Szedł prosto w jej stronę. Wyprostowała się i przybrała pozycję, która – jak uważała – miała go uwieść. Zmysłowo odchylone usta, wysunięty biust, wciągnięty brzuch i ramiona ułożone tak, żeby wyglądały szczuplej. Perfekcyjnie? Nie, jeszcze tylko prawa noga wysunięta do przodu i… - Kurwa – w jej głosie nie było nic namiętnego. Soczyste przekleństwo pojawiło się niespodziewanie, kiedy z mroku wyłoniła się jego twarz. Stanął w świetle latarni, więc dostrzegła niemal każdą niedoskonałość. A było ich wiele. Zbyt wiele. -Ivar? – wyszeptała w zdumieniu i dalej wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami. Nie tego się spodziewała. Potaknął i burknął nieśmiało, że pięknie wygląda, lepiej niż na zdjęciach. Wymamrotała, że dziękuje i zamilkła. Ona stała i nie chciała uwierzyć, że to on, a on wiedział, jak to się skończy. Więc milczeli - długo i męcząco. - Która godzina? – zapytała w końcu. - Trzydzieści trzy minuty po trzydziestej trzeciej – odarł spokojnie i wpatrywał się w nią beznamiętnie. Czekał na reakcję, ona kiwnęła tylko głową i mruknęła, że musi się zbierać. Nie zdziwiło go to. Nieważne co powie, one i tak uciekają. Teraz sprawdzi czy wszystko ma, zakręci torebką, odwróci się, rzuci przez ramię, że przeprasza i nigdy więcej jej nie zobaczy. Może czas rzucić to gówno? Sprawdziła czy wszystko ma, zakręciła torebką, odwróciła się, rzuciła przez ramię, że przeprasza i szybkim krokiem udała się w stronę postoju taksówek. Ivar porzucił konwenanse i całkiem głośno pomyślał, że czas rzucić to gówno. Nie był przystojnym mężczyzną. Jego postura wskazywała na wiele lat pracy fizycznej – był potężny, szeroki i surowy. Ale to mogłoby wydawać się jeszcze pociągające, sylwetka nie stanowiła w jego przypadku kompleksu. Gorzej było z twarzą. Poszarpane i źle zagojone blizny, długa broda, którą próbował ukryć ślady przeszłości, niezdrowa skóra i zupełnie czarne oczy, pod którymi rysowały się ogromne, zielonkawe wory. Dodajmy jeszcze potargane kruczoczarne włosy. Kobiety omijały go więc raczej szerokim łukiem. Przykucnął i wygrzebał starego papierosa. Tego wieczoru atmosfera w powietrzu była niepokojąca. Silny, ciepły wiatr huczał głośno, a wszędzie wirowały liście, stare papierki, piasek i inne rzeczy, które lubiły wpadać w oczy. Myślał o tym, że już zawsze będzie podsmażał mrożone gołąbki, wrzucał mrożone pierogi do wody, wykładał mrożone ryby do garnka i dusił je 12 minut, że nie usłyszy śmiechu w swoim trzypokojowym mieszkaniu, że okna będą brudne aż do wprowadzenia się kolejnego lokatora, bo nie potrafi ich myć tak, żeby nie pozostawiać smug. Że wieczorami będzie czytał te same książki, bo nie chce mu się kupować nowych, że... - Ivar? – ktoś stał nad nim i wpatrywał się uporczywie w czubek jego głowy. - Ta, Ivar – mruknął nie podnosząc wzroku. - Poznajesz mnie? Niechętnie spojrzał w górę i momentalnie zrobiło mu się słabo. Natalia. Tego jeszcze brakowało. Pomyślał o pięknych nożach, które grzecznie spoczywały w jego spodniach, zagłębiających się w jej gardełku. Tfu, o pięknych nogach, które górowały nad nim zachęcająco. - Idź stąd – wychrypiał.
- Skończyły mi się fajki, więc stwierdziłam że skoczę do kiosku. Idę sobie wesoło, rozglądam się, bo świat taki piękny i patrzę kurwa, Ivar.