* NASZE PIERWSZE, ALE NA PEWNO
Relacja nr 01/2019/Turystyczne wojaże Szubi & Bożenka / MotoTurysta 168 13-22.09.2019
NIE OSTATNIE BAŁKAŃSKIE KILOMETRY *
Portal Miłośników Turystyki Motocyklowej Moto-Turysta.pl
Planowanie
tegorocznych
motocyklowych
wakacji
to
Plan zakładał dzień jazdy, dzień plaży
naprawdę
był
moment,
hasło
Chorwacja
i
już.
i tak na okrągło. Założenia prawie wykonaliśmy,
bo plany zawsze się modyfikują w trakcie realizacji. Cel wybrzeże Adriatyku, a raczej jego mała cząstka- Polska, Czechy, Austria, Słowenia, Chorwacja. To nasze motocyklowe wakacje i po raz pierwszy wylądowaliśmy na Bałkanach. Nie sposób nie wspomnieć inspiratora naszych chorwackich kilometrów mojego przyjaciela Dominika, który przekazał nam wiele cennych uwag, porad i tras na zwiedzanie, jest po prostu motocyklowym Bałkanofilem. 890 km dojazdówki pokonaliśmy od „strzała”, zaliczając po drodze 3 przerwy na kawę z polowego zestawu, dwa tankowania. Ostatnie 20 km prawdziwego testu motocyklisty pozwoliły nam po 11 godzinach założyć bazę w miasteczku SENJ nad samym morzem. Wracając do testu motocyklisty, to taki 20 kilometrowy zjazd drogą nr 23 „SENEJSKA DRAGA” z wysokości 698 metrów do poziomu morza, takie tam prawo-lewo, prawo-lewo, 70 metrów prosto i znów to samo. W tle widoki połyskującej tafli morza, wokół zielone zbocza gór, a wszystko to doświetlone czerwonym zachodzącym słońcem. Pierwsze wrażenia pobudzają naszą wyobraźnię. Gospodarz mówi po polsku, więc bezproblemowo załatwiamy formalności i motocykl parkujemy w jego garażu. Na dziś pozostało nam już tylko podziwianie zachodu słońca w temperaturze 22 stopni i schłodzenie naszych zakurzonych gardeł chorwackimi napojami podawanymi w dzbankach.
1A
1B
Baza wypadowa: SENJ - miasto riwiery Rijeka i Crikvenica. Prastare miasteczko żeglarskie Senj rozpościera się praktycznie na ostatnim występie zatoki Kvarner. To bardzo popularny kurort wakacyjny, ale teraz w powakacyjnej porze to cudowne urokliwe miasteczko z małym portem stało się ciche i spokojne. Położone na zalesionym zboczu góry Velebit z główną ulicą prowadzącą nad samym brzegiem morza. W ścisłym centrum znajduje się żwirowa plaża zatoki Spasovac, do której prowadzą wąskie kamienne uliczki zabudowane starymi kamienicami z kolorowymi oknami. Reszta miasta położona jest na bardzo stromym i skalistym
wybrzeżu. Na rogatkach miasta na stromym klifie zbudowano zejście z kamiennych 215-u schodów prowadzących na małą plażę o nazwie „Voda”. Na końcu poręczy schodów zostawiłem ślady MotoTurysty. Miasteczko ma też trochę zabytków: twierdzę Nehaj, która jest symbolem miasta, gotycki ratusz, pałac Carina będącym probostwem, w którym znajdują się biskupie archiwa i muzeum miejskie. Pełno małych nadmorskich knajpek, które nadają temu miejscu specyficzny klimat, a ten wciąga nas w zwiedzanie wszystkich zakamarków. W bardzo wietrznym dniu zwiedziliśmy twierdzę Nehaj. Wiatr wiejący od gór nazywają Bora- oj wiało. Sama twierdza znakomicie zachowana góruje nad miastem. Wzniesiona na wzgórzu w miejscu dawnego kościółka pod wezwaniem patrona Senja- św. Jerzego (pozostałości świątyni i starej twierdzy są widoczne w obecnych fundamentach). Twierdza była ważnym obiektem strategicznym obrony przed Turkami. W środku dużo eksponatów muzealnych lecz największa atrakcja to spacer po samym szczycie i basztach. Wietrzne widoki są wspaniałe jak i całe miasteczko.
2A
2B
Wyspa KRK (największa wyspa Chorwacji, powierzchnia: 405,8 km 2, liczba ludności: ok 18 tyś.) Ruszamy wcześnie, aby spokojnie objechać wyspę wokół, poświęcamy na to cały dzień. Krajową drogą nr „8” przez miejscowości Novi Vinodolski, Selce, Crikvenica docieramy do mostu prowadzącego na wyspę Krk. Wyspa stanowi kolebkę chorwackiej kultury. Zacznijmy od przeprawy Krckim mostem- to żelbetowy, drogowy most łukowy łączący wyspę ze stałym lądem o długości 1430 metrów. Dzięki niemu dojazd na wyspę choć płatny jest wygodny i szybki. Bramki, opłata, zielone światło, szlaban w górę, a później już tylko widoki podnoszące poziom adrenaliny. Po prawej widać wielką rafinerię i miasto Rijeka, a po lewej Vinodolski kanał.
Jesteśmy na wyspie Krk, pierwsza w prawo i zaczynamy zwiedzanie nadmorskich miasteczek takich jak Njlvice, Malinska, oraz Porat z małymi portami pełnymi żaglówek i jachtów. Docieramy do Valbiska z przeprawą promową na wyspę Cres.
3A
Miasto Krk jest stolicą wyspy Krk, największej wsypy w Chorwacji. Tutaj w portach stoją pełnomorskie jachty, a zielone uliczki prowadzące nabrzeżami pięknie komponują się z całością. Jedziemy bardzo leniwie patrząc na otaczającą nas rzeczywistość. Stara Baśka zwana chorwacką oazą spokoju, powoduje redukcję szybkości do skuterowej, bo oczy szybciej nie patrzą, a mimo to i tak co chwila jakiś postój. Malutkie miasteczko z dwoma pięknymi plażami do którego staczamy się z 234 metrowego wzgórza. Widok brak słów, trzeba się napatrzeć i utrwalić na czym się da. Wąską drogą docierają tutaj jedynie motocykle i małe auta osobowe, fantastycznie. Lazurowe wody morza potęgują wrażenia, maszyna stop, kawa na tarasie knajpki, a delikatny szum fal powoduje niechęć do wsiadania na motocykl. Jedziemy jednak dalej, bo to dopiero połowa tripa. Temperatura 28oC zmusiła
nas do lekceważenia motocyklowego BHP, inaczej się nie da. Docieramy do Baśki- porty jachtowe, droga przy samym nabrzeżu, wszystko w podobnym stylu z ciszą i spokojem jak w Krk. Na szczycie jednego z pagórków górujących nad miastem zauważyłem wieżę kościelną, jak jest kościół to musi być i droga. Warto było kręcić się po drodze na szczęście asfaltowej, aby dotrzeć na szczyt. Z palcu kościelnego widok na port, zatoczkę, małe porozrzucane wyspy po drugiej stronie, chwilę zadumy powoduje przykościelny cmentarz. Trzeba jechać dalej. Ostatni przystanek Vrbnik- wąziutkie kamienne uliczki, klasyka gatunku niby to Wenecja, niby to troszkę Grecji- taki śródziemnomorski klimat w niedzielne spokojne popołudnie. Cisza została przerwana odpaleniem motocykla, bo czas wracać do bazy. Niedzielne późne popołudnie powoduje mega korek by wjechać na Krcki most. Szanują tu jednak motocyklistów i auta usuwają się robiąc miejsce. Lewa w górę i jesteśmy na krajowej „8”, a ruch tutaj umiarkowany, aż niepodobny jak na „Magistralę Adriatycką”.
3B
> Kliknij tutaj i obejrzyj galerię zdjęć dotyczącą cz. 1, 2 i 3 czytanej relacji <
3C
Wyspa PAG (powierzchnia: 305 km 2, długość maksymalna: 60 km, liczba ludności: ok 8 tyś.) Skały, roślinność, urokliwe miasteczka i widoki, to daje nam wyspa PAG. Pomimo, że jest ona piątą co do wielkości wyspą Chorwacji, to ma najdłuższą linię brzegową. Planu na wyspę Pag nie było w ogóle, a opiszę jak powstał. Jestem tradycjonalistą i nie końca elektronika przekonała mnie całkowicie do siebie. Pierwszym zakupem w Chorwacji była papierowa mapa tego kraju, która pokazała jego wielkość, nie to co tam gogle maps w telefonie. Patrząc na mapę okazało się, że wyspa Pag jest na wyciągnięcie ręki od naszej bazy. Zapada decyzja- jutro jedziemy. Są dwie możliwości dotarcia, lądem przez most Pagski lub promem, a że wycieczka musi być atrakcyjna wybieramy obie drogi.
Zaczynamy od promu w miejscowości Prizna do Żygljen na wyspie Pag lecz nie tak szybko, bo do przeprawy mamy 50 km wspaniałej DK nr „8” biegnącej brzegiem Adriatyku.
4A
Dokumentacją zdjęciową zajmuje się Bożenka i szybka droga bez jakichkolwiek barierek wcale jej nie przestraszyła. Tylko kamienne bloki ustawione nad stromymi urwiskami wprawią jej serce w lekkie palpitacje. Droga tak pozakręcana, że niektórzy podobno błagają o kawałek prostej. Przymusowy postój na promowym nabrzeżu pozwala na obcowanie z plażą i krystalicznie czystą wodą. Jest prom, ładujemy się i po 13 minutach wyjazd, kilka fotek na nabrzeżu i … Czarna asfaltowa wstążka wije się w górę na szczyt żółtego skalnego zbocza- widok iście kosmiczny. Na szczycie białej skały zatrzymuję się na poboczu, za plecami wielkie zielone szczyty górskie przedzielone wodą Velebitskiego kanału, a przed nami wody Adriatyku i droga prowadząca przez całą długość wyspy. Naprzód przygodo, na prawo kierunek miejscowość Lun.
Wąska asfaltowa droga pomiędzy polami, zamiast miedzy ogrodzenia z kamieni tak na metr wysokości, pola przypominają wielkie prostokąty. Karłowata roślinność, kępki traw, a wśród nich pasące się owce. W miarę zbliżania się do Lun zaczynają się wszechobecne wiekowe już oliwne gaje, resztę drzewostanu uzupełniają małe sosny, a w samym miasteczku rośnie jeszcze trochę palm. Cumujemy w malutkim porcie, dalej nad plażami asfaltowa droga prowadzi do samego końca lub początku wyspy- jak kto woli. Kilka chwil oddechu, ciepła woda powoduje chłodzenie ciał, a reszta motocyklowego wyposażenia zażywa kąpieli słonecznych. Naprzeciw malutkie zielone wysepki, a za nimi już majestatyczne brzegi wyspy Cres. W tył zwrot i wracamy powolutku przez wąskie uliczki miasteczka na główną drogę wyspy. Następna miejscowość to już prawdziwy kurort. Piaszczysta plaża miasta Novalja, jego zabudowania, drogi i bujna zieleń rzeczywiście nadają temu miastu szczególny status.
4B
Mały postój w okazałym porcie miasta Novalja, parkujemy oczywiście na miejscu wydzielonym dla motocykli. Później obchód, coś na ząb i dalej do głównej drogi. Jazda przez następne wioseczki i widoczne krajobrazy powodują, że ręka nie chce dodawać gazu. Docieramy na przełęcz nad miastem Pag. Taras widokowy umiejscowiony w genialnym miejscu, więc robimy zdjęcia z portalową flagą, bo MotoTurysta musi tu zaistnieć. Pomalutku staczamy się wokół gór do miasta położonego na obu stronach zatoki wewnątrz wyspy. Miasto ma bogatą kulturę i słynie z haftowanych koronek, wina domowej roboty i słonych serów. Zabytkowe stare miasto, wąskie uliczki z białego błyszczącego kamienia oraz słynny most solny, którym transportowano produkowaną sól. Sól zresztą produkuje się do dziś pozyskując ją z wody morskiej. Czas zwiedzania minął, jedziemy dalej na główną drogę jeszcze tylko jeden most Pagski i stały ląd. Most rozpoznawalny po tym, że w miejscu tym wieją najsilniejsze w Chorwacji wiatry Bora,
które osiągają nawet 300 km/h. Ma 301 metrów długości, 9 szerokości i 28 metrów wysokości. Przed samym wjazdem na most skręcamy w prawo do ciekawych ruin starej fortecy „Forticy”.
Dziś na 327 km spotkaliśmy 3 (słownie: trzy) duże TIRY, a w takich okolicznościach jazda to sama przyjemność.
4C
4D
Plitvicke Jezera (Park Narodowy Jezior Plitwickich, powierzchnia: 296,8 km 2 ) Kultowe miejsce dla turystów, my się też do nich zaliczamy, więc jedziemy. Prosta szybka droga to godzina jazdy, my jednak jechaliśmy dwie. „Senjska Draga” wiedzie nas w głąb lądu, a cel na dziś jeden- Plitvicke Jezera. Zmiana krajobrazu następuje bardzo szybko, wszędzie wokół nas zielono, szczyty i zbocza gór to już nie sam biały kamień, widać trawę za którą owce z Pag oddałyby zapewne królestwo. Krajobraz typowo wiejski przypominający no właśnie … Trochę kamiennych pól z okolic Hańczy i Bieszczady, takie te najfajniejsze, bo już jesienne o czym przypominają liście drzew.
Z upływem kilometrów jesień czujemy i my, taki lekki szok z 25 na 10 stopni w godzinę. Po drodze domostwa, wioski w sporych odległościach. Niektóre domy na wioskach noszą ślady i blizny po bałkańskiej wojnie, postrzelane pomniki, domy, zabudowania, widok ten przypomina wszystkim o konflikcie. Po 50 km w miarę płaskich dróg otoczonych górami pniemy się w górę, a przydrożne tablice informują nas, że jesteśmy na terenie Narodowego Parku Plitvickich Jezer. Pokręcone, pozawijane drogi powodują uśmiech, dają radość z jazdy. Nie na darmo postawili tutaj znaki „uwaga wieje”, choć tu nie wieje, tu porywa i rzuca nami po całej drodze, przygoda jednak musi być. Docieramy w końcu na parking nr „2” obsługa przed bramkami zaprasza do bocznego wjazdu, parking dla motocykli darmowy. Parking ciekawy, nie jest to jeden wielki plac i wszyscy parkują gdzie się da przy dróżkach, tylko kampery i autobusy na asfaltowym placu, my też robimy stopa gdzie pasuje. Zmiana ciuchów na lżejsze i marsz w kierunku kasy, ale tu jednak zmuszeni jesteśmy ograniczyć tempo.
5A
Chociaż bilet kupujemy dość szybko i jest dopiero godzina 10-ta, to na teren parku wejść możemy o godzinie 12-tej. Wielka ilość turystów, a przepustowość parku ograniczona, więc czas nie pracuje na naszą korzyść. Słońce okazało wielką łaskę i zaczęło grzać, więc jest już miło. Kamiennymi schodkami schodzimy nad brzeg jeziora Kojzak i wybieramy małą trasę. Czasu mało, a ciekawość wielka. Wsiadamy do elektrycznego promu, którym płyniemy do przystani P2. Tu pierwszy powiew natury w postaci krystalicznie czystej wody. Przesiadamy się na następny prom, płyniemy na drugi koniec jeziora do przystani P3 i tu zaczynamy zwiedzanie połowy tego co oferują inne trasy.
Idziemy kładkami wśród bujnej zieleni. W blasku promieni słonecznych ukazują się poszczególne tafle małych jeziorek, które ułożone są kaskadowo względem siebie, a połączone bajkowymi wodospadami. Nie do opisania jest turkusowy kolor wody,
którego daremnie szukać w jakiejkolwiek palecie kolorów- po prostu turkus. Pośród tego jaskinia i kamienna studnia ze schodami góra dół, kładki nad taflą wody, coś jakby bajkowego gdyby nie ... Rzesze, tłumy, wręcz hordy turystów.
5B
Rzesze, tłumy, wręcz hordy turystów chcą zobaczyć tę bajkę. Jakoś dajemy radę, choć nie znosimy tej formy zwiedzania. Musieliśmy to jakoś przetrwać i docieramy pod wielki wodospad- warto było, nawet zdęcia się udały. Wrażenia niesamowite, a czas leci tak szybko jak ta woda w wodospadach. Ścieżka wiedzie nas po zboczach kanionu i prowadzi na jego szczyt. Wracamy górą, a w dole jeziorka ze swoimi niezwykłymi kolorami znowu widoki i widoczki, aparat nie ma chwili odpoczynku. Wreszcie docieramy do stacji S1, gdzie pociągiem drogowym docieramy do S2- miejsca, w którym zaczęliśmy dzisiejsze zwiedzanie. Choć mamy wrzesień, a turystów całe mnóstwo, nie wyobrażam sobie tego co dzieje się tu w wakacyjne miesiące, gorąco nie polecam zwiedzania w tym czasie. Powrót tą samą drogą.
Kolejny dzień za nami i kolejna udana wycieczka, choć pozostaje niedosyt niezwiedzonych tras- ale nic straconego.
5C
> Kliknij tutaj i obejrzyj zdjęcia dotyczące cz. 4 i 5 czytanej relacji <
5D
BAŁKANOFILIA - choroba, z której nie mamy zamiaru się leczyć. Lewa w górę- w Polsce nie podniosłem jej tyle razy w całym sezonie, co tu przez 9 dni. Motocyklistki i motocykliści bezpiecznie królują na drogach. Do dziś nie mogę zrozumieć czystości wody. Droga nr „8” to Adriatycka Magistrala. MotoTuryści wynurzają się nawet z Adriatyku, a tak na poważnie jesteśmy zauroczeni naszymi pierwszymi kilometrami po Bałkanach (dokładnie 2774 km). Chorwacja, a zaledwie jej kawałeczek spowodowały u nas chorobę, która jest podobno zaraźliwa. Nazwa tej choroby to „BAŁKANOFILIA”, ale my i tak nie zamierzamy się z niej leczyć. Pozdrawiamy,
Bożena & Szubi MotoTuryści 168
EPILOG