Rozdzial 1

Page 1

Rozdzial 1- Ku pamięci. Mgłą zasute, wieczorne niebo spowijał mrok zimowej, niedzielnej nocy. Przez okna widać ulice pokryte mocno już przybrudzonym śniegiem. I szumiące drzewa gdzieniegdzie przesiane świecącymi latarniami.A spośród chodników wyłaniają się budynki pełne cierpiących na życie ludzi... Zamyka gadające pudło, bo chce poby sam na sam ze swoimi górnolotnymi myślami. No cóż zapewne, jako nieliczna spośród niechorujących na ‘Klany’ i inne podobnego typu chałowate serialiki made in Poland, woli swoje myśli. Swoje własne towarzystwo od obecności tandetnie gadających pseudoaktorów, zatrudnionych do udzialu w rodzimych operach mydlanych. Irytują ją twarze, szczerzące się do niej w wymuszonych uśmiechach spoza ekranu. Powoli zaczyna zatapia się we wspomnieniach z minionego dzieciństwa... Miała 5 lat, kiedy po raz pierwszy odkryła, że coś nie gra w tym cydownym cywilizowanym świecie. Phi... a może jednak powinna zdefiniowac go jako zacofany? Chyba jednak nie do końca tak to oczuwała. Bo czyż pięcioletni brzdąc może własciwie, w tak młodym wieku postrzega rzeczywistość? Rzeczywistość, która niejednokrotnie zakryta jest w swej formie nawet dla wielu partycypujących mądrość i władzę tzw. dorosłych ludzi? Z jakiegoś powodu nie wszystkie kawałki układanki o nazwie ‘ŚWIAT’ pasowały do siebie. Co więcej, miały już nigdy nie zostać dopasowane. To dziwne, ale nigdy nie odczuwała, że to z nią jest coś nie tak. Dla niej codzienna gonitwa myśli i gwałtowne, niewiadomo dlaczego, nadchodzące emocje, były naturalne jak powietrze - którym się oddycha. Tak więc już wtedy istniały dwa przeciwne bieguny: Ona- malutki berbe , istota myśląca i – reszta otaczającego ją świata. Świata, wygadującego różne, bezsensowne, nietrzymające się kupy rzeczy. A miało by jeszcze gorzej. Odkąd sięgnęła pamięcia, pani K. nigdy nie dostała od ojca swych dzieci pieniędzy na ich wychowanie.Choć tak naprawdę, sąsiadki zawsze zachodziły w głowe, jakim cudem panią K., samotną matkę stać na te wszystkie piękne rzeczy dla swoich biednych, porzuconych 6 sierotek? Ona wyjaśniała a one jej wierzyły.


Tylko co znaczyły te wielokrotne uśmiechy za plecami i mrugnięcia okiem...to takie tiki nerwowe, czy może wieloletnie przyzwyczajenie? Coż, nawet gdyby zapytała, pewnie i tak nie raczyłyby jej odpowiedzieć. Za to potem folgowała sobie w swojej maleńkiej główce i rzucała za każdym razem w ich stronę retoryczne pytanie: - Czy panie bolą oczy, że tak ciągle mrugają? Ale one nigdy nie poznał, co tak naprawdę widzi 5-cio letnia gówniara. A ona nie miałala na tyle odwagi aby wedrzeć się do ich swiata i zapytać o wyjaśnienie tych niejasności. No bo po cóż pytać skoro świat jest dziwny sam w sobie? Więc jedna wiadomość mniej jedna więcej nie czynią różnicy. Później doszły jeszcze i inne zgryzoty...Na przykład nie rozumiała dlaczego właściwie nie wolno jej wspinać się na drzewa, skoro inne dzieci robią to często gęsto i to na dodatek z szerokim uśmiechem na ustach.Co było w tych drzewach takiego złego, iż dla niej miały już na zawsze pozostać zakazane. Pomimo, że w oczach sasiadek zawsze uchodziła za giętka, zwinną i Bóg wie co jeszcze- po prostu cudowne dziecko. No wiec? Co odróżniało ją od innych, zwykłych dzieci, które mogły koziołkować po gałeziach? Kiedy jej cudownemu, nadzwyczajnemu dziecku brakło tego czegoś, Co prawdopodobnie uniosłoby ją z łatwością w gałęziany raj, po pniu, do zieleniejących liści? PRZEDSZKOLE – nazwa ta przejęła ją grozą już w momencie, w którym po raz pierwszy wtargnęła w jej uszy. Długo drażniła je wtedy swym wydzwiękie, aby nie pozwolić jej potem zasnać w ostatnią noc przed pierwszymi odwiedzinami. Wcale nie czuła sie dobrze, idąc po zaspanych ulicach , prowadzona za ręke do wielkiego, szarego, ponurego, rodem z horroru, domu. Domu, który, jak wyjaśniały sąsiadki, miał się stać miejscem, gdzie nauczy się żyć w społeczeństwie. Szkoda tylko, że przy okazji nie dostała instrukcji obsługi do tego, jakiegośtam społeczeństwa. (Tak naprawdę to dopiero 2 lata później nauczyła się wymawiać i rozumieć to dziwne słowo). I tak po dziś dzień, w zasadzie, nie potrafiła odgadnąć, co uczynił ją pełnoprawnym członkiem, tego uwielbianego, przez sasiadki – SPOLECZENSTWA. Ciche żarciki na jej temat,szeptane gdzies po katach, przez inne dzieci, czy też może milczący chłód wobec jej osoby, pochadzacy od pan wychowawczyn? A więc wtedy, przed przedszkolem kim tak naprawde była? Czy już człowiekiem w pełnym wymiarze, choć 5-cio letnim? Czy też tylko numerkiem statystycznym w urzędzie? A


może jednak kimś więcej, skoro jednak opatrzono ją nazwą i przyklejono etykietkę z imieniem – Żanette. Żanette...Żanette? ...Żanette !!! Słyszy jakiś irytujący dźwięk i powtarzające się w kółko jej imię. Obrazy przelatują w jej głowie z szybkością ponaddźwiękową. Buczenie narasta, Zanette jakoś nie potrafi się zebrać w sobie na ustalenie źródła hałasu. Po chwili rozpoznaje też dźwięki silnych uderzeń o twardą powierzchnię. Ostre, zachłanne, silne, wymuszające uległość ruchy, do których dołacza sie głos nie znoszący sprzeciwu: - Halo jest tam kto? - Świadomość wraca, jak bumerang. Ktoś się dobija do drzwi. To dziwne ale nie przypomina sobie aby zamawiała jakaś pizzę. - Błyskawica jesteś tam? Otwórz te drzwi do cholery!!! Na te słowa, ocknęła się szybko i wystrzeliła jak proca do holu. Tak nazywała ją tylko jedna osoba. I tylko wtedy, gdy od czasu do czasu udało się jej wyprowadzić go z równowagi. Jej szef.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.