Pawilony handlowe A-Z

Page 1

Projekt miejski – „Pawilony handlowe A-Z”

Autorzy:

Katarzyna Hypki Paweł Gogola Jan Frankowski

1


ROK AKADEMICKI 2008/2009

„Spotkanie z miejscem którego nie znacie” – wydawać by się mogło, że temat niemal banalny. Nie sposób by w takich jak Gdańsk, Sopot czy Gdynia znać wszystkie zakątki i zakamarki. Miejsc, których nie znamy, w których nigdy nie byliśmy i w których zapewne nigdy nie będziemy jest wiele. Ale gdy przychodzi pora na podjecie decyzji

wybór tematu, pewność siebie nas

opuszcza. Jak trafnie wybrać miejsce, które nas zaciekawi, które wyróżni się spośród tysiąca innych i które pozwoli nam nabrać doświadczenia jako badacze? Pomysłów było wiele – przez różne osiedla, instytucje kulturalne po miejsca zamieszkiwane przez mniejszości narodowe. Ale pomysł nasunął się niemal sam, przypadkowo – podczas spaceru po Wrzeszczu między zajęciami. Wrzeszcz, w ostatnim czasie centrum handlowo – usługowe miasta Gdańsk, stara dzielnica, która ponownie przeżywa swój rozkwit – nowe budynki mieszkalne, liczne centra handlowe. Jednak niespełna 5 minut od centrum

handlowego

„Manhattan”,

pomiędzy

ulicami

Partyzantów

i

Batorego, na ulicy Sosnowej, znajduje się miejsce, które zapomniało o tym codziennym zgiełku. Są to „Pawilony Handlowe A do Z”, kilka niewielkich sklepików zajmujących obszar kilkudziesięciu metrów kwadratowych. Mimo, że każdy człowiek prezentuje indywidualny sposób spostrzegania oraz interpretacji, nasze początkowe wrażenie było niemal identyczne – miejsce, w którym czas zatrzymał się kilka lat temu, rodem

poprzedniej epoki.

Pierwszą rzeczą, która nas zainspirowała jest klimat tego miejsca – nie słychać odgłosów ulicy Grunwaldzkiej, mimo że znajdujemy się praktycznie w centrum, nie ma ścisku i tłumu, wiszące rolki papieru toaletowego na sznurku czy prowizoryczny pub, witający nas na progu. Być może jest to zbyt entuzjastyczne podejście do tego miejsca, ponieważ bazarów w Gdańsku jest jeszcze całkiem sporo. Ale miejsce obudziło w nas iskrę wrażliwości i chyba pewnego

rodzaju

tęsknoty,

że

istnieją

jeszcze

miejsca,

które

podporządkowały się wszystkim trendom handlowym, polegającym

nie a

budowie, coraz to większych centrów handlowych. I z tą właśnie „iskrą”

2


przystąpiliśmy do badań nad naszym „ryneczkiem”, jak go nazwaliśmy. Czy rzeczywiście jest to miejsce warte opisania? Mamy nadzieję, że nasza intuicja nas nie zawiodła i przekonamy się o oryginalności tego miejsca.

Pawilony Handlowe A-Z to mały kompleks usługowy, położony w centrum największej dzielnicy Gdańska – Wrzeszcza (Ryc 1). Szczegółowa lokalizacja to ulica Sosnowa (jakkolwiek adres to ul. Batorego 23), naprzeciwko dużego budynku Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej, 5 minut ulicą Partyzantów od przelotowej ul. Grunwaldzkiej. Znajduje się w nim 16 czynnych, białych pawilonów z czerwono-brązowymi dachami. Położone są one w okolicy o zaniedbanej zabudowie, którą stanowią głównie komunalne kamienice z otwartymi, zaśmieconymi podwórkami oraz stare wille,

pamiętające

jeszcze

czasy

Wolnego

Miasta

Gdańska.

