Krzysztof Szymoniak
Bez przysłony 13 lat „Kwartalnika Fotografia”
Gniezno 2016 1
BEZ PRZYSŁONY © Krzysztof Szymoniak 2016 © Wydawnictwo Gaudentinum 2016
Redakcja, skład i korekta: Autor
Fotografia na okładce: Autor Projekt okładki: Ewa Polaszewska Przygotowanie do druku: Tomasz Brończyk
ISBN: ... Wydanie I
2
I Historia Rekonstrukcja
3
Fot. K. Szymoniak
4
Skazany na... sukces, czyli – jak być Wydawcą? I. Wprowadzenie Gdyby prześledzić historię i różne kolejne odsłony1 czasopiśmiennictwa artystycznego w Polsce, w Europie i na świecie w samym tylko XX wieku, to zapewne okazałoby się, że trudno znaleźć dla tej niewątpliwej mnogości bytów wydawniczych wspólny mianownik z pogranicza psychologii i socjotechniki, poza jednym przypadkiem, czasem najbardziej pragmatycznym, a niekiedy tylko najbardziej górnolotnym – chodzi o motywację bycia wydawcą i/lub redaktorem naczelnym. Żeby jednak posłużyć się w tej materii jakimś konkretnym przykładem, zbliżającym nas do istoty zagadnienia, spróbujmy zaryzykować stwierdzenie, że zupełnie inaczej do tej sprawy podchodził na początku XX wieku w USA Alfred Stiglitz, prywatny wydawca i redaktor czasopisma „Camera Work”, a zupełnie inaczej patrzyli na to polscy redaktorzy naczelni czasopism fotograficznych z okresu PRL-u, dla których wydawcą, pod okiem wszechobecnej cenzury – bez względu na to, jaka instytucja lub firma wydawnicza widniała w stopce redakcyjnej – było opresyjne i totalitarnie zarządzane państwo. Niewątpliwie, a przynajmniej można dopuszczać taką okoliczność, że i Stieglitza, i peerelowskich redaktorów 1
Mówiąc o kolejnych odsłonach tego obszaru prasy specjalistycznej (sztuki plastyczne, teatr, balet/taniec, literatura, muzyka, film, fotografia) mam tu na myśli głównie odsłony oraz przemiany ideowe, technologiczne, edukacyjne i kulturotwórcze, a także polityczne, propagandowe, filozoficzne i opiniotwórcze.
5
łączyła wiara w sens uprawiania i propagowania fotografii artystycznej w różnych jej przejawach, zwłaszcza że wszyscy oni byli praktykującymi fotografami i znawcami tematu. O ile jednak Stieglitz mógł w miarę posiadanych środków finansowych samodzielnie decydować o zawartości, kształcie i losie swojego pisma, o tyle ci drudzy mieli niewielki tylko wpływ na decyzje o powoływaniu ich na stanowisko redaktora naczelnego lub odwołaniu z tegoż stanowiska, nie mówiąc już o innych kwestiach, zwłaszcza merytorycznych, personalnych i światopoglądowych. Przypomnijmy zatem2, że Alfred Stieglitz (1864-1946), fotograf, pisarz, wydawca i kurator, był wizjonerem wyprzedzającym swoją epokę. Na początku XX wieku z jego inicjatywy powstała Foto-Secesja, grupa artystyczna dążąca do uznania fotografii za jedną z dziedzin sztuki. Od 1903 roku Stieglitz wydawał Camera Work, awangardowy magazyn propagujący idee tej grupy. Camera Work było pierwszym czasopismem, które skupiało się na aspekcie wizualnym fotografii, a nie na zagadnieniach technicznych. Wyróżniało się także wysokiej jakości ilustracjami. Stieglitz był wolnym człowiekiem, gdy w roku 1903 zaczął redagować i wydawać swój magazyn „Camera Work”. Poza finansami i wiarą w sens uprawiania oraz propagowania i prezentowania fotografii pod sztandarami piktorializmu ograniczało go niewiele. Zupełnie inaczej, przymuszeni okolicznościami, działali na rzecz fotografii szefowie czasopism, którym przyszło podjąć trud wydawniczo-redaktorski pół wieku później w Polsce sowietyzowanej przez aparat partyjny, cen-
2
Cytuję tekst z obwoluty książki: Alfred Stieglitz, Camera Work. Wszystkie fotografie 1903-1917, Taschen 2013
6
zurę i Urząd Bezpieczeństwa. We wstępie do swojej książki pisze o tym Karolina Ziębińska-Lewandowska3: Czasopisma poświęcone zagadnieniom fotograficznym – teoretycznym i praktycznym – wychodzące w Polsce oficjalnie, podlegające cenzurze i subwencjonowane w rozmaitych formach przez państwo (...) ukazywały się w sposób ciągły w okresie PRL, począwszy od roku 1946 do 1989, kiedy wszystkie trzy wychodzące wówczas tytuły zostały zamknięte. (...) Narracja wokół czasopism rozwijana jest ze świadomością, że wytwarzane przez nie fakty – jakimi były teksty, ilustracje, ogłoszenia etc. – są produktem epoki, w której w Polsce wszystko ulegało upolitycznieniu – tak jak w Europie Zachodniej czy Stanach Zjednoczonych wszystko podlegało urynkowieniu. Sztuka w PRL, a także wszystko, co o niej pisano, była bezpośrednio, ideologicznie zależna od dynamiki przemian politycznych, choć zmieniała się jej funkcja – od propagandowej po legitymizującą. (...) Wiadomo, że każdy tekst, każdy numer czasopisma musiał być „zwolniony do druku” pieczątką cenzora. W 1987 roku Jerzy Busza pisał, że żadne pismo nie ma sprecyzowanej ideologii artystycznej, że czasopisma są melanżem w granicach zakreślonych przez politykę kulturalną. Ale cenzura w ciągu omawianego pięćdziesięciolecia nie działała w sposób jednolity. Były okresy wzmożonej kontroli i wyczulenia na treści polityczne, ale także okresy daleko idącej swobody. Przede wszystkim jednak działała autocenzura (...). Większość autorów i redaktorów pism starała się wyczuć, co „przejdzie”, co spotka się z aprobatą, a czym można się narazić, ryzykując nawet zamknięcie tytułu. Stopień niezależności pisma zależał też od tego, kim był redaktor naczelny, jak mocna była jego pozycja w PZPR, czy mógł i chciał bronić częściowej niezależności politycznej, czy też nie. 3
Karolina Ziębińska-Lewandowska, Między dokumentalnością a eksperymentem. Krytyka fotograficzna w Polsce w latach 1946-1989, Archeologia Fotografii, Bęc Zmiana, Warszawa 2014, s. 13-14.
7
Przez pierwszych trzydzieści lat po wojnie – jak pisze Karolina Ziębińska-Lewandowska – ukazywał się tylko jeden tytuł, w którym pomieszczono wszystko: zagadnienia amatorskie i zawodowe, artystyczne i teoretyczne. Był to wydawany w Poznaniu „Świat Fotografii” (1946-1952), który do roku 1952 ukazał się 31 razy w nakładzie od 1300 do 1600 egzemplarzy. Redaktorem naczelnym był Marian Szulc, zastępcą red. nacz. – Zygmunt Obrąpalski, a w zespole redakcyjnym znalazła się między innymi Fortunata Obrąpalska. W latach 1953-1974, w nakładzie od 10 do 40 tysięcy ukazywał się miesięcznik „Fotografia”. Od drugiego numeru redaktorem naczelnym był Zbigniew Dłubak, a skład redakcji, nazywanej „komitetem”, tworzyli: Henrietta Brzeska, Urszula Czartoryska, Zbigniew Dłubak, Stanisław Sommer i Wojciech Tuszko. W roku 1972 ze stopki redakcyjnej zniknęli wszyscy, poza Wojciechem Tuszko. Karne rozwiązanie redakcji było konsekwencją opublikowania w numerze trzecim z tego roku reprodukcji fotografii Jana Bułhaka z wkroczenia w 1919 roku wojsk marszałka Piłsudskiego do Wilna.4 W latach 1975-1989 ukazywał się, skierowany do fotoamatorów, miesięcznik „Foto”, którym kierował Zygmunt Szargut. Nakład czasopisma wahał się od 30 do 50 tysięcy egzemplarzy. Rok później pojawił się na rynku kwartalnik „Fotografia” (1976-1989). Zespół redakcyjny tworzyli: Wiesław Prażuch (red. nacz.), Romuald Kłosiewicz (zastępca red. nacz.), Urszula Czartoryska, Jerzy Olek i Wojciech Wawrzonowski. Przez redakcję przewinęli się także: Sławomir Magala, Ryszard Bobrowski, Jerzy Busza i Aleksandra Garlicka. Nakład „Fotografii” wynosił od 30 do 50 tysięcy egzemplarzy. Swoistym fenomenem lat 80. okazał się wtedy, wydawany w nakładzie 500 egz., biuletyn Federacji Amatorskich Stowarzyszeń Fotogra4
Op. cit., s. 15 i 18.
8
ficznych o nazwie „Obscura”. Pomysłodawcą i redaktorem naczelnym tego przedsięwzięcia był Jerzy Busza, a kolegium redakcyjne tworzyli: Lech Lechowicz, Sławomir Magala, Adam Sobota, Grzegorz Musiał oraz od numeru dziesiątego Marceli Bacciarelli, Jan M. Jackowski i Marta Leśniewska.5 Rok 1989 – wraz z transformacją ustrojową, pluralizmem światopoglądowym, wolnością gospodarczą, urealnieniem rachunku ekonomicznego, likwidacją cenzury oraz likwidacją pezetpeerowskiego koncernu wydawniczego RSW „PrasaKsiążka-Ruch” – przyniósł zagładę wielu dotowanym przez państwo czasopismom artystycznym, kulturalnym i kulturalno-społecznym, na które w dodatku nie było zapotrzebowania społecznego w nowych realiach politycznych i gospodarczych. Taki właśnie los spotkał trzy ukazujące się wtedy czasopisma poświęcone fotografii. Paweł Mackiewicz w „Akcencie” nr 1/2014 pisze: Przyjęła się opinia, że spośród czasopism sprzed 1989 r. i powstałych po tej dacie lepiej mają się współcześnie te pierwsze, zwłaszcza pisma patronackie, takie jak „Twórczość”, „Nowe Książki”, „Dialog”, „Akcent”, finansowane przez Bibliotekę Narodową, a od 2010 r. przez Instytut Książki. Polityka ministerialna wyraźnie ma na celu w pierwszej kolejności ocalić substancję wypracowaną najwcześniej; mówiąc inaczej: stawia na tradycję. Łatwo zauważyć, że miejscem, gdzie ta tradycja wzrasta, jest Warszawa (przypadek „Akcentu” trzeba mimo wszystko rozpatrywać w kategorii wyjątku).6 Ta sytuacja akurat dotyczy głównie ogólnopolskich czasopism literackich, ale prawdą jest i to, że po roku 1989 masowo zaczęły powstawać nie tylko tygodniki lokalne (np. „Wiadomości Wrzesińskie”), ale także najróżniejsze czasopisma literac5 6
Op. cit., s. 19. http://www.akcentpismo.pl/pliki/nr1.14/mackiewicz.html
9
kie, kulturalne i artystyczne. Na łamach „Zeszytów Prasoznawczych” (Kraków 2000, nr 3-4, s. 64) pisze o tym Ignacy S. Fiut: Po przełomie roku 1989 nastąpiła radykalna zmiana sytuacji pism społeczno-kulturalnych w Polsce. Życie społeczno-kulturalne i literacko-artystyczne uległo ciśnieniu zmian ustrojowych, przemianom ideologicznym oraz komercjalizacji. Ta dziedzina duchowości, mająca w Polsce szczególną pozycję, poddana została procesom o charakterze żywiołowym, które dotyczyły transformacji całej sfery mediów. Zniesienie centralnego sterowania prasą, wydawnictwami i kolportażem, cenzury prewencyjnej oraz zmiany w finansowaniu wydawnictw spowodowały upadek zdecydowanej większości pism, dominujących na rynku w poprzedniej rzeczywistości ustrojowej. Miejsce tamtych pism stopniowo zajmowały nowe inicjatywy wydawnicze, które musiały się jednak uporać z nową sytuacją ekonomiczną i czytelniczą na rynku prasowym, rządzącym się zasadami wolnej konkurencji, kiedy to dzienny nakład prasy spadł trzykrotnie, a liczba tytułów prawie się potroiła. Problematyka kulturalno-społeczna została najpierw zdominowana przez politykę, by następnie zmierzać do miejsca, które zajmuje w rozwiniętych społeczeństwach demokratycznych, tj. stawać się platformą, na której twórcy przedstawiają swe dokonania artystyczne, pretendujące do utworów o wartościach uniwersalnych.7 W zamieszczonym dalej wykazie nowych czasopism artystycznych (pisma ogólnoartystyczne, film, teatr, rzeźba, malarstwo i sztuki plastyczne, muzyka, fotografia, taniec, sztuka ludowa, architektura), który obejmuje lata 1989-2000, autor wśród dziewięćdziesięciu tytułów odnotowuje tylko dwa poświęcone fotografii: „Sześć na Dziewięć” („6 x 9”) i „Foto”.
7
Ignacy S. Fiut, Pisma społeczno-kulturalne 1989-2000; źródło: http://www.obp.pl/_zp-teksty-online/ISF-Pisma%20spoleczokulturalne%201989-2000%20ZP%20nr%203-4%202000.pdf
10
W takich to realiach i w takim momencie, a konkretnie w kwietniu 2000 roku, pojawia się ogólnopolskie czasopismo o nazwie „Kwartalnik Fotografia”. W stopce redakcyjnej pierwszego numeru znalazły się informacje, że wydawcą jest Wydawnictwo KROPKA J.W. Śliwczyńscy, Września; że redakcja znajduje się we Wrześni, przy ulicy Fabrycznej 18; że redaktorem naczelnym jest Zbigniew Tomaszczuk, a jego zastępcą Waldemar Śliwczyński; że projekt graficzny pierwszego numeru wykonał Rafał Kaczmarek; że numer przygotowano i wydrukowano we Wrześni przy ulicy Czerniejewskiej 13. Na stronie redakcyjnej, oprócz spisu treści (o którym więcej za chwilę), znalazł się jeszcze wstępniak (edytorial) redaktora naczelnego, który warto chyba przytoczyć w całości: Kiedy kilkanaście lat temu zbierałem materiały na temat polskiej fotografii, głównym źródłem informacji był dla mnie miesięcznik, a potem kwartalnik „Fotografia”. Po kilku latach sprawa się skomplikowała. Po upadku tego pisma i krótkim żywocie „6 x 9” osoby zainteresowane aktualnym stanem fotografii, ważniejszymi zjawiskami, postawami artystycznymi czy też dokumentalnymi propozycjami, mają utrudniony dostęp do informacji. Pisma branżowe zaspokajają potrzebę fotograficznego rynku techniczno-technologicznego, a wgląd do nielicznych katalogów wystaw jest ograniczony, nie mówiąc już o dotarciu do teoretycznej refleksji nad tym medium. Sytuacja taka, szczególnie wobec intensywnego rozwoju wszelkiego rodzaju szkolnictwa fotograficznego, wzrostu zainteresowania fotografią jako autorską kreacją i chęcią świadomego wykorzystywania tego medium, potwierdza potrzebę bardziej merytorycznej oferty. Dlatego, kiedy to otrzymałem od wydawcy propozycję redagowania pisma o fotografii, jedynie słuszną wydała mi się próba nawiązania do wspomnianej wcześniej „Fotografii”. Liczne konsultacje w środowisku teo-
11
retyków, dydaktyków i oczywiście samych fotografów potwierdziły potrzebę utrzymania takiego profilu. Nigdy nie podjąłbym się tej pracy, gdyby nie przychylność osób, które uważam za autorytety w swoich dziedzinach, a które widnieją między innymi jako autorzy prezentowanych materiałów. Wątpię, czy podjąłbym się tej pracy, gdyby nie możliwość kontaktu w swoim czasie z tak wspaniałymi ludźmi jak Urszula Czartoryska czy Jerzy Busza, którym wiele zawdzięczam w budowaniu własnej fotograficznej świadomości. Przechodząc do scharakteryzowania materiału zawartego w pierwszym numerze pisma, chciałbym podkreślić, że jest to podsumowanie tego, co uważam za istotne w fotografii w 1999 roku. Mam dużą satysfakcję z faktu, że poproszony przeze mnie do napisania refleksji o fotografii polskiej w roku 1999 – Adam Sobota, uwypuklił te działania, które wcześniej znalazły się również w obrębie moich zainteresowań. Chcę podkreślić, że zjawiska nie zawarte w numerze, a zasługujące na prezentację, powinny ukazać się później, w miarę zdobywania o nich wiadomości. Mam nadzieję, że nasze czasopismo spełni oczekiwania czytelników i co ważne będzie zaświadczać o wadze fotografii jako dziedziny sztuki, informacji oraz istotnego składnika naszej kultury. Tyle Zbigniew Tomaszczuk w roli redaktora naczelnego. Resztę numeru wypełnili swoimi tekstami autorzy, których nazwiska w roku 2000 fotoamatorom mogły nic nie mówić, ale które dla środowiska profesjonalnie zorientowanych historyków sztuki, kuratorów, szefów galerii, krytyków oraz dla środowiska uczelni artystycznych i wąskiego grona zawodowców uprawiających sztukę fotografii oznaczały jedno – oto znalazł się wydawca, który reaktywuje intelektualne tradycje dawnej „Fotografii”. Na liście autorów pierwszego numeru znaleźli się: Adam Sobota, Krzysztof Jurecki, Zbigniew To12
maszczuk, Piotr Wołyński, Danuta Godycka, Elżbieta Łubowicz, Andrzej Zygmuntowicz, Jerzy Olek, Daniel Rumiancew, Marek Grygiel, Krzysztof Wojciechowski, Ireneusz Zjeżdżałka, Rafał Drozdowski, Grzegorz Bojanowski, Marcin Giżycki i Krystyna Łyczywek. Najwcześniejszy ślad w Sieci po tym wydarzeniu, będący próbą odnotowania i omówienia pierwszego numeru „KF”, znajdujemy na stronie internetowego czasopisma „Fototapeta”. Jest to tekst sygnowany literami M.G. [Marek Grygiel], a napisano go w formie zapowiedzi promującej drugi numer „Kwartalnika Fotografia”. Oto on: W najbliższych dniach trafi do punktów EMPiKu i różnych księgarni artystycznych najnowszy, drugi już numer Fotografii. Jest to pismo poświęcone fotografii artystycznej nawiązujące (przynajmniej tytułem) do kwartalnika wydawanego od 1975 do 1989 roku przez wydawnictwo Arkady – a wcześniej jeszcze do miesięcznika „Fotografia”. Wydawcą aktualnej „Fotografii” jest wydawnictwo Kropka J.W. Śliwczyńskich z Wrześni, a redaktorem prowadzącym Zbigniew Tomaszczuk, artysta – fotograf, biorący aktywny udział w życiu artystycznym, zajmujący się od wielu lat edukacją w zakresie fotografii, piszący o fotografii („Łowcy obrazów”). Pierwszy numer „Fotografii” bazował na materiałach ogłoszonych wcześniej w różnych czasopismach i katalogach, omawiał najważniejsze wydarzenia, prezentował prace znane już z wcześniejszych prezentacji, dawał relacje z wystaw zagranicznych w których brali udział polscy artyści, omawiał ważniejsze publikacje z zakresu fotografii. Podobnie rzecz ma się z drugim numerem w którym Z. Tomaszczuk w artykule wstępnym pisze: Ciepłe przyjęcie pierwszego numeru „Fotografii” utwierdza nas w przekonaniu o potrzebie kontynuacji profilu nastawionego na komentarz bieżących wydarzeń, czyli tworzenie swego rodzaju kroniki fotograficznej środowiska.
13
To chyba jest trafne określenie charakteru pisma, które wychodzi z bardzo podobnej zasady jaka przyświeca naszej „Fototapecie” – z tym że czyni to na papierze. Na podobieństwo z „fotoTAPETĄ” zwraca uwagę wiele osób – ale jest to nietrudne do wytłumaczenia – środowisko krytyków i historyków sztuki zajmujących się zawodowo fotografią jest bardzo niewielkie – z drugiej strony brak zawodowych redaktorów i całego wymaganego zaplecza powoduje, że niektóre nazwiska piszących będą się powtarzać, a zindywidualizowaną formułę pisma, które trafiałoby do szerszego odbiorcy na nowo stworzyć nie jest łatwo. Niemniej drugi numer prezentuje się znacznie lepiej niż pierwszy – przede wszystkim graficznie – pozbyto się jarmarcznej wielokolorowości liternictwa, zdjęcia mają większe odstępy (tzw. „światło”), skład poszczególnych artykułów jest bardziej przejrzysty. Co do zawartości to jest ona dostatecznie zróżnicowana – są ciekawe artykuły o charakterze historycznym (np. o wrocławskim PERMAFO, o wystawie Fortunaty Obrąpalskiej) rozbudowane informacje o głośnych ostatnio prezentacjach (Salgado, Cartier-Bresson, Fotografia węgierska, Fotografia słowacka), relacja z Międzynarodowych Warsztatów Fotograficznych „Profile 2000” w Skokach, organizowanych corocznie przez poznańską ASP. Jest w „Fotografii” sporo zdjęć – m.in. Stanisława Wosia (również zdjęcie na okładce), Jana Reicha, czeskiego fotografa, którego wystawa prezentowana była w ubiegłym półroczu w kilku polskich galeriach, Jean Francois Joly, Waldemara Jamy, Bogdana Konopki, Witolda Węgrzyna, a także Jerzego Olka z, niestety, przesadnie laurkowym tekstem niemieckiego profesora Gotfrieda Jägera. Również relacja z Biennale Fotografii w Poznaniu po lekturze zostawia dużo niedosytu. Jak na wagę i znaczenie tego typu imprezy oprócz solidnej analizy powinna mieć postać tekstu rzetelnie omawiającego choćby wszystkie, najdelikatniej mówiąc, niedociągnięcia ze strony organizatorów (np. nie zainstalowanie prostego komputera na sali ekspozycyjnej, przez co uniemożliwiono prezentację prac jednego z zaproszonych do udziału artystów).
14
Chyba najbardziej wartościową rubryką „Fotografii” jest kalendarium wystaw i wydarzeń – unaocznia ona tezę o tym, że poprzez taką mnogość wystaw i innych wydarzeń, fotografia artystyczna jest obecna na mapie sztuki w Polsce. Warta odnotowania jest strona na której prezentowane są najnowsze wydawnictwa z zakresu fotografii, a także wspomnienia o dwóch zmarłych niedawno artystach: Macieju Musiale i Antonim Mikołajczyku. W sumie „Fotografia” ma szansę na stałe miejsce wśród tych niewielu pism jakie poświęcone były sztuce fotograficznej w Polsce. Czy tak się stanie zadecydują o tym kolejne numery pisma i przychylność oraz uznanie czytelników.8
Przy okazji warto odnotować fakt, że w drugim numerze „KF”, jako autor wytrwale piszący o twórczości fotograficznej artystów z kręgu Europy Zachodniej, głównie francuskojęzycznych, zadebiutował Bogdan Konopka. W umieszczonym pod jego tekstem krótkim biogramie redakcyjnym można przeczytać: Jeden z założycieli ruchu zwanego „Fotografią Elementarną” (1982-85). Od roku 1989 mieszka i pracuje we Francji. W swojej twórczości preferuje technikę stykową.
II. Trudne początki Po pierwszych kilku numerach przyszłość „Kwartalnika Fotografia” zapowiadała się dosyć interesująco. Co prawda sporo było w nich materiałów, które zaistniały wcześniej w innej nieco postaci i przy okazji innych zdarzeń wydawniczych, ale zbierane przez redaktora naczelnego w mniej czy bardziej ważką całość między kolejnymi okładkami kolejnych wydań czasopisma, stawały się jednak sensowną ofertą dla czytelników spragnionych czegoś więcej niż tylko ładnych obrazków, mnóstwa kolorowych reklam, felietonowych relacji z imprez fotograficznych i testów sprzętu fotograficznego. Autor cyto8
Źródło – http://fototapeta.art.pl/fti-mag_fotgr2.php
15
wanego przed chwilą tekstu z „Fototapety” słusznie zauważył, że... najbardziej wartościową rubryką „Fotografii” jest kalendarium wystaw i wydarzeń, ponieważ... unaocznia ona tezę o tym, że poprzez taką mnogość wystaw i innych wydarzeń, fotografia artystyczna jest obecna na mapie sztuki w Polsce. Kto nigdy nie zakładał ogólnopolskiego pisma literackiego lub artystycznego, zwłaszcza zaś o tematyce fotograficznej, czyli z obszaru, na którym nie działają setki wybitnych piór i fachowców merytorycznie przygotowanych do okołofotograficznego dyskursu, ten nie zrozumie wagi sytuacji, w jakiej znaleźli się pod koniec 1999 i na początku 2000 roku Waldemar Śliwczyński – wydawca oraz Zbigniew Tomaszczuk – założyciel i redaktor naczelny „KF”. Ten pierwszy, choć był już wtedy doświadczonym redaktorem lokalnego tygodnika, szefem dobrze prosperującej niewielkiej firmy z własną drukarnią i praktykującym fotografem analogowym, przyznaje szczerze, że nie bardzo wiedział, jak zabrać się do budowania ogólnopolskiego czasopisma poświęconego aspektom wizualnym fotografii, skąd brać teksty (oraz ilustracje) do takiego periodyku i gdzie szukać ludzi, którzy takie teksty potrafią napisać. Ten drugi, choć był doświadczonym fotografem konceptualnym biorącym aktywny udział w życiu artystycznym, zajmującym się ponadto od wielu lat edukacją w zakresie fotografii, piszącym o fotografii teoretykiem i historykiem, nie miał do dyspozycji zawodowego (etatowego) zespołu, zwłaszcza zaś sekretarza redakcji, który zazwyczaj siedzi na miejscu i trzyma w garści wszystkie nici oraz powiązania między autorami a redaktorem naczelnym i wydawcą. Tomaszczuk, dzięki temu jednak, że znał ludzi i środowisko fotograficzne, znał kilkunastu autorów piszących o fotografii, mógł zmierzyć się z problemem samodzielnie i w dodatku na odległość – mieszkał i pracował w Warszawie, a z zebraną po Polsce (żeby nie powiedzieć – wyproszoną, czy wręcz „wyżebraną” niekiedy) zawartością kolejnych wydań „KF” przyjeżdżał do Wrześni. 16
Rzecz w tym, że redakcja nie płaciła honorariów autorom zdjęć i tekstów, bo nie miała na to pieniędzy. Tym samym więc możliwości perswazyjne redaktora naczelnego w kontaktach z aktualnymi i przyszłymi współpracownikami musiały się zasadzać na innej, niż finansowa, strategii. A już na pewno zbieranie rozlicznych informacji do rozbudowywanej z numeru na numer rubryki Kalendarium wystaw i wydarzeń spadało na jego barki. Mimo początkowych ograniczeń finansowych, logistycznych i kadrowych „Kwartalnik Fotografia” – dzięki woli wydawcy i pracowitości (oraz mobilności) redaktora naczelnego – trwał na obranej pozycji. Było to możliwe także dzięki temu, że na rynku czasopism branżowych środowisko krytyków, recenzentów, kuratorów, „galerników”, profesorów ASP, historyków i teoretyków sztuki nie miało wówczas dostępu do łamów innego periodyku w całości poświęconego sprawom fotografii artystycznej9, który nie tylko poważnie traktowałby swoich autorów i czytelników, ale także mógł działać na terenie całego kraju i obejmować swoim zainteresowaniem wszystkie lub prawie wszystkie najważniejsze wystawy, sympozja, festiwale oraz inne warte odnotowania zdarzenia. Stąd też nie dziwi fakt, że autorzy piszący, a przynajmniej spora ich część (nie mając w zasadzie innej sensownej możliwości upubliczniania swoich tekstów) godzili się na współpracę z „KF”, która była formą swoistego wolontariatu, natomiast redakcja przyjmowała i drukowała wszystko, albo niemal wszystko, co w formie darowizny przekazywano Z. Tomaszczukowi i W. Śliwczyńskiemu. Redaktor naczelny nie ukrywał zresztą gotowości do współpracy z kolejnymi autorami. Już w drugim numerze swój edy9
Poza wrocławskim „Formatem”, który od roku 1990 co jakiś czas ukazywał się jako numer w całości, albo prawie w całości poświęcony sprawom fotografii.
17
torial zakończył znamienna frazą: W dalszym ciągu poszukujemy kontaktu z nowymi środowiskami, miejscami wystawowymi i artystami, aby poszerzyć pole naszych redakcyjnych penetracji. Na indywidualne prezentacje czekają uznani już i interesujący nas twórcy, a także ciekawe debiuty. Czekając na listy od czytelników, życzymy przyjemnej lektury. Czekano także na prenumeratorów, którzy mogli według założeń redakcji stanowić nie tylko o stabilności nakładu, ale także byliby gwarantem dopływu gotówki za wyprodukowane egzemplarze, która to gotówka w procesie dystrybucji i sprzedaży aż w połowie (za każdy sprzedany egzemplarz) przypadała niestety właśnie dystrybutorowi. Tak więc już w numerze drugim, na stronie trzeciej (obok stopki redakcyjnej i spisu treści) znalazła się informacja o warunkach prenumeraty, a w numerze 6, na stronie 85, pod fotografią Andrzeja Jerzego Lecha (Pierwszy wschód słońca w 2001 r., Nowy Jork. Fotografia otworkowa) umieszczono duże ogłoszenie o „prenumeracie redakcyjnej”, w którym czytamy: Dzięki prenumeracie redakcyjnej naszego „Kwartalnika” zapewnicie sobie Państwo zakup wszystkich numerów, w tym także archiwalnych, do wyczerpania nakładu. Numery archiwalne dostępne są w niższej cenie – 16 PLN z kosztami wysyłki 10 . Nasze pismo, adresowane przede wszystkim do entuzjastów dobrej fotografii artystycznej i profesjonalnej, nie może liczyć na szczególne wsparcie ze strony sprzedawców, ze względu choćby na niewielki nakład, dlatego też stawiamy na prenumeratę jako optymalny sposób dystrybucji „Fotografii” wśród naszych czytelników. Dzięki prenumeracie unikniecie Państwo mozolnych poszukiwań naszego pisma w normalnej dystrybu10
Wtedy, od numeru pierwszego, „Kwartalnik Fotografia” kosztował 20 zł. Ta cena utrzymała się do numeru podwójnego 26/27. Od numeru 28 wynosiła 25 zł, aby ostatecznie ustabilizować się, od numeru 36, na poziomie 30 zł, a w sprzedaży zagranicznej 15 euro.
18
cji, nierzadko ukrytego w stosie innych pism bądź w ogóle niedostępnego, szczególnie w mniejszych miejscowościach. Prenumerata redakcyjna to nie tylko pewność posiadania wszystkich numerów „Kwartalnika” – więcej: to nowa, niższa cena! W naszej specjalnej ofercie jeden numer „Kwartalnika Fotografia” kosztuje 18 PLN wraz z kosztami wysyłki. Prenumerata zagraniczna – 8 USD. Mamy też specjalną ofertę, skierowaną szczególnie do młodzieży i studentów, często nie posiadających wystarczających funduszy na zakup kolejnego numeru naszej „Fotografii” – zamawiając pięć rocznych prenumerat „Kwartalnika”, szóstą otrzymujecie gratis! Po prostu wystarczy być odrobinę operatywnym ;-). Kłopoty z niską w zasadzie prenumeratą (jak na czasopismo ogólnopolskie) najprawdopodobniej spędzały sen z powiek kolejnym redaktorom naczelnym. Oto w numerze podwójnym 26-27, pierwszym sygnowanym przez Waldemara Śliwczyńskiego, na stronie 8 znajdujemy całokolumnową informację o prenumeracie na rok 2009. Oprócz podanych przez redakcję warunków prenumeraty całorocznej, znalazł się tam także swoisty news o atrakcyjnym prezencie: Każdy, kto zamówi prenumeratę „KF” na rok 2009 (4 numery: styczeń, kwiecień, lipiec, październik) otrzyma bezpłatnie jedną z książek Wydawnictwa KROPKA (do wyboru). W tym zestawie potencjalnych gratisów dla prenumeratorów znalazły się bardzo dobre pozycje, będące książkami-albumami wypełnionymi fotografią w mistrzowskim wykonaniu Jerzego Lewczyńskiego (Archeologia fotografii), Bogdana Konopki (De rerum natura), Wojciecha Zawadzkiego (100 fotografii), Pawła Żaka (Opowieści) i Waldemara Śliwczyńskiego (Cisza). Podsumowując najwcześniejszy okres istnienia „Kwartalnika” można założyć, po pierwsze – że o ile z oryginalnymi teksta-
19
mi, pisanymi specjalnie dla „KF”, musiał być spory kłopot11, o tyle bardzo szybko utworzyła się swoista kolejka artystów do prezentacji, co świadczy o głodzie tego typu publikacji; po drugie – że redakcja (w tym i wydawca) potrzebowała nie tylko masowego odbiorcy dla produktu, jakim był niszowy w gruncie rzeczy „KF”, ale także w miarę szybkiego (jak na kwartalnik) napływu nowych piór i nowych źródeł informacji; po trzecie wreszcie – że przy wszystkich bezdyskusyjnych zaletach redaktora Tomaszczuka był on jednak dzieckiem odchodzącej epoki (niemal żywcem przeniesionej do „KF” z lat 80. i 90.), zwłaszcza gdy mamy na myśli trendy w zakresie makietowania, doboru tematów i polityki redakcyjnej. Zrozumiała w związku z tym zapobiegliwość redaktora naczelnego i wydawcy, jeśli chodzi o pozyskiwanie nowych współpracowników (w kraju i za granicą) i otwieranie się czasopisma na nowe/inne sposoby budowania marki wydawniczej „Kwartalnika Fotografia” dosyć szybko przynosi pierwsze pozytywne efekty. Oto w stopce redakcyjnej trzeciego numeru pojawia się rubryka „stale współpracują”, a w niej trzy nazwiska: Bogdan Konopka (Paryż), Ireneusz Zjeżdżałka, Krzysztof P. Wojciechowski. Dwaj pierwsi już wkrótce, z różnych zresztą powodów12, zaczną mieć spory wpływ na zawartość czaso11
Świadczy o tym choćby fakt, że w pierwszych dziewięciu numerach „KF”, które zredagował Z. Tomaszczuk, ukazało się aż 25 autoprezentacji, czyli tekstów, których autorzy sami prezentowali swoją twórczość fotograficzną. Jest w tym zestawie także niewielka autoprezentacja Z. Tomaszczuka, nr 7 (47) 12 Bogdan Konopka – mieszkający i działający w Paryżu mistrz starej szkoły fotografii wielkoformatowej, ale i autor paraliterackich tekstów o fotografach słabo wtedy w Polsce rozpoznanych, wkrótce także powiernik i swego rodzaju mentor W. Śliwczyńskiego w sprawach wydawniczych i redakcyjnych. Ireneusz Zjeżdżałka – mieszkający we Wrześni młodszy kolega oraz pierwszy wspólnik W. Śliwczyńskiego w zakresie ważnych działań fotograficznych i animacyjnych na terenie Wrześni, wtedy już na etacie asystenta w poznańskiej Galerii pf, którą kierował Janusz Nowacki.
20
pisma (obficie zasilając je własnymi tekstami), ale także na merytoryczne refleksje i personalne posunięcia wydawcy. Rozwój każdego czasopisma, opartego na pracy zespołowej, odwzoruje w pewnym względzie właśnie zmieniająca się, czy raczej rozbudowująca się stopka redakcyjna. W przypadku „KF” poszerzanie się grona piszących współpracowników można było śledzić raczej po spisie treści, gdzie niemal z numeru na numer pojawiały się nowe nazwiska. Większość z tych autorów nigdy nie związała się z redakcją na stałe, ale na pewno stanowiła o sile projektu, który dla wydawcy stawał się z wolna wielką życiową i zawodową przygodą. Czas jednak poniekąd wymuszał na nim strategiczne decyzje, za którymi stał przede wszystkim pragmatyzm, a w mniejszym stopniu także romantyczna wizja wypłynięcia kwartalnika na szerokie, europejskie wody. Wkrótce bowiem (od numeru 14) pojawia się w piśmie pełne tłumaczenie najważniejszych tekstów na język angielski (w związku z czym do stopki zostaje włączona Maja Hrehorowicz), a od numeru 15 pojawia się blok tekstów poświęconych historii i teorii fotografii (tak zwane „żółte strony”). Poza tym w jednym z wcześniejszych numerów redakcja opublikowała ankietę dla czytającej „Kwartalnik Fotografia” publiczności, chcąc zapewne nie tylko dowiedzieć się, co czytelnicy sądzą o czasopiśmie, ale także, jak ewentualnie wypośrodkować ich oczekiwania. A te – jak zwykle w takich sytuacjach bywa – albo były trudne do realizacji, albo zachęcały redakcję do poszerzenia horyzontu swoich zainteresowań, albo poniekąd rozmijały się z dotychczasowymi założeniami programowymi wydawcy i redaktora naczelnego. Podsumowanie tej ankiety opublikowano w numerze dziewiątym, w którym także zmieniła się nieznacznie zawartość stopki redakcyjnej: otóż Ireneusz Zjeżdżałka, płodny autor, aktywny fotograf i przyjaciel wydawcy, jeśli chodzi o głos doradczy oraz sugestie merytoryczne dotyczące bieżących problemów „KF”, ze stałego współpracownika awansował na drugiego zastępcę redakto21
ra naczelnego, ciągle jeszcze będąc etatowym pracownikiem Galerii pf. Wraz z numerem dziesiątym (w roku 2002) zakończyła się kadencja Z. Tomaszczuka jako redaktora naczelnego. Była to jego autonomiczna decyzja. Zaczyna się okres przejściowy, jeśli chodzi o kierowanie pismem. Trwa on przez sześć kolejnych numerów. Ze stopki na ten czas znika funkcja redaktora naczelnego, a w to miejsce pojawiła się informacja, że czasopismo redaguje zespół: Waldemar Śliwczyński, Zbigniew Tomaszczuk, Ireneusz Zjeżdżałka. Ponadto na numerze dziesiątym „KF” zakończyła się era czasopisma oldskulowego, zwłaszcza gdy chodzi o łamanie, szatę graficzną i layout, które przestały odpowiadać obowiązującym na rynku czasopism artystycznych standardom estetycznym i sposobom komunikacji wizualnej z odbiorcą. Numer 11, to już inna jakość szaty graficznej pisma, za którą odpowiada firma profesjonalnych grafików użytkowych Zdanowicz & Pawrowski. Od tego momentu „Kwartalnik Fotografia” staje się nowoczesnym, atrakcyjnym wizualnie, bogatym w treści, dochodzącym niekiedy do 150 stron objętości bytem wydawniczym, w którym prezentacje porfolio zajmują niemal połowę zawartości kolejnych numerów. W stopce redakcyjnej numeru czternastego (w roku 2004), rozrasta się rubryka „stale współpracują”. Pojawiają się w niej: Marek Janczyk, Krzysztof Jurecki, Bogdan Konopka, Elżbieta Łubowicz, Maciej Szymanowicz. Można założyć, że w tym okresie decydujący wpływ na zawartość i wygląd czasopisma przejmuje Ireneusz Zjeżdżałka, który nie tylko odchodzi z poznańskiej Galerii pf, ale przede wszystkim staje się najpierw etatowym pracownikiem Wydawnictwa KROPKA, a potem, od numeru 16, nowym redaktorem naczelnym „Kwartalnika Fotografia”. Wydawca, po ustabilizowaniu sytuacji kadrowej w piśmie, na dłuższy czas (od numeru 15) wycofuje swoje 22
nazwisko ze stopki redakcyjnej, która w dziale „stale współpracują” wzbogaca się o kolejne nazwiska. Od numeru 16 lista stałych współpracowników zaczyna wyglądać naprawdę imponująco: Marek Janczyk (Kraków), Krzysztof Jurecki (Łódź), Bogdan Konopka (Paryż), Elżbieta Łubowicz (Wrocław), Maciej Szymanowicz (Poznań), Krzysztof P. Wojciechowski (Warszawa), Vladimír Birgus (Opava), Irina Czmyriewa (Moskwa), Holly Lee (Toronto). Nie ma na niej już Zbigniewa Tomaszczuka.
III. Dylematy wydawcy Tyle na temat pierwszego etapu budowy i rozwoju „Kwartalnika Fotografia” można wyczytać i wydedukować z chłodnego oglądu spisu treści, stopki redakcyjnej i wstępniaków Zbigniewa Tomaszczuka. Jego następca, Ireneusz Zjeżdżałka, edytoriali już nie pisywał. On był, mówiąc kolokwialnie, z innej bajki, czyli z innej, sobie współczesnej, epoki. Najwidoczniej nie odczuwał potrzeby objaśniania potencjalnym czytelnikom zawartości czasopisma ani snucia felietonowych refleksji na temat, kto czyta „KF”, a jeśli nie czyta, to dlaczego, oraz kto lubi, szanuje i zaprasza lub nie lubi, nie szanuje i nie zaprasza „KF” na swoje imprezy. Skupiony był raczej na tym, co dla czasopisma najważniejsze, czyli na jego rozwoju i promowaniu w różnych częściach Europy i Świata, oraz – o czym do tej pory nie mówiło się głośno – na własnej, międzynarodowej karierze fotografa z nurtu nowych dokumentalistów, w czym stanowisko redaktora czołowego czasopisma Europy Środkowej, poświęconego sprawom fotografii, było bardzo pomocne. Podobnie zresztą postępował w ramach swoich obowiązków i możliwości Z. Tomaszczuk, tyle tylko, że on bardziej celował w swoją karierę akademicką i zdobywanie kolejnych stopni naukowych. W jednym i drugim przypadku 23
obie te strategie widoczne są na łamach kwartalnika w postaci konkretnych tekstów. Z ich układu, treści i czasu publikacji można przy odrobinie wysiłku zrekonstruować obraz różnych powiązań merytorycznych i zależności instytucjonalnych, jakie towarzyszyły obu panom w kontaktach z ważnymi dla nich środowiskami i konkretnymi osobami. Żeby nie być gołosłownym, za zgodą autora przytoczę teraz fragment „Pamiętnika wydawcy i redaktora”, który W. Śliwczyński prowadził niezbyt systematycznie, ale za pisanie brał się zawsze wtedy, kiedy widział potrzebę dokumentowania swojej działalności (oraz przemyśleń na ten temat), ale i poczynań swoich najbliższych współpracowników. Jest to bezcenny materiał faktograficzny, bez którego trudno byłoby zrozumieć i zrekonstruować prawdziwą historię „Kwartalnika Fotografia”. Pierwszy fragment pochodzi z maja 2003 roku. Sobota, 2003-05-24 Eryk (Ireneusz Zjeżdżałka) wniósł do wydawnictwa „trend na perfekcję”, wszędzie widzi niedoskonałość, brak fachowości, „olewatorski stosunek do służby” i lenistwo. Kontakty z nim to najczęściej narzekania na innych pracowników i wytwarzanie presji na mnie, abym „coś z tym zrobił”, bo „tak dłużej nie może być” i jak tak dalej będzie „to się to wszystko rozpierdoli”. Przeważnie ma rację, tyle tylko, że ogrom zmian, które powinienem wprowadzić, jeśli uznałbym, że on ma sto procent racji, przerasta mnie. I Jolę też. Pewnych zmian – czuję to – nie jestem w stanie przeprowadzić. Jestem za słaby psychicznie. Czasem nie czuję się wystarczająco kompetentny, a nade wszystko – jestem zmęczony. Nigdy nie umiałem gonić ludzi do roboty, dbałem bardziej o ich dobre samopoczucie w pracy niż o efektywność, a oni, jak to ludzie, często to wykorzystywali. Najchętniej zatrudniałbym ludzi, którzy za mnie wprowadzaliby w życie nieprzyjemne dla ludzi decyzje. Najlepiej by mi było, gdybym mógł spotykać się – w sensie służbowym, czyli w sensie zarządzania ich pracą – tylko z niewielką liczbą pracowników. Przeczytałem kiedyś,
24
że jeden człowiek może efektywnie zarządzać, co najwyżej 4-5 pracownikami, jeśli to prawda, to dlaczego martwię się szczegółami, na przykład tym, że w pracowni dtp nie dzieje się najlepiej? Mam swoją firmę już 12 lat, dlaczego w tak wielu sprawach w tej firmie jest nie tak, jak powinno być, dlaczego nie wykorzystujemy wszystkich szans i możliwości, jakie posiadamy, dlaczego wydawnictwo nie jest tak efektywne, jak być powinno? Dlaczego zdając sobie z tego sprawę robię tak niewiele, aby naprawić sytuację, dlaczego tak często spocony nie mogę usnąć, bo rozpamiętuję różne problemy? Dlaczego nie jestem asertywny aż do bólu, dlaczego boję się, że ktoś ucierpi z powodu moich działań naprawczych? Może dlatego, że jestem wygodny, leniwy, może dlatego, że brak mi pewności siebie? Może nie czuję się na tyle silny i kompetentny? Może boję się śmieszności lub tego, że ktoś pomyśli o mnie, że jestem osłem, albo „tylko” chamem? Niby jestem szczęśliwy, „bo powinieneś” – powie ktoś z boku. Tak wielu „obiektywnie patrząc” ma o wiele gorzej. To dlaczego, skoro mam tak dobrze, przez ostatnie dwa tygodnie wolałem siedzieć w domu i nie oglądać swoich pracowników? Może po prostu jestem „miękkim dydkiem zrobiony”? Zauważyłem, że boję się spotkań z Erykiem – boję się, że znowu będzie na kogoś narzekał i że znowu będzie miał rację. A z tą jego racją nie zawsze jest tak, jak jemu się wydaje. Czasem jest zbyt surowy dla ludzi. Przypomina wtedy swojego ojca, który zawsze był bardzo wymagający. Ostatnio coraz częściej mówi do mnie: „bądź wydawcą”. Prawdopodobnie chodzi mu o to, żebym pilnował interesu, a nie np. rozdawał przypadkowym ludziom albumy Evy Rubinstein. Mam nadzieję, że mówiąc to nie ma na myśli zdania: „odpuść sobie sprawy merytoryczne Kwartalnika Fotografia, bo na fotografii się nie znasz”. Raczej tak nie myśli, ale kto wie... Fotografię lubię, a może nawet kocham i w publikacjach fotograficznych upatruję szanse rozwojowe dla całego wydawnictwa, ale
25
prawdziwą frajdą i największą przyjemnością jest dla mnie przygotowywanie i „produkowanie” wydawnictw lokalnych: „Kwartalnika Wrzesińskiego”, książek o tematyce wrzesińskiej oraz albumów ze starymi pocztówkami. Tu czuję się w pełni suwerenny – nikt mi nie przeszkadza, żadna mądrala nie wtrąca swoich trzech groszy. Dlatego mam największą satysfakcję z tego typu wydawnictw. Są moje. Aktualnie walczą we mnie dwa żywioły – słowo i obraz. Nie wiem, co jest ważniejsze? Jeśli słowo, to nauka, literatura, wspomnienia, historia itd., jeśli obraz to albumy i czasopisma ilustrowane. Pociąga mnie jedno i drugie. Tak ogólnie – to chyba motorem moich działań jest chęć bycia „kimś”. W ostatnich latach jest to chęć wydawania wartościowych rzeczy. I jakoś tam udaje mi się to robić. Ale to nie wszystko. Drzemie też we mnie chęć bycia twórcą, autorem, a nie tylko menadżerem cudzej twórczości. Dlaczego to zawsze ja komuś pomagam, dlaczego to zawsze ktoś inny jest tym merytorycznym, a ja ciągle tylko tym organizacyjnym? Mam tego dość.
Dylematy wydawcy, przynajmniej w okresie rządów Z. Tomaszczuka, dotyczyły – jak można sądzić – przede wszystkim rozwoju czasopisma (nowi autorzy, nowe tematy, nowe obszary zainteresowań), ustabilizowania i utrzymania jego pozycji w sieci punktów sprzedaży, logistyki i rozliczeń finansowych z kolporterem, skutecznych działań wewnątrzwydawniczych (prenumerata, promocja, marketing, patronaty medialne, umowy barterowe) oraz alternatywnych źródeł finansowania „KF” (dotacje, wpływy z reklam, sponsoring). Potem, to znaczy od numeru 11, czyli praktycznie (choć jeszcze nieformalnie) pod rządami I. Zjeżdżałki, kiedy diametralnie zmieniono szatę graficzną, unowocześniono zasady redagowania i łamania poszczególnych partii kwartalnika, kiedy powiększono objętość kolejnych wydań w związku z tłumaczeniem większości tekstów na język angielski, a całość drukowano na kilku 26
rodzajach papieru – główne problemy (choć wcześniej wymienione nigdy nie zniknęły), z którymi musiał mierzyć się wydawca (o czym kilka razy wspomina w swoim „Pamiętniku”) dotyczyły kosztów utrzymania czasopisma przy życiu, czyli na wysokim poziomie edytorskim, braku regularności ukazywania się kolejnych numerów i... niełatwych relacji młodego, ambitnego redaktora naczelnego z resztą zespołu Wydawnictwa KROPKA. Waldemar Śliwczyński, jako wydawca „KF”, ale i jako starszy kolega I. Zjeżdżałki, potrafił jednak zdystansować się od spraw czysto zawodowych (służbowych) i gdy było trzeba, stawał w obronie swojego współpracownika. Oto kolejny fragment „Pamiętnika wydawcy i redaktora”:
Wtorek, 2005-03-08 (…) Wczoraj, na wernisażu Irka Zjeżdżałki w Galerii pf, w trakcie wernisażu podszedł do niego Janusz Nowacki i powiedział: – Lepiej daj sobie spokój z fotografią, nie pokazuj nikomu swoich zdjęć, zajmij się pisaniem. Brak słów, aby wyrazić bezmiar okrucieństwa i złej woli Nowackiego. To się po prostu nie mieści w głowie, jak on tak może. Parę minut wcześniej Irek oficjalnie podczas swojego wystąpienia na otwarciu wystawy w ciepłych słowach podziękował mu za wszystko, co zyskał w sensie artystycznym pracując przez 4 lata w Galerii pf pod jego kierownictwem, czego się od niego nauczył i za co jest mu wdzięczny. Janusz trzy miesiące wcześniej przeszedł na emeryturę i na styczniowym wernisażu Remigyjusa Treigysa z Litwy (kupiłem dwie prace z wystawy) nowi ludzie w galerii wręcz ostentacyjnie go olewali, co bardzo nie podobało się Irkowi. Prawdopodobnie też z tego powodu na swoim wernisażu powiedział publicznie coś miłego pod adresem Janusza. A ten powiedział mu coś takiego. Nie, jeszcze raz powtórzę – brak mi słów…
27
A zdjęcia? Mają swój klimat, chociaż mam wrażenie, że Eryk (czyli Irek) nie znalazł jeszcze swojego stylu. Uzależnienie od Andrzeja Jerzego Lecha, Evy Rubinstein i od Bogdana Konopki jest nader widoczne. To świetne wzorce, ale… trzeba iść dalej! Trudno patrząc na fotografie Eryka powiedzieć, o czym one są. Na pewno nie są projektem dokumentalnym, chociaż autor zdaje się być – przynajmniej deklaratywnie – wielkim zwolennikiem tego typu fotografii. Jest to raczej pewien zbiór zdjęć, w jakimś sensie „podobnych” do siebie, przynajmniej w „klimacie”, „nastroju”. Ale nie są na jakiś „temat”. Cechą wspólną wszystkich fotografii Eryka jest, mówiąc metaforycznie, przeszłość, a dokładniej – ślady przeszłości. Najczęściej żyjemy teraźniejszością i tym, co dopiero się wydarzy, naszymi nadziejami. To zajmuje nam najwięcej czasu i to najmocniej nas angażuje. Jednak żyjąc, chcąc nie chcąc, napotykamy też przeszłość: idąc do pracy na słupie ogłoszeniowym dostrzegamy resztki starego plakatu, przekraczamy jezdnię „zebrą” nie pierwszej młodości, oglądamy stare zniszczone elewacje budynków, pamiętające wczesnego Gierka, a nawet Wilusia. Przeszłość jest wszędzie, na każdym kroku. Czasem jest piękna, podlegająca opiece konserwatora, a czasem zdana na łaskę, a jeszcze częściej na niełaskę współczesności, bo tej opieki pozbawiona. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że obcując z codziennością, częściej mamy do czynienia z czasem minionym niż bieżącym, więcej widzimy rzeczy starych niż nowych. Mówiąc językiem egzystencjalistyczno-hermeneutycznym, jesteśmy „zanurzeniw-przeszłości”, choć „zwróceni-ku-przyszłości”. I dlatego właśnie – z powodu „zwrócenia-ku-przyszłości” (a nie np. teraźniejszości, która – co, jak mniemam, jest nawet empirycznie uchwytne – pełna jest przeszłości), niezmiernie rzadko w naszym doświadczeniu dostrzegamy przeszłość. Nastawienie się na przeszłość, czyli na dostrzeżenie, że ona jest tak niezmiernie blisko, często i tak „istotnie” obecna w naszym życiu, jest niezwykle rzadkie. Jest „nienaturalne”. Wymaga wysiłku. A Zjeżdżałka to robi. Na swoich zdjęciach rejestruje te fragmenty istniejącej teraźniejszości, które „zawierają” przeszłość. On kocha przeszłość. Może nie lubi teraźniejszości, może ona go rozczarowuje? Może to ucieczka od doczesności?
28
Wszystko to jednak nie zmienia faktu, że władza nad „Kwartalnikiem Fotografia”, w najlepszej wierze oddana Zjeżdżałce przez wydawcę, nie zawsze obracała się na korzyść wydawnictwa, tak przynajmniej wynika z innych zapisków cytowanego tu „Pamiętnika...”. Oto jeden tylko przykład niewesołych przemyśleń wydawcy na ten temat:
Piątek, 1 lipca 2005 Znowu popadłem w kiepski nastrój, bo Jola przypomniała mi, że Eryk przede wszystkim robiąc „Kwartalnik Fotografia” promuje siebie i swoje sprawy, z czego ja jako fotograf nic nie mam. Małgosia Nowak, Joli kuzynka, z którą przez ostatnie 10 dni, moja żona była w sanatorium w Krynicy (Górskiej), pracując w Zamku w Poznaniu, nie raz zauważyła, że Eryk na forum publicznym świadomie pomija Joli i moje nazwisko. Na katalogach, które drukujemy dla Zamku oraz dla Galerii 2piR, gdzie Eryk jest kuratorem, nie ma żadnej adnotacji, że jest to u nas drukowane. W Zamku, w relacji Gosi, żali się jak to on ma dużo roboty, nikt mu nie pomaga itp. Przeglądając ostatnie numery KF zauważyłem, że pan Zjeżdżałka bardzo intensywnie promuje krakowską galerię „Zderzak”, w stajni której sam się znajduje. Przykładem jest chociażby twórczość Krzysztofa Zielińskiego. Odkrył go Zbigniew Tomaszczuk, który był wtedy jeszcze w KF. Przedstawił go nam (Erykowi i mnie) w 2003 roku podczas Biennale Fotografii w Poznaniu. Eryk już wcześniej bardzo krytycznie wyrażał się o tym, co robi Zieliński, dlatego wówczas raczej go zbył. Później jednak, kiedy okazało się, że Zieliński też związał się ze „Zderzakiem” (a Eryk związał się z tą galerią parę tygodni wcześniej), nagle zmienił zdanie na temat jego twórczości. Bodajże pierwszą wystawą, jaką – jako kurator galerii – urządził w galerii „2piR” w Wyższej Szkole Humanistycznej i Dziennikarstwa w Poznaniu, było… „Hometown” Zielińskiego. Kiedy zapytałem, dlaczego pokazał faceta, o którym nie miał dobrego zdania, odrzekł: – No, w całości, ten zestaw wygląda całkiem dobrze.
29
Nie wiem, czy wyglądał całkiem dobrze, nie widziałem tej wystawy, ale sądząc po katalogu, który drukowaliśmy, te fotki są „takie se”. W najnowszym numerze KF, którego wydruk korektorski mam w domu, znowu widzę Zielińskiego ze „Zderzaka”, bo zrobił nowy zestaw 16 fotografii. Autor tekstu – Ireneusz Zjeżdżałka ze „Zderzaka”. Ten artykuł otwiera cały numer! Zdaje się, że nawet dał Zielińskiego na okładkę! Kurwa mać, czemu ja na to wszystko pozwalam?! Przecież ta autopromocja Zjeżdżałki odbywa się za moje pieniądze! Muszę coś z tym zrobić. Ciekawi mnie, dlaczego „Zderzak” wziął do siebie Zjeżdżałkę i czy zrobił to z miłości dla jego fotografii (jej „mocy sprzedażnej”), czy też dlatego, że jest redaktorem naczelnym sponsorowanego przeze mnie „Kwartalnika Fotografia”? Nie odpowiem rzecz jasna na to pytanie, ale jedno jest pewne – „Zderzak” ma niezłą, darmową reklamę w „Kwartalniku Fotografia”! Co ma z tego „Kwartalnik Fotografia”? Gówno, jak zwykle. Ciekawe czy „branża” to (że promujemy ludzi „Zderzaka”) widzi? Czy to nie podważa wiarygodności i prestiżu pisma? Środa, 6 lipca 2005 Rozmawiałem z Erykiem o moich wątpliwościach związanych z jego działalnością. Co do „Zderzaka”, to powiedział, że dla niego jest to sprawa przyszłości, że na efekty (nie wiem – jakie?) współpracy ze „Zderzakiem” trzeba poczekać 2-3 lata. Na moje pytanie, dlaczego przy pisaniu o Zielińskim zaznaczamy, że jest reprezentowany przez tę galerię odparł, że tak niestety musi być, ponieważ oni dają materiały bezpłatnie i ta mała adnotacja, to właściwie jedyna dla nich zapłata. I że przy innych nazwiskach też tak piszemy. Niby racja, chociaż być może lepiej byłoby płacić za publikację tekstów i fotografii, bo wtedy redakcja zyskałaby niezależność, mogłaby bardziej świadomie redagować pismo, mogłaby zamawiać artykuły, z góry programować numery, a nie tylko „lepić” numer z tego, co ktoś raczy dać. Chamstwem byłoby na przykład krytykować zdjęcia czy teksty, które ktoś daje za darmo. Muszę Erykowi o tym napisać. Wypłacanie honorariów autorskich, przy tak mizernych stawkach,
30
jakie obowiązują w polskim piśmiennictwie artystycznym, nie będzie znacznym obciążeniem dla wydawnictwa. Jeśli KF stanie się przez to jeszcze bardziej atrakcyjny dla czytelnika, to być może wzrośnie jego sprzedaż, a więc zarobimy na wzrost kosztów. Muszę mu o tym napisać, ciekawe, co powie.
IV. Czas Eryka W numerze 19 „KF” redakcja – rozwijając dużo wcześniejszy pomysł Z. Tomaszczuka – zainicjowała prezentacje wstępujących w świat sztuki fotografek i fotografów13, opisując je winietą Portfolio Młodych. Pierwszą tego typu publikacjąprezentacją był zestaw sześciu fotografii Anny Wawrzkowicz (rocznik 1980) pod nazwą „Pejzaże zurbanizowane...”, dla której tekst wprowadzający napisał I. Zjeżdżałka. W leadzie tego krótkiego tekstu odnajdujemy wykładnię ideową pomysłu: Poszukiwanie interesujących fotografii, szczególnie wśród najmłodszego pokolenia twórców, nie należy do zadań łatwych. Stąd pojawiła się idea udostępnienia łamów kolejnych wydań naszego magazynu tym, których prace przejawiają cechy indywidualnych prób odnalezienia własnej drogi. Kolejnych kandydatów do prezentacji na łamach czasopisma wyłaniano w drodze konkursu, którego regulamin (zamieszczony w numerze 19 na str. 129) przewidywał, co następuje: Redakcja „Kwartalnika Fotografia” kontynuuje konkurs skierowany głównie do młodego pokolenia fotografów. Celem konkursu jest prezentacja najciekawszych postaw i tendencji we współczesnej polskiej fotografii.
13
Pierwsza informacja o konkursie i pierwszy kupon konkursowy zostały opublikowane w numerze 18, na s. 5.
31
Każdy autor ma prawo przesłać na adres redakcji od 1 do 3 zestawów, stanowiących zwarte projekty (prace pojedyncze nie będą podlegały ocenie). Spośród nadesłanych zestawów redakcja każdorazowo wybierze 1 autora, którego prezentacja ukaże się w formie publikacji portfolio w kolejnych numerach „Kwartalnika Fotografia”. Publikacji towarzyszyć będzie tekst napisany przez jednego z autorów piszących na naszych łamach. (...) Do prac należy dołączyć wypełniony kupon konkursowy – prezentacje bez oryginalnego kuponu nie będą podlegać ocenie. Nadesłanie zgłoszenia jest jednoznaczne z akceptacją warunków konkursu. Redakcja słusznie podejrzewała, że w kręgach państwowych i prywatnych uczelni artystycznych (ale także poza nimi) działa lub zaczyna działać spora liczba uzdolnionej fotograficznie młodzieży, dla której długo jeszcze nie będzie miejsca w dużych i profesjonalnych instytucjach kultury oraz zawodowych galeriach, a która ma wielką potrzebę zaistnienia także poza własnym środowiskiem. Konkurs adresowany do tej właśnie młodzieży dawał redakcji szansę na pozyskanie nowych twarzy, na odświeżenie i poszerzenie grona związanych z „Kwartalnikiem” osób uprawiających sztukę fotografii, a ponadto stwarzał okazję do zwiększenia liczby sprzedawanych egzemplarzy (do prac należy dołączyć wypełniony kupon konkursowy). Żeby przekonać się, czy zabiegi redakcji na tym polu przyniosły wymierny skutek artystyczny, trzeba by sprawdzić, jak się rozwijają, kim dzisiaj są i co robią na rzecz fotografii artystycznej wszyscy zaprezentowani na łamach uczestnicy konkursu. Przypomnijmy więc listę tych, którzy w tym konkursie wyciągnęli szczęśliwy los (w okrągłym nawiasie numer „KF”, a w nawiasie kwadratowym nazwisko promotora wspierającego swoim tekstem konkretną prezentację). Oto oni:
32
Anna Wawrzkowicz (19) – [Ireneusz Zjeżdżałka]; Rafał Chmielewski (20) – [Waldemar Śliwczyński]; Sebastian Dziekoński (21) – [Magdalena Wróblewska]; Albert Zawada (22) – [Marta Miskowiec]; Paweł Kula (23) – [Ireneusz Zjeżdżałka]; Maciej Bohdanowicz (24-25) – [Ireneusz Zjeżdżałka]; Kamil Strudziński (26-27) – [Aleksandra Śliwczyńska]; Łukasz Mikołajczak (28) – [Aleksandra Śliwczyńska]; Jakub Ryniewicz (29) – [Aleksandra Śliwczyńska]; Agnieszka Podgórska (30) – [Ewa Izabela Nowak]; Paweł Błęcki (31) – [Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura]; Anna Kędziora (32) – [Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura]; Filip Springer (33) – [Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura]; Paweł Olearka (34) – [Waldemar Śliwczyński]; Łukasz Rusznica (35) – [Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura]; Ania Cywińska (36) – [Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura]; Katarzyna Maksymowicz, Zbigniew Olszyna, Dominika Sadowska (37) – [wybór: Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura i Kuba Ryniewicz]; Dawid Misiorny (38) – [wybór: Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura]; Kamil Zacharski (39) – [brak danych]. Inną formą promocji fotograficznych działań artystycznych były dołączane do egzemplarzy „KF” płyty DVD z materiałami, które redakcja uznała za ważne, interesujące, albo po prostu godne pokazania czytającej i oglądającej publiczności. Pierwszy raz zdarzyło się to przy numerze 23, kiedy staraniem wydawcy do pisma dołączono płytę DVD z prezentacją Izabelli Gustowskiej – „Life is a Story”. Potem były następne: numer 29 – [Ali Taptik] „Fotograf Istambułu”; numer 31 – „Nieoczywiste 2009”; numer 32 – [Nicholas Winter] „Fotografia jako podróż”; numer 33 – „Niektóre rzeczy widzialne i niewidzialne”; numer 34 – „Nieoczywiste 2010”; numer 35 – „10 lat Kwartalnika Fotografia”; numer 37 – „Nieoczywiste 2011”; numer 39 – „Nieoczywiste 2012”.
33
Jak widać z powyższego zestawienia, Waldemar Śliwczyński dwa razy zaangażował się w promowanie młodych twórców – w numerze 20 (Rafał Chmielewski) i w numerze 34 (Paweł Olewarka). A czym poza tym zajmował się wówczas wydawca na łamach wydawanego przez siebie czasopisma? Jak zaznaczono wcześniej, W. Śliwczyński usunął swoje nazwisko ze stopki redakcyjnej od numeru 15, aby powrócić do niej na stałe w numerze 21. W tym samym zresztą numerze stopka wzbogaciła się o dwa nazwiska autorów dysponujących świetnym piórem, wiedzą i znajomością materii – Daria Kołacka (Bazylea), która trafiła na łamy „KF” za sprawą Macieja Szymanowicza, i Witold Kanicki (Toruń), który okazał się najlepszym nabytkiem w czasach rządów I. Zjeżdżałki. Był to jednak okres, kiedy spadała częstotliwość ukazywania się kolejnych wydań „Kwartalnika Fotografia” – od trzech w latach 2004 i 2005, do dwóch w latach 2006, 2007 i 2008. Wydawca w tym czasie publikował niewiele: w numerze 18 – omówienia dwóch książek (Jerzy Lewczyński, Archeologia fotografii i Vilém Flusser, Ku filozofii fotografii); w numerze 20 – prezentacja w Porfolio młodych; w numerze 22 – ważny tekst pt. Światło Barthesa; w numerze 23 – Fotografia i jej teoria (wprowadzenie do cyklu wykładów na temat teorii fotografii) oraz obszerna relacja z festiwalu: Transphographiques 2007 i omówienie wystawy: Gustowska w Muzeum Narodowym w Poznaniu; w numerze 26/27, już jako redaktor naczelny – edytorial poświęcony Ireneuszowi Zjeżdżałce oraz tekst wspomnieniowy: Młody Eryk i Grupa Twórcza „Wrześnica”. W roku 2008 ukazały się tylko dwa podwójne numery, w tym 24/25 – ostatni zredagowany przez Ireneusza Zjeżdżałkę, w którym sprawozdaniem z 17. Miesiąca Fotografii w Bratysławie zadebiutowała na łamach „KF" Aleksandra Śliwczyńska, córka wydawcy. Numer ten zawierał sześć tekstów redaktora naczelnego, w tym dwie rozmowy (z Jackiem Sakiem i Agnieszką Gniotek), dwie prezentacje (Evy Rubinstein i Ma34
cieja Bohdanowicza) i dwa sprawozdania. Wiosną tego roku zdiagnozowano u niego chorobę nowotworową. Zmarł rano 25 lipca, mając 36 lat. W następnym numerze podwójnym (2627), w którym 41 stron poświęcono I. Zjeżdżałce, wydawca i jednocześnie redaktor naczelny napisał o swoim koledze i współpracowniku: Był niezwykle ważną postacią polskiej fotografii, bez reszty oddaną „sprawie”. Łączył w sobie ogromny talent fotograficzny oraz zdolności redaktorskie i niespożytą energię. Żył fotografią i dla fotografii. Tak jak uczciwi kuratorzy galerii i festiwali, którzy jednocześnie są twórcami, nie pokazują w swojej galerii czy na festiwalu siebie (przykładem może być Janusz Nowacki, który pierwszą wystawę swojej fotografii w Galerii pf miał dopiero wtedy, gdy odchodził na emeryturę), tak samo Ireneusz Zjeżdżałka nie zamieszczał swoich fotografii w piśmie, którym od 2004 roku kierował (...). Wielokrotnie mówił, że oddziela te dwie sfery swojej działalności – nie chciał, aby ktoś Mu zarzucił, iż wykorzystuje swoją pozycję zawodową do promowania własnej twórczości. Teraz, niestety, sytuacja się zmieniła i – paradoksalnie – Zjeżdżałka uzyskał dostęp do łamów „Kwartalnika” ze swoją fotografią autorską. Blok tekstów poświęconych zmarłemu redaktorowi naczelnemu wypełnili: Krzysztof Jurecki, Bogdan Konopka, Maciej Szymanowicz, Wojciech Wilczyk, Magdalena Wróblewska, Waldemar Śliwczyński, Irina Czmyriewa, Izabela Wojciechowska, Sławomir Tobis, Krzysztof Grzechowiak, Krzysztof Szymoniak, Eva Rubinstein, Daria Kołacka, Jerzy Lewczyński, Joanna Nikodemska i Katarzyna Majak14. Wracając natomiast do cytowanego przed chwilą, a poświęconego Ireneuszowi Zjeżdżałce tekstu Waldemara Śliwczyńskiego, to należy zaznaczyć, że nie ma żadnych podstaw, aby wątpić w szczerość tych słów. Waldemar Śliwczyński, jako wydawca i 14
Nazwiska autorów podaję w kolejności, w jakiej ich teksty zostały umieszczone w „KF” nr 26-27.
35
pracodawca, potrafił oddzielać sprawy zawodowe, trudne niekiedy relacje służbowe ze swoim redaktorem naczelnym od spraw prywatnych, od sfery przyjaźni w obrębie działań fotograficznych i wieloletniego koleżeństwa. Umieszczone poniżej zapiski z „Pamiętnika wydawcy i redaktora” świadczą o tym dobitnie, choć – nie ukrywam – mogą stanowić spore zaskoczenie dla niejednego czytelnika. Zamieszczam je nie po to, aby niezdrowo podgrzewać atmosferę tego eseju klimacikiem sensacji, ale by ukazać prawdziwy fragment tamtej rzeczywistości, aby podkreślić i unaocznić fakt, że droga prywatnego wydawcy nie jest (i pewnie nigdy nie była) drogą usłaną różami ani tym bardziej nie była sielanką wiodącą od sukcesu do sukcesu. Życie przedsiębiorcy i fotografa w jednym przynosi w tej materii niejedno rozczarowanie, a codzienność wypełniona trudami, troską o firmę i niekiedy zwątpieniem bardziej pasuje do łacińskiej sentencji Per aspera ad astra, niż do zawołania – Skazany na sukces. A zatem czytajmy... Poniedziałek, 2006-03-06 Eryk się żeni, w sierpniu. Dowiedziałem się tego w piątek, a stało się to tak, że wypiliśmy 0,7 francuskiego (ponoć) Napoleona, w redakcji, ale po robocie. Nie zajęło nam to zbyt wiele czasu – jakieś 60-90 minut, w perspektywie miałem tego dnia imieniny Romana Tutaka w męskim gronie, a wcześniej wernisaż wystawy fotograficznej w Muzeum Regionalnym we Wrześni. Dlatego poprzestaliśmy na Napoleonie. W pewnym momencie Eryk przemówił, oświadczając, że w połowie stycznia jego życie uległo zasadniczej zmianie – bo poznał Anię. No i zaczęły się opowieści, której koniec jest taki, że „nie ma na co czekać, żenimy się w sierpniu”. Piękna wiadomość! Zadowolony z życia pracownik, to dobry pracownik! Poza tym, tak już po ludzku, po koleżeńsku, po (być może?) przyjacielsku – bardzo się cieszę, bo dobrze mu życzę. Z tego co mówi o Ani wynika, że chyba trafił na swoją „połówkę jabłka”, a to przecież najważniejsze! Eryk ma ten rok zupełnie niezwykły. Jeszcze pod koniec ubiegłego roku mówił, że
36
chciałby w tym roku pojechać do USA – parę tygodni temu otrzymał zaproszenie na festiwal fotograficzny do Houston (Texas)! Bez problemów dostał wizę, zafundowali mu bilet na samolot i jeszcze pewnie honorarium dostanie, a jedzie jako redaktor naczelny „Kwartalnika Fotografia” oceniać fotografie, które przyniosą ludzie odwiedzający ten jeden z największych festiwali fotograficznych (i płacący za to!). Anna Maria Giza zrobiła z nim jako z fotografem półgodzinną rozmowę w programie drugim Polskiego Radia, po czym otrzymał kilka propozycji wystaw w naszym kraju. „Yours Gallery” Tomasza Gudzowatego zadzwoniła jako pierwsza, cztery minuty po emisji rozmowy! Wcześniej, otworzył swoją wystawę indywidualną w poznańskim „Arsenale” jako podsumowanie ubiegłorocznego stypendium ministra kultury. Darzy się chłopakowi. Cieszę się z tego, naprawdę. Nie ukrywam też, zwłaszcza przed sobą, czyli w tym pamiętniczku, że chciałbym też skorzystać jako fotograf z tego, że wydaję „Kwartalnik Fotografia”. Skoro nie mogę mieć z tego pieniędzy, to chociaż niech mam coś z tego jako fotograf. Oczywiście nie w sposób nachalny. Nie chodzi o to, żeby moje pismo ciągle mnie publikowało, jak „Pozytyw” Gudzowatego, ale o to, żeby jakieś tam „układy”, które siłą rzeczy powstają dzięki wydawaniu „KF”, dostrzegły mnie też jako fotografa, a nie tylko jako wydawcę, pozamerytorycznego wydawcę. Żeby i mnie, a nie tylko Eryka(!), ktoś zapraszał do prezentacji swojej fotografii. Czy ja jestem gorszym fotografem?! Może jestem, a może nie, z pewnością sprawa jest czysto subiektywna, jeden lubi matkę, drugi córkę, trzeci sąsiadkę…, ale z pewnością nie jestem gorszy od wielu autorów prezentowanych na łamach „KF”! A może to wszystko moja wina, że nie potrafię się promować, że nie bywam na „salonach”, że nie narzucam się z moją fotografią, że właściwie nikomu jej nie pokazuję? Może to zła postawa – czekania na królewicza z bajki, który sam do mnie trafi, pokocha? Może szczęściu należy pomóc? Eryk twierdzi, że wszystko co się dzieje wokół jego fotografii, nie ma związku z jego pracą w „KF”. Nie raz podawałem to w wątpliwość, ale z drugiej strony – nie było przecież tak, że on o nic nie zabiegał, że nie pokazywał swoich fotografii nikomu, kto go potem zaprosił na wystawę. To przecież nie odbyło
37
się na takiej zasadzie: Słyszałem Eryk, że masz fajne fotki, pokaż, jak mi się spodobają to zrobię ci wystawę. Raczej na zasadzie, jak przypuszczam: Eryk do kuratora: – Niezła ta Twoja wystawa i niezły tekst napisałeś, można by to zaprezentować szerzej, w „KF”. Wiesz, nie płacimy honorariów autorskich, ale to jednak prestiż u nas się znaleźć. Kurator: – Fotki mam na CD w dobrej rozdzielczości, tekst mogę trochę rozszerzyć (albo pociąć – do wyboru), autor się ucieszy, więc – nie ma problemu. No to mamy załatwione. A co u Ciebie? Eryk: – Nic specjalnego, stara bieda, jadę do Petersburga otworzyć wystawę, fajne doświadczenie, inny świat, inni ludzie, 36 godzin w pociągu… Nie to, co w Sofii, samolotem po 1,5 godzinie jesteś na miejscu… Kurator: – A co tam pokazywałeś? Eryk: – Nic wielkiego, „Sedymentacje”, czyli te rzeczy, co na ministerialne stypendium musiałem zrobić. Na końcu Kurator mówi: – Słuchaj Eryk, a może u mnie coś pokażesz? Eryk: – Czemu nie? Może go krzywdzę, może po prostu mu zazdroszczę? Na jego miejscu pewnie robiłbym to samo, chociaż – sam nie wiem… Nigdy nie byłem młodym wilkiem. A może trzeba się tego nauczyć? Piątek, 11 sierpnia 2006 Redakcja – bajzel jak zwykle. Jola zarządziła porządki w swoim pokoju. Odreagowuje wczorajsze smuty nocne. Między mniej więcej 3 a 4 nie mogliśmy zasnąć. Joli się zebrało, mnie też. Byliśmy zgodni, że mamy już dosyć tego jak od paru lat żyjemy – nic tylko firma, firma, firma. Wpadliśmy w jakąś pętlę, jakąś matnię, która nie pozwala nam normalnie żyć. U mnie jedyną ucieczką od bezustannego napięcia jest alkohol, a skutkiem nadciśnienie. Jola ma za to coraz częstsze „doły”. Zaczęliśmy nawet gadać o tym, że dobrze byłoby wszystko sprzedać i mieć w końcu święty spokój. Moje popierdolone ambicje stworzenia idealnej firmy dzięki informatyce, dzięki permanentnej reorganizacji spowodowały „wkręcenie” w te zagadnienia prawie całej rodziny. Nawet fotografię prawie zarzuciłem, nic nie robię.
38
W końcu zdaliśmy sobie sprawę, że najbardziej toksycznie działa na nas Eryk, ze swoim wiecznym niezadowoleniem, mrukowatością, brakiem normalnego komunikowania się z ludźmi. Powiedzieliśmy sobie – a niech sobie weźmie ten cały „KF” i sobie robi na swoje konto! Byle dał nam już spokój z tą swoją osobą. Joli utożsamienie z „KF” jest żadne, a moje „tyle o ile”, tylko czasem czuję, że to moje pismo. Nam potrzeba spokoju, redukcji „spraw”, może wtedy przyjdzie radość z tego, co robimy. Wiecznie mamy gości, wiecznie się o coś martwimy. Jak długo tak można wytrzymać? Podczas długiej nocnej „narady” uświadomiłem sobie, że mógłbym bez większego bólu wszystko zostawić (za „stosowną” sumkę!), a nawet wyprowadzić się z Wrześni – obmierzły mi już te wszystkie wielkie wrzesińskie sprawy. Zmęczony tym jestem. Źle znoszę niechęć czy wręcz nienawiść wielu osób w stosunku do „Wiadomości Wrzesińskich” i do mnie osobiście. Nie lubię też raczej gestów sympatii (nie wiadomo czy szczerej) czy respektu. Nie zależy mi na tym. Tak chciałbym mieć komu oddać ten cały interes – córkom czy zięciom, ale musiałbym mieć pewność, że nie zmarnują, a nawet rozwiną. Wtorek, 13 lutego 2007 Wczoraj wieczorem Jola przeglądała „Kwartalnik Fotografia”, a ja „Biuletyn fotograficzny” i tak się wkręciliśmy z Jolą w bunt przeciwko współczesnej fotografii (i sztuki w ogóle), że nie mogliśmy zasnąć. Czemu to wszystko musi być takie brzydkie i odpychające, a przy tym nadęte i niby-mądre? Dla kogo to jest? Jakby wszyscy postanowili robić na złość wszystkim, jakby postanowili ścigać się, kto zrobi większą ohydę. Pewnie się nie znam. Oczywiście, że w tym momencie mógłbym powiedzieć – ignoruję was i robię swoje, tylko, że taka postawa, czy raczej próba przyjęcia takiej postawy z reguły kończy się niepowodzeniem, bo trudno ją nawet wobec siebie wyegzekwować. Nie da się zamknąć oczu na to, co robią inni, na to, co jest wystawiane, na to, o czym się pisze. Tym
39
bardziej, kiedy jest się wydawcą pisma fotograficznego, które też prezentuje te gówna. Nie podoba mi się moje pismo – od dawna nie widziałem w nim niczego, co by mnie zachwyciło, to chyba chore, że toleruję ten stan rzeczy. Nie umiem być asertywny i w tym cały problem, chyba nigdy nie zdobędę się na wygarnięcie Erykowi tego, co myślę o jego „Kwartalniku”. Wyniki sprzedaży są najlepszą recenzją. Nie powiem mu też tego, że wkurza mnie jak on się pięknie ustawił odkąd dałem mu pełną władzę nad „KF” i że ja jako fotograf nie mam z tego kompletnie nic, żadnej propozycji od trzech lat, ani wystawy, ani zaproszenia na cokolwiek. A on sobie jeździ, wystawia. Czy on tego nie rozumie, że mogę poczuć zazdrość, w końcu wyszliśmy z tej samej piaskownicy. Nie wierzę, że nie rozumie, iż może mnie dotknąć i to, że ze swojego dossier całkowicie wyciął Grupę Twórczą „Wrześnica” i w ogóle mnie. W sumie, czuję się rozpie..., nie chce mi się ślęczeć w ciemni (pół biedy, jeśli wszystko wychodzi jak należy!), bo zupełnie nie mam pomysłu, co dalej zrobić z tymi fotkami, mają leżeć w pudełkach pod łóżkiem? Po co? Dla kogo? Sam – postanowiłem to już – nie będę sobie organizował żadnej wystawy, musi mnie ktoś zaprosić. Nie wiem, czy chcę w najbliższych latach mieć wystawę we Wrześni, nie widzę większego sensu, nawet z okazji przyszłorocznych 50. urodzin. Czasem, to w ogóle nie mam ochoty na żadną wystawę – bo to stres jak cholera, bufonada, występowanie publiczne, strojenie min i nic więcej. A jak by się to działo w obcym mieście, to jeszcze gorzej. Dlatego o wiele bardziej podoba mi się pomysł wydawania albumów ze swoimi zdjęciami, w końcu trzeba zrobić jakiś pożytek ze swoich pieniędzy. Niedziela, 29 lipca 2007 (…) Z innych spraw, to wkurza mnie ostatnio to, że „KF” nadal nie ma w sprzedaży. Minął maj, czerwiec, lipiec, a skład nadal nie skończony, podobno przez brak tłumaczeń. Mówiłem Erykowi parę razy,
40
że tak nie może być i że jeśli jeden tłumacz nie wykonuje swojej pracy, to powinien zlecić to innemu i już, nawet droższemu, a w ostateczności w ogóle zrezygnować z tłumaczenia, skoro to opóźnia tak znacznie wydanie numeru. Od wielu miesięcy nie wyszedł ani „Pozytyw”, ani „Format”, dlatego tak ważne jest, aby wyszedł „KF”. Przecież w tej sytuacji, wielu pomyśli, że nas już też nie ma. Eryk jest źle zorganizowany, nie potrafi planować i trzymać się terminów, ma ogromne kłopoty z komunikacją ze współpracownikami, wszędzie widzi podstępy i lenistwo. Ma pretensje, ale o nich nie mówi, woli „żywić urazę”. W tygodniu byliśmy razem na piwie, starał się być sympatyczny, a nawet wyznał mi, że jego żona jest w 8 tygodniu ciąży. Coś podejrzewam, że takie jego zachowanie miało związek z listami Bogdana Konopki, których kopie wysyłał do mnie. Sobota, 28 czerwca 2008 Eryk umiera. W obliczu tej wiadomości wszelkie moje pretensje do niego stają się niczym. Walczy z rakiem, jest po operacji i po dwóch sesjach chemioterapii, w środę czeka go następny pobyt w szpitalu. Odwiedzam go, podtrzymuję kontakt telefoniczno-sms-owomejlowy. Staram się podtrzymywać go na duchu, ale jego stan pogarsza się niemal z dnia na dzień. To prawdziwa tragedia – przede wszystkim dla niego i jego rodziny (córeczka Idalia ma niespełna 5 miesięcy), ale też dla mnie i dla wydawnictwa. Co dalej z „Kwartalnikiem”? – pytają mnie różni ludzie. Więc zaczynam myśleć o tym. Psychicznie jestem już przygotowany na to, że sam zostanę naczelnym, chyba, że mi się coś odwidzi – to wtedy poszukam sobie naczelnego. Mam już nawet pewne pomysły organizacyjne jak powinna funkcjonować redakcja „KF”, w jaki sposób pozyskiwać materiały, ile za nie płacić, trzeba ukazywać się regularnie, tłumaczenia tekstów mogą zostać, ale numery mogą być mniejsze objętościowo. Z autorów i współpracowników trzeba stworzyć kolegium redakcyjne, z którym trzeba spotykać się we Wrześni przynajmniej raz, dwa razy w roku, żeby zaplanować cały rok, tematy wiodące, ustalić jak obsłużyć najważniejsze imprezy, itd. Wykorzystam też moją córkę, sam chętnie też dupę ruszę, żeby zobaczyć
41
najważniejsze imprezy. Wprowadzę do redakcji młodych, kompetentnych autorów, usprawnię kolportaż i PR. Trzeba zwiększyć sprzedaż magazynu i przy okazji przy pomocy „KF” pozyskać nowych klientów dla drukarni. Trzeba, moim zdaniem, pisać też o stowarzyszeniach fotoamatorów, o konkursach fotograficznych. Trzeba zmodernizować stronę internetową – powinna być dwujęzyczna. Innym, ale nie mniej ważnym aspektem jest ekonomiczna strona przedsięwzięcia – trzeba wprowadzić ścisły controlling wpływów i kosztów, rozliczenia muszą być jasne i nie podlegające dyskusji. Cała ta działka fotograficzna w wydawnictwie powinna być dochodowa. Trzeba pozyskiwać dotacje i inne dofinansowania – na takie działania są pieniądze, ale trzeba umieć po nie sięgnąć. Jako korektorów można wykorzystać Jolę Śliwczyńską, Ewę Hoffmann oraz Marka Urbaniaka, a do pozyskiwania i rozliczania dotacji Artura Mokrackiego. Aśka Jóźwiak oczywiście nadal będzie prowadziła dział sprzedaży „KF”, ale musi robić to lepiej, a przede wszystkim efektywniej. Prenumeratorów mamy zdecydowanie za mało. Może wprowadzenie dla Aśki bardziej motywacyjnego systemu wynagrodzeń poprawi sytuację? Czwartek, 17 lipca 2008 Wczoraj Eryk wrócił ze szpitala w Poznaniu, po dwóch tygodniach pobytu i po trzeciej dawce chemii – za tydzień ma rozpocząć inną terapię. Nie wiem jaką, może dowiem się czegoś więcej jak go odwiedzę. Na razie niech nacieszy się rodziną i niech wypocznie po szpitalu, ma dać znak kiedy pod pretekstem przywiezienia korespondencji do „KF” będę mógł go odwiedzić. Za namową Joli postanowiłem napisać do „WW” artykuł o jego sukcesach wystawienniczych – Eryk bierze udział w „Efekcie czerwonych oczu. Fotografia Polska XXI wieku” w CSW Zamek Ujazdowski w Warszawie, miał wystawę na Węgrzech, a na jesień mają coś jego pokazać w Bolonii. Na jesień, z okazji 10-lecia Grupy Twórczej „Wrześnica”, Eryk chciałby w muzeum regionalnym we Wrześni urządzić wystawę retrospektywną jego i mnie – żeby pokazać mło-
42
dym, a starym przypomnieć, kto we Wrześni ruszył fotografię. Oprócz naszych fotografii miałyby też zostać zaprezentowane katalogi wystaw, jakie w naszym mieście zorganizowaliśmy. Pomysł jak pomysł – taki trochę „znad grobu”, pomyślałem. Ale oczywiście chcę go zrealizować.
V. Dorobek młodego redaktora Co zostało w „KF” po zmarłym redaktorze naczelnym? Przede wszystkim dziewięć wydań czasopisma sygnowanych jego nazwiskiem (od numeru 16 do numeru podwójnego 24-25), dosyć bogata lista stałych autorów i współpracowników, sporo fotograficznych kontaktów w kraju i za granicą oraz namiary na instytucje i urzędy centralne, gdzie można było starać się o dotacje na kolejne numery „Kwartalnika Fotografia”. Ireneusz Zjeżdżałka – towarzysząc wydawcy przy planowaniu, a potem budowaniu „Kwartalnika”, współredagując go przez pewien czas ze Zbigniewem Tomaszczukiem, a potem już redagując samodzielnie – opublikował na łamach „KF” 60 różnego rodzaju i różnej wagi tekstów (od sprawozdań i relacji, przez omówienia i recenzje książek, po prezentacje i wywiady), w tym aż 36 tekstów prezentujących i omawiających twórczość artystów uprawiających sztukę fotografii. A jeśli spytamy o sukces wydawniczy redaktora Ireneusza Zjeżdżałki, to co nam wyjdzie? Bez względu na sprzyjające okoliczności, w jakich przyszło mu działać i pracować na rzecz „Kwartalnika”, oraz bez względu na tak zwane obiektywne trudności (na które zapewne nie miał większego wpływu) z całą pewnością wyjdzie nam, że nie był to sukces o jakim myślał wydawca. A wydawca nie chciał rzeczy niemożliwych – chciał minimalnej chociaż samowystarczalności finansowej czasopisma, chciał sprzedaży w kraju i za granicą oraz 43
w miarę licznego, a przy tym stabilnego grona prenumeratorów. Oczywiście chciał też dobrych tekstów i fotografii na przyzwoitym poziomie, tym bardziej, że to już nie przekraczało możliwości organizacyjnych, merytorycznych i logistycznych niezawisłego w swych decyzjach redaktora naczelnego. Ponieważ Ireneusz Zjeżdżałka nic nam już na ten temat nie powie, a także nie zostawił po sobie żadnych dzienników ani innych zapisków dotyczących „Kwartalnika Fotografia”, to – żeby ocalić jakikolwiek ślad pamięci po tym okresie jego życia – 17 listopada 2012 roku przeprowadziłem rozmowę z Anną Ignasińską-Zjeżdżałką, wdową po Ireneuszu15. Oto krótki, ale ważny dla nas fragment tej rozmowy: (...) – To mieszkanie-kawalerka, w którym teraz rozmawiamy, było miejscem, które znałem wcześniej z opowiadań poety Krzysztofa Grzechowiaka. On mieszka po sąsiedzku, dwa bloki dalej, i przez kilka lat przyjaźnił się z Erykiem, głównie „po linii” literackiej. Napisał zresztą interesujący tekst do albumu „Światła Fary”, który ukazał się w 2007 roku. Nie ulega jednak wątpliwości, że to małe mieszkanie, jak i to duże, już wasze wspólne mieszkanie, było świadkiem wielu innych spotkań, przede wszystkim z fotografami. – Tak faktycznie było. Jeżeli już do Wrześni przyjeżdżali fotografowie na jakieś większe imprezy, to Eryk nigdy ich nie zaniedbywał i zapraszał na spotkania do naszego domu. Bardzo dobre kontakty utrzymywał więc na przykład z Wojtkiem Wilczykiem, co z kolei owocowało tym, że gdy już pojechaliśmy do Krakowa, to oni obaj także tam prowadzili długie rozmowy o fotografii. Bardzo dobrze się dogadywali. W tych samych, przyjacielskich klimatach pojawiał się u nas także Jurek Wierzbicki i pan Bogdan Konopka z żoną.
15
Pełna wersja tej rozmowy ukazała się pod tytułem Eryk? Prawdziwa siła spokoju [w:] „Museion Wrzesiński”, zeszyt III, Września 2014, s. 117-127.
44
– A Andrzej Jerzy Lech? – Z tej znajomości pamiętam tylko tajemnicze telefony z dalekiej Ameryki i długie telefoniczne rozmowy Eryka z panem Andrzejem. – Nazwisko Krzysztofa Jureckiego też pewnie nie jest ci obce. – O tak, tyle tylko, że pana Krzysztofa poznałam dopiero po śmierci Eryka. Wiem jednak, że dzwonili do siebie, a Eryk podczas pobytów w Łodzi bywał zapraszany do państwa Jureckich na kolację. Te ich kontakty były na tyle dobre, że wywoływały drobne spory między Erykiem a Wojtkiem Wilczykiem, który z kolei miał inne, niż Eryk, zdanie na temat pana Jureckiego. Pamiętam, że Eryk podczas takich dyskusji z Wilczykiem zawsze bronił poglądów pana Jureckiego. Warto tu jeszcze wspomnieć o Magdzie Wróblewskiej z Warszawy, która jest historykiem sztuki i pisze teksty o fotografii. Z nią Eryk także bardzo dobrze się rozumiał. Każdy nasz wyjazd do Warszawy kończył się ich długimi rozmowami o fotografii. Oczywiście do tego grona przyjaciół Eryka trzeba dodać nazwisko Renaty Budziak z Queensland oraz panią Evę Rubinstein, z którą utrzymywał bardzo bliski kontakt. To od niej spływały do Eryka zaproszenia na wystawy, z tradycyjnym dopiskiem: „Szkoda, że to tak daleko”. Dużo bliżej był natomiast Maciek Szymanowicz, z którym Eryk przyjaźnił się, spotykał, korespondował i wymieniał opinie. To jemu właśnie postanowił przekazać ostatnią swoją próbkę zdjęć od „młodego zdolnego”. – Należy się domyślać, że Eryk wszystkich tych ludzi poznał najpierw w poznańskiej Galerii pf, u Janusza Nowackiego, a potem podtrzymywał te znajomości za sprawą „Kwartalnika Fotografia”, którego wydawcą od początku istnienia, a obecnie także redaktorem naczelnym, jest Waldek Śliwczyński. – Tak właśnie było. Poza tym Eryk miał niezwykłą zdolność przyciągania tych wszystkich ludzi do siebie i do określonych idei realizowanych albo poprzez Galerię, albo poprzez „Kwartalnik”. Jednocześnie nigdy nie wykraczał w tych kontaktach, ani na stopie oficjalnej, poza swoją przysłowiową skromność. To sprawiało, że ludzie chcieli
45
z nim współpracować, a ci, którzy nie znali jego pasji i jego dorobku, nigdy pewnie nie wpadliby na to, że ten zwyczajny, sympatyczny człowiek jest osobą znaną w kraju i na świecie. We Wrześni pewnie do dzisiaj większość mieszkańców nie zdaje sobie sprawy z tego, kim był, czym się zajmował i jakie sukcesy odnosił Ireneusz Zjeżdżałka. – Zdarzało się, że Eryk wracał w rozmowach do czasu, kiedy był asystentem Janusza Nowackiego w Galerii PF? – Z tego, co pamiętam wynika, że zawsze bardzo sobie cenił pana Nowackiego i zawsze wypowiadał się o nim z ogromnym szacunkiem. Jestem przekonana, że współpraca z panem Nowackim i praca w Galerii PF była źródłem wielu jego późniejszych inspiracji, była też czasem, kiedy zaczęły kształtować się jego poglądy na fotografię. Z tymi doświadczeniami i kontaktami, jakie wyniósł z Galerii, w miarę pewnie i w pełni świadomie mógł wejść w obszar działalności redakcyjnej przy „Kwartalniku” i wydawniczej, gdy KROPKA zaczęła drukować pierwsze albumy monograficzne. Nic więc dziwnego, że zawsze mile wspominał czas spędzony u boku pana Nowackiego. A pan Nowacki także nie zapomina o Eryku, bo nie tylko wspomina go podczas swoich różnych wystąpień publicznych, ale także co jakiś czas, gdy się spotykamy, przywozi jakieś zdjęcia, czy inne materiały związane z działalnością Eryka. – Drugim dobrym duchem, dzięki któremu Eryk rozwinął skrzydła, jest bez wątpienia Waldek Śliwczyński. On także zawsze podkreślał zasługi Eryka dla fotografii i nieustająco kultywuje pamięć o nim. Jak bardzo, twoim zdaniem, ważne było dla Eryka to, że mógł po powrocie do Wrześni zajmować się fotografią na kilku polach jednocześnie – jako redaktor, animator działań wydawniczych i praktykujący fotograf? – To musiała być sytuacja nie do przecenienia. Pan Śliwczyński dał Erykowi nie tylko etat w swojej firmie, ale przede wszystkim stworzył mu możliwości dalszego rozwoju i pozostawania w kręgu pasji, którą kochał i która go pochłaniała. To się nie brało znikąd. W końcu najważniejszego czasopisma fotograficznego, jakie ukazuje się na
46
rynku polskim, nie oddaje się w ręce osoby przypadkowej, bez jakiegokolwiek doświadczenia w branży lub zwyczajnie niezdolnej do udźwignięcia czegoś tak poważnego, jak redagowanie „Kwartalnika”. Tak więc wniosek jest prosty: pana Śliwczyńskiego i Eryka musiały łączyć wspólna przygoda z fotografią, przyjaźń, wiara we własne siły i wzajemne zaufanie. (...) – Wasza wyprawa do Australii była momentem, gdy zaczęliście planować kolejne podróże, w inne rejony świata? – Ponieważ w Australii mam siostrę, to powtórna wyprawa na ten kontynent była bardzo prawdopodobna. Eryka jednak poza tym pociągał słowiański Wschód, czyli Rosja. Pamiętam, że fascynowali go ludzie, którzy tam mieszkają. W końcu miał tam kilka wystaw i przyjaźnił się z rosyjskimi fotografami. Podkreślał wiele razy fakt, że dobrze ich rozumie i że świetnie się z nimi dogaduje. Eryk cenił sobie prostotę i myślę, że ta prostota go na Wschodzie pociągała. Opowiadał często o tym, jak to wyglądało, gdy miał tam wystawę i mieszkał w jakimś mieszkanku na łóżku polowym, a posiłkiem była pieczona kasza gryczana z cebulą. Bardzo mu to zasmakowało, więc przeniósł to danie do swojego jadłospisu. Zresztą Eryk był dobrym kucharzem, uwielbiał eksperymentować z nowymi potrawami, a smak wymyślonej przez niego zapiekanki z ziemniaków czuję do dziś. Prywatnie Eryk i jego rosyjscy przyjaciele mieli pewne hobby. Polegało ono na wymianie ulubionych alkoholi, które wzajemnie sobie cenili i polecali. W każdym razie prędzej czy później pojechalibyśmy do Rosji razem. Eryk chętnie bywał także na festiwalach fotograficznych u naszych południowych sąsiadów. Raz był, jako recenzent, w Stanach Zjednoczonych na dużej imprezie fotograficznej. Pojechał tam zupełnie sam i świetnie sobie poradził, bo rozmawiał po angielsku, udzielając wskazówek młodym fotografom. Dzięki temu też nawiązał nowe kontakty. – Jednym słowem, był niezwykle pracowitym, a przy tym utalentowanym i twórczym człowiekiem. Podsumujmy: na etacie u Waldka Śliwczyńskiego miał co robić (udzielał się przy „Wiadomościach Wrzesińskich”, redagował „Kwartalnik Fotografia”, zajmo-
47
wał się książkami fotograficznymi, w ramach Wydawnictwa KROPKA), interesował się muzyką (także ją uprawiał), pisał dużo do „Kwartalnika” o fotografii (ale nie tylko tam), prowadził bloga, korespondował z wieloma fotografami na całym świecie, a poza tym stale fotografował, realizując kolejne cykle i projekty. Ogromnie tego dużo, jak na jedno krótkie życie. – A przy tym wszystkim Eryk nigdy nie narzekał, nie marudził, nie kaprysił. Wygląda więc na to, że musiało go zadowalać i satysfakcjonować życie wypełnione tyloma różnymi działaniami i sprawami. Nie jest to dzisiaj postawa powszechnie spotykana. On po prostu doceniał to, co dostał od losu, szanował miejsce swojej pracy i potrafił cieszyć się każdą chwilą. Ja zawsze śmiałam się, że los obdzielił nas niesprawiedliwie, bo na niego spadły wszystkie talenty, a na mnie żaden. Do tej uogólniającej refleksji o bogactwie jego osobowości warto dodać jeszcze jeden konkret: miał w sobie niesamowity spokój. Pamiętam, że do wszystkiego podchodził ze słowami „Tylko spokojnie”. Ta siła spokoju przeszła z Eryka na mnie, więc i za to jestem mu wdzięczna. (...)
VI. Wydawca wkracza na scenę Rok 2008 w życiu i działalności zawodowej Waldemara Śliwczyńskiego był – można chyba zaryzykować taką opinię – rokiem ważnych decyzji, jeśli chodzi tylko o flagowy projekt jego wydawnictwa, czyli „Kwartalnik Fotografia”. Po śmierci I. Zjeżdżałki trzeba było nie tylko zastanowić się nad tym, kto ma dalej kierować czasopismem, ale także w jakim kierunku ma ono podążać, aby nie roztrwonić dotychczasowego dorobku, a przy tym starać się być swoistym zwierciadłem współczesności na rozstajach dróg. Najpierw więc – czując się merytorycznie na siłach – przejął stery „Kwartalnika” we własne ręce, potem zaprosił do współpracy swoją córkę Aleksandrę, która od numeru podwójnego 26/27 występuje w stopce re48
dakcyjnej jako sekretarz redakcji16, a w końcu odbudował kontakty ze Zbigniewem Tomaszczukiem, który wraca do stopki w numerze 28. Obok niego nową autorką w dziale stałych współpracowników (ale oczywiście znaną w środowisku) została Karolina Lewandowska z Warszawy. Wkrótce też, na zaproszenie redaktora naczelnego i wydawcy doszło we Wrześni, w siedzibie Wydawnictwa KROPKA, do spotkania kilku najważniejszych stałych współpracowników „Kwartalnika”, którzy mieliby w przyszłości stanowić coś na kształt rady programowej, choć ta ostatecznie nie powstała. Przede wszystkim jednak uczestnicy tego spotkania rozmawiali o przyszłości czasopisma, o sposobach funkcjonowania redakcji, o finansach, honorariach, planach rozwoju i promocji, o numerach tematycznych, a nawet monograficznych. W dalszej części książki mówią o tych sprawach między innymi Krzysztof Jurecki, Maciej Szymanowicz, Witold Kanicki i Waldemar Śliwczyński. I jeszcze jedno – nowy redaktor naczelny przywrócił w „KF” (od numeru 28) ideę autorskich wstępniaków, przede wszystkim problemowych, które tradycyjnie kończyły się wskazaniem najciekawszych (jego zdaniem) tekstów i/lub prezentacji oraz zaproszeniem do lektury. Wspominam o tym, bo teksty te bardzo dobrze się czyta. Są one zbiorem refleksji tak skomponowanych, że przypominają mini-rozprawki, których autor patrzy na świat, także na świat fotografii, okiem kulturoznawcy, historyka sztuki, socjologa i filozofa. Z jakiegoś powodu redaktor naczelny zawiesił tę działalność w numerach od 34 do 37. Pod koniec roku 2008, czyli w momencie, kiedy lekko rozchwiana łódź „Kwartalnika Fotografia” ponownie złapała wiatr w żagle, wydawca zdecydował się prowadzić własny 16
Od numeru podwójnego 25/26 zmniejszono nakład „Kwartalnika Fotografia” z 3 tysięcy do 2,5 tysiąca.
49
blog17. Z naszego punktu widzenia jest to o tyle istotne, że co prawda pojawiają się w nim wpisy dotyczące „KF” mniej osobiste i analityczne niż w „Pamiętniku wydawcy i redaktora”, ale jednak i one oddają nastrój nowej epoki (w życiu i działaniach zawodowych wydawcy), która przy ewoluującej zawartości i szacie graficznej „Kwartalnika” trwała z powodzeniem do numeru 39 włącznie. Oto najciekawsze i najważniejsze (jak sądzę) blogowe wpisy Waldemara Śliwczyńskiego – lub ich fragmenty – z tego okresu, poświęcone sprawom czasopisma.
wtorek, 30 grudnia 2008 O czym zamierzam tu pisać? Najkrócej mówiąc – o tym, co mnie interesuje, czyli – w pierwszym rzędzie o fotografii, bo w końcu jestem redaktorem naczelnym „Kwartalnika Fotografia”. Ale nie tylko o tym, bo przecież nie można być tylko „człowiekiem fotografii”, czy na przykład „człowiekiem majsterkowania”. Interesuje mnie wiele innych spraw – np. historia czy polityka (to w pewnym sensie – to samo), sztuka poza-fotograficzna, czynne uprawianie sportu (może precyzyjniej będzie – rekreacji, ruchu dla zdrowia), tzw. kultura oraz refleksja teoretyczna nad światem i nad tym co się w nim dzieje i działo, czyli – niech będzie – filozofia. Interesuje mnie też religia jako składnik tradycji zachodniego kręgu cywilizacyjnego – chociaż w zasadzie niewierzący – nie jestem wrogiem religii (jakiegokolwiek wyznania), w szczególności religii chrześcijańskiej (w szczególności – katolickiej), co jest trochę staromodne. Kocham muzykę, osobliwie jazz (nie każdą odmianę) i klasykę (nie każdą odmianę) oraz pop i rocka (oczywiście – nie każdą odmianę). Zawsze miałem psa i nie wyobrażam sobie życia bez tych „lujów świńskich”. Na początek tyle. Zawsze będę szczery na tym blogu – tak, ja w życiu realnym.
17
http://sliwczynski.blogspot.com/
50
poniedziałek, 5 stycznia 2009 Strawiński zarzucił nowej muzyce, że nie jest komponowaniem tylko filozofowaniem – ale jeśli jest tu filozofowanie, to bardzo mętne i nie wiadomo, po co są do tego dźwięki – publiczność w dodatku niewiele rozumie, śmieje się tam, gdzie nie trzeba, a nie śmieje się tam, gdzie trzeba – w rezultacie chaos zwielokrotniony, a do tego, czego już wybaczyć nie sposób, nuda. Myślę, że ten awangardyzm koncepcyjny nic już nie da (…). Muzyka kariery filozoficznej nie zrobi, bo zawsze pokona ją – sama filozofia. (…) Stefan Kisielewski, Dzienniki, 22 września 1968 Myślę, że słowa Kisiela wypowiedziane prawie czterdzieści lat temu pasują jak ulał do sytuacji dzisiejszej fotografii. Klasyczna fotografia upada (jest parę znaczących wyjątków), a dzisiejsi „postępowi” twórcy zajmują się bardziej wymyślaniem skomplikowanych „teorii” do lichych fotografii niż wytwarzaniem ciekawych zdjęć. Każda generalizacja tego rodzaju jak powyżej jest krzywdząca dla niektórych artystów, ale nie zmienia to zasadniczo sytuacji współczesnej fotografii w Polsce; ta bowiem jawi mi się przede wszystkim jako wszechwładny postmodernizm, cokolwiek to słowo znaczy. Nieostrość tego pojęcia jest bardzo adekwatna do zjawisk, jakie obejmuje, czyli nieokreśloną magmę myśli, koncepcji, nurtów, dążeń i realizacji artystycznych. Postmodernizm to metafora i nazwa zbiorcza dla bardzo wielu niejednorodnych i często rozbieżnych tendencji. To bardziej pewna postawa ideowa niż nazwa kierunku w sztuce. Piszący o fotografii (celowo nie użyłem wyrażenia „teoretycy fotografii”, ponieważ według mnie nie istnieje jeszcze dyscyplina badawcza o nazwie „teoria fotografii”, a jedynie uprawiana jest pewna przednaukowa refleksja o fotografii, która być może w przyszłości wykrystalizuje się w postać naukową) nie ułatwiają publiczności zadania, bowiem jak dotąd nie wypracowali nawet terminologii opisu tej dziedziny twórczości. Książki o fotografii pisane są dość ciężkim, bo wieloznacznym językiem, przeważnie z nieokreślonego teoretycznego punktu widzenia. Nie istnieje coś takiego jak „ogólna teoria fotografii”. Można odnieść wrażenie, że każdy z badaczy mó-
51
wi sam do siebie, opowiadając się za tym czy innym rozstrzygnięciem, zajmując jedynie jakieś stanowisko w takiej czy innej sprawie. Uzasadnienia występują najczęściej jedynie szczątkowo, sprowadzając się przeważnie do przytaczania poglądów myśliciela X czy Y, traktowanego jako guru głoszącego prawdy objawione. W polskim piśmiennictwie „teoretycznym” nie ma właściwie sporów i polemik, co jest zupełnie naturalne – nie może ich być tam, gdzie nie występuje dialog, a jedynie prezentacja monologów. Polskie pisanie o fotografii nie doczekało się dotąd żadnego badacza, który dostrzegłby rolę „badań podstawowych”, który zebrałby i uporządkował dotychczasowy stan badań nad teorią fotografii. Taka „ogólna teoria fotografii” powinna zawierać na przykład podstawowe ustalenia terminologiczne, zbiór (listę) podstawowych problemów, którymi zajmuje się teoria fotografii, opisy swoistych procedur badawczych, określenie przedmiotu badań i wiele innych rozstrzygnięć, a nawet hipotez. Wychodząc z różnych założeń filozoficznych można w różny sposób tworzyć taką naukę. Przede wszystkim trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czym ma być owa „ogólna teoria fotografii”: tworem czysto spekulatywnym („wymyślonym”) i zarazem normatywnym, czy też pewnym systemem twierdzeń mającym oparcie w empirii, czyli w tym, co do tej pory na ten temat napisano? Osobiście uważam, że lepsze jest to drugie podejście. Mówiąc obrazowo – nie chodzi o to, aby usiąść przy biurku i „wymyślić” kolejną definicję fotografii i potem domagać się uznania jej za „obowiązującą”, ale żeby zdać sprawę z różnego użycia tego słowa w różnych kontekstach, przez różnych badaczy, w różnych okresach historycznych. Sam, jak dotąd nie przeprowadziłem gruntownych i rzetelnych badań historycznych nad tym problemem, ale nawet powierzchowna znajomość literatury przedmiotu pokazuje, że słowo „fotografia” używane było i jest, w co najmniej kilku znaczeniach. Zadaniem teoretyka fotografii jest między innymi postarać się zebrać te znaczenia i ewentualnie pogrupować z uwagi na jakieś podobieństwa. Itd.
52
czwartek, 22 stycznia 2009 „Kwartalnik Fotografia” już w druku. Najmilsza chwila poranka – przyjść do pracy, zajść na halę i zobaczyć coraz więcej wydrukowanych kartek „KF”-u. I wtedy krótkie pytanie do Roberta Kozubińskiego: – Jak idzie? A on na to: – Dobrze, musi! Stosy wydrukowanych kartek rosną, z wolna wypełniają ciasną drukarnię, coraz trudniej poruszać się po hali. – A okładka pojechała już do folii i do lakieru (na czerwone lakierki!)? – Tak, dzisiaj Przemek ją zawiózł. – O, to bardzo dobrze! I odchodzę, rzucając jeszcze na odchodnym spojrzenie pełne uśmiechu zadowolenia. Robert odwzajemnia się tym samym – wygląda na to, że zdążymy na czas, że pierwsze egzemplarze, te dla „najważniejszych” odbiorców, czyli prenumeratorów i autorów, wyjdą z drukarni tak jak planowałem, jeszcze w styczniu. Lubię dotrzymywać słowa, terminów, a przez tę całotygodniową awarię obu maszyn drukujących (umówiły się, że zastrajkują, czy co?) w zeszłym tygodniu, myślałem, że się rozchoruję. Dzisiaj znowu jestem optymistą. Pozostanie tylko niepewność, jak nowy numer zostanie przyjęty – co powiedzą autorzy, co czytelnicy. Tak się z Olą staraliśmy, żeby było dobrze, ale jak znam życie, to o czymś zapomnieliśmy, coś przeoczyliśmy. Poczekamy, za tydzień wszystko będzie jasne. A teraz? Teraz trzeba już myśleć o następnym numerze! I następnych książkach, które trzeba wydać – przede wszystkim o monografii Eryka Zjeżdżałki, a także o... nie powiem, nie zdradzę innych planów. I pomyśleć – gdybym nie miał „Wiadomości Wrzesińskich” nie miałbym drukarni, a gdybym nie miał drukarni, nie wydawałbym „Kwartalnika Fotografia”... Czegoś w życiu byłoby mi brak... środa, 13 maja 2009 Dawno, oj dawno tutaj nie byłem – cierpię po prostu na chroniczny brak czasu na cokolwiek! Uporałem się w końcu z paroma sprawami – nowy numer „KF” wydany, nowa książka Jureckiego wydana, foty
53
na wystawę w Śmiełowie oddane, więc w końcu można coś skrobnąć na blogu. Po kolei i w skrócie: Jelenia Góra – „Cisza” została przyjęta dobrze, a na Wszechnicy w Przesiece było bardzo sympatycznie i inspirująco. Poznałem nowych interesujących fotografów, a gospodarze, czyli Ewa i Wojtek Zawadzcy po raz kolejny utwierdzili mnie w przekonaniu, że fotografia analogowa jeszcze nie umarła. Oni są tacy stali, niezmienni... Imponuje mi ich wierność zasadom, które wyznają. Podobnie zresztą jest z Bogdanem Konopką. Bogdan z Jacqueline gościł od 1 maja we Wrześni, gdzie rozpoczął na zaproszenie burmistrza fotografowanie miasta. Ma być z tego i wystawa, i książka. On jest dla mnie piekielnie mocno inspirujący – podziwiam go, chyba nawet coraz bardziej, bo coraz lepiej go znam. Pokazywał mi na kompie skany swoich zdjęć, których nikt, albo prawie nikt jeszcze nie zna. Cmentarze żydowskie, austriackie – w Polsce – a także otworki panoramiczne (!) – to rodzi mój szacunek. Poza tym on jest bardzo otwarty na inną fotografię, zresztą na łamach „KF” prezentował zawsze twórców, których stylistyka jest zupełnie różna od tej, w jakiej on sam się porusza. Byliśmy razem na Biennale w Poznaniu. Wernisaże to nie jest najlepszy czas na oglądanie wystaw – muszę pojechać jeszcze raz i wszystko obejrzeć w spokoju. Nie jest tego aż tak dużo, więc przez dzień z pewnością się uwinę. Najlepiej zapamiętałem historyczną wystawę w Zamku o powojennej fotografii polskiej z lat 1945-1949. Maciejowi Szymanowiczowi udało się pościągać bardzo interesujące fotografie z wielu miejsc, z wielu instytucji oraz od rodzin autorów. Jakby jednak nie patrzeć, ta wystawa jest wystawą towarzyszącą głównemu biennalowemu nurtowi i nie ona zadecyduje o ogólnej ocenie Biennale. Na tę najsilniejszy wpływ będą miały wystawy w Arsenale oraz w Starym Browarze. Po pierwszym wejrzeniu odczuwam pewien niedosyt, chociaż – zastrzegam – muszę wszystko obejrzeć jeszcze raz. W piątek nie widziałem zresztą wszystkich wystaw, np. w Ego.
