Gazeta poloniaberlin.de - Maj 2016

Page 1

Bezpłatny miesięcznik informacyjno-ogłoszeniowy

Nr 62

maj 2016

Tel.: 0177 83 81 167 gazeta@poloniaberlin.de www.poloniaberlin.de

Matka to dar od Boga, który kocha i kochać nas będzie. Matka to bezcenny skarb, który strzec trzeba w nocy i we dnie. Matka to na ranę plaster, kiedy jest nam smutno i źle. Matka to też czasem ster, który pilnuje byś nie zatopił się. Matka to wiara w nas, kiedy zwątpienia mam dni. Matka nam nadzieję da, kiedy straszne mamy sny. Matkę tylko jedną masz, wiec broń jej i kochaj co sił, Bo kiedy przyjdą gorsze dni, tylko Ona naprawdę pomoże Ci.


Od lewej: przewodniczący Polskiej Rady Związku Krajowego w Berlinie Ferdynand Domaradzki, burmistrz dzielnicy Reinickendorf Frank Balzer, konsul generalny RP w Berlinie Marcin Jakubowski, szefowa biura burmistrza Margarete Pawelski

CZŁOWIEK CZYNU W SPRAWIE FESTYNU 22 maja, przed Ratuszem Reinickendorf, już tradycyjnie po raz szósty, odbędzie się Festyn Dzień Polonii. Rozmawiam z Ferdynandem Domaradzkim, przewodniczącym Polskiej Rady Związku Krajowego w Berlinie, inicjatorem i głównym animatorem tego przedsięwzięcia. Pan Ferdynand znany ze swojej społecznej działalności na rzecz berlińskiej Polonii jest również posiadaczem sporego gospodarstwa rolnego w Lübars, gdzie odbyło się już wiele spotkań i imprez polonijnych, jak znane wielu Topienie Marzanny czy Latawce. Przd kilkoma dniami pan burmistrz dzielnicy Reinickendorf Frank Balzer, zaprosił organizatorów oraz konsula generalnego RP w Berlinie pana Marcina Jakubowskiego na robocze spotkanie dotyczące festynu. Omawiano bieżące problemy organizacyjne. Pan burmistrz deklarował istotną pomoc i gotowość do współpracy.

G.G.: Co zamierzaliście osiągnąć, czemu miała służyć ta idea? F.D.: Przede wszystkim pokazaniu Polaków i naszego miejsca w Berlinie. Pokazaniu, że żyjemy tu, pracujemy. Prezentujemy nasz dorobek, nasze stowarzyszenia. Dlatego formuła spotkania jest otwarta. Zapraszamy zatem wszystkich do zaprezentowania swojej działalności stowarzyszeniowej, indywidualnej, zespołowej w tym dniu, wobec rodaków, ale także dla strony niemieckiej.

region Polski. W tym roku jest to mazowiecka gmina Węgrów, czy są jakieś efekty tej prezentacji? F.D.: Od trzech lat zapraszamy partnerów z Polski. Zapraszamy te gminy lub te regiony, które uważamy za atrakcyjne, aby pokazały swoją kulturę, kuchnię, agroturystykę, jednym słowem ofertę turystyczną. Efekty tej prezentacji na pewno są. Wiele osób skorzystało, zaciekawiło się tymi miejscami. Na pewno zadziałał tu osobisty kontakt.

G.G.: Każdego roku prezentujecie inny

G.G.: W jaki sposób udało się namó-

G.G.: Dlaczego nam, berlińskim Polakom, warto uczestniczyć czynni e lub biernie w tej imprezie, dlaczego warto przyjechać nawet z drugiego końca miasta? F.D.: Przede wszystkim jest okazja, by się spotkać, prywatnie, ale też dla wielu organizacji i stowarzyszeń, które otrzymują za darmo miejsce, gdzie mogą zaprezentować swą obecność w Berlinie, nawiązać lub odświeżyć kontakty. Ważne jest, aby pokazać nasz potencjał intelektualny, organizacyjny, ale przede wszystkim, że lubimy się spotykać pod polską flagą biało-czerwoną, że czujemy się w tym mieście normalnymi obywatelami. Mamy swoje korzenie, swoją kulturę i chcemy od czasu do czasu ją pokazać, a jest co, bo program artystyczny i oferta kulinarna są bardzo interesujące.

Graża Grużewska: Kiedy i skąd pojawiła się idea Festynu Polonii? Ferdynand Domaradzki: Idea dnia Polonii powstała w gremium działaczy zarządu Polskiej Rady i ówczesnego konsula generalnego Mariusza Skórko, który szybko to podchwycił i bardzo poważnie się w to włączył. Dzień Polonii był od początku sprzęgnięty z datą 2 maja, świętem Polaków zamieszkałych poza granicami Polski i świętem Flagi Polskiej.

Tekst, Foto: Graża Grużewska

Ferdynand Domaradzki

2

wić do współpracy stronę niemiecką? F.D.: To była długa droga. Poprzednicy pana burmistrza Balcera traktowali nas, moim zdaniem, nie tak, jak byśmy sobie życzyli. Pojęcie zorganizowanej Polonii było im obce. W końcu zadziałały kontakty osobiste, ale też strona niemiecka w pewnym momencie doszła do wniosku, że jednak w Berlinie żyje duża grupa Polaków, potencjalnych wyborców i warto by było ich zauważyć i zacząć jakąś współpracę. W tej chwili rzeczywiście pomoc ratusza jest ogromna. Warto podkreślić wielkie zaangażowanie pana Balcera i całego jego aparatu w organizację festynu.

www.poloniaberlin.de




www.poloniaberlin.de


SINGIELKA 125 – 128 Najbliższy tydzień serialowych bohaterów „Singielki” będzie obfitował w wiele niespodzianek. Ciekawe zaskoczenie spotka zarówno Olgierda, który spotka się z żoną, jak i załogę redakcji na wieść pewnej informacji dotyczącej Elki. Co jeszcze podkręci atmosferę? Zapraszamy do IITVN od poniedziałku do czwartku 2 – 5 maja o godz. 20.35 (CET – Berlin, Paryż) w ITVN.

ciążowego. Niefortunnym zbiegiem okoliczności Dorota zauważa badanie w rękach dziennikarki, dlatego Tomasz wypytuje redaktor, kto jest ojcem dziecka Singielki. Wieść o jej stanie kompletnie wytrąciła go z równowagi. Z kolei niczego nieświadoma panna Kowalik jedzie na reportaż z Konradem, na którym ma udawać jego żonę! Dodatkowo w wyniku nieporozumienia Andrzej nie domyśla się, że temat ojcostwa może dotyczyć właśnie jego. Księgowy odczytuje aluzje partnerki

Sława postanawia utrzeć nosa mężowi, zaprasza go do domu, w którym właśnie jest Marcin. Olgierd nie kryje zdziwienia na widok nowego adoratora byłej partnerki, ale postanawia nie dać tego po sobie poznać. Plan jednak nie przynosi zamierzonego rezultatu, ponieważ dochodzi do starcia między mężczyznami. Natomiast Monika podejrzewa, że zaszła w ciążę i prosi Elkę o wsparcie podczas robienia testu

SEKRETY LEKARZY – NOWY SEZON W nowym sezonie programu „Sekrety lekarzy” widzowie ITVN zobaczą kolejne zmagania ekspertów z nietypowymi schorzeniami i ciężkimi chorobami. Czy dzisiejsza medycyna jest w stanie sprostać oczekiwaniom wszystkich pacjentów? Na premierowe odcinki zapraszamy w każdy wtorek od 24 maja o godzinie 20.35 (GMT – Londyn) i 21.35 (CET – Berlin, Paryż). Każdego dnia specjaliści TVN Style podejmują walkę o ludzkie zdrowie i dają nadzieję na lepsze życie. W nowym sezonie programu „Sekrety lekarzy” zajmą się m.in.: siedemnastolatką z rozszczepem twarzy oraz mężczyzną zmagającym się z nadmiernym wydzielaniem hormonu wzrostu. Operacje zostaną jak zawsze przeprowadzane w naj-

6

po swojemu, co przysparza mu mnóstwa kłopotów. Tymczasem Górski coraz bardziej załamuje się z uwagi na brak odpowiedzi Elki na jego telefony. Nawet Natalia nie ma czasu się z nim spotkać i porozmawiać. Zrezygnowany trafia do Antypodów, gdzie topi smutki w alkoholu, ale tutaj na ratunek przybiega Nadia. Jednocześnie przyjaciółka odsłuchuje wiadomość od fotografa i zaintrygowana oddzwania. Odbiera jednak była sympatia, która oświadcza, że nie zamierza go budzić. Czy spędzili razem upojną noc? Potem Konrad zaprasza Elkę na Bal Mediów, która zgadza się na wspólne wyjście z nadzieją, że chociaż na chwilę przestanie myśleć o Tomaszu. On z kolei nie ma pojęcia, co się tak naprawdę wydarzyło i nadal nie może uwolnić się od Nadii. Zaproszenie na uroczystość dociera także do redakcji, w której toczy się walka o to, kto pójdzie na nią jako reprezentant. Inwestor postanawia wybrać się z kimś z redakcji, czym wywołuje olbrzymie zaskoczeniem…

MATERIAŁY TVN FOTO TVN, Agnieszka K Jurek

lepszych i najnowocześniejszych klinikach. Specjaliści Fachowcy z różnych dziedzin wykonają skomplikowane zabiegi. W ruch pójdą piły oscylacyjne, młoty, śrubokręty i specjalistyczne wiertarki. W pierwszym odcinku z prośbą o pomoc zwróci się Marek. Cierpi na wyjątkowo rzadkie schorzenie genetyczne, które od 15 lat dewastuje jego organizm. Mężczyzna nie raz był wyszydzany i atakowany przez ludzi mijających go na ulicy. I choć sam rozumie, że jego wygląd, może wywoływać poruszenie, to coraz częściej traci ducha walki o normalną przyszłość dla siebie i ukochanej żony. Jego ostatnią szansą na nową twarz jest skomplikowana operacja. Kolejna bohaterka to Anita. Mając zaledwie 17-cie lat, zdecydowała się na wykonanie tatuażu w domowych warunkach. Planowany początkowo symbol miłości, przykryty następnie wizerunkiem smoka, nie tylko ją oszpecił, ale okazał się budzącym grozę koszmarem, którego dziewczyna za wszelką cenę pragnie się pozbyć. Czy lekarzom uda się spełnić marzenia wszystkich pacjentów?

MATERIAŁY TVN STYLE FOTO TVN, Monika Grotowska

www.poloniaberlin.de


www.poloniaberlin.de


www.poloniaberlin.de


Głos w sprawie Jugendamtu Po obejrzeniu kolejnego filmiku z cyklu „Jugendamt kradnie polskie dzieci” pękam i chociaż pewnie tego pożałuję, głos zabieram. Jakie mam do tego prawo? Takie, że przez rok z Jugendamtem w dwóch dzielnicach Berlina współpracowałam. Do zadań JA należy między innymi chronienie dzieci przed niebezpieczeństwami czyhającymi na nie w rodzinnym domu. Do tych niebezpieczeństw należą np.: alkoholizm, przemoc, molestowanie, choroba psychiczna rodzica, skrajne zaniedbywanie mogące prowadzić do utraty zdrowia lub życia oraz do zahamowania rozwoju. Praca asystenta rodziny (Familienhelferin), którą wykonywałam, polega na pomaganiu rodzinom z dziećmi w uporaniu się z różnymi problemami. Mówiąc krótko, kiedy do JA trafia rodzina (czasem zgłasza się sama, częściej jest do tego zmuszana), przydziela się jej takiego asystenta, który ma pomóc w poprawie sytuacji, ale i kontrolować ją, dla dobra dziecka. W czasie mojej pracy poznałam wielu pracowników JA i styl ich pracy. W większości były to młode, bardzo empatyczne kobiety, którym widocznie zależało na poprawie losu dzieci. Pracownicy JA, tak jak my wszyscy, doskonale zdają sobie sprawę z tego, że dla dziecka niewiele jest gorszych przeżyć niż zabranie z rodzinnego domu. Dlatego, jeśli nie jest to przypadek kryminalny, gdzie działa się szybko, rodzinie zawsze dawana jest szansa. Wspólnie tworzony jest plan pracy nad poprawą sytuacji. Taki