Bardzo

kontrastują z nowym budynkiem Wojewódzkiej Komendy Straży Pożarnej. Przy wejściu

na

teren

pawilonów

rozlokował

się

potężny

dąb,

bardzo

kontrastujący z automatem z kulkami dla dzieci rodem z wczesnych lat 90…

Ryc. 1 Lokalizacja szczegółowa Pawilonów Handlowych A-Z – naszego ryneczku

3


Na nasz czynny ryneczek składają się dwa sklepy spożywcze, dwa z ubraniami („Alicja” i „Ewelina”), jeden z odzieżą roboczą, kwiaciarnia, złotnik, punkt

naprawy

ciśnieniomierzy,

sprzedaży

i

montażu

okien,

dwa

wielobranżowe, sklep AGD, niedawno otwarta pracownia plastyczna, wiecznie zamknięty Punkt Rejonowy Polskiego Związku Działkowców oraz jeden pub. Na próżno szukać szerszych wzmianek o tym miejscu w Internecie, „Twojej Gazecie Dzielnicowej”, dokumentach miasta Gdańska – informacje zdobyte pośrednio to post na forum dyskusyjnym strony polskiego serwisu piwnego www.browar.biz, gdzie użytkownik o nicku „ptc” polecał miejscowy pub, adresy, telefony i nazwy niektórych przedsiębiorstw, ulokowanych w pawilonach, w katalogach firm (np. pf.pl) oraz dane dotyczące punktu serwisowego naprawy ciśnieniomierzy, którego adres podano na stronie www.vico.com.pl

oraz

www.hartmann-poland.pl.

Częstokroć

w

najróżniejszych wyszukiwarkach przewijała się też kwiaciarnia „Ewka”. Jedynymi naszymi sposobem zdobycia konkretnych informacji były rozmowy i wywiady przeprowadzone bezpośrednio z właścicielami pawilonów, pytania zadawane kupującym, obserwacje, wcielanie się w rolę „tajemniczego klienta”, analizy porównawcze cen wybranych produktów spożywczych…

Fot. 1 Pawilony A-Z widziane od strony z ul. Sosnowej

4


Historia tego miejsca rozpoczęła się w 1994 r. kiedy to w miejscu, w którym kwitło prywatne ogrodnictwo, pewna grupa zupełnie niezwiązanych ze sobą osób, postanowiła zbudować pawilony handlowe. Jakkolwiek ziemia, na której powstały, do dziś nie stanowi ich własności – dzierżawili ją od pewnej starszej pani, niektórzy dzierżawią do dziś. Niegdyś to miejsce prosperowało lepiej – było więcej klientów, część z nich już nie żyje (struktura demograficzna ul. Partyzantów, ul. Batorego to przede wszystkim ludzie z czasu wyżu demograficznego lat 50., a także urodzonych przed wojną i w jej trakcie), część, zwłaszcza młodszych, przejęły niedawno wybudowane centra handlowe Wrzeszcza – Manhattan, Galeria Bałtycka oraz ulokowany na ul. Partyzantów supermarket Zatoka. Najwierniejsi, głównie starsi klienci pozostali – przewija się ich średnio czterdziestu dziennie (w warzywniakach – sklepach, w których gospodarstwa domowe zaopatrują się na bieżąco). Większość z nich zwraca się do sprzedawców po imieniu, część robi tutaj zakupy parę razy w tygodniu (patrz: załącznik)

Fot.2 Na pierwszym planie – dziedziniec z ławeczką, w tle sklep z odzieżą roboczą

