dizajn: typografia, grafika, wzornictwo - po polsku

Page 1

listopad 2011 cena 8 zł (w tym 5% VAT) ISSN 1552-8904

typografia

grafika

po polsku

wzornictwo


18 Folkdizajn

15 SET

11 Chcemy być nowocześni

11 EKSPO

9 Rozmowa z Agatą Dudek

7 Rozmowa z Moniką Czar

7 INTERWJU

5 AGENDA

4 Info

3 Z pamiętnika gorliwego grafika

2 INTRO / Edytorial

Kontents

listopad 2011


INTRO

Editorial Po polsku…dizajn! To była jedna z wielu dekadenckich rozmów na temat bezrobocia oraz braku jakichkolwiek perspektyw na życie. Siedząc na białych, plastikowych krzesłach ogrodowych, w PRL-owskim barze mlecznym, grupa zaprzyjaźnionych studentów wpadła na pomysł wydania czasopisma, którego pierwszorzędnym celem będzie ukazanie Polski różnorodnej, kreatywnej, pięknej. Takiej, w której sztuka użytkowa rozwija się prężnie i doceniana jest na całym świecie. Tak powstał Dizajn. Nasz miesięcznik opiera się na stabilnej konstrukcji pięciu działów głównych. Każdy numer rozpocznie INTRO. Znajdziemy w nim błyskotliwe felietony oraz ciekawostki branżowe. Następnie AGENDA, która poinformuje o najważniejszych konkursach, konferencjach, wystawach czy warsztatach. INTERWJU natomiast

zachęci do zapoznania się z sylwetkami jednostek wybitnych,a EKSPO obnaży przed nami relacje z najciekawszych wystaw. Całość zwieńczy SET, zawierający artykuły teoretyczne, rzucające światło na współczesną problematykę dizajnu. Większość magazynów projektowych skupia uwagę na pracach i trendach kreowanych przez twórców z całego świata, pomijając przy tym Polskę, traktując ją jako mniej znaczącą w świecie dizajnu. Nie możemy jednak zapominać o uzdolnionych rodakach, którzy nie zawsze potrafią przebić się przez grubą warstwę dizajnerskich mistrzów zza granicy. Tymczasem polskie projekty zaskakują pomysłowością i innowacyjnością, a my będziemy starali się o tym przekonywać na łamach Dizajnu.

reklama i promocja  Maja Sablewska

projekt graficzny pisma  Zbyszek Wodecki

druk  Drukarnia GudPejper, Wrocław

dtp, www  Krzysztof Ibisz

korekta  Wojtek Mann

redakcja tekstów  Majka Jeżowska

grafik  Zbyszek Wodecki

redaktorzy działów  intro – Krzysztof Krawczyk agenda – Katarzyna Cichopek interwju –I gnacy Maj ekspo – Tomasz Jacyków set – Radek Brzoza

redaktor naczelna  Urszula Celińska | celinska@dizajn.pl

nakład 4000 egz.

ISSN 1552-8904

redakcja  ul. Reja 69, 51-441 Wrocław tel. +48 70/234 65 34 fax +48 70/654 56 76 e-mail: redakcja@dizajn.pl www.dizajn.pl

projekt okładki: Agata Dudek

Dizajn: typografia, grafika, wzornictwo po polsku

Urszula Celińska

2


Z pamiętnika gorliwego grafika Zrobię grafikę za bułkę W zeszłym miesiącu mój serdeczny kolega zaprosił mnie do wzięcia udziału w facebookowej akcji Jestem ilustratorem – zrobię grafikę za bułkę. Wydarzenie to oczywiście było, jakże skuteczną, wirtualną prowokacją. Środowisko grafików zawrzało. I słusznie. Organizatorzy akcji apelują do wszystkich przedstawicieli wolnych zawodów, by ci nie pracowali za darmo i przed wykonaniem zlecenia podpisywali umowy Doskonale pamiętam czasy, kiedy jako młody NN (niewinny i naiwny) byłem wykorzystywany przez redaktorów do, jak je teraz nazywam – prac społecznych. Czasem trzeba było wykonać niewielki rysunek do gazety, najczęściej ilustrujący jakieś wydarzenie z ostatnich dni. Redaktorzy mówili wtedy: Zrobisz dla nas

