* Północne Włochy i okolice * czerwiec 2019 *
Po zimowym rodzinnym urlopie narciarskim we Włoszech na przełomie 2018 / 2019, motocyklową w te same miejsca, ale tym razem oczywiście inną porą roku. Zawsze chciałem zobaczyć te same miejsca w porze letniej, bez śniegu, narciarzy i deskarzy. Niestety nikt z moich znajomych nie dysponował wolnym czasem w tym
okresie, więc skazany byłem na wyprawę w pojedynkę. Moja praca stwarza mi możliwość jej rzucenia kiedy tylko chcę i na jak długo chcę. Pracuję u siebie i mam bardzo wyrozumiałego szefa. Partnerka moja też nie ma nic przeciwko, a dorosłe dzieci cieszą się, że ich stary spełnia swoje zachcianki.
wymyśliłem sobie wyprawę
Plan ogólny to Czechy, Austria, Słowenia, Włochy, Austria, Niemcy i Polska, a wszystko to w dwa tygodnie. Nie zakładałem z góry przebiegów dziennych, ani miejsc noclegowych. Wiedziałem jedynie, że muszę tak na bieżąco planować trasę, żeby przejechać Przełęcz Stelvio we Włoszech. Dlaczego? Bo to marzenie mojego motocyklowego życia. Mój pojazd to BMW R1200GS K25 z 2008r. W końcu ruszyłem piątego czerwca z Warszawy i wypadło, że do Czech wjadę przez Stronie Śląskie i tam przenocuję. Przelot 460km dał mi trochę w pośladki. Po krótkich wycieczkach w pobliżu domu musiałem teraz przyzwyczaić organizm do dłuższego siedzenia.
Same Czechy bez szczególnej uwagi, jazda po drogach nie będących głównymi to wyzwanie ze względu na słabe oznakowanie. W pewnym miejscu nawigacja przywiodła mnie do kruszarni skał, gdzie wszędzie biało od pyłu i wywrotek pełno dookoła. Już miałem zawracać gdy się okazało, że kruszarnia jest na drodze i trzeba się przebić pomiędzy ciężarówkami.
Następny etap to Austria. Na mapie znalazłem kemping z basenami, więc kierunek Rust przy jakimś zbiorniku wodnym. Nie będę ukrywał, że dystans 410km w potwornym upale dał mi trochę w kość. Po zameldowaniu rozłożyłem namiot (czytaj namiocik), a później już tylko na baseny i zimne piwo. Cena za kemping wysoka, bo 19euro.
2/7
Moje stanowisko namiotowe usytuowane było na trasie prowadzącym do ogólnej
umywalnio-toalety i rano jakieś 1000 osób idąc do mycia, czy też za potrzebą, mówiło mi „Guten morgen” -wypadało odpowiadać.
Około godziny 10-tej byłem już
spakowany i pozostało mi tylko obrać kierunek Słowenia. Jechałem bocznymi drogami w kierunku nadanym rano, ale po około 300 kilometrach dopadła mnie burza, która przerodziła się w stałą ulewę. W barze przy centrum handlowym w miejscowości Sitterdorf, ekspedientka narysowała mi mapkę jak dojechać do pensjonatu na zboczu góry z przepięknym widokiem. Jak już się rozgościłem w pensjonacie zapytałem o koszt nocki
ze śniadaniem i usłyszałem sechsunddeisig, po szybkim tłumaczeniu ignoranta językowego wyszło mi, że 63euro. O, ale trafiłem, trudno. Po chwili załapałem, że to jednak po naszemu 36euro. Uff, kamień z serca.
3/7
Czwarty dzień po obfitym śniadaniu kontynuuje kierunek Słowenia, a wraz ze mną wielu weekendowych motocyklistów. Droga w kierunku miasta Kranj wiodła przez góry wąziutkimi dróżkami, aż nad jezioro Bohinjskie (głębokość max. 45 m, pow. 3,3 km²). Brak miejsc noclegowych pchnęło mnie dalej na północ do Parku Narodowego
Mala Piśnica. Wspinaczka na 1700m krętą drogą, proste odcinki asfaltowe, a winkle w śliskiej kostce bazaltowej. Od szczytu zaczęło lać, całe szczęście zjazd był asfaltowy. Zdecydowałem
jechać do Włoch. Przekroczyłem
granicę przy jeziorze Predll. Przepiękna droga wiodąca w dół, poza tym tunele, wodospady i co ważne dookoła
pusto, nie ma nikogo! Miałem ochotę tył na lewo i jeszcze raz, ale było późno i ja też byłem już zmęczony. Zaliczone 210km tylko po górach i jeszcze pozostałe 50km do hotelu w okolicach Amprezzo, pomogły mi podjąć właściwą decyzję -jadę dalej, aby położyć się jak najszybciej spać. Piąty dzień to już Włochy w pełnej krasie i okrasie, czyli góry i deszcz. Cavaleze przez Corina dAmpezzo, to istne cudo mimo
deszczu. Burze zatrzymały mnie pod Predazzo na dwie noce- 229km w Belamonte. Musiałem wysuszyć wszystko, nawet buty.
4/7
Siódmy dzień- słońce, nareszcie w drodze. Kierunek Trydent, a właściwie wioska Vason. Na dystansie 17-u kilometrach wjazd z 900m n.p.m. na 1700m n.p.m., same winkle, dosłownie niebo pod kołami. Po posiłku jazda do Val di Sol, mijam ośrodki narciarskie Folgarida, Marilewa, Peio, Tonale, Ponte di Legno i tu nocleg, 200km. Wieczorem wybrałem się na najlepsze lody i pizzę jakie kiedykolwiek
jadłem w życiu.
Ósmy dzień.
Na mapie znalazłem cieniutką dróżkę z Monno do Grosio, polecam każdemu. Po przejechaniu tego odcinka pomyślałem, że przełęcz Stelvio niczym mnie nie zaskoczy. Przekonam się za chwile, bo kierunek Stelvio wyznaczony i do przodu. Drugi dzień towarzyszy mi potworny upał, mózg się piecze mimo białego kasku. Wjazd na Stelvio od strony Bormio jest łagodniejszy, piękną szeroką drogą. Myliłem się jednak, że Przełęcz Stelvio (2758m n.p.m.) niczym mnie nie zaskoczy- oj, jak bardzo się myliłem.
5/7
Jeśli tu będziecie, koniecznie trzeba zjeść bułkę z kiełbasą u Włocha po prawej stronie wjeżdżając od Bormio, nie pamiętam imienia, ale chwali się że zna Sonika. Zjazd w kierunku Austrii jest kręty i stromy, dużo motocykli i rowerzystów.
6/7
Właściwie to objechałem miejsca, które chciałem zobaczyć. Tak, objechałem Stelvio i spełniłem swoje motocyklowe marzenie. Jestem szczęśliwy i czas wracać . Kierunek Polska, a właściwie Szprotawa Jeszcze
tylko
został jeden
obrany. nocleg
w Schwangau, Niemcy -280km. Droga do kraju ubywała bardzo wolno,
głównie
za sprawą
upału. Jest potwornie gorąco, termometr pokazuje 38 stopni. Chłodzę się i uzupełniam płyny co 100km. Przez upał skróciłem swój wyjazd o trzy dni. Mam jednak taki plan, żeby kiedyś jeszcze tam wrócić na motocyklu i przejechać tą trasę odwrotnie. Może się to uda, bo przecież
plany i marzenia są po to aby je realizować.
KONIEC