www.poloniaberlin.de

plan rozłożony jest najczęściej na poł roku, a nawet rok i dłużej. Myślę, że to wystarczający czas, żeby naprawić to, co przeszkadza rodzinie normalnie funkcjonować. Gdy jednak dojdzie do konieczności zabrania dziecka z rodziny, która nie daje mu szans na normalne życie, zawsze jest to tragedia. Rodzic się awanturuje, czuje się pokrzywdzony, dziecko płacze, a pracownik JA próbuje zachować spokój, czym sprawia wrażenie osoby bez uczuć. To właśnie takie rozdzierające serca scenki oglądamy w telewizji i internecie. Jednostronnie przedstawione, z kontekstu wyrwane, wąskie skrawki smutnej rzeczywistości. Praca asystenta rodziny to cholernie ciężka robota. Stale jest się świadkiem dramatów dzieci, nie tych telewizyjnych z płaczem i krzykiem, lecz tych cichych, codziennych, dramatów samotności, niekochania, braku szans na rozwój. Dramatów zapomnienia. W tym temacie nie ma prostych rad i rozwiązań. Rzadko kiedy sytuacja jest czarno-biała. Urzędnicy nie są wszystkowiedzący i wolni od pomyłek. Jednak ja wierzę, że nie ma w nich złej woli, a sam urząd nie ma żadnego interesu w „porywaniu” polskich dzieci. Nie wierzcie w takie spiskowe teorie. Jeśli ktoś kocha swoje dzieci, nie zaniedbuje ich i działa dla ich dobra, nie musi obawiać się Jugendamtu. Przynajmniej nie bardziej niż Baby Jagi. I pomyślcie obiektywnie, że jednak dobrze, że jest ktoś, kto troszczy się o dobro dzieci i młodzieży właśnie wtedy, kiedy najbliżsi zawodzą. Kasia Willmann natandpol.blogspot.com




Berlińskie salony i balkony. Spacer przez dawne wsie Biesdorf, Kaulsdorf i Mahlsdorf. Część I WILLA SIEMENSA W BIESDORF

KOŚCIÓŁ W KAULSDORF

Kilka lat temu internauci jednego z polskich portali zostali poproszeni o pokazanie swoich miejsc zamieszkania w innym świetle. Chodziło o zdjęcia, których nie zrobiłby turysta, które nie widnieją na ulotkach, broszurach czy w przewodnikach. Przyznam, że moja prezentacja wywołała sporo komentarzy, że coś „mało Berlina w tym Berlinie”, bo ujęcia można było śmiało przypasować do rejonów górskich potoków (Wuhletal), nadmorskiego wybrzeża (Wannsee) czy opustoszałych wsi. Myślę, że nie jest tajemnicą, iż poza widokami z utartych szlaków turystycznych Berlin ma znacznie więcej twarzy i to niekiedy mało znanych nawet samym mieszkańcom. Taką okolicą, która może sprawić niespodziankę, jest na przykład kilka dzielnic położonego na wschodzie okręgu Marzahn-Hellersdorf. Proponowana trasa „Wanderroute am Barnimhang” ma około 7 kilometrów długości i zaczyna się na stacji kolejki miejskiej S-Biesdorf. Już po kilkuset metrach dociera się do parku (Schlosspark Biesdorf) i willi z wieżą o pałacowym charakterze. Wzniesiona w późnoklasycystycznym stylu dla Hansa-Hermanna Rüxlebena w 1868 roku niedługo potem zmieniła właściciela, by w 1887 trafić do rąk Wernera von Siemensa. Na 13 grudnia tego roku przypada 200. rocznica urodzin znanego konstruktora i wynalazcy. Jego syn poczynił w pałacu wiele udogodnień będących w owym czasie technologicznymi nowin-

12

kami, spekuluje się nawet, że z wieży czynił pierwsze próby z bezprzewodowym telegrafem. W latach 1891-1898 otaczający willę park został poszerzony i przekształcony w stylu angielskim przez Alfreda Brodersena. Po zakończeniu trwającego obecnie remontu willa ma powrócić do swojej dawnej funkcji centrum kultury i sztuki. Od pałacu tylko kilka kroków wiedzie do kościoła wzniesionego w czasach, kiedy Biesdorf był jeszcze odrębną wsią. Pierwsza wzmianka o miejscowości pochodzi z 1375 roku, choć powstanie świątyni datuje się na wcześniejszy wiek. Obecna postać kościoła jest wynikiem odbudowy po zniszczeniach wojennych.

KOŚCIÓŁ W BIESDORF

Kolejny odcinek drogi wiedzie wzdłuż ruchliwej B5/1. Najlepiej przejść go szybko, zwłaszcza jeśli są to godziny szczytu. Tuż za wiaduktem metra należy skręcić w lewo i podążyć platanową aleją w kierunku cmentarza, na którym zaraz przy wejściu znajdują się groby wojenne z 1945 roku. Dalej droga przecina malowniczą dolinę rzeki Wuhle i omija łagodnym łukiem Biesdorfer Höhe, wzgórze o wysokości 82 metrów. Naturalne wzniesienie miało wysokość 45 metrów, ale od początku XVII wieku aż do pierwszej wojny światowej było używane jako wysypisko

śmieci, a po wojnie zrzucano tu gruz z przebudowywanej alei Stalina (dzisiaj Karl-Marx-Allee) czy wysadzonego w 1950 roku zamku berlińskiego. Dopiero w latach 80. ubiegłego wieku rozpoczęto sadzenie drzew i krzewów oraz wytyczono drogę z punktem widokowym na pobliski Kaulsdorf. Niewielka rzeka Wuhle, która początek bierze na płaskowyżu Barnim, od 2001 roku widnieje w herbie okręgu Marzahn-Hellerdorf. W sąsiednim Köpenick Wuhle uchodzi do Szprewy. Wzdłuż jej biegu, w ramach ogólnoberlińskiego projektu „zielonych dróg”, powstała 16-kilometrowa piesza trasa, chętnie wykorzystywana w celach rekreacyjnych przez mieszkańców okolic. Nasza trasa biegnie dalej wzdłuż osiedla mieszkaniowego i głównej osi dawnej wsi Kaulsdorf, gdzie po drodze obok nowej zabudowy widoczne są wille i domy z początku XX wieku. Z badań archeologicznych wynika, że Kaulsdorf powstał na terenie dawnej osady słowiańskiej. Zasiedlanie nastąpiło w ramach akcji kolonizacyjnych w XI i XII wieku. Po raz pierwszy o wsi wspomniano, wymieniając jednego z jej mieszkańców - Nicolao de Caulestorp, w 1285 roku. Majątek był we władaniu kościołów, najpierw św. Piotra w Cölln, później katedry berlińskiej, a w końcu po reformacji kościoła w pobliskim Biesdorf. W XVIII wieku nowy nabywca

Franz Carl Achard, członek Akademii Nauki w Berlinie, próbował pozyskać tutaj cukier z „europejskich roślin”. Decydując się ostatecznie na buraka pastewnego położył solidne podwaliny pod przyszłą masową produkcję cukru z buraków, a w 1801 roku założył pierwszą na świecie cukrownię w Prusach. Miało to już miejsce jednak w miejscowości Konary, dzisiaj na terenie województwa dolnośląskiego. W Kaulsdorf o słodkiej działalności pruskiego naukowca przypomina tablica pamiątkowa na fasadzie domu przy Dorfstraβe 1. To niejedyny przemysłowy wątek w historii okolicy. Do dzisiaj działa tu bowiem, znany z wyrobów spirytusowych, zakład Schilkin założony przez rosyjskiego emigranta Apollona Fiodorowicza Schilkina, który przybył do Berlina z rodziną w 1921 roku. Jego syn, Sergiej Schilkin, odbudował zniszczoną w czasie wojny fabrykę i w czasach enerdowskich był jednym z wiodących producentów mocnych trunków. Prowadzona przez niego fundacja wspomogła między innymi założenie ogrodu zoologicznego we wschodniej części Berlina (Tierpark) oraz wsparła wiele lokalnych projektów, między innymi platformę widokową na wzgórzu Biesdorfer Höhe, która została nazwana od nazwiska fundatora. cdn. Tekst / Foto: Joanna Maria Czupryna


www.poloniaberlin.de

1


Mała przerwa w spotkaniach z rodakami i opisywania, jak i dlaczego znaleźli się w Berlinie spowodowana między innymi Świętami Wielkanocnymi. Spróbuję podsumować to, czego w ciągu tych kilku miesięcy wysłuchałam. Dotychczasowe moje spotkania ograniczyłam do stosunkowo młodej emigracji, ale młodej ze względu na czas pobytu w Berlinie, a nie wiek rozmówców, chociaż rzeczywiście dominują ludzie młodzi, do 35. roku życia.

POLACY W BERLINIE

Przyczyny masowych wyjazdów Polaków za granicę są znane powszechnie. Każdy potrafi powiedzieć, czego rodacy szukają za granicą. Przede wszystkim z kraju uciekają w poszukiwaniu lepszego życia. Nie mogąc zaspokoić podstawowych potrzeb życiowych uciekają się do ostateczności. Wyjeżdżają za pracą, gdy w ojczyźnie nie znajdują miejsca, które by ich zatrudniło. Jest to typowa emigracja zarobkowa, chociaż nie przyjechali tu, żeby zarobić pieniądze i wrócić do Polski. Zdecydowali się tu osiąść i prowadzić stabilną egzystencję. Kiedyś takie zjawisko budziło zdziwienie, bo rzadko kto decydował się na opuszczenie kraju, swojego miejsca zamieszkania, rodziny. Obecnie na wyjazd z kraju decydują się nie tylko pojedyncze osoby, ale i całe rodziny. Wyjeżdżają z Polski, szukając poprawy warunków, w jakich przyszło im mieszkać. Próbują zapewnić sobie lepszą przyszłość. Na początku jest ciężko, tęskni się za rodziną i znajomymi. Jednak w dzisiejszych czasach, kiedy swobodnie można poruszać się niemal po całej Europie, to też nie jest problemem. Po prostu od czasu do czasu jeżdżą w odwiedziny do kraju i wszystko jest w porządku. Dlaczego wybrali Berlin? Powodów jest kilka. Najczęściej dlatego, że jest stosunkowo niedaleko do Polski i dzięki temu wyjazdy do kraju nie są sporadyczne. Inne powody, to wcześniej mieszkający ktoś z rodziny w Berlinie, ponadto otwartość miasta, jego wielonarodowość, wielokulturowość. No i oczywiście duża liczba rodaków tu mieszkających, dzięki czemu nowo osiedlający się nie czują się wyobcowani. Polaków w Berlinie przybywa. Wielu jest tu zameldowanych, lecz nadal posiada

polskie obywatelstwo. Zwłaszcza od przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Choć berliński rynek pracy uchodzi za jeden z najtrudniejszych - ma bowiem opinię miasta z niskim poziomem płac i mało atrakcyjnymi kontraktami, to jednak uchodzi wśród Polaków za najbardziej atrakcyjne miasto w Niemczech. Zaletą jest bliskość do Polski. Berlin uchodzi też za miasto stosunkowo tanie, co sprawia, że wielu odważa się tu wystartować „od zera”. Mówiąc o Polakach w Berlinie, jeszcze raz zwrócę uwagę na osoby, które nie zdecydowały się na zamieszkanie tu, natomiast niemal codziennie dojeżdżają do pracy. Moje zainteresowanie wzbudzili szczególnie młodzi ludzie, którzy na brak pracy w Polsce nie narzekali, nie szukali zatrudnienia. Kiedy jednak otrzymali propozycje z firm w Berlinie, nie zastanawiali się. Nie zatrudnili się na stanowiskach, które nie odpowiadają ich wykształceniu, wykonują pracę, która jest zgodna z ich kwalifikacjami. Otrzymali szansę na rozwój zawodowy i skorzystali z niej. A.W.

Dieta wegańska - z czym to się je? Cz. 1. Dieta wegańska stała się w ostatnich latach bardzo modna i można znaleźć o niej wiele informacji. Dzisiaj i ja chciałabym napisać kilka słów na ten temat. Przygotowując się do prowadzenia seminariów dietetycznych zaczęłam dużo czytać o wegetarianizmie i weganizmie. Rok temu przez dwa miesiace wykluczyłam ze swojej diety mięso i produkty mięsne. Nie spożywałam też nabiału, który i tak w mojej codziennej diecie jest bardzo rzadko. Zwiększyłam ilość surowych warzyw, ryb i nasion strączkowych. Przez ten okres tylko kilka razy zjadłam kurze jaja. O tym, jak to wpłynęło na mój organizm, może uda mi się napisać w innym artykule.

CO TO JEST WŁAŚCIWIE WEGANIZM? Jest to bardziej restrykcyjna forma diety wegetariańskiej, która polega na wykluczeniu z codziennego jadłospisu produktów pochodzenia zwierzęcego, takich jak: mięso, produkty mięsne, ryby, mleko i jego przetwory, jaja, a często też miodu i produktów pszeczelich. Dietę wegańską stosują dzisiaj nie tylko osoby, które z przyczyn swojej ideologii przechodzą na tę formę odżywiania, ale także ci, którzy chcą zre-

1

dukować swoją masę ciała lub borykają się z tzw. chorobami cywilizacyjnymi, takimi jak np. cukrzyca, nadciśnienie, choroby serca czy dna moczanowa. Wiele badań potwierdza pozytywny wpływ diety wegańskiej na nasze zdrowie, ale nie zapominajmy, że również zmiana złych nawyków żywieniowych i stosowanie zasad zdrowego żywienia, a także zwiększona aktywność fizyczna, przynoszą takie same, a często lepsze efekty niż przejście na restrykcyjny weganizm.

CZYM CHARAKTERYZUJE SIĘ DIETA WEGAŃSKA? U podstaw piramidy w tej formie odżywiania leżą warzywa, głównie spożywane na surowo i produkty zbożowe, zwłaszcza te z pełnego przemiału. Jest dopuszczalna również forma obróbki termicznej warzyw, ale pamiętajmy o tym, że te spożywane na surowo są bogatszym źródłem witamin, minerałów, antyoksydantów i błonnika. Jednakże nie każdemu służy stosowanie tzw. witarianizmu, czyli spożywania warzyw i owoców tylko na surowo. Kolejnym bardzo ważnym produktem w weganizmie są strączki (so-

czewica, ciecierzyca, fasole itp.), nasiona (słonecznik, pestki dyni, siemię lniane, nasiona chia) i orzechy. Ta grupa produktów dostarcza nam dużej ilości kwasów tłuszczowych niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania m.in. układu nerwowego, witamin, błonnika i aminokwasów, z których nasz organizm buduje białka. Weganie w swojej diecie nie powinni zapominać o stosowaniu glonów morskich (spirulina, chlorella), które są idealnym źródłem białka, chlorofilu i żelaza. Jako że dieta wegańska nie zawiera mleka i produktów mlecznych, powinniśmy sięgać po zamienniki, takie jak mleka roślinne, np. sojowe, ryżowe, migdałowe i in., które czesto są wzbogacane o witamię D3 i wapń. Również soja i jej produkty (np. tofu) mogą, a nawet powinny się znaleźć w daniach wegańskich. Dieta wegańska powinna być jak najbardziej urozmaicona, co pozwoli uniknąć nam niedoborów żywieniowych. O tym, jakie ryzyko niedoborów niesie za sobą dieta wegańska, napiszę w kolejnym artykule.

www.poloniaberlin.de

Dorota Mazurkiewicz Ernährungswissenschaftlerin (M.Sc.) mgr dietetyk kliniczny


Nie zakocham się tej wiosny…

Od lewj: Ilona Gawlik, Agnieszka Winter, Katarzyna Willmann, Ewelina Jaworska, Cyprian Taraciński, Dorota Puszakowska, Wojciech Sowiński Foto: Marek Wischniewski

W Berlinie już wiosna pełną parą. Ale nie tylko na ulicach czy w parkach. Wiosna zawitała także do klubu Mastul przy Liebenwalder Str. 33. Dla tych, którzy lubią piosenki Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego, była to nie lada gratka. Można się było, jak to bywa na wiosnę, wbrew temu, co sugerował tytuł programu, na nowo rozkochać w tych przepięknych perełkach polskiej litera-

tury muzycznej. Z tą niełatwą materią zmierzyli się: Agnieszka Winter, Ewelina Jaworska-Bone, Dorota Puszakowska, Katarzyna Willman, Agnieszka Doleżyńska, Cyprian Taraciński, Wojtek Sowiński i Ilona Gawlik, która całość przygotowała od strony muzycznej i akompaniowała wykonawcom. Trzeba przyznać, że się udało i zespół wypadł bardzo dobrze. Zabawne teksty Przybory i piękna muzyka Wasowskiego wybornie bawiły przybyłą publiczność. A jednak można się zakochać na

www.poloniaberlin.de

wiosnę, chociażby w tych utworach. I jeszcze parę słów o tym, co zdarzyło się tydzień później, tj. w sobotę 16 kwietnia w Pierogarni. W tym gościnnym lokalu, w którym jest iście rodzinna atmosfera (a to za sprawą właścicieli, Państwa Kozłowskich), co jakiś czas odbywają się bardzo interesujące imprezy. Właśnie w sobotę, w programie „Życie to kabaret” wystąpiła wspomniana już wyżej Ilona Gawlik. Tym razem w półtoragodzinnym recitalu mogliśmy usłyszeć znane polskie

piosenki, takie jak „To mi wystarczy” z repertuaru Zuli Pogorzelskiej czy „Kaziu zakochaj się”, kilka znanych standardów światowych („My Way”, „Life is a cabaret”, „Mackie Messer”), a także własne kompozycje i teksty artystki. Brawurowe i pełne temperamentu wykonanie Ilony Gawlik nagrodzone zostało gromkimi brawami zebranej publiczności, o czym donosi Państwu prowadzący wieczór. W.S.

1


OGŁOSZENIA DROBNE l Kobieta, 30 lat, poszukuje mieszkania/pokoju do wynajęcia na okres trwania kursu 1.06.2016-28.02.2017 z dobrym dojazdem komunikacją miejską do dzielnicy Mitte, do szkoły filmowej. (potrzebne pokwitowania). Tel. +48 504 481 333 l Sprzedam atrakcyjny dom poniemiecki, 2 mieszkania o łącznej pow. 150 m kw. + poddasze + duźy budynek gospodarczy.działka 6400 m kw., położony blisko jeziora i lasu (90 km od Berlina) okolice Kostrzyna. Cena 79000 euro. Tel. 030/7150837, 01787150837 l Firma SUN & GLASS Technik zatrudni osobę ze znajomością języka niemieckiego oraz prawem jazdy do działu sprzedaży, praca biurowa z wyjazdami na spotkania z klientem na terenie Berlina. info@sunglasstechnik.de, www.sunglasstechnik.de, tel. +49 (0)157 579 145 19 l Domek dwa pokoje, otwarta kuchnia, altanka i domek gospodarczy na działkach rekreacyjnych w Międzyzdrojach. Działka około 500 m kw., 800 m od morza na sprzedaż. Tel. 0172 444 46 15 l Zachęcamy dzieci i młodzież z Niemiec do wakacyjnego wyjazdu na polsko-niemieckie warsztaty do Międzynarodowego Domu Spotkań Młodzieży Mikuszewo. Wszystkie warsztaty koordynuje Małgorzata Bobrowska z MDSM Mikuszewo we współpracy z niemieckim stowarzyszeniem Hoch Drei e.V. z Poczdamu. Wszystkie spotkania są

dotowane przez Polsko-Niemiecką Współpracę Młodzieży, dlatego koszt tygodniowych warsztatów to ok. 130-150 euro w zależności od tematyki. Więcej informacji pod: www.mikuszewo.org lub www.hochdrei.org l Wynajmę mieszkanie w Berlinie, wraz z dziewczyną, dzielnica nie ma znaczenia, od 15 maja, oboje pracujemy. Interesuje nas kawalerka lub 2 pokoje w części umeblowane, ale niekoniecznie, mieszkania szukamy na dłuższy okres. Mieszkanie na dłużej i tylko z meldunkiem. Kontakt: 0151 459 832 64 l Poszukuję zmotywowanej, samodzielnej i komunikatywnej osoby z dobrą znajomością języka niemieckiego do pracy na stanowisku promotora na terenie Berlina dla bardzo znanej i dużej niemieckiej firmy. Wysokie wynagrodzenie. Zainteresowanych proszę o kontakt telefoniczny pod numerem 0176 728 417 35 l Kursy komputerowe dla SENIORÓW „obsługa komputera”. Po kilku spotkaniach nie będziesz musiał prosić wnuczka, aby włączył komputer lub wyszukał coś dla ciebie w internecie. Wszelkie informacje pod: tel. 030 / 588 523 96, kom. 0157 749 163 03 l Serdecznie zapraszamy wszystkich polskich twórców, artystów, muzyków oraz miłośników muzyki na spotkania do „Pierogarni” w każdy czwartek od godz. 18.00, Turiner Straße 21, 13347 BerlinWedding

Przesympatyczna staruszka Margott Z silnym bólem pleców trafiłam do szpitala. Przyjechałam tu tylko na zastrzyk, ale przemiły pan doktor stwierdził, że dobrze byłoby pozostać jedną dobę na obserwacji. Brzmiało niezbyt zachęcająco, ale zgodziłam się. Pan doktor argumentował to w ten sposób, że bardzo dobrze zrobi mi całkowity odpoczynek w szpitalnym łóżku z dala od obowiązków. Czerwona opaska na rękę, basen przy każdym łóżku jak w pięciogwiazdkowym hotelu z opcją All Inclusive. Wiedziałam sama, że jedna doba ciszy i spokoju dobrze mi zrobi.