54
Nie udało mi się, niestety dotąd – jak planowałem – pojechać ani do Łodzi na Fotofestiwal, ani do Krakowa na Miesiąc Fotografii, mimo, że na tym ostatnim Wojtek Wilczyk pokazuje wystawę Eryka, a Moho Gallery w ramach programu off, „Stoły wernisażowe” mojej córki. Nadrobimy wszystkie zaległości – planujemy we wtorek i środę odwiedzić Kraków i Łódź. Teraz parę słów o „Topografii niepamięci, czyli o zapomnianych i zapuszczonych wiejskich dworach wielkopolskich”. Najważniejsze to to, że polubiłem ten temat!, a nawet dostrzegłem w nim głębszy sens. Postanowiłem pracować dalej, po to, żeby za rok, dwa wydać piękny album z zapomnianymi dworami. To fascynujący temat – podobnie jak wcześniej wiejskie zabudowania gospodarskie i mieszkalne. Za parę dni dopiero „KF” będzie w Empikach, a my już prawie mamy materiały na następny numer. Ola strasznie mocno zaangażowała się w „KF”, co mnie cieszy niezmiernie. Jej młodzieńcze spojrzenie na fotografię połączone z moim, raczej konserwatywnym, tworzy dobre połączenie – każdy czytelnik, mam nadzieję, znajdzie w piśmie coś dla siebie – i ten szukający nowoczesności, i ten lubiący klasykę. Tak, czy inaczej bardzo się cieszę, że na Biennale w Poznaniu udało się wydać i 29 numer „KF”, i książkę „Oblicza fotografii” Krzysztofa Jureckiego. poniedziałek, 18 maja 2009 Uprzejmie donoszę, że w ostatnich tygodniach publikacje Wydawnictwa Kropka otrzymały nagrody: okładka numeru 26/27 „Kwartalnika Fotografia” otrzymała III miejsce w kategorii czasopism branżowych na GrandFroncie 2008, natomiast „Cisza” mojego autorstwa dostała jedno z dwóch wyróżnień na ogólnopolskim konkursie na fotograficzną publikację roku 2008 ogłoszonym przez krakowską księgarnię fotograficzną f5. Przypomnę tylko, że „Ciszę” projektował
55
Tomek Wojciechowski, natomiast projekt nagrodzonej okładki „KF” jest moim dziełem. Nagrody to tylko nagrody, nie należy do nich przykładać zbyt wielkiej wagi, ale oczywiście cieszą. W czasach, gdy czytelnicy uciekają do Internetu, jedyną szansą dla medium drukowanego (czasopisma czy książki) staje się unikalny, wyszukany projekt, postać graficzna (design). Ten składnik publikacji – obok oczywiście zawartości merytorycznej, czyli słowa i obrazu – musi stanowić „wartość dodaną”, za którą czytelnik chętnie zapłaci. Rozumie to „mój” grafik-projektant, czyli Tomek Wojciechowski, co wypełnia mnie nieopisaną wręcz radością, ponieważ mam nadzieję na wydanie w przyszłości wielu, wielu pięknych książek. piątek, 31 lipca 2009 Dawno tu nic nie napisałem. Powód? Praca, praca i jeszcze raz praca. Oprócz zawodowej – czyli cotygodniowego redagowania „Wiadomości Wrzesińskich” i prowadzenia około 30-osobowej firmy, czyli Wydawnictwa Kropka – mam na głowie sprawy fotograficzne. To nie tylko „Kwartalnik Fotografia”, ale również książki, wystawy i katalogi. Na twórczość własną nie ma czasu zupełnie, mimo wejścia Polski do Unii i w ogóle – do świata kapitalistycznego – nie słychać, żeby doba zaczęła mieć chociaż 26 godzin. Najwięcej czasu w ostatnich tygodniach zajęło mi zbieranie informacji do pierwszego rozdziału książki o Eryku, pisałem o Jego dzieciństwie, wczesnej młodości i początkach fotografowania. Odbyłem dziesiątki spotkań z ówczesnymi przyjaciółmi Irka, rodziną i znajomymi. I w końcu napisałem ten rozdział – wersji było co najmniej dziesięć, ale ta ostateczna, która znajdzie się w książce, jest z pewnością najlepsza. Do tej pory najczęściej byłem sobie sam redaktorem, więc pisałem i robiłem sobie z każdym nieomal moim tekstem to, co chciałem, natomiast tym razem miałem nad sobą wyższą instancję – redaktora. I bardzo dobrze! Kiedy coś piszesz, nie masz dystansu do swoich wytworów – nie widzisz błędów, które popełniasz, tak jak w swoim dziecku – widzisz tylko zalety. A taki ktoś z
56
zewnątrz, ktoś, kto chce, żeby Twój tekst był jak najlepszy i pasował do reszty publikacji, to prawdziwy skarb. Cieszę się, że właśnie Macieja Szymanowicza poprosiłem o objęcie redakcji tej książki. To człowiek niezwykle skrupulatny, prawdziwy naukowiec, po dobrej szkole, który nie puści żadnej lipy, żadnego nieuzasadnionego stwierdzenia. Dzięki niemu ta książka będzie naprawdę dobra! Pisanie o Eryku, zgłębianie Jego biografii i twórczości było też dla mnie niezwykłą przygodą poznawczo-intelektualną i – nie ukrywam tego – również emocjonalną. Dowiedziałem się o Nim bardzo wielu rzeczy nowych, takich o których wcześniej nie miałem pojęcia. Eryk był skryty, bardzo skryty, niewiele mówił o sobie, robił, ale nie mówił o tym. Będąc teraz tak blisko Niego mam wrażenie, że nigdy wcześniej nie byłem tak blisko. W czasie pisania tego rozdziału Eryk śnił mi się trzy razy. Na początku, a nie był to przyjemny sen, Eryk wrócił do redakcji i po wymianie z kolegami (głównie z Tomkiem Małeckim, dziennikarzem „WW”) zwyczajowych i serdecznych uśmiechów, do mnie zwrócił się z twarzą pełną dezaprobaty i wręcz wyrzutów – zrozumiałem, że robię coś nie tak. Po tygodniu czy dwóch śnił mi się Eryk miły wyluzowany, grający na perkusji – wówczas mój tekst był już prawie skończony, gruntownie przeredagowany. Odebrałem to jako aprobatę Eryka. Kiedy rozdział przybrał postać ostateczną Eryk nawiedził mnie sennie jako szczęśliwy człowiek, objął mnie i wyściskał. Nie muszę pisać, że też poczułem się jak w niebie. A potem (wernisaż 24.07.2009) w Muzeum Regionalnym we Wrześni przygotowałem wystawę „Ireneusz Zjeżdżałka, prace w kolorze. W pierwszą rocznicę śmierci – przyjaciele” oraz 50-stronicowy katalog. Znalazły się w nim wspomnienia Bartka Smoczyńskiego, z którym Eryk przyjaźnił się w dzieciństwie i we wczesnej młodości, Treny Bartka Myszkiewicza, z którym w latach 90. Eryk tworzył m.in. punkowy „Gnój jak chuj”. Znalazły się tam również opowieści Żołnierza (Artura Pruchniewicza) z hip hopowego Desantu WRZ, z którym Eryk nagrywał jedną z ich płyt oraz moja „próba bilansu” postaci Zjeżdżałki dla Wrześni. Na ścianach sali wystaw czasowych wisiały kolory
57
Eryka z lat 2005-2006 (cykl, którego nie nazwał), a na dwóch ekranach leciały dwie projekcje: Leśna impresja z 1995 (slajdy z muzyką Toma Petty’ego) oraz slajdszoł z najważniejszych czarno-białych cykli Eryka, a jako warstwa dźwiękowa rozmowa z Erykiem Hanny Marii Gizy z radiowej Dwójki. Zarówno muzykę do pierwszej projekcji, jak i dźwięk do drugiej można było usłyszeć po założeniu słuchawek (burmistrz Wrześni kupił specjalnie na tę wystawę 6 słuchawek bezprzewodowych), natomiast w całej sali odtwarzana była muzyka, jaką lubił Eryk, m.in. Desantu WRZ i rosyjskiej formacji „Leningrad”. Mam nadzieję, że Eryk zaakceptowałby tę wystawę i katalog. Były łzy rodziny i przyjaciół Eryka, ja też uroniłem coś tam jak Bartek Myszkiewicz na początek wernisażu zaśpiewał i zagrał na gitarze przejmujący utwór, jaki stworzył po śmierci Przyjaciela. Eryk był dla bardzo wielu osób postacią ważną, ba – wyjątkową, wywierającą wpływ, odciskającą piętno, jak to się banalnie stwierdza, i tak dalej, i tak dalej... Nie uspokoiłem się jeszcze na dobre po wystawie, a tu już przyszło zacząć robić skład „Kwartalnika Fotografia”. Na szczęście, łącznie z korektami i tłumaczeniami poszło na tyle sprawnie, że od wczoraj trwa już druk. Wszystko dzięki Oli Śliwczyńskiej-Kupidura, która jest sekretarzem redakcji. W sprzedaży nowy, 30. już numer, ma ukazać się pod koniec sierpnia. Chcemy jeszcze dać trochę czasu na sprzedanie się numerowi 29. Tęsknię za ciemnią. Cieszę się latem, upałem, słońcem, długimi dniami i wieczorami, kąpielami w basenie ogrodowym, biesiadami na wolnym powietrzu, przejażdżkami rowerowymi – ale zbieram siły na jesień i zimę, kiedy znowu, w towarzystwie radiowej Trójki oraz jazzu na CD, posiedzę sobie w ciemni. Latem prawie nie fotografuję, bo słońce, bo liście, bo „trzeba korzystać z lata”. Fotografia zaczyna się dla mnie jesienią i zimą, trwa do wiosny. Pomyślałem sobie, że żal mi tych młodych fotografów, wychowanych na cyfrze. Nie wiedzą, ile przyjemności może dać naświetlanie negatywów, wywoływanie i suszenie odbitek, przycinanie, oprawia-
58
nie, archiwizowanie. Nie poznają zapachu chemikaliów, nie posiedzą w samotności, ciszy i skupieniu w ciemni. Nie chcę deprecjonować epoki cyfrowej, cieszę się, że dane mi było startować w analogu. poniedziałek, 5 października 2009 Udało się. Książka-monografia Eryka ukazała się na początku września, czyli na wernisażu w CK Zamek. Na zakończenie swojego wystąpienia pierwsze egzemplarze wręczyłem żonie Eryka, rodzicom i siostrze oraz Maciejowi Szymanowiczowi. Były łzy i wzruszenie... A wystawa piękna! Tak jak przy książce, Maciej stanął na wysokości zadania. To super gość. Pokazał dużo – na dwóch salach – w marmurowej (najlepsze rzeczy czarno-białe) oraz w pf-ie – kolory. I mimo tego, że było dużo, to nie zanudził. Świetna prezentacja – można było naprawdę zorientować się, jakim fotografem był Eryk, czego dokonał i... jaki był pracowity, a jednocześnie poszukujący i różnorodny. Zobaczyłem też dyptyki, których wcześniej nie znałem, to odkrycie Macieja, bardzo interesujące. Cieszę się, że nasza książka dobrze wpisała się w wystawę, że była jej dopełnieniem. Im dłużej od śmierci Eryka, tym mam większy szacunek dla jego dokonań i ciągle to we mnie rośnie i rośnie. Po wydaniu książki, a wcześniej po zrobieniu Mu we Wrześni wystawy w pierwszą rocznicę śmierci, boję się „odfajkowania tematu Zjeżdżałki”, zrobiłem co należało i tyle. I koniec. Zjeżdżałki już nie ma i nie będzie. Władek Nielipiński z Biblioteki Wojewódzkiej zaproponował, żeby główna nagroda międzynarodowego konkursu fotograficznego „Dziecko w obiektywie” nosiła imię Ireneusza Zjeżdżałki, co miałoby go zawsze przypominać. To miłe z jego strony, Ania Zjeżdżałkowa zgodziła się. Ja jednak myślę co dalej, co jeszcze można zrobić „w temacie Eryk”. Wspólnie z Anią rozmawialiśmy o tym, żeby za jakiś czas zrobić wystawę „Portrety Zjeżdżałki”, bo w sumie to dość mało znany, a interesujący fragment jego działalności twórczej. Problem stanowi to, że nie ma zbyt wielu jego odbitek autorskich... Pewnie, że można dorobić, ale to już nie to samo.
59
środa, 14 października 2009 Gdyby Eryk żył, to dzisiaj obchodziłby 37. urodziny. Nie wiem, czy z tej okazji, czy bez okazji odwiedziły mnie dzisiaj w redakcji trzy panie: Ania i Idalka Zjeżdżałka oraz Justyna Konieczna de domo Zjeżdżałka. Wręczyły mi przepyszne czekoladki oraz butelczynę Borowiczki, „bo pewnie Eryk chętnie wypiłby ją z Panem” – powiedziała Ania. Wszystkie te wspaniałości dostałem „za wszystko co Pan zrobił i robi dla Eryka”. A ja na to – Wypełniam tylko moją powinność. Bo rzeczywiście tak to traktuję. On na moim miejscu zrobiłby to samo. Rodzina Eryka sprawiła mi ogromną przyjemność. Potem byłem na cmentarzu, tuż przed nocą, zupełnie sam, bo deszcz zacinał niemiłosiernie i wiało jak na morzu. Nie mogłem zapalić mu świeczki, bo wszyscy sprzedawcy kwiatów i zniczy pozamykali budy i pouciekali do domów. Ale znicze i tak Eryk miał, więcej niż zwykle, wiadomo – urodziny. Jego ojciec postanowił, że póki on będzie żył i będzie mógł przychodzić na cmentarz, na tym grobie nigdy nie zagaśnie ogień. Ryszard (tak ma na imię) jest tam codziennie, może częściej niż raz dziennie. I nadal płacze, kiedy się czasem spotkamy. Imię Eryka będzie miała nagroda główna konkursu fotograficznego, jaki organizuje Biblioteka Wojewódzka w Poznaniu. To pomysł 18 Władka Nielipińskiego , niestrudzonego animatora fotografii, pracującego w tej instytucji. Pojutrze, w piątek, 16 października na wernisażu tegorocznej edycji tego konkursu Ania otrzyma od dyrektorki Biblioteki stosowny Akt nadania imienia konkursowi, ja mam wygłosić coś w rodzaju „laudacji” na temat patrona.
18
Autorem pomysłu jest piszący te słowa, czyli K. Sz. Mówiąc krótko, wpadłem na ten pomysł po rozmowach z Władkiem Nielipińskim o konkursie fotograficznym „Moja Wielkopolska” i mającym powstać na jego bazie Festiwalu Fotografii. Potem mu go po prostu przekazałem. Władek Nielipiński, jako świetny organizator i animator działań okołofotograficznych, szybko załapał ideę mojego pomysłu i skutecznie wcielił ją w życie.
60
Aura dzisiaj zupełnie zwariowała. Warszawę zasypał śnieg, tak jak Zakopane, a w Elblągu powódź – dzień, kiedy Eryk umierał też był inny niż zwykle, gwałtowne wichury, deszcz, powalone drzewa... Pomyślałem sobie dzisiaj, że nie wiem jak bym żył, gdybym stracił najbliższych, chyba zszedłbym na złą drogę, bo przecież byłby to widomy i bolesny dowód na to, że dobra nie ma... piątek, 23 października 2009 Konkurs fotograficzny „Moja Wielkopolska” ma już imię Ireneusza Zjeżdżałki, a ja mam pierwszą książkę o sobie, której sam sobie nie wydałem. Jest to niewielka broszurka wydana przez Bibliotekę Wojewódzką w Poznaniu pt. „Obrazy z przypomnienia”; jest to obszerna rozmowa ze mną Krzysztofa Szymoniaka. Jak zapowiedział Władek Nielipiński z Biblioteki, ma to być pierwszy zeszyt z nowej serii wydawniczej, w której mają znaleźć się rozmowy z wielkopolskimi fotografami. Chociaż nakład niewielki (takie czasy, a i nazwisko nie takie), to jednak się cieszę. Doszło przynajmniej do zapisu jakieś części mojej świadomości fotograficznej. Kiedy dzisiaj po paru miesiącach od tamtej parogodzinnej rozmowy z Krzysztofem czytam, co wtedy powiedziałem, to miałbym ochotę w niektórych miejscach coś zmienić, uzupełnić, rozszerzyć, ale to chyba normalne. Poza tym, niech zostanie tak jak jest. Wtedy tak się wypowiedziałem. I koniec. środa, 11 listopada 2009 ...i doszedłem do wniosku, że 90% powiększeń jakie wykonałem, zwłaszcza na fomie, nadaje się do kosza. Cienie zabite, mało mięcha. Fotki na ilfordzie są znacznie lepsze, dlatego postanowiłem dać sobie spokój z czeskim papierem i robić mniej a dobrze. Szkoda czasu, pieniędzy i... straconych nadziei na dobrą odbitkę. Ach, ten zapach chemikaliów, samotność w „ciemnicy”, muzyka, radiowa Trójka, suszenie na szybie, wycinanie, docinanie, oprawia-
61
nie... Ludzie ery cyfrowej nie wiedzą co tracą (takie same myśli ma Andrzej Jerzy Lech, pewnie nie tylko on). Zaraz kawa, a potem wio, w puste świąteczne miasto w poszukiwaniu kadrów, potem ciemnia, do wieczora... Jutro zaczynamy druk 31 numeru „KF”. Za niecałe 2 tygodnie pierwsze egzemplarze trafią do prenumeratorów, a krótko potem do Empików i innych miejsc sprzedaży. Moim zdaniem będzie to dobry numer, a okładka z pewnością Was zaskoczy. Teraz mogę powiedzieć tylko tyle, że znalazła się na niej pewna cyfrowa panorama rodem z Chin. Przyjrzyjcie się jej z bliska! Będzie też płyta dvd z prezentacją poznańskiej ASP. W przyszłym roku „KF” będzie obchodził 10-lecie, tak, tak – pierwszy numer ukazał się w maju 2000 roku na otwarciu bodajże drugiego poznańskiego biennale fotografii. Zastanawiam się, jak uczcić ten jubileusz, będę wdzięczny za wszelkie podpowiedzi. Może dobrze byłoby wydać jakiś odlotowy album?, a może coś innego? środa, 2 grudnia 2009 Przede wszystkim, dobra wiadomość dla prenumeratorów, rozpoczęliśmy wysyłkę nowego, 32. numeru „Kwartalnika Fotografia”, do Empików i pozostałych punktów sprzedaży nasze czasopismo trafi nie wcześniej niż za tydzień-dwa, niestety szybciej się nie da... Byłem w poniedziałek w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu, w galerii 2piR, gdzie odbył się wernisaż projektu Ewy Łowżył zatytułowanego „Poznań – Plemiona”, czy jakoś tak podobnie. Była to projekcja z dwóch rzutników na dwa ekrany, a pośrodku stało stanowisko DJ-a z głośnikami obok ekranów. DJ „grał” na żywo, a z rzutników leciały obrazy – na prawym zwyczajne, frontalne portrety z umieszczonym centralnie modelem w półzbliżeniu (jak mówią filmowcy – popiersie), czyli tak mniej więcej górna połowa ciała, na tym samym neutralnym tle. Być może wszyscy ludzie zostali sfotografowani w tym samym studio, a być może gdzieś na ulicy w zaimprowizowanym studio, bo światło wy-
62
dawało się być bardzo naturalne. Wszystkie sfotografowane osoby zostały podzielone na „plemiona”, np. prawników, artystów, urzędników, itd. Lewy ekran pokazywał detale związane z osobami akurat wyświetlanymi na prawym, „dopowiadając” i uszczegóławiając jak gdyby opis atrybutów danego plemienia. Nie dane mi było niestety wysłuchać objaśnień autorki o co jej chodziło, dlaczego podzieliła mieszkańców Poznania na „plemiona” (jak zwał tak zwał – chodzi o grupy społeczne), na co chciała swoją realizacją zwrócić naszą uwagę? Że tak jak ludy pierwotne także my, dzisiejsi przedstawiciele najlepszej z możliwych cywilizacji zachodniej, nadal – poprzez specjalne znaki-symbole właściwe ubraniom i ozdobom danej grupy kulturowej – czujemy silną potrzebę komunikowania także swoim wyglądem przynależności do tej właśnie grupy, czyli „plemienia”? Jeśli tak, to rzeczywiście młodej artystce cel udało się zrealizować. Dzień później w tej samej szkole, ale piętro niżej odbył się kolejny wernisaż, tym razem fotografii Mariusza Foreckiego, nie pamiętam niestety w tej chwili tytułu wystawy (coś niedobrze z moją pamięcią!), ale cykl jest pewną subiektywną wizją przemian Polski w dwudziestoleciu 1989-2009. Mariusz wydał niedawno piękną książkęalbum ze swoimi fotografiami zatytułowaną „From the Poland” i prawie wszystkie (a może nawet wszystkie?) fotografie z tego wydawnictwa znajdują się na wystawie w WSNHiD. W książce jest oczywiście więcej niż na wystawie. Recenzja tej publikacji znajdzie się w następnym numerze „Kwartalnika”, ale przyznam, że mam pewne problemy z interpretacją tego zestawu. Z jednej strony w fotkach widać zacięcie prawdziwego zawodowca, fotoreportera, który lubi być w oku cyklonu wydarzeń, lubi czuć na sobie oddech, a nawet... ślinę bohaterów swoich reportaży, a z drugiej, silna jest u niego potrzeba tworzenia nasyconych znaczeniami „obrazów”, których siła tkwi też w klasycznie rozumianej urodzie, estetyce. Forecki nadal tkwi więc w tradycji fotoreportażu spod znaku Weegee, Magnum. Podkreśla to też pozostając wiernym fotografii czarno-białej. W niektórych zdjęciach pojawia się też pewna nutka ironii, a nawet sarkazmu wobec fotografowanych ludzi, wobec ich dziwnych działań. Może jednak jest to uzasadnione, ponieważ pokazuje złożoność i niejednorodność naszego życia. Ten zestaw mówi jednak sporo o
63
naszym „nowym” dwudziestoleciu, podobnie jak „Teraz Polska” Witolda Krassowskiego o pierwszym, jeszcze bardziej „cyrkowym” dziesięcioleciu. Kuratorem obu wystaw jest Monika Piotrowska, dobry duch poznańskiego środowiska fotograficznego, organizatorka Festiwalu Fotodokumentu i szefowa Pro Fotografii. Zakończyło się – w poniedziałek, „decyduje data stempla pocztowego, spóźnienie się choćby o godzinę będzie skutkowało zwróceniem wniosku bez rozpatrywania z powodu błędów formalnych” – składanie wniosków o dofinansowanie czasopism kulturalnych do Ministra Kultury, a właściwie do Instytutu Książki w Krakowie, któremu MKiDN zleciło przeprowadzenie konkursu na to, kto jest godzien dostać datek, a kto absolutnie nie. „Kwartalnik Fotografia” oczywiście też wyciągnął rękę po mamonę, chociaż bez wielkich nadziei na sukces. Całą stertę papierów zdołaliśmy skompletować i wysłać dopiero po południu w poniedziałek, więc jeśli państwowa Poczta Polska nie zdążyła przystawić swojej pieczęci w poniedziałek i uczyniła to dopiero nazajutrz, to już dupa – błąd formalny, czyli grzech śmiertelny i potępienie, jeśli nie wieczne, to przynajmniej półroczne, bo następny „nabór wniosków”, niczym wojskowa wstawka, jakoś tak koło kwietnia. No, ale przy nadziei mimo wszystko jesteśmy. W poprzednim rozdaniu podzieliliśmy los trzech czwartych wydawców pism kulturalnych, którzy okazali się półkretynami, co to wniosku nie potrafią bez błędów formalnych sporządzić i dostaliśmy figę z makiem. Bo trzeba wiedzieć, że kiedyś w regulaminie tej całej hecy był punkt mówiący o tym, że (cytuję z pamięci) „w przypadku stwierdzenia błędów formalnych autorzy wniosków zostaną o tym poinformowani i zostaną wezwani do poprawienia tych błędów w terminie...”, teraz natomiast nie ma już takiego punktu – nikt nie będzie nikogo prosił, aby napisał wniosek bezbłędnie. Odeśle się klienta z kwitkiem i tyle, niech się matoł uczy wypełniać formularze... ma przecież nawet na stronie internetowej instrukcję obsługi formularza, a nawet (to już przecież szczyt dobroci urzędniczej) przykładowy wniosek. „Decyzja komisji (jakiejś tam – „sterującej”, czy „wiosłującej”) jest ostateczna, nie ma możliwości wnoszenia żadnych odwołań!”. Nie, bo nie.
64
Szanowni Państwo – stwierdzam kategorycznie i najzupełniej poważnie: to wszystko jest upokarzające! A miało być inaczej. Czy Minister Zdrojewski zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę? Wątpię. Jestem małym wydawcą, zarabiającym na życie wydawaniem niewielkich „Wiadomości Wrzesińskich” i niewielką (choć nowoczesną) drukarenką. Te dwie aktywności pozwalają mi przeznaczać część zarobionych pieniędzy na niszowe pismo artystyczne. Dotacja ministerialna nie ma zasadniczego wpływu na finanse „KF”-u, zmniejsza jedynie deficyt, ale przecież nie w sposób znaczący. Ma dla mnie wymiar bardziej psychiczny niż ekonomiczny – otrzymanie dotacji pozwala mi wierzyć w to, że moje państwo dostrzega sens w moich usiłowaniach wydawniczych, że mówi mi „rób to dalej, bo warto”, ale co mam czuć kiedy otrzymam pisemko od jakiejś pani z Krakowa, że „z powodu błędów formalnych...”? Ja oczywiście dam sobie radę bez tych wszystkich ministerstw i komisji europejskich, komitetów sterujących, wiosłujących razem wziętych i nadal będę wydawał „Kwartalnik Fotografia”, bo chcę. Ale mi będzie głupio, jak jednak jakimś cudem dostanę dotację z MKiDN... wtorek, 23 lutego 2010 Hurra! Dostaliśmy dofinansowanie! Wesoły nam dziś dzień nastał – „Kwartalnik Fotografia” znalazł się na liście tytułów dofinansowanych przez Ministerstwo! Kocham to Ministerstwo! To nic, że nie otrzymamy całej kwoty o jaką wnioskowaliśmy, ważne, że chociaż coś dostaniemy, bo pozwala nam to nadal wierzyć w to, że „KF” jest potrzebny, że „nawet” Ministerstwo uznało, że należy je wesprzeć. Jutro-pojutrze zaczynamy druk nowego numeru, a w nim m.in. płyta DVD z filmem Darii Kołackiej. Z tego wszystkiego znalazłem się w tak dobrym nastroju, że chyba po wino polecę i... do ciemni! Ostatnio
65
rośnie we mnie ogromna ochota na „stary, dobry” pejzaż – z drzewkami, roślinkami, wodą, ziemią, chmurkami... i to najlepiej w formacie panoramicznym. À propos panoram... dwie wieści. Otóż, dwaj nasi dobrzy znajomi – Bogdan Konopka oraz Andrzej Jerzy Lech, znani dotąd z dużych, ale standardowych formatów, czyli od 6x9, poprzez 4x5 do 8x10 cala, też zainteresowali się formatem panoramicznym. Bogdan zdejmuje świat przy pomocy panoramicznej kamery otworkowej na film 120, natomiast Andrzej ma prawdziwe monstrum, nie pamiętam dokładnie jaki ma format negatywu, ale na dłuższym boku jakieś 60 cm! Premiera, światowa rzec można, otworkowych panoram Konopki nastąpi 13 maja br. we Wrześni, kiedy w Muzeum Regionalnym im. Dzieci Wrzesińskich otwarta zostanie wystawa „Września na fotografiach Bogdana Konopki” (w 2009 Bogdan dwukrotnie fotografował tu na zlecenie miasta), natomiast Lecha – jesienią w Galerii Pusta w Katowicach (o ile jej do tego czasu nie zamkną, bo słyszałem, że Katowice chcą stawiać na muzykę kosztem plastyki...). Panoramy Bogdana już widziałem, mam je w domu i mogę powiedzieć, że są zaskakujące, nie są typowe dla tego autora, natomiast panoramy Andrzeja znam wyrywkowo tylko w postaci internetowej. Na pewno wybiorę się do Katowic, ponieważ odbitki stykowe z tak wielkiego negatywu muszą być niesamowite! Kurcze – cieszę się z tego dofinansowania! poniedziałek, 1 listopada 2010 Krzysztof Jurecki odszedł z „Kwartalnika Fotografia”. Na swoim blogu Krzysztof informuje, że zakończył współpracę z „KF”, a także podaje powody, dlaczego to zrobił. Napisałem co nieco w komentarzach pod tym wpisem. Potem wywiązała się mała dyskusja, ale ja już w niej nie uczestniczę, bo najnormalniej w świecie – szkoda mi czasu na takie dywagacje. Jeśli kogoś to interesuje, to proszę o przeniesienie się na tamtego bloga – Jurecki foto.
66
wtorek, 7 grudnia 2010 Ostatnie dni przygotowań do składu następnego numeru „KF” (35). Najnowszy numer „Kwartalnika Fotografia” będzie nieco inny niż dotychczasowe, a to przede wszystkim dzięki temu, że będzie miał pewien temat przewodni, realizowany kilkoma artykułami. Oprócz tego Czytelnik znajdzie w nim wszystkie znane już wcześniej rubryki stałe, takie jak prezentacje twórczości paru autorów, sprawozdania z festiwali fotograficznych, recenzje książek i albumów fotograficznych, a także Portfolio Młodych i kronika wydarzeń. Nie zdradzę na razie, co jest tematem przewodnim, bo ma to być niespodzianka pod choinkę – zapewniam, że będzie co oglądać i co czytać. Będzie też – na płycie DVD obszerna prezentacja „Kwartalnika Fotografia”, która oprócz podstawowych informacji o piśmie przypomni już ponad 10-letnią jego historię. Jutro zaczynamy skład, a w Empikach „KF” powinien pojawić się jeszcze przed świętami, w najgorszym razie między świętami a Nowym Rokiem. Pośpiech wynika m.in. z nowych przepisów o VAT, które od lutego kończą możliwość stosowania zerowej stawki VAT na czasopisma specjalistyczne. W związku z tym ze sprzedaży będą wycofywane w lutym wszystkie czasopisma z zerową stawką. Takie niestety są realia. Okres przejściowy kończy się, zdaje się, z końcem lutego i wtedy nr 35 zniknie z punktów sprzedaży. Nr 36 „Fotografii” powinien zatem ukazać się na początku marca... Kiedy my to wszystko zrobimy? niedziela, 9 stycznia 2011 A 35 numer „Kwartalnika Fotografia” już w sprzedaży, trafił tam jeszcze w starym roku, żeby znaleźć się na inwenturze „za stary rok” sprzedawców, bo tylko czasopisma i książki z zerową stawką VAT, które dystrybutorzy otrzymali w starym roku można w „okresie przejściowym”, czyli w styczniu i lutym 2011, sprzedawać nadal z zerową stawką VAT. Jak wszyscy wiemy, od 1 stycznia 2011 na książki i czasopisma specjalistyczne nałożono VAT. 1 marca zatem
67
nie będzie już w sprzedaży „Kwartalnika”, musi być wycofany z półek księgarń. Unia tak kazała polskiemu rządowi. I tyle. Znowu złożyliśmy, jeszcze w listopadzie, wniosek o dofinansowanie wydawania „KF” w 2011. Nie wiemy jeszcze, czy nam coś skapnie, czy nie, ale najpierw musimy rozliczyć dotację, jaką otrzymaliśmy na 2010. A nie będzie łatwo rozliczyć, ponieważ zasady, według których to się odbywa są dla wydawców bardzo surowe. Wydaje się, że powinno być tak: pokażcie rachunki, czy wydaliście forsę na to, na co wam daliśmy. To niestety nie wystarczy. Urzędnicy są tacy „szprytni”, że po pierwsze – to, co dali to kwoty brutto, więc trzeba im oddać VAT; po drugie – trzeba im oddać odsetki bankowe, jakie urosły na specjalnym koncie (kazali założyć), gdzie wolno było trzymać forsę z dotacji; po trzecie – aby rozliczyć dotację trzeba jeszcze wyspowiadać się co do grosza z innych wydatków związanych z „realizacją zadania”, bowiem oni dali, tak jest w naszym przypadku, 18,7% całości, jakie we wniosku deklarowaliśmy, że wydamy, więc oni muszą to sprawdzić. Jeśli np. byliśmy oszczędni (biedny musi być oszczędny) i wydaliśmy mniej, bo np. udało nam się pozyskać jakiś materiał za darmo lub np. mniej wydaliśmy na promocję pisma, to wówczas oni nam wszystko podsumują i powiedzą – oddajcie nam część dotacji, bo całość zadania była tańsza... Nieważne, że wydaliśmy pieniądze zgodnie z przeznaczeniem, całość była tańsza, więc sorry – oddawać. Ważne są procenty. One są święte i nietykalne... A ile z tym wszystkim jest papierkowej roboty... i na etapie wniosku i na etapie rozliczenia... odechciewa się wszystkiego. Wydawnictwo Kropka to malutkie wydawnictwo, które nie ma ludzi tylko do tego celu, wszystko na dobrą sprawę robimy sami, czyli Ola i ja, z pomocą mojej żony i księgowych. Ale często też nie wiemy, co wpisać w jakąś rubryczkę, czy w jakiś wymyślny formularz. Mówię Wam, Kochani Czytelnicy, wszystkiego się odechciewa... poniedziałek, 7 marca 2011 Ani złotówki na „Kwartalnik Fotografia” od Ministerstwa. Na liście czasopism dofinansowanych w 2011 przez Ministerstwo Kultury nie
68
ma „KF”-u. Wyniki są takie: pozytywnie rozpatrzono wnioski 47 czasopism, negatywnie 89 (uzyskały za mało punktów, „KF” np. uzbierał tych punktów 70, a potrzeba było 77), a z powodu błędów formalnych odrzucono 16 próśb. Jestem w tej chwili mocno wzburzony, dlatego mocno pilnuję się, żeby nie palnąć czegoś za co będę musiał tłumaczyć się przed sądem powszechnym. Mamy teraz takie czasy, że wszyscy stali się bardzo obrażalscy... Pierwszym impulsem, jest machnięcie ręką i stwierdzenie – zamykam „KF”! Nie jest potrzebny, przynajmniej tak uważają ministerialni eksperci. No trudno, pewnie mają rację. Jedenasty rok istnienia, setki tysięcy wpompowane w tytuł i co, tyle pracy – autorów, mojej córki, mojej. Na złotówki tej pracy się nie przełoży. Ile lat jeszcze potrzeba, żeby w końcu powiedzieć – dość? Co jeszcze musi się zdarzyć, żeby tak postanowić? Zupełnie poważnie – nie wiem jeszcze, co będzie... wtorek, 15 marca 2011 Nowy numer „KF” – maj/czerwiec. Po burzliwej naradzie postanowiliśmy, że następny numer „Kwartalnika Fotografia” ukaże się na przełomie maja i czerwca. Będzie zawierał m.in. świeżutkie omówienia Fotofestiwalu w Łodzi, Miesiąca Fotografii w Krakowie oraz innych polskich i zagranicznych wydarzeń. Będzie też jak zwykle, kilka prezentacji i omówień twórczości świetnych fotografów. środa, 6 lipca 2011 Numer 36 „Kwartalnika Fotografia” nareszcie w druku. Miło mi donieść Państwu, że kolejny numer naszego pisma jest już drukowany! Łatwo nie było, bo jeszcze dzisiaj załatwialiśmy fotki do jednego tekstu, szlifowaliśmy niemal do samego końca artykuły (czyli do wysłania do naświetlenia płyt), ale ostatecznie – chyba jest nieźle... uff... co za ulga... i co za oczekiwanie na końcowy efekt. Jak to dobrze, że mamy własną drukarnię i nie chodzi tu o to, że mamy tańszy druk, ale przede wszystkim o to, że możemy na bieżąco, kartka po kartce, śledzić druk, możemy przy tym być. Zawsze zależało
69
nam na tym, żeby „KF” był dobrze wydrukowany, żeby zadowoleni byli i autorzy publikowanych zdjęć (Vladimir Birgus napisał kiedyś na jednym z egzemplarzy „KF”, że (cytuję z pamięci) – „najlepsi vytiskany moi fotografii”, czyli – nikt mnie tak dobrze nie wydrukował jak Kropka. Potem różnie bywało z jakością druku – jak Eryka zabrakło, który wszystkiego doglądał, to nie zawsze wszystko było okej, bo ja nie zawsze miałem czas, aby wszystkiego dopilnować. Ale już teraz uparłem się – druk ma być „perfektni”. Niech ukaże się tydzień później, ale niech będzie najlepiej jak może być... A jaki jest merytorycznie? Myślę, że bardzo dobry! Mnóstwo bardzo dobrej fotografii i świetnych tekstów. Myślę, że skonsumowanie całości nasyci każdego Czytelnika, zapewni mu poczucie sytości na kilka miesięcy – bo następny numer planujemy wydać w listopadzie. Zmniejszamy częstotliwość z powodów finansowych – przypominam, że MKiDN w tym roku nie przyznało nam ani zeta. Nie zamierzamy jednak poddać się i... walczymy nadal, a nawet planujemy rozwój. W jakim kierunku? – na razie – cicho sza! Na pewno nie znikniemy. środa, 10 sierpnia 2011 Zapraszam na łamy „Kwartalnika Fotografia”. Czytelnicy mojego bloga są pierwszymi, którzy dowiadują się o dwóch moich pomysłach, które chcę zrealizować w najbliższych numerach „KF”: 1. Jeden z najbliższych numerów „KF” jako temat przewodni będzie miał hasło: „Bieda – bogactwo, biedni – bogaci”. I biedę i bogactwo chcemy rozumieć szeroko, nie tylko dosłownie, czyli w sensie materialnym, ale też metaforycznie jako biedę i bogactwo duchowe. Patrząc na historię fotografii można odnieść wrażenie, że bieda była tematem podejmowanym przez fotografów i częściej, i chętniej niż bogactwo, chociaż bieda i bogactwo to dwa bieguny tej samej rzeczywistości. Oba światy, każdy na swój sposób inaczej, są hermetyczne: i bogaci, i biedni izolują się od reszty społeczeństwa – każdy z innych powodów. Bieda i bogactwo, biedni i bogaci – jedni i drudzy mają też swoją ideologię, która usprawiedliwia i uzasadnia ten stan. Funkcjonują różne obrazy rzeczywistości, zarówno biednych, jak i bogatych. Jednym ze stereotypów jest np. uznawanie biednych
70
za dobrych, a bogatych za złych, chociaż wszyscy zgadzamy się z tym, że jest to pewne uproszczenie. Tak czy inaczej, chciałbym, abyśmy poprzez różne podejścia do problemu spróbowali w „KF” pochylić się nad zarysowaną problematyką. Proszę o propozycje tekstów i zdjęć. Adres: w.sliwczynski@fotografia.net.pl lub redakcja@fotografia.net.pl. 2. 11.11.11. Sześć jedynek to zjawisko, które nigdy już się nie powtórzy. 11 listopada 2011 jest tylko raz! Z tej okazji „Kwartalnik Fotografia” zaprasza do wzięcia udziału w akcji fotograficznej, która polega tylko i wyłącznie na fotografowaniu w tym dniu swojego otoczenia, gdziekolwiek się znajdziecie. Słowem: chodzi o stworzenie fotograficznego portretu naszego kraju – Jednego dnia z życia Polski. Nie wiemy dzisiaj, co wydarzy się 11 listopada 2011, być może będzie to zupełnie zwyczajny dzień, jakich wiele, który nie zapisze się w historii niczym nadzwyczajnym. To nie szkodzi, historia składa się przecież z takich właśnie dni... Kto może wziąć udział w akcji „11.11.11” – każdy Na jaki adres przysyłać zdjęcia – redakcja@fotografia.net.pl Co oprócz zdjęć? – prosimy dołączyć krótki opis, jakie wydarzenie (wydarzenia) zostało uwiecznione na fotografii + krótką notkę biograficzną. Można przysyłać również cykle, zestawy wielozdjęciowe Organizator – „Kwartalnik Fotografia” (www.fotografia.net.pl) Co dalej ze zdjęciami? – najlepsze zostaną zaprezentowane w „Kwartalniku Fotografia”, a ich autorzy otrzymają egzemplarze autorskie. Jeśli zdjęć dobrych przyjdzie dużo, to powstanie książkaalbum pt. „11.11.11”. Termin nadsyłania zdjęć – do 30.11.2011 Gorąco zapraszam. sobota, 19 listopada 2011 Nowy numer „KF”, a może ostatni? Po niedzieli do druku trafi najnowszy (37) numer „Kwartalnika Fotografia”. Kto wie, być może będzie to ostatni numer tego pisma, a przynajmniej pisma w takiej
71
postaci. Jeśli przygotuję numer następny, to na pewno nie będzie to takie samo pismo. Na pewno też nie pojawi się szybko. Potrzebuję czasu, aby przygotować coś zupełnie innego – i graficznie, i merytorycznie. Trzeba sobie to w końcu powiedzieć: pismo w tej formule i ukazujące się dwunasty rok – nie jest sukcesem, nie zdobyło odpowiedniej (dla rentowności) ilości Czytelników. Nie winię za to Czytelników (zauważcie Kochani, że słowo „Czytelnicy” zawsze piszę wielką literą, bo to dla nich, a nie dla siebie czy kumpli robi się jakiekolwiek pismo), wina jest po naszej stronie. Po prostu jego zawartość nie spełnia oczekiwań. To jest sygnał, że z nami jest coś nie tak, a nie z Czytelnikami. Mam naprawdę świadomość wielu słabości „KF”-u. Powiem więcej: wiem jak im zaradzić – wiem jakie pismo ma szanse zdobyć dzisiejszych odbiorców fotografii. I zrobię takie pismo. Ale potrzebuję trochę (może rok?) czasu, aby się przeorganizować... „KF” toczył się dotąd po koleinach wyznaczonych wpierw przez Zbyszka Tomaszczuka, potem Ireneusza Zjeżdżałkę (niewielka modyfikacja), potem – od 2008 po śmierci Eryka, kiedy chcąc nie chcąc zostałem naczelnym – „KF” to była jedynie kontynuacja wcześniejszej koncepcji. A czasy się zmieniają i zmienia się fotografia. Dlatego pismo o fotografii też powinno się zmieniać. Krótko mówiąc: przymknę (a nie zamknę) na jakiś czas „KF”, żeby zaproponować coś nowego, coś lepszego. Nadal będzie się to nazywało „Kwartalnik Fotografia”, bo nie chcę się odcinać od tego co było... Chcę poszerzyć krąg współpracowników, oczekuję propozycji... poniedziałek, 2 kwietnia 2012 Przepraszam, że tak długo milczałem. Byłem chory na śmiertelną chorobę, właściwie jeszcze nie wyzdrowiałem – byłem przeziębiony, miałem katar, gardło mnie bolało. A wszystko zaczęło się w marcu, kiedy zachciało mi się „odpocząć” w górach. Pojechałem do Zakopanego, polazłem do Morskiego Oka, wjechałem na Kasprowego, potem pieszo na Kalatówki i nawet na Gubałówkę, no i mnie dopadło. Wiosenne przeziębienie. Po czterech nockach w Zakopcu wróciłem
72
do domu, mimo temperaturki kierowałem autem osobowym marki toyota avensis rocznik 2003/4 (nabyłem w 2004). A potem to przez tydzień pan kotek był chory i leżał w łóżeczku. Fajnie było – czemu tak rzadko jestem chory?! Ale w sumie to do dupy jest takie chorowanie, kiedy ma się tyle spraw na głowie, i tak pracowałem – mejlowałem, odbierałem telefony, a nawet czegoś chciałem od pracowników, czyli – wydawałem decyzje. Współczuję im – chory, a decydent. Uwierzcie mi – nie chciałem tego, ale trzeba było. Tak chciałbym kiedyś odsapnąć i nie myśleć o tych wszystkich „ważnych” sprawach... One są zawsze przy mnie i od tak wielu lat. Ale nie o tym chcecie się dowiedzieć, tylko np. o najnowszym „KF”ie... Najkrócej mówiąc, czuję ogromną ekscytację. Najnowszy numer, uwierzcie mi, będzie najlepszy z dotychczasowych! Nie mam jeszcze wszystkich materiałów, ale prawie wszystkie. A jak będą już wszystkie, to chyba zakocham się po uszy w tym numerze. Wszyscy autorzy są cudowni (po „Ladies” wiem, że cudowna to jest woda w Licheniu), że dostarczyli takie niesamowite materiały. Zobaczycie sami. Nie chcę na razie ujawniać, co będziemy mieli w „KF”-ie, bo nie wszystko jeszcze mam fizycznie – tekstowo i ilustracyjnie, ale uwierzcie mi – numer będzie odlotowy. Na pewno dla mnie, czyli – jestem tego pewien – też dla Was, Drodzy Czytelnicy i Miłośnicy Fotografii, Dobrej Fotografii. O jednym, który na pewno będzie w „Kwartalniku” już Wam powiem – o Tomaszu Gudzowatym. Zobaczycie zdjęcia, których nie znacie, a także dowiecie się o tym rewelacyjnym fotografie rzeczy, których z pewnością się nie spodziewacie. Ja też nie wiedziałem... On uwielbia 4x5 cala... A Witkina, a Tillmansa, a 5klatek lubicie? Już za dużo powiedziałem. Będzie co oglądać i oglądać. Kropka Foreckiego wydaje, jego Kolekcję wrzesińską 2011... Kupcie se!
73
wtorek, 17 kwietnia 2012 Nowi a starzy dokumentaliści – będzie dialog? W nowym, 38. numerze „Kwartalnika Fotografia” m.in. znajdzie się artykuł Wojtka Wilczyka zatytułowany „Starzy dokumentaliści albo podrabianie archiwum”. Jest to nieco zmieniona i uzupełniona wersja referatu, jaki autor wygłosił w trakcie sesji naukowej „Wielkie i małe historie fotografii” w Instytucie Historii Sztuki w Warszawie (4-5.11.2009). Ukazuje się w „KF”, ponieważ chciałbym, aby był początkiem dyskusji między „młodymi” i „starymi” dokumentalistami. Wydaje mi się, że poruszane przez Wojtka problemy są bardzo ważne, żeby nie powiedzieć fundamentalne, dla wielu fotografów. Wilczyk skupia się na analizie twórczości Wojtka Zawadzkiego, ale mowa jest także o innych przedstawicielach szkoły jeleniogórskiej. Nie napiszę tu, co autor artykułu „zarzuca” Zawadzkiemu i reszcie, bo nie kupicie „KF”u (hi, hi), ale uwierzcie, ten artykuł przeczytacie z zainteresowaniem. Chciałbym, aby obudził dyskusję. To będzie pewien test dla szkoły jeleniogórskiej, czy jest na tyle silna, że zdobędzie się na ripostę. Boję się, że zwycięży pogląd: z Wilczykiem nie polemizujemy, choć chciałbym się mylić. A co poza tym w najnowszym „KF” – co już wiecie, bo pisałem wcześniej? Nic wielkiego... niejaki J. P. Witkin, ekskluzywna rozmowa z Tillmansem, 5Klatek... i co ino. wtorek, 14 sierpnia 2012 O czym będzie nowy numer „Kwartalnika Fotografia”? Jak zwykle, będzie o różnych rzeczach, ale będzie też miał temat przewodni. Tym razem będzie to Afganistan. Jak wszyscy wiemy, od wielu lat nasi żołnierze są obecni w tym kraju, są tam zabijani i sami też zabijają. Wymyślając właśnie ten temat jako przewodni do „Kwartalnika” uderzyło mnie przede wszystkim to, że polscy artyści (różnych dyscyplin) raczej niechętnie podejmują ten temat. Są ważniejsze –
74
równość kobiet i mężczyzn, tożsamość płciowa, aborcja, przemoc w rodzinie i inne. Tym, że nie wiedzieć czemu „walczymy” tam z nie wiedzieć kim o nie wiedzieć co (i to za swoje pieniądze), to już współczesnych artystów jakoś nie wzrusza. Mają ważniejsze sprawy na głowie. Nasz numer afgański oczywiście niczego nie zmieni i żadnej luki nie wypełni, ani nawet nie obudzi dyskusji, ale zróbmy chociaż coś. Pokażmy jak tam jest, pokażmy „wrogów”... Jeszcze trwa nabór tekstów i zdjęć, dlatego nie chcę już dziś informować co będzie, bo parę rzeczy jest zamówionych i jeszcze powstaje, na inne czekamy i nie wiemy, czy się doczekamy... Mogę powiedzieć tylko tyle, że będą nie tylko materiały polskich autorów, ale też zagranicznych. Czytelnicy dowiedzą się też rzeczy niezwykłych o fotografii wojennej, żołnierskiej, też o żołnierskiej doli... Na pewno będzie ciekawie. A i oko będzie czym nacieszyć. Cieszę się niezmiernie również na prezentacje poza-afgańskie, w tym na Portfolio Młodych, i na wszystko inne, co jak zwykle w „Kwartalniku Fotografia” można znaleźć. Chcę również zapowiedzieć moje dzieło, które ukaże się jesienią, a może dopiero przed Świętami. Będzie to rzecz o zniszczonych i niszczejących nadal dworach wiejskich w Wielkopolsce. Ten cykl muszę zakończyć publikacją – jest zresztą ku temu świetna okazja – sto lat temu, w 1912, Leonard Durczykiewicz wydał swoje monumentalne „Dwory polskie w Wielkiem Księstwie Poznańskiem”. Zdjęcia już są, jeden ze wstępów się pisze... Godzi się odnotować fakt historyczny, taki mianowicie, że otrzymałem od Tomasza Gudzowatego odbitkę autorską z cyklu o sportach tradycyjnych. Bardzo dziękuję, jest piękna. Czekała na mnie w Galerii pf w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, gdzie Gudzowaty miał w czerwcu wystawę. Szkoda, że była tak słabo rozreklamowana. Sam dowiedziałem się o niej w ostatnim momencie i cieszę się, że ją w ogóle zobaczyłem. Tyle barytów w jednym miejscu, to już dzisiaj absolutna rzadkość, no i sama fotografia też wysokiej próby.
75
Odliczam dni do urlopu... jeszcze trzy tygodnie i wio! do Chorwacji, na dwa tygodnie. Wszyscy mi mówią, że tam jest pięknie. Wieczory spędzam przy stole – oglądam albumy fotograficzne, jakież to przyjemne... Nadav Kander, Edward Burtynsky, Karl Blossfeldt i wielu, wielu innych. Chciałbym mieć – na papierze – wszystkie albumy świata! I słuchać przy tym najlepszej muzyki. Wtedy już samemu nie trzeba fotografować, bo wszystko już zrobiono, tak pięknie... poniedziałek, 8 października 2012 Znowu jestem – tyle się działo... I tyle właściwie mam do powiedzenia na temat tej książki. Jej uzupełnieniem niejako jest obszerny artykuł o zjawiskach w polskiej najnowszej fotografii (wchodzą już do obiegu roczniki '89 i z lat 90.!), który ukaże się w najnowszym numerze „Kwartalnika Fotografia”. Gorąco polecam ten artykuł, chociaż sam nie za bardzo lubię ten rodzaj fotografii (może nie kumam o co chodzi?), to z artykułu sporo się dowiedziałem i dał mi on wiele do myślenia. Wiecie na przykład, co to takiego „fotografia w estetyce display”? Jeśli nie, to koniecznie musicie przeczytać ten artykuł. Przypominam, że tematem przewodnim najnowszego numeru jest Afganistan, ale znajdziecie w nim również inne materiały nie związane z wojną w tym kraju. Kto wie, może będzie to najgrubszy numer w historii „KF” – mamy tak dużo materiałów. Jeden lepszy od drugiego, dlatego tak trudno cokolwiek odrzucić, czy przesunąć do następnego numeru. Kiedy wyjdzie? Nie wiem, ale zapewne w listopadzie. W przyszłym tygodniu trafi do składu, do Tomka Wojciechowskiego (fattombo), a później, po kilku „ostatecznych” korektach (a i tak zdarzą się błędy i literówki) rozpocznie się druk, który potrwa z dwa tygodnie. W skrócie mogę dziś powiedzieć, że w części afgańskiej będzie m.in. sylwetka Krzysztofa Millera, zdjęcia Witolda Krassowskiego, francuskiego fotografa Erica Bouveta, Amerykanki Suzanne Opton, czy zdjęcia robione na wojnie przez polskich żołnierzy, w tym wstrząsa-
76
jąca historia śmierci pierwszego polskiego żołnierza – porucznika Kurowskiego, jak również dwadzieścia lat wcześniejsza historia powstania fotografii Radka Sikorskiego, za którą autor otrzymał I nagrodę na World Press Photo. Jest też felieton Anny Łojewskiej, blogerki z Poznania, znanej m.in. z tego że kancelaria prezydenta RP oskarżyła ją o komentarz na portalu „Gazety Wyborczej”, gdzie – mówiąc w skrócie – napisała, że nie życzy sobie, żeby za jej, podatnika, pieniądze prezydent pił alkohol z mordercami w Afganistanie (GW opublikowała zdjęcie, na którym Bronisław Komorowski wznosi toast z żołnierzami w Afganistanie). Poza tym – w najnowszym „KF”-ie będzie bardzo dużo recenzji książek, sprawozdań z imprez i festiwali oraz prezentacje twórczości takich autorów jak: Andrzej Jerzy Lech, Jean-Christophe Becheta, Taryn Simon, Jordan Tate czy Marcin Federak. Będzie co czytać i oglądać. Już ustawcie się w kolejce, bo coś czuję, że w Empikach i innych miejscach sprzedaży, najnowszy numer zejdzie jak ciepłe bułeczki. Przypominam o prenumeracie, gdzie oprócz tego, że taniej i szybciej (prenumeratorzy otrzymują każdy nowy numer w pierwszej kolejności), to jeszcze jakiś bonus w postaci książki się otrzymuje... wtorek, 18 grudnia 2012 Trwa wysyłka „KF” 39. Jednak zdążyliśmy przed świętami. Prenumeratorzy i ci, którzy zamówili najnowszy numer „KF” na www.fotografia.net.pl już go otrzymali, albo otrzymają jutro, pojutrze... natomiast nie wiem, czy Empik i inne miejsca tzw. wolnej sprzedaży zdążą przed wigilią umieścić nas na swoich półkach. To już zależy od ich operatywności. „KF” nie jest pismem wyścigowym, niusowym, nic nie straci ze swej wartości, także po świętach, dlatego jeśli ktoś nie zdąży zaopatrzyć się w swoje ukochane pismo na święta, to będzie mógł się nim raczyć parę dni później. Ponoć tęsknota zaostrza apetyt. Wiem, że trochę odwracam kota ogonem i powinienem raczej przeprosić za to, że tak długo grzebaliśmy się z tym numerem, bo przecież miał
77
być w listopadzie. Wybaczcie, tak po prostu wyszło. Mam nadzieję, że treść wszystko Państwu wynagrodzi. środa, 6 lutego 2013 „KF” uratowany – dostaliśmy dofinansowanie na 2013. Z wielką przyjemnością i radością informuję, że „Kwartalnik Fotografia” otrzymał 60 tys. złotych dofinansowania z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego! Oznacza to, że w bieżącym roku wyjdzie co najmniej numer 40 i 41. W tej chwili nie potrafię powiedzieć, kiedy pojawi się numer 40, ani tym bardziej 41, ale na pewno będzie. Cieszę się bardzo i dziękuję wszystkim ekspertom, którzy oceniali nasz wniosek. Wiem tylko tyle, że uzyskaliśmy 79 punktów, ale nie wiem co to oznacza – dużo czy mało. Nieważne. Ważne, że mamy zagwarantowane te pieniądze... niedziela, 24 marca 2013 Biografia Jobsa Isaacsona i co dalej? Tradycyjnie – chociaż mój osobisty blog tylko częściowo związany jest z „Kwartalnikiem Fotografia” – parę słów o piśmie. Otóż, tak jak informował Wstępniak ostatniego numeru (39) rozstałem się z „KF” jako naczelny, ale nadal jestem wydawcą. Dostaliśmy dofinansowanie z MKiDN na 2013, ale dlatego, że dali nam mniej niż chcieliśmy, to musimy uaktualnić wniosek o info co zrobimy za to, co nam dają. A oni muszą to zaakceptować, przed przekazaniem forsy. I tym teraz się zajmujemy – uaktualnieniem wniosku. Nowy numer ukaże się w czerwcu. Wtedy dowiecie się, kto jest moim następcą. A teraz wrócę do mojej osobistej twórczości fotograficznej. Wiem o tym od dawna, że twórczość naczelnego „KF” jest interesująca (w sensie – warto się tym zainteresować, a nie w sensie – jest coś warta) tylko dlatego, że autor jest naczelnym pisma fotograficznego. Kto by nie był naczelnym, to musi sobie zdawać sprawę z tego, że albo jest fotografem, albo redaktorem, nie będzie dobry i w tym, i w
78
tym. Albo inaczej – jeśli nawet jesteś świetnym fotografem i świetnym redaktorem pisma fotograficznego, to zawsze znajdzie się ktoś, co powie (to, co też myślisz i cały czas się tego obawiasz): twoja fotografia podoba się tylko dlatego, że jesteś redaktorem. Dlatego lepszym redaktorem będzie nie-fotograf. Jest też alternatywa: zmienny redaktor prowadzący... Na szczęście to nie mój problem, ja już nie merytoryczny, ja tylko wydawca. sobota, 6 lipca 2013 A forsy z MKiDN na „KF” nadal brak. Pół roku minęło, a Ministerstwo nie przysłało nam nawet umowy do podpisania. Odezwało się parę tygodni temu, że coś jest nie tak z naszym wnioskiem i z załączonymi do niego papierami. Owo „coś nie tak” polega na tym, że nazwa wydawnictwa brzmi: „Wydawnictwo Kropka Jolanta i Waldemar Śliwczyńscy”, natomiast na wniosku podpisuje wszystko tylko Waldemar Śliwczyński. Na piśmie poinformowałem Ministerstwo, że jedynym właścicielem owego wydawnictwa jestem tylko ja – Waldemar Śliwczyński, dlatego wszystko podpisuję jednoosobowo, co udokumentowałem stosownym dokumentem, czyli wpisem do ewidencji działalności gospodarczej prowadzonej pod numerem 2399 przez burmistrza miasta i gminy Września. Podałem też – dla ewentualnego sprawdzenia – adres internetowy owego rejestru działalności gospodarczej na stronie gminy Września. Ale to wszystko cały czas za mało... Dzwoniliśmy, żeby dowiedzieć się, że „sprawa jest teraz w departamencie prawnym, który analizuje problem”. Czekamy. A czas leci... Trochę rozumiem urzędników. Nasza nazwa może wprowadzać w błąd – w nazwie jest dwoje właścicieli, choć właściciel jest jeden. Z tego błędu jednak łatwo wyprowadzić – przedstawiając dokumenty, z których wynika, że jedynym właścicielem podmiotu gospodarczego, w którego NAZWIE są dwie osoby, jest jeden człowiek.
79
Pewnie powinienem zmienić nazwę, która jest pozostałością czasów, gdy Wydawnictwo Kropka miało dwoje właścicieli, ale przecież nie mogę tego zrobić teraz, kiedy ubiegam się o dotację na „KF”. To by dopiero było, gdyby podmiotem, który ubiegał się o dotację i ją dostał, był inny podmiot, który teraz chce podpisywać umowę! Bo nowa nazwa brzmiałaby np. tak: „Wydawnictwo Kropka Śliwczyński (lub nie daj boże – Śliwczyńscy)”. Co stałoby się wtedy? Prawnicy z Departamentu Prawnego mieliby powód, aby powiedzieć: zupełnie inny podmiot chce przystąpić do podpisania umowy niż ten, który występował o dotację. Tak nie można! I mieliby rację. Zobaczymy jak to się skończy. W tej sytuacji, trudno cokolwiek robić, podejmować zobowiązania, dlatego robimy swoje, ale jesteśmy też trochę zdezorientowani. poniedziałek, 16 września 2013 Zmiana wydawcy „Kwartalnika Fotografia”. Nastąpiła zmiana wydawcy „Kwartalnika Fotografia”. Teraz nie jest nim już Wydawnictwo Kropka, lecz Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura, moja córka. Aktualnie trwają poszukiwania sponsora, a wszelkie aktualności związane z „KF”-em można znaleźć na fejsbukowym profilu „KF”. Pozdrawiam serdecznie.
VII. Ostatnie przetasowania W stopce redakcyjnej numeru trzydziestego zaszły kolejne zmiany: Aleksandra Śliwczyńska, teraz już jako Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura opuściła dział „stale współpracują” i otrzymała własne wydzielone stanowisko, jako pełnoprawny sekretarz redakcji – między redaktorem naczelnym a piszącymi współpracownikami. W tym dziale także zaszły zmiany – zniknęły nazwy miast przy nazwiskach, a do grona wyróżnionego miejscem w stopce dołączyli: Marianna Michałowska i 80
Krzysztof Pijarski. W numerze trzydziestym pierwszym do zespołu dołączyli kolejni autorzy: Katarzyna Majak i Lech Lechowicz, a w numerze trzydziestym trzecim pojawiły się w stopce także nazwiska grafików. Byli to Łukasz Solecki i Tomasz Wojciechowski. I wreszcie w numerze trzydziestym czwartym do grona stałych współpracowników dołączyli Grzegorz Klatka i Kuba Ryniewicz, młodzi autorzy reprezentujący pokolenie Aleksandry Śliwczyńskiej-Kupidury, których utożsamiano ze środowiskiem fotograficznym i predylekcjami artystów prezentowanych w ramach serii „Portfolio Młodych”. I to był, można powiedzieć, max – dwadzieścia nazwisk, z czego osiemnaście to nazwiska autorów tekstów. Nie wszyscy oni wtedy byli autorami aktywnymi, jak chociażby w przypadku Macieja Szymanowicza, który ostatni swój tekst umieścił w drugim numerze podwójnym „KF” (26-27), czy Jureckiego, Birgusa i Czmyriewej, którzy ostatnie swoje teksty opublikowali w numerze 34, ale tak czy inaczej lista nazwisk wyglądała imponująco i świadczyła o profesjonalizmie zespołu redakcyjnego. W miejsce autorów nieaktywnych lub odchodzących z zespołu (jak to zdarzyło się w przypadku Krzysztofa Jureckiego, który nie figuruje już w stopce numeru 35) do spisu treści weszli nowi, często młodzi autorzy (pomijam tu autorów zagranicznych), którzy zadebiutowali na łamach „KF” w numerach od 31 do 39. Oto lista zaciągu autorów i autorek z drużyny – można tak chyba powiedzieć – Aleksandry Śliwczyńskiej-Kupidury: Jakub Bąk (31), Marcin Buras (38, 39)19, Anna Czaban (32, 36), Renata Gluza (38), Agnieszka Gniotek (36, 39), Maurycy Gomulicki (35), Agata Kalinowska (36), Joanna Kinowska (38), Maria Kosińska (37), Ignacy Marecki (39), Jarek Mensfelt (37), Ewa Izabela Nowak (30, 37), Jagna Olejnikowska (33), Maciej Pisuk (37), Magda 19
Marcina Burasa włączyłem do tego zestawu ze względu na czas pojawienia się jego felietonów w magazynie, ale trafił on na te łamy bardziej za sprawą Waldemara Śliwczyńskiego niż Aleksandry ŚliwczyńskiejKupidury.
81
Sokalska (37), Zuzanna Sokołowska (33, 34), Agata Szkup (32), Anna Szlązak (36), Marta Szymańska (37), Łukasz Trzciński (36), Agata Ubysz (36, 37), Joanna Tekla Woźniak (33), Marta Wróblewska (35, 37), Marika Zamojska (34, 36), Anna Zarychta (33). W nieco już odchudzonej tej części stopki redakcyjnej numeru trzydziestego dziewiątego, w której rejestrowano stałych współpracowników, pojawiły się nazwiska stażystek: Katarzyna Prokopowicz i Anna Kornacka. Natomiast Tomek Wojciechowski stał się samodzielnym bytem redakcyjnym (edycja i skład), obok sekretarza redakcji i redaktora naczelnego. Ten ostatni zresztą w akapicie zamykającym wstępniak napisał: Tym numerem żegnam się z „Kwartalnikiem Fotografia” jako redaktor naczelny. Kto nim będzie po mnie? Dowiecie się Państwo z numeru 40. Dziękuję wszystkim, za wszystko... Waldemar Śliwczyński. Tyle tylko, że numer 40 nigdy się nie ukazał. Natomiast niemal trzy lata później (w lipcu 2015) na blogu i Facebooku pana Waldemara ukazał się wpis, którego raczej nikt się nie spodziewał: wtorek, 21 lipca 2015 „Kwartalnik Fotografia” – jakby nr 40! Mam dla wszystkich fanów i Czytelników „Kwartalnika Fotografia” ciekawą, jak mniemam, informację i propozycję. Otóż, powstaje książka o historii tego pisma. Jej autorem jest Krzysztof Szymoniak, który podszedł do sprawy i naukowo, i literacko. Oprócz eseju historycznego zbierającego wszystkie istotne fakty z życia pisma, w publikacji znajdzie się indeks rzeczowy 39 numerów, jak również indeks wszystkich fotografów, których zdjęcia ukazały się w czasopiśmie i indeks autorów tekstów. Wielką wartością książki będą również
82
szczere rozmowy z autorami, którzy współpracowali i współtworzyli „KF” lub w inny sposób oddziałali na jego zawartość i wygląd. Jest też długa rozmowa ze mną jako wydawcą i redaktorem. Książka będzie bogato ilustrowana najlepszymi fotografiami, jakie ukazały się przez 13 lat istnienia pisma. Będą w niej też pewne niespodzianki. Ostateczny kształt książki nie jest jeszcze zamknięty, dlatego – i to jest moja propozycja dla Czytelników i sympatyków „KF”-u – przysyłajcie swoje opinie o piśmie, wspomnienia, uwagi itp. Nie chodzi o laurki, więc nie krępujcie się też i jeśli chcecie, to piszcie krytycznie. Najciekawsze merytorycznie teksty (koniecznie podpisane prawdziwym imieniem i nazwiskiem) znajdą się w książce. Terminy są jednak napięte – czekam do końca sierpnia br. Teksty proszę przesyłać na mój adres: w.sliwczynski@wrzesnia.info.pl. Proszę również o deklarację, wstępną, nie zobowiązującą, kto chce zamówić książkę. Potrzebne nam to będzie do oszacowania nakładu – nie stać nas na drukowanie „na magazyn”, wydrukujemy tylko trochę więcej niż będzie zamówień. Cena będzie wynosiła 50-60 zł. Ukaże się za kilka miesięcy – nie chcę w tej chwili składać żadnych deklaracji. Myślę, że jako kompendium wiedzy o „KF”, książka będzie świetnym podsumowaniem dla wszystkich, którzy zbierali „KF” i mają go w domowych bibliotekach, będzie to jakby 40. numer „Kwartalnika Fotografia”. Waldemar Śliwczyński, Krzysztof Szymoniak.
VIII. Klincz, czyli pat Zapytajmy więc, co się działo i co się stało między wydaniem 39 numeru „KF”, a zejściem czasopisma z rynku? Częściowo wyjaśniają sprawę ostatnie wpisy z cytowanego wcześniej bloga Waldemara Śliwczyńskiego. Żeby jednak zrozumieć więcej, zajrzyjmy najpierw do dokumentów lub oświadczeń, które powstawały pod koniec istnienia „Kwartalnika”. Oto 83
niedatowane podziękowanie od wydawcy dla autorów i niedatowany tekst Aleksandry Śliwczyńskiej-Kupidury, które prawdopodobnie zostały rozesłane do głównych autorów i stałych współpracowników, oraz oświadczenie wydawcy z 30 lipca 2013 roku: Oświadczenie Niniejszym informuję i oświadczam, że w 2013 roku nie wyjdzie ani jeden numer „Kwartalnika Fotografia”. Zawdzięczamy to MKiDN. Powodem jest to, że mimo początkowego przyznania dofinansowania pismu na 2013 rok w wysokości 60.000 zł (patrz lista dofinansowanych tytułów prasowych na stronie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w projekcie „Promocja literatury i czytelnictwa. Czasopisma”), ostatecznie tego dofinansowania nie otrzymamy, ponieważ moje wydawnictwo, czyli Wydawnictwo Kropka Jolanta i Waldemar Śliwczyńscy, nie prowadzi ksiąg rachunkowych (tzw. pełnej księgowości), lecz rozlicza się z fiskusem prowadząc księgę przychodów i rozchodów (tzw. mała księgowość). „Kwartalnik Fotografia” żyje jednak dalej, walczymy dalej. Szukamy innych, alternatywnych źródeł finansowania. Na MKiDN już nie liczymy, przynajmniej do czasów, kiedy zaczną tam obowiązywać normalne, ludzkie zasady ubiegania się o wsparcie. Komentarz Umieszczenie w „Regulaminie dofinansowania” warunku o konieczności prowadzenia pełnej księgowości uważam za absurd (miałbym ochotę użyć mocniejszego słowa), ponieważ nakłada on na małe podmioty gospodarcze konieczność prowadzenia księgowości takiej samej jak fabryki. Wydawało mi się do tej pory, że ideą programów ministerialnych jest wsparcie podmiotów małych, które choć niebogate, prowadzą działania wydawnicze ważne i potrzebne z punktu widzenia polityki kulturalnej państwa. Okazuje się, że się myliłem.
84
Pragnę przy okazji zauważyć, że czym innym jest prowadzenie pełnej księgowości przez paroosobowe fundacje czy stowarzyszenia, które zawiązują się tylko po to, aby wydawać jedno pismo artystyczne czy literackie. Takie twory mają do zaksięgowania (w wersji „pełnej”) zaledwie kilka dokumentów rocznie i w związku z tym ich „pełna księgowość” nie jest dla nich problemem. Inaczej jest jednak z podmiotami gospodarczymi nieco większymi, takimi jak moje wydawnictwo, w którym pracuje około 30 osób i gdzie wydawanie „Kwartalnika Fotografia” jest tylko jednym, nieco nawet ubocznym zadaniem. Przejście wydawnictwa takiego jak moje na pełną księgowość jest nieopłacalne, ponieważ oznacza wyższe obciążenia podatkowe. „Kwartalnik Fotografia” wychodzi od 2000 roku i dzięki konsekwentnej polityce programowej (nie piszemy o sprzęcie, tylko o sztuce fotografii i jej kulturotwórczym wymiarze) stał się pismem prestiżowym i ważnym dla środowisk twórczych, także dla szkół artystycznych. „Kwartalnik Fotografia” jest pismem znanym także za granicą, uczestniczącym w najważniejszych wydarzeniach fotograficznych w Europie i na innych kontynentach. Mam prawo napisać, że jest dobrym ambasadorem polskiej kultury. Udało się przetrwać tak długo na rynku tylko dzięki pasji i pracy wielu osób, głównie autorów (fotografów oraz krytyków, historyków i teoretyków fotografii z kraju i zagranicy), a także determinacji wydawcy. Przez te kilkanaście lat głównym źródłem finansowania pisma były środki własne wydawcy, czyli to, co zarobiłem na wydawaniu lokalnego tygodnika „Wiadomości Wrzesińskie”. Wsparcie ministerialne (które raz otrzymywaliśmy, a raz nie) było jedynie uzupełnieniem budżetu „Kwartalnika”, a nie lwią jego częścią. Zasady na jakich MKiDN udziela pomocy finansowej uważam za wręcz upokarzające, dlatego mam już dość. Wolę tymczasowo (mam nadzieję, że tymczasowo) zamknąć pismo niż dalej toczyć niemerytoryczne boje z urzędnikami. Na koniec – krótka osobista refleksja: nie zajedziemy daleko jako kraj, jeśli nadal pozwolimy rządzić w nim „księgowym”. Postuluję likwidację MKiDN, a uzyskane wielomilionowe oszczędności proponuję przekazać obywatelom Polski tworzącym kulturę i dziedzictwo narodowe.
85
Waldemar Śliwczyński Wydawca i redaktor naczelny „Kwartalnika Fotografia”, fotograf, członek Związku Polskich Artystów Fotografików
Podziękowanie Moja przygoda z „Kwartalnikiem Fotografia” – po 13 latach – dobiega końca. Był to dla mnie osobiście czas bardzo dobry, a może nawet najlepszy. Bo poznałem wspaniałych, mądrych i twórczych ludzi, bo sporo się nauczyłem, wiele zrozumiałem. Dzisiaj, na początku 2014 roku pragnę gorąco podziękować za wszystkie lata naszej współpracy, za wszystkie teksty, spotkania i dobre słowo. Przepraszam, że robię to dopiero teraz, po ponad roku od ukazania się ostatniego, 39. numeru, ale po prostu długo nie wiedziałem, co będzie się działo z pismem w 2013, wiele miesięcy trwały przepychanki z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które początkowo przyznało nam dotację w rekordowej wysokości 60.000 zł, ale później ją odebrało, ponieważ moje wydawnictwo nie prowadzi tzw. pełnej księgowości, lecz tzw. małą księgowość, czyli księgę przychodów i rozchodów. Powód błahy i zupełnie niemerytoryczny, ale cóż... Od samego początku w 2000 pismo ewoluowało, w 2012 było zupełnie inne. „KF” był zawsze dobry, co jest zasługą przede wszystkim autorów, najlepszych w Polsce, przez jego łamy przewinęli się chyba „wszyscy” najważniejsi „ludzie od fotografii”, za co, jako wpierw wydawca, a później redaktor naczelny, jestem wszystkim niezmiernie wdzięczny. Dziękuję! Także redaktorom naczelnym – Zbyszkowi Tomaszczukowi oraz Irkowi Zjeżdżałce (może czyta te słowa „stamtąd”?). Starałem się naszemu periodykowi zapewnić jak najlepszą postać poligraficzną, co było zauważane także za granicą. Jakby na to nie patrzeć, przez kilkanaście lat wspólnie tworzyliśmy pismo, które z pewnością zapewniło sobie miejsce w historii polskiej fotografii, co może być dla nas źródłem wielkiej radości i powodem satysfakcji. Jeśli czegoś nie dopełniłem i za wszystkie błędy, jakie
86
popełniłem, być może nieświadomie – przepraszam. Nadal kocham fotografię i nadal zależy mi na „Kwartalniku”, dlatego przekazuję tytuł (prawo do jego wydawania) mojej córce, Aleksandrze Śliwczyńskiej-Kupidurze, która zamierza kontynuować jego żywot, choć z pewnością w nieco innej postaci. Na zakończenie życzę Pani/Panu wielu sukcesów w życiu zawodowym i osobistym. Liczę na nasze przyszłe przypadkowe i nieprzypadkowe spotkania. Waldemar Śliwczyński
Szanowni Państwo, zamierzam kontynuować dzieło mojego ojca i nadal wydawać „Kwartalnik Fotografia”. Na pewno w nieco zmodyfikowanej postaci, intensywnie nad tym pracuję. Przede wszystkim zależy mi na utrzymaniu wysokiego poziomu pisma, zarówno tekstów, jak i prezentowanej fotografii. Tym, co ma się zmienić, jest sposób finansowania i zorganizowania pracy redakcji. Chciałabym, aby pismo miało zdrowe podstawy ekonomiczne, gwarantujące mu niezależność i egzystencję i aby było je stać na współpracę tylko z najlepszymi. Planuję powołanie do życia fundacji, która zajmie się poszukiwaniem sponsorów i innych źródeł dochodu. Gdy już dojdzie do reaktywacji „KF”, na pewno odezwę się do Pana/Pani i zaproponuję współpracę. W tej chwili nie potrafię jeszcze podać kiedy to nastąpi. Pozdrawiam serdecznie Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura Września, 2013.07.30
87
IX. Poza protokołem Żeby zrozumieć z tego procesu wygaszania „Kwartalnika Fotografia” jeszcze więcej, a przy tym głębiej wniknąć w duszę, dylematy i realną egzystencję wydawcy, trzeba po raz ostatni zajrzeć do jego „Pamiętnika wydawcy i redaktora”. A zatem:
Środa, 25 sierpnia 2010 W „Press”-ie przeczytałem świetny artykuł o piśmie „Polka”, które wychodzi we Francji. To pismo, które za główne zadanie postawiło sobie „przywrócenie blasku i znaczenia fotoreportażowi”. Prezentuje nie tylko fotoreportaże, ale też zwykłe reportaże dziennikarskie. Zamawia te materiały lub korzysta z tego, co ktoś już zrobił. Współpracują tylko z najlepszymi fotografami i dziennikarzami. Oprócz pisma na papierze, zajmują się sprzedażą pokazywanych w piśmie fotografii na organizowanych przez siebie wystawach. Zarabiają na tym. Zaczynali od 2500 nakładu – tak jak my teraz – a obecnie wychodzą w 15.000... Zamierzam pójść z „KF”-em w tym samym kierunku. Widzę, że i Oli ten pomysł się podoba, ale musimy się wzmocnić kadrowo – potrzebujemy bardzo dobrych współpracowników – piszących i fotografów. Trzeba zainwestować w pismo – zarówno w fotografie, jak i teksty. Mam pomysł, aby wykorzystać też potencjał gazet lokalnych, gdzie czasem pracują bardzo dobrzy reportażyści... Trzeba przede wszystkim zmienić sposób pisania o fotografii – odejść od języka krytyki sztuki, teorii kultury i historii sztuki – tego typu dywagacje interesują garstkę specjalistów. Zresztą – 10-letnia już historia „KF”u pokazuje, że tak jak jest teraz, dalej być nie może, pismo nie odnosi sukcesu, nakład i sprzedaż od wielu lat stoją w miejscu, a koszty cały czas rosną. Trzeba „opowiadać” historie (słowem i fotografią) stosując się do ogólnych zasad dobrego dziennikarstwa, zamiast snuć „uczone” dywagacje na temat...
88
To bardzo trudne zadanie, trzeba się do niego starannie przygotować, pozyskać nowych autorów, a ze starymi rozmawiać konkretnie – zamawiać określony produkt, o z góry określonych cechach i parametrach. I dobrze płacić. Najważniejsze jednak i najtrudniejsze jest wymyślanie ciekawych tematów wiodących – ponad połowa materiałów, jakie będą się ukazywały w „KF”, powinny być zamawiane, 25% to propozycje „ze świata”, 25% rubryki stałe (Kronika, zapowiedzi wystaw, recenzje książek, reklamy...). Cieszę się, że Jola akceptuje to nowe podejście... Wydajemy książkę Wojtka Wilczyka „Kalwaria Zebrzydowska” – z tej okazji przeprowadziłem z nim obszerną rozmowę, której mają towarzyszyć jeszcze ramki-wtrącenia zawierające dodatkowe informacje o uroczystościach religijnych, o socjologicznej stronie tego zjawiska. Dodatkowo chcę obudować temat zdjęciami Rafała Swosińskiego z Kalwarii Pacławskiej, żeby pokazać nieco inne podejście do fotografowania uroczystości religijnych. Gdyby jeszcze udało się zdobyć fotki Koudelki i Milacha, który też fotografował Kalwarię Zebrzydowską. Myślę jeszcze nad klamrą spinającą te materiały – najważniejszy jest Czytelnik – on ma dostać produkt z informacjami, które go zainteresują i wciągną. Mówiłem o tym parę dni temu w Radio Merkury w rozmowie z Anną Gruszecką. Mam wielki zapał do przebudowy i robienia „KF” po mojemu… Sobota, 11 września 2010 (…) Ola chce wydać w tym roku jeszcze tylko jeden numer „KF”, grudniowy (żeby rozliczyć dotację ministerialną), a potem zrobić sobie przerwę, nawet roczną, aby wszystko na nowo przemyśleć i przeorganizować. Jestem za, a nawet cieszę się, że tak myśli, ale nie za bardzo wiem, co ma się stać, na czym ma polegać zmiana, kto ma jej dokonać, kto ma być za nią odpowiedzialny i jaka ma być w tym wszystkim moja rola. Trzeba przyjąć jakąś metodologię pracy nad tą zmianą – kto ma ją wymyślić, wdrożyć...? Może lepiej, żebym się całkowicie wyłączył z tych prac – może trzeba dać młodym pole do popisu? Muszę o to zapytać Olę – niech ona się określi.
89
Piątek, 17 września 2011 Byliśmy wczoraj w wydawnictwie Alinari, ale to była ich kwatera główna – ni to księgarnia, ni to biblioteka, ni to biura. Dorobek wydawniczy mają ogromny, setki, jeśli nie tysiące wydanych książek. To ogromna inspiracja do moich, naszych działań fotograficznych. W portfolio Alinari jest bardzo dużo książek i albumów poświęconych fotografii historycznej, właściwie można powiedzieć, że one dominują. Sprzedają też reprodukcje starej fotografii. Tym, co rzuciło mi się w oczy jest zachowawczy, konserwatywny styl ich publikacji, właściwie nie dostrzegłem wcale albumów i książek designerskich, o nowoczesnej zaskakującej formie. Dzisiaj pójdziemy jeszcze do Muzeum Fotografii, w którym Alinari pokazuje fotografię z połowy XIX wieku. Może tam będą jakieś publikacje do kupienia – kupię sobie coś dla siebie, coś dla Oli i Emilki. Kiedy nie mogłem w nocy spać, myślałem między innymi o „KF”, o następnym numerze z tematem śmierci jako wiodącym. Wymyśliłem sobie reportaż o koszalińskim Haronie, zakładzie pogrzebowym, który obficie wykorzystuje fotografię w ceremoniach pogrzebowych. Pomyślałem sobie, żeby posłać do Koszalina Damiana Idzikowskiego, który jest moim najlepszym reportażystą, specjalizującym się w tematyce kulturalnej (pisał do WW np. o Konopce i o Andrzeju Jerzym Lechu). Przydałby się też tam jakiś fotograf, może Krzysztof Liberkowski? Nie za bardzo wiem co jeszcze mogłoby stworzyć ten mini cykl o śmierci – myślę, że trzeba wysłać do autorów komunikat, że zależy nam na materiałach związanych ze śmiercią. Z innych pomysłów – może w przyszłości powstanie cykl o wydawnictwach fotograficznych, np. o Taschenie mogłaby Georgia Krawiec napisać, Daria Kołacka o czymś szwajcarskim, Majak może o National Geographic, Czmyriewa o ruskim (jeśli mają coś takiego). Tak bym chciał, żeby kiedyś ktoś o Kropce chciał napisać...
90
A może zmienić strategię rozwoju wydawnictwa i nastawić się na wydawanie książek fotograficznych? Wtedy nie trzeba by pozbywać się drukarni, lecz nawet w nią zainwestować (kupić maszynę półformatową, zbieraczkę, linię do oprawy twardej). Nie kupować nowych maszyn, lecz używane. Przemeblować wydawnictwo – zbudować porządny dział sprzedaży, wzmocnić się redaktorsko i marketingowo. Sprzedawać na zachód i na wschód? Drukarnię nastawić tylko na druk naszych własnych rzeczy, zrezygnować z usług? Wtedy drukarnia służy tylko nam, łatwiej wszystko planować, zapewniać obłożenie pracą. Nie ma czekania na klienta, nie ma uzależnienia od tego czy przyjdzie. Taka wizja bardzo mi odpowiada… Wtorek, 18 grudnia 2011 Kończy się rok. Czuję to całym sobą, cieszę się na jego koniec, bo w następnym sporo będzie się działo. Przede wszystkim budowa siedziby Kropki na Kaliskiej. Prace koncepcyjno-projektowe już trwają. Ultra-Architekci z Poznania już myślą. Zapłaciliśmy im pierwsze 7 tysięcy złotych. Cieszę się, że to właśnie oni dla nas pracują, bo to chyba najwyższa poznańska półka projektantów, wcześniej przeprowadziliśmy mały „przetarg” wśród pracowni wyselekcjonowanych przez Tomka Wojciechowskiego i wybraliśmy Ultrasów, chociaż byli najdrożsi. Zrezygnowaliśmy z wcześniejszych planów postawienia budynku o powierzchni 800-900 metrów kwadratowych, bo uznaliśmy, że nie potrzebujemy (i w najbliższych latach raczej potrzebować nie będziemy) aż tak dużej powierzchni, a na budowanie na zapas nas nie stać. Nie chcemy w naszym budynku wynajmować biur innym, chcemy być sami. Aktualnie nasze myślenie jest takie, żeby tak zagospodarować działkę (ok. 1110 m kw.), aby ewentualnie w przyszłości, gdy będzie taka potrzeba, pobudować coś obok i oba budynki połączyć łącznikiem. (...) Wielką radością była i jest nadal „Topografia ciszy”, książka z moimi fotografiami. Wyszedł także mój Kalendarz na 2013, a parę dni później najnowszy, 39. numer „Kwartalnika Fotografia”. We wstępniaku
91
napisałem, że tym numerem żegnam się z pismem jako naczelny. I faktycznie tak chcę – nie chcę już zajmować się robieniem czasopisma, wolę uprawiać fotografię, wydawać ją w postaci albumowej, wolę wydawać pieniądze na fotografię własną niż cudzą. Wtorek, 19 lutego 2013 KF dostał dotację – ok. 60 tys zł., więc nie wypada nie wydawać tego pisma dalej. Ja już nie chcę, ale Ola – według mnie i Joli – owszem, powinna spróbować. Tym bardziej, że rzadko kto ma takie dobre warunki startu. Oto coś, co napisałem dzisiaj wieczorem, to ma być nasze (Joli i Waldka) stanowisko negocjacyjne z Olą. Jola tego jeszcze nie widziała, ja też wolę przed wysłaniem, dać sobie dzień lub dwa na decyzję, czy wysłać w takiej postaci, czy też coś zmodyfikować: „Kwartalnik Fotografia” – uwagi dla Oli 1. Założenie ogólne, najważniejsze: „KF” ma być wyprowadzony z Kropki, redakcyjnie, finansowo, kolportażowo, organizacyjnie, to ma być Twoje pismo, redagowane i sprzedawane przez Ciebie, wszystkie wpływy są Twoje – także z numerów archiwalnych, w tym z najnowszego numeru oraz z książek Kropki. 2. Twoje są też przyszłe koszty, czyli koszty przygotowania (wierszówka, skład) i wydrukowania nowego numeru i następnych. 3. Chciałbym dokonać zmiany wpisu w rejestrze dzienników i czasopism – wydawca „KF”: Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura (tu może być zamiast imienia i nazwiska nazwa Twojego wydawnictwa). 4. Moim zdaniem powinnaś stworzyć sobie budżet (plan dochodów i wydatków) – poszczególnego wydania oraz całego roku i działać w oparciu o niego. 5. Dotacja, która wpłynie na nasze konto zostanie w całości przelana na Twoje konto, niezależnie od tego, że być może z treści umowy z MKiDN będzie wynikało inaczej, tzn. być może MKiDN zażyczy sobie, aby Wydawnictwo Kropka pieniądze od nich trzymało na jakimś subkoncie Wydawnictwa Kropka, ale wtedy zro-
92
bimy tak, że na Twoje konto przelejemy z naszych pieniędzy tę samą kwotę, jaka będzie dotacją. Chodzi o to, żebyś poczuła się właścicielem, a więc dysponentem tych pieniędzy. Zresztą myślę, że nie będzie żadnych formalnych przeszkód, aby przelać na Twoje konto pieniędzy, które przyjdą z Ministerstwa – wszak nikt nie może Wydawnictwu zlecić realizacji zadania pn. „Wydanie w 2013 dwóch numerów KF” osobie fizycznej lub innemu podmiotowi wykonawczemu. Jeśli w umowie będzie wyraźny zakaz takiego postępowania, to pomyślimy jak to zrobić inaczej... 6. Trzeba zastanowić się, jak robić kolportaż – dla Kropki byłoby najlepsze, gdybyś – jako nowa firma-sukcesor Kropki – wzięła to na siebie (na swoje wydawnictwo), ale przejściowo (dopóki nie podpiszesz z punktami sprzedaży nowych umów ze swoim wydawnictwem) może to robić Kropka (Asia). 7. Kropka może „sprzedać” Twojemu wydawnictwu cały magazyn książek i archiwalnych numerów „KF” – za złotówkę, żeby u nas wyzerować stany magazynowe, a Ty możesz to sprzedawać po każdej cenie, jaką chcesz. 8. Sklep www.fotografia.net.pl może być Twój – możesz go przerobić tak jak chcesz i sprzedawać w nim co chcesz – choć niedoskonały, to jednak parę osób już go zna i z niego korzysta. 9. Twój już jest profil „KF” na FB, ale może być całkowicie Twój, tzn. ja nie muszę (i nie chcę mieć) uprawnień administracyjnych, wolę tam bywać jako W. Śliwczyński. 10. Słowem: załóż wydawnictwo. 11. Szukaj dotacji, grantów, dofinansowań, wymyślaj „projekty”. 12. Zarabiaj na tym. Dużo. 13. Rodzice pomogą – jeśli poprosisz – wiedzą, kontaktami, usługami swojej firmy, forsą (tym nie chcieliby, ale jak dobrze uzasadnisz, to kto wie...), ale oczekują samodzielności. Myślę, że to dobra propozycja dla Oli. Ale od niej zależy, czy ją przyjmie. Jeśli nie, to trudno. Wtedy rozpatrzymy dwie możliwości: albo (1) w ogóle nie podpiszemy umowy z MKiDN i nie weźmiemy forsy (szkoda...) i „KF” upadnie definitywnie, albo (2) wydamy dwa numery po staremu, ale tylko za forsę, jaką dostaniemy z dotacji powiększoną o wpływy z ostatniego numeru.
93
Po naszej ostatniej rozmowie z Olą – w piątek, 15.02. tuż przed wyjazdem do W-wy – jestem dobrej myśli: Ola mądrze podchodzi do tematu, tzn. organizuje ludzi do pomocy... Dzisiaj dowiedziałem się, że Ola chce Kasię Majak na naczelną... Jeszcze z Olą nie gadałem, więc nie wiem, czy podjęła jakieś decyzje. Mamy rozmawiać w środę. Poniedziałek, 25 lutego 2013 Nie miałem jeszcze czasu, aby przedstawić Oli nasze propozycje (muszę je jeszcze uzupełnić o szkic budżetu, na jaki może liczyć ze strony Kropki: oprócz dotacji z ministerstwa, dostanie jeszcze wpływy za ostatni „KF” z Empiku i innych miejsc sprzedaży, a także wpływy ze sprzedaży naszych książek i numerów archiwalnych „KF”, czyli miesięcznie ok. 3000 zł, co łącznie w 2013 da prawie 120 tys. To chyba nieźle?). Ola podróżuje – w zeszłym tygodniu była w Warszawie, aby pogadać z Katarzyną Majak, którą chyba uczyni redaktor naczelną „KF”, a w weekend była w Londynie, aby pogadać z Kubą Ryniewiczem, co on mógłby i chciałby wnieść do „KF”. Tego jeszcze nie wiemy, bo jeszcze nie rozmawialiśmy, być może w środę pogadamy, jeśli Ola przyjedzie. Niedziela, 23 czerwca 2013 (…) Przed chwilą próbowałem analizować dane od księgowych, comiesięczne dane o sprzedaży i kosztach i o finalnym wyniku. To są dane twarde, bezlitosne. Nasz biznes opiera się przede wszystkim na „WW”, bo drukarnia cały czas balansuje wokół zera, podobnie jak „KF”. „KF” i związane z tym książki powoli wygaszamy, od ponad pół roku nie wydaliśmy nowego numeru „KF”, a w przyszłości przyjdzie pewnie pora na drukarnię, zwłaszcza, że niebawem będą potrzebne duże inwestycje w drukarnię – CTP będzie wymagało wymiany głowicy naświetlającej (ponad 16.000 EUR) lub całej naświetlarki (ok. 25.000 EUR). Nie wiem, co wtedy zrobimy – weźmiemy forsę z kupki na budowę redakcji (lub kredyt), czy też po prostu sprzedamy drukarnię wraz z budynkiem. Naprawdę dzisiaj nie wiem, co będzie
94
dalej. Entuzjazm w firmie słabnie. Z drugiej strony, myślę sobie czasem, że jak gazeta padnie, to może da się żyć z drukarni. Kto to wie? Wtorek, 23 lipca 2013 Dzisiaj okazało się, że MKiDN jednak nie chce nam dać przyznanej dotacji na „KF” w 2013. I wychodzi z tego wszystkiego, że najważniejsze polskie pismo o fotografii upadnie, ponieważ nie prowadzi pełnej księgowości, tylko tzw. małą księgowość. Wysłałem do Adama Mazura i Wojtka Wilczyka następującego mejla (+ powyższy mejl z MKiDN): Adam, Wojtek, Nie chciałbym być patetyczny, ale poniższe pismo z MKiD de facto zamyka „Kwartalnik Fotografia”. Możecie mi pomóc, aby tak się nie stało. Wynika z niego, że z powodu tego, że Wydawnictwo Kropka nie jest na pełnej księgowości (nie prowadzi ksiąg rachunkowych), lecz jest na tzw. małej księgowości (księga przychodów i rozchodów), to nie może być „beneficjentem” („beneficjenci – wnioskodawcy, których wnioski zostały rozpatrzone pozytywnie i którym przyznano dofinansowanie” – regulamin programu MKiDN), czyli nie mogą mi dać dotacji. Formalnie mają rację (pomijam słuszność czy niesłuszność tych zapisów w owym regulaminie – uważam, że to bezsens, ale to zupełnie inny temat i teraz nie chcę tego tematu rozwijać), ale: – w poprzednich latach moja sytuacja była identyczna (byłem na małej księgowości), a dotację dostawałem, nie co roku, ale czasem tak – wiem od Pawła Łubowskiego, że wydawca Artluka (Stowarzyszenie Kulturalne Artes) na pewno nie prowadzi pełnej księgowości (według Pawła Stowarzyszenie w ogóle nie prowadzi działalności gospodarczej!), a dotację dostali.
95
– patrząc na listę pism, które dostały w tym roku dofinansowanie i widząc, że przeważnie są to tytuły wydawane przez stowarzyszenia lub fundacje, nie chce mi się wierzyć, że te podmioty prowadzą pełną księgowość, tak jak fabryki i wielkie koncerny. Jeśli jest tak, jak przypuszczam, to albo jest tak, że MKiDN wpierw przyznało tym podmiotom dofinansowanie, ale potem podpisało umowy tylko z tymi, które prowadzą pełną księgowość (taką samą jak fabryki), albo też w niektórych przypadkach przymyka oko na fakt nie prowadzenia pełnej księgowości (np. Artluk). – chcę złożyć odwołanie lub skargę na decyzję ministerialną odmawiającą mi dotacji z powodu tego, że nie prowadzę pełnej księgowości, powołując się na precedensy – że innym z tego powodu nie odmówiono dotacji – i tu mam do Was prośbę: czy możecie dowiedzieć się u źródeł, w pismach, które dostały dofinansowanie ministerialne z tego programu, czy ich wydawcy prowadzą pełną księgowość. Tam, gdzie znacie osobiście ludzi. Każdy przykład będzie dla mnie bezcenny. Proszę o pośpiech. Mniej więcej rozumiem sytuację „ogólną”: nie mają forsy, bo kryzys i im obcinają i każą szukać oszczędności. No i dobrze, niech sobie szukają. Ale czemu kosztem „KF”-u? Moja córka, Ola – dzisiaj cały dzień płacze, bo obwinia siebie o wszystko, że nie doczytała Regulaminu... Jak jednak widać, MKiDN wykorzystuje ten zapis regulaminu bardzo wybiórczo. I na to chcę się powołać. Ale potrzebuję większej ilości przykładów. Pozdrawiam Waldek (chyba nadal wydawca „KF”) ps. jak nie wydostanę od nich tej dotacji, to będę zmuszony zamknąć pismo. Nie chcę tego. Zobaczymy co będzie dalej. Nie jestem miękkim dydkiem robiony, żeby się szybko poddawać, ale też nie jestem pieniaczem, który chce robić dymy dla samego dymu. Chcę wydobyć tę forsę. A plan mam taki: wpierw zebrać dane, jak najwięcej danych np. o tym, że wiele
96
pism, które dostały forsę, nie prowadziło ksiąg rachunkowych, potem napisać im o tym, że wiem o tym, że tak się działo i dzieje (mały szantaż), a jak to nie pomoże, to wpierw napiszę pismo-skargę do ministra na działania jego urzędników, a jak to nie pomoże – poinformuję „Press” i inne media o moim przypadku. Spróbuję zrobić szum. Najgorsze jest to, że Ola płacze... Chociaż nie powinna, bo to nieprawda, że to ona coś zawaliła. Niby „nam nie zależy na KF”, ale czy to prawda? Przecież to nasze dziecko. Nasze i wielu osób z zewnątrz, którym płaciliśmy, albo i nie. To już trzynasty rok idzie, jak jest „KF” z nami... Czy nasze życie byłoby lepsze, gdyby „KF” nie było? Zgoda, dopłacaliśmy, ale czy nie warto było? Czy sto, czy dwieście tysięcy więcej na koncie, byłoby lepsze? Czy z pieniędzmi, których byśmy nie wydali na „KF”, bylibyśmy szczęśliwsi? Wątpię. Nie – nie wątpię: „KF” dał nam o niebo więcej szczęścia, przyjemności, satysfakcji niż pieniądze, które byśmy mieli, bo ich nie wydalibyśmy na „KF”. Wydawanie „KF” – teraz, kiedy patrzę na to z lotu ptaka – było jednak wielką frajdą. Poniekąd definiowało nas. Było realizacją młodzieńczych marzeń Joli i Waldka: chcieliśmy na początku, kiedy się poznaliśmy, zaistnieć w polu sztuki (bardziej Jola, bo Waldek wtedy sztuki nie cenił tak jak nauki; potem się to pozmieniało...). Ale stało się trochę inaczej – ja stałem się artystą, a nie Jola, która miała duszę artystyczną, choć na początku artystów i ich dokonania lekceważyłem... Tak sobie przy tym moim pisaniu zerkam na półkę, gdzie stoją wszystkie „KF”-y. Blisko pół metra tego jest. 39 numerów... Koniec? Sobota, 3 sierpnia 2013 (…) Teraz służbowo. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie da nam 60 tys. zł. dotacji, chociaż początkowo ją przyznało, bo nie prowadzimy takiej księgowości jak fabryki. Prowadzimy księgę przychodów i rozchodów (tzw. małą księgowość), a nie księgi rachunkowe (tzw. pełną księgowość). Paranoiczne zasady przyznawania wsparcia, ale muszę je uszanować i... zamknąć „KF”. Pierwszy odruch był taki, żeby narobić hałasu, żeby moje oburzenie nagłośnili „wszyscy”, napisałem nawet „Oświadczenie” i opublikowałem je na
97
naszych profilach fejsbuczych, ale czym prędzej po oburzeniu Oli je usunąłem. Wpierw pokłóciłem się o nie z Olą (ona chce mimo wszystko walczyć o dalsze istnienie „KF”), a potem poszedłem po rozum do głowy i z całej sytuacji wyciągnąłem ważny dla siebie wniosek – jestem zbyt impulsywny i zbyt „spieniaczony”, mam niepotrzebną skłonność do wojowania w wojnach, z których nic nie wynika. Chcę sobie ulżyć, ale przez to ulżenie szkodzę sobie i – jak w tym przypadku – innym: Oli, która chce dalej „KF” ciągnąć. Uświadomienie sobie tego, tak jak napisałem, jest dla mnie ważne. Już daje mi pierwsze dobre efekty: jestem spokojniejszy, nie napinam się... Jeszcze wcześniej do Presserwisu przekazałem informację, że muszę zawiesić ukazywanie się „KF”, bo jestem wkurwiony na MKiDN, że mi dotacji nie dali z tak głupiego powodu (oczywiście, że powód jest głupi, nie przestałem tak uważać) i wtedy ktoś z Look Galery (nikogo tam nie znam) wysunął pomysł, żeby spróbować zebrać forsę na „KF” poprzez „finansowanie społecznościowe” (krałtfunding), co bardzo mi się spodobało i Oli też. Są specjalne strony internetowe do tego przeznaczone. Trzeba sformułować ofertę, m.in. to, co się daje ludziom, którzy zechcą wesprzeć finansowo nasze przedsięwzięcie i spróbować. To byłoby rzeczywiście super, gdyby się udało. Żadnych pierdolonych urzędasów, dziesiątek dokumentów, setek stron papieru, rozliczeń, pieczątek, telefonów, mejli, nerwów, wkurwień... Zamiast tego, skupienie na jakości numeru. Żeby nie zawieść tych, którzy nam zaufali, no i żeby mieć satysfakcję. I zarobić. Żeby mieć na numer następny. To nas czeka, eksperyment. Boję się.
X. Wizje i misje redaktorów naczelnych (...) Mamy nadzieję, że propagując fotografię o najwyższych walorach artystycznych, edukujemy w tym zakresie młode (i starsze) pokolenie fotografów. Dzięki „Kwartalnikowi Fotografia” istnieje możliwość konfrontowania różnych postaw i koncepcji twórczych, a także promocja najciekawszych propo98
zycji. Dajemy wszystkim, zarówno zawodowcom, jak i amatorom sporą porcję wiedzy o współczesnej fotografii, wiedzę, której w Internecie nie znajdą – fotografia na tradycyjnym nośniku – na papierze – to jednak nie to samo, co na monitorze komputera (...) – taki oto, niedatowany fragment strategii rozwoju czasopisma znalazłem w materiałach archiwalnych udostępnionych mi przez Waldemara Śliwczyńskiego. Znalazłem tam także inny niedatowany fragment tekstu – prawdopodobnie jest to część wniosku o dotację ministerialną, w którym trzeba było wskazać plany rozwoju podmiotu wydawniczego. Napisano więc, co było prawdą, bo w wydawnictwie trwały przygotowania do uruchomienia takiej właśnie działalności, że: W latach 2011-2012 Wydawnictwo Kropka, wydawca m.in. „Kwartalnika Fotografia”, zamierza rozwijać swoją działalność w obszarze działalności kulturalnej podejmując następujące działania: 1) redesign pisma, zarówno wersji papierowej, jak i strony internetowej; 2) stworzenie redakcji filmowej produkującej materiały reporterskie z imprez fotograficznych, a także filmy dokumentalne o artystach-fotografach. Materiały te będą dołączane do „Kwartalnika Fotografia” jako płyty DVD. Zauważmy, że w obu tych fragmentach jak mantra powraca kwestia Internetu, z którym redakcja „KF” albo mogła się spierać o wyższość wersji papierowej czasopisma nad wersją elektroniczną, albo go oswoić i uruchomić wersję elektroniczną „Kwartalnika”, szukając odbiorców dla swojego produktu w Sieci i usługach sieciowych. O to samo zresztą (najprawdopodobniej w roku 2009 albo 2010) pytał dr Paweł Sarna z Instytutu Dziennikarstwa WSH w Sosnowcu, w nadesłanej do redakcji ankiecie. Oto jej swoista preambuła: Poniższa ankieta posłuży w badaniach, których wyniki zostaną przedstawione na konferencji naukowej na temat konwergencji me99
diów masowych. Temat planowanego wystąpienia został zainspirowany Debatą Pism Niszowych; chciałbym przedstawić m.in. specyfikę czasopism określanych jako niszowe. Uprzejmie proszę o udzielenie odpowiedzi na poniższe pytania. Uzyskane rezultaty posłużą badaniom naukowym. Uwaga: niektóre z pytań dotyczą wyłącznie czasopism wydawanych w wersji drukowanej i internetowej. Ankieta zawiera siedem pytań, na które odpowiedzi udzielił – na co wskazuje czas powstania dokumentu – ówczesny redaktor naczelny „KF”. Jak definiują Państwo „niszowość”? Niszowy to chyba jednak nie jest niskonakładowy. Niszowy – nie docierający do ogółu, o niskim nakładzie, dla niektórych, wybranych, zainteresowanych jakąś wąską dyscypliną, dziedziną, działką, wiedzą. Czy Państwa czasopismo jest medium niszowym? I tu pojawia się problem z definiowaniem naszej niszowości... ponieważ niski nakład w dzisiejszych czasach o niczym nie świadczy. I tak, podobno według naszego dystrybutora do Empików przy nakładzie 2500 sztuk wcale nie jesteśmy niszowi ani niskonakładowi... Więc w tym przypadku pojęcie 'niszowości' się zdezaktualizowało. Nasze czasopismo jest niszowe jeżeli chodzi o podejmowaną tematykę fotografii artystycznej oraz krytyczno-analityczne podejście do tego medium, a to jak wiadomo nie jest dla każdego... Ale idąc dalej tym tropem – sztuka po prostu nie jest dla wszystkich – jest elitarna, więc w tym przypadku pojęcie niszowości będzie do nas pasować. Do kogo kierowane jest czasopismo – kto jest jego czytelnikiem? Na profesjonalne badania nigdy nie było nas stać, ale myślimy, że naszym odbiorcą są właśnie osoby szeroko zainteresowane fotografią artystyczną oraz jej analitycznokrytycznym wymiarem. Raczej są to pasjonaci, ambitni fotoamatorzy, o zapędach intelektualnych, dla których liczy się 100
bardziej pogłębiona refleksja niż tylko oglądanie ładnych i dobrych obrazków. Czy Państwa zdaniem czytelnik wydania papierowego różni się od odbiorcy treści zamieszczanych w Internecie? Oczywiście, że się różni. Często internetowy jest mniej wymagający, mniej wnikliwy, pobieżny, nie zagłębiający się w sedno, bezrefleksyjny. Ale też jest bardziej na bieżąco, jest szybszy. Często ten, który chce kupić nasz magazyn, chce poczuć papier i farbę drukarską, zobaczyć coś z bliska, powąchać, postawić na półce – magazyn będzie traktował jako swoistego rodzaju produkt, gadżet, ale też album do którego zawsze może wrócić. Dla takiej osoby teksty oraz fotografie przedstawione w naszym czasopiśmie będą miały bardziej ponadczasowy charakter. Można też przyjąć, że osoby kupujące nasze czasopismo chcą się rozwijać dalej w swoim odbieraniu oraz refleksji fotografii. W naszym kraju nie można jednoznacznie stwierdzić, że osoby kupujące nasz magazyn są zamożniejsze od przeciętnego obywatela (chociaż w piramidzie potrzeb Maslowa zakup magazynu będzie czymś luksusowym, a jak wiadomo, wcześniej trzeba inne potrzeby zaspokoić...), raczej kupują nas osoby około 30 roku życia, które stawiają na takie priorytety jak rozwój osobisty. Ostatnio też pojawia się tendencja powracania/przepraszania się z papierowymi wydaniami, ludzie są znudzeni pdf-ami i jego ograniczeniami, bo wbrew pozorom wydania papierowe nadal są pożądane. Także wydania papierowe mogą stać się obiektem kolekcjonerskim – a ta tendencja też się wzmaga. Czym różnią się materiały zamieszczane w wydaniu drukowanym i w Internecie (pod względem formy, treści itd.)? W Internecie można zamieścić oczywiście więcej i co też ważne, w gorszej jakości, więc można z tej okazji znowu zamieszczać więcej. Wydania internetowe są szybsze, mniej przygotowania wymagają. My na razie nie robimy wydania interneto101
wego, aczkolwiek w niedalekiej przyszłości będziemy sprzedawać w formie pdf starsze numery lub dodawać gratis dla tych, którzy złożą wysokie zamówienie w naszym wydawnictwie. Internet to więcej, szybciej, a także często gorzej, bo przecież można zamieszczać wszystko. Jaki wpływ wywiera wydanie internetowe na dotychczasowe funkcjonowanie czasopisma? Internet przyspiesza przekazywanie wiadomości, aczkolwiek coś, co jest wydrukowane i tak zostaje dłużej. Poza tym, dobrze wydrukowana fotografia (a robimy w tym zakresie wszystko, co w naszej mocy) o wiele bardziej przypomina oryginalną fotografię niż wyświetlanie się jej na ekranie, nawet bardzo wysokiej rozdzielczości. Wydruk na papierze jest analogowy, tak jak fotografia. Fotografia to przedmiot, a nie plik cyfrowy. Czy fakt współistnienia obu typów wydań kształtuje nowy typ odbiorcy? Pewnie tak, chociaż z powodu braku badań, nie wiemy tego dokładnie – nie zdajemy sobie sprawy z różnic. Możemy jedynie opierać się na intuicji i na rozmowach z czytelnikami. Otóż, wydaje nam się, że odbiorca naszego drukowanego czasopisma jest zainteresowany nie tylko oglądaniem fotografii, lecz jej smakowaniem, ponieważ obcowanie z drukiem wywołuje podobne wrażenia jak obcowanie z oryginałem. Taki, można by rzec, wybredny odbiorca, chce również zdobyć lub pogłębić swoją wiedzę na temat fotografii, która go zainteresuje – dlatego chętnie sięgnie po teksty, które towarzyszą fotografiom. Teksty piszą dla nas najlepsi krytycy i teoretycy fotografii, dlatego ich poziom zadowoli najwybredniejszych. Odbiorca-internauta poszukuje w Sieci bardziej informacji – chce być zorientowany w tym, co się dzieje w fotografii – niż przeżycia. „Konsumpcja” fotografii na papierze wydaje się być wyższą formą obcowania ze sztuką fotografii...
102
Wystarczy dobrze wczytać się w przywołane powyżej odpowiedzi (najprawdopodobniej) Waldemara Śliwczyńskiego, aby dojść do wniosku, że wydawca doskonale zdawał sobie sprawę nie tylko z siły Internetu, ale i z mocy własnych wyobrażeń oraz przekonań na temat redagowanego i drukowanego we Wrześni czasopisma poświęconego sprawom fotografii. Poza tym niemal wszystkie jego edytoriale ocierały się (przynajmniej we fragmentach) o refleksje budujące całościową wizję trwania z „Kwartalnikiem” na posterunku i w służbie fotografii. W tej wizji nie było ucieczki przed Internetem, w tej wizji pojawiały się multimedia i portale fotograficzne, jak choćby portal 5shots (dawniej 5klatek – magazyn fotoreporterów i dokumentalistów) Mariusza Foreckiego, który zadebiutował na łamach dużym blokiem materiałów w numerze 38. Swoje przemyślenia na temat fotografii i roli (misji?) jaką ma ewentualnie do spełnienia „KF”, zachowywał dla siebie, nie zanudzając nimi czytelników, albo przemycał je w sprawnie pisanych, interesujących relacjach z dużych imprez i festiwali fotograficznych, w których nie stronił od osobistych sądów i spostrzeżeń. A jeśli gdzieś nie był osobiście, a odczuwał potrzebę odniesienia się do owego zdarzenia, to wskazywał tekst, który „warto przeczytać” właśnie ze względu na zawarte w nim treści i refleksje. Tak było na przykład z „międzynarodową” relacją Katarzyny Majak pt. Artyści mają ciężko? (Berlin, Paryż, Warszawa). Tak więc z całą pewnością wydawca, zwłaszcza gdy został także redaktorem naczelnym, miał jasno określoną wizję nie tylko trwania na raz zdobytych pozycjach, ale przede wszystkim wizję rozwoju czasopisma. Na jej pełne zmaterializowanie zabrakło mu czasu, bo wcześniej zabrakło mu pieniędzy, czyli dotacji z MKiDN. Takiej wizji (mimo całego uznania i szacunku, jaki mu się należy za powołanie do życia „KF”) nie znajduję niestety u Zbigniewa Tomaszczuka, który w swoich wstępniakach – i 103
owszem – roztrząsał ważne kwestie, pochylał się z troską nad problemami polskiej fotografii, namawiał do czytania „Kwartalnika”, wyjaśniał powody, dla których warto to robić, ale nie bardzo w sumie było wiadomo, jaki ponadwydawniczy cel mu przyświeca, poza promowaniem – co zrozumiałe – czasopisma (ale i niekiedy też własnej osoby i własnej twórczości) i ku czemu zmierza jako szef ważnego niewątpliwie magazynu poświęconego sprawom fotografii artystycznej. W ostatnim swoim wstępniaku (numer 10) upomniał się jeszcze raz o właściwe miejsce dla fotografii w świecie sztuk wizualnych (wypominając niekompetencję i brak wiedzy w tej materii urzędnikom z rozsianych po świecie polskich instytutów kultury oraz krajowym historykom i krytykom sztuki), kończąc swoją redaktorską posługę znamienną frazą: Niedocenienie fotografii jako istotnego czynnika kulturotwórczego i artystycznego skutkuje tym, że medium to nie posiada u nas swojej wagi autonomicznej. Przekonałem się o tym ostatnio, kiedy to przeczytałem o sympozjum poświęconym czasopismom, które zajmują się sztuką. „Kwartalnik Fotografia” nie został na nie zaproszony, bowiem organizatorom przez myśl nie przeszło, że fotografia jest sztuką. Ireneusz Zjeżdżałka, który – jak wynika ze wspomnień wydawcy – postawił na perfekcję, powiększył dział prezentacji, a za namową W. Śliwczyńskiego (choć być może na jego żądanie) wprowadził tłumaczenia tekstów na angielski oraz rozbudował czasopismo o dodatek poświęcony sprawom historii i teorii fotografii. Dostał od wydawcy wolną rękę, więc jeździł po świecie, zachęcał kolejnych autorów do współpracy, czyli głównie pisania tekstów o interesujących fotografach (i zjawiskach okołofotograficznych), bez których to prezentacji pismu groził uwiąd merytoryczny i artystyczny. Uczynił więc to wszystko zapewne dla idei budowania marki „KF”, z którą się utożsamiał. I chwała mu za to. Po drodze wielkość „Kwartalnika” przełożyła się niewątpliwie na wielkość redaktora na104
czelnego, który tym sposobem (inaczej niż Z. Tomaszczuk) także promował siebie i swoją twórczość. Czy było to sprzeczne z zasadami, które wcześniej głosił wobec swojego poprzednika na stanowisku redaktora naczelnego? Nie nam osądzać. W każdym razie rzadko zabierał głos wprost na łamach „KF”, poza – rzecz jasna – sytuacjami, gdy umieszczał w piśmie relacje i sprawozdania ze swoich rozlicznych wyjazdów na duże zazwyczaj imprezy fotograficzne. Raz tylko, w numerze 14, wypowiedział się tekstem „Od Redakcji”20 (nie sygnując go nawet własnymi inicjałami), który był komentarzem do Miesiąca Fotografii w Krakowie (autorka relacji: Monika Kozień-Świca) i Miesiąca Fotografii w Bratysławie (autorka relacji: Agata Pankiewicz) w roku 2003. Oto ten komentarz: Zdecydowaliśmy się na publikację powyższych tekstów dotyczących fotograficznych festiwali, ponieważ uważamy za ważne odnotowanie imprez, które tworzą swoiste środowisko kulturowe, przyczyniając się do promocji fotografii jako medium. Jednocześnie nie chcielibyśmy, aby czytelnik odniósł wrażenie, że traktujemy na równi oba Miesiące Fotografii. Póki co, krakowska impreza, oprócz wątpliwego wyróżnika w postaci ilości wystaw, nie przekonała nas swoim poziomem. Mamy również inne preferencje, co do oceny indywidualnych pokazów. Na przykład za jedną z nielicznych wystaw zasługujących naszym zdaniem na wyróżnienie, na którą zresztą nie zwróciła uwagi autorka tekstu, uważamy Laski Moniki Redzisz i Moniki Bereżeckiej. Zdecydowanie nie przekonuje nas również wystawianie zdjęć w pubach, kawiarniach i innych miejscach gastronomicznych. Szkoda, że organizatorzy nie potrafią włączyć do swojej akcji tak prestiżowe miejsca, jak Bunkier Sztuki czy Galerię Zderzak. Aby tak się jednak stało, kuratorzy tych miejsc muszą być przekonani, co do wartości prezentowanych 20
Ustaliłem to po rozmowie z W. Śliwczyńskim i Z. Tomaszczukiem.
