8 minute read

NIE LUBIMY ROZMÓW O ŚMIERCI

Z moich obserwacji to właśnie panie bardziej interesują się tematyką śmierci. Mimo że panuje przekonanie, że kobiety są bardziej delikatne, częściej się boją, to one teraz częściej chcą się mierzyć z takimi nietypowymi zawodami – mówi Kinga Ziółkowska, prezes zakładu pogrzebowego Uskom w Toruniu.

ROZMAWIA: TOMASZ SKORY

Advertisement

Kobieta na stanowisku prezesa to rzadkość w branży pogrzebowej?

Wydaje mi się, że kobieta na takim stanowisku, tym bardziej w moim wieku, to nie tylko rzadkość, ale i nowość w branży. Bardzo długo była to męska branża – panowie wykonywali kwestie fizyczne typu kopanie grobów, usługi kamieniarskie, czynności związane z ceremonią, więc to oni zostawali prezesami. Teraz się to zmienia, ale powoli. Szukałam w internecie, czy mam jakieś rówieśniczki, ale nie znalazłam na ten temat żadnych informacji. Szkoda, bo chciałabym poznać taką osobę, która mogłaby się ze mną podzielić ewentualnymi spostrzeżeniami, czy młodej kobiecie jest łatwo, czy trudno w takim miejscu.

A jaki jest odsetek pań w tej branży?

Na stanowiskach kierowniczych? Nie powiem, jak to wygląda na skalę Polski, ale z terenu naszego województwa poznałam cztery panie, które zaczynały od obsługi klientów i z czasem przejęły zarządzanie firmą. Natomiast są to żony panów, którzy prowadzili wcześniej te zakłady pogrzebowe. Ja natomiast nie mam męża, który pracowałby w branży. U mnie zaczęło się od tego, że mój tata wraz z dziadkiem administrowali cmentarzem parafialnym w okolicach Chełmży. Administrowanie w tamtych czasach oznaczało po prostu kopanie grobów, ale później tata założył firmę oferującą szerszy zakres usług dla zakładów pogrzebowych. Od dziecka miałam więc okazję oswajać się z tą tematyką. I mimo że zawodowo poszłam w innym kierunku, zajęłam się księgowością, ta tematyka zawsze mnie interesowała. To wpłynęło na decyzję o podjęciu pracy w tej branży, następnie o wykupie udziałów w spółce Uskom i w końcu o objęciu stanowiska prezesa. ciem. Natomiast na stanowiskach administracyjnych i przy obsłudze klientów proporcje są różne, choć większy odsetek stanowią kobiety. Podejrzewam, że to dlatego, że kobiety – przynajmniej moim zdaniem – są bardziej empatyczne, więc łatwiej im zrozumieć emocje klientów. Kwestie florystyczne wymagają z kolei pewnego zmysłu artystycznego, więc pewnie też łatwiej wykonuje się je kobietom i dlatego częściej się tego podejmują. Choć oczywiście są wyjątki. Tak jak z fryzjerami i kucharzami, choć to stereotypowo kobiece zawody, mówi się, że najlepsi w nich są mężczyźni. Nie ma tutaj reguły.

A makijaż pośmiertny? Kto się tym zajmuje?

Fachowo ta usługa nazywa się toaletą pośmiertną. My akurat nie wykonujemy tej usługi w naszym zakładzie, natomiast mogę podzielić się ciekawostką, że rozpoznała mnie kiedyś pani na stacji benzynowej i powiedziała, że zawsze marzyła jej się praca w prosektorium, malowanie i przygotowywanie ciała do pochówku. Przyznam, że trochę zaskoczyło mnie, że młoda kobieta ma takie marzenie. Ale to przykład na to, że panie same garną się do tej pracy. Z moich obserwacji to właśnie kobiety bardziej interesują się tematykąśmierci. Mimo że panuje przekonanie, że kobiety są bardziej delikatne, częściej się boją, to one teraz częściej chcą się mierzyć z takimi nietypowymi zawodami.

Na rozmowach kwalifikacyjnych pyta Pani kandydatów o ich motywację?

Pytam. Jak dotąd miałam okazję rekrutować pracowników na stanowiska fizyczne, bo do obsługi klientów nie miałam takiego zapotrzebowania. Motywacja do tego rodzaju pracy jest różna. Kiedyś miałam na przykład pracownika, który powiedział wprost, że przygotowuje się do pracy w policji i takie doświadczenie przyda mu się, gdy kiedyś będzie miał do czynienia z ciałami. Nie pracował u nas długo, ale takie było od początku jego założenie.