CISZA I SPOKÓJ... Przebrałam się w piżamę, położyłam na szpitalnym łóżku i zostałam odwieziona na oddział. Bardzo przytulny żółto-biały dwuosobowy pokój. Tylko ja i starsza siedemdziesięcioparoletnia pani. Sympatyczna, uśmiechnięta siwa staruszka przez pierwsze minuty przyglądała mi się bacznie. Po chwili przyszła do mnie pielęgniarka i powiedziała na ucho, że moja sąsiadka jest po wypadku i choruje na demencję. Uśmiechnęłam się i dałam znać, że wszystko jest w porządku. Demencja starcza - bardzo popularna choroba staruszek nieraz obiła mi się o uszy. Nie miałam, oczywiście, okazji zapoznać się z tą chorobą, ale nie brzmiało to dla mnie źle. Kiedy ułożyłam się wygodnie na łóżku moja cisza i spokój dobiegły końca. Staruszka Margott (tak ma na imię!) zapytała o moje imię, o moje dzieci, o to co mi dolega. W pierwszej chwili pomyślałam, że to bardzo miło z jej strony, że zainteresowała się moją osobą. Dobre wychowanie nakazuje wymianę kilku zdań na początku - pomyślałam. Na kilku zdaniach się jednak nie skończyło. Staruszce buzia się nie zamyka. Zdanie po zdaniu, pytanie po pytaniu. Potok słów. Zastawiam się momentami, kiedy ona oddycha? Opowiada coś, a za chwilę zadaje pytanie, znowu coś opowiada, w międzyczasie pyta, jaki jest miesiąc, jaki dzień, co chwilę pyta o godzinę. Po następnej opowieści prosi znowu o podanie tego samego i tak w kółko. Myślałam, że czas posiłków będzie moim odpoczynkiem, ale też nie. Sympatyczna Margott ma przy łóżku czerwony guzik do wezwania pomocy i pilota do regulacji łóżka. Guzik naciska średnio co pół godziny, a łóżko reguluje cały czas. Prosi o otwarcie okna, drzwi, za chwilę chce, aby je zamknąć. Wymęczona pytaniami i opowieściami nie mogłam doczekać się nocy. Długo miałyśmy zapalone światło, a Margott wciąż opowiadała. Miałam już naprawdę dość i powiedziałam, że gaszę światło i idę spać. Myślicie, że pomogło? Staruszka wyjęła z szuflady małą latareczkę i co chwilę świecąc mi w oczy pytała: Śpisz już? Nie spałam, ale nie reagowałam. Czekałam na moment, kiedy ona zaśnie, wtedy ja odpocznę. Radość moja nie trwa długo. Kiedy wreszcie zasnęła, zaczęła bardzo mocno chrapać. Śmiałam się do rozpuku. Gdzie mój spokój? Zasnąć, niestety, się nie dało. Przed czwartą ustąpiło chrapanie i zrelaksowana i wypoczęta staruszka znowu zaczęła opowieści. Po raz chyba piąty o tym samym. Jestem wymęczona jak nigdy, głowa mi pęka.

CHCĘ DO DOMU. TAM ODPOCZNĘ. Wszystko inne to nic w porównaniu z tą przesympatyczną staruszką. Demencja starcza to naprawdę poważna choroba może nie dla niej samej, ale dla wszystkich dookoła. Staruszkę Margott będę długo wspominała i jeszcze nieraz pomyślę o tym, że moje łóżko się zwolni, a na moje miejsce położą kogoś innego. Ona tu jeszcze trochę poleży i niejednemu sąsiadowi umili czas. Życzę jej szybkiego powrotu do zdrowia i wytrwałości tym, którzy trafią na moje miejsce. Katarzyna Góreczna

16

www.poloniaberlin.de


www.poloniaberlin.de

1


KRZYŻÓWKA

NA WESOŁO

Rozwiązania prosimy przesyłać pod adres: PoloniaBerlin, Barfusstraße 11, 13349 Berlin, z dopiskiem: „Krzyżówka”. Za prawidłowe rozwiązania czekają na Państwa atrakcyjne nagrody ufundowane przez itvn. Rozwiazanie krzyzowki z nr. 61 - Magdalena Kowalska, Stefan Morkis

SUDOKU Sudoku 2 (Medium)

Sudoku 1 (Medium)

4 4 1 8 4

6

2 9

3

1

2

6

8

9

2

7

4

3

7

4

5

6

8

6 3

4

7

3

5

4 6

2

9 6

5 4

7 3

2

2

9

1 Sudoku 3 (Hard)

1

9 9

1

9 7

2

5

9

5

4

5 7

8

8 8

1

2

9

3

-----------------------------------Przychodzi blondynka do sklepu elektrycznego i mówi: - Poproszę lotnika. - Nie mamy lotników, ale chyba pani chodzi o pilota do telewizora. - O tak, tak. Proszę się ze mnie nie śmiać. W tej dziedzinie jestem lajkonikiem. -----------------------------------– Tato, a czemu mamę tak często boli głowa? – Bo przynoszę do domu mało pieniędzy. – A dlaczego przynosisz mało pieniędzy? – Bo dużo wydaję na kobiety, których głowa nie boli. -----------------------------------Blondynka telefonuje do Telekomunikacji i mówi: – Nie mogę połączyć się z Internetem. – Czy poprawnie wpisała pani hasło? – Tak, widziałam jak robił to mój mąż. – A jakie jest to hasło? – Pięć gwiazdek. -----------------------------------– Dlaczego pan młody po ślubie wnosi na rękach żonę do mieszkania? – A kto kiedy widział, żeby nowy sprzęt AGD sam wchodził do domu? -----------------------------------Sędzia na rozprawie rozwodowej: – Postanowiłem przyznać pańskiej żonie 2 tysiące złotych miesięcznie. – Świetnie, wysoki sądzie. Ja też od czasu do czasu dorzucę jej parę złotych od siebie! -----------------------------------Idzie pogrzeb. Do mężczyzny idącego za trumna podchodzi znajomy: - Żona? - Nie, teściowa. -Tez pięknie -----------------------------------Jagna zaniepokojona dziwnymi odgłosami dochodzącymi od sąsiada, pyta: - Co się u was dzieje, kumie? - Nic. To tylko teściowa śpiewa wnukom kołysanki. - Chwała Bogu! Już myślałam, że świnia wam zdycha. ------------------------------------ Ach, czuję się jak bateryjka - żartuje po stosunku kochanek. Jestem do cna wyczerpany! - Ech wy, faceci, a potem się dziwicie, że się was wymienia... -----------------------------------Okulista zasiadający w komisji wojskowej pyta poborowego: - Czy widzicie tam jakieś litery? - Nie widzę. - A widzicie w ogóle tablice? - Nie widzę. - I bardzo dobrze, bo tam nic nie ma! Zdolny! ------------------------------------