5


Dla

ludzi

starszych,

„wtajemniczonych”,

ryneczek

jest

miejscem

szczególnym, wiążącym się z tradycją, zwyczajami, bezpośrednio z latami młodości. Dla nich nie istnieje Manhattan czy Galeria Bałtycka. Jak z pewną ironią powiedziała pani ze sklepu odzieżowego, większość z nich „nie kupi majtek w centrum handlowym, tylko pójdzie do mnie, a ja jej zamówię odpowiedni fason”… z wyraźnym rozgoryczeniem stwierdziła, że interes idzie coraz gorzej… a przyczyną jest brak zainteresowania takich ludzi, jak my. Ludzie młodsi kompletnie nie znają albo zapomnieli o tym miejscu, starszych klientów jest coraz mniej. Doszło nawet do tego, że niebagatelny wpływ na zyski i koszty utrzymania jest fakt, że nie musi dojeżdżać do pracy środkami komunikacji miejskiej! Poza sklepem jednak niewiele jej zostało – na odchodne powiedziała nam, że straciła córkę w naszym wieku… Pewnie dlatego stara się ratować własny biznes, stąd także wystawione na sprzedaż znicze i papier toaletowy, wiszący na sznurku… o to jednak już nie spytaliśmy.

Fot. 3 Wystawa sklepu „odzieżowego” na terenie naszego ryneczku

6


W

podobnej,

ciężkiej

sytuacji

znajduje

się

jednak

większość

dzierżawców ryneczku. Sklepy spożywcze prosperują nieco lepiej – mają kilkudziesięciu klientów dziennie, którzy bywają tu średnio trzy-cztery razy w tygodniu. Praca w takim sklepie to ciężki kawałek chleba. Trzeba zabiegać o jak najlepszy towar, aby móc konkurować z pobliską „Zatoką” (największą zmorą tutejszych właścicieli warzywniaków i spożywczych) – właścicielka rozpoczyna dzień pracy o 3:30, aby zapewnić codziennie nową dostawę świeżych owoców i warzyw z Makro w Przejazdowie i hurtowni na Miałkim Szlaku, położonych przy drodze wylotowej z Gdańska [E7], a kończy o godzinie 17:15, zamykając pawilon, co daje łączny dzień pracy... prawie 14 godzin! Jakkolwiek owoce, które kupowaliśmy w obu warzywniakach w odstępach tygodniowych w ciągu października, listopada i do połowy grudnia (głównie jabłka, ale też banany i gruszki) zawsze były wysokiej jakości. Porównując (tab. 1) ceny warzyw (jabłka i gruszki stanowiłyby nieadekwatny miernik, z uwagi na bardzo dużą ilość odmian) oraz popularnych, szeroko dostępnych produktów, często nabywanych do krótkotrwałego zaspokojenia głodu i pragnienia (baton energetyczny Snickers, rozmiar średni oraz napój Tymbark w szklanej butelce, 0.25l) w najbliższej okolicy w Gdańsku Wrzeszczu stwierdziliśmy, że ryneczek jedynie cenami pomidorów jest konkurencyjny wobec Carrefoura w Manhattanie i Zatoki na ul. Partyzantów. Ceny cebuli, ogórków i papryki są znacząco wyższe w marketach samoobsługowych, jakkolwiek występuje między nimi duży rozrzut. Ceny Snickersów i Tymbarków są wyrównane we wszystkich miejscach. Podsumowując, branża spożywcza w tym miejscu za kilka, kilkanaście lat także skazana jest na bankructwo. Sprzedający świetnie o tym wiedzą. Lokalizacja jest fatalna, liczba klientów niewielka, średnia wieku kupujących powyżej 40 lat, a koniunktura wystarcza jedynie na pokrycie bieżących potrzeb życiowych… A jednak ci ludzie dalej tam pracują – można powiedzieć, że są ‘utrzymywani’ przez wiernych klientów z ul. Partyzantów, kamienic czynszowych przy ul. Sosnowej oraz ul. Batorego, którzy codziennie 7


robią tam zakupy i zapewniają opłacalność inwestycji. Często taka postawa lokalnych mieszkańców jest świadoma, celowa – wiemy to z własnego doświadczenia. Tab. 1 Ceny wybranych produktów spożywczych w Gdańsku Wrzeszczu. Nasz ryneczek LP

Pierwszy

Produkty

1

Stragan z

Drugi

spożywcz spożywcz

2

y

y

3

4

Supermarket

Carrefour

warzywami

Zatoka

(Manhattan)

(przy Manhattanie)

5

6

7

1.

Papryka (cena za kg)

6,00

7,50

7,59

4,99

7,50

2.

Cebula (cena za kg)

1,80

1,80

1,15

1,20

2,30

3.

Pomidor (cena za kg)

7,00

6,00

6,29

4.

Ogórek (cena za kg)

7,50

5.

Snickers (cena 1 szt.)

2,00

1,50

1,49

6.

Tymbark

butelki 1,20

1,20

1,19

(cena

8,50

.

. 6,75

6,90 7,90

.

.

1,19

.

0.25 l)

Źródło: opracowanie własne, stan na 21 XI 2008 r.

W zupełnie przeciwnym położeniu znajduje się tutejsza kwiaciarnia „Ewka” – widać to gołym okiem. Świetnie utrzymana, bogata wystawa i oferta sklepu (lepsza niż kwiaciarni np. we Wrzeszczu SKM i zdecydowanie tańsza niż w Manhattanie), największa ilość klientów i pracowników (3 osoby, w tym samozatrudniona właścicielka sklepu – to także jest charakterystyczne dla ryneczku – sprzedający są również właścicielami lokalów) oraz najlepsze podejście marketingowe. Weszliśmy do środka, układając w myślach pytania i sposób, w jaki porozmawiamy z ekspedientkami. Wewnątrz w przestronnym, profesjonalnie urządzonym sklepie panuje przyjemny zapach lilii, róż i ziemi. Wszystko tu było profesjonalne i w tym właśnie tkwi sukces kwiaciarni. Jako jedyny sklep w tym miejscu posiada wizytówki firmowe, w planach stronę internetową (ponoć od dawna, tylko syn właścicielki – informatyk ma problemy z zainstalowaniem domeny), własny profil w zdecydowanej większości

przeglądarek

usługowych

(pf.pl,

infoadresy.pl,

firmy.wp.pl,

trojmiasto.pl), gdzie łatwo możemy znaleźć adres, telefon, e-mail, NIP, dane

8


personalne właścicielki, a nawet godziny otwarcia kwiaciarni. A to jest w obecnych

czasach

bardzo

cenione

przez

konsumentów.

W

dobie

powszechnego dostępu do informacji, zwłaszcza wśród ludzi młodych panuje stereotypowe podejście p.t. „czego google nie znajdzie, to nie istnieje”. Często powtarzająca się nazwa w przeglądarce internetowej zapewnia większą wiarygodność… a z Internetu korzystają raczej ludzie o dużym potencjale konsumpcyjnym. Wszystko to sprawia, że pomimo ukrytej lokacji i pewnego oddalenia od ruchliwego centrum Gdańska Wrzeszcza i ul. Grunwaldzkiej (gdzie codziennie przechodzą tysiące ludzi i takie zakłady jak kwiaciarnie mają największy potencjał sprzedaży) kwiaciarnia, funkcjonująca już od 1994 r. zdołała wykształcić sobie pewną markę i zdobyć sporą ilość stałych klientów. Jak mówi właścicielka sklepu, są to głównie ludzie wykształceni, z klasy średniej i wyższej (jako jedyny sklep w Pawilonach A-Z) w wieku ok. 30-50 lat, którzy zamawiają u niej kwiaty na wszystkie ważniejsze wydarzenia kulturalne w mieście – zwłaszcza teatralne spektakle, polecając także kwiaciarnię swoim znajomym.

Jest

to

główny

sposób

pozyskiwania

klientów

przez

przedsiębiorstwo, którego największe obroty notowane są wiosną (marzec, kwiecień) oraz w listopadzie i grudniu. Niestety, zostaliśmy w kwiaciarni przyjęci dość nieufnie, a przez nasze dociekliwe pytania zostaliśmy posądzeni nawet o szpiegostwo dla Urzędu Skarbowego.. Częstokroć, gdy było jeszcze ciepło ludzie pracujący na terenie Pawilonów A-Z wychodzili na zewnątrz, na dziedziniec, będący małym, przytulnym placykiem z ławką i ozdobnym drzewkiem. Rozwiązywali krzyżówki, rozmawiali o pogodzie, popijali kawę i patrzyli z pewnym zdziwieniem i nieufnością – doglądając co jakiś czas swoich zakładów, na których rozwieszone są niebieskie kombinezony robocze, wisi papier toaletowy na sznurku, syn którejś z właścicielek gra w piłkę orzechami… Wyjątkiem jest pani, pracująca w zakładzie jubilerskim o nazwie „Agat” – zawsze siedząca w swoim pawilonie i groźnie spoglądająca zza okularów na „intruzów” znad jakiejś bardzo precyzyjnej robótki – zazwyczaj naprawy zniszczonego

9


łańcuszka, naszyjnika, pracując w otoczeniu przedmiotów, których wartość zapewne przewyższa jej roczne dochody...

Fot. 4 Widok na wystawę jednego ze sklepów spożywczych, na drugim planie dziedziniec

Jednak,

aby

zburzyć

sielankowy

wizerunek

post-socjalistycznych

„sklepów cynamonowych” udaliśmy się także do miejscowego pubu w dzień, oraz następnie wieczorem, tuż po wieczornych zajęciach, wysłaliśmy tam silną męską reprezentację z grupy 1 naszego roku, którą zachęciły lokalizacja w pobliżu Instytutu Geografii, a także atrakcyjne ceny piw, niedostępnych w innych trójmiejskich spelunkach („Kanclerz” i „Kasztelan”, 3 zł /0.5 l). Pewnego grudniowego dnia, około południa we wtorek zastaliśmy tylko dwie osoby – barmankę, zajętą niespodziewaną kontrolą Urzędu Skarbowego oraz stałego bywalca tego lokalu, lat ok. 30, zajmującego jeden z czterech stołów i popalającego

papierosa.

Wygląd

skórzana

czarna

kurtka,

dżinsy,

kilkudniowy zarost. Mówi, że przychodzi tutaj codziennie, podobnie jak kilka innych osób w jego wieku z okolicy. Przynajmniej jest z kimś pogadać przy ulubionym piwie (którym jest Specjal), można obejrzeć coś w TV, jakiś mecz czy coś... życie towarzyskie jednak w pubie zaczyna się chyba dopiero w godzinach wieczornych, kiedy miejscowi mieszkańcy wrócą z pracy. Z relacji Piotra Andryka, któremu wcześniej narysowaliśmy mapę dojścia do pubu przy

10


ryneczku, reprezentacja naszego roku w godzinach wieczornych (20:00-22:00) napotkała tam sześć osób, zajmujących trzy z czterech stolików. Było ciasno, dużo dymu tanich papierosów, „rodzinna atmosfera”, na ścianie wisiał szalik Lechii

Gdańsk.

Wszyscy

byli

płci

męskiej,

mieli

około

35-40

lat,

a

charakterystycznym elementem ich ubioru były albo dresy, albo skórzane kurtki. Większość z nich oglądała stare filmy kryminalne na Polsacie, wyświetlane na małym ekranie… mało rozmawiali. Barman nie miał za dużo do roboty. Piwo z butelki było tańsze niż z nalewaka, a ceny kształtowały się jedynie

kilkadziesiąt

groszy

zaproponował „przelać ci

wyżej

niż

w

sklepie,

jednak

szarmancko

piwo do plastikowego kubeczka?" naszej

koleżance Joli, prawdopodobnie jedynej dziewczynie w lokalu od kilku miesięcy... Generalnie pub przedstawiał obraz dość przygnębiający – ludzi w wieku średnim, poświęcających czas wolny na oglądanie filmów, widzianych zapewne po kilka razy przy piwie. Prawdopodobnie to oni stanowią tą biedniejszą

warstwę

społeczną,

zamieszkującą

strefę

budownictwa

czynszowego Gdańska Wrzeszcza (mapa 2). Widać tutaj pewną analogię z obserwacjami socjologicznymi i modelami miast szkoły chicagowskiej.