105
na Krakowskim Miesiącu Fotografii pokazów. Sprawę porównania wydawnictw towarzyszących obu festiwalom pomijamy dyskretnym milczeniem.
XI. Polemiki, dyskusje, spory Wydawca „Kwartalnika Fotografia”, a później także redaktor naczelny, nie ukrywa faktu, że jego czasopismo nigdy – na przestrzeni trzynastu lat swojego istnienia – nie stało się miejscem zażartych, merytorycznie ważnych dyskusji, programowych sporów, czy ważnych, interesujących polemik z udziałem czytelników. Nie od dzisiaj wiadomo, że ożywcze dla każdego opiniotwórczego periodyku merytoryczne spory, zażarte dyskusje i polemiki z wcześniej wygłoszonymi (opublikowanymi) poglądami wymagają od uczestników tych działań nie tylko intelektualnego wysiłku i odpowiedniego przygotowania (znajomości dyskutowanego zagadnienia), ale także swoistej dyscypliny warsztatowej, głównie z zakresu wysokiej próby wypowiedzi publicystycznej. Nie wyobrażam więc sobie, aby wydawca „KF” – ten konkretny wydawca, czyli Waldemar Śliwczyński, człowiek wysokiej kultury, który nigdy nie wyzbył się zainteresowań metodologią nauk humanistycznych – aby ktoś taki godził się w swoim magazynie na prostackie pyskówki lub populistyczne obrzucanie się inwektywami, na infantylne pojedynki niedouczonych neofitów, czy w końcu na wymachiwanie cepem argumentów rodem z fundamentalistycznej homilii czy politycznego talk show. Przyczyn braku autentycznych, ideotwórczych dyskusji i polemik21 w „Kwartalniku” zapewne jest kilka, a wszystkie je (te 21
Przypomnijmy, że uczestnicy dyskusji niemal zawsze wychodzą w swoich wystąpieniach od jednego, wspólnego dla wszystkich pytania problemowego
106
przyczyny) można złożyć na karb czasów, w jakich przyszło działać W. Śliwczyńskiemu na niwie wydawniczej. Były to czasy – przypomnijmy – kiedy poważne dyskusje i polemiki znikały z tytułów prasowych22, przenosząc się, jeżeli już komuś chciało się uprawiać tę trudną sztukę myślenia i pisania, do otchłani Internetu. Klasycznym przykładem takiego stanu rzeczy jest tekst polemiczny Krzysztofa Jureckiego z numeru jedenastego „KF” (strony 116-117), który swoje źródła bierze właśnie z internetowej publikacji autorstwa Adama Mazura. Wszystko zaczęło się od tego, że w roku 2002 w Łodzi została zaprezentowana duża wystawa pt. „Wokół dekady. Fotografia polska lat 90.”, której kuratorami byli Krzysztof Cichosz, Krzysztof Jurecki i Adam Sobota. Na wystawie tej kuratorzy pokazali 43 artystów i dwie grupy twórcze, a towarzyszył jej katalog, w którym jeden tekst zamieścił A. Sobota, a dwa następne K. Jurecki. I to właśnie z zawartością obu tekstów K. Jureckiego postanowił nie zgodzić się Adam Mazur, zamieszczając na łamach „Fototapety” (czyli w Internecie) obszerny tekst pt. „Śmieszna walka z wyimaginowanym światem”23. Tekst zaczyna się tak oto: Na wystawie o dumnie brzmiącym tytule „Wokół dekady. Fotografia polska lat 90-tych” nie znajdziemy prac tak znanych w kraju i zagranicą twórców posługujących się obrazem fotograficznym jak T. Tomaszewski, T. Rolke, T. Sikora, B. Sokołowska, E. Hartwig, K. Kozyra, P. Uklański, M. Hermanowicz, K. Miller, M. Gomulicki, J. Olek, R. Horowitz, J. Lewczyński, K. Wojciechowski, K. Gierałtowski, M. Rogala, J. Byrczek, K. Wodiczko i wielu innych. Znajlub problemowej tezy postawionej przez moderatora, a polemika zawsze jest reakcją na wcześniejsze wystąpienie, także o charakterze problemowym. 22 Redaktorzy naczelni, przymuszani widmem bankructwa lub utraty stanowiska, nie chcieli tego drukować, a czytelnicy, mający do dyspozycji mnóstwo ofert w stylu reality show, nie chcieli tego czytać. 23 Źródło – http://fototapeta.art.pl/2002/dek.php
107
dziemy za to autorów, których nazwiska nawet krytykom sztuki niewiele mówią. Dlaczego tak się stało? Czyżby prace wyżej wymienionych artystów nie należały do szlachetnej sztuki fotografii? Szukając odpowiedzi na te oraz inne pytania warto przyjrzeć się starannie wydanemu katalogowi wystawy, gdzie w tajniki „fotografii polskiej” ostatniej dekady wprowadza nas dwóch kuratorów wystawy Adam Sobota i Krzysztof Jurecki (trzecim kuratorem jest Krzysztof Cichosz, który nie napisał żadnego tekstu oddając pole Jureckiemu, autorowi aż dwóch syntez). Teksty kuratorów uzupełnia zwyczajowy wstęp dyrektora Muzeum Sztuki w Łodzi, Mirosława Borusiewicza, i Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Mariusza Hermansdorfera, oraz przegląd wydarzeń autorstwa Magdaleny Wicherkiewicz. Już na wstępie trzeba przyznać, że teksty rzeczonych kuratorów nie różnią się zasadniczo od ich wcześniejszych wystąpień. O ile Adam Sobota w „Fotografii wolnych wyborów” ujawnia po raz kolejny swoją daleko posuniętą powściągliwość w ferowaniu pochopnych wyroków, o tyle Krzysztof Jurecki zarzuca czytelnika szeregiem sądów wartościujących, ocen, wycen i etykiet, które razem wzięte dają obraz jego prywatnej wizji historii polskiej fotografii. Niepohamowany impet, z jakim Jurecki stara się czytelnika przekonać do swojego projektu (wcieleniem tej wizji jest poniekąd prezentowana w Łodzi wystawa) wymaga, by przyjrzeć mu się ze zdwojoną uwagą. Poniższa krytyka dotyczyć będzie artykułu „Fotografia polska lat 90-tych. Przemiany, tendencje, twórcy”, który można uznać za wykład idei przyświecających wystawie, oraz częściowo drugiego tekstu Jureckiego pt. „Fotografia lat 90. na świecie. Miejsce polskiej fotografii”. Swój artykuł łódzki kurator rozpoczyna od deklaracji, że „postara się spojrzeć na temat [fotografia polska lat 90.] w sposób historyczny z perspektywy przemian filozoficznokulturowych”. W tym spojrzeniu nie ma jednak miejsca na 108
„wpływ historii i najnowszych wydarzeń politycznych”, które autora nie tylko „interesują w mniejszym stopniu”, ale także zdają się nie mieć „takiego znaczenia jak miało to miejsce w latach 70. i 80.”. Niwelując cezurę roku 1989 łódzki historyk sztuki dostrzega doniosłość „amerykańskiej tragedii z 11 września 2001 roku”, która jego zdaniem „będzie miała niebagatelny wpływ na funkcjonowanie kultury na całym świecie”. Innymi słowy powstanie III Rzeczpospolitej miało mniejsze konsekwencje dla polskiej fotografii niż zamachy terrorystyczne w USA. W rzeczy samej „perspektywa przemian filozoficzno-kulturowych” jest dla Jureckiego niczym innym jak spojrzeniem na polską fotografię przez pryzmat przemian w kulturze, filozofii i historii fotografii zachodniej, głównie amerykańskiej. A te jak wiadomo nawet laikowi obracają się od ćwierćwiecza wokół zagadnienia „postmodernizmu”. Krzysztof Jurecki – wywołany tą publikacją do tablicy – napisał dużą polemikę, nadając jej tytuł „Z motyką na dekadę. Ignorant czy niezręczny manipulator?”. Zaproponował ją (omijając „Fototapetę”) wrocławskiemu „Formatowi” i poznańskiej „Gazecie Malarzy i Poetów”, aby ostatecznie opublikować ją w „Kwartalniku Fotografia”. A zaczął od słów, które skierował także do czytelników, ale przede wszystkim wprost do Adama Mazura: Polemiki pisane w dobrej wierze, np. interpretacje czy wyjaśnienia jakiegoś zjawiska, są pożyteczne, ba, nawet ożywcze, świadczące o żywotności konkretnej dziedziny. Natomiast, gdy głównym i w tym przypadku jedynym wyznacznikiem polemiki stają się niezbyt kulturalny ton i napastliwość przechodząca w agresję, poparte bardzo wątpliwymi, nieuzasadnionymi merytorycznie zarzutami, to świadczy to o słabości autora polemiki w dziedzinie, w której próbuje się wypowiedzieć. Nie ukrywam, że oba teksty przeczytałem z zainteresowaniem, choć tylko jeden w wersji papierowej. Zajmowała mnie w nich 109
głównie warstwa merytoryczna, ważna z punktu widzenia kogoś, kto próbuje się rozeznać w krajobrazie fotograficznym polskiej współczesności. Pamiętam i to, że później brakowało mi takich tekstów w kolejnych numerach „KF”. Pomijając obszar szermierki słownej z powodzeniem i nie na żarty uprawianej przez obu polemistów (najpierw Mazur polemizował z Jureckim, a potem Jurecki z Mazurem i była to bardzo konkretna wymiana ciosów), moją uwagę przykuły jednak argumenty obu panów. Jako czytelnik, wyniosłem z tego pojedynku korzyść edukacyjną – po raz kolejny dotarło do mnie, że istnieje cienka linia, za którą interpretacja przechodzi w nadinterpretację, że nie ma jednej skodyfikowanej raz na zawsze historii fotografii, historii dziejącej się w dodatku na naszych oczach, a ujmowanej w ramy własnych przekonań, sądów, analiz i typologii przez różniących się nie tylko temperamentem praktykujących kuratorów i krytyków sztuki. Następny głos polemiczny pojawił się w numerze szesnastym „KF” za sprawą o dwa numery wcześniejszego tekstu Macieja Szymanowicza „Śląska idylla. O przemyśle, folklorze i fotografii lat 30.”. Tutaj w niegroźny i elegancki (w zakresie formy jak i treści) spór merytoryczny weszli zawodowi historycy fotografii. Głos polemiczny autorstwa Jerzego Piwowarskiego nosił tytuł „Wokół Piękna Ziemi Śląskiej i polskiej fotografii lat 30.” i zaczął się od anegdoty: Jednym ze środowiskowych żartów związanych z kręgiem historyków jest przewrotne stwierdzenie, że ich rolą nie jest odtwarzanie, lecz tworzenie dziejów. W podobnym duchu rozpoczął Szkice o całości historii obrazowania Carl Chiarenza, który wspomniał w nich swego znajomego otwierającego branżowe sympozjum słowami: „Historia to worek tricków”... Oba stwierdzenia wskazują, że mimo pełnego idealizmu dążenia do prawdy, historycy mają świadomość niedoskonałości efektów swej pracy, które wynikają np. z dostępności do odpowiednich materiałów źródłowych. 110
W tym samym numerze, kilka stron dalej, Maciej Szymanowicz ustosunkował się w obszernej wypowiedzi do argumentów swojego adwersarza, zaczynając od krótkiego wprowadzenia: W polemicznym artykule (...) Jerzy Piwowarski przedstawił szereg zarzutów, na które chciałbym odpowiedzieć, precyzując niektóre tezy i stwierdzenia, uznane przez adwersarza za „nadinterpretację”. Najpierw jednak pragnę nakreślić szersze tło dla mojej odpowiedzi. Wiele bowiem z pozornie nieznacznych stwierdzeń w polemice Jerzego Piwowarskiego dotyka znacznie poważniejszych problemów wchodzących w zakres metodologii nauk humanistycznych. Tekst główny M. Szymanowicza okazał się czymś w rodzaju solidnego, a przede wszystkim przekonującego i budzącego szacunek wykładu uniwersyteckiego (w najlepszym znaczeniu tych słów), swoistą ucztą intelektualną dla czytelnika spragnionego pogłębionej analizy omawianego przez obu autorów tematu. Trudno tu streszczać jego zawartość, zainteresowanych odsyłam więc do obu tekstów Szymanowicza i polemiki Piwowarskiego. W przypadku takich tekstów żadne omówienie nie zastąpi samodzielnej lektury. Wydawca „Kwartalnika” długo czekał na jakiś autentyczny tekst problemowy, który mógłby rozpocząć na łamach czasopisma autentyczną dyskusję na ważny temat, ale i uaktywnić ewentualnych polemistów. I wreszcie doczekał się – oto w numerze 18 (trzecim, wydanym pod samodzielnym kierownictwem I. Zjeżdżałki) opublikowano tekst Adama Mazura pod znamiennym tytułem „Układ scalony polskiej fotografii”. W nocie od redakcji czytamy na jego temat: Tekst powyższy został wygłoszony 14 maja 2005 roku podczas polskiej konferencji odbywającej się w ramach 4. Międzynarodowego Festiwalu Fotografii w Łodzi, wzbudzając żywe i skrajnie różne emocje i stając się przyczynkiem do dyskusji – mamy nadzieję, że nie zakończonej. Niestety, żadna dyskusja z tezami ani z faktami, 111
na które się powołał w swoim wystąpieniu A. Mazur, nie pojawiła się na łamach „KF”. Gorzej, jakiś czas później wydawca zarzucił redaktorowi naczelnemu (I. Zjeżdżałce), że kierowane przez niego pismo stało się – o zgrozo – częścią układu scalonego polskiej fotografii, a on sam przeszedł na drugą stronę barykady, co mogło odebrać „Kwartalnikowi” postulowaną wiele razy wiarygodność, a przy okazji uświadomić wydawcy przykry konkret, że pod rządami redaktora Zjeżdżałki stracił kontrolę nad redagowanym i drukowanym za własne pieniądze magazynem. Dlatego też z tego właśnie powodu wydawca najpierw, od numeru 21, wraca do stopki redakcyjnej jako piszący współpracownik, a potem bierze się za pisanie. Pierwszą podjętą przez W. Śliwczyńskiego próbą wywołania intelektualnego fermentu na łamach „KF”, adresowaną do teoretyków fotografii, próbą niezwykle wartościową, był tekst z numeru 22 (rok 2007) zatytułowany „Światło Barthesa”. Zaczyna się on od słów: Rolanda Barthesa wszędzie pełno. W każdym „teoretycznym” tekście na temat fotografii obowiązkowo musi znaleźć się jego nazwisko. Nie ma artykułu, referat, książki, doktoratu „fotograficznego”, gdzie nie pojawiłby się rozdział poświęcony Barthesowi. Żeby nie tłumaczyć zbyt długo i za wiele nie wyjaśniać, przytoczę po prostu pierwszy akapit tego tekstu, który – moim skromnym zdaniem – w całości zasługuje na uwagę i chwilę niespiesznego namysłu. Można odnieść wrażenie – pisze Śliwczyński – że ten francuski myśliciel stał się autorem „kanonicznym” refleksji nad fotografią – nie sposób niczego o tym medium powiedzieć, jeśli wpierw nie określi się swojego stosunku do jego poglądów. W niniejszym artykule nie zamierzam opisywać ani podawać interpretacji całości twórczości francuskiego uczonego i krytyka, a jedynie zajmę się analizą dwóch pojęć, jakie pojawiły się w jego ostatniej książce, „Światło 112
obrazu”, poświęconej w całości fotografii. Artykuł jest próbą odpowiedzi na pytanie – jakie znaczenie dla naukowej refleksji nad fotografią mogą mieć dwa podstawowe pojęcia jakie wprowadził Barthes w tej książce, czyli – „studium” oraz „punctum” (w dwóch odmianach)? Z oczywistych względów poniższa analiza jest w dużym stopniu skrótowa i w wielu punktach wymaga rozwinięcia. A zakończył swój szkic konstatacją: (...) teoria fotografii jako dyscyplina naukowa (w ścisłym tego słowa znaczeniu) na razie nie istnieje, póki co rodzą się jedynie pewne pomysły, intuicje. Kiedyś ktoś je wykorzysta. Idąc niejako za ciosem, wydawca, który znowu stał się piszącym autorem, w numerze 23 nie tylko publikuje teksty zamówione przez „Kwartalnik” u Adama Soboty (Pytanie o teorię fotografii), Lecha Lechowicza (O teorii fotografii historycznie) i Krzysztofa Jureckiego (Teoria sztuki a fotografia), ale także osobiście inicjuje ewentualną (ciągle oczekiwaną) dyskusję własnym tekstem otwierającym ten blok rozważań. W artykule „Fotografia i jej teoria” zauważa przede wszystkim, że... dla każdego z autorów refleksja teoretyczna nad fotografią jest czymś istotnym i potrzebnym. Refleksja ta bowiem pokazuje miejsce fotografii w kulturze (i sztuce), a także nierzadko wpływa na rozwój samej fotografii. Nie zmienia to jednak faktu, że poszczególni autorzy nieco inaczej rozumieją sam termin „teoria fotografii” – a kończy swoje wprowadzenie akapitem, którego treść polecam przede wszystkim bezkrytycznym uczestnikom życia fotograficznego: Od paru lat fotografia przeżywa w naszym kraju dynamiczny rozwój, a niejako w ślad za tym rozwija się też teoria fotografii. Nie ma jednak jak dotąd żadnego systematycznego opracowania teorii fotografii, które zawierałoby rekonstrukcje poglądów najważniejszych autorów, nie objawił się też żaden 113
śmiałek, który ośmieliłby się skierować swoją refleksję na samą refleksję nad fotografią. Dlatego nie istnieje żadna teoria teorii (metateoria) fotografii, czyli coś, co można by za Flusserem określić „ogólną teorią fotografii”. Taka teoria pomogłaby „sterować” badaniami szczegółowymi, na przykład historycznymi, ponieważ porządkowałaby na przykład terminologię oraz narzucała pewne rygory intersubiektywnej kontrolowalności i weryfikowalności twierdzeń, z czym w tej chwili są duże kłopoty. Nie chodzi przy tym o arbitralne ustalanie znaczeń pewnych terminów, ponieważ byłaby to „sztuka dla sztuki”, z której nikt nie miałby pożytku, ale raczej o rekonstrukcje znaczeń, w jakich różni autorzy ich używają. O tym, jak duży galimatias pojęciowy panuje w refleksji nad fotografią, wystarczy przekonać się tworząc listę określeń jakiegoś terminu występującą w literaturze przedmiotu, na przykład „modernizm” czy „postmodernizm”. Ostatnio dużo się mówi o zjawiskach, które kryją się za tymi słowami, ale jakoś nikomu nie przychodzi do głowy, żeby zdać sprawę ze znaczenia, w jakim je używa, traktując te wyrażenia jako samozrozumiałe, jako pojęcia pierwotne niemalże. Czy taka refleksja nad refleksją jest potrzebna? A jeśli tak, to komu? Do końca istnienia „Kwartalnika” trafiały na jego łamy różne teksty różnych autorów, którzy na różne sposoby zmagali się z problemami teorii fotografii. Nie były one jednak odpowiedzią wprost odnoszącą się do cytowanych przed chwilą postulatów i konstatacji W. Śliwczyńskiego, były raczej zbiorem interesujących, ale rozproszonych wypowiedzi i wystąpień, które z trudem dałoby się zmieścić w jednej książce, gdyby taka miała kiedykolwiek powstać. Czytając te teksty, począwszy od bloku Sobota-Lechowicz-Jurecki (ale i pojawiające się wcześniej), odnosiłem wrażenie, że czytam różne książki. Nie zmienia to jednak faktu, że zainicjowana przez wydawcę próba rozmowy o problemach teorii fotografii do dzisiaj nic nie straciła na znaczeniu, po dziewięciu latach od tamtych działań nie stała 114
się mniej atrakcyjna dla czytelników poszukujących źródła wiedzy, czystej wody życia intelektualnego. Pamiętamy, że od numeru podwójnego 26/27 (po śmierci I. Zjeżdżałki), wydawca stał się także redaktorem naczelnym, któremu interesujące, czyli na przykład polemiczne tematy nie powinny wymykać się z rąk. Nic więc dziwnego, że w numerze 29 (rok 2009) już w edytorialu podpisanym przez W. Śliwczyńskiego pojawia się zaproszenie do lektury: Jednym z czołowych „nowych dokumentalistów” jest z pewnością Wojciech Wilczyk, 48-latek z Krakowa, którego ostatni wielki projekt pt. „Niewinne oko nie istnieje” rozpoczął namiętną polemikę między Krzysztofem Jureckim, który zarzucił Wilczykowi „brak stylu”, oraz Adamem Mazurem, który, broniąc krakowskiego fotografa, zaatakował „stylową” poetykę „czarnej ramki” – polemikę, która rozegrała się na łamach „Obiegu”, przedrukowujemy na stronie 84. Proszę uważnie przeczytać oba teksty, ponieważ dotykają one wartości najważniejszych w fotografii; chodzi nie tylko o to, CO, ale także JAK fotografować. Obu dyskutantów różni nie tylko wiek, ale przede wszystkim podejście do twórczości fotograficznej. Mazur jest bardziej „nowoczesny” niż „konserwatywny” Jurecki. Ten pierwszy był kuratorem dwóch najgłośniejszych wystaw ostatnich lat – „Nowi dokumentaliści” oraz „Efekt czerwonych oczu”. Można zaryzykować stwierdzenie, że wystawy te stały się prezentacją młodego pokolenia fotografii polskiej (także plastyków chwytających za kamerę). Kuratorem bywa też Krzysztof Jurecki, dlatego w kontekście polemiki z Mazurem niezwykle interesująco zapowiada się jedna z głównych wystaw 6. Biennale Fotografii w Poznaniu, zatytułowana „Od problemu symulacji do nowego symbolizowania”, którą przygotował właśnie Jurecki. Jest to z pewnością dalszy ciąg pojedynku na słowa, tym razem przy pomocy samej fotografii.
115
Wojciech Wilczyk jeszcze raz pojawia się na łamach „KF” w kontekście działań polemicznych, ale tym razem to nie o niego kłócą się polemiści, to on, a właściwie jego wystąpienie, staje się sprawcą drobnego zamieszania. W numerze 38 (rok 2012) ukazał się obszerny tekst W. Wilczyka pt. „Starzy dokumentaliści albo dorabianie archiwum”, który był nieco zmienioną i uzupełnioną wersją referatu, jaki został wygłoszony w trakcie sesji naukowej „Wielkie i małe historie fotografii”. Sesja odbyła się w listopadzie 2009 roku w Warszawie, w Instytucie Historii Sztuki. Rzecz w tym, że wśród kilku wątków tego referatu pojawia się motyw związany z Wojciechem Zawadzkim i jego analogową, stykową twórczością fotograficzną uprawianą w Jeleniej Górze i najbliższej okolicy. Teza zgłaszana przez Wilczyka, który mówi o „stylistycznej manierze” i „zabiegach archaizujących” Zawadzkiego stawia tego ostatniego w niekorzystnym świetle. Wilczyk mówi w pewnym momencie swojego wystąpienia: Proszę wziąć album lub reprodukcję któregokolwiek autora stosującego omawiany zabieg i przy pomocy czterech białych pasków papieru po prostu zasłonić ramkę. Naprawdę będziecie Państwo zdumieni, w jak wielu przypadkach bez tej czarnej oprawy kompozycja zdjęcia staje się (...) mało przekonywająca. (...) Ten dość powszechny zabieg postarzania współczesnej tematyki (...) jest zapewne spowodowany oddziaływaniem silnego środowiska artystycznego, wywodzącego się z ruchu fotografii elementarnej, zwłaszcza że widać też wyraźnie lokalny charakter tego zjawiska, które ogranicza się w zasadzie do terenów Polski południowo-zachodniej (oraz oczywiście reprezentantów w Paryżu i New Jersey24). Ale to nie wyjaśnia przecież omawianego problemu. (...) Przywołany przeze mnie projekt Wojciecha Zawadzkiego był właściwie takim swoistym "odkrywaniem Ameryki" dla polskiego widza i myślę, że w 24
W. Wilczyk odnosi się w tym miejscu do twórczości Bogdana Konopki i Andrzeja Jerzego Lecha.
116
znacznej mierze w pozytywnym sensie. Jednak recepcja fotograficznej działalności jeleniogórskiego autora przez młodsze pokolenia fotografów sprowadza się nie tylko do podejmowania np. współczesnej tematyki miejskiej, lecz do naśladowania archaicznej maniery i wszystkich tych zabiegów postarzających zdjęcia. Wojciech Zawadzki poczuł się dosyć mocno dotknięty rozważaniami Wilczyka i w związku z tym napisał coś w rodzaju obszernego sprostowania pt. „Kilka refleksji...”25, które rozpoczyna tak oto: Nie wiem na pewno, co spowodowało, że Pan Wojciech Wilczyk „wziął na tapetę” analizę mojej skromnej postaci i skromnej działalności i na tej kanwie przeanalizował dokonania dwóch elementów życia fotograficznego, z którym byłem i jestem związany. (...) I tu pojawiają się moje wątpliwości oraz dostrzegam szereg nieścisłości merytorycznych, które mogą wynikać nie tylko z poglądów Pana Wilczyka, lecz również, być może, z niedostatku wiedzy o temacie, którym się zajął. Autor polemiki-sprostowania zamyka swoje wystąpienie słowami skierowanymi wprost do adwersarza: Kariery czy – jak wolę – sposoby artystycznego funkcjonowania twórców dowodzą tego, co się dzieje w ich dorobku, a lekceważenie swobody twórczej przez wskazywanie wręcz „palcem”, w którą stronę mają skierować swoje kamery, nie jest w dobrym tonie. A więc „Róbmy swoje...”. Notabene wydaje mi się, że kocha Pan nowoczesność w sposób bezkrytyczny i bezsporny. Waldemar Śliwczyński, spoglądając na to dzisiaj, konstatuje: – „KF” ukazywał się w czasach przełomu, kiedy za sprawą Adama Mazura do głosu w naszym kraju dochodzili „nowi dokumentaliści”, co poniekąd wiązało się z odejściem na drugi 25
Redakcja umieściła to sprostowanie pod referatem Wilczyka, na stronie 118 numeru 38.
117
plan „starych dokumentalistów”. Następowała zmiana warty. Nie mnie oceniać, czy lepsze wyparło gorsze, zresztą do tego, zgodnie z tradycją „historyczno-sztuczną”, potrzebny jest pewien dystans czasowy. Na pewno w literaturze fotograficznej zabrakło, przynajmniej z mojego punktu widzenia, dyskusji „nowi” versus „starzy”. Chciałem, żeby to odbyło się na naszych łamach, zachęcałem do tego. Stąd właśnie tekst Wojtka Wilczyka, który zaatakował Wojtka Zawadzkiego, zarzucając mu „podrabianie archiwum”, co przecież nie było atakiem osobistym na jeleniogórskiego artystę, tylko na cały nurt dominujący w polskiej fotografii od drugiej połowy lat 80. do końca XX wieku. Zareagował tylko Zawadzki. Reszta, z Andrzejem Sajem, głównym ideologiem „fotogenii” na czele, nie podjęła wyzwania. A szkoda, bo to mogła być ważna dyskusja. Pamiętam, że Andrzej Saj chciał przygotować i wydać książkę-album, w której miały znaleźć się najnowsze prace „starych” dokumentalistów, ale – zdaje się, że nie dostał na to dotacji, więc pomysł upadł. Przypuszczam, że miała to być odpowiedź „starych” na ekspansję „nowych”, no, ale odpowiedzi jak dotąd nie ma. Chcę wierzyć, że tylko z powodów finansowych…
XII. Młodzi na horyzoncie Wydawca poważnego czasopisma poświęconego sprawom fotografii artystycznej, które ukazywało się w latach 20002012 we Wrześni, z kilku powodów nie mógł mieć łatwego życia. Pomijając sprawy czysto techniczne, jak organizacja pracy redakcji, kolportaż, prenumerata, sprzedaż egzemplarzowa, poszukiwanie reklamodawców, umowy barterowe oraz napór magazynów i portali fotograficznych funkcjonujących tylko w Internecie – należy pamiętać o kilku różnych środowiskach profesjonalistów i amatorów (jakie wówczas istniały w 118
Polsce), których przedstawiciele albo aktywnie uprawiali fotografię, albo o niej pisali, albo nauczali sztuki fotografii, albo wreszcie zajmowali się fotografią z pozycji historyków, teoretyków, instruktorów, kuratorów, krytyków, recenzentów, kolekcjonerów oraz szefów i/lub właścicieli galerii. Nie podlega dyskusji fakt, że każde środowisko, spośród wymienionych (rękami, ustami lub piórami swoich przedstawicieli) nie tylko starało się na wiele różnych sposobów uczestniczyć w lokalnym lub ogólnokrajowym życiu fotograficznym, ale było także zainteresowane publikacjami na własny temat oraz publikacjami własnych tekstów i/lub własnych fotografii na przykład na łamach „Kwartalnika Fotografia”. Każdy, kto kiedykolwiek zakładał, prowadził lub osobiście redagował tego typu ogólnopolskie czasopismo (zwłaszcza literackie czy fotograficzne właśnie), ten wie, że nie da się tym, co nazywamy linią programową (a potem także zawartością) danego czasopisma, zadowolić wszystkich zainteresowanych. Istnieją jednak sytuacje, gdy okoliczność pragmatyczna niejako wymusza odstępstwa od zasady czystości linii programowej danego podmiotu wydawniczego. „Kwartalnik” na krótko znalazł się w takiej sytuacji po nawiązaniu współpracy z Wojewódzką Biblioteką Publiczną i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu. Otóż w numerach 7, 10, 15, 17, 18 i 19, obok stopki redakcyjnej, pojawia się informacja, że numer został dofinansowany przez WBPiCAK w Poznaniu, a wewnątrz tychże numerów znajdujemy teksty informacyjne, prezentacje oraz artykuły informacyjno-problemowe, które albo dotyczą wprost amatorskiego ruchu fotograficznego Poznania i Wielkopolski (choć nie tylko amatorskiego), albo odnoszą się w jakiś sposób do działań okołofotograficznych wspierającej czasopismo instytucji. Świetnym przykładem takiej współpracy jest numer siódmy „KF” (z roku 2001), w którym znajdujemy dwa teksty I. Zjeżdżałki (Portrety z Trzcianki oraz Montaże fotograficzne Henryka Króla) i problemowo119
informacyjny tekst W. Śliwczyńskiego (Warsztaty i konkursy). W tym samym numerze redakcja zamieściła jeszcze dwa teksty mające związek z Wielkopolską – Stefana Wojneckiego (Fotografia postmedialna) i Waldemara Śliwczyńskiego (Świat według Marii Wołyńskiej). Zwieńczeniem tej współpracy jest publikacja z numeru 28 (z roku 2009), kiedy to redakcja zamieściła obszerną rozmowę merytoryczną (Ja, animator...) z Władysławem Nielipińskim, instruktorem do spraw fotografii w WBPiCAK. W całej trzynastoletniej historii aktywności „Kwartalnika Fotografia” tego typu działania wydawcy i redaktora naczelnego, promujące amatorski ruch fotograficzny, były raczej sympatycznym epizodem niż normą lub częścią długofalowej strategii. Fotoamatorzy, nawet ci zaawansowani, a także fotografowie spod znaku estetyki FIAP-owskiej, szybko musieli zrozumieć, że „KF” nie jest raczej zainteresowany prezentowaniem ich twórczości. Nigdy natomiast kolejni redaktorzy naczelni, a i sam wydawca zapewne też, nie zrezygnowali ze współpracy z młodymi twórcami, głównie studentami lub absolwentami, którzy działali w obrębie nurtów artystycznych, kreowanych i rozwijanych przez środowiska uczelni zajmujących się sztukami wizualnymi. Najwcześniejszym i znamiennym przykładem takiego podejścia do sprawy jest numer 8 „Kwartalnika”, w którym Waldemar Jama, wykładowca ASP w Katowicach, w tekście „Nasze ulice” prezentuje efekty fotograficzne projektu zrealizowanego przez grupę studentów, w której to grupie znaleźli się: Paweł Adamus, Anna Corelc, Agata Fischer, Ksawery Kaliski, Agata Kubiel, Anna Lorenc, Adam Michan, Rafał Milach, Joanna Patyk, Ewa Prażmowska, Anna Sielska, Elżbieta Wojciechowska. W tym samym numerze, na stronie 89, redakcja pracą pt. „Joanna” promuje twórczość Ewy Szufnarowskiej, ale i duży tekst Marianny Michałowskiej o wystawie „Peryferia. Foto120
grafia postmedialna”, która została pokazana w poznańskim „Arsenale”. Całostronicowa promocja tematu (z odniesieniem do stron 42-44) ukazała się pod rzucającym się w oczy tytułem „Kwartalnik Fotografia” promuje fotografię młodych. I faktycznie „Kwartalnik” promował ją, tę fotografię młodych, do samego końca, głównie w postaci omówień wystaw zbiorowych, wystaw dyplomowych, prezentacji indywidualnych (patrz: Krzysztof Jurecki i Adam Mazur), projektów lokalnych, rozmów z pedagogami (patrz: Elżbieta Łubowicz), a także w formie dołączanych do numeru przez wydawcę płyt DVD z dokumentacją prac dyplomowych studentów Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu – „Nieoczywiste 2009, 2010, 2011, 2012”. Ten rys działalności „KF” był oczywiście przejawem świadomej strategii, która jednak nigdy nie przekształciła się w żywiołowy, oddolny ruch młodych artystów i artystek, który w konsekwencji stałby się przejawem niezgody na dalsze funkcjonowanie w mentorskim klimacie profesorów i wykładowców akademickich oraz klasyków fotografii tradycyjnej. Rangę tych drugich jako pierwszy na łamach czasopisma podważył w cytowanym kilka stron wcześniej wystąpieniu Wojciech Wilczyk, ale prawdziwa, nigdy oficjalnie nienazwana, cicha wojna młodziaków ze starszakami rozegrała się w ramach cyklu „Portfolio Młodych” oraz za sprawą licznej grupy młodych autorów i młodych artystów, których przyciągnęła do czasopisma Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura. Ich, zapewne niekompletną, listę zamieściłem na początku VII części tego eseju, więc teraz tylko dodam, że z punktu widzenia interesów wydawcy wprowadzenie na łamy licznego grona młodych autorów i młodych artystów, którzy swoim istnieniem w „Kwartalniku” naruszyli dotychczasowy, nieco już zużyty estetycznie i treściowo, układ autorsko-prezentacyjny, było ruchem być może nieco ryzykownym, ale na pewno interesu-
121
jącym z punktu widzenia planowanych przemian całościowej strategii czasopisma na lata 2012, 2013 i dalej. Przy okazji tej swoistej zmiany warty obyło się bez przysłowiowego „rozlewu krwi” (wycinanie starych mistrzów odbywało się bezgłośnie), ale nie obyło się jednak bez paru rzeczywistych lub planowanych odejść czy też bez zamilknięcia lub wygaszania aktywności pisarskiej dotychczasowych autorów. Potrafię w tej sytuacji zrozumieć smutek i zaniepokojenie klasyków fotografii tradycyjnej, a także obrońców wartości oraz przesłania intelektualnego w fotografii, którzy nagle, niemal z dnia na dzień, musieli przyjąć do wiadomości fakt pojawienia się na łamach „KF” nowej rzeczywistości estetycznej, oraz musieli zmierzyć się mentalnie na przykład z fotografią Łukasza Mikołajczaka (numer 28), Michała Grochowiaka (numer 36) czy Kamila Zacharskiego (numer 39), a także z niektórymi tekstami tej grupy autorów (np. Kuby Ryniewicza, Aleksandry Śliwczyńskiej-Kupidury, Zuzi Sokołowskiej, czy Mariki Zamojskiej). Potrafię jednak zrozumieć także ówczesną młodzież, która bez pardonu i raczej bez wyrzutów sumienia wypierała z „Kwartalnika” (za cichym przyzwoleniem wydawcy) pewien system wartości oraz pewną kulturę fotograficzną i pisarską minionej epoki, ponieważ – jak uczy doświadczenie – każde pokolenie ma prawo do buntu i przeciwstawienia się swoim mentorom. Podobnie zresztą postąpili dekadę wcześniej „nowi dokumentaliści”, którzy swoją postawą intelektualną i swoim gestem artystycznym zanegowali wiele z tego, co mieli im do zaoferowania specjaliści od fotografii konceptualnej, z jej teoretycznymi „wygibasami” i niekiedy światopoglądowym „jałowym biegiem”. O tym jednak, że wydawca do końca starał się równoważyć w piśmie wpływy merytoryczne młodziaków i starszaków świadczy fakt, że „artystą numeru” ostatniego wydania „KF” został Andrzej Jerzy Lech, a nie ktoś z grona nowych doku122
mentalistów, specjalista od pinholi, wyznawca łomografii czy wreszcie jakiś przedstawiciel nurtu tableau-vivant lub deadpan. Oczywiście nie dowiemy się już, w którą stronę skierowałby swoje zainteresowania „Kwartalnik” pod rządami nowej redaktor naczelnej (np. Katarzyny Majak) i nowego wydawcy (najprawdopodobniej Aleksandry ŚliwczyńskiejKupidury), gdyby powiodły się w tej kwestii plany wydawnicze Waldemara Śliwczyńskiego i jego córki. Tyle tylko, że to już nie jest tematem naszych rozważań, ponieważ w tej książce interesuje nas tylko to, co się zdarzyło w redakcji „KF” do grudnia 2012 roku, oraz w roku 2013, podczas oczekiwania na ministerialną dotację, a nie to, co mogło się zdarzyć w redakcji odmienionego czasopisma w roku 2013 i później, gdyby owa feralna dotacja z ministerstwa jednak wpłynęła na konto Wydawnictwa KROPKA. A o tym – już na zakończenie – jak funkcjonują i czym się kierują dzisiaj młodzi artyści w sferze fotografii (ale i czym się kierowali pięć lat temu, gdy „Kwartalnik” przepoczwarzał się z czasopisma artystycznego w magazyn otwarty także na estetyczne nowinki), mówi Marianna Michałowska w rozmowie, która ukazała się w roku 2015 w ramach serii Fotografowie Wielkopolski, jako 25 zeszyt tej serii, wydawanej nakładem WBPiCAK w Poznaniu: – Świat współczesnej fotografii, to nie tylko młodzi artyści, którzy obalają swoimi działaniami autorytety klasyków i klasyczne kanony, czyli na przykład nowi dokumentaliści i bohaterowie syndromu czerwonych oczu. Świat współczesnej fotografii to także coraz młodsi „młodzi” bez zahamowań. I tego nie da się zatrzymać. Niekiedy rozmawiam na ten temat z wielkoformatowcami, którzy uprawiają tradycyjną fotografię negatywową (a więc czarno-białą, stykową), to okazuje się, że paru z nich niemal popada z tego powodu w rodzaj depresji, bo ponoć nikt nie chce oglądać ich prac, a wszyscy zachwycają się tym swoistym, kolorowym „szaleństwem młodości”.
123
– Być może to kwestia mody. Można też zadać pytanie o kulturę dominującą i kulturę podporządkowaną. Niewątpliwie fotografia cyfrowa, fotografia figuratywna, fotografia wielkich wydruków, jest w tej chwili fotografią dominującą. I to widać. Jednak mody się zmieniają. Siłą rzeczy, zainteresowanie małymi formatami, na przykład fotografią elementarną, która była kilka lat temu wprowadzana przez Bogdana Konopkę, czy fotografią abstrakcyjną Jerzego Olka, także było czymś w rodzaju mody. Nurty te przywracały tradycyjne techniki i na jakiś czas stawały się atrakcyjne dla odbiorców. Z tego wynika, że kultura fotograficzna podlega tym samym procesom, co cała reszta zjawisk kulturowych wokół nas, chociażby zmienności mód. Z dynamiką kultury się nie wygra. Owszem, możemy próbować wypromować jakiś nowy nurt myślenia, ale czy nie będzie to także kolejna moda? Z takim zjawiskiem mieliśmy do czynienia pod koniec ubiegłego wieku i na początku tego wieku, kiedy nagle wybuchła 26 fotografia otworkowa. Nagle wszyscy robili fotografie otworkowe . Potem ktoś pomyślał, że może by tę fotografię otworkową nieco unowocześnić i w ten sposób powstała cyfrowa fotografia otworkowa. A kiedy wszyscy już się tym znudzili, nagle ktoś odkrył, że był kiedyś taki radziecki aparat jak Łomo. I hurra, mamy więc epokę łomografii, która następnie zaczyna absolutnie dominować, do całkowitego wyczerpania. To samo jest zresztą z fotografią dokumentalną, która pojawia się jako kolejne odczarowanie, czy odreagowanie fotografii intermedialnej z końca lat 80. i lat 90., więc rozmaitych przetworzeń i manipulacji, czy „energii sztuki” Józefa Robakowskiego. Nowi dokumentaliści mówią: Nie! My chcemy po prostu robić zdjęcia dokumentalne. I w efekcie mamy kilka lat dominacji fotografii dokumentalnej. Zatem, wracając do pańskiego spostrzeżenia, można powiedzieć, że owszem, twórcy tradycyjnej fotografii płaczą, że są w mniejszości, ale jeśli uda im się znaleźć coś interesującego, a potem to pokazać światu, to i oni staną się modni ze swoim pomysłem.
26
Uległam tej modzie, poświęcając jej swoją pracę doktorską.
124
– Czy taki stan rzeczy nie budzi lęku przed dyktatem mody? Nie niepokoi? – To jest bardzo przewrotny, na dobrą sprawę, mechanizm. Może trochę smutny, bo pokazuje, że ludzie masowo ulegają modom, że nie wybierają sami, tylko chcą robić i oglądać to, co robią i oglądają inni. A optymistyczna strona tego zjawiska jest taka, że każda moda kiedyś się skończy. Zawsze potem pojawia się coś nowego (czy może „innowacyjnego”). Wszystko to prowadzi też w innym kierunku – otóż w latach 80. „modna” była koncepcja muzealizacji. Pisał o tym 27 między innymi teoretyk Hermann Lübbe . Twierdził, że wraz z przyrostem nowości świat się starzeje, a w związku z tym, jak się okazuje, także w fotografii mody są coraz krótsze. Paradoksalnie więc coś, co jest dzisiaj dla nas stare, na przykład sztuka starożytna, już zawsze będzie dla nas równie stara (i nazwiemy ją klasyczną), ale coś, co było nowe dwa lata temu, dzisiaj dla nas już jest przestarzałe. – Tak samo stare jak ta starożytność? – Nawet jeszcze starsze, bo starożytność nigdy już się nie zestarzeje, a każda nowość starzeje się na naszych oczach. – I stąd bierze się nieustający, szaleńczy głód czegoś nowego. Pojawia się swoisty terror mody-nowości. – Tak to właśnie jest. Przykład pierwszy z brzegu: modne staje się ostatnio „museum selfie”. I wszyscy robimy sobie zdjęcia w muzeum. Ten trend pojawił się w zeszłym roku, więc za rok na pewno modne będzie już co innego. Osoby przywiązane do myślenia o kulturze w kategoriach tradycyjnych wartości, uznają, że istnieje zespół znaczących kulturowo, ponadczasowych obrazów. I te osoby będą należeć do świata, w którym dominuje pesymistyczny ogląd 27
H. Lübbe, Muzealizacja. O powiązaniu naszej teraźniejszości z przeszłością, przeł. E. Paczkowska-Łagowska, w: „Estetyka w świecie”, t. 3, red. M. Gołaszewska, Kraków 1991.
125
rzeczywistości i kultury, bo jej współczesne mechanizmy już nie pytają o wartości, nie jest tutaj istotne, co ktoś ma do powiedzenia, najważniejsze, że ten ktoś jest fajny. – A jeśli nie jest fajny, to cała reszta też nie ma znaczenia. Mamy więc „fajność” jako zapłon kolejnej mody. A jeśli owa nowość się nam spodoba, to ruch wokół niej błyskawicznie się rozkręca. Co zatem z wartościami? – To nie jest tak, że one nie przetrwają, bo one są jak ta nasza sztuka starożytna, więc się nie zestarzeją. Z jednej strony wartości dziedzictwa kulturowego będą doceniane przez mniejszą grupę ludzi, ale z drugiej, choć nie są dzisiaj atrakcyjne dla wszystkich, to za jakiś czas albo znowu mogą stać się atrakcyjne, albo będą kultywowane przez stałe grono swoich wyznawców. Zadajmy jednak pytanie: czy chcemy, żeby wszystko stało się globalne? Czy chcemy, żeby wszystko było obecne w Internecie? I żeby jeszcze Google wstawił to do pierwszej linijki według swoich algorytmów? A może zmienić wyszukiwarkę? Czy może raczej zacząć szukać według innych kategorii? Czy ja muszę iść tą samą ścieżką, co wszyscy? Może ta moja ścieżka będzie ścieżką indywidualną, ale dla mnie, jako taka, stanie się istotniejsza niż próba wykreowania się. Dla młodych artystów, czy generalnie – dla artystów, którzy chcą zaistnieć w świecie sztuki, to może być frustrujące, bo – nie oszukujmy się – świat sztuki jest frustrujący. – Pewnie zawsze był frustrujący. – Choć w każdej epoce w inny sposób i z innego powodu. Wyobrażam sobie, że w świecie renesansu, jeśli ktoś nie dostał się na dwór papieża czy Medyceusza, także był sfrustrowany. Czy Salieri nie bywał sfrustrowany słuchając muzyki Mozarta? Z kolei Hippolyte Bayard też pewnie był sfrustrowany, bo prawo do wynalazku dostał Daguerre, a nie on. Dzisiaj ich wyścig, konkurowanie ze sobą o prawa do wynalazku, jest dla nas historyczną anegdotą, choć w gruncie rzeczy dzieje Bayarda mają niestety wydźwięk dramatyczny, bo chodziło przecież o zdobycie prawa do czerpania dochodu z własne-
126
go wynalazku. Dlatego nigdy nie twierdziłam, że bycie artystą jest łatwe. – Nikt tego nie obiecywał artystom. Fotografom również. – To znaczy nikt tego nie obiecywał artystom, fotografom ani wszelkim innym twórcom, którzy zajmują się uprawianiem sztuki. Nikt nigdy nikomu nie obiecywał, że będzie sławny. Czasem tego typu sukces dokonuje się na zasadzie przypadku, czasem jest to ciężko zapracowane, a niekiedy jest to połączenie przypadku i ciężkiej pracy. Oczywiście zawsze możemy mieć nadzieję, że kuratorzy, stanowiący „wąskie gardło” drogi ku sławie, bo wpływają na to, czyje prace zobaczymy w galerii, dotrą do bardzo ciekawych artystów, którzy chcą dzisiaj się pokazywać. A ponieważ artystów jest coraz więcej, bo Sieć jest coraz rozleglejsza i pojemniejsza, to jest z czego wybierać, tyle tylko, że nigdy nie wiadomo, czy to, co wybierzemy do prezentacji, jest trafne i wartościowe. Żywię głęboką wiarę w to, że jeśli jest z czego wybierać w sensie ilościowym, to na pewno jest także z czego wybierać w sensie jakościowym. Jest tak, jak bywało kiedyś i nadal bywa ze studentami. Dawniej na roku było pięciu studentów fotografii, z czego trzy osoby zostały znaczącymi postaciami w świecie sztuki. Dzisiaj mamy 40 studentów na roku, ale nadal z tej grupy trzy osoby zostają znaczącymi postaciami. Efekt kształcenia ludzi utalentowanych jest ciągle taki sam, ale – miejmy nadzieję – przy okazji dużo więcej osób zostało przyzwoicie wyedukowanych. – Na koniec pomówmy przez chwilę o pieniądzach. Dzisiaj można sobie kupić na światowych aukcjach wielkie obrazy fotograficzne (10 na 30 metrów) znanych artystów za 3-4 miliony dolarów. Każdy chciałby odnieść tego typu sukces finansowy. Coraz więcej młodych artystów po szkołach i akademiach fotograficznych zmierza w stronę fotografii komercyjnej, gdzie króluje moda, reklama, portret okładkowy, a także wizerunki wszelkiej maści celebrytów. Rzecz w tym, że ci młodzi ludzie nie idą w te obszary zawodowstwa dla sztuki fotograficznej, ale żeby zarabiać duże pieniądze.
127
– I to jest pułapka stocku. Nie wiem, czy ci, którzy decydują się na wybór fotografii, żeby zarabiać dzięki niej duże pieniądze, osiągną swój cel. Stock wywołuje bowiem zjawisko obniżania ceny. Producent okładki książki może sobie za pięć dolarów kupić z banku zdjęć dowolną twarz, więc nie wiem, czy on będzie chciał zapłacić dużo więcej artyście, który specjalnie dla niego przygotuje wysokiej jako28 ści kadr . Jeśli są tacy twórcy, którzy potrafią wynegocjować odpowiednią dla siebie cenę, to wszystko w porządku, niech to robią, ale zawsze pozostaje pytanie, czy faktycznie uda im się to zrobić. – Wizja kariery finansowej jest spektakularnie kusząca, ale jest także dosyć złudna. – Fotografia nie różni się tu od innych dziedzin kultury popularnej. Wśród gwiazd Hollywoodu mamy kilku aktorów i kilka aktorek, które i którzy za swoją pracę dostają miliony, z drugiej jednak strony mamy tysiące aktorów, którzy zarabiają grosze i są zadowoleni, jeśli dostaną jakąkolwiek rólkę. W świecie fotografii jest tak samo. Fotografia ma bowiem tendencję do wytwarzania legendy fotografa. I my jesteśmy wychowani na legendarnych fotografach i na ich sławnych obrazach. Żyjemy w świecie mitów fotografii, które mogą symbolizować bohaterstwo, dramatyzm, albo wręcz przeciwnie, będą reprezentować figurę fotografa-hieny. Te mity są różne. Istnieją także mity fotografów reklamowych, jak bohater filmu Antonioniego. Wzorem była tutaj postać autentyczna, ale wstawiona do filmu przyczyniła się do stworzenia mitycznej figury kulturowej. Ludzie, którzy zaczynają zajmować się fotografią, niejednokrotnie w sposób podświadomy ulegają mitom. I dlatego chcą zostać wielkimi fotografami, którzy – na przykład jak fotograf wojenny – zmieniają świat. Nie zawsze ważny jest tylko sukces finansowy, czasem chodzi o sławę, lub autentyczną chęć pomagania bliźnim. Pojawia się jednak pytanie, czy konkretny młody fotograf z ambicjami, swoimi zdjęciami zmieni świat, a po drugie, czy agencja fotograficzna zapłaci za jego wyjazd i pobyt gdzieś tam, czy raczej wykorzysta zdjęcia z tele28
A pamiętajmy, jakościowo fotografia ze stocku nie musi odbiegać od tej „na zamówienie”.
128
fonu komórkowego nadesłane przez kogoś żyjącego w miejscu zdarzeń i zarazem uczestnika konfliktu? – Niekiedy tak samo dobre. – Tak samo dobre i ponadto osadzone w kontekście, bo zrobione nie przez „obcego”, a „swojego”, z wewnątrz. Należy postawić kolejne pytanie natury ogólnej o zmieniające się funkcje i role fotografów, o to, jak my ich postrzegamy? Często dzisiaj wymaga się od dziennikarzy piszących artykuły, by przy okazji robili zdjęcia, bo redakcji nie stać na zatrudnienie fotoreportera. Świat fotografii się zmienia, ale, pamiętajmy, on zawsze zmieniał się dynamicznie. Wystarczy wrócić na chwilę do początków. Popatrzmy, jak zmieniała się fotografia przez pierwsze trzy lata od chwili uznania dagerotypu jako modelowego wizerunku fotograficznego. Oto nagle pojawiły się techniki talbotowskie, a potem szybko już weszły kolodiony. Była to wówczas zapewne równie wielka zmiana, jak ta, którą my dzisiaj przeżywamy. Tworzymy mit, że wszystko dzieje się teraz, że to wszystko jest nowe i nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Tymczasem im więcej uczę się o fotografii, im więcej czytam książek, im więcej oglądam obrazów, tym bardziej umacniam się w przekonaniu, że to wszystko się już kiedyś wydarzyło. Toczyło się w innym kierunku, doprowadziło do innych skutków, ale mechanizm pozostawał niezmienny. Przeżywam nieustanne déjà vu. Należy pamiętać, że fotografia w ogóle jest medium dynamicznym i dlatego ja dzisiaj nie popadam ani w katastrofizm, ani w nadmierny optymizm. Staram się oceniać fotografię z trochę może zdystansowanej perspektywy teoretyka, ale może dzięki temu nie jestem ani zbytnią optymistką, ani zdeklarowaną 29 pesymistką.
29
Rozmowę tę przeprowadziłem z Marianną Michałowską w Poznaniu 13 maja 2015 roku.
129
XIII. „Kwartalnik Fotografia” policzony Pierwszy numer „Kwartalnika Fotografia” ma na okładce datę kwiecień 2000, natomiast ostatni, trzydziesty dziewiąty, opuścił drukarnię krótko przed świętami Bożego Narodzenia w roku 2012. Wtedy też rozpoczęła się jego wysyłka do prenumeratorów i punktów sprzedaży. Należy jednak pamiętać, że redakcja dwa razy wypuściła numery podwójne – 24/25 i 26/27 – z czego płynie prosty wniosek, że fizycznie istnieje tylko 37 zeszytów tego wydawnictwa. Dzisiaj, to znaczy w dniu, kiedy zapisuję te słowa (a jest to 13 lipca 2015 r.) materialna waga jednego kompletu owych 37 (37 = 39) archiwalnych numerów „KF”, z insertami i płytami DVD, nieznacznie przekracza 18 kilogramów. Gdyby zatem zsumować zamieszczone w stopce redakcyjnej dane o nakładzie pisma, to okazałoby się, że do wyprodukowania wszystkich 103 tysięcy 700 egzemplarzy kwartalnika (co daje w sumie 2803 komplety) zużyto miej więcej 51 ton papieru i farby drukarskiej. Komplet 37 zeszytów „KF” (a więc 39 numerów) zawiera łącznie 4390 stron (licząc z okładkami). Najchudszy był numer pierwszy – 64 strony, a najgrubszy numer 29 i 38 – 148 stron. Zatem przeciętna objętość jednego zeszytu wynosi 118 stron30 formatu – mniej więcej – A-431. Gdyby zaś sprowadzić tę samą objętość do formatu A-5, czyli formatu przeciętnej, 30
Oto, jak rozwijała się objętość wszystkich trzydziestu siedmiu zeszytów: 1 – 64; 2 – 76; 3 – 84; 4 – 72; 5 – 84; 6 – 88; 7 – 92; 8 – 90; 9 – 104; 10 – 102; 11 – 122; 12 – 122; 13 – 112; 14 – 140; 15 – 140; 16 – 144; 17 – 140; 18 – 132; 19 – 132; 20 – 120; 21 – 120; 22 – 114; 23 – 112; 24/25 – 142; 26/27 – 146; 28 – 130; 29 – 148; 30 – 104; 31 – 126; 32 – 126; 33 – 142; 34 – 128; 35 – 142; 36 – 136; 37 – 120; 38 – 148; 39 – 146. 31 Dla ścisłości tylko dodajmy, że pierwszych dziesięć numerów ukazało się w formacie od 210x296 do 215x300 mm (te drobne różnice spowodowane są prawdopodobnie ustawieniem gilotyny przycinającej gotowe egzemplarze), a wszystkie pozostałe w formacie 230x292 mm.
130
typowej książki, to z objętości 37 zeszytów „KF” otrzymamy 37 książek o fotografii, z których każda posiada – przeciętnie rzecz biorąc – 236 stron wypełnionych tekstami z obszaru wielu gatunków naukowych, eseistycznych i dziennikarskich oraz rzecz jasna mnogością zreprodukowanych w czasopiśmie zdjęć i fotografii. Jak wynika z zamieszczonego dalej indeksu osobowego, na całość redagowanej i budowanej przez trzynaście lat materii „Kwartalnika Fotografia” złożyły się najróżniejsze teksty 296 autorów piszących oraz fotografie i zdjęcia 1264 autorów fotografujących. Poza tym w 105 przypadkach odnotowano występowanie zdjęć/ilustracji, które albo nie zostały podpisane imieniem i nazwiskiem, albo ich autor okazał się niemożliwy do ustalenia. Łącznie w trzydziestu siedmiu zeszytach „KF” redakcja zamieściła reprodukcje (lub wydruki plików cyfrowych) 4312 obrazów fotograficznych zaliczanych do sztuki fotografii, oraz 419 zdjęć reporterskich i prasowych obrazujących wystawy, festiwale, sympozja, biennale, warsztaty i konkursy fotograficzne. Pominąłem tutaj kadry wmontowane w bloki promocyjne i reklamy oraz reprodukcje okładek książek – i sporadycznie innych wydawnictw, typu filmy DVD, czasopisma, katalogi – które w liczbie 150 zostały na łamach „KF” pokazane, zaprezentowane, omówione lub obszernie zrecenzowane. A skoro o reklamach mowa, to warto pamiętać, że na 4390 wszystkich stron, jakie wydrukowano w ramach „KF” (łącznie z okładkami), tylko 235 (czyli nieco ponad 5 %) zajęły strony z reklamą komercyjną, barterem i zapowiedziami różnych imprez, nad którymi patronat medialny objął „Kwartalnik”, oraz z autoreklamą Wydawnictwa KROPKA. Szacując rozsądnie, można przyjąć, że tylko połowę tej przestrzeni reklamowej, czyli od około 2,5 % do 3% całości nakładu przypadło na reklamę komercyjną, która przyniosła jakiekolwiek wpływy. Jeżeli weźmiemy jednak pod uwagę fakt, że część tych
131
reklam umieszczono w ramach umów barterowych32, realny przychód w obrębie sprzedaży powierzchni reklamowej okaże się jeszcze niższy. W sumie jest tego niewiele, zwłaszcza przy założeniu, że w periodykach typu miesięczniki i kwartalniki, aby wpływy z działalności wydawniczej równoważyły się z kosztami produkcji (i osiągały niewielki chociaż zysk przeznaczany na rozwój czasopisma), to sprzedaż egzemplarzowa musi osiągać przynajmniej 50 procent nakładu, a przestrzeń sprzedana na reklamy komercyjne (czyli dochodowe) powinna zajmować przynajmniej 10 procent objętości jednego numeru. Mimo, że czasopismo miało w tytule słowo kwartalnik, redakcja nie zawsze – mówiąc kolokwialnie – wyrabiała się z terminami. I tak, biorąc dane z okładek, można zrekonstruować rzeczywisty harmonogram wydawniczy „KF”. W roku 2000 ukazały się trzy zeszyty (1,2,3); w roku 2001 aż pięć zeszytów33 (4, 5, 6, 7, 8); w roku 2002 – dwa (9, 10); w roku 2003 – trzy (11, 12, 13); w roku 2004 – trzy (14, 15, 16); w roku 2005 – trzy (17, 18, 19); w roku 2006 – dwa (20, 21); w roku 2007 – dwa (22, 23); w roku 2008 – dwa podwójne (24-25, 26-27); w roku 2009 – cztery (28, 29, 30, 31); w roku 2010 – cztery (32, 33, 34, 35); w roku 2011 – dwa (36, 37); w roku 2012 – dwa (38, 39). Z rozmów z autorami piszącymi dla „KF”, ale i z rozmowy z Waldemarem Śliwczyńskim, wydawcą i ostatnim redaktorem naczelnym wynika, że najbardziej prestiżowym miejscem dla prezentacji dokonań poszczególnych fotografów była okładka, o którą wśród autorów i redaktorów toczyły się niekiedy ciche 32
Barter to wymiana bezgotówkowa, czyli towar za towar albo usługa za usługę. We współpracy barterowej strony określają wartość oferowanych towarów/usług i dążą do tego, aby pomiędzy stronami bilans był zerowy, czyli wartość wzajemnie świadczonych usług się wyrównała. 33 Być może ten piąty był tylko wynikiem błędu, czyli pozostawienia na okładce niewłaściwej daty.
132
zmagania. Spójrzmy więc na wykaz i zawartość wszystkich trzydziestu siedmiu okładek „Kwartalnika Fotografia” (numer w nawiasie oznacza pierwszą i/lub czwartą stronę okładki): 1 – Józef Robakowski (1), Stefan Wojnecki (4); 2 – Stanisław J. Woś (1), Antoni Mikołajczyk (4); 3 – Janusz Nowacki (1), Zbigniew Tomaszczuk (4); 4 – Joanna Zastróżna (1); 5 – Janusz Leśniak (1); 6 – Maciej Hnatiuk (1); 7 – Andrzej Florkowski (1); 8 – Maciej Mańkowski (1); 9 – Penti Sammallahti (1); 10 – Witold Krassowski (1); 11 – Hewell Watters (1), Eileen Perrier (4); 12 – Nan Goldin (1); 13 – Michal Macků (1); 14 – Song Chao (1); 15 – Trynidad Carrillo (1); 16 – Katarzyna Majak (1); 17 – Andrzej Dudek-Dürer (1); 18 – Krzysztof Zieliński (1); 19 – Miroslav Tichy (1); 20 – Sławomir Decyk (1); 21 – Jessica Todd Harper (1); 22 – Diana Ducruet (1 i 4); 23 – Idalina Pedrosa (1 i 4); 24/25 – Ray Cook (1); 26/27 – projekt graficzny W. Śliwczyńskiego [pieczątka i podpis Ireneusza Zjeżdżałki]; 28 – Mikołaj Długosz (1); 29 – Cezary Zacharewicz (1); 30 – Agnieszka Podgórska (1); 31 – Yang Yongliang (1 i 4); 32 – Nicholas Winter (1) [projekt: Tomasz Wojciechowski]; 33 – Magda Hueckel (1); 34 – Asger Carlsen (1); 35 – [projekt: Tomasz Wojciechowski]; 36 – Michał Grochowiak (1); 37 – [projekt: Tomasz Wojciechowski]; 38 – [projekt: Tomasz Wojciechowski]; 39 – Krzysztof Miller (1). Od pierwszego numeru na łamach „Kwartalnika Fotografia” pojawiali się autorzy obcojęzyczni oraz – w paru przypadkach – Polacy mieszkający na stałe na przykład we Francji (Bogdan Konopka), w Niemczech (Maciej Papara), w Danii (Beate Cegielska), w Wielkiej Brytanii (Kuba Ryniewicz), w Szwajcarii (Daria Kołacka), czy w Belgii (Katarzyna RuchelStockmans). Obcokrajowcy piszący dla polskiego magazynu fotograficznego (byli wśród nich kuratorzy wystaw i szefowie galerii), rozsiani po całym niemal świecie (od Hong Kongu, przez kraje Europy i Rosję, po USA i Australię), trafiali na łamy „KF” przede wszystkim za sprawą osobistych kontaktów 133
redaktorów lub najważniejszych współpracowników czasopisma. Podam teraz ich listę w takiej kolejności, w jakiej pojawiali się na łamach „Kwartalnika” ze swoimi pierwszymi tekstami, tłumaczonymi rzecz jasna na język polski: Naoya Yoshikawa, Gottfried Jäger, Iriz Lenz, Takuya Tsukahara, Tatiana Pavłowa, David Chandler, Andrea Lange, Ian Jeffrey, Enno Kaufhold, Václav Podestát, Vladimír Birgus, Margit Zuckriegl, Gerald Piffl, Robert Schilder, Red Mengham, Reinhold Misselbeck, Alexandre Castant, Raymond Viallon, Ralf Sander, Walter Bergmoser, Maria Christina Zopff, Vilnis Auzinš, Dana Altman, Siripa Tani, Irina Czmyriewa, Gary Michael Dault, Carmen Lee, Wolfgang Dengel, Peter V. Brinkemper, Dimitry Korol, Pedro Vélez, Ignas Kazakevičius, Hubertus von Amelunxen, Gulnara Chajdarowa, Wilson Buellow, Gottlieb Joachim Florschütz, Dmitry Pilikin, Lucia Benická, Gabriella Csoszó, Katherina Hausel, Timothy Morrel, Gordon Craig, Anne Kirker, Ilja Pawłow, Vladiya Mihaylova, Cristina Mosneaga, Alison Nordström, Lucia Niemcova, Fedor Blascak, Allan Sekula, Moritz Neumüller, David Bate, Caroline Jordan, André Gunthert, Maja Landratoške, Tomáš Pospěch, Toms Kencis, Esteban Pastorino Díaz, Luise Clements, Evan Mirapaul, Gerhard Schoeman. Pisownię tych 61 nazwisk powtórzyłem za źródłem, czyli za archiwalnymi numerami „KF”. * Szacunkowo rzecz biorąc, można założyć, że połowę objętości trzydziestu siedmiu zeszytów „KF” zajęły indywidualne prezentacje twórczości fotograficznej i – w kilkunastu przypadkach – prezentacje grupowe. Doliczyłem się 473 prezentacji indywidualnych, z czego w trzydziestu czterech przypadkach mamy do czynienia z autoprezentacjami, czyli z sytuacją, gdy ta sama osoba jest autorem tekstu i prezentowanych przez siebie fotografii. W kilkunastu przypadkach mamy do czynienia z prezentacjami, które przybrały formę rozmowy z twórcą, 134
tyle tylko, że niekiedy są to rozmowy, zazwyczaj problemowe, nie o ich osobistych dokonaniach fotograficznych, ale o ich poglądach oraz o działalności związkowej (na przykład w Zarządzie Głównym ZPAF) lub dydaktycznej w zakresie fotografii (na przykład trzy rozmowy Elżbiety Łubowicz z profesorami). Chcąc jednak rozeznać się w tej materii bardziej konkretnie podjąłem próbę zsumowania dokonań prezentacyjnych poszczególnych autorów – w tym wypadku 25 najważniejszych, a przede wszystkim najaktywniejszych autorów piszących w „Kwartalniku Fotografia” o prezentowanych przez siebie twórcach. Poniższą listę autorów (oraz ich prezentacji) publikuję w kolejności alfabetycznej. Umieszczona przy nazwisku artysty/artystki liczba w nawiasie oznacza numer „KF”. W przypadku kilku podliczonych tu prezentacji zbiorowych kierowałem się faktem, że autor/autorka w obrębie jednego tekstu, oprócz fotografii, przekazał/przekazała czytelnikom także rozbudowane akapity poświęcone poszczególnym twórcom. A zatem... Vladimir BIRGUS – Jindřich Štreit (7), Dita Pepe (9), Martin Kollár (11), Michal Macků (13), František Drtikol (14), Juří Křenek (16), Martin Parr (19), Tereza Vlčková (34) Irina CZMYRIEWA – Igor Kułtyszkin (15), Walery i Natasza Czerkaszynowie (16), Włodzimierz Kuprijanow (16), Lew Melikchow (16), Walery Stignejew (16), Światosław Ponomariew (16), Gieorgij Kołosow (16), Nadieżda Kuzniecowa (18), Nikołaj Kulebiakin (20), Edward Hartwig (21), Grzegorz Przyborek (21), Zbigniew Tomaszczuk (21), Krzysztof Gierałtowski (21), Ireneusz Zjeżdżałka (21), Zofia Kulik (21), Gregori Maiofis (28), Nikita Maszkin (29), Christoph Grill (30), Oleg DOU Duryagin (31), Oleg Widienin (32), Lucia Ganiewa (34) 135
Stefan CZYŻEWSKI – Krzysztof Hejke (4), Helmut Riemann (7), Piotr Tomczyk (17), Zbigniew Tomaszczuk (21) Marek JANCZYK – Cecil Beaton (3), Zbigniew Tomaszczuk (3), Zbigniew Łagocki (5), Agata Pankiewicz (7), Yevonde Cumbers (8), Aleksander Mitka (9), Alter Kacyzne (10), Łukasz Skąpski (12), Zbigniew Dłubak (14), Andrzej Różycki (17), Marcin Przybyłko (19), Aneta Solak (26-27), Grzegorz Klatka (30), Łukasz Trzciński (31), Tom Hunter (32) Krzysztof JURECKI – Zofia Rydet (1 i 15), Aleksandra Mańczak (1), Krzysztof J. Cichosz (3), Zygmunt Rytka (3), Józef Szymańczyk (4), Leszek Wesołowski (5), Dominik Pabis (8), Michał Szlaga (9), Joanna Zastróżna (12 i 22), Karol Hiller (12), Natalia LL [rozmowa] (13 i 23), Jerzy Lewczyński (15), Waldemar Jama (15), Brygida Wróbel-Kulik (15), Ir Kulik (15), Wojciech Prażmowski (15), Jakub Byrczek (15), Wiktor Polak (16), Andrzej Dudek-Dürer (17), Witkacy (17), Leszek Żurek (17) Hueckelserafin (18), Danuta Kuciak (19), Sylwia Kowalczyk (20), Jerzy Wierzbicki (20), Diane Ducruet (22), Grzegorz Zygier (24-25), Ken Matsubara (24-25 i 34), Ireneusz Zjeżdżałka (26-27), Janusz Leśniak (29), Katarzyna Majak (29), Marek Piasecki (31), Zbigniew Libera (32), Joachim Froese (34), Grzegorz Przyborek (34) Witold KANICKI – Jan Berdyszak (20), Magdalena Frey (21), Maciej Stępiński (29), Igor Omulecki (31), Jakub Pierzchała (32), Krzysztof Zieliński (33), Suzanne Opton (29) Daria KOŁACKA – Jeff Wall (18), Nicholas Winter (18 i 32), Miroslav Tichy (19), Clayton Burkhart (20), Paul Hulewicz (20), Bas Jan Ader (23), Andreas Gursky (24-25), Siergiej Bratkow (26-27), Shirin Neshat (26-27), Pascale Wiedemann (28), Nicolas Nixon (28), Jack Pierson (28), Annelies 136
Strba (28), Ali Taptik (29), Hannes Schüepbach (29), Tracey Emin (30), Mark Morrisroe (36) Bogdan KONOPKA – Jean-François Joly (2), Debbie Fleming Caffery (3), Aleksander Gladiełow (4), Andreas Hilty (4), Denis Dailleux (5), Ruth Thorn-Thomsen (6), Larry Fink (7), Paweł Żak (8), Gilbert Garcin (8), Jiři Šigut (8), Pentti Sammallahti (9), Didier Ben Loulou (10), Arnold Newman (10), Laurent Gueneau (10), Bernard Descamps (11), Jaroslav Malik (12), Maciej Stawiński (12), Song Chao (14), Li Lang (14), Wang Ningde (14), Anita Andrzejewska (15), Kai Bornhöft (16), Laurence Leblanc (16), Gabriela Morawetz (17), Luis Gonzalèz Palma (17), Dolores Marat (18), Sarah Moon (18), Alain Balmayer (19), Igor Sawczenko (20), Alain Turpault (20), Roger Ballen (21), Idalina Pedrosa (23), Ireneusz Zjeżdżałka (26-27), Paweł Żak (26-27), Salange Brand (28), Janusz Nowacki (28), Christine Felten i Véronique Massinger (29), Sophie Zènon (30), Luo Yongjin i Yang Yongliang (31), Marcin Sudziński (33), Andrzej Polakowski (34), Magda Hueckel i Georgia Krawiec (35), Joel-Peter Witkin (38), Jacques Borgetto (38), Sergiej Isakov (38), Eric Bouvet (39), JeanChristophe Béchet (39) Elżbieta ŁUBOWICZ – Wojciech Prażmowski (1), Tomasz Kizny (3), Anna Tretter (4), Jerzy Lewczyński (5), Piotr Komorowski (5 i 16), Bogdan Konopka (8), Václav Jirásek (8), Zbigniew Tomaszczuk (12), Kostas Kiritsis (15), Andrzej P. Bator (18), Reiko Imoto (24-25), Małgorzata Skoczylas (28), Piotr Wołyński [rozmowa] (28), Grzegorz Przyborek [rozmowa] (29), Józef Robakowski [rozmowa] (30) Dorota ŁUCZAK – Elina Brotherus (29), Olafur Elliasson (32), Magdalena Hueckel (33), Mark Power (35)
137
Katarzyna MAJAK – Eugene Smith (11), John Sexton (12), Charlie White (12), Danny Treacy (33), Charles Fréger [rozmowa] (34), Daniel Schumann (35), Torben Eskeord (35), Joanna Kane (35), Walter Schels (35), Jack Burman (35), Elizabeth Heyert (35), Konrad Kuzyszyn (35), Pieter Hugo (35), Renhui Zhao (36), Akos Czigany (38), Taryn Simon (39) Adam MAZUR – Wojciech Wilczyk (19), Martin Bogren [rozmowa] (31), Michał Jelski [rozmowa] (32), Jolanta Rycerska [rozmowa] (37), Mariusz Wiredyński [rozmowa] (37), Piotr Wójcik [rozmowa] (38), Krzysztof Miller (39) Marianna MICHAŁOWSKA – Hannah Starkey (29), Sandy Skoglund (31) Marta MISKOWIEC – Seydou Keïta (12), Malick Sidibé (18), Albert Zawada (22) Joanna OSTASZEWSKA-NOWICKA – Adomas Vernas (10), Bronisław Piłsudski (12), Arturas Valiauga (13), Gerhard Richter (23) Tatiana PAWŁOWA – Aleksander Czykmieniew (3), Jewgienin Pawłow (4 i 7), Misza Pedan (16) Monika PIOTROWSKA – Mariusz Forecki (16 i 31), Mariusz Stachowiak (31), Maciej Kuszela (31), Witold Krassowski (39) Grzegorz PRZYBOREK – Piotr Wołyński (5), Marian Schmidt (10), Anne Arden McDonald (21) Kuba RYNIEWICZ – Asger Carlsen [rozmowa] (34), Alexander Binder [rozmowa] (35), Mårten Lange (36), Aaron McElroy (37), Estelle Hanania (38), Jordan Tate (39) 138
Adam SOBOTA – Grzegorz Przyborek (1), Hermann Krone (1), Marek Liksztet (5), Andrzej Ślusarczyk (6), Wojciech Zawadzki (9), Zdzisław Beksiński (11), Natalia LL (17), Andrzej P. Florkowski (23), Zofia Kulik (30), Jadwiga Sornik (31), Zygmunt Rytka (33), Maciej Kuszela (34) Maciej SZYMANOWICZ – Jan Bułhak (8), Tadeusz Przypkowski (11), Bolesław Gardulski (12), Ireneusz Zjeżdżałka (26-27), Léonard Misonne (26-27) Aleksandra ŚLIWCZYŃSKA-KUPIDURA – Kamil Strudziński (26-27), Mikołaj Długosz (28), Łukasz Mikołajczak (28), Jakub Ryniewicz (29), Paweł Błęcki (31), Ryan McGinley (32), Anna Kędziora (32), Filip Springer (33), Łukasz Rusznica (35), Ania Cywińska (36) Waldemar ŚLIWCZYŃSKI – Ireneusz Zjeżdżałka (5), Maria Wołyńska (7), Nobuyoshi Araki (10), Wadim Guszczin (12), Jurgita Remeikyte (13), Rafał Chmielewski (20), Andrzej Ślusarczyk (29), Marja Pirilä (31), Nökkvi Elíasson (32), Francesco Giusti (33), Wojciech Wilczyk [rozmowa] (34), Paweł Olearka (34), Marek Janusz Lewandowski [rozmowa] (35) Zbigniew TOMASZCZUK – Stefan Wojnecki (1), Jean Philippe Charbonnier (2), Izabela Jaroszewska (5), Jessica Ferguson [rozmowa] (6), Monika Bronikowska (7), Marcin Pawlik (7), Tomasz Dzwonkowski (7), Christian Boltanski (7), Tomek Woźniakowski (8), Shirin Neshat (9), Yann ArthusBertrand [rozmowa] (9), Shigeo Anzaï (10), Andrzej Brzeziński (10 i 29), Włodzimierz Krzemiński (11), Nan Goldin (12), Grzegorz Gałęzia (13), Thomas Ruff (14), Jakub Byrczek (14), Borys Michajłow (15), Jolanta Gawryś (28), Eugeniusz Lokaj-
139
ski (30), Małgorzata Maria Dmitruk (33), Rafał Milach (37), Marcin Federak (39) Ireneusz ZJEŻDŻAŁKA – Henri Cartier-Bresson (2), Bogdan Konopka (2), Jan Reich (2), Mariusz Forecki (3), Tove Kurtzweil (4), Jerzy Wierzbicki (6), Andrzej Jerzy Lech (7), Henryk Król (7), Jerzy Chaberek (8), Witold Krassowski (10), Nikołaj S. Bakhariew (10), Aleksiej Titarenko (11), Eva Rubinstein (11), Jan van Ijken (11), Remigijus Treigys (12), David Donald (12), Juha Allan Ekholm (13), Miklos Gaál (13), John Davies (14), Trinidad Carrillo (15), Jennifer Long (16), Stanisław J. Woś (17), Thomas Flechtner (17), Nicolai Howalt (17), Krzysztof Zieliński (18), Anna Wawrzkowicz (19), Tomek Sikora (19), Camilla Holmgren (20), Hilla i Bernd Becher (20), Jessica Todd Harper (21), John Ganis (21), Josef Sudek (22), Janelle Lynch (23), Paweł Kula (23), Eva Rubinstein (24-25), Maciej Bohdanowicz (24-25) Wszyscy powyżej wymienieni autorzy (i autorki) razem wygenerowali łącznie 330 prezentacji indywidualnych, a ścisłą czołówkę w tym gronie tworzą: B. Konopka – 47 prezentacji, K. Jurecki – 39, I. Zjeżdżałka – 36, Z. Tomaszuk – 25, I. Czmyriewa – 21, D. Kołacka – 18, E. Łubowicz i K. Majak – 16, M. Janczyk – 15, W. Śliwczyński – 13, A. Sobota – 12 i A. Śliwczyńska-Kupidura – 10 prezentacji. To oczywiście nie są wszystkie teksty tych autorów (i autorek), ponieważ wielu (wiele) z nich pisało także relacje z wszelkiego rodzaju imprez fotograficznych odbywających się w kraju i za granicą, obszerne sprawozdania z krajowych i zagranicznych festiwali, a także omówienia i/lub recenzje książek oraz okołofotograficzne teksty problemowe. Na koniec przedstawiam listę autorów, którzy na łamach „KF” dokonali autoprezentacji (w nawiasie numer kwartalnika): Waldemar Jama (2), Michał Szczerek (2), Andrzej Jerzy Lech 140
(3), Takuya Tsukahara (3), Leszek Szurkowski (3), Jerzy Olek (4), Magdalena Poprawska (4), Andrzej Świętek (4), Tomek Woźniakowski (4), Katarzyna Łata-Wrona (4), Maciej Papara (5 i 6), Jerzy Lewczyński (5), Violetta Kuś (5), Marek Szyryk (6), Iza Królik (6), Zbigniew Tomaszczuk (7), Stefan Wojnecki (7), Mariusz Hermanowicz (7), Kacper M. Krajewski (7), Jan Berdyszak (8), Grzegorz Banaszkiewicz (8), Jan Bujnowski (8), Paweł Kula (8), Sławomir Kubala (9), Ralf Sander (11), Walter Bergmoser (11), Tomasz Tomaszewski (12), Paweł Kula (12), Marek Noniewicz (13), Natalia LL (13), Edyta Wypierowska (14), Ewa Martyniszyn (16), Maciej Pisuk (37).
XIV. Podsumowanie Nadszedł moment najtrudniejszy – pora już bowiem nazwać mechanizmy napędzające żywot „Kwartalnika Fotografia” oraz zdefiniować stan skupienia materii wypełniającej zawartość czasopisma, pomijając tradycyjny, pochodzący z XVII wieku podział stanów skupienia na stały, ciekły i gazowy. A zatem, na początku, pierwsze numery „Kwartalnika”, od numeru 1 do 10, to był zlepek relacji, sprawozdań, podsumowań, prezentacji, autoprezentacji (pomijam kronikę zdarzeń i zapowiedzi) oraz różnych tekstów o fotografii, o problemach fotografii lub artystach uprawiających sztukę fotografii, autorstwa redaktora naczelnego oraz jego znajomych, kolegów i przyjaciół, których namówił lub zachęcił do współpracy na zasadzie: wy macie publikacje, a redakcja wam nie płaci honorariów. Spora część tych tekstów, to był klasyczny recykling, co zapewne nie przeszkadzało większości ówczesnych czytelników, ponieważ nigdy wcześniej ich nie czytali. W sumie, dzięki operatywności Zbigniewa Tomaszczuka, mechanizm zadziałał, bo kolejne numery ukazywały się z budzącą szacunek regularnością. Tyle tylko, że w tym układzie wydawca stał się 141
„zakładnikiem” redaktora naczelnego, bo nie miał większego wpływu na jakość dostarczanych tekstów, a ów redaktor był z kolei „zakładnikiem” swoich rozsianych po kraju współpracowników-autorów, którzy podrzucali mu to, co mieli akurat pod ręką, albo to, co im pasowało do własnych strategii artystycznych, zawodowych lub towarzyskich, albo to wreszcie, co chcieli wypchnąć ze swoich szuflad i komputerów na światło dzienne. Nie dziwi zatem fakt, że trafiamy tam na referaty doktoranckie, referaty studenckie oraz fragmenty prac licencjackich i magisterskich. Najciekawsze w sumie okazały się teksty posympozjalne, których autorzy najpierw wygłosili je podczas VII i VIII spotkania naukowego w Koniecpolu. Ten stan rzeczy – w może nieco mniejszym stopniu, ale jednak – trwał do ostatniego numeru zredagowanego przez I. Zjeżdżałkę. To samo zresztą (niezależnie od wysokiej często jakości tekstów) dotyczyło autorów tłumaczonych na język polski z języka rosyjskiego, czeskiego czy niemieckiego. Sam redaktor naczelny nie stronił zresztą od promowania na łamach „KF” siebie i swojej twórczości, co można było odebrać, jako rodzaj nagrody od wydawcy za stworzenie (powołanie do życia) i rozpropagowanie w środowiskach opiniotwórczych ogólnopolskiego czasopisma poświęconego sprawom fotografii. Zresztą Waldemar Śliwczyński zapytany o to, ale też o autorów-wolontariuszy, mówi: – Nie mam do nikogo pretensji, że przy pomocy „KF”-u załatwiał sobie własne sprawy. Dla mnie „dobry interes” znaczy, że obie strony są zadowolone, obie strony „robią interes”. Byłoby śmieszne, gdybym od ludzi, którym nie płaciłem, oczekiwał zupełnej bezinteresowności, żeby „pracowali” tylko na moje nazwisko. Rzecz jednak w tym, że środowiska opiniotwórcze nie mogły być wystarczającą gwarancją utrzymania przy życiu (w sensie sprzedaży i czytelnictwa) prywatnego czasopisma z ambicjami 142
międzynarodowymi. Nic więc dziwnego, że na zapleczu redakcji, niejako w cieniu redaktora Tomaszczuka, od samego początku działali autorzy z kręgu rozsądnie i ostrożnie postępującego wydawcy, żeby wymienić tylko Ireneusza Zjeżdżałkę i Bogdana Konopkę. Ten pierwszy – jak już napisałem w jednym z początkowych przypisów – był mieszkającym we Wrześni młodszym kolegą oraz pierwszym wspólnikiem W. Śliwczyńskiego w zakresie ważnych działań fotograficznych i animacyjnych na terenie Wrześni, wtedy już na etacie asystenta w poznańskiej Galerii pf, którą kierował Janusz Nowacki, a ten drugi – mieszkającym i działającym w Paryżu mistrzem starej szkoły fotografii wielkoformatowej, ale i autorem paraliterackich tekstów o fotografach słabo wtedy w Polsce rozpoznanych, wkrótce także powiernikiem i swego rodzaju mentorem W. Śliwczyńskiego w sprawach wydawniczych i redakcyjnych. O ile Bogdan Konopka, jako płodny autor tekstów o fotografach z Europy Zachodniej, nigdy nie wyszedł w swoich działaniach poza stopkę redakcyjną i korespondencję z wydawcą, w której omawiał z W. Śliwczyńskim ważne kwestie związane z wydawnictwem i czasopismem, o tyle Ireneusz Zjeżdżałka stał się nie tylko równie – jak Konopka – płodnym autorem „KF”, ale także nieformalnym recenzentem, a nawet krytykiem działań i posunięć Zbigniewa Tomaszczuka, mając nieograniczony w zasadzie dostęp do wydawcy poszukującego najlepszych rozwiązań strategicznych i merytorycznych. Był ponadto młodym, ambitnym fotografem z widokami na artystyczną karierę międzynarodową oraz inteligentnym obserwatorem życia fotograficznego i różnorodnych kwestii wydawniczych, co nie mogło pozostać bez wpływu na jego dalsze działania w łonie redakcji, zwłaszcza od momentu, gdy awansował na stanowisko drugiego zastępcy redaktora naczelnego. W tej sytuacji konflikt kompetencyjny między Tomaszczukiem i Zjeżdżałką był nie do uniknięcia. Zanim jednak do niego doszło (przy okazji okładki numeru 9; patrz – rozmowa 143
z Bogdanem Konopką), redaktor Tomaszczuk omówił w swoim edytorialu redakcyjną ankietę adresowaną do czytelników „Kwartalnika Fotografia”. Z tego omówienia wynikało na przykład, że redakcja, aby w większym zakresie prezentować fotografię młodych, jest skłonna w większym stopniu obserwować efekty różnych konkursów, indywidualnych wystaw czy prac dyplomowych z różnych uczelni. W sumie niewiele z tego wynikało dla potencjalnego zwykłego czytelnika, a zwłaszcza zaawansowanego fotoamatora z tak zwanej prowincji, który miałby ochotę wykupić prenumeratę czasopisma, bo to ciągle był swoisty zamknięty krąg nadawców i odbiorców, kuratorów i jurorów, profesorów i doktorantów, galerii i muzeów, o którym tak celnie w 18 numerze „KF” napisał Adam Mazur (patrz: Układ scalony polskiej fotografii). Wydawca musiał już w tym czasie wiedzieć, że – w przypadku wyraźnego uzależnienia czasopisma od dyktujących swoje warunki autorów-wolontariuszy – niemożliwe jest pogodzenie oczekiwań zwykłych czytelników z interesem redakcji i wydawnictwa, bo to (przy wszystkich jego niewątpliwych zaletach) nie było czasopismo robione dla ogółu, czy raczej szerokiego grona czytelników, to było czasopismo specjalistyczne, w dodatku robione raczej dla autorów, dla zaspokojenia ich potrzeb, ambicji oraz własnych strategii promocji i przetrwania. I właśnie dlatego potrzebna była natychmiastowa zmiana warty i koncepcji redagowania „Kwartalnika”. Najpierw zmieniła się szata graficzna (od numeru 11) i sposób łamania zawartości kolejnych numerów pisma, a potem (od numeru 16) nowym, oficjalnym i etatowym redaktorem naczelnym został Ireneusz Zjeżdżałka. Wydawca oddaje mu w czasopiśmie pełnię władzy, a sam usuwa się w cień, wycofując także swoje nazwisko ze stopki redakcyjnej. Nowy szef „Kwartalnika” dosyć szybko wzbogaca tę stopkę o nazwiska kolejnych autorów z wysokiej półki, podróżuje po świecie, realizuje projekt wydawcy co do tłumaczeń całych numerów na angielski 144
(choć nie było kolportażu na Europę Zachodnią) oraz wprowadzenia na łamy działu naukowego (teoria i historia fotografii), a także szeroko promuje redagowane przez siebie czasopismo, dyskretnie odsuwając wydawcę od merytorycznych działań decyzyjnych. Przy okazji, zapewne niejako siłą rozpędu, Ireneusz Zjeżdżałka wyrasta na znanego i uznanego artystę fotografa młodego pokolenia, podtrzymując w tym celu właściwe kontakty, nawiązując nowe, ważne przyjaźnie (redakcyjne i fotograficzne) i nie zapominając o wspieraniu swoimi tekstami na łamach tych, z którymi było mu po drodze. A sam „Kwartalnik”? Od numeru 11 do podwójnego 24/25 jest to czasopismo dobrze łamane, z atrakcyjną szatą graficzną, drukowane na kilku gatunkach papieru, czyli na bogato, pełne atrakcyjnych wizualnie prezentacji oraz interesujących merytorycznie tekstów okołofotograficznych. Redakcja ciągle jednak nie płaci honorariów, więc i tym razem redaktor naczelny nie może zamawiać tekstów, nie może realizować numerów tematycznych, nadal więc klei kolejne numery z tego, co przyślą starzy i nowi współpracownicy, co sam napisze albo co podrzuci od siebie Waldemar Śliwczyński. Rzecz tylko w tym, że jest tych numerów coraz mniej. Już nie raz na kwartał, ale raz na pół roku, albo i rzadziej, wydawca otrzymuje na biurko pachnący farbą drukarską i oczekiwany przez prenumeratorów świeży numer „Kwartalnika Fotografia”. Na zapleczu trwa walka o dotacje, obniża się koszty wewnątrzredakcyjne, podejmuje się działania mające na celu usprawnienie kolportażu, ale pismo i tak traci płynność finansową. Próba wzmocnienia go kolekcjonerską serią książek-albumów z fotografiami uznanych mistrzów, realizowanych przez Wydawnictwo KROPKA, sprawdza się tylko częściowo. Wydawca dojrzewa więc do kolejnej decyzji przebudowy redakcji i samego „Kwartalnika”. Jest rok 2008. W lipcu umiera Ireneusz Zjeżdżałka, więc wydawca – czując się już merytorycznie na siłach – postanawia osobiście pokierować pismem, wspierając 145
się talentami i pracą swojej córki Aleksandry, jako sekretarzem redakcji, a przy okazji dopilnować planowanych oraz, jak się wydaje, koniecznych zmian. Najpierw jednak na jesieni tego roku zaprasza do Wrześni na roboczą naradę grupę najważniejszych stałych współpracowników, aby z nimi przedyskutować przyszłą koncepcję rozwoju odziedziczonego po Tomaszczuku i Zjeżdżałce czasopisma. Okazuje się jednak, że efektów tej narady, merytorycznie gęstej i pełnej świetnych pomysłów, nie da się przełożyć na język codziennej praktyki z dwóch podstawowych powodów. Powód pierwszy – oczekiwania poszczególnych autorów wobec nowego/odnowionego czasopisma, brane z osobna, wobec realiów finansowych, organizacyjnych i kadrowych, z jakimi musiał mierzyć się wydawca, były bardziej listą pobożnych życzeń niż możliwych do spełnienia postulatów. Powód drugi – uczestnicy owej roboczej narady, przyzwyczajeni do stosunków panujących w czasopismach artystycznych dotowanych przez państwo, samorządy lub duże instytucje, nie wzięli prawdopodobnie pod uwagę faktu, że mały prywatny wydawca ma nie tylko ograniczone możliwości w tym zakresie, ale i święte prawo decydowania o tym, co chciałby widzieć w piśmie będącym jego własnością oraz jego osobistym marzeniem merytorycznym i biznesowym. Bardzo szybko objawił się też trzeci powód, dla którego owa narada przeszła do historii bardziej jako dysputa akademicka – ze słusznymi jak najbardziej postulatami – niż realna i realistyczna próba sanacji „Kwartalnika”. Tym trzecim powodem okazała się silna swą żywiołowością grupa młodych autorów i młodych artystów, których na łamy wprowadziła Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura. Pismo z ich udziałem na łamach przestawało przypominać ten „Kwartalnik”, jaki wygenerował Zbigniew Tomaszczuk i jaki po nim podkręcił jeszcze Ireneusz Zjeżdżałka. Młodzi zaczęli na tych 146
łamach żyć własnym życiem i realizować własną wizję magazynu o fotografii. Swoją postawą, swoim językiem, swoim gestem artystycznym zanegowali w całej niemal rozciągłości złudną i utopijną ideę Tomaszczuka, który po analizie ankiety czytelniczej chciał rękami „starców” robić pismo także dla młodych. To oczywiście nie znaczy, że młodzi, robiąc własnymi siłami pismo dla siebie i o sobie, mieli większe od swoich poprzedników szanse na sukces artystyczny, ideowy i biznesowy. Oni raczej się nad tym nie zastanawiali, chcieli tylko przez czas jakiś pobyć we własnym gronie i na własnym podwórku, chcieli móc zamanifestować swoją odrębność (w stylu: funny) w świecie fotografii zdominowanej przez mistrzów i klasyków z jednej strony oraz komercyjną fotografię mody i reklamy z drugiej, przeciwstawiając temu światu paradę szalonych mód i poszukiwań estetycznych, mód i poszukiwań – mogło się wydawać – oczyszczonych z tradycyjnych wartości, intelektualizmu i teoretycznej nadbudowy. Wydawca, widząc to wszystko i przeczuwając kolejne kłopoty – jednocześnie mając nadzieję najpierw na ministerialne dotacje, a potem na wsparcie finansowe z innych także źródeł – podjął decyzję o przebudowie „Kwartalnika” własnymi siłami, aby potem, jeżeli wszystko dobrze się ułoży, rozwinąć skrzydła, mając do dyspozycji w pełni profesjonalną redakcję, z równie profesjonalnie rozwiniętą promocją, logistyką i działalnością wydawniczą. Na wiosnę 2010 roku powstały w związku z tym dwa dokumenty, które zamieszczam poniżej w całości. Są one żywym dowodem tego, że Waldemar Śliwczyński, jako wydawca, nie był dzieckiem we mgle, nie był szalonym fantastą i filantropem, nie był też skazanym na porażkę finansową zatwardziałym zwolennikiem wolontariatu i tym samym tekstowego recyklingu. Za czasów jego redaktorowania „Kwartalnik” zaczął płacić autorom honoraria, a redakcja zaczęła zamawiać teksty i planować numery tematyczne. Nikt nie mógł tylko przewidzieć, że na progu kolejnej i 147
dobrze rokującej na przyszłość reorganizacji, czyli w okolicach numeru 40 i 41, załamie się plan wydawniczy w związku z pieniędzmi z ministerialnej dotacji, które choć przyznane wydawnictwu, nigdy doń nie nadeszły. A zatem zobaczmy, co planował wydawca... 7 marca 2010 Pismo fotograficzne marzeń. Co powinno w nim być. „Kwartalnik Fotografia” – New. Jakie pismo fotograficzne sam chętnie bym kupował? Co chciałbym w nim znaleźć? Co chciałbym, aby w nim było? Luźne pomysły: – najlepsi autorzy, najlepsze fotografie – wybór subiektywny, ale uzasadniony opiniami własnymi redakcji; – wyjaśnienie, dlaczego są najlepsze – opinie ekspertów (najlepszych krytyków fotografii); – jak powstały te najlepsze – o „kuchni” najlepszych zdjęć – też wypowiedzi samych autorów; – jakim sprzętem zrobiono najlepsze zdjęcia – kamera, obróbka (ciemnia?), wydruk, ceny, jak kupić, gdzie kupić; – pismo o fotografii powinno być komercyjne – to nic złego! – powinno kreować to, co jest dobre, pomagać kolekcjonerom, muzeom, pomagać w kupowaniu fotografii. Wskazywać, co warto kupić, gdzie można kupić i informować o cenach (jaka cena jest adekwatna do wartości); – kompetentna informacja o wszystkim co ważne w fotografii w Polsce – o festiwalach, wystawach, wydarzeniach – z wyprzedzeniem oraz o tym, co było (sprawozdania) – co będzie, gdzie warto pojechać, co warto zobaczyć; – rozmowy z fotografami – o ich pracy, o tym co myślą o swojej twórczości (niech wyjaśniają, objaśniają) i o twórczości innych, o postaciach historycznych i o współczesnych (o konkurencji!); – wielogłosy o twórczości danego autora – krótkie (do 1800 znaków).
148
Także: – co się dzieje na świecie, co jest trendy, co passe; – autorzy zagraniczni; – obszerny materiał historyczny, o jednym fotografie lub grupie, zjawisku; – film dvd – o fotografie, o jego fotografii, niech wypowiadają się też krytycy, niech film pokazuje też w jaki sposób pracuje dany fotograf, niech film edukuje; – nowinki techniczne i technologiczne – to zawsze interesuje fotografów; – KF powinien ferować wyroki, powinien zamieszczać oceny, opinie; – bronić wartości, powinien być wyrazisty, nie powinien bać się krytykowania; – więcej fotografii niż słów; – nowoczesna forma, frapujący przedmiot, niebanalny produkt, inspirujące doświadczenie obcowania z nim, kreowanie poczucia ekskluzywności, uczestnictwa w czymś wyjątkowym, masz KF, więc jesteś mądrym, wyjątkowym, wiesz co dobre, czymś się różnisz od masowego badziewia; – odbiorca KF – młody, inteligentny, twórczy, ambitny, żądny sukcesu; KF pokazuje przykłady fotografów osiągających sukces, daje rady, jak samemu osiągnąć sukces, jak zostać dobrym fotografem; – KF buduje wokół pisma społeczność dzięki dobrej stronie internetowej – bardzo ważny temat do rozwinięcia; wzajemne nakręcanie się strony internetowej i wydania papierowego; – KF wydaje tradycyjne książki i albumy; sprzedaje je tylko (może tradycyjnie też, do przemyśleń) na stronie internetowej, ale są to tylko albumy z najwyższej półki – pod względem edytorskim i autorów, tylko sam szczyt; – KF zatrudnia tylko najlepszych autorów, polega na guście i wiedzy najlepszych, jest wybredny do granic możliwości... Exclusive jest wpisany w filozofię pisma, a obecność w KF jest nobilitacją; – KF dobrze płaci autorom, ale też wymaga sporo od autorów; – Redaktor naczelny KF kreuje zawartość każdego numeru (a nie tylko zbiera propozycje), przyjmuje je lub nie i następnie rozkłada je na poszczególnych stronach wydania;
149
– różne gatunki papieru, różne, nawet zwariowane zabawy graficzne, najważniejsze – nie zanudzić; – cel: pismo o nakładzie ok. 10.000 egz.; – cel: pismo-zjawisko, coś unikalnego na polskim (i nie tylko) rynku; – otwarcie na cyfrę, na Flickra, YouTube, MobilMe, blogi i inne miejsca w Sieci, gdzie jest fotografia; – planowanie numerów ze sporym wyprzedzeniem – roku, a nawet dwóch lat i cierpliwe równoczesne zbieranie materiałów do kolejnych numerów; – o fotografii mogą ciekawie pisać nie tylko „specjaliści”; – pismo kieruje się zasadami dziennikarskimi przy pisaniu i redagowaniu, a nie tylko tradycją „pism o sztuce”, czyli: eseistyka, „refleksja teoretyczna” (pseudo), czy „naukowa” (cokolwiek to znaczy, najczęściej nic interesującego); – pismo dla czytelnika, a nie dla autorów – nie nudzić! zaspokajać potrzeby czytelników; – pismo nie musi być tanie; ma być dobre! dobre nie ma ceny; – płyta DVD – ekskluzywne materiały zamawiane u profesjonalistów dla KF; – finansowanie: szukanie pieniędzy wszędzie, zatrudnienie firmy lub osoby, która będzie załatwiała pieniądze dla pisma (wynagrodzenie prowizyjne) – UE, MKiDN, inne; – finansowanie: zysk z eventów, organizacja wystaw, akcji fotograficznych, festiwali, może Festiwalu KF?; – finansowanie: zysk z usług fotograficznych i okołofotograficznych, np. wydruki artystyczne, skanowanie, wydawanie publikacji, doradztwo, prowadzenie archiwów, stron internetowych, sprzedaż fotografii; – KF jako organ prasowy organizacji-instytucji fotograficznej, nastawionej na zysk. Style book „Kwartalnika Fotografia”. To zbiór zasad jakimi kierują się autorzy i redakcja przy pisaniu i redagowaniu artykułów. W takim zbiorze nie da się zawrzeć wszystkich zasad, dopuszczalne są oczywiście pewne odstępstwa od ustalonych norm, ale musi to mieć swoje uzasadnienie. Wprowadzenie tych zasad nie ma na celu pozbawienia indywidualnego charakteru twórczości poszczególnych
150
autorów, ale ma pomóc autorom w przygotowywaniu materiałów do druku w „KF”, ponieważ style book zawiera też pewne oczekiwania redakcji wobec autorów. Konstrukcja artykułu PREZENTACJA TWÓRCZOŚCI POJEDYNCZEGO AUTORA LUB GRUPY ARTYSTYCZNEJ (TZW. PORTFOLIO) Piszemy według schematu (wszystko pismem prostym, normalnym, nie wersalikami, bez formatowania, justowanie do lewej, bez wytłuszczeń i innych ozdobników): Autor, tytuł artykułu (nie w cudzysłowie, nie kursywą; tytuł powinien zaciekawiać, powinien wciągać Czytelnika w tekst, nie powinien wprowadzać w błąd, ma skłaniać do dalszej lektury; dopuszczalna jest zabawa językiem, metafory, niebanalne zbitki słowne, etc.) – lead (pierwszy akapit tekstu: powinien zawierać najważniejszą informację lub myśl rozwijaną w dalszej części artykułu; rolą leadu jest zorientowanie Czytelnika o czym będzie artykuł, zalecamy unikanie w leadzie wyszukanych metafor i nadętych pseudofilozofii, chodzi o informację!) – tekst właściwy (w obecnym layoucie na stronę tytułową z leadem i tekstem „wchodzi” ok. 3600 znaków ze spacjami, natomiast na standardową stronę tekstową ok. 5400 znaków. Aby uniknąć tzw. blachy, czyli nudnej graficznie strony, którą wypełnia tylko sam tekst, zalecane jest stosowanie śródtytułów, które nie tylko wizualnie uatrakcyjniają tekst, ale też porządkują tekst merytorycznie uwidaczniając strukturę logiczną artykułu. Pisząc starajmy się przede wszystkim przekazać Czytelnikom jak najwięcej INFORMACJI o autorze, o prezentowanych pracach, próbujmy umiejscowić dany projekt lub danego autora w szerszym kontekście kulturowohistorycznym, a MNIEJ piszmy o swoich odczuciach, chociaż – z drugiej strony – nie uciekajmy od subiektywnych ocen, ferujmy wyroki, mamy prawo być subiektywni, pamiętajmy, że Czytelnik oczekuje od nas wskazówek interpretacyjnych, że chce dowiedzieć się jak najwięcej o autorze i o tym, dlaczego redakcja uważa, że dana twórczość jest dobra, interesująca, obiecująca, itd. na tyle, że
151
zasłużyła na prezentację w tak prestiżowym piśmie jak „Kwartalnik Fotografia”! Najważniejsze – nie zanudzić Czytelnika, dać mu porcję interesującej i ważnej dla niego INFORMACJI; ew. przypisy (stosujemy przypisy górne określane liczbowo - 1, 2, 3… tekst przypisu umieszczamy na końcu artykułu, tak też będzie on złamany na stronie, bibliografia – krótkie notki biograficzne (o sobie + o prezentowanym fotografie) + ew. tzw. wtrącenia (ramki zawierające informacje uzupełniające, np. o użytym sprzęcie, o cenach odbitek, o galeriach lub innych miejscach, gdzie można nabyć fotografie danego autora, kontakt do omawianego autora; nie bójmy się tzw. informacji komercyjnych i technicznych – to też pewne aspekty funkcjonowania fotografii, interesujące dla kolekcjonerów, samych fotografów, jak i tzw. publiczności) ew. infografiki, mapy, wykresy, rysunki, schematy, cytaty wyjęte z tekstu) – podpisy pod zdjęciami (to bardzo ważny element tekstu – prosimy o dokładne podanie wszystkich podpisów, jakie mają znaleźć się w druku – czasem konieczne są podziękowania dla osób lub instytucji, które udostępniły fotografie lub pomogły w powstaniu danego materiału. Fotografie podpisujemy według schematu: Waldemar Śliwczyński, Gorzelnia w Gorazdowie, 2006, z cyklu „Cisza”, ze zbiorów Centrum Pompidou w Paryżu [w cudzysłów dajemy tylko nazwę cyklu lub wystawy, nazwę zdjęcia nie dajemy w cudzysłów]). Tekst do prezentacji (portfolio) nie może przekroczyć objętości 9000 znaków, może mieć mniej. Tekstowi towarzyszy mniej lub bardziej obszerna prezentacja fotografii i to one są głównym składnikiem artykułu. Autor artykułu, oddając tekst i ilustracje, może mieć oczywiście sugestie co do graficznego przedstawienia fotografii, ale trzeba pamiętać, że ostateczną redakcją i stroną graficzną zajmuje się redakcja, która dokłada wszelkich starań, aby każdy artykuł był z jednej strony jak najciekawszy dla Czytelnika i żeby był podany w możliwie najlepszy sposób. Nie jesteśmy też pismem naukowym, lecz kierujemy je do miłośników fotografii. Mamy im zaoferować produkt na jak najwyższym poziomie. Unikajmy przegadania. W piśmie fotograficznym dominować musi obraz...
152
SPRAWOZDANIE Z WYSTAWY, FESTIWALU LUB INNEJ DUŻEJ IMPREZY FOTOGRAFICZNEJ Piszemy według podobnego schematu jak prezentację twórczości, tzn. Autor – tytuł – lead – tekst właściwy – podpisy pod zdjęciami, przy czym pamiętajmy o zasadzie 5xW (co, kto, gdzie, kiedy, dlaczego). Maksymalna długość sprawozdania – 9000 znaków. Autor zobowiązany jest do zdobycia materiału wizualnego do opisywanej imprezy – przeważnie można od organizatorów otrzymać tzw. pakiet prasowy, gdzie znajduje się bogaty materiał zdjęciowy w dobrej rozdzielczości. Pamiętajmy o podpisach! Oraz o ubarwieniu tekstu różnymi ciekawostkami (Czytelnicy to uwielbiają!), np. ile kosztowały wstępy, jakieś wpadki lub niezwykłe zdarzenia, nawet śmieszne podczas trwania imprezy. Oceniajmy, porównujmy, sugerujmy zmiany, poprawki, mówmy śmiało, co nam się podobało, a co nie, nawet jeśli mamy patronat nad daną imprezą. Patronat nie oznacza przychylności! Nie mamy obowiązku pisania laurek ku czci. Piszemy nie tylko o tym, co „obiektywnie” ważne, ale co ciekawe. W sprawozdania możemy wplatać także wypowiedzi (cytaty) różnych osób, zwłaszcza oceniające, interpretujące dane wydarzenie. Przytaczajmy różne opinie. To się zawsze dobrze czyta! Najgorsza jest monotonia. Sprawozdanie to nie notatka służbowa urzędnika, czy posterunkowego. ARTYKUŁ PROBLEMOWY, ANALIZA JAKIEGOŚ ZJAWISKA Ogólne zasady konstrukcji tekstu są takie same jak pozostałych form. Objętość w zasadzie nie jest limitowana (20.000–30.000 znaków ze spacjami), ale z uwagi na dobro Czytelnika nie może to być „lity” tekst (blacha za blachą) – każdy dłuższy tekst trzeba koniecznie podzielić jakby na „rozdziały” przy pomocy śródtytułów, naszpikować różnymi wtrąceniami, ramkami i ilustracjami, nadać mu pewnej „lekkości”, aby ułatwić Czytelnikowi przebrnięcie przez niego – niestety, ale według badań czytelnictwa – im dłuższy tekst, tym maleje szansa na przeczytanie go w całości przez dużą grupę ludzi. Z drugiej strony – im krótszy tekst, tym ma więcej Czytelników.
153
ROZMOWA Z ARTYSTĄ, KURATOREM, SZEFEM INSTYTUCJI, ITD. Konstrukcja podobna jak innych form: Autor – tytuł – lead (informujemy z kim i o czym rozmawiamy, zwłaszcza to o czym jest ważne – możemy tu trochę „podkręcić” temat, aby zachęcić Czytelnika do przeczytania całej rozmowy. Zadawajmy krótkie konkretne pytania, nie musimy przytaczać całości wypowiedzi naszego rozmówcy, możemy je redagować, tzn. ciąć, naprawiać (inaczej mówimy, inaczej piszemy), zmieniać w piśmie chronologię rozmowy, wyciągać do ramek co smaczniejsze kąski. Nie nudźmy, tak jak w przypadku wyżej omówionych typów artykułów, starajmy się na jak najmniejszej powierzchni zawrzeć jak najwięcej treści, interesującej treści. Pamiętajmy też o notkach biograficznych na końcu rozmowy. RECENZJE KSIĄŻEK, KRÓTKIE NOTKI INFORMACYJNE, INNE DROBNE MATERIAŁY Recenzje książek – do 1000 znaków Pisownia: – wytłuszczamy w tekście imiona i nazwiska tylko osób żyjących – przy pierwszym wystąpieniu imienia i nazwiska w tekście, np. Jan Kowalski; – w cudzysłowie (pismo normalne, nie pochyłe): tytuły wystaw, zdjęć, filmów, sztuk dramatycznych, książek, widowisk, cytaty, wypowiedzi (z wyjątkiem rozmowy, gdzie pytania i odpowiedzi zaczynamy myślnikiem, bez cudzysłowu); – kursywa (pismo pochyłe) – wyrażenia obcojęzyczne lub archaizmy, np. notabene, vice versa, bilboard, etc.; – bibliografia, np. Waldemar Śliwczyński, Cisza, Wydawnictwo Kropka, Września 2008, s. 2 – przypisy – j.w.; – nazwy galerii, muzeów – bez cudzysłowu, prosto, np. Galeria pf, Galeria Miejska Arsenał; – WERSALIKI – nie używamy, chyba, że jest to konieczne. Waldemar Śliwczyński
154
* Wygląda to imponująco. I co ważne, wydawca nie jest w swoich zamierzeniach gołosłowny. To nie są jakieś tam teoretyczne dywagacje sfrustrowanego właściciela czasopisma, któremu nie udał się biznes, dywagacje w rodzaju, co by było, gdyby... Konkretne przymiarki do przebudowy „Kwartalnika Fotografia” widać już w numerze 35 (temat przewodni: śmierć), przede wszystkim jednak w numerach 38 i 39. W tym pierwszym za sprawą tekstu Renaty Gluzy o Tomaszu Gudzowatym oraz bloku tekstów i fotografii spod znaku „5shots”, gdzie ze swoim felietonem debiutuje Marcin Buras, a w tym drugim m.in. za sprawą tekstu Adama Mazura o Krzysztofie Millerze i kolejnego felietonu Marcina Burasa. Tak więc wygląda to naprawdę imponująco. Tyle tylko, że te założenia z obu zacytowanych powyżej dokumentów od razu wycinają sporą część autorów tekstów z epoki Tomaszczuka i Zjeżdżałki, gdyby oczywiście chcieli dalej współpracować i pisać. Zwłaszcza autorów ze środowisk akademickich i artystycznych, którzy raczej nie mieliby żadnej motywacji (być może poza finansową), aby wchodzić w tego typu okołofotograficzne dziennikarstwo oraz pełną dyspozycyjność czasową i warsztatową. Nie twierdzę, że tego nie można się nauczyć, ale nie sądzę, aby autorzy ci chcieli z miesiąca na miesiąc przestawić się z eseistyki, estetycznego mistycyzmu czy wystąpień sympozjalnych na formy dynamiczne, oczyszczone z nadmiarowości interpretacyjnej, kierowane do innego środowiska niż własne, oswojone i przewidywalne intelektualnie środowisko odbiorców obeznanych w specjalistycznych kodach poznawczych i zawiłościach metajęzyka wiedzy o fotografii. Sam wydawca, redagując owe dokumenty, musiał zdawać sobie sprawę z faktu, że ostatecznie odchodzi tymi propozycjami od pisma robionego dla garstki odbiorców (porzucając być może z ulgą i bez żalu formułę, która przy wszystkich 155
swoich zaletach generowała głównie straty) i przechodzi w świat najwyższej jakości produktu adresowanego do wielotysięcznej publiczności z ciągotami artystycznymi i skłonnościami poznawczymi jednocześnie. Tak obmyślane posunięcie miałoby spore szanse powodzenia (bo przecież dzisiaj wszyscy fotografują, a coraz więcej osób chce ponadto coś na ten temat wiedzieć) i było w owym czasie w zasadzie gotową, wartą wręcz opatentowania, receptą na sukces ideowy, artystyczny, wydawniczy i tym samym biznesowy. Nie da się ukryć, że wygląda to imponująco... I gdyby te plany wydawcy mogły dostać szansę realizacji, to być może (czy raczej na pewno?) bylibyśmy świadkami powstania na bazie „Kwartalnika Fotografia”, i to w małym mieście powiatowym, niezwykłego wydawnictwa artystycznego, nowocześnie zarządzanego i wreszcie dochodowego. Obawiam się jednak, że prędzej czy później w pełni profesjonalna redakcja (zaludniona głównie młodymi, dobrze wykształconymi osobami po kulturoznawstwie, historii sztuki lub studiach fotograficznych – co do tego nie mam wątpliwości – oraz przedstawicielami średniego pokolenia autorów z najwyższej półki, czyli doświadczonych krytyków, recenzentów i kuratorów) z paru przynajmniej powodów musiałaby przy takich założeniach wydawcy, jak te z pierwszego dokumentu, przenieść się na stałe jeśli nie do Warszawy, to na pewno do dużego ośrodka, typu Poznań, Kraków, Wrocław lub Trójmiasto. Ten sam los, jak pamiętamy, spotkał w przeszłości poznański tygodnik „Wprost” i poznański miesięcznik branżowy „Press”, które – chcąc przetrwać i rozwijać się – przeniosły swoje siedziby do stolicy. Skoro tak się jednak nie stało (i nigdy zapewne już nie stanie, przynajmniej w przypadku „Kwartalnika Fotografia”), to przypomnijmy chociaż, że czasopismo Waldemara Śliwczyńskiego weszło na rynek niemal dokładnie sto lat po czasopiśmie „Camera Work” Alfreda Stieglitza, w dodatku z podobnych, to jest szlachetnych, ale i racjonalnych pobudek, i że 156
przetrwało na tym rynku tylko trzy lata krócej od swojego wielkiego poprzednika. A czy miał rację wydawca Śliwczyński, tak długo i tak cierpliwie dokładając do interesu (podobnie jak jego wielki poprzednik Stieglitz), do końca, mimo wielu zawirowań, dbając o swój ukochany „Kwartalnik Fotografia” – nie nam to oceniać. Tym niech się zajmą zawodowi historycy i prawdziwi znawcy materii. * Na zakończenie kilka informacji o samej książce. Zacznijmy od indeksów. W indeksie rzeczowym znalazły się wszystkie teksty merytoryczne (nazwiska ich bohaterów, omawiane problemy lub nazwy omawianych zdarzeń artystycznych) oraz nazwiska fotografów i fotografek wszystkich prezentacji z 39 numerów „Kwartalnika”. Do indeksu rzeczowego nie włączałem zawartości działu „Kronika” ani mnogości nazwisk i zdarzeń odnotowywanych przez redakcję w kronikarskich działach „Wystawy”, „Sprawozdania”, „Zapowiedzi”, „Zdarzenia” i „Wydarzenia”, ponieważ ich zawartość (idąca w tysiące nazwisk i faktów) rozsadziłaby skromne ramy tej publikacji. Z tego samego powodu przy wystawach indywidualnych odnotowywałem jej nazwę i nazwisko artysty (czasem też nazwisko kuratora), ale przy wystawach zbiorowych i festiwalach odnotowywałem tylko ich nazwy, pomijając nazwiska uczestników tych prezentacji. Do indeksu rzeczowego trafiły również nazwy najważniejszych instytucji kultury i sztuki, muzeów, galerii, festiwali, konferencji, sympozjów, przeglądów, wystaw, warsztatów, konkursów etc., pojawiających się w tekstach jako informacja o miejscu realizacji danego zdarzenia. Do indeksu osobowego autorów tekstów trafiły nazwiska z wszystkich tekstów podpisanych, natomiast do indeksu osobowego autorów zaprezentowanych fotografii oraz zdjęć dziennikarskich (dokumentacja fotograficzna lub fotorelacje z imprez i zdarzeń) włączyłem nazwiska pojawiające się pod 157
wszystkimi fotografiami i zdjęciami umieszczonymi w różnych miejscach „Kwartalnika” – od prezentacji portfolio, przez relacje i sprawozdania, po teksty problemowe (np. historia i teoria fotografii) oraz dział „Wystawy”, „Sprawozdania” i „Wydarzenia”. Odnotowałem również ponad sto fotografii i zdjęć bez informacji o autorze kadru, dając im sygnaturę NN. Pomijałem natomiast skany lub reprodukcje okładek prezentowanych w czasopiśmie książek34, reprodukcje plakatów zapowiadanych imprez oraz obrazy fotograficzne umieszczone w reklamach. Przygotowując się do napisania tej książki, a więc – co zrozumiałe – także uważnie po raz kolejny przeglądając oraz czytając (lub doczytując) zawartość wszystkich 39 numerów „Kwartalnika Fotografia” doszedłem do wniosku, że przynajmniej dwie grupy tekstów układają mi się w dwie subiektywne antologie. Każda z nich mogłaby stworzyć osobną książkę, która, jak sądzę, stanowiłaby ozdobę niejednej biblioteki. Do pierwszej zaliczyłem wyłącznie najciekawsze – moim skromnym zdaniem – teksty okołofotograficzne (historia, teoria, estetyka fotografii oraz inne tematy problemowe), a do drugiej wyłącznie teksty towarzyszące prezentacjom portfolio. W tej części mojej subiektywnej antologii kierowałem się wyłącznie wagą tekstów i przyjemnością czytania, starając się jednocześnie, aby każdy z autorów piszących o twórcach prezentowanej fotografii trafił do tego zbioru z jednym chociaż, najbardziej interesującym tekstem własnej produkcji. W sumie tych pierwszych jest 70, tych drugich aż 119. Obie „subiektywne antologie” umieściłem na końcu książki, obok indeksów. Na środkową część książki złożyły się wspomnienia autorów i autorek tekstów (trzy przypadki), krótkie wywiady interneto34
Wszystkie zaprezentowane, omówione i zrecenzowane w „KF” książki zebrałem w osobnym indeksie.
