4 minute read
ICH TROJE I RZEŹBA
Jest ich troje: Jacek Dworski, Ewa Panufnik – Dworska i Mateusz Dworski. W środowisku wrocławskich artystów plastyków nie jest sensacją taka rodzinna skłonność do uprawiania tej samej dziedziny. W przypadku tego rodzinnego aliansu mamy podobną zbieżność, jak w wypadku kilku innych par plastyków i plastycznych rodzin. Co jest charakterystyczne i budujące to fakt, że zarówno w tandemach małżeńskich jak i w relacjach międzypokoleniowych właściwie we wszystkich znanych mi przypadkach mamy do czynienia z autonomicznym rozwojem praktyki malarskiej, rzeźbiarskiej czy każdej innej. Nie ma prostych kontynuacji stylistycznych, prostych zapożyczeń, a raczej właśnie przeciwnie, wykorzystanie bliskości mocnej indywidualności, jak
w przypadku Jacka Dworskiego, do budowania własnej konwencji obecności w rozliczeniu chociażby lokalnej, a jak się powiedzie to i szerszej strategii w twórczości artystycznej. O osiągnięciach Jacka i Ewy dowiedzieliśmy się niemal od razu po ukończeniu przez nich studiów w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu. (Ewa Panufnik 1962, Dyplom z ceramiki przemysłowej i unikatowej w pracowni prof. Julii Kotarbińskiej; Jacek Dworski 1962, w pracowniach rzeźby prof. Xawerego Dunikowskiego i doc. Apolinarego Czepelewskiego; Mateusz Dworski 1994, w pracowni grafiki prof. Pawlikowskiej). Systematycznie aż po dzień dzisiejszy publikowali nowe przykłady swojej twórczości, „nowe epifanie piękna” i bez wątpliwości przyjmuję tę wzniosłą formułę. W tym też sensie Mateusz byłby ideowym spadkobiercą tych założeń dydaktycznych, jakie najpierw rozwijał Stanisław Dawski (Pawlikowska była przez wiele lat współpracowniczką Dawskiego), aby następnie terminując u boku ojca, przejąć ze specyficznymi modyfikacjami metodę budowy dzieła rzeźbiarskiego ze „szkoły Dunikowskiego”. Wprawdzie ASP nie kontynuuje wprost ideowych tradycji swojej poprzedniczki, ale w niektórych pracowniach zachowały się kontynuacje metod znanych w PWSSP i poczucie odpowiedzialności za rozwój talentów i umiejętności ich wychowanków. Nieco podobnie można sugerować zajęcie się rzeźbą, niezwykle skuteczne i oryginalne, przez Ewę Panufnik – Dworską (od 1962 roku są małżeństwem). I tak oto Ewa zachowała upodobanie do ceramicznej masy, ale po to aby znaleźć w tym tworzywie preteksty na nieoczekiwane wirtuozerskie popisy w kształtowaniu formy rzeźbiarskiej. Zaskakujące jest właśnie stosowanie ceramicznego tworzywa. Ale te popisy można koncertowo prowadzić w różnych konwencjach formalnych i na początku zapowiadały się także ceramiczne, także kameralne, ale raczej abstrakcyjne strukturalne obiekty. I nastąpiła zmiana. W 1974 roku na wystawie okręgowej ZPAP zobaczyliśmy coś innego. To była taka łagodna zapowiedź przejścia do konwencji realnego marzenia sennego i jednocześnie poetyckiej metafory. Rzecz w tym, że jeśli nawet mistrzowie nad-realizmu gromadzili starannie efekty Jecek Dworski „Baletnica”,wys.43 cm., w swoich rzeźbach (Joan Miro) i w obrazach (Rene brąz lany,2003
Advertisement
Magritte) to Ewa skupiała się odtąd na wytworzeniu obiektu – obrazu, jednostki zwartej i niejako naturalnie ukształtowanej, ale właśnie nie nad- ale od - realnionej. I tak to trwa. Dążenia Mateusza może najbliższe klimatowi dzieł jego matki, polegają na podobnym wejściu w oniryczne obrazowanie, ćwiczone wstępnie w grafice i w rysunku, a w rzeźbie podawane w formie radykalnego „dręczenia” motywu np. głowy. Mateusz towarzyszył ojcu w realizacjach medalierskich i w wykonawstwie. W kontynuacji klasycyzującej konwencji znalazł jeszcze jeden własny model formy. Natomiast w rzeźbie buduje stylistyczną odrębność zarówno w stosunku do rzeźby ojca, jak i twórczości matki. Bierze od nich motywy np. głowy lub figury, ale to motywy uniwersalne, i tworzy serie własnych interpretacji zaznaczając ich indywidualny charakter. Jest to rodzaj „nowej secesji”, gdy dzieło swoją formą ściśle odpowiada jednostkowej konwencji. Wprawdzie od