AKT #9 maj/2015

Page 1


Ucieczka

Jabłko

Śmiechosław

2


Wstępniak

S PIS T R E ŚC I

S

twierdzenie, iż ciągłe zmiany świadczą o ciągłości dowodzenia nijak ma się do naszej, komiksowej, działalności. Najpierw z redakcji ustąpił Maciej Neumann, któremu w tym miejscu chcemy podziękować za wieloletnie redagowanie AKTu i trzymanie naszej rozwydrzonej gromadki w jako takich ryzach. Nadal jesteśmy w kontakcie i myślę, że to nie koniec naszej współpracy. Redagowanie przejąłem ja, niżej podpisany wraz z Piotrem Śmiechosławem Wojciechowskim, który zajął się AKTem od strony graficznej. Ponadto Michał Siromski, który dołączył do nas w ostatnim czasie, walczył z korektą, więc stajemy się pismem w coraz większym stopniu dopracowanym. Efekt naszej wspólnej pracy trzymacie właśnie w rękach. Potem nastąpiła rzecz dużo smutniejsza. Odszedł Tomek Marciniak. 9 kwietnia, jak grom z jasnego nieba spadła na nas wiadomość o Jego śmierci. Tomek był ogniwem, od którego zaczęło się nasze Towarzystwo. To On wymyślił nazwę grupy i zarazem jej skrót, który stał się też nazwą PISMA. Chcieliśmy od tego numeru powrócić do znanego z łam AQQ cyklu „Moje parę krótkich dymków”. Tomek zdążył je jeszcze do tego numeru napisać. Kto by przypuszczał, że będą to ostatnie komiksowe dymki w jego życiu… Część tekstów w numerze poświęcona jest Jego pamięci, a my już myślimy nad większym projektem, by uhonorować tę, jakże ważną dla polskiego komiksu postać. Więcej o tym już w niedalekiej przyszłości. Tomku, miej tam na nas oko z góry i szepnij czasem słowo w naszej sprawie świętemu od komiksów. W numerze jak zwykle nie zabraknie smaczków. Tym razem jest to komiks „Spaceboy” Norberta Rybarczyka oraz komiks wprost z Archiwum Jerzego Wróblewskiego, który pozyskaliśmy dzięki uprzejmości Macieja Jasińskiego. Ponadto oprócz już wspomnianych „Dymków”, nasze stałe punkty, czyli „Sharla” Michała Zalewskiego, po małej przerwie „Ziemniak” Krzysztofa Elzanowskiego, a także komiksy Aktowych weteranów – Piotra Wojciechowskiego i Krzyśka Churskiego. Kasia Ławniczak co prawda współpracowała z nami przy numerze 8, ale dopiero teraz rozwinęła szerzej skrzydła, prezentując pierwszą część swojego komiksu „Nieuchwytny Houdini”. Natomiast Michał Gasewicz napisał (a raczej uwarzył) bardzo ciekawy tekst z pianką. Do poprzedniego numeru przy jego nazwisku wkradła się niepotrzebna litera, za co w tym miejscu Michała przepraszamy. Zdjęcie odpowiedzialnego za pomyłkę chochlika drukarskiego już zostało podane do wiadomości publicznej.

2 3 Marciniak – Człowiek. 4 Tomasz Dżoker Houdini 5 Nieuchwytny Katarzyna Ofelia Ławniczak Początek 7 Sharla: Michał Zalewski parę krótkich dymków 13 Moje Tomasz Marciniak Paive 15 Joe Jerzy Wróblewski 16 Sikorki Śmiechosław pogaduszki... 16 Łaumowe Krzysztof Churski 17 Grzyby Śmiechosław 18 Ziemniak Krzysztof Elzanowski 19 Spaceboy Norbert Rybb Rybarczyk piwo-AKTywny 23 Kącik Michał Gasewicz w Polsce według Tomasza Marciniaka 24 Komiks Michał Siromski księżycowa część 2 25 Opowieść Krzysztof Churski 31 Reklamy 32 Bałwany Śmiechosław Ucieczka, Jabłko Śmiechosław Spis treści / Wstępniak

rys. Śmiechosław

Zapraszam do lektury. Krzysztof Churski

Oficjalne pismo Asocjacji Komiksu w Toruniu AKT Redaktor numeru: Krzysztof Churski Skład: Piotr Wojciechowski e-mail: churek2@wp.pl www.smiechoslaw.blogspot.com www.aktkomiks.blogspot.com www.facebook.com/dwutakt 3


