3 minute read
TRóJMIEJSKIE FIGHTERKI
KLAuDIA KRAuSE-BACIA
Dziennikarka, wieloletnia redaktor magazynu W Ślizgu!, a obecnie zastępca redaktora naczelnego Prestiżu. Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego i Antwerpskiego. Na swoim koncie ma nie tylko setki tekstów, ale i kilka publikacji naukowych. Prywatnie właścicielka i driver @Prosecco na kółkach, wielka miłośniczka Maanamu, a także alternatywnych podróży i Bałtyku.
Advertisement
TOTWENKI
Kilkadziesiąt lat temu przy Alei Grunwaldzkiej we Wrzeszczu, w miejscu dzisiejszego teatru „Miniatura”, działał teatr inny niż wszystkie. Teatr Łątek, bo tak się nazywał, był pierwszym stacjonarnym teatrem lalkowym w Trójmieście i jedynym teatrem marionetkowym w Polsce. A stworzyły go trzy kobiety - Olga, Ewa i Irena. Poznajcie burzliwą i piękną historię Totwenek.
Cała historia zaczyna się od Olgi, matki Ewy i Ireny. Pasją do teatru zaraził ją przyrodni brat Mścisław Dobużyński, słynny malarz i scenograf, który prężnie współpracował z teatrem moskiewskim i petersburskim. W 1918 roku wyszła za mąż za aplikanta adwokackiego Stanisława Totwena, a chwilę później na świat przyszły dwie córki. Kilkakrotnie zmieniała miejsce zamieszkania, by w 1925 roku ponownie zawitać do Wilna. Tu zapomniana pasja rozkwitła na nowo. Ciężko, żeby było inaczej, wszak bliskość Teatru Wielkiego podświadomie dawała o sobie znać. Dodatkowo okazało się, że starsza córka - Ewa - ma niesamowite zdolności manualne. Właśnie wtedy, w latach 30. XX wieku wszystkie trzy zaczęły zgłębiać tajniki teatralnej sceny i uczyć się trudnej sztuki poruszania lalką zawieszoną na nitkach. Same tworzyły też pierwsze kukiełki - początkowo wykonane z tkanin z głowami z masy papierowej, a później rzeźbione w drewnie. W końcu, po latach nauki, w 1936 roku panie Totwen założyły swój pierwszy domowy teatr, a niespełna pięć lat później wystawiły pierwszy spektakl Teatru Łątek - „Nowe szaty króla” według Andersena. Wojnę przetrwały w niewielkiej podwileńskiej leśniczówce, gdzie Irena, młodsza z sióstr, napisała bajkę „O gwiazdce z nieba”, która później stała się najważniejszym spektaklem teatru Totwenek.
Tuż po wojnie wsiadły w pociąg i wraz z częścią ocalałych marionetek rozpoczęły swoją tułaczkę, by finalnie osiąść w Trójmieście. Opuszczając na zawsze rodzinne miasto, postanowiły nadać swojemu teatrzykowi nazwę „Wileński Teatr Łątek”. Gdańsk przyjął je ciepło. Na „dzień dobry" dostały niewielkie mieszkanie na strychu i prowizoryczną salkę na piętrze dzisiejszej Opery Bałtyckiej. Początki były obiecujące, jednak rok 1949 był przełomowy. Co prawda scenę przeniesiono do budynku, gdzie dziś mieści się Teatr Miniatura, ale usunięto z nazwy niepoprawny politycznie przymiotnik „wileński”, a co więcej - na nieszczęście Totwenek upaństwowiono teatr. Zarzucano im „bezideowość” i burżuazyjne zachowania, które nie mieściły się w kierunkach wytyczonych przez „władzę ludową”. Na domiar złego, z wileńskiego trio wykruszyła się Irena, która wyjechała do Łodzi studiować biologię (dziedzinie tej pozostała do końca wierna – zrobiła doktorat i aż do lat 80. pracowała w Instytucie Biologii Doświadczalnej PAN w Warszawie). Olga była schorowana i zmęczona, a Ewę przeniesiono do teatru w Bielsku-Białej. Był rok 1951 i teatr Totwenek tym samym przestał istnieć. Lalki przekazano państwowemu teatrowi, wiele z nich zniszczono i poprzerabiano, tak by pasowały do obowiązującej ideologii…
Wydawałoby się, że zniszczył je system. Jednak na placu boju pozostała niezłomna i uparta Ewa. Szybko wróciła z Bielska-Białej, skończyła architekturę na Politechnice Gdańskiej, a po studiach zatrudniła się w pracowni mikrofilmów w bibliotece politechniki. Jednak co najważniejsze – przez te wszystkie lata nie porzuciła marzeń o pracy w teatrze. Jeszcze w 1953 roku zrealizowała pierwszy w Polsce marionetkowy film pt. „Wspólnymi siłami”, a dwa lata później wraz z matką po raz ostatni spróbowała reaktywować teatr zakładając Stowarzyszenie Miłośników Sztuki Marionetkowej. Stowarzyszenie miało swoją siedzibę w Klubie Drukarza na Garncarskiej. Jednak po raz kolejny władza zdecydowała, że dwa teatry lalkowe w Trójmieście to o jeden za dużo. Olga i Ewa Totwen zostały usunięte ze Stowarzyszenia i teatru, a Teatr Łątek wraz z zespołem, lalkami i dekoracjami, został wchłonięty przez Miniaturę. Poźniej, dzięki różnym splotom okoliczności, część marionetek wróciła do ich twórczyń i dzięki temu przetrwały, starannie zabezpieczone na przydomowym strychu. Ewa do końca czuwała nad rodzinną spuścizną, dbając nie tylko o łątki, lecz również o listy, wycinki, teatralne afisze. Odeszła w 1999 roku w Gdańsku. Dziś tę rolę przejęła jej córka – Grażyna Totwen-Kilarska, wykładowczyni gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych, która kultywuje tradycje rodzinne poprzez publikacje, wykłady, recitale marionetkowe i wystawy.
Na pozór wydawałoby się, że historia Totwenek jest smutna, ale patrząc głębiej – jak żadna inna pokazuje rodzinną potęgę pasji i wytrwałości. Warto więc zapamiętać sobie, że kilkadziesiąt lat temu w Trójmieście istniał i zaciekle walczył o przetrwanie Teatr Łątek, a kolekcja wileńskiego trio jest unikatowa w skali całego kraju.