Czy w branży funeralnej jest jakiś nieformalny podział stanowisk, które mogą wykonywać panie, a które panowie? Prace fizyczne wykonują panowie, to akurat naturalne, bo wykopanie grobu czy przeniesienie trumny jest ciężkim fizycznym zaję-

A zdarzyło się, że ktoś przyszedł z myślą, że to praca dla niego i w zderzeniu z rzeczywistością zmienił zdanie? Tak, przyszedł kiedyś pan, który myślał, że sobie poradzi i bardzo szybko zrezygnował, mówiąc, że boi się widoku zmarłych. Dlate-

go na każdej rozmowie rekrutacyjnej pytam kandydata, czy zdaje sobie sprawę z charakteru tej branży i mówię pracownikom, że jeśli mają jakieś problemy, niech nie krępują się mi o tym powiedzieć. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że panowie mi wszystkiego zawsze nie powiedzą, ale patrząc na nowych pracowników mogę stwierdzić, że dają radę. Na początku staram się tak przygotowywać grafik dyżurów, by zawsze osoba doświadczona towarzyszyła tej osobie, która zaczyna. I to się chyba sprawdza, bo nie ma u nas dużej rotacji. Jak już ktoś przepracuje w tej branży kilka miesięcy, z reguły chce związać się z nią na dłużej. Mam np. pracownika, który pracuje w Uskomie już 30 lat!

Jakie cechy pomagają w tej pracy? Trzeba mieć dużą odporność psychiczną?

Na pewno trzeba umieć dbać o swoją psychikę. To jest bardzo ważne w tej branży, bo codziennie spotykamy się z osobami, które doznały straty i są w różnych stanach emocjonalnych – czasami to płacz, czasami krzyk, a czasami nawet śmiech. Te emocje potrafią się udzielać, dlatego żeby się nie wypalić, trzeba zadbać o komfort psychiczny i dać sobie przestrzeń, by poukładać myśli. Inaczej może to wpłynąć na naszą efektywność albo na relacje w domu. Klienci, mimo że często przychodzą do zakładu targani emocjami, łatwo zauważają, gdy pracownicy też mają jakieś trudności. Nie zawsze wtedy ta rozmowa wygląda tak, jak powinna. A musimy być profesjonalni, bo w końcu rodziny powierzają nam swoje ukochane osoby.

Jaki jest Pani sposób na zdystansowanie się od pracy?

Uprawiam sport, trenuję crossfit. A jeśli nie mogę wybrać się na zajęcia, to jeżdżę rowerem. Wysiłek oczyszcza mi umysł i pozwala znaleźć równowagę.

Ciekawi mnie, jak w Pani branży traktuje się czarny humor? Dystans do życia i śmierci pomaga w pracy?

Uwielbiam czarny humor, jest u mnie na porządku dziennym. Ale zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim odpowiada i są sytuacje, w których jest po prostu niestosowny. W pracy, szczególnie w kontakcie z klientem, na czarny humor nie ma miejsca.

A jak otoczenie reaguje na informację o tym, czym się Pani zajmuje na co dzień? Nie pytam o tych najbliższych, ale raczej sąsiadów, dalszych znajomych...

Wydaje mi się, że coś się zmieniło w naszych relacjach. Zdarza się, że ludzie się trochę odsuwają, zaczynam wyczuwać pewien dystans. Do tego stopnia, że choć nie ukrywam, czym się zajmuję, to dopóki ktoś nie zapyta, raczej pierwsza staram się nie zaskakiwać nikogo taką wiadomością. Wydaje mi się, że jest to związane z tym, że ludzie nie lubią myśleć o śmierci. To jest coś, co czeka każdego, ale staramy się tę myśl odsuwać jak najdalej. A z racji tego, że jestem „blisko tematu”, moja obecność o tym przypomina.

Śmierć jest tematem tabu?

Zdecydowanie, teraz jeszcze bardziej niż dawniej. Kiedyś, szczególnie w małych miastach i wsiach, na porządku dziennym były obrzędy i zwyczaje, które pomagały oswajać się ludziom z tematyką śmierci. Czuwanie nad zmarłą osobą, przygotowywanie samemu zmarłego do pochówku, liczne przesądy i zabobony związane ze śmiercią – to wszystko pozwalało pożegnać się ze zmarłą osobą, ale przypominało też, że śmierć jest nieodzowną częścią życia. A dziś w miastach coraz rzadziej odprawia się nawet różaniec. Chociaż zauważyłam, że część zabobonów funkcjonuje do dzisiaj. Np. że jak ciało przeleży przez niedzielę bez pochówku, to zmarły zabierze kogoś ze sobą.

Poważnie? Ludzie w to wierzą? Tak, nawet w takim dużym mieście jak Toruń. I przekłada się to na zauważalny wzrost pogrzebów w piątki i soboty. Żyjemy niby w XXI wieku i nie chcemy rozmawiać na temat śmieci, ale te zabobony wciąż gdzieś w nas siedzą. A dlaczego nie lubimy rozmawiać o śmierci? Przynajmniej częściowo z obawy, że w ten sposób ją przyciągniemy. To kolejny przesąd. Na wsi takich zwyczajów, które zrodziły się z przesądów, jest jeszcze więcej. Jak umiera gospodarz, karawan często objeżdża wieś dookoła. Wzięło się to z tego, że gospodarz powinien pożegnać się z każdym z mieszkańców – żeby nie wrócił po nikogo już zza grobu.

Z koncepcją przemijania stara się oswoić ludzi Instytut Dobrej Śmierci...

Od stycznia tego roku działam jako członek tego kolektywu. Jego założycielem jest Anja Franczak, pierwszy towarzysz w żałobie w Polsce. Instytut zrzesza różne osoby – antropologów, psychologów, lekarzy, prawników, przedsiębiorców pogrzebowych, ale też blogerów czy tiktokerów. Wszystkie osoby, które interesują się tematykąśmierci i szerzą wiedzę na temat umierania, na różnych płaszczyznach, aby oswoić z nią społeczeństwo, ale też lepiej przygotować na to, co w końcu czeka każdego z nas. To bardzo różnorodne środowisko, które w ten sposób chce wnieść coś dobrego.

Anja Franczak jest pierwszym towarzyszem żałoby w kraju, Pani została pierwszą taką osobą w naszym regionie. Ale co to znaczy?

Towarzysz żałoby to zawód nieuregulowany w polskiej klasyfikacji zawodów, natomiast oficjalnie funkcjonujący na terenie Niemiec. Zadaniem towarzyszy jest pomoc osobom, które przeżyły stratę, ale trzeba zaznaczyć, że nie jesteśmy terapeutami. Żałoba jest naturalnym zjawiskiem, które nie wymaga terapii, tylko czasu i przestrzeni do zmierzenia się ze swoimi emocjami. Owszem, czasami nieprzepracowana żałoba zamienia się w traumę i w takich przypadkach potrzebna jest pomoc terapeuty, natomiast my w tym całym procesie wspieramy osoby dając im szansę na rozmowę o stracie.

Jak to działa w praktyce?

Odbywam roczny staż w fundacji Nagle Sami, gdzie pracuję na telefonie wsparcia. W określonych godzinach można do mnie zadzwonić i porozmawiać. To ważne, bo często osoba, która kogoś straciła, czuje potrzebę mówienia o zmarłym. Ale po pewnym czasie może zacząć się czuć obciążeniem dla swojego otoczenia, bo jeżeli opowiada coś po raz setny, nikt już nie będzie chciał jej wysłuchać. My jesteśmy takimi osobami, które słuchają. Nie udzielamy rad, ale dajemy przestrzeń na wszystkie emocje, bez oceniania. To pomaga uporać się z żałobą.

Założyła też Pani swoją fundację – Comes.

Comes po łacinie oznacza towarzysza. Moja fundacja wspiera osoby po stracie pod kątem psychologicznym oraz prawnym. Zapewniamy pomoc towarzysza w żałobie, czyli mnie, a w razie potrzeby współpracuję z panem Krystianem Labudą, psychoterapeutą z Torunia. Pomagamy też w sprawach spadkowych i innych kwestiach prawnych w ramach współpracy z panią Beatą Szarszewską, która jest adwokatem w Toruniu. Prowadzę też inne działania. Chciałabym zorganizować w Toruniu pierwsze spotkanie typu Death Cafe. Są to bezpłatne spotkania dla osób zainteresowanych tematyką przemijania, na których można zadawać pytania, dzielić się swoimi spostrzeżeniami, a także problemami. Natomiast już 16 września poprowadzę konferencję pogrzebową w Toruniu, na której będziemy rozmawiać na temat nowego spojrzenia na zakłady pogrzebowe.

Nowego spojrzenia, czyli jakiego?

Zakład pogrzebowy powinien być dostosowany do aktualnych potrzeb, a te są dzisiaj większe niż kiedyś. Do tej pory zakłady świadczyły tylko usługi funeralne, ale teraz moim zdaniem powinny zadbać również o osoby, które zostają. Bo to żywi zostają z konsekwencjami – prawnymi, psychologicznymi, finansowymi. I zakłady pogrzebowe powinny edukować społeczeństwo w tym kierunku. Chciałabym np. żeby trzy lata temu, kiedy odszedł mój tata, istniało takie miejsce, jak moja fundacja, gdzie mogłabym się udać i uzyskać pomoc. Dlatego dziś chcę dać taką możliwość innym.

This article is from: