18 minute read
Wyzwania Co warto wiedzieć o chorobie mikronaczyniowej?
Świadomość społeczna dotycząca chorób serca – ich objawów i zapobiegania – nadal jest w Polsce niewielka. Tymczasem odpowiedni tryb życia i regularne badania kontrolne są najlepszą metodą na unikanie poważnych problemów kardiologicznych.
Czy świadomość dotycząca chorób kardiologicznych jest w Polsce na odpowiednim poziomie?
Z jednej strony cieszy, że dzięki pandemii temat profilaktycznych badań, stanu zdrowia i zrozumienie zagrożeń chorobami stał się tematem powszechnym. Z drugiej strony choroby kardiologiczne zostały nieco zmarginalizowane. Nadal świadomość społeczna dotycząca chorób serca jest w Polsce niewystarczająca, a profilaktyka jest najskuteczniejszą metodą walki z tymi przerażającymi statystykami dotyczącymi liczby zgonów spowodowanych chorobami serca. Często mam do czynienia z pacjentami, którzy przeprowadzają pełną diagnostykę kardiologiczną – pokazują wyniki dotyczące choroby wieńcowej, niewydolności serca, zaburzeń w kierunku arytmii… Tymczasem zapominają, że najwięcej do zrobienia jest w kwestii zapobiegania. W tym kontekście nasza świadomość jest niestety nadal niska.
Jaka jest epidemiologia zawałów serca w Polsce i na świecie?
W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że rocznie w Polsce mamy 100 tys. przypadków zawału serca, choć te zaburzenia się między sobą różnią – są lepsze i gorsze rokowania. To liczba utrzymująca się od lat na zbliżonym poziomie, jedynie na przestrzeni czasu zmieniają się proporcje pomiędzy poszczególnymi podtypami. Porównując ze światem, można powiedzieć, że to liczby „zachodnioeuropejskie” – nie odbiegamy znacząco ani na plus, ani na minus od bogatszej Europy. Jeśli chodzi o zgony z przyczyn niedokrwienia serca, to polskie statystyki też są zbliżone do europejskich – szacuje się, że co trzeci zgon jest spowodowany przez choroby sercowo-naczyniowe, co sprawia, że są one liderem, jeśli chodzi o przyczynę śmierci. Rocznie w Polsce z przyczyn kardiologicznych umiera 175 tys. osób, a w Europie 3,9 mln. Natomiast porównywanie poszczególnych krajów jest dość trudne, bo występują różne metodologie badań.
Dr hab. n. med. Łukasz Kołtowski
I Katedra i Klinika Kardiologii, Warszawski Uniwersytet Medyczny
Więcej informacji na stronie:
byczdrowym.info
Jakie są charakterystyczne objawy mogące świadczyć o zbliżającym się zawale serca?
Pierwszymi przesłankami są pobolewania w klatce piersiowej – czasem początkowo tylko przy wysiłku fizycznym, ale mogą przemijająco pojawiać się też w trakcie spoczynku. Jeżeli więc czujemy rozpieranie, ucisk, tępy ból, który nie ustępuje i którego nie modyfikuje głęboki wdech lub zmiana pozycji, to jest to dla nas wyraźny sygnał alarmowy, że możemy mieć zawał serca. W takiej sytuacji należy błyskawicznie wezwać ambulans. Natomiast jeżeli ten ból jest typowy i krótkotrwały, ustępujący, ale powracający co pewien czas, to może to być oznaka, że nasze serce nie otrzymuje wystarczającej ilości krwi. Jest to sygnał, że powinniśmy jak najszybciej udać się do lekarza i wykonać serię badań diagnostycznych, w tym EKG serca.
Jakie procedury są wówczas podejmowane wobec pacjenta?
Pierwszą procedurą jest badanie profesjonalnym aparatem EKG i prawidłowa interpretacja wyników – dzięki temu można szybko wychwycić najbardziej niebezpieczną grupę podtypów zawałów serca, które cechują się nagłym i szybkim przebiegiem. Kolejną czynnością jest sprawdzenie ciśnienia tętniczego, osłuchanie, pobranie krwi i ocenienie typu dolegliwości bólowych. To pozwala na dokonanie wstępnej diagnostyki różnicowej i podjęcie decyzji o przekazaniu pacjenta do systemu ratowniczego. W zależności od stanu zagrożenia życia trafia on albo na obserwacje w warunkach szpitalnych, albo jest transportowany w trybie pilnym do pracowni kardiologii inwazyjnej. Takich pracowni mamy w Polsce ok. 150, działają w trybie non stop i są podstawą naszego systemu ratowania osób z chorobami sercowo-naczyniowymi.
Choroba mikronaczyniowa – czym jest i jakie są jej objawy?
Choroba mikronaczyniowa tętnic wieńcowych jest niebezpieczną chorobą, której istotą jest niedokrwienie serca spowodowane przez zmiany w małych (mikro) naczyniach, które doprowadzają krew do mięśnia sercowego. Nieleczone osoby z taką dysfunkcją mają zwiększone ryzyko zawału serca, udaru, a nawet zgonu. Można tego uniknąć dzięki wprowadzeniu odpowiedniego leczenia farmakologicznego. Nie zawsze jednak specjaliści mają możliwość postawienia diagnozy.
Czym jest choroba mikronaczyniowa? Jaka jest epidemiologia? Choroba mikronaczyniowa doprowadza do niedokrwienia serca. Jej przyczyną może być m.in. pogrubienie mięśniówki gładkiej, upośledzenie wazodylatacji (poszerzania się naczyń), zmniejszenie gęstości kapilar. Istnieje też wiele patologii związanych z upośledzoną funkcją komórek śródbłonka odpowiedzialnych za mechanizmy dystrybucji krwi. W efekcie może to powodować między innymi wzrost oporu naczyniowego i/lub zmniejszenie rezerwy przepływu wieńcowego, a w efekcie niedokrwienie serca, co pacjent odczuwa jako ból w klatce piersiowej, typowy dla choroby niedokrwiennej serca. Do tej pory ocenialiśmy naczynia krwionośne pacjentów z niedokrwieniem serca za pomocą koronarografii. Badanie polega na podaniu kontrastu do tętnic wieńcowych. Jest ono złotym standardem, jednak u 20-30 proc. pacjentów z niedokrwieniem nie wykazuje ono nieprawidłowości. Co to oznacza? Że do niedokrwienia może dochodzić właśnie na poziomie mikronaczyń, niewidocznych na badaniu. Jest to spory problem, ponieważ stanowią one aż 95 proc. wszystkich naczyń w organizmie.
Prof. dr hab. n. med. Stanisław Bartuś
Kierownik Oddziału Klinicznego Kardiologii oraz Interwencji Sercowo-Naczyniowych, Szpital Uniwersytecki w Krakowie
Pacjent z chorobą mikronaczyniową skarży się na typowe dolegliwości choroby wieńcowej. Jest to np. ból w klatce piersiowej przy wysiłku – czasami nawet tym najmniejszym. U niektórych pacjentów ból pojawia się w sytuacji stresowej, gdy wzrasta ciśnienie. U niektórych pacjentów niedokrwienie wywołuje obkurczanie się mikronaczyń. Do czynników ryzyka choroby mikronaczyniowej najczęściej zalicza się wiek, nadciśnienie, cukrzyca, palenie tytoniu, a zwłaszcza dyslipidemię i otyłość. Nie zawsze jednak te czynniki ryzyka muszą się z nią łączyć. Dlatego, gdy tylko pacjent odczuwa typowe dolegliwości niedokrwienia serca, a jego główne naczynia nie są zwężone, warto wykonać diagnostykę w tym kierunku.
Jak wygląda diagnostyka? Czy w Polsce jest w ogóle dostęp do nowoczesnych metod diagnostycznych? W Polsce głównym badaniem oceniającym naczynia wieńcowe jest koronarografia oraz FFR. Żadna z tych metod nie odpowiada na to, jak funkcjonuje mikrokrążenie. Dostępne jest nowe badanie oceny mikrokrążenia, które w tej chwili w Polsce jest stosowane w 12 ośrodkach. Niestety metoda ta nie jest popularna, ponieważ nie podlega refundacji, a jej użycie naraża szpital na spore koszty. Wielka szkoda, ponieważ jest to bardzo dobrze prosperujące badanie, dające pełny obraz przepływu wieńcowego.
Jaka jest rola postawienia poprawnej diagnozy przy chorobie mikronaczyniowej? Rola szybko postawionej diagnozy jest kluczowa. Dzięki niej uniknęlibyśmy niekorzystnych zdarzeń sercowo-naczyniowych. Pacjenci ci nie rezygnowaliby z pracy, nie obciążaliby przy tym systemu poprzez pobieranie renty, cieszyliby się zdrowiem i aktywnością zawodową. Warto podkreślić, że bardzo często choroba mikronaczyniowa dotyczy ludzi w wieku produkcyjnym, 40-50-latków, którzy są zazwyczaj u szczytu kariery zawodowej.
Co się dzieje z pacjentem bez trafnie postawionej diagnozy? Jakie jest ryzyko i gdzie jest zlokalizowane? Niezdiagnozowana choroba mikronaczyniowa jest niezwykle niebezpieczna. Udowodniono, że rokowanie takich pacjentów jest dużo gorsze. Dochodzi u nich do upośledzenia wydolności mięśnia serca, przez co pacjenci nie mogą normalnie pracować ani funkcjonować w społeczeństwie. Nieleczone osoby z taką dysfunkcją mają zwiększone ryzyko zawału serca, udaru oraz zgonu, czego moglibyśmy uniknąć. Dlatego też tak ważne jest poszerzanie świadomości na ten temat i dostęp do nowoczesnej diagnostyki.
PNŻ – nie bagatelizujmy objawów i leczmy
Prof. dr hab. n. med. Zbigniew Krasiński
Prorektor ds. Klinicznych i Współpracy z Regionem, Uniwersytet Medyczny w Poznaniu, Prezes Polskiego Towarzystwa Flebologicznego
Więcej informacji na stronie:
byczdrowym.info
Czym jest przewlekła niewydolność żylna i jakie są jej objawy? Czy symptomy choroby zawsze widoczne są gołym okiem? Przewlekła niewydolność żylna z definicji jest to utrwalone zaburzenie odpływu krwi żylnej z kończyn dolnych. Co to oznacza w praktyce? Dla przykładu: w obecnej sytuacji epidemiologicznej wielu z nas ma ograniczone możliwości przemieszczania się lub musi pozostać w domu, a część tej grupy, pracując zdalnie godzinami, nie podnosi się z krzesła. Prawdopodobnie większość będzie po kilku-kilkunastu godzinach miała objawy w postaci ciężkości nóg, obrzęków, objawów tzw. niespokojnych nóg lub w nocy kurczów. Jeśli jest to tylko spowodowane brakiem ruchu i słabym używaniem pompy mięśniowej, o której jeszcze kilka słów za chwilę, to objawy te ustąpią, kiedy tylko zaczniemy się ruszać i aktywność fizyczna będzie na naszym normalnym poziomie. Jeśli te objawy nie będą ustępowały – mimo aktywności – to właśnie ta grupa ma przewlekłą niewydolność żylną. Dlaczego wspomniałem o pompie mięśniowej goleni lub tzw. sercu obwodowym? Otóż dlatego, że odpływ krwi, a w cudzysłowie: jej wypompowanie z kończyn, jest uwarunkowany przede wszystkim aktywnością skurczową mięśni goleni. Przewlekłe zaburzenia żylne obejmują szerokie spektrum chorób żył — od teleangiektazji (pajączków) i żył siatkowych, obrzęków i żylaków kończyn dolnych, do bardzo poważnych i zaawansowanych form zaburzeń żylnych, w tym przebarwień, zmian skórnych i owrzodzeń. Przewlekłe zaburzenia żylne objawiające się w sposób charakterystyczny dla nieprawidłowej funkcji żylnej są określane jako przewlekła niewydolność żylna (CVI, chronic venous insufficiency). Cechą różnicującą CVD i CVI jest to, że CVI oznacza bardziej zaawansowane postaci CVD. W związku z powyższym CVI obejmuje objawy, takie jak przebarwienia skóry, egzema, lipodermatosclerosis, atrophie blanche oraz owrzodzenia żylne (czynne lub wygojone). Objawy związane z CVI są bardzo rozpowszechnione i mają duży wpływ, zarówno na indywidualny stan zdrowia pacjenta, jakość życia, jak i na system opieki zdrowotnej, zwłaszcza w aspekcie dużych kosztów. Szacuje się, że żylaki kończyn dolnych (ŻKD) występują u 5-30 proc. dorosłej populacji w państwach zachodnich, chociaż w różnych doniesieniach odsetek ten sięga od 1 proc. aż do 70 proc. Występowanie ŻKD jest częstsze w krajach uprzemysłowionych. Spora część chorych nie ma objawów widocznych gołym okiem, a skarży się na kurcze nocne, bóle łydek pod koniec dnia, tzw. objaw niespokojnych nóg.
Co predestynuje nas do rozwinięcia choroby i ilu osób w Polsce ten temat dotyczy? Już od czasów Hipokratesa częstsze występowanie ŻKD wiązano z płcią żeńską. Znanych jest wiele czynników predysponujących do wystąpienia przewlekłej niewydolności, a należą do nich: obciążenia genetyczne/rodzinne, wiek, alkoholizm, stojąca lub siedząca statyczna pozycja pracy, przebyte porody, płeć żeńska, środki antykoncepcyjne, zaburzenia hormonalne, ciąża. Można też wyróżnić czynniki wywołujące lub nasilające: • czynniki działające stopniowo (progresywnie), np. starzenie się, • czynniki działające w krótkim okresie, np. ciąża, • czynniki działające skrycie, np. przebyta zakrzepica żył głębokich, menopauza.
Inne behawioralne czynniki, takie jak palenie tytoniu, aktywność fizyczna, dieta uboga w błonnik, również mogą mieć znaczenie. W Polsce badania przeprowadzone przez prof. Jawienia, które określały częstość PNŻ u chorych zgłaszających się do lekarza, wykazały, że problem dotyczy około 40 proc. kobiet i 30 proc. mężczyzn.
Jak kształtuje się aktualnie czas oczekiwania na zabieg refundowany? Ile dni pacjent zostaje w szpitalu? Jak długi jest czas rekonwalescencji? Wskazaniem do zabiegu są żylaki kończyn dolnych lub owrzodzenie związane z niewydolnością żylną. Obecnie wg NFZ na takie leczenie czeka się do 3 lat. NFZ nie refunduje technik małoinwazyjnych, które pozwalają na leczenie żylaków w ciągu kilku godzin w tzw. znieczuleniu tumescencyjnym. Zabiegi w warunkach ambulatoryjnych to bezpieczniejsza formuła dla pacjenta – mam tu na myśli fakt związany z czasem zabiegu i rekonwalescencji po nim, ponieważ pacjenci są w stanie szybciej udać się po zabiegu do domu. Procedury małoinwazyjne niewymagające znieczulenia w obrębie szpitala zapewniają szybszy powrót do normalnej aktywności, co wiąże się również z mniejszym ryzykiem innych powikłań, takich jak np. zakrzepica żył głębokich.
Leczenie przewlekłej niewydolności żylnej może być małoinwazyjne
Wraz z rozwojem technologii i medycyny mamy obecnie możliwość leczenia żylaków metodami minimalnie inwazyjnymi – szybkimi, niewymuszającymi przerwy w codziennych planach i aktywnościach. To niezwykle ważne z perspektywy pacjenta, który po diagnozie powinien jak najszybciej podjąć decyzję związaną z wyborem metody terapeutycznej i poddać się zabiegowi.
Dr Tomasz Orawczyk
Chirurg naczyniowy Słysząc diagnozę PNŻ/żylaki, od czego powinniśmy zacząć? Jakie są dostępne metody terapeutyczne w tym zakresie?
Oczywistym jest fakt, że przewlekłą niewydolność żylną należy leczyć, dobierając ze specjalistą właściwą metodę, adekwatną do stopnia zaawansowania schorzenia. Metody terapeutyczne w tym zakresie można podzielić na zachowawcze (stosowanie leków, kompresji) oraz operacyjne, obejmujące techniki inwazyjne i małoinwazyjne. Mając do czynienia z zaawansowanymi postaciami przewlekłej niewydolności żylnej, do niedawna jedyną opcją leczenia była interwencja chirurgiczna, która polegała na wykonaniu strippingu, czyli usunięciu głównych żył powierzchownych. Zabieg ten zazwyczaj uzupełniano przeprowadzeniem miniflebektomii, czyli usunięciem towarzyszących głównym pniom poszerzonych splotów żylnych poprzez wykonanie drobnych nacięć. Powyższy sposób leczenia żylaków jest jeszcze stosowany w wielu ośrodkach, jakkolwiek aktualny postęp medycyny sprawił, że dziś możemy pacjentom zaoferować również metody małoinwazyjne, bez nacięć, wyrywań czy głębszej ingerencji chirurgicznej. W tej grupie terapii możemy skorzystać między innymi z metod termicznych – laserowych, wykorzystujących do zamykania niewydolnych żył wysoką temperaturę (powyżej 100 stopni C), co może generować pojawienie się pewnych powikłań. Alternatywą dla zabiegów termicznych są metody nietermiczne, do których zaliczamy zabiegi z zastosowaniem klejów medycznych oraz metody farmakomechaniczne. Jaka grupa pacjentów może skorzystać z leczenia małoinwazyjnego w postaci kleju medycznego – czy są jakieś określone wskazania?
Leczenie małoinwazyjne z zastosowaniem klejów medycznych to metoda, która efektywnie eliminuje chore, niewydolne żyły w praktycznie każdym przypadku. Nie można jej stosować jedynie u pacjentów, u których stwierdzono uczulenie na składnik kleju, a także u pacjentów, którzy mają wyjątkowo poskręcany układ żył, ponieważ uniemożliwia to wprowadzenie systemu do podawania kleju. W takim przypadku należy skorzystać albo z zabiegu chirurgicznego, albo ze skleroterapii lub echoskleroterapii.
Jak powinniśmy przygotować się do zabiegu, jak wygląda jego przebieg i jakie są zalecenia dotyczące rekonwalescencji?
Do metody najmniej inwazyjnej, którą jest klejenie żył, nie potrzebujemy żadnego specjalistycznego przygotowania – zabieg nie wymaga dodatkowych badań, pod warunkiem, że pacjent nie jest obciążony innymi schorzeniami, głównie układu sercowo-naczyniowego, nie stosuje przewlekle leków przeciwkrzepliwych. Kwalifikacja do zabiegu odbywa się w trakcie konsultacji angiochirurgicznej, obejmującej dokładne badanie kliniczne, pełne badanie dopplerowskie układu żylnego oraz szczegółowe omówienie preferowanej metody leczenia. Zabieg klejenia polega na wykonaniu jednego niewielkiego nakłucia, przez które do niewydolnej żyły wprowadza się system, przy pomocy którego do jej wnętrza podawany jest klej. Pod jego wpływem chora żyła traci swoją drożność, eliminuje się tzw. nadciśnienie żylne, a żylaki – po utracie dopływu krwi – zmniejszają swój rozmiar lub zanikają. Sam zabieg jest bardzo prosty i zupełnie nieuciążliwy – zazwyczaj ani w trakcie, ani po zabiegu pacjent nie odczuwa większego bólu czy dyskomfortu. Pozwala to na powrót do domu tego samego dnia, normalne funkcjonowanie, co więcej – możliwy jest również natychmiastowy powrót do pracy. Istotnym jest również to, że stosując tę metodę, nie musimy stosować tzw. pończoch uciskowych, stanowiących pewien dyskomfort w trakcie ich noszenia. Ponadto nie występują rygorystyczne ograniczenia dotyczące ruchu, diety czy pozycji, w jakiej należy utrzymywać operowaną kończynę.
Jakich efektów estetycznych i zdrowotnych możemy spodziewać się po zabiegu i czy są one trwałe?
Nie należy oczekiwać, że żylaki – które tworzą się kilka lub nawet kilkanaście lat – po zabiegu znikną w ciągu godziny. Efektów należy spodziewać się w ciągu 6-8 tygodni, gdy zaklejona żyła zaniknie całkowicie. Bywają jednak przypadki, gdy niewydolne żyły są zasilane krwią przez więcej niż jedno źródło – wówczas zabieg zaklejenia jednej tylko żyły może okazać się niewystarczający. W takim wypadku, podczas wizyty kontrolnej, może zapaść decyzja o konieczności wykonania dodatkowych procedur, przy pomocy których zostaną zlikwidowane poszerzone sploty żylne. W przypadku, gdy poszerzone sploty żylne zasilane są przez jedną, niewydolną żyłę, jej zaklejenie powoduje, że oczekiwany efekt, dotyczący zniknięcia żylaków, przychodzi zaledwie po kilku dniach.
Profilaktyka chorób cywilizacyjnych
Natalia i Remigiusz Gosik
Trenerzy personalni, autorzy portalu www.gymtelligent.pl
Choroby cywilizacyjne dotykają wielu z nas, zarówno osoby młode, jak i starsze. Niewątpliwie przyczyniła się do tego panująca pandemia, która zmusiła wiele osób do przejścia na nauczanie zdalne/pracę zdalną. Jak dbać o swoje zdrowie w tej trudnej sytuacji?
Jak wiadomo, znaczna część społeczeństwa już teraz przejawia objawy chorób cywilizacyjnych – otyłość, cukrzyca, problemy sercowe, nieprawidłowa postawa ciała. Niestety pandemia mogła pogłębić ten stan rzeczy. Czy w swojej pracy widzicie już jej konsekwencje? Zdecydowanie tak. Nawet sami podopieczni, którzy zgłaszają się do nas, zauważają zmiany nie tylko jeśli chodzi o sylwetkę, ale także w zakresie kondycji, wydolności, ogólnej fizycznej sprawności. Dużo osób zauważa pogorszenie swojego samopoczucia, które spowodowane jest m.in. pracą zdalną, mniejszą ilością ruchu, jedzeniem w biegu, najczęściej fast foodów, zamawianiem posiłków na wynos. Bardzo mocno przyczyniło się do tego zamknięcie siłowni i innych miejsc rekreacji ruchowej, z których dużo osób, szczególnie w okresie jesienno-zimowym, korzystało – ze względu na gorszą aurę pogodową. Wiele czynników niestety zadziałało tutaj mocno na niekorzyść i jeszcze bardziej pogłębiło problemy Polaków ze zdrowiem.
Jakie najczęściej popełniamy błędy żywieniowe i ruchowe jako społeczeństwo? Jeśli chodzi o błędy żywieniowe, jako Polacy popełniamy ich sporo, a jest to związane z naszą tradycyjną kuchnią,
FOT.: AGATA KOZAK
FOT.: KATARZYNA BIELAK
dies_natalis
remo_motywuje
która nie należy do tych najbardziej zdrowych. W diecie Polaków jest zdecydowanie za dużo soli, cukru, tłuszczów nasyconych, za mało warzyw i owoców, białka oraz zdrowych tłuszczów. Duża część społeczeństwa daje się złapać w pułapkę, jedząc wysokosmakowite produkty, zawierające dużo tłuszczów nasyconych oraz cukrów prostych, np. słodycze, które są wysoko kaloryczne, a mało objętościowe, dlatego często wydawać się może, że zjadło się niewiele, a okazuje się, że jest zupełnie odwrotnie. Choć i tak wydaje mi się, że jest coraz lepiej i z roku na rok jako społeczeństwo jesteśmy bardziej świadomi tego, co powinniśmy jeść, a co nam szkodzi. Najczęstszym błędem ruchowym społeczeństwa jest zbyt mała jego ilość lub całkowity brak aktywności. Pandemia jeszcze bardziej spotęgowała ten problem, bo wiele osób zaczęło pracę zdalną, co wiązało się z tym, że nie musieli wykonywać tak naprawdę żadnej aktywności. Wystarczyło, że wstali z łóżka i już byli w pracy. Dużo ludzi nie widzi tego powiązania między aktywnością na co dzień a większą masą ciała, a to są kwestie bardzo mocno od siebie zależne.
Jakie macie wskazówki dla osób, które teraz mniej się ruszają przez pracę zdalną? Warto zacząć od tego, czym jest NEAT (Non Exercise Activity Thermogenesis), czyli aktywność fizyczna, którą wykonujemy w ciągu dnia, która nie jest bezpośrednio związana z treningiem. To właśnie ona pozwala nam „przepalić” w ciągu dnia najwięcej kilokalorii, a co za tym idzie – ułatwia nam kontrolowanie wagi i korzystnie wpływa na nasze zdrowie. Na tę poza treningową aktywność składają się wszystkie czynności, które wykonujemy każdego dnia, np. chodzenie po domu, sprzątanie, wiercenie się, gestykulacja, zabawa z dzieckiem/zwierzakami, dojście do samochodu ze sklepu itp. Dla osób, które pracują zdalnie, zwracanie uwagi na takie – wydawać by się mogło – detale będzie kluczowe, bo to właśnie takie małe czynności wykonywane konsekwentnie każdego dnia dają efekt kuli śnieżnej. Dla takich osób superrozwiązaniem będzie wdrożenie nawyku chodzenia nawet po pokoju w trakcie rozmowy telefonicznej, robienie przerwy co godzinę, by zrobić parę kroków nawet po mieszkaniu, można rozważyć również zakup rowerka stacjonarnego, z uchwytem na laptop czy tablet. Dobrym nawykiem jest również parkowanie samochodu na końcu parkingu, by zrobić tych kilka kroków więcej do wejścia, albo – jeśli to możliwe – pójście na zakupy na piechotę. Kolejnym dobrym pomysłem jest inwestycja w krokomierz, czy to w zegarku, czy nawet w telefonie, i kontrolowanie wykonywanej dziennej liczby kroków, która ma bezpośrednie przełożenie na nasze zdrowie.
Jak zadbać o najmłodszych? To od nas – dorosłych – zależy ich zdrowie w przyszłości oraz podatność na zachorowanie na choroby cywilizacyjne. Jak wyrobić w młodych zdrowe nawyki? Duża odpowiedzialność drzemie w nas, dorosłych, ponieważ to na nas najmłodsi się wzorują. Powinniśmy swoim zachowaniem, nawykami, codziennymi wyborami żywieniowymi dawać dobry przykład, bo „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. Pokazujmy, że dieta nie musi być nudna, niesmaczna, że można jeść produkty, które lubimy, nawet od czasu do czasu słodycze, że aktywność to nie kara, że może być fajną zabawą, superpomysłem na wspólnie spędzony czas. Pokażmy, że na wszystko jest miejsce w naszej diecie i aktywności, a najważniejsze to odpowiednie proporcje pomiędzy aktywnością i odpoczynkiem, zdrową dietą a bardziej przetworzonymi produktami.
FOT.: KATARZYNA EWA ŻAK
Od czasu diagnozy na pierwszym miejscu
stawiam swoje zdrowie!
MAT-PL-2103166-1.0-12/2021
SM to choroba często diagnozowana w młodym wieku – czasie, kiedy planujemy swoją przyszłość i pełni energii staramy się te plany konsekwentnie realizować. O tym, że obecnie choroba nie jest już traktowana – jak jeszcze kilka lat temu – jako wyrok, a raczej jak przeszkoda na drodze, z którą należy się zmierzyć, opowiada nam Karolina Ciężart. Młoda, aktywna, pełna pozytywnego podejścia do życia kobieta, która będąc kilka lat po diagnozie SM, oswoiła chorobę i odpowiedzialnie realizuje się na wielu polach.
Karolino – jesteś niezwykle energetyczną kobietą, która zawsze miała mnóstwo pomysłów na siebie i na życie. Kilka lat temu, w wieku 27 lat, usłyszałaś diagnozę – SM. Jak wyglądała Twoja ścieżka w chorobie i jak diagnoza wpłynęła na Twoje budowanie planów na przyszłość? Nie ma dobrego momentu, aby usłyszeć, że cierpi się na przewlekłą chorobę, o której większość z nas ma jedno (mylne) wyobrażenie – wózek, niesprawność, duży problem. Byłam młoda, mój świat początkowo runął, ale bardzo szybko podniosłam się i przekułam frustrację w konstruktywne działanie. Wiedziałam, że jestem zdana na siebie. Od lekarza dostałam jedynie diagnozę – żadnych wskazówek odnośnie do leczenia czy życia z chorobą. Zaczęłam działać na własną rękę. Czytałam, dzwoniłam, szukałam miejsc, osób, które mogą mnie poprowadzić, nauczyć, jak żyć z SM. Po kilku dniach byłam już w kwalifikacji do programu lekowego, dostałam też wsparcie psychologiczne i wiele cennych wskazówek od Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego. Gdy rozpoczęłam leczenie, poczułam, że w końcu mogę „złapać oddech” i dać sobie czas na wdrożenie się w nową rzeczywistość i zaplanowanie nowego rozdziału, jakim było życie ze stwardnieniem rozsianym.
Czy udaje Ci się z chorobą funkcjonować na wszystkich tych polach, na których chciałaś się realizować? Wiele rzeczy musiałam w życiu przemodelować. Zmieniły się moje priorytety, styl życia, praca. Od czasu diagnozy na pierwszym miejscu stawiam swoje zdrowie. Od lat uprawiam sport, czuję, że dzięki regularnym treningom mój organizm nie poddaje się chorobie.
Karolina Ciężart
Od kilku lat aktywnie żyje z SM
POMÓŻ MI W WALCE Z CHOROBĄ
Klikając w link i przekazując 1% podatku lub darowiznę Fundacji AVALON, wspieracie mnie Państwo w codziennych zmaganiach:
Pole dance, jazda konna, fizjoterapia, rozciąganie w domu – ćwiczę codziennie, do tego dochodzi zrównoważona dieta, leki – to mój sposób na zdrowie. Nie udaje mi się realizować na wszystkich płaszczyznach tak, jakbym tego pragnęła. Zawsze chciałabym robić więcej, lepiej, ale znam i szanuję swoje ograniczenia, nauczyłam się z nimi funkcjonować, nauczyłam się odpuszczać i odpoczywać.
Diagnoza w młodym wieku na pewno rodzi wiele pytań i wątpliwości – czy będę w stanie zrealizować się na wcześniej zakładanych polach. Jak podeszłaś do jednej z najważniejszych decyzji w swoim życiu – ciąży? Jak przygotowałaś się do całego procesu? Przede wszystkim ciąża była zaplanowaną decyzją. Wraz z moją neurolog oraz kardiolog (mam też wadę serca) ustaliłyśmy plan zawieszenia leczenia oraz przygotowania do zajścia w ciążę. Przez ten czas robiłam wiele badań, pilnowałam zdrowej diety, brałam niezbędne dla mnie mikroelementy oraz witaminy i dużo ćwiczyłam. Kiedy „dostałam” zielone światło, bardzo szybko udało się zrealizować plan.
Jak przebiegała Twoja ciąża i jak postrzegasz w tym procesie rolę szczerej relacji i rozmowy z lekarzem? Ciąża, mimo że nazywana była patologiczną (tylko ze względu na moje choroby), przebiegała doskonale. Doktor była dla mnie wsparciem, wiedziała, że wszystko pójdzie dobrze, a ja jej wierzyłam. Od różnych lekarzy słyszałam także, że ciąża to dla większości pacjentek okres remisji choroby – tak było również w moim przypadku. Zupełnie nie czułam towarzyszących mi na co dzień objawów, takich jak: męczliwość, brak siły czy ból nóg. Czytałam również o tym, jak wiele badań klinicznych wykazało, że w czasie trwania ciąży częstość występowania rzutów choroby maleje. W okresie połogu natomiast ryzyko postępu choroby czy rzutu wzrasta i to był dla mnie duży stres. Jak wiadomo, SM nie toleruje przemęczenia, nie można doprowadzać swojego organizmu do granicy wyczerpania. Wiadomo również, że przy małym dziecku ciężko o regenerację czy spokojny sen, dlatego bardzo ważne jest wsparcie bliskich w okresie poporodowym.
Jakiego wsparcia udzieliłabyś kobietom, które usłyszały diagnozę SM i wahają się/obawiają się o przebieg ciąży i siebie w roli mamy, mimo że zawsze było to częścią ich życiowych planów? Ważne jest, by porozmawiać z lekarzem prowadzącym, partnerem i jeśli nie ma wyraźnych przeciwskazań, to nie odkładałabym tego tematu na później. Uważam, że podstawą odpowiedzialnego macierzyństwa w przypadku chorób przewlekłych jest ich leczenie. Może brzmi trywialnie, jednak od lat obracam się w towarzystwie osób borykających się z SM i wiem, że wciąż sporo chorych odkłada podjęcie leczenia, ponieważ tu i teraz czują się i funkcjonują dobrze. Terapia podjęta w młodym wieku daje naprawdę duże możliwości normalnego funkcjonowania przez lata, a myślę, że każdy przyszły rodzić chce aktywnie uczestniczyć w życiu swoich dzieci. Aby tak się stało, nie możemy odkładać tego na później.
Czy po kilku latach od diagnozy udało Ci się oswoić chorobę? Zdecydowanie tak. Przede wszystkim przestałam się jej bać, stresować się, że w końcu znienacka odbierze mi sprawność, niezależność, poczucie godności. Oswoiłam chorobę, ale nie poddałam się jej. Każdego dnia ciężko pracuję, aby pozostać w formie na długie lata.