Dżoker

Tomasz Marciniak - człowiek Po szokującej wieści o odejściu Tomasza w Internecie godzinami można było czytać o tym, jakim wybitnym naukowcem albo miłośnikiem komiksu był. Ile to nie napisał, wymyślił, określił, stworzył i zdobył za życia. Ja jednak w głowie mam inne wspomnienia. Poznałam go bowiem „z boku”, nie przez pracę, zamiłowania czy pochodzenie; o takim Nim chciałam opowiedzieć. Jego naukowe usposobienie dawało się we znaki już od pierwszego wejrzenia. Nieokiełzana jeszcze wtedy broda, okulary i koszule (głównie zielone lub brązowe), jak na czole dopinały mu etykietkę „wykładowca”. Nie miał w zwyczaju opowiadać bezpośrednio o sobie, ale każdy kolejny wspólny krok ujawniał jego zamiłowania. Pierwszym z nich była mowa. O rzeczach najzwyklejszych mówił jak o świętościach, zwyczajnym czynnościom potrafił nadać najwyższe znaczenie. Lubił bawić się słowem: przekręcać, przekładać, poprawiać poprawną wymowę na niewłaściwą. Układał zdania jak melodię, w zależności od okoliczności. Jego bronią był sarkazm, który nieraz przyprawiał o niepewność – kiedy Tomasz żartuje, a kiedy mówi poważnie. Nie mogłabym zapomnieć o powiedzonkach „kontrolnych”, „dzikich wężach” i „dalej jazdach”, które towarzyszyły każdej konwersacji. Przypominał stare sprośne rymowanki czy też powiedzonka, ale to, co najlepiej mu wychodziło, to palenie dowcipów. Opowiadanie od tyłu, zapominanie końca czy też pogubienie się w połowie bawiło bardziej niż sama treść. A wszystko podkreślone jego charakterystyczną, niską, ciepłą barwą głosu. Gdzie mógł, tam chodził pieszo, a chodził szybko. Dużo spacerów, a każdy spacer naszpikowany był ciekawostkami. Jeśli nie krajoznawczymi (czasem się łapał na tym, że oprowadzał po aktualnym miejscu pobytu, nawet przez telefon), to botanicznymi. Kochał wszystko co zielone, każdy „chwast”, na którego ja nie zwróciłabym nigdy uwagi. Na półkach miał dziesiątki kluczy do oznaczania roślin, a na parapecie w kuchni umiłowane kaktusy: pierwszy (ulubiony), 40-letni, kwitnący (od ojca), obok „kawałek teksasu” (gliniane korytko wypełnione małymi kaktusami). Rośliny towarzyszyły mu wszędzie. Jak chyba każdy, Tomasz posiadał swoje tiki i odruchy. Po dłuższej pracy przed monitorem komputera, Tomasz za oznakę chęci odpoczynku uważał zdjęcie okularów i potarcie (zawsze) prawą ręką (a dokładniej opuszkami palców) twarzy z dołu do góry, zazwyczaj na wysokości skroni i wyżej czoła. Drugim odruchem było niekontrolowane masowanie skurczonego ścięgna od palca serdecznego lewej dłoni. Ciekawostka – widać to czasem na zdjęciach, kiedy Tomasz coś opowiada. Zamiast spożywać gumy do żucia, stosował goździki, zawsze miał kilka w kieszeni kurtki. Oszczędność – nie tylko finansowa. Choć właśnie myślę, że to nie tyle kwestia samej oszczędności, co szczególne unikanie marnotrawstwa, aż do przesady i we wszystkim (daruję anegdotki z jogurtem i Pauliną Christą). Nie lubił niepotrzebnie chodzić, za dużo mówić (ciekawe…), nie podobały mu się zbyt rozwinięte teksty, często wspominane przez niego, zupełnie niepotrzebne „bicie piany”. Nie lubił wyrzucać nawet starych przedmiotów, co się nałożyło na jego sentymentalność i niesamowicie rozwinięte kolekcjonerstwo. Pomijając setki komiksów, czasopism dziecięcych i gadżetów z tym związanych, Tomasz zbierał fajki, lampy naftowe,

najróżniejsze opakowania związane z Armenią, a półki uginały się od najróżniejszych wydań „Przygód Alicji w krainie czarów”. Półkę nad drzwiami kuchennymi wypełniały butelki po winie, nie zwykłe, zielone szklane, ale z różnych zakątków świata, z dziwnymi etykietami. Gdzieś indziej schowane natomiast czeskie „utopience”, czy jeszcze przywiezione z Harmonijki „marynowane napletki”. Wycinki z gazet, czy obramowany Gapiszon z doniczkami. Wszystko miało dla niego wysoką wartość sentymentalną. Wieść o jego zamiłowaniu do herbaty obiegła chyba cały świat. Tomasz miał jednak swoje rytuały co do jej spożywania. Przy przygotowywaniu śniadania, miał określoną kolej-