158
we (sześć przypadków) i rozmowy face to face nagrywane w Poznaniu (cztery), Wrocławiu (jedna), Gdyni (jedna) i Wrześni (dwie). Teksty te zostały ułożone alfabetycznie, według nazwisk, a najdłuższy z nich, co zrozumiałe, rozmowa z Waldemarem Śliwczyńskim, otwiera tę część książki, będąc jednocześnie rodzajem zwieńczenia pierwszej części, domykającego temat losów „Kwartalnika Fotografia”. Niewielki aneks, umieszczony za rozmowami, zawiera kilka wspomnień czytelników „KF”, którzy nie byli związani z redakcją czasopisma. Trafiła tam również rozmowa z Andrzejem Jerzym Lechem, ponieważ nie był on uczestnikiem działań redakcyjnych ani (o czym sam wspomina) autorem piszącym dla „KF”. Proszę zauważyć, że w prowadzonych przeze mnie rozmowach i krótkich wywiadach nie polemizuję z poglądami moich rozmówców. Jestem w tych sytuacjach raczej skromnym akuszerem, który swoimi pytaniami lub stwierdzeniami w jakiś sposób wspomaga proces wyjawiania tychże poglądów, bo to one są tutaj najważniejsze. Moje poglądy na temat „KF”, ulokowane w tych rozmowach i wywiadach, nie mają rangi opiniotwórczej wykładni, są zaledwie pasem transmisyjnym, po którym każda kolejna rozmowa stara się dotrzeć do sedna sprawy. Warto na koniec podkreślić i ten fakt, że niemal nie zajmuję się w swojej książce rozpoznaniem, analizą i oceną materiału ilustracyjnego zamieszczanego na łamach „Kwartalnika Fotografia”, a zwłaszcza twórczością artystów i artystek zaprezentowaną w formie portfolio, gdyż jest to materiał na osobną pracę i zupełnie inną książkę, materiał przekraczający moje skromne kompetencje zwykłego odbiorcy sztuki fotografii oraz pokornego uczestnika nieprofesjonalnych działań fotograficznych. Gdyby – idąc tym tropem – przyjąć terminologię fotograficzną dla opisu książki, którą właśnie przekazujemy Czytelnikom, to trzeba by dla niej użyć określenia „płytka głębia ostrości”, gdyż nasza uwaga skupia się niemal wyłącznie na historii, zawartości i przemianach (merytorycznych, 159
warsztatowych i organizacyjnych) zachodzących wewnątrz badanego czasopisma oraz na funkcji, roli i działaniach Wydawcy, którego postawa i rozliczne dylematy stały się nie tylko punktem odniesienia dla – niepełnego zapewne – oglądu o znamionach analizy krytycznej, ale i osią dramaturgiczną tego opracowania. Stąd też tytuł książki – „Bez przysłony”.
160
II Rozmowy Wypowiedzi Wspomnienia
161
Moje okno na świat Rozmowa z WALDEMAREM ŚLIWCZYŃSKIM – założycielem, wydawcą i ostatnim redaktorem naczelnym „Kwartalnika Fotografia”, prywatnie fotografem wielkoformatowym, kuratorem pierwszych sześciu edycji projektu pod nazwą Kolekcja Wrzesińska, także redaktorem naczelnym tygodnika „Wiadomości Wrzesińskie”, autorem książek-albumów „Cisza”, „Topografia ciszy” i „808,2 km”.
Fot. K. Szymoniak 162
I – Sporo czasu minęło od chwili, kiedy zacząłeś pochylać się nad pomysłem, który doprowadził cię do własnego czasopisma o fotografii. Dla ścisłości dodajmy tylko, że rozmawiamy na ten temat w lutym 2015 roku, a pierwszy numer „Kwartalnika Fotografia” ukazał się w kwietniu 2000. Jak dojrzewałeś – jako wydawca, właściciel lokalnego tygodnika, ale i jako praktykujący fotograf – do podjęcia takiej właśnie decyzji? Co było głównym impulsem w tej materii? – Zastanawiałem się nad takim posunięciem co najmniej kilka lat przed rokiem 2000. Na początku jednak nie śmiałem rzucać się bez przygotowania na tak głębokie wody. Nawet tylko rozmyślając o tym, dochodziłem do wniosku, że porywam się na zbyt wiele. A zaczęło się to wszystko w roku 1993 albo 1994 na jakimś plenerze fotograficznym w Rudawach Janowickich. I to właśnie tam, u podnóża Sokolików, zebrała się grupa kilkunastu fotografów, głównie ze szkoły jeleniogórskiej, ale nie tylko, choć nie pamiętam już dzisiaj wszystkich uczestników tego pleneru. Był tam na pewno Geno Józefowicz, od którego kupiłem swoją pierwszą kamerę wielkoformatową, Magnolię 13 na 18. I to akurat pamiętam, że właśnie tam z kimś już rozmawiałem na temat możliwości wydawania pisma fotograficznego. Rozpatrywałem to wówczas wyłącznie w kategoriach szlachetnego marzenia. Był to czas, gdy po kolei schodziły z rynku wszystkie istniejące wcześniej czasopisma poświęcone fotografii. One po prostu nie radziły sobie przede wszystkim finansowo w nowych realiach gospodarczych. Oczywiście ówcześni wydawcy wykonywali różne posunięcia, aby mimo wszystko ocalić swoje miejsca pracy, ale w sumie epoka pism fotograficznych, które utrzymywały wysoki poziom do roku 1989, kończyła się nieodwołalnie. Ponieważ sam dosyć mocno już wtedy zajmowałem się własną fotografią, a nie miałem możliwości czytania poważnego czasopisma poświęconego właśnie fotografii, to myślałem o nowym projekcie wydawniczym. Tyle tylko, że nie bardzo wiedziałem, jak się za to zabrać. Brakowało mi zwyczajnie wiedzy na ten temat. Poważnym jednak argumentem, który przeważył sprawę takiego czasopisma, był fakt, że posia-
163
dałem już wtedy własną drukarnię, a to mogło znacznie obniżyć koszty całego przedsięwzięcia. – Istnienie tej drukarni miało związek z tygodnikiem, który wtedy wydawałeś? – Tak. To była wówczas drukarnia „Wiadomości Wrzesińskich”. Ona u mnie istniała od października 1993 roku i – co tu wiele gadać – pod względem technicznym była bliska dna sprzętowego. Ale do drukowania gazety to wystarczało. Na szczęście rozwijaliśmy się, więc każdego roku drukarnia wzbogacała się o nowe maszyny. Już w roku 1998 mogłem wypuścić na rynek „Kwartalnik Wrzesiński”, pismo regionalistyczne zamieszczające głównie artykuły traktujące o historii powiatu wrzesińskiego, a także prezentujące starszą i bieżącą twórczość artystyczną i literacką wrześnian. To był dla mnie poligon doświadczalny. Po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że skoro jestem w stanie wypuszczać pismo regionalistyczne na przyzwoitym poziomie, to dlaczego nie spróbować zmierzyć się z czasopismem o fotografii. Ten fakt zbiegł się w czasie z innym ważnym faktem. Otóż podczas jednej z wystaw w Galerii pf, w poznańskim C.K. Zamek, w galerii, którą wtedy jeszcze kierował Janusz Nowacki, poznałem Zbyszka Tomaszczuka, warszawskiego fotografa i historyka fotografii urodzonego we Wrześni. Rozmowa z nim doprowadziła do tego, że w zasadzie podjąłem decyzję o uruchomieniu pisma poświęconego fotografii. – Wtedy miałeś już jakąś, chociaż ogólną, koncepcję zawartości tego pisma? – Dla mnie i dla wszystkich ludzi, z którymi o tym rozmawiałem, było jasne, że nie piszemy o sprzęcie, że chcemy drukować teksty o fotografii, o dobrej fotografii. Oburzało mnie zresztą wtedy, że takie pismo nie istnieje, bo – jak twierdzili wówczas znawcy materii – to się ponoć nie opłaca, więc nie ma szans na coś takiego. A ja chciałem udowodnić, że może istnieć dobre, samofinansujące się pismo o fotografii. – Co było pewnie pomysłem nieco utopijnym.
164
– Ale takie miałem wtedy wyobrażenie na ten temat i z takim wyzwaniem chciałem się zmierzyć. I tak się to wszystko zaczęło. – Zbigniew Tomaszczuk, któremu powierzyłeś obowiązki redaktora naczelnego, był już wtedy osobą na tyle doświadczoną i kompetentną, że pomysł, przynajmniej w sferze organizacyjnej, musiał się udać. – On był autorem tekstów o fotografii, znał innych autorów, znał realia redakcyjne, bo przecież współpracował ze starą, legendarną „Fotografią”, tak więc na pewno miał wyobrażenie o tym, jak stworzyć i rozkręcić czasopismo od zera. Był więc dla mnie właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Był też dla mnie autorytetem, bo przecież posiadał i własny dorobek fotograficzny, i dorobek pisarski. Działał także na niwie edukacyjnej i był sekretarzem komisji artystycznej przy ZPAF-ie. Była to więc postać powszechnie znana w świecie fotograficznym. Ceniłem go za wiele rzeczy, na przykład za książkę „Łowcy obrazów”, która była wtedy bodaj jedyną polską poważną publikacją o historii fotografii. Reasumując: Zbyszek był uznanym fotografem konceptualistą, był historykiem fotografii i był krytykiem, którego teksty z przyjemnością się czytało. Był więc kimś, kto mógł udźwignąć ciężar tworzenia i prowadzenia czasopisma, bo ja miałem jedynie pomysł wydawniczy. Merytorycznie byłem wówczas zbyt słaby, żeby takie pismo stworzyć samodzielnie, bez wsparcia z zewnątrz. – Dawałeś więc bazę organizacyjną i własną drukarnię oraz pomysł na tak zwany całokształt. – Ale też było w tym wszystkim coś, o czym nigdy wcześniej nie mówiłem i czego wówczas sobie nawet nie uświadamiałem. A skoro rozmawiamy o początkach „Kwartalnika”, to trzeba o tym powiedzieć. Tak więc „Kwartalnik Fotografia” powstał nie tylko dlatego, że chciałem udowodnić środowisku, iż można wydawać dobre czasopismo o fotografii bez zasilania go finansami pozyskiwanymi od możnych tego świata. Pismo to powstało także dlatego, że chciałem dzięki niemu wypromować siebie jako fotografa. To trzeba odważnie powiedzieć. Idea „Kwartalnika” wyrosła więc nie tylko ze szlachetnych, wręcz idealistycznych pobudek, ale i z mojej osobistej potrze-
165
by zaistnienia w świecie fotografii. Nie oszukujmy się, każdy, kto fotografuje z myślą o pokazywaniu swoich prac innym, zwyczajnie chce, żeby te jego prace zostały zauważone, chce zrobić tak zwaną karierę. Krzysztof Szymoniak, pisząc o innych, też chce zwrócić uwagę otoczenia na swoją fotografię. I to jest naturalna potrzeba, tylko przeważnie wstydliwie skrywana. Głośno się o tym nie mówi, bo zazwyczaj nie chcemy się do tego przyznawać. – Jak ta konstatacja przekłada się dzisiaj na twoje myślenie o początkach „Kwartalnika Fotografia”? – Patrząc z dzisiejszego punktu widzenia na trzynastoletnią historię „Kwartalnika” mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że to nie był tylko piękny prezent dla polskich fotografów. Była to także próba wejścia Waldemara Śliwczyńskiego do historii polskiego czasopiśmiennictwa fotograficznego oraz próba zamanifestowania własnego istnienia jako fotografa. To ostatnie nie bardzo mi się udało zrealizować (oprócz tego, że jako wydawca i redaktor stałem się osobą dość znaną w środowisku fotograficznym), bo bardzo szybko pojawiły się w łonie redakcji poglądy, że nie wypada w swoim czasopiśmie pokazywać swojej fotografii, że nie wypada uprawiać na tych łamach autopromocji. – Kto konkretnie głosił takie poglądy? Pytam o to, bo gdy przejrzałem uważnie wszystkie numery „Kwartalnika” z okresu dwóch pierwszych redaktorów naczelnych, czyli Tomaszczuka i Zjeżdżałki, to odniosłem wrażenie, że ci panowie nie mieli raczej oporów przed promowaniem siebie i swojej twórczości, czerpali wręcz z zasobów czasopisma pełnymi garściami. – Takie poglądy szerzył oczywiście Eryk Zjeżdżałka, tyle tylko, że nie on to wymyślił. Jemu ktoś to powiedział. Na pewno mówili mu o tym Andrzej Jerzy Lech i Bogdan Konopka. Na pewno też mówił mu o tym Janusz Nowacki, że musi dokonać wyboru – albo chcesz być fotografem, albo redaktorem, bo robiąc obie rzeczy naraz, nie będziesz dobrze robił ani jednego, ani drugiego. Ale do tego wątku wrócimy chyba w dalszej części rozmowy.
166
– No właśnie. Spróbujmy najpierw dokonać rekonstrukcji zdarzeń towarzyszących powstawaniu pierwszych numerów „Kwartalnika Fotografia”. Kto miał decydujący wpływ na ich zawartość? Wydawca, czy redaktor naczelny? – Jako wydawca, nie miałem szczegółowej wizji, czym to pismo ma być. Sformułowałem tylko ogólne założenia, że chcę w nim oglądać dobrą fotografię i czytać dobre teksty o fotografii. Mówiąc krótko, chciałem, aby na tych łamach słowo dorównywało obrazowi. I to było wszystko z mojej strony. Mówiąc to, nie miałem na myśli konkretnych autorów – ani piszących, ani fotografów. Do tego właśnie był potrzebny kompetentny redaktor naczelny, który wiedział, co powinno być w takim czasopiśmie i gdzie szukać osób piszących o fotografii. Tą propozycją wyszedłem, jak sądzę, naprzeciw oczekiwaniom Zbyszka Tomaszczuka, który nie musiał zajmować się niemal żadnymi kwestiami wydawniczymi. Ja dawałem mu to właśnie wsparcie, a on mógł skupić się na zawartości merytorycznej pisma. Tak to wyglądało. – To była w zasadzie redakcja dwuosobowa: redaktor naczelny plus wydawca, który w stopce występuje jako zastępca redaktora naczelnego. – Nie było w związku z tym żadnych kolegiów redakcyjnych, żadnych narad ani sporów programowych o to, co ma być w kolejnym numerze. Autorzy się u mnie nie pojawiali. Nawet Zbyszek przyjeżdżał do Wrześni tylko raz po raz z Warszawy, gdzie mieszkał i nadal mieszka. Spotykaliśmy się tutaj, a on przywoził komplet materiałów do numeru, czyli teksty z ilustracjami. Część fotografii była w wersji elektronicznej, a część w postaci analogowej, więc trzeba było je zeskanować. Do mnie, jako wydawcy, należało „tylko” wszystko to wyprodukować na podstawie z grubsza rozrysowanych przez Zbyszka makiet poszczególnych stron. Ponieważ makiety nie były wyrysowane co do milimetra, to osoba łamiąca numer miała w tym wszystkim trochę swobody. Od początku zajmował się tym Przemysław Nowaczyk, pracownik Wydawnictwa Kropka, który stworzył szatę graficzną pierwszych numerów. Siłą rzeczy on wkładał w graficzną zawartość numeru więcej niż ja. Ja, jeżeli już, zajmowałem się raczej redagowaniem tekstów, które niekiedy wymagały czujnego
167
oka korektorskiego i chociażby wyłapywania literówek. Nie było też problemu, gdy dokładałem do numeru jakiś swój tekst. Zbyszek był otwarty na moje propozycje. Dlatego ja też z czasem coraz śmielej włączałem się we współpracę merytoryczną ze Zbyszkiem, bo mnie „Kwartalnik” zwyczajnie uczył myślenia o fotografii. – Kim byli autorzy pierwszych tekstów, jakie pojawiały się na łamach „Kwartalnika”? – Przede wszystkim byli to różni znajomi Zbyszka Tomaszczuka, o których on wiedział, że mu nie odmówią. Potem i ja, poprzez wyjazdy na różne ważne zdarzenia fotograficzne, zaczynałem nawiązywać własne kontakty, dzięki czemu poszerzał się krąg autorów. W zasadzie od początku z „KF”-em związany był też Eryk Zjeżdżałka. To on był tym, który rozsyłał w świat informacje o ukazaniu się pierwszego numeru. – Pierwszy numer został wydrukowany i... co dalej? Dokąd trafił nakład? – Przede wszystkim zależało mi na tym, aby trafić z nakładem do EMPiK-u. I to się udało, choć przy pierwszym numerze zawsze jest ten problem, że nikt (poza wydawcą) nie wie, co nowe pismo jest warte. Ostatecznie podpisaliśmy umowę ze spółką POLPERFECT, która zaopatruje EMPiK w prasę i czasopisma. Poza tym celowaliśmy z nakładem w galerie, muzea i lepsze księgarnie na terenie całego kraju. Szukaliśmy takich miejsc, do których, jak nam się zdawało, pismo powinno trafić. Z każdym numerem tych miejsc przybywało. – Jaka była reakcja środowiska na pierwszy numer „Kwartalnika Fotografia”? – Do dzisiaj pamiętam reakcję Janusza Nowackiego, który zobaczył na okładce cenę 20 złotych i powiedział tylko: „Za drogi”. Mogło się wydawać, że 20 złotych to dużo, ale to było po pierwsze 20 złotych raz na kwartał, a po drugie cena ta była nieporównywalna z cenami podobnych czasopism na zachodzie Europy, które kosztowały dużo więcej, choć były tylko czarno-białe. A my za 20 złotych oferowaliśmy pełen kolor. Od razu też dodam, że nigdy nie oszczędzałem na
168
poligrafii. Zawsze musiały to być najlepsze materiały drukarskie, na jakie było nas w danym momencie stać. I najlepsza jakość, jaką mogliśmy osiągnąć na maszynie drukarskiej. Do tego dochodził najlepszy papier. Nakład pierwszych numerów wyniósł 3000 egzemplarzy, z czego sprzedawaliśmy ponad 2000 tysiące, więc wynik finansowy był dobry. Pismo było wtedy rentowne, bo autorzy nie dostawali żadnych honorariów. Nawet redaktor naczelny dostawał za swoją pracę jakieś symboliczne tylko wynagrodzenie, które sprowadzało się do pokrywania (może nie w całości) kosztów własnych wynikających z działalności na rzecz „Kwartalnika”. – Była to więc dosyć spontaniczna przygoda intelektualna i artystyczna całego środowiska zaangażowanego w wydawanie pisma. – I jeśli dobrze pamiętam, to wówczas było wielu chętnych do współpracy. Ludzie chcieli pokazywać się w naszym „Kwartalniku”, bo innych pism tego typu wtedy prawie że nie było. Owszem, istniał już wtedy „Format”, ale ukazywał się rzadko i fotografii zazwyczaj poświęcał tylko jeden numer w roku. A myśmy ostro ruszyli z kopyta i regularnie co kwartał czytelnicy dostawali nowy numer. – Powiedziałeś, że nie było dyskusji i sporów, jeśli chodzi o zawartość kolejnych wydań, ale coś w tej materii musiało być priorytetem redakcji, czy choćby redaktora naczelnego. – Pamiętam, że dla Zbyszka istotne było, aby na łamach pisma zdawać sprawę z tego, co najważniejsze w fotografii, aby pisać o najważniejszych imprezach, festiwalach, wystawach i wszelkich wydarzeniach. Poza tym od początku widoczny był w piśmie rys programowy, który zakładał pokazywanie fotografii z byłych krajów socjalistycznych Europy Środkowej i Wschodniej. I trudno się temu dziwić, bo Zbyszek na niwie fotograficznej miał świetne kontakty z Czechami, Słowakami, Litwinami i Rosjanami. Mnie, jako wydawcy, to się bardzo podobało, bo w ten sposób wykluła się ogólniejsza koncepcja pisma jako pomostu między Wschodem a Zachodem. I ta koncepcja, przy wszystkich innych zmianach, jakie potem zaszły w piśmie, przetrwała do samego końca.
169
– I to był świetny pomysł na pismo, które miało światu coś konkretnego do zaoferowania, poza bardzo mądrymi przemyśleniami natury ogólnej. – Pomysł był dobry, bo nikt inny poza nami tego nie zrobił. Czesi na przykład tego nie zrobili, bo są zainteresowani promocją tylko własnej fotografii. Tak więc mieliśmy pomysł na pismo, który sprawdził się. Dzięki temu szybko poszerzył się krąg naszych czytelników. Dość szybko też, bo już w drugim numerze, pojawił się w gronie piszących autorów Bogdan Konopka. Dzięki niemu otworzyliśmy okno na świat Zachodu. O Bogdanie Konopce pierwszy raz usłyszałem chyba od Janusza Nowackiego. Było to jeszcze w latach 90., kiedy jeździłem z Erykiem Zjeżdżałką do Galerii pf. To tam poznawaliśmy najważniejszych polskich fotografów. Zresztą Janusz zrobił w Domu Bretanii własną wystawę prac, którą zatytułował „Śladami Bogdana Konopki”. Tak więc szybko poznałem fotografie Bogdana, a potem nagle okazało się, że jest on także autorem świetnych tekstów, które wnosiły do „Kwartalnika” fotograficzny powiew Zachodu. A chcąc konsekwentnie realizować tak uzgodnioną i sprawdzającą się w praktyce koncepcję pisma, zaczęliśmy szukać kolejnych autorów. – W ten sposób na łamach pojawiali się autorzy z kręgów akademickich, którzy śledzili i badali stan fotografii niejako z zawodowego obowiązku. – Tak rzeczywiście było. Ale za tym szły głoszone tu i ówdzie zarzuty pod naszym adresem, że tworzymy czasopismo zbyt mądre, w którym o fotografii mówi się zbyt hermetycznym językiem. Pytano nas niekiedy, dla kogo jest to czasopismo i czy aby nie „wycinamy” sobie w ten sposób licznych środowisk zaawansowanych fotoamatorów? Pytano nas także, dlaczego „wycinamy” sobie z kręgu odbiorców ludzi wiernie stojących przy estetyce FIAP-owskiej? Wiadomo, że chodziło o ładną fotografię, przy której to, co publikowaliśmy u nas, było dla masowego odbiorcy zbyt awangardowe. Mówiąc krótko, zarzuty pod naszym adresem były różne, a i doradców było wielu. Każdy z nich zapewne miał odrobinę racji, ale cóż, nie da się robić pisma o fotografii, które zadowoliłoby wszystkich.
170
– Był to czas, gdy pismo okrzepło i mocno weszło w obieg czytelniczy, także w świadomość różnych środowisk fotograficznych. Można już było nieśmiało myśleć o sukcesie wydawniczym. Czy to dodawało ci energii do działania na przyszłość? – Jestem otwarty na nowe rzeczy. Dzięki „Kwartalnikowi” poznawałem ludzi i dobrą fotografię, więc cały czas się uczyłem. Zrozumiałem, że dobrze piszący autorzy propagują dobrą fotografię. I dzięki temu rozwijałem się także jako praktykujący fotograf. To była moja osobista korzyść intelektualna i warsztatowa. Po prostu coraz więcej zaczynałem widzieć i rozumieć, a to jest zawsze bodziec, który dodaje otuchy i zachęca do dalszych działań. Wszystko to było bardzo inspirujące. We mnie chęć uprawiania stykowej fotografii wielkoformatowej zrodziła się wcześniej, bo już w połowie lat 90. Potem zafascynowała mnie fotografia panoramiczna, którą zobaczyłem u Janusza Nowackiego. Więc pod jego wpływem kupiłem sobie pierwszy aparat do zdjęć panoramicznych. Wszystko to jednak znacznie przyspieszyło, w sensie mojego osobistego rozwoju, gdy wszedłem w „Kwartalnik”, gdy zacząłem jako wydawca i redaktor bywać na dużych i ważnych imprezach fotograficznych, gdy poznawałem nowych świetnych fotografów i nowych świetnych autorów piszących o fotografii. Robienie tego pisma wymagało ode mnie wiedzy na temat tego, co i gdzie się dzieje. Starałem się więc bywać na największych i najważniejszych wystawach w Polsce, choć w ostateczności nie byłem wszędzie. Do dzisiaj na przykład nie byłem w Bielsku-Białej, na tamtejszym Festiwalu, i na Inspiracjach w Szczecinie. – Dosyć szybko tworzy się czołówka autorów piszących o fotografii. Jest w tym gronie, obok Tomaszczuka, także Krzysztof Jurecki – autorytet z wielkim dorobkiem. – W przypadku Jureckiego jestem pewien, że propozycja współpracy wyszła od Tomaszczuka, bo ja go jeszcze osobiście zwyczajnie nie znałem. Imponowało mi i bardzo się podobało, że na naszych łamach pojawiali się tacy autorzy jak Krzysztof Jurecki. Już wtedy był on znanym i uznanym w kraju krytykiem fotografii. Tak więc byłem wdzięczny Zbyszkowi za to, że przyciąga do czasopisma takich autorów, bo o mnie nikt wtedy nawet nie słyszał. Byłem w branży człowiekiem zupełnie nowym.
171
– Co sprawiło, że w końcu jednak pismo zaczęło płacić autorom za teksty? – Poza pojedynczymi przypadkami, gdy ktoś oczekiwał od redakcji honorarium, albo gdy trzeba było zapłacić dysponentowi zdjęć, które miały pojawić się obok fajnego tekstu, autorzy uprawiali u nas swoisty wolontariat. Natomiast trzeba było płacić za tłumaczenia tekstów na angielski, bo tego oczywiście nikt nie zrobiłby za darmo. I tak to działało do roku 2008. Regularne wypłaty honorarium zaczęły się dopiero od numeru 28, gdy nie było już z nami Eryka i kiedy to ja wziąłem na siebie obowiązki redaktora naczelnego. Doszedłem wówczas do wniosku, że na wolontariacie daleko się nie zajedzie, zwłaszcza, gdy postanowiłem zamawiać konkretne teksty u konkretnych autorów. – Dlatego wcześniej musiała to być niezwykła sytuacja, gdy na przykład piszący do „Kwartalnika” dużo i dobrze Bogdan Konopka robi to dla samej radości tworzenia. Aż trudno w to uwierzyć. – Bogdan Konopka czasem nieśmiało i półżartem wspominał o czymś w rodzaju wynagrodzenia. „Rozliczyliśmy się” w ten sposób, że wydaliśmy mu książkę „De rerum natura”. Ten sposób załatwienia sprawy wziął się z tego, że cały czas miałem poczucie zobowiązania wobec autora, który za darmo dostarcza nam materiały z pierwszej ligi fotograficznej. Czułem, że jakoś to trzeba załatwić, więc zrewanżowaliśmy mu się książką. Ale tu trzeba wspomnieć, że brak honorariów nie wynikał z naszego skąpstwa. Po prostu nie było na to pieniędzy, a wpływy ze sprzedaży szły na pokrycie kosztów poligrafii. Poza tym – i o tym też chcę powiedzieć – od zawsze byłem, i jestem nadal, wielkim fanem fotografii Bogdana, dlatego wydanie mu książki było spełnieniem jednego z wielu moich wielkich marzeń. Zatem – upiekłem dwie pieczenie na tym samym ogniu: spłacałem dług wdzięczności i sprawiałem sobie ogromną przyjemność! Do dziś z przyjemnością biorę do ręki „De rerum…”. Do dziś to duma naszej drukarni – nie jest łatwo wydrukować Konopkę, a nam się to udało, co stwierdził sam Mistrz. Mieliśmy „patent” na
172
Konopkę, dzięki jego fotografiom nauczyliśmy się drukować w duotonie… – A pojawiające się w piśmie reklamy nie wspomagały was? – To były groszowe reklamy, z których finansowo niewiele wynikało (na przykład całostronicowa reklama za 1000 złotych), a po drugie to były często bartery z organizatorami imprez i właścicielami szkół fotograficznych oraz z wydawcami innych czasopism o sztuce. Bardziej niż o zysk, chodziło nam wtedy o pokazanie prawdziwym reklamodawcom, że w piśmie artystycznym może funkcjonować profesjonalna reklama. Jako wydawca czyniłem różne starania w warszawskich domach mediowych i agencjach reklamowych, aby pozyskiwać reklamy dochodowe, ale marketingowcy z tych firm twierdzili, że przy tak niskim nakładzie, jak nasz, pozyskanie dobrych reklam jest praktycznie niemożliwe. Naszym najlepszym, bo stałym reklamodawcą, był Urząd Miasta i Gminy Września. To dzięki burmistrzowi Tomaszowi Kałużnemu mieliśmy stałe wsparcie. Było to miłe, że rodzinne miasto dostrzega wartość tego, co robimy i że dostrzega promocyjną wartość naszego czasopisma dla miasta. Od siedemnastego numeru 14 razy na IV okładce mieliśmy płatną reklamę „Miasta w centrum zainteresowania”. Kosztowała każdorazowo około 3 tys. zł. Fajne było też to, że miasto nam zaufało i pozwoliło zaprojektować swoją reklamę, przez co jej forma nie „gryzła się” z całością pisma. Świadczy to o klasie naszego burmistrza. – Czy zatem, w okolicach 10 numeru zdałeś już sobie sprawę z faktu, że uzyskanie czystej rentowności „Kwartalnika Fotografia” jest niemal niewykonalne? – Oczywiście, że ta prawda do mnie docierała. Stąd też cały czas trwały próby znalezienia takiego modelu, który zapewniłby pismu samowystarczalność. Przede wszystkim było to szukanie dotacji. I to się niekiedy udawało, bo ministerstwo od czasu do czasu dawało nam na ten cel jakieś pieniądze. Mieliśmy też kontakt z papiernią Arctic, która raz po raz zostawiała u nas paletę papieru. To wszystko jednak tylko łagodziło rzeczywisty ból istnienia, bo trzeba pamiętać o jednej rzeczy, że połowę ceny naszego czasopisma w realnej sprzedaży zabierali dystrybutorzy. Bez wdawania się w szczegóły, z
173
dwudziestu złotych za sprzedany egzemplarz dla nas zostawało dziesięć. A ponieważ oni „Kwartalnik” brali w komis, to niczego nie ryzykowali. Tak więc z biedą starczało to na poligrafię, a czasem i nie wystarczało. Ten permanentny deficyt finansowy czasopisma trwał do samego końca. A nie był on w zasadzie możliwy do precyzyjnego wyliczenia. Poza tym wolałem nie wiedzieć, ile konkretnie dokładamy z żoną do tej przyjemności. Ciągle jednak liczyłem na poprawę sytuacji, wierząc w to, że pismo na dorobku musi mieć czas na mocne ugruntowanie swojej pozycji. Lata mijały, a ja żyłem nadzieją na lepsze jutro. Dzisiaj, gdy patrzę na to już z pewnego dystansu, zdaję sobie sprawę z faktu, że nie mieliśmy sprawnej maszynki sprzedażowo-marketingowej i promocyjno-dystrybucyjnej. Liczyliśmy też na prenumeratorów, ale przez całe te trzynaście lat nigdy nie zdobyliśmy ich więcej niż dwustu. Bardzo różnie z tym bywało. Potem okazało się, że osoba, która się tym u nas zajmowała, nie robiła tego zbyt dobrze. Były więc ciągle jakieś zgryzoty, zwłaszcza gdy okazało się, że nie kupują i nie czytają nas studenci szkół fotograficznych. Zadawaliśmy sobie pytanie: jeśli nie oni, to kto ma w ostateczności czytać „Kwartalnik Fotografia”? Nie pomogły nawet duże zniżki dla studentów tych szkół. Tak więc ta grupa potencjalnych odbiorców albo nas nie czytała, albo robiła to nieregularnie. Podobnie było z wykładowcami tych szkół i uczelni. Nie raz przyłapywaliśmy któregoś z owych wykładowców na tym, że nie zna zawartości „Kwartalnika”, nie przegląda go, a nawet nie wie o jego istnieniu. Stąd też w pewnym momencie pojawiały się pytania w rodzaju: „Komu to jest potrzebne? ” lub „Dla kogo my to robimy? ”. Paradoksalnie, najwięcej pochwał pod adresem „Kwartalnika” przychodziło z zagranicy. Pozytywne głosy stamtąd pojawiły się zwłaszcza wtedy, gdy sporą część zawartości pisma tłumaczyliśmy już na angielski. Gratulowano nam pomysłu i wysokiego poziomu. To się jednak nie przełożyło na sprzedaż poza granice Polski, ponieważ nie mieliśmy za granicą dystrybucji. Dzisiaj wiem, że gdybyśmy zrobili pełną dwujęzyczną wersję „Kwartalnika”, czyli polsko-angielską, to na pewno dobrze byśmy na tym wyszli. – Przy założeniu, że czasopismo jest regularnie sprzedawane w wielu krajach Europy. Były na to szanse?
174
– Okazało się, że nie ma w Polsce firmy, która zajmowałaby się profesjonalną dystrybucją polskiego czasopisma za granicą. Polscy wydawcy jakimiś prywatnymi kanałami załatwiali sobie dystrybucję czegoś tam, gdzieś tam, ale nikt tego nie podejmował się na większą skalę, bo nie było tego komu zlecić. A trudno, żebym osobiście jeździł po księgarniach Europy Zachodniej i wciskał tam właścicielom moje czasopismo, które faktycznie mogło być dla Zachodu oknem na świat fotografii polskiej i wschodnioeuropejskiej. A gdyby to się nawet udało, to dwujęzyczna wersja „Kwartalnika” musiałaby mieć przynajmniej 10 tysięcy nakładu, a nie dwa, dwa i pół tysiąca. Trzeba by więc w to wszystko najpierw zainwestować spore pieniądze, aby potem obniżyć koszt jednostkowy egzemplarza i zacząć funkcjonować jako regularne czasopismo dwujęzyczne. Gdyby „KF” był wydawany przez duże wydawnictwo, które stać na nakłady finansowe w promocję i dystrybucję, to taki „Kwartalnik”, jak nasz, miałby spore szanse powodzenia na rynku europejskim. Jestem przekonany, że nasze czasopismo, na takim poziomie merytorycznym jaki osiągnęliśmy, zwłaszcza jeśli chodzi o teksty, ale także gdy mówimy o warstwie wizualnej, na Zachodzie by się przyjęło. – A w Polsce? – W Polsce się nie przyjęło. A dlaczego się nie przyjęło? Nie wiem. Nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. Może tajemnica tkwi w tym, że ono jednak trochę się w Polsce przyjęło, ale wszyscy (z małymi wyjątkami) chcieliby je dostawać za darmo. A mnie na to nie było stać, żeby egzemplarze „Kwartalnika” rozdawać. Nie chcę jednak narzekać na rodzimego odbiorcę, bo z narzekania nic nie wynika. Po prostu pewnego dnia dotarło do mnie, że młodzi (choć nie tylko młodzi) nie czytają (i nie czytali w przeszłości) czasopism poświęconych fotografii, bo interesują się tylko swoją własną fotografią. A skoro jest tak i nie zapowiada się, żeby było inaczej, to musiałem „Kwartalnik” zamknąć. – Ale zanim go zamknąłeś to po drodze, przez te 13 lat, zdarzyło się w nim wiele ciekawych rzeczy.
175
II – Do numeru 9 stopka redakcyjna „Kwartalnika Fotografia” co prawda nie poraża bogactwem nazwisk, ale imponuje stabilnością. Redaktorem naczelnym jest Zbigniew Tomaszczuk, ty jesteś jego zastępcą. Pojawia się też drugi zastępca naczelnego, czyli Ireneusz Zjeżdżałka, który wcześniej – obok Konopki i Wojciechowskiego – należał do grona stałych współpracowników. Nagle, w numerze 10, znika ze stopki funkcja redaktora naczelnego, a w to miejsce pojawia się fraza Redaguje zespół: Waldemar Śliwczyński, Zbigniew Tomaszczuk, Ireneusz Zjeżdżałka. Ten stan trwa do numeru 15, kiedy to ze stopki redakcyjnej znika nazwisko Waldemara Śliwczyńskiego. Natomiast w numerze 16 znika także nazwisko Zbigniewa Tomaszczuka i pojawia się nowy redaktor naczelny, czyli Ireneusz Zjeżdżałka. Rozrasta się także grupa stałych współpracowników: Marek Janczyk, Krzysztof Jurecki, Bogdan Konopka, Elżbieta Łubowicz, Maciej Szymanowicz, Krzysztof P. Wojciechowski, Vladimir Birgus, Irina Czmyriewa, Holly Lee. – Eryk był obecny w piśmie od pierwszego numeru jako autor. On pracował wtedy na etacie u Janusza Nowackiego w Galerii pf, czyli w C.K. Zamek. A my obaj znaliśmy się i przyjaźniliśmy od wielu lat. Wspólnie działaliśmy we Wrześni, animowaliśmy, jak to się mówiło, życie fotograficzne od 1990 roku, między innymi poprzez Wrzesińskie Towarzystwo Fotograficzne, a później naszą dwuosobową Grupę Twórczą „Wrześnica”. Było więc oczywiste, że nasze spotkania i rozmowy krążyły nie tylko wokół fotografii i naszych działań fotograficznych, ale także wokół tego, co dzieje się w „Kwartalniku”. Tak się składało, że Eryk miał coraz więcej pomysłów na pismo oraz coraz więcej uwag krytycznych wobec tego, jak to pismo prowadzi Zbyszek. I to właśnie Eryk nade mną „pracował” w tej kwestii. Urabiał mnie do swoich wizji i koncepcji. – Co konkretnie Zjeżdżałka zarzucał Tomaszczukowi? – Krytykował Zbyszka za to, że ten wykorzystuje łamy „Kwartalnika” do autopromocji, do swoich celów, że lansuje w piśmie swoich
176
podopiecznych i przyjaciół. Miał też pretensje do Zbyszka, że lansuje ponoć pewnych autorów, których lansować nie warto, a jednocześnie w ogóle nie myśli o sprawach wydawniczych, choć przebywa stale w Warszawie, gdzie jest dostęp do reklam, dotacji, do potencjalnych czytelników i atrakcyjnych punktów sprzedaży oraz do instytucji i pieniędzy, którymi te instytucje dysponują. – Zarzucał mu więc, że nie poczuwa się do obowiązków redaktora naczelnego, który powinien być także po części menadżerem. – Tak to mniej więcej można streścić. Eryk zapowiadał przy tym, że jest w stanie sprawić, że pismo zacznie zarabiać na swoje istnienie i dla właściciela. Ale to nie wszystko, bo Eryk zaczynał także głośno promować własne koncepcje graficzne. Twierdził, że wie, jak można poprawić jego wygląd. A ja na to wszystko mu pozwalałem. Pozwalałem mu, żeby się twórczo „wtrącał” w sprawy pisma. I to właśnie w numerze 9 za sprawą Eryka pojawiła się prezentacja według nowej koncepcji graficznej, czyli jedno zdjęcie na całej stronie. W ten sposób prezentacje stawały się bardzo rozbudowane. W czasach, gdy Zbyszek decydował o sposobach prezentacji fotografów, było to łamanie raczej gazetowe, a Eryk zmienił to na łamanie katalogowe. I dlatego te prezentacje wyglądały jak katalogi wystaw. A brało się to z tego, że on w Galerii pf brał udział w projektowaniu i produkcji katalogów. Być może miało to związek także z Konopką, który dając nam materiały chciał, aby one w określony sposób zostały w „Kwartalniku” zaprezentowane. Chodziło głównie o to, aby dobry autor dostał więcej stron na prezentację swoich fotografii. I trudno się z tym nie zgodzić. W efekcie, gdy Zbyszek przyjechał na korektę kolejnego numeru i zobaczył zupełnie inaczej wyglądające pismo, to zwyczajnie zbaraniał. Był zapewne zdziwiony, że nikt tego z nim nie konsultował, a poza tym, ta nowa jakość graficzna zupełnie mu się nie podobała. Nie potrafił tego zaakceptować. – I nie chciał się być może pod tym podpisać. Nie chciał firmować tej zmiany swoim nazwiskiem. – Właśnie. Nie chciał tego zaakceptować jako redaktor naczelny. Mnie to wówczas, mówiąc szczerze, bardzo zdziwiło. Bo co złego było w nowym układzie graficznym? W końcu to ja ponosiłem kosz-
177
ty zwiększenia objętości pisma. Zawsze chciałem, żeby robienie tego pisma przynosiło wszystkim nam radość, a nie stresy i niepotrzebne kwasy. Jednak z tego właśnie powodu Zbyszek przestał firmować całość pisma swoim nazwiskiem, choć nigdy nie porzucił „Kwartalnika”, nie zrezygnował z działań redakcyjnych. W tym okresie faktycznie pismem zaczął kierować Eryk, choć oficjalnie do stopki redakcyjnej, jako redaktor naczelny, wszedł dopiero od numeru szesnastego. Naciskałem na to, bo ktoś musi być naczelnym, także z powodu prawa prasowego. Ostatecznie Eryk wprowadził do pisma layout bardzo ascetyczny i... w sumie nudny. Wtedy też trafiłem do Piotra Zdanowicza. To jest świetny poznański grafik. I to on zaprojektował nowy layout, który z małymi modyfikacjami przetrwał od numeru jedenastego do samego końca. Numer jedenasty rozpoczął nową erę „Kwartalnika”. Miał złotą okładkę (dlatego tak dobrze go pamiętamy) i w sporej części poświęcony był fotografii afrykańskiej. – To wygasiło konflikt kompetencyjny między Zjeżdżałką i Tomaszczukiem? – Nie było czasu na bezowocne spory. Decyzja o zmianie szaty graficznej zapadła i trzeba było zająć się sprawami, od których naprawdę zależał los pisma. Zanim to jednak się stało, jak powiedziałem wcześniej, obaj panowie ostro pokłócili się o białego konia na ciemnej okładce numeru dziewiątego. Zbyszek nie mógł przeboleć tej okładki i bardzo był przeciwny temu, jak twierdził, FIAP-owskiemu obrazkowi z koniem na pierwszym planie. A ja byłem między młotem i kowadłem, bo to i inne zdjęcia Penti Sammallahtiego załatwił dla nas Bogdan Konopka, pisząc potem do nich tekst. Mnie jednak i Erykowi te zdjęcia bardzo się podobały, a poza tym Konopce nie wypadało odmówić, skoro zasugerował to zdjęcie z koniem na otwarcie numeru. A nie ukrywajmy, każdy autor chce, aby na okładce znalazła się fotografia z jego artykułu. Wróćmy jednak do numeru afrykańskiego. Kiedy Zdanowicz zabrał się do przebudowy naszego layoutu, to efekt był natychmiastowy. Ta nowa szata pisma lepiej niż poprzednio, sprzedawała treść. Od tego momentu wydawaliśmy „Kwartalnik” na bogato, z ciekawymi eksperymentami formalnymi, z okładkami, które przyciągały oko i tłumaczeniami tekstów na angielski. Tak zaczęła się w piśmie nowa era, można powiedzieć – era Ireneusza Zjeżdżałki.
178
– Tomaszczuk wycofuje wtedy swoje nazwisko ze stopki redakcyjnej, ale nie przestaje pisać dla „Kwartalnika”. – Pismo musiało mieć redaktora naczelnego. Zaproponowałem tę funkcję Zjeżdżałce, który w tym samym czasie wszedł w ostry konflikt (narastający od miesięcy) z Januszem Nowackim w Galerii pf. Nie znam tej historii z punktu widzenia Janusza, ale Eryk w tamtym okresie stale raczył mnie opowieściami o tym, co złego znowu uczynił mu Nowacki. Musiałem tego słuchać niemal zawsze, gdy spotykałem się z Erykiem. Praca w tej galerii to była dla Eryka super sprawa, bo przecież on tam bardzo się rozwinął, poznał mnóstwo wartościowych i ważnych osób, a poza tym to właśnie w pf-ie zaczął pisać o fotografii i teksty do katalogów. To była dla niego świetna szkoła, on tam wieszał wystawy, aranżował ich układ, nauczył się oprawiać fotografie. Janusz miał w nim duże wsparcie dla swoich działań galeryjnych. Eryk spędził w tej galerii na etacie pięć pięknych i wartościowych lat, ale minusem tej pracy były codzienne dojazdy z Wrześni do Poznania oraz groszowe zarobki, na poziomie sprzątaczki, choć był pracownikiem merytorycznym. U mnie wtedy nikt tak mało nie zarabiał. Pamiętajmy, że on tę pracę u Janusza Nowackiego dostał po Piotrze Chojnackim, który odszedł z pf-u na poznańską ASP. Gdy się o nią wystarał, przy moim „drobnym” wsparciu (z czego się zresztą bardzo ucieszyłem), choć był absolwentem Akademii Rolniczej, a nie uczelni humanistycznej, okazało się, że jest wielkim zapaleńcem, pasjonatem fotografii i do tego kawalerem z dużą ilością wolnego czasu, który szuka dla siebie miejsca w życiu. Tak więc ta praca w Zamku najpierw okazała się wielką przygodą, ale w piątym roku była już dla Eryka nieznośnym ciężarem i źródłem ciągłych żali i utyskiwań. To był moment, gdy on jednocześnie mocno wrastał w „Kwartalnik” a Zbyszek Tomaszczuk wycofywał się z pisma, więc zaproponowałem mu pracę. Sytuację pisma trzeba było natychmiast ustabilizować, więc zaoferowałem Erykowi stanowisko redaktora naczelnego z zarobkami, które były dwukrotnością jego pensji w C.K. Zamek. Miał u mnie zajmować się tylko „Kwartalnikiem”, przestał dojeżdżać do Poznania i zaczął zarabiać przyzwoite pieniądze. Sytuacja, jak sądzę, była dla niego komfortowa, a ja miałem nadzieję, że on to pismo – jak obie-
179
cywał – postawi na nogi w sensie wydawniczym i finansowym, rozwijając i wzmacniając je także merytorycznie. – Twoje nadzieje okazały się zasadne? – W pewnym sensie tak, bo „Kwartalnik” zaczął się zmieniać. Nie oznacza to, iż „KF” Tomaszczuka był gorszy, był inny. Na pewno pismo za czasów Zjeżdżałki poszło do przodu, zwiększyło objętość, poszerzyło krąg współpracujących osób. Miałem w tym jednak także swój udział, bo to ja wymyśliłem „żółte strony”, rodzaj wkładki, którą zapełniały teksty traktujące o historii i teorii fotografii. Wzięło się to z tego, że mnie zawsze interesowała refleksja teoretyczna nad fotografią, ale nie taka, jaką uprawiano w środowisku fotograficznym. Mnie to interesowało z punktu widzenia metodologii nauk humanistycznych. Chciałem więc przyjrzeć się samemu mówieniu o fotografii. Realizowałem w ten sposób swoje osobiste zainteresowania, ale to nie do końca mi się udało, bo może niezbyt precyzyjnie określiłem ten temat. Poza tym, sami piszący nie byli zainteresowani takim stawianiem sprawy, bo oni raczej nie rozumieli mojego „problemu badawczego”. Niemniej żółte strony się przyjęły, a najwytrwalej zapełniał je Maciej Szymanowicz. Cały ten blok tekstów wyraźnie oddzielał się od reszty zawartości pisma, a chodziło o to, aby na te strony docierali i piszący, i czytający, których bardziej zajmowała refleksja nad fotografią niż samo jej oglądanie. Wracając do twojego pytania o zasadność moich nadziei związanych z Erykiem jako naczelnym, czy był dobrym naczelnym, to na pewno mogę powiedzieć dziś, że tak. Na pewno czasopismo rozwinęło się, choć finansowo, to już było gorzej, ale nie wszystko w tym zakresie od niego zależało. – Rozwój pisma generował kolejne koszty. Radość z jego wydawania musiała być duża, ale oko wydawcy musiało też dostrzegać niepokojące symptomy, jak chociażby brak wzrostu sprzedaży egzemplarzowej, czyli w sumie dokładanie do interesu. – Gdy dzisiaj zaglądam do swojego (prowadzonego przez wiele lat) „Pamiętnika wydawcy i redaktora”, to widzę, że cały czas przewija się tam troska o kondycję finansową pisma oraz pytanie: Czy warto to robić? Czy to ma sens? Eryk, już jako redaktor naczelny, też miał
180
różne fazy swojego rozwoju. I też obserwowałem u niego chwile załamania, gdy nie znajdował odpowiedzi na pytania: Co dalej z tym pismem?, Ku czemu to wszystko prowadzi? Poza tym w nim narastał konflikt wewnętrzny. Odnoszę wrażenie, że wtedy nie potrafił ostatecznie zdefiniować kwestii: Eryk redaktor czy Eryk fotograf. Za brak jasności w tej materii zaczął być atakowany przez Bogdana Konopkę i przez Janusza Nowackiego. Istnieje nawet korespondencja na ten temat między Erykiem a Bogdanem. Ponieważ sprawa niebezpiecznie się zapętliła, musiałem wkroczyć między nich z własnym punktem widzenia, aby wygasić, albo chociaż załagodzić, spór. Nie wątpię, że Eryka musiało to bardzo męczyć, więc (jak każdy inny człowiek) zaczął dorabiać ideologię do własnych czynów, aby żyć i pracować z przekonaniem, że tutaj nie zachodzi konflikt interesów. Chciał zapewne wierzyć, że takiego konfliktu w jego przypadku nie ma. To jest zresztą osobny problem natury ogólniejszej. Chcąc go zbadać, trzeba by przyjrzeć się, jak z tym radzili i radzą sobie nadal szefowie innych pism artystycznych, którzy sami uprawiają jakiś rodzaj sztuki. Eryk nie żyje, nie może się bronić, więc wytykanie mu dzisiaj, że zrobił karierę na plecach „Kwartalnika”, jest oględnie mówiąc, niesmaczne. Nie oznacza to jednak, że nie możemy o tym rozmawiać. – A co z wynikami finansowymi „Kwartalnika”? Jak to wówczas wyglądało? – Z finansowaniem pisma stale były kłopoty. Ale wszyscy powtarzaliśmy, że jeszcze tylko ten rok, a potem się zobaczy. Jeśli ostatecznie nie „zaskoczymy” finansowo, to dajemy sobie z tym wszystkim spokój. – Jednak jako wydawca musiałeś mieć własny, racjonalny punkt widzenia na te sprawy. – I miałem. I dlatego stale namawiałem Eryka, żeby zacząć płacić wierszówkę autorom tekstów, skoro i tak najdroższa jest poligrafia. Twierdziłem, że wierszówka nie musi być wysoka, ale jeśli w ogóle się pojawi, to wzrośnie jakość pisma, bo wtedy to my będziemy mogli kreować zawartość numeru, a nie „lepić” numer z tego, co nam autorzy przyślą. Więc ja cały czas naciskałem, żeby płacić auto-
181
rom, ale on czuł jakiś dziwny opór przed uruchomieniem honorariów. I szczerze mówiąc, do dzisiaj nie rozumiem, dlaczego tak bardzo się przed tym wzbraniał. Przypuszczam, że chciał dobrze dla wydawnictwa. – W tym momencie warto chyba przyjrzeć się autorom i zapytać, dlaczego godzili się na coś w rodzaju wolontariatu. Od razu więc pierwsze spostrzeżenie: autorzy z kręgów akademickich wykorzystywali swoje publikacje jako dorobek naukowy, którym i tak musieli się rok po roku wykazywać w swoim miejscu pracy. Więc to im pasowało. – Na pewno było tak, jak mówisz. Ten układ pasował obu stronom. Ale bywało i tak, że nieśmiało zamawialiśmy u kogoś coś konkretnego, a potem nie mogliśmy w żaden sposób tego zamówienia wyegzekwować, bo realizacja zamówienia była uzależniona od dobrej woli autorów. Czekaliśmy więc, czekaliśmy, a teksty nie napływały. To był rodzaj bezradności z naszej strony, którą mogły rozładować tylko systematycznie płacone honoraria. – A jakie, jeśli pamiętasz, były ogólne odczucia autorów w związku z ich społecznym udziałem w tworzeniu kolejnych numerów pisma? Nie konkretyzowali w żaden sposób swoich oczekiwań finansowych? – Nigdy wprost nie mówili o pieniądzach, bo to są bardzo kulturalni ludzie, którym chyba nawet nie wypadało upominać się o forsę, ale efekt tego był taki, że spadła nam regularność ukazywania się „Kwartalnika”. Za czasów Tomaszczuka nie było z tym żadnych problemów, a za czasów Zjeżdżałki regularność kompletnie się „rozjechała”. Najpierw wydawaliśmy trzy numery w roku, potem tylko dwa, a pod koniec jego rządów na nowy numer czekaliśmy cały rok. – I to wszystko było efektem braku tekstów? – Na pewno był to jeden z powodów. Rzecz w tym, że gdy Eryk został redaktorem naczelnym, ja sobie sporo obowiązków odpuściłem. Tylko od czasu do czasu miałem ochotę coś napisać do „Kwartalnika” i wtedy wyrażałem jakieś oczekiwania wobec czasopisma.
182
Natomiast faktem jest, że poza tym dawałem Erykowi wolną rękę. I dlatego dzisiaj nie wiem, czy on był aż tak wybredny w sprawie tekstów, że nie przyjmował wszystkiego, co ludzie chcieli mu przysłać, czy raczej w kwestii doboru tekstów nie ulegał swoim mistrzom i mentorom, jak Jurecki i Konopka, którzy coś mu sugerowali lub narzucali, a on się przed tym bronił. Dzisiaj tego już nie rozstrzygnę. Może wreszcie słusznie odrzucał teksty słabsze, a w konsekwencji tych dobrych było za mało na kolejne numery mające się ukazywać w cyklu trzymiesięcznym? Był taki moment, że pismo naprawdę już było znane i cenione w środowisku, więc za tym szły liczne propozycje kolejnych autorów. Ludzie chcieli się na tych łamach pojawiać ze swoimi tekstami, a mimo to potem okazywało się, że nie ma tych łamów czym zapełniać. Nie rozumiałem tego mechanizmu i to mnie wkurzało. Pytałem Eryka wprost: na co my czekamy? Dlaczego od pół roku, czy nawet od dziesięciu miesięcy nie ma nowego wydania „Kwartalnika”? Taka sytuacja obciążała wydawnictwo finansowo, bo koszty stałe (jak choćby etat Eryka) istniały, a nie było żadnych wpływów ze sprzedaży pisma. W efekcie, ratując finanse „Kwartalnika Fotografia”, przystałem na propozycję Eryka i podjąłem decyzję, żeby Eryk – oprócz funkcji naczelnego „KF” – został też zastępcą redaktora naczelnego w tygodniku „Wiadomości Wrzesińskie”. Dzięki temu w rozliczeniach wewnętrznych mogłem zdjąć połowę jego pensji i przerzucić ją na „Wiadomości”. I wtedy to lepiej wyglądało, ale tylko na papierze, bo kolejne numery „Kwartalnika” pojawiały się coraz rzadziej. On chyba przeżywał w tym czasie jakieś rozterki wewnętrzne, bo być może nie wiedział, w jakim kierunku dalej „KF” prowadzić. A na pewno, bo to było widać gołym okiem, miał jakiś okres zniechęcenia, czy wręcz – nie bójmy się tego słowa – okres twórczego i redakcyjnego wypalenia. – To się zdarzało i nadal zdarza najlepszym nawet artystom i redaktorom. – I właśnie dlatego zapewne coraz rzadziej czytelnicy dostawali nowe numery. Z drugiej jednak strony, mimo tego kryzysu, inicjowałem różne inne działania, które zazwyczaj kosztowały, ale które miały uatrakcyjnić zawartość merytoryczną czasopisma, a nie tylko szatę graficzną. Zawsze bowiem zależało mi na tym, aby „Kwartalnik” rozwijał się w swej zawartości i otwierał na nowe obszary prze-
183
kazu. Doprowadziłem więc do tego, że kolejne numery ukazywały się wraz z płytami DVD, na których zarejestrowano jakieś ważne lub bardzo interesujące zdarzenia fotograficzne. Na pierwszej takiej płycie był pokaz wideo z rewelacyjnej wystawy Izabeli Gustowskiej w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Działo się to wtedy, kiedy byłem wkurzony na Eryka o to, że on nie dał w „Kwartalniku” nawet najmniejszej wzmianki o moim największym wówczas sukcesie fotograficznym, czyli o udziale w oficjalnym programie Transphotographiques, wielkiego, naprawdę porządnego festiwalu fotografii w Lille we Francji. W moim piśmie, wydawanym za moje pieniądze, nie było na ten temat ani słowa. Nie napisał o tym nawet jednym zdaniem w Kronice, gdzie pisało się o najróżniejszych wystawach bardzo różnej rangi. A ja widocznie, według pana redaktora naczelnego, nie zasługiwałem na najmniejszą nawet wzmiankę. Wyobraź więc sobie, jak mnie to musiało stresować. – To są przykre sytuacje, gdy takie sprawy trzeba omawiać z najbliższym współpracownikiem, a w tym konkretnym przypadku z wieloletnim przyjacielem. – To było dla mnie straszne przeżycie, które jednak podziałało na mnie otrzeźwiająco. Jak to jest, spytałem sam siebie, że wszyscy w koło mają z tego pisma jakieś korzyści, a ja mam być tylko finansującym to wydawcą bez prawa głosu? Skoro tak, pomyślałem, to wracam do stopki redakcyjnej i znowu chcę mieć wpływ na merytoryczną zawartość „Kwartalnika”. W pierwszym odruchu przekazałem panu redaktorowi trzy swoje teksty i powiedziałem, że chcę, aby ukazały się w najbliższym numerze. I nie pytałem go już o żadne jego zdanie w tej materii. Pierwszy był sprawozdaniem z Transphotographiques 2007, gdzie ponownie, tym razem jako redaktora „KF”, zaprosił mnie Olivier Spillebout, dyrektor festiwalu. Drugim był wstęp do dyskusji o teorii fotografii. Poprzedzał on wypowiedzi Adama Soboty, Lecha Lechowicza i Krzysztofa Jureckiego, a trzeci był o wystawie Izabeli Gustowskiej. Wtedy właśnie „wymyśliłem” te płyty DVD, o których już wspomniałem. – A ta pierwsza skąd się wzięła, czy raczej jak trafiła do „Kwartalnika”?
184
– Na tej wystawie Izabeli Gustowskiej kupiłem katalog, a w nim znalazłem płytę DVD. Gdy wróciłem do domu i przejrzałem jej zawartość, pomyślałem, że skoro taka płyta już istnieje, to czemu by nie przenieść jej także do naszego czasopisma. I tak się też stało. Napisałem do Muzeum Narodowego w Poznaniu list z propozycją zamieszczenia płyty w „KF”. Oni dali nam gotowy materiał, a my za nasze pieniądze tę płytę powieliliśmy. W ten sposób pojawiła się w piśmie nowa jakość, która bardzo mnie cieszyła. A cieszyła, bo to był chyba ten czas, kiedy istniał już „Pozytyw”, który był pismem trochę o sprzęcie fotograficznym, ale i z większymi ambicjami w postaci niezłych prezentacji dobrej fotografii oraz porządnych, choć zazwyczaj krótkich, tekstów. W ten sposób wytworzyło się coś na kształt korespondencyjnej rywalizacji między „Pozytywem” a „Kwartalnikiem Fotografia”. Pismo to, ten nasz konkurent, najpierw jako „Foto Pozytyw” ukazywało się w Łodzi, a potem przejął to Gudzowaty. Więc myśmy się w pewnym momencie ścigali z finansowym kolosem, któremu pod tym względem nie dorastaliśmy do pięt. On mógł zrobić pismo na najwyższym światowym poziomie, a jednocześnie tanie dla odbiorcy. Nie zmienia to jednak faktu, że my pierwsi w roku 2007 poszliśmy w kierunku łączenia w piśmie dwóch różnych mediów – analogowego i cyfrowego, statycznego i ruchomego obrazka, niemego i dźwiękowego. Jednym słowem, od 23 numeru zacząłem odważniej wchodzić w pismo merytorycznie, także poprzez własne teksty. – Nie połączyliście już jednak na dłużej z Erykiem sił twórczych w redagowaniu pisma, bo Eryk zaczyna chorować. – No tak, w roku 2008 już go w redakcji prawie że nie było, a w lipcu zostałem sam. Numer poświęcony w połowie Erykowi powstał dość szybko i zakończył pewien etap historii pisma. Ponieważ jednak nie było czasu na rozpaczliwe gesty, już jesienią tego roku zorganizowałem we Wrześni spotkanie głównych naszych autorów. Chciałem się z nimi wspólnie zastanowić nad kwestią, co dalej z pismem, bo nie zakładałem możliwości, że po śmierci Eryka „Kwartalnik” przestaje się ukazywać. – Sygnał z twojej strony był w tej kwestii bardzo wyraźny, bo w stopce redakcyjnej numeru 26/27, który w połowie redakcja
185
poświęciła Ireneuszowi Zjeżdżałce, występujesz już jako redaktor naczelny, a ponadto do stopki wchodzi także twoja córka Aleksandra jako sekretarz redakcji. – Porozmawialiśmy wtedy parę godzin o przyszłości „Kwartalnika”, ale na pewno z mocnym postanowieniem utrzymania pisma przy życiu. – Z jakim uczuciem, jako wydawca, objąłeś kierownictwo w „Kwartalniku”? Mówiąc krótko, w jakim stanie było pismo, które przejąłeś po Tomaszczuku i Zjeżdżałce? – Moim zdaniem przejąłem pismo w dobrym stanie, czyli „rozkręcone”, znane, o pewnej renomie, chociaż jego nakład był marny, bo za czasów Eryka realna sprzedaż „Kwartalnika” się zmniejszała, mimo że był coraz grubszy i oferował czytelnikom coraz więcej, za cały czas tę samą cenę. A koszty ponosiliśmy większe, bo trzeba było płacić za tłumaczenia tekstów na angielski i za płyty DVD, które na stałe weszły do czasopisma. A zatem z biznesowego punktu widzenia to był absurd. Takie pismo nie miało prawa istnieć. Eryk zdążył jeszcze uruchomić mechanizm pozyskiwania dotacji, które nieco łagodziły ból deficytu. Dzięki jego wcześniejszym staraniom wiedziałem, gdzie szukać tych pieniędzy. Ostatecznie wydawało mi się, że przed „Kwartalnikiem” otwiera się jakaś przyszłość. Dla mnie wizja tej przyszłości była ważna, bo uważałem, że warto dalej to pismo redagować, zwłaszcza, że chciałem to robić, chciałem zmierzyć się z tym problemem już jako redaktor naczelny. A poza tym czułem się już merytorycznie na siłach, aby prowadzić to pismo.
III – Z czym się to dla ciebie wówczas wiązało, poza oczywiście dodatkowymi obowiązkami? – Przede wszystkim towarzyszyły mi w tej sprawie mieszane uczucia. Z jednej strony ogromny żal po stracie kolegi i śmierci młodego człowieka, co zawsze jest zdarzeniem bardzo smutnym, a z drugiej
186
strony otwierały się przede mną nowe przestrzenie Ikara. Nowe wyzwanie. Co tu dużo gadać... pomieszany smutek z radością. Ale wróćmy do jesiennego spotkania autorów „Kwartalnika”. Byli na nim tylko ci, którzy mogli przyjechać, czyli autorzy z Polski. Pamiętam, że na pewno na to spotkanie dotarli: Karolina Lewandowska, Lech Lechowicz, Krzysztof Jurecki oraz Elżbieta Łubowicz, Marek Janczyk i Maciej Szymanowicz. Być może był ktoś jeszcze. Poza zorganizowaniem tego spotkania porozsyłałem też maile do współpracowników zagranicznych, czyli do Irminy Czmyriewej, do Vladimira Birgusa, do Bogdana Konopki, w których poinformowałem, że po śmierci Eryka pismo będzie żyło dalej i że zapraszam do dalszej współpracy. – Podczas tego spotkania pojawiły się jakieś ogólniejsze refleksje dotyczące zawartości „Kwartalnika”? – Jeżeli już, to tylko w kontekście przyszłych wydań. Interesowało nas przede wszystkim to, co jest przed nami. Na pewno wszyscy uznaliśmy, że koncepcja pisma jako pomostu między Wschodem a Zachodem, jest ze wszech miar słuszna. Stanęło więc na tym, że nadal kładziemy główny nacisk na fotografię polską, ale nie zaprzestajemy prezentacji dobrej fotografii z Czech, Słowacji, Litwy, Rosji i Ukrainy. Poza tym mówiliśmy o współpracy z wyższymi szkołami fotograficznymi i budowaniu dystrybucji na zachodzie Europy, co się jednak nie udało. A potem wszyscy się rozjechali, więc trzeba było zakasać rękawy i brać się do tworzenia nowych numerów. To wtedy także zapadła decyzja, że zaczynamy płacić honoraria tym autorom, na których nam zależy. Wśród pomysłów, które nie znalazły odbicia w redakcyjnej rzeczywistości, znalazł się i taki, żeby wydawać numery monograficzne, w których można by podsumować fotograficznie jeden kraj. Zacząć mieliśmy od Czech albo od Słowacji. Chodziło o to, aby pokazać to, co aktualnie w danym kraju jest najciekawsze i najważniejsze w fotografii. Zadanie ambitne, ale trudne do realizacji. I to akurat w sumie się nie udało. – Do takich przedsięwzięć trzeba by mieć swoich ludzi z danego kraju, którzy zrobiliby to tam, na miejscu, a do Wrześni przywozili lub przysyłali gotowe materiały.
187
– I tak właśnie to miało wyglądać, ale z różnych powodów nie wszystko się udało, więc numery monograficzne się nie pojawiły. Natomiast po Eryku „odziedziczyłem” między innymi Darię Kołacką, świetną autorkę, która pracuje na uczelniach w Szwajcarii. Jej chłopak natomiast realizował filmy-reportaże o fotografach, które my potem w wersji DVD umieszczaliśmy w „Kwartalniku”. To była fajna sprawa. – Nowy naczelny, nowi autorzy, nowe pomysły, ale i nowi ludzie w zespole redakcyjnym. Myślę przede wszystkim o Aleksandrze Śliwczyńskiej-Kupidurze, sekretarzu redakcji. – Moja córka weszła do redakcji wraz ze mną po śmierci Eryka. Ona najpierw skończyła kulturoznawstwo, a potem fotografię na ASP w Poznaniu. Później jeszcze zrobiła podyplomowe studium z polityki wydawniczej na Uniwersytecie Warszawskim. To ona wprowadziła nowe środowiska do „KF”-u. Ona też prowadziła cykl Portfolio Młodych, a także zaproponowała paru młodych autorów, na przykład Kubę Ryniewicza. – A Adam Mazur? – On trafił na nasze łamy jeszcze za czasów Eryka. Był to autor bardzo aktywny. Dostarczał dużo interesujących materiałów. Ja natomiast reaktywowałem współpracę ze Zbyszkiem Tomaszczukiem, dzięki czemu ponownie zaczął dostarczać nam swoje teksty. W sumie więc z jednej strony kontynuowałem linię programową rozpoczętą przez poprzedników, a z drugiej strony wnosiłem do pisma swoje pomysły. Faktem jest, że nie zawsze udawało mi się je zrealizować w taki sposób, w jaki bym chciał, głównie z przyczyn finansowych. Jeśli jednak miałbym mówić o różnicach między moją koncepcją pisma, a tym co prezentowali Tomaszczuk i Zjeżdżałka, to ja z uwagi na to, że jestem zawodowym redaktorem prasowym, za którym stoją lata praktyki i doświadczeń, chciałem, aby „Kwartalnik” opierał się bardziej na standardach prasy ogólnoinformacyjnej i tygodników opinii. Natomiast Tomaszczuk i Zjeżdżałka opierali swoje koncepcje pisma na tradycji pism artystycznych. Czyli można powiedzieć, że oni uprawiali w piśmie eseistykę, prezentowali zbiór esejów na temat różnej twórczości fotograficznej. Ja chciałem odejść
188
od tego, wprowadzając szerszą paletę gatunków dziennikarskich – oprócz esejów, także felieton, rozmowę, debatę, polemikę, czyli wielogłos na ten sam temat, sylwetkę, czyli bardzo ambitny gatunek, w którym o danym fotografie pisze się nie tylko to, co się samemu uważa, ale także zbiera się opinie innych ludzi, również bohatera artykułu. Słowem: sylwetka to zebranie wszystkich dostępnych źródeł na temat fotografa i skonfrontowanie różnych opinii. Dla mnie ideałem byłoby pismo, w którym oprócz stałych rubryk pojawia się temat przewodni. Temat wszechstronnie potraktowany. Najbliżej tego ideału, który chciałem realizować, choć nie do końca się to udało, były dwa numery tematyczne: jeden o śmierci [numer 35] i drugi, o Afganistanie [numer 39, ostatni]. Mówiąc krótko, chciałem rozszerzyć tematykę pisma i wyjść poza zaklęty krąg tak zwanej fotografii artystycznej lub kreacyjnej. Sporządziłem nawet w 2010 roku dwa dokumenty wewnętrzne – nowy „style book”, czyli zbiór zasad, jakimi kieruje się redakcja przygotowując materiały oraz „Pomysły na KF”. Fotografii akademickiej i galeryjnej chciałem przeciwstawić fotografię reporterską, która owszem, pojawiała się w piśmie, ale nigdy nie miała w nim swojego stałego miejsca. Myślałem o tym, bo uważam i uważałem tak wtedy, że fotoreporterzy, którzy niejednokrotnie wychodzą poza fotografię czysto prasową w stronę dokumentu, powinni mieć więcej miejsca w „Kwartalniku”. Dlatego też nawiązałem współpracę z Moniką Piotrowską, która organizowała w Poznaniu Festiwal Fotodokumentu, i z portalem „5Klatek” Mariusza Foreckiego. Szukałem po prostu nowych autorów i nowych obszarów. Bardzo cieszyłem się z pozyskania Marcina Burasa, który pisał świetne felietony, a także z polemiki „starych” i „nowych” dokumentalistów (Wojciech Zawadzki kontra Wojciech Wilczyk). – Gdy przegląda się twoje już numery, widać wyraźną zmianę jakościową w zawartości pisma. Ja, wtedy jeszcze jako anonimowy czytelnik, odczuwałem to jako coś w rodzaju świeżego powiewu treści i formy. – Te różne moje pomysły próbowałem sprzedać dużo wcześniej i Tomaszczukowi, i Zjeżdżałce, ale oni jakoś na moje sugestie nie reagowali. Chyba nie podobały im się te pomysły. Zawsze czułem, że takie pismo powinno być opiniotwórcze, a nie tylko sprawozdaw-
189
cze. Chciałem więc, żeby sposób pisania do „Kwartalnika” był odważniejszy, bo często te eseje na temat twórczości fotografów były pisane językiem „historyczno-sztucznym”. Zależało mi na tym, aby teksty w „Kwartalniku” były pisane dla szerszego odbiorcy, co nie znaczy, że głupszego czy gorszego niż historyk sztuki. Język tego pisma miał być wyrazistszy. A przynajmniej ja tak sobie to wyobrażałem. I wyobrażałem sobie jeszcze, że autorzy tych tekstów nie będą bać się ocen. A tak właśnie działo się do tej pory – autorzy większości tekstów unikali jakichkolwiek ocen. Uważam natomiast, że krytyka artystyczna jest od tego, aby oceniać. Powinna z jednej strony objaśniać, o co chodzi, jeśli sam obraz tego nie pokazuje, wyrysować jakieś pole interpretacyjne, ale też chcę jako czytelnik poznać opinię, ocenę tego, kto daną recenzję pisze, kto wypowiada się o cudzej twórczości. Ja chcę się czasem z tymi opiniami nie zgodzić, chcę móc wejść w polemikę wewnętrzną, ale chcę te jego oceny wpierw poznać. Krytyk ma mi daną twórczość umiejscowić w historii fotografii, wskazać na konteksty, jeśli takowe istnieją. Reasumując... grzeczne pismo, to nudne pismo. Ową „nudę” przegoniłem też z okładki, zatrudniając do projektowania kolejnych jej wydań grafika Tomka Wojciechowskiego. On przy okazji odmienił nieco layout, jaki został po Eryku. To był okres, gdy szykowaliśmy się do całkowitego odnowienia layoutu i stworzenia nowej ramówki pisma. Dzięki temu można było pismo unowocześnić i wprowadzić do niego nowe rubryki. Niektórzy uważali, że wcześniej prezentowaliśmy bardzo zachowawczą formułę pisma starego typu. I dlatego dziwił ich fakt, że ktoś to jeszcze wytwarza, i że są ludzie, którzy to kupują. – A jeśli chodzi o tych krytyków, którzy mieliby w twoim piśmie odważnie formułować swoje poglądy i oceny, to istnieje jakiś konkretny przykład? – Posłużę się w tym momencie przykładem Adama Mazura, którego pierwszym tekstem w „Kwartalniku”, był tekst o układzie scalonym polskiej fotografii [numer 18]. On to napisał jako bardzo młody chłopak. Dla mnie to był tekst-odkrycie. To był jeden z najfajniejszych tekstów, jakie w tamtym czasie przeczytałem o fotografii. Dotyczył nie spraw artystycznych, ale takich, powiedzmy, organizacyjnych, związanych z działalnością instytucji wystawienniczych w naszym kraju. Było więc o galeriach i o wydawnictwach, kogo się
190
publikuje i dlaczego. Wynikało z tego tekstu, że mamy do czynienia z zaklętym kręgiem kilkunastu osób, w tym kuratorów i redaktorów, którzy decydują o tym, co polski odbiorca ogląda i czyta. Takie postawienie sprawy bardzo mi się podobało. Miałem wtedy nadzieję, że dzięki temu tekstowi staniemy na czele ruchu, który powalczy z układem. Niestety, nic takiego nie nastąpiło, a wręcz przeciwnie... – Czyli? – Staliśmy się częścią tego układu. Mówię teraz o czasach Eryka. Bo to właśnie Eryk stał się częścią układu scalonego, który to układ, jak sądzę, pierwotnie był przez niego oceniany bardzo krytycznie, skoro opublikował wspomniany tekst Adama Mazura. Z czasem także sam Adam przeszedł najprawdopodobniej na drugą stronę barykady, skoro tego tekstu nie zamieścił w swoim zbiorze „Kocham fotografię”. W zbiorze najważniejszych swoich tekstów. A szkoda. Więc, krótko mówiąc, moja koncepcja „Kwartalnika Fotografia” to były przede wszystkim numery tematyczne, to znaczy z tematem wiodącym, ale też z innymi rzeczami i sprawami. Chodziło o to, aby nie tracić czytelników i widowni, której temat wiodący może nie interesować. Poza tym postanowiłem wprowadzić na łamy prezentacje fotoreporterów oraz zacząłem zamawiać teksty, czyli zaczęło się kreowanie zawartości poszczególnych numerów. To nie zamykało pisma na propozycje z zewnątrz, a wręcz zaczęliśmy intensywnie szukać nowych autorów, aby wreszcie wyzwolić się z zaklętego kręgu ciągle tych samych nazwisk. Na pewno takim odkryciem był dla nas Kuba Ryniewicz, który stale krążył po świecie i dlatego odkrył dla nas sporo dobrej fotografii zupełnie w Polsce nieznanych autorów. Kuba stał się dla nas jednym z tych okien na świat, o których mówiłem wcześniej. – A Bogdan Konopka, który w pewnym momencie wygaszał swoją współpracę z pismem? – Stało się to pod koniec redaktorowania kolegi Zjeżdżałki. Za moich czasów Konopka wrócił na łamy ze swoimi tekstami. Poza tym nie udało mi się pozyskać tych wszystkich autorów, o których myślałem i z którymi planowałem współpracę. Ale za to odważnie wprowadziłem do pisma paru nowych autorów, takich chociażby, jak
191
moja córka. A redagując numer poświęcony śmierci, zrobiłem materiał o pracy, także tej fotograficznej, technika kryminalistyki. A ponieważ chciałem poszerzenia ram formalnych pisma o nowe gatunki dziennikarskie, to wprowadziłem na łamy wywiady i rozmowy, które zawsze są chętnie czytane. Męczyły mnie natomiast teksty bardzo uczone, nadęte i wydumane, przez które niekiedy ciężko było przebrnąć. Chciałem od tego odejść. A potem Jurecki nazwał to obniżką poziomu. Nie zgadzałem się z tą opinią. Wszystkie te zmiany wprowadzałem dlatego, bo chciałem robić pismo dla czytelnika, a nie dla wąskiego kręgu specjalistów. Miałem na oku odbiorcę i chciałem, żeby to jemu dobrze się konsumowało zawartość pisma, co nie oznaczało pójścia na jakąkolwiek łatwiznę. Nie ma co ukrywać, że wcześniej, za czasów Tomaszczuka i Zjeżdżałki, „Kwartalnik” stawał się momentami formą dogadzania autorom i pomijania ewentualnych potrzeb czytelnika. W ostateczności jednak trudno powiedzieć, czy moja koncepcja się sprawdziła, bo sprzedaż pisma nadal nie rosła. – Jakaś próba diagnozy? – Dzisiaj wiem, że to wszystko nałożyło się na nowe czasy w branży wydawniczej, na ogólny spadek zainteresowania prasą drukowaną. Do powszechnego użytku weszły tablety, rozmnożyły się wszelkiego typu portale internetowe o fotografii, więc ludzie zaczęli przestawiać się na tamte nośniki. Patrząc na wszystko niejako z drugiej strony, to można dojść do wniosku, że pisma tego typu, jak „Kwartalnik Fotografia” nie przeżywają trwałego kryzysu. Wiem, że na świecie pisma niszowe, wąskospecjalistyczne, właśnie rozwijają swoje papierowe wersje. Gdybym miał więcej pieniędzy, gdybym nie musiał myśleć o stronie ekonomicznej tego przedsięwzięcia, to najpewniej chciałbym to dalej robić. O zakończeniu wydawania pisma być może zadecydowały też krytyczne opinie ze strony mojej córki, która wszystko to widziała inaczej. Ona lubi inną fotografię, jej znajomi żyją w innym świecie fotograficznym niż ja, nowe pokolenie ma inny stosunek do fotografii, więc i chętnie czyta inne teksty. – Przez trzynaście lat do takiego bytu, jakim stał się dla ciebie „Kwartalnik”, można się emocjonalnie przywiązać, a nawet pokochać go jak własne dziecko.
192
– I dlatego mi żal, że „Kwartalnika” już nie ma, że nie zrobię już następnego numeru. – Przypomnijmy więc, jak doszło do wygaszenia czasopisma? – Ukazał się 39 numer, a potem dostaliśmy z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego informację o przyznaniu nam na następny rok rewelacyjnie wysokiej dotacji, jak na nasze warunki, czyli 60 tysięcy złotych. To był rekord. Tak dużo nigdy wcześniej nie dostaliśmy. To jest naprawdę dużo pieniędzy. Spokojnie można było za to przygotować i wypuścić na rynek dwa kolejne numery. Tyle tylko, że myśmy tych pieniędzy nigdy nie dostali. W uzasadnieniu cofnięcia nam tej dotacji napisano, że powodem jest brak pełnej księgowości w moim wydawnictwie. Zastanawiałem się wówczas, czy tak zwana mała księgowość rozliczania się, czyli księga przychodów i rozchodów, jest nielegalna, albo czemuś przeszkadza? Większość firm małych nie jest na pełnej księgowości. Różne fundacje i organizacje pozarządowe, które mają do zaksięgowania dziesięć dokumentów rocznie, mogą sobie pozwolić na prowadzenie pełnej księgowości, co zresztą jest dla nich wymogiem formalnym. Zastanawiałem się wreszcie, dlaczego w kwestiach księgowości zrównano moje wydawnictwo i wydawane tutaj artystyczne czasopismo z dużymi fabrykami? Rzecz w tym, że aby spełnić wymogi ministerialne, musiałbym „wejść” w pełną księgowość dla całego wydawnictwa, co mi się zwyczajnie nie opłacało. – Skoro nagle dopadły was takie wymogi formalne, to na jakiej podstawie dostawaliście te wcześniejsze dotacje? – Te same przepisy obowiązywały także wcześniej, a mimo wszystko ministerstwo przelewało nam pieniądze na wsparcie „Kwartalnika Fotografia”, poniekąd dopuszczając się drobnej nieprawidłowości. Dowiedziałem się potem, że w międzyczasie w ministerstwie pojawiła się jakaś kontrola, która nakazała skończyć z taką praktyką wobec wydawców, którzy nie prowadzą pełnej księgowości, i twardo przestrzegać litery prawa. Cóż, mieliśmy wtedy pecha z tą kontrolą w ministerstwie. Skoro więc nie dostaliśmy tych pieniędzy, a moja córka postanowiła dać sobie czas na zmianę formuły merytorycznej i
193
organizacyjnej, to trzeba było powiedzieć: koniec. Wydałem też wtedy „Oświadczenie wydawcy”, które opublikowałem na swoim blogu oraz wysłałem w kilka miejsc. Efekt? Zero reakcji. – Wobec tego, jednym zdaniem: summa summarum... – Wydawanie czasopisma artystycznego jest trudne, ale daje wiele satysfakcji i przyjemności. A największą przyjemność daje wtedy, kiedy jest rentowne, bo wówczas masz większe poczucie sensu, wiesz, że jest dla kogo to robić. A poza tym, taka działalność wymaga zaangażowania na cały etat. Jeśli chcesz to dobrze robić, nie możesz tego robić z doskoku. A jeżeli chcesz to robić bardzo dobrze, to musisz zajmować się tylko tym. Jeśli robisz takie pismo, to musisz bywać, musisz jeździć z imprezy na imprezę. Żeby tylko zajmować się polską fotografią, to musisz Polskę co roku zjeździć wzdłuż i wszerz, i wszędzie, na wszystkim co ważne, po prostu musisz być.
IV – Gdy kilka miesięcy temu po raz pierwszy rozmawialiśmy o losach „Kwartalnika Fotografia” i próbie podsumowania jego żywota, to rozmawialiśmy również o pierwszym w historii poważnie prowadzonym czasopiśmie fotograficznym „Camera Work” Alfreda Stieglitza. Pamiętam, że użyłeś wówczas takiego stwierdzenia, że Stieglitz pokazywał w swoim piśmie tylko to, co jemu się podobało, a co sam uważał za ważne, cenne i wartościowe. W kontekście tej wypowiedzi padły też z twoich ust słowa, że cokolwiek w „Kwartalniku” się udało, albo się nie udało, to i tak była to dla ciebie wielka, trwająca trzynaście lat przygoda. – Dzisiaj mogę powiedzieć to samo. Niczego nie żałuję. Mało tego, jestem wręcz szczęśliwy, że miałem taki okres w życiu, kiedy byłem wydawcą najważniejszego pisma fotograficznego w Polsce. To na pewno daje mi miejsce w historii polskiej fotografii. I to nie jako fotografowi, tylko jako wydawcy. A przecież bardziej zależy mi na tym, żeby jednak być postrzeganym jako fotograf. No cóż, stało się tak, jak się stało, więc chcąc nie chcąc mam miejsce w historii pol-
194
skiej fotografii jako wydawca. Teraz spokojnie pracuję nad tym, żeby znowu stać się fotografem. Spokojnie, to znaczy bez napinania się, bez wyznaczania sobie spektakularnych celów, bez dorabiania jakiejkolwiek ideologii do własnych zdjęć. Jestem już za stary na jakieś chore ambicje. Co będzie, to będzie. A wracając do „Kwartalnika” to... naprawdę niczego nie żałuję. To był świetny okres w moim życiu, bo się w tym czasie dużo nauczyłem i jeszcze więcej zrozumiałem, a przede wszystkim dwanaście lat intensywnie myślałem o fotografii jako takiej. Poznałem dzięki temu wielu wspaniałych ludzi, wielu świetnych fotografów, więc mogę się tylko z tego cieszyć, choć nie spełniłem swojego założenia, że pismo dobre i na poziomie może się samofinansować. Mnie się to nie udało, ale być może komuś innemu się uda. Może to pismo nie było dostosowane do potrzeb odbiorców, być może powinno zostać inaczej przemyślane i zaprojektowane. W związku z tym wiem, że mnie to będzie kusiło do końca życia, żeby spróbować raz jeszcze. To marzenie zapewne nigdy we mnie nie wygaśnie, bo zbyt mocno kocham fotografię i publikowanie fotografii, niekoniecznie swojej. Zbyt mocno to kocham, żeby przestać o tym myśleć. – Jak wobec tego widzisz i oceniasz swoją postawę, jako wydawcy, w kontekście postawy Stieglitza, który publikował tylko to, co jemu się podobało? – Biorąc już tylko pod uwagę ten okres, kiedy to ja byłem redaktorem naczelnym „Kwartalnika” i to ja decydowałem o tym, co idzie na łamy, w tym także to, co lubię, to nawet wówczas do pisma szły nie zawsze takie fotografie, które mnie się podobały. A już prawie w ogóle tak nie było, gdy inni panowie kierowali pismem. To już chyba zawsze tak będzie, że dobry wydawca ma na oku odbiorcę, a nie siebie. Pismo robi się dla czytelników. Chociaż czasem nachodzi mnie wątpliwość w tej materii, bo może jednak powinno się publikować tylko to, co samemu się akceptuje? I wtedy może pojawić się sprzężenie zwrotne – moje gusta udzielają się widowni, która mówi: tak, to jest fajne, mnie się też to podoba. Nie znam właściwej odpowiedzi na to pytanie. Trzeba by to wszystko wpierw sprawdzić empirycznie. Nie ma lepszej formy testowania różnych koncepcji. Tyle tylko, że to kosztuje, więc pewnie nigdy już tego nie sprawdzę. Zwłaszcza, że teraz najbardziej angażują mnie „Wiadomości Wrze-
195
sińskie” – emocjonalnie, intelektualnie i finansowo. Dlatego tutaj chcę jak najwięcej zdziałać, bo od tego zależą dalsze losy całego wydawnictwa. Natomiast fotograficznie skupiam się na swoich cyklach, które zamierzam zrealizować i wydać w postaci książek. A „Kwartalnika” zawsze już będzie mi brakować, bo to było również moje prywatne okno na świat. Co by powiedzieć dobrego o „Wiadomościach Wrzesińskich”, to one jednak są tylko lokalnym tygodnikiem i żyją tylko lokalnymi sprawami. – Nic pewnie w twoim życiu intelektualnym i zawodowym nie zastąpi „Kwartalnika Fotografia”, ale przez kilka lat zajmowałeś się intensywnie innym projektem fotograficznym, czyli Kolekcją Wrzesińską. – No tak, Kolekcja Wrzesińska była dla mnie miłą i ciekawą namiastką okna na świat fotografii, ale z tego już też zrezygnowałem. O swojej decyzji poinformowałem już burmistrza Wrześni. Doprowadziłem jednak do końca szóstą odsłonę Kolekcji Wrzesińskiej, czyli książkę i wystawę Katarzyny Majak. Chciałbym też, żeby powstała strona internetowa Kolekcji. Zależy mi bowiem na tym, aby przekazać swojemu następcy wszystko w takim stanie, aby jemu już było łatwiej. Nie wiem tylko, czy miasto po mojej rezygnacji będzie chciało nadal Kolekcję prowadzić i finansować. A jeśli nie zechce, to trudno. Zostanie tak, jak jest. Świat fotograficzny się od tego nie zawali. Mówię o tym oczywiście wyłącznie w trybie przypuszczającym, bo w gruncie rzeczy mam nadzieję, że wszystko dobrze się w tej kwestii ułoży. – Na koniec już pozwolę sobie zauważyć, że „Kwartalnik Fotografia”, gdy istniał, bardzo mocno był kojarzony z serią książek fotograficznych, które ukazywały się w ramach tego samego Wydawnictwa KROPKA. – Z moich analiz i symulacji finansowych wynikało, że bardzo trudno pismu będzie osiągnąć samodzielność finansową, jeśli wydawnictwo poprzestanie tylko na redagowaniu i drukowaniu samego czasopisma. Wyszło mi więc, że potrzebne są inne jeszcze działania. I tymi innymi działaniami miały być książki, bo one są bardziej dochodowe. To znaczy teoretycznie powinny być dochodowe. Między
196
innymi dlatego, że nie płaciliśmy autorom fotografii honorariów. I tak, przykładowo, gdy wydaliśmy książkę Evy Rubinstein z jej fotografiami, honorarium dla autorki stanowiła część nakładu. Więc tutaj w grę wchodzą tylko koszty poligrafii, a poza tym książkę sprzedaje się dłużej i drożej niż czasopismo. Koszt wyprodukowania jednej naszej książki był porównywalny z kosztem wydrukowania jednego numeru „Kwartalnika”, a można ją było sprzedawać na przykład po 60 złotych za egzemplarz. Dlatego wydawaliśmy książki. One miały być rozwinięciem najciekawszych prezentacji z łamów „Kwartalnika”, a przy okazji realizacją pomysłu z numerami monotematycznymi. I to się częściowo sprawdziło. Ale tylko częściowo, bo o ile książka Evy Rubinstein sprzedała się bardzo dobrze, czyli do zera, o tyle mój ulubiony Bogdan Konopka (z książką „De rerum natura”, która miała być wydarzeniem na rynku wydawnictw fotograficznych) nie sprzedawał się za dobrze. Nie mogłem zrozumieć jak to jest możliwe. Stąd prosty wniosek, że to, co mnie się podoba, nie musi podobać się szerszej publiczności. Dzisiaj wiem, że klasyczną, tradycyjną, ale piękną fotografię Bogdana Konopki w pewnym sensie „zabiła” nowa fotografia, którą uprawiają młodzi artyści na przykład ze „stajni” Adama Mazura, czyli fotografia, której walorem najczęściej nie jest ani rzemiosło, ani jej uroda. Okazało się więc, że dzisiaj fotografia Konopki, Andrzeja Jerzego Lecha i całej szkoły jeleniogórskiej, to już jest tylko konserwa, której prawie nikt nie chce oglądać i kupować, bo ona po prostu już się nie podoba. A nie podoba się przede wszystkim młodemu pokoleniu, które wychowało się na zupełnie innej estetyce. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że najlepiej na rynku sprawdziłyby się różne almanachy i serie wydawnicze, obrazujące rok po roku bogactwo współczesnej polskiej fotografii, także tej najmłodszej, z absolwentami szkół artystycznych włącznie, których dyplomy fotograficzne, zebrane w antologie, mogłyby stanowić rewelacyjną z rynkowego punktu widzenia, serię. – Jeżeli jednak nikt tego nie robi, to znaczy, że istnieje jakiś problem związany z wydawaniem tego typu książek. – Ten problem nazywa się: dystrybucja i promocja. Na to potrzebny jest bardzo sprawny aparat wydawniczo-promocyjny, który ogarnia wzrokiem cały kraj oraz wszystkie możliwe punkty i miejsca sprzedaży, z imprezami, wystawami, festiwalami i galeriami fotograficz-
197
nymi włącznie. My byliśmy na to wszystko za małym wydawnictwem, które – summa summarum – i tak nieźle radziło sobie przez trzynaście lat z produkcją, promocją i sprzedażą „Kwartalnika Fotografia” oraz powiązaną z nim serią książek. A „Kwartalnik”, choć nie ma go już od prawie trzech lat na rynku, nadal na siebie zarabia. Jak? Pięknie nam teraz schodzą całe pakiety numerów archiwalnych, które wróciły do wydawnictwa po wycofaniu zwrotów z punktów sprzedaży. A zatem, nieco paradoksalnie, „Kwartalnik” ciągle żyje, choć od niemal trzech lat nie ukazał się żaden nowy numer.
WALDEMAR ŚLIWCZYŃSKI (urodzony we Wrześni w 1958) – absolwent kulturoznawstwa (1981) i filozofii (1984) na UAM w Poznaniu; asystent w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Szczecińskiego (1983/1984), zajmował się metodologią nauk humanistycznych, publikacje w „Studiach Metodologicznych” oraz „Studiach Estetycznych”. W latach 1984-1989 był dyrektorem Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Miłosławiu, później wychowawcą w internacie Zespołu Szkół Rolniczych we Wrześni, inspektorem ds. kultury w Urzędzie Miasta i Gminy w Miłosławiu (do maja 1991). Na niwie dziennikarskiej zaczynał jako wrzesiński korespondent Dziennika Wielkopolan „Dzisiaj”, w 1991 został wydawcą i redaktorem naczelnym „Wiadomości Wrzesińskich”, którym jest do dziś. W 1990 założył Wrzesińskie Towarzystwo Fotograficzne, później wraz z Ireneuszem Zjeżdżałką wszedł w skład Grupy Twórczej „Wrześnica”. W 2002 wstąpił do Związku Polskich Artystów Fotografików. Jest właścicielem Wydawnictwa Kropka, które posiada również drukarnię. W latach 2000-2013 Kropka – oprócz „Wiadomości Wrzesińskich” i regionalistycznego „Kwartalnika Wrzesińskiego” oraz książek i albumów – wydawała ogólnopolski „Kwartalnik Fotografia”. Od 2009 do 2015 był kuratorem Kolekcji Wrzesińskiej. Jako fotograf jest dokumentalistą, m.in. wydał „Ciszę” i „Topografię ciszy” oraz zrealizował projekt „808,2 km”, czyli od źródeł do ujścia Warty.
198
Rozmowa z Markiem Janczykiem – Kto i w jakich okolicznościach zaproponował panu współpracę z „Kwartalnikiem Fotografia”? – Do współpracy z „Kwartalnikiem Fotografia”, który wówczas nie był jeszcze „KF”, zachęcił mnie Zbigniew Tomaszczuk. W tym czasie, czyli około 2000 roku, mieliśmy dość częste kontakty i podczas jednego z nich Zbigniew zaproponował mi napisanie tekstu do 2 numeru o Muzeum Historii Fotografii, w którym od paru lat pracowałem. Zbigniew jest człowiekiem bardzo kontaktowym i, jak to pamiętam z kilku przynajmniej rozmów, w sposób przekonujący przedstawiał swoje plany dotyczące nowego wydawnictwa. Odbierałem je jako bardzo zachęcające zapowiedzi połączenia spontanicznego działania z profesjonalnym podejściem, w znacznej mierze zrealizowane w późniejszej praktyce. – Jak pan sobie wyobrażał swój udział w życiu czasopisma? To znaczy, czego się pan spodziewał, wchodząc do zespołu autorów? – Tak jak wspomniałem powyżej, pierwsze zaproszenie miało nieformalny charakter, nie wiążący się z udziałem w „ciele redakcyjnym” i dotyczyło wyłącznie jednego tekstu. Zresztą, o ile dobrze pamiętam, początkowo, przez pierwszych parę numerów nie istniało coś takiego jak stali współpracownicy, a przynajmniej ich lista nie była „oficjalnie ogłoszona” na łamach czasopisma. Bardzo szybko natomiast pojawiły się nazwiska współredaktorów: Waldemara Śliwczyńskiego i Irka Zjeżdżałki. Muszę przyznać, że raczej słabo orientowałem się w sprawach organizacyjnych związanych z prowadzeniem „KF” i jako autor działałem dość spontanicznie, przede wszystkim chętnie odpowiadając na zapotrzebowanie redakcyjne. Oczywiście miałem prywatny pogląd czy ogólną ideę dotyczącą funkcji „KF”, której rolę postrzegałem jako przestrzeń wymiany poglądów i konsolidacji środowiska wokół programu, który mógł
199
być określony jako „humanistyczny”. Pamiętam ten czas jako okres rozwoju, nie tylko praktyk fotograficznych, ale także programowych dyskusji. W tak zwanym środowisku panowało przekonanie, że rozpoczyna się nowy rozdział w fotografii, cyfra pojawiała się w masowym użyciu, mówiło się dużo o możliwości nowego, komercyjnego rynku dla fotografii, a z drugiej strony zaistniał „nowy dokumentalizm”, jako ważna tendencja. Mnie się zdawało, że tę całą nową foto-rzeczywistość uda się mniej lub bardziej formalnie skonsolidować, by nadać jej rangę zjawiska, między innymi istniejącego na łamach „KF”. Poza wszystkim, zależało mi także na dobrze pojętej reklamie MHF, jako przestrzeni promocji jakości fotograficznych oraz współpracy dla realizacji wspólnych celów. – Pana zdaniem pismo było prowadzone przez kolejnych redaktorów naczelnych we właściwym kierunku? Właściwym z punktu widzenia obu zainteresowanych stron, czyli autorów i czytelników? – Nie umiem odpowiedzieć na pytanie o to, czy tak zwany „kierunek”, w którym podążał „KF” był właściwy. Myślę, że zamieszczane na jego łamach teksty były odzwierciedleniem stanu, przede wszystkim, współczesnej fotografii polskiej. Udostępnianie szerokiej informacji i odautorska interpretacja zjawisk i poszczególnych projektów – to było moim zdaniem bardzo ważne. Z tą funkcją, otwarcia się na różne kierunki, wiązała się według mnie niemożność wykształcenia jednolitej, czytelnej linii programowej, którą czasopismo miałoby reprezentować. Można oczywiście uznać, że jako jeden z autorów publikujących na łamach, odpowiadałem za ogólniejszy przekaz, ale tak naprawdę nigdy nie zrewidowałem swoich założeń przyjętych w momencie podjęcia współpracy z „KF”. Uważam, że dostrzegaliśmy wszyscy potrzebę refleksji nad zmianami jakimi ulegała fotografia i okolicznościami z tym związanymi. Sposób reagowania natomiast był sprawą indywidualną redakcji i autorów, co dla mnie było ważnym przejawem tolerancji dla zróżnicowania poglądów. – Co, według pana, nigdy nie zostało w kwartalniku zrealizowane lub z jakiegoś powodu rozminęło się z oczekiwaniami autorów i czytelników?
200
– Tak jak już to powyżej zaznaczyłem, bardzo trudno jest mi mówić o niedociągnięciach programowych, ponieważ zwyczajnie ich nie dostrzegam. Z dzisiejszej perspektywy wydaje mi się, że może za mało było refleksji nad fotografią jako obrazem w ogóle, traktowanym jako część archiwum rzeczywistości, co nie oznacza, że takiej szerszej antropologicznej, można powiedzieć, refleksji w ogóle nie było. Po prostu mnie się zdaje, że można było silniej akcentować tę sferę funkcjonowania fotografii, jako niezależną na przykład od przypisywanych jej jakości estetycznych, czy ogólnie – artystycznych. Jak zaznaczyłem, to raczej moje subiektywne wrażenie niż skrystalizowany pogląd. Wielokrotnie, zwłaszcza przez kilka pierwszych lat ukazywania się „KF”, rozmawiałem z jego potencjalnymi odbiorcami, czyli studentami kierunków artystycznych, zachęcając do lektury, a także wyrażenia ich oczekiwań. Znaczna większość z tych opinii była entuzjastyczna, odnosiły się one jednak przede wszystkim do szaty graficznej, zamiast do treści, która była na ogół nieznana. „Kwartalnik” dawał przecież możliwość bycia na bieżąco ze współczesną fotografią, a braku motywacji dla korzystania z tego potencjału nie umiałem zrozumieć i nadal nie rozumiem. Możliwe, że tu między innymi może się kryć odpowiedź na pytanie o rozmijanie się z ewentualnymi oczekiwaniami czytelników. Zapewne pewną barierą była po prostu kwestia ceny (moim zdaniem niewygórowanej), łatwo jest dziś dywagować na temat przykładowo ewentualnych korekt formuły, czy innych zmian. Myślę, że bardzo istotnym problemem był brak dodatkowych źródeł finansowania, co mogło ograniczać elastyczność wydawniczą. Pamiętam zresztą rozmowy wokół tych tematów podczas spotkania z Waldemarem i p. Aleksandrą, którzy dogłębnie analizowali tę sytuację około nieformalnego jubileuszu 10-lecia „Kwartalnika Fotografia”. Jak zresztą wszyscy wiemy, podobne problemy dotyczyły całości rynku czasopism fotograficznych. – Czy można powiedzieć, że „KF” odcisnął się kulturowo na polskim rynku wydawniczym? – Myślę, że „Kwartalnik” oddziaływał w sposób wieloraki. Dziś myślę, że może najważniejsze było coś oczywistego – stanowił przestrzeń upowszechniania wiedzy o fotografii. Brzmi to może nieco
201
śmiesznie i naiwnie, ale uważałem i nadal uważam, że edukacja fotograficzna jest podstawą rzeczywistego rozwoju fotografii. Widziałbym w niej przede wszystkim narzędzie społecznego uświadamiania dla dialogu, a nie ekspresji postaw czy poglądów środowiskowych. Według mnie „KF” odgrywał właśnie taką niezwykle cenną funkcję, nie mogę podzielać bowiem entuzjastycznych opinii na temat ogólnie wysokiej świadomości fotograficznej w naszym społeczeństwie. Na ten temat mam raczej przeciwne zdanie. Uważam, że brak „KF” (szczególnie jako przestrzeni ujawniania złożoności zjawisk fotograficznych) i jego konsekwencje będą ujemne dla postrzegania fotografii, także w dłuższej pespektywie czasowej. Nawet obecnie, gdy przeglądam archiwalne już numery „Kwartalnika”, dostrzegam skumulowany w nich potencjał informacyjny czy intelektualny. Sądzę, że to pozostanie. – Co, pana zdaniem, było największym sukcesem „Kwartalnika”? – Biorąc pod uwagę tak zwany całokształt, myślę, że za sukces „KF” można uznać fakt, iż ukazywał się na dobrym poziomie właściwie przez cały okres istnienia, praktycznie bez wsparcia zewnętrznego. Wiem, że były pewne dofinansowania, ale chyba dalece nieadekwatne do rangi czasopisma. W kwestii merytorycznej, za istotną uznałbym wartość polegającą na chęci podążania za zmienną sytuacją fotografii i jej tendencjami oraz ich popularyzację w sferze społecznej. Dzisiaj, bardziej niż kiedyś, dostrzegam trudności z tym związane, jak konieczności wyborów, konflikty interesów artystycznych oraz szereg innych, i sądzę, że czasopismo W. Śliwczyńskiego radziło sobie z nimi, w miarę możliwości, zupełnie dobrze. – Jak pan ocenia swój osobisty wkład w historię „Kwartalnika”? I czym była dla pana kilkuletnia przygoda z tym czasopismem? – Współpraca z „KF” stanowiła dla mnie cenne doświadczenie zawodowe, otrzymałem bowiem możliwość satysfakcjonującej współpracy z fotograficznymi autorytetami i za to będę zawsze wdzięczny ludziom, dzięki którym było to możliwe. Nie wymieniam w tym miejscu żadnych nazwisk, ponieważ wszystkich współpracowników uważam za jednakowo ważnych. Z tą współpracą wiązały się oczy-
202
wiście miłe i równie ważne dla mnie sytuacje towarzyskie, jak nieformalne spotkania i rozmowy oraz inspiracje dla praktycznych działań i realizacji, co dla mnie bardzo cenne. Część z nich ma zresztą nadal swoją kontynuację w różnej formie. Z drugiej strony mam poczucie niedosytu wynikające ze świadomości, że można było, a nawet należało starać się popełnić nieco więcej niż tych kilka tekstów. Oczywiste jest, że wpływ na to miał cały szereg okoliczności w naturalny sposób towarzyszących tego rodzaju działalności, jak bieżące zapotrzebowanie redakcyjne, inne moje zajęcia, itd. Niezależnie od tych wszystkich kwestii projekt „KF” oceniam jako niezwykle interesujący. Uważam zresztą, że idea wydawania czasopisma reprezentującego przynajmniej znaczną część fotograficznych środowisk, jest ciągle aktualna i nie powinna być całkowicie zarzucona.
MAREK JANCZYK – historyk sztuki, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kustosz, kierownik Działu Fotografii w Muzeum Historii Fotografii w Krakowie. Był organizatorem i kuratorem licznych wystaw oraz imprez i instytucji fotograficznych. Prowadzi zajęcia z historii i teorii fotografii na Podyplomowym Studium Muzeologicznym UJ, Podyplomowych Studiach Rynku Sztuki i Antyków w Krakowskiej Akademii im. Andrzeja FryczaModrzewskiego oraz na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Publikacje w katalogach wystaw, materiałach posesyjnych oraz czasopismach artystycznych. Należy do Stowarzyszenia Historyków Fotografii w Warszawie.
203
Rozmowa z Krzysztofem Jureckim – Z początkiem kwietnia w roku 2000 na rynek wszedł pierwszy numer „Kwartalnika Fotografia”. Ponieważ w tym numerze znalazły się dwa twoje teksty, to należy domniemywać, że o tworzeniu tego czasopisma wiedziałeś dużo wcześniej. Zaprosił cię do współpracy, jak sądzę, Zbigniew Tomaszczuk. W jakich okolicznościach do tego doszło? – Zbigniewa Tomaszczuka znałem od lat 80. W latach 90, jeżdżąc do Warszawy na studia w Instytucie Sztuki PAN, zawsze go tam odwiedzałem. Zaglądałem również, przy okazji, do czołowej polskiej galerii: Małej Galerii ZPAF prowadzonej przez Marka Grygla, z którym miałem organizować dużą wystawę fotografii polskiej. W każdym razie byłem z Tomaszczukiem przez wiele lat w bliskim kontakcie, bo on także działał w orbicie łódzkiej Galerii FF Krzysztofa Cichosza, z którą współpracowałem od około 1990 roku. Pamiętam, że nasze rozmowy ze Zbyszkiem, wtedy jeszcze telefoniczne, o przyszłym czasopiśmie fotograficznym rozpoczęły się w roku 1999. Dowiedziałem się z nich, że siedziba redakcji znajduje się we Wrześni oraz, że pismo będzie promowało polską fotografię. Istotne było na początku to, czego Zbyszek nie ukrywał, że nie ma pieniędzy na honoraria za teksty. A kiedy od razu mówi się autorom, że redakcja nie płaci za teksty, to wiadomo, że ludzie będą pisali niechętnie, albo zaoferują teksty przerabiane, które wcześniej gdzieś już zaistniały. I tak było właśnie w moim przypadku. Nie wszystkie, ale jednak dawałem teksty poprawione lub przeredagowane. Wiele osób robiło dokładnie tak samo. Ten stan rzeczy zmienił się dopiero po śmierci Eryka, kiedy redakcję objął Waldek Śliwczyński. Wracając do początków tego ważnego magazynu, to do pierwszego numeru dałem tekst o Zofii Rydet i drugi o problemie sakralizacji w fotografii Aleksandry Mańczak. Na okładce znalazła się praca Józefa Roba-
204
kowskiego „Termogramy”. Od pierwszego numeru pojawiały się także teksty Eryka Zjeżdżałki. – Jak dzisiaj oceniasz dziewięć pierwszych numerów „Kwartalnika”, które ukazały się pod rządami Tomaszczuka? – Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że było to bardzo dobre czasopismo. Zbigniew Tomaszczuk stworzył pismo na pierwszorzędnym poziomie. Można to porównać z czasopismem „6x9”, w którym wówczas lansowano m.in. błahą fotografię prasową albo bezkrytycznie zachwycano się Ryszardem Horowitzem. Prawdziwą konkurencją dla czasopisma Tomaszczuka był wychodzący w Łodzi magazyn „Foto-Pozytyw”, który wymyślili studenci szkoły filmowej, a jego redaktorem naczelnym w latach 1999-2003 został człowiek ze sfery marketingu, którego nigdy nie widziałem i nigdy nie poznałem – Marcin Will. Ale to pismo zdecydowanie niżej oceniam, choć zdarzały się i tam ważne prezentacje, jak choćby ta o wybitnym fotografie Rogerze Ballenie, pokazanym w Polsce dopiero w 2014 roku. – Potem, jeśli dobrze pamiętam, przejął to pismo Gudzowaty. – On je kupił, wydał jeden numer i zamknął tytuł. Rodzi się więc pytanie, po co to uczynił? Dodam tylko, że cenię jego inicjatywy, jak działalność Yours Gallery w Warszawie, ale zupełnie nie dostrzegam jego działalności jako twórcy. Dla mnie jest on jedynie fotoamatorem, choć członkiem ZPAF, w którego galerii w Warszawie wystawiał w 2012 i nie tylko tam. Ale to inny problem „rozmywania” się dawnego pojęcia artysty. – Wróćmy jednak do początków „Kwartalnika Fotografia”. Interesuje mnie, w jakiej atmosferze rodziło się to pismo, skoro oryginalnych tekstów, pisanych wyłącznie z myślą o nim, było tam niewiele. – Rzeczywiście było ich niewiele. Pierwszy swój oryginalny tekst napisałem dla „Kwartalnika” do numeru pierwszego – Zofia Rydet. Podsumowanie twórczości i życia, a potem był Dotyk poznania w Galerii na Odwachu o wystawie studentów Natalii LL z wrocław-
205
skiej afy [numer 6]. Następnie napisałem dopiero do numeru dziewiątego. Bohaterem tekstu był Michał Szlaga, ówczesny student ASP w Gdańsku, gdzie wykładałem, dziś bardzo znany dokumentalista. Prezentacja dotyczyła jego nietypowych autoportretów pokazujących historię jego rodziny. Ważny był także tekst historyczny Heliografika Karola Hillera, do numeru dwunastego. A co do atmosfery… Cóż, Zbyszek Tomaszczuk, jak sądzę, oparł się przede wszystkim na swoich znajomych, bo tylko oni mogli bez oporów odpowiedzieć na jego propozycję. Był to krąg piszących w końcu lat 80. do „Fotografii” i „Obscury” Jurka Buszy, do którego to kręgu też należałem. Z mojej inicjatywy zaczęła pisać teksty Magdalena Wicherkiewicz, wówczas Ignaczak, moja ówczesna asystentka w Muzeum Sztuki w Łodzi. – Dając swoje teksty, przeredagowywane lub oryginalne, do numerów realizowanych przez Tomaszczuka, miałeś jakieś wyobrażenie na temat czym to pismo ma właściwie być, albo może być? Rozmawiałeś o tym na przykład z wydawcą, czyli Waldkiem Śliwczyńskim lub z Erykiem, który wtedy jeszcze pracował u Janusza Nowackiego w Galerii pf? – Waldka ani Eryka wtedy jeszcze nawet nie znałem. Dopiero w roku 2004, kiedy Eryk już przejmował pismo, poznałem go w Gnieźnie, gdzie przy okazji jakiejś wystawy miałem wykład. Mieszkaliśmy wtedy w jednym pokoju i przez dwa dni rozmawialiśmy o „Kwartalniku” i fotografii. On wtedy powiedział coś, co mnie mocno wzruszyło, że dla niego najważniejszymi fotografami, na których opiera swe idee twórcze, są Andrzej Jerzy Lech i Bogdan Konopka oraz cała klasyka fotograficzna, nazywana umownie „fotografią fotogeniczną”. Wcześniej bywałem w Galerii pf w Poznaniu, gdzie go spotykałem, ale nie było tam szansy na dłuższą rozmowę. W każdym razie, podczas tego gnieźnieńskiego spotkania Eryk powiedział, że mogę pisać do „Kwartalnika” o czym tylko chcę. Potem jednak Eryk, już jako naczelny, zaczął wymyślać bardziej sprecyzowane tematy czy problemy, co w efekcie dawało pismu nową jakość, jakość merytoryczną. Zaczął jeździć na festiwale, także zagraniczne, i pisał z tych zdarzeń duże relacje, w sumie więc za jego życia „Kwartalnik” stał się pismem o znaczeniu i poziomie europejskim. I to jest fakt niedoceniany! Te wyjazdy sprawiły, że rozszerzył krąg
206
współpracowników. W tym gronie znalazła się bardzo dobra autorka z Moskwy Irina Czmyriewa. Pojawiły się też teksty czeskie, na przykład Vladimira Birgusa, który wcześniej na tych łamach zafunkcjonował dzięki Elżbiecie Łubowicz. Ogólnie rzecz biorąc, na początku widać było, że Tomaszczuk reprezentował „orientację” poznańską (tam studiował na ASP i robił doktorat), bo pojawiali się w „Kwartalniku” Piotr Wołyński, Stefan Wojnecki i Andrzej Florkowski. A potem, już za czasów Zjeżdżałki, pismo to stało się magazynem ogólnopolskim i międzynarodowym, także dzięki Bogdanowi Konopce, który wytrwale nadsyłał teksty i prezentacje głównie z Francji. Co ważne, wtedy także „Kwartalnik” zaczął wychodzić z tłumaczeniami głównych tekstów na język angielski. Szkoda tylko, że nie udało się wówczas uruchomić, co jest bardzo trudne w obecnych czasach, prenumeraty z Zachodu, albo bezpośredniej sprzedaży w Londynie, Berlinie czy Paryżu. Dodam na koniec, że traktowałem Eryka jak młodszego brata i jego przedwczesną śmierć bardzo przeżyłem, nie mogłem się z nią pogodzić. – Wspomniałeś o prenumeracie z Zachodu i sprzedaży w głównych stolicach tej części Europy. Jakie warunki trzeba by wtedy spełnić, żeby to się mogło udać? – Jest to proste. Pismo musiałoby być w swej zawartości bardziej angielskie, francuskie czy niemieckie, niż polskie albo zorientowane na środek Europy. Bo tylko to zwróciłoby uwagę odbiorców na redagowany w Polsce „Kwartalnik”. Z tego, co wiem, fotografia polska, jako taka, nie bardzo interesuje odbiorcę z Zachodu. Choć był taki moment około roku 1989, kiedy Wschód, w tym i Polska, bardzo interesowała Zachód, odbyły się wystawy w Lozannie i potem w Bonn. W każdym razie stało się jak się stało, ale najważniejsze, że pismo się rozwijało. Zwiększył się także krąg współpracowników. Zaczął na przykład umieszczać swoje teksty w „Kwartalniku” Maciej Szymanowicz, który najpierw wszedł na miejsce Zjeżdżałki do Galerii pf, a potem, gdy Janusz Nowacki poszedł na emeryturę, przejął kierowanie tą galerią. I wydaje mi się, że to był za czasów Szymanowicza najlepszy okres dla tej galerii. Teraz jest różnie. Wcześniej, od czasu Nowackiego, było to miejsce spotkań, rozmów, teraz już chyba nie…
207
– Jesteśmy już przy szesnastym numerze „KF”, w którym oficjalnie Ireneusz Zjeżdżałka zaistniał jako redaktor naczelny. Ciągle jednak nie wiem, kiedy i w jakich okolicznościach poznałeś Waldka Śliwczyńskiego? – To już było za czasów Eryka, ale chyba przed rokiem 2005. Pamiętam, że pojechałem do Wrześni, gdzie byłem umówiony z Erykiem, albo z jakimś swoim wykładem, ale raczej na jakąś wystawę, bo byliśmy w Muzeum Regionalnym. Wówczas odwiedziłem redakcję. Tam doszło do mojego pierwszego spotkania z Waldkiem, które było bardziej spotkaniem kurtuazyjnym niż merytorycznym. Od Eryka dowiedziałem się, że Waldek jest szefem firmy, że fotografuje i że jest fajnym człowiekiem. Pierwsza moja merytoryczna rozmowa z Waldkiem odbyła się po niespodziewanej śmierci Eryka, czyli dopiero w roku 2008. – Waldek zaprosił wtedy do Wrześni najważniejszych autorów piszących dla „KF” na coś w rodzaju narady programowej. – I to było decydujące spotkanie, szkoda tylko, że tak naprawdę niewiele z tego wyszło. Pamiętam, że przyjechała Karolina Lewandowska, był Maciej Szymanowicz, był Lech Lechowicz (oraz parę innych osób) i w tym gronie mieliśmy kilkudniowe spotkanie, podczas którego ustaliliśmy koncepcję pisma. Ktoś to nawet protokołował. Waldek wtedy poinformował nas, że on przejmuje pismo. Przedstawił też swoją córkę Aleksandrę, wtedy studentkę ASP w Poznaniu, która została sekretarzem redakcji. Ustaliliśmy dosyć szczegółowy kształt projektu, ale to nie było niestety realizowane. Przeszedł na przykład mój pomysł, żeby robić kolejne numery monograficzne, trochę na wzór „Formatu” czy słowackiego „Imago”, pod metaforyczną nazwą „Sąsiedzi”, w których po kolei miała być prezentowana fotografia: niemiecka, czesko-słowacka, ukraińska, rosyjska i być może litewsko-bałtycka. Od tego chcieliśmy rozpocząć nową odsłonę „Kwartalnika”. Oczywiście byłyby też i polskie prezentacje oraz relacje z polskich festiwali fotografii. Pomysł dalej jest do zrealizowania. Nie zrobili tego ani Niemcy, ani nasi wschodni i południowi sąsiedzi. To jest pomysł na odkrywanie fotografii Europy Środkowej i Wschodniej. Nasza fotografia byłaby najbliższa słowackiej, czeskiej, węgierskiej nawet i bułgarskiej, bo mieliśmy
208
ten sam totalitaryzm i tak samo działające partie komunistyczne. Mieliśmy podobne uwarunkowania polityczne, gospodarcze i kulturowe. Wszędzie tam, w tych krajach socjalistycznych, podobnie jak u nas, pojawił się też feminizm. Można więc było to przebadać i zastanowić się nad kilkoma ważnymi problemami. Zauważ na przykład, że pomimo iż działa w Polsce kilkadziesiąt szkół artystycznych, że mieliśmy kilka pism artystycznych i że funkcjonuje tutaj ileś galerii, to jestem przekonany, że fotografia czeska i fotografia litewska są bardziej w Europie i na świecie rozpoznawalne niż fotografia polska. Nad tym zjawiskiem należałoby się zastanowić. Od razu jednak pojawił się problem z prawami autorskimi do fotografii, bo przecież nikogo nie stać na to, aby płacić na przykład kilkadziesiąt euro za jedno zdjęcie. Rzecz w tym, aby takie zdjęcie uzyskać dla czasopisma za darmo, bo to jest przecież promocja fotografii z określonego kraju. – Pomysł, jednym słowem, był rewelacyjny, ale... – Ale nie doszło do jego realizacji. Waldek rozpoczął swoje działania redaktorskie od numeru w połowie poświęconego Erykowi. Teksty były bardzo dobre. Zresztą wspólnie zastanawialiśmy się podczas tego spotkania autorów, kto jeszcze mógłby coś napisać o Eryku? Powinien taki tekst napisać także Andrzej Jerzy Lech. On jednak nie napisał nic na temat Eryka, którego znał i dla którego był swoistym fotograficznym guru. Eryk do końca życia nie tylko pisał o Andrzeju, ale także pokazywał jego wystawy w Polsce. Pamiętam na przykład taką wystawę także w Sofii (2005), w Bułgarii, do której przyczynił się właśnie Eryk. Bardzo się dziwiłem, że Andrzej Lech nic w tej kwestii nie zrobił. A przecież wystarczyło umieścić w numerze wspomnieniowym najmniejszy choćby ślad własnej pamięci o Eryku w postaci zdjęcia czy kilku słów. – Zatem, wracając do głównego wątku naszych rozważań, Waldek zaczyna redagować „Kwartalnik” od numeru 26/27, pomaga mu w tym córka Aleksandra jako sekretarz redakcji, sporo się w tym czasie zmienia w sposobie redagowania pisma i w doborze autorów, ale ty w pewnym momencie kończysz swoją współpracę z redakcją.
209
– Ta współpraca trwała do roku 2010. – Ostatni twój tekst ukazuje się w 34 numerze „Kwartalnika”. – No tak. Na początku podobało mi się to, co robił Waldek, choć widziałem już taki trend, dla mnie zły, że pismo kładzie coraz większy nacisk na fotografię ze środowiska poznańskiej ASP. Weźmy chociażby te coroczne prezentacje dyplomów studentów fotografii. Zastanawiałem się, po co to komu? Sugerowałem Waldkowi, aby z takim samym nakładem pracy, ale za to z dużo lepszym efektem, zaprezentować zbiory fotografii Muzeum Sztuki w Łodzi, albo kolekcję Muzeum Narodowego we Wrocławiu albo z innych ASP. Ciągle na łamach były dyplomy lub jacyś mało znani fotografowie, a ja sugerowałem na przykład zdjęcia i wideo Andrzeja Dudka-Dürera, którego monografię opracowałem i pokazywałem w całej Polsce w 2007 roku. Dzisiaj można już sprawdzić, ilu zaprezentowanych wtedy młodych artystów przetrwało w świecie fotografii i co się z nimi dzieje? Do najważniejszych wylansowanych przez „KF” należy na przykład Magda Hueckel [prezentacja w numerze 33] i z tego faktu mam dużo satysfakcji, ponieważ autorka niesamowicie rozwinęła swój talent, oraz Marcin Sudziński [tekst Bogdana Konopki z tego samego numeru]. W ich twórczość wierzę, bo jest autentyczna. Zawsze trzeba poszukiwać, choć jest to trudne, tych najbardziej istotnych artystów. A poza tym zastanawiałem się, czy ASP w Poznaniu jest taką super szkołą, że każdy dyplom licencjacki i magisterski zasługuje na prezentację w „Kwartalniku Fotografia”? Mówiłem: pokazujmy inne środowiska. Właśnie Elżbieta Łubowicz próbowała takich eksploracji zamieszczając wywiady z istotnymi pedagogami, którzy prowadzili zajęcia na różnych krajowych ASP czy w szkole filmowej w Łodzi. I to był kierunek zdecydowanie słuszny. Na marginesie tylko dodam, że ówczesna poznańska ASP od lat 90. do około 2010 roku, niezależnie od wszystkiego, co tu mówię, miała swój bardzo dobry moment, była najważniejszą uczelnią o profilu fotograficznym w kraju. Obecnie poziom Uniwersytetu Artystycznego w 2015 roku jest znacznie niższy. Brakuje, i to bardzo, autorytetów takich jak Wojciech Bruszewski czy Zbyszko Trzeciakowski... Pamiętam na przykład poznańską wystawę studentów „To coś”, która znalazła się na Foto-Festiwalu w Łodzi w roku 2013, i dochodzę do wniosku, że (z wyjątkiem Ewy Kasperek) to był jakiś kosz-
210
mar. Także ekspozycja Piotra Wołyńskiego pokazana w FF w 2012 też mnie rozczarowała. Nie chcę krytykować Uniwersytetu Artystycznego, gdyż problem obniżenia poziomu nauczania fotografii oraz innych dyscyplin artystycznych jest od pewnego czasu powszechny w całej Polsce i dotyczy „kryzysu fotografii-sztuki”. Także zbyt łatwo przyznaje się stopnie naukowe z zakresu fotografii…, ale to inna kwestia. Zdecydowanie najlepiej wypada od kilku lat fotografia w szkole filmowej w Łodzi, co potwierdziła tegoroczna wystawa w Lozannie „reGeneration3”. I co ciekawe, młodzi adepci ze szkoły filmowej (na przykład Piotr Zbierski, Robert Mainka), są dla mnie bardziej intersujący od zmanierowanych Czechów z FAMU czy Opavy. – Co takiego sprawia, twoim zdaniem, że ponoć źle się dzieje na poznańskim Uniwersytecie Artystycznym? – Odeszła stamtąd Natalia LL i Grzegorz Przyborek – chyba najlepszy polski pedagog w zakresie fotografii. Także nie naucza już Stefan Wojnecki, który uczył intelektualnego czy konceptualnego (postmedialnego) myślenia. Przyszedł na uczelnię, co prawda, charyzmatyczny Konrad Kuzyszyn, tylko że Kuzyszyn był artystą głównie w latach 90., choć teraz od 2014 roku próbuje w Łodzi pokazywać młodych adeptów z Poznania. – A wracając do „Kwartalnika Fotografia”... – Za czasów Waldka Śliwczyńskiego było wiele dobrych prezentacji na łamach oraz wiele ważnych omówień i relacji z festiwali fotograficznych, z Krakowa, Łodzi, Bratysławy, etc. To nie podlega dyskusji. Można by oczywiście zastanowić się, czy w tym okresie wylansowano kogoś artystycznie zauważalnego, jak wcześniej przydarzyło się to „Kwartalnikowi” z Jerzym Wierzbickim czy Szlagą – uznanymi dzisiaj dokumentalistami. Pismo, z jednej strony, ocenia się po tekstach i patrzy się, czy one coś dodają do stanu obecnego, a z drugiej strony po fotografiach. Patrzymy więc i zastanawiamy się, czy to, co było wtedy prezentowane, jest istotne także dzisiaj i ile znaczy? I jak długo przetrwa w świadomości odbiorców: fotografów i historyków. W ostatnich numerach nie wykorzystano potencjału takich tematów, jak „śmierć” [numer 35] czy „wojna w Afganista-
211
nie” z numeru trzydziestego dziewiątego, z 2012 roku, ze spóźnioną prezentacją Andrzeja Jerzego Lecha, dotyczącą ekspozycji z Łodzi z roku 2011, na której Waldek był obecny. – Pytamy zatem, czy tamte prezentacje stanowią istotny wkład do historii fotografii, kultury i sztuki? – Dokładnie o to pytamy. Śmiem twierdzić, że za Tomaszczuka były takie prezentacje, na przykład z moich tekstów te o Krzysztofie Cichoszu, Józefie Szymańczyku i Wiktorze Polaku. Takie artykuły pojawiały się zwłaszcza za czasów Zjeżdżałki. Szczególnie te, dotyczące, w moim pisaniu: Andrzeja Dudka-Dürera, Diany Ducruet, Leszka Żurka, Sylwii Kowalczyk, Grzegorza Zygierza, czy ta o Natalii LL z numeru dwudziestego trzeciego. Oczywiście, co trzeba podkreślić, było bardzo dużo prezentacji innych autorów. Ważne zdarzały się także za czasów Waldka, jak np. o Januszu Leśniaku, Katarzynie Majak, Zbigniewie Liberze czy Marku Piaseckim. Waldek w końcu decydował w pełni merytorycznie o zawartości kolejnych numerów, ale – co ważne – dzielnie wspierała go w tym córka Aleksandra, która z powodzeniem wprowadziła na łamy kilku swoich kolegów. – Dzisiaj można powiedzieć, że to było fajne w swej otwartości młode pokolenie. – Tyle tylko, że ono nie do końca mnie przekonywało. Widziałem w tym postkonceptualizm, medializm, a nawet myślenie dla mnie anachroniczne. Podobnie ambiwalentnie prezentowały się według mnie teksty Kuby Ryniewicza i Zuzi Sokołowskiej w przeciwieństwie do klarownych tekstów Doroty Łuczak. Oczywiście nie zmienia to faktu, że warto i trzeba dawać szanse publikowania zarówno młodych jak i starszym krytykom. W czasopiśmie potrzebny jest pluralizm, a nawet zderzenie postaw. – Mówimy teraz o „Portfolio Młodych”. – Tak. I to była w „Kwartalniku” ważna przestrzeń prezentacji. W sumie więc zbliżamy się do tego, że w którymś momencie prezentacje młodych fotografów oraz teksty, które wtedy publikowano, za-
212
czynały mnie rozczarowywać. Pamiętam na przykład taki amatorski, nonszalancki tekst Mariki Zamojskiej z Galerii Starter, która wtedy działała w Poznaniu. Zmierzam do tego, że nie każdy, kto prowadzi dobrą galerię, potrafi pisać ciekawe teksty, albo prezentuje ciekawych fotografów. – Uważasz, że nie każdy, kto prowadzi dobrą galerię, ma coś sensownego do powiedzenia? – Czym innym jest pokazywanie wystaw, a czym innym pisanie o nich. I w przypadku tej konkretnej autorki mogę powiedzieć, że niektórych tekstów, jakie ona stworzyła dla „KF”, nie powinno się publikować. Pamiętam do dziś swe zażenowanie krótkim tekstem Zamojskiej o Iwo Rutkiewiczu [numer 34]. A jeśli już, to powinno się takie teksty redakcyjnie przerabiać. Na tym, między innymi, polega praca redaktora naczelnego, żeby (jak robił to właśnie Eryk) poprawiać teksty infantylne lub pretensjonalne. Na drugim końcu, w kontrze do nijakich tekstów Mariki Zamojskiej, można postawić teksty Lecha Lechowicza, Marianny Michałowskiej czy Adama Soboty. Był taki świetny numer, w którym Waldek zamieścił zestawione razem trzy teksty przez niego zamówione (zamawiał u innych jeszcze autorów, ale nie wszyscy temat udźwignęli), właśnie Lechowicza, Soboty i mój, w których mieliśmy zmierzyć się z teorią fotografii. Nie jest rzeczą prostą napisać taki artykuł, który wymaga od autora także kompetencji filozoficznych. Ale wróćmy do sedna sprawy... Tak więc, w którymś momencie, po doświadczeniach z prezentacjami i tekstami niektórych młodych autorów, doszedłem do wniosku, że nie chcę już pisać do „Kwartalnika Fotografia”. To nie była decyzja natychmiastowa. Kilka razy przynajmniej sugerowałem Waldkowi, że „KF” zmierza w złym kierunku. Uważałem, że dla dobra sprawy coś radykalnie trzeba zmienić w tej optyce. – Waldek zareagował na twoje sugestie? – Nie reagował. A szkoda, bo wystarczyło powołać kolegium redakcyjne (co postulował także w rozmowach ze mną Maciej Szymanowicz), które zajmowałoby się recenzowaniem i ocenianiem napływających tekstów. W ten sposób mógł zaistnieć system selekcji, który wyeliminowałby teksty słabe i nijakie. Przeciwieństwem takiej po-
213
stawy jest arbitralność, ale można i tak. Ja mimo wszystko nie przestawałem pisać dla „Kwartalnika”, czekałem… Pamiętam z tamtych czasów swój ważny, jak sądzę, tekst o Marku Piaseckim [numer 31], którego prace dwa lata temu zostały kupione przez MoMA w Nowym Jorku. Drugi ważny mój tekst z tamtego okresu, tekst mocno krytyczny, traktował o swoistej mitomanii Zbigniewa Libery [numer 32], a konkretnie o jego wystawie w Zachęcie. Krytyczny namysł jest zawsze istotny w moich recenzjach. Ale krytyka dziś prawie nie istnieje. – „Kwartalnik” może zbyt rzadko publikował teksty mocno krytyczne. – Ale chociaż takowych nie odrzucał, jeśli już się trafiły. Dobre czasopismo o fotografii, jeśli ma być czytane, to musi mieć w swojej ofercie propozycję ważną i odkrywczą. Dziś mam wrażenie, że na wielkich festiwalach w Łodzi i Krakowie rządzi biznes, mniej lub bardziej widoczny. Dobre czasopismo zawsze jest w jakiś sposób opiniotwórcze. Oczywiście w sposób kulturalny, ale poglądy autorów muszą tam być widoczne, bo one w konsekwencji składają się na poglądy pisma jako całości. Nigdy tak nie było, że wszystkie rodzaje fotografii są tak samo wartościowe, a wszyscy fotografowie są tak samo istotni. Trzeba zawsze wybierać tych najlepszych i ewentualnie krytykować tych, którzy uchodzą za bardzo ważnych a takimi nie są. I w kontekście tych uwag podkreśliłbym wagę ciekawych tekstów Katarzyny Majak, które wówczas pojawiły się w „Kwartalniku”. W każdym razie potem był jeszcze tylko jeden mój tekst, w numerze 34, i w końcu wycofałem się z „Kwartalnika”. Na moje miejsce, jeżeli można tak powiedzieć, wszedł Adam Mazur, który w zespole „Kwartalnika” stał się bardzo ważną osobą, z zupełnie inną koncepcją (niż moja) oglądu fotografii, zwłaszcza najnowszej. Jest to krytyk, który zupełnie nie ceni takich artystów, jak Bogdan Konopka, Janusz Leśniak czy Andrzej Jerzy Lech. Oczywiście ma do tego prawo. Polemizowałem z nim dwukrotnie w „KF”, raz o wystawie Fotografia polska lat 90., niepotrzebnie zbyt „ostro”, i potem już kulturalnie o wystawie Wilczyka Niewinne oko nie istnieje, która dla mnie jest mocno przereklamowana, bo jej idea jest źle zmaterializowana, czego krytycy nie dostrzegają. Ale to był przedruk z internetowego „Obiegu”. Adam Mazur zaproponował i przeforso-
214
wał to, co nazywamy nowym dokumentalizmem, ale jeśli zajrzymy do katalogu wystawy, to zobaczymy, że to jest po prostu zlepek kilku tendencji, według mnie czterech, o czym kiedyś napisałem tekst do „Formatu” [2008, nr 54]. Za nimi kryje się w dużej mierze ironia i ironiczne postrzeganie świata. Adam Mazur, dodajmy bardzo wpływowy krytyk i wykładowca akademicki, lansuje takich fotografów jak np. Tomasz Gudzowaty, czy jeszcze bardziej problematyczni, aby wymienić z albumu „Decydujący moment” przykładowe nazwiska: Cezary Ciszewski, Kuba Dąbrowski, Mikołaj Długosz, Michał Jelski, Kacper Kowalski, Krzysztof Kozanowski, Damian Kramski etc. Niewiele z tych wyborów przetrwa, jak sądzę. – A jak to wszystko przekłada się na zawartość „Kwartalnika” po twoim odejściu. Bo powiedziałeś, że Mazur wszedł na opuszczone przez ciebie miejsce i tym samym zmieniła się opcja czasopisma. – Bo się zmieniła. Ale to redaktor naczelny dokonał tej zmiany, nie Mazur. Adam Mazur, w opozycji do starszych krytyków, czyli na przykład w opozycji do mnie, do Adama Soboty czy Lecha Lechowicza, reprezentuje „inne patrzenie”. Ale wcale nie twierdzę, że jest ono gorsze, jest inne, oparte na materializmie dialektycznym czy – precyzując – na neomarksizmie. Ale uwaga, nieżyjący już Krzysztof Makowski powiedział mi kiedyś, że ja i Mazur jesteśmy do siebie w swym krytycznym patrzeniu bardzo podobni. I zastanawiam się często nad jego określeniem. – Ale Mazurowi chyba o coś innego chodzi. – Zupełnie o coś innego. Interesuje go zupełnie inny typ fotografii, taki chociażby jak to, co wytwarza Zuza Krajewska czy Bartek Wieczorek z banalnymi dla mnie zdjęciami celebrytów. Adam zbytnio wierzy w taki przekaz, dla mnie w większości, jako formuła glamour – nudna. Zdecydowanie wolę zdjęcia Staszka Wosia, który miał duży wpływ na fotografię polską od początku lat 90., co jest do udowodnienia na potencjalnej ekspozycji na ten temat. Od 2007 roku organizuję pokazy w Wozowni w Toruniu, pokazując to, co mnie interesuje Dodam, co jest smutne, że Muzeum Sztuki nie chce ze
215
mną współpracować i nie korzysta z wielkiego zbioru fotografii, jaki się tu znajduje. – Czas pokaże, zweryfikuje... – Tak jest, czas pokaże. Nie zmienia to oczywiście faktu, że Adam Mazur ma pełne prawo do własnych wyborów. I dobrze, że jest ktoś taki jak on, kto zajmuje się tym, co dzisiaj dzieje się w młodej fotografii. Byłoby nawet źle, gdyby wszyscy cenili to samo. Byłaby to zabójcza dla sztuki monokultura. On prezentuje widzenie ponowoczesne, w którym zupełnie rezygnuje się z kategorii wartości, podmiotowości twórczej i oryginalności. Liczy się zaś ironia lub trauma (np. Wojciech Wilczyk). Jest to także często fotografia mody lub przeciwnie – prasowa albo fotografia reklamowa. Ja jednak byłbym przeciwny, żeby zrównywać kogoś z obszaru fotografii reklamowej z twórczością Zofii Rydet, czy Lewczyńskiego. Oczywiście można powiedzieć, że fotografia jest bardzo płynnym i zmiennym obszarem. – Te postaci nie posiadają wspólnego mianownika? – Teraz nie posiadają. Może to się zmieni za 50 lat, kiedy pojawią się nowe podziały i klasyfikacje, kiedy pole oglądu zawęzi się do mniejszej ilości prac i twórców. – To wszystko, o czym mówisz, pojawiło się w ostatnich numerach „Kwartalnika”, kiedy nikt nie zakładał jego zamknięcia. Gdyby nie nagły i niespodziewany koniec, to wszystko to mogło się jeszcze pięknie, interesująco rozwijać, a nawet dalej ewoluować. – I właśnie dlatego wielka szkoda, że „Kwartalnika” już nie ma. Pozostała pustka, która wygląda źle, ponieważ nie wiemy, co potencjalnie ważnego się odbywa na przykład w Gorzowie na Konfrontacjach Fotograficznych albo w ODA w Piotrkowie, gdzie jest na przykład wielkie biennale sztuki z ważnym udziałem fotografii. Facebook jest tylko cząstkowy i zwodniczy, oczekując głównie na lajkowanie, a nie na dyskusję .
216
– Pismo ukazywało się przez 13 lat. Był to wspólny, kolosalny wysiłek wielu autorów, kolejnych redaktorów naczelnych i Wydawnictwa KROPKA. Czym zatem „Kwartalnik” był przez te 13 lat dla polskiej kultury i świata fotografii? – Najlepszy czas dla polskiego piśmiennictwa fotograficznego to były lata 80, kiedy do ówczesnej „Fotografii” pisywali między innymi Urszula Czartoryska, Barbara Kosińska, Jerzy Busza, Jan Maria Jackowski, Adam Sobota. Nawiasem mówiąc, wychowałem się na tym magazynie. I tylko z tym okresem można porównać dorobek „Kwartalnika Fotografia”. Tyle tylko, że tamto czasopismo miało redakcję w Warszawie, sekretarza redakcji oraz etaty. Ponieważ było ono na tak zwanym garnuszku państwa. Redakcja dobrze płaciła autorom za zamówione teksty. W przypadku „Kwartalnika” wydawanego we Wrześni tego wszystkiego zabrakło, bo małego wydawnictwa nie było stać na takie wydatki. Tak więc najtrudniejsze zadanie miał w tym przedsięwzięciu Tomaszczuk, bo nie tylko zaczynał od zera, ale jeszcze musiał namówić wiele osób na współpracę z nowopowstającym czasopismem, które nie płaciło honorariów. Najciekawszy moim zdaniem czas „Kwartalnika Fotografia” to był czas Ireneusza Zjeżdżałki. Wtedy też chyba powstała największa liczba istotnych tekstów, które ukazały się na łamach tego czasopisma, oraz największa liczba wartościowych prezentacji środkowoeuropejskich i światowych. – Ostatni numer „KF” ukazał się w grudniu 2012 roku. Z perspektywy czasu, który minął od tamtej pory, można chyba jakoś podsumować całościowy dorobek tego bytu wydawniczego. – Można to zrobić w kontekście innych czasopism o fotografii, jakie się wtedy ukazywały w Polsce. Była więc wydawana we Wrocławiu „Camera Obscura” Zbyszka Tomaszczuka(!), był wydawany w Krakowie „Świat obrazu”, był łódzki „Foto-Pozytyw”. Poza tym fotografia zaistniała także w wielu pismach poświęconych przede wszystkim sztukom plastycznym, jak choćby „Exit” (1990-2014). I tu należy wspomnieć przede wszystkim wrocławski „Format” Andrzeja Saja, który od 1990 roku co jakiś czas opracowuje numery w całości poświęcone fotografii. „Format” być może dzięki tym numerom przejdzie do historii, bo Saj najlepiej czuje się właśnie w pro-
217
blematyce fotograficznej. Tak więc „Kwartalnik Fotografia” na tle tych wszystkich czasopism prezentował się bardzo dobrze. Ubolewam, że pismo upadło. W efekcie pierwszy raz od zakończenia II wojny światowej mamy moment, że od kilku lat nie ukazuje się żadne poważne pismo w całości poświęcone sprawom fotografii. W tym momencie powstaje pytanie, czy jest w Polsce środowisko fotograficzne, które zdaje sobie sprawę z tego, o czym mówimy, że to jest stan niepokojący? – Można założyć, że nikt na bieżąco nie bada, nie odnotowuje, nie porządkuje tego, co dzieje się w świecie polskiej fotografii. – Z tego powstaje więc swoista magma, o której nie wiadomo, czym jest i co sobą reprezentuje. Owszem, są dwa duże festiwale fotografii – w Łodzi i w Krakowie, ale co z nich pozostaje poza grubym katalogiem? Błahe i powierzchowne teksty, choć można inaczej. Festiwal w Krakowie praktycznie co roku otrzymuje z MKiDN dotację w wysokości kilkuset tysięcy złotych, a „Kwartalnik Fotografia” raz lub dwa razy dostał na swoją działalność dotację w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych. Źle funkcjonuje system grantów, ale i on upada. A porównajmy, co zostaje po festiwalu krakowskim (poza katalogiem), a co pozostało po trzynastu latach wydawania „Kwartalnika”? Dlatego pytam: gdzie w Polsce jest środowisko gotowe stworzyć nowe pismo fotograficzne? Kto zacznie kolejną odnowę? – Może ZPAF? – ZPAF? Chyba nie, bo sam jest w marazmie, co widać po poziomie wystaw w Warszawie w siedzibie związku. Muzeum Historii Fotografii w Krakowie? Też nie, choć właśnie te dwie instytucje mogłyby występować o pieniądze na taką działalność wydawniczą. Trzecia możliwość, to wyższe szkoły artystyczne, które mają wydziały i katedry poświęcone kształceniu w zakresie filmu, fotografii i multimediów. To one mogłyby i powinny stworzyć czasopismo o charakterze krytyczno-historycznym. Wystarczy tylko powołać wspólne kolegium redakcyjne, a potem terminowo dostarczać materiały konieczne do wydawania czasopisma. Inne możliwości raczej nie istnieją, a na prywatny biznes nie ma co liczyć. Dlatego wielka chwała Waldkowi Śliwczyńskiemu, który przez trzynaście lat dokładał do
218
interesu ze swojej prywatnej kieszeni. Potrafił nie tylko stworzyć, ale także utrzymać pismo na naprawdę przyzwoitym poziomie. – Jego postawa i jego trud były ewenementem na skalę kraju. Zrobił tyle, ile mógł, na ile starczyło mu determinacji, sił i pieniędzy. Pewnie zawsze można zrobić coś w tej materii więcej i lepiej, albo pójść w innym kierunku, na przykład w kierunku pełnego umiędzynarodowienia autorów piszących i prezentacji. – Można też było rozszerzyć zespół polskich autorów o ludzi pokroju Witolda Kanickiego, który pod koniec dostarczał świetne teksty, był mądrym i bardzo sprawnym recenzentem. Ogólnie rzecz biorąc, żeby pismo było żywe, to musi posiadać dość liczną grupę współpracowników, a poza tym musi posiadać w rezerwie nie tylko kolejnych autorów, ale także gotowe teksty. – Na koniec już zastanówmy się, dlaczego „Kwartalnika Fotografia” nie czytali (poza wyjątkami) zaawansowani fotoamatorzy, albo przedstawiciele fotografii prasowej i twórcy z kręgów FIAP-owskich? – Pewnie dlatego, że im nie jest do niczego potrzebna refleksja intelektualna dotycząca fotografii, refleksja estetyczna i filozoficzna. A o tych sprawach mówiło się i pisało na łamach „Kwartalnika”. Zaawansowany amator czy fotoreporter prasowy wie przede wszystkim to, że musi „strzelić” dobrą fotę. Niektórzy znają kilka nazwisk światowych sław fotograficznych. Bywają wśród nich i tacy, którzy liznęli trochę historii fotografii, ale intelektualizm nie jest im potrzebny do realizowania się w ramach swoich zainteresowań czy częściej biznesu, na przykład reklamowego. Dlatego też takie pismo, jak „Kwartalnik” Waldka Śliwczyńskiego przede wszystkim powinno być adresowane do studentów, do ludzi młodych, ale nie tylko do nich. Bo jeśli się zastanowimy, to potencjalnie istniał i nadal istnieje krąg odbiorców dla pisma o skłonnościach intelektualnych, ale z dużą zawartością „dobrej” fotografii. Nie zmienia to faktu, że pismo, aby wyjść na zero i zarobić parę złotych na dalszą działalność, musi systematycznie sprzedawać się w ilości kilku tysięcy egzemplarzy. Teoretycznie, można też dla pieniędzy w takim piśmie, w umiarkowany sposób reklamować sprzęt foto albo jeszcze lepiej galerie.
219
– „Kwartalnik” w najlepszych czasach sprzedawał 2500 egzemplarzy, a potem było już tylko coraz gorzej. Ostatni numer ukazał się w nakładzie 1700 egzemplarzy, a – jak się z czasem okazało – nie kupowali go i nie czytali także studenci szkół artystycznych i szkół fotograficznych oraz ich wykładowcy. – To jest zjawisko natury ogólniejszej. Czytelnictwo związane z kupowaniem czasopism zaczynało się załamywać na początku XXI wieku, kiedy w Internecie pojawiły się różne amatorskie fotokopie artykułów, całych książek i czasopism. Ludzie pomyśleli więc, po co kupować drogie pismo za dwadzieścia złotych, skoro można je skserować albo sfotografować i mieć w komputerze. A poza tym, gdyby „Kwartalnik” funkcjonował także w Internecie, w wersji elektronicznej, którą można byłoby pobierać za jakąś tam opłatą, to kto wie, czy jego losy nie potoczyłyby się inaczej? Ale... „jest jak jest”. – Zatem, reasumując, „Kwartalnik Fotografia” był ważnym, długoletnim wydarzeniem na rynku czasopism fotograficznych? – Bardzo ważnym, co do tego nie mam wątpliwości. Mało było w nim tekstów błahych lub niepotrzebnych. A takie zdarzają się przecież w każdym czasopiśmie. – Zupełnie na koniec chciałem cię spytać jeszcze o Ireneusza, który sam już niczego nie powie. Eryk został redaktorem naczelnym „Kwartalnika” co prawda już po doświadczeniach zawodowych wyniesionych z poznańskiej Galerii pf, ale ciągle jeszcze kształtował się jako praktykujący fotograf i jako autor tekstów o fotografii. Na pewno potrzebował wsparcia, także intelektualnego, starszych, doświadczonych kolegów i mentorów. Czy ty miałeś jakiś wpływ na kształtowanie jego gustów i poglądów w obrębie fotografii? – Krąży taka opinia, że go jakoś ukształtowałem i lansowałem. Ale prawda wygląda tak: Eryk był bardzo samodzielnym człowiekiem. Wysyłałem mu teksty, ale to on podejmował decyzje, co do ilości zdjęć w danej prezentacji i ewentualnego zdjęcia na okładce. To, że się przyjaźniliśmy, nie przekładało się na żaden protekcjonizm z
220
mojej czy z jego strony. Był etycznym i sprawiedliwym człowiekiem i redaktorem wobec wszystkich. Mogę powiedzieć, że rzadko zdarzają się tak uczciwi, jak on, fotografowie i redaktorzy. Moje spotkanie z Erykiem było jednym z najważniejszych w życiu. Takimi osobami byli dla mnie także Lewczyński i Woś. Dzisiaj, gdy rozglądam się dookoła, to nie widzę już takich autorytetów. Eryk prowadził pismo w sposób bardzo odpowiedzialny i – powtarzam – uczciwy. Nasz kontakt faktycznie był bliski, codziennie rozmawialiśmy na Skypie, często się spotykaliśmy. Traktowałem go jak młodszego brata, ale już mądrego i samodzielnego w swoich wyborach. KRZYSZTOF JURECKI – urodzony w 1960 r. Absolwent historii sztuki na UJ w Krakowie (1985) oraz studiów doktoranckich w IS PAN w Warszawie (1990-93). Od końca lat 80. autor wielu tekstów z zakresu historii sztuki i fotografii („Projekt”, „Fotografia”, „Obscura”, „Obieg”, „Student”, „Format”, „Art&Business”, „Arteon”, „Krytyka Literacka”). Stały współpracownik pism „Kwartalnik Fotografia” (2000-2010) i „Exit” (1990-2014). Od 1997 roku członek AICA oraz od 2002 honorowy członek ZPAF. Interesuje się problematyką historii polskiej awangardy oraz fotografii XX wieku, w tym historią surrealizmu, fotografii niemieckiej lat 50., oraz fotografii amerykańskiej po II wojnie światowej. Autor książek: Fotografia polska lat 80., ŁDK, Łódź 1989, Słowo o fotografii (wraz z K. Makowskim), Łódź 2003, Poszukiwanie sensu fotografii rozmowy o sztuce, (Łódź 2009). W latach 1985-2005 pracował w Muzeum Sztuki w Łodzi, gdzie w latach 1998-2005 był kierownikiem Działu Fotografii i Technik Wizualnych. Kurator wielu wystaw, m.in.: Zmiana warty. Młoda fotografia polska (wraz z K. Cichoszem) [1991]; Edward Łazikowski. Prace z lat 1979-1998 [1998]; Zofia Rydet. Fotografie (1911-1997) [1998]; Pamięć obrazów. Grzegorz Przyborek i Aleksandra Mańczak [1999]; Zygmunt Rytka. Ciągłość nieskończoności [2000]; Jan Saudek. Fotografie [2001]; Cielesność ciała. Natalia LL i jej uczniowie (wraz z M. Wicherkiewicz) [2001]; Wokół dekady. Fotografia polska lat 90. (wraz K. Cichoszem i A. Sobotą) [2002], Fotoinstalacje Krzysztofa Cichosza [2003]; Prawdziwa historia grupy artystycznej Łódź Kaliska (1979-2004) [2004/2005]; Jerzy Lewczyński. „Archeologia fotografii". Prace z lat 1941-2005 [2005]; Erwin Olaf: Viritatis Splendor. Fotografie z lat 1988-2003 [2005]; Światło ze Wschodu [2005-2006]; XX wiek w fotografii polskiej. Z kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi [2006]; Andrzej Dudek-Dürer. Rekonstrukcja tożsamości. Fotografia i wideo. Prace z lat 1965-2005 [2006-07]; Diane Ducruet. Pasażerowie i inne fotografie [2007]. Od 2007 współpracuje z galerią Wozownia w Toruniu i ODA w Piotrkowie
221
Trybunalskim. Od 2005 jest wykładowcą w Wyższej Szkole Sztuki i Projektowania.. Był także wykładowcą Wyższego Studium Fotografii w Warszawie (1992-93), ASP w Poznaniu (1994-96) i ASP w Łodzi (1994-2005), ASP w Gdańsku (1997-2010). Prowadzi blog http://www.jureckifoto.blogspot.com Posiada kolekcję fotografii http://omniekrzysztofjurecki.blogspot.com
222
Rozmowa z Witoldem Kanickim – W celu nagrania tej rozmowy spotkaliśmy się 7 sierpnia 2015 roku w Poznaniu, a zaczniemy od próby ustalenia, od kiedy, w jakim momencie istnienia „Kwartalnika Fotografia” zacząłeś śledzić jego losy lub zwyczajnie czytać to czasopismo? – Pamiętam „Kwartalnik” jeszcze z czasów studenckich, a były to lata 1999-2004, kiedy nie zawsze było mnie stać, żeby to czasopismo kupić. Przeglądałem je więc dosyć często w toruńskim Empiku, bo w Toruniu właśnie studiowałem. – Jakie wrażenie zrobił na tobie wtedy „KF”? – Bardzo pozytywne. Czytałem numery wydane przez Tomaszczuka i kilka pierwszych numerów Zjeżdżałki. A pozytywne wrażenie wynikało przede wszystkim z faktu, że ówczesna zawartość „Kwartalnika” odbiegała od tego, co się na temat fotografii ukazywało w innych czasopismach fotograficznych. Nie pamiętam już tytułów innych magazynów, poza chyba „Pozytywem”, ale wszystkie wyglądały raczej miałko w porównaniu z „Kwartalnikiem”, który znacząco odstawał formą i treścią. Największym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że czasopismo to jest redagowane i drukowane we Wrześni. Brało się je do ręki i miało się poczucie światowego poziomu. To był fenomen. Nawet przez myśl mi wtedy nie przeszło, że kiedyś będzie mi dane pisać do tego magazynu. – A zapamiętałeś z tamtego okresu jakieś konkretne teksty? – Jeżeli mówimy o pamięci tekstów, które zapadły mi w głowie, to pochodzą one już z późniejszego okresu, mniej więcej 2004 roku. Był to dla „Kwartalnika” i dla mnie czas przełomu. Dostałem się na studia doktoranckie i zmieniłem obszar zainteresowań z teorii rzeźby
223
na teorię fotografii. W związku z tym przebiegunowaniem czytałem „Kwartalnik” z większą uwagą i pewnie właśnie dlatego zapadły mi w pamięci świetne teksty historyczne Macieja Szymanowicza. Już od strony wizualnej wyróżniały się one od całej reszty tekstów z „Kwartalnika”, bo były drukowane na specjalnym papierze, który tworzył coś w rodzaju dodatku do głównej części czasopisma. Sposób zróżnicowania tekstów, wyróżnionych osobnym papierem był wtedy bardzo nowoczesny. Na stronach z pozornie „gorszego” papieru, wywiązywały się nieraz ciekawe dyskusje. Dodatek historyczno-teoretyczny przestał się niestety ukazywać po śmierci Ireneusza Zjeżdżałki. „Kwartalnik” był do tego momentu ostatnim miejscem na rynku czasopism popularnych, gdzie takie teksty mogły się pojawiać i przez to trafiać do szerokiego odbiorcy. Zazwyczaj naukowe publikacje historyczne drukuje się tylko w czasopismach branżowych, jak choćby „Roczniku Historii Sztuki”, ale to są czasopisma hermetyczne i niedostępne dla przeciętnego czytelnika. – Piszesz więc doktorat z fotografii, czytasz w „Kwartalniku” mądre teksty Macieja Szymanowicza i co? W pewnym momencie postanawiasz wysłać do redakcji swój pierwszy tekst, który ukazał się w numerze 19, czyli relację z FotoArtFestivalu w BielskuBiałej? – Tak to bynajmniej nie wyglądało. Zacznę od stwierdzenia, że dla mnie początek studiów doktoranckich wiązał się z czymś, co określiłbym kolokwialnie „parciem na papier”. Większość młodych doktorantów ma w takim momencie ochotę dużo pisać i dużo drukować. Za to zresztą były punkty do dorobku naukowego, więc pisanie i drukowanie zaczęło być dla mnie ważne. Również we mnie pojawiła się desperacka konieczność nawiązywania kontaktów umożliwiających publikacje. Dzisiaj trochę się tego wstydzę, ale tak to naprawdę wyglądało. Pisałem więc, gdzie się dało, a jeśli ktoś mnie gdzieś zapraszał, to była to dla mnie wówczas duża nobilitacja. Nagle z osoby, która nie ma żadnych tekstów i publikacji, stałem się kimś, kto współpracuje z „Kwartalnikiem Fotografia”. Kontakt z tym magazynem nawiązałem przez Martę Smolińską (dzięki niej poznałem
224
35
też Macieja Szymanowicza), która publikowała wtedy w „KF”-ie . Marta Smolińska była moją koleżanką z Uniwersytetu w Toruniu (wcześniej moją wykładowczynią). Podczas którejś z rozmów, kiedy wspomniałem jej o „Kwartalniku”, okazało się, że ona ma dobre kontakty z Erykiem, czyli Ireneuszem Zjeżdżałką. I to ona, jako że stale komuś pomagała i wciąż pomaga, zwłaszcza młodym naukowcom, skontaktowała mnie z Erykiem odpowiednio mnie rekomendując. I tak też rozpoczęły się nasze intensywne mailowe rozmowy. Bywały dni, kiedy za jednym razem potrafiliśmy wymienić kilkanaście maili. – Który to był rok? – Wtedy już 2005. I pierwszym tekstem, na który się z Erykiem umówiłem, była właśnie wspomniana przez ciebie relacja z FotoArtFestivalu w Bielsku-Białej. Namówiłem wtedy mieszkających na Śląsku rodziców, na wspólną wycieczkę do Szczyrku, oczywiście mając na uwadze sąsiedztwo Bielska-Białej. W efekcie poznałem Państwa Baturo i napisałem tekst dla „Kwartalnika”. Niespecjalnie jestem z niego dumny, bo to były moje początki pisania o fotografii, ale z tą krótką recenzją wiąże się inne ciekawe wspomnienie. Ja na ten tekst piekielnie wyczekiwałem, a renoma „Kwartalnika Fotografia”, o której mówiliśmy wcześniej, powodowała, że nie mogłem doczekać się na to czasopismo, na ten moment, gdy wezmę je do ręki, otworzę i zobaczę w nim mój tekst. Inne artykuły z tego samego czasu, które ukazywały się w przeróżnych miejscach, nie miały takiego znaczenia, jak ten, w końcu błahy, tekst będący zwyczajną relacją z dużej imprezy fotograficznej. A był to czas, kiedy „Kwartalnik” przestawał być kwartalnikiem, a stawał się półrocznikiem, a nawet „trzy czwarte” rocznikiem. W efekcie, choć ów Festiwal w Bielsku-Białej odwiedziłem w czerwcu 2005 roku, to numer „KF” z moim tekstem na ten temat ukazał się dopiero na początku roku 2006. – Potem jednak pojawiły się następne propozycje? 35
Marta Smolińska-Byczuk, razem z Piotrem Grochmalskim, opublikowała w 18 numerze „KF” ważny tekst pt. Nieoczywistość dokumentu, poświęcony twórczości Leonarda Sempolińskiego.
225
– Nie wiem, czy to były następne propozycje ze strony redakcji, czy raczej było to ciągle moje „parcie na papier”. Mam na myśli własne propozycje tematów, które mógłbym dla redakcji „KF” zrealizować. – Trzeba w tym miejscu wspomnieć, że redakcja nie płaciła wtedy jeszcze za teksty, więc Zjeżdżałka cieszył się zapewne z każdego porządnego tekstu, jaki mógł trafić na jego biurko w ramach autorskiego wolontariatu. – Tak rzeczywiście było. I wiele osób godziło się na to, ze mną włącznie, bo wszyscy szukaliśmy miejsc, gdzie można publikować. Wtedy odczuwaliśmy radość z każdego artykułu, a nagrodą, swoistym honorarium, była sama publikacja. Myślę, że dzisiaj byłoby to już raczej niemożliwe. – Można założyć, że wówczas było to możliwe, ponieważ i wydawca, i autorzy skupieni wokół redakcji działali w ramach wspólnie pojmowanej misji, która przyświecała, jak sądzę, całemu zespołowi. – Misja misją, ale my, młodzi autorzy z różnych czasopism, podczas spotkań i rozmów dochodziliśmy później do wniosku, że robimy źle pracując za darmo, bo psujemy w ten sposób rynek. Nic dziwnego, że potem w potocznym odczuciu pojawiała się opinia, że krytyk czy recenzent sztuki to jest ktoś taki, kto bez problemu machnie kilka stron tekstu i nawet nie zapyta o pieniądze. A przecież napisanie prostego w sumie tekstu z Festiwalu w Bielsku-Białej zajęło mi wtedy kilka dni pracy. Ewentualna łatwość pióra, którą niektórzy autorzy dysponują, nie jest tutaj żadnym usprawiedliwieniem dla takiego stanu rzeczy. – Twoje publikacje zadziwiały wszechstronnością. Potrafiłeś swoim piórem nie tylko obsłużyć dużą imprezę fotograficzną, ale także pisałeś świetne teksty-prezentacje, jako krytyk sztuki, nie mówiąc już o dużych, gęstych intelektualnie formach z obszaru teorii fotografii. Jak sobie z tym radziłeś?
226
– Te długie teksty pisuję do dzisiaj i traktuję je jako dorobek naukowy. Pomimo, że „Kwartalnik Fotografia” nigdy nie miał statusu czasopisma naukowego, to jednak takie teksty również się w nim pojawiały. W moim przypadku były one związane poniekąd z poszukiwaniami właściwego kierunku dla swojej pracy doktorskiej. Po kilku latach badań w obszarze historii fotografii okazało się, że moja rozprawa skupiła się na kwestiach negatywu. Więc moje dwa najdłuższe teksty z „Kwartalnika” marginalnie zahaczały o przyszły doktorat i wiązały się z tym tematem. Tekst o Berdyszaku miał też związek z konferencją naukową „Sztuka w Wielkopolsce”, która odbyła się niedaleko stąd, bo w siedzibie PTPN-u, przy ulicy Mielżyńskiego. Rzecz w tym, że nie ukazało się wydawnictwo pokonferencyjne, gdyż organizatorzy mieli wolę, mieli pieniądze, ale nie mieli siły, żeby doprowadzić sprawę do końca. Postanowiłem więc ten tekst – który w końcu został napisany, wygłoszony i wysłuchany – „sprzedać” i dlatego po niewielkich przeróbkach trafił on do „Kwartalnika Fotografia”. – Trafił na strony naukowe właśnie, obok wielu innych tekstów wysokiej próby tego typu, na przykład tekstów Macieja Szymanowicza. – Maciej Szymanowicz wtedy chyba już powoli wygaszał swoją aktywność pisarską na rzecz „Kwartalnika”. Był po doktoracie, a poza tym powoli i do niego docierało, że wolontariat, czyli nasza niezapłacona praca, na dłuższą metę jest nie do utrzymania. – Przyjrzyjmy się teraz technicznej stronie twojej współpracy z „Kwartalnikiem”. Na łamy, jak rozumiem, wprowadzał cię Ireneusz Zjeżdżałka, ówczesny redaktor naczelny. – Wszystkie moje kontakty i ustalenia z tego okresu współpracy wiązały się tylko i wyłącznie z Erykiem. Waldek Śliwczyński po raz pierwszy odezwał się do mnie, kiedy Eryk był już poważnie chory. Pamiętam to bardzo dokładnie. Któregoś dnia dostałem maila od Eryka z informacją, że odezwie się do mnie jego szef w związku z wyjazdem do Lille, na Festiwal Transphotographiques 2008. Było to zakomunikowane bardzo oficjalnie, choć odnosiłem wrażenie, że oni się przyjaźnili. Nie wiedziałem wtedy nic o chorobie Eryka. Pojecha-
227
łem więc zamiast niego na Transphotographiques, ale wtedy właśnie po raz pierwszy rozmawiałem z Waldkiem w tej sprawie. Waldka poznałem więc wpierw przez korespondencję, a zobaczyliśmy się dopiero na pogrzebie Eryka. – Potem Waldek przejmuje stery w redakcji, a ty wchodzisz do stopki redakcyjnej jako stały współpracownik. – Wydaje mi się, że ze swoim „parciem na papier” do stopki trafiłem nieco wcześniej. Jest jeszcze jeden bardzo ważny moment, o którym nie wiem, czy wspominali inni twoi rozmówcy... – Narada robocza? – Właśnie. Mam na myśli walne spotkanie, które odbyło się z inicjatywy Waldka. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Waldek jesienią, po śmierci Eryka, zaprosił wszystkich, którzy mogli przyjechać do Wrześni. Pamiętam, że byli tam: Elżbieta Łubowicz, Krzysztof Jurecki, Lech Lechowicz, Maciej Szymanowicz, ja, Waldek i Ola Śliwczyńska. – A dlaczego uważasz, że to było ważne spotkanie? – Ponieważ sądziliśmy, że ta narada będzie prowadzić do powołania nowego czasopisma, w sensie powstania prawdziwej redakcji przez duże R, której w „Kwartalniku” nigdy nie było. Zawsze było to czasopismo jednoosobowe, niemalże autorskie, podobnie jak autorską była Galeria Fotografii pf. Najpierw profilował ją Nowacki, potem Szymanowicz, a potem ja próbowałem ją wprowadzić w autorski nurt. Tak więc za czasów Tomaszczuka i Zjeżdżałki, „Kwartalnik” był czasopismem bardzo autorskim, natomiast nam się wydawało wtedy, że to zebranie służy powołaniu redakcji. Tak więc zebraliśmy się, rozmawialiśmy bardzo długo i dosyć intensywnie i nic dziwnego, że pojawiały się wówczas różne opinie, jak ten kwartalnik powinien wyglądać. – Pamiętasz swój udział w tych rozmowach?
228
– Ja jestem takim typem, który sposobem werbalizowania swoich poglądów niekiedy zraża do siebie innych. Trzeba pamiętać, że byłem najmłodszym ze wszystkich zaproszonych do Wrześni autorów. Pamiętam, że wypowiadałem się tam dosyć apodyktycznie. Po wszystkim miałem więc obawy, że może powiedziałem coś za dużo albo zbyt dobitnie. – Ale byłeś przekonany do własnych racji? – Oczywiście. W każdym razie dyskusja o przyszłej formie „Kwartalnika Fotografia” trwała, a w trakcie rozmów ścierały się różne głosy, choć nie pamiętam już kto co postulował. Ja też miałem swoją wizję. To była wizja, powiedziałbym, raczej zachowawcza w porównaniu z wprowadzanymi stopniowo zmianami. Zależało mi natomiast na kontynuacji jednego z planów Eryka, planu, w którym Waldek nie widział za bardzo specjalnych wartości, czyli w umiędzynarodowieniu tego czasopisma. – Interesowało cię wyjście z „Kwartalnikiem” na rynek europejski? – Eryk wyobrażał sobie, i mnie się to podobało, że z „Kwartalnika Fotografia” można zrobić coś na kształt European Photography. Planowałem więc, że nasz kwartalnik stopniowo oddali się od Polski i języka polskiego na rzecz języka angielskiego i tematów światowych. Tym bardziej, że – moim zdaniem – Polska pod względem fotograficznym jest krajem raczej ubogim i zapóźnionym. Jeżeli na przykład porównamy polski dorobek fotograficzny z węgierskim, to wówczas okaże się, że każdy polski miłośnik fotografii jest w stanie wymienić kilku jeśli nie kilkunastu Węgrów, którzy zrobili coś ważnego dla fotografii, a graniczy z cudem znalezienie Węgrów, który wymienią z pamięci dwóch polskich fotografów. Wychodząc trochę z tej perspektywy, a zawsze moim działaniom przyświecała misja edukacyjna, raczej widziałem rolę „Kwartalnika Fotografia” jako tego, który przyniesie na polski rynek najważniejsze rzeczy ze świata, jednocześnie stając się polskim głosem o fotografii w świecie. „Kwartalnik” w tej sytuacji musiałby być przede wszystkim anglojęzyczny, a dopiero potem tłumaczony na język polski. Zresztą polityka umiędzynarodowiania „Kwartalnika” już wtedy przynosiła skutki,
229
o czym świadczy choćby obecność „Kwartalnika Fotografia” na Transphotographiques w Lille. Gdyby więc trzymać się tego modelu i bardzo skrupulatnie trzymać się tego kierunku... – Oraz mieć na to pieniądze... – Pieniądze tak, ale przede wszystkim chęci, to sprawa byłaby możliwa do realizacji. Tutaj, nie ujmując niczego Waldkowi – którego lubię i szanuję, z którym bardzo lubiłem dyskutować – trzeba jednak wspomnieć, że po pierwsze nie jest on poliglotą, a po drugie, w naszych prywatnych dyskusjach nigdy nie doceniał wartości umiędzynarodowienia swojego czasopisma. Pamiętam, że nawet raz starliśmy się w momencie, kiedy ja rozpocząłem współpracę z ważnymi wydawnictwami zachodnimi. Oficyny, takie jak np. brytyjski Thames & Hudson, miały przysyłać do „Kwartalnika” swoje książki, a w zamian w „Kwartalniku” miały się ukazywać ich recenzje. Publikacje więc zaczęły przychodzić do redakcji na moje nazwisko, zdążyłem zrecenzować ze dwie z tych pozycji, a potem Waldek mi napisał, że nie widzi sensu recenzowania książek z zachodnich wydawnictw. Brutalnie rzecz nazywając, to pokazało zamknięcie na świat. Credo było proste: zróbmy czasopismo polskie i zajmujmy się tylko polskimi sprawami. W tej sytuacji nie dziwi, że na przykład Irina Czmyriewa przestała przysyłać do „Kwartalnika” swoje teksty. – Czmyriewa, ale także Birgus i Jurecki zakończyli swoją współpracę z czasopismem na numerze 34. – Birgus przez cały czas świetnie robił to, co właśnie powinni byli robić Polacy za pomocą „Kwartalnika Fotografia”. Nikt, tak jak on, nie wypromował na świecie fotografii czeskiej. A przy okazji wypromował też siebie i swoją szkołę. Niezależnie od tego wydawało mi się, że „Kwartalnik” mógłby być z jednej strony promotorem Polski, a z drugiej strony polskim głosem o światowej fotografii. I do takiej wersji „Kwartalnika” próbowałem przekonać wydawcę i pozostałych uczestników tamtego spotkania. Za każdym razem, kiedy odwiedzałem Kunstbibliothek w Berlinie nie mogłem nadziwić się, że nowy numer „Kwartalnika” leżał na półce bieżących czasopism o sztuce, w gronie trzydziestu najważniejszych czasopism z całego
230
świata, w tym pięciu tytułów poświęconych fotografii. Ten potencjał został zmarnowany. – W ostateczności spotkanie to nie zaowocowało ani powołaniem rady programowej, ani zawodowej redakcji. Natomiast Aleksandra Śliwczyńska, już jako sekretarz redakcji, wprowadziła do zespołu własną drużynę autorów piszących i młodych fotografów. Czy to coś zmieniło w twoim oglądzie „Kwartalnika”, mimo że publikowałeś tam do samego końca? – To było nadal czasopismo, w którym z przyjemnością publikowałem, czekając na zmiany, tyle tylko, że jakieś zapowiedzi Waldka o mających nastąpić zmianach w strukturze redakcji nigdy nie stały się faktem. Z tego samego powodu nikt z nas (stałych współpracowników) nie wiedział, jakie są plany wydawnictwa wobec czasopisma. Pojawiały się jakieś maile rozsyłane do stałych współpracowników, w których była mowa o mających nastąpić transformacjach, jeśli chodzi o sposób pisania i redagowania tekstów, w celu uczynienia z „Kwartalnika” czasopisma bardziej popularnego, ale chyba niewiele z tego wyszło. Nie wiedziałem zatem, jak to wszystko miało w ostateczności wyglądać i kto miałby opracować tę nową koncepcję. Potem nagle Waldek zrobił numer o wojnie w Afganistanie i we wstępniaku ogłosił, że właśnie zakończył swoją działalność jako redaktor naczelny. – Plany na przyszłość były przygotowane, bo nikt nie zakładał, że historia „Kwartalnika Fotografia” zakończy się na numerze 39. Tyle tylko, że z tych planów nic nie wyszło, bo ministerstwo nigdy nie przelało na konto wydawnictwa przyznanych już 60 tysięcy złotych dotacji. – Waldek pisał o tym na swoim blogu, więc rzeczywiście, wszystko wskazuje, że miało to zmierzać w stronę daleko idących zmian. – Jak zatem całościowo oceniasz swoją przygodę z „Kwartalnikiem”? – Wracając do tego, co mówiłem na początku, podkreślam raz jeszcze, że „Kwartalnik” mi bardzo dużo dał. Przede wszystkim wielo-
231
wymiarowe doświadczenie. Na łamach tego czasopisma mogłem się sprawdzić jako krytyk-recenzent. Co prawda starałem się unikać pisania wartościującego, ale tylko z jednego powodu – jeśli uznałem, że coś jest złe, to o tym po prostu nie pisałem, bo po co pisać o złych rzeczach. Omawiając projekty, głównie fotograficzne, zdobywałem doświadczenie, przede wszystkim krytyczne. I to jest ten pozytywny bagaż wspomnień. Poza tym, za pieniądze wydawnictwa pojechałem na parę ważnych imprez. Waldek dwa razy wysłał mnie na Transphotographiques. Czasem trzeba było do tych wyjazdów coś dołożyć z własnej kieszeni, ale zawsze korzyści było więcej niż trudów. Pamiętam, że Waldkowi podziękowałem w swoim doktoracie za te delegacje. Wysłanie mnie na Transphotographiques do Lille, umożliwiło mi przesiedzenie trzech dni w Bibliotece Instytutu Narodowego Historii Sztuki w Paryżu, gdzie uzupełniałem bibliografię niezbędną w pracy doktorskiej. Przyjemności współpracy z „Kwartalnikiem” wynikały jednak przede wszystkim z możliwość publikowania własnych tekstów i świadomości, że docierają one do różnych ludzi, na opinii których mi zależało. Tak było na przykład z tekstem o Berdyszaku. – Przyjemności przyjemnościami, ale z tego, co już powiedziałeś wynika, że nie wszystko w czasopiśmie szło po twojej myśli. – No tak, w pewnym momencie czuło się atmosferę schyłkową wynikającą z nieudanych prób przeformatowania tego czasopisma. Ciągle się o tym mówiło, że coś będzie, że coś się zmieni, że będzie nowy redaktor naczelny, ale „Kwartalnik” zmieniał się w bardzo niewielkim stopniu. A jeśli już się zmieniał, to niestety nie zawsze na lepsze, czego przykładem jest usunięcie naukowych „żółtych stron” i tłumaczeń na angielski, czyli rzeczy, na których mi osobiście zależało. To właśnie wpłynęło na moje rozluźnienie relacji z „Kwartalnikiem”. To rozluźnienie nigdy nie przybrało formy wypowiedzenia i było także spowodowane faktem, że obroniłem doktorat i w związku z tym nie musiałem tak wiele pisać i publikować. „Kwartalnik” był dla mnie miejscem spotkań z wieloma ważnymi osobami, którym wiele zawdzięczam, tym samym więc zawdzięczam to także samemu „Kwartalnikowi” i zawsze będę o tym pamiętał. Na tym etapie budowania swojej pozycji i własnego rozwoju w branży kry-
232
tyka i recenzenta sztuki, bardzo wiele zyskałem dzięki „Kwartalnikowi”. – A zdążyłeś przy okazji bliżej poznać się z najmłodszym pokoleniem autorów „KF”, czyli na przykład z Olą Śliwczyńską czy Kubą Ryniewiczem, przy których stateczni autorzy i klasycy fotografii nie zawsze potrafili się odnaleźć? – Z Olą Śliwczyńską spotkaliśmy się wielokrotnie, a Kuby Ryniewicza nigdy nie poznałem, choć wiem, że to jest przyjaciel Oli. Cała ta grupa, której ona w „Kwartalniku” patronowała, to rzeczywiście było już raczej inne pokolenie. Ja jestem dużo młodszy od pierwszego pokolenia autorów piszących do „KF-u”, więc było mi łatwiej rozmawiać z młodszymi i zrozumieć ich racje. Miałem swoje zastrzeżenia do niektórych tekstów młodych autorów, ale równie dobrze mógłbym skierować ostrze krytyki przeciwko starszym historykom i krytykom fotografii. Pewnie wynika to z mojego, najczęściej krytycznego, nastawienia do polskiego pisania o fotografii w ogóle. – Dzisiaj jesteś przede wszystkim historykiem sztuki, ale także kuratorem, krytykiem i recenzentem... – Z działalności krytycznej wycofałem się świadomie około roku 2010, kiedy zostałem kuratorem Galerii Fotografii pf. Wiązało się to z przekonaniem, że chyba nie wypadało mi być jednym i drugim jednocześnie, więc bardzo mocno wtedy przekierowałem się na działalność kuratorską i do dzisiaj częściej zdarza mi się robić wystawy niż pisać o wystawach i artystach. – Jak oceniasz, z punktu widzenia własnych doświadczeń i tamtej epoki, dorobek „Kwartalnika” oraz fakt jego istnienia, jako zjawiska kulturowego i wydawniczego? – Ponieważ pracuję na uczelni, powiem po belfersku: 4+... – Czyli było dobrze. – Dobrze, a nawet i lepiej. To, co „Kwartalnik” dawał środowisku i odbiorcom, w pewnych momentach wypełniając swoim istnieniem
233
dotkliwą lukę, było nieocenione. Jest to olbrzymi wkład w polską kulturę i w związku z tym Waldek już dawno powinien dostać jakieś państwowe odznaczenie za swoją działalność. I to nie jest żart. Przysłowiowy medal należy mu się choćby tylko dlatego, że „Kwartalnik Fotografia” powstał z jego inicjatywy, za jego pieniądze i był efektem jego wieloletniej charytatywnej pracy. Ukazywał się przez 13 lat i nie mam wątpliwości, że jednak ubogacił tę kulturę. Nawet jeśli teraz się tego nie docenia, to na pewno z czasem zawartość „Kwartalnika” stanie się bogatym źródłem wiedzy o polskiej i nie tylko polskiej fotografii. Ten indywidualny wkład Waldka Śliwczyńskiego w „Kwartalnik” dał wielopłaszczyznowe korzyści, a 4+ dlatego, ponieważ nie było to czasopismo idealne. Zauważone tutaj mankamenty, czy raczej pewna nierówność – bo były numery lepsze i słabsze oraz czasy lepsze i gorsze dla „Kwartalnika” – każą się domyślać, że w sprzyjających okolicznościach mogło być jeszcze lepiej, czyli bardzo dobrze. WITOLD KANICKI – doktor historii sztuki, adiunkt na Wydziale Edukacji Artystycznej Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, wykładowca Zürcher Hochschule der Künste w Zurychu oraz Warszawskiej Szkoły Fotografii. Niezależny krytyk i kurator. Autor kilkudziesięciu tekstów o sztuce i fotografii, publikowanych m.in. na łamach „Kwartalnika Fotografia”, „Artluka”, „Exitu”. Rozprawa doktorska jego autorstwa ukaże się niebawem pod tytułem Ujemny biegun fotografii: negatywowe obrazy w sztuce nowoczesnej, nakładem wydawnictwa Słowo/obraz terytoria. W latach 2010-2012 kierował programem Galerii Fotografii pf w Centrum Kultury „Zamek” w Poznaniu. Od 2014 roku kieruje grantem Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki, którego celem jest wydanie antologii polskich tekstów o fotografii. Mieszka i pracuje w Poznaniu.
234
Daria Kołacka – wspomnienie „Fotografię”, tę jeszcze z pierwszej edycji, odkryłam mając czternaście lat, na wakacjach w Sopocie u wujka-fotografa. Pamiętam dokładnie jego ogromne biurko, ciągnące się na całą długość ściany w starej kamienicy na Monciaku. A pod biurkiem stosy „Fotografii”. Pojawienie się w 2000 roku nowej „Fotografii” pod nazwą „Kwartalnik Fotografia” było dla mnie rewelacją. Jeśli dobrze pamiętam, do współpracy z czasopismem zaprosił mnie kilka lat później Maciej Szymanowicz. Swoje pierwsze teksty pisałam już ze Szwajcarii, dokąd wyjechałam na stałe w 2001 roku. Wtedy żył jeszcze dobry duch „KF”-u, Ireneusz Zjeżdżałka... „Kwartalnikowi” zawdzięczam wiele, m.in. trwającą do dziś przygodę z filmowaniem. Jadąc pierwszy raz do Istambułu postanowiłam przywieźć stamtąd materiał na tekst do „KF”-u. Myślałam o zwykłym, pisemnym wywiadzie z Alim Taptikiem. I wtedy przyszło mi do głowy, że ciekawiej będzie nagrać wywiad i pokazać go w „Kwartalniku” jako DVD, co też udało się zrobić dzięki Piotrowi Dżumale. Kręciliśmy w Istambule zupełnie na dziko – słabą kamerą, bez dodatkowego światła i sprzętu audio. I do tego w dość głośnej kawiarni, wykorzystując na wywiad czas południowej drzemki naszego wówczas rocznego syna. Również specjalnie dla „KF”-u nagraliśmy z Piotrem w 2010 roku wywiad z Nicholasem Winterem, którego prace opisałam w „Kwartalniku” pięć lat wcześniej. Z biegiem czasu „KF” zaczął wpadać w tarapaty finansowe i nie był w stanie niestety nawet wytłoczyć produkowanych przez nas kolejnych filmów. Byliśmy więc zmuszeni poszukać nowych odbiorców. Niemniej to właśnie „Kwartalnik” był pierwszym forum, dla którego zaczęłam robić filmy i wspominam to z wielkim sentymentem.
235
Wchodząc do zespołu autorów „Kwartalnika” nie miałam specjalnych wyobrażeń na temat własnej roli w życiu czasopisma. Cieszyłam się z jednej strony faktem, że znalazłam tak świetną platformę, dla której pisząc mogę „czesać” własne myśli, z drugiej zaś tym, że mogę regularnie czytać „KF” dostając egzemplarz autorski. Miło było dostawać te zagraniczne paczki! Miło było też wysyłać teksty o instytucjach i imprezach ze Szwajcarii, z nadzieją, że przekazuje się ducha tego miejsca. Sama z ciekawością czytałam poetyckie teksty Bogdana Konopki z Paryża i chłonęłam klimaty zza wschodniej granicy Iriny Czmyriewej. Będąc autorką i czytelniczką zarazem zastanawiałam się naturalnie nad formułą czasopisma. Podobała mi się jego jasna struktura, obejmująca nie tylko prezentacje dorobku fotografów światowej sławy, ale i „Portfolio Młodych”. Ważna była dla mnie także idea tłumaczenia tekstów na angielski (nawet jeśli jakość tych tłumaczeń była niestety bardzo różna i trzeba by w przyszłości z pewnością zainwestować w profesjonalizm!). Jeśli miałabym mówić o własnym wkładzie w „KF” to byłaby nim pewnie wielokrotnie podejmowana próba rozpowszechnienia go zagranicą. Prezentowałam „Kwartalnik” gdzie tylko się dało – prowadząc zajęcia na uniwersytecie w Bazylei i w Zurychu, proponując jego prenumeratę bibliotekom uczelnianym i muzealnym, wprowadzając w komis do szwajcarskich księgarń. Byłam przekonana co do jego jakości merytorycznej i wydawniczej. Świetna jakość zdjęć w „KF”-ie i dbałość o szatę graficzną była równie istotna, co ambicja systematycznego prezentowania teorii i historii fotografii wraz z ukazującymi się nowościami książkowymi w tym zakresie. Pamiętam też, jak Maciejowi Szymanowiczowi zależało, by „KF” zamieszczał część dotyczącą historii polskiej fotografii. Nie wiem dokładnie, w jakich okolicznościach ten ważny historyczny dodatek przestał się ukazywać, niemniej sama jego obecność była niebagatelna. Mam wrażenie, że około roku 2012 coś w „KF”-ie zaczęło się zmieniać... Trudno mi pewnie o obiektywizm, ale sądzę, że „Kwartalnik” był najbardziej rzetelnym czasopismem o fotografii na polskim rynku wydawniczym. I mam nadzieję, że uda mu się ożyć. Jeszcze raz.
236
DARIA KOŁACKA – (ur. 1973): absolwentka poznańskiego Kulturoznawstwa, doktorat z historii sztuki w roku 2003 u prof. Piotra Piotrowskiego, od 2001 mieszka w Szwajcarii, gdzie pracowała dotąd m. in. jako wykładowca w Instytucie Historii Sztuki, Wyższej Szkole Plastycznej i Wolnej Akademii Sztuki w Bazylei oraz na uniwersytecie zurychskim. Dodatkowo jest współautorką filmów o artystach (współpraca z Kwartalnikiem Fotografia i Museum Tinguely w Bazylei) i fotografuje (współpraca ze Stadtkino Basel).
237
Rozmowa z Bogdanem Konopką – Do swojego rodzinnego Wrocławia wracasz dosyć często. Tym razem obaj jesteśmy w drodze. Wróciłeś dzisiaj na wrocławski dworzec PKP, gdzie właśnie siedzimy w lokalu McDonald'sa, ponieważ rozmawiamy między innymi o twoich powrotach do Wrocławia oraz o młodej polskiej fotografii. – Przez zupełny przypadek siedzimy w miejscu, gdzie kiedyś była dworcowa knajpa i gdzie zdarzało mi się w nocy siedzieć z „Majorem”, tym od Pomarańczowej Alternatywy, i rozmawiać z nim długie godziny przy szklance herbaty. – Między twoimi rozmowami z „Majorem”, a dzisiejszą naszą rozmową (do której doszło 28 kwietnia 2015 roku) zdarzył się kwiecień roku 2000. Wtedy to Waldemar Śliwczyński wypuścił na rynek pierwszy numer niekomercyjnego czasopisma poświęconego w całości sprawom fotografii. Jak trafiłeś do zespołu piszących autorów? – O istnieniu tego czasopisma dowiedziałem się na Biennale Fotografii w Poznaniu, zaraz po ukazaniu się pierwszego numeru. – Czyli nie znalazłeś się w grupie osób współtworzących zręby tego magazynu. – Nie znalazłem się, bo mnie fizycznie nie było w Polsce, a skoro pismo ukazało się w kwietniu 2000 roku, to znaczy, że zaczęto nad nim pracować w roku 1999. Pamiętajmy, że wtedy nie było jeszcze w powszechnym użyciu Internetu oraz innych komunikatorów, tak więc nie miałem szansy dowiedzieć się, że ktoś tutaj nad takim wydawnictwem pracuje.
238
– A że jesienią 2000 roku przyjechałeś do Poznania na Biennale Fotografii, to szczęśliwym trafem wpadłeś na Tomaszczuka reklamującego „Kwartalnik Fotografia”. – Wpadłem na Waldka Śliwczyńskiego, który rozdawał egzemplarze pierwszego numeru „Kwartalnika”. W ten właśnie sposób poznaliśmy się. A z Tomaszczukiem poznaliśmy się dużo wcześniej. Wtedy jednak dowiedziałem się, że oni razem założyli ogólnopolskie pismo poświęcone fotografii. Ja w tym czasie od ładnych paru lat byłem stałym korespondentem wrocławskiego „Formatu”, jakoś więc w świadomości polskich czytelników istniałem. Wtedy jednak nagle i niespodziewanie otrzymałem od Waldka propozycję stałej współpracy z jego czasopismem. Dla mnie było to dosyć interesujące, ponieważ „Kwartalnik” trzymał się terminów wydawniczych, co w przypadku „Formatu” nie zawsze było normą i tym samym utrudniało systematyczne reagowanie chociażby na najważniejsze wydarzenia i trendy fotograficzne Europy Zachodniej. A owa terminowość była ważna z tego choćby powodu, że ja mogłem nie tylko bohaterom swoich tekstów wskazać miesiąc, gdy mój tekst o nich się ukaże, ale także dostarczyć im egzemplarz „Kwartalnika” z dokładnością do jednego tygodnia. W przypadku „Formatu” było to praktycznie niemożliwe, więc starałem się zamieszczać tam głównie teksty ponadczasowe, które jednak musiały omijać jakąkolwiek sprawozdawczość. – Stanęło więc na tym, że warunki współpracy zaproponowane przez „Kwartalnik Fotografia” zdecydowanie ci odpowiadały. – Umowa była prosta: dzisiaj piszę tekst, który najpóźniej za dwa miesiące ukazuje się drukiem. Bardzo szybko dogadałem się w tej materii z Waldkiem Śliwczyńskim, który rozmawiał ze mną jako właściciel i wydawca, i dlatego zadebiutowałem na łamach jego czasopisma już w drugim numerze. Ze Zbyszkiem Tomaszczukiem też nie było problemów, bo myśmy, jak już wspomniałem, dość dobrze się znali, więc współpraca ostro ruszyła z kopyta i od tego momentu w każdym kolejnym numerze miałem coś swojego. Dla mnie ważne było i to, że oni mieli do mnie spore zaufanie, więc nie grzebali mi w tekstach, poza rzecz jasna likwidowaniem prostych usterek, na przykład interpunkcyjnych, które zawsze mogą się zda-
239
rzyć. Mówiąc krótko redakcja nie „poprawiała” moich tekstów, co w „Formacie” niestety się zdarzało. – Dzisiaj przesyłanie tekstów z jednego końca świata na drugi jest dziecinnie proste, jeśli tylko obie strony dysponują komputerem i dostępem do Sieci. A jak radziłeś sobie z tym piętnaście lat temu? – Teksty wystukiwałem na polskiej maszynie do pisania, a maszynopisy do Wrześni wysyłałem faxem. Zdarzało się i tak, że te maszynopisy szły do Wrześni pocztą, jako list. Na marginesie tylko dodam, że maszyna do pisania stała u mnie, w moim paryskim mieszkaniu, ponieważ przez kilka lat pisywałem jako nieetatowy korespondent teksty między innymi do prasy wrocławskiej, ale i ogólnopolskiej. – W „Kwartalniku Fotografia” przez dwanaście lat opublikowałeś 54 teksty. Nikt chyba nie miał ich więcej. Stanowiłeś pod tym względem redakcyjną czołówkę wraz z Jureckim, Śliwczyńskim, Tomaszczukiem i Zjeżdżałką. Byłeś w każdym razie bardzo solidnym i regularnie piszącym autorem. Bez twoich tekstów o fotografii i fotografach (głównie spoza Europy wschodniej i środkowej) „Kwartalnik” na pewno byłby innym czasopismem. Czytając te materiały odnosiłem wrażenie, że wkładałeś w nie sporo własnej pracy. – Niekiedy nawet bardzo dużo, choć klucz do moich prezentacji był dosyć prosty. Wybierałem przede wszystkim autorów, których znałem z ich prac, ale odrzucałem tych, którzy uprawiali fotografię podobną do mojej lub reprezentowali nurty, które w Polsce dawno już się przyjęły i były powszechnie znane. W sumie jednak praca nad jednym tekstem zabierała mi sporo czasu, bo takiego autora musiałem najpierw poznać osobiście, porozmawiać z nim, poczytać o nim, obejrzeć jego wystawy, a dopiero potem mogłem usiąść i zastanowić się, co chciałbym i co mógłbym napisać o nim i jego działaniach fotograficznych. – A oni byli zadowoleni z tego, co o nich pisałeś?
240
– To był poniekąd mecz do jednej bramki, ponieważ z wszystkich moich tekstów, które traktowały o konkretnych twórcach, tylko dwie osoby przetłumaczyły sobie moje o nich publikacje na język francuski. Ja się tego nie podejmowałem, bo dobrze znałem swoje ograniczenia w tej materii. Owszem, z francuskiego na polski tłumaczę chyba zupełnie nieźle, ale do tłumaczeń w drugą stronę nie posiadam wystarczających kompetencji. W konsekwencji bohaterowie moich tekstów zazwyczaj brali do ręki „Kwartalnik Fotografia”, obejrzeli go, a zwłaszcza swoje fotografie, cieszyli się, że coś tam napisano o nich i na tym się kończyło. – Musiała więc w tym wszystkim pozostawać odrobina niedosytu. – Nawet jeśli, to w sumie co innego było dla mnie ważne, to mianowicie, że oni w ogóle tutaj zaistnieli, że po raz pierwszy ktoś ich zaprezentował polskiej publiczności, że można było coś o nich przeczytać w polskim czasopiśmie. – A zdarzało się, że spotykałeś się z ich strony z odmową współpracy? – Niejednokrotnie bywało tak, że ci artyści, których sobie dla „Kwartalnika” upatrzyłem, nie chcieli ze mną rozmawiać, bo polskie środowisko fotograficzne z niczym im się nie kojarzyło. Coś słyszeli o Warszawie, Krakowie i Oświęcimiu, ale to było zazwyczaj wszystko. To jest tak, jakby dzisiaj uznany polski fotograf powiedział, a po co mi jakaś tam publikacja na Białorusi albo w Mołdawii. Przecież nic z tego dla mnie nie wynika. I w końcu co ja z tego będę miał? Bywało więc, że musiałem ich długo przekonywać do własnych racji albo wręcz walczyć o spotkania, rozmowy i fotografie do publikacji. W ostateczności, po długich niekiedy bojach, udawało się mój plan sfinalizować. Z tego co pamiętam, chyba tylko dwaj artyści odmówili mi zdecydowanie. Ale było i tak, że zdarzało mi się coś wyjątkowego. Tak było na przykład ze zdjęciami Joela-Petera Witkina, którego zdjęcia otrzymałem od jego galerzysty, włącznie z prawem na publikację okładkową do numeru 38, czyli w sumie, jak się potem okazało, przedostatniego. To był większy wyczyn niż napisanie czegokolwiek o samym Witkinie. Nieszczęście polegało
241
jednak na tym, że w tym numerze Waldek Śliwczyński ściął się z artystą Gudzowatym i w rezultacie zamiast jego zdjęć poszły do tekstu (oraz na okładkę) zielone, przekreślone iksami, kwadraty i prostokąty. Do dzisiaj wydaje mi się, że źle się stało. Na okładkę można było wtedy dać Witkina i to by na pewno przyciągało wzrok czytelników. No, ale Waldek miał własną wizję, to było jego pismo, więc zrobił jak uważał. – Dzięki twoim prezentacjom na łamy „Kwartalnika” trafiały nazwiska z europejskiej pierwszej ligi. Pismo, jako całość, na pewno na tym zyskiwało. – Jeszcze kilka lat temu „Kwartalnik” był najlepszym w Europie pismem o fotografii. Kiedy ja zawoziłem tam niektóre egzemplarze, nawet już bez wersji anglojęzycznej, to biorący je do ręki ludzie byli zdumieni faktem, że małemu wydawcy w dalekiej Polsce udaje się robić tak profesjonalne pismo, na takim papierze, z tak niezwykłą szatą graficzną, z tak uporządkowaną zawartością i taką liczbą prezentacji ułożonych w portfolia. Tak więc, gdyby pismo przetrwało kryzys finansowy i weszło do sprzedaży w krajach Europy Zachodniej, to sukces „Kwartalnika” byłby tam murowany. – Portfolia pojawiły się na łamach „Kwartalnika” dosyć późno, bo dopiero w numerze dziewiątym, kiedy to na okładce redakcja zamieściła białego konia z twojej prezentacji Penti Sammallahtiego. – I nie będę ukrywał, że sam o to walczyłem, aby prezentacje przyjmowały kształt portfolio, a nie – jak było wcześniej – przypominały kolekcję znaczków pocztowych. Cóż, Zbyszek Tomaszczuk miał taką koncepcję, żeby upchnąć maksymalnie dużo informacji oraz ilustracji na danej mu przestrzeni, ale to nie mogło się sprawdzić na dłuższą metę, skoro pismo miało ambicje bycia czytanym i oglądanym poza granicami Polski. – Twoje teksty ukazywały się w „Kwartalniku Fotografia” od drugiego numeru. Wiadomo było od początku, że redakcja nie płaci za teksty, ale bierze to, co im przysyłasz.
242
– Zakres moich zainteresowań ustalałem z Waldkiem Śliwczyńskim, a Zbyszek Tomaszczuk, jako redaktor naczelny, miał do mnie tyle zaufania, że nie wątpił w jakość moich tekstów i poziom artystów, których prezentowałem. Redakcja czasem coś mi tam sugerowała, jeżeli chodziło o tematy, ale zazwyczaj to ja dokonywałem wyborów, a oni to brali. Był to dla obu stron układ raczej komfortowy, bo ja miałem wolną rękę, a redaktor nie tylko nie musiał weryfikować zawartości moich tekstów, ale także nie musiał ich skracać, bo ja nigdy nie wysyłałem tekstów długich. One nigdy nie przekraczały dwóch stron maszynopisu. Zawsze jednak walczyłem o ilustracje towarzyszące moim tekstom. I tutaj muszę przyznać, że kilka moich publikacji zostało pod tym względem nieco skopanych, zwłaszcza gdy na jednej stronie pojawiało się pięć, czy sześć fotografii, które można było pięknie wyeksponować, zwłaszcza że redakcja nie musiała za nie płacić. Próbowałem o tym ze Zbyszkiem rozmawiać, ale on miał swoją wizję, a Waldek mu na to pozwalał. Jednak tylko do pewnego czasu. Wszystko rozegrało się na łamach numeru dziewiątego, o którym wspomniałeś, a w którym został zaprezentowany Penti Sammallahti. Był to czas, kiedy między mną, Waldkiem Śliwczyńskim i Erykiem Zjeżdżałką krążyły już maile odnośnie zmiany jakości szaty graficznej pisma właśnie w związku z tą prezentacją. Penti Sammallahti był na Zachodzie fotografem rozchwytywanym, a w Polsce nikt prawie o nim nie słyszał. Ja, pisząc o nim i biorąc od niego rewelacyjne zresztą fotografie, obiecałem mu, że będzie miał w „Kwartalniku” okładkę. To był warunek postawiony z jego strony: okładka. W zamian pismo dostaje do publikacji także inne jego fotografie. Redakcja na okładkę wybrała białego konia, bo był pionowy, więc świetnie się na tę okładkę nadawał. Kiedy w redakcji pojawił się Zbyszek Tomaszczuk, to spojrzał i tylko spytał – według przekazanej mi relacji – co ten koń robi na okładce? W tym momencie ujawniła się pewna sprzeczność między oczekiwaniami Zbyszka, jako redaktora naczelnego, a moimi oczekiwaniami, jako autora prezentacji. Był jednak w tym wszystkim także Eryk Zjeżdżałka, który wiedział, o co mi chodzi w związku z tą prezentacją i dlatego wiedział, o co walczyć. Jemu się to zresztą podobało. W końcu był także Waldek, który jako wydawca chciał mieć pismo z klasą, a nie tylko byle jak ilustrowany informator fotograficzny. Doszło więc do spięcia oraz ostrej dyskusji, w wyniku której koń Sammallahtiego na okładce pozostał, w numerze pojawiły prezentacje w stylu prawdzi-
243
wego portfolio, a Zbyszek Tomaszczuk zrezygnował z redaktorowania „Kwartalnikowi”. Nie wiem, w jaki sposób oni, czyli Waldek i Zbyszek, się rozstawali, ale w ostateczności Waldek wybrał opcję proponowaną przeze mnie i Eryka. Zbyszka było mi wtedy żal, bo zawsze go szanowałem, ale cóż... na tej okładce dla niego był tylko koń, a dla mnie aż Penti Sammallahti, który de facto jest moim przyjacielem i dlatego zdjęcia od niego wówczas mogłem wydobyć bez żadnych warunków wstępnych, poza pewnym drobiazgiem – po jednym zdjęciu na stronie i okładka, jeśli to możliwe. Dzisiaj Sammallahti wydaje książkę ze swoimi fotografiami i w kilka miesięcy cały nakład sprzedaje się w Europie do zera, więc wydawca robi dodruk następnych pięciu tysięcy. – Należy jednak pamiętać, że „Kwartalnik Fotografia” od samego początku pod rządami Tomaszczuka był nie tylko miejscem, gdzie prezentuje się zdjęcia, ale był także zbiorem tekstów traktujących o fotografii na wiele różnych sposobów. – Po latach siermiężnego systemu politycznego wydawany we Wrześni „Kwartalnik Fotografia” mimo różnych słabości i tak był lepszy pod wieloma względami od swoich poprzedników. Natomiast z całą pewnością trudno było się rozeznać w jego zawartości. Za czasów Zbyszka układ tego czasopisma był mało przejrzysty. Wszystko to było dosyć przypadkowe. Niemniej trzeba mu oddać, że dzięki jego osobistym kontaktom od pierwszego numeru w piśmie pojawiały się, jako autorzy tekstów, pierwszorzędne postaci. Szkoda tylko, że Zbyszek tak mocno uwikłał się, z wiadomych zresztą powodów, w środowisko akademickie. Moim zdaniem, w którymś momencie tego typu wystąpień zaczynało być zwyczajnie za dużo. No i ta ciasnota na łamach. On był z pokolenia, które oszczędzało papier, bo zawsze było go za mało, więc upychano na niewielkiej przestrzeni maksymalnie dużo tekstów i obrazków. Dla niego papier niezadrukowany był papierem straconym. I ja to potrafię zrozumieć, ale w którymś momencie pismo musiało złapać głębszy oddech, jeżeli chciało coś na rynku znaczyć. Wszyscy w to przedsięwzięcie inwestowaliśmy – Waldek własne pieniądze i papier wyrwany czasem od sponsora, a my, autorzy, własny czas, energię i teksty, za które nikt nam nie płacił. Skoro więc robiliśmy to dla idei, to chyba warto było w końcu
244
wyjść na szerokie wody z nowoczesnym projektem graficznym, którego Zbyszek nie potrafił lub nie chciał zaakceptować. – Zmiana, o której mówisz, pięknie zamanifestowała się numerem jedenastym „Kwartalnika”, od koloru okładki nazywanym „złotym”, a od zawartości – „afrykańskim”. – Miałem to szczęście, że wstrzeliłem się do tego numeru z blokiem swoich tekstów o fotografii afrykańskiej. Oczywiście numery tematyczne, jakie zaczęły się wtedy pojawiać, były ciekawym pomysłem, ale warto pamiętać, że to zawsze jest broń obosieczna. Jednym się to podoba, innym nie. W każdym razie od tego momentu „Kwartalnik” staje się pismem na pewno europejskim, robionym z wielką kulturą, wyważonym piórami świetnych autorów, redagowanym bez napinania się na szpanerstwo, bez snobowania się na postmodernistyczne jaja. Niezwykle ważnym i wartościowym pomysłem Waldka Śliwczyńskiego były tak zwane żółte strony, czyli dodatek, w którym zawierały się teksty z obszaru historii i teorii fotografii. Oczywiście można było się zastanawiać, dlaczego teksty jednych autorów stale umieszczane są na początku, a innych trzeba szukać w głębi lub pod koniec numeru, ale to są normalne sytuacje, zwłaszcza gdy pojawiają się w redakcji wpływowe osoby, które starają się ciągnąć układ i zawartość pisma w swoją stronę. Myślę, że w każdej redakcji zdarzają się tego typu fermenty. – A ty jak kształtowałeś swoje kontakty z redakcją? – Wszystkie moje rozmowy na temat „Kwartalnika” prowadziłem wyłącznie z Waldkiem i z Erykiem. – Na teksty umawiałeś się z Waldkiem, ale od 16 numeru to Eryk zostaje redaktorem naczelnym. Chodzi mi o to, czy fakt ten coś zmienił w twoich relacjach z Waldkiem i Erykiem, czy miałeś jakiś wpływ na kształtowanie się osobowości Eryka jako redaktora? – Ja Eryka znałem z wcześniejszych lat, z poznańskiej Galerii pf. On był wtedy asystentem Janusza Nowackiego. A mój wpływ na Eryka był, jak sądzę, dwutorowy. Z początku przypatrywałem się temu, co
245
robi jako praktykujący fotograf, bo nie ma co ukrywać, że on się po drodze niejednokrotnie wzorował (w dobrym znaczeniu tego słowa) na starszych kolegach. Najpierw był Andrzej Jerzy Lech, a potem także moje działania były dla niego pewną inspiracją. Potem przyszła u niego fascynacja Evą Rubinstein. Na tym zresztą polega edukacja fotograficzna, że uczymy się od innych. Także pisząc, w pewnym stopniu wzorował się na moich tekstach. Zresztą pisał mądrze i coraz mądrzej. Uczył się bardzo szybko. To był naprawdę duży talent. Szkoda tylko, że po drodze wiele z tego, co dostał od innych, próbował przechwycić z korzyścią dla siebie głównie po to, aby siebie dowartościować i wypromować. W którymś momencie na przykład wyszła sprawa z książką Evy Rubinstein, która ukazała się w Wydawnictwie KROPKA. To ja Evę znałem od lat, więc ta książka ukazuje się z moim tekstem, tyle tylko, że kiedy Eryk pisze w „Kwartalniku” własny tekst o Evie, to wygląda on tak, że mnie tam w ogóle nie ma. Z kolei moja książka „De rerum natura”, którą także sfinansowało Wydawnictwo KROPKA, czyli Waldek Śliwczyński w ramach rewanżu za mój pisarski wolontariat na rzecz „Kwartalnika”, ukazała się z adnotacją, że autorem doboru zdjęć i całej strony technicznej jest Eryk Zjeżdżałka. W wydawnictwie porządek musi być, tyle tylko, że całość tej książki, od początku do końca, ułożył Bogdan Konopka, a nie Eryk Zjeżdżałka. Wiem, że to były niuanse, niuanse odrobinę nieładne, ale ja nigdy się z tym nie obnosiłem, bo wiedziałem, że Eryk jest młody i miałem nadzieję, że kiedyś z tego wyrośnie. Więc nadal mu pomagałem, nie czepiając się owych niuansów. – Ale skoro teraz o tym mówisz, to znaczy, że jednak był z tym jakiś problem. – To był osobisty problem Eryka. On być może chciał za szybko i za wiele osiągnąć, nie oglądając się na pryncypia. Ja go wielokrotnie przestrzegałem przed takim traktowaniem i wykorzystywaniem stanowiska redaktora naczelnego. Wiadomo, że redaktora naczelnego europejskiego czasopisma albo europejskiego festiwalu zaprasza się z wiadomych względów a to do Moskwy, a to do Nowego Jorku, żeby potem załatwiać z nim jakieś własne interesy. Oczywiście nie za darmo i nie z dobrego serca. Więc wmawia się takiemu redaktorowi, że jest genialny i robi mu się kilka znaczących wystaw, po
246
których on już nie może wycofać się z tak obranej ścieżki. A jeszcze gorzej, gdy ktoś taki uwierzy w swoją genialność i zaczyna miejsce swojej pracy traktować jak trampolinę do własnej kariery. No więc powiedziałem Erykowi, że musi się zdecydować: albo obiera drogę kariery artystycznej, albo pozostaje redaktorem naczelnym lojalnym wobec swojego wydawcy. Zresztą nie on jeden poddany był takim pokusom. Znamy przecież inne przypadki osób, także z Wrocławia, które nie potrafiły się oprzeć wizji szybkiej kariery i wchodzenia na salony. Mało kto potrafił nad czymś takim zapanować. Nie wiem, jak ja bym się zachował będąc młodym, ambitnym, wygłodzonym sukcesów fotografem. Pewnie postąpiłbym podobnie. Więc nie osądzajmy go zbyt surowo. Łatwo się na ten temat wymądrzać, ale o wiele trudniej jest przejść przez taką próbę. W końcu Eryk był tylko człowiekiem, a człowiek, zwłaszcza o duszy artystycznej, potrzebuje sukcesu. On na szczęście potrafił się zatrzymywać i słuchać głosu rozsądku, a nawet jeśli coś tam skorzystał przy okazji swoich działań redakcyjnych, to nie było to ze szkodą dla pisma. On dokładnie wczytywał się w różne teksty, które spływały na jego biurko, także pewnie i w moje, a potem szedł ich tropem, poszerzając w ten sposób pole swojego widzenia. I to było bardzo dobre, ponieważ odczuwałem, że on jest intelektualnym pośrednikiem między moim światem, a światem młodego pokolenia, którego ja nie znam. Eryk fascynował się wieloma postaciami ze świata fotografii, także Johnem Daviesem, który jest z mojego pokolenia, i potem przenosił te fascynacje do swojej rzeczywistości. Jego twórczość jest, moim zdaniem, konglomeratem tych wszystkich fascynacji. Nie ma w tym nic złego, ale zabrakło mu czasu na stworzenie własnego języka. Krótko przed śmiercią zaczął próby z fotografią kolorową, ale nie zdążył już stworzyć niczego, co byłoby jego własnym światem fotograficznym. – W twojej książce „Bogdan Konopka. Fotografie”, która rozpoczęła serię Kolekcji Wrzesińskiej, pierwszym zdjęciem otwierającym ten album na stronie 33 jest fotografia płyty nagrobnej Ireneusza Zjeżdżałki. Odbieram to jako rodzaj pięknego pożegnania i twój hołd oddany młodszemu koledze po fachu. – Oddałem mu hołd, bo był to człowiek bardzo pracowity i niezwykle utalentowany. On szukał swojego miejsca dokładnie tak, jak się
247
to robi w Azji. Bo w Azji, o czym nie wszyscy wiedzą, to uczeń wybiera sobie mistrza, a nie mistrz ucznia. Eryk był właśnie takim uczniem, który chodzi za mistrzem, a nawet za kolejnymi mistrzami, przygląda się, co i jak robią, a potem stara się swoje zrobić lepiej od mistrza, u którego kończy edukację. On był świetnym przykładem takiego sposobu myślenia. Kolejni mistrzowie nie mogą się więc obrażać, że ten uczeń bierze od nich to, co najlepsze i z tym idzie dalej, aby swoje robić jeszcze lepiej niż mistrzowie. Doświadczyłem tego na własnej skórze realizując książkę fotograficzną o Wrześni. Otóż niemal wszędzie, gdzie się pojawiałem ze swoim ciężkim aparatem i zaświadczeniem od burmistrza, że realizuję taki oto projekt, okazywało się, że Eryk był już tam przede mną. Rok, dwa, a nawet trzy lata wcześniej. To znaczyło tylko tyle, że on potrafił słuchać, obserwować i podejmować interesujące z fotograficznego punktu widzenia decyzje. W efekcie dobrze potem wiedział, gdzie i czego szukać. A we Wrześni to znajdował, bo tam mieszkał. Ja się oczywiście nie buntowałem z tego powodu, bo Eryk w tych samych miejscach zrobił zupełnie inne zdjęcia niż ja. – A ci mistrzowie w jego przypadku, jeśli już o tym mówimy, to kto, jeśli można spytać? – Zaczęło się, jak sądzę, od Ewy Andrzejewskiej i Wojciecha Zawadzkiego, potem był Janusz Nowacki i Andrzej Jerzy Lech, potem przez chwilę moja skromna osoba, a na koniec Eva Rubinstein i John Devies. A reasumując ten wątek..., cóż, Eryk zasługiwał na to, żeby mu pomóc. Zasłużył też na to, abym uczcił w mojej książce pamięć o nim. – „Kwartalnik Fotografia” pod rządami Ireneusza Zjeżdżałki ewoluował w stronę pisma autorskiego, czy nadal pozostawał bytem kolektywnym? – „Kwartalnik” nigdy chyba nie przestał być – jak to powiedziałeś – bytem kolektywnym. Główny kształt nadali mu Waldek Śliwczyński i Eryk Zjeżdżałka, a realizacją tego ich pomysłu zajmowała się liczna grupa bardzo interesujących autorów piszących o fotografii na wiele różnych sposobów. „Kwartalnik” zatem, tworzony wspólnym
248
wysiłkiem autorów i redaktorów, doszedł do poziomu, na którym niewiele już można było poprawić czy udoskonalić. – Wszystko to jednak przez moment ulega zawieszeniu, bo umiera Zjeżdżałka, a pismem – trochę z konieczności, ale i z wyboru – zaczyna kierować wydawca, czyli Waldek Śliwczyński. Ponieważ musiał mieć kogoś do pomocy, to do zespołu redakcyjnego wchodzi jego córka, Aleksandra, dobrze zorientowana w sprawach współczesnej, zwłaszcza młodej fotografii. – Owszem, Aleksandrę spotkałem kilka razy na różnych festiwalach fotograficznych, w otoczeniu młodych ludzi i szybko okazało się, ponieważ próbowaliśmy rozmawiać o fotografii, że reprezentujemy dwa różne światy. Dla mnie jednak nic się nie zmieniło, ponieważ wszystkie moje teksty przechodziły przez Waldka. Tak więc nadal było to pismo, z którym ja się utożsamiałem, tym bardziej, że w stopce redakcyjnej występowałem jako stały współpracownik. Oczywiście nigdy nie aspirowałem w „Kwartalniku” do funkcji redaktorskich, ale swoje odciski palców na pewno tam zostawiłem, nie tylko w postaci tekstów. Potem, gdy wraz z panią Aleksandrą weszli na łamy ludzie z jej pokolenia i jej środowiska, nadal akceptowałem formę, szatę graficzną i sposób redagowania „Kwartalnika”, ale powoli mój świat przegrywał tam ze światem młodych. Moje teksty jeszcze się tam drukowało, ale ja osobiście traciłem zwolna pisarski impet oraz serce do tego projektu. Do ostatniego numeru, czyli poświęconego Afganistanowi, tylko dla Waldka zrobiłem materiał, którego bohaterem był fotoreporter wojenny Eric Bouvet. Nabiegałem się za nim po Paryżu, ale to nie była już moja bajka. Redakcja zamówiła u mnie COŚ dobrego o Afganistanie, więc dostarczyłem taki tekst i dobre zdjęcia, ale wiedziałem, że robię to trochę wbrew sobie, wbrew swoim zainteresowaniom. Mnie zawsze napędzały moje własne fascynacje fotograficzne, bardzo zresztą odległe od tego, co sam robię, więc przy okazji pisania kolejnych tekstów wiele się nauczyłem i wiele zrozumiałem. Skutek tego był taki, że zaczęli się do mnie zwracać polscy artyści, abym napisał także o tym, co oni fotografują i czym się zajmują. I nie chodzi o to, że w Polsce zabrakło piór, ale o to, że oni chcieli, abym konkretnie ja przyjrzał się ich zdjęciom i potem o nich pisał. Oczywiście zajmowali się tym w Polsce tutejsi krytycy, ale oni zazwyczaj nie są ak-
249
tywnymi fotografami. Posiadają więc bardzo dużą wiedzę, ale niekiedy kompletnie rozmijają się w swoich sądach i przemyśleniach z codzienną praktyką fotograficzną. Pomijają więc kompletnie sprawy i rzeczy, które z kolei są bardzo ważne dla autorów zdjęć. Te dwie rzeczywistości, czyli rzeczywistość fotografa i rzeczywistość krytyka sztuki, zwyczajnie się rozjeżdżają. Moje teksty natomiast, choć nie były szczytem ekwilibrystyki intelektualnej, bo przecież nie jestem ani zawodowym historykiem, ani teoretykiem sztuki, dotykały zazwyczaj tego, co dla fotografa jest najważniejsze, a co bywa nie tylko radością, ale i udręką, o czym mało kto wie i mało kto rozsądnie mówi. Ponieważ ja, w przeciwieństwie do krytyków-teoretyków, wiem o czym mówię, bo doskonale znam te wszystkie blaski i cienie rzemiosła fotografii analogowej, od fotografii otworkowej po fotografię wielkoformatową, to z tego właśnie powodu brały się te propozycje od polskich artystów dla mnie, jako autora piszącego. – Wspomniany przez ciebie numer afgański „Kwartalnika” okazał się numerem ostatnim, choć nikt tego, jak wiadomo, nie zakładał. A skoro tak, skoro i ty nie zakładałeś nagłego końca tego magazynu, to miałeś jakieś własne wobec niego plany na następne numery? – Wtedy już planowałem niewiele. Raczej wyhamowywałem. Widząc, że pismo ewoluuje w stronę młodej sztuki i głównie tym się zajmuje, zwyczajnie straciłem pisarski zapał. Przez chwilę łudziłem się nawet, że moje pisanie otwiera młodym oczy na wielką fotografię światową, ale szybko okazało się, że to im – a przynajmniej sporej grupie młodych twórców – do niczego nie jest potrzebne. Większość z nich nie czytała i nadal nie czyta moich tekstów. Nazwisko coś im jeszcze mówi, moje obrazki znają głównie z Internetu, ale poza tym niewiele z tej mojej pisaniny dla nich wynika. I trzeba było się z tym pogodzić. Uznałem, że donkiszoteria, nawet najszlachetniejsza, też musi mieć swój koniec. A koniec rzeczywisty przyszedł dla „Kwartalnika” nagle i niespodziewanie. W ten sposób moje plany stały się nieaktualne, ale też moja miłość do tego czasopisma nie przerodziła się w smutek i zwątpienie. Dzisiaj mogę powiedzieć tyle, że tych trzynaście lat z „Kwartalnikiem Fotografia” było ważnym doświadczeniem, tak pod względem literackim jak i życiowym. Traktowałem tę przygodę w dość staroświecki sposób, nie oczekując z tego tytułu
250
ni poklasku, ni złudnych korzyści. Pisanie to trud, który ma moc wzbogacania; jeśli tylko stać nas na dystans i pokorę wobec innych twórców. Nie da się pisać czy też tworzyć dla każdego, dlatego starałem się pisać dla siebie, ale nie o sobie lecz o uczuciach jakie wyzwala we mnie cudza twórczość. Przez te wszystkie lata miałem wrażenie, że w „Kwartalniku” nie byłem jedyną podobnie myślącą osobą; stąd brały się poczucie sensu i motywacje do działania bez względu na koszty. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy świata kliknięć i „lajków”, było to szaleństwo dziś już niemożliwe do powtórzenia. Gdy przyjrzeć się lepiej historii sztuki i jej okolicom, to widać, że najciekawsze chwile zawdzięcza ona właśnie szaleńcom. Więc może dobrze, że w ogóle byliśmy? BOGDAN KONOPKA – urodzony w 1953 roku, mieszka i pracuje w Paryżu. Fotograf, kurator i krytyk związany od roku 1994 z Pismem Artystycznym FORMAT, oraz Kwartalnikiem FOTOGRAFIA w latach 20002012. Prowadził autorskie pracownie fotografii w Państwowej Wyższej Szkole Fotografii w Arles we Francji, Warszawskiej Szkole Fotografii; a od 10 lat na Formation Supérieure w Ecole de la Photographie de Vevey w Szwajcarii. Laureat Kilku ważnych nagród, w tym Grand Prix de la Ville de Vevey w Europejskim Konkursie Fotografii w 1998 roku. W swej twórczości preferuje fotografię analogową, najchętniej wielkoformatową. Interesują go problemy związane z przeźroczystością medium oraz możliwości rejestracji i przekazu indywidualnych aspektów przeżyć duchowych nazywanych roboczo pejzażem wewnętrznym. W swych tekstach poświęconych fotografii – a najczęściej wybranym fotografom – odnaleźć można całe spektrum dostępnych dziś możliwości i metod obrazowania; także tych bez aparatu czy filmu. Większość z nich powstała z potrzeby zrozumienia możliwości komunikacji międzyludzkiej poprzez obraz fotograficzny w jego najciekawszych, współczesnych przejawach.
251
Rozmowa z Lechem Lechowiczem – Czego się pan spodziewał, wchodząc do zespołu autorów „Kwartalnika Fotografia”? – Sporadycznie publikowałem teksty w „KF” – zaledwie cztery między rokiem 2007 a 2010 – i nigdy nie czułem się, ani jak sądzę nie byłem zaliczany do jego „zespołu autorów”. Opublikowane tam teksty pisane były okazjonalnie na prośbę redaktora, pana Waldemara Śliwczyńskiego. Nie miałem więc żadnych wyobrażeń, ani oczekiwań związanych z „KF”. – Pismo w swojej historii miało trzech redaktorów naczelnych. Jak, pana zdaniem, rzutowało to na kształt zawartości i poziom „Kwartalnika”? – Działania redaktorów naczelnych w pierwszej (Zbigniewa Tomaszczuka) i ostatniej fazie (Aleksandry Śliwczyńskiej) istnienia pisma były podobnie nieokreślone i chaotyczne. Trudny był w nich do uchwycenia charakter pisma i kierunek, w jakim pismo zmierzało. Najcenniejszym w historii pisma był okres, kiedy kierował nim kompetentnie Waldemar Śliwczyński. Starał się nadać mu magazynowy, przekrojowy charakter publikując materiały zróżnicowane problemowo, chronologicznie i geograficznie. Trudno powiedzieć czy był to „właściwy kierunek”. Potrzeby i oczekiwania wobec polskiego piśmiennictwa fotograficznego były i są tak duże i wciąż niezaspokojone, że każdy kierunek nadany w zasadzie jedynemu w tym okresie pismu fotograficznemu w naszym kraju może być oceniany jako niewłaściwy. W najmniejszym stopniu obciążałoby to jednak prowadzącego wówczas takie pismo, ponieważ sytuacja ta jest efektem skomplikowanego splotu historycznych i współczesnych okoliczności i zjawisk składających się na tę sytuację w tej część naszej kultury artystycznej, która związana jest z twórczością fotograficzną.
252
– Co, według pana, nigdy nie zostało w kwartalniku zrealizowane lub z jakiegoś powodu rozminęło się z oczekiwaniami autorów i czytelników? – Odpowiedź na to pytanie wiązać się może ściśle z odpowiedzią na pytanie poprzednie. A zatem, „KF” będąc jedynym wydawanym systematycznie i przez dłuższy okres czasu periodykiem fotograficznym nie zrealizował wielu oczekiwań, bo nie był w stanie tego uczynić. Ponadto nie mogę ich nazwać, ponieważ nie znam oczekiwań autorów i czytelników. A jak wspomniałem wcześniej, sam nie byłem jego systematycznym czytelnikiem, tak więc ja ich nie miałem. Ponieważ jestem historykiem, a nie fotografem-praktykiem czy krytykiem, to moje potrzeby i oczekiwania wobec piśmiennictwa fotograficznego były i są inne niż zdecydowanej większości autorów i czytelników tego pisma. – A kulturowe i kulturotwórcze znaczenie „KF” na polskim rynku wydawniczym? – Odpowiedź jest dla mnie prosta i oczywista. Pismo, będąc właściwie jedynym w tych latach pismem artystycznym skupionym na twórczości fotograficznej, ma duże „kulturowe i kulturotwórcze znaczenie”. – Największy sukces „Kwartalnika” w pana ocenie. – Największym sukcesem „KF” było to, iż przez lata po prostu był. Na naszym wciąż ubogim i opartym na złych rozwiązaniach systemowych rynku wydawniczym samo istnienie pisma artystycznego przez trzynaście lat jest jego największym i niepodważalnym sukcesem. – Czym była dla pana ta kilkuletnia przygoda z czasopismem Waldemara Śliwczyńskiego? – Powtarzam się, ale odpowiedź jest równie prosta i oczywista jak na dwa poprzednie pytania, choć wynika z czego innego, o czym już wspomniałem na początku. Mój „osobisty wkład w historię kwartal-
253
nika” jest znikomy, w zasadzie żaden. Trudno byłoby nazwać to „przygodą z czasopismem Waldemara Śliwczyńskiego”. Nie znam też wspominanego wcześniej przez pana w wywiadu z nim, ale jestem pewien, że największą przygodę przeżył on sam i domyślam się, że może to być jedna z najwartościowszych rzeczy jaka go spotkała w jego działaniach publicznych. Moje wypowiedzi oczywiście nie zmieniają mojego osobistego szacunku i wdzięczności dla pana Waldemara Śliwczyńskiego za to, że tak wytrwale udawało mu się wydawać to pismo. Wszyscy zaangażowani w kulturę fotograficzną w naszym kraju winni mu są za to szacunek i wdzięczność.
LECH LECHOWICZ – (ur. 1952 w Łodzi); zajmuje się historią i teorią fotografii oraz relacją między tradycyjnymi dyscyplinami artystycznymi, a mediami (fotografią, filmem, video, technikami cyfrowymi). Autor wielu wystaw oraz publikacji dotyczących tych problemów. Wykłada w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi.
254
Elżbieta Łubowicz – moja historia „Kwartalnika Fotografia” O tym, ze powstaje kwartalnik poświęcony fotografii, wiedziałam od Zbyszka Tomaszczuka od razu, kiedy zaczął pracować nad tym pomysłem. Z wielką ciekawością i nadzieją czekałam na pierwszy numer, bo forum dla publikacji fotografii i o fotografii bardzo było potrzebne. Zbigniew Tomaszczuk, pomysłodawca i pierwszy redaktor naczelny, to tytan pracy i człowiek o wielkiej wiedzy na temat wszystkiego, co dzieje się w tej dziedzinie – można było więc spodziewać się kompetentnego i ciekawego pisma. Pierwszy numer ukazał się w kwietniu milenijnego roku 2000, z Termografiami Józefa Robakowskiego na okładce. Numer w większości zawierał recenzje najważniejszych wystaw fotografii, jakie ostatnio odbyły się w Polsce – z kilkoma tekstami samego Naczelnego. Był tam też mój esej poświęcony cyklowi 100 fotografii Wojciecha Prażmowskiego. Ten pionierski numer teraz rozpada się już na osobne kartki…To były inne czasy i inne jeszcze możliwości fundatora – Waldemara Śliwczyńskiego i jego Wydawnictwa KROPKA. Kiedy porówna się wygląd tego pierwszego „Kwartalnika” z ostatnim – i od strony poligraficznej, i projektowej – widać, jak wiele w tym czasie zaszło pozytywnych zmian. Nie ma wątpliwości, ze najlepszy okres „Kwartalnika Fotografia” to czas, w którym redaktorem naczelnym był Ireneusz Zjeżdżałka. Młody fotograf i pasjonat fotografii, odkryty przez Janusza Nowackiego i najpierw zatrudniony jako jego asystent w Galerii pf. Kiedy przeszedł do czasopisma wydawanego przez KROPKĘ, stopniowo i systematycznie zaczął nabierać wyczucia i doświadczenia prawdziwego redaktora. Chyba cały swój czas poświęcał temu pismu, bo zawsze, kiedy rozmawialiśmy telefonicznie na temat fotografii, pro-
255
wadziliśmy długie dyskusje – nie spieszył się nigdy, nie przerywał rozmowy, tłumacząc się pilnymi zajęciami… To za jego szefowania pismu zmieniło ono swoją szatę graficzną na bardziej przejrzystą, z „oddechem” – było już więcej „światła”, jak to określa się w branży projektantów i poligrafów, czyli więcej bieli papieru, większe marginesy i interlinie. Każdy tekst i obraz miał teraz swoje osobne miejsce, gdzie nic mu nie przeszkadzało – a co za tym idzie, całe pismo zwiększyło objętość. Dobrym wzorem było tu bratysławskie „Imago”, półrocznik, w którym przyjęta była taka właśnie formuła projektowa. Podobnie jak w „Imago”, także w „Kwartalniku” kluczowym elementem pisma stało się portfolio, pokazywane w konwencji albumowej, z jedną fotografią na jednej stronie. Dla czytelnika był to wielki komfort lektury, po czasach zgrzebnych, zatłoczonych czasopism z lat poprzednich. Poza samymi fotografiami istotne były w tym czasie teksty: często problemowe, historyczne lub teoretyczne. Bardzo cenny był też zawsze przegląd aktualności – wystaw, publikacji, festiwali, konferencji – o co dbał bardzo jeszcze Zbigniew Tomaszczuk, a Eryk, jak nazywaliśmy Irka Zjeżdżałkę, kontynuował ten dział i rozbudowywał. Za jego redakcji pismo zaczęło omawiać szersze spektrum fotografii, wychodząc coraz bardziej poza fotografię polską i prezentując często mało znane, a ciekawe fotograficzne osobowości z różnych krajów. Pisali o rosyjskich fotografach Irina Czmyriewa i Dmitry Pilkin, nadal często pojawiał się Vladimir Birgus z fotografią czeską, okazjonalnie inni autorzy z różnych krajów. Z polskich autorów przybyli świetni młodzi: Maciej Szymanowicz, Witold Kanicki, Tomasz Ferenc. Było to pismo, które można było czytać właściwie „od deski do deski” i wiadomo było, że tam właśnie szybko znajdzie się pogłębione omówienia aktualnych wydarzeń ważnych dla fotografii. Po śmierci Eryka w 2008 roku sytuacja zmieniła się – coraz trudniej było utrzymać poważne pismo, bo konkurencją nie do przebicia stawał się Internet. Dla zwabienia młodych czytelników nowa, młoda redaktorka – Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura – wprowadziła krótsze teksty, bardziej informacyjne, więcej fotografii oraz bardziej zwracające uwagę okładki w plakatowej estetyce. Jeśli pojawiały się
256
dłuższe teksty – to już nie problemowe eseje, ale rozmowy, które w sporej części były o niczym… Prezentowana fotografia także coraz częściej należała do popularnego wśród młodych gatunku obrazów efektownych, nietypowych i zaskakujących, ale mało wyrafinowanych od strony estetycznej i intelektualnej. Fotografia, którą można obejrzeć nawet z zaciekawieniem, ale której chwilę potem już się nie pamięta i o niej więcej nie myśli. Coraz mniej było to pismo, które sama chciałabym czytać. Do dziś jednak bardzo mi żal, że nie udało mi się kontynuować rozpoczętego cyklu rozmów z pedagogami fotografii, na których i pani Aleksandrze, i panu Waldemarowi bardzo zależało. Zmienione okoliczności rodzinne i zawodowe zmusiły mnie do rezygnacji z tego tematu, wymagającego wyjazdów i osobistych kontaktów. „Kwartalnik Fotografia” to wielkie przedsięwzięcie przede wszystkim Waldemara Śliwczyńskiego, którego pasja i upór sprawiły, że przez 13 lat ukazywało się pismo, które nie mogło nie być deficytowe. Samo jego istnienie przez tyle czasu w tak trudnych okolicznościach, przy finansowaniu z własnych pieniędzy prywatnego wydawnictwa, to niezwykle cenna sprawa dla polskiej fotografii. Kolejne numery „Kwartalnika” są kompendium wiedzy o wielu fotografach, wystawach, książkach i innych wydarzeniach, toteż redakcja i publikacja indeksu jego zawartości umożliwi mnie, a także innym autorom, sięganie do konkretnych materiałów w przypadku opracowywania tekstu na pokrewny temat. Taki finał działalności pisma będzie pięknym i bardzo wartościowym podsumowaniem jego funkcjonowania. Podjęcie tego dzieła to jeszcze jedno świadectwo, jak osobiście ważnym zadaniem był „Kwartalnik Fotografia” dla Waldemara Śliwczyńskiego. Ogromna szkoda, że nie ma teraz miejsca na rynku dla poważnego pisma o fotografii. Chociaż i od strony merytorycznej sytuacja bardzo zmieniła się tymczasem: fotografia stała się jednym z wiodących mediów sztuki (nawet ustępującym ostatnio filmowi, animacjom i fotokastom) i chyba coraz mniej potrzebne jest forum wymiany informacji i refleksji nad fotografią potraktowaną jako osobna dziedzina…
257
ELŻBIETA ŁUBOWICZ – niezależny kurator wystaw artystycznych i krytyk sztuki; szczególnie zajmuje się fotografią. Współpracuje z pismem artystycznym „Format”, Pismem Naukowo-Artystycznym ASP we Wrocławiu „Dyskurs” i miesięcznikiem „Odra”. W latach 2003–2012 (do zamknięcia periodyku) była członkiem zespołu redakcyjnego półrocznika „Imago” – wydawanego w Bratysławie angielskojęzycznego pisma o fotografii – oraz w latach 2008–2012 członkiem zespołu redakcyjnego „Kwartalnika Fotografia”. Sekretarz redakcji „Dyskursu”. Współzałożycielka i pedagog Forum Fotografii „Kwadrat” we Wrocławiu; prowadzi także wykłady z historii fotografii w Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu.
258
Rozmowa z Katarzyną Majak – Pierwszy tekst pani autorstwa został opublikowany w 11 numerze „Kwartalnika Fotografia”. Pamięta pani, kto i w jakich okolicznościach zaproponował pani taką formę współpracy? – W tej chwili nie pamiętam, kto i w jakich okolicznościach zaproponował mi współpracę z „Kwartalnikiem Fotografia”. Być może zaczęło się od tego, że sama zaproponowałam redakcji swój tekst – znałam Eryka oraz Zbyszka Tomaszczuka. Nie bez znaczenia był zapewne i ten fakt, że na łamach „Kwartalnika” – oprócz teksów o innych autorach – pojawiały się również teksty o moich pracach. – Czego się pani spodziewała, wchodząc do zespołu autorów? – Przede wszystkim tego, że staję się częścią najambitniejszego magazynu o fotografii w Polsce. – W jakim kierunku mógł przebiegać rozwój tego czasopisma? – Moim zdaniem rozwój pisma mógł nastąpić dzięki wprowadzeniu go na rynek międzynarodowy, do czego była potrzebna m.in. pełna wersja dwujęzyczna. Udawało się to w czasie, gdy pismo uzyskało dotacje z ministerstwa. Do tego, aby „KF” stał się pismem o znaczeniu międzynarodowym potrzebna była także strona www w wersji dwujęzycznej, zapewne nawet portal o fotografii, którego pismo w wersji papierowej byłoby częścią. Redakcja zdawała sobie sprawę z faktu, że przy niewielkiej ilości reklam, które wspierają pismo finansowo, jest to trudne, zwłaszcza przy wysokich kosztach druku oraz dystrybucji. Pamiętam, że takie plany (czyli wersja dwujęzyczna oraz strona www) były w redakcji omawiane. Istotną rolę odgrywa także wizja i strategia osób kierujących pismem i to od nich zależałoby w jakim ostatecznie kierunku nastąpiłaby ewolucja. Nie ulega wątpliwości, że kolejni redaktorzy naczelni włożyli wiele wysiłku w
259
rozwój „Kwartalnika”. Nie można zapominać o wkładzie Aleksandry Śliwczyńskiej w „KF” pod koniec jego działalności. – Co, według pani, nigdy nie zostało w „Kwartalniku” zrealizowane lub z jakiegoś powodu rozminęło się z oczekiwaniami autorów i czytelników? – Przede wszystkim to, o czym powiedziałam wcześniej. A doświadczałam tego osobiście z tej choćby racji, że wielokrotnie reprezentowałam „KF” na świecie podczas różnego typu wydarzeń fotograficznych. Owszem, pismo wyrobiło sobie markę, niejednokrotnie pytano o nie, jednak trudno było mu się przebić do szerszego grona odbiorców, głównie ze względu na małą dostępność oraz funkcjonowanie w polskiej wersji językowej. – A kulturowe i kulturotwórcze znaczenie „KF” na polskim rynku wydawniczym? – Było to, jak sądzę, najambitniejsze pismo o fotografii na rynku. Z mocnymi tekstami krytycznymi, polemikami, recenzjami. Miało swoje stałe grono czytelników. „KF” był też pismem, w którym fotografowie chcieli pokazywać swoje prace, jako że stało się to kwestią prestiżu. Do „Kwartalnika Fotografia” pisali najlepsi autorzy i myśliciele o fotografii. Dzięki temu stało się ono w którymś momencie punktem odniesienia chociażby w kwestii tego, co jest wartościowe w/dla fotografii jako dziedziny sztuki. – Największy sukces „Kwartalnika” w pani ocenie. – Na pewno było nim to, że mimo trudności finansowych pismu udało się utrzymać na rynku (i utrzymać wysoki poziom) przez 13 lat. – Czym była dla pani ta kilkuletnia przygoda z czasopismem Waldemara Śliwczyńskiego? – Była miejscem wypowiedzi, była sposobem na promowanie polskiej fotografii na świecie. Była wreszcie miejscem, gdzie spotkałam
260
ludzi o podobnej ambicji – promowania fotografii jako medium przez tak wiele lat w Polsce niedocenianego. KATARZYNA MAJAK. Twórczość z zakresu sztuk wizualnych, koordynatorka i kuratorka wydarzeń fotograficznych w Polsce i za granicą, autorka tekstów o fotografii. Jest członkinią Rady Programowej Warsaw Photo Days, kuratorką i konsultantką prywatnej kolekcji fotografii MANY HANDS MAKE LIGHT WORK. Była stypendystką Anderson Ranch Arts Center w Aspen (Kolorado, USA) i Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Obroniła doktorat z zakresu fotografii na Wydziale Komunikacji Multimedialnej ASP w Poznaniu. Fotografii uczyła się m.in. od wnuka Edwarda Westona w Kalifornii.
261
Rozmowa z Adamem Mazurem – Pierwszy pana tekst pojawił się w osiemnastym numerze „Kwartalnika Fotografia” A wcześniej miał pan wgląd w to, co dzieje się na łamach tego czasopisma? – Obserwowałem to czasopismo od początku. O jego pierwszych numerach pisałem omówienia, na granicy recenzji, w internetowym magazynie „Fototapeta”. – Jakie były pierwsze pańskie wrażenia po oglądzie zawartości „Kwartalnika”? – Byłem wtedy młodym człowiekiem, na pewno jeszcze na studiach, który działając w redakcji „Fototapety” razem z Markiem Gryglem, czuł, że „Kwartalnik Fotografia” wydawany we Wrześni przez Waldka Śliwczyńskiego będzie raczej stałym elementem pejzażu fotograficznego. Pismo to zapowiadało się jako taka kontrpropozycja wobec komercyjnych miesięczników typu „Foto”, typu „Fotokurier”, czy bardziej artystyczny „Pozytyw”, który już wówczas funkcjonował. Myślę, że mieliśmy wtedy z Warszawy zupełnie niezły ogląd sytuacji tego czasopisma. A, co ważne, nie odbieraliśmy go jako czasopismo prowincjonalne, ponieważ zaangażowani w to byli ludzie nam znani, czyli na przykład Zbigniew Tomaszczuk, Krzysztof Jurecki, Adam Sobota. Było to towarzystwo znane i ogólnopolskie. – Oni byli gwarancją wysokiego poziomu? – Na pewno byli gwarancją tego, że pismo zostanie dostrzeżone i że nie będą to na przykład „Wiadomości Wrzesińskie” o fotografii. – Od numeru dziewiątego Zbigniew Tomaszczuk wycofuje się powoli z kierowania czasopismem, a w jego miejsce wchodzi
262
Ireneusz Zjeżdżałka. Czy dla pana było to znaczące przesunięcie akcentów? – Ta zmiana była dostrzegalna. Przypomnijmy jednak w tym miejscu, że Zbyszek posiadał redaktorski typ osobowości. Krążył między Warszawą a Wrześnią i był bardzo obecny w terenie. Ireneusz Zjeżdżała też nie był już wtedy człowiekiem znikąd. – Wywodził się nie tylko z Grupy Twórczej „Wrześnica”, ale przede wszystkim z poznańskiej Galerii pf, w której właśnie rozmawiamy i gdzie przez kilka lat zdobywał szlify u boku Janusza Nowackiego. – Był jednak w środowisku mniej znany od Tomaszczuka, co od strony redaktorskiej mogło nieść jakieś ryzyko. Pomysł ten jednak nie był zupełnie szalony. Zapewne nieco zmieniła się w tym momencie koncepcja zawartości i szata graficzna pisma, ale nie szły za tym obawy, że „Kwartalnik” może z tego powodu upaść. Pamiętam, że pisząc wtedy dla „Fototapety” omówienie „Kwartalnika Fotografia”, wyrażałem tylko niepokój o ideę zapożyczenia tytułu od dawnych, wielce zasłużonych czasopism. Za poprzednimi bytami wydawniczymi ze słowem „Fotografia” w nazwie stały wielkie nazwiska: Dłubak, Czartoryska, Prażuch. I były to już magazyny niemal legendarne. Tak więc zastanawialiśmy się w „Fototapecie”, czy to nowe pismo sprosta wyzwaniu, które samo sobie narzuciło, wysoko stawiając poprzeczkę. Wtedy, mówiąc krótko, nie było to jasne. Teraz, z perspektywy czasu można ocenić redaktorskie ambicje pozytywnie. W domu posiadam biblioteczkę, w której trzymam wszystkie magazyny o fotografii, które ukazywały się w Polsce przed wojną i po wojnie. Patrząc na ustawiony w jednym rzędzie na bibliotecznej półce cały krajowy dorobek wydawniczy od lat 50. po dzień dzisiejszy doceniam osiągnięcia „Kwartalnika Fotografia” w latach 2000-2012. Teraz już widać, że wydawca, redaktorzy naczelni oraz wszyscy zaproszeni do współpracy autorzy sprostali temu wyzwaniu na tyle, na ile mogli. Widać i to, że ostatecznie koncepcja pisma odwoływała się do „Fotografii” z lat 80., raczej do ówczesnego kwartalnika niż do miesięcznika.
263
– Tyle tylko, że jednak Tomaszczuk nieco inaczej profilował zawartość pisma niż później Eryk Zjeżdżałka. – Cóż, obaj byli fotografami, organizatorami i redaktorami. A ponieważ każdy redaktor ma jakąś osobowość, to podoba mu się co innego, inne teksty zamawia, z innymi autorami woli pracować. Eryk szybko zorientował się, że szansą dla niego i dla prowadzonego przez niego magazynu jest nie tylko praca w środowisku ogólnopolskim, ale także wyjście za granicę. Szukał kontaktów i na Wschodzie, i na Zachodzie, był w tym bardzo skuteczny, był też młody i bardzo mobilny. – Jednak latem 2008 roku Eryk odchodzi po przegranej walce z chorobą. Awaryjnie kierowanie pismem przejmuje wydawca, czyli Waldek Śliwczyński, który, jak się okazało, także ma własną wizję pisma. – Waldek od początku był w „Kwartalniku” obecny, sporo publikował, ale przede wszystkim patronował najpierw Zbyszkowi, a potem Erykowi. I co ważne – nie przeszkadzał. A pismo i redakcję rzeczywiście przejął awaryjnie, wspierany przez córkę Aleksandrę. Wszystko to jednak było dosyć poszarpane, bo Waldek miał wtedy intensywny okres twórczy i pracował nad swoimi książkami. Myślę więc, że to redaktorowanie spadło na niego niespodziewanie i widać było, że nie ma żyłki redaktorskiej. Szybko się irytował, w przeciwieństwie do Eryka czy Zbyszka Tomaszczuka. Waldek kilka razy ogłaszał, że zamknie magazyn. Ponieważ ma temperament, więc w końcu to zrobił. Sam mu wówczas mówiłem, że takie posunięcie nie ma sensu, ale był stanowczy. Myślę, że w podjęciu tej decyzji kluczowe były jego negocjacje z córką Olą. Wydawało mi się to wszystko nie do końca fortunne, bo poniekąd próbował zepchnąć na nią ciężar prowadzenia „Kwartalnika”, a Ola miała wówczas inne marzenia. – Planował jej to przekazać. – Gdyby chodziło tylko o przekazanie, to ona pewnie by to przejęła, ale ona chyba nie miała ochoty brać tego wszystkiego na siebie, co tylko wzmagało jego irytację. Myślę, że wątek organizacyjny nie był
264
w tym wszystkim głównym problemem. Chodziło raczej o przejęcie odpowiedzialności i wejście w rolę. Chodziło więc o relacje rodzinne, które jak sądzę miały w tym wszystkim dużo większe znaczenie niż kwestie logistyczne. – Ostatecznie jednak Waldek zredagował z pomocą Oli czternaście numerów, do trzydziestego dziewiątego włącznie. – I to był ciekawy okres w dziejach „Kwartalnika”. On przecież przejął po poprzednikach ważne i rozliczne kontakty oraz niewątpliwie wysoką renomę pisma. Jednak nie podróżował już po świecie, nie pełnił już więc takiej funkcji mobilnego redaktora, jak Eryk i nawet po Polsce już nie podróżował zbyt wiele, jak robił to Zbyszek Tomaszczuk. – Mając na głowie całą firmę i lokalny tygodnik nie mógł mieć na to czasu. – Nie miał czasu, ale pewnie i ochoty, aby wchodzić w rolę redakcyjnego „komiwojażera”, który wszędzie bywa. Działał więc wspierając się o wypracowaną wcześniej sieć kontaktów i renomę pisma. To pozwoliło mu na złożenie wielu bardzo dobrych numerów, które wprawdzie nie ukazywały się zbyt systematycznie, ale za to nie było w nich widać żadnego upadku merytorycznego. On potrafił trzymać poziom, nawet jeśli pismo było na progu kolejnych zmian. – W końcu jednak brak niemal już przyznanej dotacji ministerialnej zdecydował o jego zamknięciu. – Żałuję, że to pismo upadło, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że kolejni redaktorzy przez te dwanaście lat wypracowali pewien kapitał, który wraz z zamknięciem pisma zwyczajnie wyparował. I nie ma mowy o tym, żeby to nagle zacząć wszystko od nowa i od razu wrócić na ten sam wysoki poziom. Jest to więc duża strata, ale to nie moja decyzja, nie mój czas i nie moje pieniądze. Szanuję decyzję Waldka. – Decyzję podjął wydawca, ale pan do końca publikował tam swoje teksty.
265
– Ja, co prawda, stosunkowo późno zacząłem pisać do „Kwartalnika”, bo, jak pan wspomniał, dopiero od numeru osiemnastego, ale to wynikało z faktu, że pisałem do innych czasopism fotograficznych, więc z „Kwartalnikiem Fotografia” nie było mi wcześniej po drodze. Potem jednak starałem się wspierać pismo swoimi materiałami. – W sumie opublikował pan w „Kwartalniku” siedemnaście tekstów, w tym mniej więcej jedna trzecia, to są rozmowy. – Tak czy inaczej okres mojej współpracy z pismem to druga połowa czasu jego istnienia. Poczułem wtedy potrzebę wsparcia Waldka i jego wysiłków wydawniczych, zwłaszcza po śmierci Eryka, zwłaszcza że on pozwalał też na coś, na co nie pozwalały inne magazyny, mianowicie na publikacje długich, merytorycznych tekstów. Warto pamiętać, że te kilkanaście lat wydawania „Kwartalnika” to czas zasadniczej zmiany dyskursu fotograficznego. Nieprzypadkowo w międzyczasie upadł „Pozytyw” i stoczyło się „Foto” oraz inne pisma o długiej tradycji. A już nie wspomnę nawet o efemerycznych „Zeszytach Fotograficznych”, czy „Biuletynie Fotograficznym” oraz drobnych, lokalnych tytułach. Na tle tego upadku pism drukowanych „Kwartalnik Fotografia” przez lata zadziwiająco konsekwentnie trzymał poziom. A w ostatnim okresie jego aktywności czuło się, że jest to jedyne czasopismo, gdzie można opublikować coś znaczącego i że to zostanie przeczytane przez środowisko. Mówię o środowisku, bo nie było to pismo dla masowego odbiorcy. Osobiście byłem zainteresowany pisaniem o środowisku polskim i z myślą o nim, dlatego nie przejąłem się zbytnio, gdy Waldek zrezygnował z tłumaczenia „Kwartalnika” na angielski. Co prawda ten fakt był komentowany negatywnie przez część osób, które twierdziły, że w ten sposób obniżono rangę magazynu. Wspominam o tym, bo chcę podkreślić własne pobudki pozostania przy „Kwartalniku” do samego końca. Owszem, Eryk miał ambicje wychodzenia z „Kwartalnikiem” poza Polskę, więc nie dziwi, że za jego kadencji pismo to odbijało się echem w krajach ościennych oraz wszędzie tam, gdzie bywał jako redaktor naczelny. Mnie jednak, gdy podjąłem już stałą współpracę z „Kwartalnikiem”, brak tłumaczeń na angielski nie przeszkadzał.
266
– Przypomnijmy w tym miejscu raz jeszcze, że wchodzi pan do „Kwartalnika” ważnym tekstem („Układ scalony polskiej fotografii”), który potem nie ukazał się w pierwszym wydaniu pana książki „Kocham fotografię”. – On się w pierwszym wydaniu zwyczajnie nie zmieścił. Był za długi. Ale zmieścił się do drugiego lub trzeciego wydania książki „Kocham fotografię”. – W każdym razie czytelnicy „Kwartalnika” (mówię też o sobie) przyjęli go bardzo pozytywnie. Dotknął pan w nim niezwykle ważnej sprawy, która jednak przez innych autorów nie została podjęta na łamach w formie na przykład dyskusji. – Dyskutować za bardzo nie było o czym, bo trudno podejmować dyskusję z faktami. Ta „dyskusja” przeniosła się na inny poziom, czyli na poziom konkretnych działań, przy jednoczesnej zmianie strategii zachowań establishmentu. Dlatego myślę, że od tej strony ten tekst zadziałał, a dzisiaj pomieszczone w nim tezy są już w znacznej mierze nieaktualne. – Ponieważ jednak tekst został upubliczniony na łamach „Kwartalnika”, to redakcja usłyszała z tego powodu wiele słów uznania. Można więc powiedzieć, że otwarł pan tą publikacją nowy rozdział w historii „Kwartalnika Fotografia”. Na marginesie tylko dodam, że ostatni tekst, zamykający ostatni, czyli 39, numer czasopisma, „Galernicy wrażliwości”, także wyszedł spod pana ręki. – To jest oczywiście zwykły zbieg okoliczności, że moja publikacja znalazła się w numerze zamykającym historię „Kwartalnika”. Ale faktycznie, po zejściu z rynku tego magazynu pojawił się pewien problem z dostępem do łamów. Ja co prawda pisałem o istotnych dla pola fotografii sprawach w swoich książkach, ale to jednak nie jest to samo. Pisanie o fotografii przeniosło się w zasadzie do Internetu. Obecnie z kolegami z Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu redaguję takie właśnie internetowe pismo o nazwie „MAGENTA”, w którym nie tak dawno zamieściłem kolejny, jak sądzę, ważny tekst „Po końcu fotografii”. Jest to dość długi, analityczny tekst, na który
267
nie ma już dzisiaj miejsca także w czasopismach i magazynach internetowych. Dlatego należy pamiętać, że portale internetowe rządzą się jednak innymi prawami niż taka właśnie platforma wydawnicza, jaką był „Kwartalnik Fotografia”. To nie ulega wątpliwości. Czegoś takiego wyraźnie dzisiaj brakuje. – I w związku z tym spróbujmy w kilku zdaniach podsumować naszą rozmowę. Dla historii polskiego czasopiśmiennictwa fotograficznego wydawany we Wrześni przez Waldemara Śliwczyńskiego „Kwartalnik Fotografia” to...? – Przede wszystkim ważne jest to, że on się wywiązał z danej nam wszystkim obietnicy, przyjmując dla swojego magazynu znaczący tytuł, odwołując się tym samym do wielkiej tradycji. W tym miejscu nie ma żadnego obciachu. Jeżeli 39 numerów tego „Kwartalnika” stoi u mnie na półce obok wcześniejszych ważnych wydawnictw, to przynajmniej dla mnie o czymś to jednak świadczy. Tyle tylko, że tradycja rozmaitych „Fotografii” jest nieciągła, bo wcześniejsze pismo tego typu przestaje się ukazywać w roku 1989, a do roku 2000, zanim pojawia się „Kwartalnik” Śliwczyńskiego, część tamtej redakcji rozprasza się lub umiera. Dlatego pod koniec lat 90. Waldek montuje nową ekipę ze Zbyszkiem Tomaszczukiem, Krzysztofem Jureckim i Erykiem Zjeżdżałką niemalże od zera, mając za sobą całą dekadę bez porządnego magazynu fotograficznego. Potem przez dwanaście lat jesteśmy świadkami odradzania się dyskursu fotograficznego na wysokim poziomie, a teraz, od trzech już lat, znowu mamy próżnię, co do której nie wiadomo, jak długo będzie trwała. Dlatego śmiem twierdzić, że powołanie do życia „Kwartalnika Fotografia” i trzynaście lat jego istnienia to było ważne doświadczenie. Dla tych, którzy byli zaangażowani w jego redagowanie, dla tych, którzy się tam odnajdywali, czyli dla krytyków i artystów oraz dla czytającej publiczności. „Kwartalnik” był na tym poziomie bardzo dobrym i ważnym punktem odniesienia. A nie jest łatwo osiągnąć tego typu jakość bez względu na to, gdzie takie pismo powstaje. Dzisiaj i we Wrześni, i w Warszawie, jest z tym tak samo łatwo i tak samo trudno. W czasach otwartych granic, Internetu i możliwości łatwego przemieszczania się coś takiego jak prowincja, czyli miejsce odcięte od świata, praktycznie nie istnieje. Jeśli komuś naprawdę się chce, a Eryk pokazał, że to jest możliwe, to jednego tygodnia może
268
być w Huston, następnego tygodnia jest w Berlinie lub Moskwie, a za trzy tygodnie pojawia się w Australii. Oczywiście małemu wydawcy jest trudniej, z przyczyn logistycznych i finansowych niż dużemu wydawnictwu, które dysponuje zawodową redakcją z kilkoma etatami, ale Waldek pokazał, że i z tym można sobie poradzić, jeśli bardzo się chce. Tak więc szkoda „Kwartalnika”, ale rozumiem i szanuję decyzję podjętą przez Waldka. Innymi słowy, szkoda, że przygoda z „Kwartalnikiem” ostatecznie się zakończyła, ale bardzo dobrze, że się kiedyś zaczęła i trwała 13 lat. ADAM MAZUR (ur. 1977) – krytyk, historyk sztuki, amerykanista. Pracuje jako kurator w CSW Zamek Ujazdowski, gdzie przygotował m.in. wystawy: Nowi dokumentaliści, Efekt czerwonych oczu, Schizma, Świat nie przedstawiony, jest także autorem licznych wystaw organizowanych w instytucjach polskich i zagranicznych. Napisał książki: Kocham fotografię (2009), Historie fotografii w Polsce 1839-2009 (2010) i Decydujący moment (2012). W latach 2004-2011 był redaktorem naczelnym magazynu „Obieg”. Publikuje w prasie krajowej i zagranicznej.
269
Rozmowa z Marianną Michałowską – Kto i w jakich okolicznościach zaproponował pani współpracę z „Kwartalnikiem Fotografia”? – Nie pamiętam. Cóż, nie mam pod tym względem dobrej pamięci. Próbowałam odnaleźć pierwszy artykuł – sądziłam, że prawdopodobnie był to tekst w numerze 28 z roku 2009 roku, a więc musiał być to ktoś z ówczesnych redaktorów. Teraz okazuje się, że moje wypowiedzi ukazywały się już w numerach 8 i 10, a więc dość wcześnie. – Czego się pani spodziewała, wchodząc do zespołu autorów? – „Fotografia” była dla mnie legendą, czasopismem, które od lat 80tych kształtowało moje spojrzenie na fotografię. Pamiętam, że moi rodzice zazwyczaj „zdobywali” je wówczas, jak i inne reglamentowane dobra. W czasie studiów roczniki „Fotografii” z lat 80. były dla mnie stałym kontaktem z takimi autorami jak Urszula Czartoryska oraz z jej tłumaczeniami, między innymi tekstów Susan Sontag. Renowacja „Fotografii” już jako kwartalnika była istotna, a kolejne jej wcielenia (pod opieką Zbigniewa Tomaszczuka, później Ireneusza Zjeżdżałki i wreszcie Waldemara Śliwczyńskiego) pokazywały zmiany zachodzące w polskiej kulturze fotograficznej. W pewien sposób oddalały się od siebie środowiska amatorów, fotografów profesjonalnych i artystów. Na znaczeniu straciły też dawne Towarzystwa, będące głównymi wydawcami i inicjatorami życia artystycznego. Wyobrażałam sobie zatem, że nowy „Kwartalnik Fotografia” wypełni lukę w teoretycznej refleksji nad fotografią. – Kolejni redaktorzy naczelni realizowali zapewne własne wizje prowadzenia czasopisma. Czegoś pani w tych wizjach zabrakło?
270
– Z upływem lat czasopismo się „europeizowało” czy też nawet „globalizowało”. Stopniowo stawało się ekskluzywnym portfolio twórców. To oczywiście ważne, by mieć taki wgląd w zjawiska światowe, ale zaczęło brakować mi tekstów bardziej eseistycznych, w których fotografia byłaby może nawet pretekstem do czytania o problemach pozafotograficznych. Z drugiej jednak strony – jakość publikacji była znakomita. – Istnieje możliwość, że coś ważnego nie zostało w kwartalniku zrealizowane lub z jakiegoś powodu rozminęło się z oczekiwaniami autorów i czytelników? – Trudno to określić, ponieważ oczekiwania każdego autora i czytelnika są inne. Moje prywatne oczekiwania dotyczyły stworzenia czasopisma zawierającego naukowe teorie fotografii, polskiej wersji „October”. Oczywiście wiem, że jest to marzenie trudne do zrealizowania, ponieważ jest to po pierwsze – niefinansowalne, bo niepopularne, po drugie – niekomercyjne. – Kulturowe i kulturotwórcze znaczenie „KF” na polskim rynku wydawniczym? – Po pierwsze, było jedyne. I nie przekonają mnie argumenty kolorowych magazynów sprzętowych, że także w nich jest miejsce na poważne teksty krytyczne. Nie jest tak. „Sprzętowcy” i „teoretycy” tworzą dwie różne grupy i tak już będzie. A technologiczne informacje nie powinny przesłaniać refleksji historycznej i kulturowej (przemawia przeze mnie dusza belfra). – Co okazało się największym sukcesem „Kwartalnika”? – Znakomici autorzy. Niewątpliwie „Kwartalnik” pomógł w pewien sposób skonsolidować środowisko autorów piszących o fotografii. – Jak pani ocenia swój osobisty wkład w historię „Kwartalnika”? I czym była dla pani ta kilkuletnia przygoda z czasopismem Waldemara Śliwczyńskiego?
271
– Okazuje się, że nie napisałam wielu tekstów dla „Kwartalnika”, lecz nawet tych kilka było dla mnie istotnych i cieszę się, że mogłam za sprawą pisma je upublicznić. Bez wątpienia ważniejsze było dla mnie to, że mogłam czytać i oglądać prace innych. MARIANNA MICHAŁOWSKA – (ur. w Gdańsku w 1970 r.), profesor w Instytucie Kulturoznawstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Absolwentka UAM oraz Studium Fotografii Profesjonalnej ASP (obecnie Uniwersytet Artystyczny) w Poznaniu. Doktorat w Instytucie Kulturoznawstwa UAM. Habilitacja na Wydziale Nauk Społecznych UAM. Prowadzi badania nad sferą wizualną współczesnej kultury artystycznej (fotografia, studia miejskie). W tekstach krytycznych zajmuje się problematyką medialną. Autorka realizacji wykorzystujących fotografię i kuratorka wystaw. Publikuje w czasopismach naukowych i magazynach artystycznych. Jest autorką książek: „Niepewność przedstawienia. Od kamery obskury do współczesnej fotografii” (Rabid, Kraków 2004), „Obraz utajony. Szkice o fotografii i pamięci” (Galeria i księgarnia f5, Kraków 2007), „Foto-teksty. Związki fotografii z narracją” (Wydawnictwo Naukowe UAM, Galeria Miejska „Arsenał” w Poznaniu 2012).
272
Rozmowa z Kubą Ryniewiczem – Czy znał pan, czytał i śledził „KF” przez rozpoczęciem współpracy z Redakcją? – Tak, śledziłem poczynania „KF” od prawie samego początku. A pierwszy numer dostałem od pani Oli Śliwczyńskiej. Poznaliśmy się na uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Ola studiowała tam kulturoznawstwo, a ja filozofię na tym samym wydziale. Połączyła nas pasja do fotografii i wspólne foto-spacery. – Kto i w jakich okolicznościach zaproponował panu współpracę z „KF”? – Podczas mojej pierwszej wizyty w Indiach w 2008 roku rozpocząłem projekt o tradycyjnych studiach (zakładach) fotograficznych oraz ich mutacjach. Po powrocie pokazałem Oli swoje fotografie, a ona od razu zaproponowała mi publikację w Portfolio Młodych. I tak to się zaczęło. Jakiś czas później napisałem pierwszy artykuł o wystawie w Londyńskiej WhiteChapel Gallery oraz o historii fotografii z Indii, Pakistanu i Bangladeszu. Od tego momentu pisałem już do każdego numeru. – Z jakim nastawieniem lub z jakimi planami przystąpił pan do pisania tekstów dla „KF”? – Było to nastawienie raczej „tymczasowe”. Początkowo nie miałem w swoich planach tego, że będę przygotowywać artykuł do każdego numeru. A ponieważ szybko okazało się, że tematy przychodzą do mnie bardzo naturalnie, to z numeru na numer stałem się w pewnym sensie częścią „KF”. – Czy we wcześniejszych numerach „KF” było coś, co sprawiało, że widział pan potrzebę zmian w akcentach merytorycznych lub
273
konieczność rozszerzenia tematyki o nowe obszary i zagadnienia ze świata fotografii? – Zawsze miałem wrażenie, że brakowało w „KF”-ie pewnej świeżości. Nie jestem pewien, czy to ja dostarczałem jej swoimi tekstami, ale zawsze starałem się dobierać projekty oraz artystów, o których wcześniej albo nie było głośno w Polsce, albo w ogóle się o nich nie mówiło. Dobrymi przykładami są zaprezentowani przeze mnie Estelle Hanania oraz Alexander Binder, których wystawy można było zobaczyć później w naszym kraju. – Co przede wszystkim sprawiło, że podjął pan tę współpracę? – Pasja oraz potrzeba dzielenia się z innymi. Również bezpośrednia możliwość współpracy z artystami. – Z pana tekstami trafiła na łamy „KF” nowa jakość. Czy można powiedzieć, że był pan przedstawicielem tego nurtu polskiej fotografii, który kojarzył się wówczas z tak zwaną młodością i otwartością na nowe trendy? – Trudno wypowiadać się o tym nurcie polskiej fotografii z mojego punktu widzenia, bo żaden z artystów, o których pisałem na łamach „KF” nie jest Polakiem. Mam jednak nadzieję, że ich dorobek artystyczny był i nadal jest inspiracją dla młodych :) – Jakie wartości i cele przyświecały panu w trakcie pisania kolejnych tekstów dla „KF”? – Promocja świeżości i nowości w światowej fotografii. – Co – pana zdaniem – stanowiło największą siłę „KF”? – Fenomen „KF” polegał głównie na tym, że był to magazyn wydawany za prywatne pieniądze z siedzibą we Wrześni, a nie w Warszawie czy Krakowie. – Trzy koncepcje, trzech redaktorów naczelnych, trzy okresy w życiu „Kwartalnika”. Pana aktywność przypadła na ostatni
274
okres. Czym w związku z tym była i stała się (z perspektywy czasu) pańska pisarska, intelektualna i artystyczna przygoda z „KF”? – Bardzo miło wspominam czas pisania do „KF”. Mam wrażenie, że dzięki tej współpracy rozwinąłem również własną praktykę fotograficzną. Cieszę się, że pan Waldek zaufał mojemu gustowi i że miałem 100 procent wolności wyboru tematu do każdego numeru. – Jak mogły się potoczyć losy „Kwartalnika”, gdyby przetrwał kryzys finansowy po ukazaniu się 39 numeru. Zwłaszcza, że nikt nie zakładał wtedy jego likwidacji. – Niestety, nie znam odpowiedzi na to pytanie. Wiem natomiast, że głównym problemem specjalistycznych periodyków jest ich krótki żywot. „KF”, jak na nasze warunki, i tak przetrwał długo. I z pewnością poprzez swoją działalność rozszerzył fotograficzne horyzonty wielu polskich fotografów. – Nie mogę na koniec nie zapytać o Portfolio Młodych. Czy miał pan w tych działaniach jakiś swój udział? – Dział Portfolio Młodych był poniekąd dzieckiem Oli. Oczywiście często rozmawialiśmy o tym, czyje projekty powinny pojawić się w „KF”, ale ostateczna decyzja zawsze należała do Oli. Najlepsze w tym jest to, że Portfolio Młodych dało szansę utalentowanym młodym fotografom, którzy mogli pokazać się w profesjonalnym magazynie. JAKUB RYNIEWICZ (1980) – pochodzi z Puszczykowa; ukończył Conpemtorary Photographic na Northumbria University w Newcastle, gdzie nadal mieszka.
275
Rozmowa z Maciejem Szymanowiczem – Dokładnie piętnaście lat temu, czyli w kwietniu 2000 roku, ukazał się pierwszy numer „Kwartalnika Fotografia”. Czym zajmowałeś się piętnaście lat temu? – Piętnaście lat temu rozpoczynałem studia doktoranckie. Poważnie zacząłem wchodzić w rozbudowaną refleksję historyczną oraz poszukiwać własnej drogi w obszarze historii fotografii. Byłem świeżo po napisaniu pracy magisterskiej na temat związków pomiędzy twórczością Ferdynanda Ruszczyca i Jana Bułhaka, a pod okiem Piotra Piotrowskiego rozpocząłem pisać doktorat. To był moment dla mnie ważny, bo wykuwał mi się sposób myślenia na ten temat. – A przy okazji wykuwała się wizja własnej przyszłości. – Wizja przyszłości tak, bo wtedy też się decydowało, że odchodziłem już od fotografii czynnie uprawianej. To był też moment, kiedy realizowałem ostatnie swoje projekty czysto fotograficzne i przekierowywałem całą swoją uwagę na obszar teorii. To był jeszcze taki moment, że oba te obszary jakoś koegzystowały, ale już następowało we mnie przechodzenie na pozycje historyczno-teoretyczne. – Jednym słowem, świat czynnie uprawianej fotografii zanikał, a rozwijał się w tobie świat wiedzy o fotografii. I wtedy właśnie pojawia się pierwszy numer „Kwartalnika Fotografia”. Zadebiutowałeś w ósmym numerze tego czasopisma, ale kontakt z nim, jak sądzę, miałeś od początku jego istnienia. – Tak, od pierwszego numeru. Tyle tylko, że ja wtedy nie byłem jeszcze autorem. Nawet nie wiedziałem, że taka inicjatywa powstała. Pamiętam, że to podczas jakiegoś poznańskiego wernisażu Zbigniew Tomaszczuk zaprezentował szerszemu gronu pierwszy numer, który
276
jeszcze nie trafił do sprzedaży. Ja byłem w tym gronie, zresztą jako młody człowiek, który nie miał jeszcze w świecie fotografii swojego stałego miejsca. Byłem raczej uczestnikiem zdarzeń i obserwatorem. Pamiętam też, że niemal od razu rozpoczęła się dyskusja na temat, dlaczego na okładce znalazła się praca Robakowskiego. Ostatecznie rozmowa dotyczyła idei pierwszego numeru. Z tego, co pamiętam, to miał on swoją zawartością podsumować rok poprzedni oraz najważniejsze wydarzenia fotograficzne minionych lat. Potem wszystko miało się zmieniać, czyli ewoluować. Tak więc można powiedzieć, że byłem z „Kwartalnikiem” od samego początku, najpierw jako jego wierny czytelnik. – Podobał ci się „Kwartalnik”, jako pismo o fotografii? – Pierwszy numer, ze względu na jego specyficzny charakter, nie wywołał mojego entuzjazmu, ale wiedziałem też, że jakoś trzeba było to zacząć, jakoś trzeba było otworzyć tę nową kartę w polskim czasopiśmiennictwie fotograficznym. Dzisiaj uważam, że to był dobry pomysł, aby najpierw przypomnieć sprawy, rzeczy i zdarzenia najważniejsze. W ten sposób powstała pewnego rodzaju platforma między dawnymi czasopismami, a nową odsłoną. Było to bardzo rozsądne. – Miałeś świadomość, że to wydaje prywatna firma, za prywatne pieniądze właścicieli? – Tak, bo to była pierwsza rzecz, jaką usłyszałem od Tomaszczuka. – Wiązałeś jakieś nadzieje poznawczo-intelektualne z tym nowym bytem wydawniczym? – Chyba tak. Dlatego czekałem na następny numer „Kwartalnika”. Pamiętam, że potem już dokładnie studiowałem każdy nowy numer „Kwartalnika”. Miałem więc chyba niezłe rozeznanie w tym, ku czemu zmierza to czasopismo i jaką podejmuje problematykę. – Jak zatem oceniasz z dzisiejszej perspektywy pierwszy etap działalności „Kwartalnika Fotografia”? Chodzi o pierwsze dzie-
277
więć, dziesięć numerów, pod którymi podpisywał się Zbigniew Tomaszczuk? – Ja się zawsze utożsamiałem z tym magazynem, który robił następca Zbyszka, czyli Ireneusz Zjeżdżałka. Działo się tak z wielu powodów. Przede wszystkim dlatego, że byliśmy zaprzyjaźnieni. Poza tym, zacząłem pisać do „Kwartalnika” w momencie, kiedy zdawało mi się, że zaczynam mieć coś do powiedzenia na temat fotografii. Stąd też obawiam się, że moja ocena nie będzie do końca oceną obiektywną. – Czyli? – Chociaż debiutowałem jeszcze w okresie rządów redaktora Tomaszczuka, czyli, jak wspomniałeś wcześniej, w numerze 8, to jednak, gdy myślę o „Kwartalniku”, to myślę o jego drugim okresie życia, który zaczyna się od tak zwanego „złotego” numeru, poświęconego w dużej mierze fotografii afrykańskiej. – Mówimy więc o numerze jedenastym i następnych. – Wszystkie wcześniejsze numery jednak bardzo wyraźnie różnią się od tego, który rozpoczął nową erę. Dzisiaj, gdy wziąłem do ręki i zacząłem przeglądać pierwszych dziesięć numerów, to czułem, że mam z tym pismem kłopot przede wszystkim wizualny. Nie do końca jest zrozumiałe przemieszanie zamieszczonych tam materiałów. Odnoszę wrażenie, że numery od drugiego do dziesiątego nigdy nie wyszły poza koncepcję graficzną numeru pierwszego. Tyle tylko, że w tym rozgardiaszu pojawiały się teksty dobre i bardzo dobre, interesujące, a nawet świetne. I trzeba to dzisiaj przyznać, bo mało kto pamięta tamte czasy, a wtedy wszyscy chcieli pisać do „Kwartalnika”, wszyscy, którzy mieli coś istotnego do powiedzenia na temat fotografii. Wtedy było to jedyne takie miejsce. Kolejka chętnych do druku była tak długa, że trzeba było na swoje miejsce dosyć długo czekać. Kiedy ja zaproponowałem redakcji swój pierwszy materiał o portretach Bułhaka, to musiałem odczekać na publikację przez dwa albo trzy kolejne numery. W sumie więc należy podkreślić rolę Zbyszka Tomaszczuka, który potrafił wokół „Kwartalnika” wytworzyć bardzo dobry klimat, co przekładało się nie tylko na sukces
278
wydawniczy, ale także na skupienie wokół pisma licznej grupy bezdyskusyjnie wartościowych autorów. Mnie może nie odpowiadać forma i kształt graficzny pierwszych dziesięciu numerów, ale faktem jest, że Tomaszczuk za sprawą ważnych autorów i wielu tekstów, które od nich pozyskiwał, uczynił „Kwartalnik” ważnym bytem wydawniczym, który liczył się w środowisku. Tomaszczuk potrafił wokół pisma skupić wiele autorytetów ze świata fotografii polskiej, ale i nie tylko polskiej. – To pismo tworzyli nie tylko historycy i teoretycy fotografii, nie tylko badacze i znawcy przedmiotu, ale także praktykujący fotografowie, wśród których od drugiego numeru zamieszcza swoje teksty Bogdan Konopka. – Bogdan Konopka, który zaczął pisać o innych twórcach dla „Kwartalnika”, dokładnie taką samą metodę stosował na łamach wrocławskiego „Formatu”, który przed „Kwartalnikiem” był jednym z nielicznych czasopism regularnie udostępniającym swoje łamy sprawom fotografii. Dlatego też dzisiaj widać, że ówczesne teksty Konopki, czyli z lat 90, i początków XXI wieku, poniekąd wyznaczały w Polsce horyzont wiedzy i wiadomości na temat fotografii zagranicznej. On wtedy odkrywał dla polskiego odbiorcy nowe obszary, nowe nazwiska, o których lokalna polska publiczność nigdy chyba nie słyszała. Wcześniej taką osobą, która miała możliwość jeżdżenia za granicę i przybliżania nam fotografię światową, była Krystyna Łyczywek. A zatem, nie ulega wątpliwości, że Bogdan Konopka, choć działał według własnego rytmu, to jednak kontynuował z powodzeniem właśnie tego typu misję. – No tak, ale czas płynie, w „Kwartalniku”, jako redaktor, dochodzi coraz mocniej do głosu Ireneusz Zjeżdżałka i tym samym od numeru 11 dostajemy nową jakość. Wtedy także ty mocno wchodzisz na łamy czasopisma ze swoimi tekstami. – Faktem jest. Pod koniec rządów Tomaszczuka z jakiegoś powodu dużo łatwiej i przyjemniej publikowało mi się w „Formacie”, bo tam było miejsce na teksty dłuższe, które ja zazwyczaj pisuję, bo nie jestem niestety mistrzem krótkiej formy. Stąd też ta moja twórczość pisarska nie za bardzo pasowała do „Kwartalnika” z czasów Zbyszka
279
Tomaszczuka, gdyż wtedy w piśmie preferowano raczej teksty krótsze. – Wraz ze zmianą szaty graficznej „Kwartalnika”, zwiększyła się również jego objętość, a wydawca, czyli Waldek Śliwczyński, postanowił włączyć do pisma nowy, obszerny dział, w całości poświęcony teorii i historii fotografii. Te, tak zwane „żółte strony” były idealnym miejscem dla twoich tekstów. – To było związane z takim momentem w moim życiu, kiedy ja kończyłem pisać doktorat. Stąd też na łamach „Kwartalnika” pojawiały się te moje teksty, które później, często w rozszerzonej wersji i przeredagowane, stawały się częścią doktoratu. Dla mnie więc łamy „Kwartalnika” stały się poniekąd miejscem, gdzie ćwiczyłem swój warsztat pisarski. Ale to nie wszystko, bo kiedy Eryk Zjeżdżałka przechodzi z Galerii Fotografii pf do „Kwartalnika” na etat redaktora naczelnego, to ja zajmuję w tej galerii jego miejsce, jako współpracownik Janusza Nowackiego. Wtedy też zaczynam pisać teksty do katalogów, które w kilku przynajmniej sytuacjach trafiają na łamy „Kwartalnika”. Tak więc dla mnie, autora tekstów o fotografii i fotografach, stała współpraca z „Kwartalnikiem” była czymś bardzo istotnym i ważnym. Na marginesie tylko dodam, że po niespełna dwóch latach Janusz przechodzi na emeryturę, a ja obejmuję po nim zarządzanie Galerią pf. Jakkolwiek od samego początku istniała współpraca pomiędzy „Kwartalnikiem” a Galerią pf (np. w czasopiśmie wielokrotnie ukazywały się materiały o artystach, którzy byli pokazywani w galerii), to jednak od tego czasu współpraca zaczęła się naturalnie rozszerzać. Kilkakrotnie z Erykiem robiliśmy wspólne przedsięwzięcia, jednocześnie zapraszając artystów do Galerii i „Kwartalnika”. Przykładowo Eryk, który bardzo interesował się fotografią rosyjską, zaproponował, aby raz do roku prezentować jednego z twórców zza wschodniej granicy. Wprawdzie nie udało nam się w pełni urzeczywistnić tego pomysłu, ale jego zapowiedzią była podwójna prezentacja Dmitrija Szubina w 2006 roku. Podobnie współpracowaliśmy przy prezentacji wystawy Johna Daviesa. Niestety, Eryk był już wtedy bardzo chory. – Jak wobec tego funkcjonowało ci się w „Kwartalniku” od numeru jedenastego?
280
– Przede wszystkim widziałem zmiany zachodzące w piśmie, bo przecież Eryk dokonywał innych wyborów, jeśli chodzi o prezentacje, oraz na inne sprawy kładł nacisk. Należy jednak pamiętać o tym, że wtedy prawie nie było w „Kwartalniku” tekstów zamawianych przez redakcję. Pismo klejono z tego, co my, autorzy, którym nie płacono za teksty, przekazywaliśmy redakcji w ramach wolontariatu. Zespół autorów się więc nieco tylko zmienił, trochę rozszerzył, ale na pewno widać było w piśmie powiew nowości, co wynikało zapewne z tego, że Zbyszek i Eryk to były jednak pokoleniowo dwa różne światy. Mnie w tym wszystkim najbardziej cieszyło to, że rozbudowano w piśmie kalendarium zdarzeń fotograficznych i to, że konsekwentnie rozwijano w nim dział tekstów teoretycznohistorycznych. W tej części „Kwartalnika” można wreszcie było zamieszczać teksty długie i w dodatku bogato ilustrowane. Papier, na którym drukowano te „żółte strony” był tak dobry, że materiał ilustracyjny świetnie się tam prezentował. „Kwartalnik”, jako całość, od numeru jedenastego był profesjonalnie zaprojektowany i świetnie drukowany, a kolejne okładki czasopisma co jakiś czas były nagradzane w ogólnopolskich konkursach. – Kadencja Eryka urwała się nagle w dramatycznych okolicznościach choroby i śmierci. Jak byś dzisiaj ocenił jego redaktorski dorobek? – Eryk na pewno był osobą otwartą na nowości. Nie dziwiło więc, że mocno poszukiwał kontaktów zagranicznych. Starał się nadać „Kwartalnikowi” wymiar międzynarodowy, co stało się możliwe dzięki tłumaczeniu zawartości kolejnych numerów na język angielski. Dzięki temu pismo można było wysyłać w świat, co zresztą sam wielokrotnie robiłem przy okazji własnych działań zawodowych i wyjazdów. To wszystko sprawiło, że pismo wzbogaciło się o premierowe prezentacje i teksty zarówno ze Wschodu jak i z Zachodu. W czasach, gdy on był redaktorem naczelnym, procentowały jego osobiste kontakty, jakie nawiązał przez kilka lat pracy w Galerii pf. Jego wizja fotografii, jaką zbudował poprzez doświadczenia galeryjne, wyraźnie odbijała się potem na łamach „Kwartalnika”. Na pewno jednak stale ją rozwijał, pilnie przeglądając w Sieci i w czasopismach materiały poświęcone fotografii z różnych obszarów świata.
281
– Ciągle jednak czasopismo montowano z tego głównie, co nadsyłali autorzy, którym za teksty nie płacono. – Dlatego też usilnie namawiałem Eryka, aby „Kwartalnik” przestał być redakcją jednoosobową. I nie chodziło mi o to, abym i ja mógł wejść do kolegium redakcyjnego, ale o to, aby zaczęto nadsyłane materiały selekcjonować i przede wszystkim recenzować. Moim zdaniem największym problemem merytorycznym tego czasopisma był fakt, że teksty darowane szły do druku niemal jak leci. Oczekiwałem momentu, kiedy słabsze materiały byłyby odrzucane, a inne odsyłane autorom do przeredagowania. Ponieważ tak się za czasów Eryka nie stało, przede wszystkim z przyczyn finansowych, to – przy rewelacyjnej szacie graficznej – wewnątrz numeru obok tekstów bardzo dobrych pojawiały się materiały przeciętne. Ten fakt sprawił, że „Kwartalnikowi” ciągle brakowało tego jednego kroku, dzięki któremu można by mówić o pełnym profesjonalizmie. A to bez zespołu, bez zawodowej redakcji, było po prostu niemożliwe. Siłą rzeczy wszystko spadało na barki jednego człowieka, czyli redaktora naczelnego. – Po śmierci Eryka cały ten ciężar wziął na siebie wydawca, czyli Waldek Śliwczyński, bo ktoś musiał pismo pociągnąć, choć nie było to wówczas zadanie łatwe. – I wtedy właśnie doszło do pierwszego w historii pisma spotkania piszących autorów, którzy – o czym rozmawialiśmy – mieliby stworzyć coś na kształt kolegium redakcyjnego. Pomysł ten jednak nigdy nie wyszedł poza sferę projektu i w ostateczności Waldek, wspierając się córką jako sekretarzem redakcji, musiał radzić sobie ze wszystkim sam. Ja już wtedy nie pisałem do „Kwartalnika”, ale wiem, że to za czasów redaktora Śliwczyńskiego pojawiły się jakieś dotacje ministerialne i honoraria dla autorów. Wszystko się wtedy zmieniło pod tym względem na lepsze. A przynajmniej kolejne numery pisma przestały być zbiorem tekstów darowanych. Pojawiały się na przykład numery tematyczne, co bardzo dobrze rokowało na przyszłość.
282
– „Kwartalnik Fotografia” jako całość... Trzynaście lat, 39 numerów, trzech redaktorów naczelnych, trzy różne wizje merytoryczne, a przede wszystkim ogromny wysiłek logistyczny i finansowy, na jaki zdobyło się małe, prywatne wydawnictwo... – „Kwartalnik” tym samym przeszedł do historii polskiego czasopiśmiennictwa fotograficznego, a Waldek Śliwczyński zapisze się w niej podobnie jak Stanisław Turski, który był wydawcą i fotografem działającym w przedwojennym Wilnie. To nie ulega wątpliwości. Ale jedną rzecz trzeba podkreślić: dla mnie „Kwartalnik” to przede wszystkim symbol niezależności od centrów decyzyjnych i opiniotwórczych, które skupiają się w Warszawie. „Kwartalnik Fotografia” od początku był pismem, które przyglądało się fotografii nie z pozycji Warszawy, czyli centrum. To jest swoisty fenomen. W tym piśmie zawsze znajdowało się miejsce na historie spoza mainstreamu. – Wszyscy znamy niepisaną zasadę, że jak czegoś nie ma w Warszawie, to znaczy, że to coś nie istnieje. – I stąd bierze się zakłamany obraz kondycji polskiej fotografii. „Kwartalnik” natomiast ujmował swoim spojrzeniem cały kraj i niejednokrotnie udowadniał, że sprawy cenne i ważne dzieją się także poza Warszawą. Dla „Kwartalnika” nie było obszarów uprzywilejowanych ani obszarów traktowanych jak wstydliwy margines wielkiego świata artystycznego. Za to właśnie wydawcy, redaktorom naczelnym i wszystkim autorom piszących do „Kwartalnika Fotografia” należy się wielki szacunek. MACIEJ SZYMANOWICZ (1975). Ukończył historię sztuki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, gdzie w 2004 roku obronił pracę doktorską z zakresu historii fotografii. Obecnie pracuje na UAM na stanowisku adiunkta. Wykłada również na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu. Od stycznia 2005 do lipca 2010 roku był kierownikiem Galerii Fotografii „pf” w Poznaniu. Publikował swoje teksty w licznych czasopismach m.in.: „Kwartalniku Fotografia”, „Piśmie Artystycznym Format”, „Roczniku Historii Sztuki”, „Artium Quaestiones”, Dagerotypie”, „Kronice Miasta Poznania” i „History of Photography”, a także w wielu publikacjach dotyczących fotografii i sztuki współczesnej. Jest autorem książki o fotografie Waldemarze Kućce (2008) oraz redaktorem monografii o krytyku i arty-
283
ście Ireneuszu Zjeżdżałce (2009). Współpracował z wieloma instytucjami: Muzeum Historii Fotografii w Krakowie przy wystawie Bolesława Gardulskiego (2003), Muzeum Narodowym w Warszawie przy organizacji wystawy Jana Bułhaka (2006), National Gallery of Art w Waszyngtonie przy wystawie: „Foto: Modernity in Central Europe, 1918-1945” (2007), The Museum of Modern Art w Nowym Jorku przy projekcie „Object: Photo. Modern Photographs 1909–1949: The Thomas Walther Collection” (20132014) oraz z Herder-Institut w Marburgu przy opracowywaniu spuścizny po Ernście Stewnerze (2014). Jest członkiem rady programowej Biennale Fotografii w Poznaniu.
284
Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura – moja przygoda z „Kwartalnikiem Fotografia” – Kto i w jakich okolicznościach zaproponował pani współpracę z „Kwartalnikiem Fotografia”? – Okoliczności pamiętam, bo były dość tragiczne – śmierć Eryka. Co prawda Eryk chorował od paru miesięcy, ale chyba wszyscy wierzyli, że jemu się uda, że z tego wyjdzie. Wszyscy w to wierzyliśmy albo chcieliśmy, aby tak było. Przecież dopiero co urodziła mu się córka, kupił gitarę, aby na niej grać... Eryka ostatni raz widziałam parę miesięcy przed jego śmiercią, na mojego taty urodzinach. Schudł i wydawało mi się, że wygląda przez to bardzo dobrze. Nikt chyba nie wiedział wtedy, że to cholerny rak. Potem, gdy był w szpitalu, niejednokrotnie miałam go odwiedzić..., ale bałam się tego spotkania, jakbym chciała Eryka w pamięci zachować jako człowieka zdrowego. Bałam się tego spotkania, choć rodzice powtarzali mi i zapewniali, że takie spotkanie by go ucieszyło. Jednak nie jestem tego pewna, czy chorującego na raka takie spotkanie by ucieszyło. W granicznych sytuacjach nie wiem, jak się zachować, albo wtedy nie wiedziałam. Z Erykiem od paru miesięcy chciałam się spotkać i porozmawiać o jakiejś książce, albo chciałam mu jakąś książkę zwrócić. Także od paru miesięcy byłam studentką fotografii na ASP w Poznaniu i potrzebowałam przegadać z nim parę kwestii „natury” fotograficznej. Pamiętam, że zawsze fundowaliśmy sobie pogawędki, gdy przychodziłam do mamy do pracy (a biuro dzieliła wtedy właśnie z nim). Eryk chorował, był w szpitalu w Poznaniu, a ja tam mieszkałam, więc teoretycznie miałam do niego blisko. Wybierałam się tam do niego i wybierałam, aż tu nagle w burzowy, dziwny, złowieszczy dzień nadeszła wiadomość o jego śmierci, która walnęła jak grom... Wiem, że długo nie mogłam sobie wybaczyć, że jednak
285
do niego, do szpitala nie poszłam. Że odkładałam pewne sprawy, rozmowy, a teraz już nigdy ich z nim nie przeprowadzę... Przez te wszystkie emocje związane z Eryka śmiercią szczegółów propozycji dołączenia do „KF” tak dokładnie już nie pamiętam. Przypuszczam, że tata stwierdził, że potrzebuje pomocy przy dalszym wydawaniu czasopisma, bo nie chce go zamykać. Na pewno dostałam czas do namysłu (rodzice zawsze mieli/mają w zwyczaju dawać nam, swoim dzieciom, czas do namysłu nad pewnymi kluczowymi dla nas sprawami). Byłam przerażona oraz podniecona tym nowym „ciężarem” i wyzwaniem. A może moje wejście do „KF” należy nazwać splotem nieszczęśliwego wydarzenia z moim etapem życia, na którym wtedy się znalazłam? Trochę jednak było to wszystko dla mnie niezręczne, bo niejako właśnie śmierci Eryka mogłam zawdzięczać potencjalny sukces czy rozwój zawodowy... Nie mogłam się w tym odnaleźć... i czułam, że jest to pewien ciężar, brzmię jakieś... A decyzja trudna, bo nie wiedziałam, czy się nadaję do tego, nie miałam przecież doświadczenia, a jeszcze mniej miałam wiary w siebie... Zresztą myślę, że znajdą się pewnie osoby, które mogą postrzegać mnie jak taką hienę, która tylko czekała na taką sytuację, żeby wskoczyć na czyjeś miejsce... Otóż nie, ja zawsze chciałam uciekać z Wrześni, być z dala od rodzinnego biznesu, zacząć coś robić na własną rękę, a wtedy szukałam jeszcze siebie samej. Z drugiej strony wejście dzieci do rodzinnego interesu, który prowadzą ich rodzice, jest czymś naturalnym w wielu przypadkach, ale ja chyba miałam inne oczekiwania wobec siebie i długo odpychałam myśl, że mogłabym dołączyć do Wydawnictwa Kropka. Chciałam zrobić coś swojego, może coś innego. Z jeszcze innej strony to fakt jest też i taki, że od samego początku istnienia „KF” obserwowałam go z boku i zawsze miałam na ten magazyn swój pomysł. A fotografia interesowała mnie przecież od lat. Zasadniczo żyłam nią od dzieciństwa, otaczała mnie na każdym niemal kroku. Pierwsze zdjęcia zrobiłam jako uczennica drugiej klasy szkoły podstawowej, gdy znalazłam się z tatą na nocno-porannej wycieczce rowerowej nad Wartę, aby „łapać” na kliszy mgły. Gdy umarł Eryk, zaczęłam studiować fotografię na ASP w Poznaniu. Nie mogłam więc odczepić się ani od fotografii, ani od Kropki... Można stwierdzić, że wejście do „KF” było naturalne, czy bardziej nawet było taką siłą rzeczy, siłą z rozpędu, chociaż nigdy poważnie wcześniej nie myślałam o robieniu tego magazynu. Teraz już wiem, że plany planami, a życie przynosi czasami inne, ciekaw-
286
sze rozwiązania od tych, jakie próbujemy sobie poukładać. A może to wszystko, co się zdarza, to jakiś „zen navigation”. – Jak pani sobie wyobrażała swój udział w życiu czasopisma? To znaczy, czego się pani spodziewała, wchodząc do zespołu autorów? – Przede wszystkim, wchodząc do „KF” chciałam pomóc tacie w jego rozlicznych obowiązkach. No i po prostu zostałam sekretarzem redakcji, na którego spada często wiele nieciekawych i trudnych zadań. Ale czy weszłam do zespołu autorów, to tego nie wiem. Trudno mi ocenić, kiedy ktoś staje się osobą z zespołu. Co prawda parę tekstów popełniłam, ale nie czuję się autorem tekstów – raczej była to jakaś wypadkowa moich zainteresowań. Teraz właściwie już nie piszę wcale, choć uważam, że nadal mam szanse stać się dziennikarzem, chociaż niekoniecznie widziałabym się w tematyce fotograficznej. Nie wiem, czego się spodziewałam wchodząc do zespołu... To jest trudne pytanie. Wróćmy więc do początków mojej przygody z „KF”. Po dłuższym namyśle przystałam wtedy na propozycję taty i weszłam w zastane struktury „KF”. Nie wiem nawet, w którym momencie i jak to się stało, że zostałam sekretarzem redakcji. Na początku w każdym razie trzeba było zrobić porządek, czyli poodkrywać to, co mamy fizycznie „na stanie” redakcji, a czego nie mamy. Ryłam (dokładnie!) w archiwum, robiłam porządki w materiałach cyfrowych i w stertach papieru. Zresztą mój początek w „KF” to także przygotowanie albumu poświęconego Erykowi, więc wertowałam segregatory, w których Eryk skrzętnie odnotowywał swoją działalność fotograficzną. Robił to bardzo skrupulatnie, roboty było z tym co nie miara, ale dzięki temu mogłam się czegoś więcej dowiedzieć o nim samym, o jego ścieżce kariery i tym oto sposobem wejść delikatnie w „KF”. Tematy i rzeczy do zrobienia pojawiały się same, tak samo jak nawiązywanie kontaktów i generalnie wchodzenie w to wszystko. Nie wiem, jak było z podziałem obowiązków. Chyba miałam jakiś pomysł, wizję, jak to wszystko powinno się robić czy być poukładane. Niestety, nie zawsze sama intuicja jest dobra w takich „interesach”. Zresztą trudno „KF” nazwać interesem... Pamiętam, że na początku robiłam biogram, czy wręcz kalendarium życia Eryka, wertując jego archiwum i archiwum „KF”... i wtedy stwierdziłam, że pomogę tacie w dalszym prowadzeniu „KF”. Niby to
287
wszystko było tak niedawno, ale jednak bardziej mogę bazować na swoich odczuciach niż stwierdzać jednoznacznie, jak to wszystko się działo, jak to się zaczęło. Do odpowiedzi na pytania postawione przez pana zbierałam się parę miesięcy, bo parę miesięcy dochodziłam do tego, co i w którym momencie mojego życia się stało. – Pani zdaniem pismo było prowadzone przez kolejnych redaktorów naczelnych we właściwym kierunku? – Nie wiem, jaki kierunek obrał Eryk, bo nigdy o tym z nim nie rozmawiałam. Widziałam tylko, że kierunek „KF” nie był komercyjny, był czymś bardzo niszowym, artystycznym czy wręcz artystowskim. Z moich obserwacji wynikało też, że Eryk zapełnia magazyn treściami, ale nie dba i nie myśli już dalej o działaniach PR, marketingowych czy sprzedażowych. I to mnie zawsze bolało, bo widziałam, że jest wielkie, niezagospodarowane pole do działania, że bez tego czasopismo wiele traci, co oznacza, że nie można tego dalej w takim kierunku ciągnąć. Nie samą ideą człowiek żyje, z czegoś trzeba płacić rachunki. Wydawca jednak nie wywierał w tej kwestii wpływu na żadnego naczelnego. Uznano, że niszowe wydawnictwo nie ma co liczyć na reklamodawców, bo ma zbyt niski nakład... Nie uważałam, aby tak było. Początkowy kierunek pana Zbigniewa Tomaszczuka był mi znany z relacji mojego ojca. A co do kierunku, który tata chciał nadać kwartalnikowi, to można powiedzieć, że było to bardziej dziennikarskie podejście do kwestii fotografii czy wydawania czasopisma o fotografii. Taki kierunek wynikał z jego zacięcia dziennikarskiego i doświadczenia wydawniczego wyniesionego z prowadzenia tygodnika regionalnego oraz Wydawnictwa Kropka. Niestety, wizję tę udało mu się zrealizować dopiero w ostatnim, 39 numerze „KF”. Generalnie nie mogę stwierdzić, aby kierunek był dobry w którymkolwiek momencie istnienia „KF”, bo nie było odpowiednich struktur, nie było pieniędzy na rozwój itp., itd. Prowadzenie magazynu może się udać, gdy parę czynników ze sobą się zgra. Mam na myśli produkt, cenę, dystrybucję i promocję. Tak się złożyło, że tych kilka czynników w przypadku „KF” ze sobą nie współgrało. Nie chcę w tym momencie krytykować kogokolwiek, to już nie ten czas, aczkolwiek mogłabym długo mówić o tych nudnych marketingowych rzeczach i sprawach.
288
– Co, według pani, nigdy nie zostało w kwartalniku zrealizowane lub z jakiegoś powodu rozminęło się z oczekiwaniami autorów i czytelników? – Niestety „KF” nigdy nie wyszedł ze swoich kompleksów i nie stał się wielkim „kombinatem”, taką platformą fotograficzną w Polsce. „KF” mógłby być wiodącym, nowoczesnym, krytycznym, ogólnopolskim głosem fotograficznym, mógł być organizatorem imprez fotograficznych, mógł być propagatorem polskiej fotografii na świecie, mógł być bardziej opiniotwórczy, kreujący, lansujący, wydający albumy, pokazujący fotografie i organizujący wystawy polskie i zagraniczne, organizujący warsztaty, szkolenia itp., itd. A dlaczego tak się nie stało? Bo zabrakło i większych funduszy na rozwój takich działań, i wiary, że możemy to zrobić. Brakowało też ludzi do pracy. Mnie osobiście zawsze doskwierał brak znajomości z ludźmi „z branży” oraz bardzo dobrej znajomości języka angielskiego, aby móc swobodnie porozumiewać i komunikować się ze światem. Wydawało mi się też, że jestem za daleko od centrum. Jednym słowem, te kompleksy wyniesione z małego miasta przekładały się na działania lub brak tych działań w ramach „KF”. Brakowało wielu elementów tej wielkiej układanki, którą mógł zostać „KF”, a te braki okazały się systemem naczyń połączonych, więc ciągle, jak w zaklętym kręgu, odbijałam się od jakiejś ściany. No, ale cóż – ja się uczyłam, inni się uczyli, a gdybym wcześniej miała to doświadczenie jakie mam dzisiaj, to zapewne inaczej mogłoby się to wszystko potoczyć. Trzeba przyznać, że nie byliśmy profesjonalistami, nikt z nas nie zorganizował na właściwym poziomie struktur, m.in. sprzedażowych i marketingowo-PRowych. Nie wyszło. Trudno, ale trzeba było iść dalej, więc – co za tym idzie – zamknąć czasopismo. Właściwie to była śmierć naturalna, która nadeszła po tym, jak ze względów formalnych nie otrzymaliśmy wcześniej przyznanego dofinansowania ministerialnego. Na marginesie tylko dodam, że w ogóle nie powinniśmy być dopuszczeni do tego konkursu już na samym początku, a my po pół roku dosyłania brakujących dokumentów dowiedzieliśmy się, że jednak dofinansowania nie będzie. – Jak pani ocenia kulturowe i kulturotwórcze znaczenie „KF” na polskim rynku wydawniczym?
289
– Myślę, że w pewnym niewielkim gronie publikacja na łamach „KF” miała znaczenie. Myślę, że dla wielu osób „KF” był swego czasu jedynym źródłem wiedzy fotograficznej w naszym kraju. Ale później okazało się, że chyba „internety” i nowe media są szybszym i tańszym źródłem wiedzy. Wiadomo, że i ludzie, i czasy się zmieniają, a „KF” nie nadążał za tymi zmianami. W tym, co jednak robiliśmy, nie byliśmy profesjonalistami. Poza tym nie mogliśmy zaangażować się w to przedsięwzięcie w 100 procentach swojego czasu, a tak właśnie powinno być. Nie zmienia to jednak ważnego faktu, że niewątpliwie za sprawą „KF” prowadziło się wiele ciekawych rozmów, poznawało fotograficznych zapaleńców, nawiązywało się ciekawe znajomości, do których nie mogło by dojść bez „Kwartalnika Fotografia”. – Co, według pani, było największym sukcesem kwartalnika? – Sukcesem były odkrycia/zauważenia i prezentacje na łamach „KF” artystów, którzy dopiero wschodzili, jeszcze nie zostali zauważeni, a u nas mieli swoje debiuty. Sukcesem była publikacja niektórych zdjęć na łamach „KF”, wcześniej w Polsce nie pokazywanych. Sukces, to także teksty oraz osoby, z którymi się współpracowało. Udało się skupić pod szyldem naszego magazynu grono osób zaangażowanych we wspólną sprawę jaką jest fotografia. I oczywiście sukcesem jest to, że „KF” tak długo się ukazywał. Sukcesem jest też to, że moi rodzicie (wyrażę się teraz bardzo kolokwialnie, ale właśnie w taki sposób o tym myślę) zamiast kupować nową furę albo futra, jeździć do egzotycznych krajów na wycieczki, woleli wydawać swoje pieniądze na COŚ niedochodowego, deficytowego, głównie oczywiście z czystej pasji mojego ojca, ale za przyzwoleniem mojej mamy. To jest naprawdę sukces, gdy okazuje się, że istnieją ludzie, którzy potrafią zdecydować się na coś takiego. A ja poczytuję za wielkie szczęście fakt, że mam takich właśnie rodziców. Podziwiam ich za tego typu decyzje – trochę niekiedy szalone, trochę karkołomne, ale dla mnie odważne. Sama praca z rodzicami była i jest wyzwaniem, a także sukcesem, ale jak ciekawe i trudne jest to wyzwanie, może stwierdzić tylko ten, który się w takiej sytuacji znalazł lub po prostu może mieć tego świadomość.
290
– Jak pani ocenia swój osobisty wkład w historię „Kwartalnika Fotografia”? I czym była dla pani ta kilkuletnia przygoda z czasopismem Waldemara Śliwczyńskiego? – Mój wkład... Hmm, trudno jednoznacznie/jednogłośnie stwierdzić i raczej mi trudno ten wkład obiektywnie ocenić, ale może – skoro czasopismo już się nie ukazuje – to może jest to po części moja wina? Może taki miałam wkład, że nie potrafiłam tego pociągnąć. Chociaż przygodą niewątpliwie to było. I wielkim doświadczeniem. Teraz już wiem, że nie chcę wydawać rzeczy niszowych. Wiem także, że sama fotografia, jako taka, nie jest moją pasją, jest nią natomiast działalność wydawnicza właśnie! I cieszę się, że miałam okazję popracować z tatą nad tak ciekawym przedsięwzięciem, jakim było wydawanie ogólnopolskiego czasopisma poświęconego sprawom fotografii. ALEKSANDRA ŚLIWCZYŃSKA-KUPIDURA – (u.1981 w Poznaniu); magister kulturoznastwa (UAM), licencjonowany fotograf (UAP Poznań), podyplomowany polityk wydawniczy (UW), niedoszła florystka i technik operator kamery telewizyjnej, poszukiwaczka wrażeń, marzeń i podróżniczka (podróże lokalne i mentalne). Paroletni sekretarz „Kwartalnika fotografia”, od zawsze związana z Wydawnictwem KROPKA, w którym pełniła różne funkcje; aktualnie zajmuje się drukarnią, kocha poligrafię, a najbardziej papier.
291
Rozmowa ze Zbigniewem Tomaszczukiem – Domyślam się, że to wydawca, czyli Waldemar Śliwczyński, zaproponował panu współpracę z „Kwartalnikiem Fotografia”? – Pojęcie współpracy w odniesieniu do mojej osoby jest nieadekwatne, biorąc pod uwagę prawdziwą historię powstania pisma. Należy mówić zatem o współorganizacji. W 1999 roku Waldemar Śliwczyński zaproponował mi pracę nad utworzeniem czasopisma dotyczącego fotografii, które miało wypełnić lukę na rynku wydawniczym w Polsce. Przyjąłem tę propozycję, mając wcześniejsze doświadczenia z dość luźną współpracą z byłym miesięcznikiem „Foto” oraz incydentalną z kwartalnikiem „Fotografia”. Przede wszystkim jednak, jako były specjalista do spraw instruktorów fotografii w Centrum Animacji Kultury w Warszawie (wcześniej zwanego COMUK), miałem spore doświadczenie związane z funkcjonowaniem w środowisku fotograficznym. – Idea powołania wtedy do życia czasopisma traktującego o fotografii jest także dzisiaj w pełni zrozumiała. Natomiast koncepcja jego zawartości jakoś się wykuwała na żywym organizmie, czy była gotowa przed wydaniem pierwszego numeru? – Waldemar Śliwczyński dał mi absolutnie wolną rękę w określeniu koncepcji pisma i na tyle zaufał, że kilka pierwszych numerów mogę traktować jako pismo autorskie, gdyż przygotowałem kompletny materiał do każdego z nich. Wobec faktu, że nie otrzymywałem żadnych honorariów, taki układ był dla mnie satysfakcjonujący. Dodam, że całkowity ciężar finansowy związany z wydawaniem pisma ponosił Waldemar Śliwczyński, jednakże na mnie spadł obowiązek pozyskiwania materiałów od autorów, którzy redagowali je również nieodpłatnie, traktując to jako wspólną przygodę na rzecz całego projektu. Możliwe to było wyłącznie dzięki – ośmielam się
292
twierdzić – przyjacielskim stosunkom, jakie łączyły mnie (i nadal łączą) z wieloma z nich. – Co zatem, gdyby chwilę powspominać, składało się w pana przypadku, na tę autorską koncepcję pisma, którego pierwszy numer ukazał się w kwietniu 2000 roku jako „Kwartalnik Fotografia”, bo nazwa „Fotografia” była już wtedy zastrzeżona? – Wydaje się, że w tym miejscu należałoby przytoczyć moje słowa ze wstępu, który został zamieszczony w inauguracyjnym numerze. Wstęp ów dokładnie opisuje motywacje powstania pisma i ogólne założenia koncepcyjne. Zacytujmy więc: Kiedy kilkanaście lat temu zbierałem materiały na temat polskiej fotografii, głównym źródłem informacji był dla mnie miesięcznik, a później kwartalnik „Fotografia”. Po kilku latach sprawa się skomplikowała. Po upadku tego pisma i krótkim żywocie „6x9” osoby zainteresowane aktualnym stanem fotografii, ważniejszymi zjawiskami, postawami artystycznymi czy też dokumentalnymi propozycjami, mają utrudniony dostęp do informacji. Pisma branżowe zaspokajają potrzebę fotograficznego rynku techniczno-technologicznego, a wgląd do nielicznych katalogów wystaw jest ograniczony, nie mówiąc już o dotarciu do teoretycznej refleksji nad tym medium. Sytuacja taka, szczególnie wobec intensywnego rozwoju wszelkiego rodzaju szkolnictwa fotograficznego, wzrostu zainteresowań fotografią jako autorską kreacją i chęcią świadomego wykorzystywania tego medium, potwierdza potrzebę bardziej merytorycznej oferty. Dlatego też, kiedy to otrzymałem od wydawcy propozycję redagowania pisma o fotografii, jedynie słuszną wydała mi się próba nawiązania do wspomnianej wcześniej „Fotografii”. Liczne konsultacje w środowisku teoretyków, dydaktyków i oczywiście samych fotografów potwierdziły potrzebę utrzymania takiego profilu. – Najsprawniejszy nawet redaktor naczelny sam nie zapełni czasopisma, którym kieruje. I nie chodzi nawet o brak czasu, tylko o to, że nie może znać się na wszystkim w stopniu zadowalającym dla wydawcy i czytelników. – Dlatego od początku do współpracy z pismem zaprosiłem znanych i ważnych teoretyków fotografii: Adama Sobotę, Krzysztofa Jurec-
293
kiego, Elżbietę Łubowicz i Marka Janczyka. Już w trzecim numerze w stopce redakcyjnej pojawił się blisko współpracujący z wydawcą Ireneusz Zjeżdżałka, a w drugim numerze pozyskany przez wydawcę do stałej współpracy Bogdan Konopka. Znalazł się w tym gronie także pomocny mi szczególne w kwestii profesjonalnych tłumaczeń z języka angielskiego Krzysztof P. Wojciechowski. Jako redaktor naczelny byłem odpowiedzialny za przygotowanie 8 pierwszych numerów. Numery od 10 (w roku 2002) do 15 (w roku 2004) były już sygnowane nazwiskami zespołu (Waldemar Śliwczyński, Zbigniew Tomaszczuk, Ireneusz Zjeżdżałka), a później prowadzeniem pisma zajął się Ireneusz Zjeżdzałka. Właściwie od tego momentu mój stały kontakt z kwartalnikiem został przerwany. – Od zera stworzył pan fundament, na bazie którego można było ten byt wydawniczy zmieniać i rozwijać. Wykonał pan najtrudniejszą część pracy, której wagi nie pojmie tylko ten, kto nigdy nie powoływał do życia czasopisma ogólnopolskiego. Coś jednak musiało sprawić, że w pewnym momencie rezygnuje pan z kierowania „Kwartalnikiem Fotografia” i z pełnej odpowiedzialności za jego kształt oraz zawartość. – Powodów było kilka. Po pierwsze – coraz mniejszy wpływ na wspomnianą zawartość pisma, co było zrozumiałe wobec autorskiej koncepcji Irka Zjeżdżałki, jako nowego redaktora naczelnego. Po drugie – zmęczenie, związane z dużą ilością czasu poświęconego „Kwartalnikowi”. A robiłem to z odległości Warszawy, czyli mojego miejsca zamieszkania, co – wobec podjęcia przeze mnie innych zobowiązań (między innymi zintensyfikowaniem działalności naukowej i dydaktycznej) – stawało się coraz trudniejsze. Po trzecie – moje zainteresowania wokół szeroko pojętego obrazowania coraz bardziej łączyły się z poważniejszą refleksją teoretyczną, dla której brakowało miejsca w „Kwartalniku Fotografia”. W rezultacie zaowocowało to prowadzeniem przeze mnie w latach 2006-2012 naukowo-artystycznego pisma o fotografii „Camera obscura”. Towarzyszył mi w tych działaniach Andrzej Ploch z Wrocławia, głównie jako wydawca. – Ponownie jednak pojawia się pan w „Kwartalniku” w numerach od 23 do 39, publikując wówczas osiem własnych tekstów.
294
– No tak, mimo przerwania ciągłej współpracy, to jednak w miarę (gównie czasowych) możliwości zamieszczałem w „KF”-ie pojedyncze teksty do końca trwania pisma. A mój kontakt z Waldkiem Śliwczyńskim trwał i trwa nadal. Zaowocował na przykład fotograficzną realizacją w 2013 roku piątej odsłony Kolekcji Wrzesińskiej. – Mam świadomość, że nie jest łatwo mówić o efektach pracy innych, zwłaszcza gdy było się założycielem i pierwszym redaktorem naczelnym ogólnopolskiego pisma o fotografii. Może jednak zechciałby pan pokusić się w tym miejscu o kilka zdań refleksji na temat tego, czym – patrząc na to dzisiaj – był (lub stał się) przez te trzynaście lat swojego istnienia „Kwartalnik Fotografia” dla autorów, czytelników, a przede wszystkim dla wydawcy i środowiska osób aktywnie uprawiających fotografię? – Zacznę od bardziej ogólnej refleksji. Kiedy wiele lat temu, jako młody człowiek, zainteresowałem się fotografią, pierwszą moją myślą było zebranie informacji o tym, co w tej dziedzinie było zrobione i czym to medium jest dla współczesnych. Dlatego usilnie starałem się zebrać istniejące na ten temat publikacje, szukając po antykwariatach i wśród znajomych egzemplarzy czasopism fotograficznych i książek. Nie chodziło o skorzystanie z bibliotek czy czytelni, chodziło o to, aby mieć je w każdej chwili pod ręką. Dlatego kiedy zająłem się pracą nad „Kwartalnikiem Fotografia” traktowałem to pismo, nie jako magazyn do jednorazowego przejrzenia, ale jako magazyn stanowiący zbiór informacji, przemyśleń i zdjęć, do którego miłośnik fotografii może powracać mając je u siebie na półce. Okazało się, że to, co dla mnie jest niezbędne, czyli posiadanie własnej biblioteki, dla większości jest absolutnie niepotrzebne. Mówię o tym dlatego, ponieważ właśnie brak u większości społeczeństwa potrzeby tworzenia własnych księgozbiorów, brak przyjemności obcowania z materialnością wydawnictw, jest przyczyną że „Kwartalnik Fotografia” miał ciągłe kłopoty ze sprzedażą, co w konsekwencji doprowadziło do rezygnacji z wydawania pisma. Od początku byłem zbulwersowany faktem braku potrzeby sięgania przez fotograficzne środowisko do, moim zdaniem, istotnego wydawnictwa. Pamiętam swoje zaskoczenie, kiedy jako redakcja otrzymaliśmy od jednej z uczelni (której proponowaliśmy sprzedaż
295
po preferencyjnych warunkach naszego pisma) odpowiedź, że studenci fotografii nie są zainteresowani „Kwartalnikiem Fotografia”. Czy stosunkowo niskie zapotrzebowania na pismo, które w związku z tym nie mogło się utrzymywać ze sprzedaży egzemplarzy, może być zatem odpowiedzią na pytanie, czym był dla odbiorców „Kwartalnik Fotografia”? Mogę natomiast powiedzieć, opierając się chociażby na przesyłanych do redakcji opiniach, że niewątpliwie czasopismo nasze był wysoko oceniane w środowisku teoretyków, historyków, wykładowców i stałej grupy osób, która z niecierpliwością oczekiwała na każdy numer magazynu. Mogę również stwierdzić, jako promotor wielu dyplomów magisterskich związanych z fotografią, że egzemplarze „Kwartalnika Fotografia” są dziś źródłem wielu potrzebnych studentom przy pisaniu tych prac informacji. Dla mnie osobiście niezwykle cenna była opinia Vladimira Birgusa światowej klasy teoretyka, artysty i profesora uczelni w Opavie, która porównywała wartość „Kwartalnika Fotografia” z tak prestiżowymi europejskimi pismami jak: „Camera Austria” czy słowackie „Imago”. Natomiast dr Adam Sobota, kustosz Działu Fotografii Muzeum Narodowego we Wrocławiu, wskazywał na to, że „KF” zapełnia dotkliwą lukę na rynku wydawnictw fotograficznych zajmując się niekomercyjnymi przejawami działalności fotograficznej, omawianiem twórczych przejawów fotografii z punktu widzenia estetyki oraz różnie interpretowanych wartości humanistycznych. Także Marek Janczyk z Muzeum Historii Fotografii w Krakowie w pozytywnej opinii o piśmie zwracał uwagę na stale poszerzające się grono autorów, nie tylko teoretyków, ale również fotografów, oraz na to, że łamy pisma są miejscem rejestracji i komentowania bieżących wydarzeń artystycznych, a także krytycznej analizy zjawisk tworzących historię fotografii. W związku z tym osobiście bardzo żałuję, że „KF” przestał się ukazywać. ZBIGNIEW TOMASZCZUK – ur. 1949 we Wrześni. Ukończył: Wyższe Studium Fotografii MKiS / ZPAF w Warszawie oraz uzupełniające Studia Magisterskie na Wydziale Komunikacji Multimedialnej Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu. Doktorat ze sztuk plastycznych z dyscypliny artystycznej fotografia na ASP w Poznaniu, habilitacja ze sztuki filmowej w PWSFTViT w Łodzi. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików. Redaktor naczelny (w latach 2000-2003) Kwartalnika Fotografia, oraz
296
Naukowo-Artystycznego Pisma o Fotografii Camera Obscura (w latach 2006-2012). Autor książek: Łowcy obrazów. Szkice z historii fotografii (Warszawa 1998), Świadomość kadru. Szkice z estetyki fotografii, (Września 2003), Odwzajemnione spojrzenie. O fotografii otworkowej (Wrocław 2004), Déjà vu (Września 2014) oraz tekstów o fotografii w pismach branżowych i artystycznych, wydawnictwach zbiorowych, posympozjalnych i katalogach wystaw. Zajmuje się historią, teorią i estetyką fotografii oraz twórczością związaną ze sztukami wizualnymi. Jest profesorem na Wydziale Sztuki Mediów warszawskiej ASP i wykładowcą na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, w Warszawskiej Szkole Filmowej i w Warszawskiej Szkole Reklamy. Prace w zbiorach: Muzeum Sztuki Współczesnej w Łodzi, Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie, Małej Galerii ZPAF/CSW w Warszawie, Muzeum Historii Fotografii w Krakowie, Fundacji Turleja w Krakowie, Książnicy Pomorskiej w Szczecinie, Artotece Fotografii Biblioteki Uniwersytetu Zielonogórskiego, Musee de l’Elisee w Lozannie.
297
Rozmowa z Tomkiem Wojciechowskim – Pan jest zawodowym grafikiem? – Z wykształcenia jestem architektem – skończyłem Politechnikę Poznańską, Wydział Architektury i Urbanistyki – ale zawodowo zajmuję się grafiką użytkową. – Co stanowi istotę profesjonalizmu w tym obszarze działań? – Umiejętność precyzyjnego zdefiniowania problemu i znalezienie najlepszego rozwiązania. Każdy projekt to wiele różnych elementów, które trzeba sensownie poukładać – określić charakter komunikacji, strukturę, hierarchię, rytm, zadbać o funkcjonalność, materiały i technologię produkcji. Dlatego myślę, że wykształcenie architektoniczne jest bardzo przydatne do działań na polu grafiki użytkowej czy komunikacji wizualnej w ogóle. – Dla Wydawnictwa Kropka robił pan do tej pory różne rzeczy, na przykład projektował pan kolejne publikacje z serii Kolekcja Wrzesińska. A wcześniej? – Pierwszym projektem, nad którym wspólnie pracowaliśmy, była „Cisza” – album fotograficzny Waldemara Śliwczyńskiego. Później współpracowaliśmy przy dwóch książkach Rafała Szamburskiego „Wypracowanie nadobowiązkowe z Bohumila Hrabala” i „Bękart”, zrobiliśmy album ze starymi wrzesińskimi pocztówkami, „Wrzesiński słownik biograficzny”, a ostatnią wspólną produkcją był album „Topografia ciszy”. W międzyczasie pojawiła się Kolekcja Wrzesińska. Pierwszą książkę z tej serii, czyli Bogdana Konopkę, projektował Piotr Zdanowicz. W założeniach tak miała wyglądać cała seria – były już nawet określone kolory okładek kolejnych albumów. Wszystko jednak zmieniło się w momencie, kiedy pojawił się Andrzej Jerzy Lech ze swoimi wielkimi negatywami. Panoramiczne
298
fotografie pomniejszone do formatu, w jakim ukazały się prace Bogdana Konopki, wyglądały mało przekonująco. Wydawnictwo zaczęło więc szukać innego rozwiązania. Ostatecznie wybór padł na wolne karty w płóciennym opakowaniu. Wtedy, mniej więcej w połowie prac nad albumem, dołączyłem do projektu. Ostateczny układ i wygląd publikacji to już mój pomysł. – Seria dzięki temu zaczęła się robić ciekawa, także wizualnie, jako zbiór interesujących projektów wydawniczych. – Moja pełna współpraca z fotografem zaczęła się od trzeciego projektu czyli albumu pana Mariusza Foreckiego. Wspólnie pracowaliśmy nad wyborem fotografii, kolejnością i sposobem ich prezentacji. W ten sam sposób starałem się tworzyć każdy kolejny album Kolekcji Wrzesińskiej, aż do szóstej edycji, czyli do albumu Katarzyny Majak. Każdy z fotografów miał inny pomysł na Wrześnię – inaczej obserwował, widział i fotografował. Dlatego kolejne albumy są też inne – niezależne. Każdy z nich, w sensie formalnym i edytorskim, odzwierciedla lub uzupełnia idee projektu fotograficznego autora. – A na którym etapie ewolucji graficznej poznał pan „Kwartalnik Fotografia”? W którym momencie się pan z nim zetknął? Jeszcze za czasów Zbigniewa Tomaszczuka? – Nie. Owszem, miałem pierwsze numery w ręce i widziałem, jak one są zaprojektowane, ale nie miałem w tym żadnego udziału. – Podobało się to panu? – Ta pierwsza wersja nie za bardzo. Ale może dlatego, że pierwsze numery oglądałem po czasie, gdy „KF” był już tworzony w oparciu o nowy projekt. Magazyny i wydawnictwa artystyczne mogą pewne rzeczy definiować na nowo, wyprzedzać czy podważać. Tego się od nich nawet oczekuje. Tu nie trzeba się rygorystycznie trzymać szablonów, utartych wzorców – można trochę poszaleć. A w pierwszym projekcie szaty graficznej „Kwartalnika Fotografia” tego nie było widać.
299
– Była to estetyka przeniesiona z epoki lat 80. i 90. Pierwsza poważna zmiana nastąpiła wraz z numerem 11. Pan już był przy tym obecny? – Nie. Z „Kwartalnikiem” zacząłem współpracować od numeru 32. – Ta nowa jakość, zaproponowana przez Zdanowicza i Pawrowskiego, podobała się panu? – Tak. Przeprojektowany „KF” działał dużo lepiej. Wiem, że Zdanowicz osobiście składał 11 numer, czyli pierwszy w nowej szacie. Widać to przeglądając to wydanie „Kwartalnika” – zmienny układ, rytm, indywidualne traktowanie rozkładówek. Później pismo z numeru na numer stawało się trochę za bardzo szablonowe. – Waldek Śliwczyński powiedział o tym etapie „Kwartalnika”, że za czasów Zjeżdżałki pod względem wizualnym pismo stawało się nudne. – Ogólne wrażenie jest dobre, ale czegoś brakuje… może czegoś w rodzaju swobody kompozycyjnej, zabawy formą. Na łamach „Kwartalnika” prezentowano różne zdjęcia, z różnych obszarów fotografii, z różnych regionów świata, można było te różnice świetnie podkreślić, wykorzystać i komunikować, podkreślać występujące między nimi napięcia lub zależności. – Obserwował więc pan przez kilka lat to, co dzieje się z „Kwartalnikiem” na poziomie komunikacji wizualnej, a kiedy zaczął mieć pan wpływ na jego wygląd? – Pierwsze zadanie jakie dostałem było przy 32 numerze „Kwartalnika”. Zaprojektowałem okładkę z wykorzystaniem zdjęcia stworzonego przez Nicholasa Wintera, którego fotografie były prezentowane w tym wydaniu. Kolejnym większym zadaniem był projekt okładki, plakatu promocyjnego i skład głównego tekstu 35 numeru, w którym poruszony został temat śmierci w fotografii.
300
– W rozmowie ze mną Waldek powiedział, że to pan miał odświeżyć layout czasopisma, a zaczęło się właśnie od projektowania okładek. – Były pomysły, żeby odświeżyć layout, żeby poprawiać po kawałku, ale okazało się, że pewne elementy zwyczajnie się zużyły. Pismo w niezmienionym praktycznie kształcie funkcjonowało przez siedem lat, a to bardzo długi czas dla projektu magazynu. Początkowo, żeby poznać charakter magazynu i publikowanych w nim materiałów, zajmowałem się tylko okładką i głównym tematem numeru. Na bazie tych doświadczeń powstał numer 39. Przygotowany w oparciu o layout zaprojektowany przez studio Zdanowicz & Pawrowski, ale z wykorzystaniem nowych układów, typografii i indywidualnym traktowaniem poszczególnych materiałów. Duża część numeru poświęcona był wojnie w Afganistanie. W produkcji wykorzystaliśmy różne rodzaje papieru żeby dodatkowo podkreślić punkty przejścia pomiędzy strefami publikacji. Myślę, że udało nam się przygotować bardzo ciekawy numer. Szkoda tylko, że niestety był to numer ostatni… – Jak pan wspomina pracę nad tym numerem? – Miałem dużo swobody. Owszem, rdzeń i drobne elementy, które były znakiem rozpoznawalnym „Kwartalnika Fotografia”, musiały pozostać niezmienione, ale poza tym można było szaleć. – I to rzeczywiście widać, gdy uważnie przegląda się numer 39. Kolorowe aple na spad, nowe kroje, inaczej składane tytuły. Wiele się tam dzieje i jest (było wtedy) bardzo nowoczesne. Gołym okiem widać, że byliście więc na progu kompleksowego przeprojektowania „Kwartalnika”. – O nowym „Kwartalniku” rozmawialiśmy już od dłuższego czasu. Czekaliśmy na pieniądze z dotacji, powoli planując numer 40, który miał powstać na bazie nowej szaty graficznej. Dotacja niestety nie spłynęła do wydawnictwa i temat został zawieszony. A reaktywacji raczej nie będzie.
301
– Jak z grubsza mógł wyglądać 40 numer, gdyby wszystko szło po myśli wydawcy? – To nie miała być jakaś wielka rewolucja. Raczej ewolucja czasopisma, która następowała już od 35 numeru, gdzie po raz pierwszy pojawił się główny temat numeru. W kolejnych wydaniach poza esejem i tradycyjną prezentacją wprowadzane były nowe gatunki informacyjne i publicystyczne. Stąd na przykład były planowane kolejne rozmowy numeru, teksty-opowieści, jak blog Anny J. Łojewskiej z numeru 39, oraz kolejne sylwetki artystów. W numerze ostatnim rozpoczęliśmy tę serię rozbudowaną, bo aż 15-stronicową prezentacją życia i twórczości Andrzeja Jerzego Lecha, której autorką była Lena Wicherkiewicz. Planowaliśmy też pokazanie pracowni najważniejszych twórców, ciemni fotochemicznych, warsztatów – miejsc gdzie pracuje oraz zmaga się ze swoimi pomysłami i technologią fotograf profesjonalista. To był świetny moment, żeby poprzez bardziej otwartą i przystępną formę pisma, zdobyć kolejnych odbiorców. Chcieliśmy w ten sposób zainteresować „Kwartalnikiem” użytkowników sprzętu cyfrowego, którzy już zrozumieli, że elektronika nie gwarantuje świetnego rezultatu, jakości, pomysłu czy powtarzalności estetycznej. Wymieszanie fotograficznej klasyki i twórczości młodych twórców, a także wzbogacenie form dziennikarskich o wywiad czy rozbudowaną prezentację, które funkcjonowałyby obok pogłębionych esejów, wszystko to – przy odświeżonej szacie graficznej – mogło przyciągnąć do „Kwartalnika” nowych czytelników. Przynajmniej taki był plan. – Można powiedzieć, że dla pana ta przygoda z „Kwartalnikiem” zakończyła się zupełnie niespodziewanie po pierwszym samodzielnie złożonym, a przy tym już odnowionym numerze. – W wydawnictwie o zmianach rozmawialiśmy od dłuższego czasu, a 39 numer był poligonem doświadczalnym i miejscem gdzie w praktyce testowaliśmy kilka pomysłów. Reakcje odbiorców, z tego co pamiętam, były pozytywne. Dlatego tym bardziej nie mogłem się doczekać możliwości opracowania na świeżo 40 numeru. – Trzynaście lat, jak na czasopismo prywatne tego formatu i tej objętości, to jednak świetny wynik. „Kwartalnik”, schodząc z
302
rynku, miał za sobą trzech naczelnych, a każdy z nich prezentował nieco inną wizję świata fotografii oraz koncepcję szaty graficznej. Czy nie sądzi pan, że Waldek Śliwczyński był w tym gronie jednak osobą najbardziej otwartą na propozycje. To on przecież czuł „starzenie się” layoutu pisma odziedziczonego po Zjeżdżałce i to on postulował potrzebę zmiany. – Przy każdym wspólnie tworzonym projekcie pan Waldek wykazywał się zawsze otwartością i bardzo dużym zaufaniem. Mam nadzieję, że to się opłacało, bo większość publikacji, które powstały, włącznie z okładką 35 numeru (o śmierci) „Kwartalnika”, była zauważana i od czasu do czasu nagradzana na ogólnopolskich konkursach czy prezentowana w publikacjach dotyczących projektowania graficznego w Polsce. – Piękno szaleństwa estetycznego na obszarze grafiki użytkowej atakuje nas dzisiaj z każdej niemal strony. W salonach prasowych krzyczą do nas atrakcyjną wizualnością dziesiątki, jeśli nie setki okładek wszelkiego typu wydawnictw i czasopism. – Żyjemy w bardzo ciekawych czasach. Z różnych stron dochodzą głosy, że kończy się czas druku papierowego. Pojawiają się nowe urządzenia, dzięki którym publikowanie i konsumowanie ma być tańsze, lepsze itd. Jednocześnie badania rynku wykazują, że nigdy wcześniej nie było wydawane tak wiele ciekawych i dobrze zaprojektowanych magazynów. Zresztą nie trzeba się powoływać na badania. Wystarczy odwiedzić „Super Salon” w Warszawie lub „Do You Read Me” w Berlinie. Żyjemy w czasach, kiedy różnorodność dostępnych magazynów na świecie jest po prostu ogromna. Wynika to pewnie w dużym stopniu z faktu, że – pomimo początkowego zachłyśnięcia się smartfonami czy tabletami – mamy już trochę dość ekranów. Zaczynamy odczuwać potrzebę posiadania szczególnie dla nas ważnych bytów wydawniczych w postaci materialnych przedmiotów, które można wziąć do ręki, czytać i przeglądać bez prądu, postawić lub położyć na półce. Zresztą to, jakie książki czy magazyny kupujemy i czytamy, w dużym stopniu określa odbiór naszej osoby przez innych. Patrząc na bibliotekę czy stos magazynów w mieszkaniu danej osoby łatwiej nam określić kim jest i czym się interesuje. Patrząc na jej iPada nie za bardzo.
303
– Gdy patrzę na półki z polskojęzyczną prasą fotograficzną, to widzę, że te najlepsze czasy zostały zawłaszczone wyłącznie, a przynajmniej w 99 procentach, przez magazyny sprzętowe. – Tym bardziej szkoda, że „Kwartalnika” już nie ma. Zapewniłby różnorodność. Co jednak ważne, jeżeli „Kwartalnik Fotografia” miałby nadal się ukazywać, to – żeby przetrwać, tym bardziej bez dotacji – musiałby mieć pewnie pełne tłumaczenie na angielski i nie ograniczać swojej dystrybucji tylko na Polskę, ale znaleźć się w ofercie najważniejszych punktów sprzedaży głównych państw Europy. Magazynów o fotografii jest tam mnóstwo, ale żaden z nich nie zajmuje się np. fotografią Europy Środkowej i Wschodniej. Gdyby więc dobrze potraktować te tematy i odpowiednio przygotować się do promocji czasopisma, to na pewno „Kwartalnik” byłby rozpoznawalny i kupowany także poza granicami kraju. – Tylko że wtedy musiałaby powstać zawodowa redakcja z kilkoma etatami i sprawna baza logistyczno-kolporterska, celująca promocją i marketingiem także w rynek zachodni. – Znaleźć w Polsce tysiąc stałych odbiorców na taki magazyn, jak „Kwartalnik Fotografia”, było i nadal jest problemem, znalezienie tysiąca odbiorców dla wersji dwujęzycznej w Europie, to już nie jest wielki problem, a znalezienie tysiąca czytelników dla takiego pisma na świecie, to już żaden problem. Jest tylko jeden mały warunek: trzeba być dostępnym. TOMEK WOJCIECHOWSKI – fattombo. Architekt, projektant, właściciel poznańskiego studia noito (noito.co). Nagradzane realizacje to między innymi album Andrzeja Jerzego Lecha „Kolekcja Wrzesińska 2010” wyróżniony w konkursie „Najpiękniejsze Książki Roku 2011” oraz albumy Waldemara Śliwczyńskiego „Cisza” i „Topografia ciszy” wyróżnione w konkursie „Fotograficzna Publikacja Roku” w 2008 i 2012. Prace publikowane w „2+3D”, „Notes na 6 tygodni”, „PGR Projektowanie GRaficzne w Polsce” oraz rocznikach „Print control”. Nominowany w konkursie „Projekt Roku – Polski Konkurs Graficzny 2010/2011” w kategorii Debiut. Od 2011 członek STGU.
304
Aneks Aneks Aneks Paweł Dudko – list do Waldemara Śliwczyńskiego Szanowny Panie, „Kwartalnik Fotografia” wprowadzał mnie w świat fotografii od strony znaczeń, wrażeń i transcendentnych doświadczeń. Znalazłem kiedyś jeden numer na „przecenionej prasie” i od tej pory szukałem, gdzie tylko się dało. Finalnie prenumerowałem „KF” przez kilka lat. Pięknie wydane, merytoryczne. Uważam, że był to jeden z najwartościowszych periodyków o sztuce (nawet wykraczając poza fotografię!). Takich rzeczy się nie zapomina. Z wielkim żalem przyjąłem informację o tym, że ta pozycja znika z półek. Tym bardziej cieszę się, że powstanie podsumowanie, zamknięcie wiekopomnego przedsięwzięcia, które odeszło zdecydowanie przedwcześnie. Proszę o dopisanie również mnie do listy oczekujących na publikację!
Pozdrawiam, Paweł Dudko, MA Eng. Arch. Erasmus Faculty Coordinator Faculty of Architecture Bialystok University of Technology
305
Rozmowa z Andrzejem Jerzym Lechem – Zanim przejdziemy do sedna sprawy, warto chyba zaznaczyć, że rozmawiamy na odległość. Ty jesteś w Jersey City, nieopodal Manhattanu, ja w redakcji „Wiadomości Wrzesińskich”, a między nami monitor komputera i Skype. U ciebie jest godzina 8 rano, we Wrześni 14:00, a rozmawiamy w piątek 24 lipca 2015 roku. – Witaj Krzysztofie. Tego oczywiście w twojej książce nie będzie widać, a szkoda. „Tego”, czyli nas teraz tu i tam... Siedzę w swojej ciemnej ciemni obok sterty archiwalnych już numerów świętej pamięci „Kwartalnika Fotografia”. Przyznam, że jest to przyjemne siedzenie. Przyjemne i jednocześnie pełne zadumy, refleksji patetycznie rzecz ujmując… – Dzisiaj niestety nie porozmawiamy o twojej fotografii i o fotografii w ogóle... – Nie, nie rozmawiajmy o mojej fotografii. – ...ale o przeszłości czasopisma, które masz przed sobą. Jest to przeszłość dosyć odległa, jak na dzisiejsze realia wszechobecnego pośpiechu, ale może jednak pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z „Kwartalnikiem Fotografia”. – Pamiętam bardzo dobrze pierwsze spotkanie z „Kwartalnikiem Fotografia”, choć zupełnie nie mam dobrego kontaktu z datami, cyframi, liczbami. One ze mną też oczywiście nie mają. W roku 2000 dostałem „tłusty” list z dużą liczbą znaczków pocztowych. List „ciepły” w przyjemnie brązowej dużej kopercie. List, który z trudem wyciągnąłem z mojej pocztowej skrzynki. Był prawdziwy, hmm, to znaczy „analogowy”. Cóż za słowo! „Analogowy”. No tak, bo „niecyfrowy” wtedy jeszcze. Przyniósł mi go pan listonosz. W nim była
306
zapisana ręką kartka firmowego papieru „Kwartalnika Fotografia”. Pismo mało czytelne dla mnie. Pismo dobrze też oddające charakter piszącego, co szybko zobaczyłem w bliskiej przyszłości. Był też w tej intrygującej kopercie pierwszy numer „Fotografii”. Września, 20 maja 2000 roku. List ten, na kartce formatu A4, był podpisany przez Ireneusza Zjeżdżałkę, którego w tamtym czasie nie znalem osobiście. Nie był to pierwszy list od Eryka. Ten pierwszy był z roku 1999. Eryk znał mnie dobrze. Mnie z mojej fotografii. „Panie Andrzeju” wtedy jeszcze… Krzysztofie, proszę zobacz sam. Podpinam ci tamten list. Myślę, że to ma dość ważny z wielu względów tak zwany historyczny wymiar. Tak, tak, czas weryfikuje dużo. Wtedy nie znałem też jeszcze Waldka Śliwczyńskiego. Słyszałem „coś” o nim od Wojtka Zawadzkiego. Wojtek wspominał mi o kimś, kto kolekcjonuje fotografie. O kimś z Wrześni. Waldka pierwszy raz zobaczyłem na otwarciu swojej wystawy w słynnej poznańskiej Galerii pf, prowadzonej wtedy tak dobrze przez Janusza Nowackiego. To był rok 2001. Październik. Pierwszy lot do Polski polskim samolotem po pamiętnym, tragicznym wrześniu nie tylko przecież w Nowym Jorku. Moja wystawa „Kalendarz szwajcarski, rok 1912” w Poznaniu. Setna wystawa w Galerii pf. Spotkanie z wydawcą „Kwartalnika Fotografia”. Kilka słów na poznanie się. Obietnice szybkiego spotkania. Eryk był komisarzem mojej wystawy. Tak właśnie poznałem Waldka, Eryka, „Kwartalnik Fotografia”. Piwo „Lech” z beczki pite w dużej ilości. Rozmowy, później pierwsza korespondencja via Internet. – Oni obaj mocno wtedy szukali piszących współpracowników, bo na początku istnienia czasopisma o zasięgu ogólnopolskim liczy się każde dobre pióro. Ktoś z redakcji składał ci propozycję takiej współpracy? – Tak, Waldek i Eryk chcieli, żebym pisał 36. Prosili mnie o to. Waldek do dzisiaj uważa, że powinienem pisać, bo mam „dobre pióro”. 36
List Ireneusza Zjeżdżałki do Andrzeja Jerzego Lecha: Września, 20 maja 2000. Panie Andrzeju! Przesyłam 1 numer kwartalnika „Fotografia”, który zaczął się ukazywać od 1 kwietnia. Na II Biennale Fotografii w Poznaniu odbyła się jego oficjalna premiera. Nawiasem mówiąc, bardzo podobały mi się Pana prace. W czerwcu powinien ukazać się 2 numer, m.in. z fotografia-
307
Tak, mam. To jest piękny, stary, po ojcu moim „Pelikan” z pachnącym Toskanią zielonym atramentem. Andrzej Saj też mnie prosił o pisanie do „Formatu”. Ba, byłem nawet u Andrzeja w „Formacie” przez kilka pierwszych numerów pisma w stopce redakcyjnej jako „nowojorski korespondent”. Cóż, wiem, że zawiodłem Andrzeja nic nie pisząc o artystycznej scenie Wielkiego Jabłka. Zdaję sobie też sprawę, że zawiodłem w tym względzie Waldka i Eryka. Oni mnie chcieli, potrzebowali. Wiesz, „America”, nieskończony artystyczny Nowy Jork, w nim szalona, obłąkana wyspa Manhattan. Najwięksi fotografowie, artyści, poeci. Nie umiałem pisać dla Waldka, dla Eryka, dla Andrzeja. Nie chciałem też. Nie potrafię pisać na zamówienie. Wiem, że inni pisali do „Kwartalnika Fotografia” bez zamówienia nawet, bo chcieli, bo potrafili, bo wiedzieli, że z tego pisania będą mieć korzyści, nie koniecznie materialne. Rezydujący na zawsze piszący. To samo oczywiście dotyczyło „Formatu”. Jestem fotografem piszącym tylko do Roberto Michela, mojego przyjaciela, tłumacza z Paryża. Piszę do niego dla niego i dla siebie. Nie potrafię się dzielić. Ciągle piszę. Poza tym pisanie do pism wymaga pewnej dyscypliny, dotrzymywania terminów. A tego nie potrafię. Pisanie traktuję jako rodzaj twórczości, a twórczość nie lubi „reżimu”. Taki jestem, taki byłem. – Rozumiem, że to nie jest twój żywioł. Nie masz w sobie dziennikarskiej dyscypliny. – Nie, nie mam. Jeżeli jest się artystą, fotografem na przykład, to trudno wchodzić jest w buty piszącego dziennikarza, czy krytyka. Oczywiście są wyjątki, ale ja uważam, że fotografowi niezręcznie jest pisać o fotografii innych, oceniać ją, analizować. Bo przecież te oceny, analizy, krytyka każda, pozytywna, negatywna, jest bardzo
mi Bogdana Konopki zrealizowanymi w ramach projektu „Rekonesans” po sukcesie w Szwajcarii. Bogdan zresztą będzie prawdopodobnie dostarczał materiały z Paryża i pomyślałem, że może z Nowego Jorku też dobrze byłoby coś zamieścić od czasu do czasu. Proszę pomyśleć. To chyba na razie tyle. Pozdrawiam. Ireneusz Zjeżdżałka. Źródło: archiwum prywatne Andrzeja J. Lecha; list na papierze firmowych „Kwartalnika Fotografia” z pierwszym adresem redakcji – Września, ul. Fabryczna 11.
308
osobista, bo widziana jest przez swoje „okulary”, oczy właściwie. To nie jest złe, ale nie może być myślą „krytyczną” w sensie naukowym, poznawczym, historycznym. Czy mam rację? Tak to widziałem wtedy i tak to widzę dzisiaj. Muzycy też najczęściej nie piszą o innych muzykach, bo to zawsze jest mało smaczne. – Z tego wynika, że twój „Dziennik podróżny”, którego fragmenty zamieściłeś w trzecim numerze, był przede wszystkim formą ekspresji literackiej. – To był, ciągle jest, dziennik pisany do Roberto Michela, tłumacza i przyjaciela zamieszkałego w Paryżu, znasz go, prawda? W zamierzeniu autorskim jest to rodzaj mojej autobiografii. A teraz małe sprostowanie – to nie ja umieściłem ten fragmenty w „Kwartalniku”, to mnie poproszono o umieszczenie go na łamach czasopisma. I wydaje mi się, że ta propozycja wypłynęła od Ireneusza. Nota bene, jeśli Roberto przestanie tłumaczyć, ja przestanę do niego pisać. Przestanę też fotografować. I wtedy zacznę grać piękne jazzowe ballady na organach Hammonda. Tak będzie. – Ireneusz, z tego co wiem, bardzo się interesował twoją fotografią i przynajmniej dwa razy napisał o niej w „Kwartalniku”, a potem, na sam koniec, to Waldek w ostatnim numerze zamieścił tekst Leny Wicherkiewicz o tobie i niemal pomnikową, bo szesnastostronicową prezentację twojej twórczości. Oddał ci w ten sposób piękny hołd pod winietą „Artysta numeru”. – Tak, Irek lubił moją fotografię. I ja lubiłem Irka. Mieliśmy ze sobą dobry kontakt. Dużo nas łączyło. Muzyka, fotografia, wino i Jack od Danielsów, podobne poczucie humoru, podobne współodczuwanie świata, nie tylko świata widzialnego. To ciągle jest między nami. Słyszę to, widzę to, czuję to. Mieliśmy dużo wspólnych skłonności, uzależnień. Powiedziałeś „Pomnikowa prezentacja”? Tak, ale i ona nie jest tym moim „marzeniem”. Opowiem o tym później. Jestem Waldkowi za nią wdzięczny, ale… – Najwyższa więc pora na pytanie o to, jak oceniasz „Kwartalnik” jako miejsce prezentacji sztuki fotografii?
309
– Pytanie jest odpowiednie, ale za nim stoi „ocean” odpowiedzi. Przede wszystkim to, co teraz mówię do ciebie, nie jest obiektywne, bo nie może takim być. I nie chcę też, żeby było obiektywne. W sumie więc, oceniam „Kwartalnik” różnie. – Co w nim widzisz dobrego, a co złego? – Dobre jest to, że „Kwartalnik Fotografia” został powołany do życia, a złe, że się skończył. To tak generalnie rzecz ujmując. Wiem, że Waldek pod koniec istnienia pisma nie miał już do niego serca. Po wszystkich doświadczeniach, radościach i kłopotach, jakie mu przyniósł „Kwartalnik”, on chyba w roku 2012 nie miał też już w sobie do tej sprawy pasji, cierpliwości i nade wszystko pieniędzy. Wydaje mi się, że nie miał już też materiałów na odpowiednim poziomie, czyli tekstów i być może też po prostu samych fotografii, czyli fotografów do prezentacji. Nie mam wszystkich numerów „Kwartalnika”, ale mogę zaryzykować stwierdzenie, że na przestrzeni owych trzynastu lat istnienia pisma było w nim dużo ważnych poznawczo tekstów, ale więcej było, wybacz mi to słowo, „cienkich” tekstów, po prostu mało znaczących, może nawet pisanych trochę na siłę. – Owe, jak mówisz, „cienkie teksty”, to prezentacje fotografów, czy teksty okołofotograficzne? – Dotyczy to według mnie prezentacji fotografów i też właśnie tekstów, jak sam je nazwałeś zgrabnie, „okołofotograficznych”. Z przykrością i może nawet z pewną żenadą stwierdziłem, że Bogdan Konopka zdominował w „Kwartalniku” pisanie o fotografii. Teksty Bogdana były często miałkie, o niczym prawie. Ilustrowały je też nie zawsze ważne, nie zawsze dobre fotografie. Wiem, że on w ten sposób, prezentując innych, pomagał też swojej karierze. Czytając nie tylko oczywiście Bogdana, ale też to, do czego miałem wtedy i mam dzisiaj dostęp, czuję i czułem, że zawartość „Kwartalnika” jest dosyć monotonna, w pewnym sensie może nawet nudna. Przy objętości od 120 do 148 stron to musiało prowadzić do strat, do „zaprzepaszczonej, zgubionej szansy”. Wielu z nas dostawało to czasopismo gratis. Ja też byłem na tej liście, ale popatrzmy na „Kwartalnik” oczami zwykłych czytelników, wśród których nie ma ani mnie, ani ciebie. Może właśnie wśród tych „zwykłych”, „średnich” czytelników nale-
310
żałoby zrobić jakąś sondę. Poprosić ich o szczerą ocenę pisma. Pewnie nie masz dostępu do tych, którzy to czasopismo kupowali w kiosku, w Empiku, w księgarni oraz do prenumeratorów. Myślę, że to właśnie oni powinni mieć najważniejszy głos w sprawie pisma, jego wartości. To oni są właśnie wyznacznikiem wagi czasopisma, a nie ci, którzy do niego pisali, którzy byli w zespole współpracowników. – W większości przypadków gazety i czasopisma powstają z myślą o czytelnikach, a nie o samozadowoleniu autorów. Wydawca, jak sądzę, myślał przede wszystkim o czytelnikach. – Dotknąłeś sedna sprawy. Czyż można więcej powiedzieć, napisać? Hmm, chyba nie. I dlatego właśnie twierdzę, że „Kwartalnik” powinien powstać nie dla nas, tylko dla czytelników. Ale zdaje się, że stało się właśnie inaczej, odwrotnie. – Ja nigdy nie byłem w redakcji „Kwartalnika Fotografia” na liście gratisów. Większość numerów kupiłem jako szeregowy, nikomu nieznany czytelnik. – A miałeś kiedyś dostęp do subskrybentów, żeby spytać ich o to, co sądzą o „Kwartalniku Fotografia”? Interesuje mnie bardzo to, co o „Kwartalniku” myślą jego „szarzy”, zwykli czytelnicy. – Problem polega na tym, że ci, którzy oczekiwali tekstów na przykład warsztatowych, czy poradnika dla fotoamatorów, tego nie mogli znaleźć na łamach „Kwartalnika”. I ci zazwyczaj, choć nie zawsze, rezygnowali z lektury. Ci, którzy szukali tam miejsca dla siebie, powiedzmy zaawansowani fotoamatorzy, też raczej nie mieli szansy na te łamy się dostać. I oni też często rezygnowali z kupowania i czytania „Kwartalnika”. Najistotniejsze jednak jest to, że „Kwartalnika” prawie nie czytali studenci szkół artystycznych o profilu fotograficznym. Z jakiegoś powodu nie odczuwali potrzeby zagłębiania się w teksty o charakterze intelektualnym oferowane przez to czasopismo. W sumie więc prenumeratorów nigdy nie było więcej niż dwustu.
311
– A jaki był nakład „Kwartalnika”? Nie kupuję nowojorskiego pisma „Interview” dlatego, że nie mam szans w nim zaistnieć jako fotograf! Kupuję je, bo jest interesujące dla mnie pod każdym względem. Merytorycznie, graficznie, fotograficznie. Nie, nie, nie kupujemy pism, bo chcemy w nich być, no co ty? Kupujemy je, bo chcemy je mieć, dotykać je, oglądać je, czytać, powracać do nich po kilku dniach, tygodniach, latach. Taki jestem ja. Ale wiem, że nie jestem przecież wyjątkiem. Myślę, że jestem raczej regułą. – Na początku nakład wynosił 3000 egzemplarzy, od numeru dwudziestego ósmego 2500, a w ostatnim numerze 1700. Dla takiego nakładu nigdy nie udało się zdobyć masowego, czy w miarę masowego prenumeratora, ponieważ, jak już wspomniałem, ci, do których redakcja zwracała się z ofertą promocyjną, czyli do wykładowców i studentów na kierunkach fotograficznych, nie byli tym czasopismem zainteresowani. – Studenci są biedni, a wykładowcy są zarozumiali. Powinniśmy poznać odpowiedź na pytanie, dlaczego spadał nakład pisma? Może „Kwartalnik” był zbyt drogi, może zbyt monotonny, a może nie o tym, co ci ludzie chcieliby czytać. Pewnie też sama jego produkcja była nieopłacalna, czyli nie dawała żadnego zysku. Ba, „robiła” straty. Myślę, że właśnie to spotkało Waldka. Jola i Waldek mieli tylko straty. Gdybym miał kupić książkę, która ma 140 stron, a w niej jest tylko pięć albo nawet piętnaście stron ciekawych dla mnie tekstów, to bym chyba jednak książki tej nie kupił. W najlepszym wypadku poszedłbym przestudiować ją do biblioteki. Zapoznać się z tymi „moimi” właśnie stronami. I ja to wszystko czułem, biorąc do ręki kolejne numery „Kwartalnika Fotografia”. Powiem ci szczerze – pierwsze numery były dla mnie bardziej czytelne niż te ostatnie. W tych ostatnich widzę dużo chaosu i zamieszania. Ostatnie numery pod tym względem mogę porównać do kogoś, kto ma dużo do powiedzenia, a nie wie jak to zrobić. „Kwartalnik” z tego późniejszego okresu nie miał jasnego przesłania. Nie ma tam próby zgłębienia prawdy o świecie współczesnej fotografii. A poza tym druk i szata graficzna, zwłaszcza ostatniego numeru, poświęconego w dużej mierze wojnie w Afganistanie, to dla mnie była i ciągle jest „katastrofa”. Okładka wygląda jak żart z komiksu, a fotografia z tej wojny, jak z każdej innej, żartem być nie powinna. Moja prezentacja...
312
Cóż, jestem artystą ostatniego numeru. Jak dowiedziałem się o tym od Waldka, byłem szczęśliwy. Czekałem na „bycie” na okładce. Nie byłem. Tyle pustych miejsc pozostało bez moich prac. Szkoda tych białych plam. Oczywiście bardzo dziękuję Waldkowi za tyle stron mi poświęconych. – Jak zatem, w kontekście tych uwag, oceniasz prezentację swojej twórczości? – O czym wspomniałem już wcześniej, nie rozumiem tych białych pól na stronach 72 i 73. Wygląda na to, że „Kwartalnik” nie miał w tym numerze dobrego redaktora graficznego, kogoś, kto sensownie układa to wszystko. Przed moją prezentacją, w części afgańskiej, widzę makabryczne kolory, a te puste strony to jest jakaś niezrozumiała dla mnie rozrzutność. Czy to miało być tak nowocześnie? – Tak to właśnie – z tego co wiem – miało wyglądać. Miało być nowocześnie. – Ale to jest nowoczesność na siłę. Tak myślę. „Kwartalnik” miał być też „biznesem”, który jednak się Waldkowi nie udał. A wiesz dlaczego? Bo żeby dobrze „coś” sprzedać, albo żeby skutecznie zaistnieć, to muszą być spełnione trzy warunki: właściwy czas, właściwe miejsce i właściwy produkt. I tutaj Waldek z tym po prostu nie trafił. On w roku 2000 wydał pierwszy numer „Kwartalnika Fotografia”, kiedy już właściwie Internet był wszechobecny. Myślę, że też właśnie głównie Internet „zabił” „Kwartalnik”, choć jego „śmierć” jest zbiegiem wielu czynników, o których już wspomnieliśmy wcześniej. – A to był dopiero początek wszechobecności Internetu. Z każdym kolejnym rokiem Internet, również w Polsce, zawłaszczał kolejne obszary ludzkiej aktywności, także fotograficznej. – Tak, masz racje. Wiesz, tutaj ciągle prenumeruję jakieś pisma, ważne i mniej ważne, ale nie mam wątpliwości, że wszystkim nam łatwiej jest włączyć komputer i „popłynąć”.
313
– Dlatego wiele osób zadaje sobie pytanie: gdyby „Kwartalnik Fotografia” od numeru powiedzmy jedenastego, po pierwszej zmianie szaty graficznej, miał – obok papierowej – także wersję elektroniczną, to jaka istniała szansa, że jego żywot pobiegnie innym, korzystniejszym torem? – Nie znam odpowiedzi na to pytanie. – Dzisiaj nikt jej nie zna, ale być może jest to wskazówka dla ewentualnych następców Waldka Śliwczyńskiego. – Ten problem jest stale aktualny we współczesnym świecie. Wspominam amerykańskie pismo „Double Take”. Ono też funkcjonowało w trudnym czasie, jeszcze przed wszechobecnym Internetem, ale pięknie się rozwijało, było ambitne, było tanie, dobrze drukowane, wypełnione świetnymi tekstami i piękną fotografią. I ono też niestety upadło. Zniszczył je w końcu Internet, tak jak zniszczył księgarnie i sklepy muzyczne. Zapewne znasz „Camere” Allana Portera, szwajcarskie pismo sprzed lat. Pismo to było nie tylko przeze mnie „zjadane na deser” po każdym posiłku trzy razy dziennie. A „zjadaliśmy” je, nie tylko dlatego przecież, że w tamtych czasach nie było Internetu. W nim było „coś”, czego niestety nie było w naszej „Fotofrafii”. Czym jest to „coś”? Czym było? Niech tymczasem pytanie to pozostanie retorycznym. – Dla ścisłości przypomnijmy, że czasopismo to, poświęcone sprawom fotografii, istniało już w okresie międzywojennym, a Allan Porter kierował nim w latach 1966-1981. – A dlaczego mówię o „Camerze”? Porter był szesnaście lat redaktorem tego czasopisma i wydał w tym czasie 192 numery rewelacyjnie wydrukowane. Edytorsko każdy numer tego pisma był dziełem nie tylko prezentującym sztukę fotograficzną, ale też był dziełem poligraficznym, typograficznym. Elegancja, gracja, smak, powab. Znali to pismo wszyscy fotografowie, ci, którzy zaczynali i ci, którzy kończyli. A wiesz dlaczego? „Camera” po prostu miała poziom. Porter w „Camerze”, czego mi właśnie brakowało w „Kwartalniku” Waldka Śliwczyńskiego, pokazał siebie przez fotografię i fotografię, którą kochał. To jest ważne. On wydawał w pewnym sensie autorskie
314
numery oczywiście nie o sobie, ale też jednocześnie tak bardzo o sobie właśnie. Przede wszystkim jednak pokazywał bardzo dobrych fotografów, niekoniecznie znanych. Porter miał też o czym pisać i miał kogo prezentować. Miał też odbiorców na całym świecie, którzy niecierpliwie czekali na każdy kolejny numer tego pisma, który był zawsze numerem monotematycznym. A to, jak sądzę, miało kapitalne znaczenie „strategiczne”. Tamta „Camera” w końcu też przestała istnieć, ale od roku 2013 jest ponownie wydawana. Prowadzi ją ktoś inny, poziom jak zwykle prezentuje znakomity, ale co z tego, skoro wszyscy twierdzą, że i ta „Camera” zginie, bo nie ma szansy w walce z Internetem. Bardzo polecam do obejrzenia ważny film o „Camerze” Allana Portera. Można go znaleźć na ambitnym portalu „Vimeo” (https://vimeo.com/57785419). Cóż, dzisiaj mamy też do czynienia z zupełnie inną fotografią, bo żyjemy w innym już nie tylko przecież fotograficznym czasie. – Wróćmy jednak do „Kwartalnika Fotografia”. Być może o losie „Kwartalnika” zadecydowało i to, że on miał trzech redaktorów naczelnych. Każdy z nich miał inną wizję tego czasopisma. Każdy redagował je po swojemu. Czy w związku z tym możesz powiedzieć, że są numery, które się tobie podobają, albo że są autorzy, których cenisz za to, co tam pisali? Co wartościowego mógłbyś ocalić dla potomnych z zawartości „Kwartalnika”? – Myślę, że każdy numer jest do ocalenia. To może zabrzmi paradoksalnie w porównaniu z tym, co powiedziałem wcześniej, ale sądzę, że każdy numer jest ważny. A na twoje pierwsze pytanie odpowiadam krótko: nie widziałem jakiejś dramatycznie dużej różnicy między numerami Zbyszka Tomaszczuka, Ireneusza Zjeżdżałki i Waldka Śliwczyńskiego. Ostatnie numery były z pewnością edytorsko lepiej wydawane. Były też obszerniejsze i w pewnym sensie dojrzalsze. Oczywiście na analizę merytoryczną „Fotografii” z tamtych trzech okresów nie mamy w naszej rozmowie czasu. – Czy jednak nie sądzisz, że istnienie tego pisma miało sens, nawet jeśli „Kwartalnik” nigdy nie stał się pismem masowo czytanym? Na marginesie tylko dodajmy, że pisma artystyczne w Polsce, pisma o rysie intelektualnym, w ogóle nie są masowo czytane. Zastanówmy się więc, czy cała zawartość „Kwartalni-
315
ka” nie stała się wartością samą w sobie dla następnego pokolenia? – Nawet, jeśli w tej chwili nie jest, to na pewno będzie w przyszłości. Ale to nie zależy od tego, co znalazło się przez 13 lat na łamach „Kwartalnika”, ale od tego, czy te roczniki będą oglądane i czytane, czy nauczyciele akademiccy będą je polecać swoim studentom, czy będzie studiowana u nas przeszłość nie tylko polskiej fotografii. Do końca więc nie znam odpowiedzi na pytanie o wartość trzydziestu dziewięciu numerów tego czasopisma. Na pewno jednak nie ma wątpliwości co do tego, że każdy numer zawiera mnóstwo informacji. Jest w tych numerach estetyka, historia, teoria i filozofia fotografii, są różne ważne treści. Z drugiej jednak strony trafiają się tam teksty, które można było sobie podarować. Pierwszy z brzegu... Kuba Ryniewicz: RGB, fale kolorów, mix i coś jeszcze. Nie wiem doprawdy, o czym jest ten tekst. – Mówiąc krótko, denerwują cię takie teksty i tacy autorzy? – Mówiąc krótko – tak. Ponadto w pierwszych numerach „Kwartalnika Fotografia” pojawiały się makabryczne reklamy albumików do wklejania zdjęć. Na okładkach ich były misie, słoneczka, kwiatuszki. Wyglądało to kiczowato, tanio i zupełnie nie pasowało to do rangi fotograficznego periodyku na wysokim poziomie. – A pomijając owe reklamy, to znalazłeś w „Kwartalniku” autorów, którzy zamieszczali w piśmie wartościowe teksty? – Vladimir Birgus, Marcin Giżycki, Krzysztof Jurecki, Elżbieta Łubowicz, Adam Mazur, Adam Sobota, Maciej Szymanowicz, Lena Wicherkiewicz, hmm, esej o mojej fotografii [:-)))]... Jedna z refleksji... „Kwartalnik Fotografia” był w gruncie rzeczy naszym małym fotograficznym podwórkiem. I niech to nie ma pejoratywnego zabarwienia. Tak po prostu jest. „Kwartalnikowi” brakowało powietrza, przestrzeni, może wolności? Przypominał mi gar bigosu, w którym wszystko dusi się we własnym sosie. – Ja piszę o tobie, ty piszesz o mnie?
316
– Tak było. Pisanie o znajomych, o kolegach, a nawet o osobach z bliskiej rodziny. To samo dotyczy tych, którzy jako redaktorzy lub piszący promowali siebie samych. Te rzeczy są niesmaczne, mało eleganckie i takie postępowanie mi się nie podobało. Tak być nie powinno. Ogólne analizy problemów estetycznych, filozoficznych i każdych innych związanych ze sztuką fotografii, nie powinny być ilustrowane przez autorów tych tekstów własną twórczością fotograficzną. – Powoli zbliżamy się do końca tej rozmowy, więc zapytam cię, czy wydawanie przez 13 lat tak drogiego i pracochłonnego czasopisma może być dzisiaj dla Waldka powodem do dumy? – Absolutnie tak. Myślę, że Waldek może być z tego dumny. Ja w każdym razie jestem z niego dumny. To był wyczyn. Myślę, że on to robił bez bawienia się w komercję i za to mu chwała. Szkoda tylko, że w tym wszystkim zabrakło jakości, zabrakło „soku”. Jakość druku nie zawsze była najlepsza. Widać to zwłaszcza po niektórych fotografiach. Wiem o tym między innymi dlatego, ze znam swoje fotografie, wiem jak one wyglądają. Kiedy się mówi o fotografii i pisze o niej, przedstawia się ją, to obrazy fotograficzne powinny być drukowane w sposób idealny, a tak niestety nie zawsze było. – A gdy myślisz o „Kwartalniku Fotografia”, to przychodzi ci do głowy jakaś uogólniająca refleksja? – Na pewno jedna: że w tym piśmie zabrakło autorytetów, prestiżu, wagi. Myślę o redaktorach. W piśmie – ja tak uważam – zabrakło ludzi z dużym autorytetem fotograficznym. Powracam w tej chwili do starej „Fotografii” i przychodzi mi na myśl postać Zbigniewa Dłubaka. To jednak była inna rzeczywistość redakcyjna. – Do roku 1989 w najważniejszych polskich pismach fotograficznych funkcjonowały zawodowe redakcje z kilkoma etatami, a w przypadku „Kwartalnika Fotografia” wszystkim, w sensie merytorycznym, zajmował się praktycznie jeden człowiek, pomijając oczywiście sprawy druku i kolportażu. I ten jeden człowiek musiał sobie ze wszystkim radzić. Więc siłą rzeczy nie była to robota dla artysty z autorytetem fotograficznym.
317
– Tak, rozumiem to. I dlatego bardzo cenię Waldka za to, że to wszystko udźwignął, że starał się działać w pewnym sensie altruistycznie, charytatywnie. I także dlatego jest mi przykro, że „Kwartalnik Fotografia” już nie istnieje. Ale, jak sądzę, nie ma go dzisiaj z wielu powodów. Nie tylko przecież dlatego, że „Kwartalnik” nie miał wystarczająco wielu czytelników. – Tak czy inaczej, brak zawodowej redakcji to jednak był poważny problem. Wydawnictwa za czasów Tomaszczuka i Zjeżdżałki nie było stać na przykład na etatowego sekretarza redakcji, który trzyma wszystko w garści i ma merytoryczną kontrolę nad procesem scalania wielu nici w gotowy produkt. W czasach Zjeżdżałki „Kwartalnik” miał jeden etat, etat redaktora naczelnego, a Tomaszczuk, zakładając pismo, pracował zupełnie bez etatu, wszyscy inni autorzy stanowili swoisty wolontariat. Ludzie, przynajmniej do numeru podwójnego 24/25, przysyłali „Kwartalnikowi” swoje teksty wiedząc, że nie dostaną za to honorariów. Takie były obiektywne realia finansowe, bo Waldek dokładał do interesu z własnej kieszeni. Biorąc więc to wszystko pod uwagę, można tylko podziwiać jego determinację w kontynuowaniu prac nad „Kwartalnikiem Fotografia”. – Wszystko to prawda, ale w ostateczności szanse na prawdziwy sukces tego czasopisma zostały w pewien sposób zaprzepaszczone. W zupełnie innej sytuacji jest Andrzej Saj ze swoim „Formatem”. On przecież tego czasopisma ani sam nie drukuje, ani tym bardziej nie wydaje za własne pieniądze. – Andrzej Saj ma zupełnie inną sytuację, nieporównywalną z tym, co miał do dyspozycji, albo czego raczej nie miał, Waldek Śliwczyński. Myślę, że w tym wszystkim sympatyczną wiadomością jest fakt, że dzisiaj bardzo dobrze sprzedają się w Wydawnictwie KROPKA archiwalne numery „Kwartalnika Fotografia”, które w postaci zwrotów trafiły do ponownego obiegu. – Bardzo się z tego cieszę! Stąd wniosek, że Waldek z kilkoma współpracownikami wykonał w „Kwartalniku” dużo dobrej pracy. I za to trzeba mu podziękować.
318
ANDRZEJ JERZY LECH (1955) – fotograf. W latach 1979–1985 pracował w Muzeum Śląska Opolskiego prowadząc w nim pracownię fotograficzną. Studiował na Wydziale Fotografii Artystycznej w Konserwatorium Sztuki w Ostrawie (Republika Czeska). Od 2000 roku członek ZPAF. W latach osiemdziesiątych związany był z grupą fotografów działających we wrocławskiej Galerii Foto-Medium-Art. W latach 1986 i 1987 był stypendystą Ministerstwa Kultury i Sztuki. W roku 1998 Lech wziął udział w multimedialnym przedstawieniu Beyond Words, Fotokina w Kolonii, PhotoPlus w Nowym Jorku. W roku 2000 otworzył wystawę „Kalendarz szwajcarski, rok 1912” podczas 8. Międzynarodowego Festiwalu Fotografii Fotofest w Huston w Teksasie. W roku 2003 wziął udział w IV Międzynarodowym Biennale Sztuki Współczesnej we Florencji. Za zestaw fotografii z „Dziennika podróżnego – Ameryka, Polska” otrzymał IV nagrodę i Medal Lorenzo de Medici. W 2005 roku artysta otrzymał od Jersey City Landmarks Conservancy nagrodę J. Owen Grundy History Award za całokształt działalności artystycznej związanej z utrwalaniem na fotografii historycznych części miasta Jersey City. Aktualnie jest reprezentowany przez nowojorski Dom Aukcyjny Be-Hold. W roku 2011 w łódzkiej Galerii FF otworzono retrospektywną wystawę artysty zatytułowaną „Andrzej Jerzy Lech. Cytaty z jednej rzeczywistości. Fotografie z lat 1979-2010”. Od 1989 mieszka i tworzy w Jersey City, New Jersey, USA. Prace artysty znajdują się w stałych zbiorach m.in.: Muzeum Narodowego oraz Biblioteki Narodowej w Warszawie, Muzeum Sztuki w Łodzi, Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Muzeum Narodowego w Gdańsku, Muzeum Śląska Opolskiego w Opolu, Wrzesińskiej Kolekcji Fotografii we Wrześni, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie, Śląskiej Kolekcji Sztuki Współczesnej w Katowicach, Galerii BWA w Jeleniej Górze, The Pfizer Collection of Art on Paper i The Icon Pictures Art Collection w Nowym Jorku oraz Jersey City Museum w Jersey City, New Jersey. (Biografia opracowana przez Krzysztofa Jureckiego i Magdalenę Świątczak)
*
319
Władysław Nielipiński – wspomnienie „Kwartalnik Fotografia” – wizytówką Wielkopolski. Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu to miejsce, w którym obok promowania czytelnictwa i pracy metodycznej na rzecz bibliotek lokalnych, odbywa się upowszechnianie szeroko rozumianej kultury. Bogata działalność wydawnicza, kultywowanie folkloru, wielokierunkowa współpraca z lokalnymi ośrodkami kultury, stowarzyszeniami i związkami twórczymi, to tylko niektóre propozycje z tej bogatej oferty. Jedną z ciekawszych pozycji są działania dotyczące sztuki fotografii. Wraz z żywiołowym rozwojem technik obrazowania zmieniają się formy pracy w tym obszarze, zmieniają się potrzeby i oczekiwania partnerów i samych osób fotografujących. Inaczej dziś trzeba definiować cele i zadania instytucji, ale zawsze, od samego początku jej istnienia, popularyzowanie i upowszechnianie dorobku wielkopolskich fotografów, dokumentowanie ich aktywności i prezentowanie ich sylwetek było priorytetem, wynikającym z przekonania, że kompetencje kulturowe społeczeństwa to wiedza o wydarzeniach nie tylko rangi ogólnopolskiej czy światowej, ale również to świadomość faktów lokalnych, czyli tego, co robi kolega w rodzinnym mieście, sąsiedniej miejscowości czy szerzej – w województwie. Kiedy w marcu 2002 roku podjąłem pracę w WBPiCAK, jednym z pierwszych moich zadań było „pilotowanie” POROZUMIENIA zawartego parę miesięcy wcześniej pomiędzy Wojewódzką Biblioteką Publiczną i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu a Wydawnictwem KROPKA. Dotyczyło ono wspólnego wydania kolejnego numeru „Kwartalnika Fotografia”. Porozumienie zakładało, że: 1.
Obie strony uzgodnią merytoryczną zawartość numeru poświęconego wielkopolskiej fotografii.
320
2.
3. 4.
WBPiCAK zobowiązuje się do pokrycia kosztów opracowania redakcyjnego i wydrukowania materiałów dotyczących fotografii w Wielkopolsce. Wydawnictwo zamieści w „Kwartalniku Fotografia” informację o współfinansowaniu numeru przez WBPiCAK. Wydawnictwo przekaże WBPiCAK nieodpłatnie 10 egzemplarzy wydanego wspólnie „Kwartalnika Fotografia” oraz po jednym egzemplarzu każdego numeru wydawanego w 2002 r.
W numerze 7 z 2001 roku ukazały się więc „wielkopolskie” materiały (uzgodnione przez redakcję z ówczesną koordynator WBPiCAK ds. merytorycznych p. Hanną Rubas): Stefan Wojnecki, Fotografia postmedialna 7 (4)37 Waldemar Śliwczyński, Świat według Marii Wołyńskiej 7 (52) Ireneusz Zjeżdżałka, Portrety z Trzcianki 7 (67) Ireneusz Zjeżdżałka, Montaże fotograficzne Henryka Króla 7 (78) Waldemar Śliwczyński, Warsztaty i konkursy 7 (82) Zgodnie z porozumieniem dysponowałem 10 egzemplarzami tego numeru, a niezależnie każdy kolejny numer niejako „z rozdzielnika” trafiał na moje biurko. W ten sposób na samym początku kolejnego etapu mojej animatorskiej działalności dostałem do ręki pismo, które stało się dla mnie nieocenionym źródłem informacji o światowych trendach w fotografii, kształtowało mój fotograficzny światopogląd i inspirowało do coraz ambitniejszych działań. Podobne w treści POROZUMIENIA redagowałem jeszcze kilkakrotnie: w 2002 r. (nr 10), w 2004 (nr 15), w 2005 (nr 17,18 i 19). Dzięki tej współpracy w kilku kolejnych numerach „KF” ukazywały się teksty mające związek z Wielkopolską i amatorską twórczością fotograficzną dotyczącą Wielkopolski, z których osobistym sentymentem darzę relację z rozstrzygnięcia konkursu „Wielkopolska Press Photo” 2002 (nr 10), recenzję pracy nagrodzonej w konkursie „Moja Wielkopolska” 2004 (Piotr Chojnacki, Torzeniec Magdaleny 37
Pierwsza liczba za tytułem oznacza numer czasopisma, a liczba w nawiasie oznacza numer strony, na której tekst się zaczyna.
321
Kulawiak – nr 17) i omówienie działalności fotograficznej WBPiCAK (Krzysztof Szymoniak, Rozmowa z Władysławem Nielipińskim. Ja –Animator..., nr 28). Współpraca WBPiCAK z „Kwartalnikiem Fotografia”, mimo znamion sponsoringu nie miała nic wspólnego ze współczesną praktyką wielu redakcji zamieszczania tzw. „tekstów sponsorowanych”. Publikowane artykuły sygnowane nazwiskami znakomitych autorów w niczym nie zakłócały linii ideowej pisma, a wręcz poszerzały optykę spoglądania na fotografię również przez pryzmat wydarzeń lokalnych. Ułatwiały też identyfikowanie „Kwartalnika” jako pisma wydawanego w Wielkopolsce, w małej Wrześni, dla której czasopismo to stało się ogólnopolską, a nawet światową wizytówką. Osobną sprawą są pośrednie efekty nawiązanej współpracy polegające głównie na wykorzystywaniu przeze mnie „kwartalnikowych” kontaktów w prowadzonej działalności merytorycznej. Kilkakrotnie zapraszałem autorów publikowanych artykułów do prezentowania swoich poglądów w trakcie warsztatów i innych spotkań edukacyjnych (np. Zbigniew Tomaszczuk, Krzysztof Jurecki, Marianna Michałowska), a Ireneusz Zjeżdżałka i Waldemar Śliwczyński byli częstymi jurorami w organizowanych przez WBPiCAK konkursach fotograficznych. A skoro o konkursach mowa, to warto odnotować w tym miejscu fakt obejmowania ich przez „KF” patronatem medialnym. W jego ramach redakcja służyła pomocą przy promocji konkursu (również w Internecie) i fundowała nagrodę specjalną dla autora wybranej pracy. Dla wielu uczestników było to jedno z bardziej prestiżowych wyróżnień. Wśród najważniejszych przedsięwzięć objętych patronatem medialnym „Kwartalnika Fotografia” wymieniłbym: „Międzynarodowe Biennale Fotografii Artystycznej DZIECKO” (2010, 2012), Konkurs „Moja Wielkopolska” (2009, 2010, 2011), „Wielkopolski Festiwal Fotografii im. Ireneusza Zjeżdżałki” (2012). Reasumując – przez szereg lat „Kwartalnik Fotografia” był bardzo ważnym partnerem w licznych przedsięwzięciach WBPiCAK, związanych z popularyzowaniem i dokumentowaniem fotograficznego życia Wielkopolan. Współuczestniczył w budowaniu tożsamości
322
współczesnej Wielkopolski, a zamieszczone w nim materiały jeszcze długo będą kształtowały świadomość kolejnych pokoleń fotografów i stanowiły opiniotwórcze źródło wiedzy o ciekawych czasach transformacji technologicznej i materiałowej (ale przede wszystkim ideowej), jakie odnotowujemy w światowej, narodowej i wielkopolskiej fotografii. Poznań, 6. 08. 2015.
*
Mateusz Palka – wspomnienie Jednym z najwcześniejszych artykułów z „Kwartalnika Fotografia”, który mocno zapadł mi w pamięć, był tekst Bogdana Konopki Arnold Newman – pytania o prawdę, wydany w numerze z 2002 roku. Miałem siedemnaście lat kiedy po raz pierwszy zobaczyłem przerażającą fotografię, jaką Newman wykonał przedsiębiorcy i byłemu naziście Alfredowi Kruppowi. Pełen wątpliwości i niechęci fotograf skonfrontował się z bezwzględnym cynikiem, który pozował mu bez wahania. Bogdan zakończył swój artykuł słowami: „Jest to najbardziej demoniczny portret jaki kiedykolwiek widziałem. Podziwiam odwagę Newmana, nie pojmuję motywacji Kruppa. Wiem wszakże, że jest to jedno z najważniejszych pytań o sens portretu, o granice prawdy w fotografii i o przestrzeń wolności artysty”. Rok później, w „Kwartalniku” znalazły się dwa ważne dla mnie teksty Ireneusza Zjeżdżałki – Miasto cieni Aleksieja Titarenki, a
323
także silnie z nim korespondująca prezentacja fotografii Evy Rubinstein – Szeptem. Eryk mądrze pisał, że jej prace: „wydają się być stworzone tak, jakby artystka wspinała się na palce w momencie naciskania migawki po to, by jej obecność nie została zauważona i nie zmąciła panującej równowagi”. Wiosną tego samego roku dostałem album z piękną dedykacją od autorki – wracam do tych słów i obrazów co jakiś czas. Ten sam numer „KF” zainspirował mnie do wykonania własnego obiektywu z płytką strefową, a następnie fotografii dyfrakcyjnej… wszystko dzięki tekstowi Katarzyny Majak. Ważny był również dla mnie artykuł Bogdana Konopki Igor Sawczenko – Puszka Pandory oraz jego tekst poświęcony Rogerowi Ballenowi; oba z 2006 roku. Ballen w tych czasach był w Polsce raczej w ogóle nie znany. Z inspiracji pracami Sawczenki niedługo później udało mi się kupić bardzo cenny amerykański album Photo Manifesto o fotografii rosyjskiej, wydany w 1991 roku. Pamiętam również, że w 2009 roku „KF” wydrukował artykuł Allana Sekuli Czytanie archiwum. Fotografia między pracą a kapitałem. Było to zatem rok przed wydaniem antologii jego tekstów Społeczne użycia fotografii. Okazało się, że to niedawno zmarły Sekula przeżył „Kwartalnik”… Wrocław, 30 lipca 2015.
*
324
Lech Szymanowski – wspomnienie „Kwartalnik Fotografia” ma w moim domu specjalną półkę pod strychem. Grzbiety pisma zajmują kilkanaście centymetrów. Nie udało mi się zdjąć z półki wszystkich numerów na raz, bo ich waga okazała się ponad moje siły. Kilka chwil później, wertując wybrane na chybił trafił numery, odniosłem wrażenie, że ich zawartość stanowi kompendium i zapis ważnego okresu polskiej i światowej fotografii; czasu, kiedy fotografia zaczęła wybijać się na niepodległość. Jeszcze w 10 numerze Zbigniew Tomaszczuk ubolewa nad niedocenianiem fotografii przez kuratorów i krytyków sztuki jako osobnej dziedziny sztuki. Zaledwie kilka lat później, gdy ukazał się ostatni numer wrzesińskiego pisma, fotografia istniała na salonach, zajmowała w mediach nie mniej miejsca niż inne sztuki wizualne. Chociaż, co prawda, przeciętny odbiorca kultury w Polsce nie kojarzy z fotografią nazwisk innych niż Niedenthal, Sikora i Tomaszewski, to jednak przełom propagandowy już się dokonał. Niemała w tym zasługa „Kwartalnika”. Jego rola popularyzacyjna i edukacyjna dla fotografii jest niepodważalna. Regularne czytanie „Kwartalnika Fotografia” zacząłem dopiero od numeru 10 (2002), a zbiegło się to u mnie z koniecznością znalezienia nowego sposobu ekspresji dla skrępowanej kreatywności. Jedne drzwi się zamknęły, inne otwarły. Fotografia, którą dotąd traktowałem hobbystycznie, stawała się coraz ważniejsza w moim życiu. Z czasem okazała się najważniejsza i, co istotne – podążając za Henrykiem Królem – prywatną „oazą wolności”. Temu procesowi „KF” cały czas towarzyszył. A zatem „Kwartalnik Fotografia”, regularne odwiedziny w Galerii pf i pobyty na poznańskim Biennale Fotografii oraz udział w bezpośrednich spotkaniach z twórcami – wszystko to stało się filarami, na których opierała się moja spóźniona edukacja fotograficzna. W „KF” znajdowałem nie tylko inspiracje dla własnych poszukiwań, ale również zjawiska i nazwiska warte spotkania i pokazania u siebie „na wsi”.
325
Grupa autorów piszących do „Kwartalnika” bywała elitarna i niewielka, ale za to doborowa. Najważniejsze dla mnie pozostały jednak numery z okresu, gdy pismo prowadził Eryk – jedna z tych kilku osób, które wywarły wpływ na moje poznawanie fotografii i myślenie o niej. Wiele tekstów z „KF” ciągle nieźle się czyta, zdarza mi się do nich wracać w swojej codziennej pracy instruktora fotografii, a najważniejsza pozostaje rozmowa ze Zbigniewem Liberą z numeru 15/2004. Wągrowiec, 11. 08. 2015.
326
III Antologia Indeksy
327
Wykaz książek, filmów i czasopism zaprezentowanych lub omówionych na łamach „Kwartalnika Fotografiaˮ Przy tytułach książek (oraz filmów i czasopism), zawsze na końcu noty bibliograficznej podajemy numer kwartalnika, w którym dana książka, film, czasopismo zostały zaprezentowane oraz (w nawiasie) numer strony, na której je zaprezentowano. Układ publikacji w kolejności alfabetycznej tytułów. A. Dobosz, Dobosz, Poznań 2011, 37 (110) American Dream, Agnieszka Rayss, Foundation „Photography Institute PRO FOTOGRAFIAˮ, Poznań 2011, 37 (111) Antologia Fotografii Polskiej, Jerzy Lewczyński, Lucrum, Bielsko-Biała 1999, 1 (58) Archeologia Fotografii. Prace z lat 1941-2005, Jerzy Lewczyński, Wydawnictwo KROPKA, Września 2005, 18 (127) Archiwum planety, zestaw 5 płyt DVD, BBC, 2011, 38 (92) Artyści mówią. Wywiady z mistrzami fotografii, Hanna Maria Giza, Izabelin-Warszawa 2011, 36 (122) Auschwitz. Co ja tu robię?, Mikołaj Grynberg, Kraków-Oświęcim 2010, 33 (100) Beijing Opera – work in progres, Bogdan Konopka, BWA Bielsko-Biała i wydawnictwo KROPKA, 2006, 21 (116) Biennale Fotografii Górskiej 1980-2008. Karkonosze (wybór), pod red. Wojciecha Zawadzkiego i Ewy Andrzejewskiej, Jeleniogórskie Centrum Kultury i wydawnictwo C2, Wrocław 2008, 29 (105)
328
Bogdan Dziworski – seria „Fotografia polskaˮ, Krzysztof Hejke, Wydawnictwo Terra Nova, Warszawa 1999, 2 (69) Bogdan Konopka, Cassel, 1999, 3 (77) Bogdan Konopka. De rerum natura, Wydawnictwo KROPKA, Września 2004, 15 (93) Bogdan Konopka. Fotografie, Wydawnictwo KROPKA, Września 2010, 33 (5) Bóg zazdrości nam pomyłek, Łódź Kaliska Muzeum, Łódź 1999, 1 (58) Był sobie Stokbet..., Ireneusz Zjeżdżałka (fotografie), Wydawnictwo KROPKA, Września 2009, 31 (79) „Camer@obscuraˮ, czerwiec 2006, nr 1, red. nacz. Zbigniew Tomaszczuk (magazyn o fotografii), 21 (116) Cieszyńskie Towarzystwo Fotograficzne 1930-2000, Dominik Dubiel, 5 (77) Cisza, Waldemar Śliwczyński (fotografie), Wydawnictwo KROPKA, Września 2008, 28 (115-116) Cykliści. Sympatycy, pasjonaci, mistrzowie 1886-1939, Karta, Warszawa 2010, 35 (111) Czas Forum Fotografii. 25 lat Galerii FF, red. Krzysztof Cichosz i Magdalena Świątczak, Łódzki Dom Kultury, Łódź 2008, 31 (78) Czas krajobrazu, Paweł Pierściński, Muzeum Historii Fotografii, Kraków 2004, 17 (135) Czech photography of the 20th century. A guide, red. Vladimir Birgus, Muzeum Sztuki Użytkowej i Wydawnictwo Kant, Praga 2005, 19 (127) 40 lat JTF 1961-2001, album wydany z okazji 40 rocznicy powstania Jeleniogórskiego Towarzystwa Fotograficznego, 8 (83) Darkrooms, Konrad Pustoła, Nowy Teatr & Krytyka Polityczna & Kodoji Press 2010, 35 (110)
329
Decydujący moment. Nowe zjawiska w fotografii polskiej po roku 2000, Adam Mazur, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2012, 39 (127) Desire, Katarzyna Majak, Galeria Zderzak, Galeria Manhattan, KrakówŁódź 2010, 33 (101) Diane Arbus. Biografia, Patricia Bosworth, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2006, 21 (115) Dno oka. Eseje o fotografii, Wojciech Nowicki, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010, 35 (111) Donbas, Aleksander Czekmieniew, Kehrer Heidelberg, Berlin 2011, 37 (111) Dopełnienie konieczne. Śląskie fotografki, Danuta Kowalik-Dura, Muzeum Śląskie, Katowice 2012, 39 (126) Dużo kobiet, Mikołaj Grynberg, Biblioteka Gazety Wyborczej, Warszawa 2009, 29 (106) 91 SHOTS (91 images from Azoty Tarnów), grupa Tomami dla Azotów Tarnów, Kraków 2010, 34 (87) Estetyka fotografii. Strata i zysk, François Soulages, Universitas, Kraków 2007, 24-25 (139) Eva Rubinstein. Fotografie 1967-1990, Wydawnictwo KROPKA, Września 2002, 12 (115), 13 (8) „Format‟ nr 57, ASP we Wrocławiu i Fundacja im. E. Gepperta, Wrocław 2009, 31 (78) Fotoeseje. Teksty o fotografii polskiej, Lech Lechowicz, Fundacja Archeologii Fotografii, Warszawa 2010, 36 (121) Fotografia artystyczna i jej wystawiennictwo w Polsce okresu międzywojennego, Jerzy Piwowarski, Wydawnictwo WSP, Częstochowa 2004, 16 (139) Fotografia. Dyletanci, amatorzy i artyści, Tomasz Ferenc, Księgarnia f5, Kraków 2004, 16 (140)
330
Fotografia jako zjawisko estetyczne, Jan Kurowicki, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 1999, 2 (69), 5 (63) Fotografia. Leszek Mądzik, Wydawnictwo Jedność, Kielce 2002, 9 (97) Fotografia. Między dokumentem a symbolem, Sławomir Sikora, Świat Literacki, Instytut Sztuki PAN Warszawa, Izabelin 2004, 17 (135) Fotografia. Między dokumentem a sztuką współczesną, André Rouillé, Universitas, Kraków 2007, 24/25 (139) Fotografia – Mowa ludzka. Perspektywy teoretyczne, Urszula Czartoryska, Słowo / Obraz / Terytoria, Muzeum Sztuki w Łodzi 2005, 20 (115) Fotografia, Tom Ang, Warszawa 2006, 21 (116) Fotografia, Arkadiusz Gola, Muzeum Śląskie w Katowicach, 2011, 37 (110) Fotografia – podwójna gwiazda kultury, Stefan Wojnecki, Pisma wybrane z lat 1977-2004, ASP w Poznaniu, Poznań 2007, 29 (105) Fotografie Holokaustu. Interpretacja dowodów, Janina Struk, Pruszyński i S-ka SA, Warszawa 2007, 37 (93-96) Fotoplastykon, Jacek Dehnel, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009, 34 (88) Galerie c.k. fotografo, Pavel Scheufler, Grada Publishing, Praha 2001, 7 (84) Gdańsk Suburbia, Jerzy Wierzbicki, Wydawnictwo Fine-Grain, Kielce 2005, 22 (109) Generation of the Place: Image Memory and Fiction in the Baltics, Vytautas Michelkevičius, 38 (91) Geniusz zaklęty w fotografii, BBC, 36 (121) Goalkeeper Forever, Zdzisław Sosnowski, Wydawnictwo Galerii Piekary, Poznań 2010, 33 (101) Grant Willing, Cell tel. pix vol. 1, 37 (110)
331
Gry z portretem. Dokumentacja 1962-2004, Krzysztof Gierałtowski, nakład własny autora, 16 (140) Historie fotografii w Polsce 1839-2009, Adam Mazur, Fundacja Sztuk Wizualnych, Kraków 2010, 33 (100) Historia fotografii światowej, Naomi Rosenblum, Wydawnictwo Baturo, Bielko-Biała 2005, 19 (127) I love Poland, Mariusz Forecki, ZPAF Okręg Wielkopolski, Poznań 2009, 32 (94) IMAGO, no 22, summer 2006, magazyn o fotografii, półrocznik, FOTOFO, Bratysława, 22 (110) Interpretując fotografię. Śladami Susan Sontag, redakcja Tomasz Ferenc i Kazimierz Kowalewicz, Galeria f5 & Księgarnia Fotograficzna, Kraków 2009, 32 (93) Ireneusz Zjeżdżałka. Fotografie, Wydawnictwo KROPKA, Września 2009, 31 (80) Jak czytać fotografię. Lekcje mistrzów fotografii, Ian Jeffrey, Universitas, Kraków 2009), 30 (76) Jan Bułhak (1876-1950) – seria Fotografia Polska, Krzysztof Hejke, Wydawnictwo Terra Nova, Warszawa 2000, 4 (64) Jan Spałwan. Fotografie, Agencja Reklamowo-Wydawnicza FINE GRAIN w Kielcach i ZPAF Okręg Świętokrzyski, 7 (84) Kalwaria, Wojciech Wilczyk, Wydawnictwo KROPKA, Września 2010, 34 (29) Kocham fotografię. Wybór tekstów 1999-2009, Adam Mazur, Warszawa 2009, 30 (76) Kolekcja Wrzesińska 2010, Andrzej Jerzy Lech, Wydawnictwo KROPKA, Września 2011, 37 (64) Konceptualność fotografii, Adam Sobota, Galeria Bielska BWA, BielskoBiała 2004, 16 (139)
332
Książka o fotografowaniu, Andrzej A. Mroczek, wydanie III, Wydawnictwo Helion, Gliwice 2009, 28 (96) Ku filozofii fotografii, Vilém Flusser, Akademia Sztuk Pięknych w Katowicach, Katowice 2004, 18 (127) Lata dziewięćdziesiąte, Grzegorz Dziamski, Galeria Miejska Arsenał, Poznań 2000, 3 (76) Jerzy Lewczyński. Pamięć obrazu, Wojciech Nowicki, Gliwice 2012, 39 (125) Lublin 1940. Fotografie getta, Max Kirnberger, Lublin 2010, 33 (100) Ludzie i kamienie, Stanisław Pręgowski, Wydawnictwo Kurpisz, Poznań 2001, 7 (84) Lupa/Teatr, Krzysztof Bieliński, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2009, 34 (87) Łowcy obrazów. Szkice z historii fotografii, Zbigniew Tomaszczuk, Centrum Animacji Kultury, Warszawa 1998, 1 (58) Maszyny. Samy z Podhala, Łukasz Skąpski, Kraków 2009, 33 (101) Melodia dwóch pieśni. Polska 2004-2009, Marek Power, Kraków 2010, 34 (87) Metamorphosis. Puszcza Notecka, Maciej Fiszer, Wydawnictwo WBPiCAK w Poznaniu, Poznań 2009, 32 (94) Minimal fetish, Maurycy Gomulicki, Warszawa 2010, 34 (88) Mistrzowie polskiego pejzażu. Almanach fotograficzny, tekst: Paweł Pierściński, ZPAF Okręg Świętokrzyski w Kielcach, 6 (75) Moja droga do bezwymiaru, Jerzy Olek, Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu, Wrocław 2001, 5 (77) My way, Marcin Plisiecki, nakład własny autora, Warszawa 2011, 36 (120) Naufrage volontaire, Maciek Pozoga, JSBJ, 38 (93)
333
New polish nude photography, nEgoist new art, Poznań 2009, 31 (79) Niepewność przedstawienia. Od kamery obscury do współczesnej fotografii, Marianna Michałowska, Kraków 2004, 16 (140) Niewinne oko nie istnieje, Wojciech Wilczyk, Atlas Sztuki, Łódź-Kraków 2009, 29 (106) Nowi Polacy / The New Poles, Patryk Karbowski, Instytut Kultury Wizualnej, Warszawa 2012, 38 (4) Oblicza fotografii, Krzysztof Jurecki, Wydawnictwo KROPKA, Września 2009, 31 (79) Obraz utajony. Szkice o fotografii i pamięci, Marianna Michałowska, Galeria f5 & Księgarnia Fotograficzna, Kraków 2007, 24/25 (139) Obrazy fotografii. Album metafor fotograficznych, Bernd Stiegler, Universitas, Kraków 2009, 30 (76) Odwaga patrzenia. Eseje o fotografii, redakcja Tomasz Ferenc, Galeria F5 & Księgarnia Fotograficzna, Kraków 2006, 21 (12) Odwzajemnione spojrzenie. O fotografii otworkowej, Zbigniew Tomaszczuk, Wydawnictwo Typoscript, Wrocław 2004, 16 (139) O fotografii, Susan Sontag, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2009, 32 (93) Oh no, not sex and death again! Fotografia z kolekcji Cezarego Pieczyńskiego, Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie, Sopot 2010, 35 (110) O patrzeniu, John Berger, Fundacja Aletheia, Warszawa 1999, 3 (76) Opowieści, Paweł Żak, Wydawnictwo KROPKA, Września 2007, 24/25 (139) Pagan, Adriej Liankiewicz, selfpublished, 2010, 35 (110) Pavol Breier. Fotografie, Poprad 2000, 6 (77) Photography and Philosophy. Essays on the pencil of nature, redakcja Scott Walden, Malden 2008, 29 (104)
334
Photo trouvée, redakcja Michel Frizot i Cédric de Veigy, Paris 2006, 28 (94) Piękno w sieci. Estetyka a nowe media, Universitas, Kraków 1999, 3 (76) Piotr Sawicki. Fotografie, Białystok 2011, 38 (92) Pola pejzażu, Paweł Pierściński, Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Kielcach oraz Świętokrzyski Okręg ZPAF, Kielce 2009. 32 (94) Polska – Duch Ziemi, Krzysztof Hejke, Wydawnictwo Terra Nova, Warszawa 2000, 4 (64) Polska. Fotografia krajoznawcza, PTTK Centrum Fotografii Krajoznawczej, Łódź 2000. Praca zbiorowa pod kierownictwem Pawła Pierścińskiego, 6 (76) Portrety listy 500, Woodstock Leasor, Rzeczpospolita, Warszawa 2009, 30 (77) Poszukiwanie sensu fotografii. Rozmowy o sztuce, Krzysztof Jurecki, Galeria Sztuki Wozownia w Toruniu, Toruń 2007, 24/25 (140) Pożegnanie taboru. Fotografie 1967, Andrzej Polakowski, Lublin 2007, 31 (79) Private Property, kurator Rafał Milach, Instytut Kultury Wizualnej, Warszawa 2012, 39 (126) Przestrzenie fotografii. Antologia tekstów, Księgarnia F5 i Fundacja Edukacji Wizualnej, Łódź 2005, 18 (128) Przestrzenie prywatne, ZPAF Okręg Wielkopolski, Poznań 2010, 36 (121) Rekonstrukcja tożsamości. Fotografia i wideo. Prace z lat 1965-2005, Andrzej Dudek-Dürer, Ośrodek Kultury i Sztuki, Wrocław, 22 (110) Rough cut, Instytut Kultury Wizualnej, warszawa 2011, 37 (112) Ryszard Kapuściński. Z Afryki, wyd. Buffi, Bielsko-Biała 2000, 4 (65) Rzeczy, Andrzej Kramarz, Muzeum Etnograficzne w Krakowie, Kraków 2009, 29 (107)
335
Rzut beretem, Tomasz Tomaszewski, National Geografic Polska 2008, 29 (106) Szkoła widzenia, czyli świat w subiektywie aparatu fotograficznego, Sławomir Magala, Biblioteka Formatu, ASP we Wrocławiu, Wrocław 2000, 2 (69) Szlachetność techniki. Artystyczne dylematy fotografii w XIX i XX wieku, Adam Sobota, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2001, 7 (84) Słowo o fotografii. Wywiady, Krzysztof Jurecki i Krzysztof Makowski, Wydawnictwo ACGM Lodart, Łódź 2003, 12 (115) 100 fotografii. 1975-2006, Wojciech Zawadzki, Wydawnictwo KROPKA, Września 2007, 24/25 (139) Stand by, Sputnik Photos, 39 (124) Sztuka nieobecna, Marek Wasilewski, Obserwator, Poznań 1999, 3 (77) Śląsk, Michał Cała, Galeria Zderzak, Kraków 2006, 22 (109) Świadomość kadru. Szkice z estetyki fotografii, Zbigniew Tomaszczuk, Wydawnictwo KROPKA, Września 2003, 13 (8) Światłoczuły. Tomek Sikora, Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK, Kraków 2008, 28 (96) Tarnów. 1000 lat nowoczesności, pod red. Ewy Łączyńskiej-Widz oraz Dawida Radziszewskiego, Warszawa 2010, 35 (111) Thekla i jej chłopakowaty świat, Barbara Dubus, Anna Niemierko, Warszawa 2010, 36 (122) The Most Expensive Restaurant Ever Built, eseje fotograficzne, 39 (127) The Nature of Photography, Stephen Shore, Phaidon 2008, 28 (95) Toruń i my, Wydawnictwo Akces, Toruń 2000, 3 (77) Twarz jako znak. Polacy, portrety współczesne, Krzysztof Gierałtowski, Galeria / Studio Gierałtowskiego, Warszawa 2005, 22 (109)
336
1994, Mikołaj Długosz, Warszawa 2010, 34 (88) 365 drzew, Cecylia Malik, Fundacja Bęc Zmian, Warszawa 2011, 37 (112) Ulica Nowa 3, Ulrike Grossarth, Stefan Kiełsznia, Spector Books, Leipzig / Ośrodek Brama Grodzka, 2011, 38 (93) Waldemar Jama. Fotografie, ASP w Katowicach, Katowice 2002, 12 (115) Warsztat Formy Filmowej 1970-1977, Centrum Sztuki Współczesnej, Warszawa 2000, 5 (77) W cieniu fotografii. Kilka właściwości medium fotograficznego, Magda Stanová, Galeria ZPAF i S-ka, Kraków 2008, 31 (78) Wieliczanie na opisanych fotografiach, Wiesław Żyznowski, Siercza 2009, 30 (77) W Kazimierzu nad Wisłą, koncepcja i teksty: Konrad Nawrocki, Oficyna Pegaz, Warszawa 2001, 8 (83) W morzu śmierci. Wspomnienie syna, David Rieff, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2009, 32 (93) Wodniacy. Pasjonaci wioślarstwa 1878-1939, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Warszawa 2011, 37 (111) Wojciech Prażmowski – seria „Fotografia polskaˮ, Krzysztof Hejke, Wydawnictwo Terra Nova, Warszawa 2000, 2 (69) Wojciech Prażmowski. Fotografie z lat 1987-1997, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe 2002, 9 (97) Wojciech Prażmowski. Biało-czerwono-czarna, Muzeum Częstochowskie 2000, 5 (77) W pałacu i wokół dworu. Z kolekcji Janusza Przewłockiego, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Warszawa 2009, 28 (96) W samochodzie z R., Rafał Milach, Muzeum w Gliwicach, Gliwice 2012, 38 (91)
337
Za fotografię! W stronę radykalnego programu socjologii wizualnej, Rafał Drozdowski, Fundacja Nowej Kultury, Warszawa 2010, 36 (120) Źle urodzone, Filip Springer, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2012, 39 (125) Żywa Galeria 1969-1981. Łódzki progresywny ruch artystyczny, Łódź 2000, 4 (65)
338
Subiektywna antologia tekstów wyjętych z „KF” Przygotowując się do napisania tej książki, a więc – co zrozumiałe – także uważnie po raz kolejny przeglądając oraz czytając (lub doczytując) zawartość wszystkich 39 numerów „Kwartalnika Fotografia” doszedłem do wniosku, że przynajmniej dwie grupy tekstów układają mi się w dwie subiektywne antologie. Każda z nich mogłaby stworzyć osobną książkę, która, jak sądzę, stanowiłaby ozdobę każdej albo prawie każdej biblioteki. Do jednej zaliczyłem wyłącznie – najciekawsze moim skromnym zdaniem – teksty okołofotograficzne (historia, teoria, estetyka fotografii oraz inne tematy problemowe), a do drugiej wyłącznie teksty towarzyszące prezentacjom portfolio. W tej części mojej subiektywnej antologii kierowałem się wyłącznie wagą tekstów, starając się jednocześnie, aby każdy z autorów piszących o prezentowanej fotografii trafił do tego zbioru z jednym chociaż, najbardziej interesującym tekstem własnej produkcji. W sumie tych pierwszych jest 73, tych drugich aż 119.
Teksty okołofotograficzne... 38
Piotr Wołyński, Camera obscura 1 (38)
Marcin Giżycki, Nierozpoznany świat fotografii zmasowanej 1 (51) Magdalena Z. Ignaczak, PERMAFO. Próby rejestracji rzeczywistości, (cz. I) 2 (13) Marek Janczyk, Muzeum Historii Fotografii w Krakowie 2 (57) Magdalena Z. Ignaczak, Galeria PERMAFO – próby rejestracji rzeczywistości (cz. II) 3 (29) 38
Wytłuszczona liczba oznacza numer „KF”, a liczba w nawiasie jest numerem strony, na której dany tekst się zaczyna.
339
Leszek Szurkowski, Obrazy fotomorficzne 3 (52) Andrzej Zborski, Fotografia w okupowanej Warszawie 4 (54) Stefan Czyżewski, Nowa sytuacja fotografii w epoce cyfrowej – wyzwanie metodologiczne 5 (41) Beata Frydryczak, Fotografia w świecie kalkulacji 5 (63) Zdzisław Toczyński, Fotografia – sztuka graniczna 6 (28) Maria Anna Potocka, Medium fotografii 6 (42) Krzysztof Jurecki, O wartościowaniu w fotografii. Kilka uwag 7 (5) Stefan Czyżewski, Zmienność ikonologii fotografii 7 (74) Paweł Kula, ...Słońce jest otworem, przez które wpada... 8 (60) Maciej Szymanowicz, Portrety na rozdrożu. Uwagi o twórczości portretowej Jana Bułhaka 8 (80) Alexandre Castant, Kwestia fotografii 9 (54) Andrzej Zygmuntowicz, Galeria bezdomna. Fotograficzna wolność bez granic 10 (78) Krzysztof Jurecki, Warsztat Formy Filmowej a grupa Łódź Kaliska (porównanie) 11 (96) Krzysztof Jurecki, Z motyką na dekadę. Ignorant czy manipulator? 11 (116) Maciej Szymanowicz, O wzorcach obrazowych w fotografii 12 (91) Joanna Ostaszewska-Nowicka, AJNU w obiektywie Bronisława Piłsudskiego 12 (99) Stefan Czyżewski, Etyka, moralność... autocenzura (?) w fotografii (110)
12
Waldemar Śliwczyński, O pocztówkach opowiadających historię 13 (100)
340
Stefan Czyżewski, Miejsce dla miejsca fotografii 13 (104) Maciej Szymanowicz, O kreacji pełnowartościowego obywatela. Sport w propagandzie i fotografii lat 30. 13 (88) Wojciech Wilczyk, Fotorealizm 14 (86) Maciej Szymanowicz, Śląska idylla. O przemyśle, folklorze i fotografii lat 30. 14 (96) Stefan Czyżewski, Czy tylko etos zanikł, czy również i mit się już wypalił... 14 (104) Sirpa Tani, Paral-lel City. Miasto człowiecze 15 (24) Krzysztof Jurecki, O etosie fotografii na przykładzie twórczości kilku fotografów ze Śląska 15 (80) Katarzyna Ruchel-Stockmans, Fotograficzne opowieści 16 (80) Krzysztof Jurecki, Początki konceptualizmu w fotografii polskiej 16 (99) Karolina Lewandowska, Eugène Atget: fotografia jako dokument 17 (95) Maciej Szymanowicz, Topografia miasta. O przedwojennych zdjęciach Poznania 17 (100) Adam Mazur, Układ scalony polskiej fotografii 18 (87) Walery Sawczuk, Struktura chwili w fotografii 19 (87) Witold Kanicki, Negatyw wobec poznania rzeczywistości. O istocie obrazu odwróconego na podstawie twórczości Jana Berdyszaka 20 (83) Tomasz Hutel, Kilka słów o dawnych mistrzach... Analiza porównawcza 20 (89) Krzysztof Jurecki, Jak sfotografować polskie prawosławie? 21 (80) Magdalena Wróblewska, Nowi dokumentaliści 22 (50) Dana Altman, Jeden z wielu 22 (79)
341
Justyna Grymuza, Pomiędzy deformacją rozumienia metafizyki a prawdą w estetyce fotografii 22 (81) Waldemar Śliwczyński, Światło Barthesa 22 (86) Waldemar Śliwczyński, Fotografia i jej teoria 23 (81) Adam Sobota, Pytanie o teorię fotografii 23 (83) Lech Lechowicz, O teorii fotografii historycznie 23 (84) Krzysztof Jurecki, Teoria sztuki a fotografia 23 (88) Witold Kanicki, Szachownicowa logika fotografii. Wokół odwracalności fotograficznej 24-25 (102) Maciej Szymanowicz, Wokół Léonarda Misonne'a. Uwagi na marginesie wystawy 26-27 (116) Danuta Jackiewicz, Wierne obrazy natury. Przyczynek do dziejów polskiej fotografii dokumentalnej 26-27 (121) Allan Sekula, Czytanie archiwum. Fotografia między pracą a kapitałem 28 (97) David Bate, Neorealizm i realizm postmodernistyczny 28 (115) Krzysztof Jurecki i Adam Mazur, Dwugłos na temat wystawy Wojciecha Wilczyka „Niewinne oko nie istnieje” 29 (84 i 85) Mat Maria Bieczyński, Prawo autorskie w relacji do fotografii. Kryterium oryginalności 30 (78) André Gunthert, Bez retuszu. Historia fotograficznego mitu 31 (93) Maciej Herman, Paris Photo 2009 (sprawozdanie) 32 (74) Lech Lechowicz, Światłoczułe obrazy ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie (sprawozdanie) 32 (82) Lech Lechowicz, Między dokumentacją a kreacją. Sprawozdanie z Festiwalu Sztuka i Dokumentacja w Łodzi 33 (86)
342
Grzegorz Klatka, Koniec „Świata” 33 (107) Marianna Michałowska, Fotografia – dialog spojrzeń (zapis dyskusji) 33 (112) Grzegorz Klatka, Made in Poland 34 (96) Katarzyna Majak, Naoczność śmierci 35 (28) Zbigniew Tomaszczuk, Kilka refleksji na temat „Śmierć fotografii tradycyjnej” 35 (96) Tomasz Ferenc, Fotografia i śmierć. Historia pewnego uwikłania i realna styczność 35 (113) Grzegorz Klatka, „itd.” 36 (123) Sławomir Tobis, Kodachrome. Materiał który nakręcił barwną fotografię 36 (128) Waldemar Śliwczyński, Czy fotografia po Holokauście ma sens? (rozmowa z Janiną Struk, autorka książki „Holokaust w fotografiach”) 37 (93) Adam Mazur, Zakłopotani teraźniejszością (rozmowa z Jolantą Rycerską) 37 (98) Adam Mazur, Pole minowe (rozmowa z Mariuszem Wideryńskim) 37 (102) Marcin Buras, Fotograf literat 38 (40) Adam Mazur, Świat nie przedstawiony. Dokumenty polskiej transformacji po roku 1989 – tekst kuratorski 38 (132) Adam Mazur, Galernicy wrażliwości. O najnowszej fotografii polskiej 39 (129) Marcin Buras, Fotograf bez pamięci 39 (108)
343
Teksty towarzyszące prezentacjom portfolio... Elżbieta Łubowicz, Śmierć i ocalenie. 100 fotografii Wojciecha Prażmow39 skiego 1 (24) [Wojciech Prażmowski] Ireneusz Zjeżdżałka, Paryż Henri Cartier-Bressona 2 (4) [Henri CartierBresson] Marek Janczyk, Portrety fotograficzne Cecila Beatona 3 (4) [Cecil Beaton] Iriz Lenz, Miastoobrazy Jerzego Łapińskiego 3 (13) [Jerzy Łapiński] Tatiana Pavłowa, Zdjęcia do paszportu i lilie Aleksandra Czekmieniewa 3 (49) [Aleksander Czekmieniew] Bogdan Konopka, Aleksander Gladiełow. Niekończąca się opowieść... 4 (9) [Aleksander Gladiełow] David Chandler, Johna Kippina nostalgia za przyszłością 4 (12) [John Kippin] Krzysztof Jurecki, Oblicza wsi poleskiej w twórczości Józefa Szymańczyka 4 (56) [Józef Szymańczyk] Marek Janczyk, Zbigniewa Łagockiego pejzaż życia 5 (6) [Zbigniew Łagocki] Magdalena Ignaczak, O fotografii Jana Saudka 5 (15) [Jan Saudek] Andrea Lange, Dotyk wspomnienia 5 (18) [Reinhard Kühl] Grzegorz Przyborek, Obszary iluzji – realność widma (o fotografiach Piotra Wołyńskiego) 5 (22) [Piotr Wołyński]
39
W nawiasie kwadratowym nazwisko prezentowanego artysty
344
Krzysztof Jurecki, Umiar i dyscyplina, czyli więcej niż talent 5 (32) [Leszek Wesołowski] Ian Jeffrey, Fotografia uliczna. Nowy Jork Roberta Walkera 5 (58) [Robert Walker] Bogdan Konopka, Mitologie Ruth Thorn-Thomsen 6 (34) [Ruth ThornThomsen] Justyna Ryczek, Niepokojące fotografie 6 (20) [Marianna Michałowska] Ewa Popiołek, Alikwoty rzeczywistości. Marian Schmidt – portret 6 (57) [Marian Schmidt] Agnieszka Kurant, Paralelne realności. O twórczości Marka Domańskiego 7 (8) [Marek Domański] Vladimír Birgus, Skonfiskowane fotografie Jindřicha Štreita 7 (16) [Jindřich Štreit] Waldemar Śliwczyński, Świat według Marii Wołyńskiej 7 (52) [Maria Wołyńska] Elżbieta Łubowicz, Szary Paryż. Niewidzialne miasto 8 (4) [Bogdan Konopka] Zbigniew Tomaszczuk, Niespodzianka dla twoich oczu 8 (24) [Tomek Woźniakowski] Red Mengham, Ucieczka przed światłem 8 (46) [Marc Atkins] Elżbieta Łubowicz, Mit i fotografia 8 (48) [Václav Jirásek] Bogdan Konopka, Zapisy Jiři Šiguta 8 (64) [Jiři Šigut] Adam Sobota, Bliska Ameryka 9 (8) [Wojciech Zawadzki] Vladimír Birgus, Autoportrety Dity Pepe 9 (14) [Dita Pepe] Bogdan Konopka, Pentti Sammallahti 9 (18) [Pentti Sammallahti] Krzysztof Jurecki, Autoportrety? 9 (33) [Michał Szlaga]
345
Reinhold Misselbeck, Natalia LL. Spojrzenie transcendentalne [Natalia LL]
9 (42)
Bogdan Konopka, Arnold Newman – pytania o prawdę 10 (16) [Arnold Newman] Roman Lewandowski, Gry wojenne u stóp Wieży Babel 10 (36) [Waldemar Jama] Henryk Dumin, Ujrzane niewidzialne 10 (42) [Ewa Andrzejewska] Janusz Legoń, Pomnażać oko 11 (64) [Andrzej Baturo] Magdalena Ujma, Pocztówki z miasta 11 (68) [Artur Chrzanowski] Grzegorz Filipowicz, Portrety Avedona 11 (72) [Richard Avedon] Bogdan Konopka, Jaroslav Malik. Moja mała proza, Roza 12 (30) [Jaroslav Malik] Marta Miskowiec, Seydou Keïta 12 (42) [Seydou Keïta] Elżbieta Łubowicz, Czarna klatka, czyli dyliżansem do Kansas City 12 (70) [Zdzisław Dados] Maria Christine Zopff, Marion Post Wolcott. Gorzkie lata (USA podczas kryzysu) 12 (74) [Marion Post Wolcott] Dana Altman, Răzvan Ion. Ukryte tożsamości 13 (48) [Răzvan Ion] Waldemar Śliwczyński, Metafotografia 13 (60) [Jurgita Remeikyte] Joanna Ostaszewska-Nowicka, Raport z transformacji. Fotograficzne przestrzenie Arturasa Valiaugi 13 (64) [Arturas Valiauga] Piotr Wołyński, Reszta to mit. O Konturach Realności Piotra Chojnackiego 13 (70) [Piotr Chojnacki] Bogdan Konopka, Długie Nosy w Krainie Smoka 14 (17); Górnicy (20) [Song Chao]; The Spirit of Yi (26) [Li Lang]; Somnambulizm (32) [Wang Ningde]
346
Vladimír Birgus, František Drtikol. Akty z najlepszego okresu 14 (50) [František Drtikol] Elżbieta Łubowicz, Miejsce przyszłego dzieła sztuki 15 (40) [Kostas Kiritsis] Gary Michael Dault, Przed powodzią. Nowe prace Edwarda Burtynskiego – maj 2003 15 (60) [Edward Burtynski] Carmen Lee, So Hing Keung. Wędrując pomiędzy dwiema strefami 15 (68) [So Hing Keung] Monika Piotrowska, Blue box po polsku 16 (10) [Mariusz Forecki] Irina Czmyriewa, Imperialne przestworza północnych szerokości geograficznych 16 (68) [Walery i Natasza Czerkaszynowie, Włodzimierz Kuprijanow, Lew Melikchow, Walery Stignejew, Światosław Ponomariew, Gieorgij Kołosow] Ewa Jędrzejowska, Widziane Światłem. O twórczości Heleny Kardasz 16 (94) [Helena Kardasz] Adam Sobota, Prognoza konsumpcji 17 (82) [Natalia LL] Marek Janczyk i Iwona Święch, Chodzę swoimi drogami. Fotografia, film i kolekcja Andrzeja Różyckiego 17 (18) [Andrzej Różycki] Peter V. Brinkemper, Thomas Zika. Zanurzenie, wynurzenie, kąpiel 17 (42) [Thomas Zika] Bogdan Konopka, Kresy Dolores Marat 18 (22) [Dolores Marat] Daria Kołacka, Fikcje fotografii. Jeff Wall i kino 18 (28) [Jeff Wall] Gulnara Chajdarowa i Irina Czmyriewa, Nasze jest wszystko. Seria Nadzieżdy Kuzniecowej 18 (64) [Nadzieżda Kuzniecowa] Magdalena Hueckel, Retrospekcja. Erwin Olaf 19 (20) [Erwin Olaf] Vladimír Birgus, Martin Parr 19 (36) [Martin Parr] Adam Mazur, Żuki, maluchy, trabanty i inne syrenki 19 (42) [Wojciech Wilczyk]
347
Karolina Lewandowska, Alchemia fotografii 19 (84) [Jerzy Lewczyński] Bogdan Konopka, Igor Sawczenko – puszka Pandory 20 (18) [Igor Sawczenko] Irina Czmyriewa, Czyste fotografie Nikołaja Kuliebiakina 20 (42) [Nikołaj Kuliebiakin] Daria Kołacka, Miasta Paula Hulewicza w paryskiej Espace Beaurepaire 20 (68) [Paul Hulewicz] Grzegorz Przyborek, Świat iluzji Anne Arden McDonald 21 (22) [Anne Arden McDonald] Bogdan Konopka, Roger Ballen. Pokój pełen cieni 21 (28) [Roger Ballen] Justyna Badach, Bill Henson. Ciemnia przestrzeni 21 (48) [Bill Henson] Gabriela Csoszó, Zjawa w moim salonie (spotkanie z Matką Boską) 22 (38) [Anna Fabricius] Katharina Hausel, Pożegnanie z S. 22 (44) [Karolina Miller] Ireneusz Zjeżdżałka, Dialog z Sudkiem 22 (56) [Josef Sudek, Marek Szyryk, Bogdan Konopka, Andrzej Jerzy Lech] Irina Czmyriewa, Powrót z głębin zatopionego czasu. Nieoficjalna fotografia epoki ZSRR 23 (34) [Michaił Daszewski] Ireneusz Zjeżdżałka, Epicentrum Pawła Kuli 23 (50) [Paweł Kula] Daria Kołacka, Siła ciążenia albo lekcja historii sztuki. Inscenizowane upadki Bas Jan Adera 23 (56) [Bas Jan Ader] Daria Kołacka, High-Tech. Gigantomania Andreasa Gursky'ego 24/25 (20) [Andreas Gursky] Krzysztof Jurecki, Sleepwalker. Ken Matsubara 24/25 (42) [Ken Matsubara] Stanisław Czekalski, Kontr-reklamówki Agnieszki Krupieńczyk 24/25 (66) [Agnieszka Krupieńczyk]
348
Marcin Szeląg, Muzea 24/25 (94) [Krzysztof Pijarski] Irina Czmyriewa, Aleksander Groński. Estetyka włóczęgi [Aleksander Groński]
24/25 (98)
Krzysztof Jurecki, Żegnamy Eryka 26/27 (22) [Ireneusz Zjeżdżałka] Daria Kołacka, Siergiej Bratkow. Pasożyt codzienności 26/27 (73) [Siergiej Bratkow] Patrycja Jastrzębska, Poszerzyć widzenie. Fotografie Bronisława Schlabsa 26/27 (96) [Bronisław Schlabs] Bogdan Konopka, Pekin 1966 – Solange Brand 28 (16) [Solange Brand] Lech Lechowicz, Mariusz Hermanowicz. Fotografia jako podróż 28 (56) [Mariusz Hermanowicz] Marianna Michałowska, Hannah Starkey w „Hotelu Samotność” 29 (24) [Hannah Starkey] Irina Czmyriewa, Nikita Maszkin: Time of a Fall 29 (30) [Nikita Maszkin] Bogdan Konopka, Felten-Massinger: przelewanie światła – przesiewanie czasu 29 (46) [Christine Falten i Véronique Massinger] Aleksandra Śliwczyńska, Jedźmy w podróż dookoła indyjskich studiów fotograficznych! 29 (74) [Jakub Ryniewicz] Bogdan Konopka, Obłaskawianie śmierci Sophie Zénon 30 (11) [Sophie Zénon] Irina Czmyriewa, Przestrzeń postsowiecka. Archeologia Christopha Grilla 30 (17) [Christoph Grill] Caroline Jordan, Przeciw aparatowi fotograficznemu. Marian Drew 30 (38) [Marian Drew] Marianna Michałowska, Natręctwo realizmu w fotografiach Sandy Skoglund 31 (26) [Sandy Skoglund]
349
Waldemar Śliwczyński, Marja Pirilä – fotografia fotograficzna 31 (39) [Marja Pirilä] Daria Kołacka, Nicholas Winter. Warszawa – Pejzaż jednowymiarowy 32 (10) [Nicholas Winter] Witold Kanicki, Melancholia światła w fotografiach Jakuba Pierzchały 32 (30) [Jakub Pierzchała] Marek Janczyk, Selekcjoner. Fotografie Toma Huntera 32 (42) [Tom Hunter] Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura, Cieszmy się, a będzie uzdrowiona dusza nasza? 32 (58) [Ryan McGinley] Witold Kanicki, Zmierzch Pałacu Krzysztofa Zielińskiego 33 (28) [Krzysztof Zieliński] Dorota Łuczak, Podmiotowość rozproszona w obrazie. Autoportrety Magdaleny Hueckel 33 (44) [Magdalena Hueckel] Bogdan Konopka, Andrzej Polakowski. Zwierciadło empatii 34 (48) [Andrzej Polakowski] Irina Czmyriewa, Ponadczasowe historie. Opowieści z ponadczasowych miejsc 34 (56) [Lucia Ganieva] Dorota Łuczak, Melodia dwóch pieśni Marka Powera 35 (8) [Mark Power] Luise Clements, „Całkowita Dominacja”: pociski, rakiety, satelity w Ameryce – Simon Norfolk 36 (30) [Simon Norfolk] Daria Kołacka, Mark Morrisroe – Rentgen fotografii 36 (56) [Mark Morrisroe] Gerhard Schoeman, Obrazy samych siebie: Afryka przez chłodny obiektyw Pietera Hugo 37 (6) [Pieter Hugo] Filip Lipiński, Gregory Crewdson: fotograficzny „archeolog porannej pory” 37 (28) [Gregory Crewdson] Maciej Pisuk, To, co najważniejsze, wydarza się wcześniej 37 (36) [Maciej Pisuk]
350
Renata Gluza, Kanon tuzina zdjęć 38 (6) [Tomasz Gudzowaty] Adam Mazur, Apokalipsa według Krzysztofa Millera 39 (10) [Krzysztof Miller] Witold Kanicki, Suzanne Opton: twarze wojny 39 (36) [Suzanne Opton] Lena Wicherkiewicz, Fotografia przemijającego świata 39 (64) [Andrzej Jerzy Lech]
351
Birgus, Vladimír 6 (50); 7 (16); 9 (14, 81); 11 (36); 13 (10); 14 (50, 70); 16 (16, 86); 19 (36); 22 (76); 26/27 (111); 33 (92); 34 (8) Blascak, Fedor 28 (10) Bogacz, Katarzyna 16 (90); 19 (70); 24/25 (10) Bojanowski, Grzegorz 1 (48, 59) Bownik 18 (15) Branicka, Monika 11 (56) Brinkemper, Peter V. 17 (42); 21 (64) Budak, Adam 3 (39) Buellow, Wilson 18 (70) Bujnowska, Anna 8 (74) Bujnowski, Jan 8 (38) Buras, Marcin 38 (40); 39 (108)
INDEKS OSOBOWY „Kwartalnika Fotografia” (autorzy tekstów) Przy nazwiskach podajemy numer kwartalnika, w którym dany autor zamieścił swoje teksty, oraz (w nawiasie) numery stron, na których teksty się zaczynają.
A Altman, Dana 13 (48); 15 (18); 22 (79) Amelunxen, Hubertus von 18 (34) Andrzejewska, Anita 10 (68) Antosik, Daniel 3 (71) Auzinš, Vilnis 13 (24)
C Castant, Alexandre 9 (54) Cegielska, Beate 10 (84) Chajdarowa, Gulnara 18 (64) Chandler, David 4 (12) Chawiński, Paweł 8 (30) Chojnacki, Piotr 8 (50); 17 (90) Cichocka, Marta 9 (74); 10 (64) Cichoń, Krzysztof 9 (44) Clements, Louise 36 (30) Craig, Gordon 23 (44) Csoszó, Gabriella 22 (38) Czaban, Anna 32 (52); 36 (48) Czekalski, Stanisław 24/25 (66 Czmyriewa, Irina 15 (36); 16 (68); 18 (64); 20 (42); 21 (83); 23 (34); 24/25 (98); 26/27 (53); 28 (32); 29 (30); 30 (16); 31 (47); 32 (24); 33 (84); 34 (56)
B Badach, Justyna 21 (48) Banaszkiewicz, Grzegorz 8 (36) Bate, David 29 (115) Bąk, Jakub 29 (36); 31 (67) Bednarczuk, Arkadiusz 28 (42) Benická, Lucia 4 (44); 21 (72) Berdyszak, Jan 8 (18) Bergmoser, Walter 11 (86) Bieczyński, Mateusz / Mat Maria 28 (46, 71); 29 (66, 111); 30 (78) Biekus, Nelly 9 (94) Bielecki, Marcin P. 9 (61)
352
Czyżewski, Stefan 4 (33); 5 (41); 7 (74); 12 (110); 13 (104); 14 (104); 17 (70); 21 (54)
Gomulicki, Maurycy 35 (68) Gorczyca, Łukasz 5 (49) Graff, Agnieszka 8 (52) Grochmalski, Piotr 18 (82) Gruca, Anna 2 (59) Gryczyński, Adam 5 (71) Grygiel, Marek 1 (37, 40); 2 (6); 9 (85) Grymuza, Justyna 22 (81) Grzechowiak, Krzysztof 26/27 (58) Gunthert, André 31 (93)
D Danilczyk, Leszek 5 (36) Dauld, Gary Michael 15 (60) Dąbrowski, Grzegorz 7 (72) Dengel, Wolfgang 15 (72) Derdacki, Sylvie i Krzysztof 3 (42) Díaz, Esteban Pastorino 35 (62) Dobiszewski, Tomasz 21 (38) Długosz, Dominika 2 (53) Drozdowski, Rafał 1 (47); 6 (30) Dumin, Henryk 10 (42) Dwulit, Anastazja 10 (62)
H Herman, Maciej 32 (74) Hermanowicz, Mariusz 7 (32) Hołownia, Alexandra 24/25 (13) Hueckel, Magdalena 19 (20) Hausel, Katharina 22 (44) Hutel, Tomasz 20 (89)
F Ferenc, Tomasz 20 (78); 35 (113) Ficowski, Jerzy 34 (50) Filipowicz, Grzegorz 11 (72) Florschütz, Gottlieb Joachim 19 (78) Frąckowiak, Maciej 28 (20) Frydryczak, Beata 5 (63)
I Ignaczak, Magdalena Z. 2 (13); 3 (29); 5 (15, 61); także: Wicherkiewicz M. J Jackiewicz, Danuta 26/27 (121) Jacyków, Witold 7 (24) Jama, Waldemar 2 (39); 8 (54) Janczyk, Marek 2 (57); 3 (4, 44); 4 (5); 5 (6, 53); 7 (21, 36); 8 (10); 9 (47); 10 (86); 12 (88); 13 (16); 14 (38); 17 (18); 19 (48); 26/27 (92); 30 (30); 31 (18); 32 (42); 33 (98) Jäger, Gottfried 2 (23)
G Garncarek, Magdalena 19 (14) Gauer-Bernatowicz, Eliza 16 (40) Giżycki, Marcin 1 (51); 3 (16) Gluza, Renata 38 (8) Głowacka, Renata 21 (76) Gniotek, Agnieszka 36 (106); 39 (110, 123) Godycka, Danuta 1 (15)
353
Jaroszewska, Izabela 6 (8); 15 (32) Jarzębowska, Gabriela 22 (24) Jasiński, Stanisław 11 (76); 14 (91) Jastrzębska, Patrycja 26/27 (96) Jeffrey, Ian 5 (58) Jędrzejewska, Ewa 12 (90) Jędrzejowska, Ewa 16 (94) Jordan, Caroline 30 (38) Jurecki, Krzysztof 1 (5, 21); 3 (18, 36); 4 (56); 5 (32); 6 (60); 7 (5); 8 (58); 9 (33); 11 (96, 116); 12 (52, 81); 13 (83); 15 (80); 16 (64, 99); 17 (10, 76, 78); 18 (13, 40); 19 (24, 80, 127); 20 (30, 60); 21 (80); 22 (18, 34); 23 (79, 88); 24/25 (36, 42); 26/27 (10, 22); 28 (67, 82); 29 (62, 84, 94); 30 (67, 72); 31 (86); 32 (90); 34 (76)
Kirker, Anne 24/25 (28) Klatka, Grzegorz 33 (107); 34 (96); 36 (123) Kołacka, Daria 18 (28, 50); 19 (56); 20 (64, 68); 21 (60); 23 (56); 24/25 (20), 26/27 (62, 73, 78); 28 (79); 29 (10, 92); 30 (8); 32 (10); 34 (73); 36 (56) Komborska, Magdalena 37 (77); 39 (114) Konopka, Bogdan 2 (8); 3 (6); 4 (9, 48); 5 72); 6 (34); 7 (6, 42); 8 (14, 20, 64); 9 (18); 10 (10, 16, 32); 11 (8, 20, 22); 12 (30, 56); 14 (16, 20, 26, 32, 66); 15 (86); 16 (28, 34); 17 (24, 36); 18 (22, 56); 19 (62); 20 (18, 48); 21 (28); 23 (24); 26/27 (32, 82); 28 (16, 52); 29 (46); 30 (11); 31 (10, 71); 33 (70); 34 (48); 35 (90); 38 (42, 62, 70, 125); 39 (30, 78) Korol, Dymitry 17 (54) Kosińska, Maria 37 (108) Kozień-Świca, Monika 14 (6); 19 (48) Krajewski, Kacper M. 7 (62) Krawiec, Georgia 33 (34); 35 (102) Królik, Iza 6 (68) Kubala, Sławomir 9 (40) Kubielas, Mariusz 32 (97) Kula, Paweł 8 (60); 9 (93); 12 (86); 23 (11) Kurant, Agnieszka 6 (53); 7 (8) Kuszela, Bożena Anna 34 (62) Kuś, Violetta 5 (55) Kuzyszyn, Konrad 10 (60)
K Kalinowska, Agata 36 (74) Kanicki, Witold 19 (10-11); 20 (83); 21 (34); 22 (11); 23 (21); 24/25 (102); 26/27 (19, 107, 109); 28 (94); 29 (42, 104); 30 (64); 31 (52); 32 (30); 33 (28, 96); 34 (85); 39 (36) Kałwak, Jerzy 39 (50) Kaufhold, Enno 6 (10); 8 (26) Kawecka, Agata 13 (78) Kazakevičius, Ignas 17 (86) Ķencis, Toms 35 (16) Kenig, Kinga 3 (34) Kędzierska, Dobrochna 2 (50) Kinowska, Joanna 38 (95)
354
Łyczywek, Krystyna 1 (53); 4 (20, 22); 7 (56); 13 (107)
L Lachowicz, Andrzej 5 (38) Lalak, Jacek 7 (70) Landratoške, Maja 32 (46) Lange, Andrea 5 (18) Lech, Andrzej J. 3 (23) Lechowicz, Lech 23 (84); 28 (56, 110); 32 (82); 33 (86) Lee, Carmen 15 (68) Legoń, Janusz 11 (64) Lenz, Iriz 3 (13) Leśniak, Janusz 5 (2) Lewandowska, Karolina 17 (95); 19 (84) Lewandowska, Lilianna 31 (76); 33 (99) Lewandowski, Roman 10 (36) Lewczyński, Jerzy 5 (11); 7 (61); 10 (48); 26/27 (62) Lipiński, Filip 37 (28) Liszewski, Dariusz 7 (26) LL, Natalia 6 (61); 13 (80); 16 (7) Lubczyński, Jerzy 7 (60)
M Majak, Katarzyna 11 (110, 114); 12 (36, 78); 18 (13-14); 26/27 (63); 28 (62); 29 (100); 31 (62); 32 (79); 33 (53); 34 (40, 87, 91); 35 (28, 104, 110); 36 (8, 113); 37 (69, 83); 38 (78, 91, 127, 129); 39 (82) Major, Barbara 8 (12) Makowiecki, Wojciech 10 (76); 19 (13) Makowski, Krzysztof 11 (60) Marczuk, Andrzej 8 (76) Marecki, Ignacy 39 (40, 48) Martyniszyn, Ewa 16 (56) Mazur, Adam 18 (87); 19 (42); 29 (84); 31 (34); 32 (16); 34 (70); 36 (109, 111, 112); 37 (45, 98, 102); 38 (104, 132, 140); 39 (10, 129) Mengham, Red 8 (46) Mensfelt, Jarek 37 (96) Michałowska, Marianna 8 (42); 10 (76); 28 (104); 29 (24, 102); 30 (60); 31 (26); 33 (112); 34 (93); 36 (102); 37 (74); 39 (118) Mihaylova, Vladiya 24/25 (72) Mirapaul, Evan 36 (116) Miskowiec, Marta 8 (78); 12 (42); 18 (74); 22 (62) Misselbeck, Reinhold 9 (42) Młodnicki, Marian 4 (52) Morrell, Timothy 22 (66) Mosneaga, Cristina 24/25 (78) Moteska, Monika 8 (40)
Ł Łagocki, Zbigniew 8 (70) Łata-Wrona, Katarzyna 4 (62) Łojewska, Anna J. 39 (54) Łubowicz, Elżbieta 1 (24); 2 (36); 3 (60); 4 (42); 5 (13, 50); 6 (45); 8 (4, 48); 12 (18, 70); 15 (40); 16 (44); 18 (12-13, 44); 24/25 (82); 28 (28, 86); 29 (78); 30 (56) Łuczak, Dorota 28 (95); 29 (54); 31 (60); 32 (36); 33 (44); 35 (8)
355
Moucha, Josef 4 (35) Mróz, Dominika 21 (38) Muszyńska, Krystyna 19 (91) Myszkiewicz, Marcin 26/27 (59)
Pilikin, Dmity 20 (36); 22 (30) Piotrowska, Monika 16 (10); 28 (75); 31 (74); 39 (24, 122) Pisuk, Maciej 37 (36) Piwowarski, Jerzy 16 (103) Podestát, Václav 6 (12) Polak, Monika 2 (11) Popiołek, Ewa 6 (57) Poprawska, Magdalena 4 (30) Pospěch, Tomáš 33 (92) Potocka, Maria Anna 6 (42) Poźniak, Marek 14 (61) Prajwowski, Rafał 26/27 (64) Przyborek, Grzegorz 5 (22); 6 (71); 9 (58); 10 (46); 21 (22); 29 (83) Przybylski, Ryszard K. 5 (4) Przybyło, Marta 26/27 (102) Przymuszała, Witold 2 (34)
N Neumüller, Moritz 29 (98) Nikodemska, Joanna 26/27 (62) Nimcova, Lucia 28 (10) Noniewicz, Marek 13 (76) Nordström, Alison 24/25 (88) Nowacki, Jerzy 32 (86) Nowak, Ewa Izabela 30 (52); 37 (46) O Olejnikowska, Jagna 33 (34) Olek, Jerzy 1 (30); 4 (24, 40); 9 (24); 20 (74) Orlikowska, Marta 12 (106) Orzechowska, Emilia 13 (40) Ostaszewska-Nowicka, Joanna 10 (88); 12 (99); 13 (64); 23 (68)
R Robakowski, Józef 3 (10) Ronduda, Łukasz 3 (65) Roszak, Joanna 18 (14-15); 20 (115) Rubinstein, Eva 26/27 (62) Ruchel-Stockmans, Katarzyna 16 (80); 19 (28) Rumiancew, Daniel 1 (34); 9 (38) Rutkowski, Marek 8 (68) Ryczek, Justyna 6 (20); 17 (92); 30 (72) Ryniewicz, Kuba 33 (10); 34 (14, 88); 35 (78); 36 (40); 37 (14, 110); 38 (52, 93); 39 (94, 127)
P Panek-Kusz, Anna 18 (78); 22 (72) Pankiewicz, Agata 14 (8) Papara, Maciej 5 (9); 6 (18) Pawłow, Ilia 24/25 (56) Pawłowa, Tatiana 3 (49); 4 (28); 7 (68); 16 (22) Pawlik, Marcin 7 (58) Piątek, Grzegorz 28 (84) Piffl, Gerald 7 (15) Piekarz, Rafał 12 (103) 5shots 38 (24) Pijarski, Krzysztof 30 (45)
356
Ś Śliwczyńska-Kupidura, Aleksandra 24/25 (14); 26/27 (16, 86); 28 (24, 92); 29 (74); 31 (58); 32 (58, 70, 93); 33 (76, 80, 101); 34 (88); 35 (100, 110-111); 36 (86, 120-122); 37 (111-112); 38 (86, 91, 123); 39 (124-126) Śliwczyński, Waldemar 5 (68); 7 (52, 82); 10 (30); 12 (66); 13 (60, 100); 18 (14); 20 (72); 22 (86); 23 (18, 22, 81); 26/27 (9, 50); 28 (9, 77); 29 (9, 52); 30 (7, 70); 31 (9, 39); 32 (9, 64, 93, 94); 33 (9, 58, 78, 95, 101); 34 (30, 68, 87-88); 35 (40, 111); 36 (92, 120-122); 37 (93, 110-111); 38 (4, 5, 92-93, 121); 39 (3, 125127) Świderska, Katarzyna 29 (16) Święch, Iwona 17 (18) Świętek, Andrzej 4 (38)
S Sady, Marek 6 (48) Sajdak, Patrycja 10 (53) Sander, Ralf 11 (82) Sawczuk, Walery 19 (87) Schilder, Robert 7 (64) Schoeman, Gerhard 37 (6) Sekula, Allan 28 (97) Sikorski, Radosław 39 (8) Sirpa, Tani 15 (24) Słomkowska, Lusia 16 (76) Smolińska-Byczuk, Marta 18 (82) Sobolska, Marta 35 (46) Sobota, Adam 1 (4, 18, 49); 3 (21); 5 (66); 6 (23); 9 (8); 11 (91); 17 (82); 23 (40; 83); 30 (24); 31 (82); 33 (103); 34 (62) Sokalska, Magda 37 (86) Sokołowska, Zuzanna 33 (20); 34 (82) Stopiński, Wojciech 15 (94) Szczerek, Michał 2 (48) Szeląg, Marcin 24/25 (94) Szkup, Agata 32 (88) Szlązak, Anna 36 (80) Szurkowski, Leszek 3 (52) Szymanowicz, Maciej 8 (80); 9 (88); 11 (106); 12 (91); 13 (88); 14 (96); 15 (100); 17 (100); 18 (93); 21 (115); 26/27 (37, 116) Szymańska, Marta 37 (113) Szymańska, Marzenna 11 (100) Szymoniak, Krzysztof 26/27 (60); 28 (106) Szyryk, Marek 6 (38)
T Theiss, Anna 33 (82) Tobis, Sławomir 26/27 (56); 34 (102); 35 (106); 36 (128) Toczyński, Zdzisław 6 (28) Tomaszczuk, Agnieszka 12 (113) Tomaszczuk, Zbigniew 1 (3, 7, 10, 37, 41, 45); 2 (3, 26, 41, 54, 61); 3 (3, 57, 68); 4 (3, 4, 15, 59); 5 (3, 46, 56); 6 (3, 25, 32); 7 (3, 20, 46, 65); 8 (3, 24, 67); 9 (3, 30, 66, 68, 92); 10 (3, 38, 56, 74, 82); 11 (48, 80); 12 (6, 10); 13 (36, 95); 14 (10, 44); 15 (12,
357
48); 23 (62); 28 (38); 29 (72); 30 (81); 33 (64); 35 (96); 37 (20); 39 (90) Tomaszewski, Tomasz 12 (22) Trybuś, Jarosław 21 (70); 28 (84) Trzciński, Łukasz 36 (80) Trzeciakowski, Zbyszko 5 (28) Tsukahara, Takuya 3 (47) Tuszko, Tomasz 7 (66)
Wołyński, Piotr 1 (13, 38, 39); 13 (70); 16 (60); 20 (12); 28 (91) Woźniak, Joanna Tekla 33 (97) Woźniakowski, Tomek 4 (50) Wróblewska, Hanna 14 (56) Wróblewska, Magdalena 20 (89); 21 (52); 22 (50); 26/27 (44) Wróblewska, Marta 35 (108); 37 (81) Wypierowska, Edyta 14 (62)
U Ubysz, Agata 36 (64); 37 (58) Ujma, Magdalena 11 (68) Usakowska-Wolff, Urszula 9 (50)
Y Yoshikawa, Naoya 1 (30) Z Zamojska, Marika 34 (22); 36 (20) Zarychta, Anna M. 33 (90) Zawadzki, Wojciech 10 (73); 38 (118) Zborski, Andrzej 4 (54); 5 (74); 7 (80) Zdebiak, Kuba 6 (4) Zespół Fundacji Archeologii Fotografii 33 (119) Zjeżdżałka, Ireneusz 1 (46); 2 (4, 19, 31); 3 (26, 62, 69); 4 (46); 6 (52); 7 (40, 67, 78); 8 (16, 72); 9 (77); 10 (4, 24); 11 (30, 42, 52); 12 (46, 60); 13 (30, 54); 14 (74); 15 (54, 90); 16 (50); 17 (30, 48, 62); 18 (10-11, 12, 16); 19 (12, 52, 74, 127); 20 (10-11, 24, 54); 21 (11-12, 13-15, 16, 42, 116-117); 22 (10, 14, 16, 56); 23 (10, 13, 28, 50); 24/25 (16, 17, 48, 62, 107, 110) Zopff, Maria Christina 12 (74)
V Vélez, Pedro 17 (58) Viallon, Raymond 9 (87) W Węgrzyn, Michał 4 (36); 9 (46) Węgrzyn, Witold 5 (34); 6 (62) Wicherkiewicz, Magdalena 9 (4, 71); 23 (74); 39 (64); także: Ignaczak, Magdalena Wierzbicki, Jerzy 37 (52) Wilczyk, Wojciech 6 (40); 14 (86); 21 (10-11); 26/27 (42); 34 (79); 35 (56); 38 (115) Wiśniewska, Ilona 21 (91) Wojciechowska, Izabela 26/27 (54) Wojciechowski, Krzysztof P. 1 (42); 2 (45); 4 (18); 5 (76 opr.); 15 (76) Wojnecki, Stefan 7 (4); 8 (45)
358
Zuckriegl, Margit 7 (11) Zygmuntowicz, Andrzej 1 (28); 10 (78, 80); 12 (9)
INDEKS OSOBOWY „Kwartalnika Fotografia” (autorzy fotografii i dokumentacji fotograficznej)
Ż Żakowicz, Aleksander 4 (52)
Są to autorzy zaprezentowanych fotografii artystycznych oraz zdjęć reporterskich i dokumentacji z imprez, wystaw i festiwali fotograficznych. Przy nazwiskach podajemy numery kwartalnika, w których zamieszczono fotografie danego autora, oraz (w nawiasie) numery stron, na których fotografie te umieszczono.
A Abidi, Bani 33 (18-19) Achimescu, Bogdan 8 (34) Adair, Paul 22 (67-71) Adams, Eddie 19 (70) Adamski, Daniel 33 (95) Adamski, Grzegorz 29 (121) Ader, Bas Jan 23 (57, 59-61) Aerschmann, Peter 28 (72) AES + F Group 14 (70); 36 (108) Albalá, Carlos 37 (114) Album „Gdynia‟, patrz: przypis 5 na s. 98, 18 (93-98) Ali, Mohammad Arif 33 (11) Aligrudic, Alen 28 (75) Alix, Alberto Garcia 10 (83)
359
Alloucherie, Jocelyne 11 (80) Álvarez, Pedro 23 (15) Amand, Nathalie 10 (72) Ambrosi, Marco 18 (129) Amstutz, Yann 7 (31) Andrzejewska, Anita 5 (53); 15 (87-89) Andrzejewska, Ewa 1 (41); 3 (71); 10 (42-45); 11 (119) Angeli, Daniel 21 (14) Angelo 2 (56) Anonim © White, Stephen 9 (74-75) Anzaï, Shigeo 10 (39-41) Appelt, Dieter 7 (38) Araki, Nobuyoshi 4 (20); 9 (2); 10 (30-31); 23 (21) Arczyński, Stefan 24/25 (108) Arłukowicz, Agnieszka 6 (64) Armero, Maria Fernandez 22 (75) Arndt, Gertruda 4 (6) Arthus-Bertrand, Yann 9 (6667) Atabekow, Said 20 (9) Atkins, Marc 8 (46-47) Avedon, Richard 11 (72-75)
Ballen, Roger 21 (29-33) Balmayer, Alain 19 (63--69) Bán, Andrej 28 (68) Banaszkiewicz, Grzegorz 8 (33, 36-37) Baňka, Pavel 6 (47) Baraja, Juan 37 (113) Baranowski, Krzysztof J. 9 (4445) Barącz, Piotr 34 (98) Barska, Maja 6 (65) Bartołowicz, Jarosław 1 (16); 9 (5) Bator, Andrzej P. 2 (37); 3 (75); 10 (96); 18 (44-45, 47-49) Baturo, Andrzej 6 (75); 11 (6467) Baturo, Inez 2 (66) Baum, Erica 36 (118) Bauza, Marta 6 (73) Bayer, Herbert 4 (5) Bąkowski, Jakub 1 (35) Bąkowski, Kuba 6 (79); 33 (99) Beasley, Becky 38 (127) Beaton, Cecil 3 (4-5) Becher, Bernd und Hilla 15 (8); 20 (54-59) Béchet, Jean-Christophe 39 (7981) Beksiński, Zdzisław 11 (91-95) Bellmer, Hans 26/27 (113) Beloff, Laura 7 (13) Bendikow, Borys 34 (75) Beneš, Jaroslav 6 (46); 10 (97) Benická, Lucia 21 (72) Benson, Steven 18 (10) Berdyszak, Jan 8 (18-19); 20 (84-88)
B Backhaus, Jessica 21 (10); 30 (64) Baer, Adam 16 (83) Bajorek, Anna 37 (87) Bakhariew, Nikołaj S. 10 (2429) Balcus, Arnis 35 (17) Baldessari, John 7 (14) Ballay, Frédéric 2 (68)
360
Bergmoser, Walter 11 (5, 87-90) Bernard, Lisa 23 (14) Beszterda, Wojciech 6 (30-31); 39 (118) Betancourt, Carlos 17 (58-61) Beyer, Karol 26/27 (122) Biegański, Sławomir 36 (123) Bielawka, Zbigniew 8 (31) Bielec, Kinga 36 (84) Bielecki, Michał 1 (39) Bieniek, Damian 23 (21) Binder, Alexander 35 (78, 8089); 39 (116) Birgus, Vladimír 6 (12-17) Blonski, Tomáš Agat 23 (14) Blume, Anna i Bernhard 7 (37) Błęcki, Paweł 31 (59) Bogacz, Andrzej 23 (65) Bogren, Martin 31 (35-37) Bohdanowicz, Maciej 24/25 (63-65) Bohdziewicz, Anna Beata 8 (12); 38 (135) Bohnhof, Anja 21 (11) Bojanowski, Grzegorz 1 (48); 14 (69); 20 (116) Bologh, Rudolf 2 (56) Boltansky, Christian 37 (74) Bonikowski, G. i Gryczyński, A. 6 (80) Boniowski, G. 6 (80) Boonstra, Rommert 7 (43) Boots, Frank 14 (136) Borgetto, Jacques 38 (63-69) Borkowski, Paweł 4 (37) Bornhöft, Kai 16 (27-33); 21 (12)
Borowiec, Magda 39 (4, 50-51, 53) Bošanská, Petra 31 (67) Bouvet, Eric 39 (4, 30-35) Bownik, Paweł 18 (71-73); 39 (140) Bradner, Heidi 19 (71) Brady, Alison 31 (68) Brand, Solange 28 (17-19) Brassaï 2 (55) Bratkow, Siergiej 26/27 (72, 7477) Breier, Pavol 6 (77) Breuning, Olaf 16 (82) Brogowski, Leszek 4 (37) Bronikowska, Monika 7 (46) Brotherus, Elina 29 (54, 56-61) Bruekel, Koos 32 (74) Brunelli, Giacomo 26/27 (1213) Brzeski, Janusz Maria 13 (96) Brzeziński, Andrzej 10 (57-59); 29 (72-73) Brzeżańska, Agnieszka 24/25 (12) Buchwald, Kurt 14 (61) Buczkowska, Ola 29 (80) Bućwińska, Anna 2 (30) Bugalski, Michał 31 (61); 39 (141) Bujnowski, Jan 8 (33, 38-39) Bułhak, Jan 4 (64); 8 (80-82); 9 (72); 12 (91); 14 (99, 103); 15 (105-106); 17 (100, 101, 103) Burchardt, Joanna 6 (65) Burda, Peter 21 (73-75) Burford, Kristian 23 (10) Burkhart, Clayton 20 (64-67)
361
Burman, Jack 35 (32-33) Burtynsky, Edward 15 (61, 63, 65-67) Burzym-Chawińska, Bożena 8 (32) Buśko, Bartek 5 (39) Bylak, Filip 9 (95) Byrczek, Jakub 14 (45-49); 15 (85) Bystrowska, Anna 29 (123)
Chojnacki, Piotr 2 (12); 13 (7175) Chojnowski, Mieczysław 13 (94) Cholewa, Katarzyna 29 (78) Chomętowska, Zofia 37 (108109) Chrobak, Damian 35 (119) Chrupek, Mirella von 31 (77) Chrzanowski, Artur 3 (58); 6 (72); 11 (5, 68-71) Cichosz, Krzysztof 1 (7); 2 (67); 3 (18-20); 7 (27); 9 (4-7); 28 (83) Ciechanowska, Ewa 30 (58) Ciesielski, Tomasz 10 (80) Cieślewicz, Izabela 6 (73) Citroen, Paul 4 (7) Clark, Larry 29 (36, 38, 39-41) Collein, Edmund 4 (7) Collektif_fact 21 (61) Collier, Ann 36 (117) Collins, Phil 13 (17) Combat Camera 39 (40-47 Cook, Ray 24/25 (1, 29-35) Costa, Giacomo 30 (61) Costa, Matias 3 (27) Crewdson, Gregory 16 (84); 37 (29, 31-35) Cuisset, Thibaut 7 (43) Cumbers, Yevonde 8 (10-11) Cybulski, Mieczysław 8 (84) Cyprian, Tadeusz 9 (72) Cywińska, Ania 36 (87-91) Czapla, Urszula 6 (74) Czekalska, Tatiana 1 (46); 9 (50-53) Czekmieniew, Aleksander 3 (49-51)
C Caffery, Debbie Fleming 3 (6-9) Calangiu, Andrei 15 (19-23) Callahan, Harry 34 (85) Cała, Michał 29 (96) Capa, Cornell 21 (13) Capa, Robert 2 (54) Carlsen, Asger 34 (1, 14, 16-21) Carrillo, Trinidad 15 (55-59) Cartier-Bresson, Henri 2 (4-5); 33 (110) Casonato, Luca 26/27 (18) Castore, Lorenzo 8 (70-71); 22 (77) Čenkutė, Jurgita 17 (88) Chaberek, Jerzy 8 (72-73) Chao, Song 14 (1, 21-25) Charbonnier, Jean Philippe 2 (61-62) Charyło, Magda 29 (81) Chaves, Ramiro 29 (99) Chawiński, Paweł 8 (35) Chevallier, Florence 9 (57) Chmielewski, Rafał 20 (73); 29 (123) Chojnacka, Agnieszka 3 (12); 29 (79)
362
Czempiński, Rober 7 (82) Czerkaszynowie, Walery i Natasza 16 (69, 74) Czerniak, Mirosław 31 (60) Czieżin, Andriej 4 (19) Czigany, Akos 38 (79-80, 8285)
Deskur, Marta 33 (96) Díaz, Esteban Pastorino 35 (62, 64-67) Dijkstra, Rineke 38 (136) Dłubak, Zbigniew 2 (13, 18); 13 (5); 14 (4, 39-43); 19 (80); 21 (78) Długosz, Mikołaj 28 (1, 25-27) Dmitruk, Maria 33 (66-69) Dobrowolska, Lena 38 (124); 39 (132) Dobrut, Wojciech 6 (60) Doisneau, Robert 15 (137) Domański, Marek 1 (55); 7 (810) Donald, David 12 (60-65) Dondo, Calvin 11 (13) Dorys, Jerzy Benedykt 7 (80-81) Dou, Oleg 31 (47, 49-51) Drabent, Mateusz 34 (72) Drew, Marian 30 (39-43) Drobina, Krzysztof 36 (77) Drozdowski, Rafał 1 (47) Drozhzha, Marina 37 (71) Drożyńska, Monika 33 (87) Drtikol, František 14 (4, 50-55); 26/27 (115) Dryden's Photo Shop 9 (76) Dubiel, Sławoj 6 (48-49); 14 (87) Dubois, France 35 (105) Duboscq-Soleil, Louis Jules 32 (84) Ducruet, Diana 22 (1, 19-23) Dudek-Dürer, Andrzej 17 (11, 13-17); 22 (15) Dudley, Leonard 36 (124) Dyachyshyn, Yurko 34 (81)
D Dados, Zdzisław 12 (70-73) Daguerre, L.M. 20 (13) Dailleux, Denis 3 (27); 5 (7273) Dallaporta, Raphaël 21 (14) Danda, Józef 14 (100) Daniel, Canogar 28 (65) Daniel, Julien 8 (75) Daoud, Syad 11 (15) Daoust, Nathalie 15 (10) Darzacq, Denis 36 (113) Daszewski, Michaił 23 (35-39) Daszewski, Władysław 13 (99) Davies, John 14 (5, 75-85) Dąbrowska, Iga 7 (71) Dąbrowski, Andrzej 1 (34) Dąbrowski, Grzegorz 7 (72-73); 12 (7) Dąbrowski, Krzysztof 5 (30) Dąbrowski, Kuba 22 (111); 36 (85) Decyk, Sławomir 2 (27); 8 (62); 20 (1, 12, 15-17); 28 (105) Dederko, Marian 9 (71) Delano, Jack 36 (130, 132) Dellacroix, Thomas 23 (19) Dellfina, Agnieszka 23 (19) Depardon, Raymond 3 (42-43) Descamps, Bernard 11 (22-29)
363
Felten – Massinger 29 (46-50) Ferguson, Jessika 6 (32-33) Ferrandis, Guy 11 (57-59) Feyt, Caroline 10 (64) Filz, Mona 22 (75) Fink, Larry 7 (6-7) Fiorio, Giorgia 10 (70) Fischer, Agata 8 (56) Fitak, Stanisław 2 (71) Flechtner, Thomas 17 (49-53) Fleischer, Alein 7 (45) Florkowski, Andrzej P. 1 (47); 7 (1-2); 17 (94); 23 (41-43); 29 (95) Fogiel, Michał 28 (21) Fontana, Franco 7 (57) Forecki, Mariusz 3 (62-64); 16 (11, 13-15); 26/27 (5); 31 (75); 32 (86) Forgács, Péter 30 (63) Fortuna, Katarzyna 16 (77) Found, Patric 22 (77) Frapiccini, Eva 22 (13) Frazzetta, Andrea 28 (77) Frąckowiak, Maciej 28 (22) Fréger, Charles 26/27 (20); 34 (41, 43, 45-47) Frey, Magdalena 21 (35-37) Froese, Joachim 23 (45-49); 30 (72); 34 (78) Fronckiewicz, Anna 6 (71) Furst, Peter H. 4 (22) Fusco, Paul 19 (72)
Dybisz, Nathalie (Miss Aniela) 31 (99) Dymek, Leon 14 (98) Dziaczkowski, Jan 26/27 (103) Dziedzic, Marek 4 (61) Dziekoński, Sebastian 21 (53) Dziemian, Paweł 34 (112) Dzienis, Przemek 39 (141) Dzierżanowski, M. 2 (50) Dzividzinska, Zenta 35 (20) Dziworski, Bogdan 15 (11) Dzwonkowski, Tomasz 7 (46) E Eggleston, William 5 (79) Ekholm, Juha Allan 13 (30-35) Elíasson, Nökkvi 32 (64, 66-69) Eliasson, Olafur 32 (36, 39-41) Eliaš, Vlado 3 (59) Emin, Tracey 30 (9-10) Epnere, Ieva 35 (22) Erdei, Krisztina 18 (11) Escher, Jürgen 22 (78) Eskerod, Torben 8 (16); 35 (29) Eskildsen, Joakim 8 (16); 31 (71) Essamba, Angèle 11 (19) Evans, Walker 29 (113) F Fabricius, Anna 22 (39-43) Fagen, Graham 13 (29) Faites, Ne Lui 10 (66) Farrell, David 26/27 (5) Faucon, Bernard 9 (84) Federak, Marcin 39 (90-93) Feininger, Andreas 34 (82-84) Feininger, T. Lux 4 (8); 5 (5)
G Gaál, Miklos 13 (6, 55-59) Gaik-Czasak, Anna 33 (89) Gaładżew, Piotr 16 (88)
364
Gałecki, Tomasz 34 (95) Gałęzia, Grzegorz 13 (37-39) Ganieva, Lucia 34 (57, 59-61) Ganis, John 20 (10); 21 (43-47) Garcia, Jean-Christophe 9 (55) Garcin, Gilbert 8 (20-23) Gardulski, Bolesław 12 (91-97) Gardulski, Marek 19 (15-19) Garncarek, Magda 29 (83) Garstea, Victor 24/25 (79-81) Gawryś, Jolanta 28 (39-41) Gersht, Ori 13 (21) Ghadirian, Shadi 19 (11) Giacomelli, M. 28 (68) Gibka, Danuta 6 (72); 23 (67) Gierałtowski, Krzysztof 10 (4852) Gilden, Bruce 37 (83) Gilewicz, Wojciech 23 (22) Gill, Gauri 33 (16) Gill, Jacek 2 (50) Giusti, Francesco 33 (59-63) Gladiełow, Aleksander 4 (9-11) Glinka, Anna 22 (74) Gładysz, Aleksander 36 (81) Głazik, Krescenty 8 (31) Gola, Arkadiusz 12 (3) Goldblatt, David 21 (13) Goldin, Nan 12 (3, 11-17) Golec, Leszek 1 (46); 9 (50-53) Golisz, Monika 30 (59) Gołogórska-Kucia, Ewa 8 (35) Gomulicki, Maurycy 10 (84); 26/27 (17); 35 (68-77) Gonczarow, Kirill 9 (94) Gonnord, Pierre 28 (67) Gorny, Hein 5 (5) Górnik, Antoni 7 (67)
Grabowiecki, Marcin 37 (88) Graeff, Werner 4 (7) Grandowicz, Agnieszka 20 (7577) Granser, Peter 21 (11) Gray, Gustave Le 14 (73) Greenfield, Lauren 16 (89) Grenzhaeuser, Nathalie 37 (78) Gridkevičius, Algis 17 (89) Grigorescu, Ion 29 (89-91) Grigorian, Eric 11 (7) Grill, Christoph 30 (16, 18-23) Grochowiak, Michał 36 (1, 20, 22-29) Groński, Aleksander 24/25 (98101) Grospierre, Nicolas 22 (50); 28 (84) Gross, Erwin 14 (103) Gross, Yann 38 (126) Grygar, Stepán 6 (46) Grygiel, Marek 1 (42, 61) Grygoruk, Kama 37 (89) Grzesik, Grzegorz 2 (65) Grześczyk, Piotr 3 (79) Grzeszykowska, Aneta 36 (4955) Gudzowaty, Tomasz 7 (48-51); 11 (7); 16 (141) Gueneau, Laurent 10 (32-35) Gundlach, Kai-Uwe 36 (95) Gursky, Andreas 3 (39); 24/25 (21-27); 29 (112) Gustowska Izabella 1 (8) Guszczin, Wadim 12 (67-69) Gütschow, Beate 33 (38-39
365
Hmiel, Viktor 22 (30-33) Hnatiuk, Maciej 2 (68); 3 (72); 6 (1-2); 13 (108) Hobgarska, Janina 7 (28); 10 (73) Hodgett, Dan 37 (84) Höfer, Candida 3 (40); 29 (112) Hoffmann, Wojtek 8 (61) Hofman, Bronislav 9 (98) Hofmanis, Reinis 35 (18) Holmgren, Camilla 20 (25-29) Holzman, Marek 34 (98) Hołownia, Aleksandra 24/25 (13) Horm, Roni 36 (105) Hosoe, Eikoh 19 (10) Howalt, Nicolai 17 (63-69) Hrabska, Iwona 2 (26) Hudon, Wiesław 16 (100, 102); 36 (125) Hueckel, Magdalena 6 (64); 33 (1, 45-46, 48-52); 35 (92-93) Hueckelserafin, Grupa 17 (136); 18 (40-41, 42-43) Huez, Mathieu 20 (79, 81-82) Huffman, Laton A. 9 (76) Hugo, Pieter 35 (38); 37 (10-13) Hulewicz, Paul 20 (69-71) Hunter, Tom 32 (43-45) Hutnik, Jerzy 7 (70-71) Hutte, Axel 3 (41) Hyytiäinen, Arja 15 (10); 23 (16)
H Haider, Ilse 7 (12) Hajj, A. 31 (98) Hamera, Marek 2 (25) Hammer, Barbara 36 (102) Hanfstangl 31 (94 Han, Zeng 26/27 (10-11) Hanania, Estelle 38 (53-59) Haneman, Eugeniusz 24/25 (109) Hannania & Brunnquell 38 (6061) Hanfstangl 31 (94) Harper, Jessica Todd 21 (1, 1721) Harris, Naomi 18 (10) Hartwig, Edward 6 (75); 7 (86); 14 (91-95) Haslund-Christensen, Charlotte 8 (17) Hayder, Adam 36 (126) Heisler, Jindřich 26/27 (112) Hejke, Krzysztof 4 (33-34); 10 (85) Henno, Laura 24/25 (10) Henson, Bill 21 (49-51) Henttonen, Markus 15 (24-26, 29-31) Herfort, Frank 22 (78) Hermanowicz, Mariusz 7 (3235); 12 (120); 28 (57, 59-61) Hesse, Cecil 7 (31) Heyert, Elizabeth 35 (34-35) Hilden, Thyra 8 (17) Hiller, Karol 12 (4, 83-85); 31 (76) Hilst, Robert van der 31 (72) Hilty, Andreas 4 (48-49)
I Idziak, Leonard i Halina (HolasIdziakowa) 29 (97) Ijken, Jan van 11 (4, 52-55)
366
Józefowicz, Katarzyna 4 (17) Jurek, Agnieszka K. 15 (91-92) Jurkiewicz, Witold 8 (69) Juszczyk, Monika 6 (72)
Imiela, Anna 21 (39-41) Imoto, Reiko 15 (11); 24/25 (83, 85-87) Ingólfsson, Gudmundur 15 (3335) Ion, Răzvan 13 (49-53) Isakov, Sergiej 38 (70, 72-76) Ivanova, Ivana 24/25 (73-77)
K Kacyzne, Alter 10 (86-87) Kaczkowska, Aleksandra 18 (129) Kalinowska, Agata 32 (100); 36 (78) Kałużny, Michał 18 (12) Kammer, Juraj 28 (11) Kane, Joanna 35 (30) Kapanen, Martti 34 (95) Karbowski, Patryk 38 (4) Karczewska, Klaudyna 6 (67) Kardasz, Helena 2 (29); 16 (9498) Karwowski, Jakub 33 (91) Kasza, Gabor 36 (97) Kawauchi, Rinko 16 (92) Kawecka, Agata 13 (78-79) Kawęcki, Piotr 14 (57-60) Keïta, Seydou 12 (42-45) Kellner, Thomas 24/25 (89-93) Kern, Anton 36 (116) Kertész, André 2 (54) Keung, So Hing 15 (69-71) Kever, Nadia 15 (73-75) Keyzer, Carl De 38 (138) Kędziora, Anna 28 (86); 32 (7173) Kępczyńska, Renata 6 (66) Kho, Hyun Ju 22 (14) Kiełbiewski, M. 3 (73) Kikai, Hiroh 10 (54-55) Killip, Chris 16 (91)
J Jabs, Jurgen 4 (23) Jacyków, Witold 7 (24) Jakrlová, Hanna 33 (93) Jama, Waldemar 2 (39-40); 4 (17); 8 (55); 10 (36-37); 15 (82); 19 (129) Janisch, Jerzy 26/27 (113) Janiszewski, Andrzej 14 (68) Janiszewski, Dominik 9 (88) Jankowski, Christian 36 (105) Jankowski, Michał 30 (57) Jankuloski, Robert 8 (41) Jarochowski, Konstanty 33 (109) Jarosińska, Irena 34 (97) Jaroszewska, Izabela 5 (56-57) Jasiński, Stanisław 11 (76) Jaśko, Jacek 10 (73) Jelski, Michał 32 (18-23) Jensen, Johnny 8 (17) Jeziorek, Maciej 12 (9) Jędrzejewska, Ewa 12 (90) Jiménez, David 23 (16) Jirásek, Václav 6 (80); 8 (48-49) Jobczyk, Andrzej 34 (80) Jochems, Gert 31 (73) Joly, Jean-François 2 (8-10); 3 (28)
367
Kim, Daesoo 32 (75) Kim, In Sook 36 (97) Kimura, Hitoyasu 22 (16-17) Kippin, John 4 (12-14) Kiszka, Mateusz 39 (121) Kiwak, Bogdan 5 (40) Kizny, Tomasz 9 (7); 11 (60-63) Kjartansdóttir, María 33 (97) Klatka, Grzegorz 30 (30, 32-37) Klein, Astrid 7 (39) Klein, Beat 21 (61) Kleine, Agnieszka 28 (22) Kliman, Šymon 30 (70) Klupś, Jarosław 23 (62) Knop, Günter 29 (124) Kobyłka-Adamska, Anna 33 (95) Kočan, Robo 2 (46); 4 (44-45); 6 (25) Koenigswarter, Pannonica de 24/25 (11) Kolář, Viktor 30 (68) Kolčavová, Gabriela 23 (16) Kollár, Martin 11 (4, 37-41); 33 (93, 117) Kołosow, Gieorgij 16 (70) Komoda, Jerzy 9 (90) Komorowski, Piotr 2 (36); 5 (50-52, 63-65); 16 (45-49) Komorowski, Tomasz 4 (16, 68); 6 (74); 9 (36) Konart, Tomasz, 9 (86) Konefał, Irmina 29 (81) Konopka, Barbara 1 (15) Konopka, Bogdan 2 (19-22); 8 (5-9); 11 (4, 20-21); 14 (4, 16, 67); 15 (14); 21 (77); 22 (58, 61) Korovin, Roman 35 (23)
Korzeniecka, Katarzyna 5 (49) Korzeniewski, Piotr 5 (54) Kosicki, Paweł 37 (80) Kosidowski, Jan 33 (108) Kossakowski, Eustachy 34 (100) Koszałka, Marcin 34 (81) Kotecka, Monika 37 (90) Kotisch, Artur 14 (5) Kotlińska, Anita 6 (64) Koudelka, Josef 3 (34-35); 10 (64); 28 (69) Kowalczyk, Piotr 1 (29) Kowalczyk, Sylwia 10 (69, 92); 20 (31-35); 36 (70-71) Kovalovszky, Dániel 21 (10) Kozak, Adam 38 (104) Kozyra, Katarzyna 2 (11-12) Kozyriew, Jurij 19 (72) Krajewska, Zuzanna 6 (67); 21 (117); 22 (54); 30 (85); 33 (2122, 24-27) Krajewski, Kacper M. 7 (62-63) Krajewski, Marek 28 (23) Kramarz, Andrzej 35 (49, 51, 53, 55); 38 (137) Krassowski, Witold 10 (1, 4-9); 21 (91); 32 (83); 39 (25-27, 29, 122) Kraszewski, Stefan 2 (51) Kraus, Susanna 28 (74) Krause, Dorothy Simpson 18 (79-81) Krause, George 9 (84) Krawiec, Georgia 23 (63); 30 (86); 35 (90, 94-95, 102) Krecké, Carine & Elisabeth 22 (13) Krejči, Petr 34 (94)
368
Křenek, Jiří 16 (17-21) Kristis, Kostas 4 (16); 15 (41, 43-47) Krone, Hermann 1 (50) Król, Henryk 7 (78-79) Królik, Iza 1 (39); 6 (68-70) Kruczek, Adam 36 (106-108); 39 (110, 112) Kruger, Barbara 24/25 (106) Krupieńczyk, Agnieszka 24/25 (67-71) Krząkała, Marek 9 (63) Krzemiński, Włodzimierz 11 (48-51) Krzywobłocki, Wojciech 8 (32) Kubala, Sławomir 9 (40-41); 10 (93) Kubiak, Maria 5 (39); 6 (61) Kubień, Agata 8 (54) Kucharski, Marian 16 (40-43) Kuchta, Czesław 11 (77-79) Kuciak, Danuta 19 (24-27) Kühl, Reinhard 5 (18-21) Kühne, Hendrikje 21 (61) Kuklik, Karel 6 (46) Kula, Paweł 2 (30); 6 (73); 8 (44, 60-63); 9 (93); 12 (86-87); 23 (51-55) Kulawiak, Magdalena 17 (91) Kulawiak, Stanisław 22 (111) Kuliebiakin, Nikołaj 20 (43-47) Kulik, Ireneusz 15 (83) Kulik, Oleg 16 (93) Kulik, Zofia 15 (137); 28 (64); 30 (25, 27-29) Kułtyszkin, Igor 15 (37-39) Kupiecki, Edmund 9 (73)
Kuprijanow, Włodzimierz 16 (75) Kurtzweil, Tove 2 (67); 4 (4647) Kuryłowicz, Emilia 30 (57) Kusterle, Roberto 28 (65) Kuszela, Maciej 31 (74); 32 (87); 34 (63-67) Kuś, Violetta 5 (55); 8 (68); 16 (78) Kuyas, Ferit 35 (109) Kuzniecowa, Nadzieżda 18 (6569) Kuzyszyn, Konrad 9 (4), 14 (68); 35 (36-37) Kwiatkowska, Aleksandra 6 (61) Kwon, Ji-hyun 28 (70) L Lachowicz, Andrzej 1 (14); 2 (15) Lacroix, Florence 21 (63) Laksa, Kobas 28 (85) Lalak, Jacek 2 (25); 4 (61) Lamsweerde, Inez Van 16 (85) Lang, Li 14 (27-31) Lange, Mårten 36 (40, 42-47) Larsen, Erika 33 (85) Lauffová, L'uba 2 (46) Lauterlein, Eva 28 (44-45) Lavler, Louise 5 (46) Lawler, Louis 29 (113) Lazar, Tomasz 38 (125) Lean, Lex Mac 10 (65) Leblanc, Laurence 16 (35-39) Lech, Andrzej J. 3 (23-25); 6 (85); 7 (40-41); 12 (119); 14 (6);
369
López, Nacho 23 (75-77) Lorenc, Anna 7 (67); 8 (56) Loulou, Chérinet 11 (18) Loulou, Didier Ben 10 (11-15) Ludwik, Wilhelm 14 (100) Lusito, Eric 38 (129)
15 (12); 22 (60); 29 (122); 39 (65-67, 69, 71-73, 75, 77) Lechtinen, Janne 16 (81) Lee, Russell 36 (129, 130) Legrand, Julien 37 (82) Lejman, Dominik 36 (106) Lelewicz, Kazimierz 15 (103) Lelonek, Diana 37 (69) Leriche, Dany 9 (54) Leśniak, Janusz 5 (1-2); 6 (2829); 29 (63-65) Levine, Sherry 29 (113) Lewandowska, Natalia 34 (71) Lewczyński, Jerzy 4 (40); 5 (1112, 13-14); 8 (13); 11 (101); 15 (80); 19 (84-86) Liao, Jeff 36 (114) Libera, Zbigniew 15 (97-98, 137); 30 (73); 32 (90-92) Liberkowski, Krzysztof 35 (43) Liebscher, Martin 36 (93) Light, Michael 32 (46, 48-50) Lijie, Liu 26/27 (11) Liksztet, Marek 5 (66-67) Lilpop, Stanisław 5 (75) LL, Natalia 2 (14, 16); 3 (2933); 5 (40); 7 (15); 9 (42-43); 13 (7, 81-82, 83-87); 16 (6-7); 17 (83-85); 23 (80, 87, 90); 30 (73) Lindbergh, Peter 23 (18) Lipiec, Aneta 6 (72) Liszewski, Dariusz 7 (28) Lohuizen, Kadir von 19 (71) Lokajski, Eugeniusz 30 (81-83) Loktev, Wladymir 34 (74) Long, Jennifer 16 (51-55) Loos, Pierre (własność), Bruksela 19 (91-98)
Ł Łabucki, Maciej 30 (58) Łagocki, Zbigniew 5 (6-8); 9 (68-70) Łapiński, Jerzy 3 (13-15) Łata-Wrona, Katarzyna 4 (6263) Łazikowski, Edward 7 (29) Łodzińska, Weronika 33 (115); 38 (137) Łoś, Bogdan 8 (68) Łowicki, Radosław 7 (82) Łuniewska, Magdalena 26/27 (105) Łyczywek, Krystyna 4 (22-23); 5 (80); 7 (56) Lynch, Janelle 23 (29-33) M Maar, Dora 23 (22) Machaczek, Karol 14 (96) Machotka, Miroslaw 6 (45) Maciak, Paweł 5 (54); 10 (6061); 16 (142) Macijauskas, Aleksandras 17 (136) Macků, Michal 13 (1, 6, 11-15) Macliné, Hien 11 (8-9) Madejska, Agata 36 (66-67) Magico, Occhio 7 (64) Mahmood, Arif 33 (14)
370
Mahr, Mari 2 (55) Maiofis, Gregori 28 (33-37) Majak, Katarzyna 10 (63); 11 (115); 14 (8); 15 (136); 16 (1, 61-63); 29 (94, 101); 31 (62-64); 32 (79, 81); 38 (130, 144) Majdaniuk-Krzesiak, Monika 33 (90) Makabresku, Laura 38 (123) Maksymowicz, Katarzyna 37 (65) Maleonn 31 (72 Malicki, Jacek 33 (99) Malik, Jaroslav 12 (31-35) Malinowski, Zygmunt 13 (107) Mamyshew-Monroe, Wladymir 34 (73) Mann, Sally 26/27 (67-70); 38 (121-122) Manowski, Rafał 6 (82) Mańczak, Aleksandra 1 (21-23) Mańkowski, Maciej 8 (1-2); 29 (95) Mapplethorpe, Robert 36 (115) Marat, Dolores 18 (23-27) Marcińczak, Anita 9 (89) Marczak, Michał (re-foto) 21 (70-71) Marczuk, Andrzej 6 (33); 8 (7677) Mark, Mary Ellen 16 (86) Marmul, Jowita B. 10 (81) Maroń, Barbara 8 (32) Marshall, Petera 19 (11) Martinček, Martin 4 (18) Martinez, Rebecca 33 (79) Martins, Edgar 30 (71)
Martyniszyn, Ewa 16 (57-59); 28 (88) Maszkin, Nikita 29 (31, 33-35) Matsubara, Ken 24/25 (42-47); 29 (102); 34 (76-77) Matuszyński, Krzysztof 9 (61) Maximishin, Sergey 38 (28, 30, 32, 34, 36, 38) Mayes, Vincent 37 (82) Mayeux, Laurent 35 (108) Mayr, Ivo 30 (70) Mazur-Nowicki, Marcin 14 (6) McCullin, Don 21 (13) McDonald, Anne Arden 21 (2327) McElroy, Aaron 37 (15-19) McGinley, Ryan 32 (59-63) McMahon, Scott 33 (121) Medina, Juan 19 (73) Meer, Hans van Der 16 (93) Megías, Juan de la Cruz 23 (15) Méhomé, Edouard 37 (7) Meinel, Javier Silva 31 (71) Meldibekow, Erbossyn 20 (8) Melikchow, Lew 16 (71) Men, Pierrot 11 (15) Messange, Annette 7 (44) Metsch, Debora 10 (69) Meyer, Annika 3 (60) Meyerowitz, Joel 37 (85) Michajłow, Borys 15 (48-53) Michalak, Wanda 22 (110) Michalska, Agnieszka 29 (80) Michałowska, Marianna 6 (2022) Michałowski, Andrzej 4 (60) Michen, Adam 8 (55) Michlewski, Han 36 (125)
371
Michoński, Kuba 36 (82) Mielech, Tomasz 20 (116) Mierachs, Xavier 10 (83) Miękus, Krzysztof 12 (118) Míguez, Claudio F. Péres 22 (73) Miklaszewska, Joanna 23 (12) Mikołajczak, Łukasz 28 (92-93) Mikołajczyk, Antoni 2 (64, 76); 3 (67) Milach, Rafał 8 (55); 9 (99); 15 (15); 22 (55); 37 (21-27) Milewska, Marta 28 (89) Miller, Karolina 22 (45-49) Miller, Krzysztof 1 (29); 39 (1011, 13-15, 17-19, 21-23) Minkkinen, Arno Rafael 36 (98) Minoski, Kiril 8 (40) Mireille, Clark et Pougnaud 14 (71) Miroń, Dorota 2 (28) Misetics, Mátyász 33 (94) Misiorny, Dawid 38 (86-89) Misonne, Léonard 26/27 (117120) Miszke, Zdzisław 6 (65) Mitka, Aleksander 9 (47-49) Mitura, Andrzej 37 (47-51) Miyak, Ishiuchi 28 (62) Miyamoto, Ryuji 9 (78) Moers, Denny 3 (16-17) Mofokeng, Santu 9 (79) Moholy, Lucia 4 (6) Moholy-Nagy, László 5 (4) Mokrynski, William 34 (92) Moliner, Pierre 9 (82) Moniatowicz, Janusz 8 (57)
Moon, Sarah 7 (45); 10 (71); 18 (57-63) Morawetz, Gabriela 17 (25-29); 32 (77) Morcinek, Halina 2 (38) Moreau, Luce 30 (71) Morrisroe, Mark 36 (57, 59-63) Moroz, St. 2 (53) Moses, Stefan 31 (73) Mosur, Maciej 7 (83) Moucha, Josef 4 (35); 6 (46) Mthethwa, Zwelethu 37 (9) Muche, Georg 4 (6) Muchin, Igor 38 (29, 31, 33, 35, 37, 39) Mühle, Steffen 4 (40-41) Müller-Pohle, Andreas 18 (3539); 28 (73) Munkacsi, Martin 2 (56) Musiał, Janusz 34 (110) Musiałówna, Anna 36 (127) Muzikar, Jonathan 39 (84-85) Muzińska, Jadwiga 3 (61) N Narkus, Robertas 38 (128) Navarroza, Wawi 34 (91) Nawrot, Irena 7 (30); 17 (136); 22 (25-29); 28 (82) Nelec, Grzegorz 2 (27) Nemeček, Rudolf 22 (73) Namuth, Hans 29 (112) Neshat, Shirin 9 (30-32); 26/27 (78, 80-81) Newman, Arnold 10 (16-23) Newton, Helmut 28 (47-51) Niedenthal, Chris 1 (44); 2 (5253); 6 (79); 38 (133)
372
Niedźwiecka, Sara 15 (136) Niedźwiecki, Stanisław 14 (136) Nielipiński, Władysław 28 (106107) Nielsen, Lisbet 8 (16) Niepce, Joseph-Nicéphore 2 (75) Nijaka, Marlena 6 (65) Nimcova, Lucia 28 (12-15) Ningde, Wang 14 (32-37) Nixon, Nicolas 28 (81) Nkanga, Otobong 11 (11) Nofok-Sowiński, Stanisław 32 (82) Noniewicz, Marek 1 (38); 13 (76-71); 23 (66) Norfolk, Simon 36 (31-32, 3538) Noster, Agnieszka 39 (119) Nowacki, Janusz 2 (36); 3 (1-2); 5 (71); 15 (13); 17 (137); 28 (52, 54-55); 32 (87) Nowicki, Marcin 18 (15); 28 (87) Novak, Katarzyna 34 (71) N.N. 1 (30, 39, 47, 54, 55) N.N. 2 (16, 28, 51, 63) N.N. 3 (10, 12, 16, 18-20, 26-28, 32-33, 44, 46, 49, 66, 68, 69-70) N.N. 4 (28, 54-55) N.N. 5 (31, 47-48, 74) N.N. 6 (23, 80, 82) N.N. 7 (59, 69, 74-76) N.N. 8 (42-44, 84) N.N. 10 (75, 76, 82, 88, 89, 93, 94) N.N. 11 (113) N.N. 12 (6, 116)
N.N. 13 (83-87, 100-103) N.N. 18 (93-98) N.N. 19 (12-13) N.N. 21 (10, 15) N.N. 23 (11-12, 18) N.N. 24/25 (14-15, 110) N.N. 28 (66, 112) N.N. 31 (61, 93) N.N. 32 (75) N.N. 33 (17, 89, 98, 119) N.N. 34 (41-42) N.N. 36 (104, 116) N.N. 37 (74-75, 98, 102) N.N. 38 (95, 129, 130) N.N. 39 (118, 135, 136, 138, 140, 141) Nozolino, Paulo 31 (65) O Obrąpalska, Fortunata 2 (59-60) Okon, Yoshua 14 (72) Olszewski, Ked 36 (108) Ommer, Uwe 4 (22) Omulecki, Igor 22 (51); 26/27 (103); 30 (66); 31 (52, 54-57) Olaf, Erwin 19 (21-23); 29 (6771); 36 (94) Olearka, Paweł 34 (68-69) Olek, Jerzy 1 (31); 2 (23-25); 4 (24-25, 41); 9 (87) Olley, Jonathan 34 (85) Olszyna, Zbigniew 37 (66) Ondzik, Jozef 31 (69) Opton, Suzanne 39 (4, 36-37, 39) Orimoto, Tatsumi 32 (76) Orłowska, Anna 33 (91); 36 (7273); 39 (139)
373
Orski, Witek 39 (130) Orzechowska, Patrycja 5 (3435); 7 (26); 10 (95); 13 (6, 41, 43-47); 18 (13) Osifuye, Olumuyiwa Olamide 9 (80) Osser, Bernard 8 (52-53) Ostrowska, Beata 12 (9) Owczarek, Magdalena 28 (90)
Pedrosa, Idalina 23 (1, 25-27, 112) Peil, Claudia 7 (11) Pellegrinuzzi, Roberto 11 (81) Penn, Irving 4 (21) Pepe, Dita 9 (14-17) Perrier, Eileen 11 (17, 122) Peterhans, Walter 4 (8) Pétremand, Gérard 3 (26) Petrina, Hicks 28 (62) Peyeret, Pascale 36 (106) Piasecki, Marek 19 (83); 31 (8792); 34 (99) Piątek, Jerzy 6 (75); 9 (91) Piechaczyk, Joanna 28 (91) Pielecki, Przemek 29 (100) Pierson, Jack 28 (80) Pierściński, Paweł 6 (76); 9 (90) Pierzchała, Jakub 32 (31-35) Piesik, Weronika 6 (74) Pietroń, Marek 5 (40) Pigalle, Sabine 26/27 (19, 21) Pigeon, Sébastien Méhinto 37 (7) Pijarski, Krzysztof 24/25 (9597); 30 (45-50) Pilichowski Ragno, Andrzej 5 (53) Piłsudski, Bronisław 12 (4, 99102) Piotrowski, Michał 28 (87) Pirilä, Marja 31 (40-46) Piskorz, Daria 28 (21) Pisuk, Maciej 37 (37-45) Plewiński, Wojciech 7 (86) Pluciński, Adam 30 (85) Podgórska, Agnieszka 30 (1, 5355)
P Pabis, Dominik 6 (65); 8 (58-59) Pacina, M. 9 (83) Paczkowski, Maciej 6 (81) Palma, Luis Gonzalèz 17 (3741) Palmer, Alfred T. 36 (129, 132) Paluszkiewicz, Julia 39 (114) Pankiewicz, Agata 1 (45); 7 (2123) Papara, Maciej 5 (9-10); 6 (1819) Parfianok, Włodymir 17 (55-57) Parr, Martin 6 (8-9); 19 (37, 3941); 22 (76) Patočková, Ingrid 2 (47) Pavlov, E. / Shaposhnikow, V. 3 (57) Pawlak, Przemysław 7 (83) Pawlak, Wiktor 14 (102) Pawlik, Marcin 7 (47, 58-59) Pawłow, Jewgienij (Eugeniusz) 4 (29); 7 (68-69) Pawłowski, Andrzej 9 (100); 19 (81) Pécsi, József 2 (56) Pedan, Misza 16 (23-27)
374
Podgórski, Michał 28 (23) Podsadecki, Kazimierz 13 (97, 98) Pokribný, Jan 6 (47) Pokrycki, Przemysław 22 (52); 31 (77); 35 (57-61) Polak, Radek 18 (13) Polak, Wiktor 16 (65-67) Polakowski, Andrzej 34 (49, 5155) Polke, Sigmar 7 (37) Ponomariew, Światosław 16 (72) Poprawska, Magdalena 1 (25, 39); 2 (25); 4 (30-32) Pospéch, Thomáš 18 (11) Power, Mark 35 (9, 11-14) Poźniak, Marek 1 (8); 4 (40); 6 (10-11) Pożerski, Romuald 29 (120) Prasilova, Bara 30 (65) Prażmowska, Ewa 8 (56) Prażmowski, Wojciech 1 (2427); 8 (13, 28-29); 11 (104-105); 14 (7); 15 (84) Prażuch, Wiesław 33 (110) Prekop, R. 9 (83) Prodeus, Maurycy 36 (79) Przyborek, Grzegorz 1 (18-20); 5 (43-44); 7 (25); 9 (59-60); 12 (117); 17 (93); 34 (78) Przybylski, Igor 22 (51) Przybyłko, Marcin 14 (7); 19 (49-51) Przyimka, Roma 29 (83) Przymuszała, Witold 1 (10-12, 13-14); 2 (34-35)
Przypkowski, Tadeusz 11 (107108) Puklus, Péter 21 (11) Pustoła, Konrad 21 (117); 22 (53) Pyrlik, Maria Luiza 5 (36-37); 8 (33) Q Quattropani, Jeanne 7 (31) R Rader, Gieorgij Dawidowicz 3 (61) Rai, Raghu 24/25 (11) Rainer, Arnulf 7 (12) Rakowska, Sylwia 6 (66) Ramette, Philippe 22 (11) Rancinan, Gérard 19 (73) Ray, Man 24/25 (103-105); 26/27 (109) Redzisz, Monika 29 (80) Regan, Lara Jo 8 (74) Reich, Jan 2 (31-33) Reiss, Tomasz 10 (98) Rekevičiūtė, Jūratė 17 (87) Remeikyte, Jurgita 13 (61-63) Richter, Gerhard 23 (70-73) Riefenstahl, Leni 13 (93) Ringl + Pit 4 (6) Robakowski, Józef 1 (1, 2, 9); 3 (67); 5 (41-42); 6 (53); 9 (99); 11 (6, 102) Robertson, Simon 28 (71) Rodczenko, Aleksander 16 (87); 26/27 (109, 110) Rogalski, Zbigniew 26/27 (104)
375
Rogiński, Szymon 22 (55); 29 (17-23) Rokicka, Kama 37 (90) Rolke, Tadeusz 6 (79); 34 (100) Romero, Gonzalo 37 (113) Romier, Gaël 7 (31) Ronis, Willy 23 (108, 109) Ross, Henryk 16 (90) Rössler, Jaroslav 5 (78) Rouvre, Denis 23 (20) Rovderova, Nada 6 (47) Różycki, Andrzej 11 (98); 17 (19, 21-23); 35 (97-99) Rubinstein, Eva 11 (3, 42-47); 24/25 (48-55) Ruff, Thomas 3 (41); 14 (4, 10, 12-15) Ruka, Inta 35 (20-21) Rumas, Michał 33 (112) Rumiancew, Daniel 1 (35); 9 (38-39) Rusznica, Łukasz 35 (101); 36 (76); 39 (138) Rutkiewicz, Iwo 34 (23-28) Rutkowski, Marek 8 (69) Rydet, Zofia 1 (5-6); 15 (81) Rye, Jen Southam 10 (67) Ryniewicz, Jakub 29 (75-77) Ryś, Jan 13 (92) Rytka, Zygmunt 3 (36-38); 33 (103-106) Rząca, Tadeusz 8 (78-79) Rzepecki, A. 11 (96-97) Rzepka, Adam 6 (82)
Saeedi, Majid 39 (55, 57-59, 61) Sajduk, Marek 8 (34) Salas, Lusbeth 29 (98) Salgado, Sebãstiao 2 (6-7) Sammallahti, Pentti 9 (1, 19-23) Samojłowa, Gulnara 10 (75) Sander, August 5 (4, 82-85); 26/27 (111) Sarma, Jeetin 24/25 (12) Sarwiński, Bogdan 4 (66) Sasin, Katarzyna 29 (82) Satyan, T. S. 33 (13) Saudek, Jan 5 (15-17) Saussier, Gilles 9 (77) Sauter, Marcin 14 (135); 15 (138) Sawczenko, Igor 20 (19-23) Sawicka, Jadwiga 33 (96) Sawicz, Zbigniew 29 (97) Schels, Walter 35 (31) Schink, Hans-Christian 3 (28); 33 (35, 37) Schittkowski, Kathrin 23 (11) Schmidt, Marian 6 (57-59); 10 (46-47) Schmidt, Suzanne 8 (50) Schneider, Claire 37 (81) Schneider, Piotr 8 (33) Schuepbach, Hannes 29 (93) Schumann, Daniel 35 (28) Schwalbe, Anna 37 (115) Sedlák, Josef 2 (45, 47) Sejwa, Zbigniew 30 (56) Sekula, Allan 9 (80); 19 (29, 3135); 32 (88-89) Sell, Philine von 22 (11) Sempoliński, Leonard 18 (8286)
S Sadowska, Dominika, 6 (74); 37 (67)
376
Sencekova, Silvia 37 (91) Serafin, Agata 6 (66) Sexton, John 12 (37-40) Shafran, Nigel 13 (22) Shambroom, Paul 16 (92) Shashin, Takai 7 (64) Shearer, Lesley 13 (23) Siber, Matt 18 (11) Sidibé, Malick 18 (75-77) Sielska, Anna 37 (77) Sieverding, Katharina 7 (36) Šigut, Jiři 1 (55); 8 (64-66) Sikora, Grzegorz Marek 19 (79) Sikora, Rudolf 2 (47) Sikora, Tomek 14 (137); 19 (7577) Sikorski, Bogusław A. 1 (53) Sikorski, Radosław 39 (8) Simon, Taryn 39 (83-85, 87, 89) Singh, Dayanita 37 (75) Sinior, Marta 29 (124) Siopis, Penny 11 (14) Siskind, Aaron 22 (12) Siudowski, Jan 9 (91) Skalska, Katarzyna 18 (14) Skąpski, Łukasz 8 (34); 12 (89) Škoch, Jiri 6 (45) Skoczylas, Małgorzata 28 (2931) Skoglund, Sandy 31 (26-27, 29, 31-33) Sljusarew, Aleksander 9 (81) Sławny, Władysław 33 (107, 110) Smaga, Jan 5 (54); 26/27 (102); 36 (49, 52-53) Smith, Bob and Roberta 36 (103)
Smith, W.E. 11 (112) Smolarz, Nina 34 (97) Smoleński, Konrad 8 (42, 61, 63); 12 (8) Sobek, Evzen 34 (92) Sobecki, Tomasz 10 (97) Solak, Aneta 19 (128); 26/27 (93-95) Sornik, Jadwiga 31 (83-85) Sosnowska, Monika 37 (74) Soth, Alec 36 (114) Spałwan, Jan 6 (75); 9 (91) Sperski, Maciej 37 (70) Spiricio, Jean-Francois 29 (120) Springer, Filip 33 (76-77) Stachowiak, Mariusz 31 (75) Stahr, Wolfgang 3 (26) Stakle, Alanis 13 (6, 25, 27-29); 35 (24) Stanko, Vasil 2 (45) Stano, T. 9 (83) Starkey, Hannah 29 (25-28) Stawiński, Maciej 12 (57-58) Steacy, Will 33 (84) Stecher, Nele 21 (62) Stefaniuk, Andrzej 37 (94) Stezaker, John 33 (81) Stępiński, Maciej 29 (43-45) Stignejew, Walery 16 (73) Storjord, Viktor 28 (78) Strba, Annelies 28 (81) Štreit, Jindřich 7 (16-19) Strudziński, Kamil 26/27 (8791) Struk, Janina 37 (95) Struth, Thomas 3 (40) Strzempa, Alina 28 (90) Studio Harcourt Paris 23 (18)
377
Szymańczyk, Józef 4 (56-58) Szymański, Witold 2 (23) Szymon, Piotr 14 (89); 21 (8182) Szymonik, Monika 6 (73) Szyryk, Marek 3 (74); 6 (38-39); 22 (56-57); 29 (122)
Stupnicka, Katarzyna 37 (73) Suchar, Krzysztof 2 (23) Sudek, Josef 22 (56-61) Sudziński, Marcin 33 (71-75) Sugimoto, Hiroshi 5 (76) Suhoveva, Elena 22 (30-33) Sujecki, Paweł 9 (89) Sujka, Anna 6 (71) Sultan, Lary 10 (67) Sumiński, Tadeusz 6 (75) Suruvka, Jiri 3 (80) Sutkus, Antanas 15 (77-79) Svolik, Miro 28 (76) Swosiński, Rafał 3 (21-22); 6 (72, 84); 34 (37-39) Sygulski, Cyryl 5 (38) Szabó, Péter 33 (92) Szczerek, Michał 2 (48) Szcześniak, Szymon 31 (76) Szewczyk, Tomasz 6 (73) Szlabs, Bronisław 19 (81); 26/27 (97-100) Szlaga, Michał 9 (33-35); 26/27 (15); 37 (81) Sztabiński, Krzysztof 1 (13) Sztukin, Jurij 8 (75) Szubin, Dmitry 20 (37-41) Szufnarowska, Ewa 8 (89) Szupica, Maciej 6 (62) Szurkowski, Leszek 3 (52-56); 4 (16-17) Szuścik, Agnieszka 30 (59) Szydło, Rafał 39 (48) Szydłowska, Małgorzata 8 (35) Szymankiewicz, Małgorzata 36 (107) Szymanowicz, Maciej 14 (135); 14 (135); 18 (128)
Ś Ścibor, Alina 33 (95) Śliwa, Maria 7 (60-61) Śliwczyńska-Kupidura, Aleksandra 26/27 (16-18); 31 (70); 33 (82-83) Śliwczyński, Waldemar 2 (72); 16 (8); 23 (109) Śliwiński, Dariusz 6 (63) Ślusarczyk, Andrzej 6 (24); 14 (88); 29 (52-53) Ślusarek, Maciej 31 (61) Świątek, Z. 6 (76) Świdzińska, Ewa 29 (103) Świercz, Agnieszka (re-foto) 21 (70-71) Świętek, Andrzej 4 (38-39) Świtkowski, Józef 4 (52-53) T Taciak, Zbigniew 28 (89); 33 (95) Tajber, Artur 8 (34) Takáts, Tibor 2 (47) Talukder, Rashid 33 (15) Tan, Fiona 30 (61) Taptik, Ali 18 (11); 29 (10-11, 13, 15) Taradejna, Marek 13 (109)
378
Tarasiewicz, Urszula 32 (5357); 39 (123) Tate, Jordan 39 (95-103) Templin, Susa 22 (12) Teynard, Félix 14 (73) Thakurta, Sandeep Kumar 33 (120) Thomsen, Petur 35 (109) Thorn-Thomsen, Ruth 6 (34-37) Tichý, Miroslav 30 (68) Tillmans, Wolfgang 26/27 (107108); 30 (60); 38 (95-102) Titarenko, Aleksiej 11 (31-35) Tichy, Miroslav 19 (57-61) Toledano, Philip 33 (79) Tomaszczuk, Zbigniew 1 (3637, 52); 2 (41-44); 3 (44, 59, 80, 84); 4 (4, 15, 19, 60, 61, 66); 6 (26-27, 44, 79); 7 (20, 47, 65, 85); 8 (45, 86, 89); 9 (92, 101); 10 (74); 11 (6); 12 (19-21); 21 (55, 57-59) Tomaszewski, Tomasz 12 (2329) Tomczyk, Piotr 8 (84); 17 (7175) Tomoko, Sawada 28 (63) Tosani, Patrick 7 (42) Trautner, Katrin 33 (78) Travoklian, Newsha 37 (78) Trąbczyński, Wojciech 6 (61) Treacy, Danny 33 (54, 56-57) Treigys, Remigijus 12 (47-51); 17 (88) Tress, Arthur 7 (42) Tretter, Anna 4 (42-43) Trimakas, Gintaunas 17 (89)
Trojanowska, Weronika 34 (109) Tronvoll, Mette 23 (13) Truszkowski, Jerzy 9 (6) Trzciński, Łukasz 1 (28); 9 (62,64); 31 (19, 21-25) Trzeciakowski, Zbyszko 8 (44) Trzewikowska, Ewa 29 (81) Tsukahara, Takuya 3 (47-48) Turine, Gael 28 (78) Tunbjörk, Lars 7 (44); 19 (10) Turpault, Alain 20 (49-53) Tymiński, S. 2 (52) Tyszkow, Leonid 34 (75) U Ulatowski, Roman Stefan 17 (100-102, 104-105) Union, Körner 21 (62) Urban, Joao 30 (66) Urbańska, Beata 19 (128) V Vachez, Hervé 9 (56) Vadas, Erno 2 (55) Valiauga, Arturas 13 (7, 64-69) Varchola, Ivan 28 (11) Varnas, Adomas 10 (90-91) Vlčková, Tereza 26/27 (20); 34 (9-10, 12-13) Vitolins, Vilnis 35 (25) Volz, Wolfgang 30 (78-80) W Wacker, Tadeusz i Wiernicki, Andrzej 6 (78) Wajda, Marek 10 (79) Walker, Robert 5 (58-60, 61-62)
379
Wall, Jeff 9 (96); 18 (28-29, 3133); 24/25 (13) Wański, Tadeusz 9 (73); 14 (101) Wardak, Jerzy 18 (10) Warhol, Andy 4 (26-27) Warmuth, Torsten 8 (26-27) Waśko, Ryszard 11 (99) Watters, Hywell 11 (1, 12) Wawrzkowicz, Anna 19 (53-55) Wąsowski, Brunon 7 (67) Weegee 30 (69) Weiss, Sabine 4 (20) Wełnicki, Grzegorz 37 (59-63) Wesely, Michael 33 (40-41) Wesołowski, Leszek 5 (32-33); 17 (92) Węgrzyn, Michał 2 (49); 9 46) Węgrzyn, Witold 2 (75) Weimann, Gisela 22 (74) White, Charlie 12 (78-80) White, Josh 36 (102) Wiaderek, Karolina 6 (63) Widienin, Oleg 32 (25-26, 2829) Wieczorek, Antoni 14 (103) Wieczorek, Bartek 30 (85); 33 (21-22, 24-27) Wiedemann, Pascale 28 (79) Wiercińska, Marta 36 (78) Wierzbicki, Jerzy 6 (52); 10 (96); 15 (17); 20 (60-63); 29 (103); 37 (53-56) Wieteska, Wojtek 12 (119) Wilczyk, Wojciech 6 (40-41); 15 (17); 19 (43-47); 29 (84-87); 34 (30, 32-35) Wilkowski, Marcin 7 (70)
Willert, Petr 34 (93) Wilmann, Artur 28 (88) Wilmer, Sarah 39 (114) Winter, Nicholas 18 (51-55); 32 (1, 11-15) Witkacy 17 (77) Witkiewicz, Stanisław 13 (9) Witkin, Joel-Peter 1 (42); 38 (43-51) Włodarski, Marek 13 (7) Włosik, Franciszek 19 (129) Włostowska, Justyna 12 (120) Wojciechowski, Gorazd 1 (40) Wojciechowski, Krzysztof P. 2 (45-47, 66); 3 (78); 4 (16, 18); 7 (66); 9 (86); 13 (108) Wojnar, Radosław 6 (74) Wojnarowski, Piotr 7 (87) Wojnecki, Stefan 1 (10-12, 64); 7 (4); 9 (6); 19 (82) Wolanin, Paweł 36 (83) Wolcott, Marion Post 12 (4, 7477) Wołokitin, Artem 24/25 (57-61) Wołyńska, Maria 7 (52-55) Wołyński, Piotr 1 (17); 2 (28); 5 (22-27); 8 (43); 13 (9) Worobiew, Jelena i Wiktor 20 (8) Woś, Stanisław J. 2 (1-2); 7 (30); 8 (19); 17 (31-35) Woźniakowski, Tomek 4 (5051); 8 (24-25) Wójcik, Piotr 38 (105-113) Wroński, Janusz 6 (63) Wroński, Jerzy 1 (17) Wróbel-Kulik, Brygida 15 (83) Wrześniowski, Bartek 26/27 (5)
380
Zgoła, Krzysztof 1 (7-9) Zhao, Renhui 36 (9, 11-18) Zhenqing, Jiang 26/27 (14) Zieliński, Krzysztof 15 (16); 16 (142); 18 (17-21); 33 (29-31, 33) Zieliński, Michał 37 (79) Zieliński, Wiesław 7 (64) Zielony, Tobias 23 (13) Zika, Thomas 17 (43-45, 47) Zimowski, B. 2 (57-58) Zineb, Sedira 11 (16) Zjeżdżałka, Ireneusz 5 (68-69); 12 (116); 14 (90); 20 (10-11); 21 (15); 22 (10); 23 (10, 16, 17); 24/25 (16-17, 18, 107); 26/27 (9, 23, 25, 27, 29, 30, 31, 33, 35, 36, 39, 40, 41, 42, 43, 46-49, 51, 52, 55, 57, 59, 61, 63, 123) Zorka Projekt 26/27 (104) Zoszczak, Krystian 6 (73) Zurborn, Wolfgang 21 (65-69) Zwehl, Bettina von 13 (18-19) Zwierzchowski, Feliks 6 (76) Zych, Jan 5 (71) Zych, Magdalena 6 (71) Zygier, Grzegorz 24/25 (37-41) Zygmuntowicz, Andrzej 10 (81) Zyguła, Dorota 30 (58)
Wygoda, Jerzy 6 (76) Wylie, Donovan 23 (14) Wypierowska, Edyta 14 (5, 6265) Y Yamamoto, Masao 30 (67) Yashiro, Toshihiro 7 (43) Yokomizo, Shizuka 34 (86) Yongliang, Yang 31 (1, 11-17) Yoshikawa, Naoya 1 (32-33); 9 (24-29) Z Zabarauskaite, Milda 38 (128) Zabłocki, Piotr 5 (45) Zacharewicz, Cezary 29 (1, 82); 30 (59) Zacharski, Kamil 39 (104-107) Zajączkowska, Karolina 36 (77) Zajfert, Przemek 4 (40) Zakrzewski, Tomasz 5 (29) Zaręba, Eta 8 (35) Zasępa, Marta 19 (128) Zastróżna, Joanna 4 (1-2); 12 (3, 53-55); 16 (79); 22 (35-37) Zawada, Albert 22 (65) Zawada, Filip 36 (75) Zawadzki, Wojciech 1 (56); 2 (38); 9 (8-13); 10 (85); 15 (15) Zbąska, Maria 1 (61); 38 (134) Zbylut, Agata 36 (107) Zdanowscy, Bolesława i Edmund 15 (101) Zdebiak, Antoni 6 (4-7) Zdęba, Łukasz 6 (61) Zeltiňa, Agnese 35 (24) Zénon, Sophie 30 (12, 14-15)
Ż Żak, Paweł 1 (63); 7 (28); 8 (1415); 11 (120); 16 (91); 22 (111); 26/27 (83-85) Żakowicz, Aleksander 4 (59, 61) Żubrowska, Ela 34 (79) Żurek, Leszek 17 (79-81)
381
Andrea Rosen Gallery, Nowy Jork 12 (80) Andrzejewska, Anita 15 (86) Andrzejewska, Ewa 10 (42) Araki, Nobuyoshi 10 (30) - „Fotografia”, wystawa „Archetyp fotografii. Joachim Froese, Grzegorz Przyborek, Ken Matsubara”, wystawa 34 (76) archiwa fotograficzne 28 (97) - Sekula, Allan Armory Week, festiwal sztuki współczesnej, Nowy Jork 36 (116) - „The Independent”, wystawa Art Forum Berlin, targi sztuki 19 (12) Arthus-Bertrand, Yann 9 (66) - rozmowa - „Ziemia z Nieba”, wystawa Artists Space, Nowy Jork 36 (58) „Asocjacje”, wystawa 7 (46) ASP, Poznań 1 (4); 2 (26, 41); 14 (104) Atget, Eugène 17 (95) Atkins, Marc 8 (46) - „Ekwiwalenty”, wystawa autochromy 8 (78) - początki koloru w fotografii automedializm 4 (30) - Poprawska, Magdalena - relatywizowanie widzialnego autoportret wielokrotny 38 (140) - „The History of European Photography 1900-1939” Avedon, Richard 11 (72) - portrety
INDEKS RZECZOWY „Kwartalnika Fotografia” Przy hasłach (lub nazwach i nazwiskach) podajemy numer kwartalnika, w którym dane hasło się pojawiło, oraz (w nawiasie) numery stron, na których zaczynają się teksty mające związek z danym hasłem. Jeżeli pod hasłem lub nazwą pojawiają się nazwiska lub inne informacje, znaczy to, że mają one ścisły związek z treścią danego hasła lub nazwy.
A Adair, Paul 22 (66) - „Przynęta”, cykl Ader, Bas Jan 23 (56) - „Fall”, wystawa afery i skandale 6 (50) AIPAD (The Association of International Photography Art Dealers), Nowy Jork 36 (115) Alison Jacques Gallery, Londyn 32 (59) analiza porównawcza twórczości 20 (89) - Atget, Eugène - Sander, August anamorfozy 5 (28, 31) - aparaty fotograficzne do zdjęć anamorficznych
382
Biblioteka Narodowa, Warszawa 4 (47) Bibliotheque nationale de France – Site Richelieu, Paryż 21 (28) Biennale FORMAT, Derby GB 37 (83) - „Right Here, Right Now”, projekt Biennale Fotografii Górskiej 3 (71) Biennale Fotografii i Sztuk Wizualnych, Liége 9 (85) Biennale Fotografii, Moskwa 9 (81) Biennale Fotografii, Poznań 2 (11, 38); 5 (45); 10 (76); 12 (6); 18 (12); 19 (12); 23 (21); 29 (102); 30 (72); 37 (77) Biennale Fotografii, Praga 31 (67) Biennale Sztuki, Wenecja 30 (60); 37 (74) Binder, Alexander 35 (79) Birgus, Vladimír 6 (12) „Blogspot”, wystawa 37 (86) - fotoblogi Błęcki, Paweł 31 (58) - „Skala szarości”, cykl Bogren, Martin 31 (34) - „Notes”, wystawa - rozmowa Bohdanowicz, Maciej 24/25 (62) - „Eros/Thanatos”, seria Boltanski, Christian 7 (65) Borgetto, Jacques 38 (62) Bornhöft, Kai 16 (28) Bouvet, Eric 39 (30)
B Bakhariew, Nikołaj 10 (24) Ballen, Roger 21 (28) - „Dans la chambre d'ombres”, wystawa Balmayer, Alain 19 (62) - „Alain Balmayer topographies”, książka Banaszkiewicz, Grzegorz 8 (36) Baranowski, Krzysztof J. 9 (44) - „Still Life”, wystawa - „Still Life II”, wystawa Barbara Gladstone Gallery, Nowy Jork 9 (31) Barthesa Rolanda czytanie 22 (86) - Śliwczyński, Waldemar Bator, Andrzej P. 18 (44) Baturo, Andrzej 11 (64) - „Między wierszami”, wystawa Bauhaus (Das Staatliche Bauhaus) 4 (5) - „Fotografia Bauhasu”, wystawa Beaton, Cecil 3 (4) Becher, Hilla i Berndt 3 (39, 41); 20 (54) Béchet, Jean-Christophe 39 (79) - „American puzzle”, wystawa i książka Beksiński, Zdzisław 11 (91) - fotografia i antyfotografia Bergmoser, Walter 11 (86) Beszterda, Wojciech 6 (30) Betancourt, Carlos 17 (58) bezwymiar iluzji 4 (24) - Olek, Jerzy
383
- Afganistan i nie tylko Bownik, Paweł 18 (70) - „Dziennik Robinsona Crusoe”, cykl Brand, Solange 28 (16) Bratkow, Siergiej 26/27 (73) - „Czasy bohaterów”, wystawa Bravo, Manuel Álvarez 13 (107) Brotherus, Elina 29 (55) - „The New Painting”, cykl Brzeziński, Andrzej 10 (56); 29 (72) Bujnowski, Jan 8 (38) Bułhak, Jan 8 (80) Buras, Marcin 38 (40); 39 (108) - felietony Burda, Peter 21 (72) Burkhart, Clayton 20 (64) - „Orfeusz schodzi do piekła”, wystawa Burtynsky, Edward 15 (60) Busza, Jerzy 4 (4) - „W kwiecie grzechu”, wystawa - „Wobec fotografów”, książka - „Wobec Fotografii”, książka - „Wobec odbiorców fotografii”, książka BWA, Bielsko-Biała 9 (4); 16 (6) BWA, Bydgoszcz 4 (47); 8 (68) BWA, Gorzów Wlkp. 2 (5) BWA, Jelenia Góra 1 (7); 3 (71); 19 (16) BWA, Katowice 15 (85) BWA, Wrocław 2 (33); 3 (5) BWA, Zielona Góra 5 (21) BWAiUP, Piła 10 (80)
Byrczek, Jakub 14 (44) C Caffery, Debbie Fleming 3 (6) Calangiu, Andrei Victor 15 (18) camera obscura 1 (38) Candrowicz, Krzysztof 36 (92) - rozmowa Carlsen, Asger 34 (15) - „Wrong”, cykl i album Carrillo, Trinidad 15 (54) Cartier-Bresson, Henri 2 (4) Castore, Lorenzo 8 (70) - „Szczęść Boże”, projekt „Cecil Beaton. Dandys fotografii”, wystawa 3 (4) Centrum Komunikacji Kulturalnej, Kłajpeda 17 (88) Centrum Kultury „Łowicka”, Warszawa 6 (9) Centrum Kultury „Zamek”, Poznań 2 (11); 33 (96) Centrum Spotkań Europejskich Światowid 33 (97) Centrum Sztuki Współczesnej, Zamek Ujazdowski, Warszawa 2 (7, 45); 3 (65); 7 (65); 11 (6); 11 (80); 12 (11); 15 (48); 20 (9); 22 (50); 26/27 (102) Centrum Sztuki Żydowskiej, Kraków 4 (47) Chaberek, Jerzy 8 (72) Chao, Song 14 (20) - „Górnicy”, wystawa Charbonnier, Jean Philippe 2 (61) - Żukowski, Władysław
384
„Cheese”, estońskie czasopismo fotograficzne 35 (25) Chmielewski, Rafał 20 (72) Chojnacki, Piotr 13 (70) Chrzanowski, Artur 11 (68) Cichosz, Krzysztof J. 3 (18) „Cielesność Ciała”, wystawa 5 (38) „City Views”, wystawa 15 (9) Cook, Ray 24/25 (28) Crewdson, Gregory 37 (28) - archeolog porannej pory CSW Łaźnia, Gdańsk 34 (76); 35 (108) Cumbers, Yevonde 8 (10) cyklografia 20 (13) - fotografia otworkowa Cywińska, Ania 36 (86) Czarnecka, Agnieszka 36 (111) - rozmowa czas w fotografii 7 (24) „Czas w fotografii – czas fotografii”, wystawa 8 (12) Czekalska, Tatiana 9 (50) Czekmieniew, Aleksander 3 (49) Czigany, Akos 38 (78) - „Darwin online”, projekt
- „Metropoli project” Decyk, Sławomir 20 (12) Dekada Fotografii, Kraków 15 (10); 21 (10) Depardon, Raymond 3 (42) Descamps, Bernard 11 (22) Díaz, Esteban Pastorino 35 (63) „Dlaczego dzisiaj fotografia?”, konferencja 5 (46) Dłubak, Zbigniew 13 (3); 14 (38); 21 (76) Dmitruk, Małgorzata Maria 33 (64) - „Ogród rozkoszy ziemskich”, cykl „Dokumenta 11”, wystawa 9 (77) - Kassel „Świat nie przedstawiony. Dokumenty polskiej transformacji”, wystawa 38 (132) Dolnośląskie Centrum Fotografii „Domek Romański”, Wrocław 1 (4); 6 (23); 21 (56) Domański Marek 7 (8) Dom Aukcyjny Polswiss Art 16 (7) Dom Fotografii, Liptovsky Mikuláš 23 (44); 24/25 (17) Dom Fotografii, Poprad 1 (37); 3 (57); 6 (25) Donald, David 12 (60) „DoNosy – Polska 1980-89 oczami czołówki poznańskich dokumentalistów”, wystawa 31 (74) „Dotyk poznania”, recenzja 6 (60)
D Dados, Zdzisław 12 (70) - „Powrót do Kansas City”, cykl Dailleux, Denis 5 (72) Daszewski, Michaił 23 (34) - „Zatopiony czas. Rosja 19621992”, wystawa Davies, John 14 (74)
385
DOU, Oleg 31 (47) - „Digital Dreams of Human Body”, cykl Drew, Marian 30 (38) - „Martwa natura”, cykl „Droga za Słońcem”, projekt 9 (93) Drtikol, František 14 (50) Dubiel, Sławoj 6 (48) Ducruet, Diane 22 (18) Dudek-Dürer, Andrzej 17 (10) Duński Instytut Kultury, Poznań 8 (17) „2 x 8”, wystawa 4 (40) Dworek Sierakowskich, Sopot 22 (34) XX wiek w fotografii polskiej z kolekcji Muzeum Sztuki w Łodzi 22 (16) - wystawa w Japonii - rozmowa z K. Jureckim Dziekoński, Sebastian 21 (52)
Emin, Tracey 30 (8) „Erozja”, projekt międzynarodowy 17 (86) etos fotografii 15 (80) etyka w fotografii 12 (110) Europejski Konkurs Fotografii, Szwajcaria 2 (19) - Konopka, Bogdan - Żak, Paweł Europejski Miesiąc Fotografii, Berlin 28 (71) „Existence”, wystawa 8 (16) „Exposed: Voyeurism, Surveillance and the Camera”, wystawa 34 (85) Europejski Miesiąc Fotografii, Berlin 22 (11) F Fabricius, Anna 22 (38) - „Roomsaints”, cykl Federek, Marcin 39 (90) - „Razem i osobno”, wystawa Feininger, Andreas 34 (82) - „Andreas Feininger: Nowy Jork, lata czterdzieste”, wystawa Felten, Christine 29 (46) - idea Caravana Obscura Ferguson, Jessika 6 (32) - fotografia otworkowa Ferrandis, Guy 11 (56) Festiwal Fotodokumentu, Poznań 28 (77); 31 (75); 32 (86); 38 (25) Festiwal Fotografii, Herten 7 (26, 31) - Miesiąc Fotografii w Zagłębiu Ruhry
E „Efekt czerwonych oczu. Polska fotografia XXI wieku”, wystawa 26/27 (102) „Ego Documents. Autoportret między dokumentem a inscenizacją”, wystawa 28 (79) „Egzystencje. Polska fotografia awangardowa drugiej połowy lat 50.”, wystawa 19 (80) Ekholm, Juha Allan 13 (30) Eliasson, Olafur 32 (36) - „Typologie”, cykle Elíasson, Nökkvi 32 (65) - „Deserted farms”, cykl
386
Festiwal Fotografii, Kowno 38 (129) Festiwal Fotografii Otworkowej, Kostrzyn n/Odrą 1 (39) Festiwal InterFoto, Moskwa 10 (74) Festiwal Sztuka i Dokumentacja, Łódź 33 (86) Festiwal Sztuki Filmowej „Prowincjonalia”, Września 15 (9) Festiwal Sztuki Wizualnej „inSPIRACJE”, Szczecin 23 (11); 29 (100); 33 (82); 36 (106); 39 (111) Ffotogallery, Cardiff 14 (74) FIAP (Międzynarodowa Federacja Sztuki Fotograficznej) 7 (56) Fink, Larry 7 (6) Flechtner, Thomas 17 (48) - „Snow”, książka Florkowski, Andrzej P. 7 (2); 23 (40) - „Boże Ciało”, cykl FOMA Gallery, Hradec Králove 21 (72) Forecki, Mariusz 3 (62); 16 (10) - „Pasja życia”, wystawa - „Blue box”, projekt FotoArtFestiwal, Bielsko-Biała 17 (7); 18 (75); 19 (10); 31 (71) Fotobiennale, Moskwa 16 (86) FotoFest, Houston 9 (81); 20 (10); 33 (84) Fotofestiwal, Łódź 36 (92) Foto-Galeria Nowohuckiego Centrum Kultury, Kraków 5 (71)
Fotogalerija Stolp, Maribor 30 (17) fotografia a obraz trupa 35 (28) fotografia a światy równoległe 38 (40) „Fotografia bez przeszłości”, wystawa 5 (53) „Fotografia – dialog spojrzeń”, dyskusja 33 (112) fotografia elementarna 2 (23) - Olek, Jerzy „Fotografia i amerykański sen”, wystawa 9 (74) - fotografia USA1840-1940 fotografia i jej teoria 23 (81) fotografia i komputer 9 (58) fotografia i matematyka 9 (87) - „2 do potęgi n”, wystawa „Fotografia i przestrzeń”, wystawa 1 (4, 7) fotografia i śmierć 35 (113) fotografia kolekcjonerska 31 (76); 33 (99) - projekt i wystawa fotografia otworkowa 1 (38, 39); 6 (32, 34) fotografia postmedialna 7 (4); 8 (42, 45) „Fotografia Republiki Weimarskiej”, wystawa 5 (4) fotografia w Bydgoszczy 8 (68) fotografia w dyskursie artystycznym 7 (11) - „Transgerssion – Ein fotografischer Diskurs”, wystawa fotografia w epoce cyfrowej 5 (41) - „Krystalizacje”, wystawa
387
„Fotografia wileńska 18391939”, wystawa 1 (4) fotografia w literaturze, ujęcie metaforyczne 21 (90) fotografia w Macedonii 8 (40) fotografia w okupowanej Warszawie 4 (54) fotografia zmasowana 1 (51) „Fotograficzna Publikacja Roku”, konkurs 30 (81); 33 (98) - „Wydawnictwo f5” fotografowanie prawosławia 21 (80) FotoKunst, wystawa 7 (36) „Foto: Modernity in Central Europe, 1918-1945”, wystawa 26/27 (111) Fotomuseum, Antwerpia 16 (84) Fotomuseum Winterthur, Szwajcaria 21 (63); 26/27 (75); 33 (10); 36 (58) „Fotorealizm”, wystawa 14 (86) fotomonotypie 2 (49) - Szczerek, Michał - Węgrzyn, Michał Frąckowiak, Maciej 28 (20) - niewidzialnemiasto.pl, projekt Fréger, Charls 34 (40) - rozmowa Frey, Magdalena 21 (34) - „Polnische Küche”, wystawa Frose, Joachim 23 (44) - „Rhopography”, cykl Fundacja Archeologia Fotografii 33 (119)
G Gaála, Miklos 13 (54) Galeria Asymetria, Warszawa 30 (45); 36 (109) Galeria Awangarda BWA, Wrocław 1 (27); 4 (43); 5 (14, 67); 6 (47); 7 (39); 8 (8, 49); 16 (7); 24/25 (84) Galeria Bezdomna, Gdańsk 10 (78) Galeria „Camera Obscura”, Paryż 3 (9); 9 (18) Galeria „Château d'Eau”, Tuluza 10 (16) Galeria Czarna, Warszawa 36 (111) Galeria 2piR, Poznań 19 (43) Galeria Działań, Warszawa 7 (46) Galeria Engram, Katowice 19 (24) Galeria Espace Beaurepaire, Paryż 20 (68) Galeria FF (Forum Fotografii), Łódź 1 (7, 55); 2 (26, 67); 3 (5, 37); 4 (4); 5 (57); 6 (71); 8 (47, 58; 66); 9 (4, 45); 12 (53); 14 (57); 22 (25); 35 (91); 39 (64) Galeria Fiducia, Ostrawa 39 (64) Galeria Fotografii B&B, BielskoBiała 2 (66); 11 (64) Galeria Fotografii pf, Poznań 1 (55); 2 (5, 33, 38, 67); 3 (5, 64); 4 (8, 45, 47); 5 (5); 7 (41); 8 (17, 49, 66); 12 (91); 16 (40); 19 (16); 20 (24, 37); 23 (36); 24/25 (84, 96); 28 (43); 29 (57, 103)
388
Galeria „Foto-Medium-Art”, Wrocław 1 (4); 2 (23) Galeria GN, Gdańsk 4 (36) Galeria Grafiki i Plakatu GP, Warszawa 3 (48) Galeria Image, Aarhus 10 (84) Galeria Klubu Żak, Gdańsk 35 (108) Galeria Korytarz, Gdańsk Wschód 6 (52) Galeria „Korytarz”, Jelenia Góra 1 (56); 2 (68) Galeria LETO, Warszawa 34 (22) Galeria LWS, Paryż 38 (71) Galeria Międzynarodowego Centrum Kultury, Kraków 2 (56) Galeria Miejska „Arsenał”, Poznań 1 (4); 2 (11, 60); 10 (80); 29 (103); 33 (97) Galeria & Muzeum Fotografii Cyklop, Gdańsk 2 (61) Galeria Okno, Słubice 14 (61); 18 (78); 26/27 (125) Galeria ON, Poznań 2 (65); 9 (45); 16 (60) Galeria „Paleta”, Charków 7 (68) Galeria Pankow, Berlin 5 (39) Galeria Passage du Désir, Paryż 20 (64) Galeria Pauza, Kraków 32 (45) Galeria PERMAFO, Wrocław 2 (13); 3 (29) Galeria Promocyjna, Warszawa 18 (40)
Galeria Prowincjonalna, Słubice 5 (21) Galeria Pusta, Katowice 1 (6); 2 (68); 3 (22); 8 (66); 15 (86); 24/25 (84) Galeria Refleksy, Warszawa 39 (91) Galeria Sztuki Wozownia, Toruń 16 (7); 18 (40); 21 (35); 29 (94) Galeria Sztuki Współczesnej „Bunkier Sztuki”, Kraków 3 (39); 5 (48); 6 (44); 7 (51); 8 (75); 10 (38); 36 (102) Galeria u Jezuitów, Poznań 2 (11) Galeria Wejście, Warszawa 32 (17) Galeria „Wirydarz”, Lublin 9 (94) Galeria Zderzak, Kraków 14 (88); 18 (16) Galeria ZPAF i S-KA, Kraków 36 (112) Galerie ALB, Paryż 30 (13) Galeria Pionowa, Gdańsk 35 (108) Galerie Poller, Frankfurt 17 (47) Gałęzia, Grzegorz 13 (36) Ganieva, Lucia 34 (56) - „Zachód sławy”, cykl - „Żelazne muły”, cykl Ganis, John 21 (42) Garcin, Gilbert 8 (20) Gardulski, Bolesław 12 (91) Gardulski, Marek 19 (16) Garstea, Victor 24/25 (78) Gawryś, Jolanta 28 (38) - „Da-sein”, cykl
389
- „W ciele ofiary 1969-2008”, wystawa Grill, Christoph 30 (17) Grochowiak, Michał 36 (21) - „Truth Study Corner”, cykl Groński, Aleksander 24/25 (98) - „Okraina”, cykl Grupa „Łódź Kaliska” 1 (4, 40) Grupa Zero-61 1 (2, 4); 3 (10) Grzeszykowska, Aneta 36 (48) - rozmowa Gudzowaty, Tomasz 7 (48); 38 (6) Gueneau, Laurent 10 (32) Gursky, Andreas 24/25 (20) Gustowska, Izabella 23 (22) Guszczin, Wadim 12 (66) Gutkowski, Tomasz 36 (112) - rozmowa
Gdynia w przedwojennej fotografii 18 (93) Gierałtowski, Krzysztof 10 (48) Giusti, Francesco 33 (58) - „Hotel Industria”, cykl - „Clandestino”, cykl - „Ladies & Gentlemen”, cykl Gladiełow, Aleksander 4 (9) - „Le Monde Diplomatique”, czasopismo Gliwickie Towarzystwo Fotograficzne 1 (5) Gliwicki Miesiąc Fotografii 2627 (125) „Glob-All?”, wystawa 16 (76) „Głębia płaskiego”, projekt 14 (61) - Buchwald, Kurt - Olek, Jerzy Gniotek, Agnieszka 24/25 (110) - rozmowa Goldin, Nan 11 (6); 12 (10) - „Devil's playground”, wystawa Golec, Leszek 9 (50) Gomulicki, Maurycy 35 (68) - „Fúnebre”, cykl Gonzales, Mark 29 (37) Gorczyński, Grzegorz 32 (97) - „Szlachetna Inicjatywa”, projekt Graff, Agnieszka 8 (52) Grandowicz, Agnieszka 20 (74) graniczność fotografii 6 (28) Green Gallery, Warszawa 26/27 (54) Grigorescu, Ion 29 (88)
H Hamburger Bahnhoff, muzeum 26/27 (107) Hanania, Estelle 38 (52) Harper, Jessica Todd 21 (16) Hartwig, Edward 1 (54); 14 (6, 91) Hasselblada nagroda 5 (76); 9 (96); 15 (8) - Sugimoto, Hiroshi - Wall, Jeff - Becher, Bernd i Hilla Hejke, Krzysztof 4 (33) Henson, Bill 21 (48) Henttonen, Markus 15 (24) Hermanowicz, Mariusz 7 (32); 28 (56) Hiller, Karol 12 (81)
390
- „Karol Hiller 1891-1939. Nowe widzenie”, wystawa Hilty, Andreas 4 (48) - „New York, sweet and sour”, wystawa Historia Fotografii Europejskiej wieku XX, projekt badawczy 28 (110) Hnatiuk, Maciej 6 (2) Holmgren, Camilla 20 (24) „Hotel Polonia. Budynków życie po życiu”, wystawa 28 (84) Howalt, Nicolai 17 (62) - „Boxer”, cykl Hueckelserafin, grupa fotograficzna 18 (40) - Hueckel, Magda - Serafin, Agata Hueckel, Magdalena 33 (44) - autoportrety - Cykl REM Huez, Mathieu 20 (78) Hugo, Pieter 37 (60) Hulewicz, Paul 20 (68) Hunter, Tom 32 (42)
Imago Mundi, fundacja 31 (20) Imiela, Anna 21 (38) - „Nie lubię siebie na zdjęciach”, cykl Imoto, Reiko 24/25 (82) - „Dreamscapes”, wystawa Ingólfsson, Gudmundur 15 (32) „in memoriam”, wystawa 2 (65) „Inspiracje. W świecie fotografii Haliny i Leonarda Idziaków”, wystawa 29 (96) Instytut Francuski, Warszawa 31 (99) Instytut Goethego, Warszawa 4 (5); 5 (5) Instytut Polski, Bratysława 4 (18); 39 (64) Instytut Polski, Paryż 8 (4); 14 (66) Instytut Słowacki, Warszawa 4 (45) Instytut Sztuki WSP, Zielona Góra 2 (26) International Photography Research Net 34 (93) - SETSE, seminarium i projekt „Interpretować fotografię”, sesja naukowa 24/25 (17) Ion, Răzvan 13 (48) Isakov, Sergiej 38 (71) - „Vorkuta”, wystawa „itd”, ilustrowany magazyn studencki 36 (123) Ivanova, Ivana 24/25 (72) - „Pejzaże literackie z WC”, cykl
I Ijken, Jan van 11 (52) ikonologia fotografii 7 (74) iluzja w fotografii 2 (26) - Wołyński, Piotr Images au Centre, festiwal 7 (42) - Sanner, Pierre IMAGES ' 2000, Szwajcaria 3 (26) - Vevey (festiwal fotografii, filmu i multimediów)
391
- „Photographers' Network”, kolekcja Keung, So Hing 15 (68) Kever, Nadia 15 (72) Kędzierska, Dobrochna 2 (50) - „Taka była Polska”, wystawa - „Zakazane zdjęcia”, wystawa Kędziora, Anna 32 (70) - „Summer Beach”, cykl „Kielecka Szkoła Krajobrazu”, wystawa 9 (90) Kikai, Hiroh 10 (53) Kippin, John 4 (12) - „Nostalgia for the Future”, książka Kiritsis, Kostas 15 (40) Kizny, Tomasz 3 (60); 11 (61) - rozmowa „Klatka”, akcja fotograficzna 7 (70) - Wrocław Klatka, Grzegorz 30 (30) - „Kierowcy”, cykl Kočan, Robo 4 (44) kodachrome 36 (128) Kollár, Martin 11 (36) kolor w fotografii 5 (74) - Jan Szczepanik Komorowski, Piotr 5 (50); 16 (44) Komorowski, Tomasz 9 (36) Konfrontacje Fotograficzne, Gorzów Wielkopolski 1 (45); 9 (88); 15 (90); 33 (95) Konkurs Polskiej Fotografii Prasowej 2003 12 (9) Konopka, Bogdan 2 (19); 3 (77); 8 (4); 15 (93); 33 (5)
J Jablonka Galerie, Kolonia 4 (26) „Ja – inni. Autoportret fotografii”, wystawa 19 (16) Jama, Waldemar 10 (36) Jaroszewska, Izabela 5 (56) - „My dreams”, wystawa Jeleniogórska Wszechnica Fotograficzna 2002, Przesieka 8 (76) Jelski, Michał 32 (16) - „Chrzest”, wystawa Jędrzejewska, Ewa 12 (90) - instalacja fotograficzna Jirásek, Václav 8 (48) - „Z tradycją w tle. Fotografowie z Pragi”, wystawa Joly, Jean-François 2 (8) Jórczak, Andrzej 7 (66) - wspomnienie Jurecki, Krzysztof vs Mazur, Adam 11 (116) - polemika „Jutro jest dzisiaj”, wystawa 1 (4) K Kacyzne, Alter 10 (86) Kałwak, Jerzy 39 (52) - felieton polityczny Kardasz, Helena 16 (94) Kawecka, Agata 13 (78) - fotograficzne odciski piersi Kawęcki, Piotr 14 (56) - „Linia”, wystawa Keïta, Seydou 12 (42) Kellner, Thomas 24/25 (88); 34 (91)
392
- „Szary Paryż”, wystawa - „Cassel”, książka - „De rerum natura”, książka - „Bogdan Konopka. Fotografie”, książka Konsulat Generalny Stanów Zjednoczonych, Kraków 34 (84) „Kontakty. Czas przełomu – Przełom czasu”, wystawa 1 (4); 3 (21) Korine, Harmony 29 (37) Korzeniecka, Katarzyna 5 (49) Koudelka, Josef 3 (34) Kowalczyk, Sylwia 20 (30); 36 (68) - rozmowa Krajewska, Zuza 33 (20) - rozmowa Krajewski, Kacper M. 7 (62) „Krajobraz Górski”, wystawa jubileuszowa 5 (71) - Międzynarodowy Konkurs Fotograficzny im. J. Sunderlanda 1980-2000 Kramarz, Andrzej 35 (46) - rozmowa Krassowski, Witold 10 (4); 39 (24, 122) - fotoreportaż z Afganistanu - „Pieśń na wyjście...”, album Krawiec, Georgia 33 (34) - rozmowa o współczesnej niemieckiej fotografii „Krąg 24”, organizacja 7 (64) Křenek, Jiří 16 (16) Krone, Hermann 1 (49) Król, Henryk 7 (78) - montaże fotograficzne
Królikarnia, Warszawa 23 (75) Krupieńczyk, Agnieszka 24/25 (66) - „Siatkarki/siatkarze”, cykl Krzemiński, Włodzimierz 11 (48) Księgarnia fotograficzna f5 16 (8) Kubala, Sławomir 9 (40) Kucharski, Marian 16 (40) Kuchta, Czesław 11 (76) Kuciak, Danuta 19 (24) Kühl, Reinhard 5 (18) - „Still_life Reinharda Kühla”, wystawa Kula, Paweł 12 (86); 23 (50) - „Epicentrum‟, cykl Kulawiak, Magdalena 17 (90) - „Torzeniec”, cykl Kuliebiakin, Nikołaj 20 (42) Kulik, Zofia 30 (24) - „Desenie”, cykl Kułtyszkin, Igor 15 (36) Kunsthalle Basel, Bazylea 23 (58); 29 (93) Kunstmuseum Basel, Bazylea 24/25 (23) Kunstmuseum, Berno 28 (81) Kunsthaus, Zurych 19 (56) Kunstlerhaus, Wiedeń 7 (14) Kurowiecki, Jan 5 (63) - „Fotografia, jako zjawisko estetyczne”, książka Kurtzweill, Tove 4 (46) - „Moment”, wystawa Kuszela, Maciej 34 (62) Kuś, Violetta 5 (55) Kuzniecowa, Nadieżda 18 (64)
393
- „Archeologia fotografii. Prace z lat 1941-2005”, książka Libera, Zbigniew 15 (95); 32 (90) - rozmowa - prace z lat 1982-2008, wystawa „Life is a Story”, wystawa 23 (22) Light, Michael 32 (46) - „100 słońc”, projekt Liksztet, Marek 5 (66) - „Notatki AQUA, LA FIN DE L'UISINE”, wystawa LL, Natalia 7 (15); 9 (42); 13 (80, 83); 16 (6, 7); 17 (82); 23 (79) - rozmowa - „Podsumowania”, wystawa - „Sztuka konsumpcyjna”, wystawa Lokajski, Eugeniusz 30 (81) - „ppor. Eugeniusz Lokajski ps. Brok”, album Long, Jennifer 16 (50) Lookout Gallery, Warszawa 39 (117) López, Nacho 23 (74) - „Milagros y Revelaciones”, wystawa Loulou, Didier Ben 10 (10) Lynch, Janelle 23 (28) - „River”, cykl
L „Lady Boss”, projekt 22 (30) - Hmiel, Viktor - Suhoveva, Elena Lang, Li 14 (26) - „The spirit of Yi”, wystawa Lange, Mårten 36 (41) - „Anomalies”, cykl Lauterlein, Eva 28 (42) - „Chimery”, wystawa Leblance, Laurence 16 (34) Lech, Andrzej J. 3 (23); 7 (40); 14 (6); 39 (64) - „Kalendarz szwajcarski. Fotografie z lat 1981-2001”, wystawa - „Andrzej Jerzy Lech. Cytaty z jednej rzeczywistości. Fotografie z lat 1979-2010”, wystawa - Kolekcja Wrzesińska Les Rencontres d'Arles, festiwal 21 (13) Leśniak, Janusz 5 (2); 29 (62) - „Mandala”, cykl Letnia Fotoszkoła, Lipotovsky Mikuláš 24/25 (16) Letnia Szkoła Fotografii, Poprad 1 (36); 3 (57); 6 (25); 21 (15) Lewandowski, Marek Janusz 35 (40) - rozmowa Lewandowski, Rafał 36 (109) - rozmowa Lewczyński, Jerzy 5 (11, 13); 19 (5, 84) - „Jerzy Lewczyński. Fotografie”, wystawa
Ł Łagodzki, Zbigniew 5 (6); 9 (68) - rozmowa
394
Mała Galeria ZPAF/CSW, Warszawa 1 (54); 2 (66); 3 (48); 6 (11); 8 (27); 11 (36) Mann, Sally 26/27 (64) Mańczak, Aleksandra 1 (21) Mańkowski, Maciej 8 (2) Marat, Dolores 18 (22) Marczak, Michał 21 (70) Marecki, Ignacy 39 (40, 48) - fotografowanie w Afganistanie, czyli wojna na zdjęcia - pierwsza ofiara Martin-Gropius-Bau, Berlin 26/27 (109) Martyniszyn, Ewa 16 (56) - monidła Massinger, Véronique 29 (46) - idea Caravana Obscura Maszkin, Nikita 29 (30) - „Time of a Fall”, cykl Matsubara, Ken 24/25 (42) Maximishin, Sergey 38 (24) - „Imperial Palast. 20 years after”, album Mazur, Adam 18 (87); 29 (84); 38 (132); 39 (129) - „Układ scalony polskiej fotografii”, tekst problemowy - polemika - „Świat nie przedstawiony”, tekst kuratorski - „Galernicy wrażliwości. O najnowszej fotografii polskiej”, tekst problemowy McDonald, Anne Arden 21 (22) McElroy, Aaron 37 (14) - „Traces”, cykl medium fotografii 6 (42)
- fotografia subiektywna - fotografowie poszukujący Łapiński, Jerzy 3 (13) Łata-Wrona, Katarzyna 4 (62) Łojewska, Anna J. 39 (54) - blog antywojenny - rozmowa z Jackiem Kuroniem Łódzkie Towarzystwo Fotograficzne 1 (48) „Łódź fotografii”, wystawa 14 (66) - Paris Photo, targi Łódź Kaliska 11 (96) M Maciak, Paweł 10 (60) Macků, Michal 13 (10) „Made in Hungary. Fotograficy węgierscy 1919-1956”, wystawa 2 (54) Madejska, Agata 36 (65) - rozmowa Maiofis, Gregori 28 (32) Maison Européenne de la Photographie, Paryż 34 (75) Majak, Katarzyna 10 (62); 16 (60); 29 (94) - „Rooms”, wystawa - „Usadowienie”, wystawa Maksymowicz, Katarzyna 37 (65) - „Miasto”, cykl „Malerei mit Licht und Pixeln”, wystawa 4 (41) Malik, Jaroslav 12 (30) Mała Galeria GTF, Gorzów 4 (47)
395
Miesiąc Fotografii, Paryż 4 (20); 8 (4) Miesiąc Fotografii, Tallin 38 (127) Miesięcznik „Polska” 34 (96) „Między nami”, wystawa 10 (80) Międzynarodowa Fotoscena, Kolonia 22 (76) Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków 34 (84) Międzynarodowe Dni Fotografii, Plovdiv 22 (10) Międzynarodowy Festiwal Fotografii, Łódź 15 (11); 18 (10); 21 (11); 23 (13); 26/27 (10); 30 (70); 33 (78); 38 (125) Międzynarodowy Festiwal Fotografii, Ping Yao 14 (18) Międzynarodowy Festiwal Fotografii Młodych, Jarosław 34 (79) „Między widzeniem a wyobraźnią”, wystawa 6 (71) Mikołajczak, Łukasz 28 (92) - lomografia Mikołajczyk, Antoni - wspomnienie 2 (64) Milach, Rafał 37 (20) - „7 pokoi”, książka Miller, Karolina 22 (44) - „Pożegnanie z S.”, projekt Miller, Krzysztof 39 (10) - sylwetka - fotoreportaż z Afganistanu Misiorny, Dawid 38 (86) Misonne, Leonard 26/27 (116) - piktorializm Mitka, Aleksander 9 (47)
- Potocka, Maria Anna McGinley, Ryan 32 (58) - „Moonmilk”, wystawa „Medium jako medium”, wystawa 6 (62) - Wyższe Studium Fotografii ASP, Gdańsk metafizyka a prawda w estetyce fotografii 22 (81) metaforyczne idee 3 (10) - Robakowski, Józef Metropolitan Museum of Art, Nowy Jork 11 (72) „Mexicolis”, wystawa 3 (6) - Caffery, Debbie Fleming miasto w polskiej fotografii powojennej 15 (12) Michajłow, Borys 15 (48) Michałowska, Marianna 6 (20) „Mieć i stracić (To have & to lose)”, projekt 29 (98) „Miejsca wspólne”, wystawa pedagogów ASP Poznań 17 (92) miejsce fotografii artystycznej 13 (104) Miejska Galeria Sztuki, Częstochowa 8 (13) Miejska Galeria Sztuki, Łódź 17 (75) Miesiąc Fotografii, Bratysława 1 (42); 4 (15, 18); 7 (72); 14 (8); 22 (14); 24/25 (14); 28 (67); 32 (79); 35 (102) Miesiąc Fotografii, Kraków 9 (2); 10 (53); 14 (6); 21 (10); 23 (13); 26/27 (16); 30 (67); 33 (80); 36 (102); 38 (121)
396
- bromo-gumy Mitura, Andrzej 37 (46) - „Przyjaciele”, cykl Moers, Denny 3 (16) Moniatowicz, Janusz 8 (57) monotypia fotograficzna 3 (16) - Moers, Denny Moon, Sarah 18 (56) Morawetz, Gabriela 17 (24) Morrisroe, Mark 36 (56) - „Mark Morrisroe”, wystawa Moucha, Josef 4 (35) Mukhin, Igor 38 (27) - „Moskwa dwutysięczna”, cykl Müller-Pohle, Andreas 18 (34) - „Face Codes”, cykl Musée d'Art Moderne Lousiana, Dania 10 (16) Musée de l'Elysée, Lozanna 36 (64) Museum Modern Art, Hunfeld 10 (73) Musiał, Maciej 2 (63) - wspomnienie Muzeum Czechowicza, Lublin 34 (50) Muzeum Dziedzictwa Fotograficznego, Paryż 9 (74) Muzeum Historii Fotografii, Kraków 2 (57); 3 (5, 44); 4 (5); 5 (53); 7 (39); 10 (87); 17 (23) Muzeum Historii Miasta Poznania, Ratusz, Poznań 3 (70) Muzeum J. M. Petzvala, Słowacja 3 (68) Muzeum Narodowe, Poznań 1 (4); 23 (22)
Muzeum Narodowe, Warszawa 19 (80) Muzeum Narodowe, Wrocław 1 (4, 5); 4 (8); 8 (57); 9 (4) Museum of Modern Art, Nowy Jork 39 (88) Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego, Bydgoszcz 1 (2) Muzeum Okręgowe, Jelenia Góra 3 (71) Muzeum Regionalne im. Dzieci Wrzesińskich, Września 5 (69); 30 (69) Muzeum Sztuki Współczesnej, Łódź 1 (4, 5); 5 (17, 60); 9 (4); 12 (81); 19 (20) Muzeum Śląskie, Katowice 29 (96) Muzeum Ziemi Lubuskiej, Zielona Góra 8 (66) N Nadbałtyckie Centrum Kultury, Gdańsk 4 (47); 33 (112) Narodowe Muzeum Fotografii, Kopenhaga 26/27 (64) National Gallery of Art, Waszyngton 26/27 (111) Nawrot, Irena 22 (24) - „Fotodermy 2”, wystawa Neshat, Shirin 9 (31); 26/27 (78) Newman, Arnold 10 (16) - „Arnold Newman – mistrz portretu”, wystawa Newton, Helmut 28 (46) - „Fired”, wystawa
397
„Niektóre rzeczy widzialne i niewidzialne”, album multimedialny 33 (90) „Niektórzy myślą, że jesteśmy brzydcy”, wystawa 36 (74) Nielipiński, Władysław 28 (106) - rozmowa „Nieoczywiste”, dialog artystyczny 18 (78) - Charyło, Magdalena - Krause, Dorothy Simpson „Nieoczywiste 2009”, wystawa prac dyplomowych 31 (60) - UAP Poznań „Nieoczywiste 2010”, wystawa prac dyplomowych 34 (70) - UAP Poznań „Nieoczywiste 2012”, wystawa prac dyplomowych 39 (118) - UAP Poznań nieoczywistość introwertyczna 37 (69) niepowtarzalność w sztuce 22 (79) „Nieskończoność dalekich dróg. Podpatrzona i podsłuchana Zofia Rydet A.D. 1989”, film 1 (5) - Różycki, Andrzej Nimcova, Lucia 28 (10) Ningde, Wang 14 (32) - „Zdążając do jeszcze ciemniejszego miejsca”, wystawa Noniewicz, Marek 13 (76) - kamera „paczka” Noorderlicht 2008, festiwal 28 (75) Norfolk, Simon 36 (30) - „Całkowita dominacja”, cykl
Nowacki, Janusz 3 (2); 28 (53) - „Pod kopułą lasu”, cykl „Nowa fotografia rosyjska 19912010”, wystawa 34 (73) „Nowa sfera. Sztuka chińska”, wystawa 15 (8) „Nowe Życie. Nowy Dokument‟, wystawa 33 (92) „Nowi dokumentaliści”, wystawa 22 (50) nowy medializm 1 (34) O obiekty fotograficzne 6 (68) - światłortrety (portrety źródeł światła) obraz negatywowy 20 (83) - rozważania teoretyczne - Berdyszak, Jan obrazy cyfrowe bez kamery 8 (67) obrazy fotomorficzne 3 (52) - Szurkowski, Leszek obrazy medialne 4 (38) - Świętek, Andrzej - Wojnecki Stefan „Obrazy pojmane”, wystawa 1 (4) Obrąpalska, Fortunata 2 (59); 16 (8) „Od Syberii do Cyberii”, wystawa 1 (4) - Kwie-Kulik OFOTO Gallery, Szanghai 31 (11) Olaf, Erwin 19 (20); 29 (66) - „Viritas Splendor. Fotografie z lat 1988-2003”, wystawa
398
- „Fall”, cykl Olearka, Paweł 34 (68) - „Animals”, cykl Olek, Jerzy 2 (23) Omulecki, Igor 31 (53) - „Sauna”, cykl Opton, Suzanne 39 (36) - twarze wojny Orłowska, Anna 36 (69) - rozmowa Orzechowska, Patrycja 5 (34); 13 (40)
„Pasażerowie”, wystawa 3 (60) - Kizny, Tomasz Patrimoine Photographique, Paryż 10 (16) „Pęknięcia, ku symulacji”, wystawa 1 (4, 10) Pawłow, Eugeniusz 4 (28); 7 (68) - „Skrzypce”, cykl - „Nie wrzeszcz!”, wystawa Pedan, Misza 16 (23) Pedrosa, Idalina 23 (24) - fotografia z telefonu komórkowego „Pejzaż po trzech dziewiątkach”, wystawa 1 (46) „Pejzaż z końca wieku”, wystawa 2 (36) Pepe, Dita 9 (14) Photokina , Kolonia 4 (22); 22 (76); 35 (106) Piasecki, Marek 31 (86) - fotografie, miniatury, reportaż Pierzchała, Jakub 32 (30) - „Poświaty”, cykl 5shots (dawniej 5klatek) 38 (24) „Piękno Ziemi Śląskiej”, wystawa 14 (96); 16 (103, 106) - polemika Pijarski, Krzysztof 24/25 (94); 30 (45) - „eks-pozycje”, wystawa - „Dłubak – Źródła”, seria Piłsudski, Bronisław 12 (99) - fotografie ludu Ajnu Pirilä, Marja 31 (39) - „Mówiący dom”, cykl - fotografia otworkowa
P Pabis, Dominik 8 (58) Palma, Luis G. 17 (36) pamięć fotografii 2 (34) - Przymuszała, Witold „Pamięć obrazów”, wystawa 1 (4) - Przyborek, Grzegorz Pankiewicz, Agata 7 (21) Państwowa Galeria Sztuki, Sopot 1 (15) Papara, Maciej 5 (9); 6 (18) - „BLACOUT”, wystawa - „Hamburg die zeitlose Stadt”, wystawa - „Tatry”, wystawa Parfianok, Włodymir 17 (54) - „Persona non grata”, cykl Paris Photo 2009 32 (74) Paris Photographique 20 (68) Paris Photo, targi 14 (70); 36 (109, 113) Parr, Martin 6 (8); 19 (36) - „Home and Abroad”, wystawa
399
Pisuk, Maciej 37 (36) - rewiry warszawskiej Pragi Płocka Galeria Sztuki 9 (60) płytka strefowa (zone plate) 11 (114) początki konceptualizmu w fotografii polskiej 16 (99) pocztówka i historia 13 (100) Podgórska, Agnieszka 30 (52) Pokrycki, Przemysław 35 (56) - śmierć i rytuały Polak, Wiktor 16 (64) Polakowski, Andrzej 34 (48) - „Pożegnanie taboru” , wystawa Polesie w fotografii 37 (108) polska fotografia dokumentalna, przyczynek 26/27 (121) polska fotografia lat 1960-2000, spojrzenie z Rosji 21 (83) polska fotografia lat 30. 15 (100) - w stronę nowoczesności, epizod „Polska Fotografia Prasowa '99”, wystawa 1 (28) polska fotografia reklamowa 7 (80) - rys historyczny „Polska fotografia w świecie II” 1 (4, 53) - Łyczywek, Krystyna polski fotomontaż XX-lecia międzywojennego 13 (95) „Poławiacze snów/Dream Divers”, wystawa 39 (115) postimperialna fotografia w Moskwie 16 (68)
Power, Mark 35 (8) - „Melodia dwóch pieśni”, cykl „Poznań w fotografii Romana Stefana Ulatowskiego”, wystawa 17 (100) Poźniak, Marek 6 (10) „Prawdziwe możliwe”, wystawa 1 (4, 13) prawo autorskie a fotografia 29 (111); 30 (78) Prażmowski, Wojciech 8 (28) - „Biało-czerwono-czarna”, książka prefotografia 8 (18) PROFILE '2000, Międzynarodowe Warsztaty Fotograficzne, Skoki 2 (41) - Wojnecki, Stefan PROFILE '2002, Warszawa 9 (92) „Przemiana etosu fotografii w jej mit”, konferencja 14 (104) „Przeszłość w teraźniejszości”, wystawa 6 (10) przestrzenie mentalne fotografii 6 (53) „Przestrzeń i obraz”, wystawa 3 (39) „Przenikanie”, wystawa 4 (15) Przyborek, Grzegorz 1 (18); 9 (58); 29 (78) - rozmowa Przybyłko, Marcin 19 (48) Przypkowski, Tadeusz 11 (106) Pyrlik, Maria 5 (36) pytanie o teorię fotografii 23 (83)
400
Ruff, Thomas 14 (11) Rumiancew, Daniel 9 (38) Rusznica, Łukasz 35 (100) - „Zdjęcia z pogrzebu”, cykl Rutkiewicz, Iwo 34 (22) - „Wszystkie rzeczy, które mam”, cykl Rycerska, Jolanta 37 (98) - rozmowa Ryniewicz, Jakub 29 (74) Rytka, Zugmunt 3 (36); 33 (103) - Strzemiński, Władysław - „Neurony i Żywioły”, wystawa Rzeźniacki, Zbyszko 1 (59) - wspomnienie
R Ray, Man 12 (103); 26/27 (109) „Real foto”, album 28 (24) „Reality Check”, wystawa 13 (16) „Realne fantazje”, przegląd nowej fotografii w Szwajcarii 21 (60) re-fotografia w Polsce 11 (100) - archeologia fotografii „reGeneration2”, wystawa 36 (64) Reich, Jan 2 (31) „Relacje”, wystawa 1 (37) Remeikyte, Jurgita 13 (60) - metafotografia Rencontres de la photografie, Arles, festiwal 10 (64); 24/25 (10); 31 (62) retusz w fotografii 31 (93) - historia fotograficznego mitu Richter, Gerhard 23 (68) - fotorealizm „Robotnicy”, wystawa 2 (6) Robakowski, Józef 30 (56) - rozmowa Rodczenko, Aleksander 26/27 (109) Rogiński, Szymon 29 (16) - „Projekt UFO”, cykl Rogoziński, Henryk 15 (11) Rolke, Tadeusz 4 (18) - „Powroty”, wystawa Różycki, Andrzej 17 (18) - „Chodzę swoimi drogami”, wystawa Rubinstein, Eva 11 (3, 42); 24/25 (48)
S Sak, Jacek 24/25 (107) - rozmowa Salgado, Sebãstiao 2 (6) Salomon R. Guggenheim Museum, Nowy Jork 26/27 (111) Sammallahti, Pentti 9 (18) Sander, August 7 (58) Sander, Ralf 11 (82) Saudek, Jan 5 (15) - „Jan Saudek, Fotografie”, wystawa Sawczenko, Igor 20 (18) - „Photo Manifesto”, książka Schlabs, Bronisław 26/27 (96) Schmidt, Marian 6 (57); 10 (46) Schmidt, Suzanne 8 (51) Schüepbach, Hannes 29 (92) - „Stills and Movies”, wystawa Sekcja Fotografia Nowe Media 8 (30)
401
- Okręg ZPAP, Kraków Sekcja SHOWoff 2012 38 (123) Sekula, Allan 19 (28); 32 (88) - „Polonia i inne opowieści”, wystawa self-publishing, cz. 1 37 (113) Sempoliński, Leonard 18 (82) - „Robię tylko dokumenty”, wystawa Sexton, John 12 (36) Sherman, Cindy 12 (106) „Short Stories. Aspekty narracyjne współczesnej fotografii”, wystawa 16 (80) - fotograficzne opowieści Sidibé, Malick 18 (74) Šigut, Jiři 8 (64) - „Zapisy”, wystawa Sikora, Grzegorz Marek 19 (78) Sikora, Tomek 19 (74) - „Przejrzystość rzeczy”, wystawa Sikorski, Radosław 39 (9) - „Prochy świętych. Afganistan, czas wojny”, fragment książki Simon, Taryn 39 (82) - „A Living Man Declared Dead and Other Chapters”, książka i wystawa Skąpski, Łukasz 12 (88) Skoczylas, Małgorzata 28 (28) - „Horyzonty”, seria Skoglund, Sandy 31 (26) Smaga, Jan 36 (48) - rozmowa Smith, Eugene W. 11 (110)
- „Dream street”, wystawa Solak, Aneta 26/27 (92) solarigrafia 8 (60); 20 (12) - fotografia otworkowa Sornik, Jadwiga 31 (82) - wrocławska fotoarcheologia „Społeczne dyskursy sztukifotografii”, konferencja naukowa 28 (104) sport w propagandzie i fotografii lat 30. XX wieku 13 (88) Spotkania w Arles, festiwal 16 (90) Spotkania Fotograficzne w Bamako, festiwal 11 (10, 20) - fotografia afrykańska Springer, Filip 33 (76) - „Park”, cykl Stakle, Alnis 13 (24) Stara Galeria ZPAF, Warszawa 2 (5); 3 (22); 6 (4); 29 (95) Starkey, Hannah 29 (24) Starmach Gallery, Kraków 4 (26); 10 (30) Stary Browar – Galeria Słodownia, Poznań 17 (94); 19 (74); 29 (95); 34 (72) Stawiński, Maciej 12 (56) Stępiński, Maciej 29 (42) - „Go with peace”, cykl „100 fotografii”, wystawa 1 (4) „150 lat fotografii w Hiszpanii”, wystawa 10 (82) stopklatka zamiast migawki 29 (115) Štreit, Jindřich 7 (16) Struk, Janina 37 (93) - rozmowa
402
- „Holokaust w fotografiach”, książka struktura chwili w fotografii 19 (87) Studziński, Kamil 26/27 (86) - „Dis is it”, cykl - „Prześwit”, cykl styczeń w Sydney 23 (10) Sudek, Josef 22 (56) - „Dialog z ciszą”, wystawa Sudziński, Marcin 33 (70) - „Ojciec”, cykl „Sukienka”, wystawa 33 (96) Sutkus, Antanas 15 (76) Swosiński, Rafał 34 (36) - „Górka Klasztorna”, cykl Sympozjum Fotografii VII, Koniecpol 7 (20) - Wydział Wychowania Artystycznego WSP, Częstochowa - Żakowicz, Aleksander Sympozjum Fotografii VIII, Koniecpol 13 (9) - miejsce fotografii szachownicowa logika fotografii 24/25 (102) „Szare w kolorze”, wystawa 3 (12) Szlaga, Michał 9 (33) - autoportret inscenizowany „Sztuka a globalizacja”, sympozjum w Łagowie 13 (9) „Sztuka z Azji Centralnej”, projekt 20 (8) Szubin, Dmitry 20 (36) - „Two Projects”, wystawa Szymańczyk, Józef 4 (56) - oblicza wsi poleskiej
Szymańska, Marta 36 (92) - rozmowa Szyryk, Marek 6 (38) - fotografia i haiku Ś ślad ciała w fotografii 4 (59) - Tomaszczuk, Zbigniew „Śląskie inspiracje krajobrazowe”, wystawa 29 (96) śląskie rydwany 2 (39) Śliwa, Maria 7 (60) Ślusarczyk, Andrzej 6 (23); 29 (52) - „Wałbrzych – Powidoki”, wystawa - „Strefa osobista”, cykl „Świadek: Anzaï”, wystawa 10 (38) „Świat” , tygodnik 33 (107) - fotoreportaż w prasie śmierć fotografii tradycyjnej 35 (96) Światkowski, Józef 4 (52) „Światłoczułe. Kolekcje fotografii w Muzeum Narodowym w Warszawie”, wystawa 32 (82) Świerszcz, Agnieszka 21 (70) T „Tabula rasa”, instalacja 15 (40) Taptik, Ali 29 (10) - fotografia jako dokument Tarasiewicz, Urszula 32 (52); 39 (123) - „Fototapety”, projekt - Nowe Legendy Miejskie, projekt i album
403
targi sztuki 28 (62) - Berlin, Paryż, Warszawa Tate, Jordan 39 (94) - „New Work”, cykl - „Gamut Warning”, cykl Tate Modern, Londyn 34 (85) techniki szlachetne 6 (18) - guma teoria fotografii historycznie 23 (84) teoria sztuki a fotografia 23 (88) The Scottish National Gallery of Modern Art, Edynburg 26/27 (115) Thorn-Thomsen, Ruth 6 (34) - fotografia otworkowa Tichy, Miroslav 19 (56) „Tillmans, Wolfgang – Lighter”, wystawa 26/27 (107); 38 (95) - rozmowa „Tirol Transfer”, wystawa 15 (9) Titarenko, Aleksiej 11 (30) Tomaszczuk, Zbigniew 3 (44); 12 (18); 21 (54) - „Sweet Polska”, cykl - „Paralaksa czasu”, cykl Tomaszewski, Tomasz 12 (22) Tomczyk, Piotr 17 (70) - „Weryfikacja tożsamości”, cykl „Transgresja”, wystawa 35 (91) - Hueckel, Magda - Krawiec, Georgia Transfotografia 2010, festiwal 35 (108) Transphotographiques, Lille, festiwal 10 (68); 16 (8); 23 (18); 26/27 (19); 30 (64); 35 (108)
- Konopka, Bogdan - Śliwczyński, Waldemar Treacy, Danny 33 (53) - „Them”, cykl Treigys, Remigijus 12 (46) Tretter, Anna 4 (42) - „Małe domki przystanków autobusowych. Podróż”, instalacja fotograficzna Trzcianka 7 (67) - konkurs fotograficzny „Portret” Trzciński, Łukasz 31 (18) - „Nowa Europa”, projekt Trzeciakowski, Zbyszko 5 (28) - anamorfozy „Trzeci Wymiar”, wystawa 2 (26) 30 lat Galerii Forum Fotografii 28 (82) Tsukahara, Takuya 3 (47) - „Ocean jako fantazja”, wystawa - „Kaktusowa fantazja”, wystawa - „101 Madonn”, książka Turpault, Alain 20 (48) U ulica górnośląska w fotografii 8 (54) - ASP, Katowice - Jama, Waldemar V Valiauga, Arturas 13 (64) Varnas, Adomas 10 (88)
404
„Widzieć siebie‟, wystawa 22 (72) Wieczorek, Bartek 33 (20) - rozmowa Wierzbicki, Jerzy 6 (52); 16 (8); 20 (60); 37 (52) - „Robotnicy na bliskim wschodzie”, cykl Wilczyk, Wojciech 6 (40), 19 (42); 29 (84); 34 (31); 38 (115) - „Czarno-Biały Śląsk”, dokumentalny projekt - „Życie po życiu”, cykl - „Niewinne oko nie istnieje”, wystawa - rozmowa - starzy dokumentaliści Winter, Nicholas 18 (50); 32 (10) Witkacy 17 (76) - „Portret wielokrotny” Witkin, Joel-Peter 38 (42) - „Piekło albo niebo”, wystawa „W norweskim lesie”, wystawa 15 (8) Wojciechowski, Krzysztof P. 3 (78) „W Oknie i za Oknem”, projekt 26/27 (125) „Wokół dekady. Fotografia polska lat 90”, wystawa 9 (4) „Wokół Jana Bułhaka (18761950). Fotografia na świecie i w Polsce” 19 (12) - sesja naukowa Wolcott, Marion Post 12 (74) Wołokitin, Artem 24/25 (56) - „Złoty podział”, cykl
VISA POUR L'IMAGE, Perpignan 19 (70) - festiwal fotodziennikarstwa Villa Stuck, Monachium 36 (58) Vlčková, Tereza 34 (8) W Walker, Robert 5 (58, 61) - fotografia uliczna - „New York Inside Out”, książka - „Siła koloru”, rozmowa Wall, Jeff 18 (28); 24/25 (13) Warhol, Andy 4 (26) - „Polaroidy”, wystawa Warmuth, Torsten 8 (26) Warsztat Formy Filmowej 3 (65); 11 (96) wartościowanie w fotografii 7 (5) Wawrzkowicz, Anna 19 (52) WBPiCAK 17 (90) Wełnicki, Grzegorz 37 (58) - „Guhit ng Palad”, cykl Wesołowski, Leszek 5 (32) Węgrzyn, Michał 9 (46) „Where Three Dreams Cross: 150 Years of Photography from India, Pakistan and Bangladesh”, wystawa 33 (10) White, Charlie 12 (78) Whitechapel Gallery, Londyn 33 (10) Wideryński, Mariusz 37 (102) - rozmowa Widienin, Oleg 32 (24) - „Trasa powrotna”, książka
405
Wołyńska, Maria 7 (52) Wołyński, Piotr 5 (22); 28 (86) - rozmowa Woman Kraft Gallery, Tuscon, Arizona 16 (77) „World Press Photo 2001”, wystawa 8 (74) „World Press Photo 2002”, wystawa 11 (7) Woś, Stanisław J. 2 (2); 17 (30) Wójcik, Piotr 38 (104) - rozmowa - „Romowie”, cykl - „Bezprizorni”, cykl „W poszukiwaniu szczęścia”, wystawa 33 (97) współczesna fotografia łotewska 35 (16) wydruk cyfrowy, dylematy 34 (102) „Wyobraź sobie...”, wystawa pokonkursowa 9 (94) „Wyspy widzialności”, wystawa 1 (47) Woźniakowski, Tomek 4 (50); 8 (24) „W pogoni za deszczem”, wystawa 7 (48) „Współczesna fotografia słowacka”, wystawa 2 (45) Wypierowska, Edyta 14 (62) Wystawa ZPAF Okręgu Wielkopolskiego 29 (95) Wyższa Szkoła Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa, Poznań 28 (77); 31 (75) - Festiwal Fotodokumentu
Y Yongjin, Luo 31 (10) Yongliang, Yang 31 (10) Yoshikawa, Naoya 9 (24) Yours Gallery, Warszawa 31 (34); 32 (47) Z Zacharski, Kamil 39 (105) Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa 3 (12); 13 (3); 18 (86); 22 (59); 32 (88, 90) Zagórki, Kazimierz 19 (91) - „Afryka w fotografiach Kazimierza Zagórskiego”, wystawa założyciele i nestorzy ZPAF 9 (71) Zamek Książąt Pomorskich, Szczecin 4 (47) „Zanikanie”, wystawa 11 (80) Zastróżna, Joanna 4 (2); 12 (52) Zawada, Albert 22 (62) - „Moje kochane coś”, cykl Zawadzki, Wojciech 9 (8); 38 (115, 118) - polemika z W. Wilczykiem „Zatrzymani w spojrzeniu. Wielkopolan album rodzinny. Fotografie do roku 1919”, wystawa 3 (69) - Niziołek, Andrzej Zdebiak, Antoni 6 (4) - „Ja tu byłem”, wystawa zdetronizowane malarstwo (fotografia) 9 (54) - Castant, Alexandre Zénon, Sophie 30 (11) - „In case we die”, wystawa
406
„Zrobione w Polsce. Współczesna fotografia otworkowa”, wystawa 23 (62) „Z tradycją w tle. Fotografowie Pragi”, wystawa 6 (45) Zurborn, Wolfgang 21 (64) Zygier, Grzegorz 24/25 (36) - „TWOONE”, cykl Zygmuntowicz, Andrzej 9 (61) - rozmowa o fotoreportażu
Zhao, Renhui 36 (8) Zieliński, Krzysztof 18 (16); 33 (28) - „Pałac”, cykl Zika, Thomas 17 (42) - „bathers”, cykl Zjeżdżałka, Ireneusz 5 (68); 26/27 (9, 22, 32, 37, 42, 44, 50, 53, 54, 56, 58, 60, 62, 63) - „Bez atelier. Portrety dzieci wrzesińskich”, wystawa - Śliwczyński, Waldemar - Grupa Twórcza „Wrześnica” - „Strefa buforowa”, wystawa „Zmiana ról”, projekt 36 (80) „Zofia Rydet (1911-1997). Fotografie”, wystawa 1 (5) - Busza, Jerzy - Czartoryska, Urszula
Ż Żak, Paweł 8 (14); 26/27 (82) - „Słodki poniedziałek i inne martwe natury”, seria „Żołnierze wyklęci – antykomunistyczne podziemie zbrojne po roku 1944”, wystawa 1 (4) Żurek, Leszek 17 (78) - „Moje ogrody”, cykl
407
Posłowie W grudniu 2014 roku spotkałem się we Wrześni z Waldemarem Śliwczyńskim mając w zanadrzu pytanie, jak zamierza (o ile coś w tej materii zamierza) domknąć nagle i pechowo przerwany projekt wydawniczy pod tytułem „Kwartalnik Fotografia”. Podczas godzinnej rozmowy pojawiały się różne, niekiedy bardzo atrakcyjne pomysły wydania czegoś na kształt 40 numeru „KF” podsumowującego 13 lat pracy nad tym czasopismem. Wyobrażaliśmy sobie na przykład, że ogólnopolskie środowisko fotograficzne (fotoamatorzy, zawodowcy, artyści, kuratorzy, galerzyści, krytycy, recenzenci oraz historycy i teoretycy fotografii) okaże się żywo zainteresowane tego typu publikacją, a jej druk można by zatem sfinansować z przedpłat potencjalnych nabywców. Opuszczając jednak krainę fantazji doszliśmy ostatecznie do wniosku, że to powinna być książka o „KF”, bardziej merytoryczna niż albumowa. W tym momencie z ust W. Śliwczyńskiego padło najważniejsze tego dnia pytanie: Kto to napisze? Waldek nie wiedział, że przyjechałem do niego z gotowym pomysłem na zawartość takiej książki i tylko lęk przed kompromitacją powstrzymywał mnie do tej pory przed wyjęciem asa z rękawa. Ale stało się. Wyłuszczyłem mu więc krok po kroku moją własną, niezwykle skromną, choć wymagającą sporego nakładu pracy ideę oraz metodę działań nad książką i jej zawartością. Chciałem, mówiąc krótko, przyjrzeć się fenomenowi kwartalnika, jego przemianom i trzynastoletniej historii. A zatem trzeba wyraźnie powiedzieć, że to ja przyszedłem z tym pomysłem do W. Śliwczyńskiego i to ja zobowiązałem się do napisania i zredagowania tej książki, nie licząc na żadne honorarium (bo przecież nikt jej u mnie nie zamówił) ani tym bardziej na to, że jej druk sfinansuje wrzesińskie Wydawnictwo Kropka. Ani wtedy, ani potem nie było o tym mowy. 408
Wiedziałem od początku, że muszę sobie z tym problemem poradzić sam. Waldemar Śliwczyński – za co jestem mu zwyczajnie wdzięczny – nie tylko wyraził zgodę na to, abym przyjrzał się jego działalności wydawniczej i redakcyjnej, ale także udostępnił mi nieznane wcześniej prywatne zapiski (rodzaj Dziennika Wydawcy) oraz sporo dokumentów redakcyjnych, bez których ta książka byłaby po prostu niekompletna. Przekazał mi także listę adresów do kilkunastu najważniejszych autorów i współredaktorów „KF”, z którymi postanowiłem rozmawiać o ich pracy na rzecz czasopisma. A jeśli chodzi o samą książkę, to niemal nie zajmuję się w niej rozpoznaniem, analizą i oceną materiału ilustracyjnego zamieszczanego na łamach „Kwartalnika Fotografia”, bo jest to materiał na osobną pracę i zupełnie inną publikację. Gdyby – idąc tym tropem – przyjąć terminologię fotograficzną dla opisu treści książki, którą właśnie przekazuję Czytelnikom, to trzeba by dla niej użyć określenia „płytka głębia ostrości”, ponieważ moja uwaga skupia się niemal wyłącznie na historii, zawartości i przemianach (merytorycznych, warsztatowych i organizacyjnych) zachodzących wewnątrz badanego czasopisma oraz na funkcji, roli i działaniach Wydawcy, którego postawa i rozliczne dylematy stały się nie tylko punktem odniesienia dla – niepełnego zapewne – oglądu o znamionach analizy krytycznej, ale i osią dramaturgiczną tego opracowania. Stąd też tytuł – „Bez przysłony”... I jeszcze jedno: książka ta jest m.in. owocem moich działań dydaktycznych (oraz wywiedzionych z nich refleksji), jakie prowadzę w poznańskim Instytucie Językoznawstwa UAM. Jestem tam wykładowcą kilku przedmiotów fakultatywnych, wśród których wiedza o mediach i wiedza o fotografii szczególnie bliskie są sprawom tej publikacji. Pracowałem nad nią przez cały rok 2015, na mnie też spada pełna odpowiedzialność za ewentualne usterki merytoryczne i techniczne, na jakie być może trafią Czytelnicy w trakcie lektury. 409
Spis treści Część I Skazany na sukces..., czyli jak być Wydawcą? . . . . . . . . .
5
Część II Waldemar Śliwczyński – rozmowa . . . . . . . . . . . . . . .
162
Marek Janczyk – rozmowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Krzysztof Jurecki – rozmowa ................. Witold Kanicki – rozmowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Daria Kołacka – wspomnienie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Bogdan Konopka – rozmowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Lech Lechowicz – rozmowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Elżbieta Łubowicz – wspomnienie . . . . . . . . . . . . . . . Katarzyna Majak – rozmowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Adam Mazur – rozmowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Marianna Michałowska – rozmowa . . . . . . . . . . . . . . . . Jakub Ryniewicz – rozmowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Maciej Szymanowicz – rozmowa . . . . . . . . . . . . . . . . Aleksandra Śliwczyńska-Kupidura – wspomnienie . . . Zbigniew Tomaszczuk – rozmowa . . . . . . . . . . . . . . . . Tomek Wojciechowski – rozmowa . . . . . . . . . . . . . .
199 204 223 235 238 252 255 259 262 270 273 276 285 292 298
410
ANEKS Paweł Dutko – wspomnienie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Andrzej J. Lech – rozmowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Władysław Nielipiński – wspomnienie . . . . . . . . . . . . . . Mateusz Palka – wspomnienie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Lech Szymanowski – wspomnienie . . . . . . . . . . . . . . .
305 306 320 323 325
Część III Wykaz książek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Antologia subiektywna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Indeks osobowy (autorzy tekstów ) . . . . . . . . . . . . . . . . . Indeks osobowy (autorzy fotografii i dokumentacji fotograficznej) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Indeks rzeczowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
328 339 352 359 382
Posłowie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 408
411
Fot. Justyna Arent KRZYSZTOF SZYMONIAK – urodził się w 1953 roku w Kępnie. Od roku 1969 mieszka w Gnieźnie. Od połowy lat 80. zawodowo związany z Poznaniem. Był ostatnim sekretarzem redakcji poznańskiego miesięcznika społeczno-kulturalnego „Nurt” (1986-1989), a potem, do roku 2003, pracował w poznańskim dzienniku „Głos Wielkopolski”. Laureat poznańskiego Medalu Młodej Sztuki z roku 1988 za reportaże literackie. Absolwent filologii polskiej UAM. Prozaik, poeta, fotograf, dziennikarz. Od roku 2000 – wykładowca akademicki. W Instytucie Językoznawstwa UAM uczy dziennikarstwa, twórczego pisania, wiedzy o mediach i wiedzy o fotografii. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich (SPP). W roku 2009 podjął współpracę z WBPiCAK w Poznaniu jako autor serii wydawniczej pn. Fotografowie Wielkopolski. Seria ta zawiera 25 publikacji. W latach 2012-2015 ukazały się trzy tomy jego esejów poświęconych sprawom fotografii pt. Fotografioły. Autor kilku indywidualnych wystaw fotograficznych, w tym m.in. pokazywanego w kilku miastach cyklu Gniezno, Konin, Sopot – Antywidokówki.
412