źródło: facebook.com

kilka rysunków, nabierzesz doświadczenia! Nikt nawet nie pomyślał o tym, że za moją pracę należą mi się jakieś pieniądze. Natomiast wykonując ilustracje do książek nie raz słyszałem: W porządku, ale mamy kogoś kto zrobi to dwa razy taniej. Zupełnie nie rozumiem takiego traktowania. W końcu ilustrator to zawód jak każdy inny, co z tego, że niezależny. Od dłuższego czasu obserwuję napływ osób, które kończąc rozmaite kursy oraz studia podyplomowe podejmują się wykonania każdego zlecenia, a ich ceny nie są wygórowane. W końcu po to nauczyli się obsługi Photoshopa, żeby teraz zarabiać na tym pieniądze. Ulotki, plakaty – szybko i tanio! W niektórych przypadkach również wykształceni graficy nie ułatwiają sobie życia. Internetowe serwisy

dla freelancerów pełne są ofert drobnych fuch. Najczęściej dostaje je ten, kto wyceni się najtaniej. Ma to zdecydowany wpływ na postrzeganie młodych twórców przez oszczędnych prezesów firm. W świecie grafiki naprawdę ciężko jest się utrzymać, dlatego apeluję, aby znać swoją wartość i nie robić niczego wbrew sobie. Jeśli sami będziemy się cenić, docenią nas inni. Z drugiej strony nie nalezy popadać w skrajności. Napompowane ego i wiara w jedyny słuszny punkt widzenia nie są wskazane. Zatem na zakończenie – warto przypomnieć sobie znaczenie słowa pokora. Radzimir Wolski


Naczynia dla cateringu http://kabo-pydo.com/

INTRO

Info Projekt Katarzyny Borkowskiej został nagrodzony na VI Festiwalu Form Użytkowych we Wrocławiu. Jest to kompletne rozwiązanie przeznaczone na popularne bankiety koktajlowe. Podczas tego typu imprez odwiecznym problemem jest jednoczesne trzymanie talerza i kieliszka. Wcięcie w talerzu umożliwia zawieszenie kieliszka – dzięki temu zarówno talerz jak i kieliszek można trzymać w jednej dłoni. Druga ręka pozostaje wolna, zatem można bez żadnych utrudnień nakładać przystawki, trzymać widelec lub podać rękę rozmówcy. Kieliszek do wina oraz kieliszek do wody i soku są odpowiednio dopasowane do talerza. Gruba nóżka ułatwia chwytanie oraz przenosi środek ciężkości poniżej punktu zawieszenia. Kieliszek nie spadnie na ziemię, nawet gdy bardzo przechylimy talerz – dzieje się tak ze względu na odpowiednie dopasowanie średnicy wcięcia talerza i grubości nóżek kieliszków.

Mrs White

Mrs White to nowy font zaprojektowany przez Hipopotam Studio. Został stworzony z myślą o następnej książce nad którą pracują. Mrs White ma aż 818 glifów, bo zawiera cyrylicę, pełny zestaw kapitalików, sześć zestawów cyfr (nie licząc górnego i dolnego indeksu), masę ligatur i alternatywne znaki. Font do kupienia na stronie: www.myfonts.com

Książka Roku 2011 Polskiej Sekcji IBBY – kategoria ilustracje

W powyższej kategorii zwyciężyła Agata Dudek dzięki ilustracjom do książki Anny Czerwińskiej-Rydel Wędrując po niebie z Janem Heweliuszem (wydawnictwo Muchomor). Projekt graficzny zawdzięczamy Małgorzacie Frąckiewicz z Poważnego Studia.

4



Konkurs na system oznakowania bibliotek. Kierunek: biblioteka. dedlajn: 20.12.2011 @ http://stgu.pl/biblioteki

Międzynarodowa Konferencja Projektowa w Katowicach, 12–13 stycznia 2012 dedlajn: 20.12.2011 @ http://conference.aspkat.edu.pl/2012

Agrafa 2012 – Międzynarodowe Biennale Studenckiej Grafiki Projektowej dedlajn: 21 listopada @ http://www.asp.katowice.pl/

Tematem konkursu organizowanego przez Stowarzyszenie Twórców Grafiki Użytkowej (STGU) jest system oznakowania bibliotek w małych miastach i wsiach. Jego celem jest stworzenie uniwersalnego systemu identyfikacji bibliotek w przestrzeni oraz w ich wnętrzach. Dzięki temu każdy mieszkaniec czy przyjezdny jest w stanie łatwo dotrzeć do biblioteki, dowiedzieć się o jej ofercie, a na miejscu odnaleźć potrzebne informacje. Konkurs przeznaczony jest dla profesjonalnych projektantów, studiów reklamowych oraz studentów ostatnich lat uczelni projektowych w całej Polsce.

Wydział Projektowy ASP w Katowicach zaprasza do udziału w trzeciej edycji Międzynarodowej Konferencji Projektowej. Tematem wiodącym konferencji jest znaczenie badań naukowych w projektowaniu graficznym i wpływ projektu graficznego na przyswajanie wiedzy wynikającej z badań naukowych. Konferencji towarzyszy Agrafa – Międzynarodowe Biennale Studenckiej Grafiki Projektowej.

Wszechstronna prezentacja najnowszych dokonań z dziedziny szeroko pojmowanego projektowania graficznego. Udział w konkursie można wziąć w następujących kategoriach: identyfikacja wizualna, informacja wizualna, plakat autorski, projekty krojów pism, wydawnictwa, multimedia, prezentacja pracowni. W Biennale mogą zaprezentować się studenci i pracownie projektowe wyższych uczelni plastycznych z całego świata lub ich absolwenci z lat 2010–2011.

   Chcemy być nowocześni. Polski design 1955-1968 z kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie 22.11.2011-16.01.2012 Muzeum Techniki i Komunikacji – Zajezdnia Sztuki w Szczecinie, ul. Niemierzyńska 18a Celem wystawy jest ukazanie polskiego designu lat 1955-1968 i jego specyficznego stylu, nazywanego często stylem form organicznych. W czasie tym rozpoczął się także proces kształtowania zawodu projektanta i definiowania wzornictwa jako odrębnej dziedziny plastyki.

Wystawa Magdaleny Frankowskiej i Artura Frankowskiego (FONTARTE): FUTURE PERFECT 25.11.2011-14.01.2012 Galeria Design – BWA Wrocław, ul. Ruska 46

Must Have It – wystawa czasowa Kasi Kmity 5.12.2011-08.01.2012 Galeria Awangarda – BWA Wrocław, ul. Wita Stwosza 32

Future perfect – angielski czas przyszły dokonany – w idiomatyczny sposób oddaje złożony proces projektowania, uzależniony od aspiracji autora, oczekiwań odbiorcy i całego szeregu okoliczności, w które uwikłana jest realizacja konceptu. Każda realizacja ograniczona jest przesłankami obiektywnymi, pozwalającymi sprawdzić najbardziej szalony eksperyment. Jedną z nich jest czas, pomyślany zarówno jako deadline, jak i termin, w którym projekt ma szansę rzeczywiście zaistnieć. W tytule wystawy ukryte jest również pewne wyzwanie, którego treść zawiera się w inwersji słów: PERFECT FUTURE.

Kasia Kmita to wrocławska artystka, której twórczość podważa wszechobecne kody identyfikacji wizualnej. Kmita zasłynęła pracami łączącymi tradycję folkloru (wykonywane ręcznie wycinanki) z symbolami popkultury. Motywy ze świata mediów i reklamy zostały wykorzystane na tej samej zasadzie, na jakiej dawne artystki ludowe uwieczniały motywy z otaczającego je świata przyrody. Najnowszy projekt artystki oscyluje wokół problemu przemian estetycznych, które dokonały się w Polsce po 1989 roku.


Dosyć lukru!

rozmowa z Moniką Czar

Michał Żak

Monika Czar to postać nietuzinkowa. Dopiero obroniła dyplom na wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych, a w jej dorobku jest już kilka pozycji, cenionych na całym świecie. Kim jest ta młoda artystka, jak zaczęła się jej przygoda z ilustracją?

Pewnie od najmłodszych lat rodzina mówiła, że będzie pani artystką? Owszem nazywali mnie artystką, ale z niezwykłym przekąsem. Byłam uparta i miałam swoje zdanie na każdy temat. Uwielbiałam kombinować. Moją pasją było strzyżenie. Lalki miały asymetryczne cięcia, albo były całkiem włosów pozbawione. Pamiętam też, że pewnego razu wpadłam na pomysł ozdobienia białej koszulki na zajęcia wychowania fizycznego. Napisałam na niej: Einstein nie był koszykarzem. To była 4 klasa szkoły podstawowej. Nie lubiłam wf-u. Niepokorna dusza od małego. Jak na takie wybryki reagowali rodzice? Wychowywała mnie mama. Była dość surowa i choć wiele wymagała, to nigdy mnie nie hamowała. Dawała mi swobodę myślenia i wypowiedzi. Jestem jej za to bardzo wdzięczna. Czy mama również była uzdolniona plastycznie? Tak, moja mama skończyła liceum plastyczne w Jeleniej Górze, ale nigdy nie pracowała w swoim zawodzie. To ona zaraziła mnie pasją do ilustracji. Była autorką małych, domowych, ilustrowanych książeczek, które czytała mi wieczorami. Uwielbiałam je. To był niesamowity pomysł! Dzięki temu mam wyjątkową, unikatową kolekcję książek pisanych dla mnie i z myślą o mnie. Niesamowita pamiątka, swoim dzieciom też będę je czytać. Jakie były te książki? Inne. Zupełnie inne od tych z księgarni. Do łączenia kart mama używała kolorowych tasiemek, a w środku różnorodność technik! Poza tradycyjnymi farbami, do zdobień wykorzystywała wycinki z gazet, materiały,

a nawet guziki. Niektóre z nich są naprawdę pękate. A tematyka? Przeważnie moralizatorska. Mama sprytnie wykorzystywała postaci, które bezpośrednio odnosiły się do moich zachowań. To było jedno z jej narzędzi wychowawczych. Pani rysunki przedstawiają postaci o dziwnych proporcjach, często są wręcz...brzydkie. Skąd taki pomysł? Mam olbrzymie poczucie humoru, stąd chyba moja pasja do przedstawiania rzeczywistości na opak, w inny sposób. Poza tym karykatura doskonale rozwija wyobraźnię dzieci, a zależy mi na tym, żeby same mogły sobie zwizualizować opowieść, ja im to tylko ułatwiam, ale nie podsuwam gotowego obrazu. Jeżeli chodzi o brzydotę moich rysunków, z czym zgadzam się w zupełności, to uważam, że za dużo jest tego lukru w książkach dla dzieci. Wszystko jest słodkie i urocze, oczywiście w pastelowych barwach. A życie wcale takie nie jest. Mamy ludzi ładnych i brzydkich, ale w swoich rysunkach nie przyporządkowuję cech charakteru do fizjonomii. Mamy więc brzydkiego drwala Romana, który zaprzyjaźnił się z dzięciołem. To bardzo pozytywna postać, ale urodą nie grzeszy. W 2010 roku wydana została pani autorska książka „Basia i jej kółka”. Nie bała się pani opowiadać o niepełnosprawności? Tak, to bardzo delikatny temat. Wydawało mi się, że jest to potrzebne zarówno dzieciom jak i rodzicom, którzy nie zawsze potrafią uczulić je na ludzką krzywdę i nauczyć choć odrobiny empatii i tolerancji. To także książka dla dzieci niepełnosprawnych. Chciałam


Basia i jej kółka, Wydawnictwo Ulala, Wrocław 2010

Ma pani już jakieś plany związane z nowym projektem? Moim marzeniem jest zilustrowanie baśni braci Grimm. Zaraz po książeczkach mojej mamy, była to moja najczęstsza lektura. Dzisiaj rzadko się do nich wraca. Kopciuszka kojarzymy już tylko z wersją Disneya. Chciałabym nadać tym baśniom zupełnie innego charakteru. Mam nadzieję, że znowu zaskoczę. Oby pozytywnie!

INTERWJU

pokazać im, że są takie same jak inne dzieci i, że mogą mieć przyjaciół – bezinteresownych i oddanych. Napisała do mnie mama jednej z dziewczynek, która tak jak tytułowa Basia porusza się na wózku. Ponoć dziewczynka gdy zobaczyła książkę w księgarni radośnie krzyknęła: Patrz mamuś, w końcu coś o mnie!

8


Piecyk, czapeczka i budyń napisana przez Annę Onichimowską była jedną z pierwszych książek zilustrowanych przez panią. Co się czuje przeglądając taką książkę np. w księgarni? Szczerze? Otwieram książkę i myślę: Mogłam to zrobić inaczej. Mam tak za każdym razem. Widzę, że mogłam zastosować inną kompozycję, bohaterowie może powinni być inni... Zaczynam wyłapywać niedoskonałości i wydaje mi się, że jeśli ja coś widzę i mnie coś takiego w gotowej książce razi, to tym bardziej zobaczy to odbiorca. Czyje ilustracje są dla pani inspiracją? Wychowałam się na ilustracjach Stannego, Grabiańskiego, Strumiłły, Wilkonia czy Olgi Siemaszko. Do dziś mam do nich ogromny sentyment. Poza tym lubię twórczość Delphine Durand, Muriel Kerby, Sylvie Bessard, Henninga Wagenbretha, studia 123klan czy wielu innych rodzimych artystów.

Chyba niektóre z nich podbierała pani starszemu rodzeństwu? Nie mam starszego rodzeństwa. Książki z ich ilustracjami były w domu, mama mi je czytała. Stanny w ilustracjach do baśni Andersena robił na mnie traumatyczne wrażenie. Miałam tam swoje typy, które mi mama musiała przysłaniać czystymi kartkami, inaczej dostawałam ataków histerii. Bała się pani? Tak, najbardziej bałam się przerażającego metalowego słowika z trupią czaszką zamiast głowy. Do dziś, gdy na niego patrzę, zastanawia mnie ta forma. Mam też parę francuskich ilustratorek, które stanowią dla mnie bazę insipiracyjną, m.in. wcześniej wspomniane Durand, Kerba, Bessard. Bardzo podoba się to, co robią ludzie u nas w Polsce, ostatnio np. Jan Kallwejt, Rafał Szczepaniak czy Ada Buchholz.


Wyrzucanie swoich prac, to chyba nie jest najlepszy pomysł? Mama już mi zaczęła zabierać (śmiech). Ale na początku, zanim cokolwiek narysowałam, obok mnie leżała kupa podartego papieru. Mam impulsywną naturę, jak coś mi nie wychodzi, zaczynam się denerwować. Oczywiście jest nieco inaczej, gdy robię coś dla siebie, a inaczej, gdy coś do miasta. Wtedy narzucam sobie dyscyplinę, pewne ograniczenia. Wiadomo, że wydawcy nie wszystko zaakceptują, coś wydaje się im zbyt nowoczesne. A prawda jest taka, że nawet te nasze najbardziej awangardowe książki pokazane na Zachodzie stają się przeciętne. Ale wierzę, że to się zmieni, że znikną wszystkie ograniczenia. Książka powinna być przecież przedmiotem artystycznym, powinna oswajać dziecko ze sztuką.

O kurze, Wydawnictwo Czary Mary, Warszawa 2011

Co decyduje o tym, że odrzuca pani jakiś tekst? Nie dostaję aż tak dużo propozycji, żebym mogła je odrzucać. Zawsze ważne jest dla mnie, żeby tekst miał wyrazisty charakter, podobnie jak główny bohater, ważna jest dla mnie atmosfera tekstu. Nauczyłam się też, że wydanie książki to czasochłonny proces. Jest w nim czekanie na oferty oraz czekanie, aż coś się spodoba. To ogromna różnica między książką a ilustrowaniem prasy, co jest bardzo szybkie i sprawia mi frajdę.

W jaki sposób została pani wybrana do zilustrowania ksiąki Wrony i wąż Huxleya? Odbyło się coś na kształt castingu. Kilku grafików przedstawiło swoje propozycje i akurat moja zajawka tego tekstu się spodobała. To opowiadanie głęboko osadzone w epoce. Chciałam, żeby w ilustracjach odczuwało się charakter angielskiej prowincji, a jednocześnie żeby nie ocierały się o zbytni realizm. Widziałam angielskie wydanie tej książki, było dosyć realistyczne, nie chciałam tak. Czy są pani zdaniem różnice w ilustrowaniu dla dzieci i dla dorosłych? Nie mam takich rozgraniczeń. Dając dziecku książkę, trzeba się liczyć z tym, że ono zinterpretuje ją na swój sposób, tak jak będzie chciało. Uważam za niedobre zbytnie infantylizowanie książek dla dzieci, żeby wszystko było zgodnie z prawdą i zgodnie z naturą. To może być ważne, ale w przypadku słowników, atlasów, encyklo‑ pedii.

INTERWJU

Przed czym pani ucieka w swojej twórczości? Przed Barbie, przed pseudobogactwem, stylistyką naiwności, bezguściem, wszechobecnym różem, brokatem, tłoczeniami. Przed tym uciekam. I przed hiperrealizmem, bo wydaje mi się odtwórczy. Po prostu staram się go omijać, nie dotykać. Zdaję sobie sprawę, że ciągle mało zrobiłam, mało wiem... Co jakiś czas mam okresowe fascynacje. Jestem fanką różowego i okres różowy trwa u mnie pół roku, a potem następuje przeskok do ograniczonej palety barw, wybieram sobie tylko trzy kolory. Mam wysoko rozwiniętą krytykę w stosunku do tego, co robię. Zanim mi coś wyjdzie dobrego, drę papiery, wyrzucam je.

Czy jest coś, co chciałaby pani zilustrować? Robiąc dyplom, odkryłam że Gargantua i Pantagruel Rabelais’go jest tekstem z ogromnym potencjałem. Mam bardzo duży sentyment do poezji, do Jana Brzechwy i Juliana Tuwima. Lubię też absurdalną poezję angielską i opowiadania Rolanda Topora. Aktualnie skupiam się na moim dyplomie. Jest tam mnóstwo ciekawego materiału do zilustrowania. Co to będzie? Książka, w której wykorzystuję literackie cytaty z Gombrowicza, Różewicza, Rabelais’go, Prousta i innych, dotyczące kulinariów, celebracji jedzenia. Najpierw zilustruję dany cytat, podam jego pełne brzmienie, następnie na jego bazie zamieszczę przepis; wyszukuję je w różnych książkach kucharskich, portalach kulinarnych. Mam taki ambitny plan, że jak już zrobię sobie dwa egzemplarze autorskie na dyplom, to później będę z nimi chodzić. Może się jakiś wydawca zainteresuje.

10


Pamiętam szok, jaki przeżyłem oglądając zbiory wzornictwa przemysłowego zgromadzone w magazynach stołecznego Muzeum Narodowego. Niezwykła kolekcja, której drobniutkie fragmenty pokazywane były publicznie od czasu do czasu. No i doczekaliśmy się szerszej prezentacji. Na wystawę wybrano tylko produkty polskie i tylko te powstałe między 1955 a 1968 r. I słusznie. Bo był to bodaj najbardziej niezwykły okres w rozwoju polskiego dizajnu, który śmiało mógł wówczas rywalizować z zachodnim wzornictwem. Docenili to niedawno Brytyjczycy, pokazując wiele z owych produktów na wystawie „Design czasów zimnej wojny” w Victoria&Albert Museum. Właściwie trudno zarekomendować coś w szczególny sposób, bo rzeczy pięknych,

ponadczasowych i na owe czasy niezwykłych powstało wówczas mnóstwo. Od modernistycznej porcelany Lubomira Tomaszewskiego i Zofii Galińskiej, przez zaskakujące tkaniny Józefy Wnukowej i Alicji Gutkowskiej-Wyszogrodzkiej, po awangardowe meble Romana Modzelewskiego czy zadziwiające krzesła Marii Chomentowskiej czy Jana Kurzątkowskiego. A do tego ciekawie zaprojektowane urządzenia techniczne, szkło, plakaty. Ponad 180 obiektów, z których zdecydowaną większość sam bym chętnie ustawił w domu. Piotr Sarzyński

Chcemy być nowocześni. Polski design 1955–1968 Muzeum Narodowe w Warszawie

 wystawa czynna do 17 marca

Olgierd Rutkowski: model aparatu fotograficznego

Halina Jędrasiak: figurki Seksbomba


Plakat z 1967 roku

Olgierd Rutkowski: model aparatu telefonicznego

Roman Modzelewski: krzesła

Halina Jędrasiak: figurki Seksbomba

Roman Modzelewski: fotel

ď Ž


Miniony miesiąc upłynął pod znakiem folk- czy też etnodizajnu. W kilku miejscach równocześ­nie i niezależnie zakiełkowały takie same lub podobne pomysły. Były konkursy, warsztaty i wystawy, a na samym końcu pojawił się festiwal w Krakowie, który zamiast temat zamknąć i podsumować, otworzył dyskusję, co to jest folkdizajn? I choć dyskutowało kilka tęgich głów, etnografów, historyków sztuki i specjalistów od marki, po panelu odpowiedź nie była wcale bliższa niż przed nim.

Pierwsze było Muzeum Etnograficzne w Warszawie, które rozpisało konkurs na gadżet. Na tle innych ten zaświecił jasno. Proste pomysły, dobry przekaz, klarowne i łatwe do wdrożenia projekty, które niestety podzieliły chyba los wielu innych zwycięskich gadżetów, czyli trafiły na półkę oczekujących na fundusze. To frustrujące dla wszystkich. Dla twórców, dla tych, co konkurs ogłosili i zorganizowali, i dla tych, którzy po informacjach prasowych nabrali apetytu na wałki z kogutkowym wzorem. Nie znam odpowiedzi na pytanie, czy lepiej ogłaszać konkursy i nie wdrażać wyników, czy też nie ogłaszać ich wcale. Na pewno jednak zeszłoroczny wysyp konkursów na pamiątkowy miły drobiazg był nieco absurdalny, a wyniki w większości dość mierne. Przede wszystkim w konkursach startują wciąż nie tylko te same osoby, ale i te same prace, a wymieniane są tylko tytuły. Co gorsza, poziom prac jest zazwyczaj słaby, a po otwarciu kopert okazuje się, że rzadko biorą w nich udział poważni projektanci. W większości to projektowa młodzież i amatorzy.

się do tradycji i rzemiosła, czyli do korzeni. Przedsięwzięcie zyskało na splendorze dzięki obecności Li Edelkoort, trendsetterki i gwiazdy, która pracuje nad projektem prywatnej szkoły dizajnu w Poznaniu. Konkurs podzielono na trzy etapy. Najpierw projektanci pracowali z rzemieślnikami, poznając tajniki koronczarstwa, snycerki, wikliniarstwa, garncarstwa. Wśród nich krążyła Li Edelkoort, budując mosty między starym a nowym światem. Zadaniem młodych było posiąść tajniki starych rzemiosł, by potem w swoich pracowniach użyć ich w inny sposób. Opinie uczestników były różne. Niektórzy woleliby popracować z mistrzami, poznać ich sposób myślenia, a nie tylko umiejętności. Inni nie narzekali. Po wyznaczonym czasie spośród złożonych projektów wybrano te przeznaczone do wdrożenia. Wśród nich trzy zwycięskie. Niestety, w moim przekonaniu nagroda główna zaprzeczyła całej idei konkursu. Ozdobna plecionka koronkowa przytrzymująca słuchawki – autorstwa Oli Szymańskiej – nie pada daleko od stringów z Koniakowa. Nie wychodzi poza konwencję konkursu na gadżet.