Herbata była dla niego tym, bez czego nie potrafił funkcjonować. ność czynności w celu zaoszczędzenia ruchów i czasu. Jedną z tych czynności było zaparzenie świeżej „yunnan black”, oczywiście tylko w formie liściastej, w dużym szklanym dzbanku postawionym na podkładce z ogrzewaczem oraz dodatkiem świeżego imbiru i cytryny, pita zawsze w tym samym kubku. Po południu zaś, w zależności od pory, pijał herbatę zieloną bądź białą, tym razem w ulubionym żółtym kubku z pokrywką. Herbata była dla niego tym, bez czego nie potrafił funkcjonować. Wciąż analizuję jego zachowania, sposób bycia i charakter. Myślę, że cechą, która całkowicie określała i charakteryzowała życie Tomasza była ciekawość. To ona doprowadzała go do podejmowania nowych inicjatyw, rozpoczynania projektów, prowadzenia poszczególnych działań. Dawała odwagę do rozpoczynania kolejnych rzeczy od nowa, do nawiązywania nowych znajomości, poszerzania wiedzy. Ormianie, komiksy science-fiction, biologia, pedagogika, fajki, herbata, fotografika, muzyka, film, itp., itd. Niczego nie robił po cichu, każde zainteresowanie rozwijał na szeroką skalę, do wszystkiego miał naukowe podejście, o wszystkim szczegółową wiedzę, którą przelewał na papier i wykorzystywał na co dzień. To jest tylko zalążek, tylko fragmencik, wierzchnia cieniutka warstwa tego, co mogłabym jeszcze napisać o Tomaszu, o jego tikach, małych przyjemnościach, rzeczach, które wzbudzały uśmiech na jego twarzy, ale ważne dla mnie osobiście jest to, że on cenił sobie swoją prywatność. Nie narzekał na głos, nie mówił wprost, co go boli, co męczy, czego się boi. Mimo że żył życiem publicznym, nie upubliczniał swojego życia. I to muszę uszanować. To trzeba powiedzieć: taki był Tomasz Marciniak. To wypełniało jego przestrzeń. Wszyscy wiemy, że był stworzony do tego, co robił i że to co robił, robił najlepiej. I Jego nam będzie najbardziej brakować. Tomasza jako człowieka. I dalej jazda.

4


Katarzyna Ofelia Ĺ awniczak

5


6


Sharla

Michał Zalewski

7


Sharla

8


Sharla

9


Sharla

10


Sharla

11


Sharla

12


Tomasz Marciniak

W

Moje parę krótkich dymków miasto w naszym województwie – przed atakiem innych potworów. Kadry Daniela są powalające, ale premiera dopiero 19 czerwca 2015 – czyli już po planowanym DwuTakcie – jeśli oczywiście ten się odbędzie. Daniel skończył Nasze Dzieło 17 grudnia w nocy, żywiąc się przez cały dzień tylko jednym jedynym bananem – oto poświęcenie dla sztuki, bo pieniądze z tego żenująco marne. Mimo, że komiks poszedł był już do druku, zabroniono nam pokazywać na razie publicznie choćby kawałków jako zajawki – reklamy. Ale i tak brawo dla radnych Rypina za otwartość na nieszablonowe podejście. W ten to oto sposób Baum zrobił w ciągu roku dwa pełnometrażowe albumy, bo dzień wcześniej wrócił z odległego od rodzinnej Łodzi nie-rodzinnego Białegostoku, gdzie uświetniał premierę swego twardookładkowego „Doktora Esperanto” do scenariusza Wojtka Łowickiego. Kto da więcej? Ostatecznie zobaczyłem nasze drukowane dziecko gdzieś w połowie stycznia – jednak tylko jeden egzemplarz, co tłumaczę sobie przedpremierowym mikro-rozdaniem i mam nadzieje na więcej (choć już teraz delikatnie o owo więcej się upomniałem – bez odpowiedzi…). Tak więc nie odwdzięczę się (na razie) Wojtkowi. Oczywiście – o Wojtku będzie, jakżeby inaczej…

czwartkowy, grudniowy wieczór Św. Barbary 2014 r., koło AKTywistów zebrało się w celu zapoznania się z exposé nowej Rady Redakcyjnej naszego sławnego czasopisma. Obecna była jedna kobieta nawet, co było bodźcem. Najnaczelniejszy z Naczelnych rozdał prezenty mikołajkowe – wygrzebany z piwnicy Macieja nr 5. AKTu (tak – ten z pierwszym pornkleksem!) oraz chińską herbatę, którą przywiózł z jej ojczyzny w nadmiarze szef Churka. Śmiechu rozdał po kilogramie soli (ale miał tylko jeden, więc ja dostałem). Moyra rozdawała uśmiechy i co rusz uciekała na papierosa w głąb Odyssei. Przyrzekliśmy rzetelność i terminowość, bo co było robić? Na drugi dzień rano krew mnie zalała, ale nie był to efekt maila od Krzysztofa, gdzie brutalnie i nie licząc się z moim wiekiem zjechał piszącego te słowa za podejście do niego osobiście i naszego wspólnego dzieła pod roboczym tytułem „Świnie w kosmosieeee…”. Ten mail był późnej. Zjeżdżany w życiu byłem kilka razy, ale słabo się przyzwyczajam. Będzie jeszcze o tym gdzieś na koniec. *

Podobno kie-e-e-e-edyś ktoś napisał, że to najgorszy fanzin w Polsce, ale to było dawno.

* Z kolei moje rodzinne miasto – Chełmno, miasto zakochanych i Św. Walentego ogłosiło konkurs na komiks o tematyce chełmińsko-miłosnej. Całe 1000 zł do wzięcia za pierwsze miejsce. Rozesłałem więc wici, bom chciwy na sławę i kasę. Jak do tej pory (jest przedświąteczna niedziela, jak się okazało, chyba moje kolejne imieniny i pierwszy dzień cieplutkiej zimy) nikt podobnych chęci nie przejawia. Co to? – ludzie!!! kochajta się!!! Właśnie konkursem zainteresował się weteran ze Szczecina, Piotr Drzewiecki, który 20 lat temu wydawał sam swe zeszyty i nawet gazety próbował. Piotr dostał wyróżnienie w naszym konkursie kopernikańskim w 2013. Czekam teraz, kto następny…

Dwa dni później okazało się, że Krzysztof zgłosił nasz fanzin do nagrody za najlepsze wydawnictwo nieprofesjonalne (nie posiadające ISBN), czyli Złote Kurczaki. Podobno kie-e-e-e-edyś ktoś napisał, że to najgorszy fanzin w Polsce, ale to było dawno. Zobaczymy – już samo zgłoszenie do nominacji zwraca na AKT uwagę. A jak już zobaczyliśmy, na kolejnym spotkaniu to specjalnie nie byliśmy rozczarowani. Zawsze po jakieś dwa głosy w poszczególnych kategoriach zgarnięte. * Powróciłem do zarzuconego kiedyś tekstu o polskim komiksie SF, przy okazji znajdując artykuł Tkaczyka na ten temat, który leżał gdzieś w komputerze. Dużo tego – no tak, ale lata, gdzie tyle się tych komiksów wydawało już minęły. Czyli – czas na remanent. Tekstem zainteresował się Czas Fantastyki i red. Parowski wyznaczył mi termin na drugi tydzień stycznia – no to „się pisało”. Napisało się z pewnym opóźnieniem, przerośnięte ponad zamówienie, ale wysłane w postaci rzetelnego eseju o kosmicznych agentach w polskim komiksie: Funky, Tajfun i niejaki Adam Fuks (kto wie, z jakiego komiksu ów ostatni?). Wtedy to okazało się, że niepotrzebnie się śpieszyłem, bo niewydrukowany jest jeszcze numer poprzedni Czasu Fantastyki, gdzie mój artykuł o ilustracjach Daniela Mroza. Jednak zapłacili już w grudniu, a do marca egzemplarzy autorskich jak nie ma tak nie ma… Tekst w wersji max przeznaczam do książki kolejnej, ale nie mam siły szukać sponsorów, kasy. Piszę dalej, przy okazji oglądam komiksy ze strychu, które tam poszły kiedyś nieczytane…

