Witkacy! nr 6-7

Page 1

Z Neną w Piekle

Śledztwo na Brackiej Moda inspirowana Witkacym Romans schizofrenika w sali gimnastycznej

nr 1–2/2019 (6–7) issn 2543-7909

Witkacy i fizyka


nr 1–2/2019 (6–7), issn 2543-7909

Wydawca

witkacy.eu

Redaktor Naczelna: dr Małgorzata Vražić Zastępca Redaktor Naczelnej: Przemysław Pawlak Sekretarze Redakcji: Magdalena Baraniak, Dominik Gac

Redakcja

dr Marcin Klag, dr Dorota Niedziałkowska, Tomasz Pawlak Krzysztof Dubiński, doc. dr inż. Marek Średniawa Dział Międzynarodowy: dr Izabela Curyłło-Klag, dr Elżbieta Grzyb Grafika, skład i łamanie: dr Marcin Klag Opracowanie redakcyjne: dr Dorota Niedziałkowska Przemysław Pawlak, Tomasz Pawlak, dr Małgorzata Vražić Beata Zgodzińska, Ewelina Dubicka, Anna Walas dr Elżbieta Grzyb

Rada Naukowa

prof. Janusz Degler prof. Dalibor Blažina dr hab. Tomasz Bocheński, prof. UŁ dr Jarosław Cymerman dr hab. Jagoda Hernik Spalińska, prof. IS PAN Kapsyda Kobro-Okołowicz prof. Anna Krajewska, Stefan Okołowicz prof. Maria Jolanta Olszewska prof. Lech Sokół, dr Wojciech Sztaba dr hab. Katarzyna Taras, prof. PWSFTviT Beata Zgodzińska

Doradca Honorowy Włodzimierz Mirski

Recenzenci

prof. dr hab. Lechosław Lameński Na I stronie Redakcja zastrzega sobie prawo podzielenia artykułu na części drukowane w kolejnych numerach. Redakcja i wydawca dołożyli wszelkich starań, by ustalić autorów i spadkobierców praw autorskich do materiałów zamieszczonych w bieżącym numerze. Osoby nieumyślnie pominięte prosimy o kontakt z Instytutem Witkacego, ul. Marszałkowska 68/70/34, 00-545 Warszawa, red.witkacy@gmail.com

Nena Stachurska, w zbiorach Zakładu Na-

Zamówienia: sklep.witkacy@gmail.com mBank 92 1140 2004 0000 3502 7618 2197 Druk i oprawa: Hera Drukarnia Offsetowa ul. Słoneczna 2, 05-270 Marki www.drukarniaoffsetowa.com

okładki:

rodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu, k. 95. Nakład 500 egz.

Fot. S. I. Witkiewicz. Opraco-

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

wanie graficzne M. Klag.

1–2/2019

2


Spis treści Małgorzata Vražić

Redakcja „Witkacego!”, Anna Maria Tryba

Wstępniak .

34/134. O urodzinach Teatru im. S. I. Witkiewicza . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4

Wojciech Kuczok

Demonizm tatrzańskich podziemi

. . . . . . . . . 6

Redakcja „Witkacego!”

Witkacy po litewsku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

10

Redakcja „Witkacego!”

Jubileusz Lecha Sokoła w IS PAN . . . . . . . . .

14

Halina Magiera

„…w typie swoim jedyny w Polsce” – o Witkacym w listach Kazimiery Alberti do Marii Grabowieckiej. Cz. 2 . . . . . . . . . . . .

Jerzy Giedroyc i Witkacy . . . . . . . . . . . . . . . . Jowisz a ptak . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . 142

16

Przemysław Pawlak

24

Redemptoary – Romans schizofrenika w sali gimnastycznej . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Beata Zgodzińska

Maciej Dombrowski

Anna Musialska

Nieudolność domniemana albo o pewnym artykule o filozofii Witkiewicza . . . . . . . . . . . 28

Nieczyste dusze

Dorota Niedziałkowska

Z reżyser Katarzyną Dąbrowską rozmawia

Z Neną w Piekle

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 36

134

Marek Średniawa

Witkacy zrecenzowany

Janusz Degler

. . . . . . . . . . . 130

144

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 148

Teatr Exodus i jego gry z Witkacym Dorota Niedziałkowska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 154

Karol Suszczyński

Anna Maria Tryba

Kukła na zmechanizowanym tronie, czyli o lalkowych motywach w dramacie Gyubal Wahazar . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wszyscy mamy źle w głowach, czyli Witkacy na deskach krakowskich teatrów . . . . . . . 164 42

Michał Wróblewski

W poszukiwaniu straconego adresu. Witkacy na Brackiej . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 58

Redakcja „Witkacego!”

Zostań patronem i prenumeratorem pisma „Witkacy!” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

170

Justyn Malec

Rafał Demkowicz-Dobrzański

Pragmatyści na scenie i w radiu

Witkacy i fizyka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 78

Stefan Okołowicz

Anna Kowalska

Słońce nad Stawem Smreczyńskim . . . . . . 173

„Książka w czytaniu wręcz rozkoszna”. Cz. 2

Krzysztof Dubiński . . . . . . . . . . . . . . . . . . 84

Wokół Witkacego

Andriej Bazylewski (Андрей Базилевский) 1957–2019 . . . . . . .

Z Przemysławem Pawlakiem, witkacologiem,

Beata Zgodzińska

prezesem IW, rozmawia Aneta Jabłońska . . . . . . . . . . . . 92

Witkacy w Białym Spichlerzu

Hanna Wojak

Małgorzata Vražić

Witkacy i kobiety (nie)koniecznie fatalne. Cz. 2

. . . . . . . . . . . . 102

. . . . . . . . . 172

176

. . . . . . . . . . . 178

Schulz w Belgradzie, Witkacy w Zagrzebiu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 182

Tomasz Pawlak

Porady higieniczne

(Nie)znany portret Luli, czyli Teresy z Żukowskich Świętochowskiej konterfekt z rodziną w tle . . . . . . . . .

wybór Małgorzata Vražić . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 184 Grzegorz Jan Grabski . . . . . 110

Witkacy w Escape Room Warszawa® Z Anną Wróblewską rozmawia Przemysław Pawlak . . . . . 126

Władysław Jan fotografuje Witkacego, czyli z archiwum rodziny Grabskich . . . . . . Noty o autorach

3

188

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 194

1–2/2019


Szanowni Czytelnicy!

Byliśmy obecni na Litwie, a publikacja Witkacy. Plėšrūniškas protas / Witkacy. Umysł drapieżny, nas bez zmian, czyli intensywność z mocą której Instytut Witkacego jest współwydawcą, 622 Witkacych na godzinę! Przede wszystwraz z wystawą Anioł i Syn. Witkiewiczowie w Zakim udało się nam uzyskać w konkursie Ministerkopanem i na Litwie (projekt Witkacy na Litwie, stwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego środki na organizatorzy: Instytut Polski w Wilnie, Instytut wydawanie pisma w latach 2019–2021. To dla nas Adama Mickiewicza, IW, Muzeum Tatrzańskie im. wielki sukces. Przyznana dotacja nie objęła jednak dra T. Chałubińskiego w Zakopanem, Narodowe pełnej wnioskowanej kwoty (o czym piszemy w nu- Muzeum Sztuki im. M. K. Čiurlionisa w Kownie) merze). W związku z tym musieliśmy nieco zmienić znalazły się wśród 15 inicjatyw z kraju i zagranicy, strategię i obecny numer wydajemy jako podwójny, w finale plebiscytu Wydarzenie Historyczne Roku 6 i 7 w 2019 r. 2018, organizowanego przez Muzeum Historii W ciągu ostatnich miesięcy wieleśmy fetowali, Polski. Podczas urodzin Teatru im. S. I. Witkiewiucztowali metafizycznie na balach urodzinowych cza w Zakopanem promowaliśmy inną publikację, i rocznicowych: tym razem 16 maja świętowaliśmy z której jesteśmy bardzo dumni, interaktywną w Warszawie jubileusz Profesora Lecha Sokoła, angielsko-polską edycję dramatu Gyubal Wahazar, który od półwiecza zajmuje się dramaturgią Stawydaną przez PJATK wspólnie z IW. nisława Ignacego Witkiewicza. Panie Profesorze, Nasz półrocznik trafił pod chińskie strzechy winszujemy i dziękujemy! – jeden z fundatorów IW, Marek Średniawa, pod-

U

1–2/2019

4

Biblioteka Beibu Gulf University w Qinzhou; podziękowanie dla Marka Średniawy.


Studenci z Beibu

Czytelniczka

Gulf University

z Zimbabwe.

z reprodukcjami Witkacego: auto­ portretu i portretu Neny Stachurskiej z kolekcji MPŚ.

„Witkacy!” zatacza szerokie kręgi na świecie. Chińska czytelniczka z Beihai.

czas swojego pobytu w Qinzhou, Beihai i Pekinie rozdawał Chińczykom piąty numer „Witkacego!” niczym ożywcze pigułki Murti-Binga, jakby: „świat cały był tylko błękitną wklęsłością chińskiej filiżanki” (parafrazując nieco Nienasycenie). Przekazał także do zbiorów biblioteki Beibu Gulf University w Qinzhou nr 4 i 5 pisma, zestaw ponad 20 reprodukcji fotografii i portretów pastelowych oraz fragment Szewców wraz z notką o autorze – po chińsku. Przypominamy, że w pierwszym numerze zamieściliśmy wywiad Anety Jabłońskiej z tłumaczką dramatu Szewcy na język chiński – Wei-Yun Lin-Górecką. W prezentowanym numerze znajdziecie artykuły naszych stałych autorów (np. Janusz Degler referuje starania tuzów literatury polskiej na emigracji o przekłady Nienasycenia i Pożegnania jesieni, Stefan Okołowicz polemizuje z Wojciechem Sztabą,

Beata Zgodzińska interpretuje Jowisza zmieniającego się w byka), ale i teksty osób, które publikują na łamach „Witkacego!” po raz pierwszy. Pisarz Wojciech Kuczok dzieli się z nami demonicznym felietonem speleologicznym. Fizyk Rafał Demkowicz-Dobrzański w przystępny sposób opowiada o Witkacego zainteresowaniach naukami ścisłymi. Karol Suszczyński pisze o lalkowych aspektach dramaturgii tego autora. Architekt Michał Wróblewski prowadzi śledztwo dotyczące mieszkania Witkiewiczów przy ul. Brackiej 23 w Warszawie. Anna Musialska publikuje fotografie kolekcji mody damskiej inspirowanej twórczością naszego patrona. Resztę odkryjcie sami. Redaktor naczelna Małgorzata Vražić

5

1–2/2019


Wojciech Kuczok

Demonizm tatrzańskich podziemi M

ija sto lat od ogłoszenia drukiem Demonizmu Zakopanego i to dobra okazja, żeby pięknoduchych nieboraków ostrzec przed katastrofalnymi skutkami, jakie dziś wywołuje witkacowska zakopianina, niezmiennie rozrzedzająca powietrze wokół Krupówek. Potworności nie należy mylić z demonicznością, a zatem smog, swąd ostateczny grillowanej karkówki i smród nadpotliwego narodu, co się tłumnie w stolicy Tatr wyraja, przynależy raczej do kategorii pospolitych obrzydliwości, choć być może jest coś demonicznego w masowości zjawiska. Czemu akurat Zakopane upatruje sobie lud, czemu właśnie Krupówkami musi promenować? Czy to powab góralskiej cepeliady jest tak silny, czy rzeczywiście substancjalne genius loci stolicy Tatr wydziela się wciąż na tyle intensywnie, że suweren mknie tam jak eskadra owocówek do bukietu bordoskiego grand cru? Lecą, wpadają do kielicha i toną w ekstazie par excellence niepojętej, bo nie pojmują jakości topieli, równie szczęśliwe tonęłyby w szklance octu jabłkowego. Suweren takich samych stadnych przyjemności zaznaje w kłębowiskach ludzkich fok na plażach Mielna, na deptaku w Międzyzdrojach, co na szosie do Morskiego Oka. Okazała się bowiem zakopianina narkotykiem nieszczęśliwie demokratycznym – wabi wszystkich równie skutecznie, bramy wtajemniczenia stoją otworem dla milionowej ciżby, która przez nie wchodzi i na tym kończy swoje rozkosze – zaczyna się potworna, stadna, ceperska nuda, której górale skwapliwie próbują zaradzić całym tym pandemonium atrakcji 7D, tym lunaparkiem i lupanarem

1–2/2019

6

ludzkiego ducha, całą tą wystawą potworności, którą jednakowoż Atanazy Bazakbal z Helą Bertz brzydziliby się na odległość. Dla mnie Zakopane stoi potworem, że zacytuję jednego naszych z wieszczów, urodzonych w Wigilię. Nawet jeśli elitarne bractwa indywiduów uzależnionych od zakopianiny wchłaniają ów „subtelny narkotyk, stokroć gorszy od dymów opium i haszyszowej marmelady” na warsztatach „tytanów ducha” i jak Andrzej Dziuk ze swą teatralną kompanią wznoszą się ponad gnuśń powszechną i pielęgnują sanktuarium naszego Patrona, coraz więcej jest takich, którzy Zakopane obchodzą jak Marsz Niepodległości – bokiem. Do nich należę, i nawet jeśli myli mi się zakopianina z narkotykiem gór, odurzam się na osobności, nieco wyżej i znacznie głębiej, w tatrzańskich wątpiach. Śmiem twierdzić, że to w podziemiach Tatr pulsują niewyczerpane źródła zakopianiny, tam ona zalega w bezmiarach. Co tam demonizm Zakopanego – nie ma po czym płakać, skoro to miasteczko powstało w cieniu prawdziwych demonów – są na świecie góry wyższe i piękniejsze, ale nie ma drugich, które by tak uzależniały. Za miłość do Tatr, których jestem namolnym stalkerem od lat bez mała 40, przyszło mi zapłacić jak dotąd tylko jednym palcem i kawałkiem stopy, co uznaję za cenę promocyjną, biorąc pod uwagę skalę rozrób, które w tych górach urządziłem i „przedwiecznych tajemnic”, które im wykradłem. Gdzie nie wlezę, zadaję sobie pytanie: „czy Witkacy tu był przede mną?”, a jeśli wiem, że być nie mógł (np. w jaskiniach, które odkryte zostały po jego

Fajka bez zaciągania


Tatry. Grota Magury, 1929, pocztówka, źródło: www. polona.pl.

śmierci m.in. przeze mnie), pytam się w myślach, co by sobie powiedział, gdyby to zobaczył. Witkacy grotołazem nie był, ale do historii polskiej speleologii i tak przeszedł, zresztą w swoim stylu, przyczyniając się pośrednio do sporego skandalu. Jaskinia Magurska w górnej części Doliny Jaworzynki – dziś objęta czułym monitoringiem Tatrzańskiego Parku Narodowego na terenie ścisłego rezerwatu przyrody – na przełomie XIX i XX w. stanowiła jedną z największych atrakcji turystycznych po północnej stronie Tatr. Wiodła do niej wygodna, częstokroć remontowana, oznakowana ścieżka, upstrzona drewnianymi ławeczkami dla zziajanych. Grota ma otwór jak na tatrzańskie warunki olbrzymi (21 metrów szerokości przy 3 do 5 wysokości), widoczny nawet z Zakopanego, a ukształtowanie i rozmiary korytarza wstępnego sprawiają, że światło dzienne sięga bardzo daleko, ponad 80 metrów w głąb, zatem całkiem spory odcinek można zwiedzać bez latarki. Znana była od zawsze i niebezprzyczynnie owiana smoczą legendą – w plejstocenie Grota Magury stanowiła bazę noclegową niedźwiedzi jaskiniowych, co nie uchodziło uwadze lwów, zachodzących tam

Fajka bez zaciągania

na wyżerkę, podczas gdy niedźwiedzie spały, a także hien, które dożerały po lwach resztki. Szczątki tej plejstoceńskiej menażerii zalegały na namulisku i głazach gdzie popadnie, więc od prawieków padały łupem dzikich zbieraczy, którzy potem rozgłaszali po wsiach historie o smoczych gnatach i zębach, robili z nich amulety i straszyli małoletnich harcowników. Okazji do wizyt w jaskini mieli sporo choćby już XVIII-wieczni górnicy, drążący sztolnie w skałach Kopy Magury w poszukiwaniu rudy żelaza, a jeśli dodać do tego ciekawskich juhasów na wypasach, można sobie wyobrazić, że górna część Jaworzynki była przed ćwiercią millenium cokolwiek zatłoczona. Kolekcjonerzy kości wespół z działającymi w jaskini prekursorami paleontologii ogołocili wstępne partie groty tak doszczętnie, że już w 1881 r. badacz Godfryd Ossowski, niepocieszony po wycieczce do jaskini, zeznał, że żadnych kości w niej nie znalazł. Trzeba było zajrzeć głębiej, za barierę mroku i działać metodycznie. Na przełomie wieków Mieczysław Limanowski zaczął organizować wyprawy do Magurskiej, celem zbadania nowo odnalezionych stanowisk kości wymarłego gatunku Ursus spelaeus – najwięk-

7

1–2/2019


szego niedźwiedzia wszech czasów. Limanowskiemu marzyło się skompletowanie szkieletu i wystawienie go na ekspozycji Muzeum Tatrzańskiego. Zaprzyjaźniony z rodziną Witkiewiczów zabrał na jedną z wypraw m.in. Stanisława i jego piętnastoletniego syna, Stanisława Ignacego, któremu jako domowy bakałarz wykładał nauki ścisłe. Wygrzebali kości o kształtach, które zdały im się nienaturalne, a nawet ludzką ręką żłobione, z czego Limanowski w odkrywczym amoku wywnioskował, że jaskinię zamieszkiwali niegdyś troglodyci i uparcie tę teorię lansował, choć rychło została obalona przez naukową konkurencję. Zanim do tego doszło, turystów straszył przez pewien czas eksponat dzikusa pierwotnego, Homo tatraensis, włochatego pradziada podhalańskich górali. Trzeba przyznać, że ten epizod ma smaczek witkacowskiego szpryngla, nawet jeśli sam nasz patron brał w nim udział głęboko zapośredniczony. Siła natury, a konkretnie krasowej korozji, potrafi rzeźbić niezwykłe kształty w tatrzańskich wapieniach, przeto i kości zwierza prehistorycznego się jej nie oparły, śmiem jednak twierdzić, że jeszcze silniejszą rolę odegrała tu wyobraźnia podekscytowanego naukowca. Czy wspomagał ją wygadany nastolatek o wyobraźni bujniejszej, niż się to mogło przyśnić wszystkim jego mentorom razem wziętym, nie wiadomo. Takoż nie wiemy, czy Witkacy poprzestał na jednorazowym epizodzie grotołaźniczym we wnętrzu Kopy Magury – dowodów na to brak, ale można przypuszczać, że raz spenetrowane trzewia Tatr mogły wabić tajemnymi i niezbadanymi przestrzeniami dorastającego chłopca, szukającego metafizycznej dziwności istnienia. Drogę do dziury już znał. Witkiewiczowie odbyli swoją wycieczkę nie bez programu w porze wczesnojesiennej, nie mogli więc widzieć tego, co zimą, a zwłaszcza wczesną wiosną stanowi największą atrakcję tej pieczary – nadzwyczajnej wielkości i przedziwnych kształtów rzeźby natury – stalagmity lodowe. Cyrkulacja powietrza i rozmiary wstępnych komór umożliwiają samoczynne powstawanie zdumiewającej galerii lodowych form o kształtach niezwykle podobnych tym, które się Witkacemu wy-

1–2/2019

8

świetlały w późniejszych seansach peyotlowych (jeśli wierzyć wierności wizerunkowej jego prac, powstałych pod wpływem narkotyku). Dziwaczne, ekspresyjnie postrzępione i powyginane turnie, nierzadko stanowiące tło portretów, jak również pojawiające się na horyzoncie kompozycji, jako żywo stają przed oczyma taternika jaskiniowego, który się zapuści marcową lub kwietniową porą w głąb Jaskini Magurskiej. Witkacy mógł zaznać równie pięknych lodowych halucynacji, odwiedzając zimą łatwiej dostępne obiekty, jak choćby Dziurę (do której zawlókł jedną ze swych wczesnych miłości – Ewę Tyszkiewiczównę), wiemy zaś na pewno, że już jako dorosły zwierzał się Ninie w listach z odwiedzania jaskiń w Niżnych Tatrach i na Słowackim Raju, w tym jednej groty lodowej (a zatem Demianowskiej lub Dobszyńskiej). Największa, „formatywna” dla Witkacego tragedia – samobójstwo Jadwigi Janczewskiej – też jest pośrednio związana z jaskiniami, bowiem na miejsce swej śmierci nieszczęśnica wybrała nader romantyczne okolice Skały Pisanej, u podnóża której mieści się jeden z najbardziej malowniczych wylotów tatrzańskich podziemi – otwór Jaskini Wodnej. Potok Kościeliski wypływający z czarnych czeluści nęcił

Fajka bez zaciągania


Panorama Tatr z Antałówki z Kopą Magury, 2015. Fot. M. Średniawa.

od zarania dziejów romantycznie usposobionych wędrowców, m.in. Seweryna Goszczyńskiego, który miał w 1832 r. pełne prawo wierzyć, że w dziurze napotka opisywanego w podaniach góralskich potwora, przeto jego wyprawę po pas w lodowatej wodzie ze świeczką w ręku i wilgotniejącą paczką zapałek trzeba uznać za wyczyn wielkiego formatu. Do mrocznej aury wypływu spod Pisanej przyczynił się sam ojciec chrzestny Witkacego, jedno ze swych Sabałowych bajań poświęcając śpiącemu wewnątrz groty rycerzowi, którego wizerunek potem w akcie twórczego wandalizmu wykuł na skale rzeźbiarz Juliusz Bełtowski. Janczewska odebrała sobie życie w iście operowej scenografii. Jednym z eksploratorów odległych korytarzy Jaskini Wodnej pod Pisaną, podobnie jak wielu innych grot tatrzańskich, był Tadeusz Zwoliński. Wraz z bratem Stefanem tworzył duet prekursorów taternictwa jaskiniowego w Polsce – to ich zasługą jest odkrycie i spenetrowanie tak wielkich, wielo­ kilometrowych systemów jak Zimna, Miętusia czy Kasprowa Niżnia. Tadeusz poślubił Modestę Stachurską, siostrę Jadwigi „Neny” – ulubionej modelki Witkacego, którą zresztą zatrudnił w swojej księgarni. Zdarzały się im wspólne wy-

Fajka bez zaciągania

cieczki tatrzańskie, z których najlepiej znamy tę do Podspadów, okraszoną „piwną” sesją zdjęciową (fotografem był Stefan). Pionierzy taternictwa jaskiniowego byli więc z Witkacym w co najmniej koleżeńskich stosunkach w okresie swej najintensywniejszej działalności jaskiniowej, choć Stefan ani w swoich dziennikach, ani w książce poświęconej pionierskiemu okresowi tatrzańskiej speleologii – W podziemiach tatrzańskich – o Witkacym nie wspomina. Ciekawe zatem, że się rozmiłowany w tatrzańskich wycieczkach Witkacy do grot nie zapuszczał, choć musiał się nasłuchać o górach i rzekach podziemnych od Zwolińskich, dla których wtedy oblężnicze wyprawy podziemne miały smak poznawania terra incognita. O tym, że na klaustrofobię nie cierpiał, a rozmaite podziemia z ich demonizmem i tajemną grozą robiły na nim wrażenie, świadczą choćby notki poświęcone kopalniom zwiedzonym w Królewskiej Hucie („Królewskiej Chuci”), czyli dzisiejszym Chorzowie. Dla mnie, jako rodzonego chorzowianina, który kopalnianych korytarzy pod swoim miastem nigdy nie zwiedzał, za to od 40 lat wciska się w każdą tatrzańską szczelinę, ma to szczególny smaczek.

▪ Następnym razem, jeśli szanowna redakcja pozwoli, będzie o demonizmie turni tatrzańskich, a także o misiołakach.

Wojciech Kuczok Demonism of the Tatra Underworld A century after Witkacy published his article on Zakopane demonism, Wojciech Kuczok describes the contemporary face of the city, as well as his own experiences of hiking in the Tatra mountains. Kuczok reveals himself to be a keen speleologist, with a special interest in the Magurska Cave.

9

1–2/2019


W

ostatnich dniach 2018 r., w ramach obchodów stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości, ukazał się tom Witkacy. Plėšrūniškas protas – w całości po litewsku, przybliżający postać naszego patrona i jego twórczość naszym sąsiadom. Publikacja zawiera przekłady najważniejszych tekstów Stanisława Ignacego Witkiewicza (część we fragmentach) oraz opracowania dotyczące najbardziej istotnych obszarów jego dorobku w dziedzinie filozofii, powieścio- i dramatopisarstwa, malarstwa i szeroko pojętej działalności artystycznej. Nie zapomniano także o biografii, ze szczególnym uwzględnieniem związków rodziny Witkiewiczów z Litwą. Tytuł, oznaczający po polsku Witkacy. Umysł drapieżny, a także motto zaczerpnięte zostały z Traktatu moralnego Czesława Miłosza, nietłumaczonego dotąd na język litewski. Książka, wraz z wystawą Anioł i Syn. Witkiewiczowie w Zakopanem i na Litwie (kurator Stefan Okołowicz), znalazła się w finale plebiscytu Wydarzenie Historyczne Roku 2018, organizowanego przez Muzeum Historii Polski we współpracy z portalem historia.org.pl oraz Biblioteką Narodową, pod honorowym patronatem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wydawcami są Instytut Polski w Wilnie, Instytut Adama Mickiewicza w Warszawie oraz wydawnictwo Aukso žuvys, a partnerem edycji – Instytut Witkacego. Redakcji naukowej tomu podjęli się: prof. Janusz Degler, Przemysław Pawlak i Helmutas Šabasevičius, za przekład odpowiadają: Irena Aleksaitė, Giedrius Gabrėnas, Edita Gudišauskaitė, Regina Tribocka i Kazys Uscila. Wybór i układ ilustracji zapewniła Beata Zgodzińska, kustosz Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, przy współpracy Stefana Okołowicza (który udostępnił niektóre prace ze swej kolekcji). Poniżej spis treści i słowo wstępne w języku polskim.

Redakcja „Witkacego!”

Witkacy po litewsku 1–2/2019

10

Wydajność na daleki dystans


Spis treści Helmutas Šabasevičius Witkiewicz i Litwa Janusz Degler Witkacego portret wielokrotny I [przekłady tekstów S. I. Witkiewicza] Szewcy W małym dworku Skecz [oryg. Negatyw szkicu] Nienasycenie [fragm.] Niemyte dusze [fragm.] Regulamin Firmy Portretowej „S. I. Witkiewicz” II Izabela Curyłło-Klag Stupor mundi. O istnieniu niebanalnym Przemysław Pawlak Dramat Witkacego w porządku Czystej Formy Beata Zgodzińska Obrazy i rysunki Tomasz Bocheński Powieść – sztuka nieczysta Maciej Dombrowski Witkacy jako filozof Marek Średniawa Witkacy na świecie – recepcja i współczesne inspiracje Alwida Bajor O wileńskiej adoratorce Stasia [Zofii Dembowskiej-Romer] Przemysław Pawlak Żmudzkie korzenie Witkacego – arystokrata, nie ciarapata

Wydajność na daleki dystans

11

1–2/2019


Okładka i rozkładówki Witkacy. Plėšrūniškas protas. Wszystkie materiały dzięki uprzejmości wydawców.

Wydajność na daleki dystans


Słowo wstępne Szanowni Państwo, setna rocznica odzyskania przez Polskę i Litwę niepodległości jest doskonałą okazją do wzajemnego przypomnienia sobie najwybitniejszych postaci, ich dzieł oraz wydarzeń, które kształtowały dzieje obu naszych narodów i kultur. Do takich postaci z pewnością należy Stanisław Ignacy Witkiewicz. Jeden z najwszechstronniejszych intelektualistów i twórców swej epoki. Człowiek o tysiącu twarzy. Malarz, rysownik, fotografik, powieściopisarz, dramaturg, filozof, publicysta, performer… Długo można wymieniać liczne pola jego działalności, ale warto podkreślić, że na wszystkich wykazał się ogromnym talentem i wniósł w nie coś nowego i ważnego dla ich dalszego rozwoju. Jego dokonaniami można śmiało obdzielić kilka pracowitych życiorysów. Na naszych oczach Witkacy stał się klasykiem, jednym z najczęściej tłumaczonych polskich autorów – jego teksty doczekały się przekładów na ponad 30 języków we wszystkich krajach Europy, w Stanach Zjednoczonych, Ameryce Południowej i Japonii. Jego dzieła sceniczne są jednymi z najczęściej wystawianych na polskich i zagranicznych scenach. W Polsce Witkacy jest znany i ceniony. Kolejne pokolenia twórczej i niespokojnej intelektualnie młodzieży znajdują w nim drogowskaz i źródło inspiracji. Stanisław Ignacy Witkiewicz należy, podobnie jak Maciej Kazimierz Sarbiewski, Adam Mickiewicz, Stanisław Moniuszko i wielu innych wybitnych twórców różnych epok, do tych postaci, które łączą Polskę i Litwę oraz zaświadczają w świecie o wielkości Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Urodził się wprawdzie w Warszawie, ale większość życia spędził w Krakowie i Zakopanem. Trzeba jednak pamiętać, że jego ród wywodzi się ze Żmudzi i tu wciąż mieszkają jego przedstawiciele. Swym talentem, wyobraźnią i niezwykłą osobowością twórczą Witkacy zapewnił sobie trwałe miejsce w dziejach polskiej i światowej kultury.

Wydajność na daleki dystans

Na Litwie, ojczyźnie jego przodków, znajomość postaci i dzieła Stanisława Ignacego Witkiewicza jest jednak znacznie skromniejsza. Dlatego Instytut Polski wspólnie z Instytutem Adama Mickiewicza oraz Instytutem Witkacego i wydawnictwem Aukso žuvys postanowił sprezentować litewskim czytelnikom pierwszą w historii publikację, która w sposób bogaty i wszechstronny ukazuje sylwetkę oraz dzieła tego wybitnego twórcy. W książce, którą Państwo otrzymują, zawiera się zarówno opis osiągnięć Witkacego w różnych dziedzinach, którymi z powodzeniem się zajmował, jak również przykłady jego różnorodnej twórczości literackiej, plastycznej, teatralnej i publicystycznej. Dziękując naukowcom i publicystom, znawcom osoby i twórczości Witkiewicza za wyśmienite szkice poświęcone jego dziełu, a także tłumaczom, redaktorom i sponsorom publikacji, życzymy Czytelnikom ciekawej i przyjemnej lektury. Mamy nadzieję, że książka wzbudzi Państwa zainteresowanie, bowiem niewiele było w dziejach naszej kultury twórców tak nietuzinkowych i kreatywnych, jak jej bohater. Krzysztof Olendzki Dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza Marcin Łapczyński Dyrektor Instytutu Polskiego w Wilnie Przemysław Pawlak Prezes Instytutu Witkacego

Witkacy!'s editorial team Witkacy in Lithuanian Information about Witkacy. Plėšrūniškas protas, the first book on Witkiewicz in Lithuanian, published by the Polish Institute in Vilnius, the Adam Mickiewicz Institute in Warsaw and the Aukso žuvys publishing house, in partnership with the Witkacy Institute.

13

1–2/2019


Jubilat godnie

Prof. Lech Sokół

prezentuje się na

przemawia.

podium, Wszystkie zdjęcia z uroczystości autorstwa Stefana Okołowicza.

Lech Sokół z Kapsydą i Stefanem Okołowiczami.

Redakcja „Witkacego!”

Jubileusz Lecha Sokoła w IS PAN 16

maja 2019 r. Instytut Sztuki PAN świętował jubileusz profesora Lecha Sokoła, teatrologa i komparatysty, historyka dramatu i teatru, wieloletniego kierownika Zakładu Historii i Teorii Teatru oraz Pracowni Historii Porównawczej Dramatu i Teatru, a także, w latach 1999–2007, dyrektora tej instytucji. W Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza profesor wykładał o dramacie oraz teatrze francuskim, włoskim i skandynawskim, w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie – o literaturze skandynawskiej i teatrologii.

1–2/2019

14

Dramaturgia Stanisława Ignacego Witkiewicza zajmowała Lecha Sokoła od polonistycznego magisterium do doktoratu (na Uniwersytecie Warszawskim). Bez niego nie cieszylibyśmy się dwoma niezwykle ważnymi tomami Dzieł zebranych: Nienasyceniem oraz Nowymi formami w malarstwie i wynikającymi stąd nieporozumieniami. Szkicami estetycznymi opracowanymi wspólnie z Januszem Deglerem (profesor Sokół należy do Komitetu Redakcyjnego tej edycji). Przy książce habilitacyjnej (Witkacy i Strindberg: dalecy i bliscy, 1995) do głosu doszły skandynawistyczne pasje Jubilata. Profesor ma na koncie wiele publikacji o Henriku Ibsenie i Auguście Strindbergu, ponadto w latach 90. był ambasadorem RP w Norwegii i Islandii. Jeden z fundatorów, a w zasadzie filarów Instytutu Witkacego, dał się poznać z łamów naszego półrocznika zarówno jako badacz myśli naszego patrona (numer 1), jak i znakomity poeta (numer 4). W Sali Konferencyjnej przy Długiej 26 o g. 15.00 wskazanego dnia zebrało się grono pragnące oddać hołd Profesorowi. Goście z Polski i zagranicy przed-

Nie ma złudy, jest to, co jest


Przemysław

Kapsyda Kobro-

Pawlak, Marek

-Okołowicz pre-

Średniawa, Kap-

zentuje Gangliony…

syda Kobro-Okołowicz i Krystyna Kurmanowa.

Prof. Janusz Degler wraz z prof. Danutą Kuźnicką.

stawiali sylwetkę Jubilata i przypominali o jego bogatych pasjach naukowych. Hymnom i laudacjom nie było końca. Profesora uhonorowano księgą jubileuszową pt. „Gangliony pękają mi od niewyrażalnych myśli”. Prace ofiarowane Profesorowi Lechowi Sokołowi pod redakcją Magdaleny Hasiuk i Antoniego Wincha. Licząca blisko 500 stron publikacja IS PAN, której tytuł pochodzi z Nadobniś i koczkodanów, czyli Zielonej Pigułki, oprócz prezentacji dorobku naukowego Jubilata, zawiera szerokie spektrum zagadnień z kręgu jego zainteresowań: od literatury po kulturę i sztukę. Z naszego punktu widzenia najbardziej frapujące wydają się: tekst Giovanny Tomassucci Witkacy obserwowany wzrokiem sokolim (w przekładzie Emiliana Ranocchiego) oraz część książki zatytułowana Wokół Witkacego.

Witkacy!'s editorial team Professor Lech Sokół's Jubilee at the Polish

Jubilat w gronie pracownic IS PAN.

Poniżej przytaczamy zawartość części Wokół Witkacego:

J a n u s z D e g l e r, O przyjaźni Witkacego z Tade-

uszem Langierem i Bronisławą Włodarską. Szkic do biografii J a n G o n d ow i c z , „Każdy idiota wie, co to jest forma”. August Zamoyski w Zakopanem (1918–1925) U r s z u l a M a kows k a , Rembowski i Witkacy – strony widzące. O ilustracjach w „Xiędzu Fauście” Tadeusza Micińskiego A n to n i W i n c h , Witkacy i Levin: dalecy i bliscy J a ro s ł aw G a j ews k i , ONI, czyli obcość oraz twórczość i miłość w grze o tożsamość D a l i b o r B l a ž i n a , Jak gadają chorwaccy „Szewcy”? M a r t a S k wa r a , O pewnym zaskakującym aspekcie funkcjonowania Witkacego w artystycznym obiegu światowym, czyli jak Witkacy został jedynym w Polsce dadaistą

Institute of Art of the Polish Academy of Sciences

Nie ma złudy, jest to, co jest

15

1–2/2019


Janusz Degler

Jerzy Giedroyc i Witkacy

W

Autobiografii na cztery ręce pisze Jerzy Giedroyc:

Bardzo ważnym autorem był dla mnie Witkacy. Czytałem z zachwytem Pożegnanie jesieni i Nienasycenie, a samego Witkacego bardzo lubiłem. W pewnym okresie miałem z nim żywy kontakt osobisty przez Boya-Żeleńskiego. Bywałem w salonie Żeleńskich, głównie ze względu na panią Zofię Żeleńską, bardzo nieprzeciętną, bardzo inteligentną i czarującą kobietę. Poznałem tam wiele różnych osób, m.in. Witkacego. Atmosfera tego domu wywarła niewątpliwie wpływ na moje gusta literackie; nie wykluczam, choć wiele się nad tym nie zastanawiałem, że oddziałał jakoś na mnie również Witkacy1.

1 J. Giedroyc, Autobiografia na cztery ręce, oprac. i posłowiem opatrzył K. Pomian, Warszawa 1996, s. 169.

1–2/2019

16

Po wojnie Giedroyc często powraca w korespondencji do Stanisława Ignacego Witkiewicza2. Interesuje go stosunek władz krajowych do twórczości autora Nienasycenia oraz możliwości wydania tej powieści na Zachodzie. Pisze do Teodora Parnickiego 16 czerwca 1962 r.: Korzystam z okazji, by zwrócić się do Pana z prośbą. Poszukuję bardzo Nienasycenia Witkiewicza. Wyszło ono parę lat temu w PIW-ie3. Egz[emplarz] jest mi potrzebny, gdyż jest

2 Po raz pierwszy w liście do Konstantego A. Jeleńskiego z 19 VI 1951: „Czy nie uważa Pan, że jest duże pokrewieństwo między Abellio a Witkiewiczem i Oskarem Miłoszem? Szukam zresztą od pół roku bezskutecznie Nienasycenia Witkiewicza, gdyż jest to naprawdę jedyna szansa wydania go po francusku” – J. Giedroyc, K. A. Jeleński, Listy 1950–1987, wybrał, oprac. i wstępem opatrzył W. Karpiński, Warszawa 1995, s. 59. 3 S. I. Witkiewicz, Nienasycenie, t. 1–2, wstęp A. Stawar, Warszawa 1957.

Fajka bez zaciągania


szansa zainteresowania twórczością Witkacego wydawców zachodnich. Jeszcze ważniejsze byłoby dostanie również Pożegnania jesieni, ale to są już rzeczy antykwaryczne4. Ponieważ jest Pan z Granas5 w dobrych stosunkach6, czy mógłby ją o te książki poprosić? Ma się rozumieć nie wspominając o mnie. Chętnie bym pokrył wszystkie koszta7.

Unersättlichkeit. Roman, aus dem Polnischen von W. Tiel, mit einem Nachwort von W. Gombrowicz, Piper, München 1966.

[…] oto przed paroma dniami powiadomiono mnie z PIW-u, że znaleźli dla mnie egzemplarz – zupełnie niespodziewanie – u pewnego księgarza z Łodzi i egzemplarz ten jest już w drodze do mnie. Proszę zaraz dać mi znać, czy Pan jeszcze reflektuje na Nienasycenie; o ile tak, wyślę Panu zaraz, gdy do mnie nadejdzie; oczywiście będę stanowczo Pana prosił, by przyjął Pan tę książkę jako skromny upominek ode mnie dla biblioteki „Kultury”. Poza tym PIW sygnalizuje wydanie przez siebie dramatów Witkiewicza (bodajże już się ukazały8), ale skoro właśnie jest to nowość, zapewne będzie Pan mógł dostać „normalnymi” drogami, czyli bez mojej pomocy (312).

W odpowiedzi Parnicki potwierdził, że pozyskanie Pożegnania jesieni jest „sprawą beznadziejną”. Z powodu trudności finansowych zmuszony był sprzedać Centrum Studiów Słowiańskich przy Uniwersytecie w Montrealu swój egzemplarz Nienasycenia, a z PIW-u otrzymał odpowiedź, że nakład „jest całkowicie wyczerpany” (311). Giedroyc uspokaja go: „Z Nienasyceniem jakoś sobie załatwię. Giedroyc potwierdził, że Nienasycenie jest „nadal Jestem właśnie na tropie egzemplarza do nabycia” aktualne”, a Dramaty ma już w bibliotece (314). Pod (311). Po niemal pół roku Parnicki donosi: koniec marca 1963 r. otrzymał paczkę zawierającą Nienasycenie i dwie powieści historyczne napisane w Polsce przez młodych stypendystów Parnickie4 Pożegnanie jesieni ukazało się w 1927 r. Po wojnie pogo9, który zaniepokojony milczeniem Giedroycia wieść znalazła się na indeksie. PIW wydał ją po zmiapisze doń 18 maja 1963 r.: nie ustawy o cenzurze w 1983 r. Zob. J. Degler, Witkacego perypetie z cenzurą, [w:] Muzy i Hestia. Studia dedykowane profesor Ludwice Ślękowej, red. M. Cieński, J. Sokolski, Wrocław 1999, s. 237–256. 5 Romana Granas (1906–1987) – działaczka komunistyczna, dziennikarka, zastępca członka Komitetu Centralnego PZPR, dyrektorka szkoły partyjnej przy KC PZPR, zastępca redaktora naczelnego „Polityki” (1959–1963). 6 Teodor Parnicki (1908–1988) po zakończeniu wojny pozostał na emigracji (w Meksyku); od roku 1956 współpracował z warszawskim Instytutem Wydawniczym „Pax”, który opublikował jego wszystkie powieści historyczne. Do kraju powrócił w 1967 r. 7 J. Giedroyc, T. Parnicki, Listy 1946–1968, cz. 2, oprac., wstępem i przypisami opatrzył A. Dobrowolski, Warszawa 2014, s. 306. Przy następnych cytatach podaję w nawiasie numer strony.

Fajka bez zaciągania

…nie potwierdził Pan jednak aż dotąd nadejścia tej paczki. Czyżby zginęła w drodze? Byłaby to niepowetowana szkoda! Przecież tak Panu zależało na Nienasyceniu, a mnie z tak wielkim trudem przyszło książkę tę nareszcie dostać. Proszę więc Pana o wiadomość możliwie odwrotną (328).

8 S. I. Witkiewicz, Dramaty, t. I–II, oprac. i wstępem poprzedził K. Puzyna, Warszawa 1962. 9 Parnicki w 1957 r. ufundował doroczne stypendium dla młodego pisarza w kraju.

17

1–2/2019


poza tym przyznać trzeba, że to jest Giedroyc odpowiedział niezwłocznie: „Rzeczywiście, wstydzę się, że dotąd Panu nie podziękowałem za Nienasycenie Witkiewicza i książki Pana pupilów” (329). Następna sprawa, która go absorbuje, to znalezienie tłumacza. 17 stycznia 1964 r. zwraca się do Witolda Gombrowicza:

nudziarstwo

Słyszałem, że Twój Richter jest doskonałym tłumaczem10. Oddaj usługę polskiej literaturze i namów go, by się wziął do Witkiewicza Nienasycenia i Pożegnania jesieni. To ciągle jest prekursorska książka, a obecnie szalenie zaktualizowana sporem chińsko-sowieckim11. Przy

10 Skomplikowane losy Rudolfa Richtera omawia i tajemnicę podpisywania przezeń wszystkich przekładów pseudonimem Walter Tiel wyjaśnia Marek Zybura, Dudeczku mój drogi… Droga Alice… O pewnej amitié amoureuse à trois w dziejach niemieckiej recepcji twórczości Witolda Gombrowicza, „Teksty Drugie” 2014, nr 4, s. 319–338. Walter Tiel przetłumaczył na język niemiecki Ferdydurke (Ferdydurke, Pfullingen 1960), Iwonę, księżniczkę Burgunda i Ślub (Yvonne, Prinzessin von Burgund – Die Trauung, Frankfurt am Main 1964), Trans-Atlantyk (Trans-Atlantik, Pfullingen 1964), Pornografię (Verführung, Pfullingen 1963), Kosmos (Indizien, Pfullingen 1966), Operetkę (Operette, Frankfurt am Main 1970), opowiadania (Die Ratte und andere Erzählungen, Frankfurt am Main 1966) oraz Dziennik 1953–1969 (Tagebücher, Pfullingen 1970). 11 Powodem sporu między Związkiem Radzieckim a Chińską Republiką Ludową były różnice ideologiczne (Rosjanie oskarżali Chińczyków o nacjonalizm, Chińczycy Rosjan o rewizjonizm) oraz pretensje terytorialne Chin wobec ZSRR, dotyczące Kraju Nadmorskiego i Władywostoku. Konflikt zaostrzył się w 1964 r. i doprowadził do incydentów granicznych nad rzeką Ussuri, w których zginęło kilkudziesięciu Rosjan i kilkuset Chińczyków. We wrześniu 1969 r. premierzy obu państw (Aleksiej Kosygin i Zhou Enlai) podjęli rokowania pokojowe. Układ kończący spory terytorialne podpisano 16 maja 1991 r.

1–2/2019

18

tym w Polsce to jest zakazane. Mógłbyś ewentualnie dać przedmowę. Co o tym myślisz?12 Gombrowicz odpowiada krótko: Co do Witkacego, to ja nie bardzo wierzę w oddziaływanie koniunktury politycznej na książki tego typu, poza tym przyznać trzeba, że to jest nudziarstwo. Ale mogę zapytać Richtera, rzecz tylko w tym, że on na pewno nie podejmie się tłomaczenia, póki nie znajdzie się wydawca na ten utwór (569–570). Wydawca się znalazł (R. Piper & Co. Verlag w Monachium), Rudolf Richter Nienasycenie przełożył, a Gombrowicz napisał posłowie13. Czesław Miłosz, który po decyzji o pozostaniu na emigracji przez 9 lat mieszkał w siedzibie Instytutu Literackiego w Maisons-Laffitte, przeniósł się w 1960 r. do Berkeley w Kalifornii, gdzie rozpoczął wykłady z literatury polskiej na miejscowym uniwersytecie, radził redaktorowi „Kultury” wydanie obu powieści Witkacego,

12 J. Giedroyc, W. Gombrowicz, Listy 1950–1969, wybrał, wstępem i przypisami opatrzył A. Kowalczyk, Warszawa 2006, s. 567. Przy następnych cytatach podaję w nawiasie numer strony. 13 S. I. Witkiewicz, Unersättlichkeit. Roman, aus dem Polnischen von W. Tiel, mit einem Nachwort von W. Gombrowicz, Piper, München 1966, s. 596. Posłowie Gombrowicza Wir waren unser drei ukazało się pt. Nachwort zu Witkiewicz w: „Der Monat” 1966, nr 216, s. 56–58; przekład wersji polskiej pt. Witkacy, „Zeszyty Literackie” 1991, z. 49, s. 30–33; przedruk w: W. Gombrowicz, Dzieła, [t. XIV:] Publicystyka, wywiady, teksty różne 1963–1969, Kraków 1997, s. 42–46; przedruk pt. Było nas trzech, [w:] W. Gombrowicz, Autobiografia pośmiertna, wybór, układ i oprac. W. Bolecki, Kraków 2018, s. 92–96.

Fajka bez zaciągania


co „byłoby wielką przysługą, skoro te książki w Polsce nie mogą się ukazać”14. Zapewne myślał także o swoich studentach, którzy „interesują się Witkacym, ale sztuk Witkacego nie umiem zdobyć” (512–513). Giedroyc co prawda nie przyjął propozycji wydania obu powieści, ale na pewno sprawił Miłoszowi nie lada niespodziankę taką oto informacją: Mam dostać mikrofilmy 10 ineditów Witkacego, w tym powieść 600 str., notatki, pamiętnik, sztuki etc. W sumie około 2–3 tysięcy stron. Bardzo się z tego cieszę, choć będę miał potworny kłopot zrobienia odbitki z mikrofilmu (bo będzie mi tylko wypożyczony), a potem fotostaty, czy jak to się nazywa, będzie kosztowało straszne pieniądze. Wiję się jak piskorz, ale rzecz warta grzechu (530). W następnym liście podał spis utworów wraz z sygnaturami (536):

12.463/II Matka, 12.464/II Polemika z krytykami, 12.465/II Jedyne wyjście, 12.467/II Papiery St. I. Witkiewicza, 12.783/II Gyubal Wahazar, czyli na przełęczach bezsensu.

Insatiability. A Novel in Two Parts, translated, with an

12.452/II 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna Kobieta, 12.453/II Maciej Korbowa i Bellatrix, 12.454/II Mister Price, czyli Bzik tropikalny, 12.456/II Bezimienne dzieło, 12.457/II Metafizyka dwugłowego cielęcia, 12.458/II Niepodległość trójkątów, 12.459/II Les pragmatistes, 12.460/II Janulka córka Fizdejki, 12.461/II Une locomotive folle, 12.462/II Poule d’eau,

Introduction and Commentary by L. Iribarne, University of Illinois Press, Urbana– Chicago–London 1977.

Nie ma wątpliwości, że są to teksty, które Jadwiga Witkiewiczowa w 1953 r. sprzedała i niektóre podarowała Bibliotece Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu (z wyjątkiem Gyubala Wahazara). Czy odegrała jakąś rolę w przekazaniu mikrofilmów Giedroyciowi? Być może wyraziła na to zgodę, pamiętając o pomocy, jakiej udzielił jej w 1953 r., o czym informował Miłosza: Mam dla Pana wiadomość niezbyt przyjemną: Jadwiga Witkiewiczowa ma poważne przykrości

14 J. Giedroyc, C. Miłosz, Listy 1952–1963, oprac. i wstępem opatrzył M. Kornat, Warszawa 2008, s. 392.

Fajka bez zaciągania

19

1–2/2019


z powodu Zniewolonego umysłu15, jestem zmuszony się nią opiekować. Ilość podopiecznych tak wzrasta, że poważnie zastanawiam się nad przekształceniem „Kultury” w Armię Zbawienia16 (152). Oczywiście, przewiezienie mikrofilmów na Zachód łączyło się z ryzykiem ich konfiskaty przez służbę graniczną. O tym, jak się udało tego uniknąć, pisze Giedroyc w liście do Miłosza z 5 listopada 1961 r.:

Insatiability. Novel, transl., in a newly revised version, by L. Iribarne, Hydra Books, Nortwest-

Sprawa przedstawia się w ten sposób. Facet, który mi wiózł te mikrofilmy był przetrząśnięty na granicy i mikrofilmy mu złapali. W przerażeniu powiedział, że wiezie je do Bibliotèque Nationale w Paryżu. Ponieważ był członkiem Akademii Nauk, więc mu uwierzono. Niemniej trzeba to było zgłosić Bibl[iotèque] Nationale (i całe szczęście, bo już tutejsza ambasada sprawdzała). Tak więc za dość ciężkie pieniądze zrobiłem Bibl[iotèque] Nationale prezent. Teraz na gwałt robię (to też potw[or]ne pieniądze) fotostaty. 5 grudnia mikrofilmy będą z powrotem w Bibl[iothèque] Nat[ionale]. Otóż ponieważ robię w dwóch kopiach fotostaty,

15 Zniewolony umysł – zbiór 9 esejów napisanych w 1951 r. i opublikowany przez Instytut Literacki w Paryżu jako trzeci tom Biblioteki „Kultury”, w którym Miłosz w sposób alegoryczny ukazał proces uzależnienia się inteligencji od ideologii komunistycznej. Autor wykorzystał w nim pojęcie pigułek Murti-Binga zaczerpnięte z Nienasycenia, po których zażyciu osiąga się wewnętrzną harmonię i uczucie szczęścia. Zniewolony umysł przetłumaczono na kilkanaście języków, w Polsce po raz pierwszy ukazał się w 1978 r. w Niezależnej Oficynie Wydawniczej NOW-a. 16 Czesławowi Straszewiczowi przesłał Giedroyc w listopadzie 1955 r. listę 26 osób wymagających pomocy, sugerując, aby była to „dobra paczka jak kupon materiału na ubranie wraz z dodatkami oraz paczka nescafé”, których wartość „po sprzedaniu reprezentuje w kraju ok[oło] 2000 zł, a więc prawie dwa miesiące utrzymania” – J. Giedroyc, C. Straszewicz, Listy 1946–1962, oprac., wstępem i przypisami opatrzył M. Urbanowski, Warszawa 2018, s. 219, 222–223.

1–2/2019

20

ern University Press, Evanston, Illinois 1996.

jedną kopię będę mógł Panu przysłać. Ma się rozumieć zwykłą pocztą, nie poleconą, bo to będą kilogramy (536–537). Nie ukrywa, że liczy na pomoc „w zbadaniu tego materiału i stwierdzeniu, co się nadaje do druku”, ponieważ chciałby mieć „priorytet wydawniczy zarówno w omówieniu tych materiałów, jak ich ew[entualnego] druku” (537). Odpowiedź Miłosza przekreśla szanse na jego szybką pomoc: „Witkacego dostałem. Boże! Kiedyż to zdołam przeczytać – to przecież mrówcza robota, z lupą. […] Może mi się trochę obluzuje, jak będę wykładał Mickiewicza, bo przedmiot znam, ale na razie nie” (573, 581). Giedroyc żadnego tekstu Witkacego z ossolińskiej listy nie zdecydował się opublikować. Nie przestał natomiast myśleć o przekładzie Nienasycenia na język angielski. Miał się tego podjąć, wspólnie z tłumaczką Haliną Carroll17, Zdzisław

17 Halina z Paschalskich I-voto Carroll (1926–2017) – tłumaczka literatury angielskiej, uczestniczka powstania warszawskiego, druga żona Zdzisława Najdera.

Fajka bez zaciągania


liczności19. Na tłumaczenie Nienasycenia przyszło Giedroyciowi czekać 15 lat. Podjął się tego zadania Louis Iribarne, uczeń Miłosza, o czym ten 12 marca 1968 r. donosił Giedroyciowi: Louis Iribarne […] tłumacz […] Gombrowicza, wywołał taki ośli zachwyt koneserów stylu swoimi rozdziałami z Witkacego Nienasycenia20, że dostał stypendia etc. i jest na długo stracony, bo siedzi w Nienasyceniu, które pod jego piórem zapowiada się na fantastyczną sensację w Ameryce21.

Insatiability. A Novel in Two Parts, transl. from the Polish by L. Iribarne, with an Introduction by C. Miłosz, Encounter, Quartet Books, London– Melbourne–New York 1985.

Najder18, który – jak Giedroyc informuje Miłosza – „bardzo się zapalił do Witkiewicza i chciałby właśnie z tą p. Carroll zrobić jego wybór, przełożyć dramaty, ew. Nienasycenie czy Pożegnanie jesieni” (597). Miłosz odniósł się do tej możliwości sceptycznie, choć przyznał, że „pomysł wyboru Witkiewicza w języku angielskim uważam za wart grzechu i wysiłku” (618). Zapał Najdera okazał się chwilowy, do czego zapewne przyczyniły się życiowe oko-

W tym czasie twórczość Witkacego budzi coraz większe zainteresowanie w wielu krajach. We Włoszech ukazują się dwa tomy dramatów oraz Pożegnanie jesieni (1969) i Nienasycenie (1970), w Hiszpanii Nienasycenie (1973), paryskie wydawnictwo Gallimarda publikuje w 1969 r. w osobnych tomikach: Matkę, Kurkę Wodną, Metafizykę dwugłowego cielęcia i Szewców. W lozańskim wydawnictwie L’Âge d’Homme Vladimira Dimitrijevicia wychodzą dwa tomy dramatów i Nienasycenie w tłumaczeniu belgijskiego slawisty, Alaina van Crugtena22, które Miłosz komentuje słowami: Że Nienasycenie Witkacego wyszło po francusku, to dobrze, może pomóc (albo zaszkodzić?)

18 Zdzisław Najder (ur. 31 października 1930 r.) – historyk literatury, krytyk literacki, publicysta. Po ukończeniu studiów filozoficznych i polonistycznych na Uniwersytecie Warszawskim studiował na Uniwersytecie Oksfordzkim. Pracował w Instytucie Badań Literackich (1952–1957) i w Katedrze Estetyki UW, skąd został zwolniony za działalność opozycyjną. W latach 1965–1997 był wykładowcą literatury polskiej i angielskiej oraz filozofii na kilku uniwersytetach amerykańskich. Po wprowadzeniu stanu wojennego pozostał za granicą. W 1982 r. objął stanowisko dyrektora Sekcji Polskiej Radia Wolna Europa w Monachium. Zaocznie skazano go na karę śmierci. Po jej uchyleniu w styczniu 1990 r. powrócił do kraju. Wybitny znawca twórczości Josepha Conrada.

19 Giedroyc do Jeleńskiego 4 VII 1962 r.: „Biedny Najder ma kłopoty, bo jeszcze mu nie rozszerzono paszportu na USA i zdaje się, że straci zapłacone miejsce. Jest to dla niego katastrofa, bo liczył, że odczytami zarobi trochę pieniędzy, gdyż jego stypendium nie obejmuje wakacji” (344–345). 20 S. I. Witkiewicz, Insatiability. Two scenes from a Novel, transl. by L. Iribarne, „Delos: A Journal of Translation” 1968, s. 7–23. Dwa lata później Iribarne opublikował rozdział 5 powieści: Deflowerfucked. From Insatiablity, „Delos: A Journal of Translation” 1970, s. 100–122. 21 J. Giedroyc, C. Miłosz, Listy 1964–1972, oprac. M. Kornat, Warszawa 2011, s. 164–165. 22 Zob. J. Degler, Twórczość Stanisława Ignacego Witkiewicza na świecie. Próba bibliografii, „Przegląd Humanistyczny” 1977, nr 10, s. 135–164.

Fajka bez zaciągania

21

1–2/2019


The Witkiewicz Reader, ed., transl., and with introduction by D. Gerould, Northwestern University Press, Evanston 1992.

wydaniu angielskiemu. Przekład gotów, ale Grove Press, dla której Iribarne tłumaczy Gombrowicza23, odwaliła, bo rzekomo martwi autorzy niechodliwi i teraz wspólnie z tłumaczem będziemy próbować innych wydawców (408). Tymczasem Iribarne postanowił połączyć pracę translatorską z naukową i dysertację doktorską poświęcił Nienasyceniu. Z nowym rokiem akademickim 1970/1971 rozpoczął wykłady o współczes­ nej literaturze polskiej i rosyjskiej na University of Illinois w miejscowości Urbana. Wkrótce Miłosz mógł poinformować Giedroycia: „10 XII [1970] odbył się na University of Illinois Festiwal Witkacowski (odczyt, filmy obrazów [!] i fragmentów przedstawień w Polsce, przedstawienie Kurki Wodnej24), urządzony przez mego pupila Iribarne’a”

23 Był to przekład Ślubu: The Mariage, transl. by L. Iribarne, New York 1969. 24 The Water Hen, Urbana (Illinois), The University of Illinois – The Depot. Przekład: Daniel C. Gerould

1–2/2019

22

(438). „Pupil” jednocześnie musiał wywiązać się z dodatkowego zadania, jakim było przetłumaczenie Doliny Issy swego profesora25. W grudniu 1975 r. University of Illinois Press zapowiedział wydanie Nienasycenia. 5 października 1977 r. Miłosz powiadomił Giedroycia: „No i ukazało się Nienasycenie Witkacego26 w przekładzie mego ucznia Iribarne’a”27. Powieść odniosła sukces. W 1985 r. wydało ją z obszerną przedmową Miłosza londyńskie wydawnictwo Encounter28. 11 lat później wyszło ono w luksusowej serii Hydra Books w Northwestern University Press w Evanston29. Niestety, Iribarne nie zdecydował się przetłumaczyć Pożegnania jesieni30 i jeszcze do niedawna nie było angielskiego przekładu31. W lutym 1975 r. węgierski polonista György Gömöri zwrócił się do Giedroycia:

i C. S. Durer. Reżyseria: William McCombe. Scenografia: Sandy Rebitzer. Muzyka i efekty dźwiękowe: Veronika Wolf. Premiera 9 XII 1970. Głównym organizatorem festiwalu był prof. Daniel Gerould. 25 C. Miłosz, The Issa valley, transl. by L. Iribarne, London 1981. 26 S. I. Witkiewicz, Insatiability. A Novel in Two Parts, translated, with an Introduction and Commentary by L. Iribarne, University of Illinois Press, Urbana–Chicago–London 1977, s. 447. 27 J. Giedroyc, C. Miłosz, Listy 1973–2000, oprac. M. Kornat, Warszawa 2012, s. 227. 28 S. I. Witkiewicz, Insatiability. A Novel in Two Parts, transl. from the Polish by L. Iribarne, with an Introduction by C. Miłosz, Encounter, Quartet Books, London–Melbourne–New York 1985, s. 447. 29 S. I. Witkiewicz, Insatiability. Novel, transl., in a newly revised version, by L. Iribarne, Hydra Books, Nortwestern University Press, Evanston, Illinois 1996, s. 534. 30 Czwarty rozdział powieści Gerould zamieścił w: The Witkiewicz Reader, ed., transl., and with introduction by D. Gerould, Northwestern University Press, Evanston 1992, s. 212–236. 31 W 2018 r. Instytut Adama Mickiewicza w ramach programu NIEPODLEGŁA zlecił tłumaczenie Lauren Dubowski. Fragment czwartego rozdziału ukazał się w: „Witkacym!” 2018, nr 2, s. 56–61. Tamże również: „Tłumacz jako mediator dla różnych typów wrażliwości”. Z Lauren Dubowski o pierwszym angielskim przekładzie „Pożegnania jesieni” rozmawia Elżbieta Grzyb, s. 62–67.

Fajka bez zaciągania


W tym roku kończę kurs nowoczesnej literatury polskiej i w związku z tym przyszło mi do głowy: w całej Anglii jest jeden jedyny egzemplarz Pożegnania jesieni Witkacego. Z drugiej strony to jest jeden z jego najważniejszych utworów. W Polsce nie mogą wydać ze względu na polityczne aluzje. Dlaczego Instytut Literacki nie robi coś w tej sprawie? Nie wiem, kto ma prawa autorskie Witkacego, ale wznowienie tej powieści byłoby moim zdaniem bardzo pożyteczne, a może i korzystne dla Was przedsięwzięcie32. Giedroyc przyznał, że „sugestia co do wznowienia Pożegnania jesieni jest interesująca”, ale musi sprawdzić, jak „wyglądają prawa autorskie Witkiewicza, no i czy rzeczywiście nie ma szans na jej wznowienie” (199). Zapytał o to Miłosza, ale odpowiedzi nie dostał. Obu interesowała wtedy sprawa kandydatury Tomasa Venclovy do nagrody Fundacji Jurzykowskich i jego przyjazdu z wykładami do Berkeley. Giedroyc Pożegnania jesieni nie wydał, ale uczynił to Vladimir Dimitrijević. W 1979 r. w wydawnictwie L’Âge d’Homme ukazał się reprint przedwojennego wydania powieści opatrzony posłowiem van Crugtena33. Do maja 1983 r., tj. do wydania powieści przez Państwowy Instytut Wydawniczy, była to najczęściej przemycana książka do kraju34.

Pożegnanie jesieni, L’Âge d’Homme, Lausanne 1979.

Janusz Degler

Jerzy Giedroyc and Witkacy The focus of the article is Jerzy Giedroyc’s interest in Stanisław Ignacy Witkiewicz; first of all the possibility of obtaining copies of Farewell to Autumn and Insatiability in exile, and then the chances for the translation of these and other Witkacy’s works into foreign languages. Giedroyc had hoped to enlist

32 Polski redaktor i węgierski polonista. Korespondencja Jerzego Giedroycia i Györgya (George’a) Gömöriego, 1958–2000, oprac. G. Lagzi, Warszawa 2018, s. 198. 33 S. I. Witkiewicz, Pożegnanie jesieni. Powieść, Warszawa 1927 – F. Hoesick; Lausanne 1979 – L’Âge d’Homme, posłowie (Katastrofizm w literaturze międzywojennej) A. van Crugten (przeł. M. Pankowski), s. 473. Na 4 stronie okładki Dimitrijević zamieścił krótką notę: „Publikując tę powieść, nie wydawaną w jej macierzystym kraju od dziesięcioleci, wydawnictwo L’Âge d’Homme składa hołd zarazem genialnemu artyście Witkacemu, prawdziwemu wizjonerowi XX wieku i wielkiej literaturze polskiej”. Zob. M. Broński [W. Skalmowski], „Pożegnanie jesieni”, „Kultura” (Paryż) 1980, nr 10, s. 121–123. 34 Lozańskie wydanie Pożegnania jesieni posłużyło do sporządzenia w czerwcu 1981 r. fotooffsetowego wydania przez podziemną oficynę NOW-a.

the help of Czesław Miłosz in his work on Witkacy's

Fajka bez zaciągania

23

inedits retrieved from Poland. The year 1966 saw the publication of the German translation of Insatiability by Rudolf Richter with the preface by Witold Gombrowicz. In 1977, Louis Iribarne, a student of Miłosz, translated the novel into English. Degler studies Giedroyc’s autobiography and his extensive correspondence with both Richter and Iribarne, as well as with Teodor Parnicki, Czesław Straszewicz, Zdzisław Najder and Konstanty Jeleński. Key words: Jerzy Giedroyc, Czesław Miłosz, Rudolf Richter, Louis Iribarne, translation, Farewell to Autumn, Insatiability, emigration.

1–2/2019


J

Beata Zgodzińska

edyny olejny obraz z okresu formistycznego w słupskiej kolekcji dzieł Witkacego to Jowisz zmieniający się w byka z 1921 r. (il. 1). Kupiony został w 1974 r., razem z 39 innymi pracami z kolekcji Włodzimierza Nawrockiego. Nie zawsze mamy to szczęście, że możemy poznać autorski tytuł dzieła Stanisława Ignacego Witkiewicza. Wprawdzie Witkacy uważał, że tradycyjnie rozumiana treść czy temat nie stanowią o istocie obrazu, to jednak twierdził, że są pewnym punktem wyjścia dla widza:

Jowisz a ptak

1. S. I. Witkiewicz, Jowisz zmieniający się w byka, 1921, olej na płótnie, 77 × 91 cm, w zbiorach Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku.

Formista, którego, jak to z nazwy samej widać, obchodzi tylko sama forma, skomponował swoją bitwę zupełnie z punktu widzenia prawdy życiowej dowolnie, jednak pewni ludzie bezpośred-

1–2/2019

24

Forma jako taka działa


nio, inni dopiero po przeczytaniu podpisu, będą widzieli na obrazie bitwę mniej lub więcej zdeformowaną, tak pod względem układu ogólnego, jak i co do jego części – poszczególnych figur1.

2. M. Bittrof, Porwanie Europy, awers banknotu pięciomarkowego, 1948 (rok emisji),

Wyraźnie pisał o tym Wojciech Sztaba, inspirująco zestawiając motyw kuszenia św. Antoniego z buddyjską przypowieścią o pasterzu i wole2. Na treści pojedynczych obrazów zwracała też uwagę w swoich tekstach Anna Żakiewicz, stwierdzając, że często właśnie od muzealnika zwiedzający oczekuje spójnego wyjaśnienia, co dzieło przedstawia3.

repr. za: https:// de.wikipedia.org/ wiki/Max_Bittrof#/media/ File:5_DM_Serie2_ Vorderseite.jpg (dostęp: 27 kwietnia 2019).

1 S. I. Witkiewicz, O Czystej Formie, [w:] tegoż, Dzieła zebrane, [t. 10:] „O Czystej Formie” i inne pisma o sztuce, oprac. J. Degler, Warszawa 2003, s. 53. 2 W. Sztaba, Treści nieistotne, [w:] Witkacy. Materiały sesji poświęconej Stanisławowi Ignacemu Witkiewiczowi w 60. rocznicę śmierci, Słupsk, wrzesień 1999, red. A. Żakiewicz, Słupsk 2000, s. 105–118. 3 A. Żakiewicz, Jednolity świat wyobraźni. O wątkach literackich w malarskiej twórczości Witkacego, [w:] Witkacy. Życie i twórczość. Materiały sesji poświęconej Stanisławowi Ignacemu Witkiewiczowi z okazji 55. rocznicy śmierci (Muzeum Pomorza Środkowego, Słupsk, 16–18 września 1994), red. J. Degler, Wrocław 1996, s. 53–75, zwł. s. 66–67.

Forma jako taka działa

Gdy słyszymy o przemianie Jowisza w byka, to oczywistym skojarzeniem jest mit o porwaniu księżniczki fenickiej, Europy. Temat ten obecny jest w plastyce od antyku do współczesności; w 1948 r. trafił nawet na pięciomarkowy banknot Republiki Federalnej Niemiec, zaprojektowany przez Maxa Bittrofa (il. 2). Czy jednak słupski obraz rzeczywiście ilustruje ten mit? Swoje wątpliwości zaznaczyłam już dawno temu, pisząc, że być może mamy do czynienia z ilustracją innego mitu – tego o związku Jowisza z Io (z którą współżył, przyjmując postać byka – ogromny męski członek wyrastający z ciała zwierzęcia pozwala na taką interpretację)4. Praca w regionalnym muzeum wielodziałowym obejmuje m.in. oprowadzanie widzów po wystawach stałych i czasowych. Nie sposób pominąć wtedy jedynego słupskiego obrazu formistycznego. Od dłuższego czasu nie dawało mi spokoju przedsta-

4 B. Zgodzińska, Recepcja schematów formalnych i tradycyjnych tematów sztuk plastycznych w malarstwie i rysunku Witkacego, [w:] Powroty do Witkacego. Materiały sesji naukowej poświęconej Stanisławowi Ignacemu Witkiewiczowi, Słupsk 7–8 maja 2004, red. J. Tarnowski, Słupsk 2006, s. 103–135, zwł. s. 127–129.

25

1–2/2019


3. J. Schnorr von Carolsfeld, Argus uśpiony i uśmiercony przez Hermesa, szkic do fresku do hymnów Homera, repr. za: https://commons. wikimedia.org/ wiki/File:Schnorr_ von_Carolsfeld_-_ Argos_wird_von_ Hermes_eingeschl%C3%A4fert_ und_get%C3%B6tet. jpg?uselang=de (dostęp: 5 września 2018).

wienie ptaka, nijak niepasujące do mitu o porwaniu Europy, a na dokładkę za każdym razem uporczywie przypominające o swojej obecności na obrazie – wyraźnie przecież widać dziób i oko. Są oczywiście bardzo rozbudowane ujęcia porwania Europy, np. w wersji zaproponowanej przez Rembrandta, ale skromna pod względem liczby bohaterów kompozycja Witkacego niekoniecznie odpowiada temu typowi przedstawienia (w którym temat mitologiczny zazwyczaj służy pokazaniu współczesnych strojów, architektury i innych elementów). Mit o Io jest stosunkowo słabo znany. Zeus – jak to Zeus – zakochał się w pięknej Io (kapłance Hery Argiwskiej, jak podają niektóre wersje mitu). Chcąc ukryć ją przed okiem swej małżonki Hery, zamienił wybrankę w jałówkę. Jednak Hera nie byłaby sobą, gdyby zaufała zapewnieniom niewiernego małżonka, że ten nic do jałówki nie czuje, że właściwie to ona zupełnie mu się nie podoba. Poprosiła Zeusa, by podarował jej zwierzę – władca Olimpu nie miał wyjścia, i Io znalazła się w stadzie przy świątyni

1–2/2019

26

Hery w Argos. Hera nadal jednak nie czuła się spokojna, poprosiła więc stuokiego Argusa, by pilnował jałówki. Mógł on wypełniać zadanie przez całą dobę, gdyż połowa jego oczu zawsze czuwała, a połowa spała. Sytuacja ta na dłuższą metę była dla Zeusa nie do przyjęcia, nakłonił więc Hermesa do pomocy. Bóg kupców, złodziei, opiekun handlu, ale także przewodnik wiodący dusze do Hadesu, grą na instrumencie uśpił Argusa i ściął mu głowę. Moment tuż przed krwawym wydarzeniem ukazany jest na rysunku Juliusa Schnorra von Carolsfelda (1794–1872), niemieckiego malarza związanego z nazareńczykami (il. 3). Mamy tu prawie wszystkich bohaterów opowieści: Io, Zeusa (w towarzystwie orła), Argusa i Hermesa. Jak przystało na szacownego XIX-wiecznego twórcę, von Carolsfeld umożliwił łatwą identyfikację niemal każdej z postaci w rysunku dzięki dodaniu jej atrybutu lub ukazaniu w odpowiednim momencie. Hermes – w sandałach ze skrzydłami i w charakterystycznym kapeluszu – już nie gra na instrumencie (wedle relacji powinien

Forma jako taka działa


Io jest zatem praprababką Europy

to być flet, jednak instrument na rysunku to szałamaja), tylko przymierza się do zadania śmiertelnego ciosu. Nieprzeczuwający zagrożenia Argus śpi. Io iście cielęcym wzrokiem spogląda na Zeusa, który tym razem zstępuje z obłoków nie „w postaci chmury burzowej” i nie „w mroku”. Brakuje nam tu jeszcze jednej bohaterki tej opowieści mitologicznej – Hery. Odnajdziemy ją w obrazie Petera Paula Rubensa (1577–1640), gdzie zatroskana czule zdejmuje liczne oczy z odciętej głowy Argusa i umieszcza je na ogonie pawia – ptaka, który jest jej poświęcony (il. 4). Mity greckie i ich rzymskie redakcje przetrwały w wielu wariantach. Może warto tu dodać, że mit o Io wiąże się z porwaniem Europy. Otóż Io odzyskała postać ludzką dopiero nad Nilem, gdzie urodziła syna, Epafosa. Ten zaś poślubił Memfis, córkę Nilu. Z tego związku zrodziła się Libia (od niej wzięła swą nazwę kraina na zachód od Nilu). Libia została wybranką Posejdona, któremu urodziła dwóch synów. Jednym z nich był władca w Tyrze, Agenor, ojciec… Europy5. Io jest zatem praprababką Europy. W bazie danych londyńskiego Instytutu Warburga odnotowanych jest około 250 przedstawień

4. P. P. Rubens, Argus i Junona (Alegoria wzroku), ok. 1611, olej na płót-

Io i Argusa6. I na pewno nie są to wszystkie obrazy, rysunki, grafiki i szkice poświęcone temu tematowi. Tak jak na pewno nie wszystko zostało powiedziane na temat słupskiego Jowisza…

nie, 249 × 296 cm, Wallraf-Richartz-Museum, Kolonia, repr. za: https:// fr.wikipedia.org/

6 https://fr.wikipedia.org/wiki/Argos_(Panopt%C3%A8s), (dostęp: 27 grudnia 2018).

wiki/Liste_ des_%C5%93uvres_de_Rubens#/media/ File:Peter_Paul_

Beata Zgodzińska

Rubens_-_

Jupiter and bird

Juno_and_Ar-

Beata Zgodzińska analyses the iconography of the oil

gus_-_WGA20280.

painting by Stanisław Ignacy Witkiewicz, Jupiter Changing

jpg (dostęp: 24

into a Bull, reflecting on its mythological provenance and

kwietnia 2018).

suggesting that the work does not illustrate the myth of Europa’s abduction, but that of Jupiter’s relationship with Io. Providing a correct interpretation is particularly important to museum curators who display the unique exhibit to visitors. The painting is the only Formist work by Witkacy in the collection of the Museum of Central Pomerania in Słupsk.

5 Z. Kubiak, Mitologia Greków i Rzymian, Warszawa 1999, s. 424.

Forma jako taka działa

Key words: mythology, myth of Europa’s abduction, painting, iconography, museum, Formism.

27

1–2/2019


Maciej Dombrowski

Nieudolność domniemana albo o pewnym artykule o filozofii Witkiewicza W

ystępowanie w roli adwokata nieżyjącego autora jest zadaniem niewdzięcznym, ale zdarzają się przypadki na tyle rażące, że trzeba zabrać głos. To tyczy się artykułu autorstwa Mariusza Oziębłowskiego, zatytułowanego Nieudolność jako istota filozofii, albo: czy embrion może być filozofem?1. Omówienie należałoby zacząć chyba od najbardziej dyskusyjnej kwestii, mianowicie tytułowej „nieudolności”. Autor stawia tezę o nieudolności jako wyznaczniku filozofii Stanisława Ignacego Witkiewicza2, dodaje jeszcze dziwacznie sformułowane pytanie: „Czy embrion może być filozofem?”. Od 1912 r. Stanisław Ignacy był pacjentem Karola de Beaurain leczonym psychoanalizą. W listach

1 M. Oziębłowski, Nieudolność jako istota filozofii, albo: czy embrion może być filozofem?, „Prace Naukowe Akademii im. J. Długosza w Częstochowie” 2016, z. XIII, s. 157–173. Od razu zaznaczam, że nie odwołuję się do fragmentu, w którym autor rozwija swoją interpretację uczucia metafizycznego jako „sensotwórczej integracji”, tym bardziej, że wydaje się on bez związku z resztą tekstu. Tamże, s. 168–171. 2 Sam ma chyba pewne wątpliwości, bo zauważa, że: „Orzekanie nieudolności filozofii tylko pozornie jest szokującą tezą”. Tamże, s. 171.

1–2/2019

28

do Heleny Czerwijowskiej zawarł m.in. następującą wzmiankę o psychiatrze: „[…] Ciągle wmawia mi kompleks embriona bez skutku”3. Pytanie Oziębłowskiego nawiązuje także do słów Tadeusza Kotarbińskiego o dokonaniach Witkiewicza jako o „embrionach dzieł”4. Mamy więc deklarację i uzupełniające ją pytanie. Tym ostatnim nie chciałbym się zajmować, bo stanowi ono wariację na temat znanego skądinąd zagadnienia „Czy Witkiewicz w ogóle był filozofem?”. Zajmowałem się tym w innym miejscu i nie mam zamiaru powtarzać argumentów5. Można tylko odpowiedzieć: tak,

3 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 17:] Listy I, wol. 1, oprac. i przypisami opatrzył T. Pawlak, Warszawa 2013, s. 247. 4 T. Kotarbiński, Filozofia St. I. Witkiewicza, [w:] Stanisław Ignacy Witkiewicz. Człowiek i twórca. Księga pamiątkowa, red. T. Kotarbiński, J. E. Płomieński, Warszawa 1957, s. 13. 5 Zob. M. Dombrowski, Aktualność filozofii Stanisława Ignacego Witkiewicza, [w:] Witkacy: bliski czy daleki? Materiały międzynarodowej konferencji z okazji 70. rocznicy śmierci Stanisława Ignacego Witkiewicza. Słupsk, 17–19 września 2009, red. J. Degler, Słupsk 2013, s. 245–267.

Nawoływać łatwo, tworzyć trudno


„embrion-Witkiewicz” był filozofem, choć autor omawianego opracowania chyba nie jest o tym przekonany. Skupię się zatem na tezie wartościującej. Należałoby zacząć od tego, że stwierdzenie czyjejś filozoficznej czy innego rodzaju nieudolności zakłada posiadanie przez oceniającego jakiejś miary owej nieudolności i w miarę klarownej definicji samego określenia. Z jednym i z drugim mamy jednak problem. Synonimy lub wyrażenia bliskoznaczne: „nieporadność, niezdarność lub nieudacznictwo” nie rozjaśniają sprawy. Wydaje mi się, że w ogóle takie określenie w dyskursie filozoficznym właściwie nic nie znaczy, poza określeniem preferencji wydającego opinię. Jest na tyle ogólne, że pełni funkcję bardziej epitetu niż oceny wydanej na podstawie argumentów. Sytuacja przypomina dyskusję wokół głośnego artykułu O jasnym i niejasnym stylu filozoficznym6 autorstwa patrona szkoły lwowsko-warszawskiej, Kazimierza Twardowskiego. Utrzymywał on, że sensowne jest zajmowanie się tylko tymi pracami filozoficznymi, które są napisane „jasno”. Uznawał przy tym, że jasność stylu jest wprost proporcjonalna do głębi myśli autora. Ten, kto pisze niejasno, w równie mętny sposób myśli. Twardowski nie pisał wprost o nieudolności, ale można przyjąć, że mógłby zgodzić się na takie określenie. Wspomniany artykuł wywołał burzliwą dyskusję, w której najczęściej podnoszono argument o niemożności podania miary stylu jasnego. To, co dla kogoś jest jasne i głębokie, nie musi być wcale takie dla mnie. Ja też mogę pomylić się w werdykcie, czasami brak po prostu wspólnej miary dla oceny różnych tekstów. Mówiąc językiem współczesnej filozofii nauki, mamy do czynienia z niewspółmiernością. W filozofii ten stan rzeczy jest bardzo dobrze widoczny na przykładzie niekończącej się kontrowersji między zwolennikami

Rękopis strony tytułowej Marzeń improduktywa (Dywagacji metafizycznej), 1904. W zbiorach Biblioteki Narodowej, źródło: polona.pl.

metod analitycznych i filozofami, dla których rygor metodologiczny nie ma aż takiego znaczenia. Każda ze stron ma swoje racje i sytuacja dla postronnego obserwatora wygląda na patową. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie powinniśmy w ogóle oceniać, sam przecież to teraz robię, raczej mam na myśli to, by uważać z ocenami skrajnymi, szczególnie w wypadku braku mocnych argumentów. A z taką sytuacją mamy, jak sądzę, do czynienia w przypadku tekstu Oziębłowskiego. Od razu należy zauważyć, że autor omawianej pracy wpisuje się w dość długą tradycję negatywnej interpretacji filozofii Witkacego. Podejście takie objawia się w negowaniu znaczenia dorobku filozoficznego Witkiewicza jako mało istotnego, niezrozumiałego, wtórnego i generalnie niezbornego. Apogeum takiego stylu był kuriozalny, ale jak się okazało chwytliwy pomysł potraktowania filozofii autora Pojęć i twierdzeń implikowanych przez pojęcie Istnienia jako „intelektualnego żartu”7. Takie ujęcie kończy jakąkolwiek sensowną dyskusję, bo sprowadza spuściznę Witkiewicza do poziomu kolejnego,

6 K. Twardowski, O jasnym i niejasnym stylu filozoficznym, „Ruch Filozoficzny” 1919–1920, t. 5, s. 25–27; przedruk w: tegoż, Wybrane pisma filozoficzne, Warszawa 1966, s. 346–348.

7 J. Tarnowski, Filozofia Witkacego – intelektualny żart?, [w:] Witkacy w Polsce i na świecie, red. M. Skwara, Szczecin 2001, s. 139–145.

Nawoływać łatwo, tworzyć trudno

29

1–2/2019


pisał o „znamieniu genialności zrosłym niegroźnego w gruncie rzeczy, „szpryngla” „wariata z Krupówek”. Nie chcę wnikać tutaj głębiej w przyczyny takiej postawy, ale jest ona, jak sądzę, przede wszystkim wynikiem trudności wynikających ze specyficznego statusu Witkiewicza jako filozofa8. Nie był on tylko filozofującym artystą, ale miał ambicje budowy systemu filozoficznego, co znalazło odbicie w obszernych pracach stricte naukowych. W obliczu tej rozległości dokonań interpretatorzy poszukują często łatwego i szybkiego sposobu na ujęcie całościowej interpretacji filozofii Witkacego. Przyjęcie formuły deprecjonującej dorobek autora daje taką możliwość. Sam Witkiewicz wydaje się sprawę ułatwiać, bo styl jego pism dyskursywnych, rozbudowana ponad miarę składnia, wielość zagadkowych terminów, skróty mające jakoby ułatwić lekturę, powodują często, że czytelnikom zwyczajnie brakuje samozaparcia, by się przez nie przedzierać. Duży wkład ma tutaj też swoista „czarna legenda” Witkacego jako nieustannego kawalarza, twórcy z gruntu niepoważnego i operującego w swojej twórczości tylko i wyłącznie metodą podważania swoich wcześ­ niejszych ustaleń. W tym momencie taki interpretacyjny „wytrych” okazuje się wybawieniem. Racji za omawianą postawą upatruję więc bardziej po stronie psychologii odbioru i interpretacji, a nie merytorycznej analizy pism filozoficznych Witkiewicza. Do opisanego wyżej sposobu odbioru filozofii Witkiewicza nawiązuje wprost Oziębłowski, którego praca w dużej mierze składa się z omawiania

8 Zob. M. Dombrowski, Filozofia w przebraniu powieści. O „Jedynym wyjściu” Stanisława Ignacego Witkiewicza, „Rocznik Podhalański” 2016, t. XI: Wokół Witkiewiczów, s. 339–340.

1–2/2019

30

w jedno

wypowiedzi krytycznych wobec dorobku autora Zagadnienia psychofizycznego. Komentator czerpie więc pełnymi garściami z wydanej już po wojnie księgi pamiątkowej9, zawierającej wypowiedzi prominentnych filozofów, którzy znali Witkiewicza, czytali jego pisma i co nie mniej ważne, polemizowali z nim. Pojawiają się więc słowa Kotarbińskiego, który pisał o „znamieniu genialności zrosłym w jedno z piętnem niedouczenia”10. Przywołany zostaje też Roman Ingarden, ten z kolei wypowiadał się o dorobku Witkiewicza jako o „nierównym”. Autor Pojęć i twierdzeń… wedle jego oceny „Dawał rzeczy pierwszorzędne, czasem znakomite natchnieniem i techniką, ale obok nich też niedociągnięte, niewykrystalizowane, martwe”11. Obaj wspominani komentatorzy wskazują też na braki w wykształceniu filozoficznym Witkiewicza, „nieszczęśliwy” dobór terminologii i niejasność jego pism. Nie chcę wchodzić tu w polemikę z przywołanymi ocenami, ale wydaje mi się, że autor opracowania stosuje tutaj klasyczny argument z autorytetu, gdy pisze o „profesjonalnych, wybitnych filozofach”, którzy wedle jego oceny uznali Witkiewicza za „nieudolnego”12. Można bowiem na przytoczone oceny spojrzeć nieco inaczej. Otóż zarówno Kotarbiński, jak i Ingarden, choć bez wątpienia prominentni i kompetentni, nie wydają się do końca

z piętnem

niedouczenia”

9 Stanisław Ignacy Witkiewicz…, dz. cyt. 10 T. Kotarbiński, dz. cyt., s. 13. 11 R. Ingarden, Wspomnienie o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu, [w:] Stanisław Ignacy Witkiewicz…, dz. cyt., s. 171. 12 M. Oziębłowski, dz. cyt., s. 158.

Nawoływać łatwo, tworzyć trudno


bezstronni w swoich opiniach. Obaj toczyli z Witkiewiczem spór teoretyczny, choć w przypadku Ingardena wydaje się, że był on nieco jednostronny – to Witkacy krytykował Ingardena. Wspomnienia tych dyskusji w roku 1957 musiały być nadal żywe, widać wyraźnie, że przynajmniej część uwag obu filozofów wynika z niezgody na wybory teoretyczne Witkiewicza i przywiązania do własnych, wyrazistych poglądów. Tak odczytuję utyskiwania Kotarbińskiego na niski poziom kultury logicznej autora Szewców, wszak wypowiada je zwolennik żelaznej dyscypliny metodologicznej i stosowania metod logicznych w filozofii. Podobnie w słowach Ingardena, który narzeka, że Witkiewicz: „[…] nie miał […] zrozumienia dla analiz fenomenologicznych”, daje się wyczytać ewidentnie preferencje samego Ingardena, który, co oczywiste, uznawał właśnie metodę fenomenologiczną za wzorzec filozofowania. Obie opinie, choć generalnie bardziej pozytywne, niż przedstawia to w wyrwanych z kontekstu fragmentach Oziębłowski, charakteryzuje nieco protekcjonalny ton, wynikający, jak sądzę, z zarysowanego dystansu teoretycznego. Co ciekawe, Oziębłowski pomija milczeniem inny komentarz z Księgi pamiątkowej, który ma już o wiele bardziej pozytywny wydźwięk – mam na myśli rozdział napisany przez Jana Leszczyńskiego, fachowca nie gorszego niż Ingarden czy Kotarbiński. Jeśli jednak można użyć wobec opinii tych ostatnich podsumowania, które proponuje Oziębłowski: „[…] partacz wedle akademickich standardów, choć z powołania filozof”13, to kolejny z przywołanych krytyków filozofii Witkiewicza – Jan Błoński – był już bardziej jednoznaczny w swojej ocenie14. Zastosował tę samą nomenklaturę, dla niego Witkacy jest już tylko filozoficznym „partaczem”, znamion genialności nie dostrzega wcale. Problem z barwnymi językowo krytycznymi uwagami zasłużonego badacza litera-

13 M. Oziębłowski, dz. cyt., s. 158. 14 J. Błoński, Od Stasia do Witkacego, Warszawa 1997.

tury jest jeden, ale za to podstawowy. Jeśli Ingardenowi czy Kotarbińskiemu trudno było odmówić kompetencji w omawianej materii, w przypadku Błońskiego można mieć co do tego uzasadnione wątpliwości. Nie musi być to zarzut, ale Błońskiego filozofia Witkacego zwyczajnie nie interesuje. Stosuje on w całej rozciągłości opisaną przeze mnie metodę „radzenia sobie” z nią poprzez strategię ośmieszania, wykpiwania i szybkiego prześlizgiwania się przez tematy, które arbitralnie uznaje za niewarte uwagi. Jak sądzę, właśnie Błońskiego należałoby uznać za ojca metody interpretacji filozofii Witkiewicza jako „intelektualnego żartu”. Nie jest to rzadki przypadek, gdy zasługi na jednym polu, w tym wypadku analiz literaturoznawczych, łączą się z destrukcyjną działalnością na innym. Stąd też przywoływanie skrajnie niemerytorycznych lub zwyczajnie płytkich i krzywdzących uwag Błońskiego uznaję za praktykę nie do przyjęcia w tekście naukowym. Warto teraz prześledzić, jak

Nawoływać łatwo, tworzyć trudno

31

Pierwsza karta Marzeń improduktywa, tamże.

1–2/2019


wyglądają inne przedstawione przez Oziębłowskiego „dowody”, mające wskazywać na trafność tytułowego rozpoznania. Koronnym argumentem za nieudolnością filozoficzną Witkiewicza ma być „jałowość poznania”15. Pod tym hasłem kryje się przekonanie przypisane przez autora samemu Witkiewiczowi o bezsensowności podejmowania wysiłków filozoficznych, które, co wiadomo z góry, nie mogą przynieść żadnego pozytywnego rezultatu. Byłby więc Witkacy filozoficznym pesymistą, a być może i nihilistą przekonanym o syzyfowym charakterze własnych wysiłków poznawczych. Aby obronić taką tezę, komentator sięga do młodzieńczych rozprawek filozoficznych, na kartach których Witkacy faktycznie proponuje wizję filozofii daleką od optymizmu poznawczego. Znajdujemy tam np. znamienne twierdzenie, według którego: „Prawdziwa metafizyka nic nie wyjaśnia i nie ma do tego pretensji”16. Oziębłowski zauważa, że podstawowym problemem filozoficznym Witkiewicza jest „dualizm dążący do monizmu”17, a taka formuła nigdy nie uzyska spełnienia – rozdarcie, wewnętrzna antynomia pozostaną wieczne. Niby wszystko się zgadza, jest jednak kilka kwestii, które stawiają taką egzegezę pod znakiem zapytania. Oziębłowski pada tutaj ofiarą dość częstej przypadłości komentatorów filozofii Witkiewicza – ekstrapoluje rozważania 18-letniego autora na całość jego drogi twórczej. Faktycznie, teksty młodzieńcze nadają się do tej funkcji znakomicie – są dość enigmatyczne, ogólnikowe tezy zostają przerysowane, ich wydźwięk jest często nihilistyczny i dekadencki. Te filozoficzne wprawki nabierają charakteru „młodopolskiego”. Rozważaniom Witkacego patronowali:

15 M. Oziębłowski, dz. cyt., s. 159. 16 S. I. Witkiewicz, Marzenia improduktywa (Dywagacja metafizyczna), [w:] tegoż, Dzieła zebrane, [t. 13:] „Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie Istnienia” i inne pisma filozoficzne (1902–1932), oprac. B. Michalski, Warszawa 2002, s. 11. 17 M. Oziębłowski, dz. cyt., s. 160.

1–2/2019

32

Karta tytułowa Pojęć i twierdzeń implikowanych przez pojęcie Istnienia, Warszawa 1935,

Immanuel Kant, Arthur Schopenhauer i Friedrich Nietzsche. Autor Jedynego wyjścia operował zamierzonymi hiperbolami i metaforami, wyraźnie epatował czytelnika erudycją, natłokiem przemyśleń. Jednak nie do końca chyba traktował te prace serio, o czym może świadczyć nadany rozprawie tytuł. Trzeba też zauważyć, że sam Witkiewicz nie wracał do swoich filozoficznych juweniliów, nie zabiegał o ich druk, nawet pobieżne zestawienie ich treści z pracami późniejszymi pokazuje, że zbyt dużo w jego myśleniu uległo zmianie. Powoływanie się na wczesne teksty w poszukiwaniu jakiejś generalnej formuły interpretacyjnej uznać więc trzeba za zabieg metodologicznie wątpliwy. Pokutuje tutaj też kolejny mit, według którego system filozoficzny Witkiewicza był tworem statycznym, niepodlega-

Nawoływać łatwo, tworzyć trudno


jącym żadnej ewolucji. Choć Oziębłowski zdaje się to zauważać, bo orzeka, że: „Młodzieńczy tekst Witkiewicza zawiera elementy, które w późniejszych pismach zdecydowanie stracą na znaczeniu […]”18, to jednak od razu dodaje: „Późniejszej zmianie terminologii i stylistyki nie towarzyszy jednak zmiana problematyki. Do końca głównym problemem filozoficznym pozostanie zagadnienie psychofizyczne: celem ontologicznych badań będzie stworzenie monistycznego systemu, pojętego nie jako likwidacja dualizmu, lecz oznaczenie granic Tajemnicy Istnienia”19. I z taką konstatacją wypada się zgodzić. Jeśli jednak zaczniemy zagłębiać się w szczegóły późniejszych rozważań Witkiewicza, to szybko okaże się, że zarówno o samej Tajemnicy, jak i problemie psychofizycznym miał on do powiedzenia o wiele więcej, niż sugeruje to Oziębłowski. Autor opracowania skupia się właściwie tylko na interpretacji, wedle której rozziew między bytem a próbą jego językowej artykulacji skończył się dla Witkacego fiaskiem. Stąd też: „[…] filozofia, której sednem jest odkrycie przepaści pomiędzy bytem i jego językową konceptualizacją, musi okazać się «marzeniem improduktywa», a więc nierealizowalną obsesją nieudacznika”20. Konsekwencją takiego postawienia sprawy stało się to, że w tej optyce bardzo wielu filozofów XX w. zasługuje na etykietę „nieudacznika”. W przypadku samego Witkiewicza stwierdzenie naszych ograniczeń poznawczych, czy też samego języka, nie prowadziło ostatecznie do aż tak strasznych skutków, jak maluje to komentator21. Witkiewicz po prostu uważał, że owych ograniczeń należy być świadomym. Nie oznaczało to jednak w żadnym razie kapitulacji, wręcz przeciwnie, miało stanowić doping do bardziej wzmożonych wysiłków

w dociekaniu prawdy. Znamienne jest przy tym, że dojrzała czy też późna faza filozofii Witkiewicza właściwie w omawianych analizach nie funkcjonują. Jest to o tyle zrozumiałe, że trudno byłoby pogodzić wizję filozofowania jako immanentnej rezygnacji z marzeniami Witkiewicza o systemie Prawdy Absolutnej, którego monadologia miała być istotną częścią. Witkiewicz nie poprzestał bowiem tylko na „prawdzie negatywnej” o wewnętrznej sprzeczności, a co za tym idzie, niepoznawalności bytu, którą wieszczył za młodu. Jego postawa teoretyczna była bardziej złożona. Otóż autor Zagadnienia psychofizycznego faktycznie wyrażał przekonanie do końca, że metafizyka zakreśla obszar naszej niewiedzy – Tajemnicy Istnienia, ale nie przeszkadzało mu to jednocześnie w analizach tego, jaki jest byt i w budowie systemu metafizycznego. Elementy pozytywne równoważyły więc immanentny negatywizm i o żadnej jednostronności nie ma mowy. Można ująć tę kwestię jeszcze inaczej – Witkacy wierzył w prawdę absolutną, ale owo absolutne poznanie nie miało absolutnego zasięgu – ograniczało się do podstawowych praw bytu i jego struktury. Było ograniczone tym, co istotowo niepoznawalne, a tym właśnie był obszar Tajemnicy Istnienia22. Poza argumentem z autorytetu (-ów), który już omówiłem, autor opracowania próbuje argumentować swoją tezę, posługując się kilkoma innymi hasłami. Są to „jałowość poznania”, „niestosowność”, „destrukcja i autodestrukcja” oraz „hermetyczność”. Rozwinięcie dwóch środkowych stanowi wariację na temat wspomnianej idei „intelektualne-

18 Tamże, s. 161. 19 Tamże, s. 162. 20 Tamże. 21 Tajemnica „w sensie ścisłym” to dla Witkacego niemożność zdefiniowania wszystkich terminów czy udowodnienia aksjomatów. Jest to raczej abecadło współczes­ nej metodologii, a nie wyraz niemocy lub rezygnacji.

22 Właściwie trzeba by powiedzieć: „Tajemnic”. Witkiewicz rozróżniał kilka jej wymiarów. I tak można mówić, oprócz już wspomnianej charakterystyki, np. o „Tajemnicy Astronomicznej”, która dotyczy zagadnienia nieskończoności świata oraz o „Tajemnicy Biologicznej”, która z kolei odnosi się do pytania o nieskończoność „w małości”, czyli kres podzielności materii, czasu i przestrzeni. Zob. S. I. Witkiewicz, Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie Istnienia, [w:] tegoż, dz. cyt., s. 296. Inny wymiar Tajemnicy stanowi pytanie o początek życia. Takie podziały wskazują wyraźnie na niemożność sprowadzenia Tajemnicy do jednego mianownika.

Nawoływać łatwo, tworzyć trudno

33

1–2/2019


go żartu”. Komentator zwraca uwagę na autoironię jako dominantę postawy Witkiewicza, cytuje znów Błońskiego, który utrzymywał, że „[…] z filozofowania Witkiewicza emanuje niepowaga. Oscyluje ono między objawieniem (proroctwem) a błazeństwem (czy parodią)”23. „Dezynwolturę”, która wedle słów Ingardena miała cechować wystąpienia publiczne Witkacego, bierze Oziębłowski za cechę jego filozofowania. Wypada jednak wspomnieć, czego nie czyni komentator, że sam Ingarden wskazywał na najprostsze, psychologiczne wytłumaczenie takiego zachowania. Otóż według rodzimego fenomenologa Witkacy maskował ostentacyjnym zachowaniem nieśmiałość, pewnie kompleksy, budował za pomocą maski ekscentryka swoisty bufor ochronny24. Zbyt wiele jest tego typu świadectw osób, które znały Witkiewicza, by nie brać ich pod uwagę. Pokutuje przy tym zdroworozsądkowe przekonanie, że o sprawach poważnych nie można mówić z humorem czy właśnie pewną „dezynwolturą”. Znów liczne świadectwa wskazują, że była to cecha immanentna Witkiewicza – mówił często o kwestiach poważnych „niepoważnie” i odwrotnie. Trzeba też pamiętać, na co już zwracał uwagę Bohdan Michalski25, że jeśli Witkiewicz pozwalał sobie na krytyczne czy też prześmiewcze uwagi odnośnie do swojej twórczości artystycznej, to w przypadku filozofii zachowywał daleko idącą powściągliwość. W jego traktatach filozoficznych czasami znajdujemy jakiś żart słowny lub odesłanie w przypisie „Patrz kocie…”, ale trudno tam szukać nastroju wspomnianego „błazeństwa”. Oziębłowski, ponownie za Błońskim, definiuje postawę twórczą Witkiewicza jako „destrukcję

23 J. Błoński, dz. cyt., s. 120; zob. M. Oziębłowski, dz. cyt., s. 163. 24 R. Ingarden, dz. cyt., s. 169–171. 25 B. Michalski, Jeszcze raz o znaczeniu filozofii w twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza, [w:] Witkacy w Polsce i na świecie, red. M. Skwara, Szczecin 2001, s. 138. Przywoływany artykuł Michalskiego stanowi polemikę z tezami Błońskiego.

1–2/2019

34

i autodestrukcję”26. Oczywiście w jego dziełach literackich czy malarskich jest wiele oznak rozpadu, ruin, chaosu. Pomimo to raczej nie posunąłbym się aż do tak skrajnej interpretacji. Witkiewicz, co znów podkreślają jemu współcześni, mimo ogromnego, wręcz integralnego pesymizmu, był artystą niesłychanie płodnym, energicznym, iście renesansowym w rozmachu i aktywności na różnych polach. Był twórcą właśnie nadaktywnym „przeciw” lub „pomimo” nadciągającej katastrofy. Do tezy o destrukcji lub autodestrukcji jako zasadzie twórczości Witkacego podchodziłbym zatem z dużo większym dystansem. Nie będzie chyba zaskoczeniem, jeśli powiem, że patronem ostatniej z wymienionych przywar Witkacowskiego filozofowania, hermetyczności27, jest znów przywoływany już wielokrotnie literaturoznawca. W kontekście moich wcześniejszych uwag zrozumiałe jest to, że Błoński nie dostrzegał u Witkacego „zaproszenia do dialogu” czy chęci „kontynuacji” własnej myśli. Zaryzykowałabym tezę, że nie chciał dostrzegać. Hermetyczność jest tutaj funkcją generalnej niechęci tego badacza do filozofowania Witkiewicza. Podsumowanie „bezlitosnej diagnozy” Błońskiego żywo przypomina zarysowany wyżej schemat oceny Twardowskiego. Jak streszcza je Oziębłowski: „[…] logiczne ułomności systemu są pochodną ułomności umysłu swego twórcy”28. Czy ten malowany w jednolicie czarnych barwach obraz jest prawdziwy? Witkiewicz był oczywiście trudnym partnerem w dyskusji, jego żywiołem była polemika, ale,

26 M. Oziębłowski, dz. cyt., s. 164. 27 Tamże, s. 166. 28 Tamże, s. 167.

Nawoływać łatwo, tworzyć trudno


Obwoluta tomu 15 Dzieł zebranych pt. Nauki ścisłe a filozofia, źródło: piw.pl.

jak zaświadczali choćby Ingarden i Kotarbiński, dyskutować Witkiewicz potrafił i nie były to dialogi jałowe. W kwestii zamknięcia monadologii na kontynuację czy korekty, pierwsze wrażenie może być równie mylne. Choć w tekstach Witkiewicza dominuje nastrój objawiania prawd bytu, to jednak sam monadyzm ulegał licznym zmianom, Witkiewiczowi zdarzało się nawet określać go jako hipotezę, która może okazać się nieprawdziwa29. Z pewnością też nie byłby przeciwny korzystaniu z własnych dokonań i ich twórczemu rozwijaniu. W okresie międzywojennym nic takiego nie miało miejsca, partnerów o podobnych poglądach Witkiewicz nie znalazł. Jedynym filozofem z tego okresu, którego można chyba nazwać kontynuatorem Witkacego, był Bolesław Józef Gawecki, ale do powinowactwa myśli przyznawał się już po wojnie30. Zaintere-

sowanie krytyką roszczeń filozoficznych nauki, biologią, filozofią ciała czy nawet panpsychizmem (teza głosząca upsychicznienie bytu) to w latach 30. XX w. pieśń przyszłości. Na paradoks zakrawa fakt, że dziś Witkiewicz miałby dyskutantów pod dostatkiem. Już pobieżne przejrzenie aktualnego stanu badań w filozofii przeczy tezie o anachroniczności i hermetyczności (osobności) jego filozofii. Podsumowując: choć artykuły pisane „pod tezę” są czymś normalnym, wydaje się, że w tym wypadku wybór źródeł jest zbyt tendencyjny. Ta rażąca jednostronność tym bardziej doskwiera podczas lektury, że pominięto szereg opracowań, cezurę stanowi dość leciwa i nadmiernie eksploatowana praca Błońskiego31. O Witkacym-filozofie wiemy dziś przecież o wiele więcej i ta świadomość pomogłaby, jak mniemam, uniknąć wyważania otwartych drzwi, bo niestety takie wrażenie można odnieść na zakończenie obcowania z pracą Oziębłowskiego. Podstawową wadą tekstu jest jego sztuczna i wymuszona deklaratywność, wynik tego stanowi brak przekonującej argumentacji na rzecz bardzo mocnej tezy.

31 Gwoli ścisłości trzeba dodać, że raz zostaje przywołany w krótkim przypisie Maciej Soin i jego praca Filozofia Stanisława Ignacego Witkiewicza. Choć przytoczona zostaje edycja z 2002 r., to jej pierwsze wydanie ukazało się w 1995 r.

Maciej Dombrowski

Supposed incompetence, or a reply to an article on Witkiewicz's philosophy The article is a polemic with the theses of Mariusz

29 S. I. Witkiewicz, O ontologicznej beznadziejności logiki, fizykalizmu i pseudonaukowego monizmu w ogóle i o perspektywach koncepcji monadystycznej, [w:] tegoż, Dzieła zebrane, [t. 8:] „Nauki ścisłe a filozofia” i inne pisma filozoficzne (1933–1939), oprac. M. Dombrowski, M. Bizior-Dombrowska, Warszawa 2014, s. 362. 30 B. J. Gawecki, Filozofia rozwoju. Zarys stanowiska filozoficznego, Warszawa 1967.

Oziębłowski, who accuses Witkiewicz the philosopher

Nawoływać łatwo, tworzyć trudno

35

of “ineptitude”. The text explores the meaning of this term, and provides arguments to the contrary. It also questions a wider tradition of discrediting Witkiewicz’s philosophy. Key words: S. I. Witkiewicz, philosophy, ineptitude.

1–2/2019


1. Nena Stachurska, w zbiorach Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu (dalej Ossolineum), k. 95. Fot. S. I. Witkiewicz.

Dorota Niedziałkowska

Z Neną w Piekle 1–2/2019

36

W

śród witkacjanów przechowywanych w Dziale Rękopisów Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu znajduje się zbiór Fotografie Stanisława Ignacego Witkiewicza (sygn. 16082/I), zawierający wiele znanych i reprodukowanych lub niereprodukowanych odbitek fotograficznych.

Niebezpieczniej jest tylko ględzić


Jeden, chyba niemal nieznany (karta 95), przykład z tego zbioru szczególnie pasuje do nowo stworzonego w „Witkacym!” kącika dla dorosłych Niebezpieczniej jest tylko ględzić. Przedstawia Jadwigę (Nenę) Stachurską w opalaczu skręconym z koszuli, z rękoma założonymi za głowę, podczas postoju na wycieczce górskiej. Stanisław Ignacy poznał Stachurską (1905–1945) jako 8-letnią dziewczynkę u Ireny Solskiej1. Następnie mieli kontakt na zebraniach Towarzystwa Teatralnego w 1926 r. W 1928 r. Witkacy wykonał pierwszy portret 23-letniej Jadwigi – w sumie powstało ich 77. Spotykali się w kawiarniach, na tańcach, u znajomych, wspólnie odbywali przejażdżki samochodem siostry i szwagra Neny, Modesty i Tadeusza Zwolińskich, do „Czorsztyna, Podspadów, Orawskich Zamków”2. Chodzili także na wycieczki górskie… Omawiany w tekście fotograficzny portret wykonał autor Nienasycenia. Na zdjęciu prowokatorka eksponuje swą nienagannie zbudowaną, niemal nagą – od pasa w górę – sylwetkę. Rękawy koszuli czy białej (jasnej) bluzki, poprowadzone na plecach i związane pod szyją, utrzymują naprędce zaimprowizowany biustonosz. Niżej szlufki i pasek zapinanych na boku spodni. Czy Nena w ogóle nie chodziła w staniku, bo inaczej z racji zmęczenia marszem w upale zdjęłaby koszulę, może wykąpała się i biustonosz dosychał, ewentualnie nie zabrała ze sobą tej części garderoby, by wypaść bardziej ekstrawagancko?3 Kobieta nie patrzy w obiektyw, błądzi wzrokiem w przestworzach. Być może tylko niedomknięte zmysłowo, jakby złożone w dziubek usta zdradzają, że nie jest jej obojętne, jakie wrażenie wywiera na fotografie. (Ze względu na

2. Nena Stachurska i Stanisław Ignacy Witkiewicz, w zbiorach Ossolineum, k. 67. Fot. S. Glass [?].

uniesienie głowy Neny Beata Zgodzińska uznała wizerunek za fotograficzną wersję typu „Alcoforado”, znanego z pasteli Firmy Portretowej4). Ciasny kadr ukazujący modelkę do bioder i nieostre tło nie pozwalają na identyfikację miejsca. Zdjęcie, poza notatką archiwariuszy, że przedstawia Stachurską, a fotografował Witkiewicz (za potwierdzenie tej informacji dziękuję prof. Januszowi Deglerowi), nie zawiera żadnych więcej inskrypcji… „…w górskim plenerze wolno będzie znacznie więcej, niż w dolinach, a Stanisław Ignacy będzie z tego skwapliwie korzystał” – zauważył trafnie Maciej Pinwart w Witkacym w Tatrach5. Nena nie

1 S. I. Witkiewicz , Dzieła zebrane, [t. 20:] Listy do żony (1928–1931), przyg. do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2009, przyp. 1, s. 378–379. 2 Tamże, s. 379. 3 Za inspirujące gdybania na ten temat dziękuję Beacie Zgodzińskiej.

4 Z e-maila do autorki niniejszego tekstu z 10 grudnia 2018 r. 5 M. Pinkwart, Witkacy w Tatrach, http://pinkwart.pl/ Witkacy/Witkacy_w_Tatrach/Witkacy_w_Tatrach. htm (dostęp: 5 grudnia 2018).

Niebezpieczniej jest tylko ględzić

37

1–2/2019


była jedyną modelką pozującą w śmiałej stylizacji: Witkacy skłonił Jadwigę do pozowania do aktu nad potokiem6, zaś Janinę (Inkę) Turowską do prezentacji podobnie zaimprowizowanego stanika – i to w zimowej (marcowej) scenerii7. Na wspólnym zdjęciu Witkacy z Turowską mają na sobie tylko spodnie i nakrycia głowy, a „napierśnik” Inki zrobiony jest chyba z chusteczki związanej na supełek w okolicy mostka. Wracając do Neny, okazuje się, że to nie jedyny jej wizerunek w takim stroju: we wspomnianym zbiorze ossolińskim znajdziemy też portret fotograficzny Stachurskiej i Witkacego (k. 67)! Witkiewicz, z nagim torsem – zapewne z powodu upału

6 M. Skwara, Szczecińskie witkacjana, Szczecin 1999, s. 71. 7 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 18:] Listy II, wol. 1, oprac. i przypisami opatrzyli T. Pawlak oraz S. Okołowicz i J. Degler, Warszawa 2014, s. 492–493, il. 92.

1–2/2019

38

3. Nena Stachurska, Stefan Glass, Tatry, w zbiorach Książnicy Pomorskiej w Szczecinie. Fot. S. I. Witkiewicz [?].

– siedzi przed Neną w półobrocie, lewą rękę opiera na biodrze, prawą dotyka piersi, prezentuje profil twarzy. Towarzyszka, w falbaniastym, zasłaniającym twarz kapelusiku, patrzy w kierunku obiektywu. Nakrycie głowy świadczy o tym, że piechurów zmęczył upał. Zdjęcie nie jest ostre… Kto i kiedy nacisnął migawkę? A może było to zdjęcie tzw. auto­knypsem, tj. odpowiednikiem dzisiejszego selfie? Odpowiedź na większość z tych pytań przynosi inne zdjęcie z tej wycieczki, ze Zbiorów Specjalnych Książnicy Pomorskiej w Szczecinie, zrobione w tym samym czasie. W albumie Marty Skwary Szczecińskie witkacjana8 pod numerem 80. opublikowano fotografię ukazującą Stachurską w towarzystwie bliskiego przyjaciela Witkiewicza, Stefana Glassa (1895–1932)9 w Tatrach, wykonaną przez Witkacego10. Widać na nim Glassa „topless”, zwracającego się do Neny, siedzącego na zboczu dokładnie tu, gdzie na wcześniej opisanej odbitce siedział Witkacy. Przed nim i za nim leżą rzeczy wycieczkowiczów; mocno błyszczy srebrne prostokątne pudło, mieszczące prawdopodobnie kocher, lub będące pod niego podstawą, często zabierane na górskie eskapady11. Nena też siedzi bokiem, ale spogląda w kierunku wykonującego zdjęcie. Ubrana jest w spodnie („pumpy podwiązane pod kolanami”12)

8 M. Skwara, dz. cyt., s. 116. 9 S. I. Witkiewicz , Dzieła zebrane, [t. 19:] Listy do żony (1923–1927), przyg. do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2005, przyp. 2, s. 284. 10 Za odesłanie do tego albumu dziękuję Maciejowi Dombrowskiemu. 11 M. Skwara, dz. cyt., s. 99, 119–120. 12 M. Pinkwart, dz. cyt.

Niebezpieczniej jest tylko ględzić


4. Witkiewicz, Stachurska, Glass, w zbiorach Ossolineum, k. 54. Być może użyto samowyzwalacza.

i opisany już opalacz. Portret Witkacego i Stachurskiej z Ossolineum mógł zrobić Glass, zaś potem ponownie Witkacy przejął aparat. Witkacy sportretował przyjaciół na tle szlaku i części masywu górskiego: na tym zdjęciu widać najwięcej pejzażu. Jan Gondowicz, brawurowo identyfikujący ledwie zarysowane szczyty na peyotlowym portrecie Neny z października 1929 r.13, w odpowiedzi na prośbę piszącej te słowa, rozpoznał bez trudu, w jakim miejscu w Tatrach Witkacy, Stachurska i Glass zrobili sobie sesję fotograficzną. Cytuję (i za bezcenne informacje bardzo dziękuję Janowi Gondowiczowi): „to jest podejście od wschodu pod przełęcz pod Kopą Kondracką z Hali Kondratowej, miejsce zwane

13 J. Gondowicz, Wiosenne chrunie, [w:] tegoże, Paradoks o autorze, Kraków 2011, s. 206.

Niebezpieczniej jest tylko ględzić

Piekło. Obecnie miejsce formowania się kolejek amatorów Giewontu”14. Czy poszli właśnie tam? Zacznijmy od końca: zdjęcie w Szczecińskich witkacjanach wydatowano „przed 1932 r.”, najpewniej ze względu na samobójczą śmierć Glassa 27 października 1932 r. Modesta ze Stachurskich Zwolińska, siostra Neny, w rozmowie z Anną Micińską określiła intensywność relacji Witkacego z Neną liczbą wykonanych jej portretów, przy 1932 r. stwierdzając „plus-minus koniec”, oficjalne zerwanie nastąpiło zaś w 1935 r.15 Teraz spójrzmy na wcześniejsze lata: 6 lipca 1929 r.

14 Z e-maila do autorki niniejszego tekstu z 5 grudnia 2018 r. 15 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 18:] Listy II, wol. 1, dz. cyt., Warszawa 2014, s. 535 (cytat tamże za: A. Micińska, Wędrówki bez powrotu, przedm. A. Dobosz, wybór i oprac. P. Kądziela, Warszawa 2008). Datowanie rozstania za Januszem Deglerem.

39

1–2/2019


Stanisław Ignacy kupuje w Poznaniu nowy aparat fotograficzny16, którego wspaniałość zachwala żonie listownie 28 i 30 lipca17. 23 lipca 1929 r. donosił Jad­widze, że następnego dnia planuje iść z Glassem na Granaty – trafili ostatecznie do Grot Magury, ale Witkacy „liznął trochę gór”18. Na liście wypraw górskich artysty Pinkwart notuje pod datą 24 lipca: „Hala Gąsienicowa, Jaskinia Magurska”19. Brak jednak kierunków na lub w pobliżu Kopy Kondrackiej; i to wypraw odbywanych w towarzystwie Stachurskiej i Glassa. 10 sierpnia w liście do Strążyskich Witkiewicz zarzucał im, że nie mają ochoty „chodzić z nami”, korespondencję zaś, tworzoną w towarzystwie Neny, podpisał „Staś Zośka / Nena księgarnia / zaręczeni”20. Słowa „Zośka” (willa, gdzie mieszkał Witkacy), „księgarnia” (księgarnia bratowej i brata, gdzie pracowała Nena) oraz „zaręczeni” dopisano czerwoną kredką. W liście z 4 maja tego roku autor Szewców prosił Edmunda o radę, czy Nena będzie dla niego odpowiednią partnerką21 – pod pozorem towarzyszki wycieczek górskich kryło się chyba jednak o wiele więcej.

16 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 24:] Kronika życia i twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza, oprac. J. Degler, A. Micińska, S. Okołowicz, T. Pawlak, Warszawa 2017, s. 412. 17 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 20:] Listy do żony (1928–1931), przyg. do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2009, s. 123. 18 Tamże, s. 121–122. 19 M. Pinkwart, Ucieczki górskie, [w:] tegoż, Wariat z Krupówek, Nowy Targ 2015, s. 513. 20 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 18:] Listy II, wol. 1, dz. cyt., s. 222. 21 Tamże, s. 216.

1–2/2019

40

5. Nena Stachurska, w zbiorach Ossolineum, k. 96. Fot. S. I. Witkiewicz [?].

Być może zacieśnienie relacji ze Stachurską, obecność Glassa w Zakopanem i cieszenie się nowym aparatem czynią prawdopodobnym pobyt z Neną i Stefanem w Piekle w lecie 1929 r. 16 września autor Nienasycenia informował Jadwigę: „rysuję Glassową, a potem idziemy na 2½ dnia w góry”; zaś 19 września relacjonował, że wycieczka była „dość piekielna. Ale o tym ustnie”22. Mało jednak prawdopodobne, aby „piekielność” w tym wypadku odnosiła się do czegoś innego niż antypatia dla żony Glassa. Obecność innych kobiet nie sprzyjałaby paradowaniu w opalaczu z koszuli. Jeszcze dwie fotografie z ossolińskiego zbioru mogą wiązać się z „piekielną” wycieczką z (być może) 1929 r.: niezbyt ostry portret Witkacego, Stachurskiej i Glassa – panowie z nagimi torsami, Witkacy w bere-

22 S. I. Witkiewicz , Dzieła zebrane, [t. 20:] Listy do żony (1928–1931), dz. cyt., s. 148, 149.

Niebezpieczniej jest tylko ględzić


6. Witkacy z Neną, w zbiorach Ossolineum, k. 66. Fot. N. N.

cie, wciągający brzuch, Glass patrzący na Stachurską, ona w jasnej koszulowej bluzce z długimi rękawami (k. 54). Kolory (właściwie odcienie szarości) spodni Witkiewicza i Glassa oraz paska tego drugiego na tej odbitce i odbitce z Książnicy wydają się podobne. Za wycieczkowiczami rozciąga się rozległa przestrzeń: niewykluczone, że zdjęcie wykonano po zdobyciu szczytu. W wypadku tego ujęcia najprawdopodobniejszym rozwiązaniem był samowyzwalacz. W tej samej bluzce uśmiechnięta Nena prezentuje się na kolejnym portrecie (k. 96). W lewej dłoni podaje w kierunku obiektywu piórko, kwiat lub jakąś roślinę. Ma nieco potargane włosy i wzdętą wiatrem koszulę. Za jej plecami rozciągają się górskie granie… Szczyt lub inne stadium wędrówki? Podsumowując: omawiane zdjęcia powstały najprawdopodobniej podczas wycieczki w Tatry, która wiodła przez Piekło w lecie 1929 r. Czy może na tej samej trasie wykonano także fotografię wprawioną do ossolińskiego poszytu jako 66 (il. 6)? Temat pozostaje otwarty. Być może przeprowadzona w końcu czerwca 2019 r. digitalizacja ossolińskich fotografii ułatwi badania nad tym zbiorem i przyczyni się do jego popularyzacji.

Dorota Niedziałkowska

With Nena in Hell (Piekło) The article aims at dating several photos stored in the collections of Ossolineum and Książnica Pomorska and featuring Witkacy, Nena Stachurska and Stefan Glass on a mountain trip. Key words: photography, portrait, eroticism, Nena Stachurska, Stefan Glass, Zakopane.

Bardzo dziękuję p. Elżbiecie Ostromęckiej, kierownik Działu Rękopisów Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu, a także p. Jolancie Liskowackiej, kierownik Działu Zbiorów Specjalnych Książnicy Pomorskiej w Szczecinie, za zgodę na druk fotografii. Wdzięczna jestem p. Ostromęckiej także za sprawdzenie numerów pagin i danych zapisanych na zdjęciach.

Niebezpieczniej jest tylko ględzić

Redakcja przeprasza Lauren Dubowski za brak autoryzacji fragmentu przekładu Farewell to Autumn.

41

1–2/2019


Karol Suszczyński

Kukła na zmechanizowanym tronie, czyli o lalkowych motywach w dramacie Gyubal Wahazar1

W matni terminologii lalkarskiej

C

złowiek od zawsze marzył,1­by dorównać boskiemu aktowi kreacji. Od czasów starożytnych dowody na opanowanie tej zdolności (będącej wprawdzie sprawnym oszustwem) stanowiły źródło

1 Artykuł stanowi fragment obronionej z wyróżnieniem w Instytucie Badań Literackich PAN (i przygotowywanej do druku) rozprawy doktorskiej, zatytułowanej Witkacy w teatrze lalek. Od inspiracji do inscenizacji, której promotorkami były prof. dr hab. Maria Prussak i dr hab. Halina Waszkiel.

1–2/2019

42

licznych profitów. Wiedza dotycząca ożywiania materii martwej była zatem ściśle strzeżona, niezależnie od tego, czy należała do mechaników działających w służbie religii, czy artystów zarabiających na swoich pokazach. Proste, ruchome figury czy rzeźby, które z czasem przemieniły się w skomplikowane mechanizmy i automaty, przez wieki intrygowały, budziły lęk, szacunek lub uznanie zarówno niewykształconego odbiorcy, jak i wybitnych umysłów kolejnych epok. Filozofowie i literaci zastanawiali się nie tylko nad istotą tych bytów, ale też nad ich możliwościami i właściwościami, które mogą wpłynąć na rozwój całej

Nieporozumienia wykluczone


ludzkości. Jak pisał wybitny rosyjski estetyk i semiotyk kultury Jurij Łotman: „Pojawienie się w dziejach, począwszy od renesansu, maszyny jako nowej i wyjątkowo potężnej siły społecznej zrodziło […] nową metaforę świadomości: maszyna stała się obrazem niby to żywej, ale w swej istocie martwej potęgi”2. W XVIII w., pod wpływem osiągnięć takich konstruktorów i zegarmistrzów, jak Jacques de Vaucanson we Francji czy Pierre Jaquet-Droz i jego

Wszystkie zdjęcia – Gyubal Wahazar, reż. Wiesław Hejno, scen. Jadwiga Mydlarska-Kowal, Wrocławski Teatr Lalek, 1987. Fot. Marek Grotowski.

syn Henri-Louis Jaquet-Droz w Szwajcarii, automaty wyszły z przestrzeni rozważań teoretycznych i zyskały niespotykaną wcześniej popularność, stając się salonową rozrywką bogaczy, a także obwoźnym i dochodowym biznesem różnych artystycznych przedsiębiorców. Cytując raz jeszcze Łotmana: „Lalka znalazła się na skrzyżowaniu dawnego mitu o ożywającym posągu i nowej mitologii martwego, maszynowego życia. To zadecydowało o eksplozji mitologii lalki w epoce romantyzmu”3.

2 J. Łotman, Lalka w systemie kultur, tłum. P. Ustrzykowski, „Teksty” 1978, nr 6, s. 50.

3 Tamże.

Nieporozumienia wykluczone

43

1–2/2019


Rzeczywiście, twórcy XIX-wieczni zachwycili się lalką. Ich zdaniem mogła ona z powodzeniem zastępować żywego aktora (idealizację jej jako postaci scenicznej spotykamy w traktacie O teatrze marionetek Heinricha von Kleista czy choćby w bajce Hansa Christiana Andersena Dyrektor teatru marionetek). Równocześnie jednak zaczęli fascynować się automatami, przewidując unię człowieka z ożywioną maszyną (choć finał tego paktu zwykle widzieli tragicznie, jak w opowiadaniu Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna Piaskun, czy w powieści – tworzącego na pograniczu epok – Auguste’a de Villiersa de L’Isle-Adama Ewa jutra). Przez rozmaite wizje dotyczące tworzenia mechanizmów i automatów pisarze XVIII i XIX w. zapowiedzieli świat robotów i androidów. Wzrost zainteresowania formami ożywionej materii w literaturze i sztuce przypadł na okres po I wojnie światowej, kiedy zaczęto głośno mówić o niebezpieczeństwach, jakie niosą ze sobą wszelkiego rodzaju maszyny, a przy tym ujawniać profetyczne wizje zbliżającej się – nagłej i gwałtownej – zagłady człowieczeństwa. Twórczość Stanisława Ignacego Witkiewicza wpisuje się w ten ostatni nurt. Estetyczno-konstrukcyjne właściwości automatów, mechanizmów i maszyn spowodowały, że w ciągu kolejnych wieków przypisano im cechy zupełnie odmienne od teatralnych lalek – choć wyrazem obu jest ruchoma figura, co sprawia, że należą do gatunków pokrewnych – i zaczęto nazywać je bytami pozbawionymi duszy. Różnica między nimi wydaje się oczywista. Podczas gdy lalki ożywiane są przez działania animatora w sposób bezpośredni (jak w przypadku formy rękawiczkowej, której lalkarz użycza ruchu własnej dłoni) lub pośredni (jak

1–2/2019

44

w wypadku marionetki poruszanej za pomocą nici, które oddzielają lalkarza od przedmiotu animacji), automatem steruje nie człowiek, a zaprogramowany przez niego (w rozmaity sposób i z wykorzystaniem różnych technik) mechanizm. Przynależne gatunkowi cechy posłużyły równocześnie do określenia ludzkich zachowań i charakterów, a nazwy terminologiczne przyjęły formy epitetów. „Automat” czy „maszyna” stały się synonimami ludzi pozbawionych uczuć i emocji, działających mechanicznie, schematycznie, rutynowo i odruchowo – bez refleksji dotyczących efektów swoich zachowań. W potocznym rozumieniu automaty są nawet dużo gorsze od marionetek, kukieł czy manekinów – niewinnych, a nawet nieświadomych wykonawców cudzej woli – gdyż pozbawione duszy, a równocześnie kontroli, stanowią zagrożenie dla wszystkiego, co je otacza.

Nieporozumienia wykluczone


zachowuje się jak pozbawiony empatii Witkiewicz miał doskonałą świadomość takich definicji pojęć i dlatego tak często wprowadzał najróżniejsze automaty i maszyny jako bohaterów do swoich dramatów. Postaci o tych właśnie cechach niemal zawsze lokował obok broniących się przed nieuniknioną transformacją świata wybitnych jednostek – wymierających przedstawicieli przeszłości czy indywidualistów (najróżniejszych twórców i artystów) silących się na ostatnie uniesienie, jakim jest dosięgnięcie Tajemnicy Istnienia. Ich bunt był jednak zawsze zbyteczny, a przegrana nieunikniona. Stąd też w akcie desperacji poszukiwali wszelkich sposobów, które skrócą im cierpienia i przyspieszą wyczekiwaną ekstazę. Jeśli ostatecznie nie złożyli życia na ołtarzu sztuki, ich przemiana w pozbawiony duszy mechanizm była więcej niż pewna4. Temat automatów i mechanizmów pojawia się w: Macieju Korbowie i Bellatrix, ONYCH, Niepodległości trójkątów, Matce, Szalonej lokomotywie czy Szewcach, ale najwyraźniej zarysowany jest w dramacie Gyubal Wahazar, czyli Na przełęczach BEZSENSU. Co warte podkreślenia, jest on tam silnie zderzony z terminologią zaczerpniętą z klasycznego teatru lalek – jak „kukła” i „marionetka” – oraz z jego nowymi XX-wiecznymi odmianami – „mane-

potworny

kinem”5 i „lalką”6. Prześledźmy te zjawiska po kolei. W tworzonym utopijnym i całkowicie zmechanizowanym państwie przyszłości okrutny tyran Wahazar zaczyna zdradzać cechy podobne do dzieła, które tworzy. Tłumiąc jakiekolwiek przejawy indywidualizmu, zachowuje się jak pozbawiony empatii potworny mechanizm7: bez refleksji pozbawia życia wrogów i poddanych, wprowadza nowatorski sposób wychowania dziewcząt (separując je od reszty świata), a dojrzałe kobiety każe przerabiać na mechaniczne

mechanizm

4 Lech Sokół stwierdza: „Jest sprawą oczywistą, że postępująca wciąż naprzód mechanizacja społeczna będzie pomnażać liczbę manekinów, uspołecznionych automatów, teoretycznie tak długo, aż ulegnie jej, lub umrze, Ostatni Indywidualista” – Groteska w teatrze Stanisława Ignacego Witkiewicza, Wrocław 1973, s. 129.

5 „Manekin” jako synonim wyrazu „marionetka” został po raz pierwszy użyty przez Stanisława Wyrzykowskiego w tłumaczeniu rozprawy Heinricha von Kleista w 1904 r. Zob. H. von Kleist, O teatrze maryonetek, przeł. Y. Rz. [S. Wyrzykowski], „Chimera” 1904, nr 19, s. 32–40. 6 Warto przypomnieć, że w latach 20. termin „lalka” nie był jeszcze przyjęty jako ogólny dla całego gatunku sztuki, a spór o nazewnictwo toczył się jeszcze w następnej dekadzie. Należący do grona warszawskiego Teatru Baj Jan Wesołowski jako ogólną nazwę lalki teatralnej proponował „kukiełkę” (technikę, która zmonopolizowała na wiele lat rynek teatru dziecięcego właśnie dzięki spektaklom Baja). Natomiast Jan Sztaudynger (wydawca m.in. pierwszego przedwojennego pisma o teatrze lalek „Bal u Lal”) domagał się terminu „marionetka”. Ostatecznie wybrano „lalkę”, którą Jędrzej Cierniak wyprowadził od staropolskiej „łątki”. 7 Wahazar przypomina momentami Czarnoksiężnika z Krainy Oz z wydanej w 1900 r. książki dla dzieci autorstwa Lymana Franka Bauma. Obie postaci początkowo zdają się wszechpotężnymi władcami (choć z tej dwójki jedynie Wahazar jest prawdziwym tyranem i dyktatorem, Oz jest tylko cyrkowym sztukmistrzem), a ich prymarna, nosząca cechy automatu czy mechanizmu kreacja jest przerażająca. W końcu okazują się jednak słabi i nieradzący sobie z otaczającym ich światem.

Nieporozumienia wykluczone

45

1–2/2019


wkładają kapelusze pod pachy matki (produkujące zaprogramowanych i działających bez namysłu obywateli) lub bezpłciowe kobietony. Nie widać przy tym, by pragnął zachować w sobie jakikolwiek pierwiastek ludzki, choć jego całkowita przemiana w mechanizm czy automat jeszcze się nie dokonała – wyznaje, że odczuwa siłę „sześćdziesięciu byków elektrycznych”8, ale równocześnie jako jedyny i centralny punkt władzy zdradza, że czuje się jak „samotny duch – jak para w maszynie, jak elektryczna energia w baterii” (216–217). Zarówno Gyubal, jak i jego państwo są więc w fazie przejściowej, a to nie jest gwarantem dokończenia procesu. Drzwi do gabinetu Wahazara strzeże ptak, który w dziobie trzyma łańcuch. Ten charakterystyczny obiekt, który da się odczytać jako rodzaj godła lub też ruszającą się figurę urządzenia zegarowego, nie pozostawia złudzeń – ilustruje szacunek do wszystkiego, co mechaniczne. Nawet klęcząca przed nim Dama, jak automat, nieprzerwanie bije pokłony w nadziei na audiencję u „bożka wiecznego oczekiwania” (jak nazywają poddani swojego władcę). Takich mechanicznie anonimowych postaci jest w dramacie więcej. Niech za przykład posłużą chociażby urzędnicy, o których Wahazar mówi, że są jak automaty przypominające urządzenia do ulicznej sprzedaży produktów: „Wkładam centa i wychodzi czekoladka” (217)9.

Problemy z uzewnętrznianiem emocji powtarzają się, gdy przerażony wizją tortur: „«Tor» wymawia cienko, «tury» – grubo” (didaskalia zapisano pismem prostym, 254). Jego mechaniczną egzystencję

8 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 6:] Dramaty II, oprac. J. Degler, Warszawa 1998, s. 237 (dalej w nawiasach podano same numery stron z tego wydania). 9 Gyubal wyraźnie otacza się postaciami posiadającymi w większości sztuczne źródło zasilania. Stąd w jego wypowiedziach liczne odwołania do energii parowej, mechanicznej i elektrycznej. To prototypy robotów, co

zdaje się potwierdzać autorski przypis dotyczący parowego nosorożca, zawarty w dramacie ONI: „Zwracam uwagę, że pojęcie parowego zwierzęcia w ogóle (nie tylko konia) lub danego człowieka (np. parowy Napoleon) jest naszym osobistym wynalazkiem, datującym się z lat 1906–1907” – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 5:] Dramaty I, oprac. J. Degler, Warszawa 1996, s. 451.

1–2/2019

46

W zmechanizowanym świecie Wahazara uwagę zwraca także kat Morbidetto. W pierwszym akcie nie wydaje z siebie ani słowa, niczym sztuczny, zaprogramowany żołnierz strzegący swojego władcy. Przemawia dopiero pod koniec aktu drugiego, kiedy Donna Scabrosa nazwie go „hermafrodytycznym monstrum”. Obelgę tę można rozumieć dwojako: albo podkreśla ona androgyniczne cechy postaci (które są oczywiste i łatwo je wychwycić z tekstu sztuki), albo jego bliską maszynie bezpłciowość. Drugą właściwość zdradzają zwłaszcza jego nietypowe zachowania. Morbidetto sprawia wrażenie, jakby znajdujące się wewnątrz niego tryby miały błędy konstrukcyjne albo wadę – nazywając językiem współczesnym – produkcyjną: MORBIDETTO kurczy się nagle jak wąż i rzuca się między Wahazara a kobiety i Świntusię; stojąc twarzą zwróconą do Wahazara Co? Ty śmiałeś mieć tego rodzaju myśli? Ty – ja cię zabiję!! Ostatnie słowa wymawia piszczącym, zduszonym głosem. Zbliża powoli twarz swoją do twarzy Wahazara, który się cofa (245).

Nieporozumienia wykluczone


potwierdza ponadto samookreślenie się jako hiperkanalii – czyli postaci pokrewnej Hiper-Robociarzowi z Szewców. Morbidetto jako jeden z najwyżej ustawionych w hierarchii Witkiewiczowskich automatów, pozbawiony empatii i lęku, sprzeciwi się w końcu swojemu władcy (bunt maszyny), gdy ten, uwiedziony przez Świntusię, podejmie decyzję o odmechanizowaniu tworzonego świata. Wiernymi towarzyszami Morbidetta są działający jak automaty, wykonujący w kółko jedną i tę samą czynność, trzej pozostali kaci. Niczym zaprogramowane urządzenia „[p]odchodzą cicho, zdejmują kapelusze, kłaniają się nisko i wkładają je pod pachy” (227) lub też „zatrzymują się przy drzwiach, zdejmują kapelusze, oddają ukłony i wkładają kapelusze pod pachy, po czym stoją i patrzą spokojnie na to co się dzieje” (243) – przy okazji nie wypowiadając ani słowa. Są więc postaciami wybitnie mechanicznymi. Ich odpowiednikami działającymi nie w służbie państwa, a w służbie religii są czterej Perpendykularyści, niemi i uniżeni wyznawcy kościoła Ojca Unguentego10. Nazywani „surogatami”, czyli sztucznym produktem zastępczym, są jednostkami niższymi, pozbawionymi szacunku dla Wahazara (pozostają w czapkach na głowach) i stojącymi nieruchomo, „jak mumie” – podkreśla Witkacy. Przewodzący im Ojciec Unguenty to także człowiek o cechach automatu, który cierpi na ankylozę, czyli atletyczne zesztywnienie wszystkich stawów (chorobowy

10 W niniejszym artykule imię Ojca Unguentego zostało zapisane zgodnie z wcześniejszymi i późniejszymi wydaniami dramatów Witkiewicza, zatem inaczej niż w wydaniu z roku 1998 (Ojciec Ungnenty), z którego korzysta autor.

syndrom zmechanizowania) zmieniające go „w jedną bryłę nieludzkiej męki” (238). Zastanawia w dramacie Gyubal Wahazar liczba postaci, które pozbawione są pierwiastka ludzkiego. Czy to prawdziwe automaty i mechanizmy? Według koncepcji autora – nie. Niemniej ich nieludzki wymiar, machinalne zachowania i wewnętrzna pustka wyraźnie zwracają uwagę. Tym bardziej na ich tle odcina się postać tytułowa, która choć początkowo za wszelką cenę dąży do sztucznej doskonałości, to w finale, ulegając swoim ludzkim cechom, zamienia się w zwykłą kukłę. Lalkowość Gyubala ukazuje się w chwili zafascynowania młodością i w pełni odsłania poprzez skrywane lub jawne jej pożądanie. Bezwzględny dyktator, tworzący swoje mechaniczne państwo (w którym każdy ma działać instynktownie, według ściśle ustalonej hierarchii), ulega bez

Nieporozumienia wykluczone

47

1–2/2019


reszty urokowi dziesięcioletniej, dojrzewającej i pięknej jak aniołek Świntusi Macabrescu. Córka Donny Scabrosy (dorosłej Dzini z dramatu Maciej Korbowa i Bellatrix) okazuje się też córką samego Wahazara (takie bowiem imię przyjął Korbowa), w której powoli budzą się dyktatorskie zapędy dziedziczone po ojcu. Pierwsze spotkanie Wahazara ze Świntusią nie wskazuje na niebezpieczeństwo, jakie niesie ze sobą fascynacja niewinnością i młodością – Gyubal na wieść, że dziewczynka chce zostać damą dworu, widzi w niej nawet przyszłą zmechanizowaną matkę. Z czasem jednak jej uroda zaczyna pociągać okrutnego tyrana. Świntusia, nieświadoma (jeszcze) potęgi kobiecej seksualności, w kilka chwil oplata go i hipnotyzuje. „Nie uciekniesz. Stój tam gdzie stoisz, i patrz mi w oczy. Ja widzę dno. A na dnie pełzają okropne czerwone robaki z czarnymi głowami. Widzę to, co jest za tobą” (225) – mówi pełna szczerości i uroku. Wahazar jak otumaniony podrostek poddaje się jej słowom bez reszty. Marionetkowość tyrana podkreśla zwłaszcza wprowadzona przez Witkiewicza w toku akcji lalka – pomniejszona, wierna kopia Gyubala – którą bawi się Świntusia. Ale nie jest to zwykła lalka-przytulanka, jak się w pierwszej chwili wydaje. To lalka do działań teatralnych, która spełnia rolę symulakrum tytułowego bohatera. Świntusia nazywa ją kukiełką11 i dzięki niej zna wszystkie myśli Wahazara. Lalka

11 Tej samej nazwy synonimicznie do terminu „lalka” używa też w didaskaliach Witkacy: „ŚWINTUSIA śmiejąc się podnosi lalkę i tańczy z nią po pokoju: Patrzcie, jak dziadzio się ze mną bawi! Sam nie ma czasu, więc dał mi tę kukiełkę” (231).

1–2/2019

48

ta jest więc nie tylko stymulatorem działań, ale także nośnikiem myśli służącym opętaniu ofiary w rytuale odprawionym przez dziecko. Świntusia bez oporów ze strony Wahazara zaczyna się z nim bawić i tańczyć, a w zabawie tej ciągać za wąsy (co można odczytać jako formę bezpośredniej animacji). Gyubalowi sprawia to nawet przyjemność. „Masz. Ciągnij. Rwij, ile chcesz. Możesz się bawić ze mną jak z tą lalką” (235) – proponuje rozpromieniony. Jak pisze Lech Sokół: „Tajemniczy wpływ Świntusi na Wahazara, jej władza nad nim, na co nie brak dowodów w sztuce, nabrał charakteru magicz-

Nieporozumienia wykluczone


12 L. Sokół, Groteska w teatrze…, dz. cyt., s. 130.

Gyubal pod wpływem młodej piękności zmienia swoje nastawienie do życia. W konsekwencji dopuszcza do głosu obywateli państwa i wyraża zgodę na społeczne przemiany, co doprowadza do jego upadku. Tracąc charakter, zgadza się na wszystkie upokorzenia i wyznaje publicznie, że jest manekinem. Nawet najwierniejszy z jego sług – zdradzający cechy automatu – Morbidetto wykrzyczy w końcu w tłumie: „Pluję na Wahazara. Słyszycie wszyscy? Był zawsze marionetką w moich rękach. […] (Wskazuje na Wahazara) Oto ten. Ta nędzna kukła z wieczną pianą u pyska” (260). Zdradzony przez wszystkich Gyubal zawisa na sznurze niczym prawdziwa lalka na niciach, a zobojętniała wobec niego Świntusia znajduje sobie nowy obiekt do zabawy – Przyjemniaczka. Na lalkowość głównego bohatera wskazuje jeszcze jeden wątek, niezawarty bezpośrednio w tekście dramatu – Gyubal Wahazar jest postacią bliską tytułowemu królowi Ubu z dramatu Alfreda Jarry’ego. Przypomnijmy, że młody, francuski autor pisał swój utwór właśnie z myślą o inscenizacji w teatrze lalek. Nawet imię Ubu pobrzmiewa echem w imieniu Witkacowskiego tyrana. Omówione tu pokrótce motywy i terminy, które dziś na stałe przypisane są teatrowi lalkowemu, tworzą bardzo silny i zwarty układ nie tylko w Gyubalu Wahazarze, ale także w innych dramatach Witkiewicza. Można nawet uznać, że dzięki ich zagęszczeniu utwory Witkacego zyskują duży lalkowy potencjał (choć oczywiście nie stanowi to przesłanki, by uznać je za dramaty pisane dla teatru lalek). Sztuczny, ożywiony byt, jakim jest teatralna lalka, inspirował autora do konstruowania postaci innych, odmiennych od przeciętnych boha-

Nieporozumienia wykluczone

49

nego”12. Lalka ma zatem formę obiektu szamanistycznego (niczym z kultu voodoo), a otumaniony Wahazar doznaje dzięki niej wizji, w której jako młodzieniec toczy życie na łonie natury w towarzystwie ukochanej. Tytułowy bohater całkowicie ulega Świntusi, która nie ustaje w hipnotycznych zabiegach: „Dziadziu patrz mi się w lewe oko. […] Widzę twoją duszę, małą zmęczoną duszyczkę. Jest niebieska i chodzi między mchami i gładzi małe żuczki, które się kochają” (236). W takim układzie Świntusię można uznać nawet za przyszłą czarownicę.

1–2/2019


terów teatru popularnego – widać to nie tylko w ich zachowaniach i relacjach, ale także w wyglądzie zewnętrznym (często udziwnionym, przerysowanym, groteskowym). W efekcie powstała wymykająca się prostej kategoryzacji galeria typów, które często łączą odróżniające się od przeciętnych więzi międzyludzkie. A może nieludzkie? To powoduje, że narzędzi do ich opisu szukać należy w innych niż przypisanych badaniom nad teatrem dramatycznym metodach poznawczych. W plastycznej wyobraźni autora W charakterystycznym dla twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza świecie korzystanie z omówionych powyżej terminów jako epitetów czy metafor prezentujących cechy osobowe bohaterów nie pozostaje zupełnie bez znaczenia dla ich bytu, a czasem nawet sytuacji, w których się znajdują. Niekiedy bowiem determinuje zmianę ich statusu ontologicznego – nawet jeśli postaci te nie są jeszcze sztucznymi tworami, to pozbawiane podmiotowości przestają być prawdziwymi ludźmi. Balansują na granicy, pomiędzy jedną formą a drugą. Warto więc im się przyjrzeć i wykazać te zjawiska, które przesuwają bohaterów w stronę groteskowych potworów, ożywionych figur czy zwyczajnych lalek.

1–2/2019

50

Krytycy i teoretycy wielokrotnie zaznaczali, że złożoność postaci – ich psychologia, sposoby zachowań, a przede wszystkim wygląd – była wynikiem nieprzeciętnej wyobraźni autora, której zwłaszcza plastyczne rejony znajdowały odzwierciedlenie w bardzo wyrazistym rysie zewnętrznym, zawartym w odautorskich komentarzach i didaskaliach13. Żaden z piszących nie dokonał jednak podziału, biorąc pod uwagę wspomniany plastyczny wyraz Witkiewiczowskich bohaterów oraz sugerującą nieoczywistość wyglądu etymologię imion – a te mogą stanowić inspirację dla twórców teatralnych, nie tylko jeśli chodzi o wygląd sceniczny postaci, ale także o możliwość posiłkowania się w inscenizacji elementami teatru nieaktorskiego. W zachowanych dramatach zagęszczenie person, których wierna sceniczna kreacja może dokonać się właśnie przez wprowadzenie lalkowej formy (niemożliwej do uzyskania w teatrze aktorskim bez zastosowania przesadnej charakteryzacji czy nało-

13 Zob. m.in.: K. Irzykowski, Walka o treść. Studia z literackiej teorji poznania, Warszawa 1929, s. 269–270; K. Puzyna, Witkacy, „Dialog” 1961, nr 8, s. 122; J. Kłossowicz, Teoria i dramaturgia Witkacego (1), „Dialog” 1959, nr 12, s. 85.

Nieporozumienia wykluczone


młodzieniec o okrutnej, kobiecej twarzy żenia deformującego ciało kostiumu14), jest jednak nierównomierne. Niekiedy to wizualne odstępstwo od normy dotyczy raptem jednej lub dwóch postaci w utworze, czasem nie ma go wcale. Nie należy więc do tematu podchodzić kategorycznie i, jak już było wspomniane, odczytywać utworów Witkiewicza jako dramatów dla teatru lalek. Warto raczej fantazjować, a wskazówek autora używać do dalszych plastycznych poszukiwań15. Jak na tym tle rysują się bohaterowie omawianego dramatu? Gyubal Wahazar pasuje do grona postaci „bykowatych” (takich jak Tumor Mózgowicz, Ryszard Golders, Wojciech Brzechajło oraz Klawecyn Gorgozan-Bykoblazjon, Joachim Cielęciewicz i Jan Byczor Katowski). Nie dość, że sam wygląd – „Czarne, długie, wiszące wąsy. Czarne, rozwichrzone włosy; czarne oczy” (206) – wzbudza strach i przerażenie, jakby patrzyło się na wielkiego, zarośniętego tura, to jeszcze zachrypnięty głos powinien wywoływać ciarki. Jego cechą szczególną jest jednak lejąca się z pyska, „przy lada sposobności” (tamże), piana – toczy ją więc jak wściekły byk. Witkiewicz w przypisie sugeruje, by aktor grający Wahazara użył „pastylek Vichy albo okruchów Piperaziny magistra Klawego” (tamże, przypis oznaczony gwiazdką) jednak dobrym pomysłem w tej sytuacji mogłoby być wprowadzenie lalki z mechanicznym urządzeniem

14 Których przecież tak wielu badaczy twórczości Witkacego odradzało. Zob. m.in.: J. Kott, Witkacy przeszajnowany, „Przegląd Kulturalny” 1960, nr 2, s. 10; K. Puzyna, Na przełęczach bezsensu, „Pamiętnik Teatralny” 1969, z. 3, s. 253. 15 Wspomnijmy chociaż autorskie inscenizacje Józefa Szajny.

do produkcji piany – tylko w ten sposób efekt można wykorzystywać nieprzerwanie. Dzięki takim akcesoriom można nie tylko podkreślić momenty grozy w nadrealistycznym kabarecie Witkiewicza (wściekły Wahazar dosłownie zalewałby się pianą), ale też ukazać groteskowość i żałosność tytułowego bohatera (nieprzerwany ślinotok na widok Świntusi Macabrescu). Idąc dalej tym tropem, można założyć lalkową wersję Świntusi Macabrescu. To przecież aniołkowata piękność z różowymi kokardkami, której młode, ponętne ciało ma w sobie coś z przyszłej seksbomby, ale równocześnie ze świni, co zdradza nie tylko imię (choć w nim pobrzmiewają raczej echa erotycznego świntuszenia), ale też czarne i olbrzymie oczy. Wyglądem twarzy zwraca uwagę Morbidetto. Jako jedyny z czterech oprawców – „w czerwonych trykotach i czerwonych stosowanych kapeluszach «en bataille» z czarnymi piórami” (207) – wyróżnia się właśnie odmienną fizis. To „młodzieniec o okrutnej, kobiecej twarzy” (tamże), z burzą rudych i kędzierzawych włosów, które górują nad skośnymi, zielonymi oczami. Uzyskanie tak złożonego, plastycznego wyglądu bez peruki i silnego makijażu jest niemal niemożliwe. Dodatkową trudność stanowi hermafrodytyczny wyraz młodzieńczego oblicza. Potworna maska z doczepionymi sztucznymi lokami i różowymi policzkami jest w stanie najlepiej oddać charakter Morbidetta. Również postaci, które są do siebie niezwykle podobne, mogą, dzięki lalkowym środkom wyrazu, zaistnieć jako atrakcyjne sceniczne byty – co innego da się bowiem osiągnąć dzięki wizualnemu upodobnieniu pary aktorów, inne zaś efekty

Nieporozumienia wykluczone

51

1–2/2019


Że też jednak nikt nie odważy się go zabić! uzyskujemy, wprowadzając dwie identyczne lalki. Każde z rozwiązań warte jest przemyślenia. Jako przykład niech posłużą Ojciec Unguenty i Ojciec Pungenty wraz ze swoimi wyznawcami. Różnica wieku między braćmi to aż 38 lat, a jednak młodszy do starszego jest „zupełnie […] podobny” (tamże) – informuje w didaskaliach Witkacy, choć nie do końca da się to wyczytać z opisu. Podczas gdy Unguenty jest ogolonym siwym brunetem, Pungenty różni się od niego „czarną, do kolan sięgającą brodą i olbrzymimi, czarnymi, do pasa zwisającymi włosami” (tamże). Mają też inny kolor i rodzaj strojów. Można raczej stwierdzić, że młodszy brat jest kopią starszego z młodości. Swoich sobowtórów mają jednak w innych postaciach. Ich wiernymi lalkowymi klonami są bowiem członkowie zakonów, nad którymi piastują władzę. Ojciec Unguenty jako kapłan sekty ubrany jest strojnie („Czarna, długa, obcisła szata z białymi guzikami w jeden rząd. Czarna, wysoka, spiczasta czapka z czarnymi skrzydłami po bokach”, tamże), a czterech Perpendykularystów odzwierciedla ten wygląd, choć ich cechuje już skromność („[…] ogoleni zupełnie, starsi panowie, ubrani zupełnie tak samo jak Ojciec Unguenty, tylko bez skrzydeł na czapkach, które mają ścięte szpice” – tamże). Z kolei dwóch Pneumatyków Bosych wygląda zupełnie jak Ojciec Pungenty, który ma „[b]rązowy habit w żółte kółka”, „[p]rzepasany żółtym sznurem” (tamże), tyle że na ich habity nie naszyto kolistych detali, są gładkie. Jest to przykład grupy niezwykle interesujących postaci, których lalkowe, niemal identyczne formy wpływałyby na koherentność w plastycznym wyrazie inscenizacji. Na zakończenie warto zwrócić jeszcze uwagę na formę dialogu, momentami bardzo zbliżoną do rozmów lalkowych postaci komicznych. Taką mikro-

1–2/2019

52

scenkę można znaleźć w Gyubalu Wahazarze, kiedy w tłum przerażonych, ale proszących o audiencję u tyrana obywateli wskakuje lekko pijany Kwibuzda i bez lęku traktuje władcę z góry: Wpada Kwibuzda z butelką wina w ręku. KWIBUZDA przedzierając się przez tłum. Te – Gyubal! Zaraz tu do mnie! Ja mam interes. (Uderza pięścią w kark Wahazara.) Czytasz czy nie, cholero, bo ci gnaty połamię. Wahazar milcząc, czyta dalej prośbę Starego Robotnika. Rypmann mierzy mu gorączkę pod kaftanem. I BABA z podziwem. Że też jednak nikt nie od­ waży się go zabić! WAHAZAR wyrywa sobie spod pachy termometr i ciska go o ziemię. A widzisz, babo! Ja mam taki fluid. Drze w kawałki prośbę Starego Robotnika. KWIBUZDA trochę stracił kontenans. Próbuje drugi raz: bije pięścią Wahazara w głowę. Będziesz mi odpowiadał, te, gmatwek jeden! Młyn musi iść. Ja czasu ni mam na twoje fanaberyje!! WAHAZAR budząc się jakby ze snu. Że co? KWIBUZDA z rozpaczą. Że młyn musi dziś iść! Podpisuj, cholero, i wypijmy na zgodę. Napięcie w tłumie wzrasta. WAHAZAR obłędnie. Hm… To ciekawa historia! KWIBUZDA zupełnie nieprzytomnie. Podpisz, psiaparo, i pij!!! WAHAZAR No i cóż ci z tego przyjdzie? KWIBUZDA ogłupiały. No nic: że młyn pójdzie, jak podpiszesz. (z nagłą furią) Nie żartuj, ty skurczyflaku, bo ani zipniesz, jak cię zajadę!!! WAHAZAR biorąc papier Kwibuzdy. Jestem zdania wprost przeciwnego, ale podpisać mogę (220–221).

Nieporozumienia wykluczone


Cytowana powyżej rozmowa Kwibuzdy z Wahazarem mogłaby śmiało zostać włączona do pokazu typowego wędrownego artysty-lalkarza poprzednich stuleci. Jest bowiem komiczna, a zarazem brutalna i lekko wulgarna. Powiela więc schematy dialogów ze spektakli z udziałem Puncha, Pietruszki czy chociażby Poliszynela. Niezwykły wygląd postaci dramatów to element zabawy plastyką, którą Witkiewicz proponował swoim odbiorcom. Zabawy, w którą równocześnie wpisany był sprzeciw autora wobec realizmu i naturalizmu w sztuce. Początkowo przerysowani i groteskowi bohaterowie – jak zresztą cała twórczość Witkacego – uznawani byli jednak przez widzów i recenzentów za rodzaj fanaberii, przejaw chorej wyobraźni, mający niewiele wspólnego z profesjonalizmem, talentem i artystyczną rzetelnością. Dziś wiemy, że to bogaty materiał, poddający się

Nieporozumienia wykluczone

wszechstronnej interpretacji i pozwalający na różnorodną inscenizację. A wprowadzanie do niego lalkowych środków wyrazu daje nowe i ciekawe rezultaty twórcze. W przestrzeni zainteresowań twórców teatru lalek W środowisku teatralnym lalkowość dramatów Witkiewicza zauważono bardzo szybko, bo wraz z pierwszymi inscenizacjami w latach 20. XX w. Odczuwali ją twórcy spektakli, którzy m.in. wprowadzali stylizację gry aktorskiej na marionetkową, pisali o niej recenzenci w prasie codziennej, którzy zwracali uwagę na paralelności różnych zjawisk z teatrem nieaktorskim. Niestety większość z tych zabiegów i uwag przechodziła bez echa, umykając w napływie innych informacji, przeważnie nieprzychylnych autorowi.

53

1–2/2019


Niewiele też dały pierwsze, głośno wypowiedziane myśli – które pojawiły się tuż po II wojnie światowej16 – by dramaty Witkacego wystawić, korzystając z lalkowych środków wyrazu. Trzeba było prawie pół wieku (od pierwszej prapremierowej inscenizacji17), by potencjał lalkowy tkwiący w dramatach Witkiewicza zauważyli sami lalkarze. 29 przygotowanych przez twórców teatru lalek premier18, które odbyły się przez nieco ponad pół wieku – od 1966 do 2019 r. – to bogata panorama artystycznych poszukiwań toczących się wokół tekstów niepisanych z myślą o teatrze lalek. U podstaw tych działań leżały dwa bardzo silne i często uzupełniające się przekonania. Pierwsze to sensowność zderzenia dramatów Witkacego z teatrem lalek. Taka postawa była wynikiem oczywistej dla lalkarzy paraleli pomiędzy twórczością autora Matki a dziedziną sztuki, którą uprawiają. Dostrzegali oni lalkowy potencjał utworów kryjący się w plastycznej koncepcji dramatów, niezwykłym wyglądzie bohaterów czy motywach bezpośrednio zaczerpniętych z konwencji teatru lalek. Drugie przekonanie wynikało z chęci zapoznania młodego odbiorcy z dorobkiem literackim Witkiewicza,

16 Pisali o tym m.in. Kazimierz Wyka i Andrzej Stawar. Zob.: K. Wyka, Lalka i aktor, „Twórczość” 1946, nr 3, s. 199; H. Auderska, S. Flukowski, K. Puzyna, A. Stawar, Rozmowy o dramacie. Witkiewicza teoria i teatr, „Dialog” 1957, nr 1, s. 124. 17 Tumor Mózgowicz w reżyserii Teofila Trzcińskiego, Teatr Miejski im. Juliusza Słowackiego w Krakowie (praprem. 30 czerwca 1921). 18 A także kilka innych przygotowanych przez lalkarzy wydarzeń, jak pokazy egzaminacyjne na wydziałach lalkarskich, pokazy koła naukowego, czytanie performatywne oraz adaptacja jednej z powieści.

1–2/2019

54

Nieporozumienia wykluczone


zwłaszcza z bliskimi dziecięcej estetyce, a równocześnie niezwykle dojrzałymi tekstami Juweniliów. W tym przypadku zdarzało się jednak, że w inscenizacjach odchodzono od lalkowych środków wyrazu na rzecz czysto aktorskiego stylu gry – choć nie we wszystkich. Był więc Witkacy wystawiany na różne sposoby, z wykorzystaniem rozmaitych środków wypowiedzi artystycznej, a realizacje przygotowywano z myślą o widowni dziecięcej, młodzieżowej, a także dorosłej. Kilka niewątpliwie przeszło do historii teatru lalek. Najwybitniejszym był Gyubal Wahazar w reżyserii Wiesława Hejny z lalkami Jadwigi Mydlarskiej-Kowal z Wrocławskiego Teatru Lalek (prem. 13 marca 1987), z genialną kreacją Aleksandra Maksymiaka w tytułowej roli. Zagrany w kraju i za granicą blisko 160 razy dla ponad 30 tysięcy widzów, według ustaleń Piotra Rudzkiego, plasuje się w ścisłej czołówce inscenizacji dramatów Witkacego o największej liczbie przedstawień19. To wystarczający dowód, by uznać, że teatralne lalki sprawdzają się w Witkiewiczowskim repertuarze równie dobrze, jak aktorzy dramatyczni. Co ciekawe, w tym samym zestawieniu, kilka pozycji niżej, znajduje się Szarate w reżyserii Zbigniewa Wilkońskiego20 z Teatru Lalki i Aktora Miniatura w Gdańsku (prem.

13 maja 1985). Noszący podtytuł Zabawa teatralna spektakl doczekał się 120 przedstawień, obejrzało go 13 522 widzów – a była to przecież, w odróżnieniu od Wahazara, propozycja dla najmłodszych i do tego grana w planie aktorskim. Za sukces można też uznać drugą inscenizację Hejny i Mydlarskiej­-Kowal we Wrocławskim Teatrze Lalek, czyli Komedię dla mamy i taty (prem. 7 stycznia 1996). Wykorzystujący różne techniki i style spektakl został zagrany 62 razy dla 14 318 widzów. Uznanie widowni dla tych przedstawień, liczne wyjazdy na

19 Zob. tabelę Inscenizacje o największej liczbie przedstawień w okresie 1956–1989, opracowaną przez Piotra Rudzkiego. Autor podaje w niej, że zagrano 137 przedstawień Gyubala Wahazara – prawdopodobnie zamknął badania na wcześniejszym sezonie, nie śledząc spektaklu do momentu zdjęcia go z repertuaru teatru. P. Rudzki, Witkacy na scenach PRL-u, Wrocław 2012, s. 446–448. 20 Tamże.

Nieporozumienia wykluczone

55

1–2/2019


występy gościnne czy festiwale, z których twórcy wracali z nagrodami, a także recenzje w prasie codziennej, czasopismach i publikacjach branżowych oraz wydawnictwach teatralnych – w przypadku Gyubala Wahazara nawet zagranicznych – świadczą o ich wysokiej randze artystycznej. Wróćmy jednak do samej potrzeby poszukiwań lalkarzy – jak to się już utarło w literaturze przedmiotu – „sposobu” na Witkacego. Przy okazji najważniejszej z lalkowych premier, wspomnianego Gyubala Wahazara, Janusz Degler pisał w programie spektaklu: Kłopoty z Witkacym trwają. Zapewne jest to jeszcze jeden powód żywotności i atrakcyjności jego dramaturgii. Intryguje ona coraz to nowych twórców, a jej zagadki i trudności stają się podnietą do następnych poszukiwań i doświadczeń. Być może wejście Witkacego do teatru lalek otwiera nowy etap tych doświadczeń. A kto wie, czy nie jest to nawet jakaś szansa dla jego dramaturgii, w której przecież dopatrzyć się można wielu cech przypominających konwencję sceny lalkowej, jak choćby powtarzanie się tych samych typów postaci, zredukowanie ich psychiki do jednej stałej właściwości, a także uwolnienie ich spod działania praw biologii i fizyki, co upodabnia je do marionetek21. Pisany w 1987 r. tekst Deglera bardzo trafnie określa powody, dla których twórcy teatru lalek mierzyli się (wówczas już od dwóch dekad)

21 J. Degler, Kłopoty z Witkacym, [w:] Gyubal Wahazar, program spektaklu, Wrocław 1987, [s. 9].

1–2/2019

56

z dramaturgią Witkiewicza. Patrząc na sukces tego spektaklu, a także mając w pamięci inne wybitne przedstawienia, warto uznać wykorzystanie lalki lub lalkowych środków wyrazu za ważny komponent teatralnego dzieła opartego na twórczości Witkiewicza. Wiele jest też przykładów spektakli powstających w nurcie teatru plastycznego czy dramatycznego, które potwierdzają ten pogląd. Lalka jako ważny element inscenizacji ma szansę zbliżyć twórców do osiągnięcia na scenie wymarzonego przez Witkacego stanu idealnego, czyli Czystej Formy. Choć w świetle licznych interpretacji tej koncepcji estetycznej, z pewnością nie uda jej się to w samotności, bez towarzystwa aktorów, odpowiedniej plastyki przestrzeni, konkretnych ko-

Nieporozumienia wykluczone


z punktu widzenia autora Szewców ważne jest, żeby współbrzmiały one z jego estetyką i filozofią. Warto więc docenić starania lalkarzy, które szły w parze z ideami Witkiewicza oraz lalkowymi motywami wpisanymi w jego dramaty. A motywów tych jest niezwykle dużo, są barwne i różnorodne, przede wszystkim zaś zachęcają do wprowadzania na scenę wielu nieoczywistych lalkowych form.

lorów i barw, a także komponującej kolejny poziom przekazu muzycznej warstwy teatralnego dzieła. Dlatego też ważne są poszukiwania lalkarzy, często dalekie od klasycznych form wypowiedzi, koncentrujące się na kreowaniu nowego teatru, w którym lalka wykorzystana jest jedynie w momencie, kiedy ukazuje swoją sceniczną wyższość nad partnerującym jej aktorem czy animatorem. Oczywiście pod warunkiem, że nie są to działania przeciw samemu Witkiewiczowi, służące tylko realizacji własnych ambicji. Choć twórca ma prawo do pełnej dowolności swoich poszukiwań – dokładnie tak działał Tadeusz Kantor, dla którego tekst dramatu stanowił pretekst do indywidualnych, idących wbrew wszelkim teatralnym konwencjom, działań – to

Karol Suszczyński

Nieporozumienia wykluczone

57

A Puppet on a Mechanized Throne: Puppetry Motifs in Gyubal Wahazar The article describes numerous instances of puppetry motifs encountered in Witkacy’s dramatic play Gyubal Wahazar. Suszczyński draws attention to the category of mechanization, important in the work of Stanisław Ignacy Witkiewicz – tracing its examples in other plays of the artist. The article is a fragment of the doctoral dissertation entitled Witkacy in the Puppet Theatre. From Inspiration to Staging, defended at the Institute of Literary Research of the Polish Academy of Sciences in Warsaw in 2019. Key words: puppet theatre, plays, Gyubal Wahazar, mechanisation.

1–2/2019


Michał Wróblewski

Il. 1. Bracka 23 na

W poszukiwaniu straconego adresu. Witkacy na Brackiej

Planie Lindleya z lat 1891–1908 z późniejszymi aktualizacjami. Oficyny w głębi parceli zaznaczone obrysem jako budynek projektowany. Źródło: http://mapa.

O

koło 1912 r. Jadwiga z Kossaków Unrug, po rozstaniu z mężem, Zygmuntem, sprowadziła się do Warszawy wraz z córkami: Zofią i Jadwigą (Ninką). Powodem przeprowadzki była chęć zapewnienia córkom wykształcenia. Jadwiga Unrużyna na Brackiej 23 (il. 1 i 2) otworzyła pensjonat. Niestety zarówno matka, jak i starsza z sióstr zmarły w latach I wojny światowej. Osamotniona i również słabego zdrowia Nina miała prowadzić pensjonat przy wsparciu ze strony rodziny Kossaków. Stanisław Ignacy Witkiewicz, poznawszy Jadwigę z Unrugów w Zakopanem (gdzie przebywała na

1–2/2019

58

kuracji) jesienią 1922 r., w lutym roku następnego poprosił ją o rękę. Ślub odbył się 30 kwietnia 1923 r. Przez pierwsze półtora roku małżeństwa Witkiewiczowie mieszkali w Zakopanem, skąd w wyniku narastających konfliktów (nie bez związku z apodyktyczną osobowością matki Witkacego, z którą dzielili zakopiańskie mieszkanie w pensjonacie Tatry) Nina wróciła do Warszawy. Stopniowo wypracowali modus vivendi polegający na spędzaniu przez Witkacego miesięcy letnich i zimowych w Zakopanem, a jesiennych i wiosennych w stolicy – co podyktowane było zmieniającym się w sezonie i poza

um.warszawa.pl/ mapaApp1/mapa?service=mapa_historyczna (dostęp: 23 wrze-

Zd

śnia 2014).

ryc

Fajka bez zaciągania

źró

au


djęcia, przy któ-

ch nie podano

ódła, wykonał

Il. 2. Pierwsze podwórze Brackiej 23, widok w kierunku bramy w północnym skraju budynku frontowego, zapewne okres międzywojenny. Źródło: G. Mucha, Zgromadzenie Sióstr Westiarek Jezusa. Zarys dziejów, Bydgoszcz 2013.

nim popytem na portrety. Nina po kilku latach przeczna w stosunku do budynku frontowego, zaczęła pracę w Głównym Urzędzie Statystycznym, która posiadała drewniane stropy, oraz spaliły od czasu do czasu odwiedzając męża w Zakopanem. się ostatnie kondygnacje pozostałych oficyn W ten sposób Witkiewiczowie funkcjonowali aż do – w których rozwój pożaru w dół powstrzymały wybuchu II wojny światowej. stropy kleinowskie między ostatnią a przedDziś z adresu: „Warszawa: Bracka 23, m. 42, ostatnią kondygnacją. Spółka Wrześniewski 1 III brama” aktualny jest jedynie numer kamienicy. i Długokęcki [ówczesny właściciel kamienicy], Bramy obecnie są tylko dwie, brakuje pierwszej – mając na składzie ogromne ilości towaru w pobyła w budynku frontowym zniszczonym w czasie staci herbaty cejlońskiej, zdecydowała się na wojny i rozebranym wkrótce po jej zakończeniu. krok niebywały w czasie okupacji, a mianowicie Zatem dzisiejsza druga brama to dawna trzecia. na odbudowę zniszczonej części2. Zmieniła się też numeracja mieszkań. Stefan Janowski (rocznik 1932), od urodzenia mieszkaniec 2 Informacje z rozmowy telefonicznej ze Stefanem kamienicy przy Brackiej 23, zapytany o przyczynę Janowskim, 6 czerwca 2016 r. tej zmiany, wyjaśnia: Il. 3. Wizualizacja

Tak, numeracja przeleciała o pięć! W wyniku bombardowań Warszawy we wrześniu 1939 roku uległa wypaleniu aż do parteru oficyna po-

tabliczki z numerem mieszkania 42. Oprac. M. Wróblewski

utor artykułu.

na podstawie fot.

1 S. I. Witkiewicz, Parę dość stosunkowo luźnych uwag o portrecie w ogóle i moich portretach w szczególności, [w:] tegoż, Dzieła zebrane, [t. 12:] „O Czystej Formie” i inne pisma o sztuce, oprac. J. Degler, Warszawa 2003, s. 26.

Fajka bez zaciągania

własnych.

59

1–2/2019


Il. 5.

Il. 14a.

Il. 11.

Il. 12

Il. 14b.

Il. 4. Mieszkanie nr 42 przy ul. Brackiej 23 ok. 1930 r. Oprac. M. Wróblewski.

1–2/2019

60

Fajka bez zaciągania


Il. 7.

Il. 10.

Il. 9.

Il. 8.

Il. 13.

Fajka bez zaciągania

61

1–2/2019


Witkacy leżący na łóżku – raz kadr bardziej w lewo (il. 5), drugi raz bardziej w prawo (il. 6a) Nie była to ścisła odbudowa odtworzeniowa. W jej trakcie udało się wygospodarować w poprzecznej oficynie 5 dodatkowych lokali w stosunku do przedwojennej ich liczby, spowodowało to konieczność zmiany numeracji mieszkań: w III klatce „skoczyła” ona o 5 numerów, w ten sposób dawne mieszkanie Witkiewiczów z 42 zyskało nowy numer 47 (dziś 47b). Wskutek tego, że na poddaszu nad IV klatką wygospodarowano jeszcze 2 mieszkania, numeracja ostatniej V klatki zwiększyła się w sumie o 7 numerów. Można to zaobserwować także w tabliczkach z numerami mieszkań. Jednolite emaliowane tabliczki kończą się na numerze 55, a następnie pojawiają się inne, skromniejsze (i stylistycznie młodsze) w liczbie siedmiu, by zakończyć się na numerze 62. Trudno powiedzieć, czy tabliczka znad drzwi mieszkania Witkiewiczów z numerem 42 ocalała z pożaru, nie ma jej nad drzwiami mieszkania o tym numerze na drugim piętrze. Wiadomo natomiast, jak mogła wyglądać dzięki zachowanym oryginalnym tabliczkom z numerami mieszkań zawierającymi cyfry 4 i 2 (il. 3). Terytorium Zjednoczonej Witkacji W prawdopodobnym pierwotnym rozkładzie mieszkanie zajmowane do 1923 r. przez Jadwigę, a następnie przez małżeństwo Witkiewiczów, składało się z czterech pokojów z obszerną

1–2/2019

62

jadalnią oraz kuchnią (il. 4). Przez wysokie dwuskrzydłowe drzwi wchodziło się do wydłużonego przedpokoju z drzwiami do kolejnych pomieszczeń. Pierwsze po lewej – dwuskrzydłowe i przeszklone – prowadziły do największego, ponad 27-metrowego, pokoju doświetlonego od wschodu trzema smukłymi oknami w ścianie biegnącej po łagodnym łuku. Za drugimi drzwiami po lewej – pojedynczymi, pełnymi, ale z nadświetlem – znajdował się mniejszy pokój z balkonem. Pierwsze drzwi po prawej stronie korytarza, znów dwuskrzydłowe i przeszklone, wiodły do jadalni z małym balkonem i położonego za nią zespołu pomieszczeń kuchenno-magazynowych z drugim wejściem z tzw. tylnych schodów. Drugie i trzecie drzwi po prawej stronie korytarza prowadziły do pokojów zachodnich: małego jednookiennego i większego dwuokiennego. Układ funkcjonalny uzupełniały pomieszczenia sanitarne na końcu korytarza: po lewej mała toaleta, po prawej również niewielka, w proporcji do reszty metrażu mieszkania, łazienka. Obie były doświetlone światłem naturalnym przez okna otwierające się na rodzaj szybu czy też szachtu, biegnącego w dół aż do stropu nad bramą. W dolnych partiach szybu wgląd doń przez okna łazienki i WC dawał ponure wrażenie znajdowania się w głębi studni, ale na ostatnim, piątym piętrze efekt doświetlenia był największy. Zresztą całe mieszkanie było bardzo słoneczne.

Il. 5. Witkacy leży na łóżku w swoim pokoju, l. 30. XX w. Fot. nieznany. W zbiorach Książnicy Pomorskiej w Szczecinie (dalej Książnicy Pomorskiej).

Fajka bez zaciągania


Il. 6b. Miejsce z fotografii il. 6a – stan w lipcu 2016.

Co jest czym czego…

Il. 6a. Witkacy leży na łóżku w swoim

Kiedy mieszkanie pozostawało pustostanem po wyprowadzeniu się (w konsekwencji reprywatyzacji kamienicy) ostatnich lokatorów komunalnych, a przed wprowadzeniem się pierwszego najemcy komercyjnego, miałem sposobność dwukrotnie (14 czerwca i 26 lipca 2016 r.) wejść do środka i wykonać dokumentację fotograficzną oraz pobieżną inwentaryzację. Powiązanie znanych archiwalnych fotografii z konkretnymi pomieszczeniami nie było łatwe. Początkowo zakładałem, że pokój Jadwigi jest tożsamy z trzyokiennym salonem, a pokój Witkacego – z pokojem dwuokiennym. Nieoczekiwanie wyprowadziła mnie z tego błędu siostra Elżbieta Chychłowska, przełożona z zakonu westiarek, podczas spotkania w mieszkaniu nr 45 (dawny nr 40), mieszczącym Pracownię Haftów Artystycznych prowadzoną przez siostry. Mieszkanie to jest pod wieloma względami podobne do mieszkania Witkiewiczów. Jest położone na czwartym piętrze bezpośrednio pod nim i powtarza jego układ. Niestety część pomieszczeń ma charakter klauzurowy. Jednakże siostra przełożona, na moją prośbę, zgodziła się sfotografować zachowany piec w salonie, do którego nie mogłem wejść osobiście. Kiedy na wstępie wizyty zreferowałem dotychczasowe wyniki poszukiwań, zilustrowane reprodukcjami archiwalnych fotografii z mieszkania Witkiewiczów, i opowiedziałem o moich domniemaniach odnośnie

Fajka bez zaciągania

pokoju, kadr bardziej na prawo, l. 30. XX w. Fot. nieznany. W zbiorach Książnicy Pomorskiej.

do pomieszczeń, gdzie zostały wykonane, siostra była nieprzekonana i, porównując pewne charakterystyczne elementy na zdjęciach archiwalnych z dzisiejszym stanem istniejącym, zidentyfikowała pokój Witkacego jako trzyokienny salon, zaś pokój Niny jako pokój balkonowy. Musiałem przyznać, że taki sposób zlokalizowania widoków ze zdjęć jest bardziej logiczny i więcej szczegółów zaczyna do siebie pasować. Z dwóch pozostałych pokojów Jadwiga jeden odnajmowała. W odróżnieniu od mieszkania westiarek, dawne mieszkanie Witkiewiczów dziś jest podzielone. Tam, gdzie na czwartym piętrze są drzwi z przedpokoju do jadalni, na piątym piętrze jest ściana, a za nią niewielkie mieszkanie o numerze 47a z wejściem z IV klatki. W listach Witkacego do żony z lutego i marca 19293 znajdujemy od­bicie jakichś zawirowań sądowych, w których stawką było mieszkanie: 25 lutego: „[…] Mieszkaniem się nie martw. Zupełnie inaczej będzie. Zresztą może wygrasz”, 8 marca: „[…] Co do mieszkania, nie martw się – masz przecie mnie. Żadnych samobójczych myśli mieć Ci nie wolno. Pamiętaj, że ja jestem jeszcze kapitał. Bestiał. […]”, 20 marca: „[…] Mieszkaniem się nie martw, bo ze mną

3 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 20:] Listy do żony (1928–1931), przyg. do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2007 (dalej: Ldż II), odpowiednio s. 80, 85, 91 i 92.

63

1–2/2019


Do dziś w pomieszczeniu nie Il. 7. Witkacy siedzi przy stole pod oknem w rogu pokoju, ok. 1930. Fot. S. I. Witkiewicz. W zbiorach Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu (dalej Ossolineum), wszystkie zdjęcia sygn. 16082), k. 15.

Il. 8 Witkacy

Il. 10. Jadwiga na

i Jadwiga w fotelu

łóżku w swoim

w pokoju Jadwigi

pokoju, ok. 1930.

na tle drzwi do

Fot. S. I. Witkiewicz.

pokoju Witkace-

W zbiorach Ossoli-

go, ok. 1930. Fot.

neum, k. 33.

S. I. Witkiewicz. W zbiorach Ossolineum, k. 31.

Il. 9. Jadwiga stoi na tle sekretery („kantorka starego kolbuszowskiego”?) w północno-wschodnim rogu

i Reynelem zawsze wybrniesz”, 24 marca: „[…] Bardzo winszuję odzyskania mieszkania. […]”. Są to jednak tylko niewyraźnie echa, sprawa wymaga dalszych badań. Czy w jej wyniku mogło dojść do podziału mieszkania? Wydaje się to mało prawdopodobne. Trzeba mieć świadomość, że zamurowanie drzwi z przedpokoju do jadalni odcinało od zasadniczej części również kuchnię i spiżarnię. Co prawda pewne szczegóły: imbryk elektryczny widoczny na zdjęciu w pokoju Jadwigi (por. il. 9) i wzmianka Witkacego o przynoszeniu „sałatki od Smoka”4 z listu do żony z 16 stycznia 1933 r., wskazują, że Witkiewiczowie teoretycznie mogli funkcjonować w mieszkaniu na Brackiej bez kuchni, w rozumieniu oddzielnego pomieszczenia przeznaczonego do przygotowywania posiłków. Z drugiej jednak strony Jadwiga w wypełnionym po wojnie kwestionariuszu5 m.in. szczegółowo wylicza zawartość

swojego pokoju, pierwsza połowa lat 30. XX w. Fot. S. I. Witkiewicz. W zbiorach Książnicy Pomorskiej.

1–2/2019

64

4 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 21:] Listy do żony (1932–1935), przyg. do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2010, s. 70. 5 Kwestionariusz dotyczący rejestracji szkód wojennych wypełniony przez Jadwigę Witkiewiczową 9 listopada 1945 r. (Archiwum Państwowe w Krakowie sygn. ZMKr 276), dokument znam jedynie pośrednio z artykułu J. Gondowicza, Powidoki, z cyklu

Fajka bez zaciągania


pozostało nic z oryginalnego wyposażenia Il. 11. Maria Zaro-

Il. 12. Piec w pokoju

tyńska z fotografią

w mieszkaniu na

Hansa Corneliusa,

czwartym piętrze

styczeń 1938. Fot.

pod pokojem Wit-

S. I. Witkiewicz.

kacego na piątym

Z Kolekcji Ewy

piętrze – stan

Franczak i Stefana

w lipcu 2016. Fot.

Okołowicza.

E. Chychłowska WJ.

spiżarni. W każdym razie jeszcze na przełomie wiosny i lata 1928 r. mieszkanie na pewno nie było podzielone. Informacji takiej dostarcza niezamierzenie źródło, jakim jest rozwinięte i przetworzone Sprawozdanie z działania peyotlu na St. I. Witkiewicza dn. 20 VI [1928], inkorporowane do rozdziału Peyotl w Narkotykach. Jak opowiada sam Witkacy, około godziny 21.00 odwiedził go Prosper Szmurło, który: „zbłądziwszy w podwórzu i wszedłszy przez tylne schody, wchodzi do przedpokoju nieoczekiwanie i z nieoczekiwanej strony”6. Oznaczać to może tylko wejście od kuchni przez łączącą się z przedpokojem jadalnię (por. il. 4) – tak jak do dziś jest to możliwe piętro niżej w mieszkaniu westiarek. Notabene z Kroniki życia i twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza (lipiec 1918 – wrzesień 1939) zamieszczonej w książce prof. Janusza Deglera Witkacego portret wielokrotny wynika, jakoby seans peyotlowy z 20 na 21 czerwca 1928 r. odbył się u dr. Tadeusza So-

Skok w bok, http://www.dwutygodnik.com/artykul/2875-skok-w-bok-powidoki.html oraz omówienia przez Gondowicza w filmie dostępnym w serwisie YouTube – Ćwiczenia z archeologii wyobraźni, cz. 1, https:// youtu.be/ZcMDhWuUXzs (dostęp: 6 czerwca 2016). 6 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 12:] Narkotyki. Niemyte dusze, oprac. A. Micińska, Warszawa 1993, s. 79.

Fajka bez zaciągania

Il. 13. Próba rekon-

Zbyszka Sie-

strukcji wyglądu

maszka w r. 1955.

łazienki w czasach

Źródło: Internet

Witkiewiczów na

– NAC, https://au-

podstawie lu-

diovis.nac.gov.pl/

strzanego odbicia

obraz/139841:1/

fotografii łazienki

(dostęp: 21 lipca

w jednym z miesz-

2016). Oprac.

kań w Warszawie,

M. Wróblewski.

wykonanej przez

65

1–2/2019


Il. 14a. Schody

Il. 14b. Drzwi do

z półpiętra nad

dawnego miesz-

czwartym piętrem

kania Witkie-

na piąte piętro,

wiczów, stan

na okła­dzinie

w lipcu 2016.

siódmego stopnia znajduje się napis „25/II 1936 TB (?)", w tle na górze za poręczą widać drzwi mieszkania Witkiewiczów

Il. 15. Wnętrze

(dawny nr 42,

dawnego pokoju

obecnie 47b), stan

Witkacego, stan

w lipcu 2016.

w lipcu 2016.

kołowskiego7. Tymczasem wiele detali w tekście sprawozdania sugeruje jednoznacznie, że miejscem eksperymentu było mieszkanie na Brackiej – na czele ze wzmianką o spojrzeniu Witkacego przez okno swojego pokoju na położoną naprzeciwko wysoką kamienicę przy ul. Widok 88 (il. 17). Reasumując powyższe rozważania, w obecnym stanie wiedzy należy zakładać, że podział nastąpił w typowych realiach tużpowojennych.

Il. 16. Widok z okna, przez które mógł spoglądać Witkacy, pracując, stan w lipcu 2016.

Dawniej i dziś W różnych publikacjach znalazłem ok. 10 fotografii zrobionych z wysokim prawdopodobieństwem w mieszkaniu na Brackiej. Wszystkie z gatunku „portret lub postać we wnętrzu”. Trzy zdjęcia wykonane zostały w pokoju-pracowni, w tym dwa bardzo zbliżone: Witkacy leżący na łóżku – raz kadr

7 J. Degler, Witkacego portret wielokrotny. Szkice i materiały do biografii (1918–1939), Warszawa 2009, s. 70. Por. S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 24:] Kronika życia i twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza, oprac. J. Degler, A. Micińska, S. Okołowicz, T. Pawlak, Warszawa 2017, s. 397. 8 Por. S. I. Witkiewicz, Narkotyki…, dz. cyt., s. 97, 362.

1–2/2019

66

Fajka bez zaciągania


bardziej w lewo (il. 5), drugi raz bardziej w prawo (il. 6a) – oraz siedzący przy stole do pracy (il. 7). Trzy fotografie w pokoju żony: jedna przedstawia oboje małżonków (il. 8), druga tylko Jadwigę (il. 9), trzecia żonę oraz odbicie Witkacego w lustrze (il. 10) z ok. 1930 r. Poza tym znane są jeszcze trzy portrety fotograficzne Marii Zarotyńskiej (przykładowy na il. 11) – datowane na styczeń 1938 r., przy czym lokalizowanie miejsca ich wykonania w pokoju-pracowni na Brackiej rodzi pewne wątpliwości. Dziś powtórzone kadry z fotografii archiwalnych ukazują praktycznie puste ściany mieszkania ogołoconego z detalu architektonicznego i sztukatorskiego, pieców, oryginalnej stolarki okiennej i drzwiowej (przykładowo por. il. 6a i 6b). Na kilimie nad łóżkiem artysty (il. 5) widać dolny fragment obrazu, najprawdopodobniej to wzmiankowany w Narkotykach portret Jadwigi: „Wpatruję się w portret mojej żony z lat dziecinnych, roboty Wojciecha Kossaka, wiszący nad łóżkiem”9. Problematyczny wydaje się ucięty przedmiot w prawym górnym rogu zdjęcia (il. 6a),

Il. 17. Widok z okna w pokoju Witkacego na kamienicę przy ul. Widok 8, wzmiankowany w sprawozdaniu z działania peyotlu z czerwca 1928, stan w lipcu 2016.

Il. 18. Widok na okna dawnego mieszkania Witkiewiczów, stan w czerwcu 2016.

czy to kolejny obraz – nie mógłby tak wisieć, bo zaraz zaczyna się pierwsze od lewej okno spośród trzech w tym pomieszczeniu – czy krawędź otwartego lufcika? Przy prawym skraju fotografii il. 8 widoczny jest fragment mebla w typie sekretery z il. 9 – prawdopodobnie występującego w kwestionariuszu jako „kantorek stary kolbuszowski”10. Za głową Witkacego, w półotwartych drzwiach widać fragment szafy stojącej w rogu pokoju, na niej być może walizę lub kufer podróżny. W lustrze z il. 10 odbija się sylwetka fotografującego Witkacego. Za lewym ramieniem malarza znajduje się skrzydło otwartych drzwi do jego pokoju, za prawym ramieniem futryna z nadświetlem drzwi z pokoju Jadwigi do przedpokoju. Zachowany do dziś piec (il. 12) w mieszkaniu nr 45 (d. nr 40) na czwartym piętrze wydaje się mieć bardzo zbliżoną formę i rozmiary do pieca widocznego na zdjęciu archiwalnym (il. 5), również usytuowanie w narożniku pokoju jest analogiczne. Czy jednak piec z il. 5 to ten sam, który widać w tle il. 11 – z charakterystycznym cofnię-

9 Tamże, s. 96.

10 Por. przyp. 5.

Fajka bez zaciągania

67

1–2/2019


Zarówno Gombrowicz z Schulzem, jak i Pomianowski wchodzili po

ciem płaszczyzny frontowej? Prześwietlenie lewego górnego narożnika kadru il. 5 uniemożliwia ocenę, czy jest uskok, czy nie. Łazienka miała w rzucie układ litery L. Wanna po prawej, na wprost umywalka z lustrem, piecyk gazowy najprawdopodobniej firmy Saunier-Duval, najpewniej nad wanną przy ścianie kominowej. Prawdopodobnie bidet na prawo od wejścia. Do dziś w pomieszczeniu nie pozostało nic z oryginalnego wyposażenia. Przykładowy wygląd podobnej łazienki, jakkolwiek w odbiciu lustrzanym, można znaleźć na stronie NAC na fotografii wykonanej przez Zbyszka Siemaszka. Na jej podstawie opracowałem wizualizację domniemanego wyglądu łazienki Witkiewiczów (il. 13). Na piecyku gazowym dodałem znak firmowy Saunier-Duval, nad wanną, w roli słynnej szczotki braci Sennewaldt, szczotkę z Pracowni szczotek i pędzli Ryszarda Barylińskiego przy ul. Poznańskiej 26 w Warszawie11, a w lustrze odbicie zawieszonego na drzwiach szlafroka. Szlafrok, w języku Witkacego zatulnik, to ważny rekwizyt łazienkowy (ciemny

schodach. Czy

Il. 19. Jazgrza Williamsa. Źródło: https://commons. wikimedia.org/

była to kwestia

wiki/File:Lopho-

wyboru, czy

jpg (dostęp:

konieczności?

11 Pracownię założył w 1952 r. Adam Baryliński, Ryszard jest jego wnukiem i prowadzi zakład obecnie.

1–2/2019

68

phora_williamsii.

13 listo­pada 2017).

z jeszcze ciemniejszym obszyciem kołnierza i rodzajem dwustronnego symetrycznego szamerunku w formie trójlistnej koniczyny z guzikiem w środku) widoczny na dwóch fotografiach artysty leżącego na łóżku w swoim warszawskim pokoju-pracowni (por. il. 5 i 6a), oraz w Królewskiej Hucie podczas wizyty u sędziego Mariana Zięby, co świadczy, że z nim podróżował12. Mimo relatywnie bogatej archiwalnej dokumentacji fotograficznej mieszkania wiele pytań odnośnie sposobu jego urządzenia i wyposażenia pozostaje bez odpowiedzi. Nie znamy lokalizacji dwóch aparatów telefonicznych. Gdzie mieścił się dość przecież bogaty księgozbiór, a raczej jego warszawska część (abstrahując od tego, że był to księgozbiór w ruchu, książki zawsze stanowiły ważny składnik bagażu Witkacego)? W zamykanych szafach? Na półkach, akurat tak usytuowanych, że nie są widoczne na żadnym ze zdjęć? W jednym z dwóch pozostałych pokojów? Czy w mieszkaniu był fortepian lub pianino? Kaktus i maska Hikuri Przez jakiś czas Witkacy miał na Brackiej pojedynczy okaz kaktusa, najprawdopodobniej Lophophora williamsii (polska nazwa jazgrza Williamsa), będący naturalnym źródłem peyotlu (il. 19). Wzmian-

12 Por. J. Degler, Witkacego portret…, dz. cyt., il. 38, s. 92.

Fajka bez zaciągania


ki na ten temat oraz o towarzyszącej roślinie maseczce azteckiej znajdujemy w korespondencji z żoną z lutego 1929 r.13 – 4 lutego: „Nikotris: Co zrobiłaś z Bożkiem w Warszawie? […] Co się dzieje z Hikurim żywym w W.”, 7 lutego: „Hikuri pewno zmarzł. Szkoda chłopa” i 23 lutego: „Błagam Cię: maseczkę aztecką zdejm z doniczki i weź ze sobą, bo zginie u misiów”. Żywy kaktus być może dotarł do Witkacego 27 listopada 1928 r. wraz z pierwszym transportem peyotlu z Paryża od doktora Alexandre’a Rouhiera14. Ale skąd się wzięła aztecka maseczka? I co stało się z nimi (kaktusem i maseczką)? Wyglądu maseczki możemy się tylko domyślać (il. 20), ale kaktus – ze współczuciem antropomorfizowany przez Witkacego – najpraw-

Il. 20. Przykłady masek meksykańskich wyobrażających boga peyotlu

dopodobniej został uwieczniony na zdjęciu (il. 7 – doniczka widoczna na prawo od centrum kadru, na stole, na pierwszym planie przed kalendarzem tygodniowym).

Hikuri. Podobnie mogła wyglądać

Zagadkowe napisy na schodach

wspomniana

13 Ldż II, odpowiednio s. 59, 64 i 74. 14 S. I. Witkiewicz, List do Teodora Białynickiego-Biruli z 27 listopada 1928, [w:] tegoż, Dzieła zebrane, [t. 18:] Listy II, wol. 1, oprac. i przypisami opatrzyli T. Pawlak oraz S. Okołowicz, J. Degler, Warszawa 2014, s. 39.

Przy okazji drugiej wizyty pomiarowej w dawnym mieszkaniu Witkiewiczów zauważyłem na bocznych płytkach kamiennej okładziny stopni na klatce schodowej napisy wykonane ołówkiem. Występują zazwyczaj na dwóch–trzech płytkach, praktycznie na wszystkich biegach schodowych mniej więcej w połowie ich długości, tam gdzie jest najłatwiejszy dostęp z uwagi na mijanie tych płytek praktycznie na wysokości ręki i wzroku, podczas wchodzenia po schodach. Z reguły ich treść stanowi data pisana w formacie „DD/MM (rzymskimi cyframi) – RRRR” oraz rodzaj zamaszystej parafki lub inicjałów, być może złączonych graficznie liter „T. B.” (il. 21–22).

Fajka bez zaciągania

69

przez Witkacego maseczka. Źródło: http:// airtreeswateranimals.blogspot. com/2014/09/ huichol-art.html (dostęp: 13 listopada 2017).

1–2/2019


Il. 21. Napisy na okładzinie 4 stopnia w biegu z półpiętra nad pierwszym piętrem na drugie piętro: „10/XI – 1933 TB (?) i 25/III – 1936 TB (?)”, stan w lipcu 2016.

Najstarsza data to rok 1933, jest kilka dat z czasu okupacji, najpóźniejsza być może z 1 czerwca 1944 r. Niekiedy dodano pojedyncze słowo lub kilka słów – niestety bardzo mało czytelnych. Zauważyć możemy zarówno „inskrypcje” w rodzaju „druga kolacja”, jak i czteroliterowy wulgaryzm. Obok tych przedwojennych istnieje też niewielka grupa napisów wyraźnie współczesnych, wykonanych flamastrem lub markerem. Nie wiem, kto mógłby być autorem tych pierwszych, starych napisów (nie podejrzewam Witkiewicza, charakter pisma i sposób pisania daty jest podobny – np. jak na znanym rysunku ołówkowym Witkacego „Wycieczka do klasztoru…” z „28 / I 1924” – ale na zasadzie „z epoki”, a nie bardzo podobny, poza tym, daty wykraczają poza ramy życia Witkacego). Właściwe wyjaśnienie może być zupełnie prozaiczne, a sprawa przypadkowa, bez najmniejszego związku z autorem Szewców, niemniej z reporterskiego obowiązku, warta odnotowania. Wydaje się, że kluczem do rozwiązania zagadki będzie rozszyfrowanie inicjałów „T. B.”.

Il. 22. Napisy na okładzinie 7 stopnia w biegu z trzeciego piętra na półpiętro nad trzecim piętrem:

Mieszkaniowe wzmianki

„1/VI – 44 druga kolacja […] 5 wojny”

Długa jest lista osób, które odwiedzały Witkacego w Warszawie regularnie15 bądź były w mieszkaniu choćby raz. Z uwagi na fragmentaryczną i wyrywkową znajomość źródeł, wymieniam poniżej tylko te, o których mam udokumentowaną wiedzę: Witold

15 P. Pawlak, Plejada z Brackiej 23, „Gazeta na Chmielnej” marzec 2013, nr 27, s. 3.

1–2/2019

70

– prawidłowość odczytania b. niepew­na, stan w kwietniu 2017.

Gombrowicz, Bruno Schulz, Bogdan Jaxa-Ronikier, Emil Gincburg, Hans Cornelius, Artur Rubinstein, Anna i Monika Żeromskie, Roman Jasiński, dr Jan Kochanowski, prof. Władysław Tatarkiewicz, Teresa Tatarkiewiczowa, ksiądz dr Henryk Kazimierowicz, Jerzy Eugeniusz Płomieński, Jerzy Birnbaum­-Pomianowski, Prosper Szmurło, Tadeusz Langier, Bronisław Wojciech Linke, Mieczysław Choynowski, Bolesław Miciński, Tadeusz Pietrzkiewicz. Niektórzy po latach pisali lub wypowiadali się na ten temat. Najpierw oddam głos Gombrowiczowi. Jesteśmy na podeście ostatniego, piątego piętra. To tu rozgrywały się znane z anegdotycznych relacji sceny powitań (il. 14b): […] to Bruno [Schulz] zaprowadził mnie do Witkacego. Wdrapaliśmy się na któreś tam

Fajka bez zaciągania


Kartka ta nadeszła po ukończeniu działań wojennych,

piętro z podwórka na ulicy Brackiej, dzwonimy – ja nieco zemocjonowany opowieściami, jakie krążyły o dziwactwach i szaleństwach tego człowieka, tak świetną obdarzonego inteligencją – i naraz w otwierających się drzwiach ukazuje się olbrzymi karzeł, który zaczyna rosnąć w oczach… to Witkacy otworzył nam drzwi w kucki i powoli się podnosił. Lubił te kawały!16

kiedy

z rękopisów już nie było śladu

16 W. Gombrowicz, Wspomnienia polskie. Wędrówki po Argentynie, Paryż 1982, s. 114–115.

Fajka bez zaciągania

Zarówno Gombrowicz z Schulzem, jak i Pomianowski wchodzili po schodach. Czy była to kwestia wyboru, czy konieczności? Z relacji Tatarkiewicza wynika, że winda nie zawsze działała:

Pierwszy portret mojej żony wypadł nazajutrz po próbie peyotlu, był jednakże zwykłego typu. Był to gorący dzień letni, winda nie funkcjonowała i gdy doszła na piąte piętro, była rozgrzana i czerwona. – Pompejańskiego papieru! – zawołał widząc ją Witkacy, i na takim ją wyrysował18.

A tak pisał o swojej wizycie na Brackiej Pomianowski: Pojechałem do Warszawy i w te pędy udałem się do Witkiewicza, który swoim zwyczajem powitał mnie tak – o czym potem się dowiedziałem ze wspomnień – jak powitał też Gombrowicza. Mianowicie, kiedy wszedłem na czwarte [powinno być „piąte” – M. W.] piętro domu na Brackiej 23, gdzie Witkiewicz wtedy mieszkał w oficynie, i zadzwoniłem do drzwi, otworzył mi ktoś, kogo nie widziałem, ponieważ Witkiewicz otwierał je w kucki, powoli podnosząc się do swojej wspaniałej, prawie dwumetrowej wysokości. […] kiedy zamiast spodziewanego członka Societas Spinoziana Polonica z długą brodą i w tużurku zobaczył szczeniaka w gimnazjalnym mundurku z obszytymi guzikami,

Witkiewicz siadł z wrażenia na podłodze17.

Z kolei Jasiński wspominał: Witkiewiczowie mieli niewielkie mieszkanie w oficynie kamienicy przy ulicy Brackiej. […] odwiedzałem go przeważnie w niedzielne przedpołudnie […]. Swoich gości o tej porze zwykł Witkacy przyjmować w nocnym dezabilu lub nawet nago, w trakcie porannej toalety. (Witkacy dbał o czystość ciała, a także schludność garderoby). Przez cały czas tych zajęć osobistych rozmawiał ze swym gościem i bawił niekiedy odgrywaniem

17 J. Pomianowski, To proste, Kraków 2014, s. 24. 18 W. Tatarkiewicz, Wspomnienie o St. I. Witkiewiczu, [w:] Stanisław Ignacy Witkiewicz. Człowiek i twórca. Księga pamiątkowa, red. T. Kotarbiński, J. E. Płomieński, Warszawa 1957, s. 285, 286.

71

1–2/2019


najprzeróżniejszych scenek, imitował znanych ludzi i parodiował ich mowę i gesty w sposób wręcz aktorsko niezrównany19.

Il. 23. S. I. Witkiewicz, Portret Włodzimierza Nawrockiego,

Relacja Płomieńskiego:

19 kwietnia 1929, pastel na papierze

Rzadko widywaliśmy się w Warszawie, gdzie mieszkał przez kilka miesięcy wiosennych i letnich u swojej żony, przy ulicy Brackiej, w oficynie na piątym piętrze. Tu miał swoje arcydziwaczne zbiory, swoje muzeum osobliwości, jak kolekcję lasek sławnych ludzi oraz ludzi o rzadko spotykanych nazwiskach. […] Tu była część jego książek – przeważnie księgozbiór o treści filozoficznej – jego zbiór akwafort (m.in. Brunona Schulza, autora Sklepów cynamonowych i Sanatorium pod klepsydrą, który nieraz przebywał w naszym towarzystwie w Zakopanem)20. Adam Wilczyński (rocznik 1908) – sąsiad z mieszkania numer 43 – powiedział: Adam Wilczyński: Było to w lecie 1920 r., w czasie wojny polsko-bolszewickiej. …przyjaciel mego ojca, pan Jan Czarnocki zaproponował nam przeniesienie się do mieszkania na ul. Brackiej 23. […] W trzeciej bramie […] na piątym piętrze. Mieszkanie nr 43. Po wyjściu z windy pierwsze mieszkanie na lewo. Zresztą na piętrze były tylko dwa lokale. Naprzeciw nas było mieszkanie nr 42, w którym, o ile pamięć mnie nie myli, mieszkała pani Jadwiga Unrug, którą zawsze nazywaliśmy Unrużanka. […] ale

19 R. Jarocki, Z albumu Romana Jasińskiego, Warszawa 2001, s. 117. 20 J. E. Płomieński, Wspomnienie o St. I. Witkiewiczu, [w:] Stanisław Ignacy Witkiewicz. Człowiek i twórca…, s. 183.

1–2/2019

72

(fragm.), w zbiorach Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku.

w jej mieszkaniu nie byłem. […] Agnieszka Kowalska: A Witkacy? Czy go Pan poznał? Adam Wilczyński: Nie. Widywałem go tylko na klatce schodowej. Na schodach. Zapamiętałem jego solidną posturę. Ale to było raczej przelotne widzenie. Byłem zbyt młody, nie zdawałem sobie sprawy kim jest, a i on jeszcze w Warszawie nie był tak sławny, jak w Zakopanem. Panią Jadwigę lepiej sobie przypominam. […] Wyprowadziliśmy się w lecie 1929 r.21 Po pp. Wilczyńskich w mieszkaniu nr 43 mieli zamieszkiwać lokatorzy o obco brzmiącym nazwisku, najprawdopodobniej Francuzi22. Być może, jeśli

21 A. Kowalska, Wiedziałem, że to dziwak. Rozmowa z Haliną i Adamem Wilczyńskimi, „Gazeta Wyborcza”, dodatek „Gazeta Stołeczna”, 2 marca 2001 r. 22 Informacja przekazana przez Dorotę Sawilską­-Rautenstrauch.

Fajka bez zaciągania


istotnie była to jakaś francuska para, małżeństwo lub rodzina, mogli być (choć nie musieli) atrakcyjnymi towarzysko sąsiadami dla Witkiewiczów, zwłaszcza dla Jadwigi – mieszkającej na Brackiej na stałe i znającej język francuski. Czy istnieją jakieś wzmianki w korespondencji Witkacego i Jadwigi, mogące mieć związek z tymi osobami? Jak sam Witkacy postrzegał swoje warszawskie lokum, możemy wnosić z żartobliwego zakończenia Appendixu do Niemytych dusz: „Żegnam was, jak Kiepura: «Do widzenia, kotki» – tylko nie z dachu auta, a ze skromnego pokoiku na Brackiej 23 m. 42 […]”23. 27,92 m2 to nie taki znowu mały pokoik… Czy mieszkając na Brackiej, Witkacy nosił w sobie jakiś wewnętrzny obraz (fotografię pamięci) tego miejsca? Zastanawiające jest użycie bardzo podobnego motywu architektonicznego w tle dwóch rysunków, których powstanie dzieli trzy i pół roku (il. 23 i 24). Narysowane w prawym skraju obu prac budynki przypominają w jakiś sposób widok, jaki ukazuje się oczom przechodzącego przez dawną drugą bramę na podwórko przed dawną trzecią bramą na Brackiej (il. 25). Charakterystycznymi elementami są tu m.in.: przejście bramne, nanizane jak pod sznurek piony okien, „przypora” w postaci ślepej ściany oficyny kamienicy Widok 10 i żelazne ogrodzenie z motywem przekątniowych szprosów. Co ciekawe, w obu rysunkach występują charakterystyczne dla odtworzeń z pamięci błędy: pewne detale się zgadzają, pewne nie. Na rysunku z 1929 r. jest (prawidłowo) 5 pięter, ale (nieprawidłowo) brama jest wysokości dwóch kondygnacji i na lewo od niej występuje nieistniejąca w rzeczywistości oś

Il. 24. S. I. Wit-

Il. 25a. Widok

kiewicz, Bajka II,

z dzisiejszej pierw-

grudzień 1932,

szej bramy (dawnej

lawowany rysu-

drugiej) na oficynę,

nek tuszem na

w której znajdowa-

papierze (fragm.),

ło się mieszkanie

w zbiorach Mu-

Witkiewiczów oraz

zeum Górnoślą-

ślepą ścianę oficy-

skiego w Bytomiu.

ny kamienicy przy

Fot. W. Szołtys.

ul. Widok 10. Złożenie 3 fotografii. Stan na 9 kwietnia

23 S. I. Witkiewicz, Niemyte dusze, [w:] tegoż, Dzieła zebrane, [t. 12:] Narkotyki…, dz. cyt., s. 316.

Fajka bez zaciągania

2019. Fot. i oprac. M. Wróblewski.

73

1–2/2019


Wszystko, co ocalało, okienna, także przypora ma okna, choć mieć nie powinna. Warto zauważyć, że pierwsza brama Brackiej 23, patrząc od podwórka, rzeczywiście sprawiała wrażenie dwukondygnacyjnej (por. il. 2). Natomiast na rysunku z 1932 r. (prawidłowo) jednokondygnacyjna brama została usytuowana w pierwszej skrajnej lewej osi, nie zgadza się natomiast liczba pięter (są tylko cztery), a między budynek a przyporę wciska się jeszcze rodzaj wieży z jedną osią okien. Co jeszcze ciekawsze, na obu rysunkach zastanawiają ostatnie kondygnacje. W pracy z 1929 r. kilka kubików z oknami zdaje się zapadać do wnętrza budynku pękającego na wysokości gzymsu nad czwartym piętrem, a na rysunku z 1932 r. ostatnia kondygnacja została przedstawiona w postaci trzech narośli przypominających skały-grzyby – obie te metamorfozy zdają się antycypować przyszłą zagładę mieszkania. Finał 4 września 1939 r. Jadwiga ewakuuje się z Warszawy autobusem wraz z innymi pracownikami GUS-u. Witkacy odmawia wspólnego wyjazdu. 5 września opuszcza mieszkanie na zawsze – rozpoczynając z Czesławą Oknińską-Korzeniowską tułaczkę na wschód, która zakończy się 18 września jego samobójstwem. Tymczasem w Warszawie, w wyniku bombardowania dochodzi do pożaru kamienicy, w którym doszczętnie płonie piąte piętro oficyny. W końcu 1939 lub na początku 1940 r. Jadwiga wraca do Warszawy, ogląda wypalone mieszkanie i odbiera ocalałe rzeczy pozostawione u krawca Edwarda Błońskiego – sąsiada z parteru kamienicy:

1–2/2019

74

przewoziłam z miejsca na miejsce, zmieniając często

Pokazywali mi oni pocztówkę poleconą wysłaną przez Stasia z wędrówki, polecającą ich opiece walizy z rękopisami stojące w jego pokoju. Kartka ta nadeszła po ukończeniu działań wojennych, kiedy z rękopisów już nie było śladu – pozostały tylko mosiężne okucia od dużego kufra24.

mieszkanie

Wykonane jeszcze z dużej wysokości (w obawie przed polską obroną przeciwlotniczą) ortogonalne niemieckie zdjęcie lotnicze z 24 września 1939 r., nie pozwala na odczytanie zbyt wielu szczegółów, ale stykająca się z oficyną, w której było mieszkanie Jadwigi, oficyna kamienicy Widok 10 jest już bez dachu25. Dramat zniszczenia mieszkania i, co najgorsze – znajdujących się w nim rękopisów, rysunków, albumów osobliwości i części księgozbioru Witkacego – rozgrywa się niemal równolegle z ostatnim aktem życia ich twórcy, kiedy w odległych Jeziorach „kruchy kształt pamięci topi się jak wosk”26. Dzięki uprzejmości Ryszarda Mączewskiego, prowadzącego stronę www.warszawa1939.pl, uzyskałem skany niemieckich fotografii lotniczych wykonanych 29 września 1939 r. (il. 26a – z kolekcji Roberta

24 J. Witkiewiczowa, Wspomnienia o S. I. Witkiewiczu, [w:] S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 22:] Listy do żony (1936–1939), przyg. do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2012, s. 570. 25 Gondowicz nadmienia w filmie, że pożar wybuchł 12 września, por. przyp. 5. 26 C. Miłosz, St. Ign. Witkiewicz, [w:] tegoż, Ocalenie, Warszawa 1945.

Fajka bez zaciągania


il. 25b. Widok z dzisiejszej pierwszej bramy (dawnej drugiej) na oficynę, w której znajdowało się mieszkanie Witkiewiczów. Zwraca uwagę ażurowe ogrodzenie z motywem przekątniowych szprosów (por. il. 24).

il. 25c. W skrócie perspektywicznym półeliptyczny narys partii elewacji z trójokiennymi salonami może przypominać obłe formy „grzybów” z il. 24.

Marcinkowskiego) i 5 października 1939. Widoczne są na nich uszkodzenia kamienicy przy Brackiej 23. Wyraźniejsza jest fotografia z 29 września – dzień po kapitulacji Warszawy – przedstawiająca pozostałości mieszkania Witkiewiczów po zniszczeniu dachów i ostatniej kondygnacji w wyniku pożaru spowodowanego bombardowaniem. Widać sterczące kominy po obu stronach łazienki i biegnącą po łuku ścianę zewnętrzną pokoju-pracowni Witkacego po wschodniej stronie mieszkania. Pokój Jadwigi został zrujnowany chyba w jeszcze większym stopniu (może tam właśnie trafiła bomba lub pocisk artyleryjski?) – gdyby mury zachowały się do gzymsu, to pokój Witkacego nie byłby w takim stopniu widoczny. Z drugiej, zachodniej, strony mieszkania, można zauważyć m.in. ciemny otwór po drzwiach pierwotnie łączących pokoje (il. 26c). Na zdjęciu 26c na fioletowo oznaczyłem południową ścianę szczytową oficyny, na żółto stan zachowania koron murów, w tym, po prawej stronie, charakterystyczny – łukowy – obrys wschodniej (okiennej) ściany pokoju-pracowni, na niebiesko widoczny w tej ścianie jeden (północny) z trzech otworów okiennych, na zielono drzwi między dwoma zachodnimi pokojami (mniejszy prostokąt) i prawdopodobnie drzwi wejściowe (większy prostokąt), na czerwono strop nad klatką schodową, który, jak się wydaje ocalał, na pomarańczowo komin nad piecem w pokoju Witkacego, na biało – prawdopodobnie częściowo widoczny piec. Wiosną 1940 r. nastąpiła odbudowa kamienicy po wrześniowych zniszczeniach. Jadwiga relacjonuje swoje dalsze losy: „Wszystko, co ocalało, przewoziłam z miejsca na miejsce, zmieniając często mieszkanie, aż wreszcie osiadłam – jak mi się zdawało na dłużej – w mieszkaniu mojej dawnej znajomej na Grójeckiej 40 w 1942 roku”27.

27 J. Witkiewiczowa, Wspomnienia…, dz. cyt., s. 570.

Fajka bez zaciągania

75

1–2/2019


Dlaczego Jadwiga po powrocie z powrześniowej wędrówki oddała (co prawda zniszczone, ale następnie odbudowane) mieszkanie „bez walki” – przecież nie straciła do niego praw (potwierdzonych 10 lat wcześniej w wygranym, bądź częściowo wygranym, procesie). Może przyczyny były prozaiczne, np. odbudowa jeszcze się nie zaczęła, trzeba było szukać choćby tymczasowego lokum, być może za cenę rezygnacji z praw do dawnego mieszkania, albo właśnie już była w toku, a Jadwiga „spóźniła się” i dotarła na Bracką, kiedy już były powzięte jakieś ustalenia inwestycyjne, których nie chciała albo nie mogła zaakceptować? Wówczas rozpoczyna swoją peregrynację. Zakończy się ona dopiero 23 lata później uzyskaniem za protekcją ministra Włodzimierza Sokorskiego kawalerki przy ul. Kruczej 46 – 200 metrów od dawnego mieszkania na Brackiej. Zresztą miejsce po budynku frontowym i stanowiącą dla niego tło, południową ścianę Domu Braci Jabłkowskich – mogła oglądać z balkonu swojej kawalerki, a – jak wiadomo z relacji Haliny Leszczyńskiej28 – była z tego balkonu dumna i lubiła na nim przesiadywać. Kolejna fotografia ukazująca oficynę Brackiej 23 pochodzi z lipca 1944 r. i widać na niej całkowicie odbudowane górne kondygnacje (il. 27). Za chwilę wybuchnie powstanie warszawskie, podczas którego substancja architektoniczna oficyny (w przeciwieństwie do budynku frontowego) specjalnie nie ucierpi.

Il. 26a. Fragm. niemieckiego zdjęcia lotniczego z 29 września 1939. W centrum kadru widoczna wypalona ostatnia kondygnacja oficyny z mieszkaniem Witkiewiczów. Po prawej charakterystyczna kamienica Widok 8. Zdjęcie z kolekcji Roberta Marcinkowskiego.

Il. 26b. Detal il. 26a.

Il. 26c. Analiza elementów widocznych na tej fotografii, opis

Nowe Życie na Wielką Skalę

oznaczeń w tekście głównym.

Czy historia Jadwigi i Witkacego na Brackiej to rozdział zamknięty bezpowrotnie? Autentyzm tego miejsca, mimo zniszczeń wojennych i późniejszych przebudów, stanowi wartość, domaga się symbolicznego powrotu domowników. Ziściłoby się to poprzez zagospodarowanie mieszkania na cele naukowe, artystyczne i upamiętniające. Stanowi

Oprac. M. Wróblewski.

28 J. Siedlecka, Mahatma Witkac, Warszawa 1992, s. 145.

1–2/2019

76

Fajka bez zaciągania


Il. 27. Fragm. niemieckiego zdjęcia lotniczego z lipca 1944. W prawym górnym rogu widoczne okna dawnego pokoju-pracowni Witkacego (zaznaczone strzałką). Źródło: M. Barański, A. Sołtan, Warszawa. Ostatnie spojrzenie. Niemieckie fotografie lotnicze sprzed sierpnia 1944, Warszawa 2004, il. 12.

ono naturalną lokalizacją dla siedziby Instytutu Witkacego bądź muzeum jego imienia. Jest jeszcze wiele źródeł do pełniejszego przeanalizowania: ocean korespondencji, Kwestionariusz dotyczący rejestracji szkód wojennych29, może wypłyną jakieś nieznane fotografie, dokumenty, relacje? Temat zarówno w warstwie badawczej, jak i scenariuszy na przyszłość pozostaje otwarty.

Michał Wróblewski In search of the lost address. Witkacy at Bracka Street The article presents the results of the research regarding the history of Jadwiga Witkiewiczowa’s flat at 23 Bracka street in Warsaw. It was also the address of Stanisław Ignacy Witkiewicz’s residence and art studio during his stays in the capital city of Poland. The article attempts to reconstruct the functional and

Dziękuję Katarzynie Zajączkowskiej-Deryło i Dorocie Sawilskiej-Rautenstrauch z Zarządu Wspólnoty Mieszkaniowej Bracka 23 w Warszawie za udzielone informacje i umożliwienie prowadzenia badań in situ oraz Katarzynie Smoladze, administrującej zreprywatyzowanymi lokalami w kamienicy, za udostępnienie kluczy do dawnego mieszkania Witkiewiczów.

spatial layout of the apartment. To obtain this result, Wróblewski juxtaposes past and contemporary photos of various rooms and spaces in the flat. The article also takes into account a number of records where the apartment is mentioned. In conclusion, Wróblewski stresses the uniqueness of the apartment and argues that the place could be a fantastic location for a future Museum of Stanisław Ignacy Witkiewicz. Key words: Witkacy’s biography, Warsaw, 23 Bracka street, Jadwiga Witkiewiczowa, Museum of Stanisław

29 Zob. przyp. 5.

Ignacy Witkiewicz.

Fajka bez zaciągania

77

1–2/2019


Rafał Demkowicz-Dobrzański

Witkacy i fizyka Z

anim zaczniesz1 czytać ten tekst, Drogi Czytelniku, odpowiedz sobie najpierw na pytanie: jakie skojarzenia wzbudza u Ciebie słowo „Witkacy”. Zakładam, że z dużym prawdopodobieństwem szereg następujących w Twoim umyśle skojarzeń jest następujący: dramaturg (zazwyczaj pierwszy do głowy przychodzi dramat Szewcy, bo to było w szkole), Czysta Forma (to też było w szkole, i coś o sztuce, ale o co naprawdę chodzi…), narkoman, erotoman (tu jakieś ciekawsze smaczki poznane skądinąd), portrecista (pewnie gdzieś tam się widziało charakterystyczny styl i podpisy na obrazach mówiące o substancjach odurzających zażytych na potrzeby wykonania danego portretu) i na końcu może powieściopisarz (jak ktoś więcej czyta i przeczytał Pożegnanie jesieni albo Nienasycenie, ewentualnie natknął się na film). To wszystko dobre skojarzenia, jednak ten obraz Witkacego – Stanisława Ignacego Witkiewicza (1885–1939) jest niepełny, gdyż Witkacy był również, a może przede wszystkim, filozofem oraz

1 Artykuł ukazał się w marcowym numerze popularnonaukowego miesięcznika dla młodzieży „Delta” (2019). Konwencje edytorskie dostosowano do standardów „Witkacego!”. Serdecznie dziękujemy Redakcji pisma „Delta” za zgodę na przedruk.

1–2/2019

78

pasjonatem nauki, ze szczególnym uwzględnieniem fizyki i matematyki. W późniejszym okresie swojego życia (lata 30. XX w.), gdy wypełniał ankiety, w których należało uzupełnić rubrykę „zawód”, wpisywał: filozof. Podkreślał też, że gdyby nie jego dokonania na polu filozofii, uważałby całe swoje życie za kompletnie bezwartościowe. Najważniejszym dziełem filozoficznym Witkacego jest traktat Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie Istnienia, w którym formułuje swój filozoficzny pogląd i gdzie stara się wyjść poza prześladujący filozofię odwieczny spór pomiędzy tzw. realizmem (gdzie jedyną rzeczywistością jest materia martwa opisywana np. przez prawa fizyki) i idealizmem (gdzie jedyną rzeczywistością są wrażenia bezpośrednie jednostki). Istotę problemu sformułował już w swoim młodzieńczym eseju filozoficznym O dualizmie (napisanym w 1902 r. – kiedy miał 17 lat!), którego fragmenty przytaczamy poniżej: Od czasu, kiedy nowożytna filozofia weszła pod przewodnictwem Descartes’a na nową drogę, ciągnie się sprawa dualizmu psychofizycznego aż do czasów najnowszych. […] Tu jest właśnie miejsce, jakby rafa podwodna zamykająca wejście do spokojnych wód

Nieporozumienia wykluczone


filozofia powinna sformułować spójną wszechpoznania, na której od początku wieków rozbijają się ciężkie okręty logicznych systematów i lekkie łódeczki myślowej intuicji. Miejsce to trudno dokładnie oznaczyć. Jest to ten włosek graniczny oddzielający podmiot od przedmiotu, ducha od materii, poznawane od poznającego […].

2 S. I. Witkiewicz, O idealizmie i realizmie. „Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie Istnienia” i inne prace filozoficzne, zebrał, oprac. i przypisami opatrzył B. Michalski, Warszawa 1977, s. 13–15.

larnym, ale również na poziomie zaawansowanym. Miał też szeroką wiedzę matematyczną – zwłaszcza z rozwijanych w tym czasie teorii mnogości i logiki, będących podstawą prób formalizacji całej matematyki, kulminacją czego było wielotomowe dzieło Principia Mathematica Bertranda Russella i Alfreda Whiteheada. Jeśli chodzi o samą logikę, Witkacy był krytyczny w stosunku do neopozytywistycznych nurtów w filozofii rozwijanych przez grupę filozofów skupionych wokół tzw. Koła Wiedeńskiego. Główną tezą głoszoną przez to środowisko było to, że wszelkie problemy filozoficzne wynikają z niewłaściwego użycia języka i że celem filozofii jest stworzenie języka formalnego opartego o ścisłe podstawy matematyczno-logiczne. Dzięki temu możliwe będzie uprawianie filozofii bez popadania w pozorne sprzeczności, które wynikają z używania języka potocznego do celów nieodpowiednich dla niego. Witkacy uważał, że fundamentalnych problemów filozoficznych, takich jak relacja duch vs. materia, czy – mówiąc współcześnie – świadomość vs. opis fizykalny świata, nie da się zamieść pod dywan, używając formalnych sztuczek logicznych. Uważał, że filozofia powinna sformułować spójną podstawę pojęciową opisu świata (jak mówił Witkacy: ogólną ontologię), w ramach której będzie możliwe rozwijanie nauk przyrodniczych, takich jak fizyka, z pełnym zrozumieniem miejsca formułowanych przez nie praw w ramach całościowego obrazu świata. Podążając w tym kierunku, Witkacy opu-

Nieporozumienia wykluczone

79

Kierunek analityczny, empiryczno-logiczny chce podmiot określić tym, co jest na zewnątrz niego, jest to poznanie odśrodkowe. Tu należą wszystkie systemy materialistyczne. Drugi kierunek bierze za punkt wyjścia „ja” świadome, jako jedyną rzecz daną bezpośrednio i wszystko, co jest na zewnątrz, warunkuje poznająca istota. […] W obu wypadkach jest słuszność. Jest to rzecz ciekawa, że jeżeli jakaś prawda dotyczy i nas, i otaczającego nas świata, jest ona dwoistą zależnie od punktu widzenia, z jakiego się dane zjawisko obserwuje. […] Pochodzi to stąd, że układ nasz, z którego żadną miarą wyjść nie możemy, rozbity jest na podmiot i przedmiot, których rzeczywistego stosunku nigdy nie wyjaśnimy, ponieważ nie jesteśmy obojętnymi spektatorami zjawisk, ale jedną ze stron działających2. Z punktu widzenia fizyka najbardziej fascynujące jest to, jak dużo Witkacy wiedział na temat współczesnej sobie fizyki i to nie tylko na poziomie popu-

podstawę

pojęciową

opisu świata

1–2/2019


blikował wiele esejów filozoficznych, w których szczegółowo rozwijał swój pogląd w zestawieniu z najnowszymi osiągnięciami fizyki, tj. teorią względności czy mechaniką kwantową (z których większość można znaleźć w: „Nauki ścisłe a filozofia” i inne pisma filozoficzne (1933–1939). Celem tego artykułu jest przybliżenie toku rozumowania Witkacego i rozłożenie tego rozumowania na czynniki pierwsze. Zacznijmy od tego, co Witkacy nazywa poglądem psychologistycznym na świat (tzw. poglądem P). W ramach poglądu P cały świat sprowadza się do naszych wrażeń (jakości), tj. ciepło, dotyk, kolor, zapach, jasność… i ich następstw czasowych. Przedmiot, tj. np. pudełko, będzie kompleksem wrażeń aktualnych i potencjalnych i tylko tym, niczym więcej!:

1–2/2019

80

Pogląd psychologistyczny (P) i pogląd fizykalny (F).

[…] to, co nazywam np. pudełkiem, jest tylko pewnym kompleksem jakości wzrokowych, ewentualnie dotykowych, na mocy doznania którego wiem […] (co jest również następstwem jakości, czuć dotykowych i muskularnych), że […] doznam innych jakości. Oczekuję tego pod pewnymi warunkami, a oczekiwanie, jak również warunek, jest również tylko trwaniem pewnych jakości (wyobrażeń, które składają się z różnie ułożonych wspomnień elementarnych i czuć muskularnych, jako też czuć organów wewnętrznych)3.

3 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 15:] „Nauki ścisłe a filozofia” i inne pisma filozoficzne (1933–1939), oprac. M. Dombrowski, M. Bizior-Dombrowska, Warszawa 2014, s. 20–21.

Nieporozumienia wykluczone


Nie ma w przestrzeni nic prócz […] przedmiotów Następnie Witkacy formułuje pogląd fizykalny (pogląd F). Pogląd F powstaje przez wyróżnienie spośród naszych wrażeń pewnego podzbioru wrażeń związanych z przestrzennością przedmiotów (to ważne! do tej konstrukcji wybieramy bardzo ograniczony zbiór naszych wrażeń, nie używamy wrażeń dźwiękowych, koloru, ciepła, a jedynie przestrzenności, które abstrahujemy z dotyku i wrażeń wzrokowych – ale nie barwnych!). Następnie na podstawie tych wrażeń i ich zmienności konstruowane są tzw. „niesprowadzałki”, czyli elementarne „rozciągłości w ruchu”, z których następnie budowane są pojęcia fizyczne, tj. pola, fale, cząstki… W ramach poglądu F cały świat jest pewną konfiguracją czasowo-przestrzenną „niesprowadzałek”:

fizykalnych

Witkacy uważa, że powyższa konstrukcja jest pewnego rodzaju błędnym kołem, gdzie, startując z wrażeń bezpośrednio danych, próbujemy ostatecznie te wrażenia usunąć z naszego opisu w ramach abstrakcji, która tak naprawdę jest pewną formą ich przetworzenia: Pewne związki jakości, z których zostały stwo­ rzone pojęcia fizyczne, […] mają służyć do wytłomaczenia jakości w ogóle jako takiej: drgania hipotetycznych czy realnych rozciągłości […] mają nam tłomaczyć […] bezpośrednio dane wrażenia ciepła czy koloru. […] Jeśli mowa jest choćby o jednej jakości, wydaje się już absolutną niemożliwością wszelka realna sprowadzalność jej do fizykalnego obrazu rozciągłości w ruchu, ponieważ to ostatnie pojęcie implikuje już pojęcie zmiennego kompleksu jakości. […] nie jest to żadna „niedokładność naszego umysłu”, tylko niemożliwość absolutna, czego nie mogą zrozumieć niektóre zakute empiryczne łby6.

Nie ma w przestrzeni nic prócz […] przedmiotów fizykalnych […] tzn. atomów, elektronów, paczek fal, pól i tym podobnych, a więc, ogólnie rzecz biorąc, jakichś martwych rozciągłości w ruchu i tzw. „sił” pomiędzy nimi działających […]4. Zauważmy, że w ramach poglądu F tłumaczymy następnie nasze wszystkie wrażenia, np. kolor, ciepło itp. poprzez ruchy tychże „niesprowadzałek” (np. dźwięk jako drgania cząsteczek powietrza): Ze zmiennego świata bezpośrednio danych jakości wyjmuje się pewne z nich (formalne przestrzenne = jakości kształtu) i przez nie stara się „wyrazić” jakości, które je wypełniają (kolory

np.) lub inne, dodając do pojęcia tych przestrzennych jakości jeszcze pojęcie ruchu […]5.

Głównym zarzutem Witkacego wobec poglądu F jest to, że nie wprowadza on do swojego opisu jawnie pojęcia obserwatora i tu właśnie dochodzimy do głównej linii rozumowania Witkacego bezpo-

4 Tamże, s. 227.

5 Tamże, s. 31. 6 Tamże, s. 29–31.

Nieporozumienia wykluczone

81

1–2/2019


Witkacy nie stanąłby po stronie Alberta średnio związanej z fizyką. Witkacy podkreśla, że nawet jeśli ktoś nie przyjmuje powyższej krytyki na podstawie argumentów filozoficznych, to sama współczesna fizyka pokazuje nieadekwatność czystego poglądu F w opisie świata – a chodzi właśnie o rolę obserwatora w formułowaniu praw fizyki. Witkacy zaczyna od skomentowania teorii New­ tona jako teorii, w której po raz pierwszy pojawia się pojęcie układu odniesienia (prędkość, która np. w teorii Arystotelesa była pojęciem absolutnym, staje się pojęciem zależnym od obserwatora), ale fakt arbitralnego wyróżnienia klasy układów inercjalnych oraz absolutność przestrzeni i czasu powodują, że rola obserwatora w tej teorii jest znikoma: […] w systemie Newtona […] nie ma fizyki bez obserwatora-operatora i bez mierzenia; ale nie ma też i wielości obserwatorów, jest jeden jedyny teoretyczny, którego ta jedyność sama jakby eliminuje: rozpływa się on w całości Wszechświata, jak jakieś panteistyczne bóstwo […]7. Wzrost roli obserwatora w opisie fizycznym widać wyraźnie, gdy przechodzimy do teorii względności, a zwłaszcza do ogólnej teorii względności, gdzie do sformułowania teorii nie jest konieczne arbitralne wyróżnienie klasy układów inercjalnych, a ponadto zarówno czas, jak i przestrzeń stają się pojęciami zależnymi od obserwatora: Podczas gdy u Newtona […] byłby właściwie tylko jeden układ odniesienia istotny, a reszta

7 Tamże, s. 263.

Einsteina

byłaby istniała tylko w stosunku do niego […] w teorii względności dostajemy ich wielość. […] obserwator wszedł w same równania fizyki, zapoczątkowując tym wejściem uoperacyjnienie pojęć zasadniczych8.

Kulminacją uświadomienia sobie roli obserwatora w opisie świata jest dla Witkacego fizyka kwantowa. Fizyka kwantowa jest teorią, która do dziś wzbudza najwięcej kontrowersji filozoficznych w związku ze swoimi licznymi interpretacjami, dotyczącymi głównie kwestii tzw. realności funkcji falowej. Zauważmy, że nawet w ramach teorii względności, mimo że różni obserwatorzy przypisują różne wartości liczbowe takim pojęciom fizycznym jak masa, czas, odległość itp., sam zestaw pojęć fizycznych dotyczących danego obiektu fizycznego, którym wszyscy są w stanie przyporządkować dobrze określoną wartość liczbową, jest stały. W fizyce kwantowej jest inaczej. Nie możemy jednocześnie przypisać dobrze określonych wartości liczbowych wszystkim wielkościom fizycznym odnoszącym się do danego układu. Wybierając sposób mierzenia układów fizycznych, my dopiero określamy, jakim wielkościom fizycznym będzie w ogóle można sensownie przyporządkować jakieś określone wartości liczbowe. Widzimy, że tutaj rola obserwatora jest jakościowo inna niż we wszystkich wcześniejszych teoriach fizycznych. Witkacy z nieukrywaną satysfakcją stwierdza:

8 Tamże, s. 260.

1–2/2019

82

Nieporozumienia wykluczone


Jeszcze jaskrawiej występuje problem obserwatora i operatora w mikrofizyce w związku z eksplicytnym wymaganiem brania pod uwagę tylko tego, co obserwowalne. […] obserwator nie tylko wślizgnął się tu […], on po prostu rozsiadł się w odnośnych równaniach jak w fotelach […]9. Musi on być przyjęty, jako stały zanawiasowy element konieczny poglądu fizykalnego, który przez to traci swój charakter pseudoobiektywności absolutnej […] Wróg czystego fizykalizmu, którego pozorne niegdyś pokonanie było złudnym tryumfem materializmu, znajduje się już wewnątrz fortecy10. Widzimy, że tym samym w sporze o interpretacje fizyki kwantowej Witkacy nie stanąłby po stronie Alberta Einsteina ani innych fizyków (na przykład Davida Bohma) próbujących, przez np. teorie parametrów ukrytych, powrócić do znanego z mechaniki klasycznej opisu świata jako czystego poglądu F niezakłóconego niewygodnym faktem, że ktoś ten świat jednak obserwuje. Na koniec warto podkreślić, że krytyka poglądu F ze strony Witkacego nie jest krytyką samej fizyki, a jedynie jej zbyt uproszczonej interpretacji, o czym świadczy poniższy cytat:

ry chciał być kiedyś teoretycznym fizykiem, studiował matematykę i dotąd jest pełen najwyższego uwielbienia dla tych nauk i dla nauki w ogóle11. I jak tu nie lubić Witkacego?

11 Tamże, s. 40 (przyp. autorski), 43.

Rafał Demkowicz-Dobrzański Witkacy and physics The article discusses typical associations that teenagers have in connection with the person and work of Stanisław Ignacy Witkiewicz. What deserves to be more popularised is Witkacy’s interest in mathematics and physics, crucial for the development of his philosophy, a sphere of activity he considered

[…] mimo zmienności poglądów fizyki, „leżę przed nią na brzuchu” jako przed taką, ale czemu to ma implikować pogardę dla filozofii […] i to, zwracam uwagę, pisze człowiek, któ-

the most important. The argument is illustrated with quotes from Witkiewicz’s youthful essay on dualism, from his Hauptwerk, and from the texts contained in the volume „Nauki ścisłe a filozofia” i inne pisma filozoficzne (1933–1939) [“Science and philosophy” and other philosophical writings (1933–1939)]. The text is

9 Tamże, s. 264, 266. 10 Tamże, s. 262.

Nieporozumienia wykluczone

a reprint from the popular science monthly Delta. Key words: philosophy, mathematics, physics.

83

1–2/2019


Anna Kowalska

„Książka w czytaniu wręcz rozkoszna”1. Cz. 2 Tworzenie wizerunku w oczach czytelnika – autokreacja1

T

eatralne zachowania Stanisława Ignacego Witkiewicza były raczej przejawem jego pomysłowej i energicznej natury niż wyłącznie chęci szokowania otoczenia2. Tak czy inaczej, aktor potrzebuje publiczności, artysta – odbiorcy, twórca własnego wizerunku – świadków, przed którymi dokonuje autoprezentacji. W Narkotykach Witkacy korzysta z okazji, aby wystąpić we „własnej” osobie i przedstawia się czytelnikowi w różny sposób oraz w wielu wcieleniach. Wśród ról, które odgrywa Witkiewicz, najczęściej pojawia się autoironista. Nieustannie zaznacza, że ma duży dystans do siebie i do rangi twórcy. O sztuce mówi bez patosu, a pisząc słowo „artysta”,

1 Niniejszy artykuł powstał na podstawie obronionej w 2018 r. pracy licencjackiej pt. „Książka w czytaniu wręcz rozkoszna”. O konstrukcji i recepcji „Narkotyków” S. I. Witkiewicza napisanej pod kierunkiem dr. hab. Andrzeja Franaszka na Uniwersytecie Pedagogicznym im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. 2 A. Z. Makowiecki, Młodopolski portret artysty, Warszawa 1971, s. 165 – cyt. za: tenże, Trzy legendy literackie: Przybyszewski, Witkacy, Gałczyński, Warszawa 1980, s. 90.

1–2/2019

84

niejednokrotnie się „wzdryga”, co wyraża za pomocą onomatopei ujętej w nawias. Autoironiczne jest również pobłażliwe nazywanie Narkotyków „dziełkiem” i mówienie o zbyteczności niektórych rozdziałów Appendixu. Zdziwienie zaś mogą budzić lekceważące słowa o dyscyplinach, którymi zajmował się przez całe życie: „Ale dość o tym – nudne to jak cholera – ani sztuką, ani teorią nie myślę się więcej zajmować”3. Zwróćmy jednak uwagę na to, jak Witkacy przedstawia się czytelnikowi. Już na początku pisze: Obecnie jestem stosunkowo pogodnym osobnikiem lat średnich, który o żadnych „wyczynach” w wielkim stylu już nie marzy i pragnie jako tako skończyć to życie, którego dotąd przynajmniej mimo klęsk i niepowodzeń nie żałuje. Co będzie, to będzie. Zaznaczyć tylko muszę, że „dziełko” niniejsze będzie nosić charakter wysoce osobisty, a więc niejako pośmiertny4. Ta prezentacja ma wyraźnie familiarny charakter. Autor nie będzie przemawiał do nas z piedestału ani mówił o sobie w samych superlatywach,

3 S. I. Witkiewicz, Nikotyna – Alkohol – Kokaina – Peyotl – Morfina – Eter + Appendix + Niemyte dusze, oprac. A. Micińska, posł. J. Degler, Warszawa 2016, s. 49. 4 Tamże, s. 8.

Fajka bez zaciągania


Tak, od jutra, od jutra – trudno. Ale zobaczymy, czy właśnie od jutra nie stanie się to prawdą i czy ja, Wielki Mistrz Czasowego NP, nie pokażę wam wyższej marki i czy nie przestanę od jutra palić na zawsze5.

co mogło wcale nie być takie oczywiste dla jemu współczesnych. Krążyła przecież opinia o Witkacym-megalomanie – bezkompromisowym teoretyku i artyście, który nieraz za drobną krytykę lub podejrzany gest swojego rozmówcy był w stanie z miejsca się obrazić. Wiadomo, że podobne sytuacje rzeczywiście się zdarzały. Przyjaciele wspominali Witkiewicza jako bardzo wrażliwego człowieka, którego łatwo było urazić. W Narkotykach próbuje on w pewien sposób oswoić czytelnika z własną postacią. Odbywa się to przez bezpośredni czy wręcz poufały ton oraz częste autoironiczne komentarze. Witkacy nie waha się także otwarcie zaprzeczać jakimkolwiek skłonnościom do megalomanii, choć – o czym poniżej – wypowiada też niekiedy słowa, które uznać by można za jej przejaw. Niemniej dygresje dotyczące swojej osoby utrzymuje zwykle w żartobliwym tonie. W taki sposób gani np. swoją niekonsekwencję w odzwyczajaniu się od tytoniu: Teraz opowiem wam po kolei przeżycia tego, który palić przestał z dnia na dzień, ale niestety dopiero od jutra – bo te słowa piszę z parszywą „kumetą” w plugawym pysku, zatruty zupełnie, z trudem utrzymujący się przy tak stosunkowo łatwej pracy, jak pisanie tego „dziełka”, które tym niemniej powinno być przez każdego przeczytane i na wszystkie języki przetłumaczone.

Fajka bez zaciągania

Żyletka.

„Wielki Mistrz Czasowego NP” – nadanie sobie takiego tytułu jest chyba kwintesencją autoironii i nietypowego moralizatorstwa. W tej odsłonie Witkacy jest niedoskonały, słaby i bliski swoim czytelnikom. Z drugiej jednak strony możemy odebrać pisarza jako człowieka przewrażliwionego na własnym punkcie. A wszystko to z powodu ciągłego przypominania o istnieniu niepochlebnych plotek oraz złośliwych recenzji. Witkiewicz stwarza w Narkotykach obraz świata, w którym prawie wszystko i wszyscy są przeciwko niemu. Przekonany o krzywdzie, jaka go spotkała, pisze: Czymże to jest wobec potwornych plotek, które o mnie krążą. Pod tym względem w naszym już i tak wyjątkowo plotkarskim i lubiącym bawić się oszczerstwami społeczeństwie spotkało mnie zdaje się wyróżnienie. […] mam wrażenie, że doborem bzdur i kłamstw, jakie o mnie mówiono i mówi się jeszcze, nie każdy przeciętnie znany u nas człowiek poszczycić się może6. Jestem prawie pewny, że w pewnych kołach durniów i draniów książka ta będzie przyczyną jeszcze gorszego psucia mojej i tak już przez wymienione P. T. czynniki popsutej opinii. Trudno. Przeciw zorganizowanej głupocie i świństwu jeden człowiek walczyć nie może7. W komentowaniu tych sytuacji autor nie zawsze potrafi zachować dystans, o czym świadczą obraźliwe określenia. Witkacy odpłaca się tutaj pięknym

5 Tamże, s. 35–36. 6 Tamże, s. 8. 7 Tamże, s. 125.

85

1–2/2019


za nadobne. Niestety, częste powracanie do tematu plotek i doszukiwanie się we wszystkim złośliwości niektórzy mogą uznać za lekkie objawy manii prześladowczej. Prawdą jest, że zrywał on nierzadko znajomości z zupełnie błahych powodów. Na ile jednak przedstawione powyżej reakcje były autentyczne, a na ile stylizowane, można już tylko domniemywać. Oto bowiem autor był bliski czytelnikowi i jednoczył się z nim w „grzechu”, aby niebawem stwierdzić, że nie tak łatwo ulega uzależniającemu działaniu narkotyków: Zażyć na próbę może człowiek wyjątkowo odporny na nałogi (do jakich, wbrew opinii, muszę zaliczyć siebie samego), i to człowiek, któremu to coś dać może w innych wymiarach, artystycznych np. Ale próbowanie tego niebezpiecznego środka dla zabawy uważam za wielką lekkomyślność, a ludzi, którzy użyczają go niepowołanym i powiedziałbym „niegodnym” tej próby, mam za szaleńców8. Znam mechanizm ten dokładnie na sobie samym – oczywiście w miniaturze. Wiem, ile wysiłku kosztowało mnie utrzymanie się na standardzie pracy na P w okresach palenia – bo muszę przyznać sobie jedno, że nie poddałem się skutkom nikotyny9. To, że zdołał uniknąć przykrych skutków nikotyny, choć używał jej od 28 lat, zawdzięcza długim przerwom. Widać zresztą, że wszelkie ujemne procesy stara się przedstawić „w miniaturze”. Wszak jako mentor nie mógł przyznać się, że zatracił intelekt, wolę i ambicję przez tytoń! Przeciwnie, uniknął owych skutków m.in. dzięki nieprzeciętnym predyspozycjom fizycznym. Oczywiście nie można za-

8 Tamże, s. 65. 9 Tamże, s. 30.

Pędzel z włosia borsuka.

przeczyć prawdziwości tych stwierdzeń. Ważny jest natomiast dystans, jaki stwarza się w tym miejscu między autorem a czytelnikiem. Witkiewicz zajmuje teraz pozycję doświadczonego znawcy omawianej problematyki i nadzwyczaj odpornego człowieka, który na pewne rzeczy mógł sobie pozwolić jako artysta i zainteresowany psychologią eksperymentator, w dodatku nie ponosząc tragicznych skutków. Kolejne oblicze autora to Witkacy-filozof, który część dygresji poświęca swemu systemowi i czasem odwołuje się do niego: Jest w człowieku pewne nienasycenie istnieniem samym, nienasycenie pierwotne, związane z samym faktem koniecznym istnienia osobowości, które nazywam metafizycznym i które, o ile nie jest zabite nasycaniem nadmiernym uczuć życiowych, pracą, wykonywaniem władzy, twórczością itp., może być złagodzone jedynie przy pomocy narkotyków. […] Co do filozofii, możliwym jest, że ogłoszę niedługo podstawową moją pracę na ten temat10.

10 Tamże, s. 17–18.

1–2/2019

86

Fajka bez zaciągania


Częste wzmianki o zamiarze opublikowania pracy filozoficznej na pewno miały przypominać czytelnikowi, że autor jest nie tylko elokwentnym humorystą, ale także poważnym myślicielem. W tym wcieleniu niejednokrotnie formułuje postulat troski o kondycję ludzkiego rozumu oraz wskazuje zagrożenia, które stwarzają dla niego używki, ale także i inne czynniki, jak chociażby kultura popularna. Nie ma jednak przeszkód, aby w następnej chwili pisarz zamienił się w ekscentryka. Formułuje np. absurdalnie radykalne stwierdzenia, łamie stylistyczne schematy oraz epatuje ekspresją. Na uwagę zasługują tu używane w tekście epitety. Wiele sytuacji, doznań czy przedmiotów, które Witkiewicz opisuje, określa jako „bydlęce” czy „dzikie”. A do fascynacji dziwnością sam się nawet przyznaje: „Lubię czasem oglądać potworności, ale tu peyotl przewyższył wszelkie moje oczekiwania”11. Żadne tematy nie są dla autora niestosowne. Otwarcie rozprawia o fizjologii, brudzie i wszelkich wstydliwych dolegliwościach. Zadziwiające i śmieszne jednocześnie wydają się zachwyty szczotkami do mycia, żyletkami do golenia oraz obsesyjna troska o czystość. Wielość ról, w jakich występuje autor Narkotyków, daje w efekcie obraz postaci wewnętrznie sprzecznej i przywodzi na myśl Portret wielokrotny – fotografię z 1917 r., przedstawiającą w lustrzanym odbiciu sylwetkę Witkiewicza z różnych perspektyw. Lektura Narkotyków okazuje się ciekawą grą twórcy z czytelnikiem, w której ten pierwszy stale wymyka się jednoznacznym określeniom.

ką Narkotyków, przypisywali zakopiańskiemu artyście nade wszystko nastawienie moralizatorskie i społecznikowskie, które po wielu latach miało obudzić się w nim jako plon wpajanych w rodzinnym domu pozytywistycznych idei12. Ale inne zdanie na ten temat ma Grzegorz Grochowski, próbujący udowodnić, iż założenia dandyzmu miały większy niż przywykło się uważać wpływ na całą twórczość Witkacego, a w szczególności na publicystyczną broszurę13. […] dandyzm polega m.in. na deklaratywnym odwracaniu uznanych hierarchii wartości, na rewindykowaniu powierzchowności przeciwko duchowości. O ile tradycyjny pisarz, budując swój publiczny wizerunek, mógł ubolewać, że jest jeszcze nie dość „ludzki”, bezkompromisowy, altruistyczny, pożyteczny, przenikliwy, pracowity, a wciąż zbyt ograniczony, egoistyczny, płytki, bezczynny, to dandyzm odwraca tę perspektywę. Dandys jest wciąż zbyt zaangażowany i nie dość zblazowany. Więcej – to, co w optyce zdroworozsądkowej jest traktowane jako rezultat inercji i bezwładu, w retoryce dandyzmu przedstawia się jako stan upragniony i wymagający wysiłku, pracy nad sobą, samodoskonalenia14. Bez wątpienia wiele wypowiedzi Witkacego pasuje do powyższego modelu zachowania. Już na początku odwraca hierarchię, uznając – wbrew powszechnej opinii – za najniebezpieczniejsze używki nikotynę i alkohol, a nie kokainę lub morfinę. Kolejną oznaką tego zjawiska jest mania czystości, a co za tym idzie nobilitacja higienicznych rytuałów15. W Appendixie pojawia się taka oto uwaga:

Moralizator czy dandys?

11 Tamże, s. 88.

12 Zob. G. Grochowski, Tekstowe hybrydy. Literackość i jej pogranicza, Wrocław 2000, s. 162. 13 Tamże, s. 165. 14 Tamże, s. 166. 15 Temat ten podejmował szerzej W. Sztaba, O higienie duszy i ciała. Petera Altenberga „Prodromos” i Witkacego „Narkotyki” i „Niemyte dusze”, „Odra” 2014, nr 1, s. 63–69 [przyp. red.].

Fajka bez zaciągania

87

Warto zastanowić się nad tym, która z postaw autora stanowi dominantę. Wybitni witkacolodzy, m.in. Anna Micińska czy Janusz Degler, zajmując się problematy-

1–2/2019


Czytając powieści polskie, rosyjskie lub francuskie, zawsze mam ten problem na myśli: czy aby ci wszyscy ludzie są dobrze wymyci. Przeszkadza mi ta myśl w przejmowaniu się losami występujących postaci, psuje mi najpiękniejsze sceny, zaćmiewa horyzonty najwznioślejszych uczuć16. Obsesja na punkcie brudu doprowadzona jest tutaj właściwie do granicy śmieszności. Podobnie, gdy z wielką powagą rozprawia o czynności golenia: Ktoś powiedział: „Dobrze się namydlić i mieć ostrą brzytwę czy nożyk do maszynki – oto wszystko”. Otóż nieprawda: golenie się jest rzeczą stokroć zawilszą. Nie każdy człowiek obowiązany wprost do posiadania całkowitej o nim wiedzy naprawdę ją ma w wymaganym dla jego potrzeb stopniu. Obserwacja wielu znajomych i fakt ten, że po dwudziestu pięciu latach golenia się teraz dopiero doszedłem do niektórych podstawowych wiadomości, skłania mnie do poświęcenia temu trudnemu problemowi kilku stronic tego appendixu17. Swoistej gloryfikacji dostępują szczotka do kąpieli oraz maszynka do ostrzenia żyletek: Szczotki – najlepsze są dla tego celu szczotki firmy Bracia Sennebaldt […], które przez tę firmę polecane są do bielizny. Wszyscy, którym ofiarowałem szczotki te (a rozdałem już przeszło dwa tuziny dla propagandy), błogosławią mnie i tę firmę18. […] „Allegro” – t o j e s t w p r o s t c u d. […] Mogę powiedzieć (a nie jestem bynajmniej agentem firmy produkującej te maszynki), że zacząłem dosłownie nowe życie od czasu, jak używam błogosławionego „Allegro”19.

16 S. I. Witkiewicz, Nikotyna…, dz. cyt., s. 126–127. 17 Tamże, s. 134. 18 Tamże, s. 129. 19 Tamże, s. 135.

1–2/2019

Grochowski uznaje te zachowania za typowe dla postawy dandysowskiej, stwierdzając, iż „[t]echniczne credo Witkiewicza można by sformułować, parafrazując klasyczną maksymę: pamiętaj, by mówić poważnie o sprawach błahych, a lekceważąco o poważnych”20. Podniesieniu rangi higienicznych praktyk towarzyszy także umniejszenie uznanych powszechnie wartości: „Ale dość o tym – nie brnijmy w zapomniane i nikomu niepotrzebne już teorie artystyczne”21. Ten lekceważący ton można potraktować jako kolejny przejaw dandyzmu. Chodzi o zblazowanie – obojętność okazywaną swoim czynnościom. Autor Tekstowych hybryd uważa tę postawę za główny argument przemawiający za jego tezą o in­ spiracji dandysowskiej w Narkotykach. Świadczą o tym autoironiczne komentarze Witkacego, które deprecjonują tę broszurę, a nawet kwestionują jej przydatność22. Gra z regułami gatunkowymi, gra z hierarchią wartości, gra własnym wizerunkiem – to kluczowe elementy, które łączą postawę autora z dandyzmem. Ale czy rzeczywiście można uznać, że napisanie Narkotyków było tylko grą? Główny cel publikacji dzieła – cel zarobkowy – może istotnie wspierać tę tezę. Pewność zakłóca jednak to, iż mowa w broszurze o sprawach niezwykle ważnych dla Witkacego. Intelekt, uczucia metafizyczne i zagrażająca im masowa degeneracja społeczeństwa – to zasadnicze zagadnienia w filozoficznych i historiozoficznych rozmyślaniach artysty. Dlatego wielokrotnie podkreśla, jak ważna jest troska o kondycję ludzkiego umysłu: […] ci, którzy palą stale […] popełniają systematycznie duchowe samobójstwo ratami, nieznacznie, sami o tym nie wiedząc, pozbawiając

20 G. Grochowski, Tekstowe hybrydy…, dz. cyt., s. 168. 21 S. I. Witkiewicz, Nikotyna…, dz. cyt., s. 20. 22 G. Grochowski, Tekstowe hybrydy…, dz. cyt., s. 202.

88

Fajka bez zaciągania


każde przeżycie barw i blasków i niszcząc rzecz najcenniejszą: intelekt, za cenę przyjemności prawie żadnej23. Oprócz szkody dla intelektu Witkiewicz wymienia inną poważną stratę, którą nazywa „duchowym samobójstwem”. Uczucia metafizyczne, będące dla artysty warunkiem jednostkowej osobowości człowieka, są przytępiane i niszczone przez nałogowe używanie narkotyków. Zanik tych uczuć prowadzi do upadku religii, filozofii i sztuki, w wyniku czego ludzkość staje się zunifikowaną masą i pogrąża w płytkim konsumpcjonizmie. Choć Witkacy zdawał sobie sprawę z nieodwracalności tego procesu, to jednak nie byłby sobą, gdyby po raz kolejny nie powiedział kilku gorzkich prawd na ten temat. Apokalipsa zaczęła powoli spełniać się na jego oczach, ale on – chyba już tylko po to, by zaznaczyć, po której jest stronie – wskazuje jej przyczyny i objawy. Mimo całej autokreacji w Narkotykach, nie brak w nich momentów szczerych, kiedy autor chce wyraźnie zaznaczyć swoje poglądy i staje się obrońcą istotnych wartości, które niestety skazane są już na porażkę. Jeśli więc można nazwać Witkacego moralizatorem, najlepszym określeniem byłoby – moralizator pozbawiony złudzeń. Świadomość tego, że głoszone przez niego nauki nie znajdą zwolenników, jest jedną z głównych przyczyn, dla których postanawia „pobawić się” rolą mentora. „Byłem niegdyś «fightingmanem»”24 – mówi o sobie w przedmowie. Lecz skoro mało kto interesował się jego teoriami lub nie traktował ich poważnie, to i on nie będzie się silił w Narkotykach na powagę25.

23 S. I. Witkiewicz, Nikotyna…, dz. cyt., s. 13. 24 Tamże, s. 8. 25 O kulturowych, biograficznych, językowych strategiach i grach Witkacego w Narkotykach i Niemytych duszach pisała M. Vražić, Pół żartem, pół serio. Dziwny poradnik Witkacego, [w:] tejże, Stanisław Witkiewicz i Witkacy. Dwa paradygmaty sztuki, dwie koncepcje kultury, Warszawa 2013, s. 196–204 oraz tejże: Iluzje i deziluzje narcyzmu. Kulturowe konstatacje Witkacego, [w:] Przyszłość

Fajka bez zaciągania

Przystępność i atrakcyjność

Szczotka.

Autor postanowił zrezygnować z tematów zniechęcających odbiorcę i eksponować siebie oraz obrosłe legendą własne doświadczenia z narkotykami, posługując się przy tym językiem, który będzie dla czytelnika nie tylko zrozumiały, ale także atrakcyjny. Do zabiegów służących przystępności zaliczyć można bezpośrednie zwroty do odbiorcy, stosowanie niekiedy potocznego języka oraz emocjonalną barwę nadawaną prezentowanym treściom. Humor, ironia i autoironia to kolejne czynniki, które usatysfakcjonują czytelnika. Oczywiście, nie brak ich w powieściach, ale w Narkotykach stanowią dominantę. Wreszcie ujęcie problemu, czyli diagnozowanie skutków nałogowego stosowania używek na podstawie obserwacji codziennych zdarzeń, nie wymaga od adresata szczególnego intelektualnego przygotowania.

Witkacego, red. T. Pękala, Kraków 2010, s. 309–323. W swoich ustaleniach autorka zwróciła uwagę na wyjątkową palimpsestowość tych tekstów [przyp. red.].

89

1–2/2019


Próba stworzenia dzieła zarówno interesującego, jak i trafiającego do szerokiego grona odbiorców, na pewno się udała. W żadnym wypadku jednak nie można stwierdzić, że Witkacy to artysta, który dla korzyści finansowych dostosowałby się do przeciętnych gustów, jak robili to twórcy reprezentujący – ostro krytykowaną przez niego – kulturę popularną. Jego taktyka polega tu raczej na odejściu od trudnych pojęć, skondensowaniu i prezentacji w możliwie najbardziej przystępny sposób swoich przekonań oraz podjęciu problematyki bliskiej w zasadzie każdemu. Przyciągnięciu uwagi odbiorcy miały służyć: styl, humor, zabawy językowe, ekscentryczne, a czasem wręcz prowokujące oceny oraz wszystkie inne czynniki, które czynią z tego utworu pasjonującą grę intelektualną.

Stosunek recenzentów do Narkotyków W opracowaniu pierwszego powojennego wydania Narkotyków Micińska wyraziła opinię, iż recenzje sprzed wojny przyczyniły się do ugruntowania złej sławy artysty. Problemem tym zainteresował się Tomasz Pawlak, który zebrał wymienione przez Micińską artykuły (a także te niewspomniane przez nią) i opublikował je w tomiku o tytule zainspirowanym zdaniem z jednego z owych tekstów – Pierwsza książka abstynencka, która nie jest nudna. Przedwojenne

1–2/2019

90

recenzje „Narkotyków” S. I. Witkiewicza. We wstępie badacz nie przyznaje Micińskiej bezwzględnej racji, ale daje czytelnikowi szansę wyrobienia sobie własnej opinii na podstawie lektury zebranych artykułów. Czy rzeczywiście przyczyniły się one do umocnienia złej sławy Witkiewicza, skoro większość z nich była pozytywna? Ich autorzy zwracali uwagę głównie na oryginalną osobowość twórcy oraz literacki charakter dzieła. Ponadto podkreślali, że jedyny nałóg autora to palenie papierosów, książka zaś nie jest apologią narkotyków, lecz przestrogą przed zgubnymi skutkami ich używania. Nie kryli podziwu dla języka Witkacego i aprobowali jego postulat „pisania w najintensywniejszy sposób”26:

Mydło.

Witkiewicz posiada niezwykłego „czuja” – dar regenerowania zużytych słów. Wyświechtane, zniszczone wskutek codziennego użycia słowa i zwroty przy umiejętnym operowaniu cudzysłowem zyskują nową wartość, stają się elementem tego wspaniałego humoru, który emanuje z kart ostatniej jego książki27.

26 Zob. B. Miciński, [w:] T. Pawlak, Pierwsza książka abstynencka, która nie jest nudna. Przedwojenne recenzje „Narkotyków” S. I. Witkiewicza, Warszawa 2016, s. 10–11. 27 Tamże, s. 13–14.

Fajka bez zaciągania


Styl Narkotyków okazał się inspirujący dla niePrzychylne opinie krytyki niestety nie przyczyktórych recenzentów, którzy z chęcią parafrazowali niły się do sukcesu czytelniczego. Słowa Stanisława lub powtarzali najciekawsze wypowiedzi Witkacego Łempickiego, że „wieść o tym «dziełku» […] o naroraz jego charakterystyczne określenia: kotykach gruchnęła już mocno po Polsce i czyta je co drugi człowiek”32, okazały się dużą przesadą. Pawlak informuje, iż Narkotyki nie sprzedawały się Z przerażeniem widzę, że sterta niedopałków rotak dobrze, jak oczekiwał autor. O „rozejściu się” śnie przede mną. Musiałem wypisać tęgie bzdury sprawy świadczy też brak polemiki na łamach „Czaw stanie nikotynowego zjełopienia. Dziś, podług su”, którą Witkacy obiecywał Czachowskiemu, o ile recepty z 16 strony, urzynam się. („Daleko łatwiej wydanie dzieła nie zostanie szybko zapomniane33. rozprawić się z nikotyną na tle lekkiej choćby 28 Stało się jednak zgodnie z przewidywaniami artyglątewki poalkoholowej”). A jutro – Jutro Np! sty – zainteresowanie publikacją było umiarkowane i nie trwało długo. Prawdopodobnie utwór nie spełWięc odtąd, zamiast mówić po wytrzeźwieniu: niał lekturowych zainteresowań przeciętnego czy„mamy katzenjammer”, będzie się w Polsce mótelnika. Okazało się, że mimo wszystkich zabiegów wić: My mamy glątwę, wy macie glątwę, oni 29 literackich, przeznaczony był, jak to określił jeden mają glątwę itd. z recenzentów, „dla ludzi twórczych umysłowo”34. Bez wątpienia na ocenę Narkotyków miał wpływ Dla Witkacego mogło to stanowić potwierdzenie diagnozy o obniżeniu intelektualnego poziomu ich literacki charakter, co recenzenci podkreślali społeczeństwa, zmierzającego prostą drogą do wyjątkowo często, szczególnie przy omawianiu egzystencji pozbawionej refleksji i skoncentrowanej rozdziału o peyotlu: na konsumpcjonizmie. […] duży rozdział o peyotlu, z bajecznymi notatkami o niesamowitych wizjach peyotlowych, od których ciarki przechodzą czytelnika (obcującego tylko z wódką i nikotyną), nadają książce 32 S. Łempicki, [w:] T. Pawlak, dz. cyt., s. 42. 33 T. Pawlak, Posłowie, [w:] tegoż, dz. cyt., s. 69. – mimo jej solidności naukowej i drobiazgowo34 K. L. Koniński, [w:] T. Pawlak, dz. cyt., s. 65. 30 ści obserwacyjnej – posmak rzetelnej sensacji . Z równie dobrym odbiorem spotkały się nieodłączny humor, wraz z jego zwiększoną dawką Anna Kowalska w Appendiksie, a także specyficzny, familiarny A book “in reading simply delightful”. Part 2 dydaktyzm, daleki od tradycyjnego nauczycielskie- The article examines what features of S. I. Witkiewicz’s go tonu. Emocje towarzyszące lekturze Narkotyków Narcotics determine the readability and attractiveness lub – jak określa to Kazimierz Czachowski – „barwa of this text. Emphasis is laid in turn upon: the subject uczuciowa” sprawiają, iż jest to książka „w czytaniu matter, the status of stimulants in the public imagination, wręcz rozkoszna”31. the hybrid form of the work, Witkacy's penchant for selfcreation, his writing strategy, as well as the reaction of pre-war critics to his writings.

28 Tamże, s. 15. 29 K. L. Koniński, [w:] T. Pawlak, dz. cyt., s. 65. 30 S. Łempicki, [w:] T. Pawlak, dz. cyt., s. 43–44. 31 K. Czachowski, [w:] T. Pawlak, dz. cyt., s. 17.

Fajka bez zaciągania

Key words: Narcotics and Unwashed Souls, genre syncretism, drugs in cultural history, self-creation, Witkacy’s writing strategies, Witkacy’s dark legend, literary criticism.

91

1–2/2019


Wokół Witkacego Z Przemysławem Pawlakiem, witkacologiem, prezesem IW, rozmawia Aneta Jabłońska

Dlaczego dramaty Stanisława Ignacego Witkiewicza we współczesnych inscenizacjach zamieniają się w teatr realistyczny? Czy Czysta Forma jest możliwa do zrealizowania? Jak Witkacy wykorzystywał w swoich utworach mitologię słowiańską? Co łączy dramat z trójkątem, a zaświaty z grzybobraniem? Tajemnica sztuki czystej A n e t a J a b ł o ń s k a : W rozmowie w pierwszym numerze „Witkacego!” (s. 174–177) autorka przekładu Szewców na język chiński, Wei-Yun Lin-Górecka dość negatywnie oceniła twórczość Witkacego, mówiąc: „często mam wrażenie, że to intelektualne bredzenie, którego celem jest pokazanie wyższości autora. Zwykła arogancja”. Jak odpowiedziałbyś Lin-Góreckiej? P r ze mys ł aw P aw l a k : Wiesz, jeżeli ktoś popełnia

samobójstwo m.in. w obronie wyznawanych wartości, to sięga po ostateczny argument, aby udowodnić, że to, co mówi i w co wierzy, traktuje naprawdę serio. Uważam, że choćby z tego powodu należy podchodzić do słów Witkacego wyjątkowo poważnie. Też kiedyś miałem ambiwalentny stosunek do dramatów Witkacego. Wydawało mi się, że są przegadane, bezcelowo komplikowane, zanadto udziwnione. Teraz myślę, że moja ocena wynikała z niedostrzeżenia wszystkich znaczeń, symboli, aluzji

1–2/2019

92

Drobne psychiczne przesunięcia


Kapsyda i Stefan Okołowiczowie adorowani przez Lecha Sokoła podczas wernisażu wystawy Instytutu Witkacego Przez czwartą Przemysław

ścianę, officyna

Pawlak, 2017. Fot.

art&design, 2015.

J. Biegański.

Fot. P. Pawlak.

i intertekstualności, które autor potrafi wpleść w ich strukturę, a czasem nawet scalić w jednym słowie. Poprzez takie działanie Witkiewicz realizuje swoje teoretyczne założenia jedności w wielości. Jedno słowo może mieć tu kilka lub kilkanaście najróżniejszych napięć kierunkowych, odsyła do rozmaitych utworów, a czasem nawet mitów czy wierzeń. A . J . : Mógłbyś podać przykład takiego wieloznacznego, witkacowskiego słowa i utworu, przepełnionego zakamuflowanymi intertekstami? P. P. : Ostatnio z upodobaniem powracam do

dramatu W małym dworku, więc do niego się odwołam. Wydawało mi się, że to utwór na tyle opisany i zbadany, że na pewno nie znajdę w nim nic zaskakującego. Takie podejście jest chyba najbardziej niebezpieczne, bo zniechęcające do ciągłego szukania i czytania, a zatem odkrywania nowych, dotąd niezauważonych znaczeń. Moja fascynacja tą sztuką zaczęła się od powtarzanego tam przez kilka postaci słowa „zborsuczenie”. Prawie nikt się nie zainteresował, jaką ten wyraz może mieć genezę i dlaczego Witkiewicz właśnie takiego zwrotu użył. Tylko prof. Lech Sokół odnotował w druku, że w latach 80. Marian Kwaśny odkrył, iż jest to termin używany w hodowli zwierząt rasowych, a nie neologizm witkacowski, jak wszyscy sądzili.

Drobne psychiczne przesunięcia

To „zborsuczenie” tak mnie zaciekawiło, że zabrałem się za uważną lekturę całego tekstu. Tam są naprawdę fenomenalne rzeczy, po prostu cuda! Witkacy opisuje, że dziewczynki idą przed śmiercią na grzyby. Dlaczego? Możemy to uzasadnić antropologicznie. W wierzeniach słowiańskich grzybobranie było symbolem kontaktów z zaświatami. Zaświaty to przecież główny temat tego utworu. Jest tam też mowa o spóźnionych rydzach. Otóż okazuje się, że Słowianie uznawali, że rydze trzeba zbierać o konkretnej porze roku, bo tylko wtedy mają specjalne, magiczne właściwości. Wielka szkoda, że tak daleko odeszliśmy od naszych korzeni i nie znamy mitologii słowiańskiej, a faworyzujemy grecką i rzymską, nieproporcjonalnie inkrustując nimi program szkolny. A . J . : Skąd pewność, że Witkacy ją znał? P. P. : Gdybyśmy mieli pewność, śledztwo nie

byłoby tak przyjemne. Najbardziej pasjonujące jest ciągłe odkrywanie. Szukając odpowiedzi na jakieś pytanie, często znajduję przy okazji mnóstwo niesamowicie ciekawych detali, które rzucają nowe światło na dzieła i wiedzę naszego patrona. A . J . : Przez długi czas zajmowałeś się również Szewcami. Twoje badania zaowocowały stwierdzeniem, że dramat ten jest realizacją Czystej Formy…

93

1–2/2019


P. P. : Zdecydowanie nie zgadzam się z przekonaniem, że ten jeden z najważniejszych polskich dramatów jest świadectwem odejścia Witkacego od Czystej Formy i uznania nierealności jej scenicznej realizacji. Jest to tak samo bezpodstawne twierdzenie, jak utrzymywanie, że Witkacy zarzucił dramatopisarstwo. Wbrew temu, co możemy niestety często usłyszeć w słabiej przygotowanych audycjach, a czasem i na literaturoznawczych konferencjach, Szewcy nie są ostatnim dramatem napisanym przez Witkacego. Są ostatnim jego zachowanym dramatem. Nie powinniśmy więc interpretować tego utworu przez pryzmat fałszywego poglądu, że powstał jako podsumowanie, zwieńczenie dramatopisarstwa Witkiewicza. Zaginiony Miazmat Witkacy pisał na kilka miesięcy przed śmiercią, co potwierdza jego korespondencja. A . J . : Jakie cechy Czystej Formy dostrzegasz w Szewcach? Jakie jej elementy mógłbyś wyróżnić? P. P. : Sceniczne dzianie się, barwę, słowo i obrazy wyobrażeniowe, które się z tym słowem łączą, muzyczność, ponad 70 sposobów wypowiadania kwestii przez bohaterów, rozbudowane didaskalia. A . J . : Sądzisz, że każdy dramat Witkacego jest realizacją Czystej Formy, czy tylko Szewcy? P. P. : Uważam, że każdy jest dążeniem do niej.

Tomasz Pawlak, Lech Sokół,

P. P. : Zgadzam się z Witkacym, że wszystko oparte jest na samym dążeniu. Czysta Forma jest celem.

Janusz Degler podczas spotka-

A . J . : Nieraz spotykałam się z twierdzeniem, że Czy-

nia „sekty” nad

sta Forma jest niemożliwa do osiągnięcia, bo nie

katalogiem Anioł

sposób, by dramat nie poruszał kwestii życiowych

i Syn, 2016. Fot.

albo był bezsensowny.

S. Okołowicz.

P. P. : Jest to wyraz nieznajomości traktatu O Czy-

stej Formie. Gdyby tak literalnie spojrzeć na te pierwiastki, które wymieniłem wcześniej, to w istocie można powiedzieć, że każde dzieło może być realizacją Czystej Formy. Idealne dzieło Czystej Formy nie opowiada, nie opisuje, nie odnosi się do żadnej innej rzeczywistości niż rzeczywistość tego dzieła. Dzieło sztuki czystej powinno być wewnętrznie zbudowane według własnych prawideł, zawierać poszczególne elementy, o których już mówiliśmy i dzięki którym teatr może zaistnieć i nie opowiadać o życiu znanym widzom, wycinkach historii czy psychologii – to wszystko. Potraktujmy taki dramat jak figurę geometryczną, np. trójkąt. Widząc trójkąt, możemy go skojarzyć z kapeluszem, dachem budynku, piramidą Cheopsa lub z czyjąś głową. Ale przecież ten trójkąt nie jest sam w sobie „o kapeluszu”, ani „o piramidzie”. Nikt normalny nie zadaje pytania, o czym jest trójkąt. Dlatego nie rozumiem, po co cały czas pytamy, o czym są Szewcy? A . J . : Dzieło Czystej Formy wywiera największe wrażenie na odbiorcy, kiedy jest wystawiane na scenie. Jak oceniasz dzisiejsze teatralne realizacje

A . J . : Co zatem z Szewcami? Są realizacją Czystej

dramatów Witkacego?

Formy czy również dążeniem?

1–2/2019

94

Drobne psychiczne przesunięcia


Idealne dzieło Czystej Formy nie opowiada, nie opisuje, nie odnosi się do P. P. : Mam wrażenie, że reży-

żadnej innej

serzy bezrefleksyjnie podchodzą do wytycznych Witkacego, który przecież nie bez powodu tak szczegółowo opisywał ubiór swoich postaci, sposób ich poruszania się czy też muzykę, jaka ma wybrzmiewać w tle. W ten sposób pozbywają się połowy dzieła, kleją jego nieprzystające do siebie części, wszystko mieszają. Trudno się dziwić, że potem nagle okazuje się, że zamiast Czystej Formy na scenie wystawiono coś w rodzaju teatru realistycznego. Reżyserzy oczywiście tłumaczą, że Czystej Formy w teatrze osiągnąć nie sposób, bo Witkacemu nie udało się stworzyć dzieła w 100 procentach według jej zasad. Może gdyby wreszcie inscenizatorzy pokusili się o wystawienie którejś sztuki, np. Gyubala Wahazara całkowicie zgodnie z tekstem i zaleceniami autora, to otrzymaliby teatr sztuki czystej…

rzeczywistości

A . J . : Wolisz dramaty od powieści Witkacego?

łatwiej osiągnąć przeżycie metafizyczne. Prosiłem nawet kilka osób, żeby namalowały poszczególne sceny z dramatów i w ten sposób powstała bardzo ciekawa wystawa, która udowodniła, że Witkacy stworzył w tych utworach piękne, żywe obrazy. Gdybyśmy wystawili literalnie, zgodnie z tekstem Metafizykę dwugłowego cielęcia lub Szewców i zatrzymali kadry z tych przedstawień, otrzymalibyśmy takie kompozycje, jak niektóre obrazy Witkacego – choćby Kuszenie św. Antoniego czy Walka.

P. P. : Tak.

Niedyskretne babranie się w autorze?

A . J . : Dlaczego?

A . J . : Poza badaniem twórczości dramatycznej Wit-

Włodzimierz Mirski w Słupsku, 2017. Fot. P. Pawlak.

kacego, skupiasz się także na poszukiwaniu jego P. P. : Są bardziej tajemnicze. Poza tym wierzę w dreszcz metafizyczny, nawet go przeżywam, nie widząc tych sztuk na scenie. Dlatego też tak bardzo żałuję, że dramaty Witkacego nie są nigdy wiernie wystawiane. Gdybym nie musiał sobie wyobrażać tego wszystkiego, co czytam, obumierającego drzewa, fantastycznych kostiumów, frazy rodem z Adama Mickiewicza, byłoby mi znacznie

P. P. : Ślady Witkacego w Kaliszu badam raczej teleologicznie (śmiech). Mam nadzieję, że zachęcę do współdziałania kaliską społeczność i dzięki temu znajdziemy zaginione dramaty Witkacego. Dzięki księgozbiorowi przyjaciela Witkacego, ks. Hen-

Drobne psychiczne przesunięcia

95

śladów w Kaliszu, jednocześnie krytykując tych, którzy zajmują się biografią Witkacego.

1–2/2019


ryka Kazimierowicza, wierzę, że jest to możliwe. Wszyscy sądzili, że ten księgozbiór został zniszczony przez Niemców w czasie II wojny światowej. Okazało się, że to nieprawda. Księgozbiór przetrwał okupację i pierwsze dekady PRL-u w Tłokini k. Kalisza. Znalazłem kilkadziesiąt książek należących do księdza, uratowano jego dokumenty, a nawet fortepian, na którym prawdopodobnie grał razem z Witkacym. Odnalezienie tych rzeczy było dla mnie swego rodzaju przełomem.

Ks. Henryk Kazimierowicz, ok. 1920. W zbiorach Archiwum UW. Fot. N. N.

A . J . : Skąd u ciebie tak wielkie zainteresowanie księdzem i jego historią? Zanim zająłeś się badaniem jego biografii, nie była to postać, która intrygowała… P. P. : W zasadzie wszystko zaczęło się przez przy-

padek. W naszej domowej biblioteczce w Kaliszu znalazłem Sonatę Belzebuba z dedykacją Witkacego dla Kazimierowicza. Później, kiedy przeczytałem listy Witkiewicza do żony, zrozumiałem, że nie jest to zwykła dedykacja dla anonimowego człowieka, tylko dla wielkiego przyjaciela, postaci historycznej, która jest znana witkacologom. Zainteresował mnie wtedy kapłan-witkacofil, chciałem dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Szukając materiałów mu poświęconych, zrozumiałem, że nikt nie zadbał o jego dorobek intelektualny. Nie pozostało mi więc nic innego, jak zebranie wszystkiego, co jest możliwe do znalezienia i ocalenie pisarstwa księdza od zapomnienia. W taki sposób zebrałem tom tekstów Kazimierowicza, który poprzedziłem obszernym wstępem m.in. o tym, co dokładnie udało mi się znaleźć. A . J . : Dlaczego więc tak cię denerwują witkacologiczne badania biograficzne?

1–2/2019

96

P. P. : Nie denerwuje mnie chęć odnalezienia nowych informacji o życiu i twórczości Witkacego. Irytuje mnie i oburza czerpanie czysto finansowych korzyści z plotek, przeinaczeń, niedopowiedzeń, sensacji, pikantnych szczegółów dotyczących miłosnych relacji Witkiewicza. Dlaczego o kochankach Witkacego wydaje się całe książki, a na temat kochanków Jarosława Iwaszkiewicza czy Jana Lechonia nie ma żadnej? Dlaczego prawie nie mówi się publicznie o tym, że Konopnicka była toksyczną matką? Dlaczego powstaje tak mało publikacji poświęconych kompleksom Juliana Tuwima czy alkoholizmowi Bolesława Leśmiana? Nie rozumiem tej dysproporcji. Witkacy staje się kozłem ofiarnym społeczeństwa, które swoje grzechy przypisuje ludziom, którzy się z nimi nie kryją, jako wyłącznym grzesznikom. Tak to już niestety jest, że jak ktoś sobie

Adres dziękczynny słuchaczy wykładów H. Kazimierowicza, ok. 1924. W zbiorach Książnicy Pomorskiej.

Drobne psychiczne przesunięcia


Drobne psychiczne przesunięcia

97

1–2/2019


Degler postawił ultimatum za dobrze radzi, jest życiowo poukładany, odnosi sukces, ale nie ukrywa swoich wad i jednocześ­ nie wytyka błędy innym, spotyka się prędzej czy później z odrzuceniem i obmową. Dlatego apeluję o zachowanie proporcji, bo skupiamy się zazwyczaj na elementach życia, które są być może najbardziej skandaliczne, być może najpikantniejsze, ale najmniej istotne, bo te istotne okazują się po prostu zbyt trudne i przykre, by wygodni „spłyciarze” zechcieli o nich dywagować. A . J . : Tak. Lepiej zająć się tym, co proste, przyciągające uwagę i zapewniające wydawniczy sukces.

kacy przecież nie chciał, aby ktokolwiek je czytał, prosił żonę, żeby niszczyła całą ich korespondencję. P. P. : I my, i edytorzy doskonale wiedzieliśmy, że

można wykorzystać te listy przeciwko Witkacemu. Witkacego to, rzecz jasna, nie boli. On nie żyje. Bolesne jest to raczej dla nas. W przyszłości na podstawie plotek, wyboru zdarzeń, wyrwanych z kontekstu wypowiedzi, listów, które w najróżniejszych celach były pisane, stwarzanych pozorów bądź tajemnic, o których sami nigdy byśmy publicznie nie mówili, tak będzie można wypaczyć obraz życia każdego z nas… Ale czy to znaczy, że mamy przestać pisać i działać?

P. P. : A to jest takie proste wyłącznie dzięki gi-

gantycznej pracy, jaką wykonali edytorzy listów Witkacego. Jestem przekonany, że gdyby te listy nie zostały opublikowane, niewielu byłoby takich, którzy wybraliby się do Szczecina specjalnie po to, żeby przeglądać 1278-częściową korespondencję do Jadwigi Witkiewiczowej – pisaną niemalże hieroglifami, opatrywaną dziwacznymi i zagadkowymi skrótami, nieczytelną dla przeciętnego edytora. Te listy zostały skrupulatnie, fenomenalnie wręcz opracowane, są dostępne i łatwo do nich dotrzeć. Są zatem wdzięcznym materiałem do analizy życia Witkacego dla trzeciorzędnych, szukających sensacji niemal jak z brukowca, analityków, którzy budują fałszywy obraz człowieka na podstawie bezsensownych tez, często skonstruowanych niezgodnie z jakąkolwiek metodologią. A . J . : Może zatem lepiej byłoby, gdyby te listy leżały sobie spokojnie w szczecińskich gablotach? Wit-

1–2/2019

98

Witkacolog zinstytucjonalizowany A . J . : Witkacolodzy na pewno nie przestali. W 2015 r., bez zbędnych wstępów i zapowiedzi, oświadczyliście, że założyliście Instytut Witkacego. Dlaczego akurat wtedy i tak znienacka? P. P. : To był gorący czas. Do Państwowego In-

stytutu Wydawniczego, z którym witkacolodzy współpracują od wielu lat, wszedł likwidator. Ministerstwo Skarbu Państwa robiło wszystko, by wydawnictwo przestało istnieć. Mimo to walczyliśmy, by tak się nie stało, zorganizowaliśmy ogólnopolską akcję protestu #ratujPIW, debatę z udziałem m.in. wicemarszałkini Sejmu, pikietę uliczną. Ale nikt nie wiedział, czy PIW ma jeszcze jakąkolwiek szansę, żeby pozostać na rynku wydawniczym. Prof. Janusz Degler był zrozpaczony. Sądził, że już nigdy nie uda mu się dokończyć rozpoczętego z Anną Micińską, Konstantym Puzyną, Lechem

Drobne psychiczne przesunięcia


Sokołem i Bohdanem Michalskim projektu wydania Dzieł zebranych Witkacego. Zresztą przygnębiało to nas wszystkich. Wiedzieliśmy, że nawet jeśli ten projekt będzie kontynuowany w innej oficynie, to nie utrzymamy takiego poziomu publikacji, jak dotąd, bo nie będą się nią zajmować ci sami redaktorzy, którzy świetnie znają twórczość Witkacego. Poza tym Degler postawił ultimatum. Powiedział, że albo skończy edycję dzieł Witkacego w PIW-ie, albo nigdzie. Wtedy uświadomiliśmy sobie, że w każdej chwili możemy dowiedzieć się, że ostatnie tomy edycji Witkacego już nigdy nie zostaną wydane, a zatem nie będą też czytane…

Aneta Jabłońska i Przemysław Pawlak, Między-

A . J . : I uznaliście, że jako reprezentanci instytucji będziecie mieli większe szanse, by uratować PIW?

narodowe Targi Książki, 2016. Fot. Fot. J. Biegański.

P. P. : Też, ale głównie myśleliśmy o tym, że jeśli rzeczywiście PIW zostanie zlikwidowany, to Instytut Witkacego przejmie wydawanie Dzieł zebranych. Większość redaktorów, którzy uczestniczyli w ich edycji, weszła do Rady Fundatorów Instytutu. Nie brakłoby sił i umiejętności, by tę pomnikową edycję doprowadzić do końca. Ale powodów, dla których zdecydowaliśmy się powołać Instytut, było więcej. Jeden z nich to chęć wsparcia prof. Deglera. Uznaliśmy bowiem, że jeden człowiek nie może opiekować się całym witkacologicznym środowiskiem. Niestety dotąd każdy pracował na swoje albumy, wystawy itd., a kiedy były organizowane wydarzenia, które wymagały wspólnego działania, ciężkiej pracy i różnorodnej wiedzy, a często zajmowania się kwestiami czysto organizacyjnymi, najmniej przyjemnymi, to niemal wszystko spadało na prof. Deglera.

Drobne psychiczne przesunięcia

To profesor razem z Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku zorganizował trzy największe w kraju sesje witkacologiczne. On też zajmował się redakcją naukową tomów pokonferencyjnych, które obejmowały nawet 60 referatów. To jest bardzo żmudna i niewdzięczna praca. Ponadto profesor, mimo przejścia na emeryturę wiele lat temu, wciąż zadaje lektury młodym witkacologom, udziela konsultacji merytorycznych i bibliograficznych, pisze opinie, recenzje, zbiera archiwalia z całego świata, wie i informuje nas o wszystkich witkacologicznych imprezach, a przecież w zasadzie codziennie od ponad ćwierćwiecza zajmuje się edycją Dzieł zebranych… Należałoby profesora wreszcie trochę odciążyć i te najbardziej niewdzięczne obowiązki przekazać młodszej kadrze, a ludzi najbardziej zasłużonych dla Witkacego i witkacologii prosić tylko o radę, wsparcie i ocenę naszych działań. A . J . : Jakie działania podjęte dotąd przez prof. Deglera i witkacologów z nim współpracujących Instytut będzie kontynuował, a jakie nowe witkacologiczne projekty rozpocznie?

99

1–2/2019


P. P. : Prof. Degler ma dar dostrzegania wartościo-

U notariusz

wych ludzi i zaciągania ich w witkacologiczne szeregi. Nie wiem, jak to robi, ale udaje mu się. Mnie również tak zaabsorbował Witkacym, że przeformatowałem swoje życie i zostałem etatowym (choć społecznie) witkacologiem. Profesor dawał mi coraz ambitniejsze zadania. Myślę, że zawsze dążył do zintegrowania środowiska witkacologów, zachęcał nas do wymieniania się odkryciami, interpretacjami i sądami, a także do nawiązywania relacji prywatnych, przyjacielskich, tak jak to było w czasach tzw. międzynarodówki witkacologicznej od lat 70. My się tego uczymy od starszego pokolenia. Musimy też nauczyć tego angażowania młodszych, dobrze rokujących badaczy i pasjonatów, którzy będą pracować dla Witkacego, a może i dla Instytutu. Jednym ze sposobów takiego działania jest dla nas przyznawanie nagród za różnego rodzaju dokonania. Planujemy też przyznawać stypendia na przeprowadzanie witkacologicznych badań. Kontynuacją dzieła, które podjął prof. Degler, jest również nawiązywanie i podtrzymywanie kontaktów z tłumaczami utworów Witkacego. Takie osoby należy docenić, pomóc im merytorycznie, organizacyjnie, kontaktować jednych z drugimi. Uważamy, że ten kontakt jest kluczowy, gdy chodzi o popularyzację Witkacego na świecie. Gdyby nie osoby, które mieszkają w Toronto, Londynie, Chorwacji czy w Serbii i zajmują się przekładem dzieł Witkacego, nikt na świecie by ich nie poznał. Naszym długofalowym projektem jest wydawanie półrocznika „Witkacy!”. Udało nam się zebrać wy-

Agnieszki Mrocz-

1–2/2019

100

kowskiej-Gołowicz, 2016. Fot. P. Pawlak.

bitnych redaktorów, którzy przez blisko trzy lata pro publico bono przygotowywali pismo. Redaktor naczelna Małgorzata Vražić kieruje pracami z Zagrzebia! W gronie redaktorów znajdują się: Tomasz Pawlak, Dorota Niedziałkowska, Marek Średniawa, Krzysztof Dubiński. Za dział międzynarodowy odpowiadają: Elżbieta Grzyb, Izabela Curyłło-Klag, Marta Łowejko. Sekretarzami są Dominik Gac i Magdalena Baraniak. Za skład, łamanie i projekt graficzny odpowiada Marcin Klag, szef Katedry Wzornictwa i Projektowania Wizualnego Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, absolwent krakowskiej ASP. Artykuły naukowe zgodzili się recenzować pracownicy naukowi m.in.: IS PAN, UW, UŁ, UJ, UMK, KUL-u, Politechniki Warszawskiej, a także kustosz kolekcji Witkacego ze Słupska. Beata Zgodzińska czuwa zwłaszcza nad poziomem tekstów opisujących prace plastyczne. Stronę internetową IW, będącą jednocześnie stroną pisma, prowadzi obecnie Marcin Grzyb (http://witkacy.eu/wp/). Oprócz tekstów naukowych poświęconych patronowi i jego czasom, staramy się informować o najważniejszych witkacologicznych wydarzeniach w Polsce i na świecie, śledzić premiery teatralne i książkowe, wystawy, sesje naukowe, konkursy itd. Z grona Instytutu Witkacego publikują na naszych łamach: Janusz Degler, Lech Sokół, Stefan Okołowicz, Włodzimierz Mirski, Tomasz Pawlak, Marek Średniawa. Cieszymy się ze stałej obecności Wojciecha Sztaby i Beaty Zgodzińskiej. Wśród autorów mamy w zasadzie wszystkie pokolenia witkacologów i witkacofilów. Pozyskujemy teksty od licencjatów, magistrów, doktorów z różnych

Drobne psychiczne przesunięcia


stron Polski. Dzięki czasopismu młodzi ludzie mają możliwość sprawdzenia się i bliższej współpracy z najwybitniejszymi witkacologami na świecie. Pierwsze numery spotkały się z entuzjastycznym odbiorem czytelników, z numeru na numer zwiększamy nakład. To wielka frajda widzieć blisko 200-stronicowy periodyk poświęcony Witkacemu i jego otoczeniu. Ponadto publikujemy w „Witkacym!” teksty, które nie są związane z naszym patronem, ale odnoszą się do artystów czy pisarzy z jego epoki oraz ważnych, interesujących, nowatorskich zjawisk kultury europejskiej i światowej. W 2019 r. rozpoczęliśmy, jak pisał w listach do żony Witkacy, „Nowe Życie na Wielką Skalę”. Pozyskaliśmy finansowanie z dotacji Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w konkursie „Czasopisma”. Mamy środki na druk na trzy lata, ale ponieważ nie uzyskaliśmy pełnej wnioskowanej kwoty, poszukujemy prenumeratorów i patronów poprzez portal Patronite. Piszemy o tym w niniejszym numerze. Mamy też bardzo ambitne plany (śmiech). Chcielibyśmy zbudować bibliotekę witkacologiczną i zbierać archiwalia. Mamy również zamiar stworzyć aktualizowaną online wersję Katalogu dzieł malarskich. Zdajemy sobie sprawę, że to będzie trwało latami, ale zamierzamy systematycznie nad tym pracować. Jednak naszym najbardziej ambitnym projektem jest zbudowanie Muzeum Witkacego w Warszawie. Mamy już obiecane depozyty o wartości kilkunastu milionów złotych, które będą stanowiły największą kolekcję sztuk wizualnych Witkacego. Takie Muzeum byłoby wielką promocją dla miasta. Chciałbym, by Witkacy stał się dla Warszawy kimś takim, jak Salvador Dali dla Figueres czy Antonio Gaudi dla Barcelony. Naprawdę niczego mu nie brakuje. Jeśli chodzi o wszechstronność artystyczną, to jest nawet większą osobowością niż tamci. Jest również niezwykle łatwo rozpoznawalny, bo miał bardzo charakterystyczny styl. Ma też swoją legendę, którą wszyscy w Polsce znają. Byłoby świetnie, gdyby udało się nam zbudować witkacowską wizytówkę stolicy, z którą autor Matki był przecież mocno związany.

Drobne psychiczne przesunięcia

Przemysław Pawlak na tle muralu Reforma grupy Witkacy Cacy Cacy, Słupsk, 2017. Fot. A. Kalista.

A . J . : Wielkie projekty to też wielka odpowiedzialność. Największa chyba spada na ciebie jako na prezesa Instytutu. P. P. : Niewątpliwie ta funkcja to wielkie zobowią-

zanie, ale też ogromna radość. Zastanawialiśmy się na początku, jak to będzie postrzegane, że ktoś tak młody i niedoświadczony jak ja nagle dostanie taki prezent od losu i będzie mógł się zajmować sprawami Witkacego w tak szacownym gronie. Ale chyba dobrze odpracowuję udzielony mi kredyt zaufania. Warszawa 2016/2017, aktualizacja 2019 r.

Around Witkacy

Przemysław Pawlak, Witkacy scholar and President of the Witkacy Institute, in conversation with Aneta Jabłońska.

101

1–2/2019


1. S. I. Witkiewicz, portret Włodzimierza Wojaka przy stoliku z owocami, czerwiec 1928, pastel na pa­ pierze beżowym, 63,5 × 48 cm (67,5 × 51,5 z ra­mą). Fotografia i pastele w zbiorach rodziny Wojaków.

Hanna Wojak

Witkacy i kobiety (nie)koniecznie fatalne1. Cz. 2 1–2/2019

102

Fajka bez zaciągania


Z podziękowaniem dla mojej ukochanej pani profesor Barbary Osterloff

2. Olga Wojakowa, ok. 1935.

T

rzeci1­pastel w naszej kolekcji to portret Włodzimierza Wojaka z czerwca 1928 r. (KDM I 815). Oznaczony „T. B” wydaje się klasycznym typem B, możliwe, że robionym na zamówienie prababci. To jedyny obraz bez zapisów odnoszących się do papierosów, alkoholu czy innych używek. Niewykluczone, że był to po prostu prezent dla Olgi. Obraz o tyle jest mi bliski, iż przedstawia mojego dziadka, którego znałam. Na portrecie widzimy ośmioletnie dziecko. Na ogół Witkacy portrety dzieci określał typem B + E, gdyż „z powodu ruchliwości dzieci czysty typ B jest przeważnie niemożliwy – wykonanie więcej szkicowe”2. Czyżby mój dziadek Włodzimierz był bardzo posłusznym modelem? Nigdy nikt z nas nie zapytał go o to „pozowanie”, czego do dziś żałujemy. Bardzo często w portretach dziecięcych „pojawiają się umowne okrągłe stoliki i dziwne podłużne talerzyki z owocami”3. Tak jest właśnie w tym przypadku. Talerzyk z owocami artysta namalował też np. w bardzo znanym portrecie Lali Karwowskiej, córki lekarza Hugona Karwowskiego4 oraz w wizerunku Anny Nawrockiej, córki dentysty Włodzimierza Nawrockiego. Portret z 1929 r. jest niezwykle ciekawą pracą nie tylko ze względu na sam wizerunek prababki, lecz również z uwagi na sygnatury (KDM I 905): „À la ½ Jemourco / Witkacy / 1929 I / Alcoforado / NΠ 7m + Cof / T. E + d”.

3. S. I. Witkiewicz, portret Olgi Wojakowej Alcoforado, styczeń 1929, pastel na papierze jasnobrązowym, 63 × 47 cm (76,5 × 61,5 z ramą).

1 Niniejszy artykuł powstał na podstawie obronionej w 2017 r. pracy magisterskiej Witkacy i kobiety (nie)koniecznie fatalne napisanej pod kierunkiem dr Barbary Osterloff na Wydziale Aktorskim Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Praca została uhonorowana nagrodą rektora AT Wojciecha Malajkata. 2 S. I. Witkiewicz, Regulamin Firmy Portretowej, Warszawa 1928, przedruk w: tegoż, Bez kompromisu. Pisma krytyczne i publicystyczne, zebrał i oprac. J. Degler, Warszawa 1976, s. 95. 3 I. Jakimowicz, Witkacy malarz, Warszawa 1987, s. 72. 4 Opis obrazu Anny Żakiewicz, http://www.witkacy. hg.pl/galeria/lalak.htm (dostęp: 18 stycznia 2017 r.).

Fajka bez zaciągania

103

1–2/2019


Zacznijmy od końca tej sygnatury. Otóż typ E + d był niezwykle rzadko wykonywany. Tutaj konieczne jest przytoczenie zapisu z Regulaminu: Typ E – i jego kombinacje z poprzednimi rodzajami. Dowolna interpretacja psychologiczna według intuicji firmy. Efekt osiągnięty może być zupełnie równy wynikowi typów A i B – droga, którą się do niego dochodzi, jest inna, jako też sam sposób wykonania, który może być rozmaity, ale nie przekroczy nigdy granicy (d). Może być również kombinacja E + d na żądanie. Typ E nie zawsze możliwy do wykonania5.

4. Pocztówka z portretem kobiecym autorstwa Franciszka Żmurki z 1909 r. (nakład J. Czerneckiego, Wieliczka 1909), w zbiorach T. Pawlaka.

Może prababka sama zażądała tego typu portretu… Wizerunek Olgi Wojakowej bardzo różni się od poprzedniego, z 1927 r. Przede wszystkim jest to typ portretu kobiecego Alcoforado. Nazwa pochodzi od nazwiska portugalskiej zakonnicy Mariany Alcoforado, która przeszła do historii jako autorka Listów portugalskich. Napisała je w XVII w. do swojego ukochanego – francuskiego oficera. Pierwszy raz Listy zostały wydane w Paryżu w 1669 r. Utwór uznano za przykład powieści epistolarnej. Polskiego przekładu podjął się Stanisław Przybyszewski w 1911 r. Ten piewca zmysłowej miłości Młodej Polski w pierwodruku przekładu przytoczył fragment wstępu do francuskiego wydania, autorstwa Jeana-Jacques'a Rousseau, który nie dowierzał, że tak pięknie o miłości potrafiła pisać kobieta: „Nie umieją one opisać, ani czuć miłości… Mógłbym się założyć o wszystkie skarby świata, że Listy portugalskie były pisane przez

5 S. I. Witkiewicz, Bez kompromisu, dz. cyt., s. 95.

1–2/2019

104

mężczyznę”6. Dla Witkacego typ Alcoforado był uwiecznieniem kobiety jako istoty namiętnej, o półprzymkniętych oczach, rozchylonych ustach i przechylonej do tyłu głowie. Najwięcej takich portretów stworzył Nenie Stachurskiej, swojej kochance. Pastel z 1929 r. nie jest typowym Alcoforado. Oczy nie tylko są w pełni otwarte, ale są też smutne. Usta są zamknięte, a głowa nieodchylona w tył. Dlaczego więc Witkacy sygnuje ten obraz tak, jakby Olga była w ekstazie erotycznej? Klucz do interpretacji leży w podpisie: À la ½ Jemourco, który jest odwołaniem do malarza Franciszka Żmurki, tworzącego na przełomie XIX i XX w. Znany był jako malarz salonowy, a głównym jego tematem i zarazem inspiracją były kobiety. Malował głowy kobiet, akty, półakty, zasłynął przede wszystkim jako twórca zmysłowych portretów kobiecych. Mimo iż był bardzo utalentowanym malarzem, mającym w dorobku sceny symboliczne, religijne i historyczne, znanym również poza granicami kraju, dziś kojarzy się głównie z „ocierającymi się o kicz wizerunkami półnagich kobiet”7.

6 Listy miłosne Marjanny d’Alcoforado, Lwów 1911, s. 6 (listy miały liczne przedruki w Polsce). Ich autorstwo było kwestionowane, choć niewątpliwie Mariana d’Alcoforado, zakonnica portugalska, istniała. 7 W. Kowalkowska, Wielbiciel kobiecego ciała, http:// www.weranda.pl/sztuka-new/slawni-artysci/franciszek-zmurko-wielbiciel-kobiecego-ciala (dostęp: 18 stycznia 2017).

Fajka bez zaciągania


Panie uwielbiały go za malarskie hołdy składane ich płci, wśród panów zaś zapanowała moda na tzw. „główki” – studia rozerotyzowanych dam lub tęsknych niewiast, często w niekompletnym odzieniu. Nieposiadanie w gabinecie „pełnego stylu i smaku studium Żmurki przez wiele lat uchodziło za towarzyskie faux pas”8. Witkacy stworzył portret „zjadliwy – À la Jemourco, czyli będący rodzajem pastiszu z obrazu Żmurki, którego twórczość była zawsze uosobieniem kiczu”9. Z sygnatury można też wywnioskować, że Witkacy podczas malowania nie pił alkoholu już od 7 miesięcy (NΠ 7m) oraz że w trakcie tworzenia pił kawę (Cof). Sam wizerunek mojej prababki jest niezwykle rozerotyzowany. Właściwie nie ma nic wspólnego z salonowym wizerunkiem z 1927 r. Kolory są jednak stonowane, przez co na pierwszy plan wysuwają się jasnoniebieskie oczy. Spojrzenie jest odrobinę rozmyte. Usta w kolorze karminu i lekko uróżowione policzki. Włosy rozwiane, w nieładzie, niezwykle smukła i długa szyja, którą uwydatnia duży dekolt w bluzce. Elegancji i kobiecości dodają długie kolczyki zakończone perłami. Witkacy najczęściej typem „E” opatrywał portrety kobiet, które mu się podobały lub mężczyzn, do których czuł sympatię. Artysta malował wtedy według „własnej interpretacji psychologicznej”. Często oznaczało to upiększenie modela i myślę, że jest tak w przypadku tego pastelu. Kolejnym obrazem jest portret prababki Olgi z ok. 1930 r., zatytułowany Conchita, czyli tryumf

5. S. I. Witkiewicz, Conchita, czyli tryumf bestii, ok. 1930, pastel na papierze beżowym, 68,5 × 49 cm (75,5 × 55,5 z ramą).

bestii (KDM I 1349). Słowo „conchita” w języku hiszpańskim oznacza muszelkę. Podobna sygnatura: „Conchita d’ trionfo della bestia” znajduje się na portrecie Marii Zarotyńskiej z 10 stycznia 1938 r.10, taka sama na wizerunku Eugenii Kuźnickiej (KDM I 2087: „Conchita, czyli tryumf bestii”). Pierwsza z pań była młodziutką manikiurzystką, narzeczoną zakopiańskiego fryzjera, dla której Witkacy zupełnie stracił głowę. Mieli burzliwy romans, głośny tym bardziej, że była to dziewczyna z tzw. „niższych sfer”. Druga, bliżej znana pasjonatom twórczości Witkacego jako „asymetryczna dama”, stała

8 Tamże. 9 I. Jakimowicz, Witkacy malarz, dz. cyt., s. 64.

10 Zob. Witkacy i inni / & Others. Z kolekcji Stefana Okołowicza i Ewy Franczak, red. B. Czubak, S. Okołowicz, Warszawa 2011, s. 202. [przyp. red.].

Fajka bez zaciągania

105

1–2/2019


się jego wieloletnią muzą. Witkacy sportretował ją ponad sto razy. W przypadku Eugenii i Witkacego nie było mowy o kontekście erotycznym. Wspólne więc dla obu pań było pochodzenie – niskie. Jednakże w przypadku mojej prababki było inaczej, pochodzenie miała półarystokratyczne. Dlaczego więc Conchita pojawia się w tych trzech przypadkach? Anna Żakiewicz napisała w liście do Macieja Pinkwarta (do którego zwróciłam się o pomoc), iż „warto by było sprawdzić inspiracje powieściowo-filmowo-operowe… To trochę pachnie jakimś popularnym czytadłem albo holywoodzkim dramatem. Witkacy często wykorzystywał takie wątki”11. Bardzo mi to pomogło w odnalezieniu znaczenia sygnatury. Trafiłam na wysoce prawdopodobną inspirację Witkacego. Conchita to główna bohaterka noweli francuskiego pisarza, Pierre’a Louÿsa, Kobieta i pajac. Autor, uznawany za jednego z mistrzów literatury erotycznej, w 1898 r. napisał powieść o tym tytule. Akcja rozgrywa się w Sewilli i opowiada historię młodej i pięknej pracownicy fabryki cygar, Conchity Perez, która do szaleństwa rozkochuje w sobie starszego od siebie, bogatego szlachcica. On nie potrafi wybić sobie z głowy tej niestosownej miłości, jednakże z biegiem czasu dostrzega, jak młoda Hiszpanka nim manipuluje i wykorzystuje, nie dając nic w zamian. Ta historia, przypominająca Lolitę Nabokova, w 1911 r. stała się librettem do opery Conchita, którą napisał Riccardo Zandonai. Po latach, w 1977 r., Kobieta i pajac staje się inspiracją do stworzenia ostatniego filmu Luisa Buñuela pt. Mroczny przedmiot pożądania.

11 List A. Żakiewicz do M. Pinkwarta z 5 stycznia 2017 r.

1–2/2019

106

6. S. I. Witkiewicz, portret Olgi Wojakowej, sierpień 1931, pastel na papierze jasnoszarym, 63,6 × 47,5 cm (71 x 55,8 z ramą).

Bohaterka Kobiety i pajaca jest młodsza o ponad 20 lat od swojego kochanka, hiszpańskiego szlachcica don Matei Diaza. Podobna różnica wieku była między Zarotyńską a Witkacym. Oba te romanse, literacki i rzeczywisty, były równie żywiołowe oraz równie niestosowne ze względu na pochodzenie obu panien. Dlaczego jednak dopisek „Conchita, czyli tryumf bestii” pojawia się na portrecie Eugenii Kuźnickiej, a przede wszystkim – mojej prababki Olgi Wojakowej? Myślę, że chodzi tu o urodę prababki i o fascynację Witkacego, który po prostu pragnął ją malować. Na obrazie nie ma więcej informacji poza „niepiciem” i „niepaleniem” (NΠ i NP). Wiemy też, że dzieło powstawało prawie po ciemku, o czym świadczy skrót „p.p.c.”. Olga kolejny raz przedstawiona jest jako piękna kobieta o dużych, lekko skośnych, niebieskich oczach. Witkacy jedynie na pierwszym portrecie z 1927 r. przedstawił oczy prababki jako zielone, czyli takie, jakie faktycznie były. Warto przypomnieć, że był to typ „B” w połączeniu z „A”, który oddawał rzeczywistość i zarazem podkreślał urodę modela. Tutaj mamy do czynienia już z własną interpretacją artysty. Widocznie Witkacy widział oczy mojej prababki inaczej, a może zmieniały

Fajka bez zaciągania


one kolor w zależności od światła… Ich błękit jest na obrazie podkreślony szkicowo potraktowaną niebieską bluzką. Widzimy też mocno zarysowane czerwienią usta. To jedyne akcenty barwne w tej pracy, pozostałe kolory są stonowane. Tło zupełnie zlewa się z bujnymi włosami Olgi. Ma się wrażenie, że prababka patrzy rozmarzona w dal. Drugi obraz z 1931 r. ma również trudną do odczytania sygnaturę (KDM I 1505). Pojawia się znowu litera „s” obok określenia typu obrazu „T. Es”. Dostrzegamy oczywiście „NP” i „NΠ”, czyli oznaczenie niepalenia i niepicia podczas tworzenia tego dzieła. Portret ten jest bardziej szkicowy niż poprzednie. Kreska jest ostrzejsza i mocniej widoczna. Postać staje się przez to mniej rzeczywista, odrealniona. Portret bliższy jest obrazom z czasów eksperymentów Witkacego z narkotykami i dążenia do Czystej Formy – minimalne środki i widoczne czarne linie. Olga znowu przedstawiona jest jako kobieta niebieskooka. Wyakcentowane kolorem czerwonym są też usta i policzki. Dodatkowo kolor oczu i ust podkreśla kołnierz bluzki zachodzący na szyję. Jasne tło powoduje, że postać wychodzi na pierwszy plan. Z lewej strony widzimy coś w rodzaju szala, który okala głowę, było to podobno charakterystyczne dla obrazów typu „B”: „Szczególnie w typie B, zwłaszcza w późnych portretach, powtarza się ujęcie głowy, przeważnie z jednej strony – turbanem, szalem, jakąś zasłoną”12. Olga znów wygląda na rozmarzoną, ma podniesiony wzrok i spogląda w dal, jakby kogoś wypatrywała…

12 I. Jakimowicz, Witkacy malarz, dz. cyt., s. 72.

Portret ten jako jedyny przedstawia prababkę z profilu (KDM I 1552). Jest to klasyczny typ B z typowymi sygnaturami NP8m oraz NΠ7. Oznacza to, iż Witkacy w chwili malowania był w stanie „niepalenia” od ośmiu miesięcy i „niepicia” od siedmiu dni. Obok litery „B” pojawia się jednak mała litera „s”. W kolejnym portrecie również się ta litera powtórzy. Dostrzegamy tylko jedno oko, ale na tyle duże, że widzimy emocje modelki. Ja odbieram to jako smutek i tęsknotę. Podkreśla to nawet kolor oka, który zwykle był intensywnie niebieski – tutaj jest niebiesko-szary, przygaszony. Bez wątpienia najciekawszym i zarazem najbardziej wartościowym obrazem w całej naszej rodzinnej kolekcji jest portret Olgi Wojakowej z autoportretem Witkacego umieszczonym z prawej strony kompozycji (KDM I 1757). Witkacy nieczęsto umieszczał swój wizerunek na portretach malowanych przez siebie osób. „Mahatma Witkac wywołał

Fajka bez zaciągania

107

7. S. I. Witkiewicz, portret Olgi Wojakowej (profil), 21 października 1931, pastel na pa­ pierze jasnoszarym, 63,6 × 47,5 cm (69 × 50 z ramą).

1–2/2019


na kawałku ektoplazmy małe widemko z dalekiej przeszłości” – zapisał malarz na papierze. Widać po prawej stronie „stwórcę” – Witkacego, z góry przyglądającego się w skupieniu swojemu dziełu – Oldze Wojakowej. Ektoplazma wiąże się z seansami spirytystycznymi, które na początku XX w. były niezwykle popularne. Spirytyści uważali ektoplazmę za najwyższy przejaw kontaktu z zaświatami. Była to bowiem gęsta substancja, wydobywająca się z ciała medium podczas wywoływania duchów. Oczywiście, to zjawisko nigdy nie zostało potwierdzone naukowo. Wydaje się, że ektoplazma z portretu ma znaczenie bardziej symboliczne i metafizyczne. „Widemko z dalekiej przeszłości” brzmi faktycznie jak wywołany duch. Okres międzywojnia bardzo sprzyjał wszelkim próbom kontaktów ze światem nadprzyrodzonym. Pisze o tym również Irena Jakimowicz: Uwagę przyciągały zjawiska niezwykłe – od wirujących stolików przez wróżki i jasnowidzów-szarlatanów po prace naukowe Juliana Ochorowicza nad mediumizmem i hipnozą. […] W dwudziestych latach w mediumicznym transie, w jaki się sam wprowadzał, malował Marian Grużewski udziwnione ekspresyjne obrazy o nikłych walorach artystycznych13.

8. S. I. Witkiewicz, Mahatma Witkac, 30 maja 1933, pastel, węgiel na pa-

Witkacy – medium wywołał ducha, który się zmaterializował z ektoplazmy i ukazał w postaci mojej prababki, Olgi Wojakowej. Witkacy spogląda na swoje „widemko” niemalże ze wzruszeniem. Na portrecie zapisał Witkacy dowcipny spis spożywanych „środków” podczas seansu malowania: „NP, NΠ + proszki na kaszel + herbata + kluski ze skwarkami + woda Ems + aspiryna”. Oczywiście, najbardziej zwraca się uwagę na napis „kluski ze skwarkami”. Jest to idealny przykład dowcipu Witkacego, który wywołuje duchy… jedząc kluski ze skwarkami. Portret malowany „prawie po

13 Tamże, s. 66.

1–2/2019

108

pierze beżowym, 63,2 × 47,5 cm (65 × 50 z ramą).

ciemku” („p.p.c.”), przedstawia wytworną damę z perłami na szyi oraz w uszach. Portretowane ma elegancko upięte włosy. Podkreślone kolorystycznie oczy, usta i policzki. Na pierwszy plan jednak wysuwa się postać Witkacego – karykaturalna, z nienaturalnie dużym, szpiczastym nosem. Dostrzegamy podkreślone czerwienią usta i policzki oraz ogromne błękitne oko spoglądające na swoje „dzieło”. Następne dzieło pochodzi z 5 listopada 1936 r. (KDM I 2036). Wydaje się, że nie był to ostatni portret prababki. Korespondencja trwała do końca roku 1938, a w marcu 1937 r. Witkacy listownie zaprasza Olgę do pozowania. To jednak ostatni pastel, który się zachował, zupełnie inny niż poprzednie, przede wszystkim ze względu na kolor papieru. Poprzednie obrazy wykonane były na papierze beżowym bądź jasnobrązowym czy jasnoszarym. Ten jest wykonany na papierze czarnym. Również i na tym portrecie

Fajka bez zaciągania


Prawie wszystko odróżnia ten portret od pozostałych. Pierwsze, co rzuca się w oczy to ostry, jaskrawy, niemalże neonowy kolor, który aż iskrzy. Osiągnięte jest to przede wszystkim tłem, czarnym papierem, aczkolwiek widać, że Witkacy sięgnął po zupełnie inne barwy niż dotychczas. Wyraźnie widzimy każdą kreskę, nie tworzą one spójnej powierzchni. Twarz wyłania się z mroku, ale nie jest realistyczna. Wygląda jakby była pomarszczona, tak jakby Olga się postarzała. Po raz pierwszy modelka nie ma też tułowia, głowa jakby lewitowała w ciemnej przestrzeni. Widzimy bardzo mocno wyakcentowane niebieską, jaskrawą barwą oczy. Kolory są niemalże tęczowe – niebieski, zielony, czerwony, żółty.

pojawiają się ciekawe sygnatury: „Blond peruczkę / bis / To ja sobie kupię / I już wtedy będę ja / miał / wszystko wreszcie…”. Oczywiście na obrazie oznaczony został typ E, oraz skróty „NP” i „NΠ”. Ciekawy jest również podpis autora na tej pracy: „drżączkowy / Witkacy normalny”. W jednym z listów do żony artysta używa tego sformułowania, podkreślając swój fatalny stan psychofizyczny: „Od rana (budzę się po parę razy z uczuciem bólu fizycznego – nie moralnego – w dołku, w piersiach, w sercu czy gdzieś – nie wiem) mam drżączkę wewnętrzną, ciągle chce mi się płakać i nie wiem, czy nie zwariowałem już”14. Witkacy wyraża w liście obawę, czy nie postradał zmysłów.

9. S. I. Witkiewicz,

W 2016 r. postanowiliśmy pokazać kolekcję portretów oraz pocztówki od Witkacego do prababki szerszej publiczności. Od 21 maja do 26 września 2016 r. w Galerii Sztuki XX w. w willi Oksza w Zakopanem (filii Muzeum Tatrzańskiego) można było zobaczyć wystawę Olga Wojakowa – miss Zakopanego 1925. Portrety Witkacego.

portret Olgi Wojakowej, 5 listopada 1936, pastel na papierze czarnym, 68,5 × 49 cm (75,8 × 56,2

Hanna Wojak

z ramą).

Witkacy and femmes (not) necessarily fatales. Part 2 The article focuses on Olga Wojakowa, a Zakopane beauty (Miss Zakopane 1925) and a model to Stanisław Ignacy Witkiewicz, who created 30 portraits of her. Nine pastels have been preserved in the collection of the Wojak family (the author of the article is Olga Wojak’s greatgranddaughter). Descriptions of the portraits, together with photos and excerpts from correspondence and family

14 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 19:] Listy do żony (1923–1927), przyg. do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2005, list 223, s. 215.

Fajka bez zaciągania

memoirs, make up the story of Tadeusz Wojak’s wife. Key words: portrait, correspondence, Olga Wojakowa, Zakopane.

109

1–2/2019


D

o kamienicy przy Ligowskim Prospekcie 25 w Petersburgu, w której panią domu była Jadwiga (Ada) z Jałowieckich (1875–1951), prowadząca salon dla miejscowej (w tym polskiej) elity, panem domu zaś ekonomista, przedsiębiorca (głównie w branży górniczej), poseł do Dumy z ziemi piotrkowskiej (gdzie miał niewielki majątek) Władysław Żukowski (1860–1916)1, przychodził na przełomie 1914 i 1915 r. Stanisław Ignacy Witkiewicz – Witkacy. Przyjmowany był chętnie, bowiem Ada Żukowska była córką Anieli z Witkiewiczów Jałowieckiej, młodszej siostry Stanisława Witkiewicza – ojca Witkacego. Ciotka Aniela, żona generała Bolesława Jałowieckiego (1846–1918),

1 O Władysławie Żukowskim i jego żonie, zob. hasło na portalu http://www.polskipetersburg.pl/hasla/ zukowski-wladyslaw (dostęp: 10 marca 2019).

1–2/2019

110

1. S. I. Witkiewicz, Wspólny portret Kazimierza Sosnkowskiego i Michała Choromańskiego, marzec 1930, pastel na papierze, 50 ×

oraz kuzynka2 Ada nie po raz pierwszy gościły Witkacego – to prawdopodobnie u nich zatrzymał się młody Stanisław Ignacy na przełomie września i października 1901 r., gdy pojechał z nimi z Syłgudyszek (majątku Jałowieckich, w którym Witkacy spędzał wakacje) do Petersburga, odwiedzając m.in. Ermitaż3. Żukowscy mieli dwie córki – Jadwigę (zwaną Kuką) oraz młodszą Teresę (zwaną Lulą).

71 cm, w zbiorach Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, nr inw. MPŚ-M/126.

2 Kuzynka była swego czasu nazywana ciocią przez kilkuletniego Stasia, o czym pisał Stanisław Witkiewicz: „Dziś przyjechała Jadzia. […] Mały nazywa ją Ciocią albo Panią, tak mu ona imponuje swoim wyglądem i powagą” – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 17:] Listy I, oprac. i przypisami opatrzył T. Pawlak, Warszawa 2013 (dalej: Listy I), s. 30 (list z wiosny 1889 r.). 3 Jałowieccy mieszkali niedaleko Ligowskiego Prospektu, na Nadieżdinskoj 3, i tam zamieszkał na stałe Witkacy po przyjeździe w 1914 r. – zob. J. Siedlecka, Mahatma Witkac, Warszawa 2005, s. 18.

Fajka bez zaciągania


Tomasz Pawlak

(Nie)znany portret Luli, czyli Teresy z Żukowskich Świętochowskiej konterfekt z rodziną w tle Urodzoną 26 lutego 1901 r., zatem kilkumiesięczną, Jadwigę-Kukę („małą Aduchnę” – jak pisał Stanisław Witkiewicz do syna) Żukowską musiał wtedy młody Staś „całować w pięty” i niańczyć, skoro lekko zaniepokojony ojciec pisał: „Bardzo się cieszę, że jesteś w przyjaźni z małą Aduchną. Tylko ostrożnie, żebyś jej nie wyrządził jakiej krzywdy”4. Staś miał jeszcze okazję pobawić się z córką Żukowskich (a którą – zob. Appendix) latem 1903 r., gdy zawitał do wołyńskiej Bohdanówki – rodzinnego majątku Żukowskiego5. W listach ojca do syna siostry

Żukowskie („Kuki”) pojawiają się jeszcze tylko raz – w maju 1912 r., gdy w Syłgudyszkach u babci Anieli chorują na grypę (influenzę)6. Jednak Jadwiga (wówczas po mężu – generałowa Sosnkowska), jak wspominała po latach, widywała się ze Stasiem częściej, bo nie tylko w majątku „dziaduniów” (Syłgudyszki), ale i w Zakopanem, dokąd jeździła co roku z Krakowa, gdzie wraz z siostrą zdawały

4 S. Witkiewicz, Listy do syna, oprac. B. Danek-Wojnowska, A. Micińska, Warszawa 1969, s. 54 (list z 16 IX). 5 Tamże, s. 123 („Aduchnę ucałuj z dzieckiem i mężem” – list z 8/9 VII), s. 127 („Aduchnę ucałuj serdecznie i nieznaną jej córkę”). W korespondencji ojca z synem z tego okresu pojawiają się wzmianki o chorobie Jadwigi Żukowskiej oraz planowanym przyjeździe Wła-

dysława do Zakopanego. Ostatecznie do wizyty pod Giewontem nie dochodzi (ku rozczarowaniu twórcy stylu zakopiańskiego) – być może Żukowski opuścił Bohdanówkę z córką, chroniąc ją przed chorobą matki. Bohdanówka leżała wówczas w powiecie starokonstantynowskim guberni wołyńskiej. 6 „Ona [Aniela Jałowiecka – uzup. T. P.] biedactwo przeszła razem z Kukami influenzę i teraz siedzi zamknięta w Syłgudyszkach, oblężona przez haniebną pogodę” – tamże, s. 552 (list z 2 V).

Fajka bez zaciągania

111

1–2/2019


eksternistycznie egzaminy w gimnazjum prowadzonym przez urszulanki7. Po przyjeździe do Rosji w październiku 1914 r., dzięki protekcji ustosunkowanej rodziny, Witkacy mógł dostać się do szkoły Pawłowskiego Pułku Lejb-Gwardii i w mundurze tej elitarnej placówki zapamiętała go przyjaźniąca się z Kukami (głównie z Lulą) Zofia Stulgińska: W owych odległych petersburskich czasach poznałam również Witkacego. Było to zimą 1915 roku; odrabiałam lekcje w pokoju bibliotecznym u Żukowskich, gdy wpadła Lula. W ręku trzymała kawałek sznurka. – Chodź do salonu – szepnęła mi na ucho, by nie zbudzić czujności wkuwającej pod oknem Kuki – przywiążemy Stasia. W głębi pustego salonu pod oknem siedział w fotelu ktoś w mundurze rosyjskiego oficera, odwrócony do nas plecami, zatopiony w lekturze. W gwarnym zazwyczaj domu Żukowskich panowała głęboka cisza. Przeczołgałyśmy się przez cały salon. W momencie gdy byłyśmy o parę kroków od Stanisława Ignacego Witkiewicza, ten nagle odwrócił się, wtulił głowę w ramiona, utkwił w nas ciemne, gorejące oczy i robiąc straszliwie „szatańskie” miny, zasyczał: „Apage satanas… apage… apage…”. Było to tak nieoczekiwane, że jednym skokiem poderwałyśmy się na nogi i z krzykiem uciekłyśmy z salonu8.

7 J. Siedlecka, dz. cyt., s. 18. 8 Z. Stulgińska, Gruszki na wierzbie. Wspomnienia, Warszawa 1972, s. 97; wyd. 2, 1975. Zofia Stulgińska (1902–1984) była dziennikarką i tłumaczką. Wydała dwie książki wspomnieniowe oraz powieść opartą na faktach ze swojego życia.

1–2/2019

112

Zofia („Zozo”) Stulgińska na tyle zżyła się z siostrami, że była czasem przedstawiana przez Żukowskich jako ich „trzecia” córka. Zainteresowanych czytelników wypada odesłać do jej publikowanych wspomnień i wrócić do Witkacego, który po latach (w zamierzeniu publicznie – „zamiast w gazecie”) w rękopisie Niemytych dusz dziękował przede wszystkim Jadwidze Żukowskiej za opiekę nad nim w Rosji przed wyruszeniem na front: „Na tym miejscu muszę wyrazić wdzięczność (zamiast w gazecie) mojej ciotecznej siostrze Jadwidze Jałowieckiej 1-voto Żukowskiej, 2-voto Lipkowskiej, która jedna z tej całej rodziny zaopiekowała się mną po różnych strasznych przejściach i powrocie z Australii”9. Witkacy w końcu jednak na wojnę wyruszył, o czym obszernie napisał Krzysztof Dubiński w świetnej książce Wojna Witkacego, czyli kumboł w galifetach. Żukowski zmarł przedwcześ­ nie jesienią 1916 r.10, rodzina przebywała jakiś czas w Finlandii, a w listopadzie 1918 r. udało im się

9 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 12:] Narkotyki. Niemyte dusze, oprac. A. Micińska, Warszawa 1993, s. 320 (przyp. S. I. Witkiewicza). W podobnym duchu pisał Witkacy do Bronisława Malinowskiego zaraz po przyjeździe do Piotrogrodu: „Ada Żukowska zajmuje się moją protekcją, może coś z tego będzie. Jedyna osoba, która jest ze mną. Wytrzymałem straszne wymyślanie Ciotki Jałowieckiej za wszystko” – Listy I, s. 392. 10 Lula Żukowska wspominała po latach, że opiekę prawną nad nią i jej siostrą przejął dyrektor Azowsko-Dońskiego Banku, Epstein (prawdopodobnie Jefim). Żukowski był członkiem zarządu w tym banku i przyjacielem Epsteinów. Zob. T. Lipkowska, Dlaczego zostałam w Izraelu, [w:] K. Zamorski, Dwa tajne biura 2 Korpusu, Londyn 1990, s. 129. Lipkowska zapamiętała także, że jej rodzina przyjaźniła się w Petersburgu z Natansonami oraz Diksztajnami z Warszawy – tamże.

Fajka bez zaciągania


robiąc straszliwie „szatańskie” przedostać do Polski11. Żukowskie zamieszkały w Warszawie, wdowa poślubiła Józefa Lipkowskiego (1863–1949) – generała brygady (od lipca 1921 r.), inżyniera-konstruktora, przemysłowca, poetę i publicystę. Mieszkali na Saskiej Kępie, przy ul. Katowickiej 17, pod tym samym adresem Lipkowski zarejestrował swoją firmę „Hamulec Inżyniera Lipkowskiego”12. W kwietniu 1921 r. Kuka wyszła za mąż za najbliższego współpracownika Józefa Piłsudskiego, Kazimierza Sosnkowskiego (1885–1969), wówczas ministra spraw wojskowych, a po tragicznej śmierci generała Władysława Sikorskiego w czasie II wojny światowej – Naczelnego Wodza. Tak Sosnkowski wspominał po latach okoliczności poznania swej przyszłej żony w 1914 r., po wejściu Strzelca na tereny polskie należące do Rosji: Nawet w strefie przygranicznej na palcach policzyć by się dało dwory ziemiańskie w stosun-

ku do nas przyjazne. Nawiasem mówiąc, do takich wyjątków należał folwark Łazy pod Ojcowem, własność Władysława Żukowskiego, wybitnego posła do Dumy Państwowej w Petersburgu, mądrego człowieka i wyznawcy idei odtworzenia wojska polskiego jako ważkiego czynnika walki o przyszłość Polski w dobie wielkich przełomów dziejowych. Z jego polecenia wszystkie dworskie konie cugowe zostały odesłane do pobliskich oddziałów strzeleckich. W Łazach przebywała owego lata trzynastoletnia córeczka posła Żukowskiego pod opieką swej babki, Anieli z Witkiewiczów Jałowieckiej, ciotecznej siostry matki Komendanta, rodzonej siostry Stanisława Witkiewicza, znakomitego artysty malarza, wybitnego pisarza i twórcy zakopiańskiego stylu. I babka, i wnuczka żyły tradycjami powstania styczniowego, za udział w którym cała rodzina Witkiewiczów po skonfiskowaniu ich wielkiej fortuny została zesłana na Sybir. Obie, i babka, i wnuczka, były wielbicielkami Piłsudskiego i entuzjastkami strzelców. Nie przeczuwałem wówczas w roku 1914, że owa dziewczynka po siedmiu latach zostanie moją żoną i że poprowadzi ją do ślubu w katedrze warszawskiej Naczelnik Państwa i zwycięski Wódz Naczelny13.

miny, zasyczał: „Apage

satanas…”

11 Jadwiga Sosnkowska wspominała, że to dzięki Mieczysławowi Jałowieckiemu, synowi Anieli, udało im się wyjechać z Rosji: „Miechu Jałowiecki […] żonaty z Wańkowiczówną […]. Przez nich właśnie załatwił specjalną bumagę, gwarantującą «familii Żukowskich» nietykalność podczas podróży” – J. Siedlecka, dz. cyt., s. 29. Mieczysław Jałowiecki odżegnywał się jednak od udziału w organizacji wyjazdu Żukowskich, wskazywał na aktywność Ady Żukowskiej. Sam przebywał wtedy w Syłgudyszkach. Zob. ostatni rozdział wspomnień w: M. Jałowiecki, „Na skraju Imperium” i inne wspomnienia, wybór i układ tekstu Michał Jałowiecki, Warszawa 2014. 12 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 20:] Listy do żony (1928–1931), podała do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2015 (dalej: Ldż 2), s. 126 (list 374 z 6 VIII [1929]) oraz przyp. do listu na s. 426. W liście Witkacy pyta żonę o stosunek „Katowitzerstr[asse]” do niego.

13 K. Sosnkowski, List-Przemówienie na obchód 50-lecia Czynu Zbrojnego J. Piłsudskiego 6 sierpnia 1914 r. (sierpień 1964), [w:] Wybór pism, wstęp J. Kirszak, K. Polechoński, wybór i oprac. J. Kirszak, Wrocław 2009, s. 343–344. Żukowski nabył Łazy (wybudowane w stylu narodo-

Fajka bez zaciągania

113

1–2/2019


Piłsudski to nie tylko daleki krewny Żukowskich,

To właśnie Sosnkowski na listowną prośbę matki Witkacego zwolnił autora Nowych form w malarstwie… z obowiązku odbywania służby wojskowej w Krakowie14 – w grudniu 1920 r. W liście do Władysławy Reynelowej (pisanym prawdopodobnie w lutym 1921 r.) Witkacy wspominał pobyt Jadwigi Żukowskiej w Zakopanem: „Jest tu Kuka – niepojęte stworzenie (dyskrecja)”15. Prawdopodobnie chodziło o zaręczyny z Sosnkowskim, które miały miejsce właśnie w lutym tego roku. Sam ślub odbył się w katedrze św. Jana w Warszawie 30 kwietnia 1921 r., co opisała po latach ówczesna wybranka generała w następujących słowach:

ale także ich dłużnik

Ponieważ był taki zwyczaj, że pannę młodą prowadził do ślubu ojciec, a mój już nie żył, powiedziałam o tym Komendantowi i prosiłam, by mi zastąpił w tej ceremonii ojca. I tak też się stało.

wym) w 1906 r. i stąd 1 VIII 1914 (gościł tego lata u siebie Władysława Reymonta i Stefana Roweckiego) wyjechał do Petersburga. W 1922 r. dwór został sprzedany Marcelemu Truszkowskiemu. Za: http://jurajskakraina. pl/jk2017/index.php/pl/jurajskie-atrakcje/zamki-palace-i-dwory/392-dwor-w-lazach (dostęp: 10 marca 2019). 14 List Marii Witkiewiczowej w tej sprawie z odręczną decyzją generała („Zwolnić w liczbie ulegających demobilizacji 14 I 21. Sosnkowski”) opublikował Dubiński w tekście Nie znane Witkacjana, (5) („Sztuka” 1987, nr 6, s. 49), znalazłszy dokument w teczce personalnej Witkiewicza w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie. Reprodukcję przedrukował także w artykule O tym, jak Witkacy nie pogonił bolszewika w 1920 r., „Witkacy!” 2017, nr 2, s. 124–125. 15 Listy I, s. 453 oraz przyp. 7 do listu, s. 455.

1–2/2019

114

Prosiłam tylko, by Komendant koniecznie był wygolony i założył nowy mundur. To też się stało16. Warto zaznaczyć, że Piłsudski to nie tylko daleki krewny Żukowskich (przez matkę Kuki, z domu Witkiewicz), ale także ich dłużnik, ponieważ przenocowali go w domu po jego słynnej ucieczce ze szpitala Mikołaja Cudotwórcy w Petersburgu w 1901 r.17 Jadwiga (Ada) Żukowska nie miała w Zakopanem u Witkiewiczów zbyt dobrej renomy – według Kuki właśnie ze względu na pomoc Stasiowi w dostaniu się do armii carskiej, co było w kontrze do światopoglądu Witkiewicza ojca: Z Witkiewiczami – po sprawie syna wuja Stacha – stosunki urwały się, obrazili się. Mimo to mama, dla ratowania rodzinnych pozorów, jakby nigdy nic wpadała do „Witkiewiczówki” podczas pobytów w Zakopanem. Czasem razem z Kuką, a później i z jej synkami, kiedyś nawet z zięciem, samym Kazikiem Sosnkowskim, którym chciała się pochwalić. Syn wuja Stacha natychmiast wziął go na aparat, jak mówił. Ale co z portretem – nie wiadomo. Kazikowi bardzo się nie podobał i został chyba w „Witkiewiczówce”. Choć prawdę mówiąc, niewiele z tych przedwojennych wizyt pamięta – absorbowali ją wyłącznie mali jeszcze wtedy synowie18.

16 J. Sosnkowska, W. T. Kowalski, W kręgu mitów i rzeczy­ wistości, Warszawa [b.r.w.], s. 17. 17 Zob. tamże, s. 15. W ucieczce pomógł wtedy Piłsudskiemu – symulującemu chorobę umysłową – dr Władysław Mazurkiewicz. 18 J. Siedlecka, dz. cyt., s. 30.

Fajka bez zaciągania


Znane są dwa portrety Sosnkowskiego wykonane przez Witkacego w marcu 1930 r., z których jeden to portret wspólny z Michałem Choromańskim19. Drugi opisany jest na ochronie odwrocia (czyli tylnej ściance obrazu): „Inspektor sztuki Sosnkowski”20 (il. 1 i 2). Od 1927 r. Sosnkowski pełnił obowiązki inspektora w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych (GISZ), stąd zapewne ta uwaga. Miał rozległą wiedzę o literaturze i sztuce, po jego śmierci „Wiadomości” londyńskie opublikowały kilka jego przekładów poetyckich (m.in. z: Johanna Wolfganga Goethego, Charles’a Baudelaire’a, Michaiła Lermontowa, Williama Shakespeare’a)21. Nie wiadomo, czy właśnie o jednym z tych portretów mówiła Joannie Siedleckiej generałowa Sosnkowska, jednak oba trafiły do Słupska z kolekcji Teodora Białynickiego-Biruli – co może oznaczać, że były wykonane w domu tego

2. S. I. Witkiewicz, Portret Kazimierza Sosnkowskiego,

19 Zob. Stanisław Ignacy Witkiewicz (1885–1939). Katalog dzieł malarskich, oprac. I. Jakimowicz, przy współpracy A. Żakiewicz, Warszawa 1990 (dalej: KDM), poz. 1187 i 1188 – w zbiorach Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku od 1965 r. 20 Weryfikacja umiejscowienia napisu możliwa była w czasie ostatniej wymiany opraw (we wcześniejszych publikacjach podawano, że tekst jest na odwrociu). Dziękuję pracownikom słupskiego muzeum za podzielenie się ze mną tą informacją (w ich nomenklaturze tekst jest na „zaplecku obrazu”). Warto zaznaczyć, że Kazimierz Sosnkowski miał młodszego brata, Jerzego (1894 – zm. po II wojnie), autora kilku powieści i nowel, który po 1923 r. był inspektorem artystycznym w Zarządzie Miejskim Warszawy, a w l. 1931–1936 redaktorem pisma „Wnętrze”. Nie ma jednak w źródłach wzmianki, aby to tego „inspektora sztuki” portretował Witkacy. Zob. A. A. Zięba, Sosnkowski Kazimierz, „Polski Słownik Biograficzny” 2000–2001, t. 40, s. 524–539. s. 524–539. 21 „Wiadomości” (Londyn) 1970, nr 41, s. 1.

Fajka bez zaciągania

marzec 1930, pastel na papierze, 65 × 50 cm, w zbiorach Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, nr inw. MPŚ-M/66.

przyjaciela-lekarza Witkacego w Zakopanem22. Sama Kuka również była „na aparacie” u Witkacego (sądząc po opisie, jeszcze w Rosji), ale obraz nie jest nawet odnotowany w Katalogu dzieł malarskich: „Na portrecie, do którego pozowała mu w swojej najlepszej, aksamitnej sukience z białym kołnierzykiem dorysował jej nad głową dwa diabełki i mama nie chciała nawet trzymać tego paskudztwa w domu, gdzieś je wyrzuciła”23. A co z Lulą? Otóż młodsza siostra Kuki jest odnotowana w Katalogu dzieł malarskich, lecz tylko wśród dzieł wzmiankowanych, niezachowanych. Jednak jej portret przetrwał (tzn. znamy go z reprodukcji) i jest odnotowany (tylko nie został zidentyfikowany jako portret Teresy z Żukowskich).

22 Sosnkowscy mieli w Zakopanem willę nazwaną na cześć ich synów „Pięciu Budrysów”. 23 J. Siedlecka, dz. cyt., s. 24.

115

1–2/2019


tu na wielką skalę zaczęła trudnić się Zacząć jednak wypada od tego, że Lula (mimo wzmiankowanej przez Kukę niechęci do Stasia ze strony obu sióstr) była „poważniejsza, bardziej oczytana” i z Witkacym „więcej […] rozmawiała”24. Po wojnie studiowała matematykę na Uniwersytecie Warszawskim (przyjaźniła się m.in. z dr. Salomonem Lubelskim, znawcą teorii liczb25) – zresztą razem z Anielą z Miklaszewskich Ehrenfeucht (1905–2000), córką Janiny z domu Witkiewicz (wykształconą w Szwajcarii lekarką Legionów) oraz chemika, współzałożyciela PPS, Bolesława Miklaszewskiego (wnuczką mińskiego adwokata, Ignacego Witkiewicza, brata Stanisława Witkiewicza ojca). Aniela wspominała Teresę jako osobę „skromną i pracowitą”, która nawet „zamykała się w swoim pokoju przed matką oraz Kuką, które ciągnęły ją na bale”26. Lula – skromna, bardziej oczytana doktor matematyki i astronomii (następnie studentka antropologii, socjologii i genetyki27) wyszła za Ryszarda

24 Tamże, s. 30. 25 Lipkowska wspominała także swoją przyjaźń z Wasserbergerem, „synem adwokata, przedstawiciela palestry przy Sądzie Najwyższym”. Zapewne chodziło jednak o samego adwokata, Józefa (1890–1944), bowiem jego jedyny syn, o którym wiadomo, Zdzisław, urodził się w 1925 r. (zginął w powstaniu warszawskim). Ponadto Lipkowska wspominała o innej pasji – sportowej: „Dobrze wtedy grałam w szachy, brałam lekcje u najlepszych polskich szachistów (Przepiórka, Łowski) i jeździłam na zawody do Łodzi i Kalisza” – T. Lipkowska, dz. cyt., s. 134. Dawid Przepiórka (1880–1940) był mistrzem Polski i złotym medalistą olimpijskim, zginął w Palmirach. Łowski to zapewne Mojżesz Łowcki (1881–1940), szachista zamordowany przez Niemców. 26 J. Siedlecka, dz. cyt., s. 35. 27 Lipkowska wspominała po latach, jak wielki wpływ miał na nią profesor antropologii Jan Czekanowski.

1–2/2019

116

spekulacjami

Świętochowskiego (1882–1941), fizyka, polityka i publicystę, syna Aleksandra Świę­to­chowskiego. Młody Świętochowski był przyjacielem Sosnkowskiego jeszcze z czasów wspólnych studiów na Politechnice Warszawskiej (wówczas noszącej miano Instytutu Politechnicznego) – podobno to właśnie w majątku Świętochowskich, zaproszony tam przez kolegę ze studiów, młody Sosnkowski usłyszał o Piłsudskim i postanowił poznać tego męża opatrznościowego, aby wspólnie z nim walczyć o niepodległość ojczyzny. Świętochowski syn był inżynierem, wynalazcą, zwłaszcza z zakresu elektrotechniki i mechaniki, który stał się pierwowzorem wynalazcy Dana w dramacie Róża Żeromskiego (Kraków 1909). W latach 1915–1920 pisał broszurę o frapującym tytule Zanik energii społecznej w świetle fizyki (Warszawa–Poznań– Toruń [1921]), którą zadedykował właśnie Sosnkowskiemu „w dowód czci i przyjaźni”. Zaangażowany w działalność polityczną, współzałożyciel Stronnictwa Pracy, podczas II wojny był w konspiracji. Aresztowany przy próbie nielegalnego przekroczenia granicy, wywieziony do obozu koncentracyjnego w Auschwitz – zmarł: oficjalnie na zapalenie płuc28. Małżeństwo z Teresą Żukowską zawarte 18 stycznia

– dla dobra córek

Matematykę wybrała zaś ze względu na studiowanie dzieł Immanuela Kanta w gimnazjum. Genetykę i serologię studiowała u profesora Ludwika Hirszfelda (sąsiada Lipkowskich na Saskiej Kępie) w instytucie epidemiologicznym (od 1923 r. Państwowym Zakładzie Higieny) w Warszawie – tamże, s. 135. 28 Zob. M. Ryńca, Świętochowski Ryszard, „Polski Słownik Biograficzny” 2017, t. 51/4, z. 211, s. 514–516.

Fajka bez zaciągania


1922 r. w Warszawie skończyło się szybko, a okoliczności, które temu towarzyszyły, opisał niekryjący swej antypatii do Sosnkowskiego, Sikorskiego i samego Świętochowskiego (a właściwie do wszystkich, którzy mieli coś wspólnego z Galicją) Mieczysław Jałowiecki (ten sam, który pomógł Żukowskim wydostać się z bolszewickiej Rosji): Otóż pan Świętochowski, nie mogąc dać sobie rady na studiach w Instytucie Technologicznym w Petersburgu, przeniósł się na Politechnikę Lwowską, gdzie w atmosferze kawiarniano-politycznej zaprzyjaźnił się z Władysławem Sikorskim i Kazimierzem Sosnkowskim. […] Pan Świętochowski bywał w domu mojej siostry Ady i w najpodlejszy sposób nadużył jej zaufania, wykradając z domu małoletnią, młodszą córkę Teresę. Wziął z nią potajemnie ślub i wyjechał na wyspę Majorkę. Jak się okazało, Świętochowski korzystał z pomocy życzliwego kolegi, a ówczesnego premiera Sikorskiego, który wyrobił mu zawczasu wszelkie potrzebne dokumenty i paszporty, czyli wziął udział w tej niegentlemańskiej konspiracji. Wszelkie starania mojej siostry uderzyły w próżnię. Oczywiście małżeństwo rozpadło się po półtora roku, a moją siostrę kosztowało to grube pieniądze29.

Podobnie okoliczności tego małżeństwa opisała na łamach „Mówią Wieki” Bożena Krzywobłocka, zaliczając związek do kategorii „nieudanych przedsięwzięć”, choć trudno orzec, w jakim stopniu przyczyniła się do tego aparycja pana młodego: W okresie międzywojennym różne przedsięwzięcia Świętochowskiego nie należały do udanych. Jego znajomi wspominali go jako wysokiego, szczupłego pana o uderzająco zimnych, bladoniebieskich oczach, zawsze nienagannie ubranego. W początkach lat dwudziestych wykradł z domu młodszą od siebie o 23 lata pannę Teresę Żukowską, z którą się ożenił30. Dalej autorka artykułu, redaktor naczelna pisma, szeroko opisuje zmarłego w czasie I wojny światowej ojca panny młodej [sic], nazywając go za Ludwikiem Krzywickim „specjalistą od wyrabiania koncesyj i dawania łapówek”, a także, powołując się na określenie „postępowej Polonii petersburskiej” – Wazelinem Wazelinowiczem. Żona sławnego Wazelina Wazelinowicza, jak zwano w Petersburgu Władysława Żukowskiego, specjalisty od wyrabiania koncesyj i dawania łapówek, przybyła jako wdowa do Warszawy i tu na wielką skalę zaczęła trudnić się spekulacjami – dla dobra córek, z których jedna wyszła za Sosnkowskiego, a drugą wykradł Ryszard Świętochowski. Aż w końcu, syta spekulacyj, córek

29 M. Jałowiecki, „Na skraju Imperium” i inne wspomnienia, dz. cyt., s. 701–702. Jałowiecki zwrócił uwagę, że Sosnkowski uzyskał od państwa majątek (Bukowiec w Poznańskiem), fałszywie zeznając, że po wojnie jego żona straciła Syłgudyszki, gdy tymczasem Jałowiecki był jedynym prawnym właścicielem, który spłacił udziały sióstr wraz z ich zamążpójściem – tamże, s. 702.

30 B. Krzywobłocka, Ryś (Opowieść o Ryszardzie Świętochowskim), „Mówią Wieki” 1977, nr 3, s. 26.

Fajka bez zaciągania

117

1–2/2019


wydanych za mąż, zrobionego grosza, wyszła już w wieku bardzo leciwym za mąż za jakiegoś generała. Została uwieczniona przez Perzyńskiego w całej okazałości swoich powiedzeń, westchnień po mężu i nowych poślubin z wielkiej, jak mówiła, tęsknoty po dawnym mężu31. Matka Teresy na łamach poważnego pisma historycznego została przedstawiona jako „osoba niezwykle sprytna”, której udało się przywieźć z Rosji „spory majątek”. Następnie autorka artykułu podaje, że Jadwiga Żukowska w Polsce wdała się w ryzykowne interesy, które Krzywicki nazywał „spekulacjami”, a starszą córkę wydała za Sosnkowskiego. Dodawszy zaś do tego portretu Jadwigi Żukowskiej „złośliwe odmalowanie jej w jednym ze swych utworów” przez Perzyńskiego32, „narzucenie się ze swym dalekim powinowactwem

31 L. Krzywicki, Wspomnienia, na podst. maszynopisów L. Krzywickiego, S. Stempowskiego i pierwodruków przygotowali do druku i opatrzyli przypisami W. Jedlicka i J. Wilhelmi, t. 2, Warszawa 1958, s. 360. Utwór Perzyńskiego, w którym sportretowano Żukowską, nie został tam zidentyfikowany. Co ciekawe, Krzywicki przywołał anegdotę (opowiadaną przez Aleksandra Więckowskiego), że Żukowski po nieoczekiwanej wizycie Piłsudskiego zawiadomił o niej władze petersburskie – tamże, s. 206. 32 Warto nadmienić, że Perzyński pod koniec życia (zmarł w 1930 r.) dedykował swoje utwory „Pani Renie Świętochowskiej”, na co zwrócił uwagę Jan Lechoń w swoim dzienniku, identyfikując ją jednocześ­ nie właśnie jako Teresę z Żukowskich Świętochowską [sic]. Zob. J. Lechoń, Dziennik, [t. 2:] 1 stycznia 1951 – 31 grudnia 1952, wstęp i konsultacja edytorska R. Loth, Warszawa 1992, s. 506. Wydaje się, że utworem Perzyńskiego, w którym Ada Żukowska została złośliwie sportretowana (jako pani Dłużewska), była powieść wydana w 1925 r. Raz w życiu (wyd. powojenne Kraków 1986), dedykowana przez autora „Pani Renie Świętochowskiej”. Na tę postać (mylnie podawszy jej nazwisko: „Dłużniewska”) zwrócił uwagę Lechoń w artykule wspomnieniowym o Perzyńskim, odnosząc się do wzorowania większości swoich bohaterów „na znajomych z warszawskiego światka” – J. Lechoń, Perzyński, „Wiadomości Literackie” 1931, nr 6, s. 2.

1–2/2019

118

Piłsudskiemu” oraz wyjście za mąż „w bardzo już leciwym wieku” za gen. Lipkowskiego, Krzywobłocka kontynuuje opis małżeńskiego stadła Ryszarda Świętochowskiego: Małżeństwo Świętochowskich, w efekcie [!?], nie przyniosło mu szczęścia. Świętochowscy rozstali się. Świętochowski myślał o samobójstwie – na przeszkodzie zamiarom stanęły nieuporządko­ wane sprawy finansowe – tak przynajmniej pisał w swych listach do generała Sikorskiego. Przyczyną rozstania z żoną była prawdopodobnie teściowa i szwagrostwo, czyli Sosnkowscy. Żona Świętochowskiego ukończyła matematykę i ona również ze swej strony zadbała o to, by Sikorski zaopiekował się Ryszardem33. Wstrząśnięci zatem wpływem rodziców (nawet dawno nieżyjących) na pożycie i szczęście w małżeństwie biednego Ryszarda, ale pocieszeni niejako zbawiennym wpływem studiowania matematyki na relacje międzyludzkie, możemy przejść do portretu Teresy z Żukowskich Świętochowskiej, autorstwa Stanisława Ignacego Witkiewicza. Witkacy o seansie portretowym z udziałem Teresy (Luli) pisał do żony w grudniu 1927 r., najpierw wzmiankując w pierwszym liście (z 30 listopada) po powrocie z Warszawy do Zakopanego, że pod Giewont pociągiem przybył właśnie z nią: „Jechałem z Lulą. B[ardzo] zabawna”34. Witkacy, który wrócił wtedy w Tatry w poczuciu wielkiej krzywdy po rozstaniu z żoną, musiał się z Lulą umówić na wizytę u bliżej nam nieznanego przyjaciela, ponieważ napisała do niego (na papierze firmowym swego ojczyma) list 2 grudnia 1927 r. (il. 3):

33 B. Krzywobłocka, dz. cyt., s. 27. 34 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 19:] Listy do żony (1923–1927), podała do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2015, s. 210.

Fajka bez zaciągania


3. Rękopis listu Teresy Świętochowskiej do S. I. Witkiewicza, 2 grudnia 1927, w zbiorach Książnicy Pomorskiej im. Stanisława Staszica w Szczecinie, skan z Zachodniopomorskiej Biblioteki Cyfrowej „Pomerania”.

em. Generał Brygady / Józef LIPKOWSKI / Inżynier Paryskiej Szkoły Centralnej / (E. C. P. 1885) / ul. Śniadeckich 6 / Warszawa / Telefon 69-09 / 2 XII 1927 Antołówka Kochany Stasiu, / Bardzo mi przykro, ale wolę nie ryzykować dziś wyprawy do Zakopanego, gdyż umysł i nogi odmawiają mi posłuszeństwa po tej diecie mlecznej, a poza tym obawiam się, że nie będę miała dość siły woli, by nie włamać się do jakiego spożywczego sklepu po drodze. Może więc odłożymy wyprawę do Twego przyjaciela do najbliższej środy, gdy uraczę się już sznyclem i jajkiem na miękko. / Łączę pozdrowienia dla Twej Matki i Ciebie. / Terenia35

mniej więcej po 10 dniach, bowiem 12 grudnia napisał do żony: „Rysuję Lulę – reklamowo-grzecznościowy”, by następnego dnia dodać: „Kończę portret Luli – szalenie liżę to, aby dobra była reklama. Ale upiększam znacznie, bo biedactwo wyglonda fatalnie”36. Skończył portretowanie po dwóch dniach, za to z podwójnym efektem, bo wykonał oprócz tego szkic w typie E (oznaczający w regulaminie Firmy Portretowej „dowolną interpretację psychologiczną”): „P. p. [po południu] skończyłem Lulę: T. A + B., i zrobiłem szkic E”37 (il. 4). Witkacy spędzał z Teresą sporo czasu, bo razem wybrali się na narty (na Gubałówkę, było 15oC mrozu) – w listach z tego okresu Lula wciąż jest „b. miła i zabawna”38. Dzień przed Wigilią tego roku napisał: „Dużo dziś

Witkacy – lekko pocieszony pewnym złagodzeniem stanowiska Jadwigi – wziął Teresę „na aparat”

35 Tamże, s. 213. Na odwrociu tego listu Witkacy napisał do żony.

36 Tamże, s. 219. 37 Tamże, s. 220 (list z 14 XII). 38 Tamże, s. 222–223 (listy z 20 i 21 XII). W pierwszym Witkacy napisał informacyjnie-instruktażowo (?), jak radził sobie z mrozem: „Genitalia obwinąłem szalem”.

Fajka bez zaciągania

119

1–2/2019


jeździłem z Lulą i Sławciem Staroniewiczem. Ale to porządnie ogłupia”, co nie powstrzymało go chyba od dalszych „wyryp” w Tatry, skoro już po świętach, 28 grudnia, donosił: „Byłem 3 razy na Gubałówce z Lulą i Czarnockim i raz na Bach[ledzkim] Wirchu i Furmanowej ze Sławciem Star.”39. Wycieczki w góry doprowadziły do kontuzji (rozbite biodro), ale humor mimo to Witkacy miał szampański, bowiem rok 1928 miał być dla niego szczęśliwy: „Wczoraj, wracając z wycieczki z Lulą i Hemplem (te górki, to, co kiedyś, dyś, kie- dyśkiedyś z Celiną Kozłowską zrobiliśmy) na sanato, potwornie rozbiłem biądro o korzeń. Ledwo łażę”40. Kontynuował zatem „wyrypy”: „Dziś byłem z Lulą na górkach wzdłuż Cyrhli, a jutro, o ile będzie pogoda, wybieramy się przez Wierch Poroniec do Poronina” (list z 4 stycznia), by wreszcie 9 stycznia donieść: „Odwilż po śnieżycy. Lula wyjechała. Nie mam z kim jeździć. Jestem potwornie smutny”41. W Katalogu dzieł malarskich Witkiewicza oba portrety Luli z grudnia 1927 r. zostały odnotowane jako te, o których wiadomo tylko, że były42. Jednak portret Luli „reklamowo-grzecznościowy” zachował się – w reprodukcji w piśmie „Tęcza” z 1928 r.43

39 Tamże, s. 225 – następnego dnia donosił zaś: „Jutro z generałem [Hemplem – uzup. T. P.] i Lulą idziemy na narty”, a wykonanie planu potwierdził 31 XII: „Dziś wstałem jak zawsze o 7, skończyłem Głębockiego i z Lulą i gen. Hemplem na Gub[ałówkę]. Zjazd do Szpit[ala]” – s. 225–226. 40 Ldż 2, s. 7 (list z 2 I) – w liście tym napisał przy dacie rocznej: „ach, nareszcie. Rok mojego powodzenia, chwały i pienieńdzy”. 41 Tamże, s. 10–11. 42 KDM, poz. II 333 i 334. 43 KDM, poz. I 735.

1–2/2019

120

4. Rękopis listu S. I. Witkiewicza do Jadwigi Witkiewiczowej z 14 grudnia 1927, k. 107, zbiory Książnicy Pomorskiej im. Stanisława Staszica w Szczecinie, skan z Zachodniopomorskiej Biblioteki Cyfrowej „Pomerania”.

(il. 5)! Jest on co prawda podpisany jako „portret pani Teresy S.”, ale niewiele trzeba wyobraźni, aby domyślić się, że miało być „Ś.” – Świętochowska… Choć trzeba przyznać, że to zastanawiające, jakie nazwisko nosiła wtedy Teresa (oraz kiedy małżeństwo Teresy tak naprawdę zostało anulowane, bądź na jakich zasadach – skoro dla Perzyńskiego do 1930 r. była „Reną Świętochowską”; wzmianka Jałowieckiego, że małżeństwo się „rozpadło” i poszły na to „grube pieniądze”, sugeruje, że być może droga prowadziła do Rzymu…44) w czasie pobytu w Zakopanem. Portret Teresy S. nosi wszelkie cechy grzecznościowego, tj. modelka jest „wylizana”. Obraz został też wystawiony w celach reklamowych Firmy Portretowej już w grudniu następnego roku w Salonie 1928 Towarzystwa Zachęty

44 Zainteresowanych tym, jak to bywało przed wojną z unieważnianiem małżeństw, zachęcam do lektury Dziewic konsystorskich T. Boya-Żeleńskiego (Warszawa 1929), nb. z rysunkiem Witkacego przedstawiającym autora w postaci sowy na okładce (Boy wydawał te felietony pod pseudonimem „Boy Mędrzec”).

Fajka bez zaciągania


Sztuk Pięknych w Warszawie45, a tygodnik „Tęcza” pod redakcją Emila Zegadłowicza, z Janem Emilem Skiwskim jako sekretarzem redakcji, zamieścił jego reprodukcję w numerze 52 (z 29 grudnia) – okraszając niejako krytyczną recenzję z tej wystawy właś­ nie portretem autorstwa Witkacego (obok dzieł Adama Hannytkiewicza, Juliana Fałata i Rafała Malczewskiego). Recenzja była odredakcyjna (tj. niepodpisana) i sprowadzała się w swej argumentacji do zarzutu niskiego poziomu artystycznego, którego źródeł doszukiwano się w „pobłażliwym ustosunkowaniu się jury do artystów nadsyłających prace”. Można jednak uznać, że dzieło Witkacego zostało niejako wyłączone z kategorii prac słabych i zaliczone do wytworu „wybijającego się” artysty, skoro umieszczono je obok dzieła Fałata – bowiem krytyk „Tęczy” napisał: „Mimo udziału pierwszorzędnych nazwisk, jak Fałat, Mehoffer, Weiss, oraz kilku młodych wybijających się talentów, ogólny poziom Salonu nie jest wysoki”46. Na portrecie Teresy S. widnieje data „1927 XII” oraz typ: T. B + A – podobny zapis z seansu z Lulą

5. S. I. Witkiewicz, Portret Teresy S. [Teresy z Żukowskich Świętochowskiej], „Tęcza” 1928, nr 52, po s. 16; KDM, poz. I 735.

podał żonie Witkacy w liście z 14 grudnia47! Gdy doda się do tego „wylizanie” portretu oraz wykorzystanie go w celach reklamowych w Salonie TZSP oraz „Tęczy” (choć nie wiadomo, jakich Witkiewicz musiał użyć „stosunków” – jeśli musiał – aby reprodukcję tygodnik ilustrowany zamieścił), to pozostaje tylko udowodnić, że portretowana Teresa S. (rozpoznana jako Teresa z Żukowskich 45 Przewodnik nr 39 (Grudzień), Salon 1928, TZSP, s. 37, poz. 357 – podpisane: „Portret pani Teresy S. – pastel” Świętochowska na wystawie w Zachęcie przez (Witkacy w tym Salonie wystawił jeszcze portret Jadwigę Dmochowską!) jest podobna do wizerunku pana L. R., czyli Leona Reynela). Były to jedyne dzieła Teresy z Żukowskich z tego okresu. I tu, niestety, malarskie eksponowane przez Witkacego w salopiszący te słowa napotyka nieoczekiwaną barierę. nach TZSP tego roku. Prawdopodobnie tę właśnie wystawę wspominała po wojnie Jadwiga z Waydlów O ile bowiem zachowało się wiele zdjęć Jadwigi Dmochowska, pisząc: „Na wystawie w Zachęcie zaz Żukowskich Sosnkowskiej, „Pani Generałowej”, frapowały mnie najbardziej portrety Teresy z Żukoww tym kilka z okresu I wojny światowej czy tuż skich Świętochowskiej i Leona Reynela. Witkiewicz jak zawsze, tak i wówczas, wywołał burzę. Gorący powojennych, to śladu zdjęcia absolwentki mateentuzjazm ścierał się z ostrą falą chłodnej krytyki, matyki, żony Ryszarda Świętochowskiego, nawet następowało nieuchronne wyładowanie atmosferyczne” – Jeszcze o dawnej Warszawie, Warszawa 1960, s. 111. Portret Reynela na tej wystawie ilustruje tekst T. Pawlaka, „Dzibdzi się kłaniam, Pampiluchowi pluję w jaja”. Jadwiga z Waydlów Dmochowska a Stanisław Ignacy Witkiewicz, witkacologia.eu (https://witkacologia.eu/uzupelnienia/T.Pawlak/Waydel_Dmochowska. pdf (dostęp: 12 marca 2019). 46 Z wystaw, „Tęcza” 1928, nr 52, s. 16, ilustracja na wkładce nienumerowanej po s. 16.

Fajka bez zaciągania

47 W rękopisie listu do żony (il. 4) Witkacy poprawiał zapis (być może sam nie pamiętał, w jakim typie wykonał portret). Zgadza się jednak sama charakterystyka obrazu: typ A (czyli „wylizany”) + B (czyli „bardziej charakterystyczny”).

121

1–2/2019


6. Fotografia Jadwigi Sosnkowskiej jako pielęgniarki Szpitala Ujazdowskiego, 1939 r., z albumu J. Kirszaka, Generał Kazimierz Sosnkowski (1885–1969), Warszawa 2012, s. 249. Fot. w zbiorach Centralnego Archiwum Wojskowego.

na zdjęciach rodzinnych Sosnkowskich nie ma48! Na szczęście przyjaciółka Luli (i Kuki) z czasów rosyjskich, Stulgińska, opisała je w swych wspomnieniach: „Były tak do siebie podobne, że nie ulegało wątpliwości, iż są siostrami. Miały wielkie czarne oczy i delikatne rysy”49. Gdyby zatem założyć, że Jadwiga była bardzo podobna do Teresy, to sugeruję porównać zdjęcie Jadwigi Sosnkowskiej

48 Zob. m.in. Kazimierz Sosnkowski, żołnierz, humanista, mąż stanu w 120. rocznicę urodzin, red. T. Głowiński, J. Kirszak, Wrocław 2005; J. Kirszak, Generał Kazimierz Sosnkowski (1885–1969), Warszawa 2012; I. Wo­ jewódzki, Kazimierz Sosnkowski podczas II wojny światowej. Książę niezłomny czy Hamlet w mundurze?, Warszawa 2009. W tych wydaniach albumowych nie było zdjęć Teresy. Nie znalazłem też zdjęć w materiałach po Sosnkowskiej w archiwum Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu. 49 Z. Stulgińska, dz. cyt., s. 87.

1–2/2019

122

z 1939 r. (jako pielęgniarki Szpitala Ujazdowskiego w Warszawie) z portretem Teresy S. (il. 6). Zdjęcia samej Teresy, wówczas już Lipkowskiej, znalazłem dopiero z okresu II wojny światowej. Warto pokrótce opisać koleje jej losu, ponieważ były niesamowite. Po prawdopodobnym rozwodzie ze Świętochowskim poślubiła bratanka drugiego męża swej matki, Tadeusza Lipkowskiego (1905–1954). Niewiele wiadomo o tym związku, ani kiedy został zawarty, ani czy przetrwał, a jeśli tak, to jak długo. Jeśli wierzyć beletryzowanym wspomnieniom Stulgińskiej, Lula rozstała się ze swym drugim mężem jeszcze przed wybuchem wojny50. Sama Teresa (już po mężu Lipkowska) w 1939 r. uciekała na Wschód, została aresztowana przez NKWD (siedziała m.in. w więzieniu lwowskim) i – jak wspominała Sosnkowska – „zesłana na Syberię, do lesorubki”51, czyli do pracy przy wycince lasów. Jej losy opisał Aleksander Klugman, zainspirowany jej (oraz jej matki, Jadwigi) nagrobkiem w Jafie (Jaffie), w Izraelu52: po amnestii na mocy układu Sikorski–Majski Teresa Lipkowska znalazła się w przedstawicielstwie polskim w Kujbyszewie, gdzie otoczył ją opieką (jako szwagierkę gen. Sosnkowskiego) i zatrudnił jako sekretarkę oraz szyfrantkę ambasador Stanisław Kot. Pisał on do gen. Sikorskiego 11 października 1941 r.: „Przed chwilą przyjechała pani T., w ciężkim stanie, opuchła, ze szkorbutem, obdarta, po 23 miesiącach

50 Na początku 1939 r.: „[Lula] miała świetną posadę na Górnym Śląsku [w «Lewiatanie»] i mieszkała w Katowicach. Rozstała się już i z drugim mężem, bratankiem generała Lipkowskiego, bardzo miłym i przystojnym Tadziem Lipkowskim, tak jak poprzednio rozstała się z pierwszym mężem, starszym od niej o 23 lata Ryszardem Świętochowskim” – Z. Stulgińska, Mąż z ogłoszenia, Warszawa 1976, s. 374. 51 J. Siedlecka, dz. cyt., s. 30. 52 A. Klugman, Polonica w Ziemi Świętej, Kraków 1994, s. 94–103; zob. także tenże, Pomoc Polski dla żydowskiego ruchu narodowego w Palestynie, „Więź” 1997, nr 5, s. 149–150.

Fajka bez zaciągania


więzień i obozów”53. Ewakuowana wraz z ambasadorem Kotem (statkiem wołżańskim54) na Bliski Wschód, osiadła w październiku 1942 r. w Palestynie, gdzie została zatrudniona w Centrum Informacji Polskiej w Jerozolimie, a następnie (od jesieni 1943 r.) przeszła do tajnego Biura Dokumentów Sztabu II Korpusu – jako urzędniczka cywilna. Zadaniem tej tajnej komórki było zbieranie informacji o losie zesłańców polskich (w tym mniejszości żydowskiej) w Rosji Sowieckiej. „Chodziło o zabezpieczenie wszelkich materiałów o charakterze dokumentacyjnym, jakie znajdowały się w armii czy też w prywatnym posiadaniu żołnierzy, w tym również odpisy dokumentów, rozporządzeń władz sowieckich w odniesieniu do ludności polskiej itd.”55 Lipkowska szybko przeszła

7. Teresa Lipkowska (na dole pośrodku), Jerozolima, 1944 r. Fot.

w Biurze do referatu żydowskiego. O powodach swego wyboru i emocjonalnych związków z Żydami Lipkowska pisała już po wojnie. Warto wspomnieć, że to właśnie dzięki niej znamy relację z rozmów na tematy żydowskie Piłsudskiego, który był posądzany o filosemityzm. Lipkowska w Palestynie nauczyła się hebrajskiego, zaczęła współpracować z ruchem niepodległościowym walczącym o powstanie państwa żydowskiego. Miała podobno nawet wykorzystać obecność w Jerozolimie gen. Sosnkowskiego do „załatwiania spraw” dla Irgunu (Ecla) – tajnej żydowskiej organizacji bojowej (nazwa oficjalna to Wojskowa Organizacja Narodowa) działającej w latach 1931–1948. Po wojnie została w Tel Awiwie, gdzie uczyła w szkole – przygotowywała eksternistów do matury z matematyki i fizyki. Jan Lechoń zanotował w swym dzienniku pod datą 8 sierpnia 1952 r.:

[w:] K. Zamorski, Dwa tajne biura 2 Korpusu, Londyn 1990, przed s. 65.

Pani Teresa Świętochowska z domu Żukowska, siostra generałowej Sosnkowskiej – jest nauczycielką w Izraelu, uczy po hebrajsku i jest szczęśliwa w atmosferze tamtego kraju, gdzie ludzie tak gorąco pragną i tak uparcie walczą. Ta wiadomość o niej przypomniała mi nieodmiennie we wszystkich ostatnich pracach Perzyńskiego dedykacje: „Pani Renie Świętochowskiej poświęcam”. Wszystkie te powieści i sztuki miały w sobie nie zawsze dobrze oddany, ale nowy w Perzyńskim ton: ciepła i ufności. Przypomniawszy to sobie, bardzo dobrze pomyślałem o tej polskiej pani w Izraelu56.

53 Za: A. Klugman, dz. cyt., s. 95 oraz K. Zamorski, dz. cyt., s. 120 (rozdział pt. Pani Teresa). 54 O czym przypominał inny uratowany przez amnestię Polak, Teodor Parnicki, w liście z 1951 r. do S. Kota. Zob. „Jak co roku, tak i tym razem w dzień wigilijny…”. Listy Teodora Parnickiego do Stanisława Kota z lat 1933– 1962, oprac. Z. Pietrzyk, „Pamiętnik Literacki” 1990, nr 4, s. 240. 55 A. Klugman, dz. cyt., s. 96. Nb. Lipkowska sama opracowała swoje wspomnienia z „nieludzkiej ziemi”, co było jednym z jej zadań w Biurze. Praca ta, pt. Zły

sen, pozostała ponoć w maszynopisie (ok. 400 stron) w zbiorach Instytutu im. Józefa Piłsudskiego w Londynie, teczka 147 (materiały po latach trafiły do Instytutu Hoovera w USA). 56 J. Lechoń, Dziennik, [t. 2], s. 506.

Fajka bez zaciągania

123

1–2/2019


W 1949 r. sprowadziła do siebie matkę, która zmarła 26 grudnia 1951 r. i została pochowana na cmentarzu katolickim w Jafie (obecnie część Tel Awiwu). Na nagrobku matki Teresa kazała wyryć także swoje imię i nazwisko (co ciekawe, wróciła wtedy do nazwiska rodowego) oraz napis hebrajski oznaczający: „członkini Irgunu”. Swoje ciało zapisała po śmierci fakultetowi medycznemu miejscowego uniwersytetu. Wróćmy jednak do fotografii przedstawiających Teresę Lipkowską – to właśnie w książce Kazimierza Zamorskiego znajduje się kilka zbiorowych zdjęć z Jerozolimy, na których widnieje także Lula. Gdy porówna się jej wizerunek na zdjęciu z Wielkanocy 1944 r., to aż ma się wątpliwości, czy nie zaszła pomyłka, bo opuchnięta twarz (acz wesoła, wręcz szczęśliwa) jako żywo przypomina opis Lipkowskiej nakreślony przez ambasadora Kota w liście do Sikorskiego. Na innym zdjęciu (niedatowanym) mamy już Lipkowską wychudzoną. Czy jest podobna do sportretowanej w 1927 r. przez Witkacego? Piszący te słowa nie ma wątpliwości, że tak (il. 7 i 8). Appendix Na nagrobku Teresy Żukowskiej w Jafie, oprócz słów wskazujących na jej piękny i bohaterski

1–2/2019

124

8. Teresa Lipkowska (stoi po prawej) wśród pracowników Biura Dokumentów w Sztabie II Korpusu, Jerozolima (?). Fot. [w:] K. Zamorski, Dwa tajne biura 2 Korpusu, Londyn 1990, po s. 80.

życiorys, znajdują się daty urodzin i śmierci: 1908 i 196857. Obie fałszywe! Data śmierci została zweryfikowana przez Zamorskiego jako fikcyjna – miał z nią rozmawiać telefonicznie jeszcze w 1981 r.58 Klugman podaje, że napis i datę śmierci kazała wykuć wtedy, gdy Zrzeszenie Weteranów Ecla wydało zgodę na umieszczenie takiej informacji na nagrobku. On też podaje, że Teresa Lipkowska zmarła w Izraelu w styczniu 1991 r.59 Trudniej zweryfikować datę urodzin. W zachowanych materiałach (np. wykazach osobowych) Biura Dokumentacji II Korpusu Lipkowska zawsze widnieje jako urodzona w 1908 r. Stulgińska we wspomnieniach pisała, że gdy poznała siostry „Starsza mogła mieć lat piętnaście, młodsza dwanaście”60, co już musiałoby zastanawiać, skoro Kuka urodziła się w 1901 r. – 7 lat to różnica, którą widać na pierwszy rzut oka, zwłaszcza w dzieciństwie. Krzywobłocka z kolei pisała, że Świętochowski ożenił się z młodszą od siebie o 23 lata panną Żukowską – co wskazywałoby na 1905 r. Gdy doda się do tego zamieszania z datą urodzin zdjęcie z Syłgudyszek z maja 1909 r., ze ślubu Anieli z Jałowieckich z Tadeuszem Beliną61, na których Kuka i Lula widnieją jako kilkuletnie dziewczynki (choć jedna niższa od drugiej) stojące w sukienkach, z kokardami we włosach, to nijak nie można uwierzyć, że jedna z nich ma dopiero rok… Wypada zatem uznać, że Teresa Żukowska nie urodziła się w 1908 r. Autor biogramu Ryszarda

57 Dokładna treść: „Dr Teresa Żukowska / chawerat Ecel [«członkini Ecel» po hebrajsku] / ur. Petersburg 1908, zm. 5 10 68” (il. 9). 58 K. Zamorski, dz. cyt., s. 122. 59 A. Klugman, dz. cyt., s. 99. Całość sprawy gmatwa jeszcze bardziej książka Adama Szymańskiego (Zapomniany bohater. Nieznane kulisy życia generała Kazimierza Sosnkowskiego, Gdynia 2014). Autor opisuje Teresę Lipkowską jako osobę, która nie tylko wojnę spędziła w Polsce, ale i lata PRL, a zmarła w 1997 r.! – s. 323– 325. Przodek autora pracował u Sosnkowskich w dworze w Porażynie. 60 Z. Stulgińska, dz. cyt., s. 87. 61 J. Siedlecka, dz. cyt., s. 18, il. 1.

Fajka bez zaciągania


ucałuj serdecznie i nieznaną jej córkę”63. Czy była tam wtedy także Kuka? Trudno orzec. Może do niej wracał wcześniej z urlopu Władysław Żukowski – zamiast pojechać do Zakopanego? W każdym razie młody Stanisław Ignacy miał okazję „całować w piętki” obie córki Ady i Władysława Żukowskich – w Syłgudyszkach i Bohdanówce. Jadwiga Sosnkowska wspominała, że jej siostra, „siwa i zgarbiona”, płacząc, pytała: „Pamiętasz Syłgudyszki? A syna wuja Stacha?”64. Szkoda, że nie było osoby, która zapytałaby Teresę (Lulę) z Żukowskich o „syna wuja Stacha”… 9. Nagrobek Jadwigi z Jało-

marzec 2019

wieckich, 1-voto Żukowskiej, 2-voto Lipkowskiej oraz Teresy Żukowskiej,

Świętochowskiego w „Polskim Słowniku Biograficznym”, Mariusz Ryńca, jako datę urodzin Teresy wskazał orientacyjnie 1903 r.62 W listach Witkiewicza ojca do syna z lipca 1903 r. jest istotny ślad, który potwierdzałby taki stan rzeczy. Otóż w liście z 9/10 lipca Witkiewicz pisze do przebywającego u rodziny Żukowskich (w majątku w guberni wołyńskiej) Stasia: „Aduchnę ucałuj i Władysława uściskaj. Które dziecko jest w Bohdanówce?”. Pytanie to powinno zastanowić, skoro Żukowscy mieli wtedy jedno dziecko – urodzoną dwa lata wcześniej Kukę, którą Witkiewicz znał – choćby z listów. Odpowiedź syna do Zakopanego musiała wskazywać na nieznaną jeszcze ojcu progeniturę Żukowskich, gdyż Witkiewicz w liście z 15 lipca zaleca: „Aduchnę

cmentarz w Jafie. Fot. R. Firstera, [w:] K. Zamorski, Dwa tajne biura 2 Korpusu, Londyn 1990, przed s. 337.

63 S. Witkiewicz, dz. cyt., s. 127. 64 J. Siedlecka, dz. cyt., s. 30. Sosnkowska w opisie losów swej siostry podała także, że Lula zamieszkała w Izraelu z mężem, Żydem – jeszcze jedna tajemnica w życiorysie Teresy, czy też może brak dobrej pamięci u siostry? Nie ma o tym wzmianki ani u Zamorskiego, ani tym bardziej w tekście samej Lipkowskiej.

Tomasz Pawlak The (un)known portrait of Lula, or Teresa Świętochowska nee Żukowska, with her family in the background The text refers to the relationship of S. I. Witkiewicz with the family of Jadwiga (Ada) Żukowska, especially her daughters, and focuses on the youngest of them, Teresa. The author of the article quotes memories, short

62 Zob. M. Ryńca, dz. cyt., s. 515. Autor biogramu datował urodziny Luli na podstawie informacji (z Wydziału Archiwum USC Miasta Stołecznego Warszawy z 2016 r.) o ślubie Ryszarda Świętochowskiego za­wa­ rtym 18 I 1922 r. w parafii Zbawiciela w Warszawie. W akcie małżeństwa wpisano wiek panny młodej – 19 lat i miejsce urodzenia – Petersburg (informacja w e-mailu do autora tekstu z 13 III 2019).

references from various books and excerpts from Witkacy’s

Fajka bez zaciągania

125

correspondence concerning Teresa, as well as identifies a portrait of her by Witkacy – so far known only as a portrait of some unknown Teresa S. Key words: biography, letters, painting, Jadwiga (Ada) Żukowska, Teresa Żukowska.

1–2/2019


Witkacy w Room Escape Warszawa® Z Anną Wróblewską rozmawia Przemysław Pawlak

P r ze mys ł aw P aw l a k : W ostatnim akcie Matki

Interactive.

Witkacego postaci szukają wyjścia z pomieszczenia, które rzekomo nie ma żadnych okien ani drzwi. W finale je znajdują. Podobnie w Macieju Korbowie i Bellatrix. Czy ta sztuka zainspirowała Państwa do stworzenia Witkacowskich zagadek w Waszym escape roomie? A n n a Wró b l ews k a : Geneza powstania pokoju

zagadek Piwnica – Witkacy w Room Escape Warszawa® była zupełnie inna, ale sadzę, że podprogowo było to pokłosie dawnych lektur i fascynacji twórczo-

1–2/2019

126

ścią Stanisława Ignacego Witkiewicza. Zresztą nie jest to nasz pierwszy pokój inspirowany lekturą. Wszystko zaczęło się od Indiany Jonesa, to ten bohater i filmy o nim posłużyły nam za podstawę stworzenia pierwszego pokoju tematycznego pod nazwą Indiana, który funkcjonuje już od kilku lat i cieszy się niesłabnącym powodzeniem. Tak zaczęła się nasza przygoda z wykorzystywaniem dobrze znanych motywów w scenariuszach zabaw. Przy czym dodam, że jest to bardzo kreatywne podejście do tematu, gdyż nie kopiujemy, ale tworzymy własne zagadki i fabułę, jedynie zainspirowani

Drobne psychiczne przesunięcia


Pokoje zagadek

Muszkieterowie.

Room Escape Warszawa. Fot. arch. roomescape.pl.

konkretnym tematem. Dwa lata temu podczas Big Book Festival uruchomiliśmy pokój szekspirowski – i tym sposobem udało nam się stworzyć pojęcie escape roomu edukacyjnego, które eksploatowaliśmy w kolejnych projektach. Jako pierwsi na świecie skonstruowaliśmy edukacyjny pokój historyczny dotyczący losów żołnierzy wyklętych – zlecenie dla Instytutu Pamięci Narodowej. Pokój działał przez dwa lata. Jeden z naszych pierwszych pokoi – Piwnica – przez pewien czas stanowił narzędzie promocji filmu Lśnienie, który na podstawie powieści Stephena Kinga wyreżyserował Stanley Kubrick. Wtedy powstała myśl, że formuła implementowania do tego właśnie pokoju elementów dekoracji i zagadek związanych z jakimś bohaterem, lekturą lub filmem bardzo dobrze się sprawdza. Kiedy dotarła do nas informacja o zbiórce na czwarty numer „Witkacego!”, od razu pomyśleliśmy, że to jest pomysł, aby spersonalizować Piwnicę na pokój dedykowany właśnie temu artyście. Także w pozostałych naszych przygodach można odnaleźć znane motywy historyczne, filmowe czy literackie. Muzeum to pokój inspirowany serią Mission Impossible, przygoda w pokoju Rycerskim to nic innego jak ucieleśnienie naszych młodzieńczych fascynacji Panem Samochodzikiem i templariuszami Zbigniewa Nienackiego. Pokój zagadek o nazwie Muszkieterowie nie wymaga chyba objaśnień. Podobnie z Olimpem, gdzie przenosimy naszych graczy do starożytnej Hellady. Ponieważ motywy poszukiwania wyjścia w dramatach Witkacego są wszechobecne, a jego ostatnia niedokończona powieść nosi nomen omen tytuł Jedyne wyjście, pomysł na tematykę witkacowską wydał się naturalny. Potrzebny był tylko impuls

Drobne psychiczne przesunięcia

Muzeum.

w postaci nowego egzemplarza półrocznika. Stworzenie scenariusza z wykorzystaniem elementów nawiązujących do twórczości Witkacego to ukłon w stronę niszowego odbiorcy, który może dodatkowo rozsmakować się w odwołaniach do tego artysty. Trzeba jednak pamiętać, że w naszych przygodach uczestniczą także dzieci, które nie muszą znać twórcy dwudziestolecia międzywojennego. To, co nam przyświecało, to raczej myśl, że gdyby escape roomy istniały w międzywojniu, to Witkiewicz mógłby być ich częstym gościem. Ba! Może nawet tworzyłby scenariusze escape roomów na zamówienie, kto wie… Postać Witkacego wydała nam się pasującą do idei zabawy w pokojach ucieczek. Mamy nadzieję, że dla tych, którzy jeszcze nie mieli okazji być w Room Escape Warszawa®, artysta będzie dodatkowym „wabikiem”.

127

1–2/2019


Anna Wróblewska.

P. P. : Co więc ostatecznie posłużyło Państwu za podstawę zagadek wiązanych z Witkacym? A . W. : Zdradzić szczegółów nie mogę, bo popsuję

zabawę. Ale mogę uchylić rąbka tajemnicy i zagwarantować, że na pewno w przygodzie Piwnica – Witkacy pojawią się obrazy i dekoracje związane z artystą: zakopiańskie akcenty, portrety i obrazy oraz sylwetki osób, które stanęły na jego drodze. Nasze zagadki oparliśmy o rozpoznawalne motywy z twórczości Witkacego oraz o jego biografię. Proszę się jednak nie stresować – zabawa polega na tym, że wiedzę i podpowiedzi do rozwiązania zadań gracze znajdują zawsze wewnątrz pokoju, tak że nie trzeba przed przyjściem studiować życia i dorobku autora Pożegnania jesieni zbyt wnikliwie. Witkacy kreował zagadkowe podpisy swoich obrazów – szyfrował w ten sposób, pod wpływem jakich środków powstawały jego dzieła, np. skrót FBZ oznaczał, że obraz powstał podczas palenia „fajki bez zaciągania”. Lubił bardzo anagramy, zabawę słowotwórczą polegającą na przestawieniu liter bądź sylab innego wyrazu lub zdania, wykorzystującą wszystkie litery (głoski bądź sylaby) materiału wyjściowego, przerabiał nawet cudze kartki i listy na korespondencję do innych osób. Dlatego na rozgrzewkę przygotowaliśmy dla Czytelników magazynu małą zagadkę bardziej przypominającą współczesną zabawę scrabble. Rozwiązanie tej zagadki – otrzymane hasło – będzie stanowiło KOD RABATOWY, który będzie można wpisać przy rezerwacji pokoju Piwnica – Witkacy. Każdy, kto zamówi zabawę w tym pokoju i zjawi się z nowym numerem pisma „Witkacy!” w lokalu Room Escape Warszawa®, przy ul. Śniadeckich 1/15, otrzyma od nas zniżkę 30 zł.

1–2/2019

128

Piwnica.

P. P. : Czy studia na Wydziale Wiedzy o Teatrze przydają się w projektowaniu pokojów-zagadek? Czy spełnia się Pani w tej pracy np. jako scenograf czy dekorator? A . W. : Wydział Wiedzy o Teatrze był zawsze

kierunkiem elitarnym i, w moim przekonaniu, kształcił nietuzinkowo. Z jednej strony nie dawał żadnej praktycznej wiedzy, konkretnego zawodu, ale otwierał głowy i pozwalał „teatr [mój] widzieć ogromny”. Do tego doświadczenie pracy w teatrze, które zdobyłam dzięki studiom na tym kierunku, jest absolutnie nie do przecenienia. Układanie scenariusza zabawy escape roomowej to nic innego, jak tworzenie pewnej historii, z sekwencją różnych zdarzeń w postaci zagadek prowadzących do finału, czyli ucieczki z pokoju. To coś na kształt plecenia teatralnej intrygi, w której głównymi bohaterami są gracze. Budowanie napięcia czy spowalnianie akcji, gdy do rozwiązania jednej zagadki trzeba po drodze zebrać kilka składowych. Innym razem przyspieszenie tempa gry łatwymi zadaniami angażującymi całą grupę, gdy pod koniec zabawy zależy nam na podgrzaniu emocji. Tym większa euforia, im mniej czasu zostaje na zegarze, a do wykonania zadania potrzeba kilku szybkich i prostych ruchów. Dla mnie to nic innego, jak tworzenie dramaturgii escape roomowej zabawy. Do tego cała plejada teatralnych elementów,

Drobne psychiczne przesunięcia


Wehikuł.

począwszy od aranżacji pokoju, dekoracji, doboru mebli i gadżetów, tworzenia grafik czy malowideł oraz wyboru muzyki i efektów dźwiękowych, które pojawiają się podczas rozwiązywania zagadek, na grze światłem skończywszy. Nawet sposób, w jaki podpowiadamy naszym graczom, jest swoistą formą dialogu, w którym demiurg – w tym wypadku animator zabawy, monitorujący na kamerach postępy grupy i mający możliwość umieszczania na ekranie w pokoju podpowiedzi – pomaga bohaterom w rozwiązywaniu zadań i popycha akcję gry do przodu, niczym deus ex machina. Finałowe wyjście, ucieczka z umownie zamkniętego pomieszczenia i towarzyszące jej emocje – to prawie jak teatralne katharsis. Myślę, że długo można by rozprawiać o paralelach dotyczących escape roomów i teatru.

Drobne psychiczne przesunięcia

Być może sukces 9 przygód Room Escape Warszawa® tkwi w tym, że jedną z osób, która miała wpływ na kształt zabawy, była właśnie absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze (śmiech). Ale nie tworzyłam tego spektaklu sama, miałam wyjątkowych partnerów, którzy z bagażem zupełnie innych cech i umiejętności kreowali ze mną escape roomową rzeczywistość. Rafał i Bartek Wiśniewscy to absolwenci SGH, bez ich technicznych i biznesowych umiejętności mogłoby się okazać, że przedstawienie stałoby się teatralną klapą (śmiech).

Witkacy in Escape Room Warszawa®

Anna Wróblewska in conversation with Przemysław Pawlak.

129

1–2/2019


Redakcja „Witkacego!”, Anna Maria Tryba

34/134. O urodzinach Teatru im. S. I. Witkiewicza 1–2/2019

130

Nie ma złudy, jest to, co jest


bchody 134. urodzin Witkacego i 34. teatru jego imienia trwały trzy dni (od 21 do 23 lutego 2019 r.). Jak co roku pojawili się liczni goście, na których czekało wiele artystycznych doznań. Wydarzeniem otwierającym cały cykl urodzinowych atrakcji był wernisaż wystawy Gyubal Wahazar, na której zaprezentowano projekt zrealizowany przez studentów Wydziału Sztuki Nowych Mediów Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych w Warszawie pod kierunkiem Ewy

Sataleckiej i Andrzeja Klimowskiego. Inicjatorami przedsięwzięcia byli Małgorzata Sady, badaczka dorobku Franciszki i Stefana Themersonów, oraz Marek Średniawa, śledzący relację Witkacego i tych dwojga artystów. Themersonowie pracowali nad edycją Wahazara i Matki w Gaberbocchus Press – ich działania stanowiły punkt wyjścia dla studentów, którzy zaprojektowali polsko-angielskie wydanie dramatu. Na wystawie zaprezentowano 22 prace wchodzące w skład tej nowatorskiej i interaktywnej publikacji. Były to zarówno ilustracje, plakaty, projekty piktogramów i liter, projekty layoutu i składu książki, jak i dynamiczne animacje z elementami rzeczywistości rozszerzonej (AR). Autorzy projektu odpowiadali na pytania z sali oraz wskazywali, jak czytać ich książkę-obiekt, a także uruchamiać animacje za pomocą telefonu komórkowego. Trzeba przyznać, że to wydanie Wahazara przenosi widza do innego wymiaru percepcji. Podczas wydarzenia była również mowa o półroczniku „Witkacy!”. Redaktor naczelna Małgorzata Vražić przedstawiła pismo i scharakteryzowała zawartość dotychczas wydanych numerów. Wernisaż odbywał się w kawiarni Teatru. Po raz drugi w swojej karierze na zakopiańskiej scenie wystąpił amatorski Teatr Exodus z Ciechanowa, przedstawiając dramat pt. Jan Maciej Karol Wścieklica w reżyserii Katarzyny Dąbrowskiej. Wartkiej akcji towarzyszyła świetnie dobrana muzyka, a aktorom udało się zbudować wyjątkową atmosferę, przepełnioną komizmem sytuacyjnym, a także wejść w interakcję z publicznością. Warto przypomnieć, że spektakl ten był już wystawiany w Ciechanowie oraz w Słupsku na konkursie „Witkacy pod strzechy” w październiku 2018 r., gdzie

Nie ma złudy, jest to, co jest

131

Wernisaż wystawy Gyubal Wahazar. Zdjęcia z 134. urodzin Witkacego i 34. urodzin Teatru S. I. Witkiewicza dzięki uprzejmości Teatru, 2019. Fot. A. Kasprzak.

O

1–2/2019


Portrety Teresy Iwanejko-Tarczyńskiej.

zdobył główną nagrodę. Przedstawienie zostało ciepło i życzliwie przyjęte przez publiczność. W ramach Sceny Propozycji Aktorskich odegrano następnie spektakl Beckett. Cięcie czasu w reżyserii aktora Teatru Witkacego – Jacka Zięby-Jasińskiego. Przedstawienie stanowiło kompilację czterech jednoaktówek Samuela Becketta z lat 1972–1982: Nie ja, Kroki, Kwadrat oraz Katastrofa. W sztuce pojawiły się motywy przewodnie be­ckettowskiej twórczości: topografia i skupienie się na zasadach funkcjonowania ludzkiego umysłu. Ważną rolę odgrywał upływu czasu oraz jego oddziaływanie na świadomość człowieka. Zgodnie z życzeniem autora, w inscenizacji zachowano bezwzględną wierność wszystkim didaskaliom i zaleceniom. Przedstawienie było tajemnicze, niewątpliwie wzbudzało niepokój, balansowało na krawędzi chaosu, wystawiało cierpliwość widza na próbę (np. poprzez monotonię powtarzanych bez przerwy czynności), ale przez to zmuszało do refleksji i skupienia. Drugiego dnia, przed południem, mogliśmy obejrzeć w kinie Miejsce reportaż Teatr Witkacego w zapisie filmowym, prezentujący fragmenty archiwalnych nagrań ze spektakli zrealizowanych

1–2/2019

132

w Teatrze od początku jego istnienia do chwili obecnej, wypowiedzi zaprzyjaźnionych z instytucją osób itp. Wieczorem w teatralnej kawiarni odbyły się Posiady wokół publikacji dr hab. Ewy Szkudlarek z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – Portrety cieni Witkacego, która jest próbą analizy i interpretacji sfery znaczeniowej cienia w twórczości malarskiej, fotograficznej, teatralnej i literackiej Stanisława Ignacego Witkiewicza. W rozmowie brali udział również: dr hab. Irena Górska, dr Rafał Czekaj, a spotkanie prowadziła prof. dr hab. Teresa Pękala z Zakładu Estetyki Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Po rozmowie o książce we foyer Teatru czekała na gości kolejna odsłona prac plastycznych Teresy Iwanejko-Tarczyńskiej, która od lat wykonuje portrety aktorów z Teatru Witkacego. Tym razem uwieczniła Emilię Nagórkę i Piotra Łakomika. Cała galeria portretów pędzla Tarczyńskiej znajduje się w długim korytarzu na piętrze. Jest to sukcesywnie powiększająca się ekspozycja stała. Teatr otrzymał od miasta Zakopane prezent urodzinowy. Był nim wspaniały koncert jazzowy zespołu Inside w składzie: Dawid Lubowicz – skrzypce, Jakub Lubowicz – fortepian, Wojciech Pulcyn – kontrabas, Patryk Dobosz – perkusja. Po koncercie goście Teatru mogli obejrzeć fragment spektaklu Linen. Sztuka jakże zabawna, osadzona mocno w realiach małej irlandzkiej mieścinki. Odzwierciedlono w niej koloryt lokalny (w humorystycznym wykrzywieniu) i groteskę ludzkich zachowań. Była to zapowiedź spektaklu, który jest planowany w ramach działalności Sceny Propozycji Aktorskich. Oby ten zamiar udało się zrealizować! Ostatniego dnia urodzin, w sobotę, odbyło się spotkanie z autorem wystawy Relikwiarze. Niepodległość marzeń – Zbigniewem Bajką. Jego prace można było oglądać we foyer Teatru od początku stycznia do końca marca bieżącego roku. Wystawa przedstawiała zdjęcia (w czerni i czerwieni), które

Nie ma złudy, jest to, co jest


zostały podświetlone, co wzmagało dodatkowo efekt niepokoju. Przedstawiały one najróżniejsze przedmioty, trochę w wersji zdjęć rentgenowskich. Były tam: głowa plastikowej lalki i zdjęcia mikroskopowe skamielin. Na pozór zwykłe przedmioty, oświetlone w odpowiedni sposób i w zestawieniu z innymi obiektami, sprawiały wrażenie wręcz makabrycznych. I w końcu! Spektakl SPISKI – Hej! z cyklu: Tatrzańskie. Część III według powieści Wojciecha Kuczoka. Historia 10-letniego chłopca, spędzającego pełne istotnych wydarzeń wakacje w Tatrach, latem 1982 r., została przedstawiona w konwencji stand-up z muzycznymi wstawkami z lat 80. Emocje związane z piłką nożną i inicjacja erotyczna, gwara góralska i groteska, echa minionych faktów i narracyjne zmyślenie, to synkretyczna mieszanka, z której wyłania się nowa jakość. Absolutnie warte obejrzenia zarówno ze względu na mistrzostwo prozy Kuczoka, jak i autorską, oryginalną reżyserię Andrzeja Dziuka. Później miały miejsce niezliczone podziękowania, życzenia i wiwaty! Na scenę wjechał wielki tort, aktorzy odśpiewali urodzinowy hymn.

SPISKI – Hej!

Wspólnie hucznie świętowano do wczesnych godzin porannych, a w kawiarni można było już spokojnie porozmawiać z aktorami. Było artystycznie i ekstatycznie!

Urodzinowy tort.

Witkacy!'s editorial team, Anna Maria Tryba 34/134. On the anniversary of the S. I. Witkiewicz Theatre in Zakopane


Halina Magiera

„…w typie swoim jedyny w Polsce” – o Witkacym w listach Kazimiery Alberti do Marii Grabowieckiej1. Cz. 2 W

maju1 1928 r., jak donosiła Kazimiera Alberti z ekscytacją Marii Grabowieckiej, znajomość ze Stanisławem Ignacym Witkiewiczem trwa, a artysta decyduje się na dość nieostrożny krok: Witkiewicz w Warszawie! Przyjechał 15 we czwartek, 17 był u nas. Wyobraź sobie dyplomację mężczyzn: był z… żoną. Co o tym powiesz? Pani W.2 nigdy u nas na tym mieszkaniu

1 Z tekstem opartym na cytowanych w artykule fragmentach listów wystąpiłam 7 października 2010 r. podczas sesji Odgrzebywanie Witkacego, którą zorganizowała Katedra Literatury i Kultury Polskiej Wydziału Humanistyczno-Społecznego Akademii Techniczno-Humanistycznej w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. W zmienionej nieco formie stanowi on także wyimek mojej rozprawy doktorskiej Z zagadnień biografii i twórczości Kazimiery Alberti, napisanej pod kierunkiem prof. dr hab. Danuty Opackiej-Walasek na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego [komputeropis], Katowice 2017, https://sbc.org.pl/ Content/296926/doktorat3904_Halina_Magiera.pdf (dostęp: 16 sierpnia 2018). 2 Jadwiga (Nina) Witkiewiczowa z domu Unrug (1893–1968), od 1925 r., czyli dwa lata po ślubie z Witkiewiczem, na stałe zamieszkała w Warszawie. Mąż odwiedzał ją w stolicy zwykle dwa razy w roku, wiosną i jesienią. O tym, że Nina była niechętna Alberti, świadczy także list Witkacego z 6 III 1929 r.: „Co do Alb[erti] nie zgadzam się na Twój pogląd. Ona nic złego nie robi, tylko pisze literackie kawałki. A przy tym ja się chwalę wszędzie, że stanowimy idealne

1–2/2019

134

nie była. Na ulicy 2 razy nie ukłoniła mi się. Ile Go to trudu musiało kosztować, żeby Ją namówić! Oczywiście czwartek – więc byłam na wyścigach. Boże! jak się cieszyłam, że był tylko Staszek! Jak Ci się podoba taki krok po tych listach – takie prowokowanie mnie i dopingowanie spódniczką żony. Dużo się pisało w listach o „pierwszym f u j n a s z y m spojrzeniu”, którym się przywitamy. Czyż miało być zza plec [sic] żony. Albo się kochają! Więc nie chcę niczego psuć! Ale tu się Witkacy przeliczył. Natrafił na okres, że mi się Żydek na wyścigach podoba. Więc nie jest sam „na starcie”. Umówili

małżożeństwo à la Boyowie (czyżby on rozwodził się naprawdę dla Krzywickiej?!), więc każda baba czuje, że ma wolną rękę. Jeśli moje zwierzenia mają wpływać na Twój sąd o osobach skądinąd niewinnych, to tracą sens”. Także w liście z 3 IV 1929 r. chodzi najprawdopodobniej o zazdrość: „Jeden list Alberti bajeczny spaliłem. Wiersze mogę przysłać. Tamtych nie znam. Jak doniosłem w karcie wczoraj, donio­ słem, że nie wiedziałem wysełając o ekspresach. Przestań się za to indyczyć na M. Boską!!! Jak Ci listy A[lberti] psują do niej stosonek, to myślałem, że nie trzeba. Przecież to rzecz bez przyszłości – literackie kawałki. Sprowokowałem ją dwiema fotografiami (p r o g r a m o w o )”. Cytaty za: S. I. Witkiewicz , Dzieła zebrane, [t. 20:] Listy do żony (1928–1931), przyg. do druku A. Micińska, oprac. i przypisami opatrzył J. Degler, Warszawa 2009, s. 84, 96–97.

Fajka bez zaciągania


się tak, że my zatelefonujemy, kiedy mamy się spotkać. Witkiewicz oczywiście liczył na to, że na drugi dzień usłyszy mój głos przez telefon. Niestety piątek nic, sobota nic. I absolutnie nie będę telefonować. Jeśli chce, niech jeszcze raz przyjdzie. A wtedy będę miała przekonanie, że w ten dzień chciał mnie widzieć. Jak Ty byś zrobiła, d y p l o m a t y c z n i e o d p i s z, ż e b y s i ę S t a s z e k n i e d o m y ś l i ł, o c o c h o d z i [k. 12]. Co wynika z listu, w którym uwagi i napomknięcia wyraźnie sugerują budującą się więź między Alberti i Witkacym? Po pierwsze: Jadwiga nie darzyła sympatią pisarki, choć wiadomo, że śledziła jej rozwój artystyczny i czytała listy adresowane do męża. Po drugie: Witkiewicz był tylko jednym z wielu. Wyścigi konne (wygrana, przegrana, liczni adoratorzy zwabieni pewnie „robiącym furorę” pięknym czerwo-

Fajka bez zaciągania

Fragment listu K. Alberti do M. Grabowieckiej z 5 VII 1955, k. 20, w zbiorach Muzeum Literatury im. A. Mickiewicza.

nym płaszczem ze skóry, i tym, że „autorka powieści sportowych” przychodziła sama) okazały się o wiele ciekawszym zajęciem niż niezręczne spotkanie w mieszkaniu przy ul. Filtrowej. Po trzecie: reguły tej gry ustalała sama Alberti, wyraźnie zakreślając granice swobody. O tym także w liście z 5 lipca 1955 r., przy czym rekonstruowana wówczas scena umiejscowiona została w finalnej, zagęszczonej pismem, części listu i pozostaje w istotnych miejscach nieczytelna: Arnoldstein, 5 VII 1955 [k. 20] Raz w Zakop. przyszedł po południu – ja spałam. Stasia nie było. Było zimno. Nie chciało mi się spod futra ruszać. Powiedział „Jestem świnia – niech mnie Pani wyrzuci, bo Stasia nie ma w domu!” „Niech się Pan nie boi – nigdy Pan za mną [nie będzie tęsknił?]. Mój typ fizyczny jest inny [silny?], a «duchowość» nigdy mnie na złe drogi nie sprowadziła”. Nawet po tym

135

1–2/2019


Pożegnanie jest silnie, z pasją rąbane

ta moja „szczerość” strasznie mu się podobała. W Moim filmie są Trzy portrety pisane dla niego. Gdyby relacje z autorem Nienasycenia ograniczały się wyłącznie do zmysłowości, fizyczności, adoracji, Alberti byłaby tylko jedną z intrygujących i modnych zdobyczy w jego „metafizycznym haremie”, orszaku „perskich księżniczek”, „królowych Małej Azji” albo „demonów”, „landryg” i „wampirzyc”… Znajomość ta miała jednak o wiele bardziej złożony charakter. Trzeba podkreślić, że Alberti szybko zwróciła uwagę na twórczą indywidualność Witkacego; opis pikantnej sceny z 1 grudnia 1927 r. kończy się przecież dygresją: „Marysiu – to jest aktualnie najzdolniejszy artysta i kolosalny intelekt. Dawno Ci to mówiłam”. Dziwiło ją także, a niekiedy wręcz oburzało, lekceważenie ze strony krytyków. Np. po premierze dramatu Persy Zwierżontkowskaja i (prawdopodobnie) po lekturze recenzji Witolda Wandurskiego3 Alberti odnotowała: „Witkiewicza znów obryzgali. Sztuka poszła tylko 1 raz w Łodzi. Potężny talent i nie może się jakoś zaszczepić” (Bolechów, 25[?] VII 1927; k. 5). Oczywiście, na bieżąco poznawała także teksty Witkacego, które albo otrzymywała osobiście, albo pożyczała (np. w czytaniu Pożegnania jesieni pośredniczyła Zofia Nałkowska – a rozdział tej powieści, Hela Bertz, był czytany m.in. w jej obecności w Zakopanem na spotkaniu towarzyskim), ale nie była to lektura bierna, w zaciszu własnego pokoju. List pisany jesienią 1930 r., jedyny chyba z zachowanych listów Alberti do Witkacego, nie pozostawia wątpliwości co do budzących się także więzi intelektualnych.

3 W. Wandurski, Łódzki Teatr Miejski, „Dźwignia” 1927, nr 4, s. 44–45.

1–2/2019

136

Drogi Panie Stanisławie! Dziękuję za zawiadomienie, że „firma Witkiewicz” przybyła do Warszawy. Równocześnie posyłam (drukiem poleconym) mój ostatni tomik4. Absolutnie nie nadaje się dla Pana do czytania – ale posyłam. Wiem, że ani jeden wiersz stąd[?] – nie może się Panu podobać, może tylko pierwszy z cyklu „Starsze panny” lub któryś z „pochwały śmierci”. Tomik pisany jest w podkarpackim „małym miasteczku (Bolechów), to taki oddech po warszawskich [nieczytelne], burdach[?] i herbatkach. Oczywiście przyroda. Wiem, co Pan powie, i z góry odpowiadam, że ma Pan rację – to znaczy o przyrodzie pisać się nie powinno nigdy, bo czego tkną człowiecze łapy – zaraz się to zbruka. A jednak Pochwała śmierci – to myśl człowieka słabego, który się boi, boi, boi, aby z tym końcem nie był naprawdę jakiś koniec wszystkiego. Aby żyć – na zawsze. Jest to oczekiwanie samego siebie – aby odleciał wreszcie strach. Nie umiem Panu tego wytłumaczyć – jakby należało. Szukanie sensu gdzieś poza piciem, spaniem, w ogóle wstrętną fizjologią. […] Nienasycenie czytałam niestety raz tylko (wyjazd przeszkodził!). Teraz znów powrócę, a Pożegnanie jesieni trzy razy. Pożegnanie jesieni pisane jest może z większą pasją i swadą, ale Nienasycenie ma dla mnie lepszą budowę, bardziej zwartą aniżeli fragmentaryczne Pożegnanie jesieni. Nienasycenie przynosi dla mnie ciekawszy temat, treść bardziej interesująca, ale Pożegnanie jest głębsze od strony psychologii, no i filozofii. Trudno powiedzieć, którą powieść lepiej „lubię” (co za wstrętne słowo!) i która na mnie głębsze

4 Chodzi o tom Pochwała życia i śmierci, Poznań 1930.

Fajka bez zaciągania


uczyniła wrażenie. Artystycznie (stylowo) wolę oczywiście Pożegnanie – tematowo Nienasycenie (problem, na który u nas nikt nie zwrócił uwagi!). Pożegnanie jest silnie, z pasją rąbane – Nienasycenie oszczędniejsze i jakieś skrzętniejsze (recenzja Lechonia5 wstrętna!!), w każdym razie niech Pan wali dalej – przyjdzie czas, że różne „bubki” się przyzwyczają, proszę dalej [rżnąć?] po głowach, tylko odważnie (gdyby Pan wiedział, ile recenzji pisze się z zawiści i z zazdrości „koleżeńskiej”). Co poza tym w Warszawie? Jak się Pan czuje? A Pani? Kiedy Pan wraca do Zakopanego – tam już poślę wiersze o portretach [zrobionych?] w zimie. Głaskam liliowy [portret? pastel?], dla Pani ukłony – od Staszka pozdrowienia K. Alberti PS 27 XI mam odczyt we Lwowie pt. „Jugosławia – serce Słowiańszczyzny”6. By pozostać w kręgu duchowości, warto również przytoczyć list datowany na jeden z grudniowych piątków 1928 r. Jak się wydaje, Alberti nie korespondowała z Witkacym okazjonalnie, ale raz tylko, i to ze szczególnych chyba dla siebie powodów, zdecydowała, aby Grabowiecka otrzymała list szkatułkowy, z dość cenną zawartością.

5 Alberti nawiązuje do recenzji Jana Lechonia w „Pamiętniku Warszawskim” 1930, nr 4–5, s. 145–151. 6 Odręczną kopię tego listu, który dołączony został do korespondencji z Teodorem Białynickim-Birulą i znaj­ duje się w Dziale Rękopisów Biblioteki Narodowej w Warszawie (sygn. 7963), otrzymałam od E. Szańkowskiej.

Fajka bez zaciągania

[Bolechów, 1 XII 1928; k. 36] Dzisiaj dostałam Twój list. B. się ucieszyłam. Równocześnie dostałam list od Witkiewicza z Warszawy (posłałam do Niego parę słów w liście, przejeżdżając teraz przez Lwów). Taki: Szanowna i kochana Pani! (Boże! Jeszcze ten jego tytuł) Dziękuję za list. – Cudowny! Szkoda, że Pani tu nie ma. Jestem tak zapracowany, że ledwie zipię. O przepisywaniu na razie mowy nie ma (jego powieści). Na pisanie listów też nie mam siły. Ale bardzo chętnie bym rozmawiał bardzo dużo. Szkoda, że teraz nie możemy się spotkać. Proszę o wiadomości. Rączki Pani całuję, Staszka ściskam, Wasz Witkacy. PS Koniecznie niech się Pani zajmie filozofią! Marysiu! czyż to nie miły list. Jego specjalny jakiś. List Witkacego zwyczajny, bez błazeństwa, o zmęczeniu, o potrzebie rozmowy; i jeszcze ten komplement z filozofią. Niepozorne słowa skreślone przez Alberti we Lwowie musiały jednak zrobić na Witkacym duże wrażenie, skoro wraca do nich (z graficznym wyróżnieniem) 31 grudnia 1928 r. w liście do żony: „Przesyłam list Alberti – najwyższa marka dotychczasowa – wprost k l a s a”7.

7 S. I. Witkiewicz, dz. cyt., s. 40. 9 I 1929 r. Witkacy upe­wnia się, czy żona otrzymała wspominany list (s. 47). O wymianie korespondencyjnej z Alberti nadmienia jeszcze w listach datowanych na: 6 III 1929 (s. 84), 3 IV 1929 (s. 96–97), 10 IV 1929 (s. 101).

137

1–2/2019


Gdy nastał czas pokory i „głupiej walki z życiem”, jak mawiała Alberti w kontekście wojennych i emigracyjnych przeżyć, gdy z konieczności znalazła się we Włoszech, w kraju, w którym „kobieta jest tylko podstworzeniem, a mężczyzna nadczłowiekiem”, wspomnienia z Witkacym w tle leczyły jej obolałą duszę. Z psychologicznego punktu widzenia najciekawsze wydają się te wyimki korespondencji, w których wspomnienie o Witkiewiczu pojawia się znienacka, w dosyć nieoczekiwany dla czytelnika sposób, co z kolei zbiega się z okresem mieszkania Alberti w Bari (rodzinnym mieście Alfonsa Cocoli – drugiego męża). Grabowiecka niejednokrotnie czytała w doniesieniach przyjaciółki o szkodliwości tamtejszego klimatu, o irytującym zgiełku czy o fatalnych warunkach mieszkaniowych, fragment listu z 26 lutego 1956 r., ilustrujący dramatyczne wydarzenie, w którym Alberti niemalże uległa zaczadzeniu, wywołał natomiast takie obrazy: Dostałam torsji. Alfo8 przyszedł wieczorem i myślał, że już jestem prawie ubrana. Tymczasem byłam w łóżku […]. I tak skończył się ten bal, na który miałam wszystko nowe… Widocznie balowe czasy ze Stasiem [Albertim – uzup. H. M.] nie mogą powrócić, urocze maskowe bale malarzy w Zakop., na których Staś Witkiew. był przebrany za hermafrodytę, a ja za Egipcjankę, za którą dostałam I nagrodę, a potem Witkacy robił powieści. I pierwsze nagrody za walce angielskie na balach teatralnych w Bielsku już odeszły [k. 29]. Innym razem Cocola i jego żona wybierali się na koncert. W trakcie opisywania Grabowieckiej zarezerwowanego na tego rodzaju okazje stroju, to znaczy „oryginalnego kapelusza z czarnej, b. błysz-

8 Alfonso Cocola (1909–2000) – prawnik, drugi mąż Alberti, tłumacz jej twórczości wydanej po włosku.

1–2/2019

138

czącej słomy”, „bluzeczki z czarnej koronki (nieśmiertelnej) z wysokim kołnierzykiem”, „rękawiczek poza łokieć” i „b. szerokiej spódnicy”, pojawiła się również sprawa makijażu i uczesania: Bari, 10 IV 1956 [k. 30] Ja szminki używam teraz dużo mniej, Marysiu. Usta b. jasne z najjaśniejszą pomadką, tylko trochę, oczy tylko rzęsy i pudru mało. Myślę, że tak jest młodziej. Usta już nie mogą być takie… bezczelne jak dawniej i paznokcie b. różowiutkie, a nie czerwone. Przyszła do mody moja fryzura z witkiewiczowskich portretów9 i namyślam się, czy nie ściąć zupełnie włosów i dać takie 2 „pejsy” zakręcone na policzki. Witkiewiczowi zawsze się b. podobały i dużo kobiet już też tak nosi. O tym, że Alberti wciąż przeglądała się w „niesamowitych oczach” dawno już nieżyjącego artysty świadczy także wyimek listu z marca 1957 r. (k. 44). Opis podróży po Hiszpanii, w trakcie której skręciła kostkę, przerywa sentencjonalne wtrącenie: „W kostce pewnie zostanie zgrubienie na zawsze, gdyby Witkiewicz ż y ł, toby b. żałował. Życie zawsze nas u g r y z i e w naszą… dumę”… Fragmentaryczna, a jednak długotrwała obecność Witkiewicza w korespondencji Alberti mogła nasuwać Grabowieckiej myśl o tym, że stanowił on dla przyjaciółki ważny punkt odniesienia w myśleniu o sobie, o sztuce, o przeróżnych zresztą zjawiskach. Jak się wydaje, nie byłaby ta relacja tak silna, gdyby i Witkacy nie uprawomocnił jej swoim stosunkiem do Alberti. Wynika to również z tych wzmianek rozsianych po listach, w których pisarka sygnalizuje

9 Reprodukcje 6 portretów Alberti – zob. J. Proszyk, O przyjaźni Witkacego z Kazimierą i Stanisławem Albertimi, [w:] Witkacy: bliski czy daleki? Materiały międzynarodowej konferencji z okazji 70. rocznicy śmierci Stanisława Ignacego Witkiewicza, Słupsk, 17–19 września 2009, red. J. Degler, Słupsk 2013, s. 491, 493, 497, 500.

Fajka bez zaciągania


kiej13 (czy żyje?), Ewy Szelburg14 (czy żyje?), Aury Wyleżyńskiej15 (zginęła od bomby w Warszawie). Nic nie zostało. Trzy miesiące później trafiają do Polski kolejne listy z rekonstrukcją czasów dawnych, a w nich zniekształcona nieco i kontrolowana opowieść o samobójstwie Witkacego: (już w czasach odwilży), że odpowiada na pytania stawiane przez zaintrygowaną przyjaciółkę.

Od lewej: Kazimiera Alberti i Maria Grabowiecka

Bari, 5 IV 1955 [k. 13] Pytałaś o Witkiewicza – myślę, że to nie jest jeszcze jego epoka renesansu. Była cała masa jego portretów u nas (przeszło 100 „dzikich” w tekach – bo na ścianach już nie było miejsca, jak sobie przypominasz). Wszystkie dedykacje kochane poginęły: jego, Kasprowicza10, Tuwima, Zosi Nałkowskiej11, Boya12, Lorentowicza, Krzywic-

w Bielsku-Białej, ok. 1937 lub 1938, w zbiorach prywatnych.

Arnoldstein, 5 VII 1955 [k. 20] Pytałaś w liście o Witkiewicza. Był rozwiedziony z swoją żoną – (Unrug-Kossak z domu), potem miał jedną panią Krzyżanowską16, był z nią u nas na wizycie w Białej. 17 września 1939 (daty wykombinujesz sama!…) odebrał sobie życie na pięknej polanie w lesie na wiadomość o… Podciął sobie żyły u nóg i u ręku [sic] żyletką. (Człowiek, który się bał, gdy mucha usiadła na niego!!). Przedtem wygolił się i ubrał czystą koszulę. Ona

10 Jan Kasprowicz (1860–1926) – poeta, dramatopisarz, tłumacz, krytyk literacki. Alberti przebywała na Harendzie niejednokrotnie, a atmosferę spotkań z jej mieszkańcami i gośćmi oddaje m.in. jej tekst Wspo­ mnienia z ostatnich dni u Jana Kasprowicza na Haren­ dzie („Wiadomości Literackie” 1926, nr 43; przedruk w: Spotkania z Kasprowiczem, red. R. Loth, Łódź–Zakopane 2006, s. 139–147). 11 Zofia Nałkowska (1884–1954) – pisarka, publicystka, diarystka, autorka dramatów. Alberti zaliczała ją do grona przyjaciółek, chociaż biograficznych śladów tej przyjaźni (w odróżnieniu od Hanny Nałkowskiej) jest niewiele. O wspólnym zainteresowaniu kwestiami kobiecymi świadczy wywiad przeprowadzony przez Alberti pt. Co mówi Zofia Nałkowska o kobietach („Świat Kobiecy” 1927, nr 12). 12 Tadeusz Żeleński, ps. Boy (1874–1941) – pisarz, krytyk literacki, satyryk, publicysta, tłumacz. Alberti wspomi­ nała o nim nie tylko w kontekście życia literackiego międzywojnia. Ezopowe „fragmenty lwowskie” pokazują też inne oblicze tej znajomości: „O Boyu i fragmencie lwowskim (1940) musiałabym Ci opowiedzieć osobiście, wszystko się skończyło ogromnym rozczarowaniem co do jego osoby. Pewnie musi być teraz stawiany w Polsce na ołtarzu” (Bari, 8 I 1957; k. 40).

13 Irena Krzywicka (1899–1994) – pisarka, publicystka, propagatorka świadomego macierzyństwa, partnerka Boya. 14 Ewa Szelburg-Zarembina, wł. Irena Ewa Szelburg (1899–1986) – powieściopisarka, poetka, eseistka. W 1930 r. na łamach „Świata Kobiecego” (nr 10) Alberti przeprowadziła z nią wywiad pt. Przyjaciółka dzieci. 15 Aurelia Wyleżyńska (1881–1944) – pisarka i publicystka, żona J. Parandowskiego. Odwiedziła Albertich w Białej, pozostawiając m.in. takie wspomnienie: „Siadamy na gościnnej kanapie, gdzie nieraz całymi tygodniami spali literaci i artyści: pani Marusia Kasprowiczowa, pani Hanna Nałkowska, Ignacy Witkiewicz, którego dotąd pełno, całe ściany zawieszone są portretami małżonków, przetransponowanych na różnych ludzi. Witkacy umie zrobić ze starosty bielskiego Maharadżę z Białej, z literatki kokainistkę, Chinkę, stylizuje ją na swe cyfry i litery, każąc przeżywać jeszcze na tej ziemi przeróżne inkarnacje” – Z Jaworza, „Bluszcz” 1934, nr 2. 16 Czesława Oknińska-Korzeniowska (1902–1976) – osta­tnia kobieta życia Witkacego, świadek śmierci artysty. Nieścisłości faktograficzne i w nazwisku Korzeniowskiej wynikają najprawdopodobniej z faktu, że Alberti, przytłoczona własnymi dramatami, budowała to wspomnienie z plotek i legend.

Fajka bez zaciągania

139

1–2/2019


zażyła (p. Krzyżanowska) 25 weranoli, aby się razem otruć. Ale ją znaleźli po 3 dniach ledwo [nieczytelne], była długie miesiące w szpitalu, a jego obok znaleźli w kałuży krwi. Na pogrzebie były… 3 żony. Zofia Boyowa17, którą pewnie ongiś kochał, Nina Kossak i Krzyżanowska. To [nie?] dziwne, aby w takiej „degrengoladzie”, gdy cała Polska była nie na swoim miejscu – trzy kobiety znalazły się w jednym jakimś miasteczku koło Zaleszczyk. Ale był to człowiek niepospolity – może narkoman (mówiono, że pederasta – ja nigdy w to nie wierzyłam!), ale niezwykłej miary – nie na polską aurę. Te wszystkie listy jego (b. oryginalne), tak dużo fotografii (parę może zostało u Ludki Bunsch18 w albumie znajomych), tyle portretów, książki z słodkimi dedykacjami. Wszystko zaginęło. Jest to kolejny dowód na to, że Witkiewicz nieustannie ją interesował, choć niewątpliwie miała w tym swój udział Grabowiecka, pytająca o autora Pożegnania jesieni. Z narzuconych poniekąd obowiązków dokumentalistki międzywojennego życia literackiego Alberti wywiązuje się także nieco później; pojawiają się nowi aktorzy, nowe dygresje – w tym polityczne, Witkacy nie schodzi jednak ze sceny.

książki (dwie) z dedykacjami b. słodkimi i nieraz się z nią spotykałam w Warszawie, ale nie tak zażyle jak z Aurą Wyleżyńską (żoną Parandowskiego), z Zosią Nałkowską, Podhorską19 lub Ritą Rey20 […]. Pisałaś teraz o Pawlikowskiej21 – chorowała na uraz do świata, bowiem nie była zdrowa. Miała jakiś defekt, nigdy się tym nie interesowałam i nie znałam jej osobiście. Poezja jest rzeczą gustu, komuś mogła się podobać Pawlikowska, komuś innemu… Alberti. Np. Witkiewicz mówił o Pawlikowskiej, że jest „p r z e s t y l i z o w a n a w sposób słodko-gorzki”, że nie ma oddechu i że jest mieszczką. „Ma g d a l e n y”22 b. nie lubił, mówił, że powtarza dowcipy z okrągłego stołu u Kossaków. Żona Witkiewicza była także spokrewniona z Kossakami i on to środowisko znał dobrze. Niektóre wiersze Pawlikowskiej podobały mi się jak słodka pianka. Nie będzie zależało z pewnością od „Magdaleny”, czy [nieczytelne] Alberti (przystojna czy nie!!) zostanie w poezji polskiej. I mnie na tym wcale nie zależy. Po śmierci – nic mnie nie obchodzi. O karierę literacką nigdy nie zabiegałam […]23. Raz Boy

19 Stefania Okołów-Podhorska (1884–1962) – pisarka, tłumaczka, felietonistka i recenzentka, redaktor naczelna „Bluszczu”. Zob. C. Gajkowska, Okołów-Podhorska Stefania, , „Polski Słownik Biograficzny” 1978, t. 23, s. 687–689; zob. też Internetowy polski słow­ nik biograficzny, http://ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/ stefania-okolow-podhorska (dostęp: 16 sierpnia 2018). 20 Rita Rey, właśc. Zofia baronowa Schenk (zm. prawd. w styczniu 1946) – dziennikarka, pisarka, korespondentka m.in. „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” i „Świata Kobiecego”. Za: Z. Nałkowska, Dzienniki, t. 5: 1939–1944, oprac., wstęp i komentarz H. Kirchner, Warszawa 1996, s. 210 (przypis – na podstawie informacji Jadwigi Żylińskiej). 21 Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, z d. Kossak 17 Zofia Żeleńska, z d. Pareńska (1886–1956) – żona (1891–1945) – poetka, dramatopisarka, malarka; Boya, była przez pewien czas po I wojnie światowej przyjaciółka Witkacego. w bliskich relacjach z Witkiewiczem. 18 Ludwika Bunsch (1898–1981) – żona Adama Bunscha 22 Magdalena Samozwaniec, z d. Kossak (1894–1972) – pisarka, siostra Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. (malarza, grafika), znana Alberti z okresu bialskiego 23 Aluzje pod adresem Samozwaniec (i poniekąd (1931–1939). Pawlikowskiej) wynikały prawdopodobnie z faktu,

Bari, 8 I 1957 [k. 40] A teraz Kochanie, pytałaś mnie o parę literackich rzeczy – to Ci opowiem. […] Nie wiem, co Krzywicka może pisać o Witkiewiczu, który jej nie cierpiał, nie wiem dlaczego… mówił, że zdobyła Warszawę nie „po d b o j e m”, ale „p o d B o y e m ”, bowiem to Boy ją lansował wszędzie, jako że była jego amie. Ja miałam jej

1–2/2019

140

Fajka bez zaciągania


O Witkiewiczu powiedział Witkiewiczowi, żeby mnie chciał przy sposobności, gdy będę w Warszawie, poznać, i że chętnie by przeczytał moje rzeczy (Witkiewicz dużo mu o nas opowiadał). Toteż raz poszłam w Warszawie z wizytą na Krakowskie Przedmieście – usłyszałam dużo komplementów, chciał wieczór iść ze mną do teatru, ale ja byłam umówiona z Lorentowiczem. Ofiarowałam mu 2 moje książki, a on mi potem przysłał 3 swoje z dedykacjami b. słodkimi do Białej. Ale zastałam wtedy w Warszawie człowieka bez [charmu?]. Nie można go było porównać z wytwornym i interesującym Lorentowiczem albo z niebezpiecznym prof. Witwickim24, nie mówiąc o Witkiewiczu, który był w typie swoim jedyny w Polsce. Taki adorator na odległość… ale stały… Kochanie. Ja żałuję tylko tej masy portretów nieoprawionych, bo nie było miejsca na wieszanie. O Witkiewiczu mogłabym napisać bardzo ciekawe wspomnienie nie od strony [zewnętrznej?] dziwaczno-oryginalnej, tylko od strony jego charakteru naprawdę czystego i wysokiego.

mogłabym napisać bardzo

Powracając natomiast do tego, co faktycznie z historii ich znajomości udało się ocalić, i biorąc pod uwagę fakt, że cytowane listy były szczere, wszak pisane do przyjaciółki, której lojalność została sprawdzona przez lata, opowieść o Alberti i Witkacym uznać trzeba za wiarygodną. Pisarka nie miała powodów, by przesadnie się krygować. Trudno też zakładać, chociażby z psychologicznego punktu widzenia, że tak przecież spełniona, ale i próżna kobieta chciałaby nieustannie ożywiać w swoich wspomnieniach kogoś, kto stwarzałby bariery w łączących ich relacjach albo zachowywał dystans. Witkacy był zatem dla Alberti kimś ważnym. Tak w planie ściśle prywatnym, emocjonalnym, jak i intelektualnym. Zdaje się także, że i Alberti zapisała się mocno w życiu Witkacego.

ciekawe

wspomnienie nie od strony

[zewnętrznej?] dziwacznooryginalnej

Szkoda, że Alberti nie zmierzyła się z tym biograficznym wyzwaniem. Witkacy mógł bowiem odegrać jeszcze jedną rolę w jej życiu, rolę najważniejszą – ochronić ją przed zapomnieniem.

że Grabowiecka w poprzednim liście wspominała o wydanych w 1956 r. wspomnieniach Maria i Magdalena oraz wzmiance, którą Alberti mogła poczuć się dotknięta: „Obie poetki [Pawlikowska i Iłłakowiczówna] bardzo się lubią i często u siebie bywają. Lilka w stosunku do Iłły robi wyjątek, bo na ogół nie lubi poetek. Drażnią ją zwłaszcza mniejsze poetessy, jak ckliwa i górnolotna Anetka Słonczyńska i bardzo przystojna Kazimiera Alberti, której mocno asystuje przyjaciel i adorator Lilki – Staś Witkiewicz” – Maria i Magdalena, cz. 2, Szczecin 1987, s. 28. 24 Władysław Witwicki (1878–1948) – prof. psychologii, filozof, znawca kultury starożytnej (tłumacz m.in. Platona), teoretyk sztuki. Zob. A. Nowicki, Witwicki, Warszawa 1982.

Fajka bez zaciągania

Halina Magiera “…In Poland, the only one of his kind” – Witkacy in the letters of Kazimiera Alberti to Maria Grabowiecka. Part 2 The article discusses references to Witkacy in Kazimiera Alberti’s letters to Maria Grabowiecka (Alberti’s lifelong friend) that have been stored at the Adam Mickiewicz Literature Museum, Warsaw. Its aim is to reconstruct the history of the relation between Alberti and Witkiewicz in its multiple aspects. Key words: correspondence, Kazimiera Alberti, Maria Grabowiecka, the body, desire.

141

1–2/2019


Marek Średniawa

Witkacy zrecenzowany „Majaczenia wariata na tematy pozornie filozoficzne, […] a wszystko to razem łajdactwo, fałsz, rajfurstwo, rozpusta”.

C

zytelnik pięciu dotychczas wydanych numerów naszego półrocznika mógł odnieść wrażenie, że oto powstało pismo, które kult swego patrona jeno odprawia i z kolejnych artykułów konstruuje swoisty ołtarzyk św. Witkacego z perspektywą być może nawet na okazały pomnik. Nie ukrywamy, że jest taka pokusa. Obiektywnie, osiągnięcia Stanisława Ignacego Witkiewicza jako wszechstronnego twórcy: teoretyka sztuki, prekursora teatru, filozofa, drapieżnego umysłu mają rangę uniwersalną, nadal inspirują i zasługują na uwagę. Za życia autora jego oryginalne koncepcje artystyczne, m.in. nowatorska idea Czystej Formy w teatrze, napotykały na silny opór i raczej do rzad-

1–2/2019

142

kości należały przychylne opinie krytyków. Gwałtowność reakcji dobrze oddają dwie przytoczone recenzje. Pierwsza1, sygnowana „Was.” (z dużym prawdopodobieństwem przez Gustawa Wassercuga, redaktora naczelnego „Głosu Polskiego”) dotyczy inscenizacji zaginionego dramatu Persy Zwierżontkowskaja w Teatrze Miejskim w Łodzi w 1927 r. (prapremiera 31 maja 1927, sztukę grano dwa razy). Należy podkreślić, że sam Witkiewicz w wywiadzie dla „Ilustrowanej Republiki” powiedział: „Z przedstawienia Persy Zwierzontkowskiej jestem niesłychanie zadowolony. Wystawa, dekoracje, reżyseria i gra były prawie bez zarzutu”2. Druga recenzja3, podpisana inicjałami „Z. W.” (wskazującymi na Zygmunta Wasilewskiego, krytyka literackiego i redaktora naczelnego „Myśli Narodowej”), konfrontuje wspólnie wystawione w Teatrze Małym w Warsza-

1 Was., Premiery teatralne. „Percy Zwierzontkowskaja – sztuka w 3 aktach St. Witkiewicza, „Głos Polski” 1927, nr 150 z 2 VI, s. 6, http://bc.wbp.lodz.pl/dlibra/doccontent?id=42209 (dostęp: 10 grudnia 2018). 2 Co myśli Witkiewicz?, „Ilustrowana Republika” 1927, nr 152 z 4 VI, s. 7, http://bc.wbp.lodz.pl/dlibra/doccontent?id=23406 (dostęp: 10 grudnia 2018). 3 Z. W., Witkacy – Ibsen, „Myśl Narodowa” 1926, nr 24 z 5 VI, s. 346–347, http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/ doccontent?id=149481 (dostęp: 10 grudnia 2018).

Nie ma złudy, jest to, co jest


wie dramaty Wariat i zakonnica i Nowe Wyzwolenie z inscenizacją Wroga ludu Henrika Ibsena w Teatrze Narodowym, a także ocenia postawy twórcze obu dramatopisarzy (premiery spektakli miały miejsce tego samego dnia – 28 maja 1926). Współczesne inscenizacje Witkacego również spotykają się z emocjonalnymi reakcjami publiczności i mediów. Mamy nadzieję, że niniejsza rubryka przekona Czytelników, że jednak jesteśmy otwarci i zachowujemy dystans do sprawy. W kolejnych numerach zamierzamy publikować dalsze głosy na „tak” i na „nie”. Polecamy również uwadze książkę prof. Janusza Deglera poświęconą współpracy Witkacego z teatrami w latach międzywojennych4.

4 J. Degler, Witkacy w teatrze międzywojennym, Warszawa 1973.

Marek Średniawa Witkacy in reviews An article introducing the column devoted to archival reviews of Witkacy’s works, as well as to contemporary critical texts.

Nie ma złudy, jest to, co jest

143

1–2/2019


W Przemysław Pawlak

Redemptoary – Romans schizofrenika w sali gimnastycznej 1–2/2019

144

e wrześniu 1921 r. anonimowi wydawcy – Tymon Niesiołowski, Tadeusz Langier, Stanisław Ignacy Witkiewicz – puścili w obieg jednodniówkę „Papierek Lakmusowy – Najnowsza artystyczna nowalia!! Piurblagizm!! Teoria czystej blagi. Najlepsze utwory piurblagistów”, której egzemplarze są dziś marzeniem kolekcjonerów, bibliotekarzy i witkacologów. Obok Manifestu (Fest-mani), kilkunastu utworów poetyckich i prozatorskich, parodiujących teksty dadaistów i futurystów, ukryci pod pseudonimami: Tristan de Tourmentelles, Marceli Duchański-Blaga, Paul Desbuches, zakopiańczycy opublikowali też „dramat w 3 aktach” Redemptoary, Witkacowską autoparodię. Andrzej Lam przedrukował tekst w „Miesięczniku Literackim” (nr 9 z 1970), a Konstanty Puzyna – w drugim wydaniu Dramatów Witkacego (1972). Inny szkic autoparodystyczny Witkacego, z tego samego 1921 r. – Romans schizofrenika, drukowany był nieco

Nie ma złudy, jest to, co jest


częściej, po raz pierwszy po wojnie w „Kronice” (nr 15 z 1957), następnie w ww. edycji Puzyny, w Dziełach wybranych (1985) i Dramatach III w opracowaniu Janusza Deglera (Dzieła zebrane, t. 7, 2004, wyd. 2: 2016). Oba teksty na rosyjski przełożył i wydał zmarły niedawno Andriej Bazylewski w tomie „Mietafizika dwugłowogo tielonka” i proczije komedii z trupami, w serii Kolekcja Polskiej Literatury (Gitis–Wahazar, Moskwa 2001). Na słupskiej sesji naukowej w 2014 r. Marta Łowejko poświęciła tym krótkim utworom referat Parodie oraz autoparodie S. I. Witkiewicza (druk w: Witkacy 2014: co jeszcze jest do odkrycia?, red. J. Degler, Słupsk 2016).

Nie ma złudy, jest to, co jest

Prapremiera Redemptoarów – Romansu schizofrenika miała miejsce w Opolu, na Scenie Ujęć Naturalnych „Aligator”, w sali gimnastycznej Szkoły Podstawowej nr 12 przy ul. Ozimskiej 48, 28 kwietnia 1973 r. o godz. 21.00. Afisz informował, iż autorem tekstu był niejaki Bronisław Niewieża Pędzisławski BLAGA, muzykę opracował Kazimierz Komandera, reżyserował Andrzej Kącki, konsultacji udzielił Andrzej Wołoszczak. W obsadzie znaleźli się: Józef Czepeluk, Bogusława Czerwik, Bogumiła Fiebig, Grzegorz Salomon, Julian Juszczewski, Joanna Kurczyna, Jolanta Pontus, Andrzej Różański, Zenon Uchmanowicz, Jan Pająk. Ulotka reklamowa w formie nekrologu ostrze-

145

1–2/2019

Opolskie Redemptoary, 1973. Fot. Z. Drużbicki.


1–2/2019

146

Nie ma złudy, jest to, co jest


gała: „przedstawienie obejrzeć będą mogli widzowie bez obuwia tylko za zaproszeniami”. Zaproszenia wypisano na maszynie na etykietach od krówek wyborowych i piwa jasnego pełnego. Kolejne spektakle odegrano 22 maja i 9 czerwca 1973 r. Redemptoary pokazano po dłuższej przerwie, 26 lutego 1975 r. w Warszawie, z okazji Dni Opola, w ramach Panoramy XXX-lecia PRL, w wybudowanej trzy lata wcześniej siedzibie studenckiego Klubu Stodoła przy ul. Batorego 10 (muz. M. Szyper, światła J. Lachowicz). W 1975 r. przypadała 90. rocznica urodzin Witkacego. Wśród widzów opolskiego spektaklu znalazł się fotograf Zygmunt Drużbicki, którego prace tu publikujemy. Są być może jedynym, fragmentarycznym zapisem tego wydarzenia. Autorowi serdecznie dziękujemy za udostępnienie zdjęć, a starszych czytelników prosimy o przejrzenie szuflad pamięci – jeśli w epoce kwitnącego Gierka ktoś z Was był na Redemptoarach w sali gimnastycznej lub Stodole (lub na innym, podobnym wydarzeniu), napiszcie do nas o tym!

Przemysław Pawlak Redemptoary – A Schizophrenic Romance in the gym

Nie ma złudy, jest to, co jest

147

1–2/2019


Anna Musialska

Nieczyste dusze S

tanisławem1 Ignacym Witkiewiczem zafascynowałam się dwa lata temu podczas zajęć w Pracowni Kostiumu Scenicznego prowadzonych przez dr Izabelę Stronias na Wydziale Tkaniny i Ubioru Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi. Wówczas, po wnikliwej analizie ikonograficznej i ikonologicznej, narodziły się pierwsze pomysły, powstały pierwsze szkice, na podstawie których zaprojektowałam kostium sceniczny do sztuki Gyubal Wahazar, czyli Na przełęczach bezsensu. Utwór z centralną postacią tyrana – tytanicznego bohatera charakterystycznego dla dramaturgicznej twórczości Witkacego – to studium władzy pokazanej w krzywym zwierciadle. Zawiera elementy karykatury społecznej, satyry na władzę, religię i ustrój społeczno-polityczny. Wyraża to motto do dramatu będące cytatem z Friedricha Nietzschego: „Zdobywanie władzy jest bardzo kosztowne, a zdobyta władza ogłupia”. Efekt pracy udokumentowałam w portfolio, a zdjęcia wykonane przez fotografa Mirka Kijewskiego trafiły do kolekcji Visa, dostępnej na stronie Artlimited. Fragment zapisu wideo z pokazu kolekcji można zobaczyć w serwisie internetowym You Tube2. Na początku 2018 r., gdy przyszedł czas na podjęcie decyzji o temacie pracy dyplomowej, skłonna byłam pisać o problemach społecznych. Przygotowałam sobie trzy zagadnienia do wyboru: uzależnienie od alkoholu, nikotyny, narkotyków czy hazardu;

1 Tekst na podstawie części pracy magisterskiej Anny Musialskiej „Nieczyste dusze”, twórczość Witkacego inspiracją do damskiej kolekcji ubiorów, obronionej w Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi w 2018 r. 2 https://www.youtube.com/watch?v=nXwPCNVTqoc&feature=share (dostęp: 17 kwietnia 2019 r.).

1–2/2019

148

Forma jako taka działa


kwestie operacji plastycznych i związany z nimi brak pewności siebie, a ostatni temat miał się odnosić do przypadającej wówczas setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Doszłam jednak do wniosku, że jestem w stanie połączyć niemal wszystkie te wątki w jeden, odwołując się zarówno do bogatej twórczości Witkacego, jak i do jego fascynującej osobowości. Zaczęłam zbierać materiały, zgłębiać temat, postanowiłam również pojechać do Zakopanego, podążając jego śladami. Dyrektor Muzeum Tatrzańskiego, Anna Wende-Surmiak, wydała zgodę na moje swobodne poruszanie się po obiektach historycznych związanych ze Stanisławem Ignacym oraz na wykonywanie zdjęć, a kustosze chętnie odpowiadali na moje pytania. Swoją pracę dyplomową zatytułowałam Nieczyste dusze.

Fotografie kolekcji Anny Musialskiej „Nieczyste dusze”, twórczość Witkacego inspiracją do damskiej kolekcji ubiorów wykonali Mirek Kijewski we współpracy z Igorem Heretykiem i Patrycją Domagałą w 2018 r. Modelki: Karola Kotara, Wioletta Jaśkiewicz, Maja Plesińska, Natalia Ligęza.

Opis kolekcji

Fryzury: Kinga Czapińska

Nieczyste dusze to użytkowa kolekcja ubiorów inspirowana twórczością Witkacego, zaprojektowana pod kierunkiem dr hab. Sylwii Romeckiej-Dymek, profesor ASP, zrealizowana w Pracowni Projektowania Ubioru w ASP w Łodzi. Składa się na nią 10 realizacji.

Forma jako taka działa

Pańczyk. Make-up: Iwona Sobczyk.

Ubiory przeznaczone są dla kobiet w wieku od 25 do 60 lat, które pragną się wyróżnić i poprzez strój wyrazić swoją osobowość. Odbiorcą kolekcji jest kobieta aktywnie uczestnicząca w życiu społeczno-kulturalnym, towarzyskim, biznesowym, regularnie odwiedzająca kino, teatr, galerie sztuki. Główną inspiracją dla tej kolekcji stały się obrazy i rysunki autora Szewców. Witkacy interesował mnie jako artysta szukający nowych form wypowiedzi. Nazwa kolekcji odnosi się również do swoistego programu edukacji stworzonego przez niego w Niemytych duszach. Ponadto, analizując jego dorobek pisarski, zauważyłam, jak istotna była dla niego kwestia metafizycznego oczyszczenia, nie tylko ciała, ale i umysłu. To były moje punkty odniesienia. Wykorzystując własne doświadczenie zawodowe, jako projektantka i kostiumolożka, nie musiałam ograniczać się w kwestiach konstrukcyjno-technologicznych ubioru. Jednak starałam się, by ta kolekcja była nie tylko oryginalna, lecz świadomie nawiązywała do emocji, uczuć i temperatury barw, które odnaleźć można w pracach artysty. Ma ona linię nadwymiarową, określaną również w branży modowej terminem oversize. Poszczególne ubiory wyróżnia

149

1–2/2019


dynamiczna konstrukcja, sama forma bywa czasem zaskakująca, nieoczywista i ekspresyjna – tak jak twórczość Witkacego. Sama także eksperymentuję podczas projektowania, dążąc do uzyskania oryginalnej estetyki, czasem groźnej, nieodpowiedniej, nieoczekiwanej, nieprzewidywalnej, niekiedy również z akcentem seksualności. Kompozycje ubiorów, częściowo geometrycznych i skomplikowanych warstwowo, nawiązują do drapieżnych, emocjonalnych prac autora teorii Czystej Formy, ale także do jego ekscentrycznej, dynamicznej, niespokojnej osobowości. Ubrania charakteryzują nietypowe cięcia, dynamizm w ruchu, autorskie nadruki oraz możliwość modyfikacji elementów ubioru w trakcie użytkowania, dzięki zastosowanym neodymowym magnesom. Sięgając po tkaniny, sugerowałam się komfortem użytkowniczki. W naszych czasach tempo życia ciągle wzrasta. W ciągu dnia mamy wiele ważnych spraw do załatwienia. Żyjemy w biegu. Korzystamy z różnych środków transportu, w których odpowiednia funkcjonalność odzieży jest bardzo istotna. W kolorystyce kolekcji dominują: czerń, granat, szarość, biel, odcień rudego oraz ochry. Kolorowe tkaniny zostały uzupełnione dodatkami w postaci taśm z autorskim nadrukiem, które pełnią funkcję techniczną (ściąganie, łączenie), a także ozdobną (naszywanie, zwisanie). Wiszące taśmy w tej kolekcji symbolizują także problemy natury psychicznej (Witkacy w młodości był leczony za pomocą psychoanalizy i tematykę tę podejmował w swoich sztukach np. w Wariacie i zakonnicy). Zastosowałam również ekspresy, zatrzaski i magnesy do szybkiego łączenia elementów w ubiorze. W kolekcji pojawiły się zamki błyskawiczne YKK, są to jedne z najlepszych tego typu produktów na rynku – nie tylko funkcjonalne, ale i ozdobne (jako ozdoby pojawiają się także we fryzurach modelek prezentujących kolekcję). Kolekcja składa się z 10 modeli strojów damskich: płaszczy, kamizelek, koszul, spodni, spódnic i bluz. Ponadto zaprojektowałam i wykonałam dwie torby, które stanowią jej uzupełnienie wynikające z potrzeb

1–2/2019

150

współczesnej kobiety, zarówno pod względem estetycznym, jak i praktycznym (wielkość). Bardzo istotnym elementem kolekcji są płaszcze. Ten rodzaj odzieży w historii ubioru odgrywał szczególnie istotną rolę – okrywał i zdobił sylwetki rządzących. Na większości portretów królewskich podziwiać możemy piękne, wystawne, często bogato zdobione i niezwykle ciężkie płaszcze. Miały podkreślać wysoki status społeczny danej osoby, dlatego wykonywano je z najdroższych tkanin, często podszytych futrami, np. z soboli, lub też zdobiono drogocennymi kamieniami. Tego typu odzież była symbolem władzy. Stopniowo jednak zmieniała funkcje. Pod koniec XIX w. Thomas Burberry wynalazł gabardynę i zaprojektował trencz z tkaniny bawełnianej. Materiał ten pierwotnie był okryciem wierzchnim stworzonym specjalnie dla żołnierzy, dostosowanym do ich bardzo konkretnych potrzeb, wynikających z różnych warunków atmosferycznych na polu walki. Okazało się, że sprawdził się on również „w cywilu”. Dla płaszczy wybrałam dwa kolory. Czarny jako symbol osoby mocno zdyscyplinowanej i pewnej siebie, skoncentrowanej na sobie, często będącej czarnym charakterem. Drugi to kolor biały, który oznacza czystość i niewinność. Barwy tych płaszczy nawiązywać mają do „dusz” Witkacego, przed i po

Forma jako taka działa


ich „umyciu” i „oczyszczeniu”. Projektując spodnie, spódnice i koszule, zastosowałam autorskie cięcia – zakładki, które nadają ubiorom charakter. Są nieprzewidywalne, dynamiczne, zaskakujące, ekspresyjne, nieoczekiwane, a nawet intrygujące. Tworząc kolekcję, a następnie konstrukcję poszczególnych sylwetek, pamiętałam o większości „odkrytych” przeze mnie cech charakteru Witkiewicza. Charakter i psychika tego artysty to labirynt różnorakich wartości i przeciwieństw. Osobowość Witkacego jednych pociąga, innych oburza, budzi coraz szersze zainteresowanie, ale również intryguje. Dla mnie ten twórca stanowi symbol modernizmu i międzywojnia. Jednocześnie to wybitna postać związana z Zakopanem. Niezwykle pracowity, był geniuszem organizacji pracy, a jednocześnie ekstrawaganckim artystą; filozofem, postacią nietuzinkową, wyprzedzającą swój czas. Jako performer edukował, szokował i prowokował. Eksperymento-

wał na sobie, by dzielić się z innymi doświadczeniem i przestrzegać przed zgubnym wpływem używek. Tkaniny Twórczość Witkacego była także inspiracją do stworzenia tkanin i nadruków wykorzystanych w kolekcji. Prace wykonałam pod kierunkiem dr hab. Małgorzaty Lachman-Alwasiak w Pracowni Tkaniny Drukowanej. Opracowałam dwa projekty, jako dzianiny raportowe, budowane na zasadzie kolażu. Do pierwszego projektu wykorzystałam wybrane zapiski, rękopisy i szkice Witkiewicza. Naturalną inspiracją kolorystyczną były odcienie starego papieru, zniszczonych, nagryzionych zębem czasu notatek, rysunków i oczywiście druków. Posłużyłam się również pieczątkami Instytutu Witkacego i Teatru im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Zakopanem. Projekt ostatecznie wydrukowałam na białej, płóciennej tkaninie o gramaturze 121 g/m2

Forma jako taka działa

151

1–2/2019


1–2/2019

152

Forma jako taka działa


– 100% bawełna. Tkanina została wykonana z myślą o realizacji koszul, taśm naszywanych w wybranych sylwetkach oraz skomplikowanych elementów odzieży, które wnoszą do kolekcji dodatkowe jakości. Przykładem jest element płaszcza umieszczony na plecach. Kiedy modelka jest w ruchu, magnesy neodymowe sprawiają, że wnętrze tego czarno-grafitowego płaszcza otwiera się i ukazuje białą tkaninę z nadrukowanymi zapiskami artysty. W tym projekcie chciałam pokazać Witkacego jako twórcę pracującego każdego dnia, planującego, pomysłowego, zaskakującego. Drugi projekt zainspirowały obrazy i rysunki. Bawiłam się ich skalą, lustrzanym odbiciem, rozciąganiem, deformacją tak charakterystyczną dla twórczości Witkacego, która doprowadza do efektu karykatury. Pojawiają się tu barwy użyte w całej kolekcji: miodowy, granatowy, écru, czarny, szary, odcienie rudego i kilku pochodnych kolorów, które występują w wybranych przeze mnie dziełach twórcy Firmy Portretowej. Postanowiłam nadrukować projekt na dzianinę typu 200 g/m2 – 92% bawełna, 8% lycra. Dzianina w mojej kolekcji ubiorów pojawia się w spódnicach i bluzach jako element

naszytych lub zwisających jak pasek taśm. Obie tkaniny zostały wykonane metodą druku cyfrowego. Wybrana przeze mnie firma używa najwyższej jakości japońskich, pigmentowych, bezzapachowych atramentów wodnych. Aby zapewnić trwałość naniesionego wzoru, nadruk jest dodatkowo utrwalany termicznie. W procesie druku firma nie używa żadnych środków chemicznych. Druk pigmentowy to nowoczesna technologia mająca wiele zalet. Gwarantuje trwałe i żywe kolory, porównywalne do tych uzyskiwanych w procesie tradycyjnego barwienia, a sam druk jest bardziej efektywny i ekologiczny. Tkaniny i dzianiny, na których nanoszone są druki, mają certyfikat OEKO-TEX.

Forma jako taka działa

153

Anna Musialska Unclean Souls A description of a women’s clothes collection produced by Anna Musialska for her MA degree at the Władysław Strzemiński Academy of Fine Arts in Łódź in 2018. The thesis was entitled “Unclean Souls”: Witkacy’s Work as Inspiration for a Women’s Clothes Collection.

1–2/2019


Teatr Exodus i jego gry z Witkacym Z reżyser Katarzyną Dąbrowską rozmawia Dorota Niedziałkowska

rze, a przyszło nam iść w góry. I to bardzo wysokie. ku istnienia, to znaczy od 2000 r., Teatr Exodus Dotarło do mnie, że sztuka alternatywna, cały off – chyba jako jedyny na świecie wystawia w zasadzie to, czym byłam nasiąknięta – nie jest właściwą drogą wyłącznie utwory Witkacego. Skąd taki pomysł? dla mojego teatru. Mało tego. Uznałam, że w czasach Co decyduje o wyborze kolejnych dramatów do odchodzenia od słowa, trzeba mówić dużo. W ferinscenizacji? Czy w tle jest może zamierzony itineworze artystycznego wydziwiania trzeba upraszczać. rariusz podróży po „Witkacji”? Nie miało znaczenia, czy mi się to podobało, czy nie. Podjęcie tego wyzwania było nie tylko powinnością, K a t a r z y n a D ą b rows k a : Tworzenie teatru to dla ale koniecznością. Wzięłam się za teksty dramatyczne. Musiały być specjalne, wielopoziomowe, „walące mnie podróż w nieznane. W 2000 r. byłam świeżą po mordzie”. Witkacy miał to wyjątkowe „coś”. Ale absolwentką warszawskiej Akademii Teatralnej. nie śniło mi się nawet, że raz dotknąwszy tego auPoszłam na studia teatralne, bo chciałam założyć tora, pozostanę przy nim tak długo. Moja kondycja teatr. Mój własny, jedyny taki, nieporównywaltwórcza, jak również losy Teatru Exodus od początny z niczym. Miałam przed sobą konkretne cele ku wisiały na włosku. Każdy sezon stawiał nas pod i koncepcje. Marzył mi się teatr autonomiczny, ścianą i przed pytaniem, czy jest jeszcze jakiś dalszy zaangażowany, a przede wszystkim autorski. W pierwotnym zamyśle nie wiązałam go ze słowem ciąg. W atmosferze nieustającej niepewności o przyani tradycyjną sceną. Ogłosiłam nabór do zespołu. szłość rodziły się kolejne przedstawienia. Po Wariacie i zakonnicy przyszła Matka (2002). Potem cała seria: I ruszyliśmy. Poszliśmy zdecydowanym krokiem, wprost na ulicę, do przypadkowego przechodnia. Tumor Mózgowicz (2003), Nowe Wyzwolenie (2004), Tak debiutowaliśmy. Pokazaliśmy Świadków TadeSonata Belzebuba (2005), Mątwa (2006), Kurka Wodusza Różewicza w formie akcji happeningowej. na (2007), Pragmatyści (2008), Szalona lokomotywa Pierwszą premierą był jednak Wariat i zakonnica (2009), ponownie, w nowej obsadzie Wariat i zakonw 2001 r. Poświęciliśmy temu przedstawieniu cały nica (2010), Janulka, córka Fizdejki (2011), ONI (2012) sezon prób, od września 2000 do czerwca 2001 r. i ostatnio Jan Maciej Karol Wścieklica (2018). Wtedy nastąpił zwrot. Moje dotychczasowe wyobraPodsumowując, Teatr Exodus wystawił 12 drażenia o Teatrze Exodus i kierunkach jego rozwoju matów Witkacego. Przełożyło się to na 19 lat i 14 runęły. Zrozumiałam, że spakowaliśmy się nad mopremier. Zaręczam, że ten dorobek nie był zamieD o ro t a N i e d z i a ł kows k a : Od samego począt-

1–2/2019

154

Drobne psychiczne przesunięcia


rzony ani przewidywalny, nawet dla mnie samej. Tak się złożyło. Być może tak właśnie miało być. Każdy rok, każdy spektakl mógł być ostatni. W takich okolicznościach nie ma miejsca na spekulacje. Zawsze brałam na warsztat reżyserski to, co najpilniejsze, co nie może czekać. To czysty zbieg okoliczności, że w moich rozterkach repertuarowych ciągle wygrywał Witkacy. Zmieniały się tylko tytuły jego sztuk. Każda była czymś nowym, nieobliczalnym. I nie jest tak, jak wielu sądzi, że im więcej wprawy, tym łatwiej. Jest wprost przeciwnie.

Il. 1, Prapremiera Teatru Exodus – Wariat i zakonnica (2001). Cela Walpurga (drugi z prawej, w tej roli Grzegorz Iglicki) jest przepełniona. Wśród wariatek Agata Zakrzewska (druga z lewej). Fot. W. Pszczół-

D. N . : Jak Pani sobie poradziła, żeby „wytrzymać” 19 lat z Witkacym?

kowski.

dzie) instytucjonalnego teatru, są odbiorcy otwarci na twórczość Witkacego. Nasi widzowie w podekscytowaniu czekali i wciąż czekają na przedstawienia. Przez te wszystkie lata w kameralnych warunkach obejrzało nas 4970 osób, niektóre kilkakrotnie. Z satysfakcją obserwuję, że mimo obcowania z utworami jednego autora jesteśmy przyjmowani bez znudzenia. Sami też się nie nudzimy. Za każdym razem, kiedy wystawiamy kolejny dramat Witkacego, nikt się już nie dziwi. Reguły oczywiście nie ma. Zresztą czego byśmy nie wzięli na warsztat, pokazalibyśmy to po swojemu. Wyrobiliśmy sobie własny język, którym komunikujemy się z odbiorcami. Teksty Witkacego są na tyle pojemne i uniwersalne, że możemy nimi mówić w swoim imieniu.

K . D. : Nie odpowiem, że mam zszargane nerwy

(choć mam)… Witkacy jest wymagającym i trudnym autorem. Granie go przez tyle lat jest ogromnym wysiłkiem i dla aktorów, i dla reżysera. Ale mam duży szacunek do sceny i teatru, nie chciałam grać byle czego. Myślałam sobie: jak spadać, to z wysokiego szczytu, a nie z pagórka. W Ciechanowie, skąd pochodzimy, mamy też do czynienia z wyjątkową sytuacją. Okazuje się, że w mieście, w którym nie było (i pewnie długo nie bę-

D. N . : Jak zaczęła się Pani przygoda z tym artystą?

Drobne psychiczne przesunięcia

155

W pracy zawodowej robi Pani coś zupełnie innego… K . D. : Od 2003 r. pracuję w Urzędzie Miasta

Ciechanów. Jestem w sekcji promocji i komunikacji społecznej. Mam ciekawą, dynamiczną pracę o stałym źródle dochodu. Po godzinach oraz w weekendy zajmuję się teatrem. To moje kierunkowe wykształcenie.

1–2/2019


Na Witkacego wpadłam przypadkowo, w moich latach studenckich. Byłam wtedy zaintrygowana twórczością Tadeusza Kantora. Ona mnie ukształtowała. Wnikając w spuściznę po Kantorze, nie sposób było nie zauważyć Witkacego. Był obecny w większości przedstawień Teatru Cricot 2, począwszy od 1956 r.1 Uruchomił mi się tryb dociekania. I tak się zaczęło. Przeszłam pierwszy krąg wtajemniczenia, potem kolejne. Im głębiej wczytywałam się w utwory Witkacego, tym mniej wiedziałam. Błąkałam się jak po labiryncie. W chwilach zwątpienia ratowałam się myślą: „brak wyjścia świadczy o tym, że jesteśmy na dobrej drodze”2. Po latach, kiedy założyłam własny teatr, wiedziałam, jak zachować się wobec tego, co nadchodziło i było nieuniknione. D. N . : Jaka jest Pani recepta na Witkacego jako reżyserki? K . D. : Nie mam żadnej recepty. Zdaję się na

instynkt reżyserski. Każde przedstawienie jest dla mnie przedsięwzięciem, z którego nie wiadomo, co wyniknie. To nowy rozdział, nowe wymagania. Schemat nie zadziała. Trzeba na nowo rozłożyć akcenty i pauzy, wskazać kierunek, określić relacje między postaciami, zbudować obsadę i tak dalej.

1 Dramaty Witkacego wyreżyserowane przez Kantora w Teatrze Cricot 2: Mątwa (1956), W małym dworku (1961), Wariat i zakonnica (1963), Kurka Wodna (1967), Szewcy (1972), Nadobnisie i koczkodany (1973). Fragmenty Tumora Mózgowicza wykorzystane były w przedstawieniu Umarła klasa (1975). 2 T. Kantor w rozmowie z J. Pawlasem, „Tygodnik Kultu­ ralny” 1977, nr 5, s. 5.

1–2/2019

156

Drobne psychiczne przesunięcia


Il. 2. Sonata Belzebuba w Wielopolu Skrzyńskim (2006). Od lewej: Istvan Szentmichalyi (Michał Wulczyński), Babcia Julia (Anna Goszczyńska), Hilda Fajtcacy (Katarzyna Stańczak) i Krystyna Ceres (Milena Wiśniewska). Fot. K. Dąbrowska.

Il. 3. Mątwa na zakopiańskiej scenie (2006). Ella (Aleksandra Żebrowska) i Paweł Bezdeka (Michał Wulczyński). Fot. A. Zakrzewska.

Wszystko zależy od tego, co zamierza się przekazać. Sprecyzowanie tego niesie za sobą konsekwencje. Taki, a nie inny dobór środków. W procesie pracy nad spektaklem fundamentalna jest dla mnie teoria Czystej Formy. Ja rozumiem ją jako konstrukcję, która składa się z wielu elementów tworzących całość. Jednocześnie te poszczególne komponenty muszą być na tyle skończone, by mogły funkcjonować osobno. Brzmi pokrętnie, ale ma sens. Przechodząc od dramatu do dramatu, można odnieść wrażenie, o którym niejednokrotnie mówił prof. Janusz Degler, że Witkacy pisze tę samą sztukę. Zmienia tylko tytuły, nazwiska postaci, relacje między bohaterami. Z reżyserskiego punktu widzenia każda z tych sztuk ma inny kod dostępu. Do każdej trzeba znaleźć odpowiedni klucz. D. N . : Exodus w zasadzie prezentuje teatr tradycyj-

są bez odpowiedzi – wszystko jedno jak!!!”3. Robimy przedstawienia po swojemu. Nie zawsze w układzie sceny pudełkowej. W Tumorze Mózgowiczu i Pragmatystach graliśmy na dwie strony, w Kurce Wodnej – na trzy. Za każdym razem stosownie do tego, co miało być pokazane. Nie zdaję się w tym względzie na przypadkowość. Ona i tak istnieje. Nie trzeba jej kreować. Stawiam raczej na świadomość. W moim odczuciu przedstawienie musi być dogłębnie przemyślane i skonstruowane. Konwencje, ramy, nurty nie są dla mnie istotne. Staram się obserwować, co dzieje się na zewnątrz, ale nie po to, by powielać to, co robią inni. Szukam własnych ścieżek i rozwiązań. Napisałam pracę magisterską Happening w labiryncie twórczości Tadeusza Kantora. Awangarda, artystyczna prowokacja, nowoczesność w sztuce – te zagadnienia są mi dobrze znane. Mój teatr miał być, i mam nadzieję jest, prosty, nieprzekombinowany, prawdziwy.

ny: klasyczna scena pudełkowa, ze scenografią, kostiumem, szacunek dla tekstu Witkacego – bez

D. N . : Skąd się wzięła nazwa Exodus?

modnego dziś szatkowania treści i wplatania fragmentów z innych utworów, gra aktorów i ruch

K . D. : W jednym z tomów moich zapisków z prób

Il. 4. Pragmatyści

sceniczny bardzo precyzyjnie zaplanowane co

(2008). Ma-

do sekundy i centymetra. Jak odnosicie się do

malia (Mariola

nowych trendów inscenizacyjnych w teatrze?

pod datą 6 czerwca 2000 r. znalazłam informację: „Zapadła decyzja o nazwie – Exodus”. Propozycja wyszła ode mnie i została zaakceptowana przez aktorów, którzy byli w pierwszym składzie zespołu. Exodus to termin biblijny. Księga Wyjścia. Zapowiedź długiej wędrówki do Ziemi Obiecanej. W odniesieniu do teatru chodziło o wyjście do widza.

Szczygielska) i Kobieton (Agata

K . D . : Nasza niekonwencjonalność to status

Zakrzewska). Fot.

teatru bez adresu i siedziby. Być może taka jest dziś cena niezależności. Mimo braku zaplecza administracyjnego istniejemy, więcej – gramy. Do spotkania z publicznością ważny jest pretekst. „Kto i po co – oto są dwa pytania człowieka! Jest jeszcze 3 S. I. Witkiewicz, ONI, [w:] tegoż, Dzieła zebrane, [t. 5:] jedno: jak? Na to odpowiadam: kiedy dwa pierwsze Dramaty I, oprac. J. Degler, Warszawa 2016, s. 461.

K. Dąbrowska.

Drobne psychiczne przesunięcia

157

1–2/2019


Ale również wyjście poza strefę komfortu, na teren nieznany, pełen pułapek i zasadzek. Atmosfera niewiadomego towarzyszy nam od początku.

Wracając do Grand Prix w Słupsku, potrzebowaliśmy sukcesu. Nie dla siebie. Dla potwierdzenia, że warto nas wspierać i dofinansowywać.

D. N . : Najnowszy spektakl to Jan Maciej Karol Wście-

D. N . : Co zdecydowało, że wybrała Pani właśnie ten

klica, który zdobył Grand Prix na 21. Ogólnopolskim

dramat?

Konkursie Interpretacji Dzieł Stanisława Ignacego Witkiewicza „Witkacy pod strzechy” w Słupsku

K . D. : Wścieklica chodził mi po głowie od kilku

Il. 5. Janulka,

w 2018 r. Jak przyjęliście ten sukces? Jak wpłynie

lat. Byłam gotowa na zabranie się za tę sztukę już w 2013 r. Po ONYCH, których odczytaliśmy przez pryzmat zniszczenia, ten właśnie dramat wydawał się być dalszym ciągiem. Coś wisiało w powietrzu. Przeczuwaliśmy, że tak zwani „oni” mogą przyjść też po nas. I przyszli. Próby do Wścieklicy zatrzymało nagłe zerwanie współpracy z placówką kultury, która przez 13 lat była domem Teatru Exodus. Długo się po tym zbieraliśmy. Otrzymaliśmy wsparcie Instytutu Witkacego. Razem pozyskaliśmy pieniądze4 na przygotowanie nowego przedstawienia. Po 5 latach wybór Wścieklicy nie stracił na aktualności. Właśnie tym dramatem mogliśmy wykrzyczeć, co jako teatr mieliśmy do powiedzenia. Tekst sztuki dawał szalone możliwości.

córka Fizdejki

na działalność teatru? K . D. : Główna nagroda w ogólnopolskim przeglą-

dzie bardzo nas ucieszyła. Spośród wielu artystów i zespołów biorących w nim udział jurorzy postawili na nas. To miłe, ale też zobowiązujące. Takie wyróżnienie to konkret. Szansa na szersze perspektywy. W 2006 r. pojechaliśmy do Wielopola Skrzyńskiego z Sonatą Belzebuba na 4. Podkarpackie Prezentacje Teatrów Poszukujących. I tam stała się rzecz niebywała. Ze względu na wysoki poziom artystyczny oceniający zdecydowali o przyznaniu równorzędnych wyróżnień wszystkim uczestnikom. Jako zwycięzców wskazali dziecięcy zespół – tylko dlatego, że był najmłodszy. Takie sytuacje budzą rozczarowanie. W Słupsku sprawa została postawiona jednoznacznie i nikt nie miał wątpliwości co do werdyktu. Jury ekscentryczne doceniło nasze „wściekłe poczucie humoru”. Nie jesteśmy częstymi uczestnikami wyjazdowych konkursów. Ograniczony czas na techniczne przygotowanie przedstawienia jest sporym stresem i ryzykiem. W Słupsku ustanowiliśmy rekord. Mieliśmy 3 godziny na opanowanie sceny oraz wyjaśnienie realizatorom dźwięku i świateł, kiedy i co należy włączyć lub wyłączyć. Nie mamy własnej ekipy technicznej. Do każdego występu musimy angażować kogoś spoza zespołu. W takich sytuacjach ratuje nas scenariusz. Podobno nasze są wyjątkowo zrozumiale napisane. Instrukcje są precyzyjne i czytelne. Po kilku wyjaśnieniach zostawiam realizatorów ze scenariuszem. Przedstawienie zazwyczaj obserwuję, krążąc po widowni.

1–2/2019

158

(2011). Od lewej: Bernard v, Plasewitz (Mariola Szczygielska), Elza Fizdejkowa (Paweł Zdziarski) i Eugeniusz Fizdejko (Anna Goszczyńska). Fot. B. Prus.

D. N . : Kiedy spektakl miał premierę? Proszę opowiedzieć o tej realizacji. K . D. : Premiera Jana Macieja Karola Wścieklicy odby-

ła się 24 września 2018 r. w Fabryce Kultury ZGRZYT w Ciechanowie. Musieliśmy się śpieszyć. Już od jakiegoś czasu widziałam na próbach, że przedstawienie nam kipi. Aktorzy robili ogromne postępy. Udało nam się wstrzelić w dobry moment. Pierwszy pokaz przeszedł nasze oczekiwania. Zagraliśmy na pełnych obrotach. Pewnie, dosadnie, a jednocześnie na luzie. Publiczność zaśmiewała się już od powieszenia na sznurku rozciągniętych gaci. A to dopiero był początek… Nie sądziłam, że będzie aż tak śmiesznie.

4 Wszystkie premiery Teatru Exodus przygotowane w latach 2004–2018 były dofinansowane przez Prezydenta Miasta Ciechanów.

Drobne psychiczne przesunięcia


Im dalej w dramat, tym poważniej. Graliśmy Wścieklicę przez trzy wieczory z rzędu. Drugiego dnia mieliśmy na widowni kilkuletniego chłopca. Od razu wychwycił zmianę nastroju. To moment, kiedy tytułowy bohater sztuki nie wytrzymuje nerwowo podchodów i maskarad, którym został poddany. Waląc pięściami w stół, wykrzyczał: „Stulić pyski!! […] Mam dosyć tego odkładania. […] Od pół godziny częstuję wszystkich moim utworem i nikt nie chce go słuchać. Wszystko ma swoje granice”5. Nagle zrobiło się nieprzyjemnie. Dziecko zaczęło płakać. Zaraz po premierze w mieście pojawiły się słuchy, że po naszym przedstawieniu ludzie nie mogą spać. Na wszelki wypadek po każdym z kolejnych pokazów Wścieklicy życzyłam publiczności spokojnej nocy. D. N . : Proszę opowiedzieć o oprawie muzycznej. Słyszymy: Vivaldiego, Maanam, Comę, Annę Marię Jopek, Hey, The Cure…

K . D. : Muzyka jest dla mnie źródłem inspiracji.

Wystarczy zamknąć oczy i obrazy same się nasuwają. Dorastałam w złotych czasach MTV i wideoklipów. Uwielbiałam też inscenizowane koncerty. Widziałam na żywo największe widowiska na świecie. Swoje fascynacje w jakimś stopniu przeniosłam do teatru. Wybrane do przedstawień utwory zazwyczaj poddaję obróbce. Skracam, wycinam, nadaję im inny sens. To trochę pasożytnicze, ale takie musi być. Rozstrzał repertuarowy jest duży, od muzyki klasycznej po popularną. Ścieżki dźwiękowe do naszych przedstawień są zauważane. Wielokrotnie doceniano ich trafność. We Wścieklicy posłużyliśmy się kompozycjami Vivaldiego z Czterech pór roku – Wiosna, Lato, Jesień. Na Zimę aktów zabrakło6. W ten sposób zaznaczyliśmy wyraźny upływ czasu. Kilkusekundowy motyw z piosenki Maanamu To tylko tango dawał się słyszeć przy zwrotach akcji. Był to świadomy za-

5 S. I. Witkiewicz, Jan Maciej Karol Wścieklica, [w:] te­ goż, Dzieła zebrane, [t. 7:] Dramaty III, oprac. J. Degler, Warszawa 2016, s. 57.

6 D. Węcławski, „Wścieklica” czyli… ile jest Witkacego w Witkacym, „Czas Ciechanowa” 2018, nr 41, s. 29.

Drobne psychiczne przesunięcia

159

1–2/2019


bieg. Powtarzający się dźwięk sugerował, że właśnie dzieje się coś istotnego. Lajki Comy zilustrowały pójście Wścieklicy do klasztoru. Piosenka Twe usta kłamią Anny Marii Jopek spotęgowała rozmarzenie Wandy. Błysk zespołu Hey podparł scenę golenia i nadał jej niepokojący charakter. W finale słychać Lullaby The Cure. Czy to, czego byliśmy świadkami, to już jawa, czy jeszcze sen – tego nie rozstrzygamy. Warto też wspomnieć o kurach, które gdakały z playbacku, kiedy Wścieklica miał ataki furii i milkły, gdy kazał „stulić pyski”. D. N . : Kim są aktorzy zespołu, bardzo młodzi ludzie? Gdzie ich Pani rekrutuje? K . D. : Aktorzy występujący we Wścieklicy to

w większości „stara gwardia”. Agata Kozłowska7, Mariola Jarczewska8, Michał Wulczyński9 od dawna są związani z Teatrem Exodus. Nieco młodsze pokolenie stanowią Katarzyna Frankowska10, Anna

7 A. Kozłowska, z d. Zakrzewska. W Teatrze Exodus od 2001 r. Dotychczasowe role: Wariatka nr 1 (Wariat i zakonnica), Matka 2 (Matka), Cztery (Tumor Mózgowicz), Lokaj (Sonata Belzebuba), Kobieton (Pragmatyści), Zofia Tengier/Janina Gęgoń (Szalona lokomotywa), Kierdelion/Klawecyn Gorgozan Bykoblazjon (Jan Maciej Karol Wścieklica). 8 M. Jarczewska, z d. Szczygielska. W Teatrze Exodus od 2003 r. Zagrane role: Dwa (Tumor Mózgowicz), Gospodyni (Nowe Wyzwolenie), Lokaj (Sonata Belzebuba), Papież Juliusz II (Mątwa), Lady (Kurka Wodna), Mamalia (Pragmatyści), Minna de Barnhelm (Szalona lokomotywa), Siostra Barbara (Wariat i zakonnica), Bernard v. Plasewitz (Janulka, córka Fizdejki), Rozalia Wścieklicowa (Jan Maciej Karol Wścieklica). 9 M. Wulczyński – w Teatrze Exodus od 2004 r. Zagrane role: Morderca I (Nowe Wyzwolenie), Istvan Szentmichalyi (Sonata Belzebuba), Paweł Bezdeka (Mątwa), tytułowy Wścieklica (Jan Maciej Karol Wścieklica). W przeszłości współpracował też z Teatrem im. S. Jaracza w Olsztynie oraz Teatrem Dramatycznym im. J. Szaniawskiego w Płocku. 10 K. Frankowska – w Teatrze Exodus od 2011 r. Zagrane role: Der Zipfel (Janulka, córka Fizdejki), Rosika Prangier (ONI), Wanda Lektorowicz (Jan Maciej Karol Wścieklica).

1–2/2019

160

Il. 7. Jan Maciej Karol Wścieklica w Fabryce Kultury Zgrzyt w Ciechanowie (2018). Od lewej: Wanda Lektorowicz (Katarzyna Frankowska), Wścieklica (Michał Wulczyński) i Rozalia Wścieklicowa (Mariola

Stępień11 i Tomasz Orzoł12. W tym gronie jedyną debiutantką jest Agata Chylińska, która świetnie sprawdziła się w roli Zosi. Skąd biorę aktorów? Albo sami przychodzą, albo zgłaszają się na castingi. Co jakiś czas organizujemy nabór do teatru. Ostatni (piąty w ogóle) miał miejsce w 2010 r. W przeciągu 19 lat istnienia Teatru Exodus odnotowaliśmy 54 debiuty. Rotacja aktorów jest więc spora. W każdą nową osobę trzeba włożyć dużo pracy. Zespół nieustannie się zmienia i musi być budowany na nowo. Nic nie jest na zawsze. Dlatego

Jarczewska). Fot. K. Kosmala.

11 A. Stępień – w Teatrze Exodus od 2012 r. Zagrane role: Marianna Splendorek (ONI), Czeczobut/Anabazys Demur (Jan Maciej Karol Wścieklica). 12 T. Orzoł – w Teatrze Exodus od 2012 r. Zagrane role: Żołnierz policji (ONI), Mlaskauer/Henryk Twardzisz (Jan Maciej Karol Wścieklica).

Drobne psychiczne przesunięcia


Il. 6. ONI odczytani

Il. 8. Jan Maciej

przez pryzmat

Karol Wścieklica

zniszczenia (2012).

w Teatrze Rondo

Na pierwszym

w Słupsku (2018).

planie Rosika

Izbę Wściekli-

Prangier (Katarzy-

ców nawiedzają

na Frankowska).

delegaci z miasta:

W głębi od lewej:

Anabazys Demur

Seraskier Banga

(Anna Stępień),

Tefuan (Radosław

Henryk Twardzisz

Wiernicki), Pro-

(Tomasz Orzoł)

truda Ballafresco

i Klawecyn Gorgo-

(Kinga Siwkowska)

zan Bykoblazjon

i Melchior Abłopu-

(Agata Kozłowska).

to (Rafał Kaczorek).

Fot. K. Dąbrowska.

Fot. K. Dąbrowska.

aktywność w teatrze porównuję do chodzenia po górach. Jest czas wchodzenia, wspinania się i schodzenia, niekiedy wręcz spadania. I znów, i znów, i znów… A żywotność przedstawień krótka. Nie jesteśmy zawodowym teatrem, nie mamy własnej sceny, stałego budżetu itd. Każdy z nas gdzieś studiuje, pracuje, ma zobowiązania rodzinne. Na co dzień jesteśmy rozproszeni po różnych miastach. Zwołujemy się na okoliczność prób albo wtedy, kiedy trzeba coś ważnego przedyskutować. D. N . : Michał Wulczyński w roli tytułowego Wście-

miejsce gry została powalona, ale nie do końca. Wyglądało jakby celowo ktoś ją tak ustawił. Przypadek niezwykły. Aktorzy nic sobie z tego incydentu nie robili. Grali jak gdyby nigdy nic. Wanda (Katarzyna Frankowska13) obeszła przeszkodę. Miała być cała w skowronkach i była. Widząc, co się stało, Wścieklica (Michał Wulczyński) wstał z krzesła i postawił dekorację tak, jak powinna była stać. Po przedstawieniu wielu widzów zastanawiało się, czy przewrócona dekoracja była zamierzonym efektem. Nie była, ale wymownie wkomponowała się w koncepcję demolowanego państwa.

klicy tak zręcznie poradził sobie z przewracającą się scenografią w II akcie, że widzowie w Słupsku uznali to za wyreżyserowane… Wypracowują sobie

D. N . : Jak Agata Kozłowska, Anna Stępień i Tomasz Orzoł odnaleźli się w podwójnych rolach?

Państwo plan „b” w takich sytuacjach? K . D. : Nie mieli łatwo. Grają w trójkę. NaprzeK . D. : Pamiętny występ. 19 października 2018 r.

Teatr Rondo. Czwarte wystawienie Jana Macieja Karola Wścieklicy. Ostatnią uwagą reżyserską, jaką skierowałam do aktorów tuż przed rozpoczęciem przedstawienia, było: „choćby waliły się ściany, grajcie swoje”. W samą porę powiedziane. Po pierwszym akcie następuje gruntowna zmiana scenografii. Akcja dramatu przenosi się z podwórka do izby. Już w ciemności zauważyłam, że stało się coś nieoczekiwanego. Z lewej strony cień się dziwnie układał. Kiedy świateł przybyło, okazało się, że w zamieszaniu jedna ze ścian wyznaczających

Drobne psychiczne przesunięcia

miennie. Najpierw są wieśniakami, potem delegatami z miasta. W każdym układzie są razem, nigdy osobno. Ujednoliceni, a jednak różni. W kulisach horror związany z przebieraniem się. Raz wchodzą w koszulach z podwiniętymi rękawami, w czapkach, w spodniach wkasanych w gumowce. Za chwilę są już w garniturach, pod krawatem, w pantoflach, włosy gładziej zaczesane. Zmiana kostiumu wymuszała metamorfozę. Role celowo rozstrzelone.

13 Zapis z pełnymi imionami na życzenie rozmówczyni.

161

1–2/2019


Il. 9. Jan Maciej Karol Wścieklica w Teatrze Witkacego w Zakopanem (2019). Fot. A. Kasprzak.

Chłopi epatują skromnością, uniżeniem, prostotą. Przedstawiciele z miasta – zadęciem i technikami piarowskimi. Są w tym groteskowi. Najbardziej zależało mi na tym, by byli jacyś tacy podejrzani. Tu coś za duże, tu za kuse. Uprawiają „przebieraństwo” na szybko. Największym ryzykiem było powierzenie dziewczynom ról męskich. Ale i to się obroniło. W kształtowaniu oprawy plastycznej przedstawienia pomaga mi Anna Goszczyńska14. Ona szyje kostiumy i współtworzy scenografię. D. N . : W Ciechanowie pojawiło się sporo recenzji: czyją uznaje Pani za najtrafniejszą? Dariusz Węcławski, Ewa Blankiewicz, a może jeszcze ktoś

znajduje. Mogę śmiało stwierdzić, że Teatr Exodus, oprócz wypracowanego języka i stałych odbiorców, ma też swoich recenzentów. Artykuły Ewy Blankiewicz15 czy Dariusza Węcławskiego16 to kopalnia wiedzy na temat tego, co i jak zagraliśmy. Bardzo cenię oboje autorów. Oni nas czuli od początku. Ich teksty są błyskotliwe, podparte argumentami i interesującymi wywodami. Dzięki takim recenzjom nasze przedstawienia miały przedłużony żywot. Publikacje odbijały się echem i, co ważne, miały charakter opiniotwórczy. W oczekiwaniu na premierę najpierw wszyscy zastanawiają się, co pokażemy, potem są ciekawi, co o nas napiszą.

inny? K . D. : Przedstawienia to ulotne tworzywo.

Dzieją się tylko tu i teraz, za chwilę ich nie ma. Zostają wrażenia, przeżycia, emocje…, ale i to przemija. Atrybuty trwałości zachowują za to recenzje. Nie bez znaczenia jest, co się w nich

14 A. Goszczyńska – w latach 2002–2011 aktorka Teatru Exodus. Zagrane role: Janina Węgorzewska (Matka), Rozhulantyna (Tumor Mózgowicz), Tatiana (Nowe Wyzwolenie), Babcia Julia (Sonata Belzebuba), Posąg Alice d’Or (Mątwa), Kurka Wodna (Kurka Wodna), Franz von Telek (Pragmatyści), Julia Tomasik (Szalona lokomotywa), Siostra Anna (Wariat i zakonnica), Eugeniusz Fizdejko (Janulka, córka Fizdejki). Od 18 lat scenografka.

1–2/2019

162

15 Ewa Blankiewicz – redaktor naczelna „Gazety Samorządu Miasta Ciechanów” w latach 2002–2014. Napisała 9 recenzji z przedstawień Teatru Exodus: Nowe wyzwolenie (2004), Piekło jest tuż obok (2005), Artysta w pogoni za utopią (2006), Dręczarium, czyli męskie rozmemłanie (2007), Melancholicy precz. Wiwat pragmatycy! (2008), Szalona lokomotywa, czyli pragnienie ostateczności (2009), Wariat i zakonnica – dziesiąta premiera Teatru Exodus (2010), Janulka na opak wywrócona (2011), Jan Maciej Karol Wścieklica, marionetka w rękach społecznych uwodzicieli (2018). 16 Dariusz Węcławski – ciechanowski poeta. Autor 8 recenzji przedstawieńTeatru Exodus: Tumor umiera w samotności (2003), O Kurka Wodna! (2007), Teatr Exo­dus wciąż zaskakuje (2008), EXODUS IX (2009), Zderzenie, którego nie było, a jednak się wydarzyło (2010), Witkacy zbiłby majątek u Berlusconiego (2011), ONI są wszędzie… nawet jeśli ich nie ma (2012), „Wścieklica” czyli… ile jest Witkacego w Witkacym (2018).

Drobne psychiczne przesunięcia


Il. 10. Teatr Exodus z Grand Prix i jurorami słupskiego konkursu „Witkacy pod strzechy” (2018). Fot. P. Rzeczkowski.

Solidnie zrobiony spektakl wymaga solidnej refleksji. Nie wystarczy wzmianka, że coś się odbyło. Trzeba uruchomić zmysł analityczny i krytyczny, zająć stanowisko. Osób komentujących nasze sceniczne poczynania było więcej. Marek Żbikowski, Edyta Szewczyk, Edmund Belter, Artur Iniarski – to tylko niektóre nazwiska. Recenzenci się zmieniali. Ewa Blankiewicz i Dariusz Węcławski chwytali za pióro na każdym etapie rozwoju naszego teatru.

D. N . : Czy wiadomo już coś na temat dalszych planów artystycznych Teatru Exodus? K . D. : Idziemy w niewiadome. Pewne jest tylko to,

że w kwietniu przyszłego roku skończymy 20 lat. D. N . : Dziękuję za rozmowę!

D. N . : Spektakl został pokazany w Zakopanem 21 lute­go podczas 34. urodzin Teatru im. S. I. Witkiewicza i 134. jego patrona. Gdzie i kiedy będziemy mogli w 2019 r. jeszcze oglądać Wścieklicę? K . D. : Nie był to nasz pierwszy występ w Zako-

panem. W 2007 r. na Scenie Witkacego zagraliśmy Mątwę. Zupełnie nowym doświadczeniem było wystawienie Wścieklicy na Scenie Atanazego Bazakbala. Miło było wrócić po latach w tak urokliwe miejsce. Przyjęto nas gościnnie i serdecznie. Kwestia kolejnych pokazów tego przedstawienia jest otwarta. O szczegółach będziemy informować na naszym profilu na Facebooku.

Drobne psychiczne przesunięcia

The Exodus Theatre and its games with Witkacy.

Director Katarzyna Dąbrowska in conversation with Dorota Niedziałkowska.

163

1–2/2019


Anna Maria Tryba

Wszyscy mamy źle w głowach, czyli Witkacy na deskach krakowskich teatrów W

lutym obchodziliśmy 134. urodziny Stanisława Ignacego Witkiewicza oraz 34. urodziny teatru jego imienia w Zakopanem. Obchody, jak co roku, były wyjątkowe, pełne charyzmy i obecności ducha swojego patrona. Bo przecież Witkacy jest wciąż żywy, wciąż podziwiamy jego obrazy, usiłujemy pojąć jego filozofię sztuki, a dramaty interpretowane i realizowane są na nowo nie tylko w Zakopanem, miejscu narodzin idei Czystej Formy. Również sto kilometrów dalej, w Krakowie, dwa sławne teatry z ogromną tradycją – Krakowski Teatr Scena STU oraz Narodowy Stary Teatr – wystawiają na swoich deskach jego dramaty. W niniejszym artykule chciałabym

1–2/2019

164

podzielić się z czytelnikami „Witkacego!” zarówno recenzjami krakowskich realizacji teatralnych dramatów Witkiewicza, jak i moimi osobistymi refleksjami dotyczącymi tych spektakli. Zapraszam do lektury i dyskusji nad współczesną próbą zrozumienia przesłania zawartego w sztukach teatralnych tego autora. Przyznaję, że bardzo często (słowem kluczem w tym zdaniu jest: „bardzo”) nudzę się na spektaklach tzw. sztuki nowoczesnej. Nudzę się, bo jej nie rozumiem. Współczesny polski teatr ma bardzo różne oblicza. W XXI w. twórcy teatralni szukają coraz to nowych form wyrazu, dlatego muszę przyznać, że szłam do teatru na Wariata i zakon-

Wariat i zakonnica w Teatrze STU, 2018. Fot. P. Nowosławski.

Nie ma złudy, jest to, co jest


nicę i Szewców z lekką, nie do końca jeszcze wtedy uświadomioną, niechęcią. Od zawsze bardzo fascynowałam się postacią Witkacego, ale z podanych powyżej powodów nie chodziłam na jego dramaty. Jednak dwa spektakle, które recenzuję w tym artykule udowodniły mi, że się myliłam! Krakowska Scena STU, Wariat i zakonnica w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego. W 1986 r. po raz pierwszy wystawiony na deskach tego teatru. Od ponad trzech dekad widownia wciąż jest pełna, popularność dzieła w ciągu tych wszystkich lat bynajmniej nie osłabła i, choć sztuka oglądana z innej perspektywy, wciąż jest aktualna. Obsada aktorska również uległa zmianie. Rzecz dzieje się w zakładzie psychiatrycznym, który machinalnie nasuwa nam ponure skojarzenia. Wyobrażenie na jego temat tworzymy sobie głównie na podstawie filmów czy sensacyjnych wiadomości. Z tych przekazów wyłania się obraz miejsca pełnego cierpienia, ewentualnie przymusu. Jednak trzeba sobie zdawać sprawę, że za tymi zamkniętymi drzwiami ż yj ą ludzie.

Nie ma złudy, jest to, co jest

Stało się z nimi coś, co wyrzuciło ich na margines, ale pozostali istotami z całą gamą naturalnych potrzeb, również bliskości z drugim człowiekiem. Jedną z takich właśnie historii pokazuje Jasiński w swoim spektaklu. Dla mnie, przedstawicielki stosunkowo młodego pokolenia, Wariat i zakonnica nie jest opowieścią szczególnie kontrowersyjną. W latach 20. XX w. (prapremiera odbyła się 26 kwietnia 1924 r. w Teatrze Miejskim w Toruniu) musiał budzić niemałe społeczne oburzenie. Sama fabuła – umieszczenie psychicznie chorego artysty i osoby duchownej w jednej celi, współżycie owej osobliwej pary w izolatce; w ogóle zajmowanie się w teatrze problemem choroby psychicznej, a do tego umiejscowienie akcji w „domu wariatów” – była już niezwykle szokująca. Znacznie dogłębniej poruszała widza wtedy niż obecnie. Spektakl wystawiono więc pod złagodzonym tytułem Wariat i pielęgniarka. Zapewne spełniał założenia Witkacego – bo miał poruszać, wytrącać z równowagi, zabierać widza do odrębnego metafizycznego świata. Ale po kolei…

165

1–2/2019


W minimalistycznej scenerii szpitalnej izolatki, niczym w więzieniu, żyje cierpiący na dementia prae­cox pacjent numer 20, czyli Mieczysław Walpurg (Dariusz Starczewski lub Dariusz Gnatowski). Jego przypadek uznany już został za beznadziejny, lekarz nie widzi szans na poprawę, w związku z czym pozwolił swojemu koledze, zagorzałemu amatorowi teorii Sigmunda Freuda, zastosować awangardowe sposoby leczenia. Ten ostatni, czyli doktor Grün (fenomenalny Andrzej Róg), doskonale wie, co należy zrobić. Dowiedzieć się, jaki kompleks dręczy chorego oraz pozbyć się problemu! Nic prostszego. Zwłaszcza, gdy do pomocy ma się młodą pielęgniarkę, siostrę Annę (Anka Graczyk). Dalej akcja rozwija się zgodnie z wizją Witkiewicza. Niemal bez użycia rekwizytów i muzyki (chociaż w kilku momentach, nie bez wpływu na sceniczne wydarzenia, rozbrzmiewa tango Jana Kantego Pawluśkiewicza) – wszystko pozostaje więc w gestii aktorów, których warsztat ma szansę objawić się bardzo wszechstronnie. W krakowskiej interpretacji dostrzec można założenia Czystej Formy, której Witkacy był twórcą. Niektórzy krytycy powiadają, że sam sobie przeczył, gdyż jego teoria rozmijała się często z praktyką. Linearność i logiczna fabuła, zdarzenia

1–2/2019

166

wynikające na zasadzie przyczyna–skutek burzą już pierwsze założenie o braku większego powiązania logicznego czy oderwania od realizmu, bo w zasadzie cała druga część spektaklu ulepiona jest głównie z fantastyki i nierealności. Oto najpierw Walpurg wiesza się na lampie, jego ciało przykryte prześcieradłem leży na szpitalnym łóżku, a jednak za chwilę wchodzi na scenę elegancko ubrany, aby zabrać ukochaną do miasta, a spod prześcieradła wyskakuje zupełnie inny bohater. Wyjątkowo błyskotliwie zaprojektowany finał. Dzieło zakopiańskiego geniusza nie traci na aktualności. Przypomina o relatywnej naturze jakości takich jak „choroba” czy „normalność” oraz o tym, jak bardzo nietrwałe są fundamenty pozycji zajmowanej przez nas w społeczeństwie. Chociaż spojrzenie na psychoanalizę uległo zmianie od 1923 r., w którym Wariat i zakonnica został wydany, tekst nadal stanowi ważny głos w dyskusji na temat współczesnych metod terapeutycznych. Podobnie ze spektaklem Jasińskiego – po 30 latach wciąż stanowi doskonały przykład dobrego aktorstwa, dzięki któremu ta wierna adaptacja dzieła dramatycznego jest interesująca i godna obejrzenia. Istotna pozostaje refleksja: czy to Walpurg pod wpływem traumatycznych przeżyć zachorował psychicznie, czy to społeczeństwo jest chore? Czy przypadkiem większym obłąkanym nie jest doktor Grün, opętany psychoanalizą, pozwalający pacjentowi na wszelkie odruchy, które podpowiada mu chora psychika, aby wyleczyć głęboko ukryte kompleksy? Za swą brawurę traci życie, ale… przynajmniej w poczuciu, że jego teoria sprawdziła się i działa. Każdy z nas zapewne ma w sobie odrobinę wariata, choć sam uważa się za osobę kompletnie normalną. Ale czym tak naprawdę jest normalność? Witkacy demaskuje tę pewność i przekonanie o własnej poczytalności i normalności za pośrednictwem postaci siostry Barbary. Kobieta w efekcie wydarzeń, których nie potrafi zrozumieć, traci zmysły i wpada w wir szaleństwa.

Nie ma złudy, jest to, co jest


I Witkacy, i Jasiński dotykają tu jeszcze jednego problemu. Przyjęło się postrzegać ludzi psychicznie chorych, a tym bardziej przebywających w zakładach zamkniętych, jako osoby stwarzające zagrożenie i dla naszego „bezpieczeństwa” raczej się o nich nie mówi. Tymczasem oni sami stają się wobec otoczenia całkowicie bezbronni, nie mają możliwości konfrontowania się ze światem. Czy my na pewno wiemy, czym jest choroba psychiczna? Czy nie jest to tylko medyczny lub socjologiczny konstrukt pojęciowy? Czy my, którzy znajdujemy się po tej stronie społeczeństwa, na pewno jesteśmy po stronie, o której myślimy, że jest właściwa? Zaburzenie podziału na chorych i zdrowych staje się wyraźniejsze, gdy Walpurg przejmuje w szpitalu władzę i kontrolę nad umysłami lekarzy, a nawet zabija jednego z nich. Powstaje pytanie, czy dopuszcza się morderstwa z taką łatwością z powodu swojej niepoczytalności i choroby, czy jest to działanie jak najbardziej świadome i planowane? Czy to aby na pewno Walpurg cierpi na pomieszanie zmysłów? Pod koniec wszystko się miesza, zmienia… Widzimy, że jeden człowiek żongluje kilkoma osobowościami – twórca i amant nagle staje się wariatem, młodziutka siostra zakonna przeobraża się w niezwykle seksowną kobietę. Wystarczy tylko bliżej poznać kilka zdarzeń z życia postaci, by zobaczyć, jak niebezpiecznie pochyla się ona nad przepaścią, jak łatwo może spaść, jak trudno wrócić do „normalności”. W kolejnym spektaklu, który obejrzałam, jestem zakochana do dzisiaj! Głównym powodem mojego gorącego uczucia jest fakt, że Szewcy w adaptacji Justyny Sobczyk i Justyny Lipko-Koniecznej w Narodowym Starym Teatrze (dalej posługuję się nazwą Stary Teatr) są kompletnie apolityczni – a uważam, że teatr to zbyt wartościowe miejsce, aby kalać je polityką. Gdy widzowie zajmują miejsca, w warsztacie – choć właściwie nikt nie udaje, że to warsztat – siedzą nie szewcy, ale aktorzy: Martyna Krzysz-

Nie ma złudy, jest to, co jest

Szewcy w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie, 2018. Fot. M. Hueckel.

tofik i Szymon Czacki. Jak sami przyznają, chcą mieć tę chwilkę, żeby zaistnieć przed publicznością, nim zjawią się aktorzy pierwszoplanowi, ci od najważniejszych scen i najdłuższych kwestii. Młodzi aktorzy prezentują widzom sposoby przetrwania na scenie, gdy gra się postacie drugo- lub trzecioplanowe. Bo niełatwo co wieczór znosić popisy sceniczne kolegów. Może nawet trudniej niż produkować buty. Buty, owszem, widzimy – to elementy kostiumów z najważniejszych spektakli Starego Teatru. Podpisane nazwiskiem aktora i tytułem spektaklu. I nagle pomiędzy dwojgiem czeladników i aktorów, których ról jeszcze nie znamy (Małgorzata Zawadzka i Michał Majnicz), pojawiają się wprowadzeni przez Radosława Krzyżowskiego uczestnicy Projektu Witkacy. To aktorzy niezawodowi: Paweł Kudasiewicz, Ireneusz Buchich de Divan oraz Anna Komorek. Przybyli wręczają kwiaty, a Krzyżowski wita ich pospiesznie wyrecytowanym fragmentem Wyzwolenia Stanisława Wyspiańskiego.

167

1–2/2019


Czytamy w programie: Jeśli Witkacy tekstem Szewców – tekstem o naturze rzemiosła – prowadził swoisty dialog z aktorem, możliwa jest do pomyślenia sytuacja odwrotna, gdy to aktor wchodzi w dialog z tekstem Szewców i za jego pośrednictwem poddaje refleksji kondycję swojego warsztatu. Lipko-Konieczna i Sobczyk nie stwarzają teatralnej iluzji, ale ich celem nie jest też obnażanie „warsztatu” ani zburzenie teatralności. Bo przecież wszyscy tu grają: niespełnionych aktorów, nowe gwiazdy zespołu… Twórczynie przedstawienia zakładają, że i oni, aktorzy, i my, widzowie, balansować będziemy na granicy tego, co udane i co dotkliwie prawdziwe. Tego, co można zagrać i tego, czego nie uda się zasłonić nawet mistrzowskim popisem. Goście z Projektu Witkacy, trójka nieprofesjonalnych aktorów z lekkim upośledzeniem intelektualnym, wprowadza do scenicznego świata dziwny zamęt. Niby przysłuchują się aktorom, wypełniają też przez zaplanowaną dla nich przez organizatorów wydarzenia rolę – zadają pytania, podważają sens niektórych rozwiązań. Ich trafne komentarze, nieraz błyskotliwe spostrzeżenia i uwagi do gry kolegów po fachu, rozbrajają wszelkie zadęcie. Zawodowi aktorzy trochę z nudów, a trochę z autentycznej ciekawości, podejmują grę: Komorek, Kudasiewicz i Buchich de Divan zostają obsadzeni w przedstawieniu Szewcy, a tym samym społeczny projekt zostaje zrealizowany. Intencją, z jaką Lipko­-Konieczna i Sobczyk budują strukturę przedstawienia, nie jest jedynie pokazanie mechanizmu działania tego typu „społecznych projektów”; tym bardziej, że ani dramaturg, ani reżyser nie podważają ich sensu. „Obecność aktorów z niepełnosprawnościami jest w polskich teatrach publicznych rzadkością” – piszą twórcy programu teatralnego. Ich wprowadzenie miało być radykalnym, niemal rewolucyjnym gestem.

1–2/2019

168

Tekst Szewców Witkacego najsilniej wybrzmiewa w dwóch sekwencjach przedstawienia: monologu Sajetana Tempe i w finale, w którym pojawia się Hiper-­Robociarz (Krzysztof Globisz). Sajetan-Majnicz jest tym, który chce wejść w rolę Wielkiego Aktora, w pewnym momencie wkłada nawet buty Globisza z przedstawienia Wesele hrabiego Orgaza. Siadając na umieszczonym z tyłu sceny krześle, od pierwszej sceny określonym jako miejsce szczególne, niedostępne aktorskim czeladnikom, staje się uzurpatorem – tym, którego trzeba unicestwić – a jednocześnie nie przestaje być przedstawicielem swojego zawodu. W finale spektaklu Globisz zastyga na krześle Wielkiego Aktora, inni przed nim kłaniają się publiczności. Globisz pozostaje nieruchomy, widzowie powoli opuszczają salę. Aktor wstaje i pogania najbardziej opieszałych, żegnając ich zdecydowanym „Dobranoc”. Na pierwszy rzut oka Szewcy Sobczyk mają z Szewcami Witkacego niewiele wspólnego. Jakby reżyserka postanowiła z tekstu wydobyć jedynie motyw pracy. Bo to trochę Szewcy, a trochę spektakl o graniu Szewców. Lipko-Konieczna i Sobczyk niezwykle zgrabnie łączą aktorskie improwizacje, osobiste wypowiedzi o kondycji zawodu z fragmentami dramatu. W drugim akcie aktorzy siedzą zamknięci w sali dla bezrobotnych. To bardzo

Nie ma złudy, jest to, co jest


wymowna scena. Aktorzy czekają na rolę życia, etat i upojną chwilę sławy. A jeśli aktorstwo to taki sam zawód, jak choćby robienie butów? Może sens mają drobne gesty, a nie wielkie słowa, za którymi nie idą czyny? Temu aktorskiemu zwątpieniu jakoś bardzo po drodze z trzeźwym sceptycyzmem autora. W gruncie rzeczy tekst Witkacego pełni tu rolę drugoplanową. Chodzi o Pracę przez duże „P” i trud jej wykonywania, bo w końcu męczą się wszyscy, męczą się robotnice i biurokraci w korporacjach, animatorzy kultury (w taką postać wciela się Krzyżowski, w momentach, w których nie jest księżną Iriną Zbereźnicką-Podberezką). Męki cierpią też i ci, których zawód z pozoru stanowi spełnienie marzeń. Takim zajęciem okazuje się aktorstwo, oparte na znacznym psychofizycznym wysiłku, dodatkowo obarczone wielkimi oczekiwaniami. Zatem zawód ten to też fizyczna harówka, nieustanne „przymierzanie cudzych butów”. To była wyjątkowa zima, wyjątkowa, bo z teatralnym Witkacym. Udało się przełamać schemat,

Nie ma złudy, jest to, co jest

okazało się że sztuka współczesna, w dodatku dramaty Witkacego (uchodzące za wyjątkowo trudne w odbiorze) mogą być „dla ludzi”, ponadczasowe, a zarazem nowoczesne.

Anna Maria Tryba We all have twisted minds, or Witkacy in Krakow Theatres The text is a review two theatrical performances currently on show in Krakow: The Madman and the Nun (dir. Krzysztof Jasiński, premiere: 1986) at the Stu Theatre, and The Shoemakers (dir. Justyna Sobczyk, premiere: 2017) at the Helena Modrzejewska National Stary Theatre.

169

1–2/2019


ń a t s

Zo

m e ron

t a p e-

i pr nu

m e r o t mera pisma

patronite.pl/Witkacy Instytut Witkacego z własnych

środków i dzięki społecznemu wkładowi pracy zespołu redakcyjnego, a także dzięki wsparciu Darczyńców w zbiórce w portalu Polak Potrafi (nr 4), opublikował w latach 2016–2018 pięć numerów pisma „Witkacy!”. Pragniemy budować trwałe relacje z naszymi odbiorcami. Staraliśmy się o przyznanie dofinansowania w konkursie „Czasopisma” Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i udało nam się to w tym roku. Zdobyliśmy środki wspomagające wydawanie „Witkacego!” na lata 2019–2021. Przyznano nam 60% kwoty niezbędnej do pokrycia tych kosztów.

1–2/2019

170

Z tego względu zdecydowaliśmy się skorzystać z Patronite (https:// patronite.pl/Witkacy). Dziękujemy Katarzynie Wojewódzkiej-Downar i Markowi Średniawie za opracowanie i uruchomienie strony projektu na tym portalu. Za pośrednictwem portalu Patronite zachęcamy Was, naszych Czytelników, do wykupywania prenumeraty i regularnego wspierania finansowego naszego przedsięwzięcia. Już od 10 zł miesięcznie można zostać prenumeratorem, co oznacza otrzymanie dwóch numerów „Witkacego!” rocznie. Prenumeratorów i patronów, którzy nas wesprą przez okres przynajmniej jednego roku, będziemy hono-

rować unikatowymi nagrodami i podziękowaniami. Liczymy na patronów firmowych, którym oferujemy miejsce na reklamę. Oto lista osób, do których kierujemy serdeczne podziękowanie za już udzielone wsparcie: Andrzej Arseniuk – firma ArsArt Rafal Demkowicz-Dobrzański Joanna Jackowska­-Majeranowska Józef Lubacz Jerzy Kupczyk ShunRei.

Nie ma złudy, jest to, co jest


Zostań Patronem! 10 zł/miesiąc Witkacjusz dziękuje Wielce Szanownej Pani/Szanownemu Panu za wsparcie i potwierdza przyjęcie do Kręgu Wtajemniczonych Prenumeratorów. 20 zł/miesiąc Witkacjusz dziękuje Wielce Szanownej Pani/Szanownemu Panu za wsparcie i potwierdza przyjęcie do Kręgu Wtajemniczonych Prenumeratorów premiowanych prezentem w postaci jednego z wcześniej wydanych numerów pisma „Witkacy!”. 30 zł/miesiąc Uzyskuje Pani/Pan tytuł Oficjalnego Patrona pisma „Witkacy!”. Arcyszanownemu Patronowi zapewniamy prenumeratę pisma „Witkacy!” i prezent w postaci wybranego numeru archiwalnego oraz unikatową reprodukcję dzieła malarskiego bądź fotograficznego S. I. Witkiewicza w formacie portretu gabinetowego. Ponadto honorujemy Patrona wpisem imiennym z podziękowaniem na liście publikowanej w każdym numerze pisma oraz na stronie internetowej. 50 zł/miesiąc Uzyskuje Pani/Pan tytuł Brązowego Patrona. Przysługuje Pani/Panu prenumerata pisma „Witkacy!” i prezent w postaci zestawu wybranych numerów archiwalnych wraz z osobistą dedykacją od redakcji. Ponadto honorujemy Patrona wpisem imiennym z podziękowaniem na liście publikowanej w każdym numerze pisma oraz na stronie internetowej. 75 zł/miesiąc Uzyskuje Pani/Pan tytuł Srebrnego Patrona. Przysługuje Pani/Panu prenumerata pisma „Witkacy!” i prezent w postaci zestawu wybranych numerów archiwalnych wraz z osobistą dedykacją od redakcji. Ponadto honorujemy Patrona wpisem imiennym ze zdjęciem z podziękowaniem na liście publikowanej na stronie internetowej. 100 zł/miesiąc Uzyskuje Pani/Pan tytuł Złotego Patrona… zobacz więcej: https://patronite.pl/Witkacy

Witkacy!'s editorial team Support our efforts, sponsor and subscribe to the Witkacy! journal

Nie ma złudy, jest to, co jest

171

1–2/2019


Justyn Malec

Pragmatyści na scenie i w radiu 26 maja 2019 r. na Scenie Kame- jej braku, niemożności samostano-

ralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie odbył się pokaz Pragmatystów Stanisława Ignacego Witkiewicza. Spektakl zaprezentowano w ramach cyklu słuchowisk „na żywo” Festiwalu „Dwa Teatry”. Symultanicznie usłyszeć Pragmatystów mogli słuchacze II Programu Polskiego Radia. Sztandarowe dzieło Czystej For­ my, jeden z pierwszych dramatów Witkacego, to spektakl rzadko wystawiany w Polsce. Pomimo renesansu tego tytułu w latach 80. w teatrach Europy Zachodniej i USA oraz głośnej realizacji Krystiana Lupy w jeleniogórskim Teatrze im. C. K. Norwida w październiku 1981 r. (znamienna data) utwór ten nie jest obecny w repertuarze żadnej polskiej sceny. Adaptacji tekstu i reżyserii podjął się Mariusz Malec, od lat związany z Teatrem Polskiego Radia. Jego najważniejsze prace dla tej sceny to: Myszy i ludzie Johna Steinbecka, Król Edyp Sofoklesa, Kordian Juliusza Słowackiego, Kupiec wenecki Williama Shakespeare’a oraz Szepty i krzyki Ingmara Bergmana. Dramat w interpretacji Malca komentuje odwieczny problem ludzkiego nienasycenia: obnaża mielizny naszej egzystencji, łaknienie miłości przy równoczesnym braku wiary w jej spełnienie, pogoń za ideałami, które zmieniają się wraz z modą, by wreszcie zniknąć w filozoficznym dyskursie. Opowiada też o ludzkiej odwadze, a raczej

wienia. Wytrawny widz i słuchacz znajdzie w Pragmatystach sportretowane przywary polskie… W sierpniu minie 100 lat od napisania tego dramatu. Czy stracił coś ze swej aktualności? Obsada: Plasfodor Mimęcki – Andrzej Mastalerz Mumia Chińska – Danuta Stenka Graf Franz von Telek – Przemysław Bluszcz Kobieton – Katarzyna Dąbrowska Mamalia – Aleksandra Radwan Stanisław Ignacy Witkiewicz – Jarosław Gajewski Żandarm I – Łukasz Lewandowski Żandarm II – Mirosław Haniszewski Muzyka – Mikołaj Trzaska Realizacja akustyczna – Andrzej Brzoska Adaptacja i reżyseria – Mariusz Malec Prapremiera w Teatrze Polskiego Radia – 26 maja 2019 r. o godz. 20.00 na antenie II Programu Polskiego Radia oraz na Scenie Kameralnej w Sopocie.

Reżyser spektaklu

Reżyser Mariusz

Próba Pragma-

Mariusz Malec

Malec i Plasfo-

tystów, 2019. Fot.

i kompozytor

dor – Andrzej

B. Jankowska.

muzyki Mikołaj

Mastalerz, 2019.

Trzaska, 2019. Fot.

Fot. M. Malec.

M. Malec.

Justyn Malec The Pragmatists on stage and on the radio

1–2/2019

172

Nie ma złudy, jest to, co jest


Stefan Okołowicz

Słońce nad Stawem Smreczyńskim W

Kajeciku z moimi ulubionymi zdjęciami Witkacego Wojciecha Sztaby opublikowanym w piątym numerze naszego pisma „Witkacy!”, w krótkim subiektywnym opisie jednej z fotografii znalazło się kilka nieścisłości. Może nie warto byłoby zwracać na nie większej uwagi, gdyby nie fakt, że fotografia ta okazała się niezwykle istotna w twórczości wówczas piętnastoletniego artysty-fotografa. Wkrótce po jej wykonaniu została opublikowana w poczytnych czasopismach, co z pewnością dla młodego twórcy musiało być powodem do dumy. Co więcej, fotografia ilustrowała artykuł Mieczysława

Forma jako taka działa

Limanowskiego, zajmującego się wówczas geologią1. Limanowski – jak wiadomo – 9 lat starszy od Stanisława Ignacego, był przez 4 lata jego nauczycielem, ostatecznie przygotowującym go do matury. Oby-

Tomanowa, Czerwone Żlebki i Staw Smreczyński w zimie, 1899/1900. Fot. S. I. Witkiewicz.

1 Zob. M. Limanowski, Glossopteris, „Wszechświat” 1900, nr 6 (z 11 lutego), s. 81–86 oraz „Przegląd Zakopiański” 1900, nr 8 (z 22 lutego), s. 57–62. Oprócz wymienionej fotografii w artykule w obydwu wydaniach opublikowane zostały dwie ilustracje przedstawiające krajobrazy roślinności Pratatr wykonane przez Stanisława Ignacego Witkiewicza. W opisie ilustracji zaznaczono: „Oba krajobrazy są pomysłu Stasia Witkiewicza (syna)”.

173

1–2/2019

Z Kolekcji Stefana Okołowicza.


dwaj przyjaciele w latach 1899–1903 odbywali częste wędrówki po Tatrach, poszukując geologicznych okazów, pozostałości wypiętrzonego dna morskiego. Zdjęcie, o którym mowa, przedstawia Staw Smreczyński sfotografowany zimą 1899/1900 r. (nie jesienią). Słońce – idealnie zakomponowane w relacji do stawu i jego otoczenia – sprawia wrażenie autentycznego „ciała niebieskiego”. Ujęcie zostało wykonane w trudnych warunkach zimowych, kamerą ustawioną na statywie i z pewnością w dziennym świetle, chociaż na ciemnej pozytywowej odbitce świecący obiekt sprawia raczej wrażenie Księżyca w pełni. Fenomen fotografii polega na rejestracji światła odbitego od zdejmowanych przedmiotów, a w tym przypadku dodatkowo uchwycone zostało samo źródło światła, czyli Słońce. I tu niespodzianka. Okazało się, że widoczne na zdjęciu Słońce nie jest autentycznym obiektem. Łatwo dostrzec, że cienie drzew padają w inną stronę niż powinny, więc fotografia nie zarejestrowała rzeczywistego źródła światła. „Prawdziwe” Słońce musiało znajdować się poza kadrem fotografii, z boku, na prawo od aparatu. Natomiast kółeczko imitujące ów świecący obiekt, skoro istnieje na zdjęciu, z pewnością zostało utworzone jakimś sposobem wtórnie. Pytanie: czy celowo? Mistyfikacja czy efekt przypadku? Cała tajemnica tkwi w tym, że kółko nie powstało – jak zaznaczył Sztaba – „w czasie naświetlania papieru”, przy pomocy monety groszowej położonej na papierze fotograficznym. Powstało wcześniej już w procesie negatywowym, co jest zasadniczą różnicą technologiczną. Światłoczuły negatyw naświetlony został dwukrotnie i dopiero wtedy został wywołany. Osobno zostało wykonane zdjęcie stawu, a niezależnie od tego naświetlone kółeczko. Negatyw szklany ma format 13 × 18 cm, a kółeczko tylko 9,5 mm. Stanowi ono integralną część struktury emulsji, a więc jakimś tajemniczym i niełatwym do wyjaśnienia sposobem musiało zostać naświetlone, zanim negatyw został wywołany. Jak mogło do tego dojść? Nieszczelność kasety spowodowałaby na kliszy raczej efekt promienistego zaświetlenia. A naświetlona forma wydaje się idealnie okrągła. Dopiero

1–2/2019

174

przy dużym powiększeniu widać nieznaczną deformację części okręgu. O tym, że był to przemyślany zabieg, świadczy doskonała kompozycja. Przypadek mógłby być mniej perfekcyjny. Naświetlenie formy kółka na negatywie dużego formatu teoretycznie jest możliwe, aczkolwiek wymaga precyzji. Artysta musiałby użyć szablonu całkowicie zasłaniającego negatyw, z dokładnie wyciętym otworem, który należałoby odpowiednio naświetlić. Jednak krawędzie naświetlonego słońca nie są zupełnie ostre, a lekko zmiękczone, więc domniemany szablon nie mógł przylegać bezpośrednio do emulsji, mógł być umieszczony z dystansem powodującym pewną nieostrość, po drugiej stronie szyby o grubości 1,5 mm. Jednak zaskakujące, że w dużym powiększeniu widać na krawędzi kółka włoski – strukturę jakiegoś miękkiego materiału, a nie równo wyciętego twardego kartonu – które wyglądają jakby narysowane. Lecz narysowanie przy tworzeniu szablonu nie wchodziło w rachubę. Można także zastanawiać się, czy Stanisław Ignacy zaryzykowałby eksperymenty z niewywołanym jeszcze negatywem zdjęcia przeznaczonego do zilustrowania naukowego artykułu, ingerując w jego dokumentalną stronę, dodatkowo narażając ów negatyw na być może nieciekawy efekt albo nawet zniszczenie. Tak podpowiada logika, ale może było właśnie odwrotnie? Młody twórca, mając świadomość wagi zdjęcia, tym bardziej nie bacząc na ów dokumentalny charakter, wbrew wszystkiemu, postanowił – zgodnie ze swoim wyobrażeniem – nadać mu bardziej autorski, niezwykły, „metafizyczny” charakter. Mistyfikacja i nieprawdziwe słońce wydają się bardzo witkacowskie. Nasuwają luźne skojarzenia z późniejszą kartką napisaną do Marii i Edmunda Strążyskich w 1930 r., w której Witkacy ostrzega: „Drżyj Mahatmo Tymbciu, bo dziś drugie słońce weszło ponad światem”2.

2 Listy do Marii i Edmunda Strążyskich, [w:] S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 18:] Listy II, wol. 1, oprac. i przypisami opatrzyli T. Pawlak oraz S. Okołowicz, J. Degler, Warszawa 2014, s. 232 (kartka z 9 IV 1930).

Forma jako taka działa


Na kopercie z wywołanym negatywem Stanisław Ignacy napisał tytuł: Tomanowa, Czerwone Żlebki i Staw Smreczyński w zimie3. Artykuł Limanowskiego zatytułowany Glossopteris dotyczył fascynującej historii wymarłej paproci, której skamieniałe szczątki znaleziono na „cmentarzysku Tomanowej” w Czerwonych Żlebkach4. Tekst ten ukazał się 11 lutego 1900 r. w warszawskim „Wszechświecie”, a 11 dni później, 22 lutego tego samego roku, w „Przeglądzie Zakopiańskim”. Redakcja wyjaśniła, że opóźnienie ukazania się tego numeru „wywołane zostało późnem nadesłaniem z Warszawy klisz do ilustracyi przy artykule Glossopteris”. Ciekawe jest to, że w obydwu wydaniach na fotografii nie ma słońca, zostało wyretuszowane. Nie wiadomo, czy retuszu dokonał Stanisław Ignacy, czy Limanowski nie zgodził się na „nienaukowy” dodatek i wyretuszowała redakcja. W każdym razie nieprawdziwe, sztuczne słońce zostało usunięte. Opublikowaną fotografię Limanowski-geolog opisał dydaktycznie i bardziej literacko niż Stanisław Ignacy, który podał tylko podstawowe dane: Zima. Tafla lodowa stawu Smreczyńskiego, za nią smrekowy bór, a w głębi (nieco na prawo) przełęcz Tomanowej. Ponad szałasem Smreczyńskiego stawu widać głęboko wcięty żleb, którego górną częścią są t.zw. „Czerwone żlebki”. Tam jest cmentarzysko [skamieniałej paproci Glossopteris]. Śnieg przykrywa kosodrzewinę i tylko wapienne krzesanice wyzierają z pod niego5.

3 W Czerwonych Żlebkach, w tzw. warstwach tomanowskich, występują skamieliny roślin z okresu triasowego. „Cmentarzysko Tomanowej” odkrył prof. Marian Raciborski, botanik, i opisał w „Rozprawach Akademii Umiejętności w Krakowie” pt. Flora retycka w Tatrach (1890). 4 Por: rozdział Dymiące kominy, [w:] S. Okołowicz, Anioł i Syn. 30 lat dialogu Stanisława i Stanisława Ignacego Witkiewiczów, Warszawa 2015, s. 326. 5 M. Limanowski, Glossopteris, „Przegląd Zakopiański” 1900, nr 8, s. 58. Zob. http://mbc.malopolska.pl/dlibra/doccontent?id=9863 (dostęp: 16 czerwca 2019).

Forma jako taka działa

Wracając do „drugiego słońca”: niezależnie od tego, w jaki sposób negatyw został podwójnie naświetlony, i czy dodanie słońca było zamysłem Stanisława Ignacego, czy tylko przypadkiem, a także niezależnie od tego, kto zdecydował o retuszu fotografii opublikowanej w prasie, zachowały się sporządzone przez artystę niewyretuszowane odbitki z „drugim słońcem” i te obecnie pokazywane są na wystawach jego fotografii.

Stefan Okołowicz Sun over the Smreczyński Lake

175

1–2/2019

Powiększenie Słońca.


Krzysztof Dubiński

Andriej Bazylewski (Андрей Базилевский) 1957–2019 6

maja zmarł w Moskwie Andriej Bazylewski, witkacolog, wybitny tłumacz polskiej poezji i promotor naszej literatury w Rosji. W 1979 r. ukończył slawistykę na Uniwersytecie Moskiewskim, doktorat poświęcił twórczości Juliana Tuwima i poezji jego czasów, a w 2000 r. habilitował się pracą Творчество Станислава Игнация

Виткевича и польская литература гротеска

(Twórczość Stanisława Ignacego Witkiewicza i polska groteska literacka). Naukowo związany był przez ponad 30 lat z Instytutem Literatury Światowej Rosyjskiej Akademii Nauk, zajmując się piśmiennictwem polskim, słowackim i serbskim. Od 1991 r. jako dyrektor i redaktor naczelny w jednej osobie prowadził moskiewskie wydawnictwo WAHAZAR, redagując serię wydawniczą Kolekcja Literatury Polskiej oraz dwujęzyczną Polsko-Rosyjską Bibliotekę Poetycką. Pod jego redakcją i w jego przekładzie ukazało się w Rosji ponad 40 książek pisarzy polskich – od Cypriana Norwida, Władysława Broniewskiego, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Bolesława Leśmiana, Juliana Tuwima, Andrzeja Bursy i Edwarda Stachury po współczesnych poetów. Tłumaczył utwory: Witolda Gombrowicza, Stanisława Jerzego Leca i Sławomira Mrożka, a także wielu innych.

1 i 2/2019

176

Największą miłością translatorską Bazylewskiego pozostała twórczość Witkiewicza i niewątpliwie był on – obok Daniela Geroulda, Giovanny Tomassucci, Giovanniego Pampiglione, Alaina van Crugtena, Erika Veaux i Heinricha Kunstmanna – jedną z ważniejszych postaci „międzynarodówki Witkacowskiej”, która w XX w. wprowadzała Witkacego w krąg kultury anglosaskiej, włoskiej, francuskiej, niemieckiej i rosyjskiej. Сапожники (Szewcy) – taki tytuł nosił pierwszy przygotowany przez Bazylewskiego wybór sztuk Witkacego. Skromny tom wydany w 1989 r. zawierał też przekład Gyubala Wahazara oraz Mątwy. W maju następnego roku Szewców wystawił moskiewski teatr studyjny U Nikitskich Wrót, a wydarzenie to odbiło się szerokim echem o charakterze pozateatralnym. Na plakatach i w programie spektaklu tytuł Сапожники wypisany był cyrylicą stylizowaną na polską solidarycę, a to jeszcze wówczas budziło w Związku Radzieckim rozmaite polityczne emocje. W następnych latach Bazylewski popularyzował w rosyjskim obiegu kulturalnym kolejne przekłady Witkacego. W 1999 r. w zbiorze Дюбал Вахазар и другие неэвклидовы драмы (Gyubal Wahazar i inne dramaty nieeuklidesowe) do dotychczasowych tłumaczeń doszły następne: ONI, Kurka Wodna, Janulka, córka Fizdejki i Szalona lokomotywa. Dwa lata

Nie ma złudy, jest to, co jest


później uzupełnił wiedzę rosyjskojęzycznego czytelnika, wydając tom pt. Метафизика двуглавого теленка и прочие комедии с трупами (Metafizyka dwugłowego cielęcia i inne komedie z trupami). W 2002 r. ukazały się Наркотики; Единственный выход, w których Bazylewski do swojego przekładu Narkotyków dołączył Jedyne wyjście w tłumaczeniu Jurija Czajnikowa. Powieść Ненасытимость (Nienasycenie) we wspólnym przekładzie Bazylewskiego i Wiktora Choriewa trafiła do rosyjskich księgarń w 2004 r., a w dwa lata później kolejnym tytułem Kolekcji Literatury Polskiej zostało Прощание с осенью (Pożegnanie jesieni). Andriej Bazylewski był przyjacielem polskich witkacologów, przyjeżdżał na witkiewiczowskie konferencje w Słupsku i Zakopanem, prowadził intensywną korespondencję w sprawach translatorskich i wydawniczych. Jego odejście – zbyt nieoczekiwane i przedwczesne – to dla promocji polskiej literatury w Rosji strata trudna do powetowania. Dla witkacologów – to strata kogoś bliskiego. W internetowej witrynie www.wahazar.ru nadal znajduje się nagranie piosenki Do przyjaciela zespołu Stare Dobre Małżeństwo, a pod nim jej rosyjski tekst – jeden z ostatnich chyba przekładów Andrieja Bazylewskiego. Rzecz jest o śmierci.

Достань из рукава свой длинный, острый нож. Ну, и бей не колеблясь – не хочу от сброда, Прежде чем убьют, терпеть плевки и удары. Я уже Тебя прощаю и молю об этом. Уйми ножом моё глупое сердце – двинь раз, но

крепко.

Miej wtedy w rękawie długi, ostry nóż. I nie wahaj się wcale, nie chcę, aby motłoch Zanim mnie uśmierci pluł i policzkował Już teraz Ci wybaczam i błagam Cię o to. Ucisz nożem moje głupie serce, pchnij raz, a mocno.

Krzysztof Dubiński Andriej Bazylewski's obituary (Андрей Базилевский) 1957–2019

Nie ma złudy, jest to, co jest

177

1 i 2/2019


Beata Zgodzińska

Witkacy w Białym Spichlerzu

Od czwartku, 11 lipca 2019 r., słup-

ską kolekcję dzieł Stanisława Ignacego Witkiewicza oglądać można w Białym Spichlerzu – majestatycznym, sześciokondygnacyjnym budynku z początku XIX w., wzniesionym na prawym brzegu rzeki Słupi. Prace koncepcyjne i remontowe trwały od 2012 r. Budynek był gotowy we wrześniu 2018 r., natomiast ekspozycje, magazyny i gabinety urządzano od końca 2018 do połowy 2019 r. Realizacja pomysłu słupskich muzealników możliwa była dzięki wsparciu finansowemu ze strony Unii Europejskiej i Samorządu Województwa Pomorskiego.

Obrazy, rysunki i grafiki Witkacego oraz archiwalia (rękopisy, pierwodruki książek i pamiątki) prezentowane są na drugim piętrze na wystawie stałej i w tzw. magazynie otwartym oraz na pierwszym piętrze na wystawie cza­sowej. Nie są to jedyne miejsca w przestrzeni Białego Spichlerza, gdzie spotkać można Witkacego – jest on obecny w cytatach rozmieszczonych tu i ówdzie (także w dość zaskakujących miejscach) oraz w 6 krótkich filmach, których bohaterami są postacie dramatu W małym dworku, napisanego w 1921 r., poświęconego matce. Opowiadają one o sobie, o sztuce i jej inscenizacjach oraz

1–2/2019

178

o spichlerzu, bez ostrzeżenia przechodząc z jednej roli do drugiej. W czasie przygotowywania tego numeru do druku trwały ostatnie prace związane z urządzeniem wnętrz, zatem w chwili jego ukazania się prezentowane zdjęcia będą miały już charakter archiwalny.

Wystawa czasowa Witkacy inaczej… – już z siatkami wydzielającymi poszczególne części ekspozycji: Galeria handlowa, Rozmowy z portretem oraz z ekranami do projekcji w części Spichlerz sztuki; maj 2019. Fot. M. Świtaj.

Beata Zgodzińska Witkacy in the White Granary

Nie ma złudy, jest to, co jest


Wystawa czasowa – pierwsza część ekspozycji, Na salonach, powoli nabiera kształtu: już jest fortepian, jest też wiolonczela (chociaż jeszcze nie w pozycji docelowej), na ściankach miejsca wyznaczone pod wybrane portrety; Skarby w piwnicy już doczekały się kufrów – jeszcze nie jest to układ ostateczny, jeszcze brakuje tytułowych „skarbów”; maj 2019. Fot. M. Świtaj.

Wystawa czasowa – w Spichlerzu sztuki jest już ekran, na którym będzie wyświetlany krótki film; kubiki i małe ścianki czekają na finalną wersję rozstawienia oraz oczywiście na dzieła; maj 2019., Fot. M. Świtaj.

Nie ma złudy, jest to, co jest

179

1–2/2019


Wystawa stała

Wystawa stała –

Witkacy. Obrazy,

część przeznaczo-

rysunki, grafiki + ar-

na na prezentację

chiwalia – ścianka

poszczególnych

z podświetlanym

kolekcji skła-

tytułem jest już na

dających się na

swoim miejscu,

słupską kolekcję

widoczna w głębi

dzieł Witkacego:

gablota jeszcze

na białych siatkach

nie; maj 2019. Fot.

zawisną prace

M. Świtaj.

będące niegdyś w domu Teodora Białynickiego-Biruli; niebieska taśma na podłodze to miejsce na gablotę, w której będą rękopisy i maszynopisy ze spuścizny po Janie Leszczyńskim; maj 2019. Fot. M. Świtaj.

1–2/2019

180

Nie ma złudy, jest to, co jest


Magazyn – rozpakowywanie dzieł po transporcie z zamku; tych, którzy znają słupskie prace pewnie zdziwi brak passe-partout i alumi­ niowych ram; w 2018 r. portrety otrzymały nowe oprawy, w sumie ponad 60 różnych ram dopasowanych zostało indywidualnie do każdej pracy; czerwiec 2019. Fot. J. Rutkowska.

Magazyn – nowe regały z osobną szufladą dla każdej pracy, rzeźby Marii Witkiewiczówny (podarowane słupskiemu muzeum przez Macieja Witkiewicza) jeszcze stoją na niedużych szufladach na archiwalia, w tle stół dla uczestników spotkań typu seminaryjnego; czerwiec 2019. Fot. B. Zgodzińska.

Nie ma złudy, jest to, co jest

181

1–2/2019


Małgorzata Vražić

Schulz w Belgradzie, Witkacy w Zagrzebiu Kolejne.

W grudniu 2014 r. odbył się w Bel-

Wszystkie foto-

gradzie Mały Festiwal Brunona Schulza – pisarza i artysty, którego popularność w Serbii nie maleje. Można nawet powiedzieć, że schulzomania z roku na rok nabiera rozpędu i rośnie liczba wydarzeń inspirowanych dziełami Schulza. Ich celem jest przedstawienie postaci i twórczości autora Sklepów cynamonowych jak najszerszemu odbiorcy. Festiwal zorganizowały Ambasada RP w Belgradzie oraz Serbska Biblioteka Narodowa. 11 grudnia zaprezentowano widzom dwa kultowe filmy: Ulicę krokodyli w reżyserii braci Quay oraz Sanatorium pod klepsydrą Wojciecha Hasa. Następnego dnia zainaugurowano wystawę Bruno Schulz – Mariusz Kubielas – W tranzycie. Był to cykl fotografii Kubielasa powstały w wyniku eksperymentu artysty­ cznego, inspirowanego literacką i plastyczną twórczością artystyczną polsko-żydowskiego twórcy z Drohobycza. Projekt, rozpoczęty w 2009 r., był kontynuowany przez artystę z grupą aktorów i polegał na stworzeniu pozowanych obrazów i dostosowaniu się do pełnometrażowej sceny filmowej, w której

grafie z wystawy Bruno Schulz – Mariusz Kubielas – W tranzycie, Belgrad 2014. Fot. M. Kubielas.

1–2/2019

182

pojawiły się performans i pantomima przypominające kadry z wyżej wymienionych filmów. Kuratorem wystawy, która odbyła się w Serbskiej Bibliotece Narodowej w Belgradzie, była dr Lidia Głuchowska. Ten transmedialny projekt, który obejmował także fragmenty prozy Schulza i metaforyczne tytuły jego dzieł, posłużył do rozpoczęcia międzynarodowej dyskusji na temat wspólnej przeszłości i przyszłości różnorodnego i wielopłaszczyznowego dziedzictwa kulturowego Europy Środkowej i Wschodniej. 13 grudnia odbyło się forum literackie Inspiracja, adoracja, egzaltacja i frustracja – Schulz jako inspiracja i wyzwanie. Roli moderatora podjęła się Tamara Krstić – dziennikarka, krytyk literacki. 14 grudnia studenci historii sztuki i fotografii uczestni-

czyli w warsztatach Współczesne tendencje w fotografii i praktyce kustoszy. Poprowadzili je Mariusz Kubielas i Lidia Głuchowska. Program odbył się w ramach Festiwalu Fotografii „Vizualizator”. Wstęp na wszystkie wydarzenia był bezpłatny. Jesienią 2019 r. z inicjatywy konsulatu RP w Zagrzebiu (na czele z p. konsul Dagmarą Luković) i Polskiego Towarzystwa Kulturalnego „Mikołaj Kopernik” odbędzie się analogiczne wydarzenie, ale poświęcone Stanisławowi Ignacemu Witkiewiczowi. Organizatorzy planują przedstawienie Wariata i zakonnicy w reżyserii Jasmina Novlja­ kovicia, promocję chorwackiego tłumaczenia Nienasycenia Dalibora Blažiny, wykład Małgorzaty Vražić dotyczący twórczości literackiej i artystycznej Witkacego oraz jego

Nie ma złudy, jest to, co jest


Pan Karol.

Magia.

pobytu nad Adriatykiem, wystawę reprodukcji prac malarskich polskiego artysty – we współpracy z Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku i Stowarzyszenia Przyjaciół MPŚ, pod merytoryczną i techniczną opieką Beaty Zgodzińskiej – oraz projekcję filmów powstałych na kanwie twórczości Witkiewicza.

Wielka szyba.

Na podstawie programu Festiwalu Na putu do Republike Snova – Mali Festival Bruna Šulca Małgorzata Vražić

Małgorzata Vražić Schulz in Belgrade, Witkacy in Zagreb The article contains a report from the Mini-Festival of Bruno Schulz in December 2014 in Belgrade. It also announces a similar event devoted to Stanisław Ignacy Witkiewicz, planned for autumn of 2019 in Zagreb.

Nie ma złudy, jest to, co jest

183

1–2/2019


Korale Ząb Witkacego, albo ubytki metafizyki z kolekcji Witkacje Colours M. Vražić, po prawej znana fotografia S. I. Witkiewicza z doklejonymi przez autorkę zębami, wykonanymi ze skrawków naszyjnika, 2016. Fot. M. Vražić.

Porady higieniczne

Oczyszczanie jamy ustnej1

Jak czyścić metafizyczne zęby

Wypadnie jeszcze parę słów po-

wybór Małgorzata Vražić

Dobrze jest się wyleczyć, ale daleko lepiej wcale nie chorować.

wiedzieć o zabarwieniach zębów. Zmywać się one dają dość łatwo wodą utlenioną i drobnoziarnistym pumeksem. Do tej grupy należą: brunatne osady z dymu tytoniowego u palaczy, osady metaliczne u robotników fabrycznych i chemików i wreszcie zabarwienia zębów od lekarstw, używa­nych do płukań: nadmanganian potasu (ciemno-brunatne), chinosolu (żół­te), jodyny (brązowe) i t.p. oraz pokarmów np. czarne jagody it.p.2 Oczyszczanie jamy ustnej polega na mechanicznym usuwaniu resztek pokarmowych, a wraz z niemi drobnoustrojów. Sam proces żu-

1 Leopold Brennejsen, Hygjena zębów i jamy ustnej, Warszawa 1930, s. 5. 2 Tamże, s. 36.

1–2/2019

184

cia ściera z zębów osady miękkie, a z niemi duże ilości bakteryj, które następnie z jedzeniem przedostają się do żołądka. Ten jednak fizjologiczny sposób tępienia bakteryj nie powinien nas zadawalniać, gdyż jak wiemy, drobnoustroje mogą trafić gdzieś na sprzyjające warunki i wywołać niekiedy poważne zaburzenia. Na trawiące działanie soku żołądkowego tak bardzo liczyć nie można, gdyż nie na wszystkie bakterje działa on jednakowo: niektórym nawet bardzo mało szkodzi (laseczki gruźlicy, tyfusowe, inne). Jamę ustną więc należy co pewien czas oczyszczać mechanicznie, używając do tego celu szczotek, wykałaczek, proszków i wody w postaci płukań i przestrzykiwań3.

3 Tamże.

Niemyte dusze


Pocztówka z ok. 1910 r. z reprodukcją obrazu Der Raucher Adriaena Brouwera. Góral palący fajkę, ok. 1907 r. Wszystkie dalsze ilustracje w zbiorach Biblioteki Narodowej, źródło: polona.pl.

Góral palący fajkę, pocztówka wysłana w 1931 r.

Niemyte dusze

185

1–2/2019


Strony z książki

Antyseptyki

Hygjena zębów

O eliksirach to samo należy powie-

i jamy ustnej.

przyrządzić, rozpuszczając w 100,0 spirytusu, olejku mięty pieprzowej (ol. Menthae pip) 1,5, olejku anyżowego (ol. Anisi stellati) 0,5, ol. geranjowego (ol. Geranii) 2,0 oraz wyciągu korzenia ratanjowego (T-rae Rataniae) 10,0. Eliksiru tego wlewa się koło 10 kropel na szklankę wody4.

dzieć, co i o pastach, że ich skład prawie nigdy nie bywa ujawniany. Ponieważ zaś często w nich spotykają się składniki szkodliwe, jak kwas borny, salicylowy, ałun, a nawet sublimat (w eliksirze Millera w stosunku 0,8 na 100,0) więc najlepiej wcale ich nie używać. […] Kto do smaku eliksirów przywykł, może bardzo łatwo sam sobie nieszkodliwy eliksir 4 Tamże, s. 44.

1–2/2019

186

Niemyte dusze


Pocztówka z re-

Dentosan, naj-

klamą pasty do

lepsza pasta do

zębów Koloromint

zębów, reklama

z 1937 r.

z 1927 r.

Przestrzykiwacze kwasowęglowe W ostatnich czasach do czyszcze-

ugrzęzłe osady lub wydzieliny chorobowe i w ten sposób je z głębi na wierch wydobywa. […] Ostatnio zjawił się bardzo dowcipnie obmyślany przyrząd w którym źródłem dostarczającym kwas węglowy, jest zwykły syfon z wodą sodową5.

nia zarówno szpar międzyzębowych, ciasnych pomostowych przestrzeni i t.p., jako też i kieszonek dziąsłowych […] zaczęto stosować aparaty, rozpryskujące wodę, nasyconą kwasem węglowym. Wytryskująca z końcówki cieniutkim 5 Tamże. strumieniem woda, nasycona kwasem węglowym, istotnie znakomicie przenika w najniedostępniejsze Personal hygiene tips szczeliny, burzy się tam, porusza Selected by Małgorzata Vražić

Niemyte dusze

187

1–2/2019


Grzegorz Jan Grabski

Władysław Jan fotografuje Witkacego, czyli z archiwum rodziny Grabskich1 Il. 1. Stanisław Ignacy Witkiewicz czytający tomik wierszy Rosja. Obrazy i myśli wierszem,

„S

zanowny Panie:1 Dziękuję Panu bardzo za słowa uznania i fotografie. Stosunki nasze albo muszą pozostać na stopie najbanalniejszej, bez przekraczania najprostszej konwencji towarzyskiej, albo wymagają rozmowy dość istotnej, a może cza-

Sceny imaginowane – ses­ja fotograficzna z listopada 1931. Fot. W. J. Grabski.

1 Artykuł stanowi zmienioną wersję wstępu do słupskiego katalogu wystawy: G. J. Grabski, Incydent czyli chwilowe porozumienie ponad podziałami, [w:] Witkacy i przyjaciele w fotografii Władysława Jana Grabskiego. Zamek Książąt Pomorskich. 13 września – 28 listopada 1999, Słupsk 1999, s. 7–9.

1–2/2019

188

sem obustronnie przykrej. Zobaczymy, co wyniknie […]” – tak w liście datowanym na 12 września 1932 r.2 pisał Stanisław Ignacy Witkiewicz do dobrze zapowiadającego się młodego pisarza, syna premiera Grabskiego, a mojego dziadka. Władysław Jan Grabski (1901–1970) studiował w latach 1918–1924 prawo i ekonomię na Uniwersytecie Warszawskim. Doktoryzował się – po dwulet-

2 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 18:] Listy II, wol. 1, oprac. i przypisami opatrzyli T. Pawlak oraz S. Okołowicz i J. Degler, Warszawa 2014, s. 812.

Fajka bez zaciągania


Il. 2. Stanisław Ignacy Witkiewicz, Sceny imaginowane – sesja fotograficzna z listopada 1931. Fot. W. J. Grabski.

nim pobycie na paryskiej Sorbonie – monografią w liście po śmierci pisarza jego żona, artystka malarpoświęconą utopijnemu socjaliście Charles’owi ka – Zofia z Wojciechowskich Grabska3. Fourierowi (jak głosi legenda rodzinna, pomysł na doktorat podsunął mu bliski znajomy ojca, a wkrótce teść – prezydent RP Stanisław Wojciechowski). 3 W jej list do redakcji wydawnictwa PAX wkradł się błąd. Latem 1917 r. Grabski w rzeczywistości znaPracę w charakterze urzędnika Banku Polskiego lazł się w Teodozji na Krymie, a nie w Sewastopolu. (w zbiorach rodzinnych zachowało się pismo „Nasz W styczniu 1918 r. rodzina wróciła do Petersburga, Świat – Organ Zrzeszenia Pracowników Banku w wyniku pokoju brzeskiego – w kwietniu 1918 r. do Warszawy. Polskiego” z artykułem O słowie i sonetem jego autorstwa) przerwała gruźlica, którą leczył w Zakopanem, a później w szwajcarskim Davos. Nawiasem mówiąc, pobyt w sanatorium opisanym przez Thomasa Manna w Czarodziejskiej górze uwiecznił po latach w powieści Na krawędzi (1936). Częściowo polemizował z niemieckim autorem, wychodząc z założenia, iż Mann – jako człowiek zdrowy, acz zainteresowany chorobą głównie literacko – nie w pełni oddał psychikę przebywających tam sanatoriuszy, którą sam poznał jako pacjent. Po zaleczeniu gruźlicy Władysław Jan nie wrócił już do biura, zajął się pracą ogrodniczą we własnym gospodarstwie i literaturą, która stała się jego pasją. Inspiracji szukał we własnych przeżyciach – debiut wydawniczy Rosja. Obrazy i myśli wierszem (1923) powstał pod wpływem obserwacji rewolucji rosyjskiej od wewnątrz, „[…] gdyż jako młody człowiek z bardzo bliska widział rewolucję w Sewastopolu (gdzie przebywał na kuracji jego starszy brat), a potem zaraz w Petersburgu. Dziś jeszcze jest u nas w domu kawałek szyby wybitej z hotelu Astoria, którą podniósł z ziemi na miejscu w czasie rozruchów i schował do swojej kolekcji […]” – jak wspominała

Fajka bez zaciągania

189

1–2/2019

Il. 3. Stanisław Ignacy Witkiewicz, sceny improwizowane, sesja fotograficzna ze stycznia 1932 w mieszkaniu Janiny (Inki) Turowskiej w tzw. Małym Domku w Zakopanem. Fot. W. J. Grabski.


Il. 4. Stanisław Ignacy Witkiewicz z Janiną (Inką) Turowską, sceny improwizowane, sesja fotograficzna ze stycznia 1932 w mieszkaniu Turowskiej w tzw. Małym Domku w Zakopanem. Fot. W. J. Grabski.

Kronikarski zapis historii rewolucji lutowej i październikowej, szalenie ekspresyjny, miał rozmach wizji malarskiej i zawierał wyrafinowane aluzje literackie (najbardziej czytelne nawiązywały do poematu Dwunastu Aleksandra Błoka). Niestety, przed wojną Rosja nie została życzliwie przyjęta. Karol Irzykowski zarzucił jej „zbytnią rewolucyjność”, zaś w okresie powojennym skazano ją na zapomnienie jako utwór „antyrewolucyjny” i „antyradziecki”4. Większość nakładu liczącego 1500 egzemplarzy uległa zniszczeniu przez zagrzybienie w piwnicach gołąbkowskiego5 dworu Grabkowo (buszowałem tam w początkach lat 60. i widziałem to osobiście). Wizyjność i artyzm Rosji doceniło niewielu – wśród nich Stanisław Ignacy Witkiewicz (il. 1). Dwaj artyści spotkali się w Zakopanem pod koniec 1931 r., bo tu przez prawie całą zimę przebywał na leczeniu (założenie odmy) i rekonwalescencji Władysław Jan. W listach do żony z 1931 r. Witkacy trzykrotnie zanotował nazwisko „Grabski”: pod datami 4, 6 i 15 listopada6. Być może znajomość zawarto już wcześniej – ich ojcowie (Stanisław Witkiewicz i Władysław Grabski) znali się jeszcze przed Wielką Wojną, a żona Władysława Jana obracała się w kręgach artystycznych, będąc po ukończeniu ASP pod

4 W. Sadkowski, Literatura katolicka w Polsce, Warszawa 1963, s. 50. 5 Obecnie Gołąbki są osiedlem w warszawskiej dzielnicy Ursus. 6 B. Zgodzińska, Nowe witkacjana w zbiorach Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, [w:] Witkacy i przyjaciele..., dz. cyt., s. 10–14, o wzmiankach w listach s. 11.

1–2/2019

190

kierunkiem prof. Tadeusza Pruszkowskiego niemal członkinią malarskiego Bractwa Świętego Łukasza. Grabscy od 1929 r. bywali uczestnikami zjazdów Bractwa w Kazimierzu Dolnym, w domu Pruszkowskiego, tam też powstała kolekcja kilku fotografii upamiętniających miny i przebieranki profesora. Prócz tego sam Grabski korespondował z Bolesławem Micińskim, Jarosławem Iwaszkiewiczem, Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim (ku czci którego napisany pośmiertnie, w mrokach stalinizmu, bardzo osobisty poemat stał się pretekstem do wyrzucenia mojego dziadka ze Związku Literatów Polskich) i wieloma innymi członkami literackiej socjety. Witkacego i Grabskiego połączyła wspólna miłość do filozofii, zainteresowania literackie, antropologiczne, fotograficzne, nawet stosunek do Żydów (podziw z poczuciem odrębności), ale przede wszystkim wspólne przeżycie rewolucji rosyjskiej i potraktowanie jej jako punktu zwrotnego w historii ludzkości. Obaj zresztą interpretowali go katastroficznie – w zbiorach rodzinnych zachował się egzemplarz Rosji oprawiony w czerwoną skórę, na której w godło państwowe Sowietów z sierpem i młotem została wpleciona trupia czaszka (il. 9). Konsekwencje tego katastrofizmu były jednak różne – Władysława Jana doprowadziły do głęboko przeżywanego katolicyzmu. W powieści Konfesjonał, pisanej w czasie okupacji niemieckiej pod wrażeniem umknięcia cudem spod skrzydeł „idealnego ustroju”, po rozbiciu jego oddziału przez Armię Czerwoną, bohater, zostawszy księdzem, udaje się z misją ewangelizacyjną na Wschód. Witkacego konsekwencje te skłoniły do

Fajka bez zaciągania


popełnienia samobójstwa na wieść o wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski. Wspólna być może lektura Rosji – przychylnie zrecenzowanej jedynie przez Leopolda Staffa z inicjatywy ojca pisarza, który poprosił znanego i znajomego mu poetę o ocenę wartości pisarstwa syna – zaowocowała w listopadzie 1931 r. sesją fotograficzną z wyraźnymi – sądząc również po nadanych zdjęciom tytułach – elementami orientalnymi: Wielki Mogoł, Dalaj Lama, wschodnimi gestami, przymrużeniami i „uskośnianiem” oczu. Witkacy z przyjaciółmi z najbliższego kręgu (lekarz Teodor Białynicki-Birula, lotnik Janusz de Beaurain i Nena Stachurska) jako aktorzy seansu fotograficznego bawili się tak doskonale, że dwa miesiące później powtórzyli, mówiąc współczesnym językiem, performans w nieco zmienionym składzie, dokooptowując filozofa Jana Leszczyńskiego i jego przyszłą żonę Janinę Turowską. Władysław Jan Grabski interesował się fotografią niemal profesjonalnie – kolekcjonował aparaty i akcesoria fotograficzne, już przed wojną zajmował

Fajka bez zaciągania

Il. 5. Nieznana fotografia nieznanego aktora Carfaldo Ricci (Stanisław Ignacy Witkiewicz), sceny improwizowane, sesja fotograficzna ze stycznia 1932 w mieszkaniu Janiny (Inki) Turowskiej w tzw. Małym Domku w Zakopanem. Fot. W. J. Grabski.

się fotografią stereoskopową. W czasie okupacji jako żołnierz AK, używający pseudonimu „dr Pa­weł”, korzystał też w celach dokumentacyjnych z amerykańskiej kamery filmowej, aparatu firmy Bell&Howell, charakteryzującej się cichością działania i niewielkimi rozmiarami. W archiwum rodzinnym zachowało się kilka tysięcy negatywów (część z nich uporządkowana w specjalnych albumach, inne – w rolkach) i kilkanaście albumów odbitek, przed- i powojennych. Pisarz traktował aparat przede wszystkim jako notatnik do uwieczniania pejzaży podczas podróży, typów ludzkich (np. w albumie poświęconym pobytowi w sanatorium w Davos), wydarzeń (zdjęcia płonącej, zburzonej i odbudowywanej Warszawy), świąt rodzinnych (ślubów, chrzcin, pogrzebów, spotkań). Ocalały też zdjęcia reżyserowane („miny” prof. Pruszkowskiego, sceny z plenerów malarskich w Kazimierzu), stanowią jednak zdecydowaną mniejszość. Władysław Jan dysponował aparatami fotograficznymi wszelkich możliwych systemów (od miechowych na szklane płyty po częściowo już

191

1–2/2019


zelektronizowaną lustrzankę Yashica o nietypowym formacie filmu 4,5 × 4,5 cm), najchętniej jednak posługiwał się swoją ulubioną Leicą – prawdopodobnie też podczas spotkań z Witkacym. Zachowane małoobrazkowe negatywy są świadectwem, że sesji mogło być trzy lub więcej – dwie błony filmowe nie mają żadnych oznakowań, trzecia – fotografie Janiny (Inki) Turowskiej na tle kolekcji obrazów Witkacego – to najczęściej używana przez Grabskiego błona niemieckiej firmy Perutz. Niestety negatywy są pocięte w jedno- bądź kilkuklatkowe sekwencje, co utrudnia odtworzenie kolejności zdjęć, nie można też stwierdzić, czy nie było ich więcej. Rzecz ciekawa – dziadek nie przykładał do nich większej wagi, skoro rozdawał nie tylko odbitki, ale i negatywy – dwa „poważne” portrety Witkacego odnalazły się w innej kolekcji – witkacologa Stefana Okołowicza, a do rodzinnych albumów z odbitkami trafiła zaledwie jedna „poważna” fotografia Witkacego (nienależąca do sesji z „minami”) i trzy reprodukcje portretów, z których jeden pamiętam ze zbiorów rodzinnych – wisiał w Grabkowie na ścianie, choć w mało reprezentacyjnym miejscu. Z kolei w pokaźnym zbiorze autografów wybitnych ludzi, osobistości i sław nie znalazł się autograf Witkacego, choć jego ojca – owszem.

1–2/2019

192

Il. 6. Instrumentarium fotograficzne W. J. Grabskiego, lata 50. lub 60. Fot. W. J. Grabski.

W zbiorach rodzinnych zachowały się za to (przekazane do Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku jako dysponującego największą kolekcją tego artysty w Polsce) dwa listy Witkacego do Władysława Jana Grabskiego (być może jeszcze gdzieś zachowały się odpowiedzi?)7. W pierwszym8 nadawca odsyła z podziękowaniem filmy – nie musi tu chodzić o negatywy (autor Szewców odróżniał te pojęcia!), a może dotyczyć np. zachowanych do dziś w archiwum rodzinnym Grabskich filmów dokumentalnych z życia Papuasów (zachował się też przedwojenny projektor Kodaka i akcesoria). Jak wiadomo, tematyka ta również fascynowała Witkacego po jego podróży z Bronisławem Malinowskim do Australii i Oceanii. Dziękuje on również za „odbitki portretów” (zdjęcia prezentują trzy portrety, ciekawe – czy gdzieś istnieją jeszcze inne, bo wedle tradycji rodzinnej były cztery!) i „wspaniałego Goyę”. Zachował się odręcznie pisany przez mojego dziadka katalog kilkuset sztychów, które w większości kupował w czasie pobytu naukowego w Paryżu w latach

7 Oryginały w Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, MPŚ–DM/70-71. 8 S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, [t. 18:] Listy II, dz. cyt., s. 811. List z 18 czerwca 1932 r.

Fajka bez zaciągania


Il. 7. S. I. Wit-

Il. 8. Władysław

kiewicz, Portret

Jan Grabski

Władysława

w pracowni, l. 40.,

Jana Grabskie-

na ścianie portret

go (w turbanie),

z początku lat 30.

pastel na papierze,

Fot. W. J. Grabski

zaginiony. Fot.

(samowyzwalacz).

W. J. Grabski.

1924–1926, oszczędzając na wyżywieniu, co wedle przekazu rodzinnego przyczyniło się do jego choroby gruźliczej. W znajdującym się w moim posiadaniu katalogu XVIII paryskiej aukcji grafiki podkreśleniem zaznaczono pracę Francisca Goi z wywoławczą ceną 100 franków (zgodnie z komentarzem z okładki „autorów podkreślonych mam sztychy oryginalne w swej kolekcji”), podkreślony jest też kilkukrotnie Goya w katalogu XX aukcji z odręcznie wpisanymi tytułami Czarownice, Szpady przeszyły, Gorąca strawa (z adnotacją „150”) i Arena (z adnotacją „200”). Prawdopodobnie chodzi o jeden z tych sztychów. Niestety żaden nie przetrwał w kolekcji do chwili obecnej. Drugi z listów – cytowany na początku niniejszego tekstu – może zapowiadać zamiar zerwania znajomości. Nie zachował się, jak w innych podobnych przypadkach, list Witkacego z załączonym wierszem Do przyjaciół gówniarzy, zatem najpewniej do tego nie doszło. W listach autora Nienasycenia do żony po 1932 r. nazwisko „Grabski” już się jednak nie pojawia. W tradycji rodzinnej Grabskich utrwaliło się natomiast przekonanie, że chodziło o odmienny u obu artystów stosunek do kobiet, wynikający z różnic światopoglądowych. Jak było naprawdę – tego być może nie dowiemy się już nigdy.

Il. 9. W. J. Grabski, Rosja, oryginalna okładka poematu i oprawa autorska. Fot. G. J. Grabski.

Grzegorz Jan Grabski Władysław Jan photographs Witkacy. From the archives of the Grabski family The article focuses on Witkacy’s relation with Władysław Jan Grabski – poet, novelist, journalist and photographer. His grandson, Grzegorz Jan Grabski, discusses the correspondence between both artists, pastel portraits of Grabski by Witkiewicz, and above all, Grabski’s numerous photographs of Witkacy’s funny faces.

Fajka bez zaciągania

193

1–2/2019


Noty o autorach K a t a r z y n a D ą b row s k a – absolwentka Akademii

Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie, założycielka i reżyser Teatru Exodus. Za teatralną działalność otrzymała w 2010 r. stypendium naukowe Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Istniejący od 2000 r. w Ciechanowie Exodus wystawił 13 premier 11 dramatów Witkacego, oprócz przedstawień w dorobku ma dwie akcje happeningowe, cztery miniatury sceniczne i dwie wystawy. Ostatnio pracowała nad inscenizacją Jana Macieja Karola Wścieklicy. Sztuka została wystawiona kilkakrotnie w Ciechanowie, w Słupsku (gdzie otrzymała nagrodę Grand Prix na konkursie „Witkacy pod strzechy”) oraz Teatrze im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Zakopanem. J a n u s z D e g l e r – witkacolog, teatrolog, historyk

literatury, edytor; profesor emerytowany Uniwersytetu Wrocławskiego i wrocławskiej Filii Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego (d. PWST im. Ludwika Solskiego) w Krakowie; członek Komitetu Nauk o Sztuce PAN (1990–2015), Polskiego PEN Clubu, Rady Redakcyjnej „Dialogu” i „Teatru”, redaktor serii „Dramat – Teatr” (od 2000); współzałożyciel Instytutu Witkacego. Od 1989 r. przewodniczący Komitetu Redakcyjnego Dzieł zebranych S. I. Witkiewicza, w ramach których opracował: Nienasycenie (1992, wspólnie z Lechem Sokołem), „Teatr” i inne pisma o teatrze (1995), Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia. Szkice estetyczne (2002, wspólnie z Lechem Sokołem), Dramaty I (1996; 2 wyd. 2016), Dramaty II (1998; 2 wyd. 2016), Dramaty III (2004; 2 wyd. 2016), „O Czystej Formie” i inne pisma o sztuce (2003), przyg. do druku przez Annę Micińską: Listy do żony (1923–1927) (2007; 2 wyd. 2015), Listy do żony (1928–1931) (2010; 2 wyd. 2015), Listy do żony (1932– 1935) (2010; 2 wyd. 2016), Listy do żony (1936–1939) (2012; 2 wyd. 2016) oraz Pisma krytyczne i publicystyczne (2015). Wraz ze Stefanem Okołowiczem i Tomaszem Pawlakiem wydał Listy II, wol. 1 (Warszawa 2014) oraz Listy II, wol. 2, cz. 1 i 2 (2017). Obok Anny Micińskiej, Stefana Okołowicza i Tomasza Pawlaka

1–2/2019

194

współredaktor Kroniki życia i twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza (2017). Opracował i posłowiem opatrzył wydanie 622 upadków Bunga, czyli Demonicznej kobiety (2013) i Narkotyków. Niemytych dusz (2016). Autor około 200 artykułów i recenzji oraz książek, m.in.: Witkacy w teatrze międzywojennym (1973), Wprowadzenie do nauki o teatrze, t. 1–3 (1974– 1978), Problemy teorii dramatu i teatru (1988; 2 wyd. 2003), Witkacego portret wielokrotny (2009; 2 wyd. 2013). Opracował i wydał pisma: Jerzego Grotowskiego, Tymona Terleckiego, Konstantego Puzyny, Zbigniewa Raszewskiego i Anny Micińskiej. R a f a ł D e m kow i c z- D o b r z a ń s k i – dr hab., prof.

Uniwersytetu Warszawskiego. Fizyk zajmujący się zagadnieniami kwantowej teorii informacji i metrologii kwantowej, a w szczególności wykorzystaniem kwantowych własności światła i materii (np. splątanie) do poprawy precyzji pomiarów podstawowych wielkości fizycznych takich, jak czas i odległość. Od czasów studiów, a konkretniej od momentu przeczytania Pożegnania jesieni, zafascynowany twórczością Witkacego. Połączenie nauki, filozofii i literatury u tego autora przywróciło ortodoksyjnemu umysłowi ścisłemu wiarę w świat sztuki. Lektura zbioru pism wydanych w tomie „Nauki ścisłe a filozofia” i inne pisma filozoficzne (1933–1939) była bezpośrednią przyczyną powstania artykułu Witkacy i fizyka, drukowanego w „Delcie”, a przedrukowanego w niniejszym numerze „Witkacego!”. M a c i e j D o m b rows k i – doktor, absolwent filozofii

i filologii polskiej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Adiunkt Zakładu Ontologii i Filozofii Przyrody Instytutu Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego. Autor książek Filozofia i nauka: trudne związki. Metallmann – Witkiewicz – Gawecki (Toruń 2011) i Monadyzm biologiczny a problem psychofizyczny. Studium filozofii Stanisława Ignacego Witkiewicza (Toruń 2018). Opracował (razem z Magdaleną Bizior-Dombrowską) tom Dzieł zebranych Witkacego „Nauki ścisłe a filozofia” i inne pisma filozoficzne (1933–1939) (2014). Redaktor

Conchita, czyli tryumf bestii


naukowy poświęconego Witkacemu numeru „Ruchu Filozoficznego” (1/2019). Publikował w „Diametrosie”, „Kwartalniku Filozoficznym”, „Przeglądzie Filozoficzno-Literackim” i tomach zbiorowych. K r z ys z to f D u b i ń s k i – dziennikarz i pisarz, absol-

went politologii i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim oraz studiów podyplomowych na Wydziale Strategiczno-Obronnym Akademii Obrony Narodowej. Autor kilkunastu książek i opracowań o najnowszej historii Polski. Interesuje się wojskową biografią Witkiewicza. Wydał Wojnę Witkacego, czyli kumboła w galifetach (2015). W Appendixie do Kroniki życia i twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza pod red. Janusza Deglera, Anny Micińskiej, Stefana Okołowicza i Tomasza Pawlaka drukowano jego opis losów Witkacego w Lejbgwardii Pawłowskiego Pułku (2017). Uczestnik wydarzeń promujących twórczość Witkacego. Członek redakcji „Witkacego!”. G r z e g o r z J a n G r a b s k i – absolwent polonistyki

Uniwersytetu Warszawskiego oraz zarządzania i doradztwa finansowego w Szkole Głównej Handlowej. Miłośnik suspensu i baroku, którego dotyczyła obroniona niedawno praca doktorska. Obecnie na emeryturze – zajmuje się kultywacją pamięci rodziny Grabskich z przyległościami, publikując m.in. artykuły w miesięczniku „W Sieci Historii”. Brał udział w powstawaniu albumu Ewy Franczak i Stefana Okołowicza Przeciw Nicości. Fotografie Stanisława Ignacego Witkiewicza. Był też współtwórcą wystawy Witkacy i przyjaciele w fotografii Władysława Jana Grabskiego w Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, towarzyszącej sesji Witkacy. Rozważania w sześćdziesiątą rocznicę śmierci (1999). W archiwum posiada około dwóch tysięcy negatywów zdjęć robionych przez jego dziadka – literata i kolekcjonera Władysława Jana Grabskiego.

nistycznym” i „Nowych Książkach”. Autorka rozdziałów w monografiach naukowych, m.in. Oblicza miłości. Studia literaturoznawcze, Używki w sztuce i literaturze oraz Kultura i Historia. Współredaktorka książki 80s Again! Monografia poświęcona latom 80. XX wieku. Prowadziła autorską audycję w Radiu Liryka zatytułowaną Co pan pisze?. Pomysłodawczyni i organizatorka kilkunastu spotkań autorskich i konferencji m.in.: Epistolograficzne autoportrety S. I. Witkiewicza, XX-wieczne konfrontacje literackie, Profile Tuwima oraz Witkacy zdemaskowany. Inicjatorka i opiekunka naukowa rocznego projektu akademickiego pt. „Witkacje”. Jej zainteresowania naukowe to proza i eseistyka dwudziestolecia międzywojennego. A n n a Kow a l s k a – absolwentka filologii polskiej

(specjalizacja edytorska) Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie i studentka edytorstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim (studia magisterskie), witkacofilka i pasjonatka sztuki. W kręgu jej zainteresowań znajdują się przede wszystkim życie i twórczość Stanisława Ignacego Witkiewicza, nurt awangardowy w malarstwie oraz prozie dwudziestolecia międzywojennego, a także projektowanie graficzne i typografia. Wo j c i e c h K u c z o k – pisarz, scenarzysta, speleo­

nistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Debiutanckie opowiadanie opublikowała na łamach „Akcentu”. Publikowała także w „Toposie”, „Przeglądzie Huma-

log. Autor kilkunastu książek, w tym powieści Gnój (2003), uhonorowanej Nike i Paszportem Polityki (2004); Senność (2008); Spiski (2010) obecnie w repertuarze Teatru Witkacego w Zakopanem jej adaptacja w reżyserii Andrzeja Dziuka i Czarna (2017). Ostatnio opublikował Rozmemuary (2019). Autor scenariuszy do filmów Magdaleny Piekorz: Pręgi (Złote Lwy w Gdyni 2004) i Senność, a także dramatów (Pradziady, Ambona ludu). Jako speleolog ma wyjątkowe szczęście do odkrywania nowych, dużych jaskiń w Polsce. W Tatrach wyeksplorował m.in. Jaskinię Hardą i dolne piętro Jaskini Lodowej Małołąckiej. Za te dokonania otrzymał wyróżnienie na gali nagrody podróżniczo-eksploracyjnej Kolos 2013.

Conchita, czyli tryumf bestii

195

A n e t a J a b ł o ń s k a – absolwentka Wydziału Polo-

1–2/2019


H a l i n a M a g i e r a – zawodowo związana ze Szko-

łą Podstawową nr 2 im. Juliana Fałata w Bystrej. W grudniu 2018 r. obroniła na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego pracę doktorską Z zagadnień biografii i twórczości Kazimiery Alberti. J u s t y n M a l e c – miłośnik Kielc. Ojciec Mariusza

autorka tekstu o wydawaniu książek z obrazami i rysunkami Witkacego („Sztuka Edycji” 2016, nr 1), z Jerzym Kupczykiem – artykułu o wątkach gadzich w twórczości plastycznej Firmy Portretowej w słupskich materiałach konferencji (2016). Opracowała projekt edycji korespondencji Stanisława Witkiewicza („Rocznik Podhalański” 2016, t. XI). Członkini redakcji „Witkacego!”.

Malca, reżysera Pragmatystów na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie, wyemitowanych rów- S te fa n O ko ł ow i c z – ukończył Wydział Malarstwa nolegle „na żywo” w II Programie Polskiego Radia Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie (1975). Zajmuje w ramach Festiwalu „Dwa Teatry”. się fotografią oraz jej historią. Witkacolog, od połowy lat 70. prowadzi badania nad mniej znaną dziedziną A n n a M u s i a l s k a – absolwentka Akademii Sztuk twórczości Stanisława i Stanisława Ignacego WitkiePięknych w Łodzi, magister sztuki w dziedzinie wiczów. W 1986 r. wraz z Ewą Franczak opracował alprojektowania ubioru, tkaniny drukowanej, kostiu- bum o fotografiach Witkacego Przeciw Nicości. W 2011 r. mu scenicznego i kostiumu historycznego. Połączy- w Oranżerii Muzeum Pałacu w Wilanowie odbyła się ła pracę z pasją, prowadzi w Ogrodzieńcu autorską wystawa, zatytułowana Witkacy i inni, na której przedPracownię Artystyczną: od wielu lat zajmuje się stawił fotografie z własnej kolekcji; wystawie towarzyrekonstrukcją i stylizacją strojów historycznych, szył obszerny katalog. W grudniu 2015 r. wydał album projektuje też ubiory współczesne. Inspiruje się Anioł i Syn – 30 lat dialogu Stanisława i Stanisława Ignatakimi artystami, jak: Stanisław Ignacy Witkiewicz, cego Witkiewiczów w prywatnym wydawnictwie Boss & Zdzisław Beksiński czy Antoni Gaudí. Zrealizo- Okołowicz. Publikacja znacznie poszerza temat wystawała kilka własnych autorskich kolekcji ubiorów, wy o tym samym tytule w Muzeum Tatrzańskim, której w tym Nieczyste dusze – pod wpływem twórczości był kuratorem (16 maja – 15 listopada 2015). W maju Witkacego. Organizuje i stylizuje sesje zdjęciowe, 2016 r. wraz z żoną Kapsydą Kobro-Okołowiczową pokazy mody współczesnej oraz dawnej. Prowadzi przygotował w Muzeum Tatrzańskim wystawę Nineczwykłady na temat historii ubioru dla różnych grup ka i Witkacy – „zginiemy marnie oboje bez siebie”, Jadwiga wiekowych, a także warsztaty z ręcznego szycia z Unrugów i Stanisław Ignacy Witkiewiczowie. Kurator historycznego. Współpracuje z domami kultury, wystawy Angelas ir Sūnus. Witkiewicziai Zakopanėje muzeami, urzędami miejskimi, szkołami, grupami ir Lietuvoje / Anioł i Syn. Witkiewiczowie w Zakopanem rekonstrukcyjnymi oraz telewizją. i na Litwie, zorganizowanej w Muzeum M. K. Čiurlionisa w Kownie przez Muzeum Tatrzańskie, Instytut D o rot a N i e d z i a ł kows ka – doktor, absolwentka hi- Adama Mickiewicza i Instytut Polski w Wilnie (20 wrzestorii sztuki i polonistyki Katolickiego Uniwersytetu Lu- śnia – 18 listopada 2018). Wraz z Januszem Deglerem belskiego Jana Pawła II. Autorka Eksperymentu symulta- i Tomaszem Pawlakiem edytor tomów w ramach Dzieł nicznego w pisarstwie Stanisława Czycza (2018), redaktor zebranych: S. I. Witkiewicz, Listy II, wol. 1 (2014) oraz (wspólnie z Markiem Kurkiewiczem) książki Kazimierz Listy II, wol. 2, cz. 1 i 2 (2017). Obok Anny Micińskiej, Kummer. Literatura i „dziennikarska febra” (2018), edytor- Janusza Deglera i Tomasza Pawlaka współredaktor Kroka prozy i poezji Czycza (Arw, 2007; Samo już to, 2011; niki życia i twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza. Opowiadania krzeszowickie, 2016; Nie wierz nikomu, 2016) Jeden z fundatorów Instytutu Witkacego. oraz prozy Kummera (Klatka. Opowiadania i słuchowiska, 2015). Napisała magisterium o autoportretach S. I. Wit- P r ze mys ł aw P aw l a k – absolwent Szkoły Głównej kiewicza, prezentowane w postaci referatów na kon- Handlowej w Warszawie, doktorant w Instytucie Sztuferencjach w Zakopanem (2009, 2014), Słupsku (2009) ki PAN, jeden z fundatorów i prezes Instytutu Witi Waszyngtonie (2010). Wspólnie z Beatą Zgodzińską kacego, członek Rady Muzuem Pomorza Środkowego

1–2/2019

196

Conchita, czyli tryumf bestii


w Słupsku. Edytor, bibliograf (Dzieła zebrane, [t. 25:] Bibliografia Stanisława Ignacego Witkiewicza II: 1990– 2017), popularyzator twórczości Witkacego, autor tezy o biocybernetycznych źródłach katastrofizmu autora Szewców. Biograf i redaktor pism ks. Henryka Kazimierowicza (Powiernik Witkacego. Pisma rozproszone 1918–1938, 2017), obecnie opracowuje do druku Wspomnienia Henryka Jasieńskiego. Działacz Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, organizator ogólnopolskiej akcji #RatujPIW, która zapobiegła likwidacji ostatniego w Polsce państwowego wydawnictwa. Współtwórca portalu krajoznawczego gdziebylec.pl i Kina Podwórkowego na posesji przy ul. Marszałkowskiej. Doradca ds. zarządzania nieruchomościami, bibliofil, kolekcjoner starych znaków proweniencyjnych i calisian. Współpracownik portalu witkacologia.eu. Pomysłodawca pisma „Witkacy!” i zastępca jego redaktor naczelnej.

K a ro l S u s zc z y ń s k i – doktor, absolwent wydziału

Wiedzy o Teatrze w Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie oraz kierunku aktorskiego Wydziału Sztuki Lalkarskiej w filii w Białymstoku, gdzie obecnie wykłada. Na początku 2019 r. z wyróżnieniem obronił w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk rozprawę doktorską zatytułowaną Witkacy w teatrze lalek. Od inspiracji do inscenizacji. Współredaktor monografii Puppetry in the 21st Century. Reflections and Challenges (2019) oraz redaktor książki Nasz BTL. Festiwale (2015) omawiającej organizowane przez Białostocki Teatr Lalek festiwale lalkarskie. Współpracuje z kwartalnikami „Teatr Lalek” i „Scena”, publikował także w „Pamiętniku Teatralnym” i „Teatrze”. Od marca 2019 r. prezes Białostockiego Stowarzyszenia Artystów Lalkarzy, jest także członkiem Polskiego Towarzystwa Badań Teatralnych oraz Polskiego Ośrodka Lalkarskiego POLUNIMA.

To m a s z P a w l a k – absolwent Międzywydziało-

wych Indywidualnych Studiów Humanistycznych oraz Ośrodka Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego. Jeden z fundatorów Instytutu Witkacego, członek redakcji pisma „Witkacy!”. Edytor korespondencji Witkiewicza. Opublikował m.in.: „W państwie duńskim Ejbolów”. Nieznana korespondencja Stanisława Ignacego Witkiewicza („Twórczość” 2007, nr 4), Listy do Marii i Edmunda Strążyskich („Zeszyty Literackie” 2011, nr 115), Prywatysta Witkiewicz. O maturze Stanisława Ignacego Witkiewicza („Pamiętnik Literacki” 2013, z. 2). Opracował dwa tomy korespondencji w ramach edycji Dzieł zebranych: Listy I (2013), Listy II (wraz z Januszem Deglerem i Stefanem Okołowiczem, wol. 1, 2015 oraz wol. 2, cz. 1 i 2, 2017). Współautor (wraz z Januszem Deglerem, Anną Micińską i Stefanem Okołowiczem) Kroniki życia i twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza w ramach tej samej edycji – m.in. opublikował tam tekst o rodzinie matki Witkiewicza, Marii z Pietrzkiewiczów. Opracował i wydał przedwojenne recenzje Narkotyków Witkiewicza – Pierwsza książka abstynencka, która nie jest nudna (2016). Autor publikacji i wpisów na portalu witkacologia.eu, artykułów w piśmie „Witkacy!” oraz kolekcjoner pocztówek związanych z Witkiewiczami. Jeden z fundatorów i członek redakcji „Witkacego!”.

Conchita, czyli tryumf bestii

M a re k Ś re d n i awa – doktor, pracownik naukowy

Politechniki Warszawskiej. Autor publikacji o współczesnych inspiracjach twórczością Witkacego i jego relacjach ze sztuką nowoczesną (z Factory Andy’ego Warhola, Franciszką i Stefanem Themersonami itp.) w materiałach pokonferencyjnych oraz pismach „Sztuka Edycji” i „Estetyka i Krytyka”, wpisów na portalu witkacologia.eu. Inicjator i pomysłodawca (wspólnie z Małgorzatą Sady) polsko-angielskiej bibliofilskiej edycji dramatu Witkacego Gyubal Wahazar, przygotowanej w ramach projektu Instytutu Witkacego i studentów Wydziału Sztuki Nowych Mediów Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych w Warszawie. Współorganizator międzynarodowych konferencji: Witkacy: 21st Century Perspectives Conference and Festival (Waszyngton 2010) i Wokół Witkiewiczów (Zakopane 2015). Współorganizator wydarzeń popularyzujących twórczość Witkacego: corocznych rajdów rowerowych W jak Witkacy w Ostrowi Mazowieckiej (2015–2018), Nocy teatrów w Wodzisławiu Śląskim (2017), Pożegnania jesieni w Katowicach (2017); spotkania w Boguszycach (2017), wspólnie z Przemysławem Pawlakiem warsztatów Szewska pasja w Krakowie (2014). Jeden z fundatorów i członek zarządu Instytutu Witkacego oraz członek redakcji „Witkacego!”.

197

1–2/2019


A n n a M a r i a Tr y b a – doktorantka Inżynierii Ma-

Zadebiutowała w Teatrze WARSawy rolą Benedikte teriałowej na Akademii Górniczo-Hutniczej, absol- w spektaklu Plaża w reżyserii Piotra Kurzawy. wentka Wydziału Inżynierii i Technologii Chemicznej Politechniki Krakowskiej. Obecnie, w ramach pracy A n n a Wró b l ews k a – absolwentka Wydziału Wiedoktorskiej, pracuje nad otrzymywaniem membran dzy o Teatrze w Akademii Teatralnej w Warszawie polimerowych do zastosowań stomatologicznych. oraz podyplomowych studiów Zarządzanie Kulturą na Z zamiłowania publicystka. Miłośniczka kultury Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Współwłapodhalańskiej, od liceum zafascynowana twórczością ścicielka Room Escape Warszawa® – warszawskiej sieStanisława Ignacego Witkiewicza. Artykuły jej autor- ci pokoi zagadek www.roomescape.pl (m.in. Piwnica stwa poświęcone teatrowi, muzyce oraz wywiady uka- – Witkacy) oraz Agencji PR PROJEKT 77, zajmującej zują się regularnie w magazynach „Tatry” i „Tygodnik się promocją firm i marek w mediach tradycyjnych Podhalański”. Obecnie pracuje nad cyklem artykułów: i Internecie. Wsparła zbiórkę na druk 4 numeru „WitWitkacy malarz, Witkacy dramaturg, Witkacy filozof. kacego!” prowadzoną na portalu Polak Potrafi. Małgorzata Vražić – absolwentka Wydziału Poloni-

M i c h a ł W r ó b l e w s k i – absolwent architektury

styki Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka rozprawy doktorskiej Stanisław Witkiewicz i Witkacy – dwa paradygmaty sztuki, dwie koncepcje kultury (2013), współautorka podręcznika Młoda Polska (2006), antologii Modernizm: spotkania (2008) i książki Przerabianie XIX wieku (2011) oraz trzytomowego cyklu o literaturze i kulturze Europy Środkowo-Wschodniej: Teksty doświadczenia, Doświadczenia tekstu, Wspólnota pytań. Antologia (2017). Redaktor merytoryczna oraz sekretarz redakcji kwartalnika naukowo-artystycznego „Literacje” (2010–2014), członkini jury Olimpiady Literatury i Języka Polskiego (2003–2011). Jurorka w Ogólnopolskim Konkursie Interpretacji Dzieł S. I. Witkiewicza „Witkacy pod strzechy” (2018). Interesuje się związkami literatury ze sztuką i szeroko rozumianą estetyką XIX–XXI w., literaturą popularną, kulturą Bałkanów oraz modernistyczną i awangardową literaturą chorwacką. Redaktor naczelna „Kopernika” – kwartalnika Polskiego Towarzystwa Kulturalnego w Zagrzebiu. Działaczka polonijna. Pracuje w Szkolnym Punkcie Konsultacyjnym przy Ambasadzie RP oraz XV liceum (MIOC) w Zagrzebiu. Redaktor naczelna „Witkacego!”.

i urbanistyki na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Zajmuje się projektowaniem architektonicznym i graficznym, obecnie od kilku lat związany także z konserwacją zabytków. Interesuje się sztuką i literaturą, związkami między twórczością a przestrzenią życiową twórców, dziedzictwem kulturowym pogranicza Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego, tożsamością przestrzenną Warszawy. Uczestnik międzynarodowych konferencji Trialog białoruski w latach 2007–2009. Publikował w pismach: „Spotkania z Zabytkami”, „Białostocczyzna”, „Czasopis”, „Annus Albaruthenicus”, „Stolica”, „Tygodnik Powszechny”.

H a n n a Wo j a k – aktorka, magister sztuki z dyplo-

mem Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Zakopianka wychowana wśród wiszących na ścianach obrazów Witkacego, prawnuczka Olgi Wojakowej – jego muzy. W 2017 r. obroniła pracę magisterską Witkacy i kobiety (nie)koniecznie fatalne. Role dyplomowe zagrała u Adama Sajnuka i Waldemara Śmigasiewicza.

1–2/2019

198

B e a t a Z g o d z i ń s k a – kustosz, absolwentka hi-

storii sztuki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Od 1987 r. pracuje w Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, od 1995 r. między innymi opiekuje się kolekcją dzieł Witkacego. Komisarz ponad 25 wystaw, autorka ponad 80 tekstów o sztuce XIX i XX w., w tym ponad 25 o Witkacym; zajmuje się też redakcją wydawnictw. Wydała: Witkacy. Dziwność istnienia. Strangeness of Existence (2006); Witkacy w Słupsku. „Firma Portretowa S. I. Witkiewicz”. Witkacy in Słupsk. The “S. I. Witkiewicz” Portrait Painting Firm (2010, 2 wyd. zmienione, 2019) i 50 lat kolekcji Witkacego w Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku (2015), wspólnie z Anną Żakiewicz albumowy katalog słupskiej kolekcji dzieł (1996, 2 wyd. 2001). Regularnie prowadzi wykłady z historii sztuki, nie tylko w słupskim muzeum.

Conchita, czyli tryumf bestii



Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku Instytut Witkacego oraz redakcja pisma „Witkacy!” zapraszają w setną rocznicę opublikowania koncepcji Czystej Formy do udziału w odbywającej się co pięć lat międzynarodowej sesji naukowej, w tym roku pod hasłem „Witkacy bez granic. W stulecie Czystej Formy”

Słupsk, 18–20 września 2019 Opiekun naukowy sesji: prof. dr hab. Janusz Degler

Będzie można: ● wysłuchać interesuących referatów, ● wziąć udział w kuratorskim zwiedzaniu nowej ekspozycji w Białym Spichlerzu, ● poznać podobnych sobie pasjonatów, ● spotkać autorów „Witkacego!". więcej aktualności na: witkacy.eu Organizatorzy: MUZEUM POMORZA ŚRODKOWEGO W SŁUPSKU

Patronat:


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.