Ryc. 2 Strefy funkcjonalne części Gdańska Wrzeszcza, opracowanie własne.

11


Fot. 5 Najbliższe sąsiedztwo Pawilonów A-Z – kamienice przy ul. Partyzantów

Fot. 6 Położona naprzeciwko Wojewódzka Komenda Straży Pożarnej

Podsumowując nasze badania, należałoby wyciągnąć z nich pewne wnioski oraz zastanowić się nad tym, jak zmieniło się nasze spostrzeganie tego miejsca. Pierwszym wnioskiem niewątpliwie jest stwierdzenie, że praca badacza nie jest wcale lekką i przyjemną. Bardzo trudno jest „wejść” w nieznane nam środowisko, wyzbywając się swoich przekonać i spostrzeżeń. Rozpoczynając badania, byliśmy jakby „po drugiej stronie”, studentami, którzy są zaskoczeni

12


faktem, że takie miejsce nadal istnieje. W trakcie badań, musieliśmy natomiast, spróbować „wejść” w sytuację wielu pracujących tam ludzi, by zrozumieć „mechanizm” sterujący tym całym przedsięwzięciem. Jest rzeczą niezmiernie ciężką wyobrazić sobie, że nasze miejsce pracy uzależnione jest nawet od tego, czy znajduje się ono dość blisko by dojść na piechotę czy też trzeba ponosić koszty dojazdów. Ukazuje to ponury obraz wielu dzisiejszych sklepikarzy, którzy przegrali z wielkimi „molochami handlowymi”. Na szczęście bardzo pomocni w naszych badaniach ukazali się pracujący tam ludzie, którzy w większości przypadków nie mieli nic przeciwko zadawaniu im pytań. Tak naprawdę, byliśmy nieco zaskoczeni, że rozmowy poszły dość gładko, gdyż widok kręcącej się trójki młodych ludzi w miejscu, gdzie raczej widywało się ich rzadko, mógł być nieco podejrzany. Jako badacze, musieliśmy się również zmierzyć z niewygodnymi pytaniami, kierowanymi także do nas oraz z różnymi niespodziewanymi zwierzeniami badanych. Rozmowa z panią ze sklepu odzieżowego jest tego najlepszym przykładem. Mimo tego, iż byliśmy świadomi, że takie miejsca podupadają chociażby z takiego powodu, że my – ludzie młodzi, całkiem o nich zapomnieliśmy, musieliśmy zadawać pytania: „Jak pani myśli, czemu wraz z upływem czasu jest tutaj coraz mniej klientów?”…

Fot. 7 Sklep spożywczy, w którym kupowaliśmy jabłka na sztuki :-)

13


Nasze pierwsze spostrzeżenia, że jest to miejsce nieco zapomniane, jakże różniące się od miejsc, w których na co dzień dokonujemy zakupów, zdały się potwierdzić po przeprowadzonych badaniach. Jednak fakt, że dziennie odwiedza to miejsce niespełna 40 – 50 klientów (jest to liczba i tak odnosząca się do sklepów spożywczych, które mają ich największą ilość), był nieco dla nas abstrakcyjny. Jak łatwo obliczyć, daje to przeciętnie 4 – 5 klientów na godzinę, a więc bardzo mało. Taka ilość klientów wpływa bardzo na zewnętrzny odbiór tego miejsca, jako miejsca cichego, spokojnego. I rzeczywiście jest to bardzo dziwne uczucie, gdy robiąc zakupy, jest tam brak ścisku i tłumu, a jedynym hałasem są rozmowy sklepikarzy, którzy próbują w ten sposób „zabić” lecący powoli czas. Bardzo zaskoczeni byliśmy, oczywiście w pozytywnym sensie, że tak dobrze funkcjonuje w tym miejscu kwiaciarnia „Ewka”. Jest ona przykładem, jak wielkie znaczenie dla dobrego prosperowania sklepu, ma reklama – wizytówki, ogłoszenia w Internecie oraz także jak ważne jest, by ludzie przekazywali i polecali sobie nawzajem informacje o takim miejscu. Dzięki temu, kwiaciarnia ta zyskała już pewną markę i nie podzieliła losu swoich „sąsiadów z ryneczku”. Dotychczas to miejsce i jego szanse na przetrwanie, traktowaliśmy jako jedną całość. Jednak przykład kwiaciarni, a także punktu serwisowego napraw ciśnieniomierzy (prawdopodobnie jest to jedyny punkt w Gdańsku naprawy ciśnieniomierzy starego typu) pokazał, że w zależności od rodzaju oferowanego towaru, sklepy mogą prosperować nawet w takim miejscu jak nasz ryneczek. Sklepy spożywcze oraz odzieżowe mają bardzo duża konkurencję, natomiast gdyby otworzyć w tym miejscu sklepy z innej, nieco bardziej niszowej branży, być może to miejsce tętniłoby życiem i klientami. Tak naprawdę 5 minut od centrum Wrzeszcza, nie jest sporą odległością. Przyszłość tego miejsca nie rysuje się w „różowych barwach”. Najprawdopodobniej za jakiś czas, miejsce to przestanie istnieć – sklepikarze zamkną swój interes, gdyż zamiast zysków, zacznie przynosić straty. Także, kierunki rozwoju Wrzeszcza, jak chociażby budowa w pobliżu ryneczka apartamentowców, sprawi, że takie miejsca zostaną całkowicie zapomniane, 14


a na ich terenie powstaną coraz to nowsze, większe i „bezuczuciowe molochy handlowe….”

ZAŁĄCZNIK – WYNIKI ANKIETY W trakcie naszych pobytów na ryneczku staraliśmy się złapać robiącego zakupy klienta, celem odpowiedzi na dwa pytania (zwykle była to starsza osoba, w dodatku z torbą z zakupami – nie chcieliśmy zajmować wiele czasu). Łącznie przeprowadziliśmy 10 ankiet, wśród osób różnej płci i wieku (raz trafił nam się nawet chłopiec ok. lat 8, z sąsiedniego domu przy ul. Partyzantów) w różnych dniach listopada i grudnia.

1. Jak często pani/pan robi zakupy w tym miejscu?

40%

30%

3 razy 2 razy 1 raz

30%

Pytanie miało na celu pokazać wpływ stałych klientów na rentowność Pawilonów A-Z, sprawdziły się nasze tezy. Większość z nich dodawała, że robi tutaj zakupy „od dawna”. Ponad 70% klientów kupuje tutaj różne produkty (przeważnie byli to klienci sklepów spożywczych) więcej niż raz w tygodniu.

15


2. Jak daleko pan/pani mieszka od Pawilonów A-Z?

10% 40%

5 minut i mniej

50%

6-10 minut ponad 10 minut

Pytanie to zadawaliśmy w taki sposób, aby nie naruszać niczyjej prywatności, niejednokrotnie jednak sami, jako zupełnie obce osoby, dowiadywaliśmy się tego albo nawet widzieliśmy, że klient tuż po udzielonej odpowiedzi wchodzi do kamienicy w sąsiedztwie. Większość z nich mieszka właśnie we wrzeszczańskich kamienicach przy ul. Partyzantów. Dowodzi to, że osoby mieszkające dalej niż 10 minut mają w swojej okolicy inne sklepy, a ściągają je tylko wyspecjalizowane usługi (jedyna osoba – 10% dokonywała zakupów w kwiaciarni).

16


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.