* Jakoś się doczekałem następnych: dwu AKTowców – Naczelny oraz Śmiechu podjęli się. I ostatecznie, co uzyskałem stosując metodę łagodnej perswazji, mimo obciążenia czasowego długo odkładaną robotą – Ola Spanowicz (d. Czubek). A także Daniel B. – któremu sugerowałem powielenie wątków, a nawet kadrów rypińskich, na co się chyba słusznie obruszył. Niespodzianie wycofał się Drzewiec, choć taaak liczyłem, wymawiając się chorobą i krótkim terminem, w co jestem skłonny uwierzyć. No i koniec końców: w walentynkowym dniu (14 lutego), na estradę na Rynku w Chełmnie dwukrotnie wyłaziłem po odbiór wspólnego czeku, czerwonych sercokształtnych poduszek, pięknie wykaligrafowanych dyplomów już w szkło oprawionych i toreb z lokalnymi gadżetami – I miejsce z Aleksandrą (Ucieczka Krystyny, 4 strony) oraz z Danielem (III miejsce – Era Wodnika. 9 stron). No i satysfakcja została wzmocniona prelekcją w Bibliotece Miejskiej dwa dni wcześniej, czyli w Tłusty Czwartek. Z moimi współlaureatami poszliśmy na grzane piwo, którego nie było. Dzieci po godzinie dostały frytki. Dwaj, którzy na początku tego dymka się podjęli, polegli w tych konkurach, bo aż 18 osób startowało. A wieści te powyższe znotowałem w same Ostatki, czyli jutro karnawał się kończy…

* 11 grudnia w nocy, kiedy to starałem się wykończyć scenariusz do książki ilustrowanej przez Piotra W., przyszedł pilny majl od Daniela Bauma z prośbą o natychmiastowe uzupełnienia do innego scenariusza – „Cud nad Rypienicą” – gdzie Godzilla (nazwana w końcu Rypillą) broni Rypin – małe

* 13


Moje parę krótkich dymków Karnawał komiksowy jednak trwa, na co dowodem kolejne spotkanie czwartkowe, 19 lutego. A okazało się przy okazji, że koledzy dostali dofinansowanie do II DwuTaktu. Więc fajnie się dzieje, przynajmniej komiksowo. Kilkanaście dni wcześniej dowiedziałem się, że AKT ma blog, którym administruje Michał II czyli rozstrojeniejazni. Jako senior działactwa poproszonym został do napisania tekstu inaugurującego, co bez większej zwłoki zostało zrobione. Bloga do tej pory nie widziałem, pewnie dlatego, że nie zapytałem o adres. Zapytam jutro, w Środę Popielcową, co jednak jako element pokuty się nie liczy. A na spotkaniu - tym razem w Beczce – pojawił się Michał III Siromski, znany od dawna jako teoretyk z publikacji np. w Antologiach Sympozjów Komiksologicznych. Wcześniej, na DwuTaktcie zgłaszał akces do Asocjacji, ale nasze spotkania były na tyle hermetyczne (czyt. ziomalskie), że wstyd nowym pokazywać było. Najnaczelniejszy z Naczelnych stwierdził obcesowo, że nie lubi, żeby tak do niego mówić, więc od tej pory będzie NN, dobra? M III został oswojony, zaprezentował dociekliwym pytaczom swe zainteresowania, a gdy wcześniej wychodziłem, koledzy wycisnęli z niego info, że zastanawia się czy by zbiorów nie ubezpieczyć, bowiem wartość znaczną stanowią. Rzeczywiście, przybliżona kwota zrobiło na mnie wrażenie. Tradycyjnie na spotkanie nie przyszła Kasia, więc uznaję, że to postać wirtualna, wymyślona przez NN, żeby zachować parytety płciowe. Zadbała o to też Magda, pojawiwszy się, zachłystując dymem paskudnym i śmiechem perlistym ze mnie, kiedy ujrzała minę piszącego te dymki, jak odkryłem w kalendarzyku, że za 10 dni mija termin wysłania komiksowego referatu. O śmiechu, referacie i dymie mowa jeszcze będzie. *

O dymie nie będzie, bo się rozmyśliłem, o, proszę. * No, ale o Wojtku: w styczniu byliśmy razem na wernisażu jego wystawy Historia Polski w komiksie w Szczecinku (zachodniopomorskie, dość daleko od Szczecina, znowu po dwu latach), 6 marca pojechałem zaś sam do Sieradza (łódzkie, k. Łodzi), dawniej wojewódzkiego, 40-tysięcznego miasta. Fantastyka w komiksie mi się nie spodobała, za dużo obcych rzeczy, w dodatku sprzed 40, 30 lat. I mało WŁAŚCIWEGO komentarza. Wojciech wytłumaczył, że to tak ma być – ma mówić obraz, ilustracja poszczególnych tematów: wampiry, spotkania obcych, roboty, rakiety… itd.

