All Comics Are Beautiful 001 Zin

Page 1

luty 2021 • numer 001 wszystkie komiksy są piękne skład: tekst 91%, zdjęcia i grafiki 7,5%, sól 1,5%, komiksy 0%.


02 04 08 10 16

MISTRZ JEST NAGI KLEKSY ZOZO (antywyróżnienia komiksowe) LEWANDOWSKI POLSKIEGO KOMIKSU LUCCA 2019 (turystyka i rekreacja) HOROSKOP 2021

All Comics Are Beautiful luty 2021 . numer 001

skład, teksty, zdjęcia, brak korekty, rysunek: Łukasz Mazur wersja digital, nakład nielimitowany fb.com/lazurverse · instagram.com/lazurverse


ALLORA! Jest taka niepisana (acz dość znana) zasada, że chcąc dobrze rozpocząć należy rzucić jakimś żartem lub anegdotą, więc miejmy to za sobą: Pytanie: Kiedy polskie serwisy komiksowe napiszą o nowej serii Sztybora w Dark Horse? Odpowiedź: Wtedy gdy Egmont wrzuci ją do swoich zapowiedzi. ACAB zrodził się z dwóch rzeczy: rozczarowania tym, jak wygląda obecnie szeroko pojęta pisanina komiksowa i z lekkiej tęsknoty za słowem pisanym. Ponad dekadę temu zaczynałem swoją historię w Komiksowie właśnie od pisania, gdzie przez dłuższy czas wraz z Kubą Oleksakiem prowadziliśmy Kolorowe Zeszyty ― były to czasy kiedy Facebook się dopiero rozkręcał, a większość tekstów lądowała na blogach i tam w komentarzach dochodziło do wielu ciekawych dyskusji, wymiany zdań, dissów i tym podobnych. Dla chętnych było jeszcze tętniące życiem forko Gildii (chociaż już wtedy wspominano, że wszystko fajnie, ale za czasów WRAKowego forum to dopiero były dyskusje!). Jedno i drugie przestało mieć znaczenie, kiedy większość piszących i komentujących spotkała się na Facebooku. Sam przerzuciłem się z pisania o komiksach na ich tworzenie ― jako rysownik, wydawca, składacz, kolorysta ― ale jednak co jakiś czas pojawiała się, i pojawia dalej, chęć spisania kilku zdań w temacie nowości komiksowych, relacji z festiwali czy tego co się w komiksie (głównie rodzimym) dzieje. Zgodnie z zasadą: nikt tego nie zrobi tak dobrze, jak ja. Parę dni temu serwis IGN wrzucił info o drugiej serii z przygodami „Wiedźmina”, której scenariusz będzie dziełem Bartosza Sztybora. Ten co prawda przyzwyczaił ostatnio do swych sukcesów, ale takie info to nadal jest COŚ! Jednak nie dla rodzimych serwisów komiksowych, stron z nowościami czy mniejszych inicjatyw o podobnej treści. W temacie „Witch's lament” było cicho ― może ze zwykłego przeoczenia, może z braku chęci do szukania kontentu, albo ze zwyczajnego lenistwa. Nie wydaje mi się jednak, żebyśmy byli na tyle rozwinięci komiksowo i żeby tyle się działo u rodzimych twórców, aby sobie móc pozwolić na bagatelizowanie faktu, że człowiek, który tworzy u nas od lat i wspina się rok w rok po szczeblach kariery (międzynarodowej!), teraz pisze (po raz drugi!) serię z ikonicznym już bohaterem. I myślę, że jest to szerszy problem, nie tylko lenistwo publicystów, ale jakiś wstyd czy lekka nieśmiałość w jaraniu się dokonaniami naszych komiksiarzy. Jak na moje, to chwilę po wypuszczeniu tej informacji coś powinno się zadziać, jakiś redaktor/piszący o komiksie powinien niczym J.J.Jameson z pasją w oczach wykrzyczeć „Mamy materiał na jedynkę, do roboty”! Widocznie lepiej jednak poczekać, aż takiego newsa znajdzie ktoś inny i wtedy samemu przekleić linka, dać dwa zdania opisu i na koniec dnia zliczyć lajki. Nie widzę wśród większości piszących pazerności na newsy, chęci zaskoczenia czytelnika dobrym tekstem czy nowym cyklem. Rozsiedliśmy się wśród półek pełnych nieprzeczytanych nowości i czekamy na kolejne. Cytując klasyka „(...) nic mi wiecej nie potrzeba, oglądam sobie rzeczy o komiksach na youtube, kotek siedzi mi na kolanach. Przypominam: koń zwalony”. Swoją kilkuletnią pisaninę pamiętam jako coś bardzo napędzającego, będącego czymś więcej niż tylko klepaniem w klawiaturę. Zabrzmi to bardzo górnolotnie, ale to fanowskie pisanie dla kilkudziesięciu czytelników było codzienną misją. Dającą mnóstwo frajdy, ale równie wyczerpującą (podobnie jak i każde inne działania w Komiksowie). Kilka razy przymierzałem się do odpalenia fanpejdża nastawionego tylko na wiadomości komiksowe, krótkie wywiady i szybkie reagowanie na to co się dziać będzie, ale górę brała chłodna kalkulacja i świadomość, że bardzo łatwo będzie się wyłożyć na buńczucznych zapowiedziach w konfrontacji z rzeczywistością. Zamiast tego postawiłem na zin z publicystyką. W planach są cztery numery ACABa, które chciałbym wypuścić w ciągu roku ― najpierw jako digital, a chwilę później na papierze w mocno limitowanym nakładzie. Na ten moment wydaje się to optymalnym planem ze sporą szansą na realizację. I choćbym nie wiem ile w nich narzekał na piszących, tworzących, czytających czy wydających, to prawda jest jedna: W S Z Y S T K I E K O M I K S Y S Ą P I Ę K N E !


MISTRZ JEST NAGI MFKiC(ovid) wyszła nadspodziewanie dobrze i jak co roku łódzką imprezę można uznać za najważniejszy punkt całego komiksowego roku. I tak samo jak w ubiegłych latach jednym z honorowych gości był Grzegorz Rosiński, twórca-legenda, Mistrz, jeden z ojców Thorgala który mógłby i 10 lat nic nie robić, a i tak będą się do niego ustawiać długie kolejki po rysograf. Dłużej przedstawać nie trzeba — myślisz „polski komiks”, to Rosiński będzie pewnie jednym z trzech nazwisk, które od razu przyjdą na myśl. Zasłużenie? ZASŁUŻENIE! Spotkanie z Mistrzem prowadzone było przez głównodowodzącego łódzką imprezą, Adama Radonia. Panowie się znają, lubią, więc można było liczyć na pełną anegdot rozmowę dwóch wiarusów, którzy z niejednego komiksu chleb jedli. Znacie na pewno te sytuacje — dwie osoby, które znają się od lat, trochę razem przeżyli, gdzie wystarczy dobry humor, publiczność i czasem coś do napitki, aby kolejny raz ku uciesze zgromadzonych snuć historie z dawnych czasów i bawić się wyśmienicie. Niestety, nie tym razem — rozmowa przypominała bardziej wymianę zdań na linii mistrz-uczeń, poszła gładko, bez wchodzenia sobie w słowo — co Mistrz mówił, to szło w eter i tyle, bez żadnej refleksji ze strony prowadzącego. Niestety. Czytając relacje i poimprezowe opinie liczyłem, że ktoś podłapie temat i krzyknie jak u Andersena, iż „Król jest nagi”, ale i tego brakło. Co dziwne, bo przecież kto jak nie środowisko komiksowe* z lubością rzuca się na każdego, kto śmie powiedzieć głupotę bądź palnąć bzdurę? No ale, dla tych którzy rozmowę z Mistrzem ominęli — do rzeczy. Czego może-

my dowiedzieć się od Grzegorza R. jeśli chodzi o jego komiksowe doświadczenia podczas pandemii? Otóż korzystając z tego, że świat spowolnił, zostaliśmy zamknięci w domach i mamy więcej wolnego czasu, współtwórca Thorgala spędził go na ... czytaniu przygód swego bohatera! Jak sam z dumą przyznał jest to jedyny komiks jaki zna, który zawiera — uwaga — „treści i wartości humanistyczne” (?). Wesoło. Dlaczego jednak obecnie GR nie sięga po inne komiksy? Kiedyś co prawda kilka rzeczy przeczytał w wersji elektronicznej, ale chyba nie przypasowała mu za bardzo ta metoda. Mistrz nasz wspaniały nie orientuje się w ogóle w tym co w komiksie piszczy, gdyż w pobliżu jego posiadłości w Burgdorfie (Szwajcaria) nie ma żadnej księgarni — aż prosiło się aby prowadzący przypomniał przepytywanemu o takiej instytucjach jak np. księgarnie internetowe oraz poczta, ale że twórca „Szninkiela” kontynuował swój wywód, to nie było co przerywać. Swój stosunek do współczesnych komiksów (oho, czyli chyba jednak Mistrz coś musiał w miarę nowego zobaczyć!) określił jako „ambiwalentny”, co wiąże się z ich treścią w której jest „za dużo gwałtu i prze-


03

mocy”... Przemocy jest za dużo, twórco Thorgala? Ciekawe. Słuchając tego co Rosiński ma do powiedzenia w temacie współczesnych dóbr kultury można dość łatwo wyciągnąć wniosek, że miłości nie ma między nimi zbyt wiele. Za to zdaniem Pana Grzegorza popkultura zapałała ostatnio miłością do zombie, które to wylewają się i z komiksów i z filmów i Bóg wie z czego jeszcze. Co najwidoczniej spędza Mistrzowi sen z oczu, bo o żywych trupach mówił przez dłuższy czas z miną smutną, pełną zatroskania i nie wykazującą zrozumienia dla tego zjawiska... Jak powiedziałby to Wojciech Kowalczyk — no ludzie kochani! Mamy takiego jegomościa jak Rosiński, którego z pocałowaniem ręki witano by na każdym europejskim festiwalu, w każdym wydawnictwie i czego by nie mówił, to słuchano by z uwagą. Kiedy wpada do nas jest witany jak król, spoceńcy stoją w kolejkach i marzą chociażby o dwóch koślawych kreskach w trzecim wydaniu „Alinoe” i traktują słowa Mistrza jako najprawdziwszą prawdę. Problem jednak jest taki, że ten do powiedzenia ma niewiele (żeby nie powiedzieć nic). Chociażby ze zwykłej przyzwoitości dla samego medium (dzięki któremu jest tym kim jest) czy dla komiksiarzy rodaków (tu nie będę tłumaczył czemu) mógłby dwa razy do roku zainteresować się co młodsze pokolenie ma do powiedzenia. Czy to rzeczywiście są tylko „gwałty i przemoc”? Co nowego machnął Pro-

siak, że tak to znowu zachwalają? Jak tym razem Joanna Karpowicz pocisła nowy album? Czy Śledziu zrobił już trzecie „Osiedle”? Ja nie mówię o ziniarzach, ale chociażby o tych twórcach, którzy są obecnie wymieniani jako ci ważni czy najważniejsi, o kolesiówach i kolesiach, których Rosiński spotyka w Łodzi na VIP strefie festiwalu i afterach. Szkoda, że nasz najpotężniejszy komiksowy ambasador ma wyjebane nie tylko na rodzimą twórczość komiksową, ale też — sądząc po wywiadzie — na europejską czy światową. Szkoda, że jest mu po prostu dobrze z tym Thorgalem i nie ma ambicji wyjść na chwilę do ludzi i zobaczyć, co teraz się tworzy i co teraz jest na językach komiksiarzy. Kto wie, może gdyby — uwaga! — wyszedł ze swojej szwajcarskiej strefy komfortu, to jeszcze by mu się coś spodobało? Może nawet zainspirowało? I nie byłoby juz gadania, że stary Jolana najlepszy i znać jego przygody, to jak przeczytać wszystkie komiksy świata. Szkoda, że powszechnie uwielbiany i zasłużony twórca koniec końców wygląda na przysłowiowego Janusza-ignoranta, którego obchodzą tylko własne cztery litery.

* Chociaż ostatnie lata pokazują, że coś takiego jak komiksowe środowisko występuje głównie w komiksach Tomka Samojlika.


KLEKSY ZOZO

antywyróznienia komiksowe

W jednej z fejsbukowych dyskusji Marcin Rustecki powiedział iż „artysta to taka próżna bestia i łatwo ją połechtać w czułe rejony”. Mniejszych lub większych okazji do takich ekscesów jest sporo, sytuację ułatwiają również komiksowe imprezy — niedługo ciężko będzie znaleźć taką, która nie przyznaje swoich nagród i wyróżnień. Oczywiście nie każda nagroda wiąże się z jakimkolwiek prestiżem, ale to już inna kwestia. Wygląda jednak na to, że nie jesteśmy jeszcze na tyle rozwinięci (jako Komiksowo — przyp. red.), żeby z dystansem mówić o rzeczach złych i niepotrzebnych, które mają u nas miejsce i przyznawać im coś w rodzaju antynagród — jak chociażby hollywoodzkie Złote Maliny. Co prawda parę razy w mniejszym lub większym gronie prowadzone były rozmowy-fantazje w temacie stworzenia takich „wyróżnień”, ale zazwyczaj zwyciężała opcja aby nie wbijać kija w mrowisko i nie kojarzyć się z takimi negatywnymi nagrodami. Niemniej ktoś kiedyś wymyślił cudowną nazwę KLEKSY. Kolego, który to wymyśliłeś — szapoba! Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom (głównie swoim) podwędzę na chwilę ten pomysł i zabawię się w takie antypodsumowanie 2020 roku. Bez podziału na konkretne kategorie i bez cackania się. Skoro tekst zaczął się od nagród, to pierwszy KLEKS również będzie związany z nagrodami. Widzieliście jak wyglądają statuetki (?) przyznawane przez włodarzy GDAKa? Ja niestety widziałem,trzymałem i na szczęście nic takiego nigdy nie dostałem. GDAKi wyglądają jak pękaty dzban wykonany z dwukolorowej gliny na której odciśnięte jest logo imprezy oraz wycięte są litery zawierające komunikat za co w zasadzie ten osobliwy przedmiot został przyznany. Wygląda to okropnie paździerzowo, jak artefakt z najpodlejszego stoiska na Jarmarku Dominikańskim. Domyślam się, że brzydota tych statuetek wprawia nagrodzonych w niemałe zmieszanie, bo jak ona by nie wyglądała, to wypada-

łoby się przynajmniej uśmiechnąć przy zdjęciu dla organizatorów czy pochwalić wygraną w sołszalmidiach. No ale wierzę, że może być trudno... Co się później dzieje z taką nagrodą to inna sprawa, ale pajeczy zmysł podpowiada, że nie wszyscy obdarowani trzymają ją w eksponowanym miejscu. Przyznawanie nagród to sympatyczne wydarzenie i takie same reakcje powinno budzić w zwycięzach, więc organizator powinien też zadbać, aby statuetka JAKOŚ wyglądała i przy wręczaniu i w późniejszym życiu. W końcu to też wizytówka samego festiwalu. Jest sporo instytucji oferujących spersonalizowane puchary, statuetki, medale i przy odrobinie chęci można ogarnąć to w ten sposób, to żad-


05

na ujma. Każdego roku Komiksowo się profesjonalizuje — czy to jeśli chodzi o same komiksy, sposób wydania, festiwale, obecnośc w mediach i tak dalej. Nie psujmy tego takimi działaniami jak nagrody GDAKa, wyglądające po prostu jak kawał g...liny i nic więcej. Wstyd! Swoje należy się też recenzentom komiksowym. Nie wszystkim, wiadomo, ale od długiego czasu odnoszę wrażenie, że spore grono piszących osiadło na błękitnej chmurce samozadowolenia i jeśli już muszą coś napisać o komiksach, to tylko tych, których egzemplarze recenzenckie posiadają. Do tych hardkorowych recenzujących recenzenckie leci drugi KLEKS 2020! Siódmy nicnieznaczący tom Batmana? Biorę! Wystarczy wspomnieć trochę o fabule, trochę o rysunkach, ze dwa zdania generycznego wstępu o tym, że „Batmana nie trzeba nikomu przedstawiać” i wyrażona w końcówce nadzieja na lepsze przygody już przy okazji kolejnej odsłony i przysłowiowy #końzwalony. I tak na okrągło do zajebania. Doszło do takiej patologii, że jeden z recenzujących przyznał, iż jego zainteresowanie komiksami było mniejsze im rzadziej otrzymywał paczki od wydawców, ale że ostatnio niektórzy z nich sobie przypomnieli o jego osobie, to serduszko zabiło mocniej do komiksów i dymków. Oczywiście dalej pojawia się komunikat iż hola hola, to nie dlatego to zainteresowanie, jeno ze względu na wysoki poziom podarowanych komiksów... Jasna sprawa. Kochani recenzenci! Wyjdźcie czasem ze

strefy komfortu, zerknijcie na mniejsze wydawnictwa, zerknijcie na niezal, kupcie (!!!) coś dla przyjemności i zrecenzujcie. Wierzę, że będzie to coś odświeżającego i po wszystkim zaśniecie z uśmiechem na ustach. Dostało się recenzującym, to trzeci KLEKS 2020 dla czytelników, a co! Powiedzcie mi jak to możliwe, że wychodzą kolejne tomy dzieła totalnego jak „Prison Pit” Johnny’ego Ryana (na tę chwilę 4 z 6), a wystarczający nakład tego cuda zamyka się w średnio 250. egzemplarzach i nie wygląda na to żeby szybko miały być potrzebne dodruki? Przecież ten komiks to przesztos, powinien być promowany i recenzowany w mejnstrimowych mediach, któremu przy premierze każdego tomu powinny towarzyszyć kolejki przed (a tfu!) Empikami, jak niegdyś przy premierach kolejnych tomów Pottera. A tu co, 250. egzemplarzy? Ciut więcej niż lepszego zina? Po raz kolejny — wstyd! A schodząc lekko na Ziemię, przyznaję, że jest to coś co mnie niesamowicie zdziwiło — PP zdecydowanie nie jest komiksem dla wszystkich, to czysty galaktyczny rozpierdol powstały w zadziwiającym umyśle Ryana, ale kurcze... żeby u nas nie znalazło się nawet kilkuset śmiałków do takich historii? Zadziwiająco rozczarowujące. Wiem, że JR to nie jest popularna twórczyni komiksowa, wiem, że to nie komiks, który porusza Ważne i Aktualne tematy, to też nie jest album, który znajdzie się w podsumowaniu roku redaktora Czyża, ani nic czym pochwalisz się przed wu-


jostwem na niedzielnym obiedzie, ale na uszy Galactusa... Czyżby był to — cytując klasyka — komiks zbyt dobry na Polskę? Niestety na to wygląda. I żeby później nie było, że nikt nie mówił, że to takie dobre — ja Wam teraz mówię. Kupujcie póki jest, później będziecie rozbijać świnki skarbonki żeby zdobyć wszystkie tomy. Wasze półki są godne tego dzieła, Wasze umysły powinny poznać przygody Kanibala Zjeboryja, a tylko kwestią czasu jest kiedy dzieło Johnny’ego Ryana zostanie uznane za „Mausa” XXI wieku! Na deser KLEKS czwarty dla czwartego tomu The Best Polish Illustrators (wyd. Fundacja Slow), który z dwuletnim (jak nie więcej) opóźnieniem pojawił się w końcu na rynku i który poświęcono twórcom komiksowym. Przez ten długi czas oczekiwania na jaw wychodziły różne nieciekawe fakty związane z wcześniejszymi tomami i działaniami wydawcy (nie tylko przy okazji tej serii, również przy wcześniejszych publikacjach), niezbyt ciekawe informacje w temacie traktowania tych autorów, którzy nie zadowalają się jednym autorskim i zerowym wynagrodzeniem, a kiedy już preorderowcy zaczynali dopytywać o faktyczny termin wydania i tym podobne, to zaczęło się kasowanie komentarzy, banowanie ciekawskich i ogólne bagatelizowanie tematu i dopraszanie się od garstki życzliwych odbiorców o kolejne dofinansowania, bo cośtam. To tak w skrócie, bo było tego więcej. Parę osób ze środowiska miało odwagę ostrzec innych, a paru twórców wycofało swoje prace (pomimo gróźb i posądzeń o sabotowanie projektu). No chujowa akcja fest. Ale album w końcu wyszedł, więc za co ten KLEKS w zasadzie? Oprócz wymienionych wyżej również za to, że można TBPI4 uznać za taki symbol podejścia

do twórczości o którym we wstępie wspomniałem cytując Mistrza Rusteckiego. Nieważne, że akcja śmierdzi wałkiem na kilometr, nieważne że koleżanki twórczynie i koledzy twórcy są nieciekawie traktowani przy chęci wycofania się z tego projektu, nieważne, że czytelnicy domagający się tego za co zapłacili gruby hajs są zbywani i traktowani per noga. Najważniejsze, że prace będą dobrze wydane i będzie czym się pochwalić. Wcześniej pisałem o profesjonalizującym się Komiksowie — tutaj tego zabrakło i skończyło się na wyśmiewanym klasycznie udziale w projekcie w zamian za promocję. Czy można było zrobić coś więcej oprócz sensownych postów z opisem konkretnych zachowań czy apelami o zwrot kasy? Nie mam pojęcia. Ale jeśli ta ciężka praca jaką jest tworzenie komiksów ma iść w parze z sensownym wynagrodzeniem czy jako takim splendorem, to przy takich akcjach wypadałoby spojrzeć na temat szerzej niż czubek własnego nosa — czy to z perspektywy twórcy biorącego udział w projekcie, czy osoby ten projekt wspierającej. Jak to mówił trener Piechniczek: czasem warto stracić jedną bramkę, żeby później samemu strzelić dwa samobóje. I tyle! Współczucie dla wygranych, chwała przegranym! W rezerwie był jeszcze reaktywowany „Relax”, złożony podczas dwóch godzin lekcyjnych z ZPT, miesiące milczenia ze strony MFK w temacie tego czy impreza będzie czy nie, a jak będzie to w jakim kształcie, czy mnożące się fejkowe hejterskie fanpeje autorstwa jednego przykrego pana. Pewnie coś pominąłem, ale obiecuję, że przez najbliższe dwanaście miesięcy z należytą uwagą będę śledził co chujowego dzieje się w rodzimym komiksowie i za rok dam znać. Czuj duch!


R E K L A M A N I E S P O N S O R O W A N A

PRISON PIT" to najwybitniejszy komiks jakiego jeszcze nie masz na swojej półce.

"

-Ktoś Mądry

Kwestią czasu jest kiedy dzieło Johnny’ego Ryana zostanie uznane za „MAUSA” XXI wieku. -Ktoś Mądrzejszy

Pierwsza w historii świata seria komiksowa z Gwiazdką Michelin.


LEWANDOWSKI polskiego komiksu

W pierwotnej wersji ten tekst miał być klasyczną recenzją nowego „Czerwonego Pingwina”, który pod koniec zeszłego roku, po siedmiu latach od wydania pierwszego tomu, pojawił się na sklepowych półkach. Ale im dłużej myślałem o CPMU, tym więcej myśli i spostrzeżeń pojawiało się w temacie twórczości Śledzińskiego i jego osoby w polskim komiksowie. Dla zdecydowanej większości Śledziu jest od zawsze obecny i od zawsze publikujący. Sam miałem tę sposobność obserwować jego drogę na szczyt od samego początku, tj. od pierwszych rysunków w „Secret Service” i kolejnych publikacjach w komputerowych czasopismach. Oczywiście była to dość nieświadoma obserwacja ― ot, pomiędzy recenzjami, solucjami czy listą kombosów do Mortala pojawiały się rysunkowe przerywniki od niejakiego Śledzia, dzieki czemu ksywa ta dość szybko wryła się w mózgowe zwoje. Czasy „Azbestu” mnie ominęły, ale od momentu pierwszego „Produktu” (1999 r.) mam oko na twórczość ojca założyciela tego kultowego przecież magazynu. Zresztą Śledziu ma farta do uczestniczenia w pokoleniowych wydarzeniach: „Secret Service” ― kult, „Produkt” ― kult, publikowane tamże „Osiedle Swoboda” ― kult, praca przy animacji kultowego Kajkosza ― w trakcie. A w międzyczasie setki/tysiące zarysowanych stron z których część pewnie też doczeka się takiego określenia, więc nie będzie dużym naciągnięciem jeśli samego Śledzińskiego już za życia będzie można nazywać twórcą kultowym (co zresztą od paru lat i tak się juz dzieje). I tutaj przejdę do tezy zawartej w tytule tego tekstu ― porównania działają najlepiej i łatwo przemawiają do wyobraźni. Lewandowski jest piłkarzem kompletnym, który zdobył w zasadzie wszystko co było do zdobycia, a mimo to dalej zasuwa na treningach, dopieszcza braki (jakim zaskoczeniem parę wiosen temu było, kiedy ładował gole z wolnych do których wcześniej nie podchodził!), wyznacza trendy (jak wykon karnych, kopiowany teraz przez wielu innych kopaczy) i rozwija się w każdą stronę, która sprawi że będzie jeszcze lepszym i skuteczniejszym piłkarzem. I takim Lewym w komiksie jest Michał Śledziński. Walory ofensywne (graficzne)? Szeroki wachlarz. Nie wierzę, że jest jakiś styl w którym Śledziński by się nie sprawdził i do którego nie dałby rady wykminić pasującej stylówy. A nawet nie o moją wiarę tu chodzi, co

o fakty (autentyczne). Cartoonowa krecha? „Wartości rodzinne”. Realizm? „Strange Years”. Troche tego, trochę tego? „Osiedle swoboda”. Walory defensywne (scenariusz)? Proszę bardzo. Rozrywkowa historia pokazująca realia przełomu wieków? Ponownie „Osiedle”. Obyczajowy slice-of-life? Fantastyczna trylogia „Na szybko spisane”. Sto procent rozrywki w rozrywce? „Czerwony Pingwin musi umrzeć!”. Imponująca jest ta różnorodność i po dość długim namyśle ciężko mi wskazać innego rodzimego twórcę, który jest tak otwarty na wszelkie wyzwania, który nie ogranicza się do wypracowanej już bezpiecznej banieczki i sprawdzonych chwytów. Szukając głębiej w pamięci przychodzi mi jedynie na myśl inny związany z Bydgoszczą twórca, Jerzy Wróblewski. Same zdolności to jedno (co prawda najważniejsze), ale Śledziu będąc w komikso-


wie zupełnie o nim nie zapomina i nie czuć żeby był to gość, który osiągnął wiele i patrzył z góry na całą resztę. Twórca „Osiedla” nie tyle patrzy, co wypatruje tego co ciekawe i godne polecenia swoim fanom. Czy to jeśli chodzi o komiksy polskich twórców, czy inicjatywy warte wsparcia czy wskazywanie kogo warto mieć na oku. Nie wiem na ile jest to świadomie przyjęta rola kogoś w rodzaju ambasadora-mentora polskiego komiksu, a na ile zwyczajna chęć podzielenia się z innymi tym co jego zdaniem interesujące, niemniej tego typu zachowania są u nas dość rzadkie i tym bardziej warte jest to odnotowania. Śledziu jako twórca uznany i z bogatym dorobkiem ma świadomość, że cały czas jest częścią polskego poletka komiksowego, nie odżegnuje się od niego (mimo jego częstej przaśności i innych przywar) i robi dużo żeby o tym co najwartościowsze usłyszało trochę więcej osób. Jak to się różni od tego co opisałem parę stron wcześniej w temacie Rosińskiego? Jak dzień do nocy. Śledziński to nie artysta, który siedzi w szwajcarskim domku w poczuciu spełnienia, tylko cały czas jeden z nas, pamiętający o swoich początkach i tym, że komiksy to przede wszystkim dobra zabawa i zajawka na całe życie. Pomimo tylu lat na rynku, wielu albumów i projektów widać u niego cały czas żar i błysk w oku ― można się było o tym przekonać na spotkaniu podczas imprezy Niech Żyje Komiksowa Warszawa (3-4 października 2020, Elektrownia Powiśle, Warszawa). Na nic zdało się marne przygotowanie prowadzącego, Śledziu przejął mikrofon i opowiadał o „Pingwinie”, tworzeniu komiksów czy swojej nieustannej pasji tak, że entuzjazmem mógłby zarazić niejednego zmęczonego tematem twórcę czy czytelnika zaczynającego wątpić w tę gałąź popkultury. Jedyne czego brakuje Michałowi Śledzińskiemu w dorobku, to publikacja na zachodzie. Ze swoją kreską, niesamowitym wyczuciem do kolorów i dynamiką idealnie pasowałby do którejś z serii z Image Comics („Rumble”?), a oczyma wyobraźni widzę jak za kilka lat emocjonujemy się (chociaz z tym różnie bywa) autorskim projektem Śledzia

09

w stylu „Head Loopera” czy „Luthera Strode”. Czy wtedy będzie w pełni doceniony przez tzw. środowisko? Oby. Nie wiem jak on sam się z tym czuje, ale odnosze wrażenie, że trochę się przyzwyczailiśmy do obecności i twórczości Śledzińskiego i kolejne jego albumy przyjmowane są co prawda ze sporym zainteresowaniem, ale ― patrząc na te dokonania i jego osobę ― dość szybko o nich się zapomina w dyskusjach i rozmowach. Może po prostu ogólnie tych komiksów za dużo wychodzi? A może Śledziu to kult dla urodzonych w latach 80., a ci młodsi czytelnicy mają już innych idoli?

Polski komiks ma się dobrze jak nigdy, ale wydaje mi się, że póki co ciężko znaleźć następców dla takiej postaci jak twórca „Na szybko spisane”. Przy dyskusjach o najlepszym strzelcu Bayernu Monachium wśród polskich dziennikarzy często pojawia się stwierdzenie, że należy się cieszyć póki ten gra, bo nie widać nikogo, kto mógłby być u nas chociaż w połowie tak dobrym zawodnikiem na światowym poziomie. Podobnie może być ze Śledzińskim, chociaż mam wielką nadzieję, że ten będzie tworzył jeszcze przez co najmniej dwie dekady i wychowa jeszcze swoich następców, a pomysły o zakończeniu kariery w komiksie ostatni raz przyszły mu do głowy jakąś dekadę temu przy okazji emocjonalnego wpisu na nieistniejącym już blogu. Niemniej cieszmy się, że żyjemy w czasach kiedy tworzy taki gość jak Śledziu ― na koniec świata będzie on wymieniany jednym tchem z Chmielewskim, Baranowskim, Pawel, Wróblewskim czy Rosińskim. Zawarty w tezie tego tekstu Lewandowski też musiał swoje odczekać zanim wygrał wszystko co było do wygrania, a autorski komiks Śledzia na zachodzie mógłby być tym czym dla RL9 były te wszystkie nagrody. Spokojnie tą serią mógłby być „Pingwin”, którego drugi tom jest cholernie dobry, a sądząc po finalnej odsłonie trylogii „NSS” wiem, że to co najlepsze w tej serii Michał trzyma na sam koniec.


turystyka i rekreacja:

LUCCA 2019

Mapa starego miasta w Lucca, czyli całego terenu festiwalu. Mury starówki liczą sobie 4,2km, co sprawia że są drugie co do długości w Europie (po starym mieście w cypryjskiej Nikozji ― 5km).

Lucca (na nasze: Lukka) to włoskie miasto położone w Toskanii, które rokrocznie staje się europejską stolicą komiksu, gier i popkultury — właśnie przy okazji festiwalu Lucca Comics & Games, uznawanego za największy na naszym kontynencie festiwal komiksu (i drugi co do wielkości na świecie — po japońskim Comiket; trzecie miejsce to również Europa i francuskie Angoulême). I właśnie ten festiwal pod koniec 2019 roku stał się celem wycieczki skromnej grupy z Warszawy i okolic (konkretnie Wrocław). Wcześniej słyszeliśmy sporo dobrego o tej imprezie, a po latach historii o tym jak dobrze jest się wybrać do Angoulême zaczęły pojawiać się głosy, że Angu spoko, ale to jednak Lucca jest numerem jeden. A że podróżować lubimy — szczególnie jeśli jest to turystyka komiksowa — to spakowaliśmy tornistry i ruszyliśmy gdzie trzeba.


Podróż przebiegła sprawnie. Zaczęła się w środowy poranek na Okęciu, a zakończyła późnym wieczorem w Viareggio — kurorcie położonym nad Morzem Tyrreńskim, który latem jest rajem dla bogaczy, a w chłodniejsze miesiące jest dostępny i dla europejczyków z klasy średniej (aspirującej). W międzyczasie zwiedzamy lotnisko Mediolan-Bergamo z którego za pomocą PKSu dostajemy się do stolicy mody i tam po szybkiej szamie i zakupach ruszamy do Viareggio właśnie. Jak się wcześniej dowiadujemy, to optymalna baza wypadowa do Lukki, do której można dojechać pociągiem w jakieś 30min (z jednej strony jest to prawda, a z drugiej niekoniecznie — ale o tym później). Festiwal wystartował w środę, a my wczesnym czwartkowym przedpołudniem meldujemy się u bram festiwalu — wymiana biletów na opaski idzie sprawnie i nie pozostaje nam nic innego jak wkroczyć w świat popkultury. Całość imprezy odbywa się na starówce odgrodzonej od reszty miasta czterokilometrowym zabytkowym murem ochronnym, co samo w sobie jako miejsce na taki spęd jest niesamowite, chociaż nie widać tego tak dobrze podczas naszego pierwszego dnia — ot, starówka i troche geeków. Czwartek to idealny dzień na ogarnięcie większości imprezy — odwiedzenie rozsianych po całej starówce mniejszych i większych namiotów w których odbywa się handel nie tylko komiksami, ale i figurkami czy statuetkami (i ogólnie całym tym badziewiem, które każdy nerd trzyma na półkach), zerknięcie na pawilony CyberPunka, Nintendo, serialu Dom z Papieru czy namiotu z laleczkami Funko Pop, odwiedzenie wystaw i innych atrakcji. I najlepiej zmobilizować się i rzeczywiście poświęcić ten dzień na odhaczenie tego co nas najbardziej in-

teresuje, bo w kolejnych dniach może to być znacznie utrudnione. Na samej starówce są oczywiście knajpki, sklepy z ciuchami, księgarnie i wiele innych, ale — podobnie jak w Angoulême — te nie odcinają się od imprezy i dekorują swe witryny komiksowymi motywami.

11

Przemieszczamy się od namiotu do namiotu robiąc szybkie przystanki w kawiarniach na jeszcze szybsze espresso, które walimy jak szoty w PrzekąskachZakąskach. Dzieje się dużo, atrakcji jest mnóstwo, a do tego tysiące uczestników jest poprzebieranych za swoje ulubione postaci i naprawdę są takie momenty kiedy żałuje się, że ma się tylko dwoje oczu. Swoją drogą tamtejsi kosplejersi to niesamowity widok — w jednym momencie widzisz całą rodzinę przebraną w kostiumy z Mario, w drugim ojca, który chodzi za wystylizowaną na postać z mangi/anime córką i dźwiga za nią wielgachny miecz (chociaż zabronione jest wnoszenie na teren festiwalu elementów imitujących broń!). Te kostiumy często nie są wybitne, ale widać, że i tak zrobione z wielką pasją i miłością. Bez spiny, tylko dobra zabawa. To co zwraca uwagę, to fakt, że Lucca jest świętem dla geeków w każdym wieku — chodząc po starówce często napotykamy na osoby mocno starsze od nas, które przy popołudniowej kawie czytają włoską klasykę pokroju „Texa” czy „Dylan Doga”. Coś pięknego! Zostając jeszcze przy włoskiej klasyce — na czwartkowy wieczór zaplanowano ogłoszenie rozpoczęcia prac nad filmowymi adaptacjami klasycznych komiksów z universum wydawnictwa Sergio Bonelli. Na Placu Antelminelli zgromadziło się kilka tysięcy osób, którym na czworokątnej konstrukcji zaprezento-


wano pierwsze wizualki z „Dampyra” — filmu, który zainauguruje Bonelli Cinematic Universe. Zdjęcia do niego rozpoczęły się w październiku 2019 w Rumunii, premiera planowana jest na rok obecny, ale z powodów wiadomo jakich może ulec zmianie. Dla nas to wydarzenie było jedynie ciekawostką, natomiast sądząc po reakcjach tłumu, telefonach skierowanych na billboardy, okrzykach i oklaskach to jest to coś dużego i wzbudzającego spory entuzjazm. U nas pewnie takie pozytywne emocje mogłyby towarzyszyć tylko przy powstawaniu filmów z Kajkoszem czy Diplodokiem ( ͡° ͜ʖ ͡°). Na kilka tygodni przed imprezą organizatorzy zaczęli ujawniać nazwiska gości, którzy pojawią się w rodzinnym mieście Pucciniego na przełomie października i listopada. Obok Jesse Jacobsa, Dana Rosy, Chrisa Claremonta czy Sary Pichelli okazuje się, że będzie tam również rysownik większości numerów najlepszej superbohaterskiej serii na świecie Ryan Ottley („Invincible”) oraz... twórca prawie najlepszej superbohaterskiej serii na świecie i mój osobisty bóg komiksu, Erik Larsen („Savage Dragon”). Od razu zaspojluję, że Ryana nie udaje nam się spotkać, natomiast na Larsena natrafiamy w czwartek podczas podpisywania i rysowania na stoisku jego włoskiego wydawcy. Zupełnie przypadkiem miałem przy sobie parę egzemplarzy „Ust pełnych śmierci” (które bazują na twórczości Erika i które zostały opublikowane w 209. numerze „Savage Dragona”), które lądują w dłoniach od prawie 30 lat rysujących przygody zielonoskórego giganta z płetwą na głowie. Fajnie. Do dzisiaj jednak żałuję, że przyskąpiłem i nie nabyłem żadnej oryginalnej planszy ― ale będzie jeszcze okazja, jeszcze będą pieniądze.

Dość spokojny czwartek uśpił naszą czujność i z rozdziawionymi paszczami obserwowaliśmy to co działo się następnego dnia. Na starówce pojawiły się dziesiątki tysięcy osób (oficjalne dane mówią o 88k, co czyni piątek najliczniejszym dniem imprezy), tłok momentami był niesamowity, wąskie uliczki blokowały się i tylko wykrzykiwane przez przebranego za Wolverina jegomościa rozkazy pozwoliły na ich odkorkowanie. Gdzie nie spojrzeć ― ludzie, komiksy, kosplejerzy, popkultura, pasja i dobra energia. Trafiliśmy również na coś co można nazwać namiotem niezależnych, w którym znajdowało się kilkadziesiąt stoisk z zinami, artzinami i innymi andergrandowymi pozycjami ― jak na moje większość była z gatunku eleganckiego ĄĘ, więc gdyby pojawił się tam taki Łukasz Kowalczuk ze swoim kramem i produkcjami, to stanowiłby dla nich niezłą odmianę i zapewne zrobił trochę szumu. Poogarnialiśmy to co jeszcze było w planach, odstaliśmy swoje czekając wśród mnóstwa chętnych na wystawę związaną z serialowym „Wiedźminem”, pochodziliśmy po raz kolejny po stoiskach, ale ze względu na tłumy i kolejki ciężko było swobodnie i sprawnie się przemieszczać i zobaczyć wszystko co by się chciało. Było to znacznie mniej komfortowe niż dzień wcześniej, ale sama możliwość przebywania wśród tłumu fanów popkultury była wspaniała i wynagradzająca piątkowe trudy festiwalu. Sobotę odpuściliśmy i w godzinach wczesno porannych opuściliśmy wrocławian i Viareggio i udaliśmy się w drogę powrotną, która odbyła się bez większych problemów i komplikacji, za to z rozkminą czy bardziej jesteśmy ultrasami Angoulême czy hoolsami Lucca. I oczywiście nie ma na to prostej i jednoznacznej odpowiedzi. Lucca robi


wrażenie swoim ogromem, dziesiątkami tysięcy osób zorientowanych na zabawę/rozrywkę (po angielsku „entertainment”), cosplay, zobaczenie co nowego piszczy w komiksach, serialach, filmach, grach i tym podobnych. Ale ma jeden minus ― brak dużych wystaw (a przynajmniej my w 2019 na takie nie trafiliśmy). Tutaj punktuje francuski festiwal, który rokrocznie bardzo dba o ten segment festiwalu i oprócz stałej i bogatej ekspozycji w Muzeum Komiksu można tam (w Angoulême) zapoznać się z przekrojowymi wystawami największych światowych twórców (udało mi się zobaczyć np. fantastyczną wystawę Willa Eisnera, Tardiego czy Hermanna, którego doceniłem dopiero widząc jego oryginały w czerni i bieli), serii komiksowych czy z pracami młodych zdolnych. Ale za to nie ma tego spontanu i radości ― Angoulême jest bardziej spokojne i zdystansowane, bez takich

tłumów na ulicach miasta. Najlepiej jednak ruszyć i do Toskanii i do Nowej Akwitanii i wyrobić własne zdanie.

LUCCA TIPS & TRICKS:

wiły się kolejki, które na oko liczyły około 2-3 tysięcy osób chcących wydostać się z Lukki. O ile dostanie się na sam peron trwało niecałą godzinę, o tyle sam pociąg przybył dopiero po ponad godzinie stania i wyczekiwania. Niezbyt fajnie, ale bez tragedii ― wieczorna focaccia pozwoliła szybko zapomnieć o trudach z powrotem do miejsca noclegu.

Podróżując włoskimi kolejami do pociągu należy wejść już ze skasowanym biletem ― odpowiednie do tego urządzenia znajdują się na peronach. W ferworze szukania odpowiedniego składu na sporawym dworcu w Mediolanie przegapiliśmy ten punkt programu i siedząc już w drodze do Viareggio zapoznaliśmy sie z taryfikatorem w którym jasno stało, że brak skasowanego biletu to €200 kary od osoby. Na szczęście dzięki polskiej supermocy do dogadania się z każdym udało się zachować te parę szekli na ciekawsze wydatki. W Lucce koleje nie dały o sobie zapomnieć ― próbując dostać się wieczorem z Lucca do Viareggio za każdym razem czekaliśmy na opóźnione pociągi, co jest ponoć stałym punktem festiwalowego programu. Niestety opóźnienia były znaczne ― w czwartek było to ok 90 minut, w piątek 150. Pomni nadprogramowego stania na peronie w nasz pierwszy wieczór postanowiliśmy przechytrzyć system i zawinąć się w piątek trochę wcześniej, zanim tłumy wpadną na ten sam pomysł. Niestety los sobie z nas srogo zakpił, a my nie okazaliśmy się tacy sprytni. Przed niewielkim dworcem usta-

Teraz będzie banalnie, ale z całego serca zachęcam do komiksowej turystyki. Jasne, wiąże się to z kosztami wyższymi niż wyprawa na MFK czy Złote Kurczaki, ale jeśli chce się zobaczyć i przeżyć coś nowego w temacie komiksów, to naprawdę warto odłożyć większą sumę i ruszyć w świat. Nawet jeśli nie na wspomniane tu największe festiwale, to do naszych sąsiadów u których też się trochę dzieje w temacie kadrów i dymków (chociażby festiwal Frame w Pradze organizowany przez Michała Słomkę z Centrali) czy ciut dalej do Budapesztu albo Aten.

Allora!

Planując odpowiednio wcześniej wyprawę na festiwal można ogarnąć nocleg w samej Lucce, ale ― jak słyszeliśmy ― trzeba to robić najlepiej na 10-12 miesięcy przed imprezą. Później zostaje albo gruby portfel albo nocleg w sąsiednich miasteczkach. Viareggio jest o tyle spoko miejscówą, że dojazd koleją do Lucca jest bezproblemowy (gorzej z powrotami ― jak wyżej), a mając trochę więcej czasu można posłuchać szumu pobliskich morskich fal. Więcej niż trzy espresso w krótkim czasie mogą solidie wytrzepać, ale to niezależnie czy jest się we Włoszech czy w Polsce. Co ciekawe niepisana zasada głosi aby po każdych dwóch espresso przepłukać gardło jednym cafe lungo ― sprawdzone i godne polecenia!




HOROSKOP BARAN • 21.03-19.04

Komiksowy patronus: DogMan Wspaniale zapowiada się ten rok ― do szczęścia w miłości, dołączy radość z pracy oraz spełnienie w pasjach i zainteresowaniach. Co więcej! Kiedy tylko sięgniesz po komiks okaże się on niezwykle ciekawy i aspirujący do baraniego TOP10 Wszechczasów. Da ci to siły i motywację aby zmierzyć się z komiksem od drugiej strony ― jako twórca/recenzent/wydawca (niepotrzebne skreślić). I pomimo początkowych trudności okaże się to strzałem w dziesiątkę! Uważaj na Koziorożca ― od dłuższego czasu ma cię na oku.

BYK • 20.04-22.05

Komiksowy patronus: Tudo

Pamiętasz jak wyglądał wykres czynności życiowych Clarka Kenta po spotkaniu z monstrum zwanym Doomsday’em (TM-Semic, Superman, 8/95)? Dokładnie tak samo będzie wyglądał tegoroczny wykres zmian życiowych w przypadku Byka. Co oczywiście nie jest niczym złym ― poprzednie dwanaście miesięcy sprawiło, że jesteś dokładnie w tym miejscu w którym zawsze chciałeś się znaleźć, Byku. Komiksowanie osiągnęło stabilny i bezpieczny poziom, który nie wpływa negatywnie na inne aspekty życia. Jest dobrze, chociaż nie daj się uśpić tej delikatnej stagnacji. Jeśli stracisz głowę w temacie zakupów komiksowych premier w drugiej połowie roku, to ciężko będzie dopiąć domowy budżet do końcówki pierwszego kwartału przyszłego roku.

BLIŹNIĘTA • 23.05-21.06 Komiksowy patronus: Hobbes

W ostatnim czasie miałeś wiele chwil zwątpienia, ale w obecnym roku wszyskie one odejdą w niepamięć ― komiksy są tym co daje ci najwięcej radości i pomimo wielu prób, które stawiał przed tobą los, nic nie jest w stanie tego zmienić (prawdopodobnie już nigdy). Nie przejmuj się nieprzychylnymi komentarzami bliskich i dalekich. Co oni wiedzą o tych chwilach szczęścia, kiedy udaje ci się upolować trzecie wydanie „Koziołka Matołka” za okazyjne pół wypłaty? Niewiele. Najbliższe miesiące przyniosą wiele okazji do powiększenia

2021

kolekcji najrzadszymi eksponatami, a pod koniec trzeciego kwartału przeczytasz jeden z najlepszych komiksów w całym swoim życiu (chociaż uzmysłowisz to sobie dopiero na łożu śmierci).

RAK • 22.06-22.07

Komiksowy patronus: WilQ

Komiksy to nie jest twoja bajka. Wątpliwości pojawiały się od dawna, ale ostatnio coraz częściej szukasz wymówek, aby nie powiększać kolekcji czy też nie poświęcać jedynego wolnego wieczora w tygodniu na hity z Egmontu. Pora na nowe hobby! Ale wcześniej z głową pozbądź się tego stosu makulatury gromadzonej przez ostatnie lata ― najcenniejsze kąski wrzuć na fejsbukowe grupy sprzedażowe i nie przejmuj się początkowym brakiem odzewu, bo dopiero w drugiej połowie kwietnia większość kolekcji znajdzie nowych właścicieli. Uwaga! Osoba z Wałbrzycha (lub okolic) zainteresowana kupnem pierwszego pełnego wydania „Kaznodziei” może okazać sie oszustem.

LEW • 23.07-23.08

Komiksowy patronus: Tomasz Leśniak

W pracy wszystko zacznie się układać kiedy zmienisz koszulki z Batmanem na polo albo koszulę, natomiast związkowe problemy miną kiedy przestaniesz rezerwować piątkowe wieczory wyłącznie na premierę kolejnego odcinka „WandaVision” i nadrabianie seriali z całego tygodnia. Może to być trudne na początku, ale jak mówił Sknerus McKwacz w niedawno wydanym tomiku swoich przygód (którego jeszcze nie przeczytałeś): zmiany są dobre, pieniądze są lepsze.

PANNA • 24.08-22.09

Komiksowy patronus: Kaczor Donald

Hej, komu są potrzebne komiksy? Ostatnio jakoś odpuściłeś, bo oszczędzanie, bo nie wiadomo co dalej, ale okazuje się, że jest tylko lepiej i tak w zasadzie nie czujesz już potrzeby żeby zobaczyć co tam nowego wyprawia Egmont i inni. Sprzedałeś część kolekcji, zainwestowałeś w Ether i BitCoina i właśnie pakujesz się w podróż na Zanzibar. Robisz to dobrze, Panno ― komiksy albo życie!


WAGA • 23.09-22.10

Covidowe zamknięcie najpierw cię przymuliło, ale po chwili odnalazłeś siły i zatopiłeś się w komiksowym świecie. Dzięki temu przetrwałeś bez większych problemów ― w końcu Batman czy Superman muszą sobie radzić ze znacznie większymi problemami niż zamknięcie w czterech ścianach, brak wyjść z ziomkami nad Wisłę czy Sylwester na skajpie. Ale dałeś radę! I ten rok ma ci to wynagrodzić! Niestety mniej więcej w maju zorientujesz się, że to dopiero początek Nowego Ładu (i tym razem nie jest to nazwa nowego crossovera DC), a w kolejnych latach Wisłę zobaczysz już tylko na starych mapach. W takim świecie nawet B i S by sobie nie poradzili.

tobie pewne przetasowania w kolekcji. Na komiksy powyżej 200 stron nie będzie już miejsca, a o twardych oprawach możesz zapomnieć. Każdy milimetr na jedynym możliwym do zagospodarowania ikeoskim Kallaxie będzie na wagę kryptonitu, więc jedyny element kolekcji który nie ucierpi to te parę pudełek z zinami. W drugiej połowie roku w Koziorożcu zacznie dojrzewać myśl o przerzuceniu się na cyfrowe wersje komiksów. Niestety okaże się, że rodzimi wydawcy nadal mają gdzieś te rozwiązania rodem z XXI wieku, a twoja nieznajomość języków będzie początkowo barierą nie do przejścia. Na szczęście w firmowej loterii wygrasz kurs językowy i już w grudniu będziesz miał na koncie swój pierwszy komiks po włosku. Nic nie szkodzi, że będzie niemy.

SKORPION • 23.10-21.11

WODNIK • 20.01-18.02

Komiksowy patronus: Ostatni Żubr

Komiksowy patronus: John Blacksad

Komiksowy patronus: Kurczak Radek

Nadchodzące miesiące będą pełne przetasowań w komiksowych tematach ― zaczniesz się zastanawiać czy Ozymandiasz aby na pewno miał rację, poddasz w wątpliwość działania Punishera, a ponowna lektura „Spider-Man: One More Day” spowoduje nieoczekiwaną sympatię do tej historii. Ale to nie wszystko ― zwykłe wydania w miękkiej oprawie zaczną cię nudzić, będziesz chciał wymienić kolekcję na HCki, a z ciekawości nabędziesz też kilka omnibusów po okazyjnej cenie. Uwaga! Zanim zaczniesz podmianki sprawdź jakie jest dopuszczalne obciążenie podłogi i nie bagatelizuj zapytań sąsiadów o pojawiające się u nich pęknięcia na suficie.

Komiksy? Dajże spokój! Jedyne co się liczy to powieści i memuary graficzne, a dla przewietrzenia głowy od poważnych treści raz na jakiś czas można przeczytać graficzną nowelę. Wodnika interesują już tylko poważne tematy i dzieła, które coś mówią o świecie i poszerzają horyzonty. A już zupełnie nie to, czym zaśmiecał sobie głowę do tej pory ― śmieszne ludziki w śmiesznych strojach i ich śmieszne problemy. Czujesz się lepszy i ciekawszy, nieśmiało spoglądasz w stronę powieści graficznych bez obrazków (inni mówią na nie „książki”). Ale to jeszcze nie teraz, może za rok, może za dwa, kiedy organizm będzie gotowy na powieści bezgraficzne.

STRZELEC • 22.11-21.12

RYBY • 19.02-20.03

Możliwe, że ugryzie cię radioaktywny kleszcz albo ukąsi toksyczny komar ― tak czy inaczej nabędziesz kilka zupełnie niepotrzebnych zdolności, które co najwyżej pomogą ci w walce z monotonią codzienności. Nie ukrywaj ich przed światem, chwilowa sława pozwoli ci na kilka występów w cyrku i szybki pokaz umiejętności w telewizji śniadaniowej. Nowe zdolności przeminą wraz z przyjęciem szczepionki Pfizera, ale twoje zainteresowanie komiksami pozostanie niezmienne (przynajmniej do momentu przyjęcia drugiej dawki).

Czarne chmury zbierają się nad głową komiksowych Ryb. Przez lata udawało ci się żyć trybem: za dnia zwyczajny człowiek, nocą nałogowy komiksiarz. Niestety zeszłoroczne zamknięcie sprawiło, że trzeba było kombinować z przesyłkami ze sklepów komiksowych i zamiast do pracy wysyłać je na domowy adres. Współlokatorzy zaczęli być podejrzliwi i w tym roku (początek wiosny) na jaw może wyjść twoja pasja. Uważaj! Ci których uważasz za wyrozumiałych mogą nie zakumać co takiego w komiksowych historyjkach widzi dorosła osoba za jaką uchodzisz tu i ówdzie. Wsparcie dostaniesz z najmniej oczekiwanej strony (internetowej), ale nie będzie to długo trwało. W miłości stabilnie ― jak nie było tak nie będzie.

Komiksowy patronus: Radioaktywny Bird

KOZIOROŻEC • 22.12-19.01 Komiksowy patronus: Miś Zbyś

Przeprowadzka do nowego miejsca wymusi na

Komiksowy patronus: Borsuk Mruk



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.