INTRO
M
Odczuwamy naturalną niechęć do czytania raportów, sprawozdań, itp. Przedstawiają wyniki badań, dane statystyczne, dużo tam liczb i suchych zwrotów. Jednym słowem mało porywająca księgowość. Tymczasem jednak dobrze jest przemóc się i poszukać tam ważnych i ciekawych informacji. Mogą one potwierdzić lub zaprzeczyć naszym przypuszczeniom i obserwacjom, a niektóre informacje mogą nas zaskoczyć. Pozwoliłem sobie na krótki, subiektywny przegląd raportu Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii dotyczącego różnorodnych zagadnień związanych z nielegalnymi narkotykami w Polsce w 2009.
ało odkrywcze będzie stwierdzenie, że głównym narkotykiem, odpowiedzialnym za zgony wywołane nielegalnymi substancjami jest heroina. W raporcie czytamy: W 2007 r. w Polsce zarejestrowanych zostało 214 zgonów i jest to najmniejsza liczba przypadków w ciągu ostatnich 11 lat. Co wpłynęło na ten spadek? Najprawdopodobniej to, że liczba osób używających opiatów, od wielu lat wykazuje w Polsce tendencję spadkową (przynajmniej w wielu jej regionach). A jeśli nawet, gdzieniegdzie nie wykazuje tej tendencji, to i tak jest raczej stabilna. Innym ważnym czynnikiem może być to, że jeśli brązowa heroina zastępuje dożylny kompot, to spora część jej użytkowników przyjmuje narkotyk nieiniekcyjnie, a to – mimo wszystko – ogranicza ryzyko śmiertelnego przedawkowania. Wpływ na mniejszą liczbę przedawkowań ma zapewne także niska jakość narkotyku. No i wreszcie leczenie substytucyjne. Mimo, że ilość miejsc w programach substytucyjnych jest nadal niewystarczająca, to w przeciągu ostatnich 11 lat (przed rokiem 2007) – ich ilość wielokrotnie wzrosła i wielu kandydatów do wydłużenia tych smutnych rubryk znalazło tam swój azyl. Ale z całą pewnością, wpływu na spadek ilości zgonów nie mogła mieć profilaktyka wśród użytkowników realizowana poprzez dystrybucję Naloxonu (jak ma to miejsce w wielu innych krajach). W naszym kraju: Naloxon jest na wyposażeniu karetek pogotowia. Leki te nie są wydawane na receptę i nie są dostępne w aptekach. I jeszcze ciekawa informacja dotycząca zgonów spowodowanych narkotykami (gdyby nie chodziło o tak tragiczne dane, można byłoby powiedzieć, że z pogranicza równego traktowania płci): W Europie, z powodu
3
substytucyjnym, która iniekcyjnie używa narkotyki. Tak na marginesie, posługiwanie się przez raportu nazwą „program metadonowy” się ze wszech miar uzasadnione. Czy w którymś z programów wydawany jest jakiś substytucyjny?
narkotyków, umiera więcej mężczyzn niż kobiet. Jednak Polska, obok Republiki Czeskiej i Słowacji odnotowuje największy odsetek zgonów kobiet w Europie. W 2007 r. spośród osób, które przedawkowały, 36% było płci żeńskiej.
A jak skomentować informację dotyczącą dość specyficznych przestępstw związanych z narkotykami?: W 2000 r. w wyniku nowelizacji Ustawy z 1997 wprowadzono przepis dla właścicieli klubów i lokali, którzy nie powiadamiali o przestępstwie posiadania lub sprzedaży narkotyków na swojego lokalu lub klubu (art. 46a Ustawa 1997 oraz art. 60 Ustawa 2005). Największą liczbę przestępstw stwierdzono z powyższego art. w 2005 r. – 163. Od tego roku liczba czynów karalnych spadła, aby osiągnąć kilkanaście przypadków w roku (w 2008 r. dokładnie 11). Czyżby handel narkotykami wycofywał się z klubów i lokali? Mam wrażenie, że nie. A jeśli nawet został ograniczony, to redukcja tego handlu
Ciekawe jest także to, że Małopolska ma od lat najniższy wskaźnik zgonów w związku z przedawkowaniem narkotyków w Polsce. Ale o tym będziemy spekulować przy innej okazji.
FO T. A
RC H
IW
UM
MN
B
Interesujące są wyniki ankietowych badań przeprowadzonych wśród problemowych użytkowników narkotyków korzystających z programów wymiany igieł i strzykawek: W badaniu zidentyfikowana została grupa osób leczących się metadonem, zażywających aktualnie iniekcyjnie narkotyki (około 7%), która do tej pory nie była przedmiotem zainteresowania badaczy. Czas najwyższy, ażeby stała się przedmiotem zainteresowania samych programów substytucyjnych – być może mogłyby one, oprócz metadonu, zapewniać dostęp do darmowych igieł i strzykawek. Wtedy profilaktyka HIV/AIDS i innych chorób przenoszonych przez krew wydawałaby się pełniejsza. Tym bardziej, że: Można podejrzewać, że wraz ze wzrostem liczby programów metadonowych, będzie zwiększać się grupa osób w leczeniu
4
autorów wydaje jeszcze inny lek
INTRO krakowskich, prof. Krzysztofa Krajewskiego), który pokazuje, że przeważająca większość dotyczy przypadków posiadania do 3 gramów amfetaminy bądź marihuany. Jeśli snuć dalej porównania Europą Zachodnią – czyny te ze względu na swoją wagę nie są przedmiotem zainteresowania tamtejszych organów ścigania. o prawie 94% w ciągu 3 lat wygląda jak nieziszczone nigdzie indziej marzenie służb antynarkotykowych o własnej skuteczności. Jakichkolwiek służb. Chyba lepiej być realistą i interpretować ten fakt jako spadek zainteresowania policji rozpracowywaniem „lokali i klubów”, a także lepszymi (bardziej dyskretnymi) metodami handlu narkotykami. Gdy polscy piłkarze przegrywają mecze z coraz bardziej egzotycznymi drużynami, jest coś, z czym nie odstajemy nawet od Zachodu: Zawartość THC w marihuanie w Polsce jest podobna jak w krajach zachodniej Europy. Według danych EMCDDA stężenie THC w marihuanie w krajach europejskich wynosi średnio 6–8%. Dane dotyczące Polski z 2008 r. pokazują, że średnia zawartość THC w marihuanie wynosiła 7%. Od kilku lat odnotowujemy wzrost stężenia THC. Brzmi jak optymistyczna informacja o PKB. Ale tylko tu jesteśmy podobni do krajów Zachodu. W przeciwieństwie do Polski, posiadanie marihuany jest tam coraz powszechniej dekryminalizowane. Jeszcze kilka lat i będziemy pod względem Białorusią.
I na koniec zaskakujące liczby dotyczące wydatków na realizację Krajowego Programu Przeciwdziałania Narkomanii poniesione w 2008 r. Najwięcej wydatków poniosły samorządy gmin (ponad 58 mln złotych), potem oddziały Narodowego Funduszu Zdrowia (ponad 41 mln). Zaskakujące jest to, jak wysoką kwotę na realizację tego programu wydało Krajowe Centrum ds. AIDS (prawie 28 mln). To dwa i pół razy więcej niż samo Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii. Grzegorz Wodowski
FOT. ARCHIWUM MNB
Bo przecież kogoś trzeba skazywać z Ustawy o zapobieganiu narkomanii. W 2008 r. za posiadanie narkotyków skazano 30,5 tys. osób. To sporo ponad 50% wszystkich przestępstw przeciw postanowieniom Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Jak wygląda struktura tych czynów, najlepiej mówi nam inny raport (Sprawy o posiadanie narkotyków w sądach
I chyba marnym pocieszeniem jest to, że większość kar pozbawienia wolności była w zawieszeniu, a jedynie w przypadku 6% skazanych, kara pozbawienia wolności była do bezwzględnej odsiadki. Bo przecież kara pozbawienia wolności, w zawieszeniu czy nie, to najbardziej dolegliwa sankcja karna w polskim prawie.
55
PERFORMANCE
PROJEKT: SESJA magdalena bartnik
Moje ciało jest mi potrzebne tylko do robienia zastrzyków, to kanał przerzutowy substancji, a gdy już uda mi się znaleźć szczelinę lub jakieś niezagospodarowane wejście, przynoszę sobie i jemu ulgę, na którą oboje czekamy – mówi K. na moje pytanie, czym dla niego jest jego ciało. Ono broni się przed czymś co jest lekarstwem na ból? O tak, utrudnia mi jak może.
6
T
o nie będzie tekst o ryzyku i niebezpieczeństwie, z jakimi wiążą się iniekcje, o epidemii zakażeń nimi spowodowanej, narkotykach, stratach związanych z używaniem, całej orce, która staje się osią życia, nawet nie o chorobach i konsekwencjach. Tylko o ciele. O uzależnionej fizyczności, która poddawana jest (lub była) procedurze iniekcji i o tym, jakie piętno na kontakcie z ciałem to zostawia. Nie interesują mnie palący, wciągający czy wziewni, uszkodzenia ich narządów zostawiam internistom. Mimo, że mogą być wpieprzeni równie mocno i nieodwracalnie, co dożylni, nie przekraczają tego punktu, nie przenikają do układu środka, nie wchodzą w relację z ciałem aż tak granicznie. O tej relacji ze swoją fizycznością, o niewidzialnym, ukrytym, o zostawianiu śladów na ciele i w pamięci ciała ma być projekt. Ale po kolei. Wbrew temu, jak się myśli, to nie codzienne okoliczności (w skrajnych przypadkach degradacji – bezdomność, klatki schodowe, meliny, zatęchłe ubrania, brud) naznaczają dożylnych narkomanów niewidzialnością i nieobecnością. Ci, którzy zaprzestali brania, wiodą normalne życie, w sensie cielesnym również nie są widzialni. Niewidzialność jest powodowana iniekcyjnością. Ona w zasadzie jest tym, co wzbudza strach i odrazę i przez to właśnie, nie może istnieć dla oczu. Iniekcyjność funkcjonuje społecznie w sferze fantazji o niebezpieczeństwie, wyobrażenia czegoś najdrastyczniejszego i nie mieści się w normach, wypada poza obieg, jest swoistym przekroczeniem. Przyszedł chlor na świetlicę, zabłądził, wychodząc powiedział wprawdzie, że od 30 lat pije, ale używając charakterystycznego gestu, jaki nawiązuje do brania w żyłę (zwiniętą dłoń zbliżył do przegubu), dał do zrozumienia, że jego picie należy do porządku tego świata. Ten gest, funkcjonując jako symbol, odsyła do czegoś a jednocześnie zawiera w sobie wszystko, określając istotę sprawy. Niewidzialność iniekcyjności jest powodowana nie tylko strachem, ale przede wszystkim świadomością że, istnieje.
W rozmowach z iniekcyjnymi użytkownikami pojawia się coś wspólnego – opis relacji ze swoim ciałem, w której role przynależności i podporządkowania ulegają odwróceniu. Rzecz nie w tym tylko, że ciało żąda i jednocześnie się broni. Siła odwrócenia roli tkwi oczywiście w samej substancji (od której ciało jest uzależnione), lecz też w ogromnej mierze w sposobie przyjmowania narkotyku. Z heroiną sprawa jest prosta (o tyle, że w zależność popada i umysł i ciało), ale w przypadku amfetaminy uzależnienie fizyczne teoretycznie nie powinno się pojawić, lecz ma miejsce coś innego – uzależnienie od zastrzyku. Innymi słowy, siła relacji z ciałem i tego, jakimi pokładami odczuwania ono dysponuje, jakie doznania może zaoferować, jest jeszcze jednym wektorem, gdy mowa o uzależnieniu w ogóle. Iniekcja jest najsilniejszą ingerencją wobec ciała. Zrywa ciągłość i zamkniętość fizyczną, ale w sposób najbardziej inwazyjny i najgłębszy. Bo jeśli zadrapanie jest również przerwaniem powierzchni, dożylność jest bardziej wejściem w układ środka, w rytm krwiobiegu, w samą strukturę pulsu. Zerwanie ciągłości znaczy tyle, co naruszenie autonomicznej formy wewnętrznego układu. Podcinanie żył, wieszanie się na hakach, przekłuwanie części ciała, upuszczanie krwi to zamknięte, skończone gesty – separują poszczególne elementy, ale nie wchodzą w wewnętrzny ruch. Iniekcyjność nie dość, że jest
77
powtarzalnością, to dodatkowo staje się najsilniejszą i najtrudniejszą (dla ciała) formą wchodzenia w jego prawa, a jednocześnie buduje niezaprzeczalną pewność jego reakcji. Silnie wiąże na wielu poziomach i działa na zasadzie eskalacji. Działanie substancji jest szybsze, mocniejsze, bardziej uzależniające, tolerancja błyskawicznie rośnie. Ciało przejawia nie jako swoją ekstatyczność, samo staje się owych odczuwaniem i relacja z nim jawi się, jako forma kontaktu tortury/pieszczoty. Za tą ingerencję w konstytucje fizyczności trzeba słono zapłacić. Nie mówię tu o chorobach, zmianach na skórze, zapaleniach żył, ropniach. Konsekwencją może być to, że ostro potraktowane nienaturalną, nieosiągalną przyjemnością (bądź nieprzyjemnością) ciało traci niejako (czasem nieodwołalnie) receptywność wrażliwości. Najbardziej znienawidzone przeze mnie zdanie – co cię nie zabije to cię wzmocni – oddaje w pełni stratę, o której mówię. Ja bym powiedziała raczej – co cię nie zabije to zabije cię jeszcze bardziej. Ta skrajność doznań jest czymś najsilniejszym – zarówno najsilniej uzależnia od narkotyku, jak i uzależnia od takiego właśnie kontaktu i czucia ciała. Jeśli prawdą jest, że ciało to element tożsamości, tak silny związek z fizycznością powoduje utratę tożsamości osoby na rzecz choroby. Ciało, najsilniej doznające źródło cierpienia i przyjemności, zostaje ostatnią przystanią tego, co prawdziwe i wzniosłe. Ulga jest rozkoszą, głód jest przejawem życia, to ono wyznacza algorytm. Przyjmuje rolę wszechświata, mikrokosmosu wielkich napięć, chowa całość w siebie, bo czuje tak mocno – i cierpienie i błogość. W tym
8
PERFORMANCE kontekście, iniekcja jest aktem bliskości, jest intymnością ze swoim ciałem. Paradoksalnie ciało przejawia metafizyczność, lub przynajmniej posługuje się podobnym kodem. Czy po tak ekstremalnie silnych doznaniach zostaje wspomnienie? Jak zapisuje się to doświadczenie w pamięci ciała? Jakie są jego potrzeby? Czy może powrócić, i w jakim stopniu, do odczuwania umiarkowanych przyjemności? A może jest samoodradzającym się źródłem? Czym jest to, czego nie widać? O tym ma być projekt. O niewidzialności i doświadczeniu. Pomysł opiera się na tym, by sfotografować akty narkomanów w studyjnych warunkach, poza kontekstem, w którym się znajdują. Mam tu na myśli wyłowienie ich z okoliczności życia, jakim jest wszystko co ich oplata. Ciała, które w swojej skończonej formie są przekazem same w sobie, mapą losów, mogą opowiedzieć swoją historie. Takie intymne spojrzenie, jak już się o tym przekonałam, wyławia i ukazuje coś, co nigdy niewidziane, nie miało okazji być zobaczonym i wybrzmieć. Przedziwne piękno ludzkiego ciała, potrzebę czułości, spolegliwość, autentyczność, prawdę. Sesję fotograficzną dopełnić mają rozmowy o ciele i jego doznawaniu. To najsilniejsze zapisuje się w środku, w czuciu siebie, a nie na powierzchni skóry. Okazuje się nagle, że niewidzialność jest naturą doznania, a to co można zobaczyć, gdy się odsłoni, chce się oglądać.
MAGDALENA BARTNIK z wykształcenia judaistka i kulturoznawca, współtworzy warszawską Redukcję Szkód i pracuje jako terapeuta uzależnień.
Jak wygląda ciało narkomana? Jaką pamięć w sobie niesie? Czy pamięta tylko ból? A może jest w nim jakiś ślad dawnych narkotycznych rozkoszy? Czy nakłucia uświęcają to ciało, czy raczej czynią odrażającym? Jaki ślad zostawiają skrajne doświadczenia, z którym ciało ma do czynienia? Czy znajdziemy w nim trochę piękna? Czy ciało osoby uzależnionej od narkotyków W OGÓLE ISTNIEJE?
Autorem zdjęć jest Tomasz Rykaczewski Pomysłodawcami t realizatorami są Magdalena Bartnik i Tomasz Janowski
9
POLES
BRISTOL DRUGS PROJECT monika rosińska N
Charakterystyczne różowe, drewniane drzwi z numerem 11, na rogu Brunswick Square. Miejsce w Bristolu znane wielu osobom, które borykają się z problemem nadużywania substancji psychoaktywnych. Trafiają tu, żeby dostać sterylne igły, strzykawki i folie do palenia cracku, przy kubku kawy lub herbaty otulić się chwilą ciepłego przystanku w chaotycznym biegu życia, zająć się uważną, wspierającą rozmową, bez oceniania.
10
ie chcą jeszcze (lub już) nic zmieniać, chcą pogadać, ogrzać się. Przychodzą tu ludzie, którzy pokazują zniszczone ciała, miejsca wielokrotnych wkłuć, obrzęki i rany na rękach, ramionach, udach, w pachwinach. Pytają o radę. Lub też nie. Wzruszają ramionami, nie mają już siły. Jeszcze inni w kryzysie, zdołowani potrzebują natychmiastowego wsparcia, rozmowy lub konkretnej pomocy. Są też tacy, którzy pragną zmian, ale nie wiedzą jak zacząć lub są na etapie ich wprowadzania i „przepracowywania” swojego życia. Jeszcze inni klienci czekają w drop – in na sesję akupunktury ucha lub reiki (napisałabym krótko czym jest reiki), bądź też na umówione spotkanie – counselling (psychoterapię), grupę terapeutyczną, lub z osobą z housing support. Trafiają tutaj osoby nadużywające narkotyków, które same chciały się tu znaleźć, nie zmuszeni do przyjścia przez najbliższych lub na skutek problemów z prawem; ludzie w kryzysie, z myślami samobójczymi, kobiety, które sprzedają swoje ciała, aby móc finansować nałóg, mężczyźni, którym z powodu kryzysów osobistych i nadużywania narkotyków odebrane zostały prawa rodzicielskie, ci którzy w wędrówce stracili recepty na leki zastępcze
i wylądowali w Bristolu w trudnej sytuacji pomiędzy zagrożeniem powrotu do nałogu a szansą na przepisanie im metadonu albo subutexu w ramach terapii substytucyjnej. Trafiają również bliscy osób nadużywających narkotyki lub uzależnionych, bezradni wobec złożoności problemu.
emigr-AN-ci Tyle różnych sytuacji, ile osób. Ludzi różnej narodowości i pochodzenia etnicznego, choć spora grupa to Anglicy, Szkoci, Walijczycy. Polacy też tu trafiają, jednak w przeciągu półtora roku, kiedy pracowałam jako wolontariuszka w projekcie, nie było ich znów tak wielu. Jeszcze nim rozpoczęłam wolontariat, zostałam poproszona o przetłumaczenie ulotek dotyczących bezpłatnej wymiany igieł, strzykawek i możliwości badań na HIV i żółtaczkę typu B i C (jeden z wielu programów BDP) na język polski, ponieważ pojawiły się sygnały z aptek, że zaopatrują się w strzykawki i igły ludzie ze „słowiańskim akcentem”. Choć teoretycznie w grę mogła przecież wchodzić insulina, pracowicy BDP pozostali czujni i otwarci. Kontakt z polskim klientem za pośrednictwem wymiany igieł i strzykawek stwarzałby de facto możliwość nawiązania nici relacji i porozumienia, a tym samym szansę na potencjalne dalsze kroki w dostępie do szerszej oferty konstruktywnego wsparcia. Zastanawiałam się dlaczego tak się nie dzieje? Dlaczego Polacy nie byli częstymi klientami
POLES
Owszem, istnieje, jak zrozumiałam później, choć trudno orzec, jaka jest skala zjawiska, ponieważ Polacy z problem nadużywania narkotyków nadal nie zjawiali się tłumnie. Podejrzewałam, choć to częściowo spekulacje, że jeśli mowa o używaniu lub nadużywaniu substancji psychoaktywnych w kontekście społeczności polskiej w Bristolu, to raczej rzecz się tyczy alkoholu i marihuany, czasami narkotyków syntetycznych, związanych z kulturą clubbingu oraz niezmiernie łatwą dostępnością tychże. Może mieć to wymiar problematyczny lub też wcale nie. Paradoksalnie bowiem, tego typu polskich klientów, nie spotkałam właściwie w BDP.
jak Arnold Natomiast pracując w punkcie wymiany igieł i strzykawek spotkałam Polaków, którzy zażywają dożylnie
sterydy i nie widzą w tym problemu, bo dbają o siebie, dobrze się odżywiają, chodzą na siłownię, rośnie im masa mięśniowa i „jest git”, ale też takich, którzy zagalopowali się, zatracili i choć nadal wstrzykują, zaczynają odczuwać nieprzyjemne skutki. Grupa klientów stosujących dożylnie sterydy wzrosła w Bristolu w ostatnich latach znacząco, do nich też skierowana jest specyficzna oferta informacyjna z zakresu redukcji szkód. I choć branie sterydów nie jest postrzegane przez samych zainteresowanych jako tożsame z braniem narkotyków, substancje te są w Anglii nielegalne a ich stosowanie, tym bardziej dożylne, może generować, w pewnym sensie, podobne problemy (związane chociażby z iniekcyjnym przyjmowaniem subs t a n c j i , obrzękami, zagrożeniem chorobami przenoszonymi poprzez krew). Spotykałam też w drop – in bezdomnych Polaków mieszkających na bristolskich ulicach, którzy o BDP i punkcie wymiany igieł
i strzykawek dowiedzieli się od ludzi poznanych na ulicy, przychodzili po folie do palenia, igły i strzykawki, prezerwatywy. Heroina i Crack cocaine. Plus alkohol i marihuana, jako swoiste dodatki. Większość miała za sobą podobne doświadczenia w Polsce, część „inicjację” przeszła dopiero w Anglii, gdzie narkotyki te, w pewien bardzo ponury i przygnębiający sposób, są nadal „popularne” i stosunkowo łatwo dostępne. Podejmowałam na rzecz polskich klientów interwencje kryzysowe oraz rozmowy indywidualne, dotyczące konkretnych, trudnych sytuacji, których doświadczali. Wiem, że kilka
FOT. MONIKA ROSIŃSKA
w BDP? Czy to poprzez brak dostępu do informacji o BDP, barierę językową i kulturową? Czy może stereotypy (jakże błędne w odniesieniu do tej organizacji), które niektórzy mogą mieć na temat takich miejsc, strach przed oceną, dezaprobatą, żądanie abstynencji jako bezwzględnego warunku i kryterium dostąpienia pomocy. A jeśli nie – „to widocznie nie osiągnąłeś jeszcze dna i ćpaj dalej, skoro chcesz, ale my Ci nie pomożemy, dopóki nie przestaniesz”; retoryka, która konstytuuje czasami absurdalny, w moim przekonaniu, zaklęty krąg niemożności i niemocy w dostępie do serwisów. Czy też może problem ten w społeczności polskiej w Bristolu nie istnieje?
11
POLES
FOT. MONIKA ROSIŃSKA
osób zdecydowało się na terapię substytucyjną, głównie metadonem. Niestety, pomimo iż BDP oferuje szeroki zakres wsparcia w różnych obszarach (o czym nieco napiszę dalej), nie dotarły do mnie informacje, aby polscy klienci korzystali z tychże usług w szerszym wymiarze. Nie znam odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Być może to kwestia czasu, oswajania się z angielską rzeczywistością, innym rytmem życia. Nie wiem. Czuję natomiast, że fakt bycia daleko od korzeni, w oderwaniu od bliskich, inny
12
system, język, mentalność i kultura, a tym samym dziwne poczucie zagubienia i prawdopodobnie samotności, maskowane w ten czy inny sposób, mogą mieć znaczenie w odniesieniu do otwarcia się na chęć zmiany, gotowości do przyjęcia wsparcia. Z jednej bowiem strony osoby doświadczające problematycznego nadużywania substancji psychoaktywnych, często bezdomne, mogą liczyć na dość dobrze rozbudowany system pomocy w Bristolu typu noclegownie, darmowe posiłki etc., który ułatwia im codzienne prze-
trwanie. Z drugiej strony, na poziomie bardziej już subtelnym, aniżeli pragmatycznym, a mianowicie choćby poczucia bycia zrozumianym w całym sytuacyjnym kontekście, również kulturowym i językowym, z którego się wywodzą, sytuacja jest o wiele bardziej złożona i delikatna. Ale to temat na całkiem odrębne rozmyślania.
harm reduction ENTER Bristol Drugs Project to długa, dwudziestoczteroletnia już historia. Trudno w kilku słowach, zdaniach opisać działalność tej organizacji, bowiem dotyka ona wielu różnych sfer i obszarów
FOT. MONIKA ROSIŃSKA
pomocy. W odróżnieniu od polskiego – rozczłonkowanego (jak odnoszę wrażenie) systemu - BDP skupia w jednym miejscu szeroką, kompleksową ofertę wsparcia dla ludzi doświadczających problemów z nadużywaniem narkotyków, którzy z tysiącą różnych powodów znaleźli się w sytuacji, gdzie sens stanowi raczej pomoc dostosowana do ICH indywidualnych, prawdziwych potrzeb, a nie wyidealizowane pieśni o życiu w abstynencji. Choć ta, rzecz jasna, byłaby optymalnym rozwiązaniem, wszak nie każdy musi jej pragnąć lub być w stanie ją uzyskać i utrzymać (jak rzeczywistość pokazuje), nie oznacza to bynajmniej, iż w podobnych sytuacjach nie istnieje potrzeba profesjonalnego wsparcia. Jak najbardziej! Misją BDP jest przekonanie, że problemy z narkotykami i alkoholem niszczą indywidualne osoby, rodziny i społeczności, dlatego BDP redukuje szkody, promuje zmianę, podważa uprzedzenia i maksymalizuje potencjał ludzi. Koncepcja ta dotyczy również społeczności lokalnej w kontekście szerzenia edukacji, zwiększania świadomości. Filozofią i centralną
ideą, która przyświeca działaniom organizacji, jest szeroko pojęta redukcja szkód (harm reduction), rozumiana jako „redukcja czynników, które utrudniają funkcjonowanie: tych, które obejmują sytuację zdrowotną jednostki, relacje, środowisko np. sytuację mieszkaniową, finansową i prawną” (wg wolnego tłumaczenia z języka angielskiego ze strony internetowej BDP). W praktyce oznacza to, że w BDP pracuje się z ludźmi w kierunku uzyskiwania celów, które mogą być inne niż abstynencja (choć też mogą ją zakładać). Wspiera ludzi w dążeniu do osiągania tychże celów poprzez stosowanie w relacji i pracy z klientem takiego modelu uzależnienia, który jest najbardziej adekwatny i znaczący dla danego klienta, stąd też nie promuje jednej wybranej metody terapeutycznej.
cykl ZMIAN Celem BDP jest, jak wspomniałam, redukcja szkód oraz aktywne promowanie zmiany; stąd zakres serwisów jest dostosowany dla ludzi na wszystkich etapach złożonego pro-
cesu zmian behawioralnych (i nie tylko), a zatem wsparcie znajdą zarówno Ci, którzy myślą o zmianie, lecz nie są gotowi do radykalnych decyzji, jak i Ci, którzy zmierzają się już z próbami zachowania abstynencji. Bardzo istotnym, wręcz kluczowym narzędziem i punktem wyjścia w pracy z klientem jest często model Cyklu Zmian (the Cycle of Change), wg koncepcji Prochaska i Diclamente. W wielkim uproszczeniu zakłada ona, iż istnieje kilka etapów zmian, przez które przechodzi klient. Początkowy etap to tzw. prekontemplacja, faza w której klient akceptuje swoją sytuację i nie odczuwa potrzeby zmiany. Następnie pod wpływem rozmaitych indywidualnych czynników dochodzi do momentu, w którym pojawia się myśl o zmianie, człowiek wchodzi w fazę tzw. kontemplacji. Kolejny etap to przygotowania, następnie akcja, a później etap utrzymywania zmian. Ważnym aspektem tego procesu jest świadomość, iż nadal istnieje zagrożenie nawrotem; bądź to epizodycznym, po którym osoba jest w stanie wrócić do fazy utrzymywa-
13
POLES
n i a zmian (tzw. lapse) bądź nawrotem, który sprawia iż klient wraca do starych, destrukcyjnych wzorców zachowań (relapse) i następuje powrót do fazy kontemplacji. Cykl ten, w większości przypadków, ludzie przechodzą wielokrotnie. Jednakże przy odpowiednim nastawieniu i pracy każdorazowo możemy coś zyskać, nauczyć się własnych reakcji, rozpoznawania ryzykownych dla nas sytuacji i unikania ich itd.; koło może przekształcić się raczej w specyficzną spiralę. W tym rozumieniu nawrót do nałogu nie musi stanowić o porażce i klęsce, lecz może być konstruktywnym narzędziem do wykorzystania w przyszłej pracy terapeutycznej.
z perspektywy CZASU BDP każdego roku dostarcza darmową i poufną pomoc dla około 3000 klientów oraz ich rodzin. W Bristolu istnieje duża grupa - około 8 tysięcy osób - z poważnym problemami związanymi z używaniem heroiny i Crack cocaine. Wielu więcej używa innych substancji psychoaktywnych lub alkoholu; część osób nie doświadcza pro-
14
blemów, którym nie mogli by podołać, jednak część ludzi – owszem, doświadcza. Stąd BDP jest otwarte na wspieranie osób używających różnorodnych substancji, jak heroina, crack cocaine, kokaina, czy też cannabis, ketamina, amfetamina bądż ecstazy. Bez ocen, bez moralizowania. Jeszcze w 1984 roku w Bristolu nie istniały serwisy dedykowane osobom z problemami narkotykowymi, co więcej w dziwny sposób nie dostrzegano, że problem ten realnie istnieje. Historia powstania tej organizacji sięga 1986 roku, kiedy otworzono serwis w centralnej części Bristolu; skupiał on wówczas cztery osoby pracujące na pełny etat, oraz jedną na pół etatu. Wraz z upływem lat BDP znacznie się rozrosło i obecnie angażuje w pracę i współpracę ponad stu prcowników etatowych oraz wolontariuszy.
moje POCZĄTKI Do BDP trafiłam jako pracownik administracyjny, do tzw. działu support team, jednak od początku czułam, że ciągnie mnie raczej do pracy bezpośrednio z ludźmi. Rok później, dzięki otwartości i życzliwości managerów, rozpoczęłam sześciotygodniowy kurs
wolontariacki, a następnie pracę jako wolontariusz projektu w dziale harm reduction. Łączenie podwójnej funkcji miało swoje korzyści, gdyż doświadczenia administracyjne pomogły mi ogarnąć całość tej złożonej machiny, włącznie z dość skomplikowaną i rozbudowaną dokumentacją, żmudną, acz konieczną w pracy z klientem (w obliczu pozyskiwania środków etc, choć ludzki górował nad formalnościami, te ostatnie musiały być dopełniane).
spis TREŚCI Opowieść o programie wolontariackim w BDP jest równocześnie historią o dziale harm reduction, w którym wolontariusze pracują minimum przez pierwsze pół roku (poźniej istnieje możliwość współpracy i zdobywania doświadczenia w innych działach), pracy w drop-in, wymiany igieł i strzykawek, zarówno stacjonarnej, jak i mobilnej (w specjalnym vanie, który jeździ w różne części Bristolu, tzw. Mobile Harm Reduction Bus), informacji z zakresu redukcji szkód (w tym safer injecting – bezpieczniejsze wstrzykiwanie, prewencja HIV, Hep. B i C, zwiększanie świadomości ryzyka łączenia substancji np. heroiny z alkoholem, przedawkowania), interwencji kryzysowej, indywidualnych rozmów z klientami (tzw one to one). Mobile Harm Reduction Service – realizuje podobne założenia jak stacjonarne drop – in, tyle że w terenie, a zatem i specyfika pracy i relacje z klientami inne. Drop – in to miejsce pierwszego kontaktu z klientem i dla klienta, bez ko-
POLES nieczności wcześniejszego umówienia spotkania. Istnieje też specjalne drop – in tylko dla kobiet (raz w tygodniu), jest to czas i przestrzeń na bezpieczne spotkanie. Kobiety mogą przyjść z dziećmi, ponieważ istnieje tuż obok osobny pokój, tzw. cresh, gdzie maluchy spędzają czas pod okiem opiekunek. Jest osobna formuła drop-in dla ojców, którym odebrane zostały prawa do opieki nad dziećmi. Inny wymiar pracy to tzw. Outreach – serwis realizowany poprzez „wyjście w teren”, bliżej ludzi doświadczających trudności w życiu, kobiet i mężczyzn świadczących usługi seksualne, sprzedających seks na ulicy, ludzi którzy mieszkają w bristolskich hostelach dla bezdomnych lub tych, którzy z jakichś przyczyn zaprzestali korzystania z serwisów BDP, lecz wciąż potrzebują wsparcia. Jest też tzw. Criminal Justice, program realizowany we współpracy z partnerską organizacją Nilaari oraz Avon&So-
merset Probation, mający na celu m.in. pracę z rezydentami probation hostels (probacja) i wspieranie osób z problemem narkotykowym, które mają wkrótce opuścić więzienie w ich powrocie do życia w społeczeństwie. Boost Programme, to dwunastotygodniowy cykl spotkań terapeutycznych indywidualnych i grupowych, dla osób które są abstynentami (również od leków substytucyjnych jak metadon i subutex) oraz dla tych, którzy pragną doświadczyć i spróbować abstynencji. W dużym stopniu opiera się o aktywności społeczne i rekreacyjne, które mogą klientowi pomóc eksplorować inne wymiary życia. Change Programme jest swoistym miejscem dziennego pobytu, oferuje szeroki zakres serwisów umożliwiających podjęcie pracy terapeutycznej dla osób na różnym etapie gotowości do zmiany. Service Users (a więc klienci), mogą iść w tym programie własnym tempem, a w razie
potrzeby powtarzać poszczególne etapy, jeśli to konieczne. Począwszy od sesji informacyjnej, poprzez różnego rodzaju grupy, możliwość wsparcia w detoksie, pracy z zapobieganiem nawrotom, aż do grupy tzw. Peer Support dla abstynentów (w tym od leków substytucyjnych), którym stwarza się przestrzeń i miejsce na wspieranie innych, którzy są w sytuacji, jakiej oni doświadczali wcześniej. Organizowane są również różne warsztaty, np. zarządzania stresem lub złością, asertywności, życia z Żółtaczką typu C, technik relaksacyjnych. Counselling (wsparcie terapeutyczne, psychoterapeutyczne) oferowany jest na trzech różnych poziomach, w zależności od indywidualnych potrzeb klienta. Poziom 1 to interwencja kryzysowa, bez konieczności wcześniejszego aranżowania spotkania, w godzinach pracy BDP; jest to możliwość indywidualnej rozmowy, pomocy, porady, informacji. Poziom 2 - oferuje wsparcie w kryzysie, informa-
FOT. MONIKA ROSIŃSKA
15
POLES cje i pomoc w odnajdywaniu rozwiązań, jest to przestrzeń do próby rozwiązania problemów, dla których sesja na poziomie 1 nie jest wystarczająca. Stosuje się techniki Wywiadu Motywacyjnego i Krótkoterminowej Terapii Zorientowanej na Rozwiązanie. Pracownik może po konsultacji z klientem skierować go do innego serwisu, jeśli zostanie to uznane za potrzebne, lub na regularne sesje counsellingowe (poziom 3). Istnieje też tzw. Family Support – Wsparcie Rodziny; dla wszystkich osób borykających się z problemem narkotykowym, które mają dzieci; serwis ten ma na celu nie tylko wspieranie klientów w kwestiach związanych stricte z problemem narkotykowym, ale też spraw związanych z rodzicielstwem, relacjami, sytuacją domową, również jako podmiot pośredniczący z Social Services, czyli pracownikami służb socjalnych. Mentor Programme – czyli program wsparcia dla dzieci i młodych osób od lat 8 do lat 16, które funkcjonują w rodzinach z problemem narkotykowym (bazuje na pracy wolontariuszy). Maternity Services – wsparcie dla kobiet w ciąży, które doświadczają lub doświad-
czały problemów z nadużywaniem narkotyków.
doświadczenie relaksu, praca ze stresem.
Housing Support – zajmuje się pracą z ludźmi bezdomnymi i pomocą w znalezieniu zakwaterowania, ale też wspiera klientów, którzy mają problem z utrzymaniem miejsca, w którym mieszkają.
kilka słów na KONIEC
Youth Service – praca w obrębie szkół, oferuje pomoc, informację i wsparcie dla młodych osób, które są zaniepokojone bądź swoim używaniem narkotyków, bądź ich przyjaciół lub rodziców i opiekunów. Shared Care – serwis, który oferuje pomoc dla tych, którzy doświadczają problemów z opiatami, praca w obrębie przychodni i we współpracy z GP (lekarzami), farmaceutyczne i terapeutyczne interwencje (metadon, subutex). Detox Support – opracowywanie indywidualnego planu detoksu, ze wsparciem medycznym. W końcu Terapie komplementarne – akupunktura, reiki, masaż, shiatsu, refleksologia – dostępne poprzez drop – in, któryckcelem jest
Nieodzownym warunkiem pracy we wszystkich powyższych obszarach jest postawa nieoceniająca, empatia, otwartość. Z dużą wdzięcznością i ciepłem myślę o wszystkich tych osobach, z którymi pracowałam w Bristol Drugs Project, zarówno pracownikach, jak i klientach, od których tak wiele się nauczyłam. Jestem przekonana, że wiele metod, strategii i rozwiązań odnośnie pracy terapeutycznej i budowania systemu wsparcia dla tej grupy klientów znalazłoby swoje zastosowanie w Polsce, oczywiście przy odpowiednim dostosowaniu ich do specyfiki naszych realiów. To fascynujący, jednak już całkiem osobny temat. Opierałam się na własnym doświadczeniu z pracy w Bristol Drugs Project, oraz informacjach dostępnych na stronie internetowej organizacji www.bdp.org.uk, którą gorąco polecam.
MONIKA ROSIŃSKA, etnolog. Pracowała w organizacjach pozarządowych w Polsce i w Anglii. Przez dwa i pół roku była związana z angielską organizacją Bristol Drugs Project. Ukończyła w Bristolu zaawansowany kurs Counsellingu (doradztwa). Kontynuuje naukę w podyplomowym Studium Arteterapii na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu.
16
RÓB TO BEZPIECZNIEJ
BOTULIZM PRZYRANNY
B
otulizm przyranny jest wywoływany przez bakterię, która w miejscu gdzie powstała rana kłuta (np. po ukłuciu igłą, zwykle pod skórę lub domięśniowo) produkuje toksynę, a ta bez leczenia może doprowadzić do zatrzymania oddechu na skutek paraliżu mięśni. Źródłem toksyny botulinowej może być sam narkotyk, zastosowany w nim prekursor, zanieczyszczony sprzęt do wstrzykiwania lub zanieczyszczenie powstałe w procesie przygotowywania narkotyku. Botulizmowi przyrannemu można zapobiegać przestrzegając bezwzględnej sterylności podczas przygotowania i wstrzykiwania narkotyków. Jak ograniczyć ryzyko zatrucia się jadem kiełbasianym? • Pal heroinę zamiast stosować ją dożylnie; • Jeśli już koniecznie musisz ją wstrzykiwać – nie rób tego domięśniowo ani podskórnie. Upewnij się że trafiłeś/trafiłaś w żyłę ponieważ twoja krew skuteczniej zabija bakterie, niż twoje mięśnie, • Nie dziel się igłami, strzykawkami, łyżeczkami ani naczyniami do przygotowywania narkotyku z innymi. Sam/sama także nie używaj sprzętu stosowanego wcześniej przez kogoś innego, • Stosuj możliwie mało kwasku cytrynowego do rozpuszczania narkotyku. Duża ilość kwasku cytrynowego może uszkodzić mięśnie lub tkankę pod skórą, a to z kolei sprzyja rozwojowi bakterii, • Jeśli używasz więcej niż jednego narkotyku w zastrzykach – wstrzykuj je w różne miejsca i do każdego narkotyku stosuj nowy sprzęt. Jest
to niezwykle ważne, gdyż inne narkotyki (np. kokaina) dodane do heroiny dają bakteriom większą możliwość rozwoju, Nie można wyeliminować bakterii poprzez podgrzewanie narkotyku. Jeśli się pocisz, masz zaczerwienienia lub ból w miejscu gdzie wprowadziłeś/wprowadziłaś narkotyk, lub jeśli pod Twoją skórą gromadzi się ropa – niezwłocznie udaj się do lekarza, w szczególności gdy infekcja wydaje ci się mieć inne objawy, niż dotychczasowe infekcje. Symptomy botulizmu przyrannego to między innymi: opadające powieki, zaburzone lub podwójne widzenie oraz suchość i zapalenie gardła, które może przeradzać się w trudności z mówieniem i przełykaniem, uczucie słabości w okolicach karku, ramion i nóg a także trudności w oddychaniu. Pierwsze objawy botulizmu przyrannego występują po 36-48 godzinach, ale mogą pojawiać się dopiero po 14 – 18 dniach. Jeśli zauważysz jakiekolwiek z wymienionych objawów zgłoś się na pogotowie. Powiedz lekarzowi, że możesz mieć botulizm przyranny.
Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii poinformowało o tym, że Agencja Ochrony Zdrowia (Health Protection Agency) w Wielkiej Brytanii wydała alert w związku z pojawieniem się heroiny zanieczyszczonej zarodnikami bakterii Clostridium botulinum, które produkują jad kiełbasiany. Wcześniej rejestrowano już przypadki botulizmu przyrannego. Wiązane były one z podskórnym wstrzykiwaniem heroiny zwanej „czarną smołą” („black tar”), produkowanej w takiej postaci przede wszystkim w Meksyku i miały miejsce głównie w USA. Choć „europejskie” przypadki zatrucia jadem kiełbasianym poprzez wstrzyknięcie heroiny zostały, jak dotąd, odnotowane tylko w Londynie – nie ma pewności czy na polski rynek także nie trafiła partia heroiny zanieczyszczonej bakteriami wywołującymi botulizm. W związku z tym przybliżamy ten temat w MnB.
Nieleczony botulizm przyranny prowadzi do śmierci na skutek paraliżu mięśni odpowiedzialnych za oddychanie. Konieczne jest wczesne leczenie botulizmu. Leczenie najczęściej polega na kuracji antybiotykowej, podawaniu surowicy przeciwbotulinowej i osuszaniu wszelkich ropni i zainfekowanych ran. konsultacja dr Dorota Rogowska-Szadkowska
17
POLONAIS
Z CHATELET NA DWORZEC grzegorz WSCHODNI pupek „Makaron” dostał dwie fajki od policjanta, który w zeszłym tygodniu spisywał nas po bójce, po której zamknęli „Żołnierza”. Nachlał się jak nigdy dotąd i przyłożył dwóm Francuzom w barze obok. Chłopaka zamknęli, został po nim tylko jego wojskowy plecak legionisty, ale flik (gliniarz), który go przy nas aresztował, zaczął nam mówić na ulicy od tej chwili bonjour, a „Makaron” zarobił po znajomości teraz papierosy od niego. Śmieszni są ci Francuzi, słowo daje.
18
D
ziś po raz pierwszy zbudziliśmy się bez towaru na start. Tak się wczoraj złożyło, że zabalowaliśmy na ulicy do późna w nocy. Sępiliśmy pieniądze w okolicach wieży św. Jacka na Chatelet. Dokładnie, na kracie od metra, naprzeciw komisariatu policji. Tam ludzie już nas dobrze znają, więc słoneczka jedno i dwa euro sypały się często. Zarobiliśmy dodatkowo nawet prawie dwie paczki fajek. Przechodnie, kiedy nie mają drobnych przy sobie, chętnie dzielą się fajkami, tłumacząc się przy tym, że mają przy sobie tylko kartę do bankomatu albo, że jest koniec miesiąca i nic nie mają w kieszeni. Ci, którzy zaczynali o kryzysie, o tym jak jest im ciężko, o szomażu (zasiłku dla bezrobotnych) puszczałem szybko swoją drogą, szkoda mi było czasu na pogaduszki. W każdym razie taksowaliśmy wczoraj we czterech całe boże popołudnie i stać nas było na alkohol i prochy na cały wieczór dla nas i dla tych, którzy się przewinęli przez kratę. Chętnych na ulicy do napicia się czy zapalenia czegoś na twój koszt nigdy nie brakuje. Ale tak to właśnie tu w Paryżu bywa – jak masz ty, to dasz, a jak nie masz to dostaniesz, jeśli wcześniej dałeś. Lepiej się dzielić, nigdy nie wiadomo, kiedy będziesz w potrzebie. Poza tym, zawsze miło jest posiedzieć z innymi. Na przykład wczoraj, przylepił się do nas Rogerio „Brazilac”, Brazylijczyk, mówiący zresztą dość dobrze po polsku. Miał kiedyś laskę z Krakowa, razem mieszkali na squacie przez dwa lata gdzieś pod Paryżem. Potem „Zielona” wyjechała do Hisz-
panii, a „Brazilcowi” została tylko miłość do Paryża. Gra nieźle na gitarze i zarabia na tym pieniądze na ulicy i w metrze. Mówi, że metro jest bezbłędne, można nawet legalnie rozstawić się na stacji ze swoim sprzętem i grać małe koncerty. Trzeba tylko wykupić abonament. Dla kogoś, kto ma więcej sprzętu, mały wzmacniacz, kilka instrumentów albo jest ich kilku, to się nawet całkiem nieźle opłaca, bo ludzie sypią do kapelusza sporo forsy, kiedy zobaczą, że jesteś ciekawy. Rogerio nigdy nie koncertował. Normalnie wbija się do wagonu metra jako ostatni pasażer i zaczyna wycinać wesołe kawałki na swojej gitarze, gadać do ludzi, śmiać się czarodziejsko do dziewczyn, jak on to potrafi. Przejeżdża tak dwie, trzy stacje grając, potem przejdzie się po wagonie z kapeluszem i zmiana wagonu. Jest sympatyczny i gra zupełnie coś innego niż rzewne, paryskie kawałki grane przez Rumunów na ich świszczących akordeonach, tak że nie brakuje mu nigdy grosza. Potem, krotko przed północą, podszedł do nas Aleks. Aleks to Polak. Jest pisarzem poetą, ale już po angielsku. Grasuje po ulicach na Montmartre, bo to takie bardziej artystyczne rewiry, zaczepia ludzi i zapodaje im swoje poezje. Kiedy komuś się podoba to, co mówi, Aleks podaje mu tekst napisany na papierze i sprzedaje za jakieś tam pieniądze. Pamiętam jak kiedyś podprowadziłem go do szpitala, po tym jak ktoś go dziabnął nożem w nogę. Po drodze nie przestawał zaczepiać ludzi, dopóki nie sprzedał wiersza! Z trzema dziurami w nodze! Niemożliwy człowiek! Jest schizofrenikiem, leczy się w szpitalu św. Anny przy alejce Franza Kafki. Aleks nie pije ani nie pali,
POLONAIS jest bez przerwy zadowolony, czasem jednak trudno się z nim porozumieć. Wczoraj kiedy przyszedł do nas, kupił nam po kawie i przesiedział z nami na kracie cały wieczór, pisząc swoje angielskie rymy. Teraz jest chyba zakochany, bo mówi tylko o piekarni, w której jakaś piękność sprzedaje pieczywo i Aleks chodzi do niej na ciastka i bagietki. To był fajny wieczór. Tyle, że było dość zimno i trochę padał deszcz, ale gorący nawiew od wentylacji metra dawał poczucie zacisza w samym sercu miasta. Uzbroiliśmy się zawczasu w kartony, które służą za hoteliki – kartoniki i przebajerowaliśmy pół nocy. „Tomaszek” z „Długim” wybrali się na Barbes i przywieźli palenie na cały wieczór za połowę pieniędzy zebranych po południu na ulicy. Drugą część przeznaczyliśmy na alkohol. Miałem coraz większą „śrubę” i po północy powoli przestawałem już kontaktować. „Czekolada”, którą przywieźli chłopacy z Barbesu, nie była niczym specjalnym, tłumaczyli się, że nie trafili na naszego człowieka. Na szczęście przechodzili znajomi: Mumu z Fabricem, którzy wracali gdzieś z Łacińskiej dzielnicy, po której zawsze się kręci masa roztargnionych turystów z wystającymi z plecaków aparatami albo kamerami. Chłopacy byli najwyraźniej zadowoleni z wyprawy i zarobieni. Daliśmy im piwo za palenie, które już zdążyli sobie zorganizować po wyprawie. Tu właśnie przestałem kojarzyć, gdzie jestem i kiedy jestem... Dopiero rano przypomniałem sobie, że przecież nie mam w ogóle mojego konkretnego towaru. Również żaden z ziomków nic już nie miał. Cholera, dzień zaczynał się nie najwyraźniej. Poza tym rozpadało się na dobre i kartony zupełnie przemokły. Zwlekliśmy się z kraty do pobliskiego „socjalu” na kawę i telewizję. Nad ranem zawsze tam jest masa ludzi i można spotkać kogoś potrzebnego, czasami ktoś cię poratuje. Ale tym razem – merde. Spotkaliśmy kilku chłopaków z Podkarpacia szukających tu pracy. Przypomniało mi się kiedy przyjechałem tu sześć lat temu, wyglądałem dokładnie tak samo: zdesperowany, chciałem znaleźć jakąś robotę, która pomogłaby mi zapomnieć o niechlubnych poprzednich latach. Byłem pełen dobrych chęci, znalazłem pracę, zacząłem uczyć się języka itd. Ale brakowało mi wsparcia, kogoś kto mógłby mnie zrozumieć... W końcu ogoliłem sobie głowę na łyso, zamieszkałem na ulicy i znowu zacząłem z królową Heleną. Siadłem w kącie na sali, obok bandy Marokańczyków, chrząkających po arabsku. Popijałem powoli kawę, patrząc tępo w ścianę FOT. GRZEGORZ PUPEK
19 19
POLONAIS
FOT. GRZEGORZ PUPEK
i telewizor na przemian. Wiedziałem, że będę musiał tak spędzić pół dnia czekając na popołudnie, na bus podjeżdżający z metadonem pod Dworzec Wschodni. Mogłem zawsze podejść do szpitala, w którym byłem zarejestrowany jako opiatowiec już od lat. Wolałem jednak bus „medecins du monde”, bo zawsze można było wyciągnąć od nich to co się chciało, bez żadnych zobowiązań. Natomiast w szpitalu to różnie bywało. Z metadonem, subitexem i prochami to generalnie nie było problemu, ale często tam trzeba było się spotykać z lekarzami, którzy bez przerwy o coś pytali, a ja już tyle im naplotłem, że nie miałem ochoty z nimi się widzieć. Zaczynałem się trząść i oblewać potem na przemian. Nie wyglądałem chyba najlepiej, bo pracujący tu chłopak zagadnął mnie czy dobrze się czuję i czy czegoś mi nie potrzeba. „Nie możesz mi pomóc” mruknąłem i wróciłem do kubka z kawą, wiadomości w telewizji i ściany na przemian. Słowo daje, zaczynało mną trząść i wykręcać na wszystkie strony. Czułem się jak pająk, któremu ktoś przyłożył butem. „Długi” i „Makaron” biegali po tych biurach od socjalnego do socjalnego i w końcu wydębili od nich jakiś hotel na tydzień dla naszej czwórki. Tu też znali nas od stuleci. A miejsce było przedziwne – jeden z większych ośrodków socjalnych dla najbardziej potrzebujących, dla mieszkających na ulicy lub na stacjach metra. Zima wła-
śnie trwała, stąd miejsca takie jak to, zawsze pełne są ludzi nie posiadających własnego dachu nad głową. Multum emigrantów z całej Europy, Azji i Afryki, mówiących wszystkimi możliwymi językami. Azylanci polityczni, uciekinierzy, ludzie szukający jakiegoś kąta do schronienia lub jakiejkolwiek pracy na czarno, nadziei i lepszego jutra, kloszardzi z metra i chorzy psychicznie, ćpuny takie jak my, złodzieje oraz zwyczajni ulicznicy paryscy, spędzający całe swe życie na ulicy. Nie każdemu nawet można jeszcze w jakiś sposób pomóc. Masa ludzi skazanych na ulicę, wymieszany kocioł kultur, migracji, chorób, cierpienia... Brrrrr...... zacząłem się trząść z zimna. Pomyślałem o ciepłym prysznicu, ale obrzydzenie do wody skutecznie mnie zblokowało. Brrrr...... Ruszyłem się jednak z miejsca i poszedłem do innej sali na free Internet. Posurfowałem na nim bez specjalnego sensu, włócząc się po portalach. Tak zbliżyło się południe. Wyszliśmy na zewnątrz na jakaś fajkę. Brrrrrrrrr..... Podszedł do nas Stephan, istna, chodząca apteka. Paryski narkotnik z pierwszej dzielnicy. Jeden z „naj-
GRZEGORZ PUPEK, 39 lat, Gdańszczanin jest pracownikiem socjalnym, streetworkerem, od 3 lat pracującym w Paryżu z osobami pochodzenia słowiańskiego, głównie Polakami zagrożonymi wykluczeniem społecznym i uzależnieniami.