Sudoku 4 (Medium)www.poloniaberlin.de

6

4

7

4

8

2


Salon ODRZUCONYCH Razem z pierwszymi chłodami tego lata wyszedł przepis, że trzeźwym kierowcom należy zabierać prawo jazdy. Na ulicach powiało zgrozą, bo zwiększył się odsetek zalanych samochodów. Ludzie bali się nawet stać na chodnikach, a co dopiero wsiąść do taksówki, więc i ja straciłem pracę, a z nadzieją na jej odzyskanie, zacząłem tęgo popijać. Co nie należało do łatwych zadań, tym bardziej, że podówczas uchodziłem za nałogowego abstynenta.

Na chodnikach zalegały sfrustrowane gromady porzuconych fur: smutnych, rozklekotanych, z nieaktualnymi tablicami rejestracyjnymi, ze zderzakami obrażonymi na calutki świat, tak że skrzynie biegów przestawały być automatyczne i tylko wiatr hulał pod bagażnikami skulonymi z zimna. Czasem jakaś litościwa dusza przynosiła im rozgrzewkę w postaci pół basa wysokooktanowej okowity, dzięki czemu lube ciepło rozpływało się po wszystkich wystających częściach karoserii. I w ten sposób płynął mi niespieszny czas. Z początku jeździłem po garażu, ale przeszedł mi ten zwyczaj, toteż w bezksiężycowe noce wymykałem się na szosę pilnie unikając chłopców z suszarką. Jeździłem sakramenckimi obrzeżami, po wertepach, anonimowym polem, leśnymi traktami, nieraz brzegiem plaży, zapiaszczonej i mdłej, a tak rozmokłej, że co chwilę musiałem wykopywać się z podłoża. Szybko mi więc obrzydły te kursy bez celu, na oślep i dokądkolwiek, bo uświadomiłem sobie, że gdzie bym nie pojechał, nie zajadę, gdzie bym chciał. Wobec tego spasowałem i chcąc nie chcąc stałem się członkiem bandy bezdomnych szoferaków. Zagarażowałem na dobre, a miało to miejsce pod chmurką, na jednej z bocznych ulic, z dala od rynsztoków śródmieścia, w pobliżu remizy, zaraz za śmietnikiem Domu Kultury. Byłem teraz jednym z nich, bratem-łatem, automobilistą z uprawnieniami do leżenia pod maską swojego rzęcha, a na dokładkę zostałem się bez klientów i na chama wyrzucono mnie ze służbowej kawalerki (komornik oznajmił mi uroczyście - jakbym nie wiedział! - że nie powinienem jeździć po trzeźwemu, gdyż wystawiam złe świadectwo pozostałym kierowcom). Krótko mówiąc byłem w dupce, bez dachu nad głową, dołączyłem więc do

www.poloniaberlin.de

reszty odstawionych od złudzeń i zwolnionych z otuchy. Zaprzyjaźniłem się z nimi, uczestniczyłem w dyżurach na placu parkingowym, polubiłem je nawet, bo pilnowanie czegoś, co nie istnieje, ma głębszy sens. Wspominam o śmietniku, ponieważ w jego wnętrzu urządziliśmy sobie kafejkę do jednoczenia się w kupę, coś w rodzaju gustownej świetlicy połączonej z czytelnią i sypialnią przeznaczoną dla najbardziej niczyich spośród nas. Tam żeśmy - ze wzniosłymi miny - prowadzili dysputy o perforacjach losu i trąbach powietrznych oczekującej przyszłości. Tam też udawało się nam przez chwilę oderwać od myślenia na jawie. Tam też, wspólnymi siły, podczas palenia trawki lub ognisk czy smażenia kiełbasek, wykonywaliśmy chóralne skowyty, rozhasane przyśpiewki wywodzące się z mroku zetempowskich muz, jakieś fałsze refrenów i parafraz, jakieś mydlane kawałki w rodzaju nie płacz, kiedy zostanę Marino Mariniego czy budujemy stary dom. Przez moment znajdowaliśmy się poza kłuciem w sercu, ćmieniem zęba, strzykaniem w przerdzewiałych gnatach. W rojeniach widzieliśmy, jak dookoła szumiał las, a drogą, kwietnym duktem zieloności, szła Stokrotka Polna, rumiana kumpela z harcerskich czasów. Były to czasy tak wysublimowane i tchnące taką melancholią, że uspokojeni, zapominaliśmy o tym, co nas zmusza do poddawania się wyrokom losu. Ale przeważnie drzemaliśmy z dala od paragrafów, w tak nieobecnym oddaleniu, że zajmowane przez nas stoliki zanosiły się od cichych westchnień i ukradkowych łez. Lecz już pod koniec dnia czekał nas powrót do rozsądku. Spadaliśmy z obłoków na ziemię, by zająć się wyżymaniem obrusów, by były suche na rano, gdy odwiedzi nas Przewodniczący Zrzeszenia Zmotoryzowanych Opojów, by nam wygłosić kolejną pogadankę o życiu wbrew, by ubolewać, że wyłamujemy się z szeregu, narzekać, że jesteśmy nieprzepisowo trzeźwi. Marek Jastrząb

1



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.