4 minute read

Krzywym okiem – pisze Dariusz Staniewski

Dziennikarz z bardzo bogatym stażem i podobno niezłym dorobkiem. Pracował w kilku lokalnych mediach. Aktualnie dziennikarz „Kuriera Szczecińskiego”. M.in. autor poczytnej (przez niektórych uwielbianej, przez innych znienawidzonej) kolumny pt. „Kurier Towarzyski” (w piątkowym „Magazynie”). Współautor dwóch książek i autor jednej – satyrycznie prezentującej świat lokalnej polityki. Status w życiu i na Facebooku: „w związku” z piękną kobietą. Wielbiciel hucznych imprez, dobrej kuchni i polskiej kinematografii.

Krzywym okiem

Advertisement

Pewnie wielu spodziewało się, że tych kilkadziesiąt zdań zostanie poświęconych pandemii i koronawirusowi. Ni hu, hu! Nie będzie ani o koronawirusie, ani dżumie, cholerze, czarnej ospie, „hiszpance” i innych cholerstwach czyhających na człowieka uczciwego, pracowitego i płacącego podatki. Będzie za to o pewnym chytrym pomyśle. W tym roku już się pewnie nie uda go zrealizować. Bo za chwilę połowa sezonu wakacyjnego, który i tak jest poturbowany przez pandemię. Ale może to pomysł na przyszły rok? Szczecińskie media doniosły, że w stawie położonym w Lesie Arkońskim, w pobliżu Jeziora Głębokie, można zobaczyć pływającego egzotycznego żółwia. Prawdopodobnie wypuścił go tam jakiś jego znudzony właściciel. No i może to jest właśnie ten pomysł na podniesienie atrakcyjności Szczecina! Może już czas na jakiegoś naszego lokalnego potwora z Loch Ness, który miałby się pojawiać np. w Jeziorze Głębokim, w jeziorze Dąbie albo w Zalewie Szczecińskim? Świadków, którzy pod przysięgą zeznają, że widzieli owe monstrum na pewno nie zabraknie. Wiadomo, wędkarze, to specyficzna nacja. Nie takie dziwy widzieli a zwłaszcza złowili. A jak się długo siedzi nad wodą mocząc kija, przy pogodzie rodem prosto z Bollywood, (czyli czasem w słońcu, czasem w deszczu), nierzadko o porannym lub wieczornym chłodzie, rozgrzać się trzeba. A pod wpływem pewnych płynów pocieszająco - rozweselająco - rozgrzewających człowiek różne dziwa widzi. I da się potem pokroić na kawałki, mordę obije niejednemu, założy się o własną małżonkę i ostatnie gacie, ale nie da sobie wmówić, że było inaczej niż on twierdzi. Widział i już! A jak ktoś nie wierzy, to głupi i złamany… Wiadomo. Aż więc się prosi o jakiegoś potwora z Głębokiego, Zalewu, czy też jeziora Dąbie. Co prawda przed laty jeden z lokalnych dziennikarzy odkrył w nim (jeziorze, czy Zalewie, nieważne) piranię, która miała ważyć 25 kilogramów(!). Na szczęście na wieść o tym nie wybuchła panika wśród żeglarzy i plażowiczów. Potem okazało się, że to był błąd drukarski. A pirania owszem, była (też ją wypuścił jakiś znudzony „hodowca”), ale miała 25… gramów. I nikt wtedy nie wpadł na pomysł stworzenia kolejnej zachodniopo morskiej atrakcji? Aż się prosiło! Życie, przecież, samo podsuwa pewne rozwiązania! Skoro złapano piranię, to kto wie co kryją jeszcze np. zalewowe odmęty, czy toń jeziora Dąbie? Kto wie, co tam ludzie jeszcze wypuścili? Oprócz ścieków oczywiście. Kto wie czy w głębinach nie doszło do zmutowania jakichś dziwnych stworów, albo doszło do tzw. krzyżówek genetycznych? Kto wie, co się może z wód owych kiedyś wyłonić? Może już gdzieś tam czai się jakiś rekin ostrzący sobie zęby na plażowiczów np. w Lubczynie czy Nowym Warpnie, wąż morski atakujący jadem (albo jodem, wszak morze niedaleko), czy też kałamarnica - gigant, która swoimi mackami oplecie jakiś jacht lub inną łódkę i wciągnie w czeluści obiekt pływający wraz z załogą? Już można sobie wyobrazić te dziesiątki ekip telewizyjnych z całego świata, badaczy wodnych głębin, biologów i innych naukowców, którzy właśnie nad Zalewem szukaliby kolejnej naukowej sensacji. A twórcy horrorów i thrillerów inspiracji dla swych dzieł. Ludzie, jak to brzmi: „Potwór z Zalewu”, albo „Monstrum z Głębokiego”! I nie chodziłoby oczywiście o urodę jakiejś plażowiczki lub plażowicza wypoczywających akurat nad tymi akwenami. Nieważne, że stwora tego widzieliby tylko np. jakiś przysłowiowy Janusz z Grażyną, kiedy usiłowali skonsumować swoje uczucie na tzw. łonie przyrody, a bestia owa akurat wynurzyła się z wody i zakłóciła im ten akt nawiązywania ściślejszej znajomości i bratania się z naturą. Nieważne, że dowodem istnienia maszkary byłyby jakieś niewyraźne zdjęcia zrobione przy okazji selfie z jeziorem, albo zamazany filmik nakręcony o zmierzchu. Przecież podobne dowody przedstawiane są w przypadku potwora z Loch Ness. A ilu ludzi i od jak dawna go szuka? Przecież nie chodzi o to, żeby złapać króliczka, ale go gonić! Niestety, istnieje niebezpieczeństwo, że pływającą poczwarę do swych niecnych celów mogłyby wykorzystać określone siły polityczne. Ot, choćby w przypadku Zalewu. Na pewno pojawiłyby się twierdzenia, że to Niemcy nam coś podrzucili (bo Zalew polsko - niemiecki a granica płynna i pisana palcem po wodzie), albo Unia Europejska. Przecież to blisko, a poza tym skąd byłoby wiadomo, że to jest prawdziwy polski potwór a nie jakiś kosmopolita? Ale przy okazji monstrum można się też pokusić o uruchomienie innych atrakcji związanych z wodą w okoli cach Szczecina np. plaży Mieleńskiej, która dzięki temu wreszcie doczekałaby się odnowienia i modernizacji. Zwłaszcza część przeznaczona dla nudystów. Można byłoby tam umieścić (oczywiście zatrudniając choćby na umowę - zlecenie, albo o dzieło) grupę atrakcyjnych, nagich, niewiast, które uwodziłyby żeglarzy swym śpiewem oraz wdziękami (jak Odyseusza) i skłaniały do zacumowania przy owej plaży. Na pewno wtedy też szybko zostałby uruchomiono stateczek białej floty dowożący turystów ze Szczecina na Mieleńską. I ruch byłby na wodzie i ludzie zarobiliby trochę grosza i bezrobocie spadło. Same korzyści. Przybywaj więc potworze, jesteś nam potrzebny! Jak najszybciej. A nowym hasłem promocyjnym Pomorza Zachodniego niech się stanie: „Przyszła pora na potwora”. rysował: Arkadiusz Krupa

This article is from: