2 minute read

Kompleks, pomysł i potencjał pisze Ania Ołów-Wachowicz

Next Article
KRONIKI

KRONIKI

ANNA OŁÓW-WACHOWICZ

Pijarowiec z zawodu, polonistka z wykształcenia, szczecinianka z wyboru. Autorka fejsbukowego bloga „Jest Sprawa”. Mama Filipa i Antosi. Ogrodniczka, bibliofilka, kinomanka. Swoją pierwszą książkę pisze właśnie teraz.

Advertisement

Mamy możliwości, ambicje, pomysły i sukcesy. Nasz malutki kompleks miasta z peryferii działa jak sprężyna. „Kto powiedział, że u nas nie można?”: to hasło napędzające przeróżne ambitne i ciekawe inicjatywy i to jest najlepsze.

Kompleks, pomysł i potencjał

Kiedy Michał wpadł na pomysł stworzenia magazynu lajfstylowego, który miałby ukazywać się w Szczecinie, myśleliśmy, że to naprawdę niezły pomysł, ale nie. W 2008 roku hasła: Szczecin i lifestyle magazine to były jednak dwa ryzykowne tematy do zestawienia. Gdzież tu wielki świat, trendy, gdzie tu czerwone ścianki i socjeta. Czy nie wypadniemy zaściankowo? Czy nie wywołamy złośliwości, że zobaczyła żaba jak konie kują to i łapę wyciąga?

Bo jak właściwie postrzegany jest Szczecin przez resztę naszego mało skonsolidowanego kraju? Szczecin to takie miejsce, do którego trafiają wszyscy zsyłani z seriali aktorzy. Jak ktoś musi zrezygnować z roli na zawsze to obwieszcza się, że właśnie wyprowadził się do Szczecina, a jeśli komuś zapowiada się dłuższa gra w innym serialu, albo ciąża – to wysyłają go do Szczecina na kontrakt. I już przepadł, zero kontaktu, jest jak na Kamczatce. Nie można się z nim połączyć, nie dojeżdżają żadne dyliżanse, nic. Pojechał i wieści brak. Szkoda chłopa/baby, do Szczecina pojechał. Tam zginie.

Stolica, Poznań, Wrocław, Kraków, Trójmiasto – mają klimat, są modne, w powszechnym mniemaniu dzieje się tam. Ze Szczecina wyjeżdża się osiągnąć sukces w którymś z wcześniej wymienionych miejsc. Bo tu to wioska z tramwajami, pasztecikami z radzieckiej machiny i paprykarzem. Który już zresztą nie jest produkowany w mieście, też się wyniósł.

Szczecińskich stereotypów jest jeszcze więcej, ale warto odnotować jedną prostą rzecz: ci co wyjeżdżają i cisną na sukces, bardzo często wracają. Z sukcesem. Po powrocie spotykają tych, którzy zostali i osiągnęli sukces tu. I zaczyna się dziać. Miasto wielkie nie jest, zawsze się można dogadać z podobnie myślącymi wariatami i połączyć siły. Albo ostro konkurować, co też wychodzi na plus. Jest też na tyle duże, że znajdą się zainteresowani pomysłem, nawet najdzikszym. I tak to działa. Wróćmy do „Prestiżu”. Stereotypy nie zniechęciły, ekipa się zdecydowała, robimy to – tylko o czym pisać? I wówczas zaczęło się skrobać tę zaściankiem trącącą zachodniopomorską nawierzchnię, a pod nią zaczęły ukazywać się kolory, które warto pokazać. I „Prestiż” je pokazuje.

Lokalne środowisko, trzyma gardę. Tu się udowadnia samym sobie, że mamy to. Mamy możliwości, ambicje, pomysły i sukcesy. Nasz malutki kompleks miasta z peryferii działa jak sprężyna. „Kto powiedział, że u nas nie można?”: to hasło napędzające przeróżne ambitne i ciekawe inicjatywy i to jest najlepsze. Prestiżowa misja wydobywania plusów ma się nadal dobrze. Choć na początku więcej było zabawy w nadawaniu tonu i zdarzały się wpadki, faux pas czy sztywne rozmówki z miejscowymi celebrytami, powoli koło ruszyło i nie zatrzymuje się. Reakcja łańcuchowa.

Ilość napotkanych na drodze zawodowej ciekawych ludzi z niebanalnymi pomysłami i patentami zaczęła otwierać nam oczy: tu jest klimat! Tu się próbuje. Tu można się realizować – tu żaden pomysł nie jest zbyt dziwny. Wszystkie chwyty dozwolone i każdy patent można sprawdzić.

Można zawsze powiedzieć, że za płotem trawa jest bardziej zielona, a Wrocław ma więcej zabytków, Warszawa więcej firm, ale czy to coś zmienia? U nas można wyjrzeć przez okno, a tam, zaraz za rozrytą ulicą w przebudowie i obok post peerelowskich bloków widać zawsze jakiś kawałek zieleni i wszystko jest w sumie w zasięgu ręki.

Ludzie tworzą miejsca, miejsca tworzą klimat, klimat przyciąga ludzi. Jesteśmy u siebie i lubimy to.

This article is from: