k-arina-pudlowska-opowiadanie

Page 1

Wycieczkowe przypadki – alleluja!

- O matko jedyna, Jasiek! Jeszcze nigdy w życiu nikogo nie uderzyłam, ale ty wyzwalasz we mnie najgorsze instynkty, więc się ciesz, że rozmawiamy tylko przez telefon! - Zuza przestań, nie dramatyzuj, to pewnie dałoby się jakoś racjonalnie wyjaśnić… Rozłączyłam się i z wściekłością cisnęłam komórkę do torby. Co za palant! Nie dramatyzuj?! Racjonalnie wyjaśnić?! Za kogo on się uważa, za jakiegoś muzułmańskiego szejka, że myśli o racjonalnym wyjaśnianiu momentu, w którym nakryłam go z jakąś rudą małpą obściskujących się w centrum handlowym?! O nie. Nigdy nie lubiłam muzułmańskich szejków. Dlaczego ja zawsze trafię na jakiegoś szurniętego księcia z bajki, który potem okazuje się być tak naprawdę złą wiedźmą? Hm, może to nie najlepsze porównanie… wiedźmą chyba powinna być ta ruda, nie…? Mniejsza o to! A swoją drogą, to ta panienka miała tak krótką spódniczkę, że gdyby delikatnie się pochylić, bez problemu wiedziałabym jaką miała na sobie bieliznę. Właściwie to mogłam przewidzieć, że przytrafi mi się coś takiego. Serio. Metodą dedukcji, można by dojść do wniosku, że ten związek kiepsko się skończy. Jak większość zresztą, ponieważ mam niesamowity talent do przyciągania kłopotów, a od dłuższego czasu wszystko mi się ładnie układało, więc coś musiało pójść nie tak prędzej, czy później. Naprawdę. Kłopoty lgną do mnie jakbym była jakimś wielkim magnesem z napisem: „Przyciągam kłopoty”. Zasunęłam moją skórzaną torbę, zarzuciłam ją na ramię i już miałam nacisnąć klamkę, by wyjść z taksówki, gdy w lusterku kierowcy zauważyłam parę ciemnych, drwiących oczu, przyglądających mi się spod uniesionych brwi. - Sprawdzę co z dzieciakami, za chwilę wrócimy, niech pan nie odjeżdża. – Powiedziałam, beznamiętnie, zmęczona całą tą sytuacją z niewiernym chłopakiem i byciem nianią (żeby trochę zarobić na studia) dwójki dzieci na wycieczce do sławnego, nowoczesnego Aquaparku w innym mieście, której podopieczni wyskoczyli na minutkę do lasu aby oddać hołd naturze, ale coś długo nie wracały. Kiedy już wstałam, kierowca odwrócił się i bezczelnie zaczął chichotać. Oburzona spiorunowałam go wzrokiem. - No co?! Chłopak nigdy pana nie zdradził?! – syknęłam i trzasnęłam drzwiami. Chłopak. Tak, kiedyś zacznę się zastanawiać co mówię i do kogo. Ale temu się należało. Palant. Rozejrzałam się, na polanie przed lasem, na której stałam ja i samochód, nie było ani śladu dzieci. Pewnie jeszcze były w lesie. W sumie, mogłam iść z nimi, ale 10 – letni Kajtek, zapewnił mnie, że sam da radę i zaopiekuje się siedmioletnią siostrą. Zrobiłam kilka kroków do przodu. Słońce prażyło niesamowicie, zero szans na jakikolwiek deszcz. Zsunęłam okulary przeciwsłoneczne na nos. Chociaż z moim szczęściem i wszelkimi umiejętnościami do przewidywania pogody, to kto wie? Westchnęłam i ruszyłam w stronę ładnego lasu liściastego, położonego w bliżej nieokreślonej miejscowości. Kiedy minęłam pierwsze drzewa, wsunęłam okulary z powrotem we włosy. W środku lasu nie potrzebowałam dodatkowego przyciemnienia, i tak panował tam półmrok. Niepewnym krokiem weszłam


bardziej w głąb lasu. Nigdy nie przepadałam za ogromnymi lasami, Obejrzałam się za siebie. Obym i ja się nie zgubiła…

takimi jak ten.

- Hop, hop! – krzyknęłam robiąc tubę z dłoni, i wystraszając pobliskie ptaki z drzew. Odezwało się tylko stłumione echo (Hoophooophophoop…). – Kajtek, Agatka! (KaajteekAgaatkaaa…) I cisza. Kurczę. Miałam tylko nadzieję, że nie stało im się nic złego… oby tylko robili sobie ze mnie jaja, ale żeby tak naprawdę nie goniło ich żadne zwierzę, którego jedyną racją bytu jest uzupełnianie diety rumsztykiem z człowieka… Błądziłam coraz bardziej po lesie, i z każdym krokiem rosło we mnie coraz bardziej wrażenie, że mogę się gubić. Zatrzymałam się na chwilę. Przełknęłam ślinę. Zdarzało mi się mylić ludzi w sklepach i na mieście, gubić telefony, łamać obcasy, zapominać o ważnych sprawach i przez to później improwizować na ważnych spotkaniach, zdarzało mi się nawet przez pomyłkę pocałować nie mojego chłopaka, ale… czy ja się kiedykolwiek, gdziekolwiek zgubiłam? Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Po dzieciach nigdzie ani śladu. Spokojnie Zuzka, ty się nie gubisz, nie wcale… wdech i wydech… ty tylko ewentualnie gubisz cudze dzieci w jakimś wielkim lesie na odludziu!!! Gwałtownie otworzyłam oczy. - Kajtuś! Agatka! – krzyknęłam lekko zdenerwowana. Energicznym ruchem odsunęłam torebkę i wyjęłam telefon. Brak zasięgu, brak internetu i 2% baterii! Jęknęłam. Oby tylko w pobliżu nie było żadnych zboczonych, seryjnych morderców, mafiosów z karabinami, armatami i kozami zarzuconymi na plecy, czających się na małe, bezbronne dzieci. Na nastolatki w postrzępionych szortach też mogliby się nie czaić. Kurczę, no! Szybkim krokiem ruszyłam przed siebie, ciągle nawołując imiona Kajtka i Agaty i odpędzając od siebie złowieszcze myśli o jakimś człowieku z horroru, którego doświadczenie z narzędziami takimi jak piły łańcuchowe, wiertarki i szlifierki nie ograniczają się tylko i wyłącznie do produkcji mebli ogrodowych… Ten las, z każdym kolejnym krokiem, coraz bardziej i coraz bardziej zaczynał przypominać mi jakiś jeden wielki labirynt. Miliony gigantycznych drzew, połamanych gałęzi, krzaków i nawet jakichś grzybów. Na domiar złego, kiedy starałam się zapamiętać gdzie idę, i co mijam, niestety nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że każde to gigantyczne drzewo, ta połamana gałąź, krzak i grzyb są identyczne! Ale szłam silna. No, w miarę silna. Kiedy tak błądziłam i użalałam się nad własnym, żałosnym losem, zmęczona i bez energii, nagle do moich uszu doleciała delikatna melodia. Stanęłam jak wryta i wytężyłam słuch. Bon Jovi „Hallelujah ”. O Jeju! Nie myśląc wiele wydarłam się jak… jak… jak coś, co okropnie głośno ryczy: -Kajtuś?! Agatka?!- I rzuciłam się pędem w stronę tej melodii, szło mi nieźle, z każdym kolejnym krokiem muzyka stawała się głośniejsza, aż usłyszałam delikatny, dziecięcy płacz… - Agatko! Kajtuś! – Nigdy w życiu nie zależało mi aż tak, jak w tamtym momencie, aby ktoś do kogo się zwracam mi odpowiedział! Na szczęście, chyba nie miałam aż tak dużo grzechów. - Zuzia?! Zuuuuuzia! – Usłyszałam głosy dzieciaków. O rany! Oczy zaszły mi łzami. Melodia była już całkowicie słyszalna, a ja po chwili, wyszłam z za drzewa i zastałam zapłakaną Agatkę wtuloną w przestraszonego Kajtusia, grającego rolę twardziela.


- O jejku! Tak się cieszę, że was znalazłam! – Jęknęłam i rzuciłam się do przytulania maluchów, Agatka, cała mokra i zasmarkana przylgnęła do mnie jak magnes. -Ja się nie przytulam…- ledwo wychrypiał mężny Kajtuś, i po chwili został zamknięty w szczelnym uścisku. - Tak bardzo się bałam, tak bardzo, poszliśmy trochę z Kajtkiem za daleko i… i baliśmy się, ze nas nikt nie znajdzie i Kajtek w końcu wpadł na pomysł by puścić tą muzykę z mp4… Jęczała Agatka… - Zaraz, Kajtek, ty to specjalnie puściłeś? – spytałam zaskoczona, przerywając dziewczynce. Chłopczyk pokiwał głową Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Myślałam, że pęknę z dumy, poważnie! Co tam, że trafiam na stukniętych facetów, przynajmniej dzieciaki niańczę fajne! Przytuliłam je jeszcze mocniej. Zachowanie Kajtka było bardziej przebiegłe, niż Sherlocka Holmesa w jego najśmielszych snach o przebiegłości! No dobra, może troszkę naciągam fakty, ale ten chłopczyk miał tylko 10 lat i był taki sprytny! - Ach, Kajtek! Zachowałeś się bardzo mądrze, gdyby nie ten Bon Jovi, i te mocne głośniki w tej mp4 nigdy bym was nie znalazła! - Ucałowałam w główkę już uspokojoną Agatkę i zarumienionego od pochwały Kajtka. W końcu wstaliśmy z trawy , otrzepaliśmy spodnie i ruszyliśmy w stronę, gdzie mniej więcej powinna się znajdować taksówka… - No dobra, a teraz zastanówmy się, jak stąd wyjść - powiedziałam idąc spokojnym krokiem z dziećmi za rączki. I to był błąd, kolejny powód dla którego powinnam sto razy się zastanowić, zanim coś powiem. Agatka spojrzała na mnie swoimi wielkimi, błękitnymi oczkami ze strachem. - Więc też nie wiesz gdzie wyjście?! To koniec, koniec! Umrzemy tu! I wyjdziemy za ropuchy albo wiewiórki! – Dziewczynka krzyczała przez łzy głośniej, niż krzyczałby naćpany szop pracz na kacu, na widok policjanta. I nawet zaczęło kropić. Świetnie. Westchnęłam. - Może twój mąż będzie zaklętą żabą i jak go pocałujesz, zamieni się w przystojnego księcia? – próbowałam ratować sytuację żartem, ale Agatka nie przestawała marudzić. - Po prostu idźmy już, a ty Agatka nie płacz, bo powiem mamusi, ok.? – Kajtek uspokajał siostrę. Znowu westchnęłam głośno i ze zdecydowaniem pociągnęłam dzieci do przodu, zdając sobie sprawę, że coś za często wzdycham i jęczę ostatnio. - Kajtuś, puść tę piosenkę, dobrze? A ty kochanie nie martw się. Doskonale wiem, skąd przyszłam – Uśmiechnęłam się do Agatki. Nie było źle, mniej więcej wiedziałam, gdzie iść. Po chwili przemierzaliśmy już las w miarę przyjemnej atmosferze słuchając „Hallelujah ”. Nie było też, aż tak ciężko, jak można by się tego spodziewać. Po niecałych 25 minutach wyszliśmy na polanę! Oh yeah, (co z tego, że cali mokrzy)! To wszystko była zasługa Kajtka, i jego rozważnego myślenia. Chłopczyk rozpoznał jedno, połamane drzewo i już


wiedzieliśmy w którą stronę skręcić. Cieszyliśmy się jak kompletni szaleńcy śmiejąc się i skacząc z radości. Wybiegliśmy razem z lasu, a Bon Jovi akompaniował naszym euforycznym piskom. -Hurrrra!!!- wydarliśmy się, i zatrzymaliśmy nagle na środku polany uświadamiając sobie pewną, zaskakującą rzecz. Chociaż „zaskakująca ” to tak, jakby powiedzieć, że wielki kanion jest „spory ”! Kiedy tak staliśmy spoceni, zmęczeni, przemoknięci do suchej nitki i do tego przerażeni, teoretycznie wszystko było na swoim miejscu, trawa, drzewa, no las, ulica (albo raczej dziurawy asfalt) … brakowało tylko jednego. - Gdzie jest taksówka?! – zapłakała przestraszona Agatka. Deszcz lał mocno. Zrobiło się chłodno i coś grzmotnęło. Kajtek pociągnął nosem, a jego siostra płakała na całego. - Alleluja. – jęknęłam.

Żaba.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.