Czyżby komiks nie był dla nich atrakcyjny? Po zaplanowanej 1 godzinie 15 minutach mojego gadania do zgonionej z nauczycielami licealnej młodzieży, ta ostatnia dała pośpiesznie nogę, nie oglądając plansz. Czyżby komiks nie był dla nich atrakcyjny? – zastanawiała się Pani Zofia, kierownik biblioteki. Dałem głos i wizję do lokalnej TV, odnotowała mnie prasa internetowa. Kolejna wojtkowa okazja to wystawa w prestiżowym miejscu: 19 marca w Muzeum Okręgowym w Bydgoszczu (kujawsko-pomorskie, k. Torunia) – 80 lat komiksu polskiego, gdzie nie tylko plansze na ścianach, ale całe zaaranżowane dekadami przestrzenie wypełnione didaskaliami z danego okresu. Może też telewizja?! Uuuch… bydgoska!!!! Już się nie mogę doczekać. Sława… * Miało być też o zjechaniu. NN zjechał mnie używając jako argumentu mojego znaku zodiaku (ale w odniesieniu do siebie), że za dużo piszę tych dymków a miejsca ile jest, tyle jest. No to kończę nagle, jako ten łabądź ustrzelony w locie i stąd nie dowiecie się już, co do końca kwietnia się zadziało. Nie dowiecie się, co było w Kalendarzu Grudziądzkim z 1916 roku i co było na wernisażu bydgoskim. Nie dowiecie się, mili, co robiła Paulina Ch. w Toruniu i co jeszcze zrobi, i co z nową książką.

Miało być o śmiechu, proszę. Dzisiaj, 3 marca, Śmiechu powrócił okazją (czyli z Wojtkiem Ł.) z Brzydgoszczy, gdzie koczował całe 10 dni. Okazją było prowadzenie przez niego warsztatów w Muzeum im. Wyczółkowskiego, co zaproponował mu Wojtek, za moją podkusą. Stwierdziłem, że jak już się uczy 1,5 roku w plastycznej szkole, ma czas w środku tygodnia i bywa w Bszczy i tak – to niech się podejmie, wiadomo: sława, pieniądze, kobiety. Oczywiście Piotr bardzo się przejął, bo do tej pory to zawsze jego uczono, a nie on nauczał. Ale mimo „megastresu” przed zajęciami dał sobie radę, oczywiście nie tylko dlatego, że przygotowywał pokaz przez kilka dni. Sława jest, bo o nim piszę, kasę dostał, nie wiem, czy kobiety były, ale i tak nie wolno – najstarszy uczestnik warsztatów miał 12 lat. * Miało być o referacie, proszę: Wielka konferencja we Wrocławiu w połowie kwietnia, nt. nowych mediów i czegoś jeszcze, więc wymyśliłem, że powiem o webkomiksach, o których sam wiem mało i poemiksach, o których tylko słyszałem, ale w ogóle nie wiem, co to za cudactwo (to ładne słowo znalazło się w tytule referatu – może dlatego zaakceptowali abstrakt?). Minęło zatem owe 10 dni stresu, jak rzeźbiłem txt po kilka godzin dziennie, coraz to nowe rzeczy dodając, bo mi się skojarzało. Gdym go w końcu wysłał, okazało się, że ma być po angielsku… Czego tak z łatwości nie zrobię. Zlitował się Błażej z Zeszytów Komiksowych i zaczął ciężką prace translatorską, w ja wyżebrałem przedłużenie dedlajnu do 20 marca. Zobaczymy. *

kadr z komiksu „Cud nad Rypienicą” scen. Tomasz Marcinak, rys. Daniel Baum 14


Joe Paive

Jerzy Wróblewski

Ukazuje się wznowienie starych komiksów prasowych Jerzego Wróblewskiego. Dwa kolejne tomy („Tarzan” oraz „Brunatny pająk”) zostały wydane w maju tego roku. 15


Sikorki

Śmiechosław

Krzysztof Churski

Łaumowe pogaduszki, Stukacze i komiksowe poduszki

nie zawiodła, licznie przybywając do Domu Muz przy ulicy Poznańskiej, gdzie spotkanie miało miejsce. KRL chętnie opowiadał o procesie twórczym i genezie Łaumy, czyli albumu, który oprócz wydawniczego wznowienia, doczekał się już adaptacji na deskach teatru, a w przygotowaniu jest także film. Autor odpowiedział na kilka pytań publiczności, głównie dotyczących procesu twórczego, po czym poprowadził warsztaty, które były integralną częścią wydarzenia. Scenariusz Łaumy czerpie z wierzeń i przekazów mieszkańców północno-wschodniej Polski. Z takimi właśnie opowieściami Kalinowski chciał zapoznać przybyłych pokazując, że w wyobraźni drzemie wielka moc, która tylko czeka na pobudzenie. Uczestnicy otrzymali zadanie narysowania swojego wyobrażenia postaci Stukacza. Po wysłuchaniu opisu z Bestiariusza słowiańskiego (książki zawierającej opisy i ilustracje stworzeń z polskich wierzeń ludowych), dzieci ochoczo przystąpiły do pracy w różnych technikach, które same mogły wybrać.

Pewnej listopadowej, słonecznej, lecz zimnej soboty 2014 roku, na zaproszenie Agnieszki Dąbrowskiej (z okazji XX Toruńskiego Festiwalu Książki), w grodzie Kopernika i Rydzyka, zjawił się Karol KaeReL Kalinowski. Pochodzący z Suwałk rysownik komiksów debiutował już w 1999 roku, a szerzej został zauważony dzięki współpracy z magazynem Produkt. Wizyta w Toruniu autora sławnego komiksu Łauma kierowana była głównie do dzieci i trzeba przyznać, że gawiedź 16


Grzyby

Dominowało tworzenie postaci i kadrów komiksu na poduszkach, które uważam za średni materiał na podłoże komiksowej opowieści. Dzieci zdawały się być innego zdania, a organizator zapewnił poduszkę dla każdego uczestnika zajęć. Szybko na poduszkowej bieli zaczęły pojawiać się przeróżne wizerunki Stukacza. Przemykając od grupki do grupki, Karol Kalinowski udzielał rad, samemu także rysując, na arkuszu papieru, swoją interpretację przeczytanego opisu. Działania zakończyły się wspólnym odczytaniem/obejrzeniem przygody z poduszek, ułożonych w jeden długi szereg. KRL przywiózł ze sobą pewną ilość egzemplarzy komiksu Łauma, które szybko sprzedał, a każdy nabywca miał okazję otrzymać dedykację opatrzoną rysunkiem autora. To były miło spędzone prawie 3 godziny. Myślę, że nie tylko przeze mnie, jako obserwatora wydarzenia, ale głównie przez dzieci, wśród których (kto wie) być może są kolejni autorzy komiksów. 29.11.2014 r.

Karol KaeReL Kalinowski 17


Ziemniak

Krzysztof Elzanowski

18


Spaceboy

Norbert Rybarczyk

19


20


21



Michał Gasewicz

23


Michał Siromski

Komiks w Polsce według Tomasza Marciniaka Napisać, że śmierć Tomasza Marciniaka była dla toruńskiego (i nie tylko) środowiska komiksowego szokiem, to jakby nic nie napisać. Postanowiłem uczcić pamięć Tomasza w najlepszy sposób, jaki przyszedł mi do głowy: lekturą jego najnowszej (nie mogę zmusić się do napisania: „ostatniej”) książki. „Komiks w Polsce. Wartości i dokonania artystyczne w kontekście historii społecznej” miał swoją premierę podczas zeszłorocznego DwuTaktu, toruńskiej imprezy komiksowej, której współtwórcą zresztą był Tomasz Marciniak. Publikacja zrealizowana została dzięki wsparciu finansowemu Toruńskiej Agendy Kulturalnej. Książka składa się z czterech części. Pierwsza prezentuje krótko historię komiksu w Polsce: od „Koziołka Matołka”, poprzez komiksy przed i powojenne, czasy PRL-u (gdy „kolorowe zeszyty” najpierw były tępione jako artefakt kulturowy ze „zgniłego zachodu”, a następnie wykorzystywane jako narzędzie propagandy i ideologicznej indoktrynacji), następnie czas schyłku PRL, upadku rynku komiksowego w Wolnej Polsce i odrodzenia na przełomie XX i XXI wieku. Druga część jest starannym przeglądem dokonań sześciu najwybitniejszych zdaniem Marciniaka klasyków polskiego komiksu: Henryka J. Chmielewskiego, Janusza Christy, Jerzego Wróblewskiego, Grzegorza Rosińskiego, Bohdana Butenki oraz Tadeusza Baranowskiego. Co warte podkreślenia, autor nie skupia się jedynie na faktograficznej wyliczance zrealizowanych komiksów, ale ukazuje ich socjologiczny i kulturowy kontekst, zmieniające się tendencje i akcenty w twórczości artystów, czy oddziaływanie ówczesnych realiów na świat przedstawiony w komiksach. Szczególnie imponujący jest rozdział poświęcony Butence; widać, że Marciniak był wielkim znawcą tego artysty i tropicielem nawet najbardziej unikatowych jego publikacji. Z kolei nieco zbyt pobieżnie zaprezentowany został Grzegorz Rosiński, choć domyślam się, że Tomasz chciał się skoncentrować na krajowym komiksie, a trudno zaprzeczyć, że polskie publikacje stanowią jedynie ułamek dorobku naszego wybitnego rysownika. Najciekawszym fragmentem książki jest część trzecia, w której autor przygląda się odzwierciedleniu w polskim komiksie trzech wybranych zjawisk społecznych: polityki, religii i sportu. Tutaj najbardziej widać analityczny zmysł Tomasza, połączony z doskonałym przygotowaniem merytorycznym i ogromnym oczytaniem, nie tylko w powszechnie dostępnych publikacjach komiksowych, ale także (może nawet zwłaszcza) w wydawnictwach unikatowych, podziemnych i bibliofilskich. Co ciekawe, we wszystkich trzech analizowanych obszarach wnioski toruńskiego badacza są podobne. Sportem polski komiks właściwie zupełnie się nie interesuje, w szczególności zmarnował szansę związaną z Euro 2012. Polski wkład w komiks religijny jest więcej niż znikomy, zaś księża na kartach komiksu PRL zupełnie nie istnieli (co zrozumiałe), a obecnie funkcjonują niemal jedynie jako obiekt kpin i mniej lub bardziej zajadłej satyry. Twórcy komiksowi rzadko sięgają też po tematy polityczne, a jeśli już, to jedynie zachęceni konkursami i państwowymi dotacjami. W ostatniej części Tomasz przedstawia perspektywy rozwoju komiksu w Polsce koncentrując się w szczególności

