5 minute read

ROZMOWA RYNKU/ MOC ENERGII Z PŁUC

Górnicza Orkiestra Dęta „Bytom” im. Józefa Słodczyka

wywodzi się z miechowickiej orkiestry parafialnej, która w latach 20. XX w. działała przy kościele Świętego Krzyża. Z czasem – już jako górnicza orkiestra przy KWK Miechowice – zaczęła odnosić sukcesy w Polsce i za granicą, a jej złoty okres przypadł na lata 80. ubiegłego wieku. Dziś mocą blaszanych brzmień nie tylko kultywuje śląskie tradycje, ale i zachwyca wykonaniem współczesnej muzyki rozrywkowej.

Advertisement

MOC ENERGII Z PŁUC

Niezawodnie od stu lat z werwą robi nam „papa-rara” przy licznych okazjach. Energetyczną muzyką i czerwienią pióropuszy Górnicza Orkiestra Dęta „Bytom” porwała bytomian na niejednej imprezie. O jubileuszu dęciaków z Miechowic, repertuarze i górniczym sznycie opowiedzieli kapelmistrz Dariusz Kasperek oraz orkiestranci: Mariusz Korzec (trąbka) i Mikołaj Rubin (saksofon).

Tekst: Katarzyna Mołdawa/ Zdjęcia: Grzegorz Goik

Orkiestrowe pobudki to jeden z najbardziej znanych zwyczajów podczas Barbórki, która od 2 lat jest na krajowej liście niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Jak dzień 4 grudnia wygląda oczami muzyków?

Mariusz Korzec: Zaczynamy o 6 rano śniadaniem w naszej siedzibie w Miechowicach, a później wyruszamy autokarami do dzielnic na pobudkę. Teraz, kiedy jest tylko jedna orkiestra w Bytomiu, dzielimy się na zespoły. Jedziemy też oczywiście na kopalnię ‒ KWK Bobrek-Piekary. W cechowni dajemy krótki koncert, a później razem z dyrekcją kopalni, górnikami i sztandarami ruszamy do kościoła. Po mszy gramy jeszcze dla górników jubilatów, którzy są w tym dniu odznaczani.

Dariusz Kasperek: Niestety nie wiemy, czy podczas najbliższej Barbórki przemarsze się odbędą. W Bytomskim Centrum Kultury nagraliśmy koncert barbórkowy, który 4 grudnia będzie emitowany on-line. Ten rok był dla nas trudny, daliśmy w Bytomiu tylko jeden koncert podczas Letniego Parkogrania. Mieliśmy w planach grać jak zwykle na przemarszu Międzygalaktycznego Zlotu Superbohaterów albo Dniach Bytomia, niestety żadne z tych wydarzeń ze względu na pandemię się nie odbyło.

To szkoda, bo orkiestra obchodzi w tym roku 100-lecie. Jako jedyna z Bytomia przetrwała restrukturyzację górnictwa. Co na to wpłynęło?

Mariusz Korzec: Byliśmy jednym z pierwszych zespołów, który utworzył stowarzyszenie i się usamodzielnił, choć bez wsparcia sponsorów nie bylibyśmy w stanie się utrzymać. Pozyskaliśmy lokal na siedzibę i wyremontowaliśmy go we własnym zakresie ‒ wcześniej był w nim hotel robotniczy. Tutaj do dzisiaj mamy próby i spotykamy się przy różnych okazjach, na przykład świątecznym opłatku. Wiele orkiestr straciło swoje siedziby i przestało istnieć. Część muzyków dołączyła do nas, z kopalni „Pstrowski”, z „Bobrka” czy „Centrum”.

Dariusz Kasperek: Nie bez znaczenia dla trwałości orkiestry jest to, że od pokoleń jest z nią związanych wiele muzykujących rodzin. Z jednej z nich pochodzi nasz najmłodszy artysta, saksofonista Mikołaj Rubin (12 lat), który jak większość młodszego składu uczy się w szkole muzycznej.

Dlaczego zdecydowałeś się grać w dętej orkiestrze?

Mikołaj Rubin: Namówił mnie mój straszy brat Michał, który od dawna gra na trąbce. Na flecie gra moja siostra Gosia. A na tubie mniej więcej 70 lat temu grał mój pradziadek Józef Rubin. Przyszedłem na próby i spodobało mi się. Na początku trudność sprawiało mi to, że podczas przemarszów trzeba jednocześnie grać i iść. Zawsze trzeba zaczynać marsz lewą nogą, trzymać szyk... Najtrudniej idzie się z boku kolumny, czyli tam, gdzie ja chodzę, bo trzeba pamiętać, żeby dostosować tempo na zakrętach. Ale już przyzwyczaiłem się do tego.

Mariusz Korzec: Ja zacząłem grać w technikum górniczym i to wcale nie dlatego, że chciałem. To było w latach 80. Pewnego razu ktoś przyszedł na lekcję i powiedział, że ta klasa będzie tworzyć orkiestrę, a ja będę grał na trąbce. Nie podobało mi się to, byłem wtedy fanem Metalliki, a tu miałem grać na trąbce. Okazało się, że szło mi całkiem nieźle. Nigdy później nie żałowałem. Jestem związany ponad 30 lat z miechowicką orkiestrą. Zjeździłem z nią pół Europy. Czterokrotnie byliśmy u papieża Jana Pawła II na audiencji.

Orkiestra od dawna odnosi sukcesy, ale w ostatnich dwóch latach znów mocniej zabłysnęła w konkursach. Jak długo na to pracowaliście?

Dariusz Kasperek: W 2019 w Niemczech zdobyliśmy IV miejsce i złoty medal na międzynarodowym festiwalu,

gdzie pokonaliśmy blisko 40 zespołów. Ja zostałem wyróżniony srebrnym medalem w kategorii najlepszy dyrygent. Rok wcześniej, też dzięki Węglokoksowi, mogliśmy wystąpić w Hiszpanii, skąd przywieźliśmy dwa złote medale i jeden srebrny. Praca nad brzmieniem orkiestry to ciągły proces, ale do przygotowania jednego konkretnego utworu czasem wystarczą 3-4 próby. Trzeba tu powiedzieć, że niemałą zasługę w tych sukcesach miał zaprzyjaźniony z naszą orkiestrą puzonista Zygmunt Kliks, który stworzył dla nas znakomite aranżacje. To jeden z tych artystów, który zaczynał muzyczną karierę w naszej orkiestrze, a teraz jest członkiem Filharmonii Zabrzańskiej.

Co usłyszymy w aktualnym repertuarze? Publiczność oczekuje dziś znacznie więcej niż „Szła dzieweczka do laseczka”.

Dariusz Kasperek: To prawda, ale nawet „Szła dzieweczka do laseczka” w nowej aranżacji może zabrzmieć zaskakująco. Tradycja i charakter zespołu zobowiązują. Orkiestra ma w repertuarze regionalne pieśni, niezawodne marsze, muzykę sakralną czy utwory śląskich twórców, np. tarnogórskiego kompozytora Józefa Szwedy, ale często sięgamy też po najnowszą muzykę rozrywkową i to z coraz lepszym efektem. Mikołaj Rubin: Jedna z moich ulubionych to muzyka filmowa, chociaż czasem dość trudna do zagrania. Teraz występuję z partią solową z utworu Ennio Morricone „Obój Gabriela”. Gramy też na przykład tematy z „Gwiezdnych wojen” i „Gry o tron”.

Mariusz Korzec: To właśnie wiązanką melodii filmowych Ennio Morricone zrobiliśmy furorę w Niemczech. Dobre nuty i przygotowanie zrobiło swoje, sam miałem ciarki, kiedy graliśmy.

W jakim składzie grywacie na koncertach?

Dariusz Kasperek: Koncerty gramy zwykle w zespole 30-40 osób, choć na stałe współpracuje około 70 muzyków. Więcej osób gra na przemarszach. Skład modyfikujemy w zależności od sceny i możliwości technicznych. Mamy coraz więcej młodzieży za pulpitami, a jej umiejętności w połączeniu z doświadczeniem starszych muzyków przekładają się na coraz wyższy poziom artystyczny zespołu. Dzięki temu możemy grać nowe aranże.

Czy i w wyglądzie orkiestry są nowości?

Dariusz Kasperek: Mundury są wzorowane na tych historycznych i nie odbiegają od nich zbytnio. Graliśmy w nich nawet w gorącej Hiszpanii, trochę wte-

dy z zazdrością patrząc na Holendrów w sandałach i krótkich spodenkach. Ale jesteśmy dumni ze swoich górniczych mundurów. Kiedy 60-osobowy skład, każdy z czerwonym pióropuszem na czaku, idzie ulicami miasta, to robi to wrażenie. Ludzie chętnie się z nami fotografują. Jesteśmy jedyną orkiestrą, która jeszcze zanim zacznie grać, skupia wokół siebie publiczność.

Mariusz Korzec: Orkiestra dęta musi wpadać do ucha, ale i przyciągać oko... Oprawa i prezencja są ważne, występujemy przecież jako formacja paradna. Z dzieciństwa pamiętam jeszcze, jak na marszach przed orkiestrą szli werbliści i fanfarzyści.

A jak spoglądacie w przyszłość orkiestry?

Dariusz Kasperek: Z niepokojem, ale i nadzieją. Jesteśmy przecież najbardziej ekologicznymi górnikami. Dzięki nam powstaje ogromna ilość energii w mieście bez żadnych strat dla środowiska.

This article is from: