. Właśnie ukazało się DVD grupy „Tele La La”, a my na tę okoliczność wzięliśmy na spytki głównego zawiadowcę grupy – Agima Dżeljilji.
?
Muzyka Őszibarack jest przeznaczona raczej do słuchania niż oglądania, ale zadbaliście o to, by nikt nie nudził się podczas oglądania „Tele La La”. Udało wam się przełamać rutynę koncertowych DVD.
Integralną częścią występu były wizualizacje i scenografia – inne dla każdego utworu. W efekcie można to DVD oglądać zarówno jak spójne nagranie, jak i zestaw odrębnych klipów. Wszystko zaś utrzymane w typowej dla nas minimalistycznej estetyce i dopracowane w każdym calu. Dość powiedzieć, że z reżyserem Bartkiem Blaschkem przygotowywaliśmy się do realizacji nagrania przez pół roku, a same zdjęcia powstawały cztery dni, praktycznie od świtu do świtu, z przerwami na zmianę dekoracji.
Zawsze chciałem, by nasza muzyka znajdowała wyraz w obrazie, dlatego w miarę możliwości staramy się wykorzystywać na żywo wizualizacje. Nagranie DVD wymagało już jednak zaangażowania większych środków i pomysłów. Wiadomo, że działamy w pewnej niszy, przez co realizacja całego przedsięwzięcia nie była łatwa. Z kolei pozostając w podziemiu, zmuszeni jesteśmy niejako do wytężonej kreatywności. Przełomem okazało się dla nas spotkanie z grupą producencką Media Brigade, której przedstawiłem nasz projekt. Od początku zakładałem, że „Tele La La” nie może być zwyczajnym zapisem koncertu, bo tego rodzaju wydawnictwa są z reguły podsumowaniami długich karier, a Őszibarack jest nadal młodą grupą na dorobku. Zależało nam raczej na stworzeniu audiowizualnego dzieła estetycznego.
Właśnie robimy miksy. Mieliśmy taki komfort, że zamknęliśmy się w wielkim domu pod Łodzią, by tam pracować nad utworami, a teraz przyszła pora na produkcję i techniczne dopieszczanie. Pozostały jeszcze do ukończenia dwie kompozycje, ale to już jedynie kwestia tekstów i aranżacji. Na pewno nowa płyta będzie dalece inna niż „Moshi Moshi” i „Plim Plum Plam”.
?
?
Oglądając „Tele La La” na domowym telewizorze, nie można poczuć energii emanującej od zespołu. Musieliście więc położyć o wiele większy nacisk na obraz.
?
Na jakim etapie są prace nad kolejnym albumem?
Jeszcze jakiś czas temu Patrycja związana była z Husky, a ty miałeś na głowie produkcje studyjne. Teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, byście zaan-
Agim Dżeljilji jest liderem grupy w skład której wchodzą jeszcze: wokalistka Patrisia, Tomasz Dogiel - gitara basowa i elektronika oraz Zmazik również odpowiedzialny za elektronikę, ale i perkusję.
39
?
Zaczyna się sezon koncertowy, więc Őszibarack odwiedzi na pewno kilka festiwali. Nie irytuje cię, że na niektórych wielkich imprezach w kraju polscy wykonawcy zostają wypuszczeni na 15 minut na boczną scenę, w czasie gdy zachodnie gwiazdy produkują się w wyeksponowanym miejscu?
gażowali więcej sił w Őszibarack. Jest szansa, że zespół się uaktywni? Fakt, mamy więcej czasu do dyspozycji. Husky rozpadło się na dobre, a ja po prawie 15 latach bycia radiowcem odpuściłem sobie tę pracę. Możemy więc skupić się wyłącznie na Őszibarack. Rzecz jednak w tym, że ta grupa powstała z pasji. Gdy nie ma ciśnienia i wszystko dzieje się w sposób niewymuszony, stwarzają się warunki do powstania ciekawych rzeczy. Chcielibyśmy nagrywać płyty nawet co roku, ale zwyczajnie nas na to nie stać. Każdy album musi być inny, dlatego też nasze dwie dotychczasowe płyty wyraźnie różnią się od siebie. Na pewno zaczęło się sporo dziać wokół Őszibarack, co motywuje nas do dalszych działań. Utwierdzamy się w przekonaniu, że to, co robimy, ma sens, choć nie ukrywam, że zdarzały się chwile zwątpienia. W końcu egzystowanie z dala od mainstreamu nie jest łatwe.
?
Już po premierze „Plim Plum Plam” zapowiadałeś wypuszczenie DVD oraz winylowej edycji albumu z dodatkowym krążkiem z remiksami. Ten drugi pomysł upadł na dobre? Niestety tak. Dla wydawców winyl jest niczym innym, jak fanaberią artysty. Wiele razy zabiegałem o wydanie Őszibarack na analogu, ale nie potrafię przebić się przez ten mur niewiary. Szkoda tym większa, że „Plim Plum Plam” miało bardzo ładny artwork, który świetnie wyglądałby w większym formacie. Mogę jednak zdradzić, że autor tamtej okładki, Marcin Karolewski, przygotował z grupą Juice klip do piosenki „Liquid Song”. Obrazek to w pełni animowany, a jego realizacja zajęła dwa lata. Gdybyśmy sami mieli wyprodukować taki teledysk, musielibyśmy przez te dwa lata odkładać każdy grosz, zbierając cebulki tulipanów w Holandii. A tymczasem ludzie zarażeni naszą muzyką, w imię sztuki postanowili zrobić taką rzecz. Nie ukrywam, że zadowolony jestem niezmiernie. 40
Patrycja często o tym wspomina, pytając, czy nie mam poczucia niesprawiedliwości. Osobiście uważam jednak, że ta tendencja jest w pewien sposób oczyszczająca. Jeszcze pięć lat temu byłem gotów powiedzieć, że sposób traktowania artystów wynika z jakości tego, co robią. Uważam, że przez pewien czas na rynku nie działo się nic ciekawego, dopiero niedawno powstało całkiem sporo zespołów prezentujących naprawdę wysoki poziom. Po prostu zepchnięci na boczny tor artyści poczuli się zdopingowani. Nadal jednak doskwiera kompleks polski, każący zakładać, że wszystko, co przychodzi z zagranicy, jest sto razy lepsze niż produkt krajowy. Bywało, że potraktowano nas na zasadzie: „Masz zrobić swoje i spadać”, ale dostrzegam także zmiany na plus. Na takim Open’erze zawsze jest czas na próbę, pełne wsparcie techniczne, a i finansowo wszystko się zgadza. To niezmiernie ważne, bo jeśli coś nie domaga, akustyk sobie nie radzi lub kable się nie zgadzają, to potem odbija się to na zespole. Nikt nie powie, że zawiniła technologia, ale że to ci goście na scenie nie potrafią grać.
?
Przypomina mi się, jak podczas koncertu Loco Star pewien znajomy powiedział, że to „takie wrocławskie granie”, choć sam zespół pochodzi przecież z Trójmiasta. Przyznasz chyba jednak, że coś jest na rzeczy w takim skojarzeniu. Między rokiem 2001 a 2005 zaistniało u nas środowisko muzyczne będące ewenementem na skalę krajową. Wiadomo, różne miasta generują specyficzne brzmienie – w Niemczech masz scenę berlińską i scenę kolońską. U nas wyglądało to jednak inaczej. Wrocław stał się pewnym wyjątkiem, bo panowały w nim sprzyjające warunki. Władze wspierają tu artystów, jest przyjazne otoczenie, stykają się różne kultury. Nie musieliśmy oglądać się na Warszawę, bo muzyka niezależna miała się u nas o wiele lepiej – działały Husky, Kanał Audytywny, Skalpel, Miloopa czy Dawid Szczęsny. Nawet ostatnio Dżabi, gitarzysta Agressivy 69, powiedział mi, że we Wrocławiu mamy własny pomysł na brzmienie. Tekst: Sebastian Rerak
41
recenzje
neotrance
Antix Cavlier Iboga
Nowozelandzcy bracia pojawiają się z czwartym albumem poprzedzonym trzemacyfrowymi EP-kami, których część znajdziecie na dwóch CD. Podstawowy, złożony z 9 utworów, to nieprzerwany ciszą miks wynurzający się przy „The Hoard” i odpływający z ponad 11-minutowym „Miro”. Pomiędzy nimi zawarty jest świat dźwięków dla dojrzałych już eks-klubowiczów. Trzeba kilku przesłuchań, by w pełni docenić rozbudowane kompozycje, wśród których trafiła się perełka – „Lost & Found” – niczym Gui Boratto remiksujący Depeche Mode. Antix długo pracowali nad tym wydawnictwem i to czuć. Jest dopieszczone zarówno aranżacyjnie, jak i produkcyjnie, a jeśli nie do końca podpasuje komuś introwertyczne, misterne, utrzymane w tempie 120 BPM transowanie, może zarzucić CD2 – zestaw 11 remiksów, z których jedynie dwa ostatnie nie są kierowane na parkiet. A może jednak, dla pierwszego krążka, warto dorosnąć?
Fpsy-progressive
Echotek Micro Friends
Parabola Music Na czwartym albumie solowego projektu Micha Yossefa jest tłusto i grubo w warstwie perkusyjno-basowej, czyli jak w klasycznej progresywnej psychodelii, jednak to, co powyżej, często wzięte zostało z innej bajki; klawiszowy riff „Motion” niczym z techno lat 90., garage’owo skaczące werble w „Day Storm” czy tribalowe kanonady w „Massive Night”. Są także walcujące basy w kawałku tytułowym, „Save The Way” i „Audio Engels”. A nad całością unosi się obowiązkowy duch psytransu, z wizgającymi efektami, przelatującymi plamami akordów i wkręcającymi w parkiet arpeggiami. Ta płyta szybko się nie znudzi!
DRWAL
42
balearic disco
Todd Terje Remaster
Of The Universe Permanent Vacation
Co kryje się w odgrzewanym kotlecie z disco w sosie balearic? Hedonizm, ale bez egoistycznego piętna? Radość, ale bez głupkowatej wesołkowatości? A może kunszt podniesienia disco do rangi sztuki, bez wyświechtanego loopowania i filtrowania sampli klasyków lat 70. i 80.? O ile Bob Sinclar sprawił, że disco sięgnęło poziomu Biedronki, o tyle Norweg wstawił disco z powrotem na półki delikatesów, podrasowując wesołą formułę dubem i techno. Ze zbioru wyróżniają się dwa odświeżone szlagiery: M – „Pop Music” i krejzikower „All That She Wants” Ace Of Base.
progressive trance
Peter Strobe Gun Tribal Vision
Pojednanie niemiecko-czeskie i dziewęć równych, klubowo zorientowanych kawałków o progresywnie-transowym szlifie. W odróżnieniu od Prawlera, house’owo-singlowego projektu Petera Jurgensa, Peter Gun pojawia się z trzecim pełnym albumem. Choć utwory mogłyby zaistnieć na osobnych singlach, to w konwencji albumu są nieprzyzwoicie przyjemnym zbiorem momentów łatwych do przyswojenia i nakłaniających do tańczenia.
Niedoszły romantyk, naginacz prawdy i gubernator własnego przewodu pokarmowego. Zamiłowania do majsterkowania nauczony od gnomów. Dzięki premii od charyzmy stał się bardem-gramofonistą. Z LAIFem od zarania dziejów.
recenzje
Surgeon Fabric 53 Fabric
Surgeon? Wiadomo: będzie techno. Z początku to granie łagodne bez betonowego łoskotu w stylu Dettmana, momentami nawet bardziej pejzażowe niż parkietowe. Trochę Detroit, trochę latino, parę zaskakujących momentów, np. dęciaki u producentów Reeko czy Ritzi Lee oraz niespodzianka wyrywająca z motorycznej monotonii: przełamanie beatu w stronę dubowo-breakową (Starkey). Miks jest gładki, zróżnicowany, ale, jak dla mnie, przymało funkowy.
Arandel In D
Guillaume & The Coutu Dumonts Breaking The Fourth Wall Circus Company
Nowy album kanadyjskiego berlińczyka brzmi inaczej niż debiut, co bez wątpienia mu się chwali. Ciągotki do tworzenia muzy o filmowo-ilustracyjnym charakterze artysta zdradza, nadal czarując egzotycznymi, sugestywnymi krajobrazami, które stylistycznie brzmią jak fusion-techno. Guillaume snuje wartko opowieści niczym Tony Halik, ubierając je w cywilizowane fatałaszki minimalu i deep-house’u. Zamiast posługiwać się szablonowymi rozwiązaniami, szuka własnych i całkiem dobrze mu to wychodzi. Mimo początkowej obojętności album wkręca niczym mocny haust z fajki.
Infine
Awangardowy producent, kolejny talent z labela Agorii, częstuje nas debiutem rozpiętym stylistycznie między muzyką filmowo-teatralną, ilustracyjną, epicką (z Milesowską trąbką błądzącą w tle) na wstępie a symfoniczno-technicznymi, eksperymentalnymi suitami (vide „#10”), w których bliżej mu do warszawskiej jesieni niż instytutu wysokich napięć. W „#7” poważne smyki łączy z eleganckim minimalowym beatem trochę „pod” Agorię, a w „#9” serwuje rozpierduchę ze smykami i dęciakami, splecioną z mocną bigbeatową perkusją, przechodzącą w oniryczny downbeat i szamańskie klimaty. Warto!
Technasia Central Technasia
Juan Maclean DJ Kicks !K7
Hałsik i luźne, ale ambitne dycho są w Berlinie ostatnio modne i składak ten idealnie w tę modę się wpasowuje. Pisząc tę reckę, też pląsałem przy remiksie Parrisha, przy Meindlu, Armandzie, Howellsie i utworach Macleana, rzecz jasna. Rytmy bujają, panny odpadają, drinki się leją i tak do rana lub południa. Ten radośnie brzmiący revival na lato pasuje w sam raz!
Pierwszy od pięciu lat album Charlesa Sieglinga (teraz solo) przypomina mi tempem, stylistyką i pomysłami przebojowy album Deadmouse’a, czyli trochę progressive’u, trochę trance’u, deep-house’u plus wpadające w ucho motywy i taneczne rytmy. Gdzieniegdzie przeplatają się ambientowe piano i minorowe akordy – tak charakterystyczne dla poptransowych produkcji. Dobrze zrobiona, wakacyjna muza. Fajnie się jej słucha, choć gatunkowo znajduje się bliżej ESKI niż BBC Radio 1. W swojej kategorii kandydatka na płytę roku.
PIOTR NOWICKI Niezależny krytyk i dziennikarz muzyczny. Rzecznik prasowy dwóch edycji festiwalu Creamfields. Faworyzuje niemieckie produkcje, toleruje drum’n’bass,nie lubi hip-hopu (z małymi wyjątkami).
43
recenzje
ethio-jazz/classical/hip-hop/latin
V/A Timeless: The
Composer/ Arranger Series Mochilla
Pod szyldem „Timeless” kryje się seria koncertów, które zorganizowano w Los Angeles na początku 2009 roku w hołdzie wybitnym współczesnym kompozytorom i aranżerom, pozornie tylko poruszającym się w skrajnie różnych stylistykach gatunkowych. Trzypłytowe wydawnictwo DVD (wraz z którym otrzymujemy klucz do downloadu wersji audio) otwiera dobrze znany rodzimym słuchaczom prekursor ethio-jazzu, Mulatu Astatke. Na scenie towarzyszy mu mniej psychodeliczny niż The Heliocentrics, ale za to o wiele bardziej wytrawny skład, w którym znalazły się takie znakomitości, jak: Phil Ranelin, Bennie Maupin, a także Miguel Atwood-Ferguson grający na altówce. Ferguson to jednak także, a może przede wszystkim, niezwykle utalentowany aranżer i dyrygent, o czym możemy się przekonać na drugim dysku, gdzie w pełni objawia nam swój geniusz. Pod jego kierownictwem 60-osobowa Suite For Ma Dukes Orchestra wznosi na wyżyny nowoczesnej sztuki kompozycje niedawno zmarłego guru beatmakerów na całym świecie, producenta J Dilli. Pomysł, by hiphopowe podkłady rozwinąć do epickiej formy suity, może wydawać się pretensjonalny, w praktyce jednak okazuje się jednym z najpiękniejszych testamentów naszego człowieczeństwa. Partytury Atwooda-Fergusona niejako pieczętują nieśmiertelność Dilli, a przy okazji są nieziemsko piękne. Fascynujący jest też sam sposób, w jaki Miguel prowadzi orkiestrę, zaś niekwestionowaną gwiazdą koncertu jest perkusista Kariem Riggins, który w skuteczny sposób zaciera granicę pomiędzy hip-hopem a muzyką poważną. Jeśli dodamy do tego gościnne spoty Dwele, Bilal, Posdnuosa z De La Soul i Taliba Kweli, otrzymamy wydarzenie, którego po prostu nie wolno przegapić. Złoty zestaw zamyka brazylijska legenda Arthur Verocai, który w mistrzowski sposób dyryguje 30-osobową orkiestrą grającą muzykę nie tylko latynoską, lecz także taką, którą najłatwiej określić jako filmową. Smakowite dopełnienie przepysznego zestawu, który zapewne na długo zagości w moim odtwarzaczu: www.mochilla.com/timeless.
psychedelic/funk
Seahorse Truth & Soul & The Storyteller Michael Leonhart & Avramina 7
Założona w 2004 roku wytwórnia Truth & Soul wzięła sobie za cel wydawanie albumów soulowych, których brzmienie miało być słodkie i zarazem surowe. Doskonałym przykładem tej formuły jest ubiegłoroczna płyta Lee Fieldsa „My World”. Jednak „Seahorse & The Storyteller” to już całkiem inna bajka i najlepszy dowód na to, że nie warto trzymać się kurczowo obranego z góry celu. Michael Leonhart to trębacz, producent, kompozytor, aranżer i wokalista, który na swoim koncie ma współpracę m.in. z takimi tuzami, jak: Bill Withers, Bobby McFerrin, David Byrne, Brian Eno, John Barry, Mark Ronson, Lenny Kravitz, Mos Def, Busta Rhymes, Q-Tip, Joshua Redman czy Wynton Marsalis. Do swojego nowego składu zaprosił muzyków związanych z The Dap Kings, Budos Band i Antibalas Afrobeat Orchestra. Można było więc domyślić się, że będzie funkowo, ale trzeba przyznać, że efekt finalny wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Elementy afro i bhangry, wokale w stylu Talking Heads, tajemniczy nastrój przywołujący echa twórczości Mulatu Astatke, a wszystko to zatopione w beatlesowskiej psychodelii. Taki jest właśnie magiczny świat Avramina 7, przepełniony niekonwencjonalnymi harmoniami i opowieściami o podwodnych stworzeniach. Formuła albumu jest tak pojechana, że trzeba czasu, by do niej się przyzwyczaić. Ale zapewniam, że materiał równie dobrze nadaje się do tańca, co do kontemplacji ze słuchawkami na uszach. „Seahorse & The Storyteller” gwarantuje smakowitą pożywkę dla wyobraźni poszukującego słuchacza. Jak dla mnie już w tej chwili jeden z albumów roku 2010. MACEO 44
Autor audycji „Kosmos” w Radiu Roxy. Didżej, koneser, tastemaker, twórca cyklu Warsoul Sessions w warszawskim Powiększeniu. Miłośnik czarnej muzyki we wszelkich odmianach – od jazzu, funku, soulu i afrobeatu po hip-hop, broken beat i futurystyczną soultronikę. Bardziej niż nazwy gatunków, pociąga go szczerość, świeżość i wyobraźnia w komponowaniu dźwięków.
recenzje
indie-popowo-rave’owa błogość
Subiza Mushroom Pillow Delorean
Najnowszy krążek baskijskiego kwartetu Delorean to kwintesencja letniej błogości, euforii i rozmarzenia, zamknięta w dziewięciu nagraniach i 43 magicznych minutach. Mój prywatny odpowiednik debiutu Friendly Fires sprzed dwóch lat czy ubiegłorocznego „Everything Is New” Jacka Penate. Tyle że jeszcze bardziej ekstatyczny, spalony hiszpańskim słońcem oraz tonący w rave’owych klawiszach i piano-house’owych brzmieniach. Gdyby legendarna manchesterska Hacienda znajdowała się na Ibizie (pardon, Subizie), to grano by w niej taką oto muzykę. Do sklepu marsz!
miejsko-klubowa muzyka basowa
Flore Raw
Botchit & Scarper Debiutancki krążek Francuzki Flore, specjalistki od brzmień breakbeatowych, to również nowoczesny i parkietowo nastawiony materiał, tyle że jeszcze barwniejszy, bardziej przebojowy i po prostu ciekawszy i świeższy niż propozycja Thayera. Tym razem połamane bity sąsiadują tutaj z rytmami UK-funky, dancehallem i innymi tropikalno-zbasowanymi brzmieniami „z prądem”. Są tu również bardziej techniczne i nakręcające nagrania, których pozazdrościć mogliby sami The Chemical Brothers, a wpadającą w ucho warstwę wokalną zapewniają Shunda K z Yo Majesty (m.in. świetny cover „Cars” Gary’ego Numana), Rodney P, MC Chickaboo, Thai Stylee czy Brazylijka Joyce Muniz. Znakomity album, wraz z którym Flore wdziera się do klubowej pierwszej ligi. HARPER
Skaczcie do góry jak kangury…
Nick Just LetThayer It Go Passenger
Wielbiciele nowoczesnych bausująco-zbasowanych brzmień klubowych powinni być zachwyceni. Debiutancki album Nicka Thayera to mało subtelny, choć parkietowo efektywny i efektowny mariaż napompowanego, zelektryfikowanego hip-hopu spod znaku A Skillza, nowego electro, breakbeatu, tłustych p-funkowych syntezatorów oraz rozedrganych, wobble’ujących basów. Wśród rymujących gości Mike Beats & Lex, Amerykanin Sporty-O czy grime’owy Sway.
Quantic Presenta Flowering Infero Dog With A Rope Tru Thoughts
To już drugi krążek Flowering Inferno, czyli projektu niestrudzonego Willa Hollanda aka Quantic. Brytyjczyk, bardzo zgrabnie, pomysłowo i radośnie zestawia cumbię i inne latynoskie (oraz afrykańskie) brzmienia z muzyką reggae i dubem rodem z Jamajki. To znacznie lepszy, bardziej udany i dopracowany materiał niż „Death Of The Revolution” sprzed dwóch lat, na którym czuć również piętno wcześniejszych funkowych doświadczeń Quantica. Świetna, bardzo słoneczna i rozbujana płyta.
Boogie Mafioso, członek kolektywu Beats Friendly oraz Euro-radiowiec. Za deckami Zwierzak, a poza tym funkowy romantyk na tropie perfekcyjnego (stutonowego) beatu i groove’u. Podobno trochę wie. Autor audycji „Funkadelia” w Polskim Radiu 4.
45
recenzje
Universal
The How Roots I Got Over Dobrze, że istnieje instytucja Redaktora Naczelnego, bo inaczej zapomniałbym, po co słucham płyt. Nie, to nie tak – ja nie słucham płyt, ja słucham jedynie singli, a raz na miesiąc muszę zmusić się do słuchania całego albumu. Męka to niezmierna przy moim charakterze, a jedyne, co ową mękę łagodzi, to mój znakomity gust, który dobiera bardziej słuchalne albumy do zrecenzowania. Sam bym o tej płycie napisał, Naczelny wcale mi nie kazał tego robić, pytając, czy wiem, jaki jest dzień miesiąca i która godzina. Kilka znaków ze spacją nabitych, zatem do rzeczy. Czym ta płyta Rootsów różni się od poprzednich? Niczym, co w przypadku tego zespołu zawsze jest i komplementem, i rzeczą naganną. Black Thought i ekipa (darujmy sobie to pisanie „?uestlove i ekipa”) zawsze mieli swój styl oparty na żywym brzmieniu i w porównaniu z większością hiphopowców zawsze uchodzili za eksperymentatorów. Tym razem eksperymentów i nowości właściwie nie ma, no bo przecież nie są nimi śpiewne refreny ani obecność Joanny Newsom. Może The Roots poszli trochę w stronę funku, choć to jedyna wyczuwalna zmiana. Czy dzięki białemu basiście stali się bardziej przystępni dla nas? Raczej nie. Czy gościnne występy Dice Raw, Phonte i Peedi Peedi wnoszą coś do tego albumu? Raczej nie. Czy piosenka z Johnem Legendem jest fajna? Raczej nie. Ale i tak jest coś takiego w tym zespole, co każe kupić ten album. Pytanie tylko, czy zachęci do kolejnego.
Universal
Big boi Left Foot… The Son Sir Lucious Of Chico Dusty
Outkast nie słucham od czasów „Stankonii”, „Speakerboxxx/The Love Below” to jedna z najgorszych płyt, a „Idlewild” to chyba coś dla fanów „Chicago”. Ostatnią rzeczą, na jaką czekałem, jest powrót któregoś z tych kolesi – kiedyś znakomitych raperów, a obecnie ni to performerów, ni to aktorów. W ciągu 10 lat od ostatniej, w miarę dobrej, płyty Outkast hip-hop wykończył się sam, przejechany cadillacami, sprzedany z napojami energetyzującymi, a w ostateczności zastrzelony. Wydawało mi się, że nie ma już miejsca na takich staromodnych w swoim byciu freakiem osobników, a tu nagle dostałem singlem „Shutterbugg”. Megabit, szalony flow i chwytliwa prosta melodyjka wbiły mi się na dobry tydzień w głowę i zaraz musiałem wszem i wobec ogłosić wszystkim pięciu osobom na moim fejsbuku, jaki to świetny kawałek i jak ja zawsze wierzyłem w Big Boia. Zatem jeżeli jesteście żądni południowego rapu, takiego ze śpiewami, cykaczami i nadającego się do „tego-tego”, to kupujcie „Sir Lucious…”. A jak się nazywał ten drugi włochaty, co to w nim podobno wszystkie laski się kochały? A kogo to teraz obchodzi. RAWSKI
46
Didżej i producent, członek kolektywu Beats Friendly. Obecnie utanecznia utwory innych swoimi remiksami. Możecie usłyszeć go na falach Polskiego Radia 4 w audycji „Niedzielna sesja”. Zastanawia się czy chce zostać nowym Gillesem Petersonem...
recenzje
elektronika/ambient/pop
noise, techno, minimal
Oneohtrix Point ReturnalNever
Pan Sonic Gravitoni Blast First
Czy to naprawdę może być już koniec? Taki definytywny? Po ponad 15 latach Ilpo Väisänen i Mika Vainio oficjalnie ogłosili, że po „Gravitoni” nie przewidują żadnych koncertów w najbliższym czasie ani wspólnych albumów pod szyldem Pan Sonic. Straszna szkoda i ból wielki, szczególnie biorąc pod uwagę poziom i jakość tego materiału, a do tego jego siłę rażenia. Finowie jak zwykle bardzo precyzyjnie nabijają zimne, mechaniczne rytmy i dozują elektroniczne sygnały, a atmosfera ich pracy przypomina kameralne, ale na wskroś nowoczesne laboratorium. Gdzieś na granicy tego radykalnego eksperymentu technologicznego i muzycznego dalej wytyczają własną ścieżkę, którą przez te wszystkie lata podążali od industrialu do muzyki współczesnej, od minimalizmu do maksymalizmu, od tego, co irytujące, do tego, co fascynujące. Nigdy na łatwiznę i zawsze konsekwentnie – takie wspomnienie pozostanie po tym duecie. A może jednak zmienią zdanie...
Editions Mego
Po uporządkowaniu w zeszłym roku swojej dotychczasowej dyskografii Daniel Lopatin startuje wreszcie z konkretnym uderzeniem w barwach Editions Mego. Co prawda chaotyczny, otwierający „Returnal” utwór może sprawiać wrażenie, jakby został bezczelnie zmiksowany przez jej szefa. Ale później, konsekwentnie już do samego końca płyty, zgodnie z oczekiwaniami, płyną sobie łagodne brzmienia syntezatorów oraz ciepłe ambientowe barwy wolne od wszelakich ograniczeń formalnych. Czyli słucha się tego bardzo miło, jak chociażby nagrań popularnego ostatnio Emeralds, choć nie jest to zbyt angażująca i oryginalna muzyka. Nie brakuje w tym nostalgicznym zestawie jeszcze jednego zaskoczenia, czyli utworu tytułowego, który do złudzenia przypomina stylistykę... The Knife. Czy Oneohtrix Point Never stanie się przynajmniej sezonową atrakcją? A może jeszcze nas zaskoczą i na dobre zaistnieją na scenie?
improwizacja/drone/folk
Ambarchi/O’Rourke/ Haino Black Truffle Tima Formosa
Oren Ambarchi, Jim O’Rourke, Keiji Haino – te nazwiska są gwarancją dobrego albumu. Pytanie tylko, czego można spodziewać się po spotkaniu takich gigantów muzyki eksperymentalnej. Dwa długie fragmenty i jeden krótki pochodzą z ich wspólnej improwizowanej sesji, zarejestrowanej w zeszłym roku, i są pokazem niezwykłej oszczędności w środkach wyrazu, pełnego skupienia na dźwiękach oraz głębokiego porozumienia między artystami. Preparowany fortepian, przesortowana gitara plus pełen ekspresji głos służą im wspólnie do budowania ponurej atmosfery i powolnego stopniowania napięcia, bez żadnych nieoczekiwanych zwrotów w dramaturgii i nerwowych dysonansów na poziomie muzycznym. „Tima Formosa” najlepiej doświadcza się więc jako dźwiękową medytację czy momentami wręcz jako ludowy rytuał.
JACEK SKOLIMOWSKI Od lat pisuje do magazynów kulturalnych i muzycznych („Glissando”, „Przekrój”, „Dziennik”). Radiowiec, niegdyś związany z Radiostacją i Radiem Copernicus, a obecnie z projektem Radio Simulator. Didżej grywający zarówno szeroko pojętą muzykę eksperymentalną, jak i dobry pop.
47
recenzje
rock/alternatywa
The HighNational Violet 4 AD/Sonic
Nie słyszałeś ostatniego Tindersticks? Nie szkodzi, posłuchaj nowego The National, dla odmiany. To, co u innych zaczyna niebiezpiecznie zbliżać się do ponurej rutyny, u National okazało się zapowiedzią nowego. Równie ponurego. „High Violet” to wykład o mizantropii, beznadziei, złej miłości – dla społecznie nieprzystosowanych. „Life’s A Bitch” – że tak uderzę klasykiem – a do tego, co za pech, skończyły się narkotyki. To nie jest wybitna płyta, bez przesady. Ale imponuje brakiem pretensji i egzaltacji, dystansem, kameralnym zasobem środków, poezją noir, mądrą, bo bez tanich chwytów. Trzeba się cierpliwie wsłuchiwać. Przede wszystkim w ten prawie cyniczny baryton w „Conversation 16”. Hollywood latem nie jest fajne, wierzcie im.
indie pop
blues
Matador/Sonic
Nonesuch Records
The New Pornographers Together Co za powrót do formy! Teoretycznie nie zmieniło się wiele, „Together” to rozwinięcie wcześniej podejmowanej estetyki lekkiego, słonecznego retro popu. Ale AC Newman, lider amerykańskich The New Pornographers, chwilę już nie błyszczał takimi talentami songwriterskimi. Wyciągamy sukienki w groszki i wrotki i idziemy celebrować lato w mieście!
The Black BrothersKeys Splendorem już White Stripes nie dogonią, ale za sprawne grzebanie w tradycji Jack White może im przybić piątkę. „Brothers” to kolekcja bluesów, surowych i naturalnych, ale zamkniętych w melodiach, które spokojnie doprowadzą do kompromisu z niezahartowaną współczesną publicznością. Oldschoolowe gawędziarstwo, życie i śmierć. Dylan jest już stary, słuchajcie The Black Keys.
pop
Natalia Comix Kukulska EMI
Takie trójwymiarowe pocztówki, jak ta okładka były w zamierzchłych czasach szczytem lansu na podwórku. Podobno. Na okładce wartość tej płyty się kończy. Produkcja „Sexi Flexi” była przynajmniej zabawna, a ten „Comix” to może i próbuje coś gonić, ale tak jakoś bez determinacji. Po tekstach wiele się nie spodziewałam, chociaż tak bezczelna pochwała durnoty to też w sumie zaskoczenie. Zacytuję, pozwólcie: „Powiedzieć chcę błyskotliwą myśl, błyszczyk zlepił usta mi”. Jestem bezradna. ANGELIKA KUCIŃSKA
48
Pojawia się i znika. Nie chciała być dłużej trybikiem w maszynie, więc zrezygnowała z posadki w pewnym magazynie okołomuzycznym. Żeby zasłużyć na jej pochwałę trzeba nagrać więcej niż dobrą płytę albo przynajmniej wyglądać jak gogusie z Kings Of Conveniece.
recenzje
dubstep!
dubstep!
dubstep!
Surge
Osiris Music
Wondering Why
Kryptic Minds & Youngsta Cold Blooded/
Minds Kryptic Minds Kryptic Life Continuum/ Wasteland/Hybrid Osiris Music
Osiris Music Nigdy nie byłem jakimś specjalnym fanem muzyki elektronicznej w wydaniu albumowym. Te dwie rzeczy po prostu ze sobą nie współgrają. Dlatego też warto odnotować fakt, że zeszłoroczny long duetu Kryptic Minds jednak mnie zachwycił. Zrobił to tak sprytnie, że dopiero po dłuższym czasie zdałem sobie z tego sprawę. Po pierwszym spotkaniu mamy więc 1:0 dla Kryptic Minds – że pozwolę sobie na to piłkarskie porównanie. W końcu, jak to piszę, GER biją się z ESP w mundialowym półfinale – jakby mnie to coś obchodziło, w końcu wszyscy wiedzą, że piłki nożnej nie lubię jak Aphex Twina. No, ale wracając do tematu… Nadszedł czas na rewanż. Tym razem na moim gruncie – single. Wziąłem na tapetę trzy ostatnie wydawnictwa, które ukazały się nakładem oficyny Osiris Music, prowadzonej przez panów Shreeve’a i Bigdena, czyli właśnie duet Kryptic Minds. I co? Znów wygrali – i na tym w zasadzie mógłbym zakończyć. Podzielę się jednak z wami, moi drodzy czytelnicy, historią tej porażki, może wyciągniecie z niej jakieś wnioski na przyszłość. Nauczony doświadczeniem, jakie wyniosłem z pierwszego spotkania, postanowiłem zmienić swoją strategię. Tym razem przyjąłem postawę admiracyjną. Wyszedłem z założenia, że
skoro przy postawie negacyjnej pierwszy dubstepowy album tego duetu tak mnie załatwił, to teraz spodziewając się czegoś równie dobrego, na pewno trafię na jakiegoś gniota. Jakże srogo się zawiodłem. Wszystkie trzy wydawnictwa w zasadzie można by potraktować jako jedno. Wszystkie utrzymane są w tym samym, lekko przymulonym, mocno technologicznym klimacie. Wybrzmiewają w nich echo starego dobrego techstepu, nutka wczesnego Buriala i ledwo słyszalne, ale jednak obecne elementy tego, co obaj panowie robili w d’n’b. Cały materiał jest do tego perfekcyjnie wyprodukowany. Każde cyknięcie, każde kopnięcie basu jest tam, gdzie być powinno, a przestrzeń pochłania słuchacza. Nie rażą nawet lekko naiwne tła okraszone chórami ze starego samplera i długimi pseudosmyczkowymi dźwiękami rodem ze ścieżki dźwiękowej do „Blade Runnera” (autorstwa Vangelisa, jakby ktoś nie wiedział). Warto też odnotować fakt, że w produkcji „Cold Blooded” maczał swoje paluchy Youngsta, który nieczęsto pojawia się w studiu, ale jak już to zrobi, to zazwyczaj wychodzi z tego coś naprawdę dobrego. REELCASH
Człowiek o wielu mózgach – producent, promotor, a nawet didżej. Fan połamanych rytmów i głębokiego basu. Współzałożyciel Redekonstrukcje Sound System. W wolnych chwilach podróżuje i wypada z samolotu ze spadochronem.
49
do usłyszenia
Universal
Robyn Body Talk Pt. 1 Od chwili, gdy utworem „With Every Heartbeat” Robyn zdobyła m.in. szczyt brytyjskiej listy najlepiej sprzedających się singli, a jej album pokrył się platyną i zdobył nominację do nagród Grammy, minęły trzy lata. Przez ten czas Szwedka się nie zmieniła. Nagrywa taneczne utwory z elementami popu, przepełnione emocjami. Na nowym albumie znajdziemy nastrojowy „Jag Vet En Dejlig Rosa”, akustyczny „Hang With Me”, czy singlowy „Dancing On My Own” inspirowany – jak przyznaje artystka – piosenką „Dancing With Tears In My Eyes” grupy Ultravox i nagraniami Donny Summer. Zamiast płynąć głównym nurtem muzyki rozrywkowej wokalistka pozostaje wierna niebanalnym pomysłom. „Wszyscy chcą byś ty, jako jednostka był doskonały, a każdy z nas marzy o świecie gdzie może robić to, czego zapragnie” – wyjaśnia Robyn pytana o otwierający album „Don’t Fucking Tell Me What To Do”. Faktycznie, wydanie trzech mini-albumów w ciągu roku jest nie lada wyzwaniem. Materiał ma producencko solidne zaplecze. Pracowali nad nim m.in. Diplo, Klas Åhlund, Kleerup i Royksopp. Pierwsza część to osiem kompozycji trwających około 30 minut. Pośród nich perłą jest „None Of Dem”, którego wykonania zapewne nie powstydziłaby się nawet M.I.A. Hubert Augustyniak Słuchaj audycji „EP-ka”, w sobotę o 18.00 w Polskim Radiu 4. 50
w redakcji
REK L AMA
RADIO
ALTER KA NATY MPU WA W S ETER ZE!!!
51
www.RADIOKAMPUS.waw.pl
piękna końcówka
Janelle Monáe Uważa, że sztuka może zmienić świat, twierdzi, że gra muzykę dla ludzi, aby ich zmotywować do działania, chce z niczego zrobić coś i wierzy w to, że już niedługo roboty nabędą ludzkie cechy i z powodzeniem będą mogły uczestniczyć w naszym życiu codziennym. Pochodzi z Kansas City. Rodzinne miasto było dla niej za ciasne – nie mogła ujawnić swojego talentu i realizować swoich pasji, dlatego przeniosła się do Nowego Jorku, aby studiować w American Musical and Dramatic Academy. Jednak dopiero pewne spotkanie w Atlancie otworzyło jej drzwi do kariery. Big Boi z Outkast zafascynował się jej urodą i głosem i zaprosił do współpracy przy ścieżce dźwiękowej do musicalu „Idlewild”. Potem było już z górki. W 2007 roku zadebiutowała projektem zatytułowanym „Metropolis”. Koncept zakładał wydanie w sieci czteroczęściowego albumu – odrębnych opowieści składających się w jedną całość – futurystycznej historii o androidach, inspirowanej prozą Philipa Dicka, pracami Debussy’ego, filmami Hichtcocka oraz oczywiście obrazem Fritza. Już pierwsza EP-ka „Metropolis: Suite I (The Chase)” narobiła sporo szumu, czego efektem, w nieco rozszerzonej wersji, było jej oficjalne wydanie przez wytwórnię P Diddy’ego Bad Boy Records. Potem koncertowała z No Doubt, oczywiście z Outkast i cisza, która trwała trzy lata. Warto było czekać. „The ArchAndroid” to 70-minutowy album, na który składa się 18 kawałków całkowicie różnych stylistycznie. Przeplatają się soul, funk, kabaret, muzyka orkiestrowa, śpiewy kościelne, bosa nova, hip-hop, jazz i rock. Jest i rozwinięcie konceptu – opowieści o androidach, robotach, emocjach i uczuciach. I jest w końcu sama Janelle Monáe – zjawiskowo piękna, o urzekającym głosie, który radzi sobie w każdej aranżacji – potrafi być zmysłowa i czarująca, ale i punkowo krzykliwa, raz jest diwą, raz swingującą szansonistką, innym razem urzeka ciepłą soulową barwą głosu. Niby to wszystko proste, ale całość jest wymagająca – jedno przesłuchanie na pewno nie wystarczy… 52
46