112
biznes
Musimy dążyć do zWartego miasta AUTORka: EWA KARENDYS
Przyjazne miasto to takie, w którym na krótkich dystansach nie trzeba używać samochodu, a zabudowa jest zwarta z dobrym dostępem do zieleni i usług. Tam, gdzie wyrosły kampusy biurowe trzeba dążyć do wykreowania przestrzeni wielofunkcyjnych. Gdańsk powinien odstąpić od planów budowy parkingu na Podwalu Staromiejskim. Prof. Piotr Lorens, nowy architekt Gdańska w rozmowie z "Prestiżem" mówi o swojej wizji miasta. Ewa Karendys: - W Gdańsku, szczególnie wśród opozycji, utarło się hasło, że Gdańsk jest „republiką deweloperów”. Zgadza się pan z tym? Prof. Piotr Lorens: - Absolutnie nie, uważam, że to populistyczne hasło. Miasto nie idzie zbyt mocno na rękę inwestorom? Musimy pamiętać, że zagospodarowanie przestrzeni naszych miast jest wynikiem udziału różnych stron, w tym inwestorów, deweloperów. Większość obiektów biurowych, mieszkaniowych, usługowych, nie powstałaby gdyby nie udział sektora prywatnego i firm deweloperskich. Owszem, można wyobrazić sobie system, w którym większą rolę miałoby państwo czy miasto, ale we współczesnych społeczeństwach znacząca rola przypada właśnie sektorowi prywatnemu. I trzeba podkreślić, że jest to normalny element miejskiego pejzażu. Inną kwestią jest, w jaki sposób potrzeby inwestorów są zaspokajane przez władze miasta. Z jednej strony bez sektora prywatnego trudno byłoby osiągnąć nowe powierzchnie o rożnym przeznaczeniu, ale z drugiej, nadmierne oczekiwania ekonomiczne mogą powodować konflikty. Czy podejście miasta do planowania nowej zabudowy powinno się zmienić? I co zrobić, żeby było lepiej? Nie ma jednej recepty, to zależy od konkretnej lokalizacji i jej kontekstu przestrzennego. Na pewno potrzebna jest jasna i klarowna polityka na temat tego co i gdzie będziemy budować. Choć w Gdańsku mamy wysokie pokrycie planami zagospodarowania, ale sam plan nie wystarczy, potrzebna jest często bardziej sprecyzowana wizja, jak dana część miasta będzie ukształtowana. Kolejny krok to poddawanie tej wizji dyskusji – z wszystkimi interesariuszami, w tym ze społecznością lokalną. Dla mnie kluczowe jest zrozumienie, że musimy dążyć do miasta zwartego, przyjaznego dla mieszkańców, zgodnego z regułami zrównoważonego rozwoju. Przyjazne – czyli jakie? Takie, w którym na krótkich dystansach nie trzeba używać samochodu, a zabudowa jest zwarta, z dobrym dostępem do zieleni i usług. To oznacza dogęszczenie miasta, ograniczenie rozwoju na zewnątrz. Odwrotnym przykładem jest Gdańsk Południe, rejon, który wymaga wielkiego wysiłku, żeby ukształtować tu prawdziwą przestrzeń miejską. Każdy chce mieszkać w zielonym mieście z dostępem do usług, ale z gęstą zabudową za oknem - już niekoniecznie… To prawda. I to wymaga pewnego wyważenia, kompromisów. Trzeba uwzględnić zarówno interes lokalnej społeczności, jak i całego miasta. Bo miasto, które się rozlało, to miasto droższe w utrzymaniu? Oczywiście. W zwartym mieście nie trzeba marnować czasu i pieniędzy na dojazdy, budować nowej infrastruktury. Choć Kowalski kupi tanio działkę na