początku swojej plastycznej aktywności dąży do budowania emocji, nastrojów (czasem nieco ponurych w wyrazie) to jednak konstrukcyjne walory tych prac od początku stanowią ich bardzo oczywistą wartość. Klasę formy potwierdzają udziały w konkursach jak np. w 2017 – I miejsce w konkursie na medal 10. Światowych Igrzysk Sportowych The World Games 2017 Wrocław). W tym sensie, w konstrukcyjnej oczywistości i racjonalności tej rzeźby, można, przy zupełnie odmiennych stylizacjach, wskazać jedną wspólną cechę prac Ewy, Jacka i Mateusza Dworskich. Delikatna poetyka form w pracach Ewy jest podtrzymywana przez logikę i precyzję budowy. To najbardziej „kobieca” stylistycznie polska rzeźba i jednocześnie bardzo „męska” w konsekwentnej organizacji materiału wizualnego. Jacek wypracował nie tylko własny styl (np. statuetka jego autorstwa od 2004 r. wręczana laureatom Nagrody Jana Nowaka-Jeziorańskiego), to wyjątkowo precyzyjne budowanie w klasycznej formule rzeźby pełnoprzestrzennej i rzeźby w „przestrzeni umownej”. Skrót bryły, a zatem sugestia pełnej rzeźby, staje się tak precyzyjny, że przy korzystnym oświetleniu bocznym mamy nieodparte wrażenie pełnej bryły, a nie reliefu. Studiował rzeźbę architektoniczną, ale rozwinął profesjonalnie medalierstwo przed jego wejściem na tą arenę dość dobrze w Polsce obstawioną zawodnikami pierwszej międzynarodowej klasy. Inicjował ważne imprezy międzynarodowe i w takichże uczestniczył. Sam zbudował sobie odlewnię brązu w wykorzystując dawny schron przeciwlotniczy pod typowym blokiem mieszkalnym, a i ASP zawdzięcza mu zorganizowanie takiego samego warsztatu brązowniczego. Zajęcie się małą formą było podobno spowodowane braMateusz Dworski „Lśnienie III”, wys. 22 cm, żeliwo, 2017 kiem pracowni. Tak twierdzi Jacek. Mam inne głębsze psychologiczne źródło takiej decyzji.
W pierwszych dniach mojej obecności w pracowni rzeźby w PWSSP zaprzęgnięto mnie do ciężkiej pracy fizycznej. Właśnie przyjechał Profesor. Koledzy i koleżanki odsłonili swoje prace i także Jacek kompozycję wielkiego popiersia na wielkim solidnym kawalecie. Mistrz Xawery poprosił o przesunięcie wielkiej rzeźby w glinie ku lepszemu światłu. Ruszyliśmy tę bryłę polewając wodą posadzkę pracowni. I tak masywna kompozycja przemierzyła pracownię wzdłuż i wszerz aż kawalet oparł się na pace z gliną. Dunikowski z Jackiem u boku uważnie badał z dystansu grę świateł na formie i „Psesuńcie dalej” zdecydował. „Ale panie Profesorze...’ szepnęliśmy chórem, spoceni tragarze. „Nie kawalet. Rzeźbę!”. Myślę, że ta wyczerpująca korekta pozostawiła trwały ślad w artystycznej podświadomości Jacka Dworskiego – rzeźbiarza. Organizacja wewnętrzna rodzinnej grupy jest manifestacyjnie patriarchalna i paternalistyczna. Jacek jest jej przywódcą. W tym nie byłoby nic dziwnego. Ale to przywództwo rozciąga się szerzej, na koleżeński autorytet w środowisku wrocławskich rzeźbiarzy. Sam wiele Jackowi zawdzięczam. Jako jego kolega - młodszy i mniej znany z rzeźbiarskich osiągnięć, podejmowałem wskazane i przygotowane dla mnie stanowiska nauczyciela rzeźby. Od Ogniska Kultury Plastycznej po ASP. Jackowi gwarantowałem kontynuację metody wykładu rzeźby w tradycji „Szkoły Dunikowskiego”. To samo dotyczy pozycji Mateusza Dworskiego w prowadzeniu Pracowni Małej Formy i Medalu (od 2016 r.). Nasze stanowiska obejmowaliśmy w wyniku rozpisywanych konkursów. Jacek to też przykład stylu życia, w którym sport (narciarstwo i tenis) przeplatał się z pasją humanistyczną (miłośnik literatury pięknej i przyrody w łączności z wędkarstwem). Wieloletnia praca dydaktyczna w PWSSP / ASP obejmowała również dyplomującą pracownię rzeźby w tym samym miejscu (obecnie pod numerem 4) przy Placu Polskim gdzie pracownię rzeźby prowadził Xawery Dunikowski.
Sądzę, że temu rodzinnemu aliansowi będziemy jeszcze zawdzięczać wiele „nowych epifanii piękna”, bo taka jest misja artysty.
Zbigniew Makarewicz, Wrocław, 2022
Ewa Panufnik - Dworska „Madonna”, dł. 87 cm., masa ceramiczna, 2011.