na zjawiskach towarzyszących, takich jak rodzący się rynek sprzedaży komiksowych plansz, stan badań naukowych, możliwości kształcenia komiksowych artystów, zjawisko promowania miejscowości i regionów poprzez komiks czy działalność różnego typu wydawnictw. Książka została opublikowana w mikroskopijnym nakładzie, w zasadzie przez samego autora i cierpi na typowe przypadłości tego typu publikacji: przydała by się lepsza korekta oraz bardziej staranny skład, momentami widać też, że tekst „zszyty” jest z przerobionych, przygotowanych wcześniej na różne okazje tekstów; brakuje mi ponadto indeksu nazw i pojęć oraz wykazu ilustracji. Wszystko to absolutnie nie przekreśla jednak merytorycznej wartości książki, błyskotliwego, lekkiego języka autora (dzięki czemu książkę czyta się naprawę szybko i przyjemnie) oraz imponującej liczby (nierzadko unikatowych) ilustracji. Publikacja jest tak pomyślana, że spodoba się właściwie każdemu. Dla początkującego czytelnika, który chciałby się dowiedzieć czegoś o historii polskiego komiksu książka będzie znakomitym wstępem do zagadnienia, prezentującym najważniejsze fakty. Dla nieco bardziej zaawansowanego odbiorcy będzie kopalnią ciekawostek i informacji o trudno dostępnych komiksach, zaś dla fachowców – syntetycznym wykładem porządkującym wiedzę. „Komiks w Polsce...” w zamyśle Tomasza Marciniaka miał być zaledwie pierwszą z serii książek; jeszcze kilkanaście dni przed śmiercią autor cieszył się z uzyskanych funduszy na realizację części drugiej, która miała opisywać polski komiks dziecięcy oraz s-f. Pozostał ogromny żal, że nic więcej już autorstwa Tomasza nie przeczytamy... Chociaż z drugiej strony tak sobie myślę, że chyba każdy badacz marzyłby o tym, aby pozostawić po sobie tak wartościową książkę.

„Komiks w Polsce. Wartości i dokonania artystyczne w kontekście historii społecznej” Autor: Tomasz Marciniak Wydawca: Fundacja CeBeO Data Wydania: 2014 ISBN: 978-83-939776-0-4 24


Krzysztof Churski

25


Opowieść księżycowa

26


Opowieść księżycowa

27


Opowieść księżycowa

28


Opowieść księżycowa

29


Opowieść księżycowa

30


Reklamy

Oryginalne plansze komiksowe! Oryginalne plansze mistrzów polskiego komiksu (m.in. Christa, Baranowski, Szarlota Pawel, Raczkiewicz, Leśniak, Piorunowski, Drzewiecki, Polch, Papcio Chmiel, Ostrowski, Szyszko, Nowakowski, Truściński, Lutczyn, Dąbrowski, Gawronkiewicz) dostępne są w bogatej ofercie przygotowanej przez Wojtka Łowickiego, prekursora działań na rynku komiksu. Wszystkie prace posiadają certyfikaty autentyczności (pochodzą bezpośrednio od autorów lub ich spadkobierców).

Więcej szczegółów: 725 110 010 wojciech.lowicki@wp.pl

31


Bałwany

Śmiechosław


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.