20
POLONAIS twardszych kamieni” tego miasta. Jego wiedza o prochach i dragach może imponować niejednemu, młodemu adeptowi toksykomanii. Pomieszane opiatowe z codzienną dawką kannabisu, haszyszu na co dzień i marihuany w weekend oraz dzikim krakiem związanym z miejscowymi Jamajczykami, ponadto speedami bombardującymi głowę nieregularnie, okazjonalnie, z codziennymi oczywiście prochami. No i na szczęście tym razem miał przy sobie buteleczkę z metadonem. Dosłownie wyssałem małą 25-ke, która spadła mi z nieba i dała radości tyle co św. Mikołaj na Boże Narodzenie.
Z Chatelet na Dworzec Wschodni jest 5 minut drogi. Kiedy wyjeżdżaliśmy na powierzchnię z metra, zaświeciło słońce. Co za meteopatyczny melanż pomyślałem sobie, nigdy nie wiadomo czego można się spodziewać po pogodzie w Paryżu, przeciągi w metro to raczej stały i nieprzyjemny punkt podróży dla każdego mieszkańca. Podeszliśmy do naszego busa, przerobionego w środku na mały punkt pomocy opiatowca z kącikiem dla pielęgniarza i czasem dyżurującego tu lekarza. Przywitaliśmy się obsługą i całą za-
łogą zebraną na placyku przed busem z plecakami, psami i gitarami. Puściłem przodem chłopaków, trzymałem się w sumie nieźle po prezencie Stephana. Kiedy już w końcu „zatankowaliśmy” nasze paliwo, usiedliśmy z reszta i skręciliśmy po „dziale”. Rozprężony, zadowolony i uśmiechnięty, nawet nie zobaczyłem czających się gliniarzy. Przewrócili nas na ziemię, potem postawili na nogi, zrewidowali kieszenie i szczerze mówiąc, nie wiedziałem, że zostało nam aż tyle „czekolady” po wczorajszej imprezie, Teraz ujrzała i ona światło dzienne, wyciągnięta z naszych kieszeni. Było tego niezłych kilka gramów. Chyba ciut za dużo, aby puścili nas szybko. Po ich minach od razu było wiadomo, że nie obejdzie się bez komisariatu. Kompletnie nie szło się z nimi dogadać. Nie słuchali żadnych tłumaczeń. Po chwili wpakowali nas do samochodu i w drodze postanowiłem, że jeśli zrobią mi sprawę to tym razem na pewno pójdę na dobrowolne leczenie.... Czas ustąpić miejsca nowym.
FOT. GRZEGORZ PUPEK
Po chwili poczułem się raźniej. Skrzyknęliśmy się wszyscy i zgodnie ruszyliśmy do metra. „Makaron”, ”Tomaszek”, ”Długi” oraz ja. Przeskoczyliśmy bramki i traaaach....- wpakowaliśmy się w kontrolerów. Zaczęło się tłumaczenie i biadolenie. „Makaron” wyciągnął z kieszeni jakieś brudne dokumenty, ja stare bilety, „Długi” ostatnie dwa mandaty a „Tomaszek”,
który bezsprzecznie miał najlepszego „speaka”, po prostu wyjaśnił kontrolerom, jak bardzo trudno nam jest żyć na ulicy, spać w metro, niedojadać całymi dniami, a w dodatku szukać prysznica, przechowalni bagażu, Internetu i pracy, a w ogóle to aktualnie jesteśmy w drodze do szpitala dodał widząc niedowierzające oczy kanarków. Skończyło się tym razem na upomnieniu. Nie zawsze jednak jest tak. Sam mam już całą kolekcję mandatów uzbieranych tylko od wakacji.
21
POLEN POL EN
POMARAŃCZOWY SEN ewa wielgat
P W ramach badania, które przeprowadziliśmy wspólnie z Mainline, w okresie od 01.01.2009 do 30.04.2009 zgłosiło się do 3 naszych placówek w Amsterdamie ok. 100 osób z Polski z prośbą o pomoc. Trudno określić całkowitą liczbę osób potrzebujących pomocy. Należałoby przeprowadzić badania we wszystkich większych miastach Holandii.
odczas ubiegłorocznego spotkania ekspertów w Utrechcie mogliśmy podzielić się obserwacjami i doświadczeniami z osobami z innych placówek w Holandii, gdzie po części można było usłyszeć o coraz większym wzroście osób zgłaszających sie do ośrodków socjalnych z prośba o pomoc. Większość przebadanych osób z wyżej wymienionej grupy nadużywa alkoholu. 1/3 tej grupy deklaruje spożywanie substancji psychoaktywnych. Jednak w mojej pracy na co dzień spotykam się w zdecydowanej większości z osobami uzależnionymi, które przychodzą do nas z prośba o pomoc. Klientów tych można podzielić na 2 grupy: Pierwszą stanowią osoby używające narkotyki droga iniekcyjną (amfetamina, heroina, kokaina). Przeważnie są to grupki osób, do których dostęp jest ograniczony. Mieszkają wspólnie na squatach bądź w opuszczonych łodziach. Kontakt z tą grupą osób uzależnionych mamy przeważnie poprzez jedną osobę, która raz na 2 tygodnie (bądź rzadziej) przychodzi na wymianę materiałów redukcji szkód. Udostępniamy sterylne igły, strzykawki, filtry, wodę do iniekcji, alkoholowe waciki, plastry, klient otrzymuje od nas również żółty pojemnik na zużyty sprzęt. Grupa ta jest w miarę zamknięta, ponieważ większość z tych osób nie chce, aby inni wiedzieli o ich uzależnieniu. Niestety działania dotyczące harm reduction w tej grupie, ze względu na jej „niedostępność”, są bardzo ograniczone. Pracownicy z Mainline próbują dotrzeć do nich poprzez outreach, jednak bariera językowa jest zbyt ogromna. Klienci ci najczęściej nie porozu-
22
miewają sie w żadnym innym języku niż polski, dlatego też komunikacja jest prawie niemożliwa. Druga grupa osób uzależnionych, jest grupą większą, używającą pozostałe substancje psychoaktywne: lsd, ecstasy, amfetaminę, kokainę, grzyby, alkohol. Używają często i intensywnie, robią to na ulicach, squatach, łodziach, parkach, imprezach. Kontakt z nimi jest bardziej otwarty. Przychodzą częściej z zapytaniem o prysznic, jedzenie, miejsce do spania. Najczęstszym problem jest brak zamieszkania. Osoby te „mieszkają” na ulicach, w parkach, pod mostami, w opuszczonych budynkach bądź łodziach. Ze względu na przepełnienia w noclegowniach i reguły w przyjmowaniu, dostęp do tych placówek jest bardzo ograniczony dla polskich klientów. Im dłużej przebywają na ulicy, tym gorszy jest ich stan zdrowia. Zwracają się do nas z prośba o pomoc medyczną, która niestety ograniczona jest do pierwszej pomocy w szpitalu. Jakiekolwiek leczenie, dłuższy pobyt w szpitalu, środki medyczne, program metadonowy, detox bądź terapia – ze względu na brak ubezpieczenia zdrowotnego – są wykluczone. Tak samo, jak w każdym innym kraju, osoba bezdomna i w dodatku uzależniona nie jest pozytywnie postrzegana przez społeczeństwo w Holandii. Niestety obraz osoby z Polski, mieszkającej na ulicy w Holandii, nie jest przedstawiany w „dobrych” barwach. Częste wzmianki praso-
we pokazujące wzrost bezdomności, przestępcze zachowania wśród osób z Europy Wschodniej, nie pomagają w starcie kolejnym przybywającym tutaj Polakom. Osoby bezdomne i uzależnione zgłaszające sie do placówek socjalnych mogą otrzymać podstawową pomoc czyli: prysznic, zmiana ubrania, ciepły posiłek, kawa, herbata. Brak jakiejkolwiek pomocy osobom uzależnionym i bezdomnym może spowodować wzrost zachorowań i umieralności wśród tej grupy. Brak higieny, zły stan zdrowia, niedożywienie, brak stałego miejsca zamieszkania, wzrost nadużywania środków uzależniających (brak prewencji, uświadamiania o bezpieczniejszym używaniu) rozszerzanie chorób wirusowych i zakaźnych (HIV, zapalenie wątroby typu C, TBC) to zagrożenia, których można się spodziewać, jeśli zaniechamy niesienia pomocy. Środki finansowe na pomoc Polakom pochodzą z kasy gminy miasta Amsterdam, ale są to finanse, które De Regenboog Grup otrzymuje i wykorzystuje dla wszystkich
EWA WIELGAT, De Regenboog Grup, Amsterdam, Holandia
osób potrzebujących. Nie są to żadne odrębne finanse, dlatego też muszą być racjonalnie rozłożone dla wszystkich klientów z całej Europy. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja repatriacji osób, które muszą, bądź chcą powrócić do kraju. Finanse na tego typu cele są niewystarczające. Dzięki wieloletnim kontaktom z ambasadami włoską i niemiecką, możemy pochwalić się dobra współpracą, która pomaga nieść pomoc osobom pochodzącym z tych krajów. Dzięki ich wsparciu, finansowym i koleżeńskim, repatriacja, pomoc w znalezieniu ośrodków terapeutycznych przebiega szybko i bezkonfliktowo. W pracy tej bardzo ważne jest wsparcie ze strony rządów i próbowanie odnalezienia wspólnej drogi działania. Współpraca z Ambasadą Polski w Hadze, dotycząca pomocy w repatriacji osób uzależnionych, śmiało można powiedzieć – nie istnieje. Uważam, że ważną kwestią jest integracja polskiego rządu z organizacjami działającymi tutaj. Pierwszym, podstawowym celem powinno być zaakceptowanie przez Ambasadę Polski w Hadze faktu istnienia problemu bezdomności na terenie Holandii, wśród osób uzależnionych pochodzących z Polski. Wraz z wejściem do Unii Europejskiej otworzyły się granice dla wszystkich osób, które chcą podjąć pracę bądź w ogóle prowadzić życie poza granicami Polski. W przeciągu ostatnich lat zwiększyła się liczba osób przybywających do Holandii i problem bezdomności uzależnionych, w związku z tym, wzrósł niezmiernie szybko. Jakie pomysły i działania zamierzają podjąć władze polskie, aby pokazać władzom holenderskim, że również wiedzą o problemach swoich obywateli w Holandii? Myślę, że współpraca z organizacjami, zrozumienie i zaakceptowanie problemu to mógłby być pierwszy krok, jaki powinien podjąć rząd polski w Holandii.
23
POLES
MIASTO DUCHÓW żaneta stawiarska
W 2007 roku wyjechałam do Wielkiej Brytanii i rozpoczęłam pracę jako Community Outreach Worker, w wolnym tłumaczeniu – pracownik uliczno-socjalny w organizacji Drugs and Homeless Ini a ve w Swindon, średniej wielkości mieście na południowym zachodzie Anglii. Podczas ponad dwóch lat pracy, przyglądania się i uczenia brytyjskiego systemu pomocy osobom używającym narkotyki, niejednokrotnie byłam zaskakiwana tutejszymi rozwiązaniami, często pozytywnie, choć nieraz rodziły się we mnie również pewne wątpliwości.
24
W
ydaje się, iż podstawą, na której opiera się system pomocy i leczenia osób używających narkotyki, jest – bardzo szeroko rozumiana – polityka redukcji szkód, czy może raczej tzw. evidence-based approach, czyli polityka oparta na wnioskach płynących z badań naukowych. Oprócz oczywistych zalet takiego podejścia, prowadzić ono może również do pewnych trudności, a nawet paradoksów.
Zażywasz - PRZEGRYWASZ Otóż wedle angielskiego prawa wszystkie nielegalne narkotyki zaliczane są do trzech rożnych klas: A, B i C. Narkotykami klasy A są na przykład heroina, kokaina i crack, klasy B - marihuana oraz amfetamina (w postaci stałej, jeśli przygotowana do iniekcji – wtedy zaliczana jest do klasy A), a do kategorii C zalicza się między innymi ketaminę lub pochodzące z nielegalnego obrotu benzodiazepiny. Posiadanie lub handel narkotykami należącymi do rożnych klas podlega określonym karom, najniższe przewidziane są za posiadanie/handel narkotykami klasy C, najwyższe – klasy A. Czynnikami decydującymi o przynależności substancji do danej klasy są nie tylko ich szkodliwość i ryzyko poważnych następstw zdrowotnych, czy potencjał uzależniający, ale także ryzyko wchodzenia w konflikty z prawem przez osoby ich używające a co za tym idzie, koszty społeczne oraz finansowe, jakie będzie ponosiło z tego powodu państwo. Rządowe statystyki mówią, że 50 procent przestępstw, takich jak włamania czy kradzieże, głównie sklepowe, ale również kradzieże samochodów, jest popełniane przez osoby używające narkotyki klasy A; inne statystki mówią o ¾ użytkowników cracku i heroiny, którzy przyznają się do popełniania przestępstw, aby sfinansować zakup narkotyków. W konsekwencji środki finansowe na leczenie osób używających różne narkotyki są podzielone tak, aby skupić się głównie na użytkownikach narkotyków klasy A, gdyż to oni popełniają najwięcej przestępstw, oni również siedzą w więzieniach, a zatem leczenie tej grupy osób jest po prostu opłacalne dla państwa. W związku z tym może się zdarzyć, iż osoba używająca na przykład marihuanę, która zechce podjąć leczenie, będzie miała utrudnione zadanie, gdyż być może w jej okolicy jedyne dostępne
FOT. ŻANETA STAWIARSKA
polish power
FOT. ŻANETA STAWIARSKA
poradnie będą obsługiwały jedynie użytkowników heroiny czy cracku. No chyba ze popełni jakieś przestępstwo, aby sfinansować swój nałóg – wtedy może na nią zostać nałożony tzw. Drug Rehabilitation Requirement, czyli wymóg leczenia z nakazu sądu. W praktyce bardzo często się zdarza, iż sądy orzekają wobec osoby używającej czy uzależnionej od narkotyków przymus podjęcia leczenia w zamian za odstąpienie od wyroku więzienia, i to już niezależnie od klasy narkotyku, lecz wagi popełnionego przestępstwa i jego związków z uzależnieniem. A alternatywą
dla osoby, która nie może znaleźć dla siebie serwisu, gdyż używa jedynie marihuanę i nie popełnia również przestępstw z tym związanych, mogą być grupy samopomocowe, które z reguły organizują się bez finansowej pomocy państwa, bądź poszukiwania poradni oddalonej od miejsca zamieszkania.
narkotyków przez jego obywateli, jest powszechność terapii substytucyjnej dla osób uzależnionych od opiatów. Metadon lub buprenorfina są najczęściej tzw. leczeniem z wyboru, prowadzonym przez odpowiednio przeszkolonych lekarzy pierwszego kontaktu we współpracy z poradniami leczenia uzależnień.
don’t wanna REHAB!
Dopiero kilka nieudanych prób leczenia substytucyjnego, czy też poważne konsekwencje zdrowotne wynikające z używania oraz duża motywacja klienta są czynnikami skłaniającymi do skierowania go
Kolejną konsekwencją systemu zorientowanego, przede wszystkim na zmniejszanie kosztów, jakie ponosi państwo w związku z używaniem
25
POLES do stacjonarnego ośrodka rehabilitacji. Oczywiście zdarzają się sytuacje, w których skierowanie do ośrodka jest pierwszym epizodem podjęcia jakiejkolwiek terapii, ale organy dysponujące środkami na leczenie muszą zostać przekonane przez pracowników poradni, że takie rozwiązanie będzie korzystne dla klienta i są duże szanse, że terapia zakończy się sukcesem.
zakład karny czyli DETOX Ponad jedna trzecia osób przebywających w brytyjskich więzieniach rozpoczyna program leczenia uzależnienia od opiatów, a w Szkocji jest to prawie dwie trzecie. Wiele z wysiłków zmierzających do obniżenia przestępczości w kraju skupia się w dużej mierze na zwiększa-
niu dostępności do leczenia dla osób uzależnionych, wchodzących w konflikty z prawem, a pobyt w zakładzie karnym jest uważany za doskonałą okazję do podjęcia terapii. Leczenie powinno być zindywidualizowane i jeżeli więzień był również pacjentem programu substytucyjnego przed rozpoczęciem odbywania kary i przyjmował stabilną dawkę leku, terapia powinna być kontynuowana przez pewien okres czasu, a dawki zmniejszane jedynie w porozumieniu z pacjentem. Jeżeli jednak więzień używał jedynie nielegalnych opiatów, wtedy zostanie najpewniej poddany detoksykacji, najczęściej przy użyciu stopniowo redukowanych dawek metadonu, rzadziej
buprenorfiny, na przestrzeni dwóch do trzech tygodni. Ponieważ wykazano zależność pomiędzy ryzykiem samobójstwa lub samookaleczeń u więźniów a wystąpieniem objawów nagłego odstawienia opiatów, leczenie substytucyjne, a zwłaszcza detoksykacja w więzieniach to standardowe procedury, jednak z dużym akcentem na tę drugą możliwość. W praktyce, pomimo że długotrwałe leczenie substytucyjne w więzieniu jest możliwe, dużo częstszym scenariuszem jest detoksykacja, polegająca na stopniowej redukcji substytutu. Jeżeli wyrok przekracza sześć miesięcy, wówczas więzień najprawdopodobniej zostanie poddany stopniowej detoksykacji. Sytuacje, gdy substytut jest przepisywany dłużej niż przez sześć miesięcy należą do rzadkości i zdarzają się tylko wtedy, jeśli ewentualne korzyści zdrowotne takiego rozwiązania są bezdyskusyjne. Pobyt w zakładzie karnym dłuższy niż sześć miesięcy traktuje się bowiem jako okazję do osiągnięcia całkowitej abstynencji od opiatów i w tej sytuacji jest to cel nadrzędny. Oddziały dla więźniów poddawanych detoksykacji są praktycznie we wszystkich brytyjskich więzieniach. Poza leczeniem substytucyjnym i detoksykacją istnieje cały szereg innych rodzajów pomocy oferowanych więźniom uzależ-
26 26
FOT. ŻANETA STAWIARSKA
POLES nionym od narkotyków, od szczepień przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B, testów na obecność wirusów przenoszonych przez krew oraz warsztatów bezpieczniejszych iniekcji, przez terapie behawioralno-poznawcze, zapobieganie nawrotom, do szkoleń z zakresu zapobiegania przedawkowaniom, gdy klient opuszcza więzienne mury. W niektórych zakładach karnych oferowana jest również pomoc poprzez społeczność terapeutyczną i realizowanie programu 12 kroków.
Nalokson, crack pipes i USERS forum Podejście evidence-based niesie ze sobą możliwości podejmowania nowatorskich przedsięwzięć, które są forsowane przez pro aktywnych pracowników poradni, organizacji zajmujących się pomocą uzależnionym czy nawet wolontariuszy. W kilku ośrodkach w Wielkiej Brytanii przeprowadzono cykle szkoleń dla klientów i ich rodzin z zakresu pierwszej pomocy w przypadku przedawkowań oraz administrowania naloksonu – leku odwracającego skutki przedawkowania opiatów. Szkolenia te kończą się wydaniem każdemu uczestnikowi – poza symboliczną, choć dla niektórych klientów kluczową opłatą za samo uczestnictwo w szkoleniu – pojedynczej dawki naloksonu. Według twórców szkoleń, przyczyniły się już one do uratowania niejednego ludzkiego życia. Innym przedsięwzięciem są próby wprowadzenia do wykazu środków wydawanych przez serwisy zajmujące się
redukcją szkód oprócz klasycznych igieł, strzykawek, kwasu cytrynowego czy wody do iniekcji, także folii aluminiowej do palenia heroiny, co ma w zamyśle zachęcić osoby używające heroinę w iniekcjach do przejścia na bezpieczniejsze palenie. Podejmowane są także próby rozpoczęcia dystrybucji i wymiany szklanych fajek do palenia cracku. Wymiana fajek miałaby po pierwsze zachęcić osoby używające crack do kontaktu z serwisami, promować bezpieczniejszy sposób przyjmowania tej substancji oraz ograniczyć transmisję wirusów przenoszonych drogą krwionośną przy używaniu wspólnych fajek, choć tutaj badania nie są jednoznaczne i dlatego pomysł dystrybucji fajek do cracku jest uważany za kontrowersyjny i nie został jeszcze nigdzie w Wielkiej Brytanii zrealizowany. Wreszcie, polityka i kultura promowania praktyk, których skuteczność potwierdzają badania naukowe niesie za sobą również wymóg organizowania tzw. forów dla klientów poradni i serwisów w danym mieście czy regionie. Na regularnych spotkaniach omawiane są doświadczenia klientów w związku z leczeniem, oraz udzielane informacje zwrotne odnośnie jakości terapii i potrzeb klientów. Informacje te trafiają później do poradni i organów, które nadzorują ich pracę, aby w rezultacie poprawić jakość leczenia. Między innymi, tym sposobem poprawiono nieco w Swindon dostępność do leczenia dla osób używających marihuanę.
ŻANETA STAWIARSKA, ukończyła psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz Profilaktykę HIV/ AIDS w krakowskim Igna anum. W latach 2007-2010 pracowała jako Community Outreach Worker w organizacji Drugs and Homeless Ini a ve w Swindon w Wielkiej Brytanii, wcześniej była wolontariuszką w krakowskim Monarze. Oprócz własnych doświadczeń, w artykule skorzystałam z następujących źródeł: Drug misuse and dependence. UK guidelines on clinical management, 2007, London: Department of Health (England), the Scottish Government, Welsh Assembly Government and Northern Ireland Executive and devolved administrations. http://www.nta.nhs.uk/docs/updated_guidance_for_prisons_march10.pdf http://www.nta.nhs.uk/areas/criminal_justice/ http://www.hmprisonservice.gov.uk/adviceandsupport/prison_life/addictionadvice/
27
POLES
HISTORIA JEDNEGO Z POLSKICH KLIENTÓW DHI
W
iktor, lat 30, pochodzi ze średniej wielkości miasta w południowo-wschodniej Polsce. Dotychczas używał głównie amfetaminę. Pierwszy raz zetknął się z nią w Polsce kilka lat temu, w sumie używał przez 6 lat, z tego około 1,5 roku codziennie. Od ponad roku nie używa żadnych narkotyków.
Wiktor zaopatrywał się w narkotyki właśnie u takiej polskiej grupiey przestępczej, której członkowie oprócz handlu narkotykami trudnili się również ściąganiem haraczy od – oczywiście – innych Polaków w okolicy. Z czasem zaczął również u nich dorabiać, rozprowadzając amfetaminę wśród Polaków, choć w jego przypadku nie był to handel na dużą skalę.
Podobnie jak większość Polaków w Wielkiej Brytanii Wiktor przyjechał tutaj do pracy. Przez pierwsze kilkanaście miesięcy pobytu w Anglii, w małym mieście na północy kraju, Wiktor pracował w magazynie, średnio 40 godzin w tygodniu. To pozwalało z powodzeniem utrzymać się oraz kupować narkotyki od lokalnych dilerów - Polaków. Jak twierdzi, nie miał problemów ze znalezieniem źródła zaopatrzenia, gdyż wielu Polaków w Anglii trudni się handlem, najczęściej marihuany, amfetaminy i kokainy, dorabiając w ten sposób do pensji, które często nie przekraczają najniższego wynagrodzenia. Jest również grupa Polaków, którzy traktują taką działalność jako główne, nieraz jedyne źródło dochodu i wcale nie czują się w żaden sposób zagrożeni. Według Wiktora dzieje się tak dlatego, że Polacy w Wielkiej Brytanii to grupa dość hermetyczna i wiele spraw nie wychodzi w ogóle poza jej obręb, a w szczególności dotyczy to spraw mających jakikolwiek związek z nielegalnymi narkotykami.
Jak przypuszcza, członkowie tego gangu zajmowali się handlem narkotykami jeszcze w Polsce, w związku z czym weszli w konflikt z prawem i chcąc uniknąć dalszych konsekwencji, uciekli z kraju, przenosząc działalność do Wielkiej Brytanii. Wiktor, dzięki pracy dla dilerów, a później również wynajęciu pokoju od jednego z nich, miał stały dostęp do taniej amfetaminy, niemniej jednak w dalszym ciągu udawało mu się utrzymać legalną pracę.
Moje angielskie doświadczenie zawodowe pozwala zgodzić się z tą tezą. Zauważyłam również, że Anglicy dużo częściej informują o używaniu narkotyków lekarzy pierwszego kontaktu lub pracowników służb społecznych, pracowników urzędów pracy, dużo swobodniej rozmawiają też o używaniu narkotyków miedzy sobą, i nie mam tu na myśli jedynie rozmów w gronie osób, które razem używają, a na przykład rozmowy kolegów/koleżanek z pracy. Wiktor nazywa to większą tolerancją dla osób używających narkotyki, być może wynikającą z ich – większej niż w Polsce – powszechności. Polacy w Anglii są natomiast dużo bardziej ostrożni i nieufni, i dlatego – aby czuć się bezpieczniej - polscy dilerzy rozprowadzają narkotyki głównie wśród swoich rodaków.
28
W 2008 roku, z chwilą nadejścia kryzysu ekonomicznego, który okazał się bardzo dotkliwy dla Wielkiej Brytanii, sytuacja Wiktora zaczęła się pogarszać. Redukcja godzin pracy i drastyczny spadek zarobków, długi u właściciela mieszkania, aż w końcu zastraszanie i pobicie, aby wymusić spłatę długu i nakłonić Wiktora do pozostania w mieszkaniu i dalszej pracy dla dilerów – wszystko to skłoniło go do podjęcia radykalnej decyzji o porzuceniu pracy i przeprowadzce do innego miasta. Wiktor spakował się i wsiadł do pierwszego lepszego pociągu. Do tej pory kilkakrotnie przebywał w rożnych miastach Wielkiej Brytanii, lecz nigdy nie znalazł już innej legalnej pracy. Od około roku przebywa w Swindon, jest bezdomny i uprawniony jedynie do korzystania z doraźnej pomocy organizacji pomagających bezdomnym, takich jak na przykład DHI. Przestał używać narkotyków, gdyż – jak twierdzi – w tej chwili nie może sobie pozwolić na wydawanie pieniędzy, które mógłby zdobyć jedynie w bardzo nielegalny sposób. Tutejsze organizacje pomagające bezdomnym, a zwłaszcza urząd miasta proponowały Wiktorowi pomoc w zorganizowaniu powrotu do Polski, w tym opłacenie biletu powrotnego. Ale Wiktor wracać nie myśli. Żaneta Stawiarska
REDUKCJA SZKÓD
P
ytaniem, którego znaczenie rośnie w kontekście celów redukcji szkód jest to, co zaliczamy do tych szkód? Procedury, stosowane zwykle w ekonomicznych studiach nad społecznymi kosztami używania narkotyków, zaliczają wszystkie publiczne i prywatne wydatki, które dają się przypisać do tego, co jest związane z używaniem tych narkotyków. Wśród kosztów są takie, które nie występowałyby, jeśli nawet używanie narkotyków pozostałoby na tym podobnym jak teraz poziomie, ale gdyby społeczna odpowiedź wobec narkotyków zmieniłaby się. Na przykład, gdyby posiadanie narkotyków zostało zdekryminalizowane.
Robin Room: The ambiguity of harm reduc ongoal or means, and what cons tutes harm?
S
pontaniczne trendy przechodzenia od wstrzykiwania narkotyków do nie-iniekcyjnych form ich przyjmowania zostały zidentyfikowane w kilku miejscach w Europie, a także w Nowym Jorku. Badania powinny potwierdzić, że takie zmiany sposobów używania narkotyków odzwierciedlają większą troskę o własne zdrowie i potrzebę redukcji stopnia uzależnienia. Nie ulega wątpliwości, że na zmiany ogromny wpływ miał typ narkotyku, jego cena i jakość. Tego typu zmiany wzorów przyjmowania narkotyków mają prawdopodobnie miejsce tylko wtedy, gdy narkotyki będące w umiarkowanej cenie i charakteryzujące się względnie dobrą jakością są dostępne w odpowiedniej postaci.
Mat Southwell: People who use drugs and their role In harm reduc on
K
rytycy redukcji szkód twierdzili, że pojęcie „szkoda” nie jest obiektywnie zdefiniowane i dlatego nie zapewnia to dostatecznie trwałej empirycznej podstawy dla wdrażania i oceny działań, których celem jest redukcja szkód. Co więcej, zdarzały się suges e, że podejście spod szyldu redukcji szkód zezwala, a nawet umożliwia używanie narkotyków. Z tego powodu może przybliżać legalizację narkotyków i wysyłać „błędne sygnały”. Ale najczęściej cytowanym argumentem było to, że działania redukcji szkód w zakresie nielegalnych narkotyków stoją w sprzeczności z międzynarodowymi traktatami dotyczącymi kontroli narkotyków.
Jurgen Rehm and Benedict Fischer: Harm reduc on In an open and experimen ng society
29
K
ryminalizacja użytkowników nielegalnych substancji narkotykowych wpływa na poszerzanie się epidemii HIV i powoduje przytłaczające negatywne konsekwencje zdrowotne i socjalne. Dlatego potrzebna jest gruntowna zmiana polityki.
Niewątpliwy związek pomiędzy prowadzoną na świecie polityką prohibicji narkotykowej a epidemią HIV/AIDS został wyraźnie podkreślony przez oficjalną deklarację 18-stej Międzynarodowej Konferencji nt. AIDS w Wiedniu. Deklarację nawołująca Organizację Narodów Zjednoczonych do zmiany stanowiska w zakresie kryminalizacji posiadania narkotyków została opracowana przez międzynarodowych ekspertów w zakresie medycyny, polityki i zdrowia publicznego. Każdy z Was może wyrazić swoje poparcie dla deklaracji, której treść przedstawiamy poniżej, odwiedzając witrynę www.viennadeclara on.com. Do tej pory podpisało ją kilkanaście tysięcy osób. Wśród popierających Deklarację Wiedeńską zalazło się kilku laureatów Nagrody Nobla, kilku byłych prezydentów, liderzy religijni, znani eksperci różnych dziedzin nauki, a także znani intelektualiści, m.in. brazylijski pisarz Paulo Coehlo. Prezentujemy pełną treść Deklaracji Wiedeńskiej.
W odpowiedzi na zdrowotne i socjalne szkody powodowane przez nielegalne substancje narkotykowe opracowano pod auspicjami Organizacji Narodów Zjednoczonych plan międzynarodowej prohibicji narkotykowej zakrojonej na szeroką skalę. Wyniki wieloletnich badań przyniosły wszechstronną ocenę efektów globalnej „Wojny z Narkotykami” i, w obecności tysięcy uczestników zbierających się w Wiedniu na XVIII Międzynarodowej Konferencji nt. AIDS, międzynarodowa społeczność naukowa nawołuje do uznania ograniczeń i szkód związanych z prohibicją narkotykową oraz do reformy polityki narkotykowej w celu usunięcia przeszkód dla skutecznego przeciwdziałania i leczenia HIV oraz opieki nad osobami żyjącymi z HIV/AIDS. Dowody na to, że ograniczenia prawne nie zlikwidowały dostępności nielegalnych substancji w środowiskach, w których istnieje na nie zapotrzebowanie są jednoznaczne. Na przestrzeni kilku ostatnich dziesięcioleci państwowe i międzynarodowe systemy monitoringu narkotykowego przedstawiły wzorzec zależności pomiędzy spadającymi cenami narkotyków i wzrostem abstynencji od narkotyków – mimo ogromnych nakładów na egzekwowanie prawa. Co więcej, nie ma żadnych dowodów na to, że zaostrzanie prawa w sposób zasadniczy redukuje zjawisko zażywania narkotyków. Dane wyraźnie wskazują również na to, że wzrasta ilość państw, w których narkotyki są zażywane drogą dożylną oraz, że rośnie liczba kobiet i dzieci, będących pod wpływem tego zjawiska. Poza obszarem Sahary Centralnej w Afryce, dożylne zażywanie narkotyków jest przyczyną mniej więcej jednego na trzy nowe zakażenia wirusem HIV. Na niektórych obszarach, w których HIV rozprzestrzenia się najszybciej, takich jak Europa Wschodnia i Azja Środkowa, występowanie wirusa HIV może osiągać 70% wśród zażywających narkotyki drogą dożylną, a na niektórych obszarach ponad 80% wszystkich zakażeń HIV dotyczy tej właśnie grupy. W obliczu przytłaczających dowodów na to, że egzekwowanie prawa narkotykowego nie spełniło swoich założeń, ważne jest
30
uznanie i podjęcie działań naprawczych w stosunku do szkodliwych konsekwencji takiego podejścia. Konsekwencje te obejmują między innymi: • Epidemię HIV powodowaną kryminalizacją osób zażywających nielegalne substancje i zakazy dostarczania sterylnych igieł oraz rozpowszechniania zastępczej terapii opiatami. • Rozprzestrzenianie się HIV wśród osób zażywających narkotyki przebywających w zamkniętych zakładach lub pozbawionych wolności w rezultacie restrykcyjnego prawa, a także braku środków zapobiegawczych w tych środowiskach. • Podważanie znaczenia publicznej opieki zdrowotnej, gdy egzekwowanie prawa prowadzi do tego, że zażywający narkotyki odstraszeni od środków zapobiegawczych i opieki wchodzą w środowiska, gdzie ryzyko chorób zakaźnych (takich jak HIV, żółtaczka typu C i B, gruźlica) i innych szkód jest zwiększone. • Kryzys systemu sprawiedliwości w rezultacie rekordowej liczby osób pozbawionych wolności w wielu krajach. Wpłynęło to negatywnie na funkcjonowanie całych środowisk. Różnice rasowe wśród pozbawionych wolności za przestępstwa narkotykowe są w wielu krajach bardzo wyraźne, a ich konsekwencje są szczególnie dotkliwe w USA, gdzie mniej więcej jeden na dziewięciu afro-amerykańskich mężczyzn w grupie wiekowej od 20 do 34 lat zostaje pozbawiony wolności każdego dnia, głównie w wyniku restrykcyjnego egzekwowania prawa. • Napiętnowanie zażywających nielegalne substancje narkotykowe, polityczną popularność kryminalizacji uzależnionych i podważanie znaczenia zapobiegania epidemii HIV i innych środków promujących zdrowie. • Łamanie praw człowieka, w tym stosowanie tortur, pracy przymusowej, nieludzkiego lub poniżającego traktowania i egzekucji osób popełniających przestępstwa narkotykowe. • Ogromny czarny rynek, którego wartość szacuje się na 320 miliardów dolarów amerykańskich rocznie. Zyski te pozostają całkowicie poza kontrolą władz państwowych. Finansują one działalność przestępczą, przemoc i korupcję, a także destabilizują całe państwa, takie jak Kolumbia, Meksyk i Afganistan. • Zmarnowanie miliardów dolarów podatników na „Walkę z Narkotykami” – politykę kontrolowania rynku narkotykowego, która nie przynosi założonych rezultatów, a przeciwnie, bezpośrednio lub pośrednio przyczynia się do wyżej wymienionych szkód. Niestety, dowody na to, że prohibicja narkotykowa nie przynosi założonych rezultatów oraz ma poważne negatywne konsekwencje, są często negowane przez tych, w których żywotnym interesie leży
utrzymanie obecnej sytuacji. Powoduje to chaos wśród opinii publicznej i kosztuje życie wielu osób. Władze państwowe i organizacje międzynarodowe mają moralny i prawny obowiązek podjąć działania wobec tego kryzysu i muszą szukać sposobów uchwalenia rozwiązań alternatywnych, opartych na dowodach strategii, które będą efektywnie redukować szkody powodowane narkotykami, a nie stwarzały własne. My, niżej podpisani, nawołujemy władze państwowe i organizacje międzynarodowe, w tym ONZ aby: • Dokonały rewizji skuteczności dotychczasowej polityki narkotykowej. • Prowadziły opartą na faktach naukowych ocenę znaczenia publicznej opieki zdrowotnej w celu rozwiązywania indywidualnych i społecznych szkód wypływających z zażywania narkotyków. • Podjęły kroki na rzecz dekryminalizacji osób zażywających narkotyki, zwiększenia możliwości leczenia uzależnień i zniosły przymusową instytucję leczenia uzależnień, łamiącą Powszechną Deklarację Praw Człowieka. • Zaaprobowały i zwiększyły nakłady na wprowadzenie wszechstronnego pakietu przeciwdziałania HIV wyrażonego w wytycznych WHO, UNODC i UNAIDS – Target Se ng Guide. • Angażowały członków zagrożonych środowisk w opracowywanie, monitoring i wprowadzanie praw, które bezpośrednio wpływają na ich życie. Ponadto, nawołujemy Sekretarza generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych, Ban Ki-moona do niezwłocznego podjęcia środków, które sprawią, że instytucje działające w ramach Organizacji Narodów Zjednoczonych, w tym INCB (Międzynarodowa Rada Kontroli Narkotyków) będą jednogłośnie wspierać dekryminalizację osób zażywających narkotyki i podejmą się wypracowania systemu kontroli narkotyków opartego o opartego na wiedzy i dowodach naukowych. Oparcie prawa narkotykowego na dowodach naukowych nie zlikwiduje zjawiska zażywania narkotyków i innych problemów, wypływających z wstrzykiwania narkotyków. Niemniej jednak, przeorientowanie prawa narkotykowego na respektowanie i ochronę praw człowieka stwarza szansę na redukcję negatywnych konsekwencji obecnego prawa i pozwoli skierować ogromne zasoby finansowe tam, gdzie są one najbardziej potrzebne – do wdrażania opartych na dowodach naukowych działań z zakresu zapobiegania, kontroli, leczenia i redukcji szkód wynikających z zażywania narkotyków.
31
OLD SCHOOL
SEZON NA ĆPUNA grzegorz wodowski
K
iedyś, podczas jednej z wypraw na ogródki działkowe naciąłem się na gościa z pałą i psem. Trzymał w ręce gumową milicyjną pałę, a jego pies – ogromny wilczur – charczał jakby miał podcięte gardło. Znasz mnie, zawsze byłem spokojny, nigdy do nikogo sam nie wystartowałem, ale w tym przypadku pomyślałem, że jeśli nie zaatakuję, to po mnie. Mogłem uciekać, ale pies odgryzłby mi dupę po trzech metrach. Więc zanim jeszcze ormowiec zdążył wykonać jakikolwiek ruch, wyrwałem mu tę pałę z ręki. Wtedy pies rzucił się na mnie, a ja – nie wiem skąd – wiedziałem, że muszę przywalić mu w nos. I zrobiłem to! Faceta, jakimś cudem, trafiłem też centralnie w kinol. Byłem w szoku, pies skowyczał i uciekał, a facet na klęczkach trzymał się za twarz. Do dzisiaj nie wierzę, że to właśnie ja. I jeszcze wczułem się tak w rolę, że triumfalnie cisnąłem pałę w zarośla i uciekłem – opowiada Marek. Biegnąc, czuł na plecach ciężar plecaka wypełnionego niedojrzałymi łodygami papaver somniferum.
Gdańsk, połowa sierpnia 1980 roku. W stoczni zaczynają się strajki, a na polach schną maki. Trzeba było się spieszyć, jeszcze tydzień, albo dwa i nie wydusisz z nich ani kropli. A to nie jakieś tam niskoopiatowe Przemki, ale prawdziwy mak lekarski. Rośnie nie tylko na polach, ale prawie w każdym przydomowym ogródku można coś znaleźć. W miastach z kolei rośnie narkomania. Żaden soft. Nie ma kwasów, piguł, dopalaczy, Co najwyżej można załatwić u psychiatry receptę na Parkopan. Właściwie tylko opiaty. Już wiemy jak zrobić odpał, a „zielone” acetylujemy. Nie ma lipy – wspomina Marek.
32
OLD SCHOOL Wokół Gdańska jak w okolicach Kandacharu, pełno maku. Trzeba tylko umieć go wypatrzeć, zapamiętać i wrócić w odpowiednim czasie. Tak jest też w Pszczółkach, wiosce położonej tuż za Pruszczem. Ale miejscowi zdają sobie sprawę, że ich zagony zagrożone są już nie tylko przez grzyby i pasożyty. Dwa tygodnie wcześniej w pobliskim Łęgowie wycięliśmy całe pole. Byliśmy z namiotem, mleczko ściągaliśmy na bieżąco. Zostało po nas tylko pocięte zielsko. Ania z Markiem mają wtedy za sobą pięć lat małżeństwa. Jeszcze przed ślubem oboje braliśmy, ale raczej sportowo. Porządnie wrąbaliśmy się w ćpanie dopiero ze dwa lata po ślubie. Poza sezonem robią odpały, albo piją zupę, ale jak przychodzi lato – ganiają po polach. Z żyletką, łyżką i bezwodnikiem. W swoich głowach mieliśmy całe mapy, gdzie w pobliżu Gdańska rośnie mak. Czasem, tego czy tamtego braliśmy z sobą na zielone, żeby było raźniej i bezpieczniej. Ale jak kończył się sezon, jeździliśmy sami. Do Pszczółek pojadą PKS-em, komunikacja miejska już tu nie dojeżdża. Wysiądą jeden przystanek przed wsią. Bo choć będą musieli przejść asfaltówką tych kilka kilometrów, to wolą nie rzucać się w oczy. Marek, ze swoimi kudłami zamiast włosów podpada na pierwszy rzut oka. Nie wyglądaliśmy ani na turystów, ani tym bardziej na miejscowych. Zresztą w takiej dziurze każdy każdego zna. Idzie przodem i niesie wojskowy plecak, Ania ma dodatkowo torbę na ramię. Najchętniej wzięliby z sobą parciane worki na ziemniaki, ale wtedy dopiero by podpadali. Towar brali w nocy i powoli zaczynają lekko czuć kości. Bez paniki. Żeby dojść do maków trzeba minąć kilka pierwszych budynków, początek wsi. Ania siada na ławce przy drodze. Wieczorem zapewne rozsiądą się tutaj miejscowi, każdy ze swoim winem w ręku. Marek idzie dalej i skręca w boczną drogę. Jeszcze tylko z 50 metrów. Właśnie tam widział jakiś tydzień temu sporo biało-purpurowych kwiatów. Rozglądam się dookoła i żywej duszy nie widać , a w środku adrenalina i żałosne resztki endorfin. Ale pilnuję się, żeby nie wyglądać na spłoszonego.
33
OLD SCHOOL Pole może być pilnowane, Marek liczy jednak na to, że nie TU i nie TERAZ. Mają przecież latem tyle roboty w gospodarstwie… Dochodząc do pierwszych zagonów, ostro skręca i idzie pochylony między makiem i burakami. Z bliska maki wyglądają na doskonałe: duże, okrągłe głowy, żadnych podeschniętych roślin. Ostry nóż w ręku czeka jak topór na pierwsze ofiary. Przykuca i tnie maki kilkanaście centymetrów nad ziemią. Nie za wysoko, by nie stracić ani kropli. Nie za nisko, bo po co wozić zielsko. To co najcenniejsze jest w krótkim odcinku łodygi, tuż pod makówką. Naciął tyle, że z trudem zamyka plecak. Zawsze miałem tak, że gdybym mógł, zabrałbym ze sobą całe pole. Siłując się z zapięciem plecaka, nie widzi, jak z trzech stron zbliżają się postaci uzbrojone w kije i łańcuchy. Dopadają go i po krótkiej szamotaninie, przyciśnięty do ziemi może już tylko ciężko sapać. Próbuje jeszcze raz zdobyć się na wysiłek, wierzgnąć i wyrwać się napastnikom, ale równie dobrze mógłby siłować się z ich traktorem. Potem jednym z tych krowich łańcuchów krępują Markowi ręce. Dziwne, ale ten toporny łańcuch z taką łatwością dopasował się do moich rąk, że musiałbym urwać sobie dłonie, aby się z niego uwolnić. Kopią go minutę czy dwie, a potem szarpią, aby stanął na nogi. Z trudem, ale może ustać. Teraz widzi dwóch dorosłych mężczyzn i dwóch chłopaków. Spontanicznie zawiązany oddział wiejskiej milicji, to właściciel pola z synami i ich sąsiad. Ciągną go w kierunku najbliższych zabudowań. Z tej ścieżki zdrowia, długiej na jakieś 100 metrów pamiętam głównie kopniaki i bluzgi. Zaliczył też kilka uderzeń kijem w głowę. Pamięta również widok skulonej w oddali Anki. Trzęsącej się i zanoszącej płaczem. Jakby celowo pozostawionej w spokoju przez oprawców, by mogła przyglądać się wymierzaniu sprawiedliwości. Krew spływająca z rozbitej głowy skleja mu powieki. Zobacz, do dzisiaj mam bliznę. Więc nawet nie widzi tego, że gdy dochodzą do zabudowań, w ich stronę wybiega kobieta. Krzyczy coś i gestykuluje. Gdyby to widział, to… i tak pewnie byłoby mu wszystko jedno. Już nie czuł bólu, czuł tylko beznadzieję. Wiedział, że za chwilę czeka go nieuchronna kreska, a wcześniej jeszcze spotkanie z prawdziwą milicyjną pałą.
34
OLD SCHOOL Ale w ten mój czarny scenariusz wkradło się coś, co do dzisiaj brzmi niewiarygodnie. Ta baba, przepraszam, ta kobieta, opieprzała swojego męża, ich synów i sąsiada za to, że tak mnie skatowali. Wyrwała synom kije i zaczęła ich nimi okładać. Sąsiadowi kazała się wynosić. Myślałem, że zaraz wystartuje do męża, gdy on próbował jej wytłumaczyć co złego zrobiłem . Kobieta każe jednemu z synów przynieść wiadro z wodą. Ten bez szemrania wykonuje polecenie. Markowi natomiast każe położyć się na ziemi i mocząc jakąś szmatę w wodzie ściera mu krew z twarzy. Leżałem tak i bałem się poruszyć, żeby się nie obudzić i nie wróciło to, co działo się jeszcze przed chwilą. Do dzisiaj mam z tym problem. Jak mnie spotka coś dobrego w życiu to boję się, że zaraz się obudzę i tego nie będzie. To nie koniec. Marek, z okładami na twarzy, dalej leży na ziemi i słyszy, że reprymenda jeszcze się nie zakończyła. Nagle coś gruchnęło obok mnie i pomyślałem, że sen się skończył. I wtedy usłyszałem głos gospodarza, że mam sobie pójść. Odetchnąłem z ulgą, ściągnąłem okłady z twarzy i zataczając się stanąłem na nogi. To, co zobaczyłem o mało mnie z powrotem nie przewróciło na ziemię. U jego stóp leży wojskowy plecak. Kształt wskazuje na to, że jego zawartość nie uległa zmianie. Niedowierzanie na twarzy Marka jest aż nadto widoczne, bo mężczyzna kilkakrotnie kiwa głową. Nie pamiętam jak znalazłem się przy Ani, która dalej zanosiła się szlochem. Musiałem wyglądać okropnie, bo na mój widok wybuchnęła głośnym płaczem. Marek ma wybite dwa zęby i opuchnięte wargi. Teraz nie ma to znaczenia. Znaczenie ma kołyszący się na jego ramieniu plecak pełen maków. Triumfalny uśmiech Marka przypomina grymas bólu. Bełkocząc coś pod nosem zaczyna wymachiwać plecakiem tuż przed jej twarzą Ani. Chwieje się, ale ona w porę przytrzymuje go, żeby nie upadł.
35
PRAWO
KTO SIĘ DEPEKUJE? mateusz klinowski
W Polsce plagą stało się masowe karanie więzieniem konsumentów narkotyków. Policja rokrocznie przyłapuje z narkotykami około 10 tysięcy osób. Zwykle w przypadkowych okolicznościach – na ulicy, w parku, na koncercie, w domu, w samochodzie. Każda zatrzymana osoba to dla organów ścigania cenny wynik. Wykrycie przestępstwa posiadania połączone jest bowiem z natychmiastowym wykryciem jego sprawcy, czyli posiadacza.
N
a domiar złego przepisy prawa wydają się nie pozostawiać żadnej swobody – zgodnie z art. 62.1 Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, kto posiada narkotyki podlega karze więzienia. Stąd bierze się owa obfitość wyroków pozbawienia wolności, w znakomitej większości w tzw. zawieszeniu. Wyroki są zawieszane, gdyż nikt przestępstwa posiadania nie traktuje serio – nawet sami funkcjonariusze policji. Jednakże pozbawienie wolności to nie przelewki – to najsurowsza, znana polskiemu prawu kara. Nawet, jeżeli jej wykonanie zostaje zawieszone, kara ta rzutuje na życie skazanego jeszcze przynajmniej przez kilka lat. Nie trzeba robić nic specjalnie głupiego, by narazić się na odwieszenie wyroku i „odsiadkę” w więzieniu. Udział w wypadku samochodowym, w bójce, nazbyt gorąca pyskówka, czy wreszcie kolejna wpadka z narkotykami – i już witamy się z klawiszem. Kara więzienia w zawieszeniu to żadna łaska. Okazuje się, że wielu z tych nadmiernie surowych wyroków można by uniknąć, gdyby osoby zatrzymywane… same o nie nie poprosiły! Załóżmy, że Policja zatrzymuje cię z narkotykami. Ilość, którą posiadasz, jest niewielka, przeznaczona na twoje własne potrzeby. Przyznajesz się – jesteś konsumentem. Nie stałeś przy szkole, nie byłeś na koncercie, nie częstowałeś kolegów, nie zamierzałeś nic sprzedawać. Okoliczności popełnienia czynu i twoja motywacja oraz fakt, że narkotyki mogły zaszkodzić tylko tobie, upraw-
36
dopodobniają, że społeczna szkodliwość popełnionego przez ciebie czynu jest znikoma w kontekście celu, dla którego posiadanie narkotyków zostało uznane za przestępstwo. Celem tym była i jest oczywiście walka z narkomanią. Wniesienie przeciwko tobie aktu oskarżenia nie będzie kolejną odsłoną tej walki. Będzie marnotrawstwem publicznych pieniędzy i niepotrzebnym represjonowaniem ciebie – osoby uzależnionej, albo tylko używającej narkotyków. Osoby, która powinna być postrzegana raczej jako ofiara narkomanii, niż jej przyczyna. Zgodnie z tą logiką prokurator powinien umorzyć postępowanie i wypuścić cię wolno. Ma do tego prawo – wynika ono z treści Art. 17. § 1. pkt. 3) kodeksu postępowania karnego. Jednak niewielu prokuratorów ma odwagę wychylać się przed szereg i narażać na zarzut, że nie walczą z narkotykami tak intensywnie, jak mogliby. Nie chcą też robić przykrości policjantom – przecież oni już kogoś zatrzymali, sporządzili dokumenty, „zrobili” wynik. Być może, co stanowi niestety bardzo częstą i całkowicie bezzasadną praktykę, zatrzymali cię w izbie zatrzymań, gdzie spędziłeś noc. Gdyby się okazało, że niesłusznie, że nie było takiej potrzeby – ktoś mógłby mieć kłopoty. To nie wyglądałoby dobrze „w papierach”. Prokurator nie chce działać na niekorzyść swoich kolegów – policjantów. W całej tej sprawie jesteś tylko pionkiem, którego ktoś rozstawia na szachownicy. Pomagasz w karierze stróża prawa i budujesz statystykę. Lecz nawet prokurator to człowiek. Nie zostawi cię samego na pastwę losu i sądu – przynajmniej takie wrażenie chciałby sprawiać. Wprawdzie nie umorzy postępowania, ale proponuje ci pomoc i podsuwa wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Ten wniosek, który wydaje się być pomocną dłonią wyciągniętą do ciebie przez in-
PRAWO stytucje państwa, w rzeczywistości może okazać się pułapką. Instytucja dobrowolnego poddania się karze (w skrócie: DePeKa) została wymyślona dla oskarżonego – pozwala ona na swoiście pojmowaną ekspiację, czyli symboliczne przeproszenie się z państwem. W zamian za wyznanie win w prostych sprawach, gdzie dowody są jasne, a okoliczności popełnienia czynu niewątpliwe, oskarżony otrzymuje łagodniejszą karę. A jego sprawa prowadzona jest bez udziału stron i konieczności pojawiania się w sądzie. Jeżeli jednak pomyślałbyś, że policja i prokuratura idą ci na rękę, srodze się mylisz. W Polskich realiach poddanie się karze służy przede wszystkim realizacji interesów wymiaru sprawiedliwości – zamiast prowadzić postępowanie, wzywać cię do sądu i występować przeciwko tobie, prokurator woli podpisać kilka papierów. Gdyby doszło do rozprawy, miałbyś szansę powiedzieć o tym, co postawiłoby wysiłki jego i policji w kiepskim świetle – że jesteś konsumentem, że kara ci się nie należy, że ilość narkotyków posiadana przez ciebie jest śmiesznie mała. I w pierwszej kolejności, że najpoważniejszy problem, jaki w związku z narkotykami masz, to rozprawa, na której właśnie jesteś i wniesiony przeciwko tobie akt oskarżenia. Poddanie się karze zamyka sprawę: przyjmujesz bierną postawę, zgadzasz się z oskarżeniem, przyjmujesz karę i pozbawiasz się możliwości obrony własnych racji. Ustępujesz pola. Zastanów się, czy warto?
Wyobrażasz sobie, jakby to było, gdybym nazywał się „Niewinny”?
„Jak się nazywasz, synu?” „Jestem Niewinny” „Pytam się o twoje NAZWISKO!”
Gdyby policjant zapytał się mnie o nazwisko, a ja odpowiedziałbym zgodnie z prawdą.. Pewnie pomyślałby, że nie zrozumiałem pytania!
Albo, gdyby ktoś zawołał mnie, wykrzykując na ulicy moje nazwisko.. Wszyscy dookoła myśleliby, że coś przeskrobał.
AGATA: ZA LUFĘ DO WIĘZIENIA Agata została zatrzymana w środku miasta przez policjantów w cywilu. Szła bowiem w towarzystwie znanej policji konsumentki narkotyków. W wyniku kontroli osobistej ujawniono przy niej opaloną lu ę – gadżet wskazujący na palenie marihuany. Agatę zatrzymano na 24h. Przeszukano miejsce jej zamieszkania. Po nocy spędzonej „na dołku” prokurator łaskawie zaproponował karę: 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Agata się zgodziła, chcąc jak najszybciej wyjść na wolność. Po jakimś czasie zmieniła zdanie, zadzwoniła do prokuratury i wycofała wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Argumentowała, że posiadanie lufy nie jest przecież posiadaniem narkotyku, a więc nie jest przestępstwem. Prokurator, widząc opór Agaty, umorzył postępowanie. Efekt: zamiast kary więzienia uniewinnienie.
„Niewinny!”
Thadguy.com
37
PRAWO
JĘDRZEJ: ZA NARKOTYKI DO DOMU Jędrzej zgłosił się na policję sam. Miał przy sobie ok. 0.5 g suszu marihuany. Celem tego kroku było skazanie, dzięki któremu, jak mniemał, uzyska prawo do zaskarżenia ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii do Trybunału Konstytucyjnego. Jędrzej słusznie sądził, że ustawa ta narusza przepisy Konstytucji. Policja nie wykazała zrozumienia, zatrzymała go w izbie zatrzymań, przeszukała miejsce zamieszkania. Ponieważ nie ujawniono przy nim żadnych dodatkowych ilości narkotyków, zwolniono go do domu stawiając wniosek o przedstawieniu zarzutów. Ponieważ Jędrzej twierdził, że narkotyki posiada na swój własny użytek oraz nie zamierza wprowadzać ich do obrotu, ani się nimi z kimkolwiek dzielić, prokuratura przyjęła, iż stopień społecznej szkodliwości czynu jest znikomy i umorzyła postępowanie. Jędrzej poczuł się rozczarowany.
38
No właśnie, prokurator często przedstawia twoją sytuację w następujący sposób: albo zgodzisz się na poddanie karze (depekację) w wymiarze zaproponowanym, albo przed sądem prokurator wystąpi o karę wyższą, co – nawet uwzględniając dobre serce sędziego – może skończyć się dla ciebie dużo gorzej. Ale sprawy nie wyglądają tak źle, jak wmawia nam to dbający o nasz interes „przyjaciel” oskarżyciel. Poddanie się karze jest największym błędem, jakie popełnić może posiadacz niewielkich ilości narkotyków przeznaczonych na własne potrzeby. Po pierwsze, niewiele zyskujesz. Żaden bowiem to deal, gdy zamiast kary więzienia obiecywana ci jest… kara więzienia, tylko na czas krótszy. To przecież wciąż bardzo surowa i co najważniejsze niesprawiedliwa kara! Po drugie tracisz prawo, by przed sądem zaprezentować własne racje – sędzia wyda na ciebie wyrok na posiedzeniu, na które cię nie wezwie. Twoje stanowisko wszak już zna – sam przecież twierdzisz, że zasługujesz na karę więzienia! Stawiając na swoim możesz ugrać więcej. I to już w prokuraturze. Istnieje spora szansa, że prokurator widząc, iż twojego przypadku nie uda się sprowadzić do prostej biurokratycznej roboty, wbrew szumnym zapowiedziom i groźnym pohukiwaniom, po prostu umorzy postępowanie widząc, że twoja banalna sprawa będzie kosztować go więcej wysiłku, niż początkowo zakładał. Poza tym, wiele można ugrać na samej rozprawie, jeśli do niej w ogóle dojdzie. Możesz przykładowo argumentować, że twój potworny czyn cechuje niska szkodliwość społeczna – przecież to narkotyki są szkodliwe, a nie ty, posiadając je. Jest bardzo prawdopodobne, że sędzia zgodzi się z tobą, o ile tylko dasz mu na to szansę. Jeżeli poddajesz się karze, sędzia nie ma nic do gadania – przyjmuje twoją decyzję, nawet jeśli uważa ją za niewłaściwą. Zmęczony pobytem na komendzie, chcąc wyjść do domu jak najszybciej, nie powinieneś wybierać pozornie najłatwiejszego rozwiązania, którym wydaje się złożenie podpisu pod przyniesionym ci wnioskiem. Uwolnisz się wtedy od sądu, ale nie od problemu – zamieciony pod dywan, może on do ciebie wrócić w najmniej oczekiwanym momencie. Wyrok więzienia to nie przelewki. Następne spotkanie z policjantem oznacza całkiem realne niebezpieczeństwo odsiadki. Nie warto. Jeśli jesteś konsumentem, zawsze żądaj umorzenia postępowania. Jeśli prokurator odmawia, swoje żądanie powtórzysz przed sądem. A gdy lubisz poddawać się przemożnej, opresyjnej sile, gdy lubisz być karany i poniewierany, nawet wtedy, odmawiając prokuratorowi, nic nie tracisz. W sądzie też możesz poddać się karze, tym razem zaproponowanej przez sędziego. Sam nie podpisuj na siebie wyroku.
MATEUSZ KLINOWSKI, doktor prawa, adiunkt w Katedrze Teorii Prawa Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.
PRAWO
D
obrowolne poddanie się karze przewidziane w art. 387 kodeksu postępowania karnego ma przyspieszyć postępowanie karne poprzez rezygnację z prowadzenia rozprawy w sytuacjach, kiedy wina oskarżonego i okoliczności popełnienia czynu nie budzą wątpliwości: jeśli nie ma się o co spierać przed sądem to lepiej sprawę załatwić szybko i w taki sposób, który może dać oskarżonemu korzyść w postaci łagodniejszego potraktowania. Ale z instytucją tą – przejętą z prawa amerykańskiego – łączą się niebezpieczeństwa. Prokuratorzy dla oszczędności czasu i środków mogą jej nadużywać i skłaniać oskarżonych do „pójścia” na układ, w sytuacjach w których wcale nie musi to być dla nich korzystne. Artykuł Mateusza Klinowskiego słusznie zwraca uwagę na takie niebezpieczeństwa w sprawach o posiadanie narkotyków. Czy jednak takie „układy” są dla osób oskarżonych o posiadanie narkotyków zawsze niekorzystne? Trudno to generalizować. Jeśli oskarżony nie „pójdzie na układ” prokurator może wnioskować przed sądem surowszą karę i sąd może się do tego przychylić. Na pierwszy rzut oka to czy ktoś dostanie rok w zawieszeniu na dwa lata, czy dwa lata w zawieszeniu na trzy wydaje się bez znaczenia. Ale może się to
KRZYSZTOF KRAJEWSKI, profesor w Katedrze Kryminologii Uniwersytetu Jagiellońskiego okazać bardzo ważne gdy przyjdzie np. do zarządzenia wykonania orzeczonej kary, czy w okolicznościach. Nie można więc generalnie twierdzić, że oskarżeni zawsze źle wchodzą na takich „układach” z prokuratorami. Ale problem rzeczywiście pozostaje. Byłbym jednak sceptycznie nastawiony do postulatu odmawiania wdawania się w „układy” i domagania się przez oskarżonych przez sądy umarzania postępowania w oparciu o art.17 pkt 3 kpk, to znaczy ze względu na znikomą społeczną szkodliwość czynu polegającego na posiadaniu niewielkich ilości narkotyku na własny użytek. Przede wszystkim, gdyby sądy powszechnie przyjmowały taką wykładnię to już dzisiaj powinny masowo umarzać takie sprawy bez względu na to czy doszło do „układu” z prokuratorem czy nie. Tego jednak nie czynią, co świadczy, że takiej interpretacji przepisów nie przyjmują (czy słusznie to zupełnie osobna
sprawa). Wiara jednak, że trzeba pomijać „złych” prokuratorów i odwoływać się do „dobrych” sędziów może być złudna. Oskarżeni mogą na tym w wielu wypadkach wyjść nie najlepiej. W każdym razie jest o kwes a dość nieprzewidywalna i trudna do generalizowania. Równocześnie mam poważne wątpliwości czy przeciętny oskarżony w sprawie o posiadanie narkotyków jest w stanie przekonać sędziego, że konstrukcja znikomej społecznej szkodliwości czynu powinna w takich sytuacjach rzeczywiście mieć zastosowanie. To dość skomplikowana kwes a prawnicza i powoływanie się na to, że środek był w niewielkiej ilości, na własny użytek itp. na pewno nie wystarczy. To może zrobić tylko wykwalifikowany prawnik. Wniosek jest jeden: jeśli już próbować taktyki zaproponowanej przez Mateusza Klinowskiego, to nigdy samodzielnie. Niestety trzeba się nauczyć korzystać z pomocy adwokatów.
39
PRAWO BARBARA NYK WILAMOWSKA, prawnik, koordynator Ministra Sprawiedliwości ds. Krajowego Programu Przeciwdziałania Narkomanii.
D
obrowolne poddanie się karze. Czasem tak, czasem nie, a jeśli nie wiadomo, to najlepiej się poradzić kogoś kompetentnego. Tyle jest rodzajów spraw, ile stanów faktycznych. Wrzucanie wszystkich przypadków do jednego worka bywa zgubne. Instytucja dobrowolnego poddania się karze dla jednego oskarżonego może okazać się zbawienna, a dla innego rzeczywiście niepotrzebnym ugięciem się pod presją organów wymiaru sprawiedliwości.
Można byłoby przecież do historii opisanych przez Mateusza Klinowskiego dopisać jeszcze kolejną. Na przykład: Joanna P została zatrzymana przez funkcjonariuszy policji, którzy znaleźli przy niej 2g suszu marihuany. W trakcie przesłuchania mogłaby oświadczyć, że posiadała narkotyk na własny użytek i z nikim nie zamierzała się nim dzielić. Prokurator mógłby zaproponować „depek” np. w postaci kary 6 miesięcy pozbawienia wolności, z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na okres lat 3. Joanna P. nie wyraziłaby zgody na ten dobrowolne poddanie się karze i doszłoby do rozprawy. Następnie sąd uznałby Joannę P. za winną zarzucanego jej czynu i skazałby ją na karę 1 roku pozbawiania wolności bez warunkowego zawieszenia wykonania. To też byłoby możliwe, czyż nie? Czyli jednym słowem jeśli masz problem z prawem – poradź się prawnika, co z tym fantem zrobić. A to, że „depek” poprawia prokuraturze i policji statystyki – to już zupełnie inna historia.
AGNIESZKA SIENIAWSKA, prawnik, program Rzecznika Praw Osób Uzależnionych od Substancji Psychoaktywnych.
Z
arówno funkcjonariusze policji, jak i prokurator zawsze będą doradzać, że dobrowolne poddanie się karze jest najlepszym oraz najbardziej sprawiedliwym rozwiązaniem problemu prawnego. Nigdy nie wspomną, że tylko dla nich. W przypadku posiadania małych ilości nielegalnych substancji psychoaktywnych można, a nawet trzeba starać się o uznanie przypadku mniejszej wagi lub powoływać się na znikomą szkodliwość czynu i walczyć o całkowite lub warunkowe umorzenie postępowania karnego. Tego prokurator nigdy nie zaproponuje. W ciągu roku funkcjonowania programu Rzecznika Praw Osób Uzależnionych połowa rozpatrzonych spraw dotyczyła problemów prawnych związanych z posiadaniem małych ilości nielegalnych substancji psychoaktywnych. Do biura Rzecznika najczęściej zgłaszają się osoby, które były już karane za posiadanie wcześniej i dobrowolnie poddały się karze – choć wcale nie musiały się na tę karę godzić. Zwyczajowo w takiej sytuacji sąd orzeka karę pozbawienia wolności w zawieszeniu na okres próby. Jeśli w okresie próby osoba ta znowu zostanie zatrzymana i posiada jakąkolwiek ilość narkotyków to kara jest „odwieszana”, zaś przykładowy student złapany dwukrotnie z nawet mniej niż 1 gramem marihuany trafia do więzienia nawet na 3 lata. Z tej machiny można wybrnąć. Jednak nastolatek czy student nie znając przepisów prawa, nie wie jak się bronić.
Skorzystanie z instytucji dobrowolnego poddania się karze nie zamyka definitywnie drogi do walczenia o sprawiedliwe rozstrzygnięcie sprawy. Wniosek o dobrowolne poddanie się karze można wycofać do pierwszego posiedzenia sądu (ustnie lub pisemnie).
40
ZAŻYJ DAWKĘ SWOICH PRAW: POSIADANIE NARKOTYKÓW
FOT. GRZEGORZ WODOWSKI
KIEDY MOŻESZ ZOSTAĆ SKONTROLOWANY? Zawsze. Zgodnie z art. 15 Ustawy o Policji policjant na służbie ma prawo dokonywania kontroli osobistej, a także przeglądania zawartości bagaży w razie istnienia uzasadnionego podejrzenia popełnienia czynu zabronionego pod groźbą kary. Takim czynem jest posiadanie narkotyków. W polskim prawie nie ma dokładnie określonych kryteriów, kiedy zachodzi uzasadnione podejrzenie posiadania narkotyków. Poproś policjanta, aby się wylegitymował. Żądaj udzielenia informacji, co do przysługujących Ci praw. Zawsze żądaj ustnego uzasadnienia od policjanta, który chce dokonać kontroli osobistej. Zapamiętaj, co powiedział. KIEDY MOŻESZ ZOSTAĆ ZATRZYMANY? Jeżeli kontrola osobista ujawniła, że w twoim posiadaniu są narkotyki, zostaniesz zatrzymany. Na podstawie art. 244 kodeksu postępowania karnego (kpk) Policja ma prawo cię zatrzymać, jeżeli zachodzi obawa, że ukryjesz się, zatrzesz ślady przestępstwa lub nie sposób ustalić twojej tożsamości. Po ustaniu tych przesłanek musisz być natychmiast zwolniony (art. 248 kpk). Policja poinformuje cię o przyczynach zatrzymania – je również zapamiętaj. CO MASZ MÓWIĆ? Posiadanie narkotyków jest przestępstwem co do zasady karanym pozbawieniem wolności (w lżejszych przypadkach grzywną lub ograniczeniem wolności). Nie oznacza to jed-
nak, że musisz zostać ukarany. Karanie za posiadanie z założenia służyć miało bowiem przede wszystkim zwalczaniu przestępczości zorganizowanej. Dlatego też, jeżeli masz przy sobie narkotyki na swój własny użytek, stanowczo to podkreślaj i żądaj umorzenia postępowania. ▪ Jesteś okazjonalnym konsumentem narkotyków i nie masz z narkotykami problemów. ▪ Jeżeli jesteś osobą uzależnioną, natychmiast o tym powiedz. Policja i prokuratura mają obowiązek traktować osoby uzależnione od narkotyków w sposób szczególny. ▪ Nie zamierzałeś z nikim się nimi dzielić – narkotyki masz na własne potrzeby. ▪ Narkotyków chciałeś użyć niezwłocznie, np. po powrocie do domu. ▪ Wyraźnie zaznacz, że to jedyne narkotyki, jakie posiadasz. Jeżeli jednak masz jakieś narkotyki w domu, Policja najprawdopodobniej je znajdzie. Jeżeli jednak nie są to duże ilości, nadal możesz utrzymywać w sądzie, że posiadałeś je na własne potrzeby. ▪ Masz prawo odmówić składania dalszych wyjaśnień i nie pogarsza to w żaden sposób twojej sytuacji. Nie kłam, nie wymyślaj żadnych historii, nie opowiadaj o kolegach. Milcząc będziesz bezużyteczny dla organów ścigania. Tym lepiej dla ciebie. ▪ Jeżeli czujesz się źle, poproś o pomoc lekarską – Policja musi ci jej udzielić. To twoje prawo. Zawsze żądaj umorzenia postępowania z uwagi na niską społeczną szkodliwość popełnionego przez ciebie czynu. Artykuł 61.1 Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii nie służy – wbrew powszechnej praktyce – karaniu konsumentów takich, jak ty.
CZY POLICJA MA PRAWO PRZESZUKAĆ TWOJE MIESZKANIE? Art. 219 § 1 kpk głosi, że w celu znalezienia rzeczy mogących stanowić dowód w sprawie lub podlegających zajęciu w postępowaniu karnym, można dokonać przeszukania pomieszczeń i innych miejsc, jeżeli istnieją uzasadnione podstawy do przypuszczenia, że wymienione rzeczy tam się znajdują. Posiadanie przez ciebie niewielkich ilości narkotyków nie oznacza automatycznie, że również u ciebie w domu znajdują się narkotyki. Masz prawo złożyć zażalenie (art. 236 kpk) na postanowienie wydane przez prokuratora o przeszukaniu twojego miejsca zamieszkania. Rozpozna je prokurator nadrzędny. Rób tak zawsze, gdy Policja nic nie znalazła w twoim domu! W ten sposób pomagasz innym – zmuszasz policjantów do ostrożniejszego stosowania instytucji przeszukania. CO POWINIENIEŚ ZROBIĆ PO ZATRZYMANIU? Po pierwsze – zachowaj spokój. Po drugie – poczekaj, aż zostanie ci przedstawiony protokół z zatrzymania. Po trzecie – nigdy nie poddawaj się karze! Prokurator może zaproponować ci poddanie się karze, co rzekomo ma oznaczać jej łagodniejszy wymiar. POD ŻADNYM POZOREM NIE PRZYSTAWAJ NA TĘ PROPOZYCJĘ. Żądaj od prokuratora umorzenia postępowania z powodu znikomej społecznej szkodliwości popełnionego przestępstwa i niecelowości ukarania. Po czwarte – pamiętaj, że masz prawo do kontaktu z osoba najbliższą, pracodawcą, szkołą czy uczelnią (na żądanie), mo-
41
Jeżeli brakuje któregoś z powyższych elementów – konsekwentnie odmawiaj podpisania protokołu zatrzymania. Zawsze zażądaj jego odpisu, aby później pokazać go prawnikowi.
• Zażalenie na sposób przeprowadzenia kontroli osobistej i przeszukanie miejsca zamieszkania wnosi się do prokuratora – zapytaj policjantów, w jaki sposób je zaadresować.
(1) Dokładne przyczyny zatrzymania oraz przyczyny kontroli osobistej, której cię poddano. Nie przyjmuj do wiadomości żadnych ogólnych stwierdzeń typu: „uzasadnione podejrzenie popełnienia czynu zabronionego” – policjant MUSI ci wyjaśnić, co stanowiło powód kontroli. Podobnie, żądaj podania KONKRETNYCYH przyczyn zatrzymania.
Zapytaj, w jaki sposób złożyć zażalenie na przeszukanie miejsca zamieszkania.
Zażalenie na sposób przeprowadzenia kontroli osobistej: jeżeli nie zostałeś przyłapany na konsumpcji narkotyków, napisz, że policjant nie miał podstaw, aby przetrząsać ci kieszenie, gdyż nic nie wskazywało, że popełniłeś przestępstwo (opisz okoliczności, w których cię zatrzymano).
(2) W protokole powinny być uwzględnione twoje wyjaśnienia – koniecznie tego dopilnuj! – wśród nich również stwierdzenie, że jesteś konsumentem i narkotyki przeznaczone były na twój własny użytek.
Pamiętaj, że czas zatrzymania nie może przekroczyć łącznie 72 godz. Po upływie tego czasu żądaj wypuszczenia na wolność.
żesz wówczas zadzwonić do Rzecznika Praw Osób Uzależnionych, który powie ci, co robić dalej. CO POWINNO ZNALEŹĆ SIĘ W PROTOKOLE Z ZATRZYMANIA?
(3) Chęć złożenia zażalenia na bezzasadne zatrzymanie. Policja poinformuje cię, do którego sądu i w jakiej formie możesz to uczynić. Skontaktuj się wtedy z Biurem Rzecznika Praw Osób Uzależnionych. Masz prawo do złożenia zażalenia na zatrzymanie do sądu rejonowego (termin 7 dni), który sprawę powinien niezwłocznie rozpatrzeć. Pamiętaj, że zrzeczenie się prawa do zażalenia na bezzasadne zatrzymanie podczas składania oświadczeń do protokołu uniemożliwia późniejsze złożenie tegoż zażalenia!
Wszystkich tych zażaleń nie musisz składać natychmiast – poproś policjantów o informacje, w jaki sposób dopełnić formalności później. Skontaktuj się z Rzecznikiem Praw Osób Uzależnionych – pomożemy ci napisać stosowne wnioski.
JESTEŚ WOLNY. Po pomoc prawną zgłoś się: Biuro Rzecznika Praw Osób Uzależnionych, ul. Chmielna 26/19, 00-020 Warszawa, Klatka III, domofon nr 319, Tel: 517-933-301. E-mail: rzecznik@politykanarkotykowa.com JAK NAPISAĆ ZAŻALENIE NA ZATRZYMANIE, KONTROLĘ OSOBISTĄ CZY PRZESZUKANIE MIEJSCA ZAMIESZKANIA? Na policji koniecznie zaznacz, że chcesz złożyć zażalenie na kontrolę osobistą, zatrzymanie i przeszukanie miejsca zamieszkania. Informacja o tym żądaniu powinna pojawić się w protokole, który podpisujesz.
Zażalenie na przeszukanie miejsca zamieszkania: jeżeli w twoim domu nie znaleziono narkotyków, koniecznie złóż zażalenie – posiadanie przez ciebie narkotyków przy sobie nie stanowi dowodu, że masz je w domu, nie powinno też automatycznie uzasadniać założenia, że w twoim domu znajduje się więcej narkotyków, zwłaszcza, gdy posiadasz przy sobie niewielkie ilości. • Zażalenie na zatrzymanie wnosi się do sądu rejonowego – tutaj również policja zobowiązana jest udzielić ci na twoje żądanie wszelkich informacji. Napisz, że nie miałeś zamiaru zacierać śladów, mataczyć ani nie było problemem ustalenie twojej tożsamości – mimo to, policja postanowiła cię zatrzymać, co stanowi naruszenie twoich praw. A także przykład nieuzasadnionej represji za popełnienie czynu, którego społeczna szkodliwość jest znikoma.
Masz problem z prawem w związku z narkotykami? Zatrzymała cię policja? Oskarża prokurator? Skontaktuj się z Rzecznikiem Praw Osób Uzależnionych (i Używających Narkotyków): tel: 517-933-301, adres e-mail: rzecznik@politykanarkotykowa.com Dyżury prawnika : wtorek godz. 11:00- 13:00, środa godz. 14:30-17:00 Ul. Chmielna 26/19 (domofon 319, klatka III), 00-020 Warszawa opracował: Mateusz Klinowski
42
W Wiedniu odbyła się 18-sta światowa konferencja poświęcona problematyce AIDS W obradach, które trwały kilka dni, wzięło udział 20 tysięcy naukowców, lekarzy, działaczy społecznych, liderów biznesu i samych pacjentów. Na konferencji zjawili się także goście honorowi, były prezydent USA, Bill Clinton oraz założyciel Microso , znany filantrop Bill Gates. Oto fragmenty przemówienia Billa Clintona:
W
iemy, że epidemia AIDS nie zostanie powstrzymana przy użyciu obecnych metod leczenia. Zostanie ona powstrzymana dopiero wtedy, gdy będziemy mogli skutecznie zapobiegać nowym zakażeniom i gdy nikt nie będzie umierał przedwcześnie. Jest bardzo wiele miejsc na świecie, gdzie głównym źródłem zakażeń jest wstrzykiwanie narkotyków i gdzie brakuje norm ustawodawczych, w związku z czym jak tylko pojawiają się pierwsze przeszkody najłatwiej jest odciąć uzależnionych od pomocy, tłumacząc, że sami są sobie winni. Jak powiedziałem, i powtórzę to ponownie – wszelkie dowody wskazują na to, że jeśli stosuje się terapię zastępczą i czyste igły, konsumpcja narkotyków spada, a nie wzrasta. Potrzebujemy zatem strategii, które koncentrują się na faktycznych problemach.
Nasza fundacja, na przykład, pracuje na Ukrainie pomagając tam wprowadzić terapię metadonową, ale to w tym momencie nie wystarcza. Nie możemy już więcej mówić: „niech rozkwita sto kwiatów” albo „niech współzawodniczy sto szkół” i udawać, że wszystkie metody są jednakowo dobre. A ponieważ nie mamy wszystkich zasobów finansowych całego świata – musimy poszukiwać tego, co się rzeczywiście sprawdza.
FOT. INTERNET
W Europie i Środkowej Azji epidemia AIDS jest głównie spowodowana dożylnym zażywaniem narkotyków. Wiemy, co się w takim przypadku sprawdza: redukcja szkód!
43
L O O H C S D OL
OLD SCHOOL
44
E GRANICY zez PO TAMTEJ STRONI brane w książce pr rok, aczkolwiek ze
kacje pochodzą Rok wydania: 1985 o materiały i publi ieg sk ień m Sie wa Mieczysła mleczkiem (makolat 80-tych. Polska ku ąt cz po o eg cja czarno-biam sa z . Wspaniała kolek ca ną pły e m te po m wym) i ko tentyczne i zapewn lądają na bardzo au rozmów (prawdoyg W i. afi gr to fo h h łyc yc ), nej z opublikowan są. Psycholog, w jed się przez ówczesną zmowę milczenia bić elze wi na jed to st „Je : podobnie, aby pr zy ytelników/słuchac tworem, uderza w emocje cz k tragicznym nowo zi, ta z ia ien yn cz do lud h yc łod m e ka groza. Mamy iąc ania, giną dzieci, tys stanie nic zrobić”. jakim jest narkom w y śm te ństwo nie jes wielokrotne a my jako społecze zwracają uwagę na rzy to aau , cie kś te W innym : „Żaden ćpacz (ciek rzętu iniekcyjnego wykorzystywanie sp red.) nigdy nie troszczy się specjalnie zyp. igła we określenie – pr znie plas kowa, a Pompka jest wyłąc o. or o swój sprzęt. (…) ymuje pół roku”. Sp jednorazówka wytrz
AKIEM CZASU NARKOMANIA ZNprzez Rajmunda
brany ny w 1983 roku, ze to Zbiór tekstów wyda ry zastrzega we wstępie, że „nie jest yk rcz sa Ślu a ar rb Dąbrowskiego, któ rkomanów”. Ba na dla cja m ka kto bli pe pu as nym zasadniczo onym kryminologicz w rozdziale poświęc zauważa rodzące się podziały na mnie narkomanii przyto rkomani, którzy nie ej: „Młodociani na scenie narkotykow uszani do kupowania odurzających są zm są producentami, inolog stwierdza, że yk, mimo, że krym środków”. Ślusarcz ia środków odurzających to przede an „problem przyjmow natury społecznej i wychowawczej, wszystkim problem hama, który 200 je Jeremiego Bent tu cy i ej” zn yc ed a także m represji karnej w od ił o nieskuteczności się ów ie m dz iej „G śn le ze zia wc zd ro lat nych sprawców. W ko 7 istniejących niesieniu do odurzo tyl obnie o pomoc) – od . op rzyszenia MONAR zwrócić?” (prawd wa Sto ów dk ro oś w tym czasie
L O O H LD SC
OLD SCHOOL – NARKOMANIA! UWAGA RODZICE na – kompot. Jutro
warzy się truciz zpodomów noc w noc h ac iąc Stanisław Górski ro tys ku kil Rok 1985. „W ”. Tym ostrzeżeniem zekonywująco przyworka có lub n sy ój Tw i pr może sięgnąć po nią narkomanii. Ażeby było wyraziście ha się też ieść o przez okno. Nie wa musiał ów an m rko na h czyna swoją opow łyc ar lef et zm „D nia ): ca O” rzu ZO wy orca łuje rodzime sceny F. (tak, „Dzieci z Dw ińska robota, nieniami Chris ane ej. To była jego św ęc wi w tó en kli posiłkować wspom h óc kaja i tłumadw y po cz us go ym ne cz jed ło złudzeń. Po by obsłużyć co dzień nie szukać by Że ”. ru nik adając w pa ę po ibyśmy towa ów”. ku, musisz, nie wp bez której nie miel iec tyk dz rko u na em do sw k się ne ia ratu em, bez uciekan iat św czy: „ Spiesząc na stko, i zy em ws m to do az z enia go czy córki, or sposobów pogodz manii”. bra znajomość syna do rko na tym at w m ci te e na oż om co wiesz już I konkluduje: „Dop
NARKOMANIĄ TY ZARAZIŁEŚ ICH iritus movens
i sp 1984. Elementarz ym MONARZE. sn ze wc leczenia we ezentuje podstawoMarek Kotański pr i wyznaczyły kierunk we założenia, które uzależnionych ób rozwoju leczenia os „Aby zwięklat: w Polsce na wiele ństwo sukcesu bie do po do aw pr ć szy zić trzeba przeprowad terapeutycznego, zbe ób os sp w j we ko wycięcie tkanki ra wa da za c cierpień względny, nie liczą iekowi. (…) Trzeba łow cz u em łod m ch ny ychice, mimo że wiercić w chorej ps zyczy stosując cały pacjent wije się i kr jących środków, że arsenał przekonywu zystko zrozumiał ws on naprawdę już to ć.” wa po stę i wie jak po ocny DOLAR! m i AR ON M dy ar Tw
NE INALISTYCZNE OLOGICZNO-KRYMsza pozycja w naIN YM KR M IU UD NARKOMANIA. ST deusza i Wiesławy Hanausków. Najstar maceutycznych
dkach far rstwa Ta Wydawnictwo auto rok 1976 i obowiązuje ustawa… o śro tykuł 29 mówi między ar st j Je Je . ie. ku op ro sk a narnych z 1951 szym kalejdo artykułach sanitar karane, jeśli ktoś m az nie or y h ed yc wt jąc t za jes ur re od ele, i wi któ , yt ów zb ć tyk by rko e oż na ywaniu” rkotyku nie m na że , roiem nk wp ru innymi o „przechow iar wa m ytek. Choć pod o artykułu) o za kotyk na własny uż ć oskarżonym (zresztą z tego sameg karnym nie wykorzystyby niu gdyż wtedy można , aby w postępowa ogłoby tu. Autorzy zalecają którzy leczą narkomanów, gdyż to m ro ob do go ia en cić do zy, wadz hę ar iec lek zn od ie ch zn odzący a innych skutec , nia ze lec wać doniesień poch ślając ie re an ok rw i, ch narkotyk tę zaufania i prze ianie psów tropiący iczną. żn spowodować utra ale om uz on ji ek az nie ok i ą zy nią pr anitarn podjęcia kuracji. Ga metodę warunkowania jako niehum tę
45
OLD SCHOOL ’85 pytanie: MAGAZYN MONARU NA BAJZLU już na okładce stawia namrkomanów po
AR kstów – nie ma na Pierwowzór MON dada w jednym z te wi po od I ch rozmaitych zaga ć? by o brać alb r tekstów dotyczący ciekawych zdjęć, dość bó wy y jąc nu po czterdziestce. Im ywaniem. Dużo ów odurzających narkotykami i ich uż nień związanych z tło używania środk ne cz ołe sp ozn zysztofa ryc sto ze Hi tu tekst Andr ja Kr miernej jakości. do LSD”. Znajdziemy narkotykami, wróżący rychłą y dd Bu d „O ule w artyk handlu ywek: „i żal było temat światowego Wróblewskiego na h Amerykanów, nie stroniących od uż ych, ale za to yc aln tywnych norm mor ramat narkozagładę kontestując olonych z konserwa („D mi widzieć ich wyzw amy się z przestrogami Jana Pawła II zn ami (tekst Wojciew rynsztoku”. Zapo które plemiona trują świat narkotyk , przekonamy , się y szk arkiem Stania iem man ma zaM manii”). Dowiem dr. z ie ow zm ro rko ,a w wo na cha Giełżyńskiego) . uciu społecznym sło manem”: „w odcz opnie używane np ch po yt zb ty, ste się „kto jest narko nie , YN wa AZ by i AG ęk M wi sza dź poru y wy zwyczaj potępiając Wyliczenie wszystkich wątków, jakie a lektura i warta O”. szern ob , wa ka Cie e. przez szkołę lub M liw akterystyce niemoż jest w krótkiej char tylu latach. po t polecenia, nawe
ZAĆPANE ŻYCIE
ześniej. Wbrew ł zebrany 3 lata wc Rok 1985. Materia iach społeczo różnych patolog tytułowi – książka ja i wreszcie uc tyt os pr dzieci ulicy, na temat nych: alkoholizm, się ć można dowiedzie narkomania. Sporo zenia. Autor książki, Krzysztof mu lec ówczesnego syste nawet komendetoksy, ośrodki, a za ed wi od k Dębe żnień, ale też ale uz do dejściu dy policji. Pisze o po ntroli upraw słomy makoach ko o pierwszych prób Pojawiają się ów narkotycznych. lek ży kompotu. wej, sprzeda ych, przeważnie od losy osób uzależnion inuje jednak przytłaczające i dom W rozmowach z nim r wygłasza jakąś tezę – uzależto au : wo rst to za morali statystyki dają ci ierdza. „Wiesz, że niony szybko potw tem” (rozmowa iem i dlatego tu jes u). 30-35 lat życia? W z pacjentem detoks go wyruszamy chę podróżnik. Dlate wyhodotro – j ne cz afi gr zy ceną a z notatki bio jest różnica pomięd prawnik i jak wynik rkotyków obarcza opowiada nam, jak na 1983. Jan Rogala, on cję a j, uk od we pr nio za łud iną Po i W yk A. er – „tu US Am do do ją z autorem dy te trafia ndia, Birma, Laos marihuany i koki, kie simy się do „złotego trójkąta”: Tajla zyglądamy się wzrobii lum Ko w j ne wa pr zeno dnych chłopów. Pr szlaki narkotykowe, yjnych handlarzy, a nie bie oszek”. Zwiedzamy z Rogalą różne rne rezultaty polic ize m j cze ra je pr tu ki en owym iec ez iat dz pr r ra op to zd ym au się i jow tle dz ro ndlarzy. Na tym pełnili rolę w kra u ha i ak sk m zy rzy my ato zy nt lic i stowi cen ą polscy pla . się także o tym, jak z omijaniem ówczesnych przepisów ili akcji. Dowiadujemy dz ra bie so jak I ym. łańcuchu pokarmow rz Wodowski opracował: Grzego
NARKOTYKI
46
NARKOKOSMOS
SOUNDTRACK 139 jowita fraĹ›
BudzÄ™ siÄ™ i jak zwykle na kilka uĹ‚amkĂłw sekund wpadam w neutralnÄ… emocjonalnie otchĹ‚aĹ„ Pory Niczyjej – to wÄ…ski przesmyk miÄ™dzy jawÄ… a snem; Limbo. Moment tak krĂłtki, Ĺźe tylko najczulsze przyrzÄ…dy mogĹ‚yby zarejestrować róşnicÄ™. I juĹź Ĺ›wiadomość zrĂłwnuje siÄ™ z realnoĹ›ciÄ… niczym Kowalczyk z Bjoergen na ďŹ niszu.
DZIEĹƒ DZ IEĹƒ ĹšWIRA
A LA TOILETTE DE GUILLOTINE
Kurwa, kurwa, oczywiĹ›cie, i tak dalej, ale juĹź wiem, Ĺźe dzisiejszy DzieĹ„ Ĺšwira jakoĹ› róşni siÄ™ od innych, choć, ja pierdolÄ™, jeszcze nie wiem jak. I nie chcÄ™ wiedzieć. SkrzÄ™tnie chowam pod materac wszelkie racjonalne spekulacje, zanim zjawiÄ… siÄ™ na dyĹźurze sanitariusze z oddziaĹ‚u natrÄ™ctw i zacznÄ… porzÄ…dki po nocnej imprezie, jakÄ… urzÄ…dziĹ‚a sobie podĹ›wiadomość. Zanim zjawi siÄ™ siostra Ratched. Ta z Lotu nad kukuĹ‚czym gniazdem. PierdolÄ™, dziĹ› zamierzam siÄ™ dobrze czuć, a nie segregować odpadki z mojej gĹ‚owy. AdaĹ› MiauczyĹ„ski to przy mnie i tak pikuĹ›. O, pardon me, sir. Pan PikuĹ›. WstajÄ™, za oknami szaro, a wiÄ™c nici z moich nowych, şółtych kabrioletĂłw na obcasach. Wolkswageny Beatle-juice w kolorze Yellow Bahama Submarine z czarnÄ… tapicerkÄ… muszÄ… zaczekać. ZresztÄ…... nie czujÄ™ siÄ™ dziĹ› dostatecznie przebojowo. To maniakalne obuwie na maniakalnÄ… wyĹźowÄ… pogodÄ™, a dziĹ› jest raczej... Ĺ›mieciowo. Totalny junk za oknem. Aura idealnie koresponduje z opisem postheroinowych krajobrazĂłw wycofania, sporzÄ…dzonych przez Marka Rentona z iĹ›cie dziennikarskim zaciÄ™ciem. A nawet podejrzanie wykraczajÄ…cych poza reporterski suchy obiektywizm. Cóş, chyba nie pisaĹ‚ tego suchym okiem, cokolwiek by to nie znaczyĹ‚o. Przywdziewam wiÄ™c jakiĹ› gotycko-ćpuĹ„ski pin-up, a raczej jego odlegĹ‚Ä… reminiscencjÄ™, peĹ‚nÄ… kompromisĂłw i niedociÄ…gnięć. (...) Po toalecie lezÄ™ do kuchni, gdzie przyrzÄ…dzam pĹ‚atki i cae la e a la Requiem dla snu. To idzie tak: sza a, szur-ciÄ™cie-pĹ‚atki, szur-ciÄ™cie, woda do czajnika, plusk-ciÄ™cie-ďŹ liĹźanka, biiinggg-ciÄ™cie, zapalniczka, gaz, pstryk, puf-ciÄ™cie. I tak dalej.
W gĹ‚owie przez caĹ‚y czas dĹşwiÄ™czÄ… mi jakieĹ› francusko brzmiÄ…ce nazwiska. No tak, to czkawka po wczorajszym seansie z Dantonem, Robespierre’m i gilotynÄ…. (...) “ProszÄ™ siÄ™ nie ruszać, bo skaleczÄ™ panaâ€?. PiÄ™kna scena. A tak nawiasem mĂłwiÄ…c, to szczerze wÄ…tpiÄ™, czy „czuje siÄ™ tylko przyjemny chĹ‚Ăłd na karku, kiedy ostrze spadaâ€?. MyĹ›lÄ™, Ĺźe to duĹźo bardziej... skomplikowane. PomiÄ™dzy... pomiÄ™dzy miejscem, gdzie wchodzi ostrze i tym, gdzie wychodzi, miÄ™dzy karkiem a podbrĂłdkiem... moĹźe siÄ™ wydarzyć... wszystko. Nie wierzÄ™ w arytmetykÄ™ gilotyny, ani jej prostÄ… grawitacjÄ™. Danton. Desmoulines. Robespierre. Heron. Saint-Just. DantÄ… - wymawiam półgĹ‚osem, akcent kĹ‚adÄ…c na ostatniej sylabie z przesadnÄ… precyzjÄ…. DelektujÄ…c siÄ™ sĹ‚odkÄ… francuskÄ… czekoladkÄ… w moich ustach. DantÄ…. BiorÄ™ z toaletki konturĂłwkÄ™ do oczu. DemulÄ™, wypowiadam i skreĹ›lam go czarnÄ…, grubÄ… kreskÄ… na lewej gĂłrnej powiece. DuĹźo grubszÄ…, niĹź cieniutki wĹ‚os gilotyny. Sęşist – piÄ™kny, mĹ‚ody i wĹ›ciekĹ‚y BoguĹ› Linda jako doberman szczujÄ…cy swego pana, Robespierre’a. Chrobespieha. Sęşiust, idĹş do diabĹ‚a, kolejna czarna krecha, na szerokość Ĺşle naostrzonego toporu. Starczy tego malowania, cholera. I tak nie bÄ™dzie ze mnie gothic lolity o porcelanowej cerze. Ĺťeby być udanym demonem, trzeba wczeĹ›niej być anioĹ‚em. CaĹ‚kiem logiczne zresztÄ…. Teologicznie poprawne. Bez zbÄ™dnych ceregieli wychodzÄ™ z domu. Nie oglÄ…dam siÄ™ za siebie, ani nie wracam sprawdzić, czy gaz wyĹ‚Ä…czony. Nie dziĹ›. Adasia MiauczyĹ„ska ma wychodne. Sprawdzam tylko, czy jest ze mnÄ… muzyka. Jazda autobusem bez muzyki jest jak stanie w kolejce po miÄ™so. Z muzykÄ…, przy sprzyjajÄ…cych wiatrach, dziurach w asfalcie rozlokowanych z wyczuciem, jak mocne nuty w sym-
47
NARKOKOSMOS fonii, dobrej miejscĂłwce, wĹ‚aĹ›ciwej aurze i wystarczajÄ…co niecierpliwym, fanatycznie wierzÄ…cym w rozkĹ‚ad jazdy kierowcy, moĹźe na moment zmienić siÄ™ w CoĹ› WiÄ™cej. Ok. Jest muzyka. IdÄ™ na przystanek, a moje zdarte do krwi obcasy wystukujÄ… rytm na sto metrĂłw. I tak ma być. Przypadek. PopatrzyĹ‚am w zĹ‚Ä… stronÄ™. Autobus mi od tego nie ucieknie, jak pociÄ…g Bogusiowi, ale dobry humor i owszem. PopatrzyĹ‚am na zachĂłd w kierunku Ogrodu, ktĂłry mĂłj ojciec brutalnie wykastrowaĹ‚, a dom zrĂłwnaĹ‚ z ziemiÄ…, robiÄ…c miejsce pod swĂłj amerykaĹ„ski sen z golonym trawnikiem. Sam goli brodÄ™, a zostawia wÄ…sy. To wystarczajÄ…ce Ĺ›wiadectwo. Najlepsze jest to, Ĺźe uwaĹźa siÄ™ za ekologa i wolnomyĹ›liciela. Ale nie potraďŹ uciec od wÄ…sĂłw. BOARDING Na mieliznÄ™ przystanku zawija autobus-przegubowiec. Jeden z tych, co to majÄ… na tylnej szybie tabliczkÄ™ z napisem “Uwaga! Zachodzi przy skrÄ™cieâ€?. KaĹźdy domyĹ›la siÄ™, o co moĹźe chodzić, ale sam w sobie komunikat jest absolutnie nieczytelny. Zapewne wymyĹ›liĹ‚ to jakiĹ› szalony kierowca o zĹ‚owieszczo rozdwojonej osobowoĹ›ci, ktĂłry a er hours zmienia siÄ™ w lingwistycznego Doktora Jekyla. WehikuĹ‚ zjawia siÄ™ w samÄ… porÄ™, bo przecieĹź mam dziĹ› mocne postanowienie nie umartwiania siÄ™. Wymuszam pierwszeĹ„stwo w boardingu, i jak zawsze od dziesiÄ™ciu lat, logujÄ™ siÄ™ na najwyĹźej usytuowanym siedzeniu, z widokiem na zwijane dekoracje. To jedyna miejscĂłwka, gwarantujÄ…ca, Ĺźe jazda: jazda-jazda siÄ™ powiedzie. Tylko tu czujÄ™ siÄ™ jak Liz Tylor-Kleopatra zmierzajÄ…ca na spotkanie z Cezarem na swoim mul metrowym, pozĹ‚acanym stelaĹźu. WyciÄ…gam z torebki muzykÄ™ i rozplÄ…tujÄ™ kabelek od sĹ‚uchawek. DĹ‚ugo. Jak zawsze tak dĹ‚ugo i nieudolnie, Ĺźe czujÄ™ siÄ™ jak skoĹ„czona kretynka. Tu pociÄ…gnÄ™, to tam siÄ™ zapÄ™tli. Dobrze, Ĺźe jeszcze, cholera, nie uklÄ™knÄ™. RozglÄ…dam siÄ™ dyskretnie, czy ktoĹ› mi juĹź przypadkiem spojrzeniem, blond peruki nie przyprawia. „Wyjmij tego dĹźeka idiotko, to siÄ™ samo rozplÄ…czeâ€?. ZwĹ‚aszcza, Ĺźe wokół sami studenci Agiehu, a wiÄ™c umysĹ‚y Ĺ›cisĹ‚e, bez wÄ…tpienia. No jest. MijajÄ…ce sezony podróşy odmierzam muzykÄ…. Czas SistersĂłw, czas Toma Waitsa, czas Kazika, czas Nicka Ca-
48
ve’a, czas Domu WschodzÄ…cego SĹ‚oĹ„ca... Muzyka to klucz do wewnÄ™trznej wszechnicy-archiwum zapachĂłw, smakĂłw, kolorĂłw, ostroĹ›ci kaĹźdego z minionych sezonĂłw. Przy sprzyjajÄ…cych warunkach udaje siÄ™ odtworzyć poşądany klimat. Jednak tolerancja wytwarza siÄ™ stosunkowo szybko, jakby neurony ulegaĹ‚y stÄ™pieniu i echa stajÄ… siÄ™ coraz bardziej mgliste, odlegĹ‚e, nierozpoznawalne bÄ…dĹş powtarzalne, irytujÄ…co przewidywalne... PRZYSTANEK WIDZIADĹ O Vision Thing SistersĂłw dopada mnie jak zwykle na wysokoĹ›ci skrzyĹźowania Czarnowiejskiej i Alei. W pobliĹźu domu kumpla, ktĂłry zgrywaĹ‚ dla mnie ten album. Potęşny Ĺ‚yk letniej kawy z plas kowej butelki i Twenty ďŹ ve whores in the room next door... Na poczÄ…tku ten rytmiczny, drapieĹźny beat wgryzaĹ‚ mi siÄ™ w sam Ĺ›rodek rozpulchnionego brakiem narkotyku mĂłzgu, jak dziki bluszcz pleniÄ…cy siÄ™ w ogrodzie mojego starego; wpeĹ‚zajÄ…cy w szczeliny muru, szukajÄ…cy najsĹ‚abszego ogniwa w zaprawie, by rozsadzić tynk. Teraz moja tolerancja na muzykÄ™ wzrosĹ‚a i jedyne, co udaje siÄ™ osiÄ…gnąć, to efekt odmulenia, nazbyt powtarzalny i ostatecznie mdĹ‚y w swym “bukiecieâ€?. A i tak nie mam pewnoĹ›ci, czemu zawdziÄ™czam ten marny rezultat: kawie czy muzyce. WstÄ™ga nowego dnia zostaĹ‚a oďŹ cjalnie przeciÄ™ta. Nie ma w tym niczego dziwnego, jeĹ›li dodatkowo uwzglÄ™dnić amfetaminowe proweniencje utworĂłw, zarĂłwno w warstwie tekstowej, jak i muzycznej. ...Twenty ďŹ ve horses and I need more... O tak, dwadzieĹ›cia pięć koni to zdecydowanie za maĹ‚o. Nie wiem, ile styranych szkap pociÄ…gowych dyszy pod maskÄ… tego rzÄ™cha, ktĂłrym jadÄ™, ale kierowca powinien stanowczo lepiej siÄ™ postarać. Autobus pĹ‚ynnie skrÄ™ca w Aleje. WyglÄ…da na to, Ĺźe nie ma Ĺźadnych korkĂłw. To dobrze; kaĹźde hamowanie, kaĹźdy przystanek, kaĹźde przerwanie ciÄ…gĹ‚oĹ›ci jazdy powoduje zgrzyt, dysonans, wytrÄ…ca z rytmu, ucina najbardziej wstydliwe i absurdalne fantazje. PRZYSTANEK NA ROSZCZENIE W myĹ›lach przesiadam siÄ™ do sportowego kabrioletu, ktĂłry wĹ‚aĹ›nie wyprzedza nasz rydwan pospĂłlstwa. Akurat w chwili, kiedy mijamy OĹ›rodek Pomocy SpoĹ‚ecznej. Ta zbieĹźność dostarcza mi niemal perwersyjnej przyjemnoĹ›ci. Gdyby tylko ta suka, te wszystkie twenty ďŹ ve whores in the room next door w OĹ›rodku mogĹ‚y mnie teraz zobaczyć... WyobraĹźam je sobie, pospolite, ogĹ‚upiaĹ‚e lecz przebiegĹ‚e ka owskie kapĹ‚anki, palÄ…ce Ĺ›wieczki przed baĹ‚wanem ZasiĹ‚ku StaĹ‚ego WyrĂłwnawczego, uprawiajÄ…ce swojÄ… numerologiÄ™ niskich kwot, odprawiajÄ…ce egzorcyzmy nad samym obcobrzmiÄ…cym sĹ‚owem „socialâ€? w rozumieniu nieobwa-
NARKOKOSMOS rowanej milionem formułek, łatwo dostępnej, godziwej sumy zasiłku dla każdego... MO-Psiary. Skrzyżowanie MO z policją... Jestem pewna, że gdyby mogły teraz zajrzeć do mojej głowy, cofnęłyby mi zasiłek, za same tylko wywrotowe fantazje. Paragraf taki a taki załącznika do ustawy takiej a takiej: „różnica pomiędzy deklarowaną wobec pracownika socjalnego postawą a faktycznymi wewnętrznymi negatywnymi przekonaniami o naturze Systemu (tak zwana postawa roszczeniowa) może mieć wpływ na obniżenie kwoty zasiłku z odstąpieniem od jego przyznania włącznie”... Nie ma nic gorszego nad mackę represyjnego z definicji Systemu strojącą się w szaty dobroczynności. Ale stoooop! Ośrodek Pomocy Społecznej wraz z całą wściekłą frustracją ląduje pod moim siedzeniem. Metaforycznie, rzecz jasna. I niech się cieszą, że nie chce mi się, hm... sięgać głębiej.
szlugów i plamy wątrobowe od hektolitrów kawy. Oczy okien w większości zasnuwa ohydne bielmo blind, a każdy ząb nosi żelazny aparat korekcyjny. The House of The Risin’ Sun Animalsów odpalone dokładnie w chwili, kiedy światła na skrzyżowaniu zmieniają się na zielone sprawia, że utwór zawsze osiąga swoje crescendo w momencie, kiedy bus, mijając kryminał, wspina się betonowym ślimakiem na sam szczyt mostu. My mother, coś tam coś tam, she sold my new blue jeans/My father was a gambler down the New Orleans... Samo to słowo wywołuje u mnie ekstatyczne dreszcze. New Orleans. Nju Orli-ins, mielę w ustach tak, jak wcześniej przed lustrem francuskie czekoladki Dantona et consortes. Ale angielska czekolada jest inna. Bardziej gorzka, jakby z dodatkiem orzechów. Niekończące się, wijące rzędy bibliotecznych regałów, zapełnionych słowami powoływanymi do życia w trudzie milionów godzin, a tu nagle masz: przychodzi sobie taki luzak
NIECHAJ STANIE W ORLEANIE Muzyczny podżegacz do zbrodni, Vision Thing, wybrzmiewa wreszcie w okolicach Kleparza. W samą porę, albowiem następuje gwałtowna zmiana dekoracji i autobus wtacza się w strefę oddziaływania innych fluidów. Więzienie przy Montelupich jest bez wątpienia obiektem, który najsilniej zaznacza swą obecność w tym rejonie, pomimo, że jego architektoniczny rodowód jest podobny jak Domu Opieki U Helclów i stojącego po sąsiedzku Instytutu Stomatologii ze swoją odpicowaną fasadą, jarzącą się w słońcu jak dwa rzędy nowych “porcelanek”. Monte ma poszarzałą cerę; jakby budynek przez całe swoje istnienie zaciągał się dymem z milionów podłych
49
NARKOKOSMOS New Orleans Nju Orli-ins i traaach... tworzy takie permutacje emocji, a zatem znaczeĹ„, Ĺźe zakurzone ksiÄ™gi poddajÄ… siÄ™ walkowerem. Jedno trafne sĹ‚owo moĹźe zająć bibliotekÄ™ bez jednego wystrzaĹ‚u. It’s been the ruin of many poor boys... O tak, to miejsce zrujnowaĹ‚o wielu biednych chĹ‚opcĂłw i kogo obchodzi, Ĺźe piosenka AnimalsĂłw w rzeczywistoĹ›ci opowiada o burdelu w Nowym Orleanie Nju Orli-ins, a nie o wiÄ™zieniu. Piosenka i sĹ‚owo sÄ… jak mit. Jak naczynie. Jak, ehem... prezerwatywa? MuszÄ… być elastyczne i peĹ‚ne potencjalnych najdziwniejszych znaczeĹ„. Jednoznaczność jest w tym biznesie grzechem, ktĂłry ruguje CiÄ™ z interesu. Dla przykĹ‚adu, najlepsze piosenki o heroinie piszÄ… ci, ktĂłrzy nie piszÄ… o heroinie. Klienci miewajÄ… najróşniejsze oczekiwania, ktĂłre pragnÄ…, ehem... wsadzić w piosenkÄ™. PAS STARTOWY Perwersyjnie rozkoszujÄ™ siÄ™ faktem, Ĺźe to oni siedzÄ…, a ja jadÄ™. Nie odwrotnie. Wierna przyrzeczeniu, ktĂłre kiedyĹ› zĹ‚oĹźyĹ‚am, staram siÄ™ wzbudzić w sobie coĹ› w rodzaju wdziÄ™cznoĹ›ci za swoje uprzywilejowane w stosunku do “Nichâ€? poĹ‚oĹźenie. NiezaleĹźnie od tego, jak bardzo jest przechlapane, wedĹ‚ug standardĂłw “wolnoĹ›ciowychâ€?. I zmawiam coĹ› w rodzaju modlitwy. “Niech im kraty jak najszersze bÄ™dÄ….â€? Wreszcie most. Himalaje tej trasy. Czomolungma. NiĹźej Ĺźmijowisko torĂłw kolejowych i bolesne ukĹ‚ucie Ĺźmiji w sercu, Ĺźe juĹź nigdy tam, na dole nie zrobiÄ™ tego, co lubiĹ‚am tam, na dole robić najbardziej. Ĺťadna plas kowa Ĺźmija juĹź tam dla mnie nie zataĹ„czy. MoĹźe gdzieĹ› w dole sÄ… jeszcze jakieĹ› gniazda martwych şądeĹ‚. Choć wÄ…tpiÄ™; moloch nowego Dworca i archikoszmar Galerii Krakowskiej wchĹ‚onęły i przetrawiĹ‚y subtelne okoliczne ekosystemy zĹ‚oĹźone z budek, koczowisk i wiosennÄ… porÄ… rozĹ›piewanych zieleniÄ… i tanimi trunkami LaskĂłw Menelskich. Z perspektywy mostu wyglÄ…da to teraz, jak posprzÄ…tany pokĂłj wiktoriaĹ„skiego miĹ‚oĹ›nika modeli kolejek w dowolnym wieku. Pojedynczy wagonik wiozÄ…cy pasaĹźerĂłw na OkÄ™cie. Na Lotnisko. Tak, to sĹ‚owo teĹź ma duşą pojemność. Kiedy je wymawiam, serce roĹ›nie jak kukurydza rzucona na rozgrzanÄ… patelniÄ™. Lotnisko to dla mnie miniaturowy, potencjalny model caĹ‚ego globu; galaktyka stĹ‚oczona na maĹ‚ym obszarze, ekspandujÄ…ca tysiÄ…cami samolotĂłw, ulatujÄ…cych we wszystkich kierunkach. Jak... sylwestrowy fajerwerk. Wszystkie przygody, wycieczki, wakacje, pomyĹ‚ki bagaĹźu, wielkie metropolie, turbulencje, katastrofy, czarne skrzynki, spotkania po
50
latach, nie sĹ‚ynne ostatnie sĹ‚owa, nim maszyna runęła w dół, panika na pokĹ‚adzie, o ktĂłrej prawdy nikt nigdy siÄ™ nie dowie. Ani o tym, co siÄ™ czuje, kiedy ostrze spada... Wszystko to zamkniÄ™te w lotnisku, ktĂłre jest niczym ziarno. BojÄ™ siÄ™ lotnisk tak bardzo, jak bardzo mnie ekscytujÄ…. WĹ‚Ä…czam... no wĹ‚aĹ›nie nie wiem, co wĹ‚Ä…czyć. Kiedy autobus zjeĹźdĹźa z gĂłrki na pazurki, dostrzegam na wypogodzonym niebie samolot. Wisi nieruchomo jak model pod suďŹ tem. Chyba juĹź ktoĹ› kiedyĹ› uĹźyĹ‚ tej metafory, ale to po prostu dokĹ‚adnie tak wĹ‚aĹ›nie wyglÄ…da. MoĹźe leci do Londynu? WierzÄ™ w Londyn w typowo polski, naiwny, emigrancki sposĂłb. Brak mi piosenki na tÄ… okoliczność. PrzydaĹ‚oby siÄ™ coĹ› z wykopem. I do Londynu odlatujÄ™ co dzieĹ„ Apteki. Wszyscy dookoĹ‚a sennie koĹ‚yszÄ… siÄ™ na swoich kablach, jak w cyberpunkowej powieĹ›ci. GĹ‚Ăłwnie studenci. W czasie sesji gadajÄ… wyĹ‚Ä…cznie o egzaminach. Od tej reguĹ‚y nie ma odstÄ™pstwa. Poza sesjÄ… kiedyĹ› mĂłwili tylko o imprezach, alkoholu i so -dragach, potem miejsce imprez zajęły „melanĹźeâ€?. Teraz czasami poruszajÄ… ustami, z gardĹ‚a wydobywajÄ… siÄ™ dĹşwiÄ™ki, bez wÄ…tpienia porozumiewajÄ… siÄ™ w jÄ™zyku polskim, ale ja nie jestem w stanie powiedzieć, o czym rozmawiajÄ…. RozmawiajÄ… literalnie o Niczym. Nie o pierdoĹ‚ach: akademickiej Kamasutrze, nowych wcieleniach wirusĂłw komputerowych, marce uĹźywanych podpasek, wysokoĹ›ci szpilki u trzewiczka, gruboĹ›ci rurki do taĹ„czenia, odcieniu brudu za paznokciem koleĹźanki... O Niczym. Albo o czymĹ›, co nie znajduje Ĺźadnego odpowiednika; rezonansu w moim tak zwanym uniwersum symbolicznym (przepraszam za wyraĹźenie) i dociera do mnie pod postaciÄ… niezróşnicowanego szumu. OdnoszÄ™ wraĹźenie, Ĺźe oni stworzyli dla siebie specjalnÄ…, nowÄ… niszÄ™ komunikacyjnÄ…, wykorzystujÄ…c innÄ… czÄ™stotliwość fal, czy coĹ›. WyobraĹźam ich sobie, jak za kilka lat ta zaprogramowana banda, bÄ™dzie pretendowaĹ‚a do miana polskiej inteligencji. PrzyjdÄ™ do jakiegoĹ› salonu najnowszej technologii, i za poĹ›lizg w opĹ‚atach zruga mnie szefowa, model procesora taki a taki, ta wsiaĹ„ska ekonomistka po mojej lewej, ktĂłra w zimie ryje tabelki, a na wiosnÄ™ ziemiÄ™ pod buraki na ojcowiĹşnie. Wszystkie studentki sÄ… z reguĹ‚y fatalnie ubrane, a jeĹ›li traďŹ siÄ™ jakaĹ› niezapominajka, to z reguĹ‚y albo edukacjÄ™ ma juĹź za sobÄ…, albo jeszcze jej na dobre nie zaczęła. W zimie grube Ĺ‚ydki wtĹ‚oczone sÄ… w kozaczki z Tomexu, jak, nie przymierzajÄ…c, wypisz-wymaluj Ĺ›wiĹ„skie nóşki zamarynowane w galarecie ze Ĺ›niegowo-bĹ‚otnej brei. Gdybym ja miaĹ‚a te wszystkie atrybuty, myĹ›lÄ™... Zdrowe ciaĹ‚a, duĹźe cycki, gĹ‚adkie buzie, Ĺźycie przed sobÄ… niczym pas startowy, eh...
NARKOKOSMOS Za to raz na kilka rejsów trafia się jakiś Boski Młodzieniec. Zazwyczaj stoi przy wejściu, nonszalancko, od niechcenia, raz po raz zmieniając pozycję, niby, że manifestując swoje zniecierpliwienie podróżą. W rzeczywistości pozując. Wodzi dookoła oczami, niby, że nieświadom własnej urody. W rzeczywistości kurewsko, by tak rzec, świadom, a nawet nadświadom. Wysoki, szczupły, delikatny, drobnej kości, oczy jak kontakty, rzęsy/jak miotełki do ich przecierania/ długie i gęste jak wycieraczki w myjni, przydługie postrzępione włosy, rozrzucone w nieładzie jak u bohatera Mangi, modne dżinsy-”rurki” ciasno opinające tyłek, podkoszulek na bluzę, torba na długim pasku przerzucona przez ramię... Typ młodego geja. No właśnie. PRZYSTANEK MORDOR Przy zjeździe z mostu coś się załamuje. Jak to przy zjeździe. Powoli, powoli oddalamy się od O.K. Napięcie opada, przynajmniej do czasu, kiedy autobus nie dostanie się w rejony szybszego ruchu. Aż do Opolskiej Estakady mamy zmasowany napad czkawki korków i przystanków. Muzyce też się on udziela; co rusz włączam jakiś nowy utwór i stwierdzam, że to jednak nie to. Docieramy do strefy, w której wielkomiejskie ambicje krakowskiego establishmentu ścierają się na naszych oczach z przeszłością. Tu i ówdzie, pod bokiem fallicznej z definicji konstrukcji biurowca, przyczaja się zgrzybiała chałupka i stara jabłonka. Doznanie jest przygnębiające, bo choć widać, że Saruman, ten sfrustrowany impotent, szukający kompensacji w swej nachalnej manii stawiania wież, jest tutaj słaby i nieudolny, to jednak wystarczy mu sił, aby dokonać swego plugawego dzieła. Zaczynam się na serio obawiać, że czasy, w których żyjemy mogą okazać się naprawdę ciekawe. W innych miastach to się już dawno dokonało. Lawina szkła i żelaza przetoczyła się, wypiętrzyła nowe twory, blizny ziemi zarosły betonem; załatała je cyberpunkowa, neochirurgia plastyczna. Nie pamiętam smaku truskawek ani szmeru wody, Sam... Saruman jest tam tak potężny, że nie sposób niemal oprzeć się archaicznemu tremendum... To samo uczucie, które jeżyło włosy na grzbietach naszych protoplastów, na widok dźwigającej się zza horyzontu ognistej kuli, teraz ściska za gardło metalicznym refleksem odbitym od skrzydła, prędkością na starcie rakiety w tym nieskończenie małym interwale pomiędzy rozpadem a wzlotem, milionpasmową autostradą...
Jeśli chodzi o tu i teraz, to ledwo dziesięciopiętrowy, sflaczały zdałoby się, budyneczek ze szkła i jednopoziomowa autostrada wsparta na betonowych palach, nie są w stanie rzucić mnie na kolana. Na syntetycznych prześwitach mostu czarne ptaki z rozłożonymi skrzydłami, rozpłaszczone, jakby w pełnym locie zderzyły się z szybą, po jednym na każdy segment. Jeżdżę tą trasą od przeszło dziesięciu lat i ten groteskowy motyw zdobniczy nigdy nie pozostawia mnie obojętną, wywołując całą galerię reakcji, od histerycznego chichotu do płaczu. Dekorator był albo kompletnym idiotą, albo błyskotliwym świrem-psychopatą, ewentualnie wtajemniczonym jak sam Leonardo. Tak czy inaczej ornitologiczny kod da Vinci na estakadzie zawsze daje mi do myślenia. Autobus wjeżdża na szeroką dwupasmówkę, a ja próbuję wcisnąć się w fotel i odtworzyć uczucie towarzyszące nabieraniu prędkości przez samolot na pasie startowym. Włączam coś Sistersów. I nagle... znów ptaki. Gniazdo na szczycie drzewa, tuż obok kawałka ziemi rozprutej aż do samych flaków. Buldożery pastwią się nad nią jak hieny nad świeżą padliną. Mają szerokie szczęki, jak dresiarskie pieski albo wierzchowce orków z Władcy Pierścieni. Pachołki w niebieskich uniformach robotników poganiają swoje bes e, aby przyspieszyć tą trupią orkę na ugorze. Wkrótce zasieją tu kolejny technokoszmar. Myślę o ptakach, które uwijają się, powielając swoje cykle ze stoickim spokojem i wprawą utrwalaną w genach przez miliony lat. Gdyby to drzewo było ostatnim ocalałym z pożogi, robiłyby dokładnie to samo. Black, black planet... – zawodzi Eldritch i nie wiem, czy jest to ekologiczny protest song, którego osobliwie nieekologiczna forma jest tylko artystycznym trickiem; sposobem na wzmocnienie i uwiarygodnienie przekazu, czy może – co wydaje mi się bardziej prawdopodobne – facet zwyczajnie podnieca się popromiennymi krajobrazami, które idealnie korespondują z jego emocjonalną, jałową ziemią amfetaministy... Aciiid rain... Wzbiera we mnie wściekłość i na wszelki wypadek wyrywam z uszu słuchawki z pieprzoną chorą muzyką. Możecie rzucać w siebie atomowymi śnieżkami, wkładać sobie nawzajem głowy do piekarników ze spalinami, zabawiać się cyklonem B pod prysznicem, albo obsikiwać kwaśnym deszczem, ale ziemię, zwierzęta, rośliny i dzieci zostawcie w spokoju. Rzecz w tym, że nie da się tych rzeczy oddzielić. Dobrze, że rzęch skręca, bo jeszcze trochę i będę musiała założyć czarne okulary, by ukryć, że ryczę jak bóbr.
51
NARKOKOSMOS PRZYSTANEK RELAPSE Z amfetaminy najlepiej leczyć się heroiną. Bóg mi świadkiem – nie prosiłam się o to. Nerwowo serfuję po kałuży mojego telefonu. Jest: Kurt Cobain; Rape me. Niektórzy twierdzą, że tytułowe Rape me, czyli zgwałć mnie, jest w istocie zakamuflowaną albo slangową prośbą o zrobienie zastrzyku, adresowaną do kumpla. Pewnie wielu życzyłoby sobie, aby tak było. I pewnie jest to całkiem prawdopodobna interpretacja. Z pewnością nie niemożliwa. Choć czasami drażni mnie łatwość, z jaką przypisuje się muzyce narkotykowe konotacje. Zwłaszcza, że sama często się na tym przyłapuję. Ten strzał, o który rzekomo bła-
52
ga Cobain sprawiłby, że fani czuliby się jak szaszłyki smażące się na jednym patyku ze swym idolem. Jak laleczki przebite tą samą błogosławioną igłą. Wsłuchując się w welurowo-flanelowy wokal, lekko chropawy, nieuchwytnie drżący i miękki dochodzę do wniosku, że tak, ta piosenka chyba rzeczywiście traktuje o heroinie. A przynajmniej może traktować. W intro, zanim jeszcze utwór rozpuści się w ostrym beacie, głos wydaje się monotonny, rozmiękczony i rozszczepiony w charakterystyczny sposób. Wspina się i piętrzy do prośby, ale jakby... brak mu sił i ostatecznie cały fragment pozostaje uwięziony w jednym tonie. Jakby ktoś bezskutecznie próbował dźwignąć się z łóżka. Trzeci dzień odstawienia, psychotropy... Przychodzi kumpel, chcesz się z nim przywitać, podać mu rękę, próbujesz wstać, poduszki są naładowane grawitacją jak czarne dziury. Próbujesz coś powiedzieć prawidłowo modulując głos, ale kokon utkany ze skrajnego wyczerpania i leków, w którym jesteś zamknięty, posiada wyjątkowo ubogi interfejs. Jak jakieś...Atari. Więc myślisz: fuck it, i ograniczasz się do jednego prostego komunikatu, wypowiedzianego na jednym tonie, jak gasnący komputer HALL z Odysei Kosmicznej 2001. Rape me. Zgwałć mnie. Zerżnij mnie, przyjacielu. Podaj mi znowu. Cokolwiek to znaczy.
NARKOKOSMOS TURBULENCJE Z daleka widać już przytłaczającą mozaikę potężnego prostopadłościanu szpitala. Budynek wydaje się tak mocno osadzony w realiach minionej epoki, że nawet w naturze wygląda tak, jak rzeczywistość w komunistycznej telewizji: czarno-biało. Na tyłach monstrualnej konstrukcji znajduje się mały baraczek. W słoneczne dni koczuje przed wejściem przynajmniej dziesiątka ćpunów. Trójwymiarowa pocztówka audio-video przysłana z wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Miasteczko upiorów z amerykańskiego horroru klasy B. Pieprzony skansen, ani żywy, ani martwy; jurajski Needle Park, w którym dinozaurom zaaplikowano środek przeciw ewolucji. Jakby nawet sam Śmierć wypowiedział służbę w tak podłym sektorze. Gdyby podać an dotum, cofnąć czar wszyscy, jak jeden mąż, rozsypaliby się w popiół w ułamku sekundy. Kiedyś byli uczciwymi wampirami, próbującymi tylko dorwać się do porządnej żyły. Nie było w nich zbyt wiele życia, ale ile można w końcu wymagać od przeciętnych wampirów? Można było ich lubić, albo i nie, ale stanowili część ekosystemu. Teraz stali się upiorami pożerającymi samych siebie, nienaturalną, zmutowaną rasą, którą wiedźmin Geralt z pewnością wziąłby na swój miecz. Kiedy autobus mija maleńki baraczek, ludzie siedzący po lewej stronie, jak na komendę, odwracają głowy w jego stronę. Na ich twarzach maluje się wyraz tępej odrazy rozświetlonej gdzieniegdzie iskierką chorej ciekawości, podobną do tej, która rozświetla oblicza gapiów przy kraksach drogowych. Jak to dobrze, że to nie ja. Okruszek słodziku wrzucony do kubka z codzienną lurą. Szybko wyjmuję i zakładam czarne okulary. Nie chcę, żeby upiory mnie wypatrzyły, nie chcę, żeby ludzie w autobusie dostrzegli we mnie upiora. Mogłam być wampirem, ale, na Boga, nie chcę być upiorem. Angażuję całą swoją wolę, aby uniknąć tego losu. Trzeba mieć trochę taktu i wiedzieć, kiedy zejść ze sceny. To przedstawienie nie może trwać wiecznie. TU-POLEW CODZIENNY/METAGEDDON Robi mi się mdło, dziwnie, wszystko się miesza. Rozpędzone samopoczucie hamuje na łeb, na szyję, szarpiąc i rzucając, jak sportowy samochód przed skrzyżowaniem, po którym wlecze się jakaś stara jędza i hamuje ruch. Nie chcę już żadnej muzyki. O osaczonym przez
buldożery ptasim gnieździe można łatwo zapomnieć zmieniając płytę. Tak, jak o wszystkim, co nie dotyczy cię osobiście. Wszystkie dotychczasowe wzloty i upadki wyobraźni, monologi wewnętrzne puentowane przez dziury w nawierzchni – wszystko to wydaje mi się teraz kolejną iluzją. Nie będzie żadnego Okęcia, samolotu do Londynu, zapinania pasów, wgniatania w fotel, turbulencji, elektronicznego głosu stewardessy ani samego Londynu, jak ekstatyczna bombonierka przepasanego królewską szarfą z ogromną kokardą. Nie będzie nawet wielkiego bum-bum nad Londynem, ponieważ wszystkie możliwe efektowne zakończenia zapierdolił z tej bajki zły wilk, co ma wielkie oczy. Za to już do końca świata będzie wyciągała się z okienka ręka pielęgniarki lub pielęgniarza zakończona brązowym kubkiem – jak najniższa w hierarchii macka systemowej pleśni szpitala. Wysiadłam już z autobusu i wlokę się w kierunku poradni. Nowa Huta wczesną wiosną, szczególnie w słoneczne dni, roztacza klimat specyficznej nudy i martwoty komunistycznej niedzieli. W moim odczuciu, atmosfera ta, zawsze niosła ze sobą tak ogromny ładunek negatywnych doznań, że to między innymi przed nią schowałam się w narkotyki. Fenomen Komunistycznej Niedzieli znajduje na biegunie przeciwnym w stosunku do wszelkiego “Dziania Się” i zamieszania. A więc także samolotów, katastrof samolotów, pierwszego łyka kawy o poranku, przekraczania prędkości, tajemniczych chatek z piernika, pił mechanicznych, gwałtownej miłości... Co za kurewska ironia. Wypijam swoją działkę Syropu Przeciw Niedzieli, który po dziesięciu latach używania ma to do siebie, że zmienia każdy dzień w Niedzielę i wracam na przystanek. Nawet nie mam ochoty z nikim ponarzekać. Czuję niejaką ulgę, kiedy zza zakrętu wyłania się autobus. Uczucie to nie ma nic wspólnego ze stanem uniesienia, w jakim poprzednio wsiadałam do pojazdu. Wszystkie miejsca są już pozajmowane i nawet nie liczę na królewskie siedzisko na podeście. Zresztą teraz mam to gdzieś. Byle gdziekolwiek przycupnąć, tak, żeby można było otworzyć książkę. Z niejaką przyjemnością wyobrażam sobie, jak barak wraz z całym zapasem Niedzielnego Syropu wylatuje w powietrze i perwersyjnie, wrednie spekuluję na temat specyficznego ożywczego chaosu, jaki bez wątpienia wprowadziłby taki incydent w życie pacjentów. Swoje cierpienia, związane z tym faktem, uczciwie wliczam w koszta na równi z innymi. Nieprawda. W rzeczywistości perfidnie wyłączam siebie z gry; robię unik przed falą uderzeniową i zaklepuję sobie miejsce w loży z widokiem.
53
NARKOKOSMOS Dopiero by SIĘ DZIAŁO! Sam Owsiak mógłby brać przykład z takiego dziania się. Wkrótce jednak porzucam myśl o tym, jako o czymś awykonalnym. Nie, my po prostu ugrzęźliśmy w pętli czasu... Wojny, ataki terrorystyczne, Apokalipsa... nic nie pomoże. Upiorna ręka z okienka będzie wyciągać się do końca świata i o jeden dzień dłużej. A my Nie odlecimy do ciepłych krajów/Ani nad Nil/Ni do Acapulco... Ponieważ oczywiście, tak naprawdę, nie chodzi ani o samą rękę, ani o jej Właściciela, ani o stylizację paznokci, tylko o CZĘSTOTLIWOŚĆ, z jaką dłoń owa wykonuje swoje ruchy. Zazwyczaj mówimy o “zagęszczaniu ruchów”; w tym przypadku stanowczo należy postawić na “rozrzedzenie” aktywności. Ręka powinna dać sobie wytchnąć. Czy też, ściślej mówiąc, ONI powinni dać jej wytchnąć. Każdy jeden “ruch” owej na poły metaforycznej, na poły dosłownej “ręki” powinien być oddzielony od kolejnego “ruchu” przypadającego na danego pacjenta interwałem czasowym nie krótszym, niż dwa tygodnie, kiedy to klient sam, we własnym domu jest zobligowany do pokonywania swej codziennej drogi między ustami a brzegiem pucharu. Do tych plus-minus stałych parametrów wytyczających kontury (bo nigdy nie powinny być to ramy) funkcjonowania substytucji należy dodać margines zmiennych, szeroki jak kilim, utkany z wielu wątków indywidualnych potrzeb, pragnień, możliwości, oczekiwań etc. Przede mną kolejny dzień, z którym nie wiem, co zrobić. Przymusowa wycieczka do podręcznej apteczki w kuchni via Krowodrza, Śródmieście, Olsza, Nowa Huta rozsadziła od środka misterną, kruchą konstrukcję całego dnia i zaburzyła moje naturalne cykle funkcjonowania. Niech ten Niedzielny Syrop już lepiej wejdzie mi do krwiobiegu.
54
PRACA SOCJALNA
CO MOŻNA JESZCZE ROBIĆ Z IGŁAMI?
K
ilka tygodni temu w Poradni MONAR w Krakowie zorganizowaliśmy warsztaty twórczego rozwoju. W trakcie warsztatów nasi klienci – właśnie dzięki igłom (sic!) – tworzyli niezwykle popularną obecnie biżuterię z… filcu. A dokładnie rzecz nazywając, z czesanki wełnianej. Uczestnicy wykonywali na początek najprostszy, ale bardzo satysfakcjonujący wyrób – zestawy kulek, które uzupełnione metalowymi i szklanymi dodatkami biżuteryjnymi tworzą eleganckie naszyjniki, kolczyki lub bransoletki. Zapytacie co to daje? Nie od dzisiaj wiadomo, że twórczość artystyczna ma wymiar terapeutyczny. Podnosi samoocenę – poprzez możliwość samodzielnego wykonania małego dzieła sztuki uaktywnia potencjał twórczy drzemiący w człowieku i rozwija kreatywność. Daje możliwość wyrażenia siebie, własnej indywidualności oraz ekspresji osobowości przez stworzenie czegoś bardzo „własnego”, niepowtarzalnego, typowego tylko dla tej jednej osoby.
Ponadto przebywanie w gronie innych inspiruje do dzielenia się doświadczeniami a przez to przyjrzeniu własnemu życiu i indywidualnej historii. Sprzyja refleksji nad sobą, odkrywaniu tego, co oznacza własna kreatywność, odnalezieniu siły do realizacji własnych celów. No i jeszcze na koniec, mamy konkretny wytwór, którym można przyozdobić siebie lub kogoś – coś co można dotknąć, poczuć, zmierzyć. I podziwiać.
FOT. MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
Może być alternatywą formą spędzania wolnego czasu. Uczy korygowania trudności emocjonalnych, odraczania gratyfikacji, uspokaja oraz wycisza. W subtelny sposób pozwala przezwyciężyć wycofanie i wejść w relacje z innymi osobami uczestniczącymi we wspólnym spotkaniu. Spotkaniu, gdzie robimy coś zarówno razem jak i osobno, co stwarza klimat sprzyjający zachowaniu równowagi między poczuciem bycia niezależnym człowiekiem a częścią grupy.
Małgorzata Pawłowska, Luiza Leszczyńska
55
DRUGS’N’ROLL
NARKOTYKI W GŁOWACH Z BETONU Gdyby mieszkańcy Ameryki Południowej nie byliby tak biedni, to może nie musieliby kooperować z kartelami narkotykowymi – mówi Martyna Jakubowicz w rozmowie z Pawłem Szatkowskim. Brałaś?
Nie namawiał Cię, żebyś spróbowała?
Wiadomo, że się czasami paliło marihuanę. Ale uważam, że z marihuaną to wszystko jest przesadzone. Że niby ona do czego tam prowadzi? Wszystko do czegoś prowadzi. Tak jak piwo, po którym zaczyna się pić wódkę, a potem coraz więcej wódki. A to wszystko przecież zależy od tego, co człowiek ma w głowie: czy jest silny psychicznie i czy tak naprawdę wie, po co to robi.
Widziałam rozwój tej sytuacji. Kiedy miałam katar, zaproponował mi „strzała” mówiąc, że po nim mi przejdzie. Ja mu oczywiście podziękowałam. Widziałam ten rozkład, mieszkania, w których przebywali, gdzie walały się strzykawki i unosił smród tej gotowanej makiwary, który znam i prędzej dałabym sobie głowę uciąć niż dałabym się zmusić do spróbowania tego. Skończyło się to tym, że dziewczyna Romka, skądinąd bardzo przyjemna i ładna kobieta, z którą wyjechał do Anglii, już nie żyje a on sam - nie wiem, czy jeszcze żyje. Z kolei mój drugi gitarzysta stał się zawodowym amfetaministą. Więc to znam i doskonale wiem, co się z ludźmi dzieje. Nie byłam tym zainteresowana, dlatego zespół się rozpadł. Ja poszłam swoją drogą, a panowie kontynuowali swoje zajęcia. Nikogo nie potępiam, patrzę na to jako na kwestię wyboru i bardzo współczuję tym, którzy później muszą się z tym problemem tak strasznie męczyć. Przerasta ich to, o czym myśleli, że mogą kontrolować siłą woli, a kontrola ta została przejęta przez chemię organizmu. To jest smutny temat.
Ty byłaś? Odpowiedź jest bardzo prosta, nie byłam tym zainteresowana, więc się z tym nie stykałam. Miałam kiedyś zespół, który nazywał się Robotnik sezonowy, w skład którego wchodzili moi koledzy z podwórka – bardzo młodzi ludzie. W pewnym momencie zaczęły się problemy, ponieważ basista zaczął zadawać się z heroiną i miał z nią problem.
FOT. PAWEŁ SZATKOWSKI
Powiedzmy.
56 56
Oglądałam ostatnio w telewizji film pewnego Anglika, narkomana - heroinisty, który kręcił samego siebie – od początku do końca, choć faktycznie film nie został dokończony, ponieważ w pewnym momencie odwieźli tego człowieka do szpitala, dostał krwotoku do mózgu i zmarł. Na tym materiale widać, że nic wtedy nie jest ważniejsze, nic się nie liczy, żadne uczucia – ojciec, matka. I jeśli nawet zamkną takiego kogoś w domu, to trzeba z niego uciec, bo trzeba sobie strzelić w kanał. Ja nie chcę tak życia spędzać i udało mi się, choć nie dlatego, że jestem taka mądra. Po prostu udało mi się. Mój
’N’ROLL
DRUGS zaprzyjaźniony psychiatra mówi, że mam szczęście, ponieważ muzyka jest najlepszą terapią, a nie każdy może w ten sposób odreagowywać rzeczywistość. Czy branie narkotyków musi skończyć się katastrofą? Jeśli ktoś sobie wyobraża, że coś one w życiu mu załatwią, w czymś pomogą, to jest w bardzo dużym błędzie. Jeżeli ktoś uważa, że świat mu się
nie podoba i on sobie z tym nie radzi, to ja na to zawsze odpowiadam cynicznie, że jest sporo wieżowców, z których może skoczyć. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem, zwłaszcza heroiny, bo znałam ludzi, którzy ją brali i dlatego nie żyją. Stąd wiem, jak to wygląda i co heroina potrafi zrobić z człowiekiem. Jestem wrogiem wszelkich używek chemicznych służących bezmyślnej zabawie. Choć zaznaczam, że nie znam się na nich, nigdy ich nie próbowałam i nie mam takiego zamiaru. Trzeba mieć też świadomość, że pewne chemikalia zostały dawno temu stosowane przez wojsko, jak np. LSD. Podejrzewam, że w czasie I wojny światowej amfetamina była na porządku dziennym i serwowano ją żołnierzom. Jakie powinno być rozwiązanie polityczne? Czy wsadzać do więzienia, czy legalizować?
FOT. PAWEŁ SZATKOWSKI
Nie mam na to recepty, bo to jest podobne pytanie do tych z kategorii, jak można usunąć całe zło tego świata ze swojej drogi. Moje myślenie o świecie jest takie, że nie wiem, po co jest to wszystko, co się w nim dzieje, ale ja mam do przejścia pewną drogę, podczas której muszę czegoś się nauczyć, dając równocześnie coś z siebie. Wiele rzeczy w naszej rzeczywistości jest zwykłymi manipulacjami, wiele rzeczy wynika z cynizmu, bo trzeba pamiętać, że wszelkie systemy państwowe opierają się na złożonych sytuacjach. Gdyby państwo nie zarabiało na wódce, to może byłoby jej mniej. Uważam, że wódka jest tak samo szkodliwą używką jak każda inna.
Martyna Jakubowicz, wokalistka, obdarzona oryginalną barwą głosu, gitarzystka i kompozytorka z kręgu folkowej i bluesowej ballady. Debiutowała w 1977, a do roku 1981 występowała tylko wyłącznie na imprezach bluesowych. W 1983 nagrała w krakowskim Studiu Teatr “STU” pierwszą swoją płytę Maquillage. Tam też znalazł się najbardziej znany utwór wokalistki „W domach z betonu nie ma wolnej miłości”. W roku 1995 Martyna Jakubowicz znalazła się na liście 100 najbardziej popularnych polskich kobiet w ankiecie magazynu Pani. Do dzisiaj wydała 12 albumów.
57
DRUGS’N’ROLL om ynajakubowicz.c FOT. www.mart
Co to ma wspólnego z narkotykami? Gdyby mieszkańcy Ameryki Południowej nie byliby tak biedni, to może nie musieliby kooperować z kartelami narkotykowymi. Tam są ogromne pieniądze i jest to rzecz nie do zwalczenia. Każdy ma własny rozum i musi sobie te wszystkie sprawy przemyśleć, chociaż trudno tego wymagać od człowieka 12-letniego i to jest ten największy problem, bo człowiek dorosły ma zawsze możliwość wyboru, a u dzieci i młodzieży jest ono znacznie mniejsze. Dlatego dealerów spod szkół powinno się po prostu wsadzać do więzienia.
yn FOT. www.mart
ajakubowicz.com
Czy wszystkie narkotyki powinniśmy traktować jednakowo?
yn FOT. www.mart
ajakubowicz.com
No właśnie, pojawia się kwestia tego, co to jest narkotyk twardy, a co miękki. Czesi np. nie karzą za posiadanie dość sporych ilości marihuany, ja jednak nie mam na ten temat jakiegoś zdecydowanego zdania. Ktoś może palić tę używkę przez całe życie i nic złego się z nim nie dzieje; ktoś inny zacznie od palenia marihuany, a potem będzie mu mało, przez co sięgnie po inne rzeczy. Tak już po prostu jest, ale świat jest taki, że mamy w nim prawo wyboru. Czy zatem wsadzać do więzienia za posiadanie „jointów”? A co zmieni pobyt w więzieniu? Jak wiadomo więzienie nie resocjalizuje, a wręcz przeciwnie. W wielu przypadkach więzienie okazuje się fantastycznym miejscem do nauki jeszcze innych, groźniejszych praktyk. Jaki więc jest Twój pomysł na „walkę” z narkomanią? Myślę, że tak naprawdę ważne jest to, co się dzieje w domu, jacy są rodzice i jak układają się ich relacje z dziećmi. Czy dzieci mają w nim poczucie bezpieczeństwa, czy próbuje się im pokazać, zachęcić do jakiś zainteresowań, czy dziecko nie czuje się w nim samotne i opuszczone. To nie jest kwestia pieniędzy, tylko ludzkich interakcji i to jest moim zadaniem ważne, bo kiedy ludzie czują się samotni, wyalienowani i pozbawieni jakiegoś sensu, wchodzą w różne rzeczy – i to niezależnie od wieku. Najgorsze jest to poczucie odrzucenia i braku kreatywnego pomysłu na życie.
58
’N’ROLL
DRUGS To truizmy.
Z innej beczki: czy znałaś Marka Kotańskiego?
Wiem, że to wszystko łatwo się mówi, dlatego nie Tak, poznałam go na jakiejś monarowskiej imprezie lubię się wypowiadać na ten temat ani mędrkować. w Warszawie. Miał swój azymut, któremu wszystko inne Człowieka, który chce sobie zrobyło podporządkowane. Poznałam go bić krzywdę w taki czy inny spow sytuacji, kiedy zachęcał innych do Ja mam blaszkę sób i zakończyć swoje życie, nie pomocy osobom uzależnionym, ale być ty masz blaszkę da się w żaden sposób zawrócić może, że kiedyś w latach młodzieńi tak pośród gwaru wspomnień z tej drogi. Ja w to po prostu nie czych spotkałam go na jakieś prywatce. damy sobie w czaszkę wierzę. Są ludzie, którzy mają Nie pamiętam jednak żadnej konkretnej w głowie takie przebiegi – to jest rozmowy. Nieźle nam się dziś powodzi pyszne winka i wódeczki ich ścieżka i koniec kropka. Są luCzy sama angażujesz się charytatywdzie, którzy czegoś chcą i to im się Chłopi kręcą już konopie nie? udaje, ale są też tacy, którzy chcą za zakrętem rzeczki Moja aktywność jest ukierunkowana na – ale im się to nie udaje z różnych krasnoludek siwobrody ludzi w ogóle, bo gram bardzo dużo konpowodów i na to nie ma recepty. przyssał się do beczki certów i to w bardzo różnych miejscach, Nie wiem dlaczego ludzie biorą, (fragmenty piosenki „Trutu-tuczyli tam, gdzie nas ktoś chce zaprosić może z głupoty, bo jeśli ktoś, idąc tu” z płyty „Skórka pomarańi gdzie przychodzą ludzie. I to jest na na dyskotekę bierze np. crack czy”) pewno ważne. Oprócz tego wybiórczo i potem świruje, to pewnie robi to gramy różne koncerty charytatywne dla przyjemności, żeby się jakoś i każdego roku przyjmuję założenie, że wygłuszyć. ileś tych koncertów mamy zagrać i to w różnych celach, Powiedz coś o narkotykowej kuchni artystów. bo jest bardzo dużo potrzeb. To są inicjatywy ludzi, którzy się temu poświęcają. Ja nie wybieram spektakularPonieważ artyści są nadwrażliwi, to zawsze gdzieś tam nych imprez, gdzie można się pokazać, bo to mnie nie mają ten problem z nadużywaniem alkoholu lub innych specjalnie interesuje. Wybieram raczej kameralne konużywek. Po prostu ta rzeczywistość jest mało znośna certy, jak ten, który graliśmy w Cieszynie dla bezdomi jeśli ktoś sobie mózgu w inny sposób nie „przefiksuje”, nych. Unikam natomiast sytuacji festynowych, bo uwato może być z nim różnie. żam, że moja muzyka na nie się nie nadaje, nawet jeśli A wspomnienie o Ryśku Riedlu? Powiedział kiedyś, cel jest zbożny. że był jak dziecko we mgle… Tak, ponieważ żył w swoim świecie. Jego przebywanie w grupie np. podczas koncertów wyglądało tak, jakby go tam nie było. Jak gdzieś przyjeżdżał z zespołem, to od razu znikał, a kiedy wracał, to był już naćpany. A po koncercie był albo w takim stanie, że trzeba było go położyć albo znowu znikał. Pamiętam go z tego właśnie okresu, a prawda jest taka, że nasze kontakty ograniczały się praktycznie do kontaktów na scenie, kiedy on się zjawiał lub ja przychodziłam do zespołu. Myślę, że na tej samej zasadzie koegzystował z nim jego zespół, ponieważ problem heroinowy powoduje, że człowiek pozostaje w pełnej izolacji.
Na koniec jakieś przesłanie do fanów, takie „słowo na niedzielę”… Życie jest krótkie i trzeba z niego korzystać w sposób dobry i kreatywny dla siebie i innych. Uważam, że myślenie o tym, co dobrego można zrobić dla innych, a nie tylko dla siebie jest najbardziej terapeutyczne, bo jednak jesteśmy strasznymi egoistami, co wynika z naszej natury, która tak nas stworzyła, żebyśmy mogli przetrwać. Na szczęście mamy rozum, którego trzeba po prostu używać. Dziękuję Ci za wywiad.
59
DOP DO PALACZE
HARAKIRI? GORĄCO POLECAM grzegorz wodowski Mefedron (4-MMC) to organiczny związek chemiczny, który swoją strukturą jest podobny katynonu. Katynon jest jednym z kilku głównych psychoaktywnych alkaloidów rośliny o nazwie khat, od wieków wykorzystywanej w Somalii, Etiopii i na Półwyspie Arabskim. Mefedron jest środkiem syntetycznym dostępnym na rynku w postaci chlorowodorku lub siarczanu aminy. Na organizm ludzki działa stymulująco i empatogennie. Według źródeł EMCDDA, po raz pierwszy syntezy mefedronu dokonał w roku 1929 Saem de Burnaga Sanchez. Potem, dopiero w 2003 roku ten akademicki, mało znany wynalazek, został na nowo odkryty przez chemika pracującego pod pseudonimem „Kinetyc”. Jeszcze później, izraelski koncern farmaceutyczny Neorganics zaczyna wykorzystywać mefedron do produkcji leku o nazwie Neodoves. Obecnie, mamy do czynienia głównie z chińszczyzną. HARAKIRI: Najczystszy 100% krystaliczny mefedron, prosto od producenta, bez tzw. odpadów poprodukcyjnych, które zawarte są w znacznych ilościach w 95% produktów mefedronu oferowanych na terenie Polski. Produkt bardzo silny, o najwyższej czystości, w postaci chlorowodorku. Przeznaczony jest do użytku technicznego w branży botanicznej. Nie nadaje sie do spożycia przez ludzi. Nie odpowiadam za jego niezgodne z przeznaczeniem użycie. Cena 45zł. za 1 gram. Ekspresowa wysyłka po wpłacie na konto. Gorąco polecam! (ogłoszenie z internetu)
FOT. ARCHIWUM MNB
Dzisiaj jeszcze niewiele wiemy o konsekwencjach i rzeczywistych skutkach ubocznych długotrwałego używania mefedronu, brak jest tu jakichkolwiek poważniejszych badań. Z całą pewnością, wiadomo jednak już teraz, że wywołuje silną zależność psychiczną i dość szybko podnosi tolerancję (która z resztą równie szybko opada, gdy narkotyk przez dobę czy dwie nie jest przyjmowany). Jedna z klientek poradni, w której pracuję, uzależniona od mefedronu, opowiada mi o snach, które ją nawiedzają – czuje się jakby przebywała w przestrzeni pomiędzy snem i jawą. Wtedy, kiedy śpi, sny są bardzo realistyczne, kiedy czuwa – dopadają ją omamy, tak realne, że próbuje je fotografować komórką. (gw)
60
DOP DO PALACZE W paru miejscach na świecie mefedron traktowany jak alternatywa dla MDMA mimo, że chemicznie nie ma nic wspólnego ecstasy. Osoby, biorące mówią, że czują się pobudzone, stają się empatyczne, przeżywają ekscytację i euforię. Bezsprzecznie stają się gadatliwe. Anka, klientka poradni, opowiada o mefedronie jak o czymś mistycznym, jak o dziwnym bożku, którego boi się i uwielbia i, który zmienił zupełnie jej życie. Przyznaje, że wywrócił do góry nogami. Mówi z przejęciem: jest nas coraz więcej na mieście. Poznajemy się po twarzach, oczach, po chodzie. Kilka dni temu odwiedził nas Jacek. Ma za sobą z 5 lat abstynencji od opiatów i oficjalnie nie grzeje. Co innego mówią ścieżki na jego dłoniach: Grzejesz? – pytam. Tak, ale tylko mefedron. Niezłe. Fatalne jest jedynie to, że gdy mija euforia, ty dalej jesteś tak pobudzony, że nie wiesz co z sobą zrobić, czujesz się coraz gorzej, ale nie masz ochoty odpuścić. Inna z klientek zdemolowała toaletę: powyrywała bezpieczniki, rozbiła antyramę z plakatem, a nawet rozwaliła podgrzewacz do wody. Spore koszty. Mieliśmy na nią oko, że grzeje w toalecie, ale korzystając z zamieszania, weszła tam ze swoim Harakiri i strzykawką. Gdy zabierało ją pogotowie – była potulna. (gw) Z zewnętrznych objawów, które można najczęściej zaobserwować u osób będących pod wpływem mefedronu to przede wszystkim rozszerzone źrenice. Charakterystyczne jest silne pocenie (jeszcze potem do kilku dni w moczu i pocie utrzymuje się mało przyjemny zapach mefedronu). Może dochodzić także do szczękościsku, a nawet problemów z otwarciem ust. Zażyciu pojedynczej dawki mefedronu towarzyszą zmiany temperatury ciała, podwyższone ciśnienie krwi i zaburzenia rytmu serca.
NB
MM
WU
CHI . AR FOT
W badania prowadzonych przez brytyjskie National Addiction Centre 51% użytkowników mefedronu opisywało bóle głowy, 43% – zwracało uwagę na palpitacje serca, 27% – doświadczyło nudności, a 15% – mówiło o tym, że ich dłonie były zimne i fioletowe. O tym, jak rozmaite reakcje na mefedron wykazuje organizm ludzki, świadczy m.in. fakt, że w Guy’s Hospital, gdzie leczono zatrucia mefedronem – w ogóle nie zauważono takiego objawu jak siniejące, zimne kończyny pacjentów zatrutych mefedronem.
61
DOP DO PALACZE Od strony psychologicznej niewątpliwym skutkiem ubocznym są zaburzenia pamięci krótkotrwałej i kłopoty z koncentracją. Może pojawić się niepokój, czasem napady strachu.
lko ć, nie ty Jak wida y m a m w Polsce kotykami r a n z problem ami. Tyle, że cz ku do i dopala w stosun ków ie z d g , tam r koty kkich na tzw. mię ieco bardziej panuje n lityka, ludzie po liberalna znie sięgają c niekonie echnie po sz w tak po dane e, niezba n z c y t e t a n sy Polsce z środki. W łasny użytek ie na w posiadan rama marihuany . W ięc nawet g więzienia c do a r a k i z gro wię dzi idzie część lu dopalaczami, sklepu z awo, zwala pr na co po le groźniejszą zwyk i kupuje ję niż kannabis. c substan
Na stronie EMCDDA znajdziemy wzmiankę o badaniach prowadzonych na Uniwersytecie Johna Mooresa w Liverpool na grupie 50 studentów (którzy w przeszłości używali nielegalnych narkotyków). Te „bardzo nieetyczne” badania miałyby umożliwić lepsze zrozumienie tego jak mefedron oddziaływuje na psychikę. Działanie mefedronu może poważnie różnić się w zależności od drogi, jaką został przyjęty. Wygląda na to, że przyjęty dożylnie – co z resztą nie jest czymś wyjątkowym – wywołuje największą euforię i sprzyja głębszemu uzależnieniu. Oczywiście, wystarczy poczytać fora internetowe, aby zorientować się, że większość użytkowników mefedronu to jednak osoby przyjmujące go innymi niż dożylna drogami – zwykle wypijają roztwór mefedronu, albo wciągają proszek przez śluzówki nosa (to często może być bolesne i skutkować krwawieniem). I tutaj też użytkownicy dostrzegają różnicę w działaniu. Także wielkość zażytej dawka wpływa na to, w jaki sposób odczuwane są efekty działania mefedronu. Z całą pewnością, co podkreślają także niektórzy autorzy wpisów na forach internetowych, mieszanie mefedronu z innymi używkami może okazać się niebezpieczne: Alkohol+mef ist keine gute idee, przekonałem się o tym osobiście. Sercowcy uważajcie na tą używkę! Może się to źle skończyć!! 4 –MMC szerzej pojawił się na rynku europejskim w 2008 roku, w Polsce popularność zdobył rok póżniej i spośród wszystkich środków określanych mianem dopalaczy zrobił chyba najzwięcej zamieszania. Spowodował, że osoby działające w obszarze polityki narkotykowej musiały poważnie zastanowić się, co z tym fantem zrobić. W Szwecji, Danii i Anglii doszło do śmiertelnych zatruć tym środkiem. Bezpośrednią przyczyną zgonów było zbyt wysokie ciśnienie krwi skutkujące wylewem. Choć na dobrą sprawę nie wiadomo czy nie było to efektem interakcji mefedronu z innymi środkami odurzającymi. Dwie „angielskie” ofiary mefedronu miały w organizmach spore ilości alkoholu. Mefedron jest obecnie środkiem nielegalnym w większości krajów europejskich, tam, gdzie pozostał legalny, jest i tak ściśle kontrolowany przez państwo. Np. w Finlandii został zaklasyfikowany jako „produkt leczniczy”, a tym samym tym samym jego produkcja, import, posiadanie i sprzedaż bez pozwolenia są nielegalne.
62 62