W tym samym czasie rozgrywał się konkurs New Folk pod hasłem „Pamiątka z Polski”, organizowany przez Pro Design z Poznania w oparciu o fundusze miasta i urzędu marszałkowskiego, co więcej – wsparty prywatnym mecenatem Mebli Vox. Choć temat był ten sam, koncepcja konkursu zakładała tym razem więcej niż tylko folklorystyczne zdobnictwo. W opisie, ale także w sposobie realizacji odwołano

Mało się mówi o drugim kierunku przetwarzania. Odwrotnym. Kiedy my, mieszczuchy, inteligenci i artyści, zachwycamy się wikliniarstwem, ginącym rzemiosłem, jego strażnicy i nauczyciele nie zawracają sobie nim głowy. Stosując tę samą metodę, wyplatają znakomite koszyki ze sznurka do snopowiązałek. Jest trwalszy, dostępny na okrągło i nic nie kosztuje. To nowe plecionkarstwo jest rzemiosłem,


Aż wreszcie pod koniec roku padło pytanie: „Co to jest folkdizajn?”. Postawiono je w Krakowie, organizując festiwal pod takim właśnie tytułem. W jego ramach odbyły się m.in. wystawa i panel dyskusyjny. Dyskusja pozo-

stawiła pytanie otwarte, choć poruszono wiele wątków i kontekstów. Ponieważ organizatorem całości było Muzeum Etnograficzne, w dyskusji większy nacisk położono na wątek formy niż funkcji. Czy T‑shirt z nadrukiem ludowym jest etnodizajnem, czy nie jest? A może tylko nadruk jest dizajnem? Ale i to niekoniecznie. Nadruk z Chrum.com, który w formie ludowej wycinanki komentuje zjawiska społeczne, tworzy nowe przysłowia i odnosi się ewidentnie do współczesności, etnodizajnem jest. A nadruk z cepeliowskim kogutem, nagminnie sprzedawany na lotniskach jako pamiątka z Polski, jest raczej zdobnictwem i stylizacją.

SET

bywa też dizajnem, jeżeli popatrzeć na nie pod względem innowacyjności, funkcjonalności, a nawet ergonomii. Najsłabiej jest z formą, tą nikt sobie bez potrzeby nie zawraca głowy. To jest chyba największa bolączka nowego rzemiosła, które przestało być szczere i naturalne. Coraz częściej jest stylizacją. Ludowi twórcy dawno już przestali wytwarzać takie przedmioty, jakich ich nauczyła tradycja, jakich potrzebują i jakie im się podobają. Zamiast tego usiłują trafić w oczekiwania rynku i w efekcie tracą poczucie tożsamości i kierunku.

Po dyskusji, która musiała się skończyć wtedy, kiedy zaczęła być naprawdę ciekawa, otwarto wystawę z tym samym pytaniem – „Co to jest

Aleksandra Szymańska, W rytmie folk, 2009

Studio chrum.com, nadruk na T‑shirt, 2005

etnodizajn?” – w tytule. Ryzykowna w założeniu, budziła moje wątpliwości na etapie opisu. W realizacji okazała się świetna, co więcej, sprawiła, że można całą dyskusję rozpocząć od nowa. Oto w przestrzeń stałej ekspozycji Muzeum zostały wstawione „obce ciała”, czyli obiekty współczesnego dizajnu z całego świata. Dobrze oznaczone, prowadziły zwiedzających własną trasą, nie do przegapienia. Klucz doboru nie był dla mnie oczywisty i skłonna jestem twierdzić, że był po prostu intuicyjny. Kontekstowo okazał się znakomity. Na pewno ideą nie było pokazanie, jak współczesny projektant odnosi się do tego czy tamtego wątku lub jak współcześnie interpretuje się poszczególne motywy. Nie wiem, czy taki był zamiar kuratorki Anny Zabdyrskiej, ale dla mnie największą wartością wystawy było nie to, że

zobaczyłam przedmioty stworzone przez projektantów z różnych krajów, bo i tak je znałam, choć przegląd i liczba były jak na polskie realia imponujące. Ja na nowo zobaczyłam zbiory Muzeum Etnograficznego. To, co wydaje się nudne i znane na pamięć, postawione w nowym i zaskakującym kontekście, okazało się inne, ciekawe i nieznane. Ale też dostałam niezłego pomieszania zmysłów, bo wielu z prezentowanych obiektów nigdy bym nie podała jako przykładów folkdizajnu. A jednak na wystawie obroniły się w 100 procentach. Wygląda więc na to, że oprócz przetworzenia i reinterpretacji, nowej formy i funkcji istotny jest kontekst, w którym dany obiekt istnieje.

Agnieszka Sozańska

14


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.